Wyobraźnia nr 47/ maj

Page 1

47 maj 2014

Wyobraźnia Komnata tajemnic Kultura końca świata Indie, kraj kontrastów Życie w ciasnym gorsecie


Konferencja w Sopocie

21 i 22 maja 2014 roku na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego w Sopocie odbędzie się siódma edycja Konferencji Project Management – Skuteczne Zarządzanie Biznesem. To praktyczne spojrzenie na zarządzanie projektami oraz ich rolę w przedsiębiorstwach. Wydarzenie organizowane jest przez Koło Naukowe Strateg. Konferencję adresujemy do studentów, absolwentów uczelni wyższych oraz pasjonatów zarządzania projektami. W tym roku zapraszamy również na sesję networkingową, pozwalającą nawiązać kontakty z nowymi osobami. Pierwszego dnia wydarzenia prezesi oraz dyrektorzy firm podzielą się doświadczeniami z zakresu zarządzania projektami oraz prowadzenia biznesu. Drugiego dnia, podczas warsztatów, uczestnicy wykorzystają świeżo nabytą wiedzę do rozwiązania case study i zmierzenia się z grami symulacyjnymi. Udział w Konferencji Project Management jest bezpłatny. Więcej na www.konferencjapm.pl i www.facebook.com/konferencjapm.

Ogólnopolska Konferencja Biznesu i Nowych Technologii

W dniach 10-12 kwietnia na terenie Politechniki Gdańskiej, Gdańskiego Inkubatora Przedsiębiorczości Starter oraz Gdańskiego Parku Naukowo–Technologicznego odbyła się 14. edycja Ogólnopolskiej Konferencji Biznesu i Nowych Technologii NetVision. Cieszące się zainteresowaniem wydarzenie zorganizowali studenci pomorskich uczelni wyższych. Uczestnicy otrzymali solidną porcję wiedzy bezpośrednio od praktyków w danej branży i poznawali niełatwą sztukę odnajdywania się w biznesowym gąszczu. W ramach anglojęzycznej ścieżki VISION, organizowanej przez CEPRIM – ESTIEM, przyjechali do Gdańska również goście zagraniczni. 14. edycja była wyjątkowa ze względu na rekordową liczbę, aż 600 uczestników. Ostatniego dnia, w czasie imprezy integracyjnej, poznaliśmy koordynatora jubileuszowej, piętnastej Konferencji. Została nim Daria Mazińska. Jeśli spodobało wam się tegoroczne NetVision, wracamy za rok z nowymi siłami i pomysłami. Zapraszamy!

Konferencja naukowa ICT Young! W dniach 26-28 września 2014 r. odbędzie się IV edycja ogólnopolskiej konferencji naukowej ICT Young organizowanej przez Wydział Elektroniki Telekomunikacji i Informatyki PG. Celem konferencji jest transfer wiedzy między studentami i doktorantami z ośrodków naukowych w całej Polsce. W programie pojawią się również wykłady zamawiane, szkolenia oraz spotkania wspierające rozwijanie kontaktów. Wybrane prace zamieścimy w punktowanych publikacjach naukowych. Formuła konferencji przewiduje dla zainteresowanych nowymi technologiami możliwość uczestniczenia w samych sesjach jako wolny słuchacz. Nad tegoroczną edycją patronat sprawują między innymi: Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk, Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz, Jego Magnificencja Rektor Politechniki Gdańskiej prof. Henryk Krawczyk, Institute of Electrical and Electronics Engineers, Naczelna Organizacja Techniczna, Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej oraz Forum Uczelni Technicznych. Ważne terminy: -15 maja 2014 – koniec wczesnej rejestracji. -15 czerwca 2014 – ostateczny termin nadsyłania referatów. Więcej informacji na stronie www.ictyoung.org. 2

|www.podprad.pl

Nie ma człowieka bez wieku, nie ma wieku bez kultury Koło Naukowe Kultury i Literatury Staropolskiej Uniwersytetu Łódzkiego w dniach 23–25 maja 2014 roku organizuje międzynarodową studencko-doktorancką konferencję naukową Starość i młodość w literaturze i kulturze. Spotkania odbędą się w Centrum Konferencyjnym Uniwersytetu Łódzkiego przy ul. Kopcińskiego w Łodzi. Konferencja pozwoli przyjrzeć się kategoriom estetycznym kojarzącym się w literaturze polskiej różnych epok z motywami starości i młodości. Poruszymy następujące problemy: miłość młodzieńcza, miłość starcza; poszukiwanie drogi życia, podróż; mądrość i doświadczenie; bunt i rewolucja; głupota i bezmyślność; choroby ciała i duszy; dorastanie i dojrzewanie; rozrachunek z życiem; czas i przemijanie oraz wspomnienia i marzenia. Szczegółowy program konferencji będzie dostępny na stronach internetowych Katedry Literatury Staropolskiej i Nauk Pomocniczych UŁ http://filolog. uni.lodz.pl/kls/ oraz Instytutu Filologii Polskiej www.polonistyka.uni.lodz.pl.

Trójmiejski Turniej Robotów 24 maja w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym odbędzie się po raz szósty Trójmiejski Turniej Robotów. Wydarzenie organizuje Koło Naukowe SKALP przy Wydziale ETI PG. Zawodnicy zmierzą się w czterech konkurencjach. Pierwsza to pojedynki Sumo dwóch autonomicznych pojazdów na okrągłej planszy. W zależności od rozmiaru pojazdy wystąpią w kategorii MiniSumo, MiniSumo Lego, MicroSumo oraz NanoSumo. Drugą konkurencją będą wyścigi robotów LineFollower. Pojazdy mają za zadanie jak najszybciej przebyć trasę wyznaczoną czarną taśmą na białej planszy. W trzeciej – MicroMouse – umieszczony w labiryncie robot musi jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Liczy się zarówno szybkość jednostki, jak i zastosowane algorytmy. W ostatniej konkurencji FreeStyle zawodnicy zaprezentują innowacyjne i nietypowe konstrukcje, które powinny zachwycić widownię. Najmłodsi będą mogli zbudować swoje pierwsze poruszające się autonomicznie konstrukcje z klocków LEGO – wszystko pod czujnym okiem profesjonalistów. Więcej informacji na www.ttr.skalppg.pl.


International Week Warsaw 2014 11 maja ruszyła 18. edycja International Week Warsaw – programu wymiany studenckiej angażującego przedstawicieli prestiżowych uczelni ekonomicznych na świecie, takich jak Rotterdam School of Management czy Uniwersytet Pekiński. Głównym celem projektu jest integracja i zacieśnianie współpracy z uczelniami. Grupa studentów z ZSP SGH przy współpracy z międzynarodową organizacją IWCO, dołożyła wszelkich starań, aby zagraniczni goście mogli poznać naszą kulturę, tradycje, ale również świat biznesu. W programie znajdują się wycieczka do Krakowa i Oświęcimia, warsztaty kulinarne z Polish Your Cooking, case study przeprowadzony przez Citi Bank Handlowy oraz wiele innych. Intenational Week Warsaw to tydzień pełen wrażeń i nowych znajomości, zapadający na długo w pamięci każdego uczestnika.

Sztuka, religia i kultura to pola działania dla wyobraźni. Agnieszka Galant pojechała na warsztaty fotograficzne do Indii i tam dokumentowała inny świat. Szlifowała swój warsztat w świecie pełnym koloru oraz innego spojrzenia na rzeczywistość. Pokochała Indie, nie tylko dzięki temu, że tubylcy mówili jej, że ma urodę kobiet pochodzących z tego kraju. Aleksandra Tomaszewska próbuje walczyć ze stereotypem, że sztywny gorset zabija naszą fantazję. Pokazuje, że w tworzeniu tego rodzaju stroju potrzeba wyobraźni, ponieważ uszycie gorsetu to wielka sztuka. Zrealizowanie kreatywnego pomysłu na spędzenie wakacji jest czymś, co może doprowadzić do przygody życia. Julia i Bartek przejechali Szwecję na rowerach przez 2600 kilometrów. Ich wyprawę opisała Marta Pacholczyk. Natomiast lęk może doprowadzić do kreatywnego oswojenia wątpliwości związanych z końcem świata. Postapokalipsa to ruch skupiony wokół świata po wojnie atomowej. Niektórzy z członków ruchu postapo wychowanych na grze Fallout, gdy z niej wyrośli, rozpoczęli organizowanie zlotów osób o podobnych zainteresowaniach lub poszli w kierunku tematów związanych z bezpieczeństwem. Redaktor naczelny portalu Trzynasty schron, Marek Squonk Rauchfleisch, przybliża nam tę subkulturę. Tomek Żółtko wieńczy magazyn stwierdzeniem, że kreatywność użyta w celu zdobycia władzy w podstępny sposób jest zmarnowaniem własnego potencjału. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem, zapraszając do lektury.

Katarzyna Michałowska naczelna@podprad.pl

Portal studencki z charakterem aktualności, kultura sport, szkoła pisania rozwój, miłość

www.podprad.pl

www.podprad.pl | 3

wstępniak

Wyobraźnia

J

eśliby ktoś dzisiaj zobaczył biurko Alberta Einsteina, może powiedziałby, że to bałaganiarz. Jednakże on umiał odnaleźć się w chaosie i być może nieporządek pomógł mu opisać kolejny wymiar. Ludzka wyobraźnia jest niepojęta. Jedno jest pewne, nie można jej nabyć za pomocą karty kredytowej. Anna Hamanowicz napisała, że wyobraźnia może przejawiać się w wymyślaniu opowieści na temat swoich ulubionych bohaterów książkowych. Dzięki twórcom literatury fanowskiej powstaje kolejna edycja przygód Harry’ego Pottera, a Sherlock przeżywa przygody we współczesnych czasach. Dodatkowo, celebryci otrzymują alternatywne życie, a seriale zyskują pomysły na kolejne edycje. Kreatywność pobudzana jest poprzez muzykę, a niektórzy twórcy potrafią usłyszeć każdą nutę, ponieważ mają słuch absolutny. Nad tym, czy jest on wrodzony, czy nabyty, zastanawia się Katarzyna Pląskowska.


Niekończąca się Niektóre książki potrafią wciągnąć na tyle, że czytelnicy nie są w stanie pogodzić się z ich końcem. Wielu fanów wciąż ożywia fikcyjnych bohaterów w innych światach i okolicznościach. Literatura fanowska daje dziełom literackim i ich postaciom nowe życie i swoistą nieśmiertelność.

26

foto: Agnieszka Davved Mikołajczyk, modelka: Paulina Paniec

października 2010 roku wiele fanek koreańskiego popu zapamiętało jako dzień, w którym zbudowane przez nie z tysięcy słów opowieści rozpadły się na drobne kawałki. Wokalista boysbandu SHINee Kim Jonghyun został przyłapany na randce ze swoją dziewczyną. Wywołało to wiele kontrowersji, gdyż koreańskie boysbandy kreowane są z myślą o żeńskiej części publiczności. Idol ma być obiektem westchnień, dlatego upublicznianie informacji o jego prawdziwych związkach jest źle widziane. Kiedy więc prawda wyszła na jaw autorzy i czytelnicy literatury fanowskiej poświęconej Jonghyunowi i jego fikcyjnym partnerkom oraz partnerom wpadli w rozpacz. Histeria wywołana została przez nadanie zmyślonej, alternatywnej rzeczywistości rangi prawdziwej. Bohater musi żyć

Twórczość fanowska (fan fiction, fanfikcja) zajmuje się tworzeniem alternatywnej rzeczywistości. Obejmuje swoim zasięgiem literaturę, gry, komiksy, filmy, seriale, a także życie osób publicznych, głównie aktorów i muzyków. Ich osobowość i czyny są nieskończoną ilość razy modyfikowane przez fanów w bardzo popularnych opowiadaniach fanowskich (Real Person Fan Fiction, w skrócie RPF). Te opowiadania służą do opisywania fikcyjnego życia prawdziwych ludzi. Niemożliwe jest wskazanie początku fanfikcji ze względu na charakter zjawiska. Twórczość fanowska rozpoczęła się od pierwszych rozczarowań rozwiązaniami fabularnymi i niemożności rozstania się z bohaterami. Najwcześniejsze znane formy fanfikcji to parodie i nowe adaptacje, a także sequele klasyki, między innymi Alicji w krainie czarów czy Sherlocka Holmesa. Za najstarsze znane dziś fanfiki RPF uważa się opowiadania rodziny Brontë o Arthurze Wellesleyu, pierwszym księciu Wellington. 4

|www.podprad.pl

Termin fan fiction zaczął być używany na szeroką skalę w latach 60. XX wieku w wyniku niesamowitej popularności serialu science-fiction Star Trek. Fanziny (skrót od fan magazine) zapełniały się opowiadaniami o bohaterach serii. Ich autorami były głównie kobiety, które do dziś stanowią większość w poszczególnych fandomach (społecznościach fanowskich).

Fandomy i alter ego

Prawdziwy boom na fanfikcję nastąpił wraz z błyskawicznym rozwojem Internetu w drugiej połowie lat 90. Teksty zaczęto publikować na prywatnych blogach. W Polsce były to głównie serwery mylog.pl i blog.onet.pl, za granicą zaś – livejournal.com oraz portal fanfiction.net (ponad 2 miliony użytkow-


ników). Internetowe fandomy zaczęły zrzeszać fanów z całego świata, umożliwiając współpracę przy tworzeniu opowiadań. Przełomem były fanfiki potterowskie. W oczekiwaniu na nowe części Harry’ego Pottera fani pisali opowiadania liczące nieraz kilkaset stron, nieustępujące kunsztem literackim dziełom zawodowych autorów. Fanfiki o świecie Pottera do dziś cieszą się niesłabnącą popularnością (na samym fanfiction.net jest ich ponad 680 tysięcy). Autorzy fanfików nie tylko wykorzystują istniejące postacie, ale wymyślają też zupełnie nowe. Bardzo modne w fandomie potterowskim jest tworzenie własnych alter ego. Po ceremonii przydziału, postać taka dołącza do uczniów Hogwartu i staje się bohaterem równie ważnym, co trójka znanych przyjaciół. Zostało opisanych też wiele niekanonicznych romansów, a także historii o młodych Huncwotach, ulubionych postaciach sporej części fanów serii. Drugie życie seriali

słowo

opowieść że nie były to od początku do końca własne historie fanów. Autorka dodała też, że fani uprawiający fanfikcję są już pisarzami szlifującymi swoje pisarstwo dzięki literaturze fanowskiej. Jednym z polskich fanfików, które ukazały się drukiem, są przygody Rafała Bieleckiego w Hogwarcie autorstwa Aniki Stasińskiej. Główny bohater, narwany Warszawiak, w wyniku absurdalnego zbiegu okoliczności trafia do szkoły magii i czarodziejstwa. Jego przygody powstawały na łamach bloga i są na nim wciąż dostępne i aktualizowane. Mimo to książka rozchodzi się na konwentach miłośników fantastyki jak świeże bułeczki.

Problem plagiatu

Stephenie Meyer i J. K. Rowling nie mają nic przeciwko fanfikcji. Jednak nie wszyscy autorzy akceptują alternatywne dzieje swoich postaci. Anne Rice, autorka bardzo popularnych Kronik Wampirów, wyraziła stanowczy sprzeciw wobec fanfikcji tworzonej na podstawie jej dzieł. Z tego powodu zamknięto największą witrynę publikującą opowiadania o przygodach Lestata i jego pobratymców. Zdarzają się też przypadki plagiatowania fanfików (głównie w serwisie asianfanfics.com). To dość delikatna kwestia, bo wielu uważa literaturę fanowską za plagiat sam w sobie, co czyni plagiat fanfika plagiatem plagiatu. Drugi problem stanowią kwestie moralne. W 2008 głośno było o mężczyźnie, który na pornograficznym blogu opisał porwanie, brutalny gwałt i sadystyczne morderstwo członkiń grupy Girls Aloud. Pomimo procesu sądowego, autor nie poniósł żadnych konsekwencji za opublikowanie obscenicznego opowiadania. Takich tekstów krąży w Internecie jeszcze więcej. Aktor Benedict Cumberbatch, o którym powstaje mnóstwo fanfików (a przede wszystkim o granym przez niego Sherlocku), podziwia autorów fanfików. Wielu artystów specjalnie doprowadza do dwuznacznych interakcji między członkami swoich zespołów (fanservice), żeby przysporzyć sobie popularności i zwiększyć fandom – w tym i twórczość fanowską. Weteranami w tym fachu są japońscy muzycy rockowi, członkowie koreańskich boysbandów zaś depczą im po piętach.

Detektyw Smaug i Komnata Tajemnic

Bardzo silną reprezentację wśród twórców fanfików mają fani seriali (np. legendarnego Doctora Who czy bardzo lubianych Supernatural i Przygód Merlina). Jednak obecnie wszystkie seriale swoją popularnością bije na głowę Sherlock emitowany w stacji BBC. Również jego można nazwać fanfikcją, bo stanowi uwspółcześnioną, stworzoną przez fanów adaptację książki Doyle’a z XIX wieku. Fanfiki powstają też o klasycznym Sherlocku oraz tym z filmu Gry Cieni czy serialu Elementary, jednak to Sherlock jest absolutnym fenomenem. Na samym portalu archiveofourown. org jest trzy tysiące więcej fanfików o Scherlocku niż o Potterze. Do opowiadań tworzone są piękne soundtracki, ilustracje, filmiki, a ostatnio powstaje nawet gra (The Game is On), będąca wynikiem współpracy ponad dwustu autorów fanfików, grafików, kompozytorów i programistów z całego świata. Wraz z sukcesem fanfików sherlockowych do łask wróciły opowiadania o aktorach. Coraz popularniejsze są też crossovery, czyli opowiadania zderzające różne fikcyjne światy, na przykład filmowego Hobbita i serialowego Sherlocka – występuje w nich ten sam główny aktor. Można przeczytać na przykład o Sherlocku zmieniającym się w Smauga i o opiekującym się nim Johnie. Inne znane crossovery łączą ze sobą różne zespoły muzyczne czy seriale. Znane są też crossovery spajające zupełnie różne rzeczywistości, np. świat z książek o Harrym Potterze z realiami z anime Hetalia.

Książkowe fanfiki

Fanziny utraciły swą popularność na rzecz Internetu, fanfiki jednak nie przestały być drukowane. Świetnym tego przykładem jest książka Fifty Shades of Grey, będąca niczym innym jak sagą Zmierzch Stephenie Meyer, osadzoną w alternatywnej rzeczywistości. E.L. James dokonała kilku subtelnych zmian (przede wszystkim inaczej nazwała bohaterów) i dzięki temu odniosła ogromną popularność. Meyer odniosła się do sukcesu James, mówiąc, że Fifty Shades of Grey to nie jej typ literatury, więc serii nie przeczytała. Przyznała też, że wcześniej czytała trochę fanfików i podobała jej się kreatywność fanów. Zasmuciło ją jednak,

Miłośnicy fanfikcji dzielą się na dwa obozy – jeden bardziej konserwatywny, który absolutnie nie akceptuje opowiadań o prawdziwych ludziach, i drugi, który nie widzi żadnych granic w łączeniu różnych postaci oraz umieszczaniu ich w zupełnie nieprawdopodobnych rolach i realiach. RPF przywodzi skojarzenia z autofikcją, która wywołała wiele kontrowersji w Norwegii w latach 50. Do dziś otwarta jest tam debata publiczna na temat tego, na ile życie prywatne można fabularyzować i gdzie leży granica fikcji. Sukces medialny danego dzieła czy osoby jest obecnie mierzony głównie rozmiarem i zaangażowaniem fandomu. Hamowanie rozwoju społeczności fanowskich i ich artystycznej twórczości wydaje się być po prostu nieopłacalne dla artystów. Anna Hamanowicz

www.podprad.pl | 5


Tramwaj gra dźwięk

Istnieje przekonanie, że każdy rodzi się ze słuchem absolutnym, jednak zdolność ta zanika w miarę rozwoju, jeśli się jej nie stymuluje. Faktem jest natomiast to, że posiada go jedna na 10 tysięcy osób.

S

łuch absolutny w muzyce to umiejętność określania wysokości każdego dźwięku bez posiadania zewnętrznego odniesienia. Większość muzyków posługuje się słuchem relatywnym – znając wysokość jednego dźwięku, mogą ustalić wysokość drugiego poprzez obliczenie odległości między nimi. – Słuch absolutny najłatwiej porównać do widzenia barw. Patrząc na obraz, nie rozmyślamy o kolorze, że jest jaśniejszy od czerwonego, ale ciemniejszy od żółtego, więc to chyba pomarańczowy. Po prostu to wiemy. Tak samo jest ze słuchem absolutnym – mówi Antonina Banaś, studentka Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, która posiada ten specyficzny rodzaj słuchu. Jak to się stało, że go ma?

Do dziś jasno nie określono, czy ta zdolność jest uwarunkowana genetycznie, czy też jest efektem intensywnych ćwiczeń. Jednak szanse na posiadanie tej umiejętności przez osoby,

które nie rozpoczęły edukacji muzycznej we wczesnym dzieciństwie, są praktycznie żadne. – Moi rodzice sądzili, że trzeba mieć świetny słuch, żeby iść do szkoły muzycznej. Jak byłam jeszcze w brzuchu mamy, to przykładali do niego słuchawki i puszczali mi muzykę Bacha – mówi Antonina. Agata Górzyń-

Przykładali do brzucha słuchawki i puszczali Bacha

ska, która także posiada słuch absolutny i jest studentką Akademii Muzycznej w Gdańsku, również była otaczana dźwiękami muzyki od najmłodszych lat. – W piątym roku życia, jeszcze przed pójściem do szkoły muzycznej, chodziłam na lekcje gry na pianinie do Domu Kultury. Także moje starsze rodzeństwo grało na instrumentach, więc muzyka była w moim życiu obecna właściwie od zawsze – wspomina. Również u niemuzyków

Czasem zdarza się, że słuch absolutny posiadają osoby, które nie są muzykami. To rzadkie zjawisko i występuje przeważnie w środowiskach ludzi posługujących się językiem mandaryńskim i wietnamskim. Wynika to ze specyfiki wymowy tych społeczeństw, ponieważ wysokość intonacji słowa również nadaje mu znaczenie. Do języków tonalnych należy większość języków

6

|www.podprad.pl

Południowo-Wschodniej Azji. – Byłam ostatnio z orkiestrą na tournée po Chinach. Znaliśmy kilka słów w ich języku, ale kiedy chcąc zamówić herbatę, prosiliśmy o nią po chińsku, nikt stamtąd nie wiedział, o co chodzi. Później okazało się, że to słowo ma 5 czy 6 znaczeń w zależności od tego, jak się je intonuje. To były niewielkie różnice, których nie potrafiliśmy usłyszeć – mówi Antonina. Mam absoluta!

O tym rodzaju słuchu praktycznie się nie mówi. Nie wspomina się o nim również w szkołach muzycznych. Program z kształcenia słuchu wygląda tak samo dla wszystkich dzieci i nastawiony jest na rozwijanie słuchu relatywnego i harmonicznego. – Dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak słuch absolutny gdzieś w połowie średniej szkoły muzycznej – przyznaje Agata, choć już w dzieciństwie nie miała problemów z określaniem wysokości dźwięków bez posiadania odniesienia. – Kiedy jako siedmiolatka byłam na egzaminie wstępnym do szkoły muzycznej, dostałam polecenie powtórzenia śpiewem na la zagranego na pianinie dźwięku. Ale nie zrozumiałam. Pani mi zagrała dźwięk, a ja, nie patrząc na klawiaturę, mówię: proszę Pani, to jest e1 – wspomina.


Inspiracja

Jeffrey Cynx z Uniwersytetu Rockefellera w Nowym Jorku przeprowadził eksperyment, w którym z ptasiego gniazda wybrano jaja, a pisklęta po wykluciu hodowano w odosobnieniu. Zwierzętom odtwarzano z taśmy odgłosy wydawane przez ich gatunek. Nagranie było jednak zmodyfikowane, ponieważ obniżono wysokość ptasich śpiewów o cały ton. W efekcie pisklęta biorące udział w doświadczeniu nauczyły się ćwierkać niżej. Kiedy wypuszczono je na wolność, były odrzucane przez osobniki swojego gatunku. Ptaki słyszały, że ćwierkają one na innej wysokości dźwięku i nie były rozpoznawane jako przynależne do tego samego gatunku. Doświadczenie dowodzi, że nie tylko ludzie posiadają zdolność absolutnego słyszenia. – Nam taka umiejętność raczej się nie przydaje. To taki relikt z czasów, kiedy byliśmy małpkami i rozpoznawaliśmy siebie po barwie i tonie głosu. Dla muzyków jest ułatwieniem, ale nie jest niezbędny – mówi Agata.

foto: Rafał Nitychoruk

a

Ludzie nie są wyjątkowi

Dar czy przekleństwo?

– Czasem, kiedy komuś mówię, że mam słuch absolutny, słyszę: Ojej! To fatalnie! – wyznaje Antonina. – Nagrania na instrumentach barokowych i współczesnych różnią się wysokością – barokowe są niższe. Tę różnicę bardzo słychać i wtedy wariuję. Nie lubię tego – dodaje. Agata również przyznaje, że czasem słyszenie absolutne ją rozprasza. – Czasami siedzę i nie potrafię się skupić na tym, czego słucham, tylko widzę ten pochód dźwięków na klawiaturze. Jest to zazwyczaj sprzężone z nazwami dźwięków, czyli słyszę, że tam jest e, fis, g, h, d, natomiast nie wsłuchuję się w to, jak brzmi melodia – przyznaje. Obie studentki są jednak zadowolone z faktu, że słyszą w ten sposób. – Słuch absolutny po prostu bardzo pomaga. Dzięki temu szybko uczę się utworów na pamięć. Zapamiętuję, jak melodia ma brzmieć, mimo że moje palce jeszcze nie wiedzą, jak ją zagrać – mówi Agata. Z kolei Antonina najwięcej

korzyści zauważa, stojąc z batutą przed orkiestrą. – Często dyrygenci, chcąc zwrócić uwagę muzykowi na fałszywy dźwięk, powtarzają głosem linię melodyczną lub mówią: Trzeci dźwięk z kolei był nieczysty. Mając słuch absolutny, można zareagować szybciej, powiedzieć od razu: Proszę dostroić fis – tłumaczy Antonina. I dodaje: – Przyzwyczaiłam się do takiego słyszenia i nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Katarzyna Pląskowska

www.podprad.pl | 7


Gdzie rzuca się kurą i jeździ na słoniu

O trzeciej godzinie tamtego czasu, gdy wyszłam z lotniska, poczułam zapach mieszanki wilgotnej zieleni, ziół, drzew i przypraw. Indie – kraj kolorów i kontrastów. Tam w marcu brałam udział w warsztatach fotograficznych.

W

arsztaty fotograficzne w Indiach trwały 2 tygodnie. Wychodziliśmy z hotelu o 3 w nocy, a wracaliśmy około 22:00. Podróżowaliśmy wzdłuż Wybrzeża Malabarskiego. Zaczęliśmy od miasteczka turystycznego, Fort Kochi, gdzie spędziliśmy 2 dni. Pierwszego dnia penetrowaliśmy z aparatami zaułki fortu, dzielnicy Żydowskiej, pełnej sklepów z pamiątkami i przyprawami, oraz pobocznych uliczek. Drugiego zostaliśmy ocenieni przez prowadzącego warsztaty Kubę i dostaliśmy pierwsze wskazówki. Po tym realizowaliśmy pierwsze zadania fotograficzne, ale już z nowymi wytycznymi.

Na dachu i na głowie

Następnego poranka udaliśmy się na dworzec, aby pociągiem dostać się do Kannur. Spodziewałam się ścisku, ludzi siedzących na dachach i w przejściach. Nic z tych rzeczy. Podobno zdarzają się rejony, gdzie można spotkać podróżujących na dachu, ale władze starają się tego pilnować i już coraz rzadziej – według relacji rodowitych Hindusów – spotyka się takie sytuacje. Odkryliśmy, że jeżdżąc indyjską koleją, warto rezerwować miejsca wcześniej. Wtedy ma się pewność, że zajmie się miejsce siedzące – inaczej o to trudno. Bywają śmiałkowie, którzy wsiadają bez biletu, licząc na łut szczęścia. Płacą grzecznie za bilet konduktorowi w momencie, gdy pojawia się właściciel miejsca. Wtedy równie grzecznie ustępują i idą w poszukiwaniu następnego, chwilowo wolnego siedzenia. Pociąg to wagony bez przedziałów, pełne rzędów dwu-, trzyosobowych siedzeń. Nad głowami wiatraki. Pomiędzy miejscami wąski korytarz, którym całą drogę stale przechadzają się sprzedawcy z napojami i książkami. Większość z nich nosi swoje bazarki na tacach i w misach na głowach. Nie tracą przy tym równowagi i potrafią sprawnie podać klientowi porcję jedzenia bądź wodę. Sprzedawcy książek przechadzają się natomiast w milczeniu, niosąc w dłoniach wieżę składającą się z około 25–30 pozycji. Na stacjach wsiadają drobni sprzedawcy oferujący kupony na loterię, miniksiążeczki swojego autorstwa, tanią biżuterię. Do dzisiaj pamiętam dźwięki i zapachy. Szczególnie aromatyczne były smażone przekąski. 8

|www.podprad.pl

Kobiety podczas Kodungaloor Bharani

Pościel w workach

Kannur. Stąd riksze dowiozły nas do małej wioski pod miastem, która mogłaby się spokojnie nazywać oazą natury. Dużo zieleni, potężne lasy pełne drzew tropikalnych, domki między drzewami i 8 minut spacerkiem na plażę. Żółciutki piasek, morze przejrzyste i ciepłe jak wanna z wodą gotową do kąpieli. Palmy kokosowe, fikusy. Niedzielnym wieczorem indyjskie rodziny spacerowały wzdłuż brzegu. Cóż to był za piękny widok! W tym rajskim zakątku spędziliśmy kolejne 4 dni, dojeżdżając do Kannur i okolic, by uczestniczyć w lokalnych obrządkach Theyyam, czyli wyjątkowej mieszance teatru i rytuału religijnego. Byliśmy łącznie na pięciu różnych Theyyamach, w tym na trzech różnych ich odsłonach. Tam także wykonywaliśmy kolejne zadania fotograficzne. Kolejnym etapem podróży było Allapey. Jechaliśmy noc i pół dnia. Najpierw wsiedliśmy w nocny pociąg z Kannur do Kollam i przyznam, że jazda w indyjskim przedziale sypialnym to ciekawe doświadczenie. Każdy przedział to cztery prycze. Na podróżnych czekały: ręczniczek, wyprasowane prześcieradło i kocyk zapakowane w jednorazowe papierowe torby i oklejone znaczkiem informującym, że dany zestaw nie został odpieczętowany i jest świeżo wyprany. Jechaliśmy w ten sposób prawie 10 godzin. Po wyjściu


Tańczący młodzieńcy Kodungaloor Bharani

przygoda

spotkanie dwóch bogiń. Podczas tego święta mężczyźni często rozbijają sobie zakrzywionymi sierpami czaszki i dumnie chodzą wśród tłumu z zakrwawionymi twarzami. Młodzieńcy tańczą z kijami, inni grają na kijach i bębnach, chodzą też skupiska kobiet. Przypominają teatralne wiedźmy stojące wokół kotła, choć mają bardziej kolorowe ubrania, są zaopatrzone w sierpy oraz różnego rodzaju noże i maczety. Ludzie na placu obsypują się kurkumą i rzucają nią w wizerunek odwiedzanej bogini. Rzucają także masłem, owocami, orzechami, ziarnami oraz żywymi kurami, które chodzą po drugiej stronie balustrady, wydziobując ziarenka z ziemi. Są też oczywiście przeróżne stragany z pamiątkami, zabawkami, biżuterią i kurkumą, wiaty, pod którymi można zjeść i wypić, a także grupy cyrkowe chodzące o tyczce, tańczące na linie i wyginające się na wszelkie sposoby. Są także uliczni tatuażyści, oferujący pamiątkę na całe życie. Gdzieniegdzie można spotkać rodziny wylegujące się na trawie i odpoczywające od szalonego motłochu.

z pociągu w Kollam podążyliśmy wprost na nadbrzeże. Po drodze spotkaliśmy Hindusa jadącego ulicą na słoniu, tuż obok samochodów, tak jakby był to typowy, czteronożny środek transportu. Następnie wsiedliśmy na prom, który zabrał nas w dziewięciogodzinny rejs wprost do Allapey.

Kraj przeciwieństw

Rzut kurą

W Allapey zostaliśmy trzy dni, głównie na wodzie. Codziennie bowiem, o poranku, wsiadaliśmy na łódki (nieco większe gondole) i pływaliśmy aż do 23:00 po sieci kanałów okalających miejscowość. Kanały te są nazywane indyjską Wenecją. Jest tu wąsko, a po obu brzegach stoją setki wiejskich domków. Ich mieszkańcy większość czasu spędzają nad wodą piorąc, zmywając, łowiąc ryby, kąpiąc się, pływając od brzegu do brzegu, odwiedzając sąsiadów lub robiąc zakupy w sklepikach. Wysiadaliśmy z łódek co jakiś czas, by zwiedzić przykanałowe wioski. Przy okazji poznawaliśmy się z tubylcami, zwłaszcza z tymi, którzy posługiwali się językiem angielskim. Kilka razy usłyszałam, że wyglądam jak hinduska dziewczyna i gdyby nie kolor skóry, pomyśleliby, że jestem tamtejsza. Był to nie lada komplement. Tuż po śniadaniu, 31 marca, wyruszyliśmy wynajętym busikiem z powrotem do Cochin, skąd przez pozostałe dni dojeżdżaliśmy do pobliskich miejscowości. Dwa dni przyjeżdżaliśmy do Kondungaloor na święto zwane Kondungaloor Bharani. Wielki plac świątynny, tłum ludzi. Ciężko się przemieszczać. Przychodzą tam całe rodziny, starsi, młodsi, mężczyźni i kobiety. A wszystko, żeby uczcić

Odświętnie przyozdobiony słoń przed pochodem świątynnym

Hinduski spacerujące po plaży, w wiosce niedaleko Kannur

Ostatnim punktem i zadaniem naszej wyprawy fotograficznej była wycieczka z Cochin do Koddanad, gdzie byliśmy w ogrodzie dla słoni i uczestniczyliśmy w ich porannej kąpieli oraz karmieniu. Będąc blisko słoni, czujemy buchające od nich ciepło. I czujemy się malutcy. Kerala, czyli najbogatsza część Indii, okazała się rajem na ziemi, więc nie dane mi było przeżyć szoku, jaki spotkałby mnie na lotnisku w Bombaju. Tam, jadąc z lotniska do miasta, spotkałabym obraz nędzy i rozpaczy. Jest to bowiem największe zbiorowisko slumsów w Indiach. W Kerala oczywiście zdarzają się, i to dość nagminnie, miejsca, gdzie przeważa bałagan, kiepskiej jakości lepianki i biedniejsze domy, ale można je raczej porównać do naszych wsi sprzed lat, a nie do bombajskiej biedy. Najzimniejsza noc, którą przeżyłam w Indiach, to 25 stopni. Natomiast w dzień temperatury wahały się pomiędzy 32 a 41 stopniami, niemniej nie odczuwało się wysokości tej temperatury. Było ciepło i lekko zbyt potliwie, ale nie nie do wytrzymania. Mówią, że Indie można pokochać albo znienawidzić. Ja pokochałam Indie i z całą pewnością jeszcze nie raz będę dążyła do tego, aby tam wrócić i poznać miejsca, w których jeszcze mnie nie było. Agnieszka Galant

www.okiemagowej.wordpress.com

www.podprad.pl | 9


Omdlenia, zgniecione organy, połamane żebra i nieustanny dyskomfort – tak większość ludzi widzi gorsety, tak też przedstawiają je media. Niestety mają rację, ale tylko w odniesieniu do czasów wiktoriańskich. Teraz już prawie nikt nie próbuje osiągnąć trzydziestocentymetrowej talii.

Gorset udźwignie wszystko D

ziś kobiety chcą być seksowne i podkreślić to, co mają w sobie najlepszego. Zakładają szpilki, obcisłe sukienki, biustonosze z wkładkami oraz, coraz częściej, gorsety. Te ostatnie jednak nie wszystkich przekonują. Na temat gorsetów narosło niesamowicie wiele mitów, które, niestety, silnie rzutują na postrzeganie ich w dzisiejszych czasach. Feministki krzyczą, że były one kajdanami narzuconymi kobietom przez mężczyzn, którzy chcieli podporządkować sobie płeć piękną i ją ubezwłasnowolnić. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że męskie gorsety również funkcjonowały, a noszenie ich było najzwyczajniej modne i pożądane. Miały podkreślać atuty sylwetki. U kobiet zwężały talię, sprawiając, że biust unosił się i wydawał pełniejszy, a biodra krąglejsze. W przypadku mężczyzn nadawały męskości. Tors wydawał się dzięki nim większy, uwypuklony, a barki szersze. Czy właśnie nie tego oczekujemy w dzisiejszych czasach?

Ucisk żołądka

Głównym argumentem przeciwników gorsetów są względy medyczne. Ta część garderoby spotyka się z krytyką za przemieszczanie narządów wewnętrznych, deformowanie żeber, czy ucisk na żołądek. – Jeżeli nie przesadzamy ze ściskaniem i słuchamy swojego ciała, ryzyko, że zrobimy sobie krzywdę, jest minimalne – mówi Palina, gorseciarka, szyjąca pod marką Corsetry&Romance. – Są przypadki, że zanim założymy gorset, musimy skonsultować się z lekarzem, zwłaszcza jeśli mamy problem z kręgosłupem, czy jesteśmy po operacji. Gorseciarka nie jest lekarzem. Jeżeli podczas noszenia gorsetu czujemy ból lub mocny dyskomfort, należy natychmiast go zdjąć. Zdrowie zawsze powinno być na pierwszym miejscu – dodaje. Lucy specjalistka od gorsetów, autorka bloga lucycorsetry.com, często porusza temat wpływu gorsetów na nasze zdrowie. Pomyślcie o kobietach w ciąży i o tym, jak ich organy wewnętrzne są ściskane. Pęcherz jest przesuwany w dół, nerki w tył, a wątroba 10 |www.podprad.pl

modelka: Rockagirl foto: Freyja Schimkus

i żołądek przenoszone są wyżej. Ponadto ten stan trwa przez kilka miesięcy, więc ciało ma czas przyzwyczaić się do tych zmian. Z noszeniem gorsetu jest podobnie – nie zakłada się gorsetu pierwszy raz, redukując talię o 10 cali. Zaczyna się od 1–2 cali i powoli pracuje nad tym, by po wielu miesiącach osiągnąć swój cel – pisze.

Uciskowe odchudzanie

Gorsety zyskują coraz więcej miłośniczek, a tematem zaczęły interesować się media. Niektóre programy i artykuły wywołały niemałą burzę wśród gorsetomaniaczek. Jednym z nich był wyemitowany przez jedną z telewizji śniadaniowych, kilka miesięcy temu, materiał na temat nowego i rewolucyjnego sposobu na zrzucenie dodatkowych kilogramów. Mowa tu o diecie gorsetowej. Rzekomo noszony gorset, zawiązany ekstremalnie ciasno, ma redukować objętość żołądka i doprowadzić do tego, że w efekcie zmieści on mniej pożywienia. Lekarze przestrzegają jednak przed tak ekstremalnymi metodami, zapewniając, że nie można poddawać naszego ciała radykalnemu ściskaniu bez przygotowań. Apelują o rozwagę, zapewniając przy tym, że nie tylko za pomocą tej metody nie schudniemy, ale nawet możemy zrobić sobie krzywdę. Czy jednak ta część garderoby jest dla wszystkich? – Nie uważam, aby w wieku piętnastu lat, kiedy sylwetka jeszcze przechodzi


Gorset idealny

Specjalistki w tej dziedzinie przekonują, że przede wszystkim należy upewnić się czy model, który zamierzamy kupić będzie solidnie wykonany. Powinien być zbudowany zarówno na bazie płaskich i spiralnych fiszbin, te pierwsze powinny znajdować się jednak jedynie w okolicach zapięcia gorsetu, oraz z tyłu, usztywniając miejsce jego wiązania. Jest to podyktowane prostą zasadą – sztywne, płaski fiszbiny mają usztywniać, natomiast te spiralne, a zarazem bardzo giętkie modelować naszą sylwetkę, nie ograniczając przy tym ruchu i nie powodując bólu. Obecnie fiszbiny wyrabia się z metalu, który sprawia, że są one wytrzymalsze i lepiej modelują nasze ciało. Tańsze modele mają często fiszbiny plastikowe, które słabo modelują, łatwo odkształcają się i łamią, zatem jeśli chcemy nosić gorset często i przez dłuższy czas należy z nich definitywnie zrezygnować. Warto także pamiętać, że dobrze skrojony i dopasowany gorset wywiera nacisk jedynie na naszą talię, a nie na żebra, czy miednicę. Tworzy z sylwetki piękną klepsydrę, a nie walec czy tubę. Ta część garderoby powinna umożliwiać przetańczenie całej nocy bez odliczania godzin do końca cierpień. Można zadać sobie pytanie: jak wybrać ten jeden, idealny? Obecnie internet daje nam nieograniczony wybór, nawet w przypadku tej części garderoby. Możemy wybrać gotowy model lub wraz z gorseciarką zaprojektować własny. – Jenni Proces tworzenia Hampshire Sparklewren udowadnia, że gorset z tkaniny gorsetów przez w panterkę przykryty wymyślną koronką i ozdobiony ćwieMartę kami może wyglądać godnie i bardzo spektakularnie – zapewnia Marta SnowBlack. – Połączenie jedwabiu ze skórą? Nie ma problemu! Gorset to udźwignie. – Najlepszą opcją, szczególnie kiedy zaczynamy swoją przygodę z gorsetami jest szycie na wymiar – dodaje Paulina. – Możemy wybrać rodzaj tkaniny, kolor, ozdoby, a do tego mamy pewność, że nasz pierwszy gorset nie będzie rozczarowaniem. Biorąc pod uwagę typ gorsetu pole manewru jest nieograniczone. Do wyboru są modele kończące się pod biustem (underbust), zakrywające go (overbust), kończące się w jego połowie (midbust), a także te bardzo wąskie, przypominające pas oraz wiele, wiele innych. Pole do popisu dają także tkaniny, rodzaje zapięć czy sznurowań. W efekcie współpracy z gorseciarką transformację, trzeba było odejmować sobie dziesięć centymetrów można zatem otrzymać jedyny i niepowtarzalny gorset, stworzony wedle własnego pomysłu i upodobania. w talii – twierdzi Paulina. Zapewnia jednak, że szyje gorsety dla Osoby mniej wymagające mogą skorzystać z gotowych propań w każdym wieku, bo jak mówi, każda kobieta powinna mieć duktów oferowanych w sklepach (najczęściej internetowych). w swojej szafie gorset. – Gorsety szyte masowo mają bardzo kuszącą zaletę: ich cena jest niższa, niż szytego na miarę – mówi Paulina. – W Polsce na Uszyj to sama szczęście są sklepy, które proponują gorsety ready-to-wear, dobrej Gorsety zyskują coraz większe rzesze fanek, ale także i fanów. jakości. Coraz więcej osób próbuje uszyć je samodzielnie, gdyż stanowią Kobieta wybierająca tę opcję powinna jednak pamiętać, by nie niesamowite wyzwanie dla naszych umiejętności. Początkowo kupować tzw. kota w worku – jeśli mamy wątpliwości, dobrym efekty zazwyczaj bywają mizerne. – Pierwszy gorset uszyłam pomysłem może okazać się rozmowa ze sprzedawcą, który powiw wieku 16 lat – opowiada Palina. – Na szczęście założyłam nien rozwiać nasze obawy. Warto także szukać opinii o sklepach go tylko raz, na Halloween. Od tego czasu mieszka w ciemnym na forach internetowych, czy portalach z opiniami, by uniknąć zakątku szafy, jako pamiątka po pierwszej próbie szycia. Wzięłam rozczarowania. się za bardzo zaawansowany wykrój, nie posiadając wiedzy o konGorseciarki przekonują nas, że gorsetów nie należy się bać. struowaniu i szyciu. Nie miałam fiszbin, dlatego wycięłam paski Odpowiednio dobrane są w stanie uczynić cuda z sylwetką, z plastikowej butelki. Wtedy byłam dumna z siebie, że udało mi się sprawić, że ich właścicielki poczują się bardziej kobieco i będą skończyć ten projekt – dodaje. pewniejsze siebie. Po latach gorsety wreszcie wróciły – Z gorsetem spędza się mnóstwo czasu, zanim można uznać, do łask. że jest skończony – mówi Marta. – Na te kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt godzin składa się krojenie, zszywanie, wykańczanie, Aleksandra Tomaszewska ozdabianie oraz praca z kombinerkami. Gorsety się nie tyle szyje, www.podprad.pl | 11

strój

co buduje. Jest to związane z tym, że ich ważny element, czyli fiszbiny wymagają użycia kombinerek, przecinaków a czasem nawet młotka. To chyba sprawia, że tworzenie gorsetów nigdy nie będzie nudne.


Wieziesz ze sobą wszystko, co jest ci potrzebne: twój dom, kuchnię, sypialnię i łazienkę. Przez miesiąc możesz cieszyć się wolnością, bliskością natury oraz odpocząć od codziennych obowiązków. Tak wyglądał plan na wakacje Julii i Bartka – Szwecja na rowerach, blisko 2600 km.

Zwiedzać świat powoli i dokładnie tradycji należą żeglarstwo oraz narciarstwo. – Pasją do podróży rowerowych zaraził mnie Bartek – mówi. Bartek sport uprawiał od najmłodszych lat. Najpierw tenis ziemny, później żeglarstwo i windsurfing. Obecnie studiuje turystykę i rekreację. Rynek pracy jest dość trudny, a podróżowanie ma pomóc mu w zdobyciu niezbędnego doświadczenia. – Nie jest natomiast tak, że podróżuję z przymusu. Wręcz przeciwnie, to dla mnie olbrzymia przyjemność – dodaje Bartek.

Początek

R

ezygnując z tradycyjnych metod podróżowania, Julia i Bartek byli świadomi swojej decyzji. Ich priorytetem było powolne i dokładne zwiedzanie świata, a nie jak najtańsze. Chcieli być wolni od konieczności rezerwowania biletów, podróżować przed siebie i bez zbędnych zobowiązań. Jazda na rowerze z sakwami daje właśnie takie możliwości – Nigdy nie chcieliśmy jeździć po Europie samochodem czy busem – mówi Julia. – Byłby to zbyt szybki sposób zwiedzania. Czuliśmy, że mimo przejechanego tysiąca kilometrów zobaczylibyśmy relatywnie niewiele. Zniknęlibyśmy w tłumie innych turystów, którzy pojawiają się na chwilę – uzasadnia.

Zapał do podróżowania

Parą są od pięciu lat. Oboje kochają podróże. Julia na co dzień studiuje pedagogikę na Uniwersytecie Łódzkim. Do jej rodzinnych 12 |www.podprad.pl

– Zaczęło się na wyjątkowo nudnym wykładzie, kiedy Bartek postanowił poszukać pomysłu na wakacje – opowiada Julia. Rower nie był ich pierwszym pomysłem. Brali pod uwagę także jazdę pociągiem z wykorzystaniem biletów euroTICKET, jednak koszty takiego wyjazdu okazały się za duże – ze względu na konieczność rezerwacji biletów z wyprzedzeniem. Ich wątpliwości w związku z podróżowaniem na rowerze rozwiała prezentacja Ani i Roberta Robb Maciągów podczas festiwalu Mediatravel w Łodzi, a także lektura Podręcznika przygody rowerowej. Ponieważ byli nowicjuszami, postanowili udać się do kraju bezpiecznego i przyjaznego dla rowerzystów. Wybrali Szwecję. Przekonały ich ceny biletów na prom oraz prawo, zwane Allemansrätten, mówiące o tym, że każdy człowiek może korzystać z natury. W praktyce oznaczało to możliwość darmowego rozbicia namiotu na 24 godziny w odległości 150 m od zabudowań, tudzież na terenach prywatnych za zgodą właściciela.

Przygotowanie

Początkowo planowali wyprawę tylko we dwoje. Ostatecznie wybrali się z czworgiem przyjaciół. Za cel podróży przyjęli Jokkmokk, miejscowość położoną za kołem podbiegunowym. Wcześniej nie mieli większych osiągnięć rowerowych, więc zapisali się na siłownię i jeździli na wycieczki. Choć jak sami przyznają, nie były to długie dystanse. – Najczęściej około 40 km dwa razy w tygodniu – opowiada Bartek. – Przed wyprawą tylko raz przejechaliśmy ponad 100 km z obciążeniem jednego dnia. Zaczęli także kompletować sprzęt rowerowy. A było go sporo, począwszy od nowych rowerów – Julia po Łodzi przemieszczała się przedwojenną holenderką, komunijny sprzęt Bartka zaś poszedł na złom. Potem doszły sakwy, bagażniki, torby, ubrania. Julia i Bartek postanowili dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi. Założyli bloga, jednak pomysł odsunęli na bok. O rowe-


prywatność

rach i podróżach wiedzieli niewiele, nie chcieli więc uprawiać bajkopisarstwa. Sprawdził się za to fanpage na Facebooku. – Stworzyliśmy go w celu upubliczniania zdjęć oraz krótkich notek z przygotowań oraz samej wyprawy – tłumaczy Julia. – Prowadzenie fanpage’a jest zdecydowanie łatwiejsze, a daje przy tym więcej satysfakcji niż blogowanie. Pod nazwą Szwecja na rowerach para udostępniała również ciekawostki. – Sprawdziliśmy legendarny smak kiszonych śledzi. Nie polecam – śmieje się Bartek. Szwecja

Pierwszy dzień wyprawy wspominają z przerażeniem: Julia zapomniała spakować dokumenty. – Nie wzięłam dowodu i legitymacji, na szczęście miałam paszport – wspomina. Dopłynęli promem z Gdańska do portowego miasta Nynäshamn, gdzie przywitała ich pogoda bardziej sycylijska niż szwedzka. Po 800 km byli wprawieni, choć mieli za sobą dopiero trzy deszczowe noce. Śmiali się, że coraz sprawniej idą im podjazdy. Poza wpisami prowadzili aktywną fotorelację. 2 sierpnia na stronie pojawił się post o zmianie planów. Dystans 2600 km na mapie okazał się w rzeczywistości trasą liczącą 3000 km. Z przyczyn niezależnych od nas musieliśmy zmienić trasę i niestety do Jokkmokk nie dojedziemy. Pogoda, trasa, dystanse dzienne były zbyt optymistyczne. Przejazdy pociągami i autobusami nie wchodzą w grę. Myśląc realnie i trzeźwo, z uśmiechem na ustach zmierzamy w stronę Örnsköldsvik i dalej wzdłuż wybrzeża do Sztokholmu. Mimo że nie podbijemy koła podbiegunowego, to przygoda trwa dalej. Niespełna 6 dni później w nowym rowerze Bartka pękła szprycha. Samodzielna naprawa była niemożliwa. Rozpoczęły się poszukiwania fachowca. Po fotorelacji z zalanego przez obfite deszcze Söderhamn, ostatni post był już z Polski. Na licznikach mieli około 2000 km. Przeżycia z wyprawy opisują jako niesamowite. Podczas deszczów zwierzęta wielokrotnie wychodziły na drogę. Okazało się, że łoś to cudowne i wielkie zwierzę, a polowanie lisa na zająca można porównać do zabawy w berka. Zwiedzili Sztokholm, część wybrzeża jeziora Siljan oraz park niedźwiedzi za miejscowością Mora. Poza naturą ujęła ich uprzejmość Szwedów. W wielu sytuacjach otwierali oni cały swój dom dla łódzkich rowerzystów.

Po powrocie

Choć starali się sporo odpoczywać, pierwsze dni po powrocie były dla Julii i Bartka bardzo intensywne. Rozpoczęli przygotowania do 15. Explorers Festival, konferencji organizowanej przez Studenckie Koło Naukowe Historyków Uniwersytetu Łódzkiego, audycji na antenie Radia ŻAK oraz mniejszych wykładów np. w kawiarniach podróżniczych. – Spędzaliśmy wiele wieczorów, dyskutując nad tym, co pokazywać, a czego nie. To chyba najtrudniejszy etap, potem wystarczyło już tylko zrobić prezentację – opowiada Julia. Uczestniczyli także w I edycji Łódzkiej flagi na krańcach świata. Przed nimi wakacje 2014 i kolejna wyprawa. Fanpage zyskał nowe oblicze. – Stara nazwa nie należała do odkrywczych i – co było do przewidzenia – była zbyt wąska – tłumaczy Bartek. –

Nowa, Infinity Bike, jest otwarta i sugeruje nieskończoność. Chcielibyśmy pod tym szyldem odbyć jeszcze kilka wypraw. A później? Kto wie, co z tego wyrośnie. Nowy plan zakłada przejechanie Szlaku Świętego Jakuba z Paryża do Santiago de Compostela. Będzie to odmiana po przemierzaniu rozległych, szwedzkich lasów. Wiedzą już, ile kilometrów dziennie są w stanie przejechać i że mapy google są bardzo optymistycznym założeniem trasy. Ponadto tym razem w podróż wybiorą się tylko we dwoje. – Mamy dwadzieścia trzy lata i jesteśmy parą od ponad pięciu lat, więc bardzo dobrze się znamy i potrafimy się do siebie dostosować – mówi Julia. Poza tym ludzie od razu inaczej reagują, gdy widzą parę. Są bardziej przychylni i skłonni do pomocy. Wygląda na to, że jednorazowa przygoda zamienia się w dłuższą historię. Choć w Szwecji nie wszystko poszło zgodnie z planem, Julia i Bartek udowodnili, że osiągalne są nawet te najświeższe marzenia. Ze swojej podróży wyciągnęli wnioski, by do jednego sukcesu dołączać kolejne. Marta Pacholczyk Fotografie z archiwum Julii i Bartka

www.podprad.pl | 13


Krzysztof Jędrzejewski jest bogatym Polakiem. Zatoczył koło w swoim życiu i stanął przed wyborem pomiędzy zgorzknieniem a wiarą. Dzisiaj pomaga uzależnionym, świetlicom dla dzieci oraz ludziom na życiowym zakręcie.

Biznes nie jest najważniejszy M

atka Krzysztofa Jędrzejewskiego to religijna kobieta. Ojciec od zawsze ateista. Krzysztof w liceum czyta książkę, pożyczoną od księdza: Taka jest nasza wiara. Mówi, że od tamtej pory uwierzył na serio. Na studiach spotyka grupę wierzących. Razem z nimi poznaje Pismo Święte. Angażuje się w nową wspólnotę i przestaje chodzić do dotychczasowego kościoła. Po skończeniu studiów, traci kontakt ze wspólnotą i przez kilka lat dryfuje w poszukiwaniu Boga – nie będąc w żadnym kościele. Skupia się na rozwijaniu biznesu. Obecnie znajduje się na dwudziestym dziewiątym miejscu, na liście najbogatszych Polaków Forbesa. Biznes się kręci

Gdy odbiera dyplom magistra Wydziału Ogrodnictwa na SGGW w Warszawie marzy o prowadzeniu własnej firmy. – Myślałem,

BOSS w Trójmieście Trójmiejska edycja Festiwalu BOSS odbyła się w dniach 26–29 marca. Wystąpiło ponad 30 prelegentów i trenerów, a słuchało ich prawie 1000 uczestników. Pierwszego dnia w siedzibie Business Link odbyły się warsztaty w dwóch modułach – kreatywność i HR. Drugiego dnia na Uniwersytecie Gdańskim przedstawiciele firm z Olivia Business Centre opowiadali o karierze w międzynarodowych korporacjach. Uczestnicy poznali charakter pracy i wyzwania czekające ich podczas kariery w firmach: Bayer, PWC czy Thomson Reuters. Kolejnego dnia w Olivia Tower zaproszeni goście opisali swoje ścieżki do sukcesu zawodowego. Ostatni, IT Day, zorganizowany wspólnie z Kołem Naukowym Zarządzania IT na Politechnice Gdańskiej dotyczył zarządzania projektami, testowania oprogramowania oraz charakterystyki pracy w branży IT. Festiwal BOSS zakończył się oficjalnym Afterparty w klubie Atelier. Uczestnicy ponownie spotkali prelegentów i mogli zadać im pytania w nieco luźniejszej atmosferze. 14 |www.podprad.pl

foto: Dariusz Franiak

że będę prowadził spokojny biznes: kwiatki, ptaszki. Utrzymam rodzinę i to mi wystarczy – opowiada Jędrzejewski. Po studiach konsekwentnie realizuje założone cele. Mijają lata, w tym czasie żeni się, później rodzi mu się syn, a następnie córka. Pierwsze pieniądze zarabia na sprzedaży wyposażenia do ogrodów, zakładając firmę Centrum Ogrodnicze Iglak oraz Floraland, której wciąż jest udziałowcem.

Powrót do przeszłości

Na drodze Krzysztofa i jego żony staje małżeństwo znajomych, które przypomina mu, że kiedyś Bóg był dla niego ważny. – Zaczęliśmy się spotykać i razem poznawaliśmy Pismo Święte – wspomina. – Zdecydowałem, że rozpoczynam życie w zgodzie z Bożymi zasadami. Zamknąłem sklep w niedzielę. Przestałam dawać łapówki i oczekiwałem, że Bóg sprawi, że mój biznes zacznie się rozwijać

Współczesny HR 26.04.2014 r. odbyła się konferencja Współczesny HR, czyli współczesna rola, priorytety i wyzwania działu HR zorganizowana przez Studenckie Koło Naukowe Psychologii Organizacji i Pracy przy Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Konferencja umożliwiła studentom zainteresowanym tematyką zarządzania personelem spotkanie z pracownikami działów HR i zapoznanie się z tą dziedziną psychologii od strony praktycznej. Debatujący odpowiadali na pytania: W jaki sposób wykorzystać dział HR jako skuteczne narzędzie wspomagające sukces firmy? Jakie podstawowe wyzwania napotykają pracownicy zajmujący się rozwojem zasobów ludzkich? Czy udział w wypracowywaniu sukcesów firmy jest ich jedynym zadaniem? Czy sytuacja może się zmienić w najbliższym czasie? Duże zainteresowanie wydarzeniem pokazuje, że udało się wyjść naprzeciw rzeczywistym potrzebom i zainteresowaniom warszawskich żaków.


Brat bratu

Dwa lata później brat prosi go o przysługę. Pomoc w odzyskaniu pożyczonych pieniędzy. Zamiast pieniędzy udaje się odzyskać spółkę, która była zabezpieczeniem. – Zabrzańskie kombajny górnicze, spółka zatrudniająca 800 osób – wspomina. Musiał jeździć na Śląsk, do Zabrza. – Pochodziłem z Warszawy. Myślałem, że górnictwo to czarna dziura, gdzie wszystko ginie – opowiada. Krzysztof obejmuje nadzór właścicielski nad biznesem brata. Ten ma poważne kłopoty ze zdrowiem. Zmaga się z depresją dwubiegunową. W okresach depresji przekierowuje telefon na Krzysztofa, natomiast w okresie manii, gdy jest w stanie aktywności, zakłada trzy lub cztery nowe firmy. Krzysztof ogranicza prowadzenie sklepu i hurtowni ogrodniczej. Ma więcej wolnego czasu, więc coraz częściej jeździ do Zabrza i uczestniczy w życiu spółki. – Spółka zaczęła się rozwijać – opowiada. – Została kupiona jedna, druga, trzecia fabryka. W 2006 roku spółka dokonuje zakupu Kopexu, spółki giełdowej. Rok później następuje transakcja przejęcia odwrotnego i wszystkie fabryki znajdują się pod spółką giełdową, w jednym kawałku na giełdzie. Część kupionych akcji została sprzedana do funduszu. Hossa na giełdzie trwa. 530 mln zł zysku netto zostaje zainwestowane w firmę. – To były ciekawe czasy – wspomina. – W 2001 roku brat zainwestował około 19 mln zł. Akcje Kopexu, w 2007 roku, były warte 2 mld zł. Czyli w ciągu sześciu lat zwiększyły swoją wartość stukrotnie.

Odpowiedzialność

Listopad 2008 rok. Brat Krzysztofa popełnia samobójstwo. Jest ich dwóch, więc Krzysztof dziedziczy wszystko po bracie. – Ludzie w takiej sytuacji oceniają, że ten to teraz ma górę pieniędzy. Może wydawać na co chce, nic tylko się bawić – opowiada. – A ja wtedy miałem w sobie wielką złość do brata, że mnie z tym wszystkim zostawił. Gdy zgłasza do urzędu skarbowego zeznanie podatkowe w związku ze spadkiem, jest na nim ponad sto pozycji. Mniejsze i większe udziały w biznesach i spółkach. – Pamiętam, jak ogarnęło mnie uczucie odpowiedzialności, w przeciwieństwie do uczucia własności – wspomina. – Zrozumiałem, że od teraz muszę sam decydować o wszystkim. Decydować, czy do danej spółki dokładać pieniądze, jeśli przynosi straty, czy pozwolić jej na bankructwo. Przez okres przejmowania spadku upadają cztery spółki, które odziedziczył. – Przytłaczała mnie myśl, że ode mnie zależy, czy ludzie otrzymają wynagrodzenie. Że ja odpowiadam za rozwój i satysfakcję pracowników, funkcjonowanie firmy, konkurencyjność i powierzone przez udziałowców oraz akcjonariuszy pieniądze.

Jest na dwudziestym dziewiątym miejscu listy najbogatszych

Zawody robotów mobilnych 25 maja Naukowe Koło Studentów Automatyki z wydziału Elektrotechniki i Automatyki zaprasza na piątą edycję zawodów robotów mobilnych ROBOXY 2014. Wydarzenie odbędzie się w Gmachu Głównym Politechniki Gdańskiej o godzinie 9:30. W zawodach rywalizować będą hobbyści robotyki turniejowej z całej Polski. Czeka ich siedem konkurencjach, m.in. roboty poruszające się po linii, walczące na ringu, przeszukujące labirynt i roboty freestyle. Dla mieszkańców Trójmiasta, w szczególności tych najmniejszych, przygotowaliśmy wiele atrakcji, w tym profesjonalne warsztaty budowania robotów z klocków LEGO i cenne nagrody. Zawody odbędą się w ramach dwudniowych Bałtyckich Bitew Robotów razem z Trójmiejskim Turniejem Robotów. Więcej informacji na www.facebook.com/Roboxy oraz www.roboxy2014.pl.

Osamotnienie

Rok po śmierci brata umiera matka Jędrzejewskiego. W kolejnym roku wyprowadza się od niego żona. – Zostałem sam z dziećmi – wspomina. – Widziałem wtedy dwa wyjścia, albo mieć pretensje do ludzi, do świata, do pana Boga. Obrazić się, zgorzknieć, albo zaufać całkowicie Panu Bogu. Wybrałem drugą opcję. Zdeterminowałem się w swojej wierze i w zaufaniu Bogu. Obiera określony kierunek. Pracuje trzy dni w tygodniu, a pozostały czas spędza na angażowaniu się na rzecz osób wykluczonych społecznie. Jest zaangażowany w działania przeróżnych fundacji i organizacji charytatywnych. Finansuje świetlice dzieci i miejsca związane z pomocą ludziom uzależnionym. – Zdecydowałem się mówić publicznie o Bogu przy różnych okazjach – opowiada. – Mówię o tym, nawet podczas spotkań biznesowych. Często słyszę pytanie, jak to możliwe, by rozmawiać z ludźmi biznesu o Bogu. Odpowiadam, że z powodów moich doświadczeń, biznes i Bóg to dwie, przenikające się rzeczywistości. Krzysztof rozpoczyna rozmowę z nieznajomym, ulubionym stwierdzeniem: Biznes nie jest dla mnie najważniejszy. Jeśli ktoś zada pytanie: To, co jest najważniejsze?, opowiada od początku historię swojego życia. Katarzyna Michałowska

Bieg po protezę 18 maja 2014 grupa 42 osób wystartuje ponownie w Cracovia Maraton. W tym roku chcą zdobyć pieniądze na zakup protezy dla Mariusza z Dębicy, który w wypadku stracił nogę. Biegacze pokonają 42 km, by zebrać 42 tysiące złotych i przywrócić Mariuszowi wiarę w normalne życie. Drużynę 42 do szczęścia wspiera Fundacja Jaśka Meli Poza Horyzonty. Przygotowują się do startu pod okiem profesjonalnego trenera. To dystans wymagający wielu poświęceń, ale chcemy pokazać całej Polsce, że młodzi ludzie potrafią razem dokonać wielkich rzeczy – mówi Karolina Kubala, pomysłodawca i koordynator wydarzenia. Pomóc może każdy – wystarczy wpłacić pieniądze na konto Fundacji Poza Horyzonty. Dla osób wspierających akcję przygotowane zostały upominki. Organizatorzy mocno wierzą, że Mariusz będzie mógł wrócić do sprawnego życia. Pomóż osiągnąć ten cel! Szczegóły na: www.42doszczescia.pl. www.podprad.pl | 15

wiara

oraz, że będę dobrym świadectwem prowadzenia biznesu zgodnie z Bożymi zasadami. Od tego czasu biznes związany z ogrodnictwem idzie mu coraz gorzej. Kilka tirów z zakupionym towarem zostaje zatrzymanych na granicy. Firma zaczyna przynosić straty. Wspiera go o pięć lat starszy brat, Leszek. Pożycza pieniądze i pomaga w centrum ogrodniczym. Gdy Krzysztof kolejny raz prosi brata, by poręczył kredyt na rzecz jego spółki, ten odmawia. – Masz wszystko powiedział do mnie – wspomina Krzysztof. – Rodzinę, dzieci, znajomych, sens życia, hobby, pracę. Jedyne, czego nie masz, to nie masz pieniędzy. Ja mam tylko pieniądze. Gdy tobie pomogę, będziesz miał wszystko, a ja nadal tylko pieniądze.


Postapo. Postapokalipsa. Kultura postapokaliptyczna. Dla wielu osób będą to nic niemówiące określenia.

W

ojna atomowa, ruiny miast, pustkowia, zagłada życia, koniec świata. Wydaje się, że ponura tematyka nie zachęca, by po nią sięgnąć i znaleźć tam coś inspirującego. Okazuje się jednak, że tak nie jest.

Bo ważne jest przetrwanie

Jaki będzie koniec i co będzie po nim? – to pytanie człowiek zadaje sobie od zawsze. Różne warianty przewijały się już od czasów biblijnych. W średniowieczu wierzono, że koniec jest tuż, tuż, a jego zapowiedzią są epidemie dziesiątkujące ludzkość. Twórczość tamtych czasów skłania do refleksji, zmian postępowania oraz nakierowuje na foto: Bartek Rae Rutkowski skupienie się na życiu wiecznym. W czasach współczesnych odkrycie broni atomowej i dwie okrutne wojny sprawiły, że możliwość całkowitego zniszczenia życia na Ziemi stała się realna. Wynalazek kina przyczynił się do rozwoju kultury masowej. Ludzkie lęki związane z końcem świata można było wykorzystać w szerszym – niż do tamtej pory – kontekście. Odmiana fantastyki, jaką jest postapokalipsa – skrótowo określana mianem postapo – posiada coś jeszcze. Łączy w sobie historię, politykę, sztukę, tematykę militarną, ratowniczą oraz survivalową.

Na pograniczu gry i sztuki

dosyć panującego systemu politycznego, oplatającej nas sieci, korporacji, więc zadaje sobie pytanie: a jakby to wszystko wypalić do gołej ziemi i zacząć od nowa? Jakby wyglądał taki świat? Jak ja bym sobie w nim poradził? – podsumowuje Rutkowski.

Koniec świata

Z czego czerpią inspiracje fani tematyki postapokaliptycznej? W kulturze popularnej jednym z pierwszych dzieł na ten temat była pochodząca z 1899 roku powieść Herberta Georga Wellsa Wojna światów. Łatwo można ulec poglądowi, że jest to stara baśń o dramatycznej wizycie na Ziemi kosmitów z Marsa. W powieści można zauważyć tlące się już emocje międzynarodowych sporów, które doprowadziły do wybuchu I wojny światowej; ślad wojen burskich, które po raz pierwszy, w takim stopniu, dotknęły ludność cywilną. Prawdziwym paliwem zasilającym kulturę masową w dzieła z gatunku fantastyki postapokaliptycznej była Zimna Wojna i możliwość wybuchu ogólnoświatowego konfliktu, większego niż miniona II wojna światowa. Literatura oraz kinematografia skupione wokół tematu broni atomowej mogły przekazać to, czego politycy w tym okresie nie chcieli powiedzieć. Konsumpcjonizm oraz kryzys wartości zachodniego świata stał się inspiracją do powstania w 1968 roku filmu Noc żywych trupów. Zapoczątkował on bardzo popularny motyw zombie, będących katalizatorem końca ludzkości. Mijały lata, Zimna Wojna to przygasała, to na nowo rozgrzewała umysły. W końcu nastąpiły przemiany w państwach bloku wschodniego oraz rozpad Związku Radzieckiego. Nad światem przestała wisieć groźba atomowej zagłady, a mimo to nie stał się on lepszym do życia miejscem. Konflikty etniczne, religijne, narodowościowe i terroryzm nadal są inspiracją dla pisarzy, filmowców czy muzyków, a wraz z rozwojem technologii także dla twórców gier komputerowych.

Wypalić wszystko do gołej ziemi i zacząć od nowa

Michał Havoc Niespodziewany, szef bractwa Zakon Świętego Płomienia, organizator zlotu Zakonki, mówi o swojej fascynacji fantastyką postapokaliptyczną. – Fascynuje mnie idea przetrwania ludzkości po zagładzie i tego, jak sobie poradzić. Organizowanie zlotów o tej tematyce umożliwia mi samorealizację, jak również eksplorację opuszczonych miejsc i naukę historii. Ponadto tworzę i biorę udział w larpach (ang. live action role-playing) postapo. Larp jest formą aktywności na pograniczu gry i sztuki, podczas której wspólnie tworzy się i przeżywa opowieść, odgrywając role. Coś podobnego do improwizowanego teatru. Miłośnicy tematyki postapokaliptycznej nie tylko ograniczają się do konsumpcji jej produktów, ale sami symulują sytuacje ze świata po wojnie atomowej. – Mamy tu wszystko: od dynamicznych scen, kontemplacji i zadumy nad przemijaniem, walki z przeciwnościami losu – mówi Bartek Rae Rutkowski, wiceprezes stowarzyszenia Outpost, organizator zlotu Ziemie Jałowe, członek bractwa Slavers Team Outpost. – Wydaje mi się, że dla ludzi w naszej sytuacji, wyobrażanie sobie siebie w warunkach postapo to swego rodzaju odkrywanie nowego, nieznanego świata. Urodziliśmy się za późno na okres odkryć geograficznych, za wcześnie na kolonizację kosmosu. Jedyną opcją odkrywania nieznanego jest zapomnienie o tym, co już odkryte. Dodatkowo wielu ludzi ma 16 |www.podprad.pl

Kultura

Retro-future z elementami atom-punk

Ziarnem, dzięki któremu postapokalipsa stała się wyjątkową częścią kultury masowej, było powstanie w 1997 roku fabular-


Przydatne strony:

koniec

Trzynasty Schron: www.trzynasty-schron.net Outpost: www.postapocalyptic.net Zakonki: www.zakon-fallout.org/?Zakonki Ziemie Jałowe: www.ziemie.postapocalyptic.net OldTown: www.oldtown.info.pl

końca świata nej gry komputerowej Fallout. To mistrzowskie połączenie wizji świata po wojnie atomowej z rzeczywistością retro-future (świat przyszłości widziany z pozycji dawnych czasów) oraz elementami atom-punkowymi (amerykańska popkultura lat pięćdziesiątych oparta na fascynacji energią atomową) i okraszone czarnym humorem. Wplecenie cytatów i motywów znanych z innych dzieł kultury masowej przypieczętowało sukces gry cRPG. Wraz z rozwojem Internetu powstała społeczność gotowa dzielić się między sobą dokonaniami artystycznymi, zainspirowanymi grą Fallout. Polska społeczność fanów postapokalipsy zaczęła się organizować w 1999 roku. Powstały istniejące do dziś struktury, jak czasopismo internetowe Trzynasty Schron, a rok później bractwo falloutowo-postapokaliptyczne Brotherhood of Beer. Ograniczenia w komunikacji sieciowej, jakie narzucała monopolistyczna Telekomunikacja Polska, z roku na rok były niwelowane poprzez coraz powszechniejszy dostęp do szybkiego Internetu. To sprawiło, że zaczęły powstawać nowe fora oraz strony, a wśród bardziej zintegrowanych ze sobą grup fanów pojawiły się pomysły, by własnymi środkami zrealizować projekty gier komputerowych osadzonych w polskich realiach. Nie tylko poprzez sieć trwała integracja tej społeczności. W 2005 roku na dawnym lotnisku wojskowym w Kluczewie pod Stargardem Szczecińskim odbyła się pierwsza edycja zlotu OldTown. To co najważniejsze

Wiele się zmieniło, od kiedy powstała nieformalna Polska Scena Fallouta/Postapokaliptyczna. Ludzie tworzący jej podwaliny wyrośli z tematu lub codzienne zmagania z życiem stały się dla nich prawdziwym wyzwaniem. Liczne serwisy internetowe przestały działać, a żaden fanowski projekt gry komputerowej – poza zbiorem pomysłów sprzedanych komercyjnemu wydawcy, z których został tylko tytuł Afterfall – nie wyszedł poza sferę koncept-artów i szkiców. Za to puls społecznej aktywności zaczął intensywniej bić w prawdziwej rzeczywistości. Zakonki w Miłocichach Małych, Ziemie Jałowe w Będzinie, OldTown w Kluczewie – to plenerowe imprezy osadzone w stylistyce postapokaliptcznej. Ich założenia są dalekie od typowych

foto: Michał Havoc Niepodziewany

konwentów fantastycznych, takich jak np. poznański Pyrkon czy corocznie odbywający się w różnych miastach Polcon. Imprezy są przeznaczone tylko dla osób dorosłych, a z racji używania w grach terenowych replik ASG (ang. Air Soft Gun), konieczne jest posiadanie przedmiotów chroniących oczy. Do tego wrażliwe osoby mogą zostać urażone bardzo luźnym, choć jednak na swój sposób sympatycznym obyciem uczestników, którzy na czas trwania zlotu postanawiają naprawdę wczuć się w twardych i zaprawionych w boju wojowników pustkowi. Po co ludzie to robią?

– Jakieś hobby trzeba mieć, a postapo w całej swojej rozciągłości daje olbrzymie pole do popisu w każdej dziedzinie, od survivalu zaczynając, przez aktorstwo, zdolności organizacyjne, zdolności manualne (robienie strojów), naukę historii, na zwykłej potrzebie odskoczni od rzeczywistości kończąc – mówi Michał Havoc Niespodziewany. – Wielu pyta, po co to robimy – dodaje Bartek Rae Rutkowski. – A nam ciężko udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Nikt nie oszukuje się, że skoro przetrwał pięciodniowy zlot bez łazienki, to i po globalnej apokalipsie sobie poradzi, ale jednak trochę doświadczeń się zbiera. Poza tym, ludzie w fandomie postapo są niesamowici. Kreatywni, imprezowi. Po pewnym czasie przestaje się jeździć na konwenty tylko dla punktów programu, bo w takiej czy innej formie już się je zrealizowało. Wtedy jeździ się dla ludzi. Dla osób niemających czasu, by na żywo wdrażać się w tematykę postapokalipsy, zostaje Internet. Sprawdzoną marką są tematyczne serwisy – czasopisma internetowe – będące kopalnią wiedzy na ten temat. Od paru lat są źródłem materiałów do prezentacji maturalnych, prac magisterskich, a nawet przewodów doktorskich (Piotr Jezierski Siła strachu). Osobną jakością są strony na Facebooku, które posiadają walor informacyjno-edukacyjny oraz inforozrywkowy. Marek Squonk Rauchfleisch

Redaktor naczelny czasopisma Trzynasty Schron

www.podprad.pl | 17


Mozaika wojennych opowieści H

uelle nie po raz pierwszy uwodzi nas tym, czego nie ma. Bohater, którego dalszych losów nie znamy; miasto, które już nie jest takie samo; państwa, które znikły oraz reżimy, które przeminęły. Powieść została skonstruowana w formie wspomnień z przeszłości. Huelle tworzy partyturę, posługując się bohaterami tak od siebie różnymi, jak instrumenty w orkiestrze. Huelle śpiewa ogrody – tytuł został zaczerpnięty z sonetu Rilkego: Śpiewaj ogrody, których nie znasz. Tak właśnie wyśpiewuje Huelle dzieje Gdańszczan.

Fragment powieści:

Mama, gdyby wiedziała , że wracam od Niemry, byłaby zła. Odtąd miałem swoją tajemnicę. Powo li, niepostrzeżenie stawała się moją dru gą egzystencją, podczas gdy w pierwsze j – zwłaszcza tamtego lata – znów po jawił się i niepodzielnie panował pan Bieszk, a może zresztą Bieszke, choć na pewno nie Bieszczański. Tym razem zamienił lejce dwukonnego zaprzęgu na dwa długie drewniane wiosła.

Boga. Pili, gwałcili, rabowali – akurat ten stereotypowy obraz żołnierza rosyjskiego nie został zrehabilitowany przez Huellego. Każdy mógł zginąć, za cokolwiek, każdy mógł też trafić do obozu pracy, do krematorium. Każdy.

Refleksja

Dzieło należy do literatury ambitnej, wymagającej zatem wysiłku intelektualnego. Nie jest dla koneserów łatwej i przyjemnej lektury romansów czy kryminałów. Paweł Huelle Mimo braku wartkiej akcji – wciąga. Przeważa atmosfera Śpiewaj ogrody melancholii, wspomnień tego, co przeminęło. Nie jest Znak 2014 to książka z tych, które połyka się w cztery godziny, ale ma Niemcy i Francuzi Ocena: 5/5 to swoje plusy. Można przerwać lekturę w każdym momenTrudno streścić dzieło o postaci mozaiki, gdzie narracie, a wracając, czytelnik nie czuje się zagubiony. cje się przeplatają, a urwana historia jest kontynuowana Śpiewaj ogrody trzeba też czytać w odpowiednim stanie ducha, na następnych stronach. W ten sposób w pierwszej narracji poznaponieważ powieść ma cechy elegijne – nic dziwnego, skoro tytuł jemy dzieje niemieckiego małżeństwa Grety i Ernesta Teodora pochodzi z elegii Rilkego, która zafascynowała samego twórcę Hoffmannów, którzy byli obywatelami Wolnego Miasta Gdańi skłoniła do napisania powieści. ska. Dowiadujemy się, co dzieje się z nimi przed wojną, podczas Dla niektórych forma może być trudna do przyswojenia, okupacji niemieckiej, a następnie rosyjskiej. Greta jest również jednakże warto odkryć sens tej przerywanej narracji toczonej świadkiem wydarzeń okresu PRL-u. Wychowana w sierocińcu, z punktu widzenia różnych bohaterów, bowiem ich wspólne losy ukochała Gdańsk i swój dom przy ulicy Polanki. Druga narraskładają się na obraz wielokulturowego Gdańska. Fabuła jest cja dotyczy Francuza de Venancourta, który mieszkał w domu dopracowana, wątki uzupełniają się i tworzą spójną całość. Tak jak przed Hoffmannami w XVIII wieku. Jego opowieść pojawia się kawałki mozaiki, z pozoru nic nie znaczące, układają się w jeden w formie dzienników. Trzecia historia to historia rodziny Huelobraz. le’ów z czasów wojny i po wojnie – zwłaszcza okres tworzenia się nowej rosyjskiej władzy w Polsce. Poznajemy tę opowieść z relacji członków rodziny i samego Huellego – jako chłopca, a póź- Muzyka niej już dorastającego mężczyzny. Czwarta zaś narracja dotyczy Leitmotivem, a może nawet odrębnym bohaterem powieści, jest rodziny Bieszków – Kaszubów mieszkających w Rębiechowie, muzyka operowa, jednakże tropy muzyczne mogą być dla niektów miejscu dzisiejszego lotniska. rych niezrozumiałe. Muzyka spaja dzieło, jest wszechobecna. Dla mnie te tropy były czymś pięknym i nęcącym, ale ponieważ nie znam się na muzyce, nie umiałam ich odebrać. Dla miłośników Przełom Wagnera i Schuberta z pewnością będą znaczyły więcej. Poznajemy zatem losy Polaków, Kaszubów i Niemców w czasie Warto jeszcze wspomnieć o zastosowanym przez Huellego tragicznego przełomu. Pozwala to lepiej zrozumieć, jaki wojna zabiegu: wypowiedzi w języku kaszubskim Pana Bieszka przedmiała wpływ na zwykłych ludzi. Ta trudna sytuacja mieszkańców stawiono w oryginalnym zapisie. To akurat do mnie przemówiło, regionu pomorskiego wymaga wyjaśnień i dopowiedzeń, bo dziś ponieważ z pochodzenia jestem częściowo Kaszubką, a jako większość z nas, młodych, którzy nie żyli w czasie wojny, dość polonistka zetknęłam się z tym językiem na studiach. Dla innych stereotypowo ją postrzega. Okazuje się, że Niemcy też byli osaosób te fragmenty jednak mogą nie mieć takiej wartości. Język dzani w obozach niemieckich. Nie wszyscy popierali Hitlera, przez kaszubski traci na zapisie; trzeba znać sposób wymowy, by czerco nagle stawali się obcy – dla Niemców jako zdrajcy narodu, pać przyjemność z czytania. Jednakże urzekają opisane przy okazji dla Rosjan i Polaków z racji pochodzenia. Ich los był tragiczny, kultura i obyczajowość ludzi z tych rejonów Polski. a byli to tylko Gdańszczanie. Spójrzmy inaczej na tych, którzy Śpiewaj ogrody to pozycja skierowana nie tylko do Gdańszczan, spacerują dziś po ulicy Długiej w Gdańsku, rozmawiając w twarale do wszystkich, którzy chcą poznać prawdziwe oblicze wojny – dym języku naszych sąsiadów. Być może oni też są nasi, nie obcy. to, które było doświadczeniem zwykłego człowieka, zaplątanego A Kaszubi? Niemcy uznali ich za swoich, ale zmuszali do wyboru w historyczne przewroty. Polecam ją także osobom chcącym zagłę– Wehrmacht i volkslista albo śmierć i obóz pracy dla rodziny. Nie bić się w przyjemną, choć nie lekką, lekturę o czasach minionych wolno nam oceniać ich decyzji i mówić: ja bym wolał umrzeć, bo oraz chcących podumać o przeszłości i posłuchać w czasie pokoju każdemu łatwo być bohaterem. Dziadek w Wehrzapomnianych dźwięków. machcie to nie hańba. A wyzwolicielska armia radziecka? Z pewnością nie można sądzić, że była wybawieniem zesłanym przez Kamila Kuchta 18 |www.podprad.pl


KREATYWNOŚĆ – TYLKO JAKA?

Magazyn Studencki, copyright © płyń POD PRĄD Wszelkie prawa zastrzeżone www.podprad.pl

Adres redakcji: ul. Pilotów 19A/4, 80-460 Gdańsk tel./fax 58 710 82 54 redakcja@podprad.pl foto: Piotr Kubic

Niedawno pewien pan polityk zarzucił grupie innych (chyba jednak bardziej spełnionych) polityków, iż ponad 20 lat temu nielegalnie przyjmowali zagraniczną pomoc finansową. Ów pan wydał właśnie wspomnieniową książkę (kreatywność!), w której to m.in. sformułował powyższy zarzut. Na przytomne prośby dziennikarzy, żeby przedstawił dowody, odparł, że takowe przedstawi w sądzie, kiedy zostanie mu wytoczony ewentualny proces o zniesławienie

Cudne!

Nie mam pojęcia, czy grupa dzisiejszych prominentnych polityków wiele lat temu prowadziła „nielegalne machinacje finansowe” i nie obchodzi mnie to. Wiem natomiast, i to akurat mnie obchodzi, że jeżeli ktoś publicznie zarzuca innemu komuś popełnienie przestępstwa (np. we własnej książce), to MUSI poprzeć tę tezę stosownymi dowodami. Jeżeli tego nie robi, staje się oszczercą i – przepraszam, ale nie znajduję lepszego sformułowania – skończonym gnojkiem. Szczególnie, kiedy przywołuje się zdarzenia sprzed ponad 20 lat. Gdzież się podziewały u niespełnionego pana polityka przez te wszystkie lata szlachetność i troska o wysokie morale społeczne, hę? Kreatywność, z jaką Polacy zwykli się wzajemnie obrzucać błotem, jest dla mnie absolutnie niezwykła. Szczególnie gdy wszyscy jak jeden mąż zgodnie deklarują przywiązanie do wartości chrześcijańskich i szeroko pojętego dobra, np. w kontekście kanonizacji Jana Pawła II. Jesteśmy jednak narodem pomysłowym i inteligentnym, a to – jak widać – pozwala nam doskonale godzić pragnienie naśladowania niedoścignionego papieskiego wzoru z bezkarnym, publicznym niszczeniem się i zarzucaniem najgorszych, niczym niepopartych przewin.

Cudne!

Kreślę te słowa także m.in. dlatego, że będąc w maleńkim wymiarze osobą publiczną, po wielokroć dowiaduję się o zawsze wiarygodnych informacjach, że dla przykładu jestem: homoseksualistą, masonem, sekciarzem, ojcem gromady nieślubnych dzieci, złodziejem, oszustem etc. etc.

Nikt jednakowoż, jak do tej pory, nie zaproponował mi jeszcze ujawnienia dowodów na moje tego typu „aktywności” w sądzie, jeśli zdecyduję się wytaczać procesy o zniesławienie. Rozumiem, że wszystko przede mną jeszcze, niemniej „smak” tego typu „zatroskania” jest mi znany doskonale! Cudne!

Kreatywność, pomysłowość, aktywność – z pozoru piękne cechy, prawda? O ludziach kreatywnych zwykliśmy myśleć pozytywnie… Czy aby nie jest to niebezpieczne uproszczenie? Pragnę zwrócić uwagę, że nie zawsze kreatywność musi być pozytywna. Szczególnie w naszej rzeczywistości… Szanowny Czytelniku, jeżeli jesteśmy ludźmi aktywnymi, to co nasza kreatywność wnosi w życie innych i co z niej w praktyce wynika? Piszę „w praktyce”, ponieważ jeżeli chodzi o intencje, to przytłaczająca większość Polaków jest wszak zdeklarowanymi miłośnikami dobra – patriotami, chrześcijanami, kochającymi humanistami, itp. Jestem człowiekiem kreatywnym? Ok. Tylko co to powoduje? Pozdrawiam kreatywnych i niekreatywnych. Tych drugich może nawet ciut bardziej… Tak bardzo potrzebni nam bowiem ci, którzy chcą i potrafią budować, a nie bez końca tylko burzyć. Proszę – budujmy! Wszystkiego dobrego.

Tomasz Żółtko, Kraków 30.04.2014

www.facebook.com/TomaszZoltko www.tomekz.com.pl

redaktor naczelna Katarzyna Michałowska zespół redakcyjny:

Maciej Pietrzak, Maciej Badowicz, Karolina Gizara, Anna Iwanowska, Rafał Kruczek, Dawid Linowski, Anna Górecka, Marcin Grzegorczyk, Magdalena Chrzanowiecka, Marcin Kozic, Anna Domysławska, Dominik Makurat, Agnieszka Mikołajczyk, Rafał Nitychoruk, Katarzyna Pląskowska, Marek Rauchfleisch, Aleksandra Tomaszewska, Dominika Stańkowska, Hanna Elwart korekta: Anna Iwanowska, Aneta Fuhrmann, Magdalena Stencel, Kamila Kuchta Jeśli chcesz zaangażować się w tworzenie gazety – napisz: redakcja@podprad.pl Zapytanie o reklamę: reklama@podprad.pl Skład i projekt okładki:

Marcin Nowak

Foto na okładce: Agnieszka Davve Mikołajczyk Modelka: Marta Bejma Oddziały w Polsce: Kraków: Renata Matuszczak, krakow@podprad.pl; Łódź: Magda Wysocka, lodz@podprad.pl; Poznań: Anna Jędrzejewska adjedrzejewscy@gmail.com; Warszawa: Ania Marcinowicz, ania.marcinowicz@gmail.com Magazyn Studencki płyń POD PRĄD – Zrozumieć więcej. Uwzględniając potrzeby studentów, inspirujemy i informujemy, jak odnaleźć własną wartość, nadzieję, sens i cel w codzienności. Zapraszamy cię do naszego grona! www.podprad.pl | 19


Sypialny w podróży przygotowuje się do Boskiej Wyprawy! Dla większości sierpień to już połowa wakacji, dla nas to wielki początek drugiej wyprawy. 9 sierpnia startujemy na południe i przez 35 dni Boskiej Wyprawy przemierzymy 8500 km w 16 państwach, przede wszystkim bałkańskich, choć planujemy też dotrzeć do tętniącego życiem Stambułu (Turcja). W podróż zabierze nas 28-letni Sypialny, czyli ostatni Volkswagen Transporter z duszą. Zobaczymy takie perełki, jak tajemnicze Miasto Diabła w Serbii, widowiskową Drogę Transfogarską i zamek Drakuli w Rumunii, zatopiony kościół w Macedonii, czy Park Jezior Plitwickich w Chorwacji. Błękitne wody, plaże wypełnione po brzegi oraz szalone miasta czekają! Tymczasem trzymajcie kciuki i śledźcie nasze kroki na www.sypialnywpodrozy. pl oraz fanpage’u Sypialny w podróży na Facebooku.

Fit z AEGEE Gdańsk

10 kwietnia 2014 roku Audytorium Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego zapełniło się trójmiejskimi studentami słuchającymi prelekcji w ramach Konferencji Health4Youth. Wydarzenie organizowało Europejskie Forum Studentów AEGEE Gdańsk. Poznaliśmy zasady zdrowego odżywiania i metodę Z.S.R.R, czyli zrównoważone-sezonowe-regionalne-regularne. Uczestnicy konferencji potrafią już poruszać się wśród sklepowych półek. Odkryliśmy także tajniki żywności XXI wieku – niestety w większości dania te nie tylko nie wpływają pozytywnie na nasze zdrowie, ale wręcz mogą je pogorszyć. Dla ulegających od czasu do czasu pokusie słodkich przekąsek, trener personalny miał jedną radę: wysiłek fizyczny, możliwie dla nas przyjemny, niezależnie od jego formy. Uczestnicy korzystali także z badania składu ciała, choć musieli poczekać na nie w długiej kolejce. Podobnie jak do foodtrucka restauracji BIOWAY serwującego pyszne zupy. Konferencja Health4Youth zakończyła się sukcesem. Mamy nadzieję, że coraz więcej młodych ludzi zacznie przywiązywać wagę do sposobu odżywiania. Do zobaczenia za rok!

Pomoc dla dzieci w Nigerii! Marta Tomczak w lipcu 2014 roku wyjeżdża do Ibadanu w Nigerii jako wolontariuszka Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego Młodzi Światu (www.swm.pl). W zeszłym roku cztery wolontariuszki zorganizowały tam obóz dla 400 dzieci. Był on szansą na oderwanie się od surowej rzeczywistości, zjedzenie ciepłego posiłku oraz spędzenie czasu w bezpiecznym miejscu. Marta chce pomagać przy tegorocznym obozie. Jej zadaniem będzie animowanie turniejów sportowych, warsztatów manualnych, zajęć języka angielskiego oraz matematyki dla dzieci. Organizacja wyjazdu i pracy w tamtejszej placówce wymaga wkładu w wysokości ok. 5450 zł. MOŻESZ WESPRZEĆ WYJAZD MARTY KWOTĄ 30 ZŁ (BĄDŹ INNĄ). NAWET NIEWIELKA POMOC FINANSOWA JEST DLA NIEJ BARDZO WAŻNA! Po dokonaniu wpłaty na podane konto, prześlij swój adres e-mail na marta.tomczak@wolontariusz.swm.pl, Marta będzie wysyłać informacje z Ibadanu. Konto SWM: Salezjański Wolontariat Misyjny MŁODZI ŚWIATU ul. Tyniecka 39, 30-323 Kraków Bank PEKAO S.A. 17 1240 4533 1111 0000 5423 3120 Tytuł przelewu: Darowizna na cele misyjne, Nigeria 2014, Marta Tomczak


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.