Pressja (56) / 09/2014

Page 1

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

_056 1_

_ISSN 1644-9711 09/2014

WOJNA SĄSIEDZKA FANATYCZNY PRZEMYŚL HATERS GONNA HATE

WRZESIEŃ 2014


2_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

WRZESIEŃ 2014


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

3_

WRZESIEŃ 2014


4_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Klasa 2 f Liceum Ogólnokształcącego nr 2 w Przemyślu.

Od redakcji Magazynu studenckiego Pressja Oddajemy w Wasze ręce wyjątkowe wydanie specjalne „Magazynu studenckiego Pressja”, poświęcone tolerancji w różnych jej wymiarach. Merytorycznie przygotowane ono zostało w całości przez uczniów klasy II z Liceum Ogólnokształcącego nr 2 w Przemyślu. Jest to klasa patronacka kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna WSIiZ, która pod opieką polonistki, mgr Moniki Maciewicz, regularnie wydaje swoją własną gazetkę szkolną. Pisemko przemyskiej klasy odnosiło w przeszłości sukcesy w różnych konkursach – tym razem uczniom udało się zwyciężyć w konkursie „Dziennikarz od A do Z”, który wiosną organizowaliśmy dla naszych klas patronackich właśnie. Jedną z nagród było zredagowanie, zilustrowanie i wydanie konkursowej gazetki na naszej platformie – co też z radością czynimy, licząc, że nasza praca spodoba się młodym adeptom trudnego dziennikarskiego rzemiosła. Zwycięskiej klasie oraz opiekunce gazety serdecznie gratulujemy i trzymamy kciuki za dalsze sukcesy!

WRZESIEŃ 2014

Drodzy Czytelnicy! Niniejszy numer gazetki szkolnej, zgodnie z wymogami konkursu, poświęciliśmy jednemu motywowi przewodniemu – mianowicie tolerancji. Jak się okazuje, młodzież ma różne poglądy na ten temat: jedni się jej domagają, inni sugerują zachowanie umiaru, by nie tolerować tego, co złe czy destrukcyjne, są też tacy, którzy oczekują paradoksalnie tolerancji dla ich prawa do nietolerancji. Swoje obserwacje i przemyślenia zawarli w felietonach. Niniejszy numer gazetki zawiera również dwa reportaże: jeden na temat drażliwych stosunków polsko – ukraińskich w naszym mieście, drugi dotyczy odwiecznej wojny między kibicami dwóch przemyskich klubów sportowych. Jeden z uczniów przeprowadził również wywiad z osobą duchowną, chcąc poznać stosunek Kościoła do zjawisk, których tolerancji domaga się Europa. Miłej lektury. Opiekun gazetki: Monika Maciewicz


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

5_

SPIS TREŚCI Tolerancja łamane przez nietolerancja

6

Dzieci Eris?

8

Jesteś inny, nie lubię Cię

10

Tolerancyjne społeczeństwo powinno akceptować nietolerancję?

13

Akceptacja czy tolerancja?

14

Czarno na białym

15

Respektuję skrajną inność

18

Fanatyczny Przemyśl

20

Wojna sąsiedzka

22

Shalom Israel!

25

Tolerancja dla kebabów

28

Haters gonna hate– czyli o hejterach

29

Hejt pospolity

30

Hejt na hejterów!

31

ul Sucharskiego 2 pressjamagazyn@gmail.com www.pressja.wsiz.pl

Wydawca: Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie

Redakcja/opiekun klasy: mgr Monika Maciewicz Korekta: dr Iwona Leonowicz-Bukała Skład i projekt layoutu: Adrian Sowiński Grafika na okładce: Grzegorz Bukała Ilustracje: Artur Boček, Adrian Sowiński

WRZESIEŃ 2014


6_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Tolerancja łamane przez nietolerancja Jaś nie lubi jabłek, lubi gruszki. Powiedział to głośno i wyraźnie. Staś nie lubi Jasia za jego sympatię do gruszek, bo sam preferuje jabłka. Nie chce słyszeć, że może gruszka to dobra opcja. Basia nie lubi Jasia, bo Staś wywarł presję na Basi i wmówił do jej zakutego łba, że gruszki nie są fajne, a Basia – rodząc się już z brakiem asertywności – nie szanuje Jasia nie dlatego, że sama nie lubi gruszek, ale dlatego, że nie wie, czy gruszki są faktycznie takie złe. Staś przecież powiedział, że gruszki nie są dobre. W tej popapranej historyjce pojawia się również mama Basi, która nie toleruje niewłaściwego zachowania córki wobec kolegi Jasia, bo zawsze uczyła córeczkę tolerancji wobec inności, jednak nie szepnęła ani słówkiem na temat płynności poglądów jej dziecka, które zmieniają się jak kameleon, w momencie gdy tylko Staś powie, że wolno lub nie wolno... Do chorób cywilizacyjnych XXI wieku, obok otyłości, przesadnej dbałości o wygląd, pustych poglądów czy zastępowania opiniotwórczego środka kreowania wyobraźni (książki) najnowszym smartfonem, można zaliczyć tolerancję i nietolerancję jako rzeczy same w sobie. Trudno określić, która z nich gra w tym przedstawieniu rolę pozytywną, a która negatywną. Obie doskonale się dopełniają, a zarazem są tak niepoprawnie rozumiane. Sens, jaki ze sobą niosą, nakłania do zadania sobie pytania: czy jest tu problem, czy może go nie ma? Tolerancja – uczy postawy, którą jak potocznie można powiedzieć, sformułowała „ciocia Wikipedia” – wykluczającej dyskryminację ludzi, których sposób postępowania oraz przynależność do danej grupy społecznej może podlegać dezaprobacie przez innych, pozostających w większości społeczeństwa. Nietolerancja wydaje się zjawiskiem odwrotnym do przedstawionego. Nietolerancyjny człowiek jest w rzeczy samej zły. Jego negatywne zachowanie na pewno nie należy do wzorów do naśladowania. Człowiek nie szanujący poglądów

WRZESIEŃ 2014

innych to zły człowiek. A co jeśli ten człowiek krytykuje złe poglądy? Tutaj nasuwa się pewna refleksja... Ludzie posegregowani są jak skarpetki, na kilka grup społecznych, do których termin tolerancji idealnie się odnosi (homoseksualiści, mniejszości narodowe i religijne, wyjątkowo i czasem też… chamy i prostaki). Dzisiaj homoseksualistom walczącym o swoją wolność i przede wszystkim równość nadaje się szczególne prawa, a heteroseksualistom, nie akceptującym tamtych, zarzuca się nietolerancję, brak uczuć ludzkich, a czasem nawet zacofanie społeczne. Paradoksalnie, patrząc jeszcze dwie dekady wstecz było odwrotnie – bycie „ciepłym” (w slangu miejskim oznacza to mężczyznę, będącego gejem) niosło za sobą wiele nieprzyjemności. Nie mam na myśli tylko panów. Lesbijki również pozostawały w mniejszości, a tylko niektóre osoby miały odwagę wyjść i powiedzieć ludziom, jakie są. Wówczas jednak nie oczekiwali oni „tej” tolerancji, bo wiedzieli, że nie ma szans, aby ją pozyskać w oczach innych. Pozostali w ukryciu i w swoim szczęściu. Dzisiaj homoseksualista – nazwę ten typ radykalnym – chce założyć rodzinę (co jeszcze niedawno w socjologii i w Katechizmie Kościoła Katolickiego oznaczało związek mężczyzny i kobiety, posiadających potomstwo i wspólnie je wychowujących), w związku z czym chce wraz z partnerem adoptować dzieci i mieć, w wypadku śmierci jednego z nich, choćby na przykład prawo do dziedziczenia majątku. Wyżej wspomniani „radykalni” homoseksualiści zachowują się nad wyraz ekscesywnie i przesadnie manifestują swoją miłość całemu światu. Czy kilkuletnie dzieci są gotowe na widok całujących się mamusi i... mamusi? Albo czy tatuś w makijażu z tatusiem noszącym różowe, skąpe ubranie, to dobra opcja dla kilkulatka? Można zawsze powiedzieć, że świat nigdy nie pójdzie do przodu, że będzie tkwić w zacofaniu, ale należy sie zastanowić, czy taki postęp nie prowadzi do czegoś, co można nazwać eufemistycznie, nieodwracalnie beznadziejnym. W grę tutaj wchodzi właśnie tolerancja i jej zwolennicy, którzy jednym głosem orzekli by moją (ale


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

nie tylko moją) nietolerancję wobec takiej inności. Skoro tolerancja nakazuje poszanowanie poglądów, to

dlaczego ludzie tolerujący odmienność homoseksualistów nie tolerują mojej nietolerancji wobec takiego, przesadnego, podkreślam, zachowania? Nie mając nic przeciwko ich ogólnie pojętej inności, rzekłabym tylko, że nie chcę widzieć ich publicznego manifestu miłości homoseksualnej. Miłość nie patrzy na płeć, stan konta czy pochodzenie, ale skoro toleruję wybór tych ludzi, w zamian oczekuję tolerancji dla moich poglądów. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastko... Dzisiaj, gdy islamizacja w Europie znacznie postępuje, a znak krzyża traktowany jest, mówiąc „lekkim językiem”, z brakiem szacunku, równie namiętnie walczy się ze słowem tolerancja i z jej znaczeniem.

Na siłę wpaja się ludziom, by tolerowali to, co się wokół nich dzieje. A jeśli tak nie robią, zarzuca się im nietolerancję religijną, rasizm, brak akceptacji innej kultury lub zacofanie społeczne. Jako człowiek cywilizowany jestem w stanie tolerować mniejszości narodowe w moich kraju, bo Polska jest, bądź co bądź, krajem wolności słowa (jeszcze?), jest krajem szanującym odmienność religijną, ale ja, jako jego obywatelka, domagam się szacunku również z drugiej strony. Jako głosik z demokratycznego chóru głosów jestem w stanie wyrazić zgodę na rozwój kultury innej religii w moim najbliższym otoczeniu, ale nie za cenę nierespektowania mojej religii, miejsc kultów czy jej symboli. Językiem łopatologicznym można powiedzieć: „Niech islam rozwija się w Europie, ale bądź co bądź przeciętny muzułmanin jest gościem wśród nas i powinien dostosować się do naszych zasad. Tak jak gość dostosowuje się do zasad gospodarza i jego domu”.

7_

Niech więc czuje się swobodnie na tej wygodnej kanapie, byleby nie wywalał nóg na szklaną ławę. Gdy gość to robi, gospodarz „wyprasza” go za drzwi (a przynajmniej powinien). Z łaciny tolerancję nazwać można cierpliwą wytrwałością. Zarówno tolerancję a nietolerancję dzisiaj można zobaczyć pod wieloma kątami. Jej antonim – nietolerancja – działa odwrotnie. XXI wiek jest czasem, gdzie to ogólne pojęcie tolerancji wykracza poza swój byt, a czasem zahacza o czysty „przesadyzm”. Obserwując to, co się dzieje w mediach czy na arenie politycznej i społecznej Europy i świata, można powiedzieć, że tolerancja prowadzi do rozpowszechniania się tak zwanej „wolnej Amerykanki”, domeny „róbta, co chceta”, przesadnego liberalizmu. Świat, dotąd budowany na zasadach dobrego wychowania, kulturze, dyscyplinie, szacunku do tradycji i starszego pokolenia, teraz wędruje w przeciwną stronę. Zasłaniając się nietolerancją, można doprowadzić do zaniku ludzkich zachowań, doprowadzić do spaczeń czy całkowitego wykorzenienia się „zwykłej normalności”. Trzeba przede wszystkim pamiętać o człowieku i o jego dobru. Czy pozwala się małemu dziecku na wszystko, czy przeciwnie – zabrania mu się tego, co jest owocem zakazanym, ale jednocześnie zgubnym? Mogę tolerować, że dzieciak lubi palić papierosy, ale gdy przyłapię go na paleniu, zabieram mu je i zabraniam palić! Mogę tolerować, że chce mieć raka płuc, ale to nie znaczy, że pozwolę mu na niego zachorować. Tolerancja powinna uczyć kompromisowego, obustronnego poszanowania poglądów. Gdy dzieje się odwrotnie, to właśnie nietolerancja przesadnej tolerancji pozwala zejść z powrotem temu choremu światu na ziemię i oprzytomnieć... Katarzyna SYCZ

WRZESIEŃ 2014


8_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Dzieci Eris?

Demon z Zakopanego uporczywie oskarżał całą krupiowską, burżujską, zaćpaną hołotę o nagminne, głupkowate napuszanie się. Gromił on ciągle to całe niecne podważanie, ten jakiś bliżej nieokreślony społeczny agnostycyzm, ukierunkowany na wartość drugiego człowieka, jego przyrodzonej zdolności do bycia kimś, do możliwości nawet bycia lepszym niż ja czy ty, takim delikatnie mówiąc, to jest po faszystowsku - „ubermenschem”. Gromił słusznie – bo taka dezynwoltura właśnie jest w całej swej krasie jedną z naszych polskich przywar. A bo to źle jest być nad kimś? Właśnie nie jest nam źle, bo my wszyscy jesteśmy egoistami, w mniejszym lub większym stopniu, ale jesteśmy i za skarby świata się siebie nie wyprzemy, bo to nasza natura jest. Chciałby przecież człowiek być jak Bóg, a gdy sobie stanie Polak nad kimś, to tak się czuje, jak Bóg, powtarzam. Bo Polak to robol, menel, złodziej i ogółem rzecz biorąc to jest „polactwo” nasze jakąś niższą kastą wśród narodów świata i taka nobilitacja na jakieś dobre stanowisko, to wyśmienity trunek dla naszego ego.

„Każdy Polak jest nie na swoim miejscu, każde miejsce jest dla niego za niskie”. Nam wmówiono, że jak jest ktoś kimś, to wtedy jest ten ktoś, potocznie mówiąc „zwykła świnia i cham zawszony”, złodziej, że taki delikwent przeczy ogólnemu porządkowi społecznemu i jego wymogom. Każdego bogacza trzeba bowiem sprawdzić i dogłębnie przeszukać jego kieszenie, czy aby na pewno nie ma gdzieś obcej waluty. Komunizm nas nauczył wartości pracy, postawy odpowiedzialnej, dbałości o ogół społeczeństwa i że każdemu, jak pan Bóg nie dał po równo, to my mu równo oddamy, i że jak ma, to mu zabierzemy, żeby na użytek

WRZESIEŃ 2014

społeczny poszło. Au fond sama pobieżna wiwisekcja nie wystarczy, by odnaleźć korzeń „hejtu” (spolszczona wersja angielskiego słowa „hate”, czyli nienawidzić) w polskim narodzie. Mieliśmy nowomowę, dziś mamy język nienawiści, język hejtu, którym ostatnio posługują się nasze „gburowateńkie serduszka”. Jak to plemię za wzgórzem mieć więcej tłusta krowa, to niedobrze być, oj bardzo niedobrze być! A jak Kali plemię zabrać im tłusta krowa, to być bardzo dobrze. I my też chcemy zabierać innym, choć nie możemy, bo nie mamy takiej władzy, by bliźniemu odebrać głos, rękę, intuicję finansową czy dyplom naukowy. No nie możemy, bo wiary nam brak, a przecież Chrystus mówił tyle razy, że wystarczy z wiarą do góry powiedzieć. Próbujemy tak Boga wykorzystywać, bo przecież jak widzi, to czemu nie zagrzmi? Trzeba mu nieustannie przypominać, że bliźni spod czwórki kupił „merca” i to nie w leasignu, a na własność. Nie wspominając o Jadźce, kimkolwiek jest, że ma zbyt kształtne pośladki, a w mini wygląda jak panna nazbyt nieciężkich obyczajów, samemu bez uprzedzeń co noc śpiąc w innej pościeli… Hejterzy najcwańsi są jednakże w domku, z herbatką przy laptopku „nethejtując”, albo w odległości, z której nie dociera już ten słodki „szepczhejt”. Hejt jest jak donosicielstwo, tylko donosimy nie tej szlachetnej władzy, a rozbestwionemu społeczeństwu, coś na wzór chłopów mordujących swoich panów. Przecież każdy z nas musi wiedzieć i strzec się, bo „człowiek zdolny” może zagrozić naszej dumie i naszemu narcyzmowi. Wymarł nam romantyczny mesjanizm i został tylko taki moralny potworek, że jak zazwyczaj jednoczyć się, to tylko po to, żeby z bezpiecznego dystansu zabluzgać kogoś na amen, tak żeby się wykończył psychicznie, tak żeby strącić go z uczciwie wypracowanego przez niego miejsca.

Nie potrafimy być udani, więc udajemy, że udani jesteśmy, a hejt jest jedynie obroną tych słabych i zacofanych, w każdej dziedzinie życia, jednostek. Tomasz KUMIĘGA


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

9_

tolerance

WRZESIEŃ 2014


10_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Jesteś inny, nie lubię Cię Tolerancja podobno jest w modzie. Podobno. Większość twierdzi, że jest tolerancyjna wobec osób, które w jakiś sposób się od nich różnią. Bo przecież każdy jest inny i trzeba to zaakceptować. Istnieje wiele organizacji i kampanii wspierających tolerancję. Jedną z najpopularniejszych jest międzynarodowa organizacja NO H8 (no hate). Przeciwko dyskryminacji homoseksualistów zaangażowały się największe gwiazdy światowego showbiznesu. Czy to wystarczy? Często tylko wydaje nam się, że jesteśmy tolerancyjni. Inność nie jest mile widziana. Najlepiej, gdyby wszyscy byli tacy sami, szarzy, niczym się nie wyróżniali. Nietolerancja przejawia się na wielu płaszczyznach. Nietolerancja polityczna, religijna czy też, na przykład, ze względu na kolor skóry lub wygląd. Tego nigdy, przenigdy nie zrozumiem. Jesteśmy ludźmi, zostaliśmy stworzeni. Rodząc się, nie mogliśmy wybrać tego, jak będziemy wyglądać. Nie mogliśmy wybrać opcji: wysoki, szczupły, niebieskie oczy, biały kolor skóry. Nie mieliśmy na to wpływu. Jakim więc prawem nie toleruje się tego, co zostało nam dane odgórnie i najzwyczajniej w świecie – nie możemy tego zmienić? Często gdybyśmy mogli, to zmienilibyśmy w sobie wiele rzeczy – ale jeśli się nie da, to czy naprawdę nie możemy być zaakceptowani? Czy świat nie jest ciekawszy i piękniejszy dlatego, że się różnimy? Chyba zbytnio zwracamy uwagę na wygląd, zapominając, że powinniśmy skupić się na wnętrzu drugiej osoby. Bo ciało się zestarzeje, a dusza zostanie ta sama. Co więcej, cechy charakteru możemy doskonalić i je zmieniać, a kolor skóry na przykład, niekoniecznie. Bo pomalowanie ciała farbą chyba nie jest dobrym pomysłem. „Jak cię widzą, tak cię piszą” mówi przysłowie, znane chyba każdemu. To prawda, nie można się z tym nie zgodzić. Jednak wygląd bywa mylący, bardzo mylący.

WRZESIEŃ 2014

Jeśli ktoś nie interesuje się modą i nie przywiązuje uwagi do wyglądu, najnowszych trendów, czy to znaczy, że jest gorszy? Jeśli ktoś dba o siebie i chce dobrze wyglądać, czy to oznacza, że jest narcyzem? Jeśli ktoś słucha innej muzyki niż my sami, czy to nie zasługuje na szacunek?

Jeśli ktoś jest innej orientacji, czy to oznacza, że nie jest człowiekiem? Jeśli nie wierzy w to, co my, to czy musi być przez nas potępiony? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Dlaczego ten świat tak bardzo przepełniony jest nienawiścią? Mnóstwo pytań, na które tak ciężko odpowiedzieć. Polska to wolny kraj. Każdy ma prawo do swojej opinii, każdy jest wolny. Gdy nasze zdanie różni się od zdania ogółu czy przyjętych norm, to już lecą ku nam krzywe spojrzenia. Gdzie ta wolność? Bo ja jej nie zauważam. Wyklucza się osoby „inne”. Sama często oceniam ludzi po „okładce” lub jestem negatywnie nastawiona do danej osoby, choć nie powinnam. Właśnie... Jednak w naturze człowieka jest coś dziwnego. Jakiś dziwny strach przed innością. Każdy chce się wpasować w towarzystwo. To frustrujące. Często odrzucamy, negujemy coś o czym nie mamy pojęcia lub czego nie rozumiemy.

Stereotypy, stereotypy wszędzie. Nie każdy, kto się dobrze uczy, to kujon. Nie każdy kto ubiera się na czarno, to satanista. Nie każdy, kto nie zda matury, to idiota. Zniszczmy stereotypy i nienawiść, bo świat naprawdę może stać się piękniejszy. Szanujmy się nawzajem – to się opłaca. Izabela OKOŁOWICZ


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

11_

WRZESIEŃ 2014


12_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

WRZESIEŃ 2014


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Tolerancyjne społeczeństwo powinno akceptować nietolerancję? O tolerancji z dnia na dzień coraz więcej słyszymy w mediach. Można odnieść wrażenie, że słowo to stało się sloganem promującym jakiś ogólny system wartości. Coraz częściej oceniani jesteśmy ze względu na to, czy tolerujemy inne rasy, religie czy osoby o innej orientacji seksualnej. Dziwi mnie to, ponieważ jeszcze nie tak dawno te odmienne grupy społeczne były dyskryminowane, a dziś nietolerancja wobec nich jest powszechnie potępiana. Wraz z rozwojem i upowszechnieniem technologii, przyjęliśmy przekonania, że powinniśmy „tolerować” wszystko, co jest odmienne. Idea ta przyjęła się bardzo dobrze, jednak niektóre społeczeństwa nadal pozostają w przekonaniach „stereotypowych”. Zauważyłam, że ludzie należący do tych „odmiennych” grup, domagają się tolerancji, ale sami jej nie przejawiają. Do tego, media stawiają ich w dyskusyjnym świetle. Można by rzec, że przedstawiają ich jako „poszkodowanych”. Wydaje mi się, że jest to jeden z czynników wpływających na to, że nie są oni akceptowani w środowisku, w którym żyją. Filozof Karl Popper, w swej książce „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”, zadał słuszne pytanie: Czy tolerancyjne społeczeństwo powinno akceptować nietolerancję? Moglibyśmy długo się nad tym zastanawiać, jednak odpowiedź jest prosta – skoro ktoś domaga się szacunku, to sam powinien szacunek okazać. Osobiście uważam, że tak jak nie powinniśmy dyskryminować ludzi za ich „odmienność”, tak nie powinniśmy dyskryminować tych, którzy jej nie akceptują. Definicją nietolerancji jest nieposzanowanie, a nawet dyskryminowanie poglądów różniących się od naszych. W związku z tym, zastanawiam się, czy

13_

przejawy owej „nietolerancji”(jaka rzekomo panuje) można nazwać po prostu brakiem szacunku (a może nawet niechęcią) do różnych grup społecznych? Wydaje mi się, że według dzisiejszych mediów, niestety tak. Osobiście uważam, iż powinno rozróżnić się w tej sytuacji dwie rzeczy – tolerancję i akceptację. W końcu to, że szanujemy poglądy i działania danych grup nie znaczy, że je akceptujemy i się z nimi zgadzamy. Peter Fonda powiedział kiedyś bardzo mądre słowa: „(...) w naszym społeczeństwie jeden przed drugim ma lęk. Nie tyle boi się drugiego człowieka, ile ma strach, że ten drugi człowiek jest inny”. Schody niestety zaczynają się wtedy, gdy mamy do czynienia z poglądami religijnymi lub orientacją seksualną. To są elementy, z którymi niestety się nie rodzimy, a odkrywamy w sobie podczas naszego życia. Dla wielu ludzi styl życia osób innego wyznania lub orientacji jest nienaturalny. Wiele osób czasem w ogóle nie rozumie i nie akceptuje tych odmienności, ale – jakby nie patrzeć – i ta grupa społeczna ma jakieś swoje przekonania, więc także i je powinniśmy szanować. Dlaczego więc tych ludzi nazywamy „nietolerancyjnymi”? Gdyby sięgnąć nieco głębiej w naszą przeszłość, można by zobaczyć, jaki wymiar osiągnęła kiedyś owa „nietolerancja”. Dobrze znamy motywy prześladowań religijnych i rasowych, co z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się być niedorzeczne. Takie rzeczy jednak mają przełożenie na dzisiejsze czasy. Nawet w naszym kraju często przeplatają się podobne poglądy. Wydaje mi się, że dzisiejsze przejawy „nietolerancji” spowodowane są głównie brakiem zrozumienia danych idei. Gdybyśmy nauczyli się słuchać siebie nawzajem, znacznie szybciej zaczęlibyśmy uczciwie i otwarcie tolerować swoje poglądy. Mamy w tej sytuacji dwie strony – tę, która domaga się tolerancji (a raczej akceptacji!) – oraz tę, która rzekomo jej nie przejawia. Nikt jednak nie jest w stanie ostatecznie rozstrzygnąć, kto jest w niej poszkodowany. Z mojego punktu widzenia obie ze stron powinny wzajemnie szanować swoje poglądy bez przejawu nienawiści, ale z należytym zrozumieniem. Agnieszka MAJCHROWICZ

WRZESIEŃ 2014


14_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Akceptacja czy tolerancja? Tam, gdzie spotyka się dwoje ludzi, zaczyna się relacja oparta na tak zwanej „zasadzie 10 sekund”. Ten właśnie krótki czas wpływa na „pierwszą” akceptację lub nieakceptację. Od tego krótkiego odcinka czasu zależy nasze początkowe ustosunkowanie się do konkretnej osoby. Tolerancja jest tym określeniem, którym chętnie posługują się osoby nieakceptowane. Ubiegają się one często o poszanowanie ich praw czy godności, ale czy to nie wlicza się w akceptację drugiego człowieka? Żyjemy w świecie, w którym wszystko ma swoją harmonię, coś wypływa z czegoś innego i wszystko „klei się” w jedną całość, jednakże wiele osób nie potrafi używać odpowiednich określeń do odpowiednich sytuacji. Według poprawnych politycznie słowników tolerancja to: „wyrozumiałość, pobłażanie dla cudzych poglądów, upodobań, wierzeń, dla cudzego postępowania” (Słownik wyrazów obcych PWN, Warszawa 1971), dalej: „Tolerancja: wyrozumiałość, liberalizm w stosunku do cudzych wierzeń, praktyk, poglądów, postępków, postaw, choćby różniły się od własnych a były z nimi sprzeczne” (komputerowy Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem Władysława Kopalińskiego. Wersja 1. PRO-media CD, 1998). „Tolerancja: (...) uznawanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, czyjegoś postępowania, różniących się od własnych; wyrozumiałość” (Słownik języka polskiego, T.3, PWN, Warszawa 1989). Można zapytać: Czy ci wszyscy, którzy siedzą w więzieniach, są ofiarami nietolerancji władzy? Czy kiedy dziecko zrobi coś złego, a ja dam mu karę – czy to jest nietolerancja? Jeśli tak – będę bardzo nietolerancyjny i staromodny. Zastanawia mnie, gdzie są granice tolerancji i czy „tolerując” konkretną osobę nie uprzedmiotawiamy jej, co zresztą wpływa na wyżej wspomnianą godność. Widzę tutaj pewien paradoks. Jedni krzycząc „tolerujcie nas!”, mówią zarazem, że chcą,

WRZESIEŃ 2014

by ich godność była respektowana. To wszystko się „nie klei”... Jako dziecko nauczyłem się, że toleruje się zapach kwiatów, który po jakimś czasie zaczyna sprawiać, że nie czuję się komfortowo, lub jaskrawe kolory na bluzce, którą nosiła moja siostra, a bardzo mnie one raziły. Tolerowałem również to, że mieszkałem w ciasnym pokoju wraz z bratem i nie przeszkadzało mi, że światło było zapalone całą noc. W tym wieku nauczyłem się również, że powinienem akceptować niektóre ułomności, które każdy człowiek ma w sobie, że akceptując zachowanie mojego nieposłusznego rodzeństwa, w jakiś sposób mam w nim współudział.

Akceptując kogoś stawiam go wyżej, niż gdybym miał go tolerować. Akceptując kogoś współuczestniczę w jego egzystencji i on wie, że na to właśnie się zgadzam, bądź przymrużam oko. Czy tolerancja dzisiaj nie stała się słowem, przez które wyraża się zliberalizowane podejście do życia i do świata? Uważam, że jest to pytanie retoryczne. Jak ma nie być mi obojętne życie mojego narodu, a zarazem, jak pokazać się ze strony człowieka tolerancyjnego? Nie ma w tym jakiegoś zakłamania? Człowiek o dwóch twarzach, który mówi, że jest patriotą, jest konserwatystą, a jednocześnie popiera różne zwyrodniałe zachowania, które w dodatku mają wpływ na całą jego Ojczyznę, jej historię, tradycję, idee… Taki człowiek jest hipokrytą. Nie stawia sprawy jasno, błądzi wśród przestrzeni, ciągle żyje w niepewności, jest letni. Mówiąc o akceptacji, radykalizujemy swoje postrzeganie świata. Akceptuję Cię takiego jakim jesteś, toleruję to, że dziwacznie się ubierasz. Osoba a czyn, człowiek a przedmiot. Jest różnica?

Czy przez pierwsze 10 sekund widzisz człowieka czy rzecz? Zaakceptujesz go czy zaczniesz tolerować? Jacek IWASZKIEWICZ


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Czarno na białym

Ostatnimi czasy zauważyłem kilka dosyć niecodziennych sytuacji i zjawisk. Zacząłem się zastanawiać nad tolerancją. Postanowiłem więc porozmawiać o tym z moim katechetą, księdzem Grzegorzem Muchą.

Mateusz Grodecki: Czym dla księdza jako osoby duchownej jest tolerancja?

ks. Grzegorz Mucha: Trudno mi to jest jakoś zdefiniować. Właściwie to mało chyba używam takiego słowa jak tolerancja.

M.G.: W jednym, dwóch zdaniach?

G.M.: Nie wiem… Może akceptacja dla inności albo dla różnorodności. Tak, dla różnorodności. Tym dla mnie jest tolerancja.

M.G.: Chciałbym poznać księdza zdanie na ten temat ostatnio często poruszanego tematu „gender”.

G.M.: No, ja mam takie zdanie, jak ta prawa strona sceny społecznej, czyli uważam, że jest to szkodliwy ruch, który pod „płaszczykiem” tolerancji i równości, próbuje wcisnąć nam szkodliwe treści, takie jak totalny chaos w tej sferze seksualnej, emocjonalnej i uczuciowej. Nie wierzę w te definicje pojawiające się z drugiej strony, że „gender” to tylko rodzaj, że to nic groźnego. To tak samo jak teraz Putin mówi, że jego (Rosji) nie ma na Ukrainie. Mówi jedno, a robi coś zupełnie innego. I tak samo jest z „gender”. Omawialiśmy na lekcji przepisy WHO do edukacji seksualnej. Tam są straszne rzeczy, a to jest taki sztandarowy dokument „genderowski”. Wskazuje on na ogromną deprawację dzieci i młodzieży.

M.G.: Czyli jest ksiądz zdecydowanie przeciwny temu? G.M.: Tak , jestem przeciwny.

M.G.: Rozumiem. Wiele osób jest bardzo negatywnie nastawionych do par homoseksualnych. Stąd kolejne pytanie: czy

15_

powinniśmy walczyć z homoseksualizmem?

G.M.: Kościół postrzega homoseksualizm jako grzech. Medycyna do lat 70. XX wieku też postrzegała to jako chorobę. Dopiero, i to są wszystkim znane fakty, Światowa Organizacja Zdrowia, która rości sobie prawo do bycia jakimś „arbitrem” w tym temacie, przestała uważać homoseksualizm za chorobę. Z tym, że nie za bardzo wiem, jak można zwalczać homoseksualizm. Na pewno nie powinniśmy promować. Nie powinniśmy pozwalać też na to, żeby w imieniu homoseksualistów wypowiadała się jakaś tam rozwrzeszczana grupa... gołych pajaców na ulicach. Bo wydaje mi się, że to nie ma z homoseksualizmem nic wspólnego. To jest jakiś ruch, który ma za zadanie siać ferment, a ludzie homoseksualni gdzieś tam sobie żyją ze swoim, żeby nie powiedzieć „problemem”, ze swoją sprawą i jakoś to życie sobie układają. Nikt z tym nie wychodzi na ulicę. A jeśli chodzi o pytanie, czy powinniśmy zwalczać: Kościół będzie cały czas stał na stanowisku, że to jest dla człowieka złe, że to jest pewnego rodzaju defekt w jego głowie, ten pociąg homoseksualny. Raczej nie wrodzony, a nabyty z różnych powodów. Kościół będzie cały czas mówił, że to jest do wyleczenia.

M.G.: Właśnie, dlatego też przygotowałem takie pytanie. Czy Kościół jest tolerancyjny?

G.M.: Kościół jest tolerancyjny dla ludzi, dla człowieka, ale nie dla grzechu i deprawacji. Nie oczekujmy, a właściwie nie nazywajmy tolerancją, przyzwolenia na zło, bo dochodzimy do absurdów, np. Ktoś będzie stał na moście i chciał z niego skoczyć. Ty idziesz z drugą osobą i ona będzie chciała go ratować, a Ty powiesz do niego „Przestań! Bądź tolerancyjny! Jak chce skoczyć z mostu, niech skacze!” Tak samo z wszystkimi innymi rzeczami. Nie możemy popadać w absurdy. Ktoś wyskakuje z bronią i zaczyna strzelać. Dlaczego uciekać? Bądźmy tolerancyjni! Chce postrzelać, niech sobie postrzela. O co chodzi w ogóle? Więc akceptacja i tolerancja dla ludzi, ale nie dla postaw, które są sprzeczne z człowieczeństwem.

M.G.: Rozumiem. Mam tutaj słowa papieża Franciszka. Pozwolę sobie

WRZESIEŃ 2014


16_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

zacytować. „Jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, kimże jestem by go oceniać”. Może ksiądz to w jakiś sposób skomentować?

G.M.: No! To jest właśnie to, że jest tolerancja dla ludzi i nigdy jako Kościół nie potępiamy człowieka. Przecież nawet ten człowiek na krzyżu koło Jezusa nawrócił się w ostatniej chwili. Jest pierwszym świętym Kościoła. Pierwszy święty Kościoła, któremu Pan Jezus obiecał, że będzie w niebie. Nie wisiał na tym krzyżu za… kradzież bułki z serem czy z makiem, tylko za poważne rzeczy. Nie wiemy jakie, ale za jakieś poważne. Tak samo nie potępiamy homoseksualistów jako ludzi, tylko mówimy im, że ta aktywność seksualna jest złem. Jest grzechem i nie ma tolerancji dla grzechu, a nie dla tego człowieka.

M.G.: Ostatnie moje pytanie. Pismo Święte mówi o miłości kobiety i mężczyzny, dlaczego więc Kościół ma troszkę negatywne podejście do chęci poznania się dwojga ludzi poprzez np. wspólne zamieszkanie i bardziej wnikliwe zrozumienie siebie nawzajem? G.M.: To jest bardzo obszerny temat. Będziemy o tym rozmawiać dopiero w klasie maturalnej (śmiech). Ale dobrze. Powiem taki jeden ze sztandarowych przykładów, którymi się posługuję. Po prostu wypada poprosić rodziców o rękę dziewczyny tak?

M.G.: Tak, wypada.

G.M.: No właśnie. To jest w dobrym tonie. W normalnych relacjach tak się właśnie dzieje. I wypada, żeby rodzice udzielili też zgody. Pobłogosławili i zaakceptowali tego chłopaka. Jeżeli tego nie ma, to jest jakiś poważny zgrzyt w rodzinie. Potem znamy takie sytuacje, że ona jeździ sama np. na święta do swojej rodziny, bo są te animozje między teścimi a zięciem. Wypada o to po prostu poprosić. Tak samo człowiek. Nie wyrośliśmy z kapusty, tylko wzięliśmy się jako ludzie. Mamy swoje początki. Tym naszym początkiem pierwszym jest Bóg. Jemu zawdzięczamy życie. I to On jest naszym Ojcem. Dopóki Bóg nie pobłogosławi

WRZESIEŃ 2014

tego naszego związku, to nie wolno mi jej tknąć i nie wolno mi jego tknąć, w tym sensie takim małżeńskim i seksualnym. Bo inaczej będzie zgrzyt w związku. Dlatego Kościół zawsze będzie mówił, żeby czekać z tymi sprawami na ślub. Wierzyć w to, że Kościół ma dobre narzędzia, żebyście mogli wytrwać ze sobą razem, czyli ma spowiedź, komunię. Tylko trzeba z tego korzystać. Poza tym nie ma się co śpieszyć do rzeczy, na które młodzi będą mieli czas przez całe życie. Jeszcze się dosyć „naprzytulają”. Nie jesteśmy też jakimiś przedmiotami, żeby nas próbować. Kim jestem, że można mnie oddać do 14 dni po zakupie? Przecież nawet jakbyś kupił nowy telewizor, ja wiem, że to może jest troszeczkę dziwne porównanie, ale jeśli kupujesz nowy telewizor i zajmujesz się nim przez 2 lata, a potem idziesz do tego samego sklepu i mówisz, że chciałbyś go oddać, zamienić, żeby Ci dali nowy i dopłacisz różnicę, to przecież nikt na to nie pójdzie, prawda? Z ludźmi chcielibyśmy, żeby tak można było zrobić. Ludzie są czymś więcej. Tu jednak trzeba innego podejścia. Nie da się człowieka wypróbować i powiedzieć, że „nadajesz się albo się nie nadajesz”. Musi być jakiś element ryzyka w związku. Zawsze to jest jakiś „skok w przepaść”. Oby ten „skok w przepaść” odbywał się w Bożej asyście, to wtedy jest szansa i gwarancja, że to wszystko jakoś się dobrze ułoży. Tyle.

M.G.: Dziękuje bardzo za rozmowę. Rozmawiał: Mateusz GRODECKI


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

17_

WRZESIEŃ 2014


18_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Respektuję skrajną inność Wszyscy ludzie pragną zmian na lepsze, lecz nie każdy podąża w stronę innowacji. Wszyscy ludzie pragną być tolerowani przez innych, lecz nie każdy chce akceptować drugiego człowieka. Gdzie tu sens, gdzie logika? Ludzie są istotami, które dając niewiele z siebie, oczekują bardzo dużo. Chcemy szacunku od innych, a sami często zapominamy o szanowaniu. Mówimy, że każdy jest jednostką indywidualną, wyjątkową, a gdy ktoś po prostu wyróżnia się z tłumu wyglądem, ubiorem czy poglądami, to „wieszamy na nim psy”. Ktoś może powiedzieć, że żyje w wolnym kraju i ma prawo do wyrażania pozytywnej, ale również i tej negatywnej opinii na czyjś temat. Owszem, zgadzam się z tym, ale chwileczkę, musimy pamiętać, że „wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczynają się czyjeś dobra osobiste”. Uważam, że w ludziach jest za mało wyrozumiałości. Dlaczego tak trudno jest nam pojąć, że nie po to zostaliśmy stworzeni jako różni od siebie, aby wyglądać podobnie, myślami podążać w jednym kierunku i lubić to samo, co inni ludzie. Skoro to wszystko wiemy, bo wiemy, to dlaczego tego nie akceptujemy? W życiu, w społeczeństwie, w rodzinie – każdy musi odgrywać swoją rolę, aby wszystkie one dobrze funkcjonowały. Gdybyśmy, dla przykładu, utworzyli grupę składającą się z ludzi o bardzo silnym, przywódczym charakterze, którzy lubią rządzić, to czy taki zespół osiągnąłby sukces? Byłoby to niemożliwe, ponieważ każdy chciałby wydawać polecenia, a nikt nie chciałby podjąć się ich realizacji. W życiu jest potrzebna różnorodność! „Inność” różnych jednostek! Powinniśmy mieć na uwadze, że jeśli człowiek wygląda inaczej, ma inne priorytety w życiu, inne wyznanie czy też upodobania, to nie świadczy o jego „gorszości”, tylko po prostu o jego „inności”. Pamiętajmy, ilu niewinnych ludzi zginęło przez brak tolerancji. Czy Hitler chociaż przez chwilę zastanowił się, że skoro Żyd jest Żydem, to tylko

WRZESIEŃ 2014

dlatego, że się taki urodził? Nie. Jego jedynym celem było wyczyszczenie Ziemi z rasy żydowskiej, którą uważał za brudną. Czy ludzie, którzy wyzywają innych od „czarnuchów”, zastanowili się, że ci ludzie mają taki kolor skóry, bo zdecydowała o tym genetyka? Nie. Najważniejsze jest dla nich to, że są inni. Czy to, że dziecko pochodzi z biednej rodziny jest jego winą? Nie, ale i tak jest często odtrącane przez inne dzieci ze względu na swój gorszy ubiór. Gdyby każdy z nas wrócił teraz pamięcią do przeszłości i chwilę się zastanowił, to również znalazłby przykłady sytuacji, w których nie akceptował drugiego człowieka ze względu na rzeczy od tego człowieka zupełnie niezależne. Wyobraźmy sobie na jakiej cudownej planecie żylibyśmy, gdyby człowiek akceptował po prostu drugą osobę. Patrzyłby i myślał: „on jest dobry, pomógł mi” zamiast: „on jest dobry, pomógł mi, ale jest muzułmaninem, w dodatku czarnoskórym i do tego otyłym, więc jego dobroć jest dla mnie niczym, ponieważ zbytnio się różnimy”. W naszym życiu często jest zbyt dużo „ale”, a za mało patrzenia sercem. Najlepiej spuentował to w „Małym Księciu” Antoine de Saint-Exupéry: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.” Gosia MUSZ


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

19_

WRZESIEŃ 2014


20_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Fanatyczny Przemyśl

Mówi się, że Przemyśl to „mały Kraków”. W tym powiedzeniu jest dużo prawdy, szczególnie jeśli chodzi o wojnę kibiców w obu miastach. W dawnej stolicy Polski jest to rywalizacja między Cracovią a Wisłą, w Przemyślu – między Polonią a Czuwajem. Jest to wojna, która dawno już straciła granice i bariery. Pierwszą osobą, z którą chciałem porozmawiać na ten temat, był mój bliski kolega, dla którego osiedle Kmiecie to nie tylko parę bloków, trawników i chodników. Dla niego to całe życie. Na spotkanie wyszedłem 30 minut przed czasem, odpuściłem sobie podróż miejskim autobusami, zdecydowałem się przespacerować. Przyznaję, że miałem do przebycia dosyć spory kawałek, najpierw musiałem przejść przez cała ulicę Dworskiego, potem przez przemyską Starówkę, a następnie przez most Orląt i ulicę Grunwaldzką, ażeby dojść do celu. Tym razem nie pozwoliłem krążyć moim myślom, lecz skupiłem się na obserwacji kamienic, bloków i innych mijanych przeze mnie budynków. Wynik tych obserwacji nie był dla mnie zbyt zaskakujący, na ul. Dworskiego prawie każda kamienica ma wymalowane sprayem „Polonia Przemyśl 1909” „MKS Polonia” lub „J…ć Czuwaj”. W wejściu co drugiego budynku stoi dość pokaźna grupa młodych ludzi, najczęściej są oni mocno umięśnieni i ubrani w kurtki, bluzy lub koszulki w barwach lub z herbem przemyskiej Polonii. Na ulicy Grunwaldzkiej sytuacja wygląda już troszkę inaczej, wydaje się, że toczy się międzyklubowa walka na napisy na ścianach. Arek jest zwykłym dziewiętnastolatkiem, uczącym się w jednym z przemyskich techników, który przez społeczeństwo nazywany jest „kibolem”. Po krótkiej wymianie zdań, dotyczącej naszych spraw, przechodzimy do konkretów. Na początku chcę, aby wytłumaczył mi, jak dokładnie fanatycy podzielili miasto. – Podział miasta

WRZESIEŃ 2014

jest prosty. San wyznacza granicę, z tym że na Zasaniu za Polonią są jeszcze moje Kmiecie, Warneńczyka i Barska – opowiada. – Czyli cała Grunwaldzka to teren Polonii? – pytam. – Ha ha, tak łatwo to nie ma. Kończy się Warneńczyka, to zaczyna się Czuwaj, potem nasza jest tylko Barska, bo chłopaki twardo się trzymają – dodaje Arek. – Jak z tym żyć, przecież jadąc do szkoły, dziewczyny lub po prostu do miasta przejeżdżasz przez „teren wroga? – pytam już mocno zaaferowany. – To jest właśnie cała zabawa. Jak cię złapią, to się z nimi bijesz, poza tym nigdy nie jedziesz sam. Ja od trzech lat nigdy sam do autobusu jadącego na Zasanie nie wsiadłem.

Jeśli jadę, to albo z dziewczyną, bo wtedy raczej nie ruszą człowieka, albo z kumplami z osiedla, bo wtedy to najlepsze draki. Jak wygrasz to akcja do przodu, jak przegrasz to akcja w plecy, potem na osiedlu starsi rozliczają. Ci, którzy obijają najwięcej „żydów” mają największy szacunek – podkreśla mój rozmówca. Pytam, dlaczego obie strony nazywają siebie nawzajem „Żydami”. Odpowiedź zaskakująca: – Tak się mówi… Nie chodzi nam o to, że rasa żydowska jest jakaś gorsza czy coś takiego. Po prostu u nas w mieście „żyd” to kibic przeciwnej drużyny, ktoś gorszy, tu nie ma żadnej antysemickiej propagandy, której doszukują się media – wyjaśnia mój kolega. W tym akurat jest dużo prawdy, nie wszędzie mówi się tak na fanatyków „zza miedzy”. Przykładowo na kibiców Wisły Kraków mówi się „psy”, na fanów warszawskiej Legii – „dziwki”, a na ich odwiecznych rywali z tego samego miasta, Polonię, „czarnuchy”. Po tej rozmowie dosłownie wsiąkłem w ten temat, przez parę dni rzadko myśląc o czymś innym. Udało mi się zgłębić parę interesujących słów prosto z „kibolskiego” slangu. Na przykład „przerzut” to osoba, która kiedyś była za innym klubem w mieście. W Przemyślu, ze względu na dość małą liczbę mieszkańców, sytuacje takie rzadko się zdarzają, lecz w Krakowie to często spotykane zjawisko. U fanatyków


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

ważne są „parafie”, czyli miejsce pochodzenia, osiedle lub „rewir”. Dla kibica bardzo ważne jest ich godne reprezentowanie. Co przyciąga młodych ludzi do takiego spędzania wolnego czasu? Oczywiście atmosfera na trybunach, poczucie jedności, dowartościowanie, wpływ otoczenia i wiele innych aspektów. Są też jednak inne powody. Możliwość poznania szerokiej grupy ludzi, którzy mają dosyć mocne wpływy w lokalnej gangsterce. Od dawna również wiadomo, że im większy dany klub ma zasięg w mieście i okolicy, tym łatwiej rozprowadzać substancje nielegalne. Logiczne jest, że kibic Czuwaju w momencie, gdy będzie potrzebował narkotyków, to poszuka ich na Zasaniu. Trzeba sobie uzmysłowić, że taka życiowa droga, nie we wszystkich, lecz w części przypadków wywodzi się z patologii, która towarzyszyła takim osobom od najmłodszych lat. Nikt nie potrafił im pomóc w młodości, więc wychowali się sami, a teraz wpajają i pokazują swoje zasady pięściami na ulicy i gardłami na stadionie. Nie można jednak generalizować i wrzucać wszystkich kibiców lokalnych drużyn do jednego worka. Tomek ma 22 lata, obecnie studiuje w Warszawie. Urodził się i wychował na przemyskim blokowisku przy ulicy Augusta. Do dzisiaj jest wiernym i zdeklarowanym fanem Czuwaju Przemyśl. Gdy tylko udało mi się dowiedzieć, że majówkę zdecydował się spędzić w rodzinnym mieście, umówiłem się z nim na krótką rozmowę. Kiedy Tomek po raz pierwszy poszedł na mecz, miał 16 lat. – Wszyscy moi kumple z bloków poszli, poza tym starsi wiekiem z osiedla nas namawiali, od kiedy pamiętam próbowali nam wpajać do głowy, że Polonia to frajerzy i mamy kibicować Czuwajowi. Zaciekawiony zapytałem Tomka, czy chodził na ustawki. Od nastolatka wypracował sobie dosyć pokaźną i groźną sylwetkę, którą zdobi kilka tatuaży. – Pewnie, po prostu ja z tego wyrosłem.

Blokami się przesiąka, jeśli za małolata nie wyjedziesz studiować albo pracować do innego miasta, to może być źle : narkotyki, picie pod klatką, zero ambicji. To nie tak, że wszystko zależy od rodziców i wychowania, bo ilu zapłakanym matkom blokowiska zabierają synów? – odpowiada. Coś w tym jest – przyznaję. Tomek przybliżył mi również atmosferę i kulisy organizacji meczy z kibicowskiego punktu widzenia. – Najważniejszy na meczu jest kołowy, inaczej gniazdowy, który na podwyższeniu prowadzi doping i zdziera gardło. Trzeba pamiętać, że to nie jest łatwe, wydzierać się na okrągło przez 45 minut. Na meczach większych drużyn są naprawdę różni ludzie, chodzi mi tu oczywiście o tzw. sektor „ultrasów”, czyli największych fanatyków. Są

i ludzie po trzydziestce, i dzieciaki, które ledwo skończyły podstawówkę. Pytam, skąd tyle agresji w tym wszystkim. – Wiadomo, że drużyny zza miedzy się nie lubi. Poza tym to obrona swojego terytorium, wiadomo, że podejrzliwie patrzy się na mieszkańców innych miast na swojej ziemi – mówi Tomek. W tym całym temacie jednym z najważniejszych aspektów jest słowo „ultras”, czyli najbardziej znienawidzona przez właścicieli polskiej ligi i rząd pirotechnika. Wszelkie race i inne tego typu zabawki, które mają robić dużo dymu lub huku i ładnie się świecić. Dochodzi do tego również reszta oprawy meczy, czyli transparenty różnych rozmiarów, kanonady kartoników i specjalne przyśpiewki z użyciem szalików. Często wykorzystywane są ogromnych rozmiarów flagi, które niosą ze sobą różnego rodzaju przesłania, od uczczenia wydarzeń historycznych do antyrządowych haseł i rysunków. Oprawę na najważniejsze mecze tworzy się od 2 do 3 tygodni wcześniej, w największych klubach w jej organizowanie zaangażowanych jest od kilkudziesięciu do kilkuset ludzi, a jej koszty wynoszą kilkanaście tysięcy złotych. Wracając do przemyskich realiów, na sam koniec, chciałbym poruszyć dość ciekawy temat. Jak wiemy, w Przemyślu wszystkie technika i szkoły zawodowe znajdują się na prawobrzeżnej części Sanu, a więc na terenie Polonii. Co z kibicami Czuwaju, którzy dalej się uczą, nie chcą chodzić do Liceum Salezjańskiego, a nie dostają się do II Liceum Ogólnokształcącego? Otóż jeżdżą do szkoły w... Radymnie! Dlaczego? Bo to najbliższa szkoła poza granicami Przemyśla, a lokalny klub, Radka, jest zaprzyjaźniony z kibicami drużyny grającej przy ulicy 22 Stycznia. Reasumując, czy dożyjemy czasów, w których kibic Polonii będzie mógł bezpiecznie uczęszczać do „Morawy”, a fanatyk Czuwaju do jednego z techników przy ulicy Dworskiego? Wydaje mi się, że nie mamy się co oszukiwać, odpowiedź brzmi„nie”. Czy jest szansa na jakąś zmianę? W to również śmiem wątpić. Nie zapominajmy, że cały kibolski świat związany jest z adrenaliną, a ta jest silnie uzależniająca. Kto poczuje jej smak pierwszy raz i nie wyląduje w szpitalu, będzie chciał jej więcej. Mikołaj SZCZUR Jacek IWASZKIEWICZ

21_

WRZESIEŃ 2014


22_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Wojna sąsiedzka

Dzieci nabijane na pal, rozpaczliwy krzyk ciężarnych matek, majdanowa rewolucja, tanie papierosy i benzyna przewożona przez granicę, to obraz Ukraińców w głowach wielu Polaków. Czy jest to tylko zbiór stereotypów, czy raczej wyraźny powód do sąsiedzkich antagonizmów? Wszystko, co zostało wyżej nadmienione to fakty, którym trudno zaprzeczyć, a w dodatku są one mocno osadzone w naszej polskiej świadomości i historii. Zwłaszcza w kresowym już Przemyślu czuć pewne napięcie pomiędzy Ukraińcami a polskimi mieszkańcami, zwłaszcza po licznych głosach ruchów neobanderowskich z Ukrainy, które głośno mówią o tym, że Przemyśl zwyczajnie się im należy. Wielu z nas, przemyślan, zastanawia się, na jakiej podstawie i dlaczego miałoby się to rzekomo dokonać? Wielu z nas, przemyślan, nie wie nawet, czemu ma jakby we krwi niechęć do zwykłych Ukraińców, zamieszkujących Przemyśl… Historia Przemyśla sięga swymi początkami aż X w. i już wtedy według licznych podań należał on do Polaków, mimo to wielokrotnie przechodził z rąk do rąk. Jednak przez większość czasu Przemyśl, pozostawał w granicach Polski. Dlatego w poszukiwaniu historycznych, a co za tym idzie i społecznych zaczątków sporów polsko-ukraińskich, warto zagłębić się w historię Przemyśla u progu wieku XX. Otóż w XX wieku w Przemyślu istniały trzy warstwy narodowościowe: Polacy, Żydzi i Ukraińcy, których populacje przedstawiały się właśnie w takiej kolejności. Co z tego? Żydzi zajmowali się handlem, mieli swoje miejsce, swoje żydowskie miasteczko. Również Ukraińcy mieli dostęp do własnej kultury (powstanie Narodnyjego Dimu w Przemyślu), ale można powiedzieć, że byli traktowani jako margines, ponieważ to Żydzi w znacznym stopniu, a potem zaś Polacy dominowali nad Ukraińcami

WRZESIEŃ 2014

gospodarczo, liczebnie i kulturowo. Obecne były również próby asymilacji Ukraińców przez Polaków. Spory rodziły się na tle religijnym, ponieważ Polaków obrządku grekokatolickiego próbowano „przerobić”, z dyrektywy A. Szeptyckiego, na ukraiński kościół unicki, co zapewne nie podobało się Polakom, którzy z racji wyznania nie musieli należeć do konkretnej grupy narodowościowej. Konflikty pomiędzy cerkwią a kościołem wybuchały również na przełomie XX i XXI w. Innym, mniej znanym, a myślę, że istotnym powodem wspólnej niechęci, jest nasłanie nas na siebie przez Austrię w 1918 r. – Nie zapomnijmy o tym, bo to wtedy miała miejsce ważna wojna pomiędzy Polską a Ukrainą, a dokładniej mówiąc to Austriacy pozwolili na próbę zagarnięcia Galicji Wschodniej i okolicznych terenów powstającej wtedy Ukrainie, żeby skłócić ze sobą dwa narody – wyjaśnia Daniel, mój przyjaciel i amator historii I i II wojny światowej. Podczas prób uzyskania niepodległości przez Polskę również nasi wschodni sąsiedzi dążyli do utworzenia własnego państwa. Podobny cel, lecz trzeba było stanąć naszym pradziadkom przeciwko sobie po dwóch stronach barykady. Wojna to często powód wielu antagonizmów, bo budzi ona w nas nienawiść i niechęć, oraz wyrządza krzywdy, które trudno zapomnieć. Jednym z rozpoznawalnych haseł tamtego okresu jest bohaterstwo Orląt Lwowskich, ale były też Orlęta Przemyskie. Przechodząc czy spacerując po Przemyślu, trudno nie zauważyć ich pomnika i nie przypomnieć sobie śmierci młodych przemyślan. Można więc zauważyć, że

w

historii los stawiał nas częściej przeciwko sobie, niż obok siebie

i że w ten sposób nie trudno o zatargi z pozoru niewiadomego pochodzenia. Zresztą i dziś wiele wskazuje, że trudno o rychłe pojednanie, zwłaszcza, że ledwo co pomogła mądrość i stanowcza interwencja odwiedzającego Przemyśl świętego już Jana Pawła II, który oddał jeden z przemyskich kościołów w wieczyste


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

posiadanie grekokatolikom. W niewielkiej odległości mamy teraz katedrę rzymskokatolicką i greckokatolicką, a nawet w Boże Ciało jeden z ołtarzy ustawiany jest przy katedrze greckokatolickiej i ludność ukraińska może obchodzić własne małe uroczystości, ale wątpię w to, że nie pamiętają sporów i napisów na ich kamienicach. Polacy ostro protestowali przeciw ukraińskiej okupacji polskich kościołów, jednak wola papieża łagodzi obyczaje, ale nie nastroje.

Dziś Ukraińcy postrzegani są jako nieproszeni goście lub nie są wcale dostrzegani. Ci nieproszeni goście notabene to nie miejscowi, a „Polacy” zza wschodniej granicy masowo i cyklicznie migrujący do najtańszych polskich hipermarketów i dyskontów. Często słyszy się o tzw. „Karcie Polaka”, która rzekomo ma świadczyć o przynależności do narodu polskiego, co tożsame jest z otrzymaniem wizy do Polski. Problem w tym, że każdy Ukrainiec przy odpowiedniej opłacie może taki dokument nabyć, dlatego żyjący na Ukrainie Polacy, którzy mają swoją dumę, nie ubiegają się o nią, bo jak mówią, „Karta Polaka” nie świadczy o ich polskości. Takimi „Polakami” obsadza się miejsca pracy w jednym z tanich dyskontów, co zabiera posady przemyślanom, którzy zmagają się z koszmarnie wysokim, 18% bezrobociem, co w efekcie przynosi bunt i niechęć do Ukraińców. Dorośli, jak i młodzi, obserwują „mrowia” przybyszów wykupujących przecenione towary, co jednych irytuje, a innych cieszy. Cieszy tych, którzy na nich „robią biznes” i tych, którzy uważają, że to dobrze, ponieważ wielu z nich przyjeżdża tu z powodów czysto ekonomicznych. Bieda jest wielka, niestety można powiedzieć, że tu i tu. Są jednak i Ukraińcy, którzy wietrzą własny biznes i nie dotykam tu czarnych interesów, a tych polubownych. Mnóstwo pojawia się roszczeń o dochodowe i zabytkowe przemyskie kamienice. Podaje się argument, „że przed wojną to i owo”, i trudno jest dowieść, czy takie twierdzenie jest wiarygodne.

23_

Inni próbują zrobić interes polityczny. – Niektórzy widzą w przyjezdnych i osadzanych tutaj imigrantach swój elektorat wyborczy, co tylko pogłębia bezrobocie Polaków. Napływający do miasta za mniejsze wynagrodzenie zajmują miejsca Polaków, ponieważ są oni przyzwyczajeni do trochę innego komfortu życia, a ci z zadowoleniem głosują wciąż na obecne władze, które jednym czynią dobrze, a innym już nie – z oburzeniem tłumaczy jeden z działaczy społecznych i opozycjonistów obecnego prezydenta miasta. Wielu młodych ludzi słusznie oburza się na działania władz Przemyśla, a w szczególności na prezydenta Roberta Chomę, który jeżdżąc na majdanową rewolucję wykrzykiwał populistyczne hasła, zachęcające Ukraińców do zasiedlania i odwiedzania Przemyśla. Można zauważyć też, że często ważne sklepy budowane są na wylocie z miasta najbliżej przejścia granicznego, a można byłoby je postawić w innym miejscu. To denerwuje przemyślan, nawet jeśli dla niektórych jest to mało istotne i wyraża tylko interes polityczny czy ekonomiczny. Ten niepokój jest wynikiem długoletnich działań władz samorządowych. Polacy z Przemyśla mogą czuć się zagrożeni przez napływ ludności ukraińskiej, czuć jak bardzo im to doskwiera, lecz z przykrością stwierdzają, że jak przed wojną to oni byli panami na swej ziemi, tak teraz czują, że to się radykalnie zmienia. Młodzi kończą licea i technika, piszą maturę i uciekają z miasta. Widać, że ogromna część wolałaby pozostać, jednakże przez brak pracy, perspektyw i możliwości spędzenia czasu, wybierają ucieczkę do większych miast. W sposób naturalny powstaje więc rotacja narodowości i ta, coraz liczniejsza, staje się obiektem zainteresowania władz, a Polacy chcieliby, żeby polskie władze, władze polskiego miasta, opiekowały się najpierw Polakami-gospodarzami, a nie gośćmi. Studenci z Przemyśla i z biedniejszych okolic, których nie stać na utrzymanie się, np. w Krakowie czy w Warszawie, stają w konfrontacji z ukraińskimi studentami, studiującymi w przemyskiej Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej. Czy widać różnicę pomiędzy polskimi a ukraińskimi studentami?

WRZESIEŃ 2014


24_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

– Studenci z Ukrainy mają o niebo lepiej niż Polacy. Dla przykładu, częściej wybacza się im nieobecność czy spóźnienia, mogą zalegać ze spłatą czynszu za akademik. Mogą się zwalniać z zajęć czy wielokrotnie poprawiać swoje oceny, gdy Polacy mają tylko jedną szansę i jeden konkretny termin poprawki – odpowiada jedna ze studentek PWSW. Tak więc antagonizmy budują się między nami z pokolenia na pokolenie, ponieważ jedni pamiętają, inni mówią, jeszcze inni protestują. Echem odbiła się sprawa demontażu rzeźby z pomnika upamiętniającego ofiary rzezi na Wołyniu i Podolu przez żołnierzy OUN-UPA, a domagał się tego jeden z członków koła „kombatantów” UPA w Przemyślu. Z drugiej strony, również w ostatnim czasie, blokowano nadanie jednej z ulic imienia bp. Jozafata Kocyłowskiego, ponieważ uważa się jego działania za antypolskie, wyliczając tutaj liczne związki z Powstańczą Ukraińską Armią i oddziałami Galizien SS. Zawrzało między Polakami. Jedni dziwili się, czemu miałoby to być czynem niedorzecznym, natomiast oburzeni zaciekle bronili swojego zdania. UPA jest tematem drażliwym w Polsce, na Ukrainie zaś jest czymś normalnym, walką o wolność, chociaż warto zaznaczyć, że za obronę Polaków podczas jednej z wołyńskich nocy ginęli również Ukraińcy, szacuje się, że było to ok. 90 tys. osób. Często zapomina się o tym, że nie tylko ukraińscy nacjonaliści żyją pośród nas i to w mniejszości, że są również i Ukraińcy przyjaźni Polsce, szczęśliwi, ale dumni ze swojego pochodzenia, z własnej kultury, zachowujący swoje tradycje, kochając przy tym ziemię, na której żyją – na wzór Mendla Gdańskiego. Próbują żyć tak jak my. Spora część moich znajomych, z którymi rozmawiałem, czy pytałem ich o naszych „współlokatorów”, stwierdzała, iż są to tacy sami ludzie jak my, że nie należy im się ani specjalne traktowanie, ani też pogardzanie nimi, a próba współtworzenia wspólnoty narodowej. Żeby jednak ją stworzyć,

WRZESIEŃ 2014

potrzeba dialogu obydwu stron, potrzeba zrozumienia krzywd, wyrzeczeń, przebaczenia i chęci rozwiązania tego długoletniego problemu. Tomasz KUMIĘGA


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Shalom Israel!

Z kamieniem tkwiącym w dłoni popędziłem do szkoły, gdzie miały niebawem wystartować ostateczne przygotowania, by godnie i po polsku móc uczcić naszych gości z Izraela. Powtórka kroków ludowego tańca Hava Nagila, strojenie instrumentów – to wszystko było tylko preludium dążącym do czegoś o wiele większego. Osobiście czekałem na tych parę godzin, bo jakoś póki co mam rzadko możliwość poznać kogoś z zupełnie innej strony świata, z odmiennej kultury, a to wbrew pozorom bardzo otwiera nam horyzonty. Najważniejszym dla mnie jednakże było to, by złamać wsobie pewne stereotypy, skrzętnie tłoczone do głowy przez długie lata. Że Żyd to, że Żyd tamto. Na przekór temu, pojawili się ludzie pełni uśmiechu i empatii, lecz nieco zmieszani. Krótka ceremonia wstępna miała zespolić nas w jedno i otworzyć na dialog. Jakaś niecodzienna więź choć na moment budziła się między nami, gdy łączyła nas muzyka i taniec. Izraelczycy klaskali w dłonie, gdy słyszeli refren w ojczystym języku, ale jakby czymś dziwnym zdało im się, według

25_

mnie, koncertowe pogo, tak popularne wśród polskiej młodzieży. W końcu, z początkowej powinności przyszło mi odnaleźć grupę, z którą miałem spędzić resztę dnia. Uraczony komplementem dołączyłem do grupy dziewcząt o wdzięcznych imionach i uśmiechach. Przejazd autobusem pomógł mi się przekonać, że

w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami. Dzieli nas tylko język i pewne naleciałości odmiennych kultur, ale one zazwyczaj kształtują tylko poglądy. Mimo to, każdy z nas jest takim samym człowiekiem. Sekret tkwi w przełamaniu barier, minimalnej chęci zrozumienia tego, dlaczego kładą kamienie na grobach swych zmarłych czy nie zjadają wieprzowiny. Do dziś rozmawiam z jedną z poznanych Izraelek. Nie uważam się przez to wyklętym i pohańbionym. Zastanawiam się tylko, czemu my, Polacy, jesteśmy zazwyczaj tak niechętni wobec innych narodów. Kiedyś przecież potrafiliśmy zbudować potężne państwo pełne różnych narodowości… Tomasz KUMIĘGA

WRZESIEŃ 2014


26_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

WRZESIEŃ 2014


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

27_

WRZESIEŃ 2014


28_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Tolerancja dla kebabów

tolerancJA Ludzie od zawsze mieli problem z zaakceptowaniem czegoś nowego, z czym nie mieli wcześniej do czynienia. Jest to dylemat, z którym żadne społeczeństwo sobie nigdy nie poradzi. Brak tolerancji zawsze będzie problemem, nigdy nie zabraknie niewyrozumiałych ludzi o zbyt rygorystycznym poglądzie na świat. Kilka miesięcy temu przeglądałam swoją tablicę na pewnym portalu społecznościowym, pojawiło się na niej nowe powiadomienie. Kilka osób dodało komentarz pod moim zdjęciem. Na zdjęciu jestem ja i znajomy Żyd. Ciekawa opinii znajomych czekałam, aż wszystko się załaduje. W sumie teraz myślę, że mogłam tego nie widzieć.. Oprócz żałosnych komentarzy typu: „ładne”, „kochane” i „cudowne” pojawiają się inne, mniej pozytywne. Najpierw w oczy rzuciło mi się słowo „brudas…”. Ok, może autor nie żywi jakichś specjalnych uczuć do tego narodu, ale żeby od razu posądzać jego przedstawicieli o brak higieny? Po kilku z rzędu, mdłych, tęczowych komentarzach pojawia się kolejny, dosyć szokujący i nie do końca zrozumiały; jego autor

WRZESIEŃ 2014

nazywa mojego kolegę z Izraela kebabem. Do tej pory jest to dla mnie zagadką, bo co wspólnego ma Żyd z baraniną w picie? Co śmieszniejsze w takich sytuacjach najgłośniejsi są tzw. kibole. Tak było także tutaj, gdzie pokazali oni jako ludzie niewykształceni, z zaburzoną psychiką i manią wyższości. Nie rozumiem skąd bierze się ten antysemityzm, myślałam, że Polacy te czasy mają już dawno za sobą, szczególnie, że taka postawa oznacza zacofanie. Przykładowo, kiedy w polskiej, małej mieścinie ulicami przechadza się czarny człowiek, wszyscy się oglądają albo szepczą pod nosem, że „zerwał się z łańcucha”. Byłam świadkiem takiej sytuacji, jest to dosyć gburowate. Kiedy człowiek innego koloru pojawia się w miasteczku w bardziej rozwiniętym kraju, nie robi to na nikim wrażenia. Niestety u nas, nazywanie mieszkańców Bliskiego Wschodu „ciapatymi”, a Murzynów „asfaltami” jest na porządku dziennym, choć jest to prymitywne i prostackie. Człowiek jak człowiek, narodowość czy kolor skóry nie robią większej różnicy, wszyscy są tacy sami. Nigdy nie zrozumiem ludzkiej głupoty, która jest widoczna właśnie w zjawisku nietolerancji. Klaudia ŚNIEŻEK


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Kim są? Czym się zajmują? Jak często można ich spotkać?

29_

Haters gonna hate – czyli o hejterach

@ HATERS @

@

Pojawili się wraz z początkiem Internetu. Hejter oznacza osobę nienawidzącą. Osobę, która neguje wszystko i wszystkich. Zajmuje się HEJTOWANIEM. Ludzi, postów, piosenek, komentarzy, zdjęć, itd. Hejtowanie to pisanie zgryźliwych, wręcz chamskich komentarzy. Mają one zazwyczaj na celu poniżenie innej osoby.

Dlaczego tzw. hejterzy robią to, co robią? Przede wszystkim z zazdrości. Boli ich to, że ktoś odnosi choćby minimalny sukces. Każdy z nas spotkał się z hejtowaniem. Wchodząc na YouTube, pod nowym teledyskiem Beyonce można zobaczyć komentarze typu „Jakbym miała takie grube uda, nie wyszłabym z domu”. Odtwarzając teledysk Lany Del Rey zobaczymy „Fałszuje jak cholera, wybiła się dzięki tatusiowi”. Do tego miliony wulgaryzmów. Napisałam o gwiazdach, ale hejtowanie nie dotyczy tylko ich – dotyczy każdego z nas. Miejscem do wyżywania się są wszelkie strony, na których można być anonimowym. Strony typu Photoblog, Ask.fm czy Blogger. Sama nie raz zostałam „shejtowana” chociażby

za to, jak się ubieram. O! To jest właśnie kolejny aspekt, który nakręca anonimów – INDYWIDUALIZM. Jeżeli ktoś nie wygląda, nie zachowuje się lub ma inne poglądy niż ogół, zostanie zjechany niczym chodnik przez skatera. Mówi się, że nie warto przejmować się hejtami, że liczy się tylko konstruktywna krytyka. Jednak w momencie, kiedy dostajemy po raz setny komentarz w stylu „jesteś tłusta”, „pusta”, ewentualnie „jesteś paniusią i balujesz za hajs rodziców”, zaczynamy się zastanawiać, co jest z nami nie tak. Czy aby na pewno hejter nie ma racji? I właśnie na tym im zależy, na obniżeniu naszej samooceny? Nie warto przejmować się anonimowymi komentarzami. Hejterzy dodają je, żeby podbudować swoje ego. Skoro potrafią to zrobić tylko w taki sposób, pomóżmy im i akceptujmy wszystkie bezczelne hejty! Martyna DASTYK

WRZESIEŃ 2014


30_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Hejt pospolity

Hejt to nowoczesna forma wyrażania własnej opinii, na tematy bez tematu i na tematy tematyczne…, czyli na tematy, w których miejsce najlepiej będzie wstawić kropki. Najlepszym odzwierciedleniem tego zjawiska będzie porównanie go do trądziku pospolitego. Trądzik pospolity dotyka prawie wszystkie młode osoby w okresie dojrzewania. – A co to jest ten OKRES DOJRZEWANIA? – zapytacie. Jest to przemiana larwy w pięknego motyla. Chociaż nad tym pięknem głęboko bym się zastanowił. No, ale cóż. Mózg otwiera się na bardziej świadome postrzeganie świata. Zaczyna się formułowanie własnych myśli, bardziej złożonych, a nie pokracznych jak dotychczas, mówiąc w języku ludzkim – bardziej zrozumiałym. Wróćmy zatem do naszego kochanego „trądziku”. Pojawia się i atakuje znienacka! Pozbawiając gładkości i piękności naszą skórę na pewien czas, który dla wielu staje się obozem przetrwania. Ogólnie mówiąc, dotyka on ludzi młodych, stawiających pierwsze kroki ku dojrzałości fizycznej i duchowej oraz, jak by na to nie patrzeć, ciężko jest się go pozbyć. Hejt, któremu również można dać przydomek pospolity, zachowuje się w bardzo podobny sposób. Również dotyka głównie ludzi, którzy są PRZYSZŁOŚCIĄ TEGO ŚWIATA i jednocześnie może się stać nałogiem lub nawykiem, który później jest bardzo trudno odstawić na bok… Wyróżniamy dwie odmiany „hejtu pospolitego”: hejt pozytywny i hejt negatywny. Hejt pozytywny można porównać do bakterii, które znajdują się w ciele człowieka i mimo, że w ogólnym mniemaniu są one szkodliwe, to bez nich człowiek nie zdołałby przetrwać. Są one przeciwciałami, które chronią nas, ludzi, przed bakteriami szkodliwymi (o których będzie mowa za chwilę), czyli jednocześnie chorobami, zakażeniami i innymi nieprzyjemnymi problemami zdrowotnymi. Mimo, że nasza skóra jest atakowana przez hejt pospolito-pozytywny, to poza

WRZESIEŃ 2014

skutkami negatywnymi daje nam jednocześnie cenną naukę: Zastanów się nad tymi słowami. Może ten ktoś ma rację? Może powinnam zacząć dbać o własną skórę? Jest to zatem hejt po części wyrządzający szkody, ale jednocześnie jest budujący. Trądzik/hejt pospolity różnie jest przyjmowany przez poszczególnych MŁODYCH I PIĘKNYCH. (Pięknych w sensie duchowym, bo „trądzik” nie próżnuje. On robi SWOJE. Zwiększa przyrost naturalny na naszym ciele…). Opierając się na obserwacjach i przeprowadzonych przez „amerykańskich naukowców” badaniach lekarsko-społecznych, wychodzi na to, że druga odmiana hejtu pospolitego, czyli hejt negatywny jest częściej spotykanym zjawiskiem. Hejt negatywny również można porównać do bakterii, tylko, że tych, które atakują nasz organizm i nie wnoszą w nasze życie nic pożytecznego, jednocześnie nam szkodząc. Hejt negatywny, kiedy pojawi się na naszej skórze i zacznie intensywnie wykonywać swoje zadanie, u wielu jest powodem istnych dramatów życiowych. Słowa typu: Ten ktoś na pewno ma rację. Wyglądam strasznie. Moja skóra nigdy już nie będzie piękna. Nie jestem w stanie nic z tym zrobić. To już jest koniec. Nie ma już nic. Jest tylko trądzik i krwawy pysk! – można usłyszeć bardzo często. Jest to zjawisko bardzo niepokojące, które szalenie negatywnie wpływa na zdrowie.

Czy hejt pospolity grozi naszej planecie? Z pewnością TAK. Organizm nim dotknięty nie działa prawidłowo, występują zaburzenia hormonalne oraz widoczny nadmiar toksyn. Zainfekowani ludzie, a w tym przypadku ludzie młodzi, są narażeni na powikłania typu: zaburzenia osobowości, niska samoocena, brak chęci do życia. Tego zjawiska nie możemy wyeliminować całkowicie, ale miejmy nadzieję, że lekarze skuteczniej będą pomagać ludziom zarażonym tą straszną chorobą, w jakiej nie byłaby ona odmianie, gdyż nawet hejt pozytywny nie do końca przynosi same pozytywne skutki. Miejmy nadzieję, że również bakterie, które


_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

Hejt na hejterów! są głównymi twórcami hejtu pospolitego, zrozumieją bezsens swoich działań i obiorą sobie cel, który pozwoli ocalić ich zbłąkaną duszę i zrozumieć, że dzięki nowym perspektywom również można zwiększyć poczucie ich wartości. Maciej DARAŻ

31_

Czy zdarzyło Ci się mocno negatywnie wyrazić swoją opinię o czymś, bądź o kimś? Bez wątpienia jesteś hejterem. Jak każdy z nas w dzisiejszych czasach. Myślę, że trzeba by przyjrzeć się temu zjawisku troszkę bliżej. Przecież żyjemy w kraju wolnym, każdy ma prawo wyrażać swoją opinię, gdziekolwiek zechce i czymkolwiek zechce. Co jednak wówczas, kiedy to przeradza się w chamstwo, stertę bezpodstawnych bzdur i szczekanie tylko po to, żeby szczekać? Tym cechuje się moim zdaniem dziś znany każdemu „hejting”. Hejtowanie to nie krytyka. Krytyka zazwyczaj ma jakieś podstawy, jest dobrze uargumentowana i konstruktywna. To właśnie różni te dwa zupełnie odrębne zagadnienia. Wbrew pozorom heating i krytyka nie mają ze sobą kompletnie nic wspólnego. Jak to możliwe? Ano właśnie dlatego, że hejterzy to zwykli zazdrośnicy i niejednokrotnie ludzie, którzy sami nie robiąc nic ze swoim życiem, mają czelność wypowiadać się o egzystencji innych. Najwięcej hejterskich komentarzy można znaleźć w Internecie. To istna wylęgarnia hejterów. W zasadzie to tam ma swój początek ten „wspaniały” ruch. Powody są bardzo proste – anonimowość i bezkarność. Nie wiedzieć czemu, w Internecie każdy czuje się jakby był Bruce’m Wszechmogącym. Przecież to tylko kilka słów, nikomu nie zaszkodzi jak trochę pobluźnię... Takie podejście ubliża godności człowieka. Czasem nasze chamskie docinki mogą spowodować więcej krzywdy niż uderzenie kogoś w twarz. Opisano już wiele przypadków samobójstw w wyniku psychicznego nękania wśród młodzieży, ponieważ to właśnie u ludzi młodych najsilniej dostrzec można objawy „hejtingu”, który powoli przeradza się w bardzo niebezpieczne zjawisko XXI wieku. Co w tym niebezpiecznego? Hejting sprawia, że powoli zacierają się wszelkie granice moralności, dobrego smaku, tego co wolno nam mówić, a czego nie. Czując się bezkarnymi, zaczynamy mówić czy pisać cokolwiek nam wpadnie na myśl, bez przeanalizowania, czy naprawdę warto i czy aby na pewno to będzie mądre. Jestem hejterem, bo shejtowałam hejterów! Justyna HENDZEL

WRZESIEŃ 2014


32_

_PRESSJA NA TOLERANCJĘ

WRZESIEŃ 2014


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.