Prekursor Numer 2 Kwiecień

Page 1

KwiecieĹ„ 2014 N°2

prekursor

kultura ponad wszystko


PREKURSOR ODKRYWCA

INNOWATOR

Pionier

Odnowiciel

NOWATOR

KRZEWICIEL

wynalazca

Zwiastun 2 | N°2 Kwiecień


Witaj! „Prekursor”, jest to miesięcznik stworzony przez uczniów Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego przy ulicy Kilińskiego 25, jest kierowany przede wszystkim do młodzieży Sosnowca, a jego podstawowym celem jest szerzenie kultury, informacji i rozrywki. Chcielibyśmy aby każdy chętny miał możliwość przyczynienia się do kreowania czasopisma, a także jej rozpowszechniania. Da nam to możliwość do integrowania się oraz zapoczątkowania długotrwałej przyjaźni pomiędzy nami jak i również szkołami, które w przyszłości mogą stworzyć jedną społeczność. Kolejny nasz cel jaki wyznaczyliśmy to

zachęcenie do zapoznania się z kulturą oraz propagowania aktywnych działań kulturalnych na terenie całego Zagłębia. Umieszczając interesujące artykuły, poradniki oraz pomoce naukowe, opatrzone w ciekawe zdjęcia, będziemy szerzyć wśród młodzieży możliwość łatwego oraz przyjemnego pozyskiwania wiedzy. Nagłaśniając projekty, konkursy, warsztaty, spotkania oraz różnego rodzaju imprezy organizowane przez nasze centrum zachęcamy do

zapoznania się z programem poszczególnych szkół, a zarazem promujemy aktywne, przyjemne oraz pożyteczne spędzenie czasu wolnego, zaś wywiady i elementy rozrywkowe będą dodatkową atrakcją, która pozwoli nam spojrzeć na świat z innej perspektywy. Damian Żak

N°2 Kwiecień | 3


Kwiecień N°2 Wydarzenia

6 Z życia CKZiU

8

Ikar może lecieć dalej

14

Zaspokojona przyjemność

16

Sztuka to Pinga Galeria Pinaga

18

Kicz wokół nas

21

Intel Extreme Masters! - Wielki Finał

22

Film, muzyka, teatr

23

Sztuka w obliczu człowieka „Parodia Człowieka” - opowiadanie Wiktorii Sulik

4 | N°2 Kwiecień

27 28


PREKURSOR Nasz profil na Facebook’u www.facebook.com/prekursorsc

N°2 Kwiecień Redaktor naczelny Damian Żak Szata Graficzna Damian Żak Wioletta Banaszek

Nasz blog www.prekursor.sosnowiec.pl

Redaktorzy Damian Żak Dominika Jawor Kamil Borkowski Kamil Gęsikowski Michał Młyński Natalia Niedbałka Oliwia Bogdan Korekta mgr Anna Wiśniewska mgr Aneta Gil mgr Dorota Skowronek mgr Bożena Fulas

CKZiU www.ckziu25.sosnowiec.pl

SOSNOWIEC

Menadżer medialny Kamil Bartkiewicz Kontakt telefon redakcja: 794 566 130 e-mail: prekursor@outlook.com Wydawca Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu, ul.Kilińskiego 25

N°2 Kwiecień | 5


Wydarzenia Silesia

9-10 Kwietnia | „Dla Ciebie to 5 minut, dla Kogoś to całe życie” Rejestracja potencjalnych dawców. | Godziny: 11:00 - 18:00 | Wyższa Szkoła Humanitas Sosnowiec Fundacja DKMS Polska rozpoczęła w Sosnowcu rejestracje potencjalnych dawców. Oddaj wymaz, dla ciebie to nic, a dla kogoś to może być szansa na przeżycie!

10 Kwietnia | Koncert Reggae Connecting People | Start: 20:00 | Scena Gugalander Katowice Kolejny przystanek z cyklu koncertów Reggae Connecting People, tym razem w Katowicach. Na scenie wystąpią: Roots Rockets, Ayarise, Lady Dee, Baobab. Bilety: 15zł

6 | N°2 Kwiecień

11 Kwietnia | Koncert XXANAXX | Start: 21:00 | Klub Klawiatura Katowice XXANAXX to polski duet z Warszawy tworzący muzykę elektroniczną. Ich kompozycje pełne są analogowych brzmień, głębokich basów oraz przestrzennych pogłosów. Ta mikstura w połączeniu z głosem Klaudii tworzy niezwykłe muzyczne doświadczenie która wprowadza słuchacza w wyższy stan relaksu. Gatunki które są im bliskie to chillwave, witch house i electronica Bilety 20 zł

11 Kwietnia | Koncert Jazzowy Fortuna / Dys | Start: 21:00 | Katofonia Katowice Wspólny projekt Macieja Fortuny i Krzysztofa Dysa stanowi pełną przestrzeni muzykę kameralną z pogranicza muzyki klasycznej i jazzu. W charakterze intymna, zachowuje wszelkie przymioty muzyki awangardowej. Na wykonywany repertuar składają się wyłącznie autorskie kompozycje. Wstęp 20/30 zł

11 Kwietnia | Koncert Metrowy, HK Rufijok, DJ Juvson | Start: 20:00 | Scena Gugalander Katowice Koncert: Metrowy, HK Rufijok oraz DJ Juvson! Support zagrają Prezesura & Sant oraz Sebastian Sosna Łebster & Bobek. Impreze poprowadzi Avens Music! Wstęp 20 zł

12 Kwietnia |Stand-up: Michał Leja, Wojtek Pięta, Piotr Złydach | Start: 20:00 | Katofonia Katowice Najważniejsze kwietniowe wydarzenie stand-upowe w Katowicach! Trzech chłopaków, trzy odrębne spojrzenia na świat, ale jeden cel – rozśmieszyć publiczność do granic wytrzymałości. Dokonali tego już w Katowicach dwukrotnie.


12 Kwietnia | SWAG SHOW SILESIA | Galeria Szyb Wilson Katowice Swag Show to polska enklawa kreatywnych ludzi, ich pomysłów i idei. Naszym celem jest skupienie w jednym miejscu, najlepszych i najbardziej obiecujących projektantów, designerów oraz wszystkich tych, dla których streetwear jest pasją i sposobem na życie.

25 Kwietnia | Koncert Chłopcy Conta Basia | Start: 18:00 | Zamek Sielecki Sosnowiec Z założenia ich twórczość charakteryzuje się minimalistycznym klimatem oraz inspiracją tradycyjną polską muzyką. W utworach przejawiają się także ludowe fascynacje, w warstwie muzycznej pod postacią oberkowej frazy, surowości pieśni obrzędowej, czy melodyjności ballady. Całość podana jest we współczesnych, jazzujących aranżacjach Bilety: 15zł

25-27 Kwietnia | AlterFest Mysłowice 25 Kwietnia- Stare Kino, Grunwaldzka 14, Wystąpią: Sonia pisze piosenki, Carnauba Wax, Oxford Drama, Young Stadium Club, Lilly Hates Roses, Lorein 26 Kwietnia - Stare Kino, Grunwaldzka 14, Wystąpią: Beat Beat Owl, Don’t You Bear, Brzoska i Gawroński, L.A.S., Mikromusic 27 Kwietnia - Kościół Ewangelicki, Powstańców 17, Wystąpią: Pol Wanda, Milcz Serce Bilety: 25.04 - 20 zł, 26.04 - 20 zł, 27.04 - 10 zł, karnet trzydniowy - 40 zł

25 Kwietnia | Koncert Agressiva 69 | 2doors Sosnowiec Agressiva 69, to prekursorzy i najbardziej rozpoznawalny w Polsce zespół rockowo industrialny. Grupa została założona w 1987 przez Tomasza Grocholę i Jacka Tokarczyka. Występowała na największych scenach w Polsce i Europie z takimi gwiazdami jak Prodigy, Paradise Lost, New Model Army, The Mission i innymi.

26 Kwietnia | Koncert CZAD GIEŁDA FEST #4 - Deafness By Noise, Bulbulators, Death Row, Dzieci Z Beczek, Bullet Belt | Start: 18:30 | Klub Klawiatura Katowice Czwarta edycja tej miejmy nadzieję, że cyklicznej imprezyNazwą nawiązujemy oczywiście do legendarnych już w tej chwili koncertów, które organizowaliśmy w latach 90-tych po giełdach w Mega Clubie.

26 Kwietnia - 2 Maja | Katowice JazzArt Festival | Katowice Instytucja Kultury Katowice – Miasto Ogrodów zaprasza na 3. JazzArt Festival, który potrwa od 26 kwietnia do 2 maja. Więcej na jazzartfestival.eu/

N°2 Kwiecień | 7


Z życia CKZiU

Foto. Damian Żak / Miasto Cosenza, Włochy

Przechadzka po Unii Europejskiej

Ż

yjemy w świecie, w którym granice geograficzne mają coraz mniejsze znaczenie. Najłatwiej to zauważyć w Unii Europejskiej, gdzie każdy Europejczyk bez najmniejszych problemów może się poruszać po wszystkich państwach członkowskich. Dzięki temu, ekspansje ludności w Europie są na porządku dziennym; jesteśmy w stanie integrować się tak w zasadzie na każdej płaszczyźnie, poznać bogactwo różnorodności kulturowej. W XXI wieku, bariery językowe nie mają większego znaczenia. Język angielski jest powszechnie znany, a nawet gdyby ktoś go nie znał to teraz każdy smartfon jest wyposażony w transalator, który jest w stanie przetłumaczyć prawie wszystkie języki, jakie są używane na świecie, a już na pewno w Europie. Pamiętajmy też o komunikacji

8 | N°2 Kwiecień

wspólnej dla ludzkości z całego świata, czyli mowie ciała, która nawet w najtrudniejszych okolicznościach potrafi zdziałać “cuda”. Tak więc nic innego nam nie pozostaje jak latać, jeździć i zwiedzać. Unia Europejska doskonale rozumie, jak bardzo ważna jest integracja międzynarodowa, a zwłaszcza wśród młodzieży, bo to w końcu my jesteśmy przyszłością, dlatego też zostały utworzone specjalne projekty takie jak Leonardo da Vinci lub Comenius. Mają one różny charakter, np. mogą to być wymiany, wyjazdy ukierunkowane na daną tematykę, lub tak jak u nas w CKZiU jako praktyka zawodowa. Ta ostatnia możliwość z tych wszystkich jest najciekawsza i warta uwagi, ponieważ w ramach wyjazdu normalnie pracujemy w zakładzie pracy, tylko że za granicą, a taki wpis w CV jest jak „wisienka na torcie”! Doświadczenie, jakie można nabyć jest kilkakrotnie większe, niż w szkole czy rodzimym zakładzie pracy. Prócz samej pracy możemy doskonale poznać mentalność tamtejszej ludności, zwyczaje czy też kulturę. Najważniejszym aspektem brania udziału w takich projektach jest fakt, że są one całkowicie bezpłatne, otrzymujemy kieszonkowe na własne wydatki oraz pomoce naukowe. U nas w szkole wyjazdy są w zasadzie po całej Europie:


Wielka Brytania, Włochy, Francja, Niemcy, Czechy, Hiszpania… i wciąż są pisane nowe projekty do coraz innych krajów, więc potencjał jest nieograniczony. Pewnie teraz, wielu z Was pomyśli, że na taki wyjazd jest trudno się dostać. Nic bardziej mylnego. Każdy uczeń naszej szko ł y ma taką możliwość, w praktyce trzeba wyrazić tylko trochę chęci i uczestniczyć w zajęciach przygotowujących pod kątem komunikacji i pracy w innym języku. Inną sprawą jest też fakt, że są osoby, które boją się takich wyjazdów np. z powodu, bariery językowej lub nieznajomości obcego kraju. Niemniej jednak warto się przełamać i pojechać. Człowiek mimo różnic kulturowych, językowych itd. jest tym samym człowiekiem, więc zawsze się dogadamy, (opieram tutaj się na podstawie swoich własnych doświadczeń). Pisząc ten artykuł, aktualnie przebywam we Włoszech, gdzie odbywam praktyki. Jestem tu już kilka dni i powiem szczerze, mimo że Włosi prawie w ogóle nie mówią po angielsku( wynika to z ich mentalności), to jeszcze ani razu nie miałem problemu z komunikacją. Raz zupełnie przez przypadek wsiadłem do złego autobusu. Choć wydawało mi się, że dobrze jadę, to miałem niespodziankę, kiedy byłem zmuszony wysiąść, bo był to koniec trasy, na granicach miasta, w dodatku nie było rozkładów jazdy. Jednak ku mojemu zdziwieniu bez problemu dogadałem się z pewną panią, która nie znała angielskiego, a rozmowa opierała się na znajomości kilku słów po włosku, które nauczyłem się w ciągu ostatnich dni. Nie tylko mi wskazała dobry autobus, ale też pokazała mi , gdzie wysiąść i jak dojść na miejsce. Tak więc nie ma się czego bać, trzeba koniecznie tego doświadczyć, bo my jako uczniowie w praktyce oprócz posiadania wymaganej wiedzy, nie musimy się niczym

innym zajmować, aby jechać. Wszystkim zajmuje się szkoła. Organizacja takich praktyk jest doskonale przemyślana pod każdym aspektem. To nie jest tak, że pracodawca dobierany jest drogą np. losowania. Wszystko opiera na naszym doświadczeniu, umiejętnościach oraz wiedzy. Kilka miesięcy przed wyjazdem pisaliśmy CV, które następnie zostało rozesłane do firm, i to zakłady pracy ostatecznie dokonywały wyboru. Na tym jednak nie koniec! Po przyjeździe są prowadzone rozmowy kwalifikacyjne, a wszystko dlatego, aby dobrze wykorzystać nas potencjał. Nawet sam termin jest dopasowany tak, abyśmy nabyli najpierw praktyczną wiedzę w Polsce, a potem wykorzystali ją za granicą. To wynika też z barier komunikacji, bo nie zawsze każdy zna specjalistyczne słownictwo. Główną zaletą pracy za granicą, jest ogromna wartość doświadczenia, jakie można tu nabyć. Wystarczy spojrzeć na to od strony komunikacji. Jeżeli bez problemu dogadasz się z w obcym języku, w obcym kraju, i jeszcze poprawnie zrobisz to, o co cię proszono, to normalna płatna praca w Polsce czy w Europie, a nawet w Azji nie będzie stanowiła dla Ciebie problemu, ponieważ właśnie przełamałeś barierę, jaka Cię dzieliła od obcokrajowców. Praca do wykonania jest zazwyczaj podobna do tej krajowej, a każdy ją wykonuje na swój indywidualny sposób, tym bardziej, że nie jesteśmy w rodzimym kraju. Nauczenie się nowych rozwiązań bądź metod, zwłaszcza tych innowacyjnych lub powszechnie niedostępnych, z pewnością w przyszłości nam ułatwi pracę, lub wyciągnie z opresji. Nigdy nie wiadomo, jaka wiedza będzie nam potrzebna, więc najlepiej chłonąć wszystko, jak tylko jest to możliwe. Sam wyjazd, to kolejna przygoda w naszym życiu. Przeżyłem we Włoszech wiele zabawnych i ciekawych sytuacji, do których często będę wracał wspomnieniami. Obca kultura jak i zwyczaje mogą być naprawdę zaskakujące, a czasem nawet dla nas dziwne, bo np. kawiarnie i pizzerie we Włoszech często są otwarte całą noc i wcale nie są puste, a znowuż zwykle sklepy zamykane około 20:30. Ok. godz. 13.00 dla Włochów zaczyna się czas lunchu i mniej więcej do godziny 15.00 wszystkie sklepy są zamknięte. Mógłbym tutaj wiele opowiadać, ale uważam, że najlepiej jest i tak przekonać się samemu, niekoniecznie we Włoszech!

Damian Żak

N°2 Kwiecień | 9


„Dni Otwarte” w Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu, Kilińskiego 25 VIII LO im. C.K Norwida Technikum Nr 4 Transportowe

8 kwietnia 2014 r. (wtorek) od 13.00 do 17.30 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30

w Sosnowcu przy ul. Kilińskiego 31

Podczas zwiedzania szkoły w „Dniach Otwartych” gimnazjaliści będą mogli zobaczyć ciekawe prezentacje dotyczące kierunków kształcenia, uczestniczyć w zajęciach teatralnych i filmowych, spróbować swoich sił na symulatorze lotu i prowadzenia pociągu, znaleźć się w środku prawdziwej lokomotywy Ty51 – 133, porozmawiać z uczniami i nauczycielami. Zapraszamy do wzięcia udziału w quizach i konkursach z różnych dziedzin. Prawidłowa odpowiedź będzie nagradzana punktami, które będzie można po zakończeniu zwiedzania szkoły zamienić na nagrody niespodzianki!

www.zstil.sosnowiec.pl

10 kwietnia 2014 r. (czwartek) od 13.00 do 17.30 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30

Technikum Nr 2 Architektoniczno-Budowlane Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 3 w Sosnowcu przy ul. Braci Mieroszewskich 42

„Od Cekaziaka do Kossaka” -warsztaty dla przyszłych malarzy nie tylko pokojowych. Zdobienie palm oraz koszyczków wiosenno -świątecznych – warsztaty dla kierunku architektura krajobrazu. Jak żyć wygodnie i ekologicznie - nowe technologie w budownictwie, energetyka odnawialna oraz „inteligentny” dom? Przyjdź zobaczyć naszą szkołę i pomóż nam stworzyć prawdziwy plac budowy! zsabsosnowiec.szkolnastrona.pl

Technikum Nr 5 Samochodowo-Mechatroniczne Zasadnicza Szkoła Zawodowa nr 7 Samochodowo-Mechatroniczna

11 kwietnia 2014 r. (piątek) godz.13.00-17.30 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30

w Sosnowcu przy ul. Kilińskiego 25

W programie między innymi dwujęzyczne (polsko-angielskie) warsztaty ekologiczne dla zaproszonych grup gimnazjalistów z nauczycielami prowadzone przez pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Dla rodziców zainteresowanych uczniów - wiosenny przegląd techniczny samochodów osobowych do 3,5 t. – warsztaty szkolne (piątek, sobota). Darmowy przegląd będzie obejmował kontrolę stanu technicznego pojazdu: układ zawieszenia, układ kierowniczy, układ hamulcowy, silnik i osprzęt pojazdu, oświetlenie pojazdu, stan ogumienia pojazdu, uszkodzenia nadwozia.

Technikum Nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska w Sosnowcu przy ul. Legionów 9

www.kilinski.edu.pl

7 kwietnia 2014 r. (poniedziałek) - godzina 13.00 – 17.30 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30

Nasi Goście – Uczniowie klas trzecich oraz ich Opiekunowie będą mieli okazję zapoznać się z proponowaną przez nas ofertą edukacyjną na rok szkolny 2014/15. Podczas „Dni Otwartych” będzie można zwiedzić sale lekcyjne, pracownie do praktycznej nauki zawodu, bibliotekę, salę gimnastyczną oraz basen. Gorąco zapraszamy do wzięcia udziału w zajęciach przygotowanych przez nauczycieli i uczniów naszej szkoły. Dla wszystkich, którzy nas odwiedzą przygotowaliśmy zabawę zakończoną loterią fantową. www.technikum6.sosnowiec.pl

Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 2

w Sosnowcu przy ul. H. Hubala Dobrzańskiego 131

9 kwietnia 2014 r. (środa) - godzina 13.00 – 17.30 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30

Możecie zobaczyć m.in. pokaz szermierki i samemu spróbować sił w szermierce, uczestniczyć w warsztatach florystycznych i uczestniczyć w pokazie robienia biżuterii.

Centrum Kształcenia Ustawicznego w Sosnowcu przy ul. Kilińskiego 25

11 kwietnia 2014 r. (piątek) - godzina 15.00 – 20:00 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30

W salach dydaktycznych odbywać się będą lekcje otwarte z biologii, języka polskiego, historii, w których uczestniczyć będą mogli zainteresowani ofertą edukacyjną placówki.

Zasadnicza Szkoła Zawodowa w Sosnowcu przy ul. Teatralna 3 10 | N°2 Kwiecień

www.zsu.edu.pl

www.cku.sosnowiec.pl

10 kwietnia 2014 r. (piątek) - godzina 15.00 – 17:00 12 kwietnia 2014 r. (sobota) – godzina 10.00 – 13.30


Festiwal „World Song”

W

środę 26 marca br. odbył się II Miejski Festiwal Piosenki „World Song”. Swoimi talentami muzycznymi popisywali się soliści i zespoły w dwóch kategoriach wiekowych: gimnazjalna oraz ponadgimnazjalna. Jury oceniało poprawną emisję głosu, dykcję, poprawność językową, muzykalność i ogólne wrażenie artystyczne. Organizatorami drugiej już edycji festiwalu, którego celem jest umożliwienie twórczej konfrontacji wykonawców i ich nauczycieli, integracja i promocja młodych wykonawców oraz doskonalenie znajomości języków obcych, są Ognisko Pracy Pozaszkolnej nr 1 w Sosnowcu oraz Zespół Szkół Muzycznych w Sosnowcu.

Konkurs uzyskał patronat prezydenta Sosnowca Kazimierza Górskiego, a także Zespołu Nauczycielskich Kolegiów Języków Obcych w Sosnowcu. Wspierają go także już drugi rok z rzędu „Wiadomości Zagłębia”. Każdy miał za zadanie zaśpiewać dwie wybrane przez siebie piosenki, jedną w języku polskim, drugą w obcym. W kategorii ponadgimnazjalnej II miejsce jury przyznało Aleksandrze Wykręt z VIII LO im. Cypriana Kamila Norwida. Patrycję Sobierajską z Technikum nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska jury postanowiło nagrodzić wyróżnieniem. Obie wokalistyki uczęszczają do Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego przy ul. Kilińskiego 25

Postaw na hobby

K

ażdy z nas ma hobby, robi to, co lubi. Uwielbiam robić profesjonalne zdjęcia, chociaż do „zawodowca ”mi jeszcze wiele brakuje. Dlatego wziąłem udział w doskonaleniu swojego warsztatu. Zajęcia, o których mowa, co prawda odbyły się w zeszłym roku w Poziomie450 w Sosnowcu, jednak wciąż żyję wspomnieniami o nich. Gospodarzami warsztatów byli przedstawiciele firmy SONY, którzy udostępnili nam lustrzanki cyfrowe. Zanim przeszliśmy do przyjemniejszej części warsztatów, uczestniczyliśmy w wykładzie na temat zastosowania nowej technologii w lustrzankach SONY. Ciekawostką było to, że do tej pory żadna inna firma nie zdecydowała się do zastosowania takich elementów jak SONY. Następnie po otrzymaniu sprzętów udaliśmy się na ściankę, gdzie trwały ostatnie poprawki. Ekipa udzieliła nam instrukcji, przedstawiła plan, no i… zaczęliśmy „pstrykać” zdjęcia.

Modelki spisały się bardzo dobrze. Plusem było to, że one tak ja i my, nie miały dużego doświadczenia, więc nikt się nie krępował. Myślę, że każdy uczestnik tych warsztatów zdobył nie tylko pewne doświadczenie. Przez chwilę można było zostać profesjonalnym fotografem testującym zawodowy sprzęt: lustrzanki i obiektywy. Na pamiątkę, każdy zabrał ze sobą to, co zawsze będzie mu przypominało o tych warsztatach – efekty naszej pracy- zdjęcia. Jeśli chodzi o moje wrażenia, to jestem bardzo zadowolony, ponieważ zdobyłem ciekawe doświadczenie oraz materiały, które mogę wrzucać na bloga.

Damian Stefanowicz

N°2 Kwiecień | 11


„Jej życie było tak smutne, że aż zbyt piękne, by mogło być prawdziwe”. - Sacha Guitry

Foto. CKZiU

W

październiku 2013 r. minęła pięćdziesiąta rocznica śmierci Édith Piaf – pieśniarki, ikony muzyki francuskiej zwanej „La môme” wróbelek. Była ona zjawiskiem wyjątkowym i ponadczasowym. „[…]Upływające od jej śmierci lata zamiast oddalić, zbliżają ludzkość do jej sztuki.[…]”. Swoim przejmującym głosem potrafiła porwać tłumy. Kiedy na scenę wychodziła drobna postać, zawsze ubrana na czarno, wyglądała bardzo niepozornie, lecz gdy zaczynała śpiewać, nikt nie miał wątpliwości, że jest nieprzeciętną artystką.

Wspaniały film z 2007r. w reżyserii Oliviera Dahana pt. „ Niczego nie żałuję – Édith Piaf” przypomina jej historię współczesnemu odbiorcy: trudne dzieciństwo, wyboistą drogę do sławy, mężczyzn przewijających się przez jej życie. To także opowieść o uzależnieniu artystki, z którego nie była w stanie się wydobyć oraz o samotności, kiedy znalazła się na dnie. Niewątpliwym atutem filmu są archiwalne nagrania pieśniarki. W jej utworach można odnaleźć zarówno smutek, nostalgię, jak również wiele optymizmu przed drogę w nieznane. Jest w nich tak wiele prawdy o życiu każdego z nas.

Piosenki Édith Piaf inspirują wielu artystów. Współczesne popularne piosenkarki francuskie i frankofońskie takie jak: Patricia Kaas, Ingrid czy Zaz zdobyły rozgłos wykonując covery jej najpopularniejszych utworów. To właśnie postać tej znakomitej artystki była tematem międzyszkolnego konkursu skierowanego do młodzieży gimnazjalnej naszego regionu. Organizatorem konkursu była mgr Małgorzata Bogdziun romanistka ucząca w VIII LO im C.K. Norwida i Technikum nr 4 Transportowym w CKZiU w Sosnowcu przy ulicy Kilińskiego 31. Zmagania gimnazjalistów odbyły się w ramach Międzynarodowego Dnia Frankofonii obchodzonego 20 marca. Konkurs przeprowadzono w trzech kategoriach: portret pieśniarki, quiz o życiu i twórczości Édith Piaf na podstawie filmu w reżyserii Oliviera Dahana pt. „ Niczego nie żałuję – Édith Piaf” oraz poetycka prezentacja utworów artystki. Licznie zgromadzona młodzież reprezentowała 6 sosnowieckich szkół gimnazjalnych. Jury konkursu oraz publiczność byli pod dużym wrażeniem wiedzy i umiejętności gimnazjalistów. Malgorzata Bogdziun Bożena Lasota

Wygrana w konkursie „Normalizacja i ja”

E

sej: „Koszmar do potęgi n, czyli świat bez normalizacji” autorstwa Jakuba Mastalerczuka, ucznia klasy pierwszej Technikum nr 5 Samochodowo - Mechatronicznego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego przy ul. Kilińskiego 25 zdobył pierwsze miejsce w II

12 | N°2 Kwiecień

Ogólnopolskim Konkursie: „Normalizacja i ja”, zorganizowanym przez Polski Komitet Normalizacyjny oraz Krajowy Ośrodek Wpierania Edukacji Zawodowej i Ustawicznej, pod honorowym patronatem Ministra Edukacji Narodowej i Polskiego Komitetu do spraw UNESCO. Ta zwycięska

praca konkursowa została napisana pod kierunkiem mgr Cecylii Bielnik, opiekuna Klubu Inspiracji Twórczej przy Technikum Nr 5 w Sosnowcu. Uroczystość wręczania nagród odbyła się 12 marca 2014 roku w Warszawie, podczas III Konferencji: „Normalizacja w szkole”.


„Koszmar do potęgi n, czyli świat bez normalizacji”

N

ormalizacja jest dobrem naszych czasów. Powiedziałbym nawet, że to szczególny, bo ogólnodostępny skarb. Jest „dla nas i wokół nas”. Wystarczy ją zauważyć i skorzystać z niej - dobrowolnie, a nie pod przymusem. Wystarczy po nią sięgnąć, a życie niemal od razu staje się prostsze, bezpieczniejsze i bardziej komfortowe. Jestem nastolatkiem i przyglądam się współczesności. Może niezbyt wnikliwie, bo nie jestem inny, niż moi rówieśnicy i mojej obserwacji również towarzyszy pośpiech. Są jednak takie chwile jak ta, że zatrzymuję się i znajduję czas na głębszą refleksję. Myślę o tym, że normalizacja jest jak zdrowie. Sięgam po ponadczasowy cytat z Pana Tadeusza Adama Mickiewicza, nieco go przekształcam i już wiem, jaką wartością jest normalizacja. Ile ją cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto ją stracił. Próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądałby świat bez normalizacji. Myślę, że do różnych nieszczęść, klęsk żywiołowych i katastrof doszłaby jeszcze jedna. A jakie byłyby jej hipotetyczne skutki? Prosta rzecz, a tak potrzebna - gniazdka do prądu . Każdy z nas przyzwyczaił się do ich widoku. Nie wydają się niczym szczególnym, a przecież to niewątpliwe dobro techniczne, tak ważne dla domu, czy instytucji. Wyobrażam sobie sytuację, w której każda firma produkuje własny rodzaj wejść prądowych. W domach musiałoby więc pojawić się przynajmniej kilka różnych wejść, bo to one dyktują rozmieszczenie sprzętów radiowo – telewizyjnych i AGD. Zwykłe baterie, potocznie zwane paluszkami - są małe, są potrzebne i są jednakowe. Co by się stało, gdyby - tak jak w przypadku gniazdek - były tysiące ich odmian?

Czy do zniesienia byłby świat, w którym zamiast gamy różnorodnych programów telewizyjnych,. dostępnych w każdym odbiorniku, byłoby tylko pięć kanałów, ale setki sposobów kodowania? Myślę o procesach technologicznych, dotyczących powstawania przedmiotów i urządzeń. Myślę o normach… Bez nich świat techniczny byłby jak wieża Babel. Inżynierowie produkcji nie mogliby się porozumieć ani ze sobą, ani z podlegającymi im pracownikami. Język komunikacji technicznej przypominałby bełkot. Niemożliwe byłoby zarządzanie jakością. Pojęcie produktu najwyższej klasy stałoby się sloganem. Nawet boję się pomyśleć, do czego by doszło, gdyby konstruktor tworzył skrajnie odmienny produkt od jego projektu technicznego. Wszystkie jednostki: długości, ciężaru, temperatury, odległości, ciśnienia, czasu, itd. są dla mnie oczywiste, proste, zrozumiałe i jednolite. Co by było, gdyby nie obowiązywały żadne zasady, które by je regulowały? Zamiast jednej jednostki długości, człowiek musiałby znać dziesięć innych, bo wszystkie byłyby prawidłowe, żadna nie byłaby błędna. W obszarze pomiarów zapanowałaby anarchia. Tworzę w myślach świat, w którym różne znaki drogowe oznaczałyby to samo niebezpieczeństwo albo ten sam nakaz dla kierowcy. Widzę świat, w którym przejażdżka po krętej drodze przez las jest niebezpieczna. Przed ostrym zakrętem nie ma ograniczenia prędkości, a przed wzniesieniem brak zakazu wyprzedzania. Dokonując jakiegoś zakupu można mieć nadzieję, że nie kupi się kota w worku. Można mieć jedynie nadzieję , bo PEWNOŚĆ DAJE TYLKO NORMALIZACJA. W myślach

pojawia mi się obraz, w którym kupuję zabawkę dla młodszej siostry i obawiam się o jej zdrowie. Kupuję warzywa, nie wiedząc w jakich warunkach je uprawiano. Rolnik kupuje nawóz, który działa jak trutka na szczury. Murarz korzysta ze słabej zaprawy. Wyobrażam sobie dom, w którym mam zamiar zamieszkać za kilka lat, zbudowany z nietrwałej zaprawy i kruchych cegieł. Widzę dom, który stanowi zagrożenie. Boję się, że firma budowlana nie respektowała procedur normalizacyjnych. Boję się, że użyto nietrwałej zaprawy i kruchych, a może nawet toksycznych cegieł. Chciałbym zamieszkać w domu moich marzeń i doświadczać szczęścia z ukochaną osobą. Jeśli jednak będę mieć wątpliwości, czy ten budynek spełnia wymagania Polskich Norm i czy firma uszanowała prawo budowlane, to w nim na pewno nie zamieszkam. Nie zaryzykuję zdrowia i życia bliskiej mi osoby i własnego też nie. Wolałbym, żeby runęły moje marzenia, niż mój wymarzony dom. „Normalizacja jest dla nas i wokół nas”. Życie bez tego dobra grozi katastrofą techniczną. Świat bez normalizacji to świat wrogi człowiekowi. Można powiedzieć, że nie daje żadnej gwarancji na bezpieczne życie i spokojny sen. Może opisane przeze mnie, celowo wyolbrzymione, hipotetyczne sytuacje przekonają niedowiarków i życiowych kaskaderów, że jeśli będą bagatelizować normalizację i kwestionować jej zasadność, to ten koszmar wyjdzie ze sfery mojej wyobraźni i - niestety - stanie się naszą wspólną, przerażającą rzeczywistością. Jak długo i ilu z nas przetrwa w takim świecie? Jakub Mastalerczuk

N°2 Kwiecień | 13


Ilust. InfiltraitorN7

Ikar może lecieć dalej Życie osoby „sfiksowanej” na punkcie wszelkich dobroci, jakie niosą ze sobą kultura, popkultura i pochodne prowadzi do wielu refleksji na związane z nimi tematy. Jeden intrygował mnie już od dość dawna i zmuszał do głębokich przemyśleń, na tych kilka chwil przed zaśnięciem. Niestety zawsze gdzieś wciskała się proza życia i przytłaczająca codzienność. Wirtualna kartka papieru jest więc idealnym miejscem, żeby przelać nań wszystkie skumulowane myśli, odbierające codziennie kilkanaście minut cennego czasu.

K

ażda opowieść, niezależenie od medium, w którym jest przedstawiana, ma swój koniec. Tym stwierdzeniem nie wynalazłem koła na nowo, jednak nie mam w zwyczaju operować na banałach i truizmach bez wyraźnego powodu. Uważam, że to właśnie zakończenia są najważniejsze - nadają przedstawionej historii ton, odpowiedni wydźwięk, czasami wywracając całą poznaną opowieść do góry nogami. Oczywiście nie jest tak zawsze. Czasami ten mistyczny „koniec” pełni rolę wypełniacza, klamry mającej za zadanie spiąć całą poznaną fabułę w logiczny sposób i dać czytelnikowi, widzowi lub graczowi należytą satysfakcję z poznania konkretnego dzieła. Ani myślę się do nich antagonizować, jednak, kto lubi słuchać o happy endach pokroju mężczyzny odjeżdżającego w stronę zachodzącego z kobietą u boku i psem leżącym gdzieś na tylnym siedzeniu?

14 | N°2 Kwiecień

W zasadzie wszyscy, a przynajmniej większość, włącznie z niżej podpisanym. Jednym z powodów, dla których uciekamy do wymyślonych światów jest chęć oderwania się od często przygnębiającej rzeczywistości, urzekającej całą paletą szarych barw. Skoro pragniemy przeżyć niezapomnianą przygodę pośród „niziołków” lub oglądać nastolatka latającego na „deskolotce”, to oczekujemy też, że zakończenie będzie adekwatne do ukazanego kontekstu, czyli opowieści. Zostało to idealnie ukazane w filmie „Poradnik Pozytywnego Myślenia”. Pat Solitano, grany przez Bradleya Coopera, po przeczytaniu jednej z powieści Hemingwaya wyrzuca ją przez okno i z krzykiem wpada do sypialni rodziców. Okazuje się, że książka miała okropnie pesymistyczne zakończenie, pomimo wielu trudności, które pokonał główny bohater. Pat słusznie zauwa-

ża pewien smutny fakt: świat jest wystarczająco ciężki i przygnębiający w obecnej formie, dlatego ktoś powinien kiedyś powiedzieć „hej, bądźmy po prostu pozytywni!”. Dobrze pokazuje to dysonans występujący między klasyczną opowieścią o walce dobra ze złem i przeciwnościami losu a kwestią negatywnego zakończenia. Uczucia i emocje zamykające się w określeniu „weltschmerz” (znaczy to mniej więcej tyle, co „ból świata”) są w kontekście życia rozwijające, szczególnie dla sfery duchowej i umysłowej. Pisał o tym już Marcel Proust. Dla lepszego zobrazowania przytoczę jeden z cytatów tego wybitnego pisarza - „Szczęście robi dobrze ciału, ale smutek rozwija siłę umysłu”. Słowa te mogą wydać się wyjątkowo „parszywe”, lecz po głębszej refleksji nie sposób odmówić im bolesnej prawdy. Szczęście potrafi zamknąć jednostkę w klatce stagnacji, nie dając jej możliwości rozwoju. Dlatego twórcy


tak często stawiają wykreowanych przez siebie bohaterów w sytuacjach krytycznych, sprawiając, że protagonista zaczyna odczuwać niepewność i lęk. Zawisa nad nim widmo klęski. Wystarczy wspomnieć o wątpliwościach targających Frodem we „Władcy Pierścieni”, gdy rozmyślał nad sensem podróży do Mordoru czy zagubieniu i bólu Skywalkera po śmierci Obi-Wana w „Gwiezdnych Wojnach”. To najbardziej esencjonalne i wyraziste przykłady, ale obie marki są jednymi z najpopularniejszych na świecie. J.R.R. Tolkien i George Lucas podczas tworzenia swych przełomowych dzieł zdawali się rozumieć jedną, piekielnie ważną kwestię. Zakończenie nie powinno być oddzielnym elementem historii. Musi z nią współgrać, egzystować w symbiozie. Co wcale nie oznacza, że nie może być zaskakujące. Śmierć Froda na końcu „Władcy Pierścieni” pasowałaby tam jak pacyfistyczny władca w Westeros. Chyba, że za pacyfistę uznamy obłąkanego dzieciaka targanego megalomanią. Biorąc pod uwagę całą historię, którą Tolkien przedstawił w słynnej trylogii książkowej, a Peter Jackson w równie słynnej trylogii filmowej – pesymistyczne zakończenie zniszczyłoby mozolnie budowany klimat i strukturę opowieści. Wyobraźcie sobie nagły zgon wszystkich pozytywnych postaci i niepowodzenie misji, na którą wyruszył główny bohater w świecie, gdzie gadające drzewa walczą z obłąkanymi czarodziejami, niziołki żyją w zabawnych podziemnych domkach, a elfy są tak dostojne i majestatyczne, że bez wysiłku mogłyby zalać całe Śródziemie tęczą. Wtedy historia byłaby groteskowa, a z pewnością nie o to chodziło autorowi. Częściowym winowajcą praktykowania podobnych schematów fabularnych, np. w „Harrym Potterze” czy wymienianych wyżej „Gwiezdnych wojnach” i „Władcy Pierścieni” jest Joseph Campbell, który stworzył 12 etapów „podróży bohatera”. Campbell był słynnym amerykańskim mitoznawcą i religioznawcą. Przeglądając mity pochodzące z kultur

całego świata spostrzegł, że większość z nich jest tworzona według pewnego klucza. Tę fundamentalną strukturę określił mianem monomitu. Jakiś czas później Hollywood zaadaptowało monomit wraz z całą koncepcją „podróży bohatera” na swoje, kinematograficzne potrzeby. Zakłada takie punkty jak „zwyczajny świat”, „zew przygody”, „mądry starzec”, „poszukiwanie siły”, „odrodzenie” czy „powrót z nagrodą”. Pomyślcie teraz, drodzy Czytelnicy, ile razy protagonista w filmach i książkach żył w zwyczajnym świecie, a następnie poczuł zew przygody i rozpoczynał długą podróż w nieznane. Ile razy poszukiwał siły, aby następnie się odrodzić. Ile razy po osiągnięciu celu powracał z nagrodą... Nie jest oczywiście tak, że wszystkie stworzone za pomocą ludzkich rąk i wyobraźni historie opierają się na tym samym wzorze. Istnieje jeszcze jeden, który z pewnością wszyscy doskonale znają - początek, rozwinięcie i zakończenie, opracowany przez Arystotelesa. Należy przy tym pamiętać, że narracja zawsze może być niestandardowa i oryginalna, jak to miało miejsce w „Memento” lub „Tylko Bóg Wybacza”: to tylko dwa rodzynki z całej torby wypchanej nimi po brzegi. Wspominałem wcześniej o Westeros. Jest to jeden z trzech kontynentów, na którym rozgrywa się akcja książkowej sagii „Pieśni Lodu i Ognia”, znanej na szklanym ekranie, jako „Gra o Tron”. George R.R. Martin, autor książek wchodzących w skład serii, wykreował jedną z najlepszych i najpoczytniejszych książkowych opowieści, lecz na temat ich wielkości powiedziano już tak wiele, że każde kolejne słowo na ten temat będzie tylko niepotrzebnym truizmem. Martin ma skłonność do uśmiercenia swoich bohaterów, to fakt powszechnie znany. Jeśli czytając powieść lub oglądając serial dana postać sprawia wrażenie sympatycznej, dobrej lub posiadającej kodeks moralny i ideały, to najprawdopodobniej leży teraz martwa. Ostatecznie galopuje na koniu z przyszytą głową wilkora. W świecie, gdzie moralność i zasady

nie istnieją, a bohaterowie negatywni święcą tryumfy, nikogo nie powinna zaskoczyć śmierć „tego dobrego” lub „tej dobrej” (pomijając całą niejednoznaczność i wielowymiarowość charakterów). Pojęcie groteski nie funkcjonuje w takim świecie. Odbiorca jest w stanie zaakceptować taką narrację i rozwiązania fabularne, gdy są odpowiednio uzasadnione. W „Pieśniach Lodu i Ognia” wynika ona z przyjętej przez George’a R.R. Martina konwencji i przedstawionej historii – brakuje w niej moralizatorstwa, patetyczności i „epickości” charakteryzującej choćby wymienianego wyżej kilkakrotnie „Władcę Pierścieni”. Klimat obu dzieł jest diametralnie inny; wpływa to w znacznym stopniu na ich odbiór. Dotyczy to także zakończeń poszczególnych książek. Śmierć bohaterów pozytywnych i niepowodzenie „misji” (jakakolwiek by ona nie była) pod koniec jednej z powieści Martina zapewne wywołałaby całą gamę uczuć, od zaskoczenia po smutek, jednak nikt nie mógłby uznać takiego rozwiązania za absurdalne. Wszystko przez nie wyłamywanie się z przyjętego schematu. Lubimy poznawać opowieści, w których dzielni rycerze na białych koniach zabijają smoki, a później chędożą oswobodzone księżniczki. Lubimy, ponieważ w rzeczywistości dzielny, idealistyczny rycerz zostałby spalony żywcem, a niewiasta schrupana na kolację, wraz z grupką wieśniaków. Smok mógłby, co najwyżej podłubać w zębach widłami, znalezionymi obok truchła. Mimo to odbiorcy coraz częściej skłaniają się w stronę tych bliższych rzeczywistości historii. Wynika to między innymi z ewolucji sposobu prowadzenia akcji. Tak często przytaczane w tekście „Pieśni Lodu i Ognia” oraz „Władcę Pierścieni” dzieli około pięćdziesięciu lat i są najlepszymi przykładami zmian, jakie zaszły w XXI wieku. Mimo wszystko mam nadzieję, że od czasu do czasu jeden z twórców powie : „w zasadzie Ikar może lecieć dalej”. Kamil Borkowski

N°2 Kwiecień | 15


Foto. vincesw

16 | N°2 Kwiecień


Zaspokojona przyjemność

P

amiętasz tamtą noc? Pełnej doznań, ekstazy, wyznań, romansów, dotyku i szmerów przy uchu… Nocą, budzi się żądza, a jak już dobrze wiesz, to wtedy jest najlepiej odkryć własne pragnienia. Kreatywność się liczy, ale jaka? Gdy krew już nie dopływa do mózgu, ale Ty już dobrze o tym wiesz. Co ja Ci będę mówił o cichym wieczorze i głośnej nocy… O zachodzie słońca i kontredansiku zamkniętym w okowach nocy...Po co mieć jedną partnerkę i to nawet na stałe? Daj spokój! Patrzeć na nią każdej nocy? A jednak. Dotykać to samo aksamitne ciało, czuć zapach liliowych włosów, w których wplątana jest Twoja ręka i czuć, jak całuje Cię miękki dotyk czerwonych ust… Pochłaniać wszystkimi zmysłami to, jak ona przegryza lekko Twoje wargi, a Ty zachłannie łapiesz każdy oddech, tworząc z nią jedną spójność. Jaką radość sprawia mieć ciarki na szyi, gdy czuć zimny oddech, a po nim muśnięcie językiem, który powoduje krople potu na Twoich plecach, bo wiesz, co będzie po tym? Łatwa jest gra wstępna, gdy dwoje ludzi przewiduje zakończenie. Dotknięcie palcem po dowolnym fragmencie ciała powoduje wzrost testosteronu, którym chce się omamić partnerkę. Jak się zachować, gdy Ty zdejmujesz koszulkę, a ja widzę nago swoją zdobycz? Być pewnym siebie czy speszonym? Wybieram, pewną siebie minę, która wie, czego żąda, a na pewno wie, czego chce. Sprawnym ruchem zrywasz dobrze dopasowany stanik, rzucasz wybrankę na łóżko. Zapalone świece nadają nieco subtelności, tli się kadzidełko, może brzmi tak banalnie dodaje nastroju, niemniej jednak najbardziej wyczuwalna jest burza hormonów, która nie może wytrzymać tego napięcia. Czerwone wino musi być schłodzone do czasu gry wstępnej. Stoi samo na stoliku, a właściciele w tym momencie wolą tkwić w skrywanej rozkoszy... Dość popularnej… Teraz tęsknię za ostatnią nocą, gdy siła grawitacji pomagała mi rzucić Cię na pościel. Z lekkością jak piórko dotykałaś mej twarzy, dłońmi rozpinając przy tym koszulę. Kolor szminki przemierzał

moje ciało, zaczynając od szyi i schodząc powoli w dół. Uwielbiam uczucie obejmujących mnie nóg i paznokci na plecach. Pogrążyć się w cielesnym doznaniu dwóch rozgrzanym ciał, namiętnym konwoju pędzących koni, rozkoszować się każdym dotykiem i oddechem. Moje spojrzenie takie zimne, twarde i cholernie seksowne. Nie liczy się nic, gdy najcenniejsza dla Ciebie osoba, właśnie teraz jest tuż obok Ciebie. Nie warto dla innych chwil marnować czasu. W tym momencie mogłem czuć satysfakcję, że kochałem się z kobietą życia i sprawiając jej przyjemność, sobie sprawiałem radość podwójną. A może lepszy jest widok kobiety, z którą nie wiąże Cię stan emocjonalny, ubierającej się niemówiącej ani słowa? Wychodząc, zamyka drzwi, a jedyne, co pozostaje to zużyte własne ego. Jak może sprawiać przyjemność jeden „numerek” z przypadkową dziewczyną, by po raz drugi jej nie zobaczyć? Wyżyć się emocjonalnie jest tak proste, i tak zachłanne. Czy szybki seks w „kiblu” bądź w klubie jest lepszy niż kochanie się w do domu ze swoją wybranką? Tańczyłeś cały wieczór, rozpalając ją nie tylko swoim wzrokiem, ale podczas tańca dotykając jej ciała. To takie płytkie, gdy w tym wszystkim chodzi tylko o jedno! Nie ma w tym krzty uczuć, tylko sam egoizm! Smutną refleksją napawa mnie widok zdesperowanych nastolatek pod klubem, które sprawiają przyjemność przypadkowemu chłopakowi. On wykorzystuje chwilę, by nakarmić swoje ego, a opinia dziewczyny leci w dół, jak walący się most. I dlaczego? Bo jakiś niewyżyty młodzieniec nie myślał o innych, lecz tylko o sobie i swoich pragnieniach, wybierając „pierwszą lepszą”, niedoświadczoną dziewczynę. Ona oczekuje miłości, a zostaje porzucona niczym stara zabawka, zużyta i na zawsze już zepsuta… Zamiast błędnie brnąć za chwilą ulotną, możesz momentem cierpliwości sprawić przyjemność nie tylko sobie, ale i partnerce. Spróbuj, bo warto!

Michał Młyński

N°2 Kwiecień | 17


Galeria Pinga

Postaw na sztukę - Galeria Pinaga Jeszcze kilkadziesiąt lat temu pojęcie „sztuka” broniło się samo. Dziś jego notowania na giełdzie społecznych wartości są niestabilne. Częściowo jest to wina zacierania się naturalnych granic między tym, co tak faktycznie jest sztuką a tym, co nią nie jest, choć na pierwszy rzut oka tak wygląda. Definiowanie sztuki jest w dzisiejszych czasach równie ryzykowne, co próbowanie regionalnych potraw podczas wycieczki w Chinach, a próba oddzielenia sztuki od „nie-sztuki” z góry skazana jest na porażkę. Prawda jest taka, że dziś władzę nad tym pojęciem mają nie artyści, ale odbiorcy. Czym zatem jest sztuka? Na to pytanie próbowało odpowiedzieć wielu, ale nigdy nie uzyskano jednoznacznej odpowiedzi.

Fotografie Marcin Zając

Sztuka to Pinaga W większości przypadków młodzi ludzie mają do sztuki stosunek nader sceptyczny. Zdaje się, że jest to spowodowane tym, że słowo sztuka jest nieco… „naburmuszone” i budzi raczej nudne skojarzenia. Na ratunek

18 | N°2 Kwiecień

przychodziwięc Pinaga – całkiem świeżutka i nowoczesna galeria sztuki i designu. To zupełnie nowatorski pomysł na promocję sztuki i artystów o różnej wrażliwości i w każdym wieku, wypowiadających się w różnych technikach i nurtach. Tutaj nie ma żadnych ograniczeń – każdy tworzy, co chce i jak chce. Misją Pinagi jest udowodnienie, że ze sztuką obcujemy, na co dzień i na co dzień możemy się nią otaczać. Właściciele galerii pragną zerwać ze stereotypem, że sztuka jest luksusem. Chcą pokazać światu jej ogromną siłę i oryginalność. Dla nich sztuka to wolność! Otwarci na wszelkie propozycje pragną krzewić sztukę w każdej postaci oraz pomagać wszystkim tym, którzy chcą tego samego. Wiadomo, że w pojedynkę trudniej zaistnieć, pokazać się światu i utrwalić w świadomości odbiorcy, dlatego Pinaga przychodzi z pomocą ludziom z talentem.

Byle nie bylejakość Galeria Pinaga Art & Design to miejsce, gdzie dobra, wartościowa

i przede wszystkim ciekawa oferta kulturalna jest jednocześnie zaproszeniem dla ludzi o zróżnicowanych gustach estetycznych. Pinaga nie definiuje sztuki, ona ją tworzy i nadaje jej konkretny wyraz. Mówi zdecydowane „NIE!” powszechnej bylejakości. Z uporem maniaka stara się przeciwdziałać wszędobylskiej miernocie i pospolitości, a także szablonowym rozwiązaniom. Marzeniem właścicieli Pinagi jest to, aby w naszych domach zamiast plakatów z sieciówek, wisiały prawdziwe dzieła sztuki tworzone przez ludzi z pasją. By ludzie otaczali się sztuką, a nie tylko okazjonalnie ją oglądali. By mieli wybór i mogli wybierać. Aby zachęcić przeciętnego odbiorcę do nieprzeciętnej aranżacji własnej przestrzeni, ceny obrazów w galerii są naprawdę przystępne. Kupując w Pinadze masz pewność, że Twój dom będzie wyjątkowy, znajomy, który odwiedzi Cię w weekend na wejściu nie powie „o! mam taki sam obraz w salonie!”, tylko „wow! gdzie kupiłeś takie cudo?”, a Ty będziesz odczuwać satysfakcję, że za


Nie tylko obrazy Pinaga Art & Design to zaproszenie do współpracy dla osób świadomych siebie – z pasją tworzenia, z własnym stylem i językiem wypowiedzi. Pinaga chce wyróżniać tych, którzy inspirują i zachwycają. Galeria poszukuje ludzi, którzy są ze sztuką za pan brat. Tych, którzy posiadają talent i chcą go pokazać światu. Właściciele zobowiązują się profesjonalnie pośredniczyć w kontaktach między twórcą, a odbiorcą z korzyścią dla jednych i drugich. Działalność galerii nie opiera się wyłącznie na sprzedaży dzieł sztuki, ale przede wszystkim na ich gromadzeniu i udostępnianiu szerokiemu gronu odbiorców. Obecnie Pinaga skupia się na malarstwie, jednakże planuje w niedalekiej przyszłości poszerzyć ofertę galerii o grafikę, rysunek, fotografię,

rzeźbę oraz przedmioty codziennego użytku. Współpracują z nimi także architekci i projektanci wnętrz. Ludzie z wizją i pomysłami, twórcy nowej, jakości wspólnie dostosowują dzieła sztuki do wnętrza i potrzeb odbiorców. Właściciele zapytani o to, co oferują swoim klientom z uporem odpowiadają „wszystko!”. Dla nich sztuka nie zna granic, jest dla każdego. Pora byśmy wszyscy zaczęli otaczać się sztuką, a nie tylko okazjonalnie ją oglądali. Oferta galerii skierowana jest do każdego. Pinaga działa na rzecz przeciętnego odbiorcy sztuki, by mógł za przystępną cenę ładnie zaaranżować swoją przestrzeń.

Pochwal się swoją sztuką Jeśli jesteś osobą wrażliwą na sztukę, masz talent, lubisz tworzyć i chcesz pokazać swoją pracę innym, Pinaga jest miejscem stworzonym dla ciebie. Pamiętaj, że jeśli ograniczysz się do malowania po okładkach zeszytów w czasie nudnych lekcji, tylko ty sam będziesz mógł cieszyć się sztuką. Nie bądź samolubem! Przyjdź do Pinagi! Właściciele galerii są otwarci na wszelkie propozycje współpracy i chętnie przygarną pod swe skrzydła nowych podopiecznych.

Ich ambicją jest promowanie młodych, utalentowanych ludzi oraz oswajanie świata ze sztuką. Korzyści są obopólne – ty pomagasz im, oni promują Ciebie.

Zabierz sztukę do domu Jeśli nie należysz do grona osób obdarzonych zdolnościami manualnymi, ale jesteś otwarty na sztukę, lubisz się nią otaczać i chcesz, by towarzyszyła ci w życiu codziennym, Pinaga to miejsce także dla Ciebie. Dzięki niezwykłej kreatywności ludzi tworzących galerię możesz na przykład zaaranżować wnętrze swojego pokoju według własnego pomysłu, dobrać do niego odpowiednie obrazy lub wspólnie z artystami Pinagi stworzyć jakiś ciekawy design. Obrazy z galerii, to także świetny pomysł na prezent dla najbliższych. Jeśli masz jakiś ciekawy projekt lub chciałbyś, aby było to coś wyjątkowego, nie musisz się martwić – w Pinadze namalują dla ciebie wszystko, czego tylko Twoja kreatywna dusza zapragnie. Nie czekaj – sprawdź sam!

Fotografie Marcin Zając

niewielkie pieniądze zaaranżowałeś własną, wyjątkową przestrzeń. Odetnij się od tego, co może mieć każdy! Dzięki artystom z Pinagi możesz wyrazić siebie, określić i stworzyć własny design. Po co ci kolejna panorama romantycznego Paryża lub zatłoczonego Nowego Jorku, jeśli możesz wybrać prawdziwą, niepowtarzalną sztukę? Postaw na oryginalność!

N°2 Kwiecień | 19


20 | N°2 Kwiecień

Fotografie Marcin Zając


Foto. Damian Żak / Sosnowiec ul. Modrzejowska

Kicz na ulicy

R

eklama w dzisiejszych czasach przypomina trochę cyrk, którego nieodłącznym elementem są klauni – kolorowo ubrani, wymalowani z czerwonymi nosami i w za dużych butach - czyli sztuczni. Treści użytkowe i artystyczne są tworzone masowo, szybko i kiczowato. Nie wiem, czym to jest spowodowane, może słabszym wzrokiem społeczeństwa? Może brakiem wyczucia smaku i stylu? W zasadzie, idąc tym tokiem myślenia, może obecne paskudztwa, kiedyś będą wyznacznikiem piękna? Osobiście uważam, że teraz większość bilbordów i reklam w prasie, radio czy telewizji, przytłaczają nas ilością, zamiast zainteresować swoim ładnym wizerunkiem. Twórcom reklam chyba chodzi o to, by opatulić nas ze wszystkich stron swym cudownym produktem i wmówić nam, że to faktycznie działa bardziej “od mądrzejszych od wody syropków, które przez gardło lecą do płuc zamiast do brzuszka, po idealne dla konserwatorów powierzchni płaskich mopów i szczotek, albo środków, które czynią cuda, a czasem i do nas przemawiają.” Chodząc ulicami miast otacza nas spora ilość reklam, ich natłok wręcz szpeci krajobraz. Piękne zabytkowe kamienice są pozakrywane tanimi „szmatami”

udającymi bilbordy, byle rzucało się w oczy, a im większe tym lepsze. Na co dzień mam styczność z grafikami, wiem jak to wszystko jest zrobione. Chodząc na praktyki do różnych firm i znając temat od podszewki wiem, co twórcy tych paskudztw przeżywają, gdy robią ładny i pomysłowy szyld jednakże, gdy pokazują go klientowi on ją odrzuca. Dlaczego? „A bo miała być inna koncepcja, za mało się wyróżnia, jest nieczytelna” itd… I koło się zamyka. Im więcej jaskrawych i krzyczących swym kolorem lub nad miarem „sztuki” produktów tego typu, tym więcej ich przybywa i zalewa nas ze wszystkich stron. Powiem wprost: wiem, że moda powraca, ale nie wszystko i nie kropka w kropkę to samo: nie są już modne pstrokate wzorki a la tapeta babci. Teraz ceni się lekkość, świeżość, linię. Ale znowu nie przesadzajmy, dwukolorowa, gryząca w oczy podstawowymi kolorami reklama opon zimowych, oczywiście z czarnym napisem, nie spełnia wyżej wymienionych cech. Źle dobrane kolory są ciężkie, zmęczone, jak my po pracy. A gdyby się wracało do domu wśród ładnych dzieł sztuki? Czy nie byłoby lepiej? Przyjemniej? Nieraz wystarczy prosty tekst, chwytliwe hasło zamiast cennika na witrynie

restauracji, które na pewno bardziej zachęci nas do wstąpienia na małe, co nieco. Mam rację? Wraz z moim kolegą na praktyce mieliśmy za zadanie stworzyć nową ulotkę dla pewnej firmy. Pierwotna wersja, na podstawie, której mieliśmy zrobić coś „po swojemu”, była bardzo fikuśna i wzorzysta. Dlatego wspólnymi silami zrobiliśmy jak to zawsze z Damianem, coś nowoczesnego, subtelnego, w dobrym tego słowa znaczeniu, by ulotka stała się świeża i przejrzysta z naprawdę ładną oprawą graficzną. Ciekawi jesteście, co usłyszeliśmy od swojego pracodawcy? Wszystko ładnie pięknie, ale zróbcie coś bardziej w stylu poprzedniej, tak, aby bardziej przypominała pierwowzór. Więc w gruncie rzeczy szybciej było zrobić ksero pierwszej wersji ulotki, niż wykonać coś, co nasyci nasz głód na piękno, – aby ulotka nie tylko reklamowała daną firmę, ale też zaciekawiła, dała do myślenia, przyciągnęła wzrok, i po prostu się podobała? Każdy zazwyczaj, i tu właśnie konieczne jest słowo zazwyczaj, zna się na swym fachu. Mimo, że jesteśmy dopiero na samym początku przygody z grafiką, to już na tym etapie wiemy jak przyciągnąć uwagę do danego produktu i jak skuteczne zachęcić potencjalnego klienta do jego kupna. Szkoda tylko, że tak wiele ludzi korzystających z usług firm reklamowych nie chce dać im szansy i zaufać osobom znającym się na reklamie, zdać się na ich znajomość branżową. Przecież po to się zatrudnia grafików, aby mogli się wykazać, a nie tylko zafundować każdemu klientowi to samo „kopiuj-wklej”, wziąć za to kasę i to nie małą, „druknąć” to, czego zażądają. Mam nadzieję, że niezależnie, w którą stronę pójdzie współczesna reklama, ludzie wreszcie się otrząsną z nadmiaru kiczu, jaki nam fundują twórcy reklam i popatrzą na reklamę trochę jak na sztukę, docenią dobrych grafików, którzy będą jak artyści tworzyć reklamę jak dzieło sztuki!

Natalia NIedbałka

N°2 Kwiecień | 21


Foto. Agencja IEM

Intel Extreme Masters! - Wielki Finał Powoli opadają emocje po finałach Intel Extreme Masters, które odbyły się w Katowickim Spodku od 14 do 16 marca. Niesamowita atmosfera była doskonałym zakończeniem emocjonujących meczy, odbywających się przez ostatnie miesiące w różnych krajach.

Z

acznijmy od tego, czym jest Intel Extreme Masters. Jest to turniej gier komputerowych przemierzający największe hale świata. Impreza IEM liczy sobie 6 przystanków w takich miastach jak : Shanghai, Nowy Jork, Kolonia, Singapur, Sao Paulo oraz finał, który mogliśmy gościć w katowickim Spodku. Od wielu lat ludzie na całym świecie śledzą zmagania najlepszych graczy, uczestniczących w rozgrywkach z cyklu Intel Extreme Masters na różnych platformach. Wielokrotnie grali tam także nasi rodacy, odnosząc mniejsze i większe sukcesy. Wiadomość o organizacji przystanku w Katowicach wywoła falę entuzjazmu wśród fanów gier komputerowych. Wejściówki zniknęły w mgnieniu oka, a impreza okazała się strzałem w dziesiątkę, przekraczając oczekiwania nie tylko organizatorów, ale także graczy, kibiców, czy osób, nie mających wcześniej

22 | N°2 Kwiecień

styczności z e-sportem. Sukces całego przedsięwzięcia doprowadził do przeniesienia głównego finału całego cyklu właśnie do Spodka. Wcześniej miał miejsce na targach komputerowych CeBit w niemieckiej Kolonii. Nadszedł długo oczekiwany dzień, Finały IEM. Spodek powoli się zapełniał tłumem fanów, z minuty na minutę wśród wszystkich już obecnych utworzyła się ta niesamowita atmosfera, pełna pozytywnej energii. Kibice, którzy przybyli tu zobaczyć najlepszych graczy Starcraft 2 oraz League Of Legends mieli ze sobą liczne transparenty oraz flagi, aby wspierać swoich idoli. Rozgrywki były pełne świetnych i niemal niemożliwymi akcji. Zmagania Starcrafta II rozpoczęły się już 13 marca, kiedy to 16 zawodników rywalizowało o awans do głównego turnieju. Wśród uczestników nie zabrakło kilku Polaków, w tym: Grzegorza „MaNy” Komincza, Artu-

ra „Nerchia” Blocha, czy też Łukasza „Tefela” Czarneckiego. Niestety odpadli w „drabince”, a dwa pierwsze miejsca zajęli – „Dear” i „HyuN”. W finałach IEM zagrało 15 Koreańczyków i jeden Europejczyk - NaNiwa. Turniej był rozgrywany w drabince „single elimination” ,czyli przegrany odpadał z turnieju. Mecz finałowy odbywał się w „seven elimination” i wygrany mógł zabrać całą pulę, czyli 100 000$ ! Ostatecznie zwyciężył Koreańczyk o pseudonimie „sOs”. W finałach gry League Of Legends, pojawiło się osiem drużyn, cztery zaproszone oraz cztery, które zostały wytypowane przez udział w innych turniejach. Wśród z jednej z drużyn pojawił się Polak - Jakub „Creaton” Grzegorzewski, lecz nie udało mu się awansować do fazy pucharowej. W ostatnim etapie znalazły się cztery drużyny „Fnatic”, „Gambit Gaming” „Cloud 9” oraz „KT RB”. Po ciężkim pojedynku „Fna-


tic” wygrało z „Cloud 9” wynikiem 2:1, co zapewniło im drugie miejsce. W następnym spotkaniu koreańska formacja „KT RB” ograła „Gambit Gaming”, umożliwiając sobie tym samym udział w niedzielnym finale. W walce o miano ósmego sezonu IEM zawodnicy „KT RB” sprawnie poradzili sobie z szwedzką formacją „Fnatic” ,ogrywając ich 3:0. W Katowicach pojawił się także poboczny turniej EMS ONE kochanego na całym świecie Counter Strike’a Global Offensive, gdzie w puli znalazło się aż 250 000$, a zwycięzca mógł wygrać 100 000$. W tych zawodach pojawiła się jedyna polska ekipa pod nazwą rosyjskiej organizacji „Virtus.pro” w składzie Filip „neo” Kubski, Wiktor „TaZ” Wojtas, Jarosław „Pasha” Jarząbkowski, Janusz „Snax” Pogo-

rzelski oraz Paweł „byali” Bieliński. Od samego początku wydawali się być w wyśmienitej formie, wygrywając z ukraińską formacją „HellRaisers” wynikiem 22:20 po dogrywce. Faworytem turnieju była francuska grupa „Titan”, jednak nie potrafiła ona pokonać naszych rodaków, w nadzwyczaj szybki sposób poradzili sobie z nimi . - „Po pokonaniu Titan czuliśmy się, że możemy wygrać ten turniej” – powiedział „TaZ”. Kolejny francuski zespół „LDLC. com”, z którym także wygraliśmy wynikiem 2:0. W półfinale czekało na nich szwedzkie „LGB”, które przysporzyło naszym reprezentantom trochę problemów, ale ostatecznie odnieśli oni zwycięstwo wynikiem 2:1 w mapach. W wielkim finale Polacy musieli się zmierzyć ze szwedz-

ką drużyną „Ninjas In Pijamas”. Był to jeden z najgroźniejszych przeciwników, ale jak się okazało wygraliśmy pewnym wynikiem 2:0 i tym sposobem otrzymaliśmy tytuł Mistrza Świata oraz 100 000$ ! IEM nie miałoby takiego rozmachu, gdyby nie obecność kibiców, którzy bez chwili wytchnienia kibicowali swoim idolom. Według graczy byli najwspanialszą publicznością, przed którą grali. Doskonała atmosfera pokazała, że nie mamy się niczego wstydzić. Daje nam to również nadzieję na powtórne finały w naszym kraju.

Kamil Gęsikowski

Foto. Damian Żak / Klub Klawiatura Katowice

Iza Lach - Koncert Klub Klawiatura 13 marca w klubie Klawiatura w Katowicach odbył się koncert Izy Lach – popowej piosenkarki, kompozytorki i autorki tekstów. Współpracowała między innymi ze Snoop Dog’iem. Pozytywnie nastawiona, przesympatyczna,

z idealnym podejściem do publiczności. Jej muzyka uginała nogi w kolanach koneserów twórczości Izy. Mimo drobnej budowy ciała, zaskakująco potrafiła wydobyć z siebie niezwykle mocny głos. Już po pierwszych minutach

dało się odczuć tę magiczną atmosferę, która towarzyszy każdemu znakomitemu artyście !

N°2 Kwiecień | 23


Film

Stop klatka film Her

Recenzja filmu „Her”

J

estem fanem wszelkiego rodzaju filmowych - Harleqiunów i pochodnych nie zdzierżę - romansideł - od komedii romantycznych aż po dramaty i wszystko inne, co dotyczy miłości. Od zawsze intrygował mnie ten temat, chociaż w opinii męskiej braci uznawany jest za niegodny, a w tych „właściwych dla mężczyzn” obrazach ogromne roboty kierowane przez ludzi „naparzają” równie wielkie Godzillo-podobne stwory statkami towarowymi. Takie wypełnione testosteronem i niczym nieskrępowaną zabawą kinem filmy mają wśród Tajnego Stowarzyszenia Prawdziwych Mężczyzn niezłe poważanie i, jako stereotypowy facet-macho, powinienem oglądać tylko tego typu produkcje. W zasadzie byłbym w stanie się z tym zgodzić, bo nic nie rajcuje tak, jak latający potwór wynoszący robota w stratosferę. Jednak „Ona” mi nie pozwoli. I nic na to nie poradzę. „Her” to nakręcony w 2013 roku film w reżyserii Spike’a Jonze i wbrew otoczce marketingowej, czy choćby dacie premiery w Polsce, tj. 14 lutego, nie jest standardową

24 | N°2 Kwiecień

historyjką miłosną „ku pokrzepieniu serc”. Wręcz przeciwnie - wymyka się schematom, a najczęściej z całych sił od nich ucieka, trafiając w rzadko odwiedzane rejony kinematografii. Najbardziej zaskakuje to, że tak błyskotliwy i subtelny w swojej wymowie obraz filmowy stworzył właśnie Jonze - mało znany reżyser ze skromnym, właściwie niewyróżniającym się niczym dorobkiem. Jego najbardziej znanymi dziełami są: „Być jak John Malkovich” oraz „Gdzie mieszkają dzikie stwory”, chociaż obie produkcje trudno zaliczyć do czysto mainstreamowych. Pierwsza opowiada o pracowniku, który w swoim biurze odnajduje drzwi prowadzące do świadomości znanego aktora Johna Malkovicha, natomiast drugi o małym chłopcu, uciekającym przed codziennością w świat wyobraźni, do krainy dzikich stworów (no shit, Sherlock). Jak widać w twórczości Spike’a nie ma zbyt dużo miejsca na superbohaterów niszczących całe miasta w ramach ochrony ludności. To w sumie dobrze, inaczej scenariusze w jego filmach byłyby naprawdę durne: kto widział „Czło-

wieka ze Stali”, ten najpewniej wie o czym mówię. Aż trudno uwierzyć, że twórca znany z tak nieznanych i oddalonych od głównego nurtu dzieł zużył mnóstwo celuloidu na opowieść o miłości. Spike Jonze, który jest także autorem scenariusza, nakreśla wizję niedalekiej przyszłości, w której główny bohater Theodore Twombly, genialne zagrany przez Joaquina Phoenixa, pracuje jako osoba pisząca listy dla innych, wolny czas spędzając na „graniu w wirtualne gry przestrzenne i oglądaniu porno” (niedokładny cytat z filmu). Ponadto próbuje poradzić sobie z bolesnym rozstaniem. Pewnego dnia poznaje Samanthe - szybko zaczyna łączyć ich coś więcej. Rozwijające się relacje tej dwójki widz będzie śledził do końca seansu, ponieważ stanowią one główny wątek i oś fabuły. Brzmi jak banalna historyjka miłosna i w zasadzie taka mogłaby być, gdyby nie jeden szczegół. Kobieta, która zawróci w głowie głównemu bohaterowi jest OS, systemem operacyjnym. Sam pomysł uwodzi prostotą i błyskotliwością, ponieważ na


dobrą sprawę wystarczyłoby odjąć cała futurystyczną otoczkę, a Samanthe zastąpić żywą kobietą, żeby widz otrzymał jedynie szczegółową i lekko banalną analizę związku. Lecz taka konwencja popsułaby film, dlatego uczynienie ukochanej bohatera systemem operacyjnym i umieszczenie akcji filmu w przyszłości było genialnym w swej prostocie pomysłem i otworzyło reżyserowi mnóstwo furtek, którymi mógł przekazać wartościowe treści, bez zbędnego moralizatorstwa. Ukazana historia jest wielowątkowa, ale Jonze postanowił większość z nich ustawić na drugim planie, co może wydawać się bardzo ryzykownym pomysłem - uwierzył w inteligencję widza, a to ostatnimi czasy wyjątkowo rzadkie zjawisko. Historia kręci się wokół Theodore’a Twombly’ego i to właśnie z jego perspektywy będziemy obserwowali wszystkie wątki oraz Los Angeles przyszłości. Główny bohater jest mądrym i wrażliwym gościem, jednak cierpi na typowo ludzką przypadłość – nie radzi sobie z uczuciami i woli się nie otwierać na innych, aby przypadkiem nie zostać zranionym, jednocześnie pragnąc bliskości, ciepła, zrozumienia, itd. Powstaje dysonans poznawczy, który będzie towarzyszył Theodore’owi przez praktycznie cały film. Już samo to, że zakochuje się w inteligentnym (i wyjątkowo ludzkim) systemie operacyjnym powinno dość dużo mówić. O dziwo, bez używania słów, bo reżyser zostawia widzowi duże pole do popisu na płaszczyźnie interpretacyjnej. Po pewnym czasie widok człowieka randkującego z głosem Scarlett Johansson wydobywającym się z głośniczka przestaje dziwić, natomiast Samantha intryguje nie tylko brakiem ciała, ale osobowością i ciekawością świata, który ciągle poznaje. Sposób prowadzenia relacji dwójki głównych bohaterów przypomina rzeczową analizę związku człowieka z człowiekiem i czasem naprawdę można zapomnieć, że Samantha jest tylko myślącym OS. I, jak wszystko inne w tym świetnie skomponowanym dziele, był to zabieg w pełni przemyślany. Podejmowane decyzje i postawa przyjmowana przez Theodora mają swoje logiczne uzasadnienie, dzięki wyeksponowaniu bólu po rozstaniu z żoną Catherine, który pełni ważną rolę w filmie, jak i w kreacji głównego bohatera. Spike Jonze wyko-

nał tytaniczną pracę, odpowiadając za scenariusz i reżyserię jednocześnie, lecz dzięki temu wszystko niesamowicie ze sobą współgra. Podczas seansu można odczuć niespotykaną chemię między poszczególnymi częściami składowymi. Wątek Amy - przyjaciółki Twombly’ego - pomimo naprawdę dobrego występu Amy Adams, nie wciągnął mnie na tyle, żebym przejął się losem bohaterki. Odniosłem wrażenie, że jej postać miała jedynie na celu wzmocnienie wymowy ostatniej sceny, nic ponadto. Wada to nieduża, bo reżyser nawet przez moment nie ukrywa tego, na czym powinien skoncentrować uwagę widz. Do tego owa ostatnia scena zyskuje o wiele więcej głębi, biorąc pod uwagę cały kontekst. Joaquin Phoenix zaprezentował niesamowity popis aktorskich umiejętności. Urzeka w każdym ujęciu, pokazują całą gamę emocji tudzież uczuć targających Theodorem Twoblym. Sprawia też, że widz jest w stanie uwierzyć w całą tę groteskową relację z OS. Miał dodatkowo utrudnione zadanie, ponieważ większość czasu ekranowego spędza sam, mając za towarzysza jedynie smartfona, który przemawia seksownym i uwodzicielskim głosem Scarlett Johanson. Ona również ze swojego zadania wywiązała się świetnie, urzekając co krok. Chociaż jako jej dozgonny fan mogę mieć mocno subiektywne odczucia, ale musicie mi wybaczyć. Ważnym fabularnym segmentem jest przedstawiona wizja przyszłości. Najbardziej zachwyca to, że reżyser nie stara się niczego specjalnie wyeksponować. Cały futuryzm egzystuje gdzieś w tle, wypełniając wszelkie luki narracyjne, jednak w zasadzie nigdy nie wychodzi na pierwszy plan. W oczy rzuca się osamotnienie jednostek, włącznie z głównym bohaterem - każdy żyje w niewidzialnej bańce, oddzielony od świata technologią i własnym sprawami. Jednocześnie wizja ta jest zastraszająco bliska naszym czasom. Latające samochody, wehikuły czasu, deskolotki czy inne dziwactwa pasowałyby tutaj jak wolność słowa w książkach Orwella. Mnogość interpretacji jest jedną z największych zalet filmu. „Ona” jest niestandardowy (by the way - tytuł wyjątkowo nie współgra z językiem polskim) w narracji, prowadzeniu akcji czy samej ekspozycji. Wynika to z obranej konwencji. Tempo jest niespieszne, całość

melancholijna i mocno refleksyjna. Oczywiście nikt po takiej historii nie powinien oczekiwać wybuchów i pościgów. Żadna postać nie potrzebuje większej łodzi, żeby uniknąć dramatycznego spotkania z paszczą rekina ludożercy. To nie ten rodzaj filmu. Napięcie występuje w ilościach znikomych, właściwie żadnych: główne skrzypce gra dramatyzm i wymieniona wyżej melancholia. Kamera nie opuszcza Theodora nawet na moment, podążając za nim gdziekolwiek tylko się uda. Kameralność opowieści ma swój niepowtarzalny, lekko odrealniony klimat, który dodatkowo podkreśla pastelowość otoczenia i panujące na ekranie żywe kolory. Paradoksalnie wizja smutnego świata przyszłości jest wypełniona dziesiątkami barw, a całość wygląda tak, jakby Spike Jonze przy nadzorowaniu produkcji w pewnym momencie postanowił nałożyć na obraz jeden z instagramowych filtrów. Na koniec warto zaznaczyć, że soundtrack jest po prostu genialny. Nie potrafię znaleźć lepszego określenia. Pomijając nawet użycie piosenek Arcade Fire z płyty „Reflektor” - utwory w filmie idealnie pasują do każdego momentu, w którym zostały wykorzystane; egzystują w ścisłej symbiozie z obrazem. Natomiast „The Moon Song” w wykonaniu Scarlett urzekła mnie tak, że po znalezieniu piosenki na youtube maltretowałem przycisk „replay” przez dobry tydzień. „Her” nie jest jednak filmem pozbawionym wad. Momentami może wydać się zbyt monotonny, w skrajnych przypadkach wywołując znużenie, szczególnie u osób, których takie lekko ckliwe historie odrzucają. Dodatkowo miejscami bywa naiwny oraz przesłodzony. Obrana konwencja sprawi najpewniej, że część osób znienawidzi obraz Jonze i z góry uzna za nierealistyczną historyjkę dla nastolatków, słuchających popowych ballad, lecz warto dać mu szansę. Jeśli tylko okażecie odrobinę wrażliwości to istnieje duża szansa, że wizja twórcy Was zauroczy. Reżyseria, zdjęcia, soundtrack i scenariusz - w zasadzie większość elementów składowych zasługuje na ogromną pochwałę. Wywołują wyjątkowe uczucia płynące z poznawania pokręconej opowieści o pisarzu zakochanym w systemie operacyjnym. Kamil Borkowski

N°2 Kwiecień | 25


Teatr

Dziewczyna z wiolonczelą Wykonanie: Paulina Koniarska; tekst i reżyseria: Maciej Dziaczko; (premiera spektaklu odbyła się 1 marca 2014 roku w Sali Teatru Cogitatur w Katowicach).

Foto. Piotrek Krzywicki

S

pektakl „Dziewczyna z wiolonczelą” jest inspirowany prawdziwymi historiami młodych dziewczyn stawiających pierwsze kroki w modelingu w Polsce. Wszystko zaczyna się od portali w Internecie. To tam wstawiają swoje pierwsze zdjęcia, umawiają się na sesję, zawiązują przyjaźnie a cza-

sem miłości, nawiązują nowe kontakty, zaczynają mówić językiem fotografów. Przechodzą swoistą metamorfozę (to tak jakby z przedpokoju w bloku na 7. piętrze trafić nagle na czerwony dywan na gali rozdania nagród Elle). W krótkim czasie zdjęcia zrobione na imprezach rodzinnych lub przez kolegę w dużym pokoju, wymieniane są na profesjonalne fotografie w rozmaitych stylizacjach. To tu dziewczęta odkrywają swoją kobiecość, wraz z kolejnymi, bardziej odważnymi zdjęciami. Część kontaktów okazuje się jednak czymś więcej niż spotkaniem na sesji, a cudowna bajka o karierze, sławie i miłości przemienia się koszmarny sen, z którego często trudno się wybudzić. Tekst został napisany jako druga część tryptyku poświęconego „niszowym zagadnieniom wiary”.

I tak oprócz spektaklu „Benefis, czyli rzecz dla aktora restauratora” w wykonaniu Lesława Witosza, powstała „Dziewczyna z wiolonczelą” w wykonaniu Pauliny Koniarskiej. W przygotowaniu trzecia część: „Cuda” w wykonaniu Edyty Marciniak (tekst i reż. Maciej Dziaczko) Teatr Gliwicka 9a został założony w roku 2012 przez Macieja Dziaczko , byłego członka nieistniejącego już od dawna Teatru Cogitatur z Katowic. Do chwili obecnej nad swoimi spektaklami grupa pracuje w byłej Sali Teatru Cogitatur przy ulicy Gliwickiej 9a - stąd też nazwa zespołu. „Dziewczyna z wiolonczelą” jest trzecią produkcją teatru.

Skazany na bluesa Adaptacja i reżyseria: Arkadiusz Jakubik; (prapremiera spektaklu odbyła się 7 marca 2014 roku w Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego w Katowicach).

Ilust. Małgorzata Orzechowska / Teatr Śląski

T

ak znajomo brzmiący tytuł wabi szerokie grono widzów z całej Polski swym nieco nostalgicznym posmakiem, przywodząc na myśl twórczość dobrze znanej grupy muzycznej. Całość spektaklu, choć wypełniona pobocznymi, czasem

26 | N°2 Kwiecień

nawet całkowicie niemymi postaciami, skupia się na Ryszardzie Riedlu, znanym wokaliście zespołu „Dżem”. Historia opowiada o człowieku zanurzonym w narkotycznych iluzjach, gdzie przewodnikiem jest zmarły przyjaciel Riedla, spajający elementy zmyślone z biograficznymi faktami w sposób niedostrzegalny. Dobrze wkomponowana muzyka z twórczości wspomnianego wcześniej zespołu przywołuje wspomnienia za czasów życia bohatera. Takie połączenie niemal wciąga w świat przedstawiany na scenie, tworząc tym samym prawie namacalną więź pomiędzy widownią, a aktorami. Dopełnieniem tego obrazu było wspólne śpiewanie i wzruszenie malujące się na twarzach oglądających.

Przewijające się w tle śląskie akcenty uwydatniają rzeczywistość akcji, a większość przesłania zawarta jest w dobitnych symbolach. Tomasz Kowalski wcielający się w postać Ryśka z łatwością i swoistą naturalnością ukazuje człowieka walczącego resztką sił o utrzymanie się na powierzchni czarnej toni, jaką stało się jego życie. Choć stawia zaledwie pierwsze kroki na deskach teatru, już zostaje doceniony za niezwykłą grę aktorską. Samo zaś przedstawienie uważane jest za wielki sukces.

Dominika Jawor


OD

od 15.04 do 04.05 2014 Wystawa Dominiki Kowynia „Take Care” Galeria + Katowice Dominika Kowynia o swojej wystawie: Na tytuł wystawy wybrałam angielski zwrot „Take Care”, ponieważ w języku polskim nie znalazłam podobnego, o tak pojemnej możliwości interpretacji. Obrazy, które powstają od pewnego czasu przedstawiają ludzi i zwierzęta, osobno lub razem. Być może osoba postronna mogłaby mieć problem z dostrzeżeniem elementu, który te prace łączy, a który jest dla mnie istotny.

od 25.04 do 15.06 2014 Wystawa „O powstawaniu i ginięciu” BWA Katowice Wystawa przypada na dwudziestą rocznicę głośnej Pustynnej Burzy z 1994 roku, która w katowickiej galerii BWA zgromadziła dzieła wybitnych twórców. Jednym z nich był Andrzej Szewczyk, który stał się patronem. O powstawaniu i ginięciu. Jego twórczość odwołująca się do znaku, jako prapoczątku formowania się języka, staje się punktem wyjścia dla pozostałych artystów, którzy w swoich realizacjach podejmą próby przepracowania napięcia pomiędzy kulturami oralnymi i piśmiennymi.

25.04

OD

15.04

od 15.04 do 09.05 2014 Wystawa Józefa Wilkonia „Ryby, ptaki, ssaki i inne wilkołaki” Rondo Sztuki Katowice Wielowymiarowy świat wyobraźni Józefa Wilkonia pozwala odnaleźć w sobie dziecko. Prace artysty mienią się kolorami oraz zadziwiają technikami. Na wystawie w Rondzie Sztuki nie zobaczymy wyłącznie ilustracji książkowych, ale także drewniane i metalowe rzeźby, filmy, a dzieci będą mogły skorzystać ze specjalnych kącików do interaktywnych zabaw. Całość wystawy stanowi jedyny w swoim rodzaju mikrokosmos zamieszkały przez zwierzęta.

15.04

od 28.03 do 04.05 2014 Wystawa malarstwa Ireneusza Walczaka „Multikulti” Zamek Sielecki / Galeria Extravagance Sosnowiec Ireneusz Walczak w sposób niezwykle świeży i bezkompromisowy opisuje zjawisko, rozgrywające się w podstawowej tkance kulturowej – w ludzkiej świadomości. Stara się uchwycić te przemiany w swoich obrazach, na których warstwa tekstowa współgra z niezwykle sugestywnym kolorem i oryginalną formą. Na wystawie w Galerii Extravagance znajdą się najnowsze dzieła artysty, w większości prezentowane po raz pierwszy.

OD

do

04.05

Sztuka

N°2 Kwiecień | 27


Ilus. Damian Żak

28 | N°2 Kwiecień


„Parodia człowieka” Wiktoria Sulik Cześć 2 Przestałem czuć się na siłach, by stawić czoło złemu światu. Siedziałem w uliczce, z której wyruszyłem na samozwańczą próbę odzyskania honoru, a w późniejszych etapach potyczki stracenia go całkowicie. Nad głową trzymałem jakiś stary karton leżący niedaleko, żeby schronić się przed deszczem, który przepłoszył spacerowiczów do domów. Krzywiłem się, bo pudło nie pachniało zbyt pięknie, a do tego zaczęło nasiąkać porządnie wilgocią... Pachniało jakimś mięsem. A ja byłem głodny. Nie siedziałem tam znowuż długo… Zaledwie jakieś cztery minuty i czterdzieści trzy sekundy, lecz czas dłużył mi się nieubłaganie. Pudło spadło mi na głowę, kiedy próbowałem delikatnie rozmasować, sycząc z rozrywającego bólu, odrywając i na powrót dotykając, bolący lewy łokieć, na który upadłem. Westchnąłem głęboko, przyciągając nogi blisko siebie, podciągając sobie kolana pod samą brodę. Zamknąłem powoli oczy, próbując pozbierać racjonalne myśli, ale drżenie ciało przerywało mi ciągle tę czynność. Deszcz przestał być ciepły. Stukot kropel o blaszane parapety i betonową, przesiąkniętą odorem i wilgocią dróżkę torturował moje uszy, grając duet z milczeniem okolicy. Lubiłem spokój, lecz biorąc pod uwagę okoliczności, chciałem przede wszystkim pomocy. Na odludziu jej nie mogłem znaleźć, ale pomimo tego, siła, którą wyczerpałem niemalże doszczętnie, również nie bierze się z powietrza. Bynajmniej u ludzi. Zdziwiłem się, słysząc kroki, które odbiły się głośnym echem w mojej czaszce. Rozwarłem natychmiastowo szerzej powieki, ignorując kujące uczucie w gałce ocznej. Znieruchomiałem całkowicie, próbując szybko przeanalizować sytuację i podjąć decyzję. Słyszę kroki… - pomyślałem, przymykając podejrzliwie oczy, po czym próbowałem się wtopić w otoczenie, skrywając się pod sporym kartonem. Buty płaskie, bez obcasa… - wywnioskowałem, słysząc lekkie szuranie, a ciche kroki występowały w większych, niż średnia czasu wynosi odstępach. - Kobieta, mężczyzna…? Buty są nowe. Wydają inny odgłos, niż te z przetartymi podeszwami. Nie spieszy się…. Być może szuka.. Albo jest wyczerpany, czy obciążony czymś… A może wszystko naraz.. - snułem bezużyteczne teorie w myślach, próbując ustalić, czy to nie aby kolejny wróg, choć w prawdzie miałem dwie opcje: schować się, bądź uciec. Logiczne było, że wybrałem wyjście numer 1. Istniała możliwość, że zostanę niezauważony. Jeśli będąc rannym i zmęczonym, próbowałbym uciec, z łatwością złapałby mnie. Nawet nieważnym było to, jakiej przeciwnik może być postury. Po prostu nie można było być słabszym fizycznie ode mnie – osobiście tak twierdziłem. Coraz głośniejsze odgłosy zbliżających się kroków ustały… Nie spodziewałem się tego, że ujrzę spod krawędzi pudła promień sztucznego światła bijącego zapewne od latarki. Świetlny, niebieskawy krąg przesuwał się po betonie, oddalając i zbliżając do mnie. Zdecydowanie, przybysz szukał czegoś. Mnie? Usłyszałem wyraźne uderzenie czegoś ciężkiego o ziemię. Tuż przede mną. Odruchowo drgnąłem, zdradzając się kompletnie. Zapowietrzyłem się, czując, jak N°2 Kwiecień | 29


kartonowy przedmiot powolnie znika znad mojej głowy. Podniosłem podbródek ku górze, lecz postać była słabo widoczna dla mnie wśród tych ciemności. Miałem lepszy słuch, niżeli wzrok. Z zaskoczenia zaatakowano moje oczy dawką oślepiającego światła latarki, dobijając mnie ostatecznie. W pierwszej chwili zacisnąłem powieki, zasłaniając się niezdarnie dłońmi, by wiązka światła nie wywołała u mnie dodatkowych, ciemnych plam przed oczyma. Porażający ból w gałkach ocznych ustępował powoli, a ja delikatnie rozchyliłem wachlarz rzęs, podnosząc ostrożnie spojrzenie na kata z latarką, który nieco opuścił ją bardziej na ziemię, by najwyraźniej mógł się przyjrzeć temu, kogo znalazł. I chociaż nie potrafiłem dostrzec całkowicie jego twarzy w panującym mroku, wydawał się być nieco zdziwiony na mój widok. Nieznajomy ujrzał obraz iście nędzy i rozpaczy. Na mojej brudnej, zadrapanej, twarzy o alabastrowym odcieniu skóry, która nigdy nie miała zbyt długiego, zamierzonego kontaktu z palącym światłem słonecznym, nie zdołało ukryć się zszokowania spowodowanego dniem dzisiejszym. Przypatrywałem się w osłupieniu osobnikowi przede mną, szeroko otwierając oczy, odsłaniając zza smoliście czarnych, blisko siebie osadzonych rzęs, swoje tęczówki o niespotykanej, czerwonej, jak krew barwie. Pochwyciłem zębami, na których widniał srebrzysty aparat dentystyczny swoją popękaną, malinową wargę, nie ukrywając kryjących się pod powłoką bezsilnego człowieczka zmieszanych uczuć. Moje serce znów uniosło się na skrzydłach adrenaliny, kiedy ujrzałem nieznaczny ruch ze strony nieznajomego, podczas gdy moja twarz o subtelnych rysach została oblepiona przez przydługie na przodzie, mokre od deszczu kosmyki czarnych włosów. Tak, w tym okresie mojego jakże krótkiego życia przypominałem nieco dziewoję, czego nie dopuszczałem w dalszym ciągu do wiadomości. Moje ego było większe, niż mierzące 172 centymetry wzrostu ciało, w którym moja zbuntowana dusza była więziona. Zaś osobiste kompleksy na punkcie mojego chorowitego, wątłego ciała leczyłem myślą, że organizm różnych ludzi dojrzewa w rozmaitym tempie.. Jednakże mój bojowy charakter był doprawdy nieadekwatny do mojej aparycji, choć w tamtej sytuacji nie pokazywałem swojego heroizmu. Czując dotkliwy ból okolic centralnego punktu łokcia, wyrostka, zacisnąłem usta, od środka, hacząc o nie zębami i przygryzając w cierpieniu. Opieranie się ciężarem ciała na poszkodowanej ręce było uciążliwe, aczkolwiek nie używając jej, miałem niskie szanse na powstanie ze śliskiego od deszczówki betonu. Z rezygnacją zaniechałem rozpaczliwych prób oddalenia się od stojącego przede mną, żyjącego problemu, który zbliżał się do mnie. Stawiał powoli kroki, raz za razem, zmniejszając dystans między nami, a światło latarki błądziło po podłożu. Przenosiłem pełne przerażenia spojrzenie to na nieznaną mi postać ubraną w biel, to na kontrastującą z nią pustkę, przepełnioną nieprzeniknioną czernią ciemność wokół. Ze wschodu nagle powiał silny podmuch wiatru, sprawiając, iż przez chwilę żywioł zacinał nam obu prosto w twarz. Niewiele widziałem, lecz mojego kowadełko i bębenek wprowadzone zostały w ruch przez odgłos uderzenie ciężkiego, materiałowego przedmiotu o twardą nawierzchnię, a jednocześnie częściowo w kałużę, czemu towarzyszył plusk rozpraszającej się na boki wody. Drgnąłem znacznie, odsłaniając się zza palców dłoni, za którymi próbowałem się skryć, swoje czerwone oczy, odszukując źródło dźwięku. Ujrzałem pod moimi stopami… czarną torbę. 30 | N°2 Kwiecień


-Zostanę pokrojony na kawałeczki, spakowany do torby i trafię pod drzwi jakiejś jego byłej kochanki - wymyślałem jakże pozytywne spekulacje, trzęsąc się przy tym, jak osika, a także uświadamiając sobie, że obejrzałem o jeden maraton seriali kryminalnych za dużo. Zacisnąłem powieki, czując już wręcz, jak blisko jest ten przyjemniaczek. Poczułem punktowe pukanie w głowę nad czołem. Początkowo skuliłem się bardziej, starając się skryć – do przewidzenia było to, że nic mi to nie da. Potem bez specjalnego przekonania uniosłem podbródek w celu ujrzenia kucającego tuż przede mną jegomościa, który podświetlał sobie od dołu twarz, wydając z siebie ciche „bu” i wykrzywiając wargi w przemiłym uśmiechu. Czy byłem w ukrytej kamerze? Czy to był jakiś nieśmieszny żart? Dowcipniś był tutejszym. Na jego twarzy dostrzeżenie śladowej ilości azjatyckiej urody nie stwarzało żadnych trudności. Z tego, co zdążyły zarejestrować moje oczy, nie był znowuż imponującej postury, lecz cechował go dosyć wysoki wzrost. Młody Japończyk o ciemnych oczach. Miał krótkie włosy o kolorze bardzo jasnego, tlenionego blondu, a jego cechą rozpoznawczą była nieduża blizna pod lewym okiem, której się nie przyjrzałem, ani nie próbowałem przeanalizować jej historii, gdyż poczułem zawirowania w czasoprzestrzeni wewnątrz mojej głowy. - Hej, człowieku, kto Cię tak załatwił? - zapytał blondyn po angielsku, spostrzegając zapewne, iż jestem cudzoziemcem, a ja w międzyczasie swoim wzrokiem odbywałem wędrówkę po jego wyciągniętej ku mnie ręce. - Słuchaj, znam kogoś, kto powinien.. Nie dane mi było pośmiać się z jego prześmiesznego akcentu, który mi zaprezentował, ani z odetchnąć z ulgi z powodu okazania się, iż przybysz prawdopodobnie nie trzyma żadnego tasaka za paskiem. Przestałem rozprawiać nad istotą życia i śmierci, nad tym, czy znajdę tej nocy jakiekolwiek schronienie, a także nad tym, czy aby promienisty ból nie był spowodowany jakimś pęknięciem wyrostka łokciowego, albo porządnego stłuczenia. Przymknąłem powieki. Drżący obraz twarzy jasnowłosego wręcz skakał mi przed oczami, zyskując na ostrości, a niemalże natychmiast potem znacznie na niej tracąc przez rozmycie się. Uniosłem zabrudzoną od ziemi prawą dłoń, podążając nią w stronę oferującej pomoc ręki mężczyzny, który mówił dalej do mnie, choć zmysł słuchu praktycznie wyłączył mi się. Tępo wpatrywałem się w jego poruszające się usta, głowa zaczynała mi opadać, a jedyne, co byłem w stanie usłyszeć, to mój cichy, urywany oddech. Usiłowałem dotknąć chociażby jego palca, lecz im bardziej się starałem, tym znaczniej czułem oddziaływanie grawitacyjne na moją wyciągniętą część ciała. Ta przepaść pomiędzy mną, a ciemnookim zdawała się jedynie coraz bardziej powiększać. I nagle nastała ciemność absolutna. Zemdlałem.

Ciąg dalszy nastąpi w majowym wydaniu

N°2 Kwiecień | 31


kultura

32 | N°2 KwiecieĹ„


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.