Piotra Barejka
Ukryta historia Chrzęst żwiru pod stopami rytmicznie przerywa głuchą ciszę. Pusta przestrzeń wokół spowita jest mgłą. Szerokie wzgórze rysuje falistą linię horyzontu i opada w dół łagodnym stokiem. Na jego środku zarysowuje się wysypana żwirem polana. Mały jamnik przebiega beztrosko przez ścieżkę. Właściciel podąża za nim wolnym krokiem. Wracam na kamienistą ścieżkę. Obok mnie przechodzi mężczyzna pchający dziecięcy wózek. Młody chłopak przemierza ją na monocyklu. Obaj mijają tablicę: Szanowni Państwo, wchodzicie na teren byłego obozu koncentracyjnego „Płaszów”. Prosimy o zachowanie zgodne z powagą tego miejsca. Przed tablicą wyrasta osiedle mieszkaniowe. Kolorowe bloki, place zabaw i trochę zieleni. Nieco dalej tramwaje suną z łoskotem po torowisku na ulicy Wielickiej. Rytm drogowych świateł cyklicznie zatrzymuje sznur samochodów. Fala pojazdów nadciąga z każdej strony skrzyżowania. Ludzie przebiegają przez jezdnię goniąc odjeżdżające wagony. Miejska kakofonia. Ruch nie ustaje nawet na chwilę. Do zmarzniętych pasażerów na przystanku dołączają kolejni. Wtedy wzdłuż ulicy Wielickiej przebiegał płot z drutu kolczastego. Wysoki na trzy metry, w całości pod napięciem z kilkunastoma wieżami strażniczymi. Na każdej służbę pełnili esesmani wyposażeni w karabiny maszynowe. Z wież dochodziło wściekłe ujadanie wytresowanych do zabijania psów. Dwa rzędy drutu kolczastego rozpościerały się na długości czterech kilometrów. Okalały cały teren obozu koncentracyjnego KL Plaszow. Dziś nie ma po nim śladu. Gdzieś w krzakach kryją się ścieżki wartowników. Kolorowy blok mieszkalny stanął w miejscu dawnych jednopiętrowych koszar. Tabliczka nad jedną z klatek schodowych wskazuje adres - Wielicka 75. W koszarach mieszkali niemieccy żołnierze. Budynek wznosili więźniowie. W zimie, przy trzaskającym mrozie, padającym śniegu i porywistym wietrze. Wielu nie przetrwało morderczej pracy. Po koszarach nie ma już śladu. Na ich miejscu toczy się codzienne życie właścicieli mieszkań. Po chodniku przemykają skuleni ludzie. O poranku do pracy, wieczorem na upragnioną chwilę wytchnienia w domu.
„No był ten obóz...” W krzakach nieopodal niszczeje opuszczony budynek. Pokryty bohomazami i nieudolnym graffiti. Wokół niego rośnie wysoka trawa. Przez chaszcze nie wyróżnia się niczym spośród setek innych pustostanów. We wnętrzu walają się śmieci. Gromadki pustych butelek po piwie stoją ułożone w szeregu pod ścianą. Zadaszone, osłonięte od ulicy miejsce stanowi punkt wieczornych schadzek towarzystwa z okolicznych blokowisk. Kiedyś tutaj przybywały przetłoczone bydlęce wagony. Nowo osadzonych więźniów goniono z tego miejsca do obozowych baraków. Odchodziły też transporty w drugą stronę. Na masową śmierć. Do Oświęcimia. Opuszczony budynek to dawna rampa kolejowa. Na mojej drodze starszy mężczyzna z psem. -Nie wczuwałem się w to nigdy - słyszę w odpowiedzi na pytanie o historię miejsca. -Ale wie pan co tutaj było? -No był ten obóz... Teraz to taki trochę wybiegowy teren. Przywołuje do siebie psa, który oddalił się od nas o kilkanaście metrów. Zwierzę podbiega szczekając i staje nieopodal swojego właściciela.
-Wie pan - kontynuuje odpowiedź - w Polsce wszędzie ktoś mógł gdzieś zginąć. I żeby to miejsce uświęcać... To taki teren Krakowa, zieleni. Plac apelowy wysypali żwirem. Chociaż tam też ludzie z psami chodzą. Tak wygląda największa część obozu. Zimą i jesienią tajemnicza pustka. O poranku, gdy spowija ją mgła, a na ścieżkach nie spotyka się żywej duszy, niepokojąca. Tajemnicza. Wiosną i latem zazielenia się i daje złudzenie ucieczki od betonowego lasu, który porasta ją wokół. Miejscem, którego nie dosięga zgiełk miasta i codzienna gonitwa. Skrywa w sobie miejsca dawnych grobów masowych i brutalnych egzekucji. Po barakach mieszkalnych, warsztatach i innych zabudowaniach nie ma już śladu. Niemcy pieczołowicie rozebrali wszystkie budynki, usunęli groby masowe, by ciała zabitych spalić na stosie. Tak powstała pustka. Rekreacyjna pustka.
Jerozolimska 3 Po obozie ostało się kilka ruin, o czym było już wcześniej. Jeden budynek przetrwał nienaruszony. To Szary Dom. Stojący na samym początku ścieżki prowadzącej w głąb pustki stanowi ostatnią budowlę dzielącą ją od osiedla mieszkaniowego. Granicę pomiędzy terenem zaadaptowanym a pozostawionym samemu sobie. - Nie znam jego historii. Zabytków tyle jest ciekawszych w Krakowie, że tym się nie interesowano – mówi mężczyzna z psem. W moje ręce wpadł przewodnik po Dzielnicy XIII Krakowa - Podgórzu. Wydana przez władze miasta broszura wspomina o Szarym Domu w jednym tylko zdaniu. Na próżno szukać tutaj turystów, a o historii budynku wiedzą niewiele nawet okoliczni mieszkańcy Dom wygląda mrocznie. Stoi samotnie, odsunięty od kolorowych bloków nowego osiedla. Elewację pochodząca z czasów wojny szpecą liczne zacieki i obdrapany tynk. - Tutaj są ślady po kulach... - opowiada jedna z lokatorek , wskazując fragment ściany nad drzwiami wejściowymi. Trzy kondygnacje wieńczy blaszany dach. Wyglądają z niego okna lokali umieszczonych na ostatnim piętrze. Pod nimi dwa rzędy białych okiennic pierwszej i drugiej kondygnacji. Niżej, z poziomu gruntu, wyłaniają się lufciki piwnic osłonięte powykręcanymi drutami krat. Budynek otacza kamienna podmurówka. Całość wygląda smętnie. Tabliczka na rogu wskazuje adres - Jerozolimska 3. W oknach Szarego Domu wiszą firanki, na parapetach kwiaty. Masywne ściany skrywają między sobą dwanaście mieszkań. Dochodzą odgłosy grającego telewizora i rozmów. Mieszkańcy części domu budzą się z widokiem na dawny plac apelowy. Widzą go skąpanego w świetle wschodzącego słońca. Po południu jawi im się muskany miękkimi promieniami zachodu. Widzą go śniegu, deszczu, mgle. W lato, wiosnę, jesień i zimę. Cały czas. Klatka schodowa została niedawno odmalowana. Wybrano kolor stonowanej żółci. Ciemniejszej na dole i jaśniejszej na górze. Pod kilkoma warstwami farby kryje się ta, którą nałożono na ściany w czasie wojny. Pukam do drzwi na parterze. Wygląda z nich około trzydziestoletnia kobieta, obok niej przemyka kot. Dostrzegam wnętrze malutkiego mieszkania. Rzeczy porozrzucane są na podłodze. W jednym z pomieszczeń sztaluga. Widok z mieszkania rozpościera się na dawny plac apelowy. - Ja nie bardzo znam historię tego domu – słyszę w odpowiedzi -Nic pani nie wie?
Kobieta wychodzi przed próg i zamyka za sobą drzwi. -Coś tam, piąte przez dziesiąte. Szczerze mówiąc nie wnikam jakoś specjalnie. Kot próbuje dostać się do sąsiedniego mieszkania. Mieszka tam przyjaciółka Pierwszej Lokatorki. Również właścicielka kota. Oba stworzenia uwielbiają oddawać się uciesze wspólnych zabaw. -Wiem, że na pewno mieszkali tutaj SS-mani, a na dole katownia była. Mi to nie robi zupełnie różnicy. Pod warunkiem, że mnie nie straszy - stwierdza głaszcząc kota – Właśnie. Kota tutaj przetestowaliśmy, bo koty podobno widzą więcej. -I nic nie zobaczyły koty? -Nic nie zobaczyły. „(...) w piwnicy mieściło się więzienie – i to nie zwykłe więzienie, tylko prawdziwe podziemne kazamaty tortur.” Józef Bau Wchodzę kamiennymi schodami na następne piętro. Sunę dłonią po drewnianej poręczy osadzonej na zdobionej metalowej balustradzie. Ponoć niezmienionej od czasów wojny. Klatkę schodową wypełnia muzyka. Stare, polskie przeboje dochodzą zza drzwi jednego z mieszkań. U sąsiadki trwa zakrapiane alkoholem przyjęcie. Dziś lepiej do niej nie pukać - dowiedziałem się od jednej z lokatorek. Wchodzę na półpiętro, za oknem niezmienny widok na dawny plac apelowy. Zdarzało się, że więźniowie stali na nim od świtu do zmierzchu. W ciszy, bez jedzenia. Dziś to polana, którą niedawno wysypano żwirem. - Teraz to jest wykoszone, ale przedtem tu same krzaki były. Te trawy podpalali na wiosnę. Straż bez przerwy jeździła, gasiła to - mówi mężczyzna schodzący w dół. Jeden z lokatorów. Spieszy mu się. Po chwili słyszę trzask zamykanych drzwi na parterze. Pomiędzy placem apelowym a Szarym Domem stało sześć męskich baraków. Dalej dziesięć kolejnych. Część mieszkalną okalał płot z drutu kolczastego. Szary Dom był zaledwie kilka kroków od niej. Żwirową dzisiaj ścieżką trzeba było podejść pod łagodne wzniesienie. Idąc w stronę baraków mijało się budynek obozowej administracji. Po lewej stronie. Na podwórzu skrywał szubienicę. Przygotowywano w nim spisy więźniów przeznaczonych do stracenia. Z drugiej strony Szary Dom sąsiadował z koszarami żołnierzy niemieckich. Tuż obok niego stała hala przedpogrzebowa. Podczas budowy obozu przerobioną ją na stajnię, a w późniejszym okresie, gdy nie była już potrzebna, zniszczono. Z kolejnego mieszkania dobiega odgłos grającego telewizora. Pukam. Czekam chwilę. Nieopodal drzwi stoi wielkanocny baranek, mimo że jest grudzień. Obok niego drewniana figurka uśmiechniętego aniołka. Nikt nie otwiera. Próbuję znów. Tym razem telewizor cichnie. Słyszę narastający odgłos kroków. Drzwi uchylają się przede mną. Wygląda zza nich starsza kobieta z czarnymi włosami. -Nikogo to nie interesuje. Miałam sąsiada, który mieszkał tu kilkanaście lat i mówił – a co mnie to obchodzi! Pier... Żydzi! Przeważnie mieszkali pijacy i złodzieje. Takie towarzystwo miałam – opowiada. - Ja jeszcze przywiązuję do tej historii wagę. Jak przyjeżdżają Żydzi to wychodzę, rozmawiam z nimi. Miałam w ogródku róże, to ucinałam dziewczynom. „Był tutaj karcer, bardzo ciasny, podobny do szczelnie zamkniętej szafy i przystosowany tylko do stania. Był tu też karcer nadający się tylko do leżenia, tak że wpychało się człowieka głową
do przodu.” J. Bau -Opowiadał mi też Żyd. Prowadził Amon Żydówkę, śmiał się. Ona miała dziecko na ręce. Dziecko uderzył w głowę kolbą, a ją zastrzelił. Tak się zachowywał Amon Goeth. On mieszkał na Hetmana 22. -Ta willa jeszcze jest. -Tak, do sprzedania ten dom. Dawniej przez frontowe drzwi Szarego Domu wchodzili SS-mani. Zdrojewski, Landstorfer, Hujar, Ekert, Glaser. Tutaj mieli swoje apartamenty. Zdrojewski, bezwzględny morderca. W akcie oskarżenia przypisano mu dokonanie sześciuset egzekucji. Znęcał się nad więźniami za najbłahsze przewinienia. Na rozkaz komendanta obozu zabił swoją żydowską kochankę. Po wojnie skazany na karę śmierci. Landstorfer. Pałał nienawiścią do Polaków. Więźniów bił po głowie pejczem, jego ofiary traciły wzrok. Pełnił funkcję kierownika obozu dla Polaków. Glaser zwany „hurtownikiem śmierci". Dowodził strażą obozową. Pieczołowicie przygotowywał się do wykonywanych egzekucji. Więźniów ustawiał w figury geometryczne przed rozstrzelaniem. Hujar, adiutant Amona Goetha, komendanta obozu. Od nazwiska Alberta Hujara powstała nazwa miejsca straceń na górce. Oni w piwnicach Szarego Domu urządzili katownię. - Na rogu domu jest takie małe okienko – druga lokatorka wskazuje palcem w podłogę - Tam była piwnica, gdzie trzymali więźniów. -A teraz... co tam jest? -Komórki lokatorskie. Chyba Marta wszystko drewnem zawaliła. I tą piwnicę już zamykamy, bo bezdomni w niej sypiali Fotokomórka zainstalowana na klatce schodowej zapala światło na kolejnym piętrze. Drzwi otwiera mi starsza kobieta. Z wnętrza mieszkania bucha ciepłem. Drzwi wychodzą wprost na kuchnię. Na palnikach kuchenki gazowej stoją garnki z bulgoczącą wodą. Trzecia Lokatorka spogląda na mnie niepewnie. Wskazuje na wejście do mieszkania obok. -Tam mieszkał generał SS. - mówi. Dziś mieszkanie stoi puste. Podobnie jak dwa inne lokale na parterze. -Już poumierali ci ludzie, co bardzo, bardzo długo tutaj mieszkali. Wszystkie mieszkania są teraz wynajmowane. Każdy sobie wynajmuje na rok, na dwa, na trzy lata i odchodzą - mówi. Kobieta wychodzi przed próg swojego mieszkania. Obok drzwi stoi drewniana szafka na buty. Otwiera jedną z szuflad i wyjmuje z niej sportowe buty. -Pan pozwoli – zwraca się do mnie i zaczyna iść w stronę schodów.
Za drzwiami piwnic „Były tu też cele wilgotne, ciemne i zamknięte na kilka spustów, z małą
zasuwką na drzwiach, do podawania
wody.” J.Bau
Schodzimy na dół domu. Lokatorka wspomina o opuszczonej, położnej niedaleko, willli Amona Goetha. Stoi otoczona przez współczesną, jednorodzinną zabudowę. -Tyle lat i nikt nie kupuje tej willi. Chyba 15 lat ogłoszenie wisi. Drzwi wejściowe do domu uchyla starszy mężczyzna palący papierosa. To mąż trzeciej lokatorki. Wychodzimy na chwilę przed budynek, spoglądam na Szary Dom. Po lewej stronie od frontowych drzwi elewacja jest wyraźnie nowa. -Jak zrobili rynny, to wszystko tutaj ciekło. Cały tynk odpadł. Więc zrobili na nowo - tłumaczy mi mężczyzna. -I zamalowali też napisy - dodaje kobieta. -Jakie napisy? -Żydzi do gazu ktoś nabazgrał. Na końcu stajemy przed drzwiami, za którymi kryją się piwnice. Pomieszczenia, w których przetrzymywano i katowano więźniów. Kobieta wyjmuje z kieszeni pęk kluczy. Po chwili odnajduje ten właściwy. Głośne skrzypienie drzwi roznosi się echem po klatce schodowej. Pogrążone w ciemnościach zejście rozświetla żarówka zamocowana na suficie. Drewniane drzwi zbite z desek oddzielają wejście do każdej komórki od korytarza. Ponumerowane i zamknięte na kłódki układają się w rząd. Kobieta zatrzymuje się. - Pan pozwoli. Tutaj proszę... - wskazuje odnogę korytarza prowadzącą w prawo. Kończy się ona samotną piwnicą. Jej wnętrze oświetlone jest bladym światłem. Słabe promienie słońca wpadają przez okno pod sufitem. W rogu wiszą zakurzone pajęczyny. W całym pomieszczeniu panuje bałagan. Po podłodze walają się śmieci, szczątki pieca kaflowego, gruz. Piwnica jest zaniedbana i nieużywana przez nikogo. Nie ma w niej żarówki, wnętrze zaczyna pogrążać się w półmroku. -To było murowane i zostało. Reszta to były drewniane ścianki działowe - mówi kobieta stojąc przy wejściu do piwnicy. Pokazuje ścianę z napisami wyrytymi przez więźniów. Jedynym namacalnym śladem tragedii, która rozegrała się tutaj w czasach wojny. Zamkniętym w zabałaganionej piwnicy. Bez światła. Napisami pokryte są dwie ściany pomieszczenia. –
Historia taka jest. Zbiera kości jednych i zostawia na górze kości następnych. - przypomina mi się zdanie wypowiedziane przez pierwszą lokatorkę na koniec rozmowy.
Kości na kościach Gdy Płaszów pokrył się grubą warstwą śniegu nie widać było wychodzonych ścieżek. Buty zatapiały się w białym puchu. W pewnym momencie moja noga osunęła się na śliskim kamieniu. Obóz koncentracyjny został zbudowany na terenie dwóch, żydowskich cmentarzy. Kamień był pozostałością po nagrobku.
Cmentarze zniszczono. Więźniów zmuszono do dewastowania nagrobków i dźwigania kamieni. Macewy zostały użyte do budowy dróg. Cudem jedna ostała się w całości. Otoczona jest resztkami kilkunastu innych. To niewielki fragment cmentarza, który ocalał. Wszystko niszczeje od kilkudziesięciu lat. Piwnicę zasypie kolejna warstwa gruzu. Na pajęczynach osiądzie kurz. Na ścianach zaschnie nowa warstwa farby. Kości kolejnego pokolenia znajdą się na górze.