Impuls nr 2

Page 1

, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Gdańsk, październik 2013 nr 2 (23)

Numer pierwszy ukazał się w lutym 1987

? y

s a d

o t i

u r b

Czytaj na str. 6

Grafika: Mateusz Motyka

c n

y z C

e d u

st

1


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Sylwia Muszak

Powakacyjne dzień dobry wszystkim!

J

esienna aura zbliża się wielkimi krokami. Za oknami pogoda coraz brzydsza. W dodatku oglądana z akademickiej sali w trakcie nudnego wykładu, na którym ciężko się skupić, szczególnie po tak długiej przerwie. Wizja kolejnych 9 miesięcy w podobnych (i gorszych) warunkach nie brzmi zbyt dobrze, prawda? Dlatego właśnie redakcja Niezależnego Zrzeszenia Studentów posyła Ci IMPULS pełen wakacyjnej, pozytywnej energii, zachęcający do chwili relaksu z dobrą lekturą(a raczej czasopismem) w ręku. Chcemy też, żeby był to dla Ciebie IMPULS do nauki, pracy, działania i przede wszystkim samorealizacji podczas rozpoczynającego się właśnie roku akademickiego. W tym numerze czuć jeszcze tzw. „wakacyjny luz”, ponieważ jest to zbiór naszych myśli wpadających do głowy pod wpływem IMPULSU z otaczającej nas rzeczywistości w trakcie pieszych wędrówek, zagranicznych wycieczek, przerwy w pracy oraz korzystania ze słonecznej pogody na jednej z trójmiejskich plaż. Przemyśleń o tym co nas fascynuje, boli, intryguje, co nam nie pasuje i co chcielibyśmy zmienić. Refleksji spisanych na kartkę ponieważ chcieliśmy się nimi z Tobą podzielić i zachęcić do dyskusji na tematy poruszone na następnych stronach. Zachęcić do wyrażenia głośno własnego zdania również na tematy podesłane i rozpoczęte przez Ciebie. Zapraszam każdego do rozmowy i współpracy! Wszystkie sugestie i pytania przesyłajcie na adres:

impuls@nzsug.pl

Potrzeba nam relaksacji Paweł Kwaśniewski

Współczesne społeczeństwo jest chore i bynajmniej nie chodzi mi o choroby cywilizacyjne. Chodzi o chorobę, która dotyka każdego i każdą z nas – chroniczny stres. Amerykański psychiatra i psychoanalityk stwierdził, iż choroby fizyczne są następstwem emocji, zatem każda choroba może mieć podłoże psychosomatyczne. Od urodzenia do samej śmierci jesteśmy narażeni na kolejne stresy, które powodują u nas złe samopoczucie. Poprzez proces dorastania i socjalizacji w naszym ciele powstają kolejne przykurcze, blokady. Zauważ, iż od urodzenia z jednej strony rozwijamy się, z drugiej zaś cofamy w rozwoju. Ruchy małego dziecka są swobodne, ciało gibkie, a dziecko zazwyczaj jest rozluźnione. Naturalną koleją procesu dorastania i socjalizacji jest narażenie na czynniki psychospołeczne, podążanie za 'masą', bycie przez nią kształtowanym. Czym więc się stajemy? MC-dziećmi a może dziećmi nowych mediów? Za stresem podążają styl życia, nawyki żywieniowe i potrzeba komfortu. Prędzej czy później podążając za masą, jak masa trafimy na kozetki terapeutów, psychologów czy psychoanalityków. Według "Narodowego programu ochrony zdrowia psychicznego" (dane z 2007r.) ponad 100.000 osób trafiło do szpitali z najcięższymi chorobami psychotycznymi. Trzeba się zatrzymać, zanim będzie za późno. Co mogę zrobić?

Fot. Paweł Kwaśniewski

Do Czytelnika

Nie musisz stać na głowie żeby się zrelaksować.

Najprostszą radą na stres jest relaksacja. Krajowy rynek posiada bogatą ofertę technik relaksacyjnych czy zabiegów. Jednak wybierając formę odpowiednią dla siebie zwróć uwagę na trzy czynniki: czy forma jest dla Ciebie atrakcyjna, czy jest naturalna (organiczna) dla Twojego ciała i czy przynosi wielopłaszczyznowe efekty. Najbardziej korzystnymi i holistycznymi technikami dla rozwoju człowieka są techniki body-mind. To techniki równoważące ciało i umysł. Dzięki nim ciało pracuje, a umysł jest 'kontrolowany'. Nie skupiamy się na myślach, lecz na przestrzeni między nimi. Wśród takich technik możemy wyróżnić między innymi jogę (w różnych jej odmianach), tai-chi czy medytację. Warto zwrócić uwagę na te formy i techniki, których rezultaty

„Impuls” Pismo NZS UG, wydawca Niezależne Zrzeszenie Studentów UG, ul. Wita Stwosza 58, 80-301 Gdańsk. Redaktor naczelna: Sylwia Muszak, zespół redakcyjny: Maciej Cholewiński, Monika Dolińska, Zbigniew Dorawa, Katarzyna Drażba, Paulina Erecińska, Karolina Gałka, Piotr Giełdon, Łukasz Heger, Adrianna Karpińska, Paweł Kwaśniewski, Adam Kwiatkowski, Karol Mietkowski, Marta Szaszkiewicz, Julia Szmyt, Arek Węsierski. Projekt okładki: Mateusz Motyka. Grafika: Katarzyna Mikołajewska

Jeśli jesteś zainteresowany współpracą: impuls@nzsug.pl

2


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) są powszechne, a o których większość nie wie – vipassana, sound-awareness, zen czy silent mind meditation. Wszystkie te techniki łączy jedna, jakże prosta cecha – regulacja oddechu. Jednak, żeby uwolnić się od kłębiących myśli, problemów oraz stresu musimy

pamiętać – głęboki wdech i spokojny wydech. Oczywiście dla niektórych ulubioną formą relaksacji na zawsze pozostanie pójście na zakupy, do fryzjera bądź na zabiegi kosmetyczne. Jednak lecząc objawy nie wyleczymy przyczyny choroby, która jest w nas. q

Nadzieje na nowy rok Arek Węsierski

Koniec wakacji i czas na dziewięciomiesięczną sjestę! Nareszcie będę mógł wstawać koło dwunastej, no może nie licząc jedynie, kiedy raz w tygodniu zwlokę się z łóżka na ćwiczenia na ósmą. Wrzesień zdany, warunków nie ma, toteż czas ucztowania nadchodzi, powiadam. Szlachta idzie się bawić! Już nie mogę się doczekać tych wszystkich imprez, wracania do domu koło czwartej w nocy, spotkań przy książkach. Kocham je niesamowicie! Kupuję książki, idę do przyjaciół i czytamy je do późna. Czasami przychodzą inni studenci ze swoimi książkami i wtedy dyskutujemy na tematy polityczne, religijne, osobiste. Zależy, czy lektura będzie zajmująca. W razie wyjątkowego analfabetyzmu interlokutorów można zawsze zmienić towarzystwo. Czytelnie studenckie czynne są bardzo długo. Zbrzydły mi wakacje. Nie powiem, lubię zachody słońca, weekendowe wyjazdy nad morze i grilla. Jednak ta praca..! Ten wrzesień..! Dość mam dziewięciu godzin zasuwania w robocie a potem jeszcze ślęczenia nad książkami. Zdać trzeba, bo w końcu po coś się szło na te studia. Chcąc nie chcąc, siadam do nauki, bo na warunki szkoda kasę wydawać i kuję. Jak bym wyleciał, to skończyłyby się nocne eskapady, spotkania z przyjaciółmi, życie na rodzinnym garnuszku. Chociaż niektórzy już na pierwszym roku uniezależniają się finansowo. Moim skromnym zdaniem to ludzie bardzo odpowiedzialni i wiedzący, czego chcą od życia. Co z nich za studenci! Mimo to wielkie nadzieję są, a jakże! Praca w zawodzie, w jakim się podjęło naukę to oczywistość. Parafrazując peerelowskie przysłowie: czy się stoi, czy się leży - praca po studiach się należy. Przelecę przez

kolejny rok na trójkach, oby tylko zdać, a sesją przejmę się pod koniec sierpnia (ta zimowa to jakaś śmieszna jest). Stracę kolejne wakacje, ale zyskam dziewięć miesięcy używania życia. Tyle trwa ciąża u kobiety. Tyle że ciąża kończy się zazwyczaj happy endem. Rodzi się piękny dzidziuś, matka się cieszy, ojciec się cieszy, babcia z dziadkiem się cieszą. Generalnie to wszyscy są szczęśliwi. Mój koniec będzie inny. Dostanę świstek. Mgr przed imieniem i nazwiskiem. Co pan robił na studiach? Zapytają mnie na rozmowie rekrutacyjnej. Nie ma pan żadnego doświadczenia, a pana kompetencje pozostawiają wiele do życzenia. Dziękujemy panu. Przybity zacznę pracować na budowie. Wpadnę w depresję, poczucie niespełnienia wpędzi mnie też w nałogi. Roztyję się, zamieszkam w M1 z 1880 roku, a potem rozchoruję. Wróć!

Cd.

Nadzieje... Znowu jestem u progu kolejnego roku studiów. Ode mnie zależy jak wykorzystam ten czas. Jakiego wyboru dokonam. Po pierwszych zajęciach już wiem, że łatwo nie będzie. Niby chęci są, ale wystarczy usiąść przed książką i już czuję piasek pod powiekami. Miasto kusi mnie imprezami, nowymi filmami, a nawet głupim otwarciem ulicy, gdzie jakiś polityk będzie się puszyć. Chętnie bym go zobaczył na żywo… Nie! Ja mam silną wolę, ja inwestuję w siebie. Wystarczy, że ulegnę jednej pokusie, nawet tej najmniejszej, a cały trud szlag trafi. Taki efekt domina: Co mi tam. Koło nie zając, są poprawki. Idę do klubu z kumplem. Tylko na godzinkę. Potem się pouczę. Nagle z godzinki robią się dwie godziny.. trzy… noc.. i cały kolejny dzień, bo boli to i owo ( znamy to, prawda?). W końcu stwierdzam, że z moich planów nici. Jakoś to będzie. Hurra i do przodu - jak polska reprezentacja w piłce nożnej. Teraz już na poważnie, bez żadnych dywagacji. Można sobie imprezować. Można z przyjaciółmi kręcić przysłowiową „bekę” na Długiej o czwartej nad ranem. Można tańczyć, wrzeszczeć na koncercie i chodzić spać, kiedy się powinno wstawać. Z drugiej strony można przysypiać na wykładzie po całonocnym maratonie nauki, chodzić jak zombie albo zatopić się w stosie książek i kuć. Tak, można to wszystko robić, ale tylko i wyłącznie z głową, racjonalnie, by nie popaść ze skrajności w skrajność. Tego właśnie wam życzę, drodzy czytelnicy, u progu nowego roku akademickiego. q

3


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Wakacje po studencku Arek Węsierski

Lipiec był troszkę deszczowy, sierpień słoneczny, no a wrzesień jak to wrzesień – pół na pół. W wakacje na pogodę nie mogliśmy narzekać. Aura była łaskawa, zarówno dla ciepło- jak i zimnolubnych. Jednak najważniejsze było to, że w końcu można było odpocząć od stosów notatek, książek i widoku szanownych profesorów. Chociaż te dwa miesiące, bo toczący boje z sesją poprawkową chcąc nie chcąc musieli trochę we wrześniu się pouczyć. Czas totalnego rozleniwienia, wypadów ze znajomymi, czas leżingu i plażingu. Dla innych ciężkiej harówy w pracy, podejmowania praktyk zawodowych albo samodoskonalenia się. Sposobów na spędzenie wakacji roku pańskiego 2013- go było tysiące. Na wymienienie ich wszystkich nie starczyłoby pewnie stron w Impulsie, dlatego na początku września przeprowadziliśmy internetową ankietę dotyczącą spędzania wakacji przez studentów. Przepytaliśmy 176 żaków z trójmiejskich uczelni, zadając im cztery pytania wielokrotnego wyboru dotyczące wakacji i piąte pytanie-niespodziankę jednokrotnego wyboru.

Wykres przedstawia ilość studentów, którzy wzięli udział w ankiecie z podziałem na lata.

Z największym odzewem spotkaliśmy się wśród I, II i III roku, bo na pytania odpowiedziało aż 151 osób. Z IV, V i VI roku udało się przepytać 26 studentów.

4

Gdzie studenci najchętnie spedziliby swoje wakacje?

Przygotował: Arek Węsierski

Pierwsze dwa pytania odnosiły się do miejsca spędzenia wakacji. Okazało się, że w dobie globalizacji wcale nie wakacje za granicą są najchętniej wybieranymi. 75% respondentów zadeklarowało, że czas wolny spędzą w Polsce, 23 % zaznaczyło kraje Unii Europejskiej, a zaledwie 2% państwa spoza Europy. Nasz kraj jest najchętniej wybierany, chociaż mogło to być podyktowane małą ilością Jagiełły w portfelu. W końcu wypad na Lazurowe Wybrzeże to koszty dużo większe niż wyjazd nad Bałtyk. Swoją drogą to właśnie polskie morze zyskało największą ilość głosów, bo 32 %. Góry zdobyły 26%, a na ostatnim miejscu ex aequo uplasowały się jeziora i zwiedzanie – po 21%. Można się pokusić o stwierdzenie, że największy odsetek braci studenckiej preferuje bierny wypoczynek. Po

Jaki rodzaj wypoczynku preferują studeci?


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) całorocznej bieganinie najchętniej by się położyli na słoneczku i opalili umęczone ciało albo potaplali się w jeziorku. Jest też druga strona medalu. Nie zapominajmy, że student z trójmiasta najbliżej ma nad wodę, więc po co jechać gdzieś na południe kraju? Z pewnością stanęliście przed dylematem z kim wyjechać. Człowiek najchętniej odpocząłby od ludzi, a tu rodzice kuszą Chorwacją, znajomi wyciągają na całotygodniowe imprezki na Mazurach, a chłopak/dziewczyna

Z kim najchętniej wybierają się studenci na wakacje?

od miesiąca marudzi o pierwszym wspólnym wjeździe w Tatry. Która opcję wybrać? Może wszystkie naraz? Samotników to u nas jak na lekarstwo. Tylko 11 % ankietowanych zaznaczyło tę odpowiedź. Najwięcej, bo 41 % uległo namowom przyjaciół, a 27 % skusiło się na rodzinny wyjazd. Natomiast ze swoją sympatią wyjeżdża 21 % studentów. Wakacje to nie tylko totalne nieróbstwo. Wielu z nas kojarzą się ze zdobywaniem funduszy na kolejny rok studiów. Potwierdzają to nasze badania, bo z 226 głosów oddanych w pytaniu dotyczącym działalności podejmowanej w wakacje aż 105 osób zaznaczyło, że pracuje. Co drugi student musi dorabiać. Trzymiesięczny luz ma zaledwie 19% respondentów. Innymi działaniami podejmowanymi przez was są praktyki zawodowe ( 12%), kursy dokształcające (6%) oraz przygotowania do kampanii wrześniowej (15%). Na koniec zadaliśmy pytanie o opinię na temat podziału czasu wakacyjnego według regionów jak ferie zimowe. Z takim pomysłem parę miesięcy temu wyszedł Polski Związek Organizatorów Turystyki argumentując, że skorzystałaby na tym branża turystyczna jak i turyści. Zwiększyłaby się bowiem liczba pracowników sezonowych, ceny poszłyby w dół i nie byłoby takich tłoków w wakacyjnych kurortach. Jednak Ministerstwo Edukacji Narodowej sprzeciwiło

O tym, czy studenci wolą odpoczywać czy pracować.

Większości nie pooba się pomysł podzielenia wakacji na regiony jak ferii zimowych.

się takiemu rozwiązaniu. Powód? Przede wszystkim nierówne szanse w zdawaniu matury. Przy różnych terminach w, dajmy na to, województwie pomorskim i mazowieckim uczniowie, którzy kończyliby rok szkolny później, mieliby teoretycznie więcej czasu na przygotowanie się do egzaminu. Podobnie

zapatrywali się na to uczestnicy ankiety. Przeciwnym takiemu rozwiązaniu było 73% respondentów, 10 % nie miało na ten temat opinii, a poparło zaledwie 4 %. Wolimy pozostać przy tradycyjnym modelu wakacji. Wyobraźcie sobie sesję w kwietniu i ,,kampanię wrześniową” w lipcu. To by był dopiero cyrk! q

5


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Student z PRL kontra student z III RP Monika Dolińska

Niedbające o siebie brudasy - to obraz współczesnych studentów. Czy na pewno tak jest? W rozmowie z Pawłem Konjo Konnakiem, znanym performerem i współtwórcą grupy Totart, a także absolwentem naszej uczelni oraz Krzysztofem Skibą, satyrykiem i muzykiem zespołu Big Cyc, przypomnieliśmy obraz studentów z czasów PRL, przyrównując go do wizerunku współczesnego żaka. Monika Dolinska: Jakiś czas temu w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł przedstawiający obraz studenckiego stylu życia, który powstał na podstawie przeprowadzonych obserwacji w ramach projektu „Student Y”. Wynika z niego, że jesteśmy brudasami, nie dbamy o to co i kiedy jemy, leczymy się własnymi sposobami i uważamy się za nieśmiertelnych - Czy uważacie, że student-brudas, to zjawisko nowe? Skiba: No cóż, jeśli chodzi o higienę, to w czasach PRL-u z dostępnością do niej na pewno było 10 razy gorzej niż dzisiaj. Wiele osób w tamtych czasach nie nosiło przez to majtek, dzięki temu oszczędzając na proszku. Głównie robili to faceci, choć w ich przypadku dorabiało się filozofię rockandrollowców zawsze gotowych do akcji. Trudno było także o szczoteczki, pasty i różnego rodzaju środki czystości, które były na kartki lub zdobywało się je po znajomości. Oczywiście jeśli miało się znajomych czy rodzinę na Zachodzie, to dostępność do tych artykułów była dużo łatwiejsza i np. podarowanie wtedy dziewczynie szamponu do włosów to był super prezent, to tak jakby dzisiaj wręczyć brylant (śmiech). Myślę więc, że te obecne brudasy w stosunku do tych z PRL-u, to są jednak najczystsi ludzie świata. M.D.: A jak wyglądało to w Trójmieście, na naszej uczelni?

6

Konjo: Z myciem bywało różnie. To trochę tak jak z góralami opisanymi przez Witkacego, którzy w naszej opinii nie dbali o higienę, bo tak naprawdę w ogóle nie znali takiego pojęcia. Jak taki góral wpadł w rzeczkę to się wykąpał, a jak nie wpadł, to nie kąpał się przez 20 lat. Oni tego smrodu nie dostrzegali po prostu. I tak jak wtedy za czasów Witkacego, tak za komuny wszystko śmierdziało. Ten smród był permanentnym stanem naszego istnienia. Nie było wtedy zachodnich kosmetyków, więc trudno było nawet z tym walczyć.

Skiba: No cóż, studenci żywili się głównie na stołówkach, gdzie stosowało się system wykupywania obiadów na cały miesiąc zaraz po tym jak przychodziły pieniądze od rodziców lub ze stypendium. Wtedy każdy wiedział, że mógł spokojnie przeżyć ten miesiąc, nawet jeśli nie zostawało mu już więcej kasy. Ale byli też sprytni zawodnicy, którzy nie stosowali się do tego systemu, bo np. przepili już swoje pieniądze i wiedząc, że Panie ze stołówki mają dobre serce, łapali się na zupki, za które już nie okazywało się kartki na obiad.

Skiba: Ja z kolei pamiętam, że były takie elegantki, które używały radzieckiej wody kwiatowej. Choć była ona towarem luksusowym, to niestety zabijała swoim zapachem. Z kolei o istnieniu męskich perfum ludzie dowiedzieli się bardzo późno. Pierwszymi męskimi perfumami w Polsce była woda kolońska Brutal, o której utarło się mówić, że została tak nazwana na cześć ZOMO (śmiech).

Konjo: A propos jedzenia i zupki, to jednym z niewielu przywilejów socjalnych, a zarazem jednym z trzech powodów dla których chciałem iść na Uniwersytet Gdański była herbata za 30 gr, sprzedawana w bufecie uczelnianym. Taniej w Trójmieście było tylko w warsie na Dworcu Głównym w Gdańsku, w którym obecnie znajduje się McDonald, gdzie kubek herbaty kosztował 20 gr.

Konjo: Natomiast kiedy wyprodukowano wreszcie dla ludu Przemysławkę (popularna polska woda kolońska z czasów PRL-u – przyp. red.) to lud traktował to jako alkohol i najzwyczajniej w świecie pito ją, co bardzo dobrze widać w filmie „Miś”.

M.D. - Czyli część studentów jadała dość regularnie obiady na stołówce, a druga część gdy traciła pieniądze, to w zasadzie przestawała dbać o swoją dietę - trochę tak jak to wygląda dzisiaj. Mówi się, że studenci spędzają większość swojego czasu surfując po Internecie, oglądając telewizję lub wychodząc na imprezy towarzyskie do klubów. Jak wtedy wyglądały rozrywki studentów? Gdzie spędzano i w jaki sposób swój wolny czas?

M.D.: Można w takim razie powiedzieć, że pod względem higieny obecni studenci nie muszą tak bardzo przejmować się ostrą krytyką ze strony badających ich naukowców, choć z drugiej strony dzisiaj dostęp do wszystkich opisanych przez Was środków jest zdecydowanie łatwiejszy. A jak wyglądało zaopatrywanie się studentów w jedzenie?

Skiba: Jak spędzano wolny czas? Ja akurat miałem możliwość mieszkania na jednym z największych polskich osiedli studenckich, który nazywaliśmy Lumumbowo (potocz-


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

M.D.: Sposób spędzania wolnego czasu uległ nieznacznej zmianie można chyba wysunąć taką tezę, że gdybyśmy wciąż żyli bez Internetu, to nasz wolny czas wyglądał by mimo wszystko podobnie. Studenci w naszych czasach gonią teraz za karierą, pracują w trakcie studiów lub dorabiają sobie okazjonalnie - Czy w czasach PRL-u studenci również pracowali? Skiba: Wtedy nie było takiej możliwości zarobienia i społeczeństwo było po prostu biedne. Ze studentami było podobnie. Owszem była pewna wąska grupa ludzi, która dorabiała sobie sprzedając kwiaty czy

wyjeżdżając za granicę po to, by zakupiony towar sprzedać w Polsce. Studenci zakuwali gdy przychodziły egzaminy, sesja, ale tak generalnie niczym się nie przejmowali i to było, tak jak już wspomniałem, takie życie hipisowskie. M.D.: A gdybyście porównali podejście do życia dzisiejszego studenta z waszym, to co zauważacie? Konjo: Może ja odpowiem na przykładzie mojej ostatniej wizyty w dawnym budynku Wydziału Humanistycznego, jaką złożyłem razem z ekipą telewizyjną z którą kręcimy film o Totarcie. W trakcie tej wizyty miałem możliwość porozmawiać z prof. Chwinem. Zapytałem go czy według niego panuje na uczelni taka atmosfera "rewolucyjna" i czy obecni studenci mogliby być potencjalnymi odbiorcami tego co tworzyliśmy dwadzieścia lat temu. Profesor powiedział nam żebyśmy nie mieli złudzeń, bo dzisiejsi studenci to, jak sam określił, zupełnie inne białko. Nie interesuje ich kultura, są pragmatyczni, tacy można powiedzieć zadaniowcy. Każdy z nich przyszedł na uczelnię w konkretnym celu. Nie odczuwa się teraz według niego takiej atmosfery fermentu intelektualnego, ponieważ ona tak naprawdę przeszkadzał by im w karierze. Skiba: To jest bardzo ciekawe co mówi Paweł i zarazem dość charakterystyczne teraz, ponieważ wiele osób, w tym także studenci właśnie, goni za pieniędzmi i karierą. Wtedy tego nie było, wszyscy byli biedni i jeśli coś robili więcej, to nie z chęci zysku, ale z potrzeby oderwania się od szarej rzeczywistości. M.D.: To jeszcze ostatnie pytanie, już na zakończenie. Co dla Was było najważniejsze w czasach

studenckich? Konjo: Dla mnie najważniejsze było po pierwsze, nie dać się złapać czerwonym i przetrwać na uczelni - czyli nie trafić do wojska i nie zostać wkomponowanym w życie społeczne - ponieważ dla mnie, jako człowieka podziemia, było to czymś obrzydliwym. A jako że Uniwersytet był z jednym z takich nielicznych miejsc, gdzie można było odnaleźć swój azyl i przyczaić się przed komunistami, to postanowiłem spędzić tam swój czas w sposób jak najbardziej twórczy, zakładając ze Zbyszkiem Sajdukiem formację Totart. Z tego powodu też studiowałem 10 lat i uważam, że nie był to czas w żaden sposób zmarnowany, a który maksymalnie udało mi się wykorzystać. Skiba: To ja powiem krótko - nie będę ukrywał, że dla mnie w tamtych czasach najbliższa była walka z komuną, byłem zawodowym rewolucjonistą i marzyłem aby wysadzić komunę w powietrze. Starałem się to robić różnymi metodami i m.in. w tym celu na studiach z pomocą kumpli udawało mi się organizować grupę, która z początku liczyła trzy osoby, a po roku już kilka tysięcy osób. Z roku na rok ta ilość systematycznie rosła, co uważam za naprawdę duży sukces naszych działań. M.D.: Rozumiem. Bardzo dziękuję za rozmowę. q

Fot. Monika Dolińska

na nazwa, pochodząca od nazwiska afrykańskiego działacza komunistycznego Patrice'a Lumumby, funkcjonuje do dziś - przyp.). W tamtych czasach panowało można powiedzieć takie hipisowskie podejście do życia, ponieważ nikomu nigdzie się nie śpieszyło i każdy miał na wszystko czas, odwrotnie do tego co mamy teraz. Akademiki stanowiły pewną enklawę wolności, choć może to duże słowo. Panował wśród nas taki syndrom wyrwania się z więzów rodzinnych, szczególnie wśród pierwszych roczników, które najbardziej szalały. Nie było wtedy sklepów nocnych, a jedyny sklep alkoholowy, który był czynny do 22 - coś niesamowitego wtedy - nazywaliśmy Św. Tereską, ponieważ znajdował się obok kościoła Św. Teresy. Poza oficjalnymi sklepami funkcjonowały także tzw. meliny, gdzie można było nabyć różnego rodzaju białe trunki, z których osobiście rzadko korzystałem, ale na pewno stanowiły one świetne zaopatrzenie w kryzysowych sytuacjach. Spędzaliśmy też swój wolny czas w klubach studenckich. Swego czasu sam prowadziłem klub „Balbina” gdzie organizowaliśmy koncerty, a moja ówczesna dziewczyna i zarazem przyszła małżonka prowadziła barek, gdzie podawaliśmy pepsi colę i oranżadę. Sprzedaż alkoholu w klubach była wtedy bezwzględnie zakazana.

Paweł Konnak i Krzysztof Skiba w trakcie spotkania w kawiarni filmowej „W starym kadrze” w Gdańsku.

7


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

O studiach prywatnych Adam Kwiatkowski Zdecydowana większość transakcji na rynku jest dokonywana w bezpośredniej relacji klient-sprzedawca. Jednakże w niektórych sektorach gospodarki państwo zdecydowało się pośredniczyć. Jednym z takich sektorów jest szkolnictwo wyższe. Przyjrzyjmy się dlaczego jest tak źle i co należałoby zmienić, by było lepiej. W tym przypadku student nie idzie do uczelnianej kasy i nie płaci tam czesnego, lecz Państwo zdecydowało się pobierać od każdego obywatela podatki i z tych podatków opłacać szkolnictwo dla niewielkiej grupy ludzi. Rodzi to pewne patologie, wynikające z tego, że takie działanie jest po prostu niesprawiedliwe. Gdy Kowalski idzie do sklepu po chleb, to nie potrzebuje, by do tego zakupu wtrącało się Państwo. Dlaczego więc miałby je potrzebować, by studiować? Wielu zwolenników państwowego szkolnictwa wysuwa argument, że powszechny dostęp do studiów jest korzystny, gdyż biednych ludzi nie stać na opłacenie studiów. Zaiste zaskakujące jest przekonanie, że Kowalskiego stać na urzędnika, Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego i studia, a nie będzie go stać na same studia. Przecież to absurd! Tym bardziej, że znaczna część pieniędzy pobieranych w podatkach na studia, jest zwyczajnie marnowana. Na inwestycje niejednokrotnie wydaje się kilkukrotnie więcej niż są warte. W ten sposób przechodzimy do sedna sprawy: dlaczego własność prywatna jest lepsza niż publiczna? Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii, wyróżnia cztery sposoby wydawania pieniędzy: wydawanie swoich pieniędzy na swoje potrzeby, wydawanie cudzych pieniędzy na swoje potrzeby, wydawanie swoich pieniędzy na cudze potrzeby oraz

8

wydawanie cudzych pieniędzy na cudze potrzeby. Łatwo zauważyć, że pierwszy sposób jest najbardziej efektywny, bo gdy człowiek ma do wydania swoje pieniądze, to się trzy razy zastanowi czy dany produkt jest warty swojej ceny i czy gdzie indziej nie ma tańszego.

go wpływu na jakość kształcenia i na przedmioty, których chciałby się uczyć. To minister decyduje za niego, czego i w jakiej ilości ma się uczyć. Dzięki takiej władzy, Rząd ma wręcz nieograniczoną możliwość indoktrynowania studentów oraz ich ogłupiania.

Ta sytuacja występuje w przypadku prywatnej własności. Natomiast, gdy właścicielem staje się państwo (w szczególności demokratyczne), to mamy do czynienia z czwartą sytuacją. Państwo wydaje pieniądze podatników na ich potrzeby. Ten sposób nie może być efektywny, bo skąd niby Państwo zna nasze potrzeby?! Wbrew powszechnej opinii, każdy człowiek jest inny i pełen nierówności. Jeden człowiek bywa mało inteligentny acz silny, zaś drugi słaby i mądry. Dlaczego więc ten pierwszy ma płacić za studia, skoro nigdy na nie nie pójdzie? Przecież ten drugi nie płaci za siłownię, gdy na nią nie chodzi.

Przeciwnicy prywatnej edukacji powołują się na argument, jakoby większość uczelni prywatnych było fabrykami bezrobotnych. Oczywiście, są od tego wyjątki jak np. uczelnia Vistula czy Collegium Civitas, które uchodzą za najlepsze w Polsce. Ale załóżmy, że faktycznie uczelnie prywatne mają kiepski poziom kształcenia i gdyby stosowały praktykę polegającą na przepuszczaniu studentów na kolejny semestr, pomimo ich słabego poziomu wiedzy. Czy zapłacilibyście za takie studia? I znowu: gdy człowiek ma do wydania swoje pieniądze, to zaczyna kalkulować. W efekcie wiele słabych uczelni zbankrutowałoby. Choć nie ulega wątpliwości, że takowe też by istniały, lecz zapewne byłyby znacząco tańsze i mniej prestiżowe od tych, oferujących lepsze warunki nauczania.

A co, gdy kogoś zdolnego nie stać na studia? Wtedy ma kilka opcji: 1) poszukać fundacji szukających naukowych talentów; 2) podpisać umowę sponsoringu z firmą, polegającą na tym, że firma opłaca studia, lecz w zamian chce, by ten student był jej pracownikiem przez kilka lat; 3) pójść do pracy - zarobić - wrócić na studia. Natomiast jest jeden poważnie niebezpieczny aspekt publicznej edukacji. Student nie ma większe-

Oczywiście, nie ma sytuacji idealnych i nawet w prywatnym szkolnictwie będą zdarzały się różne problemy, jednakże ogólny poziom kształcenia zostanie podwyższony, a za zakupione dobro będą płacić sami zainteresowani. A o to chyba w tym wszystkim chodzi, czyż nie? q


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Posłuchajcie młode wilki starego wilka Łukasz Heger

Studenckie Forum Business Centre Club

Studia to ponoć najlepszy okres w życiu człowieka – niby sprawa jest poważna, ale ciągle panuje pewna beztroska. I bardzo dobrze, należy bowiem korzystać z ostatnich podrygów młodości, zanim na dobre rozpocznie się wyścig szczurów i pogoń za karierą. Uczelnia jednak rządzi się zupełnie innymi prawami, niż cała poprzedzająca ją edukacja, przez co liczne jednostki nie dają rady – dlatego warto mieć na uwadze rady starszych kolegów. Po pierwsze – słuchaj starszych. Nikt nie ma interesu w tym, żeby wprowadzić Cię w błąd, warto zaufać kolegom, czy koleżankom, którzy przez coś już przeszli. Z pewnością dysponują nie tylko notatkami z ubiegłych lat, ale także cennymi informacjami – gdzie i jak należy załatwić poszczególne formalności, jak postępować w danej sytuacji, czy też najprościej – czego pod żadnym pozorem nie robić! Kto pyta nie błądzi, pamiętaj! Po drugie – bywaj na uczelni. Przez studia da się przebrnąć pojawiając się na niej tylko na egzaminach, ale nie warto postępować w ten sposób. Nie mam zamiaru nikogo namawiać do nauki, ale… warto sprawdzić, czy oceny nie mają wpływu np. na ocenę na dyplomie, gdyż bardzo łatwo obudzić się z przysłowiową ręką w przysłowiowym nocniku. Chyba tego nie chcesz, co? Po trzecie – pamiętaj, że sprawiedliwość nie istnieje, a wiele osiągnięć jest dziełem przypadku. Lepiej oczywiście być przygotowanym na każdą ewentualność, niemniej

– mimo ciężkiej pracy włożonej chociażby w przebrnięcie przez sesję - może się noga powinąć. Nie śmiem nikomu zarzucać wymyślnych sposobów sprawdzania prac, czy też tendencyjnych systemów oceniania – po prostu czasem można mieć odrobinę szczęścia mniej. Lepiej być tego świadomym, bo po co niepotrzebnie się później denerwować? Po czwarte – nigdy, przenigdy się nie poddawaj. Uczelnia będzie straszyć, pokazywać swoje mroczne strony, przedmioty, od których włos się jeży na głowie – nie daj się nastraszyć! Każdy kierunek ma swoje przedmioty, z którymi zawsze pojawiają się pewne trudności. Warto wypytać starszych kolegów – jakie to przedmioty oraz czemu są z nimi problemy, a następnie… trzeba tylko usiąść i się nauczyć. Nie wyjdzie raz, drugi… czasem piąty i szósty… Ale jeśli nie dasz się złamać – przebrniesz przez każdy egzamin i skończysz studia. Po prostu walcz o swoje! Po piąte – zachowuj się. Nie ma nic gorszego niż przyjść na zajęcia, czy konsultacje, żując gumę, czy też rzucając mięsem na prawo i lewo. Choć w ostatnim czasie znaczenie tytułu magistra znacznie spadło – to na uczelni wyższej ciągle obowiązują pewne „wyższe” standardy. Może się wydawać, że problemu nie ma, bo w końcu i tak zaraz kończy się dany przedmiot i nigdy więcej nie zobaczysz danego prowadzącego, ale… ci ludzie się znają. Zwyczajnie nie warto robić sobie pod górkę.

Długo można by pisać o tym – co wolno, a czego nie. Jeśli jednak wiesz, że chcesz studiować oraz, że studia chcesz skończyć i coś z nich mieć poza samym świstkiem to pamiętaj, że warto się przyłożyć i dać z siebie odrobinę więcej, niż tylko tyle by przetrwać. Wymiernych korzyści ciężkiej pracy nie widać od razu, ale z czasem to popłaca… uwierz, wiem co mówię. I jeszcze jedno. Nigdy nie zapominaj o dobrej zabawie. Studia to nie tylko nauka, ale i ludzie. Zadbaj także o tę sferę życia, żebyś zwyczajnie nie zmarnował tych wspaniałych lat . q

Wybory?

Nie gryzą! Paulina Erecińska Wybory powszechne są niezwykle ważne w każdym demokratycznym państwie i to na każdym szczeblu, od lokalnego począwszy przez ogólnokrajowy, kończąc na europejskim. Dlaczego? Bo są nie tylko świętem demokracji, ale także swoistą oceną wystawianą rządzącym przez obywateli. Jednak w Polsce ocena nie jest miarodajna z prostego powodu – frekwencja wyborcza jest na niskim (około 50%) poziomie, a w wyborach do Parlamentu Europejskiego spada do żenujących 30%. Przecież to od nas zależy, kto będzie rządził przez następne lata, kto będzie reprezentował nasz kraj na zewnątrz, w jakim kierunku będą zmierzały sprawy w państwie. Nie dajmy sobie wmówić, że „jeden głos niczego nie zmieni”, bo to nieprawda. Dlaczego? Gdy 1 mln osób uprawnionych do głosowania pomyśli w ten sposób, to powiemy, że 1 mln głosów także niczego nie zmieni? Wielu twierdzi, że nie chodzi na wybory, ponieważ nie ma na kogo głosować, bo nie interesuje się polityka,

9


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Cd.

Wybory?...

bo politycy to kłamcy i złodzieje. Może to i prawda, nie mnie to oceniać, ale przyznajmy się sami przed sobą – kto z nas czytał kiedykolwiek programy wyborcze partii? Ilu z nas śledzi poczynania radnych, posłów, europosłów i ich aktywność w odpowiednim organie? A obecny czas, tj. jesień 2013 to najlepszy okres na sprawdzanie działalności naszych polityków. Najbliższe wybory dopiero za niecały rok (wiosna/lato 2014 wybory do Parlamentu Europejskiego). Prawdziwa kampania wyborcza jeszcze się nie rozpoczęła, co oznacza, że nadzwyczaj wzmożona aktywność polityków także nie. Im bliżej będzie terminu wyborów, tym więcej pojawi się wpisów na stronie internetowej, udzielonych wywiadów czy, w przypadku posłów na Sejm RP, interpelacji i wystąpień na mównicy. To zamazuje rzeczywisty obraz działalności polityka. Wybory do Europarlamentu są o tyle specyficzne, że tych najbardziej zaangażowanych w sprawy europejskie nie widać w polskich mediach, nie są częstymi gośćmi w audycjach radiowych czy programach publicystycznych w telewizji. Zatem to na nas, wy-

borcach ciąży obowiązek sprawdzenia tego, jak działają. Czy są obecni na posiedzeniach i głosowaniach parlamentu, czy zabierają głos w ważnych dla Polski sprawach? Czy może częściej widać ich w polskich mediach? To od nas zależy, czy wybieramy polityków kompetentnych czy medialnych. Kolejny wybór, który nas czeka, to ten na szczeblu samorządowym. Niestety tu tylko nieliczne organy dają mieszkańcom możliwość „kontrolowania” radnych. Rzadko funkcjonują rejestry online, w których można sprawdzić frekwencję radnych na sesjach rady miasta/gminy czy informację, czy dany radny był „za” czy „przeciw” danej inicjatywie. Pozostaje nam tylko bacznie śledzić lokalne serwisy informacyjne, w których pojawiają się relacje z sesji. W wyborach parlamentarnych jako wyborcy mamy ogromne pole do popisu. Na stronie sejm.gov.pl istnieją wszelkie statystyki na temat działalności posłów, liczba interpelacji, frekwencja podczas głosowań, stanowisko w danej sprawie czy aktywność w komisjach sejmowych. Co prawda, jak dowodzi raport fundacji ePaństwo, liczba interpelacji nie jest miarodajna, ponieważ posłowie często, żeby„nabić”sobie tę liczbę wysyłają tę samą interpelację

do wszystkich ministrów i innych organów. Ale i tak wystarczy poświęcić chwilę, by wiedzieć, czy poseł, na którego oddaliśmy głos w poprzednich wyborach, godnie nas reprezentuje czy zwyczajnie olewa sprawę. Często brak zaangażowania w sprawy publiczne wynika z faktu, że w domu rodzinnym nie przywiązywano do nich wagi. Dlatego warto od najmłodszych lat uczyć dzieci postaw obywatelskich i uczestniczenia w życiu społeczno-politycznym. Przecież „stawianie krzyżyków” przez dziecko na liście do głosowania może być dla niego świetną zabawą albo inaczej: nauką poprzez zabawę. Pamiętajmy: mamy prawo do kontrolowania rządzących, radnych, posłów – polityków. Nie bójmy się z tego prawa korzystać. Nie bójmy się podejmowania świadomych decyzji. Nie bójmy się sprawdzać kompetencji kandydatów. Nie bójmy się głosować na kandydatów ze środka listy wyborczej, gdy wyda nam się najlepiej przygotowanym. Nie bójmy się oddać głosu nieważnego, gdy żaden z kandydatów nie będzie dla nas idealnym. Po prostu: nie bójmy się iść na wybory. Nie pozwólmy innym decydować za nas. q

Kulinarne podróże po Trójmieście Katarzyna Drażba

Wakacje już za nami i pewnie wcale nie macie ich dość. Niektórzy z Was na pewno próbowali egzotycznych potraw, pysznych włoskich lodów lub dziwnych orzeźwiających drinków. Dla tych, którzy nie mieli takiej okazji lub tych co ją mieli, ale chcieliby porównać lub przypomnieć sobie te ciekawe smaki przygotowałam listę miejsc, które na pewno warto odwiedzić i rozsmakować się w przygotowanych tam daniach. Wakacje w Delhi Zwiedzimy dzisiaj całe Trójmiasto, chciałabym jednak zacząć od Delhi, które znajduje się na dalekim wschodzie. Możemy się tam szybko przenieść odwiedzając

10

tutejsze, indyjskie restauracje. Tak jak Wy jestem studentką, więc starałam się oprócz smaku patrzeć głównie na cenę. Tandoori Love – Sopot. Sam wystrój odpręża. Czuję się jak w

ciepłych Indiach, a ten zapach... mmm. Tandoori Love to niewielka restauracja z pyszną, indyjską kuchnią. Menu, jak powiedziałaby Pani G., idealne, jednokartkowe. Ceny są średnie, porcje uważam, że mogłyby być większe. Osobi-


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) ście jestem fanką samosów, indyjskich pierożków z grubego ciasta i farszem z warzyw, lecz 6 zł za sztukę… nie bardzo. Zdecydowanie mogę za to polecić Butter Chicken, czyli kawałki kurczaka w miodzie z sosem maślanym i hinduską miętą. Niebo w gębie! I to niebo za 22 zł. Zwycięzcą jednak pozostaje restauracja Mantra, ukryta w Gdańsku na ul. Krynickiej i to dosłownie ukryta, bo znaleźć ją nie łatwo. Sala jest urządzona nieziemsko, obsługa jest naprawdę bardzo sympatyczna, a porcje są tak duże, że zabrałam połowę na wynos. Ceny nie są wygórowane, zwłaszcza jak na taką wielkość porcji. Dla fanów delikatnej kuchni indyjskiej polecam Chicken korma’e z pysznym soczystym kurczakiem i lekko słodkim sosem z orzechów nerkowca. Oczywiście znajdzie się też coś dla fanów pikantnych potraw jak np. Chicken Vindaloo, czyli kurczak w połączeniu z typowymi przyprawami indyjskimi nadającym ostrości. Restauracja mnie urzekła, jestem pełna podziwu i polecam każdemu, kto choć trochę lubi kuchnię indyjską, jak i tym, którzy chcieliby jej dopiero spróbować. Real American Dream Z kuchnią amerykańska kojarzą nam się głównie Fast foody, ale czy takim jednym hamburgerem można się w ogóle najeść? Oczywiście, że tak! Zwłaszcza, jeśli wstąpicie do Baranoli w Gdyni na ulicy Świętojańskiej 128. Super opcją jest to, że można wybrać między bułką żytnią a pszenną, hamburgery są duże i naprawdę dobrze przyrządzone. Cena burgerów co prawda zaczynają się od 15 zł, ale moim zdaniem WARTO, bo są naprawdę duże i pyszne! Jedynym minusem jest to, że lepiej wziąć hamburgera na wynos, bo wystrój nie zachęca do pozostania tam na dłużej. Lokal jest bardzo mały, a usiąść można jedynie przy barowych krzesłach. Dlatego dużo le-

piej wziąć hamburgera na wynos i przejść się do parku naprzeciwko. Najciekawsze jednak co widziałam i dalej mam w pamięci, to ten świetny smak, tzw. foodtrack, czyli nic innego jak Carmnik. Carmnik to restauracja na kółkach, która co kilka dni ustawia się w innym miejscu. Pozycji w menu co prawda nie ma dużo, ale hamburgery (14zł) są genialne. Żeby sprawdzić aktualne miejsce postoju należy śledzić ich profil na facebook’u. Świetny pomysł + pyszne jedzenie = przepis na sukces! Mogę was zapewnić w stu procentach, że się nie zawiedziecie. W hamburgerach można się spodziewać m.in. bekonu, rucoli, jalapenos, czerwonej fasoli, sosu tzatziki i oczywiście 100% wołowiny. Kwitnacy kwiat tajemniczej Japonii Restauracje japońskie zazwyczaj nie należą do tanich, samo sushi najczęściej przygotowuje w domu, ale to też jest wydatek. Gdybyście jednak mieli ochotę na odrobinę luksusu i oczywiście jeśli lubicie tę nietypową kuchnię, zapraszam was do Origami Sushi. Lokal co prawda jest malutki, ale bardzo przyjemnie jest spędzić tam trochę czasu. Obsługa bardzo uprzejma, panie są zawsze gotowe, aby wszystko dokładnie wytłumaczyć, widać, że są tam dla klienta. Sushi pyszne od urumaki po nigiri i przepyszne herbaty. Cicho, spokojnie, przyjemnie. Kwintesencja tajemniczego wschodu. Warto też podejść do Avocado Sushi w Sopocie. Oprócz standardowego menu znajdą się też frykasy dla fanów ryb. Łosoś, tuńczyk i grillowany węgorz brzmi bardzo ciekawie. Ponadto duży wybór owoców morza. Ceny nie są niskie, ale jak wspomniałam wcześniej czasem odrobina luksusu z kraju kwiatu wiśni nam się należy. Patrzyłam na menu i aż mi ślinka ciekła na myśl o kaczce w pomarańczach, ale to niestety nie wydatek na mój portfel. Wystrój jest świet-

ny, doskonała atmosfera, idealne miejsce na spotkanie. Troche „Polski” w tym wszystkim A na koniec na osłodę coś co chyba wszyscy lubią. Lody! I to nie byle jakie. Moim zdaniem najlepsze lody w trójmieście. W Gdańsku przy ulicy Wyspiańskiego 22 znajdziecie lodziarnie „Eskimo”. I może nie każdego to przekona, by odwiedzić to miejsce, to jednak jest to wycieczka nie tylko do Gdańska Wrzeszcz, ale także do przeszłości. Lokal przenosi nas w czasie do PRLu, ale dla mnie to żaden minus. Na początku zamawia się konkretny smak lodów i w zamian za gotówkę dostaje się żeton, który dalej, przy ladzie wymienia się na swoje upragnione lody. Lody te są ręcznie robione i dziwnie jest patrzeć jak pani, która Ci je podaje, wyciąga je łyżką z metalowych „kanek”. Ponadto można wziąć jedną gałkę z dwóch połączonych ze sobą smaków. Kolejki owszem są, jak to za czasów PRL bywało, ale po przepyszne lody (których gałka kosztuje 1,50 zł), opłaca się chwilkę poczekać. I nie oczekuj proszę milutkiej „panienki z okienka”, bo przywita Cię tam Pani z typową dla tamtych czasów miną „czego jeszcze Pan/ Pani chce”. Dla mnie urocze! POLECAM! Każdy powinien tam kiedyś zawitać. Nawet jeżeli wakacje spędziliśmy w Polsce, pracując czy spotykając się ze znajomymi, możemy na chwilę zjawić się zupełnie gdzie indziej, gdzieś po drugiej stronie globu, próbując czegoś, czego sami często nie przygotowalibyśmy sobie w domu. Nie tylko jedzenie może sprawić, że poczujemy się jak na wycieczce w dalekim kraju. Muzyka, wystrój, obsługa to bardzo ważne czynniki, na które zawsze zwracam uwagę. Zapraszam Was gorąco do odbycia takiej mentalnej podróży. Chwila odpoczynku należy nam się nawet po trzymiesięcznej przerwie od nauki. q

11


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

O wolontariacie słów kilka Julia Szmyt

Według wielu, jeśli nie większości osób, z którymi rozmawiałam kiedykolwiek na temat pracy w charakterze wolontariusza, jest ona po prostu bezsensowną harówką i zupełną stratą czasu, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. wolontariat akcyjny. Może i jest w tym trochę racji, jednak mimo wszystko, negatywne opinie nie zniechęcają wszystkich tych, którzy chcą pomagać innym, jednocześnie robiąc coś dobrego dla siebie. Jeśli wierzyć ostatnim doniesieniom naukowców z University of Exeter Medical School, wolontariat pozwala nie tylko na rozwój osobisty, zdobycie doświadczenia czy poznanie nowych ludzi. Analiza wyników przeprowadzonych przez nich badań, opublikowana niedawno w czasopiśmie BMC Public Health, wskazuje na możliwy pozytywny wpływ wolontariatu m.in. na zdrowie psychiczne, czy też długość życia zaangażowanych w niego osób. Istnieje kilka rodzajów wolontariatu, które różnią się zazwyczaj długością trwania i intensywnością wykonywanej pracy. Pierwszy to wspomniany już wyżej wolontariat akcyjny, polegający na pomocy, zwykle przez krótki okres (od jednego do kilku dni) przy jednorazowych lub cyklicznie odbywających się akcjach, np. imprezach kulturalnych czy sportowych. O wiele bardziej wymagające są wolontariaty stałe i indywidualne. Pierwsze obejmują ścisłą, regularną współpracę z konkretną organizacją czy instytucją, taką jak hospicjum, schronisko dla zwierząt, świetlica środowiskowa, drugie

zaś, działania na rzecz osób prywatnych - pomoc osobom starszym czy też niepełnosprawnym w codziennym życiu itp. Najatrakcyjniejszym zaś rodzajem pracy ochotniczej zdaje się być wolontariat zagraniczny, czyli m.in. praca w zagranicznych instytucjach i placówkach socjalnych, wyjazdy na misje humanitarne i workcampy, w czasie których pracuje się na rzecz lokalnej społeczności. Aktualna sytuacja na rynku pracy nie jest za ciekawa, wiemy to wszyscy. Wolontariaty dają możliwość wszechstronnego rozwoju, a poza tym każda dodatkowa aktywność jest pozytywnie rozpatrywana przez potencjalnych pracodawców. Kandydaci zajmujący się wolontariatem uważani są za osoby otwarte, nie bojące się podejmowania nowych wyzwań, samodzielne, a zarazem potrafiące dobrze współpracować i funkcjonować w grupie. Niestety, wolontariat dla niektórych mógł być jedynie jednorazową przygodą pod koniec nauki w gimnazjum, kiedy to za "odrobienie" kilku godzin darmowej pracy można było uzyskać dodatkowe punkty podczas rekrutacji do szkoły średniej. Nie wszyscy są skłonni do pomocy osobom chorym, niepełnosprawnym, nie mówiąc już o zwierzętach, a na pewno nie o wspieraniu przygotowań np. do lokalnego festiwalu muzycznego. Wielokrotnie proponowałam swoim znajomym zaangażowanie się w różnego rodzaju wolontariaty, ale zazwyczaj spotykałam się z odmową, w większości przypadków uargumentowaną, brakiem zapła-

ty za wykonywaną pracę. Z własnego doświadczenia wiem, że osoby będące jednak zainteresowane tego typu działaniami, łatwo znajdą wiele ofert w obrębie swoich zainteresowań. W ciągu kilku ostatnich lat brałam udział w ponad dziesięciu wolontariatach, głównie akcyjnych, podczas, których pomagałam przy przygotowaniach, promocji i organizacji różnych wydarzeń kulturalnych (m.in. akcji organizowanych przez Muzeum Emigracji w Gdyni i Festiwali Globaltica oraz CUDAWIANKI). Dało mi to dosyć sporą satysfakcję, czułam że robię coś pożytecznego dla siebie – dowiedziałam się i nauczyłam czegoś nowego oraz poznałam wielu wspaniałych ludzi z pasją, i innych – nie tylko organizatorów, ale również lokalnej, trójmiejskiej społeczności, z myślą o której te wszystkie eventy były tworzone. Myślę, że dużym błędem jest umniejszanie roli wolontariatu ze względu na brak otrzymywania wynagrodzenia i nawet jeśli nie wierzymy, że wykonywanie takiego zajęcia poprawi naszą atrakcyjność na rynku pracy, to i tak zyskujemy bardzo dużo. Chociażby to, że nie musimy narzekać na nudę. q

Osobom zainteresowanym wolontariatem polecam portal KIWI (kiwi.org.pl), który powstał z inicjatywy Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku, i na którym zapoznać można się z aktualnymi ofertami skierowanymi do mieszkańców Gdańska, Sopotu i okolic.

12


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Życie studenckie stowarzyszenia, koła naukowe i inne inicjatywy Karolina Gałka

Jak obiecywaliśmy, w kolejnych numerach, zwiedzimy kampus Uniwersytecki pod kątem działalności kół naukowych i innych inicjatyw na UG w tym ACK ALTERNATOR i będziemy przyglądać się bliżej kolejnym organizacjom!

Pod lupą: Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu Gdańskiego Czym jest Niezależne Zrzeszenie Studentów i jak w ogóle doszło do jego powstania? Agata Stepnowska, studentka II. roku Pedagogiki, Sekretarz Niezależnego Zrzeszenie Studentów UG ­- NZS jest organizacją studencką, która zrzesza studentów różnych kierunków, o różnych charakterach i różnych zainteresowaniach, więc w skrócie można powiedzieć że NZS jest mieszanką osobowości. Czasami jest to mieszanka wybuchowa, ale co najważniejsze, NZS pomaga każdemu rozwijać się na swój własny sposób. Maciej Cholewiński, student IV roku Prawa, Przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów UG: - NZS powstał pod koniec sierp­­ nia 80. roku w wyniku pamiętnych wydarzeń w stroczni tego samego roku. Założyciele NZS-u z całą stanowczością sprzeciwiali się polityce ówczesnych władz komunistycznych. Od pamiętnych strajków majowych 88 minęło już 25 lat, warto pamiętać, że to studenci z NZS-u byli ich motorem napędowym. Dziś NZS nie zmienił się o tyle, że wciąż zrzesza najzdolniejszych i najaktywniejszych studentów w Polsce. Na naszej uczelni staramy się działać na rzecz i dla dobra całej akadmickiej przyszłości.

A czym dla Ciebie jest NZS? M.Ch.: Miejscem gdzie rozwinąłem wszystkie swoje umiejętności, o których istnienie nawet się nie podejrzewałem. Te zarówno interpersonalne, organizacyjne, związane z zarządzaniem projektami; wiem jak pozyskiwać środki, jak komunikować się ludźmi, zdobyłem mnóstwo znajomości, które przydadzą mi się na rynku pracy już po studiach - to wszystko dzięki NZS. Poznałem tu wielu wspaniałych ludzi z różnych kierunków, co nie udałoby mi się w żadnym kole naukowym. Dlaczego wybrałyście właśnie NZS, a nie jakąkolwiek inną organizację studencką? A.S.: Właściwie to był zupełny przypadek. Chciałam działać i natknęłam się na ulotkę NZS, zainteresowałam się, co to takiego. Spodobały mi się nie tylko projekty, ale także charakter organizacji. Sylwia Muszak, studentka III. Roku Filologii Polskiej, redaktor naczelna IMPULSU NZS UG: - Niezależne Zrzeszenie Studentów wybrałam, ponieważ słyszałam, że jest to organizacja, która nie zamyka się tylko na życie studenckie, ale stawia na nowe pomysły i kreatywność członków, a każdy z nich może pracować przy kilku projektach na

raz. Wiedziałam, że nie będzie nudno. Czy NZS spełnił Twoje oczekiwania, czy z punktu widzenia czasu uważasz, że był to dobry wybór? S.M.: Jestem w organizacji dopiero pół roku, a już udało mi się awansować na koordynatora długoterminowego projektu, więc pod względem możliwości rozwoju moje oczekiwania zostały jak najbardziej spełnione. W każdej grupie, gdzie wiele osób to indywidualiści, ze skłonnościami do „liderowania” zdarzają się konflikty. Jednakże, każdemu członkowi zależy na poprawnym funkcjonowaniu organizacji, to sprawia, że szybko idziemy na kompromisy. Wiadomo, nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogłoby być lepiej, ale po to właśnie jesteśmy- żeby pracować nad niedociągnięciami. Czym się dokładnie zajmujecie? Jakie działania podejmujecie? M.Ch.: Staramy się, żeby UG nie było tylko miejscem do nauki i chodzenia na wykłady. Organizujemy wiele projektów, które mają uatrakcyjnić studencką rzeczywistość, a także pomóc przyszłym absolwentom w ich rozwoju zawodowym. Wampiriada, Drogowskazy Kariery, Pstrykalia-

13


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

da czy też Studencki Nobel – to tylko niektóre z naszych projektów. Chcemy także walczyć z niesprawiedliwościami, jakie dotykają studentów na uczelniach, pokazywać im jakie mają prawa. Warto wspomnieć, że to między innymi nasze działania przyczyniły się do ponownego przyznania 51% ulgi na przejazdy PKP. Co trzeba zrobić aby do Was dołączyć? A.S.: Trzeba chcieć. A jakieś formalności? M.Ch.: Nic prostszego! Wystarczy wejść na naszą stronę internetową i kliknąć w zakładkę ,,Dołącz do nas" - powiadomimy Cię o najbliższym spotkaniu rekrutacyjnym. Możesz też się udać bezpośrednio na nie i tam przybliżymy Ci specyfikę działania NZS-u i czym on tak naprawdę dla nas jest. A Ty, Sylwio, dlaczego zdecydowałaś się na bycie koordynatorem IMPULSU NZS UG? Dlaczego ten właśnie projekt? S.M.: Pracowałam już wcześniej przy budowaniu czasopisma od podstaw i chciałam tę wiedzę wykorzystać. Dlatego, gdy pierwszy raz usłyszałam, że IMPULS ma szanse być projektem długoterminowym i zaistnieć jako cyklicznie wydawana gazeta, postawiłam sobie za cel zrobić wszystko, żeby się udało. Nie ukrywam, że dużą motywacją była świadomość, iż IMPULS był wydawany już wcześniej, 25 lat temu, nielegalnie i miał spore znaczenie podczas strajków majowych na UG. Skoro tamtej redakcji udało się mimo wszystkich przeciwności, to i my- obecni członkowie, powinniśmy stanąć na wysokości zadania. Ja również mam nadzieję, iż IMPULS stanie się projektem długoterminowym i chyba najważniejszym, gdyż jest w stanie dotrzeć do najszerszego grona odbiorców, a ponadto ma wspominaną już przez Ciebie wartość historyczną.

14

Tak na zakończenie, czy Twoim zdaniem są jakieś minusy członkostwa w NZS? M.Ch.: Gdy angażujesz się bardzo mocno w tego typu działalność tak jak ja to masz mniej czasu na inne rzeczy - wliczając w to naukę. Wszystko jednak można w miarę możliwości pogodzić, tylko potrzeba na to czasu i dobrej organizacji. Jednak gdybym żył tylko studiami po ich zakończeniu niewiele by mi pozostało - a tak wiem, że dzięki NZSowi poradzę sobie także po skończeniu uczelni. q

Tablica Ogłoszeń Akademickie Centrum Kultury - Alternator ul. Wita Stwosza 58 80-952 Gdańsk

Zespoły Tańca Zespół Tańca Brzucha UG "AGADIR"

Połączenie klasyki tańca dalekiego Wschodu z europejską współczesną kobiecością. tel. 605 228 642, zespol_tanca_agadir@wp.pl, agadir.ug.edu.pl

Zespół Tańca Celtyckiego UG "Animus Saltandi"

Zajęcia i dla początkujących, i dla bardziej zaawansowanych. Warsztaty w kraju i zagranicą, projekty taneczne. Tel. 502 280 575, AnimusSaltandiUG@gmail.com

Zespół Tańca Irlandzkiego i Szkockiego UG "Trebraruna” Zarówno tradycyjne, jak i nowoczesne oblicze irlandzkiego i szkockiego folkloru oraz dynamicznie rozwijająca się sekcja fireshow. Występy, warsztaty i treningi. Niedziele 13.00 – 18.00 , tel. 790-021-700 lub 602-689-694 kontakt@trebraruna.pl, www.trebraruna.pl

Zespół Pieśni i Tańca UG "JANTAR"

Tańce regionalne i narodowe w połączeniu ze śpiewem. Występy w kraju i za granicą, oprócz tego masa dobrej zabawy, duża dawka energetycznych kroków tanecznych! tel. (058) 523 24 50, tel/fax (058) 523 23 00 jantar@ug.gda.pl, www.jantar.ug.gda.pl

Kino i Teatr GIT Grupa Improwizacji Teatralnych

Słownik teatru określa improwizacje jako „działanie artystyczne łączące moment kreacji i wykonania”- KREUJMY WIĘC! tel. 695 974 373 improgit@gmail.com

Dyskusyjny Klub Filmowy UG "Miłość Blondynki"

Zrzeszenie miłośników kina, wspólne projekcje a także miejsce dyskusji oraz dzielenia filmowych doświadczeń. tel. (058) 523 24 50, tel/fax (058) 523 23 00 dkf@ug.gda.pl www.dkf.ug.gda.pl


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

RUSZA FOREX CUP YOUNG największy konkurs forex dla studentów Adam Kwiatkowski

Jeśli jesteś studentem, który nie ukończył 26. roku życia, choć trochę interesujesz się rynkami finansowymi oraz masz odrobinę czasu i szczęścia, to ten konkurs jest dla Ciebie! W tym roku X-Trade Brokers, polski, jeden z największych domów maklerskich w Europie, wraz z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów organizuje drugą edycję tego bezpłatnego konkursu, polegającego na inwestowaniu wirtualnych 10 000 PLN w różnego rodzaju instrumenty

Sztuka Kulturalny Kolektyw UG

Warsztaty, festiwale muzyczne, projekty filmowo-prelekcyjne oraz wydarzenia kulturalne. W ramach Kolektywu: PRACOWNIA SITODRUKU Pracownia artystyczna do dyspozycji studentów UG, bezpłatne tworzenie wzorów i nadruków. Wtorek 16:00 - 20:00. UNIWERSYTECKA KRONIKA FILMOWA Studencka grupa miłośników kina - tworzenie filmowego archiwum UG, oraz realizacja własnych projektów filmowych przy pomocy dostępnego sprzętu. tel. (058) 523 24 50 tel/fax (058) 523 23 00 kk@ug.gda.pl

Studencka Agencja Fotograficzna UG

Promocja fotografii wśród studentów i absolwentów oraz wspólne projekty, wyjazdy plenerowe, konkursy i wystawy. tel. 600 249 860 fotomhutel@o2.pl www.saf.art.pl

finansowe. Trwa on trzy tygodnie, a wszystkie inwestycje dokonują się natychmiast na rzeczywistym rynku. Wygrywa osoba, która najlepiej poradzi sobie z inwestowaniem i osiągnie najwyższe stopy zwrotu. A jest o co walczyć. W zeszłorocznej edycji nagrodą główną był MacBook Pro

oraz staż w XTB, a nagrodami tygodniowymi smartphony HTC One. Zanim rozpocznie się konkurs, analitycy z XTB przyjadą na Uniwersytet Gdański i Politechnikę Gdańską, by nauczyć Was podstaw analizy technicznej i obsługi platformy xstation.

Następnie przez tydzień będziesz mógł zaprzyjaźnić się z platformą i podjąć pierwsze inwestycje. Śledź nas na: www.forexcupyoung.pl oraz fb.com/forexcupyoung

Nie bądź żyła, oddaj krew! Arkadiusz Węsierski

Po raz kolejny NSZ UG zorganizuje akcję honorowego studenckiego krwiodawstwa ,,Wampiriada”. Przygotujcie się na wielkie upuszczanie krwi! Startujemy 13-go listopada. Tym razem będziemy na kampusie Uniwersytetu wysysać z was krew nie przez trzy, ale przez cztery dni. Razem z Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Gdańsku chcemy w końcu przełamać magiczną barierę i zebrać 100 litrów krwi, co nie udało się w żadnej poprzedniej edycji Wampiriady. Jeśli chcesz nam w tym pomóc, to nie musisz wcześniej biegać po lekarzach i badać czy się nadajesz. Wystarczy, że w daniach 13, 14, 21. albo 25. listopada przyjdziesz na

wydział, na którym będziemy poszukiwali krwiodawców. Na miejscu zostaniesz przebadany przez lekarzy i ewentualnie dopuszczony do oddania krwi. Cały zabieg jest prawie bezbolesny. Położysz się w wygodnym fotelu i nawet nie zorientujesz, kiedy będzie po wszystkim. Przewidujemy atrakcyjne nagrody dla wszystkich śmiałków: gadżety miasta Gdańsk, NZS UG, vouchery, karnety do restauracji, bilety do trójmiejskich kin, teatrów i wiele innych. Jeśli jesteś już krwiodawcą, to tym bardziej musisz stawić się na Wampiriadzie! Każda kropla krwi jest ważna. Pamiętaj, że twoja krew może przywrócić kogoś do życia. Bądź czyimś cichym bohaterem! q

15


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Szlachetna paczka Adrianna Karpińska

„Któregoś dnia zdałem sobie sprawę, że pomaganie jest najbardziej skuteczne, kiedy dostrzegam i pielęgnuję piękno kryjące się w drugim człowieku” To słowa założyciela obecnie najprężniej rozwijającej się akcji charytatywnej w Polsce, które najlepiej opisują jej główną ideę. Od 12 lat akcja Szlachetna Paczka dociera z pomocą do najbardziej potrzebujących rodzin w okresie bożonarodzeniowym, aby wesprzeć je w trudnej życiowo sytuacji. Ale co wyróżnia Szlachetną Paczkę na tle podobnych inicjatyw? Pomoc ta, ma stanowić impuls do zmiany, sposób na odbicie się z przysłowiowego dołka. Ponadto jest ona skierowana do konkretnej rodziny, o swojej niepowtarzalnej historii, adekwatna do indywidualnych potrzeb jej członków. Jak to działa?

Fot. NZS UG

W telegraficznym skrócie: wolon-

tariusze przeprowadzają wywiad z potencjalną potrzebującą rodziną. Na podstawie wielu kryteriów oceniają czy domownicy mają postawę roszczeniową (nastawioną na łatwy zysk-najprawdopodobniej nie zostaną zakwalifikowani do programu), czy też Szlachetna Paczka może coś zmienić w ich życiu- mają potencjał. Rodziny przyjęte do akcji trafiają do bazy internetowej, gdzie są wybierane przez darczyńców- osoby, które przygotują dla nich paczki świąteczne. W trakcie trwającego dwa grudniowe dni finału kartony wypełnione po brzegi trafiają przez ręce wolontariuszy do rodzin. Są to prezenty jedyne w swoim rodzaju- od używanej lodówki dla 7-osobowej rodziny, przez nowy wózek inwalidzki dla samotnej starszej pani, po kilka kilogramów cukru i paczek makaronu dla mamy 4-letniej Zosi.

Adrianna Karpińska i Maciej Cholewiński - wolontariusze podczas akcji

16

Niekiedy pomoc przeradza się w stały kontakt, a z czasem przyjaźń. Innym razem osoba, która uzyskała pomoc, zarażona tą piękną inicjatywą, zostaje 2 lata później koordynatorem regionalnym Szlachetnej Paczki. Niesamowitych historii jest wiele i z każdą kolejną edycją ich przybywa, a jednocześnie każda z nich jest niepowtarzalna i wyjątkowa. Wiele z nich opisanych zostało na stronie www. szlachetnapaczka. pl. Zachęcam gorą-

co do lektury! Dlaczego w ogóle piszemy o tym na łamach studenckiego „Impulsu”, kiedy do świąt jeszcze daleko? Po pierwsze obie inicjatywy łączy słowo klucz, czyli IMPULS! Po drugie dlatego, że tak naprawdę akcja trwa cały rok, a teraz rozpoczyna się jej bardzo ważny etap jakim jest rekrutacja wolontariuszy. Sama działam w Szlachetnej Paczce już trzeci rok, dwukrotnie byłam wolontariuszką, a podczas tegorocznej edycji, chcąc jeszcze bardziej rozsławić akcję wśród młodych ludzi organizuję rejon pod skrzydłami Niezależnego Zrzeszenia Studentów Uniwersytetu Gdańskiego (to trzeci powód!), który będzie funkcjonował przy naszej uczelni. A co najważniejsze, wierzę że artykuł trafi do osób ambitnych, nieobojętnych na los drugiego człowieka i chętnych do podjęcia tego wyzwania. Co zyskuje osoba angażująca się w Szlachetną Paczkę? Oprócz oczywistej i najważniejszej wartości jaką jest radość i satysfakcja z niesienia pomocy drugiemu człowiekowi działalności w projekcie rozwija w wolontariuszu wiele umiejętności poszukiwanych obecnie na rynku pracy. Należą do nich między innymi: praca w zespole, umiejętności interpersonalne, orientacja na cele i wyniki, samodzielne i kreatywne podejście do problemów, kompetencje


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) Cd.

Szlachetna... liderskie, zarządzanie czasem, organizacja pracy i wiele innych. Dla większości wolontariuszy udział w akcji stanowił jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu.

Jak zostać wolontariuszem Szlachetnej Paczki? Procedura jest bardzo prosta- wystarczy odwiedzić stronę www.superw.pl i wybrać odpowiedni dla siebie rejon (zachęcam do klikania na Gdańsk Wita Stwosza-Strzyża). Następnie należy wypełnić internetowy formularz zgłoszeniowy i

czekać na kontakt od lidera rejonu z zaproszeniem na weryfikującą je rozmowę kwalifikacyjną. Brzmi oficjalnie, ale jest to przede wszystkim okazja do zapoznania się i wymiany doświadczeń. Jeśli spotkanie przebiegnie pozytywnie, przyszły wolontariusz będzie miał okazję przekonać się na własnej skórze, że impuls do zmiany naprawdę działa. q

Czy Woodstock jest w ogóle komuś potrzebny? Woodstock, jako wydarzenie stricte kulturalne, odcisnęło piętno na kilku pokoleniach. Jego polska wersja staje się czymś podobnym. W tym roku miała miejsce jego 19. edycja. Czas więc na kilka refleksji, wniosków na przyszłość i parę słów komentarza o tegorocznym Przystanku Woodstock. Mówi się niejednokrotnie, że jest on pewnego rodzaju przystanią i oazą wolności, a także taką pozytywną „czarną dziurą”, w której codzienne problemy i troski schodzą na dalszy plan. Liczy się więc tylko dobra zabawa i uśmiech na twarzach Woodstockowiczów. Wszystko to i jeszcze więcej wytwarza pewną pozytywną atmosferę, w której jest miejsce na inność, kreatywność, pokój, miłość i dobrą muzykę. W tym sensie jest to miejsce niezwykłe: stwarza warunki do kompletnego wyzwolenia z panujących w świecie „rzeczywistym” norm i zwyczajów. Nikogo nie dziwi roznegliżowany facet w stroju wikinga, ani propozycje „darmowych przytulanek”. Inny świat, jaki wytworzył się na tej imprezie, jest niewątpliwie czymś niewyobrażalnym dla ludzi stojących z boku i niebiorących w nim udziału. Jest to również swego rodzaju agora, forum, w którym można swobodnie wymieniać poglądy. Do Akademii Sztuk Przepięknych są zapraszani publicyści, celebryci, księża, dzienni-

karze, artyści czy politycy. Ludzie o różnym podejściu do życia, o różnych światopoglądach i osobowościach, którzy debatują z młodzieżą nierzadko na tematy bardzo ważne i ciekawe zarazem. W tym roku doświadczyliśmy pewnego przykrego incydentu, a mianowicie„napadnięcia” na redaktora Grzegorza Miecugowa, w trakcie nadawanego z ASP na żywo „Szkła Kontaktowego”. Jest to moim zdaniem jednak wyjątek potwierdzający regułę, że w tym miejscu jest też czas na merytoryczną debatę wszystkich, którzy chcą w niej uczestniczyć. Dowodem na to, paradoksalnie, jest napis znajdujący się na tabliczce, którą prowodyr trzymał w ręku: „TVN kłamie!” - z tym hasłem zgodzi się wiele osób. Oczywistym jest fakt, że każdy argumenty poparty siłą, jak w tym wypadku, jest dyskredytowany już od samego początku, ale warto się nad tym zastanowić jak media mainstreamowe próbują nam narzucić swoją wizję rzeczywistości, ale to już temat na zupełnie inny artykuł. Trzeba się jeszcze zastanowić się nad jedną ważną kwestią, a mianowicie nad tym, jaką rolę pełni ta impreza w wychowywaniu nowych pokoleń. Na pewno młodzież może się tam wyszaleć i wybawić na cały następny rok. Może wykrzyczeć to, co ją boli,

Fot. Zbigniew Dorawa

Zbigniew Dorawa

to, z czym się nie zgadza i co stanowi dla niej problem,, by odnaleźć się w „dorosłym” życiu. Można powiedzieć, że Woodstock stał się tym, czym w PRL-u był festiwal w Jarocinie. Wtedy władze Polski Ludowej zezwalały na zachowania głęboko odstające od przyjętych norm, tylko po to, by młodzież, mówiąc kolokwialnie, „mogła się tam wyszumieć”, aby przez cały następny rok być pokornym i przykładnym obywatelem kraju. Dzisiaj sytuacja się powtarza. Z tymże nie ma już milicji i jednej dominującej partii mówiącej nam, jak mamy żyć. Mamy jednak inne problemy, z którymi młode, woodstockowe pokolenie musi się zmierzyć. Są nimi przykładowo brak pracy i perspektyw na życie, „pędzący” konsumpcjonizm, a także perspektywa koniecznego dla przetrwania wyjazdu za granicę i wiele innych wyzwań,, z którymi musimy się zmierzyć. Biorąc to wszystko pod uwagę, można śmiało powiedzieć, że Woodstock jest nam potrzebny. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo, a najbar-

17


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) Cd.

Czy Woodstock...

dziej tak naprawdę... władzy (sic!). To ona, musi napędzać takie wydarzenia jak Woodstock, tzw. pokolenie niezadowolonychmiało gdzie się złościć i wyładować swój gniew! Dlaczego na terenie tej imprezy nie ma faktycznie policji? Właśnie po to, aby uzasadnić fakt, o którym teraz wspomniałem. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ale w tym przypadku nie ma to większego znaczenia, bo niezależ-

nie w którym miejscu byśmy nie „siedzieli”, to dla każdego to wydarzenie jest potrzebne jak woda na pustyni. Nie zmienia to jednak „oczywistej oczywistości”, że w tak brutalnych czasach, w których liczy się tylko egoizm, warto przyjechać na początku sierpnia do Kostrzyna nad Odrą, aby choć na chwilę poczuć prawdziwą i „czystą” wolność, a także doświadczyć pozytywnej empatii i energii, których w tym miejscu zawsze jest pod dostatkiem. q

Mam pięć lat i jestem żoną. Marta Szaszkiewicz

Każdego dnia tysiące dziewczynek, często nie starszych niż 10-12 lat, jest gwałconych przez swoich mężów. O ich prawa nie upomina się żadna instytucja, organizacja, czy chociażby publiczna demonstracja. O nielegalnych małżeństwach w Indiach słyszał już pewnie każdy. Sprawa ta wciąż szokuje i wywołuje wiele emocji. Problem dotyczy sytuacji dzieci, które w Indiach są zmuszane do małżeństw i wykorzystywane seksualnie. Organizacje takie jak ICRW (International Center for Research on Women) są bezradne wobec tego problemu. Najwięcej tego typu ożenków jest w Indiach. Tutaj zawiera się 40 proc. dziecięcych małżeństw świata. „W wielu krajach jest to nienaruszalna tradycja. Zwykle kontrakt między rodzicami dziecka a przyszłym małżonkiem zawiera się, gdy dziewczynka ma kilka lat, ale zdarza się, że jeszcze przed narodzeniem przydziela się jej wybranka.”1 Przymusowe śluby są oficjalnie zakazane w tym kraju, ale nieoficjalnie ciągle praktykowane jest aranżowanie małżeństw. Jednym z przykładów takiego małżeństwa jest historia Nojoud Muhammed2, która jest oficjalnie ośmioletnią rozwódką. W jednym z wywiadów dla „Yemen Times” mówiła: „ Ilekroć chciałam się bawić na podwórku, bił mnie i

18

kazał iść z nim do sypialni. Był najbrutalniejszy, gdy prosiłam o litość.”3 Wobec takich sytuacji organizacje pozarządowe stają się bezradne. Prawo formalnie zabrania takich ślubów, jednak społeczeństwo i wszelkie organizacje twierdzą, że rząd zupełnie go nie egzekwuje. Gwałty są plagą, a dziewczyna, która utarci dziewictwo, staje się ciężarem dla rodziny, bo „nie nadaje” się do małżeństwa. „Najkorzystniejsze” dla rodziców jest wydanie dziewczynki za mąż, zanim skończy ona 15 lat. 18-latki to już„stare panny” i traktowane są, jako kobiety drugiej kategorii. Według urzędników stanu cywilnego nie ma określonego minimalnego wieku wymaganego przez prawo do zawarcia związku małżeńskiego, można zawrzeć kontrakt nawet z roczną dziewczynką. Zależy to od tradycji i otoczenia. Trzeba przyznać, że niektórzy mężczyźni wiążą się z sześciolatką, ale seks uprawiają z nią, gdy ukończy dziewięć. Wtedy dopiero rozpoczyna się proces dojrzewania przyszłej kobiety. Konsekwencje zdrowotne takiego ożenku są przerażające. Problemy medyczne związane ze zmuszaniem dzieci do współżycia seksualnego przed osiągnięciem dojrzałości płciowej to rozerwane ściany pochwy i wewnętrzne jej uszkodzenia mogące prowadzić do dożywotniego nietrzy-

Cd.

Mam pięć... mania moczu lub śmierci. Wspomniana przeze mnie ośmioletnia rozwódka Nojoud Muhammed Ali jest wyjątkiem. Stała się bohaterką i symbolem wolności wśród swoich rówieśniczek z Jemenu. Po dwóch miesiącach współżycia ze swoim mężem, który ją bił, zmuszał do stosunku i torturował powiedziała: dość. Wsiadła do taksówki i pojechała do najbliższego sądu. Tam na korytarzu zaczepiła pierwsza osobę, jaką spotkała. Miała wiele szczęścia, bo trafiła na liberalnego sędziego Muhhamada Al-Qathiego. Dzięki niemu 30-letni, Faez Ali Thamer obecnie wciąż przebywa w areszcie. W marcu 2009 roku wniesiono kolejne poprawki w prawie Jemenu: zmieniono minimalny wiek zawarcia małżeństwa do 17. roku życia. Od tego czasu umowa małżeńska musi być poświadczona przez sędziego. Parlament zmienił prawo pod presją społeczeństwa i organizacji międzynarodowych, które były szczególnie zaangażowane w historię Nojoud Ali. Lecz czy jest przestrzegane? Szacuje się, że rocznie nawet 12 milionów dziewczynek w wieku około 5 lat staje na ślubnym kobiercu z mężczyznami w średnim wieku. Dlaczego pozwala się na taki proceder? Osoby, które na co dzień zajmują się pomocą takim dziewczynkom, wiedzą, że nie ma prostego planu na ich uratowanie. Nie można ich odseparować od społeczeństwa, bo jak wtedy będzie wyglądać ich życie? Nie można też ich zmusić, aby uciekły. Jedynym rozwiązaniem jest doprowadzenie do tego, żeby ludzie zrozumieli, jak wielką krzywdę wyrządzają tym dzieciom. Niestety, to nie jest takie proste. q 1. J. Sierakowska, Moja ośmioletnia żona, „Wprost” 14 stycznia 2013 2. Nojund Muhammed Ali (ur. 1998 w Jemenie) jest postacią i symbolem walki przed wymuszonym małżeństwem.W wieku dziesięciu lat uzyskała rozwód. 3. J. Sierakowska, Moja ośmioletnia żona , „Wprost” 14 stycznia 2013


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Studiowanie w Niemczech? Warum nicht?! Paulina Erecińska

Wielu moich znajomych dziwiło się, że zamiast słonecznych i gorących Włoch wybrałam Bremę w Niemczech jako miejsce na mojego Erasmusa. Niemcy, które kojarzą się z okropnym językiem, brzydkimi kobietami i znanym powiedzeniem „Ordnung muss sein”. A ja po prostu lubię ten kraj. I dlatego semestr zimowy 2011/2012 spędziłam właśnie w tym uroczym mieście nad Wezerą. Czym jest Erasmus? Podejrzewam, że większość czytelników wie, jednak dla tych, którzy nie słyszeli o tym programie Unii Europejskiej pokrótce wytłumaczę. Erasmus to wymiana studencka, dzięki której żacy mają możliwość wyjazdu na zagraniczną uczelnię na semestr bądź cały rok akademicki. Część kosztów związanych z mieszkaniem i studiowaniem pokrywa UG (dzięki grantom z UE), część trzeba pokryć z własnej kieszeni. Niektóre kierunki na naszym uniwersytecie, jak np. ekonomia czy psychologia, mają bogaty wachlarz uczelni do wyboru, niektóre nieco uboższy. Jednak niezależnie od tego, do jakiego kraju i do jakiego miasta się pojedzie studiować, warto z tej możliwości skorzystać. Wracając do kwestii Niemiec - czy faktycznie wszystko jest tam takie poukładane? Czym różni się studiowanie w Niemczech od tego w Polsce? Obalam pierwszy mit – biurokracja jest dokładnie tak samo spora, jak u nas. Tysiące formularzy, dokumentów, też często zagubione. Przykład? Na maila od uczelni odnośnie mieszkania czekałam miesiąc dłużej niż

pozostali studenci Erasmusa. Sprawiło to, że ledwo udało mi się znaleźć jakieś lokum przed przyjazdem do Bremy. Przykład drugi? Moja koleżanka w ogóle nie dostała maila z potwierdzeniem, że została przyjęta, mimo zapewnień ze strony uczelni macierzystej, że wszystkie dokumenty zostały wysłane. Po tygodniu okazało się, że jej teczka „gdzieś się zapodziała, ale się już odnalazła”. To, na co jednak nie mogę narzekać to fakt, że te tysiące dokumentów można wysłać mailem. Nie trzeba stać w kolejce w dziekanacie, wystarczy je przesłać na wskazany adres. A na odpowiedź, czeka się maksymalnie dwie godziny (chyba, że nasz mail się gdzieś zagubi – tak jak opisałam powyżej). Także w kontaktach z wykładowcami! Coś, co niezwykle mi się spodobało, to platforma STUD.IP. Jest to nic innego jak nasz uniwersytecki Portal Edukacyjny połączony z Portalem Studenta. Dzięki niemu samemu wybiera się przedmioty i tym samym ustala plan zajęć. Jest oczywiście pula przedmiotów, które trzeba wybrać, ale poza nimi ma się swobodny wybór przedmiotów. Poza tym na STUD.IP w momencie zaakceptowania Twojego wyboru przez wykładowcę, masz dostęp do bazy danych danego przedmiotu. Jest szczegółowy plan zajęć, czyli wiadomo, co w danym tygodniu będzie omawiane na zajęciach i dodatkowo do każdych zajęć jest wrzucona zeskanowana przez wykładowcę literatura, która na nich obowiązuje. Jest to o tyle pomocne, że nie trzeba biegać po bibliotece i szukać materiałów do nauki, tylko wszystko ma się w swoim laptopie i od Ciebie zależy, czy to wydrukujesz, czy nie.

Fot. Flickr.com

Studiowanie w innym kraju, na innej uczelni daje porównanie i ogląd, co jest fajnego na rodzimej uczelni, a co mogłoby funkcjonować lepiej. Jak po półrocznym studiowaniu na Uni Bremen wypada Uniwersytet Gdański?

Kafeteria na Uniwersytecie w Bremen

I nie ma wtedy wymówki na zajęciach, że „w bibliotece nie mogłem znaleźć tej książki”. Coś, co bez wahania przeniosłabym na nasz uniwersytet to MENSA, czyli uniwersytecka stołówka. Jest jedna, ogromna (próbowałyśmy policzyć, ilu studentów jednorazowo jest ona w stanie pomieścić, ale nam się nie udało) na cały uniwersytet. Oczywiście ułatwieniem jest fakt, że wszystkie wydziały na Uni Bremen znajdują się na jednym kampusie i studenci mają do MENSY swobodny dostęp. Wybór dań jest przeogromny, od typowo domowych obiadów, poprzez potrawy wegetariańskie, fast foody i desery. Najtańszy obiad kosztuje 2,20€,a porcja jest tak duża, że z pewnością każdy się naje. Oczywiście na wydziałach znajdują się tzw. cafeterie, ale w nich obiadu nie zjesz, a można jedynie kupić kanapkę, sałatkę, ciasto albo gorący napój. Plusem zarówno MENSY, cafeterii jak i zwykłych automatów z napojami oraz przekąskami jest fakt, że płaci się w niej specjalną kartą. Karta ta wygląda jak karta kredytowa wyrabia się ją w MENSIE, a doładowuje gotówką w specjalnym automacie. Dzięki temu ma się tańsze posiłki, a i w kolejce nie stoi się zbyt długo, gdyż panie kasjerki nie tracą czasu na wydawanie reszty. Podsumowując, z pewnością są

19


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

Tatuaż plemiennydzieło sztuki czy dowód tożsamości? Marta Szaszkiewicz

Tatuowanie ciała w XXI wieku nie dziwi i nie szokuje młodego pokolenia. Jednak nasi rodzice, dziadkowie mają z tym problem. Niejednokrotnie spotykałam się z opinią, że tatu-

Cd.

Studiowanie...

takie rozwiązania w Bremie, które widziałabym na naszym uniwersytecie. Sama idea dobierania sobie przedmiotów bardzo mi się podobała, bo uczyłam się tego, co faktycznie mnie interesowało. Poza tym STUD.IP to super sprawa, ponieważ ułatwia studentom uczenie się i organizację zajęć wykładowcom. W momencie, kiedy wszystkie wydziały są w jednym miejscu, MENSA to także jest rzecz, która byłaby mile odebrana przez studentów, bo dobre i niedrogie obiady są czymś, o czym student marzy szczególnie, gdy mieszka w akademiku. Biurokracji i ludzkiego roztrzepania, jak widać, nie da się wyeliminować. Nie jest to zatem tylko „mankament polskich uczelni”. q

20

aż to cecha świata przestępczego. Czy na pewno? Początki tatuażu sięgają starożytnego Egiptu. Najstarsze udokumentowane ślady pochodzą z mumii egipskiej kapłanki1 żyjącej 2 000 lat p.n.e. Słownik wyrazów obcych podaje, że tatuaż to „trwały rysunek lub napis na ciele ludzkim, wykonany przez wprowadzanie farby do nakłuć na skórze cienką igłą”2. Tatuaż różni się od rysunku, malarstwa czy grafiki. W takim razie czy może być traktowany jako dzieło sztuki? U społeczeństw plemiennych np. Oceanii, Płw. Malajskiego, Afryki oraz u Indian północnoamerykańskich i Japończyków tatuaż pełnił funkcje magiczne. Jak podaje Mariusz Snopek to „rodzaj amuletu, środek mający chronić przez złymi mocami. Był magiczną bronią w walce człowieka z niepowodzeniami, chorobą i śmiercią; u tak zwanych ludów pierwotnych pełnił ważne funkcje społeczne, oznaczając miedzy innymi przynależność do plemienia”3. Nie ulega wątpliwości, że w czasach plemiennych wierzono w moc leczniczą tatuażu. Przykładów jest wiele. W północnych Filipinach tatuowano gardła osobom chorym na tarczycę. Społeczności borykające się z chorobami skóry miały wytatuowane plecy. Kobiety z Ainu tatuowały się wokół ust, by zapobiegać wejściu demonów w ich ciało. Dzieci Nuba z Sudanu posiadały tatuaże w formie szczepionek. Igłami wprowadzano wywary z ziół, które wywoływały reakcje ochronne organizmu. „U Paiwanów z Tajwanu, syberyjskich Czukczów czy u plemienia Yupiget z Wyspy św. Wawrzyńca na Alasce artystki tatuażu - będące zwykle szamankami - leczyły pacjentów z „utraty duszy”, którą przypisywano roznoszącym chorobę duchom:

ludzkim i zwierzęcym. Czasami terapia wiązała się z nałożeniem tatuaży leczniczych na konkretne części ciała” 4. Terapeutyczny tatuaż występował głównie w formie amuletów tatuowanych na ludzkim ciele. Ludzie wierzyli, że taka ozdoba uchroni ich przed złymi duchami. Przykładem może być wojownik Miguel z wioski Tinglayan, który jest weteranem II wojny światowej, a tatuaż zdobył w czasie walk z Japończykami na Luzonie. Na swoim ciele ma magiczne wzory – m.in. tarczę pośrodku klatki piersiowej. Twierdzi, że tatuaże gubiły jego wrogów. Wojownik Fanah został wytatuowany przez mistrzynię tatuażu z plemienia Kalinga. Przed zabiegiem odśpiewywała ona pieśni. Jest to swoiste święto i duchowe przeżycie. Tatuaże wykonywane na wyspach Samoa to silnie zgeometryzowane tematy roślinne, z dużą ilością linii prostych, biegnących przez znaczne partie ciała. Dla Samoańczyków tatuaż jest wyrazem szacunku wobec obecnych w nich boskich właściwości. Nowozelandzcy Maorysi stworzyli swoistą, charakterystyczną formę tatuażu, zwaną Ta moko. Ta specyficzna dekoracja twarzy składa się z linii, wzorów i figur, podkreślających kształty oczu, nosa lub ust. Tatuaż był wielkim powodem do dumy dla maoryskiego wojownika, ponieważ czynił go zawziętym w boju. Tatuaż to historia życia wypisana na jego twarzy. Ludy Ameryki Południowej zdobiły swe ciała tatuażami religijnymi oraz magicznymi. Oznaczali ciała symbolami duchów, gdyż wierzyli, że po śmierci dusza potrzebuje przewodnika. Wojownicy tatuowali się zgodnie z rangą i pozycją społeczną, jaką posiadali. Symbole najczęściej spotykane to: ropuchy, węże i żółwie.Tatuaż plemienny to nie tylko symbol duchów czy amulet, to również niezapomniane


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) wrażenie estetyczne. Tradycyjny tatuaż plemienny to z reguły proste linie i znaki, lecz mimo to wymaga umiejętności. Tatuaż wykonywany przez mnichów buddyjskich to nie lada sztuka. Używają do niego 60-centymetrowych rozdwojonych szpikulców. Składa się on z wielu małych elementów, których wykonanie wymaga szcze-

gólnego skupienia i uwagi. Japońscy mistrzowie posługiwali się całymi zestawami igieł w celu szybkiego wypełnienia kolorem powierzchni kompozycji lub dla wykonania większego, szczerszego konturu. Tatuaże wykonywane tą metodą zachowują żywe kolory przez wiele lat, bowiem igły wbijane są głęboko w skórę. Podsumowując tatuaże plemienne są

specyficznym zjawiskiem społecznym. To element kultury, który ma olbrzymie znaczenie dla ich właścicieli. Tatuaż to dowód tożsamości, to nie tylko ozdoba, ale również ból, osobiste wspomnienie związane ze świętym obrzędem. To symbol siły drzemiącej w psychice i umyśle człowieka. q

1. Amunet – tebańska kapłanka Hathor żyjąca w czasach XI dynastii. 2. Słownik wyrazów obcych PWN, Warszawa 1980, s.747 3. M. Snopek, Tatuaż. Element współczesnej kultury, Toruń 2010,s.14-15 4. L. Krutak, Skóra szamana i magiczne tatuaże, „Focus. Poznać i zrozumieć świat”, październik 2010

Ruch Republikański Przemysława Wiplera nowy gracz na politycznej scenie Karol Mietkowski

Na początku czerwca tego roku media obiegła informacja, że Przemysław Wipler, poseł na sejm RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, opuszcza swój klub i zaczyna budowę nowego projektu politycznego – Ruchu Republikańskiego. Czym dokładnie jest ta organizacja, jakie idee jej przyświecają i czy ma ona jakiekolwiek szanse na sukces? Niespełna trzy tygodnie po opuszczeniu macierzystego klubu parlamentarnego, Przemysław Wipler, 35-letni poseł, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, członek Stowarzyszenia KoLiber i Fundacji Republikańskiej, zorganizował w Warszawie konwencję, podczas której światło dzienne ujrzały podwaliny programowe oraz misja stowarzyszenia „Republikanie”, dążącego do powołania partii politycznej. Zgodnie z zapowiedziami, ma ono być odpowiedzią na rosnące rozczarowanie sposobem rządzenia obecnych władz. Program opiera się na doktrynie konserwatywno-liberalnej i w głównej mierze dotyczyć ma tylko gospodarki, ponieważ, zdaniem lidera, to ona właśnie wymaga dziś gruntownej

przebudowy. Republikanie proponują uproszczenie systemu podatkowego, likwidację PIT, ZUS i OFE, zmniejszenie regulacji rynkowych, a także redukcję kosztów pracy. Za priorytet ustanowiono uwolnienie przedsiębiorczości Polaków, tworząc przyjazne i nieskomplikowane prawo, zachęcające do rozpoczęcia działalności gospodarczej. W zapowiedziach programowych znalazły się także elementy polityki socjalnej: prorodzinne ulgi podatkowe, bon wychowawczy oraz dwuletni urlop wychowawczy dla obojga rodziców. Przemysław Wipler otwarcie zapowiada, że stowarzyszenie „Republikanie” ma umożliwić wejście w świat polityki nowemu pokoleniu. Z tego właśnie powodu, zaprasza on do siebie głównie ludzi młodych, licealistów i studentów, by razem rozkruszyć zabetonowaną od dwóch dekad scenę polityczną. Republikanie stawiają na świeżość i nową jakość. Zachęcenie do współpracy ambitnych, niezwiązanych z poprzednim systemem ludzi, może być kartą przetargową w nadchodzących wyborach parlamentarnych.

Mimo iż ruch Wiplera nie jest pierwszą inicjatywą o poglądach liberalnych gospodarczo i konserwatywnych światopoglądowo, może on liczyć na niemałe poparcie wśród wyborców. Z ostatniego sondażu, przeprowadzonego na zlecenie Fundacji Republikańskiej, wynikło, że Republikanie otrzymaliby 19% głosów. Co prawda, pytanie o preferencje wyborcze było poprzedzone kilkoma innymi, nakierowującymi na Republikanów, jednak fakt, że coraz więcej wyborców odwraca się od Platformy Obywatelskiej, która porzuciła swoje wolnorynkowe założenia, a także istnienie ogromnego, bo aż niemal 50-procentowego elektoratu do zagospodarowania, może dawać zwolennikom Przemysława Wiplera nadzieję na dobry wynik w wyborach. Spora jest także liczba wyborców, którzy zmęczeni są nieustającymi wojenkami pomiędzy koalicją i opozycją – tutaj pojawia się miejsce dla tego, kto zaproponuje merytorykę oraz zacznie budować kapitał polityczny za pomocą faktów, a nie insynuacji i gry na emocjach. O tym, czy Republikanie wykorzystają tę szansę, dowiemy się w przeciągu kilku nadchodzących miesięcy. q

21


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

WARTO MOCNO kredyt studencki Radosny Paweł

Jest interes do zrobienia! Milionów zrobić się nie da, ale do 54 000 zł można się przytulić. Jak? Pożyczając oczywiście. Uprzedzając obiekcje przeciwników „życia ponad stan”, muszę dodać, że nie jest to byle jaka pożyczka. Otóż Preferencyjny Kredyt Studencki, to naprawdę świetna opcja nie tylko dla tych studentów, którzy potrzebują dodatkowych pieniędzy lub chcą się uniezależnić finansowo – to świetna opcja dla wszystkich studentów. Dlaczego? Ze względu na warunki, na jakich kredyt jest udzielany. O kredyt studencki może starać się każda osoba, która rozpo-

22

częła studia przed ukończeniem 25. roku życia i której dochody na członka w rodzinie nie przekraczają 2 300 zł netto. Jedyną trudnością może być znalezienie poręczycieli, choć i tu z pomocą może przyjść Bank Gospodarstwa Krajowego lub Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Główną jego zaletą jest wysokość oprocentowania. Aktualnie wynosi ono 1,4%, bijąc na głowę wszelkie komercyjne kredyty. Dlaczego tak tanio? Bo reszta odsetek pokrywana jest z budżetu państwa. Pieniądze (600 zł) wypłacane są co miesiąc przez 10 miesięcy każdego roku. To jest 6 000 zł rocznie. Okres wypłacania można wydłużyć nawet do 10 lat (w przypadku podjęcia studiów doktoranckich). Do spłaty przystępuje się dopiero po 2. latach od ukończenia studiów, a wysokość raty wynosi 300 zł + odsetki. (W przypadku trudnej sytuacji materialnej lub życiowej istnieje możliwość częściowego lub całościowe go umorzenia kredytu, zawieszenia

spłaty kredytu nawet na okres 12 miesięcy lub zmniejszenia raty spłaty kredytu do 20% miesięcznego dochodu). Ewentualna wcześniejsza spłata kredytu czy dokonywanie nadpłat nie wiążą się z żadnymi dodatkowymi kosztami. Dodatkowo, 5% najlepszych absolwentów uczelni może liczyć na umorzenie 20% kredytu. Mimo tak przyjemnych warunków z kredytu obecnie korzysta jedynie 5,1% studentów i doktorantów. Dlaczego? Nie wiem. Pieniądze można przeznaczyć na swobodniejsze studiowanie. Stały dopływ gotówki umożliwia poświęcenie większej uwagi na studia, bez konieczności oglądania się za jakakolwiek dorywczą pracą. Można też pozwolić sobie na praktyki lub niskopłatne staże, dzięki którym wzbogacimy CV i nabędziemy umiejętności mogących się nam przydać w późniejszym życiu, a których moglibyśmy nie zdobyć pracując na kasie. Ale powiedzmy, że nie potrzebujesz dodatkowych pieniędzy lub nie chcesz kończyć studiów z widmem konieczności spłaty nawet tak korzystnego kredytu. Dlaczego mimo wszystko warto? Otóż, jeśli naprawdę nie masz bieżących potrzeb, to nie musisz ruszać tych pieniędzy. Możesz je mądrze zainwestować, wrzucić na lokatę lub zwyczajnie zachomikować w jakimś banku. Te pieniądze, nawet jeśli nie przydadzą Ci się w okresie studiów, mogą znacząco ułatwić życie zaraz po nich. Mogą stanowić bufor finansowy, który w razie konieczności pozwoli Ci spokojnie poszukać pracy, przenieść się do innego miasta lub kraju czy nawet rozpocząć coś własnego. Zastosowania można mnożyć.


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23) Cd.

Warto mocno..

Rzecz jasna istnieje też ryzyko, że wszystkie pieniądze przepijesz lub przehulasz w inny sposób. Wtedy w "dorosłe życie" wejdziesz z dodatkowym problemem i ewentualną odrobiną świetnych wspomnień. Niezależnie od tego, co z nimi zrobisz, będzie to dobra lekcja zarządzania finansami. Moim zdaniem, warto mocno. q

Fot. Media

Więcej konkretnych nformacji znajdziesz na: http://kredytstudencki.psrp.org.pl

Czy potrzebujemy Straży Miejskiej? Adam Kwiatkowski

Gdy Kongres Nowej Prawicy ogłosił zbiórkę podpisów pod referendum w sprawie odwołania Straży Miejskiej w Sopocie, w lokalnych i ogólnopolskich mediach rozpoczęła się dyskusja, czy Straż Miejska jest naprawdę potrzebna gminom i mieszkańcom. By poznać historię straży miejskiej, trzeba by sięgnąć wzrokiem do początków powstania Polski. Jednakże, jak nietrudno się domyślić, straż miejska w tamtych czasach pełniła inną rolę niż obecnie. Straż miejska była odpowiedzialna za utrzymanie porządku w gminie, a także za ściganie różnej maści przestępców: od drobnych złodziejaszków po morderców. Przy takich kompetencjach wyposażenie strażnika było dość imponujące: pełny pancerz, miecz, włócznia, a dla strażników chroniących mury także kusza. Warto w tym miejscu nadmienić, że kompetencje i wyposażenie strażników było zależne od miasta, w którym służyli. W tamtych czasach panowała pełna decentralizacja władzy, więc nie było państwowej policji, lecz straż miejska zależna od zarządcy miasta.

Czasy się zmieniają i zmieniła się straż miejska. Powtórnie powołano tę instytucję w 1991r. jednocześnie określając zakres kompetencji tej instytucji. Współczesna Straż Miejska zajmuje się tylko pilnowaniem porządku w dosłownym tego słowa znaczeniu. "Ściganie" osób pijących piwko w plenerze stało się jednym z głównych celów strażników. Chyba każdy z nas - studentów - miał do czynienia z miłymi panami z wąsami, którzy akurat przechadzali się po parku. Piszę "ściganie", bo gdyby tylko ktoś podjął próbę ucieczki, to niemal miałby pewność, że zakończy się ona powodzeniem. Poza tym strażnicy zajmują się blokowaniem kół źle zaparkowanych samochodów, ustawianiem fotoradarów i przeganianiem babć handlujących przysłowiową pietruszką. Do tych celów, rzecz jasna, nie potrzeba wielkiego ekwipunku. Gaz łzawiący, kajdanki czy pałka, to narzędzia niezbędne do unieszkodliwienia obywatela gdyby ten nie chciał usunąć swego straganu, na którym handluje. Do tego wszystkiego dochodzą

jeszcze aspekty ekonomiczne. Straż miejska w Sopocie rokrocznie przynosi straty w wysokości ok. 900 tys. złotych, co dla tak małego miasta nie jest wcale małym wydatkiem. Choć z drugiej strony chyba należy się cieszyć, że ta instytucja przynosi straty. Wpływy z tytułu mandatów wynoszą ok. 300 tys. złotych rocznie. Tak więc gdyby budżet miał zostać zrównoważony, strażnicy musieliby wystawić 3x więcej mandatów, co byłoby jednoznaczne z ustawieniem znaków zakazu wjazdu dla samochodów na wszystkich drogach prowadzących do tego pięknego kurortu. Sopocianie utrzymują ze swoich podatków kilkudziesięciu strażników, co kosztuje ich 1,2 mln złotych rocznie, w zamian otrzymując mandaty za różnego rodzaju wykroczenia. Tymczasem taniej byłoby wynająć zewnętrzną firmę, która wykonywałaby ich obowiązki. Jednakże, według mnie najlepszym rozwiązaniem byłaby likwidacja tej instytucji, a mienie i pieniądze przekazywać policji, która, w razie potrzeby, zdolna jest do ochrony swych mieszkańców przed rzeczywistymi przestępcami. q

23


, , Gdansk pazdziernik 2013, nr 2 (23)

24


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.