100
fot. Sylwia Więcek
numer Outro 0 wydanie specjalne
Patrząc z niedowierzaniem
Monika Toppich naczelna
Setne wydanie – brzmi dumnie, choć jakoś tak nierealnie. Ale tak samo nierealna wydawała się ta inicjatywa na samym początku. Później rozwinęła się, a my biegliśmy, żeby za nią nadążyć. Cała redakcja uczyła się od siebie nawzajem i starała się wydawać coraz lepszą gazetę. Obecnie już nikt, jak początkowo bywało, nie mówi, że nam odbiło. Choć wydawanie tygodnika stało się już chlebem powszednim, mam nadzieję, że wciąż przed nami wiele wyzwań i wariackich pomysłów. Bo od tego się zaczęło i to dzięki temu „Outro” funkcjonuje. Patrząc wstecz, gdybym miała taką okazję, wiele rzeczy bym zmieniła, wiele poprawiła, w wielu sytuacjach zachowała się inaczej. Ale to mogę powiedzieć teraz, po tych stu wydaniach, które wiele mnie nauczyły. I to właśnie ta wiedza i wspaniali ludzie są tym, co dało mi „Outro”. Kiedy wraz z Kamilem kliknęliśmy przycisk „załóż redakcję”, nie marzyłam nawet o 20 wydaniach, a co dopiero o 100! Patrząc wstecz mogę powiedzieć tylko jedno: dzięki wszystkim, z którymi kiedykolwiek mogłam współpracować przy tworzeniu „Outro”.
„Outro”? To się udało!
Kamil Wiśniowski
naczelny
Trzy i pół roku temu, kiedy powstawała redakcja nie przypuszczałem, że przyjdzie mi pisać wstępniaka do setnego numeru. Raczej miałem nadzieję stworzyć coś, co pozwoli działać, sprzeciwić się temu, że najczęściej w imieniu moim i moich rówieśników mówią ludzie starsi, którzy nie rozumieją naszego świata. Priorytetów. Hasło „młodzi dla młodych” towarzyszyło nam od samego początku. Wiele z takich inicjatyw zawodzi. Upadają, gdy wypali się zapał pierwszej ekipy. U nas było podobnie. Nie raz mieliśmy dość, chcieliśmy odwiesić ten projekt do szafy. Stwierdzić, że już dość. Że i my się już wypaliliśmy, nie mamy siły iść do przodu. Jednak nie możemy tego tak po prostu zrobić – redakcja to organizm, który raz powołany do życia, decyduje o nim bez żadnego nadzoru, bo redakcja to ludzie. Grupa ludzi, która robi coś fajnego nie przejmując się przeciwnościami. Outro jest nasze – moje, Pauliny, Marka, Moniki, Patrycji, Justyny, Kamila, każdego dziennikarza, grafika czy korektora, ale także tego, kto kiedykolwiek poświęcił mu choć chwilę swojego cennego czasu. Zatem i Twoje, drogi czytelniku. Każdy z nas ma na nie wpływ, każdy może je kształtować i zmieniać na lepsze.
03
Outro wydanie specjalne
100 numerów jak z bicza strzelił
Trochę się łezka w oku kręci, bo są wśród nas tacy, którzy tworzyli tę gazetę od zera, są tacy, którzy dołączyli później, z początku będąc trochę na uboczu, by z rozmaitych powodów w pewnym momencie zaangażować się na całego (w tym i skromna autorka wstępniaka), są wreszcie i nowicjusze, nie mający za sobą nawet własnej publikacji. Niezależnie od tego, chyba każda z tych kilkudziesięciu osób tworzących „Outro” czekało na tę datę, 17 grudnia, z jakiegoś rodzaju podnieceniem i nadzieją. Ile innych podobnych projektów upadło, ile nawet nie doszło do realizacji, a nam się udało, co więcej, wciąż mamy głód wyzwań i nowych celów. Kto wie, co nam wpadnie do głowy w przeciągu kilkudziesięciu przyszłych numerów? Patrząc na moich współpracowników, mogę obawiać się najbardziej szalonych koncepcji.
Paulina Zguda
zastępca naczelnych
Wielu wspaniałych Mam tendencję do wspominania i również tym razem sobie tego nie daruję. Jest co wspominać! Mamy za sobą ponad trzy lata i sto kliknięć “PUBLIKUJ” na MAM-ie. Za nami redakcyjne spotkania i warsztaty, mnóstwo śmiechu i dobrych chwil. Wiele sukcesów! Osób, które przez ten szalony projekt się przewinęły, z pewnością było niemało. Ludzie przychodzili - jedni zostawali tu dłużej, inni krócej - i odchodzili. Choć są i tacy, którzy współpracują z redakcją i dziś, mimo że ich nazwiska widnieją w stopce pierwszego wydania “Outro”.
Marek Suska
zastępca naczelnych
Nie uniknęliśmy błędów i zamieszania. Czym jest wszystko to, co nam nie wyszło, w porównaniu z tym, ile zrobiło tu tak wielu wspaniałych ludzi, którzy współpracowali lub dalej współpracują z redakcją? Ludzi, którzy poświęcali na to swój wolny (albo i wcale niewolny) czas, którzy robili to bez wynagrodzenia, którzy stali się częścią czegoś niezwykłego. To dzięki Wam - byli i obecni współpracownicy “Outro”. Wspaniale, że mogłem Was poznać. Bez tej redakcji, bez tego, co wspólnie przez te wszystkie miesiące zrobiliśmy, nie mógłbym tego powiedzieć.
OUTRO - WYCHODZIMY POZA SCHEMAT Autorzy tesktów: Aleksandra Mudel, Barbara Derkowska, Jakub Cichuta, Patrycja Rawska, Natalia Grzmil Skład: Patryk Skoczylas Projekt okładki: Patryk Skoczylas Zdjęcie na okładce: Emery Co Photo (CC BY-SA 2.0)
04
www.outro.pl rekrutacja@outro.pl redakcja@outro.pl fundacjanowemedia.org
Outro wydanie specjalne
Redaktor naczelny: Monika Töppich, Kamil Wiśniowski, Zastępcy: Marek Suska, Paulina Zguda
Sekretarz redakcji: Nina Hamera, Anna Marzec, Piotr Kulessa, Anna Jasak, Marek Suska, Magdalena Wąwoźna Zastępca: Marta Jeziorek, Julia Kozioł, Kalina Mróz, Urszula Skierkowska, Aleksandra Szeweła
Opieka z ramienia Fundacji Nowe Media: Robert Bogdański
Korekta: Agata Andrzejak, Nina Bezpałko, Katarzyna Bugiel, Faustyna Cisło, Agnieszka Dydacka, Maria Gołaszewska,Agata Hajduk, Magdalena Kelniarz, Martyna Kłopeć, Magdalena Koźlik, Aleksandra Królak, Anna Kubaczkowska, Patryk Łowicki, Justyna Majchrzak, Anna Marzec, Agnieszka Michalska, Jagoda Migoń, Julia Moczygemba, Martyna Okupniak, Paulina Pośnik, Cynthia Schmidt, Betina Stanossek, Paulina Szemplińska, Wojciech Żywolt,
Dziennikarze: Kamil Aftyka, Agata Andrzejak, Sylwia Bałuk, Jakub Barankiewicz, Aleksandra Bartosik, Adrian Bieluń, Aleksandra Bieniek, Justyna Błach, Aleksandra Błażyńska, Nikola Bohyńska, Barbara Buchta, Zuzanna Bućko, Jan Bulak, Jakub Cichuta, Karina Cieszowic, Faustyna Cisło, Magdalena Czapla, Katarzyna Czerny, Nina Dąbrowska, Damian Dąbrowski Barbara Derkowska, Adelaide Di Maggio, Grzegorz Dobek, Milena Duszak, Martyna Dyjak, Maciej Dziubiński, Wojciech Falenta, Emilia Figurniak, Michał Fila, Monika Frączek, Paweł Gałwa, Szymon Godyla, Maria Gołaszewska, Rafał Guzik, Aleksandra Grzelczyk, Natalia Grzmil, Magdalena Grzywna Agata Hajduk, Elżbieta Janota, Paulina Januszkiewicz, Anna Jasińska Marcin Jasiński, Joanna Jaworek, Szymon Jelonek, Jakub Jurkiewicz, Martyna Jurkiewicz, Wiktoria Kabat,Sandra Kałuża, Paulina Kamińska, Damian Karczewski,Dorota Karkosik, Paweł Kawalec, Magdalena Kelniarz, Martyna Kłopeć, Kamil Kaźmierczak, Martyna Kocenda, Hanna Kocur, Urszula Konarska-Mikołajewicz, Magdalena Kondracka, Magdalena Kopczany, Mateusz Koszela, Weronika Kowalska, Agnieszka Kracla, Katarzyna Krakówko, Justyna Książek, Piotr Kulessa, Maciej Kulina, Katarzyna Lewicka, Mariola Lis, Mateusz Łuszczyński, Justyna Majchrzak, Michalina Majchrzak, Sebastian Makaruk, Barbara Man, Michał Mendala, Jakub Mirowski, Michał Mitrut, Justyna Możdżonek Aleksander Musiał, Karolina Musiałek, Kalina Mróz, Magdalena Mróz, Aleksandra Mudel, Marta Nowacka, Agnieszka Nowak, Martyna Nowak, Maciej Nowotnik, Joanna Osada, Norbert Oset, Dominika Pankow, Marta Pawłowska, Krystian Pesta, Piotr Pianowski,Justyna Piąsta, Natalia Pocałuń, Angelika Podkowa, Donata Popławska, Urszula Potrawa, Natalia Półjanowska, Karolina Przybylska, Patrycja Rawska, Kinga Rejdak, Anna Rybaczek, Marcin Rudzki, Paulina Rzymanek, Paulina Sawa, Marcin Sikorski, Urszula Skierkowska, Aleksander Smarzyński, Krzysztof Socha, Jakub Sroka, Dominika Stelmach, Marek Suska, Aleksandra Szeweła, Natalia Śliwińska, Marek Świszczorowski, Ewelina Tkacz, Magdalena Tkacz,Julia Tobolska, Monika Toppich, Łukasz Walkowski, Klaudia Wawrzyczek, Kamil Wawrzyniak, Magdalena Wąwoźna, Maciej Wdowiarski, Aleksandra Wilczak, Dominika Wiśniewska,Kamil Wiśniowski, Tomasz Wiśniowski, Anna Wodzicka, Justyna Wojciechowska, Karolina Wojtal, Alicja Wojtas, Aleksandra Wojtaszak, Krzysztof Wójcik,Paula Wyciślok, Piotr Zamelski, Paulina Zguda, Anna Żmuda,
Rekrutacja i promocja: Szymon Godyla, Nina Hamera, Agnieszka Nowak,Krystian Pesta,
SPIS TRESCI 7 10
PRZEWAŻNIE LECĘ NA AMFETAMINIE ALEKSANDRA MUDEL POKAŻ MI SWÓJ PROFIL, A POWIEM CI KIM JESTEŚ BARBARA DERKOWSKA
12 14 16
KŁAMSTWO W SŁUŻBIE CZŁOWIEKA JAKUB CICHUTA INNY ŚWIAT PATRYCJA RAWSKA BĘDZIE DOBRZE NATALIA GRZMIL
Skład techniczny, graficy, fotoedycja: Adam Białek, Michał Boruta, Zuzanna Bućko, Jakub Dudek, Jagoda Gniecka, Roksana Grzmil, Magdalena Kelniarz, Jakub Knopek, Justyna Majchrzak, Klaudia Mehlich, Maciej Nowotnik, Kamil Reszka, Rafał Równicki, Urszula Skierkowska, Patryk Skoczylas, Dorota Stach, Jarosław Stępień, Paweł Szpondowski, Maciej Wanke, Paulina Zguda,
Projekt okładki i grafika: Angelika Marchewka, Anna Romanowska, Patryk Skoczylas
Strona internetowa: Krzysztof Rudlicki, Dorota Stach
Fotografowie: Michał Grajoszek, Roksana Grzmil, Krystyna Janysek, Marta Krzywda, Piotr Lycko, Klaudia Mehlich,Ewa Mirkowska, Karolina Rejdych, Zuzanna Wycisk,Paula Wyciślok,Anna Zawadzka,
05
Outro wydanie specjalne
fot. epSos.de (CC BY 2.0)
Magda ma 17 lat. Do niedawna ważyła 67 kilogramów, teraz waży 54,9. Wymarzoną liczbą, jaką chciałaby zobaczyć na wadze jest 37.
PRZEWAŻNIE LECĘ NA AMFETAMINIE Jesteś anorektyczką. Nie... do anorektyczki jeszcze mi daleko, ale już prawie… Jeszcze pół roku temu ważyłam 67 kilogramów, teraz już tylko 54,9. Przeważnie lecę na amfetaminie. Poza tym stosuję różne diety – Dieta Baletnicy, Skinny Girl Diet, ABC. Bywają dni, kiedy kilogramy lecą same w dół, są też momenty, kiedy mam ochotę cisnąć za siebie wagę, bo nic się nie zmienia… Pomiędzy dietami jem około 500 kalorii dziennie, robię kilkaset brzuszków, jeżdżę rowerem 50 km tygodniowo.
Dlaczego to robisz? Wiesz, kiedy masz odpowiednią motywację, rzeczy, które wydają się być nieosiągalne, nagle są na wyciagnięcie ręki. Wcześniej byłam strasznym śpiochem, ale teraz bez problemu zrywam się o 5, żeby ćwiczyć. Kiedyś najbardziej liczyła się dla mnie nauka, a teraz mam złe oceny…
A jak się zaczęły się twoje „przygody” z dietami? Zawsze byłam gruba. Pewnego dnia przyszłam do szkoły – to była biologia. Usiad- łam, a kolega powiedział do mnie: „O coś ci wystaje. A nie, to twój brzuch.” Do dziś pamiętam ten dzień: w domu przepłakałam kilka godzin. Zaczęłam chudnąć, a ten chłopak nawet próbował mnie poderwać, co było głupie. Przez pół roku byłam z dala o d a n o re k s j i , a l e p óź n i e j z a ko c h a ł a m s i ę w pewnym chłopaku. Jego dziewczyna była śliczna i chudziutka, a moja obsesja wróciła.
08
“Przez pół roku byłam z dala od anoreksji, ale później zakochałam się w pewnym chłopaku. Jego dziewczyna była śliczna i chudziutka, a moja obesja wróciła.” Co wtedy robiłaś? Przestałam jeść fast foody, pizze. Tak, od pizzy się zaczęło. Zjadałam całą, zatrułam się i wymiotowałam. Miałam taki ogromny brzuch. Po zwymiotowaniu już był taki jak przed jedzeniem. Tak zaczęła się moja bulimia, codziennie kilka razy wymiotowałam. Jadłam 5 batoników, piłam 2 litry soków z kartonów, pochłaniałam pół kilo chleba. Potem bez skrupułów szłam do łazienki i prowokowałam wymioty. Wpadłam w złe towarzystwo. Zaczęłam ćpać. Pamiętam, jak pierwszy raz ją wzięłam… rano myślałam, że rozpłaczę się przed lustrem. Mój fot. ºNit Soto (CC BY-SA 2.0)
E
lustrem. Mój brzuch wyglądał jak po kilkudniowej głodówce. Skończyłam z wymiotowaniem, przerzuciłam się na amfę.
Czy twoi znajomi odchudzają się tak jak ty? Miałam w klasie znajomą, Kalinę. Odchudzając się w trzy lata zeszła z 70 na 35 kg. Trafiła na oddział psychiatryczny, ale nie podołała temu. Zmarła, bo jej serce nie wytrzymało. Jednak najwięcej koleżanek spotykam na blogach o dietach. Sama taki prowadzę.
“Miałam w klasie znajomą, Kalinę. Odchudzając się w trzy lata zeszła z 70 na 35 kilogramów. Zmarła, bo jej serce nie wytrzymało.” Jak rodzina odbiera twoje głodówki? Przy nich nie zachowuję się inaczej: jem,wymiotuję, biorę amfetaminę. Oni się mną nie interesują. Wychowuję się sama. Staram się spożywać dziennie mniej niż 500 kalorii i trochę ćwiczyć – jeśli mi nie wychodzi, to idę po narkotyki. Mieszkam z mamą, która jest alkoholiczką. Dla niej ważniejsi są faceci, niż jej własna córka. Tata mieszka za granicą, widzę go tylko dwa razy w roku. Przysyła mi co miesiąc 300 zł, a ja to przepuszczam na narkotyki, papierosy i piwo. Ubrania też przywozi mi ojciec.
A jak byś zareagowała, jakbym powiedziała, że chcę być taka jak ty? Powiedziałabym, że powinnaś sp*eprzać od tego g*wna. Rozmawiała: Aleksandra Mudel
09
fot. Emery Co Photo (CC BY-SA 2.0)
Outro wydanie specjalne
POKAŻ
MI SWÓJ PROFIL, A POWIEM CI KIM JESTEŚ
Czy dbałość o wizerunek w sieci ma sens? Jakie mogą być konsekwencje wirtualnej aktywności? Pytania te mogą doprowadzić nas do mało optymistycznych wniosków.
Outro wydanie specjalne Przeglądam Facebooka. Jacek dodał zdjęcia
z wczorajszej imprezy. Bez koszulki, z papierosem, a w tle półnagie koleżanki. Cóż, mogło być gorzej. Szkoda tylko, że Jacek jest nauczycielem. Ania zmieniła status: „K.., nienawidzę tej s..., dała mi 1 z matmy”. Przyznaję, sprawdzian był trudniejszy niż zwykle. Ania niestety zapomniała, że ma córkę matematyczki wśród znajomych.
cy... – oni wszyscy mogą w jakiś sposób trafić na nasze wypowiedzi. Niech zasada „w Internecie nic nie ginie” będzie dla nas przestrogą. Jeśli komuś zależy na jak najlepszym wykreowaniu swojego wizerunku zwłaszcza pod kątem zawodowym, może powierzyć to zadanie specjalistom. W ostatnich latach takich firm powstało całkiem sporo i mają dosyć bogatą ofertę. Będą uaktualniać
O awansie możemy zapomnieć, od razu lepiej szukać nowej pracy.
Podobne sytuacje mają miejsce każdego dnia, bywają momentami jeszcze ostrzejsze w słowach i odważniejsze w czynach. Czasami mam wrażenie, że ludzie kompletnie nie zdają sobie sprawy z wagi problemu. Korzystają z Internetu naiwnie myśląc, że są całkowicie anonimowi albo że ich aktywność wirtualna nie wyjdzie poza krąg ich najbliższych znajomych. Ach, złudne nadzieje, złudne. Bo chcąc lub nie chcąc, to właśnie te najbardziej kompromitujące rzeczy zawsze wychodzą na wierzch i to w najmniej odpowiednim momencie. W dobie Internetu nasz wizerunek zależy od większej liczby czynników niż dawniej. Nie wystarczy dobry wygląd, nienaganne maniery i ułożone życie zawodowe oraz osobiste. Nasi znajomi, potencjalni pracodawcy czy klienci zwracają uwagę również na to, jacy jesteśmy w świecie „równoległym”. To, co piszemy na forach, publikujemy na stronach czy zamieszczamy na blogach, ma olbrzymi wpływ na postrzeganie nas przez innych. Jeśli chcemy uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, problemów z zatrudnieniem, a nawet problemów ze znalezieniem swojej sympatii, musimy zadbać o nasz wizerunek w Internecie.
Po pierwsze, powinniśmy podchodzić bardzo nieufnie do wszelkiego rodzaju portali społecznościowych. Kontrolowanie własnego profilu to podstawa. Jest on naszą internetową wizytówką, która może nam pomóc albo zaszkodzić. Zdecydowanie odradzam wstawiania zdjęć „z ręki” czy „z dziubkiem” jako głównych (może zadziwi to niektórych, ale faktycznie to się jeszcze zdarza i to nawet często!). Warto zainwestować w dobrej jakości fotografię – bez udziwnień, naturalną. Kolejna sprawa to ingerencja naszych znajomych w kształt i wygląd naszego profilu – niecenzuralne wpisy i komentarze mogą okazać się dla nas zgubne. I znowu powraca temat zdjęć – sprawdzajmy na bieżąco, co publikują nasi koledzy i interweniujmy, gdy pojawi się coś, co może być dla nas wyjątkowo niekorzystne. Unikajmy dzielenia się bardzo osobistymi przemyśleniami na forach, bo nigdy nie wiadomo, kto przeczyta naszą wiadomość. Bądźmy rozsądni. Nauczyciele, rodzice, sąsiedzi, pracodaw-
nasze dane, sprawdzać na bieżąco, czy w sieci nie pojawiło się coś niechcianego, dbać o to, abyśmy byli widziani w jak najlepszym świetle. Jeśli cierpicie na nadmiar gotówki – polecam powyższe rozwiązanie. Istotne jest również, abyśmy nie przesadzili. Wizerunek „realny” oraz ten internetowy powinny w jak największym stopniu się pokrywać. Oczywiście możemy próbować jeszcze pozytywniej wpłynąć na odbiorców poprzez udoskonalanie naszej osoby w wirtualnym świecie, jednakże kłamstwa i tak prędzej czy później wyjdą na jaw. Zbyt wyretuszowane i przerobione zdjęcia są niewiarygodne, a publikacja nieprawdziwych danych, chociażby tych dotyczących naszego wykształcenia, może być zgubna w skutkach. Ktoś może stwierdzić, że całe to zamieszanie wokół tego, jak postrzegają nas inni, jest niepotrzebne i bezsensowne. Możliwe, że teraz faktycznie tak jest. Dzisiaj wszystko jest w porządku, ale co będzie jutro? Patrzenie w przyszłość jest w tej kwestii bardzo pożądane. Wątpię, żeby nasz przyszły szef był zadowolony, gdy po wpisaniu naszego imienia i nazwiska w wyszukiwarce wyświetli się nasze zdjęcie z tuzinem pustych butelek po piwie i z napisem na czole „F...ck yourself”. O awansie możemy zapomnieć, a najlepiej od razu zacznijmy szukać nowej pracy. Internet jest jeszcze czymś na tyle nowym, że nieraz zaskakuje swoją przebiegłością. Rządzi się własnymi prawami, zwodząc nas, że możemy robić to, co nam się podoba. Google i Facebook są tego najlepszym przykładem. Pozornie przyjazne, mogą okazać się iście zabójczą bronią. Ofiarą może stać się każdy. Barbara Derkowska
11
Outro wydanie specjalne
KŁAMSTWO W SŁUŻBIE CZŁOWIEKA
Przeprowadzenie spektakularnego śledztwa to marzenie wielu dziennikarzy, którzy często uciekają się do kontrowersyjnych prowokacji. Kto jednak nie chciałby zdobyć szacunku okazywanego ludziom pokroju tych, którzy zmusili do rezygnacji prezydenta Stanów Zjednoczonych w wyniku dziennikarskiego śledztwa po aferze Watergate?
Etyka medialna, która co prawda w naszych cza-
sach znaczy coraz mniej, dopuszcza prowokację tylko w sytuacji, w której istnieje podejrzenie występowania znaczącej dla społeczeństwa patologii, a nie ma żadnej innej możliwości zdobycia potrzebnych informacji. Jest ostateczną bronią w arsenale dziennikarza i jako taka musi być wykorzystywana ostrożnie. Jej nieodłącznym elementem jest brak gwarancji, że dana osoba popełniła kiedykolwiek to przestępstwo, a ujawnienie prowokacji zwykle niszczy dobre imię osoby, wobec której ją zastosowano oraz feruje winę bez wyroku sądu. To są mocne argumenty, które powodują, że można brzydzić się prowokacją i łączyć ją z niezdrowymi przemianami w mediach: pogonią za sensacją i tabloidyzacją. Na dodatek czujemy się zagrożeni myśląc, że ktoś mógłby nas oszukać i wykorzystując naszą ufność, skompromitować nas. Odkryliśmy prawdę Jednak życie i praktyka nie potwierdzają tych obaw w stopniu uprawniającym do zakazania i karania prowokacji dziennikarskich. Zacznijmy od przypadku najświeższego, czyli szefa sądu w Gdańsku, Ryszarda Milewskiego, który ustalał pracę sądu tak, aby dostosować się do zaleceń urzędnika z kancelarii premiera, który nie powinien
12
mieć żadnego wpływu na decyzje sędziego. W 2010 roku burmistrz Sopotu został oskarżony o łapownictwo, a jednym z odprysków była kwestia dilera samochodów, G., który miał dać łapówkę burmistrzowi. Wiązano jego postać z sędzią Milewskim, który spotykał się prywatnie z oskarżonym w czasie procesu (prawdopodobnie przekazał mu informacje dotyczące śledztwa), polecał jego samochody innym sędziom oraz pomagał w poszukiwaniach notariusza, gdy G. chciał kupić nieruchomość, a samo podpisanie aktu odbyło się w domu sędziego. Milewski ostatecznie został świadkiem, ale sprawę nadal prowadzi jego była asystentka, która umorzyła wątek dilera G. Obiektem działania dziennikarza była więc osoba, wobec której można było mieć wiele podejrzeń, a nie niewinny i bezradny sędzia, któremu brutalny dziennikarz złamał karierę. Prowokacja nie dość, że pokazała nam sposób pracy sędziego, to jeszcze może przynieść dalsze korzyści, gdyż umożliwi powrót do zmanipulowanych (być może) spraw, w które był uwikłany. Mimo tego, za wysłanie maila, w którym przeprowadzający prowokację podszywał się pod urzędnika Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, dziennikarzowi grozi kara: proces za powoływanie się na wpływy w instytucjach publicznych dla własnej korzyści.
Outro wydanie specjalne fot. Roksana Grzmil
Przeszłość też nas uczy Za pierwszą prowokację dziennikarską uznaje się akcję przeprowadzoną przez Nellie Bly w 1887 roku. Udawała ona obłęd i dzięki temu dostała się do szpitala psychiatrycznego dla kobiet. Po wyjściu opisała złe traktowanie i znęcanie się nad pacjentami. Po tym wydarzeniu wyciągnięto wobec pracowników szpitala konsekwencje. Na polskim podwórku prowokacje także wykorzystywano od upadku PRL. Dziennikarz TVN za pomocą sfałszowanego dowodu wynajął mieszkanie, samochód, sprzęt narciarski czy płyty CD. Nawet wizyta w banku i próba założenia konta nie zakończyła się wykryciem fałszerstwa. Wykazano w ten sposób niebezpieczną lukę w systemie weryfikowania dokumentów, która była groźna dla obywateli. Także za pomocą prowokacji wykryto w 2005 roku odświeżanie wędlin w firmie Constar. Jednak najbardziej spektakularna prowokacja dotyczyła wykrycia grupy pedofilów. Dziennikarze „Wprost” i „Polsat” za pomocą forum założonego w Szwecji, uzyskali kontakt z grupą rozpowszechniającą pornografię dziecięcą, a także kręcącą filmy pornograficzne. Zdobyli ich zaufanie i jako regularni odbiorcy materiałów uczestniczyli w spotkaniach, na których prezentowano materiały. Zdobywali coraz więcej kontaktów, ustalili, że pedofile korzystali głównie z dziewcząt wywodzących się z rodzin patologicznych, w wieku od trzech miesięcy do dwunastu lat, czasem płacili rodzicom, a czasem wykorzystywali ich nieświadomość i nieuwagę. Na liście ludzi zaangażowanych w proceder było wielu znanych prawników, biznesmenów i artystów. W pewnym momencie przekazali swoją wiedzę organom ścigania, co wywołało falę aresztowań i prawdopodobnie ocaliło wiele dziewczyn przed dalszym wykorzystywaniem. Więcej kontrowersji wzbudza najsłynniejsza prowokacja polityczna. Dziennikarze TVN, Andrzej Morozowski i Tomasz Sekielski, z pomocą posłanki Renaty Beger nagrali materiał, na którym politycy
ówcześnie rządzącego Prawa i Sprawiedliwości Adam Lipiński i Wojciech Mojzesowicz, oferowali stanowiska w zamian za wystąpienie z Samoobrony i popieranie rządu Jarosława Kaczyńskiego. Nagranie oburzyło opinię publiczną, jednak złamało pewną zasadę prowokacji: zakaz kreowania rzeczywistości. Istnieje możliwość, że to dziennikarze zachęcili posłankę Beger do podjęcia rozmów, więc sytuacja nie odzwierciedlała rzeczywistości, tylko ją stworzyła. Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich skrytykował działania dwójki redaktorów, jednak ta decyzja wywołała podziały w środowisku dziennikarskim. Dylemat W imię interesu społecznego czasem trzeba poświęcić inne wartości. W czasie wojny pozwalamy zabijać, dozwolone jest aresztowanie osoby (czyli ograniczenie jej wolności), jeżeli istnieje niebezpieczeństwo dla innych. Tak samo prowokacja jest ostatnią deską ratunku dziennikarza śledczego i póki media będą ją wykorzystywać w dobrym celu, będzie przyzwolenie na takie działania. Można mieć jednak obawy, że w czasie postępującej pogoni za sensacją i upadku etosu dziennikarza, może być wykorzystywana do złych celów. Jak dotąd jednakże prowokacje czynią więcej dobra, niż szkody. Dają społeczeństwu wymierne korzyści i pozwalają wyciągać na światło dzienne nadużycia władzy oraz demaskować przestępców. Do nadziei na przyszłość uprawnia fakt, że wykorzystywanie ich w celach nie służących wyższemu dobru będzie ciosem dla mediów i będą one ponosić konsekwencje w czasach, które i tak dla mediów są ciężkie. Jakub Cichuta
13
fot. Emery Co Photo (CC BY-SA 2.0)
INNY ŚWIAT?
Na świecie żyje wiele milionów ludzi, każdy
z nas jest inny. Różnimy się kolorem skóry, włosów, oczu, charakterem. Najbardziej znaczącą różnicą jest oczywiście płeć. Wszystko to jest zwyczajne i nie ma w tym nic dziwnego, zastanawiające jest jednak, dlaczego czasami różnice między ludźmi wywołują konflikty, niekiedy bardzo poważne. Największa nienawiść, jaką miałam okazję zaobserwować, to nienawiść mężczyzn… do innych mężczyzn, z tą różnicą, że homoseksualistów. Problem nietolerancji w naszych czasach jest bardzo wysoki. Z każdej strony dociera do nas stwierdzenie, że już nie jest aż taki duży i nie ma się czym przejmować, ale czy rzeczywiście tak jest? Przed napisaniem artykułu jak zawsze staram się rozmawiać z ludźmi, aby poznać ich zdanie. Tym razem moją grupą docelową byli mężczyźni. Każdy zapytany nie za bardzo kwapił się do odpowiedzi, a jeśli już ją uzyskałam, była ona za każdym razem podobna: „o pedałach nie gadam” albo „przy takich zawsze chronię swoją tylną cześć ciała, bo to nigdy nic nie wiadomo”. Zrezygnowana spytałam
Outro wydanie specjalne
także kobiety, z ich strony opinie były łagodne i nawet jeśli którejś homoseksualiści nie pasowali, twierdziły, że seksualność innych to nie ich sprawa. Skąd te różnice zdań i skąd w ogóle bierze się aż tak duża nietolerancja wobec ludzi, jakimi są homoseksualiści? Dlaczego w głowach wielu ludzi bierze się przekonanie, że są oni chorzy i powinno się ich albo izolować od innych,„normalnych”, albo leczyć jak grypę? Nasz świat jest tak dobrze rozwinięty, że doskonale wiemy, iż ci ludzie nie są inni, są tacy sami jak wszyscy. Niektórzy niestety nie umieją tego zrozumieć, mają klapki na oczach i nie są w stanie tego zaakceptować. Może po prostu nie potrafią tego zrozumieć i dlatego jest to dla nich nie do przyjęcia. Marcin pracuje w dużej korporacji, dobrze zarabia, zajmuje kierownicze stanowisko. Od 16–go roku życia nie ukrywa się ze swoją orientacją seksualną. Niejednokrotnie miał z tego powodu nieprzyjemności w szkole czy później na studiach, zdarzyło się nawet pobicie. Po studiach wyprowadził się z domu i zamieszkał ze swoim partnerem. Najbliżsi przyjaciele i rodzina wiedzieli, koledzy z pracy nie, gdyż Marcin stwierdził, że nie wpłynie to dobrze na jego reputację, tym bardziej, że kiedy był na kierowniczym stanowisku, podlegało mu wielu ludzi. Problem pojawił się, kiedy w pracy pojawiały się bankiety, na które każdy zabierał żonę. Marcin chodził sam, a nieustanne wypytywanie go o to, dlaczego nikt mu nie towarzyszył, było męczące. Postanowił ujawnić, że nie jest sam, że ma partnera. Następnego dnia szef wezwał go na rozmowę, podczas której dowiedział się, że jest „kryzys” i niestety musi zrezygnować ze stanowiska kierownika, jeśli chce nadal pracować. Oczywiście oficjalnie nie ma to żadnego związku z ujawnieniem przez Marcina, że osoba, przy której budzi się i zasypia nie ma na imię Michalina tylko Michał. Osoby negatywnie wypowiadające się o homoseksualistach zaznaczają, że mają prawo wyrazić swoje zdanie, nawet jeśli jest ono obraźliwe i nie poparte merytorycznymi argumentami. Skoro tak twierdzą, to dlaczego nie dają takim osobom prawa, aby swobodnie mówiły o swojej orientacji?
pewno nie pozostaliby niezauważeni i jestem niemal w 100% pewna, że usłyszeliby pod swoim adresem obraźliwe określenia, typu „pedały”. Co gorsza, mogliby wyjechać ze stadionu… karetką. Nikt nikomu nie wmówi, jak ma myśleć, jednak tolerancja powinna być cechą każdego dojrzałego
„Osoba, z którą on budzi się i zasypia, nie ma na imię Michalina tylko Michał.” człowieka. Przejawem mądrości i dojrzałości nie jest powiedzenie do drugiego człowieka „ty pedale”, tylko dlatego, że kocha inaczej. A może właśnie to nie jest inaczej? Czy kochanie osoby tej samej płci jest dziwne? Otóż nie i nie jest to powód do dyskryminowania nikogo. Uczucie dwóch osób w związku jest wprawdzie inne od miłości braterskiej, ale też jest uczuciem. Każdy musi to przemyśleć sam i dojść do pewnych wniosków. I zadać sobie pytanie, czy aby na pewno powinno się wtrącać w życie innych i swoim zachowaniem krzywdzić ich i zabierać prawo do szczęścia. Patrycja Rawska
Dzisiejszym światem zawładnęły stereotypy, większość ludzi myśli, że związek powinno tworzyć dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta. Innych opcji już się nie toleruje, nie pozwalając na szczęście ludzi, którzy wbrew pozorom nie są inny czy wypaczeni. Z drugiej jednak strony nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie dwóch homoseksualistów idzie na mecz i siedząc na trybunach, trzymają się za ręce albo dają sobie buziaka, co czyni każda para. Na pewno
15
fot. Emery Co Photo (CC BY-SA 2.0)
Będzie DOBRZE
Outro wydanie specjalne Kasia to normalna dziewczyna. Chodzi do liceum wieczorowego, bardzo dobrze się uczy i planuje studia. Jest piękną, szczupłą blondynką. Uwielbia spacerować i rozmawiać. Ostatnio do jej rozrywek należą oglądanie kreskówek, zwłaszcza wieczorynek, układanie klocków i opowiadanie bajek. Uważa, że trzeba się pogodzić z tym, na co nie do końca ma wpływ. Jest niesamowitą kobietą, potrafiła przezwyciężyć strach i dojść do wyznaczonego sobie celu. “Mateusza poznałam przez przypadek. Zaczęło się od wspólnej imprezy. Potem od słowa do słowa zaczęliśmy się poznawać. Wiele nas łączyło, oboje uwielbialiśmy spacerować. Potrafiliśmy chodzić godzinami. Nie czuliśmy się zmęczeni, nie brakowało nam tematów, nie przestawaliśmy się śmiać. Zawsze, zanim położyłam się spać, Mateusz dzwonił do mnie. Czasem tylko po to, żeby umówić się na spacer następnego dnia. Zakochaliśmy się w sobie. Oboje ukrywaliśmy to przez dłuższy czas. Może dlatego, że baliśmy się wzajemnej reakcji, albo może nie chcieliśmy niszczyć naszej przyjaźni. Wiele razy rozmawialiśmy o przyszłości, a właściwie o planach, oczywiście wspólnych. Nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie. Przedstawiłam Mateusza swoim rodzicom. Zaakceptowali go i polubili. Ja poznałam jego mamę. Jest bardzo sympatyczną i wygadaną osobą. Wiedziałam po kim Mateusz odziedziczył taką cechę. Często się z tego śmialiśmy. Pasowaliśmy do siebie, ja częściej słuchałam a on opowiadał. Jak zwykle o niczym. Gdy musieliśmy porozmawiać na poważniejszy temat, w ciągu pięciu minut z a m i e niał się on w rozmowę o niczym. Nawet nie zauważałam jak to się działo. Cieszyłam się z każdej chwili, którą spędzaliśmy razem. Nie mieliśmy dużych problemów, nie kłóciliśmy się często. Pomagała nam nasza przyjaźń, nie tylko byliśmy ze sobą, ale przede wszystkim p r z y jaźniliśmy się. Gdy któreś z nas miało problem, rozmowa była lekiem na wszystko. Wspieraliśmy się nawzajem. Uważałam nas za idealną parę. Byłam uzależniona od jego obecności. Potrzebowałam jej jak niczego innego. On sam wystarczał mi w stu procentach. Nie miałam czasu dla znajomych. Poświęcałam go tylko jednej osobie w moim życiu. Myślałam, że to nigdy się nie skończy. W wieku 16 lat zaszłam w ciążę. Dzień, w którym się o tym
dowiedziałam pamiętam do dziś. Nic do mnie nie docierało, byłam w szoku. Nie potrafiłam płakać, załamać się, cieszyć. Nie było po mnie widać żadnych emocji. Nie myślałam o niczym. Mateusz bardzo mnie wspierał, powiedział: „Nie będzie idealnie, ale będzie dobrze”. Oboje byliśmy niepełnoletni. Nie mieliśmy pracy, własnego mieszkania. Nie mieliśmy niczego co jest potrzebne do utrzymania i wychowywania dziecka. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z rodzicami. Zrobiłam to tego samego dnia. Nie zastanawiałam się, czy jeszcze poczekać, czy ich na to przygotować. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że do takiej wiadomości nie da się nikogo przygotować. Myślałam tylko o tym, że prędzej czy później będę musiała im powiedzieć, chciałam mieć to za sobą. Ich re a kc j a b y ł a bardzo podobna do mojej N i e było płaczu, krzyku. Oczwiście nie było też radości. Wierzyłam w to, że będzie dobrze. Ustaliliśmy, że Mateusz znajdzie pracę na wakacje. Sam to zaproponował. Starał się robić co tylko mógł. Chyba tylko dlatego, że jeszcze nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Ja nie mogłam rzucić szkoły i pójść do pracy, jednak robiłam co mogłam. Udzielałam korepetycji, uczyłam się dobrze, więc nie miałam z tym problemów. Zaczęłam czytać wiele książek związanych z ciążą. Lekarz był zdziwiony moją wiedzą. Pierwszy raz zdałam sobie sprawę z tego, że noszę pod sercem malutkiego człowieka gdy przed każdym pójściem do lekarza modliłam się o to, aby wyniki badań były dobre. Nie dbałam już tylko o siebie. Byłam odpowiedzialna za dwie osoby. Często kładłam się i myślałam o jego płci, o tym jak będzie
17
Outro wydanie specjalne
wyglądało. Starałam się uciekać od myśli związanych z tym, że mogę sobie nie poradzić. Pomimo tego, że mojego brzuszka nie było jeszcze widać, gdy na dworze robiło się trochę zimnej, odruchowo kładłam na nim obie ręce. Nieuniknione były plotki na mój temat. D ow ia d y w a ł a m się o sobie różnych rzeczy, w większości nieprawdzi-
bi to z kim popadnie to trzeba się z tym liczyć”. Dlaczego ludzie potrafią być dla siebie tacy okrutni? Ja nie byłam inna, ani gorsza. Nosiłam w sobie małego dzidziusia, który nie pozwalał mi zapomnieć o tym, że tam jest. Tylko on się dla mnie liczył. Z perspektywy czasu uważam, że zachowałam się dojrzale. W pełni poniosłam odpowiedzialność za
“Nic do mnie nie docierało, byłam w szoku. Nie potrafiłam płakać, załamać się, cieszyć. Nie było po mnie widać żadnych emocji.” wych. Starałam się tym nie przejmować. Zaczęło bardziej zależeć mi na szkole. Uczyłam się lepiej niż wcześniej. Wiedziałam, że to ważne i że powinnam o to zadbać. Dyrektorka mojej szkoły bardzo mi pomogła, pozwoliła mi dalej do niej chodzić, porozmawiała z wszystkimi nauczycielami. Do dziś jestem jej wdzięczna. Gdzieś w tym wszystkim zatraciły się nasze rozmowy z Mateuszem o niczym. Przestaliśmy chodzić na spacery. Często gdy spotykaliśmy znajomego, staraliśmy się pójść inną stroną. Ja tego nie chciałam. Nie uważałam, że mam powód, aby tak robić. Przecież nikogo nie zabiłam, nie okradłam. Dlaczego miałabym się wstydzić ludzi? Jedyne miejsca, w których spotykaliśmy się to nasze mieszkania. Raz byliśmy u niego, a raz u mnie i tak w kółko. Czerwiec – miesiąc, w którym słońce zmusza ludzi do wychodzenia z domu. My nie wychodziliśmy. Mateusz zaczął unikać spotkań ze mną. Wiele razy próbowałam z nim o tym rozmawiać. Niestety bez skutku, potrafił tylko zmieniać temat. Jednak najczęściej zaczynaliśmy się kłócić. Kłótnie pojawiały się przez dosłownie wszystko. Wierzyłam nadal, że będzie dobrze. Mateusz coraz rzadziej pracował. Tłumaczył to mówiąc, że ma prawo czuć się zmęczony. Starałam się to zrozumieć. Mieszkam w małym mieście, wieści szybko się rozchodzą. Pewnego dnia, wracając do domu, przytrzymałam drzwi starszej pani, która właśnie wchodziła do klatki. Spodziewałam się tylko, że powie: „dziękuję”. Usłyszałam, że zmarnowałam sobie życie i że powinnam się wstydzić wychodzić z domu. Nie mogłam w to uwierzyć. Ludzie zachowywali się jakby znali mnie lepiej niż ja sama siebie. Oprócz nielicznych osób, które naprawdę mi pomogły, inni patrzyli się na mnie jakbym nosiła w sobie jakąś chorobę zakaźną. Innym razem dwie dziewczyny, których nawet nie znałam patrzyły na mnie i mówiły do siebie: „Patrz to ta, co wpadła. Należało się jej, jak się ma nowego chłopaka co tydzień i ro-
18
to co zrobiłam. Mogłam się załamać, codziennie płakać, ale nic by mi to nie dało. Uświadomiłam sobie, że moje życie się nie zmarnowało. Byłam pewna, że będzie mi w nim znacznie trudniej niż innym, jednak nie poddałam się. Zrobiłam to dla niego, wiedziałam, że kiedyś będę mu mogła śmiało powiedzieć, że nie zrezygnowałam, ponieważ był dla mnie i zawsze będzie najważniejszy. Nigdy przez myśl nie przeszła mi aborcja. Gdybym to zrobiła czułabym się jakbym ukarała je za coś czemu nie jest winne. Musiałam walczyć. Pomimo tego, że czasem już brakowało mi sił, dałam radę. Udało mi się dzięki niemu. Kochałam je, wszystko robiliśmy razem, jedliśmy, oglądaliśmy filmy, słuchaliśmy muzyki, gotowaliśmy. To cudowne uczucie, nigdy go nie zapomnę. Czynności, które normalny człowiek wykonuje mechanicznie, mnie sprawiały ogromną radość. Gdy szłam po szklankę wody czułam, że nie jestem sama. Zawsze mówiłam do niego: „Chce ci się bardzo pić? Chyba będziemy musieli nalać sobie dwie szklanki”. Wciąż jednak czułam, że cały świat stanął przeciwko mnie i mojemu dziecku. Zapomniałam co to znaczy normalne wyjście do sklepu. Ludzie mierzyli mnie wzrokiem. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby mówili o mnie w radiu, albo w telewizji. Oczywiście dodając przy tym niestworzone historie. Niszczyli życie nie tylko mnie, ale też jemu. Dziecku, które nie jest niczemu winne. Jeszcze się nie urodziło, a już było skazane na to, że ludzie będą je traktowali inaczej. Wiele osób się ode mnie odwróciło. Pomimo tego, że mnie znali i wiedzieli jaka jestem, wierzyli w plotki. Nie mogłam z tym nic zrobić. Żyłam ze świadomością, że małe stworzenie przyjdzie na świat dzięki mnie. Z Mateuszem widywałam się raz w tygodniu. Nigdy bym nie pomyślała, że byliśmy kiedyś idealną parą. W moim życiu zmieniło się dosłownie wszystko. Rodzicie mnie wspierali, jednak nie byli w stanie zastąpić dziecku ojca. Młody, bezradny człowieczek potrzebuje obojga rodziców. Zrobiłabym dla niego
Outro wydanie specjalne
Natalia Grzmil _______________________________ Ze względu na prośbę bohaterki o niepublikowanie jej wizerunku oraz danych osobowych wszystkie imiona w tekście zostały zmienione, fotografie przedstawiają zaś inną osobę.
fot. Emery Co Photo (CC BY-SA 2.0)
wszystko, jednak wielu rzeczy nie byłam w stanie. Dzień jego narodzin pamiętam bardzo dokładnie. W końcu niełatwo zapomina się najszczęśliwsze dni w swoim życiu. Pierwszy raz mogłam dotknąć Kamilka. Był drobny i malutki. Tego uczucia nie da się opisać. Trzeba sobie spróbować wyobrazić jak to jest trzymać na rękach największe szczęście w swoim życiu, być za nie odpowiedzialnym, martwić się o nie. Patrzyłam na część siebie, która na zawsze będzie ze mną związana. Nie da się nie kochać swojego dziecka. Mój mały Kamilek jest najpiękniejszym i najwspanialszym dzidziusiem na świecie. Mateusz, po moim telefonie, przyjechał razem z moją mamą do szpitala. Niestety na porodówkę mogła wejść tylko jedna osoba. Przepuścił moją mamę, a sam patrzył przez szybę. Kilka godzin później, odwiedził mnie po raz kolejny. Patrzył na Kamilka i nie mógł oderwać od niego wzroku. Cały czas okrywał go kocykiem i pytał się mnie czy przypadkiem nie jest mu zimno. Bał się go wziąć na ręce. Kilka dni później gdy byłam już w domu, spotkałam się z Mateuszem. Poprosił mnie o rozmowę, ustaliliśmy, że nie będziemy razem. Odwiedza nas co drugi dzień. Spędzamy ze sobą wiele czasu, bardzo mi pomaga. Jesteśmy teraz zupełnie innymi osobami. Obowiązki zmieniają ludzi. Trzeba zdać sobie sprawę, że w życiu nie można być wiecznym dzieckiem. Trzeba wybrać cel i dążyć do niego. Czasem opłaca się poświęcić, oddać komuś całego siebie. Można wtedy wiele zyskać.”