52
kwiecień 2016
Inspiracja Innowacja Niebo z ziemią Kamil Łukasiewicz – współtwórca aplikacji Everytap
Gdyby chociaż mucha zjawiła się… Kiedyś, gdy brakowało inspiracji, człowiek siedział nad pustą kartką i patrzył tępo na tę straszną biel. Na szczęście dzięki postępowi technologicznemu nie musimy już tak cierpieć.
Z
amiast spoglądać tęsknym wzrokiem w biel kartki, teraz patrzę w mrugający kursor na ekranie. Podnoszę dłonie nad klawiaturę i opuszczam je z rezygnacją. W głowie – pustka. Zbliżający się termin tylko irytuje. A ponieważ jest przedwiośnie, to – jak w przywołanej w tytule piosence Hey – nie mogę nawet liczyć na muchę, której zabicie mógłbym później opisać. Niemniej obowiązek obowiązkiem jest, felieton musi posiadać tekst
O mękach związanych z brakiem inspiracji wie każdy, kto tworzy. Nieistotne, czy mowa o felietonie, wpisie blogowym, rysunku, zdjęciu czy sobotnim obiedzie – to zawsze wygląda tak samo. Chcemy zrobić coś, ale właściwie nie wiemy co. Niby nie wydaje się to trudne, ale coś nas blokuje. Zaczynamy więc szukać inspiracji, odkładając działanie na przyszłość.
W rezultacie nie robimy nic
Problem z poszukiwaniem inspiracji jest taki, że trzeba się tego wpierw nauczyć. Nie można czekać, aż przyleci dobra wróżka i chluśnie nam w twarz natchnieniem prosto z wiadra. Trzeba wykształcić w sobie umiejętność chwytania z otoczenia drobiazgów mogących podsunąć nam jakiś pomysł. A jak to się robi? Obcując z pracą innych. Chcesz pisać? Dużo czytaj. Chcesz gotować? Jak najczęściej jedz u innych. Chcesz tworzyć niezwykłe budowle
z klocków Lego? Codziennie wchodź na kilka blogów i forów poświęconych tej tematyce. I w każdym z przypadków stawiaj
Dobra wróżka chluśnie nam w twarz natchnieniem prosto z wiadra
sobie pytanie: Jak ja mogę to zrobić? Lepiej? Gorzej? Inaczej? Czy mogę to z czymś połączyć? Czy umiem rozłożyć to na części składowe? Po pewnym czasie ten sposób myślenia przeniesiesz na inne aspekty życia, nawet odległe od tego, do czego szukasz inspiracji. I to dopiero będzie niesamowite, kiedy w codziennej lekturze wiadomości znajdziesz przynajmniej dwa pomysły na biznes. Jazda komunikacją miejską podsunie ci dziesiątki pomysłów na książkę. Jeśli dobrze to rozegrasz, za jakiś czas wrócisz do tego felietonu i nawet w nim znajdziesz coś, co później przekształcisz według własnej wizji. To będzie przyjemne uczucie, gdy inspiracja będzie zalewać cię nieustannymi falami, a ilość pomysłów przekroczy możliwości realizacji. Będziesz w stanie napisać grubą książkę na samą myśl o ulubionym ciastku z dzieciństwa. Albo przynajmniej krótki felieton o inspiracji, wynikający z jej braku. Świat potrzebuje ludzi z setkami pomysłów na dobę. Spójrz choćby na Elona Muska: założyciela serwisu PayPal, producenta aut Tesla i zdobywcę kosmosu z firmy Space X. To nie jest człowiek, który siedzi i zastanawia się, co ma wymyślić. To człowiek, który ma wizję i konsekwentnie ją realizuje. Teraz pora na ciebie. Zacznij mieć pomysły, a potem je realizuj. Chociaż do tego drugiego przydałaby Ci się też motywacja. Ale to temat na zupełnie osobny felieton. BARTOSZ CICHARSKI
POLECAMY REGULARNE ZAGLĄDANIE NA BLOGA MRCICHY.PL.
foto: rf123
2
|www.podprad.pl
WSTĘPNIAK
O
statnio biegałyśmy z Natalią (moją przyjaciółką) po uczelni i chciałyśmy nagrywać wywiady ze studentami. Zadawałyśmy pytanie: Kto ciebie inspiruje? Okazało się, że był to nasz test na cierpliwość, ponieważ zazwyczaj studenci odpowiadali, że nikt. Byłyśmy na tyle zdesperowane, że podpowiadałyśmy pomysły: może aktor, autor książek, film, a może ktoś z YouTube’a. Niestety, nic to nie dało. Po wielu próbach znalazłyśmy cztery osoby, które się dla nas wypowiedziały (nagrane filmiki znajdziecie na naszym FB). Nie wyciągam pochopnych wniosków, ale chcę zachęcić was do zastanowienia się, czy macie osoby, które was inspirują. Jeśli nie macie, to źle. Dlaczego? Aby się rozwijać, trzeba brać przykład z autorytetów. Jeśli pozostajemy tylko dla siebie samych, to czeka nas destrukcja. Ekta, malarz ze Szwecji, pozostawił pewien mural na Zaspie, dzielnicy Gdańska. Namalował on narcyza, czyli kogoś, kto nie chce nikomu nic dać i sam też nie chce od nikogo nic wziąć. Taka osoba zjada sama siebie i popada w destrukcję. Dlatego proszę, poszukujcie ludzi, których postępowanie, mądrość, dobro, wiedza, charakter będą was inspirować. A wy starajcie się inspirować innych. Wszystko po to, by wasze życie rozkwitało, charakter wzmacniał się, a sił witalnych przybywało. Nasz bohater z okładki, Kamil Łukasiewicz, inspirował się najpierw swoim ojcem, a potem pierwszym szefem. Kamil podkreśla, że ma farta, ale moim zdaniem jest poszukiwaczem inspiracji. Mówi, że lubi otaczać się ludźmi mądrzejszymi od siebie. Widzę w tym pokorę. Jestem zdania, że pokora poprzedza chwałę, więc wietrzę mu rychły sukces w biznesie. Piotr Włóczkowski przybliżył postać Boba Dylana, który podziwiał starszego kolegę po fachu i pojechał na drugi koniec Ameryki, by go poznać. Dzięki temu napisał potem wiele świetnych piosenek, które inspirują do dzisiaj. Tu zadziałała zasada podawania dalej. Marcel Płoszczyński, autor youtubowego programu Na poddaszu, szuka inspiracji, słuchając innych. Pyta ich o przeżycia
foto: Rafał Nitychoruk
z Bogiem, ponieważ sam chce doświadczać Boga w swoim życiu. Mówi, że jeszcze długa droga przed nim, lecz on się nie zniechęca, bo przecież innym się udało. Potrzebujemy inspiracji, by się nie wypalić. Jeśli będziemy uczyli się i pracowali tylko dla pieniędzy, to szybko pozbędziemy się energii życiowej. Widać to w artykule o kryzysie dwudziestopięciolatków. Jeśli nie ma celu w tym, co się robi, można czuć się jak maszynka do wykonywania rutynowych zadań. Taka maszynka szybko się zepsuje. Nie ma nic wstydliwego w podziwianiu innych. Ważne jest to, by podziw poddać ocenie przez pryzmat ideałów, a następnie pod wpływem inspiracji napisać nowe cele dla swego życia.
KATARZYNA MICHAŁOWSKA NACZELNA@PODPRAD.PL
Święto kierowników we Wrocławiu Tegoroczna Konferencja Project Management Session odbędzie się 16-17 kwietnia. Wydarzenie, przygotowane z myślą o studentach chcących rozszerzyć wiedzę o zarządzaniu projektami, organizuje po raz piąty Koło naukowe Project Management Group Politechniki Wrocławskiej. PMS tworzy platformę zrzeszającą kilkaset osób, które interesują się zarządzaniem projektami. Uczestnicy warsztatów, wykładów, gier symulacyjnych i panelu dyskusyjnego mogą podnieść kompetencje i poznać od strony praktycznej zarządzanie projektami w dużych firmach. Udział w wydarzeniu pozwoli rozwinąć kierownicze atuty, takie jak efektywna komunikacja czy budowanie i motywowanie zespołu projektowego. Więcej informacji na stronie pmsession.pwr.wroc.pl oraz na fanpage'u na FB/Project Management Session. www.podprad.pl | 3
Kto cię inspiruje? Kasia
Inspirują mnie przede wszystkim muzycy i piosenkarki. Gdy słyszę jakąś muzykę i potem oglądam teledysk. Patrzę, jak te osoby są ubrane, ważne są dla mnie wszystkie wartości wyśpiewane w piosenkach. Przemawiają do mnie ubrania lub fryzury wykonawców. Generalnie wszystko.
Ada
Inspiruje mnie wielu ludzi. Przede wszystkim moi rodzice, ale nie rozwinę tego tematu, bo jest to sztampowe. Inspirują mnie artyści tworzący muzykę, której słucham. Na przykład Artur Rojek. Przeczytałam jego książkę – wydał półbiografię i bardzo mnie to wkręciło w sztukę i w to, by robić coś więcej. John Lenon (mówiąc to, Ada wskazuje na swoje okrągłe okulary). Inspirują mnie książki, a więc też Harry Potter. Moją wielką pasją życiową jest Walt Disney, więc to on i jego filmy inspirowały mnie przez całe życie. Kiedy czuje się zdołowana, to nagle jakiś film lub piosenka z Zaplątanych albo Księżniczki i Żaby rozpali we mnie ognik nowej energii i chęci, by zrobić coś nowego.
A czy masz jakiegoś ulubionego wykonawcę? Welu jest takich autorów, a jednym z nich jest na pewno Taylor Swift. Ona do mnie przemawia pod każdym względem. Dlaczego? Bo jest w podobnym wieku i porusza w tekstach podobne problemy, jak te, które ja przeżywam. A poza tym ma coś w sobie. Wojtek
Inspiruje mnie autor fantastyki, David Webber. Pisze książki science fiction o przyszłości. Jest nazywany neofeministą (co prawda pierwszy raz spotkałem się z tym określeniem) ponieważ przedstawia silne kobiety, któr służą w marynarce
Patryk
Trudne pytanie. Czasami zwykli ludzie, których spotykam na ulicy lub kiedy jeżdżę autostopem. Czasami zdążę porozmawiać z kierowcą. Inspirujące są czasem opowiadane przez niego historie. Inspirację czerpię z literatury lub sztuki. Może nie sami twórcy, ale ich twórczość mnie inspiruje. A coś szczególnie? Na pewno duże znaczenie miała dla mnie twórczość Krzysztofa Kieślowskiego – miał duży wpływ na to, jak postrzegam świat. Poza Krzysztofem Kieślowskim może Seve McCurry – fotograf i reportażysta oraz wielu pisarzy, w tym Ryszard Kapuściński, bo lubię reportaże.
4
|www.podprad.pl
w kosmosie i są bohaterkami. Jest szanowany przez pokazywanie, że kobiety są równe z mężczyznami - że to naturalne, a nie dziwne.
NAGRANE WYWIADY MOŻNA OBEJRZEĆ NA HTTPS://WWW.FACEBOOK.COM/PLYNPODPRAD LUB NA NASZYM KANALE YOUTUBE/MAGAZYNPPP
Podróże kształcą innych
Festiwale i spotkania podróżnicze mogą zainspirować cię do własnego wyjazdu. Historie z różnych krajów pozwolą poznać ich mieszkańców, kulturę i krajobrazy. A opowieści o przygodach nurków czy grotołazów dostarczą dreszczyku emocji.
W
śród różnych formuł festiwali każdy znajdzie coś dla siebie. Przede wszystkim można na nich spotkać na żywo dzielących się pasją podróżników i miłośników sportów ekstremalnych. Organizatorzy przygotowują dodatkowo wystawy fotografii, warsztaty z praktykami, koncerty i pokazy filmów oraz prezentacje ofert turystycznych i wydawnictw. Choć kilka wydarzeń podróżniczych już się w tym roku odbyło, warto pamiętać o kolejnych. Na Explorers Festival od 18-tu lat spotykają się alpiniści, narciarze i pasjonaci przygody z całego świata. Festiwale Kormorany i Menażki promują dokonania podróżnicze studentów. Gośćmi krakowskich Travenaliów są zarówno początkujący podróżnicy, jak i znane osoby ze środowiska. TRAMPki organizują i prowadzą wyłącznie kobiety, choć panowie są mile widziani jako uczestnicy. Odbywający się co roku w innym mieście Wachlarz łączy podróże, reportaż i Internet. Tegoroczny temat przewodni tych 20-minutowych wystąpień to Nieznane światy. Podczas festi-
walu Bonawentura, oprócz prezentacji, pojawi się blok filmów dokumentalnych i koncert muzyki świata. Pozwól sobie na festiwalową inspirację. Może dzięki temu przeżyjesz podróż życia. I kiedyś twoja historia zmotywuje innych. KAROLINA GIZARA
Tegoroczny kalendarz festiwali: 6 Festiwal Podroży i Przygody – Bonawentura, 18-20 marca, Stary Sącz VI Ogólnopolski Studencki Festiwal Podróży Kormorany, 15-17 kwietnia, Olsztyn TRAMPki – Spotkania Podróżujących Kobiet, III edycja, 22-24 kwietnia, Gdańsk PodRóżni – Festiwal o krok dalej, 20-22 maja, Srebrna Góra Wachlarz – Podróżnickie Spotkania, 21 maja, Wrocław Festiwal podróżniczy Travenalia, 22-23 października, Kraków 18. Explorers Festiwal, 16-20 listopada, Łódź VI Studenckie Spotkania Podróżnicze Menażki 2016, 9-11 grudnia, Gdańsk 8. Podkarpacki Kalejdoskop Podróżniczy, 2-4 grudnia, Rzeszów 16. Festiwal Slajdów Podrożniczych – Terra, 3-4 grudnia, Warszawa
Jaką emerytką, jakim emerytem zostaniesz?
P
rognozy Komisji Europejskiej, Banku Światowego i polskich ekspertów wskazują, że wysokość emerytury dzisiejszych studentów wyniesie nie więcej niż 30% ich ostatniego wynagrodzenia. Niewiele z nich ma tego świadomość, jeszcze mniej wie, jak można zapobiec tak znacznemu spadkowi dochodów w okresie emerytalnym, w porównaniu do czasu aktywności zawodowej. Zdobycie takiej wiedzy nie jest trudne, ale byłoby czasochłonne. Na wyszukanie wszystkich aspektów tematu i poszukiwanie wiarygodnych źródeł w Internecie trzeba byłoby poświęcić wiele czasu. Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych realizując swój program CSR o charakterze edukacyjnym, przygotowała publikację, która młodym osobom może pomóc w podjęciu indywidualnej, świadomej i swobodnej decyzji w zakresie budowania zabezpieczenia emerytalnego. Jaką emerytką, jakim emerytem zostaniesz? to materiał oparty na infografikach, dostosowany do stylu komunikacji młodych ludzi. Przedstawia prognozy dotyczące zabezpieczenia emerytalnego, wyjaśnia konstrukcję systemu emerytalnego, zachęca do oszczędzania, ukazuje potencjalne ryzyka oraz przedstawia określone prawnie kategorie produktów pozwalające na ulgi podatkowe. Został przygotowany jako swoiste kom-
pendium wiedzy emerytalnej, nie sprzedaje niczego poza wiedzą. Ma obiektywny i lakoniczny charakter. Publikacja jest ogólnodostępna. W wersji elektronicznej można pobrać ją z adresu http://igte.pl/jakimemerytem.
WIĘCEJ NA WWW.NZB.PL
Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem, w module Oszczędzanie oraz inwestowanie długoterminowe. Moduł ma na celu zachęcenie do długoterminowego oszczędzania i inwestowania poprzez zwiększenie świadomości na temat różnych form oszczędzania i inwestowania oraz korzyści płynących z podejmowania tego typu działań. W szczególności moduł poszerza wiedzę uczestników z zakresu metod dywersyfikacji ryzyka przy oszczędzaniu, systemu emerytalnego w Polsce i na świecie, różnych form inwestowania, w tym także na giełdzie, oraz różnych form ubezpieczeń.
K
ończąc 18 lat i odbierając w urzędzie dowód osobisty, chyba nikt nie jest przygotowany na prawdziwą dorosłość. Oprócz prawa do głosowania, legalnej możliwości zakupu alkoholu oraz kilku innych przywilejów, nie zmienia się zbyt dużo. Dopiero kilka lat później przychodzi czas na wybory, od których zależy przyszłość. A słowa takie jak odpowiedzialność, praca, oszczędności, rachunki, obowiązki i wiele innych nabierają nowego znaczenia.
Wyobrażenie o dorosłości
W wieku 25 lat przychodzi czas na zestawienia, podsumowania i kalkulacje. Większość młodych osób kończy studia. Każda z nich chciałaby, żeby marzenia z dzieciństwa stały się faktem. Jednak większość absolwentów, wychodząc z budynku uczelni z dyplomem i wykształceniem wyższym, trafia na podobne ograniczenie – bezrobocie. Dopiero na ostatnim roku zaczynają w panice rozglądać się za ogłoszeniami o praktykach i stażach, by podnieść swoje kwalifikacje. Brak perspektyw po zakończeniu edukacji i brak pieniędzy na utrzymanie zmusza młodych ludzi do podjęcia pracy na jakimkolwiek stanowisku. Wtedy dopiero zaczynają się zastanawiać, czy można było zrobić coś inaczej, uczyć się czegoś innego czy może w ogóle nie studiować, a zarabiać już od kilku lat w obecnym miejscu pracy. Kilka lat na uniwerku, wiele zarwanych nocy i zdobytej wiedzy zaczynają tracić na znaczeniu. Zderzenie wyobrażeń o zawodowej karierze z sytuacją na rynku pracy wprawia studentów w, delikatnie to ujmując, zakłopotanie. Sen jest dla słabych
Kryzys ćwierć wieku Zmiany w życiu, na przykład zamykanie kolejnego jego etapu, niesie ze sobą emocje. Jest kilka momentów uznawanych za najbardziej przełomowe. Należy do nich ukończenie 25 roku życia, nazywanego symbolicznie ćwierćwieczem. 6
|www.podprad.pl
Inaczej wygląda sytuacja studentów, którzy już podczas nauki znajdują zatrudnienie na pełen etat. Jeśli do tego dochodzą wolontariat, praktyki, kurs językowy, dodatkowa praca dorywcza czy uprawianie sportu to czas zaczyna się niemiłosiernie kurczyć. Ta grupa 25-latków, łączących obowiązki związane z pracą, uczelnią i zajęciami dodatkowymi, ma inny problem – brak czasu. Żeby znaleźć wolne popołudnie, muszą zerkać w wypełniony po brzegi kalendarz. Marzą o dłuższej dobie, bo zaczyna im brakować czasu na przyjemności. Są źli, że już teraz tak wygląda ich życie, ale nie zwolnią się z pracy, bo na ich miejsce czeka już kolejka osób z branży, w tym m.in. znajomych z roku. – Nadmiar obowiązków wywołuje u mnie wyrzuty sumienia dosłownie za każdym razem, kiedy nic nie robię i próbuję odpoczywać – zwierza się Miriam. – To dla mnie koszmar. Nie potrafię się wyspać bez wyrzutów sumienia, a jak gdzieś wychodzę, to zdarza mi się nerwowo sprawdzać zegarek. Nie umiem przez to odpoczywać, bo jak już się zmuszę, żeby się oderwać, to nie jest żaden relaks. Odliczam w głowie zmarnowane minuty. Miriam, tak jak wielu jej znajomych, próbuje pogodzić pracę, studia i zajęcia dodatkowe. Przyznaje, że bywa ciężko, nie dosypia, a wyjścia z przyjaciółmi to często tylko marzenia do poduszki. Poziom frustracji u ambitnych, młodych ludzi sięga zenitu. Wiecznie w stresie, zabiegani i niewyspani, wolą w piątkowe wieczory odpocząć w domu niż pójść do kina czy na imprezę, co do tej pory było nie do pomyślenia. Przez to zaczynają czuć, że młodość i beztroska uciekły bezpowrotnie, a chwila wytchnienia nadejdzie dopiero na emeryturze.
W głowie odliczam zmarnowane minuty
Dopóki dzieci nie płaczą
Model zakładania rodziny już nie jest taki, jakim znały go jeszcze mamy i babcie obecnych 25-letnich kobiet. Przedstawicielki
foto: rf123
POKOLENIA
starszych pokoleń często nie rozumieją, jak w tym wieku można jeszcze nawet nie myśleć o potomstwie. Kilkanaście lat temu taka sytuacja nosiłaby tylko jedną nazwę – staropanieństwo. Jednocześnie na portalach społecznościowych, wśród znajomych następuje plaga zmian statusów związków, zaręczyn, ślubów i zdjęć USG z pierwszego trymestru ciąży. Część młodych osób postanawia zacząć życie na własny rachunek. Pozostałym nie mieści się w głowie, jak można już chcieć nałożyć na siebie takie zobowiązanie jak utrzymanie potomstwa. – Nienawidzę imprez rodzinnych u mnie w domu, szczerze ich nienawidzę – mówi Sandra. – Jestem najmłodsza z całego mojego licznego rodzeństwa, z którego wszyscy pozakładali rodziny i albo już mają, albo spodziewają się dzieci. Nie potrafię się wśród nich odnaleźć, bo z jednej strony traktują mnie wciąż jak małą dziewczynkę, a z drugiej głośno lamentują, że i ja powinnam już starać się o malucha. Sandra znajduje się pod presją rodziny, która przy każdym możliwym spotkaniu, teoretycznie żartując, śmieje się, że w jej zegarze biologicznym chyba wyczerpały się baterie. Sandra nie jest jednak gotowa na tak poważną decyzję jak urodzenie dziecka. Zresztą, skąd miałaby wziąć na to czas? Dzisiejsze młode kobiety wiedzą, że jeśli zdecydują się na dziecko za wcześnie, potem będzie im o wiele trudniej spełnić się zawodowo, zrealizować plany i zadbać o swoje pasje i hobby. Przez przedłużenie swojej młodości o kilka lat studiów, czasem same czują się jeszcze jak dzieci, nie mogąc się odnaleźć w tym dorosłym świecie. Chociaż część z nich, ucząc się przez tych kilka lat w murach uniwersytetu, zastanawia się, czy życie nie ucieka im przez palce, kiedy widzą kolejne powiadomienia znajomych o ślubach, dzieciach i własnych mieszkaniach. Jeszcze tak wiele do zrobienia
O zjawisku kryzysu ćwierć wieku z dużym dystansem mówi Alex: – Można powiedzieć, że to wygodne wytłumaczenie zjawiska powszechnego marazmu i niezadowolenia studentów zaraz po ukończeniu swoich studiów – i przyznaje jednocześnie, że akurat przechodzi przez cięższy moment, jednak nie usprawiedliwia tego zbliżającymi się 25-tymi urodzinami. – Moim zdaniem z zasady muszą istnieć kryzysy, żeby mogły istnieć hossy. Gorszy moment i tyle. Przechodzimy przez to i cieszymy się, kiedy już mija – podsumowuje. Ania dość wcześnie zaczęła myśleć o swojej karierze zawodowej, pierwsze praktyki odbyła na początku studiów licencjackich. – Najbardziej obawiałam się tego, że ze statusu studenta przejdę w tryb bez pracy, bez planu, z paniką – przyznaje ze spokojem. – Teraz wiem, że to już mi raczej nie grozi i czuję, że jestem w dość dobrym miejscu, więc dużo lepiej czeka się na 25-te urodziny. Mimo że dziewczyna ma dość bogate CV, nadal stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej, dzięki czemu już od kilku lat ma przewagę na rynku pracy, zostawiając w tyle swoich znajomych z roku, biernie czekających, aż praca sama ich znajdzie. Przed 25-latkami wciąż całe życie, wiele dróg do wyboru i celów do zrealizowania. Być może kryzys ćwierć wieku to po prostu przesada i każdy z nas po studiach potrzebuje czasu, aby przejść do kolejnego etapu swojego życia. Zwłaszcza, że ten, kto żyje tylko i wyłącznie przyszłością, marnuje tu i teraz, przez co życie nieuważnie może przemknąć przez palce. Warto jednak pamiętać o doświadczeniu innych i dobrych radach starszych roczników i skorzystać z nich już na początku studiów, oszczędzając sobie stresu przed rozpoczęciem pracy zawodowej.
IWONA ŻABOWSKA
www.podprad.pl | 7
Los się do mnie uśmiecha Kamil Łukasiewicz po obronie licencjatu bezskutecznie szukał pracy w zawodzie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zaczął robić coś, co stało się jego pasją. Z powołania jest humanistą. Z pasji projektantem aplikacji mobilnych.
G
dy obroniłem licencjat z ekonomii, pomyślałem, że pora zacząć działać. Chciałem, aby praca, którą będę wykonywał, była związana z moim wykształceniem – opowiada Kamil Łukasiewicz. Rozesłał około stu CV. Doczekał się jednej odpowiedzi: z firmy ubezpieczeniowej. – Powiedzieli, że oddzwonią. Słabo z tą robotą, pomyślałem – wspomina. Kiełkująca profesja
Kilka dni później na Mazurach świętował wesele brata. – Siedzieliśmy w hotelu. Byłem przygnębiony – opowiada. Żalił się wówczas bratu, jednocześnie przeglądając ogłoszenia w sieci. Znalazł jedno interesujące, choć dziwił się, że za taką pracę w ogóle płacą. Brat (programista) tłumaczył, że projektowanie aplikacji to dopiero kiełkująca profesja. – To była firma zajmująca się porównywaniem cen na rynku. Zdecydowałem się aplikować – mówi. Kamil od dziecka był związany z komputerami i Internetem, ale nigdy nie chciał być programistą. – Tymczasem firma poszukiwała kogoś, kto myśli koncepcyjnie. Nie było łatwo się dostać, bo rekrutacja trwała od ponad pół roku. Chcieli kogoś, kto wykazuje zainteresowanie i potencjał, nie człowieka z przypadku, i był to staż – wspomina. Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadzał z nim Marcin Treder, obecnie dyrektor generalny UXPin, polskiego startupu podbijającego Dolinę Krzemową. – Miałem szczęście, że na niego trafiłem – wspomina. Okazało się jednak, że poznał go już wcześniej… Czas niezmarnowany
Kamil Łukasiewicz obronił magistra na Wydziale Ekonomii w Sopocie. Nie był to jednak zmarnowany czas, mimo że nie pracuje teraz w zawodzie. – Dowiedziałem się, jak działa rynek, poznałem wielu ciekawych ludzi i nauczyłem się robić coś, czego zupełnie nie umiałem – wyznaje. Chociaż na początku nie było łatwo. – Bałem się, że odpadnę ze studiów przez matmę – mówi. – W gimnazjum i liceum dostawałem same dwóje. Ze strachu tak się skupiłem na przedmiocie, że zdałem go na piątkę! Na trzecim roku licencjatu trafia na konferencję, na której Marcin Treder opowiada o projektowaniu. Kamilowi wpada do głowy myśl: jaka to musi być fajna robota! Jednak zaraz o tym zapomina. Rok później, po wysłaniu ogłoszenia, przypomina sobie, o czym była mowa podczas tamtego wykładu. Ku swemu zdziwieniu spotyka Tredera na rozmowie kwalifikacyjnej. Z perspektywy czasu ocenia, że to był fart. Reżyser w porównywarce
Codziennie o szóstej rano jest w pracy. Osiem godzin później biegnie na zajęcia, bo wciąż studiuje dziennie. Zdarzają się dni, gdy wychodzi o dwunastej, idzie na zajęcia, a potem wraca do pracy. Marcin Treder zatrudnia go na staż, a potem na umowę o pracę. – W firmie zajmowałem się projektowaniem stron i aplikacji mobilnych – opowiada Kamil. Aby powstała aplikacja mobilna, najpierw musi być pomysł. Potem powstają makiety, a na końcu grafika i programowanie. Kamil zajmuje się przede wszystkim dwoma pierw8
|www.podprad.pl
szymi etapami, ale nadzoruje też pozostałe. – Moja rola jest podobna do bycia reżyserem filmu – mówi. – Na każdym etapie to on odpowiada za film. Nawet jeśli ktoś inny robi efekty specjalne, to muszą pasować do tego, co reżyser sobie wymyśli. Dzięki pracy, Kamil poznaje podstawy programowania, przede wszystkim po to, by porozumiewać się z podwykonawcami i przekazywać, o co chodzi w danym projekcie. W porównywarce cen pracuje przez dwa lata. W tym czasie broni dyplom, a Marcin Treder rozwija własny startup i odchodzi. Nadchodzą trudne czasy. Firma traci przychody. – Wszyscy wiedzieliśmy, że nas zwolnią – opowiada. – Zaczęliśmy z kolegami gorączkowo myśleć, że trzeba się czymś zająć. Wtedy wpadliśmy na pomysł strony internetowej gromadzącej informację o wydarzeniach, miejscach i jadłodajniach. Pitu Pitu wymyśliliśmy w pięcioosobowej grupie, z czego trzy osoby znałem z poprzedniej firmy.
Wszyscy wiedzieliśmy, że nas zwolnią
Knajpiarski biznes
Kamil płynnie przechodzi do prowadzenia własnej firmy. – Dostałem wypowiedzenie, którego się spodziewałem – mówi Kamil. – Zawierało dogodne warunki, więc byłem zadowolony. Dokument wręcza mu współwłaściciel porównywarki cenowej. Za jakiś czas stanie się pierwszym inwestorem w firmie Kamila. Chłopak zakłada z kolegami spółkę. – Pitu Pitu to był niepewny pieniądz i nie wiadomo było, czy coś z tego wyjdzie – mówi. – Przez wiele miesięcy dokładaliśmy do działalności. Musiałem utrzymywać się z oszczędności i chwytania pojedynczych zleceń. Wraz ze współpracownikami zaczynają tworzyć i drukować mapki z namiarami na ciekawe miejsca. Do tego zakładają stronę internetową oraz aplikację mobilną. – Początkowo chcieliśmy zarabiać na samej stronie, ale okazało się, że drukowane mapki generują najwięcej przychodów – opowiada. – Po około półtora roku dostałem pierwsze, niewielkie pieniądze – mówi. – Później też nie było różowo, porównując zarobki z poprzednią firmą. To jednak była inwestycja. Beacony to małe urządzenia z nadajnikiem w środku, mogące mieć różny kształt. Rozsyłają wokół swój unikalny numer/kod, który można odebrać za pomocą telefonów i innych urządzeń mobilnych znajdujących się w pobliżu.
Kamil opowiada, że do tej pory to, co robią, nie przynosi kokosów. – Zdarzają się miesiące, że klient nie zapłaci, a my mamy zatrudnionych dwadzieścia osób. Gdy brakuje pieniędzy, w pierwszej kolejności wypłatę otrzymują pracownicy. Właściciele biznesu często na swoje pieniądze muszą poczekać.
Zbyt polskie Pitu Pitu
Środek lata, godzina 20:00. W firmie Kamila rozpoczyna się dyskusja o wykorzystaniu w projekcie urządzeń z nadajnikiem działającym podobnie jak latarnia morska (beacon). Zastana-
foto: Bartłomiej Serkowski
odwiedzić kilka razy dany lokal, by dostać za darmo piwo, kawę lub specjalne danie. Spółka chce, by do użytkowników ich aplikacji docierały oferty specjalne. – Osoba poruszająca się w określonych miejscach i godzinach po mieście może skorzystać w danej knajpie z promocji – tłumaczy Kamil. – Dzięki temu właściciel lokalu ma stały kontakt ze swoimi klientami. Do tej pory nie było technologii, która pozwalałaby to robić. Dzięki Facebookowi można klientowi dostarczać informacje, ale on przychodzi, korzysta z promocji i odchodzi. My chcieliśmy zapewnić restauratorom dłuższy kontakt z klientem. Everytap zarabia na dostępie do ciekawych miejsc. – Współpracujemy tylko ze sprawdzonymi lokalami, bo stawiamy na jakość – opowiada. – Dysponujemy grupą beaconów w fajnych miejscach. Teraz możemy rozmawiać z dużymi markami, chcącymi docenić swoich klientów darmową kawą do odebrania w lokalach. Staram się nie odpadać
wiają się nad implementowaniem nowej technologii. – Do tej pory robiliśmy mapki, baliśmy się, że klienci źle odbiorą nowe technologie – opowiada. – Nie pomagała też nazwa Pitu Pitu, bo była zbyt polska. Nie mogliśmy iść z nią w świat. Decydują się na wykorzystanie beaconów i zaprojektowanie nowej aplikacji. Następuje podział w spółce. Ksawery, najbardziej związany z Pitu Pitu, bierze swoje udziały i tworzy oddzielny podmiot. Powstaje nowa spółka o nazwie Everytap. – Podział przebiegł w dobrej atmosferze i zgrał się z tym, że TVN stał się naszym współudziałowcem – opowiada Kamil. Kawa za lojalność
Everytap to spółka z ambicją podbicia świata. Telefon z zainstalowaną aplikacją łączy się z beaconem znajdującym się
Czym różni się firma od startupa? Startup nie ma określonego modelu biznesowego. Ludzie rozwijający startup nie wiedzą na czym będą do końca zarabiali. Pewnego dnia, gdy model biznesowy się wykształci, startup stanie się firmą. Niekoniecznie startup jest związany z nowymi technologiami. Ważne, by tworzyli go ludzie z różnych branż, nie tylko z branży IT.
w restauracji. Obecnie wszystko działa jak program lojalnościowy, a w przyszłości ma być kanałem marketingowym dla marek i lokali. Przez aplikację Everytap klient na dwa sposoby może zaznaczyć swoją obecność w danym miejscu: poprzez automatyczne meldowanie się lub zbieranie punktów. Często wystarczy
– Lubię swoją pracę – mówi Kamil. – Gdy w niej jestem, czuję, jakbym był w domu. Gdy chcę iść na obiad, idę. Chcę żartować, żartuję. Atmosfera jest luźna, bo każdy czuje się swobodnie. Nie oznacza to, że codziennie idzie do pracy z uśmiechem. Zdarza się, że coś nie działa i trzeba to naprawiać. Pracuje więcej niż osiem godzin dziennie. – To mozolna praca – opowiada. – Zanim zobaczę efekt finalny, spędzam tygodnie nad projektowaniem wielu wersji. Wybieram jedną. Na ogół dobry projekt rozpoznaje się wtedy, gdy po spojrzeniu na niego stwierdza się: jakie to proste. Kamil uważa, że tylko wytrwali osiągają sukces. – Nie wolno się poddawać – mówi. – Gdy ktoś odpada w połowie drogi, to nie zdobędzie szczytu. Staram się nie odpadać. Sposobu pracy w zespole nauczył się od pierwszego szefa. – Nie miał problemu z tym, że studiuję i traktował mnie jak kolegę – wspomina Kamil. – Krytykował, ale robił to konstruktywnie. Gdy wprowadzałem poprawki, doceniał je. Do dzisiaj mi pomaga. Mimo że mieszka w Stanach, w każdej chwili mogę się go doradzić. Kamil stara się oddać to, co sam dostał na początku swojej drogi zawodowej. – Prowadzę zajęcia ze studentami w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Mam tam wykłady z projektowania – mówi. – To jest moje podaj dalej. – Moja branża jest bardzo mała – zamyśla się Kamil. – Mam wielkie szczęście, że wszystko potoczyło się w taki sposób. Gdy patrzę na znajomych, którzy ciężko pracują, widzę, że mogło być inaczej. Chyba po prostu trafiłem na dobry moment. Dawno, dawno temu
Kamil rozpoczyna szkołę podstawową. Mama pracuje w okienku na poczcie, a ojciec projektuje urządzenia elektroniczne. Kamil ma dwóch braci – starszego i młodszego. Rodzice zbierają fundusze na wykończenie domu. W pewnym momencie tato zmienia decyzję i wydaje uzbieraną kwotę na komputer. Mówi, że dach może poczekać, a z komputera będą jeszcze kiedyś pieniądze. W latach dziewięćdziesiątych koszt komputera jest porównywalny z ceną pokrycia domu dachówkami. Mama jest niezadowolona: będą tylko grali. Od tamtej pory rodzeństwo dużo czasu spędza przed komputerem. Obecnie bracia Kamila są programistami, a on projektuje aplikacje. – Staram się być dobrym synem. Z tatą oczywiście spieramy się na tematy polityczne, ale od zawsze mi imponował – mówi. – Jednak zawsze liczę się ze zdaniem rodziców – podsumowuje. KATARZYNA MICHAŁOWSKA
www.podprad.pl | 9
Humanista od wszystkiego Wbrew powszechnej opinii, humanista to nie tylko siedzący z nosem w książkach i wystawiający złe oceny nauczyciel polskiego.
W
edług Nonsensopedii humaniści są subkulturą powstałą po to, by uświadamiać innych, że nie warto uczyć się przedmiotów ścisłych. Nie rozumieją, co przyswajają ich umysły i uczą się wszystkiego na pamięć. Na studiach piszą długie prace sposobem lania wody – więcej znaczy mądrzej. Pseudohumanista używa zmetaforyzowanego języka przypominającego wiersze z rymami częstochowskimi. Jednak czy w tym opisie znajduje się chociaż odrobina prawdy? Humanista potrzebny
– Humaniści uczą innych myśleć, rozumieć słowo wypowiedziane i pisane oraz posługiwać się jednym i drugim – mówi Bogumiła Cirocka, zastępczyni redaktora naczelnego miesięcznika Pomerania. – Człowiek myśli przede wszystkim słowami, nawet jeśli w jego myśleniu są i obrazy, i dźwięki. Do tego, by mógł podzielić się z innymi swoimi myślami i na przykład wspólnie z kimś zaprojektować coś z dziedziny techniki, potrzebuje pojęć i terminów. Czytanie i słuchanie ze zrozumieniem jest możliwe tylko dzięki humanistom – dodaje.
Humaniści uczą pamiętania o głębszych wartościach
Humanista to człowiek wszechstronny, choć powszechnie mówi się, że jest nim tylko osoba nielubiąca przedmiotów ścisłych. – Prawdziwie techniczny umysł jest też humanistyczny. Wszyscy wybitni znani mi inżynierowie i wynalazcy pięknie mówią po polsku, znają klasykę literatury pięknej, mają też pojęcie o historii i geografii – podsumowuje Cirocka. Nie tylko nauczyciel
Iga jest na drugim roku filologii polskiej. Kiedy mówi ludziom, co studiuje, prawie zawsze komentują tak samo. – Pytają, czy będę nauczycielką języka polskiego – mówi Iga. – Większość ludzi podąża za stereotypami. Myślą, że skoro studiuję filologię polską, to jedynym zawodem, jaki mogę wykonywać po ukończeniu studiów, jest właśnie zawód nauczyciela. To nieprawda. Wielu dziennikarzy jest po filologii – opowiada. Filologia polska 10 |www.podprad.pl
wyznacza wiele możliwych dróg kariery. Po takich studiach można zostać między innymi: krytykiem literackim, filmowym lub teatralnym, organizatorem imprez kulturalnych czy redaktorem w wydawnictwie literackim. Wielu studentów kończących filologię polską pracuje też jako rzecznicy prasowi. Iga jest na specjalizacji dziennikarskiej. – Chciałabym dalej iść w tym kierunku, jeśli się uda – opowiada. – Oprócz tego chciałabym też pisać książki, bo wydaje mi się, że wiedza, którą zdobywam na tym kierunku, jest bardzo przydatna w procesie tworzenia – dodaje studentka.
Humanista zna się na wszystkim
– Kiedyś usłyszałam od nauczycielki chemii, że to, że nie rozumie się matematyki czy fizyki, nie czyni nikogo humanistą – mówi Iga. – Co z tego, że potrafisz pisać dobre wypracowania? Humanista powinien odnaleźć się w każdej dziedzinie. Kasia jest na tych samych studiach co Iga. – Dzięki humanistom zostaje podtrzymana wiara w to, że ludzie jeszcze czytają książki i że kogoś wciąż interesuje postać Mickiewicza czy koncepcja szklanych domów z Przedwiośnia Żeromskiego – mówi Kasia. Hania, studentka germanistyki, dodaje: – Humaniści uczą, że człowiek powinien pamiętać o głębszych wartościach, na przykład tych, które przodowały w oświeceniu, kiedy ważną rolę odgrywał rozum. Ich rolą jest przypominanie innym, że życie nie zamyka się w trybie praca-dom – podsumowuje. Pozbyć się etykiety
Choć humanista może być inżynierem, a inżynier humanistą, to ludzie od zawsze byli szufladkowani, przyporządkowywani do grup pod względem płci, wieku i przede wszystkim umiejętności. – Uważam, że definicja kogoś jako humanisty lub nie-humanisty jest nietrafiona – mówi Andrzej Hoja, doktor nauk humanistycznych. – Nigdy nie rozumiem, co kryje się pod tym terminem. Uważam, ze każdy jest potrzebny, bez względu na to, jak się go określi i też nie ze względu na jakiś konkretny wspólny mianownik – dodaje na zakończenie. PATRYCJA ORYL
NAUKA
Głupia noga W pewnym programie publicystycznym, analizującym współczesny rynek pracy, podano humanistom życzliwą radę, by zostali informatykami. Humanistom nie jest lekko, do tego stopnia, że powstają coraz to nowe narodowe programy ratowania humanistyki.
H
umanista to trochę taki chłopiec do bicia. Za dużo bezrobotnych? Za dużo humanistów. Niedochodowy wydział? Wydział humanistyczny. Studiujesz humanistykę? Pewnie nie dostałeś się na prawo albo inny oblegany kierunek. Ale dostałeś się na humanistykę! To znaczy, że masz w sobie umiejętności, które możesz wykorzystać i w nauce prawa, i w politologii, i w polonistyce. I że podlegasz, jak każdy, odwiecznym prawom rekrutacji. Czy ścisłowiec ma tyle możliwości wyboru kierunków awaryjnych, co humanista? Nie! Z perspektywy uczelni absolwent kierunków humanistycznych jest kłopotliwy, ponieważ to, co jest siłą, np. dobrego filologa, to jego wszechstronność. Czyli jeśli polonista pracuje jako menager, oznacza to, że nie pracuje w zawodzie. Pozornie więc dla uczelni oznacza to, że kierunek nie kształci absolwentów przystosowanych do rynku pracy. Tymczasem dobry humanista może podjąć prawie każdą pracę. Bo nawet jeśli nie ma podstaw merytorycznych, to się nauczy. Bo na kierunkach humanistycznych uczy się nie pracy w zawodzie, ale przede wszystkim pracy z innymi ludźmi i z sobą. Wygodne słowo
Humanista to wygodne słowo. Potocznie tak nazywa się każdego nie-ścisłowca. Problem w tym, że nie każdy nie-ścisłowiec to humanista. Czasami to po prostu głupi lub leniwy człowiek. Nieznajomość tabliczki mnożenia nie czyni z ciebie humanisty. Wręcz przeciwnie! To zaciekawienie drugim człowiekiem, wszechstronność i umiejętność widzenia problemu z różnych perspektyw. Tak jak robił to Leonardo da Vinci, Michał Anioł czy Erazm z Rotterdamu. Humanista więc to wygodne słowo, ale niewygodny człowiek. Bo jak zmierzyć umiejętności i pracę, która bezpośrednio nie daje się przełożyć na wygodne słupki i mierzalne efekty? Humanistą też trudno zarządzać. Wielu z nich bowiem to ludzie, którzy albo chcą być niezależni, albo chcą sami zarządzać. Nie są to prości wykonawcy czynności. Bo często muszą coś przedyskutować, zakwestionować, by zrozumieć. Dziwne ciało
Społeczeństwo można porównać do ciała. Ciału potrzebna jest i noga, i ręka, i oko, i głowa, żeby sprawnie funkcjonowało. Tak samo jest z ludzkimi uzdolnieniami. Potrzebujemy zarówno dobrego hydraulika, jak i dobrej polonistki. To że w tym momencie wieszczy się, że rynek jest przesycony humanistami, nie oznacza, że tak będzie za pięć, dziesięć lat. To, czy jesteś humanistą, czy umysłem ścisłym, w perspektywie twojego życia nie ma znaczenia. Ważne jest, czy robisz to, co kochasz i w czym się czujesz spełniony. I ważne jest to, jaki masz charakter. Czy masz ponadczasowe cechy, których szuka każdy dobry pracodawca. Rzetelność, słowność i chęć do pracy. ANNA IWANOWSKA
www.podprad.pl | 11
Gdzie niebo spotyka się z ziemią
Po kilku latach przerwy wrócił na studia, by obronić dyplom z dziennikarstwa. Obecnie studiuje w Warszawskiej Szkole Humanistycznej i pracuje w agencji reklamowej. W wolnych chwilach zaprasza gości na poddasze i nagrywa z nimi rozmowy, które publikuje na YouTubie. Marcel Płoszczyński jest pomysłodawcą i współtwórcą programu Na poddaszu. każdego odcinka. Zapytany, jaka idea mu przyświecała, opowiada ze szczegółami. – Wierzę, że w niebie nie ma chorób, smutku, depresji i wszystkich rzeczy, których my byśmy nie chcieli widzieć w swoim życiu na co dzień – opowiada. – Tworząc program, chcieliśmy przybliżyć ludziom rzeczywistość nieba, by mogli jej posmakować. Wierzę, że nie trzeba czekać do śmierci, aby doświadczyć nieba. Ono może objawiać się na ziemi. Program jest kanałem, który ma pokazać, że tak się dzieje.
Goście specjalni
M
arcel Płoszczyński wrócił na studia, bo mówi, że chciałby mieć zakończoną sprawę. Przez kilka ostatnich lat pracował w agencjach public relations. Obecnie zajmuje się komunikacją zewnętrzną (PR) w interaktywnej agencji reklamowej. Na studia wrócił po długiej przerwie, by obronić licencjat. Mówi, że studiowanie dziennikarstwa nie przysparza mu trudności. Stara się pogodzić indywidualny tok studiów, pracę i realizowanie nowych odcinków do programu Na poddaszu, bo – jak mówi – chce pokazać innym kawałek nieba na ziemi.
Amerykańska inspiracja
Zainspirowały go rozmowy Sida Rotha, które ogląda w wolnym czasie. – Program pomagał mi nabierać właściwej perspektywy i nie poddawać się Każdy ma swoje pytanie – mówi Marcel Płoszczyński. – Słuchałem świadectw, które sprawiały, że chciało się żyć. Nie ważne było, co dzieje się teraz, ważne, że mogło być lepiej. W pewnym momencie Marcel wpada na pomysł, by zrobić podobny program w polskiej wersji. – Pomyślałem, że w naszym kraju jest pustka, którą program mógłby wypełnić – opowiada. – W amerykańskiej wersji były reflektory i wielkie show, a ja czegoś takiego zupełnie nie czuję. Wolałem zrobić coś mojego, domowego. Podczas odwiedzin Ewy i Adama Bajerskich dzieli się pomysłem nakręcenia programu. Adam mówi: dobrze, zróbmy to! – Ucieszyłem się, bo zrozumiałem, że będę miał okazję porozmawiać z wszystkimi ludźmi, których od dawna chciałem poznać – opowiada Marcel. Nie mają pomysłu na tytuł programu. Marcel, otwierając pierwszy odcinek, wita wszystkich na poddaszu. Od tej pory nazwa przylgnie do programu. Tu, Na poddaszu, niebo spotyka się z ziemią – tak brzmi pierwsze zdanie wypowiadane przez prowadzącego na początku 12 |www.podprad.pl
Na poddasze Marcel zaprasza gości według pewnego klucza. – Rozmawiam z ludźmi, którzy żyją z Bogiem i doświadczają go w nadprzyrodzony sposób – opowiada. – W programie skupiamy się na rozmowie o Bożym działaniu. Słuchamy opowieści o współczesnych cudach, przypominających te opisane na kartach Pisma Świętego. Jeśli Marcel chce zaprosić kogoś z Polski, stara się poznać tę osobę. – W Polsce środowisko charyzmatycznych chrześcijan jest dość małe, więc nie trudno jest zasięgnąć opinii i dowiedzieć się czegoś więcej o danej osobie – mówi. – Jeśli ktoś ma dobrą opinię, to zapraszam go do programu. Ważne jest dla mnie to, czy mój gość żyje w sposób sprawiedliwy i święty oraz robi coś dobrego. Jeśli chce zaprosić kogoś z zagranicy, to zapoznaje się z wykładami dostępnymi w Internecie. Czyta książki swojego gościa lub uczestniczy w konferencji, na której ta osoba wykłada. Tylko jedna z zaproszonych osób odmówiła wzięcia udziału w programie. Nie nalegał. – Zazwyczaj ludzie, którzy doświadczyli czegoś z Bogiem, są przekonani, że to nie jest tylko dla nich – mówi Marcel. – Chętnie opowiadają o swoich przeżyciach, bo nie chcą zatrzymywać ich tylko dla siebie. Uważają, że jeśli o tym mówią, to Bóg może wykorzystać to w taki sposób, żeby inni byli wzbogaceni. Marcel w pracy nad programem korzysta z umiejętności dziennikarskich i tych wywodzących się z branży PR. – W programie łatwo nawiązuję relację i jestem w stanie przebić się przez różne bariery, które to uniemożliwiają – mówi. Praca na poddaszu
W programie występują osoby z różnych denominacji. Autor mówi, że dla niego ważne jest to, czy doświadczyli bliskiego spotkania z Bogiem i czy żyją dla niego. Do tej pory opublikował trzynaście odcinków, ale rozmów przeprowadził dużo więcej. – Zmagam się z brakiem czasu na montowanie kolejnych produkcji – opowiada. – Każdy z nas ma swoją pracę, w związku z tym brakuje czasu, by się temu bardziej poświęcić.
DUCHOWOŚĆ
Przed rozmową zawsze poznaje historię swego gościa. Chce wiedzieć, jakie były w niej punkty kulminacyjne i najciekawsze doświadczenia. – Staram się prowadzić odcinki tak, by przeprowadzić widza przez historię życia tej osoby – mówi. – Pierwsza część jest biograficzna, a druga dotyczy osobistych doświadczeń i przeżyć. Wspomina, że każdy z nakręconych odcinków był wyjątkowy. – Każdy mój rozmówca miał w sobie coś, co czyniło go wyjątkowym: przeżycia, cechy charakteru, obdarowanie, zrozumienie duchowej rzeczywistości – mówi. – Dlatego każda rozmowa była dla mnie cenna, ponieważ pozwalała spojrzeć na Boga od innej strony. Osobiste poszukiwania
Sześć pierwszych odcinków wyemitowała ReligiaTV. Najwięcej odsłon ma rozmowa z Johnem Paulem Jacksonem (71 tys.). Przychód z publikacji na YouTube to 300 zł raz na kwartał. Wszyscy są zaangażowani w projekt jako wolontariusze. Adam i Ewa Bajerscy tworzą program od początku. Adam, wielokrotnie nagradzany operator filmowy (Zmruż oczy, Sztuczki, Ojciec Mateusz, Miasto z morza itd.), dba o doskonałe ujęcia i jest producentem. Ewa jest po reżyserii i zajmuje się merytoryczną częścią odcinków. Marcel pomaga jej w ustaleniu co powinno się w nich znaleźć. – Zazwyczaj jest tak, że materiału mamy trochę więcej, więc wypuszczamy jego najmocniejsze fragmenty – mówi. Razem z nimi pracuje Roman Horodycki (twórca programu Wojna o mózg), który odpowiada za montaż i jest zazwyczaj drugim operatorem. Agnieszka Bronarska zajmuje się make-upem i sprawami redakcyjnymi.
Do startu, gotowi, start!
– Przed programem przygotowuję zestaw pytań, z których korzystam albo nie – Marcel opowiada o swoim warsztacie. – Na początku korzystałem z nich krok po kroku, nie potrafiłem inaczej, bardzo się stresowałem, więc kurczowo trzymałem się scenariusza. Później nauczyłem się i zrozumiałem, że to nie jest najlepsza metoda. Po kilku odcinkach przyzwyczaja się do kamery. – Kiedy chcę wrócić do jakiegoś pytania, to ukradkiem zerkam na kartkę, ale nie mam cały czas wlepionych w nią oczu – opowiada z rozbawieniem.
Pomysłodawca Na poddaszu powiada, że jednym z motorów zachęcających go, by robić dalsze odcinki, było to, że mógł poznać ciekawych ludzi, o których wcześniej słyszał. – Mogę z nimi porozmawiać i wypytać o różne rzeczy, które mnie nurtują – opowiada. – Ten program jest formą przedstawiania kultury królestwa Bożego. Mówimy o Bogu w sposób, który może wydawać się dziwny, dla nas jest jednak prawdziwy. Przedstawiamy Boga tak, jak go rozumiemy i doświadczamy. Dążymy do tego, by nasz przekaz pozbawiony był religijnych naleciałości wynikających z ludzkich tradycji, które z Bogiem mają naprawdę niewiele wspólnego. Gdy chcę się dowiedzieć, o co Marcel zapytałby Boga, gdyby zaprosił go na poddasze, przez chwilę zastanawia się i odpowiada półżartem: Jak żyć? – Ludzie, którzy spotkali Boga, opowiadali, że można mieć do niego setki pytań, ale gdy już się go zobaczy, to zapomina się języka w gębie – dodaje. – Moim marzeniem jest, by chodzić z Bogiem tak jak Jezus. Spytałbym, jak mogę go lepiej poznać. Przyjaźnić się z nim tak, jak przyjaźnił się Henoch (następnie znikł, bo zabrał go Bóg). Jeszcze tego nie osiągnąłem, ale wszystko przede mną. Pewnie każdy z nas miałby jakieś inne pytanie, a Bóg odpowiedziałby na nie indywidualnie. On nie zamilkł z chwilą ustalenia kanonu Nowego Testamentu i na szczęście nie musimy zapraszać go na poddasze, by usłyszeć, co ma do powiedzenia. Wystarczy, że zaprosimy Go do naszego życia. KATARZYNA MICHAŁOWSKA
VI Ogólnopolska Konferencja Dziennikarzy Studenckich Medionalia 2016 Od 10 do 13 marca odbywały się w Trójmieście warsztaty dziennikarskie. W konferencji brało udział ponad 100 dziennikarzy studenckich z całej Polski. Hasłem Medionaliów było: Warsztat dziennikarza przyszłości – szkolimy umiejętności. Pierwszy dzień konferencji rozpoczął się wieczorną integracją w Sopocie. Drugi związany był z warsztatem reportera. Wieczorem uczestnicy spotkali się z Tomaszem Słomczyńskim (reportażystą i dziennikarzem) w Bibliotece pod Żółwiem w Gdańsku. Przez całą sobotę uczestnicy konferencji korzystali z przeróżnych warsztatów dziennikarskich. Niedziela natomiast była dniem seminaryjnym, którego atrakcją było MOJO, czyli Mobile Journalism, a spotkanie z wybitną fotoreporterką Renatą Dąbrowską – laureatką polskich konkursów fotografii prasowej – godnym zakończeniem konferencji.
Patronat honorowy Partnerzy
www.podprad.pl | 13
Poznać pakiet kulturowy foto: Tarzycjusz Buliński
Dr Tarzycjusz Buliński – antropolog kulturowy, etnolog, badacz Indian amazońskich. Zajmuje się antropologią szkoły i problematyką wychowania w kontekście kulturowym. Pracuje w Zakładzie Etnologii i Antropologii Kulturowej na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego. Przebywał wśród Indian Panare w Wenezueli, Waorani w Ekwadorze i Matsigenka w Peru.
PATRYCJA ŻOŁYNIAK: – Czy można nauczyć się czegoś od innych ludzi? DR TARZYCJUSZ BULIŃSKI: – Odpowiedź brzmi – oczywiście. Wszystko, czego się uczymy, pochodzi od innych ludzi, w tym także i tych, którzy są z innych kultur. Najlepszy sposób na poznanie ich to doświadczać sobą, być tam, gdzie ludzie żyją inaczej i spróbować trochę z nimi pożyć, w ich otoczeniu, z ich jedzeniem i piciem, w ich domach, poczuć na sobie samym, co to znaczy inna kultura. Tego nie da wycieczka do Tajlandii i stołowanie się w McDonaldzie. Wtedy jest to bardziej życie pod kloszem niż poznawanie innej kultury.
Czego możemy nauczyć się z innej kultury? – Siebie. Wiedzy o sobie. Na co dzień żyjemy otoczeni ludźmi, których kultura jest taka sama jak nasza, więc nie zauważamy jej. Uznajemy za normalne, że mamy taką a nie inną rodzinę, taki a nie inny sposób zdobywania środków do życia, takie wyobrażenie piękna, cele do osiągnięcia, sposoby na zachowanie zdrowia itp. I sądzimy, że nasz styl życia jest uniwersalny. Dopiero w momencie zderzenia z mocno odmiennym sposobem egzystencji mamy szansę zauważyć swój własny, który wcześniej był dla nas przeźroczysty. My Europejczycy uważamy na przykład, że przeliczanie prawie wszystkiego na pieniądze jest powszechne, że ekonomia rządzi, że żelazne prawa rynku obowiązują zawsze i wszędzie. A tak nie jest. Istnieje mnóstwo miejsc na świecie (np. Amazonia, Afryka plemienna) gdzie 14 |www.podprad.pl
wszystko przelicza się na pokrewieństwo i na relacje społeczne, interesy materialne są tam zależne od tego, czyim krewnym jesteś, a nie od mechanizmu popytu i podaży.
Czy jako podróżnik nauczył się pan czegoś od ludzi z innej kultury? – Od Indian Panare, do których jeździłem najczęściej, w pewnym stopniu przyswoiłem sobie uważność na to, w jakim stanie są inni ludzie. Nauczyłem się, że ważniejsze od tego, co mówimy i myślimy, jest nasz stan emocjonalny i mowa naszego ciała oraz to, co i jak robimy. Indianie Panare dość obojętnie traktują świat przekonań i wartości. Te rzeczy nie mają większego znaczenia dla jakości ich życia. To inni ludzie – krewni – o niej rozstrzygają. Panare zwracają zatem bardzo dużą uwagę na ich stan emocjonalny, na to, co się z bliskimi dzieje. Bardzo ważne jest dla nich dzielenie się pożywieniem i wspólne działania: wspólne budowanie domu, wspólne chodzenie na polowanie czy podróże do miasta. Tu w Polsce na takie rzeczy też zwracam uwag. Patrzę na to, co kto robi oraz z kim, a nie, co mówi i sądzi. Choć zdaję sobie sprawę, że dla nas wartości i światopoglądy są niesłychanie ważne.
W podróży najwięcej jest czekania
Jaka jest pana ulubiona obca kultura? – Najczęściej wracałem do Indian Panare, bo wśród nich wielokrotnie prowadziłem badania naukowe (7 wyjazdów). Jestem antropologiem kulturowym (etnologiem)
foto: Mariusz
Kairski
PODRÓŻE gdzie Indianie, a nie w miejscu, które mi się najbardziej podoba. Wydaje mi się dość oczywiste, że gdy przebywam w innym otoczeniu, to powolutku, stopniowo uczę się panujących tam zasad. Podczas pobytów nauczyłem się, że sytuacja zmienia się błyskawicznie i nigdy nie jestem w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy. Oraz tego, że plany w podróży, owszem, są przydatne, ale nigdy nie wypalają i nie warto się do nich przywiązywać. i moje badania polegają na długotrwałych pobytach wśród ludzi, których życie mnie interesuje. Nie nazwałbym ich jednak ulubioną kulturą, bo to zakłada pewien rodzaj uprzedmiotowienia. Indianie, których znam, są pełnokrwistymi osobami, których nie byłbym w stanie wtłoczyć w takie ramki. Już prędzej oni mnie. Powroty mają dla mnie zarówno jasne, jak i ciemne strony. Dobrze jest mieć bliskie osoby w innym miejscu świata, które się cieszą, gdy cię widzą. Czasami ulegałem złudzeniu, że tak właśnie jest, a w rzeczywistości okazywało, że się niektóre osoby odbierały mnie na przykład jako zagrożenie, byt niebezpieczny, przynoszący choroby. Moje powroty wiązały się dla mnie z czymś pozytywnym, dla nich jednak ze stanem napięcia i zagrożenia.
Czy mógłby pan przywołać jakieś uczące wspomnienie z podróży? – Najłatwiej mi mówić o rzeczach praktycznych – na przykład, gdy ktoś mnie powstrzymał przed wkroczeniem w mętne rozlewisko małej rzeczki sięgające mi do pasa. Chciałem przejść na drugą stronę, ale towarzysz mnie powstrzymał, mówiąc, że w takich miejscach lubią przebywać węgorze elektryczne, których, których porażenie może spowodować utonięcie w płytkiej wodzie. Od tego czasu w Amazonii nie wchodzę do wody, której nie znam, nawet jeśli pozornie jest bezpieczna. I chodzę kąpać się w rzece tam,
Czy pamięta pan jakąś szczególną historię związaną z inną kulturą? Może coś, co pana zaskoczyło? – Osobiście sądzę, że nie warto sprowadzać kontaktu z innymi do zabawnych anegdot, które przerabiamy w produkt rozrywkowy w rodzaju książek czy filmów podróżniczych. Czytelnik czy widz może poczuć w nich dreszczyk emocji, odczuć przyjemność i po pół godzinie wyłączyć program. W rzeczywistości podróże po Amazonii są inne, nie obfitują w historie, które można opowiadać znajomym przy stole, choć oczywiście i takie się zdarzają. Najwięcej w nich jest czekania. Są bardzo bogate, ale nie w sensie kolorowych wspomnień wyświetlanych przed znajomymi. Pamiętam te doświadczenia, które mną wstrząsnęły, zmieniły moje odczuwanie świata i życia, ale są one osobiste i nie nadają się do wywiadu.
Czy w dobie facebooka, twittera i innych mediów społecznościowych jesteśmy w stanie posiąść (poczuć) wiedzę o innej kulturze, bez konieczności wychodzenia z domu? – Nie. Internet to iluzja kontaktu z obcą kulturą. Żeby się kontaktować z kimś przez media społecznościowe, trzeba nauczyć się pakietu kulturowego, który umożliwia korzystanie z tych mediów. Mieć znajomość pisma (najczęściej alfabetycznego), znajomość języka, wiedzę o kodach wizualnych itd. Można się o tym przekonać, próbując dłużej posufrować po Internecie japońskim, wyposażonym tylko w piktogramy (ludzie często o nich mówią japońskie znaczki). Wtedy odkryjemy, jak intuicyjnie się zachowujemy i na ile szybko poczujemy się zmęczeni obcym środowiskiem kulturowym. PATRYCJA ŻOŁYNIAK
www.podprad.pl | 15
foto: rf123
Witaminy ze słoika
foto: Bartłomiej Serkowski
Po zimie zazwyczaj potrzebujemy dodatkowych witamin i składników mineralnych. Suplementy z apteki mogą pomóc, ale ich problemem jest słaba przyswajalność oraz czasami cena. Wiosną wiele osób uzupełnia braki zieleniną. Nowalijki ze sklepów dostępne poza sezonem, czyli sztucznie pędzone, mogą nam bardziej zaszkodzić niż pomóc. Jak tanio i skutecznie odżywić organizm zanim pojawią się zdrowe rzodkiewki i szczypiorek? Rozwiązanie tkwi w kiełkach.
K
iełki zawierają większość witaminowych liter alfabetu i lepszą część tablicy Mendelejewa. Obfitują w łatwo przyswajalne aminokwasy, kwasy tłuszczowe omega-3, błonnik i inne ważne składniki. Są mniej kaloryczne od samych nasion i produktów z nich wytwarzanych. Regularnie jedzone przeciwdziałają nowotworom, zwłaszcza kiełki brokułu, oraz wzmacniają układ odpornościowy. Skąd się bierze ich fenomen? W procesie kiełkowania złożone substancje zapasowe z nasion (białka, węglowodany i tłuszcze) pod wpływem enzymów ulegają rozkładowi na związki proste, które są łatwo przyswajalne przez organizm człowieka. Ilość składników odżywczych w tym momencie jest znacznie większa niż później. Enzymy uczestniczące w ich rozkładaniu ułatwiają także trawienie pokarmów jedzonych z dodatkiem kiełków. Więcej informacji na ten temat znajdziesz na przykład w dziale Wiosenne kiełki na stronie beawkuchni.com lub na portalu kielki.info. Własne lepsze
W Polsce przed Świętami Wielkanocnymi zwyczajowo hoduje się rzeżuchę i owies. Jednak kiełkowanie innych nasion dopiero niedawno zyskało popularność. Dziś gotowe kiełki można bez problemu dostać w wielu sklepach. Jednak najlepiej wyhodować je samemu. Wtedy są świeże i wiadomo czym podlewane. Takiemu wyzwaniu sprosta nawet dziecko. Kiełkom wystarczy poświęcić kilka minut i po kilku dniach te żywe suplementy są gotowe do jedzenia. Do kiełkowania nadają się nasiona: rzodkiewki, lucerny, fasolki Mung, brokułu, marchewki, kukurydzy, czerwonej kapusty, buraków, selera, cebuli, pora, szpinaku, rukoli, fenkułu, gorczycy, kozieradki, sezamu, słonecznika, bazylii, pietruszki, 16 |www.podprad.pl
soczewicy, brązowego ryżu, quinoa, grochu, ciecierzycy, soi, żyta, pszenicy, prosa. Natomiast kiełki roślin psiankowatych, na przykład pomidorów czy papryki, są trujące. Nasiona można znaleźć w sklepach zielarskich oraz ze zdrową żywnością, czasem też w sklepach ogrodniczych. Najlepiej kupić te specjalnie przeznaczone na kiełki, których opakowanie kosztuje od 2 do 10 zł. Tylko wtedy możemy mieć pewność, że większość nasion wykiełkuje. Nie nadają się do tego zwykłe nasiona do siewu – są zaprawiane chemicznie w celu uniknięcia chorób w pierwszym stadium wzrostu, przed czym producenci ostrzegają na opakowaniu.
Szklarnia w pokoju
Do hodowli kiełków w domu wystarczy słoik po dżemie czy kompocie, gaza lub podziurawiona gwoździem pokrywka. Najpierw trzeba wsypać 2 łyżki stołowe nasion do wyparzonego naczynia, zalać je wodą i zostawić w ciemnym miejscu na kilka godzin, może być na noc. Potem umocować gumką lub sznurkiem gazę na górze słoika. Przez takie materiałowe
Najlepiej kiełki wyhodować samemu w domu
sitko należy wylać starą wodę i nalać nowej do pełna, po czym ponownie odwrócić słoik i wylać wodę całkowicie. Na koniec dobrze potrząśnij, żeby nasiona nie leżały zbite na pokrywce, tylko przykleiły się do ścianek. Na talerzyku lub miseczce ustaw słoik do góry nogami pod kątem 45⁰. Możesz go oprzeć o ścianę, książki, postawić na misce itp. Nie stawiaj słoika na słońcu ani przy kaloryferze, tylko w miejscu zacienionym. Zbyt wysoka temperatura sprzyja rozwojowi pleśni. Jednak nie bój się białego meszku na roślinkach – to niegroźne boczne korzonki. Płucz kiełki w słoiku 2–3 razy dziennie, najlepiej przegotowaną, letnią wodą. Najlepsze do zjedzenia będą po kilku dniach.
Pesto z rzeżuchy (to zwykły przepis na pesto, tylko bazylię zastąpiłam kiełkami).
1. Zetnij rzeżuchę z gęsto obsianego dużego talerza (pomocne mogą być kuchenne nożyczki). 2. Wrzuć do pojemnika do siekania/blendowania lub miski i dodaj garść ziaren słonecznika lub dyni – najlepsze są uprażone bez tłuszczu na patelni lub w piekarniku (przy okazji zrób więcej i przegryzaj przy nauce). 3. Dorzuć zmiażdżony ząbek czosnku i 4-5 łyżek startego sera. Dobry jest twardy ser dojrzewający, np.: Stary Olęder z Biedronki lub parmezan jak w oryginalnych przepisach. 4. Wlej około pół szklanki oliwy – tyle, żeby pesto dało się zmiksować, zblenduj całość na gładką pastę. 5. Dopraw do smaku solą i pieprzem, tylko trochę, bo ser jest zazwyczaj słony, a czosnek dodaje ostrości. Smakuje podobnie jak domowe pesto bazyliowe. Możesz go użyć jako sos do makaronu, wtedy rozcieńcz kilkoma łyżkami wody z jego gotowania. Pesto pasuje też do pieczonego mięsa lub kanapek.
Wszędzie pasują
Kiełki najlepiej jeść na surowo i w całości. Wcale nie smakują one jak trawa. Skiełkowany słonecznik ma smak podobny do ziarna, a w kiełkach brokułu czy rzodkiewki poczujemy właśnie te warzywa. Posiekane można dodać do prawie każdej potrawy. Dorzucenie kiełków do różnego rodzaju sałat i surówek albo kanapek jest bardzo proste. Świetnie smakują zamiast szczypiorku w sosie do jajek na twardo, w jajecznicy czy omlecie. Warto je dorzucić do wszelkiego rodzaju past kanapkowych – do twarożku ze śmietaną, pasty z jajek, z ryb wędzonych, z soczewicy czy fasoli. Hummus ze skiełkowanej ciecierzycy znacznie łatwiej się trawi. Wystarczy po namoczeniu zostawić go na dobę, przepłukując ze dwa razy, po czym normalnie ugotować. Można je dodać do nadzienia wrapsów, naleśników czy pierogów. Warto posypać posiekanymi kiełkami zupy, gulasze lub potrawki, gotowane lub smażone warzywa. Niewiele wartości zabiera im przygotowanie metodą stri–fry, dlatego są często składnikiem mrożonych mieszanek do potraw chińskich. Drobno zmiksowane doskonale nadają się do warzywnych koktajli. Jest sporo możliwości – a to na pewno nie wszystkie. Ciekawi mnie, ile słoików napełnisz kiełkami w najbliższym czasie oraz jak twórczo wykorzystasz je w kuchni. A jeśli jesteś miłośnikiem dzikich ziół, szukaj w marcu na podprad.pl artykułu o zbieraniu i zastosowaniu w kuchni młodych listków zebranych na przedwiośniu.
JEDZENIE
Dokładny czas kiekowania dla poszczególnych gatunków można sprawdzić w Internecie. Gotowe roślinki przemyj w celu usunięcia łupinek i niewykiełkowanych nasion. Zjedz jak najszybciej – im świeższe, tym więcej mają wartości odżywczych. Możesz też przechowywać je w zamkniętym pojemniku w lodówce do tygodnia. Po każdym kiełkowaniu słoik i zakrętkę należy dobrze umyć i sparzyć wrzątkiem (gazę wyrzucić), aby usunąć wszystkie powstające podczas procesu bakterie i grzyby. Ziarno małe lub śluzujące jak lucerna, siemię lniane, gryka lub rzeżucha lepiej hodować na talerzu czy płaskiej misce z watą lub ligniną. Można pokusić się o kupno specjalnych naczyń do kiełkowania, ale to nie jest potrzebne. Nie zawsze jest w nich odpowiednia wymiana powietrza, a drobne nasionka zatykają dziurki do odpływu wody. Kiełkowniki są znacznie droższe od słoików oraz trzeba też je gdzieś przechowywać, gdy się ich nie używa.
MAŁGORZATA SERKOWSKA
Znów możesz wygrać do 10 000 zł na działania lokalne
J
uż po raz czwarty Banki Spółdzielcze Spółdzielczej Grupy Bankowej zapraszają wszystkich społeczników i osoby, które czują potrzebę zintegrowania się z sąsiadami, do wzięcia udziału w konkursie na inicjatywy lokalne. Jeśli masz pomysł, co fajnego możesz zrobić w swojej okolicy, to koniecznie zajrzyj na stronę www.spolecznik20.pl do zakładki Spółdzielnia pomysłów! Aby wziąć udział w konkursie, zgłoś projekt przez formularz na stronie, a następnie zbieraj głosy publiczności. Jeśli wejdzie do finałowej trzydziestki, to trafi pod obrady jury. Autorzy trzech projektów, które zdaniem jury najlepiej spełniają założenia konkursu, zostaną zaproszeni do podpisania umowy sponsorskiej na kwotę do 10 000 zł brutto. Grupa chętnych do pracy osób, dysponując takimi środkami, jest w stanie zrealizować naprawdę fajne projekty. Udowodnili to laureaci trzech poprzednich edycji, którzy organizowali warsztaty pieczenia chleba, sadzili tulipany na wspólnym skwerze, tworzyli świetlice i miejsca spotkań na świeżym powietrzu, a nawet budowali dom! Dołącz do grona Społeczników 2.0, inspiruj się i działaj. O tym, czy będzie nam się dobrze mieszkać w danym miejscu, decydują jego wygląd i nasze relacje z ludźmi – a na to mamy ogromny wpływ, wystarczy zacząć robić coś dobrego.
WIĘCEJ NA WWW.NZB.PL
Spółdzielcza Grupa Bankowa jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem, w module Nowy wymiar bankowości spółdzielczej. Moduł ma na celu prezentację podstawowych zagadnień dotyczących banków spółdzielczych w Polsce, specyfiki ich funkcjonowania oraz szczególnej pozycji na rynku bankowym. Słuchacze modułu mogą dowiedzieć się, jakie są różnice pomiędzy bankami spółdzielczymi a innymi uczestnikami rynku bankowego – bankami komercyjnymi i SKOK-ami. Społeczna odpowiedzialność biznesu, wspieranie społeczności lokalnych i wspólnotowy charakter działania to główne idee przyświecające bankowości spółdzielczej. W ramach modułu uczestnicy zapoznają się z tematyką prowadzenia biznesu bankowego w oparciu o te idee, jak i z wyzwaniami, które stoją przed branżą w najbliższych latach.
Zainspirowany folkiem Bob Dylan, jeden z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich muzyków XX wieku, czerpał z wielu stylów, ale przygodę z muzyką zaczął od folku. A konkretniej od Woody'ego Guthriego.
Ku pamięci
Po spotkaniu z Guthriem Dylan napisał piosenkę Song to Woody, będącą hołdem dla osoby i twórczości muzyka podróżującego przez większość życia po Stanach, zwykle tam, gdzie ludziom nie żyło się łatwo. HEY, HEY, WOODY GUTHRIE, I WROTE YOU A SONG
’BOUT A FUNNY OL’ WORLD THAT’S A-COMIN’ ALONG SEEMS SICK AN’ IT’S HUNGRY, IT’S TIRED AN’ IT’S TORN IT LOOKS LIKE IT’S A-DYIN’ AN’ IT’S HARDLY BEEN BORN HEY, WOODY GUTHRIE, BUT I KNOW THAT YOU KNOW ALL THE THINGS THAT I’M A-SAYIN’ AN’ A-MANY TIMES MORE I’M A-SINGIN’ YOU THE SONG, BUT I CAN’T SING ENOUGH ’CAUSE THERE’S NOT MANY MEN THAT DONE THE THINGS THAT YOU’VE DONE HEJ HEJ, WOODY GUTHRIE, PIOSENKĘ ŻEM CI NAPISAŁ O TYM STARYM, ŚMIESZNYM ŚWIECIE, CO OBOK PRZEMYKA. JEST WYTARTY I ZUŻYTY, MĘCZY GO ZNÓJ I GŁÓD, TAK Z TRUDEM SIĘ ZRODZIŁ, I TAK UMIERA JUŻ. HEJ, WOODY GUTHRIE, TAK, JA WIEM, ŻE TY WIESZ WSZYSTKO TO, O CZYM MÓWIĘ, WIELE INNYCH RZECZY TEŻ,
O
Woodym można przeczytać w numerze 50 magazynu płyń POD PRĄD (Maj 2015). Był ważną postacią amerykańskiej muzyki folkowej, autorem nieoficjalnego hymnu USA This Land is Your Land. Jego prosty, melodyjny styl i teksty mówiące o trudach życia przeciętnego Amerykanina były inspiracją również dla Dylana. W autobiografii napisał o Guthriem: Jego piosenki miały w sobie wgląd w ludzką naturę. Był on prawdziwym głosem amerykańskiego ducha. Postanowiłem, że zostanę jego największym uczniem. Początek drogi
Gdy tylko młody Bob, wychowany w Minnesocie, dowiedział się o Woody'm i jego twórczości, zaczął się nim fascynować. Naśladował jego styl i sposób bycia, a nawet manierę wymowy. W końcu postanowił udać się w podróż, by odnaleźć idola. Udało mu się to w styczniu 1961 roku, w nowojorskim Brooklyn State Hospital, gdzie dręczony pląsawicą Huntingtona Woody spędził ostatnie lata życia. Niestety, mocno sparaliżowany przez chorobę, nie mógł bezpośrednio rozmawiać ze swoim wielbicielem. Po pierwszym spotkaniu miał jednak przekazać mu kartkę z napisem I ain't dead yet (Jeszcze nie umarłem). Dylan wkrótce spotkał muzyka zainspirowanego przez Guthriego – Rumblina Jacka Elliotta. Ten niegdyś uczył się gry na gitarze od ich idola i przyjął młodego Dylana pod swoje skrzydła. Wspólnie zostali kontynuatorami muzycznego i ideowego dziedzictwa Woody'ego. 18 |www.podprad.pl
ŚPIEWAM CI TĘ PIOSENKĘ, NIE WYŚPIEWAM DOŚĆ DZIŚ, BO NIEWIELU BYŁO W STANIE ZROBIĆ TYLE, CO TY. (TŁUM. PIOTR WŁUCZKOWSKI)
Była to jedna z dwóch autorskich kompozycji zamieszczonych w pierwszym albumie Dylana z roku 1962. Z powodu osobistego charakteru piosenki, muzyk rzadko wykonywał ją podczas występów. Dalsza podróż
Młody Bob wytrwale podążał drogą wyznaczoną przez Guthriego i szybko stał się czołowym artystą folkowym młodego pokolenia. Drugim albumem, The Freewheelin' Bob Dylan, zdobył w 1963 roku międzynarodową sławę. Tym razem większość stanowiły jego własne kompozycje – protest songi.
Bob Dylan udał się w podróż, by odnaleźć idola
Stawiając sobie za wzór Woody'ego Guthriego oraz Pete'a Seegera, Dylan starał się o wyraźny przekaz utworów. O ich wartości świadczyła zarówno melodyjność, jak i głębokie teksty poruszające jednocześnie takie tematy, jak: Ruch Praw Obywatelskich czy widmo wojny nuklearnej z ZSRR, absurdy rzeczywistości czy miłość. Utwór Blowin' in the Wind stał się hymnem młodego pokolenia.
Nic więc dziwnego, że pierwszy występ Dylana na Newport Folk Festival rozpalił tłumy. W sierpniu 1963 roku muzyk wraz z Joan Baez zaśpiewał przed 200-tysieczną widownią podczas Marszu na Waszyngton, słynnego z przemówienia I have a dream Martina Luthera Kinga. Bob Dylan stał się dla młodych ludzi tym, kim dla niego był Woody Guthrie – idolem do naśladowania.
Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone www.podprad.pl
Zmiana toru
Nastąpiła po tournée na Wyspach Brytyjskich, gdy Dylan zaczął interesować się nowym, zdobywającym popularność stylem – rockiem. Dotychczasowi fani negatywnie przyjęli jego występ z gitarą elektryczną na festiwalu w Newport w 1965. Tak zakończył się stricte folkowy etap w twórczości piosenkarza. W roku 1991 światło dzienne ujrzał wiersz Last Thoughts on Woody Guthrie (Ostatnie myśli o Woody'm Guthrie). Bob Dylan napisał go i wyrecytował pierwszy i jedyny raz blisko trzydzieści lat wcześniej. Muzyk przed czytaniem wyjaśnił przyczyny powstania utworu: Mieli wydawać książkę i poprosili mnie, bym napisał coś o Woody'm, coś jak „Co dla ciebie znaczy Woody w dwudziestu pięciu słowach?”. Nie mogłem tego zrobić. Napisałem pięć stron. YOU CAN EITHER GO TO THE CHURCH OF YOUR CHOICE OR YOU CAN GO TO BROOKLYN STATE HOSPITAL YOU’LL FIND GOD IN THE CHURCH OF YOUR CHOICE YOU’LL FIND WOODY GUTHRIE IN BROOKLYN STATE HOSPITAL AND THOUGH IT’S ONLY MY OPINION I MAY BE RIGHT OR WRONG YOU’LL FIND THEM BOTH IN THE GRAND CANYON AT SUNDOWN MOŻESZ IŚĆ DO KOŚCIOŁA, KTÓRY SOBIE WYBIERZESZ, ALBO MOŻESZ IŚC DO BROOKLYN STATE HOSPITAL ODNAJDZIESZ BOGA W SWOIM KOŚCIELE, ZNAJDZIESZ WOODY'EGO W BROOKLYN STATE HOSPITAL. I MOŻE TO TYLKO MOJE ZDANIE, MOGĘ MIEĆ RACJĘ LUB MYLIĆ SIĘ. ZNAJDZIESZ ICH OBU W WIELKIM KANIONIE O ZACHODZIE SŁOŃCA. (TŁUM. PIOTR WŁUCZKOWSKI)
Decyzja artysty o ostatecznym wydaniu wiersza pokazała, że mimo upływu tylu lat, Woody Guthrie nadal pozostał jedną z jego głównych inspiracji. PIOTR WŁUCZKOWSKI
ADRES REDAKCJI: ul. Pilotów 19A/4, 80-460 Gdańsk tel./fax 58 710 82 54 redakcja@podprad.pl REDAKTOR NACZELNA: Katarzyna Michałowska ZESPÓŁ REDAKCYJNY:
Anna Iwanowska, Dawid Linowski, Anna Górecka, Marcin Grzegorczyk, Katarzyna Gęstwicka, Magdalena Chrzanowiecka, Anna Moczydłowska, Rafał Nitychoruk, Patrycja Oryl, Małgorzata Serkowska, Aleksandra Tomaszewska, Dominika Stańkowska, Zuzanna Wiśniewska, Patrycja Żołyniak. KOREKTA:
Magdalena Chrzanowiecka, Aneta Fuhrmann, Patrycja Oryl, Anna Moczydłowska, Małgorzata Serkowska, Dominika Stańkowska, Zuzanna Wiśniewska, Patrycja Żołyniak. FOTOGRAFIA NA OKŁADCE:
Bartłomiej Serkowski (na zdjęciu Kamil Łukasiewicz) JEŚLI CHCESZ ZAANGAŻOWAĆ SIĘ W TWORZENIE GAZETY – NAPISZ: REDAKCJA@PODPRAD.PL ZAPYTANIE O REKLAMĘ: reklama@podprad.pl SKŁAD I PROJEKT OKŁADKI:
Małgorzata Wrzodak
ODDZIAŁY W POLSCE: Kraków: Ewelina Banacka, ewelina.banacka@gmail.com; Łódź: Magda Wysocka, lodz@podprad.pl; Poznań: Monika Stiller, mstiller@mt28.pl; Warszawa: Ania Marcinowicz, ania. marcinowicz@gmail.com Magazyn Studencki płyń POD PRĄD – Zrozumieć więcej. Uwzględniając potrzeby studentów, inspirujemy i informujemy, jak odnaleźć własną wartość, nadzieję, sens i cel w codzienności. Zapraszamy cię do naszego grona!
Potarguj się o pracę
Kreatywnie w biznesie
W tym roku północne i południowe dziedzińce Gmachu Głównego Politechniki Gdańskiej po raz siódmy ogłosiły Inżynierskie Targi Pracy. W dniach 16-17 marca na Targach zaprezentowało się ponad 50 wystawców. Od 14 do 18 marca studenci mogli skorzystać z około 30 bezpłatnych warsztatów. Targi organizowało Stowarzyszenie Studentów BEST Gdańsk. Targi umożliwiają studentom Politechniki kontakt z potencjalnymi pracodawcami oraz zdobycie informacji z pierwszej ręki o ich ofertach i oczekiwaniach. Natomiast warsztaty podniosły uczestnikom poziom umiejętności przydatnych w branży oraz przygotowały ich do rozmów kwalifikacyjnych. Więcej na temat Inżynierskich Targów Pracy 2016 na FB/Inżynierskie Targi Pracy PG oraz na stronie itp.gdansk.pl.
Dziewiąta konferencja Inspiring Solutions na temat zastosowania IT w biznesie odbyła się w dniach 16-18 marca w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Wydarzenie organizowało CEMS Club Warsaw oraz Samorząd Studentów SGH. W dobie wszechobecnej informatyzacji nie wystarczy zwykła znajomość obsługi komputera. Pracodawcy wymagają zaawansowanej wiedzy i zdolności kreatywnego myślenia. Zaplanowane podczas konferencji warsztaty w czterech ścieżkach tematycznych pomogły zdobyć te umiejętności. Również seria wystąpień Inspiring Talks, Inspiring Startups oraz debata Inspiring Discussion zachęciły uczestników do poszukiwania innowacyjnych rozwiązań problemów biznesowych. Więcej informacji na inspiringsolusions.pl.
Gliwice dobrze się bawią Co roku studenci Politechniki Śląskiej organizują Juwenalia pod charakterystyczną nazwą IGRY. Tym razem impreza odbędzie się w dniach 9-13 maja na terenie kampusu akademickiego. Poniedziałek będzie dniem kultury: rozpocznie się występem kabaretu, a zakończy jam session. We wtorek odbędzie się finał Boju Akademików. Reprezentanci domów studenckich staną się przymocowanymi do drążków żywymi figurami piłkarzyków, które rozegrają mecz. Inną atrakcją będzie zabawa z grami planszowymi, czyli Pionek. Na środę organizatorzy we współpracy z Ośrodkiem Sportu Politechniki Śląskiej planują obchody Dnia Sportu. Wieczorem zapraszają na Wielki Grill Igrowy połączony z pokazem filmowym. W czwartek prezydent miasta Zygmunt Frankiewicz przekaże studentom klucze do miasta i tym samym zainauguruje dwa dni koncertowe. Następnie korowód żaków przejdzie z Rynku w stronę ulicy Akademickiej. Więcej informacji na stronie wydarzenia: igry.polsl.pl oraz na IGRY 2016 na Facebooku i Instagramie.
Sopot uczy się zarządzać
Sieciowi wizjonerzy
Na Wydziale Zarządzania UG w Sopocie odbędzie się po raz dziewiąty Konferencja Project Management – Skuteczne Zarządzanie Biznesem dla studentów, absolwentów i pasjonatów. Wstęp na wydarzenie odbywające się w dniach 20-21 kwietnia 2016 roku jest bezpłatny. Organizatorem jest Koło Naukowe Strateg. Pierwszego dnia prezesi oraz dyrektorzy firm podzielą się doświadczeniami z zakresu zarządzania projektami oraz prowadzenia biznesu. W drugim dniu konferencji uczestnicy warsztatów wykorzystają świeżo nabytą wiedzę do rozwiązywania zadań typu case study. Zmierzą się również z grami symulacyjnymi. Udział w wykładach i warsztatach pozwoli uczestnikom spojrzeć praktycznie na zarządzanie projektami i jego rolę w przedsiębiorstwach. Więcej informacji na konferencjapm.pl oraz na FB/Konferencja Project Management.
Be VISIONer to hasło przewodnie XVI edycji Ogólnopolskiej Konferencji Biznesu i Nowych Technologii NetVision. Od 21 do 23 kwietnia na Politechnice Gdańskiej jej uczestnicy zapoznają się z nowymi trendami w branży. Tegoroczne NetVision oferuje spotkania w ścieżkach: design (Imaginary World), zarządzanie projektami (Zaprodżektuj siebie!), start-up (Własny biznes nie gryzie), IT (Write code, don’t cry!), B2B w IT (Nie samym kodem programista żyje) oraz motywacja (Zagraj siebie). Odbędą się również spotkania w ramach bloku tematycznego PieRwszy w sieci. Wykłady poprowadzą cenione osobistości ze świata biznesu i nowych technologii. Konferencja pomaga zintegrować studentów i absolwentów uczelni technicznych i ekonomicznych, środowisko naukowe z małymi i średnimi przedsiębiorcami oraz przedstawicielami dużych firm z Polski. Wstęp jest bezpłatny. Więcej informacji szukaj na fanpage'u NetVision.