Mariusz Łuszczewski
Mariusz Łuszczewski: Inwestuję w Szczecin, bo Szczecin jest moim miastem
– Jestem szczecinianinem, lokalnym patriotą. Zależy mi na tym mieście. Dlatego pieniądze, które zarabiam w Indiach chcę inwestować w Szczecinie – mówi Mariusz Łuszczewski, znany lokalny biznesmen i człowiek, który postanowił sprowadzić do stolicy Pomorza Zachodniego indyjski biznes. Skąd wziął się ten pomysł, jak jego firmy przetrwały pandemię i jakie niespodzianki szykuje w najbliższych miesiącach? Mamy za sobą falę pandemii. Bardzo trudny okres dla biznesu. Jak Pana firmy poradziły sobie w czasie tego niespodziewanego kryzysu?
Koronawirus zaskoczył każdego. Pandemia miała wpływ na cały świat biznesu. Ale myślę, że z każdej sytuacji można wyciągnąć pewne wnioski. Bo najłatwiej jest się poddać – rozłożyć ręce i przyjąć do wiadomości: jest pandemia i nie robić nic. Dużo firm, niestety, nie poradziło sobie w czasie lockdownu. W momencie kiedy zaatakował koronawirus, przebywałem w New Delhi. Podobnie jak wiele innych osób nie mogłem poruszać się po mieście, musiałem przebywać w domu. Ale ja i moi współpracownicy pracowaliśmy on line. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że również moi najważniejsi kontrahenci z którymi chciałem podpisać umowy handlowe, również przebywają w domach. Mają więc de facto więcej czasu żeby się zająć również naszymi projektami. Dzięki temu w czasie pandemii podpisałem jeden z najważniejszych kontraktów, m.in. z jedną z najpotężniejszych indyjskich firm, czyli Tata Group. Pandemię odczuły także firmy tworzące szczecińską grupę Exotic Restaurants. Zatrudnia ona wiele osób – na stałe ponad 130 pracowników. Wielu z nich jest z nami od długiego okresu czasu np. pracując w Bombaju, który jest na rynku od 26 lat. Założyliśmy, że w okresie pandemii, najważniejszym celem jest utrzymanie ludzi. Bo tak naprawdę każdy biznes tworzą ludzie. Czuliśmy się za nich odpowiedzialni. Bezpieczeństwo
66
pracowników, którzy tworzą naszą markę razem z nami, było najważniejsze. Chodziło o zapewnienie im środków na przeżycie, funkcjonowanie w tym okresie. Przecież też mają rodziny. Skorzystaliśmy oczywiście z pomocy tarczy antykryzysowej. Ale firma zbudowana na silnych fundamentach, musi mieć też własne zapasy finansowe i powinna umieć wykorzystać również taki czas jak pandemia. Bo to także okres pewnego spokoju. Przeznaczyliśmy go na szkolenia, wprowadzenie nowych rozwiązań np. organizacyjnych, opracowanie programów zarządzania, uaktualnienie danych itp. Wszystko po to, żeby być odpowiednio przygotowanymi na czas, kiedy pandemia się zakończy. Aby w momencie ponownego otwarcia restauracji jak najszybciej wróciły one do działalności na 100 procent i do 100 procentowych obrotów. Zamiast płakać i się użalać skoncentrowaliśmy się na jak najlepszym wykorzystaniu tego czasu. Przemyśleniu tego, co zrobić, żeby nasi klienci jak najszybciej do nas wrócili, czuli się bezpieczni i byli zadowoleni z naszych usług. I myślę, że to nam się udało. Jestem z tego dumny. Dumny jestem również z naszego zespołu. Dokładnie po trzech tygodniach od ponownego uruchomienia restauracji wróciliśmy do obrotów na poziomie, jaki uzyskiwaliśmy i odnotowywaliśmy przed lockdownem. Mało tego. Restauracja "Shanghai" już po pierwszym miesiącu uzyskała rekordową sprzedaż, największą, od chwili jej pierwotnego otwarcia. W następnym miesiącu do podobnej sytuacji doszło w restauracji "Bollywood".
Biznes