45 grudzień 2013
Usłyszeć ciszę Refleksja i zadumanie Zatrzymać się w pędzie Powiew ciepła zimą
Idole J mas
Juliusz Cezar i Justin Bieber – te dwie postaci różni prawie wszystko, ale łączy przynajmniej jedna rzecz – obie można uznać za idoli swoich epok, wyznaczających kierunki rozwoju świata i kultury.
eśli przyjrzymy się odległej historii, zauważymy, że tylko najwybitniejsze jednostki miały szansę na miano idola. Na przykład Juliusz Cezar (zasztyletowano go po prostu z zazdrości) czy Kleopatra – bogini elokwencji i manipulacji, o podobno ogromnym seksapilu. Starożytnych idoli można było także znaleźć w szkołach filozoficznych, czego przykładami są Sokrates i Platon, propagatorzy umiłowania mądrości. Autorytetami stawały się również takie jednostki, które swój spryt i siłę wykorzystywały do czynów niekoniecznie chwalebnych, czego przykładem jest Neron. Starożytność i co dalej?
Można powiedzieć, że wszystko już było, a jednak XX wiek zaskoczył nas liczbą idoli, którzy stali się ogólnodostępni dla żądnych wrażeń mas. Wraz z rozwojem technologii i mediów narodziła się całkiem nowa kultura – popkultura. W latach 30., 40. i 50. królowały bożyszcza z filmowych ekranów. Któż nie pamięta Poli Negri czy Rudolfa Valentino? Albo rozkochującej w sobie cały świat Marilyn Monroe, o której ten świat chciał i mógł dowiadywać się coraz więcej?
Być jak Marilyn
Jakie czasy, tacy idole
Z biegiem lat gwiazdy przestały być jednak cenione za umiejętności, a zaczęły słynąć ze swojego życia prywatnego i tego, jak potrafią się sprzedać. Najważniejsze stało się nie to, jak Elizabeth Taylor zagrała Kleopatrę, ale to, z kim w czasie kręcenia filmu miała romans. Każda kobieta chciała się upodobnić do swojej idolki, być jak Monroe bądź Taylor – to one wpływały na sposób ubierania się, czesania, malowania i – co najważniejsze – na zachowanie młodych kobiet tamtej epoki. Możemy zastanawiać się, skąd w człowieku taka silna potrzeba posiadania wzorca. Może za mało w nas wiary w siebie i próbujemy posiłkować się cudzym sposobem życia. Ktoś kiedyś powiedział, że jakie czasy, tacy idole. Nastał zatem okres, w którym Justin Bieber jest idolem nastolatków, a ojciec Rydzyk nieco starszej polskiej generacji. Pseudoidole dla mas
foto
: rf1
23
Żyjemy w demokratycznych czasach, w których oddajemy się (świadomie lub nie) w szpony manipulacji mediów. Należałoby się zastanowić, czy nie spełnia się właśnie wizja Orwella z Roku 1984. Portale społecznościowe, plotkarskie czy informacyjne zasypują nas różnymi wiadomościami, które tylko teoretycznie mają pośredni wpływ na nasze opinie. Smutna prawda jest taka, że dla większości z nas informacje płynące z mediów mają ogromną, niekwestionowaną wartość. Wiek XXI wyprodukował nowy rodzaj autorytetów – pseudoidoli dla mas – celebrytów. Już nie wystarczy grać, śpiewać czy tańczyć w balecie. Nowa jakość wymaga umiejętnego pozowania na ściankach. Popkultura ma jednak jakiś plus – dzięki niej wyższa kultura stała się znów elitarna. Aby odnaleźć prawdziwego idola, trzeba się obecnie naprawdę wysilić i poszukać go w niszowej kulturze, nauce czy sztuce.
Paulina Andrzejewska
2
|www.podprad.pl
K
W numerze: Cisza w innych kulturach
lakson, szum, tupanie, szczekanie, pociąg, samolot, tramwaj, ludzie krzyczący do smartfona. Mózg pozornie wycisza codzienną porcję hałasu. Uzmysławia go powrót ze spaceru po lesie.
Fenomen Chodakowskiej Ras Luta o sobie
Miasto jest głośne.
Studencka emigracja foto: Marcin Hołowiński
Cisza to bezcenne dobro wyzwalające w nas to, co najgłębsze. Dlaczego, więc próbujemy ją zagadać? Być może milczenie pokazuje, że nie mamy sobie nic do powiedzenia, a lekka rozmowa o niczym jest bardziej komfortowa niż najciekawsza pauza. Czyżbyśmy bali się, że cisza wykrzyczy do nas całą prawdę? Może dlatego wciąż musi wokół nas coś grać, klikać, szurać, pukać, tupać. A może boimy się samotności? Chociaż cisza wcale nie musi jej oznaczać. Niemówienie może być cechą głębokiej przyjaźni. Alan Loy McGinnis w bestsellerze Sztuka przyjaźni powiedział, że potrafimy milczeć tylko z prawdziwym przyjacielem. Dlaczego? Bo nie boimy się oceny, czujemy się akceptowani, kochani. Cisza rozumiana jest inaczej w zależności od kultury. Czasem jako wyraz szacunku lub jego braku – Hanna Elwart zapytała osoby z różnych krajów, czym jest dla nich cisza. W ciszy odbywają się dobre i złe rzeczy. O zapatrzeniu w Chodakowską i tym, czy może ono wyjść na zdrowie, napisała Magda Chrzanowiecka. W ciszy powstają też największe przeboje. Ras Luta śpiewa o nadziei, wierze, smutku i poszukiwaniu miłości na płycie Uratuj siebie, a w rozmowie ze mną opowiada o tym, co go inspiruje i nakręca. Za zasłoną milczenia skrywamy to, że młodzi ludzie opuszczają Polskę i często w innych krajach nie dostają wypłaty lub są zmuszani do pracy ponad siły. O dobrych i złych stronach poszukiwania swego miejsca w obcym kraju napisała Kasia Wojcieszek. Łukasz Rusajczyk prowadzi nas do miasta, gdzie jest cicho. Dawid Linowski po lekturze książki Duch w sieci napisał, że nasze dane są zgrywane w milczeniu. Paulina Zapasek napisała o przemianie duchowej, jaka może zachodzić w ciszy, a Tomek Żółtko zachęcił do jej pielęgnowania. Dlaczego więc boimy się milczeć, gdy jesteśmy sami? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Usłyszeć ciszę Medionalia Duch w sieci Powiew ciepła Cisza niemówienia
Portal studencki z charakterem aktualności, kultura sport, szkoła pisania rozwój, miłość
Kasia Michałowska @kamichalowska
naczelna@podprad.pl
www.podprad.pl www.podprad.pl | 3
wstępniak
Cisza
Ile języków, tyle znaczeń
Jael z Holandii
Czy znaczenie ciszy (podobnie jak czasu) jest różne w zależności od tego, kto o niej mówi? By sprawdzić, czy na doświadczanie tego stanu ma wpływ miejsce, z jakiego pochodzimy, spytałam o ciszę kilku swoich znajomych z różnych miejsc świata. Polecam do lektury, zwłaszcza w czasie świątecznego zawirowania.
Słyszę ciszę tylko wtedy, kiedy śpię. Na myśl o słowie cisza myślę o tym, że mordując kogoś, uciszamy tą osobę.
Hanna Ellwart
Jacobo z Północnych Włoch
Marija z Macedonii Cisza wypowiedzi może być rozpatrywana dwojako. To strach przed mówieniem, kiedy boisz się osądu swojej opinii, ale też moment, kiedy nie chcesz rozmawiać, kiedy czujesz się źle i nie chcesz się tym z nikim dzielić. W takich momentach jestem jak duch, po prostu siedzę i słucham.
Cisza jest ważnym elementem życia ludzi. Jak my wszyscy – zwierzęta stadne – lubię rozmawiać i dobrze się bawić z innymi, ale potrzebuję też czasu z samym sobą, by usłyszeć swoje myśli i odpocząć. Myślę, że w niektórych sytuacjach cisza jest formą szacunku. Na przykład dyskutując z kimś, nie powinno się na gorąco wyrażać swojego stanowiska i dawać ponosić emocjom. Milczenie i czekanie, aż ktoś wyrazi swoją opinię, to wyraz zainteresowania jego słowami. Cisza kojarzy mi się jako nieoczekiwana, niezbyt częsta, choć przyjemna sytuacja.
Ola z Albanii Jeśli ktoś prosi cię, byś był cicho, to znaczy, że ma do powiedzenia coś ważnego. W Albanii bycie cicho, kiedy osoby starsze rozmawiają, to wyraz grzeczności.
foto: rf123
4
|www.podprad.pl
Ella z Finlandii Ludzie w Finlandii są cisi i spokojni, przez co osoby z innych kultur myślą, że jesteśmy nieśmiali – ale to nieprawda. Używamy ciszy podczas komunikacji, to pozwala na nadanie słowom wielu różnych znaczeń w różnych kontekstach.
Davide z Południowych Włoch Myślę, że cisza jest najważniejszym stanem, ponieważ może znaczyć więcej niż jakikolwiek dźwięk. Może określać różne emocje czy też być tylko przerwą, na przykład pauzą w muzyce lub czyjejś wypowiedzi. Ciszę idealnie opisuje występ Johna Cage'a o tytule 4'33, który był genialny, choć też bardzo prowokujący dla kompozytorów. Kiedy słyszę słowo cisza – milknę, kiedy słyszę ciszę – zazwyczaj myślę o czymś.
Maryangeles z Hiszpanii Cisza jest wyrazem szacunku. Kiedy ktoś mówi, a ty milczysz, to okazujesz tej osobie szacunek lub zainteresowanie rozmową. To alternatywny sposób odpowiedzi, a także czas refleksji i skupienia się na czymś. Może być także wyrazem spokojnej żałoby.
Kup mistrzowski kalendarz – spełnij marzenia dzieci! Drugi rok z rzędu możemy pomóc spełnić marzenia najmłodszych, kupując kalendarz Projektu Mistrzowie – charytatywną cegiełkę. Całkowity dochód przeznaczony zostanie na rzecz 86 podopiecznych Domów dla Dzieci prowadzonych przez Gdańską Fundację Innowacji Społecznej. Kalendarz wyróżnia nie tylko fakt, że kupując go pomagamy realizować marzenia, ale i jego niezwykła forma, która czyni z niego małe dzieło sztuki. W wymiarze artystycznym kalendarz przyjmuje bowiem formę fotografii 12 Mistrzów – znanych ludzi z terenu Pomorza, którzy swoim życiem pokazują, jak należy walczyć ze słabościami i udowadniają, że realizacja marzeń jest możliwa. Sprzedaż kalendarza potrwa do końca roku. Każdy sprzedany egzemplarz pozwala zmaterializować marzenia najmłodszych i przybliża ich do realizacji tego największego – marzenia o bezpiecznym i spokojnym domu. Kalendarz kupić można na stronie projektu www.projekt– mistrzowie.pl, lub u partnerów akcji: w cukierniach T. Deker Pattisier & Chocolatier, Clubie Fryzjerskim Alternative, salonie fryzjerskim Paprocka & Kunderak, Cafe Kuźnia, a od listopada także w sklepach sieci MerCo. Koszt to 39 zł.
Polityka młodzieżowa to działanie! Warsztaty, konsultacje, konferencja, zajęcia dla szkół, strona internetowa to kluczowe działania ostatnich miesięcy zrealizowane w ramach projektu Polityka młodzieżowa – przegląd okresowy. Młodzi ludzie, mogąc zabrać głos w dyskusji na ważne dla nich tematy, niechętnie to robią. Przyczyn jest wiele: brak wiary w traktowanie serio i uwzględnianie ich opinii, niedostateczna wiedza, jak angażować się w życie społeczne. Odpowiedzią na problem jest projekt Polityka młodzieżowa – przegląd okresowy realizowany przez trójmiejskie Stowarzyszenie Kreatywnej Edukacji: www.facebook.com/kreatywnaedu.
Studenci uczestniczący w zajęciach odkrywają, czym jest polityka młodzieżowa, dyskutują o relacjach między młodymi ludźmi a politykami, przygotowują kolaże na temat ważnych dla młodzieży stref życia. Polityka młodzieżowa jest odczarowywana, a uczestnicy zastanawiają się, co mogą zrobić w najbliższym otoczeniu. Jednym z kluczowych wydarzeń projektu była konferencja Polityka młodzieżowa w Unii Europejskiej zorganizowana wspólnie z Uniwersytetem Gdańskim. Studenci wysłuchali wystąpień o roli kompetencji językowych, zaangażowaniu młodzieży w życie społeczne i polityczne, bezrobociu wśród młodych ludzi. Uczest-
niczyli także w debacie oraz warsztatach aktywizujących, gdzie pisali do decydentów politycznych kartki opisujące ważne dla nich kwestie. W działaniach projektowych biorą też udział wolontariusze organizacji pozarządowych, przedstawiciele pomorskich rad młodzieżowych i uczniowie pomorskich szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. www.podprad.pl | 5
Chodakowska, czy na zdrowie? Setki tysięcy – i z każdym dniem coraz więcej – fanów ma Ewa Chodakowska na Facebooku. To głównie kobiety, choć zdarzają się także mężczyźni. Wszyscy skupieni nie tyle na trenerce, ile na sobie: swoim ciele, zdrowiu i samopoczuciu, odczuwający endorfinową satysfakcję każdego dnia. Bo o tym cały czas mówi Ewa, kiedy zwraca się do swoich podopiecznych.
W
śród jej fanów można znaleźć osoby niemające konta na Facebooku, w różnym wieku i o różnej kondycji fizycznej. Niezależnie od tego, czy jej wizerunek to stuprocentowa natura, czy też efekt zamierzony, Ewa Chodakowska ma w sobie coś, co sprawia, że nie można jej nie uwierzyć i nie zaufać. To nie wyniosła pani z wyższych sfer, lecz ktoś bliski dla swoich podopiecznych, na wyciągnięcie ręki, po prostu Ewka. Jest matką, siostrą, przyjaciółką, trenerką, psycholożką i źródłem motywacji w jednym. Tym, kogo każda kobieta najbardziej w danej chwili potrzebuje.
Gra w podchody
– Mamy listopad, a ja trenuję nieprzerwanie cztery razy w tygodniu od 25 września – mówi Sylwia Chuczun, 22-letnia studentka z Warszawy. Jej przygoda z treningami zaczęła się jednak dopiero po pewnym czasie biernej obserwacji tego, co robi Ewa. – Moje początki wyglądały jak gra w podchody, nie bardzo wiedziałam, co może mnie spotkać – opowiada Sylwia. Była sceptyczna wobec tego, jakie efekty mogłaby osiągnąć. Po kilku miesiącach wahań podjęła decyzję o rozpoczęciu treningów. – Lipiec będzie idealny, zaraz po zakończeniu sesji biorę się za siebie! – postanowiła. Od razu zaczęła intensywnie, dołączając bieganie do ćwiczeń promowanych przez Ewę Chodakowską. Niestety jej organizm, nieprzyzwyczajony do tak intensywnych treningów, nie wytrzymał obciążenia. – Kontuzja ścięgna wyłączyła mnie z gry na prawie miesiąc – mówi Sylwia. – Znów próbowałam zacząć, ale nie miałam już takiego samozaparcia. Ten spadek formy był jednak chwilowy, a Sylwia po kontuzji ćwiczy już nieprzerwanie od ponad dwóch miesięcy.
foto: rf123
Fitness mama
6
|www.podprad.pl
Treningi z Ewą wykonują także mamy. Do nich należy Paula Dajnowicz, 29-letnia mama dwójki dzieci. Problemy z formą zaczęły się u niej po pierwszej ciąży. – Wzięłam się za siebie już trzy miesiące po porodzie. W siedmiu kolejnych udało mi się nie tylko uzyskać formę sprzed ciąży, ale również wyrzeźbiłam ciało, o jakim zawsze marzyłam – wyznaje. Jakkolwiek tym sukcesem nie cieszyła się długo, ponieważ wkrótce zaszła w drugą ciążę. Na Ewę Chodakowską natknęła się właśnie w tamtym czasie. Z niecierpliwością oglądała i komentowała metamorfozy ewoholiczek (jak nazywają siebie czasem fanki Ewy Chodakowskiej) zamieszczane na fanpage’u Ewy. Paula opowiada: – Pamiętam, jak napisałam na jej tablicy, że niedługo spotkamy się na macie i będziemy wspólnie się pocić. Po drugim porodzie Paula rozpoczęła treningi bardzo szybko, bo już po trzech tygodniach, zaczynając od jednego z cięższych treningów, przez fanki nazywanego Killerem. – Już rozgrzewka zmęczyła mnie na tyle, że ledwo zipałam – wyznaje. – Zrobiłam przerwę, poszłam
do ogrodu, była piękna pogoda. Pomyślałam, że nie mogę się poddać bez walki, że skoro nie przytyłam wczoraj, to nie schudnę jutro. Od nowicjuszki do trenerki
Zacisnęła zęby i nie poddała się. Po trzech miesiącach dawania z siebie wszystkiego, wysłała Ewie Chodakowskiej swoją metamorfozę. Dostała odpowiedź, że Ewa jest z niej dumna i gratuluje jej efektów. Rezultaty, które osiągnęła Paula, są spektakularne i śmiało można jej zazdrościć nie tylko sylwetki, ale też determinacji i zapału. Tym bardziej, że rozpoczynając ćwiczenia, zmobilizowała do tego samego kilka innych kobiet. Później dołączyły następne, tak że w końcu wokół niej zebrała się spora grupa osób, dla których Paula stała się mentorką i trenerką. Dziś ma swój własny fanpage na facebooku (Bądź FIT na 100% – chudnij z Paulą), który polubiło prawie 2 tys. osób.
Walka o samodzielne ciało
Anna Szczudlińska ma 23 lata i cierpi na Mózgowe Porażenie Dziecięce, w wyniku którego porusza się na wózku inwalidzkim. Niepełnosprawną miała również prawą rękę, lecz dzięki zoperowaniu jej, Ania ma dziś szansę chodzić o kulach. – O Ewci usłyszałam po raz pierwszy rok temu, kiedy prowadziła swój cykl w Pytaniu na Śniadanie – mówi Ania. To dzięki Ewie Chodakowskiej zyskała siły, aby walczyć o sprawność swojego ciała. – W lutym tego roku, po operacji ręki, pierwszy raz stanęłam przy drabinkach i udało mi się zrobić kilka przysiadów – wyznaje. – Choć nie mogę trenować razem z Ewą, tak jakbym chciała, to wszystkie posty, które Ewa zamieszcza na swoim profilu, motywują mne do walki o lepsze życie, o samodzielność. Ania spotkała się z Ewą osobiście w warszawskim Empiku 27 października. Trenerka wzruszyła się jej historią tak bardzo, że zamieściła na swoim fanpage’u post o Ani oraz ich wspólne zdjęcie. O swojej historii Ania mówi w ten sposób: – Ewa dała mi niesamowitego kopa, będę jej za to dziękować do końca życia! Odkąd czytam posty Ewy i regularnie wykonuję przysiady – jestem szczęśliwa! – To wspaniale, że dzięki pani Ewie ta dziewczyna została zachęcona do wykonywania ćwiczeń – wypowiada się Jarosław Burdzy, fizjoterapeuta. – Osoby niepełnosprawne powinny być jednak pod stałą kontrolą fizjoterapeuty, zarówno w trakcie rehabilitacji jak i poza nią.
Po drugiej stronie
Pani Ewa Ameryki nie odkryła
Oprócz zachwytow, wokół Ewy Chodakowskiej pojawiło się także sporo negatywnych opinii, wypowiadanych zwłaszcza przez specjalistów. – Po latach pracy jako instruktor, śmiało mogę powiedzieć, że pani Ewa Ameryki nie odkryła – wypowiada się trenerka Joanna Stróżek. – W jej zestawach nie ma żadnych nowych, odkrywczych ćwiczeń. W filmikach brakuje kluczowych informacji o tym, jak wykonywać poszczególne ćwiczenia, poza powtarzanym jak mantra napnij brzuch lub uwag, aby nie obciążać kolan. Stróżek przyznaje też, że ludzie zbyt często ufają komuś znanemu tylko z ekranu, kto jednak karmi ludzkie ego i kompleksy. Trenerka zadaje pytanie: – Czy osoba trenująca innych na odległość ustrzeże ich przed zrobieniem sobie krzywdy, podejdzie do każdego indywidualnie, rozpatrując jego potrzeby i ograniczenia? Stróżek twierdzi też, że dopiero bezpośredni kontakt instruktor – uczestnik ukazuje niedoskonałości ludzkiej percepcji, daje możliwość bezpośredniej reakcji i korekcji nieprawidłowo wykonywanych ćwiczeń. – Doświadczenie, osobowość i obecność instruktora mają więc duże znaczenie i nie można ich pominąć – dodaje Stróżek. Magdalena Chrzanowiecka
GIS w Stolicy (znów) z ogromną ilości atrakcji! Człowiek-Środowisko-Technika – pod takim hasłem odbyła się tegoroczna warszawska edycja obchodów GIS Day’a – święta użytkowników Systemów Informacji Geograficznej. Wydarzenie organizowane przez największe uczelnie warszawskie była częścią obchodzonego na całym świecie Tygodnia Świadomości Geograficznej. W czasie konferencji uczestnicy przysłuchiwali się trzem sesjom referatowym, o tematyce wykorzystania GIS-u z zakresu: człowiek, środowisko oraz technika. Wśród zaproszonych prelegentów znaleźli się przedstawiciele środowisk akademickich, instytucji naukowo-badawczych, firm komercyjnych oraz prawdziwych pasjonatów GIS-u. Organizatorzy stawiali przede wszystkim na praktyczny wymiar wydarzenia. Oprócz sesji referatowych każdy z uczestników mógł wziąć udział w warsztatach z oprogramowania. Było w czym wybierać – aż siedem bloków warsztatowych prowadzonych przez specjalistów. Na sympatyków GISu czekała również gra terenowa, która odbyła się kilka dni przed konferencją – 16 listopada, na terenie ogrodów Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Podczas tegorocznej edycji GIS Day w Stolicy odbył się I Test Wiedzy o Systemach Informacji Przestrzennej, przygotowany z myślą o znawcach GIS-u. Na zwycięzców czekały wartościowe nagrody. A dla wszystkich osób śledzących konferencję w Internecie przygotowane zostały konkursy, m.in. Konkurs Fotograficzny, GeoFinder oraz kilka konkursów niespodzianek. Organizatorzy nie zapomnieli również o uczniach liceów – warszawskie szkoły licealne otrzymały zaproszenia do udziału w specjalnie przygotowanych blokach obejmujących: warsztaty z ArcGIS Online prowadzone przez firmę ESRI Polska, sesje referatowe, targi wystawiennicze oraz specjalne konkursy. W ramach konferencji GIS Day 2013- GIS w Stolicy, organizatorzy wraz z partnerami wydarzenia zorganizowali targi wystawiennicze. www.podprad.pl | 7
Reggae prosto z serca Adam Tersa, mimo że jest przeziębiony, kilka minut przed koncertem opowiada o sobie i swojej twórczości z głębi serca. W pierwszym zdaniu mówi, że od momentu, gdy zainteresował się graniem na poważnie, minęło bez echa dziesięć lat.
R
as Luta tuż przed koncertem – młody chłopak ubrany w szarą bluzę o trzy rozmiary za dużą. Jest wysoki i szczupły. Odrastające dredy związuje gumką. Gustowne oprawki jakby nie pasowały do całości. Opowiada, że na drugim roku studiów (2001) zaczyna muzykować na poważnie. Pierwsze 2 lata działa sam, później dołącza do Dreadsquad z Łodzi, tam pojawia się w pierwszych składankach Dred za dredem. Stamtąd przechodzi do EastWest Rockers. Tu gra przez 7 lat, aż do zawieszenia działalności zespołu w ubiegłym roku. Obecnie pracuje nad swoim graniem i śpiewaniem. Od jazzu do reggae
Opowiada, że zainteresował się reggae, ponieważ zawsze podobała mu się muzyka transowa, w której brzmi rytmiczny bas. Do reggae trafił przez muzykę elektroniczną – dab. Do dabu dotarł przez jazz. – Ojciec zaraził mnie jazzem, ponieważ polecał mi płyty Billa Laswella – opowiada Ras Luta. Laswell gra muzykę improwizowaną na sekcji rytmicznej jamajskich i karaibskich muzyków. – Zacząłem interesować się jamajszczyzną i karaibszczyzną, do tego doszła fascynacja kulturą rasta i wiara. Zacząłem czytać 8
|www.podprad.pl
Biblię i porównywać to, co jest napisane w Piśmie Świętym, z tym, o czym śpiewali moi ówcześni idole – opowiada Adam. – Wszystko zaczęło się układać w spójny obrazek, kierunek mojej drogi, którą chciałbym podążać.
Muzyka wypiera studia
Nie udaje mu się skończyć archeologii w Toruniu. Uważa jednak, że kierunek oraz praca archeologa jest szalenie ciekawe. – W pewnym momencie natrafiłem na trudny egzamin obejmujący obszar wiedzy, który mnie kompletnie nie interesował – opowiada Tersa. – Trudność sprawiało mi uczenie się, a jednocześnie zaczęliśmy już z EastWest Rockers jeździć na koncerty, zarabiać pierwsze pieniądze. Szkolna rzeczywistość nie wytrzymała z rzeczywistością rock’n’rollową. Teraz tego żałuje, ale zdaje sobie sprawę, że gdyby wtedy postawił na studia, nie mógłby być tym, kim jest teraz. – Za wszystko trzeba tak czy inaczej zapłacić – mówi.
Rodzina
Mimo że pochodzi z Kartuz i wychowywał się w Dzierżążnie, mówi o sobie: pół Żyd i pół Ukrainiec. Ma dwóch braci, młodszego i starszego. – Cieszę się, że rodzice dali mi poczucie, że ich dom
Ostatnia płyta Uratuj siebie powstała w ciężkim okresie życia Adama. – Doszedłem do wniosku, że muszę zmienić to, co się dzieje – opowiada. – Każdy może się z tym zidentyfikować, gdyż każdy tkwi w osobistym marazmie mentalnie, fizycznie lub ekonomicznie. Chodzi mi o sytuację, z której musi się uratować, bo czuje się w niej zamknięty. Pomysł na płytę, to stworzenie autorskiego projektu. – Byłem autorem tekstów i melodii, aranżowałem chórki, w pewnym momencie zapragnąłem skomponować własną muzykę – mówi. – Zrobiłem to ze swoimi współpracownikami i z zespołem.
Przeżycie
– Na pierwszej płycie starałem się mówić do ludzi, którzy żyją na ulicy i sami muszą organizować sobie życie, ponieważ mieli gorszy start – opowiada. – Druga płyta jest nastawiona na to, co wewnątrz, a nie, jak pierwsza, na to, co na zewnątrz. Piszę o tym, co mnie dotyka. Uważam, że szczery artysta będzie pisał, co się u niego dzieje. Jeśli ktoś się zagłębi w płytę i posłucha, to będzie
Jutro będzie inaczej
Płyta Ras Luty opowiada o nadziei, wrażliwości, wolności i wierze. Zapytany o to, czy posiada nadzieję, opowiada, że jest ona dla niego czymś bardzo ważnym. – Bez tego nie ma życia – mówi. – Nadzieja na to, że jutro będzie inaczej, sprawia, że człowiek chce się obudzić rano. Niektórzy jej nie potrzebują, bo coś osiągnęli, niektórzy potrzebują jej bardzo, bo nie mają niczego. U mnie nadzieja mocno połączona jest z tym, że jestem osobą wierzącą, wierzę w Boga, mam nadzieję, że on mnie zaprowadzi tam, gdzie potrzebuję być. Że będę silny w swojej drodze, pomimo tego, że często się potykam i jak każdy człowiek błądzę. To nadzieja pozwala mi wierzyć w to, że jednak dojdę tam, gdzie chciałbym być.
Wybory
– Staram się nadzieję dopasować do studentów, ale wydaje mi się, że hedonizm i pogoń za powierzchownością wygrywa – mówi. – Pogoń za tym, co chwilowe, nie zmieni się, dopóki ludzie nie zaczną myśleć, że może być lepiej, że mogę być lepszy, mogę więcej, że to, co robię i kim będę w przyszłości, jest ważne. Obecnie bycie wrażliwym jest passe. Kobiety muszą być sukami, mężczyźni macho. Świat nie sprzyja pokojowi, ale niepokojowi. Jedną ręką daje za darmo kluby, alkohol, narkotyki, seks, a drugą to, co ma uleczyć strach przed tym, że instynktownie wiemy, że nie do końca o to chodzi. Ale za to już musimy zapłacić. Ten, kto myśli i ma szeroką perspektywę, widzi, że na takich zasadach opiera się świat. A właśnie myślenia i refleksji powinniśmy się spodziewać po studentach, by nie wybierali tylko tego, co jest najłatwiejsze – podsumowuje. Katarzyna Michałowska
www.podprad.pl | 9
reflkeksja
Uratuj siebie
widział, o co chodzi. Ciężko jest mówić o swojej płycie, najlepiej ją włączyć i posłuchać.
foto: Mateusz Feldzensztajn - Kronika studencka i www.evstudio.pl
zawsze jest moim domem – opowiada. – Jeśli wszystko się zawali, obetną mi nogę, stracę głos, zawsze mogę tam wrócić. Na takich zasadach chciałbym zbudować swój dom. Obecnie mieszka we Wrocławiu. Zapytany o stan cywilny mówi, że ma dziewczynę, ale na razie nie spotkał kogoś, z kim mógłby założyć rodzinę.
Polacy słyną z narzekania na polską rzeczywistość, na brak dobrych perspektyw pracy i zarobki niewielkie w stosunku do tych z zachodniej Europy.
N
iskie płace i brak perspektywy, to najczęstsze powody, dla których Polacy decydują się wyjechać i szukają szczęścia za granicą. Czy jednak taki wyjazd może być rozwiązaniem wszystkich problemów?
Szwecja na kolanach
Gosia wyjechała do pracy sezonowej w wakacje 2012 roku. Jej zajęciem było zbieranie truskawek. Pracowała na kolanach, czasami nawet po 14 godzin na dobę. Budziła się w okolicach 5 nad ranem. – Z samego rana mokre od rosy krzaki cięły ręce, już pierwszego dnia chciało mi się płakać. Po miesiącu praca stała się tak rutynowa, że czułam się jak maszyna – opowiada Gosia. Gdyby nie wysokie wynagrodzenie, 60 złotych na godzinę, uciekłaby stamtąd dużo szybciej. – Nawet na boso – dodaje. Do wyjazdu i podjęcia tak ciężkiej pracy zmotywowała ją chęć zarobienia sporej kwoty w krótkim, wakacyjnym czasie. W Polsce przeciętny student może zarobić około 7 złotych za godzinę, to kwota niepo10 |www.podprad.pl
równywalna ze stawką otrzymywaną za granicą. Taki wyjazd ma jednak swoją cenę. – Traktowali nas tam jak bydło, osoby przejeżdżające samochodami obok pola truskawek trąbiły na nas, ludzie przechodzący obok naśmiewali się z nas i robili nam zdjęcia. W takich sytuacjach słowa Człowiek człowiekowi wilkiem mają w sobie wiele prawdy. Gosia jest dumna z tego, że dała radę: – Przekonałam się, że jestem silną babką – mówi. Anglia z żelazkiem w ręku
Sylwia zdecydowała się na Anglię – tuż po obronie tytułu licencjata pojechały ze swoją współlokatorką do Londynu.
foto: rf123
Czy to jest moje miejsce?
Włochy – tęsknota za rodziną
Karolina, obecnie pracująca we Włoszech, również zwraca uwagę na tęsknotę za rodziną. W Gdańsku pod opieką swoich rodziców zostawiła 9-letnią córkę. Cieszy się, że ma dobrze płatne zajęcie, ale do pełni szczęścia brakuje jej Wiktorii u boku. – To zupełnie inne pieniądze niż w Polsce. Dziś stać mnie na wynajęcie samodzielnego mieszkania, wyżywienie, ciuchy i najpotrzebniejsze rzeczy – opowiada. Czy jest dumna? – Nie, dumna byłabym, jakby moje dziecko było przy mnie, dopiero wtedy miałabym już wszystko.
W Norwegii nie tęsknię za Polską
myślenie, że w Szkocji tylko Polacy mogą się cieszyć szczególnymi względami. – Edynburg to miasto o charakterze międzynarodowym, z obywatelami z całego świata, od Puerto Rico po Australię i Kanadę – dodaje Patryk. Nie wszystko złoto co się świeci
Nieco mniej szczęścia miał Bartek. Podobnie do Gosi za cel podróży wybrał Anglię. Pojechał do niej w 2010 roku i przebywa tam do dzisiaj. Czy jest szczęśliwy, dumny? – Nie – odpowiada. – Wyjechałem, by polepszyć swoje życie, ale w efekcie tylko je pogorszyłem. Przez te 3 lata Bartek był wiele razy poniżany przez Anglików. Na domiar złego, niektórzy Polacy również się wywyższają. Te doświadczenia przekonały go, że emigracja i duma wykluczają się wzajemnie: – Zawsze czuję się dumny jako Polak, ale nie jako emigrant. Tę polskość za granicą łatwo zatracić. Na pytanie, czy chce wrócić, odpowiada: – Jestem tu 3 lata i totalnie nie wiem, co dalej. Nie osiągnąłem wiele, bo cały hajs przepuszczam na rozrywki. Dlaczego? By zapomnieć o rzeczywistości…
Katarzyna Wojcieszek
Już pierwszego dnia chciało mi się płakać – Gosia
Patryk mieszka w Norwegii niewiele ponad 3 lata. Na pytanie o zawód odpowiada błyskotliwie: – Zawód… zawiodłem się, że nie jest lekko być dorosłym. Wyjechałem trochę z ciekawości i chęci poznania czegoś nowego, trochę dlatego, że miałem po prostu taką możliwość – stwierdza. Patryk miał nadzieję na lepsze życie i takie zarobki, które umożliwiłyby mu spełnianie marzeń. Chciał poznać życie bez stresu i liczenia pieniędzy od pierwszego do pierwszego każdego miesiąca. Udało się. O tym, że jest mu tam naprawdę dobrze, najlepiej świadczy to, że nie planuje wracać. Mówi, że nie ma do czego. – Nie tęsknię za Polską, w Norwegii chciałbym mieć swój dom i rodzinę – opowiada. Kiedy poruszamy temat relacji polsko-norweskich, Patryk podsumowuje, że choć media kreują dość nieciekawy obraz Polaków, to jednak sami Norwegowie w większości stronią od etykietowania i ulegania stereotypom.
Edynburg – miasto dla wszystkich
Optymistycznie na temat zagranicy wypowiada się również Iwo, w Szkocji mieszkający od lipca tego roku. W wypowiedzi więcej uwagi poświęca Szkotom i ich nastawieniu niż realiom panującym w Edynburgu. Przyznaje, że ma stałą, dobrze płatną pracę w godnych warunkach. Jednocześnie podkreśla, że nic nie przychodzi samo – jego zawód wymaga wielu poświęceń, samozaparcia i wytrwałości. Nie czuje się jednak gorszy od rodowitych mieszkańców. O skłonnościach Polaków do marudzenia wypowiada się konkretnie: – Wszyscy Polacy, których spotkałem w Szkocji, owszem, marudzili na temat tego, jaka Polska jest niestabilna i tym podobne, ale żaden z nich nie wypierał się swojego pochodzenia. Iwo opowiada, że w Edynburgu są polskie sklepy, a także dzielnica w większości zamieszkana przez Polaków. Błędem byłoby
www.podprad.pl | 11
poszukiwanie
Szczęśliwie praca już na nie czekała. Miały zapewnione stanowiska w pralni na czas igrzysk olimpijskich. – Pierwszy miesiąc to była istna sielanka. Nowe życie, zarabianie sporej kasy. Każdego dnia dostawałyśmy po 50–70 funtów. Potem było gorzej – opowiada Sylwia. Dziewczyny poniżano, a do tego tęskniły za rodziną i przyjaciółmi. Zarabiane pieniądze przestawały cieszyć, a godziny spędzane w pracy się dłużyły. – Nawet zakupy w Primarku już nie były takim szaleństwem – opowiada Sylwia. Dziewczyny wróciły po 3 miesiącach na studia magisterskie. Czy zostałyby dłużej, gdyby nie nauka? – Praca zarobkowa w Wielkiej Brytanii jest ok, ale nigdy nie wróciłabym do tej pralni. Chcę pracować w zawodzie, a nie być wykorzystywana przez Anglików – mówi Sylwia. Dziewczyny wielokrotnie powtarzały sobie, że nie po to studiowały przez 3 lata, aby stać z żelazkiem w ręku od 6 rano do 15 lub 17 po południu. Dziś Sylwia nie ma wątpliwości, że najlepiej czuje się w Polsce, nawet jeśli nie jest tu idealnie.
ŻUBR W NATURZE – AZJA 2013 Karol Zubrzycki, zwany Żubrem, to 25-letni zaoczny student turystyki i rekreacji, z zamiłowania podróżnik, wielbiciel biegania, entuzjasta kajakarstwa i dogtreking-u. Na co dzień pracuje na wysokościach. Uwielbia poznawać nowych ludzi, nowe kultury i kraje. Swoją przygodę z podróżowaniem zaczął stosunkowo niedawno. Pewnego dnia podniósł oczy znad książek podróżniczych, stworzył „listę marzeń” i krok po kroku zabrał się za ich realizację. 18 listopada wyruszył w pierwszą dużą wyprawę, rozpoczynając przygodę z Azją. W sumie 62 dni, 7 państw i ponad 11 tys. kilometrów. Powrót 22 stycznia 2014. Żubr tak opisuje wyprawę: Poniżej kilka punktów, które chcę odwiedzić, co nie oznacza, że muszę to zrobić. Bo przygoda może mnie pochłonąć i przebieg wydarzeń okaże się całkiem inny. Singapur – państwo-miasto, 2-3 dni i ruszam dalej. Malezja – konglomerat kultur i zadziwiającej przyrody. Tajlandia – chyba najbardziej znany turystom kraj w tej części Azji. Birma – miejsce, którego jeszcze... nie zjadła komercja. Laos – kraj relaksu i nicnierobienia – postaram się złamać tą opinię. Wietnam – kraj, którego symbolami są pałeczki do jedzenia, stożkowe kapelusze i wojna. Kambodża – tak, tutaj nagrano film Tomb Raider. 12 |www.podprad.pl
Powiew ciepła w zimowy czas Stari Grad (w dosłownym tłumaczeniu z chorwackiego – Stare Miasto) to małe miasteczko na wyspie Hvar, jest jednym z pierwszych miast, które powstały w całym regionie basenu Morza Adriatyckiego.
D
laczego Stari Grad jest wyjątkowy? Bo starówki w Chorwacji były wszędzie cudne, ale zawsze przepełnione turystami oraz pełne ciężkiej komercji. Jednak nie tutaj. Te zdjęcia, to nie specjalnie przygotowane kadry, tam jest tak naprawdę. Mimo iż zwiedzałem w porze obiadowej, nie było tam żywej duszy. Ani pamiątek, ani aut, ani szyldów Coca-Coli. Teraz wyobraź sobie, że zwiedzając owe Stare Miasto, napotykasz otwarte drzwi. W środku spotykasz małą galerię obrazków, trzy stoliki, kilka krzeseł i to wszystko. Żadnej żywej osoby, żadnego cennika, żadnej kartki mówiącej cokolwiek, po prostu obrazki. Takich magicznych miejsc tam były dziesiątki. Gdy szedłem po kamiennej drodze, naszła mnie myśl, że zaraz wyjdę ze starówki prosto w jakieś paskudne bloki. Jakież było moje zdziwienie, gdy po przejściu wielu uliczek zobaczyłem... las. Z jednej strony mała, spokojna marina, z drugiej las, w środku idealnie zachowane średniowiecze. A wszystko nad obłędnie pięknym i krystalicznie czystym Adriatykiem. Cieplej wam? Łukasz Rusajczyk
blog.rusajczyk.com
.rusajczyk.com
foto: Łukasz Rusajczyk, blog
www.podprad.pl | 13
B
yły to dwa dni burzliwych debat, praktycznych warsztatów i inspirujących seminariów dotyczących świata mediów. – Teraz jest czas zmian i to właśnie młode osoby nadadzą kształt przyszłym mediom – rozpoczęła konferencję organizatorka i redaktor naczelna Magazynu Studenckiego płyń Pod Prąd, Katarzyna Michałowska.
Media to jeździec bez głowy – prof. Jan Kreft
Głównym pytaniem pierwszej debaty było: kto rządzi mediami? Marek Sterlingow z Gazety Wyborczej odpowiedział, że pieniądze. Nie zgodził się z nim Wojciech Suleciński z TVP Gdańsk, który stwierdził, że ich brak. Profesor Jan Kreft z Uniwersytetu Gdańskiego zmienił ciężar pytania z kto na co i powiedział, że mediami rządzą relacje. Medioznawca stwierdził, że stare media tworzą najważniejsze treści. Reporter TVP Gdańsk uzupełnił, że decydują o tym czołówki gazet i portali. Dziennikarz Gazety Wyborczej nie zgodził się z prof. Kreftem, że w Internecie nie ma dobrych i wartościowych treści. Powiedział ponadto, że w redakcji to wydawca decyduje o publikacji na podstawie swojego doświadczenia i światopoglądu, a Internet pozwala sprawdzać, co ludzie najchętniej czytają.
14 |www.podprad.pl
: Ka fo to
W drugiej debacie dziennikarze zastanawiali się nad przyszłością dziennikarstwa i kierunkami zmian. Jan Błaszkowski z TVN24 narzekał, że media nie mają przyszłości: – Wszystko przechodzi do online’u i jest gorsze. Bardziej optymistyczna była Dorota Abramowicz z Dziennika Bałtyckiego, która zauważyła, że zmieniają się tylko formy. Maciej Moskwa, fotograf, stwierdził, że czuje się jak handlarz. – Jedyny bodziec, która pcha mnie do tego zawodu, to satysfakcja. I to, że dobre rzeczy zawsze do nas wracają i procentują – podsumował. Goście podzielili się z młodymi adeptami radami o dziennikarstwie. Dorota Abramowicz podkreśliła, że ważne jest podtrzymywanie w sobie zdolności dziwienia się światem. Natomiast redaktor TVN24 problem współczesnych mediów widział w braku tekstów objaśniających świat i odpowiadających na pytanie: jak żyć?
r olin a Gi z ar a
Nie można zalać czytelnika informacjami – Dorota Abramowicz
relacja
Od 23-24 listopada na Politechnice Gdańskiej odbyła się konferencja dziennikarska Medionalia.
ter zdradził kulisy swojej pracy. Uczestnicy mogli spróbować swoich sił przed kamerą. – Adam Kasprzyk podpowiedział, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach i w jaki sposób budować wypowiedź przed kamerą. – Okazało się, że wcale nie jest to takie proste, o czym mogłam się przekonać na własnej skórze – oceniła studentka dziennikarstwa z Uniwersytetu Gdańskiego, Aleksandra Arendt. Warsztat z PR poprowadziła Julita Demecka, która była koordynatorką Medionaliów w zeszłym roku. Obecnie pracuje jako specjalista ds. PR i marketingu w firmie Nowatel. Uczestniczka Agata Mrozińska, studentka filologii polskiej, stwierdziła, że warsztat był bardzo ciekawy: – Na naszą prośbę przedłużył się, ponieważ chwilami dyskusja była bardzo burzliwa. Po pierwszym dniu konferencji dziennikarskiej uczestnicy relaksowali się przy grach planszowych w pubie Polufka. Mieli też okazję porozmawiać z prowadzącym warsztaty telewizyjne, Adamem Kasprzykiem, i operatorem TVN24, Piotrem Terleckim.
Media burzą autorytety – Jacek Naliwajek
Dlatego przyszli dziennikarze powinni być wrażliwi, umieć dobrze pisać i interesować się światem. Po debatach przyszedł czas na warsztaty telewizyjne, fotograficzne, PR i korekty oraz redakcji tekstów. Trzeba się specjalizować – Jan Błaszkowski
– Młodzi dziennikarze uczyli się, jak uniknąć podstawowych błędów, uczyli się angażować w opis wydarzeń wszystkie zmysły czytelnika, redagowali relację zamieszczoną na portalu Pudelek oraz pisali reportaż m.in. na podstawie zdjęć z Mistrzostw Świata w siedzeniu w saunie – mówi prowadząca warsztat z korekty oraz redakcji tekstów redaktor Anna Iwanowska z Uniwersytetu Gdańskiego, pracująca w Wydawnictwie Region. – Dowiedzieli się też, jak na etapie powstawania tekstu myśleć o jego składzie i o tym, aby artykuł dobrze się czytało. – Nigdy nie wiesz, jakie zdjęcia będziesz robił danego dnia – mówił Dominik Werner z Gazety Wyborczej podczas warsztatu. Fotoreporter między innymi podkreślał, że jakość aparatu nie jest najważniejsza. Kiedy pracuje się w dzienniku ważny jest minimalizm sprzętowy. Warsztat telewizyjny poprowadził Adam Kasprzyk z TVN24. Powiedział, że relacja telewizyjna jest jak dobry koncert. – Musi być mocne otwarcie, środek i zamknięcie z przytupem, tak aby widz nie mógł określić, ile trwała relacja – stwierdził. Repor-
W niedzielę odbyły się trzy seminaria. Pierwsze z nich dotyczyło etyki zawodu. Jacek Naliwajek z Radia Gdańsk ocenił, że nierzetelność wynika z ograniczeń, a niezależność jest cięższa z wiekiem (kredyt, rodzina, dzieci). Obecnie w mediach nie ma autorytetów, są tylko bohaterowie chwili. Według niego tabloidyzacja, czyli bazowanie na emocjach, to naturalny proces. – Informacje bez emocji to są depesze PAP – stwierdził. Radio to medium towarzyszące, które nie zmienia światopoglądu.
Nie da się kultury robić za darmo – Wojciech Boros
– Nie są ważne same pieniądze. Ktoś da wam sprzęt, ktoś da pomieszczenie – podpowiadał kolejny gość seminarium, Wojciech Boros z kwartalnika artystycznego Bliza. Opowiedział o tym, jak wygląda praca w redakcji, kto i co publikuje, jak zdobywają nowych autorów. Uczestnicy byli też ciekawi, w jaki sposób finansować gazetę np. studencką. Redaktor działu poezji stwierdził, że trzeba pukać do jak największej liczby drzwi.
Blogowanie to prywatna strefa – Wojciech Machnikowski
Ostatnie seminarium dotyczyło dziennikarstwa i blogosfery. Dla Wojciecha Machnikowskiego z Radia Gdańsk blog to prywatna, osobista strefa. Natomiast Ida Aleksandra na swoim blogu porusza tematy lifestylowe. – Chcę kształtować młodego czytelnika. Na pytanie, czy zrezygnowaliby z dziennikarstwa/blogowania na rzecz drugiego, Wojciech Machnikowski odpowiedział, że nie, ponieważ radio to nałóg. Natomiast Ida Aleksandra zostałaby dziennikarką i jednocześnie prowadziła bloga. Dominika Stańkowska foto: Piotr Szymański
www.podprad.pl | 15
M
itnicka poznajemy jako młodego człowieka, jeszcze zanim opanował systemy komputerowe i został hakerem. To zapalony krótkofalowiec, który uczył się zasad rządzących sieciami telekomunikacyjnymi oraz zapoznawał się z osobami używającymi ich do działań na granicy prawa (nienadążającego za zachodzącą wtedy rewolucją technologiczną). To, że później zainteresował się komputerami, jest raczej naturalną koleją rzeczy. Sieci uczelniane i firmowe wciąż się rozwijały, ale przez to były pełne błędów i luk, które można było poznać i wykorzystać. Były wprost idealnym celem ataku. Dar kierowania rozmową i wykorzystywania zbieranych pieczołowicie informacji umożliwiał temu młodemu człowiekowi wyłudzanie informacji, kodów dostępu, podszywanie się pod pracowników... można by tak długo wymieniać. Jednak Kevin nie był jedyną osobą, która zajmowała się hakerstwem. Był za to jednym z nielicznych, którzy za cel objęli sobie zdobywanie coraz to nowych informacji, a nie jakąś konkretną informację. Dla nich liczyły się emocje na drodze do celu oraz radość z osiągnięcia, którego dokonali. Same dane, jak np. numery kont bankowych, stanowiły tylko trofeum. Pragnienie wykradania coraz to pilniej strzeżonych tajemnic firm w końcu doprowadziły do tego, że Mitnickiem zainteresowały się władze, a jego życie wywróciło się do góry nogami.
Klucz do sukcesu?
foto: rf123
Jesse James sieci Czy wykradanie informacji jest sztuką? Według Kevina Mitnicka i Wiliama Simona – tak. Wymaga kunsztu i pełnego zaangażowania. Może też stać się nałogiem oraz całkowicie odmienić życie. Skąd takie wnioski? Kevin Mitnick, bohater książki Duch w sieci, z pomocą dokumentów, wywiadów oraz własnej niesamowitej pamięci przedstawia czytelnikowi życie osoby okrzykniętej największym hakerem wszechczasów – czyli samego siebie.
Książka Duch w sieci jest z założenia autobiografią, jednak czyta się ją jak dobrą powieść sensacyjną z zaskakującymi zwrotami akcji. W niektórych momentach trudno uwierzyć, że wszystkie opisane wydarzenia to życie jednego człowieka. Oczywiście znajdziemy tutaj sporo fachowych i slangowych określeń spotykanych w światku hakerów, które służą do pokazania mechanizmów wykorzystywanych przez Mitnicka. Są one rzeczowo i prosto wytłumaczone, mimo że na początku mogą trochę odstraszać lub nużyć. Część wydarzeń dzieje się w sporych odstępach czasu, ale zadbano o ukazanie ciągu przyczynowo-skutkowego, dzięki czemu dokładnie wiadomo gdzie i dlaczego znalazł się Kevin oraz jakie są motywy jego działania. Duży nacisk położono na relacje łączące Kevina z jego rodziną oraz ich zmianę, zachodzącą wraz z coraz to nowymi konfliktami bohatera z prawem. Pokazano też ewolucję relacji Mitnicka z ludźmi z jego otoczenia: ówczesną dziewczyną, innymi hakerami czy osobami, które znały go tylko pod fałszywym nazwiskiem. Książka obala mit wszechpotężnego hakera, zdolnego odpalić pociski nuklearne za pomocą paru sztuczek, oraz pokazuje portret geniusza komputerowego i socjotechnika. Okazuje się, że zwyczajna umiejętność szybkiego kojarzenia faktów, połączona z drobiazgowym zbieraniem strzępów informacji z pozornie błahych źródeł, może zdziałać cuda.
Format nie-kieszonkowy
Co do samego składu książki, raptem w paru miejscach doświadczymy literówek i nie są one rażące – prędzej można skwitować je uśmiechem. Czcionka tekstu jest bardzo duża i zapewnia szybkie i wygodne czytanie. Kosztem tego jest duża objętość książki – liczy ponad 600 stron, przez co jest dosyć ciężka. Nie znajdziemy tu żadnych rysunków czy zdjęć, ale jako całkiem ciekawy dodatek pojawiają się zakodowane krótkie notki pod tytułami rozdziałów. Ich rozszyfrowanie powinno dostarczyć sporej dawki satysfakcji. Duch w sieci jest pozycją ciekawą i skierowaną nie tylko do hermetycznego grona, jakim są hakerzy, pragnący poznać historię swojego idola, ale również do każdego czytelnika spragnionego autentycznej i porywającej historii. Dawid Linowski
16 |www.podprad.pl
Kevin Mitnick i William L. Simon
Duch w Sieci
Tłumaczenie: Macios Tomasz, Zakrzewski Andrzej Wydawnictwo Pascal Ocena: 4+/5 „Sędzia dla nieletnich, po zapoznaniu się z moją sprawą, nie mógł się nadziwić. Zostałem oskarżony o bycie hakerem, chociaż nie ukradłem i nie używałem żadnych numerów kart kredytowych, nie sprzedałem ani jednego prawnie zastrzeżonego oprogramowania czy tajemnic handlowych. Po prostu włamywałem się do komputerów i systemów firm telefonicznych dla czystej rozrywki. Wydawał się nie rozumieć, dlaczego miałbym to robić, skoro nie przynosiło mi to najmniejszych korzyści. Koncepcja, że zajmuję się tym dla zabawy, wydawała mu się pozbawiona sensu. Ponieważ nie był pewien, co dokładnie robiłem, kiedy udawało mi się dostać do komputerów i systemów telefonicznych, stwierdził, że być może coś mu umknęło - zarabiałem pieniądze w sposób zaawansowany technicznie, którego nie był w stanie zrozumieć. Cała sprawa wydawała mu się wątpliwa.” „Podniosłem wzrok i ujrzałem w drzwiach instruktora jazdy. Niech to szlag! To był ten sam facet, z którym jeździłem dwa lata wcześniej jako Eric Weiss. Zmienił szkołę nauki jazdy. Ja to mam pecha!. To niezwykłe, jak podświadomość może wkroczyć do akcji i w jednej chwili opracować plan. Otworzyłem usta, i wyszło z nich gotowe zdanie: – Hej, ja cię znam. Gdzie robisz zakupy? – W Smiths, na Maryland Parkway – odpowiedział, starając się sobie przypomnieć, skąd mnie zna. – Tak, tak – powiedziałem. - To tam cię widziałem. Codziennie tam chodzę. – Tak mi się wydawało, że już gdzieś cię wcześniej spotkałem – powiedziałem kontent z tego wyjaśnienia. Teraz musiałem zmienić moją historyjkę, bo o „Londynie” mówiłem mu ostatnim razem. Powiedziałem mu więc, że służyłem w Korpusie Pokoju w Ugandzie i nie siedziałem za kierownicą od pięciu lat. Zadziałało jak zaklęcie. Był zadowolony z tego, jak szybko odzyskałem moją zdolność do prowadzenia pojazdów. Zdałem egzamin bez problemu i wyszedłem z prawem jazdy na nazwisko Michael Stanfill.” Czy kiedykolwiek marzyłeś o tym, aby móc przeczytać książkę jeszcze zanim pojawi się ona w księgarniach i być pierwszą osobą, która podzieli się opinią na jej temat? Lubisz zdobywać nowe umiejętności i chciałbyś sprawdzić się w roli recenzenta? A może w wolnych chwilach już zajmujesz się recenzowaniem i chciałbyś opublikować swoje teksty? Dołącz do zespołu redakcyjnego, a marzenia staną się rzeczywistością! Zapraszamy do współpracy wszystkich miłośników książek, z Trójmiasta i nie tylko. Książkę w papierowej formie można odebrać w Gdańsku, natomiast jeśli z chęcią czytasz ebooki, to nie ma znaczenia, w którym miejscu kuli ziemskiej jesteś. Jeśli masz pytania i chcesz się dowiedzieć więcej, napisz do mnie: aniu.gorecka@gmail.com.
Poznań rozdawał pracę na WorkGate 2013 Takich metod walki z bezrobociem nie ma w Polsce nikt. 21 listopada w Concordia Design odbyło się drugi e WorkGate, czyli warsztaty połączone z wielką zbiorową rekrutacją dla kończących studia i absolwentów. Miasto Poznań z największymi centrami sektora BPO/SSC, takimi jak Lorenz Bahlsen, Carlsberg Group, IKEA, McKinsey & Company, Franklin Templeton Investments, CIBER, Jeronimo Martins, HAYS, MAN, Savvis, Carl Zeiss, zainicjowało rekrutacyjne spotkania. Odwiedzający stoiska rekrutacyjne mogli zostawić CV, porozmawiać z przedstawicielami firm i poznać oczekiwania potencjalni pracodawców od kandydatów. Centra BPO/SSC (Business Process Outsourcing/Shared Service Centers) nie są w Polsce niczym nowym, pierwsze pojawiły się w latach dziewięćdziesiątych. Dynamiczny rozwój sektora rozpoczął się wraz z akcesją Polski do Unii Europejskiej – trzy na cztery centra outsourcingowe powstały po 2004 roku. „W Poznaniu sektor ten zatrudnia w 41 firmach prawie 9 tysięcy osób. W kolejnych latach planowany jest 20% wzrost zatrudnienia.” – mówi Marcin Przyłębski, dyrektor Biura Obsługi Inwestorów UMP.
Warsztaty PMDays PLATFORMA SZKOLENIOWA Interesujesz się tematyką projektową? Zawsze chciałeś zostać Project Managerem? A może Twoja przygoda z projektami jeszcze się nie rozpoczęła? Niezależnie od odpowiedzi, zapraszamy do udziału w bezpłatnym cyklu szkoleń i warsztatów Platformy Szkoleniowej PMDays. Tegoroczny temat to Zarządzanie Projektami innowacyjnymi z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. Zajęcia Platformy Szkoleniowej są skierowane do studentów warszawskich uczelni. Organizatorami są członkowie Studenckiego Koła Naukowego Zarządzania Projektami przy SGH w Warszawie. Warsztaty i szkolenia są prowadzone przez przedstawicieli firm działających w branży oraz instytucji otoczenia biznesu. Uczestnicy zainteresowani tematyką oraz doświadczeni kierownicy projektów mają możliwość spotkania, nawiązania kontaktów, a także poszerzenia wiedzy. Na uczestników czekają również ciekawe zadania i konkursy. Terminy kolejnych spotkań: 12.12 / 19.12 ZAPRASZAMY! www.platforma-szkoleniowa.pl www.facebook.com/pages/PMDays-Platforma-Szkoleniowa/113946685374513
www.podprad.pl | 17
Usłyszeć ciszę Na miasteczkach akademickich, przed świętami, widnieją reklamy zapraszające studentów do uczestnictwa w rekolekcjach. Jednak czy można byłoby stworzyć reklamę zachęcającą do dobrowolnego pięciodniowego milczenia?
R
ekolekcje pochodzą od łacińskiego słowa recolligere i oznaczają zbierać na nowo, powtórnie. W kościele katolickim rozumiane są jako czas odnowy duchowej, przede wszystkim kojarzą się ze słuchaniem przemowy księdza. Ale istnieją również wyjątkowe rekolekcje, odbywające się w milczeniu. Wielu, słysząc o tym, pyta: jak to możliwe?
Czas milczenia
Marcin, doktorant astronomii wyjaśnia, że rekolekcje ignacjańskie zazwyczaj trwają pięć dni. Plan dnia zależy od wspólnoty, która je prowadzi – Marcin był w Kaliszu. Nie zawsze narzucone są konkretne ramy czasowe poszczególnych czynności. Przykładowy dzień rozpoczyna się między 7:30 a 8:00, kończy o 21:00. Składa się z trzech medytacji nad Słowem Bożym (każda z nich rozpoczyna się krótką wprowadzającą konferencją), Eucharystii, rachunku sumienia, adoracji Najświętszego Sakramentu i spotkania z kierownikiem duchowym. Na pytanie, co robił pod koniec, kiedy miał czas wolny i mógł przebywać w swoim pokoju,
Marcin odpowiada: – Milczałem. Poza spaniem spędzałem mało czasu w pokoju. Po zakończonym dniu spacerowałem i medytowałem w ogrodach. Lęk przed ciszą
Decyzja o uczestnictwie w takich medytacjach nie jest łatwa – mówi Piotr, od dwóch lat kapłan diecezjalny, prowadzący rekolekcje oazowe dla gimnazjalistów. – Z ciszą jest tak, że bardzo trudno się na nią zdecydować – podkreśla. – Postanowiłem pojechać, bo to coś innego – tłumaczy Marcin. Perspektywa dłuższego czasu w odizolowaniu była dla niego pociągająca. – Często zdarza mi się uciekać od cywilizacji na łono natury – wyznaje. Dla mnie ten czas był wyzwaniem, ale zawsze tam chciałam pojechać – przyznaje Justyna, studentka pedagogiki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. – Od roku jestem we wspólnocie Szkoły kontaktu z Bogiem i taki obowiązkowy czas jest wpisany w tę formację.
Konieczność ciszy
– Cisza jest po to, aby pobyć z samym sobą i z Bogiem. Aby odpocząć, uwolnić się od wszelkich bodźców, jakie niesie świat. Dzięki niej można zastanowić się nad swoim życiem. Może to dziwne, ale cisza jest piękna. Trwanie w niej nie jest problemem – kontynuuje Justyna. Marcin uważa, że cisza to nie luksus a konieczność. – Każdy powinien znaleźć na nią czas. Z kolei ks. Piotr mówi: – Dzisiaj wydaje się, że momenty, w których nic nie robimy, są zmarnowane. Ale to tylko pozór. Odrzucając na chwilę nurtujące nas codziennie myśli, możemy pochylić się nad tym, co nas porusza, jak postępujemy, co jest powodem i celem naszych działań. Dla mnie cisza jest wyrazem szacunku – podsumowuje. – Jeśli mówimy, że kochamy Boga, to nie możemy Go ciągle zagadywać. Przez szacunek słuchamy, co ma do powiedzenia. Na pytanie, czy podczas takiego czasu nie odczuwa się potrzeby rozmowy, Justyna odpowiada: – Trochę tak, trochę nie. Cisza budzi wiele pytań, ale daje też możliwość stawienia im czoła. Świadomość tego, że nie można rozmawiać, sprawia, że człowiek zagłębia się w te pytania i próbuje sam na nie odpowiedzieć. Jednak raz dziennie, ok. 20 minut, można porozmawiać z kierownikiem duchowym.
foto: rf123
Usłyszeć Boga
Cisza to coś, na co bardzo trudno się zdecydować
Marcin opowiada, że cisza umożliwia dotarcie do głębi naszego serca. Pozwala odkryć miejsca Bożej obecności w każdym z nas. O tym, czego uczy cisza, mówi Justyna: – Cisza chroni przed natychmiastową ucieczką do drugiej osoby. Uczy samodzielności, konfrontacji z trudnymi pytaniami. – Rekolekcje w milczeniu – jak zauważa ks. Piotr – to nie dni w ciszy, lecz słuchanie Boga w sposób bardzo zintensyfikowany. Codzienna lektura Pisma Świętego i konferencje układają się w całość. Dotykają konkretnych aspektów naszego życia i dzięki temu pokazują, co możemy zmienić – opowiada ksiądz. Marcin podsumowuje: – W tym czasie można usłyszeć Boga w sposób prawie realny. Nic nie rozprasza, więc o wiele łatwiej Go spotkać. Paulina Zapasek
18 |www.podprad.pl
Cisza niemówienia
Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone www.podprad.pl
Adres redakcji: ul. Pilotów 19A/4, 80-460 Gdańsk tel./fax 58 710 82 54 redakcja@podprad.pl redaktor naczelna Katarzyna Michałowska zespół redakcyjny:
Myślę sobie, że cisza w zależności od sytuacji może być albo błogosławionym wytchnieniem, albo zabójczym przekleństwem. Wytchnieniem, gdy np. możemy uwolnić się od kogoś, kto werbalnie daje upust nienawiści, a przekleństwem, kiedy przychodzi nam zmagać się z okrutną samotnością.
W
arto zauważyć, że zabijanie ciszy niedobrymi i pochopnymi słowami, chyba zawsze (?) prowadzi właśnie do… osamotnienia. Wyjaśnię, jak to rozumiem. Przyszło nam żyć w rzeczywistości brutalnego jazgotu i nadużywania słów, bardzo często publicznie. Wszystko już zostało powiedziane. Rzeczy najbardziej wzniosłe i najbardziej podłe. Gdy trzeba i – niestety najczęściej – gdy nie trzeba. Przodują w tym politycy, nie dostrzegając, że sami na siebie w ten sposób kręcą stryczek. Chcąc bowiem w różnego rodzaju wywiadach lub audycjach zohydzić nam swoich przeciwników, zaczynają dławić się własnym językiem. Cóż bowiem można jeszcze gorszego, cięższego powiedzieć nad: zdrajca narodu, zamachowiec-morderca, kolaborant, szpieg, złodziej itp.? Wybrańcy Narodu potrzebują wciąż bardziej i bardziej upokarzać się nawzajem za wszelką cenę. Po pewnym czasie nie wiedzą jednak, jak to robić, ponieważ brakuje im słów. Wszystkie dostępne armaty już dawno zostały wytoczone i zużyte. Tragifarsa. Jednak nie powinniśmy z nich szydzić, gdyż są oni naszą emanacją.
Jakim jesteśmy narodem? Takim, jak nasi parlamentarzyści na przykład. Jak my ze sobą rozmawiamy? Tak, jak oni ze sobą na naszych oczach. Efekt będzie (a może już jest?) taki, że nam także zacznie rozpaczliwie brakować słów, ponieważ już teraz te, które znamy, dramatycznie tracą swoje dawne znaczenie. Odczujemy to boleśnie, gdy będziemy chcieli coś ważnego dla nas zakomunikować komuś, kogo cenimy lub kochamy, i nie będziemy wiedzieli, jak to zrobić – ponieważ słowa, które posiadały swoją treść, sens oraz kontekst, dziś zostały tylko pustym hałasem, zgiełkiem – a to pociągnie za sobą narastające wyalienowanie, ponieważ gdzie nie ma komunikacji, tam nie ma relacji. Może dojść do tego, że będziemy stawali się coraz bardziej sfrustrowanymi i samotnymi ludźmi, potrafiącymi wyartykułować jedynie krótkie, często żenująco prostackie, skróty komunikatów pod postacią SMSów lub wpisów na którymś z portali społecznościowych. Proponuję więc – ważmy słowa. Dopóki to jeszcze ma jakiś sens. A ma. Pielęgnujmy także ciszę niemówienia w sytuacjach, gdy milczenie bywa złotem. Postępujmy tak, gdyż zabójcza cisza samotności jest tuż obok nas. Jej nie da się wyleczyć alkoholem, przygodnym seksem czy grubą kartą kredytową. Niczym. Pozdrowienia
Gdzie nie ma komunikacji, tam nie ma relacji
Tomasz Żółtko
www.tomekz.com.pl
www.facebook.com/TomaszZoltko
Maciej Pietrzak, Maciej Badowicz, Karolina Gizara, Anna Iwanowska, Dawid Linowski, Anna Górecka, Marcin Grzegorczyk, Magdalena Chrzanowiecka, Marcin Kozic, Anna Domysławska, Dominik Makurat, Agnieszka Mikołajczyk, Aleksandra Tomaszewska, Dominika Stańkowska, Hanna Elwart, Adam Kempisty, Katarzyna Wojcieszek korekta: Dominika Stańkowska, Anna Iwanowska, Kamila Kuchta, Magdalena Chrzanowiecka, Aneta Fuhrmann Jeśli chcesz zaangażować się w tworzenie gazety – napisz: redakcja@podprad.pl Zapytanie o reklamę: reklama@podprad.pl Skład i projekt okładki:
Marcin Nowak
Oddziały w Polsce: Kraków: Renata Matuszczak, krakow@podprad.pl; Łódź: Magda Wysocka, lodz@podprad.pl; Poznań: Anna Jędrzejewska adjedrzejewscy@gmail.com; Warszawa: Ania Marcinowicz, ania.marcinowicz@gmail.com Magazyn Studencki płyń POD PRĄD – Zrozumieć więcej. Uwzględniając potrzeby studentów, inspirujemy i informujemy, jak odnaleźć własną wartość, nadzieję, sens i cel w codzienności. Zapraszamy cię do naszego grona!
www.podprad.pl | 19
Białaczka to nowotwór krwi, który atakuje niespodziewanie i w każdym wieku. Nie można jej zapobiegać czy przeciwko niej zaszczepić. Dla wielu chorych diagnoza białaczki brzmi jak wyrok – często jedyną formą uratowania życia jest przeszczep szpiku od dawcy niespokrewnionego.
Podzielić się sobą foto: rf123
W
Polsce co godzinę stawiana jest komuś diagnoza: nowotwór krwi. Kiedy leczenie typowe dla nowotworów nie pomaga, konieczny jest przeszczep szpiku. Niestety, w wielu wypadkach krewni osoby chorej nie mogą być dawcami – i rozpoczyna się szukanie dawcy niespokrewnionego, czyli – inaczej mówiąc –genetycznego bliźniaka osoby chorej. Szanse na jego znalezienie wahają się od 1:25 000 aż do 1:kilku milionów, ale wzrastają z każdą osobą, rejestrującą się w Banku Dawców Komórek Macierzystych jako Potencjalny Dawca Szpiku.
Rejestracja
Zarejestrować się jako dawca może każda osoba od 18 do 55 roku życia, ważąca nie mniej niż 50 kg, a mająca BMI nie większe niż 40, ogólnie zdrowa, która nie jest uzależniona od alkoholu, leków, narkotyków czy innych substancji. Dawcą nie może zostać osoba po przeszczepie organów lub cierpiąca na poważne choroby. Osoba, która podejmuje decyzję o zostaniu Potencjalnym Dawcą Szpiku, musi podjąć ją w pełni świadomie i odpowiedzialnie. To decyzja niemal na całe życie – oddać szpik osobie chorej można do 60 roku życia. I nigdy nie wiadomo, w jakim momencie dostanie się telefon o tym, że jest się dla kogoś genetycznym bliźniakiem. Szansy na to, że w ciągu 5–10 lat od rejestracji zostanie się dawcą, jest 5%.
Potencjalny Dawca
Swój materiał genetyczny do Bazy Dawców Szpiku Kostnego można oddać na dwa sposoby. Albo poprzez niewielką ilość krwi, albo przez pobranie materiału genetycznego z wnętrza policzka za pomocą specjalnych pałeczek. O ile ten pierwszy sposób wymaga obecności pielęgniarki, o tyle drugi można wykonać zupełnie samodzielnie, nawet w domu – pałeczki można zamówić na stronie fundacji DKMS.
Pobieranie szpiku
Kiedy jak grom z jasnego nieba otrzymamy informację o tym, że możemy oddać komuś szpik i uratować życie, rozpoczyna się seria badań potwierdzających nasze zdrowie oraz dopasowanie genetyczne szpiku naszego i biorcy. Jeśli jest pełna zgodność, procedura pobrania szpiku może przebiec dwojako. Pierwszy sposób to pobranie szpiku kostnego z krwi obwodowej, prawie nieinwazyjne, podobne do oddawania krwi, tylko trwające dłużej. Drugi sposób, trochę bardziej inwazyjny, to niewielki zabieg odbywający się pod ogólnym znieczuleniem, podczas którego szpik zostaje pobrany z kości miednicowej. Nie ma innego sposobu uzyskiwania szpiku od dawcy i żaden z tych dwóch wymienionych nie zagraża zdrowiu czy życiu dawcy. Wszelkie pogłosy o pobieraniu szpiku z kręgosłupa czy łopatki to mity. O sposobie pobrania szpiku decyduje lekarz, nie my, zatem niezmiernie istotne jest, aby w trakcie rejestracji na Potencjalnego Dawcę Szpiku zgodzić się na oba sposoby pobrania szpiku.
Dla Ciebie to 5 minut
Ponieważ życie osób chorych na białaczkę zależy w dużej mierze od liczby Potencjalnych Dawców zarejestrowanych w Banku Komórek Macierzystych, na całym świecie organizuje się mnóstwo wydarzeń, podczas których można się rejestrować jako Potencjalny Dawca. Tak dzieje się również w Polsce. Najbliższa akcja organizowana jest przez fundację DKMS i nosi nazwę Dla Ciebie to 5 minut, dla kogoś to całe życie. Na wielu uczelniach w całej Polsce 11 i 12 grudnia odbywać się będą Dni Dawcy, w trakcie których będzie można zarejestrować się jako Potencjalny Dawca Szpiku Kostnego. Magdalena Chrzanowiecka
www.dkms.pl/student