Magdalena Staniszkis
Dendrocopos major Architektura i urbanistyka. Umiejętność zaprojektowania i zbudowania środowiska życia człowieka Aleksander Wallis nazywa architekturą. Nie ma tu podziału na architekturę, urbanistykę i planowanie przestrzenne zapewne nie przez nieuwagę ale właśnie dla zwrócenia uwagi na wieloetapowe, współzależne i równocześnie odrębne działania przekształcania przestrzeni. W tym procesie kształtowania przestrzeni uczestniczy i architekt i urbanista i planista, a zdarza się że jest to architekt, architekt – urbanista czy urbanista - architekt, urbanista – planista, planista lub nawet architekt – urbanista – planista. Przyzwyczailiśmy się do wydzielania różnych etapów kształtowania przestrzeni i do rozróżniania predyspozycji, wiedzy, umiejętności i kompetencji zawodowych z tym związanych chociaż życie wskazuje, że podziały takie są czasami trudne do jednoznacznego zdefiniowania, że często są to podziały co najmniej nieostre. Architekt Andrzej Kiciński projektował domy, place, urbanistyczne założenia, dzielnice Warszawy i całe struktury osadnicze regionów. Byli i są architekci z powodzeniem kreujący środowisko życia człowieka w różnych skalach chociaż zamknięcie się architektów i urbanistów w szczelnie wydzielonych bańkach zawodowych jest niestety zjawiskiem częstym, może nawet coraz częstszym.
Warszawa listopad 2020
Według ustawodawcy architekt i urbanista to dwa różne zawody, a przez jakiś czas nawet obydwa regulowane jako zawody zaufania publicznego o wyodrębnionych zadaniach i społecznym czy wręcz kulturowym znaczeniu. Architekt nawet w ustawowym zapisie jest twórcą kultury chociaż może bardziej właściwe byłoby stwierdzenie że bywa twórcą kultury ale chyba niewłaściwe byłoby ironizowanie przy definiowaniu prawa. Urbanista miał być odpowiedzialny za racjonalność struktur osadniczych. Zagospodarowanie przestrzeni jakie nastąpiło w ciągu ostatnich trzydziestu lat dowodzi, że albo racjonalność to pojęcie nieostre, albo urbanista nie zawsze miał pojęcie o racjonalności, albo urbanista miał znikomy wpływ na planowanie zagospodarowania przestrzeni. Trzeba chyba przyznać, że stan polskiej przestrzeni, nazywany także wprost kryzysem polskiej przestrzeni, jest wynikiem destrukcyjnego spięcia tych wszystkich okoliczności.
Podział w kształtowaniu środowiska życia człowieka na twórcę kultury i na odpowiedzialnego za racjonalność był w moim doświadczeniu zawodowym potwierdzeniem podziału na inteligentnych którzy kierowali się ku urbanistyce i zdolnych co poświęcali się architekturze jak się mówiło już na studiach trochę prześmiewczo ale jednak kategoryzująco. W zawodowym żargonie słowo kubaturowiec, czyli ten który projektuje budynki, używane przez urbanistów i planistów oraz słowo przestrzennik, czyli ten który robi plany, używane przez architektów nie brzmią „dźwięcznie”, utrwalają podziały, a nawet jawnie eksponują konflikt pomiędzy współodpowiedzialnymi za kształtowanie przestrzeni. Jednak ten podział żeby nie powiedzieć konflikt w środowiskach zawodowych jest emanacją dużo szerszych konfliktów systemu wartości jakie współcześnie występują pomiędzy moje – nasze, ja – my, twórczość – paragraf, nauka – sztuka, urzędnik – artysta, czy kultura – polityka. Dobrze mieć jednak świadomość, że na architektów, urbanistów czy planistów pomimo tego, że funkcjonują w nadrzędnym systemie społecznym, politycznym, gospodarczym czy wręcz ideowym spada niezasłużenie, lub może i czasami nie bez racji, odpowiedzialności za złą przestrzeń. Od lat architekci i urbaniści postulują powszechną edukację o wartościach przestrzeni z nadzieją, że wyedukowany podmiot naszej zawodowej działalności będzie się domagał lepszej architektury i lepszego miasta, a my oczywiście tym oczekiwaniom sprostamy. Ale mało kto nas słucha, żeby nie powiedzieć że nikt. Jednak pomimo wszystko warto rozmawiać o architekturze, o urbanistyce i o planowaniu nawet jeżeli teraz mówimy tylko do siebie, nawet jeżeli teraz nikt nas nie słucha. Zabieram głos na forum instytutu, który w nazwie ma wymienioną architekturę i urbanistykę, chociaż jestem przekonana, że twórcy instytutu nie wytyczają szczelnych granic pomiędzy specjalnościami kształtowania przestrzeni co właśnie udowadnia otwarcie dyskusji pod koniec 2020 roku tekstem Adama Kowalewskiego z 1992 roku, tekstem przede wszystkim poświęconym zagadnieniom planowania przestrzennego. Moje poniżej przedstawione refleksje pomimo tego, że znajdą się w „zakładce urbanistyka”
to kieruję do nas wszystkich zajmujących się kształtowaniem przestrzeni z powodzeniem lub bez, którzy czują, że odnieśli sukces lub zwątpili, mam nadzieję że chwilowo, w skuteczność oddziaływania na kształtowanie wartości przestrzeni.
Niepogoda i urbanistyka. Z urbanistyką nie jest jak z pogodą, która jest zawsze tylko albo dobra albo zła. Wiemy kiedy jest dobra i mówimy że jest pogoda albo że nie ma pogody jak jest zła pogoda. Pomimo tego, że „brak pogody” jest meteorologicznym absurdem to przyjęło się tak mówić i nie wytyka się w potocznym języku tego frazeologicznego błędu. Niepogoda to słowo w potocznym użyciu oznacza pogodę, którą z określonej perspektywy oceniamy jako złą pogodę dla jakiś celów czy aktywności. Deszcz jest niepogodą dla tych, którzy chcieli iść na spacer, a jest pogodą dla rolników jak plony wzrastają. Ale w trakcie żniw już i rolnicy i spacerowicze są zgodni w ocenie pogody. Pogoda i niepogoda to zatem pojęcia względne. Z urbanistyką jest jednak inaczej. Pomimo bardzo różnych form miasta wiedza o społeczeństwie pozwala nam ocenić czy zbudowane środowisko życia człowieka jest dobre czy złe. Wiemy, z historii, teorii lub doświadczenia, kiedy jest dobra urbanistyka, a kiedy jest zła. Można by więc analogicznie jak z pogodą mówić, że urbanistyka jest, albo że po prostu urbanistyki nie ma jeżeli zurbanizowana przestrzeń nie tworzy dobrych warunków życia nazywanych ogólnie ładem przestrzennym. Teren zabudowany jest synonimem terenu zurbanizowanego, co znaczy że jest to teren na którym urbanistyka odcisnęła swój ślad. A jeżeli sposób zabudowy na tym terenie nie tworzy ładu przestrzennego to może jest to zła urbanistyka, jak zła pogoda, a może nieurbanistyka jak niepogoda? Pomimo tego, że nie ma słowa nieurbanistyka to stan polskiej przestrzeni dowodzi, że język nie nadąża za rzeczywistością. Skoro każda budowla jest architekturą, chociaż są poglądy żeby to co nie ma aspektu sztuki nazywać budownictwem, to każda forma zgromadzenia budynków, zgromadzenia architektury, jest jednak urbanistyką. Dużo złej urbanistyki, może właśnie nawet nieurbanistyki, jaka powstała w okresie
transformacji ale i nadal powstaje, skłoniło ustawodawcę do usunięcia urbanisty z listy zawodów zaufania publicznego. Oczywiście nie pomogło to zahamować degradacji zagospodarowania przestrzeni ale nie bez wpływu pozostało na marginalizację wiedzy i umiejętności urbanisty w budowaniu dobrego miasta. Głosy urbanistów, ale także części architektów, o konieczności stworzenia prawnych warunków dla dobrej urbanistyki, a co najmniej dla maksymalnego ograniczenia złej urbanistyki, pozostały bez echa. Tekst Adama Kowalewskiego jest jednym z pierwszych głosów w tej sprawie i tak jak wszystkie następne przez blisko 30 lat tworzą bogatą literaturę tematu historii walki o dobre miasto, a w zasadzie historii przysłowiowego wołania na puszczy. Po trzydziestu latach to wołanie można odbierać także już jako wołanie na „gruzach puszczy”, na rozlanej po przedmieściach zabudowie, na zabudowanych miejskich terenach przyrodniczych, na bezładzie krajobrazu wzajemnie skarlających się budynków jak to określał Kevin Lynch. I trzeba odważnie przyznać, że zła urbanizacja bez urbanistyki jest w jakimś stopniu, nieodwracalna, a nawet trudno, lub całkowicie nienaprawialna. Dlaczego nie zdecydowano o promocji dobrej urbanistyki? Dlaczego nie stworzono barier dla złej urbanistyki, a może nawet mechanizmów dla powstawania dobrej urbanistyki? Jeżeli zła urbanistyka rodzi złe skutki dla przyrody i dla ludzi, powoduje ekonomiczne straty i społeczne niedogodności co potwierdzają naukowe badania to dlaczego to zło jest tolerowane czy wręcz akceptowane nie tylko przez polityków ale także przez główny podmiot urbanistyki jakim jest każdy indywidualnie i jakim jest społeczność lokalna i społeczność w ogóle skoro każde miasto we współczesnym stanie planety powinno być odpowiedzialne lokalnie i globalnie. Może rację ma Peter Calthorpe, jeden z propagatorów Nowej Urbanistyki, mówiąc, że John Smith godzi się na złe miasto bo nie wie że mogłoby być dobre? Pesymistycznie brzmi mroczny wiersz Juliana Tuwima o strasznych mieszczanach, którzy … patrząc - widzą wszystko oddzielnie, Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo. A właśnie miasto, urbanistyka, wymaga spojrzenia na całość i poczucia wspólnoty. Fragmentaryczne
postrzeganie otaczającego świata i koncentrowanie się na swojej własności opisane przez Tuwima prawie 90 lat temu współcześnie nazywa się antyurbanizmem. Może jednak Jan Kowalski, nieświadomy przedstawiciel antyurbanizmu, powinien się dowiedzieć czego może oczekiwać od urbanistyki, może ktoś powinien mu tą wiedzę przekazać, może właśnie tu potrzebny jest urbanista wsparty prawem, wójtem, burmistrzem lub prezydentem. Coraz bardziej promowana polityka społecznej partycypacji w podejmowaniu urbanistycznych czy planistycznych decyzji, ogólnie słuszna, jest niestety często bardziej ucieczką od odpowiedzialności za kształtowanie przestrzeni i także marginalizacją wiedzy i umiejętności zawodowej niż świadomym wykorzystaniem skomplikowanego narzędzie uczestnictwa interesariuszy w budowaniu miasta. A więc nie ustawajmy w propagowaniu wiedzy o mieście dobrze nastrojonym jak mówi Jonathan Rose. Propagujmy dobre miasto i na zewnątrz i wewnętrznie czyli wśród nas wszystkich działających w przekształcaniu przestrzeni niezależnie w jakiej fazie i w jakiej skali to robimy.
Architektura bez urbanistyki. Urbanistyka nie może zaistnieć bez architektury. Najwspanialej zaprojektowane miasto, plac, ulica, założenie urbanistyczne czy kompozycja przestrzenna stają się rzeczywistością dopiero poprzez architekturę definiującą wykreowany zamysł urbanistyczny. Urbanistyka bez architektury przechodzi do historii myśli kształtowania przestrzeni. Myśl urbanistyczna czasami ginie nieutrwalona, czasami pozostaje na papierze zapomniana w archiwach prywatnych lub państwowych, czasami utrwalana jest na papierze publikacji o historii dawnej i najnowszej architektury i urbanistyki czy planowania przestrzennego. Są to oczywiście publikacje skierowane do wąskiego grona profesjonalistów, badaczy lub pasjonatów. Jednak około 30 lat temu, wraz z początkiem transformacji ustrojowej, ten historycznie naturalny związek urbanistyki i architektury wpływający na jakość przestrzeni zbudowanej zaczął słabnąć i trudno ocenić czy w ogóle
ustał czy może jeszcze jest nadzieja powrotu do cywilizacyjnie ustalonego porządku budowania miasta europejskiego. Okazało się, że architektura może zaistnieć bez urbanistyki co szczególnie wyraziście występuje na rozbudowujących się przedmieściach ale także zdarza się na terenach zurbanizowanych. Stan polskiej przestrzeni dowodzi, że urbanistyki może nie być, że architektura może powstawać bez urbanistyki. Ale jednak jest świadomość, że taka pozbawiona urbanistyki architektura tworzy krajobraz miast nazwany przez Piotra Sarzyńskiego wrzaskiem w przestrzeni ale także tworzy niewygodne i nieprzyjazne społecznie, nieracjonalne ekonomicznie i szkodliwe przyrodniczo środowisko życia w zupełnie przyzwoitych architektonicznie, czasami wręcz bardzo dobrych architektonicznie, domach. W tej szczególnej sytuacji zerwanego związku pomiędzy urbanistyką, a architekturą współczesna architektura polska kwitnie. Jednak ta uzasadniona duma z sukcesów polskiej architektury wymaga refleksji na temat architektury „powszedniej” czyli tej, której jest najwięcej, która według Aleksandra Wallisa stanowi około 97 procent zbudowanego środowiska życia człowieka. Dzieła współczesnej architektury, które tworzą dziedzictwo polskiej kultury i rozsławiają polską architekturę w Europie i na świecie nie powinny usprawiedliwiać przyzwolenia na chaos krajobrazu, ekonomiczne straty i społecznie negatywne skutki urbanizacji bez urbanistyki. Dobra urbanistyka tworzy wartość przestrzeni zdefiniowanej przez chociażby poprawną architekturą, a może nawet tylko przez budynki, które pejoratywnie zaliczamy do budownictwa. Plac Słoneczny na warszawskim Żoliborzy tworzy dziedzictwo kultury podlegające ochronie pomimo tego, że Romuald Gutt do stworzenia wielkiej wartości wnętrza urbanistycznego niewielkiego placyku użył tylko skromnej architektury niewielkich domków. Przykładów takich jest wiele w wielu miastach, chociaż dotyczy to niestety przede wszystkim budowania miasta przed współczesnym kryzysem urbanistyki. To właśnie te 97 procent współczesnej skromnej architektury, zwłaszcza mieszkaniowej jednorodzinnej, najbardziej straciło na porzuceniu przez urbanistykę. Brak wykorzystania tej zbudowanej architektury do zbudowania wartościowych, a może tylko poprawnych lub nawet pięknych, miejskich
przestrzeni napawa smutkiem i skłania do zadania pytania ile miast ogrodów można by zbudować z łanowej urbanizacji rozsianej po przedmieściach. Może to jest temat dla badań nad współczesną urbanizacją? Czy ostatnie 30 lat, chociaż w historii budowy miasta to zaledwie chwila, to tylko chwilowe osłabienie junctim urbanistyki i architektury czy może początek cywilizacyjnej cezury uniezależnienia architektury od urbanistyki, czy opuszczenia architektury przez urbanistykę? Była to by wielka strata dla miasta chociaż oczywiście te około 3 procent architektury wybitnej sobie poradzi przynajmniej uzyskując najwyższe uznanie krytyków. Jednak obserwując nagrody architektoniczne ostatnich lat ocena architektury w aspekcie odpowiedzialności wobec ludzi i Ziemi staje się coraz ważniejsza. Nagroda im. Mies van der Roha w 2017 roku przyznana rewaloryzacji De Flat Kleiburg w amsterdamskim Bijlmer zdumiała wielu, chociaż dwa lata później nagroda za podniesienia wartości bloków z lat 60ych w Bordeoux już tak nie szokowała. Współczesna wieloaspektowa ocena wartości architektury jako integralnego elementu środowiska życia, a zwłaszcza życia w mieście bo coraz bardziej stajemy się mieszczanami, uzasadnia konieczność powrotu do związków urbanistyki i architektury. Mam nadzieję, że separacja architektury i urbanistyki się skończy i powrócimy do kulturowego porządku planowania, projektowania i budowania miasta.
Nieskończoność i urbanistyka. Dejan Sudjic opisując współczesne „stumilowe miasto” porównał planowanie rozwoju miasta do meteorologii co należy rozumieć, że umiemy, w jakimś zakresie, raczej w krótszym terminie bardziej precyzyjnie, przewidywać co się wydarzy ale nie umiemy tym sterować. Czy Sudjic ma rację? Czy rzeczywiście nie umiemy, a raczej kto nie umie? Czy nie chcemy, a raczej kto nie chce? Czy ilość uwarunkowań w rozwoju miasta jest tak skomplikowana że można dla urbanistyki jak dla meteorologii zastosować teorię Lorenza o nieprzewidywalności nieokresowo zmiennych układów fizycznych? Czy może mają rację naukowcy podważający teorię zjawiska wpływu „efektu motyla”
Lorenza na większe skale, co w kwestii miasta byłoby szczególnie istotne? Prawie 30 lat temu porównanie przez Dejana Sudjica w The 100 mile city planowania do meteorologii mnie wzburzyło bo początek lat 90-ych w Polsce wydawał się, chyba nie tylko mnie, czasem przekroczenia różnych barier niemożności, ale także niewiedzy, w budowaniu dobrego miasta. Przełom polityczny i gospodarczy wydawał się nowym początkiem dla polskiej nowej urbanistyki opartej na wiedzy o zrównoważonym rozwoju i na zastosowaniu tej wiedzy w praktyce dynamicznego rozwoju budownictwa. Ale po 30 latach refleksji o polskiej urbanistyce współczesnej wydaje się, że sprawcy i uczestnicy dzisiejszego krajobrazu kulturowego pogodzili się z teorią niemożności wpływania na miasto jak i na pogodę, chociaż wątpię żeby wszyscy przeczytali 100 milowe miasto. Okres początków transformacji ustrojowej w Polsce zbiega się wręcz z erupcją współczesnej teorii urbanistyki upowszechnianej w publikacjach, manifestach, deklaracjach, czy kartach co prawda nie zawsze w polskojęzycznych wersjach. Praktyka urbanistyki ostatnich trzydziestu lat przebiegała równolegle do ustanawiania się i utrwalania teorii współczesnej urbanistyki. Równoległość tą należy niestety rozumieć w znaczeniu geometrii rzutowej, czyli że teoria i praktyka spotkają się w pewnym ustalonym punkcie w nieskończoności. Abstrakcyjne rozumienie równoległości zmaterializowało się w zagospodarowaniu polskiej przestrzeni, które z teorią dobrego miasta nie ma, poza nielicznymi wyjątkami, punktów stycznych. Wiedza i praktyka urbanistyczna nie spotkały się jeszcze ale jednak wiedza o geometrii daje nadzieję na osiągnięcie punktu spotkania, a także sugeruje, że punkt ten, co prawda w nieskończoności, ale się ustala. Wierzę, że można mieć wpływ na ustalenie tego punktu i że nieskończoność jest nieodległa. Jak nastąpi punkt spotkania wiedzy i praktyki budowania miasta niezbędna będzie umiejętność zarówno planowania przestrzennego jak i urbanistyki. Trzeba zatem podtrzymywać rozwijanie wiedzy o urbanistyce jak i zwłaszcza podtrzymywanie rozwijania umiejętności urbanistycznej kreacji. Nie można zrezygnować z urbanistyki.
Dendrocopos major i urbanistyka. Przyleciał do mnie dzięcioł, usiadł na ryglu okna i zawzięcie dziobał w szybę. Przy każdej próbie bliższego podejścia do okna ptak odlatywał na najbliższą gałąź i chyba przyglądał mi się z dystansu, który on uznawał za bezpieczny w relacji z człowiekiem. Jak się wycofywałam znowu wracał na okno i ta specyficzna znajomość z dzięciołem pstrym większym trwała trzy dni. Dzięcioł niestety przestał przylatywać ale pozostawił mnie z pytaniami o architekturę i urbanistkę. Oczywiście można żyć bez bliskich kontaktów z dzięciołem chociaż wielkie piękno Dendrocopos major przynosi radość, w każdym razie mnie przyniosło. Nie wiem dlaczego dzięcioł przyleciał a potem odleciał ale wiem dlaczego mógł przylecieć. Widok na ogród jest kadrowany podziałami drewnianych słupków i rygli „nienowoczesnego” okna. Na panoramicznej szybie pomiędzy domem i ogrodem, a nawet na gładkiej ślusarce okiennej dzięcioł nie mógłby usiąść. Bliskość drzewa za oknem umożliwiła punkt startowy do lotu na moje okno, a dzięcioł zrywający się do lotu prosto na mnie chociaż bezpiecznej za oknem, to widok piękny ale pamiętając hitchockowskie Ptaki trochę wzbudzający respekt wobec natury. Gdyby moje okno było dużo wyżej od drzewa to dzięcioł pozostałby gdzieś niżej. Zygmunt Skibniewski mówił, że domy powinny być niższe od drzew z wielu powodów ale nic nie mówił o dzięciołach, a przecież współcześnie drzewa mogą rosnąć nawet na wysokich domach. Może Skibniewskiego trzeba rozumieć szerzej. Dzięcioły nie są wytrawnymi lotnikami i poruszają się na krótkich odcinkach od drzewa do drzewa. Gdyby blisko mojego drzewa za oknem nie byłoby innych drzew dzięcioł by tu nie dotarł. Pomimo tego, że las jest naturalnym mieszkaniem dzięcioła to miejskie parki i szpalery drzew przy ulicach i alejach, tam gdzie zanieczyszczenie powietrza nie zagraża życiu i zdrowiu także ludzi, mogą być przyjazne dla dzięciołów. Dzięcioł to część świata natury, a to miasto jest intruzem w naturze a nie odwrotnie i co ważne przypomina o tym Tomas Sedlacek ekonomista a nie ekolog. W Nowej Karcie Ateńskiej zapisano, że bliski kontakt człowieka z przyrodą nie jest tylko pożądanym warunkiem dobrego samopoczucia, jak na przykład moja radość z bliskiego kontaktu z dzięciołem, ale jest warunkiem przetrwania.
To właśnie domeną urbanistyki, czy nawet planowania przestrzennego, jest kształtowanie struktury miasta gdzie tereny zabudowane sąsiadują z miejskimi terenami otwartymi dla dobrostanu człowieka i dzięcioła też. Bez urbanistyki definiującej gdzie muszą być zachowane tereny zielone miasto staje się smutnym miastem bez gołębi, bez drzew i ogrodów, gdzie nie uderzają skrzydła i nie szeleszczą liście … , miastem pozbawionym malowniczości, roślinności i duszy…. Albert Camus w dramatycznym opisie zarazy przedstawia miejsce akcji jako miasto brzydkie i nijakie, miasto nie tylko bez przyrody ale także odwrócone od morza, czyli głównego genius loci środowiska przyrodniczego w jakim miasto zbudowano. Ale jednak w Oranie po dżumie ludzie wychodzą z domów i tańczą na placach i ulicach miasta. Place i ulice, a zwłaszcza place, są esencją miejskości, tożsamością urbanistycznej struktury każdego miasta. Bez urbanistyki architektura nie stworzy ulic i placów czego dowiodło ostatnie 30 lat rozwoju budownictwa. Nieliczne przypadki współcześnie budowanej bardzo różnej miejskości i architektonicznej estetyki w warszawskim Miasteczku Wilanów i podwarszawskich Książenicach, we wrocławskich Nowych Żernikach czy Jeziornej w Siewierzu to przykładowe pozytywne wyjątki potwierdzające regułę kryzysu urbanistyki. W 2020 roku pandemia jest codziennością wszystkich mieszkańców Ziemi, a w epoce „urbanocenu” mieszkańców wszystkich miast. Jesteśmy coraz bardziej mieszczanami, miasto staje się podstawowym środowiskiem życia człowieka. Czy i jaki jest lub będzie lub być powinien wpływ „ostatnich wydarzeń” na architekturę i urbanistykę? Pandemia poza oczywistym niepokojem inicjuje wypowiedzi, książki, filmy, dyskusje w różnych dziedzinach. Dosyć powszechnie słyszy się, że świat po pandemii już nigdy nie będzie taki jak przedtem. Czy można już dzisiaj wnioskować co wniosło doświadczenie pandemii w rozumienie architektury i urbanistyki i jakie będzie miasto jeżeli uwierzyć że już nic nie będzie takie jak przedtem? Czy można oczekiwać, że miasto przyszłości będzie pełne drzew, ogrodów i ptaków, będzie malownicze, będzie miało duszę życia mieszkańców tańczących na miejskich ulicach i placach?