Magazyn nurkowy Perfect Diver nr 32

Page 1


Wojciech Zgoła

Redaktor Naczelny

Zima odeszła, a wiosna nadeszła. Wraz z wiosną pojawia się nasza nowa inicjatywa. Zapraszamy centra nurkowe i szkoły nurkowania z Polski i najbliższej okolicy, do prezentowania się na naszych łamach.

Szukasz miejsca blisko siebie, gdzie chciałabyś/ chciałbyś nauczyć się nurkowania, spróbować oddychać pod wodą? A może jesteś już certyfikowanym nurkiem ale chciałbyś czegoś więcej? Wejdź na rozkładówkę z mapą Polski i kliknij miejsce, które Cię interesuje. I nurkuj!

Okładka autorstwa Adriana Juriewicza zdobi to wydanie. W środku więcej zdjęć mant z Malediwów i ciekawa opowieść Sylwii Kosmalskiej-Juriewicz opodwodnych spotkaniach z tymi majestatycznymi zwierzętami.

Co dalej? Nie wiem od czego zacząć ;)

Jest Lombok i Zanzibar, jest też 5 porad, jak stać się nurkiem. Grzegorz Mikosza tym razem nie sprząta, ale uczy się nurkować! Serio – sami zobaczcie, jak stał się nurkiem.

Dos Fotógrafos to krótki artykuł Przemka Zybera o Jukatanie i o spotkaniu z Joram’em Mennes’em, ce-

nionym fotografem cenotów i nie tylko. Zdjęcia obu panów – rewelacja.

Od kwietnia destynacje Morza Śródziemnego otwierają się (te działające okresowo), dlatego przypominamy o Gozo. Zadzwońcie do Diveworld Gozo i powiedzcie hasło Perfect Diver (lub napiszcie), a otrzymacie rabat 

Opisujemy jeszcze między innymi kamieniołomy: Steina w Niemczech i Portland w UK. Do tego bliżej końca praktyczny artykuł Dominika Dopierały o nawigacji pod wodą, wywiad z Przemkiem Zyberem i krótkie podsumowanie V Festiwalu „Głębiny”.

Nim przejdziecie do ostatniego artykułu Wojtka A.Filipa o staniu na głowie, możecie przeczytać onurkujących dzieciach i o ptakach, które zawsze są w naszych wydaniach.

A 25 maja zapraszam wszystkich chętnych na spotkanie w Boszkowie Letnisku, nad Jeziorem Dominickim. Od godziny 10 posprzątamy akwen w ramach Sprzątania Świata, a po posiłku spotkanie integracyjne sympatyków Perfect Diver. Śledźcie naszego FB, bo na spotkaniu będą niespodzianki ;)

Spodobało Ci się to wydanie? Postaw nam wirtualną kawę buycoffee.to/perfectdiver Odwiedź naszą stronę www.perfectdiver.pl, zajrzyj na Facebooka www.facebook.com/PerfectDiverMagazine i Instagrama www.instagram.com/perfectdiver/

Nurkowanie w cieniu wulkanu

Prosto z ZANZIBARU Odkryj ze mną GOZO Nurkowa Wielka Brytania. PORTLANT

Dos fotógrafos. Krótka historia o jednym fajnym dniu w dżungli PLUS wywiad z Joram'em Mennes'em ODKRYJ

WSPOMNIENIE – Paweł Sowisło

PLANETA ZIEMIA

Po długich dziobach je poznacie

WYDARZENIA

Po V Festiwalu Nurkowym „Głębiny”

WIEDZA

5 porad dla tych, którzy chcą zacząć nurkować

Przygoda z nurkowaniem, czyli dziecko na kursie

Zgub się!!! I odkryj coś nowego

Czy stanie na głowie wpływa na działanie Twojego sprzętu?

Wydawca PERFECT DIVER Sp. z o.o. ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny fotograf geografia świata i podróże reklama tłumacze języka angielskiego

opieka prawna projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła

Karolina Sztaba Anna Metrycka reklama@perfectdiver.com

Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak

Reddo Translations Sp. z o.o. Piotr Witek

Adwokat Joanna Wajsnis Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky), Open Sans (Ascender Fonts) Noto Serif, Noto Sans (Google) druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce Adrian Juriewicz miejsce Malediwy model Manta

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.

PayPal.Me/perfectdiver

WOJCIECH ZGOŁA

Pasjonat nurkowania i czystej natury. Lubi mawiać, że podróżuje nurkując. Pływać nauczył się jako niespełna 6-cio letni chłopiec. W wieku 15 lat zdobył patent żeglarza jachtowego, a nurkuje od 2006 roku. Zrealizował ponad 800 zanurzeń w różnych regionach Świata. Napisał i opublikował wiele artykułów.

Współautor wystaw fotograficznych. Orędownik pozostawiania miejsca pobytu czystym i nieskalanym. Propagator nurkowania. Od 2008 r. prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure. eu. Na bazie szerokich doświadczeń w 2018 roku stworzył nowy Magazyn Perfect Diver, który od ponad 4 lat, z powodzeniem, wychodzi regularnie co 2 miesiące w języku polskim i angielskim.

Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach 

Nurkuję od 2002 roku czyli już ponad połowę swojego życia  Zaczynałam nurkowanie w polskich wodach, do których chętnie wracam w ciągu roku – i sprawia mi to ogromną przyjemność!:) Do Activtour trafiłam chyba z przeznaczenia i zostałam tutaj na stałe… już ponad 10 lat! Z zamiłowaniem spełniam ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie!  Osobiście – latam i nurkuję w różnych morzach i ocenach kiedy tylko mogę, bo to jedna z miłości mojego życia Od początku istnienia magazynu PD przelewam swoje wspomnienia z wypraw nurkowych na papier dzieląc się swoją pasją z innymi i nie potrafię przestać pisać;) Od 2023 na stałe w redakcji PD – mając nadzieję przynieść jej trochę „świeżej krwi”;) Spełnione nurkowe marzenie: Galapagos! Jeszcze przede mną… Antarktyda! Jeśli nie nurkuję to wybieram narty, tenisa albo mocne, rockowe brzmienia;)! Motto które bardzo lubię to: „Bądź realistą – zacznij marzyć”!:) anna@activtour.pl; www.activtour.pl

SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ

Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia, jest joginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.blog.dive-away.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest instruktorem nurkowania, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.

PRZEMYSŁAW ZYBER

Moja przygoda z fotografią zaczęła się na długo zanim zacząłem nurkować. Już od pierwszego nurkowania marzyłem, aby towarzyszył mi aparat. Wraz z nabieraniem wprawy w nurkowaniu mój sprzęt do fotografii również ewoluował. Od prostej kamerki GoPro poprzez kompakt oraz lustrzankę do pełnoklatkowego bezlusterkowca. Teraz nie wyobrażam sobie nurkować bez aparatu. Mam wrażenie, że fotografia podwodna nadaje sens mojemu nurkowaniu.

www.facebook.com/przemyslaw.zyber www.instagram.com/przemyslaw_zyber/ www.deep-art.pl

KAROLA TAKES PHOTOS

Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”) Współpracuje z organizacjami NGO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.

Laura jest dziennikarką, trenerem instruktorów, nurkiem CCR i jaskiniowym. Przez ponad dekadę rozwijała swoją karierę nurkową, zdobywając wiedzę i doświadczenie z różnych dziedzin. Jej specjalnością są profesjonalne szkolenia nurkowe, ale pasja do środowiska podwodnego i jego ochrony skłania ją do odkrywania różnych miejsc na całym świecie, od głębin Cieśniny Lombok, jaskiń w Meksyku i wraków na Malcie po Malediwy, gdzie prowadzi centrum nurkowe nagrodzone przez ministerstwo turystyki tytułem najlepszego centrum nurkowego na Malediwach. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony środowiska morskiego, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi. Znajdziesz ją na: @laura_kazi_diving www.divemastergilis.com

LAURA KAZIMIERSKA

WOJCIECH A. FILIP

Nurkuje od 35 lat. Spędził pod wodą ponad 16 tysięcy godzin, z czego większość nurkując technicznie. Był instruktorem i instruktorem mentorem wielu organizacji m.in. CMAS, GUE, IANTD, PADI. Współtworzył programy szkoleniowe niektórych z tych organizacji. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą i doświadczeniem praktycznym. Uczestnik wielu projektów nurkowych, w których brał udział jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy prelegent. Jako pierwszy Polak nurkował na wraku HMHS Britannic (117 m). Jako pierwszy eksplorował głęboką część jaskini Glavas (118 m). Wykonał serię nurkowań dokumentujących wrak ORP GROM (110 m). Dokumentował głębokie (100–120 m) części zalanych kopalń. Jest pomysłodawcą i konstruktorem wielu rozwiązań sprzętowych podnoszących bezpieczeństwo w nurkowaniu.

Jest Dyrektorem Technicznym w firmie Tecline, gdzie m.in. kieruje placówką badawczo-szkoleniową Tecline Academy. Jest autorem kilkuset artykułów o nurkowaniu oraz książek dotyczących diagnostyki i napraw sprzętu nurkowego.

Nurkuje w rzekach, jeziorach, jaskiniach, morzach i oceanach na całym świecie.

Nurkuje od zawsze, nie pamięta swoich pierwszych nurkowań. Jedyne co pamięta, że od zawsze nurkowanie było jego pasją. Całe dzieciństwo spędził nad Polskimi jeziorami, które do dziś woli od dalekich destynacji. Z wielkim sukcesem zamienił pasję w sposób na życie i biznes. Ciekawość świata i ciągłe dążenie do doskonałości i perfekcji to główne cechy, które na pewno mocno mu przeszkadzają w życiu. Zawodowy instruktor nurkowania, fotograf, filmowiec.

Twórca Centrum Nurkowego DECO, Course Director PADI, TecTrimix Instructor Trainer TECREC.

Nurek od 2007 roku. Kierunki wakacyjne zawsze wybieram pytając sam siebie – no ok, ale czy jest tam gdzie zanurkować? Fotografia podwodna to wciąż dla mnie nowość, ale z każdym kolejnym nurkowaniem uczę się czegoś nowego.

„Od momentu narodzin, człowiek nosi na swych barkach ciężar grawitacji […], ale wystarczy że zanurzy się pod powierzchnię wody i staje się wolny” – J.Y.Cousteau

Absolwent Politechniki Poznańskiej, finansista, biegły rewident. Nurek zafascynowany teorią nurkowania – fizyką i fizjologią. Zakochany w archeologii podwodnej pasjonat historii Starożytnego Rzymu, aktywny Centurion w grupie rekonstrukcyjnej Bellator Societas (Rzym I w.p.n.e.). Marzy, by choć raz wziąć udział w podwodnych badaniach archeologicznych a następnie opisać wszystko w serii felietonów.

Równie często jak pod wodą spotkać go można w Japonii, której kulturą i historią fascynuje się od blisko trzech dekad.

Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie –jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

Zoopsycholog, badacz i znawca behawioru delfinów, oddany idei ochrony delfinów i walce z trzymaniem ich w delfinariach. Pasjonat M. Czerwonego i podwodnych spotkań z dużymi pelagicznymi drapieżnikami. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od ponad 15 lat uczestniczy w badaniach nad populacjami dzikich delfinów, audytuje delfinaria, monitoruje jakość rejsów whale watching. Jako szef projektu „Free & Safe” (wcześniej „NIE! dla delfinarium”) przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli, promuje etyczny whale & dolphin watching, szkoli nurków z odpowiedzialnego pływania z dzikimi delfinami, popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.

DOMINIK DOPIERAŁA
MICHAŁ CZERNIAK
JAKUB BANASIAK
WOJCIECH JAROSZ

Znany bardziej jako Wąski. Zawodowo główny specjalista BHP, inspektor ochrony PPOŻ oraz instruktor pierwszej pomocy. Prywatnie mąż i tata swojej córeczki. Członek stowarzyszenia Bellator Societas, w którym nazywany jest Św. Marcinem, bo corocznie wciela się w postać w trakcie imienin ulicy dnia 11 listopada w Poznaniu. Oczywiście od wielu lat zapalony nurek. Uwielbia nurkowanie techniczne, w szczególności te na wrakach oraz wszystko, co wiąże się z aktywnością nad i pod wodą :)

Całe dorosłe życie „Dobroci”, bo tak do niej zwracają się przyjaciele, jest zawodowo związane z nurkowaniem. Ponad dziesięć lat nurkowała co dzień, jako zawodowy instruktor nurkowania PADI pracując i prowadząc centra nurkowe w Egipcie. Piekielnie skrupulatna i pedantycznie dbająca o bezpieczeństwo. Specjalizuje się w szkoleniu dzieci, młodzieży i kobiet. Nie sposób jej przeoczyć bo swój różowy styl życia ubiera w ten kolor pod wodą. Z wykształcenia i drugiego zawodu różowa księgowa, prywatnie mama dwóch „terrorystów”. Współwłaścicielka Centrum Nurkowego DECO.

Dla Tomka nurkowanie zawsze było największą pasją. Zaczął swoją przygodę w wieku 14 lat, rozwijając się został instruktorem nurkowania rekreacyjnego, technicznego, Instruktorem pierwszej pomocy oraz technikiem branży nurkowej. Aktualnie prowadzi 5* Centrum Nurkowe COMPASS

DIVERS Pobiedziska koło Poznania, gdzie przekazuje swoją wiedzę i umiejętności początkującym oraz zaawansowanym nurkom, co sprawia mu ogromną radość i satysfakcję z bycia częścią ich podwodnej przygody…

Zarażona pasją do nurkowania przez Perfect Diver. Nieśmiało poszerza swoje umiejętności. Zdecydowanie ciepłolubna :) Ulubione nurkowania to te z dużą ilością zwierzaków! Zaciekawiona medycyną nurkową.

Zawodowo mgr pielęgniarstwa – instrumentariuszka.

W Fundacji pełni funkcję głównodowodzącego Akcją Sprzątanie świata – Polska oraz kieruje pracami projektów strategicznych. Realizuje się kreatywnie w pomysłach na nowe kampanie i sposoby promocji w ramach fundacyjnych programów Sprzątanie świata – Polska i Ekoedukacja. Układa strategie i koordynuje pracami, by wszystko przebiegało zgodnie z planem. W czasie działań terenowych, zakłada żółte rękawice i wynosi z natury kilogramy odpadów. Często staje za sterami fundacyjnego profilu na Facebooku i Instagramie, by porozmawiać o tym, co możemy wspólnie zrobić dla naszego najbliższego otoczenia. W czasie wolnym żegluje, biega i przemierza górskie szlaki.

Absolwent Wydziału Zarządzania Informatyki i Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu oraz Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu. Certyfikowany specjalista w zakresie pozyskiwania funduszy UE oraz komunikowania w Internecie.

DOMINIKA ABRAHAMCZYK
GRZEGORZ MIKOSZA
DOBROCHNA DIDŁUCH
PIOTR KOPEĆ
TOMASZ KULCZYŃSKI

www.lovetodive.pl

www.krokodyle.com.pl

www.dive-away.pl

www.wewelldiving.pl

Malediwy
Tekst SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ Zdjęcia ADRIAN JURIEWICZ

Pamiętam, że był to „Dziadek do orzechów”, przepiękny balet, wystawiany w okresie gwiazdki na deskach Teatru Wielkiego. Tancerze poruszali się z taką gracją i lekkością, że wydawałoby się jakby unosili się w powietrzu.

Nie pamiętam kto był reżyserem tego znakomitego spektaklu, ale pamiętam dokładnie jaki zachwyt i wzruszenie we mnie wzbudził, zachwyt tak ogromny, że mogłoby się wydawać, że już nigdy się nie powtórzy..., a jednak.

Budzi mnie aromat świeżo zaparzonej kawy, której woń unosi się w powietrzu i wypełnia wszystkie zakamarki łodzi, na której się znajdujemy. Nie każę jej długo czekać, wspinam się na palcach po drewnianych, lekko skrzypiących schodach, na górny

pokład. Nalewam kawę do filiżanki i z cudowną, parującą esencją w dłoniach wchodzę na Sun Deck, z którego rozpościera się przepiękny widok na lagunę. To nasz trzeci dzień na safari nurkowym po zachwycających Malediwach. Trasa, którą wybraliśmy, to „The best of Maldives”.

Wczoraj poszliśmy późno spać i mieliśmy kilka pobudek w środku nocy. Kapitan zacumował łódź w miejscu o nazwie Mirihi, w którym są duże szanse na spotkanie rekina wielory-

biego. Po zmierzchu załoga zapaliła lampy zamocowane z tyłu łodzi, światło przyciąga plankton, a plankton wabi duże zwierzęta. Pierwszy rekin wielorybi przypłynął o godzinie dwudziestej trzeciej i wzbudził ogromne emocje, uraczył się planktonem i odpłynął. Na próżno wypatrywaliśmy go ponownie, zmęczeni poszliśmy spać po północy. Dwie godziny później obudził nas gong, Whale shark pojawił się ponownie, obudził nas ktoś z załogi, kto wypatrzył rekina. Gong rozbrzmiewał jeszcze kilka razy

tej samej nocy. Dlatego dzisiaj, pomiędzy jednym ziewnięciem, a drugim, mając nadal przed oczami wspaniałe obrazy minionej nocy, postanowiłam wstać na wchód słońca i wejść w ten cudowny nowy dzień, zachęcona aromatem kawy.

Kiedy tak sobie patrzyłam na bezkres oceanu i wszystkie odcienie amarantu, które pojawiały się na niebie, podszedł do mnie jeden z uczestników rejsu mówiąc smutne dzień dobry. „Nie widziałem rekina wielorybiego w nocy, włożyłem w uszy zatyczki i prze-

spałem każdy gong”, dodał. „To smutne – odparłam, ale od czego są nagrania, może to mało pocieszające, ale zawsze coś, prawda?”. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęliśmy wspólnie oglądać filmy i zdjęcia, które zrobiłam ubiegłej nocy. Po chwili ktoś z obsługi sprzątający dolny pokład zaczął krzyczeć, że whale shark przypłynął. Pojawił się znienacka tuż pod powierzchnią wody, dopłynął do łodzi, poczęstował się planktonem, który nadal krążył w świetle lamp i odpłynął pozostawiając nas w ogromnym zachwycie i zadziwieniu.

Pierwszego dnia Dino, menadżer na tej łodzi, poprosił nas, aby każdy się przedstawił, powiedział skąd jest i jakie ma oczekiwania wobec tego rejsu, jakie zwierzęta chciałby zobaczyć podczas nurkowania. Po chwili każdy wypowiadał swoje życzenia na głos, rekin wielorybi, delfiny, manty, rekiny wąsate, ślimaki nagoskrzelne... „Delfinów raczej nie będzie – skwitował Dino, ale na zobaczenie pozostałych zwierząt są duże szanse podkreślił”.

Przeczytałam gdzieś, kiedyś, że ponoć nikt nie ma większego szczęścia od tego, kto wierzy w swoje szczęście. Powoli zapada zmierzch, słońce nieśpiesznie zanurza się w Oceanie, tak jakby chciało jeszcze przez chwilę zostać z nami i poczekać na to, co będzie działo się dalej. Kapitan zacumował łódź w lokalizacji o nazwie Fesdhoo Lagoon, w której mamy duże szanse na nurkowanie nocne z mantami. Trzy duże lampy zamocowane z tyłu łodzi, imitujące światło księżyca, zaczęły przyciągać plankton, który jak duża, świetlista kula wiruje w świetle jupiterów. Najpierw przypłynął smukły wąż morski, nerwowo, chwilkę się pokręcił i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Następnie odwiedziły nas delfiny, nieśmiało pokazały swoje błyszczące grzbiety na horyzoncie z dala od świateł zapalonych lamp. Ośmielone naszymi okrzykami radości, zaczęły podpływać bliżej, aż w końcu ukazały się w całej swojej figlarności. Wynurzały się i zanurzały, polowały na małe ryby, które również zwabiło światło. Widać

było, że dobrze się bawią polując na posiłek. Pomiędzy wężem morskim, a delfinami pokazał się również nurs shark, wpadł tak na chwilę, zrobił rundkę w świetle jupiterów i odpłynął. Po nim nastąpiła krótka pauza, taka, która buduje napięcie i jest zapowiedzią czegoś nadzwyczajnego, co ma dopiero nastąpić. Z lazurowej wody wyłoniła się manta, majestatycznie poruszała „skrzydłami”, otworzyła szeroko otwór gębowy i zagarnęła plankton za pomocą płetw głowowych umiejscowionych po bokach głowy. Jej płaskie ciało w kształcie rombu poruszało się z taką gracją i wdziękiem, że nie mogłam od niej oderwać wzroku. Zrobiła kilka obrotów zasysając plankton i zniknęła w Oceanie. Chyba wszyscy wstrzymaliśmy na moment oddech, pragnąc, aby ukazała się ponownie. Na szczęście nie kazała nam długo na siebie czekać, przypłynęła ponownie, tym razem pojawiła się w towarzystwie

innej manty, co potraktowaliśmy jako zaproszenie na spektakl, który miał się dopiero rozpocząć. Nasi przewodnicy nurkowi zamocowali latarki na małych palach, które przypominały pochodnie. Wbili je w piaszczyste dno tuż przy naszej łodzi, kierując słup światła do góry. Zamocowali je w dwóch równych liniach naprzeciwko siebie, tak jak ustawia się lampiony po dwóch stronach czerwonego dywanu podczas ważnych uroczystości. Tylko tym razem czerwony dywan zamienił się w koralowy piasek, a lampiony w latarki nurkowe. Tak ustawione oświetlenie ma na celu zwabienie jeszcze większej ilości planktonu. Kiedy scena została przygotowana, ubraliśmy się w sprzęt do nurkowania i wskoczyliśmy do wody. Powoli zanurzyliśmy się w ciepłym Oceanie Indyjskim, woda ma przyjemne 28°C. Opadamy niespiesznie do dziesiątego metra, wypuszcza-

my całe powietrze z jaketów i najdelikatniej jak tylko potrafimy klękamy na kolanach, aby nie zmącić dna. Zapalamy swoje latarki i trzymamy je nad głowami, jak pochodnie.

Spektakl już się rozpoczął, aktorzy przybyli, cztery biało-czarne manty przepłynęły nad pochodniami jedna za drugą zasysając pokarm. Widzowie zajęli swoje miejsca, klęczymy w równej linii wzdłuż dywanu z piasku, zaraz za szpalerem z pochodni. Diabły morskie (tak również nazywane są manty) wirują nad nami w spektakularnym tańcu, przepływają tuż nad naszymi głowami. Poruszają się z taką lekkością i elegancją, która hipnotyzuje publiczność. Wodzimy za nimi wzrokiem, oczarowani ich pięknem i spektakularnym tańcem. Możemy im się dokładnie przyjrzeć, jak ich szczeliny skrzelowe się poruszają i filtrują pokarm, za każdym razem, kiedy wykonują obrót i zasysają plankton. Mogę policzyć czarne plamki na ich białych brzuchach, które są jak linie papilarne u człowieka i spojrzeć im prosto w oczy.

Takie niezwykłe doświadczenia w naszym życiu, jak nurkowanie z mantami, uczą nas uważności, ale przede wszystkim rozwijają w nas empatię do siebie i do świata, w którym żyjemy. Ten porywający spektakl wyreżyserowany przez ocean i niezwykłe stworzenia morskie trwał ponad godzinę. Zgadzam się z pierwszą zasadą Huny, która mówi że – „Świat jest taki, jaki myślisz, że jest”. Bądź twórcą swojego świata i nie pozwól nikomu zniszczyć swoich marzeń.

REKLAMA

LOMBOK

Nurkowanie w cieniu wulkanu

Tekst LAURA KAZIMIERSKA

INDONEZYJSKA WYSPA, POŁOŻONA NA AUSTRALIJSKIEJ

LINII KONTYNENTALNEJ, KTÓREJ WIELE GATUNKÓW ZWIERZĄT NIE PRZEKROCZYŁO.

LOMBOK I JEJ FASCYNUJĄCA

HISTORIA GEOLOGICZNA SPRAWIAJĄ, ŻE MOŻNA TU ZNALEŹĆ

JEDNE Z LEPSZYCH MIEJSC DO NURKOWANIA, O KTÓRYCH NIEWIELU WIE.

Dla nurków rekreacyjnych i technicznych, miłośników megafauny i makrofotografii to ogromne pole do eksploracji, nurkowania w przystępnej cenie i bez tłumów. Dodatkowo, można przyczynić się do rozwoju ekoturystyki, sadząc koralowce lub budując konstrukcje do odbudowy rafy koralowej. Zapomnij o influenserskim Bali – 30-minutowy lot na lotnisko Praya przeniesie cię w znacznie bardziej autentyczną miejscówkę. Punkt nie do przegapienia to moje ukochane Gilis-Trawangan, Air i Meno. Tak naprawdę nie ze względu na najlepsze nurkowanie w Indonezji, którego nie możesz przegapić, ale ze względu na klimat. Nurkowa komitywa na tych beztroskich wyspach sprawia, że momentalnie poczujesz się jak w domu. Ponieważ wyspy przyciągają backpackerów i młodych entuzjastów nurkowania, to idealne miejsce nie tylko by zacząć przygodę z nurkowaniem, ale także kontynuować edukację jako pro. Jest to zdecydowanie jedno z lepszych i tańszych miejsc, by wyszkolić się na Divemastera czy Instruktora. W centrum nurkowym Trawangan Dive będziesz miał okazję asystować na kursach dla początkujących i zaawansowanych nurków, zdobyć doświadczenie nurkując z silnymi prądami morskimi, a także podszkolić się z identyfikacji ryb i organizmów morskich, gdyż zróżnicowanie gatunków jest ogromne. I oczywiście żółwie. Ogromne, zielone żółwie spotkasz na większości nurkowisk. Na jednym z nurkowań policzyłem ich aż 27! Nie, nie był to ten sam żółw pływający w kółko, obiecuję.

Nurkowanie techniczne to także świetna opcja – 20 minut od wyspy znajdziesz się na progu lini Wallace'a, gdzie zanurzysz się w głębiny pionowych ścian tworzących niesamowity ekosystem. Plato zaczyna się na około 40 metrach, a do dna

Zdjęcie

jescze daleko, bo ponad 300 metrów. Nic dziwnego, że można tu spotkać przemykające rekiny, mola mola i wiele gatunków płaszczek. Przede wszystkim, warto tu zejść głębiej, ze względu na topografię i koralowce. Dwumetrowe gorgonie, obrastające tę wertykalną rafę, starają się złapać jak najwięcej światła i przepływającego planktonu i świetnie pozują do zdjęć. Możesz tu też spotkać ogromne Antipatharia, czy inaczej czarne koralowce, na tle błękitnej głębiny, gdzie czas traci swoje znaczenie, a ogrom podwodnego krajobrazu uświadamia, jak malutcy jesteśmy w tej wodnej przestrzeni.

Dla entuzjastów ekologii istnieje kilka fantastycznych opcji dzięki Gili Eco Trust, organizacji non-profit zajmującej się m.in. ochroną i odbudową raf koralowych. Jednym z projektów jest BioRock, którym kieruje Delphine. Ten innowacyjny sposób odbudowy rafy koralowej, która cierpi na skutek zmian klimatycznych i wzrostu turystyki w tym regionie, zapobiega erozji linii brzegowej i odtwarza podwodny ekosystem. BioRock to metalowe konstrukcje wykorzystujące bezpieczny prąd elektryczny o niskim napięciu przepuszczany przez wodę morską do pobudzenia wzrostu koralowca. Podczas dwu-tygodniowego kursu w Trawangan Dive Center poznasz tajniki tej techniki, zgłębisz wiedzę na temat koralowca oraz zaprojektujesz, zbudujesz i zainstalujesz na rafie strukturę BioRock. Wyspy Gili to najpopularniejsza destynacja na Lomboku, więc jeśli szukasz ucieczki od tłumów i nie masz zamiaru szkolić się jako pro, kieruj się od razu na Lombok w okolice

Belongas. Tam zapierające dech w piersiach wrażenia zapewni ci team Wild Scuba. Jay i jego załoga od lat odkrywają nurkowiska w tym regionie. Ze względu na to, że jest to małe centrum nurkowe, możesz oczekiwać przyjaznej, rodzinnej atmosfery. Wild Scuba to prawdziwi pasjonaci nurkowania, chętnie dzielą się wiedzą o podwodnych stworzeniach i gatunkach ryb, które można tu spotkać czy technikach nurkowania z silnymi prądami morskimi.

Belongas i okolice oferuje fantastyczne miejsca do nurkowania. Magnet to podwodna skała delikatnie wynurzająca się ponad poziom morza na otwartym oceanie, znana z silnych i trudnych prądów oraz kultowe miejsce do nurkowania. A to dlatego, że jest jednym z niewielu miejsc na świecie gdzie od maja do grudnia, gdy temperatura wody spada do 20-25 stopni, można tu spotkać grupy rekinów młotów, ale to nie wszystko. Zanurzając się tutaj zobaczysz ogromne ławice barrakud, tuńczyków, gigantycznych trevalli, almaco jacków, wielkookich trevalli, a także okazjonalne rekiny wielorybie, manty i mola mola.

Nieopodal znajdziesz też Gili Sarang z ławicą mobula rays, niesamowitą topografią i koralowcem. Na wschód od Magnet znajduje się Cathedral. Nurkowisko szczyci się dużą jaskinią na 40 metrach. Miejsce to jest również narażone na działanie prądów, gdzie często można spotkać ciekawskie węże morskie i ogromne ławice ryb szukające schronienia na rafie koralowej. Cathedral oferuje oszałamiający i niepowtarzalny podwodny krajobraz.

Zdjęcie Charlie Laur

Z zatoki Belongas około godziny zajmie dotarcie na Manta Pot, gdzie gigantyczne płaszczki zatańczą dla ciebie, zwinnie manewrując płetwami. Widok jest iście hipnotyzujący. Można tu spotkać manty rafowe jak i oceaniczne, które przypływają głównie na czyszczenie, czyli takie podwodne SPA. Oprócz mant często spotkasz tu ośmiornice, rekiny rafowe, skrzydlice i skorpeny.

Gdy temperatura wody spada do około 16-20 stopni (czyli dla mnie już suchy skafander), istnieje duża szansa na spotkanie z podwodnym dinozaurem, mówię tu o mola mola. Te dziwaczne ryby można spotkać na kilku nurkowiskach, głównie tych wystawionych na silny prąd.

Podwodne rafy koralowe i topografia zadowolą nawet tych wybrednych, którzy już wszędzie byli i wszystko widzieli a fiordy im z ręki jadły. Są tu małe jaskinie i przesmyki, wachlarze koralowców, skały i ścianki. Jest jednak jeden haczyk – aby nurkować z Wild Scuba w okolicach Belongas, musisz mieć minimum zaawansowany certyfikat nurkowania i udokumentować co najmniej 100 nurkowań. To z powodu potencjalnie trudnych warunków, gdzie prąd morski jest bardzo silny, wejścia do wody są zazwyczaj negatywne, a fale wokół miejsca nurkowego mogą tworzyć podwodny „roller coaster”. Ma to jednak swoje zalety – jeśli jesteś doświadczonym nurkiem, możesz spodziewać się niezapomnianych nurkowań z adrenaliną, w małych grupach i zapierających dech w piersiach spotkaniach z naturą.

Dla mniej zaawansowanych nurków, Team Wild Scuba oferuje sekretne Gili. Te nurkowiska są bardziej osłonięte od prądów i często cieszą się popularnością wśród fotografów ze względu na zróżnicowane makro. Południowe Gili to totalna ucieczka od cywilizacji i tłumów, gdzie kilka butikowych resortów oferuje komfort z dala od zgiełku, z przepięknym widokiem na zieleń małych wysepek otoczonych błękitem.

Zdjęcie Charlie Laur
Zdjęcie Nicolas Hahn

INFORMACJE:

Pytania do Kazi, autorki tekstu: info@divemastergilis.com

Insta: @laura_kazi_diving

NURKOWANIE:

´ Belongas, WILD SCUBA INDONESIA

WA +62(0)877 5021 5327

email: wildscubaindonesia@gmail.com www.wildscubaindonesia.com

Insta: @wilsscubaindonesia

´ Gili Trawangan, TRAWANGAN DIVE CENTRE

WA +62(0)811 3810 2929

email: info@trawangandive.com www.trawangandive.com

Insta: @trawangandive

´ Kuta Lombok, BLUE MARLIN DIVE

WA +62(0) 823-4098-6987

email: info@bluemarlinkutalombok.com www.bluemarlindive.com/lombok_kuta

Insta: @bluemarlindivekutalombok

Kolejnym punktem, który nie może umknąć uwadze, jest Kuta Lombok, gdzie Blue Marlin Dive, zlokalizowany w centrum turystycznego miasteczka, oferuje kursy i wycieczki nurkowe dla początkujących i zaawansowanych nurków. Nurkowiska znajdują się w cieśninie Alas, pomiędzy Lombokiem a Sumbawą, oraz na chronionym obszarze Tanjung Ringgit – razem ponad 15 miejsc do nurkowania. Z racji tego, że zespół Blue Marlin Dive odkrywa nowe miejsca nurkowe od lat, możesz się spodziewać, że będziecie jedyną łodzią nurkową w okolicy.

Pamiętam, gdy pierwszy raz zeszłam tu pod wodę, nie mogłam uwierzyć, jak piękne i zdrowe są tutejsze koralowce. Średnia temperatura wody jest tutaj niższa niż na północnych Gili, co sprzyja koralowcom. Cieśnina Alas jest znacznie płytsza od Cieśniny Lombok, z tego względu silny prąd przynosi tu z głębin chłodną wodę i wiele składników odżywczych, zasilając pobliskie rafy koralowe a co za tym idzie, ogromne zróżnicowanie gatunków – od płaszczek po tuńczyki i rekiny aż po malutkie ślimaki nagoskrzelne i żabnice.

Nurkowanie z Blue Marlin to całodniowa wycieczka. Dzień zaczyna się w centrum nurkowym przed 8 rano, po czym czeka cię malownicza podróż samochodem przez ok 40 minut do przystani, gdzie na skraju namorzynu czeka łódka. Potem kolejne 25 do 45 minut łodzią, zanim dotrzesz do nurkowiska. Podczas rejsu rozpościera się malowniczy krajobraz Lomboku. Można zobaczyć farmy perłowe, różową plażę, zieloną linię

Zdjęcie Karola Takes Photos

brzegową z zatoczkami i nacieszyć oczy wodą, która mieni się niezliczonymi odcieniami błękitu.

A czego można się spodziewać pod wodą, zwłaszcza w okolicach Sumbawy? Rekiny, rekiny i jeszcze raz rekiny różne, przeróżne. No i manty, w sezonie od maja do listopada. Nurkując bliżej Lomboku, spotkasz rekiny rafowe, tuńczyki, żółwie, małe stworzenia i nawet rekiny kosogony, które zaczęły pojawiać się dość regularnie, choć na razie trudno powiedzieć, kiedy migrują w te strony i dlaczego akurat tutaj.

To, co jest ekscytujące podczas nurkowania na Lomboku, to to, że większość miejsc nurkowych została „odkryta” zaledwie kilka lat temu, a nurkowanie nadal nie jest tu bardzo popularne, co oznacza brak tłumów. Oprócz nurkowania, znajdziesz tu wiele atrakcji, takich jak surfing, paralotniarstwo, wycieczki do jaskiń, wodospadów czy pól truskawkowych, gdzie za 20 złotych możesz nazbierać ile jesteś w stanie zjeść.

Lombok zachowuje swoją autentyczność i kulturę, choć szybko się to zmienia. Dwa lata temu otwarto tor motocyklowy na Moto GP, coraz więcej zielonych wzgórz, pól ryżowych i niegdysiejszych dzikich plaż jest wykupywanych pod zabudowę. Wielu twierdzi, że za kilkanaście lat stanie się to samo co z Bali. Dlatego warto odwiedzić Lombok teraz i zachwycić się miejscami, gdzie nadal można poczuć się jak odkrywca – zarówno pod wodą, jak i na lądzie.

Zdjęcie Karola Takes Photos
Zdjęcie Joel Holland-Andrew

DOS FOT Ó GRAFOS 1

UCIECZKA W TROPIKI

To już chyba tradycja, że co roku chcąc wyrwać się z lodowatych łap zimy, uciekam do Meksyku. Tej zimy nie było inaczej.

Kiedy przychodzą chłodniejsze dni i pięknie ubarwione liście z gracją opadają na trawnik, zmuszając do chwycenia za grabie, rozglądam się za biletami do Cancun.

W tym roku plan jest i prosty i dość ambitny.

Długie nurkowania na rebie, tylko w jaskiniach; wycisnąć ze sprzętu foto ile się da, bo jak zawsze, i tym razem, powtarzam sobie, że to ostatni wyjazd na Jukatan i muszę sobie zrobić dłuższą przerwę, żeby zatęsknić za Meksykiem. Tylko od kilku lat okazuje się, że zaczynam tęsknić dość regularnie, czyli dokładnie wtedy, kiedy lato w Polsce mówi: „Bye bye”.

Tym razem jednak cieszę się na ten wyjazd jeszcze z jednego powodu. Poza nurkowaniami na rebie i fotografowaniem fantastycznych miejscówek, w planie jest spotkanie i wspólna sesja z jednym, moim zdaniem, z najlepszych fotografów na świecie, a na pewno na Jukatanie.

JORAM MENNES

Jak dla mnie mistrz meksykańskiej fotografii podwodnej. Nie spotkałem jeszcze fotografa, który pokazuje grę świateł i cieni w podobny sposób. Jego kontrastowe zdjęcia zachwycają zarówno perfekcyjnymi kadrami jak i uchwyceniem nastroju panującego w meksykańskich jaskiniach. Jeszcze zanim się poznaliśmy przyglądałem się jego pracom.

Los chciał, że nasze drogi skrzyżowały się w zeszłym roku. Mój ulubiony przewodnik Rodrigo przedstawił nas sobie kiedy przypadkowo spotkaliśmy się przy wejściu do cenoty. Joram od razu zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Uśmiechnięty, wesoły gość. Ponieważ mamy tą samą pasję nasza rozmowa nie miała końca. Postanowiliśmy wówczas, że musimy się spotkać ponownie, koniecznie na wspólnej sesji.

ZGODNIE Z PLANEM

Wszystko udaje się dopiąć w grafiku jeszcze przed lądowaniem w Cancun (oczywiście rok później!).

Więc jest styczeń, liście w ogrodzie zgrabione, chodnik odśnieżony, przede mną już tylko nurkowania, zdjęcia, słońce, poranna kawa na 5 Aveni’dzie…

Nasz team do sesji liczy 5 osób. Oczywiście ja i Joram w roli fotografów, Michał Szczepański oraz Rodrigo De La Pena jako modele oraz Silvia Buccelloni jako doświetleniowiec.

Joram’owi zostawiam wybór cenoty bo wiem, że zna najlepsze fotograficznie miejscówki. Wybór pada na NaiTu-Cha – nie zawiedziesz się widokami – mówi Joram i ma rację. Ale po kolei.

Z hotelu odbiera nas Rodrigo jak zwykle z uśmiechem od ucha do ucha. Kierujemy się na miejsce spotkania. Jedziemy dość długo „hardcorową” drogą przez dżunglę. Potężny pick-up z 5,6 litrowym silnikiem mruczy głębokim basem. Hmmm... muzyka dla moich uszu. Przedzieranie się przez dżunglę i gęste zarośla oraz wyboistą drogę to prawdziwe wyzwanie dla zawieszenia, nawet dla tak potężnej maszyny.

W tym samym momencie na miejsce przybywa Joram. Cała ekipa w komplecie i w rewelacyjnych humorach :)

NO TO DO DZIEŁA!

Konfiguracja sprzętu nurkowego i oczywiście foto. Nasze połączone moce oświetleniowe liczą aż 215.000 lumenów! To jest olbrzymi arsenał do walki z ciemnością, która panuje w jaskini. Joram przedstawia, w bardzo entuzjastyczny sposób, nasz plan nurkowy.

Wchodzimy do wody.

Wybór jaskini mistrzowski! Pięknie ozdobiona szatą naciekową, robi wrażenie od samego zanurzenia. Wszystko przebiega zgodnie z planem. Każdy zna swoją rolę, więc sprawnie przepływamy z miejsca na miejsce. Jestem zadowolony z wyboru miejscówki i ze współpracy całego teamu. Dodatkowo ilość światła, którą dysponujemy odsłania piękno jukatańskich jaskiń na niespotykaną dotąd skalę.

Ponad dwie godziny pod wodą mija jak z bicza strzelił.

Po wyjściu obaj wiemy, że będzie się czym pochwalić. Zresztą sami oceńcie.

CZAS NA TOAST

To trzeba uczcić! Wspaniały dzień w super towarzystwie, perfekcyjne kadry, idealna miejscówka, no i ekipa do zadań specjalnych! Na szczęście nie na darmo wieźliśmy lodówkę turystyczną. Zimny tost to super niespodzianka dla naszych meksykańskich przyjaciół. Nie jedyna. W drodze powrotnej zahaczamy o meksykańską restaurację, gdzie mam okazję bardziej szczegółowo wypytać Jorama o początki jego nurkowania oraz rozwój kariery fotograficznej.

JESTEŚCIE CIEKAWI

CO MÓWIŁ? WYWIAD PONIŻEJ:

Jak po raz pierwszy wszedłeś do wody jako nurek?

Mój pierwszy kontakt z nurkowaniem sięga 1999 roku, w miejscu, w którym się urodziłem, czyli na Formenterze, małej wyspie w sercu Morza Śródziemnego. Jako część archipelagu Balearów, wyspa ta ma jedne z najbardziej krystalicznie czystych wód jakie można zobaczyć, tam miałem pierwszą okazję zanurzyć się pod wodę w pięknym błękicie jaki ma do zaoferowania Morze Śródziemne. Mój brat był już wtedy instruktorem nurkowania i pracował w jednym z dwóch sklepów, które istniały w tamtych czasach na wyspie. Był listopad, a ja zapisałem się na kurs z zamiarem dowiedzenia się czym jest nurkowanie, wtedy nie wiedziałem jeszcze, że zmieni się to w całe życie spędzone pod wodą. Pamiętam jak wyruszyłem w mroźną zimową bryzę i dotarłem na miejsce nurkowania, po raz pierwszy zanurzając się w wodzie i schodząc na piaszczysty brzeg z płatami trawy morskiej Posidonia i kilkoma rybami. Czułem się wtedy jak w zupełnie innym świecie. Nawet będąc w grubym kombinezonie, rękawicach, kapturze i z ciężką butlą, poruszanie się w wodzie było jak unoszenie się bez grawitacji... I to mi się bardzo podobało!

Marzenia się spełniają, czy Twoje pierwsze nurkowanie pozwoliło spełnić więcej marzeń? Czy otworzyły się przed Tobą nowe, nieznane możliwości?

Marzenia czy nie marzenia, to była zmiana życia, drzwi do czegoś nowego były szeroko otwarte. Przeszedłem od osoby bez jasnego pomysłu na życie do zmotywowanego młodego nurka. Następnego lata zacząłem dzielić swój czas między pracą w restauracji, a nurkowaniem, napełniałem butle w sklepie w zamian za kursy, a wieczorami obsługiwałem stoły. Dwa lata później uczyłem nurkowania na Ibizie z myślą o zdobyciu doświadczenia, aby później podróżować po świecie. Więc tak, można powiedzieć, że możliwość podróżowania była marzeniem. W 2006 roku wyruszyłem do Meksyku na moją pierwszą podróż, aby zobaczyć świat, podróżować przez kilka lat i osiedlić się na półwyspie Jukatan w 2010 roku, gdzie zostałem nurkiem jaskiniowym i przewodnikiem/nauczycielem przez lata. Zakochałem się w słynnych na całym świecie cenotach.

W którym momencie wziąłeś aparat do ręki (chyba że robiłeś zdjęcia wcześniej i chciałeś zejść pod wodę z aparatem – wtedy: w którym momencie chciałeś rozszerzyć swoje umiejętności fotograficzne o zdjęcia podwodne)?

Fotografia przyszła na drugim miejscu po nurkowaniu. Do tamtej pory miałem tylko niewielkie doświadczenie w sztuce

uwieczniania chwil z kilkoma małymi aparatami kompaktowymi, nigdy wcześniej nie korzystałem z lustrzanki cyfrowej. Jednak wiele razy byłem modelem dla odwiedzających gości i zainteresowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłem zainwestować w używanego Nikona D300. Po kilku małych lekcjach z dobrą przyjaciółką i fotografem ślubnym Sonją Sipalą z Sydney w Australii, zdecydowałem się wejść do wody z moim zestawem. Moje pierwsze wrażenie było takie, że nie będzie łatwo, ponieważ jaskinie są miejscami niesamowicie ciemnymi, dlatego też trzeba zabrać ze sobą światła i nowoczesny aparat, więc wkrótce zaktualizowałem go do Nikona D81. Zacząłem podążać za nurkami i fotografować podczas nurkowań w jaskiniach, głównie w locie, ponieważ nie chciałem wpływać wtedy na przebieg nurkowania, walczyłem jedynie o możliwość eksperymentowania ze światłami. W tamtych czasach nikt nie dbał o zatrzymywanie się i poświęcanie czasu na zdjęcia. Była jednak jedna osoba, która to robiła, prawdziwy eksplorator jaskiń Mauro Bordignon, który obserwował moje postępy i zaprosił mnie jako drugiego fotografa na tydzień nurkowania jaskiniowego z Laurentem Benoit. Wtedy po raz pierwszy naprawdę zobaczyłem pełny potencjał tego, co światła mogą zrobić w jaskiniach.

Czy zdarza Ci się nurkować bez aparatu?

Tak, czasami nurkuję bez mojego aparatu, okazjonalnie nadal nurkuję jako przewodnik lub pracuję jako Safety Diver przy produkcjach, a nawet uczę Discover Scuba Diving. Zarabianie na życie tylko z fotografii jest moim celem, ale proces nie jest łatwy, więc muszę być elastyczny, aby utrzymać stały przepływ dochodów. Sponsorzy byliby świetną rzeczą, ponieważ inwestowanie w nowy sprzęt nurkowy lub fotograficzny nigdy nie jest tanie. Wsparcie bardzo by się przydało, ale nie myślę o tym zbyt wiele.

Ulubiona cenota?

Ulubiona Cenota… to trudne pytanie, wszystkie są pełne magii, jest ich tak wiele, że nawet w ciągu dwóch żyć nie można zobaczyć wszystkiego. Może najlepszą odpowiedzią byłaby następna, w której będziemy nurkować? Lub przynajmniej następna nowa, mam na myśli, że nowe miejsca, w których się nie było, są najlepsze. Obserwacja miejsc, których nasz mózg jeszcze nie doświadczył, to najlepsze co możemy zrobić.

Niespełnione podwodne marzenie?

Niespełnione marzenie pod wodą... zobaczenie większej liczby jaskiń na całym świecie, rozszerzenie mojego fotografowania na większą liczbę obszarów, rozwój na scenie międzynarodowej. Zobaczmy co przyniesie nam ten rok.

Jak długo możesz przetrwać na lądzie bez nurkowania?

Już po kilku dniach spędzonych poza wodą korci mnie by zanurkować, jednak wielokrotnie moje wakacje nie były związane z nurkowaniem, od wędrówek z plecakiem, po piesze wędrówki lub wycieczki samochodowe, ale z dala od oceanu. Być może były to chwile, w których trzeba było spojrzeć na życie z daleka, by bardziej cieszyć się tym, co się robi w życiu. Nie ma to jak nie robić czegoś, by naprawdę za tym tęsknić.

Po obiedzie wszyscy rozjechaliśmy się w swoje strony.

Ta fantastyczna przygoda na długo pozostanie w mej pamięci, a piękne fotografie będą cieszyły oko i przywoływały wspomnienia.

Czego nauczyłem się od Jorama? Hmmm?… Na pewno tanecznego kroku podczas briefingu i nie skrywanej radości, która wszystkich wprawiła w doskonały nastrój i pozbawiła stresu przed sesją.

To był mile spędzony czas, a efekty naszej współpracy możecie oglądać na załączonych fotografiach. Aby odróżnić nasze zdjęcia Joram pozostawił swój podpis, a ja publikuję fotografie bez znaku wodnego.

Jeżeli i Wy chcielibyście do swojego albumu wkleić cudowne fotografie z piwnic Jukatanu piszcie śmiało do Joaram’a. Jest na miejscu cały rok i oprócz zdjęć doskonale oprowadzi Was po fantastycznych cenotach.

PROSTO z Zanzibaru

Tekst ANNA METRYCKA Zdjęcia ŁUKASZ METRYCKI

„Is this the real life? Is this just fantasy?

Caught in a landslide, no escape from reality

Open your eyes, look up to the skies and see…”

Tak śpiewał słynny Freddie Mercury, lider zespołu Queen, który 5 września 1946 roku

urodził się na Zanzibarze.

Pomimo ogromnej popularności na świecie – sam Mercury, nie jest tu ikoną – chyba, że może pomóc w sprzedaży pamiątek. Jednak przylatując na tą wyspę możemy mieć nieodparte wrażenie, że jest to świat z baśni i bajek. Magia kontynentu afrykańskiego właśnie tutaj objawia się najbardziej spektakularnie. Nieodłącznym jej elementem jest wyjątkowa, barwna i kosmopolityczna kultura Suahili. Afryka dała jej swoje tradycje, rytuały, witalność i stare obrzędy. Arabia – Islam, poezję i kunszt żeglarski. Indie i Daleka Azja – przyprawy, smaki i zmysł do han-

dlu. Do tego niewiarygodnie turkusowy kolor Oceanu Indyjskiego i biały piasek koralowych plaż tworzą istną wizytówkę Zanzibaru. Nazywany Wyspą Przypraw jest częścią Tanzanii i leży tylko 25-50 km od jej wybrzeża.

Czy Zanzibar to rajska wyspa dla zakochanych? Czy jest to destynacja wakacyjna, a może także… nurkowa? A może podczas swojej podróży warto wykorzystać wszystkie atuty Zanzibaru?

Zanzibar jest wyspą posiadającą niezwykle piękne i bogate rafy koralowe. Występująca tu fauna i flora jest typowa dla

okołorównikowych rejonów Oceanu Indyjskiego. Jej bogactwo i niezwykła różnorodność przyciągają na wyspę zarówno doświadczonych nurków, jak i początkujących w odkrywaniu tego podwodnego świata turystów. Wspaniałego obrazu dopełniają tradycyjne łodzie dhow, które wydają się być zawieszone na wodzie, oraz malownicze sylwetki Masajów, którzy w swoich barwnych szatach pilnują bezpieczeństwa turystów.

Planując nurkowania na Zanzibarze warto wziąć pod uwagę tzw. sezony. Od września do grudnia w okolicach Zanzibaru

pojawiają się rekiny wielorybie, a na samym początku jesieni jest duża szansa na spotkanie… humbaków! Warto zanurkować u wybrzeży Zanzibaru także od listopada do marca lub od lipca do września – wówczas możemy spodziewać się dobrej widoczności i wspaniałego podwodnego życia. Przyjęło się natomiast, że kwiecień to najmniej korzystny czas na nurkowanie w tym rejonie. Gdzie zatem warto zanurkować? Z pewnością wokół wyspy Mnemba. Położona ok 3 km od północno-wschodniego wybrzeża, pomimo swoich niedużych rozmiarów może poszczycić się niebywałą różnorodnością – od najmniejszych krewetek, po ogromne żółwie. Atol tworzy swoiste akwarium, obfitujące w liczne gatunki podwodnych stworzeń oraz wspaniałą rafę koralową. Spotkać tu można tuńczyka, barakudy, mureny, rekiny rafowe, a także ławice tropikalnych ryb w najróżniejszych kolorach. To raj dla fotografów makro! Frogfish’e, krewetki, kraby czy ślimaki nagoskrzelne. Wyspa i rafy zostały objęte ochroną rezerwatu morskiego, ponieważ są m.in. miejscem gniazdowania zagrożonych zielonych żółwi, życia trzech gatunków delfinów oraz rekinów wielorybich. Co ciekawe, podczas wakacji na Zanzibarze twórca Microsoftu tak bardzo upodobał sobie wyspę Mnemba, że postanowił ją zakupić i stworzyć tam swoją prywatną posiadłość. Także przy odrobinie szczęścia, wraca-

jąc z nurkowania może pomacha Wam ze „swojej plaży” sam Bill Gates ;)?

MOŻNA WYRÓŻNIĆ TU KILKA GODNYCH POLECANIA DIVE SPOTÓW:

´ Small Wall – jak sama nazwa wskazuje, jest to ściana – nie za duża, ani nie za mała. To dobry dive spot na głębsze nurkowania, ok 30 metrów. Kiedy nurkowaniu towarzyszy mocny prąd – spodziewajcie się tu dużych szkółek ryb np. barrakud! Ponadto zobaczycie tu ślimaki nagoskrzelne, leaf fish, a także pochowane w skałach mureny.

´ Kichwani to kolejne świetne miejsce na Zanzibarze z pięknym drop offem, który rewelacyjnie nadaje się do nurkowania w dryfcie. Do tego miękkie koralowce i imponująca ilość życia morskiego, w tym mureny, leaf fish, błazenki, żabnice, makrele, lucjany i ślimaki nagoskrzelne!

´ Mnemba Sandbanks to delikatnie opadająca w dół rafa z przepięknym ogrodem miękkich i twardych korali. Po raz kolejny zobaczymy tu duże ławice ryb ale także – giant forgfish!

Nie samym „makro” jednak człowiek żyje. Jeśli planujecie swoją podróż na Zanzibar we wrześniu – macie sporą szansę na spo-

tkanie…humbaka. Wracając z nurkowań wokół wyspy Mnemba, samica z młodym (5 metrowym!) towarzyszyły naszej łodzi, płynąć ok 40 min wzdłuż atolu. Humbaki osiągają 14–17 metrów długości oraz masę ciała przekraczającą nawet 40-50 ton, co gwarantuje im miejsce w pierwszej dziesiątce największych zwierząt świata. Humbak jest wielorybem bardzo aktywnym i energicznym, co objawiało się gwałtownym wynurzaniem się nad taflę wody, po czym spadał do niej z głośnym pluskiem… Spotkanie z wielorybami to naprawdę niesamowite przeżycie. Podczas mojego spotkania z tymi zwierzętami, kilku płetwonurków wsko-

czyło do wody, aby zrobić wielorybom zdjęcie, jednak szybkość z jaką poruszają się te zwierzęta jest niewiarygodna – nie ma możliwości, aby je dogonić.

WYSPA MAFIA stanowiąca południową część Archipelagu Zanzibaru, może wciąż poszczycić się dziewiczą przyrodą. Tak jak w okolicy wyspy Mnemba, mamy ogromne szanse na spotkanie z humbakami, które są tu „prawie” gwarantowane od października do lutego! Ponadto, podczas nurkowania będziecie mieć sporą szansę na zobaczenie krowy morskiej (diugonia) oraz żółwi skórzastych!

NUNGWI, znajdująca się na północnym krańcu wyspy, to rybacka wioska znana jest jako centrum tradycyjnego wyrobu łodzi – dhow. Do dziś można tu spotkać rzemieślników wykonujących tę pracę. Warto tu zanurkować przy Tumbatu Island. To długa rafa z przepięknymi miękkimi i twardymi koralowcami. Miejsce obowiązkowe dla miłośników makro fotografii! Kraby, węgorze, ślimaki nagoskrzelne, krewetki – to wizytówka tego miejsca. Prawdziwą gratką dla fotografów może być Cycere nigra – czyli ślimak tygrysi – spotykany także na Filipinach! Cyerce nigra jest dobrze znana ze swoich „skrzydełek” które przypominają nakładające się na siebie liście lub marszczoną suknię balową. Ich powierzchnia grzbietowa ma naprzemienne czarne i biało-żółte paski, podczas gdy powierzchnia brzuszna posiada pomarańczowe lub żółte plamy na czarnym tle. Coś pięknego!

LEVEN BANKS to kolejne nurkowisko, które warto wpisać na swoją nurkową listę. To swego rodzaju gigantyczny kopiec wznoszący się z dna morskiego. Ogromne, 3-kilometrowe plateau pośrodku kanału łączącego Pembę z Ungują, porośnięte jest przepięknymi koralami. Położenie tego miejsca powoduje, że jest ono podatne na działanie silnych prądów, a głębokość dochodzi tu do ponad 50 m. Podczas nurkowania zobaczymy tuńczyki, barakudy, napoleony, a nawet rekiny rafowe.

Oprócz naprawdę przyjemnych nurkowań, są miejsca gdzie rafa – umiera. Niestety jak w wielu miejscach na naszej planecie. Powodów jest mnóstwo – począwszy od ocieplenia klimatu, a skończywszy na działalności człowieka. Ile razy widzieliście pod wodą połamane koralowce? Niestety, często z nieuwa-

gi czy z powodu słabej pływalności, nurkowie uderzają płetwą o koralowce lub nie potrafiąc poradzić sobie w prądach – „łapią się” wszystkiego, co tylko znajdą pod ręką – w tym także korali. Na szczęście, na Zanzibarze istnieje takie miejsce, gdzie ułamane koralowce nie muszą skończyć swojego „żywota”. Aby przywrócić ekosystem wokół jednego z obszarów chronionych, powstało stowarzyszenie „Linda Bahari Project” autorstwa Franka Mollel’a, znanego też jako Masai Diver, które w 2019 roku rozpoczęło hodowlę koralowców. The coral nursery to inaczej – szkółka koralowców. Projekt ten ma na celu wzmocnienie zdolności lokalnych nurków do identyfikacji koralowców, hodowli i pielęgnowania koralowców na sztucznych konstrukcjach, a ostatecznie odtworzenia ich rodzimej rafy. Na głębokości ok 10 metrów, zostały zainstalowane konstrukcje stalowe w postaci piramid, stołów czy lin, na których… rosną koralowce. Nurkowie zaangażowani w projekt, szukają fragmentów koralowców, które utraciły już swoją główną strukturę, a mimo to wyglądają zdrowo. Znalezione fragmenty koralowców są odłamywane w wyniku działalności człowieka – pływania łodzią, zarzucania kotwicy, nurkowania, snorkelingu, czy wędkowania. Koralowce mogą rosnąć bezpłciowo – tak samo jak rośliny. Zasada hodowli koralowców jest w zasadzie prosta – trzeba zapewnić koralom stabilność i odpowiednie środowisko do wzrostu. Fragmenty korali zbierane są z wnętrza rafy barierowej lub z pobliskich miejsc nurkowych i umieszcza się je na sznurze lub stalowych konstrukcjach, dając im czas na regenerację. Dwa razy w tygodniu, drużyna Linda Bahari czyści koralowce szczoteczkami do zębów lub gąbeczka-

mi do naczyń, aby usunąć osad, glony i stawonogi osiadłe, czyli wąsonogi. Stan koralowców jest stale monitorowany za pomocą różnych parametrów, które sprawdzają kolor, stan zdrowia i wzrost każdego odłamanego fragmentu. Monitoruje się także blaknięcie korali lub skutki rozprzestrzeniania się rozgwiazdy korony cierniowej. Zatem, jeśli nasze połamane fragmenty koralowców już się zregenerują, jak ponownie „przyczepić” je do rafy? Gdy koralowce osiągną określony rozmiar, zostają użyte do fragmentacji w celu wyhodowania większej liczby koralowców lub zostają umieszczone z powrotem na rafie. „Przeszczepiane” są za pomocą tzw. klipsów koralowych, albo mocowane metalowym drutem, uzupełniając naturalną rafę koralową.

THE CORAL NURSERY to miejsce wyjątkowe, warte odwiedzania podczas nurkowania na Zanzibarze. Pomiędzy sztucznymi, stalowymi formacjami zobaczycie przepiękne Rhinopie, mantis shrimps, czy przepiękne ławice ryb. „Żłobek koralowców” to wspaniała inicjatywa rozpowszechniana przez niezwykłych ludzi, którzy pomagają, edukują i ratują nasze morskie środowisko. Opowiadając o Zanzibarze nie sposób nie wspomnieć o atrakcjach „nienurkowych”, np. o STONE TOWN. To kamienne miasto, jedno z najstarszych całej wschodniej Afryki oraz kulturalne i ekonomiczne centrum wyspy, zbudowane z … rafy koralowej. To

tutaj przez wieki rządy sprawowali sułtanowie. Warto przespacerować się pośród krętych i wąskich uliczek centrum, licznych bazarów i tradycyjnych, kolonialnych rezydencji, gdzie w interesujący sposób przenikają się wpływy hinduskie, muzułmańskie i afrykańskie. Każdy zakręt przynosi coś nowego – dawny pałac, perską łaźnię, intrygujące ruiny, posesje z koralowca, z rzeźbionymi drzwiami i ażurowymi balkonami czy szkołę pełną dzieci recytujących wersety z Koranu… Przy jednej z kamieniczek znajduje się także dom – miejsce urodzenia, wspomnianego wcześniej – Freddiego Mercury.

Zanzibar to także dom dla żółwi lądowych. PRISON ISLAND, nazywana także Changuu, czyli biały snapper to wyspa, na której zbudowano więzienie, jednak nigdy nie zostało ono oficjalnie wykorzystane do tego celu. Największą atrakcją wyspy są zatem gigantyczne żółwie lądowe! Trafiły one w ilości czterech sztuk na Zanzibar w 1919 roku jako prezent od gubernatora Seszeli, a z czasem okazało się, że wyspa posiada idealne warunki do rozwoju i rozmnażania się żółwi, co poskutkowało stworzeniem rezerwatu, który koniecznie trzeba odwiedzić.

Wakacje na Zanzibarze to także okazja do skorzystania w wycieczek fakultatywnych oferujących safari w Parku Narodowym SELOUS lub MIKUMI. Przelot na część kontynentalną w Tanzanii

to ok 1h, a wrażenia po spędzeniu w PN jednego lub dwóch dni – bezcenne. To istne serce Afryki pełne dzikiej przyrody w tym baobabów liczących ponad 3000 lat, przepięknych zwierząt i naturalnej równowagi.

„Nie wiem, jak to naukowo wytłumaczyć, ale w nocy widzi się w Afryce dalej niż w innych miejscach. A gwiazdy świecą tu jaśniej.” Pożegnanie z Afryką

Zanzibar to idealne miejsce na rajskie wakacje, gdzie oślepi nas biały piasek, turkusowa tafla wody i ciemne sylwetki Masajów, przemierzających kilometry plaż. To destynacja, której historia i dzikość przyrody, ma bardzo dużo do zaoferowania. To także wyspa, wokół której warto zagłębić się w wody Oceanu Indyjskiego, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie, a miejsca nurkowe będą pielęgnowane przez liczne fundacje i stowarzyszenia, które wiedzą, że aby turystyka nurkowa mogła się rozwijać – trzeba chronić jej najważniejszy organ – rafę koralową.

Odkryj ze mną GOZO

Tekst DOMINIKA ABRAHAMCZYK
Zdjęcia DOMINIKA ABRAHAMCZYK, WOJCIECH ZGOŁA

Jeśli siedzenie na klifie i wpatrywanie się w słońce chowające się za taflą morza sprawia, że czujesz się wyjątkowo – jesteś w dobrym miejscu.

Gozo. Wyspa gdzie pośpiech nie istnieje. Miejsce, gdzie możesz cieszyć się tym co tu i teraz, w myśl tak popularnego teraz nurtu slow life. Nawet przerwy między nurkowaniami wyglądają tu inaczej niż te, do których przywykliśmy  Królują tu spokojna przerwa na ciastko, Gozo-time i duża ilość wody (które zawsze są przygotowane dla nurkujących) zamiast niecierpliwości i automatycznego przygotowywania się od razu do kolejnego zejścia pod wodę.

Aby dostać się na Gozo trzeba zaliczyć lądowanie na Malcie. Lotnisko znajduje się w miejscowości Luqa w południowej części wyspy. Stamtąd samochodem/ busem należy pojechać do portu

w Cirkewwa, gdzie regularnie odpływają promy transportowe. W ciągu dnia kursują one nawet co 30 minut, a przyjemny rejsik trwa około pół godziny. Czytając przewodniki po Malcie często spotykałam się ze stwierdzeniem, że na zwiedzenie Gozo wystarczy jeden dzień. Jaka szkoda dla tych turystów, którzy w to uwierzyli…! Miejsce to ma dużo więcej do zaoferowania i warto zostać tutaj na dłużej, tym bardziej, że pod wodą czeka tu na nas prawdziwe eldorado.

Wyjazd na Gozo wiązał się z zaproszeniem nas (Redakcji) przez Centrum Nurkowe Dive World Gozo. Właścicielami bazy są Polacy – Wojtek i Mariola – zakochani w tej wyspie i dzie-

lący się tą miłością z turystami spragnionymi cudownych wrażeń. Sama baza jest kameralna, przygotowana na małe grupy około 10-12 osób. Podkreśla to domową i ciepłą atmosferę tego miejsca, gdzie każdy nurek jest zaopiekowany i potraktowany indywidualnie. Nie spakowałeś ekwipunku do walizki? – nic nie szkodzi – cały sprzęt możesz wypożyczyć na miejscu 

DLA

KOGO GOZO? OTÓŻ DLA KAŻDEGO!

´ dla osób (jeszcze ) nienurkujących

´ dla osób rozpoczynających przygodę z nurkowaniem

´ dla osób zaawansowanych

´ dla nurków technicznych i jaskiniowych

Są tu świetne warunki do intro/ kursów OWD. Fajna widoczność często przekraczająca 30 m i ciepła woda (w październiku 25 stopni!) sprawiają, że kursanci mają ogromny komfort.

A piękne podwodne widoki zachęcają ich do dalszych podbojów podwodnego świata. Jest to też świetne miejsce dla rozwijania dalszych umiejętności – sama skorzystałam tutaj ze szkolenia Nitrox u właściciela bazy Dive World Gozo, którym jest Wojciech Karkusiewicz – olimpijczyk, medalista mistrzostw Europy w strzelaniu.

Są tu też spoty nurkowe dla bardziej zaawansowanych nurków –w granicach 40 m głębokości można zobaczyć wspaniałe miejsca – Double Arch na Xwejni Bay, Middle Finger czy znany wszystkim Dwejra Point, gdzie stało słynne na cały świat Azure Window, które niestety, w czasie silnego sztormu, uległo zawaleniu 7 lat temu. Jest też świetny Wreck Point czyli miejsce, gdzie w zasięgu płetw

mamy 4 wraki w stosunkowo niewielkiej odległości od siebie. Wśród nich sławna MV Karwela oraz najnowszy wrak MT Hefajstos zatopiony w 2022 roku. Warto nadmienić, że i nurkowie techniczni oraz jaskiniowi znajdą na Gozo miejsce dla siebie – są miejscówki przekraczające 100 m głębokości osiągalne z brzegu.

Linia brzegowa Gozo jest dość urozmaicona. Zatoczki, klify, kamieniste plaże – to przeważający krajobraz. Są tu nieliczne plaże piaszczyste, a jedną z nich jest plaża Ramla Bay, natomiast dla mnie fantastycznym widokiem są panwie solne (solanki) w Xwejni – są to wykute w skale zagłębienia, w których odparowuje się sól – zajmują one sporą powierzchnię i są bardzo charakterystycznym widokiem. A sól taką w woreczkach można nabyć w miejscowych sklepikach  Ukształtowanie terenu pod wodą jest równie ciekawe – skaliste korytarze, jaskinie, ściany, kaniony, czy wgłębienia. Trzeba pamiętać, że czasem aby dostać się do wody trzeba przebyć niemały odcinek drogi po skałach, niosąc swój sprzęt. Jest to nie lada wyczyn, w wysokich temperaturach, w sezonie i biada temu, kto po przebyciu tej drogi zorientuje się, że zostawił na górze jakąś ważną część ekwipunku ;) Plusem wyspy jest jej wielkość i kompaktowość – jeśli w jednym miejscu nurkowym jest silny wiatr i warunki do nurkowania są zbyt niebezpieczne – kilka minut samochodem dalej może okazać się, że warunki są idealne i można kontynuować nurkową przygodę. Właściciele Dive World Gozo znają wyspę jak własną kieszeń więc takie niespodzianki nie są im straszne. Nurkowania odbywają się przeważnie z brzegu. Jest też kilka miejsc (np. wspomniany Double Arch czy Hefajstos), do których

lepiej podpłynąć łódką lub skuterem wodnym, ze względu na to, że dopłynięcie do nich z płetwy trwa około 20-30 minut.

MIEJSCA NURKOWE, KTÓRE ZROBIŁY NA MNIE NAJWIĘKSZE

WRAŻENIE:

Double Arch – był to nasz pierwszy dzień nurkowy. I choć droga do niego była długa i męcząca –opłacało się. Umilały ją cudne widoki po drodze – ogromna liczba Meduz śródziemnomorskich (zwanych też meduzą jajeczną). Ich piękna kolorystyka – żółta z fioletowymi „koralikami” i duże rozmiary (niekiedy większe od ludzkiej głowy) robiły na nas ogromne wrażenie. W następnych dniach również mieliśmy okazję spotykać je podczas nurkowań, ale również okazało się, że widać je nawet stojąc na klifach. A Double Arch to dwa masywne łuki skalne, a przez ich środek można swobodnie przepłynąć (w okolicach 30 metra) – jest to niesamowite przeżycie. Spotkaliśmy tu dość dużego groupera i duże ławice mniejszych ryb. Maksymalną głębokość w tym miejscu to 40 m. Azure Window – nigdy nie widziałam go przed zawaleniem, ale wiele osób mówi, iż po zawaleniu nurkowania są tu dużo ciekawsze. W tym miejscu znajduje się duża studnia, gdzie rozpoczyna się nurkowanie. Samo zanurzenie wpłynięcie przez Blue Hole na pełne morze to coś, co zapamiętam do końca życia. Dalej

korytarze, tunele i zakamarki powstałe ze skał zwalonego okna. Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat. Warto tu wybrać się z przewodnikiem, który zna to miejsce bardzo dobrze i potrafi wyłuskać z tego miejsca wszystko, co najpiękniejsze. My jesteśmy szczęściarzami  Oczywiście znów towarzyszyły nam meduzy, ale również ławice ryb mniej i bardziej ciekawskich. Papugoryby, skorpeny, oblady ale też w oddali – tuńczyki polujące na swój obiad. Tutaj również trzeba liczyć się z około 40 metrową głębokością. Middle Finger – dopłynięcie do tego miejsca samo w sobie jest fascynujące! Dno zbudowane jakby z pasów skalnych z pęknięciami i różnej wielkości dziurami, zamieszkałe przez morskie zwierzęta. Następnie w toni podpływamy do podstawy ogromnej skały w kształcie słupa (około 30 metra) i okrążamy ją wielokrotnie, spiralnie, delikatnie się wypłycając. W samej skale są miliony zakamarków, z których wyglądają np. mureny. Na szczycie skały zatrzymujemy się, spoglądamy w dół i okazuje się, że jest to istna rybna autostrada! Ogromna ilość różnych ryb w ławicach przemieszczająca się w różnych kierunkach, a pomiędzy nimi kilka polujących drapieżników (tuńczykowate). Dla takich chwil warto nurkować – i choć żaden opis nie odda uroku tego miejsca, mam nadzieję, że skuszę choć jednego czytelnika ;)

Każdy dzień nurkowy kończy się w okolicach pory obiadowej. Z centrum nurkowego mieszczącego się w Marsalforn mamy bliziutko do świetnych knajpek, gdzie z widokiem na morze można pysznie zjeść. W menu obiadowo-kolacyjnym królują tu ryby, owoce morza, ale także potrawy kuchni włoskiej – wszelkiego rodzaju makrony i pizze. Zasmakowaliśmy również w kilku spe-

cjałach gozytańskich – np. pastizzi czy Ross-il forn, które staraliśmy się później odtworzyć po powrocie do domu. O poranku kuchnia jest bardzo zróżnicowana – znajdziemy tradycyjne english breakfast, kanapki np. z tuńczykiem, ale także słodkie croissanty. Muszę przyznać, że jadłam tu jedne z lepszych lodów w moim życiu – o smaku cynamonowym.

CO ZWIEDZIĆ NA GOZO?

Oprócz typowego must be – Inland Sea i przepłynięcia łódką przez skały na otwarte morze? W mojej opinii warto zobaczyć jeden z najstarszych kompleksów świątynnych na świecie Ggantija – powstały blisko 6 tysięcy lat temu, ale także Rabbat (Victorię) – stolicę wyspy. Jej wąskie, urokliwe uliczki pozwolą poczuć klimat tej wyspy, a zwiedzanie Cytadeli z fortem pozwoli na podziwianie wspaniałej panoramy miasta i okolic. Do stolicy dostać się można bez problemu komunikacją autobusową czy taxi w rozsądnej cenie. Warto wypożyczyć tu samochód aby być bardziej niezależnym, ale pamiętajcie o ruchu lewostronnym. Gozo fascynuje widokami. Nie ma hałasu i tłoku. Ludzie są przyjaźni i uśmiechnięci. Bez problemu dogadacie się w języku angielskim, gdyż jest to jeden z języków urzędowych. A Wojtek i Mariola podpowiedzą Wam gdzie zobaczyć najpiękniejszy zachód słońca.

PORTLAND NURKOWA WIELKA BRYTANIA

Tekst i zdjęcia TOMEK KULCZYŃSKI

Isle of Portland leży na samym południu Wielkiej Brytanii w hrabstwie Dorset. Wyspa (jak sama nazwa wskazuje) jest połączona z lądem 28 kilometrowym wałem akumulacyjnym, na którym znajduje się słynna plaża: Chesil Beach. Chwila skoro wyspa jest połączona z lądem wtedy jest to półwysep, nieprawda? Takie zjawisko nazywane jest półwyspem przyrostkowym, czyli tak naprawdę jest to zarówno wyspa jak i półwysep, w zależności od ram czasowych.

Podczas mojego pobytu na Wyspach odwiedziłem Portland kilkanaście razy. Zapytacie dlaczego? Jednym z ważniejszych, jeżeli nie najważniejszym czynnikiem, który biorę pod uwagę planując swoje wyjazdy nurkowe są ludzie. Zawsze preferuję pojechać do miejsca gdzie cały czas panuje luźna, rodzinna atmosfera, a właściciel z uśmiechem na twarzy opowiada niezliczone historie nurkowe. W Portland właśnie tak było –od razu wiedziałem, że będę tutaj często gościł. A to wszystko za sprawą Dale Spree, która prowadzi centrum nurkowe onazwie Dive Beyond. Jest to przemiła osoba z ogromną pasją do nurkowania. Opowie Wam wszystko w najmniejszych szczegółach, a jej wiedza jest na najwyższym poziomie. Dale mieszka w Portland i nurkowała chyba wszędzie gdzie tylko się da i w każdych możliwych warunkach atmosferycznych. Z ręką na sercu, nie znam drugiego takiego miejsca i osoby tak oddanej i zafascynowanej swoją pracą jak Dale. Takie osoby są nieocenionym źródłem informacji, które należy wziąć pod uwagę podczas planowania nurkowań. Nawet najbardziej przemyślane plany nurkowe mogą rozbić się o ścianę brutalnej rzeczywistości. Przewodnicy i lokalni nurkowie to wspaniała pomoc podczas planowania. Dowiemy się o interesujących miejscach, godnych zobaczenia. Powiedzą ile czasu należy poświęcić na dopłynięcie w wyznaczone miejsce i przede wszystkim co zrobimy, jak nie będziemy mogli w tym miejscu zanurkować. Zawsze korzystam z podpowiedzi pasjonatów takich jak Dale i biorę pod uwagę ich nie zawsze satysfakcjonujące mnie wskazówki. To oni są tutaj

WITAJCIE W KOLEJNYM

PRZEWODNIKU PO NAJCIEKAWSZYCH

MIEJSCACH NURKOWYCH

ZJEDNOCZONEGO

KRÓLESTWA. DZISIAJ

ZABIERAM WAS… – NO WŁAŚNIE, CO TAK NAPRAWDĘ DECYDUJE O ODPOWIEDNIM DOBORZE

MIEJSCA W JAKIM BĘDZIEMY NURKOWAĆ? POSTARAM SIĘ RZUCIĆ TROSZKĘ NOWEGO

ŚWIATŁA NA TEN TEMAT

PODCZAS NASZYCH ODWIEDZIN W PORTLAND!

na co dzień, znają historie ludzi nurkujących na miejscu i przez to dysponują niesamowitym doświadczeniem.

Dla porównania kiedyś trafiłem miejsce w Hiszpani, gdzie przewodnik zrobił nurkowanie na 30 metrów, gdzie nie było nic oprócz piasku… A na przystanku bezpieczeństwa… ośmiornice, wszystko tętniące życiem – tylko co z tego, jeżeli musieliśmy kończyć. Nikomu nie zostało powietrza po 25 minutach. To było ostatnie nurkowanie przewodnika w tym dniu i niestety strasznie mu się śpieszyło. Myślicie, że kiedykolwiek tam wróciłem…?

Kolejnym bardzo znaczącym aspektem naszego planowania jest pogoda. Chcąc zanurkować w miejscu takim, jak Portland, musimy odpowiednio wcześniej zaplanować nasz wyjazd. Po pierwsze, każdemu uczestnikowi musi pasować termin wyjazdu, po drugie ten termin musi pasować również Dale, liczba miejsc na łodzi jest ograniczona. W sezonie praktycznie nie ma opcji wypłynąć bez wcześniejszej rezerwacji. Sami wiecie jaka jest pogoda na wyspach, chociaż na południu jest ona owiele bardziej łaskawa niż na północy. Opcje mamy tak naprawdę trzy: 1) najgorsza czyli dostajemy telefon w czwartek, że na weekend nie mamy po co przyjeżdżać, ponieważ będzie sztorm i najprawdopodobniej nie będziemy w stanie wystawić nosa z baru; 2)  najbardziej prawdopodobna – czyli taka, z którą ja najczęściej się spotkałem – na zasadzie pogoda jest taka sobie, wieje i niestety musimy pozmieniać nasze plany nurkowe, ograniczyć się tylko do nurkowania w zatoce. Portland robi robotę ze względu na to, że jest to wyspa. Zawszę znajdzie się miejsce osłonięte od wiatru. Na końcu, ja to nazywałem szóstka w lotto – czyli 3) wymarzona pogoda, niebo bez chmurki, brak wiatru, wszystko planowo.

Z planowaniem sobie poradziliśmy, optymistycznie powiedzmy że trafiliśmy super pogodę, co się dzieje pod wodą w Portland? Biorąc pod uwagę położenie na mapie musi się dziać!!! Po pierwsze wraki. Niezliczona liczba wraków, zaczynając od łodzi podwodnych, przez statki, kończąc na barkach i trałowcach. Do wyboru

mamy wraki w porcie, które są super atrakcją w momencie silnego wiatru, oraz wraki poza, gdzie już nie jest tak kolorowo…

Na pewno numerem jeden na liście jest łódź podwodna M2, unikalna z tego względu że na swoim pokładzie miała swego rodzaju lotnisko, na którym przewoziła samolot. Nie mylcie z lotniskowcami, gdzie samoloty startują i lądują, ponieważ łódź ma tylko 90 metrów długości. Podobno robi ogromne wrażenie. Dlaczego podobno? Niestety nigdy nie było mi dane jej zobaczyć na żywo ponieważ spoczywa na 35 metrach na otwartym morzu. Za każdym razem gdy już dopłynęliśmy na miejsce warunki pogodowe niestety nie pozwoliły na nurkowanie…

Zostając przy wrakach jest ich tak dużo, że podzieliłem je dla Was ze względu na głębokość. Oto lista kilku z nich, które polecam najbardziej. Dla początkujących, wraki leżące na głębokości do 18 m to: Dredger, James Fennel, Countess of Erne. Dla bardziej zaawansowanych nurków, wraki znajdujące się na głębokości do 40 m: M2, Alex van Opstel, Pomeranian. Oraz trudniej dostępne wraki, poniżej 40 m zarezerwowane dla nurków technicznych: Merchant Royal, Buccaner. To naprawdę tylko ułamek dostępnych wraków, aczkolwiek te zapadły mi najbardziej w pamięci.

Kolejną wyśmienitą atrakcją Portland jest Durdle Door – to chyba najsłynniejsze miejsce pod względem popularności oraz dostępności. Jest to rafa pomiędzy słynną plażą, a tak zwaną the Arch, czyli formacją skalną tworzącą łuk. Średnia głębokość to około 7 m, z maksymalną 14. Można tu znaleźć wszystko: bogatą faunę i florę, skorupiaki, rekinki rafowe, włącznie z cavernami i małymi jaskiniami. Moim zdanie pozycja numer jeden dla początkujących i bardziej zaawansowanych, ponieważ każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.

Zostając przy ogólnodostępnym nurkowaniu, w Portland możemy wykonać ogrom nurkowań bez-

pośrednio z plaży, z portu, z miejsc, do których nie musimy dopływać łodzią albo ribem. Natomiast jak to w życiu bywa, nie ma nic za darmo. Z reguły miejsca dostępne z brzegu są dosyć zatłoczone, a widoczność często pozostawia sporo do życzenia. Jeżeli planujecie dłuższe wakacje w tym miejscu jak najbardziej można próbować. W przypadku wyjazdu na weekend moim zdaniem żal tracić czas na tego rodzaju nurkowania. Z ciekawostek raz udało mi się tutaj spotkać fokę, niestety nie była ona taka towarzyska jak w innych miejscach kraju 

Nurkowanie w dryfie jest bardzo popularne. Warunki tutaj panujące po prostu są stworzone do tego rodzaju nurkowań. Podczas takiego nurkowania możemy znaleźć wszystkie opisane przeze mnie powyżej atrakcję, z tą małą różnicą, że w trakcie nurkowania nie musimy kiwnąć płetwą. Prąd niesie nas jak kolejka przez wesołe miasteczko, a my podziwiamy… Dodam tylko, że w niektórych miejscach prąd jest naprawdę mocny, nie ma szans na podpłynięcie choćby małego dystansu pod prąd. Co to tak naprawdę oznacza?

Przykładowo, jeżeli upuścimy nasze nowe go pro, to możemy się z nim pożegnać, mając je teoretycznie na wyciągnięcie dłoni. Oczywiście nikomu nie życzę takich wspomnień. Warunki panujące pod wodą w kolosalnym stopniu zależą od prądów występujących przy wyspie w danym czasie. Na przykład w bardzo ciepły, słoneczny, bezwietrzny dzień, pod wodą widoczność może być bardzo kiepska, jednak ze względu na położenie Portland, dobry przewodnik powinien znaleźć dla nas odpowiednie miejsce, gdzie będziemy mogli zobaczyć więcej.

Jak już skończycie nurkować lub jeżeli jesteście osobami, które nie nurkują, Portland na pewno Was nie zawiedzie mnogością atrakcji (oczywiście jak pada deszcz ich ilość drastycznie maleje, dlatego zostańmy przy słoneczku). Przede wszystkim sporty wod-

ne takie jak kite surfing, surfing. Plaża z prawdziwego zdarzenia (pamiętajmy tylko o pływach). Wale watching, czyli wyprawy, podczas których mamy możliwość obserwowania waleni oraz delfinów. Zapierające dech w piersiach widoki podczas spacerów. Kafejki, restauracje i tradycyjnie podana ryba z frytkami. Jest to miejsce, gdzie każdy na pewno znajdzie coś dla siebie – w końcu bez kozery miejsce to nazywane jest Perłą Dorset. Podsumowując, Portland to miejsce tysiąca możliwości. Nie ma jednego kierunku nurkowania, każdy znajdzie coś dla siebie – startując już od intro, (czyli spróbuj nurkowania bo warunki na to pozwalają), kończąc na głębokich nurkowaniach technicznych, które nie są tu czymś rzadkim. Jak w większości przypadków pogoda w Portland odgrywa dużą rolę. Ją również trzeba systematycznie sprawdzać ponieważ potrafi często zaskakiwać. Oczywiście w momencie, kiedy pogoda pokrzyżuje nam szyki, jedyne co możemy zrobić, to się z tym pogodzić i czekać na lepsze jutro.

Wybór odpowiednich miejsc nurkowych zgranych z wybranym przez nas centrum nurkowym okazuje się nierzadko ciężkim orzechem do zgryzienia. Dlatego, planujcie z głową swoje wyjazdy nurkowe, gdyż po to spędzacie godziny na doskonaleniu swoich umiejętności, rozwijacie się, żeby taki wyjazd wiązał się dla Was z ogromem niezapomnianych wrażeń…

STEINA

SAKSONIA – NIEMIECKI LAND ZE STOLICĄ W DREŹNIE, GRANICZĄCY Z POLSKĄ

I CZECHAMI. JEJ GŁÓWNYMI MIASTAMI SĄ LIPSK, CHEMINITZ ORAZ GORLITZ.

NURKOWIE NATOMIAST, PATRZĄ NA TEN REGION JAKO RAJ DLA AMATORÓW NURKOWAŃ W KAMIENIOŁOMACH.

Wpoprzednich numerach Perfect Diver miałem okazję opisać już dwie moje „wyprawy” w ten rejon. W numerze 25. opisywałem kamieniołom Wetro, a w 28. kamieniołom Horka. Oddalając się coraz bardziej od granicy z Polską, nieopodal miejscowości Pulsnitz położonej ok. godzinę drogi od przejścia granicznego w Jędrzychowicach, znajduje się cel mojej kolejnej podróży, czyli Steina. Jest to urokliwy kamieniołom, szczelnie otoczony przez drzewa, a swoimi rozmiarami zdecydowanie odbiega od odwiedzanych przez nas wcześniej akwenów (zwłaszcza rozległego Wetro), bo jego średnica wynosi ok 100 m. Jego początki sięgają roku 1970, kiedy to wydobycie granitu zostało wstrzymane i napuszczono wodę gruntową, a miejsce zostało udostępnione do celów rekreacyjnych, w tym do nurkowania.

Sama baza jest dość kameralna. W przeciwieństwie do Horki ze swoim olbrzymim parkingiem, tu mamy do dyspozycji dwie osobne „polanki” z infrastrukturą przystosowaną dla osób nurkujących. Przy samym zejściu do wody znajduje się budynek

centrum nurkowego obsługującego akwen, czyli Tauchschule Dresden, wraz ze świetnie zaopatrzonym sklepem. Obok sklepu znajduje się punkt gastronomiczny, z którego możemy skorzystać w przypadku braku własnego prowiantu, a także z miejsca do wypoczynku między nurkowaniami. Baza jest nowoczesna. Poza nabijaniem powietrza i nitroxu oferuje także tlen, argon i trimix. Koszt napełnienia standardowej butli 12-to litrowej powietrzem, to ok 7 euro. Odwiedzający muszą uiścić także opłatę bazową, czyli 15 euro od osoby nurkującej oraz 5 euro od osób towarzyszących.

Samo dojście nad taflę wody wymaga od nas najpierw pokonania kilkudziesięciu dość stromych schodów oraz wyboru, czy do samej wody chcemy wskoczyć z pływającego pomostu czy ostrożnie wejść po kolejnej dawce schodków. Pogoda tego dnia była bardzo dobra, a sam widok na akwen napawał mnie nadzieją na dobrą wizurę.

Przy samym wejściu, gdzie duże półki skalne stopniowo opadają coraz głębiej, przejrzystość wody wynosiła ok 5–7 m.

Tekst i zdjęcia ŁUKASZ METRYCKI

Niestety wraz z kontynuowaniem nurkowania przy północnej ścianie było coraz gorzej. Pod wodą można zobaczyć figurkę Smerfa, budkę telefoniczną i wiele innych zatopionych artefaktów, ale to i tak formacje skalne kradną show. Pionowe masywne ścianki schodzące w głąb akwenu do maksymalnej głębokości 33 m oraz wieńcząca je, niczym korona, przy powierzchni bujna roślinność – robi to ogromne wrażenie.

Słyszałem o dużej ilości raków zamieszkujących Steine, ale mi niestety nie udało się ich zobaczyć. Nie jestem jednak zawiedziony, bo płynąc już w stronę wyjścia, przy samych schodach, spotkałem grupę kilku potężnych – i bardzo towarzyskich – karpi. Największe karpie potrafią osiągać metr i ważyć nawet 30 kg (choć najcięższy złowiony ważył 51,2kg). Napotkane na Steinie takich gabarytów nie miały, niemniej jednak dodając do ich roz-

miaru piękne umaszczenie obejmujące całą paletę barw, bardzo umiliło mi to ostatnią fazę nurkowania.

Dodatkową atrakcją, którą można było podziwiać – a nawet samemu spróbować – był pokazowy spacer podwodny w archaicznym akwalungu, z ogromnym hełmem i stalowymi butami. Całość konstrukcji dopełniały liczne przewody, doprowadzające, jak sądzę, gaz do hełmu, ale także zapewniające możliwość komunikacji z nurkiem. Sposób jego poruszania się przywodził na myśl filmy dziejące się w kosmosie i astronautów na powierzchni Księżyca. Spotkanie takiego „kosmity” pod wodą było niezapomnianym przeżyciem.

Warto wspomnieć także, że Steina – przez swoje podwodne ukształtowanie terenu doskonale nadaje się do przeprowadzania kursów nurkowych, nawet tych podstawowych. Zaraz po wejściu na ok 5 m znajdziemy półkę idealnie nadającą się do ćwiczeń. Jest to też powodem dużej frekwencji nurków na tym akwenie w miesiącach letnich. Nurkując we wrześniu miałem bardzo komfortowe warunki, będąc częścią jednej z trzech nielicznych ekip.

Reasumując, kamieniołom Steina jest kolejnym ważnym punktem na nurkowej mapie Saksonii. Przez swoje urokliwe położenie i dobrą infrastrukturę jest popularnym miejscem zarówno dla doświadczonych nurków jaki i kursantów, ale również podwodni fotografowie powinni być zadowoleni (te karpie naprawdę pięknie pozują ). Pierwotnym moim planem było połączenie Steiny z kamieniołomem znajdującym się nieopodal, czyli równie znanym Prelle. Od pracownika bazy dowiedzieliśmy się jednak, że od dawna nikt tam nie był i nie wiadomo co tam zastaniemy, więc porzuciłem ten pomysł. Może następnym razem… 

KURSY NURKOWANIE

5 porad

DLA TYCH, KTÓRZY CHCĄ ZACZĄĆ NURKOWAĆ

Tekst GRZEGORZ MIKOSZA

Zdjęcia przygotował GRZEGORZ MIKOSZA

Stało się! Po raz pierwszy na łamach Perfect Diver piszę jako certyfikowany nurek! A ponieważ minęły ponad 4 lata od czasu, kiedy Naczelnemu Wojtkowi po raz pierwszy obiecałem zrobienie kursu, pomyślałem, że ten artykuł zadedykuję wszystkim tym, którzy nadal zbierają się w swoich nurkowych postanowieniach. A nuż tych kilka porad świeżaka może kogoś zainspirować do działania.

WYBIERZ CEL

Rodem z poradnika samorozwoju zacznę od tego, że warto wyznaczyć sobie cel. Finalnie, to on sprawi, że w końcu wstaniesz z kanapy i znajdziesz się na brzegu basenu szkoleniowego robiąc swój pierwszy krok do wody z butlą na plecach. W moim przypadku, cel był powiązany (a jakżeby inaczej) z moją pracą koordynatora Akcji Sprzątanie Świata – Polska. Każdego roku przebieram nogami, aby zejść pod wodę w czasie wydarzeń podwodnych sprzątań, które organizujemy z zespołem Perfect Diver. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla większości z Was wyławianie śmieci z dna jeziora może być niezbyt pociągającą zachętą na start. Mam zatem bardziej klasyczne podejście, które dosłownie znajduje się w zasięgu Waszych rąk. Zróbcie listę miejsc, które chcielibyście odwiedzić w (jeszcze) niedostępnym dla Was podwodnym świecie. Do wykonania tego zadania polecam zajrzeć do tekstów koleżanek i kolegów autorów Perfect Diver. Cypr, Malta, Galapagos, Meksyk… – nic tylko czytać i wybierać!

FIND YOU BUDDY

Jednym z najważniejszych elementów, który poznacie w czasie kursu, jest praca ze swoim diving buddy. Niczym Sam i Frodo lub Batman i Robin – większość procedur, zwłaszcza tych dotyczących bezpieczeństwa będziecie wykonywać razem. I tak Sandra, moja dziewczyna, dostała nowy nickname buddy, a nasz duet zadanie wzajemnej opieki nad i pod wodę. Dodam tylko, że na egzaminie teoretycznym również łatwiej się ściąga ze swoim razem, co z dumą przypieczętowaliśmy takim samym wynikiem 94%. Zatem parafrazując starą piosenkę Kabaretu Starszych Panów: „jeżeli nurkować to nie indywidualnie, jak nurkować, to tylko we dwóch”. Poszukajcie czy obok Was na kanapie nie siedzi Wasz buddy, z którym będziecie „wody moc móc zmóc”.

MIEJSCE

W zeszłym roku, zawstydzony własnym brakiem mocy sprawczej zdobycia certyfikatu w końcu powziąłem decyzję, aby kurs zrobić

jak najbliżej, czyli w Polsce. Dzieląc się tym pomysłem z kolegami nurkami, którzy znali moje preferencje względem temperatury wody ich miny przybierały wyraz troski i zakłopotania zarazem. A zatem, jeżeli tak jak ja, jesteście raczej osobnikami ciepłolubnymi, to kierujcie się intuicją i wybierzcie miejsce, gdzie temperatura wody będzie miłym akcentem Waszej przygody.

Na szczęście kurs Padi Open Water pomyślany jest niczym dobre espresso – esencja wiedzy i praktyki zamyka się w przystępnym okresie 3 dni. Ja i mój buddy wykroiliśmy ten czas z naszych wakacji w Tajlandii i 1 stycznia (to się nazywa ekspresowa realizacja noworocznych postanowień) kurs zaczęliśmy na wyspie Koh Tao. Nieoficjalnie wyspa nosi nazwę „wyspy śmieci” i faktycznie, trzeba przyznać, że po intensywnym dniu szkoleniowym byliśmy bardzo bliscy tego stanu. Poza tym, to raj na ziemi i raj dla nurków, więc nie dajcie się zwieść ponurej renomie wyspy. Szkół nurkowych jest tu więcej niż Żabek w Polsce, a w czasie kursu będziecie mieli okazję zobaczyć naprawdę piękne rafy. My nasz kurs robiliśmy w bajecznym otoczeniu raf: Twins, Chumphon Rinnacle i Hin Pee Wee.

SZKOŁA NURKOWA

To nic odkrywczego – szkołę nurkową warto dobrze sprawdzić. Nabrało to dla mnie nowego znaczenia kilka dni temu na siłowni, gdy usłyszałem historię o grupie, która pojechała zrobić kurs

w Egipcie. Pierwszego dnia uczestnicy dostali sprzęt i bez żadnego przeszkolenia poszli nurkować na otwartych wodach. Takie historie pewnie nie należą do rzadkości i tym bardziej cieszę się, że mimo spontanicznego charakteru naszej backapackerskiej wyprawy, szkołę nurkową wybraliśmy jeszcze przed wylotem z Polski. Trafić nie mogliśmy lepiej. Nasz instruktor Neng wykazał się wyjątkową cierpliwością i wyrozumiałością, którą wiążę bezpośrednio z jego duchem zakorzenionym w buddyzmie. Tam,

gdzie każdy inny instruktor rzuciłby dawno płetwami z wściekłości w związku z nieogarnięciem swoich uczniów (czyli ja i mój buddy), Neng kwitował ze spokojem mistrza zen „ok, let’s try once again”. Tajowie to naprawdę świetni nauczyciele!

Jeszcze jedna porada – rezerwując kurs z wyprzedzeniem, możecie poprosić o wcześniejszy dostęp do platformy e-learningowej. W ten sposób wykorzystacie np. lot samolotem na naukę i zaoszczędzicie trochę czasu w trakcie kursu praktycznego spędzając popołudnia relaksując się nad basenem.

NIECH WODA ZROBI SWOJE

Wiedziałem, że podwodny świat mnie pochłonie. Nie wiedziałem tylko, że aż tak bardzo. Pierwsze zejście pod wodę na kilkanaście metrów to naprawdę niesamowite uczucie. Wiem, że to przesada, ale dla mnie było to trochę jak lot w kosmos i spacer po księżycu. To porównanie nie jest całkiem od czapy, biorąc pod uwagę, że jeszcze 100 lat temu obydwa światy były zupełnie dla człowieka niedostępne i w zasadzie dzisiaj też wiele osób nigdy nie zobaczy ani jednego ani drugiego na własne oczy. Kosmos mogę sobie odpuścić – pod wodą są ładniejsze widoki!

Zaraz po pierwszym wynurzeniu, na porządnym kopie dopaminy, myślałem tylko żeby wrócić z powrotem pod wodę. Od tego momentu porady są zbędne, woda zrobi swoje. Na koniec wracam do pierwszego punktu: otwieram kolejne archiwalne numery Perfect Diver i szukam kolejnego celu. Wam również z całego serca polecam zrobić to samo. Naprawdę, nie ma na co czekać!

MOJA BAJKA! A może ciężka harówa?!

Z Przemkiem Zyberem rozmawia Wojtek Zgoła

Wojtek Zgoła: Gdyby ktoś kiedyś powiedział Ci, jako nastoletniemu chłopakowi, że będziesz nurkować, co byś mu odpowiedział?

Przemek Zyber: Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę nurkował i do tego zabiorę pod wodę profesjonalny sprzęt foto-video… powiedziałbym: Człowieku przestań bajki opowiadać!

Jak to z Tobą było od czasów dziecka, byłeś grzecznym chłopcem, który spokojnie poznawał świat?

Od najmłodszych lat, wszędzie było mnie pełno. Nie było drzewa ani garażu, na który „ręka boska by mi zabroniła” włazić … no nie było. Od zawsze wiedziałem, że jeśli czegoś nie wolno ale się bardzo chce – to wolno! Moi wspaniali rodzice znosili z pokorą i miłością wszystkie moje wypadki, kontuzje oraz jazdy na ostry dyżur w najmniej oczekiwanych momentach. Z czasem radochę z włażenia na każde okoliczne drzewo zastąpiła mi jazda na rolkach, później na rowerze, snowboardzie, nartach, windsurfingu… Wszystko co stawało się moją „idée fixe” musiałem doprowadzić do perfekcji. Perfekcji okupionej wielogodzinnymi treningami i próbami. Zawsze były to też sporty czy zainteresowania na wskroś indywidualne. Od zawsze nie znosiłem sytuacji kiedy odpowiedzialność rozkłada się miedzy team. Tylko sobie mogłem pogratulować kiedy po raz kolejny mknęliśmy (wraz z tatą) na ostry dyżur ale także i wtedy, kiedy zasłużenie stawałem na podium w zawodach.

Jesteś Ślązakiem i jesteś na tyle młody, że pamiętasz czasy bez internet…

Urodziłem się w sercu „czarnego Śląska” czyli w Katowicach, w czasach kiedy nikt jeszcze nie słyszał o internecie, mediach społecznościowych, fotografii cyfrowej. Nie śniło się nam (jako pokoleniu) podróżowanie do Ameryki Środkowej czy Azji…

Nawet Egipt był dla nas odległy. No waśnie, nie wiem czy jest to dzisiaj do czego porównać … Bo świat stał się dziś bardziej dostępny niż kiedykolwiek – i cieszę się niezmiernie, że tak jest!

No dobrze. Jak to się zaczęło z nurkowaniem?

W pięknie kolorowego, podwodnego świata zakochałem się od pierwszego zanurzenia ponad 20 lat temu w Morzu Czerwonym. Jeszcze wtedy nie jako nurek, a snorkeler. Podziwiałem piękno egipskich raf. Regularnie wracałem do Egiptu zawsze wybierając hotel z najbogatszą rafą. Pływając godzinami po powierzchni nie umiałem się napatrzeć na zapierający dech w piersi – podwodny świat. Zazdrościłem nurkom pływającym pode mną możliwości obcowania z naturą bez pośpiechu i w niesamowitej bliskości. Już wtedy wiedziałem, że z czasem znajdę się w głębinach przyglądając się z bliska tym cudownym stworzeniom.

I co dalej?

Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się dość niedawno, zaledwie 6 lat temu. Wiedziałem, że moje pierwsze nurkowania odbędą się właśnie w Egipcie i w końcu spełnię swoje marzenia. Pierwsze 2 wyjazdy nurkowe odbyły się w trybie „dailybout” (codziennie wypływa się w morze na nurkowania, mieszkając w hotelu). To były niesamowite przeżycia, zwłaszcza, że dzieliłem

je z moim, wówczas, 10-letnim synem. Piękno i bogactwo przyrody zachwycało. Tysiące kolorowych rybek tańczących w rytm kołysania fal tworzyło niezapomniane widowisko.

A szybko zacząłeś zabierać ze sobą aparat?

Już od pierwszych nurkowań towarzyszył mi pod wodą kompakt Sony.

Szybko zapragnąłem ciekawszych wypraw i ciekawszych kadrów – zacząłem wyjeżdżać na safari nurkowe. 20 nurkowań w 5 dni i życie na statku zafascynowało mnie na maxa. Jeszcze dłużej pod wodą, jeszcze bliżej, jeszcze dokładniej. Nurkowanie wciągnęło mnie bardziej niż przypuszczałem.

Czyli ciepło i przejrzyście  A wody polskie?

Ponieważ blisko mam zbiornik kopalni odkrywkowej z zalanymi koparkami, mogłem często nurkować i doskonalić swoje umiejętności. Średnio rocznie wykonywałem 170 nurkowań. Skupiałem się nad dokładnym i praktycznym ułożeniem sprzętu, trymem i precyzją każdego ruchu. Piąłem się po kolejnych stopniach nurkowych uprawnień. Po 3 latach, 500 nurkowaniach w każdych warunkach, nabyłem uprawnienia instruktora. A to było dopiero preludium do dalszego szlifowania umiejętności. Chciałem czerpać wiedzę i nabywać praktycznych umiejętności korzystając z rożnych źródeł, dlatego do ko-

lejnych kursów technicznych wybierałem innego instruktora uważanego za najlepszego w swojej dziedzinie.

No tak, trochę godzin musiałeś spędzić pod wodą, bo przecież fotografujesz również w słodkich wodach zalanych kopalń chociażby… a to raczej nie warunki dla nurków rekreacyjnych. Zdecydowanie  W tym czasie mój sprzęt nurkowy ewoluował od podstawowego singla backmountowego, przez zestaw twin, do sidemount. Zestaw fotograficzny towarzyszący mi na każdej eskapadzie również nie zostawał z tyłu. Od małego „soniacza” przez Go-pro, Olimpusa doszedłem do pełnoklatkowego Nikona. To był moment zwrotny w mojej fotografii podwodnej. Profesjonalny aparat z dużą matrycą pozwalał na więcej, dużo więcej. Obróbka materiału RAW dawała możliwości przywrócenia kolorów do tego, co widziało moje oko. Długie godziny spędzone na ćwiczeniach pod wodą dały ogromny komfort i opanowanie przy robieniu zdjęć. Teraz mogłem się skupić na tym, co kocham najbardziej. Bo właśnie robienie zdjęć pod wodą nadaje cały sens mojej przygodzie z nurkowaniem.

I co, postawiłeś przed sobą kolejne wyzwania? Pojawił się bardziej zaawansowany sprzęt fotograficzny i doskonała obudowa. To poskutkowały zarówno zdecydowanie ciekawszymi zdjęciami, jak i możliwością kręcenia filmów

na nowym niedostępnym wcześniej poziomie. W międzyczasie rozszerzyłem uprawnienia nurkowe do poziomu cave (nurka jaskiniowego). Ograniczona przestrzeń kadrów oraz fantastyczne formacje skalne lub systemy tuneli kopalni rozszerzyły moje portfolio oaz doświadczenie nurkowe.

I przyszedł czas na obieg zamknięty… Niestety ciągnące się setkami metrów tunele, nie raz na dużej głębokości, były czasami niedostępne ze względu na pływanie na systemie otwartym (OC). Oczywiście można się obwiesić wieloma butlami, co też robiłem, ale w takiej konfiguracji z jedną ręką zajętą przez aparat jest bardzo niewygodnie. Konsekwencją było przeskoczenie na obieg zamknięty. Ponieważ najbardziej lubię konfigurację sidemountową, wybór był prosty – rebreather Kiss Sidewinder. Idealne rozwiązanie w moim przypadku. Od pierwszego nurkowania zakochałem się w tym systemie. Zaletą jest dłuższy czas bezdekompresyjny, brak efektu mącenia wody (wydychanym powietrzem), zdecydowanie większe poczucie bezpieczeństwa oraz znaczne wydłużenie czasu przebywania pod wodą. Przestając myśleć o limicie czasu skracającym się z każdym oddechem (na OC) mogłem swe myśli skierować na główny cel moich nurkowań – fotografię.

Czyli to Cię napędza najbardziej?

Oj tak. Fotografia mnie napędza. Po 6 latach i ponad tysiącu oddanych nurkowaniach doszedłem do momentu, kiedy czuję się komfortowo praktycznie w każdych warunkach, które napotkam pod wodą. Na szczęście nie pozbawiło mnie to dreszczyku emocji przed każdym następnym nurkowaniem. Wyczekiwanie na kolejne ciekawe kadry oraz fascynujące miejsca napędza mnie pozytywnie. Na pytanie czy czuje jeszcze ciarki przed nurkowaniem w jaskini, czy kopani, czy z rekinami odpowiem, że bardziej czuję stres przed efektami sesji zdjęciowej. Moje wymagania rosną tak, jak apetyt podczas jedzenia. Dopiero kiedy zobaczę pierwsze dobre zdjęcia pod wodą rozluźniam się i wiem, że wyjdę zadowolony. Uwielbiam spędzać długie minuty dekompresji zawieszony w toni, przeglądając zdjęcia i wstępnie je selekcjonując.

Twoje zdjęcia od jakiegoś czasu można podziwiać, również na łamach Perfect Diver!

W 2022 r. po raz pierwszy odważyłem się wysłać zdjęcie na konkurs Santi Photo Awords. Moje zaskoczenie było ogromne kiedy zdobyłem 2 miejsce w tym prestiżowym konkursie fotografii podwodnej. Kilka miesięcy później wysłałem swoje prace na inny międzynarodowy konkurs i kolejna niespodzianka. Świeżutkie zdjęcia z Meksyku zajęły 2 i 4 miejsce. W tym samym miesiącu film również z Meksyku zajął 1 miejsce na konkursie Festiwalu „Głębiny” w głosowaniu internautów. Podczas tego konkursu miałem przyjemność spotkać się z Tobą I właściwie od tego momentu w każdym kolejnym numerze mam przyjemność dzielić się z czytelnikami swoimi podwodnymi przygodami. W ciągu zaledwie pięciu kolejnych wydań tego dwumiesięcznika, aż dwukrotnie moje zdjęcie zdobiło okładkę. W międzyczasie w październiku 2023 r.

na Fotoweek na Chorwackiej wyspie Vis zdobyłem 2 miejsce w fotografii podwodnej, w listopadzie w konkursie zorganizowanym przez CN Nautica w kategorii jaskinie i wraki moje zdjęcie z kopalni opalu na Słowacji zdobyło 1 miejsce. W połowie marca 2024r odbył się wernisaż moich zdjęć podczas kolejnej edycji Festiwalu Nurkowego „Głębiny”, o czym można poczytać w tym wydaniu magazynu.

Na koniec zapytam, czy lubisz uczyć, bo przecież jesteś instruktorem.

Dzielę się pasją. Oprócz fotografii równie ogromną przyjemność sprawia mi prowadzenie kursów nurkowych, przekazywanie wiedzy i umiejętności. Swoich kursantów zazwyczaj na pierwsze wyprawy zabieram w cudowne ciepłe i kolorowe wody Morza Czerwonego. Uwielbiam słuchać o ich przeżyciach po pierwszych nurkowaniach. Wszyscy są zachwyceni, podekscytowani i emanują pozytywną energią. Wraz z rozwojem ich umiejętności na kolejne destynacje wybieramy coraz bardziej wymagające akweny. Równie dobrze bawię się podczas szkoleń z zakresu fotografii oraz video. Wspólna pasja łączy ludzi, a przeżywanie przygód cementuje znajomość. Cieszę się, że znalazłem pasję w swoim życiu, której mogę się poświecić i dzielić ją z innymi.

Super, dzięki za rozmowę.

Wspomnienie

Śp. Paweł Sowisło

30.09.1963 – 22.12.2023

Prezes Zarządu Klubu

Płetwonurków LOK ORKA

Instruktor Płetwonurkowania I Klasy

PADI Master Instructor

Instructor CMAS*** M3

Instructor DSAT Tec Rec

Kilka miesięcy temu rozważaliśmy napisanie wspomnień Pawła z jego ponad 40-letniej praktyki nurkowej. Rozmowa zaowocowała pomysłem przeprowadzenia wywiadu rzeki, ponieważ nikt lepiej niż on nie potrafiłby tych bogatych doświadczeń wyrazić słowami. Paweł miał wybitną wiedzę z zakresu nurkowania, którą objaśniał w sposób rzeczowy i klarowny. Dzielił się zawsze cenną refleksją oraz trafnym komentarzem, co miało nieocenioną wartość dydaktyczną. Zdolność do wnikliwej oceny sytuacji, umiejętność przejrzystego formułowania myśli oraz poczucie humoru czyniły jego wypowiedzi o nurkowaniu wyjątkowymi i zachodzącymi głęboko w pamięć.

Wywiad ten już się nie odbędzie. Jako członkini zarządu klubu Orka, instruktorka nurkowania, ale również córka Pawła, czuję niejako powinność napisania kilku zdań na temat jego działalności na rzecz tego sportu. Nie sposób ująć jego obszernej aktywności nurkowej w zwięzłej formie. Żywię jednak nadzieję, że to wspomnienie Pawła będzie choć w niewielkim stopniu, wyrazem uznania jego zasług dla szerokiej społeczności nurkowej w Polsce.

Moja pamięć sięga lat dziewięćdziesiątych, kiedy Paweł prowadził kursy centralne w Ośrodku Szkolenia Morskiego Ligii Obrony Kraju w Ja-

starni. Z tym miejscem przez wiele lat wiązał znaczną część swoich nurkowych doświadczeń. Tam zdobył najwyższe kwalifikacje instruktorskie, szkolił płetwonurków dla potrzeb Sił Zbrojnych w czasach ustroju „słusznie minionego” oraz kierował szkoleniem kadry instruktorskiej dla Policji, Straży Pożarnej i płetwonurków zrzeszonych w klubach nurkowych całego kraju. Z moich wspomnień wyłania się obraz wymagających szkoleń w niezwykle trudnych warunkach, w zimnych i nieprzychylnych wodach Bałtyku oraz braku udogodnień technicznych i elektronicznych. Kursy centralne trwały po kilka dwutygodniowych turnusów, podczas których Paweł szkolił ok. 100 kursantów w sezonie. Zajęcia w wodzie odbywały się od wczesnego poranka do popołudnia, wykłady zaś trwały do późnych godzin nocnych. W trakcie obozów Paweł zainicjował wyjazdy szkoleniowo-treningowe do Gdyni, gdzie w komorach dekompresyjnych Akademii Marynarki Wojennej kursanci sprawdzali swoją wydolność i przystosowanie organizmów do działania podwyższonego ciśnienia. Jego zaangażowanie i inwencja oraz umiejętność nawiązywania kontaktów poskutkowały zorganizowaniem w 1996 roku I Ogólnopolskiego Kursu Nurkowania Nitroksowego we współpracy z Marynarką Wojenną w Gdyni. Kurs ten miał

charakter eksperymentalny, ale Paweł zawsze był otwarty na rozwój swojej kadry i kursantów. Jego nieustępliwość i chęć poszerzania horyzontów nurkowych doprowadziły do zorganizowania pod koniec lat dziewięćdziesiątych kursu Professional Assosiation of Diving Instructors poprowadzonego przez Witka Śmiłowskiego. Kurs ten umożliwił instruktorom przyjęcie międzynarodowych standardów szkolenia. Nowatorskie myślenie było Pawłowi bliskie, tym bardziej aktywnie reagował na różne formy upowszechniania nurkowania rekreacyjnego.

Szkolenia, którymi kierował Paweł niewątpliwie miały intensywny przebieg, wymagały nie tylko odporności fizycznej, ale również siły wewnętrznej, która według niego była najważniejsza. To właśnie głębokie i trudne nurkowania wyszlifowały jego niezłomny charakter. Każdy pod wodą czuł się z nim bezpiecznie, bo Paweł w tym środowisku był niezwykle sprawny, szybki, czujny i przewidujący.

Jako kilkunastoletni chłopak pakował sprzęt nurkowy „pod pachę” i jechał pociągiem nad jezioro Charzykowskie, w którym odbył pierwsze kursy nurkowe. W tym okresie jego życie osobiste i zawodowe nabrało tempa. Rozpoczął studia prawnicze, w wakacje pracował jako ratownik wodny w Czaplinku, a w międzyczasie stawiał

sobie nowe nurkowe wyzwania. Prawdopodobnie wtedy zrodziła się jego determinacja w osiąganiu wyznaczonych celów. Swoje pierwsze doświadczenia nurkowe zdobywał pod okiem instruktorów Czesława Przybylskiego i Mariana Manikowskiego oraz w klubie płetwonurków LOK Delfin. Po kilku latach został jego wiceprezesem, a następnie prezesem. Na początku lat dziewięćdziesiątych wraz z prof. Andrzejem J. Szwarcem współtworzył Polskie Towarzystwo Prawa Sportowego, następnie sprawował funkcję prezesa oraz wiceprezesa stowarzyszenia. Od 1996 roku pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Działalności Podwodnej Zarządu Głównego LOK. W 1994 roku z inicjatywy Pawła, we współpracy z Andrzejem Biernackim i Bolesławem Graczykiem, powstał klub płetwonurków Ligi Obrony Kraju Orka. Powstanie Orki to wydarzenie przełomowe w karierze nurkowej Pawła. Zaledwie w kilka lat, z początkowo ograniczonego zaplecza sprzętowego i nielicznej kadry instruktorskiej, stworzył klub, który w dalszej perspektywie, miał realny wpływ na rozwój tego sportu w Polsce. Przez kolejne niemal 30 lat był jego Prezesem, inicjatorem prawie wszystkich wyjazdów, krajowych i zagranicznych. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych rozpoczął organizowanie wyjazdów nurkowych do Włoch, Hiszpanii, Chorwacji oraz Egiptu. Odkrywał nowe miejsca do podwodnej eksploracji, najbardziej pociągały go ciepłe wody morza Adriatyckiego. W Chorwacji nawiązał wiele długoletnich serdecznych znajomości z właścicielami baz nurkowych, noclegowych czy restauracji, które organizowały dla klubowiczów biesiady „z puli Prezesa”. Jego hojność objawiała się w każdym obszarze działalności klubu, rozbudowywał ogromną bazę sprzętową, kupował z własnego budżetu skafandry, sprężarki, butle, pontony, silniki, łódki, żeby jak mówił – „było bogato” w klubie. A tak po prawdzie, żeby nikomu nie zabrakło sprzętu do nurkowania. Niejeden instruktor, kursant czy po prostu kolega został tym sprzętem obdarowany. Jego szczodrość nie tylko dotyczyła sfery materialnej, jak również intelektualnej. Chętnie dzielił się nieprzeciętną wiedzą i ogromnym doświadczeniem, czego dowodem jest ponad 1000 wyszkolonych przez niego płetwonurków i ponad 200 instruktorów nurkowania. W 2003 roku Paweł zdobył kwalifikacje instruktorskie w nurkowaniu na Rebreatherze Dolphin/Atlantis, w 2004 roku zaś na kursie na Istrii w Chorwacji otrzymał uprawnienia Instructor DSAT Tec Rec oraz PADI Gas Blender. Dzięki temu, jako członkinie i członkowie klubu mogliśmy poszerzyć nasze granice nurkowania i odkrywać wcześniej nam nieznane jego meandry. Kursy techniczne prowadzone przez Pawła wymagały szczególnej dyscypliny oraz opanowania, czego nigdy mu nie brakowało. Po jednym ze szkoleń, podczas którego zdobyłam kwalifikacje nurka technicznego, wykonaliśmy nurkowanie na wrak samolotu B-17 na 73 metry nieopodal wyspy Vis w Chorwacji. Prezes, przygotowując nas do tego zejścia, powtarzał, że takie głębokości nie znoszą błędów. Paweł był perfekcjonistą, a jego rzetelność na każ-

dym etapie przygotowań do nurkowania była dla nas niezwykle pouczająca.

Działalność klubu płetwonurków LOK Orka przypadała na czas intensywnej kariery Pawła początkowo jako prokuratora, później radcy prawnego, a następnie adwokata. Jego praktyka prawnicza oraz predyspozycje zawodowe miały niebagatelny wpływ na kształt i kierunki rozwoju klubu. Efektem tego były akcje poszukiwawcze zwłok, które Paweł otrzymał na zlecenie poznańskiej prokuratury. Pierwsza przeprowadzona była w lutym 2001 roku na odcinku od Rogalina do Starołęki, a w dalszym etapie na Szachtach Górczyńskich. Kolejna zaś odbyła się w 2009 roku obejmując obszar jeziora Trześniowskiego oraz Łagowskiego w Łagowie Lubuskim. Wbrew utartym schematom, potrafił w przekonywujący sposób uargumentować swoją koncepcję, nawet nie zawsze racjonalną, bo niekiedy powierzał sprawy swojej wyobraźni i intuicji. Nawiązał kontakty z niezliczoną liczbą osób ze świata nurkowego, podjął współpracę z ogromną ilością klubów, firm nurkowych, stowarzyszeń, związków oraz instytucji. W przypadku jego klubowej działalności zrzeszającej setki płetwonurków kilku pokoleń, nie będzie przesadą określenie go mianem wizjonera. W 2009 roku podczas pobytu w dobrze mu znanym Łagowie Lubuskim nad jeziorem Trześniowskim, widząc potencjał terenu przy Zamku Joannitów, zainicjował powstanie bazy nurkowej. Od słowa do czynu – zaledwie miesiąc po wizycie Paweł zorganizował miejsce i wspólnie z klubowiczkami i klubowiczami przystosował infrastrukturę pod profesjonalne szkolenia nurkowe. Dzięki zaangażowaniu i pomocy niezawodnych członkiń i członków klubu Orka, postawiliśmy podwodne platformy do ćwiczeń oraz zatopiliśmy kadłub łodzi. Każdego roku Paweł motywował nas do nowych przedsięwzięć i wyzwań, stworzył nam warunki zarówno do hartowania swoich charakterów, ale także do zawiązania długoletnich przyjaźni. Pokazywał nam, że życie bazy nurkowej nie sprowadza się wyłącznie do szkoleń i kursów, ale także do wielogodzinnych spotkań oraz wymiany doświadczeń. Paweł integrował wokół bazy zaprzyjaźnione rodziny, wskazywał nam kolejny ważny aspekt nurkowania jakim jest budowanie bliskich więzi i przekazywanie swojej pasji następnym pokoleniom. Podążając za rodzinną tradycją zaszczepił we mnie i w mojej starszej siostrze Joannie potrzebę rozwoju i zdobywania kolejnych stopni zaawansowania w nurkowaniu. O słuszności jego przekonań zapewniała go zawsze żona Katarzyna, która wytrwale wierzyła w nieocenioną wartość, jaka płynęła ze wspólnych nurkowań taty z córkami.

Baza nurkowa Babska Nurka przez niemal 10 sezonów stanowiła niejako oś klubowej działalności. Prowadziliśmy kilkadziesiąt kursów w sezonie, szkoliliśmy i gościliśmy w bazie setki nurków. Rozwijaliśmy możliwości kadrowe oraz sprzętowe. Prezes zaopatrzył bazę w ponad dwadzieścia kompletów nurkowych, kilka skafandrów suchych, dwa skutery podwodne, dwa pontony z silnikami spalinowymi Hondy, łódź motorową, ŁD, sprężarkę Mariner oraz

wiele innego sprzętu, który zapewniał kursantom oraz kadrze szkolącej komfort, ale przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. W niejednej sytuacji jego wsparcie merytoryczne okazało się nieodzowne. Oprócz dyscypliny oraz dobrej praktyki, Paweł przekazał nam szczerą, a czasem nawet beztroską radość z nurkowania. Pobyt pod wodą wywoływał w nim zachwyt nad urodą tego świata oraz stanowił źródło życiowej satysfakcji.

Jedną z ostatnich inicjatyw, które podjął jest Poznańska Baza Nurkowa prowadzona przez instruktora nurkowania Michała Madajczyka, która od dwóch lat zrzesza społeczność nurkową i prowadzi kursy w Jeziorem Strzeszyńskim. Paweł, pod koniec lat siedemdziesiątych, właśnie w tym miejscu odbył swoje pierwsze nurkowanie. Zanurkował w automacie typu Kajman z butlą na noszaku, który przekazał mu jego ojciec, instruktor płetwonurkowania Donat Sowisło. Ostatnie zanurzenie wykonał w zeszłym roku również w Jeziorze Strzeszyńskim w skafandrze suchym OceanPro, BCD Tusa Conquest II, automacie Aqualung Legend oraz komputerze Uwatec Galileo Sol. Przez ponad czterdzieści lat, będąc nieustannie aktywnym płetwonurkiem oraz instruktorem, doświadczył wielu przełomów w nurkowaniu. Jak sam określał: „uprawiam piękną dziedzinę aktywności nie będącą tylko sportem”. Jego fascynacja nurkowaniem sięgała tak głęboko, że wiele lat temu zaczął kolekcjonować sprzęt historyczny m.in. aparaty radzieckie z lat sześćdziesiątych, polskie aparaty Mors i Kajman, wzorowane na aparacie Jaques’a Cousteau – La Spirotechnigue, hełmy nurkowe, w tym najcenniejszy okaz Siebe Gorman z XIX wieku, kolekcja noży, kolekcja kusz, karabin Mosin, pistolet nurkowy, komplet nurka klasycznego – składający się z manualnej pompy powietrznej, kabloliny z wężem, hełmu nurkowego, skafandra, butów oraz zestawu balastowego. W niewielkim, prywatnym pomieszczeniu stworzył muzeum nurkowania. Był inicjatorem niezliczonej ilości wydarzeń, wyjazdów, spotkań, wykładów, seminariów mających wpływ nie tylko na rozwój nurkowania w Polsce, ale także na setki poszczególnych płetwonurków przekazując im zasady praktyki nurkowej najwyższych standardów.

Wśród miejsc nurkowych, do których chętnie powracał było Pojezierze Drawskie, Pszewsko – Międzychodzkie, Jezioro Hańcza, Piłakno, Mamry, Budzisławskie, Powidzkie, Trześniowskie, rzeka Biebrza, morze Bałtyckie oraz wiele innych akwenów, w których wykonał tysiące nurkowań.

Paweł miał mapę miejsc do nurkowania w pamięci. Zanurkował prawie wszędzie, gdzie było można. Tam gdzie nie było można, też nurkował. Te piękne nurkowania pozostaną w naszych wspomnieniach.

W imieniu Prezesa pragniemy podziękować za wieloletnią współpracę firmom nurkowym, klubom, stowarzyszeniom, ale przede wszystkim płetwonurkom i ich sympatykom, którzy podzielali jego entuzjazm i niezwykłą pasję.

Tradycyjnie życząc „…tyle samo wynurzeń ile zanurzeń”.

Po dłuuuugich dziobach je poznacie

Są takie ptaki, które łatwo dają się rozpoznać. Nie trzeba studiować kluczy do oznaczania lub przewodników i stawać się specem od ptasiej anatomii, czy etologii (zachowania zwierząt).

Nie potrzebny jest słuch absolutny, by potrafić uchem wychwytywać najdrobniejsze różnice w ptasich trelach, gwizdach lub nawet odgłosach wydawanych czymś innym niż krtań (a to wcale nie aż takie rzadkie jest!).

Niezależnie czy nadfruwa, czy dostojnie wędruje po gruncie, stoi prosto, czy się schyla – zawsze od razu widać, że to kulik. Przede wszystkim jest duży (to największy z ptaków brodzących), po drugie

ma niezwykle charakterystyczny dziób –cienki, bardzo długi i do tego zakrzywiony. Tak, dziób kuliczy jest imponujący. Gdyby poszukiwać analogii do pewnego drewnianego chłopca z bajki i jego rosnącego w pewnych okolicznościach nosa, to kuliki są tymi ptakami, które kłamią najwięcej. Tak naprawdę kulikowi tak długi dziób, zresztą podobnie jak wielu swoim kuzynom z grupy ptaków siewkowych, potrzebny jest do sondowania, namierzania i pobierania pokarmu. Jest to niezwykle precyzyjny instrument wyposażony w mnóstwo zakończeń nerwowych, o odpowiednio elastycznej strukturze, dający szansę na sięganie tam, gdzie wzrok nie sięga i skuteczne wydobywanie ukrytych kąsków (najczęściej wszelkiej maści bezkręgowców). Kolejny piękny przykład ewolucyjnego doskonalenia się w przystosowaniu organizmów do warunków środowiskowych!

Przerwa na ciekawostkę: dzioby kuliczych piskląt są proste – dopiero później

charakterystycznie zakrzywiają się – koniec przerwy.

Kuliki to grupa (zoologicznie rodzaj Numenius, w rodzinie Scolopacidae – bekasowatych) kilku gatunków i oczywiście są różnice pomiędzy np. kulikiem wielkim i kulikiem mniejszym, ale niezależnie któremu się przyglądamy, oznaczenie może być tylko jedno – kulik. To dobra wiadomość jest, bo niezależnie czy spotkacie kulika nad brzegiem egzotycznego, ciepłego morza w czasie zimowych wakacji, czy natkniecie się na niego w bardziej polarnej krainie, powinniście go rozpoznać bez problemu. Na ilustrujących artykuł zdjęciach możecie przyjrzeć się kulikowi mniejszemu (Numenius phaeopus), którego fotografowałem na Islandii. To kuzyn kulika wielkiego (N. arquata), gatunku gniazdującego między innymi w Europie Centralnej, choć niestety w wielu miejscach przedstawicieli tego gatunku jest coraz mniej i to do tego stopnia, że kulik wielki zyskał ostatnio miano jednego z najrzadziej spotykanych ptaków Pol-

Tekst i zdjęcia WOJCIECH JAROSZ

ski. To akurat jest bardzo zła wiadomość, bo jest dowodem na rozległe zmiany w naszej przyrodzie, czy ogólniej w środowisku. W czasach, gdy podmokłych, najlepiej niekoszonych zbyt wcześnie łąk, np. na terenach zalewowych, jest coraz mniej (osuszanie terenów, presja rolnicza i urbanizacyjna, itp.), kuliki mają duży problem po pierwsze ze znalezieniem dogodnych miejsc do lęgów, a po drugie z ochroną swych piskląt przed drapieżnikami (które kiedyś po podmokłym terenie nie mogły swobodnie do nich dotrzeć), czy też… z morderczą kosiarką. Jeżeli już łąki muszą być koszone wcześnie, ze względu na ptaki wysiadujące i później wodzące swe młode zaleca się rolnikom dać im szansę ucieczki, wykonując koszenie od środka łanu. Gdy kosi się od zewnątrz, ptaki uciekają do środka wpędzając się w ślepy zaułek, z którego ucieczki już nie mogą znaleźć. Problem zmniejszających się areałów dogodnych terenów lęgowych dotyczy nie tylko kulików, rzecz jasna. Ta trudna sytu-

acja wpływa na liczebność wielu gatunków ptaków, w szczególności, choć nie tylko, siewkowych (między innymi krwawodziobów, rycyków, czajek, dubeltów) i to nie wyłącznie ze względu na lęgi. Podmokłe tereny są przecież także stołówką dla wielu gatunków pierzastych stworów w trakcie ich przelotów – tych wszystkich właśnie z długimi nogami stworzonymi do brodzenia i długimi dziobami do wyszukiwania w mule, w piasku czy pod wodą czegoś do zjedzenia.

Wracając do kulików. Ustaliliśmy, że lubią tereny podmokłe jak o ich lęgi idzie. Jednak typów biomów, gdzie można je spotkać jest więcej, bo to środowiska i słodkowodne i słonowodne, zlokalizowane i w strefie pływów i na bagnach, torfowiskach, także tych położonych w górach. Najłatwiej powinno być spotkać kuliki w czasie ich przelotów i na zimowiskach. Po pierwsze często tworzą wtedy stada, zdarza się, że całkiem liczne, a po drugie bywają w miej-

scach, gdzie łatwiej je spotkać. Często bytują nad brzegami zbiorników wodnych i nad brzegami morskimi, gdzie z ptasimi dróżkami krzyżują się ścieżki nurków, czy szerzej entuzjastów wszelakich wodnych aktywności. A w której części świata te spotkania mogą się odbywać? W zasadzie niemal każdej i to nie tylko na półkuli północnej. Niektóre populacje odbywają dalekie podróże, jak np. z Arktyki do Afryki, a do tego dochodzi jeszcze wspomniana kwestia występowania kilku gatunków kulików, dzielących podmokłe miejsca świata między siebie, a czasem współdzieląc je. Poza przywołanym wcześniej kulikiem wielkim, który gniazda zakłada w Europie i Azji, od Wysp Brytyjskich, przez Syberię, po wschodnie Chiny i zimującym wzdłuż wybrzeży Atlantyku i Oceanu Indyjskiego, jest jeszcze siedem gatunków kulików. Północnoeuropejski kulik mniejszy (to ten ze zdjęć właśnie), znane z Syberii kulik (nomen omen) syberyjski, krótkodzioby (zgodnie z nazwą o najkrótszym dziobie,

ten zimuje w Australii) oraz cienkodzioby, być może już wymarły, podobnie jak krytycznie zagrożony kulik eskimoski z północnych rubieży Ameryki. Na kontynencie amerykańskim możemy spotkać ponadto kulika długodziobego i alaskańskiego. Najbardziej charakterystyczny dla kontynentalnej Europy kulik wielki, od którego

powyższa wyliczanka się zaczęła, często zatrzymuje się w trakcie swych wędrówek na dłużej lub krócej w Europie Zachodniej oraz w rejonie Morza Śródziemnego. Tam jednak znajduje nie tylko odpoczynek i pokarm. Znajduje również stres, a czasem i śmierć. Tam bowiem, czyhają nań myśliwi, których podejście do ptaków

siewkowych jako do zwierząt łownych nadal jest w wielu krajach prawnie umocowane. Ze względu na rozmiary kulików, ich zazwyczaj niski i niezbyt szybki lot stają się one dość łatwym celem, nawet dla przygodnych strzelców. Strzela się do kulików każdego roku między innymi w kraju jabłecznika i Saint-Emilion Château Cheval Blanc 2013, podobnie jak w kraju Campari i Castello di Volpaia Coltassala 2019, zresztą nie tylko do kulików – populacje wielu gatunków trzebione są w ten sposób niemiłosiernie. Kiedy zastrzeli się kilka osobników ze stada liczącego kilkadziesiąt sztuk, wydaje się, że nie jest to wielki ubytek wpływający na przetrwanie gatunku. Ale są takie rejony lęgowe, gdzie cała populacja to 5 sztuk – zabicie dwóch ptaków nie daje jej szans na przetrwanie. Polskie kuliki często pochodzące właśnie z bardzo nielicznych populacji bywają strzelane podczas swych wędrówek w zachodniej i południowej Europie, co dzięki obrączkowaniu i nadajnikom z GPS zostało niestety niejednokrotnie potwierdzone. Myśliwi nie są oczywiście jedynym istotnym czynnikiem wpływającym na śmiertelność kulików i ich pierza-

stych kuzynów, ale liczba ptaków zabijanych podczas wędrówek bywa naprawdę zatrważająca.

Na koniec o pochodzeniu nazwy. W języku polskim słowo kulik przypomina w swym brzmieniu melodyjne wołanie

tych ptaków. Podobnie jest w angielskim – curlew, brzmi zupełnie podobnie! Odnajdźcie w Internecie nagrania głosów kulika. Gdy później usłyszycie je gdzieś np. nad wodą, będziecie mogli z szufladki w pamięci opisanej „ptaki, o których prze-

czytałam/łem w Perfect Diver” wyciągnąć to wspomnienie, podobnie jak wsypane tam pojedyncze choć drobiny informacji z właśnie czytanego tekstu i z pełną świadomością kontynuować obserwacje tych wyjątkowych ptaków.

CZYLI DZIECKO NA KURSIE Przygoda z nurkowaniem

Tekst Dobrochna Didłuch Zdjęcia CN Deco Jestem instruktorem nurkowania, jestem córką instruktora nurkowania, jestem mamą jednego syna, który już nurkuje i drugiego, który będzie nurkował. Moi synowie mają nurkowanie w genach, albo z mlekiem wyssali tą pasję. Nie każdy tak ma, ale jako rodzice chcemy pokazać i nauczyć nasze dzieci jak najwięcej.

Nasze ograniczenie to czas i finanse, gdyby nie to, nasze dziecko uczyłoby się angielskiego, hiszpańskiego, chińskiego (ponoć teraz jest modny), jeździło konno, na rowerze, grało w tenisa, tańczyło, wspinało się itd. A gdzie ten czas dla nas, dla rodziny, budowanie wspólnej więzi, mam dla Ciebie Rodzicu propozycję – NURKOWANIE. To nie jest tylko sport, to pasja, która łączy ruch, z nauką, podróżowaniem i wspólnie spędzonym czasem.

Uprawiając ten sport nie usłyszysz, że nie możesz być z dzieckiem w parze bo nie ta waga, różnica wzrostu i siły. Ba możecie razem przyjść na kurs, będziecie razem się uczyć i będziecie swoimi partnerami. Już to widzisz oczami wyobraźni, jak dyskutujecie

o planie nurkowym, kto jakie ma zużycie powietrza, czy ta ryba, to był okoń czy płoć?

Gdybym miała napisać o superlatywach nurkowych to brakłoby miejsca w gazecie, dlatego zacznę od najważniejszego aspektu dla rodzica, mianowicie od bezpieczeństwa. Jakże szeroki i znany jest nam ten temat. Kiedyś dzieci chodziły same do szkoły z kluczem na szyi, rowerem jeździło się z dzieckiem na bagażniku bez fotelika, kasku (sami nie mieliśmy kasku) i bez różnych ochraniaczy. Życie i zdrowie jest cenne, wiemy o tym, dbamy o to i strzeżemy własnych dzieci jak oka w głowie. Kiedy na kursie mam dziecko czuję ten ciężar odpowiedzialności, trochę jest tak, że cudze dzieci pilnuje się bardziej niż swoje. Rodzic już wykonał swoją pracę, szukał, sprawdził, wybrał centrum nurkowe, z polecenia lub z dobrych komentarzy i zaufał mi. I tutaj napisze jak rodzic dla rodzica, kiedy powinna nam się zapalić czerwona lampka. Najczęściej zadawanym pytaniem przez nie nurka – ile to wszystko waży? Hmm dużo. Ważne jest to aby sprzęt był dopasowany do wagi i wzrostu dziecka. Zwróćmy uwagę na butle jaka będzie przygotowana na kurs, na powierzchni stalowa i aluminiowa ważą bardzo podobnie ale w wodzie aluminiowa jest lżejsza. Nie wyobrażam sobie dać kursantowi który waży 30 kilo dużej 15 litrowej butli, od razu przypomina mi się historia mojego kursanta, jego mama dzwoniąc z zapytaniem o kurs pytała o butle. Nie jest to standardowe pytanie, ale po ich pierwszych doświadczeniach nie dziwie się. Dziecko było ubrane w ten

Początek jest najważniejszy. To czas, który zadecyduje czy dziecko „wkręci się” czy, wręcz odwrotnie, zniechęci i na lata odłoży nurkowanie, albo nawet na zawsze.

sprzęt na zajęcia basenowe i nie oderwało się od dna. Zostało dosłownie przygwożdżony do dna. Nie stała mu się krzywda, ale zniechęciło go to do nurkowania. Dwa lata minęły od pierwszej próby do spotkania z nami, dzisiaj chłopak świetnie nurkuje.

Z samą butlą nie zanurkujemy, potrzebujemy jacket w rozmiarze dziecięcym, maski, fajki i automatu z ustnikiem o mniejszym rozmiarze oraz płetwy. Czytamy tą listę i czegoś nam brakuje – pianki, o tym elemencie ubioru można książkę napisać (modele, grubość, ciepłe czy zimne wody). Na każdym etapie od moczenia w wodzie przez zabawy do nurkowania termika naszego dziecka jest inna i bardzo ważna. Dzieci różnią się wrażliwością na zimno i ich termoregulacja jest inna w porównaniu do dorosłych. Składa się na to kilka czynników, które należy zrozumieć: dzieci mają stosunkowo większą powierzchnię ciała w stosunku do swojej masy niż dorośli. To oznacza, że więcej ciepła tracą przez skórę. Na szczęście dzieci mają mniej tkanki tłuszczowej niż dorośli, a tłuszcz działa jako izolator ciepła. Przez to, że układ termoregulacyjny dzieci jest mniej dojrzały w po-

równaniu do układu dorosłych, mają trudności z utrzymaniem stałej temperatury ciała w różnych warunkach. Każde dziecko jest inne i w tych samych warunkach ich czas bycia w wodzie może bardzo się różnić. Moi synowie w wieku 3 i 6 lat przepłynęli na spływie 6 km Brdą w krótkich piankach i nie było im zimno, kiedy dorośli płynęli w suchych skafandrach, ale oni chyba są z innej gliny ulepieni. My najlepiej znamy nasze dziecko, wiemy czy jest zmarzluchem czy zimą najchętniej chodziłby bez kurtki. I tak samo jest w wodzie, może wystarczyć krótka pianka albo będzie potrzebna długa i ocieplacz z kapturem. Ale na pewno nie zgadzajmy się na nurkowanie na wodach otwartych w naszych polskich jeziorach wiosną. Na samą myśli mózg mi zamarza! Nurkowanie w tak zimnej wodzie to żadna przyjemność tylko trauma. Spotykam dorosłych nurków, których pierwsze nurkowanie było w takich warunkach i bardzo źle to wspominają, często po takim doświadczeniu nurkowanie odkładają na później. Jeśli ktoś dziecku zrobi takie nurkowanie to skutecznie na lata może je zniechęcić do tego sportu.

Nurkowanie to przyjemność, zabawa i w takiej formie zajęcia są prowadzone. W zależności od wieku i samego dziecka czas koncentracji jest różny ale zawsze za krótki. Jeśli jesteś rodzicem nienurkującym to przyjdź z dzieckiem chociaż na pierwsze zajęcia. Po pierwsze będzie to ogromnym wsparciem dla niego, po drugie zobaczysz na co dziecko zapisałeś, a po trzecie może tak Ci się spodoba, że się przyłączysz. Każdy uczy się w swoim tempie,

to dotyczy tak samo dzieci jak dorosłych. Dorosły chętniej opowie o swoich obawach, potrafi nazwać swoje lęki czy słabości. Nawet jak dziecku wszystko idzie z lekkością, nie miało problemów z wykonaniem kursowych umiejętności to zawsze warto skorzystać z dodatkowych basenów. To nieoceniona możliwość doszlifowania pływalności, to dodatkowy czas spędzony z instruktorem pod wodą gdzie uczymy się prawidłowych nawyków.

Początek jest najważniejszy. To czas, który zadecyduje czy dziecko „wkręci się” czy, wręcz odwrotnie, zniechęci i na lata odłoży nurkowanie, albo nawet na zawsze. Kurs junior open water to dopiero początek piękniej przygody. Ja zawsze pękam z dumy, kiedy moi specjaliści od identyfikacji ryb rozpoznają więcej stworzeń niż ja. Ja osobiście nie jestem fanką nurkowań wrakowych, oczywiście staram się pamiętać z jakiego powodu coś stało się z wrakiem, w jakim roku i jego historię, ale nie zawsze udaje mi się identyfikacja czołgu, albo wozu bojowego i jestem zachwycona, jak z błyskiem w oku „młody” nurek robi mi wykład na ten temat.

Nie zwlekaj z rozpoczęciem tej przygody, nie odkładaj na za rok jak dziecko będzie starsze, zacznijcie już teraz. Minimalny wiek, aby rozpocząć podstawowy kurs to 10 lat, organizacja PADI również ogranicza swobodę młodych nurków, mogą nurkować pod opieką rodzica lub instruktora i nie głębiej niż 12 metrów. Jest też duży wybór dodatkowych szkoleń w formie specjalizacji, z dziesięciolatkiem możemy nurkować w górach, z łodzi nawet w suchym skafandrze. I szkolić się ze specjalizacji tych moich ulubionych, takich jak fotografia podwodna, dziecięce spojrzenie na świat jest zupełnie inne a możemy je podejrzeć tylko wtedy, kiedy uwieczni je aparatem. Tym ciekawskim istotom nie wystarczy robienie zdjęć, oni chcą wiedzieć co fotografują, więc identyfikacja ryb jest naturalnym wyborem. Nie wyobrażam sobie dobrego nurka, a już na pewno fotografa bez doskonałej pływalności, ta specjalizacja jest na liście must have razem z nawigacją podwodną. Dużo tego, jest ogromy wybór i możliwość pogłębiania swojej wiedzy. W następnym artykule opiszę możliwości dla trochę starszych dzieci, 12 letnich. Jakie możliwości są przed nimi, ale i ograniczenia. Psss… chcesz wiedzieć jak może Twoje dziecko zdobyć tytuł Mistrza w Nurkowaniu?

Po V Festiwalu Nurkowym „GŁĘBINY”

Kto nie był niech żałuje  Bardzo sympatyczna atmosfera, uśmiechnięte twarze, prelegenci otwarci i chętnie pozujący do zdjęć. Myślę, że jeden z najbardziej udanych festiwali „Głębiny”, z dotychczasowych.

V Festiwal Nurkowy „Głębiny” rozpoczął się w piątek wieczorem wernisażem fotografii podwodnej „Niepamięć” Przemysława Zybera, którą można było podziwiać podczas całego Festiwalu. Następnie odbyło się spotkanie z Krystianem Gąstalikiem i pokaz filmu „Głębiej. 330 metrów pod wodą”.

I choć Festiwal poszedł mocno w stronę nurkowania technicznego, nie zabrakło małych akcentów rekreacyjnych. Wśród wyróżnionych pokazaniem na dużym ekranie filmów, biorących udział w konkursie „Podwodne Światy”, było kilka z płytszych i ciepłych wód. Wśród prelekcji głównie technicznych odbyło się też jedno „inne” spotkanie z Emilią Biały o freedivingu.

Ciekawe prelekcje o wrakach Bałtyku ekipy Baltictech, o zalanych kopalniach (tu ciekawe i interesujące zestawienie zrobił Dawid Strączek), czy o pętli podwodnych kilometrów bez używania skuterów. Ukoronowaniem było spotkanie z Fredericiem Swierczynski, rekordzistą świata w nurkowaniu jaskiniowym na głębokość 308 m.

Sobotni wieczór, zaraz po części oficjalnej, spędziliśmy w Pub’ie Druid, gdzie można było posłuchać muzyki, dobrze zjeść, napić się i porozmawiać, jeśli miało się siły głośno mówić ;)

Organizacja imprezy i logistyka wyszły bardzo dobrze. Wśród filmów konkursowych wygrał materiał zaprezentowany przez Pawła Franczyka „Oblicza fiordu”. Przełamał inne obrazy, a autor wstawił do filmu komentarz lektora, co podniosło wyraźnie walory dzieła. Gratulujemy i do zobaczenia za rok!

SKOŃCZMY

Z PAPIEROWYMI

I PLASTIKOWYMI KUBKAMI

KUBEK APOLLO

CERAMIC SILICONE
ZADBAJMY RAZEM

ZGUB SIĘ!!! Iodkryjcośnowego

TekstizdjęciaDOMINIKDOPIERAŁA,CNDeco

ORIENTACJA W TERENIE JEST JEDNĄ

Z UMIEJĘTNOŚCI, Z KTÓRĄ ALBO

SIĘ RODZIMY, ALBO MUSIMY SIĘ

JEJ NAUCZYĆ.

OCZYWIŚCIE POMIJAM TO, ŻE JEDNYM

PRZYJDZIE TO ŁATWIEJ, INNI BĘDĄ

MUSIELI WŁOŻYĆ W NAUKĘ DUŻO CZASU.

NOWOCZESNA TECHNOLOGIA NIE

UŁATWIA NAM TEGO.

Odnoszę wrażenie, że umiejętności, które były dla naszych ojców i dziadków na porządku dziennym, dla naszych dzieci, a już na pewno wnuków, będą stanowiły duży problem. Gdy chcemy gdzieś dzisiaj dojechać uruchamiamy nawigację, w samochodzie czy w telefonie. Bezmyślnie podążamy za informacjami, które podaje, często skręcamy z głównych dróg na jakieś polne drogi bo „tak nam kazała”. Nie zastanawiamy się wcześniej nad naszą drogą i na pewno nie potrafimy powiedzieć gdzie aktualnie jesteśmy. Z jednej strony tak nam łatwiej, ale z drugiej przestajemy myśleć, analizować. Jeśli nie potrafimy

w naszym naturalnym środowisku określić kierunków świata, analizować otaczającego nasz krajobrazu, ciężko nam nauczyć się tego w naszym nienaturalnym środowisku.

Pod wodą sprawa się komplikuje, bo przemieszczamy się nie tylko w dwóch płaszczyznach, ale w trójmiarze. Niby od pierwszego kursu uczymy się obsługi kompasu i potrafimy ustalić kierunek na jego podstawie, ba nawet wrócić w zadane miejsce. Świetnie nam to wychodzi, gdy jesteśmy skoncentrowani na zadaniu i tylko na nim. Udaje nam się wrócić i chcemy jak najszybciej zapomnieć o tej umiejętności. Na programie zaawansowanym najczęściej instruktor znów „męczy” nas z kompasu, każe pływać jakieś wzorki, kwiatki, trójkąciki, kwadraciki. Co to ma wspólnego z nurkowaniem? Nic według nas. Przecież to jest proste. Płyniesz za nim. Dwa metry za jego płetwami. I świetnie się pilnujesz, żeby się nie zgubić. Lecisz na wakacje w egzotyczny zakątek świata, a tam lokalny przewodnik pokazuje Ci najatrakcyjniejsze elementy podwodnej flory i fauny. Znów nawigowanie nie jest ci do niczego potrzebne. I w końcu nadchodzi „ten dzień”, idziesz na nurkowanie tylko z partnerem. Oboje macie po 20–30 nurkowań. Doskonale wiecie o co chodzi. Wchodzicie pod wodę do zbiornika, w którym już przecież nurkowaliście. Ustalacie (przed nurkowaniem) plan z partnerem,

oglądacie mapę miejsca nurkowego. Zastanawiacie się, które obiekty chcecie zobaczyć, nawet rysujecie sobie je na tabliczce. Co może pójść nie tak? Dla pewności zabieracie ze sobą kompas. Program Nawigacja Podwodna w mojej federacji szkoleniowej jest nastawiony nie tylko na obsługę kompasu. Ma Cię nauczyć jak kompleksowo nawigować pod wodą. Jakich „trików” używają divemasterzy i instruktorzy na całym świecie, żeby się nie gubić nawet na trudnych akwenach. Wszyscy oni używają przede wszystkim nawigacji naturalnej. Przyznam się Wam szczerze, że sam nie pamiętam kiedy ostatnio poza szkoleniem użyłem kompasu. Od dawna nie zabieram go jako osobny element wyposażenia pod wodę (jest wbudowany w komputer). Oczywiście ustawiam go z nawyku przed każdym nurkowaniem, ale nie używam. Umiejętność naturalnej nawigacji pozwala mi prowadzić nawet skomplikowane nurkowania. Od Waszego ostatniego razu, jak byliście tu z instruktorem, zatopili w kamieniołomie tramwaj. Obowiązkowo musicie go zobaczyć! Sprawdziliście na mapie od znanej Wam części podwodnego toru z atrakcjami jest „poręczówka”. Więc zanurzacie się zgodnie z planem dochodzicie do platformy na 17 m, od której lina kierunkowa prowadzi „prosto do celu”. Więc płyniecie pełni entuzjazmu w jego kierunku. Mija dłuższa chwila, wy płyniecie

w toni, a jedyny widok jaki macie to linka, która wydaje już się ciągnąc w nieskończoność. Wasze pianki skompresowały się na 20 m głębokości przy temperaturze wody 6 stopni C, zaczyna się robić nieprzyjemnie zimno. Może jak przyspieszycie i zaczniecie się ruszać będzie cieplej. Więc narzucacie sobie szybsze tępo. W końcu udaje się Wam dopłynąć do Tramwaju, ale już nie pamiętacie jaka odległość była wpisana na mapie. Ale teraz dopiero zaczniecie fajne nurkowanie. Tylko Twój partner pokazuje ci, że ma mało powietrza, a Ty myślisz tylko o tym, jak Ci przeraźliwie zimno. Opływacie Tramwaj w minutę „bez przyjemności”. Kończycie nurkowanie, wynurzacie się i zostaje Wam jeszcze „tylko” 200 m płynięcia po powierzchni, a ciebie co chwilę, z zimna, łapią skurcze w nogi. Przytrafiło Ci się podobne nurkowanie?

Poręczówki są jak nawigacja na powierzchni. Oczywiście pozwolą ci dotrzeć najkrótszą drogą z punktu A do punktu B, ale… najczęściej nie będzie to trasa widokowa. Są rozwijane w dobrej wierze przez właścicieli miejsc do nurkowania i najczęściej są świetnie opisane. Pozwalają nam wyłączyć myślenie i odhaczać kolejne punkty z trasy i „zaliczyć” wszystkie wybrane obiekty. Jednak to nurkowanie nie zapada nam jakoś głęboko w pamięć. Podobny plan miało więcej nurków. Wszyscy oni korzystają z tego samego toru. Chcą zobaczyć te same atrakcje. Przejrzystość wody jest daleka od pożądanej, więc płyniemy BARDZO blisko sznurka, który ledwo widzimy. Sami powodujemy, że za naszymi płetwami ta widoczność pogarsza się jeszcze bardziej. Prawie uderzamy głową w Koparkę. Jeszcze tylko druga i plan zrealizowany. Ale dziś brzydka woda. Zarządcy baz nie przewidywali montując linki kierunkowe, że staną się one linkami, po których w odległości 20–30 cm lub wręcz trzymając je, będą pływać nurkowie. A na pewno nie zakładali, że będą pływać pod nimi. Nurek z dobrą pływalnością, pewny swoich umiejętności i sprzętu, powinien się unosić kilka metrów nad dnem, a linka powinna być TYLKO punktem odniesienia. TAK, bez dobrej pływalności będzie nam trudno nawigować. Żeby nurkowie nie mącili dna płynąc „przy linie”, właściciele baz nurkowych musieliby montować je kilka metrów nad nim.

Zgub się!!! I odkryj coś nowego. Kiedy włączamy myślenie na drodze? Kiedy okazuje się, że nawigacja przestała działać,

jest korek. I nagle zjeżdżamy z autostrady i zaczynamy odkrywać uroki lokalnych dróżek. Gorąco polecam Ci pojechać na nurkowanie do dobrze Ci znanego miejsca nurkowego i zejść z trasy. Podnieść się kilka metrów nad dno i obejrzeć akwen z tej perspektywy. Jeśli to kamieniołom ze ścianami, to jedno z moich ulubionych nurkowań, to opływanie takowych przy ścianie, ale nie widząc dna. Odpływanie z dobrze znanych obiektów w kierunku, w którym nie prowadzą żadne poręczówki. Pływanie zygzakiem wielokrotnie zmieniając kierunek płynięcia. Takie nurkowania dostarczą Ci nowych wrażeń i na nowo zaczniesz odkrywać akwen. W wielu miejscach zaskoczy cię to, co odnajdziesz pod woda. Przyjmij moje wyzwanie i staraj się umiejscowić siebie na mapie bazy nurkowej w momencie, kiedy przez przypadek trafisz na jakąś poręczówkę. Możesz się sprawdzić płynąc w jej kierunku i zobaczyć czy na jej końcu jest obiekt, który myślisz, że tam jest. Znane akweny dostarczą ci nowych wrażeń, a nieznane mogą Cię niesamowicie zaskoczyć. Nurkowanie z 2 metrowym sumem na Koparkach? Czemu nie?

Oto kilka elementów, których używamy podczas nawigacji naturalnej, które pomagają nam w określaniu kierunków, odległości i tego, gdzie jesteśmy oraz gdzie chcielibyśmy być.

SŁOŃCE. Niby banalna rzecz, ale pod warunkiem, że nie nurkujemy w pobliżu równika około południa, to jego położenie dość radykalnie się zmienia w ciągu dnia. W trakcie naszego nurkowania (około godziny) jego ruch jest stosunkowo niewielki. Więc kąt padania światła lub cienia w przypadku małych zbiorników

świetnie może nas informować o kierunkach. Rafa rzucająca cień, albo nieoświetlona przez słońce schowane za nią, również doskonale informuje nas o kierunkach świata.

OCENA ODLEGŁOŚCI. Ją możemy wykonywać na kilka sposobów. Możesz liczyć ile razy kopnąłeś lewą nogą. Oczywiście żartuję. W trakcie prawdziwego nurkowania najczęściej mamy swoje ulubione tempo zwiedzania. Wystarczy je poznać, zdać sobie sprawę, że to właśnie tak lubię pływać i zmierzyć je. Przepłynąłem 100 m w 5 min. Więc jeśli będziesz trzymał się tego tempa, to jesteś w stanie w miarę precyzyjnie mierzyć odległość na podstawie czasu. Będziesz również potrafił oszacować ile czasu powinno Ci zająć przepłynięcie z punktu A do B jeśli znasz odległość.

CZAS NURKOWANIA. Nawet jak nie zmierzysz dokładnie odległości i nie znasz tempa, i nie wiesz ile dokładnie przepłynąłeś to upływ czasu pozwala Ci na określenie gdzie jesteś i oszacowanie ile czasu potrzebujesz na powrót. Na przykład dopłynięcie do narożnika kamieniołomu zajęło Ci 15 min, to drugie tyle będziesz wracał. Użyjmy Koparek do przykładu. Wskoczyłeś do wody z pomostu, popłynąłeś wzdłuż ścian do narożnika kamieniołomu. I zajęło Ci to 15 min potem skręciłeś w prawo tak, jak ściany akwenu. Płynąłeś 7 min do kolejnego narożnika. Teraz gdy popłyniesz dalej wzdłuż ścian, to jeśli po 15 minutach odbijesz prostopadle do ściany i przepłyniesz nurkowisko w poprzek to powinieneś trafić w miejsce wejścia do wody. Zrobisz prostokąt w oparciu nie o kompas, a o naturalne ukształtowanie.

ZUŻYCIE POWIETRZA. Wystarczy je połączyć z pozostałymi elementami. Jeśli zaplanujemy całe nurkowanie po dnie akwenu, to bez wątpienia będzie wyższe niż gdy „podróżować” po akwenie

będziemy na mniejszych głębokościach. Patrzysz na manometr i jeśli dodasz upływający czas to będziesz wiedział ile zużywasz powietrza na danej głębokości. Tu świetnie pomagają komputery z transmiterami, które na bieżąco liczą na jak długo wystarczy Ci powietrza do rezerwy. Jeśli zużyłeś już 100 bar z butli i jest 30 minuta nurkowania na tej samej głębokości, to jeśli nic nie zmienisz to do rezerwy masz jeszcze 15 min.

ZMIENNE WARUNKI. Oczywiście przy nawigacji naturalnej trzeba na bieżąco uwzględniać zmieniające się warunki w wodzie.

Wystarczy, że w trakcie nurkowania zmieni się prąd. Do tej pory płynąłeś pod prąd, żeby wracać z prądem i żeby było Ci łatwiej, a teraz niespodziewanie prąd zmienił kierunek. Więc całe nurkowanie będziesz miał pod prąd. Żeby dopłynąć po ocenie odległości musisz zmniejszyć zużycie powietrza czyli zmniejszyć głębokość. To również jest nawigacja, bo chodzi o to, żebyś bezpiecznie dotarł do celu.

Oczywiście, możesz sam dochodzić do wszystkich niuansów, albo możesz wszystkie tricki poznać od swojego instruktora na szkoleniu z Nawigacji Podwodnej. Razem zobaczcie mapę miejsca nurkowego i na jej podstawie zaplanujecie serię ciekawych nurkowań, podczas których użyjesz różnorodnych technik nawigacji z kompasem i naturalnej. Możesz próbować zapamiętywać mapę miejsca nurkowego, albo ją sobie wcześniej przygotować lub dostaniesz ją od instruktora. Nie zawsze zapamiętasz wszystkie obiekty, ale możesz nanieść na nią swoje notatki. Wystarczy ją mieć ze sobą na nurkowaniu.

Podczas programu Nawigacji Podwodnej nie tylko zdobędziesz dużo wiedzy, ale przede wszystkim będziesz się świetnie bawił. W moim centrum nurkowym na koniec każdego szkolenia z nawigacji urządzamy sobie podwodne podchody. Dwuosobowe zespoły wyruszają w nieznane. Mają tylko informację jak dotrzeć do pierwszego punktu. Dalej informacje muszą zdobywać pod wodą i zastosować się do instrukcji. Bez użycia różnych technik nawigacji nie są w stanie odnaleźć kolejnego punktu. Dla potwierdzenia obecności, zbierają informację z tabliczek rozsianych po akwenie. Zabawa jest przednia. Skróć czas nauki i przenieś swoje nurkowania na nowy, wyższy poziom. Zgłoś się do swojego instruktora i poproś go o szkolenie z nawigacji, a już nigdy, gdy się „zgubisz” pod wodą i odpłyniesz od poręczówki, nie będziesz odczuwał niepokoju tylko dreszczyk ekscytacji i przygody. Wszystkich instruktorów pragnących podnieść poziom swoich szkoleń zapraszam na kurs instruktora nawigacji podwodnej dostaniesz ode mnie gotowe narzędzia do prowadzenia niezapomnianych kursów, które pokochają Twoi kursanci.

Zdjęcie Tomasz Płociński

Mam nowy automat, kupiłam go tuż przed safari.

Nurkowania były super, a moim ulubionym sposobem obserwacji jest patrzenie w stronę powierzchni kiedy leżę na plecach i obserwuję wydychane bąble. Jest jeden minus – oddycha się wtedy dużo gorzej.

CZEGO DOTYCZY TEN ARTYKUŁ?

ODDYCHANIA PRZEZ AUTOMAT W NIETYPOWYCH POZYCJACH.

Każdy nurek ma swój pomysł na nurkowanie. Nie zawsze jest to pozostawanie w idealnym trymie. Bywa, że dobra, podwodna zabawa, podpowiada rzadziej widziane pod wodą rozwiązania. Ktoś lubi stać na głowie, ktoś inny robi fikołki. Nurkowie techniczni działają w wymuszonych pozycjach poruszając się wewnątrz wąskich przestrzeni we wrakach i jaskiniach, a fotografia podwodna powoduje, że czasem, aby zrobić interesujące ujęcie, konieczna jest pozycja dająca finalnie super efekt fotograficzny, ale już nie koniecznie wysoki komfort oddychania w czasie poprzedzającym naciśnięcie spustu migawki.

DLACZEGO MÓJ AUTOMAT NIE WIE, ŻE STOJĘ NA GŁOWIE?

Zerknij na uproszczony schemat działania II stopnia twojego automatu – postaraj się wyobrazić sobie jego położenie w czasie kiedy płyniesz na wprost.

Jeżeli znajdujesz się w poziomej pozycji, to twój automat ma „kanał ustnika” położony równolegle do powierzchni wody (kanał ustnika to ta część II stopnia, na której zamocowany jest ustnik).

Oznacza to również, że membrana II stopnia jest prostopadła do powierzchni wody i równoległa do twoich ust, a tak zbudowanych jest 99,9% znanych wszystkim automatów dowolnej marki.

W dolnej części automatu znajduje się tzw. „komora wodna”.

Jest to miejsce, w którym pracuje zawór wydechowy, a w związku z tym, że jest to kawałek miękkiej gumy, albo silikonu uchylający się w czasie kiedy robisz wydech, to do wnętrza II stopnia dostaje się zwykle pewna ilość wody.

Wody jest tam niewiele, a przy każdym wydechu usuwasz jej większość.

Sprawdź teraz jak budowa automatu wpłynie na komfort twojego oddychania w nietypowych pozycjach.

NOCNE NURKOWANIE

Z OBSERWACJĄ KSIĘŻYCA LEŻĄC

NA DNIE?

Przy spokojnej powierzchni i dobrej widoczności, to ciekawa forma obserwacji mogąca pozostawić niezapomniane wrażenia. Co wtedy dzieje się z automatem?

Odwróćmy II stopień membraną w górę, a ustnikiem w dół –w takiej pozycji będziesz miał automat w ustach leżąc na plecach na płaskim dnie.

Membrana II stopnia będzie w najwyższym położeniu, a gaz wewnątrz puszki automatu będzie ją dodatkowo odsuwał

od twoich ust. Taka sytuacja spowoduje, że wzięcie oddechu będzie wyraźnie trudniejsze niż w normalnej pozycji. Nie pomoże ustawienie pokrętła oporów oddechowych na minimum, podobnie jak otwarcie wspomagania (Venturi).

Zerknij teraz na to, co dzieje się w twoim automacie, kiedy leżysz na plecach.

Schemat drugiego stopnia – membrany i komora wodna
Schemat drugiego stopnia – pozycja „leżę na dnie i patrzę w gwiazdy”

CHCĘ LEŻEĆ NA PLECACH – JAK POPRAWIĆ PRACĘ AUTOMATU W TEJ POZYCJI?

Sposób jest prosty i znany ze szkolenia podstawowego: w czasie wdechu delikatnie naciskaj na przycisk przedmuchujący (by-pass).

Zastanów się czy rozumiesz dlaczego bąbel gazu wewnątrz drugiego stopnia utrudnia wzięcie wdechu? Jeżeli rozumiesz dlaczego tak się dzieje, to łatwo będzie ci przeciwdziałać delikatnie dozując nacisk na przycisk przedmuchujący, nie powodując powstawania dużej ilości bąbli, a tylko zmniejszając podciśnienie wdechu.

COŚ DLA NURKÓW TECHNICZNYCH

Wpływam do dużego wraku leżącego na burcie. Poruszam się wolno, ale cały czas głową w dół.

Automat podaje mi trochę wody – czy to normalne?

Wróćmy na chwilę do schematu działania naszego II stopnia. Kiedy ustawisz się głową w dół, to najniższym punktem puszki II stopnia będzie kanał ustnika doprowadzający gaz do twoich ust. W najwyższym punkcie znajdzie się komora wodna wraz z zaworem wydechowym.

Przypomnij sobie, że w czasie każdego wydechu, przez ten zawór do automatu dostaje się niewielka ilość wody. Nie czujesz

tego, kiedy automat znajduje się w normalnej pozycji, bo woda gromadzi się w komorze wodnej skąd usuwasz ją przez dynamiczny wydech.

Schemat drugiego stopnia – pozycja „płynę do góry brzuchem i patrzę przed siebie”
Zdjęcie Jason Fabri

Zdjęcie Tomasz Płociński

JAK POPRAWIĆ PRACĘ AUTOMATU KIEDY STOJĘ NA GŁOWIE, ALBO PRZEZ DŁUŻSZY CZAS POZOSTAJĘ W POZYCJI

ODWRÓCONEJ?

W tej pozycji nie wzrasta opór oddechowy, ale może pojawić się woda, która niektórym nurkom będzie powodować dyskomfort w czasie wdechu.

Najprostszym sposobem jest odwrócenie automatu w ustach kiedy pozostajesz w pozycji przypominającej stanie na głowie. Automat nie wie że stoisz na głowie, ale ty wiesz, że odwrócony automat przestanie podawać wodę 

FOTOGRAFICZNE BĄBLOWANIE

Jestem fotografem i czasem robię zdjęcia leżąc na dnie, opadającym dnie, czyli głową niżej niż nogi. Automat ma wtedy tendencję do lekkiego bąblowania.

To sytuacja niemal odwrotna to leżenia na plecach. Tym razem membrana II stopnia jest najgłębiej położonym elementem automatu i działa na nią największe ciśnienie, które przy okazji wspomaga wdech. W wysokiej klasy automatach może się to przełożyć na delikatne bąblowanie, które znika po wyrównaniu pozycji.

OTO JAK TO DZIAŁA:

JAK OGRANICZYĆ

BĄBLOWANIE POJAWIAJĄCE SIĘ PRZY GŁOWIE USTAWIONEJ NIŻEJ NIŻ RESZTA CIAŁA?

Ciśnienie wody działa na twój automat jak dodatkowe wspomaganie.

Jeżeli pojawiają się bąbelki gazu kiedy nie robisz wdechu najpierw zamknij dźwignię wspomagania (Venturi), a jeżeli ciągle czujesz bąble zacznij zwiększać opory oddechowe pokrętłem do ich regulacji.

Oczywiście przywróć wszystkie wcześniejsze ustawienia twojego automatu po zmianie pozycji.

Schemat drugiego stopnia – pozycja „wpływam do wraku głową w dół”
Zdjęcie Tomasz Płociński

UWAGA!

Dużo więcej informacji o tym jak używać ustawień automatu, aby ten się nie wzbudzał, wraz z praktycznymi wskazówkami do treningu, znajdziesz w nr 25 Perfect Diver.

PODSUMOWANIE

Zastanów się na ile łatwo jest ci wyobrazić sobie opisane zmiany, które wpływają na działanie twojego automatu, a które związane są ze zmianą pozycji pod wodą. Jeżeli bez problemu je zrozumiałeś, to od najbliższego nurkowania możesz wypróbować czy proponowane rozwiązania rzeczywiście działają. Jeżeli coś jest niejasne, daj sobie chwilę i przemyśl zamieszczone wcześniej schematy wpływu ciśnienia na zachowanie automatu.

Potrzebujesz czasu, teorii połączonej z praktyką i kogoś, komu można zadawać pytania?

Zdjęcie Tomasz Płociński

Zdjęcie Tomasz Płociński

Wpadnij do Akademii Tecline na seminarium poświęcone temu jak działa twój automat. WAF

...czekaj, napisałeś że: „Oznacza to również, że membrana II stopnia jest prostopadła do powierzchni wody i równoległa do twoich ust, a tak zbudowanych jest 99,9% znanych wszystkim automatów dowolnej marki”

CO Z TĄ 0,1% AUTOMATÓW?

Jak nietrudno zauważyć, przyczyną większości opisywanych „problemów” jest położenie membrany II stopnia. Jest ona równoległa do twoich ust, czyli reaguje na każdą zmianę położenia naszej głowy. W automatach, w których membrana ustawiona jest „z boku” puszki automatu, czyli prostopadle do naszych ust, te problemy nie wystąpią 

https://teclinediving.eu/pl/akademia-tecline/#/

25 MAJA 2024

SPRZĄTANIE JEZIORA DOMINICKIEGO

W BOSZKOWIE-LETNISKU

W RAMACH AKCJI SPRZĄTANIE ŚWIATA

CJD 2024

ZAPRASZAMY NURKÓW I NIE-NURKÓW

NA KONIEC AKCJI TRADYCYJNY POCZĘSTUNEK

WCZESNYM WIECZOREM SPOTKANIE SYMPATYKÓW PROJEKTU

PERFECT DIVER

WSTĘP WOLNY

W CZASIE IMPREZY PREZENTACJA SPRZĘTU W FORMIE DEMO DAYS

SPOTKANIE Z ZESPOŁEM REDAKCJI, AUTORAMI TEKSTÓW I ZDJĘĆ.

NOCLEG WE WŁASNYM ZAKRESIE

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.