Perfect Diver Magazyn nr 8

Page 1


1. KOMUNIKACJA

6° z lekką poświatą

XML2 (Cree), 10W / 1300lm

Maks. Czas Świecenia: 7h

3 TRYBY ŚWIECENIA:

2. KOMUNIKACJA + VIDEO

6° + 120°

XML2 (Cree), 10W / 1300lm

7 x XPG2 (Cree), 30W / 2600lm

Maks. Czas Świecenia: 1h 50’

3. VIDEO

120°

7 x XPG2 (Cree), 30W / 2600lm

Maks. Czas Świecenia: 2h 30’

Wojciech Zgoła

Redaktor Naczelny

Świat zwolnił, prawie stanął. Ziemia, woda, powietrze odpoczywają od działalności człowieka, a człowiek… trafił na kwarantannę.

Siedzenie w klatce, nawet złotej, nie jest przyjemne, prawda? Chcieliśmy więcej, chcieliśmy szybciej, chcieliśmy głównie dla siebie. Świat pędził z szybkością francuskiego TGV i nie zamierzał się zatrzymać. Aż przyroda powiedziała – „Stop!”.

Obecnie mamy czas na przemyślenia i inspiracje. Wykorzystajmy go maksymalnie, by mieć gotowy plan na moment, gdy sytuacja na świecie unormuje się lub przynajmniej zagrożenie zmaleje.

Siedząc w domu zastanów się jakie masz priorytety. Czy znowu dasz porwać się w wir wzrostów PKB i niepohamowanej konsumpcji? Czy może tak jak moda na slow food, zaczniesz smakować inne aspekty życia? Na spokojnie, z poszanowaniem dla Matki Natury. Zacznij planować już dzisiaj! Z nami i najnowszym numerem magazynu Perfect Diver.

Jako pierwszy puściłem materiał z Wyspy Wielkanocnej. Mieliśmy Święta, mamy wodę i mamy fajną opowieść. Dobrze się złożyło.

Nasi Autorzy mają dla Was moc pozytywnej energii. Przecież woda uspokaja. Obcowanie z naturą, podwodną historią, zalanymi kopalniami lub jaskiniami, odciągnie nas od miliona wiadomości. Da nam ukojenie dla głowy, przyspieszone bicie serca i inną perspektywę. Inne spojrzenie na życie. Bo ono „Panta Rei” (ciągle płynie), jak uważał Heraklit, grecki filozof. Miał rację w wyrażaniu przekonania o braku stałości w świecie…

A skoro ciągle płynie to kto, jak nie nurek, jest na to przygotowany najlepiej na świecie?

Jeśli źle się z tym czujesz, że czytasz magazyn za darmo, a spodobał się Tobie jakiś artykuł, przekaż donację na magazyn – jednym kliknięciem. Nawet drobna suma ułatwi nam przygotowanie kolejnego numeru magazynu.

PayPal.Me/perfectdiver

Rapa Nui. Nurek na końcu świata

Z Marsa na St. Johnsy, czyli safari na południe egipskiej części Morza Czerwonego

Wadi Lahami. Miejsce, gdzie wschodzi słońce

Kas

Słodkowodna Portugalia

Można? Można! Kacper Siciński – o sobie samym i o Sekcji Ratownictwa Wodno-Nurkowego

Standardowe Procedury Operacyjne. Co to i po co to właściwie jest?

Organizator turystyczny na rynku wypraw nurkowych. Jak to działa w praktyce?

Junkers 87 Stuka archeologia wraki

o Matkę Boską Miłosierną (Our Lady of Mercy)

Babka Bycza, obcy przybysz w Bałtyku Łyski, temperamentni nurkowie

ABC: maska, fajka, płetwy. Jak dobrać i bezpiecznie używać sprzęt do snorklowania

Kallweit Gmbh, producent suchych skafandrów i akcesoriów nurkowych

Światło pod wodą – jak dobrać latarkę?

Konfiguracje sprzętowe, część 2

Wydawca perfect diver Wojciech Zgoła ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny felietonistka archeologia podwodna freediving fotograf publicysta, fotograf tłumacze języka angielskiego

opieka prawna projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła Irena Kosowska

Mateusz Popek

Agnieszka Kalska Jakub Degee Bartosz Pszczółkowski

Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak

Maksymilian Allweil

Adwokat Joanna Wajsnis Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky) Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)

druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce Bartosz Pszczółkowski model Wargacz Garbogłowy (Cheilinus undulatus) miejsce Read Sea Divespot, Fox House, trasa St.Johns Napoleon

www.perfectdiver.com

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.

PayPal.Me/perfectdiver

Wojciech Zgoła

Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver

„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą” Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1.

irena kosoWska

Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej – w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji „Nurkuj bezpiecznie” oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.

jakub degee

Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie – z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).

agniesZka kalska

„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.

● założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY,

● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,

● rekordzistka świata we freedivingu (DYN 253 m),

● rekordzistka i mistrzyni Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2019,

● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,

● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,

● pasjonatka freedivingu i pływania.

bartosZ psZcZółkoWski

Tak się nazywam i pochodzę z Poznania. Z wodą związany jestem praktycznie od urodzenia a z nurkowaniem, odkąd nauczyłem się chodzić. Pasję do podwodnego świata zaszczepił mi dziadek, ***instruktor CMAS zabierając mnie w każdej wolnej chwili nad jeziora. Pierwsze uprawnienia zdobyłem w 1996 roku. Rok później pojechałem do Chorwacji i dosłownie zwariowałem na widok błękitnej wody, ośmiornic i kolorowych rybek;) Kupiłem swój pierwszy aparat pod wodę – Olympus 5060 i zacząłem przygodę z podwodną fotografią. Swoje doświadczenie nurkowe nabywałem na Wyspach Kanaryjskich, Sardynii, Norwegii, Malediwach i w polskich jeziorach. Obecnie jestem instruktorem Padi oraz ESA, szkolę w Europie zapaleńców nurkowych i przekazuję swoją pasję innym.

Wszystkich miłośników podwodnego świata i fotografii zapraszam na Beediver (FB) – do zobaczenia.

MateusZ popek

Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia Caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.

Prezes firmy Ocean-Tech Sp. z o.o., IT NAUI, nurek wrakowy i jaskiniowy. „Nurkowanie to nie tylko sprzęt. To również odkrywanie tajemnic oraz możliwość docierania do miejsc, których zwykły śmiertelnik nie ma szans zobaczyć. Ponad 10 lat temu dla tej pasji porzuciłem dobrze prosperujący biznes i założyłem wraz ze wspólnikiem firmę Ocean-Tech, a właściwie sklep internetowy www.nurkowyswiat.pl”.

Pierwszy kontakt z nurkowaniem był niewinny i przypadkowy, zaczął się od snorkelingu w Bułgarii oraz Grecji pod koniec lat 90-tych. Nieco później, już po zrobieniu pierwszego kursu, nurkowanie stało się jego życiową pasją. Od tego czasu przeszedł wszystkie poziomy przeszkolenia. Działał jako przewodnik podwodny w kilku krajach oraz pracował przy połowach skorupiaków w zimnych szkockich wodach. Z zawodu jest managerem logistyki, co bardzo ułatwia organizację wyjazdów nurkowych. Entuzjasta zalanych jaskiń, grotołaz, poszukiwacz opuszczonych miejsc (kopalnie, sztolnie, fabryki). Instruktor nurkowania oraz pierwszej pomocy SDI/TDI. Uważa, że dobrym nurkiem można zostać tylko poprzez mozolny trening w rozmaitych warunkach. Wielbiciel Bałkanów, które odwiedza od 20 lat. Uwielbia fotografię podwodną, dzikie góry, Azję i jej kuchnię, czarny humor oraz wesołe towarzystwo na kolejnych wojażach. Ambasador SeaYa.

katarZyna cieślaWska

Mgr turystyki i ekonomii. Nurkuje od kołyski, wychowywała się na obozach nurkowych. Udało Jej się połączyć pracę zawodową z wielką pasją nurkowania i podróży – od ponad 10 lat prowadzi nurkowe biuro podróży Activtour.pl, które zajmuje się profesjonalnym organizowaniem wyjazdów nurkowych na całym Świecie (także w obszary arktyczne: na Antarktydę i Arktykę). Więcej informacji na: www.activtour.pl; www.activtour24.pl; www.safari-nurkowe.pl

dagny grądZka-jurasZ

Właścicielka centrum nurkowego Płetwal Poznań, z wykształcenia prawnik, Asystent Instruktora PADI. Od 10 lat szczęśliwa żona i matka dwóch synów Ignasia i Henryka. Do 2017 r. pracowała jako asystent radcy prawnego w Poznaniu, jednak od 2 lat całkowicie poświęciła swoją uwagę centrum nurkowemu. Od tego czasu zorganizowała kilkadziesiąt wypraw nurkowych krajowych i zagranicznych, od roku stara się, by wyprawy sięgały coraz dalej łącząc je z wycieczkami krajoznawczymi. W wolnym czasie ucieka z mężem w góry, by w najbliższym czasie zdobyć Koronę Gór Polski.

arlindo serrao

Arlindo jest takim nurkiem, który zwykle nie musi myć swojego sprzętu, ponieważ każde nurkowanie odbywa się w jeziorach i jaskiniach ze słodką wodą. Jest jednak wyjątek, kiedy w pobliżu jest wrak, wtedy chce na nim zanurkować. A niestety nie ma ich zbyt dużo w słodkich wodach. Arlindo jest pasjonatem nurkowania w Portugalii i posiada certyfikaty TDI MKVI Full Cave CCR i MKVI Mixed Gas 60m CCR. Jego znakomitą działalność związaną z nurkowaniem w Portugalii można znaleźć na https://www.facebook.com/portugaldive/ i na stronie https://www.portugaldive.com

Wojciech a. filip
robert styła
karol pencil ołóWek

Margita śliZoWska

vel „Syrenka”. Instruktorka nurkowania NAUI, EFR (pierwszej pomocy przedmedycznej) oraz ratownictwa tlenowego DAN. Aktorka i wokalistka. Kobieta wszechstronna.

Nurkowanie jest jej pasją oraz sposobem na pomaganie każdemu człowiekowi, z którym pracuje nad i pod wodą. Jej zdaniem nurkowanie to nie tylko eksploracja podwodnego świata. To również poznawanie i integracja z własnym „ja”, budowanie zaufania do siebie oraz sposób na rozwój umiejętności niezbędnych do pokonywania wszelkich problemów życiowych. Specjalistka ds. „trudnych” kursantów i dzieci.

Właścicielka XDIVERS – Twoja Szkoły Nurkowania. Nurek trymiksowy, jaskiniowy i gas blender. Jej największą podwodną miłością są jaskinie, a nurkowym priorytetem – BEZPIECZEŃSTWO.

margita@xdivers.pl

Wojciech jarosZ

„Mokre zdjęcia“ fotografował odkąd pamięta. Po kilku latach doświadczenia jako nurek zapragnął zachowywać wspomnienia z podwodnych zanurzeń. Kupił swój pierwszy aparat kompaktowy z podwodną obudową. Z czasem jednak zaczęło dominować pragnienie posiadania najlepszego zdjęcia, co nie było do końca możliwe w przypadku zastosowanego kompaktu. Dlatego przeszedł na lustrzankę Olympus PEN E-PL 5, która pozwala na użycie nawet kilku różnych obiektywów. Wykorzystuje kombinację połączeń podwodnych błysków i świateł. Koncentruje się na fotografii dzikiej przyrody, a nie na aranżacji. Fotografuje zarówno w słodkich wodach „domowych“, jak i w morzach i oceanach świata. Zdobywał już liczne nagrody na czeskich i zagranicznych konkursach fotograficznych. Więcej zdjęć można znaleźć na jego stronie internetowej, gdzie można je również kupić nie tylko jako fotografie, ale także jako zdjęcia wydrukowane na płótnie czy na innym nośniku. www.mokrefotky.cz

https://www.facebook.com/MichalCernyPhotography

https://www.instagram.com/michalcerny_photography/ Michal Černý

Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska – piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

reklama

Marcin trZciński

Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Fotograf i filmowiec podwodny nurkujący od 1995 roku. Współpracownik Zakładu Archeologii Podwodnej Uniwersytetu Warszawskiego. Publikuje w polskich i zagranicznych magazynach nurkowych. Właściciel firmy FotoPodwodna będącej Polskim przedstawicielstwem firm Ikelite, Nauticam, Inon, Keldan, ScubaLamp. www.fotopodwodna.pl, m.trzcinski@fotopodwodna.pl

agata turoWicZ

Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.

kacper siciński

Człowiek nie bojący się ciężkiej pracy. Z zawodu strażak. Z pasji płetwonurek. Założyciel grupy nurkowej w Szkole Głównej Służby Pożarniczej, w której przeprowadził ponad 50 kursów nurkowych. Większość życia spędził w środowisku wodnym, zaczynając od pływania zawodowego czy ratownictwa wodnego. Zdobył dwa brązowe medale na olimpiadzie służb mundurowych w Los Angeles. Przygodę z nurkowaniem rozpoczął w wieku 14 lat. W wieku 20 lat został instruktorem M1 KDP/CMAS. Płetwonurek zauroczony polskimi wodami, w których spędza najwięcej czasu. Zakochany w nurkowaniach dekompresyjnych oraz wrakowo-morskich. Uważa, że cel można osiągnąć jedynie przez ciężką pracę i ciągłe rozwijanie swoich umiejętności.

Michelangelo i Donatello komputery do nurkowania / freedivingu.

To idealne komputery do sportów podwodnych, dzięki możliwości dezaktywacji funkcji „nurkowanie” , która pozwala wyłączyć niepotrzebne alarmy podczas snorkelingu lub pływania.

Donatello
Michelangelo

Rapa Nui

nurek na końcu świata

Tekst i zdjęcia karol pencil ołówek

w  tym numerze zapraszam was, d rodzy c zytelnicy, do opisu miejsca powszechnie znanego, chociaż nadal uznawanego za jedno z najbardziej niecodziennych i tajemniczych na Ziemi.

Rapa Nui, Isla de Pascua czy po prostu Wyspa Wielkanocna, bo o niej będzie mowa w tym artykule. Terytorialnie należy do Chile. Położona na Pacyfiku, prawie 4000 km od wybrzeża Ameryki Południowej i ponad 2000 km od najbliżej zamieszkanej wyspy. Stanowi miejsce, o którym marzyłem od zawsze.

Nie znam osobiście nikogo, kto nie słyszałby o małej, lecz słynnej wysepce pełnej niesamowitych kamiennych postaci.

Posągi te zwane lokalnie Moai, rzeźbione były wieki temu przez lud Rapa Nui, od którego wyspa przejęła swą oryginalną nazwę.

Teren Rapa Nui jest jednym z najmłodszych zamieszkanych obszarów na Ziemi oraz pozostawał najdłużej odizolowanym od świata miejscem. Przez Europejczyków wyspa została odkryta dopiero w Wielkanoc 1722 roku przez holenderski statek pod dowództwem Jacoba Roggeveena, który nazwał ją Wyspą Wielkanocną, dla upamiętnienia daty dotarcia do tego niesamowitego kawałka lądu. Nazwa ta jest bardzo rzadko używana przez miejscowych.

Na wyspie odkryto do dzisiaj około 900 posągów Moai, z których najwyższy ma 21 metrów wysokości. Ich średnia wysokość to około 4–5 metrów. Wszystkie miejsca wyspy, gdzie znajdziemy te tajemnicze rzeźby są częścią Parku Narodowego Rapa Nui, który od 1995 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wyspa należy do najbardziej odizolowanych miejsc na Ziemi. Jest niesamowicie zielona, a jej powierzchnia pokryta jest górami i wulkanami. Dopełnieniem cudownego krajobrazu są tysiące dziko żyjących koni oraz krystalicznie czyste wody otaczające skaliste wybrzeże Rapa Nui. Miłośnicy jaskiń znajdą dla siebie na wyspie bardzo ciekawe tematy. Powierzchnia wyspy jest niewielka i wynosi mniej więcej 12 na 20 kilometrów. Wyobraźcie sobie po prostu małą kropkę leżącą gdzieś pośród tysięcy kilometrów bezkresnego oceanu.

Podróż na Wyspę Wielkanocną nie jest łatwa ani krótka. Najpierw musimy dostać się na jedno z europejskich lotnisk (np. Rzym, Paryż, Barcelona). Stąd lecimy do stolicy Chile – Santiago.

Lot trwa kilkanaście godzin, więc już jest to dość męczące, a jeszcze czeka nas lot z Santiago na Rapa Nui, który trwa dodatkowe 5 godzin. Po wylądowaniu przywitał nas w hali przylotów lokalny zespół, przez co już na początku poczuliśmy się bardzo miło i wszelkie objawy zmęczenia zniknęły  Taki drobiazg, a jakże przyjemny.

Rapa Nui stanowi doskonałe miejsce do nurkowania, snorkelingu i innych aktywności związanych z wodą. Unikalną cechą tutejszych wód jest jej legendarna przejrzystość. Widoczność rzędu 40–50 metrów jest uznawana za słabą. Codziennością jest wizura ponad 60-cio metrowa! Wynika

Santiago
Hanga roa rapa nui

u nikalną cechą tutejszych wód jest jej legendarna przejrzystość.

w idoczność rzędu 40–50 metrów jest uznawana za słabą. codziennością jest wizura ponad 60-cio metrowa!

ona z braku planktonu oraz zanieczyszczeń. Temperatura wody waha się od 18 do 27°C.

co na nas czeka pod wodą?

Przede wszystkim rafy z pięknymi tunelami, z możliwością przepływania przez nie, głazy powulkaniczne, jaskinie, a także piękne łuki, klify i platformy lawowe. Fauna, którą spotkałem to głównie żółwie, tuńczyki, mureny oraz ryby tropikalne, których nazw nawet nie jestem w stanie powtórzyć. Trafiły się też lobstery i dużo jeżowców   Miejscowe życie podwodne to ok. 160 gatunków, z których około ¼ występuje endemicznie tylko wokół Wyspy Wielkanocnej.

W Hanga Roa czyli stolicy oraz jedynym mieście wyspy  znajduje się wiele baz nurkowych. Pojedyncze kluby są również w pozostałych zatokach wyspy. Wybór jest szeroki. Ja zdecydowałem się na wybór bazy Orca w Hanga Roa. Wcześniejszy kontakt mailowy był bardzo miły i profesjonalny. Jest to najstarsze centrum nurkowe na wyspie. Powstało w 1980 roku. Założyli je bracia Henri i Michel Garcia. Byli pionierami w rozwoju miejscowych badań naukowych i rozwoju nurkowania. Przez wiele lat Centrum Nurkowe Orca uczestniczyło w licznych wyprawach, badaniach naukowych, wydało także książkę pt. The Undersea World of Easter Island. Baza otrzymała wyróżnienie za całokształt działań i wkład w ochronę podwodnego ekosystemu Rapa Nui.

Podczas pobytu udało się zanurkować w kilku miejscach wokół wyspy (bezproblemowy i szybki transport łódką motorową do wszystkich miejscówek).

Do najciekawszych mogę zaliczyć lokalne rafy w Hanga Roa (dużo żółwi ), The Wall – dużo życia, ściany, jaskinie i tunele rafowe (naprzeciw hotelu Hanga Roa), miejsca Motu, czyli wulkaniczno-skaliste wysepki zaraz za kraterem wulkanu Rano Kau (niesamowite ściany, jaskinie i widoczność od 60 m wzwyż!). Poza tym Anchor Reef z dwoma bardzo starymi kotwicami (prawdopodobnie z XVII–XVIII wieku) oraz zna-

nym i lubianym ze zdjęć podwodnym posągiem Moai   Rzeźba nie jest co prawda zabytkiem, gdyż powstała w latach 90-tych XX wieku i została celowo zatopiona przy rafie, ale trzeba przyznać, że pod wodą robi niesamowite wrażenie.

Ceny nurkowań są zależne od wybranego pakietu, ale jak na prawdziwy koniec świata i to, co w zamian otrzymujemy pod wodą – są rozsądne i zbliżone do średnich cen europejskich.

O Rapa Nui napisano do dzisiaj wiele książek i artykułów, nakręcono kilka filmów i mnóstwo materiałów, a pomimo tego wyspa położona kilkanaście tysięcy kilometrów od Europy nadal trzyma swoje tajemnice mocno ukryte w jej wnętrzu jak i pod wodą. I zapewne to niezmiennie czyni ją tak fascynującą.

Wizyta na Rapa Nui to wymarzone, magiczne, niepowtarzalne i tajemnicze przeżycie warte każdego wysiłku, czasu oraz dolara na dotarcie do niej.

Wyspa wciąż czeka na swoich odkrywców i nurków 

Z Marsa na St. Johnsy

czyli safari na południe egipskiej części

morza czerwonego

Tekst i zdjęcia bartek pszczółkowski

Żarłacz białobrzeżny, Big Gota

Już

od dawna miałem ochotę na safari nurkowe po Morzu

Czerwonym. Koledzy wciąż opowiadali, jak to przyjemnie jest na łodzi safari, od świtu zaczynasz nurkowaniem na przepięknych rafach, gdzie witają Cię wścibskie napoleony, a barakuda krąży pod łodzią w nadziei, że jakaś przekąska spadnie z pokładu do wody. Żółw szylkretowy przepłynie majestatycznie tuż przed twoim nosem, a Crocodile fish przywita Cię, gdy będziesz kręcił się pomiędzy pinaklami wyrastającymi z dna niczym gotyckie kolumny.

Te wszystkie spotkania, doznania, narobią Ci smaku na kolejnego nura, a jest jeszcze przed śniadaniem.

Tak zaczyna się dzień na safari nurkowym.

Przeglądając różne oferty znalazłem taką, która teoretycznie spełniała moje oczekiwania. Zarezerwowałem termin i safari na trasie St. Johns. Powiedziano mi, że to bardzo przyjemny kierunek, nurkowania są raczej niewymagające, ale przepiękne. Termin wyprawy również miał dla mnie znaczenie. Październik w Polsce jest już dość kapryśny i raczej deszczowy i coraz chłodniejszy, a wtedy mogłem pojechać.

Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.

Zacznijmy jednak od początku i kilku informacji podstawowych.

Żółw, Shaab Sharm
Krynoid, nocne nurkowanie Paradise Reef
Ziewająca Crocodile fish, Shaab Marsa Alam
Koral miękki

Lot Warszawa – Marsa Alam trwał około 5 godzin i zaczynał się deszczowo w temperaturze 8°C, a kończył w Marsa w nieznośnym upale i pełnym słońcu.

Transfer z lotniska na łódkę, wybór kabiny i wypływamy. Standard…

Temperatura doskonała, trzeba uważać, by nie spalić sobie twarzy ani plecków. Woda 27–28°C i lekki wiaterek. Po prostu bajka, aż się wierzyć nie chce.

Osiemnaście osób na łodzi i 3 przewodników. Miejsca starczyło dla każdego. Atmosfera rewelacyjna, każdy wyrywa się, by wejść do wody, już teraz, natychmiast.

Pierwsze miejsce nurkowe Abu Dabab Nord jest łatwe, ale niesamowite i pełne okazałych korali, wśród których pływają niezliczone ławice kolorowych rybek.

Robimy tu check dive, wyważamy się i poznajemy swoje umiejętności, by ustalić grupy zaawansowania na kolejne dni nurkowe. Większość uczestników jest na tym safari już któryś raz i doskonale zna się z przewodnikami. Ułatwia to stworzenie grup.

Po nurkowaniach czeka wyśmienity posiłek. Czuję, że przez te kilka dni przybędzie mi parę gramów :)

Malahi, The Playground i ogród twardych korali
Kolacja
Habili Ali, karmazyn
Barakuda pod łodzią, Fox House Reef
Papugoryby w nocy otaczają się śluzowym bąblem aby nie znalazł ich drapieżnik

Dni na łodzi mijają szybko, kiedy czas wypełniają spektakularne nurkowania, wyśmienita kuchnia i doborowe towarzystwo, opowiadające o swoich nurkowych i nie tylko nurkowych wojażach oraz przygodach.

Łatwo zauważyć, że większość uczestników związana jest z Organizatorem już od dawna i są bardzo zadowoleni z jakości wypraw. W dzisiejszych czasach to ważne, by móc zaufać organizatorowi, bo każdy oczekuje profesjonalizmu.

Plan na kolejny dzień to trzy nurkowania w przerwach na posiłek oraz czwarte nocne. Plan wymagający, ale uczestnicy sami go zaproponowali.

Dni mijały ciekawie i intensywnie. Pasjonat nurkowania może się wyżyć do woli, a leniuch i ponurkuje, i odpocznie.

Wieczorem oczka kleją się każdemu. Ostatniej nocy świętowaliśmy urodziny koleżanki na pokładzie tak hucznie, że ludzie z innej łodzi wskoczyli do wody i dopłynęli do nas, by się przyłączyć. Zostali ugoszczeni w polskim stylu, ale to już opowieść na inny artykuł.

Podsumowując: wyprawa na to safari nurkowe okazała się świetnym pomysłem! Wygodna łódź, gdzie każdy znajdzie swoje miejsce, doskonała obsługa, wyśmienite jedzenie po każdym nurkowaniu, rewelacyjne miejsca nurkowe z dużą ilością zwierząt oraz pięknymi koralami. Do tego fantastyczni i profesjonalni przewodnicy nurkowi. Z pewnością tam wrócę, a jeśli ktoś chciałby dołączyć, to koniecznie proszę odwiedzić stronę www.pazola.com i zapoznać się z organizowanymi wyjazdami.

Bazenki, chowające się w ukwiale

wadi lahami

miejsce, gdzie wschodzi słońce

Tekst dagny grądzka-jurasz Zdjęcia piet grasmaijer

wyjazd i nurkowania w  wadi l ahami chodziły po mojej głowie już dobre kilka lat, jednak ciężko było mi uzbierać grupę gotową na ten rodzaj przygody.

Wadi Lahami w tłumaczeniu na język polski oznacza „dolinę mięsa”, ponieważ w dawnych czasach zjeżdżali się tutaj kupcy handlujący mięsem. Jest najdalej wysuniętą egipską wioską dostępną dla nurków. Oddalona o 3h jazdy busem z lotniska Marsa Alam i ok 80 km od granicy z Sudanem. Wadi Lahami jest jednym z trzech kompleksów Eco Campów znajdujących się przy Marsa Alam, w drodze powrotnej mieliśmy możliwość zobaczenia pozostałych dwóch. Już teraz wiem, że jeżeli miałabym wrócić to jedynie do Wadi Lahami, a dlaczego? Zacznę od początku…

Wylądowaliśmy w Marsa Alam późnym popołudniem, wobec tego, gdy przyjechaliśmy do Wadi było już bardzo ciemno, w związku z tym nie byłam w stanie zobaczyć uro-

ków tego miejsca. Przywitała nas kadra kompleksu wraz z kucharzem, gdzie każdy członek załogi ubrany był w „firmową” polówkę i bluzę. Okazało się, że kilkanaście osób obsługujących camp zawsze będzie tak ubranych. Po posiłku, który okazał się wielodaniową, pyszną kolacją pokazano nam łazienki i w zasadzie namioty, w których spaliśmy. Pobudka o godzinie 5:45 ukazała pierwsze uroki tego miejsca. Po pierwsze niesamowita cisza… jedynie szum morza, gadatliwe ptaki i mała garstka ludzi w samym campie. Pomimo, że wyjazd miał miejsce w pierwszym tygodniu grudnia, to temperatura powietrza w ciągu dnia wynosiła około 28°C, w nocy spadała do 17°C. Jakiekolwiek obawy, że w namiocie można zmarznąć, bądź nocować w niekomfortowych warunkach, należy od razu schować do kieszeni i zapomnieć. Każdy namiot wyposażony jest w trzcinową podłogę, stabilne drewniane łóżka oraz wysokie materace, stolik nocny z lampką. Materiał, z którego zbudowany jest namiot jest gruby i nie przepuszcza ani za dużo powietrza ani światła. W pełni zapewnia komfort podczas całego pobytu. W centralnym miejscu Campu znajdują się łazienki z prysznicami oraz restauracja z miejscem do wypoczynku. Przy morzu i miejscu,

gdzie parkują riby znajduje się szatnia z prysznicami, miejsce na złożenie sprzętu (szafeczki na kłódki) oraz trzy duże baseny ze słodką wodą do płukania sprzętu.

Podczas tygodniowego wyjazdu jest 5 dni nurkowych, z których bez problemu można zrealizować 20 nurkowań – tak dobrze czytasz – 20 nurkowań! Taka ilość nurkowań możliwa jest podczas tygodniowego wyjazdu jedynie na Safari. Najlepsze nurkowania w Wadi odbywają się na najpiękniejszych rafach Fury Shoal i tutaj zaczyna się magia!

Na pierwsze nurkowanie wybraliśmy się do laguny delfinów na teren rezerwatu przyrody, gdzie można jedynie uprawiać snorkling. Nam udało się kilkukrotnie zanurzyć w towarzystwie ponad 20 delfinów, z czego jeden był maluchem. Delfiny nie boją się nurków, z gracją eksponują swoje atuty, podpływają bardzo blisko. To nurkowanie z pewnością zapadnie na zawsze w pamięci. Delfiny nie raz spotykałam podczas nurkowania w Egipcie, jednak obcowanie z całym stadem jest spełnieniem marzenia niejednego fotografa!

Lunch zjedliśmy w Campie. Co dalej? Praktycznie „pod domem” spełniłam jedno z wielu swoich marzeń nurkowych… nurkowaliśmy z Dugongiem! Było to tak duże zaskoczenie

dla naszej grupy, że wpadając do wody źle założyłam maskę i płetwy  a zanim się ogarnęłam, to właściwie zobaczyłam jedynie ogon. Na szczęście ten 2,5 metrowy ssak pływał z nami około 20 min, więc mogłam nacieszyć się jego widokiem. Po skończonym dniu nurkowym idąc na kolację zaczęłam się zastanawiać, co właściwie będziemy robić przez pozostałe cztery dni nurkowe, skoro jednego dnia było zarówno stado delfinów jak i dugong?

Moje wątpliwości znikały dzień po dniu. Każdego dnia wychodziliśmy zachwyceni tym, co spotykało nas pod wodą. Wielość i zróżnicowanie roślin, twardych i miękkich korali, stada ścigających się ryb, przepiękne arche, caverny… gdybym miała opisać każde nurkowanie, potrzebowałabym około 2500 słów. Tego nie da się tak prosto opisać. W Wadi Lahami pracują bardzo doświadczeni przewodnicy, którzy doskonale wiedzą, gdzie i o jakiej porze zabrać nurków, by zobaczyć ciekawe rzeczy pod wodą. Każdego dnia spotykało nas zdumienie. Po pierwsze jak przepięknie zachowane są

wadi laHami
marsa alam
kair

rafy, po drugie odnajdywały nas żółw, rekin, ogromna murena, hiszpańska tancerka czy ośmiornica. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Nurkowania dzienne i nocne nie pozostawiły żadnych złudzeń, Wadi Lahami to ostatni bastion tak pięknie zachowanych raf, w których chętnie zamieszkują wspaniałe okazy morskie. Dewizą jaką kieruje się założyciel Ecocampów jest ochrona środowiska, co można odczuć zarówno na powierzchni jak i pod wodą. Jest odgórna prośba o korzystanie z własnego bidonu bądź podpisanie butelki z wodą,

którą otrzymujemy na początku przyjazdu. Wszystko po to by ograniczyć używanie plastiku. Na terenie campu są jedynie pojemniki do segregacji, pracownicy cały dzień sprzątają camp, wobec tego nie ma możliwości ujrzenia rozrzuconych śmieci. Przewodnicy podwodni zwracają uwagę, by nie dotykać zwierząt ani roślin, zbierają plastik, który znajdą pod wodą, dając tym samym przykład uczestnikom nurkowania.

Na terenie Campu znajduje się jedno z największych siedlisk ptaków, nie dosyć, że słychać ich śpiew od rana, to

w ielość i zróżnicowanie roślin, twardych i miękkich korali, stada ścigających się ryb, przepiękne arche, caverny… gdybym miała opisać każde nurkowanie, potrzebowałabym około 2500 słów. tego nie da się tak prosto opisać.

przysiadając na brzegu można gołym okiem dojrzeć jak większe ptaki polują na ryby. Plaża pokryta jest białym piaskiem, po której maszerują kraby. Wieczorową porą natomiast, z uwagi na taką odległość od miasta, gwiazdy widoczne są niczym w wymiarze 3D, horyzont sięga od morza po pustynię. Wierzcie lub nie, ja nigdy nie odpoczęłam na żadnym wyjeździe jak właśnie w Wadi Lahami, gdzie dzień zaczyna się od 5:45, a kończy o 22:00. Nie ma dostępu do telewizji, nie gra głośna muzyka, nie ma dzieci, a jedynymi towarzyszami są znajome nurasy

Dziękuję za wspólną przygodę mojej grupie Płetwali, która dała się namówić na ten wyjazd w nieznane oraz Pietowi za wspaniałe zdjęcia.

Wakacje z Nurkami – jezioro Hańcza, Kurs Instruktorski PADI, Poznań Nurkowanie Gozo Safari Złoty Trójkąt, Egipt Dołącz do Płetwali, zyskaj P rzyjaciół, rozwijaj się nurkowo.

pletwal@pletwal.eu

Junkers 87 Stuka

Tekst i zdjęcia m ichal Černý

Nw dzisiejszych czasach nie zdarza się często, że nieznany, dobrze zachowany wrak zostaje odkryty w morzu po wielu latach i do tego na bardzo dostępnej głębokości. t ak właśnie stało się w listopadzie 2014 r.

a chorwackiej wyspie Zirje, jeden z lokalnych podwodnych myśliwych wyruszył z harpunem, aby upolować rybę, jak wiele razy wcześniej. Nie spodziewał się, że upoluje o wiele większą zdobycz. Podczas jednego z zanurzeń pojawił się przed nim samolot. Jak się okazało leżał na głębokości 28 metrów.

o samolocie

Junkers 87 Stuka to niemiecki bombowiec nurkujący z okresu II wojny światowej. Nazwa „stiuk” pochodzi od niemieckiego Sturzkampfflugzeug, co w tłumaczeniu oznacza po prostu bombowiec nurkujący. Historia tego typu samolotów rozpoczęła się w 1933 roku, kiedy Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy ogłosiło konkurs na produkcję bombowca nurkującego. Wygrał producent samolotów Junkers. Prototypowy samolot zaprojektowany przez Hermanna Pohlmanna pojawił się 17 września 1935 r., podczas jego pierwszego lotu z fabrycznego lotniska w Dessau. Był to jednosilnikowy

Szybenik
Split Žirje

jednopłatowiec, którego załoga składała się z dwóch osób: pilota i obserwatora-strzelca maszynowego. Samolot miał całkowicie metalową konstrukcję. Był pokryty arkuszami duraluminium, a cechą charakterystyczną Junkersa były skrzydła w konfiguracji litery „W”. Posiadał drewniane śmigło z trzema łopatami z regulowanymi ostrzami oraz stałe nierozwijane podwozie, którego koła były chronione przez tak zwane „kapcie” i stopy.

Inną charakterystyczną cechą były montowane w początkowym okresie wojny syreny akustyczne, uruchamiane podczas wprowadzania samolotu w lot nurkowy. Typowy dla tego samolotu przerażający dźwięk podczas ataku na wroga, powodował u ludności cywilnej psychologiczny efekt strachu i paniki. Oprócz przenoszonych bomb, samolot był uzbrojony w dwa karabiny maszynowe MG 17 umieszczone w skrzydłach i skierowane do przodu oraz karabin ma-

szynowy MG 15 umieszczony w kabinie, celujący do tyłu i obsługiwany przez drugiego członka załogi – strzelca maszynowego. W latach 1935–1944 wyprodukowano w sumie około 6000 sztuk tego samolotu. Do tej pory zachowały się jednak tylko dwa kompletne egzemplarze, które są częścią zbiorów muzealnych w Londynie i Chicago. Ponadto zachowało się kilka wraków, które można zobaczyć na przykład w Muzeum Lotnictwa w Sinsheim w Niemczech lub w Berlinie.

Całkowitą liczbę zachowanych wraków można by policzyć na palcach obu rąk, więc znalezienie tego szczególnie dobrze zachowanego wraku było naprawdę dużym wydarzeniem. Ten konkretny samolot prawdopodobnie latał pod włoską flagą i został zestrzelony wiosną 1941 r. przez jugosłowiański okręt wojenny. Od ponad 76 lat jest pod wodą, a przez 73 lata czekał na odkrycie.

Dane techniczne (źródło Wikipedia)

• Załoga – 2 (pilot, strzelec-obserwator maszynowy)

• Rozpiętość skrzydeł – 13,8 m

• Długość – 11 m

• Wysokość – 4,23 m

• Powierzchnia podłogi – 31,90 m²

• Masa pustej maszyny – 3 205 kg

• Masa startowa – 4320 kg

• Maksymalna masa startowa – 5000 kg

• Samoloty – Junkers Jumo 211D, 12-cylindrowy silnik rzędowy, 1,184 KM (883 kW)

• Śmigło – Junkers VS z trzema łopatami o średnicy 3,4 m

• Maksymalna prędkość – 390 km/ h

• Sufit – 8200 m

• Zasięg – 500 km z ładunkiem 500 kg bomb

• Uzbrojenie – 2 karabiny maszynowe MG 17 7,92 mm montowane z przodu, 1 karabin maszynowy MG 7,92 mm montowane z tyłu; 1×250 kg bomby pod kadłubem i 4×50 kg bomby – dwie bomby pod każdym skrzydłem

zanurz się na wrak Pozycja wraku jest oznaczona na powierzchni przez boję, lina opadająca jest przywiązana do betonowego bloku, który znajduje się tuż pod samolotem na głębokości trzydziestu metrów. Przy dobrej widoczności wrak można zobaczyć przy zejściu z około dziesięciu metrów. Samolot leży na brzuchu na średniej głębokości 28 metrów, ogon jest na większej głębokości, a nos skierowany jest w stronę płycizny w kierunku brzegu wyspy Zirje, która znajduje się około 160 metrów na północny wschód. Wrak jest bardzo dobrze zachowany, tylko silnik prawdopodobnie rozbił się na powierzchni i leży w odległości około dziesięciu metrów. Również spadł tylny ster, który leży na piaszczystym dnie w pobliżu prawego tylnego skrzydła. Najlepiej jest okrążyć wrak kilka razy powoli i oczywiście dokładnie go zbadać. Gdy zajrzysz do kabiny, znajdziesz siedzenie i większość deski rozdzielczej (jej część oraz tylny karabin maszynowy zostały oficjalnie zdemontowane i są teraz w muzeum). Z tyłu kabiny warto zwrócić uwagę na mechanizm, na którym zamocowano tylny karabin maszynowy. Także tylna pokrywa kabiny z okrągłym otworem na karabin maszynowy jest doskonale zachowana i zapew-

nia fotogeniczny widok ogona samolotu. W obu skrzydłach są dobrze widoczne przednie karabiny maszynowe, w tym otwory serwisowe z drzwiami. Spoglądając pod skrzydła, zobaczymy podwozie z kołami częściowo zakopanymi w piasku, ale także możemy się natknąć na skorpeny i homary.

Silnik leży około dziesięć metrów przed dziobem samolotu na trawiastym dnie, jest odwrócony do góry nogami, a ze względu na brak dolnej pokrywy widać poszczególne cylindry z tłokami i wałem napędowym. Ze względu na stosunkowo niewielką głębokość mamy wystarczająco dużą ilość czasu, aby dokładnie sprawdzić cały wrak bez niepotrzebnie długiej dekompresji.

jak dostać się do wraku

Podobnie jak większość chorwackich wraków, również i ten jest chroniony przez chorwackie Ministerstwo Kultury i można na nim nurkować korzystając tylko z autoryzowanych baz. Dzięki temu wrak jest nadal dobrze zachowany. Niestety nawet tutaj możemy spodziewać się nieodpowiedzialnych nurków, którzy chcą zabrać z wraku „pamiątkę” i stopniowo wrak może zniknąć. Istnieją również głosy, aby podnieść cały wrak i umieścić go w muzeum, tak jak to było z wrakiem, który został podniesiony z dna morskiego w Saint-Tropez we Francji w 1989 roku, a dziś znajduje się w Muzeum Lotnictwa w Sinsheim w Niemczech.

Podobnie jak większość chorwackich wraków, również i ten jest chroniony przez chorwackie

Ministerstwo Kultury i można na nim nurkować korzystając tylko z autoryzowanych baz. Dzięki temu wrak jest nadal dobrze zachowany.

Jeśli więc chcesz zobaczyć ten wyjątkowy wrak w całym jego pięknie, nie zwlekaj zbyt długo. W pobliżu wraku znajduje się kilka centrów nurkowych, ale tylko jedno czeskie centrum nurkowe z Tisno na wyspie Murter. Rejs statkiem trwa niecałą godzinę, a dwa nurkowania, w tym wszystkie dodatkowe opłaty za nurkowanie wrakowe, kosztują 2.750, – CZK. Baza oczywiście oferuje nurkowania w innych bardzo interesujących miejscach, w tym na wraku frachtowca Francesca De Rimini, który znany jest głównie z amunicji ładunkowej, która wciąż znajduje się w luku bagażowym. Czeska baza nurkowa oferuje również zakwaterowanie we własnych apartamentach, doskonałą kuchnię, a w pubie na parterze można wieczorem dyskutować o nurkowaniach i planować kolejne z przyjemnie zimnym piwem z beczki. Aktualną ofertę można znaleźć na ich stronie internetowej.

kontakt:

Pavel Machula

Crkvena 8, 220 24 Tisno, Chorwacja

Telefon: +385 91 167 4765

E-mail: info@murter.cz

www.murter.cz

kas

Tekst i zdjęcia marcin trzciński

n o zima w grudniu tego roku była naprawdę wypasiona. p rzynajmniej w  wa-wie. Śniegu to już chyba nawet w  e tiopii mają więcej. n o więc na nartach nie pobiegałem. o  pojeżdżeniu też nie bardzo można było myśleć, bo po pierwsze, nie mamy za bardzo gdzie, a po drugie jedyna ciut wyższa górka, Szczęśliwicka, z braku śniegu straszyła igielitem.

Ajak pewnie wiecie jazda po igielicie to jak snorkling na wyjeździe nurkowym. Nurkowania podlodowe też nie wchodziły w rachubę, bo najwięcej lodu to widziałem u barmana, gdy w Lolku wspominaliśmy z kumplami dawne, nurkowe czasy. Wiecie, gdy zamiast jacketów czy skrzydeł mieliśmy chomąta, 8-litrowe butle mocowane do noszaka bito na 150 atmosfer, a polskim liderem w produkcji skafandrów był S… nie, nie Santi tylko no… jak mu tam… o! Stomil. To były te czasy, gdy telefon (wiecie, taka ebonitowa puszka z tarczą) służył do dzwonienia, zegarek odmierzał czas, a aparat fotograficzny robił zdjęcia. A właśnie, aparat – temat o tyle ciekawy, że Olympus udostępnił mi właśnie do testów swój najnowszy model, nazwany poetycko OM-D EM5 Mk III. Dłuższej nazwy się nie dało, bo aparat był dość mały i nie było miejsca na kolejne literki. I całe szczęście, bo zdaje się, że Japończycy lubią takie wypasione nazwy. Wiedzieliście, że goście z Tokio wymyślili na przykład Mitsubishi Lancer Evolutin (EVO) X 2.0 TC-SST GT330 MIVEC 6 AT? Wypas, nie?

Oglądając nowego EM5 zacząłem zastanawiać się, w czym też (oprócz zabudowanego Wi-Fi, trybu video, stabilizacji i niepoliczalnych filtrów „artystycznych”) nowość ta jest lepsza od aparatów sprzed kilkunastu lat? Ale tak naprawdę, oglądając zdjęcie w realu. Bo wiecie, w Twarzo-książce czy innych internetach, to nawet psie g… wygląda tak apetycznie, że człowiekowi ślina aż płynie do ust. No więc gdy tylko wróciłem do domu, to w ramach testu odpaliłem komputer, sięgnąłem głęboko za biurko i wyciągnąłem na chybił trafił jakiś stary dysk. Seagate z nalepką 2005–2006. Starsze były zbyt głęboko by je sięgnąć, ale ten i tak był chyba wystarczająco leciwy. Wybudzony z głębokiej hibernacji HDD zaszumiał po czym zdziwiony ilością generacji Windowsa, service packów, nakładek i aktualizacji udostępnionych od ostatniego jego włączenia aż jęknął. A potem na ekranie pokazały się zapisane dawno temu katalogi.

Miałem wtedy Canona 300D z obiektywem Sigma 10–20 f/4-5.6, wielką obudowę Ikelite i jedną lampą DS125. I pamiętałem jak przez mgłę, że zdjęcia były niczego sobie. No ale wiecie, pamięć potrafi spłatać figla. Kolejny katalog… Turcja? Rany, to było tak dawno, że zapomniałem, że byłem w Turcji. A właściwie w jej południowej części, w Kas. Przeglądałem zdjęcia i w pamięci pojawiały się kolejne obrazy dawno zapomnianych wydarzeń.

O ile pamiętam, do miasteczka dotarliśmy na tyle wczesnym wieczorem, że pozostało jeszcze trochę czasu na krótki spacer. I małe co nieco. Zwłaszcza, że mieszkaliśmy tuż obok portu, będącego tradycyjnym centrum każdego szanującego się śródziemnomorskiego miasteczka. Bo w Kas jest gdzie spacerować podziwiając zabytki. Likijski sarkofag w centrum

poszedł na pierwszy ogień. Był stary, bo zamieszkujący te ziemie tubylcy, według Homera, uczestniczyli jeszcze w wojnie Trojańskiej. A to było dość dawno temu. Troszkę młodszy był, położony na skraju miejscowości, grecki amfiteatr. Więc go odpuściliśmy. No, liczył co prawda 2500 lat, ale byliśmy już porządnie głodni, więc skoro już tyle na nas czekał, to jeden czy dwa dni nie powinny zrobić mu większej różnicy.

A serwowane w portowej tawernie ryby, podawane w picie kotleciki kofta czy przypominający trochę gulasz pilaf czekać nie mogły. Muszą być jakieś priorytety!

Wskoczyłem do wody i normalnie szczęka opadła mi tak, że niemal straciłem automat. Kurczę, zawsze tak mam, gdy po dłuższym sezonie nurkowym w Polsce trafię w jakieś cieplejsze wody. No ale sami wiecie, dobra wizura w zielonym zaczyna się od 4 metrów, a tu ich było… pierdylion! Po chwili szok minął. Ogarnąłem się nieco i zacząłem opadać w kierunku doskonale widocznego, 20 metrów niżej, dna. Coś z nim było nie tak… No jasne, wyglądało na to, że przodkowie nasi wcale nie odbiegali tak bardzo zachowaniem od nas,

śmiecąc wcale nie zgorzej. Normalnie całe dno usiane było antycznym odpowiednikiem butelek PET. Amforami znaczy. Niektóre całe, inne już mocno potłuczone zaścielały podwodne wysypisko. Bez chwili zwłoki wziąłem się za łapanie ich w kadr, dokumentując niefrasobliwość przodków. Wyglądało na to, że gliniane naczynia wcale nie rozkładają się lepiej niż ich współczesne odpowiedniki. Choć muszę przyznać, że wyglądały znacznie lepiej.

Dopiero wieczorem, przy kolacji szef naszej bazy, Apo, wprowadził mnie trochę w tajemnice miejscowych antyków. Bo widzicie, okazało się, że mimo zakazów najeżdżający masowo Kas turyści-nurkowie, korzystając z braku kontroli, bez pardonu wyciągali na powierzchnię kawałki glinianych naczyń, by potem przeszmuglować je do domu. A sami możecie sobie wyobrazić jak ciężko jest upilnować turystów. Podobno w statystykach niesforności wyprzedzają nawet pięciolatków z lokalnego przedszkola. Ale że potrzeba jest matką wynalazków, to lokalne władze wpadły na doskonały pomysł. Dając dodatkową pracę lokalnym rzemieślnikom zamawiają u nich co roku kilka tysięcy amfor. Tłuką je i po sezonie rozsypują w morzu. Do kolejnej wiosny naczynia są już na tyle postarzone, że bez większych problemów trafiają jako antyki do mieszkań od Władywostoku po Tokio, Seattle i Sydney. Ale wiecie co? Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Bo te amfory

wyglądały znacznie lepiej niż tak popularne w naszych jeziorach stoliki ze zdemolowanymi PC-tami.

Idąc amforowym tropem w 2009 roku gościnni gospodarze zatopili jednak coś bardziej współczesnego – samolot Douglas DC3. Wszystko z myślą o nurkach – turystach, tak więc spoczął na 21 metrach, tak by nawet średnio rozgarnięty adept podwodnych przygód dał radę go ogarnąć. No bo poprzednia lotnicza atrakcja Kas była ciut głębiej, rozwleczona pomiędzy 61 a 73 metrem. Cóż, zdaje się, że zestrzeliwujący włoski bombowiec brytyjscy piloci nie brali pod uwagę wymagań turystyki nurkowej. To się nazywa krótkowzroczność i nie chodziło o wadę wzroku. Ponieważ w czasie mojego pobytu w Kas o Douglasie jeszcze nikt na szczęście nie myślał, więc po dłuższych negocjacjach udało się przekonać Apo do rejsu na pozycję trzysilnikowego Savoia Marchetti SM79. Nie

j uż z daleka dało się rozpoznać charakterystyczny kształt leżących na dnie silników a lfa r omeo 126. Bo to głównie one ocalały ze zniszczonej maszyny. c ała reszta została rozciągnięta na kilkudziesięciu metrach, znacząc okolicę kawałkami poskręcanych blach, przewodami i amunicją.

było to łatwe nurkowanie. I to nie tylko ze względu na fakt, że baza dysponowała wyłącznie 15 litrowymi butlami, bitymi co prawda pod korek, ale jednak tylko powietrzem. I fakt, że było czyste i morskie niespecjalnie robił tu jakąś różnicę. Przeszkodą był również prąd. Bo miejscówka zwana Flaying Fish z racji widzianych tam podobno kiedyś latających ryb, słynie z mocnych prądów. No i wiało pod wodą tak potężnie, że aż dech zapierało. Czepiając się skalistego podłoża zszedłem w końcu na tyle głęboko, by woda się uspokoiła. Uff, chwilę

musiałem odsapnąć, by wyrównać oddech. Za to niżej było po prostu świetnie. Już z daleka dało się rozpoznać charakterystyczny kształt leżących na dnie silników Alfa Romeo 126. Bo to głównie one ocalały ze zniszczonej maszyny. Cała reszta została rozciągnięta na kilkudziesięciu metrach, znacząc okolicę kawałkami poskręcanych blach, przewodami i amunicją. Kurczę, naprawdę malowniczo to wyglądało i aż szkoda było, że zupełnie nie byliśmy przygotowani na dłuższą eksplorację. Takie typowe, znienawidzone przeze mnie nurkowanie w stylu windy.

Na szczęście dla miłośników prawdziwych, a nie podrabianych, wraków, w okolicy Kas można ich znaleźć więcej. Ot choćby na miejscówce oryginalnie nazwanej Kanionem tkwi sobie wrak małego, greckiego kabotażowca. Dimitri, bo tak nazywała się łajba, przez lata ciężko zarabiał na życie targając ładunek wełny. I znając greckich armatorów pływałby pewnie do dziś, gdyby pewnego dnia, 50 lat temu, niezbyt sprzyjająca pogoda nie posłała go wprost na podwodne skały. Staruszek, bo nie wiem, czy zauważyliście, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu greckie statki zawsze są stare i ledwo zipiące, przełamał się i wyruszył w ostatni, krótki rejs do dna.

Przednia część wybrała krótszą, bo raptem 27-metrową drogę, podczas gdy rufa ustatkowała sie dopiero w okolicach 40 metra. Morze zadbało o odpowiednią aranżację i spoczywająca na dnie jednostka jawiła się jako potężnie zardzewiały i zdewastowany drobny fragment historii tego akwenu. A może stateczek wyglądał już tak przed zatonięciem? No nie, nie dopuszczałem do siebie tej myśli, pewien greckiej schludności i obsesyjnego wręcz porządku.

Zamknąłem katalog i wyłączyłem komputer. Po głowie szalały mi wspomnienia dawno odbytych nurkowań. I wiecie co? Może i dzisiejsze aparaty mają lepszą rozdzielczość i pracują na wyższych czułościach bez nadmiernego szumu, ale własne zdjęcia docenia się dopiero po latach. Gdy przypadkiem otwarte dostarczają olbrzymiego ładunku emocji i wspomnień. I dlatego Eos 300D był doskonały. No, muszę kończyć, bo zamierzam dokopać się do negatywów z nurkowań z lat ’90 i pierwszych wypraw nurkowych do Dahab i na wyspę Pag w Chorwacji. Myślę, że będę nieźle zaskoczony tym, jak wyglądały w kadrach sprzed 25 lat.

można? można!

kacper siciński

– o sobie samym i o Sekcji Ratownictwa Wodno-Nurkowego

Swoją karierę płetwonurka zacząłem ponad 8 lat temu, kiedy zaliczyłem kurs na stopień CMAS/KDP P1 organizowany przez OSP ORW w Łodzi. Kurs był prowadzony pod opieką dwóch instruktorów Radosława Arkuszyńskiego oraz Bogdana Jakubowicza. Są to instruktorzy, którzy wspierali mnie i pilnowali mojego rozwoju od samego początku aż do poziomu instruktorskiego. Jak sami o mnie mówią: „Kacper, ty jak przyszedłeś na kurs, to już umiałeś nurkować, miałeś to we krwi”. Moja kariera rozwijała się w bardzo szybkim tempie i już w wieku 18 lat posiadałem najwyższy stopień podstawowy, czyli KDP/CMAS P3, który umożliwia nurkowanie na głębokość 50 metrów i upoważnia do prowadzenia grupy pod wodą.

Dzięki ciężkiej pracy i dużej ilości nurkowań jakie wykonywałem (około 100–150 nurkowań rocznie), nabyłem dość szybko umiejętności i wiedzę, potrzebne do zdobycia uprawnień instruktorskich. Kurs jest wymagający. Składa się z zajęć praktycznych, a przygotowywanie do każdego dnia dydaktycznego trwa zazwyczaj całą noc.

W roku 2016 dostałem się do Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, gdzie dalej kontynuowałem swój rozwój. Zostałem oddelegowany na kurs instruktorski, który prowadzony był przez Marcina Kasprzaka, Dawida Rutkowskiego oraz Irka Słuckiego. Dzięki zdobyciu uprawnień Instruktora KDP/ CMAS M1 oraz paru innych stopni instruktorskich, mogłem zacząć szkolić podchorążych oraz pracowników szkoły. Stworzyłem Sekcje Ratownictwa Wodno-Nurkowego Szkoły Głównej Służby Pożarniczej. Zorganizowałem 4 obozy, na których przeszkoliłem ponad 40 osób do stopnia P1. Moja ciężka praca została zauważona przez firmy produkujące i/lub dystrybuujące sprzęt nurkowy. Wsparły mnie między innymi ECN – Systemy nurkowe i SeaYa – podwodne systemy oświetlenia Nagroda, jaką otrzymałem za Instruktorski Debiut Roku 2019 na Zlocie Instruktorów CMAS „Kalatówki 2020” jest wręczana co roku trzem najlepszym, debiutujących instruktorom. Kryteria, to między innymi ilość przeszkolonych osób przez pierwszy rok posiadania uprawnień instruktorskich, ilość i rodzaj odbytych przez instruktora kolejnych szkoleń, jakość prowadzonych kursów oraz predyspozycje instruktora do dalszego rozwoju

Wszystkie te spływające na mnie laury jeszcze bardziej motywują mnie do lepszej pracy. Nabieram doświadczenia i cieszę się, że mogę kontynuować pracę w Sekcji Ratownictwa, bo nurkować trzeba zawsze bezpiecznie. Tego wszystkim nam życzę.

Standardowe procedury operacyjne

Co to i po co to właściwie jest?

Standardowe Procedury Operacyjne (SPO) to pisemne dokumenty, które określają, jak należy organizować lub wykonywać konkretne zadania. ich celem jest ustandaryzowanie i usprawnienie pracy. procedury muszą być przestrzegane przez wszystkich pracowników, ponieważ w ten sposób istnieje pewność, że wszystkie zadania są wykonywane tak samo. chociaż wydaje się logiczne, że tego właśnie należy oczekiwać, wiele centrów nurkowych nie posiada takich procedur. dlatego nurkując kilka razy w tym samym centrum możesz zauważyć, że omówienia przed nurkowaniem (lub inne zadania) są wykonywane w różny sposób.

typowe zadania, które wymagają stworzenia standardowych procedur operacyjnych to:

• Omówienie przed nurkowaniem

• Procedury liczenia nurków

• Procedury dezynfekcji

• Procedury administracyjne

• Procedury konserwacji sprzętu

• Procedury zapobiegania zgubieniu się nurków

• Procedury wejścia i wyjścia z wody

• Omówienie po nurkowaniu

To tylko niektóre przykłady SPO, które mogą być potrzebne w centrum nurkowym. Główny problem polega jednak na tym, że opracowywanie SPO jest czasochłonne. Dlatego staje się zadaniem, które „zrobię, jak znajdę czas” (czyli nigdy).

Z tego powodu często ważne informacje pozostają w głowie właściciela lub menadżera centrum nurkowego, a pracownicy wykonują zadania tak, jak im pasuje w danej chwili. Menadżerowie zazwyczaj informują pracowników o tym, jak powinni wypełniać swoje obowiązki, ale nie mogą się oprzeć na spisanych procedurach. Bez pisemnych dokumentów efektywność pracy nie jest taka sama, a niekonsekwencja staje się standardem.

Jaka byłaby najlepsza i najprostsza metoda informowania nowych pracowników o procedurach wykorzystywanych w centrum nurkowym? Jak możesz upewnić się, że pracownicy poprawnie i konsekwentnie je wdrażają? Przekazywanie instrukcji ustnie zabiera dużo czasu i wysiłku, poza tym możesz ominąć ważne informacje, przez co wykonywanie zadań w różny sposób staje się nieuniknione.

w jaki sposób procedury spo są związane z bezpieczeństwem nurkowania?

Podczas gdy Plan Akcji Ratunkowej opisuje, jak należy postępować w sytuacji awaryjnej, procedury SPO określają, jak można zapobiegać takim sytuacjom.

Zobaczmy przykład:

Procedury wejścia i wyjścia z wody mogą się różnić w zależności od miejsca nurkowego. Niektóre nurkowania wykonuje się z łodzi, inne z brzegu. Czasami niebezpieczeństwo stanowi włączona śruba od silnika łodzi, innym razem jest to śliskie wejście do wody z brzegu. SPO podaje instrukcje, jak nurkowie powinni wejść do wody unikając ryzyka uderzenia

przez śrubę lub poślizgnięcia się. W SPO należy podkreślić, że silnik łodzi musi być wyłączony, a śruba musi się zatrzymać zanim nurkowie wskoczą do wody lub należy opisać, gdzie/w jaki sposób wejść do wody, aby zminimalizować ryzyko poślizgnięcia się i upadku.

Procedury SPO powinny być jasne i nie wprowadzać zamętu. Najlepiej opracować je po ocenie ryzyka związanego z danym zadaniem, aby określić najlepszy i najbezpieczniejszy sposób jego wykonania. Zaleca się, aby w opracowywaniu i/lub ocenie (oraz w teście) SPO wzięli udział doświadczeni pracownicy, ponieważ dzięki swojemu doświadczeniu mogą podnieść skuteczność i/lub poziom bezpieczeństwa danej procedury. Pamiętaj – nie możesz nauczyć się doświadczenia, ale możesz nauczyć się dzięki niemu. Wykorzystaj pracowników, aby wprowadzać ulepszenia.

Jeżeli procedury SPO zostaną dobrze przemyślane, zmniejszą ryzyko wypadku i wynikającą z niego odpowiedzialność.

aby działały efektywnie, należy wziąć pod uwagę kilka dodatkowych kwestii:

• Sprawdź, czy wymagane jest dodatkowe szkolenie lub sprzęt, aby procedury SPO były efektywne lub wspomagały dane działanie.

• Sprawdź, czy procedury SPO nie kolidują ze sobą i czy są zgodne ze standardami bezpieczeństwa lub innymi przepisami.

• Zaplanuj, w jaki sposób poinformujesz pracowników o stworzeniu procedur SPO, przeprowadź sesję zapoznawczą i szkolenie, rozdaj SPO i upewnij się, że wszyscy mają do nich dostęp.

• Poproś pracowników, aby podpisali dokument świadczący o tym, że zapoznali się z procedurami SPO i zobowiązują się do nich stosować.

• Jeżeli pracownik nie dostosuje się do procedury SPO, podejmij działanie korygujące. Jeżeli tego nie zrobisz, nie tylko będzie to miało negatywny wpływ na bezpieczeństwo, ale zwiększy również ryzyko, że poniesiesz za to odpowiedzialność. Jeżeli wiesz, że bezpieczeństwo nie zostało zachowane i nic z tym nie zrobisz, stajesz się osobą współodpowiedzialną.

• Co jakiś czas przeprowadź weryfikację procedur SPO, zwłaszcza w przypadku, gdy zgłoszono problem z zachowaniem bezpieczeństwa. Napisz datę na każdej procedurze – to pozwoli Ci łatwo sprawdzić, kiedy została ona wprowadzona i po raz ostatni zweryfikowana.

• Poinformuj swoich klientów, czego od nich oczekujesz w danej sytuacji.

W przypadku niektórych procedur SPO konieczne jest wykorzystanie listy kontrolnej lub rejestru. Dzięki takiej liście przewodnicy nurkowi pamiętają, co mają powiedzieć podczas omówienia przed nurkowaniem. Rejestr konserwacji sprzętu lub napełniania butli pozwala szybko uzyskać informacje potrzebne do przeprowadzenia serwisu.

Wykorzystywanie procedur SPO nie daje gwarancji, że wypadek się nie zdarzy, ale zmniejsza ryzyko jego wystąpienia.

jak określić, czy procedury spo są ci potrzebne?

Nie ma jednego rozwiązania tej kwestii, ponieważ wymagane procedury będą różne w zależności od centrum nurkowego. Niektóre SPO są niezbędne, aby dokładnie określić procedury administracyjne – np. jakie dokumenty (w tym formularze odszkodowania) są wymagane przy rejestracji klienta. Inne SPO mogą być potrzebne, aby zapewnić wy-

tyczne dotyczące tego, kiedy i w jaki sposób należy odmówić świadczenia usługi, ponieważ dana osoba nie jest zdolna do nurkowania lub wyjaśnić zasady anulowania rezerwacji. Trzeba wziąć pod uwagę nie tylko bezpieczeństwo klientów, ale również pracowników centrum nurkowego. Polityka i procedury wyjaśniające, jaki sprzęt zapewniający bezpieczeństwo należy wykorzystywać podczas wykonywania określonych zadań to absolutne minimum.

Aby określić swoje potrzeby, musisz je świadomie przemyśleć. Ocena ryzyka nie tylko pomoże, ale jest niezbędna, jeżeli chcesz opracować solidne, efektywne i rzetelne procedury SPO.

od czego zacząć?

Wiele osób myśli, że jest to zadanie nie do wykonania i… no cóż, tak może być. Na pewno jest czasochłonne, ale kiedy je ukończysz, będziesz dumny z wyników swojej pracy. Jednak samo posiadanie procedur SPO nie wystarczy, jeżeli chcesz rzeczywiście zwiększyć bezpieczeństwo nurkowania. Podobnie jak w przypadku Programu ochrony środowiska (EAP), SPO to część większej całości. The procedury są jednym z elementów kultury bezpieczeństwa, którą centrum nurkowe musi opracować, pielęgnować i utrzymywać, aby stać się miejscem, gdzie nurkowanie jest bezpieczne.

Od czego można zacząć? Zacznij już dziś – weź udział w programie DAN Hazard Identification & Risk Assessment (HIRA) – Identyfikacja zagrożeń i ocena ryzyka. Program znajdziesz na www.daneurope.org z zakładce „Bezpieczeństwo”.

Żródło: www.daneurope.org www.alertdiver.eu

A TY? KIEDY WYBIERZESZ

A TY? KIEDY WYBIERZESZ

A TY? KIEDY WYBIERZESZ

A TY? KIEDY WYBIERZESZ

A TY? KIEDY WYBIERZESZ

SIĘ NA SPACER?

SIĘ NA SPACER?

SIĘ NA SPACER?

SIĘ NA SPACER?

SIĘ NA SPACER?

Aktywność fizyczna poprawia kondycję.

Rehasport

Rehasport

Rehasport

Rehasport

www.rehasport.pl

www.rehasport.pl

Rehasport www.rehasport.pl

www.rehasport.pl

www.rehasport.pl

Aktywność fizyczna poprawia kondycję.

Aktywność fizyczna poprawia kondycję.

Aktywność fizyczna poprawia kondycję.

Aktywność fizyczna poprawia kondycję.

78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ

78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ

78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ

78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ

78% POLAKÓW NIE JEST DOŚĆ

AKTYWNYCH FIZYCZNIE*

AKTYWNYCH FIZYCZNIE*

AKTYWNYCH FIZYCZNIE*

AKTYWNYCH FIZYCZNIE*

AKTYWNYCH FIZYCZNIE*

Organizator turystyczny na rynku wypraw nurkowych

jak to działa w praktyce?

Tekst katarzyna cie ś lawska

Zdjęcia activtour

Organizator turystyczny – od kilku, jeśli nie od dobrych kilkunastu lat, poruszamy ten temat coraz częściej… aktualnie obserwuję wyraźną tendencję wzrostu świadomości podróżnych, uczestniczących w wyjazdach nurkowych.

Jeszcze dziesięć, dwadzieścia lat temu, w środowisku nurkowym organizowaliśmy podróże nurkowe na własną rękę… Instruktorzy, centra, kluby, występowali w roli organizatora wypraw zabierając ze sobą uczestników na nurkowania w Europie, w popularnym Egipcie, czy w miejsca totalnie egzotyczne. Zajmując się organizacją wyjazdów od 2007 roku, w ciągu kilku ostatnich lat, obserwuję znaczący wzrost świadomości społeczeństwa. Wiąże się to

z wyborem partnerów/dostawców usług, którzy działają w oparciu o legalne i unormowane prawnie praktyki.

coraz szersza rzesza klientów zadaje sobie pytania:

• Komu tak naprawdę wpłacam środki za mój wyjazd nurkowy i jaką mam gwarancję, że ich nie stracę?

• Jak właściwie będzie wyglądał program zakupionej przeze mnie wyprawy?

• Jakie dokładnie świadczenia rezerwuję? Czy zostałem poinformowany o nazwie hotelu/łodzi i ich standardzie?

• Czy jeśli organizator moich wakacji nurkowych popadnie w tarapaty, mogę liczyć na zwrot wpłaconych pieniędzy?

• Czy fakt zawarcia umowy z organizatorem mojej podróży poświadczony jest jakimkolwiek dokumentem, dowodem zapłaty, potwierdzeniem rezerwacji?

• Czy planując zakup ubezpieczenia od rezygnacji z udziału w imprezie, otrzymam od mojego organizatora niezbędne dokumenty, potrzebne do zakupu jak i wyegzekwowania takiej polisy?

• Czy mój organizator, zgodnie z obowiązującym prawem, ubezpieczy mnie od kosztów leczenia oraz następstw nieszczęśliwych wypadków na czas trwania wyjazdu? Jaka będzie to polisa i na jakie kwoty?

• I wreszcie… Co tak naprawdę JEST a co NIE JEST wliczone w cenę zakupionej imprezy?

pamiętajmy!!! organizator turystyczny (w tym wypraw nurkowych) to:

` Podmiot prowadzący zarejestrowaną działalność gospodarczą. Działa w oparciu o Ustawę o Imprezach Turystycznych z 2017 roku (wcześniej z 1997 roku). Posiada swój numer wpisu do rejestru organizatorów turystycznych nadany przez Urząd Marszałkowski. Np. 355/32/2007

` Podmiot, który jako jedyny legalnie może organizować wyjazd nurkowy w momencie połączenia co najmniej dwóch różnych rodzajów usług turystycznych na potrzeby tej samej podróży (np. przelot, transfer, nocleg)

` Podmiot, który przed zawarciem umowy z klientem o daną imprezę nurkową zobowiązany jest klarownie poinformować nas o: • miejscu, trasie oraz czasie trwania imprezy • ilości zapewnionych noclegów • nazwie, położeniu, rodzaju i kategorii obiektu, w którym (lub na pokładzie którego) odbędą się nasze wakacje nurkowe • liczbie zapewnionych posiłków • szczegółowym programie wyprawy i atrakcjach uwzględnionych w cenie imprezy • warunkach płatności (zaliczek, dopłat) • dokładnych kosztach imprezy wraz ze składowymi co jest a co nie jest zawarte w cenę imprezy • ogólnych informacjach o obowiązujących przepisach paszportowych, wizowych i sanitarnych oraz o wymaganiach dotyczących udziału w imprezie • informację o ubezpieczeniach obowiązkowych lub dobrowolnym ubezpieczeniu na pokrycie kosztów rozwiązania przez podróżnego umowy o udział w imprezie • ogólnych warunkach uczestnictwa Organizatora ` Podmiot, który w imieniu klientów uczestniczących w wyjeździe nurkowym zobowiązany jest zawrzeć na ich rzecz ubezpieczenie turystyczne

` Podmiot, który zobowiązany jest wydać podróżnemu dokument stanowiący potwierdzenie zawarcia umowy o daną imprezę nurkową

` Podmiot, który przed rozpoczęciem imprezy dostarcza podróżnemu niezbędne pokwitowania, vouchery i bilety oraz informacje o planowanym czasie wyjazdu i – w stosownych przypadkach – terminie odprawy, a także o planowanych godzinach przystanków pośrednich, połączeń transportowych i przyjazdu

` Podmiot, który każdego roku otrzymuje gwarancję ubezpieczeniową (lub inne zabezpieczenie) na potrzeby organizacji wypraw nurkowych, której przedmiotem jest • pokrycie kosztów powrotu klientów do kraju • pokrycie zwrotu wpłat wniesionych przez klientów • pokrycie zwrotu części wpłat wniesionych przez klientów za część imprezy turystycznej, która nie zostanie zrealizowana

` Podmiot, który zobligowany jest zgłosić każdego uczestnika podróży i odprowadzić za niego składkę do Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego (TFG), na wypadek swojej niewypłacalności. Jest to dodatkowe zabezpieczenie dla klientów na wypadek ogłoszenia niewypłacalności biura. Środki z TFG służą do pokrycia kosztów powrotu klientów do kraju oraz zwrot wpłat za niezrealizowane i przerwane imprezy

Pomyślałam, że wraz ze wzrostem naszej świadomości oraz ilości podróży zagranicznych warto jest poruszyć tak bliskie mi zagadnienia. Oczywiście zasygnalizowany temat jest znacznie bardziej obszerny i rozbudowany. W niniejszym artykule starałam się opisać tylko najważniejsze zagadnienia dotyczące nas – nurkujących turystów i ryzyka jakie ponosimy korzystając z usług firm, które przygotowują nam wakacje nurkowe. Organizując kilkaset podróży rocznie, każdego tygodnia spotykam się z poruszonymi powyżej kwestiami. Gorąco namawiam na to, byśmy choć przez chwilę, zanim ostatecznie potwierdzimy swój wymarzony wyjazd nurkowy, kosztujący średnio 5.000 zł, 10.000 zł a niekiedy nawet 40.000 zł mieli na uwadze wymienione powyżej aspekty! Bo wiadomo… Jest dobrze jak jest dobrze! Ale w praktyce, statystyki mówią same za siebie. Zgodnie z moim osobistym szacunkiem, średnio każda 15-ta osoba, zmuszona jest anulować swój wyjazd nurkowy. Do tego dochodzą jeszcze problemy i ryzyko, z którymi borykać się może sam organizator podróży – chodzi mi głównie o pojawiające się nieoczekiwanie sytuacje wyjątkowe – np. epidemie, zagrożenia terrorystyczne itp… zwykłe błędy ludzkie, czy też utrata płynności finansowej… Warto jest mieć więc z „tyłu głowy” w jak bezpiecznym środowisku funkcjonujemy i czym ewentualnie ryzykujemy wybierając się na wymarzone nurkowania…

Słodkowodna Portugalia

Tekst arlinD o serrao i wojciech zgoła

Jeśli czytaliście artykuł o  p ortugalii w przedostatnim numerze wiecie, że to a rlindo organizował nasz pobyt i nurkowania w  o ceania atlantyckim. wiele godzin spędziliśmy na rozmowach dotyczących miejscówek nurkowych. o kazało się, że p ortugalia ma bardzo dużo do zaoferowania. n urkowania w oceanie, w jaskiniach i jeziorach oraz zalanych wyrobiskach.

Kraje nadmorskie znane są raczej z nurkowań w morzu i oceanie. Niekiedy jednak, ci z nas, którzy bardziej wchodzą w temat i szukają czegoś mniej popularnego będą zainteresowani mniejszą lub większą dziurą z wodą.

W Portugalii jest oczywiście taka możliwość, nurkowanie w głębi lądu wkracza w sferę ekskluzywności. I dodam od razu, że nie chodzi o to, że ktoś za nas przyniesie sprzęt, że udostępni ciepły prysznic i wręczy kubek gorącej czekolady.

Jedną z opcji są tamy i stworzone przez to zbiorniki wodne. Są to miejsca nurkowe wyłączone praktycznie całkowicie z obiegu turystycznego. Dla portugalskich nurków technicznych jest to bardzo atrakcyjna lokalizacja, głównie ze względu na możliwość eksploracji pod wodą, próby znalezienia zatopionych wiosek, mostów, niesamowitych budowli, które były zamieszkane przez ludzi, którzy kiedyś pracowali tam w polu. Teraz miejsca te są wspomnieniami, które dzięki nam mogą powracać. Oto kilka przykładów.

lizbona
caStelo de Bode

Miejsce nurkowe: lago azul lub blue lake

lokalizacja: tama Castelo de Bode rodzaj nurkowania: rekreacyjne, techniczne

Miejsce nurkowe: zbiornik wodny zbudowany na rzece przy tamie

Zobaczysz: artefakty archeologiczne, życie słodkowodne, formacje skalne, piaszczyste dno średnia głębokość: 20 m

Maksymalna głębokość: 50 m temperatura wody: 13–20⁰C

Położona w środkowej Portugalii, około 100 km na północny wschód od Lizbony, zapora Castelo de Bode, zbudowana na rzece Zezêre jest ekscytującą alternatywą dla typowego nurkowania. Nurkujesz w egzotycznym otoczeniu na wiejskim i wewnętrznym obszarze Portugalii, do którego zwykle nie pojedziesz. Jest to również alternatywą, gdy pogoda nie pozwala nurkować w morzu. Portugalscy nurkowie często tam jeżdżą tylko na trening.

Parking znajduje się zaledwie kilka metrów od wody. Jest tu też mała przystań.

Tama została zbudowana w latach 50-tych. Gdy tylko się zanurzymy, zobaczymy stare pozostałości zatopionej wioski. Można nurkować uliczkami tej małej wioski.

Arlindo obiecuje, że obrazy, które zobaczymy już zawsze pozostaną w naszej pamięci.

W innej części zapory, na głębokości 30 m, jeśli masz szczęście lub nurkujesz z nami, znajdziemy stary rzymski most, który w odległych czasach łączył dwa brzegi rzeki. Tu, przy przebiciu głębokości około 10 m możemy natknąć się na termoklinę i z temperatury 20°C zrobi się 14°C.

Miejsce nurkowe: cabeça GorDa lub fat head

lokalizacja: tama Castelo de Bode rodzaj nurkowania: rekreacyjne, techniczne

Miejsce nurkowe: zbiornik wodny zbudowany na rzece przy tamie

co zobaczysz: życie słodkowodne, formacje skalne, piaszczyste dno

średnia głębokość: 35 m

Maksymalna głębokość: 100 m temperatura wody: 3–20⁰C

Położona w środkowej Portugalii, również na północny wschód od Lizbony, Cabeça Gorda, znajduje się na rzece

Zezêre i również stanowi dobrą alternatywę, gdy pogoda nie pozwala nurkować w morzu lub jeśli chcesz potrenować.

Cabeça Gorda znajduje się w pobliżu Aldeia do Mato, małej wioski z gospodarstwami rolnymi. Położone na południowym brzegu rzeki miejsce zwykle wyszukiwane jest przez nurków technicznych w celu szkolenia, kontroli sprzętu i zimowych nurkowań. Szybko schodzi do 100 metrów. Ponadto udogodnieniem jest parking tuż przy wodzie. To piękne miejsce zazwyczaj jest ciche, nawet w lecie.

Można spodziewać się termokliny, szybko schodzącej od 20°C do 14°C na około 10 m głębokości, a następnie gwałtownie zmniejszającej się do około 3–4°C przy dnie.

Wyżej opisane miejsca znajdują się w zbiorniku Castelo de Bode.

Tama Castelo do Bode („Koziego Zamku”) gromadzi wody rzeki Zezêre w gminach Tomar i Abrantes. Rzeka ma swoje źródła w górach Serra da Estrela na wysokości około 1900 m n.p.m. Wije się wśród malowniczych wzgórz i so-

snowych lasów i uchodzi do Tagu. Powierzchnia dorzecza wynosi 5043 km2. Zezêre jest drugą najdłuższą rzeką płynącą w całości na obszarze Portugalii. Duże przepływy mas wody spowodowały, że na rzece zbudowano trzy zbiorniki wodne. Oprócz wspomnianego Castelo de Bode są to Bouçã i Cabril.

Okoliczności przyrody tworzą przyjemną przestrzeń do spędzania wolnego czasu i nurkowania. Występują tu różne rodzaje roślinności, w tym sosny, arbutus, eukaliptus, drzewa oliwne i wrzos.

Woda wypływająca z gór jest czysta. W czasie nurkowań można spotkać dwa gatunki pstrąga rzecznego: Salmo trutta trutta i  Salmo trutta fário. Wody te zamieszkuje też Cyprinus carpio, karp Zezêre i inne.

A Portugalia jest łatwo osiągalna z większości dużych miast Europy. Teraz też wiemy, że nawet jeśli wiatr jest zbyt mocny i fale uniemożliwiają nurkowania, mamy inne możliwości. Nurkujemy w słodkiej wodzie, a zdjęcia dodatkowo pokazują na co możemy liczyć pod wodą.

Piszcie do Arlindo: arlindo.serrao@portugaldive.com

Awantura o Matkę Boską Miłosierną

(our lady of mercy)

dostępu

Jest późne lato 1804 roku. na zatłoczonym nabrzeżu Montevideo kapitan José de bustamante y guerra, dogląda ładowania cennych towarów na statki swojej floty. Z dumą patrzy na cztery prężące się sylwetki fregat, które nie mogą doczekać się, by wyruszyć na ocean. Stoją obok siebie Medea, Santa clara, Fama i ta najpiękniejsza nuestra Señora de las Mercedes (Matka boska Miłosierna). Jeszcze nie wie, że za ponad dwieście lat, dzięki poszukiwaczom skarbów, ta ostatnia będzie jednym z najsłynniejszych wraków świata.

Nikt tego nie mógł przewidzieć, ale właśnie dzięki niesamowitym zbiegom okoliczności statek Nuestra Señora de las Mercedes, stał się ponad dwieście lat po swoim zatonięciu tematem międzynarodowego sporu, który rozgrzewał do czerwoności emocje archeolo-

gów, poszukiwaczy skarbów i rządów. Ale nie uprzedzając faktów wróćmy do kapitana José de Bustamante y Guerra, który właśnie odbił od wybrzeży Ameryki Południowej.

Na statkach płynących do portu Kadyks w Hiszpanii załadowane były towa-

ry jak komosa ryżowa, cynamon, który był wtedy bardzo popularną przyprawą, ale najważniejsze było srebro i złoto, które miały trafić do hiszpańskiego króla. Podróż przez Atlantyk, trwająca 57 dni, przebiegła dosyć spokojnie i już piątego października 1804 roku dotarł do wybrzeży Półwyspu Iberyjskiego. Na nieszczęście kapitana spotkał on na swojej drodze oddział angielskich okrętów, dowodzony przez kapitana Grahama Moore’a, który rozkazał Hiszpanom zmienić kurs i płynąć do brytyjskiego portu na inspekcję. Kapitan Nuestry Señora odmawia powołując się na fakt, że oba kraje nie są w stanie wojny i pomimo przewagi przeciwnika szykuje się do potyczki. W tym momencie brytyjski HMS Amphion wystrzela salwę, która trafia w magazyn z czterema tonami prochu strzelniczego. Ten niefortunny strzał

Tekst mateusz popek Zdjęcia wikimedia commons z wolnego
Four frigates capturing Spanish treasure ships, Francis Sartorius National Maritime Museum, Greenwich, London

powoduje ogromną eksplozję. Fregata tonie w przeciągu minut zabierając ze sobą 250 osób załogi. Pozostałe 3 statki oraz pięćdziesięciu jeden rozbitków z zatopionego statku trafiają do Anglii.

Dwieście trzy lata później flagowy statek firmy Odyssey Marine Exploration, prowadzonej przez Greg’a  Stemm’a przeszukuje dno w okolicy Giblartaru. Firma zajmuje się profesjonalnym poszukiwaniem i wydobywaniem skarbów. Z pozyskanych przez nich informacji wynika, że w tych okolicach może znajdować się aż pięć wraków z cennym ładunkiem. Podczas przeszukiwania dna jedna z anomalii widoczna na sonarze przyciąga uwagę poszukiwaczy. Znajduje się na głębokości ponad 500 metrów więc na rekonesans wysyłają robota podwodnego. Po zbliżeniu do obiektów, które na początku podobne były do muszelek, oczom poszukiwaczy ukazał się stos monet.

Ekipa przeszła do systematycznego i precyzyjnego dokumentowania stanowiska. Na mozaice stworzonej ze zdjęć zidentyfikowano ponad 500 obiektów które były skupiskami monet. Zastanawiający był brak wraku. Monety w skupiskach leżały porozrzucane po dnie morza. Sugerowało to, że być może statek, który je przewoził eksplodował.

Ekipa Odyssey rozpoczęła systematyczne podnoszenie ładunku. Robot podwodny umieszczał konkrecje zlepionych ze sobą srebrnych monet w plastikowych skrzynkach, które następnie były wydobywane na powierzchnię. W ten sposób wydobywano ok. 25 000 monet dziennie. Jednak jedno z miejsc wyglądało trochę inaczej niż pozostałe… Po usunięciu warstwy mułu okazało się, że leżą tam też złote monety, w sąsiedztwie dwóch armatnich pocisków. Monety miały wybitą datę 1788 rok. To stanowiło kolejny krok do zidentyfikowania wraku. Pracując przez 3 tygodnie, 24 godziny na

dobę, firma wydobyła 17 ton ładunku, na który składało się 595 000 srebrnych i ponad 300 złotych monet o wartości około 500 milionów dolarów. Koszt tej operacji wynosił ok. 2,6 miliona dolarów.

Cały ładunek został przewieziony do Stanów. Jednak to nie zakończyło tej przygody, a właściwie rozpoczęło jej kolejny

etap. Hiszpański rząd argumentując, że monety pochodzą z Hiszpanii, a wrak leży na hiszpańskich wodach zażądał zwrotu wydobytych przedmiotów, jednocześnie blokując statkom Odyssey możliwość opuszczenia portu. Rozpoczęła się walka, której areną były sądy, a podstawową informacją mogącą rozwiązać ten impas

było ustalenie z jakiej jednostki pochodzi skarb. Jeśli ładunek był przewożony przez hiszpański statek to skarb zgodnie z prawem należy do rządu tego kraju.

Rozpoczęła się analiza numizmatyczna, która miała rozwiązać wszelkie wątpliwości. Nieoczekiwanie skomplikowała je jeszcze bardziej wprowadzając nowego gracza. Okazało się, że monety

zostały wybite w Peru, co pozwalało rządowi tego kraju domagać się ich zwrotu. Po pięciu latach walki sąd orzekł, że cały ładunek ma zostać oddany rządowi Hiszpanii, który nie ma prawa go nigdy sprzedać. Dodatkowo w 2015 roku na firmę Odyssey została nałożona dodatkowa kara w wysokości 1 miliona dolarów, na rzecz rządu hiszpańskiego.

Znaleziska archeologiczne, które mają przełożenie na wartość materialną, nazywane skarbami budziły, budzą i będą budzić ogromne emocje. Dlatego też nigdy nie zabraknie takich organizacji jak Odyssey, które będą trudniły się poszukiwaniem i wydobywaniem takich obiektów. Moralną ocenę tych działań pozostawiam czytelnikom.

Obecnie skarb można podziwiać w Muzeum Morskim w Kartagenie i każdy kto ma na to ochotę może go zobaczyć. Zarówno ilość monet jak i historia, zarówno ta z XIX jak i XXI wieku, powoduje że wystawa robi niesamowite wrażenie. Jeśli ktoś z czytających te słowa kiedykolwiek stanie przed gablotą wypełnioną złotymi monetami sugeruję zadać sobie pytanie: Czy wolałbym, aby ten skarb leżał w czyjejś prywatnej kolekcji, czy może dobrze że mam możliwość podziwiania go? Na pewno zadacie sobie wtedy jeszcze jedno pytanie: Czy chciałbym odnaleźć taki skarb? Ja bym nie chciał.

Od 1992 roku firma wprowadzała sukcesywnie innowacje, a ręczna, perfekcyjna praca i realizacja indywidualnych zamówień klientów sprawiły, że manufaktura Kallweit stała się niezawodnym partnerem dla policji, straży pożarnej, organizacji ratujących życie, wojska, a także oczywiście dla wielu nurków sportowych.

Kallweit produkuje swoje skafandry zarówno w standardowych rozmiarach, jak również „na miarę“, zgodnie z idywidualnym zapotrzebowaniem klienta. Praktycznie nie ma takiego żądania klienta, którego nie można by zrealizować. Manufaktura wykorzystuje wysokiej jakości materiały z Niemiec, na przykład Octolaminat®, który został opracowany wspólnie z firmą Continental.

Octolaminat®, przy gęstości 0,5 mm, waży zaledwie 420 g/m2. Jednocześnie jest tak stabilny, jak tarcza ochronna: przyczepność warstwy wynosi 75 N/50 mm.

Skafander suchy, Model XFT-Xtreme, został zaprojektowany specjalnie dla nurków technicznych. Dlatego w tym przypadku Xtreme oznacza również „ekstremalny”. Przy doborze materiałów wykorzystano tylko te najlepsze, zapewniajac użytkownikowi swobodę ruchów. Wysoce elastyczny Octolaminat® jest wzmocniony w najbardziej newralgicznych punktach (na kolanach, w kroku, na pośladkach, w górnej części ciała i ramionach) odpornym na ścieranie kevlarem. Rezultat okazał się rewelacyjny. Skafander jest jednocześnie lekki i rozciągliwy, nie ma sobie równych. Warto dodać, że Xtreme jest też dostępny w wersji cordura (wyjątkowo mocny i trwały).

Kallweit GmbH

jeden z wiodącyc H niemieckic H producentów S uc H yc H

S kafandrów oraz

akce S oriów nurkowyc H

Tekst robert styła Zdjęcia archiwum kallweit

co oferuje wspomniany Xtreme produkowany przez firmę kallweit:

● Podwójne aplikacje w okolicy ramion, krocza, siedziska i kolan wykonane z najwyższej jakości włókna aramidowego

● Teleskopowy korpus zapewnia optymalną swobodę ruchów

● Automatyczne zawory od APEKS

● Wysokiej jakości zamki od YKK

● Ciepły kołnierz wykonany z miękkiego neoprenu HD

● Wysokiej jakości lateksowe bądź neoprenowe kryzy szyjne i manszety nadgarstkowe

● Skarpety neoprenowe Ultra HD z dopasowaniem po prawej/ lewej stronie

● Duża, obszerna kieszeń techniczna na prawym i lewym udzie, w tym kieszeń na suwak w pokrywie, metalowy D-ring 50 mm i 2 szlufki na bungee

Światło pod wodą – jak doBrać latarkę?

(komunikacja, DPV, dokumentowanie)

Najczęstszą formą rozwoju świadomej komunikacji przy użyciu światła pod wodą jest przejście przez 3 kolejne etapy komunikowania się:

1. Świecenie latarką na pokazywany dłonią znak nurkowy

2. Kręcenie latarką kółka (ok) oraz szybkie poruszanie (potrzebuję pomocy)

3. W pełni świadoma komunikacja wykorzystująca światło nie tylko do przekazywania konkretnych informacji, ale przede wszystkim do zwiększenia swobody pod wodą*.

Komunikacja przy użyciu światła pod wodą odbywa się pasywnie i aktywnie. Pierwsze dwa punkty obrazować mogą typową komunikację aktywną. Jeżeli zespół nurków poruszając się pod wodą nie musi się szukać, rozglądać się, aby zlokalizować partnera, bo ten stara się świecić w określone, ustalone wcześniej miejsce/miejsca, to mówimy o komunikacji pasywnej. Ta forma wykorzystania latarki do zabezpieczania zespołu stosowana jest najczęściej przez nurków używających skuterów, zaawansowanych nurków rekreacyjnych, nurków wrakowych i przez niemal wszystkich nurków jaskiniowych.

Zdjęcie Przemysław Zyber

Niezależnie od stosowanej formy, na komunikację bezpośredni wpływ mają przejrzystość wody i parametry wybranej latarki. Przy jej wyborze warto ocenić najtrudniejsze warunki w jakich przyjdzie nam używać światła. Im mniejsza widoczność pod wodą tym gorzej pracuje się z latarkami o dużych mocach i nasyceniach strumienia światła. Przy

Zdjęcie Przemysław Zyber

widoczności typowej dla wraków w morzu Bałtyckim (1–5 metrów) te najsilniejsze latarki w zasadzie nie sprawdzają się w ogóle. Podobnie wygląda dokumentowanie video w warunkach o małej przejrzystości – użycie silnego światła video może wtedy powodować „wypalanie kadru”. Potrzebne jest źródło światła, które „penetruje” zawiesinę.

Elementem determinującym siłę i nasycenie światła jest moment powstawania tzw. „ściany światła” czyli odbicia światła od cząsteczek zawiesiny na takim poziomie, że nurek widzi bardzo mało, albo nie widzi nic, będąc oślepionym przez własne, odbite światło. Stwarza to realny problem komunikacyjny, ale także kłopot związany z doświetlaniem przedmiotów pod wodą. Identyfikacja wraków opiera się często o drobne detale, które warto sfilmować w taki sposób, aby móc je później dokładnie przeanalizować na powierzchni. Ciasne przestrzenie maszynowni we wrakach nie sprzyjają utrzymaniu widoczności pozwalającej na kręcenie materiału do późniejszej analizy – potrzebne jest źródło światła, które pozwoli na skuteczne działanie w warunkach słabej widoczności. W warunkach widoczności zerowej – o takiej umownie mówimy kiedy widoczność spada poniżej 1 metra, postępujemy tak jak w czasie zaawansowanych nurkowań jaskiniowych/wrakowych: przechodzimy na komunikację bezpośrednią (dotykową). Przy tak słabej widoczności używanie światła jako podstawowej formy komunikacji nie jest zalecane.

Zdjęcie Tomasz Płociński

Mając do dyspozycji możliwości projektowe zespołu inżynierskiego specjalizującego się w zagadnieniach elektroniki i światła, doświadczenia firmy znanej z produkcji doskonałych latarek dla nurków oraz ponad 30-letnie doświadczenia nurkowe konstruktorów firmy Tecline, powstał pomysł zbudowania latarki dopasowanej do potrzeb nurków lubiących trudne warunki podwodne.

Dobry początek to czysta woda w jaskiniach Florydy. Poruszanie się na skuterach w jaskini wymaga latarki dającej dobry strumień światła, łatwy do obserwowania przez członków zespołu. Druga istotna cecha to możliwość obserwacji otoczenia. Nawigacja w jaskiniach oporęczowanych opiera się o system tzw. „goldline” – stałą poręczówkę. Poruszanie się wzdłuż liny poręczowej na DPV z latarką wyposażoną wyłączenie w silny strumień komunikacyjny, może obniżyć poziom bezpieczeństwa nurka, który nie jest w stanie śledzić szybko zmieniającego się profilu jaskini – skupiając się na poręczówce nie widzi obniżającego się stropu, a czasowe pogorszenie się widoczności przypominać może poruszanie się samochodem z dużą prędkością, po krętych, górskich drogach w... gęstej mgle.

Dobrym rozwiązaniem są latarki, które oprócz strumienia komunikacyjnego, świecą dodatkowym „halo” co znacznie ułatwia obserwację jaskini czy wnętrza wraku.

To halo zwykle jest wystarczającym dodatkiem w jaskiniach o jasnych ścianach odbijających światło. Jest go za mało w jaskiniach o ścianach ciemnych lub czarnych – w takiej sytuacji użycie skutera i latarki wyposażonej wyłącznie w wąski strumień komunikacyjny zaczyna być niebezpieczne. Rozwiązaniem jest latarka świecąca równocześnie strumieniem komunikacyjnym i szerokim (silniejszym od delikatnego halo).

Dla nurków używających skuterów, sprawą wymagającą szczególnej uwagi jest stabilny pierścień DPV, pozwalający na łatwe i pewne przechwytywanie latarki w czasie kontroli gazu czy pływalności. Stabilność to nie tylko pewność chwytu ale także jej zachowanie przy różnych manetkach sterujących różnymi skuterami **.

Zdjęcie Tomasz Płociński
Zdjęcie Miłosz Stępkowski
Zdjęcie Tomasz Płociński

Nowa latarka firmy Tecline posiada 3 tryby świecenia: komunikacyjny o 6-stopniowym skupieniu z halo doświetlającym otoczenie, video o skupieniu 120 stopni i „miękkim” nasyceniu światła pozwalającym na nagrywanie małymi kamerami w trudnych warunkach i łączonym: komunikacja + video, pozwalającym na szerokie i silniejsze doświetlanie otoczenia z równoczesnym utrzymaniem skutecznej komunikacji. Tryby przełączane są w pętli, tzn., że każde kolejne naciśnięcie przycisku przełączającego włącza kolejny tryb. Dla podniesienia bezpieczeństwa, latarki nie można przypadkowo wyłączyć w czasie przełączania trybów świecenia. Wyłączenie następuje przez ponad 3-sekundowe przytrzymanie przełącznika.

Tryb komunikacyjny ma 10 W mocy, 6 stopniowe skupienie i nasycenie strumienia dobrane tak (1300 lumenów), aby „penetrowało” zawiesinę nie tworząc oślepiającego odbicia światła. Pozwala to na utrzymanie komunikacji w warunkach niskiej widoczności.

Tryb video ma 30 W mocy, skupienie 120 stopni, 2600 lumenów i pozwala na filmowanie z bardzo małej odległości od obiektu, co sprzyja pracom związanym z identyfikacją wraków. Temperatura barwowa

to 6500 Kelvinów dobrana tak, aby automatyka małych kamer typu „gopro” utrzymywała stabilny balans bieli.

Tryb łączony komunikacja + video łączy możliwość komunikacji i szerokiego doświetlania (40 W/ 3900 lumenów), umożliwia poruszanie się na DPV w przestrzeniach zamkniętych, ale także filmowanie z precyzyjnym wyborem obiektów, utrzymując przy tym nie „przepalony” kadr.

Zdjęcia Tomasz Płociński
Zdjęcie Miłosz Stępkowski

Latarka nazywa się Teclight i została wyprodukowana przez polską firmę Tecline. Zaprojektowana i wykonana w Polsce z pomocą firmy Ammonite System, której akumulatory są z nią kompatybilne.

Pozostała kwestia transportu lotniczego. Z latarką Teclight Tecline można bez problemu podróżować samolotem, przewożąc ją z głowicą odłączoną od akumulatora w bagażu podręcznym. Wizyty na kilku lotniskach i brak jakichkolwiek pytań przy kontroli bezpieczeństwa to wynik m.in. zastosowania bezpiecznego akumulatora o energii 75 Wh.

Teclight waży 1 kilogram wraz z akumulatorem.

Z latarką Teclight Tecline można bez problemu podróżować samolotem, przewożąc ją w bagażu podręcznym.

KilKA użytecZNych dOdAtKów:

● Latarka posiada stalowy pierścień z tyłu głowicy przygotowany do jej tymczasowego odwieszenia w czasie zmiany gazu lub strzelania bojki – zapobiega to świeceniu partnerom w oczy.

● Wyposażona jest w uniwersalną ładowarkę działającą na całym świecie, a ładującą w pełni rozładowany akumulator w 2,5 godziny.

● Posiada system informujący nurka o rozładowaniu akumulatora do 10 % – latarka przechodzi wtedy w tryb komunikacja, ogranicza moc świecenia do 50 % i działa jeszcze przez 1 godzinę.

● Jest zabezpieczona przed przypadkowym wyłączeniem np. w czasie zmiany gazów.

● Występuje także w wersji Sidemount, z wyprowadzeniem przewodu z kanistra pod kątem 90 stopni.

● Czas pracy w trybie komunikacyjnym to 7 godzin!

Teclight Tecline jest latarką dla nurków lubiących trudne, często zmieniające się warunki nurkowe. Pozwala na skuteczną i bezpieczną komunikację w wodzie o ograniczonej przejrzystości, umożliwia filmowanie w takich warunkach, skutecznie doświetlając plan bez efektu „przepalania”. Dobrze sprawdza się we wnętrzach wraków. Świetnie współpracuje w czasie nurkowań ze skuterem.

Działa skutecznie do głębokości 150 metrów.

Zapraszamy do odwiedzenia Tecline Academy, gdzie latarkę można zobaczyć, przetestować oraz przećwiczyć w praktyce jak korzystać z pierścienia DPV i innych dodatków związanych z komunikacją światłem.

ACADEMY

różnych form komunikacji światłem opisane będą w jednym z najbliższych numerów Perfect Diver

techniki korzystania z pierścienia DPV w czasie poruszania się na skuterze, zostaną opisane w jednym z najbliższych numerów Perfect Diver

Zdjęcie Bartłomiej Trzciński
Zdjęcie Bartłomiej Trzciński

BaBka Bycza

Obcy przybysz w Bałtyku

Tekst agata turowicz Zdjęcie ro stislav Štefánek

nurkowie odbywający swoje wyprawy na dno bałtyku w latach 80-tych z pewnością pamiętają, że nurkując ciężko było dostrzec jakieś ryby. oczywiście ekspedycje na głębokie wraki zawsze pozwalały spotkać dorodne dorsze, których aktualnie w naszym morzu jest niestety coraz mniej. płytkie wraki natomiast były pełne krewetek czy drobnych skorupiaków i tylko wprawne oko doświadczonego nurka potrafiło dostrzec iglicznie schowane w gęstej trawie morskiej, wystające z dna oczy storni bałtyckiej czy zagrzebane w piasku drobne rybki z rodziny babkowatych.

Sytuacja zmieniła się jednak na początku lat 90-tych, kiedy to do Morza Bałtyckiego wraz z wodami balastowymi statków z Morza Czarnego przywędrowała dużo większa kuzynka naszych rodzimych babek – babka bycza (Neogobius melanostomus).

Chociaż babka bycza w Bałtyku jest już od ponad 30 lat do dziś uważana jest za nowy i obcy gatunek ryby bałtyckiej. Nie jest duża, samce są zazwyczaj większe od samic i w Zatoce Gdańskiej osiągają do 25 cm, samice natomiast ok 19 cm. Jednak w porównaniu do jej bałtyckich kuzynek, które osiągają, w zależności od gatunku, maksymalnie od kilku do 12–13 cm, wydaje się być ogromna. Babki bycze żyją stosunkowo krótko, a długość ich życia określa się na od trzech do czterech lat. Samce, podobnie jak szproty, giną już po pierwszym tarle. Samice natomiast mogą przystępować do rozrodu dwukrotnie i dopiero potem umierają. Z powodu ich ubarwienia (brunatno-szary, żołto-szary lub czarny z licznymi ciemnymi pręgami) oraz wielkiej i szerokiej głowy nie są to ryby uważane za wybitnie urodziwe.

Żyją przy dnie, dlatego ich pokarm stanowią głównie małże (ponad 90% całkowitej diety). Zdarza się też, że po masowym ginięciu samców po rozrodzie ich martwe szczątki stają się pokarmem dla innych babek byczych. Sprawia

to, że czasem są padlinożercami. Mimo, że w Morzu Bałtyckim nie ma żadnych organizmów, które upodobały sobie je na obiad, babka bycza musi strzec się kormoranów. Badania naukowców dowodzą, że stanowi ona prawie całkowitą dietę tych ptaków.

Samce babki byczej, podobnie jak większość przedstawicieli rodziny babkowatych, aktywnie opiekują się złożoną ikrą. Gniazda, w których ikra jest składana stanowią najczęściej twarde elementy dna, do których samica przykleja jajeczka. Co ciekawe zazwyczaj w jednym gnieździe ikra jest składana przez więcej niż jedną samice. Zaraz po złożeniu, ikra jest zapładniania przez samca, który niemal natychmiast przejmuje nad nią opiekę. Do momentu wyklucia się młodych, ich tata odpędza intruzów oraz wachluje płetwami piersiowymi, aby zwiększyć przepływ wody przez ikrę i tym samym poprawić jej natlenienie.

W Bałtyku babka bycza odnotowana została pierwszy raz 9 czerwca 1990 roku w okolicach Helu, a niespełna 10 lat później można było ją spotkać już w całej Zatoce Gdańskiej. Swój sukces zawdzięcza wyjątkowo dużej tolerancji na zmiany temperatury, zasolenia oraz niedobory tlenu, które w Morzu Bałtyckim spotykane są dość często. Bałtyk nie jest łatwym morzem do życia dla organizmów morskich. Mała wymiana wód z Morzem Północnym, duża ilość zanieczyszczeń niesionych przez spływy rzeczne oraz znaczne zmiany temperatury (od 0⁰C do powyżej 20⁰C) sprawiają, że wiele organizmów nie jest w stanie przetrwać w naszym morzu. Jednak baba bycza doskonale radzi sobie ze wszystkimi tymi problemami, przez co aktualnie jest nurkowym towarzyszem zarówno na płytkich jak i trochę głębszych nurkowaniach. Dodatkowo jej populacja jest tak duża, że nie sposób ją przeoczyć. Kiedy następnym razem będziecie ruszać na podboje Bałtyku z pewnością spotkacie ją na swojej drodze.

Łyski

temperamentni nurkowie

Tekst i zdjęcia wojciech jarosz

Łyski to zadziorne ptaki wodne, które zwłaszcza w czasie godów nie odpuszczają rywalom. co więcej potrafią stawić

czoła ptakom znacznie większym od siebie, gdy te nieopatrznie naruszą granice zajmowanego terytorium.

Przepędzić swojego niedawnego kumpla z zimowiska to jedno, ale rzucać się na wielokrotnie większego łabędzia, to już zupełnie coś innego. Łyski bywają zdolne do tak hardych zachowań.

Jak odróżnić łyski od innych ptaków wodnych? Jest kilka cech, które pozwolą bezbłędnie je rozpoznać. Gdy ptaki te pływają nieco dalej od brzegu i ciężko jest dostrzec szczegóły ich budowy, na pewno uda się zaobserwować charakterystyczne kiwanie głową w przód i w tył w trakcie pływania. Gdy są nieco bliżej, rzucająca się w oczy biała plama nad dziobem tej samej barwy, nie pozostawia złudzeń, że do czynienia

mamy z łyską właśnie. Biel dzioba i czoła kontrastuje z bardzo ciemnym ubarwieniem ptaka. Gdy łyska podpłynie na tyle blisko by móc spojrzeć jej w oczy, okaże się, że tęczówka jest przepięknej, czerwonej barwy! Wspomniana plama na głowie to nieopierzona, pogrubiona i zrogowaciała skóra, która może przypominać łysinę – stąd nazwa rodzajowa. Poza tym swoista łysina występuje również u piskląt, których wygląd jest wręcz infernalny. Ciemne tło czarnych piór rozjaśniają potargane czerwone i żółte pióra – zachęcam do rozglądania się wiosną podczas wypadów nad wodę – ujrzenie takiego maleńkiego diabełka wśród trzcin jest osobliwym doświadczeniem. I w końcu nogi łysek – te dopiero są zaskakujące! Po pierwsze wydają się nieproporcjonalnie duże. Za duże! Po wtóre, palce wyposażone są w płatkowate wyrostki, które wspomagają napęd podczas pływania, a także ułatwiają stąpanie po roślinności wodnej i grząskich brzegach. Duże palce ułatwiają też rozbieg po wodzie, bez którego łyska nie potrafi poderwać się do lotu.

Skoro wiadomo już jak łyski rozpoznać, gdzie ich szukać?

Są to ptaki powszechne, występujące przede wszystkim na wodach słodkich, szczególnie tam, gdzie występują przybrzeżne szuwary. Ale łyski można również spotkać nad morskimi

p rzed zanurzeniem łyski wykonują charakterystyczny podskok po czym schodzą na głębokość do kilku metrów. r aczej nie więcej niż 5–6, a najczęściej znacznie płycej. wybrzeżami. Choć liczebność tych ptaków w ostatnich latach spada, to wciąż nie jest żadnym problemem spotkanie łyski w naszym kraju. Zresztą poza Polską łyski można zobaczyć w bardzo wielu miejscach. Nasz gatunek, czyli łyskę (lub łyskę zwyczajną – Fulica atra) spotyka się w większości krajów europejskich (poza najbardziej północnymi), ale również w Afryce Północnej, Azji Środkowej, a nawet w takich egzotycznych, wydawałoby się lokalizacjach, jak Indie, Cejlon czy Japonia. Inne podgatunki łyski zwyczajnej występują również na Antypodach – na Nowej Gwinei, w Australii i Nowej Zelandii. Gdy do tego dodać pozostałe 9 gatunków łysek (a był jeszcze jeden, łyska maskareńska, który już wyginął), to okazuje się, że łyski są niemal wszechobecne. Największą różnorodność gatunków z tego rodzaju spotyka się w Ameryce Południowej,

skąd prawdopodobnie łyski się wywodzą. Żyją tam m.in. największe z łysek (łyska wielka – F. gigantea), a także łyska rogata (F. cornuta), złoto – i czerwonoczelna (F. leucoptera i F. rufifrons) czy andyjska (F. ardesiaca). Nawet na Hawajach można spotkać łyskę – oczywiście łyskę hawajską (F. alai).

A jak to jest z nurkowaniem u łysek? Ptaki te rzeczywiście nurkują chętnie, bo w ten sposób zdobywają pożywienie. Najczęściej zjadają rośliny wodne (np. ramienice, rdestnice, moczarkę) i bezkręgowce, nie gardząc też ikrą ryb czy skrzekiem żab. W przeciwieństwie do kaczek, raczej nie połykają pokarmu pod wodą, a dopiero na powierzchni. Przed zanurzeniem łyski wykonują charakterystyczny podskok po czym schodzą na głębokość do kilku metrów. Raczej nie więcej niż 5–6, a najczęściej znacznie płycej. We Włoszech przeprowadzono obserwacje, w wyniku których ustalono, że średni czas nurkowania łyski to nieco ponad 5 sekund. Maksymalny notowany czas w zanurzeniu to 20 sekund.

Jeżeli pożywienia jest dość i woda nie zamarza, to łyski mogą pozostawać przez cały rok na terenie Europy Środkowej – często formują wtedy duże stada. W razie chłodniejszych zim przenoszą się do Europy Zachodniej i Południowej. Wiosną przystępują do godów, w trakcie których stają się zawadiackie i zuchwałe. Samce wybierają terytoria, których

zaciekle bronią, a samice przyglądając się temu wybierają samce. Po utworzeniu pary przygotowywane jest gniazdo wśród roślinności wodnej, do którego prowadzi coś na kształt rampy lub drabiny. Co ciekawe, samiec donosi materiał, a buduje samica. Po złożeniu jaj w liczbie od 5 do 10 (choć zdarza się, że i kilkunastu) i nieco ponad trzech tygodniach wylęgają się młode. Gdy dojdzie do utraty gniazda, łyski potrafią podrzucić swoje jaja do gniazd innych ptaków. Opisano przypadek ulokowania jaj łyski w gnieździe błotniaka stawowego – drapieżcy, który owszem, łyski lubi, ale zjadać. Losy młodych z tamtego lęgu nie są znane… Ciekawostką w zachowaniach łysek związanych z rozrodem jest to, że gdy w sprzyjających warunkach dojdzie do kolejnego lęgu, to młodociane osobniki z pierwszego pomagają rodzicom opiekować się młodszym rodzeństwem. Warto też wspomnieć, że młode łyski szybko nabywają samodzielności, bo nurkują już w trzecim tygodniu życia, a w ósmym potrafią już latać! Wiedząc to wszystko, przyglądajmy się łyskom przy każdej możliwej okazji, póki jeszcze są wciąż dość liczne. I pamiętajmy – nie wszystko co pływa po stawie to kaczka! Łyski to rodzina chruścieli (czyli ptaków spokrewnionych z żurawiami) i choć niektórym mogą się wydawać do kaczek podobne, mają zupełne inne pochodzenie.

abc : maska, fajka, płetwy

Jak dobrać i bezpieCznie używać sprzęt do snorklowania

Tekst margita ś lizowska Zdjęcia wiktor zdrojewski

fajka (rurka). Fajkę należy dopasować pod kątem wygody ustnika i wygięcia rurki (sztywna lub z elastycznym przegubem). Wybieramy też rodzaj fajki:

a. otwartą z góry, której atutem jest cena

b. z  kapturkiem częściowo zabezpieczającym przedostawanie się nadmiaru wody z góry

c. tzw. „suchą fajkę” z zabezpieczeniem przed wlewaniem się wody z góry.

Warto zwrócić uwagę czy rurka posiada zaworki nadmiarowe. Dzięki zaworkom łatwiej opróżnić fajkę z wody ale wymaga ona dodatkowej uważności w użytkowaniu. Bardzo ważne są odblaskowe elementy na rurce, ponieważ dzięki nim będziemy widoczni na powierzchni wody. Rurkę mocujemy po lewej stronie maski (i twarzy) za pomocą klipsa lub gumki. Ustnik wkładamy do buzi, lekko przytrzymujemy zębami i obejmujemy ustami tak, żeby utworzyć szczelny układ. PIERWSZĄ rzeczą, którą robimy po włożeniu fajki do ust jest zrobienie WYDECHU. Dzięki temu pozbędziemy się ewentualnej wody ze środka…

płetWy i… buty. Do snorklowania możemy używać dwóch rodzajów płetw. Kaloszowych, które wkładamy na bosą stopę/ skarpetkę neoprenową. Takie płetwy najlepiej sprawdzają się na basenie lub przy snorklowaniu z łodzi (na głębokiej wodzie). Bardziej funkcjonalne są płetwy paskowe (mocowane na pasek/ gumkę/ sprężynę). Zakładamy je na buty neoprenowe, które powinny być ściśle dopasowane do stopy. Pióra płetw (im prostsze tym lepsze) powinny być średnio miękkie

do średnio twardych – w zależności od stopnia wytrenowania snorklującego. Zbyt miękkie będą mało wydajne. W zbyt twardych istnieje podwyższone ryzyko, że złapie nas skurcz. Płetwy najlepiej zakładać w wodzie lub tuż przed skokiem do niej. Ale jeśli musimy przejść w nich po lądzie – idziemy bokiem bądź tyłem zerkając na to, co jest za nami. A do nieznanej wody czy pomiędzy rafę koralową – obowiązkowo wchodzimy w butach do pływania czy nurkowania!

reklama

konfiguracje Sprzętowe

Część 2

Tekst wojciech a. f ilip

Jedną z najważniejszych cech konfiguracji „backmount” (butla lub butle zamocowane na plecach) jest jak największa stabilność butli utrzymana w każdej pozycji nurka.

Wyobraźmy sobie nurka, który pod wodą chce ustawić się głową w dół, albo wykonać obrót wokół własnego, poziomo ustawionego ciała (takie umiejętności przydają się wewnątrz

ciasnych wraków). Jeżeli konfiguracja jest dobrze dobrana i dopasowana, to nie będzie z tym żadnego problemu. Czyli sprzęt nurka będzie się poruszał z nim tak, jakby stanowili jedną całość.

Jeżeli natomiast butla na plecach będzie się przesuwać, będzie to wpływało nie tylko na komfort, ale w dużej mierze także na bezpieczeństwo nurkującego.

Zdjęcie Przemysław Zyber

jacket czy skrzydło?

dlaczego moja konfiguracja powinna być dla mnie idealna?

Co to jest jacket?

Prawdopodobnie zdecydowana większość z Was potrafi to to pytanie odpowiedzieć wyczerpująco – porównajcie to co wiecie z informacjami poniżej.

Jacket jak nazwa wskazuje to rodzaj kamizelki (polska nazwa to kamizelka ratowniczo-wypornościowa KRW), którą nurek zakłada na siebie, dopasowując ją do sylwetki 3, 4 albo większą ilością elementów regulacyjnych. W tylnej części kamizelki znajduje się sztywny noszak z pasem lub pasami, za pomocą których dopinamy do naszego jacketu butlę.

Główna część jacketu składa się z dwóch warstw materiału, pomiędzy które wpompowywane jest powietrze kiedy naciskamy przycisk dodawczy na inflatorze. Przestrzeń na powietrze rozłożona jest z tyłu i po bokach nurka (to właśnie dlatego przy napełnianiu jacketu na powierzchni możemy czuć ucisk na żebra, albo mieć kłopot ze swobodnym oddechem). Problematyczne może się też okazać włożenie albo wyjęcie czegoś z kieszeni jacketu, kiedy ten jest w pełni napełniony powietrzem. Rozłożenie komór powietrznych w kamizelce powoduje, że żadna z nich nie stabilizuje butli (jacket obejmuje nurka, a nie butlę), a na powierzchni nurek ustawiany jest brzuchem do góry (największe komory powietrzne znajdują się na bokach nurka).

Skrzydło*

Ta nazwa to pewien skrót.

Skrzydło (nazywane też workiem) to jeden z elementów składających się na modularny system wypornościowy (w tym systemie worek po napełnieniu powietrzem wystaje nieco na boki nurka. Stąd określenie „skrzydło” (ang. wing).

plusy jacketu:

` jest powszechnie znany

` instruktorzy lubią ubierać w jackety swoich kursantów

` na powierzchni ustawia nurka brzuchem do góry

` kojarzy się z częścią garderoby 

minusy jacketu:

` nie utrzymuje butli w jednym położeniu na nurku

` pozwala przesuwać się butli w kierunku głowy i na

boki nurka

` częściowo blokuje możliwość swobodnego oddychania (ściska nurka po napełnieniu)

` nie utrzymuje wysokiej pozycji na powierzchni wody

` brak odpowiedniego rozmiaru w przypadku osób bardzo wysokich i szczupłych, niskich i mocno zbudowanych czy dzieci

` przy całkowitym napełnieniu powietrzem, może blokować dostęp do kieszeni na dodatkowy sprzęt

Zdjęcie Alfred Lee
Zdjęcie Tomasz Płociński

Samo skrzydło to tylko zbiornik na powietrze, trzeba go jeszcze połączyć z nurkiem i z butlą.

Pierwszym elementem łączącym jest noszak, podobny do tych stosowanych w jacketach. Może on być wykonany wytrzymałego, lekkiego tworzywa (np. z carbonu), albo z metalu (aluminium lub stal nierdzewna). Z pewnej perspektywy noszak wydaje się być płaski i przypomina płytę metalu (ang. backplate). Zwyczajowo nazywany jest po prostu „płytą”. Do płyty zamocowana jest uprząż, która bardzo dokładnie przylega do nurka. Dobrze dobrana i dokładnie dopasowana uprząż powoduje, że nie można poruszyć samą płytą bez poruszenia ciałem nurka. Do płyty zamocowana jest butla –aby takie połączenie było stabilne, do płyty przykręcony jest na sztywno metalowy adapter. W adapterze zamocowane są 2 pasy obejmujące butlę. Tak zamocowana butla jest całkowicie nieruchoma na plecach nurka.

Skrzydło, czyli worek na powietrze, mocowane jest bardzo prostym sposobem pomiędzy płytą a adapterem butli.

Całość stanowi modularny system wypornościowy.

dlaczego modularny?

Dlatego, że każdy z elementów tego systemu możemy dobrać/wymienić niezależnie od reszty (jak moduł) – płyta może być wykonana z różnych materiałów od bardzo lekkich, ważących niespełna 0,5 kg (fajne do podróżowania) po bardzo ciężkie. Wielkość – wyporność worka, jego kolor, kształt możemy dowolnie wybierać i co ważne: zmieniać. Pozwala to na zastosowanie jednej płyty z uprzężą zarówno do nurkowań z butlą pojedynczą jak i z zestawem dwubutlowym (wymieniamy wtedy tylko worek).

Uprząż może mieć różną twardość oraz dodatkowe elementy (tzw. d-ringi) do mocowania dodatkowego sprzętu. Ma też kilka opcji regulacji: regulowana jednorazowo – zawsze idealnie pasuje na jednego nurka, albo uniwersalna regulowana podobnie jak pasy w jackecie.

Dla osób nie lubiących samodzielnie przygotowanych konfiguracji, każdy producent sprzętu przygotował gotowe modularne zestawy. Są zestawione tak, aby idealnie sprawdzały się w różnych sytuacjach. Dodatkowo przygotowane są takie wygodniejsze dla kobiecej sylwetki, do podróżowania czy nurkowania z różnymi konfiguracjami butli – wystarczy zapytać sprzedawcę (swoją drogą – system modularny skutecznie chroni przed wydawaniem pieniędzy na zakup sprzętu wiele razy )

Zdjęcie Bartek Trzciński
Zdjęcie Bartek Trzciński

plusy systemu modularnego:

` zapewnia idealną stabilność pod wodą

` pozwala na swobodne przyjmowanie dowolnych pozycji

` można go idealnie dopasować do każdej sylwetki

` ma wiele możliwości montażu różnych dodatków przydatnych w czasie nurkowania

` niezależnie od ilości powietrza w worku nie uciska nurka

` właściwie dobrany worek pozwala na przyjęcie bezpiecznej, wysokiej pozycji na powierzchni

` pozwala na dowolne zmiany konfiguracyjne bez konieczności kupowania całego sprzętu od nowa

co warto wiedzieć o systemie modularnym?

System ten trafił do nurkowania rekreacyjnego z nurkowania w jaskiniach. Trudne miejsca nurkowe wymagają nie tylko idealnej kontroli pływalności, ale również sprzętu, który będzie wspierał nurka we wszystkim, co ten będzie robił. Dodatkowo sprzęt taki musi być wyjątkowo wytrzymały zarówno w kontekście warunków nurkowania jak i transportu, czyli powinien znosić dobrze to, że właściciel kiepsko go traktuje…

Te specyficzne cechy powodują, że do nurkowania rekreacyjnego trafił sprzęt wyjątkowy, z którego warto skorzystać. Połączenie uprzęży, płyty i worka daje nieograniczone możliwości każdemu nurkowi, obojętnie czy zaczyna uczyć się nurkowania czy planuje zdobywanie nowych umiejętności.

minusy systemu modularnego:

` niewłaściwie wybrany worek (zbyt wysoki za głową) może kłaść nurka na twarz na powierzchni wody oraz utrudniać kontrolę pływalności

` niewłaściwie dopasowana uprząż/pas kroczny nie zapewni stabilnej pozycji butli na plecach nurka

To jedyny system, z którego nurek może skorzystać na kursie i w czasie późniejszych nurkowań na poziomie podstawowym, zaawansowanym, wrakowym, jaskiniowym doposażając go w razie potrzeby jedynie w dodatkowy worek – reszta cały czas działa tak samo dobrze.

Można go dopasować do osoby o dowolnej budowie ciała. Można go stosować u osób, które jeszcze nigdy nie nurkowały, a chciałyby tylko spróbować. Można go stosować na każdym poziomie zaawansowania nurkowego.

co zatem wybrać? czy jacket to przeżytek?

Dążymy do tego, aby być lepszymi nurkami, chcemy mieć najlepszy sprzęt, który bezawaryjnie będzie działał przez długie lata.

Każdy z nas lubi rzeczy szyte na miarę – dowiedzcie się więcej o modularnym systemie wypornościowym i przetestujcie go. Jeżeli się wam nie spodoba, zawsze możecie wrócić do jacketu.

Zdjęcie Tomasz Płociński
Zdjęcie Marcello di Francesco

tajemnica – czyli dlaczego nie wszyscy używają systemów modularnych?

Powód jest banalnie prosty: ponieważ nie znają go na tyle dobrze, żeby wykorzystać jego wszystkie możliwości.

Wystarczy, że przyswoimy trochę wiedzy i przeprowadzimy trochę testów praktycznych. Oto kluczowe pytania, na które powinniśmy poznać odpowiedź przed doświadczeniami w wodzie:

1. Płyta – dlaczego nie należy jej traktować jako sposobu na zmniejszenie ilości balastu?

2. Uprząż – jak ją dobrze dopasować i dlaczego pas brzuszny nie powinien być umiejscowiony na brzuchu?

3. Worek – jak kształt worka wpływa na pozycję nurka i kontrolę pływalności?

Wpływ na wybór Twojego sprzętu może mieć wiele osób, jednak to tylko od Ciebie zależy w co się wyposażysz i jak będziesz tego używał. Warto posłuchać tego, co mają na temat

Twojego wyboru do powiedzenia inni nurkujący. Zdecydo-

Połączenie uprzęży, płyty i worka daje nieograniczone możliwości każdemu nurkowi, który planuje zdobywanie nowych umiejętności. To jedyny system, z którego nurek może skorzystać na kursie podstawowym, zaawansowanym, wrakowym i jaskiniowym doposażając go jedynie w dodatkowy worek – reszta cały czas działa tak samo dobrze.

wanie warto szukać pomocy u osób, które zachęcają Cię do poznania różnych rozwiązań przez ich wypróbowanie.

Budowanie swojej perfekcyjnej konfiguracji zacznij od zdobycia wiedzy na jej temat. Następnie znajdź centrum nurkowe, albo sklep, który umożliwia przetestowanie wybranego sprzętu.

Bądź dokładny: notuj wszelkie spostrzeżenia, zadawaj pytania i szukaj logicznych odpowiedzi.

Twoja perfekcyjna konfiguracja to sprzęt, w którym będziesz pływał tylko ty – nie ktoś inny.

Jacket czy skrzydło służy do podnoszenia bezpieczeństwa i komfortu naszego pobytu pod wodą. Nasz sprzęt nurkowy wybieramy zawsze mając na uwadze rodzaj nurkowań jakie chcemy wykonywać. Mając na uwadze rozwój własnych umiejętności (kolejne stopnie zaawansowania).

Bardzo często nie możemy wybrać najlepszego rozwiązania z powodów związanych z systemem szkoleniowym czyli tym, jak uczymy się nurkować. Instruktor chce postępować zgodnie ze standardami szkoleniowymi, a te nie zawsze są dla niego na tyle jasne, aby mógł je swobodnie interpretować i… wybiera nam rozwiązanie sprzętowe najwygodniejsze dla… niego w celu przeprowadzenia kursu, ale nie koniecznie najlepsze dla nas – nurków.

Zapraszam do kolejnej części artykułu Konfiguracje Sprzętowe – poznacie tam szczegóły związane z doborem i dopasowaniem systemu modularnego. Zapraszam do kolejnego numeru Perfect Diver. WAF.

spory

wane zainteresowanie nurków tym rozwiązaniem.

*niektóre firmy proponują nurkom hybrydy: połączenie jacketu ze skrzydłem, w których komory powietrzne obejmują butlę, albo butlę i nurka. Duża komplikacja w budowie,
ciężar, wysoka cena i brak pasa krocznego (bodaj jedynym wyjątkiem są skrzydła firmy Zeagle, wyposażone w pasy kroczne), powodują umiarko-
Zdjęcie Michał Motylewski
DAN dba o to, abyście mogli beztrosko nurkować, w dowolnym miejscu i czasie

Ogólnoświatowe Assistance w razie wypadku, działające 24/7

Wyłączny dostęp do nurkowych planÓw ubezpieczeniowych

Porady medyczne i zalecenia specjalistów

Udział w programach badawczych z zakresu medycyny nurkowej

DIVING SAFETY SINCE1983

Kursy pierwszej pomocy

PHOTO BY MARCELLO DI FRANCESCO

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.