Spacery subiektywne Izabela Łęska
1. 02.09.2014 21 429 kroków 14,7 km 794 kcal 5,12 h Deszcz. Czuję się niewidzialna. Założyłam ciuchy w kuriozalnej kombinacji, która ma dziś swoją premierę. I tak nikogo tu nie znam. Idę. Odgłos kroków na piasku w parku jest miłą odmianą i pieści ucho. Dzwoni mama. Z oddali widzę budynek z niebieskimi szybami, który znam z wczoraj. Odkrywam, że mogę iść różnie. Iść zakamarkami, iść na bosaka, iść nocą. Iść z kimś. Ktoś przykleił robotnikowi na znaku ubranie. Atakuje mnie pszczoła. Idę też po schodach. Potem patrzę jak idą inni. Długo niosę pestkę od nektaryny, bo nie ma kosza na śmieci. Zapomniałam okularów przeciwsłonecznych i ciągle mrużę oczy. Piękny skwer, czerwone liście, jesień. Szukam idealnego liścia. Trzeba uważać, bo nawierzchnia czasem jest śliska od deszczu. Ból nóg i koszmar turystów. Znajduję pocztówki z kawałkami muru berlińskiego.
2. 03.09.2014 9 865 kroków 7,8 km 421 kcal 2,46 h Wyszłam dziś później. Mury budynków rozgrzane przez słońce i gdy się stoi obok, wysyłają do mnie cieplną energię. Na niebie samoloty i duch księżyca. Na furgonetce logo kominiarza. Pierwszy raz widzę logo kominiarza. Nie wiem czy też mam się chwycić za guzik na szczęście? Zadziała? Idę ulicami, które są nazwane od miast w Belgi – AntwerpenStrasse, BrusselStrasse. Ciekawe. Duża przestrzeń zapakowana do małego pudełka. Coś jak zabawa w dom, gdy było się dzieckiem. Dookoła wszystkie języki świata. Podoba mi się klimat salonów fryzur w dzielnicy. Rysuję i skubię paznokcie ze stresu.
3. 04.09.2014 21 352 kroków 17,2 km 738 kcal 3,47 h Żołędzie spadają z drzew na głowę. Pasewalker Strasse. Pasywny chodziarz. Puste sklepy, opuszczone bary są jak przestrzeń, która śmieje się z ludzi. Hahaha, wykurzyłam was stąd! Kojarzę nazwy niektórych ulic, inne mijam nie mogąc ich zapamiętać. Gdy natrafiam na znajome miejsca, to skręcam szybko w drugą stronę żeby poznać coś nowego. Trafiam na boisko koszykówki plażowej. Dziwię się, że furtka jest otwarta. Wchodzę jedną furtką, wychodzę drugą. Jakaś para chodzi na bosaka po piasku, urządzili sobie imitację wakacji. Uczę się niemieckich słów. Fleich. Mięso. Myślę, że to cudowne - przemieszać się.
4. 05.09.2014 23 173 kroków 17,5 km 935 kcal 4,50 h Duży ruch, dużo spalin i dużo słońca. Wszyscy bardzo swobodnie zostawiają swoje rowery na ulicy a ja tak zawsze martwię się o swój. To działa jak filtr na oczy. Czegoś nie widzisz, a potem to wszystko jednak widzisz. Mogę sobie wybrać na co będę zwracać teraz uwagę i widzieć tylko to. Na przykład cegły budynków. Buty ludzi, ich nosy. Mijam panią, która ma ręce złożone jak do modlitwy. Idę za nią przez chwilę. Zaczyna klaskać i znowu wraca do tego samego układu rąk. Dzwonek w szkole. Jak dobrze, że już nie muszę na niego reagować. Jakiś facet recytuje coś po niemiecku i mówi mi dzień dobry, przejeżdża karetka. Na chodnikach czasami małe ogródki – a w nich słoneczniki, pomidory, dynie. Zbieram z ulicy pierwsze kasztany w tym roku, część z nich rozjeżdżają rowery, część tramwaje, inne zabieram ja. Mija mnie dużo pięknych ludzi. Znowu karetka. Czytam nazwy wszystkich ulic po drodze.
5. 07.09.2014 8 815 kroków 2,4 km 467 kcal 2,30 h Flohmarkt w Mauerpark. Pozwalam się nieść tłumowi. Plejada kolorów i zapachów. Widowiskowo! Czuję się bardzo szczęśliwa. Myślę, że zakochać się w kimś w tak dużym mieście to prawdziwe wyzwanie. Słucham karaoke.
6. 08.09.2014 9 771 kroków 12,2 km 792 kcal 3,18 h Mój przyjaciel wymyślił kiedyś tytuł dla swojej przyszłej książki – Kieszenie pełne kasztanów. Ja mam kasztanów cały plecak. W mieście napotykam wiele wózków z supermarketów. Można by iść z takim wózkiem przez miasto zupełnie tak jak w sklepie i wkładać do niego to co się po drodze znajdzie. Rzeka i łabędzie, jeden z nich mocno trzepie skrzydłami i tak jakby skacze po powierzchni wody. Ulica braci Grimm. Na zegarze ulicznym 10:43. Czekam aż zamieni się na 44. Przede mną duże rondo, przechodzę przez 4 przejścia dla pieszych pod rząd. Znienacka rozpoznaję plac, na którym byłam 5 lat temu. Chyba mam niezłą pamięć do miejsc. Próbuję rozruszać stary mechanizm na ulicy. Działa! Leci woda a ja myję sobie ręce. Mija mnie pani, która ma na sobie te same buty co ja. Fascynują mnie porzucone w mieście rowery, mają złamane koła, rozkradzione ramy, czasem zostały już tylko same przypinki. Tata opowiedział mi wczoraj o pojęciu random walk. Że niby da się matematycznie zapisać prawdopodobieństwo z jakim człowiek porusza się po mieście i że każdy z nas zrobiłby to dość podobnie.
7. 09.09.2014 16 300 kroków 11,9 km 763 kcal 3,37 h Docieram do pomnika Eisenmana. Siła prostoty, mrowi mnie w tyle głowy. Jestem tu w labiryncie i chodzę tylko po liniach prostych. Absolutnie nie wierzę, że każdy mógłby przejść tędy w podobny sposób! Zjadam naleśnika z cukrem, za takiego samego kilkaset metrów bliżej centrum zapłaciłabym już o wiele więcej. Lubię obserwować jak te ceny w mieście się zmieniają. Na przejściu jeden z elementów sygnalizacji zwisa tak, że nie widać czy jest już zielone. Chodzę między wielkimi, wysokimi budynkami. Trochę dziś zimno. Ulice z żeńskimi imionami – Charlotta, Hannah. Wyobrażam sobie jak one mogą wyglądać. Oglądam suknie ślubne, depczę jesienne liście i słucham ich szelestu. W parku ktoś szaleńczo huśta się na huśtawce. Całe miasteczko ogródków działkowych, kolejny labirynt. Na ścieżce mam małe spotkanie z wiewiórką.
8. 10.09.2014 4 432 kroków 9,1 km 546 kcal 2,18 h Restauracja Papageno na ulicy Wagnera. Pomieszanie z poplątaniem. Jest tu uroczo, ale pewnie jeszcze lepiej wygląda to wszystko w słońcu. Oglądam kolorowe witraże w Kościele. Potem jem w deszczu lody czekoladowe.
9. 11.09.2014 8 137 kroków 6,9 km 387 kcal 1,53 h Z G. w galerii wspinamy się na drabiny. Szkoda, że ta różnica wysokości się nie zarejestruje.
10. 13.09.2014 4 460 kroków 3,4 km 167 kcal 1,03 h Zegar na Ratuszu wybija za kwadrans czwartą. Trafiam na sesję zdjęciową kilku par ślubnych w malutkim parczku. Na chodniku puste kartonowe pudełko, limonka, kapsel. Uliczna martwa natura. Jakiś piesek na ulicy dziwnie skomle kiedy przechodzę obok, rozbawia to jego właściciela. Idę tam, skąd dochodzą dźwięki głośnej kłótni. Ze skrzynek pocztowych wystają listy i gazety. Czekam pod kasztanowcami aż coś z nich spadnie. Ktoś woła imię mojej mamy.
11. 15.09.2014 4 943 kroków 10,2 km 594 kcal 3,13 h Woda z fontanny rozlewa się w kształcie litery M, tak jak logo McDonald’s . Chodzę dziś z T., który po sklepach szuka dla siebie zegarka. Z drzew zwisają dziwne strączki, inne mają na sobie numery porządkowe. Kręcimy się w kółko na takiej karuzeli, na której trzeba pedałować żeby nadać jej prędkość. Oglądamy mur. Potem koło przystanku autobusowego obserwujemy małą stłuczkę.
12. 18.09.2014 6 735 kroków 4,3 km 206 kcal 1,39 h Żyrafa z klocków lego. Zastanawiam się ilu z tych ludzi na ulicach już mijałam. Czy skojarzyłabym ich w innych fryzurach i ubraniach? G. opowiadała mi o różowych i niebieskich rurach, które biegną przez miasto, śmiejemy się, że to nimi przesyła się piwo. Linkstrasse. W centrum handlowym oglądam ludzi przez lornetkę w dużym zbliżeniu. Bogata dzielnica, T. robi w kółko zdjęcia panoramiczne. Budynek z kawałkami nieba na fasadzie.
13. 20.09.2014 5 717 kroków 4,4 km 283 kcal 1,15 h Jakoś tu bardzo fajnie. Budka policyjna. Trafiamy na wieczorną potańcówkę tanga. Przechodzę pod olbrzymią wierzbą. Z T. obserwujemy jak bezdomni kradną sprzed sklepu worek ziemniaków. Ulice zaczyna spowijać szarówka. Dużo sklepów z pięknymi wystawami, ale myślę, że nowe nietknięte rzeczy wydają się mieć w sobie coś obrzydliwego.
14. 21.09.2014 0 kroków 0,08 km 92 kcal 1,03 h Publiczna akcja Hamisha Fultona. Sztuka też jest takim labiryntem. Spaceruję dziś z dużą grupą ludzi. Zapoznaję się z zasadami i czekam na gong. Ruszamy bardzo powoli, tak wolno, że mój pedometr nie rejestruje żadnego kroku! Nogi ledwo podnoszą się znad ziemi. Z początku tempo jest nierówne, kroki stawiam ostrożnie, uważnie by nie zmarnować ani kawałeczka przestrzeni. Stopy równoległe, symetryczne, stopa za stopą. Po pewnym czasie takie właśnie tempo wydaje się być zupełnie naturalne. Każdy z nas jest elementem układanki i musi utrzymywać balans, uważać na osobę przed sobą i za sobą. W pewnym momencie spotykamy się z drugim wężem ludzi. Drżenie, gdy mijam kolejne osoby. To taka metafora, jak w życiu, jedni idą w skupieniu, inni nierozważnie, tanecznie, zawadiacko. Prawie na siebie wpadamy, jest ciasno, ale nigdy nie stoimy w miejscu. Przenoszę ciężar ciała z jednej strony na drugą. Nikt nie ma odwagi podnieść głosu, w powietrzu czuje się coś wzniosłego. Wygląda to wszystko jakbyśmy się kołysali jak pingwiny. Bez trudu rozpoznaję performerów, którzy mają za zadanie utrzymywać pewne tempo, idą inaczej niż wszyscy. Dzieło sztuki złożone z koncentracji innych ludzi, oddajemy ją na taką rzecz. Ciało zaczyna odczuwać zmęczenie.
15. 22.09.2014 4071 kroków 6,4 km 377 kcal 1,44 h Słońce migocze między drzewami. Im więcej chodzę tym bardziej różne części miasta układają mi się w głowie w jedną całość. Tak jakby następowały ruchy płyt tektonicznych i kolejne płaty miasta domykały się w całość kompozycji. Fotografuję wielką szklarnię. Znów ratuję kilka kasztanów przed zapomnieniem. Ktoś za mną idzie i głośno kaszle. Jakiś pan jedzie na desce, trzyma dwie belki i je w najlepsze żelki. Wygląda na to, że jest bardzo zadowolony z obrazu jaki stworzył. Mała dziewczynka z piłką tenisową. W parku znajduję hamak, czuć koniec lata. Do buta przylepia mi się liść.
16. 23.09.2014 4079 kroków 2,7 km 166 kcal 0,47 h To, o czym pomyślę pojawia się przed moimi oczami. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Tak daleko jak dziś jeszcze nie byłam. Spokojnie i cicho. Samochody, które spodobałyby się T. Wkraczam w dzielnicę jak z bajki. Aleja garaży i ścięte drzewo. Marzną mi ręce. Nad głową duże samoloty – znak, że lotnisko jest blisko. Ogródki działkowe Mobius. Wyobrażam sobie jak będę wyginać rysunek drutem do tej dzisiejszej drogi. Czym byłby w tej skali? Ogromną złotą rurą, która za mną pędzi? Zaglądam ludziom w okna i wyłapuję detale wyposażenia wnętrz. Pozostaję w stanie najwyższego skupienia. Znajduję 2 centy. Idę za różowymi śladami ze spreju. W pędach chmielu porzucony telewizor.
17. 25.09.2014 6009 kroków 7,2 km 328 kcal 1,56 h Nagłe napady deszczu. Oglądam jak z rzeki wyciągają szlam. Wdycham zapach świeżo skoszonej trawy.
18. 26.09.2014 5632 steps 5,4 km 277 cal 1,39 h Jestem dzisiaj w dzielnicy, w której moja mama spędziła miesiąc życia. Bliźniacza historia w innym czasie. Oglądam zarumienione jabłka na drzewach. Strasse 42. Komuś chyba skończyły się pomysły na nazwy ulic. Odkrywam, że niektóre ulice w mieście się dublują. Pasewalker Strasse już była.w