Na szczęście mamy nurkowanie! Mamy życiodajną wodę, do której możemy wejść lub wskoczyć, by w sekundzie odciąć się od zewnętrznego świata lądowego.
Kto nigdy nie nurkował – niech spróbuje – nurkowanie niesamowicie pozwala wyciszyć i uspokoić umysł.
Tymczasem zapraszam do wirtualnego zanurzenia się z nami, do kolejnego wydania Magazynu Perfect Diver.
Co przygotowaliśmy tym razem? Oczywiście mieszankę różnych materiałów. Wydanie otwiera spojrzenie Laury na Malediwy z punktu widzenia mieszkańca, a nie uczestnika safari. Podróże kształcą i Ania (już teraz) Metrycka – pokazuje, skąd wzięło się Wadi Lahami. Kto je odkrył i czego możemy doświadczyć w tej cząstce – perełce – egipskiego Morza Czerwonego.
Przemysław Zyber zabiera nas do podwodnych Kowar, a Piotr Kopeć nurkuje na wraku wyspy Rodos. Mamy też kawałek archeologii z Turcji w materiale Szymona Mosakowskiego i spot nurkowy Plymouth.
Mocniej poszliśmy tym razem w istotę nurkowania, wiedzę o nurkowaniu, szkolenia i pasje. Michał Czerniak zastanawia się nad nurkowaniem partnerskim. Jak to jest, czy lepiej nurkować zawsze
i wszędzie z jednym, znanym sobie, partnerem nurkowym? Czy może zdać się na traf? Czy jest na to złota recepta?
Dobrochna Didłuch pokazuje, że można zaszczepić w dzieciach środowisko wodne od maleńkości. Właściwie wtedy nie trzeba zaszczepiać, bo dziecko wychodzi z wodnego środowiska łona mamy. Takie rodzinne wyjścia na basen dla małych, a potem starszych dzieci, mogą stać się kultowe. Naturalnym potem będzie wejście młodego człowieka w świat społeczności nurkowej.
Nurkowanie w głąb siebie. Co to znaczy? Sprawdź, co napisał o tym Dominik Dopierała. A jeśli jesteś już nurkiem obytym, z jakimś bagażem doświadczenia, sprawdź porady Dominiki Aleksanderek i Piotra Stósa (super okładka – to jego robota), w jaki sposób wybrać trasę safari nurkowego.
Na koniec wracam trochę do świata podwodnego i tego, jak może on oddziaływać na nasze życie. Co powiecie na artykuł Aldony Dreger „Slow dive – slow life”?
Oprócz tego o grzaniu w nurkowaniu i o sieciach u wybrzeży Lampedusy, a także o delfinach i premierze filmu REIWA oraz o Fulmarach.
Serdecznie zapraszam!
Spodobało Ci się to wydanie? Postaw nam wirtualną kawę buycoffee.to/perfectdiver Odwiedź naszą stronę www.perfectdiver.pl, zajrzyj na Facebooka www.facebook.com/PerfectDiverMagazine i Instagrama www.instagram.com/perfectdiver/
Malediwy. Warto czasem zbić ze szlaku
Wadi Lahami
To zależy, czyli jak wybrać trasę safari nurkowego
Kowary
Poznaj Hollis – rozmowa z Nick'iem Hollisem
Starożytne morskie tajemnice: Cape Gelidonya Delfiny umierają po cichu
WIEDZA SŁODKA
WODA
Domek na Jeziorze Głębokim
Taka pasja u dzieci?
Dobór partnera nurkowego... trudniejsze niż się
Wam wydaje!
Nurkowanie w głąb... siebie
Slow dive – slow life
Elektryczna dekompresja (odczucia i przemyślenia praktyka)
Wydawca PERFECT DIVER WOJCIECH ZGOŁA ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com
ISSN 2545-3319
redaktor naczelny fotograf
geografia świata i podróże archeologia podwodna reklama tłumacze języka angielskiego
opieka prawna projekt graficzny i skład
Wojciech Zgoła
Karolina Sztaba
Anna Sołoducha Szymon Mosakowski reklama@perfectdiver.com
Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak
Reddo Translations Sp. z o.o. Piotr Witek
Adwokat Joanna Wajsnis Brygida Jackowiak-Rydzak
magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky), Open Sans (Ascender Fonts) Noto Serif, Noto Sans (Google) druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl
dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com
fotografia na okładce Piotr Stós miejsce Komodo, Indonezja model Kostera gruzełkowata, Ostracion cubicus (postać młodociana)
www.perfectdiver.com
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.
Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.
PayPal.Me/perfectdiver
WOJCIECH ZGOŁA
Pasjonat nurkowania i czystej natury. Lubi mawiać, że podróżuje nurkując. Pływać nauczył się jako niespełna 6-cio letni chłopiec. W wieku 15 lat zdobył patent żeglarza jachtowego, a nurkuje od 2006 roku. Zrealizował ponad 800 zanurzeń w różnych regionach Świata. Napisał i opublikował wiele artykułów. Współautor wystaw fotograficznych. Orędownik pozostawiania miejsca pobytu czystym i nieskalanym. Propagator nurkowania. Od 2008 r. prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń w 2018 roku stworzył nowy Magazyn Perfect Diver, który od ponad 4 lat, z powodzeniem, wychodzi regularnie co 2 miesiące w języku polskim i angielskim.
Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach Nurkuję od 2002 roku czyli już ponad połowę swojego życia Zaczynałam nurkowanie w polskich wodach, do których chętnie wracam w ciągu roku – i sprawia mi to ogromną przyjemność!:) Do Activtour trafiłam chyba z przeznaczenia i zostałam tutaj na stałe… już ponad 10 lat! Z zamiłowaniem spełniam ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie! Osobiście – latam i nurkuję w różnych morzach i ocenach kiedy tylko mogę, bo to jedna z miłości mojego życia Od początku istnienia magazynu PD przelewam swoje wspomnienia z wypraw nurkowych na papier dzieląc się swoją pasją z innymi i nie potrafię przestać pisać;) Od 2023 na stałe w redakcji PD –mając nadzieję przynieść jej trochę „świeżej krwi”;) Spełnione nurkowe marzenie: Galapagos! Jeszcze przede mną… Antarktyda! Jeśli nie nurkuję to wybieram narty, tenisa albo mocne, rockowe brzmienia;)! Motto które bardzo lubię to: „Bądź realistą – zacznij marzyć”!:) anna@activtour.pl; www.activtour.pl
Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą. Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”). Współpracuje z organizacjami NGO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.
SZYMON MOSAKOWSKI
Absolwent Archeologii Podwodnej UMK w Toruniu, ze stopniem licencjata. Płetwonurek poszerzający od 3 lat swoje podwodne doświadczenia archeologiczne i gdy starczy czasu – rekreacyjne. Miłośnik fotografii, przyrody i koszykówki.
ANNA METRYCKA
KAROLA TAKES PHOTOS
REKLAMA
WOJCIECH
A. FILIP
Nurkuje od 35 lat. Spędził pod wodą ponad 16 tysięcy godzin, z czego większość nurkując technicznie. Był instruktorem i instruktorem mentorem wielu organizacji m.in. CMAS, GUE, IANTD, PADI. Współtworzył programy szkoleniowe niektórych z tych organizacji. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą i doświadczeniem praktycznym. Uczestnik wielu projektów nurkowych, w których brał udział jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy prelegent. Jako pierwszy Polak nurkował na wraku HMHS Britannic (117 m). Jako pierwszy eksplorował głęboką część jaskini Glavas (118 m). Wykonał serię nurkowań dokumentujących wrak ORP GROM (110 m). Dokumentował głębokie (100–120 m) części zalanych kopalń. Jest pomysłodawcą i konstruktorem wielu rozwiązań sprzętowych podnoszących bezpieczeństwo w nurkowaniu. Jest Dyrektorem Technicznym w firmie Tecline, gdzie m.in. kieruje placówką badawczo-szkoleniową Tecline Academy. Jest autorem kilkuset artykułów o nurkowaniu oraz książek dotyczących diagnostyki i napraw sprzętu nurkowego. Nurkuje w rzekach, jeziorach, jaskiniach, morzach i oceanach na całym świecie.
LAURA KAZIMIERSKA
Obecnie pracuje jako PADI Course Director w Trawangan Dive Centre na indonezyjskiej wysepce Gili Trawangan. Założycielka portalu Divemastergilis –www.divemastergilis.com @divemastergilis Od ponad 7 lat mieszka i odkrywa podwodny świat Indonezji. Jest nie tylko zapalonym nurkiem technicznym, ale także twarzą platformy Planet Heroes oraz ambasadorem marki Ocean Mimic. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony koralowców i naturalnego środowiska ryb i zwierząt morskich, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi na terenie Indonezji. @laura_kazi
KLAUDYNA BRZOSTOWSKA
Instruktorka nurkowania PADI oraz wideografka. Większość czasu spędza w wodzie dokumentując fascynujący podwodny świat. Absolwentka ASP na kierunku Projektowania Mody w Łodzi oraz Filmoznawstwa na UAM w Poznaniu, z wykształcenia krawcowa, a z zamiłowania miłośniczka natury oraz sporej dawki adrenaliny. Kocha wszystko co z woda związane. Jej przygoda z nurkowaniem zaczęła się od podroży z plecakiem w 2016 roku. Podczas pobytu w Tajlandii zanurkowała po raz pierwszy i od tamtego momentu straciła głowę i serce dla tego sportu. Spędzając ostatnie lata i większość swoich dni pod woda, ucząc i pokazując piękno podwodnego świata wierzy, że nurkowanie jest jednością – z samym sobą, naturą i niezwykłymi stworzeniami. @waterographyk
SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ
Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia, jest joginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.blog.dive-away.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest instruktorem nurkowania, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.
ŁUKASZ METRYCKI
Nurek od 2007 roku. Kierunki wakacyjne zawsze wybieram pytając sam siebie – no ok, ale czy jest tam gdzie zanurkować? Fotografia podwodna to wciąż dla mnie nowość, ale z każdym kolejnym nurkowaniem uczę się czegoś nowego.
„Od momentu narodzin, człowiek nosi na swych barkach ciężar grawitacji […], ale wystarczy że zanurzy się pod powierzchnię wody i staje się wolny” – J.Y.Cousteau
KURT STORMS
Zawodowy żołnierz, odkrywca podwodnych jaskiń i aktywny instruktor nurkowania technicznego/jaskiniowego/rebreatherowego dla IANTD. Karierę nurkową rozpoczął w Egipcie na wakacjach, a pasja trwa nadal. Kurt jest też założycielem i dyrektorem generalnym Descent Technical Diving. Nurkuje na kilku CCR, takich jak AP, SF2, Divesoft Liberty SM. Kurt bierze udział w tworzeniu dokumentu o nowej kopalni soli w Belgii (Laplet). Projekt ten gościł w wiadomościach w Nationale TV.
Prywatnie prawdziwą pasją Kurta są głębokie nurkowania jaskiniowe. Jego żona (Caroline) dzieli pasje męża i również nurkuje w jaskiniach. W wolnym czasie zwiedza belgijskie kopalnie łupków, a kiedy nie eksploruje, zabiera kamerę by dokumentować nurkowania.
WOJCIECH JAROSZ
Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie –jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.
Dla Tomka nurkowanie zawsze było największą pasją. Zaczął swoją przygodę w wieku 14 lat, rozwijając się został instruktorem nurkowania rekreacyjnego, technicznego, Instruktorem pierwszej pomocy oraz technikiem branży nurkowej. Aktualnie prowadzi 5* Centrum Nurkowe COMPASS DIVERS Pobiedziska koło Poznania, gdzie przekazuje swoją wiedzę i umiejętności początkującym oraz zaawansowanym nurkom, co sprawia mu ogromną radość i satysfakcję z bycia częścią ich podwodnej przygody…
JAKUB BANASIAK
Zoopsycholog, badacz i znawca behawioru delfinów, oddany idei ochrony delfinów i walce z trzymaniem ich w delfinariach. Pasjonat M. Czerwonego i podwodnych spotkań z dużymi pelagicznymi drapieżnikami. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od ponad 15 lat uczestniczy w badaniach nad populacjami dzikich delfinów, audytuje delfinaria, monitoruje jakość rejsów whale watching. Jako szef projektu „Free & Safe” (wcześniej „NIE! dla delfinarium”) przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli, promuje etyczny whale & dolphin watching, szkoli nurków z odpowiedzialnego pływania z dzikimi delfinami, popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.
Entuzjastyczny nurek, naukowiec i działacz na rzecz ochrony przyrody. Isadora bada biologiczne znaczenie wraków statków dla ekosystemów morskich. Kierowana ciekawością chce poznawać przyrodę, a także „jak zostać lepszym nurkiem”.
Będąc jeszcze w początkach swojej nurkowej kariery cieszy się drogą pokonywania przeszkód ucząc się od bardziej doświadczonych nurków, używając odpowiedniej konfiguracji i ćwicząc. @isa_diving_nature
AGATA TUROWICZ-CYBULA
Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.
Wodnik z urodzenia. Amator fotografii podwodnej. Żeglarz, miłośnik archeologii podwodnej i nurkowania wrakowego.
Instruktor nurkowania TDI SDI. Zawodowo zajmuje się budowaniem osiedli i domów wakacyjnych. Wspólnik szkoły nurkowej: https://wewelldiving.pl
TOMASZ KULCZYŃSKI
ISADORA ABUTER GREBE
JACEK TWARDOWSKI
REKLAMA
Jednostka wielozadaniowa: łączy w sobie pasję do literatury, nart, nurkowania i psychologii. W Nautice od czasu Wielkiego Wybuchu. W firmie zajmuje się wszystkim, a oprócz tego jest przewodniczką nurkową, znawczynią ludzkich potrzeb – czyli szefową marketingu, inicjuje i prowadzi dalekie wyprawy. Nadal uważa, że Chorwacja jest najpiękniejsza na świecie. Pracuje w Nautica Safari. nautica.pl
Dominika.Aleksanderek@nautica.pl
Fotograf, biolog, gawędziarz, SSI Instructor Trainer. Nauczanie nurkowania na każdym poziomie uważa za swój obowiązek. Od zarania dziejów związany z Nauticą nierozerwalną pępowiną współwłaścicielstwa. Gniazduje na chorwackiej wyspie
Vis, na łodziach safari w Egipcie oraz tam, gdzie pod wodą pięknie, jak świat długi i szeroki. Pracuje w Nautica Safari. nautica.pl
Piotr.Stos@nautica.pl
Absolwent Politechniki Poznańskiej, finansista, biegły rewident. Nurek zafascynowany teorią nurkowania – fizyką i fizjologią. Zakochany w archeologii podwodnej pasjonat historii Starożytnego Rzymu, aktywny Centurion w grupie rekonstrukcyjnej Bellator Societas (Rzym I w.p.n.e.). Marzy, by choć raz wziąć udział w po dwodnych badaniach archeologicznych a następnie opisać wszystko w serii felietonów.
Równie często jak pod wodą spotkać go można w Japonii, której kulturą i historią fascynuje się od blisko trzech dekad.
...znany bardziej jako Wąski. Zawodowo główny specjalista BHP, inspektor ochrony PPOŻ oraz instruktor pierwszej pomocy. Prywatnie mąż i tata swojej córeczki. Członek stowarzyszenia Bellator Societas, w którym nazywany jest Św. Marcinem, bo corocznie wciela się w postać w trakcie imienin ulicy dnia 11 listopada w Poznaniu. Oczywiście od wielu lat zapalony nurek. Uwielbia nurkowanie techniczne, w szczególności te na wrakach oraz wszystko, co wiąże się z aktywnością nad i pod wodą :)
Moja przygoda z fotografią zaczęła się na długo zanim zacząłem nurkować. Już od pierwszego nurkowania marzyłem, aby towarzyszył mi aparat. Wraz z nabieraniem wprawy w nurkowaniu mój sprzęt do fotografii również ewoluował. Od prostej kamerki GoPro poprzez kompakt oraz lustrzankę do pełnoklatkowego bezlusterkowca. Teraz nie wyobrażam sobie nurkować bez aparatu. Mam wrażenie, że fotografia podwodna nadaje sens mojemu nurkowaniu. www.facebook.com/przemyslaw.zyber www.instagram.com/przemyslaw_zyber/ www.deep-art.pl
Zodiakalna waga. Entuzjastka zdrowego stylu życia, lubiąca aktywny wypoczynek. Miłośniczka podwodnego świata i fotografii podwodnej. Pracownik HR, a po godzinach Instruktor nurkowania SDI, Mentor Witalny, Diet coach. Dzięki pasji związanej z psychologią, pracą z ludźmi oraz umiejętności słuchania, wie, że wszystko zaczyna się w głowie. Niezwykle ceni sobie umiejętność podwodnego porozumiewania się bez słów. Woda pomogła jej poznać, zupełnie nieznane jak dotąd możliwości ruchowe, a przełamanie własnych ograniczeń, jak i uczenie się czegoś nowego w naturalnym środowisku, w kontekście obcowania z przyrodą, pomogło jej w odbudowaniu kondycji psychicznej. Autorka strony: https://aldonadreger. pl oraz https://wellbeingproject.pl Wspólniczka szkoły nurkowej: https:// wewelldiving.pl
Nurkuje od zawsze, nie pamięta swoich pierwszych nurkowań. Jedyne co pamięta, że od zawsze nurkowanie było jego pasją. Całe dzieciństwo spędził nad Polskimi jeziorami, które do dziś woli od dalekich destynacji. Z wielkim sukcesem zamienił pasję w sposób na życie i biznes. Ciekawość świata i ciągłe dążenie do doskonałości i perfekcji to główne cechy, które na pewno mocno mu przeszkadzają w życiu. Zawodowy instruktor nurkowania, fotograf, filmowiec.
Twórca Centrum Nurkowego DECO, Course Director PADI, TecTrimix Instructor Trainer TECREC.
Całe dorosłe życie „Dobroci”, bo tak do niej zwracają się przyjaciele, jest zawodowo związane z nurkowaniem. Ponad dziesięć lat nurkowała co dzień, jako zawodowy instruktor nurkowania PADI pracując i prowadząc centra nurkowe w Egipcie. Piekielnie skrupulatna i pedantycznie dbająca o bezpieczeństwo. Specjalizuje się w szkoleniu dzieci, młodzieży i kobiet. Nie sposób jej przeoczyć bo swój różowy styl życia ubiera w ten kolor pod wodą. Z wykształcenia i drugiego zawodu różowa księgowa, prywatnie mama dwóch „terrorystów”. Współwłaścicielka Centrum Nurkowego DECO.
DOMINIKA ALEKSANDEREK
PRZEMYSŁAW ZYBER
DOMINIK DOPIERAŁA
PIOTR STÓS
ALDONA DREGER
MICHAŁ CZERNIAK PIOTR KOPEĆ
DOBROCHNA DIDŁUCH
MALEDIWY
Tekst Laura Kazimierska WARTO CZASEM ZBIĆ ZE SZLAKU
Zdjęcie Nicolas Descriaux
Wybierając się na Malediwy mój research, jak zwykle, był dość marny.
Zazwyczaj decyzje życiowe podejmuję na spontanie myśląc, jakoś to będzie i zawsze wychodzi. A zresztą Malediwy to przecież każdy zna.
Ogromny archipelag małych wysepek, rozsypanych na atolach o trudnych do wymówienia nazwach. Raj dla nurków, influencerów i wszystkich tych, którzy kochają miliony odcieni błękitu, złota i zieleni, bo taki właśnie mix kolorów natura oferuje na każdej wyspie. Większość, położona zaledwie kilka metrów nad poziomem morza, zmaga się z konsekwencjami zmiany klimatu i podnoszącym się poziomem wód. Niektórzy twierdzą, że za 50–100 lat większość kraju znajdzie się pod wodą. Warto więc odwiedzić raczej teraz, jeśli chcemy cieszyć się rafami koralowymi, a tych pięknych też ubywa z roku na rok.
O atolu Rasdhoo nie słyszałam nigdy. Pomyślałam: „Ach pewnie spoko, ale nic specjalnego”. O pobliskim atolu Ari i rekinach wielorybich to tak, czy o Baa i o jego mantach, o Fuvahmulah i rekinach tygrysich też słyszałam. Wyobraźcie sobie więc moje zaskoczenie, gdy na pierwszym nurkowaniu, takim, na którym miałam się zapoznać z nawigacją etc., gdzie nie spojrzałam to rekin, płaszczka, żółw, tuńczyk, ławice błękitnych rogatnic, srebrzystych jacków i barakudy. Nie mogłam uwierzyć, jak beztrosko patrolują rafę rekiny szare rafowe i podpływają do nurków na wyciągnięcie ręki nie czując zagrożenia. Przybiłam sobie piątkę pod wodą, gdyż kontrakt mam na rok (z możliwością przedłużenia), co daje mi możliwość odwiedzania tego podwodnego eldorado przez kolejne 365 dni!
Atol Rasdhoo położony jest półtorej godziny łódką motorową od Male, lub około pół godziny samolotem wodnym.
Dla tych, którzy cenią sobie wygodę, polecam samolot. Widoki zapierają dech w piersiach.
Jest to niewielki atol, z którego wynurza się pięć wysepek. „Moja” Kuramathi jest największą, a Kuramathi Resort jednym z pierwszych resortów na Malediwach. Kuramathi jest idealna dla tych, którzy cenią sobie przestrzeń i wygodę. Jako jedna z większych wysp oferuje ścieżki spacerowe wśród zieleni, szlak botaniczny, ścieżkę do joggingu i mnóstwo innych atrakcji poza nurkowaniem. Tuż obok znajdziemy lokalną wyspę Rasdhoo, dalej na północ kolejny resort na Veligandu (obecnie w przebudowie), a pomiędzy nimi malutkie niezamieszkałe Madivaru i Madivaru Finolhu. To od nich wywodzi się nazwa popularnego nurkowiska, gdyż zaraz od brzegu, pod taflą wody rozciąga się ściana pokryta rafą koralową.
Zdjęcie Phillippe Renaud
Zdjęcie Phillippe Renaud
Niektórzy nazywają to miejsce Hammerhead Point, ze względu na to, że przed laty o wschodzie słońca można tu było spotkać pokaźne grupy rekinów młotów. Dzisiaj rekiny te od czasu do czasu pojawiają się na rafie, ale jest to zjawisko bardzo rzadkie. Mimo tego podwodny świat Madivaru zadowoli nawet najbardziej wybrednych nurokowiczów. W momencie, gdy wypuszczamy powietrze z kamizelki czekają już na nas fioletowo-brunatne pokolce. Te wprost kochają nasze bąbelki, do tego stopnia, że towarzyszą nam nad głową podczas nurkowania ocierając się o nie i czasem delikatnie podgryzają nasze włosy, by wypuszczać ich więcej. Ogromne głazy pokryte twardym koralowcem otoczone pasiastymi sweetlips (ryby z rodziny luszczowatych), które pozują
z gracją do kamery. Płytkie na 7 do 12 metrów plateau zmienia się w wertykalną ściankę schodzącą na 80+ m, warto wiec spojrzeć w błękit, gdyż często tam znajdziemy orlenie cętkowate, ławicę szpadelkowatych czy tuńczyki. Dalej przemieszczamy się w stronę „balcony”, który jest punktem obserwacyjnym rekinów szarych rafowych i wszystkiego tego, co podpływa do nas z głębin, by się wyczyścić lub pożywić. Madivaru dostarczy emocji i watro wybrać się tam więcej niż na jedno nurkowanie. Ze zmieniającym się prądem można obserwować inne gatunki. Rekiny wolą na przykład „right shoulder current”, a by zobaczyć ławice orleni to lepiej nurkować na „left shoulder current”. Ja mogłabym tam nurkować codziennie i nigdy się nie znudzić.
Zdjęcie Nicolas Descriaux
Zdjęcie Nicolas Descriaux
Zdjęcie Nicolas Descriaux
Kolejnym punktem nie do przeoczenia jest nurkowisko Manta Block. W sezonie, czyli od listopada do kwietnia, położone na dwunastu metrach koralowe bloki zamieniają się w SPA dla płaszczek, czyli stację oczyszczania. Nurkowie mogą delikatnie osiąść płetwami na piasku podziwiając tańce tych magicznych stworów. Jest to wspaniała okazja do identyfikacji diabłów morskich. Szczęśliwcy mogą nawet znaleźć nowego osobnika i nadać mu imię. Z pomocą w tym przychodzi organizacja Manta Trust i ich ogromna baza danych. Poprzez ich stronę internetową lub email można załączyć zdjęcie brzucha i zidentyfikować przepływającą nad głową płaszczkę. Jeśli nie ma jej jeszcze w bazie danych, gratulacje! Możesz nadać jej imię i monitorować, gdzie się przemieszcza. Malediwy to miejsce z największą populacją diabłów morskich na świecie. Zazwyczaj widujemy te rafowe, aczkolwiek czasem zdarza się spotkać Manty oceaniczne, znacznie większe i tym bardziej zapierające dech w piersiach.
Zaraz po Madivaru moim ulubionym miejscem jest North Channel. Prądy morskie bywają tu znacznie silniejsze, czego konsekwencją jest nieobłaskawiony koralowcem krajobraz. Można tu podziwiać białą, podwodną pustynię, poprzeplataną wydmami, pokrytymi głazami i twardym koralowcem. Na podwodnych wzgórkach, gdzie prąd się rozdziela, by szybciej mknąć
W momencie, gdy wypuszczamy powietrze z kamizelki czekają już na nas fioletowobrunatne pokolce. Te wprost kochają nasze bąbelki, do tego stopnia, że towarzyszą nam nad głową podczas nurkowania ocierając się o nie i czasem delikatnie podgryzają nasze włosy, by wypuszczać ich więcej.
dalej w morską głębinę, gromadzą się ławice barakud i innych okoniokształtnych. Często spotkasz polujące tuńczyki, gromady płaszczek orleniowatych, rekiny szare rafowe i rekiny wąsate odpoczywające pod głazami.
Kolejnym punktem wartym odwiedzenia jest Rasdhoo Channel. To ekscytujący drift dive, gdzie razem z prądem przemieszczasz się z jednej małej tila (podwodnej wysepki) na drugą. Zaliczysz tu punkty zwane „cleaning station”, gdzie żarłacze srebrnopłetwe, rekiny szare rafowe, tuńczyki i inne poddają swoje ciało i zęby rutynowej pielęgnacji. To miejsce przeznaczone jest dla nurków zaawansowanych i z certyfikatem Nitrox, gdyż godne podziwu tilas znajdują się poniżej 20 m.
Zdjęcie Phillippe Renaud
Zdjęcie Phillippe Renaud
Dla tych, którzy lubią makro i fotografię też znajdzie się coś wspaniałego. Często można uchwycić różnego rodzaju kraby i krewetki, mureny wstążkowe, ośmiornice, ustonogi czy Solenostomus paradoxus, przedstawicieli rzędu iglicznokształtnych o bardzo oryginalnym wyglądzie.
Na Malediwach nawet House Reef może dostarczyć wiele emocji. Ławice tropikalnych ryb, delfiny, płaszczki i rekiny. Dla tych, którzy lubią nietypowe okazy, różnego rodzaju osobniki z gromady promieniopłetwych, skrzydlice, szkaradnice i kometki skrywają się między twardym koralowcem, jakby bawiły się z nami w chowanego. Rekinom rafowym, żółwiom, czy błazenkom nie przeszkadza obecność snorklerów i nurków zaczynających tutaj swoją podwodną przygodę.
Nurkowanie z Rasdhoo Divers Kuramathi to iście VIP-owskie doznanie. Sprzęt nurkowy „magicznie” znajduje się na łódce przygotowany przed każdym nurkowaniem. Jedyne, co nam pozostaje, to sprawdzić, że wszystko działa. Dla tych, którzy nie posiadają własnego ekwipunku centrum oferuje sprzęt SCUBA PRO. Jackety i automaty oddechowe są często sprawdzane, także żadnych tam „small bubbles no troubles” nie będzie. Łodzie nurkowe są przestronne i nowoczesne, z toaletą na pokładzie. Dla tych, którzy wyznają zasadę, że w piankę to nie (jak ja na przykład),
to zbawienie. Ręczniczek też jest po każdym nurkowaniu, także bajka. Szczególnie na te chłodniejsze dni, w porze deszczowej, których tutaj raczej niewiele.
Centrum nurkowe na Kuramathi oferuje również półdniowe safari na Północną część atolu Ari, gdzie możesz odwiedzić słynne nurkowiska takie jak Fish Head, Maya Tila, czy Bathala Tila. Tam podwodny świat oferuje eksplozję gatunków od ławicy ryb tak gęsto utkanych, że można się w nich zagubić, po gromady rekinów i ogromne polujące tuńczyki. W przerwie między nurkowaniami masz okazję snorklować z diabłami morskimi lub wyskoczyć na lekko wysuniętą nad poziom morza złotą mieliznę.
Malediwy mają jednak swoją ciemną stronę. Wymuskane plaże, gdzie za cenę dostępu do morza i rajskiego widoku pozbyto się namorzyn, i urocze domki na wodzie przyczyniają się znacznie do utraty koralowca. Pogoń za pieniądzem, polityka, brak zrównoważonego planu na zagospodarowanie terenu i nastawienie na szybki rozwój ma swoją cenę. Dodatkowo, rafy koralowe na Malediwach, jak i w wielu innych miejscach na świecie, są poddawane silnemu stresowi związanemu ze wzrostem temperatury wody. Ci, którzy przyjeżdżają tu od lat widzą zmianę na lokalnych rafach i zdają sobie sprawę, jak wrażliwy jest ten ekosystem.
Zdjęcie Nicolas Descriaux
Kuramathi resort i Eco Center, na którego czele stoi biolog morski Sarah, motywują gości i pracowników do projektów odrestaurowania raf koralowych, monitorowania bielenia koralowca i angażują lokalną społeczność, a w szczególności dzieciaki z pobliskich wysp, do różnego rodzaju inicjatyw.
Mimo tego, że koralowiec powoli ulega degradacji, atol Rasdhoo to nadal fantastyczne miejsce do nurkowania. Różnorodność morskich stworzeń wprawi w zachwyt i pozostawi was oczarowanych na długo po wymarzonych wakacjach.
Po pięciu miesiącach nurkowanie na Malediwach nadal mnie zachwyca i zaskakuje. Miałam w końcu okazję spotkać Głowomłota, także jedno marzenie odhaczone. Będąc pod wodą, czuje się energię oceanu. Gdzie się nie obejrzę to jakaś akcja. Coś za czymś goni, coś się gdzieś czyści. Każdy ma swoje miejsce, każdy jest zajęty byciem sobą. Wszystko ma sens i powód by być.
Rasdhoo Dive Center jest częścią Kuramathi Resort.
Po więcej informacji napisz do diveschool@kuramathi.com lub napisz bezpośrednio do Laury na @laura_kazi_diving
REKLAMA
Zdjęcie Phillippe Renaud
WADI LAHAMI
Tekst Anna Metrycka
393 km o Hurghady, 180 km od Marsa Alam a 10 km na południe od Hamaty, znajduje się ostatni bastion cywilizacji, przed granicą z Sudanem. To miejsce szczególne, które dzięki swojemu położeniu i koncepcji nurkowej – ściąga do siebie ludzi z całego świata.
To miejsce, gdzie zatrzymuje się czas, a piękno przyrody –przenosi nas w inny wymiar, daleki od miejskiego zgiełku i pędu współczesnego świata…
…WADI LAHAMI…
W latach 80. ubiegłego wieku, nurkowanie było już bardzo rozpowszechnione dzięki postaci Jacques Yves Cousteau. W 1989 roku, mała grupa nurkujących przyjaciół z Egiptu postanowiła udać się na południe kraju aby poznać nieznane im rafy Morza Czerwonego. Układy z wojskiem jednego z nich – Hossama Helmy (jego ojciec był wówczas szefem straży przybrzeżnej) pozwoliły im na przedostanie się na teren oficjalnie okupowany przez wojsko. Nurkowie zaczęli przemieszczać się jeepem od zatoki do zatoki średnio co 3 dni, mając ze sobą tylko kompresor, przenośną kuchnię i namioty. Oprócz czerpania przyjemności z nurkowania – badali i mapowali wszystkie rafy przybrzeżne oraz te, położone dalej od brzegu. Po pewnym czasie udało im się uzyskać pozwolenie na przyłączenie się do nich większej ilości osób, a informacja o płetwonurkach eksplorujących południową
Zdjęcie Red Sea Diving Safari
część Morza Czerwonego zaczęła rozchodzić się w błyskawicznym tempie! Płetwonurkowie przylatywali głównie z Europy i dołączali do nich w zatoce, do której akurat dotarli. Wspólnie zmapowali cały morski obszar od Qusseir aż do Ras Banas. Po pewnym czasie, południowa część Egiptu zaczęła się otwierać dla ludności cywilnej, więc nurkowie zdecydowali, że konieczne jest ustalenie konkretnych lokalizacji miejsc, do których mogą przyjeżdżać goście. Na bazie ich doświadczenia i skartowania wszystkich zatok i raf, zdecydowali się na utworzenie 3 wiosek: Shagrę, Nakari i Lahami. Shagra została wybrana ze względu na bliskość Elphinstone i Abu Dabab, ale także z uwagi na niesamowitą rafę domową, do której można dotrzeć z brzegu. Nakari może poszczycić się bliską odległością od Dolphinhouse, a także piękną, ogromną rafą domową. Ostatnią „perłą” w koronie jest Wadi Lahami. Odkryte, odnalezione i założone przez Rossa –
Australijczyka, prawdziwego wilka morskiego, kapitana statku, który obnurkował z Hossamem wszystkie rafy przy Marsa Shagra i Nakari, ale wciąż szukał czegoś nowego. Pod koniec lat 90-tych dotarł samochodem prawie pod Sudan, na dziewicze południe Egiptu. Zobaczył tu miejsce magiczne, surrealistycznie zielone dzięki mangrowcom, z ogromnym systemem raf koralowych Fury Shoal. Ross spędził cztery miesiące na eksploracji każdego miejsca, każdej szczelinki, rafy, jaskini. Tak właśnie w 1999 roku – powstało Wadi Lahami.
Wadi to idealne miejsce dla każdego, kto szuka ciekawych i bogatych w życie raf, a jednocześnie potrzebuje prywatności i odosobnienia oraz bliskości natury. Zakwaterowanie w eco campie odbywa się w namiotach standardowych, namiotach królewskich lub willach deluxe, dla maksymalnie 100 osób. Namioty standardowe to najbardziej budżetowa opcja nocle-
Zdjęcie Red Sea Diving Safari
Zdjęcie Red Sea Diving Safari
Zdjęcie Red Sea Diving Safari
gu. Dwa pojedyncze łóżka, regały na ubrania i rzeczy osobiste, dostęp do prądu i wiatrak w zupełności zaspokoją wymagania osób, które cały dzień będą spędzać.. na nurkowaniu �� Namioty Królewskie są najbardziej popularną formą zakwaterowania. Zbudowane z płótna żeglownego, o powierzchni 5×5 m wprowadzają w klimat Baśni 1001 nocy. Duże, przestronne, wyposażone w 2 łóżka pojedyncze lub 1 małżeńskie, szafki, pufki, stoliki i lodówkę namioty królewskie to dobry wybór dla każdej osoby nurkującej, i nienurkującej. Wille deluxe to natomiast duże, wygodne murowane domki, z własną łazienką, klimatyzacją, toaletką. Jest to najbardziej „luksusowa” opcja zakwaterowania. Jeśli jednak ktoś kocha szum morza, powiew wiatru i zapach pustyni z niebem pełnym gwiazd – niech nie waha się zakwaterować w Namiocie Królewskim �� Wszystkie typy zakwaterowania mają dostęp do prądu, a wyposażenie ich wykorzystuje w dużej mierze naturalne surowce. Tu wszystko jest „eco friendly”!
Zdjęcie Łukasz Metrycki
Zdjęcie Łukasz Metrycki
Zdjęcie Konrad Malek
Zdjęcie Adam Kellermann
Na terenie campu znajduje się 5-gwiazdkowe centrum nurkowe PADI, restauracja, w której serwowane są posiłki, budynek z sanitariatami oraz wiata nurkowa gdzie znajdują się: szafki do przechowywania sprzętu, prysznice zewnętrzne, wieszaki na pianki i buty nurkowe, baseny ze słodką wodą do płukania sprzętu, dozowniki z wodą, tablice do odpraw nurkowych, informacje jakie zwierzęta możemy zobaczyć na danej rafie:)
Wadi Lahami położone jest nad naturalną zatoką z piaszczystym dnem, otoczoną rafą zwaną Torfa. Program nurkowy bazuje na 4 nurkowaniach dziennie z zodiaków: dwa poranne nurkowania z RIB-a na słynnym systemie raf Fury Shoals w ciągu dnia, popołudniowe nurkowanie na jednej z bliższych raf bez przewodnika oraz nocne nurkowanie na rafie domowej. Podczas tygodniowego pobytu wykonacie porównywalną ilość nurkowań do safari nurkowego, a miejsc nurkowych jest ponad 30!
System raf Fury Shoal jest jednym z najlepiej zachowanych systemów rafowych w Egipcie. Abu Galawa Kebir/Soraya, Claudia, Bloomen, Lahami South, Stairway to Heaven, Malahi, Angel… to tylko kilka znakomitych miejsc nurkowych znajdujących się w okolicach Wadi Lahami. Niesamowite ogrody koralowe, systemy jaskiń i grot, kolorowe pinakle czy dziewicze miejsca ze stadem ponad 60 sztuk delfinów przyciągają coraz więcej, rządnych pięknych nurkowań płetwonurków. To właśnie w tym miejscu, można zobaczyć jak wyglądały ponad 20 lat temu, egipskie rafy. Rafy w regionie są płytkie i osłonięte, co czyni je ide-
alnymi dla nurków na każdym poziomie, a także dla osób snorklujących i freediverów.
Region nurkowy dzieli się na trzy strefy: A, B i C. W strefie B, w miejscach znajdujących się do maksymalnie 23 kilometrów od bazy, nurkuje się z samego rana. Miejsca są niezwykłe. Abu Galawa Soraya i Abu Galawa Kebir to świetne nurkowe spoty. Galawa znaczy „basen”, Abu „ojciec” zatem duża rafa z wieloma basenami wewnątrz siebie nosi nazwę: „ojca basenów”. Obok przepięknej rafy, na głębokości 16 m, spoczywa wrak statku, który zatonął w latach 80 ubiegłego wieku. Kadłub i rufa są nienaruszone, w środku roi się od glassfisów! Abu Galawa Kebir położona jest na południe od Sorayi, a jej główna atrakcja to holownik, który zatonął w 1945 roku. Oba miejsca to raj dla oczu w postaci pięknych, nienaruszonych korali i różnego ubarwienia ryb. Iron Garden… rybacy i Beduini nazywają tę rafę „Gamila”, co w języku arabskim znaczy „Piękna”. Kanał od północno-wschodniej części rafy prowadzi do basenu, którego dno, woda i korale mają kolor rdzawo-brązowy. Jest to skutek zatonięcia w tym miejscu statku, w 1906 roku. Kolor żelaza nadał nazwę temu nurkowisku, które obfituje w ogrom twardych korali i wielkich pinakli.
Claudia. Najpiękniejszy system jaskiń, grot, korytarzy w systemie rafowym Fury Shoal dalekiego południa. Głębokość wewnątrz jaskiń waha się w granicach 8–10 m, a wokół rafy osiąga ok. 20 m. Jaskinia składa się z dwóch głównych komór/komnat – jednej od strony północnej, jednej od strony południowej.
Połączone są ze sobą mniejszymi komorami, przez które przepływa się podczas trwania całego nurkowania, czyli średnio ok. 60 min. Co jakiś czas wypływa się na zewnątrz, mając przed sobą całe góry korali! Kanały, przez które się przepływa mają otwory i szczeliny w ich górnej części, co powoduje, że światło gra tutaj rolę pierwszoplanową. Promienie słoneczne spadają z nieba, tworząc tajemniczą i magiczną atmosferę, czasem przypominającą dyskotekę. Wrażenie? Obłędne. Jednak łatwo można się tu zgubić, przepływając pomiędzy korytarzami. Na szczęście wypływając z jednej lub z drugiej strony zawsze znajdzie się wyjście. Blooman to podwodny ogród koralowy, są w nim chyba wszystkie rodzaje korali Morza Czerwonego, naprawdę miejsce warte odwiedzenia. Angel, jak sama nazwa wskazuje, jest naprawdę anielski. Rafa rozciągająca się z północnego-wchodu na południowy-zachód, jest chyba najpiękniejszym ogrodem koralowym jaki można zobaczyć w Morzu Czerwonym. Tam nie płynie się wzdłuż jednej rafki, tam wszystkie rodzaje korali otaczają Cię z każdej strony. Ciężko opisać, jak piękne jest to nurkowanie… do tego mnóstwo clownfish. Malahi, oznacza plac zabaw. To tak naprawdę – „siostra” Claudii. Nurkowanie jest przepiękne. Przesyt korali w idealnym stanie, a do tego kolejna sieć jaskiń, kanałów i otworów, choć nie tak zawiła jak na Claudii. Miejsce zapierające dech w piersiach…
Rafa Satayah (Rafa Delfinów) to znana na całym świecie rafa o długości 5 km, położona niecałą godzinę płynięcia zodiakiem od Wadi Lahami. Ten spot nurkowy odwiedzany jest regularnie przez delfiny (spinner dolphins), które wykorzystują tego typu płytkie laguny jako bezpieczne, osłonięte miejsce do od-
poczynku w ciągu dnia. Nierzadko, podczas snorklingu spotyka się tu stado ok 80–100 delfinów! Takie doświadczenia zostają w pamięci na zawsze…
Lahami South – to miejsce gdzie wyrastają pinakle twardych korali, tworząc niesamowite podwodne szczyty. Zobaczymy tu przykłady najlepszych i najpiękniejszych miękkich korali na południu. Do tego te zachwycające czarne korale, drop off i schowane pod skałami white tip sharks. Cały krajobraz tego miejsca nazywany jest przez miejscowych nurków Stairway to Heaven… Podwodna fauna i flora w rejonie Wadi Lahami naprawdę urzeka. Rafy wyglądają jak z magazynów nurkowych. Są prawdziwe, barwne, nietknięte przez człowieka. Podczas nurkowania w Wadi Lahami mamy okazję do spotkania z guitar shark, krową morską (dugongiem), rekinami białopletwymi, napoleonami czy ośmiornicami. Spostrzegawczy nurkowie dojrzą siedzącą na dnie stonefish, skrzydlicę czy schowane w skałkach mureny. Żółwie, krewetki, langusty i hiszpańskie tancerki – to stali bywalce na nurkowaniach nocnych. Na Fury Shoals z pewnością nie raz zobaczycie skorpeny, tuńczyki, makrele, triggerfishe, barrakudy, white tip reef sharki, gray reef sharki, panther torpedo ray, grouper, batfish, arabian angel fish, longnose, hawkfish maiden goby, cube boxfish, scribbbled filefish, giant travally, bluefin trevally, lucjany, goatfishe czy cezje. Do tego ten niepowtarzalny, unikatowy nurkowy klimat…
Wadi Lahami to także wymarzone miejsce dla kitesurferów – świetnie przygotowana baza, wypożyczalnia sprzętu i bar, z dobrze schłodzonym piwem ;) Wadi Lahami obejmuje także jeden z największych obszarów drzewostanów namorzy-
Zdjęcie Łukasz Metrycki
nowych, co jest jednym z powodów, dla których zatoka ta jest obszarem chro nionym, jednym z największych na Bliskim Wschodzie. Obszar porośnięty przez mangrowce, to także ostoja dla wielu gatunków ptaków, zarówno brodzących, jak i przybrzeżnych, które zakładają gniazda na obszarach bagien namorzy nowych. Często można zobaczyć tu gniazdujące rybołowy, czaple, łyżodzioby, a także mniejsze ptaki, takie jak jaskółki, pliszki i zimorodki. Powszechne są tu czaple, mewy, rybitwy i piękne, majestatyczne sokoły.
Jeśli szukasz miejsca opartego o zrównoważony rozwój, gdzie ekologia sta wiana jest na pierwszym miejscu (camp zasilany jest energią pochodzącą z pa neli fotowoltaicznych), a nurkowania odbywają się w najbardziej dziewiczych spotach nurkowych – to miejsce jest dla Ciebie. Jedz–Śpij–Nurkuj. A wokół Ciebie tylko morze, góry, pustynia i gwiazdy…
Prawdziwa miłość to ta, która budzi dusze, pcha nas ku lepszemu. Rozpala w sercach ogień, a w duszy sieje spokój… To najlepsza personifikacja Wadi La hami. Po prostu.
PS. Wspomniany w artykule Australijczyk Ross, który odnalazł to miejsce w 1999 roku – mieszka w nim po dziś dzień… ��
NAJPIĘKNIEJSZE PODRÓŻE NURKOWE
WYBÓR
WYJĄTKOWYCH DESTYNACJI ponad
100
SPEŁNIMY TWOJE NURKOWE MARZENIA
Zdjęcie Konrad Malek
Zdjęcie Łukasz Metrycki
NIE TYLKO KOLOS
Tekst Piotr Kopeć (Wąski) Zdjęcia Lepia Dive Centre, NarcosePictures
SŁYNNY W STAROŻYTNOŚCI KOLOS, A WSPÓŁCZEŚNIE PIĘKNE PLAŻE, NA KTÓRE PRZYJEŻDŻAJĄ TYSIĄCE TURYSTÓW, TO NIEWĄTPLIWE ATUTY
PIĘKNEJ GRECKIEJ WYSPY RODOS. PO TEGOROCZNYCH WAKACJACH
STAŁA SIĘ ONA DLA MNIE TAKŻE MIEJSCEM, KTÓRE MOGĘ POLECIĆ AMATOROM PODWODNYCH PRZYGÓD.
LATO CZEKA
Nadeszły w końcu wyczekiwane wakacje. Chciałem je spędzić rodzinnie, z najbliższymi ale jednocześnie marzyła mi się podróż w nieznane. Wspólnie z żoną postanowiliśmy, że w tym roku, w ostatnim tygodniu sierpnia, wybierzemy się na grecką wyspę Rodos.
Podobno ja też miałem wpływ na tę „naszą wspólną decyzję”... W każdym razie z założenia ten wyjazd miał być w całości poświęcony rozrywkom hotelowym i zwiedzaniu wyspy, bez szaleństw, chociaż tak naprawdę nie odrzucałem myśli, że może i tam uda mi się zajrzeć w morskie głębiny.
Wielu nurków, z którymi rozmawiałem o Rodos twierdziło, że pod wodą nie ma tam nic ciekawego. Z tego powodu jakoś szczególnie nie angażowałem się w wyszukiwanie w Internecie informacji, które mogłyby wzbudzić szybsze bicie serca u nurka. Ten stan utrzymywał się przez ładnych kilka miesięcy, aż do dnia poprzedzającego nasz wylot na wakacje. Wówczas to, w przerwach między szukaniem rzeczy, które mogłyby się nam przydać i pakowaniem kolejnych szortów, postanowiłem wpisać w przeglądarkę: „Gdzie nurkować na Rodos?”. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że Grecja wcale nie jest taka jałowa, jeśli chodzi o nurkowe atrakcje. Znalazłem wiele ciekawych miejsc, głównie cavernowych, ale jako pasjonat nurkowania wrakowego nie mogłem przejść obojętnie nad hasłem „Wrak Plimmiri – Giannoula K.”
BĘDĘ NURKOWAŁ!
Po tym, co przeczytałem, szybko wyszukałem pięć baz nurkowych na Rodos i od razu napisałem do nich z pytaniem o możliwość nurkowania w tym miejscu, w czasie mojego pobytu na wyspie. Jako pierwsze odpowiedziało pięciogwiazdkowe centrum nurkowe Lepia Dive Centre. Ku mojemu zdziwieniu odpowiedź była sformułowana w formie pytania: „Jasne, że możemy zorganizować nurkowanie ale powiedz, jaki masz stopień nurkowy, kiedy ostatni raz nurkowałeś i ile masz zalogowanych nurkowań”. Moje trzynaście lat doświadczenia w tym sporcie spowodowało, że dorobiłem się kilku certyfikatów i zapisanych logów, które były
Giannoula K. to statek towarowy o długości 110 metrów, zbudowany w Holandii w 1953 roku. Na przestrzeni lat zmieniał swoich właścicieli. W 1981 roku na skutek złych warunków pogodowych zatonął w zatoce Plimmiri u wybrzeży Rodos (35.92014, 27.85914). Maksymalna głębokość, na jakiej spoczywa wrak to 22 metry, natomiast jego maszt sięga prawie powierzchni wody.
wystarczające, by kwalifikować mnie jako uczestnika takiej wyprawy. Kolejne trzy centra skierowały mnie do wyżej wymienionego, a ostatnie zaoferowało znacznie wyższą cenę – ale do tego wrócę jeszcze na końcu.
Po rozmowie z rodziną podjęliśmy kolejną „wspólną decyzję”, że jeden dzień poświęcę na nurkowanie. Z twarzy moich najbliższych można było wyczytać „niekłamaną radość”, ale udobruchałem ich obietnicami i moja wyprawa w nieznane zaczęła nabierać realnych kształtów. Jako, że do odlotu zostało już tylko kilka godzin, szybko wypakowałem połowę rzeczy z mojej walizki, by upchnąć w niej sprzęt nurkowy. Żałowałem, że zabrakło mi miejsca na skrzydło i płetwy.
WSZYSTKO, CO NAJLEPSZE
Już na miejscu, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, centrum nurkowe wzięło na siebie transfer z hotelu. O umówionej godzinie „nurko-bus” przyjechał w wyznaczone miejsce. Jadąc do zatoki Plimmiri, zabraliśmy po drodze trzech nurków, w tym dwóch Polaków, wstąpiliśmy także do siedziby naszego centrum nurkowego, skąd wspólnie z ich kadrą wyruszyliśmy do miejsca przeznaczenia. Droga była spokojna, choć czasami przygnębiająca, gdyż widok górzystych połaci terenu, strawionych przez tegoroczne pożary, przyprawiał o ciarki. Po dojechaniu do zatoki okazało się, że niezbędny sprzęt nurkowy czekał już na nas w specjalnych, opisanych imionami, siatkowych workach. Wszyscy uczestnicy zostali podzieleni na cztery grupy nurkowe, każda licząca 4–5 osób i prowadzona przez przypisanego jej przewodnika. Ku mojej uciesze przypadło mi nurkowanie z parą przesympatycznych rodaków, którzy – zachwyceni tym miejscem – przyjechali tu już jedenasty raz, na przestrzeni kilku lat. Naszym przewodnikiem była przeurocza, pochodząca ze Stanów Zjednoczonych, divemasterka Janie. Cała kadra centrum robiła wszystko, by atmosfera była luźna i przyjemna – do dziś się zastanawiam, czy to ze względu na ten artykuł właściciel przydzielił mi to, co miał najlepszego ;)
PŁYNIEMY DO WRAKU
Potem poszło już szybko. Omówienie nurkowania, założenie sprzętu i już po chwili siedzieliśmy w RIB-ie, który błyskawicznie,
w pięć minut, przetransportował nas tuż nad wrak. Przewrotka w tył i byliśmy w wodzie, która miała 28°C. Będąc jeszcze na powierzchni, zanurzyłem głowę i spoglądając w dół oniemiałem: wizura była taka, że od razu zobaczyłem większą część studziesięciometrowego statku spoczywającego na piaszczystym dnie. Pierwsze z dwóch nurkowań polegało na opłynięciu wraku. Podziwiałem jego zewnętrzne części, ogromny kadłub, maszty oraz wyposażenie rozrzucone tuż obok. Wszystko zachowało się w doskonałym stanie. Po około pięćdziesięciu minutach wróciliśmy na RIB-a, a potem na brzeg, by zmienić butle i zrobić sobie czterdziestominutową przerwę.
Drugie nurkowanie zapowiadało się jeszcze bardziej ekscytująco i rzeczywiście było, gdyż penetrowaliśmy wnętrze statku. Płynęliśmy przez mostek kapitański, ciągnące się wzdłuż burty korytarze, ładownię, a także maszynownię. Mimo iż nurkowanie odbywało się wewnątrz wraku, nie było bardzo wymagające. Na każdym etapie do wnętrza docierało światło słoneczne i tylko momentami przewodniczka Janie swoją latarką wskazywała bardziej interesujące szczegóły wyposażenia jednostki.
W trakcie obu nurkowań skupiłem się także na faunie i florze, które z oczywistych względów są dalekie od tego, co możemy zobaczyć np. w Egipcie. Jednak i tutaj życia nie brakuje. Widzieliśmy wiele ryb i innych zwierząt (wybaczcie, nazw wam tu nie przytoczę, bo nie było wśród nich Nemo…), zadziwiła mnie powszechnie występująca skrzydlica, którą
...zadziwiła mnie powszechnie występująca skrzydlica, którą napotykaliśmy na każdym etapie nurkowania.
Dowiedziałem się, że podobno czasem w okolicy można natrafić na płaszczki, a nawet delfiny. Wrak statku porośnięty jest wieloma kolorowymi „żyjątkami”, w swej strukturze przypominającymi miniaturową rafę.
napotykaliśmy na każdym etapie nurkowania. Dowiedziałem się, że podobno czasem w okolicy można natrafić na płaszczki, a nawet delfiny. Wrak statku porośnięty jest wieloma kolorowymi „żyjątkami”, w swej strukturze przypominającymi miniaturową rafę.
PRZYJEMNE ZASKOCZENIE
Po udanych zanurzeniach wróciliśmy do siedziby centrum nurkowego, by się rozliczyć z właścicielem. Tu nastąpiło moje kolejne pozytywne zaskoczenie. Jeszcze będąc w Polsce ustaliliśmy cenę – obejmującą dwa nurkowania, wypożyczenie sprzętu, transfer z hotelu i z powrotem (jakieś 150 km) – na 100 euro. Inna baza nurkowa, o której wspominałem wyżej, zaoferowała to samo za 140 euro. Natomiast właściciel centrum, z którego usług skorzystaliśmy, stwierdził, że wypożyczyłem jedynie jacket i płetwy, i dlatego policzył mi 90 euro. Zdjęcia dostałem gratis.
Jeśli zastanawiasz się, czy w Grecji można zanurkować i czy znajdziesz tam pod wodą coś interesującego, to zapewniam, że zdecydowanie tak! Mogę z czystym sumieniem polecić Rodos – spędzisz na tej wyspie wspaniałe chwile, a centrum nurkowe zapewni ci niezapomniane wrażenia.
NURKOWANIE
PLYMOUTH NURKOWA WIELKA BRYTANIA
WITAJCIE W KOLEJNYM ARTYKULE Z SERII NAJCIEKAWSZYCH MIEJSC NURKOWYCH W ZJEDNOCZONYM KRÓLESTWIE. JAK DO TEJ PORY MIAŁEM OKAZJĘ PISAĆ TYLKO O ŚRÓDLĄDOWYCH NURKOWISKACH TZW. QUARRY.
DZISIAJ ZABIERAM WAS NA SOUTH COST CZYLI NA POŁUDNIOWE WYBRZEŻE ANGLII, DOKŁADNIE DO MIEJSCOWOŚCI PLYMOUTH.
Nurkowanie w kamieniołomach czy jeziorach, ogólnie rzecz biorąc w wodach śródlądowych, należy do bardzo ciekawych. Natomiast moim skromnym zdaniem nurkowanie w morzach i oceanach to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Wychodzę z założenia, że jeżeli mamy mało czasu, (niestety we współczesnym świecie jest to nagminne) sobotni wypad do pobliskiego kamieniołomu jest strzałem w dziesiątkę. Co prawda jest to ten sam kamieniołom z tymi samymi atrakcjami, jednak zawsze jest to czas spędzony pod wodą. Mamy możliwość przećwiczenia, odświeżenia umiejętności nurkowych, spędzenia czasu ze znajomymi nurkami oraz nawiązania nowych znajomości. Wyjazdy nurkowe takie jak weekend
spędzony nad morzem albo tydzień nurkowy w egzotycznym miejscu to kwintesencja nurkowania.
Plymouth śmiało można zakwalifikować jako atrakcyjną i urozmaiconą pozycję na mapie nurkowej UK. Podróż tutaj należy wcześniej zaplanować. W miesiącach letnich jest tu dość spore obłożenie, przez co mogą pojawić się trudności związane z wyborem i rezerwacją łodzi. Mimo wszystko lokalni armatorzy starają się sprostać oczekiwaniom i oferują dostęp do sporej ilości jednostek, zaczynając od mniejszych rib’ów, kończąc na dużych łodziach z windą, przystosowanych stricte pod ekipy nurków.
Problematyczną kwestią może okazać się zakwaterowanie. Pamiętajmy, że południe to wakacyjna stolica Anglii tzw. Riwiera
Tekst i zdjęcia Tomasz Kulczyński
Angielska. Znalezienie noclegu w sezonie to niemałe wyzwanie, o czym przekonałem się na własnej skórze będąc zmuszony nocować pod namiotem podczas jednego z wyjazdów. Wtedy nie sprawiało mi to żadnego problemu
Po krótkim wstępie przejdźmy do najważniejszego. Nurkowanie w Plymouth to głównie wraki, ale można też sporo zobaczyć nurkując z samego brzegu. Oczywiście trzeba troszeczkę poszukać, bo sporo mieszkających tutaj stworzeń nabyło perfekcyjne umiejętności kamuflowania się. Baczne oko doświadczonego nurka na pewno napotka na interesujące okazy bogatej fauny i flory. Chciałbym napisać, że w miesiącach letnich można śmiało nurkować w piance ale niestety nie (i tyczy się to całej Wielkiej Brytanii). Nawet gruba 7mm pianka z dociepleniem nie da nam komfortowego nurkowania.
Planując nurkowanie bezwzględnie trzeba wziąć pod uwagę przypływy oraz odpływy. To nie są różnice wielkości 20 cm. Wahania pomiędzy skrajnymi etapami pływów są bardzo radykalne. Podczas przypływu łodzie leniwie pływają po wodzie natomiast podczas odpływu stoją, a właściwe leżą na piasku, przechylone na jedną z burt. Swoją drogą przekaże Wam fajny tip: gdy łodzie są skierowane od kotwicy w stronę morza mamy do czynienia z odpływem. Gdy stoją w stronę brzegu to z przypływem. Wracając do tematu, pływy mogą być przyczyną nie lada komplikacji. Problemem może okazać się choćby powrót do brzegu albo bardzo szybko pogarszająca się widoczność. Dlatego bardzo ważne jest żebyśmy mieli doświadczenie w tym, co robimy. W razie wątpliwości wszystkie informacje odnośnie
pływów dostępne są w każdym centrum nurkowym, na łodziach, aplikacjach, internecie, etc. Uwierzcie mi, cały proces postępuje tu tak szybko, że w ciągu 30 minut woda zakrywa kilkuset metrowy odcinek plaży. Sam byłem świadkiem gdy po uwięzionych pod klifami ludzi przyleciał helikopter straży przybrzeżnej.
Nurkowanie z brzegu możemy zrobić w dzień przyjazdu lub odjazdu. Jednak wraki Plymouth to główna atrakcja. Tak naprawdę liczą się nurkowania na wrakach, do których możemy dostać się tylko łodzią. Sposoby są dwa. Jeden to szybki RIB, czyli taki duży ponton, z ogromnym silnikiem. Bardzo szybko dostaniemy się na wrak, jednak droga to kurczliwe trzymanie się liny podczas
HMS Scylla
Zdjęcie Hannah Hawke, Źródło https://en.wikipedia.org/wiki/HMS_Scylla_; https://www.flickr.com/ photos/112922914@N02/18176508430/
pokonywania fal i wykonywania manewrów. Zakładanie sprzętu to też nie lada wyzwanie, a wejście z powrotem do łodzi dla wielu osób stanowi problem.
Z drugiej strony mamy zwykłe łodzie takie, jak wielu z was widziało w portach lub na zdjęciach. Jest to o wiele bardziej przyjazny dla nurka sposób transportu. Co prawda płynie się o wiele wolniej, ale możemy normalnie się ubrać na ławeczce. Większość
takich łodzi jest wyposażona w windy. Wystarczy stanąć na kładce, która podnosi nas na pokład lub opuszcza do wody. Możemy się ogrzać lub wypić coś ciepłego w messie.
Z reguły podczas rejsu taką jednostką wykonuje się dwa nurkowania w ciągu dnia bez powrotu do portu. W przerwie pomiędzy nurkowaniami jest czas na ciepły posiłek i kawę.
Wracając do wraków – HMS SCILLA – jeden z najbardziej znanych i odwiedzanych wraków w Plymouth. Został zatopiony w 2004 roku, czyli jak na wrak stosunkowo niedawno. Fregata została specjalnie dla nas przygotowany – wyeliminowano zagrożenia. Każde wejście ma wyjście – nie można utknąć. Pamiętajmy jednak, że jest to wrak i mimo jego przygotowania nadal musimy bacznie strzec się zagrożeń. Scilla spoczywa na głębokości 24 metrów, co czyni ją łatwo dostępną, a jej długość całkowita to 113 metrów. I uwierzcie mi, robi wrażenie. Pamiętam sytuację, w której brała udział para nurków debiutujących w nurkowaniu na wraku. W miarę zanurzania się po linie opustowej zaczął powoli wyłaniać się wrak Scilli. Nurkująca para, która zobaczyła zarys majestatycznego statku po prostu przestraszyła się i spanikowała. Nie było to bardzo głęboko, ale do dziś mam w pamięci krzyk do automatu, zasygnalizowanie końca nurkowania i rozpoczęcie procedury wynurzania się. Jest to bardzo ciężkie do opisania dla osoby nienurkującej ale spróbowałbym w ten sposób: wrak oglądamy z zupełnie innej perspektywy niż ta, do której przywykliśmy obserwując statki w porcie. W pewien sposób spadamy z góry na wrak, który
James Eagan Layne Zdjęcie Hannah Hawke, Źródło https://en.wikipedia.org/wiki/SS_James_Eagan_Layne#/media/; https://www.flickr.com/photos/112922914@N02/14698846069/
wyłania się z toni i w końcu „pokazuję się” w pełnej okazałości. Do tego dochodzi cała otoczka nurkowania na wraku czyli ciemno, zimno często głęboko. Uwierzcie mi jest to doświadczenie, które potrafi niektórych bardzo przerazić. Oczywiście istnieje spora grupa fascynatów, chcących ponownie przeżywać emocje związane z eksploracją wraków. Scilla na pewno jest jednym z takich wraków, które tych emocji dostarczają. Jeżeli ktoś będzie miał możliwość zanurkowania właśnie na niej, to bardzo polecam. Wrak oddalony jest o około 40 min od brzegu.
JAMES EAGAN LAYNE – również jeden z najbardziej znanych i rozpoznawalnych wraków nurkowych w Plymouth. Jest to wrak transportowca z floty Liberty zatopionego w 1945 przez niemiecką łódź podwodną U–1195. Spoczywa na głębokości wahającej się od 10 m do 24 m, co czyni go super dostępnym dla nurków. Jego długość całkowita to 130 m. Jest to wrak zupełnie inny niż Scilla. Nurkując jednego dnia na obu tych wrakach, możemy doświadczyć zupełnie skrajnych doznań. Tutaj nie mamy do czynienia z efektem zimnej stali, o którym pisałem powyżej. Wrak, a właściwie to, co po nim zostało czyli porozrzucane strzępy pokryte są swoistą rafą. Widać że czas zrobił swoje. Można spotkać tutaj wszelakie organizmy morskie, które zaadaptowały sobie wrak na swój dom. Byłem pod ogromnym wrażeniem życia na tym wraku i dlatego polecam go mniej zaawansowanym nurkom. Kolejne spostrzeżenie dotyczące wraku to bardzo duży tłok. Pod wodą były jeszcze trzy grupy nurków niestety mało doświadczonych. Przed nami ktoś też już nurkował, co wpłynęło na widoczność, która pozostawiała wiele do życzenia.
Podsumowując – Plymouth zawsze był w czołówce miejsc nurkowych na mojej liście. Zawsze z chęcią tam wracałem i ani razu się nie zawiodłem. Wraków jest mnóstwo, ja ograniczyłem się do opisania dwóch. Przy najcięższej pogodzie szyper zawsze znajdzie miejsce osłonięte od wiatru gdzie będzie można zanurkować. Pamiętajmy jednak, że Plymouth to miejsce bardzo oblegane. W miesiącach wakacyjnych znalezienie łodzi oraz noclegu może spędzić nam sen z powiek. Jest to miejsce dla całej rodziny i uwierzcie mi, nurkując nawet przez tydzień wasza rodzina z pewnością będzie miała co robić. Podczas jednej wyprawy nie jesteście w stanie zobaczyć nawet małego ułamka dostępnych tam wraków. Dobrą wiadomością jest fakt, że nadają się dla nurków na każdym poziomie wyszkolenia, gdyż głębokości wahają się od 7 m, aż do nurkowań głębokich, dekompresyjnych, technicznych. Plymouth to miejsce, do którego wraca się wiele razy i zawsze jest jakaś nowa perełka do odkrycia.
POZNAJ HOLLIS
Wojciech Zgoła: Jak długo byłeś już nurkiem, kiedy narodził się pomysł stworzenia marki Hollis, a następnie Hollis Rebreathers?
Nick Hollis: Mój ojciec Bob Hollis jest synonimem nurkowania, nurkowania technicznego i zawsze miał pasję do odkrywania. Ta pasja została przekazana mojemu rodzeństwu i mnie, gdy dorastaliśmy w tej branży, ucząc się od naszego ojca. Naturalnie, gdy w 2007 roku poproszono mnie o wspólne założenie marki Hollis, rzuciłem wszystko i od tego czasu cieszę się tym. Naszym celem było stworzenie nowego standardu w zakresie technicznego projektowania produktów, jakości i wsparcia.
WZ: Co było główną motywacją do założenia firmy?
NH: Jeszcze przed założeniem Hollis byłem już pasjonatem nurkowania technicznego, a moja rodzina była zaangażowana w eksplorację wraków statków, kontrakty projektowe dla armii amerykańskiej i w wysoce wyspecjalizowane oprzyrządowanie podwodne. W tamtym czasie techniczne produkty do nurkowania były przestarzałe, brakowało projektów, więc dostrzegliśmy ogromną szansę na dostarczenie naprawdę niesamowitych rozwiązań. Jednak nasza marka rekreacyjna Oceanic nie pasowała do tak niszowego rynku. To tutaj kultowe logo Hollis przemieniło się z ekscytującego pomysłu w DUŻY krok naprzód dla nowej marki.
WZ: Jakie były początki, od jakiego produktu/produktów zaczynaliście na samym początku?
NH: Początki zaczęły się od kilku kluczowych produktów, z któ-
rych jesteśmy dziś najbardziej znani! Jak np. kultowa maska M-1, najlepsza maska do pojedynczego nurkowania, jaką kiedykolwiek wyprodukowano. Płetwy F-1, które stworzyły zupełnie nowy styl i wydajność do tego, co było dostępne na rynku. Płyty i skrzydła, wykorzystujące najnowocześniejsze projekty i materiały, z których Hollis zawsze był znany. I wreszcie automaty oddechowe, które w tamtym czasie czerpały z 40-letniego doświadczenia w opracowywaniu systemów podtrzymywania życia w ramach Oceanic. Zamiast tego skupiliśmy tę wiedzę na stworzeniu platformy, o zupełnie nowym wyglądzie, dla nurka technicznego.
WZ: Funkcjonalność i komfort nurkowania to kluczowe elementy sprzętu nurkowego. Jakie kroki podejmujecie, aby produkty Hollis były nie tylko nowoczesne, ale i niezwykle funkcjonalne?
NH: Nasze projekty rodzą się z potrzeb odkrywców. Intensywnie koncentrujemy się na tym, jak poprawić doświadczenie użytkownika, badając, gdzie projekty są niewystarczające. Oprócz oryginalnych projektów i naszego kultowego czarno-czerwonego stylu, oczywiste jest, że kiedy klienci widzą niepowtarzalne logo Hollis, wiedzą, że mogą nam zaufać i że nie jest to tylko kolejna kopia.
WZ: Jak Hollis podchodzi do utrzymywania wysokiej jakości swoich produktów?
NH: Huish Outdoors i Hollis Rebreathers korzystają z procesów produkcyjnych ISO i mają pełną kontrolę nad każdym
Z NICK'IEM HOLLISEM rozmawia Wojciech Zgoła
etapem pozyskiwania materiałów, projektowania, produkcji i kontroli jakości w naszych własnych fabrykach. Niewiele osób w świecie technicznym może złożyć takie oświadczenie. Jest to jednak konieczne, aby zapewnić naszym klientom najlepszy produkt.
WZ: Czy możesz podać przykład konkretnego produktu, który został zaprojektowany z myślą o wyjątkowej jakości i funkcjonalności? Jakie cechy tego produktu podkreślają te wartości?
NH: Przykładem naszej filozofii projektowania jest rebreather Prism 2. Unikalne projekty zawsze były ważne dla naszych produktów, a P2 nie jest wyjątkiem. To po prostu wygląda niesamowicie. Jednakże zamiast podążać za obróbką tłoczną w małych partiach ze zwykłych materiałów, Prism 2 wykorzystuje w rdzeniu urządzenia kombinację formowanych wtryskowo tworzyw sztucznych. Proces ten obniża koszty części zamiennych, zapewnia spójność części i lokalną ich dostępność oraz poprawia wydajność urządzenia. Pozwala to na projektowanie z mniejszą liczbą części, co czyni go bardziej niezawodnym i lepiej spełniającym długoterminowe potrzeby naszych klientów. Coś, czego nie dałoby się osiągnąć przy użyciu zwykłych materiałów lub praktyk produkcyjnych.
WZ: Czy Hollis wyznaje jakieś zasady lub filozofię, którymi kieruje się przy projektowaniu nowych produktów? Jak te zasady przekładają się na efekt końcowy dla użytkowników?
NH: Hollis i Hollis Rebreathers mają rygorystyczne kryteria określające, czy nowe koncepcje lub pomysły trafiają na rynek. Przed rozpoczęciem fazy projektowania i testowania zadajemy sobie pytania: co to rozwiązuje, dlaczego jest wyjątkowe i jak poprawia doświadczenia konsumentów? W ten sposób możemy zapewnić naszym klientom wspaniałe doświadczenia.
WZ: Jasne. A czy Hollis prowadzi badania (testy) produktów przed ich wprowadzeniem na rynek? Jak to robicie?
NH: Nasz zespół testowy składa się z odkrywców i profesjonalistów zajmujących się nurkowaniem, wybranych do testowania w najbardziej wymagających środowiskach na całym świecie. Zanim dotrzemy do potencjalnych klientów, testujemy, udoskonalamy i testujemy więcej, a w niektórych przypadkach całkowicie przeprojektowujemy, aż produkt przekroczy nasze oczekiwania. Jesteśmy nieugięci w dążeniu do perfekcji.
WZ: Co według Ciebie wyróżnia brand Hollis na dzisiejszym konkurencyjnym rynku nurkowym? Jakie unikalne cechy
lub podejście przyciągają klientów? Na co stawiasz?
NH: Wyróżniamy się w tłumie. Nasza marka jest oryginalna, a naszym produktom można zaufać w najbardziej ekstremalnych warunkach. Przekraczając najwyższe standardy, wiemy, że nasze produkty będą działać lepiej dla każdego i wszędzie.
WZ: Czy osobiście testujesz swoje produkty? Czy znajdujesz czas na nurkowanie, czy jest to również jeden z Twoich obowiązków, więc możesz nurkować w godzinach pracy?
NH: Mam zaszczyt i przyjemność testować wszystkie produkty, które wypuszczamy na rynek. To jedna z najprzyjemniejszych części mojej pracy i najbardziej satysfakcjonująca, gdy wiem, że poprawiła czyjeś podwodne doświadczenia.
WZ: Czy pracujesz obecnie nad czymś nowym, zaskakującym i optymalizującym nurkowanie?
NH: Zawsze pracujemy nad czymś nowym! Nie mogę udostępnić wszystkich szczegółów, ale mam nadzieję, że wkrótce pokażę wszystkim coś ekscytującego.
WZ: Na koniec, czy masz marzenie związane z nurkowaniem, może miejsce nurkowe lub specjalne podwodne spotkanie?
NH: Marzę o tym, żeby wyhodować skrzela jak u ryby. Oznaczałoby to, że nie będzie już potrzebny sprzęt Hollis, ale nie przeszkadza mi to ��
Tekst Szymon Mosakowski Zdjęcia Mateusz Popek, Szymon Mosakowski
UKRYTE W GŁĘBINACH MORZA ŚRÓDZIEMNEGO SKARBY HISTORII NADAL CZEKAJĄ NA ODKRYCIE.
JEDNYM Z TAKICH SKARBÓW JEST WRAK
CAPE GELIDONYA. JEST TO WRAK
POCHODZĄCY Z PÓŹNEJ EPOKI BRĄZU, OKOŁO
1200 R. P.N.E. PRZEDSTAWIA ŻYWY OBRAZ
KULTURY MORSKIEJ W ÓWCZESNYM ŚWIECIE.
Sam wrak znajduje się w pobliżu przylądka o tej samej nazwie, u wybrzeży południowo-wschodniej Turcji. Około 1200 r. p.n.e. statek handlowy prawdopodobnie roztrzaskał fragment kadłuba o znajdujące się tuż pod taflą wody skały, nieopodal północno-wschodniej strony Devecitasi Adasi, czyli największej z wysp przylądka. Ostatecznie osiadł na rufie spoczywając na dużym głazie oddalonym o około 50 metrów na północ. Odkrycie wraku miało miejsce w 1954 roku, kiedy to Kemal Aras, poławiacz gąbek z Bodrum, natknął się na główną koncentrację ładunku, znajdującego się niegdyś na statku, na głębokości około 28 metrów. Opowiedział o tym fakcie amerykańskiemu dziennika-
rzowi i archeologowi-amatorowi Peterowi Throckmortonowi, który katalogował starożytne wraki wzdłuż południowo-zachodniego wybrzeża Turcji. Throckmorton odnalazł to miejsce 5 lat później w roku 1959 i zdając sobie sprawę, że wartość historyczna tej jednostki jest ogromna skontaktował się z Muzeum Uniwersyteckim Uniwersytetu Pensylwanii, z prośbą o zorganizowanie wykopalisk na tym wraku. Już w 1960 r. ruszyły pierwsze, kiedykolwiek przeprowadzone wykopaliska podwodne, prowadzone zgodnie ze standardami wykopalisk lądowych i pierwsze kierowane przez archeologa podwodnego. Archeologiem tym był nikt inny jak George Bass, ówczesny absolwent Uniwersytetu Pensylwanii.
Statek został zakwalifikowany jako kananejski lub fenicki, jednak istnieją spekulacje, że statek mógł też pochodzić z Cypru. Wrak mierzy około 15 metrów długości, a jego konstrukcja powstała przy użyciu połączeń prezentujących zaawansowane umiejętności inżynieryjne swoich czasów.
Jednym z najbardziej intrygujących aspektów wraku z przylądka Gelidonya jest jego ładunek. Statek był załadowany szeregiem cennych towarów, w tym sztabkami miedzi, cyną, ceramiką, a nawet żywnością. Większość ładunku stanowiły jednak materiały do produkcji narzędzi z brązu, w tym również stare narzędzia z brązu przeznaczone do recyklingu, a także wlewki
miedzi i cyny. Odkrycie na wraku narzędzi z epoki brązu, a także dużego, płaskiego, drobnoziarnistego kamienia, który mógł służyć jako kowadło, sugeruje, że statek mógł należeć do rzemieślnika lub kupca.
Obecność miedzianych sztabek na wraku była szczególnie pouczająca dla badaczy. Wlewki te, uważane za pochodzące z Cypru, rzucają światło na rozległe szlaki handlowe, które łączyły odległe cywilizacje. Wrak z przylądka Gelidonya jest świadectwem wzajemnych powiązań starożytnych kultur. Dzięki drobiazgowej analizie wraku i jego artefaktów, archeolodzy ułożyli narrację o tym, co wydarzyło się tego dnia ponad trzy tysiące lat temu. Statek prawdopodobnie spotkał swój koniec z powodu kombinacji wielu różnych czynników, w tym wzburzonego morza, wyzwań nawigacyjnych, a nawet piractwa. Każdy fragment ceramiki, każda miedziana sztabka i każdy odłamek amfory służy jako wskazówka w tej trwającej historii detektywistycznej.
Zachowanie wraku Cape Gelidonya ma ogromne znaczenie. Techniki takie jak archeologia podwodna i najnowocześniejsze metody konserwacji zapewniają, że ta starożytna kapsuła czasu pozostanie nienaruszona dla przyszłych pokoleń. Wraz z postępem technologicznym, kto wie, jakie dalsze rewelacje mogą zostać odkryte z tego zanurzonego reliktu historii?
Wrak Cape Gelidonya stanowi przejmujące przypomnienie niekończącego się marszu czasu i niezłomnego ducha eksploracji, który definiuje ludzkość. Ten zatopiony relikt daje spojrzenie na życie i aspiracje starożytnych żeglarzy. W miarę jak badacze zagłębiają się w jego tajemnice, historia tego wraku statku wciąż ewoluuje, wplatając nowe wątki w gobelin naszej zbiorowej przeszłości.
KOWARY
Tekst i zdjęcia Przemysław Zyber
Kopalnia uranu – niegdyś owiana tajemnicą, dziś atrakcja turystyczna.
Ciekawe miejsce nurkowe. Ale czy dla wszystkich?
Zapraszam na moją osobistą relację z pierwszego nurkowania w Kopalni Podgórze.
NA POCZĄTEK TROCHĘ HISTORII
Wszystko ma swoje początki mniej więcej w XII wieku, kiedy to niejaki Laurentius Angelus (pol. Wawrzyniec Anioł) przybywa na teren obecnych Kowar, odkrywa rudy żelaza i rozpoczyna wydobycia rud na Dolnym Śląsku.
Najciekawsza część historii to wydobywanie rudy uranu. Jednak zanim zaczęto się interesować uranem, Niemcy, zamieszkujący tereny Sudetów, pozyskują głównie rudę żelaza. Powstaje
największa w Niemczech Kopalnia Żelaza „WOLNOŚĆ” („Bergfreiheit”). Odkryte na terenie kopalni złoża uranu traktowane są wówczas jako odpad i składowane w magazynach.
Tuż po wojnie, kiedy Armia Czerwona wkracza pod Berlin, znajduje tam (dokładnie w Oranienburgu – miejscowość między Dreznem a Berlinem) beczki z rudą uranu podpisane „Schmiedeberg” („Kowary”) i plany Kopalni Wolność. Wtedy Sowieci dowiadują się o uranie w Kowarach. Przyjeżdżają do Kowar, zabierają
to, co znajduje się w magazynach wraz z mapami i z dużą ilością uranu. 15.09.1947 roku Sowieci podpisują umowę z rządem polskim, dotyczącą poszukiwania i wydobycia rud uranu. Rusza wydobycie w Kopalni Wolność i powstaje osiem grup geologiczno-poszukiwawczych, które przeczesują cały Dolny Śląsk (głównie Sudety) w poszukiwaniu uranu.
W 1958 roku z powodu wyczerpania surowca zakłady przemysłowe postawiono w stan likwidacji, ale to nie koniec historii związanej z uranem. Dyrekcja zakładów wpadła na genialny i nowatorski pomysł produkcji koncentratu uranowego na dużą, przemysłową skalę.
Pod koniec lat sześćdziesiątych, kopalnią Podgórze zaczyna się interesować Akademia Medyczna we Wrocławiu, a także Politechnika Wrocławska. Odkrycie leczniczych właściwości radu doprowadziło do tego, że od roku 1974 do 1989 na terenie dawnej Kopalni Podgórze, działa Inhalatorium Radonowe. Łącznie przez te lata, wg roczników Państwowego Instytutu Higieny, przyjechało tu około 36 tysięcy kuracjuszy. Korzystali oni z inhalatorium i dobrodziejstw radonu (jest to gaz szlachetny obecny przy rudach uranu), leczono tu takie schorzenia jak: nadciśnienie, astmę oskrzelową, choroby serca, impotencję u mężczyzn, wzmacniano siły witalne, leczono również gościec i świeże złamania.
Obecnie, niektóre z wyrobisk należących do dawnych kopalni uranu wykorzystywane są turystycznie. Są rownież miejsca udostępnione dla nurków.
Kiedy Damian Małas oraz Dawid Strączek skontaktowali się ze mną z zamiarem nurkowania w kopalni uranu, zacząłem poszukiwać informacji i fotografii z Kopalni w Kowarach. Okazało się, że jest niewiele zdjęć z tego miejsca. Nie wiedziałem więc na co się piszę ale i tak z przyjemnością zgodziłem się na wspólną przygodę.
STARTUJEMY :)
To był słoneczny, choć chłodny dzień. Zapakowaliśmy sprzęt do samochodu i w drogę.
Podróż przez Góry Stołowe, jak zwykle dostarczyła przepięknych widoków.
Dojechaliśmy :) Na miejscu wita nas bardzo miło opiekun miejsca: Paweł Myśliński.
Montuje przyczepkę do traktora i przerzuciwszy sprzęt nurkowy wyruszamy w drogę po ciemnych zakamarkach Kopalni Podgórze.
Nieoświetlone, ciemne korytarze ciągną się w głąb góry. Dojeżdżamy na miejsce i idziemy zobaczyć wejście do wody.
I tu niespodzianka!!!
Otwór ma dwa m2 i jest to pionowy szyb, którym kiedyś wyciągano urobek.
Pierwsza myśl: jak wejdę do wody podpinając pod siebie ten cały sprzęt, trzymając w ręku niemały aparat fotograficzny? No cóż, pomyślałem jakoś to będzie!!!
Przebierając się w ocieplacze i suchy skafander kłęby pary wydobywają się nam z ust. Jest chłodno, wilgotno, a do tego zupełnie ciemno, co potęguje napięcie.
Nurkowanie nie ma być długie i dość płytkie bo korytarz, na który mamy się udać jest na 30 metrach. Koledzy w twinach + stige, a ja jak zwykle w sidemount.
Przygotowałem sobie w butlach SM triox (mieszanka helu z nitroxem) oraz 3 butle z gazami dekompresyjnymi. Razem 5 flaszek – Jak ja się tam zmieszczę ? – znowu nachodzą mnie wątpliwości, ale na szczęście partnerzy są chętni do pomocy z montażem butli – dzięki chłopaki!
LECIMY W DÓŁ
Do 30-stego metra jestem zmuszony zanurzać się w pionie ze względu na brak miejsca do wytrymowania i obładowanie sprzętem.
Docieram!!! Uff:) Przede mną długi korytarz z krystalicznie czystą wodą.
Wpływam. Czekam na partnerów, a w międzyczasie odpalam aparat, światło i obracam się w stronę szybu, przygotowany do robienia zdjęć. Nagle wizura zdecydowanie pogarsza się, a dookoła pływa mnóstwo zawiesiny. To bakterie, które tworzą kolonie i rozwijają się szybko i obficie. I choć wiszę w bezruchu, daleko od stropu oraz dna, najmniejsze drgnięcie ciała wywołuje pogorszenie wizury.
W szybie widzę światła kolegów. Myślę, fajnie, że już są, ale miejscówka do zdjęć jest spalona.
Bardzo ostrożnie wpływamy w głąb korytarzy. Wiedząc już, iż każdy ruch może spowodować zamulenie. Poruszamy się z najwyższą precyzją i wyczuciem. Raz po raz podczas naszej wycieczki obracam się szukając kadrów i myśląc nad dobrymi zdjęciami. Po drodze przeciskamy się przez zaciski – pozostałości po tamach. Miejsca te są zdecydowanie węższe od korytarzy, a ilość sprzętu nie raz zmusza mnie do kombinowania, jak się przecisnąć.
Zaciski te są najpiękniejsze pod względem fotografii, więc robię wszystko aby nie zepsuć wizury, bo przecież płynę pierwszy.
Za trzecim zaciskiem decyduję o powrocie. Myśl o przeciskaniu się przez tamy z bardzo ograniczoną widocznością (po przepłynięciu grupy) trochę mnie stresuje.
Na powrocie nie ma opcji robienia zdjęć, wizura już na to nie pozwala. Ku mojej uciesze sprawnie wracamy pod szyb. Ponieważ mam najkrótsze deko wpływam pierwszy do szybu rozpoczynając wynurzanie się. Dwudziesty metr i sięgam po nitrox 50. Nagle czuję się jakbym był w gotującym się garnku. Koledzy, którzy są również na obiegu otwartym wpływają do szybu i ich bąble wydychanego gazu rozprężając się wraz z coraz to mniejszą głębokością gotują mi piekło. Szyb jest wąski, więc nie da się od tego uciec. Wisząc na kolejnych przystankach dekompresyjnych trzymam się ścian aby bąble partnerów nie wyrzuciły mnie na powierzchnie. Co 3 metry wiszę coraz dłużej zgodnie z procedurą. Na 6-tym metrze przełączam się na tlen. Uff… myślę jeszcze tylko 20 minut i skończy się męka.
Zapierając się o wszystkie ściany docieram do 3 metra i odliczam sekundy do wyjścia.
Komputer świeci się na zielono, jesteś czysty. Wychodzę!
Z radością próbuję powoli pokonać ostatnie 3 metry gdy czuję, że nie mogę?! Poręczówka zaplątała się o klamrę z płetwy. Tego jeszcze brakowało!
W „gotującej się” wodzie bez możliwości do skłonu i sięgnięcia do płetwy, obładowany sprzętem, trzymając aparat czuję, że nie dam rady.
No cóż trzeba będzie poczekać na kolegów. Na szczęście podejmując kolejną próbę wyplątania się, poręczówka zwolniła mnie i z nieukrywaną ulgą wynurzam się ponad taflę wody. Jeszcze tylko wygramolić się na brzeg. Wydostanie się z tej niewielkiej dziury przy sporym zmęczeniu jest też nie lada wyzwaniem ale tę opowieść już Wam daruję. (!)
WYSZEDŁEM, PRZEŻYŁEM !!!
Po wyjściu z wody obiecuję sobie, że koniami mnie tam nie zaciągną ponownie (choć w planach są dwa nurkowania!). Koktajl zmęczenia i skrajnych emocji, które towarzyszyły mi podczas nurkowania (bo było i pięknie i strasznie!) doprowadzają do tego, że obiecuję sobie nie włazić tam po raz kolejny! Byłem, widziałem, wystarczy!
Damian i Dawid wiszą na deko – mam czas żeby dojść do siebie. Przeglądam zdjęcia. Kiedy w końcu wychodzą oświadczam,
że mamy świetny materiał fotograficzny (w nadziei, że oni też nie będą chcieli zejść drugi raz).
Zaczynamy rozmawiać o nurkowaniu. Emocje opadają. Po fakcie dowiaduję się, że to najtrudniejsze nurkowisko w Polsce. I dlatego z tego miejsca jest tak mało zdjęć. Część doświadczonych nurków podobno rezygnuje po zanurzeniu się na 3 metry.
A ja byłem, widziałem… a co tam, wchodzę drugi raz! Drugie nurkowanie jest znacznie spokojniejsze, bardziej przewidywalne, wiem już co mnie czeka. Choć muszę przyznać, że to miejsce nurkowe jest…
NIE DLA WSZYSTKICH!
Sektor nurkowy w Kopalni Podgórze to miejsce dla nurków z uprawnieniami jaskiniowymi i perfekcyjną techniką poruszania się pod wodą. Nieodpowiedni ruch płetwą zmienia krystalicznie czystą wodę, w szlam z zupełnym brakiem widoczności. Eksploracja odbywa się w wielu kory-
tarzach na poziomach 30 m, 70 m, 110 m, 150 m. W badaniach z użyciem sondy dno zlokalizowano na 244 m. Zaś z map kopalni wynika, że osiągnięto tam kiedyś głębokość 540 m.
To najgłębszy akwen nurkowy w Polsce!
Dzięki chłopaki, że miałem przyjemność z Wami tam zanurkować. Dziękuję za modelowanie i doskonałą komunikację.
POMIĘDZY HISTORIĄ
A OCHRONĄ ŚRODOWISKA POMOST
Tekst Isadora Abuter Grebe
Połączenie historii i ochrony środowiska? Członkowie Healthy Seas, Ghost Diving oraz Society for Documentation of Submerged Sites (SDSS) połączyli rekonstrukcję historii z ochroną przyrody w czerwcu 2023, kiedy doświadczeni nurkowie techniczni rozpoczęli 8-dniową, pełnomorską ekspedycję.
CEL: okręty i statki zatopione podczas Drugiej Wojny Światowej w Morzu Śródziemnym, pomiędzy włoską wyspą Lampedusa a wybrzeżem Tunezji.
Podczas Drugiej Wojny Światowej, centralna część Morza Śródziemnego była bardzo ważnym obszarem działań wojennych, na którym siły marynarki wojennej Włoch i Niemiec walczyły o przejęcie kontroli z marynarką Wielkiej Brytanii. Ten trzyletni konflikt polegał głównie na zabezpieczeniu własnych szlaków morskich i przerwaniu tych, należących do przeciwników.
Siły Marynarki Wojennej Włoch były obarczone dużą odpowiedzialnością związaną z zaopatrywaniem wojsk włoskich i niemieckich, zaangażowanych w działania w Afryce Północnej. Brytyjczycy starali się natomiast zatrzymać linie dostaw Państw
Osi oraz zapewnić strategiczne wsparcie dla sił stacjonujących na Malcie.
Nurkowie Ghost Diving, dowodzeni przez Bena Oortwijn oraz Pascala van Erp, odegrali kluczową rolę w Projekcie Lampedusa. Misja polegała na usunięciu sieci widmo zalegających na wrakach kilku okrętów z II WŚ spoczywających na głębokościach od 42 do 62 metrów. Porzucone sieci blokowały dostęp do niezbadanych elementów wraków oraz stanowiły zagrożenie dla unikalnej w tym miejscu fauny podwodnej. Idealne połączenie: Nurkowie Ghost Diving oczyszczają struktury wraków z sieci, co pozwala Mario Arenie i zespołowi SDSS na dokładniejsze poznanie historii bitew konwojowych na Morzu Śródziemnym, dzięki dokładnej dokumentacji zapomnianych wraków.
Zdjęcie Derk Remmers
Ekspedycja postawiła przed nurkami szereg wyzwań. Członkowie projektu spędzili na morzu 8 dni bez możliwości powrotu do portu. Nurkowania były długie i wymagające. Z potrzeby wykorzystania wiedzy lokalnych marynarzy, którzy jako jedyni znali pozycje wybranych wraków, łodzią, na której nasza ekipa spędziła cały ten czas był kuter rybacki…
MORSKA SYMFONIA
Morze Śródziemne jest ekosystemem, który nadal stawia przed naukowcami wiele zagadek z zakresu hydrologii, geologii oraz biologii morskiej. Cieśnina Sycylijska to obszar bardzo bogaty biologicznie ze względu na występujące tutaj prądy oceaniczne i specyficzną topografię.
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers
Na zdjęciu nurek Mario Arena
Miejsce do spania na łodzi
Na zdjęciu nurkowie Ben Oortwijn & Pascal van Erp
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers Statek rybacki
Zdjęcie Carlino Photo
Zdjęcie Derk Remmers
Wody w tym obszarze są punktem koncentracji różnorodności biologicznej. Możemy tutaj napotkać unikalne gatunki takie jak płetwal śródziemnomorski czy butlonos zwyczajny.
Podwodny teren Cieśniny Sycylijskiej jest ukształtowany przez prądy i czynniki geologiczne, tworzące koryta (łagodnie nachylone zagłębienia w dnie oceanu) i góry podmorskie (podwodne góry lub wzgórza, które wznoszą się znacznie ponad otaczające dno oceanu, ale nie osiągają powierzchni wody). Dynamiczna
topografia dna doprowadziła do powstawania stref bogatych w składniki odżywcze, sprzyjające różnorodnym społecznościom koralowców. Zatopione statki i okręty przez lata przekształciły się w bogate ekosystemy morskie. Niestety sieci rybackie często zaplątują się z elementy wraków. Inicjatywy takie jak Ghost Diving i Healthy Seas zajmują się usuwaniem takich porzuconych sieci, zapobieganiem ich powstawania i edukowaniu społeczeństwa o tym problemie oraz o możliwych rozwiązaniach.
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Derk Remmers
Członkowie Ghost Diving, SDSS i Healthy Seas odwiedzili podczas projektu kilka ikonicznych wraków z bogatą historią. Jeden z wraków, nadal czekający na identyfikację, nadal kryje w swoim kadłubie pojazdy opancerzone, amunicję i bomby lotnicze. Wo-
lontariusze wydobyli z wraków kilka sieci widmo. Jedną z nich jest kolosalnych rozmiarów sieć, pochodząca prawdopodobnie z Egiptu. Lokalne wraki są od teraz bezpiecznym habitatem dla podwodnych organizmów, a eksploratorzy mają dostęp do nieudokumentowanych dotychczas części wraków. Mario Arena, założyciel SDSS, tak wspomina współpracę z nowymi partnerami: „Nasz zespół zaczął eksplorować wraki w tym miejscu w 2007 roku. Podczas naszych nurkowań cały czas natrafiamy na sieci widmo. Współpraca z Healthy Seas i Ghost Diving pozwala nam na nowe, historyczne odkrycia.”
Nurkowie napotkali sieci widmo na wszystkich wrakach, które odwiedzili. Pomimo wydobycia dużej ilości sieci, nie wszystkie wraki zostały w pełni oczyszczone. Healthy Seas, Ghost Diving i SDSS już planują kolejną ekspedycję w to samo miejsce.
CO SIĘ STAŁO Z SIECIAMI JAKIE WYDOBYLIŚMY?
Jednym z filarów działalności Healthy Seas jest wprowadzenie „zużytych” sieci do gospodarki cyrkularnej. Dzięki temu dostają one „nowe życie”. Olbrzymia sieć wydobyta podczas tego projektu zostanie zregenerowana i przekazana rybakom z Lampedusy. Reszta sieci wydobytych przez Ghost Diving i Healthy Seas zostaje przetworzona razem z innymi odpadami z nylonu na włókno ECONYL®. To włókno znajduje zastosowanie w produkcji odzieży oraz wyposażenia wnętrz.
Prześlijcie informację do Ghost Diving!
Report ghost gear at https://www.ghostdiving.org/report
Project Lampedusa 2023 was supported by Hyundai Motor Europe ZNALEŹLIŚCIE PORZUCONĄ SIEĆ PODCZAS NURKOWANIA?
Zdjęcie Derk Remmers
Zdjęcie Artemis
Zdjęcie Mariusz Czajka
TO ZALEŻY
CZYLI JAK WYBRAĆ
TRASĘ SAFARI NURKOWEGO
Tekst Dominika Aleksanderek Zdjęcia Piotr Stós
Podwodny świat to obszar tajemniczy i zachwycający, a jednym z miejsc, które zapewniają niezwykłe doznania, jest Morze Czerwone. Pomimo bliskości Europy i dużej ilości nurkujących, wciąż uważane jest za ciekawe i intrygujące dla nurków.
Ciepła, przejrzysta woda, prześwietlone słońcem korytarze raf, wraki, koralowce we wszystkich kolorach tęczy, żółwie, płaszczki i rekiny. Raj! Dzieli nas od niego tylko cztery godziny lotu. Firmy organizujące nurkowania w tym rejonie prezentują dziesięć różnych tras z wieloma dodatkowymi wariantami – do wyboru. Które miejsca są najciekawsze – warto wiedzieć, zwłaszcza jeśli nie zamierzamy wybierać się na safari częściej niż raz w roku.
No więc – co w Morzu Czerwonym jest warte grzechu? Kiedy i dokąd najlepiej się wybrać? Odpowiedź ekspercka brzmi – to zależy ;)
Żeby było idealnie, musi się zgrać mnóstwo komponentów: pogoda, komfort łodzi, dopasowanie miejscówek do stopni nur-
kowych uczestników, właściwa trasa, sprawdzona załoga. No i zwierzaki, ale – jak wiadomo – to nie zoo. Przede wszystkim trzeba jednak zadbać o to, aby pulsująca własną biosferą mieszanka uczestników safari stworzyła drużynę zgraną, kompetentnie nurkującą i pozytywnie reagującą. A ekipa liczy przeważnie 30 osób! Zwykle na safari jest tak dobra atmosfera, że nawet skrajni introwertycy wypełzają na pokład. Na atmosferę ma wpływ lider prowadzący wyjazd, należy więc po prostu starannie go wybrać. Ale co z resztą czynników?
POGODA. Dawno porzuciliśmy mrzonki, że jest przewidywalna. Byliśmy w grudniu przy kompletnej flaucie i 28-mio stopniowej temperaturze wody, w maju uciekaliśmy z pokładu przed gra-
dem, a w najpopularniejszym safariowym miesiącu – październiku – przeżyliśmy prawdziwy sztorm. Zwykle jest tak, że nurkowie najchętniej wyjeżdżają między kwietniem a czerwcem, potem między wrześniem a grudniem (umówmy się – listopad w Polsce nie jest fajny…), ale ostatnio wzmogła się tendencja wakacyjnych, rodzinnych wyjazdów w lipcu i sierpniu.
TRASY. Początkującym polecamy trasy łatwiejsze: Fury Shoal lub Dalekie Południe. Są to nurkowania płytkie, kolorowe, bez większych prądów, za to z dużą ilością raf „korytarzowych”, uważanych za najpiękniejsze na Morzu Czerwonym – rafy Claudia i Malahi są wizytówkami tych tras. Często, zwłaszcza w safari lipcowych, biorą udział dzieci od 12 roku życia. Gry i zabawy na łodzi, snorkeling z delfinami, pływanie na kolorowych dmuchańcach, no i oczywiście samo nurkowanie, to dla nich czysta frajda! W niektórych miejscach (Brothers Islands, St Johns) przyda się specjalizacja „nurkowania głębokie”. Nurkom technicznym proponujemy safari wrakowe oraz trasę „Top Północy”. Może mieć kilka wariantów. Najczęściej po nurkowaniu sprawdzającym na Gota Abu Ramada oraz popołudniowym i nocnym nurkowaniu na Small Giftun, płyniemy na Brothersy, a potem do parku Ras Mohammed i dalej na wrak Thistlegorm’a. Po przekroczeniu cieśniny Gubal, kierujemy się na wraki rafy Abu Nuhas i 2 rafy w pobliżu Hurghady. Łącznie 6 dni na morzu, prawie 250 mil żeglugi i 19 nurkowań (w tym dwa nocne). Wielbicielom odludnych (bo jak na-
zwać miejsca, w których jest mało łodzi – odłodziowymi?) miejsc polecamy trasę na Zabarghad. Rejs jest długi, ale nagrodą za trudy podróży jest idealnie zdrowa rafa, meandry korytarzy i kotłujący się wzdłuż ścian tłum ryb. Z kolei nurków symetrystów ;), lubiących zróżnicowane miejsca i „po trochu z każdej atrakcji” zapraszamy na Brothersy+Fury Shoals. To safari umiejętnie godzące nurkowania płytkie z głębokimi, a rafy z wrakami. Wisienką na safariowym torcie są safari fotograficzne. Można na nich nauczyć się fotografować lub udoskonalić swoje umiejętności w zakresie fotografii podwodnej, wspomnieć też należy o doskonałych materiałach, które każdy uczestnik przywozi z wyjazdu!
ŁODZIE. To coś na kształt pływającej bazy nurkowej skrzyżowanej z hotelem, restauracją i tarasem do opalania czyli poniekąd plażą. Są różne łodzie – luksusowe, z jacuzzi (po wymoczeniu 4 razy dziennie w morskiej wodzie raczej nikt z tego nie korzysta, chyba że do płukania sprzętu) i całkiem przeciętne, wygodne, ale dość skromne. Ma to oczywiście związek z wielkością, wyposażeniem i ceną. Każdy rodzaj łodzi ma swoich zagorzałych zwolenników. Konstrukcje z ostatnich 15 lat to duże i szerokie łodzie stalowe, standardowo 40-42-metrowej długości, szerokości około 9 metrów. Są bardzo stabilne, a wręcz kołyszą się w sposób przyjazny dla pasażerów, nawet tych, którzy deklarują, że mają morską chorobę. Najlepiej wybierać firmę, która ma ofertę łodzi już zweryfikowaną przez wieloletnią współpracę i co jakiś czas
odnawia swoją flotę. Te łodzie starzeją się dość szybko, więc firma nurkowa musi pilnować remontów, napraw, a także aranżacji wnętrz, żeby nasz europejski zmysł estetyki nie został od razu na wstępie porażony mnogością kolorów i faktur.
MIEJSCÓWKI NURKOWE. Sporządzenie takiej listy to ogromnie trudne zadanie, mamy nadzieję, że ten subiektywny opis oddaje różnorodność miejsc nurkowych.
YOLANDA REEF
miejsce nurkowe na półwyspie Synaj. Rafa, które oferuje wszystko – od pionowej, opadającej w głębiny ściany, przez koralowe ogrody, aż po znajdujące się na kilkunastu metrach pozostałości ładunku z wraku przewożącego armaturę. Sam wrak pod wpływem silnych prądów zsunął się o około 100 metrów w głąb morza. Prądy w tym miejscu to prawdziwy rollercoaster, często mają różne kierunki. Na początku nurkowania mogą leniwie pchać nurków, a w połowie przerodzić się w mocny downwelling. Na szczęście prądy przyciągają najwięcej morskiego życia! Ławice plataksów i tuńczyków to normalny widok, są też szanse na dużego zwierza. Przy niskim zużyciu powietrza można do atrakcji włączyć znajdujący się nieopodal ogród ukwiałów zamieszkiwanych przez błazenki.
Typ nurkowania: dryftowe Poziom trudności: średni/wysoki
BROTHERS ISLANDS
tych dwóch skalistych wysepek na środku Morza Czerwonego raczej nie trzeba nurkom przedstawiać. Wyspy Braci słyną jako miejsce spotkań z rekinami – między innymi longimanusami i młotami, z żółwiami i mantami. Płytkie plateau na północnych krańcach wysp są najczęściej odwiedzanymi fragmentami rafy. Na spragnionych malowniczych widoków nurków czekają olbrzymie koralowce stołowe i setki ryb. Głębiej rafa też jest piękna – dużo miękkich korali i gorgonii. Co najlepsze, rafy są w bardzo dobrym stanie. Docierają tu wyłącznie łodzie safari, a od niedawna prawo zakazuje cumowania na noc. Fani nurkowań wrakowych zwiedzą Aidę i Numidię. Uwaga, warunki bywają wymagające przez wysoki przybój i silne prądy.
Typ nurkowania: dryftowe
Poziom trudności: wysoki
UM EL KHARARIM
ta rafa na dalekim południu, wchodząca w skład Raf Świętego Jana, to zgodnie z tłumaczeniem z arabskiego – Matka Dziur. Nazwa dobrze oddaje charakter pozycji. To niepowtarzalny labirynt koralowych formacji, pełen grot, kawern i tuneli. Maksymalna głębokość to tylko 18–20 metrów, co pozwala długo zwiedzać różne zakamarki. Przed wpłynięciem w głąb rafy wytężcie wzrok – za narożnikami rafy, w zacienionych wgłębieniach i na łachach piasku mogą czekać ciekawe morskie stworzenia. To idealne
miejsce do obserwacji skrzydlic, ślimaków nagoskrzelnych, skorpen, igliczni i wielu innych, kamuflujących się w spokojnych wodach stworzeń. Fotografowie staną przed dużym dylematem – czy szukać szerokokątnych ujęć promieni światła na tle koralowych grot, czy może „zapolować” na małe zwierzaki z obiektywem makro.
Typ nurkowania: z zakotwiczonej łodzi
Poziom trudności: niski
THOMAS REEF
wszystkie cztery rafy między Synajem a wyspą Tiran są bardzo atrakcyjne, ale to Thomas Reef zasługuje na specjalne wyróżnienie. To miejsce doceniane jest przez nurków rekreacyjnych i technicznych. Największą atrakcją dla tych ostatnich jest Canyon, czyli rozpadlina zaczynająca się na krawędzi plateau znajdującego się na 30 metrach. Głębokość na dnie kanionu sięga aż 70 metrów, co pozwala zaplanować zaawansowane nurkowania techniczne w pięknej scenerii. Płytsza część Thomas Reef to malownicze ogrody miękkich korali i gorgonii. Spotkania z tuńczykami, barakudami i żółwiami nie są tu rzadkością, a z pokładu łodzi można wypatrzeć często widywane w rejonie Tiran delfiny. Zwłaszcza przy zachodniej części rafy należy uważać na prądy, znoszące nurków poza osłoniętą południową stronę rafy.
Typ nurkowania: dryftowe
Poziom trudności: średni do wysokiego
ELPHINSTONE REEF
długa na trzysta metrów rafa to największa nurkowa atrakcja okolic Marsa Alam. Znana jest przede wszystkim ze spotkań z różnymi gatunkami rekinów, między innymi młotów, longimanusów i żarłaczy rafowych, ale zdarza się też spotkać tu żarłacza tygrysiego i rekina wielorybiego. Tę samotnie wyrastającą z morskich głębin rafę opływają silne prądy, najczęściej z kierunku północnego. Gwarantuje to obfitość koralowców, zwłaszcza miękkich. Poniżej końca plateau, wieńczącego południową stronę rafy, znajduje się atrakcja dla nurków technicznych – arch między 52 a 60 metrem.
Typ nurkowania: dryftowe
Poziom trudności: wysoki
CLAUDIA REEF
Claudia Reef, z zewnątrz pełna koralowców mózgowych, odwiedzana przez napoleony i żółwie, prawdziwe piękno kryje we wnętrzu. Centralna część rafy jest podwodną plątaniną korytarzy i małych grot, do których przez otwory w suficie przedostaje się światło. Kawerny można eksplorować na niewielkiej – bo między 4 a 7 metrów – głębokości. Są na tyle przestronne, że spokojnie da się je zwiedzać w kilkuosobowych grupach. To jedno z miejsc, które nie tracą atrakcyjności, nawet po wielu odwiedzinach. A jeśli opuścicie wnętrze rafy, wypływając do niebiesko-zielonego ogrodu pełnego korali mózgowych i zostanie wam trochę wię-
cej powietrza, koniecznie musicie się pokusić o przepłynięcie szerokim korytarzem między dwoma częściami Claudii, gdzie natraficie na spore stanowisko błazenków w pomarańczowych ukwiałach, wyrastające na kilku tarasowato ułożonych półkach, jedna nad drugą. Uwaga, wokół rafy zdarzają się prądy i trzeba to uwzględnić planując nurkowanie. Typ nurkowania: z zakotwiczonej łodzi Poziom trudności: niski
DAEDALUS REEF
dosłownie na środku otwartego morza, około 48 mil morskich od Marsa Alam, 30 metrów nad powierzchnię wody wyrasta samotna iglica. To latarnia morska na długiej na 400, a szerokiej na 100 metrów rafie Daedalus. Silne i nieprzewidywalne prądy rozbijające się o północną stronę tej podwodnej formacji rozdzielają się w różnych kierunkach. Sprawiają, że to doskonałe miejsce do obserwacji rekinów. Szczególną sławą cieszą się nurkowania z rekinami młotami – przy odpowiednim szczęściu można ich tu spotkać dziesiątki! Daedalus jest przy tym w doskonałej kondycji. Reprezentacja koralowców, zarówno twardych,
jak i miękkich jest przeobfita. Poza rekinami można spodziewać się spotkań z tuńczykami, barakudami, orleniami i żółwiami. Na doświadczonych nurków technicznych w głębinach czeka prawdziwa gratka – wrak parowca Zealot, spoczywający między 75, a 110 metrem.
Typ nurkowania: dryftowe
Poziom trudności: wysoki
SATAYA
druga nazwa tej rafy to Dolphin House. I nie bez kozery! Na południowej stronie tej pozycji nurkowej znajduje się ogromne, płytkie plateau. Upodobały je sobie delfiny; dziesiątki, a czasem setki osobników! To miejsce daje niemal stuprocentową gwarancję spotkania tych sympatycznych morskich ssaków. Obserwacja delfinów w wodzie to czysta przyjemność – są ciekawskie i zainteresowane obecnością ludzi. Snorkeling z tymi inteligentnymi zwierzętami to najlepszy pomysł, bowiem płoszą je bąble wydychane przez nurków.
Typ nurkowania: dryftowe/snorkeling
Poziom trudności: niski
SMALL GIFTUN
ta mała wysepka, na której znajduje się posterunek policji, ma dla nurków dwa oblicza. W dzień – to najpiękniejszy ogród żółtych gorgonii w okolicach Hurghady. Imponujące korale dorastają tu do ogromnych rozmiarów, a podczas nurkowania szybuje się obok nich w lekkim prądzie. Kawałeczek dalej zaczyna się plateau, gdzie wypatrywać można życia makro. Jednak prawdziwie niesamowity
Small Giftun jest w nocy. Rafa obok tej wysepki słynie z gigantycznych muren. Na jednym nurkowaniu nocnym można spotkać ich od kilku do kilkunastu, a każda pokaźnych rozmiarów. Poza murenami, nocne nurkowanie urozmaicą polujące na małe rybki skrzydlice i szansa na spotkanie jednego z najpiękniejszych ślimaków nagoskrzelnych świata, hiszpańskiej tancerki.
Typ nurkowania: dziennie – dryftowe, nocne – z zakotwiczonej łodzi
Poziom trudności: od łatwego do średniego
Aby trasa była idealnie dobrana, przed wyjazdem poradźcie się kogoś w firmie oferującej safari. Wtedy na pewno trafi się Wam świetna ekipa, dobra łódź, a pod wodą jakaś ekscytująca niespodzianka. Warto postawić na sprawdzonych organizatorów, którzy mają wszystkie potrzebne ubezpieczenia, doświadczenie i dbają o stan techniczny swoich łodzi, zapewniając komfort i bezpieczeństwo uczestników. Darz nur!
Gdyby ktoś Wam powiedział, że wstaniecie o 5 rano na nura? Przez 6 dni pod rząd?
A po trzech nurach pójdziecie jeszcze na nocne? Dalibyście wiarę? ;)
Nasza specjalność: safari nurkowe w Egipcie 14 tras, 13 łodzi, zawsze z naszą kadrą!
DELFINY UMIERAJĄ PO CICHU
Tekst i zdjęcia JAKUB BANASIAK
Na Wyspach Owczych kończy się właśnie rzeź grindwali i delfinów białobokich, w której corocznie ginie od kilkuset do 2 000 zwierząt. W Japonii w niesławnym Taiji ruszył okres polowań na delfiny, pochłaniający za każdym razem kilkaset ofiar. Obie przerażające masakry są od lat nagłaśniane, monitorowane, dokumentowane.
Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że co roku, o wiele bliżej nas, rozgrywa się po cichu kilka razy większa tragedia delfinów, które tysiącami umierają dusząc się w rybackich sieciach.
Na zdjęciu Delfiny pasiaste
Każdego roku od stycznia do marca na zachodnim wybrzeżu Francji wielkie trawlery i statki rybackie zabijają średnio co najmniej 6000 delfinów. Według Obserwatorium Pelagis z siedzibą w La Rochelle liczba ta może sięgać nawet ponad 10 000. Statki łowią tam głównie okonia morskiego, ale jako przyłów do sieci wpadają delfiny, które zazwyczaj polują obok ławic okonia. Większość delfinów ginie w sieciach, a niektóre mordowane są z premedytacją na statkach. Delfiny, żerujące obok ławic labraksa (okonia morskiego), zostają złapane w sieci rybackie, które automatycznie chwytają wszystko na swojej drodze. Potem następuje bolesna śmierć, gdy uwięzione delfiny duszą się, zaplątane w narzędzia połowowe. Delfiny wyciągane żywcem na trawlery zwykle umierają w wyniku ran zadanych przez rybaków na pokładzie statku. Zwłoki, regularnie wyrzucane na francuskie plaże, mają złamania kości, połamane ogony i płetwy oraz głębokie rany powstałe po tym, jak linki sieci wrzynały się w ich tkanki. Delfiny, zaplątane w sieci, ze wszystkich sił próbowały wypłynąć na powierzchnię, aby zaczerpnąć oddechu, nie zważając na to, jak bardzo żyłki i linki kaleczyły ich ciała. To, co dzieje się w Zatoce Biskajskiej to prawdopodobnie największa, cykliczna rzeź delfinów na naszej planecie!
„Przyłów” to w tym wypadku niepozorny termin używany do opisania śmierci tysięcy delfinów schwytanych w narzędziach połowowych wzdłuż francuskich wybrzeży – rzezi, która odbywa się w całkowitej i ściśle strzeżonej tajemnicy. Chociaż prawo wymaga od rybaków zgłaszania delfinów przypadkowo schwytanych w ich połowach, w praktyce państwo nie wyznaczyło żadnego organu regulacyjnego, który miałby otrzymywać takie dane. Próżnia ta uniemożliwia monitorowanie śmiertelności ssaków morskich spowodowanej przez trawlery. Organizacje pozarządowe szacują, że rybacy zgłaszają zaledwie 7–8% przyłowu delfinów. Ponadto nie przeznacza się żadnych środków na wdrażanie bardziej selektywnych technik połowu, mimo że takie fundusze istnieją. Szacuje się, że zimą 2018–2019 r. w samej Zatoce Biskajskiej w wyniku działalności połowowej zginęło 11 300 delfinów pospolitych. Fakty te są skrzętnie ukrywane przed opinią publiczną. Bardzo niewiele osób nawet we Francji zdaje sobie sprawę ze skali problemu. Lobby związane z rybołówstwem jest tu bardzo silne
i robi co może, by utrzymać tę rzeź w tajemnicy i by nie doszło do zmiany prawa. Zresztą prawo na niewiele się przydaje. Intencjonalne odławianie delfinów jako gatunku chronionego jest przestępstwem. Ale tzw. „accidental bycatch” czyli przypadkowy incydentalny przyłów nie jest już złamaniem prawa. Tyle że rybacy doskonale wiedzą, że w czasie ich połowów przyłów delfinów będzie miał miejsce i to w masowej skali. Tak więc trudno mówić, że mamy do czynienia z „accidental bycatch”, skoro delfiny chwytane są w sieci bardzo często i w dużych ilościach!
Zdjęcie Mat Mat, Martwy delfin na wybrzeżu Francji
Zdjęcie Mat Mat, Martwy delfin na wybrzeżu Francji
Delfiny zwyczajne
Delfiny zwyczajne
Organizacja Sea Shepherd France, która estymuje, że prawdziwy wskaźnik śmiertelności delfinów u zachodniego wybrzeża może wynosić właśnie aż 11 000 rocznie z populacji liczącej 180 000–200 000 osobników, kolejny rok z rzędu prowadziła operację „Dolphin Bycatch”, której celem jest śledzenie i monitorowanie łodzi rybackich na tym obszarze. Jej zespół filmuje delfiny złapane w sieci i to, co dzieje się na pokładach trawlerów, aby zwiększyć świadomość społeczną na temat tej masakry. Chodzi też o to, by pokazać absurdalność twierdzenia, że przyłów jest przypadkowy i niezamierzony.
Lamya Essemlali, szefowa Sea Shepherd France, zwraca uwagę, że nawet jeśli delfiny przeżyją schwytanie, rybacy nie zawsze wypuszczają je z powrotem do wody. „Niektórzy rybacy wręcz je rozrywają i patroszą, próbując zatopić, tak aby zwłoki nie wylądowały na plaży” – powiedziała. „To jeden ze sposobów, aby dowody zniknęły”.
Organizacja Age of Union, która ściśle współpracuje z Sea Shepherd, nakręciła w ubiegłym roku film dokumentalny „CAUGHT” przedstawiający załogę statku partnerskiego „M/Y Age of Union” i jej działania na pierwszej linii frontu, aby położyć kres przyłowom delfinów oraz nielegalnym, nieraportowanym i nieuregulowanym połowom na francuskim wybrzeżu Atlantyku. Takie filmy mają szansę uświadomić szerokiemu gronu odbiorców i konsumentów, co tak naprawdę dzieje się na morzach i jak wielkim problemem jest grabieżcze rybołówstwo.
Międzynarodowa Rada Badań Morza, która koordynuje badania środowiska morskiego północno-wschodniego Atlantyku, również wezwała rząd francuski do nakazania zawieszenia niektórych nieselektywnych praktyk połowowych – czemu zdecydowanie sprzeciwiają się rybacy. Chodzi jak zwykle o pieniądze.
Już w lutym 2018 organizacje pozarządowe zajmujące się ochroną mórz zaczęły zbierać podpisy pod ogólnoeuropejską petycją, w której domagano się podjęcia działań mających na celu zapobieganie śmierci tysięcy delfinów ginących w sieciach rybackich w Zatoce Biskajskiej.
Organizacje aktywistyczne starały się cały czas wywierać presję na Francję. W 2019 r. grupa organizacji pozarządowych — Sea Shepherd France, France Nature Environment (FNE) i Defense of Aquatic Environment (DMA) — złożyła skargę przeciwko francuskiemu rządowi z prośbą o podjęcie działań w celu ochrony delfinów pospolitych. W 2022 r. Komisja Europejska wezwała ponadto Francję do zapobiegnięcia przyłowom delfinów i innych gatunków chronionych po tym, jak kraj ten nie odpowiedział na formalne wezwanie z 2020 r. W 2022 r. wspomnianą petycję z ponad pół milionem podpisów przekazano zastępcy dyrektora generalnego ds. środowiska w Komisji Europejskiej Patrickowi Childowi, francuskiemu dyrektorowi ds. rybołówstwa morskiego i akwakultury Ericowi Banelowi oraz hiszpańskiemu sekretarzowi stanu ds. środowi-
ska Hugo Moránowi. Obywatele europejscy dali zdecydowanie jasno do zrozumienia, że oczekują natychmiastowych działań ze strony rządów obu krajów, aby zapobiegły tym masowym ofiarom. Komisja Europejska również tutaj odgrywa kluczową rolę – musi kontynuować działania prawne, dbając o to, aby prawo UE było przestrzegane.
W imieniu obywateli grupy ekologiczne wezwały rządy Francji i Hiszpanii do pilnego przyjęcia odpowiednich środków w celu zapobiegania niepotrzebnej śmierci odławianych delfinów.
Sea Shepherd – logo akcji Dolphin Bycatch
Reklama filmu CAUGHT
Głównego winowajcę upatrywano we Francji, ale Cecilia del Castillo, specjalistka ds. polityki rybołówstwa w Ecologistas en Acción w Hiszpanii, zwróciła uwagę, że również „rząd hiszpański nie zaproponował ani nie wdrożył żadnych wystarczających środków, aby zapobiec przyłowom gatunków chronionych, takich jak delfin pospolity czy morświn. Co więcej, w krajowym planie przyłowów, właśnie zatwierdzonym przez rząd hiszpański, brakuje jakiegokolwiek planu zapewnienia ograniczenia przyłowu”
Ważne było, aby Komisja Europejska również znalazła się pod jak najsilniejszą presją. Podobnie jak inne walenie, delfiny są ściśle chronione na wodach UE zgodnie z dyrektywą siedliskową. Państwa członkowskie Unii są zobowiązane do wprowadzenia środków zapobiegających przypadkowemu połowowi tych gatunków na swoich łowiskach. Jednakże nie wprowadzono wystarczających środków, aby zapobiec przyłowom i śmierci delfinów, pomimo problemu utrzymującego się od dziesięcioleci. Rządy Francji i Hiszpanii uporczywie naruszały swój prawny obowiązek ochrony delfinów, co spowodowało uruchomienie przez Komisję Europejską postępowania w tej sprawie. Ale Francja i Hiszpania w dalszym ciągu odmawiały tymczasowego zamknięcia łowisk odpowiedzialnych za gwałtowny wzrost przypadkowych połowów delfinów i ignorowały zalecenia naukowe dotyczące metod połowu.
Sprawy przyspieszyły wiosną 2023 r. Na początku tego roku francuska sieć Stranding Network (RNE) ujawniła, że w okresie od 1 grudnia 2022 r. do 15 lutego 2023 r. prawie 400 małych waleni zostało wyrzuconych na brzeg wzdłuż zachodniego wybrzeża kraju. Naukowcy z Obserwatorium Pelagis, które koordynuje RNE podali, że 90 % z nich to delfiny pospolite (Delphinus delphis), a większość z nich nosi ślady obrażeń spowodowanych narzędziami połowowymi.
20 marca b.r. najwyższy sąd administracyjny Francji, Rada Stanu, dał rządowi sześć miesięcy na zamknięcie obszarów dla łowisk w określonych porach roku, aby ograniczyć liczbę zgonów delfinów na francuskim wybrzeżu Atlantyku. We wspólnym oświadczeniu organizacje pozarządowe nazwały orzeczenie Rady „historycznym zwycięstwem”. Na pewno jest to ważny sukces. Każda forma nacisku na rządy i EU jest istotna. Każde takie wydarzenie też pomaga nagłośnić tę olbrzymią tragedię zwierząt.
Pytanie tylko, czy finalnie zwycięży prawo i dobro zwierząt oraz morskiego ekosystemu, czy jednak polityka, lobby przemysłu rybackiego i pieniądze.
Już w raporcie z 2016 r. podpisanym przez francuskie Krajowe Centrum Badań Naukowych (CNRS), Pélagis i Uniwersytet w La Rochelle wyraźnie stwierdzono, że śmiertelność delfinów powodowana przez statki rybackie zagraża przetrwaniu tamtejszej populacji w perspektywie średnioterminowej. Ssaki morskie są szczególnie bezbronne, gdyż charakteryzują się niskim współczynnikiem płodności i dużą wrażliwością na zanieczyszczenia chemiczne i tworzywami sztucznymi, borykają się także z niedoborami żywności wynikającymi z przełowienia. Jeżeli nadal chcemy spotykać delfiny u wybrzeży Francji, należy natychmiast podjąć konkretne, bezkompromisowe działania w celu ich ochrony.
Czas i francuskie plaże pokażą już niedługo, czy rok 2023 rzeczywiście jest dobrym rokiem dla delfinów z Zatoki Biskajskiej.
Plakat petycji – 500 000 petycji
DOMEK NA JEZIORZE GŁĘBOKIM
JEST TAKIE MIEJSCE NA WODZIE, W KTÓRYM MOŻESZ POCZUĆ SIĘ JAK VIP I MIEĆ JE
TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA SIEBIE!
Domek na Jeziorze Głębokim. Z własnym pomostem i tarasem, z własnym zejściem do czystej wody. Z miejscem noclegowym dla 4 osób, z w pełni wyposażoną kuchnią, z własną łazienką i klimatyzatorem. Z zakazem wchodzenia osób postronnych.
Okoliczności przyrody Jeziora Głębokiego, szum delikatnego wiatru, tafla jeziora, która ukołysze Cię do snu. Masz to na wyciągnięcie ręki, wystukanie kilku cyfr na ekranie smartfona, dogadanie terminu i ceny i masz TO!
A jeśli nurkujesz, masz jeszcze do dyspozycji Bazę Nurkową Diving Center Extreme, z której dowolnie możesz korzystać. Do tego kajak lub rower w cenie najmu.
„Żyć nie umierać”!
Nam (Redakcji Perfect Diver) bardzo się spodobało.
Pytaliśmy o terminy na rok 2024... Niektórych już nie ma. Spieszcie się i rezerwujcie teraz, bo one szybko znikają!
Zdjęcie Przemysław Zyber
Zdjęcie Przemysław Zyber
Zdjęcie Przemysław Zyber
Zdjęcie Brunon Waligóra
Zdjęcie Brunon Waligóra
TAKA PASJA U DZIECI?
Tekst Dobrochna Didłuch CN Deco
Zdjęcia CN Deco
Po co komu pasja? Nie każdy ma swoją pasję, ale posiadanie choć jednej jest niezwykle ważnie i niezależnie czy jesteśmy dzieckiem czy już dorosłym dzieckiem. To dzięki nim cały czas możemy się rozwijać, pobudzać mózg do działania i przede wszystkim czerpać z nich przyjemność.
Dzięki pasjom nasze życie jest ciekawsze, a poświęcony im czas sprawia, że łatwiej radzimy sobie z problemami, potrafimy nabrać dystansu do otaczającej na rzeczywistości. W dorosłym życiu nasze pasje są często drugorzędnym elementem, z pewnością ogranicza nas czas. A wyobraź sobie, że zarażając swoje dziecko swoim zainteresowaniem zdobywasz bezcenny wspólnie spędzony czas w sposób atrakcyjny dla Was obojga. Nurkowanie rekreacyjne jest wręcz idealnym ogólnorozwojowym hobby, a takich zajęć każdy rodzic szuka dla swoich dzieci. Kontakt z wodą i ruch to elementy, które poprawiają naszą kondycję fizyczną, dobre nawyki, a co za tym idzie zdrowie. Wiedza jaką zdobywamy podczas kursów i wyjazdów nurkowych jest specjalistyczna i bardzo szeroka, ale podana w taki sposób, że zostaje w naszej głowie na zawsze. Nurkowanie kryje w sobie dużo dziedzin i elementów, które mogą Ciebie i Twoje dziecko zainteresować i co ciekawe, mogą być te same albo zupełnie inne, a częścią wspólną będzie zawsze nurkowanie. Fotografia pod-
wodna idzie w parze z fascynacją flory i fauny podwodnej, a jak jesteśmy przy fotografii, to tutaj mamy pełne pole do popisu. Jest tyle modelek i modeli podwodnych, o których nawet nie mamy pojęcia, dopóki ich nie zobaczymy, więc identyfikacja ryb bardzo szybko wszystkich interesuje. Kiedy pracowałam w Egipcie i przygotowywałam grupę na snorkeling, i pokazywałam katalog najpopularniejszych gatunków, które w danym miejscu można było spotkać , każdy zerkał trochę z niedowierzaniem, że to wszystko może zobaczymy. Po wyjściu z wody były już tylko pytania „jak ta ryba się nazywa?” i co będzie na kolejnym miejscu. W drodze powrotnej do portu na pokładzie miałam już wielu małych ekspertów. I tak zafascynowanych ludzi, bardzo łatwo nakłonić i nauczyć dbania o to środowisko. W dzisiejszych czasach tak ważna jest ochrona naszej planety. Uczmy dzieci od najmłodszych lat jak to robić, a w przyszłości będzie to dla nich naturalne.
Nurkowie wiedzą jaki jest początek, mianowicie basen. I w zależności od wieku naszej latorośli zaczynamy zabawę z ABC (ma-
ska, fajka, płetwy) albo rozpoczynamy pierwszy kurs nurkowy. Jeżeli jesteś już nurkiem, to na tym etapie dopingujesz dziecko, okazujesz satysfakcję z postępów, wspierasz je. Ale jeśli nie masz na swoim koncie certyfikatu nurkowego, to szczerze zachęcam do rozpoczęcie kursu wspólnie z dzieckiem. Pomijając wychwalanie, jak wspaniałe jest nurkowanie, to nawiązujemy z dzieckiem kolejne bardzo ważne połączenie – zostajemy partnerami nurkowymi. Na początku dzielimy trud i satysfakcję z nauki, kolejno budujecie między sobą zaufanie, sprawdzając siebie nawzajem przed każdym wejściem do wody. I nim się obejrzysz, a masz przed sobą swojego partnera, z którym dzielisz emocje, doświadczenie i cel. Nurkowanie to nie sam sport i rekreacja, ale dbanie o środowisko, ochrona raf koralowych, wiedza oraz empatia.
Wyścig szczurów z moich obserwacji zaczyna się już w przedszkolu. Wrzesień, pierwsze zebranie dla rodziców podczas, którego dostaliśmy plan zajęć podstawowy dla naszych dzieci, plus listę dodatkowych zajęć, na które oczywiście dziecko powinno chodzić. Od koloru do wyboru: balet, teatr, piłka nożna, umuzykalnianie z elementami rytmiki, sztuki walki i oczywiście języki obce. Listy szybko zaczęły się wypełniać imionami dzieci, przy czym nie brakowało sprzeczek rodziców, dobrych rad i oczywiście wymiany doświadczeń. I w pierwszej chwili wpadłam w panikę: MÓJ trzylatek ma zaległości!!! Większość dzieci już od roku chodziła na dodatkowy angielski i różnego rodzaju zajęcia rozwijające, a my chodzimy tylko na plac
Nasz wybór aktywności wodnej dla dzieci od najmłodszych lat, a raczej miesięcy, był bardzo naturalny i oczywisty. Nurkowie tak mają, że usychają bez wody. Ale Ty nie musisz być nurkiem, żeby zabrać dziecko, a nawet niemowlę na basen.
zabawa i basen. Wpadłam w wir organizacji naszych planów zajęć, kto kiedy kogo odbiera, gdzie zawozi i ile musi czekać… Szybko okazało się, że na plac zabaw nie mamy już czasu, w sobotę trzeba wstawać tak samo wcześnie, jak w tygodniu, a z dzieckiem czas na pogaduchy mamy w drodze na zajęcia albo z zajęć. Kiedy zabrakło nam czasu na basen powiedzieliśmy STOP!!! To szaleństwo musiało się skończyć, przecież ten MÓJ trzylatek dopiero co zaczął mówić po polsku i to tak, że nie każdy go rozumie :)
Nasz wybór aktywności wodnej dla dzieci od najmłodszych lat, a raczej miesięcy, był bardzo naturalny i oczywisty. Nurkowie tak mają, że usychają bez wody. Ale Ty nie musisz być nurkiem, żeby zabrać dziecko, a nawet niemowlę na basen. Ja zabrałam mojego synka na basen jak miał skończone dwa miesiące. Pierwszy raz byłam z tak małym dzieckiem na basenie i po pierwszym razie dosłownie namawiałam każdego kogo spotkałam z dzieckiem na taką aktywność. Przez pierwsze miesiące wybierałam Aqu-
apark, ponieważ był tam brodzik – strefa dla dzieci i dużo cieplejsza woda niż na basenie pływackim (ok. 29°C). Do czasu aż dziecko nie zaczęło siadać starałam się być na basenie w godzinach porannych i w tygodniu, ze względu na ciszę i spokój. Chlapaliśmy się wodą kiedy my chcieliśmy, a nie jak przez przypadek ktoś nas ochlapał. Dość szybko woda stała się dla dziecka bardzo naturalna i czuł się na tyle swobodnie, że samo leżenie, chlapanie, puszczanie bąbelków pod wodą nie było niczym nadzwyczajnym i wtedy zaczęliśmy targać ze sobą worek zabawek do wody. I na tym etapie zdecydowanie zalecam godzinny poranne, bo ciężko ogarnąć taki majdan zabawkowy z dużo większą ilością dzieci albo ograniczyć się do jednej piłki lub kaczuszki. Pamiętajmy, że dzieci mają inną termikę niż dorośli, a w szczególności niemowlaki. Pobyt z tak małym dzieckiem na basenie w wodzie bezpiecznie będzie trwał koło 30 minut. U nas zauważyłam również, że woda w brodziku po dłuższym czasie była za ciepła i na początku przed wejściem do szatni wchodziliśmy na chwile do dużego basenu (nie pływackiego) żeby się ochłodzi, zmniejszyć szok termiczny, bo w szatni zazwyczaj jest dużo chłodniej. Z każdym kolejnym miesiącem nasze zabawy przenosiły się do większego i chłodniejszego basenu. My nie czuliśmy potrzeby uczestniczenia w zajęciach dla dzieci na basenie, ale jeżeli nie czujesz się swobodnie w wodzie, czy obawiasz się o bezpieczeństwo dziecka albo po prostu nie masz pomysłu co z tak małym dzieckiem robić na basenie, to skorzystaj z oferty Aquaparku, a pod okiem profesjonalisty zrobisz to komfortowo dla Siebie i dziecka. Torba dla niemowlaka i bez basenu jest pokaźnych rozmiarów ale niezbędnie potrzebne
na basenie będą pieluchy do wody x 3 – lepiej nosić niż się prosić. I przygotowane na szybko do podania picie (woda, mleko) przy starszym dziecku jeszcze jedzenie. Nawet siedzenie w wodzie wyciąga z nas wodę i energię, a taki mały nurek szybko i głośno wyegzekwuje, co się mu należy po pływaniu.
W sezonie wakacyjnym, jak tylko robi się ciepło, to ciągnie nas do wody. Zabierajmy dzieci nie tylko nad morze czy jeziora ale wszędzie gdzie jest woda i ratownik – bezpieczeństwo zawsze na pierwszym miejscu! Jeżeli małemu dziecku wpoimy taką zasadę, to jako nastolatek może nie będzie na dzikusa z drzewa do wody wskakiwało. Kolejna rzecz to woda, ta do picia. Będąc w wodzie też się odwadniamy. Ochrona przed słońcem – czapka, krem albo koszulki do pływania. Jest to fajne rozwiązanie dla dziecka, które cały czas chlapie się w wodzie i nie wiadomo czy już trzeba kolejny raz smarować czy jeszcze chwile poczekać. Ja często decydowałam się na cienką piankę neoprenową. Z roku na rok jest coraz większy wybór i są dostępne już nie tylko w sklepach sportowych ale nawet w dyskontach typu Biedronka czy Lidl. Głównym atutem pianki jest jej wyporność. Nastolatek umiejący pływać nie zechce założyć już kapoka, a przed pianką nie będzie miał takich oporów.
Wakacje to też dobry moment na oswojenie dziecka z wodą. Pierwsze programy wodne dla dzieci można zacząć od 5 roku życia, tylko musimy pamiętać że podany wiek jest minimalny. Każde dziecko jest inne i my jako rodzice znamy nasze pociechy najlepiej. Tu trzeba użyć złotej zasady, czyli nic na siłę. Jak dziecko ciągnie do wody to nie ma żadnych wątpliwości, a z ta-
kim małym człowiekiem, który jeszcze sam nie wiem czy chce czy nie, to warto spróbować. Jeżeli się okaże, że to jeszcze nie ten moment to poczekać i spróbować za jakiś czas, a zawsze ku naszemu zdziwieniu może się okazać, że to absolutnie w 100% ten czas i będziemy mieć w rodzinie kolejnego pływaka. Nauki pływania możemy podjąć się sami, ale zachęcam do skorzystania z lekcji u profesjonalnego Instruktora. Dziecko nie ma „haka” na Instruktora jak na rodzica i za nim zacznie nim manipulować, to nauczy się pływać. I dajemy dziecku szansę nauki poprawnej techniki pływania bez naszych naleciałości, i w zasadzie sobie też, bo przecież za chwile będziecie pływać razem i nikt nie zabroni Wam uczyć się od Waszego dziecka.
Program Padi Nurek Powierzchniowy jest skierowany właśnie dla najmłodszych, ale rodzice jak najbardziej też są zachęcani do brania w nim udziału. Nauka pływania w ABC (maska, fajka, płetwy) i dbania o ten sprzęt tak żeby nie parowały szkła i maska nie ciekła, to bardzo dobre przygotowanie np. przed wakacjami. Wiele razy byłam świadkiem kiedy na statku rodzice ubierali dziecko w nowy sprzęt do snorkelingu i to był może ich drugi raz, bo ten pierwszy był w sklepie albo w domu. Niestety radość i ekscytacja szybko zamieniała się w złość i poirytowanie. U mniejszych dzieci od razu po wejściu do wody były ściągane płetwy. Jeżeli nigdy nie miały ich na sobie w wodzie, to najzwyczajniej w świecie im przeszkadzają. Kolejna odpadała fajka, bo ustnik nie taki albo nie były w stanie się do niej przyzwyczaić już na morzu, z falami i brakiem gruntu pod nogami. Kto z Was nie pływał z małym dzieckiem chcąc coś pokazać interesującego w wodzie tak, że miało maskę na twarzy brało oddech, wkładało głowę do wody na chwilkę i wisiało na Tobie? Niektórzy snorkelingowi szczęściarze trafiają normalnie jak 6 w lottka i mają wszystko powyższe plus leje im się woda do maski, która oczywiście paruje. Łatwo można tego uniknąć, przed wyjazdem na wakacje umów się z Instruktorem na zajęcia na basenie, dopasujecie sprzęt, przygotujecie go i przede wszystkim oswoicie się z nim w wodzie. Ważną rolę w komforcie naszego pływania odgrywa sprzęt. Wybierając sprzęt dla małych dzieci musi on być dedykowany dla dzieci albo w rozmiarze mini. Okularki do pływania
muszą być z miękkim sylikonem i najlepiej takie, które przypominają maskę bez noska czyli szkła są powyżej łuku brwiowego, są po prostu wygodniejsze dla dzieci. To samo dotyczy maski, rozmiar dopasowany do małej buzi i miękki sylikon to podstawa. Fajka powinna być z zaworkami, łatwiej będzie dziecku oczyścić ją z wody i tutaj bezwzględnie z małym ustnikiem. Cała reszta sprzętu nie będzie miała znaczenia, który idealnie dopasujecie, a ustnik zostanie za duży, ciężko będzie w ogóle włożyć go dziecku do buzi. Woda może dostać się bokiem i nawet jak poradzi sobie z tym, to i tak dziecko będzie czuło duży dyskomfort, a nawet ból od zagryzania zębów żeby utrzymać ustnik w buzi, a gdzie jeszcze oglądanie rybek? Płetwy wybieramy dopasowane do stopy oczywiście w kolorze pasującym do całej reszty. Nigdy nie zapominajcie o bezpieczeństwie i nawet najlepszy pływak na grzbiet powinien założyć dodatkowe źródło pływalności – kapok czy piankę. I jesteście gotowi żeby położyć się na wodzie i podziwiać świat podwodny z perspektywy lepszej niż telewizor, a za rękę trzymając naszą ukochaną osobę.
W następnym artykule wprowadzę Was na poziom wyżej czyli w świat bąbelków tych puszczanych pod wodą. Pomogę wybrać aktywność ciekawą dla Was, pełną akcji i zabawy w basenie oraz jak rozpocząć przygodę z nurkowaniem.
DOBÓR PARTNERA NURKOWEGO…
TRUDNIEJSZE NIŻ SIĘ WAM WYDAJE!
Tekst i zdjęcia Michał Czerniak RED
O PARTNERSTWIE W NURKOWANIU NAPISANO JUŻ WIELE. ORGANIZACJE
SZKOLENIOWE STAWIAJĄ OD POCZĄTKU NA SYSTEM PARTNERSKI
UCZĄC MŁODY NARYBEK NURKOWY. RÓWNIEŻ DAN NA SWOJEJ
STRONIE PODKREŚLA WIELKĄ WAGĘ PARTNERA W NURKOWANIU.
Ten artykuł nie będzie o tym, jak wybrać swojego partnera nurkowego i jakie cechy mieć on powinien, bo żaden ze mnie psycholog. Nie chcę też rozstrzygać tego, czy system 1+1 jest idealnym w nurkowaniach rekreacyjnych, a nurkowania techniczne wymagają już 3 nurków autonomicznych jako grupy. To na czym mi zależy to uświadomienie nam wszystkim, jak ważny jest partner nurkowy, jak wiele można się od niego nauczyć, wspólnie zdziałać, a z czasem… zdobyć przyjaciela.
Rozpoczynając swoją przygodę z nurkowaniem – w sposób naturalny – szukamy nurków lepszych od siebie. W ich obecności pod wodą czujemy się bezpieczniej, wiemy, że w każdej chwili udzielą nam pomocy, wskażą wyjście z ciężkiej sytuacji. Podczas tych nurkowań korzyści czerpie przede wszystkim strona poczatkująca, gdyż doświadczony nurek oddaje wiele ze
swojej energii aby zapewnić partnerowi bezpieczeństwo, często kosztem rezygnacji z własnych, ambitnych planów nurkowych. Taka symbioza jest dobra pod warunkiem, że trwa krótko. Mniej doświadczony nurek zdobywa ogromną porcję wiedzy pływając u boku bardziej doświadczonego kolegi (lub koleżanki); dość często ulega jednak tzw. uzależnieniu od niego, wyhamowując swój rozwój. Jeśli to dominujący partner w zespole nurkowym zajmuje się planowaniem nurkowania, wyłącznie on odpowiedzialny jest za kontrolę głębokości, gazów i czasu nurkowania, wyłącznie on nawiguje pod wodą z użyciem kompasu i wyłącznie on realizuje trudniejsze elementy po zanurzeniu, to oznacza, że układ partnerski nie istnieje. System zamienia się w układ mistrz-uczeń, co samo w sobie nie jest złe, nie stanowi jednak modelowego systemu partnerskiego, w którym na pomoc partnera w rów-
nym stopniu mogą liczyć obie strony. Badania DAN wskazują, iż niedoświadczony nurek nie jest w stanie w adekwatny sposób reagować i nieść pomoc w sytuacji realnego zagrożenia. Może to być wynikiem wyuczonej zależności od lepszego partnera.
Rozwiązaniem jest znalezienie nowego partnera o równych sobie umiejętnościach i taki podział zadań w tandemie, który pozwoli obu stronom na wzrost umiejętności, kompetencji i stworzy wzajemną odpowiedzialność za zespół.
Jestem wielkim orędownikiem systemu partnerskiego. Pływanie w duecie to nie tylko więcej bezpieczeństwa, ale i więcej dobrej zabawy. Dzięki partnerowi możesz liczyć na pomoc i awaryjny gaz. Dwaj partnerzy widzą też więcej niż nurek solo. Dodatkowa para oczu jest bezcenna nie tylko podczas kontroli bezpieczeństwa ale także przy eksploracji podwodnego świata. Znalezienie właściwego partnera nurkowego nie jest jednak tak proste jak mogłoby się to wydawać. Na lądzie, gdzie ryzyko wspólnego picia lemoniady jest o niebo niższe od ryzyka wspólnego nurkowania, potrzebujemy czasu, by stwierdzić, czy w czyimś towarzystwie czujemy się komfortowo i czy czas poświęcony na wspólne picie tej lemoniady nie był czasem straconym. Jeśli nie trafimy z wyborem kompana, poziom ewentualnego ryzyka dotyczącego naszego błędu jest znikomy. Sprawa ma się już zupełnie odmiennie, jeśli chodzi o wybór partnera nurkowego. Tego ostatniego zdarza nam się „otrzymać” czasami z zaskoczenia na łodzi nurkowej czy w przeddzień nurkowania podczas wieczoru zapoznawczego w hotelu w Egipcie. Jak podchodzicie do takiego partnerstwa? Co wiecie o osobie, z którą za chwilę macie nurkować? Czy wiecie, jakie ma rzeczywiste umiejętności, jakie ma mocne, a jakie słabe strony? Czy czujecie komfort wiedząc, że Wasz partner będzie za chwilę odpowiedzialny za udzielenie Wam pod wodą pomocy, gdy sprawy skomplikują się tak bardzo, jak tylko skomplikować pod wodą się mogą?
Nie zawsze mamy komfort posiadania obok siebie swojego stałego partnera nurkowego. Chciałbym jednak podkreślić, że przynajmniej ja za wszelką cenę do tego zawsze dążę bo ilość benefitów jaka wynika z takiego układu jest nie do przecenienia.
Nie chcę być w tym miejscu podejrzany o próbę autopromocji naszego duetu. Chciałbym jednak pokazać, dlaczego posiadanie stałego, zaufanego partnera nurkowego oznacza ogromną radość z nurkowania i przekłada się na wysoki poziom bezpieczeństwa. Dlaczego właśnie ze sprawdzonym partnerem można głębiej, można więcej…
Z Wąskim znamy się od lat. Zanim zostaliśmy partnurkami, wspólnie głosiliśmy chwałę rzymskiego oręża w grupie rekonstrukcyjnej, odtwarzającej legiony Cezara. Mamy za sobą udział w wielu rekonstrukcjach bitew i potyczek. Podczas jednego ze starć z plemieniem germańskich Allobrogów stałem obok Wąskiego tarcza w tarczę. Wpatrywaliśmy się obaj skupionym wzrokiem w chmarę nacierających na nas, pałających wściekłością barbarzyńców. Aby dodać nam obu otuchy powiedziałem wtedy „Wąski, przyzwyczaiłem się do Ciebie”. Już po wszystkim, gdy opadł bitewny kurz, Wąski podszedł do mnie i stwierdził, że to najlepszy komplement jaki zdarzyło mu się otrzymać od drugiego faceta.
Od tego czasu zaczęliśmy nurkować razem jako zespół partnerski.
Z każdym dniem poznajemy się lepiej. Znamy swoje silne i słabe strony i w mgnieniu oka potrafimy rozpoznać, czy ten drugi jest dziś w dobrym czy marnym nastroju. Nie muszę mówić, jak w wielkim stopniu przekłada się to na nasze bezpieczeństwo pod wodą. Zdobywaliśmy te same uprawnienia, pochłanialiśmy te same porcje wiedzy i wyznaczaliśmy sobie wspólne cele rozwoju nurkowego (specjalizacje). Mamy do siebie bezgraniczne zaufanie – nie wstydzimy się powiedzieć „boję się” co przełożyło się na ustalenie naszych wspólnych limitów nurkowych, w których każdy z nas czuje się komfortowo i bezpiecznie. Pływając wiele razem nauczyliśmy się swoich mocnych i słabych stron i ukształtowaliśmy tak nasz tandem aby uzupełniać się nawzajem. Nie zużywamy energii na szukanie się pod wodą – mamy od zawsze ustalone, kto płynie po prawej a kto po lewej stronie i nawet szybkie zmiany kierunku (gdy używamy skuterów) powodują, że nasz szyk formuje się w sekundę od nowa. Mamy też swoje wypracowane sposoby na ciągłe informowanie się o wzajemnej obecności, co eliminuje konieczność odwracania głowy w stronę partnera – przy konfiguracji technicznej bywa to często mało komfortowe.
Pływanie razem pozwoliło nam na wypracowanie swoistego systemu znaków nurkowych, których zasób jest znacznie
szerszy od standardowego ich zbioru. Niewiele jednak trzeba komunikować się pod wodą, jeśli znasz partnera i z 99% prawdopodobieństwem przewidujesz, co będzie chciał ci za chwilę przekazać. Znamy doskonale swoje konfiguracje i staramy się, bo używany przez nas obu sprzęt różnił się co najwyżej kolorem – dzięki temu zoptymalizowaliśmy proces awaryjnego wykorzystania sprzętu pod wodą. Dostosowaliśmy nawzajem własne tempa nurkowania i pływania do siebie, co powoduje, że nasz SAC jest niemalże identyczny. Komfortowo jest pływać w zespole, w którym identyczna jest ocena poszczególnych ryzyk i taka sama reakcja na te ryzyka. Mieliśmy o tym okazję przekonać się kilkukrotnie. Pewnej zimy postanowiliśmy zanurkować w jednym z wielkopolskich akwenów. Mróz powodował, że jezioro było pokryte lodem – wolny zostawał tylko niewielki pas wody wzdłuż pomostu. Ustaliliśmy azymut powrotny na kompasie zakładając, że jeśli popłyniemy prosto i za 150 metrów zawrócimy płynąc w przeciwną stronę, to dotrzemy do miejsca startu gdzie powierzchnia nie jest skuta lodem. Po 50 minutach pod wodą, pewni, że dotarliśmy do właściwego miejsca, rozpoczęliśmy procedurę wynurzania. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nad głową zamiast upragnionego przerębla pojawiła się gruba warstwa lodu. Warstwa zbyt gruba, by się przekuć, co skonstatowaliśmy w kilka chwil później. Dziś wiemy, że dokładnie w tym samym momencie każdy z nas pomyślał, że trzeba być niespełna rozumu, aby w taki sposób realizować nurkowanie i wpakować się w tak poważne tarapaty. Nie czas był jednak na posypywanie głowy popiołem. Od tej chwili rozpoczęliśmy najbardziej spokojną ale też najbardziej efektywną współpracę, jaka nam się dotąd zdarzyła. Konsekwentnie realizowaliśmy plan wyciągania własnych zadków z opresji, co przyniosło po wielu minutach spodziewany efekt. Stare przysłowie mówi, że problemy nurków zwykle zaczynają się na lądzie. Tak było i w naszym przypadku, bo schodzenie pod lód bez zabezpieczenia i dodatkowo z jednym, uszkodzonym kompasem było działaniem samobójczym. Mamy tego pełną świadomość. Dziś wyciągamy z tego zdarzenia pozytywne wnioski – dla nas był to poligon doświadczalny i wzajemny test osobowości. Zweryfikowaliśmy, jak zachowujemy się w momencie zagrożenia. Upewniliśmy się, że integralność naszego zespołu nie zostaje przerwana, że działania są spójne i pozbawione presji sytuacji, że jeden na drugim może po prostu najzwyczajniej polegać.
Podobnych sprawdzianów było jeszcze kilka… choć na szczęście nie byliśmy już autorami własnych problemów. Gdy jednemu
z nas zamarzł automat na 40 metrach na Honoratce, a pęd bąbli powietrza wydostających się z automatu zrywał maskę z twarzy, szybka i sprawna asysta drugiego sprawiła, że cały zespół przeprowadził w sposób sprawny i bezpieczny wynurzenie. Już sama obecność partnera w takiej sytuacji pozwala poczuć się komfortowo – tym bardziej, gdy ma się świadomość, że partner doskonale wie, co robić, gdyby sytuacja zaczęła przybierać inny obrót.
Nurkowanie to cudowne hobby, a eksploracja podwodnego świata przypomina czasami zdobywanie kosmosu. Romansujemy z ryzykiem, akceptujemy je, każdym naszym działaniem staramy się je minimalizować. Zaufany i pewny partner, posiadający właściwą wiedzę i umiejętności to skarb i gwarancja tego, że przyjdzie nam wspólnie cieszyć się z wielu kolejnych, bezpiecznych zejść pod wodę.
Właśnie takiej przygody sobie i Wam z całego serca życzymy!
Bądźcie bezpieczni!
PS. Kiedy wysłałem ten tekst Wąskiemu, zadzwonił natychmiast i stwierdził „musisz dopisać jeszcze, że dobry partner po twojej śmierci nie pozwoli twojej żonie sprzedać twojego szpeju nurkowego w takich cenach w jakich mówiłeś, że go kupiłeś!” (wybaczcie ten dowcip, choć stary, ciągle nas bardzo bawi).
NURKOWANIE W GŁĄB... SIEBIE
i zdjęcia Dominik Dopierała CN Deco
Woda nie jest naszym naturalnym środowiskiem. Podczas pierwszej lekcji nurkowania przełamujemy w sobie barierę. Naturalny lęk, który tkwi gdzieś głęboko w nas. Stawiamy nieśmiało pierwsze kroki, jesteśmy nieporadni i poruszamy się w dziwny nienaturalny sposób. Dużo się dzieje.
To tak, jak podczas pierwszej jazdy samochodem. Instruktor każe Ci zmieniać biegi, naciskać pedały, patrzeć w lusterka i przed siebie, kręcić kierownicą i jeszcze jakieś kierunkowskazy… i co jeszcze?! Ruszasz nieśmiało, włączasz się w ruch miejski, nieśmiało operujesz gazem…
Nie machaj rękoma, napełniaj kamizelkę, wyprostuj nogi w kolanach, oddychaj spokojnie, wyrównuj ciśnienie w uszach… i co jeszcze?
Płyniesz, unosisz się, lecisz, udało ci się, ooo nieee, ups, jesteś na powierzchni, jakaś niewidzialna ręka bezczelnie wyrwała Cię na powierzchnię. Znów jesteś pod wodą, znów latasz.
Początki w nurkowaniu, jak w większości sportów wymagających koordynacji ruchowej nie zawsze należą do najłatwiejszych. Zdobycie swojego pierwszego certyfikatu nurkowego to poważne wydarzenie. Gdy zapisujesz się na podstawowy kurs nurkowania, głębokość, do której on cię uprawnia, jest dla Ciebie ogromna. Nic Ci nie mówi okolice 20 metra, brr, strasznie głęboko. Ale ciężko pracujesz na basenach, nabywasz umiejętności i pewności siebie. Jedziesz na wody otwarte i tam wszystko czego nauczyłeś się w basenie… no właśnie wody otwarte to nie basen. Niby instruktor mówił, że nie będzie twardej ściany i dna, że lina to najwyżej będzie opustowa, a nie taka, na której możesz sobie powisieć. Znów spotykasz zapomnianego towarzysza. Twój lęk. Obawiasz się, jak to będzie, serce przyspiesza Ci gdy wkładasz głowę pod wodę na wodzie otwartej i… nic nie widzisz. Mówili Ci, że będzie trochę gorsza widoczność, ale ty nie widzisz nic. Nerwowo kopiesz nogami i nagle chmura, która owiała Cię mgłą opada, wypływasz z niej i woda jest ładna. Widzisz rybki, roślinki, znów przypominają Ci się umiejętności, których już się nauczyłeś, serce zwalnia. Zaczynasz cieszyć się nurkowaniem. Wzorowo wypełniasz zadania narzucone Ci przez instruktora i już pod koniec tego weekendu dostajesz swój pierwszy, wyśniony i wymarzony certyfikat nurkowy. Od teraz świat już jest Twój. Pewnie, jeśli warunki na to pozwoliły,
Tekst
Twój instruktor zanurkował z Tobą na maksymalną głębokość na twoim certyfikacie.
Wracasz do domu, pracy i chcesz się pochwalić, że właśnie zdałeś i już masz swój pierwszy certyfikat nurkowy. Może się pomylę, ale jedno z pierwszych trzech pytań jakie zostaną Tobie zadane to: Jak głęboko nurkowałeś? Z westchnieniem odpowiadasz, że tylko 18 m, ale mój instruktor to nurkował xxx i tu wstawiasz jego poziom najlepszości. Znasz go, bo sam zadałeś mu to pytanie.
Gdy emocje opadają i zaczynasz planować swoją karierę i pierwszy po kursie wyjazd, dociera do Ciebie ciekawa obserwacja. Poza pierwszymi 5 metrami, gdzie stosunkowo często wyrównywałeś ciśnienie w uszach, to kurczę, nie bardzo widziałeś różnice między 7 a 9 metrem. 12 i 15 były identyczne. 18 metr, po dłuższym zastanowieniu, był bliźniaczy do 12. Mam uprawnienia do 18 m, a jakby tak wsadzić rękę pod platformę i złapać 20 jak nikt nie będzie patrzył? Udało się 20,7 m i partner nawet nie zauważył. To spróbujmy 24 m, 30 m, 35 m, 40 m, czemu nie 45 m – będę w Chorwacji , Egipcie (niepotrzebne skreślić) to zrobię pięćdziesiątkę, sześćdziesiątkę. Na nurkowaniach w grupie będziesz wkładał rękę w muł, pod platformę, w najniższe miejsce żeby tylko być „najgłębiej”.
Czy ktoś Ci zabroni nurkować głęboko? Szczerze wątpię.
W tym artykule nie zamierzam przekonać Cię, że warto zrobić program zaawansowany i podnieść swoje uprawnienia do 30 m, nie zamierzam również przekonać Cię do programów głębokich do 40 m. Zdaje sobie sprawę, że jesteś zajętym człowiekiem, świat, w którym żyjemy pędzi i trzeba nadążać. Że już pewnie
masz plany wyjazdowe. Chcesz dostać od nurkowania dużo. Manty, rekiny, delfiny… lista jest długa.
Ktoś pisząc programy we wszystkich federacjach popełnił błąd. I powstawiał złe cyferki. Tam powinny być od razu 40 m. Masz już 6 nurkowań na koncie i uważasz że wszystkie te kursy i specjalizacje wymyślili tylko po to, żeby wyciągać od Ciebie kasę. I muszę Ci przyznać rację. Sam dojdziesz do tego, jak robić pewne rzeczy. Każda z nowych umiejętności zajmie Ci 10 może 15, max 20 nurkowań. Zamiast 2–4 nurkowań na kursie specjalistycznym. Od lat mam jeden z najwyższych współczynników kontynuacji edukacji. Prowadzę jako zawodowy instruktor nurkowania WSZYSTKIE specjalizacje w mojej federacji. Nawet te wydawałoby się najśmieszniejsze. Swoim studentom stawiam bardzo wysokie cele na samym początku ich kariery. Nie sprzedaję im jednego kursu tylko piętnaście. Przygotowuję ich kompleksowo zanim wypuszczę ich w świat. Czy na tym zarabiam? TAK. Ale nie wstydzę się swojego „produktu”. Mój nurek jest kompleksowo przygotowany zanim opuści „gniazdo”.
Bardzo często rozmawiam z ludźmi, którzy wyjechali na drugi konie świata i wrócili rozczarowani. Nurkowania były słabe, nic nie widzieli, zapłacili wiaderko pieniędzy za wyprawę i czują się oszukani. Zawsze bawi mnie ich rozczarowanie. Wynika z niezrozumienia jak działają centra nurkowe na całym świecie. Działają tak samo jak TY.
Masz ogród? Nie, a może znajomego z ogrodem? Pięknym, zadbanym, z piękną trawą, kwiatami, drzewami. Masz taki ogród? To ja chciałbym w nim zorganizować kinder bal dla jednego z moich synów. Wiesz, machnie się na trawie dmuchańce i taką
wodną ślizgawkę na tym czerwonym drzewie, na środku powiesi się piniatę, dzieciaki będą się w ciuciubabkę bawiły, no rewelka. Zaprosimy całe przedszkole. Domyślasz się jak ten ogród będzie wyglądał, jak wpuszczę do niego 30 przedszkolaków.
Tak samo będzie wyglądała najpiękniejsza rafa w Raja Ampat, gdy wpuścisz na nią 30 przedszkolaków. Jednym nieudolnym kopnięciem zwalą koral, który rósł 50 lat. Dlatego właśnie żadne szanujące się centrum nurkowe na świecie nie zabierze przedszkolaka na najlepszą rafę. Pojedziesz na drugi koniec świata z podstawowym certyfikatem i będziesz oglądał piach za toaletą. Musisz udowodnić swoim nurkowaniem i certyfikatami, że warto Ciebie zabrać w najlepsze miejscówki.
Nie widzisz różnicy między głębokościami. Jesteś za mało doświadczony, żeby ją zobaczyć. Masz za małą wiedzę. I nie chodzi mi o to, żeby Cię obrazić. Nie da się na krótkim szkoleniu (tak program podstawowy w dowolnej federacji był TYLKO krótkim szkoleniem) nauczyć Cię całej gamy różnych umiejętności. Nieważne jak dobrym studentem byłeś, ani jak dobry był Twój instruktor. Program tego nie przewidywał. Czy zauważyłeś różnicę pomiędzy swoim pierwszym nurkowaniem na programie, a ostatnim? To były TYLKO cztery nurkowania. Wiesz co dobry instruktor może zdziałać z Tobą przez cztery nurkowania szkoleniowe? Na dowolnym poziomie?
Bardzo często mówimy o różnych parametrach nurkowania, nie zdając sobie sprawy ze znaczenia cyfr. Te cyfry niby były omawiane, ale nasza percepcja nie zarejestrowała wartości i nie do końca je rozumiemy. 3 metry to niewielka głębokość, ale stań na balkonie na pierwszym piętrze i spójrz w dół. Zeskoczyłbyś? 18 metrów, balkon na 6 piętrze. 30 metrów to już 10 piętrowy blok i dołóż jeszcze ze 3–4 pietra do 40 m (dla uproszczenia przyjąłem, że kondygnacja ma 3 m).
Nadal uważasz że to mało? Rozwiń 40 metrów linki na ziemi i zrób wzdłuż niej sobie spacerek. Ale chwila, pamiętasz jaka jest prędkość wynurzania? Ta, którą poleca wydawca tabel, według których nurkujesz, albo producent twojego komputera? Nie wiesz, nie nauczyłeś się tego podczas nurkowań głębokich? Nie przeczytałeś instrukcji swojego komputera, albo go nie masz? Podpowiem Ci na tym etapie, że ta prędkość to około 10 m/s.
Czy to szybko, czy wolno? Zaraz sprawdzimy! Nie ma problemu na pewno masz stoper w telefonie. Pod wodę go nie weźmiesz, ale do tego eksperymentu wystarczy. Ustaw się w jednym końcu odmierzonego odcinka, naciśnij start. Od tego momentu masz 4 minuty (240 sekund) na pokonanie tego dystansu. Ponowie pytanie. Czy 10 m/s to szybko czy wolno?
I jesteś pewien, że bez specjalistycznego szkolenia z doświadczonym instruktorem jesteś w stanie utrzymać taką prędkość wynurzania, robiąc wynurzenie awaryjne z 30–40 m? Przez całą drogę panować nad swoją pływalnością i skończyć takie nurkowanie przystankiem bezpieczeństwa na 5 m?
Dla przypomnienia opowiem co to jest nurkowanie rekreacyjne. Dla Twojej wiedzy, możesz śmiało mnie cytować, rozpowszechniać – nie ja to wymyśliłem, jest to wiedza ogólnie dostępna. Nurkowanie rekreacyjne to nurkowanie w zakresie od 1 do 30 m, w wyjątkowych sytuacjach 40 m, w granicach limitów bezdekompresyjnych, bez wchodzenia w dekompresję. To nurkowanie, które w każdej chwili możesz przerwać i w dowolnym momencie tego nurkowania wykonać wynurzenie awaryjne. Oczywiście zaleca się je kończyć przystankami bezpieczeństwa (3 minuty na 5 m). Ale zakłada się, że jeśli byś ominął taki przystanek, nie powinno nic Ci się stać. To nurkowanie zakłada również dublowanie wielu elementów, ale nie jak w przypadku nurkowania technicznego na sobie, tylko na partnerze. Nurkowanie w parze jest podstawowym założeniem, do tego 50 bar rezerwy u Ciebie i partnera, z którym możesz się podzielić obowiązkowym octopusem. Twój partner to również zapasowy mózg, komputer, kompas i wszystko, co zabierzecie ze sobą razem i będziecie wiedzieli jak używać.
Ale najważniejsze jest to, że możesz się w każdej chwili wynurzyć. Nie będę Ci tu pisał jakie limity bezdekompresyjne są dla 18, 30 i 40 metra. Na pewno pamiętasz, albo wiesz jak to szybko sprawdzić w swojej tabeli bądź komputerze. I na pewno pamiętasz, że im głębiej tym te limity robią się krótsze i to radykalnie.
Oczywiście są sposoby na bezpieczne ich wydłużenie i używanie nadal założeń rekreacyjnego nurkowania. Ale to opowieść na dwa kolejne artykuły.
Wydaje Ci się, że to już dużo na temat głębokości. Tak naprawdę nawet nie „liznęliśmy” tematu. Słyszałeś o narkozie azotowej, efekcie martini? Wielu początkujących nurków jej nie ma. A przynajmniej tak twierdzi. Z odczuwaniem jest trochę jak ze środowym meczem piłki nożnej z kolegami. Wypijacie piwko, dwa, mecz jest emocjonujący. Do przerwy jest po trzy piwa na głowę. Mecz kończycie w szampańskich nastrojach. Twoja drużyna wygrywa i z wynikiem po sześć piw kończycie mecz. Patrzysz na siebie i swoich kolegów i uważasz, że na pewno nie są pijani, a tym bardziej Ty. I wchodzi żona jednego z nich i widzi prawdę – czyli bandę pijaków. Dokładnie tak samo jest z narkozą. Patrzysz na siebie i partnera, i wydaje się Wam, że problem Was nie dotyczy. Potrzebujecie osoby z zewnątrz, która będzie w stanie to ocenić. I pokazać Wam jak bardzo ten problem Was dotyczy.
Cała fizyka nurkowania zaczyna mieć znaczenie przy głębokim nurkowaniu. Zanikanie kolorów, sprężanie i rozprężanie
gazów. Używanie specjalnego sprzętu, umiejscowienie tego sprzętu, wyważenie i pływalność. Głębokie nurkowania nie wybaczają błędów. Używanie świadome automatu i jego regulacji.
Zarządzanie gazem. Pewnie wiesz, że im głębiej nurkujesz tym szybciej pozbywasz się czynnika oddechowego z butli. Na głębokości 40 m zużywasz pięć razy tyle gazu na jeden oddech, co na powierzchni. Umiejętność gospodarowaniem gazem jest bezwzględnie potrzebna podczas głębszych nurkowań. Bez tego gaz skończy Ci się zanim dojdziesz do limitów.
To, co do tej pory napisałem dla Ciebie, to nie szkolenie z nurkowania głębokiego, to bardziej komunikat o zagadnieniach, których tego typu nurkowania dotykają. Tylko profesjonalny instruktor nurkowania jest w stanie ocenić Ciebie i twoje umiejętności oraz przekazać Ci wiedzę i zestaw potrzebnych umiejętności, żebyś mógł bezpiecznie wykonywać takie nurkowania. Celowo nie dotykałem wszystkich zagadnień, bo moim celem jest zmusić Cię do myślenia. O sobie, Twoim partnerze, najbliższych, o Twojej rodzinie. Zależy mi, żebyś bezpiecznie nurkował i zawsze wracał na powierzchnię. A to wymaga odpowiedzialnych nurkowań zwłaszcza głębokich.
Polecam Ci zrobienie programu głębokiego pod okiem doświadczonego instruktora. Zdziwisz się jak wiele się dowiesz podczas tego programu. Jak ekscytujące będą te nurkowania. I nawet jeśli wcześniej już nurkowałeś „głęboko”, jak te nurkowania mogą się od siebie różnić. O ile rzeczy zadbasz już na etapie planowania takiego nurkowania. To na pewno będzie ciekawa przygoda. W kolejnym artykule z cyklu spróbuje Cię przekonać do, jak wiele razy słyszałem, najśmieszniejszego kursu. Doskonałej Pływalności.
SLOW DIVE – SLOW LIFE
Miasto Pasym, położone w województwie warmińsko-mazurskim, zaledwie 2 i pół godziny od Warszawy. To urokliwe miejsce o bogatej historii i malowniczym otoczeniu. Znane z pięknych jezior oraz otaczających je lasów.
Pasym przyciąga miłośników przyrody i spokoju. W centrum miasta góruje gotycki kościół ewngelicki, z drugiej strony miasteczka jest kościół katolicki, częsty widok na Mazurach. Obok piękny neogotycki ratusz i urokliwe kamieniczki, tworzące atmosferę sprzyjającą relaksowi i wyciszeniu.
Miejsce, gdzie rytm dnia wyznacza przyroda i jej naturalny cykl. Co nas uderza, to cisza i wszechogarniający spokój.
Na początku myślisz „miasto-widmo”, jednak już po kilku dniach pobytu, to miejsce nas wciąga i jakby zaczyna na nas oddziaływać w niesamowicie dziwny sposób. Dopiero po kilku dniach poirytowania zaczynam zauważać subtelnie tętniące życie. Poranna kontemplacja jeziora Kalwa, zlot kaczorów na pomo-
ście. Idąc rano do piekarni, zaglądam w okna, próbując dojrzeć co robią ci wszyscy mieszkający tu ludzie, ale dostrzegam tylko wielkiego dostojnego kota, który siedzi na parapecie i w bezruchu gapi się na mnie swoimi wielkimi, jasnymi oczami. Popołudnia dość senne, tylko krzyki ptaków z krzaków i szuwarów, wieczorem kontemplacja zachodu słońca – pomarańczowe niebo nad kompleksem młyńskim, jakby zaraz miała nadejść apokalipsa. To pomarańczowe niebo wzbudzało we mnie za każdym razem uczucie podziwu, nieco przeraża i jednocześnie napawa spokojem.
Tak widzi miasto Agnieszka, współpracująca z naszą szkołą psychoterapeutka.
Otaczające pobliskie jeziora oczarowują nas swoim zróżnicowaniem, zarówno jeśli chodzi o liniię brzegową, jak i przyrodę pod powierzchnią wody. Mimo, iż są położone blisko siebie, są tak różne od siebie.
W Polsce jest bardzo silny mit żeglarski, zaraz za nim nurkowy. To wręcz osobny styl życia, związany z aktywnym wypoczynkiem, jak też byciem w grupie, kształtowaniem młodych charakterów. Jezioro symbolizuje w nim zdrowie i siłę płynącą z natury, spokój, ale też dzikość. Zapraszamy Was w miejsca, w których lubimy nurkować, by wtopić się choć na chwilę w tryb slow.
W granicach miasta Pasym jest jedno z najczystszych jezior w Polsce – Jezioro Leleskie. Jezioro przylega do drogi krajowej
Tekst Aldona Dreger, Agnieszka Romańczuk Zdjęcia Jacek Twardowski
nr 53, między Szczytnem, a Olsztynem. Do samego jeziora można dostać się licznymi drogami gruntowymi odchodzącymi od szosy i od wsi Leleszki i Elganowo.
Jezioro Leleskie wyróżnia się pięknymi podwodnymi łąkami, pokrytymi niekiedy obłokami siarkowodoru, co tworzy niesamowity efekt nurkowania w chmurach. Można tam spotkać wiele ryb, takich jak sielawa, płoć, leszcz, okoń, szczupak i węgorz.
Łąki te można podziwiać przemieszczając się wzdłuż brzegu, od pomostu do pomostu. Są to nurkowania na małych głębokościach, robi się je dla samej przyjemności.
Najpiękniejsze miejsca nurkowe na jeziorze, to w subiektywnej kolejności Zatoka Gedajno, nazywana także Galindą, to dzikie nurkowisko, oddalone od miasta i jakichkolwiek zabudowań. Miejsce piękne nad wodą, a pod znajdziecie przepiękną i różnorodną podwodną łąkę. Na powalonych drzewach rozrastają się słodkowodne gąbki, a wśród gałęzi jest dużo ryb,woda jest przejrzysta, a głębokość do 6 m. Przepiękne są tutaj nurkowania nocne, zupełnie inne, bo widzimy więcej niż w ciągu nurkowania dziennego. Widzimy to, co oświetlamy światłem latarki. W tym niewielkim polu widzenia, koncentrujemy się na niewielkiej przestrzeni, niczym przez szkło powiększające, na śpiących rybach, zawieszonych w bezruchu, na księżycu widocznym spod sklepienia wody, niekiedy na kroplach wody wpadających do jeziora, przy padającym deszczu.
Drugim godnym polecenia miejscem jest cypelek, niedaleko którego, na 13 m głębokości, zatopiony landrover jest schronieniem dla miętusów.
Różnorodne ukształtowanie dna i piękna podwodna łąka to niewątpliwe atuty tego miejsca.
Pory roku w jeziorach są inne niż na powierzchni. Tutaj wchodząc pod lód w grudniu na powierzchni zima, a tam pod wodą jeszcze jesień. Potem, gdy na powierzchni jest wiosna, tutaj w głębi jeziora jest jeszcze zima. A kiedy u nas lato tam pod wodą jest wiosna.
Łatwy dostęp do wody zapewnia wejście z plaży wiejskiej, gdzie znajdziemy kilka platform do ćwiczeń, dla osób lubiących głębiny świetnym miejscem jest Elganowo, dno schodzi tam szybko do 50 metrów.
Jezioro Łęsk położone w bardzo ładnych klimatach, wijące się jak rzeka. Jest ciekawe pod względem nurkowym. Najpierw fajny, piękny litoral, od 5 m do 15 metrów głębokości jest mleczna, słaba widoczność i wychodzi się na 15 m do krystalicznej czystej wody. Jest zimno i ciemno, poniżej termokliny. Patrzysz, zwalniasz i jesteś w innym świecie. Nie można tego doświadczyć w morzu. Nurkujemy tu o każdej porze roku. Doświadczamy podróży w czasie, cofamy się. Pory roku w jeziorach są inne niż na powierzchni. Tutaj wchodząc pod lód w grudniu na powierzchni zima, a tam pod wodą jeszcze jesień. Potem, gdy na powierzchni jest wiosna, tutaj w głębi jeziora jest jeszcze zima. A kiedy u nas lato tam pod wodą jest wiosna. Więc gdy ktoś się mnie pyta czy rafa w tropikach, czy Leleskie, to zdecydowanie wybieram Leleskie. Są tu także dobre warunki do nauki nurkowania. Na Kalwie świetne warunki do nauki nawigacji. Dobrze się tu robi intro nurkowe. To jest niesamowite uczucie, gdy patrzysz na ludzi,
którzy doświadczają tego po raz pierwszy. Są zachwyceni tym, co widzą.
SLOW LIFE – ZALETY WCIŚNIĘCIA HAMULCA
Slow life to filozofia życia, która zachęca do przeciwdziałania przebodźcowaniu informacjami, nagromadzeniu zobowiązań i nadmiernemu tempu codziennego funkcjonowania. Jej fundamentem jest idea czerpania przyjemności z drobnych, codziennych czynności oraz zanurzenia się w chwilach, zamiast ciągłego gonienia za kolejnymi zadaniami. Zwolnienie tempa życia może przynieść wiele korzyści dla naszego zdrowia psychicznego i fizycznego.
REDUKCJA STRESU
W nurkowaniu samo przebywanie pod wodą redukuje stres. Nie mam tutaj na myśli stresu związanego z samym zejściem pierwszy raz pod wodę. To czas związany raczej z ekscytacją i dreszczykiem emocji, i zazwyczaj po przejściu tego początkowego etapu, mija. Bardziej chodzi o moment świadomego nurkowania. Dla mnie uczenie się czegoś nowego w naturalnym środowisku, w kontekście obcowania z przyrodą, pomogło mi w odbudowaniu kondycji psychicznej – mówi Aldona, instruktorka szkoły WeWell Diving.
Zauważyłam, że nurkując co weekend wzmocniłam swoją uważność na tyle, że po pewnym czasie, na niektóre sytuacje stresogenne, na które nie miałam wpływu, przestałam zwracać
uwagę. Potrafiłam wyłączyć się na chwilę, i być tu i teraz, pomimo tego całego zgiełku dziejącego się wokół. To praktycznie jedyne miejsce, gdzie pozwalamy sobie bezkarnie na pozostawienie telefonu poza zasięgiem naszego wzroku, odłożenie niedokończonych zadań na biurku, bez ciągłego myślenia o nich i wpędzania się w poczucie winy naszej niedoskonałości, czy setki maili oczekujących odpowiedzi. Od tego momentu uznałam, że spędzanie czasu pod wodą mi służy i chcę to robić częściej. Prawdziwe podwodne mindfulness.
Przy każdym kolejnym zejściu pod wodę, budziła się we mnie ciekawość podwodnego świata, ale także reakcji własnego organizmu. Relaksowało mnie skupienie wzroku na własnym oddechu, na mieniących się bąblach, wydobywających się z automatu. Bawiłam się tym. Tym samym spowalniając oddech, czyli redukując organizm z trybu walki i ucieczki, jak to się odbywa w wielkim stresie, w fazę wyciszenia i spokoju. Biorąc pod uwagę, że uczymy na kursach regulowania pływalności oddechem, uczymy czegoś znacznie więcej. Że to nie organizm kieruje nami, tylko to my dyktujemy organizmowi, co mu służy.
WIĘKSZA ŚWIADOMOŚĆ
Czym różni się nurkowanie w jeziorze w porównaniu do nurkowania w innych akwenach wodnych i czy to, gdzie się nurkuje ma znaczenie? “Ludzie goniący za realizacją swoich ambicji, w pogoni za gromadzeniem dóbr materialnych, dla równowagi
poszukują kontrastu pomiędzy przyspieszeniem i zwolnieniem. To właśnie można odnaleźć tutaj. To małe miasteczko stało się synonimem czegoś pięknego” – mówi znany polski malarz i nurek amator, profesor i wykładowca warszawskiej ASP Wojciech Cieśniewski. Dla mnie nurkowanie to było metafizyczne przeżycie oraz przygoda. Wszedłem w świat podwodny. Mazury, które znam od urodzenia, zobaczyłem z perspektywy tafli wody. Zobaczyłem moje pejzaże z perspektywy głębiny wodnej, z perspektywy 5, 10, 15 metrów. Gdy zacząłem tu nurkować, poczułem, że w tej zagęszczonej materii wodnej moje ruchy były inne, powolne i spokojne. Znalazło to odbicie w moim malarstwie. To przełożenie środowiska wodnego powoduje, że inaczej wypowiadam się farbą, maluję powoli ruchem pędzla. To są te przełożenia nurkowania na moją sztukę” – kontynuuje prof. Wojciech Cieśniewski.
POPRAWA
RELACJI
Wolniejsze tempo życia pozwala na lepsze poświęcenie uwagi naszym relacjom z rodziną, przyjaciółmi i partnerem. To buduje silniejsze więzi i tworzy wartościowe wspomnienia.
Pasja to czynność wykonywana dla relaksu, w czasie wolnym od pracy, to aktywny odpoczynek. Jeżeli pracujemy umysłowo, jako hobby najczęściej wybieramy wysiłek fizyczny dla równowagi. Pojawia się wiele nowych tematów do rozmów na spotkaniach towarzyskich i budzi się kreatywność.
TWÓRCZOŚĆ I ROZWÓJ OSOBISTY:
Zwolnienie tempa może być sprzyjające dla rozwoju kreatywności. Mając więcej czasu dla siebie, możemy odkryć nowe pasje i zainteresowania.
Jacek Twardowski instruktor, nurkujący w okolicznych jeziorach: „Najlepiej nam się tutaj nic nie robi, oprócz nurkowania. Piękne jeziora, a każde z nich jest inne. Kalwa. Jezioro nieprzejrzyste, widoczność na 2-3 metry. Jezioro Leleskie, czyste bardzo głębokie, dużo zatoczek i piękne podwodne łąki. To uczucie lewitacji nad podwodnymi łąkami jest bezcenne. Wisząc tu w wodzie, po prostu leżysz i patrzysz. Lewitujesz. Często odbywamy tutaj safari mazurskie. Jedziemy ze sprzętem i nurkujemy w każdym dogodnym do wejścia miejscu."
CZY NURKUJĄC MOŻNA SIĘ SPIESZYĆ?
Woda zmusza Cię do powolności. Gęstość wody powoduje, że opór jaki stawia ona ciału, jest znacznie większy niż opór powietrza. Ruch w wodzie jest spowolniony. Woda znacznie hamuje przenoszenie dźwięku. Kombinacja tych fizycznych właściwości wody i wpływu jaki ma ona na zmysły, sprawia, że ruch pod wodą jest spowolniony. Im wolniej tym lepiej i przyjemniej. To opanowanie samo przychodzi, wystarczy być i życie samo się dzieje. Wisieć w wodzie i zwalniać w naturalny sposób. Jak wychodzimy na powierzchnię można to przełożyć na życie w realnym świecie. „W realnym świecie byłem zapominalski. Pod wodę nie mogę zejść nieprzygotowany. Nurkując intuicyjnie zwalniam i lepiej się przygotowuję. Teraz w realu nie lubię się spieszyć. Nie zapycham kalendarza. Czasami są sytuacje, kiedy jest to nieuniknione, jesteśmy popychani
przez terminy, sto telefonów. Teraz incydenty zapominania rzadziej mi się zdarzają. Potrafię też lepiej słuchać ludzi. Tej uwagi nauczyłem się właśnie podczas nurkowania. Nurkowanie daje mi reset, pozwala zwolnić. A jednocześnie uczy aktywności uważnej i bez pośpiechu” – mówi Jacek.
W SLOW LIFE I SLOW DIVE MOŻNA SIĘ ZAKOCHAĆ
Slow life to przeciwwaga dla współczesnego tempa życia. Powolne życie nie jest synonimem lenistwa i nicnierobienia. Slow life daje nam szansę na docenienie chwil, które zazwyczaj przemijają niezauważone. Wprowadzając elementy slow life do naszego codziennego życia, możemy zyskać spokój, większą satysfakcję oraz lepsze relacje z otoczeniem. Nurkowanie pasuje do tego idealnie. Powiem więcej, może nas nauczyć slow life. Powolne z natury nurkowanie można przyrównać z zagłębianiem się w swoje myśli. W cichym tonie, gdzie spokój góruje, nurkując odnajdujemy harmonię ruchów i czujemy podwodne piękno. Wewnętrzny spokój, w sercu rozkwit, bezcenna fortuna. Spowolnij krok, spowolnić ruch. Tak slow life miesza się ze slow dive poprzez fale harmonii, kiedy w ciszy odnajdziemy sens. Zanurz się.
TAŃCZĄCY Z FALAMI
Tekst i zdjęcia WOJCIECH JAROSZ
Obserwowanie fulmarów szybujących tuż nad falami wzburzonego oceanu to niezwykłe przeżycie. Jest to doświadczenie dostępne tylko dla wybranych – dla tych, którym zdarza się bywać na rozbujanym morzu.
Bystre umysły ludzi morza nie dowierzają w to, co widzą oczy, gdy fulmary z gracją primabalerin najlepszych światowych baletów mkną przy powierzchni niemal muskając wodę, przepadając w dolinie kolejnej fali, by za moment wślizgnąć się bez wysiłku nad grzbiet następnej wodnej góry. Najbardziej nawet podstępna fala nie jest w stanie zaskoczyć tych doskonałych szybowników. Nie trzeba być specjalnie wrażliwym na uroki dzikiej przyrody, by zachwycać się tym spektaklem. Wydaje się, że harde serca żeglarzy, marynarzy i innych wodniaków obserwujących te ptaki nieco miękną urzeczone ich lekkością, zgrabnością i lotniczym kunsztem.
Skrzydła fulmarów, podobnie jak jego kuzynów z rodziny burzykowatych (bo to ptaki nie lękające się złej pogody na morzu
są!) w rzędzie rurkonosych (o tych rurkach trochę później), są wąskie i dość długie. Z jednej strony wiąże się to z koniecznością szybkiego lotu, ale daje też możliwość skutecznego szybowania z wykorzystaniem prądów wstępujących. Jak to się ma do lawirowania między morskimi falami? Nad czołem fali powietrze się wznosi, tym mocniej im wyższa fala, co zapewnia noszenie instynktownie wykorzystywane przez fulmary. Gdy morze jest spokojne, nie wieje wiatr, potrafią latać aktywnie trzepocząc skrzydłami. Zdarza się też, że podobnie jak ich dalecy krewni albatrosy, siadają na wodzie i czekają aż się rozwieje, a morze rozbuja. Zarówno w locie, jak i na wodzie, fulmary dla niewprawionego obserwatora wyglądają jak mewy. Kolory się z grubsza zgadzają, środowisko też, ale jednak są to zupełnie inne ptaki. Fulmary zasadniczo szybują, mewy mniej – to łatwo zaobserwować nawet z bardzo daleka. Gdy ptak jest nieco bliżej, warto zerknąć na zakończenie skrzydeł – u mew często obecne są czarne końcówki lotek (ile tej czerni to już kwestia gatunku). Gdy ptak jest bardzo blisko, spojrzeć należy na jego dziób. I tu wrócimy do taksonomicznej nazwy rzędu rurkonosych. Nozdrza tych ptaków mają właśnie postać rurek umiejscowionych na górnej części dzioba. Tymi rurkami, z racji obecności tamże gruczołów solnych, ptaki pozbywają się nadmiaru soli. Jako zwierzęta wybitnie morskie wraz z pokarmem pochłaniają duże ilości soli
właśnie, której z fizjologicznych powodów muszą się pozbywać. W rurkach nosowych znajdują się również pola węchowe wyścielone wyspecjalizowanym nabłonkiem. Świadczy to o korzystaniu z powonienia podczas poszukiwania pokarmu, który to zmysł zwiększa szanse na szybsze namierzenie czegoś do zjedzenia. Skoro już o węchu mowa, warto wspomnieć o tym jak fulmary… pachną. No więc nie pachną, bo śmierdzą. Odbiór atrakcyjności różnych woni zapewne jest kwestią gustu, ale nazwa gatunkowa fulmara nie pozostawia złudzeń, że nie idzie tu o przyjemne dla ludzkiego nosa doznania. W języku wikingów (staronordyjskim lub inaczej staroislandzkim) określenie fulmar oznacza śmierdzącą mewę. Rzeczywiście ptakom i ich gniazdom towarzyszy intensywna woń, ale trzeba być naprawdę blisko, by ją poczuć. Czy wikingowie bywali blisko tych ptaków? Oczywiście! Zresztą nie tylko oni, ale wielu ich potomków i innych wyspiarzy, którzy korzystali z ptaków i ich jaj jako stosunkowo łatwo dostępnego pożywienia, o które na wyspach dalekiej północy zbyt łatwo przecież nie było. Wspinali się więc amatorzy pierzastej strawy
W języku wikingów (...) określenie fulmar oznacza śmierdzącą mewę.
Rzeczywiście ptakom i ich gniazdom towarzyszy intensywna woń, ale trzeba być naprawdę blisko, by ją poczuć.
po klifach, na których fulmary gniazdują i pakowali co się dało do kieszeni, worków, czy po prostu za pazuchę (w niektórych miejscach proceder ten nawet dzisiaj bywa uprawiany). Oczywiście nie pozostawali niezauważeni przez ptaki, które próbowały się bronić. Niektóre burzyki, w tym fulmary, wypracowały ewolucyjnie pewien sposób na odstraszanie wrogów i najeźdźców, jako np. odpowiedź na ataki wydrzyków, które nie tylko fulmarom uprzykrzają życie. Polega ten sposób na gwałtownym wypluciu w kierunku napastnika śmierdzącej, oleistej cieczy. Fulmary wy-
(...) fulmary najchętniej wracają co roku w te same miejsca, a wręcz do tych samych gniazd. Tam tworzą rokrocznie te same pary i przez długie lata próbują „wychować” kolejne pokolenia. Znany jest przykład pary powracającej do tego samego gniazda niezmiennie przez 25 lat!
twarzają bowiem w żołądkach olej, który poza wspomnianą funkcją defensywną, jest źródłem energii podczas długich lotów i innych okresów bez pożywienia – np. na gnieździe, a w przypadku pisklęcia podczas oczekiwania na powrót rodziców z polowania. To oczekiwanie może się niekiedy przedłużać, gdy udali się oni na odległe łowiska. By się najeść fulmary poszukują rozmaitych organizmów morskich, które podbierają najczęściej z powierzchni (nurkują raczej rzadko i nie głębiej niż kilka metrów), zazwyczaj lądując na wodzie w pobliżu potencjalnych kąsków. W diecie tych ptaków znajdują się przede wszystkim ryby, głowonogi, mięczaki, skorupiaki i to zarówno żywe, jak i martwe. Bardzo chętnie korzystają z padliny, jak też z odpadów rybnych wyrzucanych z kutrów rybackich. Postawiono nawet hipotezę, wg której zasięg występowania fulmara zwyczajnego rozszerza się w kierunku południo-
wym właśnie ze względu na możliwość żerowania w pobliżu poławiających kutrów i pływających przetwórni ryb i owoców morza. Pierwotnie fulmary związane były ze zdecydowanie północnymi rejonami naszej Planety. Nie bez powodu w łacińskiej nazwie gatunkowej znajduje się odwołanie do lodu (Fulmarus glacialis). Zarówno atlantyckie, jak i pacyficzne populacje preferowały zasadniczo chłodne wody, położone w strefie dryfujących lodów. Dzisiaj spotyka się fulmary również u wybrzeży Europy Zachodniej, a nawet sporadycznie nad Bałtykiem. Coś tylko w Polsce nie chcą dać się spotkać. Jak dotąd zanotowano w historii tylko kilka stwierdzeń fulmara, ale wszystkie obserwacje dotyczyły ptaków… martwych. Jak to któryś z autorów piszących o tych zwierzętach określił, jest fulmar u nas ptakiem zombie.
Poza otwartym morzem, najłatwiej spotkać fulmary tam, gdzie znajdują się ich kolonie. Wtedy można je obserwować bez problemu z brzegu, co powinno dać nadzieję na spotkanie z fulmarem miłośnikom ptaków cierpiącym na chorobę morską bez towarzyszącego jej dyskomfortu. Fulmary są ptakami lubiącymi towarzystwo swoich współplemieńców, co przekłada się również na częste odwiedziny kolonii przez ptaki niedojrzałe, które gniazd jeszcze nie zakładają. To dodatkowo zwiększa liczbę ptaków, którym można się łatwiej poprzyglądać. Czasem, można spotkać młodociane fulmary w tak dziwnym miejscu jak asfaltowa jezd-
nia. To stąd, że młode ptaki, które opuszczając gniazda nie potrafiąc jeszcze latać skaczą z półek skalnych bezpośrednio do morza, ale również do rzek, którymi do morza mogą łatwo spłynąć. W ptasich oczach drogi budowane przez człowieka wydają się podobne rzekom i to jest rozwiązanie zagadki przesiadywania młodych fulmarów pośrodku szosy. Takie obserwacje raportowano np. w okolicach miejscowości Vik na Islandii, gdzie ptaki te chętnie odbywają lęgi na słynnych, tamtejszych klifach. Warto w tym miejscu dodać, że fulmary najchętniej wracają co roku w te same miejsca, a wręcz do tych samych gniazd. Tam tworzą rokrocznie te same pary i przez długie lata próbują „wychować”
kolejne pokolenia. Znany jest przykład pary powracającej do tego samego gniazda niezmiennie przez 25 lat! Fulmary w istocie są ptakami całkiem długowiecznymi. Dojrzałość płciową osiągają najwcześniej w wieku sześciu lat, a niekiedy po raz pierwszy przystępują do lęgów dopiero w dwunastym roku życia.
Życzę szanownym Czytelnikom udanych spotkań z fulmarami. Nie koniecznie tylko na dalekich Wyspach Owczych, Islandii, Grenlandii czy Svalbardzie. Kto wie, może ktoś z czytających ten tekst będzie pierwszym, który wypatrzy na naszym wybrzeżu żywego fulmara? Tego Wam życzę, bądźcie więc czujni przyglądając się mewopodobnym ptakom!
ELEKTRYCZNA DEKOMPRESJA
(odczucia i przemyślenia praktyka)
Tekst Wojciech A. Filip Zdjęcia Tecline Academy
CZY POD WODĄ BYŁO CI KIEDYŚ ZIMNO?
ZASTANAWIAŁEŚ SIĘ JAK TO ZMIENIĆ?
Dekompresja to dla mnie normalna część każdego nurkowania. Jest jego najdłuższą częścią, zazwyczaj statyczną, a jeżeli wziąć pod uwagę, że większość moich nurkowań
dzieje się w wodzie o temperaturze poniżej 10 stopni Celsjusza, to koniec nurkowania kojarzę raczej „na chłodno” ��
Artykuł opieram na własnym samopoczuciu i doświadczeniach po 90 nurkowaniach na średniej głębokości 100 metrów. Niech cię nie zmyli to, że będę pisał o głębokich nurkowaniach, sprawa dotyczy każdego nurka, który zastanawia się nad ogrzewaniem elektrycznym.
Zdjęcie Santi Diving Equipment
Dekompresja i zmiany temperatury ciała nurka, to ważny, ale też mocno indywidualny, temat. Jeżeli masz pewność, że podnoszenie temperatury w czasie deko jest możliwe w stabilny do utrzymania sposób, to proces odsycania może być bardziej efektywny.
Kłopot polega na wspomnianej pewności...�� Czyli odpowiedzi na pytanie czy moje ogrzewanie i jego zasilanie jest wystarczająco sprawne, żeby nie było niespodzianek w zaplanowanym sposobie grzania?
Co trzeba wziąć pod uwagę, czyli gdzie najczęściej dochodzi do awarii?
—ocieplacz/kamizelka/system ogrzewający założony na nurka —zasilanie tego systemu (akumulator/akumulatory, przewody oraz sposób połączenia – zazwyczaj są to tzw. „mokre złącza”) opcjonalna możliwość regulacji temperatury (system regulacji)
JAK ZAPLANOWAĆ
DEKOMPRESJĘ, MAJĄC
NA UWADZE MOŻLIWOŚĆ AWARII OGRZEWANIA?
CZY ISTNIEJĄ SPOSOBY PRZELICZANIA CZASU DEKOMPRESJI W OPARCIU O PODNOSZENIE/OBNIŻANIE TEMPERATURY?
Moja zasada 1
Jeżeli mam jakąkolwiek wątpliwość co do sprawności systemu grzewczego – rezygnuję z ogrzewania.
Moja zasada 2
System grzewczy nie może być jedynym (podstawowym) sposobem na utrzymanie poprawnej termiki. Innymi słowy, moja bielizna, ocieplacz, skarpety w renifery, powinny zapewnić mi wystarczający komfort cieplny, żebym w bezpieczny sposób mógł realizować nurkowanie, a w razie takiej potrzeby przeprowadzić nawet złożoną akcję ratowniczą.
JAK ZAPLANOWAĆ DEKO?
CZY ISTNIEJĄ SPOSOBY PRZELICZANIA CZASU
DEKOMPRESJI W OPARCIU O PODNOSZENIE/ OBNIŻANIE TEMPERATURY?
Nurkowie stosujący różne zaawansowane komputery powiedzą pewnie, że ich urządzenia kalkulują temperaturę wody i odpowiednio wydłużają/skracają wyliczoną dekompresję. Czy to wystarczy?
Możliwe, że tak, ale szybkość nasycania i odsycania zależy od temperatury naszych tkanek, a ta nie zawsze koresponduje z temperaturą wody, którą mierzy czujnik komputera.
O ile w czasie nurkowań z niedługą dekompresją (do 30 min), awaria ogrzewania może przybliżyć ryzyko DCS'a, o tyle deko po długich czasach dennych stanowi w takiej sytuacji realne zagrożenie chorobą dekompresyjną.
Przy takich profilach, awarię ogrzewania po fazie dennej można porównać z brakiem zmniejszenia prędkości wynurzania do 1,5 m/min w głębokiej fazie dekompresji.
Czy takie porównanie można rozumieć tak, że po nurkowaniu na 120 m z czasem dennym 30 min nurek, który nie zwolni w przedziale 57-36 m, będzie miał DCS'a?
Nie wiem (sam nigdy nie miałem), moim zdaniem jest to sprawa mocno indywidualna. Przy założeniu utrzymywania doskonałego stanu zdrowia, dobrego nawodnienia, minimalizacji oporów oddechowych zrobiłem takich nurkowań kilkadziesiąt bez wyraźnych objawów DCS ale... zwolnienie do 1,5 m/min zawsze poprawiało moje samopoczucie, szczególnie w wodzie zimnej.
4 ZASADY UŻYWANIA OGRZEWANIA W CZASIE NURKOWAŃ (DOTYCZY TO KAŻDEGO TYPU NURKOWAŃ)
1. Jeżeli w czasie nurkowania jest nam ciepło i na deko jest ciepło: cieszymy się bardzo, a zwiększenie temperatury na deko, zwiększy również naszą radość z efektywniejszej dekompresji ☺
2. Jeżeli w czasie nurkowania jest nam zimno i na deko zimno – cieszymy się mniej, ale ciągle jest ok (no i trzeba lubić takie chłodne klimaty)
3. Jeżeli w czasie nurkowania mamy zimno, a na deko ciepło –cieszymy się, ale bez szaleństwa
KRÓTKIE WYJAŚNIENIE TEMPERATUROWE
Gazy rozpuszczają się w naszych tkankach tym chętniej, im dzieje się to w niższych temperaturach, opuszczają je z przyjemnością kiedy tkanki mają temperaturę taką jak w czasie nasycania, a jeszcze chętniej jeżeli temperatura jest wyższa.
Warto teraz wrócić do 4 zasad ogrzewania i wymyślić dlaczego bezpieczniej jest zrobić całe nurkowanie na zimno niż z niestabilnym ogrzewaniem.
4. Jeżeli w czasie nurkowania mamy ciepło, a na deko zimno –mamy klops (nie tak powinny kończyć się nasze nurkowania) Warto teraz wrócić do 4 zasad ogrzewania i wymyślić dlaczego bezpieczniej jest zrobić całe nurkowanie na zimno niż z niestabilnym ogrzewaniem.
CZY MOŻNA SKRACAĆ DEKO, JEŻELI STOPNIOWO PODNOSIMY TEMPERATURĘ NASZEGO CIAŁA?
Jeżeli wiesz jak to zrobić, a dodatkowo masz zapasowe źródło prądu i grzanie – możesz się pokusić o taki manewr, ale nie znam żadnej publikacji podającej konkretne zasady. Wśród znanych mi nurków robiących w miarę często nurkowania o czasie przekraczającym 240 min, takie zasady są sprawą mocno indywidualną, a podejście jest zachowawcze, czyli: najlepiej nie używać grzania w ogóle.
CZY WARTO WYDŁUŻYĆ DEKO PO AWARII OGRZEWANIA?
Jeżeli awaria wystąpiła w czasie wynurzania, to zdecydowanie tak. Do tej pory najzimniejsze moje deko to kilkugodzinne wynurzenie z ponad 100 m, w wodzie o temperaturze 4°C, przy stopniowym zalewaniu skafandra. Aż do 4,5 m było mi coraz zimniej. Na 4,5 m mieliśmy w miarę suchy habitat. Nie wiedziałem, o ile wydłużyć dekompresję, więc dołożyliśmy 1 godzinę na tlenie i wszystko poszło dobrze.
Zdjęcie Isadora Abuter Grebe
OPTYMALNY PLAN GRZANIA WG WAF
Równe grzanie w czasie całego nurkowania, nie czekając na pierwsze symptomy wychłodzenia (wtedy jest już za późno). Przemyślałbym delikatne zwiększenie temperatury jeszcze przed skutkami wazokonstrykcji (skurcz mięśni gładkich w ścianie naczyń krwionośnych, czyli zwężenie światła naczynia; konsekwencją jest zwiększenie ciśnienia krwi – przypis red.), ale najbardziej wyczuwalne efekty obkurczenia naczyń odczuwać będziesz tam, gdzie są one najmniejsze (obwód), a twoje ciało zareaguje szybko na podniesienie temperatury w specyficzny sposób.
Jeżeli grzać będziesz się tylko kamizelką, to szybko poczujesz chłód na powierzchni całych rąk i nóg (chwilami jest wręcz tak, jakby przeciekał skafander). Jeżeli grzać będziesz pełnym grzewczym ocieplaczem, zmarzną ci dłonie i nogi od kolan w dół. Zakładam, że odczucie zimna na obwodzie w takim przypadku związane jest z obkurczeniem naczyń, a co za tym idzie, możliwym upośledzeniem dekompresji.
JAK SOBIE Z TYM RADZĘ?
1. Jeżeli to tylko możliwe, to zamiast kamizelki używam pełnego ocieplacza grzewczego, dokładam rękawice grzewcze, które zakładam na cienkie rękawice z wełny merino. Bardzo uważam też na to, żeby mieć luźne stopy w kilku parach skarpet.
Jeżeli planujesz ubrać 2 albo 3 pary skarpet czy rękawic, to każda kolejna powinna być o 2 rozmiary większa od poprzedniej, a buty i suche rękawice muszą mieć przestrzeń na swobodne poruszanie się tak docieplonych dłoni i stóp. Jeżeli zastosujesz 3 pary skarpet czy rękawic w tym samym rozmiarze, zmarzniesz znacznie szybciej, a ogrzewanie niewiele ci pomoże.
Używam butów/rękawic o większym rozmiarze, żeby zmieściły się 2-3 pary skarpet/rękawiczek docieplających, każda kolejna w większym rozmiarze od poprzedniej.
2. Grzanie włączam albo od początku nurkowania, albo tuż przed połową czasu dennego (zawsze w fazie komfortu cieplnego) i już nie wyłączam do końca. Po wyłączeniu wysokiej frakcji helu z gazu oddechowego, grzanie zostawiam bez zmian, podobnie po całkowitym usunięciu He. Dopiero od 21 m podnoszę trochę temperaturę grzania w stosunku do fazy dennej, ale utrzymuję ją na stałym poziomie (czyli mając do dyspozycji 3 poziomy grzania z pozycji 1 przechodzę na pozycję 2).
3. Na 6 m podnoszę temperaturę, kiedy nasilają się objawy wazokonstrykcji (obkurczenie naczyń krwionośnych w wyniku zastosowania tlenu), i nie zmniejszam jej przy gas break (znaczące,
czasowe zmniejszenie frakcji tlenu uzyskiwane przez przepięcie się na inny gaz np. denny, a służące rozszerzeniu naczyń krwionośnych, inaczej wazodylatacja), czyli smażalnia kontynuowana jest aż do zdejmowania sprzętu na powierzchni.
Jeżeli zastosujesz 3 pary skarpet czy rękawic w tym samym rozmiarze, zmarzniesz znacznie szybciej, a ogrzewanie niewiele ci pomoże.
Nie wiem niestety dlaczego czasem przy identycznych profilach wychłodzenie związane z obkurczaniem się naczyń zaczyna występować u mnie znacznie wcześniej (druga faza deko na średniej gł.) , a kiedy indziej dopiero w końcowej fazie.
JAK TECHNICZNIE ZABEZPIECZAM SIĘ NA WYPADEK AWARII OGRZEWANIA?
Na trudne nurkowania ubierałem zwykle grzewczą kamizelkę, a na nią pełny, grzewczy ocieplacz + grzewcze rękawice. Każdy element zasilałem niezależnie, mogąc włączyć/wyłączyć każdy, w sposób „mechaniczny” (mokre złącze).
Podstawowe źródło zasilania to najmniej 30 Ah akumulator z 3 stopniową regulacją grzania. Zapas to „wiadro z prądem” czyli przerobiony skuter z 70 Ah zestawem akumulatorów, pozwalającym na korzystanie z niego 2 nurkom w tym samymczasie.
Jeszcze 10 lat temu napisałbym, że należy się opakować drutem oporowym na każde nurkowanie i grzać przy każdej okazji.
TO WARTO PRZECZYTAĆ
Zdarzyło mi się jednak ciekawe nurkowanie, które dało mi sporo do myślenia w sprawie nurkowań w zimnej wodzie z prądową „akceleracją” dekompresji/intensywnym ogrzewaniem.
Zima, Bałtyk, głębokość niespełna 70 m. Łączny czas nurkowania poniżej 120 min. Temperatura 5°C.
Założyłem ocieplacz grzewczy + rękawice grzewcze, reszta standardowa. Włączyłem ogrzewanie jeszcze przed wejściem do wody ustawiając regulację na pozycji 1 (w 3 stopniowej skali). Komfort cieplny oceniłem na co najmniej dobry. Fajne nurkowanie, było mi ciepło. Pod koniec pierwszej części deko podniosłem temperaturę na pozycję 2 i po niedługim czasie poczułem, że jest mi cieplej, szczególnie na dłoniach. W czasie deko na tlenie włączyłem „3” i znowu było mi odrobinę cieplej. Zakończyliśmy nurkowanie, a ja z uśmiechem dzieliłem się wrażeniami jak fajnie mieć dobre grzanie.
Zaczęliśmy zdejmować sprzęt. Rozpiąłem skafander i… zauważyłem, że przed nurkowaniem nie wpiąłem zasilania ani do ocieplacza, ani do rękawic.