1
2
3
4
5
6
Bernadetta Wasylewicz Grafika 1 rok Projekt książki Prowadzący: Marcin Klag 2013/2014
7
Spis treści Rozdział 1, traktujący głownie o imionach i więzach rodzinnych
9
Rozdział 2, który szerzej opisuje sytuacje, jakie zdarzają się po pogrzebach
34
Rozdział 3, w którym dochodzi do połączenia rodziny
56
Rozdział 4, który kończy się wieczorem pełnym wina, kobiet i śpiewu
73
Rozdział 5, w którym oglądamy bliżej rozliczne skutki porannego kaca
98
Rozdział 6, w którym Grubemu Charliemu nie udaje się wrócić do domu, nawet taksówką
132
Rozdział 7, w którym Gruby Charlie przebywa daleką drogę
156
Rozdział 8, w którym dzbanek kawy okazuje się nader użyteczny
178
Rozdział 9, w którym Gruby Charlie otwiera drzwi, a Spider przeżywa spotkanie z flamingami
210
Rozdział 10, w którym Gruby Charlie zwiedza świat, a Maeve Livingstone jest bardzo niezadowolona
235
Rozdział 11, w którym Rosie uczy się odmawiać nieznajomym, a Gruby Charlie dostaje limonkę
267
Rozdział 12, w którym Gruby Charlie robi kilka rzeczy po raz pierwszy w życiu Rozdział 13, który dla niektórych okazuje się pechowy Rozdział 14, opisujący kilka zakończeń 295
8
9
ROZDZIAł 1
traktujący głównie o imionach i więzach rodzinnych
ak niemal wszystko, także i ta historia zaczyna się od pieśni. Ostatecznie na początku było słowo, a słowu towarzyszyła melodia. W ten sposób powstał świat, otchłań została podzielona, a potem pojawiły się ziemia i gwiazdy, i sny, i pomniejsi bogowie, i zwierzęta. Zostali wyśpiewani. Wielkie zwierzęta zostały wyśpiewane, gdy Śpiewak skończył tworzyć planety, wzgórza, drzewa, oceany i mniejsze zwierzęta. Potem wyśpiewał urwiska stanowiące granice istnienia, tereny łowieckie i ciemność. Pieśni trwają, żyją. Odpowiednia piosenka może uczynić z cesarza pośmiewisko i powalić dynastie. Pieśń może trwać długo po tym, jak wydarzenia i ludzie, którzy w niej występuje zamieni sięw proch i sny, i odejdzie. Oto potęga pieśni. Istnieją też inne możliwości wykorzystywania pieśni – nie tylko tworzenie światów i przekształcanie tego, co istnieje. Na przykład ojciec Grubego Charliego Nancy używał ich po prostu do tego, by dobrze się zabawić. Nim ojciec Grubego Charliego zjawił sięw barze, barman uważał trwający wieczór karaoke za niewypał. Potem jednak do sali wmaszerował nonszalanckim krokiem drobny staruszek. Minął stół otoczony wianuszkiem kilku blondynek o świeżo spieczonych policzkach i uśmiechach
10
turystek, tuż obok niewielkiej, zaimprowizowanej sceny w narożniku. Pozdrowił je, uchylając kapelusza, nosił bowiem kapelusz, nieskazitelnie czystą zieloną fedorę, a także cytrynowożółte rękawiczki. Podszedł do ich stołu. Zachichotały. – Dobrze się bawicie, moje panie? – spytał. Wciąż chichocząc, odparły, że bawią sięświetnie, bardzo dziękują i że spędzają tu wakacje. On na to, że będzie jeszcze lepiej, same zobaczą. Był starszy od nich, znacznie starszy, ale stanowił uosobienie uroku, jak ktoś żywcem wzięty z dawno minionych czasów, gdy wciąż przykładano wagędo dobrych manier i uprzejmych gestów. Barman odprężył się– obecność kogoś takiego w barze zapowiadała świetny wieczór. Zaczęło siękaraoke. I tańce. Staruszek wszedł na zaimprowizowaną scenę, by zaśpiewać, i to nie raz, lecz dwukrotnie. Miał piękny głos i czarujący uśmiech, a także stopy, które poruszały sięw tańcu jak błyskawice. Podczas pierwszego występu zaśpiewał What’s New Pussycat. Podczas drugiego zrujnował życie Grubemu Charliemu. *** Gruby Charlie był gruby zaledwie kilka lat, od czasów tuż przed dziesiątymi urodzinami – kiedy jego matka oznajmiła całemu światu, że jeśli istnieje coś, czego ma absolutnie dosyć (i gdyby dżentelmen, o którym mowa, miał ochotęzaprotestować, to może wsadzić sobie argumenty sam wie gdzie), to małżeństwa ze starym capem, którego na swoje nieszczęście poślubiła, i zamierza rankiem wyjechać gdzieś bardzo daleko, a on niech sięnie waży jechać za nią – do dnia, gdy jako czternastolatek urósł nieco i zaczął więcej ćwiczyć. Nie był gruby – prawdęmówiąc, nie był nawet pulchny – jedynie lekko zaokrąglony, lecz przezwisko Gruby Charlie przylgnęło do niego niczym guma do żucia do podeszwy tenisówki. Przedstawiał sięjako Charles, a po dwudziestce Chaz, albo na piśmie jako C. Nancy. Nic to jednak nie dawało. Wkrótce przydomek pojawiał sięznikąd, przenikał do nowej części jego życia, jak karaluchy przeciskające sięprzez szczeliny do świata za lodówką w nowej kuchni. Czy mu sięto podobało, czy nie – a zdecydowanie mu sięnie podobało – znów stawał sięGrubym Charliem.
11
Gruby Charlie wiedział zupełnie irracjonalnie, że działo siętak, bo przydomkiem obdarzył go ojciec. A kiedy jego ojciec coś nazwał, to już na dobre. Imięprzyczepiało sięna zawsze. WeŸmy na przykład psa, który mieszkał w domu po drugiej stronie ulicy w miasteczku na Florydzie, gdzie dorastał Gruby Charlie. Był to kasztanoworudy bokser, długonogi, spiczastouchy, z pyskiem wyglądającym, jakby za czasów szczenięcych zwierzak w pełnym rozpędzie zderzył sięz murem. Unosił wysoko głowęi kikut ogona. Był bez wątpienia arystokratą wśród zwierząt, uczestniczył w wystawach, posiadał rozetki najlepszego z rasy, najlepszego z klasy, a nawet jedną z napisem Najlepszy Okaz Wystawy. Szczycił sięmianem Campbell’s Macinrory Arbuthnot Siódmy, a jego właściciele nazywali go pieszczotliwie Kai. Trwało to do dnia, w którym ojciec Grubego Charliego, siedzący na starej huśtawce na werandzie i sączący piwo, zauważył psa krążącego po podwórku u sąsiadów, na smyczy sięgającej od palmy do słupka ogrodzenia. – Co za śmieszny, głupkowaty pies – rzekł ojciec Grubego Charliego. – Taki fajtłapa, jak przyjaciel Kaczora Donalda. Cześć, głuptasie. I w psie, będącym niegdyś Najlepszym na Wystawie, coś sięzmieniło. Grubemu Charliemu wydało się, że spojrzał na niego oczami ojca, i niech go diabli, jeśli pies istotnie nie wyglądał głupkowato. Poczciwy fajtłapa. Wkrótce przezwisko rozeszło siępo całej ulicy. Właściciele Campbell’s Macinrory Arbuthnota Siódmego walczyli z nim, ale równie dobrze mogli kłócić sięz huraganem. Zupełnie obcy ludzie głaskali niegdyś dumnego boksera po głowie, mówiąc: „Cześć, głuptasku, jak sięmiewasz, chłopcze”. Wkrótce potem właściciele przestali wystawiać psa. Nie mieli serca. „Sympatyczny głuptas”, mówili sędziowie. Przezwiska, jakie nadawał ojciec Grubego Charliego, przyczepiały sięna zawsze. Po prostu. I nie była to najgorsza rzecz, jeśli chodzi o jego ojca. W czasach gdy Gruby Charlie dorastał, działo się wiele rzeczy, które mogły kandydować do miana najgorszej wady ojca: jego niespokojne oko i równie niespokojne palce, przynajmniej wedle młodych dam mieszkających w okolicy, skarżących się matce Grubego Charliego, co nieodmiennie prowadziło do awantur; małe, czarne cygara, nazywane przez niego
12
cygaretkami, których woń przenikała wszystko czego dotknął; upodobanie do szczególnego połączenia szurania nogami i stepowania (Gruby Charlie podejrzewał, że ta forma tańca była modna najwyżej przez pół godziny w Harlemie lat dwudziestych); absolutna i niezłomna ignorancja dotycząca spraw międzynarodowych, połączona z głębokim przekonaniem, iż sitcomy stanowią półgodzinne obrazy prawdziwego życia i zmagań autentycznych żyjących ludzi. Każda z tych cech w opinii Grubego Charliego nie była jeszcze najgorsza, choć wszystkie przyczyniały siędo największego problemu. Najgorszą wadą ojca Grubego Charliego było to, że Charlie się za niego wstydził. Oczywiście każdy wstydzi sięza swych rodziców, to naturalne. Rodzice samym swym istnieniem budzą wstyd u dzieci, które z kolei naturalnym porządkiem rzeczy w pewnym wieku wzdrygają sięz zakłopotania, wstydu i przerażenia za każdym razem, gdy któreś z rodziców odezwie siędo nich na ulicy. Rzecz jasna ojciec Grubego Charliego wzniósł to na wyżyny sztuki i napawał się tym, tak jak napawał się dowcipami sytuacyjnymi, od najprostszych – Gruby Charlie nigdy nie zapomniał wieczoru, gdy pierwszy raz usiadł na łóżku i odkrył ukrytą w pościeli szarlotkę– aż po niewyobrażalnie skomplikowane. – Na przykład? – spytała pewnego wieczoru Rosie, narzeczona Grubego Charliego. Gruby Charlie, zazwyczaj nie wspominający o swoim ojcu, próbował właśnie wyjaśnić jej nieudolnie, czemu uważa, że zaproszenie ojca na ich zbliżający sięślub stanowi wstrząsająco zły pomysł. Siedzieli w maleńkiej winiarni w południowym Londynie. Gruby Charlie od dawna myślał z sympatią o sześciu tysiącach kilometrów i Oceanie Atlantyckim, które oddzielały go od ojca. – No cóż – zaczął Gruby Charlie, wspominając całą serięponiżających wydarzeń. Każde z nich sprawiało, że wzdragał sięw duchu. W końcu wybrał jedno. – Kiedy w dzieciństwie zmieniałem szkołę tato powtarzał mi wielokrotnie, jak sam będąc dzieckiem, nie mógł się doczekać Dnia Prezydenckiego, ponieważ prawo głosi, że jeśli w Dzień Prezydencki dziecko