Perfect Diver Magazyn nr 4

Page 1


nr 4

2(4)/2019

cena 29,90 zł

w tym 8% VAT

ODDECHOWE

[JAKOŚĆ | NIEZAWODNOŚĆ | PROSTOTA]

[EN250: 2014 CE1463]

Zdjęcie: MICHAL SEVECEK

Przed Wami kolejny numer Magazynu.

Wojciech Zgoła

Redaktor Naczelny

Wprowadziliśmy nowe działy Porady i ciekawostki oraz Nurkowanie zawodowe. Rzetelna wiedza, praktyka i minimalizacja błędów. Do tego z humorem i trochę zadziornie. Taki jest plan. Czy przypadnie Wam do gustu? W końcu dążymy do perfekcji.

Mamy też nowych autorów tekstów i zdjęć, a to zawsze poszerza horyzonty, daje inne światło, bo każdy z nas jest subiektywny i każdy z nas dostrzega często coś innego. Dlatego ubogacamy się wzajemnie. A przecież o to chodzi w takich specjalistycznych publikacjach.

No właśnie! Jako pierwszy zdecydowałem się opublikować tekst Magdy Iwanek o mikroplastiku. „Szacuje się, że 60–80% spośród znajdujących się w morzu śmieci to plastik”. Wiedzieliście o tym? Coraz więcej osób uważa, że przekroczyliśmy niewidzialną granicę i tak mocno zaśmieciliśmy Planetę Ziemię, że już się z tego nie podniesie. Mam nadzieję, że jednak stanie się inaczej. Nasza w tym głowa i każdego z nas z osobna.

Zadowolą Was również nasze wirtualne podróże. Zabieramy Was w cudowne miejsca. Dla mnie osobiście odkryciem jest chorwackie Lastovo, skreślone piórem Zbyszka Rogozińskiego. Nie miałem pojęcia o jego istnieniu.

Z zimnych destynacji są foki z Farne Islands i jak napisał Igor Bartoszewicz, „takie tam miejsce w Irlandii, gdzie jest trochę wraków”

Do tego dwie rozmowy. Jedna o nurkach zawodowych sensu stricto i dodam – dobrze, że tekst i zdjęcia nie przekazują zapachów. W drugiej naszej redakcyjnej rozmowie pytam Bartka Gryndę o jego udział w projekcie DAIMON. „Głównym zadaniem było określenie ryzyka, jakie niesie dla środowiska wodnego zatopiona broń chemiczna oraz konwencjonalna.”

Nie zapominamy oczywiście o freedivingu. Oprócz publikacji Agnieszki Kalskiej o jej powrocie z Ziemi Izraelskiej jest też ciekawe spojrzenie na nurka i freedivera w jednym. To ostatnie od DAN. A bezpieczeństwo ponad wszystko.

Zapraszam serdecznie i uprzejmie. A najlepszą recenzją magazynu będzie spakowanie się i wskoczenie do wody lub złapanie natchnienia na cudowne zanurzenie.

Planeta ZIemIa

Mikroplastik. Nurku, co powinieneś o nim wiedzieć?

P odróże

Raja Ampat, raj odnaleziony

Komodo, nurkowanie na styku dwóch oceanów

Wyspy Zielonego Przylądka. Mówią, że szczęśliwe i leniwe, a czy nurkowe?

Lastovo, zapomniana wyspa

Foki z Farne Islands

Malin Head

Rejon Veneto

Nurkowanie z butlą a freediving tego samego dnia

Powrót z nurkowania, nie zawsze szczęśliwy

Na dnie Morza Północnego

WIedZa nasZa roZmoWa nurkoWanIe ZaWodoWe

Cuchnące wyzwanie

archeologIa

92 Sieweczki, piaskowe drobiazgi

Archeolog podwodny, naukowiec czy poszukiwacz skarbów

PrZyroda

Porady I cIekaWostkI

Side Mount – czy warto? Jeżeli w ogóle tak, to jak zacząć?

Maski pełnotwarzowe w nurkowaniu

Dlaczego nie warto stosować różnych kolorów (węży) do oznaczania gazów?

Wydawca perfect diver Wojciech Zgoła ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny felietonistka

archeologia podwodna freediving fotograf

tłumacze języka angielskiego

opieka prawna projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła Irena Kosowska

Mateusz Popek

Agnieszka Kalska

Jakub Degee

Agnieszka Gumiela-Pająkowska

Arleta Kaźmierczak

Adwokat Joanna Wajsnis

Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma

Montserrat (Julieta Ulanovsky)

Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)

druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce Grzegorz Świątnicki

model

Sylwia mEWa Kutyła miejsce

Meksyk

Casa Cenote

www.perfectdiver.com

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna. PayPal.Me/perfectdiver

Wojciech Zgoła

Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver

„Moja pasja, praca i  życie znajdują się pod wodą”. Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1.

irena kosoWska

Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej –w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji "Nurkuj bezpiecznie" oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.

Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie: z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).

agniesZka kalska

„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.

● Założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY, ● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,

● rekordzistka i wielokrotna medalistka Mistrzostw Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2018,

● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018, ● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003, ● pasjonatka freedivingu i pływania.

jakub degee
MateusZ popek

Prezes firmy Ocean-Tech Sp. z o.o., IT NAUI, nurek wrakowy i jaskiniowy. Nurkowanie to nie tylko sprzęt. To również odkrywanie tajemnic oraz możliwość docierania do miejsc, których zwykły śmiertelnik nie ma szans zobaczyć. Ponad 10 lat temu dla tej pasji porzuciłem dobrze prosperujący biznes i założyłem wraz ze wspólnikiem firmę Ocean-Tech, a właściwie sklep internetowy www.nurkowyswiat.pl

Wojciech a. filip

Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.

Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z  naturą, propaguje zdrowy styl życia… jest yoginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.divingandtravel.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest Divemasterem, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.

Z wykształcenia oceanograf, choć z morzem obecnie związana sercem, a nie wykonywanym zawodem. Współzałożycielka Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste, w którym wraz z grupą pasjonatów działa na rzecz zmiany świadomości o zasobach Ziemi promując bezodpadowy styl życia. Zamiłowanie do mórz i oceanów wraz z walką o czystszy świat, to dwa ważne filary jej życia. Podróżniczka, nurkini, joginka. Nurkowanie odkryło nową przestrzeń w jej życiu. Każdą wolną chwilę spędza w otoczeniu wody, by czerpać przyjemność i wiedzę z tego fascynującego środowiska.

Podróżniczka, blogerka i nurek z 10-letnim rekreacyjnym stażem. Pasjonatka fotografii, ludzi i świata. W nurkowaniu najbardziej fascynuje ją podwodne życie i relaks dla duszy i ciała. Nurkowała na Kubie i Sri Lance, w Tajlandii, Egipcie, w Polsce i Europie. Jej mottem życiowym są słowa A.C.Clarke’a:  „Jedyny sposób, by odkryć granice możliwości, to przekroczyć je i sięgnąć po niemożliwe” i do takiego działania wszystkich zawsze namawia.

Nurek techniczny i jaskiniowy z 15-letnim doświadczeniem, uczestnik wielu projektów eksploracyjnych w nurkowaniu głębokim i jaskiniowym. Od ponad 10-ciu lat szkoli nurków i instruktorów na wszystkie poziomy na obiegach otwartych. Właściciel pierwszej w Polsce Akademii Nurkowania Technicznego i Jaskiniowego – DeepExplorers.pl. W chwilach wolnych pasjonat fotografii podwodnej o tematyce nurkowań technicznych i jaskiniowych.

robert styła
Magdalena iWanek
sylWia kosMalska-jurieWicZ
ceZary cZaro abraMoWski
iWona MiZdra

toMasZ jeżeWski jeżu

Jest z zawodu architektem i prowadzi własną pracownię architektoniczną. Nurkowanie to jego hobby, a jego ulubionym zajęciem jest zarażanie nurków Razorem i filozofią GoSideMount. Jest 14 oficjalnym instruktorem GoSideMount na świecie. W miarę swoich możliwości supportuje Krzysztofa Starnawskiego w jego nurkowaniach w Europie. Poza zarażaniem i szkoleniem innych sam nadal nieustannie się szkoli. Od 2013 roku corocznie odwiedza swojego instruktora Stevea Bogaertsa i szkoli się w „rodzinnym” środowisku Razora – w jaskiniach Meksyku.

Wojciech jarosZ

Absolwent dwóch poznańskich uczelni –Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska – piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

Kurs nurkowania rozpocząłem w 1993 r. w Akademickim Klubie Płetwonurków SKORPENA w Olsztynie. Jak to dawniej bywało kurs trwał całą zimę, a w wakacje należało „przetrwać” dwutygodniowy obóz nurkowy. W roku 1994 r. uzyskałem stopień płetwonurka CMAS. Następnie przeszedłem prawie wszystkie szczeble kariery klubowego działacza, aż w 1999 r. zostałem Instruktorem nurkowania federacji PADI. A potem to już poszło… nabywałem doświadczenie zdobywając wiedzę i uprawnienia w różnych organizacjach. Obecnie, jestem Instruktorem trenerem SSI, a od 2010 r. jestem właścicielem Centrum Niezwykłych Nurkowań KROKODYLE w Olsztynie.

Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach! Do Activtour trafiła chyba z przeznaczenia… i została tu na stałe. Z zamiłowaniem codziennie spełnia ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie, a sama nurkuje już… ponad połowę życia. Każdego roku eksploruje inny „kawałek oceanu” przypinając kolejną pinezkę na swojej nurkowej mapie świata! W zimie zamienia płetwy na ukochane narty i ucieka w Alpy. Przepis na życie? „Tylko martwy pień płynie z prądem – czółno odkrywców, płynie w górę rzeki!” www.activtour.pl anna@activtour.pl

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Fotograf i filmowiec podwodny nurkujący od 1995 roku. Współpracownik Zakładu Archeologii Podwodnej Uniwersytetu Warszawskiego. Publikuje w polskich i zagranicznych magazynach nurkowych. Właściciel firmy FotoPodwodna będącej Polskim przedstawicielstwem firm Ikelite, Nauticam, Inon, Keldan, ScubaLamp. www.fotopodwodna.pl, m.trzcinski@fotopodwodna.pl

Nazywam się Max i razem z Paolą prowadzę Orange Shark H2O Dive Center. Zacząłem nurkować w 1985 roku i zakochałem się w podwodnym świecie. Z roku na rok moja pasja stawała się coraz głębsza – prawdziwie niekończąca się miłość do wody. Nurkowałem w rzekach, tysiące razy w jeziorach i morzach. Moją pasją są zdjęcia i filmy oraz głębokie nurkowania, ale uwielbiam pozostać nawet na płytkiej wodzie, niezmiennie zafascynowany tym wodnym światem. Moim ulubionym morzem jest Morze Śródziemne, gdzie każde nurkowanie jest inne. Lubię przekazywać moją pasję i wiedzę wszystkim, w nadziei, że świat zobaczy piękno, które widzę. KOCHAMY również Bonnie, jest ona naszą UKOCHANĄ córką.

anna sołoducha
Max valli
Marcin trZciński

grZegorZ ŚWiątnicki

Absolwent Politechniki Poznańskiej, miłośnik nurkowania i biegania. Zawodowo zajmuje się zarządzaniem firmą produkcyjną. Fotograf samouk, od kilkunastu lat zawsze pod wodę zabiera aparat. Ceni sobie prostotę, skuteczność i bezpieczeństwo, dlatego nurkuje i szkoli się w oparciu o filozofię GoSideMount. Meksykańskie jaskinie to jego ulubione miejsce nurkowań. Zagorzały propagator stwierdzeń, że „woda jest dla ryb” a „bieganie jest przereklamowane”.

ZbignieW rogoZiński

Pasjonat i entuzjasta nurkowania, fotografuje amatorsko i lubi wiedzieć, co widzi pod wodą, jak nazywają się spotkane zwierzaki i jakie historie kryją wraki. Nurkuje od 2009 roku, uzyskując stopień asystenta instruktora PADI, w 2010 r. wraz z przyjaciółmi otworzył szkołę nurkowania i Wolsztyński Klub Nurkowy Bad Fish.

adrian jurieWicZ

Podróżnik, fotograf i filmowiec świata podwodnego, pasjonat kuchni azjatyckiej, instruktor nurkowania PADI. Odwiedził ponad 70 państw i nurkował na 5 kontynentach (dwa pozostałe są w planach przyszłorocznych wypraw). Od kilku lat jest również instruktorem-trenerem lotów bezzałogowymi statkami powietrznymi. Współtworzy biuro podróży dla nurków www.dive-away.pl. Wyprawy dokumentuje zdjęciami i opisami podróży na blogu www.divingandtravel.pl

robert łaWrynoWicZ

Podróżnik, pasjonat nurkowania i fotografii podwodnej, który nurkował na pięciu kontynentach, a pozostałe są na jego bucket list. Zawsze powtarza: „To co najlepsze dopiero przed nami” i z optymizmem patrzy w przyszłość.

mIkrOPlaSTIk

Nurku, co powinieneś o nim wiedzieć?

Tekst i zdjęcia Magdalena iWanek (Polskie Stowarzyszenie Zero Waste)

Piękne i bogate rafy koralowe całego świata, emanujące energią i wolnością delfiny oraz inne niesamowite stwory morskich głębin to tylko kilka spośród wielu przykładów fascynacji, jakie od lat pociągają miłośników oceanów i nurkowania. o becnie nie sposób pasjonować się morzami i żyjącymi tam organizmami, pomijając temat zanieczyszczenia ich naturalnego środowiska.

Informacje o mikroplastiku i śmieciach pływających na powierzchni mórz atakują nas z każdej strony, ale czy wiemy o co dokładnie chodzi? Postaram się dziś odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących plastikowych drobin. Czym jest mikroplastik, skąd się bierze w morzu i co możemy zrobić, żeby choć trochę ograniczyć jego rozprzestrzenianie się po naszej planecie?

W środowisku morskim znaleźć można odpady różnego pochodzenia: 80% zanieczyszczeń stałych pochodzi z lądu (z rzek oraz aglomeracji przybrzeżnych), a około 18% z przemysłu morskiego, takiego jak rybołówstwo (porzucone lub zgubione sieci, liny), czy handlu i transportu. Szacuje się, że 60–80% spośród znajdujących się w morzu śmieci to plastik. Nic w tym dziwnego, skoro obecnie światowa produkcja tworzyw sztucznych wynosi

ponad 300 milinów ton rocznie, a recyklingowi poddawane jest średnio ok 30%. Co więc dzieje się z resztą odpadów? Ta ogromna ilość śmieci trudna jest do upilnowania i niejednokrotnie dostaje się do środowiska w sposób niekontrolowany. Jeśli nie zostanie odłowiona z morza dzięki takim akcjom jak The Ocean Clean Up www.theoceancleanup.com, to pozostanie w środowisku morskim już na zawsze. Plastik rozkłada się bardzo długo. Niektóre z jego rodzajów ulegają biodegradacji dopiero po okresie 1000 lat, czyli można stwierdzić, że z perspektywy ludzkiego życia nie rozkładają się wcale. Jedyny proces, który jest dla nas zauważalny to rozpad plastiku na mniejsze fragmenty. Szybkość degradacji zależy od rodzaju tworzywa, dostępności tlenu, temperatury i innych mechanicznych czynników zewnętrznych jak np. fale morskie, czy też działalności biologicznej organizmów wodnych.

Plastiki występujące w morzu dzielimy na różne frakcje. W zależności od wielkości nazywamy je począwszy od największych: makroplastikiem, mezoplastikiem, mikroplastikiem i nanoplastikiem. Dziś będziemy mówić o mikroplastikach, czyli cząsteczkach często niewidocznych gołym okiem. Ich wielkość wacha się od 1 µm do 5 mm. Mogą występować w formie granulki, włókna lub innej niesymetrycznej cząstki. Ze względu na źródło ich pochodzenia możemy je podzielić na pierwotne i wtórne. Pierwotne mikroplastiki, to takie, które zostały wyprodukowane jako maleńkie drobiny np. jako substancje złuszczające wykorzystywane w kosmetykach: peelingi, szampony, pasty do zębów, kosmetyki do makijażu, brokat oraz inne elementy dekoracyjne. Mogą to być również materiały ścierne używane w przemyśle (np. stoczniowym) i w gospodarstwie domowym oraz jako granulat

przemysłowy. Drugą grupą są mikroplastiki wtórne, tzn. takie, które powstały z rozpadu większych przedmiotów: poszarpanych torebek foliowych, połamanych skrzynek, zapalniczek czy zabawek. Stopień i czas rozpadu zależą od podatności danego tworzywa na czynniki zewnętrzne, zarówno fizyczne, chemiczne i biologiczne oraz jego ekspozycji na te czynniki. Warto zaznaczyć, że do tej grupy należą także mikrowłókna, które uwalniają się do wody każdorazowo podczas prania, zarówno w domu jak i w profesjonalnych pralniach, ubrań wykonanych z tkanin syntetycznych. Jedna bluza polarowa, która jest wykonana w 100% z poliestru (nawet tego pochodzącego z recyklingu butelek PET) podczas jednego prania uwalnia do wody aż do 1 mln mikrowłókien. Twórcy projektu MERMAIDS Life+ project http://life-mermaids.eu/en/ poświęconego badaniom tego zagadnienia podają, że w samej tylko

Filipiny, wyspa Sigijor. Plaża oddalona od turystycznego ruchu. Luty 2019.

P last I k I m I kroP last I k W ŚrodoWI

Schemat uproszczony

1a) Źródła plastiku w morzach i oceanach.

1b) Zjawisko fragmentacji czyli podziału dużych elementów na mniejsze, na skutek procesów fizycznych, chemicznych i biologicznych.

1c) Przedostawanie się cząstek plastiku/ mikroplastiku do łańcuchów pokarmowych organizmów morskich i ludzi.

Magdalena Iwanek

Europie każdego roku do wody przedostaje się nawet 30 tys. ton mikrowłókien, z czego 40 ton trafia do Bałtyku! Niezauważalne dla ludzkiego oka włókienka w skali globalnej stanowią olbrzymi problem dla morskiego ekosystemu.

Dlaczego mikroplastik jest dla nas niebezpieczny?

W większości przypadków nie widzimy go gołym okiem, więc nie możemy kontrolować jego uwalnia-

nia do środowiska oraz dalszego rozprzestrzeniania się. Badania potwierdziły obecność mikroplastików w próbkach planktonu, osadach morskich, a także w ciałach kręgowców i bezkręgowców. W skład plastikowych cząstek wchodzą różne rodzaje tworzyw, zawierające często substancje dodatkowe poprawiające właściwości użytkowe takie jak stabilizatory, pigmenty i środki zmniejszające pływalność lub inne wypełniacze. Wchodzą one w interakcje

Grafika
Odpady, plastik. Różne wielkości.
Kierunek zachodzenia zmian, procesów.
Mikroplastik w kosmetykach

z substancjami chemicznymi obecnymi w wodzie morskiej. Niektóre z tych substancji mogą uwalniać się do środowiska wodnego i powodować zaburzenia hormonalne bytujących tam zwierząt. Ponadto mikroplastiki posiadają hydrofobową powierzchnię ułatwiającą adsorbowanie różnorodnych zanieczyszczeń obecnych w wodzie, w tym pestycydów czy metali ciężkich. Substancje te, ponieważ rozpuszczają się w tłuszczach, mogą akumulować się w tkance tłuszczowej organizmów morskich i przenosić się pomiędzy ogniwami łańcucha pokarmowego, wykazując coraz większe stężenia na każdym kolejnym poziomie troficznym. Na ich powierzchni tworzy się tzw. biofilm –czyli cieniutka powłoka składająca się z bakterii czy glonów. Między innymi z tego powodu drobne zwierzęta morskie mylą mikroplastik z zawieszoną w wodzie pożywną materią organiczną. Bezpośrednie spożycie zostało wykazane u ponad 100 gatunków morskich. Równie często te syntetyczne mikrocząstki są zjadane przypadkiem lub są pochłaniane na inny sposób. U krabów zaobserwowano dostawanie się plastikowych drobin przez skrzela, mogą także przywierać do wewnętrznych fragmentów ciał lub wchłaniać się do organizmów przez błony komórkowe. Niestety pojawiają się również informacje o tym, że ludzie również narażeni są na zjadanie plastikowych cząstek. Drobiny plastiku wykryto w próbkach butelkowanej wody, piwa, miodu i oczywiście w owocach morza.

Badania nad mikroplastikiem i jego wpływie na nasz organizm wciąż trwają. Nie mamy wystarczającej ilości potwierdzonych danych o jego dokładnej zawartości w osadach dennych mórz czy też o faktycznym stanie przewodów pokarmowych ryb morskich. Wiemy jednak na pewno, że ten problem istnieje i powinniśmy zrobić wszystko, by mu zapobiegać. Nie wiemy tylko jakie będą konsekwencje uwalniania do środowiska tak ogromnych ilości toksycznych cząstek. Warto wiedzieć więcej o tym temacie, bo każdego dnia pojawiają się nowe publikacje z całego świata. Zajrzyjcie na stronę internetową organizacji Coalition Clean Baltic do projektu Plastic Free Baltic: https://ccb. se/plasticfreebaltic/, gdzie możecie znaleźć listę kosmetyków zawierających w swoim składzie mikroplastik. Co jeszcze można zrobić? Należy unikać używania jednorazowego, nieprzetwarzalnego plastiku oraz środków zawierających mikroplastik w swoim składzie, trzeba też kupować ubrania z naturalnych tkanin. Każdy z nas powinien mówić o tym problemie i prezentować aktywną postawę, np. dołączać się do akcji czyszczenia plaż.

Nurkowie to społeczność, która z racji swojego umiłowania dla wody, jest jej naturalnym ambasadorem. Powinniśmy dążyć do tego, by akweny, w których nurkujemy pozostały w jak najlepszej kondycji.

prowadzone przez

NA WSZYSTKICH POZIOMACH od zera do instruktora i techniczne

W DOWOLNYM KRAJ U, także w Polsce

w terminach

DO UZGODNIENIA

max@raja.edu.pl

Raja Ampat

raj odnaleziony

tekst sylWia kosMalska-jurieWicZ Zdjęcia adrian jurieWicZ, robert łaWrynoWicZ

n ajbardziej metafizycznym i poruszającym pięknem tego świata jest to pochodzące z natury. Platon głosił: „ j eżeli dla czegoś warto człowiekowi żyć, to dla oglądania piękna”. c hociaż trudno jest piękno opisać i zdefiniować, to zawsze staram się dostrzegać je, we wszystkich aspektach życia, miejscach i ludziach.

Borneo
Jawa
Nowa Gwinea
Celebes
Timor
Bali
Sumatra
WAIGEO
NOWA
GWINEA
BATANTA
SALAWATI
MISOOL
KOFIAU

Wposzukiwaniu najpiękniejszych, najbardziej dziewiczych i nieodkrytych obszarów do nurkowania, dotarliśmy na Raja Ampat w Papui Zachodniej. Ten rejon od dawna zapisany był na liście naszych marzeń, ale dopiero teraz udało się je zrealizować… bo wszystko w naszym życiu ma swój określony czas i miejsce.

Mieszkamy w niewiarygodnie pięknej lokalizacji, na wyspie Yeben, położonej w zachodniej części indonezyjskiej Papui. Sześć prywatnych, kameralnych willi usytuowanych jest na północnym wybrzeżu wyspy, skąd rozpościera się oszałamiający widok na Ocean. Drewniany, amarantowy pomost, plaża pokryta egzotycznymi muszlami i palmy kokosowe. Aż trudno uwierzyć, że tylko 15 min. speed boatem dzieli nas od słynnej gó-

rzystej wyspy Pianemo, której zbocza porastają szmaragdowo zielone lasy deszczowe. Na szczyt wzniesienia droga jest długa i męcząca, ale kiedy już tam dotrzemy, poczujemy się tak, jakbyśmy dotknęli nieba. Widok, który ujrzymy już nigdy nie pozwoli nam o sobie zapomnieć… maleńkie górzyste wyspy rozproszone po Oceanie, otoczone płytkimi lagunami w najpiękniejszych odcieniach błękitu i turkusowej zieleni. Obraz urzekający, wręcz nierzeczywisty. Tylko matka natura mogła stworzyć coś tak poruszającego.

Życie na wyspie Yeben płynie bardzo powoli, a jego rytm wyznaczają pory dnia. Gdybym miała dwoma słowami opisać to zachwycające miejsce użyłabym tytułu filmu „Cast Away” – poza światem w reżyserii Roberta Zemeckis'a. Wyspa jest niezamieszkała, nie licząc kilku turystów i pracowników resortu, którzy przypłynęli na Yeben. Jedynym łącznikiem wyspy ze światem zewnętrznym jest drewniany pomost wychodzący daleko w morze. To stąd odpływamy każdego dnia o świcie na nurkowanie. Pomost daje też „schronienie” licznym ławicom ryb: lucianom, granikom czy wargaczom garbogłowym, które kryją się w cieniu traw morskich przed dużym stadem rekinów czarnopłetwych. Ryb jest tak dużo, w płytkiej lagunie otaczającej wyspę, że trudno dostrzec piaszczyste dno. Ukazuje się ono dopiero w chwili, kiedy w ławicę wpłynie rekin, a ona rozstąpi się niczym kurtyna.

Kiedy tu jestem i widzę ten niezwykły, bogaty podwodny świat, nie mogę uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu populacja rekinów, mant i innych stworzeń zamieszkujących Raja Ampat została w sposób drastyczny zachwiana przez niszczycielską działalność człowieka. Jak to się stało, że udało się ochronić ten rejon świata i przywrócić jego pierwotne piękno?

W 2002 roku ta niezwykła kraina została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Unesco. Nazwano Raja Ampat „Lustrzanym Oceanem” ponieważ wody okalające wyspy są krystalicznie czyste, a natura żywa i nieskażona. O bogactwie tego rejonu świata nie stanowią sztaby złota, ale olbrzymie

Zdjęcie Jarosław Więckowski

ławice ryb. Ponad 600 gatunków twardych i miękkich korali w najpiękniejszych kolorach tęczy, stada rekinów, manty i niezliczone ilości pozostałych sworzeń, które tworzą tą największą na świecie bioróżnorodną podwodną krainę.

Nazwano r aja a mpat

„ l ustrzanym Oceanem” ponieważ wody okalające wyspy są krystalicznie czyste, a natura żywa i nieskażona.

Kiedy po raz pierwszy zanurzyłam się w ciepłych wodach okalających wyspę Yeben pomyślałam, że to sen albo, że trafiłam do podwodnego nieba… w tej jednej chwili ocean zamigotał milionem gwiazd za sprawą fluorescencyjnego planktonu, a ja znalazłam się w samym centrum najpiękniejszego spektaklu na świecie. Dwie olbrzymie czarno-białe manty tańczyły nad rafą, która wydawała

się roztaczać w nieskończoność. Te przepiękne, łagodne stworzenia mają nadzwyczajną moc, potrafią sprawić, że szczęście wypełnia każdą komórkę mojego ciała… spokój, wolność, radość i wzruszenie, wszystkie te uczucia pojawiają się jednocześnie. To jeden z najpiękniejszych spektakli w świecie przyrody, który rozgrywa się na naszych oczach i niesie nadzieję. Myślę, że właśnie tak wyglądał podwodny świat za czasów Yacques-Yves Cousteau. Podróż na Raja Ampat jest podróżą w czasie, którą każdy z nas powinien odbyć, wirtualnie, albo fizycznie, aby zrozumieć, co utracimy, jeżeli nie zaczniemy wspólnie walczyć o naszą planetę.

Raja Ampat to raj uratowany, za sprawą niezwykłych ludzi, którzy mieli odwagę przemówić w imieniu zwierząt zamieszkujących zarówno Ocean jak i liczne wyspy, które łącznie zajmują 46 296 km² powierzchni lądowej. Bardzo duży wkład w ochronę tego rejonu świata ma Mark Erdmann, biolog działający z ramienia organizacji pozarządowej Conservation International, skupiającej się na ratowaniu i ochronie przyrody. Główną filozofią, którą się kierują jest stwierdzenie – „Ludzie potrzebują natury do życia". Mark Erdmann jest prawdziwym autorytetem w dziedzinie zarządza morskimi obszarami chronionymi wokół Raja Ampat. Współpracuje z lokalnymi mieszkańcami, którzy wcześniej trudnili się poławianiem rekinów, a teraz są obrońcami, którzy stoją na straży i wspólnie chronią swój dom. Ponieważ zrozumieli, że to co do tej pory robili było złe i muszą to wszytko naprawić. Dlatego tak ważna jest edukacja, która odgrywa tu kluczową rolę. Od kilku lat Mark Erdmann współpracuje z Rządem Indonezji, wspólnie stworzyli specjalny system ochrony Raja Ampat. Powołano specjalne patrole wodne składające się z lokalnej ludności specjalnie do tego przeszkolonej, która w dzień i w nocy patroluje i chroni łowiska przed kłusownikami. Dzięki systematycznej praktyce kłusownictwo w tym rejonie świata spadło o 90%, a ekoturystyka rozkwitła. Obecnie do patrolowania większych obszarów wykorzystuje się również drony, które są bardziej ekologiczne niż łodzie napędzane silnikami spalinowymi.

Młodzi ludzie chcą się uczyć i działać na rzecz ochrony Raja Ampat, to przykład na to, że poprzez edukację i uświadamianie, nie tylko lokalnych społeczności, można zdziałać cuda.

Znakomitym tego przykładem jest Shawn Heinrich, filmowiec i fotograf świata podwodnego. Spędził w Papui Zachodniej ponad pięć lat, tropiąc i walcząc z kłusownikami, którzy w bestialski sposób poławiali rekiny i manty. Pewnego dnia podczas nurkowania Shawn zobaczył, pięknego rekina wąsatego, który w barbarzyński sposób został pozbawiony

r aja a mpat to opowieść o niemożliwym. Dzięki zaangażowaniu tak wielu

osób liczba: żółwi, rekinów, mant, ryb i innych stworzeń zamieszkujących tą niezwykłą krainę odbudowała się i nadal rośnie.

płetw, ze względu na walory kulinarne. Zwierzę jeszcze żyło jak do niego podpłynął, leżało na rafie koralowej powoli umierając w męczarniach. Shawn nagrał ten szokujący obraz… zadzwonił do dyrektora organizacji WildAid, która współpracuje z licznymi celebrytami z Azji i Europy, którzy poprzez swój wizerunek mają zwrócić uwagę ludzi i odwieść ich od zakupów produktów dzikiej natury. Organizacja wykorzystuje do tego szeroko pojęte media społecznościowe. Agencja WildAid stworzyła bardzo emocjonalny film reklamowy (który można zobaczyć na ich stronie internetowej) pokazujący ujęcie umierającego rekina sfilmowanego przez Shawna. Wyemitowano go w najlepszym czasie antenowym we wszystkich możliwych stacjach telewizyjnych. Reklama trafiła do setek milionów Chińczyków. Dzięki tej kampanii i wsparciu rządu chińskiego spożycie zupy z płetwy rekina spadło o ponad 80%. Shown pokazał ludziom smutną, przerażającą historię, która poruszyła ich serca i wywołała ogromne emocje… zobaczyli cierpienie bezbronnego stworzenia, a nie gotowy produkt na talerzu.

Raja Ampat to opowieść o niemożliwym. Dzięki zaangażowaniu tak wielu osób liczba: żółwi, rekinów, mant, ryb i innych stworzeń zamieszkujących tą niezwykłą krainę odbudowała się i nadal rośnie. Nigdzie indziej na świecie nie spotkamy tak bioróżnorodnego i bogatego życia, jakiego doświadczymy w Papui Zachodniej. To tu nurkowałam nad najpiękniejszymi rafami koralowymi na świecie i spotkałam rekina dywanowego. Raja Ampat jest przykładem na to, że niemożliwe nie istnieje.

Sezon w Papui Zachodniej trwa przez cały rok, ale najlepsze warunki do nurkowania panują od października do kwietnia. Prądy bywają bardzo silne, ale tam, gdzie występują prądy, występuje też życie, duże stada rekinów, mant i spektakularne ławice ryb. Kiedy odkrywamy takie miejsce na Ziemi, chcielibyśmy w nich pozostać na zawsze, jednak nasza podróż nadal trwa, a kto wie może dopiero się zaczyna.

Komodo

nurkowanie na styku dwóch oceanów

Woda to niezwykły żywioł. Zachwyca, przeraża, zaskakuje, przynosi dużą dawkę adrenaliny, ale i uczy pokory. tekst anna sołoducha Zdjęcia edWard Wronka

Wynurzyłam się na powierzchnię, przerywając błękitną taflę wody. Kolejne zachwycające nurkowisko, czasem przeszywane przez prądy, ławice ryb, różnobarwne korale i ukwiały. Nagle słyszę głos przewodnika nawołującego nas do łodzi. Nie mam pojęcia skąd ten pośpiech. Nie mam pojęcia… aż do momentu, kiedy moim oczom ukazują się zbliżające z niesamowitą prędkością i wciąż powiększające się… wiry wodne, które w ułamku sekundy mogą nas ściągnąć na głębokość 30–40 m i z pewnością – nie znają litości… Naukowcy twierdzą, że gigantyczne wiry oceaniczne zachowują się identycznie jak kosmiczne czarne dziury. Odkryli, że wirujące wodne cząsteczki tworzą barierę, która nie wypuszcza niczego, co wpadło do wnętrza wiru – zupełnie tak samo jak orbita fotonowa w kosmosie… Witamy w jedynym, równikowym regionie na Ziemi, gdzie spotykają się dwa oceany – Pacyfik z Oceanem Indyjskim. Witamy w Parku Narodowym Komodo

Indonezja, wyspiarski kraj zajmującym archipelag 17 tysięcy wysp, z których co trzecia jest niezamieszkana, jest coraz częściej wybieraną destynacją nurków z całego świata. Szacuje się, że to właśnie u wybrzeży kraju „odwróconej polskiej flagi” znajduje się 15 procent rafy koralowej na świecie. Żaden inny kraj nie posiada tak licznych, bogatych i różnorodnych nurkowisk. Miejsc nurkowych w Indonezji nie brakuje, ale region Komodo jest miejscem szczególnym. Archipelag Małych Wysp Sundajskich, do których należy wyspa Komodo, Flores, czy Rinca tworzą rozciągnięty równoleżnikowo łańcuch, złożony łącznie z ok. 40 wysp.

Razem z grupą nurków, pod banderą Activtour, wysiedliśmy na lotnisku w Labuan Bajo – miasteczku znajdującym się na wyspie Flores, na początku października 2018 roku. Sama podróż z Polski czy Europy jest przyjemna i mało uciążliwa. Najczęściej jako miejsce przesiadkowe podczas lotu na Bali wybiera się ZEA lub Katar, z krótkim oczekiwaniem na kolejny lot, aby już po 9–10 godzinach, wylądować

Sumatra
Jawa
Bali Timor Sumba Flores Sumbawa lombok Borneo Celebes
Nowa Gwinea
kOmODO PaDar rINCa
FlOreS SumBawa
Park Narodowy Komodo

na jednej z najpopularniejszych indonezyjskich wysp – Bali. Udało się – przekroczyliśmy równik!

Już na lotnisku w Denpasar można poczuć uwielbienie jej mieszkańców do kultury i religii! Wszędzie widać złote posążki Buddy, hinduistycznych bożków, ogrom kwiatów, girlandów, a uliczne ronda zdobią sceny rodem z mitologii greckiej lub rzymskiej… A do tego przepych, niczym w epoce baroku i rokoko, ale z pewnością – ma to swój urok!:) Jeśli planujemy pobyt na Komodo, warto przenocować chociażby w pobliskiej Kucie – miasteczku oddalonym o 5 km od lotniska, aby następnego dnia polecieć – najlepszą lokalną linią lotniczą – Garuda Indonesia, na wyspę Flores. Na Bali życiem rządzi religia. Rytm wyznaczany jest przez kolejne pełnie księżyca. Tutaj znajdziemy tradycyjne świątynie, zobaczymy ceremonie odbywające się niemalże codziennie oraz ulice, które zdobią ofiary z kwiatów, owoców, ryżu. Nie bez powodu nazywa się ją Wyspą Bogów. To typowy obraz turystycznego Bali. Nikt z nas nie przypuszcza jak ogromny kontrast powita nas następnego dnia, na dzikiej wyspie Flores.

W krainie sawanny, brunatnych wzgórz, pagórkowatych wysp i turkusowej wody, w porcie Labuan Bajo życie wygląda zupełnie inaczej niż na kolorowym Bali. Surowe, skaliste szczyty, zanurzone podwodne góry sprawiają, że ta niezwykła kraina wygląda bardzo dostojnie. Po wyjściu z samolotu, od razu rzuca się w oczy ogromne zdjęcie największej jaszczurki na świecie – smoka z Komodo, króla tego regionu. W samym miasteczku portowym widać już tyko biedę, zaśmiecone ulice i dzieci siedzące na chodnikach, ale z takimi uśmiechami, że skradną nawet najbardziej zmrożone ludzkie serce!:) Łodzie typu liveaboard zacumowane są w niedalekiej odległości od mariny, zatem przeprawiamy się na jedną z nich niedużą łódką, wypełnioną po brzegi naszymi bagażami. Na Sinar Pagi, o wdzięcznym tłumaczeniu – Poranna Jutrzenka, powitała nas załoga składająca się z mieszkańców Flores, częstując nas przepięknym i przepysznym koktajlem ze słynnego w tym regionie – Smoczego Owocu. To był tylko przedsmak tego, jakich specjałów lokalnej kuchni udało nam się spróbować podczas całego naszego wyjazdu.

Park Narodowy k omodo (…) odznacza się nieprawdopodobną różnorodnością.

Znajduje się tu ponad 260 gatunków korali, 70 gatunków gąbek, mięczaków, szkarłupni i skorupiaków, ponad 1000 gatunków ryb, morskich gadów i ssaków.

Przepiękna, tradycyjna indonezyjska łódź zbudowana jest z  Iron Wood, żelaznego drzewa. Ciężkie i twarde nie jest łatwe w obróbce, ale jest trwałe i odporne na szkodniki. Zwinna, przytulna i bardzo komfortowa łódź stała się naszym domem podczas 8-dniowego safari.

Park Narodowy Komodo utworzony został w 1980 roku, a w 1991 został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i do dziś, odznacza się nieprawdopodobną różnorodnością. Znajduje się tu ponad 260 gatunków korali, 70 gatunków

gąbek, mięczaków, szkarłupni i skorupiaków, ponad 1000 gatunków ryb, morskich gadów i ssaków. Obejmuje kilkadziesiąt małych wysepek, z czego najsłynniejsze to Rinca, Komodo, Padar. Ponad sto lat temu, brytyjski przyrodnik i odkrywca Alfred Russel Wallace, przybywszy na te odległe wyspy ustalił istnienie przecinającej je, niewidzialnej linii. Oficjalnie nazwana „Linią Walleca’a”, oddziela Bali od Lomboku, przebiegając przez cieśninę Lombok – najgłębszy rów morski regionu. Wyspy na zachód od linii mają tropikalny klimat południowo-wschodniej Azji, a te na wschód przypominają bardziej suchą Australię. Położenie PN Komodo w strefie przejściowej przyczynia się do bogactwa gatunków i różnorodności biologicznej tego obszaru. My startujemy w stronę tzw. Północnego Komodo, by zobaczyć, co jest po drugiej stronie lustra wody… Wyspa Banta to starożytny, niezamieszkały, częściowo zanurzony wulkan u północno-zachodniego wybrzeża Sumbawy, który nie wchodzi w skład PN Komodo. To jedno z niewielu miejsc na Ziemi, gdzie można zanurkować na stożku wulkanicznym!

Ostatnia erupcja miała miejsca w 1957 roku, ale podłoże nadal bogate jest w składniki odżywcze co sprawia, że życie morskie wręcz kwitnie! Warte uwagi jest miejsce GPS point, które przeszywają silne prądy, ponieważ jest to jedna z najszerszych szczelin między wyspami archipelagu. Kanał wypełniany jest prądami z Morza Flores, które podczas naszego zanurzenia przyciągnęły stada barrakud, tuńczyków oraz hiszpańskie makrele!

Tatawa Besar to miejsce, gdzie znajduje się jeden z najbardziej niesamowitych ogrodów koralowych Komodo, warty zdecydowanie więcej niż tylko jednego nurkowania. Życie morskie koncentruje się od 5 do 18 m głębokości. Twarde i miękkie korale o przeważnie pomarańczowo-czerwonawych i jasnoniebieskich odcieniach tworzą tak duży kontrast kolorów, że z pewnością, nie da się ich zapomnieć. Głazy na dnie gęsto pokryte gąbkami ukrywają skorpeny, młode batfish’e, kałamarnice, ślimaki nagoskrzelne i mureny.

Niewątpliwie jednym z najciekawszych miejsc nurkowych, były okolice wyspy Sangeang. Tam zanurzyliśmy się w cieniu czynnego wulkanu, którego ostatnia eksplozja miała miejsce w 2014 roku. Zbocza pokryte czarnym, wulkaniczny piaskiem przedziurawione były tysiącem otworów hydrotermalnych, które „bąblują” geotermalną wodą z siarką. Woda podgrzewana przez aktywność wulkaniczną, wręcz wypychana jest na zewnątrz skorupy ziemskiej! To był prawdziwy nurkowy spektakl! Położyliśmy się na gorącym piasku, podziwiając podwodne jacuzzi!:) Nurkowisko Hot Rock obfituje w ślimaki nagoskrzelne, krewetki, różnokolorowe anthiasy, wachlarze gorgonii, czarne korale, a także garden eel – czyli stado węgorzy ogrodowych, przypominających falujący łan trawy morskiej. Nic dodać, nic ująć!

Do czołówki miejsc nurkowych Północnego Komodo należą z pewnością Castle Rock i Crystal Rock. Tutaj na nurków czeka wyjątkowa uczta. Życie ryb jest po prostu oszałamiające! Oglądamy szkółki bar-

rakud, lucjany, jackfishe, kilka okazów rekinów biało- i czarnopłetwych, a przede wszystkim – ogromne giant travellies, których Castle Rock to istne królestwo! Woda drży, travellies ruszają na polowanie. Podwodna góra pokryta jest table corals i niedużymi gorgoniami. Szczyt skały, który znajduje się na głębokośći ok 3–4 m jest idealnym schronieniem przed prądem, swego rodzaju twierdzą, stąd nazwa Castle Rock. Na około 15 metrach znajduje się nieduże wgłębienie, gdzie można zobaczyć ogromne szkoły makreli, unoszące się w długim paśmie, tworząc niesamowite tornada. Castle Rock zamieszkują także koniki morskie i batfishe, a jeśli dopisze Wam szczęście – możecie zobaczyć pod wodą także delfiny butlonose Nurkowanie na Crystal Rock wygląda bardzo podobnie. Niezależnie, w którym kanale niesie Was prąd, możecie poprzyglądać się żółwiom, bumphead parrotfishom i sweetlipsom…

Niektóre miejsca na Ziemi mogą szczycić się tym, że nie mają tylko jednego spektakularnego nurkowi-

ska w regionie, które zapamiętuje się na całe życie. Podczas tygodniowego safari, każdy dzień, każde nurkowanie było spełnieniem oczekiwań nawet najbardziej wymagających nurków! Batu Balong powtarzaliśmy dwa razy! Nurkowisko znajduje się pomiędzy Tatawa Kecil a wyspą Komodo. Zanurzenie się w tym miejscu przynosi wszystko, co najlepsze – ponownie ogromne szkoły ryb, niesamowicie kolorowe korale, gąbki, miękkie korale, rekiny, giant travellies, tuńczyki. Północno-centralna część PN niczym nie odbiega od północnej. Skała wyrastająca pośrodku kanału posiada stromo spadające ściany, które w całości pokryte są koralami. Przylegają mocno do skały z powodu silnych prądów, nacierających raz z północy a raz z południa. Ze względu na topografię skał i ekspozycję na silne prądy, rafa nigdy nie była obiektem zainteresowania miejscowych rybaków, dzięki czemu jej stan jest doskonały! W niższych partiach spotykamy drapieżniki takie jak napoleony, szare rekiny rafowe, rekiny białopłetwe, w płytszych partiach natomiast kolorowe, nieduże

Zdjęcie Nadya Kulagina
Zdjęcie Nadya Kulagina

ryby rafowe, żółwie szylkretowe, sweetlipsy, krewetki, czy ślimaki nagoskrzelne. Od świtu do zmierzchu można obserwować polowanie, ukrywanie się ryb przed drapieżnikami, składanie i pilnowanie jaj, karmienie czy walkę o przetrwanie. Ogrom ryb sprawia, że oczy nie nadążają za rozszalałą wyobraźnią. Są chwile, kiedy prąd uderza w skałę i rozchodząc się po jej obu stronach – tworzy dwie, bardzo szybkie, wirujące rzeki! Otaczająca nas głębia błękitu przynosiła wraz z prądem stada neonowych lucjanów, chmury redtooth triggerfish’ów, hiszpańskie makrele, barrakudy i przecinające otchłań tuńczyki. Z łezką w oku kończyliśmy w tym miejscu nurkowanie.

Żywotność natury w wodach okalających Komodo jest nie do opisania. Jednym z powodów, które przyciągają tu nurków z całego świata są manty oceaniczne, często o rozpiętości 5 m! Największe szanse na zobaczenie tych pięknych olbrzymów mamy nurkując od kwietnia do czerwca, a następnie od października do listopada. W PN Komodo udało nam się zobaczyć manty oceaniczne, manty

rafowe i stado mobuli! Karang Makassar, Banta Island, Manta Alley to tylko niektóre z miejsc, gdzie jest duża szansa na spotkanie tych majestatycznych stworzeń. Leżąc na dnie i obserwując kilkukrotnie manty niczym szybujące latawce marzyłam, aby nurkowanie nigdy nie miało końca…

Pobyt na łodzi był niezwykły. Smakowaliśmy każdy dzień. Serdeczność, uczynność i szczery uśmiech chłopaków z Wyspy Kwiatów nadawał inny wymiar każdemu dniu. Były momenty ciszy, zadumy i wpatrywania się w bezkres oceanu, były muzyka, śmiech i zabawa. Był nawet poranek, kiedy jeszcze przed odprawą nurkową naszym oczom ukazały się tryskające fontannami wody… wieloryby! Dla nas –był to prawdziwy rarytas.

W zależności od warunków panujących na morzu, mieliśmy okazję kilka razy postawić stopę na suchym lądzie. Pagórkowate wyspy o stromych zboczach wymagają naprawdę dobrej kondycji. Miejscem, które pozostanie na zawsze w mojej pamięci, jest

wyspa Padar. Take your breath away… to słowa, które mówią wszystko. Tego dnia wstaliśmy sporo przed świtem. Wsiedliśmy do naszej nurkowej łodzi i przy blasku gwiazd ruszyliśmy w kierunku wyspy. Wokół nas panowała magiczna atmosfera. Szum fal i blask księżyca… Nagle czar prysł. W jednym momencie zaczęły napływać łodzie przepełnione turystami pochodzenia azjatyckiego. Czy nawet na końcu świata komercja jest nieunikniona? Przed nami 40-minutowy trekking na szczyt wyspy. Bez dobrych butów sportowych lub trekkingowych, ani rusz! Zmierzający do góry tłum nerwowo patrzył na zegarki, aby zdążyć, nim słońce zacznie wschodzić. Na górze zastaliśmy… mgłę. Szare niebo, słońce schowane za chmurami… hmm… podobno po czwartym dniu wakacji pojawia się kryzys. Patrząc na miny mojej grupy, to był właśnie ten moment. Na szczęście, po kilkunastu minutach, tuż przed godziną 06:00 naszym oczom ukazał się surrealistyczny krajobraz. Wyspa pokryta sawanną oraz jasnymi, zielonymi pagórkami o bajkowych kształtach otoczona była trzema turkusowymi zatokami z piaskiem – każdy

Od świtu do zmierzchu można obserwować polowanie, ukrywanie się ryb przed drapieżnikami, składanie i pilnowanie jaj, karmienie czy walkę o przetrwanie. Ogrom ryb sprawia, że oczy nie nadążają za rozszalałą wyobraźnią.

o innym ubarwieniu – perłowej bieli, czarnego węgla i jasnego odcienia różu. W obrębie PN Komodo, możemy zobaczyć co najmniej sześć różowych plaż, które swoją nazwę zawdzięczają drobniutkim szczątkom różowych koralowców, które osiadają na piasku. Spoglądaliśmy na naszą „Poranną Jutrzenkę” w świetle wschodzącego słońca. Dla takich widoków – warto nurkować i wyjeżdżać w takie miejsca!

Nie sposób także nie wspomnieć, że Komodo i Rinca to również domy dla największej jaszczurki na

Zdjęcie Nadya Kulagina

świecie – smoka z Komodo, który osiąga do 3 m długości i nawet do 100 kg wagi! Waran z Komodo to gatunek endemiczny, co oznacza, że spotykany jest tylko w jednym miejscu na świecie. Może na pierwszy rzut oka wydawać się, że są to stworzenia leniwe i dość powolne, ale nic bardziej mylnego. Waran z Komodo, będący sprawnym myśliwym, może osiągać prędkość 20 km/h. To gady polujące z zasadzki, rozdzierające najbardziej miękkie części ciała, zazwyczaj brzuch albo okaleczające nogi. Co ciekawe – ich ofiarę po ugryzieniu zabija trucizna, która jest uwalniana z gruczołów usytuowanych w dolnej szczęce. Trucizna ta powoduje paraliż, ból nie do wytrzymania, niekontrolowaną utratę krwi i zatrzymanie procesów krzepnięcia. W związku z tym, ugryzione ofiary szybko się wykrwawiają. Jeśli ranna zdobycz zdoła uciec, to zapewne złapie patogeny w jakimś wodopoju, czego wynikiem będzie infekcja. W obu przypadkach śmierć jest niemal pewna. Niestety, podczas naszej wycieczki na wyspę Rinca, warany nie były skore do spotkania. Jedynie kilka wylegujących się w cieniu drzew i okolicznych budynków okazów,

uświadczyło nas w przekonaniu, że smoki istnieją naprawdę

Nurkowanie w Parku Narodowym Komodo jest szczególne, a co więcej – bardzo zróżnicowane. Odnajdą się tutaj miłośnicy makro, płytkich nurkowań muck, opadających raf i ciemnego piasku wulkanicznego, podwodnych szczytów i stromych ścian. Prądy bywają silne, ale przynoszą to, co najbardziej zachwycające… Czasem potrafią Was znieść daleko, innym razem zdarza się, że nurkowie wirują niczym w pralce. Do tego dochodzą miejscami lodowate dryfty morskie, których doświadczyliśmy na własnej skórze. Spadek temperatury z 28 do 20°C jest dość… szokujący. Cieśnina między wyspami Rinca i Komodo tworzy przejście pomiędzy dwoma oceanami, Oceanem Indyjskim na południu i Pacyfikiem (Morze Flores) na północy. Dzięki stałemu mieszaniu się ciepłych tropikalnych wód z chłodniejszymi, Komodo stało się unikalnym ekosystemem z niezwykle bogatą florą i fauną, tym samym wchodząc w skład Trójkąta Koralowego o największej morskiej bioróżnorodności na świecie.

Po powrocie z Indonezji bez wahania mogę stwierdzić, że warto choć na chwilę ściągnąć czerwone szpilki i założyć neoprenowe buty. Choć na chwilę, aby zanurzyć się w wodach Parku Narodowego Komodo… krainie wody wulkanów, waranów, a przede wszystkim – zapierających dech w piersiach nurkowaniach. Jest to ewidentnie miejsce, w którym zatrzymał się czas.

Zdjęcie Nadya Kulagina

Wyspy Zielonego Przylądka

tekst iWona MiZdra Zdjęcia ceZary cZaro abraMoWski mówią, że szczęśliwe i leniwe, a czy nurkowe?

Na Wyspy Zielonego Przylądka wybraliśmy się z polecenia – to jedno z lepszych miejsc nurkowych na świecie w jakim byliśmy – taką opinię usłyszeliśmy od znajomych.

Wyspy Zielonego Przylądka należą do Republiki Zielonego Przylądka (port. Cabo Verde). To państwo wyspiarskie, była portugalska kolonia, położona w środkowej części Atlantyku około 450 km na zachód od wybrzeży Afryki na wysokości Senegalu.

Turystyka w Republice Zielonego Przylądka rozwija się głównie na wyspach Sal i Boa Vista. Każda z tych wysp ma wiele do zaoferowania turystom: piękne piaszczyste plaże, egzotyczną kuchnię, kolonialną architekturę, ciekawą kulturę, przepiękną przyrodę, a przede wszystkim idealne miejsca do uprawiania sportów wodnych – w tym nurkowania. My wybraliśmy wyspę Sal, która jest najlepszą wyspą do zwiedzania przepięknej fauny i flory podwodnego świata.

Nasz hotel położony był daleko od centrum, ale blisko bazy nurkowej, z którą planowaliśmy nurkować. Na wyspie działa kilka baz, najwięcej w miasteczku Santa Maria. Ceny nurkowań mniej więcej

Archipelag ten składa się z 10 głównych wysp i 16 wysepek. Dzielą się one na dwie grupy: Wyspy Zawietrzne i Podwietrzne. Wyspy Zawietrzne to położone na północy wyspy: Santo Antão, São Vicente, Santa Luzia, São Nicolau, Sal i Boa Vista. Wyspy Podwietrzne leżą na południu, są to Maio, Santiago, Fogo i Brava.

Boa Vista
Santiago Maio
Brava Fogo São Nicolau
São Vicente
Santa Luzia
Santo Antão Sal

takie jak na Karaibach. Pakiet 10 nurkowań to koszt około 300 €. My zdecydowaliśmy się na nurkowanie z Cabo Verde Diving, 5* Centrum Nurkowe Padi. Właścicielką bazy była Course Ditector Padi, więc obsługa profesjonalna i wszystko na czas. Przewodnicy czasami trochę przemęczeni, ale zawsze ze szczerym uśmiechem – „Hello, no stres!” – to motto mieszkańców Cabo Verde.

Sal można podzielić na dwa obszary nurkowe –Palmeira na północny i Murdeira na południu, czyli Santa Maria. Z baz na miejsca nurkowe dojeżdża się busami. Bazy oferują również transfer z hotelu do bazy. Busem dojeżdżaliśmy do portu w Santa Maria, a z portu RIBem wypływaliśmy w morze. W naszej bazie nurkowania odbywały się cały dzień – dwa rano i dwa po południu, można było nurkować również z brzegu, na plaży przy centrum nurkowym.

Na Wyspach Zielonego Przylądka panuje klimat zwrotnikowy, dlatego nurkuje się tu przez cały rok. Latem temperatura powietrza wynosi około

…to na pewno było jedno z moich najtrudniejszych nurkowań w życiu. Takich fal nie widziałam nawet podczas nurkowań na Bałtyku. Dla mało doświadczonych nurków mogą to być nurkowania dość ekstremalne. l atem natomiast ocean jest spokojny.

27–32°C, zimą 23–29°C. Temperatura krystalicznie czystej wody nie spada poniżej 22°C w zimie, a w miesiącach letnich ma około 27°C. We wrześniu i w październiku pod wodą możemy spotkać wieloryby, rekiny, humbaki, barakudy, żółwie, manty oraz ławice dużych ryb. Największe szanse na spotkanie z tymi ogromnymi zwierzętami są od połowy września do połowy października.

Wyspa Sal jest dość wietrzną wyspą, o czym przekonałam się już pierwszego dnia, kiedy na oceanie były ogromne fale i bardzo silny prąd powierzchniowy. Tak, to na pewno było jedno z moich najtrudniejszych nurkowań w życiu. Takich fal nie widziałam nawet podczas nurkowań na Bałtyku. Dla mało doświadczonych nurków mogą to być nurkowania dość ekstremalne. Latem natomiast ocean jest spokojny. Jest to okres wylęgania żółwi, które można spotkać nie tylko pod wodą, ale też wieczorem podczas składania jaj na plaży.

Wyspa Sal to także nurkowanie jaskiniowe. Maj i czerwiec to idealna pora dla fanów pięknych grą świateł i bogatych w życie cavern i jaskiń (jaskina Buracona oraz Regona), które znajdują się na północy wyspy. Miłośnikom wraków wyspa Sal oferuje kilka zatopionych statków i kutrów rybackich m.in.: wrak Boris (28 m) oraz S. Antao (12 m).

Może nie są to wielkie, głęboko położone wraki do jakich przyzwyczaił nas Bałtyk, ale tych kilka dość płytko zatopionych wraków też robi wrażenie.

A jakie są nasze osobiste odczucia po dziesięciu dniach nurkowań w Cabo Verde?

Jesteśmy zgodni co do tego, że tak bujnego życia pod wodą do tej pory żadne z nas nie widziało, a trochę pod wodą już zobaczyliśmy i to na pewno wyróżnia Cabo Verde na tle innych miejsc nurkowych na świecie.

Pod wodą jest wszystko to, co powinno być: różnokolorowe korale, najróżniejsze formacje skalne, jaskinie, wraki, ogromne ławice dużych i średnich ryb. Licznie występują tu rekiny, raje, żaglice atlantyckie, tuńczyki, mureny, ogromne kraby, homary, ślimaki i skorpeny.

Jesteśmy zgodni co do tego, że tak bujnego życia pod wodą do tej pory żadne z nas nie widziało, a trochę pod wodą już zobaczyliśmy i to na pew-

no wyróżnia Cabo Verde na tle innych miejsc nurkowych na świecie. Rafa koralowa to głównie rosnące grupowo twarde korale, Czarkowi najbardziej przypominała rafę w Meksyku, a mnie tą w Tajlandii. W porównaniu z Morzem Czerwonym wypada raczej słabo, ale na pewno jest ciekawa i warta zobaczenia.

Wysypy Zielonego Przylądka to ciekawa, również cenowo, alternatywa dla Egiptu czy Wysp Kanaryjskich, no ale Sipadan czy Galapagos to na pewno nie jest.

Czy Wyspy Zielonego Przylądka są jednym z lepszych miejsc nurkowych na świecie? Warto samemu się o tym przekonać.

Szkolimy na wszystkie poziomy na obiegach otwartych

SDI/TDI/IANTD

Lastovo

zapomniana wyspa

Tekst i zdjęcia ZbignieW rogoZiński

c horwacja, nurkom, kojarzy się przede wszystkim z w rakami wokół półwyspu Istria, nurkowaniami technicznymi na visie, w Parku n arodowym k ornati lub wokół największych wysp Brač, h var i Pag. m ało komu na myśl przychodzi niewielka wysepka leżąca 13 kilometrów na południe od k orčuli. co więcej, wielu nie wie nawet o jej istnieniu.

Archipelag Lastovo, który obejmuje w sumie 46 wysp i małych skalnych wysepek, ze swoimi przepięknymi zatoczkami i intymnymi plażami, wydaje się na pierwszy rzut oka nie różnić od innych położonych na Adriatyku wysp. Lastovo do 1992 roku, ze względu na swój militarny charakter, była niedostępna dla zagranicznych turystów, przez co uniknęła burzliwych zmian współczesnej cywilizacji. Dzięki izolacji na wyspie przetrwała dziewicza natura z wieloma nieobecnymi już na stałym lądzie gatunkami roślin i zwierząt. Wszystko to zaś otoczone jest lazurowymi wodami, które uważa się za

jeden z najbogatszych w ryby rejonów Adriatyku. Dzięki tym niezaprzeczalnym walorom, od roku 2006 archipelag zyskał statut parku narodowego.

To odgrodzenie od współczesnej cywilizacji ma jednak i swoje negatywne konsekwencje. Brak przemysłu powoduje, że coraz więcej ludzi wyjeżdża stąd na stały ląd w poszukiwaniu pracy, przez co liczba mieszkańców wyspy ciągle maleje. Spośród tych, którzy postanowili zostać, większość zajmuje się uprawą oliwek i winorośli, lub rybołówstwem. Poprzez utrudniony dostęp do wyspy, dostać się do tego zagubionego raju można jedynie promem lub katamaranem z odległego o ponad 100 kilometrów Splitu, lub z portu Vela Luka na Korčuli. Infrastruktura turystyczna nie jest tutaj tak rozbudowana jak w innych częściach Chorwacji. Warto jednak włożyć trochę wysiłku, zmusić do kilku wyrzeczeń i uciec od zgiełku i tempa współczesnego świata, i zagubić się na kilka dni w tym rajskim zakątku.

Po zejściu z przypływającego na wyspę promu musimy dostać się do ddalonej o kilka kilometrów miejscowości Zaklopatica. Ta niewielka osada rybacka, z niespełna 100 mieszkańcami, położona jest w malowniczej zatoczce, oddzielonej od otwartego morza niewielką wysepką. Poza kilkoma kwaterami i trzema restauracjami, jedyny na wyspie sklep spożywczy znajduje się w innej miejscowości, oddalonej o 2 kilometry. Jest tu tylko baza nurkowa „Ankora” prowadzona przez rodzeństwo Frlanów i jest bazą wypadową na nurkowania w wodach archipelagu.

Baza dysponuje 12-osobową łodzią, którą w maksymalnie pół godziny jesteśmy w stanie dopłynąć do większości interesujących nas destynacji.

Miejsca nurkowe wokół wyspy, to mieszanina podwodnych pionowych ścian schodzących na głębokość do 80 metrów oraz podwodnych łąk i pagórków. Wszystko to przy widoczności sięgającej 40 metrów. Dodatkowym atutem jest olbrzymia bioróżnorodność podwodnej fauny i flory. Występuje tu wiele gatunków ryb, mięczaków i skorupiaków, które spotykamy na każdym nurkowaniu.

Ponadto w czasie podróży łodzią, spotkać można przecinające lazurową toń delfiny butlonose. Podczas naszej pierwszej wizyty w Zaklopaticy, z tarasu naszej kwatery widzieliśmy również żółwia pożywiającego się w wodach zatoki. Co prawda chłopaki z bazy stwierdzili, że był to raczej efekt wcześniejszej degustacji lokalnych napojów powstałych w procesie fermentacji owoców, ale nasza wersja jest na pewno bardziej atrakcyjna.

Powyższe sprawia, że każde nurkowanie w tych wodach pozostawia niezapomniane wrażenia, jeśli jednak miałbym pokusić się o wybranie najlepszych miejscówek, znalazłyby się wśród nich Bijelac, Susac oraz Drasan.

Bijelac to mała skalista wysepka, która pod wodą okazuje się dwoma kolumnami wystającymi z dna na głębokości 60 metrów. Nurkowanie rozpoczy-

na się zazwyczaj po północnej stronie wyspy, następnie płynąc wzdłuż ściany, mając ją po lewej stronie, znajdujemy krótki tunel, po przepłynięciu którego wpływamy do kanionu dzielącego wyspę na dwie części. Pionowe ściany, poprzecinane szczelinami i wnękami opadają w tym miejscu na głębokość 55 metrów. Silne prądy opływające wysepkę powodują, że miejsce to wręcz tętni życiem. U podnóża kanionu spotkać można pięciokątne rozgwiazdy Guymer Asterina oraz mnóstwo langust, z których słyną wody wokół Lastova. Sama nazwa wyspy pochodzi zresztą od włoskiej nazwy tych skorupiaków. Wzdłuż pionowych ścian porośniętych kolorowymi gąbkami, ukwiałami i wachlarzami gorgonii kłębią się ławice Sargusów, Oblad, Amareli, Chromisów kasztanowych i Kardynałków, wśród których przemykają wargacze i strzępiele. W ciemnych zakamarkach skały chowają się widlaki, kongery, skorpeny i mureny śródziemnomor-

skie. Czasami w toni dostrzec można przemykające stada barrakud.

Drugim godnym polecenia miejscem, jest oddalona o około 15 kilometrów od Lastova wyspa Susac. Niestety ze względu na silne prądy i wiatry występujące pomiędzy tymi wyspami, dopłynięcie na tą miejscówkę nie zawsze jest możliwe. Jeśli jednak warunki są sprzyjające, na szczęśliwców czekają tu dwa atrakcyjne miejsca nurkowe. Pierwsze z nich znajduje się u podnóża pionowej ściany, na której szczycie stoi XIX-wieczna latarnia morska. Głębokość morza w tym miejscu wynosi około 40 metrów, a samo nurkowanie odbywa się wokół skalistej ostrogi oddzielającej małą zatokę od otwartego morza. Podczas drugiego nurkowania w miejscu oddalonym o kilkadziesiąt metrów od poprzedniej lokalizacji, na głębokości około 15 metrów, znajduje się wejście do podwodnej jaskini. Po minięciu wejścia i przepłynięciu kilkunastometrowego tunelu,

u  podnóża kanionu spotkać można pięciokątne rozgwiazdy Guymer a sterina oraz mnóstwo langust, z których słyną wody wokół l astova. Sama nazwa wyspy pochodzi zresztą od włoskiej nazwy tych skorupiaków.

można wynurzyć się, w stworzonym w wyniku wietrzenia skał, naturalnym jeziorku wewnątrz wyspy. Unosząc się na powierzchni wody ma się wrażenie, że znajdujemy się w olbrzymiej studni. U wejścia do jaskini spotkać można krewetki, skorpeny i małe ślimaki nagoskrzelne. A na pobliskich skałach czę-

Planując następny wyjazd

nurkowy do Chorwacji warto przychylnym okiem spojrzeć na ten odległy i zapomniany

kawałek lądu, otoczony krystalicznymi wodami, gdyż prędzej czy później cywilizacja sobie o nim przypomni i zmieni go tak, jak resztę adriatyckich wysp.

sto zobaczyć można pożywiające się glonami duże brązowe ślimaki Aplysia fasciata, zwane potocznie zającami morskimi.

Kolejne warte zobaczenia miejsce to Drasan. Miejscówka ta położona jest na północnym wybrzeżu wyspy Lastovo. Znajdująca się tu mielizna, która w czasie odpływu stanowi zagrożenie dla nieostrożnych żeglarzy, zapewniła osobom tu nurkującym atrakcję w postaci stalowego wraku, z którego pozostało już tylko metalowe ożebrowanie kadłuba i kilkanaście antycznych amfor leżących na piaszczystym dnie. Miłośnicy podwodnej fauny spotkać tu mogą wylegujące się na białym piasku skorpeny i jaszczurniki, a wokół podwodnych skał przemykające korysy, anthiasy, mątwy, kraby pustelniki i ośmiornice. Jest to także jedno z niewielu miejsc w Adriatyku, gdzie spotkamy olbrzymie drapieżne ślimaki Tonna galea.

Urokliwych miejscówek wokół Lastova jest znacznie więcej, wystarczy wymienić takie jak Struga, Tajan, Glavat, a ze względu na słabą eksplorację tego akwenu wiele pięknych miejsc pozostaje pewnie nadal nieodkrytych. Nie trzeba jednak wcale daleko odpływać od bazy nurkowej, by przeżyć rewelacyjne nurkowanie. Wystarczy po zachodzie słońca wejść do wody z nabrzeża przy samej bazie i popłynąć w kierunku zamykającej zatokę wysepki. Od strony otwartego morza dno schodzi tu stopniowo na głębokość około 40 metrów, a na amatorów nocnego nurkowania czekają wśród porozrzucanych skał wszędobylskie langusty, łopaciarze, kraby, krewetki, ślimaki i przede wszystkim wychodzące z kryjówek na nocne łowy, ośmiornice.

Planując następny wyjazd nurkowy do Chorwacji warto przychylnym okiem spojrzeć na ten odległy i zapomniany kawałek lądu, otoczony krystalicznymi wodami, gdyż prędzej czy później cywilizacja sobie o nim przypomni i zmieni go tak, jak resztę Adriatyckich wysp.

Oferta

Malta, Gozo i Comino

twój śródziemnomorski sen

tekst Max valli

Zapraszamy do krystalicznie czystych wód tętniących życiem, na wyspy o barwnej kulturze i historii, która sięga początków cywilizacji. tutaj można nie tylko odkrywać życie nad i pod ziemią, ale także cofnąć się w czasie i poznać średniowieczne dziedzictwo i zatopione statki wojenne. Pozwól nam zabrać c ię na krótką wycieczkę na m altę…

Zdjęcie Ivana Orlovic, Blue Hole, Gozo

… o to jeste Ś ! Wychodzisz z samolotu i otacza cię przyjemnie ciepłe powietrze. Wyglądając przez okno w drodze do miejsca, w którym się zatrzymasz, widzisz drzewa i jaskrawe kwiaty w pełnym rozkwicie, starożytne budynki w kolorze piasku, a w oddali zachwycającą zatokę. Czujesz ulgę relaksując się przy dźwiękach odległych fal uderzających o skały, a Twój umysł jest świeży i otwarty.

Po dotarciu do celu i po rozpakowaniu bagaży, podekscytowany udasz się do o range s hark h 2 o d ive

Ce N ter , aby zaplanować swój tydzień. Gdy zbliżasz się do centrum, możesz już usłyszeć dźwięk rozentuzjazmowanych nurków rozmawiających o podwodnym świecie i niosących butle, gotowych, aby podążyć w stronę oceanu. W centrum nurkowym czujesz się jak w domu, rozmawiając z nowymi kumplami i planując nurkowania. Nurkowanie na rafie koralowej dzisiaj, wrak statku jutro…

p oc Z ątkujący c Z y do ŚW iadc Z ony… to nie M a Z nac Z enia. Przy zapierających dech w piersiach opcjach

nurkowania i niekończących się możliwościach wyboru na wszystkich poziomach, nigdy nie zabraknie Ci inspiracji. Archipelag Maltański jest pełen niezapomnianych podwodnych scenerii. Znajduje się tutaj ponad 30 wraków na głębokości od 10 m do 100 m, strome ściany, cudowne jaskinie pełne roztańczonego światła, a niesławna Blue Hole na Gozo Cię oczaruje.

l ubis Z fotografię? Pomyśl o podwodnej scenerii Malty jak o swojej nowej pracowni w naturze, z doskonałym oświetleniem i otoczeniem, które zapewnia oszałamiające ujęcia i piękne, błękitne refleksy. Jesteś doświadczonym nurkiem? Malta daje nurkom dostęp do nowych i niezbadanych wraków i wciąż odkrywa nowe tajemnice pod miastami na lądzie. To raj dla nurków technicznych.

Może jeste Ś poc Z ątkujący? W każdym miejscu nurkowym otacza cię poczucie wspólnoty i zaufania, tutaj budujesz relacje na całe życie. Twoi znajomi sprawią, że nigdy nie zapomnisz tego doświadczenia.

Zdjęcie Marcello Di Francesco, Cirkewwa, Malta
Zdjęcie Marcello di Francesco, MV Karwela, Gozo
Zdjęcie Ivana Orlovic, Um El Faroud

saMotnie cZy Z rodZiną i prZyjaciółMi, Malta jest pełna miejsc, które można zwiedzić i rzeczy, które można robić. Możesz odwiedzić średniowieczne miasto Mdina, w którym kręcono Grę o Tron. Poznaj historię Malty, odwiedzając niesamowite katedry i kościoły na wyspie. Spróbuj tradycyjnych Pastizzi. Wybierz się na wycieczkę do rozmarzonej Błękitnej Laguny. Możesz też po prostu wyciągnąć nogi i zrelaksować się nad morzem przy drinku i muzyce.

Ws Z ystko to W ydaje się sne M … pra W da? t o nie M usi być tylko sen. Tak wygląda wizyta na Malcie i nurkowanie z nami w Orange Shark. Jesteśmy firmą rodzinną prowadzącą 5-gwiazdkowy ośrodek rozwoju instruktorów, oferujący usługi nurkowe i kursy dla osób nurkujących po raz pierwszy czy kursy rozwoju instruktorskiego. Będziesz mieć okazję do nurkowania przez cały rok, zarówno z brzegu jak i z naszej fantastycznej łodzi do nurkowania "PAOLA ONE". Max, Paola i cała załoga są tutaj, aby pokazać Ci wszystko, co najlepsze na Wyspach Maltańskich. Napełniamy butle powietrzem, nitroxem, trimixem i możemy zapewnić każdy rodzaj sprzętu, dla nurków rekreacyjnych i technicznych, w tym skutery Suex DPV.

Mamy przyjemność zaprosić Cię do odwiedzenia naszego ośrodka.

Chcielibyśmy pokazać Ci kuszące głębiny Morza Śródziemnego. Napisz do nas na info@orangeshark.eu, aby kontynuować ten sen…

Zdjęcie Ivana Orlovic, Blue Hole, Gozo
Zdjęcie Alex Krotkov, Jaskinia Orange Shark, Santa Maria Caves, Comino Zdjęcie Stefano Paganelli, Comino

Foki z Farne Islands

Tekst i zdjęcia Marcin trZciński

Za oknem panowało rozszalałe, sztormowe morze i wyjący, pędzący potężne, spienione fale wiatr. c ałości dopełniał siekący w szyby, zacinający deszcz. Wspaniały pokaz potęgi natury, zwłaszcza że siedziałem w ciepłym, przytulnym salonie, na kominku płonęły kolejne brzozowe polana, a rozdzierające ciemność nocy błyskawice oglądałem przez duże, zajmujące całą ścianę okno.

Dlatego sami chyba rozumiecie, że choć nie narzekałem specjalnie na tygodniowy pobyt w Irlandii, to gdy przyszło planować kolejny wyjazd na foki optowałem za innym miejscem…

Maleńkie Seahouses nie przywitało nas zbyt optymistyczną pogodą. Nie, żeby było źle. Wędrujący przez Morze Północne sztorm skończył się już trzy dni temu, a kolejny był zapowiadany dopiero na następny weekend. Mimo pędzących po niebie chmur, z których co chwilę lało, zanosiło się na to, że tym razem uda się choć zanurkować. Dodatkowo humory poprawiło nam śniadanie. Nie wzięliśmy hotelowego więc idąc do portu wstąpiliśmy do znajdującej się przy Main Street Trotlers Family Bakers. To było coś więcej niż tylko piekarnia, bo serwowali również śniadania, a stojąca za ladą lokalna odmiana bawarskiej kelnerki z Octoberfest (wiecie, taka co to w każdej ręce niesie po osiem litrowych kufli piwa, a na biuście jeszcze półmisek z bratwurstami) starała się jak mogła, objaśniając nam kolejne pozycje z wypisanego na ścianie menu. Nim jednak zdążyliśmy się na coś zdecydować została przegoniona przez brązowowłosą Alę. Skończyło się wyjaśnianie, a zamiast tego na stoliku wylądowało po trochu wszystkiego z tego, co dorabiająca sobie na tym końcu świata studentka-Wrocławianka uznała za godne słowiańskiego podniebienia. Bo kilka z widniejących w menu potraw określiła mianem niejadalnych…

Najedzeni i pełni optymizmu ruszyliśmy w kierunku pobliskiego porciku. Billego Shieldsa, właściciela pływających na wyspy stateczków nie było, ale w jego miejsce czekał na nas uśmiechnięty od ucha do ucha Roger. Albo jakoś podobnie, bo coś się porobiło z jego wymową i słowa, które wyrzucał z siebie z prędkością karabinu maszynowego brzmiały jak gulgot kogoś, kto ma usta pełne kamieni. Albo mchu. A na dodatek trzyma je zanurzone w wiadrze pełnym wody. Być może pewien wpływ na trudności w zrozumieniu miał i lokalny slang, którym się posługiwał. Pojąłem jednak, że mamy ładować się na pokład stojącego przy nabrzeżu Glad Tidings VIII.

Dość pomocny był w tym pa lec wskazujący Rogera, skiero wany w kierunku łodzi z taką nazwą wypisaną na nadbu dówce. Był przypływ, więc nie trzeba było wszystkiego nosić po schodach w dół. A na do datek całą łódź mieliśmy dla siebie, bo reszta czekających na nabrzeżu nurków zamustrowała się na kołyszącą się obok ings VI. Rewelka. Nie zrozumcie mnie źle – nie żebym był jakiś aspołeczny i nie chciał się bratać z angielskimi nurkami, ale u nich na pokładzie było z dwadzieścia osób. A nas tylko sześcioro. I co za tym idzie masa miejsca na rozłożenie zabawek. Jeszcze chwilę usiłowaliśmy ustalić z Rogerem gdzie chcemy płynąć, aż w końcu wibracje kadłuba uzmysłowiły mi, że ruszyliśmy. Szybko przecięliśmy spokojne wody chronionego falochronem porciku i już miałem nadzieję na spokojny, półgodzinny rejs, który byłby miłym doznaniem po sutym śniadaniu, gdy pierwsze fale otwartego morza uderzyły w kadłub. Zdaje się, że posztormowa fala jeszcze się nie wygasiła na tyle, bym czuł się komfortowo. Czy wspomniałem może że nienawidzę falowania? Mój błędnik też. I jak się wkrótce okazało także śniadanie…

Skończyłem zakładanie sprzętu i nie czekając na resztę ekipy wskoczyłem do wody. Wciąż nieźle kołysało i ostatnim o czym marzyłem było dalsze pozostawanie na pokładzie. Ale już na czterech metrach woda uspokoiła się na tyle, że mogłem wyrównać oddech i zacząć się rozglądać wokół. Widoczność nie rozpieszczała, ale nie było też źle, bo dobre siedem, osiem metrów widoczności. A poza tym z przodu coś mignęło! Podpływając do wyspy widziałem wylegujące się na skalistym brzegu spasione letnim żerowaniem cielska fok. Zdaje się, że kilka z nich, najwyraźniej zaciekawionych naszym przybyciem, postanowiło sprawdzić co i jak podglądając mnie teraz z bezpiecznej odległości. Poczułem szarpnięcie za płetwę. Pewnie Robert lub Wojtek też byli już w wodzie koniecznie chcąc mi coś przekazać. Szarpanie nie ustawało, więc niechętnie

edynburg Glasgow
Farne Islands National Nature Reserve

Tu ja byłem ciekawostką do oglądania, nie on. Opływał mnie wyraźnie zafrapowany, coraz bardziej zacieśniając

kręgi. Po chwili był już na tyle blisko, że niemal mnie dotykał.

obejrzałem się do tyłu, by opieprzyć natręta oczekującego mojej pomocy kilka metrów pod lustrem wody. Wielkie oczy trzymającej w pysku moją płetwę foki spoglądały na mnie łobuzersko. O rzesz ty!

To ja tu oczy wypatruję usiłując spośród migających w przodzie cieni coś wypatrzeć, a ty taka?! Zresztą za nią w kolejce czaiło się kilka kolejnych. Na dodatek jedna z nich płynęła z… aparatem? Hmm… Po bliższym przyjrzeniu coś za bardzo przypominała Wojtka, zupełnie nieświadomego płynącego za nim foczego „ogona”.

Ciekawa sprawa z tymi fokami. Podczas gdy jedne odwagą w niczym nie ustępowały gladiatorowi Russelowi Crowe, to inne serca miały zajęcze, a przebieg akcji najchętniej oglądałyby z orbity. Goniłem właśnie któregoś z przedstawicieli tego drugiego gatunku, gdy drogę zapłynął mi spory, co najmniej dwumetrowy osobnik. Przez chwilę płynął na czołówkę, by w ostatniej chwili uchylić się w lewo. Nie myślcie, że go przetrzymałem. To, że nie ja umknąłem w bok unikając kolizji było raczej wynikiem mojej niezgrabności pod wodą (przynajmniej w stosunku do płynności ruchu fok) oraz tego, że po prostu… zbaraniałem. Obejrzałem się przez ramię tylko po to, by zobaczyć, że mój oponent był tuż za mną, przyglądając mi się ciekawie. Tu ja byłem ciekawostką do oglądania, nie on. Opływał mnie wyraźnie zafrapowany, coraz bardziej zacieśniając kręgi. Po chwili był już na tyle blisko, że niemal mnie dotykał. Wysunąłem rękę i gdy znalazł się znów przede mną pogłaskałem go po grzbiecie. Odskoczył jak oparzony na dobre trzy metry. Patrzył podejrzliwie z bezpiecznej odległości przez kilka se-

kund i byłem pewien, że zaraz zniknie w toni, gdy szybkim ruchem płetw skrócił dystans. Podpłynął na kilkanaście centymetrów i wygiął grzbiet gotów na kolejną porcję pieszczot. Cóż, znów go pogłaskałem. I jeszcze raz. I kolejny, przy każdym okrążeniu. Był jak domowy, łaszący się psiak, a nie dzikie, dwustukilogramowe zwierzę. Skoro tak, to chyba można by go nauczyć czegoś więcej? Gdy znów miałem go przed sobą zamiast przesunąć dłonią po grzbiecie chwyciłem go delikatnie za uzbrojoną w długie pazury płetwę i lekko nią potrząsnąłem. Zbaraniał. Ale tylko na chwilę. W ułamku sekundy wyrwał mi się i znów odskoczył na bezpieczny dystans. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Starałem się przybrać jak najbardziej miły wyraz twarzy. Coś pomiędzy Obelixem proszącym o magiczny napój a Leonardem mającym nadzieję na pierwszą randkę z Penny. Choć w masce i z automatem w ustach pewnie bardziej przypominałem uśmiechającego się Dartha Vadera. Choć może… jednak nie? Mój psiak znów podpłynął, przekręcając się na brzuch i wyciągając w moją stronę… płetwę! Ostrożnie ją

ująłem i potrząsnąłem delikatnie. Znów odsunął się, ale tylko po to, by zatoczyć pełne koło i pojawić się z lewej z wysuniętą na powitanie grabulą. Przybijaliśmy te piątki raz za razem, już z dobre pięć minut, gdy od tyłu podpłynął Wojtek. Nie zauważyłem go (wiecie, nie mam z tyłu oczu), ale mój nowy kolega od razu się zestresował. Zdaje się, że zabawa w trójkącie to było za dużo nawet dla takiego twardziela jak on. Zerkał chwilę niepewnie z dystansu, po czym podjął decyzję i szybkim wywrotem odwrócił się od nas, by zniknąć w morskim bezkresie.

Stateczki Billego Shieldsa były naprawdę divers frendly. A zwłaszcza przyjazna była znajdująca się na rufie szeroka i głęboko zanurzająca się w wodzie winda. Genialny wynalazek. Wpłynąłem na nią z całym sprzętem, po czym stanąłem wyprostowany na podeście, który po chwili szarpiąc ruszył do góry. Wciąż jeszcze ociekając wodą wczłapałem kaczym krokiem na pokład łajby, by odłożywszy aparat ciężko opaść na najbliższą ławkę. W głowie cały czas kłębiły mi się obrazy z dopiero co

zakończonego nurkowania. Co prawda z jego rozpamiętywaniem powinienem wstrzymać się do wieczora, a na razie zająć się wymianą butli na nową, ale wszyscy na pokładzie aż buzowaliśmy od emocji. Niby zaraz mieliśmy znów wchodzić do wody, ale najpierw chcieliśmy wyrzucić z siebie przeżycia ostatniej półtorej godziny. Dla Rogera widok ociekających wodą i gestykulujących zapamiętale wariatów przekrzykujących się w najlepsze musiał stanowić dodatkowy bonus w rutynie codziennej pracy.

Wielkie okna Bamburgh Castle Inn wychodziły wprost na ciemniejący w wieczornym świetle porcik. Trwał odpływ i spora część łodzi zamiast unosić się na wodzie leżała przechylona na burty na grząskim piasku. Ale w ciepłym wnętrzu pub'u panował przyciszony gwar prowadzonych nad szklanicami piwa rozmów. Choć na naszym stole królowały laptopy, których ekrany bladą poświatą oświetlały poszczególne twarze. Nie inaczej wyglądało to przy dwóch sąsiednich stołach, bo spotkana rano w porcie angielska ekipa także zapamiętale zrzucała na twarde dyski efekty dzisiejszych nurkowań. Na jedzenie trzeba było jeszcze chwilę poczekać, choć oswojona obsługa w postaci dwóch Polek nie tylko zasugerowała co powinniśmy zamówić, ale i gwarantowała priorytetowy czas realizacji. Jak się tak głębiej zastanowić, to

chyba zrozumiałem tych Angoli, którzy głosowali za Brexitem. Mimo że u siebie, to wyraźnie byli obywatelami drugiej kategorii.

A film z naszych nurkowań dostępny jest tu: https:// vimeo.com/256965926, a że trwa raptem 4 minuty to można obejrzeć.

Malin Head

tekst igor bartosZeWicZ

Zdjęcia barry Mcgill

t akie tam miejsce w Irlandii, gdzie jest trochę w raków. m ożna swobodnie powiedzieć, że stracono tam miliony i w pewnym sensie wielu traci je tam do dzisiaj 

Moja droga do tego miejsca była długa i dopiero na miejscu uświadomiłem sobie, że chciałem tam pojechać od pond 20 lat Ale zacznijmy od świadomych ruchów, które spowodowały, że nurkowałem na Malin Head.

Około roku 2012–2013 rozpoczęliśmy planowanie wyjazdu do Irlandii. Pamiętam, że wówczas cena wyszła zawrotna – 20 tys. zł. Przypominam sobie, że jedno z trójmiejskich centrów nurkowych organizo-

wało tam wyjazd i była to tego typu kwota. Dużo… Plan był dobry i nawet zaczęliśmy przygotowania, ale niestety wyjazd nie wypalił.

Potem w Irlandii pojawił się Piotruś powszechnie zwany Dybikiem. Dybik już jakiś czas nurkuje, pcha się w różne dziury, obecnie nurkuje na obiegu zamkniętym i nawet jest instruktorem. Poznaliśmy się w 2009 roku na kursie instruktorskim. Piotruś zostawał instruktorem PADI i pamiętam jak ciężko

było mu zrozumieć, że standard PADI to szkolenie w sprzęcie rekreacyjnym, nie w twinie

Różne koleje losu zaprowadziły Dybika do Irlandii i mnie też. Jesienią 2015 roku Piotruś zadzwonił i spytał, czy chcę jechać na Mail Head. Chciałem

Kasa dalej była duża, ale postanowiliśmy wpłacać po kilka stówek (EURO) co miesiąc, aby w sierpniu 2016 tak „nie bolało”. I tak zrobiliśmy, ale i tak „bolało”

Wyjazd dość kosztowny. Jeżeli ktoś chce jechać i nurkować na obiegu otwartym to bardzo kosztowny.

W sumie z Polski zebrała się ekipa chyba 7 osób, w tym dwie kobiety nie nurkujące. Reszta – też Polaków – dojechała z Irlandii. Wszyscy wyposażeni w reby.

Kapitan jednostki, z której się nurkuje był bardzo otwarty do ludzi i jak umawiał się, że odpływa o 10:00 to odpływał o 10:00 nie czekając na spóźnialskich nawet pół minuty.

Pierwsze moje wypłynięcie nastąpiło dzień później niż całej ekipy, bo firma kurierska zawiodła, mimo że sprzęt wysyłaliśmy dwa tygodnie wcześniej (i czekaliśmy jeszcze na niego 3 tygodnie po powrocie).

Popłynęliśmy. Pamiętam pierwsze nurkowanie takie na rozgrzewkę. 70 metrów. SS Justicia. Zatopiony 20 lipca 1918 roku, po dwudniowym ostrzale i polowaniu. 19 lipca niemiecka łódź podwodna UB-64 wpakowała w Justicię, mimo że była eskortowana przez niszczyciele, 4 torpedy. Statek nie zatonął. Płynął dalej. Silniki pracowały, a dodatkowo został zabrany na hol przez holownik Sonia. Eskorta zajęła się UB-64, jednak udało mu się uciec. Następnego dnia UB-124 trafił SS Justicia dwoma torpedami i po ewakuacji załogi statek zatonął. Zginęło 16 marynarzy.

UB-124 nie miał tyle szczęścia co UB-64, HMS Marne, HMS Milbrook i HMS Pigeon w pierwszej kolejności potraktowali go bombami głębinowymi, a następnie dobili już na powierzchni.

Przy wejściu do wody była lekka fala, mimo to „takiego wilka morskiego jak mnie” już lekko zbierało na wymioty. Udało się. Wskoczyłem do wody, a przy opustówce zjechaliśmy w dół. Było ze 20 metrów przejrzystości. Woda w sumie ciepła jakieś 14–15 stopni. Na 30 metrach zatrzymałem się i zostawiłem karabińczyk z moim imieniem i dalej na dół. Od 45 metra zobaczyliśmy zarys wraku. Wspaniały. Szyper trafił w punkt i rzucił linę bardzo blisko najbardziej charakterystycznego miejsca na Justici, dziobu. Jest okazały, zniszczony przez rdzę. 100-letni pobyt pod wodą oraz prądy robią swoje, ale oświetlony przez nas snopami światła wygląda okazale. Szczególnie wisząca na burcie kotwica. Można wpłynąć do środka wraku. Jest wprawdzie cały poszarpany, ale są miejsca, które można penetrować.

Czy można coś ciekawego znaleźć?

Wątpię. Wrak jest tak często odwiedzany, że trzeba mieć szczęście, aby coś ciekawego odnaleźć. Natomiast amatorzy owoców morza, będą mieli co tam robić. Na wraku jest bardzo dużo homarów wielkości przedramienia, o szczypcach większych niż dłoń dorosłego mężczyzny. W zakamarkach łodzi można zauważyć postawione pułapki na homary. Są w takich miejscach, że z pewnością umieścił je nurek, bo z powierzchni nie byłoby to możliwe. Niestety pułapki były puste, może dopiero zastawione, ale homary kręciły się tu i ówdzie.

Przyszedł czas wynurzenia, na 30 metrach odpiąłem swój karabińczyk i rozpocząłem wynurzanie, by zrobić deko. Deko bar jest obszerny. Jest przy nim miejsce dla 10 nurków, nawet jeżeli będą na jednej głębokości. Ostatni, który odczepia swój karabińczyk ma obowiązek zwolnić deco bar z opustówki. Wtedy wszyscy zaczęliśmy dryfować. Chłopaki na łodzi szybko zwijali linę główną i płynęli za nami cały czas nas obserwując. Po pewnym czasie obok naszego deco baru pojawia się lina opustowa z miejscem na przypięcie niepotrzebnych stejdży. Takim sposobem na 6 metrach wisieliśmy z jednym stejdżem tlenowym i tak wchodziliśmy do łódki. Oczywiście jest winda. Zanim zjechałem z windy już miałem zdjęte płetwy. Obsługa – pełen profesjonalizm.

Jest okazały, zniszczony przez rdzę. 100-letni pobyt pod wodą oraz prądy robią swoje, ale oświetlony przez nas snopami światła wygląda okazale. Szczególnie wisząca na burcie kotwica.

Świetne nurkowanie. Teraz pozostało czekać na resztę. Tylko, że zaczynało bujać. Oj bujać. Wreszcie wyruszyliśmy w drogę powrotną, która niestety niemal wszystkich wykończyła;)

Głębokość 68 metrów. m iejsce, gdzie

leżą czołgi Shermany porozrzucane jak klocki lego po zabawie dzieci. wrażenie podczas zanurzenia bezcenne.

Kolejne dni wyglądały bardzo podobnie. Wstawaliśmy rano, jedliśmy duże śniadanie, jechaliśmy dbając o punktualność na łódkę. Nurkowaliśmy, wracaliśmy, oporządzaliśmy sprzęt. Potem jechaliśmy do pobliskiego pubu, aby coś zjeść. Z każdym dniem nurkowania były coraz dłuższe i coraz ciekawsze. Najpłytszy wrak na jakim byliśmy to SS Laurentic. Leży na głębokości 39 metrów. Przewoził 43 tony złota. Podobno jeszcze dwie gdzieś tam są. Myślę, że w domach nurków zawodowych, którzy je wydobywali

Z każdym dniem coraz więcej czasu spędzaliśmy na dnie. Wyglądało tak, jakby każdy zdawał sobie sprawę, że każdy kolejny dzień zbliżał nas do końca wyprawy i chciał maksymalnie przedłużyć możliwy czas pobytu.

Ostatniego dnia nurkowaliśmy na SS Empire Heritage. Głębokość 68 metrów. Miejsce, gdzie leżą czołgi Shermany porozrzucane jak klocki lego po zabawie dzieci. Wrażenie podczas zanurzenia bezcenne.

Jeżeli nie byłeś na Malin Head to pojedź. Jeżeli uważasz, że to duża kasa, to znaczy, że masz jeszcze poczucie wartości pieniądza, ale moim zdaniem warto.

Pamiętaj też o tym, że jadąc tam pierwszy raz zrobisz klasyki, a potem będziesz chciał iść głębiej. Więc musisz liczyć się na dwa razy

www.podwodnaprzygoda.pl

Na dnie Morza Północnego

Zdjęcia bartłoMiej grynda

Wojciech Zgoła rozmawia z Bartłomiejem Gryndą, właścicielem firmy GRALmarine, miłośnikiem wraków, archeologii, twórcą podwodnych pojazdów, kamer i oświetlenia.

bartek, rozmawialiśmy już wcześniej o twoim zaangażowaniu w wiele projektów związanych z wodą, w różnych regionach świata. byłeś czynnie zaangażowanym uczestnikiem projektu daiMon o co chodzi?

Był to międzynarodowy projekt, w którym brały udział państwa basenu Morza Bałtyckiego. Głównym zadaniem było określenie ryzyka, jakie niesie dla środowiska wodnego zatopiona broń chemiczna oraz konwencjonalna. Program finansowany był z UE INTERREG dla Regionu Morza Bałtyckiego 2014–2020.

kto brał udział w projekcie? na czym polegały badania?

Oprócz doświadczonej załogi, na pokładzie byli

naukowcy z IOPAN, inżynierowie z GRALmarine oraz badaczka z Uniwersytetu Norweskiego. Badania mieliśmy wykonać u wylotu cieśniny Skagerrak do Morza Północnego, w miejscu, gdzie w 1945 roku zatopiono okręty wypełnione bronią chemiczną.

Kilka dni zajęło nam dopłynięcie na pozycję, a od razu po przybyciu udało nam się opuścić naszą kamerę na dno, na ok. 650 metrów. Chcieliśmy sprawdzić, jak silne są prądy przy dnie oraz jaka jest widoczność. Napotkaliśmy na niezbyt przyjazne warunki – silny prąd i widoczność w granicach 2–3 metrów. Każde, nawet najlżejsze dotknięcie dna kamerą powodowało znaczny spadek widoczności.

Gdy zakończyliśmy wieczorem operację, otrzymaliśmy wiadomość o nadchodzącej zmianie pogody na sztormową. Zostało nam tylko kilka godzin kolejnego dnia na badania, a następnie musieliśmy zawinąć do portu, aby przeczekać sztorm. Pomimo trudnych warunków udało się opuścić na dno ROV GRALmarine, na 690 metrów.

co zobaczyliście na dnie?

Pojazd obserwował dno na głębokości ok. 590 metrów. Byłem zaskoczony ilością życia na takiej głębokości. Już poniżej 30–40 metrów było całkiem ciemno. Wydawało się, że nie spotkamy wielu organizmów, jednak na ekranie zaobserwowaliśmy ich wiele, np. krewetki, okrągłe kraby, a także nieznane mi dotąd stworzenia, jak skaczące w świetle lamp „pchełki”. Niespodzianką był dla nas pływający przy samym dnie duży dorsz.

to były obserwacje. a badania samego dna?

Próbki musieliśmy pobrać w odległościach: 10, 50, 100, 150 i 250 metrów od wraku. Do tego celu użyliśmy „lądownika” – urządzenia skonstruowanego wspólnie przez Instytut Morski i GRALmarine. Instytut Morski wykonał metalową konstrukcję z obrotnicą (karuzelą), która mogła pobrać z dna 10 próbek w trakcie jednego zanurzenia, natomiast my (GRALmarine) stworzyliśmy napędy

Był to międzynarodowy projekt, w którym brały udział państwa basenu m orza Bałtyckiego. Głównym zadaniem było określenie ryzyka, jakie niesie dla środowiska wodnego zatopiona broń chemiczna oraz konwencjonalna.

elektryczne, komputer sterujący pobieraniem próbek, zasilanie, monitoring z kamerami HD i oświetlenie.

czy kontakt z bronią chemiczną nie stanowił zagrożenia?

Nie wiedzieliśmy, na ile sprzęt, który miał kontakt z dnem skażonym bronią chemiczną, zwłaszcza iperytem, może stanowić zagrożenie. Dla zachowania bezpieczeństwa, każdorazowo ROV

Nie wiem, czy do tej pory

ktoś w Polsce testował swój sprzęt na głębokości prawie

600 metrów. Nam się to udało. m amy filmy z tej głębokości.

oraz „lądownik” sprawdzane były wykrywaczem skażeń, a operatorzy ubrani byli w kombinezony ochronne. Na szczęście wykrywacze ani razu nie wykryły zagrożenia.

czy to oznacza, że dno nie jest skażone?

Aby przekonać się o tym, „lądownik” pobrał wiele próbek w odległości kilkunastu metrów od pozycji wraku. Wstępne pomiary nie wykazały zanieczyszczenia iperytem.

Niestety dalsze pomiary pokrzyżowała pogoda. Fale uniemożliwiły zanurzanie sprzętu. Wprawdzie „lądownik” opuszczany był windą na stalowej linie (waga ok. 400 kg), ale światłowód, dzięki któremu możliwe było sterowanie, a przede wszystkim obserwacja obrazu z 4 kamer HD, nie wytrzymał naporu fal.

Po uszkodzeniu światłowodów oraz przy braku optymistycznych prognoz (pogody), kapitan zdecydował o zakończeniu wyprawy i powrocie.

dużo płynięcia, mało czasu na badania. jaki jest bilans zysków i strat?

Zyski to przede wszystkim zebranie ogromnego doświadczenia do dalszej konstrukcji pojazdów podwodnych. Nie wiem, czy do tej pory ktoś w Polsce testował swój sprzęt na głębokości prawie 600 metrów. Nam się to udało. Mamy filmy z tej głębokości.

ROV GRALmarine zaprojektowany i skonstruowany został specjalnie z myślą o tej wyprawie. Jego poprzednik, który straciłem w pożarze, zdobywca Hranickiej Propasti zyskał godnego następcę.

Planujemy, może nawet w tym roku, jeszcze raz zanurzyć się w Hranickiej na większą głębokość.

bardzo dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów!

Side Mount – czy warto?

Jeżeli

w ogóle tak, to jak zacząć?

tekst toMasZ jeżeWski jeżu Zdjęcia grZegorZ ŚWiątnicki

k onfiguracja s ide m ount zyskała ostatnimi laty sporą popularność. n ie oszukujmy się – głównie za sprawą producentów sprzętu nurkowego – pojawiła się nowa nisza na produkcję kolejnego towaru na sprzedaż, więc ruszył marketing i reklama. ż ycie…

Federacje nurkowe wydające certyfikaty zachowały się tak samo – czyli rynkowo.

No i mamy już teraz pakiet: ogólnie dostępny sprzęt i szkolenia. Lepsze i gorsze…, …ale nie miejsce i czas na takie wywody na łamach szacownego PD! ;-)

Co to w ogóle jest ten Side Mount? Po cholerę mi to? Czy w ogóle warto zajmować sobie czas i zawracać głowę tym czymś z piekła rodem (pochodzi podobno z jaskiń, a jaskinie są pod ziemią;))?

Często pojawiają się pytania, czy w konfiguracji

Side Mount można zrobić pod wodą to, albo tamto…

No więc prawda jest taka, że są nurkowania, do których konfiguracja Side Mount wcale nie jest najlepsza… :-O  (herezja! banicja! a kysz!)

Jeżeli ktoś stoi prze decyzją o dalszej edukacji nurkowej i zakupie własnego sprzętu nurkowego, to po pierwsze trzeba o tym „problemie" szczerze porozmawiać z sobą samym, a później z kimś posiadającym większą wiedzę (wystarczy w tym zakresie, chociaż zawsze lepiej się rozmawia z mądrzejszym w ogóle…). Należy sobie w trakcie tych dyskusji zadać pytanie, jakie nurkowania są nurkowaniami wymarzonymi, za którymi się tęskni, na które się czeka, na które się odkłada ciężko (lub lekko) zarobione pieniądze.

n o W ięc podyskutuj M y sa M i Z  sobą:

raz.

Jeżeli Waszym nurkowym Numerem Jeden jest wakacyjne safari w Egipcie raz do roku i nurkowania na rafach lub pogoń za rekinem rafowym – i do tego macie już swój ulubiony jacket i automat rekreacyjny w dopasowanych kolorach – to pakowanie się w Side Mount oznacza wymianę całego sprzętu (tak, czasami maski też…) i związane z tym koszty… No i szkolenie – fajnie, bo warto się rozwijać i uczyć czegoś nowego, ale tu znowu dodatkowe koszty…

A za te pieniądze można pojechać na kolejne safari w Egipcie… I wszystko to bez konfiguracji Side Mount!

I wcale nurkowanie z butlą na plecach nie jest gorsze! Najlepiej nurkuje nie osoba, która ma techniczną konfigurację, poważną minę i spojrzenie wujka, który z politowaniem patrzy na podwodne wyczyny kolorowej dziatwy nietrzymającej trymu, szyku i pokazującej kciukiem – a najlepiej dwoma – że jest super. Najlepiej nurkuje ta/ten, kto się tym bawi i radością dzieli się z innymi. Jak trzeba to może być i na kolorowo!

No więc w przytoczonym wyżej celu nurkowym Side Mount chyba jednak nie… Jak ktoś chce, to oczywiście tak, ale bez też się da. Zdecydowanie!

Meksyk

dwa.

Dobrze – prawda jest taka, że podoba mi się nurkowanie na czarno. Lady Perfekcyjna Pływalność i Master The Trym to clue moich nurkowań i sedno mojej radości z nurkowania. Mam już skonfigurowanego tech twina i cała ta zabawa naprawdę mnie raduje!… to Side Mount chyba nie… Wiązałoby się to ze zdradą ukochanej konfiguracji, koleżanek i kolegów. Do tego same bolesne koszty – zakup nowego i sprzedaż starego sprzętu, oczywiście ze stratą… I żeby była jasność, nie ma tu żadnego prześmiewstwa! (jest w ogóle taki wyraz?). Jak ktoś czerpie z tych elementów nurkowania radość, to taką osobę tylko wspierać! Po co zmieniać konfigurację, jak obecna sprawia tyle radości! Side Mount – chyba nie… 2:0!

trzy.

Głębokość. Wzywa. Dasz radę. Tam jest prawdziwe nurkowanie. W Big Blue… albo na wyświetlaczu komputera – zależy, gdzie kto zerka.

Helo! Są przecież stage Side Mount! (stage to te kolejne butle, dyndające tu i ówdzie w zależności od konfiguracji).

No to co – bierzemy, ile damy radę i w dół! No

i okazuje się, że w tym Side Mount’cie to nie tak do końca…

Jak nie do końca?! Są przecież programy szkoleniowe Tec Side Mount! Ha!

A jak głęboko chcę zanurkować i po co?

Jak chcę polecieć po opustówce i klepnąć marker z rekordową głębokością (lub dno) to pewnie nawet by można i z trimix'em gdzieś pod pachami… Tylko, że na plecach to mi się zmieszczą dwie osiemnastki, a może i dwudziestki, a pod pachami… Da się przecież nurkować z ośmioma czy dziesięcioma butlami!!! Czyli zamiast dwóch 20 na plecy to sobie wezmę cztery 11 – nawet będę miał więcej trimix'u! Ha!… no może i jest jakiś tam HPNS, widzenie tunelowe czy coś tam, ale drżące dłonie i narkoza przecież chyba nie przeszkodzą mi w sprawnym (awaryjnym) operowaniu czterema butlami „dennymi” i ich czterema automatami, a travel i deco gazy (pewnie z kolejne cztery butelki) w ogóle nie będą mi przeszkadzać… No więc w tym przypadku Side Mount chyba jednak nie… Lepiej klepać głębokość w zestawie na plecach (a jak często trimix'owo, to zdecydowanie na obiegu zamkniętym) – w myśl filozofii Side Mount – im mniej tym lepiej…;-)

Czyli mamy już 3:0…

Meksyk

hmm… cztery!

Wraki! Eksploracja! Penetracja! Od dziobu do rufy w środku zęzami przy stępce! Nawiewnikami!

Pomiędzy warstwami poszycia kadłuba! Zaciski! Przeciski! Odciski! Poszarpany skafander!

W tym wraku, to pewnie pływają już ci w twinach, a może nawet z jedną butlą na plecach… Zawsze pozostaje jakieś okienko czy tam inny bulaj, przez który można się przecisnąć – obowiązkowo przekładając butle przed siebie lub w ogóle odpinając je od uprzęży – cool wychodzi na zdjęciach, a i „plecowcy” patrzą pod wodą z podziwem… …lub zdziwieniem, ale to nie ma znaczenia…

No więc teoretycznie można by kupić cały ten

Side Mount'owy sprzęt i zrobić kurs, żeby przecisnąć się przez okienko we wraku… Jeżeli komuś tylko to okienko sprawia prawdziwą radoś w nurkowaniu to w Side Mount faktycznie można pokonać mniejsze okienko niż z butlą na plecach. No ale tylko po to, to Side Mount chyba nie… Zrobiło się 4:0, a jeszcze nawet nie ma przerwy…

ha! pięć.

Oczywiście: Jaskinie!

Ciasno! Ciemno! Jaskiniowy cool sprzęt! Można się rozebrać i pchać w nieskończoność! Odkrywać nieodkryte! Urrrraaaaa!

No więc okazuje się, iż ten sprzęt Side Mount jest tak cool, że z porażającą łatwością pozwoli nam popłynąć w jaskini baaaardzo daleko! Nawet tam, gdzie w ogóle nie powinno nas być… Tak daleko, że tylko sprzęt będzie sobie tam radził – jego posiadacz niestety już nie… Ciasno… Ciemno… Daleko do domu… za daleko, żeby wrócić…

Oczywiście są na świecie takie jaskinie, gdzie zaleca się wpływanie – nawet od samego wejścia –w konfiguracji Side Mount. Są też miejsca, gdzie zabrania się wpływania w konfiguracji jakiejkolwiek innej niż Side Mount. Zalecenia lub zakazy związane są w takich przypadkach z ochroną środowiska –nurkowanie w bardziej obszernej konfiguracji może powodować uszkodzenia dekoracji jaskini. Jeżeli chcemy w takich miejscach nurkować często – to oczywiście warto zmienić konfigurację. Jeżeli raz w życiu – to lepiej zmienić miejsce nurkowe – frajda taka sama (może się okazać, że nawet w większej jaskini większa!), a oszczędności spore! 5:0 do przerwy…

Gruner See

Side mount – odpowiednio

skonfigurowany – sprawia, że zaczynamy inaczej postrzegać samo nurkowanie. Nagle okazuje się, że można dużo więcej „wykombinować” pod wodą.

Jejku… To co z tym Side Mount?… No więc okazuje się w dalszej części przemyśleń, że jednak warto!

n ajpier W banalnie i oc Z y W isto: bezpieczeństwo.

Ze swej natury Side Mount zakłada wykorzystywanie dwóch całkowicie niezależnych systemów podtrzymujących życie w skrajnie nieprzyjaznych dla człowieka warunkach środowiskowych – czyli dwóch butli i automatów pod wodą. Jak coś się wydarzy z automatem, zaworem, manometrem lub mózgiem i nagle nie ma czym oddychać, to –zamiast wołać partnera i prosić go o podzielenie

się jego żółtym automatem – zaczynamy oddychać z własnego drugiego. I już. Łatwiej. Wręcz bezstresowo. Duuuużo bezpieczniej. Nawet w porównaniu z technicznym twinem. Bezpieczeństwo. Zwiększone. 5:1. Podwójne. Z tego powodu zawsze warto!

5:2!

Wygoda.

Oczywiście można sobie Side Mount'owy sprzęt „w częściach” zanieść do wody. Jedna butla do wody. Druga butla do wody. Potem ja. Też do wody. Jak do tego są jakieś schody po drodze, czy skarpa no to łatwiej to wszystko ogarnąć niż taszczyć na raz z całym balastem jak Szerpa w Himalajach. 5:3. A może jeszcze ktoś z powierzchni poda, albo po nurkowaniu odbierze i wyciągnie na pomost/pokład – super wygodnie!

5:4!

ponadto wygoda podwodna!

Wbrew pozorom i wszelkim oczekiwaniom okazuje się, że te dwie bimbające po bokach butle z plątaniną węży są pod wodą wygodniejsze w używaniu niż butla na plecach! :-O

Warto! Koniecznie trzeba spróbować.

5:5!

a  niebanalnie? n o W ięc tu chyba jest sedno W yboru tej konfiguracji!

Wolność!

Side Mount – odpowiednio skonfigurowany –sprawia, że zaczynamy inaczej postrzegać samo nurkowanie. Nagle okazuje się, że można dużo więcej „wykombinować” pod wodą. Wiszenie, czy płynięcie w dowolnej pozycji, w dowolnym kierunku nie stanowi żadnego problemu, a wręcz staje się momentami oczywiste i normalne! Okazuje się, że możemy zacząć zachowywać się naturalnie w stosunku do środowiska, w którym chwilowo gościmy. Można zacząć nurkować oczywisto swobodnie! Jak rybka!

5:6

Poza uwolnieniem związanym z podwodną swobodą pojawia się również uniwersalność. Jak już się „przesiądziemy” na Side Mount to możemy nurkować w każdym środowisku. Na rafie, aby pooglądać anemonki, czy koniki morskie na głebokości 5 m i w jaskini w odległości 3 godzin od wejścia (tam zazwyczaj nie ma anemonków…).

5:7

Najlepiej owe niebanalne i nieoczywiste zalety

Side Mount obrazują zachowania tych nurków,

którzy byli sceptycznie nastawieni przed swoją pierwszą próbą takiego nurkowania, a którzy mimo to spróbowali. Ich oczy po wyjściu z wody mówią wszystko – nawet, jak na twarzach zachowywana jest należna majestatowi nurka powaga. Wtedy też często przestają się pojawiać pytania, czy da się w tej konfiguracji zrobić setkę, albo jeszcze głębiej…

Może ta setka nawet przestaje być celem… …celem staje się samo nurkowanie!

5:8 koniec

No, ale żeby tak było, jak napisałem w poprzednim akapicie, to trzeba do tego odpowiednio podejść.

a  jak pos Z ukać odpo W iedniego instruktora?

Internetowych ofert szkoleń nurkowych jest pewnie tyle co matrymonialnych… Wszyscy najlepsi, niektórzy nawet od wszystkiego (w obu typach ofert).

No więc warto się pofatygować, poszukać i popytać. Najpierw trzeba zapytać siebie: po co mi ten Side Mount? Gdzie i jak chcę nurkować? Po uzyskaniu od własnego ja szczerej odpowiedzi należy poszukać taką/takiego Instruktora, który nie dość, że nurkuje tak „na co dzień” to jeszcze w podobnych warunkach do warunków naszych wymarzonych nurkowań. Tu obowiązuje taka sama zasada jak z wszelkimi innymi Steve Bogaerts w Polsce

…podstawową zasadą przy wyborze instruktora powinno być to, czy taki nurek sam się rozwija – gdzie i jak często sam się szkoli.

nurkowaniami – najlepiej uczy podstaw nie instruktor rebreatherowy, tylko ten „zwykły”, robiący to codziennie i mający w tym największe doświadczenie.

Najlepiej uczy nurkowania w jaskini nie ten, który ma papiery na wszystko, tylko ten, który mieszka obok jaskini i nurkuje właściwie tylko tam, bo do jeziora czy nad morze ma za daleko…

W obrębie samych szkoleń Side Mount również można poszukać kogoś, kto zajmuje się głównie początkami – czyli nauką nurkowania w tej konfiguracji, a szkolić się dalej u kogoś, kto wykonuje na co dzień bardziej zaawansowane nurkowania Side Mount. U tego drugiego czasami można się „załapać” na szkolenie początkowe, ale u tego pierwszego na poziomy zaawansowane pchamy się na własną odpowiedzialność…

Wydaje się, że poza sprawdzeniem organoleptycznym „na żywca” podstawową zasadą przy wy-

borze instruktora powinno być to, czy taki nurek sam się rozwija – gdzie i jak często sam się szkoli. Prawda jest taka, że tych, co już nie mają się u kogo szkolić (bo są najlepsi…) jest ze dwóch na świecie.

Pozostali, którzy nie szkolą się sami, to albo nie chcą się rozwijać, albo idą drogą wymyślania koła… Szkoda czasu.

Jak już znajdziecie kandydatkę/kandydata na Waszego Guru to pamiętajcie: koniecznie pytajcie Waszych Instruktorów: „Dlaczego?” Najlepiej o wszystko. O technikę (a dlaczego tak mam wygiąć nóżkę?), o szkolenie (a dlaczego mam to umieć?) i o sprzęt (a dlaczego jest do wyboru pięć skrzydeł?).

Jeżeli odpowiedzi będą Was zadowalać – to iść do takiego Instruktora! :-)

A! I jeszcze jedno – jak ktoś ma dwieście filmów na YT lub pięćset postów na FB (a szczególnie jak wypisuje artykuły w magazynach nurkowych;-)) to wcale nie znaczy, że zna odpowiedzi na Wasze pytania „dlaczego?” i jest dobrym instruktorem… Trzeba sprawdzać, czy się nada na nauczyciela!

Nurkujcie bezpiecznie i z uśmiechem!

Jeżu Początkujący wielbiciel Side Mount

Meksyk

Rejon Veneto

tekst irena kosoWska

Pozycją obowiązkową każdego nurka jaskiniowego jest rejon veneto we Włoszech. Przybliżymy Wam cztery najsłynniejsze jaskinie w tym rejonie.

Jaskinia Elefante Bianco

Zdjęcia bartłoMiej pitala

Planując nurkowanie w rejonie Veneto warto pamiętać o tym, że na nurkowania jaskiniowe jest tu potrzebne specjalne pozwolenie – jest to formalność załatwiana drogą elektroniczną, jednak bez zezwolenia może nam się nie udać zanurkować.

Wybierając się na kilka dni poznawania jaskiń Veneto, warto jako miejscowość „wypadową” zaplanować Bassano del Grappa. Odległość do wszystkich jaskiń z Bassano jest mniej więcej taka sama (choć w różnych kierunkach), a także to właśnie tu znajdziemy najlepsze zaplecze logistyczne –mnogość hoteli, pensjonatów czy agroturystyk pozwalają na dość swobodny wybór miejsca noclegowego, do tego duży wybór sklepów, restauracji, pizzerii etc. Dodatkowo piękne widoki i ścieżki spacerowe sprawiają, że możemy rekomendować to właśnie miejsce. Kluczowe jest też to, że w odległości zaledwie kilku kilometrów od Bassano,

w miejscowości Rosa, znajduje się jedyny w okolicy, świetnie wyposażony sklep nurkowy Blue Deep Shop. W Blue Deep nabijemy na miejscu wszystkie niezbędne gazy (air, oxy, hel) oraz uzupełnimy sprzęt, gdyby czegokolwiek nam zabrakło. Bardzo dużym zaskoczeniem jest cena helu – chyba najtaniej w Europie (wiosna 2019 – 0,11 gr/l)

Podróżując do Włoch w celu nurkowań jaskiniowych warto pamiętać o trudnej logistyce tych wyjazdów. Dalekie, strome, mokre dojścia do wywierzysk, godziny spędzane na transporcie sprzętu – niezbędne będą dobre buty, przydadzą się dry-bags, czy duże plecaki mogące zmieścić butle stage. Rozsądnym pomysłem będzie też zaopatrzenie się w sporą ilość prowiantu i napojów – same nurkowania są wymagające, więc po nich warto zapewnić sobie porcję energii zanim zaczniemy zbierać sprzęt.

Jaskinia Fontanazzi

laghetto di ponte subiolo ( e lefante b ianco)

Valstagna, Veneto

Wywierzysko znajduje się w miejscowości Valstagna. Samo dojście do miejsca nurkowego jest nietypowe – pokonujemy schody, całkiem sporą ilość stopni, mijamy budynki mieszkalne, przechodzimy przez prywatne uprawy warzyw i niewielką winnicę. Ścieżka skrajem urwiska doprowadza nas do stromej skarpy, która wiedzie nas nad sam brzeg uroczego jeziorka. W tym właśnie jeziorku znajduje się wejście do jaskini.

Współrzędne geograficzne parkingu: 45 52,15N 11 40,08E

Odległość od parkingu do lustra wody to około 100 metrów, ale trudy pokonywania trasy sprawiają, że przejście jej zajmuje nawet kilkanaście minut w jedną stronę. Podczas jednego z wyjazdów, po zaparkowaniu, mierzyliśmy dystans krokomierzem. Noszenie sprzętu, a po nurkowaniu pokonanie tej samej trasy, pokazało przebyty dystans 2 kilometrów (!).

Otwór wejściowy jaskini znajduje się na głębokości – w zależności od stanu wody – około 20 m, na dnie jeziorka. Jest duży, prowadzi do dość przestronnego pasażu stromo w dół. Pasaż ten po około 100 m doprowadza do ogromnej studni na głębokości 50 m. Studnia ma średnicę kilkunastu

metrów i opada pionowo do głębokości 70 m, a na głębokości około 80 m znów otwiera się korytarz, który przekracza głębokość 100 metrów. Jeśli jednak nie chcemy eksplorować dużych głębokości, po wypłynięciu z pasażu warto zobaczyć górne części jaskini, nad studnią znajduje się bowiem potężna komnata, najeżona ostrymi, pięknymi skałami. Obszar ten jest trudny do poręczowania ze względu na ostre krawędzie. Należy pamiętać o dobrym planowaniu i zarządzaniu gazami, gdyż sufit komnaty osiągamy mając zaledwie kilkanaście metrów głębokości, a jedyna droga powrotu wiedzie wspomnianym wyżej pasażem, do którego musimy wrócić w okolice 50 metrów.

covol dei siori ( g rotte di o liero), covol dei veci ( g rotte di o liero)

Oliero, Veneto

Park Oliero jest atrakcją nie tylko dla nas, nurków jaskiniowych, ale tez dla turystów – stąd bardzo łatwo go znaleźć w miejscowości o tej samej nazwie.

Znaczącym utrudnieniem jest konieczność wcześniejszego zdobycia pozwolenia na nurkowanie w parku, niestety nie da się zrobić tego na miejscu. Wstęp do parku jest biletowany, ale pracownicy chętnie pokazują drogę do wywierzysk i instruują w zakresie logistyki.

Współrzędne geograficzne parkingu: 45 50,47N 11 40,03E

mediolan werona Padwa
reJON VeNeTO
Jaskinia Oliero

Logistyka w Parku Oliero, w którym znajdują się dwie nurkowalne jaskinie – Veci i Siori – jest co najmniej trudna. Odległości od parkingu do wody to odpowiednio około 600 i 300 metrów, jednak pokonywanie ze sprzętem wąskich, stromych ścieżek, wiodących to pod górę, to w dół, do przyjemnych nie należy.

Wywierzysko Veci jest ogromne. Przestronny korytarz opada stromo na głębokość 55 metrów. Płynąc pasażem będziemy zmieniać głębokość w zakresie 40 do 60 metrów.

Z kolei do Siori, której wejście znajduje się na dnie jeziorka wewnątrz jaskini, można się dostać łodzią, którą pracownicy parku wożą turystów. Pasaż jest szeroki na kilkanaście metrów, ale bardzo niski, miejscami tylko pół metra wysokości. Jaskinia słynie z bardzo silnych prądów. Pierwsze 150 metrów korytarza prowadzi nas na około 20 metrach głębokości, następnie opada do 55 metrów i przez kolejne delikatne wypłycenia znów prowadzi nas do 50 metrów.

Systemy jaskiń Veci i Siori są połączone, jednak przepłynięcie ich jako całości wymaga specjalnego sprzętu (rebreathery, skutery).

grotta dei fontana ZZ i Solagna, Veneto

Jaskinia znajduje się w nieoczywistym miejscu, bardzo łatwo ją minąć, nawet jadąc drogą o tej samej nazwie – Via Fontanazzi. Nie ma parkingu, ani żadnego innego miejsca, pozwalającego na bezpieczne rozstawienie sprzętu, samochody parkujemy na skraju drogi i ruszamy w dół, ścieżką wiodącą wprost nad rzekę wypływającą ze stromych skał –to właśnie wejście do Fontanazzi.

Współrzędne geograficzne miejsca parkowania: 45 49,54N 11 42,04E.

Jaskinia ta ze względu na zaciski w początkowych partiach nie jest polecana dla początkujących nurków jaskiniowych, samo wejście uważane jest za trudne. Jednak już po pokonaniu wejścia otwierają się przed nami możliwości eksploracji, gdyż w jaskini do dziś zbadano ponad dwa kilometry korytarzy i odnotowano głębokości przekraczające 100 metrów.

www.speleologiaveneta.it https://www.facebook.com/BlueDeepShop/ www.cave-diving.pl

Jaskinia Fontanazzi

t echnolog I a kryjąca s I ę Z a najle P s Z ym I

suchym I ska Fandram I na ŚWI ec I e

k ażdego dnia, w każdej chwili pracujemy nad tym, aby nurkowie bezpiecznie i wygodnie pokonywali kolejne bariery odkrywając to, co jeszcze niezbadane.

Nie tylko jesteśmy w Twoim żywiole, ale wręcz się tam narodziliśmy. BARE to dziecko dwóch nurków, którym zależało na stworzeniu suchego skafandra, który wytrzymałby ekstremalne warunki panujące w Oceanie Spokojnym u wybrzeży Kanady. Każdy ścieg oznaczał kolejną innowację naszych założycieli, a każde niepowodzenie inspirowało ich do szukania nowych rozwiązań. Ich celem nie był zysk, ale przygotowanie produktu, który spełni ich oczekiwania. Stworzenie skafandra do nurkowania, który będzie bardziej funkcjonalny, lepiej dopasowany i trwalszy.

Od 1972 r. nieustannie przesuwamy granice, wprowadzając na rynek kolejne innowacje, takie jak cieszącą się ogromnym powodzeniem technologię termiczną omnired czy nieprzepuszczającą wilgoci, ale oddychającą technologię no-stitch. Angażujemy się w tworzenie innowacyjnych, solidnych i wygodnych produktów. Każdy skafander tworzymy z sercem i pasją, ponieważ nasi projektanci, podobnie jak założyciele naszej firmy, nie tylko opracowują skafandry, ale i sami w nich nurkują.

Projektowanie i późniejsze modelowanie produktów BARE jest dokonywane z wykorzystaniem zaawansowanych systemów gerber. Projekty wykonywane są w Kanadzie przez nasz zespół projektantów a sam proces produkcyjny wykonywany jest w fabryce na Malcie. Obie filie naszej firmy wykorzystują tą samą platformę IT, dzięki czemu unikamy nawet najmniejszych błędów.

Bare to marka ekskluzywna – aby zapewnić optymalną jakość produkcja suchych skafandrów jest wspierana przez wiele działów technicznych. Departamenty ds. jakości i inżynierii wspierają badania, rozwój i produkcję w celu osiągnięcia najwyższych standardów w branży. Sam Departament ds. Jakości składa się z Kierownika, który prowadzi zespół trzech inspektorów.

Przed rozpoczęciem cięcia materiału system jest szczegółowo ustawiany i sprawdzany przez odpowiednio przeszkolonych techników. Aby zapewnić optymalny rezultat wszystkie maszyny są regularnie kalibrowane.

Wszystkie przychodzące materiały są poddawane oględzinom przez naszego eksperta ds. jakości za pomocą specjalnego wyposażenia zaprojektowanego dla tego celu. Wszystkie defekty /wady/, dziury są oznaczane, a wadliwe obszary są wykrawane. Po zakończeniu procesu kontroli materiału rozpoczyna się wykrawanie elementów suchych skafandrów.

Jednoczesne wykrawanie wielu paneli skafandrów jest przygotowane w specjalnym oprogramowaniu, a następnie przeniesione do kolejki wykrawacza Gerber. Operator wykrawacza wybiera materiał do wykrawania, ustawia wszystkie parametry dla wybranego rodzaju materiału. Wykrawanie odbywa się automatycznie. Zaletą automatycznego wykrawacza jest to, że jakość wykrawanych części jest niezwykle wysoka. Po wykrojeniu, wszystkie kawałki są ułożone razem i sortowane według rozmiaru. Aby uniknąć błędów podczas sortowania wyciętych elementów na górnym ekranie widzimy wskazówki, jak należy sortować wykrojone panele.

Zainwestowaliśmy w niezbędne wyposażenie, aby zapewnić optymalną kontrolę wszystkich chemicznych i mechanicznych połączeń w naszych skafandrach suchych. Przykładem na rysunku jest miernik lepkości, który mierzy lepkość kleju. Kleje, które są krytycznymi komponentami naszych produktów są mieszane przez jedną osobę w specjalnie przygotowanym do tego celu pomieszczeniu.

Każdy suchy skafander Bare zanim opuści fabrykę jest testowany pod kątem przecieków w bardzo rygorystycznych warunkach. Używane ciśnienie do przeprowadzenia testów szczelności, którym poddawane są skafandry należy do najwyższych w branży.

Wszystkie procedury produkcyjne są rygorystycznie kontrolowane przez nasz personel produkcyjny i zespół ds. jakości.

www.baresports.com

Wyłąc Z ny d ystrybutor W p olsce www.nurkowanie-ecn.pl

NurkOwaNIe Z BuTlą a FreeDIVING TeGO SameGO DNIa

Wraz z rosnąca popularnością dyscypliny sportowej, jaką jest freediving, zadajemy sobie pytanie o bezpieczeństwo dotyczące łączenia nurkowania z użyciem sprężonych gazów oraz nurkowania na wstrzymanym oddechu tego samego dnia.

Zdjęcie Kurt Arrigo dla DAN

j e Ś li nurkujes Z na W str Z y M any M oddechu pr Z ed nurko W anie M Z  butlą

Odpowiedź będzie zależała od intensywności i głębokości osiąganych na treningu freedivingowym.

Jeśli nurkujesz kilkukrotnie (2–3 razy) na wstrzymanym oddechu praktycznie bezwysiłkowo i jednocześnie na małych głębokościach (12–15 metrów), możesz nurkować ze sprężonym gazem bez obaw, wykonując 30 do 60 minut przerwy powierzchniowej przed wejściem na nurkowanie ze sprzętem.

Jednocześnie, jeżeli osiągasz większe głębokości i obciążasz organizm znacznym wysiłkiem, jak np. przy podwodnych polowaniach z kuszą, będziesz potrzebował znacznie dłuższej przerwy powierzchniowej, nawet jeśli nie dysponujemy obecnie wystarczającymi danymi, aby dać precyzyjne sugestie ram czasowych.

j e Ś li nurkujes Z Z  butlą pr Z ed nurko W anie M na

W str Z y M any M oddechu

W sytuacji odwrotnej, jeśli zdecydujesz się na uprawiania freedivingu tego samego dnia po nurkowa-

niu ze sprzętem powietrznym, musisz wziąć pod uwagę inne czynniki. Przede wszystkim, po nurkowaniu jesteś częściowo wciąż nasycony gazami obojętnymi, co normalnie uwzględniłbyś w planowaniu sprzętowego nurkowania powtórzeniowego. Freediving wymaga wysiłku fizycznego, co w sposób oczywisty wpływa na krążenie krwi w organizmie, a jak wiemy, po nurkowaniu zalecany jest odpoczynek w celu umożliwienia odsycania tkanek. Jednocześnie nurkując na wstrzymanym oddechu w stosunkowo krótkim odstępie czasu kompresujemy istniejące już w krwiobiegu pęcherzyki, co może stanowić ryzyko szybszego dostania się tych pęcherzyków do filtra płucnego i do obiegu tętniczego.

Warto również zaznaczyć, że freediving, podobnie jak nurkowanie ze sprzętem, jest sportem partnerskim i zawsze wymaga zabezpieczenia. Szczególnie po długich, głębokich, wymagających dużego wysiłku zanurzeniach na wstrzymanym oddechu mogą wystąpić objawy związane z powstawaniem pęcherzyków zbliżone do objawów choroby de-

Zate M jakie są W ytyc Z ne dan dotyc Z ące łąc Z enia upra W iania tych d W óch sportó W W  ten sa M d Z ień?
Zdjęcie Irena Stangierska dla DAN

kompresyjnej u nurków sprzętowych. Zespół ten określany jest jako Tarawana i może przebiegać od łagodnych nudności, zawrotów lub bólu głowy, do poważnych problemów ze wzrokiem, słuchem lub mową, aż do utraty przytomności, paraliżu i w najgorszym przypadku – śmierci.

a W ięc…

Należy podkreślić, że w żadnym przypadku nie jest dobre obciążanie organizmu dużą ilością zalegającego gazu obojętnego. Bardziej konserwatywną rekomendacją będzie zatem nie łączenie nurkowania na wstrzymanym oddechu i nurkowania ze sprzętem tego samego dnia, jeśli nurkowania są długie, głębokie, wymagające znacznego wysiłku. Oczywiście każde nurkowanie i każdy organizm jest inny, ale zawsze warto być bardziej ostrożnym niż mniej.

Podsumowując, jeśli nurkujesz na wstrzymanym oddechu głębiej niż 15 metrów, powtórzeniowo, wykonując wysiłek, lepiej będzie nie nurkować ze

sprzętem tego samego dnia. Nawet długa przerwa powierzchniowa między tymi nurkowaniami nie eliminuje ryzyka przeciążenia krwiobiegu pęcherzykami. Jako świadomi nurkowie po prostu unikajmy ryzyka.

Aby dowiedzieć się więcej i znaleźć odpowiedzi na pytania medyczne związane z nurkowaniem, odwiedź www.daneurope.org i www.alertdiver.eu

Źródło:

Detection of venous gas emboli after repetitive breath-hold dives: case report – D. Cialoni et al., UHM 2016 www.alertdiver.eu

Zdjęcie Kurt Arrigo dla DAN
DAN dba o to, abyście mogli beztrosko nurkować, w dowolnym miejscu i czasie

Ogólnoświatowe Assistance w razie wypadku, działające 24/7

Wyłączny dostęp do nurkowych planÓw ubezpieczeniowych

Porady medyczne i zalecenia specjalistów

Udział w programach badawczych z zakresu medycyny nurkowej

DIVING SAFETY SINCE1983

Kursy pierwszej pomocy

Powrót z nurkowania

nie zawsze szczęśliwy

Tekst i zdjęcia agniesZka kalska

W ostatnim numerze pisałam o tym co spakować ze sobą i jak to zabrać na samolot. tu bardziej o historiach, nie zdarzających się zawsze, ale na które warto być przygotowanym.

Nawet jeśli podróżując na miejsce nurkowe w jedną stronę wszystko poszło jak z płatka, obyło się bez dodatkowych opłat i stresu, to nie mamy pewności, że powrót będzie równie udany.

Naprawdę nie znam powodu i nawet nie domyślam się czemu, ale w turystycznych miejscach nurkowych, personel na lotnisku nie zawsze jest w pełni przyjazny zagranicznym pasażerom, a tym bardziej nurkom. Wydawałoby się, że powinno im zależeć, aby człowiek był szczęśliwy, gdy opuszcza dane miejsce, żeby jak najszybciej tutaj wrócił, a to zapewni pracę ludziom w segmencie turystycznym. Doświadczyłam jednak kilku tak nieprzyjemnych sytuacji, że myślałam wręcz, aby następnym razem wybrać zupełnie inny kierunek. Szczególnie złe wspomnienia z odprawą na powrocie mam z Ejlatu (Izrael) – kto próbował tamtędy dostać się do Egiptu, z pewnością wie o czym mowa. W moim przypadku pieczątki w paszporcie z różnych zakątków świata, a w szczególności taka ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, przyczyniły się do wpisania

na „podejrzaną listę”. To oznaczało oczekiwanie na wywiad z przeszkoloną Europejką, która miałaby zapewne wychwycić ewentualne kłamstwa. Przez dokładnie 30 minut patrzyłam jak mój paszport był przekazywany z ręki do ręki poszczególnych strażników granicznych, którzy nie spiesząc się rozmawiali beztrosko między sobą. Na co, na kogo i ile czasu mam czekać było czystą zagadką i pomimo freediverskiej cierpliwości i całkowicie czystego sumienia, poczucie irytacji i niepokoju delikatnie zaczynało wewnątrz mnie narastać… a taki właśnie efekt przypuszczam, że strażnicy chcieli uzyskać. Kiedy wszyscy wokół zostali już przesłuchani nadeszła kolej na „szukanie haka” przeciwko mnie. Słysząc pytania, gdzie byłam, co robiłam, czy mam znajomych wśród Egipcjan, czy utrzymuję z nimi kontakt i co dokładnie robię na co dzień, poczułam się jakbym zrobiła coś wbrew prawu i oni mieli już na to dowody. Biada mi, że na pytanie czy cokolwiek otrzymałam do przewiezienia potwierdziłam, że mam laptopa koleżanki, która dzień wcześniej wyleciała do kraju i zapomniała zabrać go ze sobą…

Czujnik alarmowy został włączony, a laptop zabrano do szczegółowej kontroli. Poza obejrzeniem i przeskanowaniem pod każdym kątem, został także zważony i włączony… całe szczęście na pulpicie nie było zdjęć z lokalnymi przewodnikami! Kiedy przeszłam ostatecznie cały proces weryfikacji personalnej pozostał jeszcze mój bagaż…

Jak zwykle pianki i ubrania sprasowane do minimum objętości, przedzielały inne niezbędne freediverce przedmioty. Wszystko wpasowane dokładnie do kształtu walizki, po otwarciu wręcz wyskakiwało na zewnątrz. To nic, mam czas by ponownie złożyć całą układankę. Była jeszcze torba z monopłetwą i płetwami, która delikatnie mówiąc nie sprostała wymiarowo moim potrzebom, a wystające krawędzie dodatkowo zabezpieczyłam folią, taśmą, kawałkiem smyczy od kluczy i kłódką. Choć w środku nie było nic więcej poza gumą i plastikiem, całość należało wypakować, by pan z obsługi mógł starannie obmacać. Po dokonaniu oględzin podziękował i zostawił mnie z całym bagażem do ponownego spakowania. Spoko, przecież każdy uwielbia tę czynność robić po kilka razy.

Pozostała już „tylko” odprawa biletowa… Tym razem też zabrakło szczęścia. Tuż przede mną padło zasilanie, a wraz z nim cały system zarządzania. Po kolejnych kilkunastu minutach, rozpoczęto „ręczną odprawę” i każdego po kolei spisywali na papierowe listy…

Ostatecznie dotarłam do samolotu i bezpiecznie wylądowałam w kraju, lecz podróż ta wpisała mi się w pamięci jako droga, której należy unikać lub przynajmniej odpowiednio się na to nękanie przygotować psychicznie.

Czy bezpośredni powrót z Egiptu będzie mniej stresujący? Oczywiście, jeśli się na to przygotujemy.

Ostatnio wracając razem z moimi studentami, usłyszeliśmy na lotnisku w Sharm el Sheikh, że musimy zapłacić 35,00 € za sprzęt nurkowy, który mamy w naszym bagażu rejestrowanym. Moje zdziwienie sięgnęło poziomu niedowierzania. Pan z obsługi

(co ciekawe zajmował się kolejką obok) wszedł w głębszą polemikę, co można zabierać w walizce w cenie bagażu, a co nie. Próbował udowodnić nam, że mamy sprzęt nurkowy (aparaty oddechowe czy co innego) i że musimy za to zapłacić dodatkowo. Pokazując, że nic takiego nie znajduje w naszym bagażu podręcznym ani głównym, przeszedł na inną strategię. Nadmienił, że płetwy i maski to też sprzęt sportowy i za to również należy się dodatkowa opłata. Zdumiałam się już niesamowicie i w końcu spytałam – „A czy jakbym miała buty do joggingu w bagażu, to czy również powinnam zapłacić za nie dodatkowo?”. Mężczyzna w końcu odpuścił, bo wyczuł, że nas nie naciągnie, ale widać, że taka praktyka nie raz już zdała egzamin.

Pamiętajcie, że musimy podążać za instrukcjami pracowników, ale tylko jeśli są w stanie to wyjaśnić i wskazać odpowiedni paragraf. Zawsze spytajcie o wszystkie możliwe rozwiązania, a obsługa przynajmniej spróbuje pomóc nam rozwiązać problem.

arCheOlOG PODwODNy

naukowiec czy poszukiwacz skarbów

g dy słyszymy lub czytamy o osobach nazywanych archeologami podwodnymi zazwyczaj przed oczami widzimy morze… najlepiej k araibskie, ciepłe, z lazurową wodą. n a lekko podrdzewiałym statku stoi młody, wysportowany, bardzo opalony mężczyzna szykujący się do skoku do wody… w szortach. Pod wodą czeka na niego hiszpański galeon pełen tajemnic i złotych monet.

Właściwie ten opis to pierwsza scena z filmu „Nie wszystko złoto co się świeci” z Matthew McConaughey. Opis tej sceny powinna wzbogacać piękna blondwłosa pani naukowiec, która płynnie czyta we wszystkich starożytnych językach świata. W sumie Kate Hudson dobrze pasowała do tej roli. Ale czy tak naprawdę wygląda praca archeologa podwodnego? Czy jesteśmy bardziej naukowcami czy poszukiwaczami skarbów?

Jestem Mateusz i zajmuję się archeologią podwodną od prawie 9 lat. Z bohaterem filmu „Nie wszystko złoto co się świeci” łączą mnie właściwie tylko długie blond włosy. Z tym, że moje są dłuższe. Gdy mówię nowo napotkanym osobom czym się zajmuję zazwyczaj pada komentarz: „wooow, ale masz super pracę, pewnie dużo podróżujesz i szukasz wraków”. Po tysięcznym komentarzu przestałem weryfikować wyobrażenia rozmówców na temat mojej pracy. Gdyby wiedzieli jak bardzo się mylą…

Tekst i zdjęcia MateusZ popek

Mam nadzieję, że ten tekst przybliży trochę wyobrażenia na temat archeologów podwodnych i tego, czym naprawdę się zajmują.

Zaczynając od początku, czyli od tego, co trzeba zrobić, żeby zostać mitycznym archeologiem podwodnym. Najpierw należałoby skończyć studia archeologiczne. Niestety nie ma dróg na skróty. W Polsce studia są dwustopniowe i należy uzyskać stopień magistra i posiadać 12 miesięcy praktyk terenowych, żeby mieć prawo do wykonywania zawodu. Każdy kraj ma własne prawo regulujące kto może prowadzić badania archeologiczne. Następnie dobrze by było w trakcie studiów zrobić kurs płetwonurka. Zazwyczaj, dzień po jego zakończeniu studenci myślą, że zostali już archeologami podwodnymi. Życie szybko to jednak weryfikuje. W opinii mojej i moich kolegów z pracy, aby taka osoba zaczęła być naprawdę przydatna w projekcie, potrzeba od dwóch do trzech miesięcy praktyki podczas podwodnych wykopalisk. Oczywiście jest to bardzo osobnicze i jedni „łapią” szybciej inni trochę wolniej. W trakcie praktyk takie osoby uczą się pracy w terenie: poszukiwań, zakładania wykopów, eksploracji, dokumentacji i wielu innych… a jest tych umiejętności do nabycia mnóstwo. Można przyjąć, że po dwunastu miesiącach porządnej praktyki i pięciu latach studiów taka osoba ma wiedzę i umiejętności, żeby prowadzić badania podwodne.

Teraz bez przeszkód można wskakiwać do wody i dokonywać wiekopomnych odkryć. Tylko gdzie wskoczyć? Wraki w morzu, mosty i osady nawodne w jeziorach nie leżą w każdej zatoczce i przy każdym cyplu. Wybranie problemu badawczego to długa i intensywna praca gabinetowa i archiwalna. Czasami pracujemy na przypadkowych znaleziskach zgłoszonych przez nurków, albo firmy pracującej podczas inwestycji, ale zazwyczaj musimy poświęcić dużo czasu i przewertować mnóstwo książek, żeby wybrać obszar do poszukiwań, gdzie można spodziewać się nowych stanowisk. Na tą pracę przeznaczone są długie jesienne i zimowe wieczory.

Akweny wybrane. Czas wskakiwać do wody? Zdecydowanie nie. Teraz przyszedł czas na najważniejsze,

czyli pieniądze, a badania podwodne są stosunkowo kosztowne. Fundusze na projekty badawcze zazwyczaj pozyskuje się z grantów. Jest wiele organizacji europejskich i krajowych, gdzie można ubiegać się o fundusze na badania. Zazwyczaj jest to w formie konkursu. Czyli wypełniamy formularz, który zazwyczaj ma część formalną, opisową i budżet. W pierwszej piszemy kim jesteśmy i dlaczego to nam warto dać pieniądze, w drugiej części opisujemy co i jak chcielibyśmy zrobić, a w trzeciej, ile pieniędzy na to potrzebujemy. Pisanie takiego grantu często trwa miesiącami, potem należy go złożyć w odpowiedniej jednostce, poczekać od kilku miesięcy do nawet roku i jeśli byliśmy lepsi niż konkurencja to dostaniemy pieniądze na badania.

Zazwyczaj pracujemy w warunkach daleko odchodzących od „karaibskich”. w zespole mamy nawet takie powiedzenie, że najlepsza archeologia jest w wodzie gęstej jak błoto i czarnej jak noc, co rzeczywiście się sprawdza.

Wciąż to nie jest ten moment, w którym możemy wskoczyć do wody. W obecnych czasach badania archeologiczne poprzedza tzw. prospekcja nieinwazyjna. Polega to na tym, że wynajmujemy odpowiednią firmę lub instytucję, która przy pomocy skomplikowanych urządzeń takich jak sonda wielowiązkowa (multi-beam echosounder), sonar boczny (side-scan sonar), czy profilograf osadów dennych pomaga nam zawęzić lub nawet znaleźć obiekty archeologiczne. Po otrzymaniu przetworzonych już

danych możemy się nad nimi pochylić i spróbować wytypować miejsca do poszukiwań lub badań.

No i teraz możemy, bez wyrzutów sumienia, że jesteśmy źle przygotowani, wskoczyć do wody. Gdy mamy trochę szczęścia bardzo szybko znajdujemy obiekt archeologiczny. Mogą to być wraki, zatopione osady, mosty, osady nawodne i wszystkie inne obiekty, które człowiek na przestrzeni wieków wrzucił do wody. Gdy już coś takiego znajdziemy należy to wyeksplorować, czyli po prostu odkopać. Do tego służy eżektor, który należy sobie zbudować, bo nie da się ich kupić w sklepie. Przynajmniej ja nie znalazłem takiego sklepu. W trakcie eksploracji pozyskujemy zabytki. Każdy artefakt należy zadokumentować, opisać, zrobić zdjęcie, wciągnąć do inwentarza. To bardzo dużo papierkowej roboty, którą należy wykonać zaraz po nurkowaniu. Wykonujemy także dokumentacje obiektów nieruchomych w postaci planów czy modeli trójwymiarowych. Co za tym idzie archeolog podwodny powinien co nieco wiedzieć o geodezji, fotografii podwodnej i obróbce chmury punktów.

Zazwyczaj pracujemy w warunkach daleko odchodzących od „karaibskich”. W zespole mamy nawet takie powiedzenie, że najlepsza archeologia jest w wodzie gęstej jak błoto i czarnej jak noc, co rzeczywiście się sprawdza. Niestety nie mamy większego wyboru miejsca, w którym pracujemy i woda często ma całkowicie zerową widoczność, a nawet zdarza się, że pachnie metanem. Dla przybliżenia

to zapach zgniłych jaj. Okres pracy w terenie to zazwyczaj od jednego do kilku miesięcy w roku, w zależności od klimatu w jakim pracujemy, ile mamy pieniędzy i jaki plan chcemy wykonać. Podczas pracy w terenie produkujemy ogromne ilości danych i dokumentacji, którymi należy się potem zająć.

Gdy już skończy się sezon pracy w terenie, wykonaliśmy swoje dziesiątki, a nawet setki nurkowań, po których nawet wejście do wanny przyprawia nas o odrazę, możemy siąść do kolejnej pracy czy analizy danych. Po sezonie mamy okres, w którym zbieramy wszystkie informacje, które pozyskaliśmy pod wodą, wyciągamy z nich wnioski i odtwarzamy fragment historii, którą się zajęliśmy. Wyniki tych badań musimy załączyć do raportu, żeby móc rozliczyć grant. Dobrze by było je też opublikować w jakimś naukowym periodyku. Jeśli odkrycie jest w pewien sposób „medialne” wtedy podaje się informacje do prasy i mediów. Dlatego wiele bardzo ciekawych odkryć wypływa dopiero zimą, bo wtedy archeolodzy wiedzą już z czym mają do czynienia.

Więc znowu przyszła zima, zakończyliśmy jeden projekt, piszemy wniosek o następny, tworzymy artykuły, by w przyszłym sezonie znów móc… wskoczyć do wody.

Ta krótka opowieść miała na celu przybliżenie pracy i życia archeologa podwodnego. Oczywiście pominąłem tu z premedytacją wiele aspektów naszej pracy. Wdawanie się w szczegóły spowodowałoby, że akapity rozrastałyby się do rozdziałów, a artykuł stałby się podręcznikiem do archeologii podwodnej, które już powstały i nie ma potrzeby ich powielać. Mam nadzieję, że pokazałem, że życie archeologa podwodnego jest dalekie od wyobrażeń, czy nawet filmów. Pomimo że nie przeżywam historii jak w filmie „Nie wszystko złoto co się świeci” to moja praca pozwoliła mi na dotarcie do niezwykłych miejsc na Bałtyku, Morzu Śródziemnym, Ameryce Południowej, czy chociażby w Polsce i czerpanie niezwykłej satysfakcji z pracy i przygód, które mnie i moich współpracowników spotykają. W gruncie rzeczy archeolog podwodny to naukowiec… może lekko zbuntowany, mający coś z poszukiwacza przygód. Ale to są historie na zupełnie inny artykuł.

CuChNąCe wyZwaNIe

r ozpoczynamy cykl artykułów na temat nurkowania zawodowego. Czyli takiego z uprawnieniami i w hełmie. Będziemy korzystać z konsultacji, rozmów i doświadczeń firm branżowych, które się tym zajmują zawodowo.

Wojciech Zgoła w rzeczowej rozmowie

z Grzegorzem Gniwkiewiczem, Prezesem Zarządu

Firmy Frog Sp. z o.o.

co jakiś czas mówi się o nurkowaniu zawodowym, ale czy jest w ogóle taki zawód jak nurek zawodowy?

Może zacznę trochę na sucho;) Tak, jest w Polsce taki zawód, wynika on z Art. 19.1. Ustawy z dnia 17 października 2003 r. o wykonywaniu prac podwodnych, dodatkowo należy dodać, że w naszym kraju to zawód regulowany1. W myśl cytowanych przepisów mamy cztery poziomy uprawnień do wykonywania zawodu nurka, wymieniając od najniższych to:

● nurek III klasy uprawniony do wykonywania prac podwodnych na małych głębokościach (do 20 m);

● nurek II klasy uprawniony do wykonywania prac podwodnych na średnich i małych głębokościach (do 50 m);

● nurek I klasy uprawniony do wykonywania głębinowych prac podwodnych oraz prac podwodnych na średnich i małych głębokościach;

● nurek saturowany, uprawniony do wykony-

1 Zawód regulowany to zespół czynności zawodowych, których wykonywanie jest uzależnione od spełnienia wymogów określonych w przepisach danego państwa członkowskiego UE. Każde państwo członkowskie UE samodzielnie decyduje o uregulowaniu dostępu do zawodów. Ten sam zawód może być więc zawodem regulowanym w jednym państwie członkowskim UE, podczas gdy w innych państwach członkowskich nie będzie on regulowany (www. nawa.gov.pl)

Zdjęcia robert styła

wania bez ograniczeń wszystkich rodzajów prac podwodnych.

To ciężki i wymagający zawód, bardzo często mylony z płetwonurkowaniem rekreacyjnym, a nie mający z rekreacją nic wspólnego. Wymaga wielotygodniowego szkolenia na każdym z poziomów uprawnień, które kończą się egzaminem państwowym przed Komisja Kwalifikacyjną dla Nurków z Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej oraz odpowiedniego stanu zdrowia – potwierdzonego orzeczeniem o braku przeciwskazań do wykonywani prac podwodnych.

czyli poławiacz ostryg nie jest nurkiem zawodowym. czym się zajmuje taki człowiek?

No bezapelacyjnie nie jest. Natomiast wachlarz prac, które wykonuje nurek zawodowy w środowisku hydrostatycznym jest bardzo szeroki, może to być np. wykonywanie umocnień dna na akwenach portowych, spawanie podwodne, cięcie ultratermiczne, betonowanie, podwodne przeglądy budowli hydrotechnicznych lub jednostek pływających, naprawy statków, oczyszczanie zbiorników wodnych z materiałów niebezpiecznych pochodzenia powojennego lub wojskowego, wspieranie przemysłu wydobywczego na morzu oraz wiele innych, których tutaj nie sposób wymienić. Miejsca i prace w jakich

można spotkać nurków są tak różnorodne, że nie sposób je tutaj wszystkie wymienić, dla przykładu mogę podać, że nurkowie wykonują prace w elektrowniach atomowych, oczyszczalniach ścieków i ogrodach zoologicznych.

czy zdarzają się kobiety jako nurkowie zawodowi?

Osobiście znam cztery kobiety, a wiem jeszcze o co najmniej trzech, które ukończyły szkolenia w Polsce i pracowały lub pracują w zawodzie.

parasz się tą profesją od kilkunastu lat. a prace, jakie wykonujecie jako grupa zawodowa są przeróżne, często takie, o których zwykły śmiertelnik, nawet nurkujący rekreacyjnie, nie ma pojęcia. Wspomniałeś o oczyszczalniach ścieków. jak to jest pracować „pod wodą” w tym konkretnym środowisku?

Na dziś, bardziej już zajmuję się zarządzaniem firmą wykonującą prace podwodne, kieruję pracami podwodnymi, nurkuję coraz rzadziej –taka kolej rzeczy. Wracając do oczyszczalni ścieków, wykonuje się tam bardzo różne prace. Wykonujemy np. kotwienia chemiczne i mechaniczne w betonie – czyli wiercimy w betonie otwory, w których osadzamy śruby i szpilki do mocowania urządzeń technicznych niezbędnych

do prawidłowego działania oczyszczalni. I nurkowie wykonują to w ściekach przy zerowej widoczności.

Wracając do oczyszczania osadów ze zbiorników, trzeba przyzwyczaić się, nie tylko do specyficznych zapachów, ale przede wszystkim do pracy w całkowitej ciemności, zapomnieć o zmyśle wzroku i polegać tylko na odczuciach manualnych, oraz informacjach od zespołu znajdującego się na powierzchni.

to nie wygląda na miłą i łatwą pracę…

Ta praca to jedno ciągłe wyzwanie, wymagające przy każdym wejściu pod wodę koncentracji, zaangażowania, trochę sprytu oraz zaufania do kolegów z zespołu, którzy znajdują się na powierzchni. Tego zawodu nie da się wykonywać, jeśli nie jest on twoją pasją. Praktycznie każde nowe zadanie, to inne problemy do rozwiązania, inny sprzęt, inne warunki hydrologiczne – nowe planowanie, przygotowanie, wykonanie zadania i zakończenie pracy, pod ciągłą presją najważniejszej rzeczy, czyli bezpieczeństwa człowieka znajdującego się pod wodą. Niejednokrotnie jest taka sytuacja, że nad jednym nurkiem znajdującym się pod powierzchnią pracuje pięć, sześć lub więcej osób.

jakie są niebezpieczeństwa?

Niebezpieczeństwa i zagrożenia są ściśle określone przez opracowane ryzyko zawodowe w zawodzie nurka. Jak już wspominałem to zawód, a w każdym zawodzie musimy szacować ryzyko zawodowe, tego wymaga od nas Kodeks Pracy. Zaczynając od tych najbardziej oczywistych, czyli utopienie, uduszenie, urazy ciśnieniowe czy też choroby dekompresyjne, poprzez urazy spowodowane wykorzystywanymi pod wodą narzędziami mechanicznymi, termicznymi,

przygniecenie przez statek, aż po tak dziwne, jak ugryzienie przez zwierzęta zamieszkujące akweny wodne.

Wykonując prace na zbiornikach skażonych biologicznie czy chemicznie stykamy się z jeszcze innymi zagrożeniami – substancjami znajdującymi się w środowisku, w którym wykonujemy prace, zagrożenie zatruciem, zarażeniem się wirusami, bakteriami, poparzenia i inne. Wszystko zależy od składu cieczy w jakiej wykonujemy prace.

czy sprzęt, z którego korzystasz nadaje się po zakończonej pracy do dalszego użytku?

Używany przez nas sprzęt jest certyfikowany, dopuszczony normami do pracy w danym środowisku skażonym. Umożliwiający całkowitą izolację nurka od agresywnego środowiska hydrostatycznego w jakim się znajduje. Jest wielokrotnego użytku, o ile przestrzega się procedur i instrukcji technicznych dotyczących przeznaczenia, przygotowania, eksploatacji, obsługi, dekontaminacji i dezynfekcji oraz magazynowania. Oczywiście nie ma rzeczy na wieczność i trzeba po określonym czasie poddać taki sprzęt serwisom i przeglądom u autoryzowanych przedstawicieli producentów. W czasie takiego przeglądu może też dojść do sytuacji, że dalsza eksploatacja sprzętu nurkowego zostanie wstrzymana lub koszty napraw są wyższe od zakupu nowego sprzętu.

a jak wygląda zabezpieczenie zewnętrzne, o którym już wspominałeś?

Minimalne zabezpieczenie zewnętrzne jest ściśle określone w Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z dnia 19 maja 2004 w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy w pracach podwodnych.

Działając zgodnie z prawem, możemy tylko zwiększyć swoje bezpieczeństwo poprzez rozszerzenie tego, co nakazuje nam prawo. Nurek zawodowy nigdy nie wykonuje pracy sam, zawsze jest z to zespół, którego skład jest uzależniony od przepisów, głębokości na jakiej wykonujemy prace, sprzętu nurkowego jaki wykorzystujemy i urządzeń technicznych, wspomagających

i zabezpieczających całe zadanie jakie mamy do realizacji.

Skrótowo wygląda to tak (w wersji minimalnej), nad wszystkim czuwa kierownik prac podwodnych, który ma do dyspozycji nurka roboczego znajdującego się w wodzie, nurka asekuracyjnego, operatora tablicy rozdzielczej czynnika oddechowego i inne osoby obsługujące urządzenia techniczne bazy prac podwodnych. W zależności od specyfiki prac jak i sprzętu technicznego w bazie może jeszcze występować np. operator systemów nurkowych (komory dekompresyjnej), operator żurawia, osoby obsługujące agregaty prądotwórcze czy też hydrauliczne.

Firma Isotta na targach EUDI w Bolonii zaprezentowała

NOWĄ OBUDOWĘ do lustrzanek NIKON Z6 i Z7

Jak zawsze Włosi zadbali o szczegóły, które zostały dopracowane w najmniejszym stopniu.

Obudowa wykonana z czerwonego, anodyzowanego aluminium, zaopatrzona we wszystkie potrzebne pokrętła i przyciski.

Użyto podwójnych O-ringów do wszystkich przycisków i demontowanych elementów, które mają zapewnić maksymalny komfort pracy pod wodą oraz zabezpieczyć aparat przed zalaniem

W obudowie zamontowano akustyczny i LED-owy czujnik wilgoci

Sieweczki

piaskowe drobiazgi

Tekst i zdjęcia Wojciech jarosZ

Filigranowej budowy ptaszęta, szybko przebierają cienkimi nogami, gdy sprawnie, może nawet trochę nerwowo, biegają po piasku. r obią to na tyle dziarsko, że człowiekowi ciężko się z nimi mierzyć –łatwo nam umykają na piechotę.

Nic dziwnego, skoro bez widocznego wysiłku wykonują wiele kroków w ciągu sekundy, a ich nogi przestają być wtedy w ogóle widoczne – jakby sunęły kilka centymetrów nad ziemią. Są sieweczki również świetnymi lotnikami. Budowa ich skrzydeł sprawia, że nagłe zwroty w powietrzu o 180 stopni są dla tych ptaków rutyną.

Sieweczki to ptaki nieduże, nie większe od szpaka, ale za to z charakterystycznymi dla siewkowców długimi nogami. Dzioby z kolei, w przeciwieństwie

do większości swoich kuzynów, sieweczki mają krótkie. Takie też są ich szyje – w zasadzie trzeba to nazwać po imieniu – sieweczki wyglądają, jakby szyi w ogóle nie miały. No może jedynie mornel, nieco większa sieweczka odwiedzająca Polskę w czasie przelotów (choć dawniej regularnie odbywał lęgi w naszych górach, gdzie znajdował warunki podobne do północnej tundry, gdzie zazwyczaj przychodzą te ptaki na świat) ma wyraźniejszą szyję wśród spotykanych w Polsce gatunków. Co do gatunków i taksonomii tych ptaków, sieweczki należą do podrodziny sieweczek (Charadriinae), podrzędu siewkowych (Charadrii) w rzędzie siewkowych (Charadriiformes). Najczęstsza w kraju jest sieweczka rzeczna (Charadrius dubius), a rzadsza sieweczka obrożna (C. hiaticula). Ta pierwsza bytuje nad rzekami i zbiornikami wodnymi poszukując miejsc piaszczystych bądź żwirowych, podczas gdy obrożna preferuje brzegi morskie lub ewentualnie większe rzeki na śródlądziu. Na wybrzeżu zdarzyć się może spotkanie z sieweczką morską (C. alexandrinus) i wyjątkowo (dotychczas tylko kilka stwier-

dzeń) pustynną (C. leschenaultii), a jeszcze rzadziej mongolską (C. mongolus).

Poza tym na świecie można spotkać niemałe bogactwo innych gatunków z tego rodzaju. To zaczynamy: sieweczka nowozelandzka, skąpopłetwa, długodzioba, grubodzioba, krzykliwa, blada, madagaskarska, piaskowa, atlantycka, śniada, ciemna, białoczelna, jasna, jawajska, rdzawogłowa, sundajska, przylądkowa, płowa, andyjska, patagońska, ozdobna, długonoga, stepowa, preriowa, szarolica. Do tego w innych rodzajach mamy jeszcze sieweczkę czarnogłową, koroniastą i czarnoczelną. Uff. A gdyby jeszcze wymieniać podgatunki… prawdziwa ptasia menażeria. Wiele z nazw wskazuje na pochodzenie gatunku (jeżeli szanowny Czytelnik zdołał przebrnąć przez powyższą listę), ale niezależnie czy będziemy obserwować te ptaki w Indonezji, Patagonii, na Wyspach Fryzyjskich czy w Mikoszewie, zawsze rozpoznamy, że to sieweczki właśnie – mimo różnic w ubarwieniu (zazwyczaj mniejszych niż większych) poszczególnych gatunków. Mnogość gatunków jest również

dowodem na to, że sieweczki skutecznie przystosowały się do różnych warunków klimatycznych.

Przystosowały się również znakomicie do zdobywania pożywienia w miejscach bytowania. Wspomniane wcześniej krótkie dzioby sieweczek sprawdzają się świetnie w pozyskiwaniu ulubionego pokarmu. Pomiędzy ziarnami piasku potrafią dostrzec (a oczy mają duże) najmniejszy ruch swoich ofiar, co jest równoznaczne z ich szybkim końcem w sieweczkowym żołądku. Z karty dań najchętniej wybierają one owady, pajęczaki, skorupiaki, mięczaki i pierścienice. W ich zdobywaniu potrafią się sieweczki posunąć do zastosowania przebiegłej taktyki tupania. Stają wtedy na jednej nodze i podskakując na niej niepokoją ukryte w podłożu bezkręgowce, które próbując uciekać przed nadciągającym zagrożeniem stają się widoczne dla łowcy. Ptaki te mimo długich nóg nie wchodzą zbyt często do wody szukając jedzenia. Raczej przeszukują rejony na granicy wody, a czasem nawet całkiem od wody oddalone, choć zdarza im się wędrować po błotni-

Gdy do gniazda lub młodych zbliża się niepożądany gość, sieweczka próbuje skupić na sobie jego uwagę. m oże wykonywać wtedy dziwaczne wygibasy lub częściej pozorować niepełnosprawność.

stych osuchach w trakcie odpływu – wtedy długie nogi przydają się już nie tylko do biegania, ale i do mulistych przepraw.

Sieweczki nie tylko stołują się wśród piasków i żwirów, ale w miejscach o takim podłożu również się rozmnażają. Ich gniazdo to zazwyczaj niewielki dołek, niekiedy wyścielony zaledwie kilkoma źdźbłami traw. Sieweczka rzeczna w niebanalny sposób urządza przyszłe miejsce złożenia jaj przerzucając te źdźbła nad sobą, stojąc tyłem do gniazda. Trafia. Gdy sieweczki przypadną sobie do gustu i utworzą

parę, po jakimś czasie samica składa jaja. Jest ich zazwyczaj 3–4, co biorąc pod uwagę ich rozmiar i ciężar, nijak nie chce się to zgodzić z rozmiarami samicy, bowiem jedno jajo może ważyć piątą część jej masy ciała. Natura potrafi zaskakiwać. Po złożeniu wszystkich jaj zaczyna się wysiadywanie, w którym u naszych sieweczek udział biorą oboje rodzice. Jaja są niezwykle dobrze zakamuflowane ze względu na nakrapiany rysunek i stosowną barwę. Podobnie będzie z młodymi, które dzięki maskującemu ubarwieniu będą miały szansę pozostać niezauważonymi przez drapieżców. Niestety nie zawsze udaje się sieweczkowym rodzicom uniknąć dramatu utraty lęgu. Nawet wówczas, gdy młode jeszcze się nie wykluły, rodzice podejmują desperackie próby ratowania jaj, również wtedy, gdy np. wiatr zasypie piaskiem gniazdo. Obserwowano ptaki przyciskające jaja dziobem do piersi i ciągnące je za sobą przemieszczając się tyłem. Gdy do gniazda lub młodych zbliża się niepożądany gość, sieweczka próbuje skupić na sobie jego uwagę. Może wykonywać wtedy dziwaczne wygi-

basy lub częściej pozorować niepełnosprawność.

Opuszcza jedno ze skrzydeł, ewentualnie udaje kuternogę i kuśtykając oddala się od gniazda, by zagrożenie przestało dotyczyć lęgu. Gdy uda się jej odciągnąć najeźdźcę po prostu odlatuje. Tego typu zachowania nie są czymś wyjątkowym wśród ptaków gniazdujących na ziemi. Zachowuje się tak np. większa krewna sieweczek – siewnica, ale i wiele innych gatunków siewkowców.

W przypadku wspominanego już kuzyna sieweczki rzecznej i obrożnej – mornela, sprawy rozrodu mają się nieco inaczej. Mówiąc wprost, wszystko jest na opak. Po pierwsze to samice są bardziej kolorowe od samców. To „panie” próbują zwrócić na siebie uwagę „panów” i zachęcić ich do założenia rodziny. Gdy tylko jaja zostaną złożone, samica zostawia gniazdo pod opieką swojego (byłego już w tym momencie) partnera. Na nim spocznie odpowiedzialność za wychowanie potomków. Sama leci poszukać kolejnego partnera. Zdarza się, że leci nie na kolejny fragment plaży czy żwirowiska, ale

kilkaset kilometrów dalej! Podejmowanie kolejnych prób lęgowych z innymi samcami, czyli swoista poliandria (po ludzku to będzie wielomęstwo), dotyczy i innych gatunków, jak np. sieweczki preriowej, która gniazduje na preriach i polach uprawnych Ameryki Północnej, a nie jak sugeruje jej łacińska (Charadrius montanus) czy angielska (mountain plover) nazwa w górach. By zamknąć temat zachowań seksualnych sieweczek trzeba dodać, że i poligynia im się zdarza (wielożeństwo u Homo sapiens), a zatem bywają one zarówno monogamiczne, jak i poligamiczne w zależności od gatunku i panujących warunków.

Sieweczki są typowymi zagniazdownikami, co znaczy, że w krótkim czasie po wykluciu pisklęta podejmują samodzielne próby poszukiwania pokarmu. Często pozostają przez kilka tygodni pod opieką rodziców by przed odlotem przyłączyć się wraz z nimi do większego stada. Co ciekawe, w czasie lęgów sieweczki są terytorialne i przepędzają swych współplemieńców. Przechodzi im to po

Największym zagrożeniem dla praktycznie wszystkich gatunków sieweczek jest zanikanie ich siedlisk. Bardzo często wymieniana jest również presja człowieka, głównie turystów, którzy poszukują odludnych plaż, brzegów rzek itp.

odchowaniu piskląt. Częstym widokiem w czasie rozpoczynających się wtedy przelotów są stada żerujących grupowo sieweczek, nierzadko w towarzystwie innych gatunków ptaków. Wtedy najłatwiej jest je wypatrzyć, a przeloty w przypadku Europy Środkowej trwają zazwyczaj od marca do maja w jedną stronę i od sierpnia do września w drugą (choć bywa, że wcześniej jak i później). Nasze sieweczki zimują od Wysp Brytyjskich po Afrykę. Znane są też populacje osiadłe z nieco cieplejszych

rejonów Europy Zachodniej. Niektóre sieweczki lecą aż do północnej Skandynawii, północnej Rosji, a nawet na Grenlandię i do północnej Kanady. W tym względzie również nie są wyjątkowe wśród ptaków siewkowych.

Największym zagrożeniem dla praktycznie wszystkich gatunków sieweczek jest zanikanie ich siedlisk. Bardzo często wymieniana jest również presja człowieka, głównie turystów, którzy poszukują odludnych plaż, brzegów rzek itp. Wędrując po takich okolicach, warto uważnie zerkać pod nogi. Zauważenie jaj nie jest rzeczą łatwą, podobnie jak rozpłaszczających się na podłożu piskląt chcących uniknąć wypatrzenia. Na szczęście rodzice są najczęściej w pobliżu i będą starać się nie dopuścić do tragedii. Problemem może być również dłuższe przebywanie w okolicach gniazda z jajami, szczególnie w klimacie ciepłym, kiedy to brak wysiadującego rodzica skutkował będzie nie wychłodzeniem, a zupełnie przeciwnym zjawiskiem – jaja w takiej sytuacji mogą się po prostu usmażyć na słońcu. Wypatrujcie sieweczek nad wodą, bo to rozbrającej urody zwierzęta są!

maSkI PełNOTwarZOwe w NurkOwaNIu

Cóż, najprostszą odpowiedzią jest informacja podstawowa, że taka maska posiada zintegrowany drugi stopień. Ważna jest jeszcze druga informacja o wspomnianej masce. Mianowicie, odseparowuje całkowicie twarz nurka od warunków zewnętrznych.

Ale jak wygląda to w rzeczywistości? Zróbmy przegląd większości dostępnych masek pełnotwarzowych.

Na rynku występuje kilka profesjonalnych rozwiązań mogących zaspokoić potrzeby zarówno nurków rekreacyjnych, jak i technicznych. Różnią się one kształtem, zastosowanym drugim stopniem, materiałem itd. Dobranie odpowiedniej maski pełnotwarzowej zależy od naszych preferencji, upodobań, warunków nurkowania, jak również zasobu portfela.

W kolejnych nu M erach M aga Z ynu pr Z edsta W i ę najbard Z iej po W s Z echne, dost ę pne ro ZW i ąZ ania:

● Guardiam firmy OTS

● Spectrum firmy OTS

● Divator firmy Interspiro

● M-48 MOD-1 firmy Kirby Morgan

● M-48 Supermask firmy Kirby Morgan

● Poseidon Atmosphere firmy Poseidon

● Neptun Space Extender firmy Oceanreef

cZ y M dokładnie jest M aska pełnot W ar Z o W a pr Z e Z nac Z ona do nurko W ania?
tekst robert styła

DlaCZeGO NIe warTO STOSOwać różNyCh kOlOrów

(węży) DO OZNaCZaNIa GaZów?

tekst Wojtek a. filip

j eżeli do oznaczenia gazu posłużysz się kolorem węża, to system taki przestanie działać krótko po zanurzeniu. u żywanie kolorowych elementów pod wodą, jako oznaczeń w procedurach krytycznych, jest niebezpieczne z powodu zmiany tego jak ludzkie oko postrzega kolory wraz ze zwiększającą się głębokością.

Użycie kolorowego węża jako sposobu na oznaczenie gazu może spowodować spore wątpliwości w momencie, kiedy będziesz potrzebował pewności czy wybrałeś właściwy gaz.

Powody, dla których nie warto korzystać z takiego rozwiązania:

● na większej głębokości kolory zanikają, więc w czasie zmiany gazu zawsze potrzebujesz dodatkowego, poza naturalnym, źródła światła do identyfikacji koloru, a twoja latarka jest odwieszona,

● jeżeli przed nurkowaniem ulegnie awarii wąż zielony, a zapasowy masz tylko niebieski i użyjesz go, automatycznie masz błąd w kolorach,

● jeżeli na łodzi pożyczysz od kogoś zapasowy automat, to może on mieć całkiem inny układ kolorystyczny,

● jeżeli w czasie nurkowania zamienisz automaty na butlach, to zmieniasz kolory.

Gdy zmiana gazu odbywa się w warunkach o mocno ograniczonej przejrzystości wody, to istnieje duże ryzyko popełnienia poważnego błędu w użyciu gazu powiązanego z powyższymi punktami.

Zmiana gazu pod wodą to procedura stosowana przez nurków technicznych. Jak każda, powinna być najprostsza z możliwych, wtedy jest najbezpieczniejsza. Moment zmiany gazu opieraj o miernik głębokości oraz oznaczenie MOD na butli, w której wcześniej przeanalizowałeś gaz. Oznaczenie MOD jest stałe, nie zmienia się w trakcie nurkowania, a biała nalepka z czarnymi cyframi jest duża, mocno kontrastowa i widoczna zarówno dla ciebie jak i twojego partnera praktycznie w każdych warunkach.

Są wśród nas także osoby nurkujące, które nie rozróżniają kolorów. Warto używać procedur, które są wygodne i bezpieczne dla nas wszystkich.

www.rehasport.pl

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.