Poszukiwanie nr 54/ marzec 2017/ kwiecień 2017

Page 1

marzec 2017

54 kwiecień 2017

Hanna Ellwart o wymarzonym Peru Zawziętość w walce o siebie Iść do przodu, nie patrzeć w przeszłość Siła w zdrowym odżywianiu


Tekst pisany z wysiłkiem W dzieciństwie kojarzyła się jedynie z czynnikiem decydującym o pierwszeństwie wybierania do drużyny na WF-ie w szkole oraz z tym czymś na fizyce. Z biegiem lat widzimy, że można ją mieć na różne sposoby. I na różne sposoby można jej nie mieć.

S

iła fizyczna. Na długo zanim w podstawówce połączono to pojęcie z niutonami i zasadami dynamiki, wiedzieliśmy, że z siłą nie ma żartów. Silni ludzie budzili respekt samym faktem istnienia. Szkolnego siłacza lepiej było mieć po swojej stronie, niż obawiać się, że pewnego dnia usłyszymy z jego ust wyrok brzmiący: Po lekcjach za budą. Silni lepiej grali w piłkę, szybciej jeździli na rowerze oraz wspinali się na takie drzewa, o jakich reszta mogła jedynie pomarzyć. Ten dość prymitywny kult siły nie różnił się niczym od uwielbienia, jakie dla siłaczy miał człowiek pierwotny. Wtedy też silniejsi zostawali wodzami, bo potrafili mocniej walić maczugą oponenta podczas wieczoru wyborczego przy ognisku. Kto miał tężyznę fizyczną, łatwiej gonił antylopy po stepie albo przynosił do jaskini większy kawałek mamuta. Siłacze rozdawali karty i to pod nich był urządzany świat. Przenosiło się to też na późniejsze epoki, gdzie silniejsze plemię wyrzynało w pień słabsze. Silniejsze królestwo bez mrugnięcia okiem zabierało ziemię słabszemu – bo tak przecież działał świat! I nawet dziś, choć kult siły wydaje się być w odwrocie, to i tak najpotężniejsze państwa na Ziemi to te, które mają wystarczającą siłę militarną, aby zaprowadzić swoje porządki w dowolnym zakątku globu. Z czasem jednak docierało do ludzi, że same mięśnie to nie wszystko, a czasem potężniejszą bronią jest to, co mamy pod czaszką. Siła umysłu wkroczyła na scenę i to ona zaczęła dyktować warunki. Oczywiście nadal potężniejsze królestwo nie miało żadnych problemów ani skrupułów, aby przemaszerować przez włości sąsiada. Swoją siłę zawdzięczało już nie tylko ramio-

nom trzymającym pałki i miecze, lecz także mózgom tworzącym armaty czy muszkiety. Dziś mamy wiek rozumu. To mózgi napędzają nasz rozwój. To wiedza jest najcenniejszym kapitałem. Ludzie, którzy zarabiają myśleniem, a nie mięśniami, są postrzegani jako cenniejszy zasób na rynku pracy. W życiu podobnie – im jesteśmy starsi, tym lepiej rozumiemy, że muskuły to nie wszystko. Że znaczne ważniejsze jest to, jak potrafimy wykorzystać nasza wiedzę i inteligencję. Jest jeszcze trzeci rodzaj siły, niezależny od mięśni czy wiedzy i intelektu. To siła woli – czyli taka część naszego człowieczeństwa, która sprawia, że potrafimy sobie radzić w prawie każdej sytuacji. Materia nas nie ogranicza, bo nawet w chwili największej próby może nad nią zatriumfować nasz duch. Z istnienia tej siły zdajemy sobie sprawę dopiero, gdy mamy odpowiednie doświadczenie życiowe, zyskujemy pewność, że poradzimy sobie z każdym kolejnym wyzwaniem. A ponieważ o każdej kolejnej sile pisałem mniej, to i rozważań o sile ducha już dość. Tylko jedno mnie zastanawia: skoro stykamy się z siłą od młodości i mamy do wyboru tyle jej rodzajów, dlaczego z upływem czasu najczęściej odczuwamy bezsilność? Przestajemy wierzyć w to, że zmienimy świat, że wszystko zależy od nas. Nie chce nam się działać, a resztę sił trwonimy na codzienną wegetację. Zamiast siłować się ze światem, poddajemy się. Obserwuję to u coraz większej liczby osób. Jakby im ktoś odciął zasilanie. Choć jest nadzieja, że to tylko wiosenne przesilenie. BARTOSZ CICHARSKI MRCICHY.PL

Ogólnopolska Konferencja Dziennikarzy Studenckich MEDIONALIA 2017

O

d 24 do 26 marca na Politechnice Gdańskiej i Uniwersytecie Gdańskim odbędzie się VII Ogólnopolska Konferencja Dziennikarzy Studenckich Medionalia. Rozpoczniemy spotkaniem z reportażem w Bibliotece pod Żółwiem w Gdańsku. Zaproszonym gościem będzie Bożena Aksamit, współautorka książki Zatoka świń. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 18:00 i jest otwarte. Sobotę spędzimy na Politechnice Gdańskiej, rozpoczynając debatą pod tytułem: Dziennikarze na barykady? – dziennikarze zaangażowani, zaangażowane media – czy nadszedł ich czas? Debatować będą redaktorzy naczelni. Po debacie rozpocznie się czas warsztatów związanych z nowymi mediami. Uczestnicy będą mieli możliwość poznawania niezbędnych narzędzi pracy dziennikarza przyszłości. Poruszymy też kwestie związane z tym, czy należy zakładać swoje medium w sieci, a jeśli tak, to w jaki sposób to zrobić. Temat dziennikarskiej komunikacji w sieci i najlepszych sposobów poszukiwania informacji będzie jednym z wielu poruszonych tematów. Do tego dokładamy dziennikarstwo internetowe i odpowiedź na pytanie: czy warto zakładać swojego bloga? 2

|www.podprad.pl

Po przerwie uczestnicy warsztatów będą szkolić się z dziedziny tradycyjnych mediów. Odwiedzą Radio Gdańsk, TV TASK na PG, Kronikę studencką oraz nauczą się, jak pisać, by inni chcieli to czytać. W niedzielę konferencja przeniesie się na Uniwersytet Gdański, by tam uczestnicy mogli posłuchać o wartych uwagi śledztwach dziennikarskich oraz stresującej pracy fotoreportera i poszukiwacza informacji z pierwszej ręki. Tego dnia prelegentami będą: Paweł Kaźmierczak (Ekspres Reporterów w TVP2), Łukasz Głowala („Gazeta Wyborcza”, Trójmiasto.pl) i Kuba Kaługa RMF. Więcej na stronie: http://medionalia.pl.


Wstępniak S

iła. Pojęcie kojarzące się przede wszystkim z tężyzną fizyczną. Z człowiekiem, który potrafi udźwignąć wiele kilogramów na siłowni, przebiec kilkadziesiąt kilometrów bez zatrzymywania się czy wspiąć się na najwyższe szczyty gór. Ta siła tkwi jednak w głowie. I właśnie takie jej postrzeganie kryje się za marcowym wydaniem „płyń Pod Prąd”. Jak napisał Bartek Cicharski w swoim felietonie – same mięśnie to nie wszystko, a czasem potężniejszą bronią jest to, co mamy pod czaszką. W reportażu Magdaleny Chrzanowieckiej poznajemy osoby, które przez sztuki walki stają się silniejsze fizycznie i pewniejsze w różnych życiowych sytuacjach.

Sztuką jest też odnaleźć siłę, by nie bać się podążać za marzeniami. By wiedzieć, jakie one są i iść ku nim, nawet jeśli dla innych wydają się być trudne do zrozumienia. Reportaż o takim rodzaju siły napisała Katarzyna Michałowska.

W marcowym numerze magazynu wracamy też do przeszłości. Zuzanna Musik przenosi nas do czasów II wojny światowej przez recenzję opowiadań o poświęceniu kobiet tamtych lat. Kasia Polita natomiast przypomina datę 11 września 2001 roku w rozmowie ze świadkiem katastrofy World Trade Center.

Siła tkwi także w zdrowym odżywianiu. O tym, co jest zdrowe i dlaczego nie dla każdego to samo, napisała Małgorzata Serkowska po rozmowie z terapeutką żywieniową. Z kolei Lidia Karolewicz stworzyła tekst o szkodliwości pestycydów i walce z nimi w diecie.

Foto: Bartek Serkowski

Agata Siemaszko przedstawia sposoby na wstawanie z łóżka. W jej tekście znajdują się nawet te niekonwencjonalne, kiedy brakuje silnej woli.

Zaglądaj na naszą stronę podprad.pl

Z kolei bohater mojego reportażu, Mariusz Wejnert, choć po wypadku porusza się na wózku, nie traci nadziei i wciąż zmierza do przodu. Motywują go rozmowy i on sam. Ważne jest, aby odnaleźć źródło swojej siły i z niego czerpać – by być odpowiednio silnym, ale po swojemu. Jeśli trzeba – nawet pod prąd.

PATRYCJA ORYL PATKA.ORYL@GMAIL.COM

www.podprad.pl | 3


Sztuka walki o siebie – Wspaniale jest obserwować, jak ludzie zmieniają się pod wpływem treningów – mówi Adam Dzieciątko, wieloletni trener i założyciel gdańskiej Akademii Sztuk Walk SANBAO. – Osoby, które mają wiele zahamowań, są bardzo nieśmiałe czy skryte, na spotkaniach przełamują bariery i uczą się być w grupie. Zmieniają się też ich ciała: stają się sprawniejsze, silniejsze i bardziej elastyczne.

A

nia Iwanowska, doktorantka studiów filologicznych na Uniwersytecie Gdańskim, w życiu codziennym postrzegana jest jako miła, łagodna i życzliwa osoba. Gdy ubrana w sukienkę i w butach na obcasie opowiada znajomym, że popołudniami trenuje krav magę, jej rozmówcy są pod dużym wrażeniem. – Kravka to izraelski system walki kombatowej, łączącej wiele stylów. Jej idea polega na jak najszybszym nauczeniu się ataku i efektywnej obrony w sytuacjach realnego zagrożenia, np. w windzie, na ulicy czy w klubie – opowiada Ania. Dlaczego zdecydowała się trenować krav magę? – Mimo że rzadko wchodzę w konflikty i trudno mnie wyprowadzić z równowagi, to jestem też zawzięta i lubię rywalizować. Poczułam, że muszę znaleźć sposób na pogodzenie tych cech. Na trening kravki mogę przyjść wkurzona i to jest w porządku. Poza tym od dziecka chciałam trenować sztuki walki, ale szybko wpadłam w stereotyp wzorowej uczennicy – dodaje Ania.

O wyborze zajęć decydują najczęściej nasze zainteresowania. Może się jednak okazać, że w trakcie ćwiczeń nie czujemy się za dobrze. Co wtedy? – Polecam się nie zniechęcać – mówi Patrycja. – Jeśli dana sztuka walki nie do końca nam pasuje, warto spróbować innej, w której być może lepiej się odnajdziemy – zachęca. Istotny jest także trener. Na pierwszych zajęciach dobrze jest zwrócić uwagę na to, czy jest profesjonalny, czy dobrze pokazuje ćwiczenia i dba o bezpieczeństwo w ich trakcie. Coś dla ducha i coś dla ciała

– Sztuki walki ulegają obecnie bardzo dużemu usportowieniu, stają się częścią szeroko pojętego rynku fitness – mówi Adam Dzieciątko, trener SANBAO. – Nikt na zachodzie nie walczy już mieczami czy szablami, a wushu – co po chińsku znaczy dosłownie sztuki walki – trenuje się raczej dla zdrowia i sportu. Tym bardziej, że wyrabiają dokładnie te same cechy, co każdy inny sport: samodyscyplinę, wytrwałość, samozaparcie, a także poprawiają siłę i sprawność naszego ciała – dodaje Adam. Choć między sztukami walki a innymi dyscyplinami sportowymi jest wiele podobieństw, główną różnicą jest to, że wushu trenuje się w parach. Dzięki temu sztuki walki uczą samokontroli, świadomości własnej siły oraz troski o drugiego człowieka bardziej niż inne zajęcia sportowe. – Na treningach nigdy nie chodzi o to, aby robić sobie nawzajem krzywdę. Jeśli widzę, że jestem od kogoś lepszy, to trochę zniżam się do poziomu tej osoby, aby ona mogła zwiększyć swoje możliwości – opowiada trener.

By na trening chodzić z siłą, a nie na siłę

Poza matą

Brać życie w swoje ręce

Patrycja Loda, absolwentka matematyki, również od zawsze marzyła o trenowaniu jakiegoś sportu walki. Rodzice jednak nigdy nie zapisali jej na zajęcia tego typu. – Myślę, że po prostu dorosłam do takiego momentu, w którym sama zdecydowałam, aby spróbować – opowiada. Na pierwszy trening poszła w październiku 2015 roku razem ze swoim chłopakiem. Spotykali się wtedy od 4 lat i chcieli, by ich wspólnie spędzany czas wyglądał trochę inaczej niż wcześniej. – Dałam Piotrkowi do wyboru lekcje tańca towarzyskiego lub aikido. Stanęło na aikido – uśmiecha się Patrycja. 4

|www.podprad.pl

Umiejętności, które trenujący nabywają w trakcie kolejnych ćwiczeń, przydają się nie tylko w starciu z realnym przeciwnikiem, ale także w zwyczajnych, codziennych sytuacjach. Ania wyznaje, że odkąd trenuje krav magę, bardzo się rozwinęła. – Mam poczucie, że jestem prawdziwsza w swoich zachowaniach. Mogę wybrać, jak zareagować: przemilczeć czy okazać złość. Podejmuję też kolejne nowe wyzwania, ponieważ wiem, że umiem walczyć nie tylko fizycznie, ale też życiowo – mówi. Z kolei Patrycja dzięki treningom aikido jest bardziej otwarta i o wiele lepiej radzi sobie ze stresem. – Gdy czeka mnie jakaś bardzo stresująca sytuacja, już nie skręca mnie w żołądku tak, jak kiedyś. Potrafię szybciej się opanować i uspokoić, choć zawsze miałam z tym problem – mówi. Dodaje też, że gdy obec-


Więcej o historii Adama znajdziesz na YouTube: #1 Adam | JESTEM_, projekt stworzony przez Fundację 12 kamieni.

nie nawiązuje nowe znajomości, może opowiadać o treningach, co jest ciekawym tematem do rozmów. Przeciwnik w lustrze

– Mówi się, że w sztukach walki największym przeciwnikiem jest sam człowiek – wyjaśnia Adam. Sam wiele nauczył się dzięki wushu, m. in. wytrwałości i niepoddawania się w obliczu problemów. Także w dziedzinie duchowej. – Odkąd stałem się świadomym chrześcijaninem, mogę wykorzystać doświadczenie z treningów w walce duchowej, opierającej się na takich samych zasadach co walka fizyczna. To pomaga mi wychodzić naprzeciw różnym trudnym sytuacjom czy opierać się pokusom. Wiem, że są to przeszkody, które muszę przejść i jestem w stanie je pokonać – opowiada. Dla niego każdy sport, jak i osiąganie mistrzostwa w jakiejkolwiek dziedzinie wymagają zawsze pokonywania samego siebie i własnych słabości. Pewność na wyciągnięcie ręki

Regularne uprawianie sportu nieuchronnie skutkuje także lepszym samopoczuciem. – Gdy nabywamy nowe umiejętności, takie jak sztuki walki, wzrasta nasz poziom samooceny oraz poczucie własnej skuteczności – tłumaczy Magdalena Laskowska, psycholog. – Uczymy się samokontroli oraz panowania nad agresją i emocjami. Tym samym nieświadomie pracujemy też nad poczuciem własnej wartości. Pewność, że będziemy umieli się obronić w momencie realnego ataku, skutkuje siłą nie tylko fizyczną, ale też psychiczną. To wpływa na naszą pewność siebie – podsumowuje. – Po treningu mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku, jestem szczęśliwszy i, paradoksalnie, mam więcej energii – mówi

Foto: Karol Pisarski (Pisarski Art)

WALKA

Adam. Podobne wrażenia mają także dziewczyny. Patrycja opowiada: – Gdy byłam na studiach, po każdych ćwiczeniach miałam się lepiej i znacznie łatwiej było mi się uczyć, nawet jeśli siadałam do książek późnym wieczorem. Coraz bardziej komfortowo czuję się też we własnym ciele – mówi. Nie tylko ona zauważa u siebie większą pewność siebie. – Odkąd trenuję, wzrosła moja asertywność i radość z życia. Mam też ładnie wyrzeźbione ciało, które podoba się nie tylko mi, ale płci przeciwnej również – uśmiecha się Ania. Dobrze odrobiona lekcja

Trenowanie sztuk walki to nie tylko czysta przyjemność. Ania wyznaje, że choć uwielbia krav magę, nie zawsze ma ochotę iść na zajęcia. – Trudne było dla mnie zmierzenie się z tym, co myślę, że umiem, a tym, co umiem rzeczywiście. Też nie wszystkie ćwiczenia wychodziły mi od razu – przyznaje. Mimo to nie poddawała się i ostatnio zaliczyła egzamin na pierwszy stopień, dzięki czemu z grupy początkującej przeszła do zaawansowanej. Jaką radę ma dla osób, które chciałyby spróbować swoich sił w sztukach walki? – Trzeba próbować. Lepiej jest pójść i się przekonać, niż siedzieć w domu przed TV i żyć marzeniami czy złudzeniami. Gdy jednak okaże się, że to nie dla nas, warto być ze sobą szczerym. By na zajęcia chodzić z siłą, a nie na siłę – stwierdza Ania. – Aikido nauczyło mnie, że najtrudniejszą rzeczą jest myśleć, a najłatwiejszą: poddać się. Na każdych zajęciach muszę radzić sobie tak, jak potrafię najlepiej – opowiada Patrycja. – To jedna z najlepszych lekcji na całe życie. I nikt nie przekona mnie, że ona się w życiu nigdy nie przyda – dodaje na zakończenie. MAGDALENA CHRZANOWIECKA

Potocznie uważa się, że chińska nazwa sztuk walki to kung-fu. To błąd. W rzeczywistości termin kung-fu oznacza energię i czas. Można więc nim określić każdą czynność, która wymaga włożenia wysiłku w określonym czasie, a więc np. malowanie, granie w szachy czy jakąkolwiek dyscyplinę sportową. Prawdziwy chiński odpowiednik sztuk walki to wushu.

www.podprad.pl | 5


Z innego świata Uśmiech od ucha do ucha, miły głos i opowieść o tym, że w Peru nikt nie potrzebuje ciepłej wody. Więc jak umyć włosy i zrobić pranie? Okazuje się, że są to problemy do rozwiązania. O tym, dlaczego Peruwiańczycy kłamią i zjadają swoje świnki morskie, opowiada Hanna Ellwart.

L

ecąc do Limy, Hania płacze w samolocie. Czuje, że porzuca swoje idealne życie. Kiedy po 6 miesiącach wraca na wakacje do zimnej Polski, płacze drugi raz. Tym razem z tęsknoty za Peru. – Ten kraj mnie męczy, ale chcę spędzić w nim całe życie – opowiada Hania. Mówi, że to, co łączy ją z Peru, to prawdziwa miłość. Spełnienie marzeń

Kilkuletnia Hania marzy o pracy nauczycielki w Ameryce Południowej, jednak później, w czasie studiów wczesnej edukacji z językiem angielskim, zapomina o tym. Po pierwszym roku wyjeżdża na wolontariat do Grecji, a następnie do Hiszpanii. Gdy w 2016 roku szuka kolejnej możliwości wyjazdu na projekt krótkoterminowy, znajduje ogłoszenie organizacji, dla której pracuje jej koleżanka. Coprodeli szuka wolontariuszy do uczenia języka angielskiego. – Nie miałam wielkiej nadziei, że się dostanę. Mój hiszpański, potrzebny na miejscu, nie był zbyt dobry i nie miałam ukończonych studiów – wspomina. Trudności nie okazują się jednak przeszkodą. – Ze względu na nieznajomość języka, zamiast wysłać mnie do dużego miasta, wysłali do dżungli – mówi Hania. Dziewczyna trafia do pięćdziesięciotysięcznego miasta, z którego dojeżdża pół godziny do szkoły. Uczy w budynku otoczonym polami uprawnymi. Prowadzi lekcje angielskiego z dziećmi w wieku od 3 do 12 lat. Owocowa wolontariuszka

Hania sama płaci za szczepienia oraz przelot do Limy. Organizacja, w której pracuje, opłaca jej mieszkanie. Dodatkowo za darmo dostaje śniadania, obiady i transport. Jej wynagrodze-

nie to 500 soli (600 zł). – To mi wystarcza; a jeśli brakuje, daję korepetycje – mówi. Za godzinę nauki angielskiego z trójką dzieci dostaje 10 soli oraz wybrane przez siebie owoce. Uwielbia sok z Guanábana (flaszowiec miękko ciernisty), grenadinę i pełne soku mango. Nie przepada za papają, bo się nią przejadła. Lubi też świeże kakao, które nie smakuje czekoladą, a kremowe avocado podbiło jej serce. Tylko jabłka nie są tak dobre jak w Polsce. Za to na straganie z warzywami można wybrać jeden z pięciu rodzajów ziemniaków. – W sklepie zawsze pytają: Jakich ziemniaków potrzebuję: białych, czerwonych, żółtych? Do zupy, sałatki? – opowiada ze śmiechem. – Ostatnio gotowałam ziemniaki na obiad, a wyszła z tego biała zupa ziemniaczana.

W Peru wszyscy piją piwo z tej samej szklanki

W Peru nie ma norm ograniczających używanie pestycydów, więc rolnicy w nadmiarze korzystają z możliwości oprysków. – Moja współlokatorka pracuje na polu uprawnym i walczy, by nie używać ich tak dużo – opowiada Hania. Trzeba się dostosować

Wolontariuszka nie zna kultury peruwiańskiej. Wszystko się zmienia, gdy poznaje chłopaka. – Nie miałam wyboru, musiałam się dostosować. Od tego momentu zaczęłam się cieszyć tym krajem – opowiada. W Peru wszyscy piją piwo z tej samej szklanki. – To było wyzwanie – wspomina Hania. – Przełamałam się, bo nie chciałam wyjść na księżniczkę. Teraz wydaje mi się to normalne – dodaje. W mieście, gdzie mieszka Hania, nie ma żadnej kawiarni. Nikt nie chodzi tam na kawę, bo zamiast kawy pija się kokę. – Przez pół roku cierpiałam bez dobrej kawy – opowiada. Hania jest wolontariuszką w Coprodeli – www.coprodeliusa.org, organizacji założonej przez hiszpańskiego księdza, który zdecydował się budować szkoły, by pomagać dzieciom w zdobywaniu wykształcenia. Peruwiańczycy znają Lewandowskiego i Jana Pawła II. Prezydent Peru nazywa się Kuczyński i z pochodzenia jest Polakiem. W Peru jest polska ambasada, a w Limie mieszka wielu Polaków, pochodzących z rodzin, które wyemigrowały z ojczyzny w trakcie powstania listopadowego.

6

|www.podprad.pl


W tym kraju nie ma też ciepłej wody i nikt nie suszy prania w domu. – Ciepła woda to niezrozumiały fenomen. Pytają mnie: Po co ci ciepła woda? Choć mieszkam w dżungli i ciągle jest gorąco, to przed porannym lodowatym prysznicem trzeba wziąć głęboki wdech, aby się wykąpać – dodaje. Woda jest dostępna przez 3 godziny w ciągu dnia, dlatego mieszkańcy gromadzą ją w piwnicznych basenach. Gdy opowiada Peruwiańczykom o Polsce, musi zmierzyć się z pytaniem: Jak pierzecie ubrania zimą, skoro wasze rzeki zamarzają? Każdy zauważa, że Hania jest cudzoziemką. Niestety Peruwiańczycy, choć są wspaniali, to mają problem z nawiązywaniem pierwszego kontaktu. – Cześć piękna, cześć urocza – wołają za mną, ale nie mają odwagi, by porozmawiać. Czuję się tam jak gwiazda filmowa – opowiada. Zjadamy swoje świnki morskie

Przywiązanie, normalne dla mnie, tutaj traktowane jest jak zło konieczne. Ja przywiązuję się do miejsc, rzeczy i ludzi, a Peruwiańczycy nie przywiązują się do niczego – cytat z wpisu Hani na FB. – Nie przywiązują się, bo dla nich przywiązanie oznacza wyrzeczenie – opowiada. – Obserwuję to w ich tradycji spalania rzeczy w Nowy Rok. Zawsze mówią: Nowy rok, nowa miłość – dodaje. Przywiązanie jest dla nich czymś niemiłym. Tam każdy lubi mieć wolność. W związku z tym rozwody są naturalne i częste. Ludzie nie zawierają zbyt ścisłych przyjaźni, każdy trzyma każdego na dystans. Często zmieniają pracę i miejsce zamieszkania. – To mnie smuci. Dowiedziałam się, że kilka bliskich mi osób nie będzie mieszkało tam, gdzie poprzednio. Dostały pracę w innym mieście, więc wyjeżdżają. Wielu ludzi mówi: Pracowałem tu rok, więc kolejny muszę gdzieś indziej. – Uczennica zwierzyła mi się, że urodziła jej się świnka morska – wspomina. – Na mój komentarz: Super, oczywiście się z nią bawisz? usłyszałam odpowiedź: Tak, tak. Najpierw się z nią pobawię, a potem ją zjemy. Było to dla mnie szokiem. Przecież nie zjada się zwierzątek domowych – opowiada Hania. Nie chciałem cię denerwować

Nazwanie kogoś kłamcą w moich oczach jest największą obelgą, zaś tutaj jest słowem kluczowym wielu wesołych piosenek. Peruwiańczycy kłamią, czy chcą dobrze, czy źle. Mają to we krwi, począwszy od błahych kłamstewek, jak ściąganie na sprawdzianach, do kłamstw ciężkiego kalibru (zdrady, oszustwa) – cytat z wpisu Hani na FB. Dziewczyna opowiada, że w Peru kłamstwo nie jest niczym złym. – Żegnaliśmy kolegę z pracy, więc zapytałam mego chłopaka, czy przyjedzie do nas do pubu. On powiedział, że nie może, bo ogląda film z bratanicą i zaraz pójdzie spać. Po jakimś czasie przenieśliśmy się ze znajomymi do klubu, gdzie spotkałam

WOLONTARIAT

mojego chłopaka. Mnie skłamał, że jest w domu, a swoim kolegom – jak się później dowiedziałam – że ja jestem poza miastem. Gdy zapytałam dlaczego, odpowiedział, że nie chciał, bym się denerwowała i była zazdrosna – zwierza się Hania. Dla Peruwiańczyków kłamstwo jest podstawą życia. Znajomi koledzy proszą Hanię o przysługę: by kłamała ich dziewczynom. – Mówiłam, że nie będę kłamać, bo nie mam tego w naturze, kłamstwo mnie brzydzi – opowiada. – Ludzie w Peru nie mają zaufania do innych, bo zakładają, że i tak ktoś ich okłamie. Małe dzieci, nawet trzylatki, potrafią kłamać. Na pedagogice uczyłam się, że tak małe dzieci nie rozumieją idei kłamstwa, a w Peru znają ją doskonale. Mężczyźni potrzebują zdradzać. Większość oszukuje. Widzę białą kobietę, dam jej wyższą cenę – myślą. W kulturę Peru wpisana jest religijność. Wszyscy chodzą do kościoła, modlą się na głos przed rozpoczęciem lekcji. Wiele osób nosi różaniec na szyi, tatuują sobie Maryję lub krzyże na ciele. – Odnoszę wrażenie, że religia jest na pokaz – mówi. – Próbowałam ich pytać, jak to jest: przecież jesteście tak religijnym narodem, a rozwodzicie się, kłamiecie, zdradzacie. Okazuje się, że religia to dla nich sprawa do interpretacji i oni ją interpretują trochę inaczej. Ameryka Południowa – dla kogo?

– Musiałam się przyzwyczaić, że w Peru jest bardzo brudno – opowiada Hania. – W szkole naczynia myte są w chlorze, bo Peruwiańczycy używają go do dezynfekcji. Woda w kranie nie nadaje się do picia. Gdy pomagałam koledze w barze, był jeden zlew i nawet nie było wyparzarki – mówi. W Peru panuje cholera i żółta febra. A w rejonie, gdzie pracuje Hania, jest dżungla. Wszędzie latają papugi, są pająki, które mogą zabić, i jadowite węże. Ćmy mają wielkość ptaków. W górach ludzie są tak samo niebezpieczni jak zwierzęta. Po ugryzieniu jednej z dwucentymetrowych mrówek, których tutaj pełno, Hania będzie miała bliznę do końca życia. – Taki wyjazd polecałabym osobom, które mają doświadczenie w wolontariacie – odpowiada dziewczyna. – To skok na głęboką wodę. Wielu nie rozumie, że jadę tak daleko, by być wolontariuszką i finansowo wyjść na zero. Ale to przygoda i poznawanie siebie. Nauczyłam się samodzielności – podsumowuje. – Znam ludzi, którzy by sobie nie poradzili, nie przeżyli bez wypicia czegoś ciepłego, bieżącej wody czy Internetu. Poza tym w Peru wszyscy mówią w innym języku. Jadąc tam, trzeba zadać sobie pytanie: Czy jestem w stanie się przełamać? KATARZYNA MICHAŁOWSKA

Więcej o wyjeździe Hani Ellwart możesz posłuchać w podcaście StacjaZmiana. Jeśli jeszcze nie słuchasz podcastów, to możesz wejść na stronę www.StacjaZmiana.pl i posłuchać rozmowy z Hanią Ellwart. www.podprad.pl | 7


Iść do przodu, nie patrzeć w przeszłość Czasami trzeba przeżyć coś strasznego, żeby nauczyć się żyć naprawdę. Gdy Mariusz po wypadku dowiedział się, że nie będzie mógł chodzić, nie załamał się ani na chwilę. Siłę odnalazł w swojej psychice i rozmowach z ludźmi.

S

ą wakacje, dokładnie 4 lipca 2014 roku. Jest bardzo gorąco. Mariusz Wejnert pomaga w gospodarstwie w miejscowości Stare Siedlisko, w północnej części Polski. Wstaje o czwartej i jak co dzień zaczyna pracę. Gospodarz, u którego chłopak pracuje, po wszystkich obrządkach idzie wygonić krowy, a chłopakowi każe iść po byka. Jedna chwila

– Byk, zamiast wyjść z pola, rzucił się na mnie – zaczyna historię Mariusz. – Dostałem w brzuch i upadłem na ziemię. Już wtedy nie miałem czucia w nogach. Chłopak, choć wie, że osoby poszkodowanej nie można przenosić bez specjalnego zabezpieczenia, sam poprosił o to znajomych. – Po prostu nie chciałem zostać przy tym byku ani chwili dłużej. Jeszcze po tym, jak mnie uderzył, próbował ponownie zaatakować. Znajomi znaleźli deskę i na niej przenieśli mnie z dala od zwierzęcia. Bez załamania

Karetka jedzie pół godziny. Na stole operacyjnym chłopak spędza sześć godzin. – Miałem złamany kręgosłup – mówi Mariusz. – Stłuczone płuca, uszkodzoną komorę serca. Potem przewieźli mnie na OIOM, gdzie spędziłem około trzech dni, do czasu regeneracji płuc. Zapytany o pierwszą myśl po operacji mówi, że nie myślał wtedy o niczym. – Kiedy dowiedziałem się, że nie będę mógł chodzić, nie załamałem się ani na chwilę. Życie przecież toczyło się dalej. Droga

Fot. Fotolia

Teraz dwudziestoczteroletni Mariusz jest pacjentem Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Pasłęku, ale zanim tu

8

|www.podprad.pl


trafia, przebywa długą drogę. – Jeździłem po różnych ośrodkach. Najpierw byłem w Elblągu na oddziale neurochirurgii, później na rehabilitacji. Następnie w opiece społecznej okazało się, że nie ma dla mnie mieszkania, przenieśli mnie więc do szpitala psychiatrycznego, bez powodu. Nic mi przecież nie było. Powiedzieli po prostu, że nie mają innego miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać. Woleli płacić za szpital niż zaoferować mi mieszkanie – opowiada. – W końcu trafiłem do przytułku dla bezdomnych. Szczerze mówiąc, nie czułem, jakby to było coś uwłaczającego. Najważniejsze dla mnie było to, że żyję, że funkcjonuję dalej. A tułaczka po różnych ośrodkach nawet mnie nie ruszała – mówi. – Po długiej wędrówce zamieszkał u siebie, w nowym domu. Gospodarz, u którego pracował, dał mu mieszkanie.

Siła

DZIAŁANIE

Chłopak nie chce stać w miejscu. Zostaje dostrzeżony w ośrodku we Władysławowie przez człowieka z porażeniem czterokończynowym. – Spojrzał na moją budowę. Powiedział, że bym się nadawał, a ja chciałem się czymś po prostu zająć – mówi. Mariusz bierze udział w zawodach sportowych, a konkretnie w wyścigach rowerowych dla niepełnosprawnych. – Rower trzykołowy, nisko położony miał około metra szerokości i metr dziewięćdziesiąt długości. Rękami się pedałowało i skręcało – relacjonuje. – Można było się na nim rozpędzić do czterdziestu pięciu kilometrów na godzinę. Na zawodach w Gdańsku zajmuje czwarte miejsce. Nie patrzy na wynik. Liczy się wytrwałość. Skomplikowane relacje

Zawsze coś stanie na drodze, a myślenie daleko w przód nic nie da Motywacja

Mariusz nie miewa chwil zwątpienia. – Sam motywuję innych i chcę wspierać ludzi – tłumaczy. – Opowiadam o tym, co mnie spotkało. Ludzie podziwiają moje podejście do tej sytuacji. Mnie samego motywuje każda rozmowa z drugim człowiekiem, ale nie tylko. Siłę do tego, żeby budzić się każdego dnia, daje mi psychika, mówienie sobie, żeby iść dalej i nie patrzeć w przeszłość.

Po wypadku chłopak nie znajduje wsparcia w rodzinie, sam musi sobie radzić. – Mam przyjaciół, ale nie każdy potrafi mnie zrozumieć, bo nie przeżył tego, co ja. Są też ludzie, którzy udają, ale nikt nie potrafi postawić się w mojej sytuacji. Nikt nie wie, co tak naprawdę czuje osoba niepełnosprawna – opowiada. – Boją się zapytać o to, jak sobie radzę, jak do tego doszło, że jestem na wózku. Mówi, że żadne słowa nie mogą go zranić, ale pojawiają się też takie, których nikt nigdy nie chciałby usłyszeć. – Była dziewczyna życzyła mi, żebym resztę życia spędził na wózku, a ja powiedziałem jej, że pewnie tak będzie. Cieszę się, że żyję, a wózek to tylko mój środek transportu – twierdzi. Wystarczy chcieć

Mariusz nie marzy o przyszłości. – Przyszłość ciągle się zmienia. Zawsze coś stanie na drodze, a myślenie daleko w przód nic nie da. Życie toczy się z dnia na dzień. Ludziom, którzy są w pełni sprawni fizycznie, a nie potrafią odnaleźć w sobie siły, mówi, żeby szli do przodu i nie wracali myślami do przeszłości. – Bo jeśli nie chcą ruszyć naprzód i wciąż patrzą na to, co było, odechciewa się wszystkiego. Trzeba pomyśleć o tym, jak o siebie zadbać – kończy historię Mariusz. PATRYCJA ORYL

RAPP to... Ruch Akademicki Pod Prąd działa na 21 uczelniach w Polsce w pięciu największych miastach. Poprzez organizowane wydarzenia, warsztaty, szkolenia, wyjazdy, panele dyskusyjne i konferencje, w oparciu o wartości chrześcijańskie, pomaga w rozwoju osobistym, biorąc pod uwagę każdą dziedzinę życia studenckiego: intelektualną, społeczno-emocjonalną i duchową.

www.rapp.pl

www.podprad.pl | 9


Banki spółdzielcze z edukacyjną misją Banki spółdzielcze umożliwiają najmłodszym posiadanie minikonta z książeczką oszczędnościową. Dla starszych organizują projekty poszerzające ich wiedzę i kompetencje. Pomagają młodym ludziom dobrze zacząć przyszłość.

R

ola banków spółdzielczych w Polsce, w umacnianiu nowoczesnych społeczności lokalnych, wykracza poza wykonywanie klasycznych operacji finansowych, depozytowych czy doradczo-konsultingowych. Banki spółdzielcze od wielu lat aktywnie uczestniczą także w procesie budowy świadomości ekonomicznej dzieci i młodzieży. Postawione przed nimi zadania edukacyjne realizują za pomocą różnych projektów. Dzięki nim również młodzi mieszkańcy mniejszych miejscowości mają możliwość poznania podstawowych zasad zarządzania swoimi finansami. Jedną z idei aktywnie propagowanych przez banki spółdzielcze jest znana od lat w sektorze bankowym Szkolna Kasa Oszczędności. Banki zrzeszone w Spółdzielczej Grupie Bankowej umożliwiają najmłodszym posiadanie minikonta z książeczką oszczędnościową, w której rodzic zapisuje zgromadzone pieniądze. Jednocześnie uczestnik programu może kontrolować ich stan poprzez specjalne wirtualne konto na stronie internetowej. Swoją propozycję dla dzieci i młodzieży ma również Grupa Banku Polskiej Spółdzielczości. Celem projektu „TalentowiSKO” jest nie tylko rozwijanie wiedzy na temat oszczędzania i planowania wydatków. To także pole do nabywania kompetencji, sprzyjających skutecznemu podejmowaniu pracy w przyszłości, dzięki umiejętności przygotowania własnego CV czy autoprezentacji. Program realizuje się na trzech poziomach: podstawowym, gimnazjalnym oraz ponadgimnazjalnym. W ostatniej edycji, rozstrzygniętej pod koniec poprzedniego roku szkolnego, do konkursów w ramach programu przystąpiło ponad 36 000 uczniów z blisko 300 szkół podstawowych i gimnazjalnych oraz prawie 50 uczniów ze szkół ponadgimnazjalnych. Patronowały im banki spółdzielcze z Grupy BPS. Najmłodsi mierzyli się w konkursie „Oszczędzanie w SKO procentuje w Banku Spółdzielczym”. Wystawiali przedstawienie o oszczędzaniu i sprawdzali swoją wiedzę na temat finansów. Gimnazjaliści natomiast rywalizowali w konkursie „Spółdzielnia dobrych serc”, w którym mieli za zadanie zorganizować zbiórkę pieniędzy na cel społeczny, a uczniowie szkół ponadgimnazjal10 |www.podprad.pl

nych do konkursu „Inkubator szkolnych biznesów” zgłaszali pomysły na własny biznes. Banki spółdzielcze chętnie angażują się także w inicjatywy środowiskowe. Wyzwania edukacji finansowej traktują jako wspólne zadanie, a którego efekty mogą przynieść wzajemne korzyści. Przykładem takiego przedsięwzięcia przedsięwzięcia są działania dedykowane uczniom w wieku 13-16 lat w ramach projektu „Bankowcy dla Edukacji" zorganizowanego przez Warszawski Instytut Bankowości. W 2016 r. odbyły się aż 973 lekcje dla blisko 23,8 tys. uczestników. Mocną stroną inicjatywy są zajęcia prowadzone przez specjalnie wyszkolonych wolontariuszy, którzy na co dzień są pracownikami bankowości. Warto podkreślić, że banki spółdzielcze są istotnym filarem całego przedsięwzięcia – stanowią 25 z 37 instytucji zaangażowanych w projekt. Grupa BPS nie zapomina również o nieco starszych uczestnikach życia ekonomicznego, realizując swoją edukacyjną misję także w szkołach wyższych. Między innymi za sprawą Programu „Nowoczesne Zarządzanie Biznesem” i modułu wykładowego „Nowy wymiar bankowości spółdzielczej”. Jego celem jest prezentacja podstawowych zagadnień dotyczących banków spółdzielczych w Polsce, specyfiki ich funkcjonowania oraz pokazanie ich szczególnej pozycji na rynku bankowym. Słuchacze modułu dowiadują się, jakie są różnice pomiędzy bankami spółdzielczymi a innymi uczestnikami rynku bankowego – bankami komercyjnymi i SKOK-ami. Grupa BPS jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem w module „Nowy wymiar bankowości spółdzielczej”. Więcej: www.nzb.pl oraz www.facebook.com/NowoczesneZarzadzanieBiznesem.


Siła nosi imię kobiety W trakcie II wojny światowej kobiety były niezłomną podporą konspiracji. Ich siła i oddanie emanują z opowiadań Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej. Autentyzm bohaterek podkreśla obecność autorki na kartach książki.

R

Odwaga

Bohaterkami zbiorów opowiadań Kuszelewskiej-Rayskiej są kobiety. Różne. Dobrze urodzone, arystokratki, wieśniaczki, biedne, bogate, młode, stare, panny, mężatki, wdowy, odważne i słabe. Teraz połączone jednym – pragną pomóc naszym. Przynieść jedzenie, zanieść wiadomość, przemycić granat. Zaopatrzyć szpital, zorganizować kuchnię. Opatrują rany, pocieszają, a nawet zabijają. Życie w konspiracji

Autorka wrzuca czytelnika na moment w sam środek życia konspiracyjnego Warszawy. Przedstawia krótkie historie cichych bohaterek II wojny światowej, bez których walczący mężczyźni nie przetrwaliby. Czytelnik wchodzi i wychodzi. Poznaje urywki życia kilkunastu kobiet, które codziennie narażały życie dla ojczyzny. Każda na swój sposób. Pani Kazimiera czeka na syna, o którym wszyscy wiedzą, że nie żyje. Ewa jest łączniczką, Jadwisia pracuje w szpitalu, a Joanna wykłada na tajnych kompletach. Zaglądamy na chwilę do ich mieszkań, dowiadujemy się, jak zarabiają na życie i kim są w AK. Stajemy się świadkami kilku wydarzeń z życia i przechodzimy dalej, by zajrzeć w następne okno.

Są to historie prawdziwe, tchną autentyzmem, sprawiają, że odbiorca mimowolnie wpada w ruiny Warszawy

OCENA 5/5

Wybrany fragment: „– Wypuścili mnie dopiero co z Pawiaka – mówiła zdyszana, a wszyscy wstrzymali oddechy. – Do czysta nas wtedy wybrali, całą willę, jak idzie. Panią starszą, pannę Tereskę, pana Jędrusia i wszystkich gości, co przyszli na imieniny. A cała bida bez tych dwóch nowych panów, co to ich panna Tereska poznała nie wiadomo gdzie i na swoje nieszczęście zaprosiła do domu. Żandary wpadły podczas kolacji, dziesięciu ich było. Kazały nam się położyć na podłodze, kupą, jedni przy drugich, strzelali nam nad głowami, przewróciły calutki dom do szczętu. Całą noc żeśmy tak leżeli, jak te psy. Potem samochód i jazda na Pawiak”.

Autentyczność

Stanisława Kuszelewska-Rayska sama była jedną z tych bohaterek. W czasie wojny mieszkała razem z córką w Warszawie i jako literatka i tłumaczka włączała się w życie konspiracyjne. Zbiory opowiadań „Kobiety. Dziwy życia” napisała tuż po wojnie, na emigracji. Są to historie prawdziwe, tchną autentyzmem, sprawiają, że odbiorca mimowolnie wpada w ruiny Warszawy. Autorka buduje napięcie, ale nie epatuje cierpieniem, nie rozdmuchuje wydarzeń. Nie ocenia. Przedstawia druzgocące fakty w zwyczajny sposób, co potęguje emocje czytelnika. Dialogów nie ma wielu, padają tylko niezbędne słowa, które oddają klimat życia konspiracyjnego. Intrygująca atmosfera

Krótkie opowiadania posiadają zwykle zaskakującą pointę, po której czytelnik domaga się dalszego ciągu. O niektórych kobietach wiemy, że zginęły, większość jednak zostawiamy w środku wojennej zawieruchy, nie wiedząc, co się dalej z nimi stało. Czy przeżyły? Pisarka w każdym opowiadaniu tworzy intrygującą atmosferę, z której ciężko wyjść. Mimo niewielu informacji każda z bohaterek jest indywidualna, ma swój sposób mówienia, myślenia i zachowania. Trudno porzucić bohaterkę i iść dalej, ponieważ wszystkie pozostawiają po sobie to samo: niedosyt. Podczas lektury trudno przełknąć kawę, która w tamtym życiu była na wagę złota. ZUZANNA MUSIK

Fot. pixel 2013/pixabay

enata ma paraliż nóg, leży w łóżku od początku wojny. Można ją odwiedzać, ale dopiero po 19.00. Kobieta jest arystokratką, ma trzy pokoje, służącą i mnóstwo anegdot z przedwojennych podróży. Mimo obłożnej choroby jest uśmiechnięta i życzliwa. Na jej kolanach spoczywa nieodłączny towarzysz – wyleniały buldog. Ot, niegroźna starsza pani, która nie stanowi żadnego zagrożenia dla okupanta. Tyle że pod poduszką ma zawsze świeże komunikaty radiowe, a w jej jadalni chowa się mały Żyd Pawełek. W kredensie natomiast, między szóstym a siódmym talerzem, leży przekład zakazanej książki. Jak przyjdzie się o nieodpowiedniej porze, można spotkać u niej wysokich rangą wojskowych. A w godzinach porannych przez jej mieszkanie przechodzą tłumy młodych łączniczek. Siostra Urszula jedzie pod Łowicz po słoninę dla powstańców. Martwi się, że przy ciągłych rewizjach nie dowiezie dwóch beczułek do Warszawy. Tymczasem w chacie rodziców, do której zmierzała, zatrzymali się żołnierze. Zarżnęli gęś, wypili wódkę i w humorze tak dobrym, że zgodzili się podwieźć siostrę Urszulę z beczkami „kiszonej kapusty”, wracają do stolicy.

STANISŁAWA KUSZELEWSKA-RAYSKA „KOBIETY. DZIWY ŻYCIA” ZYSK I S-KA, POZNAŃ 2014


Dzień, który zmienił świat Zamach na wieże World Trade Center 11 września 2001 roku pochłonął prawie 3000 ludzkich istnień. Ta tragedia zostawiła zadrę w sercu każdego Amerykanina. Pokazała też, jak wielką siłę ma naród i jakim wsparciem darzą się jego mieszkańcy w obliczu nieszczęścia.

P

ogodny poranek, na niebie nie ma żadnej chmury. Mieszkańcy Nowego Jorku rozpoczynają kolejny dzień. Wielu z nich pracuje na Manhattanie, dojeżdżają tam każdego dnia. Większość przedsiębiorstw znajduje się w dwóch budynkach World Trade Center, inaczej nazywanych Twin Towers. Nic nie wskazuje na to, że życie Amerykanów zmieni się dziś o 360 stopni. Droga do pracy

W nieco spokojniejszej dzielnicy Nowego Jorku do pracy szykuje się trzydziestoletni Polak. Pracuje w stolarni na końcu Manhattan Avenue – jednej z najdłuższych ulic Brooklynu. Po drodze mija sprzedawców otwierających sklepy, ludzi spieszących się do pracy, starsze osoby idące na poranną mszę. Stolarnia znajduje się tuż nad rzeką Hudson, z której rozciąga się piękny widok na Most Brookliński. Na przeciwległym brzegu stoją Twin Towers otoczone niskimi budynkami.

Amerykanie jednoczą się w obliczu narodowych tragedii

Wieże w ogniu

Według zwyczaju rano, tuż przed dziewiątą, pracownicy stolarni mają dziesięciominutową przerwę na kawę. Zawsze idzie po nią jedna wybrana osoba, reszta oddaje jej pieniądze. – Kumpel wrócił z kawą i powiedział nam, że jedna z wież się pali – wspomina Robert. – Początkowo nie przejęliśmy się tym, pomyśleliśmy, że to awaria, wybuchł jakiś pożar, który lada moment ugaszą. Nie było mowy o żadnym samolocie. Przerwa dobiega końca, pracownicy wracają do swoich zajęć. Chwilę później ktoś informuje ich, że druga wieża też stanęła w płomieniach. – Wszyscy wyszliśmy przed stolarnię. Widok był przerażający. Dwie monstrualne budowle wyglądały jak palące się zapałki. Nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzieliśmy. Nie rozumieliśmy tego. Niektórzy z moich kolegów robili sobie zdjęcia na tle płonących wież, aby upamiętnić ten tragiczny, ale też wyjątkowy moment. Próba kontaktu z rodziną

Widząc płonące wieże, pracownicy stolarni próbują skontaktować się z rodzinami, aby poinformować, że nic im się nie stało. – Nie mogliśmy się nigdzie dodzwonić, odcięli nam sieci telefoniczne – mówi Robert. – W ciągu niecałej godziny odłączyli prąd. Nie dość, że z nikim nie było kontaktu, to jeszcze nie mogliśmy wykonywać naszej pracy, w końcu maszyny były elektryczne. W stolarni zapada grobowa cisza. Brak dostępu do informacji i zagrożenie kolejnymi atakami paraliżują pracowników. Atmosfera jest zbyt napięta do prowadzenia jakichkolwiek rozmów. Wszyscy myślą tylko o tym, aby dostać się do swoich domów i zobaczyć z rodzinami. Rodzina Roberta mieszka w Polsce, więc kontakt z nimi jest tym bardziej utrudniony. 12 |www.podprad.pl

TERAZ TAK WYGLĄDA DAWNE MIEJSCE TRAGEDII.


W końcu udaje mu się zadzwonić do teściowej Teresy, u której mieszka, pracując na Brooklynie. – Rozemocjonowana mówiła, że żona dzwoniła zapłakana, bo dowiedziała się o katastrofie. Kiedy tylko skontaktowałem się z teściową, ona od razu wykonała telefon do Wioli. Ucieczka

– Chyba nic tak nie wryło mi się w pamięć jak widok ludzi powracających z Manhattanu tego dnia – mówi Robert. – Cała komunikacja miejska była zablokowana i wszyscy wracali pieszo. Wyglądali, jakby wracali z wielkich zakupów. Jednak nie w radosnej atmosferze – to była niema ucieczka. Niektórzy szli bez butów, inni mieli twarze ubrudzone sadzą, ich ubrania były podarte i zakurzone. Byli pochyleni, na ich twarzach malował się strach. To przypominało kondukt pogrzebowy – relacjonuje. Ratowanie Ameryki

Fot. ahundt/pixabay

Na Manhattanie odbywa się prawdziwy koszmar. Rozpoczęto akcję ratowniczą, która będzie trwać przez kilka najbliższych dni. – Przy takim ogromie zniszczeń nie ma mowy, aby ktokolwiek przetrwał pod gruzami – mówi Robert, który z zawodu jest strażakiem. – Ratownicy wiedzieli, że nie szukają ludzi, tylko zwłok. W ciągu kilku najbliższych dni strażacy stają się bohaterami całej Ameryki. Po zamachu ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych, George W. Bush w swojej przemowie przed Izbą Reprezentantów wygłasza następujące słowa: Mogliśmy dostrzec stan naszego państwa w wytrwałości służb ratowniczych pracujących bez ustanku, mimo skrajnego wyczerpania. Docenia strażaków, którzy poświęcają swoje zdrowie i życie w służbie innym. – Przy takich katastrofach zwoływany jest sztab kryzysowy, który wydaje niepodważalne polecenia – wyjaśnia Robert. – Strażak nie zastanawia się nad własnym bezpieczeństwem. Jego powinnością jest ratowanie ludzkiego życia. Zjednoczenie

Fot. Armelion/pixabay

Jedną z cech amerykańskiej mentalności jest to, aby jednoczyć się w obliczu narodowych tragedii. – Nikt nie przeżywał swojej żałoby indywidualnie

W zamachach 11 września 2001 roku zginęło 2996 osób, w tym ponad 300 strażaków. Z czterech wysłanych samolotów trzy uderzyły w miejsca destynacji: samoloty American Airlines 11 i United Airlines 175 w Twin Towers oraz samolot American Airlines 77 w część Pentagonu. Czwarty, który najprawdopodobniej miał uderzyć w Biały Dom lub Kapitol, rozbił się na bezludnych polach Pensylwanii. We wrześniu FBI ujawnia lista 19 nazwisk osób, które mogły być zamieszane w ataki. Stany Zjednoczone obarczyły za zamach organizację terrorystyczną Al-Kaida. Dopiero 29 października 2004 roku w oświadczeniu nadawanym przez telewizję Al-Dżazira, Osama Bin-Laden przyznał się do zaplanowania i zorganizowania zamachu na WTC.

SIŁA

– mówi Robert. – Nie widziałem nikogo płaczącego czy rozmawiającego o tym. To było bezgłośne porozumienie, umysłowa solidarność. Mimo że żadna z osób pracujących w stolarni nie pochodziła z Ameryki, wszyscy jednoczyliśmy się z Amerykanami w tamtych dniach. To była niewyobrażalna trauma – dodaje. Znaki solidarności najwyraźniej widać blisko miejsca katastrofy. Ktoś stawia krzyż z wykrzywionych części stali wydobytych z gruzów. Inny znajduje sztandar i dumnie wiesza go w widocznym miejscu. W ciągu kilku godzin na ścianach budynków, metalowych kotarach sklepów i dykcie na ogrodzeniu Strefy Zero pojawiają się setki kwiatów, zniczy, listów czy zdjęć ofiar. Ludzie modlą się za zmarłych w różnych językach. Rodziny czekają w niepewności na informację o zaginionych bliskich. Nieznajomi wysyłają sobie spojrzenia pełne empatii i współczucia. Moc amerykańskiego ducha nie gaśnie. Niedopowiedzenia i chaos

Dzień po katastrofie jest pełen smutku i milczenia. – Rozważaliśmy w pracy różne teorie i przyczyny tego, co się stało – wspomina Robert. – Najbardziej dokuczliwy był brak informacji. Ktoś niby wspomniał o tym, że uderzenie w dwie wieże nie było przypadkowe, ale o tym, kto za tym stoi i dlaczego tak się stało, nikt nie mówił. W Polsce było więcej informacji na temat zamachu na WTC niż tutaj. Media były ostrożne, dopóki nie otrzymały sprawdzonych informacji. Pogłoski wywołałyby chaos. Ulice pustoszeją, przechodnie są na skraju wytrzymałości. Widać to po ich niepewnym zachowaniu, nerwowym rozglądaniu się. Gdy tylko słyszą charakterystyczny świst w powietrzu, kurczą się przy ścianach lub wchodzą do budynków. Zamiast wesołej i hałaśliwej atmosfery panuje grobowa cisza. Poczucie zagrożenia

Katastrofa wzbudza strach, który wśród opinii publicznej utrzymuje się przez kilka tygodni a nawet miesięcy. Władze stosują szczególne środki ostrożności. Wokół gruzów wieżowców utworzono Strefę Zero, do której wstęp mają wyłącznie strażacy i ratownicy. Dodatkowo powstaje specjalny dystrykt, który poza strefą obejmuje kilka przecznic wokół. Na tym terenie mogą znajdować się wyłącznie mieszkańcy pobliskich blokowisk. Z powodu unoszącego się pyłu widoczność diametralnie się zmniejsza. Ruch powietrzny zostaje zablokowany na kilka dni. Tak samo jak stacje metra. Autobusy, w miarę możliwości, jeżdżą zgodnie z rozkładem. Mieszkańcy i dojeżdżający na wyspę nie czują się pewnie. Stan zagrożenia utrzymuje się w ludzkich umysłach i sercach, paraliżując amerykańską codzienność. Podzielenie

– Kiedy upubliczniono informację, że to Al-Kaida odpowiedzialna jest za zamach, Amerykanie zaczęli stronić od Arabów – wyjaśnia Robert. – Prowadzone przez nich taksówki nie były używane. Sklepy, w których sprzedawali, pustoszały. Nawet pizzeria przy metrze na Nassau Avenue przechodziła kryzys. Nie przejawiano agresji, po prostu społeczeństwo ich izolowało. Tak Amerykanie zbuntowali się przeciwko swoim oprawcom. Tragizm tamtych wydarzeń podkreśla wspomnienie Roberta. Po ulicach Manhattanu, zwłaszcza w ciemnych zakamarkach i śmietnikach, często grasowały szczury. Kiedy zaczęto odgruzowywać i przewozić zgliszcza WTC na Staten Island, spomiędzy rozkładających się zwłok wychodziły te olbrzymie, tłuste gryzonie. Tych kilka dni to była dla nich prawdziwa uczta. KATARZYNA POLITA

www.podprad.pl | 13


Czy wiesz, co jesz? Biolodzy biją na alarm Dobre odżywianie ma ogromne znaczenie dla osób w każdym wieku. Naukowcy przeprowadzili szereg badań i ustalili, że najefektywniej pracujemy po zjedzonym śniadaniu. Z czego powinna składać się dieta, aby zwiększyć wydajność naszego umysłu? Czy na pewno jesteśmy świadomi tego, co tak naprawdę trafia do naszych żołądków?

D

la studentów, szczególnie w czasie trwania sesji egzaminacyjnej, istotną rolę odgrywają produkty bogate w żelazo, magnez, witaminy, kwasy omega-3. To właśnie one polepszają pamięć i przyczyniają się do poprawienia koncentracji. Wszelkie jadalne rośliny, kukurydza czy banany pomagają w walce ze stresem. Gdy człowieka dopada zmęczenie i brakuje mu motywacji, warto sięgnąć po szpinak, sałatę, brokuły lub pomarańcze. Za skupienie natomiast odpowiada fasola, groch oraz natka pietruszki. Warzywa i owoce odgrywają w diecie bardzo ważną rolę. Niestety, często nie zdajemy sobie sprawy z tego, w jakich warunkach rosną i w jaki sposób się rozwijają. Niebezpieczne „ulepszacze”

Dopiero w latach 50 XX w. po raz pierwszy użyto związków chemicznych zwanych pestycydami. Ich głównym zadaniem jest ochrona roślin uprawnych. Owoce i warzywa, które trafiają do naszych koszyków, często są spryskane substancjami stosowanymi do zwalczania gryzoni, roztoczy, owadów, chwastów, a także grzybów. – Zanieczyszczenie pestycydami artykułów pochodzenia roślinnego jest szczególnie niebezpieczne, gdyż związki te przenikają do wszystkich części rośliny niezależnie od sposobu ich stosowania – twierdzą badacze Marek Biziuk i Aleksandra Żelechowska. Użycie pestycydów przyczyniło się do zwiększenia liczby plonów, ale znacznie obniżyło ich jakość. Wygląd warzyw jak z obrazka, dużych i bez skazy, jest złudny, a konsument powinien mieć tego świadomość. Zagrożenie dla życia

Niektóre pestycydy są naprawdę niebezpieczne i mogą spowodować różne dolegliwości. Od wielu lat wiadomo, że większość pestycydów, a także wiele innych związków organicznych stanowią zagrożenie dla życia ludzkiego. Jednym z nich jest tetrachlorek węgla, którego stosowanie zostało surowo zakazane przez Unię Europejską, Związek ten stosuje się jako rozpuszczalnik do farb lub kleju, był też wykorzystywany jako środek gaśniczy. Wiele pestycydów przyczyniło się do uszkodzeń układu nerwo14 |www.podprad.pl

Fot. rf 123, freepik.com

wego, odpornościowego i hormonalnego. Związki chemiczne, zwłaszcza pestycydy, przenikają do organizmu głównie przez przewód pokarmowy. Badania przeprowadzane w latach 2009-2014 wykazały, że najwięcej pestycydów zostało zastosowanych przy plantacji jabłek, winogron, roślin strączkowych. Natomiast w ostatnim roku okazało się, że to truskawka miała najwięcej związków chemicznych. Pestycydy nie tylko w warzywach i owocach

Trzeba mieć świadomość, że pestycydy ulegają licznym przemianom. Obieg tych związków chemicznych odbywa się przez ruchy powietrza. Owe środki skażają również glebę i wodę, docierają do zwierząt, które żywią się zanieczyszczonymi roślinami i tym samym trafiają pod różną postacią na nasze talerze.


NAUKOWO

Wiele pestycydów przyczyniło się do uszkodzeń układu nerwowego, odpornościowego i hormonalnego Unikanie chemii

Z pestycydami trzeba walczyć. Mimo że nie mamy wpływu na wykorzystywanie biopreparatów przez rolników, powinniśmy pamiętać, iż istnieją sposoby na ich usunięcie. Niekorzystne dla naszego zdrowia związki chemiczne ulegają rozpadowi, kiedy potrawy przyrządza się w odpowiedni sposób tzn. przez gotowanie, smażenie, pieczenie. Należy nie zapominać o myciu warzyw i owoców przed spożyciem. Najlepiej także kupować warzywa sezonowe z upraw ekologicznych, znajdujących się daleko od fabryk i zabudowań.

Możemy więc czuć się bezpiecznie, mając pewność, iż inni dążą do tego, abyśmy nie musieli martwić się o nasze zdrowie. Mimo wszystko wiedza na temat pestycydów przyda się nie tylko przyszłym biologom. Nasza samoświadomość może pomóc zniwelować niepotrzebne schorzenia. Jak pisał Aleksander Fredro: Szanuj zdrowie należycie, bo jak umrzesz, stracisz życie. LIDIA KAROLEWICZ

Zmniejszanie związków chemicznych w pożywieniu

Badacze pocieszają danymi statystycznymi. Informują, iż Polska nie wypada najgorzej na tle innych państw Europy. W nie najlepszym położeniu są natomiast takie kraje jak Francja czy Niemcy. W celu kontroli toksycznych pestycydów powołano Amerykańską Agencję Ochrony Środowiska. Związkami chemicznymi zajmuje się również Światowa Organizacja Zdrowia oraz Unia Europejska. Każde państwo ustala własne normy, opierając się na sugestiach wymienionych organizacji.

Zainteresowani znajdą więcej informacji dotyczących pestycydów w poniższych pracach badawczych: Pestycydy w środowisku, pod red. R. White-Stevensa, tłumaczył J. L. Lipa, K. Głogowski, Warszawa 1977. Pestycydy, występowanie, oznaczanie i unieszkodliwianie, pod red. M. Biziuka, Warszawa 2001. Pestycydy, pod red. S. Byrdy, K. Góreckiego, E. Łaszcza, Warszawa 1976. www.podprad.pl | 15


Dieta wcale nie cud

Fot. Fotolia

Czym właściwie jest zdrowe odżywianie? Co roku dostajemy na to inną odpowiedź. Internet i księgarnie pełne są pozycji o dietach, odkwaszaniu, zapobieganiu i leczeniu różnych chorób za pomocą żywności. Porady bywają sprzeczne, a niektóre już na pierwszy rzut oka wydają się co najmniej nierozsądne.

W

iele stron czy wydawnictw nie podaje faktów, ale promuje własną filozofię życiową albo konkretne produkty żywnościowe lub leki, nie zawsze pisząc, że to artykuł sponsorowany. Z kolei na blogach i forach zwolenników diety wegańskiej padają stwierdzenia, że organizm człowieka nie jest przystosowany do jedzenia nabiału i mięsa i to właśnie te produkty są główną przyczyną raka. Jednak dieta tryskających zdrowiem Masajów opiera się głównie na mleku, maśle i tłuszczu z hodowanego przez nich bydła oraz na mączce kukurydzianej. Jedzą też mięso, a jako lekarstwo stosują napój rytualny z krwi i mleka. Najzdrowsi są wtedy, gdy trzymają się swojej tradycji. Jak w tym wszystkim się odnaleźć? Zdrowe, czyli dla każdego inne

Julita Kordońska ‒ dietetyk, choć ona sama woli nazwę terapeuta żywieniowy, pracuje w Centrum Medycznym Immunozdrowie w Gdańsku i specjalizuje się w zaburzeniach hormonalnych kobiet. W pracy z pacjentami opiera się na medycynie funkcjonalnej. Ten stosunkowo nowy kierunek nie stroni 16 |www.podprad.pl

od metod różnych szkół zajmujących się leczeniem, pod warunkiem, że są one potwierdzone klinicznie oraz poparte rzetelnymi badaniami naukowymi. Jednym z fundamentów medycyny funkcjonalnej jest przekonanie o bioindywidualności każdego człowieka. – Nie ma jednej cudownej diety dla wszystkich, choć bardzo byśmy chcieli posypać wszystko kurkumą i sprawę zdrowego odżywiania mieć załatwioną – stwierdza Kordońska. – Wiele zależy od kontekstu. To, co jest lekarstwem dla ciebie, może być trucizną dla mnie – dodaje. Zasady zdrowego odżywiania różnią się w zależności od wieku i sposobu życia. Inaczej powinien jeść student czynnie uprawiający sport, inaczej kobieta karmiąca, a inaczej osoba z wykrytym Hashimoto. Każdy człowiek jest inny i nie musi dobrze funkcjonować przy takich samych parametrach. – Czasem warto więc trochę z sobą poeksperymentować – radzi terapeutka. – Na przykład gdy wydaje się, że za niski poziom żelaza może być przyczyną gorszego funkcjonowania, a podniesienie go nie przynosi poprawy, to prawdopodobnie wcześniejszy poziom był dla ciebie wystarczający, a problem leży gdzie indziej.


Układaj posiłki

Amerykański dziennikarz i profesor Michael Pollan pisze książki i artykuły na temat, jaki udział w tym, co jemy, ma natura, a jaki nowoczesna technologia i produkcja żywności. Jest autorem prostej rady odnośnie zdrowego odżywiania: Eat food, not too much, mostly plants. Według niego powinniśmy wrócić do tradycyjnej diety naszych dziadków i odrzucić wszystkie produkty, które zawierają ponad 5 składników lub kiedy nazwy chociaż jednego z nich nie jesteśmy w stanie wymówić. – Jeśli postarasz się, żeby połowa twojego talerza składała się z warzyw, 1/4 z białka, a ostatnia ćwiartka stanowiła w 1/3 tłuszcz, a w 2/3 węglowodany, masz szansę poukładać sobie kwestie żywieniowe – mówi Kordońska. – Jeśli żywisz się głównie w marketach typu Biedronka, niełatwo będzie ci zapełnić znalezionymi tam warzywami połowę talerza, zwłaszcza gdy choroba nie pozwala ci jeść wszystkiego. Musisz ich poszukać gdzie indziej, inaczej będziesz jeść ciągle to samo – dodaje dietetyczka. Zdrowe odżywianie to inwestycja na przyszłość, więc nie poddawaj się tylko dlatego, że wymaga to poświęcenia większej ilości pieniędzy i czasu. Sztuka wyboru

Samodzielne przygotowywanie posiłków od podstaw pozwala uniknąć wielu problemów żywieniowych, choć przy dzisiejszym tempie życia trudno oprzeć się półproduktom. Co prawda niektórzy świetnie funkcjonują na diecie złożonej z piwa i pizzy, dla większości osób takie jedzenie będzie jednak zgubne i może prowadzić do problemów na przykład z trądzikiem. – Czasem przychodzi do mnie pacjentka prawie na czworakach, bo tak jest zmęczona życiem. Ma poczucie, że w niczym nie jest dobra, a jeszcze ma zrobić obiad i najlepiej przeżuwać każdy kęs po 30 razy w miłej atmosferze rozmów z przyjaciółmi lub rodziną – opowiada terapeutka. – Od razu widać, że to ją przerasta. Zdrowe odżywianie oznacza ciągłe wybory. Nie zawsze od razu wiadomo, co jest w danym momencie lepsze. – Czasem jest tak, że gdy w weekend wybierzesz się ze znajomymi na piwo, później przez tydzień musisz jeść obiady za 5 złotych – mówi Kordońska.

Każdy człowiek jest inny i nie musi dobrze funkcjonować przy takich samych parametrach Małe zmiany

Zakup przynajmniej raz w tygodniu mięsa ekologicznego lub z innego sprawdzonego źródła pomaga wątrobie odpocząć i oczyścić się. Zimą można hodować kiełki i kupować mniej warzyw i owoców z drugiego końca świata nafaszerowanych chemią. – Niestety często mamy mentalność: wszystko albo nic. Z tego powodu nawet nie próbujemy czegoś zmieniać – stwierdza terapeutka. – Dlatego dobrze jest wybrać swój punkt skupienia. Jeśli masz problem z magnezem, to najpierw zajmij się nim. Dopiero gdy nabierzesz nawyku jedzenia tego, co go uzupełnia, wybierz następnego wroga – radzi. Nie można podchodzić zbyt rygorystycznie do wszystkich zaleceń zdrowego odżywiania i biczować się z powodu każdej, nawet najmniejszej porażki. – Jedzenie musi być też zabawą – mówi Kordońska. – Jeśli trzymanie się wszystkich standardów staje się obsesją potęgującą stres, to nawet najlepsza dieta nie pomoże. To ma być wyścig z samym sobą, a nie z jakimś ideałem. Gdy zjesz kiszoną kapustę, odhacz sobie na liście sukcesów, że

JEDZENIE

tego dnia ją zjadłeś i ciesz się, że odżywiasz się zdrowiej niż wcześniej. Odkwaszaj z głową

W ostatnich latach na popularności zyskał, szczególnie wiosną, temat odkwaszania. Brak równowagi kwasowo-zasadowej płynów fizjologicznych sprzyja chorobom. Na szczęście ludzki organizm naturalnie dąży do homeostazy, czyli stanu pożądanej równowagi. Sam buforuje poziom pH, korzystając z mikroelementów zawartych w jedzeniu lub, jeśli jest ich w nim za mało, pobierając je na przykład z kości. Autorzy niektórych blogów jako sposób na odkwaszenie polecają picie wody z sodą. Jednak odkwaszające działanie sody kończy się w żołądku. W nim zachodzi reakcja z kwasem solnym: NaHCO₃ + HCL = NaCL + H₂O + CO₂. Do jelit, z których organizm wchłania składniki odżywcze, dostają się więc tylko woda i sól (a tej ostatniej w diecie zazwyczaj bywa za dużo). Natomiast powstały w ten sposób dwutlenek węgla wydostaje się z organizmu przez usta. – Wodę z sodą zalecam czasem pacjentkom jako nieco komiczny test na sprawdzenie poziomu kwasu solnego w żołądku – śmieje się Kordońska. – Jeśli po jej wypiciu nie bekną, mają go za mało. Jak więc odkwaszać organizm? – Po prostu jeść więcej warzyw, na przykład jarmuż. Zawarte w nim wapń, magnez i inne minerały pomogą naszemu organizmowi w regeneracji – radzi dietetyczka. Niektóre popularne rady internetowe są jednak dobre. Warto na przykład pić przed posiłkami wodę z octem jabłkowym lub cytryną. – Pobudzą żołądek do produkcji kwasu, którego poziom większość z nas ma obniżony – stwierdza terapeutka. – A to pomoże odpowiednio trawić białka z mięsa. Łatwiej wziąć tabletkę

Zdrowe odżywianie nie daje jednak natychmiastowych efektów, dlatego często przegrywa z farmakologią. Łyknięcie leku na ból głowy daje poprawę po godzinie. To o wiele łatwiejsze niż zwrócenie uwagi na nasz sposób funkcjonowania: życie w biegu, za małą ilość snu, za dużo kawy. – Wieczne odsuwanie symptomów nie zapewni jednak bezpieczeństwa – mówi Kordońska. – Często wraca w postaci znacznie poważniejszych problemów, na przykład bezpłodności. Większość ludzi dobrze wie, co robić, by zdrowiej żyć: wyluzować się, jeść warzywa , więcej się ruszać i spać. To nie są nowe rady. – We współczesnych realiach jest to często nie do osiągnięcia – tłumaczy dietetyczka. – Szkoda, że dopiero ból, zły wygląd, brak sił oraz wyczerpanie wszelkich sposobów medycznych zmusza nas do wprowadzenia zmiany. MAŁGORZATA SERKOWSKA

Więcej prostych zasad żywieniowych Michaela Pollana znajdziesz w artykule: webmd.com/food– recipes/ news/20090323/7– rules– for– eating#1. W internecie można też przeczytać polską recenzję książki Pollana: http://klaudynahebda.pl/michael-pollan/ Wiele informacji dietetycznych opartych na sprawdzonych badaniach naukowych znajdziesz na stronie: www.wszechnica– zywieniowa.sggw.pl www.podprad.pl | 17


10 sposobów na skutecz Przebudzenie to najważniejszy etap dnia, źródło energii i dobrego humoru aż po wieczór. Dla większości osób opuszczenie łóżka jest jednak niewyobrażalną torturą. Co zrobić, aby ranek stał się lepszą częścią dnia?

STAIRWAY TO HEAVEN CZY HIGHWAY TO HELL?

Warto zacząć od dźwięku. Jeżeli budzi cię fabryczna melodia budzika, zmień ją natychmiast. Jednostajny, alarmujący dźwięk jest najgorszym sposobem na rozpoczęcie dnia. Wybierz utwór o umiarkowanym tempie, ponieważ powolne piosenki nie zawsze budzą, a zbyt chaotyczne utwory z kolei szokują organizm. Najlepiej sprawdza się muzyka klasyczna – dźwięk wiolonczeli jest jednym z najbardziej efektywnych przy pobudce.

ŻADNEJ ŁÓŻKOWEJ PROKRASTYNACJI

Chyba każdy zna to uczucie, kiedy odkłada wstawanie na 5-10 minut, a potem budzi się po 2 godzinach. To jednoaktowy dramat, odgrywany co dnia w wielu łóżkach. Zamknięcie oczu na kilka minut do niczego dobrego nie doprowadzi. Możesz jeszcze chwilę zostać w łóżku, ale tylko dla porannego przeciągania się. W ten sposób senność zniknie błyskawicznie.

Uświadomienie sobie tego, jak dużo rzeczy jest do zrobienia, da ci dużą dawkę motywacji

Po rozruszaniu ciała poświęć kilka minut na znalezienie argumentów, by wstać z łóżka. Może tego dnia czeka cię coś ciekawego lub ważnego? Randka, nowy odcinek serialu czy ważny wykład, na który nie możesz zaspać. Uświadomienie sobie tego, jak dużo rzeczy jest do zrobienia, da ci dużą dawkę motywacji.

POBIERZ APLIKACJĘ

Już niemal dla każdej czynności życiowej istnieją różne aplikacje. Nie inaczej jest z porannym wstawaniem. Z tradycyjnym budzikiem rywalizują programy takie jak:   I CAN’T WAKE UP! – Aby wyłączyć dźwięk, musisz rozwiązać zadanie matematyczne, quiz lub zeskanować kod kreskowy.   WAKE N SHAKE – Jak wskazuje nazwa, aplikacja skupia się na ruchu. Żeby wyłączyć budzik, należy energicznie potrząsać komórką.   SLEEP CYCLE – Jest przenośnym laboratorium, analizującym fazy snu i budzącym człowieka w odpowiednim biologicznie momencie.   UHP – nietypowa aplikacja, która doda wstydliwe posty w mediach społecznościowych, jeżeli nie wstaniesz.

WYBIERZ NIEKONWENCJONALNY BUDZIK

18 |www.podprad.pl

POWÓD DO WSTANIA

Dla wielbicieli gadżetów też coś się znajdzie. Na rynku jest masa dziwnych, zabawnych, pomysłowych budzików: fruwających, uciekających, wibrujących. Producenci próbują obudzić śpiochów cięciem banknotu, rozrzucaną po pokoju układanką lub ćwiczeniami siłowymi. Obudzić rano może nawet zapach bekonu zapewniony przez budzik-podgrzewacz.

WPUŚĆ TROCHĘ ŚWIATŁA

Kiedy już wstaniesz, włącz światło lub odsłoń zasłony, by wpuścić do pokoju trochę słońca. Ureguluje to wydzielanie melatoniny, odpowiedzialnej między innymi za senność.

ŚWIEŻE POWIETRZE

Zostaw uchylone okno na noc. Przyczyni się to do lepszego snu oraz łatwiejszej pobudki. Oczywiście jeśli na dworze nie jest -30°C.


ne wstanie z łóżka

Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone www.podprad.pl

Fot. rf123

Panie doktorze! Spóźniłem się, bo mój budzik wczoraj wyleciał przez okno

ADRES REDAKCJI: ul. Pilotów 19A/4, 80-460 Gdańsk tel./fax 58 710 82 54 redakcja@podprad.pl REDAKTOR NACZELNA Katarzyna Michałowska REDAKTOR WYDANIA Patrycja Oryl ZESPÓŁ REDAKCYJNY:

Paula Altmann, Bogna Bartel, Karina Berk, Magdalena Chrzanowiecka, Anna Górecka, Marcin Grzegorczyk, Dawid Linowski, Lidia Karolewicz, Aleksandra Kopeć, Katarzyna Kowalewska, Rafał Nitychoruk, Patrycja Oryl, Małgorzata Serkowska, Agata Siemaszko, Justyna Wujkowska, Tomasz Zapadka, Anna Moczydłowska, Michał Misiak KOREKTA: Magdalena Chrzanowiecka, Anna Moczydłowska, Aleksandra Kopeć, Katarzyna Kowalewska

WODA ZAMIAST KAWY

Wiemy ze szkoły, że płyny stanowią 70% masy człowieka, dlatego codziennym rytuałem powinno być wypicie szklanki wody przed śniadaniem. Ułatwi to trawienie, doda energii i przepędzi senność. Lepiej jest wypić wodę zamiast kawy – picie kawy wcześnie rano uzależnia. Organizm przyzwyczaja się do kofeiny i nie chce się samodzielnie przebudzać.

SENNE PLACEBO

BĄDŹ WŁASNYM BUDZIKIEM Wstawanie jednego dnia o piątej rano, a drugiego o dwunastej nie jest dobrą drogą do wysypiania się. Najlepiej budzić się zawsze o podobnej godzinie, żeby uregulować swój wewnętrzny, biologiczny budzik. Oczywiste, że możliwość spania w weekend do południa jest kusząca, ale w ten sposób tylko szkodzisz swojemu organizmowi.

Badania potwierdzają, że istnieje coś takiego jak senne placebo. Jeżeli mimo wszystko nadal jesteś zaspany, po prostu wmów sobie, że to nieprawda. Przekonaj się do tego, że się wyspałeś, jesteś energiczny i produktywny. Niestety, wmawianie sobie, że jest dobrze, gdy nie zmrużyłeś oka w noc przed egzaminem, nie zadziała. W innych sytuacjach natomiast może być pomocne. AGATA SIEMASZKO

JEŚLI CHCESZ ZAANGAŻOWAĆ SIĘ W TWORZENIE GAZETY – NAPISZ: REDAKCJA@PODPRAD.PL ZAPYTANIE O REKLAMĘ: reklama@podprad.pl FOTOGRAFIA NA OKŁADCE Bartek Serkowski (na zdjęciu Hanna Ellwart) SKŁAD I PROJEKT OKŁADKI:

Magdalena Wojnowska

ODDZIAŁY W POLSCE: Kraków: Ewelina Banacka, ewelina.banacka@gmail.com; Poznań: Monika Stiller, mstiller@mt28.pl; Magazyn Studencki płyń POD PRĄD – Zrozumieć więcej. Uwzględniając potrzeby studentów, inspirujemy i informujemy, jak odnaleźć własną wartość, nadzieję, sens i cel w codzienności. Zapraszamy cię do naszego grona! www.podprad.pl | 19


Przegląd pasji na PG 48 różnych pasji i zainteresowań można znaleźć 21 marca w Gmachu Głównym Politechniki na jedenastym Forum Organizacji i Kół Akademickich FOKA 2017 organizowanym przez Stowarzyszenie Studentów BEST Gdańsk. Uczelniane organizacje i koła naukowe przedstawią możliwości podróży, śpiewu, konstruowania mostów, montowania i programowania robotów, eksperymentów chemicznych i wielu innych. Odwiedzający forum mogą wziąć udział w Grze po Gmachu Głównym, zebrać wiedzę o każdym z kół i wygrać niesamowite nagrody. Więcej informacji na FB/FOKA.PG.

IAESTE CaseWeek 2017, czyli jak branżę techniczną zbliżyć do studentów Między 27 marca a 7 kwietnia w 8 miastach, na 9 uczelniach, w ramach tegorocznej edycji CaseWeek, odbędzie się ponad 100 praktycznych warsztatów. Poprowadzą je specjaliści z wieloletnim doświadczeniem. Podczas spotkań studenci zmierzą się z praktycznymi problemami, spotykanymi na co dzień w przemyśle, branży IT czy w medycynie. Celem, który przyświeca organizatorom IAESTE CaseWeek, jest rozwinięcie kreatywności i kompetencji studentów oraz danie im możliwości kontaktu z przedsiębiorcami. Najlepsi otrzymają szansę praktyki, stażu, a nawet pracy w prestiżowej firmie. Inicjatywę wyróżnia bezpośrednia, niewymuszona interakcja studentów ze specjalistami z branży. Dzięki CaseWeekowi studenci kierunków inżynierskich będą mieli szansę na bezpośredni kontakt z zagadnieniami, z którymi zmierzą się w przyszłej pracy. Projekt ten pomoże uzupełnić wiedzę techniczną o praktyczne doświadczenia. Uczestnicy poznają najbardziej rozwojowe firmy działające na polskim rynku. Uczestnictwo w warsztatach jest darmowe, ale liczba miejsc jest ograniczona. Selekcja odbywa się na podstawie wytycznych firm przeprowadzających dane szkolenie. Aby wziąć udział w CaseWeeku, wystarczy wypełnić formularz na stronie internetowej www.caseweek.pl.

Zarządzanie jakością w Krakowie Serdecznie zapraszamy na XIV Sesję Naukową z cyklu „Wyzwania Zarządzania Jakością” organizowaną przez Koło Naukowe Zarządzania Jakością, działające przy Katedrze Zarządzania Jakością Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Konferencja odbędzie się w dniach 26-28 kwietnia 2017 roku na terenie kampusu UEK. Współorganizatorem tegorocznej Sesji Naukowej jest Polskie Towarzystwo Towaroznawcze. Po raz trzeci w tym roku studenci będą mogli uczestniczyć w szkoleniu branżowym. Tematyka tegorocznej sesji obejmuje:   Zarządzanie jakością (np. ISO 9001)   Zarządzanie środowiskowe (np. ISO 14001)   Zarządzanie bezpieczeństwem informacji (np. ISO 27001)   Zarządzanie bezpieczeństwem i higieną pracy (np. OHSAS 18001, PN-N-18001)   Z arządzanie bezpieczeństwem żywności (np. GMP/GHP, HACCP, ISO 22000, IFS, BRC)   Branżowe systemy zarządzania (np. ISO/TS 16949)   Jakość w działalności laboratoriów badawczych i wzorcujących (np. ISO 17025)   Systemy zarządzania: wdrażanie, doskonalenie i integracja   Skuteczność i efektywność zarządzania systemowego   Audyt   Normalizacja, akredytacja, certyfikacja   Koncepcje (np. Total Quality Management, Six Sigma, Lean Manufacturing) i narzędzia zarządzania jakością   Zarządzanie personelem w kontekście zarządzania jakością   Zarządzanie projektami w aspekcie jakości   Ekonomiczne aspekty jakości   Jakość w cyklu życia wyrobu Konferencja WZJ 2017 to nie tylko możliwość poszerzenia swojej wiedzy w ramach zagadnień dotyczących jakości i przedyskutowania ich z autorami prezentacji, ale również wspaniała okazja do poznania interesujących ludzi ze świata nauki i biznesu. Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej WZJ: https://wzj2017.jimdo.com oraz strony na Facebooku https://www.facebook.com/KNZJ.UEK/. Zapraszają Zarząd oraz Członkowie KNZJ.

Inżynierski savoir-vivre Szansa dla inżyniera Stowarzyszenie studentów BEST Gdańsk zorganizowało w dniach 8-9 marca 2017 roku VIII edycję Inżynierskich Targów Pracy. Miejscem wydarzenia była Politechnika Gdańska. W trakcie targów zaprezentowało się 59 wystawców. Przeprowadzone zostały także konsultacje dotyczące tworzenia swojego CV oraz bezpłatne warsztaty. Ofertę targów skierowano do studentów wszystkich wydziałów Politechniki Gdańskiej, którzy w przyszłości będą tworzyć wykwalifikowaną kadrę specjalistów. Projektowi towarzyszyła kampania promocyjna na szeroką skalę. Dzięki temu w wydarzeniu wzięli udział studenci i absolwenci Politechniki Gdańskiej, jak i innych uczelni. Targi Pracy pomagają studentom w wyborze ścieżki rozwoju. Pozwalają na często pierwszy poważny kontakt z pracodawcą oraz ułatwiają podjęcie ważnych decyzji dotyczących zatrudnienia. Dla firm z kolei są szansą na pozyskanie profesjonalnych pracowników o wysokich kwalifikacjach.

Od 31 marca do 2 kwietnia 2017 roku można wziąć udział w cyklu bezpłatnych szkoleń i wykładów w ramach projektu Inżynier z Kulturą. Wydarzenie organizuje dla studentów Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie uczelniana Rada Samorządu Studentów. Cykl promuje i poszerza wiedzę na temat zasad dobrego wychowania nie tylko w kontaktach towarzyskich, ale również w oficjalnych sytuacjach, gdy obowiązuje etykieta biznesowa. W tym roku prelekcje poprowadzą prof. Andrzej Markowski z Uniwersytetu Warszawskiego oraz Łukasz Kielban – twórca bloga Czas Gentlemanów. Wiedzę przyszłych inżynierów wzbogacą również wykłady Marii Bujas-Łukaszewskiej, autorki programu Akademia Dobrych Manier. Prelegenci opowiedzą między innymi o kanonach stroju biznesowego i korporacyjnego i o tym, jak zachowywać się wobec osób niepełnosprawnych. Podczas wydarzenia nie zabraknie kulturalnej rozrywki. Tak jak w poprzednich edycjach, studenci wybiorą się wspólnie na spektakl teatralny. Więcej informacji można znaleźć na stronie inzynierzkultura.pl.

Fot. archiwum prywatne

Kobiece wojaże

MAŁGORZATA SZUMSKA PRACOWAŁA NA FILIPINACH BEZPOŚREDNIO PO PRZEJŚCIU TAJFUNU PRZEZ TEN KRAJ.

Trzy dni opowieści o podróżach, rozmów w nieformalnej atmosferze, praktycznych warsztatów i konkursów. Tak zapowiada się program czwartej edycji TRAMPek – Spotkań Podróżujących Kobiet. Odbędą się one w dniach 21-23 kwietnia w Europejskim Centrum Solidarności oraz Klubogalerii Bunkier w Gdańsku. TRAMPki to jedyny w Polsce festiwal podróżniczy tworzony przez kobiety dla kobiet. Goście własnym przykładem przekonują, że warto spełniać marzenia o wyprawach. – Podróżowanie solo ciągle wzbudza wiele emocji i obaw – tłumaczą organizatorki spotkań. – Dzięki dzieleniu się doświadczeniami z podróży, chcemy wyposażać kobiety w wiedzę i umiejętności, które pozwolą odważniej podejmować decyzje o samodzielnej wyprawie. W programie tegorocznych TRAMPek znajdą się warsztaty o: zdrowiu w podróży (Kiedy się szczepić? Co robić, gdy ukąsi nas tropikalny pająk lub jadowity wąż?), zbieraniu funduszy czy filmowaniu podczas wojaży. W trakcie prelekcji pojawią się opowieści o zmaganiach z morskim żywiołem w drodze na Islandię, wspinaczce wysokogórskiej, amerykańskiej podróży tropem ulubionych filmów czy szczęściu na Filipinach. Szczegóły programu: trampki.travel.pl.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.