Magazyn nurkowy Perfect Diver nr 18

Page 1


nr 18

6(18)/2021

1. KOMUNIKACJA

6° z lekką poświatą

XML2 (Cree), 10W / 1300lm

Maks. Czas Świecenia: 7h

3 TRYBY ŚWIECENIA:

2. KOMUNIKACJA + VIDEO

6° + 120°

XML2 (Cree), 10W / 1300lm

7 x XPG2 (Cree), 30W / 2600lm

Maks. Czas Świecenia: 1h 50’

3. VIDEO

120°

7 x XPG2 (Cree), 30W / 2600lm

Maks. Czas Świecenia: 2h 30’

PWOJCIECH ZGOŁA

Redaktor Naczelny

rzede wszystkim robi się zimno. Jedni się z tego cieszą, inni czekają na wiosnę lub wylatują w cieplejsze miejsca. Wakacje stały się wspomnieniem, tym bardziej zachęcam do podziwiania okładki Mariusza Czajki, bo jest świetna i do zajrzenia głębiej – do tekstu Michala Štrosa o Chorwacji.

A to tylko początek naszego wirtualnego nurkowania w ostatnim tego roku wydaniu Magazynu Perfect Diver.

Nie pisaliśmy dotąd o Morzu Korteza. Temat przybliża nam Katarzyna Cieślawska, a cały tekst ubogacają piękne, jak to w naszych wydaniach, zdjęcia.

Nie uciekamy od tematów trudnych. Od samego początku troszczymy się o Planetę Ziemię. W środku znajdziecie mocny i konkretny tekst Prof. Hanny Mamzer o uboju rytualnym Grindwali…

Piszemy, piórem Agaty Turowicz-Cybuli, o rekinach w Bałtyku, a w naszej rozmowie Laura Kazi wypytuje Siân Williams o żółwie… Zwróćcie uwagę na fantastyczne zdjęcia Karoli Takes Photos.

Wszystkiego nie mogę zdradzić, ale jest też podsumowanie Sprzątania Świata, a na samym końcu, jak to już przyjęło się w naszym Magazynie, mamy bardzo praktyczny artykuł o latarkach nurkowych. Wojtek A. Filip pyta, czy moc jest najważniejsza?

W waszych rękach (oczach) kolejny dobry numer Magazynu Perfect Diver. Zamykamy rok 2021 i patrzymy w 2022. Co przyniesie Światu? Naszej Planecie, nam samym?

Życzę Wam wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia, spokoju, wyciszenia i nieprzejadania się. A w Nowym Roku spełniajcie swoje marzenia.

PS.

Dodam, że już możecie zakupić prenumeratę na jedyny, wychodzący regularnie 2-miesięcznik o nurkowaniu, pełen cudownych zdjęć, merytorycznych treści i wskazówek, ciekawych destynacji. Szczegóły w gazecie 

NASZA ROZMOWA WRAKI

PLANETA ZIEMIA

Dlaczego w Morzu Bałtyckim nie ma rekinów?

Ubój rytualny. Tradycja polowania na grindwale na Wyspach Owczych

Błotniaki znad stawu Podwodne sprzątanie

Jak wybrać latarkę nurkową?

Wydawca PERFECT DIVER WOJCIECH ZGOŁA ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny archeologia podwodna publicysta , fotograf marketing i reklama tłumacze języka angielskiego

opieka prawna projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła Mateusz Popek

Bartosz Pszczółkowski Hubert Reiss

Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak

Reddo Translations Sp. z o.o. Piotr Witek

Adwokat Joanna Wajsnis Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky) Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)

druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce Mariusz Czajka miejsce Wrak SS Lina, Chorwacja

www.perfectdiver.com

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.

PayPal.Me/perfectdiver

WOJCIECH ZGOŁA

Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver

MATEUSZ POPEK

„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą”. Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1. W czerwcu 2020 obronił doktorat z archeologii podwodnej.

HUBERT REISS

Z zawodu informatyk, ale z krwi i kości handlowiec, który żadnej pracy się nie boi. Nurkowanie zawsze było moim wielkim marzeniem. Na początku miało być wyzwaniem, krótkim epizodem, a okazało się pasją do końca świata i jeden dzień dłużej. Pod wodą odreagowuję i odpoczywam. Jako Divemaster, nurek sidemount Razor, a ostatnio również fotograf, realizuję moje marzenia podziwiając i uwieczniając piękno podwodnego świata. „Pasja rodzi profesjonalizm, profesjonalizm daje jakość, a jakość to luksus w życiu. W dzisiejszych czasach szczególnie...”

BARTOSZ PSZCZÓŁKOWSKI

Tak się nazywam i pochodzę z Poznania. Z wodą związany jestem praktycznie od urodzenia a z nurkowaniem, odkąd nauczyłem się chodzić. Pasję do podwodnego świata zaszczepił mi dziadek, ***instruktor CMAS zabierając mnie w każdej wolnej chwili nad jeziora. Pierwsze uprawnienia zdobyłem w 1996 roku. Rok później pojechałem do Chorwacji i dosłownie zwariowałem na widok błękitnej wody, ośmiornic i kolorowych rybek;) Kupiłem swój pierwszy aparat pod wodę – Olympus 5060 i zacząłem przygodę z podwodną fotografią. Swoje doświadczenie nurkowe nabywałem na Wyspach Kanaryjskich, Sardynii, Norwegii, Malediwach i w polskich jeziorach. Obecnie jestem instruktorem Padi oraz ESA, szkolę w Europie zapaleńców nurkowych i przekazuję swoją pasję innym. Wszystkich miłośników podwodnego świata i fotografii zapraszam na Beediver (FB) – do zobaczenia.

WOJCIECH

A. FILIP

Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia Caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.

Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą. Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”). Współpracuje z organizacjami NBO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.

Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach! Do Activtour trafiła chyba z przeznaczenia… i została tu na stałe. Z zamiłowaniem codziennie spełnia ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie, a sama nurkuje już… ponad połowę życia. Każdego roku eksploruje inny „kawałek oceanu” przypinając kolejną pinezkę na swojej nurkowej mapie świata! W zimie zamienia płetwy na ukochane narty i ucieka w Alpy. Przepis na życie? „Tylko martwy pień płynie z prądem – czółno odkrywców, płynie w górę rzeki!” anna@activtour.pl activtour.pl; travel.activtour.pl; 2bieguny.com

Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie – z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).

SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ

Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia... jest yoginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www. divingandtravel.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest Divemasterem, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.

„Mokre zdjęcia“ fotografował odkąd pamięta. Po kilku latach doświadczenia jako nurek zapragnął zachowywać wspomnienia z podwodnych zanurzeń. Kupił swój pierwszy aparat kompaktowy z podwodną obudową. Z czasem jednak zaczęło dominować pragnienie posiadania najlepszego zdjęcia, co nie było do końca możliwe w przypadku zastosowanego kompaktu. Dlatego przeszedł na lustrzankę Olympus PEN E-PL 5, która pozwala na użycie nawet kilku różnych obiektywów. Wykorzystuje kombinację połączeń podwodnych błysków i świateł. Koncentruje się na fotografii dzikiej przyrody, a nie na aranżacji. Fotografuje zarówno w słodkich wodach „domowych“, jak i w morzach i oceanach świata.

Zdobywał już liczne nagrody na czeskich i zagranicznych konkursach fotograficznych. Więcej zdjęć można znaleźć na jego stronie internetowej, gdzie można je również kupić nie tylko jako fotografie, ale także jako zdjęcia wydrukowane na płótnie czy na innym nośniku. www.mokrefotky.cz www.facebook.com/MichalCernyPhotography www.instagram.com/michalcerny_photography/

ANNA SOŁODUCHA
KAROLA TAKES PHOTOS
MICHAL ČERNÝ
JAKUB DEGEE

WOJCIECH JAROSZ

Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

AGATA TUROWICZ-CYBULA

Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.

AGNIESZKA KALSKA

„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.

● założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY,

● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,

● rekordzistka świata we freedivingu (DYN 253 m),

● rekordzistka i mistrzyni Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2019,

● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,

● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,

● pasjonatka freedivingu i pływania.

Podróżnik, fotograf i filmowiec świata podwodnego, pasjonat kuchni azjatyckiej, instruktor nurkowania PADI. Odwiedził ponad 70 państw i nurkował na 5 kontynentach (dwa pozostałe są w planach przyszłorocznych wypraw). Od kilku lat jest również instruktorem-trenerem lotów bezzałogowymi statkami powietrznymi. Współtworzy biuro podróży dla nurków www.dive-away.pl. Wyprawy dokumentuje zdjęciami i opisami podróży na blogu www.divingandtravel.pl

Obecnie pracuje jako PADI Course Director w Trawangan Dive Centre na indonezyjskiej wysepce Gili Trawangan. Założycielka portalu Divemastergilis. www.divemastergilis.com @divemastergilis Od ponad 7 lat mieszka i odkrywa podwodny świat Indonezji. Jest nie tylko zapalonym nurkiem technicznym, ale także twarzą platformy Planet Heroes oraz ambasadorem marki Ocean Mimic. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony koralowców i naturalnego środowiska ryb i zwierząt morskich, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi na terenie Indonezji. @laura_kazi

Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej – w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji „Nurkuj bezpiecznie” oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.

LAURA KAZIMIERSKA
ADRIAN JURIEWICZ
IRENA KOSOWSKA

KATARZYNA CIEŚLAWSKA

Mgr turystyki i ekonomii. Nurkuje od kołyski, wychowywała się na obozach nurkowych. Udało Jej się połączyć pracę zawodową z wielką pasją nurkowania i podróży – od ponad 10 lat prowadzi nurkowe biuro podróży Activtour.pl, które zajmuje się profesjonalnym organizowaniem wyjazdów nurkowych na całym Świecie (także w obszary arktyczne: na Antarktydę i Arktykę). Więcej informacji na: www.activtour.pl www.activtour24.pl www.safari-nurkowe.pl

Z wykształcenia biolog, zaangażowany w badania nad rakiem w Czeskiej Akademii Nauk w Brnie. Wykonywany zawód pozwolił mu podróżować po całym świecie i odwiedzać miejsca uważane za najlepsze miejsca nurkowe. Fotografia podwodna stała się częścią jego życia, odkąd zanurkował na Wielkiej Rafie Koralowej Australii. Jego „pupilem” jest Canon 80D (obudowa Ikelite, „rybie oko” i snoot RETRA). Otrzymał „Wyróżnienie Honorowe” na jednym z najbardziej prestiżowych konkursów fotografii podwodnej Ocean Art 2020 (Underwater Art). Niektóre z jego podwodnych zdjęć są przetwarzane za pomocą kreatywnych narzędzi, poprzez połączenie fotografii podwodnej i oprogramowania cyfrowego, aby stworzyć urzekające – czasem nawet surrealistyczne – obrazy. Jego zdjęcia są regularnie publikowane w magazynach nurkowych i prezentowane na wystawach. Uważa, że pokazywanie publiczności podwodnych zdjęć mogłoby zwiększyć społeczną świadomość w zakresie ochrony mórz. Więcej zdjęć podwodnych, a także informacje o autorze można znaleźć na jego stronie internetowej http://michalstros.cz

Od zawsze zafascynowany podwodnym światem, a od początku nurkowej drogi związany z wrakami Bałtyku. Aktualnie ma na swoim koncie kilka tysięcy zanurzeń, w różnych miejscach na świecie. Nurkuje głównie technicznie, wrakowo i jaskiniowo. Zafascynowany rebreatherami oraz fotografią podwodną. Tomek jest Instructor Trainerem, instruktorem rebreatherowym, technicznym, wrakowym i sidemountowym w kilku organizacjach szkoleniowych. Od ponad 10 lat dzieli się swoją wiedzą z innymi, stawiając na wysoką jakość szkoleń. Założyciel Stowarzyszenia 4baltic, właściciel Deepbusters i Wreckbusters. www.4baltic.pl www.deepbusters.pl www.wreckbusters.pl www.facebook.com/tomekramutkowskitechnical

http://www.deepdivingslesin.pl/ baza-nurkowa-honoratka/

TOMEK RAMUTKOWSKI
MICHAL ŠTROS

Profesor Wydziale Socjologii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza. Psycholożka, socjolożka i biegła sądowa z zakresu dobrostanu zwierząt, etologii psa oraz relacji ludzi i psów. Inicjatorka utworzenia Sekcji Relacji Międzygatunkowych w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. Członkini Lokalnej Komisji Etycznej ds. Eksperymentów na Zwierzętach. Dwukrotna stypendystka Fundacji Fulbrighta, British Council, Leibniz Institute for Regional Development and Structural Planning w Erkner (Niemcy), Central European University w Budapeszcie, European University Institute we Florencji, Fundacji im. Stefana Batorego, laureatka akcji stypendialnej Polityki, licznych nagród i wyróżnień. Wielokrotna uczestniczka programów Socrates Erasmus oraz Socrates Erasmus Mundus.

Wykłada w Polsce i za granicą, prowadzi szeroko zakrojoną współpracę międzynarodową ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Działa na rzecz zrozumienia zwierzęcych potrzeb i promowania dobrostanu zwierząt w ludzkiej praktyce społecznej. W pracy naukowej przykłada znaczną wagę do tworzenia interdyscyplinarnych połączeń między różnymi dziedzinami nauki tak by integrować działania i informacje promujące takie podejście do relacji ludzi i nie-ludzi, które są oparte na zrozumieniu potrzeb. Współpracuje z organami ścigania w ramach dochodzeń z Ustawy o ochronie zwierząt. Współpracuje też z organizacjami pozarządowymi, samorządami i schroniskami dla bezdomnych zwierząt. Prowadzi dom tymczasowy dla psów lękowych, wycofanych i nieufnych.

GRZEGORZ MIKOSZA

W Fundacji pełni funkcję głównodowodzącego Akcją Sprzątanie świata – Polska oraz kieruje pracami projektów strategicznych. Realizuje się kreatywnie w pomysłach na nowe kampanie i sposoby promocji w ramach fundacyjnych programów Sprzątanie świata – Polska i Ekoedukacja. Układa strategie i koordynuje pracami, by wszystko przebiegało zgodnie z planem. W czasie działań terenowych, zakłada żółte rękawice i wynosi z natury kilogramy odpadów. Często staje za sterami fundacyjnego profilu na Facebooku i Instagramie, by porozmawiać o tym, co możemy wspólnie zrobić dla naszego najbliższego otoczenia. W czasie wolnym żegluje, biega i przemierza górskie szlaki. Absolwent Wydziału Zarządzania Informatyki i Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu oraz Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu. Certyfikowany specjalista w zakresie pozyskiwania funduszy UE oraz komunikowania w Internecie.

HANNA MAMZER

Podwodna Chorwacja

Po wielu latach podróżowania w odległe egzotyczne kraje zdecydowałem się z kolegą na kilkudniowy wyjazd nurkowy do niedalekiej Chorwacji, na wyspę Murter i do Parku Narodowego Kornati.

Europejczycy postrzegają Chorwację jako jeden z krajów z dostępem do morza, do którego nie trzeba lecieć samolotem. Poza tym odległe egzotyczne miejsca nie nadają się na dłuższy weekend czy choćby tygodniowy wyjazd. Muszę przyznać, że po nurkowaniu w Egipcie, na Karaibach, w Indonezji, Australii i innych odległych miejscach, nie miałem zbyt dużych oczekiwań względem różnorodności podwodnego życia w Adriatyku. Tym bardziej zaskoczyło mnie bogactwo

Tekst i zdjęcia MICHAL ŠTROS
Pomarańczowe gąbki na ścianie cypla Kaprije

MURTER

podmorskiej flory i fauny w okolicy wyspy Murter i w Parku Narodowym Kornati. Do Chorwacji wyruszyliśmy samochodem wypakowanym pod dach sprzętem do nurkowania, grubymi kombinezonami z neoprenu, aparatami do fotografii podwodnej, jedzeniem i skrzynką piwa w butelkach. Droga do niewielkiego nadmorskiego miasteczka Tisno (na wyspie Murter), niemal pustymi autostradami, zajęła nam około 10 godzin. Naszymi bazami nurkowymi w Chorwacji były „Tramonto” (Ti-

sno/Murter) i „Just Dive-Croatia” (Biograd na Moru). Żeby nie musieć się włóczyć z nieporęcznym sprzętem do nurkowania, za każdym razem kwaterowaliśmy się w odległości kilku minut spaceru od bazy.

NURKOWANIE PRZY WYSPIE MURTER

Wokół wyspy Murter jest sporo miejsc do nurkowania, mnóstwo wraków, pięknie ubarwione gorgonie, korale, gąbki i większe ławice ryb, które są magnesem dla nurków rekreacyjnych i technicznych. Ponieważ nurkuje się tutaj w większości na głębokości poniżej 20 metrów, konieczne jest posiadanie uprawnień do nurkowania na głębokości do 30 metrów, np. AOWD lub CMAS P2. Dobrym pomysłem jest także nurkowanie z nitroxem (bezwzględnie wymagane są odpowiednie uprawnienia). Poza kilkoma wyjątkami, podczas zejścia pod wodę nie towarzyszył nam instruktor, ale jak się okazało, w Chorwacji to zupełnie zwyczajna praktyka. Nurkowanie zawsze było poprzedzone szczegółową odprawą, która pozwalała szybko zorientować się pod wodą. Prądy nie były zbyt silne, dzięki czemu mogłem w spokoju poświęcić się fotografowaniu. W okolicy wyspy Murter znajduje się kilka wraków statków, ale nas zaciekawił niemiecki bombowiec Junkers 87 R-2 (Stuka) z czasów II wojny światowej.

Zadar
Szybenik PARK NARODOWY KORNATI
Łódź do nurkowania w zatoce Tisno

Wrak niemieckiego bombowca nurkującego Junkers 87 „Stuka”

BOMBOWIEC JUNKERS 87 R-2 (STUKA)

Jesienią 2014 r. niedaleko chorwackiej wysypy Zirje rybacy całkiem przypadkowo odkryli wrak niemieckiego bombowca Junkers 87 R-2. Jest to jednosilnikowa maszyna z okresu II wojny światowej ze składanymi skrzydłami, sztywnym podwoziem i dwuosobową załogą (pilot i strzelec). Podczas wojny bombowiec był powszechnie nazywany „Stuka”, co jest skrótem od niemieckiego „Sturzkampfbomber”, czyli bombowca nurkującego, co odnosi się do jego toru lotu podczas zrzucania bomb. Główną strategią Stukasów było szybkie wzniesienie się nad cel, następnie zbliżenie się do niego „na główkę” i zrzucenie bomb z wysokości około 450 metrów. Większość bombowców Stuka była wyposażona w tzw. „trąby jerychońskie”, wydające charakterystyczny dźwięk syreny, wywołujący strach i panikę wśród ludności cywilnej i jednostek alianckich. Wrak bombowca Junkers 87 R-2 leży na głębokości 28 metrów, na piaszczystym morskim dnie, otoczony trawą. Maszyna jest dobrze zachowana i wygląda jakby właśnie miękko wylądowała. Brakuje jej tylko kopuły kokpitu i silnika, który najpewniej urwał się po uderzeniu w dno morskie. Odnalezienie bombowca Stuka

w tak dobrze zachowanym stanie jest ciekawe choćby dlatego, że z prawie 6000 wyprodukowanych maszyn na całym świecie zostały już tylko trzy.

Zdaniem historyków 12 kwietnia 1941 r. trzy bombowce Stuka Ju 87 R-2 pilotowane przez Włochów zostały zaatakowane przez dwa jugosłowiańskie okręty wojenne poruszające się niedaleko Szybenika. Okrętom udało się zestrzelić dwie maszyny, a jedna z nich to wspomniany wcześniej wrak. Nie wiadomo nic o losie pilotów, ale przypuszcza się, że udało im się przeżyć. Wrak został udostępniony do nurkowania w kwietniu 2015 r., ale nurkować w tym miejscu można tyko z licencjonowanymi centrami nurkowymi. Dopłynięcie do wraku samolotu łodzią nurkową zajmuje około 70 minut. Miejsce, w którym znajduje się wrak nie jest w żaden widoczny sposób oznakowane, żeby osoby niepowołane nie miały do niego zbyt łatwego dostępu. Na powierzchni kołysze się tylko parę plastikowych boi, do których jest przymocowana lina opustowa. Zeskakując z łodzi, co prawda zauważyliśmy silniejszy prąd, ale lina bezpiecznie doprowadziła nas do wraku, który dostrzegliśmy już na głębokości 15 metrów.

NURKOWISKA W POBLIŻU WYSPY MURTER

Do większości nurkowisk w okolicy wyspy Murter można dotrzeć RIBem w około 30 minut. Mniej znane miejsca w okolicy to Kukuljari, Kaprije, Kablinac i nieco bardzie oddalona wyspa Zirje Kukuljari (nazywana także Kukuljar) to mała skalista wysepka z latarnią morską, niedaleko Murter. Wysepka wystaje zaledwie trzy metry powyżej poziomu morza, ma płaską powierzchnię, a jej zbocza są tak strome, że nie sposób się po nich wdrapać. Zachodnia strona jest płytka, a dno porośnięte morską trawą łagodnie schodzi w dół. W tym miejscu zwykle czeka zakotwiczona łódź nurkowa. Najpierw schodzi się wzdłuż liny opustowej na piaszczyste tarasy rozciągające się do głębokości 20–30 metrów, gdzie kończy się ostatni taras i zaczyna się pionowa ściana. Schodzi ona w dół na piaszczyste dno na głębokości 45 metrów. W ścianie jest mnóstwo szczelin, które są kryjówkami dla niezliczonych zwierząt morskich. W płytkich wodach można zobaczyć korale, żółte, pomarańczowe i ciemnobrązowe gąbki, a także rozwiane ukwiały. Jeśli

będziecie uważnie obserwować życie na dnie morza, na pewno zauważycie ryby Parablennius pilicornis, a w szacie roślinnej lub w pobliżu żółtych gąbek pięknie ubarwione nagoskrzelne. Oprócz innych gatunków ryb, na dnie można dostrzec ławice salp Sarpa salpa z charakterystycznymi złotożółtymi prążkami wzdłuż ciała. Zjedzenie tej zaledwie 35 cm ryby wywołuje u ludzi silne halucynacje, dlatego starożytni Rzymianie mawiali o niej „ryba, która przywołuje sny”. W płytkich wodach można wypatrzeć także ukryte między kamieniami ośmiornice.

Na cyplu Kaprije zaczyna się ściana z dwoma tarasami. Jej pierwsza krawędź znajduje się na głębokości 8–12 metrów i jest gęsto pokryta trawą morską. Taras stopniowo schodzi do 20 metrów. Druga krawędź dochodzi mniej więcej do 30 metrów i jest porośnięta gąbkami. W ścianie mają kryjówki langusty i ośmiornice. Sama ściana jest niezwykle kolorowa, a tu i ówdzie można zobaczyć pomarańczowe i ciemnobrązowe gąbki, wielobarwne korale, ukwiały i czerwone rozgwiazdy Echinaster sepositus. Ubarwieniem wyróżnia się 15 mm ślimak morski

Blenna grzebieniasta (Parablennius pilicornis) w postawie odstraszającej
Ślimak morski Thuridilla hopei żerujący na żółtych gąbkach
Tańczący w nurcie wieloszczet osiadły (robak morski)

Thuridilla hopei, który jest jednym z gatunków powszechnie występujących w Morzu Śródziemnym. Żywi się glonami, z których pozyskuje aktywne chloroplasty, dzięki którym w procesie fotosyntezy zdobywa dodatkowe pożywienie. Pomimo kwaśnej wydzieliny i jaskrawych kolorów, które mają odstraszać potencjalne drapieżniki, jest ulubionym przysmakiem krabów pustelników. W wodzie falują też przepiękne kremowobiałe macki wieloszczetu osiadłego Protula tubularia, który wygląda niczym „puszek” z regularnie ułożonymi kropeczkami na każdej macce. Ściana stromo schodzi do samego dna na głębokości 50–55 metrów. W Chorwacji dość często można zaobserwować pod wodą około 15 cm nereidy Hermodice carunculata. Ich kolorowe ubarwienie jest ostrzeżeniem dla potencjalnych nieprzyjaciół przed zbytnią nachalnością. Nereidy poruszają się z łatwością, a ich ciało jest pokryte pęczkami włosków, które są puste w środku i zawierają jad. Nie należy ich dotykać, ponieważ ukłucie wywołuje pieczenie i obrzęk skóry.

Zbliżenie na brodatego robaczka świętojańskiego

Czerwona rozgwiazda „pod mikroskopem”

Innym nurkowiskiem niedaleko wyspy Murter jest Kablinac. Jest to mały skalisty cypelek po północnej stronie wyspy Maly Tetovinjak. Między wyspami Kablinac a Maly Tetovinjak morze jest płytkie i w najgłębszym miejscu ma zaledwie 10 metrów głębokości. Spotkanie w ośmiornicami nie jest w tym miejscu niczym niezwykłym. Mielizna i ławice kolorowych ryb sprawiają, że jest to idealne miejsce do nurkowania z rurką. Skalisty cypelek łagodnie schodzi do głębokości 25 metrów, po czym ostro opada do 55 metrów na piaszczyste, pokryte trawą dno. W szczelinach pionowej ściany pokrytej pomarańczowymi gąbkami i czerwonymi gorgoniami, które pięknie kontrastują z błękitem morza, szukają schronienia langusty. Aby docenić ich cudowne kolory konieczna jest dobra latarka.

NURKOWANIE W PARKU NARODOWYM KORNATI

W Chorwacji prawie codziennie wyjeżdżaliśmy na dwa nurkowania i wracaliśmy albo tuż popołudniu (Tisno/Murter), albo dopie-

Brodaty robaczek świętojański na gorgoniach
Pławikonik sargassowy z bujną „grzywą”
Pławikonik sargassowy i trawa morska
Ślimak nagoskrzely, zwany potocznie pielgrzymem, Cratena peregrina

ro późnym popołudniem, po nurkowaniu w Parku Narodowym Kornati, który był bardziej oddalony od miasteczka Biograd na Moru. Jeśli po nurkowaniu na Murter mieliśmy jeszcze czas, jechaliśmy samochodem do pobliskiej Vodicy lub Szybenika. Oba letnie kurorty przyciągają niepowtarzalnym urokiem portowych miasteczek. Szybenik to także romantyczne spacery przy zacumowanych żaglowcach, mnóstwo kawiarni i restauracji na nabrzeżu. W pobliskim centrum można zapoznać się z historią miasta i obejrzeć mnóstwo atrakcji turystycznych. Po nurkowaniu w Parku Narodowym Kornati nie zostawało nam wiele czasu, dlatego wieczorami zwykle przechadzaliśmy się po nabrzeżu miasteczka Biograd na Moru, obserwowali morze i przypływające łodzie albo wałęsaliśmy się uliczkami, chłonąc atmosferę nadmorskiego  kurortu.

Podczas nurkowań w różnych częściach Parku Narodowego Kornati (przy wyspach Balun i Borovnic) kilkakrotnie mieliśmy okazję podziwiać koniki morskie Hippocampus guttulatus, jedne z najbardziej charyzmatycznych zwierząt morskich. Koniki mor-

skie przez większość dnia są dobrze ukryte w trawie, a jeśli już się gdzieś wybiorą, idzie im to dość opornie. Niedaleko stąd sfotografowałem maleńkiego ślimaka nagoskrzelnego Cratena peregrina z pięknie ubarwionymi, falującymi w wodzie wyrostkami, zwanymi ceratami. Od czasu do czasu widywaliśmy też inne nagoskrzelne, ale w porównaniu z popularnymi miejscami dla amatorów makrofotografii, ich występowanie i różnorodność w Chorwacji są dość mizerne. Natomiast i tak udało mi się wypatrzeć przez wizjer aparatu z zamocowanym obiektywem makro mnóstwo drobnych stworzeń morskich, a podglądanie ich „codziennego” życia było niesamowitym doświadczeniem. Park Narodowy Kornati zachwyca nie tylko bogactwem i rozmaitością podwodnego życia –jego wapienne i kredowe wyspy są rajem dla żeglarzy. Na wyspach w Parku Narodowym Kornati nie ma rzek ani innych źródeł słodkiej wody, dlatego przez większość roku są niezamieszkałe. Piękno Kornati najtrafniej oddaje cytat z Bernarda Shawa: „Ostatniego dnia Stworzenia Bóg zapragnął uwieńczyć swoją pracę, tworząc wyspy Kornati z łez, gwiazd i swego tchnienia”.

Hollis gear stands up to any condition. So, how deep will you go?

REKLAMA
Zachód słońca Biograd na Moru

Vámonos! Morze Korteza…

Tekst KATARZYNA CIEŚLAWSKA

MArizony; Morze Korteza (Sea of Cortez)/ Zatoka Kalifornijska – na szarym końcu, za meksykańskim Półwyspem Jukatan czy też Archipelagiem Revillagigedo, z legendarnymi miejscami nurkowymi wokół wysp między innymi Socorro. Ktokolwiek z Was był i miał okazję tu zanurkować, myślę, że podzieli moją opinię o tym, jak niezwykłe i czarujące jest to miejsce!

Morze Korteza lub inaczej Zatoka Kalifornijska, ma do zaoferowania płetwonurkom tak wiele, że wyostrzy apetyt niejednego z Was – zwłaszcza fotografów podwodnych! Gdyby tak podsumować wszystkie atrakcje jakie tu na nas czekają myślę, że byłyby to: f zachwycające życie morskie, f egzotyka, jeden z ostatnich bastionów pominiętych przez turystykę masową,

odludny archipelag wysp, wokół których pływają zaledwie dwie, może trzy łodzie nurkowe, f wspaniałe ściany porośnięte lasami czarnego koralowca, f dom setek, jak nie tysięcy, lwów morskich, które towarzyszą podczas nurkowań wdzięcząc się do obiektywów, f miejsce spotkań rekinów wielorybich, delfinów, a nawet waleni (przy odrobinie szczęścia), f zdumiewający świat makro z najpopularniejszymi: jawfish, blennie, ślimakami nagoskrzelnymi, f czy dla kontrastu potężnymi ławicami trevallerów, sardynek, tuńczyków, barakud a nawet mobuli… Jednym słowem miejsce, które wyostrza apetyt na podwodną przygodę! Nie bez powodu Morze Korteza znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO… Jedyne, wyjątkowe, niepozorne…! Wciśnięte pomiędzy stały ląd, a Półwysep Baja California, miejsce nurkowe owiane światową sławą.

 Zdjęcie Mirek Gołaś Postprodukcja Grzegorz Kajstura
Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl
Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl
Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl
Sonora
ZATOKA KALIFORNIJSKA Meksyk

Jacques Cousteau nazwał Morze Korteza „akwarium świata”, ponieważ żyje w nim ponad 600 gatunków zwierząt, począwszy od przedstawicieli świata makro: uroczych koników morskich, graników, żabnic, ślimaków nagoskrzelnych, po liczne kolonie większych przedstawicieli fauny: uchatek kalifornijskich, delfinów, mobuli, kaszalotów, finwali, rekinów wielorybich, rekinów oraz wielorybów pilotów. Zatoka Kalifornijska to prawdziwy rarytas, który otwiera się dla łodzi pływających na safari nurkowe przez zaledwie 3 miesiące w roku.

W miesiącach letnich, w miejscu gdzie największa meksykańska pustynia Great Altar, bujnie zdobiona kaktusami styka się z morzem, przyciąga swoją uwagę pasjonatów nurkowania z całego Świata. Północny obszar Morza Korteza, zwany Midriff Islands, składający się z systemu wysp, pinakli, wysepek, staje się dostępny dla odwiedzających dzięki okresowi bezwietrznej pogody i mało pofalowanej wody. Na północnym krańcu wybrzeża znajduje się niewielka miejscowość portowa Puerto Penasco, w której wsiedliśmy na pokład naszej łodzi nurkowej. Najłatwiej jest tu dotrzeć z lotniska w Phoenix w USA – ok. 2 h jazdy czy też z portu lotniczego w Hermosillo w Meksyku – ok. 5 h jazdy. Morze Korteza to zapierający dech w piersiach kierunek na mapie podróży nurkowych, zwłaszcza dla fanów podwodnej fotografii i filmowania. Temperatura wody w miesiącach letnich waha się w okolicy 28–29°C, termoklina jest rzadkim

Zdjęcie Andrzej Misiuk
Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl
Zdjęcie Mirek Gołaś, Postprodukcja Grzegorz Kajstura

zjawiskiem, a widoczność na jaką możemy liczyć sięga średnio 20–30 metrów. Podczas całej wyprawy wyjątek stanowiły 1–2 nurkowania z chłodniejszą wodą sięgającą temperatury 25°C i widocznością poniżej 5 metrów. Przy trzech do czterech zanurzeniach dziennie największy komfort cieplny będziemy mieli w piance o grubości 4–5 mm, a dla zmarzluchów polecam spakować docieplenie. Nurkowania w przeważającej większości są spokojne, nie stwarzają większych problemów nawet początkującym płetwonurkom. Przyjęty limit głębokości wahał się najczęściej pomiędzy 20 a 30 metrów, porywcze prądy i pływy trafiły się może kilka razy.

Po naszą przygodę wyruszyliśmy na pokładzie niezwykle komfortowej, dedykowanej płetwonurkom łodzi M/Y Rocio del Mar. Jest to niezwykle przestronna jednostka pływająca, wzbogacona w rzadko spotykany system bocznych pływaków – zapewniający stabilizację podczas falowania, znacznie poprawiający komfort rejsu. Dzienny plan nurkowań wypełniał nam czas od świtu do zmierzchu, gdyż codziennie byliśmy co najmniej trzy jak nie cztery razy pod wodą… Pomiędzy nurkowaniami prawdziwą frajdą był snorkeling z koloniami samic lwów morskich – od czasu do czasu przerywany przez podpływających, zazdrosnych samców, którzy dawali nam wyraźne sygnały, że nie życzą sobie naszego towarzystwa i interakcji z koleżankami z haremu…

Zdjęcie Mirek Gołaś, Postprodukcja Grzegorz Kajstura
Zdjęcie Mirek Gołaś, Postprodukcja Grzegorz Kajstura
Zdjęcie Mirek Gołaś Postprodukcja Grzegorz Kajstura

Tygodniowy rejs z dala od cywilizacji i zasięgu sieci GSM, brak towarzystwa innych łodzi, pozwoliły nam zatopić się w piękno tego miejsca, poczuć pustynny klimat otaczających wysp i zamieszkujących je zwierząt. Choć na moment przenieśliśmy się do świata, w którym królują ptaki, lwy morskie, walenie, mobule… do miejsca, gdzie ze spalonych słońcem zboczy gór spoglądają nostalgicznie kaktusy. Gdzie atramentowo niebieska woda zaprasza do wspaniałego, podwodnego świata, w który wyruszaliśmy na pokładzie zodiaków, zwanych przez tutejszych „panga” odwiedzając największe atrakcje pokonywanej trasy Midriff Islands.

Angel Island

Pierwszy cel podróży na trasie naszego safari nurkowego – oddalona o około 12 godzin rejsu od portu w Puerto Penasco. To tu po raz pierwszy spotkaliśmy liczne kolonie kalifornijskich uchatek, nurkowaliśmy przy gęsto porośniętych czarnym koralowcem ścianach i odkrywaliśmy zabawnych przedstawicieli świata makro. Środek lata to szczyt okresu rozrodczego wielu gatunków ryb zamieszkujących okolice Wyspy Angel. Byliśmy zahipnotyzowani zwyczajami i wybrykami mieszkańców strefy

dennej: wyglądającymi z jamek Fine-spotted Jawfish z szerokimi buziami pełnymi jajek (co charakterystyczne dla gatunku, to samce inkubują jaja w swoich pyszczkach), wieloma odmianami bogato kształtnych rybek blenny czy też koloniami wielu odmian ślimaków nagoskrzelnych – mieniącymi się pomarańczami, beżami, fioletami…

Isla San Pedro Martur

Mała, niezamieszkała wyspa zlokalizowana w centralnej części Morza Korteza. Otaczające szczyty tutejszych wysp noszą charakterystyczne białe ślady ptasich odchodów – guana, które widoczne są w zasadzie w każdym punkcie, na którym zawiesi się wzrok. Co ciekawe w okresie XIX i XX wieku zbieranie tutejszego guana było prężnym businessem, które eksportowane do Europy uchodziło za doskonały nawóz. Tutejsze plaże i zbocza gór to dom jednej z największych kolonii uchatek, chętnie wchodzących w interakcje z naszą grupą. To tutaj, u zboczy wyspy San Pedro Martur mieliśmy niezapomnianą okazję zanurzyć się w ławicy sardynek, która budziła spore zainteresowanie polujących na nie graników i barakud.

Zdjęcie Andrzej Misiuk
Zdjęcie Mirek Gołaś Postprodukcja Grzegorz Kajstura
Zdjęcie Mirek Gołaś, Postprodukcja Grzegorz Kajstura

Zdjęcie Mirek Gołaś, Postprodukcja Grzegorz Kajstura

Zdjęcie Mirek Gołaś Postprodukcja Grzegorz Kajstura

Bahia de Los Angeles

Inaczej Zatoka Aniołów, otoczona nagimi szczytami gór San Pedro Martir to przepiękna okolica chroniona przed blisko 7-metrowymi pływami przez wyspę Angel de la Guarda. Szeroka zatoka zamieszkiwana jest przez populację dorastających rekinów wielorybich, które żywią się występującym tu krylem. To właśnie tutaj, w ostatnim dniu naszego safari natrafiliśmy na najchłodniejszą i najmniej przejrzystą wodę. Odbyło się

Zdjęcie Mirek Gołaś Postprodukcja Grzegorz Kajstura

jednak bez kapryszenia, gdyż ukoronowaniem pobytu w tym rejonie był snorkeling z rekinami wielorybimi, żerującymi przy powierzchni wody. Było ich kilka, wdzięcznie pływały wzdłuż kadłuba łodzi rybackiej, z pokładu której próbowaliśmy się do nich zbliżyć… łagodne i spokojne pozwoliły na kilkanaście minut interakcji.

Zwieńczeniem podróży okazało się kilka dni na lądzie, które spędziliśmy podróżując przez największe atrakcje odludnego

stanu Sonora – zdecydowanie niedocenionego z racji położenia w niewielkiej odległości od amerykańskiego stanu Arizona, z jego najbardziej rozsławionymi atrakcjami, między innymi kanionami: Great Kanion i Kanionem Antylopy, Drogą 66 czy miasteczkiem Sodona. Posępne góry, spalone słońcem równiny, olbrzymie kaktusy, przepiękne plaże Północnego Meksyku, największa meksykańska pustynia, formacje z zastygłej w czasie lawy, księżycowe i wręcz nieziemskie pejzaże kraterów Rezerwatu Biosfery Sierra de Pinacate, wydmy pustyni Altar – meksykańskiej części pustyni Sonora, klify i skaliste zatoczki wpadające wprost do morza, największa meksykańska wyspa Tiburon – dom ludu Seri kultywującego dawne tradycje, który jako jeden z ostatnich otworzył się na elementy kultury europejskiej i chrześcijaństwa oraz pradawne rysunki naskalne – petroglify w okolicy La Proveedora.

To tylko kilka zapowiedzi tej niezwykłej części Meksyku… Zupełnie pominiętej przez turystykę masową. I oby jak najdłużej!

Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl
Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl
Zdjęcie Katarzyna Cieślawska, activtour.pl

Moja Torpedownia

Jest takie miejsce na nurkowej mapie Polski, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Chyba każdy, kto nurkuje w naszym pięknym kraju lub przynajmniej takim rodzimym nurkowaniem się interesuje, słyszał o Torpedowni w Gdyni Babich Dołach.

Okolice Torpedowni przyciągają wiele osób i to nie tylko z naszego lokalnego, trójmiejskiego podwórka. Jest to bowiem miejsce osobliwe w swej istocie, przyciągające piękną linią brzegową, charakterystyczną dla tej części Morza Bałtyckiego, z pozostałościami poniemieckiego ośrodka badawczego torped, zwanego ówcześnie Torpedowaffenplatz Hexengrund. Ruiny budynku Torpedowni, sterczące ponad powierzchnią wody, w odległości 300 metrów

Tekst i zdjęcia TOMEK RAMUTKOWSKI

POZYCJA:

54° 35' 16" N

18° 32' 44" E

CO MOŻNA ZNALEŹĆ POD WODĄ?

Zacznę od tego, że biorąc pod uwagę definicję słownikową, Torpedownia nie jest wrakiem, tylko pozostałościami po budynku, ruiną, która de facto wrosła w krajobraz gdyńskich Babich Dołów na dobre.

od brzegu, w otoczeniu pięknej przyrody, tworzą dość ambiwalentny obraz, symbolizujący nieustanny pęd człowieka do zniszczenia.

To nietuzinkowe połączenie urzeka krajobrazem i przyciąga na tyle mocno, że wiele osób wybiera to miejsce do powierzchniowych sesji zdjęciowych.

No dobrze, ale przecież ma być o nurkowaniu, zatem… :)

Sam budynek jest w kształcie rozszerzonej litery U, zatem pod wodą można go opłynąć od zewnętrznej strony, poruszając się wzdłuż ścian i nasypu z kamieni. Daje to możliwość zobaczenia gabarytów budynku, szczególnie trzymając się nieco dalej od ściany, co przy dobrej widoczności, robi bardzo fajne wrażenie.

Część Torpedowni, nadgryziona zębem czasu, zawaliła się do wewnątrz, tworząc wyjątkowy podwodny krajobraz. Mnogość płyt żelbetowych, metalowych konstrukcji, grodzic stalowych („larsenów”) czy kawałków podłogi (wraz z płytkami ceramicznymi), porozrzucanych niczym wielkie klocki lub

Zdjęcie Andżelika Więcek

bierki, pozwalają poczuć się między nimi, jak w podwodnym labiryncie.

Szczególnie w środkowej części budynku, otoczonej ścianami, widok porozrzucanych bezładnie elementów konstrukcyjnych, jest zdecydowanie wart obejrzenia.

Całe nurkowanie odbywa się na dość małej głębokości, ponieważ jej zakres waha się między 3 metrami w najpłytszym miejscu, a 12 metrami w najgłębszym miejscu. Średnio jednak pływa się na 5–6 metrach. Co za tym idzie, pod wodą jest raczej jasno, co dodaje ogromnego uroku temu miejscu.

W słoneczny dzień, promienie słońca przyjemnie wdzierają się pod powierzchnię wody, tworząc tym samym malownicze refleksy świetlne, dodatkowo potęgujące pozytywny odbiór tego podwodnego krajobrazu.

Ze względu na wszystkie powyższe aspekty, Torpedownia jest często odwiedzana przez nurków-fotografów, lubujących się w fotografii wide angle. Szczególnie w okresie od późnej jesieni, do wczesnej wiosny, kiedy widoczność pod wodą osiąga maksymalny wymiar, dochodzący nawet do kilkunastu metrów, warto wybrać się tam z aparatem w poszukiwaniu idealnych kadrów. Niezależnie jednak od pory roku, widoczność jest tam w miarę dobra, a to ze względu na piaszczyste dno.

MAKRO ŚWIAT

Przyroda ma to do siebie, że dość dobrze sobie radzi z rekonwalescencją po szkodliwej ingerencji człowieka. Nie inaczej stało się na Torpedowni, gdzie pozostałości dawnej nazistowskiej świetności z czasów II Wojny Światowej, stały się miejscem zasiedlonym przez wiele gatunków roślin i zwierząt.

Dla kogoś zainteresowanego podwodną fauną i florą, to miejsce może być prawdziwym eldorado! Wystarczy wprawione oko i trochę czasu spędzonego pod wodą, żeby przekonać się, jak dużo podwodnego życia znajduje się w wodach okalających Torpedownię.

Znaleźć tam można przepiękne formacje gąbek i innych roślin, całe kolonie małży oraz wiele gatunków ryb – jak chociażby kilka gatunków Babek, charakterystyczne Wężynki i Iglicznie, zakopujące się w piasku Dobijaki i Tobiasze, płaskie jak deska Stornie, a czasem nawet Taszę czy Kura Diabła.

Oprócz tego, spotkać można kilka gatunków krewetek, które niczym małe androidy poruszają się w charakterystyczny dla siebie sposób, gromadząc się przy tym nierzadko, w większe grupy. W niewielkiej odległości od zgromadzenia krewetek, znaleźć można przyczajonego Krabika Amerykańskiego, których ostatnio bardzo dużo w wodach Zatoki. Czasem okazuje

się też, że jeden czy drugi krabik, wcale nie jest taki przyczajony, tylko wymachuje szczypcami, patrząc złowrogo :), jeśli podpłynie się do niego za blisko. Oczywiście krabik jest kilkucentymetrowy, więc jedyne co wywołuje swoim zachowaniem, to uśmiech na twarzy nurka :)

Pomimo tego, że część z funkcjonujących tam żyjątek, to nie są gatunki endemiczne (rodzime), to jednak na tyle wrosły w nasz ekosystem, że należy je traktować jak część tego ekosystemu, przyglądając się im i podziwiając.

Cały ten zoologiczno-botaniczny podwodny świat, ze wszystkimi jego mieszkańcami, jest po prostu magiczny!

DLA KOGO ZATEM JEST NURKOWANIE NA TORPEDOWNI?

Prawda jest taka, że na Torpedowni zanurkować może każdy nurek, począwszy od poziomu OWD, do zaawansowanych nurków rebreatherowych i każdy z nich znajdzie tam coś dla siebie!

Co prawda jest kilka istotnych elementów, na które trzeba zwrócić uwagę, chcąc się tam wybrać, ale generalnie jest to miejsce względnie bezpieczne nawet dla początkujących nurków.

Co ciekawe, w miesiącach zimowych, kiedy z wiadomych powodów nie ma wypłynięć wrakowych, Torpedownia przeżywa prawdziwe nurkowe oblężenie, często w wykonaniu nurków w konfiguracjach technicznych czy na rebreatherach. Nie jest zatem wcale powiedziane, że techniczny, to musi tylko głęboko i na trimixie :)

JAK DO NIEJ DOTRZEĆ?

No właśnie. Na wstępie warto powiedzieć, że są dwie możliwości:

● morska – kiedy nurkowanie odbywa się z jednostki pływającej,

● lądowa – kiedy do wody wchodzimy z brzegu.

W przypadku drogi morskiej, trzeba umówić się z bazą lub centrum nurkowym. Plusem takiego rozwiązania jest to, że łódź transportuje nas bezpośrednio w okolice ruin, a po skończonym nurkowaniu odwozi wygodnie do portu.

Z kolei w przypadku wejścia z brzegu, jesteśmy zupełnie niezależni od jednostki pływającej i mniej zależni od pogody, dzięki czemu właśnie w okresie zimowym możemy tam zanurkować. Wówczas logistyka takiego nurkowania jest nieco bardziej utrudniona. Jest to jednak najbardziej popularna forma nurkowania w tym miejscu, dlatego skupię się właśnie na niej.

Żeby zanurkować z brzegu na Torpedowni, trzeba:

1. Podjechać samochodem pod wejście na plażę – w mapie Google wystarczy wpisać „Torpedownia Babie Doły – ruiny” i nawigacja ładnie was skieruje na miejsce.

2. Wypakować sprzęt w okolicy wejścia na plażę i przestawić samochód na parking znajdujący się przy ulicy Zielonej, kilkadziesiąt metrów wcześniej.

3. Zanieść cały niezbędny sprzęt na plażę, skąd będziemy wchodzić do wody. Do przejścia jest bardzo mała odległość, biorąc pod uwagę, że jeszcze całkiem niedawno do Torpedowni można było dojść tylko stromymi schodami, znajdującymi się na zboczu klifu, kilkaset metrów wcześniej. Była to wówczas trasa dla naprawdę zmotywowanych nurków. Aktualnie dostanie się na plażę, nie nastręcza większych trudności.

4. Przepłynąć około 300 metrów w kierunku ruin Torpedowni. Można płynąć po powierzchni (jeśli ktoś lubi :)) bądź pod wodą. Najpierw trzeba płynąć wzdłuż palisady, będącej pozostałością po pomoście biegnącym w kierunku budynku. Na jej końcu skręcić w prawo, żeby po kilku metrach trafić na początek poręczówki prowadzącej wprost do pierwszych elementów porozrzucanych w pobliżu budynku.

5. Czas płynięcia z płetwy jest różny w zależności od twardości płetw, efektywności i tempa płynięcia czy kondycji fizycznej

nurka i waha się średnio od 15 do 25 minut płynięcia w jedną stronę. Warto wziąć to pod uwagę, podczas ustalania rezerw gazów na to nurkowanie.

6. Dobrym rozwiązaniem w przypadku eskapad z brzegu może okazać się DPV (podwodny skuter), który pomoże w sprawnym dostaniu się na miejsce. Chociaż z drugiej strony, płynąc wolniej za pomocą płetw, można baczniej przyglądać się wszystkiemu co po drodze i z pewnością więcej można zauważyć.

ZAGROŻENIA

Pomimo tego, że nurkowanie na Torpedowni należy do z pozoru łatwych, jest kilka zagrożeń, których warto się spodziewać planując nurkowanie w tym miejscu:

1. Wystające pręty i betonowe elementy – w samych ruinach jest dużo wystających elementów, w które można przypadkowo uderzyć głową czy zahaczyć o sprzęt nurkowy. Pływając wewnątrz, warto bacznie się rozglądać i utrzymać bezpieczną odległość od wystających elementów.

2. Zerwanie poręczówki – warto przed zanurzeniem wziąć sobie namiar kompasowy na budynek, bo zdarza się, że poręczówka prowadząca do ruin jest zerwana, więc lepiej w razie potrzeby być zorientowanym w przestrzeni. Posiadanie kompasu i umiejętność jego podstawowej obsługi są zatem wskazane.

Zdjęcie Andżelika Więcek

3. Przepływające nad głową łodzie i skutery wodne – głównie w sezonie letnim zdarza się, że ruch małych jednostek pływających w okolicy ruin Torpedowni jest wzmożony. Dlatego posiadanie boi dekompresyjnej i wypuszczenie jej w przypadku chęci wynurzenia się na powierzchnię jest bardzo zalecane. Warto też zachować szczególną ostrożność w momencie, kiedy słyszycie silnik przepływającej łodzi.

4. Prądy – zdarza się, że na trasie do Torpedowni jest wyraźny prąd, utrudniający płynięcie. Warto być właściwie wytrymowanym, pływać we właściwej pozycji, być dobrze wyważonym i wytrenowanym nurkiem, z właściwym, dobrze dopasowanym i opływowym sprzętem, o nienagannej technice poruszania się, dzięki czemu płynięcie pod prąd nie będzie stanowiło aż tak dużego problemu :)

5. Falowanie – przy wietrze wiejącym w kierunku brzegu, czyli od północnego do południowo-wschodniego, falowanie może być dość uciążliwe, szczególnie dla mniej wytrenowanych, początkujących nurków, ale i dla nurków bardziej zaawansowanych nurkowanie w takich warunkach staje się mniej przyjemne. Duże falowanie, w połączeniu z małą głębokością po drodze, powoduje znaczne pogorszenie widoczności. Dlatego przy silnym wietrze z powyższych kierunków, warto wybrać inne miejsce nurkowania :)

PODSUMOWANIE

Niezależnie od wszystkiego, warto zadać sobie trud zanurkowania na Gdyńskiej Torpedowni. Warto zajrzeć w to wyjątkowe miejsce, najlepiej przy słonecznej pogodzie i dobrej widoczności, żeby jeszcze mocniej poczuć jego niesamowity klimat.

Warto odwiedzić ten mały ekosystem i poszukać stałych mieszkańców Torpedowni, których powinniśmy traktować z szacunkiem, bo jesteśmy przecież ich gośćmi.

W końcu, warto tam być i spróbować spojrzeć na to miejsce, moimi oczami, tak jak ja patrzę na Moją Torpedownię.

TECHNICZNE I REKREACYJNE

SIDEMOUNT WRAKOWE

INSTRUKTORSKIE

Dlaczego w Morzu Bałtyckim nie ma rekinów?

Tekst AGATA TUROWICZ-CYBULA

Zdjęcia ŁUKASZ METRYCKI

Morze Bałtyckie uważane jest przez naukowców za najsłodsze morze na naszej planecie, ale co to właściwie oznacza?

Według Encyklopedii geograficznej świata: Oceany i morza zasolenie wody morskiej to „stężenie mieszaniny jonów soli morskiej mierzone w umownych jednostkach praktycznej skali zasolenia”, czyli mówiąc wprost: ile gram soli znajduje się w jednym litrze wody.

Morza i oceany zawierają takie same sole, a woda z poszczególnych zbiorników różni się między sobą jedynie ich stężeniem, czyli stosunkiem ich ilości do ilości wody. Naukowcy oszacowali, że średnie zasolenie mórz i oceanów wynosi 35 PSU, co oznacza, że w każdym litrze wody morskiej średnio znajduje się 35 gram

soli. Najbardziej słonym morzem na Ziemi jest Morze Czerwone, którego zasolenie wynosi 42 PSU, a do najbardziej słonych zbiorników należą: jezioro Asal w Dżibuti (348 PSU), Patience w Kanadzie (428 PSU) i staw Don Juan na Antarktydzie (do 402 PSU). Średnie zasolenie Morza Bałtyckiego to jedynie 7,5 PSU. Ok, ale dlaczego w artykule dotyczącym obecności rekinów w Bałtyku jest tyle szczegółowych informacji na temat zasolenia? Dlatego, że to właśnie ono sprawia, że w naszym morzu nie spotkamy rekinów.

Rekiny, w przeciwieństwie do większości ryb zamieszkujących wszystkie zbiorniki na naszej planecie, należą do ryb chrzęstnoszkieletowych (Chondrichthyes). Jak sama nazwa wskazuje mają one szkielet zbudowany z tkanki chrzęstnej, a nie kostnej jak u większości znanych nam ryb. Ciała rekinów pokryte są specyficznymi, szorstkimi łuskami (tzw. łuskami plakoidalnymi), nazywanymi potocznie zębami skórnymi. Chrzęstnoszkieletowe nie posiadają pęcherza pławnego, a swoją pływalność regulują dzięki zawartości tłuszczy w wątrobie, niektóre z nich jednak przez całe swoje życie mają ujemną pływalność więc aby utrzymać się na odpowiedniej głębokości muszą pozostawać cały czas w ruchu.

Osmoregulacja to zbiór procesów zachodzących w żywym organizmie, który sprawia, że utrzymywane jest odpowiednie stężenie płynów ustrojowych zwierzęcia. Tak samo jak woda słona będzie mieszać się z wodą słodką w szklance, aby mieć takie samo stężenie soli w całej swojej objętości, tak samo woda, w której pływa ryba będzie chciała „wymieszać się” z płynami ustrojowymi ryby, aby mieć takie samo stężenie.

Ryby kostnoszkieletowe (np. okonie), które żyją w wodzie słodkiej, np. jeziorach, mają wyższe stężenie jonów soli znajdujących się we wnętrzu ich organizmu niż stężenie jonów soli w otaczającej ich wodzie. Mówimy wtedy, że ryba jest hipertoniczna w stosunku do otaczającego je środowiska (hiper, czyli dużo, powyżej). Woda, która otacza rybę będzie próbowała napłynąć do wnętrza organizmu, natomiast jony soli znajdujące się w płynach ustrojowych będą próbowały uciekać z wnętrza ryby do wody. Aby utrzymać odpowiednią gospodarkę wodno-elektrolitową taka ryba będzie wydalać duże ilości bardzo rozcieńczonego moczu, aktywnie pobierać sole minerale z wody przez skrzela, żeby uzupełniać ich niedobory i nie będzie mu-

Jako zwierzęta wodne, wszystkie ryby muszą radzić sobie z wieloma utrudnieniami, z którymi nie muszą zmagać się zwierzęta żyjące na lądzie. Oprócz większych oporów jakie stawia woda, regulowania zmian ciśnienia spowodowanych różnicą głębokości, ryby muszą poradzić sobie przede wszystkim z tak zwaną osmoregulacją.

siała pić wody, ponieważ napływająca przez skórę woda wystarczy jej do prawidłowego nawodnienia.

Z zupełnie odwrotną sytuacją mamy do czynienia w przypadku ryb kostnoszkieletowych (np. tuńczyka) zamieszkujących wody słone (np. Morze Śródziemne). W takiej sytuacji stężenie jonów znajdujących się w organizmie ryby jest niższe niż stężenie soli w otaczającej jej wodzie. Mówimy wtedy, że ryba jest hipotoniczna w stosunku do otaczającego ją środowiska (hipo – czyli poniżej). Oznacza to, że woda znajdująca się w płynach ustrojowych tuńczyka będzie próbowała wypłynąć na zewnątrz, a jony z otaczającej go wody będą przenikać przez skórę do wnętrza organizmu. Aby utrzymać odpowiednią gospodarkę wodno-elektrolitową taka ryba będzie wydalać niewiele moczu, który będzie bardzo stężony, pić dużo wody morskiej, aby uzupełnić jej braki, a nadmiary soli będzie usu-

wać z organizmu przez specjalne komórki solne w skrzelach, które wyłapują sól i usuwają ją na zewnątrz.

Rekiny z procesem osmoregulacji radzą sobie w zupełnie odmienny sposób. Otóż utrzymują praktycznie takie samo stężenie soli w swoim organizmie, jak w otaczającym je środowisku. Oznacza to, że są zawsze izotoniczne w stosunku do otaczającego je środowiska (izo – czyli równy). Robią to poprzez umiejętność utrzymywania wysokiego stężenia mocznika w swojej krwi. Dlatego proces osmoregulacji w ich organizmie właściwie nie zachodzi, a wymiana wody i jonów nie ma miejsca.

Rekiny z natury występują w morzach o pełnym zasoleniu. Gdyby jednak taki rekin wpłyną do Morza Bałtyckiego, którego zasolenie jest bardzo niskie, okazałoby się, że stężenie jonów w jego płynach ustrojowych znacznie przewyższa stężenie soli w wodzie bałtyckiej. Brak umiejętności efektywnego przeprowadzenia procesu osmoregulacji sprawiłby, że taki rekin zwyczajnie nie poradziłby sobie w tak nieprzystępnym dla niego środowisku.

Oczywiście jak od każdej reguły i w tym przypadku znajdziemy wyjątki. Bardzo rzadko, ale zdarza się, że w Bałtyku możemy odnotować obecność jednego z trzech gatunków rekina: żarłacza śledziowego (Lamna nasus), kolenia (Squalus acanthias) lub rekinka psiego (Scyliorhinus canicula). Przy bardzo dużym szczęściu spotkamy je w Cieśninach Duńskich, gdzie zasolenie jest wyższe niż w pozostałych częściach Bałtyku i wynosi od 20–30 PSU. Pamiętajmy jednak, że są to tylko goście, a nie stali mieszkańcy Morza Bałtyckiego.

W żółwim tempie

Wstęp i pytania LAURA KAZIMIERSKA

Zdjęcia KAROLA TAKES PHOTOS

nasza rozmowa

Od wieków dźwigają na barkach ciężar tego globu tylko po to, by stać się wojowniczą ikoną popkultury. To one były moją motywacją, by zagłębić się w tajniki podwodnego świata. Nasze pierwsze spotkanie tylko utwierdziło to, co czułam od dawna, że należę do tej podwodnej krainy i chcę ją chronić, a one będą mi towarzyszyć w ekscytujących eskapadach. Mowa tu o żółwiach, morskich oczywiście!

Ich obecność jest widoczna w mitologii wielu kultur. Są symbolem długowieczności i nieśmiertelności, w Mezopotamii utożsamiano je z bogiem oceanu, a w chińskiej symbolice są patronami wszechświata. Mimo tego, że przemierzają naszą planetę od ponad 100 milionów lat, w ostatnim stuleciu żółwie stały się gatunkiem krytycznie zagrożonym. O tym jak poprawić sytuacje naszych ukochanych towarzyszy nurkowań, niesamowitym cyklu życiowym i Covidowych realiach na tropikalnej wyspie, opowie nam eko-wojowniczka z Indonezji Siân Williams.

Laura Kazimierska: Co sprawiło, że zaczęłaś się interesować ochroną żółwi morskich w Indonezji?

Siân Williams: Mój pierwszy wolontariat na rzecz ochrony przyrody był w Malezji w 2007 roku. Zajmowaliśmy się ochro-

Są symbolem długowieczności i nieśmiertelności, w Mezopotamii utożsamiano je z bogiem oceanu, a w chińskiej symbolice są patronami wszechświata.

ną ogromnej plaży, która znana jest jako żółwie lęgowisko. Wstawałam późno w nocy, aby sprawdzić ślady wychodzących na plażę samic, dokonywałam pomiarów aby je zidentyfikować i starannie liczyłam jaja. Każda minuta tego projektu była dla mnie niesamowicie ekscytująca.

Gdy przeniosłam się na Gili Trawangan, zauważyłam, że na tutejszych rafach było znacznie więcej żółwi morskich niż na malezyjskich wyspach Perhentian. Szokujące jest to, że nie prowadzono tutaj nawet odpowiedniego programu ochrony gatunku. Lokalsi po prostu uważali ich populację za pewnik. Jedynym żółwim „sanktuarium” była turystyczna pułapka znajdująca się tuż przy plaży. Składała się z trzech zbiorników, w których małe żółwie trzymano w płytkiej, mętnej wodzie przez ponad 6 miesięcy oferując turystom za odpowiednią opłatą oczywiście, wypuszczenie ich do morza. Dziś już wiemy, że trzymanie młodych żółwi w takich warunkach jest nieskutecznym, a tym bardziej nieetycznym sposobem ochrony populacji, a wypuszczone na otwarte wody maleństwa mają niezmiernie niski wskaźnik przeżywalności.

Sanktuarium po latach walki zostało zlikwidowane, a nasza organizacja Gili Eco Trust zaczęła bliżej przyglądać się sytuacji żółwi na wyspie. Do niedawna byliśmy powiadamiani o żółwich gniazdach i cieszyliśmy się wsparciem lokalnej społeczności. W 2020 roku wszystko się zmieniło. Wyspy Gilis utrzymują się wyłącznie z turystki, gdy większość mieszkańców straciło możliwość zarobku zaobserwowaliśmy szybki wzrost liczby kłusownictwa na żółwie jaja.

Co jest najbardziej fascynującego w żółwiach?

Na pewno to, że są wielkimi podróżnikami i tak naprawdę nadal nie wiemy, gdzie spędzają większość swojego dzieciństwa. Żółwie odbywają jedną z najtrudniejszych podróży w królestwie zwierząt. Spędzają zaledwie kilka dni z rodzeństwem, wykopując się z jednego gniazda i gramoląc przez plażę ku księżycowemu odbiciu na tafli oceanu. Zaraz po wykluciu gromadzą energię, która starcza zaledwie na 72 godziny. Liczy się każda minuta, a wysiłek jest ogromny. W tym czasie muszą przedostać się przez zdradliwą rafę, gdzie czeka na nich wiele drapieżników, i wydostać się na otwarty ocean. Przez lata naukowcy nie byli w stanie powiedzieć, co tak naprawdę się z nimi wkrótce potem dzieje. Wiele „nastoletnich” żółwi wraca na rafy dopiero po osiągnięciu dojrzałości płciowej. Może to być od 7 do 20 lat.

Nadal niewiele wiadomo o latach, które spędziły na morzu, znanych jako „Lata stracone”. Większość specjalistów uważa, że z racji tego, że młode żółwie są słabymi pływakami będą dryfować na prądach oceanicznych chroniąc się przed drapieżnikami pod dryfującymi odpadkami, coraz częściej tymi z plastiku. Najnowsze badania wykazały, że żółwie używają nawigacji ryb pelagicznych, które prowadzą do miejsc, w których mogą się schronić i zdobyć pożywienie.

Wciąż mamy multum ciekawostek do odkrycia o cyklu życiowym żółwi morskich, co sprawia, że ochrona ich siedlisk lęgowych jest tym ważniejsza.

Skoro wokół wysepek Gili i generalnie Indonezji jest ogromna populacja żółwi, dlaczego potrzebują ochrony?

Dwa gatunki żółwi, które często występują na Gilis, to żółw szylkretowy (Eretmochelys imbricata) i zielony (Chelonia mydas). Oba znajdują się na czerwonej liście IUCN pod szyldem krytycznie zagrożone. Jako mieszkańcy tej części świata, mamy ogromne szczęście być świadkami tych zapierających dech w piersiach stworzeń podczas prawie każdej wyprawy nurkowej lub snorkelingowej. I to właśnie dlatego nasze wyspy powinny stać się sanktuarium dla tych gatunków, gdzie każda część cyklu ich życia poddana jest ochronie. Dla przyszłych pokoleń i jako środek zarobku dla lokalnych społeczności z turystyki nurkowej i ekologicznej.

Opowiedz mi o projekcie śledzenia żółwi i kto brał w nim udział?

Trudno zdefiniować największe pojedyncze zagrożenie dla populacji żółwi w tym obszarze, ale bez wątpienia każde z nich jest oparte na ingerencji człowieka.

Z racji tego, że wyspa jest popularnym punktem przyciągającym turystów oglądających malownicze zachody słońca i spędzających czas na plażach do późnych godzin nocnych, przed pandemią często otrzymywaliśmy wiadomości i telefony ostrzegające nas o żółwiach gniazdujących na plaży. Na początku sezonu 2020 zdałam sobie sprawę, że straciliśmy tę metodę raportowania i zbierania danych, a tym samym śledzenia, lokalizacji i ochrony gniazd. Szybko przystąpiłam do stworzenia zespołu wolontariuszy. Z racji tego, że większość z nas zastanawiała się co zrobić z wolnym czasem w trakcie wyspowego lockdownu, nie musiałam szukać daleko. Mój nowy team składał się z instruktorów nurkowania, właścicieli hosteli i restauracji mieszkających na wyspie od lat, podróżników którzy „utknęli” z nami z powodu pandemii oraz lokalnej społeczności. Stworzyłam prosty program śledzenia i zbierania danych, by każdy laik mógł się dołączyć. Zgodnie z podstawami „citizen science”, wdrożyłam protokoły, które testowaliśmy i ulepszaliśmy w trakcie monitorowania i śledzenia gniazdujących samic biorąc za przykład projekt z Malezji. Dzięki krótkiemu szkoleniu (1,5 godziny) wolontariusze nauczyli się rozpoznawać gatunki, oceniać zachowanie i rejestrować miejsca gniazdowania, a wszystko to na podstawie śladów pozostawionych na plaży. Idealnie byłoby, gdybyśmy monitorowali okolice co kilka godzin przez całą noc, aby uzyskać dokładniejsze dane, ale mając 7 km linii brzegowej i 9 stałych wolontariuszy, chcieliśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, w obecnej sytuacji.

Obchód linii brzegowej w poszukiwaniu charakterystycznych żółwich śladów zaczynał się bladym świtem. Po dwugodzinnym spacerze naszym zadaniem było zarejestrowanie danych, takich jak współrzędne lokalizacji i zdjęcia wszel-

kich znalezionych śladów lub gniazd. I tak oto spędzaliśmy poranki od połowy kwietnia do końca października.

Czy zauważyłaś jakieś szczególne zmiany w zachowaniu żółwi w ostatnich latach?

Nasze gniazdujące żółwie zawsze mnie zaskakiwały. Są bardzo odporne i przystosowane do ryzyka, może mniej ostrożne. Niektóre zupełnie nie przejmują się światłami, hałasem i zanieczyszczeniem na plażach. W przeszłości wzywano mnie do żółwi gnieżdżących nie tylko w ruchliwych restauracjach, ale też takich, które podczołgały się do baru i zaczęły szykować legowisko pod stołkiem barowym!

Ze względu na relatywnie krótki czas obserwacji gatunków, brakuje nam dokładnych danych, aby móc je precyzyjnie porównać. Z pewnością zauważyliśmy wzrost utraty siedlisk przybrzeżnych. W miejscach, gdzie samice niegdyś często składały

jaja nie odnotowano żadnych lęgowisk w ostatnich latach ze względu na udostępnianie plaż restauratorom i hotelom. Rządowy projekt wyburzenia wszelkich budynków znajdujących się na plażach dawał nam dużo nadziei. Jednak pozostawiony gruz i brak odpowiedniej utylizacji pozostałych materiałów budowlanych, zagracił obszary nadające się do lęgowisk.

Co powiesz na brak aktywności turystycznej podczas COVID, czy miało to wpływ na żółwie? OGROMNY! Podczas nurkowań, przez ostatni rok, obserwujemy ich wzmożoną obecność na rafach koralowych, można je teraz podziwiać na wszystkich nurkowiskach, zarejestrowaliśmy także więcej lęgowisk niż w latach poprzednich.

Obniżona aktywność turystyczna przyczynia się do odrodzenia wielu raf koralowych, które zazwyczaj były przeludnione. Dla naszych żółwi konsekwencją braku turystyki jest mniejsze zagrożenie kolizji z łodzią, nikt nie pędzi za nimi z go-pro, by mieć fantastyczne selfie na insta, wzrost liczby udanych wylęgów. Ma to również swoje ciemne strony. Kryzys gospodarczy sprawił, że lokalni mieszkańcy wracają do kłusownictwa na żółwie jaja i młode żółwie, sprzedając je do sklepów zoologicznych.

Jakie jest główne zagrożenie dla populacji żółwi wokół Gilis? Trudno zdefiniować największe pojedyncze zagrożenie dla populacji żółwi w tym obszarze, ale bez wątpienia każde z nich jest oparte na ingerencji człowieka. Kłusownictwo, zanieczyszczenia plaż i oceanu, erozja lądu spowodowana nieodpowiedzialnym zarządzaniem przez władze lokalne, nieetyczne wycieczki nurkowe lub snorklingowe, gdzie odbywa się chwytanie żółwi, blokowanie wyjścia na powierzchnię po oddech i ciągłe gonitwy za wspaniałą fotką. Te problemy zagrażają nie tylko żółwiom, ale również wielu innym gatunkom na całym świecie.

Z punktu widzenia ekolożki mieszkającej na małej indonezyjskiej wysepce, co jest największym wyzwaniem? Poczucie bezradności wobec globalnych problemów. Zmiany klimatyczne czy zanieczyszczenie oceanów nie mogą być rozwiązane na Gili Trawangan. Choć bardzo się staramy. Niedawno zorganizowaliśmy udawany protest z uczniami lokalnej szkoły Montessori. W ramach edukacji o kryzysie klimatycznym stworzyliśmy plakaty, sprzątaliśmy plażę i sadziliśmy drzewa, by kształcić i inspirować młode pokolenie mieszkańców Gili T. Nie ma zieleni bez błękitu. Nie możemy oczyścić oceanu i odbudować raf lokalnie, nie mając efektywnego zarządzania odpadami. Aby to osiągnąć, musimy skoncentrować się na działaniach na lądzie, takich jak codzienny odbiór i wywóz śmieci, projekty recyklingu, szkolenia w zakresie zrównoważonego rozwoju, to tylko kilka z nich. To ogromne zadanie dla tak małej organizacji pozarządowej i polegamy na pomocy darowizn i wolontariuszy, aby utrzymać nasze projekty przy życiu.

Jak możemy pomóc?

We wrześniu przeprowadziliśmy ogromną kampanię informującą opinię publiczną o stanie naszych żółwi lęgowych, zwłaszcza po zamknięciu i braku turystyki. Rozpoczęliśmy kampanię crowdfundingową, aby zbudować jedną z pierwszych etycznych wylęgarni w Indonezji (taką, która nie wykorzystuje technik headstartingu).

Nie tylko udało nam się ukończyć (obecnie trwającą) zbiórkę pieniędzy, ale także zawarliśmy umowę z lokalnym eko-kurortem na Gili Trawangan, który ma idealną działkę do wybudowania wylęgarni w odległości mniejszej niż 50 metrów od plaży. Możesz zasponsorować żółwie gniazdo za pośrednictwem naszej zbiórki pieniędzy lub co miesiąc zaadoptować żółwia, aby wspomóc finansowo i zapewnić kontynuację wspaniałej pracy naszych żółwich strażników w przyszłym sezonie!

insta: https://www.instagram.com/giliecotrust/ support & donate: https://www.globalgiving.org/projects/save-gili-endangered-turtles/ contact: sian@giliecotrust.com

REKLAMA

UBÓJ RYTUALNY

TRADYCJA POLOWANIA NA GRINDWALE NA WYSPACH OWCZYCH

Tekst i zdjęcia HANNA MAMZER

W latach 2017–2019 (do 6 lipca 2019) na Wyspach Owczych zabito 2330 grindwali długopłetwych oraz 755  innych waleni, głównie definowców białookich.

Dzięki uprzejmości Hanna Mamzer Wydział Socjologii

UAM (mamzer@amu.edu.pl) prezentujemy fragmenty szerszej publikacji na temat „barbarzyńskiej rzezi” grindwali na Wyspach Owczych, która odbywa się rok do roku. Cały artykuł możecie przeczytać tu: Ubój rytualny – tradycja polowania na grindwale na Wyspach Owczych.1, 2

WYSPY OWCZE

Wielka Brytania

ABSTRAKT

Polowania na grindwale są przez Farerczyków traktowane jako dziedzictwo kulturowe, pomimo tego, że zwyczaj ten nie jest już dzisiaj niezbędny dla pozyskania pożywienia i walki o przetrwanie ludzi. Jego odtwarzanie pełni inne funkcje. W opinii publicznej poza Wyspami Owczymi zwyczaj jest opisywany bardzo krytycznie, zazwyczaj w konwencji „barbarzyńskiej rzezi”. Z punktu widzenia medycyny weterynaryjnej i biologii, sposób zabijania grindwali jest formą uboju rytualnego, przebiegającego przy pełnej świadomości zwierząt. Grindwale zaś to zwierzęta wysoce społeczne, inteligentne o rozbudowanych systemach komunikacji. Z tego punktu widzenia tradycyjny sposób polowania na grindwale należy uznać za procedurę narażającą zwierzęta na wysoki poziom dystresu. W świetle poziomu rozwoju cywilizacyjnego i materialnego dobrostanu, praktyka zabijania grindwali jawi się jako nieadekwatny relikt przeszłości.

Socjologiczne koncepcje uogólniające tendencje zmian społecznych wskazują, że społeczności ponowoczesne kładą bardzo mały nacisk na tradycję, przestaje ona stanowić istotny element spajający społeczności. Coraz częstszą praktyką jest też generowanie neo-tradycji, a raczej pewnego rodzaju

1 Bardzo dziękuję prof. dr hab. Janowi Marcinowi Węsławskiemu z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk za umożliwienie udziału w projekcie badawczym Arctic benthic ecosystems under change: the impact of deglaciation and boreal species transportation by macroplastic (ADAMANT), dzięki czemu powstał niniejszy tekst. 2 Tekst jest skróconą wersją artykułu o tym samym tytule publikowanego w innych miejscach: Mamzer H., (2020). Ubój rytualny – tradycja polowania na grindwale na Wyspach Owczych. W H.Mamzer (red.) (2020). Różnice kulturowe w traktowaniu zwierząt. Atut. Wrocław; Mamzer H. (2019). Ubój rytualny – tradycja polowania na grindwale na Wyspach Owczych, cz. 1. Życie Weterynaryjne • 2019 • 94(11), s.753-758; Mamzer H. (2019). Ubój rytualny – tradycja polowania na grindwale na Wyspach Owczych, cz.2. i Życie Weterynaryjne • 2019 • 94(12), s.814-820

Islandia
Norwegia
Dania
Irlandia

zindywidualizowanych zwyczajów, które są modyfikowane w oparciu o indywidualne wybory i preferencje ich uczestników (Giddens 2002), a które spełniają funkcje tradycji grupowo podzielanych.

Faktem jest też jednak, że w obliczu intensywnych zmian globalizacyjnych, pojawiają się trendy zmierzające do re-kultywacji starych tradycji, lub wybranych zwyczajów, bardzo często zmodyfikowanych w taki sposób by stanowiły adekwatne odniesienie do rzeczywistości społecznej (por. Maffesoli 2008). Ich społeczno-kulturowa funkcja jest taka sama, jak funkcje tradycji kultywowanych w społeczeństwach tradycyjnych: mają one integrować, dawać poczucie przynależności do danej wspólnoty, generować poczucie przewidywalności świata oraz stanowić pewien rodzaj punktów referencyjnych wyznaczających wartości, których należy przestrzegać. Część różnego rodzaju tradycji nadal kultywowanych, przyjmuje postać czysto symboliczną i ma bardzo skromne znaczenie praktyczne (lub wręcz nie ma go w ogóle) Taką tradycją jest polowanie na grindwale na Wyspach Owczych. (…)

Wyznaczenie granic, pomiędzy tym jakie praktyki kulturowe są akceptowalne a jakie nie, jest kontrowersyjne, bowiem

najprawdopodobniej zawsze przez jakąś zbiorowość ludzi, proponowany podział będzie uznawany za krzywdzący. Nie może to jednak usprawiedliwiać porzucenia tematu. W takich okolicznościach należy podjąć przynajmniej próbę zdefiniowania tego co jest, a co nie jest akceptowane w kontekście różnic kulturowych. Ustalenie jednej zasady jest ogromnym wyzwaniem. Proponuję jednak rozważyć jako możliwą propozycję, wyznaczenie granicy w oparciu o to, czy dane praktyki zakładają fizyczne naruszenie powłok ciała człowieka lub innego zwierzęcia wbrew ich woli. Jest to kryterium radykalne, ale jego przyjęcie pozwoliłoby na zobiektywizowanie narzędzia oceny praktyk kulturowych. W tym kontekście należy spojrzeć na polowania na grindwale. (…)

GRINDWAL JAKO PODMIOT (?) LUDZKICH PRAKTYK KULTUROWYCH.

Grindwale (Globicephala) są ssakami z rodziny delfinowatych (Delphinidae). Ich nazwa pochodzi od charakterystycznego okrągłego kształtu ich głowy – nazwa rodzajowa jest połączeniem łacińskiego słowa globus – „piłka, kula” oraz greckiego słowa κεφαλη kephalē – „głowa”. Zwierzęta te żyją we wszyst-

Silne więzi społeczne grindwali sprawiają, że inni członkowie stada nie opuszczają rannych czy zabitych zwierząt, lecz płyną za nimi i przez to także często również giną.

kich oceanach i morzach, w temperaturach od 0 do 25°C, a ich powszechność na pewno przyczyniła się do prowadzenia polowań na te ssaki, chociaż dokładna liczebność populacji oraz jej siła wzrostowa nie są znane. Ogólna liczebność grindwali jest szacowana na około 780 000 osobników żyjących w Północnym Atlantyku, jednak niedokładność danych powoduje, że w raportach IUCN (International Union for Conservation of Nature) dane wskazujące na liczebność grindwali długopłetwych mają status „danych brakujących” (por. Hay 1982). Co więcej badania wskazują, że w niektórych regionach populacje grindwali długopłetwych są bardzo nieliczne – np. w rejonie Giblartaru ocena rozwojowa populacji liczącej obecnie 250 osobników wykazała 85% prawdopodobieństwo wyginięcia tej populacji w ciągu następnych 100 lat, na co mają wpływ – wirusowe choroby, które zdziesiątkowały populację w latach 2006 i 2007 oraz czynniki wynikające z antropopresji: zmiany klimatyczne, wzrastający ruch morski, podniesienie zanieczyszczenia środowiska oraz wpływ przemysłu rybołówczego (Verborgh, Gauffier, Esteban, Giménez, Cañadas, Salazar-Sierra, de Stephanis 2016). Grindwale to dwa odrębne, jednak bardzo do siebie zbliżone gatunki: długopłetwe i krótkopłetwe.

Przedmiotem szczególnego pożądania na Wyspach Owczych są grindwale długopłetwe (Globicephala melas). Gatunek ten został opisany w 1809 przez Thomasa Stewarta Trailla (1809), jest to jeden z największych przedstawicieli rodziny delfinowatych: samce osiągają długość do 8,5 metra i wagę do 3,5 tony, zaś samice odpowiednio do 6 m i wagę do 2,5 t. Ubarwienie zwierząt przyjmuje kolory od metalicznie szarego po czarne, z jasno szarymi lub białymi znakowaniami na gardle (w kształcie kotwicy) i brzuchu, w postaci smugi za okiem, a także w okolicach płetwy grzbietowej tworząc tak zwaną „łatę siodłową”. Gruba płetwa grzbietowa przyjmuje kształt sierpowaty, i znajduje się w jednej trzeciej długości grzbietu zwierzęcia. Nazwa grindwali długopłetwych nawiązuje do ich długich, sierpowatych płetw piersiowych, których długość osiąga 18 do 27 procent długości całego ciała (Jefferson, Webber, Pitman, 2015). Grindwale mają jeden otwór oddechowy.

Grindwale długopłetwe utrzymują bardzo silne więzi społeczne i są zwierzętami towarzyskimi – tworzą grupy złożone z kilku do tysiąca osobników (por. Bloch, Desportes, Mouritsen, Skaaning, Stefansson 1993) choć najczęściej spotykane grupy złożone z kilkudziesięciu do stukilkudziesięciu osobników. Grindwale żywią się drobnymi rybami i kałamarnicami. Samice dojrzewają w wieku 8 lat, samce w wieku lat 12. Ciąża trwa do 16 miesięcy a samica w ciągu swojego życia rodzi do pięciu młodych. Rozmnażanie zachodzi rzadko w ramach jednej grupy rodzinnej, najczęściej dochodzi do zapłodnień gdy spotykają się obce sobie grupy – i może się to dziać w zasadzie przez cały rok, choć najczęściej zdarza się na wiosnę i wczesnym latem. Cielęta rodzą się gdy mają około 2 metrów długości i ważą około 75 kg. (…) Fakt, że padają one notorycznie ofiarami polowań w tych samych miejscach wskazywać może na to, że samice grindwali długopłetwych nie przekazują członkom stada informacji o zagrożeniach (albo nie potrafią tych zagrożeń zidentyfikować). Proces transmisji takiej wiedzy jest na pewno utrudniony przez fakt, że Farerzy starają się zabijać całe stada, rzadko kiedy więc pozostają osobniki ocalałe przy życiu, które byłyby zdolne do przekazania wiedzy innym zwierzętom. (…)

Niezaprzeczalnie grindwale długopłetwe, jak zresztą inne gatunki delfinowatych, są zwierzętami bardzo wysoko rozwiniętymi a ludzka wiedza o ich życiu i sposobie funkcjonowania ich zmysłów, jest bardzo ograniczona. Nasza niemożność odczucia tego, jak to jest być w ich skórze, ogranicza możliwość zrozumienia tych fascynujących i tajemniczych zwierząt. Problem ten zarysował w 1974 roku Thomas Nagel w swoim słynnym eseju „Jak to jest być nietoperzem?”, w którym wskazywał niemożność doświadczania świata przez człowieka, tak jak go doświadczają inne żywe gatunki. W oparciu o dostępną człowiekowi wiedzę o waleniach, należy przyjąć bardzo ostrożnie traktować je jako „coś”, bo jest jednak wysokie prawdopodobieństwo, że są „kimś”.

POLOWANIA NA GRINDWALE: ZARYS HISTORYCZNY I TERAŹNIEJSZOŚĆ GRINDU

Największe udokumentowane polowanie na grindwale miało miejsce w 1918 roku na Chatham Islands, archipelagu należącym do Nowej Zelandii, kiedy to zabito tysiąc zwierząt (por. http://www.doc.govt.nz/nature/habitats/offshore-islands/chatham-islands/chatham-islands-marine-mammals/). Polowania

na grindwale określa się na Wyspach Owczych mianem grindu lub grindadrapu – są one nadal kultywowane. Najintensywniejsze polowania odbywają się latem, gdy walenie najliczniej pojawiają się w pobliżu brzegów. Zbijane są wtedy grupy liczące do około 200 osobników.

Polowania na grindwale to w zasadzie typowe polowania zbiorowe z nagonką, odbywające się w ten sposób, że kiedy stado podpływa do zatoki i ktoś je zauważy, jest wręcz zobowiązany powiadomić społeczność o tym fakcie. Farerczycy przerywają wszystkie zajęcia, które w danym momencie wykonują i biegną do motorówek, którymi potem zapędzają zwierzęta w kierunku plaży na której mają zostać zabite. Zwierzęta zabija się po wyciągnięciu ich na piasek, zazwyczaj wszystkie, ponieważ jako wysoce społeczne, nie potrafią radzić sobie

w pojedynkę. Zwierzęta pozostawione przy życiu nie odpływają przez długi czas – pływają w zatoce pełnej krwi, próbując towarzyszyć zabitym członkom stada – rodziny. Po polowaniu, które odbyło się 27 sierpnia 2019 roku w Vestmannie, 4 pozostałe przy życiu grindwale przynajmniej przez półtorej godziny po zabiciu pozostałych członków stada, pływały w wodzie zatoki. Całe polowanie trwało pięć godzin, sam proces zabijania 98 zwierząt – dwanaście minut. W pierwszej kolejności zabijany jest

Wszystkie zabijane zwierzęta wiedzą, że zabijani są także pozostali członkowie stada: zwierzęta komunikują się ze sobą wokalnie i behawioralnie.

przywódca stada (raczej przywódczyni zważywszy na matrylinearny schemat przywódczy u grindwali).

Reszcie zwierząt ludzie utrudniają komunikację poprzez generowanie hałasu: walenie drewnianymi kijami w wodę i uderzanie o burty łodzi.

Kiedy zwierzęta zostaną zagonione na plażę, do wody wchodzą ludzie i zahaczają na ich otworach oddechowych specjalne metalowe haki zakończone z jednej strony metalową kulką a z drugiej przytwierdzonymi do nich linami, służącymi do wyciągania zwierzęcia na piasek (musi to być bolesne dla zwierząt). Tam po względnym ustabilizowaniu zwierzę jest zabijane przez wbicie specjalnego rodzaju dwustronnego ostrza w kanał rdzeniowy kręgosłupa (wedle wytycznych ostrze powinno być wbite między czaszkę a atlas kręgosłupa, tak by przerwać rdzeń kręgowy a następnie powinno byś przesunięte w prawo i lewo by przeciąć naczynia krwionośne doprowadzające krew do mózgu zwierzęcia). Ostrze ma szerokość 4,7 cm a kanał rdzeniowy średnicę około 5 cm. Zwierzę nie traci świadomości i nie umiera na skutek przecięcia rdzenia, ale na skutek

stopniowego wykrwawiania się. Przecina się też długim nożem kark i boki szyi zwierzęcia, po to by pozbyć się krwi (w celu podniesienia walorów konsumpcyjnych mięsa). Martwe zwierzęta często przeciąga się w wodzie do portu, w miejsce w którym są oprawiane. (…)

Mięso i tłuszcz grindwali dzielone jest przez uczestników polowania pomiędzy wszystkich członków społeczności, którzy brali w nim udział. Surowego mięsa z zasady się nie sprzedaje, natomiast suszonego grindwala okazjonalnie można znaleźć w marketach INN i Miklagardur oraz w kioskach rybnych (np. w Klaksvik). Cena zależy od wielkości suszonego kawałka, ale zazwyczaj przedział to 50–100 dkk (około 25–50 zł). Organizacja aktywistyczna sprzeciwiająca się polowaniom na grindwale Sea Sheppherd podnosi jednak, że mięso grindwali jest sprzedawane do sklepów wskazując np. doniesienie z lokalnej gazety farerskiej „Dimmalaetting” z 4 sierpnia 2017 roku, na temat tego że grindwale sprzedawano do sklepów za cenę 25,000 koron farerskich za sztukę (około 12,000 pln) (por. https://www. seashepherd.org.uk/campaigns/operation-bloody-fjords/?fbclid=IwAR3kEgHIucH3EPYpUAIf_5ZQQQE7eQmPXSEpzSbGD8sANuWrXO _7AzAv0AQ). Idea rozdzielania mięsa bezpłatnie wśród członków

społeczności jest istotnym argumentem wykorzystywanym w uzasadnianiu sensu tego rodzaju polowania. (…)

Silne więzi społeczne grindwali sprawiają, że inni członkowie stada nie opuszczają rannych czy zabitych zwierząt, lecz płyną za nimi i przez to także często również giną. Corocznie zabijanych jest w ten sposób około 400–1000 grindwali. Obecnie polowania te nie mają uzasadnienia ekonomicznego, są jedynie elementem tradycji. Farerscy zwolennicy tej tradycji bronią jej, jako własnego dziedzictwa kulturowego, ale z wielu powodów wydaje się, że tradycja ta powinna zostać poddana rewizji. (…) W latach 2017–2019 (do 6 lipca 2019) na Wyspach Owczych zabito 2330 grindwali długopłetwych oraz 755 innych waleni, głównie definowców białookich (Lagenorhynchus acutus) 3 . (…)

SZKODY DLA ZWIERZĄT

Największą, obiektywną i bezdyskusyjną stratą dla grindwali w czasie grindu jest utrata życia. Jednak proces ten jest okupiony dodatkowym cierpieniem somatycznym i psychologicznym zwierząt, na które rzadko zwraca się uwagę w powszechnej debacie na ten temat. Obowiązujące przepisy, określające w jaki sposób można legalnie zabijać grindwale, należy traktować jako racjonalizację – proces mający na celu przytłumienie emocji jakie powinny towarzyszyć zabijaniu. Precyzyjny opis procedur i narzędzi, tworzy ułudę kontroli nad rzeczywistością. Nie uwzględnia on wrażliwości zwierząt, nie obniża ich „złostanu”. Spisanie procedur tworzy WRAŻENIE, że proces jest pod kontrolą i że uwzględnia się w nim dobrostan zwierzęcia. Argument, że zabijanie jest kontrolowane za pośrednictwem wytycznych, często jest używany przez zwolenników tych polowań. (…)

Wszystkie zabijane zwierzęta wiedzą, że zabijani są także pozostali członkowie stada: zwierzęta komunikują się ze sobą wokalnie i behawioralnie. Jest oczywiste, że rozumieją co się dzieje (por. Butterworth, Andrew & Brakes, Philippa & Vail, Courtney S. & Reiss, Diana 2013). Praktyki tego rodzaju, narażające zwierzęta na stres są niedopuszczalne ani w przypadku ubojni, ani w przypadku zwierząt laboratoryjnych. (…)

3 Polowania na grindwale, mają jeszcze jeden aspekt, którego nie rozwijam w niniejszym tekście. Jest nim mianowicie zagadnienie "własności" zwierząt w morzu, stosownie do regulacji Wspólnej Polityki Rybackiej UE, ryby i inne zasoby żywe, nie są własnością żadnego państwa ani osoby, tylko Wspólnoty, która decyduje o ilości i sposobie połowu. Z tego powodu, rybacy którym foka zjada ryby, nie mają żadnych podstaw prawnych by domagać się odszkodowań- dopóki ryba nie zostanie wyciągnięta na pokład jest własnością wspólnoty unijnej. Większość grindwali to stada żyjące na wodach Unii Europejskiej, do której nie należą ani Islandia, ani Norwegia ani też Wyspy Owcze.

REKLAMA

Polowania na grindwale w świetle wiedzy weterynaryjnej, zoologicznej i psychologicznej, jednoznacznie należy traktować jako znęcanie się nad zwierzętami nie ludzkimi. Pomimo szacunku dla różnic kulturowych jestem przekonana, że szczególnie ten rodzaj polowań powinien zostać prawnie zakazany ze względu na poziom cierpienia jakiego doznają ich ofiary. Jest to rodzaj tradycji całkowicie odstającej od czasu i sytuacji zamożnego społeczeństwa Europy Zachodniej.

KONKLUZJE

W świetle przedstawionych informacji, szczególnie medyczno-weterynaryjnych, polowania na grindwale długopłetwe należy definiować w kategoriach uboju rytualnego, ze względu na: po pierwsze – osadzenie tego sposobu zabijania zwierząt w tradycji i jego postrzeganiu jako istotnego elementu kulturowego a po drugie – ze względu na przyjętą jako obowiązującą technikę zabijania, przy zastosowaniu której zwierzę pozostaje świadome i umiera bez ogłuszenia, na skutek wykrwawienia się. Jest to wyjątkowo okrutny sposób zabijania zwierząt – bowiem po przerwaniu rdzenia kręgowego jego funkcje motoryczne są wyłączone, więc nie może ono uciekać ani się bronić, zachowuje jednak świadomość tego co się dzieje i jakim dalszym działaniom jest poddawane. Tego rodzaju sposób zabijania zwierząt jest etycznie i moralnie niedopuszczalny. Niestety powszechna wiedza na temat przebiegu zabijania zwierząt nie jest pogłębiona i postronnym obserwatorom może się wydawać, że sparaliżowanie zwierzęcia po przerwaniu rdzenia kręgowego, jest jednoznaczne z jego natychmiastową śmiercią. Nie jest. Umieranie może trwać nawet ponad 4 minuty (por. Butterworth, Andrew & Brakes, Philippa & Vail, Courtney S. & Reiss, Diana 2013).

To co co więc wydaje się bardzo kontrowersyjne to fakt niehumanitarnie długo trwającego procesu polowania – zajmującego kilka godzin naganiania zwierząt do lokalizacji, która przez ludzi jest uznawana za odpowiednią do ich zabicia.

Z kolei fakt, że sama tradycja podlega transformacjom i modyfikacjom – np. jeszcze w roku 1927 naganianie zwierząt do zatok odbywało się przez wykorzystanie łodzi wiosłowych, podczas kiedy dziś są wykorzystywane łodzie motorowe. W przeszłości uczestnicy grindu musieli sobie radzić wykorzystując codzienną odzież do izolowania się od niskiej temperatury wody, dziś korzystają z ubrań piankowych lepiej izolujących. W roku 2014 wprowadzono regulacje dotyczące dozwolonego sposobu zabijania grindwali, co jednoznacznie wyłączyło prawnie możliwość stosowania innych metod (North Atlantic Marine Mammal Commission Instruction manual on Pilot whaling) wskazuje, że zakres zmiany są możliwe i że ustalenie tego, jak dalece powinny one iść jest kwestią uzgodnień społeczności ludzkich. Brak ekonomicznego uzasadnienia dla potrzeby zabijania grindwali, lokuje tę praktykę w sferze tradycyjnych działań symbolicznych, które są odtwarzane jedynie na podstawie historycznie osadzonych konwencji, ale które mogą być zmienione na mocy „społecznej umowy” – lub społecznie wygenerowanej redefinicji tego zwyczaju. Jak wskazywałam wcześniej procesualny charakter zmian tradycji może obejmować także

Polowania

na grindwale w świetle wiedzy weterynaryjnej, zoologicznej i psychologicznej, jednoznacznie należy traktować jako znęcanie się nad zwierzętami nie ludzkimi.

Ocalałe po rzezi

intencjonalne modyfikacje. Nie ma żadnych przeszkód by taki proces modyfikacji rozpocząć w odniesieniu do grindu.

Społeczna opinia publiczna spoza Wysp Owczych wydaje się oceniać negatywnie polowania na grindwale, co odzwierciedlone jest w charakterze doniesień medialnych. Na samych Wyspach Owczych opinia w tym zakresie także nie jest niejednorodna.

Percepcja ludzkich relacji ze światem zwierząt nieludzkich, w tym ludzi i grindwali, jest bezpośrednio uzależniona od poziomu świadomości i empatii ludzi. Podnoszenie poziomu tych psychologicznych kompetencji wydaje się być jedyną metodą podnoszenia dobrostanu zwierząt nie ludzkich i być może skutecznego oddziaływania na rzecz wprowadzenia zakazu polowania na walenie. Walenie zaś jako bardzo wysoko rozwinięte społecznie, psychologicznie i somatycznie organizmy są świadome tego, jakim są poddawane działaniom ludzkim. Odczuwają je na poziomach somatycznym i psychologicznym i aktywnie próbują się przed tymi działaniami bronić. Polowania na grindwale w świetle wiedzy weterynaryjnej, zoologicznej i psychologicznej, jednoznacznie należy traktować jako znęcanie się nad zwierzętami nie ludzkimi. Pomimo szacunku dla różnic kulturowych jestem przekonana, że szczególnie ten rodzaj polowań powinien zostać prawnie zakazany ze względu na poziom cierpienia jakiego doznają ich ofiary. Jest to rodzaj tradycji całkowicie odstającej od czasu i sytuacji zamożnego społeczeństwa Europy Zachodniej.

PS.

Podejmowane były także próby opłacenia zaprzestania polowań na grindwale we wrześniu 2018 roku, organizacja Sea Sheppherd złożyła parlamentowi Wysp Owczych ofertę finansową. W zamian za zaprzestanie polowań na grindwale parlament miał otrzymywać co roku 910,000 funtów (dziewięćsetdziesięćtysięcyfuntówbrytyjskich) przez 10 kolejnych lat.

(https://www.independent.co.uk/environment/whales-killed-faroe-islands-whaling-sea-shepherd-uk-photos-a9085396.html).

Oferta została odrzucona…

Elite design. Top performance. With Atomic Aquatics, the only limits are your own.

Pierwsza edycja DIVING TALKS

– Międzynarodowego Kongresu Nurkowego – przyczyniła się do rozkwitu sceny nurkowej. Przede wszystkim, był to niesamowity weekend ze starymi przyjaciółmi, jak i świetna okazja do poznania tych nowych. Do następnej edycji wciąż jest wiele do poprawy, jednak pozytywne opinie niezmiernie zachęcają organizatorów do dalszego działania.

Celem Diving Talks było zorganizowanie w Portugalii wydarzenia umożliwiającego promowanie i dzielenie się wiedzą na temat środowiska podwodnego i nurkowania.

Organizacja Diving Talks wyznaczyła sobie cztery główne cele:

1. Zorganizowanie wydarzenia na skalę międzynarodową;

2. Sprowadzenie do Portugalii czołowych odkrywców, nurków oraz naukowców pracujących obecnie nad rozwojem istotnych i innowacyjnych projektów;

3. Stworzenie w Portugalii centrum szkoleniowego z zakresu technik

Pamiętajcie! W dniach 7–9 października 2022 roku spotykamy się na półwyspie Tróia. Nie przegapcie tego!

podwodnych, które przyczyni się do rozwoju potencjału eksportowego kraju;

4. Promowanie najnowszych odkryć technologicznych w dziedzinie nurkowania oraz zachęcenie do dyskusji na ich temat.

W pełni udało nam się osiągnąć następujące cele:

1. Diving Talks – Portugal 2021 zyskał międzynarodową rozpoznawalność i był szeroko określany jako najważniejsze wydarzenie nurkowe roku 2021;

2. Zebraliśmy w Portugalii ponad 20 osób z międzynarodowej społeczności nurkowej;

3. Przedstawiliśmy lokalnych nurków, odkrywców oraz naukowców, których umiejętności pozwalają na zaangażowanie się w międzynarodowe projekty będące istotnym wkładem w eksport krajowej przedsiębiorczości;

4. Zorganizowaliśmy kilka cieszących się dużą frekwencją debat opartych o panele i prezentacje zawarte w programie.

W Kongresie wzięły udział 202 osoby, co nie pozwoliło jednak osiągnąć zakładanej liczby 250 uczestników. Oprócz wydarzenia lokalnego odbyła się jego transmisja internetowa, która wraz z inicjatywami promocyjnymi w sieci, czyli publikacją tzw. Talks, przyczyniła się do osiągnięcia 50 000 wyświetleń, co było celem organizacji. Wiemy, że mamy jeszcze wiele do poprawy, jednak pozytywne opinie niezmiernie zachęcają nas do dalszego działania. Dlatego Diving Talks –Portugal 2022 bez wątpienia się odbędzie. Druga edycja wydarzenia będzie miała miejsce w dniach 7–9 października. Wydarzenie to już wkrótce chcemy uczynić obowiązkowym miejscem spotkań dla każdego europejskiego nurka czy miłośnika oceanów.

Jak już pewnie część z Was drodzy

Czytelnicy zauważyła, w jednym z wcześniejszych numerów PD komunikowaliśmy Wam rozpoczęcie współpracy z marką Decathlon. Czas więc na rozwinięcie tego komunikatu 

Po długich rozmowach z marką Decathlon uznaliśmy, że nie będziemy testować tylko jednego z produktów, który znajduje się w kategorii nurkowanie. Artykuł i test musi zawierać informacje, które dla naszych czytelników oraz osób rozpoczynających przygodę z nurkowaniem będą odpowiedzią kompleksową, w odniesieniu do całego zestawu osprzętu potrzebnego do nurkowania i tak właśnie zrobiliśmy.

Każdy sprzęt jaki przychodzi do redakcji na testy jest sporym wydarzeniem bo mamy okazję przetestować i dotknąć produktów, które bardzo często nie są jeszcze dostępne na sklepowej półce, lecz czekają na zakup i wysyłkę z magazynu centralnego.

Naszym kryterium był wybór produktów z marki własnej sygnowanej logo Subea. W asortymencie Decathlon są również pro dukty znanych producentów sprzętu nurkowego, a nam zależało na teście tego co nieznane, a potencjalnie kuszące swoją ceną, dostępnością i… no właśnie czy również jakością?

Do redakcji Perfect Diver dotarły dwa spore kartony… pierwsza myśl… pewnie będzie „sieciówkowo”. Duża skala i liczba sklepów może wskazywać na ofertę basic, ekonomicznie uzasadnioną ceną. Po rozpakowaniu każdy był mile zaskoczony i skupił większą uwagę na tych produktach.

Kupiliśmy do testów:

Zestaw BCD – Jacket nurkowy typu skrzydło SCD 500B roz. L/XL

Automat oddechowy – Subea SCD 100 DIN z 1. stopniem nieodciążonym 300 B

Octopus – Subea SCD 500 Płetwy – Subea SCD 500 OH Regulowane

` Maska nurkowa – Subea SCD 500 V2 Mono jednoszybowa

` Rękawiczki nurkowe SCD z neoprenu 5 mm

` Osłona neoprenowa do paska maski nurkowej SCD

` Torba/pokrowiec na automat nurkowy SCD

` Torba nurkowa podróżna trolley SCD 90

Tak, zestaw pokaźny, ale już spieszymy z szczegółami  Pierwsze wrażenie – każdy produkt bardzo estetycznie i starannie spakowany. Ocena wizualna jakości wykonania – dobry i bardzo dobry poziom. Choć w ofercie jest również zestaw automatów wraz z manometrem to jednak postanowiliśmy wybrać wersję do samodzielnego skręcenia, do której dołożyliśmy manometr.

Testy sprzętu nurkowego najlepiej jednak wykonuje się nie wzrokiem, a w naturalnym środowisku, czyli w wodzie… tak więc cały zestaw wyruszył z nami na wojaże nurkowe. Sprzęt testowaliśmy na dwóch różnych zbiornikach oraz na różnych głębokościach, tak żeby miarodajnie stwierdzić jak radzi sobie on w naszych

polskich wodach i różnych temperaturach otoczenia. Nurkowaliśmy w Jeziorze Niedackim w Borach Tucholskich oraz w Bazie Nurkowej Piechcin – kamieniołom Piechcin.

Miła informacja na wstępie jest taka, że SKRZYDŁO jest wyposażone bardzo szczodrze w akcesoria. W zestawie standardowo otrzymujemy dwie kieszenie balastowe z systemem szybkiego zrzutu, dwie kieszenie trymujące na pasie tylnym, dwa uchwyty do przymocowania octopusa i manometru do D-ringów (łącznie jest ich aż 7–5 metalowych oraz 2 plastikowe), gwizdek umieszczony w klamrze piersiowej oraz kieszeń mocowaną pod kieszenią balastową do schowania zapasowej maski nurkowej, a to wszystko spakowane w transparenty worek umożliwiający wygodne wysuszenie skrzydła. Worek powietrzny wykonany z poliamidu 420 czyli bardzo wytrzymały. Choć większość producentów stosuje podwójną Cordure w celu zabezpieczenia worka przed przebiciem czy przetarciem, to w przypadku tego skrzydła mówimy o wersji lekkiej, ekonomicznej cenowo, która będzie dobrą inwestycją dla oso by wykonującej kilka nurkowań w roku lub potrzebującej wła snego sprzętu na wyjazd bez konieczności pożyczania w bazach nurkowych. Wszystkie elementy konstrukcyjne są wykonane z materiału Poliester 600D, co w dotyku daje bardzo przyjemne uczucie solidnie wykonanego skrzydła. Do dyspozycji są aż trzy zawory szybkiego zrzutu powietrza ze skrzydła. Dwie „spłuczki” oznaczone żółtymi uchwytami oraz jedna ukryta w inflatorze (wystarczy pociągnąć za inflator). Dzięki układowi worka wy pornościowego w literę U jesteśmy w stanie stabilnie poruszać się w trymie pod wodą.

ZESTAW AUTOMATÓW – decydując się na jego zakup należy pamiętać, że spełnia on normę EN250:2014 i to standardowy automat „klubowy”, który łatwo poddać konserwacji. Nieodcią

żony automat SUBEA działa równie dobrze w ciepłych, jak i zim nych wodach. Wymaga jedynie większego wysiłku oddechowe go w zależności od głębokości. Nie posiada regulacji oporów powietrza, co może nie przypaść do gustu każdemu nurkowi. Wyposażony jest w 1 wyjście wysokiego ciśnienia (HP – 7/16") oraz 4 wyjścia średniego ciśnienia (LP– 3/8). Daje to możliwość użycia go w konfiguracji z suchym skafandrem, gdyż jest port do dodatkowego węża zasilającego zawór dodawczy. Rozplanowanie portów – w formie rozety, jest mało komfortowe w rozmieszczeniu węży po odpowiednich stronach jacketu. RĘKAWICZKI wykonane z miękkiego 5 mm neoprenu są zdecydowanie produktem, który przypadł nam w redakcji bardzo do gustu. Będąc podwodnym fotografem, nie tylko istotne jest mieć swobodę poruszania dłonią ale i palcami. W tych rękawiczkach można śmiało ten komfort uzyskać i poczuć. Są podbite dodatkowym materiałem wzmacniającym od wewnętrznej strony. Bardzo wygodne do zakładania i co naj-

PŁETWY – ilu nurków tyle opinii i zdań na temat, które płetwy lepsze i do czego. W Decathlonowej odsłonie pod logo Subea kryją się bardzo dobrze wykonane płetwy wyposażone w wygodną gumę bungee, regulowane, idealnie pasujące czy to do buta neoprenowego, czy od suchego skafandra. Pióra można określić jako średnio twarde, bardzo wygodne do manewrowania pod wodą i płynięcia żabką nurkową – dają bardzo dobry napęd i precyzję ruchu pod wodą.

MASKA – wygodnie leży na twarzy, nie przecieka, po wstępnym „zahartowaniu” efekt parowania występował, ale w znacznie mniejszym stopniu, niż przy dziewiczym użytkowaniu. Wyposażona w pudełko transportowe. Wersja jednoszybowa z czarnym silikonem ozdobiona od frontu neonową limonkową ramką prezentuje się bardzo nowocześnie i daje komfort patrzenia pod wodą. Otrzymaliśmy również strap neoprenowy do zabezpieczenia gumy i faktycznie to bardzo dobre rozwiązanie, zwłaszcza dla osób z dłuższymi włosami nie nurkujących w kapturze  TORBY – użytkowe, bardzo solidnie wykonane. Case na automaty praktycznie usztywniony, co daje większą pewność, że automaty będą w bezpieczny sposób przechowywane i transportowane. Torba podróżna o pojemności 90L jest mega funkcjonalna. Posiada kółka ułatwiające przemieszczanie się z ciężkim sprzętem i wysuwaną teleskopowo rączkę. Torba pozwala na transport mokrego sprzętu bez obaw o zalanie samochodu czy innego środka lokomocji. Wyposażona w 3 kieszenie (dwie zewnętrzne i jedną wewnątrz, która mieści się w klapie). Usztywniona od spodu daje dodatkową pewność zabezpieczenia przewożonego szpeju.

Całość testowanego zestawu cenowo oscyluje w granicach 2700 zł – czyli patrząc z perspektywy nurka rekreacyjnego, który ma kilka nurkowań w ciągu roku jest to bardzo przystępna cena za własny sprzęt. Testowany zestaw spełnia swoją funkcję i daje możliwość realizowania swojej pasji.

Hubert Reiss

Zdjęcia z wody Redakcja

Zdjęcia sprzętu strona Decathlon

UMÓW WIZYTĘ ONLINE

Znajdź uraz

Wybierz część ciała, w której odczuwasz dolegliwości bólowe.

Rehasport - medycyna ruchu
Specjalizacja lub nazwisko
Miasto
Szukaj

Samobieżna komora dekompresyjna ORTOLAN

Tekst HUBERT REISS

Zdjęcia REDAKCJA

W redakcji Perfect Diver nie zwalniam tempa… a do odkrycia i odwiedzenia pod wodą oraz na powierzchni jest jeszcze sporo miejsc 

Na zaproszenie Centrum Szkolenia i Techniki Nurkowej Akwanauta w Toruniu mieliśmy okazję zobaczyć i doświadczyć sprężenia oraz porozmawiać z właścicielami Panami Andrzejem Denisem i Szymonem Denisem o… no właśnie, komorze dekompresyjnej i to mobilnej!

Mowa bowiem o samobieżnej komorze dekompresyjnej ORTOLAN na podwoziu samochodu Star 266. Choć historycznie to sprzęt z minionej epoki, to egzemplarz, którym dysponuje klub Akwanauta Toruń jest wręcz perełką… Pieczołowicie wyremontowany, pomalowany i poddany wszelkim koniecznym atestom tak, żeby spełniać swoją funkcję. Chociaż wojsko dysponuje już nowoczesnymi komorami, a Ortolany są najczęściej wystawione na sprzedaż przez Agencję Mienia Wojskowego w stanie bardzo różnym – zdecydowanie najczęściej w bardzo kiepskim – to jednak można dzięki pasji i zaangażowaniu spotkać egzemplarz wręcz muzealny 

Taką samobieżną komorą dekompresyjną dysponują, a na pewno dysponowały wszystkie jednostki wojskowe mające pododdziały nurków – saperzy, jednostki pancerne, jednostki zwiadu i specjalne. Pełniąc służbę i prowadząc działania podwodne jednostki wojskowe musiały mieć w razie wypadku zabezpieczenie właśnie w postaci komory dekompresyjnej – Ortolan.

Budowa i modernizacja tego pojazdu, który mieliśmy okazję podziwiać, trwała 2 lata, a wykonawcą technicznym była firma Jana Waraksy ze Szczecina, która wykonywała modernizacje komór dekompresyjnych na okrętach Marynarki Wojennej.

Komora posiada instalację wewnętrzną do oddychania tlenem oraz mieszaninami oddechowymi. Maksymalne ciśnienie robocze w komorze wynosi 10 bar, co odpowiada 100 metrom głębokości. Komora ma zainstalowane analizatory, które pozwalają na bieżąco kontrolować skład atmosfery i rejestrować parametry sprężania.

W komorze istnieje możliwość przeprowadzenia sprężeń treningowych oraz jak można zauważyć na zdjęciu jest czas na… chwilę relaksu i lekturę czasopisma Perfect Diver  I tak właśnie obalamy mity w redakcji, że wersja papierowa jest tylko do czytania na powierzchni wody ;)

Treningi odbywają się maksymalnie do głębokości: f 55 metrów w przypadku zastosowania sprężonego powietrza f 95 metrów w przypadku zastosowania mieszanin oddechowych.

Do sprężania w komorze dopuszczane są osoby posiadające ważne badania lekarskie i odpowiednie uprawnienia nurkowe. I tu warto podkreślić słowo trening a nie sprężenie medyczne! W świetle przepisów i ustaw o ochronie zdrowia obsługa i medyczne poddawanie dekompresji musi być realizowane przez lekarza specjalizującego się w chorobach i urazach ciśnieniowych

No dobrze, ale po co właściwie ta komora dekompresyjna jest potrzebna? Wujek Hubert już spieszy z odpowiedzią.

Zacznijmy od samej definicji, czyli czym jest choroba dekompresyjna – DCS (z ang. Decompression sickness). To zespół objawów dotykających osobę wystawioną na zbyt szybko zmniejszające się ciśnienie zewnętrzne. Właśnie w takiej sy-

tuacji nurka czy poszkodowanego kieruje się do komory dekompresyjnej, w której zostaje poddany sprężeniu, tak żeby organizm mógł bezpiecznie wydalić zagrażające zdrowiu i życiu pęcherzyki azotu. Choroba ta rzadko występuje u osób, które nie oddychały gazem pod zwiększonym ciśnieniem (freediving). Jedyną i skuteczną metodą zapobiegania chorobie ciśnieniowej jest przestrzeganie zasad dekompresji, czyli odpowiednio wolnego wynurzania się na powierzchnię, aby nadmiar azotu zdążył się wysycać normalną drogą, to jest z tkanek do krwi, do płuc i dalej na zewnątrz. Szybkość wynurzania się nurka zależy od głębokości i czasu przebywania pod wodą. Do obliczania czasu dekompresji służą tabele dekompresyjne, których użycie i zrozumienie ma ogromne znaczenie w bezpiecznym nurkowaniu. Jednak obecnie nurkowie coraz częściej polegają na komputerach nurkowych – elektronice, która może zawieść. Dobrze zaplanowane nurkowanie zakłada właśnie uwzględnienie tych tabel i obliczenie bezpiecznego profilu nurkowego. Zazwyczaj dekompresję przeprowadza się pod wodą. W awaryjnych wypadkach, gdy nurek w sposób niekontrolowany znajdzie się na powierzchni, istnieje możliwość rozprężenia w komorach dekompresyjnych. Nurek zostaje umieszczony w komorze, w której po hermetycznym zamknięciu następuje podwyższenie ciśnienia do wartości, jaka panowała na głębokości, z której awaryjnie wypłynął na powierzchnię. Następnie przeprowadza się dekompresję przy zachowaniu prawidłowej prędkości rozprężania.

Choroba dekompresyjna może wystąpić w sytuacjach, kiedy:

● nurek zbyt szybko wynurzy się na powierzchnię bez zastosowania odpowiedniej prędkości i przystanków dekompresyjnych,

● samolot po wystartowaniu dla bezpieczeństwa w kontrolowany sposób obniża w środku ciśnienie (samolot jest szczelny),

● robotnik opuszcza keson lub kopalnię, do których wpompowano powietrze w celu pozbycia się wody.

Następuje wówczas zmniejszanie ciśnienia otoczenia, co powoduje z kolei powstawanie pęcherzyków gazu obojętnego (zazwyczaj azotu) w tkankach i płynach ustrojowych organizmu.

Z perspektywy nurka różnorodność symptomów DCS utrudnia postawienie diagnozy i to nawet lekarzom. Mimo tego objawy choroby dekompresyjnej posiadają pewne cechy charakterystyczne. Choroba dekompresyjna objawia się z pewnym opóźnieniem, czasami nawet po 36 godzinach, mimo że w około połowie przypadków objawia się już w ciągu godziny po zakończeniu nurkowania. Stan chorego szybko pogarsza się.

Medycyna wyróżnia następujące typy choroby dekompresyjnej:

● Typ I: objawy skórne (wysypka) i stawowe (ból)

● Typ II: objawy poważniejsze obejmujące układ krwionośny i nerwowy

● Typ III: choroba dekompresyjna ucha wewnętrznego (bardzo silne zaburzenia równowagi i objawy neurologiczne)

● Typ IV: jałowa martwica kości (opóźnione następstwo nieprawidłowych dekompresji)

Spotyka się również prosty podział na dwa typy:

● Typ I: prosty – objawy bólowe stawów i skórne, nie zagrażające życiu

● Typ II: poważny – wszystkie pozostałe objawy, zagrażające życiu

Obie grupy objawów mogą wystąpić równocześnie, w zależności od tego, gdzie powstaną i gdzie będą się gromadzić pęcherzyki azotu.

W świetle przepisów oraz norm, jakie obowiązują obecnie w kraju oraz na świecie komora dekompresyjna musi mieć odpowiednio przyjęte wymiary, średnicę włazu oraz być obsługiwana przez lekarza i technika.

Jako redakcja Perfect Diver zawsze propagujemy bezpieczne nurkowanie! Czyli takie, gdzie przygotowanie i plan nurkowy – briefing są zrealizowane dokładnie i bez pośpiechu. To właśnie dzięki zachowaniu procedur, omówieniu naszego nurkowania i systemowi partnerskiemu możemy bezpiecznie cieszyć się tak pięknym sportem i pasją, jaką jest nurkowanie 

Błotniaki znad stawu

Tekst i zdjęcia WOJCIECH JAROSZ

Z lekkością właściwą tylko najlepszym lotnikom błotniaki suną nisko nad trzcinami wpatrując się w szuwary. Nie tylko patrzą, a wzrok mają sokoli (na marginesie są dalekimi kuzynami sokołów), ale i nasłuchują.

Błotniaki mają bowiem na głowie szlarę z piór – nie tak wybitnie wykształconą jak u sów (również dalekie kuzynki), ale jednak pomagającą w ustaleniu położenia potencjalnej ofiary. Wspomniane kuzynostwo nie pozostawia złudzeń – błotniaki są ptakami szponiastymi ze wszystkimi atrybutami podniebnych drapieżców.

Błotniaki stawowe (Circus aeruginosus) to, zgodnie z ich nazwą rodzajową i gatunkową, ptaki terenów mokrych, ale i otwartych jednocześnie. Najlepiej czują się nad brzegami wód stojących, które porośnięte są trzcinowiskami. Wśród trzcin nie tylko szukają pożywienia, lecz także zakładają swoje gniazda.

Zazwyczaj dokładnie je ukrywają, bo choć same polują na ptaki w trzcinach się gnieżdżące, to nie chcą swych własnych piskląt poddawać zanadto presji ze strony drapieżników. Zupełnie to zrozumiałe i wpisujące się w regułę rządzącą światem organizmów żywych, by raczej być zjadającym, a nie zjadanym. Błotniaki dbają o swoją rodzinę w zasadzie podobnie jak my, ludzie. Zajmują się dziećmi pieczołowicie do czasu nabycia lotności. Gdy młode ptaki potrafią już latać i opuszczają rodzinne gniazdo, rodzice uznają, że poradzą sobie same i nadchodzi czas dla młodzieży, by zacząć życie na własny rachunek (à propos wylatywania młodych ludzi z gniazda, to znaczy z rodzinnego domu, polecam szanownym Czytelnikom piękną piosenkę „Je vole” Michela Sardou, ale koniecznie w wykonaniu Louane z filmu „La Famille Bélier” – „Rozumiemy się bez słów”).

Gniazda w postaci pływających platform budują samice, choć samce mogą pomagać znosić materiał. W zasadzie za wszystko, co dzieje się w gnieździe odpowiedzialność dzielnie bierze na siebie pani błotniakowa. Nie dość, że sama buduje gniazdo, to sama również wysiaduje jaja, aż do wylęgu piskląt. Samiec w tym czasie dostarcza pożywienie przekazując je samicy podczas powietrznych akrobacji (takie prezenty

w locie samiec przekazuje samicy również w czasie toków, poprzedzających sezon lęgowy). Co ciekawe, gdy pożywienia jest pod dostatkiem, samiec może obsługiwać w ten sposób więcej niż jedną samicę, a więc mamy tu do czynienia z poligynią lub bardziej swojsko brzmiącym wielożeństwem. Ta forma poligamii wymaga od samca wiele pracy, bo utrzymanie wysiadującej samicy, a po wylęgu również i młodych to zadanie niełatwe. Dlatego tego typu sytuacje obserwuje się u błotniaków jedynie podczas sezonów, gdy dostępność pożywienia rzeczywiście jest większa niż zazwyczaj. Wtedy mniejszym nakładem energii można schwytać wystarczającą liczbę ptasich piskląt (a czasem i jaj), gryzoni, żab i innych dostępnych kręgowców. Zresztą bezkręgowców też, ale to częściej podczas zimowania w rejonach tropikalnych, gdzie podstawą jadłospisu mogą być owady prostoskrzydłe, w tym szarańcze, szczególnie wtedy, gdy wchodzą w tzw. fazę stadną i nie ma problemu z ich dostępnością.

Swe ofiary błotniaki chwytają w szpony, często spadając z wysokości kilku metrów na obrany cel. Błotniaki stawowe polują nie tylko w obrębie nadbrzeżnych trzcinowisk, gdzie lokują swe gniazda. Spotyka się je podczas patrolowania przyległych pól i łąk, gdzie ich łupem najczęściej padają norniki, ale też my-

szy polne i inne gryzonie. Gryzonie, a zwłaszcza wspomniane norniki, stają się ich głównym pokarmem w czasie swych masowych pojawów, które mają miejsce co kilka lat. Może trzeba by napisać, że miały miejsce co kilka lat, bo w dobie ocieplającego się klimatu coraz częściej zmiany liczebności tych zwierząt mają charakter chaotycznych fluktuacji, a nie regularnie występujących szczytów liczebności populacji. Wracając do błotniaków. Podczas lotu, gdy wyszukują kandydatów na stanowisko dostarczyciela kalorii podczas najbliższego posiłku, potrafią zawisać w powietrzu. Najpewniej ta zdolność była inspiracją dla inżynierów, gdy nadawali nazwę Harrier (w języku angielskim oznaczająca błotniaka) legendarnemu, odrzutowemu samolotowi szturmowemu, którego najbardziej charakterystyczną i jednocześnie wyjątkową cechą jest możliwość pionowego startu i lądowania. Ptasie zdolności do lotu są u błotniaków wyjątkowo dobrze dostosowane (tak, jak to tylko Matka Natura używając doboru naturalnego potrafi) do trybu życia i sposobu polowania. Mają długie i wąskie skrzydła, długi ogon i do tego są bardzo lekkie – mają np. aż trzykrotnie niższy stosunek masy do powierzchni skrzydeł w porównaniu do sokoła wędrownego (swoją drogą również niezrównanego lotnika, choć latające-

go zupełnie inaczej). Bardzo charakterystyczna jest też sama sylwetka w locie, z uniesionymi powyżej poziomu skrzydłami, co często opisywane jest jako kształt mocno rozwartej litery V i opuszczoną głową. Bardzo często latają pod wiatr, co pozwala im na skuteczne korzystanie z siły nośnej podczas powolnego przelotu ponad patrolowanym terytorium. Smukła budowa ciała i uniesione skrzydła podczas lotu to niejedyne cechy pozwalające rozróżnić błotniaka od innych ptaków drapieżnych.

Samce błotniaka stawowego są niezwykle ubarwione. Grzbiet mają brązowy, głowę i pierś żółtobiałą lub żółtoszarą, ogon niebieskopopielaty, a na skrzydłach znaleźć można co najmniej trzy barwy, tj. popielatą, jasnoszarą i wyraźnie odcinającą się czerń na końcówkach skrzydeł (lotki pierwszorzędowe). Spód ciała zaś mają rdzawobrązowy. Samice są większe od samców, a ich ubarwienie jest czekoladowobrązowe z odznaczającym się jasnożółtym gardłem, wierzchem głowy (jakby gustowna całkiem czapeczka) i takąż też przednią krawędzią skrzydeł. Podobne do samic ubarwienie mają również ptaki młodociane, które po 2–3 latach osiągną dojrzałość płciową i przywdzieją szaty dorosłe. W tym miejscu warto dodać, że błotniak stawowy, którego dotyczy artykuł, to najliczniejszy, ale niejedyny gatunek błotniaka występujący w środkowej Europie. Jego bliscy krewni to błotniak łąkowy (C. pygargus) gniazdujący w Polsce, choć mniej licznie, błotniak zbożowy (C. cyaneus) kiedyś lęgowy, lecz dzisiaj już niestety nie. Jest jeszcze zalatujący błotniak stepowy (C. macrourus), ale to raczej rzadki gość. Błotniaki te mają wiele cech wspólnych, ale i różnic, głównie dotyczących wielkości i ubarwienia. Stawowy jest największy w „rodzinie”, ale ogólna sylwetka w locie i ciemne lotki pierwszorzędowe u samców to cecha obecna u wszystkich wymienionych gatunków. Poza

tymi na świecie żyje znacznie więcej, bo łącznie aż 15 gatunków błotniaków. Najciekawsze pod względem ubarwienia, moim skromnym zdaniem, są: błotniak czarny (C. maurus) z Afryki Południowej, niestety ginący, wschodnioazjatycki błotniak czarnogłowy (C. melanoleucos), który na szczęście jakoś się trzyma, jak chodzi o liczebność populacji, i w końcu wspomniany już euroazjatycki błotniak stepowy, z którego liczebnością nie jest najlepiej.

Na koniec jeszcze o błotniakowych wędrówkach. Błotniaki euroazjatyckie jedynie w ciepłej części roku są z nami. Na czas zimy, wzorem wielu gatunków swoich ptasich krewniaków, odlatują do miejsc cieplejszych, gdzie łatwiej o pożywienie. Choć błotniaki stawowe poza sezonem lęgowym są raczej samotnikami, na czas wędrówek i na zimowiskach mogą tworzyć grupy. Ptaki gniazdujące w środkowej i północnej Europie zimują najczęściej w Afryce (północne populacje mogą pokonywać nawet 5 000 km) i w rejonie Morza Śródziemnego. Podczas kolejnych nurkowań, pływań czy po prostu spacerów w sąsiedztwie trzcinowisk wypatrujcie błotniaków – bo to piękne ptaki są i spotkania z nimi zawsze zapewniają dużo pozytywnych wrażeń!

OCEANIC IS BUILT FOR ADVENTURE. ARE YOU?

REKLAMA

Podwodne sprzątanie

W tym roku

300 tysięcy osób posprzątało swój kawałek Polski w ramach Akcji Sprzątanie Świata.

Wśród sprzątających byli również

Wolontariusze – nurkowie zaproszeni przez Magazyn Perfect Diver, którzy wspólnie z zespołem

Fundacji Nasza Ziemia

posprzątali w finale jezioro Ciecz w województwie Lubuskim.

SZUKAJCIE, A ZNAJDZIECIE

Zdarza się, że na pierwszy rzut oka nie dostrzegamy śmieci, które znajdują się w naszym otoczeniu. Ale wystarczy, że zajrzymy pod kilka krzaków, a znajdziemy tam porzucone: „małpeczki”, puszki, czy inne opakowania. To bardziej niż pewne. Po prostu, czasami trzeba się schylić, żeby zobaczyć to, co jest przed nami ukryte. Możemy też… zejść pod wodę.

Nie będę ukrywać, moje doświadczenia z nurkowaniem, w porównaniu z Szanownymi Czytelnikami Perfect Diver, w żadnej mierze nie mogą zostać zaliczone do imponujących. W zasadzie ograniczają się do spontanicznego nura w Adriatyku w czasie żeglarskich wypadów. A jednak, nawet te moje mizerne

doświadczenia wystarczają, aby zauważyć, że jedną z „atrakcji” podwodnego świata, są tak dobrze mi znane śmieci.

WRZESIEŃ TO CZAS NA SPRZĄTANIE

Tradycyjnie, w trzeci weekend września, cała Polska sprząta. Już wiemy, że tak dużej mobilizacji jak w tym roku, nie notowaliśmy od lat. Ponad 3.500 zarejestrowanych grup, od Bałtyku po Tatry sprzątało pod sztandarami Akcji Sprzątanie świata – Polska. Na oficjalne wyniki jeszcze musimy chwilę poczekać, ale już teraz możemy szacować, że w Akcji wzięło udział 300.000 Polaków! W tym roku szczególną uwagę poświęciliśmy odpadom, które są pozostałością po naszych aktywnościach wypoczyn-

...od zeszłego roku podwodne sprzątania na stałe zostały wpisane do finału Akcji.

kowych i rekreacyjnych – my nazywamy te śmieci „weekendowymi”. A jak weekend, to wiadomo – woda. Zatem od zeszłego roku podwodne sprzątania na stałe zostały wpisane do finału Akcji. I tak, drugiego dnia tegorocznego finału, 18 września, razem z Magazynem Perfect Diver i zaproszonymi nurkami, pojechaliśmy do Łagowa, by tam zejść pod wodę i posprzątać.

PODWODNE SKARBY

Zapytacie zapewne co znaleźliśmy na dnie pięknego jeziora Ciecz? Obserwując i skrupulatnie odbierając co chwilę kolejne worki raszlowe od wypływających na powierzchnię wody nurków, miałem okazję przyjrzeć się im z bliska. Podzieliłem je na trzy kategorie: Pierwsza, to odpady, które znalazły się w wodzie przez przypadek. To okulary słoneczne, które chwilę temu były na czyimś nosie, by przez moment nieuwagi właściciela wylądować w wodzie. To telefony komórkowe i krótkofa-

lówki, z którymi raczej nikt nie chciał się specjalnie rozstawać. Do tej kategorii zaliczyłbym również wszelkiego rodzaju części garderoby, kąpielówki i majtki, ale tutaj każdy musi uruchomić swoją wyobraźnię i dopowiedzieć sobie, jak się tam znalazły.

Druga kategoria to właśnie te nieszczęsne śmieci „weekendowe”. To już nie dzieło przypadku, że w wyławianych workach można było znaleźć butelki po piwie praktycznie każdego polskiego browaru, puszki, słoiki i opakowania po jedzeniu. Co z oczu to z serca? Niestety nie tym razem, ponieważ wyłowione tego dnia odpady, kuły po oczach i były widocznym świadectwem tego, co tak bardzo chcemy zmienić w zachowaniu Polek i Polaków – śmiecenia w naturze.

I trzecia kategoria. Ta boli mnie najbardziej. To duży gabaryt. Pozostałości po remontach, budowach, całe zestawy kuchenne, talerze, kubki, garnki, wózki, krzesła, no i oczywiście opony. Myśleliście, że dzikie wysypiska to tylko problem wywożonych śmieci do lasów? Niestety nie! Dzikie wysypiska to również problem polskich zbiorników wodnych, tylko tych nie widać i mało kto o nich mówi. Może czas zacząć? Mamy dla nich nawet chwytliwą nazwę: „dzikie utopiska”.

CIĘŻKA PRACA PRZED NAMI

Ile wysiłku kosztuje wyciągnięcie worka pełnego śmieci z lasu? Każdy uczestnik Akcji Sprzątanie świata wie, że nie jest to lekkie zadanie. Ale to nic, w porównaniu z wysiłkiem nurka w czasie sprzątania pod wodą. W Łagowie, worek za workiem, w naszej Kwaterze Głównej pojawiało się coraz więcej śmieci. W dosłownie dwie godziny urosła naprawdę imponująca ich góra,

a na koniec dnia, zamknęliśmy całą akcję wynikiem 534,1 kilogramów śmieci! Za ten ogromny wysiłek i zaangażowanie chciałbym wszystkim nurkującym serdecznie podziękować! Ogromne zielone serce dla Was! Niestety, nawet tak imponujący wynik to, kropla w morzu. I tutaj wkracza nasze najważniejsze zadanie, aby każdej akcji sprzątania towarzyszyły działania edukacyjne i promujące postawę nie śmiecenia w naturze. W końcu nie chodzi o to, aby cały czas sprzątać zalegające na dnie śmieci. Myślę, że zgodzicie się ze mną, że są zdecydowanie ciekawsze rzeczy do roboty pod wodą. Tegoroczna, 28 już Akcja prowadzona była pod hasłem „Myślę, więc nie śmiecę”. W Akcji Sprzątanie świata – Polska chodzi przede wszystkim o wspólny manifest przeciwko śmieceniu w naturze. W tym roku ten manifest wybrzmiał szczególnie głośno w mediach, Internecie i w społeczności lokalnej. I niech brzmi dalej! Na lądzie i dzięki Wam i Magazynowi Perfect Diver – pod wodą!

 Grzegorz Mikosza 

Główny Koordynator Akcji Sprzątanie świata – Polska

BUT BARE KEEPS YOU WARM ON EVERY DIVE.

Jak wybrać LATARKĘ NURKOWĄ?

W ARTYKULE

SKUTECZNY TEST

JAK WYBRAĆ

NAJODPOWIEDNIEJSZĄ

DLA SIEBIE LATARKĘ

Tekst WOJCIECH A. FILIP

Każdy z nas słyszał o tym, że któraś z latarek jest najlepsza. Nie mając specjalistycznej wiedzy, często ulegamy reklamie opartej na „NAJ”: NAJwięcej lumenów, NAJwięcej watów, NAJjaśniejsza.

Zdjęcie Tomasz Płociński

Początkujący mogą sądzić, że skoro coś ma 10000 lumenów, to jest lepsze od tego co ma ich 1000. Tymczasem to fałszywy trop.

Byłoby najlepiej gdybyśmy mogli usunąć wszystkie reklamy, opisy i nie wiedząc nic na temat różnych latarek wybrać z nich najlepszą, porównując kilka pod wodą.

Oto 3 sposoby jakich używamy zwykle przy wyborze latarki – sprawdźcie jak wybraliście swoją.

SPOSÓB 1

Logiczny

Konieczne jest poznanie podstaw działania światła i latarki pod wodą, i skuteczne oparcie się reklamie: dużo lumenów i watów, to parametry, które niezwykle rzadko sprawdzają się pod wodą, a świetnie opisują super latarkę powierzchniową.

Na czym polega ten sposób?

Skupiasz się na tym, aby przetestować kilka modeli latarek wybierając ten, który spełnia proste kryteria opisane w teście, który znajdziesz w drugiej części tego artykułu.

Plusy:

● latarka dobrze sprawdzi się w wodach o ograniczonej przejrzystości

● latarka pozwoli na skuteczną komunikację i doświetlanie detali w każdym typie nurkowań

● latarką możesz doświetlać filmy nagrywane przy pomocy małej kamerki

Minusy:

● prawdopodobny jest większy koszt latarki

● powinieneś przeczytać ten artykuł do końca

● nie będziesz w grupie osób posiadających latarkę o największe mocy i 100000xxx lumenów 

SPOSÓB 2

„Bo wszyscy tak mówią”

Wystarczy posłuchać reklam 

Na czym polega ten sposób?

Na akceptacji tego, że najważniejsze jest aby latarka miała najwięcej watów, lumenów, luxów i innych parametrów, a to jak sprawdzi się pod wodą pozostawiamy przypadkowi.

Plusy:

● opakowanie, na którym napisane jest, że to najmocniejsza, a przez to najlepsza latarka 

Minusy:

● jeżeli takiej właśnie latarki potrzebujesz, to nie ma ona minusów

Zdjęcie Mariusz Czajka

W związku z tym, że bardzo niewielu z nas ma specjalistyczną wiedzę o świetle połączoną z dużym doświadczeniem nurkowym, potrzebujemy prostego i skutecznego sposobu na ocenę latarki.

Producenci wykorzystują to podpowiadając, że im parametry latarki są opisane wyższymi liczbami, tym latarka lepsza.

Brzmi to dosyć logicznie, ale nie jest prawdą w przypadku latarki nurkowej.

Wybierając latarkę nurkową, należy unikać tych najmocniejszych. Takie z dużym prawdopodobieństwem będą głównie przeszkadzały w nurkowaniu.

SPOSÓB 3

„Bo tak” – czyli miłość od pierwszego wejrzenia…

Każdy z nas ma taki moment, że chce coś kupić, bo mu się to po prostu podoba.

Na czym polega ten sposób?

Nie przejmujesz się nikim i niczym, kupujesz to, o czym zawsze marzyłeś 

Plusy:

● wszystkie, a jeżeli zakup związany jest ze Sposobem 1, to spełniając swoje marzenie kupiłeś naprawdę dobrą latarkę Minusy:

● istnieje prawdopodobieństwo, że nie masz opakowania, na którym napisane jest, że to najmocniejsza, a przez to najlepsza latarka 

Zdjęcie Mariusz Czajka
Zdjęcie Mariusz Czajka

Zdjęcie Mariusz Czajka

SKUTECZNY 3 ETAPOWY TEST ŚWIATŁA LATAREK NURKOWYCH

Potrzebne będą:

● wetnotes lub tabliczka do pisania pod wodą

● linka o długości 6 m

● miejsce nurkowe z typową dla naszych nurkowań widocznością

● dno, platforma lub pokład jakiegoś urokliwego wraku 

● kilka różnych latarek, które chcemy przetestować

Na tabliczce umieszczamy napis drukowanymi literami o wysokości 1 cm: NAJLEPSZA LATARKA

Etap 1. Czy latarka nadaje się do nurkowania w wodzie o słabej przejrzystości takiej jaką mamy np. w Polsce. Wysuń najdalej przed siebie trzymaną w ręce tabliczkę z napisem, odsuń latarkę na nieco ponad pół metra i zaświeć centralnie na tabliczkę.

Zaliczone: od razu możesz odczytać zamieszczony tam napis – latarka dobrze sprawdzi się w wodzie o ograniczonej przejrzystości

Niezaliczone: widzisz oślepiającą Cię białą plamę – latarka będzie cię głównie oślepiać.

Etap 2. Czy latarka nadaje się do komunikacji?

Złap koniec 6 m linki, a drugi podaj partnerowi, który odpłynie 6 metrów od ciebie ustawiając się tyłem. Ustal z nim, że jeżeli zauważy poruszający się poziomo punkt świetlny z twojej latarki, to nie odwracając się wysunie swoją rękę w bok. Następnie, kilka razy wolno poruszaj latarką z góry do dołu. Jeżeli ten ruch będzie widoczny partner bez odwracania się podniesie swoją rękę w górę.

Zaliczone: partner nigdy nie ma wątpliwości co do kierunku w jakim poruszasz latarką – ma ona wiązkę światła wystarczająco wąską aby umożliwić komunikację

Niezaliczone: partner ma wątpliwości, albo nie rozpoznaje kierunku ruchu twojego światła – latarka świeci zbyt szeroko. Niezaliczone x 2: nie widzisz dokładnie partnera, bo światło odbijając się od niego oślepia Cię – to latarka o zbyt dużej ilości lumenów/mocy. Nadaje się do oświetlania obiektów na powierzchni.

Zdjęcie Tomasz Płociński

Etap 3. Czy latarka nadaje się do podwodnych poszukiwań (oświetla dobrze drobne elementy)?

Ustaw się około 1 metr nad dnem albo wrakiem, na którym leży tabliczka albo wetnotes. Świeć przed siebie. Popatrz z góry w kierunku dna przez strumień świetlny twojej latarki.

Zaliczone: widzisz dno, tabliczkę elementy wraku – latarka ma dobrze dobraną ilość lumenów/watów do prowadzenia akcji poszukiwawczych oraz nurkowań wrakowo-jaskiniowych.

Niezaliczone: widzisz biały, nieprzezroczysty strumień światła  skontaktuj się z Lukiem Skywalkerem: pomyłkowo zamiast latarki zabrałeś pod wodę miecz JEDI. Taki sprzęt będzie mocno przeszkadzał w zaawansowanym nurkowaniu (ma zbyt dużą moc/ilość lumenów).

Dobra nurkowa latarka powinna bez problemu zaliczyć wszystkie 3 etapy testu. Dokładnie wykonałeś test? Bądź taki przy wyborze swojej latarki – powinna być ona doskonałym podwodnym narzędziem mającym jak najmniej słabych stron. Odrzucaj te latarki, co do których masz wątpliwości – inwestuj w bezpieczeństwo.

Pamiętaj, to Ty decydujesz co chcesz zabrać pod wodę: jeżeli nie ma dla Ciebie znaczenia to, że latarka zamiast oświetlać oślepia, nie nadaje się do komunikacji czy nurkowań wrakowych, akcji ratunkowych, ale ma za to naprawdę dużo lumenów, mam dla ciebie dobrą wiadomość: nie trać czasu na testy bo każda latarka będzie dla ciebie ok 

9 przykazań dla poszukujących latarki idealnej:

Światło

1. Nie może oślepiać w wodzie o słabej widoczności

2. Powinno mieć strumień komunikacyjny

3. Powinno móc świecić szeroko (filmowanie)

Funkcjonalność

4. Prosty, łatwo dostępny przełącznik trybów świecenia

5. Możliwość korzystania na lądzie

6. Łatwe korzystanie w czasie pływania na skuterze (DPV)

Podróżowanie

7. Lekka

8. Nie zajmująca dużo miejsca

9. Dopuszczona do transportu lotniczego przez linie lotnicze

Podsumowanie

Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam nieco luźna forma opisująca ten poważny problem. Problem, bo od wielu lat niewiele się w kwestii doboru latarek zmieniło: nurkowie początkujący poszukując jakiegoś sposobu na szybką ocenę latarek – nie mając niczego lepszego do dyspozycji opierają się na reklamach. Producenci skutecznie to wykorzystują i oferują nam czasem niezwykle solidnie wykonane latarki, które bardziej oślepiają niż oświetlają, a my sądzimy, że tak to już musi być…

Czy na pewno? To zależy wyłącznie od nas!

Macie wątpliwości?

Zapraszam do Akademii Tecline na seminarium dotyczące praktycznego użycia światła pod wodą.

Jeżeli nie masz na to czasu to: weź pod wodę 2 latarki i wybierz tę, która z bliska dokładnie doświetli drobne detale, a na filmie, który nakręcisz zamiast białej plamy, będziesz mógł te detale oglądać.

Niech umiarkowana moc będzie z wami   WAF 

https://teclinediving.eu/pl/akademia-tecline/#/

Zdjęcie Tomasz Płociński

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.