Plyn Pod Prad nr 27

Page 1

www.podprad.pl

Nr 27/grudzień 2007 issn 1507-210x

>>> Bezpłatny Magazyn Studencki

ienie n t s i a z a n w ó b 58 sposo ica b i k ć ś o m a s ż o T Obraz siebie


Dwie ręce na kubku Piątkowe popołudnie. Wykład. Za oknem wiatr rozbiera drzewa do naga. Pada deszcz. Ale studentów nie obchodzi to, co dzieje się za oknem. Słuchają uważnie. Wykład jest dzisiaj ciekawy...

>>> Drodzy Państwo, w kontaktach z innymi słowa to tylko 7% przekazu.

Reszta to gesty, mimika i ton głosu. Nikt nie potraktuje Państwa poważnie jeśli nie zastosujecie odpowiedniej techniki autoprezentacji.

>>> Państwa gesty mają być miękkie i płynne, choć zdecydowane. Nie, alkohol w tym zdecydowanie nie pomaga...

>>> Uwaga – teraz proszę wyprostować plecy i w takiej pozycji pozostać

już zawsze! Koniec garbienia się przed komputerami i rozwalania po klubowych kanapach.

>>> Nigdy nie krzyżujcie Państwo rąk ani nóg, bo wszyscy wezmą Was za

mruków. Albo pomyślą, że jesteście nieśmiali, a to już najgorsze, co może być! Dłonie mają być skierowane wnętrzem do góry. To sprawi, że będzie od Was biła pozytywna energia i miłość do ludzi. Studenci skrupulatnie notują. To przecież ważne informacje. Tylko w ostatnich ławkach – brak zrozumienia. Może zastanawiają się, jaki właściwie to przedmiot? Praktyczne zastosowanie metod autoprezentacji? Wprowadzenie do socjotechnik?

>>> Kiedy jecie i pijecie również wysyłacie silne sygnały do otoczenia. Absolutnie nie odginajcie Państwo małego palca. To już passe. I przestańcie zostawiać łyżkę w filiżance – takich ludzi odbiera się jako leniwych. Kiedy podnoszą Państwo do ust kubek, proszę robić to jedną ręką. Dwie dłonie na kubku świadczą o niepewności.

>>> Nigdy, przenigdy proszę nie ubierać różu ani fioletu. Nawet na bal

przebierańców. Zrezygnujcie też z czerni i jaskrawej bieli, pomarańczu, łososia, pstrokacizn i całej masy innych kolorów. Obniżają Państwa wizerunek poważnych ludzi. I żadnych koszulek z nazwami zespołów albo sloganami w stylu Kobieto, podaj mi piwo.

>>> Kiedy rozmawiają Państwo z kimś ważnym, niech Państwo dokładnie

foto: K. M.

Państwa gesty mają być miękkie i płynne, choć zdecydowane.

|www.podprad.pl

przyglądają się jego oczom, obserwując kolor tęczówki, wielkość źrenicy. Państwa rozmówca pomyśli, że dokładnie Państwo słuchają i przyzna Wam za to dodatkowe punkty.

>>> Należy szukać w towarzystwie ludzi, którzy mają role przywódcze i starać się z nimi zaprzyjaźnić. Dobrze jest przyjąć taką samą pozycję ciała, jak osoba, której chce się spodobać. Nie, to nie jest wyrachowanie. To po prostu życie.

Prowadzący z zadowoleniem składa swoje notatki. Wykład chyba podobał się studentom. Może teraz będą umieli lepiej kreować swój wizerunek? Może będą mieli większe szanse na rynku pracy? Tylko ostatnie ławki wyglądają na znudzone. Widać, że niczego nie wynieśli z zajęć. Prowadzący wzdycha na myśl o tych niewdzięcznych słuchaczach. Z takich to już nic nie będzie... Po wykładzie na pewno pójdą na piwo i zgodnie obśmieją wszystkie metody autoprezentacji... Na pewno nie wyjmą łyżek z filiżanek. Na pewno będą niepoważni i dziecinni. Włos się na głowie jeży na myśl o ich przyszłości... Olga


wstępniak

26 20 32 24 1 17 20 25 5 foto: Natalia Balcer

Jesteśmy wzrostem, wagą, numerem buta, obwodem w talii.

foto: 123RF LIMITED

Od rodziców dostajemy nazwisko. I imię. Imię nadane nam po dziadku, po ulubionym piosenkarzu ojca, po ukochanej aktorce naszej matki. Nie mamy w tej kwestii nic do powiedzenia, bo, póki co, w ogóle nie mówimy. Urząd, z którego istnienia nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, nadaje nam numer ewidencyjny PESEL - jedenaście cyfr. I od tej chwili nasze życie zaczynają pokrywać coraz gęstsze rzędy cyferek. Z czasem stajemy się numerem dowodu osobistego - trzy litery i sześć cyfr. Dla armii niektórzy z nas zostają numerem książeczki wojskowej - dwie litery, sześć cyfr. Dla naszego banku jesteśmy numerem konta - ponad dwadzieścia cyfr. Numerem telefonu dla naszego operatora - dziewięć cyfr. NIP–em dla urzędu skarbowego - dziesięć cyfr. Numerem indeksu

dla naszej uczelni. Dla polityków, bez względu na to czy jesteśmy zwykłymi, czy niezwykłymi Polakami, zostajemy procentami przy diagramach obrazujących poparcie. Jesteśmy wzrostem, wagą, numerem buta, obwodem w talii. Od najmłodszych lat nasze naukowe osiągnięcia przelicza się na oceny, w przyszłości nasz sukces zmierzy się w walucie. Nawet naszą inteligencję da się określić liczbą. Chcąc nie chcąc od momentu przyjścia na świat stajemy się częścią jakichś statystyk – liczby urodzin, zachorowalności na choroby wieńcowe albo oglądalności seriali.

Prawdziwa magia liczb. Ostatecznie zostaje po nas imię, nazwisko i dwie daty na kamiennej płycie. Jeśli nam się w życiu poszczęści, to kto wie, może płyta będzie z pięknego marmuru, ozdobiona jakimś zgrabnym epitafium, gdzieś w uroczym zakątku pobliskiego cmentarza. Jakoś bez znaczenia stanie się to, za kogo się uważaliśmy, co o sobie myśleliśmy. Wszak ludzie nie potrafią czytać w myślach sobie nawzajem. Ludzie widzą liczby. Liczby mówią o nas wszystko. Wszystko i nic. dominik

Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym kim byś był, gdybyś skończył inne liceum, mieszkał na innym osiedlu lub miał innych rodziców? Mnie ostatnio dopadły takie pytania w dziwnym miejscu – na awuefie. Miałam okazję chwilkę pożyć życiem tej uczelni i zachwycił mnie jej klimat. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, że może jednak wybrałam nie tą uczelnię. Zainspirowana tym przypływem wątpliwości, wyobraziłam sobie jakby to było, gdybym urodziła się w innym kraju, miała więcej kasy albo nie umiałabym tego co umiem. Czy byłabym tą samą osobą, którą jestem? Gdzie kończy się moja tożsamość? Czy jest ona zbudowana tylko w oparciu o to co przeżyłam, jak wyglądam, co potrafię? Czy zupełnie o coś innego - kształt mojego serca i duszy? A może jednak w oparciu o Tego kto to serce stworzył... Spróbowaliśmy w tym numerze przybliżyć temat naszej tożsamości, dlatego nie uciekliśmy od biało - czerwonej flagi, numerków w legitymacji studenckiej i paszporcie. Przepytaliśmy panią psycholog o to jak kształtuje się nasza odrębność, a studentów o to co lubią w sobie. Poddaliśmy pod dyskusję kwestię tego czy moje ciało i jego ograniczenia mają radykalny wpływ na to kim jestem i to, czy można wyrwać się poza nie. Do tego dodaliśmy smaczku jak zwykle bardzo niepoważnym teścikiem na lizusa oraz zupełnie odjechanymi radami jak zaistnieć na uczelni. Hmm widać, że jednak nic niewnoszące pytanie - co by było gdyby, jednak coś wniosło... Kasia Michałowska naczelna@podprad.pl www.podprad.pl|


Semper fide foto: Paweł Strykowski - www.strykowski.net

27.05.1999 - Londyn, stadion Wembley, Anglia - Polska, el. ME

w cień konstrukcji stadionu. Czekałem z moimi rodzicami dwie godziny. Wykończony i popychany przez tłum pijanych Anglików wszedłem na trybuny ich futbolowej Mekki. Miejsca były niefortunnie wybrane - siedziałem pośród morza dumnych synów Albionu. Nie wychylałem się za bardzo ze swoimi sympatiami; sektory polskie były po drugiej stronie…

Moja tożsamość = kibic, A Twoja? Miałem wtedy dwanaście lat. To był upalny dzień. Nietypowy dla londyńskiej pogody. Jedyną chwilą wytchnienia był chłód, gdy wchodziło się |www.podprad.pl

Anglicy - weseli, bo napici przed meczem. Weseli, bo wiedzieli, że grają ze słabeuszem (jak to z naszą reprezentacją było). Ich wesołość została zmącona w jednej chwili. Z tunelu wybiegł zawodnik. Bramkarz. Nie angielski. Był to Adaś Matysek. W jednej chwili dyskusje ustały. Zaczęli gwizdać. Z dolnych sektorów (a siedziałem wysoko) wi-


Pogoda zupełnie inna. Lało jak z cebra. Miałem na sobie foliowy kapok. Na trybuny wszedłem z ojcem i kuzynem na parę godzin przed meczem. Tłum z czasem zaczął gęstnieć. Wraz z tłumem rosła nadzieja w sercach - Może to już dziś, tylko te 90 minut i jesteśmy w finałach. Wreszcie nadchodzi ta chwila. Wychodzą. My i oni. Wrzawa rośnie z każdą chwilą. Rośnie wiara… aż wreszcie… radość eksploduje… pierwsza bramka. Długo na nią czekaliśmy. Gol do szatni. 1:0 dla nas. Ryk tysięcy gardeł, skandują i proszą o jeszcze… 11.10. 2006 - mój dom, wieczór w dniu meczu Polska - Portugalia

elis działem, jak rzucali w jego bramkę butelkami po piwie, papierkami, po prostu wszystkim, co było pod ręką. Ale on nic sobie z tego nie robił. Podbiegł do bramki, zaczął się rozgrzewać z trenerem. Jakby nie widział tego, co się dzieje dookoła. Jakby miał to kompletnie gdzieś. Może podświadomie czuł, że przyjdzie mu być skazanym na pożarcie. Jednak był jak skała - niewzruszony

Polacy trenują, przyjeżdża czwarta drużyna ostatnich mistrzostw świata - wielka Portugalia. Boski Cristiano z kurtuazją mówi do kamer - Szanujemy naszych rywali - tłumacząc z portugalskiego - Rozjedziemy ich tak, że nie zostanie z nich mokra plama. A Leo Benhakker jest prawie pod ścianą… Siadam sobie spokojnie przed telewizorem. Wyszli na murawę, hymny… No i się zaczyna. Idę sobie zrobić herbatę… sypię jedną łyżkę, drugą, mieszam. Przy okazji się oparzyłem. Wracam. Siadam. A tu patrzę - Błaszczykowski biegnie po flance, piłka w pole karne, Lewandowski strzela… Smolarek… ripleja nie zobaczyłem. Dostałem ścierką po głowie, bo herbatę rozlałem. Teraz się pewnie zapytacie, o co w tym powyżej chodzi. Zgadza się, to są moje wspomnienia… Dlaczego o tym piszę? Bo czułem na swoich plecach bezsensowną nienawiść. Bo czułem dreszcze, złość, żal, ból. Bo było we mnie radosne kołatanie serca, była ulga, była eksplozja szału. Bo czułem wrzątek na kolanie. Bo miałem pasję i nadzieję. Maciej, bad452@wp.pl

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie w jaki sposób kształtuje się poczucie naszej odrębności wybrała się Olga Kupicz.

moje ja

2.09.2001 - Chorzów, stadion Śląski, Polska - Norwegia, el. MŚ

Poczucie siebie

Magdalena Górska psycholog i psychoterapeuta w Ośrodku Psychoterapii i Rozwoju Osobowości MILA w Gdańsku.

Co to jest tożsamość?

Czy człowiek posiada cechy wrodzone?

Tożsamość jest częścią osobowości. Jest pewnym poczuciem siebie, swojej odrębności od innych. Dotyczy granic między ja i świat. Jest również historycznym postrzeganiem siebie tzn. tego, że istnieje się w określonym czasie oraz jest poczuciem autorstwa swoich działań i poglądów.

To co możemy nazwać wrodzonym jest nasz temperament. Jest jakby naszym wyposażeniem, z którym przychodzimy na świat. Temperament jest niezmienny, ale zdarza się, że może się zmienić w procesie dojrzewania lub starzenia.

Czy człowiek rodzi się z tożsamością?

A na jakie cechy może mieć wpływ?

Nie. Poczucie odrębności tworzy się w ciągu rozwoju człowieka. Gdy dziecko rodzi się - nie postrzega siebie. Ta granica między nim a światem jest zatarta. W przypadku bardzo małego dziecka mówiąc świat - mówimy głównie o jego matce. Dziecko nie odróżnia, że ono to ono - dziecko, a osoba obok - jest inna, że to jego matka.

Na pewno może zmienić cechy osobowości, które są dysfunkcjonalne, dające cierpienie psychiczne tzn. cierpienie wynikające z braku satysfakcji, gdy człowiek czuję się niespełniony w swoim życiu. W długoterminowej terapii człowiek może je zmienić.

Kiedy następuje moment poczucia własnej tożsamości?

Trudno jest dokładnie określić, ponieważ tożsamość ciągle się kształtuje. Jednak przyjmuje się, że już w drugim roku życia człowiek ma poczucie własnej odrębności. Czy istnieje coś takiego jak zaburzenie tożsamości?

W kategorii klinicznej, nie ma czegoś takiego. Gdy człowiekowi wydaje się, że jest kimś innym niż w rzeczywistości jest to urojenie, które może być symptomem choroby psychicznej. Natomiast, gdy teoretycznie dorosły człowiek nie może zakończyć okresu ukształtowania swojej osobowości, wówczas pomocą jest psychoterapia. Przyjrzenie się sobie i swoim przeżyciom. Próba rozumienia siebie.

foto: Olga Kupicz

pośród morza dzikiej i bezsensownej agresji…

Czy tożsamość jest zależna od miejsca, w którym żyjemy?

Tożsamość człowieka zawsze kształtuje się w relacji ze światem zewnętrznym. Człowiek rozwija się poprzez kontakt z rodzicami, rówieśnikami, autorytetami. Środowisko, w którym się urodziliśmy ma istotny wpływ na naszą tożsamość. Miejsce pochodzenia decyduje o sposobie naszego myślenia. Czy tożsamość narodowa jest nam potrzebna w życiu?

Myślę, że jest to ważne, ponieważ tożsamość narodowa jest częścią tożsamości osobistej. Jest takim kryterium poprzez, które człowiek się definiuje i samookreśla. Pozwala mu wypełnić podstawową potrzebę przynależności. Daje w jakimś stopniu odnalezienie siebie. www.podprad.pl|


Istnien foto: Istnienie, Maciej Tomaszek, HBO Polska OTO Studio Filmowe

Podobno, co siedem lat całe nasze ciało ulega przemianie, ponieważ w komórki obumierają, a na ich miejsce powstają nowe. Jeśli tak, to co siedem

Opieramy swoją tożsamość w dużej mierze na naszym ciele – jakiej płci jestem, jaki mam kolor skóry, czy jestem wysoki, niski, gruby, chudy, blondyn, czy brunet. Te wszystkie cechy zewnętrzne nie tylko przydają nam pewne etykiety, ale też sprawiają, że czujemy się lepiej lub gorzej sami ze sobą. Ustanawiają to, kim jestem. Jestem białą, młodą kobietą, która jest na bakier z obowiązującymi standardami rozmiarowymi. Film dokumentalny Marcina Koszałki Istnienie opowiada o krakowskim aktorze Jerzym Nowaku (Lista Schindlera, Ziemia obiecana, Stawka większa niż życie), który jest świadomy zbliżającej się śmierci (ma już 84 |www.podprad.pl

lata) i w związku z tym porządkuje różne sprawy w swoim życiu. Przede wszystkim załatwia formalności związane z oddaniem swojego ciała na potrzeby nauki. Okazuje się, że z punktu widzenia prawnego, gdy umiera człowiek, to co po nim zostaje, nie jest już człowiekiem. Co więcej nie jest nawet ciałem, ponieważ handel ludzkim ciałem jest zabroniony, więc nie można go też zostawić komuś w spadku. Z punktu widzenia Akademii Medycznej również nie ma mowy o jakimś konkretnym człowieku, czy nawet ludzkim ciele, lecz o preparacie. Z ust prawnika pada następujące zdanie: „Z chwilą przemiany Pana ciała w preparat możemy mówić o tym, że przestaje istnieć człowiek”.

A jednak jesteśmy niezwykle przywiązani do naszych ciał i traktujemy zwłoki ludzkie jakby nadal były osobami. Mówimy do nich, ubieramy je w odpowiedni sposób, żegnamy się z nimi. Większość kultur ma bardzo rozwinięte tradycje związane z obchodzeniem się z ciałem zmarłego. Niewiele osób jest skłonnych zrezygnować z pogrzebu i spokojnego rozkładania się ciała i zamiast tego oddać je na potrzeby badań (patrz badania OBOP). Zachowujemy się tak, jakby trup nadal był człowiekiem i jakby mu zależało na tym, co się z nim dzieje. Śmierć otoczyliśmy jednym ze ściślejszych tabu. Nawet używanie słowa trup wydaje się obrazoburcze.

Zatem kim jest człowiek i kim ja jestem? Gdy ciało przestaje funkcjonować przestaje istnieć człowiek (przynajmniej w tej rzeczywistości). A jednak człowiek i ciało to nie to samo. Ciało jest pewnym potencjałem, który pozwala zaistnieć człowiekowi. W określeniu człowieka jego świadomość i dusza mają znacznie większe znaczenie niż ciało. Kiedy myślę kim jestem, to myślę po prostu sobą. Ja to ja. Byłam sobą, gdy miałam siedem lat i na emeryturze nadal będę tą samą mną. Zmieni się moje ciało, poglądy, sytuacja społeczna i wszystko inne, a jednak pozostanę sobą. Anita a.niemczyk@podprad.pl


foto: Robert Danieluk www.danieluk.net

granice

nie tym czasie wszystkie nasze lat jestem kimś zupełnie innym.

tożsamości…

Wchodzę do jej pokoju – zwyczajny raczej, łóżko, telewizor, laptop. Sterty notatek, magazynów, zagranicznych dzienników, książek po angielsku. Na ścianie zdjęcia rodziny, przyjaciół i flaga… amerykańska. W jej dowodzie, w rubryce obywatelstwo wpisano: polskie.

Badanie TNS OBOP dla HBO Polska

>>> Na przekazanie po śmierci swojego ciała na potrzeby nauki zgodziliby się częściej mężczyźni (32%) niż kobiety (25%).

>>> Najbardziej przeciwne są osoby w wieku 60 lub więcej lat – 73% nie zgodziłoby się, podczas gdy w pozostałych grupach wiekowych odsetek ten waha się od 52% do 59%.

>>> Wśród osób z wyższym wykształceniem na oddanie ciała na potrzeby nauki zgodę wyraziłoby 43%, wśród tych z podstawowym – 13%.

>>> W największych miastach poparcie dla takiego pomysłu sięga 34%, natomiast na wsi wynosi 25%.

>>> Najbardziej skłonni do oddania ciała nauce są mieszkańcy Dolnego Śląska (41%), a najmniej wschodniej Polski (21%).

Mając osiemnaście lat wyjechała nie dziwi - międzynarodowa gwiazda, do Stanów. Poznała całkiem nowych założyciel U2, aktywnie uczestnicząludzi. Przeżyła szok cywilizacyjny. cy w pomocy innym. Zaangażowany Nowohuckie osiedla nijak się mają do w organizacji non - profit, do której blokowisk na Rhode Island. Zaczęła i ona należy (Amnesty International). marzyć o wielkiej przygodzie. Nie Ale prof. Bartoszewski? Dlaczego? chciała wracać do Polski. W Waszyng- Bo ona nie należy do pokolenia JPII. tonie widziała napis: Freedom is not free Nie lubi jak się ją tak określa. Lubi (wolność nie jest darmowa). Czy to być postrzegana jako indywidualna oznaczało, że te wszystkie lata, które Polska poświęciła na odzyskanie Jak poczuć przynależność całkowitej niepodległości będą ją zawsze prześlado bieli i czerwieni, dowały? Wszyscy w kraju orła białego mówili o przeszłości. O i Mazurka Dąbrowskiego? zmianach gospodarczo - ekonomicznych. Lustrowali się i zrzucali winę na siebie nawzajem. Stali w miejscu cza- jednostka. Nienawidzi być brana jako sem nawet się cofali, ale nigdy nie szli ogół. A prof. Bartoszewski potrafi indo przodu. Oczywiście w USA też tak dywidualizować. Nie uogólniać swobyło, no prawie tak samo. Tylko, że ich wniosków i spostrzeżeń na masę. tam nikt jej nie wmawiał, że jej ma- Potrafi przyciągnąć do siebie ludzi, w rzenia są nierealne. szczególności młodych. Jest otwarty, Wróciła, żeby studiować. Nie bezpośredni, potrafi uczyć. Jednego dostała wizy. Za to też obwinia Pol- tylko nie potrafi jej nauczyć i chyba skę i jej rząd. Woli nie mieć z tym nikt tego nie potrafi. Jak poczuć przynic wspólnego. Woli wyjechać i żyć należność do bieli i czerwieni, orła tak jak chce. białego i Mazurka Dąbrowskiego? Bo Kto jest jej autorytetem? Bono i ona w to nie wierzy. prof. Bartoszewski. Pierwszy wybór Ania Kukla www.podprad.pl|


foto: Robert Danieluk www.danieluk.net

Wchodząc w cyberprzestrzeń zostawił w realu swoje krzywe zęby, seplenienie, skrzekliwy głos i dziurawe buty. [Anōnymos grec. ‘bezimienny’] Nadał sobie nic nieznaczący nick, chciał pozo-

stać anonimowy. Zarejestrował się na forum dyskusyjnym. Zaczął pisać blog, lecz i tu przezornie nie pozostawił żadnych informacji na temat tego, kim był poza siecią.

[NightRainbow: Człowiek nie musi obawiać się odrzucenia, gdy rozmowa pójdzie w złym kierunku lub gdy palnie gafę. Nie musi się bać, że ktoś go wyśmieje czy najzwyczajniej zignoruje.] Na początku nie było źle, był przygotowany, że nie od razu zostanie zauważony. Licznik na blogu nabijał odwiedzających, lecz nikt nie komentował jego wypowiedzi. Na forum starał się brać udział w każdej możliwej dyskusji, błyskając inteligencją, wiedzą i talentem retora. [Kamil: Nie ma tam informacji o mnie. Niech się zastanawiają nad treścią, a nie nade mną.] Przy poruszanych przez niego wątkach odzywały się zarówno głosy poparcia jak i sprzeciwu. Był dumny, że wreszcie ktoś reaguje na jego opinie. Jednocześnie nie przybywało komentarzy na blogu. Postanowił zatem przy swoim profilu dodać link do bloga. Pewnego dnia na forum ktoś ze znajomych z realu, który nie krył się ze swoją tożsamością, zacytował jego własną wypowiedź, z przypisem: „Mój znajomy X powiedział kiedyś ...” Przestraszony rozpoznania skulił się w sobie, mało brakowało, a byłby się przyznał, że to on wypowiedział przywołane słowa. Lecz oparł się pokusie. [Marcin: Blog to pewna forma ekshibicjonizmu. Pisząc w necie coś o sobie, zgadzasz się na to, by cię oceniono.] Wreszcie pojawiły się opinie i oceny jego osoby. Niektóre, choć nie dotyczyły krzywych zębów, a jego osobowości, raniły go mocniej niż te z realu. Nie udało mu się pozostać anonimowym. Pozostał sobą pod zmienionym imieniem, choć widziano go z innej niż na co dzień strony, bez bagażu jego wyglądu. [Looker: W przypadku dłuższego przebywania w określonym miejscu cyberświata tracimy anonimowość, bo postać, którą tworzymy integruje się z tym środowiskiem.] Jakub |www.podprad.pl


Nasze ulice to my

perspektywa

foto: Krzysztof Dziwny

Grudniowy wieczór 2007. Na gdyńskiej scenie Teatru Wybrzeżak trwa przedstawienie. Nic niezwykłego, gdyby nie to, że jest o Polakach. Spektakl był projektem edukacyjno – teatralnym. Grupa młodych ludzi ze Strefy Gazy, wspólnie z zaproszonymi gośćmi z USA i Bułgarii, przygotowywała się do spektaklu, przechodząc po drodze szereg szkoleń z zakresu dramy, pantomimy, happeningu ulicznego. Tematem przedstawienia byliśmy my – Polacy. Nasza tożsamość narodowa została pokazana w serii zabawnych etiud, ukazujących aspekty naszego życia społecznego, naszych standardowych zachowań. Palestyńczycy zwrócili uwagę na brak kolorystyki i różnorodności, szarość i marazm naszej ulicy. W przeciwieństwie do ich kraju. Ludzie na naszych ulicach nie rozmawiają ze sobą, nie mówią głośno, nie śpiewają, nie pogwizdują. To, co ich najbardziej zadziwiło to fakt, że nie łapiemy ze sobą kontaktu wzrokowego. Nie śmiejemy się na głos. Można by sparafrazować znane powiedzenie: pokaż mi swoją ulicę, a powiem ci, z którego kraju jesteś. W późniejszych rozmowach z mediami zwracali uwagę, że, według ich kryteriów, żyjemy w wolnym, bezpiecznym kraju, w którym można w stroju mima, z wielkim czerwonym nosem i pomalowaną na biało twarzą, chodzić swobodnie, zaczepiać ludzi i być pewnym, że nikt z tego powodu cię nie zastrzeli.

Fascynowały ich nasze światła drogowe. To, że gdy zapalało się zielone światło dla pieszych, to wydawały z siebie zabawny, charakterystyczny dźwięk. Dlatego za każdym razem, gdy przechodzili na zielonym świetle, śpiewali głośno tą pieśń przejścia, budząc powszechne, nie zawsze niestety, pozytywne zainteresowanie. Na ich przykładzie można było zobaczyć, że wielu Polaków (bo też nie fair byłoby uogólniać, że wszyscy) z jakiegoś powodu obawia się po pierwsze – czegoś, co wybija się poza normę. Po drugie – czegoś, co, idąc za punktem pierwszym, zwraca na siebie uwagę, przez co zmusza do określonej reakcji. Do zajęcia jakiegoś stanowiska, a więc zawiera składnik ingerujący w psychikę człowieka. A po trzecie – boją się czegoś, co jest nowe. Ze zderzenia się tych dwóch ostatnich składników wynika, jak bardzo jesteśmy podatni na stereotypy. Zwrócili oni również uwagę na fakt, że nasz kraj pełen jest historii, tradycji. Żyjemy w państwie pomników i tablic pamiątkowych. Rodzi się od razu pytanie – na ile jesteśmy tego świadomi? Na ile nasza tożsamość składa się z tej przeszłości, na ile nas kształtuje? A może w ogóle nie ma na nas wpływu i jest właśnie jedynie martwym pomnikiem bez żadnego znaczenia?

Jakie wyobrażenie o nas mieli rzyć tabelę alfabetyczną narzekań tyPalestyńczycy? Jadąc do Polski, wy- powych dla określonej narodowości. obrażali sobie kraj pokryty lodem i Polacy mogliby spokojnie wystartować śniegiem, w którym ludzie, ubrani w w konkursie na najbardziej absurdalny kożuchy, mieszkają w drewnianych Słownik Narzekań. chatkach na zboczach gór. Jeszcze Skąd bierze się smutek na nakilka lat temu jedna z gdańskich szkół szych ulicach, wrogość wobec niegościła u siebie w ramach projektu banalnych zjawisk, ludzi, wydarzeń? Socrates Belgów, którzy w listach do Gdzie rodzi się cielesne zamknięcie, szkoły przysyłali zapytania, czy my – jako Polacy mogliby spokojnie naród – posiadamy wystartować w konkursie na toalety w domach i czy można u nas zo- najbardziej absurdalny Słownik Narzekań baczyć chodzące dziko niedźwiedzie polarne. Jak widać, stereotypy nie są czymś tendencja do doszukiwania się we polskim, ale raczej międzynarodo- wszystkim złych stron? Przyczyn wym. W równym stopniu dotykają można by szukać w historii, zwakażdego, kto ufa zasłyszanym infor- lać na lata komunizmu, opóźnienie macjom, bez weryfikacji danych na ekonomiczne, które nie rysuje koten temat. Jeden z reżyserów z USA, lorowych perspektyw finansowych. który wówczas prowadził warsztaty Władzę, która zawsze kiedyś była teatralne, przyjechał do Wybrzeżaka lepsza. Szkolnictwo, które oderwawraz ze swoimi studentami. Okaza- ne od życia, bez praktycznego przyło się, że Polacy, w odróżnieniu od gotowania, budzi spore wątpliwości i swoich rówieśników zza granicy, mają strach przed wkroczeniem w dorospory problem z otwartością ciała, że słe życie. Winnych można by znaleźć w nieporównywalnie większy sposób wielu. Tylko czy jest w tym sens? zamykają się na dotyk, zwłaszcza jeśli Po co zastanawiać się nad pyjest to dotyk miedzy dwoma mężczy- taniem: Kto nam to zrobił?. Jeśli już znami. Kolejną cechą charakterystycz- wiem, kim jestem, jaka jest moja tożną okazało się bardzo popularne, w samość, to ważniejsza jest odpowiedź przeciwieństwie do obcokrajowców na pytanie: Jak mogę zniwelować wyni– narzekanie. Specyfika polskiego na- kające z tego problemy i rozwinąć idący rzekania jest czymś zastanawiającym, za tym potencjał?. wydaje się, że można by wręcz stwo alina blandyna, ala_blues@wp.pl www.podprad.pl|


30 hrywien z ...powiedziała pani Helena. Ucieszyliśmy się. Jeszcze chwilę wcześniej nie mieliśmy gdzie spać. Pani Helena spadła nam z nieba. foto: Robert Danieluk www.danieluk.net

foto: dominik

Może nie dosłownie spadła z nieba. Właściwie to z nieba spadł nam mąż pani Heleny, pan Janusz. Zabrał nas z ulicy do swego mieszkania w rozsypującej się kamienicy niedaleko hotelu Lwów. Byliśmy już wtedy zmęczeni trzygodzinnymi poszukiwaniami noclegu. Toż to polska mowa! – ucieszył się, kiedy usłyszał nas niedaleko katedry. Przedstawił się nie jako Ukrainiec czy Polak, lecz jako lwowiak. Tu się urodził, tu spędził całe życie. Tu wreszcie ożenił się z panią Helenką – w połowie Rosjanką, a w połowie Polką. We Lwowie mieszka obecnie 735 tys. ludzi, głównie Ukraińców i Rosjan. Do narodowości polskiej przyznaje się około 30 tys. mieszkań-

10 |www.podprad.pl

ców. Ilu jest ludzi takich, jak pan Janusz, trudno powiedzieć. Przed wojną Lwów był trzecim co do wielkości polskim miastem. Wiele ulic dalej nosi polskie nazwy, choć obecnie zapisane są cyrylicą. Znajdziemy tu Plac Mickiewicza, ulicę Kopernika czy Krakowską. Wciąż działa tu Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, mające swoją siedzibę przy Rynku 17. Po przybyciu do Lwowa pierwsze kroki skierowaliśmy właśnie tam. Nie znaleźliśmy wprawdzie noclegu, dowiedzieliśmy się za to, jak dzwonić z ukraińskich automatów telefonicznych. Ruszyliśmy więc w miasto. Po Lwowie można poruszać się marszrutkami, czyli małymi autobusami, które zatrzymuje się jak autostop. Przy dźwiękach klaksonów busiki niezgrabnie lawirują między dwudziestoletnimi ładami, czarnymi mercedesami prosto z salonu i tramwajami nie pierwszej młodości. W tramwajach ścisk. Pani w fartuchu woźnej sprzedaje bilety za 50 kopiejek. Na takim bilecie zjeździsz całe miasto. A jest co oglądać.

Lwowiacy są dumni przede wszystkim ze swojej starówki, która w 1998 roku została wpisana na listę UNESCO. Wojna obeszła się z nią łaskawie. Oryginalne kamienice i świątynie najróżniejszych obrządków przykuwają wzrok. To miasto posiada swój klimat, który wciąż zachwyca kolejne rzesze zwiedzających. „Przed wojną Lwów był jednym z najładniejszych miast polskich. Było to miasto wesołe. Nie to, że ludzie, ale miasto wesołe. Bardzo kolorowe, bardzo egzotyczne i właśnie przez swój egzotyzm, brak szarości warszawskiej (...), to było najbardziej europejskie miasto. Wiedeń odbił się na Lwowie. Był to Wiedeń trochę operetkowy. Wiedeń radości życia. Jak niektóre miasta włoskie.” – pisał Aleksander Wat. Tę radość życia we Lwowie poznawaliśmy razem z panem Ryszardem – prawdziwym oligarchą. Takim ze srebrną papierośnicą i złotą zapalniczką oraz z telefonem wartym chyba z tysiąc dolarów. Późnym wieczorem,


foto: dominik

na wschód

za noc... foto: dominik

wśród świateł neonów i zwisających nad ulicami lamp, przemierzaliśmy Lwów. Pan Rysiu był naszym przewodnikiem. Wskazał miejsca, które musimy zobaczyć. To wszystko, to naokoło – to jest polskie – mówił - Moja matka była Polką, ja jestem Ukraińcem, ale moja córka uczy się w polskiej szkole. Na ulicznym bruku wykluwały się rozmowy. O polityce i politykach, którzy jednakowo, czy to Polska, czy Ukraina, nie mogą się dogadać. O Euro 2012, którego i tak nie będzie. O najlepszej kawie we Lwowie. Następnego dnia przypadkowo wybrany tramwaj zawiózł nas na cmentarz Łyczakowski, jedną z najstarszych istniejących do dziś nekropolii w Europie. Spoczywa tu wielu znanych Polaków: Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Stefan Banach. Na wielu grobach widnieją polskie nazwiska. Częścią tego cmentarza jest też kwatera Orląt Lwowskich, gdzie znajdują się mogiły uczestników walk o Lwów. Wśród nich pochowany jest najmłodszy kawaler orderu Virtuti

Militari - trzynastoletni Antoś Pertrykiewicz. Śladów polskich doszukać się można nie tylko na cmentarzu. Ze Lwowa pochodzi wielu znanych Polaków: Krystyna Feldman, Kazimierz Górski, Zbigniew Herbert, Jacek Kuroń, Stanisław Lem, Jan Parandowski, Leopold Staff. To miasto oddycha historią. Ma się wrażenie, że czas zatrzymał się przed wojną. Archaiczne są jednak nie tylko zabytki. System wodociągów niestety też. Woda z kranów leci tylko dwa razy dziennie – wczesnym rankiem i późnym popołudniem. Wydaje się, że nikomu tutaj to nie przeszkadza. Ani długonogim pięknościom opiętym w bardzo krótkie spódniczki, ani pani Helenie, ani panu Rysiowi. Nikomu. Nawet nam. *** Zdrowy człowiek nie może mieć rozdwojenia jaźni. A miasto? Czy Lwów może być jeden i ten sam – polski i ukraiński? Albo czy Gdańsk może być jednocześnie niemiecki i polski? olga i dominik

>>>

>>> Ciekawostki

Będąc we Lwowie warto spróbować zupy ze wszystkiego - solianki. Wygląda niezbyt apetycznie, ale pozory mylą! Świetną przekąską są też gorące pirożki z kapustą, ziemniakami lub mięsem, sprzedawane na rogach ulic.

>>>

Polecamy też tradycyjną kawę, parzoną w tygielkach w rozgrzanym żwirze. Najlepszą wypić można w Wiremce – małej kawiarni na starówce.

>>>

Najpiękniejsza panorama miasta roztacza się z Wieży Ratuszowej. Warto zapuścić się też między kamieniczki – prawie każda klatka schodowa prowadzi na urocze, często zabytkowe podwórka i niewidzialne dla turystów wąskie uliczki.

>>>

Lwów, podobnie jak cała Ukraina, słynie z taniego alkoholu i papierosów. Trunkami można swobodnie delektować się na ulicy, nie ma tu zakazu picia w miejscach publicznych.

>>>

Ceny waluty ukraińskiej są bardzo zróżnicowane. W Gdańsku za 1 hrywnę zapłacimy 0,75 zł, we Lwowie – tylko 0,54 zł! Chętnie przyjmuje się tu też dolary i złotówki, ale uwaga – ceny mogą być wtedy bardzo zawyżone.

>>>

Gdzie szukać pamiątek? Tylko na targowiskach! Największy wybór rękodzieł, korali, czy starych czasopism i książek znajdziemy na bazarku przy Operze.

>>>

Choć we Lwowie trudno o wodę, mieszkańcy miasta zużywają jej dużo. Rano i wieczorem Lwowiacy napełniają wanny wodą – jeśli nie zużyją jej w pozostałych godzinach, po prostu ją wypuszczają. www.podprad.pl| 11


Radość z s W budynku campusu było już pusto i spokojnie. za oknem padał deszcz ze śniegiem, ale Stowarzyszenia Studentów Niepełnosprawnych Ad Astra panowała przyjemna atmos zapukałam do drzwi i od samego początku spotkałam się z serdecznym przyjęciem. Pokój nie był za duży tak naprawdę przypominał małe biuro - sprzęty komputerowe i biurka. Jedyną rzeczą, która czyniła go nietypowym były liczne plakaty promujące niepełnosprawność jako coś normalnego, a nie kalectwo czy przekleństwo. Tuż przed rozpoczęciem spotkania Hubert (vice prezes) wypisuje i zawiesza na drzwiach maksymę dzisiejszego zebrania: Najpierw jestem człowiekiem, matką, żoną, naukowcem, przyjacielem i tak dalej. To moim zdaniem jest najistotniejsze, aby nie definiować siebie jako człowieka niepełnosprawnego na pierwszym miejscu - Ewa NowickaRusek laureatka konkursu - „Człowiek bez barier 2007” - profesor antropologii społecznej: wykłada, bada, podróżuje, nie widzi.

Atmosfera Od przeczytania tych słów wszystko się zaczyna. W spotkaniu zarządu brało udział siedem osób (niepełen skład). Przy kawie i ciastkach tematy osobiste swobodnie

przenikały do omawianych projektów. Pomiędzy planowaniem andrzejek, sylwestra i kooperacji ze stowarzyszeniami z innych krajów, co jakiś czas ktoś wtrącał własną historię czy anegdotę. Pomiędzy licznymi żartami słychać było słowa zachęty i wsparcia. Krok po kroku przechodzono do omawiania różnych pomysłów kładąc ogromny nacisk na to by we wszystkich wydarzeniach brali udział zarówno studenci niepełnosprawni, jaki i pełnosprawni (uwzględniano to by nie czuli się niczym skrępowani).

Przy herbacie o stowarzyszeniu O osobistą rozmowę poprosiłam Martę (III rok kognitywistyka), Beatę (III rok filologii romańskiej) i Renatę (1 rok filologii polskiej). Usiadłyśmy w kółku każda z dziewczyn była uśmiechnięta, nieskrępowana, naturalna i popijała herbatę. Po chwili żartów na temat tego, że najbardziej zestresowaną osobą w

tym gronie jestem ja sama zapytałam je o to, jakie są cele i założenie stowarzyszenia. Marta - Ad astra ma na celu aktywizację osób niepełnosprawnych na studiach. Osób, które zazwyczaj odczuwają lęk przed takim krokiem obawiając się trudności lub nietolerancji ze strony normalnych studentów. Ponadto jest pomocna w zaakceptowaniu własnej tożsamości poprzez możliwość rozmowy lub warsztaty. Dodatkowo pomagamy studentom niepełnosprawnym w składaniu czy pisaniu petycji np. o wybudowanie windy. Każdy z nich może przyjść po poradę albo po prostu porozmawiać. W stowarzyszeniu są specjalne dyżury. Staramy się także o wymiany zagra-

niczne w celu zyskania nowych doświadczeń. Członkowie stowarzyszenia informują również niepełnosprawnych licealistów o tym, że bez problemu mogą podjąć studia, a także o możliwości uzyskania stypendium, dofinansowania czy wzięcia udziału w projekcie unijnym. - Jest także sporo integracji – dodaje Renata - Wspólne wigilie, andrzejki, sylwester, obozy adaptacyjne, wyjazdy rehabilitacyjne wszystko otwarte na nas i naszych pełnosprawnych przyjaciół. Ważne jest też to by studenci w trakcie studiów nie zapominali o tym, że są niepełnosprawni po to by proces rehabilitacji był realnie procesem. Dzięki stowarzyszeniu mają oni możliwość korzystania z basenu lub sali rehabilitacyjnej - uzupełnia Marta.

Identyfikacja Po kolejnym łyku herbaty zapytałam je o ich opinie na temat, dlaczego ludzie pomimo własnej niepełnosprawności boją się być identyfikowani z grupą niepełnosprawnych. - Ludzie nie wiedzą

W siedzibie stowarzyszenia (uczestnicy spotkania: od lewej Ania, Ola, Daria, Krzysiek, Hubert i Ania) 12 |www.podprad.pl


tuż obok

siebie

Ola i Hubert wypisujący hasło dzisiejszego spotkania

w pokoju, w którym odbywało się spotkanie fera. w tle słychać było muzykę. Nieśmiało Samoakceptacja

Cała nasza rozmowa staje się coraz bardziej swobodna i przyjacielska, dlatego odważyłam się spytać je o coś naprawdę osobistego - o to, w jaki sposób budowały własną tożsamość, poczucie samoakceptacji i jak duży wpływ miała na to ich niepełnosprawność. Wtedy nastał moment ciszy. Zaczęła Marta – Nigdy nie myślałam o swojej niepełnosprawności w kategorii kompleksu, a wręcz przeciwnie postrzegałam ją raczej jako błogosławieństwo. Myślę, że wpływ na to miał fakt, iż w trakcie wypadku byłam chrześcijanką. Z roku na rok (minęło już 11 lat) utwierdzam się w przekonaniu, że nie mogłabym funkcjonować bez tej niepełnosprawności. Dzięki temu cierpieniu potrafię cieszyć się życiem, czerpać z niego, dystansować się do siebie i świata. Może wpływ na to miała moja rodzina, która zawsze mnie akceptowała, wspierała i utwierdzała w tym, iż jestem taka sama jak oni. Pomocne było także to, że po udarze szybko wróciłam do sił fizycznych, psychicznych i intelektualnych. Tuż po tej wypowiedzi spokojnym i opanowanym głosem zaczyna mówić Renata – Proces akceptacji i dowartościowania samego siebie jest bardzo długi i ciężki i ciągle we mnie trwa. Od dzieciństwa czułam się gorsza, już w przedszkolu słyszałam: jesteś inna, my się z Tobą nie bawimy. Wtedy zaczęłam zastanawiać się, dlaczego ludzie nie widzą tego, co w środku tylko to, co na zewnątrz. Do dzisiaj mam takie wątpliwości. Z nowymi ludźmi, nie czuję się pewnie bojąc się tego, że będą na mnie dziwnie patrzeć. Mam nadzieję, że w stowarzyszeniu będę mogła zaakceptować siebie wśród ludzi niepełnosprawnych i to będzie dobry początek do tego by móc się czuć w pełni akceptowaną w społeczeństwie. Pomimo licznych zapewnień o sympatii wobec mnie, wciąż patrzę na siebie przez pryzmat tego, co słyszałam w

Pełen profesjonalizm w planowaniu zamierzeń (Daria i Ania) dzieciństwie, ale wciąż uczę się podchodzić do siebie inaczej i mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Kolejnym moment ciszy, podczas którego dziewczyny pokrzepiająco i ze zrozumieniem uśmiechają się do Renaty. Moja niepełnosprawność - nieśmiało zaczyna Beata - mnie ukształtowała, prawdopodobnie, gdybym była zdrowa to dziś byłabym zupełnie kimś innym. Od dzieciństwa spędzałam czas w sanatoriach i szpitalach z dziećmi z podobnymi problemami zdrowotnymi. W ich towarzystwie czułam się normalna, bo niczym się od siebie nie różniliśmy, to dało mi dobre podłoże do zaakceptowania siebie. W liceum, gdy te kontakty się pourywały zaczął się kryzys mojej samoakceptacji – nikomu nie mówiłam i unikałam tematu o własnej niepełnosprawności. Zrezygnowałam nawet z pływania, które bardzo lubię, dlatego, że na basenie moja niepełnosprawność była widoczna. Dopiero na studiach w Ad astrze znowu znalazłam swoją grupę odniesienia, ludzi, którzy mnie rozumieją. Powoli się przyzwyczajam i wracam do tej dobrej samoakceptacji. Dzięki stowarzyszeniu odnowiłam swoją pasję - znowu pływam.

foto: Małgosia Mysakowska

o korzyściach płynących z należenia do takiej grupy albo nie chcą identyfikować się ze swoją niepełnosprawnością. Obawiają się etykietki, bo jeśli nie są niepełnosprawni ruchowo, wtedy nie chcą być kojarzeni z innym niepełnosprawnymi, bo takimi się po prostu nie czują. Niepełnosprawni mogą się także bać ogólnie tego, co dzieje się w stowarzyszeniu jak i własnych reakcji np. tego by swoim zachowaniem nie urazić innych - po chwili zastanowienia odpowiada Marta - Ale my mimo wszystko się w tym nie poddajemy! Mamy taką myśl, plan by rozkręcić to jak najdalej - z entuzjazmem przerywa jej Renata Po chwili milczenia do rozmowy włącza się Beata - To może dziwne, ale nie miałam oporów mówić o tym, że jestem chrześcijanką wśród ludzi niepełnosprawnych, ale wśród ludzi z roku, znajomych nie umiałam mówić o tym, że jestem niepełnosprawna. W Ad astrze znalazłam się dzięki temu, że chciałam skorzystać z rehabilitacji a podczas jej trwania poznałam niesamowitych ludzi. To właśnie przyjaźnie są czymś, co mnie trzyma w stowarzyszeniu. Będąc z tymi ludźmi nie myślę o tym, że jestem niepełnosprawna, co nie zmienia faktu, że jest to dla nas rzecz wspólna, która nas jednoczy i to też sprawia, że dobrze się ze sobą czujemy. Gdy weszłam już w relację z tymi ludźmi zaczęłam bez skrępowania mówić o tym, że jestem członkiem takiego właśnie stowarzyszenia. - A ja - radośnie wtrąca Marta - do końca nie potrafię powiedzieć jak to się stało, że jestem w Ad astrze. Po pewnym czasie dostałam propozycję bycia w zarządzie i pomyślałam, że z racji tego, że jestem bardziej sprawna mogę pomóc tym, którzy są mniej sprawni. Niektóre osoby są trochę wyobcowane, brak im kontaktu z drugim człowiekiem i po to jest właśnie to stowarzyszenie by każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Radość Siedzą przede mną trzy zdolne, ambitne, atrakcyjne, a przede wszystkim szczęśliwe młode kobiety. Oprócz niepełnosprawności łączy je także niesamowita radość życia, radość pomimo - to jest naprawdę fascynujące. Nie mogąc się powstrzymać pytam o to, czym dla nich jest radość życia. Renata odpowiada niemalże bez zastanowienia z uśmiechem na ustach - To umiejętność cieszenia się każdym dniem niezależnie od tego czy jest się pełnosprawnym czy nie. Tak, to cieszenie się każdym kolejnym dniem. Tuż po niej wypowiada się Beata Bycie sobą. Świadomość, że nie muszę nikogo udawać i mogę być tylko sobą, że jestem akceptowana przez najbliższe mi osoby i nie muszę niczego ukrywać. Najdłużej na odpowiedzią zastanawia się Marta - To trudne pytanie… Dostrzeganie we wszystkim piękna zarówno w tym, co mnie dotyka, otacza i w wydarzeniach, które mnie dotyczą. Radość życia jest wtedy, gdy świadomie otaczam się i dostrzegam to piękno. Małgosia Mysakowska więcej na www.podprad.pl www.podprad.pl| 13


Co

lubię w sobie? Bartek, III rok, prawo, Uniw.

Jacek, II rok budownictwa lądowego, Politech.

Magdalena, II rok fizyki technicznej, Politech.

Lubię to, co lubię. Interesuję się muzyką i sztuką. Lubię rozweselać ludzi w niebanalny sposób – na przykład puszczając na ulicy bańki mydlane. Lubię w sobie wszystko, co lubi we mnie Kamil.

Moją elokwencję, inteligencję i błyskotliwość. Lubię to, że każda moja wypowiedź jest gruntownie przemyślana, a także to, że jestem pewny siebie i nigdy nie odpuszczam.

Lubię siebie za to, że jeśli postawię sobie jakiś cel, to dążę do niego bardzo wytrwale. Od dawna pasjonują mnie tramwaje, w tym roku skończyłem kurs prowadzenia pojazdu i pracuję jako motorniczy.

W sobie najbardziej lubię to, że potrafię się odnaleźć w każdej sytuacji, jestem zabawna i wszyscy mnie lubią. Mam dobrą pamięć i jestem całkiem inteligentna.

Kamil, I rok zarządzania i marketingu, Politech.

Magda, II rok pedagogiki i I rok psychologii, Uniw.

Mateusz, I rok oceanotechniki i okrętownictwa, Politech.

Marcin, II rok zarządzania i marketingu, Politech.

Dzikość, pasję i to, że nie umiem żyć bez adrenaliny. Ale i tak najlepiej świadczy o mnie to, że moją dziewczyną jest Asia.

Podoba mi się moja pewność siebie. Łatwo się nie poddaję. Wytyczam sobie określone cele i konsekwentnie je realizuję. Poza tym... lubię też swoje stopy.

Najbardziej lubię w sobie moją bujną fryzurę, proste zęby, dwa metry wzrostu i sylwetkę atlety. Nie lubię tego, że czasem się poddaję.

Artur, III rok prawa, Uniw.

Janek, II rok historii, Uniw.

Marcin, II rok dziennikarstwa i I rok politologii, Uniw.

Lubię w sobie umiejętność realizowania swojej pasji – są nią rajdy samochodowe. Jeżdżę fiatem 126p. Startuję w wyścigach maluchów. W wolnych chwilach ulepszam swój samochód w garażu. Często pomagają mi w tym znajomi.

foto: dominik

Asia, I rok architektury, Politech.

najbardziej

Właściwie to lubię w sobie wszystko. Szczególnie skromność. I jeszcze to, że dobrze wychodzę na zdjęciach. 14 |www.podprad.pl

Generalnie lubię siebie... Chociaż niestety jestem bardzo leniwy i tego w sobie zdecydowanie nie lubię.

Cóż, to temat - rzeka... Lubię w sobie dystans do siebie. Dzięki niemu potrafię

każdą moją wadę przekuć w atut, bo sam potrafię się z siebie śmiać. Pracuję dorywczo w charakterze kasjera w Makro, więc lubię w sobie też to, że mam dużo pieniędzy, oczywiście dopóki nie zejdę z kasy. Dobrze mi z moimi pasjami i związaną z nimi spontanicznością. To ona pozwala mi wydawać jednego dnia całą wypłatę na płyty albo gnać na koncerty do Pragi lub Londynu. Olga i dominik


budowania obrazu siebie

obraz siebie

Skakanka

>>>Spirala

Obraz negatywny współistnieje z niepokojem, lękiem i różnymi zaburzeniami w przystosowaniu się do rzeczywistości. Obraz pozytywny daje pewność siebie, równowagę emocjonalną, przychylny stosunek do innych, lepsze kontakty z ludźmi, dobre przystosowanie, zadowolenie z życia, a także jest warunkiem sprawnego i efektywnego działania. Obraz siebie jest względnie stałym zespołem cech. Oznacza to, że można dokonywać w nim zmian. Nie jest to oczywiście łatwe. Zmiany w obrazie siebie, a co za tym idzie sposoby zachowania i funkcjonowania osoby mogą zajść pod wpływem wejścia w relację z innym człowiekiem, osobą znaczącą, posiadającą autorytet, czy rówieśnikiem.

foto: K. M.

Kathy pochodzi z USA i ma siedmioletnią córkę Doris. Katarzyna pochodzi z Polski i ma siedmioletnią córkę Dorotkę. Kathy zapytała Dorotkę: Czy umiesz skakać przez skakankę? Dorotka zawstydziła się, spuściła głowę i cicho powiedziała: Troszeczkę. Katarzyna zapytała Doris: A czy ty umiesz skakać przez skakankę? Doris uśmiechnęła się promiennie i powiedziała: Oczywiście! Ja bardzo dobrze skaczę przez skakankę!

za każdym razem, gdy jej się udało.

Obie dziewczynki wzięły skakanki i zaczęły skakać. Doris bardzo słabo wychodziło skakanie, ale śmiała się głośno

A Doris nic nie pomyślała, bo była zbyt zajęta świetną zabawą. Anita

Dorotka świetnie skakała przez skakankę, ale była bardzo skupiona i poważna. Nie mogła też oderwać wzroku od Doris, która twierdziła, że umie skakać, a przecież wcale nie umiała! Dorotka pomyślała, że amerykańskie dzieci są dziwne. Kathy pomyślała, że polskie dzieci są zakompleksione. Katarzyna pomyślała, że amerykańskie dzieci są narcystyczne.

www.podprad.pl| 15


>>>

Szczyt porażki

foto: 123RF LIMITED

Miniony tydzień nie należał do najbardziej udanych w moim życiu... Właściwie był jednym z gorszych.

Uczciwie stawiając sprawę, powinnam zaliczyć ubiegły tydzień do kategorii: szczyt frustracji i porażka, opatrzonej dopiskiem: zapomnieć jak najszybciej. Ale zacznijmy od początku.

Po pierwsze Zaliczenie ze statystyki. A właściwie niezaliczenie. No właśnie, jak ja mogłam tego nie zaliczyć?! Rozumiem to najlepiej z całej grupy. Dobrze tłumaczyłam innym. Teraz oni pozaliczali, a ja nie.

Po drugie Matematyka. W tym nie jestem dobra. Wiem to doskonale. Właściwie wszyscy to już wiedzą, po tym, jak profesor ośmieszył mnie przed pełną salą. Kazał mi rozwiązać zadanie, którego rzecz jasna nie rozwiązałam. Do tego komentował moje żałosne poczynania z pełnym satysfakcji sarkazmem.

Po trzecie Praca. Chciałam dorobić. Koleżanka załatwiła mi kontakt do znajomej. Miałam pomagać jej przy zwy16 |www.podprad.pl

kłych biurowych pracach. Było prawie pewne, że mnie wezmą. Nie wzięli. A od koleżanki dowiedziałam się, że zatrudnili jakiegoś studenta z lepszymi kwalifikacjami. Lepszymi do czego? Obsługiwania kserokopiarki? Przecież miałam tam robić proste rzeczy. Każdy by się nadawał!

Po czwarte Przyjaciółka robi mi wymówki, że spędzam z nią za mało czasu. Nie spotykamy się ostatnio i ona się zastanawia czy jeszcze w ogóle o niej pamiętam.

A po piąte Znów przytyłam. Wyglądam jak pulpet! Wcześniej nie miałam figury modelki. Wyglądałam całkiem przyzwoicie. Ani chuda, ani gruba. W ogóle jestem raczej zwyczajną dziewczyną. Studentka drugiego roku. Po co ja to wszystko mówię? Otóż po tym tygodniu, zaliczonym do wiadomej kategorii, przemyślałam sobie kilka rzeczy. Żadna tam wielka filozofia. Po prostu jak mnie tak życie

dobije, to siadam i myślę. No i do- sca. A potem była poważna kontuzja koszłam do wniosku, że ja to mam jed- lana. Lekarz całkowicie zabronił mi grać. nak szczęście. Bo powiem Wam, że Czułam jakby runęło całe moje życie... chociaż naprawdę czuję się przybita Na szczęście ani koszykówka, tym wszystkim, to jest coś, co pozwala ani facet, ani statystyka nie są całym mi nie uważać się za najbardziej beznadziejną osobę na Doszłam do wniosku, że świecie. Tylko bardzo Was ja to mam jednak szczęście. proszę, nie myślcie sobie, że jestem takim szczęściarzem, któremu wszystko w życiu wychodzi a moim życiem. Jest nim Ktoś, kto miniony tydzień to pierwsze nieszczę- uważa mnie za wartościową osobę nawet, gdy oblewam koło, nie trafiam ście jakie mnie spotkało... Kiedy na przykład rzuciła mnie do kosza lub po prostu zawiodę na miłość mojego życia kiepsko ze mną całej linii. To właśnie Bóg jest dla mnie było. Chyba każdemu przychodzą takim fundamentem, który nie runie wtedy myśli: nie jestem atrakcyjna, nigdy. Tylko to pozwala mi przetrwać nikt mnie już nie zechce, coś musi być życiowe zawieruchy i mieć nadzieję, ze mną nie tak... Owszem, takie myśli że będzie lepiej. Wierzę, że On kobyły moją pierwszą reakcją. Ale jakiś cha mnie bezwarunkowo, taką jaką czas po tym myślę, że jestem całkiem mnie stworzył: ze wszystkimi ograsympatyczna i mogę się komuś spo- niczeniami i możliwościami, wadami i dobać. Nie muszę być z kimś żeby zaletami, z nadwaga i bez niej. I to jest mój klucz do tego, by po czuć się pełnowartościową osobą. Albo koszykówka. Jeszcze w lice- minionym tygodniu, zaliczonym do um była moją pasją. Biegałam na tre- wiadomej kategorii, wciąż móc myningi. Byłam w reprezentacji szkoły. śleć o sobie dobrze. Zdobywaliśmy całkiem wysokie miejsly, niuniak1@wp.pl


jesteś różą?

Gdy zaczęła się jesień, Pokrętek w zasadzie z nudów zaczął analizować siebie przy użyciu testów z prasy kobiecej. Droga ku odnalezieniu swojego ja okazała się kręta i nieomal zaprowadziła go na manowce. Zaczęło się od tego, że w chwili medytacji w WC Pokrętek zaczął czytać artykuł o dobieraniu kolorów ubrań do koloru włosów, oczu i cery. Do tej pory wiedział jedynie, że jest mężem, ojcem, synem, Polakiem i pracownikiem. Teraz dowiedział się jeszcze, że jest latem. Pokrętek przyjrzał się krytycznie swojej garderobie i doszedł do wniosku, że więcej ma ubrań odpowiednich dla zimy niż dla lata. Oznajmił żonie, że musi się pozbyć wszystkich czarnych ubrań i zakupić więcej błękitnych. Na szczęście w tym czasie w

telewizji nadawany był program Strong Man z ulubieńcem Pokrętkowej Pudzianem, więc właściwie nie zauważyła, że mąż coś do niej mówi. W przeciwnym razie jego fanaberie mogłyby zakończyć się ostrymi reperkusjami. Kolejny test dotyczył rozwiązywania konfliktów. Okazało się, że Pokrętek jest żółwiem, który woli unikać konfrontacji. Samo życie pokazało, że jest to jak najbardziej prawda o nim. Gdy Pokrętkowa szukała winowajcy, który nie uzupełnił zapasów piwa w lodówce, które ona sama uszczupliła dopingując Pudziana, Pokrętek przezornie schował się na balkonie. Ani niska temperatura, ani dokuczliwe mewy nie były w stanie popchnąć go w ręce żony. Wrócił do domu dopiero, gdy małżonka poszła do sąsiadów poprosić, żeby w tej kryzysowej sytuacji poratowali ją chociaż jedną skrzyneczką piwa. Pokrętek nie wiedział kiedy ani w jakim nastroju wróci żona. Mękę oczekiwania skrócił sobie kolejnym testem. Tym razem okazało się, że jego totem roślinny to drzewo figowe – chroni innych, ciężko pracuje i mocno trzyma się ziemi. Ten opis bardzo przypadł mu do gustu, ale jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, że wzbudzi szacunek kolegów z pracy, gdy oznajmi im, że jest figą. Kolejne testy wykazały, że Pokrętek w miłości jest jak róża, samochód prowadzi jak Szkot, w polityce jest stołem, w pracy bawełną, a zakupy robi w stylu wschodnio - mandżurskim. Wszystko to całkowicie go skołowało. Nie miał pojęcia kim właściwie jest. Na szczęście do domu wróciła Pokrętkowa i pomogła mu odnaleźć tożsamość, gdy rzuciła przez zęby - Chodź tu łajzo, albo pożałujesz dnia, w którym się urodziłeś! Anita, jak zawsze

TEST

Za wszelką cenę chce się dopasować do określonej grupy. Cechuje go służalczość i brak asertywności. Nie jest lubiany w swoim otoczeniu. Lizus. Sprawdź, ile jest w tobie z lizusa.

1. Poznajesz nowych znajomych. Rozmawiacie o zainteresowaniach mu zycznych a oni krytykują typ muzyki, której akurat ty słuchasz: a. starasz się zmienić temat b. dołączasz się do krytyki c. mówisz im, że są beznadziejni i nie znają się na muzyce 2. Profesor zleca ci przygotowanie referatu w bardzo krótkim czasie: a. pytasz: Dlaczego ja? b. pytasz: Ile mam na to czasu? c. o nic nie pytasz - jesteś happy, że profesor w ogóle cię zauważa 3. Wstałeś za późno z łóżka, czego konsekwencją było duże spóźnienie się na ćwiczenia: a. z miną niewiniątka wymyślasz jakąś nieprawdopodobną historyjkę, usprawiedliwiając tym samym swoje spóźnienie b. zanim ktokolwiek cię o cokolwiek zapyta, podbiegasz do ćwiczeniowca i przepraszasz go za tak haniebne zachowanie oraz zapewniasz, że prę dzej popełnisz samobójstwo, niż jeszcze kiedykolwiek się spóźnisz c. jeśli ktoś cię zapyta, to jesteś skłonny przyznać się do tego, dlaczego się spóźniłeś 4. Inni mówią o tobie, że: a. masz przemyślane poglądy na wiele spraw i potrafisz ich bronić b. macie dokładnie te same poglądy na każdy temat c. czasem trudno stwierdzić, co tak naprawdę myślisz 5. Spotykasz na przystanku autobusowym swoją panią profesor. a. wyrywasz jej siatki z zakupami i odwozisz do domu b. mówisz Dzień dobry i otwierasz ulubioną książkę c. zmieniasz plany i idziesz pieszo 6. Podczas bardzo trudnego egzaminu ustnego: a. proponujesz, że do końca roku będziesz pastował profesorowi buty w zamian za trójkę b. starasz się odpowiedzieć na pytania c. mówisz: Ależ po co ja będę mówił o rzeczach, które dla szanownego pana profesora są oczywiste? 7. Idąc na imprezę urodzinową: a. kupujesz prezent, kwiaty, przynosisz coś do jedzenia i jakiś alkohol b. nic nie kupujesz, a wchodząc mówisz, że właściwie przyszedłeś pożyczyć notatki, no, ale skoro jest impreza... c. przychodzisz pijany i mówisz, że od rana piłeś za zdrowie jubilata 8. Znajomi wpadają na pomysł zorganizowania imprezy w stylu znienawi dzonych przez ciebie lat 70-tych: a. organizujesz imprezę alternatywną i szeroko ją rozreklamowujesz b. natychmiast biegniesz do lumpeksu w poszukiwaniu odpowiedniego stroju c. proponujesz przedyskutować jeszcze tę sprawę i zapraszasz wszystkich do klubu urządzonego w twoim ulubionym stylu lat 80-tych

codzienność

>>> A co jeśli

Udzieliłeś wszystkich odpowiedzi? To teraz sprawdź, ile punktów otrzymałeś.

Lp. >>>

1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8.

a 1 2 0 2 0 1 0 2

b 0 1 2 0 1 2 2 0

c 2 0 1 1 2 0 1 1 www.podprad.pl| 17


58

sposobów,

żeby zaistnieć:

1. Gdy chcesz krzyczeć - krzycz, nawet na wykładzie. 2. Śpiewaj arie operowe wchodząc na wykład. 3. Idź na imprezę punków ubrany jak skinhead. 4. Pociągnij za hamulec bezpieczeństwa w pociągu tylko dlatego, że zapomniałeś zabrać kanapki na drogę. 5. Na imprezie pij tylko herbatę. 6. Przywieź swoje rzeczy do akademika ciągnikiem pozbawionym tłumika. 7. Noś zawsze ubrania na lewej stronie. 8. Załóż koło naukowe o dziwnej nazwie. 9. Na kolokwium przyjdź na rękach i usiądź na głowie. 10. Podrywaj panią z dziekanatu. 11. Portierce w akademiku podaruj swój mleczny ząb. 12. Przyjdź z mamą na zajęcia. 13. Wygłoś referat na temat: Dlaczego nie lubię wygłaszania referatów. 14. Wypożycz w bibliotece książkę telefoniczną. 15. Zostań mistrzem karaoke. 16. Zakop kasztana przed uczelnią i codziennie go podlewaj. 17. Wyląduj na dachu wydziału śmigłowcem. 18. Zamów pizzę na wykład. 19. Zwracaj się do wykładowców po imieniu. 20. Uprawiaj w grudniu jogging w kąpielówkach. 21. Dojeżdżaj na zajęcia na zderzaku tramwaju. 22. Zapytaj wykładowcę czy chce żeby mu odpicować brykę. 23. Zaprzyjaźnij się z żoną dziekana. 24. Zgłoś się jako wolontariusz do pomocy w szatni. 25. Poproś kanara o bilet. 26. Jedz tylko watę cukrową. 27. Przygotuj się na egzamin. 28. Gdy się przedstawiasz, zawsze podawaj wszystkie trzy imiona oraz imię ojca. 29. Jedz tylko wędzony boczek. 30. Ćwicz balet wodny. 31. Czytaj wszystkie ulotki, które są rozdawane na ulicy. 32. Chodź na wszystkie wykłady. 33. Przynoś na uczelnię kanapki w pudełku w hefalumpy. 34. Przynoś wykładowcom kwiaty na imieniny. 35. Załóż partię przyjaciół rektora. 36. Jeździj po uczelni na różowym dziecinnym rowerku i głośno trąb. 37. Za każdym razem, gdy zdasz jakiś egzamin, dawaj o tym ogłoszenie w lokalnej gazecie. 38. Zapisz się na kurs haftu i szycia. 39. Weź dodatkowy fakultet na Wyższej Szkole Gotowania na Wolnym Ogniu. 40. Naucz się węgierskiego. 41. Nadaj imiona wszystkim swoim skarpetkom. 42. W każdym przypadku odmawiaj używania komputera. 43. Ciągle powtarzaj, że w poprzednim wcieleniu byłeś rektorem tej uczelni i za twoich czasów studenci lepiej się uczyli. 44. Rzucaj płatki róż przed wykładowcami. 45. Nie używaj nielegalnego oprogramowania. 46. Zacznij twierdzić, że wszyscy murzyni to rasiści. 47. Przywdziewaj żałobę i cichutko szlochaj za każdym razem, gdy nasza reprezentacja przegra mecz. 48. Nie bój się przyznawać, że jesteś pierwowzorem postaci Twinky’ego Winky’ego. 49. Napisz książkę pt. „700 dobrych usprawiedliwień dlaczego się nie było na wykładzie”. 50. Nie ściągaj na egzaminach. 51. Mów egzaminatorom, że pewnego dnia role się odwrócą i to ty będziesz ich egzaminował a oni nic nie będą wiedzieli. 52. Każdy niezdany egzamin kwituj stwierdzeniem: I’ll be back. 53. Nie bój się nowych wyzwań – spróbuj na przykład sam wyprać skarpetki. 54. Wymyśl taki temat pracy magisterskiej, którego nawet promotor nie zrozumie. 55. Załóż w swoim akademiku Koło Gospodyń Wiejskich. 56. Nigdy nie zakładaj butów od pary. 57. Urządzaj imprezy z okazji dnia hutnika i rocznicy założenia pierwszej wyższej uczelni w Kabulu. 58. Zawsze, ale to absolutnie zawsze, uśmiechaj się. 18 |www.podprad.pl


Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone

www.podprad.pl

Nr 27/grudzień 2007 issn 1507-210x

>>> Bezpłatny Magazyn Studencki

zaistnienie

www.podprad.pl

zaistnienie 58 sposobów na a Tożsamość kibic Obraz siebie

Adres redakcji:

ul. Pilotów 19A/4 80-460 Gdańsk tel./fax 058 710 82 54 redakcja@podprad.pl Skład redakcji: redaktor naczelna:

Katarzyna Michałowska; zespół redakcyjny:

Dominik Pietrzak, Olga Witczak, Łukasz Rudziński, Bartłomiej Serkowski, Natalia Balcer, Marcin Byliński, Sylwia Kotowicz, Iga Jędrzejczak, Agnieszka Dąbrowska, Mateusz Ihnatowicz, Olga Kupicz, Maciej Badowicz, Alina Jurczyszyn, Kasia Dziadul, Jakub Kupracz, Marianna Demczuk, Piotr Gasiński; korekta:

Małgorzata Olędzka, Maciej Michałowski. Jeśli chcesz zaangażować się w tworzenie gazety – napisz: redakcja@podprad.pl Reklama: Maciej Michałowski,

reklama@podprad.pl Skład i projekt okładki:

Sylwester Gigoń Oddziały w Polsce:

Jola otworzyła Annie drzwi i wpuściła ją do przedpokoju. Zaraz przybiegł też Dareczek z radosnym okrzykiem – Ciocia! Ciocia Ania! Zdaje się, że chciał coś dodać, ale rodzice tyle razy tłumaczyli mu, że pytanie: Co mi kupiłaś? jest niegrzeczne, więc tylko mocno przytulił się do cioci. Anna objęła siostrzeńca, zdjęła płaszcz i poszła za Jolą do kuchni. Kobiety piły kawę, gdy do domu wrócił Michał – mąż Joli. - Przywiozłem ci te kulki – zwrócił się do szwagierki. – Od dawna chciałem cię zapytać, o co właściwie z nimi chodzi. Czy to taka twoja przepustka do nieba? Anna uśmiechnęła się i chwilę milczała. – Nie, przepustkę do nieba dostałam za darmo, a kulki to moja

>>>

Kraków: Renata Matuszczak, krakow@podprad.pl, 663 224 467; Łódź: Marcin Kołton, lodz@podprad.pl, 663 224 487; Poznań: Joanna Lisiecka, poznan@podprad.pl, 663 224 462; Warszawa: Anita Niemczyk, a.niemczyk@podprad.pl, 663 224 480. Wydawcą Magazynu jest Ruch Akademicki Pod Prąd, działający w sześciu głównych miastach akademickich Polski. Skupia on katolickich i protestanckich studentów, którzy pragną żyć w przyjaźni z Bogiem i inspirować do tego innych.

przepustka do lepszej samooceny. Michał miał odmienne podejście do wiary niż jego szwagierka, więc nie wracał już do kwestii nieba, ale kulki nadal go intrygowały. – Czyli wrzucasz te czarne kulki do wazonu za każdym razem, gdy zrobisz coś złego, a białe, gdy zrobisz coś dobrego, a potem, gdy patrzysz na wazony i widzisz w nich więcej kulek białych niż czarnych, to czujesz się dobrze sama ze sobą, tak? I myślisz, że w sumie to jesteś dobrym człowiekiem? Anna znowu się uśmiechnęła i znowu zaprzeczyła. – To nie do końca jest tak. Gdybym nie wrzucała tych kulek, to myślałabym, że w moim życiu są tylko złe rzeczy. A teraz, gdy jest mi ciężko w życiu, spoglądam na te moje wazony i staram się koncentrować na

białych kulkach. Ale nie myślę wtedy, że jestem dobra. Myślę raczej o tym, że nie jestem zła. I myślę o tym, że każda sytuacja, która zasłużyła na białą kulkę, to taki dar: mogłam być we właściwym czasie, we właściwym miejscu i mogłam zrobić coś właściwego. Po prostu znam siebie i wiem, że łatwo mi jest koncentrować się na tym, co jest we mnie złego. Dlatego potrzebuję swoistych dowodów, które pomagają mi wytrzymać z samą sobą. - I oczywiście to, że my ci mówimy, że jesteś dobra i kochana ci nie wystarcza! – powiedziała Jola ze śmiechem i przytuliła siostrę. Dareczek nic nie rozumiał z całej tej rozmowy, ale wyczuł, że to dobry moment do przytulenia się do cioci i szybko wspiął się na jej kolana. Anita

Odpowiedzi do testu ze strony 17:

Suma punktów od 0 do 4:

Ktoś mógłby ci zarzucić, że jesteś okropnym lizusem. Jednak zanim by to zrobił, oczarowałbyś go tak, że z miejsca by cię polubił i nie chciał ci już sprawiać przykrości tego rodzaju uwagami. Rada dla ciebie: zaangażuj się w polityce – z twoim talentem możesz przetrwać kilka ekip rządzących i każdej wcisnąć, że od zawsze tylko z nimi sympatyzowałeś.

Suma punktów od 5 do 11:

Czasem jesteś bardzo miły, czasem nazbyt szczery, czasem schlebiasz ludziom, czasem robisz im przytyki. Obyś tylko wiedział co kiedy stosować. Rada dla ciebie: jeśli nie masz wyczucia kiedy jaką postawę najlepiej obrać, to rzucaj monetą. Jak wypadnie orzeł – bądź miły, jak reszka – szczery, jak moneta stanie na sztorc – mów, co naprawdę myślisz.

Suma punktów od 12 do 16:

Zawsze i w każdej sytuacji cenisz sobie szczerość. Czasem twoje słowa mogą innych głęboko ranić, ale jest to ryzyko, które jesteś gotów podjąć. Rada dla ciebie: kup sobie wygodne buty do biegania i na wszelki wypadek już teraz zastrzeż swój numer telefonu. Nie licz też raczej na tłumy na twoim pogrzebie (no chyba, że ludzie będą chcieli sprawdzić, czy wieko jest rzeczywiście starannie przybite). www.podprad.pl| 19


Patronat płyń POD PRĄD

Dni Erasmusa W dniach 11-12 grudnia 2007 na Auli Spadochronowej w Szkole Głównej Handlowej odbyła się kolejna już edycja imprezy Dni Erasmusa. Projekt przygotowany przez Erasmus Student Network SGH miał na celu promocję międzynarodowych wymian studenckich. W czasie Dni Erasmusa studenci dowiedzieli się więcej o korzyściach płynących z wyjazdów na wymiany międzynarodowe. Warunkach umożliwiających wyjazd oraz ofercie krajów i uczelni, na których można studiować w ramach programów Sokrates, PiM oraz, z którymi uczelnia zawarła umowy bilateralne. Na uczestników czekało mnóstwo atrakcji: pokazy taneczne, sportowe, wystawy oraz panel dyskusyjny, w którym brali udział obcokrajowcy studiujący obecnie na SGH.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.