Prekursor Numer 4 Czerwiec

Page 1

Czerwiec 2014 N째4

prekursor

Ilustracja Sara Gancarczyk

kultura ponad wszystko


PREKURSOR ODKRYWCA

INNOWATOR

Pionier

Odnowiciel

NOWATOR

KRZEWICIEL

wynalazca

Zwiastun 2 | N째4 Czerwiec


Witaj! „Prekursor”- miesięcznik stworzony przez uczniów Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego przy ulicy Kilińskiego 25, jest kierowany przede wszystkim do młodzieży Sosnowca, a jego podstawowym celem jest szerzenie kultury, informacji i rozrywki. Chcielibyśmy, aby każdy chętny miał możliwość przyczynienia się do kreowania czasopisma, a także jego rozpowszechniania. Da nam to możliwość do integrowania się oraz zapoczątkowania długotrwałej przyjaźni pomiędzy nami, jak i również szkołami, które w przyszłości mogą stworzyć jedną społeczność. Kolejny nasz cel, jaki wyznaczyliśmy to zachęcenie do

zapoznania się z kulturą oraz propagowania aktywnych działań w tym zakresie na terenie całego Zagłębia. Umieszczając interesujące artykuły, poradniki oraz pomoce naukowe, opatrzone w ciekawe zdjęcia, będziemy szerzyć wśród młodzieży możliwość łatwego oraz przyjemnego pozyskiwania wiedzy. Nagłaśniając projekty, konkursy, warsztaty, spotkania oraz różnego rodzaju imprezy organizowane przez nasze centrum zachęcamy do zapoznania się z programem

poszczególnych szkół, a zarazem promujemy aktywne, przyjemne oraz pożyteczne spędzenie czasu wolnego, zaś wywiady i elementy rozrywkowe będą dodatkową atrakcją, która pozwoli nam spojrzeć na świat z innej perspektywy. Damian Żak

N°4 Czerwiec | 3


Czerwiec N°4 6

Z życia CKZiU Moje własne cztery ściany

12

Ja się nie napiję?!

14 16

WSztuka codzienności to Pinga

18

Dziecko w ciele dorosłego Zapomniany Młyn

20

Film, muzyka

22 Sztuka w obliczu człowieka

„Parodia Człowieka” - opowiadanie Wiktorii Sulik

4 | N°4 Czerwiec

26 28


PREKURSOR N°3 Czerwiec

Nasz profil na Facebook’u www.facebook.com/prekursorsc

Redaktor naczelny Damian Żak Szata Graficzna Damian Żak

Nasz blog www.prekursor.sosnowiec.pl

Redaktorzy Damian Żak Dominika Jawor Jakub Śmiglewicz Kamil Borkowski Mateusz Blacha Michał Młyński Natalia Niedbałka Korekta mgr Anna Wiśniewska mgr Aneta Gil mgr Dorota Skowronek mgr Bożena Fulas

CKZiU www.ckziu25.sosnowiec.pl

SOSNOWIEC

Menadżer medialny Kamil Bartkiewicz Kontakt telefon redakcja: 794 566 130 e-mail: prekursor@outlook.com Wydawca Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu, ul. Kilińskiego 25

N°4 Czerwiec | 5


Z życia CKZiU

Warto czy nie warto, być członkiem Unii Europejskiej ?

Mateusz Blacha

Kilka refleksji inspirowanych dziesięcioletnią obecnością Polski w UE.

W

ielu ludzi narzeka na to, że wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. Mam na ten temat inne zdanie, ponieważ dostrzegam, jak wiele członkostwo w UE dało nam Polakom. Jestem uczniem Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu przy ulicy Kilińskiego 25. Mam przyjemność brać udział w projekcie, który jest finansowany właśnie z UE. Nosi nazwę ,,Mam zawód- mam pracę w regionie”. Nie pochodzę ze szczególnie zamożnej rodziny, więc zebranie pieniędzy na prawo jazdy zabrałoby mi sporo czasu. Dzięki temu projektowi mam szansę uzyskać ten dokument

6 | N°4 Czerwiec

za darmo. Środki, które musiałbym wydać na kurs, zostają mi w kieszeni. Ktoś powie, że tysiąc złotych to niewiele, ale w sytuacji rodziny, w której pracuje tylko jedna osoba, jest to niewątpliwie bardzo dużo. Kolejną korzyścią z bycia członkiem państw wspólnoty są finansowane ze środków unijnych praktyki zagraniczne. W ich ramach moi koledzy z Technikum nr 4 Transportowego wyjeżdżają za granicę, nie martwiąc się kosztami zakwaterowania czy przelotu. Na miejscu pracują i doskonalą język, ale również zwiedzają. Uczniowie mojej szkoły wyjechali na przykład na miesiąc do angielskiego Portsmouth w ra-

mach projektu „Dobry zawód - pewna przyszłość”, współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego oraz do włoskiej, nadmorskiej miejscowości Rimini w ramach projektu „Pierwszy krok do kariery zawodowej” programu Uczenie się przez całe życie. Z tego, co wiem, to uczniowie z innych szkół mojego Centrum byli na praktykach finansowanych przez Unię Europejską w Czechach, Hiszpanii, Niemczech, a wkrótce kolejna grupa wyjedzie do Francji. Dzięki takim projektom możemy spełniać marzenia o podróżach, poznawać ciekawe miejsca, zwyczaje, osoby, gromadzić kapitał na przyszłość.


Ze względów finansowych moi rówieśnicy często spędzają wakacje w mieście, ewentualnie wyjeżdżają do babci czy cioci, a tymczasem w tym roku, ja oraz moi koledzy i koleżanki, możemy przez miesiąc pracować za niemałe pieniądze, a później wyjechać na wymarzone wakacje. A wszystko to, dzięki projektowi „Staże dla uczniów CKZiU szansą na lepszy start, również współfinansowanemu przez EFS. Jako mieszkaniec Zagłębia dostrzegam też, jak zmienia się nasz region. Stare, szare mury

nabierają kolorów, budynki są docieplane, a poziom wrażeń estetycznych zdecydowanie rośnie. Rozwój wielu terenów rekreacyjno- turystycznych, budowa obiektów sportowych, niby nic, a tak wiele. Nie zapominajmy jednak o tym, że UE to nie tylko sfera finansowa, to również możliwość swobodnego podróżowania po części państw członkowskich bez paszportu. Parę lat temu przeżyłem taką sytuację, kiedy z powodu braku paszportu nie mogłem przekroczyć granicy Czech. Nie-

trudno sobie wyobrazić, jak się czuje dziecko, które chce gdzieś wejść, a ktoś mu nie pozwala. Teraz już nie przeżyłbym takiej traumatycznej sytuacji. Wystarczy dowód osobisty i Europa staje przede mną otworem. Mnie, jako młodemu człowiekowi, Unia Europejska otwiera wiele perspektyw, za co bardzo dziękuję. Gdyby Polska w 2004 roku nie weszła do UE, byłbym o mnóstwo wrażeń uboższy i pewnie z większą obawą patrzyłbym w przyszłość.

Fot. CKZiU

Pola Nadziei 23 maja br.uczniowie naszej szkoły uczestniczyli w Marszu Nadziei organizowanym przez Hospicjum Św. Tomasza w Sosnowcu. Akcja została zorganizowana, jak co roku, w celu rozreklamowania takiej instytucji jak Hospicjum i uświadomienia lokalnej społeczności potrzeby wspierania różnych form działalności charytatywnych.

Hospicjum to instytucja pomagająca ludziom nieuleczalnie chorym. Zapewnia im pomoc lekarską, jak również służy wsparciem w trudnych momentach. Wyruszyliśmy spod gimnazjum nr 16 przy ulicy Legionów. W marszu uczestniczyły szkoły z całego Sosnowca; przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja i szkoły średnie. Wszyscy uczestnicy

mieli na sobie żółty kolor. Pogoda również dopasowała się do nas kolorystycznie, cały czas świeciło słońce. Niektórzy z nas mogli poczuć się jak prawdziwe gwiazdy i udzielić wywiadu dla Telewizji Katowice, która cały czas nam towarzyszyła. Marsz zakończył się wspólnym zdjęciem, które będzie umieszczone w Dzienniku Zachodnim.

N°4 Czerwiec | 7


Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego

www.ckziu25.sosnowiec.pl

Technikum Nr 2 Architektoniczo -Budowlane Technikum Nr 4 Transportowe VIII Liceum Ogólnokształcące im. C.K. Norwida Technikum Nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska

Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 2

Technikum Nr 5 Samochodowo -Mechatroniczne Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 3 Architektoniczno -Budowlana

Liceum Ogólnokształcące dla Dorosłych Szkoła Policealna dla Dorosłych Technikum Uzupełniające dla Dorosłych

Zasadnicza Szkoła Zawodowa

Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 7 Samochodowo -Mechatroniczna

8 | N°4 Czerwiec


Być reporterem… Fot. CKZiU

Być reporterem…

T

aki tytuł miały warsztaty dziennikarsko –fotograficzne, które odbyły się w CKZiU Technikum nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska w Sosnowcu. W zajęciach uczestniczyli także uczniowie klas o profilu dziennikarskim z Gimnazjum nr 16 w Sosnowcu. Do nich słowo wstępne skierował redaktor naczelny „Prekursora” uczeń Technikum nr 6 -Damian Żak, który zachęcił młodych ludzi do współpracy przy wydawaniu miesięcznika literacko-kulturalnego. Młodzież podzielona na cztery grupy kolejno brała udział w warsztatach, które dotyczyły emisji głosu oraz podstawowych sztuczek, jakie może zastosować w zawodzie dziennikarza, aby uzyskać od swojego rozmówcy informacje potrzebne mu do przygotowania materiału prasowego lub telewizyjnego. W każdym

z bloków, w pierwszej części uczniowie razem z Konradem Bilskim wykonywali ćwiczenia na rozgrzanie narządów mowy oraz z zakresu emisji głosu, pomocne przy dłuższych wystąpieniach publicznych, czy też prowadzeniu długiego wywiadu z rozmówcą. Z kolei w drugiej części spotkania młodzież mogła wysłuchać szeregu ciekawostek związanych z pracą dziennikarza, o czym przekonująco opowiedziała Izabela Kieliś. Uczniowie chętnie zadawali pytania i aktywnie uczestniczyli w rozmowie, która niemal w każdej z grup zmierzała w kierunku dyskusji ocierającej się rozważania dotyczące etyki dziennikarskiej, a więc tego, jak daleko przedstawiciele mediów mogą posunąć się w swojej pracy. Pracownikom Humanitas

udało się pozyskać zainteresowanie również ze strony tych uczniów, którzy nigdy nie myśleli o karierze. Warsztaty zakończyły się quizem i dyskusją na tematy związane z prawem prasowym. Szczególne poruszenie wywołały tu kwestie związane z prawem autorskim, o czym wspomniał nauczyciel fototechniki p. Jerzy Rzechanek. Podczas pokazu zdjęć uczniowie mogli sprawdzić swoją spostrzegawczość, a także wymienić opinie na temat wartości artystycznych, jakie niesie ze sobą fotografia. Znalazł się także czas na prezentację różnych aparatów i obiektywów oraz praktyczne wskazówki związane z ich użytkowaniem. Organizacją całości zajęła się nauczycielka wiedzy o kulturze i j. polskiego Technikum nr 6 p. Bożena Fulas.

N°4 Czerwiec | 9


Fot. Damian Żak

Michał Młyński „twarzą” Humanitas!

P

o długich i burzliwych naradach jury konkursu „Zostań twarzą Wyższej Szkoły Humanitas” wyłoniło piątkę laureatów, którzy już wkrótce staną przed obiektywem aparatu, a następnie ich twarze będą promowały uczelnię w jej kampaniach reklamowych. Konkurs na Twarz Humanitas adresowany był do pełnoletnich mieszkańców Sosnowca, którzy chcie-

10 | N°4 Czerwiec

liby spróbować swoich sił w fotomodelingu oraz reklamie. Zadanie było proste. By wziąć udział w rywalizacji należało przesłać drogą mailową dwa zdjęcia prezentujące twarz i sylwetkę kandydata. - Do konkursu namówiła mnie moja polonistka, p. Bożena Fulas, współpracująca z wyższymi uczelniami, za co bardzo jestem jej wdzięczny! Okazało się bowiem, że

zdobyłem II miejsce –mówi Michał Młyński z kl. III om Technikum nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska. Laureaci otrzymają nagrody pieniężne oraz bonifikaty na naukę w Wyższej Sz ko l e H u m a ni t as , a l e przede wszystkim wezmą udział w sesji zdjęciowej, której efekty będzie można następnie obejrzeć między innymi w materiałach promocyjnych uczelni.


Fot. CKZiU

Porozumienie o współpracy CKZiU w Sosnowcu, a GWSP w Chorzowie 5 czerwca 2014 r. zostało podpisane porozumienie między Górnośląską Wyższą Szkołą Przedsiębiorczości im. K. Goduli w Chorzowie a Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu przy Kilińskiego 25. Na spotkaniu GWSP reprezentowana była przez prof. zw. dr hab. Andrzeja Klasika– Rektora uczelni, natomiast CKZiU przez dyrektora mgr. inż. Jacka Górskiego Na podstawie zawartego porozumienia zobowiązano się do tworzenia warunków do wzajemnej współpracy i integracji środowiska szkolnego i akademickiego, wspierania przedsięwzięć

służących wspólnemu dobru oraz promocji w kraju i poza jego granicami. Uczelnia będzie również organizować dla uczniów klas przedostatnich oraz klas maturalnych cyklu wykładów otwartych na terenie uczelni, propagujących wiedzę z zakresu grafiki, przedsiębiorczości, podejmowania i organizowania własnego biznesu, integracji z Unią Europejską, umiejętności komunikowania się i innych dziedzin. Uczniowie będą mieć m.in. też możliwość uczestniczenia w spotkaniach i dyskusjach otwartych organizowanych w ramach Wszechnicy GWSP. Również

nauczyciele- dzięki współpracy- otrzymają pomoc metodyczną w ramach zajęć z przedmiotów ekonomicznych, a także możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji poprzez uczestnictwo w warsztatach i kursach doskonalących. Na spotkaniu obecne były: Joanna Żyta-z Działu Promocji i PR GWSP oraz mgr Bożena Fulas , nauczycielka języka polskiego Technikum nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska w CKZiU. Koordynatorką współpracy między szkołami wyższymi a CKZiU w Sosnowcu ( Kilińskiego 25) jest wicedyrektor szkoły mgr inż. Ewa Bartosiewicz.

N°4 Czerwiec | 11


Ethereal-Mind

Moje własne cztery ściany

C

isza… nikt nie rozmawia, nie śmieje się. Tylko w oddali słychać dźwięki dobiegające z telewizora. Sąsiedzi z góry wciąż się kłócą, ktoś wychodzi z psem. Wszystko jest dobrze? Na co dzień nie dostrzegamy cierpienia osób, z którymi mieszkamy. Dlaczego po raz kolejny musimy zadawać pytanie: –„Czy naprawdę musiało się stać coś złego, by ktoś zareagował?” Odpowiedź brzmi tak! Żyjemy w coraz większym pośpiechu i przestajemy reagować na „dziwne” zachowania otaczających nas ludzi, a nawet własnych dzieci. Każdy chce mieć swój pokój, swoje mebelki, komputer. Czy nie wydaje Wam

12 | N°4 Czerwiec

się, że zbyt często zamykamy się w tych czterech ścianach, odcinając się od rodziny? Może czasem warto po prostu na nią popatrzeć. Sama, gdy kiedyś postanowiłam wyjść ze swojej „norki” i spojrzałam na mamę, dostrzegłam, jak mocno życie odcisnęło na jej twarzy swoje piętno. Nie zauważałam tego na co dzień. Ostatnie zdanie pewnie wyda Wam się banalne i jestem przekonana o tym, że nie zrobi na Was wrażenia. Tak często przecież słyszymy podobne stwierdzenia. Nie będę nikogo przekonywać o jego słuszności, kiedyś każdy sam to dostrzeże. Przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie. Ro dzicom w ygo dnie jest dać swoim pociechom

„wszystko”. Nie zdają sobie sprawy z tego, że dla dziecka może to być początkiem dramatu. Dorośli zapewniają „potrzebne” gadżety i mają dziecko z głowy. Wszystko wydaje się być w porządku do czasu, gdy młody człowiek przestanie z nimi normalnie rozmawiać. Potem będzie już tylko mijanie się na trasie łazienka- kuchnia- pokój. Na pytanie dotyczące szkoły odpowiadasz: „spoko”, „po staremu”, „normalnie”. Czy na pewno wszystko jest w porządku? Skoro przestajemy rozmawiać ze swoimi rodzicami, unikamy ich, stajemy się opryskliwi, to być może zaczynamy do nich żywić jakąś urazę, która narasta i staje


Natalia Niedbałka się trudną do usunięcia blizną. Jestem pewna, że każdy z Was wie, o czym mówię. Doświadczeni psychologowie, terapeuci, szkolni pedagodzy – wszyscy postawią diagnozę i będą mądrze mówić o problemach wieku dorastania, złym wpływie środowiska czy uzależnieniach. Specjaliści do spraw rodziny, często stara panna lub rozwodnik, chętnie podzielą się swoją teoretyczną wiedzą i odnajdą w Tobie źródła zła. Dlaczego nie obwiniamy obydwu stron o lenistwo i zaniedbania w pielęgnowaniu codziennych relacji?! Uwikłani w codzienne życie oboje rodzice muszą pracować, by zapewnić nam byt. Ale jaki

to byt w ciszy? Więc wychodzimy do ludzi, na melanże, do „ziomeczków”, chłopaków i dziewczyn. Szukamy wsparcia, kogoś, kto wysłucha, zrozumie, pomoże. Ludzie to zwierzęta stadne i nie mam co do tego wątpliwości. Czasem znajdujemy przyjaciela, życzliwą duszę, jednak nie zawsze. Problemy narastają, piętrzą się jak woda po efekcie cieplarnianym, aż w końcu nas zaleją. Kłopoty z partnerem, szkolne porażki, a potem nieodparta chęć sięgnięcia po używki. Zaczynamy wariować z braku… właśnie, czego? Zmierzając do sedna sprawy pytam, dlaczego musi dojść do katastrofy, by nasi

najbliżsi dostrzegli nasz dramat? W tym artykule zadaję dużo pytań, bo sama nie znam na nie odpowiedzi. Piszę go po to, by zwrócić uwagę na „chorobę rodzinną”. Chcę się podzielić swoimi przemyśleniami. Bo kto zna osobę, która ma świetny kontakt z obojgiem rodziców? Ja nie znam. Jeżeli znacie, to przyjrzyjcie się uważnie, czy to przypadkiem nie pozory, maska, pod którą świetnie ukryte są prawdziwe oblicza. Może tak już musi być? Może jest to wynikiem zbyt dużego podobieństwa charakterów wśród współlokatorów? Tak wiele rzeczy wpływa na złe relacje, a tak rzadko zastanawiamy się nad tym, jak je poprawić.

N°4 Czerwiec | 13


14 | N째4 Czerwiec


Ja się nie napiję?!

I

dziemy na piwo? Jak często słyszysz to pytanie, bo ja, mimo niewielu znajomych dość często. Chcesz być PRO, więc idziemy na PROcenty. Urwane filmy, nieprzespane noce, różne fazy, zmiana tożsamości, pierwsze kroki, wzloty i upadki, punkt zwrotny a na koniec kac. Jak rozpoznać granicę, kiedy barier brak i czy utratą kontroli musi kończyć się kolejna impreza? Napić się jest fajnie, (co prawda jeszcze tego nie rozumiemy, gdy mamy zaledwie 13 lat), lecz dostęp do tego wcale nie jest trudny, wręcz rozpowszechniony. Młody dzieciak, patrząc jak tatuś po pracy pije zimnego browarka lub starszy brat wychodzi wieczorem…, jest narażony na czynniki zewnętrzne ,skłaniające go do szybkiego spróbowania trunku, bo „ jak inni mogą, to ja też”. Wódka to problem czy nie problem? To tak, jak spytać, czy piwo to alkohol czy nie? Nikt i nic nie da Ci odpowiedzi, ale przynajmniej sprawi, że zapomnisz o pytaniu.

Michał Młyński

Siedząc prz y lampce wina, czekam na przyjaciela, który przynosi następną butelkę. Niby nic, jednak już jest weselej. Przychodzą spóźnieni goście, przynosząc kolejne butelki i czerpiąc radość z picia w doborowym towarzystwie. Picie wina to przecież „wyższa półka”, jednak pierwsze zawahania równowagi odczuwamy. Alkohol jest dla wszystkich, więc pij... Pytałem się, czym on jest dla Ciebie i jedna z odpowiedzi mnie zmusiła do zastanowie nia: „Alkohol to sposób na zachowanie równowagi psychicznej kosztem równowagi fizycznej” Niesamowite, ile radości daje jedna szklanka whisky a przyjemności cała butelka. Zatapiamy w niej smutki, gdyż pijemy, bo jesteśmy nieszczęśliwi, pijemy, gdy radość ogarnia nasze ciała oraz, aby uczcić sytuację, która nam się przydarzyła. Zamknięte koło toczy się, wciągając w wir: tocząc się i rozpędzając uciekamy coraz dalej, bo wiemy, że da nam to szczęście. Jednak nie

wiecie, jak właśnie to koło wygląda z widoku drugiej osoby, gdy na swojej koszulce zobaczycie odbitą twarz sławnej postaci z resztkami ostatniego obiadu. Krótka piłka, ciecz, która rozplątuje język, cementuje przyjaźń, zawiązuje znajomości i prowadzi do rozwiązłości. Uroki zataczających się nastolatków o północy przez moje osiedle… Przecież chcieliśmy wrócić tak, by rodzice nie usłyszeli...cały blok słyszał. „Już więcej nie piję”- powiedział Jasiek w zeszły wtorek, uderzając 15 min. temu głową w szafę i twierdząc, że korniki nie pozwalają mu spać… A jak złamałeś sobie rękę? - No wiesz, jest kilka wersji... Pamiętam również i moją imprezę, gdy jako gospodarz mogłem wypić dwa szybkie albo trzy migiem, (to prawie to samo, co cztery na jednej nodze), wziąłem, więc osiem tak dla równowagi, lecz z równowagą mało to miało wspólnego. Alkohol nie czyni człowieka ani mądrym, ani głupim. On tylko sprawdza, czy mamy rozum.

N°4 Czerwiec | 15


W codzienności

W

staję rano, włączam telewizję. Może to błąd? Kłamstwa na każdym kroku, ciągłe wpychanie się w nasze życie. Mass media kierują nami, one mówią, jak mamy żyć, kształtują nasz światopogląd, sugerują, na kogo mamy głosować w wyborach. Mam osiemnaście lat, a dopiero teraz widzę, jak przez lata telewizja mnie oszukiwała i bezkarnie na mnie zarabiała. Milion ogłupiających reklam, emitowanych od wielu lat, pewnie zrobiło już swoje. Wchodzę do szkoły, trzeba się uczyć, ale to raczej normalne, jeśli chcę mieć w przyszłości dobre wykształcenie, a co za tym idzie pracę. Idę na lekcję matematyki, następnie na lekcję języka polskiego. Dzień kończę przedmiotami zawodowymi. Po zajęciach szybko kieruję się w stronę prywatnej szkoły, dla której kolportuję ulotki. Sześć piętnaście brutto na umowę zlecenie. Nie da się zarobić w tej pracy sensownie, ale na moje podstawowe potrzeby wystarcza. Rodzicom też wpadnie coś do portfela. Zależy mi na tym, żeby żyło im się chociaż troszkę lżej. Wkładam koszulkę firmy, którą reprezentuję, i staję na środku placu zwanego ,,centrum miasta”. Wyciągam ulotki, podnoszę wzrok. W prawej ręce plik karteczek, w lewej tylko jedna. Po kilkunastu sekundach zaczynam pracę, zachowuję się jak robot. Prawa, lewa, prawa, lewa - i tak do skończenia się ulotek. Czasem zdarzają się mili ludzie, którzy się do mnie uśmiechną, no cóż, świat nie jest kolorowy. Trafiają się też bardzo negatywnie nastawione do mnie osoby. Znają mnie? Nie. Lubią? Nie. Dlaczego tak reagują? Nie wiem. Wyrwą perfidnie

16 | N°4 Czerwiec

garść ulotek albo zwymyślają i sprowadzą do poziomu Titanica. Lecz ja z kamienną twarzą odchodzę dalej. Nie mogę zareagować, ponieważ trzeba być miłym dla każdego, nawet dla osób niewychowanych. Liczą się tylko pieniądze firmy. Może kiedyś ten gburowaty człowiek do nas przyjdzie, a przecież „ulotkowicz” zawsze może odejść - tak myśli pracodawca. Wracam ulicami osiedla do domu. Przechodzę obok miejsca, w którym bawiłem się w wieku siedmiu, ośmiu lat. Kiedyś cudownie zielony trawnik porośnięty sosnami i bzem - dziś plac budowy. Po powrocie do domu pytam ojca czy wie, co tam się dzieje. Odpowiedź, która pada z jego ust, jest krótka, dosłownie jednowyrazowa – parking. Kolejny, mamy już trzy na osiedlu, ale lepiej więcej niż mniej. Przecież grill rozpalony na rozgrzanym słońcem betonowym kwadracie, wśród zaparkowanych aut jest marzeniem moim i moich sąsiadów. Z kuchni dobiega głos mamy – obiad. Wreszcie po ciężkim dniu coś sobie zjem. Po skończonym posiłku wstaję od stołu, odnoszę naczynia do zlewu i znowu słyszę głos. Tym razem tata chce, żebym zabrał się do odrabiania lekcji. Ze spuszczoną głową i grymasem na twarzy idę do pokoju. W międzyczasie pomyślę o kolejnym dniu, który mnie czeka. Usypiam zmęczony. Następnego dnia powtarzam mnóstwo tych samych czynności. Myślę sobie, że moje życie powoli staje się bardzo monotonne. Wracam ze szkoły, otwieram drzwi i od razu słyszę głos ojca. - Słyszałeś? Zastanawiam się, o co może chodzić. Po chwili dostaję od-

Mateusz Blacha powiedź, która mnie paraliżuje. Babcia idzie do szpitala, chodzi o płuca. Według wstępnych badań - rak. Wszystkie informacje potwierdzają się dwa miesiące później. Nowotwór lewego płuca – drobnokomórkowy. Ten czas był trudny. Złe oceny w szkole, ciągłe myśli o tym, jak to wszystko będzie. Dzisiaj odwiedzam babcię w szpitalu na oddziale pulmonologii i chorób płuc, na sali chemioterapii. Przepraszam, ale zastanawiam się czy nie jest to jakiś obóz survivalowy. Własny kubek, talerz, czajnik, a nawet papier toaletowy. Telewizja owszem ogłupia, ale co pozostaje osobom chorym, przykutym do łóżka. Z miłą chęcią włączą sobie jakieś komercyjny program typu paradokument. No, ale tu czeka niespodzianka. Nazywa się telewizja szpitalna. Od lat znana w każdym szpitalu, ja w nich nie bywam, więc jest to dla mnie nowość. Wrzuć pieniążki: złotówka, dwie lub pięć. I według przelicznika telewizji szpitalnej złotówka – godzina, dwa złote – trzy godziny, a najlepiej wrzuć piątkę, wtedy przyjemność będzie trwała dziewięć godzin. Babcia ma złotówkę, chce, chociaż na godzinę włączyć telewizor. No niestety nie jest jej to dane. Chociaż na połykaczu monet widnieje symbol złotówki, to automat nie chce jej przyjąć. Złośliwość rzeczy martwych czy czyjeś świadome działanie? Siadam obok babci. Patrzę na jej twarz. Próbuje być silna, aby nie pokazać mi, że się martwi. Działa to również w drugą stronę. Ja też zachowuję kamienną twarz, nie ujawniam emocji. Przytulam się do niej i już nie interesują mnie moje problemy. Miałem dla niej bardzo mało czasu, za mało.


bluesounet

N째4 Czerwiec | 17


Der-Krampus

Dziecko w ciele dorosłego

D

zieląc swoje życie na etapy: dzieciństwa, dorosłości i dalekiej starości, zasiadamy w wyimaginowanym pokoju, budując za sobą cień, w którym osadzamy elementy przebyte, uznając je już za zakończone. Dziecięce widma są lustrzanym odbiciem wnętrza człowieka, szczelnie zamknięte w obrębie cienia, pozornie martwe. Jednak jest to tymczasowy bezruch, a nawet więcej: widma sięgają po twarze właścicieli, zajmując tymczasowo ich oblicza. Zdarzenia następujące po tym, niezgodne z naszymi intencjami, zaliczamy ukradkiem do „chwil słabości”, zakrywając niechciane cechy „zamroczeniem”, idealizując tym samym swoją postać. Pokoje, w których przebywamy, nieistniejące w rzeczywistej przestrzeni są niejako odbiorem tej rzeczywistości przez nas. Postacie obecne poniżej – zarówno osoby jak i symboliczne misie, lalki, mają odwzorowanie w żywych ludziach, mogą odnieść się do każdego, w zależności od interpretacji.

18 | N°4 Czerwiec

Wyobraźmy sobie poważnego Biznesmena, siedzącego na wygodnym fotelu w bardzo ciemnym pomieszczeniu – pomieszczeniem będą obowiązki, praca, podwładni i współpracownicy – słowem przytłaczająca rzeczywistość. Ważną właściwością tej specyficznej ciemności tam panującej jest przekształcanie i zakrywanie wszystkich elementów, budując z nich fałszywy obraz. Jedynym źródłem światła jest lampa biurowa skierowana na postać siedzącego. Jasny krąg niech będzie przestrzenią wewnętrzną naszego „bohatera”, do którego oczywiście jedynie on ma świadomy wstęp. Z tyłu za fotelem w głębszym cieniu kryją się „widma”, ale o tym zaraz. Blask lampy pada jeszcze na dwie szmaciane lalki, będące niejako częścią pokoju, jak i „własnością”, czy też bardziej celem człowieka. Określmy je jako istoty żywe, co więcej jako ludzi bądź ewentualnie za materialny cel. Czym będą konkretnie pozostawiam Waszej wyobraźni. Teraz pora na pierwsze „widmo”.

Dominika Jawor Widmo kryje się w cieniu, niedostępne dla biznesmena, wchodząc jednak w skład kręgu jego wnętrza. Niech będzie chłopcem – wątłym, ciągle zapłakanym, którego płacz jest oczywiście niesłyszalny dla otoczenia. Co jest powodem płaczu? Otóż chłopiec próbuje wstąpić w świadomą część jasnego kręgu, sięgnąć po pożądaną laleczkę. Sięgnąć jednak nie może mimo prób, zawsze powstrzymywany albo przez ciemność pokoju, która mogłaby rozpamiętywać je, przekształcając w coś zbyt odbiegającego od rzeczywistości albo też przez silną rękę biznesmena. Siedzi on zatem za fotelem i czeka cierpliwie na odpowiedni moment, by czmychnąć w stronę celu. A co w końcu z tymi szmacianymi laleczkami? Otóż są. Całkiem odmienne od wyobrażeń Biznesmena, gorzej, nie są w ogóle tym, czego on naprawdę pożąda. Jedna z naderwaną głową i rozprutym podbrzuszem. Druga z pękatym brzuszyskiem, ale z głową pustawą, niedopchaną, a przede wszystkim z igłami po wkłuwanymi


w pluszowe ramiona. Tego jednak Biznesmen widzieć nie może, bo w pokoju panuje ciemność. Co się stanie, gdy dziecięce widmo wydobędzie się jednak na chwilę na zewnątrz, zastąpi twarz Biznesmena i sięgnie po którąś z laleczek? Gdy dostrzeże brudy pod kolorowymi ubrankami laleczek, prawdziwe skazy? Wtedy ujrzymy drugie widmo. To, które siedzi znacznie głębiej niż nasz chłopiec, na dnie cienia. To zdecydowanie pozornie łagodne widmo zagnieździ się na stałe w głowie, szepcąc i popychając całą postać do pewnych czynów… Teraz nieco inaczej – nie o sięganiu po cel, a o zabawie. Zamiast laleczek posłużymy się teraz misiami – również w odniesieniu symbolicznym. Symbolika tym razem odnosi się wyłącznie do ludzi i to nie dorosłych, a dzieci. Znajdujemy się w miejscu zabaw pewnej osoby – bardzo pięknym ogrodzie pełnym róż. Ogród również jest krzywym obrazem rzeczywistości. Z tyłu, jeśli dobrze się przyjrzymy, dostrzeżemy drut kolczasty odgradzający ten wewnętrzny teren od intruzów. Bowiem ogród jest tak piękny, że właściciel nie może dopuścić do jego

zniszczenia, nawet jeśli oznacza to przebywanie jedynie we własnym światku. Na ławce w cieniu rzucanym przez pobliskie drzewo siedzi Kobieta pogrążona w ciężkiej pracy. Pod jej nogami leżą porozpruwane i wybrakowane misie, które nie mogąc już spełnić wymagań zostały z żalem odrzucone i napiętnowane oskarżeniem o rzekomych pazurach ukrytych w pluszowych bebechach, raniących delikatną kobietę. W objęciach Kobiety są kolejne dwa misie, pochodzące z niej samej, będące efektem przypadku, ukształtowane jednak dzięki ciężkiej pracy. Z wielką cierpliwością i dokładnością godną podziwu, otwiera ona głowy pluszaków, wybebesza, a następnie ponownie napycha plusz, jednak innej konsystencji i budowy, spreparowany z własnych przekonań. Misie faszerowane tak od swojego początku posłusznie poddają się zabiegowi, nie próbując nawet wyjrzeć poza krańce ogrodu. Tak przygotowane zabawki Kobieta prezentuje fałszywemu otoczeniu. Z czasem jednak im starsze są nasze misie, tym częściej zdarza , że nie postępują zgodnie z tym, co napchano im do głów. Czasem plusz

zmienia swą konsystencję czy też barwę pod wpływem czynników docierających coraz wyraźniej spoza drutów kolczastych. Misie budują swoją własną rzeczywistość, dopuszczają do siebie intruzów, którzy podważają, niezaprzeczalne przecież, racje Kobiety. Odkształcają się, odbiegają od porządku ustanowionego w ogrodzie. Co robi wtedy Kobieta? Nie rozumie , dlaczego te zabawki tak pieczołowicie przygotowane psują się. Następuje reakcja obronna. Kobieta nakłada straszną, tragiczną , spod której wypływają strugami niszczycielskie słowa, rozpruwające delikatne materiały misiów. Szał musi jednak minąć, ustępując próbom załatania. Zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne niekontrolowane starcia, pociągają za sobą pasmo stanów i elementów zmuszających do konfrontacji z rzeczywistością odmienną niż widziana przez pryzmat pokojów i ogrodów. Wszystko to jako nieodłączny element wewnętrznej walki pomiędzy dzieckiem a dorosłym skutkuje z czasem czymś, co dumnie nazywamy doświadczeniem.

N°4 Czerwiec | 19


Fot. Jakub Śmiglewicz

Zapomniany Młyn Chyba w „Słowiańskim rodowodzie” Leona Beynara (ps. Paweł Jasienica) przeczytałem znamienne także dla naszej dzisiejszej postawy kulturalnej określenie, że „chodzimy ślepi po własnej ziemi”. Jak jest ono trafne, przekonałem się wiosną tego roku. Wybrałem się bowiem z kolegą na poszukiwanie skarbów. Czy w Zagłębiu są jakiekolwiek skarby? Naturalnie! Cała masa, ale trzeba wiedzieć, gdzie szukać. Wiele z nich jest z dawna zapomnianych. Pomoc w ich znalezieniu oferuje portal opencaching.pl – warto z tej pomocy skorzystać. Zanim przejdę do właściwej opowieści – jeszcze jedna dygresja. Otóż uwielbiam mapy miejsc mi bliskich,

20 | N°4 Czerwiec

Jakub Śmiglewicz

a w szczególności stare mapy miejsc, które znam dziś. Wiele razy wpatrywałem się w mapę województwa krakowskiego z okresu Sejmu Wielkiego, wydaną przez Polską Akademię Umiejętności w 1929r. Pozwala ona odkryć znaczenie i sens miejsc, które dziś uważamy za mało istotne, brzydkie, nieprzydatne. Pozwala zrozumieć moje otoczenie, a przez to mnie samego, to, kim jestem. Gorąco polecam się z nią zapoznać! Wiele razy odczytywałem nazwę Szałas znajdującą się w pobliżu Strzemieszyc. Dziwiła mnie, ale można powiedzieć, zamknąłem na nią oczy. Dopiero, kiedy kolega podał mi nazwę skarbu, który mamy odkryć w Strzemieszy-

cach – Młynareczka z Szałasu – doznałem olśnienia. Niczym św. Paweł odzyskawszy wzrok, zacząłem łączyć fakty; zajrzałem do mapy dawnego woj. krakowskiego. Szałas na mapie to stary młyn! Nie wiem, czy ludzie wiedzą o jego istnieniu. Jako dziecko mijałem go dziesiątki razy, nigdy nie byłem jednak w stanie go dostrzec. Zimądroga przy której ów młyn stoi -jest jeszcze mniej popularna niż latem, a latem z drogi nie widać go w ogóle, dzięki maskowaniu zieleniących się krzewów i drzew. Przeciskając się przez nie, żeby zobaczyć czym młyn jest dzisiaj, czułem ogromne podniecenie. Niemal biegłem w jego stronę. Ciężko opisać


radość, jaką sprawił mi widok tej ruiny. Dlaczego? Jak już napisałem, dzięki mapom jesteśmy w stanie odkrywać znaczenie miejsc, ale dopiero obecność w tym miejscu, wysłuchanie jego historii, jest w stanie pomóc nam określić czy i jaką część naszej tożsamości dany obiekt czy przestrzeń stanowi. Co ma jakiś stary młyn do tożsamości? Jest to ślad gospodarki minionych wieków. Kiedy dzisiaj kupujemy świeżutki chlebek, nie myślimy, ile pracy trzeba, by powstał. Kiedyś młyn był jednym z ważniejszych etapów jego produkcji. Ziarna zbóż muszą być dokładnie zmielone. Wykorzystywano do tego siłę nacisku wody. Do tego młyna zwożono plony z okolicznych pól, a może i z dalszych miejsc. Świadczy to o rolniczym charakterze naszych ziem. Kto dzisiaj ją uprawia? Nie musimy tego robić, nie opłaca się nam. Nagle uświadamiamy sobie, jak te czasy się zmieniły. Kto by pomyślał, że w regionie słynącym z przemysłu kiedyś zajmowano się przede wszystkim rolnictwem. Tylko po to, żeby można było przeżyć kolejny dzień. O czym mowa konkretnie? O ruinie młyna wodnego. Kiedy powstał? Nie mamy takiej wiedzy. Być może już w XV wieku, choć początkowo mogła to być budowla drewniana. Swojego żywota dokonał nie tak dawno, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka. Sebastian Kosakowski w „Młynach wodnych i dawnych urządzeniach hydrotechnicznych w krajobrazie kulturalnym Zagłębia Dąbrowskiego” pisze, że „zakład ten był najdłużej działającym młynem w Strzemieszycach

Wielkich. W skład doczesnych zabudowań pomłynarskich wchodzą fundamenty właściwego młyna z resztkami mechanizmu koła wodnego oraz trzy budynki gospodarcze, w tym piwnice. Oprócz tego dokoła młyna znajduje się rozlewisko wodne, tzw. staw młyński. Utworzony dla spiętrzania wody, która mogła nadać więcej energii samemu kołu. Cały kompleks jest udekorowany ze wszystkich stron bujną florą, tej dżdżystej wiosny kwitnącą ze zdwojoną siłą. Jak już wspomniałem szczelnie maskuje pozostałości młyna, a przede wszystkim czyni go nieprzyjaznym dla turystów. Mimo to nie brakuje tam elementów jakże charakterystycznych dla krajobrazu Polski – wszędobylskie śmieci i pozostałości po zakrapianych uroczystościach naszych mniej ambitnych kulturalnie rodaków. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zabudowania młyna byłem w szoku, że coś takiego jeszcze się na naszych kompletnie zdegradowanych przez kopalnie, przemysł i infrastrukturę uchowało. Jak się przekonałem później, nie jest to jedyne wyjątkowe miejsce w Zagłębiu. Na szczęście do tej pory pozostaje ono względnie nienaruszone, i zapewne są szanse na podtrzymanie o nim pamięci. Po co? Niewiele dzisiaj zostało śladów naszej historii, a często zdarza nam się patrzeć z zazdrością na bogactwa turystyczne zagranicy. Przez troskę i szacunek o małe rzeczy, o własną przeszłość, o pamięć o dobrych i złych rzeczach, uczy się pokory dla własnej tożsamości. Ale nie tylko o tożsamość chodzi. Wiedza o tym, jak nasi przodkowie rozwiązywali często dramatyczne problemy lub

przezwyciężali ograniczenia technologiczne i materiałowe, może być dla nas dzisiaj znakomitym bodźcem do kreatywności i przedsiębiorczości. Nie można się jednak uczyć patrząc na puszki po piwie w ruinach młyna, puste pokoje w sypiących się zamkach. Choć sytuacja z roku na rok się polepsza, choćby dzięki projektowi Jarosława W. Laseckiego na Zamku w Bobolicach, to nie można zapominać o ochronie innych miejsc. Co więcej nauce nie służy także obserwacja martwego eksponatu w muzeum. I napisana nawet najpoprawniejszą polszczyzną tablica informacyjna nie przemówi do ludzkiej duszy tak, jak wykwalifikowany i otwarty pracownik muzeum, skansenu. Od kilkunastu lat dużą popularność zyskują tzw. „muzea na kołach”. Są to grupy miłośników pojazdów, sprzętu wojskowego pieczołowicie, i z wielkim entuzjazmem odrestaurowujących, co tylko wpadnie im w ręce. Poza tym, nic nie wzbudza emocji u ludzi lepiej niż nuta adrenaliny, drzemiąca w tajemnicach, niedopowiedzeniach, słowem – legendach. Jedna z nich mówi, o tragicznie zmarłej córce młynarza z Szałasu, której dusza krząta się po ruinach młyna. To warunki wykorzystania potencjału własnego dziedzictwa. Czuję, że jeśli nie zaczniemy odrabiać tych strat, gdzie tylko się da, całkowitemu zatarciu może ulec kawał ciekawej i pouczającej historii. Na pewno nie wszyscy będą zachwyceni, ale czy już naprawdę wystarczająco dużo w historii naszego kraju nie zostało ostatecznie utracone? Nie odbierajmy sobie własnej tożsamości, nie wstydźmy się jej, wykorzystajmy ją!

N°4 Czerwiec | 21


Komiks

Środek na gryzonie

R

ozpatrując Holocaust w kontekście kulturowym, najczęściej pod uwagę brane są takie dzieła kinematografii jak: Pianista, Lista Schindlera czy choćby Życie jest piękne, nie wspominając nawet o dziesiątkach książek i publikacjach, których zagadnienia związane z tą katastrofą znalazły się na setkach płaszczyzn. Mogłoby się wydawać, że temat został wyczerpany. A jednak nie. Pomyślcie teraz o komiksowych przygodach Supermana, paradującego z majtkami na wierzchu albo Batmanie w różowym kostiumie, stawiającego czoła kosmitom. Następnie uświadomcie sobie, że podobnie można przedstawić historię Holcaustu - i zrobić to tak, że wszystkim „opadną szczęki”. Mauschwitz Maus. Opowieść Ocalałego to powieść graficzna autorstwa Arta Spiegelmana i jedyny jak dotąd komiks, któ-

22 | N°4 Czerwiec

ry zdobył prestiżową nagrodę Pulitzera, zarezerwowaną dla wybitnych osiągnięć w dziedzinie literatury, muzyki oraz dziennikarstwa. Z racji dużej objętości i długiego czasu powstania Maus został pierwotnie wydany w dwóch częściach - Mój ojciec krwawi historią (1986 r.) oraz I tu zaczęły się moje kłopoty (1991 r.). Omawianie ich osobno byłoby niepotrzebną komplikacją, a poza tym stanowią integralną i spójną kompozycję, toteż będę je traktował jako całość. Zresztą nie bez powodu dostępne jest wydanie zbiorcze, zawierające obie części (sam takie posiadam). Maus opowiada prawdziwą historię mieszkającego w Nowym Yorku Władka Spiegelmana, Żyda polskiego pochodzenia, któremu udało się przetrwać drugą wojnę światową i pobyt w Auschwitz. Przedstawione w komiksie wydarzenia oparte są na

Kamil Borkowski wywiadach z Władkiem, które zostały przeprowadzone przez jego syna - Arta Spiegelmana – na przestrzeni kilku lat. Pierwsza część (Mój ojciec krwawi historią) przedstawia historię tego, w jaki sposób Władek dostał się do Auschwitz, a druga (I tu zaczęły się moje kłopoty) opowiada o tym, jak i czy udało mu się przetrwać. Cała historia jest zresztą utrzymana w dramatyczno-groteskowym tonie, niezwykle ciężkim, ale i sugestywnym. Bohater zmaga się z demonami przeszłości, które sukcesywnie zaczynają przenikać do teraźniejszości. Każdy gorszy od poprzedniego. Duchy odwiedzające starego sknerę w dzień Bożego Narodzenia to przy tym „pikuś”. Niektóre kadry przypominają wręcz fantasmagorie szaleńca – tylko ze względu na treść, nie styl i talent rysowniczy autora. Sposób i styl, w jaki Maus został narysowany wymaga zresztą Ilust. Vincent Galang


szerszego rozpatrzenia, ponieważ są one jego integralną częścią. Brzmi nieco pretensjonalnie, może nawet zalatuje truizmem (w końcu mamy do czynienia z komiksem), ale już spieszę z wyjaśnieniami. Wszystkie kadry są czarno-białe i uproszczone, sprawiając wrażenie ascetycznych i surowych rysunków, pozornie niedbale wykonanych cienkopisem. Był to celowy zabieg autora i nie wyobrażam sobie, żeby historia mogła być przedstawiona w innej formie. Kolorowe obrazki zniszczyłyby cały mroczny klimat, czający się na poszczególnych stronach. Styl idealnie pasuje do treści i poważnego tematu, jaki przecież podejmuje Maus, więc frywolniejsza forma zniszczyłaby tę opowieść już u podstaw. Jedną z rzeczy, która czyni to dzieło tak wyjątkowym jest sposób ukazania poszczególnych nacji. Kontrowersyjnym, ale i błyskotliwym. Otóż Art Spiegelman postanowił, na modłę klasycznych kreskówek i komiksów, przedstawić wszystkie występujące w Mausie postacie jako zwierzęta. I kolejno - Żydzi reprezentowani są przez myszy, Niemcy przez koty, które, jak wiadomo zjadają gryzonie, Francuzi - żaby, Amerykanie - psy, Cyganie - ćmy, Brytyjczycy – ryby, Szwedzi - jelenie, zaś Polacy utożsamiani są ze świniami. To ostatnie wywołało zresztą w naszym pięknym nadwiślańskim kraju małą burzę. Art Spiegelman nie zapomniał, w jakim celu przedstawia swoją historię. Komiks jest gęsto wypełniony bogatą symboliką i metaforami graficznymi. Dla przykładu – Władek podczas wojny musiał często wtapiać się w tłum, najczęściej Polaków, i za każdym razem, gdy opowiada o jednej z takich sytuacji, zostaje ukazany w masce świni. W innej scenie, droga na środku której stoi z żoną, wygląda jak swa-

styka – każda droga prowadzi do śmierci. Takich niezwykle błyskotliwych smaczków i nieskomplikowanych, acz ciekawych zabiegów jest w Mausie o wiele więcej, a odkrywanie ich sprawia dużą przyjemność. Tworząc to wiekopomne dzieło autor na pewno spodziewał się kontrowersji (a tych trochę było, przy czym słowo „trochę“ możecie uznać za ironię, nieadekwatne do poruszenia, jakie wywołał Spiegelman), jednak postanowił pójść na całość. Cóż, jak już spadać, to z wysokiego konia, chociaż tutaj nie możemy mówić o jakimkolwiek upadku. Czytelnikowi dane będzie zobaczyć drastyczne i okrutne sceny, których w większości przypadków naocznym świadkiem był Władek. Wliczając w to lincz Polaków na Żydzie, który wrócił odzyskać pozostawiony podczas wojny majątek czy obrazek, wyjaśniający działanie komór gazowych. Autor zobrazował historię Holacaustu z nieukrywaną szczerością i dobitnością, bez jakichkolwiek wewnętrznych hamulców lub chęci zachowania poprawności politycznej. Książek, tekstów publicystycznych oraz filmów fabularnych i dokumentalnych poświęconych żydowskiej zagładzie powstało mnóstwo, jednak tylko niektóre oferowały treść poświęconą temu, co działo się tuż po niej. W końcu tak straszna tragedia nie mogła zostawić osób, których dotknęła, bez żadnych blizn. Mówię tutaj o najgorszych bliznach – każących budzić się o trzeciej nad ranem, oblanym potem, z krzykiem i grymasem przerażenia na ustach. Ich nie zlikwiduje żadna operacja plastyczna ani rehabilitacja. Ten aspekt jest często pomijany, a cała uwaga zostaje skupiona na stratach ludzkich. Lecz co z tymi, którzy przeżyli?

Na tle innych dzieł poświęconych Holocaustowi Maus wyróżnia się przede wszystkim autentycznością bijącą z każdej strony. I nie chodzi tu nawet o główny wątek powieści, ale o relacje pomiędzy bohaterami żyjącymi współcześnie. Autor z niezwykłą szczerością i obiektywizmem przedstawia swoje trudne relacje z ojcem, nacechowane licznymi kłótniami i niesnaskami, wynikającymi częściowo z nieco ekscentrycznego zachowania Władka, który zdaje się ciągle żyć wojną, a jego nawyki i przyzwyczajenia czasami zakrawają o groteskę. Art Spiegelman w pewnym dialogu wspomina, że zrobił ze swojego ojca stereotypowego Żyda, ale chce, by komiks pozostał autentyczny, więc nie ma zamiaru nic upiększać. Tytuł pierwszego tomu - Mój ojciec krwawi historią - idealnie oddaje istotę Mausa. Maus był podawany jako przykład w setkach dyskusji na temat tego, czy komiks może być „poważnym“ medium. Sam uważam, że wszyscy ignoranci oświadczający wszem i wobec, że są ignorantami podając argumenty pokroju „przecież tam są obrazki“ albo „to dla dzieci“ znając jedynie Kaczora Donalda są zwykłymi... cóż, ignorantami, których na świecie zresztą nie brakuje. Dlatego pisząc ten tekst, nie chciałem nawet próbować przekonać żadnego z nich. Mam tylko nadzieję, że ten skromny artykuł trafi do ludzi świadomych wkładu powieści graficznych w rozwój popkultury i wartości jako narzędzia do opowiadania historii. Środka przekazu mogącego swobodnie konkurować z każdym innym dziełem obracającym się wokół tematu Holocaustu, a nawet z produktami nastawionymi na czerpanie czystej rozrywki.

N°4 Czerwiec | 23


Muzyka

Fot. Damian Żak

Juwenalia Zagłębia

Z

agłębiowskie Juwenalia to jedno z wielu istotnych wydarzeń w imprezowym kalendarzu regionu. W tym roku swoje świętowanie studenci rozpoczęli w środę 21 maja. Dokładnie o 12.00 barwny korowód żaków, przebranych za bajkowe postacie, przeszedł ulicami miasta, trasą biegnącą od gmachu Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego aż do Urzędu Miejskiego. Tam studenci oraz organizatorzy otrzymali od prezydenta Sosnowca, pana Kazimierza Górskiego, symboliczny klucz do bram miasta. Niekwestionowaną gwiazdą tegorocznego święta studentów okazała się, tzn. okazał się, „Conchita Kiełbasa”! Organizatorzy doskonale zaplanowali imprezy, przez cztery dni nie brakowało nam atrakcji! Zabawa zaczęła się w czwartek od Pikniku Studenckiego, który odbył się w ogródku klu-

24 | N°4 Czerwiec

bu „Remedium”. Wieczorem przenieśliśmy się do wnętrza klubu na „American Night”. W trakcie zabawy odbyło się wiele ciekawych konkursów, w których można było z łatwością wygrać wspaniałą nagrodę. Śmiało stwierdzamy, że noc była pełna niezapomnianych amerykańskich wrażeń i z radością przeżylibyśmy ją jeszcze raz. Piątek z kolei przebiegał pod znakiem koncertów plenerowych. Przy ul. Kresowej, przy Stadionie Ludowym, zagrali: K-pitter (support), Power Play, Chwytak & DJ Wiktor, Format ZE z gościnnym udziałem Luks Mamilion. Gwiazdą wieczoru był zespół Vavamuffin. Juwenalia zakończyły się niesamowitą imprezą „Single Party”, która odbyła się w klubie studenckim „Farmacon”. Ta atmosfera, ten klimat! To jest Nasze Zagłębie! Z niecierpliwością czekamy na przyszłoroczne Juwenalia.

Damian Żak

Fot. Damian Żak

Fot. Damian Żak


Czwarta Edycja BookStage

Dominika Jawor

W

czwartek 22 czerwca mieszkańcy Zagłębia mieli niewątpliwą przyjemność uczestniczenia w czwartej już edycji Bookstage. Biblioteka Główna w Dąbrowie Górniczej ponownie gościła młodych muzyków, którzy tym razem zagrali nie tylko na głównej scenie wewnątrz budynku, ale również na zewnętrznych schodach, zapraszając tym samym do wspólnej zabawy szersze grono słuchaczy, których nigdy nie brakuje podczas imprezy. Ale czym właściwie jest Bookstage? Otóż jest to impreza

Fot. Wojtek Dziurkowski

inspirowana małymi klubowymi spotkaniami, jakimi są jamsession. Zatem Bookstage jest ogromnym jamsession – improwizacją z konkretnym motywem przewodnim. Organizatorzy i uczestnicy, tuż przed wydarzeniem, dobierają wspólnie repertuar, który luźno interpretowany rozbrzmiewa później ze sceny. Oczywiście skład muzyków jest otwarty. W imprezie może wziąć udział każdy, kto ma na to ochotę i nie boi się wystąpień przed publicznością. Tym razem, choć w nieco węższym składzie, muzycy zaserwowali nam obieca-

Fot. Angelika Berdzik

ną, porządną dawkę dobrej muzyki. Z początku spokojnie w bardziej jazz’owym i blues’owym stylu, by w końcu uderzyć w nieco mocniejsze tony. Na zakończenie, oprócz tradycyjnego zdjęcia pamiątkowego, pojawił się kolejny zwyczaj, a mianowicie wspólne śpiewanie piosenki „Brick In The Wall” zespołu Pink Floyd, która powoli staje się Bookstage’owym hymnem. „Wspólne brzdąkanie”, jak często określają odgłosy imprezy przechodnie, było dla wszystkich ogromną atrakcją i urozmaiciło ten ciepły wieczór. Tak więc kolejna udana Wielka Improwizacja już za nami.

Fot. Angelika Berdzik

N°4 Czerwiec | 25


od 06.06 do 01.07 2014 - Wernisaż 18:00 Wystawa PIOTR MURAWA 1+[8x1] Galeria Pusta Katowice

Wystawa 1+[8x1] to swego rodzaju pamiętnik, dowód osobisty, paszport autora. Dwanaście jego obrazów jest swoistą opowieścią o sobie, o najbliższym otoczeniu, o tym, co przez długi czas „gęstniało” w jego najbardziej prywatnej przestrzeni, jak mówi „bardzo ograniczonej, w sensie dosłownym” – mieszkaniu, pracowni.

od 06.06 do 07.06 2014 Godzina: 19:00-24:00 Happening, performance i wystawa Katarzyny Zioło i Wojciecha Kukuczki Centrum na Mariackiej Katowice Performans choreograficzny inspirowany fotografią. Nie jej wykonaniem, lecz procesem zachodzącym w osobie pozującej. Impulsem do refleksji nad maską nakładaną w konfrontacji z codziennością. Pytaniem o możliwość zachowania tożsamości, koegzystującą z wymogiem ciągłego procesu autotworzenia.

06.06

06.06

Sztuka

20.06

Wernisaż wystawy „Bramy” - projektu fotograficznego Wojtka Kukuczki i Katarzyny Zioło, powstałego przy współpracy z Mateuszem Soleckim i Pawłem Żołądkiem. W sposób wielowymiarowy- poprzez fotografię, performance, taniec, happening i instalację prezentujemy uniwersalną tematykę – dzięki wykorzystaniu symbolicznego znaczenia fotografii, stanowiącej punkt wyjścia projektu, magiczny moment zapisu światła obrazu, poruszamy temat nieustannej kreacji, stwarzania i eksplorowania człowieka... przez niego samego. Fotografia staje się impulsem do refleksji nad maską nakładaną w konfrontacji z codziennością. Tym samym, pojawiają się pytania, dotyczące zachowania tożsamości i dowodu istnienia, koegzystujące z ciągłym procesem autotworzenia.

26 | N°4 Czerwiec

od 20.06 do 03.08 2014 Wernisaż 18:00 Wystawa Twórcy kultury śląskiej Galeria 5 Katowice Kultura śląska to specyficzny tygiel, w którym, historycznie rzecz ujmując, mieszają się kultura niemiecka, czeska i polska. Czas powojenny również odcisnął tu swoje piętno. Wielokulturowość to charakterystyczna cecha kultury Śląska. To jej bogactwo. Można by powiedzieć, że europejskość naszej kultury jest niezaprzeczalna. Dla reszty Polski był to zawsze kłopot. Woleli nas postrzegać tylko przez kulturę ludową, robotniczą – krupniok i piwo.


21.06.2014 - Godzina 20:05 Nielegalny Festiwal Artystyczny NIE.F.ART Nie zastawiać !!! Galeria Katowice

Sztuka zamknięta w murach galerii i muzeów jest siłą rzeczy działaniem ograniczonym. Wyjście w przestrzeń miasta, zmienianie jej i oddziaływanie na mieszkańców, sprowadza się zazwyczaj jedynie do murali i czasowych ekspozycji na deptakach i centrach handlowych. Ale nie każdy twórca ma chęć i możliwość prezentacji swych prac w ten właśnie sposób. Proponujemy wam udział w projekcie, który choć w minimalny sposób zmieni ten stan rzeczy. NIEFART jest niezależnym mikro festiwalem, który rozpocznie się wystawą zbiorową prac, które łączyć będzie wspólny temat. Niedługo potem wszystkie one zostaną umieszczone w różnych, często nieoczywistych

21.06

13.06 od 13.06 do 24.08 2014 Wernisaż: Wystawa pokłosia I Ogólnopolskiego Konkursu Fotograficznego „PORTRET ARTYSTY” Zamek Sielecki Galeria Extravagance Sosnowiec Wernisaż wystawy - pokłosia I Ogólnopolskiego Konkursu Fotograficznego „PORTRET ARTYSTY”, zorganizowanego przez Sosnowieckie Centrum Sztuki – Zamek Sielecki i Portal Internetowy www.Luslawice.pl pod honorowym patronatem prof. Krzysztofa Pendereckiego. Jak szczególnym rodzajem zdjęcia jest portret wie każdy, kto próbował zmierzyć się z tym tematem. To skomplikowane połączenie techniki fotograficznej z umiejętnością uchwycenia tego, co dla danego modela charakterystyczne, jednostkowe, odróżniające go od wszystkich innych osób. Ważna jest zarówno koncepcja,

dobór środków, jakimi chcemy oddać charakter danego człowieka, ważne jest ustawienie, dobranie oświetlenia, kadru, ale także – praca z modelem, czyli ta nieuchwytna atmosfera, towarzysząca robieniu portretu. To właśnie ona często decyduje o otwarciu się modela, lub przeciwnie: o przybieraniu przez niego pozy, nakładaniu maski, czyli – o ostatecznej wymowie zdjęcia. Mimo tak wysoko postawionej poprzeczki wielu fotografików zajmuje się tworzeniem portretów, ponieważ siła przekazu tego tematu jest ogromna. Portret nie pozostawia odbiorcy obojętnym. Przykuwa naszą uwagę, zaciekawia, porusza, daje do myślenia. W portrecie innego człowieka dostrzegamy kolejne oblicze naszej ludzkiej egzystencji. Nie było więc zaskoczeniem, że na ogłoszony przez SCS-ZS oraz Portal Internetowy www.Luslawice.pl konkurs pt. „Portret artysty” nadesłano kilkaset zdjęć: ciekawych, oryginalnych, często o bardzo wysokim poziomie artystycznym. Po drugim etapie konkursu jury pod przewodnictwem Andrzeja Zygmuntowicza przyznało Grand Prix konkursu oraz trzy równorzędne Nagrody. Na wystawie będzie można oglądać nagrodzone zdjęcia oraz wszystkie prace, zakwalifikowane do drugiego etapu.

miejscach naszego miasta. Wszystko to zostanie udokumentowane na filmie i kliszy fotograficznej, a efekty zaprezentujemy na wystawie plenerowej.

N°4 Czerwiec | 27


Ilus. Damian Żak Ilust. Damian Żak

28 | N°4 Czerwiec


„Parodia człowieka” Wiktoria Sulik Część 4 Śledziłem szerzej otwartymi oczyma, jak kobieta w jedwabnym, potarganym, jakoby przez jakieś dzikie, afrykańskie zwierze kitlu ciągnie za sobą do środka ledwo żywe ciało. Jak tamto upada, jak kłoda powalona przez wietrzny żywioł, po czym dwójka obecnych ludzi podrywa je z zabrudzonej sypiącym się, białym pyłem z sufitu o sypkiej konsystencji. Jak dławi się powietrzem drażniącym jego drogi oddechowe, po czym traci przytomność z odgłosem duszonego na ustach. Jak ów lekarze unoszą z płytek bezwładne, obdrapane ciało nieoddychającego, kościstego, czarnowłosego człowieka, po czym przeciągają do drugiego pomieszczenia, by udzielić niezbędnej, pierwszej pomocy. Gdy metal drzwi pozbawionych jakiegokolwiek uchwytu zetknął się z futryną, wykonujący regularny, wahadłowy ruch, ja wciąż śledziłem tor, po jakim się przemieszczały - w przód i w tył. Pod moją kruczoczarną, z lekka niedoschniętą jeszcze, a zmokniętą przez deszcz czupryną krążyło niecierpiące zwłoki pytanie: „Co się tutaj przed chwilą zdarzyło?”. Zresztą, ten zlepek słów nie był jedynym, który obijał mi się ruchem nieuporządkowanym po moim zaśmieconym bezużytecznymi bzdurami, zaćmionych mgłą niezrozumienia umyśle. Aczkolwiek nie planowałem dłużej pozostać w biernie w jednym miejscu, patrząc na dziwne zajścia w tym szpitalu psychiatrycznym, nie znajdujące sensownego tłumaczenia w środku mojej czaszki. Stanowczo - nie lubiłem takich przygód. Zresztą, nie byłem zbyt zabawową osobą, a rozrywka mająca czasowy limit nie dawała mi żadnej uciechy. A mnie czas zdecydowanie naglił, mając na względzie to, iż w każdej, nieprzewidzianej sekundzie ktoś jeszcze mógł się pojawić w pomieszczeniu i próbować mnie zatrzymać, bym nie zdołał opuścić tej otchłani nieporozumień. A zważając na to, iż byłem w niekorzystnej pozycji, nie znając okolicy, ani nie mając tu ani jednej znajomej osoby, ani też nie posiadając już żadnego elementu składającego się na zabrany przeze mnie z domu ekwipunek, nie chciałem przedłużać tego niepotrzebnego, chwilowego postoju. Do przyspieszenia swojego planu skłonił mnie krzyk z drugiego pomieszczenia, który, cytując, brzmiał w ten sposób: „Cholera, zapomniałem! Sprawdź, czy tamten siedzi tam, gdzie siedział!”. Zwęziły mi się nieco źrenice, oddech na czas bliżej nieokreślony zatrzymał się w piersi, palce poczęły zaczepić się na świeżej pościeli. Przeniosłem oczy na lewo, skąd pochodziło polecenie kierowane do drugiej osoby. Ciarki przeszły po każdym centymetrze kwadratowym mojego ciała, mięśnie spięły się machinalnie. Intencji tych ludzi nie znałem, aczkolwiek przeczucia zajęły w tej potyczce wygraną pozycję. Przy pomocy zębów i palców prawej dłoni dociągnąłem z gwałtownością kokardkę na moim przedramieniu, której utrwalenie kosztowało mnie trochę bólu przez konieczność zgięcia łokcia. Nie czekając na żadnej już sygnał, zlazłem bezszelestnie z łóżka, obierając kurs do drzwi prowadzące na korytarz, przypominając przy tym dzikiego kota skradającego się do swojej ofiary. Trzymałem lewe ramię blisko siebie, trzymając je drugą dłonią, czując, jak w uszach dudni mi bicie własnego N°4 Czerwiec | 29


niespokojnego mięśnia tłoczącego krew. Przemieszczając się z ugiętymi kolanami w stronę drzwi, obserwowałem nerwowo, czy kobieta, do której był kierowany tamten krzyk, nie opuszcza tego pomieszczenia. W życiu poziom adrenaliny w moich żyłach nie osiągnął jeszcze takiego poziomu. Słyszałem, jak przytłumione, krótkie kroki blondynki odbijają się od niezadbanych, zapomnianych ścian, a zbliżają coraz bardziej do sali, w której ja usiłowałem otworzyć stojący mi na drodze, metalowy portal. Będąc przyciśniętym do drzwi, kręciłem gałką w chaotyczny sposób i w prawą, i w lewą stronę. To nieprawdopodobne, jak wielka ulga naszła moją duszę, kiedy blokada się zwolniła. Choć usłyszałem już za swoimi plecami: „Stój!” pochodzące od jasnowłosej kobiety, nic nie zdołało mnie już zatrzymać. Przynajmniej tak zakładałem w trakcie przedostawania się na korytarz. Trzasnąłem za sobą metalem, uniemożliwiając lekarce dorwanie mnie – przyległem plecami do lodowatej powierzchni, zapierając się nogami na.. betonie. Zdecydowanie, pojedyncze kamyki wbijające się w pięty nie dawały przyjemnych doznań. Przełknąłem śliną, czując, jak przedstawicielka płci pięknej poczęła próby dostania się do mnie. A dokładniej, to zorientowałem się o tym, kiedy przeszła po mnie całym fala uderzeniowa od pchnięcia barkiem z drugiej strony tejże bariery, o którą się opierałem. Ależ ta kobiecina miała parę! Ciekawe, czy jej przeszłość miała jakiś związek z kulturystyką.. I kolejne uderzenie, które tym razem sprawiło, że aż odbiłem się od powierzchni. - Żeby Cię szlag, paniusiu.. - wycedziłem prawie szeptem przez zaciśnięte zęby, dociskając plecami drzwi pozostałymi siłami, jakie mi zostały od przypływu hormonu strachu. Powodziłem oczyma po słabo oświetlonym lampami jarzeniowymi u sufitu korytarzu, orientując się, iż choć dawno nie odwiedzałem żadnej takiej placówki, ta z pewnością nie była szpitalem. Bardziej przypominało to zabetonowany, podziemny bunkier. Brak okien, najbliższe przejście do innego pomieszczenia po mojej prawej stronie było zwykłym, skruszonym otworem wysokością sięgając do podwyższonego sufitu. Obraz, który rozciągał mi się przed oczami sprawiał wrażenie strefy, której groziło zawalenie się. Brakowało tylko żółtej taśmy to sygnalizującej. Wsporniki z siatki przytrzymujące strop przy zawalonej w oddali części ‚korytarza’ już były. Wilgoć, niepewność i zapomnienie. Nie czując się bezpiecznym w tym kompleksie, skupiałem w sobie każde pozostałe mi pokłady sił. Zazgrzytałem zębami, poprawiłem swoją pozycję, odczekałem nieokreśloną czasowo chwilę.. I zacząłem bieg w stronę przeciwną do zbiorowiska gruzu w zawalonej częściowo strefie korytarza. Usłyszałem donośne trzaśnięcie drzwi, co było jednoznaczne z tym, iż pogoń nie ustała. A ciężko mi się uciekało bez butów i z jedną unieruchomioną ręką przylegającą do tułowia. Aczkolwiek objawiła się przede mną nowa szansa na tymczasowe pozostawienie za sobą jedynie pyłu unoszącego się z zakurzonej podłogi za mną – niespodziewanie wykonałem gwałtowny manewr, znikając łączonym, prostopadłym do poprzedniego korytarzu, skrywając się za zasłoną ciemności. Było tam okropnie duszno. Jakby tam nie dochodził tlen. Jako agnostyk, ciężko było mi słać podziękowania ku niebiosom, aczkolwiek jeśli ktokolwiek sprawował wtedy nade mną pieczę – dziękuję. Byłem usatysfakcjonowany tym, iż kroki za mną się zatrzymały po to, by najprawdopodobniej błądzić w ciemnościach i spekulować, gdzie też się ukryłem.

30 | N°4 Czerwiec


Chwała, że chociaż umiejętność bezszelestnego, a szybkiego przemieszczania się była mi znana. Lecz przez brak jakiegokolwiek oświetlenia, przemierzałem ciemności zaślepiony do chwili, kiedy nie uderzyłem w coś twardego, co jednak było na tyle miękkie, bym mógł się odbić od tego, aż prawie straciłem równowagę. Znieruchomiałem. Szarpnięto mnie w przód za ubranie, a mnie serce podeszło do samej krtani, będąc przekonanym o tym, iż to, co zaciskało się na mojej koszulce, było ludzką, bardzo silną pięścią. Nim jakikolwiek odzew był w stanie opuścić moje usta, zostałem odwrócony o 180 stopni, po czym utkwiłem w uścisku zaciskającym się na mojej szyi, co zmusiło mnie do uniesienia podbródka. Z całą pewnością - tutejsi preferowali uśmiercanie poprzez uduszenie zgnębionej ofiary. A może to ja tak feralnie trafiałem. W każdym, czy innym układzie, tenże osobnik nie starał się zasygnalizować mi tego, iż przybywa w pokoju, zatem ja nie odwdzięczałem się spokojem i uległością.- Zabieraj.. te łapy.. - odezwałem się cicho nieprzyjaznym, zduszonym tonem, zaciskając palce prawej ręki na umięśnionym przedramieniu przeciwnika, który zaczął ciągnąć mnie w głąb mroku, zaprzepaszczając wszystkie moje szanse na powrócenie na powierzchnię, a także ujrzenie czyjejś żywej twarzy. Zrobiło mi się słabo. Nie byłem człowiekiem stworzonym do bratania się z każdym niebezpieczeństwem, które czyhało na mnie za zakrętem. Byłem typowym domatorem. Żadnym podróżnikiem. Nie miałem żadnego związku z kryminologią, prócz tego, że byłem zapalonym molem książkowym, jeśli chodzi o czyjś twórczość w tym temacie. Agata Christie, Raymond Chandler, Ruth Rendell.. Byłem najzwyczajniejszym na świecie, programującym komputerowcem z popsutym od promieniowania wzrokiem, który nie pałał miłością do przyrody i kiedy tylko miał sposobność ku temu, zaszywał się w miejscu bezpiecznym oraz odosobnionym od świata – swoim pokoju skąpanym w półmroku. Miałem tendencję do bycia pyskatym i uwielbiałem zgrywać dorosłego. Choć patrząc prawdzie w te jej kaprawe oczka, jeszcze do dwunastego roku życia byłem taki zdolny, że potrafiłem zgubić swojego psa i siebie za jednym zamachem, jedynie spacerując po sąsiedztwie. Tylko pogratulować takiej życiowej niedojdzie, jaką byłem ja. Opuszczenie Wielkiej Brytanii było dla mnie zatem, niczym próba samobójcza. Jednakowoż w moich planach nie było takiego punktu, ponieważ w żadnym przypadku nie zamierzałem żegnać się z moim żywotem. Owszem, nie miał w sobie porywających przygód, ciekawych intryg, czy namiętnych, nastoletnich miłości, ale będąc tonącym, który brzytwy się chwytał, postanowiłem go uratować. Lecz byłem strasznym ignorantem na niektóre sprawy zdające się być prostymi i nieskomplikowanymi. To się zdziwiłem. Nie miałem żadnej ciotki w Hiroshimie. Nie pochodziłem z Londynu. Ludzie, o których pytał doktor, nie istnieją. W sumie, ja też nie istniałem – nie nazywałem się Jonathan Wheelock. Nazywałem się..

Ciąg dalszy nastąpi w wakacyjnym wydaniu

N°4 Czerwiec | 31


32 | N째4 Czerwiec


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.