K K ‒‒ U U ‒‒ R R ‒‒ II ‒‒ E E ‒‒ R R
5 zł
w tym 8% VAT
W
Redaktor naczelny
U
dało się! Przez osiem lat z Poranka WNET stworzyliśmy opiniotwórczą instytucję. Dzięki Porankom mogliśmy stworzyć „Kurier”, Jarmark, Akademię, powołać do życia Spółdzielcze Media WNET. Za ten czas chcę podziękować arcybiskupowi Henrykowi Hoserowi, ks. Grzegorzowi Walkiewiczowi, ks. Tomaszowi Olszewskiemu, zespołowi Radia Warszawa i Radia Nadzieja. Gdy w czerwcu dowiedziałem się, że kończy się nasza współpraca, pomyślałem sobie: co my teraz zrobimy? Dziś Księżom Dyrektorom dziękuję za tę decyzję. Naszym zadaniem jest dalsze budowanie Mediów Prawdziwie Publicznych – Mediów WNET, opisujących świat i Polskę, będących blisko ludzi, służących im pomocą i umożliwiających wzajemne poznanie. I w tym zadaniu stawiamy teraz następny krok. Chcemy stworzyć nasze 24-godzinne radio nadające na UKF. Staniemy do konkursu o koncesję radiową, a jeśli ją otrzymamy, stworzymy takie radio, z którego wszyscy będziemy dumni. Mam nadzieję i głęboko wierzę, że te idee, które nam przyświecają, w niedalekiej przyszłości znajdą wielu nowych słuchaczy i czytelników. Do czasu otrzymana koncesji Poranek WNET, przedłużony o trzecią godzinę, będzie słyszalny na www. wnet.fm. „Kurier WNET” będzie wychodził jak dotąd, a na nasz portal www.wnet.fm też warto zaglądać kilka razy dziennie. Nie wiemy, co czeka nas za rogiem, ale wiara pozwala nam patrzeć z radością i ufnością na każdą następną chwilę. Będzie dobrze. Nam uda się stworzyć radio, PiS-owi zreformować sądy, a prezydentowi napisać nową konstytucję. Tylko trzeba się nawzajem słyszeć, a do tego najlepsze jest radio, i to Radio WNET. Lech Jęczmyk powiedział, że „Kurier WNET” jest najlepszą gazetą, bo zajmuje się nie tylko polskimi sprawami. W tym „Kurierze” znajdą Państwo nie tylko efekty naszej podróży do krajów bałtyckich, ale też wiele bardzo ciekawych tekstów na temat tego, co się dzieje w polityce światowej i polskiej oraz za jej kulisami. Szczególnie polecam Państwu tekst z pierwszej strony, który jest pierwszym naszym krokiem w kierunku stworzenia nowej konstytucji. Jego autor Jan Kowalski przez 16 tygodni publikował na portalu www.wnet.fm teksty pt. „Zanim napiszemy nową konstytucję”. Artykuł w „Kurierze” jest ich podsumowaniem. Uważamy, że napisanie nowej ustawy zasadniczej powinno być celem działania polityków Dobrej zmiany. Każdy ich spór, szczególnie te, które wypływają z personalnych animozji i własnych ambicji, odsuwa nas od tego celu. A przecież, jak powiedział Grzegorz z Szamotuł, musimy stworzyć pole pełne kwiatów. Każdy kwiat ma swoją odrębność, przestrzeń i wolność. Tylko szanując ich indywidualność, dostrzeżemy piękno całości. Do nowej konstytucji potrzebne nam jest 2/3 poselskich głosów. Aby stworzyć tę większość, musimy się nawzajem szanować. Dyskusję o nowej konstytucji w Kurierze uważam za otwartą. K
N O K Y T S C U T J A
Z Z
I I
E E
N N
N N
Front Narodowy – polityczny kolos na glinianych nogach
A A
Piasek w klepsydrze odwróconej przez prezydenta Andrzeja Dudę przesypuje się nieubłaganie. Zanim się obejrzymy, ostatnie ziarenko wyznaczające datę referendum konstytucyjnego opadnie na dół. Teraz jeszcze będziemy musieli napisać nową Konstytucję. Chciałbym w skrócie przedstawić moje przemyślenia na temat tego, co powinno zostać w niej zapisane.
P
1 Najpierw zasada pomocniczości. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, jest nadrzędna i określa wszystkie
WIELKOPOLSKI KURIER WNET
Kto doradzał doradcom „Solidarności”
Wbrew przewodniczącemu Wałęsie, wbrew doradcom, łamiąc podpisane porozumienie (zgoda na wolne związki dotyczyła tylko Gdańska), udało się doprowadzić 17 września do powstania NSZZ „Solidarność”. Ogólnopolskiego. Jan Martini o rzeczywistych intencjach legend koncesjonowanej opozycji.
sfery aktywności ludzkiej: gospodarczą, społeczną i polityczną. Określa funkcjonowanie państwa od zarządzania gminą począwszy. I konstytuuje trójpodział władz. Wybrany przez wszystkich Polaków prezydent zarządza całym państwem, mając do pomocy ograniczoną ilościowo administrację państwową. Parlament ma władzę tworzenia prawa i nadzoru nad prezydentem. Wybrani przez Polaków sędziowie (mogą być wybierani jak posłowie) pilnują, czy prezydent lub posłowie nie kradną albo w inny sposób nie występują przeciwko własnemu narodowi – bo to Naród jest ziemską władzą najwyższą.
2 Druga zasada – likwidacja biurokracji wynika wprost z zasady pomocniczości. Wynika wprost z chrześcijaństwa i charakteru narodowego Polaków ukształtowanego tysiącletnią praktyką. A co najmniej 500 lat temu Polacy zagwarantowali sobie prawnie, że to oni są właścicielami swojego państwa. Dlatego nikt nie musi im (nam) narzucać sposobu, w jaki mają
żyć, jak wychowywać własne dzieci i w co wierzyć. Takie szczegółowe wskazówki dla poddanych zawsze wysuwali władcy uważający się za właścicieli swoich państw i narodów. Historyczni i współcześni władcy Francji, Niemiec, Rosji; mógłbym jeszcze długo wymieniać. To im jest potrzebna biurokracja, żeby utrzymać własne narody w poddaństwie ich woli, ale nie Polakom.
3 Polacy nie mogą być dyskryminowani we własnym państwie, to trzecia zasada. Wydawałoby się, prosta sprawa. Jednak po wycofaniu się Sowietów, podbici politycznie i gospodarczo przez Zachód, mamy zbyt wiele przykładów, że stan uprzywilejowania zachodnich firm wobec polskich cały czas trwa. Niewielki ruch nastąpił jedynie w bankowości poprzez odkupienie Pekao. Żadne niepodległe państwo nie przetrwa bez swojego sektora bankowego, bez własnej gospodarki, bez własnego handlu. Nie przetrwa również i przede wszystkim bez własnych mediów. To jest absolutny skandal – opanowanie
ŚLĄSKI KURIER WNET Jest wątpliwe, by Rosja zgodziła się na utworzenie w Rzeczpospolitej stabilnego rządu z władcą oświeconym i godnym szacunku, skoro Polska będzie zdana tylko na własne siły. Komentarz Zdzisława Janeczka do książki Henryka Kocója o zabiegach obcych dyplomatów w Polsce przed rozbiorowej.
7
Różne są oceny naszej wspólnej historii
8
Jan Kowalski
Dzięki sporowi o zawetowane ustawy wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta i dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.
„Dediabolizacja” Frontu Narodowego, do której usiłowała doprowadzić Marine Le Pen, nie powiodła się i we Francji nadal funkcjonuje niepisana polityczna zasada: „wszystko, tylko nie FN”. Zbigniew Stefanik o głębokim kryzysie francuskiego FN po tegorocznych wyborczych porażkach.
Litwini zaakceptowaliby bycie razem, obok, ale nie przeciwko komuś, kto jest może mniejszy, ale wart tego samego szacunku i wolności. I nie powinien być podporządkowany przyszłemu mocarstwu – znów polskiemu. Były prezydent Litwy Vytautas Landsbergis w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim.
Zanim napiszemy nową Konstytucję
o pierwsze, preambuła. Jeśli musi już być, nie może dzielić Polaków i zarazem nie może łączyć idei sprzecznych. Powinna zatem odwołać się do wartości, które ukształtowały naród i państwo polskie, i pozwoliły przetrwać czas zaborów, czas wojny i bolszewickiej niewoli. Są to wyłącznie i jedynie wartości chrześcijańskie. Są one drogowskazami po krętych ścieżkach życia dla co najmniej 75% Polaków. I dzięki nim, wartościom i drogowskazom, również pozostałe 25% może się odnaleźć. Po drugie, duch – Wolność i Odpowiedzialność. Przeczytałem wreszcie konstytucję Węgier i ze zdumieniem odkryłem, że nasi bratankowie tak samo nazwali jej wstępny rozdział swojej konstytucji. Nie możemy jednak po prostu przepisać ich konstytucji, jesteśmy innym narodem i innym państwem, gdzie indziej położonym. Jednak wolność i odpowiedzialność muszą przenikać całą naszą konstytucję i kształtować jej literę. Po trzecie, 6 zasad kardynalnych, które muszą być przestrzegane przez każdy rząd kierujący państwem polskim w imieniu polskiego narodu. Złamanie ich będzie wystarczającym powodem do odwołania rządu (= prezydenta). A decyzje tak podjęte zostaną anulowane.
RYS. WOJCIECH SOBOLEWSKI
KO N O GT O AK Z N E T A N I E C O D SK G Y AN Z E T A N I E C O D K O N K S S TOY ON KY T UTCY O K N S T NT S T U TC U S C JTK A ST TUY NU Y OTY KC J AOJTN K K A ON T O N U S T K C C Y T S U J A J K AY SUT C S TOYN JCTN A T U JYSATO S KTO N NN T T O K C Y U O U K C Y C K J A T O KO N A J O K KN TS UOCN ON US K Y T CT K O T J J YKYO N A N A S N O K K S TJ Y Y T O T K SYY JTA A T OSK O N N U C S T U C T S U Y T T Y T C S TT UU CS Y S C U T T U J YA T NA S T C N T Y T U T J T C U C A T C U JJAA T U TCY TJJ U A U C J C JJ AJ J UAJCYA JJ A A A A CA
Krzysztof Skowroński
n u m e r z e
prawie całego segmentu czwartej władzy przez kapitał zachodni, głównie niemiecki. Codzienne bombardowanie opinii publicznej spreparowanymi informacjami ma podstawowy wpływ na myślenie i decyzje wyborcze Polaków.
4 Czwarta zasada to prawo do posiadania broni. Bo prawo do obrony indywidualnej i prawo do obrony własnej rodziny to również prawo do obrony swojej wiary i normalności. Bez tego prawa, a zatem również bez prawa do posiadania broni, wolność staje się iluzją. Dzięki temu prawu obronimy nie tylko siebie i swoje rodziny, ale również naszą ojczyznę.
5 Nadrzędność polskiego prawa musi być jako piąta zasada kardynalna zapisana w naszej konstytucji. Żyjemy w dynamicznych czasach i nie wiemy, jakie jeszcze uzurpacje przyjdą do głowy eurokratom w Brukseli. Nie wiemy też, czy w kryzysowym momencie gospodarczym, jak zdarzyło się to kiedyś w przypadku Irlandii, polskie władze nie poddadzą się dyktatowi potężnej mniejszości.
Perspektywy stosunków polskowęgierskich Stosunki polsko-węgierskie są dobre, ale trudno mówić o partnerstwie strategicznym między obydwoma państwami. Czy w aspekcie prowadzonej przez oba państwa polityki, zwłaszcza wobec Rosji, powiedzenie: „Polak Węgier dwa bratanki” jest aktualne, zastanawia się Brunon Podlacha.
13
RAŚ opluwa polskich bohaterów walki o polskość Górnego Śląska! Odwagę do tego czerpie z medialnego wsparcia płynącego od bawarskiego giganta medialnego Verlagsgruppe Passau. Bez tego RAŚ nie byłby lansowany nigdzie poza satyrycznymi pisemkami czy „parówkowymi” portalami internetowymi. Paweł Czyż o wciąż żywym problemie schlezierstwa.
14
6 To dlatego jako ostateczne zabezpieczenie naszej wolności stanowienia o sobie samych, musimy przyjąć szóstą zasadę – instytucję referendum. Jest to odwołanie się do starej zasady: nic o nas bez nas. Dokończenie na str. 16
ind. 298050
Nr 40 Październik · 2O17
KURIER WNET
Służby specjalne i pieriestrojka Między saską racją stanu a zmową obcych dworów
Premier Mazowiecki pierwszego dnia wizyty w Moskwie spotkał się z Gorbaczowem. Zapewnił prezydenta-sekretarza generalnego KPZS, iż „bez względu na zmianę partyjnego charakteru nowego rządu, także inne siły polityczne w Polsce rozumieją, co znaczy dla nich związek z ZSRR. Fragment książki Jerzego Targalskiego.
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
2
T· E · L· E · G · R·A· F TKomisja Europejska po raz kolejny poddała ostrej krytyce
o Poliamidy II.T„Widzimy przed Polską świetlaną przyszłość
a w programach telewizji publicznej – z korzyścią dla tych ostatnich
stan demokracji w Polsce; zarazem ponawiając żądanie masowego
i bardzo cieszymy się, że będziemy jej częścią” – wytłumaczył
(+44 godz.).TZadebiutował iPhone X.TMinęło 50 lat od
przyjmowania przez nasz kraj obcokrajowców i nie zauważając
decyzję otwarcia w Warszawie swojego centrum korporacyjnego
momentu, kiedy w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich –
żadnej sprzeczności między tymi dwoma stanowiskami.
JP Morgan, jeden z największych inwestycyjnych banków świata.
Dubaju – zarejestrowano pierwsze auta.TPaleontolog dr Gierliński
TW Sejmie coroczne sprawozdanie rzecznika praw obywatelskich
doszedł do wniosku, że człowiek zszedł z drzewa o pełne 2 miliony
Bodnara spotkało się z zainteresowaniem 11 posłów, w tym
TZapadła, a następnie okazało się, że nie zapadła decyzja dotycząca budowy Centralnego Portu Lotniczego.TBiałogardzkie
żadnego z „obrońców demokracji” blokujących ostatniej zimy
Centrum Dializa Sp. z o.o. najpierw uznało dziecko urodzone
stożkowaty i naparstniczka czeska wzbogaciły listę 41 grzybów
prace parlamentu.T„Całą Polskę przemierzył. / Przeszedł Odrę
w 37 tygodniu życia za wcześniaka, a następnie – po odmowie
dopuszczonych do obrotu i produkcji przetworów w Polsce.TMutti
lat wcześniej, niż dotąd twierdzono.TSmardz jadalny, smardz
– nie przeżył. / Choć powąchał już w życiu
Angela po raz czwarty sięgnęła po kanclerską
proch / nie zrozumiał komendy: „Hände
władzę.TRobert Coca-Cola Huawei Lufthansa
Brzechwie o żubrze, który nieopatrznie przekroczył
rzekę
Odrę.T„Cicha
noc” reżysera Domalewskiego opuściła Gdynię ze Złotymi Lwami.TPremier Szydło w Krynicy stała się Człowiekiem Roku.TBudżet państwa rekordowo napęczniał.TZ okazji ogólnonarodowej dyskusji
nad
kolejnymi
T-Mobile Head & Shoulders Vistula etc. etc.
„W imieniu pani profesor Małgorzaty Gersdorf proszę o przyjęcie zapewnienia, że w trudnym okresie stresów i przepracowania każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej pierwszego prezesa Sądu Najwyższego” – wyjaśniono w oficjalnym komunikacie fakt wizyty I prezes SN w Pałacu Prezydenckim.
ustawami
Lewandowski skrytykował Bayern Monachium za skąpstwo.TPoznań zagrał Paryż w indyjskim filmie.TW Rybniku straż miejska zaczęła karać mandatami proboszczów za to, że w ich kościołach zbyt głośno dzwonią dzwony.TZmarł ks. biskup Kazimierz Ryczan.TKomunistyczna Ko rea pogroziła wojną wolnemu światu.
TPaństwa ZBiR przećwiczyły atak na „Zapad”. TDżihadyści ponownie dokonali krwawych ataków w W. Brytanii.TPrzy okazji obchodów
o polskim sądownictwie okazało się, że jego utrzymanie jest najdroższe w całej UE: 1,77 PKB przy średniej europejskiej 0,6% PKB.TRzecznik
rodziców podania mu witaminy K, doprowadziło do ograniczenia
odsieczy wiedeńskiej pomnik króla Jana III Sobieskiego dorobił
Dyscyplinarny Kosiorkiewicz wszczął postępowanie w sprawie
ich praw rodzicielskich oraz policyjnej obławy na całą trójkę
się podpisu: „nazi”.TDania wyprowadziła z koszar armię dla
odebrania prawa do wykonywania zawodu adwokata przez posłów
z oskarżenia o kidnaping.TZ odwołaniem na badania Ośrodka
ochrony granicy z Niemcami oraz obiektów żydowskich w kraju.
Wassermann (komisja Amber Gold) i Mularczyka (reperacje
Psychoterapii Pełnia, według których 22% Polaków twierdzi, że
TNa skutek oporu stawianego przez kraje Grupy Wyszehradzkiej
wojenne).TKomisja
Reprywatyzacji
w pracy stresuje się codziennie, a kolejne 24% – przynajmniej
i kilka innych państw unijny program tzw. relokacji tzw. uchodźców
zaczęła zwracać pierwsze warszawskie kamienice prawowitym
raz w tygodniu, dziennik „Rzeczpospolita” wyjaśnił czytelnikom
zakończył się spektakularną klapą.TJuncker zapowiedział
właścicielom.TPoinformowano, że 223 tysiące – czyli więcej
fenomen rekolekcji.TJak podała w swoim raporcie KRRT,
likwidację stanowiska Tuska.TTusk nie zapowiedział nic.
niż co drugie nowo utworzone w ubiegłym roku w UE miejsce
w II kwartale br. w Polskim Radiu dostęp do czasu antenowego
TŻółta
pracy w przemyśle – powstało w Polsce.TTarnów wzbogacił się
polityków obozu rządzącego i opozycji był zrównoważony,
Weryfikacyjna
W
isła wita nas deszczowo. Wśród opowieści z Poranka zaskakują słowa lokalnego związkowca o tym, że w Polsce AD 2017 pracownicy nadal ukrywają działaność w związkach zawodowych... Kolejny etap to Harmęże. Franciszkańskie Centrum Świętego Maksymiliana. Symboliczne miejsce kultu założone tuż obok Auschwitz-Birkenau. W podziemiach kościoła wstrząsająca wystawa „Klisze pamięci Mariana Kołodzieja”. Kolejny raz podczas radiowych podróży przychodzi refleksja – czemu to dzieło artysty-więźnia nie jest znane na całym świecie? Tymczasem w klasztorze niewielka wspólnota franciszkanów kultywuje pamięć o św Maksymilianie – nie tylko męczenniku, ale też apostole Japonii i... promotorze wykorzystania nowoczesnych mediów w ewangelizacji. Wisła w Harmężach ma charakter graniczny. Przez tutejszy most uciekał z Polski Henryk Walezy, władca, który nie umiał udźwignąć dwóch koron. Po upadku Rzeczypospolitej biegła tędy granica między Prusami a Austrią. Niedaleko kopalnia „Brzeszcze”, jedno z wielu miejsc na gospodarczej mapie Polski, którego mogło już nie być, gdyby konsekwentnie trzymać się modelu gospodarczego zadekretowanego u progu III RP. Ruszamy dalej, w dół Królowej Polskich Rzek. Na trasie Tyniec. Tysiącletnie opactwo spogląda na Wisłę z malowniczej skarpy. Urodę, ale też obronne walory tego miejsca dostrzegł ten z pierwszych Piastów (może Kazimierz Odnowiciel, a może Bolesław Śmiały), który postanowił sprowadzić
ds.
tutaj Benedyktynów. Zakon świętego Benedykta przyniósł ze sobą nie tylko wzorce dojrzałej łacińskiej duchowości i księgi. Mnisi uczyli też pracy, dostarczali wiedzy o najnowszych trendach w architekturze czy sposobach administrowania i gospodarowania. Patrzymy więc na te stare mury, świadectwo czasów, kiedy Europa była wciąż młoda i głodna życia.
W
padamy w wir problemów i polemik samorządowej Polski. Rozmawiamy o budowie dróg i mostów, o ekonomicznym wykorzystaniu bliskości rzeki, o szansach na rozwój turystyki i o demograficznej zapaści. Niewielki dziś Korczyn to miasto o wielkiej przeszłości. Jeden z ulubionych zamków Jagiełły, miejsce małopolskich sejmików
Drugi człowiek to jest prawdziwa tajemnica – powiedział nam Józef Broda na tarasie prezydenckiego zamku w Wiśle. Pochodzący z Ustronia artysta opowiadał o polskości, śląskości, o górach, dźwiękach i oczywiście o źródłach rzeki. Od tej opowieści zaczęła się podróż wzdłuż Wisły.
Impresje znad Wisły Krzysztof Skowroński · Antoni Opaliński
W
Poranku pytamy gospodarzy o to, jak dziś rozumie się regułę świętego Benedykta. Ojciec Leon Knabit z uśmiechem na ustach życzy naszym słuchaczom, żeby odróżniali rzeczy dobre od... mniej dobrych i dzieli się anegdotami o Janie Pawle II i kardynale Stefanie Wyszyńskim. Poranek w Tyńcu mija za szybko, a Wisła nie czeka. Ruszamy dalej... Wisła płynie z Małopolski w Świętokrzyskie. Dojeżdżamy do Nowego Korczyna na Ponidziu. Miejsce dla Radia WNET szczególne. Stąd kilka lat temu popłynęły tratwy z transportem na pierwszy Jarmark WNET.
wizycie w Pałacu Czartoryskich udajemy się do puławskich Azotów.
Wisła płynie z Małopolski w Świętokrzyskie. Dojeżdżamy do Nowego Korczyna na Ponidziu. Miejsce dla Radia WNET szczególne. Stąd kilka lat temu popłynęły tratwy z transportem na pierwszy Jarmark WNET.
Redaktor naczelny
K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R
Krzysztof Skowroński Sekretarz redakcji i korekta
Magdalena Słoniowska Redakcja
G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
– z czasów świetności pozostały dwa przestronne kościoły i wołający o szybki remont Dom Długosza. Kolejny etap podróży w dół Wisły to Kazimierz i Puławy. Nocleg w gościnnym Domu Dziennikarza zachęca, żeby zostać wśród kamieniczek Kazimierza. Ale im bliżej Warszawy, tym bardziej ciągnie nas, aby zająć się współczesnością. Dlatego po krótkiej
Z
I
E
N
N
A
Magdalena Uchaniuk, Maciej Drzazga, Antoni Opaliński, Łukasz Jankowski, Paweł Rakowski
Libero
Lech R. Rustecki Zespół Spółdzielczej Agencji Informacyjnej Stała współpraca
Wojciech Piotr Kwiatek, Ryszard Surmacz V Rzeczpospolita
Jan Kowalski
W
yjątkowy Poranek w industrialnym otoczeniu. Rozmawiamy o znaczeniu posiadania przez Polskę własnego, nowoczesnego przemysłu, ale też o powtarzających się próbach przejmowania strategicznych zakładów przez „innych szatanów”. I tak rozmowa o współczesnej gospodarce staje się rozmową o dziejącej się polskiej historii. Bo przecież już wkrótce rok niepodległości. A Wisła wciąż płynie.
Projekt i skład
Wojciech Sobolewski Dział reklamy
Marta Obłuska reklama@radiownet.pl Dystrybucja własna. Dołącz!
dystrybucja@mediawnet.pl
łódź podwodna UKF WNET opuściła flotyllę.T
Maciej Drzazga
W
Warszawie dostaliśmy kosza od pracowników warszawskich Filtrów i nie udało nam się ustalić, jak funkcjonuje najnowocześniejsza oczyszczalnia ścieków. Może nie włożyliśmy w to zbyt wielkiej determinacji, bo interesowała nas kolejna przygoda. I rzeczywiście dla kogoś, kto po raz pierwszy przekracza próg klasztoru w Czerwińsku i ma świadomość, że jest to oddalone 70 kilometrów od Warszawy miejsce, w którym nastąpiło zbratanie wojsk Korony i Litwy w marszu pod Grunwald, Czerwińsk jest wielkim zaskoczeniem. Klasztor, do którego pielgrzymowali polscy królowie, jest położony na skarpie z widokiem na szeroko płynącą Wisłę, otaczającą siedmohektarową wyspę. Wisłę, na której dnie od tysięcy lat spoczywa największy głaz narzutowy, nie zaznaczony nawet na najbardziej szczegółowych mapach geologicznych – o czym po powrocie usłyszeliśmy od słuchacza, który spec jalnie w tym celu przyszedł na Jarmark. Czerwińsk jest miasteczkiem, w którym zatrzymał się czas. Malownicze, małe, drewniane domy, w których kiedyś mieszkali rybacy, i sklepy, w których można płacić tylko gotówką. Mieszkańcy mówią o Czerwińsku, że to jest drugi Kazimierz. Niestety mimo bliskości stolicy ciągle nieodkryty. W klasztorze, którym od 1924 roku zajmują się Salezjanie, poza śladami wielkiej historii możemy zobaczyć duże zbiory przywiezionych przez misjonarzy okazów zoologicznych. Można popatrzeć w oczy zasuszonemu afrykańskiemu karaluchowi, który wygląda jak metaliczny potwór z filmu
Adres redakcji
ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Wydawca
Spółdzielcze Media Wnet/ Wnet Sp. z o.o. Informacje o prenumeracie
prenumerata@kurierwnet.pl
science-fiction. Klasztor jest otoczony truskawkowymi polami – okolice Czerwińska i Płońska są największym truskawkowym zagłębiem Europy. Z Czerwińska przez Toruń, zachwyceni pięknem nadwiślańskich bulwarów i uroczych kamienic, które często odnajdują swoich przedwojennych właścicieli, ruszamy do otoczonego średniowiecznymi murami Chełmna, w którym na każde trzy tysiące
Czerwińsk jest wielkim zaskoczeniem. Klasztor, do którego pielgrzymowali polscy królowie, jest położony na skarpie z widokiem na szeroko płynącą Wisłę, otaczającą siedmohektarową wyspę. mieszkańców przypada jeden gotycki kościół. A później już tylko ujście Królowej Polskich Rzek i deszczowy Poranek z Sobieszewa. Tak jak Wisła, ekipa Radia WNET wpadła w objęcia zimnego Bałtyku. K
DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO
Nr 40 · PAŹDZIERNIK 2017
ISSN 2300-6641 Data i miejsce wydania
Warszawa 30.09.2017 r. Nakład globalny 10 000 egz. Druk ZPR MEDIA SA
ind. 298050
hoch” – napisano kilkadziesiąt lat po
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
3
WOLNA·EUROPA
N
aturalnie, każdy dzień przynosi nową porcję wypadków samochodowych, pożarów i powodzi. Zmiany w ministerstwach, zmiany w rządzie, wybory legislacyjne, wybory do Senatu. Ale w sferze idei politycznych wciąż tylko afery sprzed lat. Przysłowie francuskie mówi: „Każdego dnia rodzi się nowy jeleń”. Może dla nowego jelenia to sensacja zapierająca dech w piersiach. Ale jeżeli się już co nieco przeżyło... To prawda, na francuskiej scenie politycznej pojawiły się nowe postaci w pierwszoplanowych rolach. Macron, Philippe, Mélenchon. Ale już po pierwszym akcie odnosi się wrażenie, jakby to była stale ta sama sztuka, w nowym sezonie grana w nowej obsadzie. Znamy oś dramatyczną, możemy kwestie powtarzać chórem razem z aktorami i zakończenie bynajmniej nas nie zaskakuje, gdyż znamy je na pamięć. Nieraz nawet zdarza nam się westchnąć z nostalgią za starymi gwiazdami. Ach, Ségolène Royale, niezastąpiona w roli pierwszej naiwnej. Ach, Mitterrand jako Ojciec dzieciom (z różnych matek), a zwłaszcza nieodżałowany Jean-Marie Le Pen, dublowany nieudolnie przez wrzaskliwą córkę. Na temat dechrystianizacji Francji mógłbym bez żadnych zmian powtórzyć to, co mówiłem i napisałem w moich Kronikach Paryskich z okazji zakazania plakatów, na których widniało trefne słowo „chrześcijaństwo”. Chodziło o reklamę śpiewających księży. Obecnie zakaz przeniósł się na jogurt. Osądźcie sami: żeby lepiej sprzedać greckie produkty spożywcze powszechnie cenione, niektórzy wielcy dystrybutorzy od Lidla do Carrefoura, przechodząc przez Nestle’a, postanowili umieścić na opakowaniu piękną fotografię kościoła na greckiej wyspie Santorin. I wybuchł skandal. Dziennikarze źle usposobieni do zagadnień konsumpcji odkryli, że krzyże wieńczące kopuły kościoła zostały starannie wyretuszowane. Konsumenci nie nadążający za nowoczesnym stylem „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata” wyrazili przejęcie i oburzenie. Odpowiedź dystrybutorów: chodzi o to, aby nie urazić pewnych wspólnot wyznaniowych i wyeliminować wszystko, co mogłoby wywołać polemikę. W imię wspólnego życia i poszanowania różnic, ma się rozumieć.
A
zatem nową Merkel nie został Martin Schulz, mimo że tak bardzo chciał. Przecież to SPD – twierdził znany z antypolskich wycieczek wielki przyjaciel III RP – jest oryginałem, a CDU tylko imitacją jej polityki. W zasadzie miał rację: CDU to już nie chrześcijańska demokracja, lecz liberalna lewica. CDU zachowała w swej nazwie „C” jako ozdobnik i prowadzi politykę, jak swego czasu SPD. Tymczasem SPD nie prowadzi już żadnej polityki, co dostrzegli nawet jej byli wyborcy (poza Schulzem, rzecz jasna). A przecież Martin Schulz, dobrze znany w Polsce były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, wybrany niczym Honecker na szefa partii SPD przez aklamację, bez jednego choćby głosu sprzeciwu, już witał się z gąską! W Polsce rozległy się dzwonki alarmowe (z prawej strony). Schulz zostanie Merkel! Biada nam, biada! Kiedy w Radiu WNET mówiłem, że to dowcip roku, słuchano mnie z niedowierzaniem. Wizja Schulza z palcem wskazującym z Berlina na Warszawę, jak do niedawna ze Strasburga, spędzała niepodległościowcom sen z oczu. Tymczasem koszmar szybciej minął niż się zaczął. Po wodzu opozycji z obozu rządowego (to taki niemiecki fenomen) pozostał tylko cień. Teraz ma on szansę zostać naprawdę szefem opozycji. Ale czy zechce? Jeśli połakomi się na ministerialny fotel, show skradnie mu Alternatywa dla Niemiec, AfD. Wieczór wyborczy. Warto przyjrzeć się reakcjom uczestników partyjnych konwentykli w ten dzień. CDU – zadowolenie bez entuzjazmu. SPD – smutek i przerażenie. FDP (liberałowie, do niedawna konserwatywni) – umiarkowana radość. Zieloni (liberalna lewica) – lekka zwyżka, radości brak. Komuniści (Die Linke) – na plusie, pogodzeni z losem. No i AfD – entuzjazm: „odbierzemy kraj”. Zatem liczni wygrani, dwoje wielkich przegranych – CDU/ CSU i SPD. Niemcy pokazali rządzącym żółtą kartkę. Na wyciągnięcie czerwonej zabrakło im na zachodzie Niemiec odwagi. Inaczej niż na wschodzie. Tu po raz kolejny zburzono mur. W mieście, w którym mieszkam, w niemieckim Zgorzelcu, AfD wyszła po wyborach do Bundestagu jako najsilniejsze
Opakowania jogurtu zostały wytknięte palcem i wielcy dystrybutorzy, chcąc nie chcąc, zostali zmuszeni do przywrócenia krzyży na ilustracji. Ale w innych przypadkach dechrystianizacja przychodzi cichutko, na palcach, w sposób omal niezauważalny. Na szczegółowych mapach topograficznych kościoły zaznaczane są umownym znakiem krzyżyka. W większości francuskich map i planów nie znajdziecie tego znaku. Jakby kościołów nie było. Niedawno dyrekcja pewnej prywatnej szkoły katolickiej w północnej Francji sama z siebie zdjęła krzyże ze ścian. – Schowajcie mi ten krzyż, żebym go więcej nie widział! – powiedział zapewne dyrektor szkoły katolickiej, podobnie jak dyrektor dystrybucji greckiego jogurtu. Razić mogą również niektóre zwyczaje ludowe. Animator telewizyjny potępił niedawno francuskie święto świni, znane również w Polsce pod nazwą świniobicia, jako przynoszące szkodę wspólnotom wyznaniowym muzułmanów i żydów. W imię nieurażania wrażliwości współobywateli wyszedł naprzeciw wspólnotom wyznaniowym, które go o nic nie prosiły. Warto zauważyć, że nikt, o ile mi wiadomo, nie występował przeciwko podrzynaniu gardła barankom, obowiązkowemu w każdej rodzinie muzułmańskiej z okazji zakończenia Ramadanu. Niewielu Francuzów ma świadomość, że zalecenia przychodzą z góry i że dechrystianizacja prowadzona jest w sposób planowy. Rządy republikańskie w ostatnich czasach uczyniły z laicyzacji swoiste wyznanie wiary. Przed prezydenturą Jacquesa Chiraca temat laicyzacji był nieobecny w dyskusjach Republiki. Nawet Mitterrand, wyniesiony do władzy głosami socjalistów i komunistów, podchodził do problemu z całą ostrożnością, chociaż projekt ustanowienia komisji do spraw laicyzacji bywał czasami wspominany. Dopiero Chirac w przemówieniu o laicyzacji 17 grudnia 2003 roku jasno zapowiedział utworzenie komisji. Ta jednak została faktycznie powołana dopiero cztery lata później, za prezydentury Sarkozy’ego. Bez konsekwencji również, gdyż do końca mandatu Sarkozy nie mianował jej członków. Dopiero za Hollanda w 2013 roku
ugrupowanie. Zresztą tak było i w całej Saksonii. Teraz eksperci będą się prześcigać w wyjaśnieniach, dlaczego tak się stało (oczywiście z powodu poprawności politycznej pomijając prawdziwe przyczyny). The day after. Niemcy w poniedziałek. Kiedy przyjeżdżam wieczorem do Berlina, wokół dworca głównego dziesiątki samochodów policyjnych. Dzień jak co dzień. Demonstracja. „Przeciwko imigrantom” – mówi taksówkarz. A już w wieczór wyborczy przeciwnicy demokracji wyszli na ulice wielkich niemieckich miast, by protestować przeciwko wynikom Alternatywy dla Niemiec. Dla politycznego establishmentu i ludzi wychowanych przez liberalno-lewicowe media (innych w Niemczech w zasadzie nie ma) AfD to wrzód na ciele demokracji. Nikt, co prawda, nie czytał jej programu, co najwyżej zna go z tendencyjnych opisów, niezupełnie zgodnych z prawdą, z mediów głównego nurtu. A więc trzeba być przeciw. Kto myśli inaczej, ten nie jest prawdziwym demokratą. Oczywiście liberalnym demokratą, bo innej demokracji przecież nie ma. Nie ma, bo być nie może, twierdzi zmęczone pokolenie 68’. CDU i jej matce przełożonej ręka wyborcy napisała na ścianie Bundestagu wprawdzie złowieszcze mane, tekel fares, ale na ustach Mutti der Nation po nędznym (by nie powiedzieć kompromitującym) wyniku wyborczym własnej partii pojawił się zagadkowy uśmiech zamiast wyraźnej odpowiedzi na pytanie, kto i dlaczego zostanie wicekanclerzem rządu w Berlinie. Ponieważ Martin Schulz, oryginał – jak wychwalał siebie przynajmniej na początku kampanii wyborczej – zapowiedział wszem i wobec, że koalicji z CDU/CSU nie chce, to pozostają czwarto- czy nawet piątorzędni (chyba jeszcze nie ma takiego słowa?) aktorzy z niemieckiej sceny politycznej. „ Jamajka” nazywa się ta konstelacja, łącząca – na wzór flagi tego państwa – niemieckie formacje polityczne: czarną, zieloną i żółtą (CDU/CSU, Zieloni, FDP); przy czym śmiało mogą twórcy tej koalicji zapożyczyć od tejże Jamajki jej dewizę: Out of Many, One People (Z wielu – jeden lud). Pasuje, jak ulał! Czarny dzień dla czerwonych. Po historycznej klęsce SPD (na mapie powyborczej RFN nieliczne czerwone
P
i
o
t
r
W
i
t
t
Na Zachodzie bez zmian We Francji za ancien reżymu nazywano nas nowelistami, w Polsce przedrozbiorowej nowiniarzami. Powołaniem nas, dziennikarzy jest dostarczanie nowin o tym, co się dzieje na świecie. Przychodzi mi to z coraz większym trudem. członkowie komisji zostali mianowani. Na jej czele stanął Jean-Louis Bianco, równie jak Holland i wielu jego ministrów weteran ekipy Mitterranda, ongiś sekretarz generalny Pałacu Elizejskiego, następnie kolekcjoner rozmaitych prebend i synekur. Głównym zdaniem komisji jest laicyzacja, mówiąc wprost – dechrystianizacja Francji. Wśród katolików ani powołanie komisji, ani kandydatura jej przewodniczącego nie obudziły większych sprzeciwów. Za to działacze rozmaitych organizacji islamskich gwałtownie zaatakowali Bianco za nie dość stanowcze przeciwstawianie się rzekomej islamofobii. Rankiem 6 stycznia 2015 roku Bianco przyjął przedstawicieli wyznań katolickiego i protestanckiego oraz żydów i muzułmanów z Alzacji i Metzu, domagających się zniesienia lokalnego ustawodawstwa, które tradycyjnie w tych departamentach
karze przestępstwo bluźnierstwa. Chwila, jak się okazało, była symboliczna. Kilka godzin później doszło do masakry redakcji tygodnika „Charlie Hebdo”. „Obecnie Francja nie należy już do chrześcijaństwa” – napisała Chantal Delsol. I profesor filozofii uniwersytetu w Nanterre dodała: „Obecnie instytucja kościelna nie nadaje już tonu etyce ogólnej, nie inspiruje ustaw, nie kieruje sumieniami”. Profesor Delsol nie wyjaśniła jednak, czy instytucja kościelna została zastąpiona w swych funkcjach i jeśli tak, to przez kogo.
punkciki przypominają początek ospy wietrznej) kanclerz Niemiec o.m.c. („o mało co”, jak mawiano w mej młodości), Martin Schulz, postanowił wyciągnąć konsekwencje ze swej porażki. Lider Maximo niemieckiej socjaldemokracji zaproponował władzom SPD
wybór aktualnej minister pracy w rządzie Angeli Merkel, Andrey Nahles, na szefa frakcji (klubu poselskiego) SPD w Bundestagu. Całkiem na serio Schulz stwierdził do kamer, że zarząd partii przyjął jego propozycję. Tak całkiem na marginesie
J
a
n
B
o
W tym samym porządku rzeczy inna wiadomość mogłaby powiedzieć o sobie, jak spirala Mobiusa: „ze zmian powstaję ta sama”. Chodzi o miliarderów. Swego czasu użalałem się nad ich losem,
g
a t k o
„Król umarł, niech żyje król!” W Niemczech po wyborach. Jest tak jak przed wyborami. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Nową Merkel została Merkel. Niebawem nazwisko kanclerz Niemiec ( jakie nosi po byłym mężu) stanie się taką samą marką, jak Bacardi na Kubie przed emigracją na Bermudy. Tam na rum mówi się po prostu bacardi.
bowiem szalejąca drożyzna luksusowych wyrobów codziennego użytku laickiego skazuje ich na coraz to większe wydatki. Przytaczałem przykład zegarka za 100 000 euro, który muszą kupować, żeby nie stwarzać wrażenia zdeklasowanych. Pan Rafał Michaluk, fotograf zegarmistrzów genewskich skorygował mój błąd: nie 100, ale 300 000. Sprawdziłem w magazynie zegarmistrzowskim w Grand Hotelu, na bulwarze Włoskim. Istotnie, wystawiony tam rolex kosztuje 357 000 euro. Mało bywając u miliarderów, nie znałem rozmiarów katastrofy. W ostatnim tygodniu śmierć pani Bettencourt otworzyła mi oczy. Prasa prześciga się w malowaniu nieszczęśliwego życia tej najbogatszej kobiety świata. Apodyktyczny ojciec pięknej, młodej kobiety (faszysta!) zmusił ją do małżeństwa z przystojnym i bogatym Andre Bettencourtem. Ojciec, a później mąż nie pozwolili jej pracować w przedsiębiorstwie Oreal, które odziedziczyła. Córka przeszła na judaizm. Na starość, kiedy owdowiała, pani Bettencourt była oblegana przez ludzi szukających wsparcia finansowego u właścicielki trzydziestu pięciu miliardów euro. Na szczęście dla niej ogłuchła i nie słyszała próśb o wsparcie. Niektórzy czytelnicy gazet wyrażali zdziwienie, że swemu przyjacielowi, utalentowanemu pederaście, podarowała najpierw kamienicę, a potem wyspę na Pacyfiku. Jakby nie wiedzieli, co darowuje się między miliarderami. Ale to już przeszłość. Prezydent Macron zamierza wziąć ich na jeszcze surowszy reżym. Rząd zapowiedział dodatkowy prezent podatkowy dla najbogatszych, w wysokości 24 miliardów euro. W postaci umorzenia podatku od wielkich fortun (ISF) zostaną obciążeni dodatkowym zyskiem 3,5 miliarda. Sam Bernard Arnault otrzyma dzięki operacji dodatkowych 150 milionów. Rząd, jak wskazują jego rzecznicy, działa w szlachetnej intencji uwolnienia zamrożonych pieniędzy i wprowadzenia ich do obiegu. Ale jak wydać podobne sumy, skoro inwestowanie we Francji się nie opłaca? Będą chyba musieli wywozić ten szmal za granicę, jak czynią od lat znani francuscy piłkarze, tenisiści, gwiazdy show-biznesu, wielcy przedsiębiorcy, słowem – bogacze, którzy wszyscy są podatnikami szwajcarskimi, lub belgijskimi ,
ewentualnie w innych krajach. Właśnie w tych dniach Florent Pagny przeniósł się do Portugalii, jak mówi, z powodów podatkowych. „Nie ma podatku od majątku, ale zwłaszcza przez dziesięć lat nie ma podatku od honorariów z całego świata” I słynny we Francji piosenkarz dodaje: „Oto dlaczego wszyscy już wyjechali”. Banki francuskie będą musiały otworzyć nowe konta na Wyspach Kajmana, Dziewiczych, czy choćby w Luksemburgu. Raport złożony świeżo premierowi stwierdza, iż nie można ożywić inwestycji poprzez liberalizację kapitałów, jeżeli banki nie chcą udzielać pożyczek. Komentatorzy przypuszczają, że obdarowani, mający już zegarki i inne dobra codziennego użytku, będą może zmuszeni nadal grać na giełdzie, w tym ogromnym kasynie współczesnego świata. Gdyż chodzi o wielkie sumy. OCE obliczył, że reformy prawa pracy i podatków dostarczą dziesięciu procentom najbogatszych Francuzów 18 razy więcej, niż otrzyma dziesięć procent najuboższych. Jak wydać tak duże pieniądze? Kłopot tym większy, że drogie zegarki wychodzą z mody. Ubogim oszczędzi się tych zmartwień; na reformach stracą po 400 euro na głowę rocznie. Naiwni zadają pytanie, dlaczego ubodzy maja stracić na reformach. Cóż to za waga szalkowa? Odpowiedź finansistów jest prosta. Rząd zamierza poczynić oszczędności – szesnaście, a nawet dwadzieścia miliardów euro. Ktoś musi przecież za to zapłacić. Na przykład dzięki podwyżce powszechnej składki socjalnej (CSG) ujmie się trochę emerytom o średnich emeryturach, podobnie urzędnikom państwowym na poczet ich przyszłych awansów. Zmniejszenie podatków od przedsiębiorstw zmniejszy o połowę wpływy z podatków, które i tak znacznie zmalały w ostatnich latach. Nie można się nie gorszyć brakiem postawy obywatelskiej pracowników. Na wiadomość o planowanych reformach wzniecają protesty w całym kraju, blokują dostęp do stacji benzynowych i do rafinerii, nawet policjanci opuszczają stanowiska dzięki fałszywym zwolnieniom lekarskim. Czyż rząd nie obiecał, że otrzymają z powrotem utracone korzyści w następnych latach? K
zauważył, że on, Schulz, wcale nie zabiegał o tę funkcję, lecz wystąpił z tą propozycją, bowiem wierzy, że jest możliwy podział pracy „między mną i Andreą Nahles”. Tak na marginesie, w odstawkę poszedł dotychczasowy szef klubu SPD, Thomas Oppermann. To jednak na pewno dopiero pierwsza głowa z szeregu tych, które dopiero polecą. Chyba, że… (ale o tym za chwilę). Wielki sukces Alternatywy dla Niemiec może potrwać krócej niż zakładano. Ledwo nadzieja konserwatywnej rewolucji zajęła miejsce medalowe w wyborach do Bundestagu, a już podest trzeszczy. Posłowie Alternatywy nie zdążyli jeszcze zasiąść w sali plenarnej Bundestagu, a tymczasem federalny przewodniczący AfD, Jörg Meuthen, wezwał współprzewodniczącą partii, Frauke Petry, do… wystąpienia z jej szeregów. O co poszło? W powyborczy poniedziałek, jeszcze słońce dobrze nie wzeszło, kiedy Petry oznajmiła, że na skutek różnic politycznych nie chce wejść w skład klubu poselskiego AfD, lecz pozostać w parlamencie jako niezależna posłanka. Meuthen się wściekł i oznajmił na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (a jeszcze nie tak dawno byłoby to niemożliwe z uwagi na jego przynależność partyjną), że radziłby jej opuścić szeregi AfD, rezygnując z funkcji, przez co uniknęłaby postępowania wykluczającego, czego domaga się jakoby partyjny lud. A co słychać u Liberałów (FDP), potencjalnego kandydata na członka koalicji jamajkańskiej? Przewodniczący partii w kolorze żółtym, mało charyzmatyczny Christian Lindner, powtórzył (po wyborach parlamentarnych) przedwyborczy sukces Martina Schulza: został wybrany na szefa klubu poselskiego, uzyskując niewiarygodne w systemach demokratycznych 100 procent głosów! Może wynikało to z faktu, że Lindner wyprowadził tę partię z politycznego niebytu, wprowadzając ją ponownie do Bundestagu, w którym posłowie FDP zajmą teraz osiemdziesiąt miejsc! Ale nie tylko. O ile tuż po zamknięciu lokali wyborczych i ogłoszeniu sondaży FDP postrzegało dwie możliwości powołania rządu: przez CDU/CSU i SPD, czyli kontynuację tzw.
wielkiej koalicji oraz możliwość utworzenia przez Merkel rządu z Zielonymi i FDP, to po wystąpieniu Schulza i jego odmowie ślubu z Merkel na kolejne cztery lata, praktycznie pozostała tylko jedna możliwość. „Odpowiedzialność” – to słowo odmieniają na wszelkie sposoby Zieloni. Pojęcie to wprowadził do gry o udziały w wyborczym torcie szef partii, pobożny mahometanin Cem Özdemir. W złożonym w poniedziałek oświadczeniu stwierdził on, że „odpowiedzialność to klucz” (słowa te adresował chyba do starszego pokolenia fundamentalistów w partii, walczącej niegdyś o legalizację pedofilii). W podobnym tonie wyraziła się czołowa polityk Zielonych, Katrin Göring-Eckardt, oznajmiając: „Z pełną odpowiedzialnością i całkowitą powagą Zieloni chcą przystąpić do rozmów sondażowych z partiami Unii (CDU i CSU) i FDP”. Zieloni podchodzą na serio do projektu Rząd 2017–2021. I to mając na uwadze (ach, jacy ci z Alternatywy dla Niemiec w gorącej wodzie kąpani!), postanowili zaapelować o zawieszenie wewnętrznego sporu w szeregach partii oldboyów 68’. A tli się on bez przerwy, ów spór „realistów” z „lewicowcami”. Od czasu do czasu buchają nawet w górę płomienie. Czy zatem niebawem dewiza Out of Many, One People zastąpi inskrypcję Dem Deutsche Volke widniejącą na gmachu Reichstagu? Nie zakładałbym się o to. I tu wracam do niedokończonego zdania: „chyba, że… Otóż ja nie wykluczam, że dr Jekyll i mr. Hyde, jak niemiecka prasa pokpiwa sobie z Martina Schulza, przełknie pianę, która nie zrobiła większego wrażenia na Angeli Merkel, podetnie brodę i świeżo wykąpany przystąpi, oczywiście nie chcąc, lecz musząc, do rozmów sondażowych z CDU Angeli Merkel i jej stałym koalicjantem, CSU. Wszak fotele ministerialne są wygodne, a gabinety zaciszne. Można w nich oddać się dywagacjom i o oryginale, i o kopii. Oczywiście oryginał to on, ale nie trzeba głośno mówić. A można osiągnąć tak wiele, kosztem niewielu, rzecz jasna. I to na kolejne cztery lata. A w najgorszym wypadku, jak Zieloni pękną, przystąpić do koalicji. Na własnych, twardych warunkach. K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
4
W
edług Sorosa, prof. Oxfordu Zbigniew Pełczyński, który współpracował z jego fundacją Open Society działającą na Węgrzech, namówił go do założenia fundacji w Polsce, ale była ona de facto martwa. Faktycznie od 1982 roku prof. Pełczyński załatwiał stypendia dla studentów z Europy Środkowej i Wschodniej, w tym z Węgier, w ramach Oxford Colleges Hospitality. Pieriestrojka zaczęła się na Węgrzech wcześniej, dlatego w Polsce fundacja Batorego założona przez Sorosa w 1988 roku mogła rozwinąć skrzydła dopiero w roku 1989. Soros chwali się, że zaprzyjaźnił się z Bronisławem Geremkiem i w 1988 roku, a więc kiedy zakładał fundację Batorego, został przyjęty przez gen. Jaruzelskiego, co zgadza się z chronologią polskiej transformacji. Soros miał przedstawić Geremkowi i Trzeciakowskiemu zasady programu ekonomicznego: „stabilizacja monetarna, zmiany strukturalne i reorganizacja długów. Twierdziłem, że trzy cele mogą być zrealizowane lepiej w połączeniu niż osobno. Była to prawda zwłaszcza w wypadku reorganizacji przemysłu i długu, ponieważ reprezentowały one przeciwne strony narodowej równowagi (balance sheet). Zaproponowałem rodzaj makroekonomicznej wymiany długu na akcje przedsiębiorstw” – pisze Soros. Z tekstu wynika, że miało to miejsce przed jego przyjazdem do Polski, czyli przed 19 września. Następnie przez Fundację Stefana Batorego Soros sponsorował pobyt w Polsce Jeffreya Sachsa, który został doradcą Mazowieckiego. Z artykułu w „Financial Times” wiemy jednak, że rząd Rakowskiego i „Solidarność” (faktycznie doradcy) zaakceptowali plan Sorosa przed 22 czerwca, a więc, przyjeżdżając do Polski tydzień po powołaniu rządu Mazowieckiego, Soros finalizował decyzje podjęte wcześniej. W Polsce Soros poznał Władysława Bakę. Rozmawiał też z Jaruzelskim w sprawie reform ekonomicznych. Pierwotnie miał realizować je właśnie Baka, który – według Sorosa – chciał polityki kontynuacji, natomiast Balcerowicz był zwolennikiem reformy radykalnej. Balcerowicz przybył na spotkanie IMF w Waszyngtonie jesienią i przedstawił radykalny program, który Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaaprobował. Nie wiemy, skąd pojawił się Balcerowicz na posiedzeniu IMF w Waszyngtonie. Rezygnacja z kandydatury Baki wskazywałaby, iż kręgi finansowe dostrzegły w Balcerowiczu lepszego realizatora terapii szokowej niż byłby nim Baka, i narzuciły swego kandydata. Rurarz twierdzi, że Balcerowicza zaproponował Mazowieckiemu Kuczyński. Balcerowicz miał 6 doradców: Jeffreya Sachsa i jego współpracownika Davida Liptona oraz Vincenta Ros towskiego, Stanisława Gomułkę, prof. Stanisława Wellisza z Nowego Jorku i Wojciecha Kostrzewę, pracownika naukowego z Niemiec. Z „Dziennika” Rakowskiego jasno wynika, że pierwotnie planowano, iż premierem zostanie Władysław Baka, przedstawiciel strony rządowej w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej podczas obrad Okrągłego Stołu i uczestnik Magdalenek. Było to wspólne stanowisko władz i opozycji. 19 czerwca ambasador Grecji poinformował Rakowskiego, „że opozycja jako premiera widzi Bakę lub Kwaśniewskiego”. Następnego dnia Rakowski dowiedział się, że „Ambasada [sowiecka] ma stały kontakt z Kościołem i opozycją” i że „Solidarność chce Bakę na premiera”. 13 lipca nadal „opozycja lansuje Bakę” na premiera. 18 lipca Rakowski powiedział Malinowskiemu, iż premierem powinien zostać Baka i prezes NK ZSL zgodził się z takim wyborem. Gen. Jaruzelski natomiast uważał, iż optymalną kandydaturą byłby Malinowski, ale nie wykluczył Baki. 22 lipca opozycja nadal lansowała kandydaturę Baki. Zmiana musiała więc nastąpić w pierwszej połowie sierpnia. W listopadzie prezydent Jaruzelski mianował Bakę prezesem NBP, choć nadal formalnie pozostawał on członkiem Politbiura do końca istnienia PZPR. Jego I zastępcą w NBP został Andrzej Olechowski (KO „Must”). Program Sorosa został zmodyfikowany przez Sachsa już w czerwcu 1989 roku na prośbę Krzysztofa Krowackiego, reprezentującego rząd Rakowskiego. Chodziło o modyfikacje według wzorca terapii szokowej z Boliwii. I ten plan w ostatecznej wersji Balcerowicza, opartej na zasadzie Konsensusu Waszyngtońskiego, który uznawał priorytet walki z inflacją, deregulacji
KU L I S Y·T R A N S F O R M A C J I 19 września, tydzień po utworzeniu rządu Mazowieckiego, do Pols ki przyjechał George Soros. Pomijając elementy megalomańskie w jego wspomnieniach, można ustalić kilka istotnych faktów.
Służby specjalne i pieriestrojka
Rola służb specjalnych i ich agentur w pieriestrojce i demontażu komunizmu w Europie sowieckiej Jerzy Targalski
gospodarki i prywatyzacji własności publicznej, został zaakceptowany na jesieni 1989 roku przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. 27 grudnia Sejm przyjął pakiet 11 ustaw, które stanowiły podstawę transformacji gospodarki (tzw. planu Balcerowicza).
W
1989 roku prezes NBP w porozumieniu z Ministrem Finansów wydał zgodę na utworzenie kolejnych 8 banków komercyjnych, w tym 1 banku z udziałem kapitału zagranicznego. Na koniec tego roku działalność prowadziło 25 banków komercyjnych, w tym Bank Gospodarstwa Krajowego reaktywowany na mocy decyzji Ministra Finansów. W 1990 roku wydano zgody na utworzenie kolejnych 45 banków komercyjnych, w tym 3 z udziałem kapitału zagranicznego, natomiast w 1991 r. zgody uzyskało 17 banków komercyjnych, w tym 6 z udziałem kapitału zagranicznego. Na przykład latach 1988–1989 PZPR zrealizowała 800 zezwoleń dewizowych – a więc więcej niż jedno dziennie, a jednego dnia transferowano np. 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. dolarów. 31 grudnia Leszek Miller i Mieczysław Wilczek założyli Agencję Gospodarczą – spółkę matkę 80 spółek PZPR. Przekazano jej część majątku PZPR, w tym 5 mln dolarów. Transformacja przyspieszyła. Departament Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa MSW (DOKPP) miał za zadanie zwalczanie opozycji, która sprzeciwiła się lub została wykluczona z procesu kooptacji: „Solidarność Walczącą”, KPN, FMW, „Wolność i Pokój” oraz mniejsze grupy. Departament Ochrony Gospodarki miał kontrolować zakłady pracy, czyli ruch związkowy. Na powagę działań podejmowanych na skalę bloku wskazuje współpraca SB ze Stasi przeciwko opozycji antykomunistycznej jeszcze miesiąc po obaleniu Ericha Honeckera. 17 listopada 1989 roku mjr Stasi Rufin Rzymann z GO „Warszawa”, w imieniu Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD, oraz mjr Józef Burak, zastępca kierownika Wydziału IV Departamentu Studiów i Analiz MSW (dawniej Biuro Studiów MSW i Wydział I – analityczny Dep. III) ustalili szczegóły kontynuowania wspólnej operacji „Sycylia”, rozpoczętej jeszcze w roku 1987 i polegającej na zinfiltrowaniu poznańskiego oddziału „Solidarności Walczącej” za pośrednictwem „Dr. Schreibera”. Był to konfident Stasi z Frankfurtu nad Odrą, od 1982 wykorzystywany m.in. do rozpracowywania poznańskiej SW. Miał teraz za zadanie przyłączyć się do jakiejś niemieckiej grupy opozycyjnej albo „trzeba będzie dopiero stworzyć” ją i wtedy zgłosić się do SW. Współpraca została przerwana nie na skutek decyzji strony polskiej, lecz niezdolności do działania strony niemieckiej w wyniku likwidacji Stasi. Albo więc premier Mazowiecki tolerował te działania, albo nic o nich nie wiedział i nie chciał wiedzieć. 10 października do Moskwy udała się delegacja partyjna w składzie:
I sekretarz Mieczysław Rakowski, Włodzimierz Natorf, ambasador w Moskwie (1986–1990), płk wywiadu Jan Bisztyga i Aleksander Borowicz. Na spotkaniu z Gorbaczowem ostatni gensek pytał: „Czy utrzymacie kontrolę procesów, czy ludzie Solidarności nie dokonają odwrotu od uzgodnionego kompromisu?”. Rakowski odpowiedział na to: „My mamy wpływ na kontrolę spraw bezpieczeństwa i aparatu administracyjnego (…) kierownictwo Solidarności odchodzi od awanturnictwa, stara się kontrolować radykalne skrzydła, a Mazowiecki i jego ekipa są konstruktywni. Kościół boi się destabilizacji. Pomaga Jaruzelskiemu łagodzeniem nienawiści, jakie narosły w społeczeństwie”. Następnie Gorbaczow udzielił
Zamówienia można składać w Księgarni Patriotycznej ANTYK przez internet: www.ksiegarnia.antyk.org.pl mailowo: antyk@wolfnet.pl lub telefonicznie: +48 22 758 03 59
wskazówek: „Trzeba spokojnie patrzeć na obecne władze Solidarności (…) Ciągle trzeba być gotowym, żeby podać im rękę. ZSRR będzie utrzymywał aktywne więzi z rządem Mazowieckiego, ale tylko wtedy, gdy będzie on traktował Związek Radziecki i jego interesy jako ważną część interesów Polski. Rozmowa ministra Szewardnadze ze Skubiszewskim w Nowym Jorku wykazała, że Mazowiecki chce respektować zasady bezpieczeństwa Układu Warszawskiego, a także dwustronne zobowiązania Polski wobec Związku Radzieckiego”. W dniach 24–27 listopada premier Mazowiecki złożył wizytę w Moskwie, gdzie pierwszego dnia spotkał się z Gorbaczowem. Zapewnił wówczas prezydenta-sekretarza generalnego KPZS, iż „bez względu na zmianę partyjnego charakteru nowego rządu, także inne siły polityczne w Polsce rozumieją, co znaczy dla nich związek z ZSRR. Możemy być pewnym sojusznikiem. I ważne, żeby Pan i całe kierownictwo przekonali się o tym. Rozumiemy, że między KPZR i PZPR istnieją związki ideologiczne. Ale z mojego punktu widzenia szczególnie ważny jest związek międzypaństwowy. Mogą go zagwarantować różne siły, reprezentujące szerokie kręgi społeczne w Polsce. Chyba nie będziecie mieli nic przeciwko takiemu współzawodnictwu między nami o rozwój stosunków ze Związkiem Radzieckim?”. Zapewnił też, że nie jest jego
celem „spychanie PZPR do opozycji, bo byłoby to błędem i pułapką”, czyli złożył zapewnienie utrzymania koalicji z partią komunistyczną, co przewidywał model pieriestrojki i referaty dla Jakowlewa z lutego.
4
grudnia 1989 roku na posiedzenie Doradczego Komitetu Politycznego Układu Warszawskiego pojechali prezydent Jaruzelski, premier Mazowiecki, minister obrony narodowej gen. Florian Siwicki, minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski (TW „Kosk”) oraz I sekretarz PZPR Rakowski. W tym czasie Mazowiecki starał się udowodnić, iż jego rząd jest całkowicie lojalny wobec Centrum. Jak wspomina Leonid W. Szebarszin, szef I ZG KGB, kiedy w grudniu 1989 roku odwiedził Polskę w ramach starań, by uratować dla sowieckiego wywiadu „co możliwe i zachować stosunki z wywiadami wschodnioeuropejskimi”, zobaczył, że „polscy koledzy nie tracili optymizmu”. Współpracę z wywiadem sowieckim Departament I MSW kontynuował więc po staremu. 21 grudnia na służbowej odprawie naczelników wydziałów Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych gen. Krzysztof Majchrowski, szef DOKPP, przypomniał fragment Zarządzenia nr 075/89 Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 24 sierpnia 1989 r. dotyczący zadań Służby Bezpieczeństwa: „1. przeciwdziałanie, przybierające formy przestępstwa, działalności
Mazowiecki złożył wizytę w Moskwie, gdzie spotkał się z Gorbaczowem. Zapewnił prezydenta-sekretarza generalnego KPZR, iż „bez względu na zmianę partyjnego charakteru nowego rządu, także inne siły polityczne w Polsce rozumieją, co znaczy dla nich związek z ZSRR. osób lub grup dążących do podważenia konstytucyjnego porządku państwa, a przede wszystkim jego systemu parlamentarnego; (…) 4. rozpoznawanie i przeciwdziałanie sprzecznej z porządkiem prawnym państwa ekstremalnej działalności osób lub grup, w tym nacjonalistycznych; (…) 7. rozpoznawanie, w oparciu o przewidziane prawem środki pracy Służby Bezpieczeństwa, nastrojów społecznych
i informowanie organów państwowych o istotnych elementach sytuacji społeczno-politycznej w kraju, a zwłaszcza występujących zagrożeniach w zakresie bezpieczeństwa państwa”.
M
ajchrowski poinformował o obowiązującej od 9 grudnia Instrukcji w sprawie szczegółowych zasad działalności operacyjnej SB, załączniku do Zarządzenia nr 075/89, która szczegółowo ustala zasady pracy z agenturą. Następnie wyjaśnił, że obecnie zamiast spraw obiektowych będzie zakładać się sprawy problemowe, do których kwalifikują się m. in. „poszczególne grupy i partie pozaparlamentarne”. Sprawy profilaktyki operacyjnej będzie się natomiast zakładać na „osoby, które wymagają stałej lub okresowej kontroli lub ochrony w celu zapobieżenia aktualnym działaniom zagrażającym interesom politycznym, gospodarczym lub bezpieczeństwu państwa”, ponieważ „w wyniku działań profilaktycznych, operacyjnych lub karnych zaprzestały działań, ale nie dają rękojmi, iż nie podejmą ich ponownie”. Odpowiadałyby one w dużym stopniu wcześniejszym kwestionariuszom ewidencyjnym. Szef DOKPP przypomniał słowa Kiszczaka, iż w pracy SB „nie mieści się już pojęcie wewnętrznego przeciwnika politycznego, utożsamianego z opozycją”, ale chodziło mu o opozycję parlamentarną, czyli obecnie koalicjanta rządowego, ponieważ wskazał, że „zagrożeniem jest problem działalności grup i organizacji pozaparlamentarnych, szczególnie o charakterze anarchistycznym lub faszyzującym. Wymienić tu można przykładowo: Polską Partię Socjalistyczną – Rewolucja Demokratyczna, Konfederację Polski Niepodległej, Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, Ruch „Wolność i Pokój”, Federację Młodzieży Walczącej i inne grupy i organizacje, które, bazując na skrajnym antykomunizmie oraz ekstremalnych ideologiach, utrudniają porozumienie narodowe i działalność koalicyjnego rządu. (…) na grupy te powinny być założone sprawy problemowe lub rozpracowania operacyjnego – jeśli podejmują działania godzące w porządek prawny”. Majchrowski wyjaśnił, iż praca funkcjonariuszy będzie oceniana według m.in. „umiejętności celowego typowania, pozyskiwania osobowych źródeł informacji, racjonalnego, zgodnego z prawem i potrzebami służby kierowania osobowymi źródłami informacji” oraz „umiejętności kształtowania stosunków międzyludzkich”. Jasno wskazuje to, że Służba Bezpieczeństwa planowała kontrolować sytuację w kraju za pośrednict wem agentury, szczególnie umieszczonej w opozycji antykomunistycznej.
O
d reorganizacji resortu spraw wewnętrznych w sierpniu rozpoczęto na skalę przemysłową systematyczne niszczenie materiałów archiwalnych. Zniszczono również na podobną skalę archiwa wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, a gen. Buła, ostatni szef WSW, miał skopiować i przekazać całą kartotekę służbom sowieckim. Jak podkreślił gen. Marek Ochocki: „Proszę pamiętać, że rok 1989, kiedy decyzje w sprawie niszczenia dokumentów zostały podjęte, to czas, gdy funkcjonowała jeszcze w naszym resorcie komórka KGB”. 6 kwietnia 1990 roku uchwalono ustawę o powołaniu Urzędu Ochrony Państwa. W art. 132 p. 2 ustawy nakładał na Radę Ministrów obowiązek ustalenia zasad przyjmowania do UOP byłych funkcjonariuszy SB. W związku z tym rząd wielkiej koalicji podjął decyzję o przeprowadzeniu weryfikacji funkcjonariuszy SB, którzy byli zatrudnieni w dniu 31 lipca 1989 lub 10 maja 1990 roku, pod kątem przydatności do pracy w UOP. Przepisy szczegółowe wydał Sejm i szef MSW. Grupa Operacyjna nr 2 – „Wisła” – ds. łączności z KGB funkcjonowała w Moskwie do 29 marca 1990 roku, czyli została wycofana do kraju na krótko przed rozwiązaniem SB. Wiele SOR-ów przeciwko opozycji było zamykanych dopiero w maju 1990 roku, czyli po formalnym rozwiązaniu SB. W lipcu 1990 roku weryfikacje przeprowadziły wojewódzkie komisje kwalifikacyjne, które składały się z jednego senatora, dwóch posłów, działaczy „Solidarności” oraz przedstawicieli szefa UOP, komendanta głównego policji i związku zawodowego policjantów. Ponadto powołano Komisję Kwalifikacyjną do Spraw Kadr Centralnych w składzie: przewodniczący: Andrzej Milczanowski (zastępca szefa UOP); zastępca przewodniczącego: Jerzy Zimowski
(poseł na Sejm); sekretarz: Wojciech Raduchowski-Brochwicz; członkowie: Tadeusz Bień (poseł na Sejm), dr Jerzy Ciemniewski (sekretarz Rady Ministrów), Wojciech Bazydło (dyrektor Zarządu Śledczego UOP), Piotr Caliński (Związek Zawodowy Policjantów), Piotr Krawczyk (Urząd Rady Ministrów), płk Bogusław Strzelecki (zastępca komendanta głównego Policji), Andrzej Szczur (Nadzwyczajna Komisja Sejmowa do Badania Działalności MSW), płk Czesław Żmuda (dyrektor Gabinetu Ministra Spraw Wewnętrznych). Od decyzji komisji wojewódzkiej i KKdsKC przysługiwało prawo odwołania się do Centralnej Komisji Weryfikacyjnej kierowanej przez Krzysztofa Kozłowskiego, który 6 lipca został ministrem spraw wewnętrznych. Oprócz niego w skład CKW wchodzili: czterej posłowie, trzej przedstawiciele Politycznego Komitetu Doradczego przy MSW oraz zastępca Komendanta Głównego Policji. 10 tysięcy funkcjonariuszy zrezygnowało z poddania się weryfikacji, natomiast skorzystało z tego prawa 14 038. Komisje wojewódzkie zaakceptowały z tego 8 681 (61%.), odrzuciły zaś 5 357. Odwołało się 4 880 funkcjonariuszy zweryfikowanych nega-
Do „jesieni 1990 r. wojskowe służby specjalne WP przekazywały informacje o »wojskach trzecich« do centrali Układu Warszawskiego w Moskwie. Było to zgodne z dotychczas obowiązującą pragmatyką, której zwyczajnie nikt! nie zmienił”. tywnie. CKW uwzględniła odwołania 1 800 z nich. W Krakowie, przykładowo, na 350 funkcjonariuszy z województwa negatywnie zweryfikowano 200, ale CKW Kozłowskiego przywróciła 150 lub 160. Problem fikcyjnej weryfikacji podsumowała prof. Staniszkis: „Kilka lat temu nawet Zbigniew Siemiątkowski twierdził, iż jedna trzecia esbeków, którzy nie zostali pozytywnie zweryfikowani, miała dostęp do szeregu ważnych informacji i dysponuje nimi obecnie. Sama weryfikacja zresztą, w wyniku której pozostawiono w MSW ponad 60% dawnych funkcjonariuszy, przebiegała w osobliwy sposób – znikały dokumenty, pojawiały się różne naciski, szantaże, wiele wyłączeń z weryfikacji etc.”. Jak ujawnił w 1992 roku rzecznik MON, do „jesieni 1990 r. wojskowe służby specjalne WP przekazywały informacje o »wojskach trzecich« do centrali Układu Warszawskiego w Moskwie. Było to zgodne z dotychczas obowiązującą pragmatyką, której zwyczajnie nikt! nie zmienił”. Dopiero we wrześniu 1990 roku rząd Mazowieckiego podjął w rozmowach z Moskwą kwestię obecności wojsk radzieckich. Jak ocenia Antoni Dudek, „oznaczało to początek końca trwającej przez rok »fińskiej« fazy w stosunkach Polski z ZSRR”. „Fińska faza” to określenie finlandyzacji. Można zatem uznać, iż osłabienie kontroli centrum wynikało przede wszystkim z podziału w jego służbach na grupę Gorbaczowa-Kriuczkowa i Jelcyna, który uległ krystalizacji w czerwcu 1990 roku. Mimo jednak owego osłabienia pierwszy etap pieriestrojki, którego istotą było powołanie rządu koalicyjnego, trwał w Polsce ponad dwa lata, do końca 1991 roku, czyli do rozwiązania Związku Sowieckiego, a więc nawet dłużej niż w niektórych państwach postsowieckich. W tym czasie dokonano transformacji, czyli budowy zrębów systemu oligarchicznego opartego na sieciowych wpływach środowiska byłych służb specjalnych. Sytuacja ta wynikła z całkowitej asymilacji dawnej opozycji konstruktywnej przez organy bezpieczeństwa i absolutnej marginalizacji wszelkich grup niezależnych od dawnej komunistycznej policji politycznej. K Książka ukazała się nakładem wydawnictwa „Antyk” Marcina Dybowskiego, Warszawa 2017. Powyższy fragment pochodzi z tomu IV.
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
N A D Z W YC Z A J N A· K A STA
D
zięki książce „Resortowe togi” można lepiej poznać polskich prawników i to, co skrywają z czasów PRL, dowiedzieć się, który z prawników był dla Służby Bezpieczeństwa TW „Bertillonem”, kto TW „Lechem”, a kto – TW „Arkadykiem”. Mirosław Wyrzykowski, dzisiejszy „obrońca” państwa prawa i demokracji, w PRL był wykładowcą szkoły oficerskiej MSW kształcącej m.in. esbeków. Ten wpływowy profesor UW kontynuował tradycje rodzinne. Jego ojciec był prokuratorem Prokuratury Generalnej PRL, członkiem PZPR i Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Również starszy brat profesora był prokuratorem w PRL. Uznany prof. prawa UW Marek Wierzbowski w czasach PRL był zasłużonym członkiem PZPR. Ojciec prawnika był sędzią w PRL, a brat (także w okresie stanu wojennego) – prokuratorem. Czytelnik dowie się też, jak wybrany głosami PO czynny sędzia Trybunału Konstytucyjnego w czasach PRL został członkiem ORMO i co ma on wspólnego z informatorem komunistycznej bezpieki o ps. „Stanisław”? Kim prywatnie dla I prezesa SN w stanie spoczynku jest pułkownik SB, zaangażowany w działalność bezpieki pod kryptonimem „Wisła”? Wymiar sprawiedliwości, utworzony po wojnie w kontrolowanej przez Sowietów Polsce jako jeden filarów komunistycznej władzy, do dziś nie uległ zmianie. Kasty prawnicze pełnią kluczową rolę w zapewnianiu trwałości układu powiązań i wpływów ustalonego przy Okrągłym Stole. To rękami prawników udaremniano rozliczenia z komunizmem i nie dopuszczono do uznania skali krzywd
wyrządzonych przez nieosądzonych do dziś zbrodniarzy. Nie odebrano ludziom minionego systemu wpływu na kształt restaurowanej państwowości po okresie zależności od Sowietów, a tuszowanie win z okresu komunizmu stało się fundamentem nowej rzeczywistości ustrojowej. Postkomunistyczne państwo nie było w stanie rozliczyć żadnej z głoś-
przedstawicieli polskiego wymiaru sprawiedliwości. Prezentują członków TK, wskazują na historyczne uwikłanie i rolę, jaką odegrał on w sporze konstytucyjnym trwającym od 2015 roku. W książce sportretowano także przedstawicieli Sądu Najwyższego, KRS czy RPO. Autor nie mógł również pominąć najnowszej historii resortu sprawiedli-
którzy z tych patologii nauczyli się korzystać. Skoro czerpali zyski przez tyle lat odnowionego po 1989 roku państwa, to dziś, mając do tego aparat w postaci koneksji i wpływów, mogą w proteście krzyczeć najgłośniej. *** „Spośród sędziów sądów powszechnych negatywnie wyróżniali się sędziowie sądów rejonowych: Eugeniusz Kołtuniak,
Obraz powstający na podstawie prezentacji około 1000 sylwetek prominentnych przedstawicieli polskiego wymiaru sprawiedliwości potwierdza konieczność wprowadzenia gruntownych jego zmian – nie tylko systemowych, ale także osobowych. Umieszczanie na szczytach władzy sądowniczej osób o postawach nagannych moralnie skutkuje dalszym replikowaniem takich kadr.
Resortowe togi Maciej Marosz
„Resortowe togi”, Wydawnictwo Editions Spotkania, Warszawa 2017 nych afer korupcyjnych, w tych sprawach skazywano jedynie ścigających korupcję. Powstało państwo prawników, a nie państwo prawa. W dzisiejszej Polsce każde działanie polityczne, każdy przejaw aktywności publicznej czy obywatelskiej może zostać prawnie podważony, a nawet skryminalizowany. Rola prawników jest w tym kluczowa. „Resortowe togi” są próbą analizy drogi zawodowej kilku pokoleń
wości. Okazuje się, że obsada ministerstwa układa się w ciąg agentów bezpieki komunistycznego państwa. Ważny jest mechanizm kooptacji młodych kadr prawniczych systemu. Odpowiednią mentalność prawników kształtuje się już na uczelni. Stąd w tekście książki rozdział poświęcony nauczaniu prawa. Jest on próbą odpowiedzi, dlaczego ścieżki kariery stoją otworem jedynie przed tymi adeptami prawa, którzy zaakceptują kastowe
R E K L A M A
Cedrob S.A. to największy w Polsce producent mięsa. Lider w produkcji drobiowej oraz wiodący producent trzody chlewnej. www.cedrob.com.pl
warunki kooptacji i staną się konformistami doskonałymi. Podstawowymi źródłami informacji w książce są akta IPN oraz sześcioletnie obserwacje setek procesów przed Sądem Najwyższym, sądami niższych instancji czy TK. Jako źródła „Resortowych tóg” posłużyły także zbierane przez wiele lat materiały dziennikarskie.
Maciej Marosz jest absolwentem matematyki PW, filozofii UW i wydziału grafiki stołecznej ASP. Pracuje jako dziennikarz „Gazety Polskiej”, „Gazety Polskiej Codziennie” oraz portalu Niezalezna.pl. Wspólnie z Dorotą Kanią i Jerzym Targalskim stworzył serię „Resortowe dzieci”. Skoro reforma ma wyeliminować odkładające się od lat nieprawidłowości, które dziś cechują wymiar sprawiedliwości, nic dziwnego, że protestują ci,
Piotr Aleksandrow i Grażyna Puchalska” – zapisano w publikacji IPN-u autorstwa Adama Strzembosza, wydanej wspólnie z Barbarą Stanowską. (…) Grażyna Puchalska ukończyła UMCS w Lublinie. Już w czasie studiów działała w PZPR-ze. (…) Wyrokując w latach 80., dorobiła się złej sławy sędzi nieprzebierającej w środkach wobec opozycji antykomunistycznej. W 2015 roku zmniejszyła wymiar kary dla byłego śledczego UB, kata opozycji, który dzięki jej orzeczeniu uniknął kary więzienia. Stalinowski oprawca miał odsiedzieć trzy lata, ale sędzia wydała wyrok dwóch lat w zawieszeniu. W innych sprawach nie była już tak łagodna, jak dla kata UB. W 2013 roku zasłynęła wyrokiem zamiany wobec nękanego represjami w PRL-u Adama Słomki kary porządkowej 10 tys. zł na 6 dni pozbawienia wolności. Kara dotyczyła odczytania przez byłego posła zapisów kodeksu karnego w czasie rozprawy. *** W 2012 roku Lidia Sularzycka, będąc w składzie Sądu Apelacyjnego w Warszawie, utrzymała w mocy wyrok pierwszej instancji, który nakazywał, by poeta Jarosław Rymkiewicz przeprosił spółkę Agora i uiścił 5 tys. zł oraz koszty procesowe. Pozew przeciwko poecie wystosował wydawca Adam Michnik po stwierdzeniu Jarosława Rymkiewicza, że redaktorzy „Gazety Wyborczej” „są duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”. W uzasadnieniu sąd stwierdził, że pozwany nie wykazał jednoznacznie korzeni Adama Michnika w KPP, gdyż swego czasu Adam Michnik odciął się od nich. Sędzia Sularzycka w PRL była sędzią w warszawskich sądach. Jako studentka wydziału prawa UW odznaczyła się aktywnością w komunistycznej SZSP. W 1980 roku nie uległa bynajmniej atmosferze karnawału Solidarności. Była sekretarzem komisji ekonomicznej SZSP. Tak się składa, że sędzia Sularzyc ka to córka wysokiego rangą i znanego funkcjonariusza MSW Zbigniewa Pudysza Jej ojciec to generał MSW, funkcjonariusz organów bezpieki PRL. Od 1957 roku był oficerem śledczym w Wydziale II Biura Śledczego MSW. Pięć lat później został wykładowcą prawa w Centrum Wyszkolenia MSW w Legionowie. Od 1983 roku był zastępcą, a potem dyrektorem Biura Śledczego MSW. Dwa lata później był wiceministrem spraw wewnętrznych PRL-u i tak zostało do lipca 1990 roku. *** Maciej Dubois jako dziekan Warszawskiej Rady Adwokackiej w 1982 r. – w czarnych dniach stanu wojennego – spotykał się z prowadzącym jego sprawę majorem SB Ryszardem Dreżewskim. (…) Funkcjonariusz scharakteryzował go zwięźle: „Kandydat dba o konspirację spotkań i jest ostrożny. Faktu spotkań z funkcjonariuszem SB nie ujawnił innym”. Po 1989 r. mecenas Maciej Dubois wzbudził kontrowersje po tym, gdy zgłosił się do niego Adam Humer, krwawy ubek, by go bronił w sądzie. Dubois później opowiadał, jak dzielnie wytrzymał naciski, by nie podejmował się obrony stalinowskiego oprawcy. (…) „Pan Humer nie pobił mnie ani nikogo z moich bliskich” – tłumaczył (…). Innym razem mecenas mówił o swoim sprzeciwie wobec próby surowego osądzenia kata
5
Humera. (…) Nic dziwnego, że jak przyznawał później, to był proces, po którym „stracił kilkoro znajomych”. Dodał jednak zaraz, że „na szczęście takich znajomych, których specjalnie nie żałuje”. *** Wydział prawa UW postanowił uczcić 70. rocznicę urodzin swojego profesora, byłego sędziego Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, Leszka Garlickiego. Przemówienia prelegentów zamieniły się w jednogłośną litanię pochwał i podziękowań, co w wypadku biografii jubilata wymagało zmieniania rzeczywistości, szczególnie tej z PRL-u. Przyjaciele, uczniowie i prawnicy, admiratorzy dorobku profesora, wykonali wielki wysiłek, by skrzętnie omijać niewygodne fakty z biografii jubilata. Nie zająknęli się nawet na temat jego działalności w komunistycznych organizacjach młodzieżowych, czy aktywisty partyjnego. Oczywiście nikt nie wspomniał, że Garlicki był zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Arkadiusz”. Profesor Janusz Trzciński stwierdził, że Leszek Garlicki właściwie stworzył podwaliny dzisiejszego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. – Jego dorobek czyni go ambasadorem polskiego systemu prawnego poza granicami kraju – przemawiał górnolotnie. – Nasz kraj zawdzięcza mu bardzo wiele – podwyższała rangę pochwał prof. Małgorzata Gersdorf. – Leszek zawsze był dla mnie wzorem do naśladowania. To człowiek uczciwy, stały w swoich poglądach, niezależnie od ustroju. Miał takie poglądy wtedy i ma je teraz – przekonywała pierwsza prezes Sądu Najwyższego. Nie sprecyzowała, czy chodziło jej o te poglądy, które Garlicki wygłaszał na zebraniach egzekutywy PZPR na Uniwersytecie Warszawskim. *** W 1988 roku Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego opublikował Księgę Jubileuszową poświęconą Igorowi Andrejewowi. Jej autor Lech Gardocki nie szczędzi pochwał Andrejewowi, m.in. za to, że „jego opracowanie «Ustawowe znamiona przestępstwa» należy do najważniejszych książek z dziedziny prawa karnego w okresie powojennym”, ponieważ profesor prowadził w nim rozważania o „realizacji idei praworządności”. (…) Igor Andrejew wywarł z pewnością wymierny wpływ na prof. Gardockiego jako jego mentor. Ten komunistyczny tuz prawa łączył teorię z praktyką. (…) Andrejew to jeden z trzech sędziów, którzy utrzymali w mocy wyrok śmierci na gen. Emila Fieldorfa „Nila”, a następnie negatywnie zaopiniował prośbę o jego ułaskawienie. Lech Gardocki, pytany, jak ocenia dziś Andrejewa i swoją współpracę z nim, nie zdecydował się na jednoznaczne potępienie swojego mistrza. – W sensie wiedzy prawniczej to był człowiek wybitny – stwierdził. – Inna sprawa, że wziął udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie „Nilu”. To jest trudne do wytłumaczenia, że mógł pisać z jednej strony tyle o praworządności, a z drugiej wziąć udział w czymś strasznym, jak ten mord. Nie wiem, czy profesor Andrejew nie widział tej sprzeczności. *** Hipokryzję środowiska adwo kackiego obnaża działalność mecenasa Romana Giertycha. Choć przy rządach PO-PSL zdobywał sławę adwokata polityków PO, jeszcze głośniej zrobiło się o nim po wybuchu, za sprawą publikacji „Wprost”, afery taśmowej. Według nagrania, Giertych roztaczał przed dziennikarzem Piotrem Nisztorem perspektywy zarobku na książkach o najbogatszych biznesmenach. „Piotrek, moja ostateczna propozycja: cztery stówy (400 tys. zł) i dziesięć pro (mowa o procentach od tego, co uda się wyciągnąć od Kulczyka)”. Giertych tłumaczył, że proceder będzie legalny. „Ty będziesz pisał. A ja będę, słuchaj, sprzedawał to”. Pytał, czy nie mogłaby powstać książka o Michale Sołowowie. „Zadasz mu (Sołowowi) pytanie: czy w 1982 roku przewoził pan biżuterię w odbycie?”. Po skandalu, jaki wywołała treść tej rozmowy, Giertych tłumaczył, że to, co mówił podczas spotkania, było tylko legendą, jakiej użył w rozmowie z dziennikarzem. Jako zdeklarowany przyjaciel Donalda Tuska i jego rodziny czy Radosława Sikorskiego, został adwokatem Zbigniewa Stonogi, który o politykach Platformy mówił, że to chamy, s...syny, których „będziemy autobusami wozili do prokuratur”. Dopiero, gdy informacje o pracy Giertycha dla Stonogi wyszły na jaw, prawnik zrezygnował z reprezentowania go w sądzie. K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
6
ORDYNAC JA·W YBORCZ A FORUM RKW – Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów. Zasadnicze nieprawidłowości w naszym systemie wyborczym i propozycje prawnie skutecznego przeciwdziałania NADMIERNE UZALEŻNIENIE PRZEBIEGU I KONTROLI WYBORÓW OD STRUKTUR WŁADZY SAMORZĄDOWEJ I POLITYCZNEJ
1. Dowolność w odwoływaniu Przewodniczących Obwodowych Komisji Wyborczych przez wójta/burmistrza bez jakiejkolwiek możliwości odwołania się od tej decyzji lub uzależnienia jej prawomocności od podobnej decyzji Okręgowej Komisji Wyborczej. Przewodniczący Obw. KW powinien być nieusuwalny przez wójta/burmistrza, odwołanie możliwe tylko przez Okręgową KW, ale musi być ściśle określony tryb (wraz z trybem odwołania się od decyzji) oraz wymienione konkretne powody. 2. Brak jakiejkolwiek kontroli nad przechowywanymi w urzędach gmin/miast pieczęciami Obwodowych Komisji Wyborczych przez cały okres pomiędzy wyborami i w okresie ogłoszenia wyborów. Pieczęcie muszą być deponowane po wyborach komisyjnie przez Przewodniczących Obw. KW i wydawane komisyjnie Obw. KW przez Okręgową KW z pominięciem urzędów samorządowych. Pomiędzy wyborami pieczęcie są cały czas w opieczętowanym sejfie Okręgowej KW. 3. Brak społecznej kontroli podczas dystrybucji odebranych z drukarń kart wyborczych, dystrybucja odbywa się wyłącznie w obecności urzędników gmin/miast, dopiero pod koniec karty
wydawane są powołanym Obwodowym Komisjom Wyborczym, ale zupełnie nie wiadomo, co się działo z kartami wyborczymi w trakcie ich drukowania, w drodze pomiędzy drukarnią a urzędem, w urzędach przed ich wydaniem członkom Obw. KW. Druk kart wyborczych wyłącznie przez drukarnię z monitoringiem, z dostępem on-line obejmującym produkcję kart, ich magazynowanie (w tej samej hali), wydawanie kart wyborczych wyłącznie według kolejności ich produkcji i komisyjnie, z obowiązkową obecnością co najmniej 3 członków danej Obw. KW, w tym Przewodniczącego Obw. KW, z możliwością uczestniczenia w tym procesie mężów zaufania lub przedstawicieli Komitetów Wyborczych. Przeliczanie kart zaraz po ich wydrukowaniu i na każdym etapie, jeśli są one przekazywane komukolwiek podczas dalszego procesu organizacji wyborów. 4. Nieprawidłowości systemu „losowania” członków Obw. KW; pozostawienie tej procedury w rękach urzędników. Losowanie jedynie w obecności i pod nadzorem urzędników, ale przekazane w ręce przybyłych na spotkanie kandydatów na członków Obw. KW, którzy spośród siebie wyłaniają komisję skrutacyjną. Tryb losowania opisany wyraźnie w ordynacji
– losy wybierane z pojemnika w takiej procedurze, by osoba ciągnąca „los” nie miała możliwości wglądu do wymieszanych losów. 5. Brak realnej społecznej weryfikacji procesu tworzenia list wyborców, nie ma odpowiedniego czasu na realną weryfikację wydrukowanej listy wyborców wydanej w ostatniej chwili Obw. KW, przy jednoczesnym braku procedury odwoławczej w przypadku sfalsyfikowanej lub zawierającej błędy listy wyborców. Wgląd w procedurę tworzenia obwodowej lis ty wyborczej na każdym etapie. Listy wyborców wydane członkom Obw. KW najpóźniej na 7 dni przed wyborami, a listy uzupełniające najpóźniej 2 dni przed wyborami. Konieczność nadzoru Komitetów Wyborczych nad funkcjonującą centralną państwową bazą danych Źródło. Konieczny jest także sejmowy nadzór nad procedurą wytwarzania w okresie wyborów dokumentów dla służb specjalnych (chodzi o to, by nie było nagłego ilościowego przyrostu wydawanych dokumentów, które przecież będą posiadały wszelkie cechy zewnętrzne, umożliwiające oddawanie głosów). 6. Brak realnej społecznej kontroli nad systemem zliczania od dołu ku górze cząstkowych wyników wyborów,
odbywa się to na terenie budynków podległych władzom samorządowym lub politycznym, zliczanie trwa wiele dni i im wyżej, tym mniejsza jest kontrola społeczna. Im wyżej usytuowane, tym bardziej hermetyczne jest ciało podliczające zbiorcze głosy. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) w ogóle nie dopuszcza do siebie „obcych”, np. mężów zaufania, przed dniem wyborów. Na czas wyborów do składu PKW Komitety Wyborcze nie mają możliwości delegowania kogoś do pracy w PKW: a. Państwowa Komisja Wyborcza mieści się na terenie budynków podległych Kancelarii Prezydenta, w której (drzwi w drzwi) pracują urzędnicy kancelarii prezydenckiej (konflikt ewidentny – bezpośredni, gdy chodzi o wybory prezydenckie, pośredni, gdy mamy inne wybory, jeśli za kandydatami w danych wyborach stoi ta sama partia, która stała za wyborem prezydenta). Urzędnicy kancelarii prezydenckiej mają bezpośredni i stały dostęp do zwykłych pracowników, a także i sędziów PKW w centralnej siedzibie PKW; b. Pozostałe pomieszczenia szczebla niższego analogicznie znajdują się na terenie urzędów ściśle zainteresowanych w „odpowiednim” przebiegu wyborów. Natychmiastowe przeprowadzenie całej instytucji
KBW i PKW do osobnego, suwerennego i jej własnego budynku jako instytucji konstytucyjnej i centralnej, która od dawien dawna powinna mieć własny budynek (gdyby rzeczywiście chodziło kiedykolwiek wcześniej o prawidłowość wyborów). Skład Okręgowych Komisji Wyborczych wyłaniany odpowiednio wcześniej, ale analogicznie do procedury społecznych Obw. KW, przy czym w składzie Okręgowych KW – jak dotychczas – mają znajdować się sędziowie wskazywani przez państwo. Strona społeczna (kandydaci skierowani przez Komitety Wyborcze) ma prawo weta wobec sędziów kierowanych do wspólnej pracy w Okręgowej KW (dotychczas kierowani do tej pracy sędziowie częstokroć byli wykolejeńcami i osobami, na które władze miały swoje „haki”). Stowarzyszenia, a nie tylko Komitety Wyborcze mają prawo kierowania obywateli do pracy w komisjach wyborczych każdego szczebla (rozwiązanie prawne podobne, jak podczas referendum). Kilkudniowe obliczanie wyników w wyższych ogniwach piramidy zliczającej wymaga rotacyjnej obecności wielu mężów zaufania i członków Okręgowych lub wyższych KW ( jeden mąż zaufania lub członek Okręgowej lub wyższej KW – przedstawiciel strony społecznej – po pierwszym dniu pracy będzie już zmęczony i niczego nie przypilnuje, musi mieć zmiennika).
NIEPRAWIDŁOWOŚCI NA POZIOMIE CENTRALNYM SYSTEMU WYBORCZEGO 1. Decyzje Państwowej Komisji Wyborczej nie podlegają jakiemukolwiek zaskarżeniu (na przykład przed Sądem Najwyższym) – niemożność zaskarżenia przez jakikolwiek komitet wyborczy czy jakąkolwiek instytucję czy grupę społeczną postanowień PKW. Niemożność zaskarżenia uchwał PKW, a szczególnie bardzo ważnej uchwały „Wytycznych dla Obw. KW” precyzującej postępowanie Obw. KW ( jej wybór, ukonstytuowanie, kompetencje, procedury przed dniem wyborów, w dniu wyborów i po wyborach). Decyzje PKW i KBW, a szczególnie uchwała o nazwie „Wytyczne dla Obw. KW…” muszą być zaskarżalne – w trybie wyborczym, najlepiej do Trybunału Konstytucyjnego ( jeśli nie do TK, to do Sądu Najwyższego). 2. Nie wiadomo, na jakiej podstawie prawnej tworzone są listy wyborców w sytuacji, gdy zarówno PKW, jak i MSWiA wyraźnie oświadczyły w 2015 roku, że państwowa/centralna baza danych, tzw. Źródło – ze względu na masowo występujące błędy – NIE MOŻE być podstawą do tworzenia list wyborczych, a dane osobowe/meldunkowe przechowywane w komputerach gminnych nie mają podstawy prawnej, gdyż takową ma jedynie centralna baza danych, tzw. Źródło. Jeśli gminy nie mogą tworzyć legalnych list wyborców na podstawie nieaktualizowanych i prawnie nie mających umocowania własnych baz danych, to oznacza, że wąska grupa osób mających dostęp do centralnej bazy danych, osób całkowicie zależnych od państwa, może w sposób dowolny i przez nikogo niekontrolowany tworzyć listy wyborców z klawiatury systemu komputerowego i oprogramowania komputerowego zależnego od aktualnie sprawujących władzę koterii. Społecznej kontroli należy poddać procedury tworzenia list wyborczych w centralnej bazie Źródło i w urzędach gminnych, które do tych instytucji delegują mężów zaufania na czas wyborów. Zgłaszane nieprawidłowości rozpatrywane są w trybie wyborczym. 3. Nieprawidłowości w tworzeniu zagranicznych sieci Obw. KW dla Polonii. Proces ten jest całkowicie dowolny i nie podlega kontroli ani zaskarżeniu (np. przez Senat RP, który mógłby mieć taka prerogatywę z racji swej opieki nad Polonią). Przekazać prerogatywy tworzenia sieci zagranicznych Obw. KW kontroli społecznej, a więc Komitetom Wyborczym i Senatowi RP, które wyznaczą na czas wyborów tę sieć. MSZ będzie narzędziem wykonawczym (a nie organem decyzyjnym). 4. Nieprawidłowości związane z wprowadzeniem systemu komputerowego zliczania głosów, związane z: a. Samym szwankującym systemem komputerowym, nad którym nie ma społecznej kontroli podczas jego tworzenia, podczas jego testów i funkcjonowania w dniu wyborów i w dniach następnych (nadzór sędziów z OKW lub PKW jest fikcyjny lub wątpliwy);
b. Tworzeniem tylko elektronicznej wersji protokołu, a nie papierowej i ręcznie wypełnionej w obecności wszystkich członków komisji wersji protokołu z wynikami głosowania w Obw. KW. - Sugerowanie w materiałach szkoleniowych PKW dla członków Obw. KW, by jedynym protokołem był protokół tworzony komputerowo i by nie było protokołu ręcznie sporządzonego przez członków Obw. KW, podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW (z zaleceniem, by protokół elektroniczny podpisywać tylko na ostatniej stronie, gdy konkretne wyniki cząstkowe są na pozostałych stronach!). - Ograniczenie kontroli społecznej oraz pozostałych członków Obw. KW nad procesem tworzenia elektronicznego protokołu poprzez przeniesienie tego procesu do innych pomieszczeń niż to, w którym procedują wszyscy członkowie Obw. KW, co powoduje, że protokoły tworzone są już nielegalnie w obecności dwóch osób, w tym informatyka gminnego, a pozostali członkowie Obw. KW dowiadują się od nich o ostatecznym wyniku, „zaakceptowanym” przez system informatyczny PKW. - W roku 2014, przy całkowicie wadliwym systemie komputerowym, zliczanie głosów w Obw. KW trwało wiele dni. W związku z tym ostatecznie wynik samorządowych wyborów, czyli dotyczących władz w gminie, wklepywany do komputera gminnego i przesyłany do centrali PKW, odbywał się bez obecności wszystkich pozostałych członków Obw. KW, a przez to pozostawał poza wszelką kontrolą społeczną, za to pod kontrolą gminnego informatyka i przewodniczącego Obw. KW zależnego od wójta/burmistrza. Do dziś w woj. mazowieckim nie wiadomo (mimo istnienia ówczesnego systemu komputerowego), na podstawie jakich wyników cząstkowych wybrane są władze samorządowe w tym województwie. c. Tworzenie systemów komputerowych, które będąc podpięte centralnie do PKW, zawierają procedurę ostatecznej akceptacji protokołu przez PKW – wydruk protokołu nastąpi dopiero w chwili, gdy na to wyrazi zgodę centrala. W ordynacji wyborczej, prawodawstwie dotyczącym wyborów, jak też we wszelkiej dokumentacji wytwarzanej przez PKW i KBW – wszędzie, gdzie jest mowa o protokole wyborczym podsumowującym wyniki wyborów – musi być wyraźnie wskazane, że jedynym prawnie obowiązującym i ważnym jest protokół ręcznie sporządzony przez członków komisji. „Komputerowiec z gminy” może jedynie przepisać samodzielnie (ponosząc za to karną odpowiedzialność) dane z protokołu ręcznego, a to, co przepisze, wraz ze skanami protokołu ręcznego publikuje na swych stronach BiP lokalna gmina, biorąc za to karną odpowiedzialność ( jest to kolejne, dodatkowe i równoległe zabezpieczenie danych, które jednak nie jest podstawą do ogłoszenia wyniku wyborów). Każdy członek i mąż zaufania Obw.KW i Okręgowej KW ma nieograniczone prawo dokonywania kopii (na wszelkich możliwych nośnikach) ręcznie wytworzonych i zatwierdzonych protokołów oraz ich publikacji.
5. Nieprawidłowości związane z głosowaniem korespondencyjnym: f. Przetrzymywanie tak oddanych głosów nawet do siedmiu dni na terenie gminy poza wszelką kontrolą społeczną i poza kontrolą Obw. KW, a jedynie pod kontrolą urzędników. g. Brak jakiejkolwiek kontroli ze strony społecznej lub członków Obw. KW nad tym, czy rzeczywiście i ilu obywateli wyraziło chęć głosowania korespondencyjnego – urzędnik może wygenerować dowolną liczbę „chętnych”, którzy niby się do niego przed dniem wyborów zgłosili, niby wyrażając chęć oddania głosów korespondencyjnie. h. Nieprawidłowości w zliczaniu głosów korespondencyjnych, które dostarczane są do lokalu wyborczego: - brak jakiejkolwiek kontroli nad tym, czy te głosy, które zostały złożone w urzędzie lub na poczcie, są tymi samymi, które dotarły do lokalu; - systemowy zakaz osobnego zapisania wyniku głosów korespondencyjnie oddanych, które zawierałby w końcowym protokole informację o wyniku z głosów korespondencyjnych, a na przykład mogłoby z zapisu wynikać, iż „dziwnym trafem” wszystkie dostarczone głosy korespondencyjne oddane były na tego samego kandydata. Wprowadzić zakaz oddawania głosów korespondencyjnie, zarówno ze względu na to, że takie głosowanie łamie jeden z konstytucyjnie określonych i gwarantowanych przymiotów wyborów (głos MUSI być, zgodnie z konstytucją, oddany bezpośrednio) jak też ze względu na to, że głosowanie korespondencyjnie wprowadzone jest zawsze po to, by fałszować wybory (a już szczególnie jest to możliwe przy obecnych rozwiązaniach wprowadzonych przez poprzednią ekipę rządową). 6. Nieprawidłowości ipso facto związane z procedurami narzucanymi Obw. KW przez PKW: g. Brak jasnych wytycznych, które procedury muszą być zachowane bezwzględnie pod klauzulą sine qua non unieważnienia wyborów w danej Obw. KW (np. uregulowanie kwestii przeliczania kart wyborczych przed i w dniu wyborów, późniejszego ich przechowywania już jako ostemplowanych kart wyborczych w lokalu wyborczym, a nie na zapleczu lub w urzędzie gminnym, z którego są podczas wyborów dowożone, procedury podliczania głosów, utworzenia i wywieszenia ręcznego protokołu utworzonego i podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW; protokół komputerowy musi być wobec ręcznego protokołu wtórny i może być wklepany przez informatyka gminnego w innym czasie i na jego odpowiedzialność, w dodatku wyłącznie jako działanie pomocnicze). h. Sugerowanie, by członkowie Obw. KW nie pracowali w pełnym składzie, tylko by dzielili się na grupki, co daje możliwość na wiele godzin opanowania Obw.KW przez trzyosobową koterię zwolenników jakiegoś kandydata lub partii.
i. Niejasności związane z procedurami, jakie muszą być natychmiast wdrożone, gdy nieprawidłowości są zgłaszane policji lub sędziom OKW. Zazwyczaj są one lekceważone lub pomijane, a policja lekceważąco podchodzi do takich zawiadomień, niezależnie od tego, czy są one zgłaszane przez członków Obw. KW, czy głosujących obywateli; tymczasem dotyczy to przecież przestępstw ściganych z mocy prawa. Powyższe nieprawidłowości już logicznie zawierają przy okazji omówienia rozwiązania poprzez zakaz takich działań lub nakaz działania (choć mamy też więcej regulujących propozycji), ale, co jest jeszcze ważniejsze, chodzi tu o to, by rozwiązania (zakazy i nakazy) były wpisane wyraźnie w ordynację wyborczą lub wymienione wprost w uchwałach PKW i KBW, tak by niezachowanie tych zasad automatycznie wymuszało zastosowanie procedur naprawczych lub unieważniało wybory w danym Obw. KW, która nie stosowałaby się do wyznaczonych zasad – dziś podlega to dowolnej interpretacji i umożliwia fałszerstwa. 5. Nieprawidłowości w posługiwaniu się dokumentacją upoważniającą do oddania głosu w danej Obw. KW: f. Wprowadzenie nieścisłego określenia „zamieszkiwania” na terenie danej Obw. KW w miejsce prawnie precyzyjnego i rodzącego jasne konsekwencje „zameldowania”. Przywrócenie „zameldowania” jako terminu określającego prawo do oddania głosu. Ci, którzy chcą głosować, a nie mają zameldowania, powinni się o zameldowanie postarać, nawet jeśli to zameldowanie miałoby być tymczasowe – tylko w ten sposób można skontrolować proces wyborczy poprzez sprawdzenie, czy PESEL wyborcy nie dubluje się w dwóch różnych Obw. KW. Jeśli ktoś nie głosuje w miejscu zameldowania, powinien posiadać zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu niż miejsce zameldowania – to wystarczy; inne rozwiązania sprzyjają fałszerstwom. g. Zezwolenie na oddawanie głosu na podstawie takich dokumentów i zaświadczeń, które umożliwiają wielokrotne oddawanie głosu w różnych Obw. KW: - Na tzw. zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu – otóż nastąpiło zniesienie dawnej i obowiązkowej dla Przewodniczącego Obw. KW procedury telefonicznego skontrolowania, czy rzeczywiście takowe zaświadczenie zostało wydane i czy obywatel w związku z tym został w swej gminie wykreślony z listy wyborców. W dalszym ciągu też nie obowiązuje na terenie całego kraju jednolity wzór takiego zaświadczenia, czy też rejestru takich wydanych zaświadczeń, co umożliwia dowolne powielanie takiego zaświadczenia i oddawanie takiej ilości głosów przez taką osobę, która wynika w dniu wyborów jedynie z jej mobilności i woli dotarcia do Obw. KW. Przywrócenie konieczności skontrolowania przez Przewodniczącego Obw. KW, czy zaświadczenie jest prawidłowo wystawione i czy nie było już wykorzystane.
- Możliwość głosowania – poza głosem oddanym na dowód osobisty – dodatkowego głosu w dowolnym miejscu w Polsce na paszport. Wystarczy oświadczyć, że jest się osobą pracującą w obcym kraju i przedstawić jakikolwiek (przez nikogo nie weryfikowany), byle w obcym języku napisany papier, który zgodnie z wyraźnym stwierdzeniem PKW, dotyczącym tej konkretnej kwestii, w ogóle NIE MUSI być przetłumaczony na język polski. „Dokumentu” tego obywatel NIE MUSI pozostawić w Obw. KW, co też odbywa się zgodnie z wyraźnymi wytycznymi PKW w tym względzie. - Możliwość wielokrotnego głosowania na nowy dowód osobisty, który NIE ZAWIERA danych meldunkowych obywatela ani wzoru jego podpisu, co nie pozwala określić, czy rzeczywiście „zamieszkuje” dany obszar Obw. KW. Zarówno na szkoleniach dla członków Obw. KW prowadzonych centralnie przez Okręgowe Komisje Wyborcze, jak i w wytycznych PKW podawana była informacja, iż takim poświadczeniem zamieszkiwania może być kwit z pralni z danego terenu. I Obw. KW ma obowiązek dopisania takiej osoby do listy wyborców danego obwodu. - Zupełnie nowym sposobem na fałszowanie wyborów okazało się w II turze wyborów na prezydenta RP wprowadzenie na listy wyborców olbrzymiej liczby tzw. bezdomnych „meldowanych” pod adresem danej Obw. KW. Odbyło się to bez wskazania jakichkolwiek podstaw prawnych, o które natychmiast wystąpiliśmy do PKW. Tego, czy ktoś przychodzący z nowym dowodem, który nie zawiera danych meldunkowych, rzeczywiście jest „tutejszym” bezdomnym, nie sposób skontrolować. Likwidacja wyżej wymienionych „uprawnień” i korekta nieprawidłowości – nie wymaga wyjaśnień, likwidacja wprost w przepisach i uchwałach PKW.
Na koniec
Należy w polskim kodeksie karnym uregulować kwestię odpowiedzialności karnej za fałszowanie wyborów. Jeśli demokracja – a w szczególności akt oddania głosu w wyborach – jest „źrenicą oka” takiego systemu, to przestępstwa wyborcze nie mogą być traktowane tak pobłażliwie jak dotychczas, ale muszą się wiązać co najmniej z pozbawieniem takich osobników praw obywatelskich i karą ciężkiego więzienia. To tylko niewielka, uporządkowana część z nieprawidłowości, jakie dzieją się od dziesięcioleci podczas wyborów w naszym kraju. Obecną zmianę polityczną i większość sejmową mamy tylko dzięki śmiałej i zakrojonej na cały kraj akcji obywatelskiej wolontariatu Ruchu Kontroli Wyborów, który to ruch dziś działa jako Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy. Wszyscy powinniśmy być tym wolontariuszom wdzięczni, że wiele z przygotowanych mechanizmów fałszowania wyborów, umożliwionych poprzez nieprecyzyjne wytyczne i regulacje, NIE ZOSTAŁO W PEŁNI WYKORZYSTANYCH!
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
7
KLĘSK A·W YBORCZ A
P
ierwszy nastąpił w 1998 roku. Skonfliktowany z ówczesnym przewodniczącym partii Jeanem-Marie Le Penem jeden z głównych liderów FN, Bruno Mégret, stracił zaufanie kierownictwa i został usunięty z partii wraz ze swoimi współpracownikami i zwolennikami przez szefa FN oraz skupionych wokół niego polityków. Mégret postanowił założyć własne ugrupowanie Mouvement National Républicain, które jednak nie okazało się trwałym politycznym bytem. Dzisiaj zarówno Bruno Mégret, jak i jego partia MNR należą do politycznego passé. W 2011 roku sam Jean-Marie Le Pen, założyciel i przez kilkadziesiąt lat przywódca Frontu Narodowego, został pozbawiony politycznego przywództwa, a później przewodnictwa partii przez swoją córkę Marine Le Pen, która doprowadziła do politycznej marginalizacji ojca w ugrupowaniu i na francuskiej scenie politycznej. W roku 2016 obecna przywódczyni FN doprowadziła do pozbawienia ojca wszystkich funkcji w partii, a następnie do jego z niej wyrzucenia. Jean-Marie Le Pen nie poddał się jednak bez walki. Zwrócił się do sądu, aby ten nakazał Frontowi Narodowemu jego ponowne przyjęcie w swoje szeregi, i wygrał. Wyrokiem sądowym Jean-Marie Le Pen został przywrócony do Frontu Narodowego jako honorowy członek i honorowy przewodniczący tej partii. 18 września br. przewodnicząca Frontu Marine Le Pen zażądała od wiceprzewodniczącego i politycznego Nr. 2 tej partii Floriana Philippota, aby ten zrezygnował natychmiast i bezwarunkowo z przewodnictwa stowarzyszenia Les Patriotes, które Philippot założył kilka miesięcy temu. Zdaniem Marine Le Pen stowarzyszenie to solidnie się przyczyniło do wyborczej klęski Frontu Narodowego w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Kiedy Florian Philippot stanowczo i publicznie odmówił wykonania polecenia swojej partyjnej przełożonej, za karę pozbawiła go ona ze skutkiem natychmiastowym wewnątrzpartyjnej funkcji odpowiedzialnego za strategię i komunikację, nie odbierając mu przy tym stanowiska wiceprzewodniczącego. Philippot postanowił opuścić szeregi partii. Wraz z nim odchodzą m.in. długoletnia działaczka i europosłanka FN Sophie Montel i Maxime Thiébaut, wiceprzewodniczący stowarzyszenia Patrioci i ważny polityk FN. Podwójna klęska wyborcza w tegorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych, trwające we Froncie Narodowym powyborcze rozliczenia, wewnątrzpartyjne konflikty personalne pomiędzy Marine Le Pen i jej ojcem, jak i pomiędzy przywódczynią tej partii i jej zastępcami, w końcu rozłam i odejście z ugrupowania kilku liderów i długoletnich działaczy sprawiają, że obecnie ugrupowanie, które jeszcze pół roku temu pretendowało do politycznego tytułu pierwszej partii nad Sekwaną, znajduje się obecnie w bardzo poważnym, wręcz bezprecedensowym wewnętrznym kryzysie, a jego przetrwanie na francuskiej scenie politycznej po raz pierwszy stanęło pod znakiem zapytania. Jak do tego doszło? Czy Front Narodowy ma w ogóle jakąś polityczna przyszłość? Czy partia rodziny Le Pen ma realne szanse stać się ugrupowaniem rządzącym we Francji? Czy perspektywa zwycięstwa politycznego Frontu Narodowego któregoś dnia w wyborach prezydenckich i parlamentarnych to tylko mit i straszak na francuskich wyborców, aby skłonić ich do zagłosowania na jakąkolwiek jego konkurencję i tym samym do
Francuski Front Narodowy przechodzi obecnie przez duży polityczny i wewnętrzny kryzys. 21 września bieżącego roku ugrupowanie najpierw Jeana-Marie Le Pena, a teraz Marine Le Pen doznało trzeciego dużego rozłamu w swojej historii.
Front Narodowy
polityczny kolos na glinianych nogach Zbigniew Stefanik zagwarantowania pozostania w mocy nad Sekwaną paktu republikańskiego kierującego się zasadą „wszystko, tylko nie FN”? Swój marsz po władzę Front Narodowy rozpoczął w roku 2013, kiedy to urzędujący wówczas prezydent François Hollande, rozbudziwszy wielkie nadzieje społeczne w kampanii wyborczej, w błyskawicznym tempie zaczął tracić poparcie społeczne i części swojego obozu politycznego. Od drugiej połowy 2013 roku członkowie partii socjalistycznej, zawiedzeni prezydenturą Hollande’a, masowo zaczęli opuszczać szeregi tego ugrupowania. Cześć z nich przyłączyła się do Frontu Narodowego. Dlaczego? Ponieważ mieli poczucie, iż François Hollande nie spełnił swoich społecznych obietnic, które złożył podczas kampanii wyborczej, a kwestie społeczne i szeroko rozumiana polityka socjalna stały się już dwa lata wcześniej jednym z filarów politycznej retoryki i politycznego przekazu partii Marine Le Pen. Toteż nierzadko można było obserwować w tamtym okresie, jak cale struktury partii socjalistycznej w terenie zmieniały szyld PS na FN i prowadziły swoją działalność w niezmienionym składzie osobowym. Pierwsze wielkie zwycięstwo polityczne Front Narodowy odniósł w maju 2014 roku, kiedy to, wbrew sondażom i zapowiedziom większości ekspertów, wygrał wybory do europarlamentu. W tym samym roku osiągnął bardzo wysoki wynik w wyborach samorządowych, kiedy to wybierano nad Sekwaną merów miast i miasteczek. W marcu 2015 roku po raz kolejny uzyskał bardzo wysoki wynik w wyborach radnych do rad departamentalnych. W drugiej turze tych wyborów FN usytuował się na drugim miejscu, zaraz za partią (wówczas Nicolasa Sarkozy’ego) Republikanie i daleko przed wówczas rządzącą we Francji Partią Socjalistyczną. W grudniu 2015 roku Front Narodowy przekroczył kolejny polityczny pułap, albowiem okazało się w konsekwencji wyników pierwszej tury wyborów regionalnych, że partia Marine Le Pen weszła do drugiej tury walki o przewodnictwo czterech regionów, co było tak naprawdę we Francji wydarzeniem bezprecedensowym. Wówczas musiał zostać uruchomiony pakt republikański, aby zatrzymać Front Narodowy w marszu o przejęcie władzy w 4 z 13 francuskich regionów. W wyniku drugiej tury tych wyborów Front Narodowy nie objął przewodnictwa żadnego regionu, jednak mówiono o nim jako o pierwszej partii we Francji, a sama Marine Le Pen zaczęła być postrzegana jako poważna pretendentka do fotela prezydenta Francji.
C
o więc się takiego wydarzyło, że wybory prezydenckie okazały się tak samo tragiczne w skutkach dla Frontu Narodowego, jak 154 lata wcześniej dla armii konfederackiej generała Roberta Lee bitwa pod Gettysburgiem? Od początku kampania wyborcza
Frontu Narodowego, poprzedzająca tegoroczne wybory prezydenckie nad Sekwaną, nie przebiegała w sposób pomyślny dla tej partii. Tak zwana Fillongate, która rozpoczęła się w styczniu tego roku, sprawiła, że afery finansowe w politycznych kręgach niemal zdominowały całą kampanię wyborczą, i to do samego jej końca. Podobnie, jak François Fillon (kandydat w tych wyborach partii Republikanie), nie tylko Marine Le Pen, ale również kilku innych czołowych liderów FN było oskarżanych o defraudacje finansowe. Samej Marine Le Pen francuska prokuratura zarzuciła defraudację kilku milionów euro z funduszy europarlamentarnych i fikcyjne, długoletnie zatrudnianie pracowników, którzy oficjalnie (tak miało wynikać z ich umów o pracę) zajmowali stanowiska europoselskich asystentów, a de facto mieli pracować dla narodowych struktur FN. Wezwana przez prokuraturę na przesłuchanie w tej sprawie Marine Le Pen, inaczej niż François Fillon, postanowiła, posługując się swoim europoselskim immunitetem, do prokuratury na przesłuchanie się nie stawić, co wielu ekspertów i komentatorów nad Sekwaną uznało za błąd, a wielu wyborców potraktowało jako akt przyznania się do winy. Kolejne oskarżenia pod adresem Frontu Narodowego o zagraniczne (rosyjskie) finansowanie swojej politycznej działalności, najdelikatniej to ujmując, nie pomogły temu ugrupowaniu w jego kampanii wyborczej... Dużą kulą u nogi okazała się również polityczna strategia Frontu Narodowego, jaką to ugrupowanie przyjęło podczas kampanii prezydenckiej. Partia przedstawiała się przed pierwszą turą wyborów prezydenckich jako wyraźnie eurosceptyczna. Sama Marine Le Pen postulowała wyjście Francji ze strefy euro i obiecywała w przypadku swojego zwycięstwa w wyborach prezydenckich referendum w sprawie Frexitu. Te zapowiedzi wyborcze okazały się dla niej tragiczne w skutkach w wyborach prezydenckich, albowiem wielu Francuzów obawiało się utraty swoich oszczędności w przypadku wyjścia Francji ze strefy euro. „Wyjście ze strefy euro to prosta droga do bankructwa Francji”, grzmieli niemal jednogłośnie eksperci nad Sekwaną w odpowiedzi na postulaty Marine Le Pen. Zapowiedź zorganizowania referendum w sprawie Frexitu przestraszyła również tych Francuzów, którzy pracują na co dzień za granicą, a mieszkają we Francji. Okazało się, że w regionach, gdzie Front Narodowy niemal zawsze od pierwszych miesięcy swojego istnienia uzyskiwał wysokie wyniki wyborcze, poparcie dla Marine Le Pen błyskawicznie spadało, co potwierdził wynik wyborczy zarówno w pierwszej, jak i w drugiej turze tegorocznych wyborów prezydenckich. Pozycję Marine Le Pen w wyścigu do fotela prezydenta Francji dodatkowo mocno osłabiła jej wypowiedź z kwietnia tego roku, kiedy to stwierdziła, że
Francja nie może być uznawana za odpowiedzialną za deportacje Żydów podczas II wojny światowej, ponieważ rząd z Vichy nie był rządem francuskim, a prawdziwym przywódcą Francji był generał Charles de Gaulle. Te słowa wywołały powszechne oburzenie i we Francji, i za granicą. „Marine Le Pen nie zna historii!”, wołali eksperci i historycy. „Do szkoły, Marine!”, krzyczeli Francuzi. Komentatorzy przypominali zaś, że to francuski parlament, wybrany jeszcze przed rozpoczęciem II wojny światowej, dał marszałkowi Philippowi Pétainowi pełnię władzy we Francji i że rząd z Vichy był w związku z tym prawowitym rządem francuskim, a państwo Vichy miało swoje ambasady w największych państwach świata, w tym w USA. Generał de Gaulle zaś 18 czerwca 1940 roku wypowiedział posłuszeństwo dowodzącemu francuską armią i uciekł do Wielkiej Brytanii, gdzie samozwańczo ogłosił się w radiu BBC przywódcą wolnych Francuzów i wolnej Francji. Uznanie de Gaulle’a przez aliantów za przedstawiciela wolnych Francuzów nastąpiło dopiero w pierwszej połowie 1943 roku, po śmierci admirała Françoisa Darlana, który zginął w zamachu, jak wszystko na to wskazuje zorganizowanym przez gaullistów, z przyzwoleniem i logistycznym wsparciem Brytyjczyków. Tak naprawdę Charles de Gaulle został oficjalnie uznany za legalnego przywódcę Francji po wyzwoleniu Paryża (koniec sierpnia 1944 r.) i po utworzeniu GPRF, czyli tymczasowego rządu Republiki Francuskiej. Dodatkowo rzeczona wypowiedz Marine Le Pen była zestawiana przez komentatorów i massmedia z wypowiedzią sprzed lat Jeana-Marie Le Pena, który stwierdził, że „wiele na to wskazuje, iż komory gazowe podczas drugiej wojny światowej nigdy nie istniały, a holokaust to właściwie tylko szczegół w historii”. Przedwyborcze debaty telewizyjne także nie okazały się dla Marine Le Pen pomyślne. Kandydatka Frontu Narodowego nie potrafiła uzyskać przewagi nad pozostałymi kandydatami. Okazało się również, że polityczna konkurencja zarówno po prawej, jak i po lewej stronie odebrała jej partii niemało wyborców w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Po prawej stronie kandydat partii Debout la France (Powstań Francjo) Nicolas Dupont-Aignan zdawał się być dla części elektoratu Frontu Narodowego bardziej umiarkowany i bardziej merytoryczny niż Marine Le Pen. Dodatkowo przewaga Dupont-Aignana nad Le Pen zdawała się dotyczyć sfery moralnej, albowiem nie był on oskarżany o defraudacje finansowe ani o popełnienie żadnych innych niemoralnych, czy też nielegalnych czynów, co zresztą podkreślał przy każdej okazji. Po lewej stronie Frontu Narodowego zaś odbierał elektorat temu ugrupowaniu rosnący w siłę podczas kampanii wyborczej Jean-Luc Mélenchon, który,
jak się miało później okazać, dla wielu wyborców Frontu Narodowego był bardziej przekonujący w roli nieprzejednanego obrońcy postulatów społecznych i socjalnych. Kandydatka Frontu Narodowego dostała się do drugiej tury wyborów prezydenckich, jednak, o ile pierwszy tydzień jej kampanii wyborczej poprzedzającej drugą turę można uznać za udany, to prawdziwa kampanijna klęska Marine Le Pen nastąpiła w wyniku debaty telewizyjnej z Emmanuelem Macronem, w której wypadła niewiarygodnie przez błędy merytoryczne, które popełniła podczas tej politycznej konfrontacji. Podczas rzeczonej debaty nie potrafiła wykazać korzyści dla Francji w przypadku wystąpienia ze strefy euro. Co więcej, wykazała się rażącą nieznajomością zasad funkcjonowania tej strefy. Największa wpadka Le Pen w bloku tematycznym o Unii Europejskiej nastąpiła w momencie, kiedy stwierdziła ona, że Wielka-Brytania nigdy nie miała się tak dobrze, jak po opuszczeniu strefy euro.
M
arine Le Pen nie potrafiła również w sposób przekonujący nakreślić dla Francji strategii walki z terroryzmem. Na jej propozycję zamknięcia francuskich granic, aby uchronić obywateli przed zamachami terrorystycznymi, Emmanuel Macron odpowiedział, że zamykanie granic Francji nie ma większego sensu, kiedy terroryści już są na terytorium Francji, w dodatku większość z nich posiada francuskie obywatelstwo. 7 maja br. nastąpiła pierwsza od lat potężna klęska Frontu Narodowego; klęska, z której partia podnieść się nadal nie potrafi. Marine Le Pen przegrała wybory prezydenckie i nie udało się jej nawet osiągnąć prognozowanego wyniku 40 procent. W drugiej turze Emmanuel Macron uzyskał ponad dwa razy więcej głosów niż ona. Wprawdzie próbowała ratować co się da i po ogłoszeniu – wówczas jeszcze sondażowych – wyników drugiej tury zadeklarowała, że Front Narodowy jest pierwszą partią opozycyjną nad Sekwaną, jednak ta prognoza nie ziściła się, a rozliczenia powyborcze w FN, jak i wewnątrzpartyjne ataki na przywódczynię rozpoczęły się już nazajutrz po drugiej turze wyborów prezydenckich. Kilka dni później zaczęli odchodzić z Frontu Narodowego pierwszoliniowi działacze. Odeszła też siostrzenica Marine Le Pen Marion Maréchal-Le Pen, podając jako przyczynę względy osobiste i potrzebę poświęcenia więcej czasu swojej córce. Kolejna, być może jeszcze potężniejsza klęska Frontu Narodowego miała miejsce w wyniku wyborów parlamentarnych, które odbyły się zaledwie kilka tygodni po wyborach prezydenckich. Front Narodowy uzyskał w nich mniej mandatów niż francuska partia komunistyczna, co sprawiło, że nie był w stanie nawet utworzyć klubu parlamentarnego. Od tego momentu wewnętrzne konflikty personalne i powyborcze rozliczenia we Froncie Narodowym zdają się nie mieć końca i z każdym dniem przybierają na sile. FN, partia niegdyś walcząca o przejęcie władzy, walczy obecnie wyłącznie o przetrwanie na francuskiej scenie politycznej.
O
powieść o Froncie Narodowym to opowieść o politycznych i rodzinnych konfliktach; o rozstaniach i powrotach, o politycznych zwycięstwach, które okazały się efemeryczne; to opowieść o osobistych porażkach liderów FN i politycznych klęskach ugrupowania. To opowieść o działaniach na granicy
legalności i moralności; o kontrowersyjnych wypowiedziach, niejasnych powiązaniach przywódców partii zarówno we Francji, jak i za granicą; o funduszach niejasnego pochodzenia. W końcu – to opowieść o kobiecie i o jej skomplikowanych osobistych i politycznych relacjach z najbliższymi, w tym z ojcem. Marine Le Pen przeżyła zamach terrorystyczny na jej ojca, musiała stawić czoła niezwykle trudnym sytuacjom w życiu prywatnym i zawodowym; usiłowała zmienić wizerunek Frontu Narodowego; zapewniła tej partii największe w jej historii polityczne zwycięstwa i przyczyniła się do największych politycznych klęsk. Dzisiaj Marine Le Pen usiłuje raz jeszcze zmienić wizerunek swojej partii i polityczny dyskurs Frontu Narodowego. Jednocześnie walczy nie tylko o przywództwo w swoim ugrupowaniu, ale i o swoje polityczne być albo nie być. Walkę tę toczy w niezwykle trudnych warunkach; albowiem jej rywalem jest jej własny ojciec, który wspiera jej przeciwników, a nierzadko wręcz ich instrumentalizuje w bezwzględnej i brutalnej wojnie, którą wypowiedział swojej córce po tegorocznych wyborach prezydenckich. Polityczne wydarzenia nad Sekwaną w ostatnich miesiącach pokazały, że Front Narodowy nie jest w stanie przebić politycznego sufitu, jak również, że pod swoim szyldem nie potrafi stać się partią władzy. Tak zwana dediabolizacja Frontu Narodowego, do której usiłowała doprowadzić Marine Le Pen, nie powiodła się i we Francji nadal funkcjonuje (jak pokazały to wydarzenia polityczne z ostatnich miesięcy) niepisana polityczna zasada: „wszystko, tylko nie FN”. Front Narodowy nie potrafił również postawić się w roli skutecznego obrońcy postulatów społecznych; o to zabiegała przez kilka lat jako przywódczyni tej partii Marine Le Pen. Na tym gruncie FN przegrał walkę z Jean-Lukiem Mélenchonem, który stopniowo uzyskuje nad Sekwaną pozycję przywódcy kontestatorów społeczno-gospodarczych reform zapowiedzianych przez Emmanuela Macrona i rząd Edouarda Philippe’a. Obecnie Marine Le Pen usiłuje zbudować nowy obóz polityczny, złożony z Frontu Narodowego i z mniejszych prawicowych partii, których polityczny przekaz zdaje się być kompatybilny z przekazem partii rodziny Le Penów. Czy ten polityczny zamiar jest realny? Z pewnością tak, albowiem rzeczone prawicowe partie nie są obecnie w stanie przekroczyć samodzielnie progu wyborczego, co pokazuje przykład partii Debout la France i jej lidera Nicolasa Dupont-Aignana, któremu nie udało się uzyskać pięcioprocentowego wyniku ani w tegorocznych wyborach prezydenckich, ani parlamentarnych. Czy zbudowanie nowego prawicowego obozu politycznego nad Sekwaną się powiedzie? Na tym etapie trudno odpowiedzieć na to pytanie. W samym Froncie Narodowym nie brakuje bowiem przeciwników tego projektu, którzy boją się, że zmiana szyldu i nazwy sprawi, że stali wyborcy FN nie zagłosują na nowe logo. Jednak jedno zdaje się być pewne: Front Narodowy ze swoim starym przekazem i starym szyldem nie jest i nie będzie w przyszłości w stanie przebić politycznego sufitu nad Sekwaną, albowiem zdaje się, że sama nazwa „Front Narodowy” odbiera jej liderom szanse na zwycięstwo w wyborach. Przebudowa, odnowa, nowy szyld, nowa nazwa, uaktualniony przekaz polityczny, poszerzenie swojego politycznego spektrum – czy upadek? Takie pytanie muszą sobie postawić dzisiaj członkowie, działacze i liderzy Frontu Narodowego. K
Konieczne zmiany Kodeksu Wyborczego z 5 stycznia 2011 Art. 161
DO NOWELIZACJI: Art. 35 W § 1 słowa: „Wyborcy przebywający za granicą i posiadający ważne polskie paszporty” zastępuje się słowami: „Wyborcy przebywający za granicą legitymujący się dokumentem wskazującym na posiadanie obywatelstwa polskiego” W § 5 kropkę zastępuje się przecinkiem i dodaje zwrot: „lub dokument wskazujący na posiadanie polskiego obywatelstwa”. Art. 53 b W § 5 po słowach „numer ważnego paszportu” dodaje się słowa: „lub innego dokumentu wskazującego na posiadanie polskiego obywatelstwa.”
dodaje się: § 4 Inicjatywę uchwałodawczą posiadają Komitety Wyborcze i stowarzyszenia mające statutowe uprawnienia kontroli zgodnego z prawem przebiegu procesu wyborczego. § 5 Wymienionym w § 4 podmiotom prawnym służy prawo zaskarżania do Sądu Najwyższego treści podejmowanych przez Państwową Komisję Wyborczą uchwał i wytycznych w terminie 14 dni od ich opublikowania. Art. 182 § 2 pkt 1 Zastępuje się średnik kropką, a po kropce dodaje się: „Prawo zgłaszania kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych posiadają także te stowarzyszenia, których statutowym celem jest kontrola zgodnego z prawem przebiegu procesu wyborczego i które są zarejestrowane
co najmniej na rok przed wyborami.” § 3 pkt 1 zastępuje się średnik kropką, a po kropce dodaje się: „Prawo zgłaszania kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych posiadają także te stowarzyszenia, których statutowym celem jest kontrola zgodnego z prawem przebiegu procesu wyborczego i które są zarejestrowane co najmniej na rok przed wyborami.” W § 4 słowo: „mogą” zastępuje się słowami: „nie muszą” Poza tym kropkę zastępuje się przecinkiem i dodaje zwrot: „ Jeśli kandydat spoza stałego rejestru wyborców danej gminy zostanie wybrany członkiem obwodowej komisji wyborczej w tej gminie, zostaje on wtedy dopisany do rejestru wyborców
danej obwodowej komisji wyborczej, której jest członkiem, i skreślony z tego rejestru wyborców, do którego dotychczas był zapisany.” W § 5 na samym początku, słowo „Pełnomocnik” zastępuje się zwrotem:
na zaistnienie w toku procesu wyborczego znamion penalizowanych naruszeń prawa wyborczego i referendalnego, Sąd zawiadamia właściwą prokuraturę celem wszczęcia postępowania wyjaśniającego w sprawie.
„Stowarzyszenia, o których mowa w § 2 pkt 1 i w § 3 pkt 1 lub pełnomocnik”
dodaje się:
Art. 394: W § 2 dodaje się passus po słowach „miały wpływ na wynik wyborów”, zastępując kropkę przecinkiem: „lub stanowiły znamiona przestępstwa popełnionego w toku procesu wyborczego penalizowanego prawem karnym (Rozdział XXXI Kodeksu Karnego – przestępstwa przeciwko wyborom i referendum) Dodaje się § 6 o treści: § 6 W razie pozyskania w toku rozpoznawania protestów wyborczych informacji wskazujących
Art. 437 § 4 Karty do głosowania są drukami ścisłego zarachowania. § 5 Zakres dokumentowania ilości wydrukowanych i rozprowadzonych kart wyborczych, rozdysponowanych kart wyborczych, dokumentowanie ich wydania i użycia, przechowywania oraz zabezpieczenia określają wytyczne i uchwały Państwowej Komisji Wyborczej. /-/ Piotr Andrzejewski, Senator RP /-/ Jerzy Targalski, Prezes Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy /-/ Marcin Dybowski, Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
8
To są ładne słowa, żeby przekonać Polaków do głosowania na Unię Europejską w czasie referendum. Święty Jan Paweł II powiedział: od unii lubelskiej, czyli unii polsko-litewskiej, do Unii Europejskiej. To były słowa, które przekonują. Litwa i Polska są w Unii Europejskiej, za to unia polsko-litewska była, ale teraz jej nie ma. Była Rzeczpospolita Obojga Narodów jako preludium do przyszłej Unii Europejskiej. No i nie pozwolono tej unii obojga narodów przetrwać, aby nie dawała dobrego przykładu narodom uciemiężonym. I wiemy, co się stało – zabrakło nas na mapie Europy. A gdy powróciliśmy na tę mapę, to były wątki konkurencyjne, czy że najważniejsza jest solidarność i wspólny front przeciwko agresji hitlerowskiej, albo żeby oderwać jakiś kawal ziemi od sąsiada. I czasami to bardzo szkodziło. A czy Pan tę część historii – Rzeczpospolitą Obojga Narodów – ceni, uważa za ważną, dobrą z litewskiego punktu widzenia? Tak, bo tylko wspólnie, dzięki solidarności polsko-litewskiej i byciu razem mogliśmy przeciwstawiać się potopowi wschodniemu i wrogim napaściom. Dzięki temu przetrwaliśmy jeszcze dwa albo trzy stulecia. Jak spaceruje się po ulicach Wilna i czyta się rozmaite tablice na kościołach czy innych budynkach, odnosi się wrażenie, że Litwini tę część historii – polsko-litewskiej unii – wypierają, że jakoś jej nie lubią, nie chcą się z nią utożsamiać. Czy to wrażenie jest nieprawdziwe? Rozumiem, że Pan chciałby, aby napisy były w wielu językach albo choćby w dwóch. Mam na myśli ich treść. Można by wspomnieć, że była I Rzeczpospolita, takie wspaniałe państwo; że Litwini mieli polskie herby, Polacy mieli litewskie herby, że była wspólnota, która tworzyła siłę i radość tej ziemi. Ale jeżeli popatrzymy na historię i historiografię albo historiologię, są też dziwne rzeczy – że pomimo tego państwa obojga narodów w jednej jego części mówi się o nim tak, jakby to było państwo jednego narodu. Bo w Polsce nie mówimy „Rzeczpospolita Obojga Narodów”, tylko „Polska”? Tak, albo Rzeczpospolita Polska. Z Litwą jako marginalną częścią. Czyli my też powinniśmy zmienić nasz sposób opowiadania naszej wspólnej historii. To było bardzo długo wprowadzane do świadomości, że na przykład Rzeczpospolita Obojga Narodów jest pierwszą Rzeczpospolitą Polską. My nie liczymy, że Rzeczpospolita Litewska obecne jest trzecia albo czwarta, bo Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem nie tylko jednego narodu. A w polskiej historiografii prawie zawsze podkreśla się, że to była Polska od wszelkich czasów. Stolica Rzeczpospolitej była w Krakowie, językiem Rzeczpospolitej był język polski – tak to było. Była i łacina na dużych terenach Wielkiego Księstwa, słowiański wschodni był używany, było różnie – nie tylko Polska i nic więcej. Pamiętam takie rozumowanie historyka Pawła Jasienicy, że błędem historycznym w pewnym momencie było, że nie przekształcono Rzeczpospolitej Obojga Narodów w Rzeczpospolitą trzech albo czterech narodów. Wtedy historia podążyłaby w innym kierunku. W XIX wiek zrodził pojęcie państw narodowych. Czy wtedy Litwini nie odłączyliby się od Rzeczpospolitej?
Litwini zaakceptowaliby bycie razem, obok, ale nie przeciwko komuś, kto jest może mniejszy, ale wart tego samego szacunku i wolności. I nie powinien być podporządkowany przyszłemu mocarstwu – znów tylko polskiemu.
Chrześcijaństwo to jest wiara w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. A istotą chrześcijaństwa jest miłość. Ale Chrystus został ukrzyżowany i może nie jestem tu absolutnie w zgodzie z teologią, ale myślę, że był ukrzyżo-
Różne są oceny naszej wspólnej historii
Na pragnieniu terytoriów. Przecież mają tyle… Ale im zawsze mało. A gdy tracą jakiś kawałek, to dla nich największa tragedia.
Czy ucieszył się Pan z wyboru Donalda Trumpa? Jak Pan ocenia pierwszy okres rządów nowego prezydenta USA? Widać dużo zamieszania, wahania i prób znalezienia polityki bardziej
Z profesorem muzykologii Vytautasem Landsbergisem, pierwszym prezydentem niepodległej Litwy, honorowym przewodniczącym Sajudisu, posłem do parlamentu litewskiego i europosłem rozmawiał w Wilnie Krzysztof Skowroński.
Czy Litwini są otwarci na myślenie o jakiejś wspólnocie w przyszłości? Bo historia jest dynamiczna… Różne są oceny tej historii. Były takie poglądy, że unia polsko-litewska bardzo zaszkodziła Litwie, bo Litwa zaczęła znikać. Ale też jest drugi pogląd, że to bycie razem pomogło nam przetrwać zagrożenia idące z Moskwy i próby zagarniania wszystkiego przez imperium moskiewskie. I dzięki temu robiliśmy swoje, prowadziliśmy i politykę, i gospodarkę, i reformy typu europejskiego. Trochę za późno, ale jednak. „Obok Orła znak Pogoni, pójdą nasi w bój bez broni”. Teraz Pogoń jest samotna i Orzeł jest samotny. Nie szkoda? Widzi Pan, piękne słowa o byciu razem powinny zawierać sens przetrwania obydwu, a nie taki, żeby jeden z braci znikł. Czasy się zmieniają, mamy telefony komórkowe, latają drony, jest Facebook, ale jest też Rosja i cały czas właściwie żyjemy w pewnym zagrożeniu ze strony rosyjskiego imperium. To wspólne zagrożenie powinno zjednoczyć nas. A dlaczego takie rozumienie nie przeważa nad sprawami marginalnymi, wtórnymi? A te wtórne są coraz bardziej wypychane na przód – to chyba celowa polityka naszego sąsiada, żeby mniej było przyjaźni i współpracy, a więcej kłótni. Musimy jasno rozróżniać, które sprawy są zasadnicze, jak na przykład bezpieczeństwo wobec agresji – i wiemy, o co chodzi – a które marginalne, różne lokalne kłótnie, które przeszkadzają nam jednoczyć się w tych sprawach zasadniczych, fundamentalnych. Co raz jesteśmy popychani do polityki zaściankowej, nawet w obrębie Europy. Możemy sprawiać wrażenie jakiegoś „niedźwiedziego zakątka”, który się kłóci między sobą. Jakbyśmy nie widzieli spraw najważniejszych, o które powinniśmy dbać najbardziej.
My nie liczymy, że Rzeczpospolita Litewska obecne jest trzecia albo czwarta, bo Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem nie tylko jednego narodu. A w polskiej historiografii prawie zawsze podkreśla się, że to była Polska od wszelkich czasów. wany i za to, że głosił nowy pogląd na stosunki ludzkie. To się nie podobało autorytetom, a naród zgodził się, że ta nauka jest złudna. Wróćmy do nowoczesnego świata zagrożeń. Czy widzi Pan jakąś nową strategię rosyjską ze strony Putina? To nie jest nowa strategia, tylko fanatyczny upór, aby prowadzić mocarstwową politykę. Jej celem jest władza. Czy na Kremlu jest mapa sztabowa, na której są zaznaczone stolice państw utraconych przez imperium: Tallin, Ryga, Wilno, Warszawa? Na pewno jest i wiemy, że ten problem znajduje się w ich mózgach. Uszkodzone mózgi panów moskiewskich są największą groźbą dla pokoju i przyszłości Europy. Na czym polega to uszkodzenie mózgu?
A czy w postępowaniu przywódców Korei Północnej widzi Pan jakiś cień Kremla? Tak, uważam, że jest ono zgodne z interesami Kremla, i to nieprzypadkowo. Rosjanie potrafią zająć opinię publiczną jednym, a robić coś drugiego. Owszem, oczy wszystkich zwrócone są teraz na Azję i jest jakby łatwiej robić swoje w Europie. I to w tej Europie Wschodniej, w tej spornej części, która jest nieposłuszna, niepewna, nie uznaje zwierzchnictwa imperium. Jest też druga sprawa: skłócić Europę z Ameryką, skompromitować Stany, jeżeli dadzą się nakłonić do podjęcia siłowych kroków wobec Korei Północnej, a to może stać się i wtedy znów będzie wygrana agresora, który stoi za plecami tych nierozumnych Północnych Koreańczyków i ich podjudza. A niech tam sobie zginą, nie szkoda! Za to my wygramy na dużą skalę.
można uznać za marginalne, ale też za najbardziej istotne. Są na świecie nie tylko polskie nazwiska… To wiemy… …są nazwiska różnych narodów. Nie jest dobrze, kiedy eksponuje się takie drobiazgi. Ja sądzę, że rozwiązywanie tych spraw za pomocą nacisków i pogróżek nie jest mądre; jest bardzo niemądre. Ale jakby się Pan czuł, gdybym przedstawiając Pana, powiedział: „Naszym gościem jest pan Landsberski”, bo bym spolszczył Pana nazwisko? Nazwiska przerabiano i używano według zasad swojego czasu. Na przykład Polska przejęła od Niemiec „w” i teraz broni go jak świętości. A bardziej ekonomiczne byłoby zwykle „v”, jak przyjęli Czesi i jak sobie wybrała Litwa.
FOT. LUIZA KOMOROWSKA
Panie Profesorze, czy od 1989 roku niepodległa Polska i niepodległa Litwa odrobiły polsko-litewską pracę? Zawsze mieliśmy bardzo dobre porozumienie wzajemne z „Solidarnością” w Polsce. Były oczywiście kręgi mniej zainteresowane współpracą polsko-litewską w drodze do demokracji i do Europy zjednoczonej. I wiadomo, kto sprzeciwiał się temu – ci, którzy nie chcieli ani naszej wolności, ani polskiej europejskości. Mieli sposoby, aby psuć sprawę, jednak było na tyle dobrej woli, że im to się nie udało. Były wykorzystywane różne pozostałości po przeszłych konfliktach, po przeszłych krzywdach, ale szliśmy przeważnie w duchu wzajemnego zrozumienia i wyrozumiałości.
L· I ·T·W·A
skutecznej niż ta Obamy. To poszukiwanie trwa. A jakie jest Pana zdanie o Dobrej Zmianie w Polsce i o rządach Prawa i Sprawiedliwości? Prawo i Sprawiedliwość też przechodzi okres sprawdzania się. Jak zawsze, trudno takie sprawy jednoznacznie ocenić. Na przykład w naszych stosunkach rysuje się bardzo pozytywna tendencja zrozumienia i współpracy w sprawie energetyki i bezpieczeństwa energetycznego. Tu konkretnie stajemy się znów partnerami, i to strategicznymi. Polska nie potrzebuje tej bzdury, kryminału, jakim jest budowa elektrowni jądrowej pod Wilnem. To kryminał; nie wszyscy to rozumieją, ale Polska rozumie. To jej dotyczy i ona tu jest solidarna z Litwą, to cenimy jak najbardziej. Wsparcie Polski jest widoczne. Tak. Polacy odmówili kupienia tej brudnej energii. Szkoda, że nie wszyscy sąsiedzi są tego samego zdania. W tym sensie Polska jest najlepszym sąsiadem. Co można by w miarę szybko zmienić na lepsze w naszych relacjach? Najlepiej byłoby wyrobić umiejętność rozróżniania spraw marginalnych od zasadniczych. Czasami trudno to jednak zrobić; mówimy o polskich nazwiskach, o ich pisowni – to są sprawy, które
Ale jeżeli to jest problem właściwie paru literek, to po co się upierać w drugą stronę? Skoro to są drobiazgi? Bo nie jesteśmy na świecie tylko sami Litwini i Polacy. Jest wiele narodów, chociażby nawet z cyrlicą i jakimi tylko Pan chce literami – i od razu może powstać kwestia dyskryminacji. Modne słowo w Europie. Jest jeszcze jedna rzecz, która może nas łączyć: kultura. Kiedyś bardzo ważną rzeczą w stosunkach polsko-litewskich i osobiście dla Pana Profesora była Warszawska Jesień, spotkania muzyczne, a przez to budowały się nasze relacje. Tak, i pięknie sobie rozmawialiśmy, jak to będzie, gdy będziemy wolni. Jak będziemy współpracowali, żyli obok siebie. Korona i Litwa. Według starych pojęć. Litwa i Korona. Którego z kompozytorów najbardziej Pan lubi, ceni, słucha wie czorami? Nie mam tyle czasu, aby słuchać. Nawet ulubionych klasyków. Gdy mam chęć i przyjemność zagrać na fortepianie, to gram Ciurlionisa. Mam dużo jego nagrań i wydałem pod moją redakcją jego utwory. To jest część mojego życia – muzyczna spuścizna Ciurlionisa. To nie znaczy, że nie lubię innych kompozytorów. Czy zechciałby Pan na zakończenie przekazać jakieś przesłanie Polakom? Przesłaniem mogłoby być: nie tracić wyrozumiałości i porozumienia się wzajemnego na zasadzie braterskiej sympatii, a nie rywalizacji. Wciąż wierzę i marzę, że jest to możliwe. Bardzo dziękuję za rozmowę. Panie Profesorze, wszystkiego dobrego, dużo czasu na muzykowanie! Dziękuję, życzę wszystkiego najlepszego wszystkim Polakom na świecie. K
R E K L A M A
Wstąp do Kręgu Przyjaciół Radia Wnet
A o co Pana zdaniem powinniśmy najbardziej dbać? Wspierać się wzajemnie wobec zagrożeń. Jedno to jest zagrożenie rosyjskie. Czy zagrożenie ze strony migrantów islamskich też Pan uznaje za zagrożenie dla Europy? To jest sprawdzian dla Europy – przetr wania pomimo imigracji. Tu powstaje pytanie o wolę i chęci Europy do trwania. Europa jakby nie bardzo chce żyć. Albo na krótko, tylko do poniedziałku. Żeby dożyć do wtorku, czy nawet następnej niedzieli, mówimy, że Europa musi wrócić do swoich fundamentów i odnaleźć chrześcijańskie korzenie. Czy Pan się z tym zgadza? Tak, można to nazwać chrześcijańskimi korzeniami, bo chrześcijaństwo to była ideologia i wiara w miłość, aby ludzie żyli wspólnie w miłości, a nie we wrogości wobec siebie. Jak z tym borykać się – to powinno być zasadniczym zadaniem.
Krąg Przyjaciół powstał aby zgromadzić wszystkich Słuchaczy Radia, którym bliska jest „idea mediów prawdziwie publicznych”. Wspieraj Poranki Wnet, buduj z nami wolne i niezależne media! zapisy i więcej informacji na: www.poranekwnet.pl oraz przyjaciele@wnet.fm
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
9
E ·S ·T· O · N · I ·A W latach 1992-1994 kierował Pan estońską polityką zagraniczną, potem był Pan ambasadorem w ONZ. Czym Pan się dzisiaj zajmuje? Jestem honorowym przewodniczącym Towarzystwa Dziedzictwa Estonii. Jestem też przewodniczącym Towarzystwa imienia Generała Laidonera. Generał Laidoner to postać, której znaczenie można porównywać do znaczenia Józefa Piłsudskiego dla dziejów Polski. Cofnijmy się do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Skąd się wzięła myśl o niepodległej Estonii? Byłem współzałożycielem Towarzystwa Dziedzictwa Estonii. Estoński ruch zachowania dziedzictwa był pierwszym ruchem ogólnonarodowych i oddolnym. Pojawił się już w 1986. Mogę chyba powiedzieć, że pewną inspirację stanowiła dla nas polska Solidarność – Lech Wałęsa, to wszystko, co działo się w Polsce we wczesnych latach osiemdziesiątych, Jaruzelski... Bardzo uważnie słuchaliśmy Głosu Ameryki i BBC. Przykład Polski był dla nas ważniejszy nawet od wcześniejszych o 12 lat wydarzeń w Czechosłowacji, czy jeszcze wcześniejszych – też o 12 lat – na Węgrzech. Te dwunastoletnie przerwy – to też jest bardzo interesujące. Powstanie węgierskie zostało przez Rosjan zdruzgotane, podobnie stało się 12 lat później w Pradze. Ale w 1980 r. w Polsce nie
Z prawnego punktu widzenia Estonia nie stanowiła nigdy części Związku Sowieckiego, byliśmy cały czas pod okupacją sąsiedniego państwa. Podobnie jak Polska czy Dania były okupowane przez nazistowskie Niemcy. mogli nic zrobić, bo Polska jest za duża, a jej rola jest kluczowa dla sytuacji w Europie Środkowej. My w Estonii rozumieliśmy, że skoro nie są w stanie spacyfikować Polski, to jest początek końca rosyjskiego, sowieckiego imperium. Bo Polska jest za duża i stanowi zbyt ważny punkt odniesienia w polityce. Okazało się, że mieliśmy rację. W połowie lat osiemdziesiątych usłyszeliśmy o nowym nazwisku z Moskwy – to był Gorbaczow. Początkowo byliśmy sceptyczni. W końcu zmiany kierownictwa zdarzały się na Kremlu od czasu do czasu. Więc co z tego, że pojawiło się nowe nazwisko? Jednak wkrótce, krok po kroku zaczęliśmy się orientować, że coś się zmienia. Bo towarzysz Gorbaczow zmodyfikował nieco retorykę i wprowadził słowo „głasnost”. To była ograniczona i starannie kontrolowana wolność słowa. Możesz mówić swobodnie, ale musisz wiedzieć, co można mówić... Więc my w Estonii zaczęliśmy stosować taktykę małych kroków. Już w październiku 1986 roku rozpoczęliśmy działalność oddolnego ruchu Klubów Ochrony Estońskiego Dziedzictwa. W całym kraju zakładaliśmy lokalne kluby w celu ochrony estońskiego dziedzictwa – starych cmentarzy, kościołów... Kościół w Związku Sowieckim to było coś bardzo źle postrzeganego. W Polsce czy na Litwie był Kościół katolicki – świetnie zorganizowany, z silną tożsamością. Natomiast Estonia to w przeważającej mierze kraj luterański, a kościoły luterańskie były dużo słabsze. Ale kiedy udawaliśmy się do świątyń, to i tak ludzie się gromadzili się na dziedzińcach. Organizowaliśmy porządkowanie opuszczonych grobów, drobne naprawy. KGB nie miało nic przeciwko, bo to już była „pierestrojka”. I tak, krok za krokiem, w 1997 mieliśmy już wielkie zgromadzenia, festiwale ochrony dziedzictwa. A w kwietniu 1988, w Tartu, naszym drugim najważniejszym mieście, takim estońskim Krakowie, pojawiliśmy się z estońską flagą – niebiesko-czarno-białą. Przy okazji, nie wiem, czy wiecie, ale flaga miasta Tartu, czyli Dorpatu, jest biało-czerwona i pochodzi z czasów jego przynależności do Polski. Zatem wyciągnęliśmy flagę Estonii, co w czasach sowieckich uchodziło za poważne przestępstwo karane aresztowaniem. Był to więc istotny krok
naprzód. Dotąd mieliśmy małe kroki, to już był duży krok. KGB nie bardzo wiedziało, co z tym zrobić. Dziś wiemy, że Gorbaczow polecił KGB przywrócenie porządku w Estonii, na Litwie i Łotwie, ale bez użycia broni palnej. Tak zaczął się rozkład sowieckiego panowania.
Przez te dwadzieścia lat wciąż przedstawiają nas jako kraje nieomal nazistowskie – bo podczas II wojny światowej Estończycy i Łotysze walczyli po stronie Niemiec przeciwko Armii Czerwonej i nosili niemieckie mundury. Czyli zapewne wszyscy byli nazistami. Musimy tłumaczyć, że w czasie II wojny światowej musieliśmy brać broń od wroga numer dwa, żeby walczyć z wrogiem numer jeden. Bo dla nas w Estonii to Stalin był wrogiem numer jeden, a Hitler wrogiem numer dwa. Zapewne w Polsce było na odwrót. Dla nas, z powodów geopolitycznych, Stalin był dużo bardziej niebezpieczny.
Kiedy rozmawiałem z afrykańskimi dyplomatami, usłyszałem od jednego z nich: „panie ambasadorze, macie nasze głosy. Ja studiowałem w Moskwie, dobrze znam rosyjskie podstępy i wiem, do czego są zdolni”. Pan Gorbaczow okazał się naiwny, chciał zreformować system, uczynić go bardziej ludzkim, cywilizowanym i efektywnym. Również bardziej efektywnym w sprawach ekonomicznych – dano ludziom więcej samodzielności i elastyczności. Można było zakładać niewielkie kawiarnie, małe rodzinne firmy… To wszystko, co było możliwe ewentualnie w Polsce, ale nie tutaj. Czyli nadal poruszaliśmy się krok po kroku, aż do roku 1989, kiedy podjęliśmy decyzję, że trzeba oddolnie zakładać w całym kraju lokalne komitety obywatelskie. Po to, żeby rejestrować estońskich obywateli. W czasach sowieckich mieszkały u nas dwa typy ludzi. Byli Estończycy, którzy mieli obywatelstwo z czasów przedwojennych. Ale było też bardzo wielu ludzi, którzy przybyli do Estonii po wojnie, przeważnie Rosjan, Ukraińców, Białorusinów. Oni wszyscy mieli obywatelstwo sowieckie. Powstał więc problem: jeżeli odzyskamy niepodległość, to kto będzie obywatelem naszego kraju? Oczywiście wielu ludzi wyobrażało sobie, że Estonia po prostu wystąpi ze Związku Sowieckiego, tak jak Kalifornia czy Floryda mogłyby ogłosić wystąpienie z USA. Ale my nie mogliśmy tego zaakceptować. Z prawnego punktu widzenia Estonia nie stanowiła nigdy części Związku Sowieckiego, byliśmy cały czas pod okupacją sąsiedniego państwa. Podobnie jak Polska czy Dania były okupowane przez nazistowskie Niemcy. Przecież Dania nie jest państwem sukcesyjnym nazistowskich Niemiec, mimo że była po ich okupacją. Czechy zostały nawet
Zdefiniowaliśmy pojęcie obywatelstwa w naszej konstytucji. Obywatelem zostawał każdy, kto posiadał obywatelstwo estońskie w 1940 roku i wszyscy potomkowie takich osób. włączone do Niemiec a jednak dziś nie są państwem dziedziczącym zobowiązania prawne nazistowskich Niemiec. Taka sama jest sytuacja Litwy, Łotwy i Estonii. Nigdy legalnie nie należeliśmy do Związku Sowieckiego. Byliśmy jego częścią de facto, lecz nie de iure. To było kluczowe i dlatego w całej Estonii zakładaliśmy lokalne komitety obywatelskie. 24 lutego 1990 roku, w estoński dzień niepodległości zorganizowaliśmy wybory do Kongresu Estonii. Kongres stał się drugim parlamentem. Mieliśmy wtedy dwa parlamenty – funkcjonującą w budynku dawnego parlamentu marionetkową Radę Najwyższą. To był sowiecki marionetkowy parlament, podobne „rady najwyższe” funkcjonowały w Moskwie, w Rydze czy w Wilnie. Wśród członków tej rady znajdowali się sowieccy oficerowie. Kongres Estonii został wybrany tylko przez obywateli Estonii. Natomiast w wyborach do Rady Najwyższej mógł głosować każdy, kto przebywał w Estonii, włącznie z żołnierzami wojsk sowieckich. Powstało więc pytanie, które z tych zgromadzeń posiada demokratyczną
Bez Polski nie przetrwamy Obrona Estonii, Łotwy i Litwy jest możliwa tylko przy pełnym zaangażowaniu Polski w NATO – mówi Trivimi Velliste, były szef estońskiej dyplomacji i jeden z architektów estońskiej niepodległości. Rozmawiał Antoni Opaliński. legitymację? Przez prawie dwa lata, 1991–1992, sytuacja była bardzo dziwna. Ludzie chcieli, żeby Kongres osiągnął realną władzę. Tymczasem Kongres miał bardzo ograniczone środki, tylko z dobrowolnych wpłat obywateli. Natomiast prawdziwy budżet był w rękach sowieckiej Rady Najwyższej. Czyli wciąż byliśmy prowincją Rosji. Mogę powiedzieć, że latem 1991 narastała świadomość, że wszystko jest jasne z prawnego punktu widzenia, a jedyną przeszkodą przed uzyskaniem prawdziwej wolności jest obecność sowieckiej armii. To był pat. Pamiętam, że dużo wtedy wyjeżdżałem, byłem zapraszany do krajów zachodnich, do Sztokholmu, Kopenhagi, do Warszawy, także do Niemiec. Tłumaczyłem tam naszą politykę, sytuację i nasze aspiracje. W sierpniu uczestniczyłem w seminarium w Kilonii w Niemczech. Miałem wracać do domu przez Szwecję. Osiemnastego sierpnia znalazłem się w Sztokholmie. Następnego dnia o szóstej rano jeden z przyjaciół obudził mnie telefonem: „Czy wiesz, co się dzieje w Moskwie? Był zamach stanu, Gorbaczow stracił władzę”. Akurat był poniedziałek, miałem przemawiać na organizowanej w Sztokholmie manifestacji poparcia dla Estonii. Skontaktowałem się z przebywającym w Helsinkach Lennartem Meri, naszym szefem dyplomacji, który potem został prezydentem Estonii. Lennart Meri radził, żeby nie spieszyć się z powrotem. Może dojść do interwencji zbrojnej i trzeba będzie organizować rząd na emigracji. Ale już w następnych dniach, dwudziestego i dwudziestego pierwszego, okazało się, że pucz się załamał, a zamachowcy przegrali. Dwudziestego sierpnia, tuż przed północą, w Tallinie wydano deklarację o przywróceniu niepodległości Estonii. To było niezwykle istotne z prawnego punktu widzenia, w jaki sposób ogłosimy naszą niepodległość. Kiedy wróciłem, doszło do istotnych porozumień między Kongresem i Radą Najwyższą. Ja byłem szefem komitetu spraw zagranicznych w Kongresie, a Lennart Meri ministrem spraw zagranicznych w przejściowym rządzie powołanym przez Radę. Na szczęście mieliśmy te same poglądy. On podobnie jak ja uważał, że niepodległość de iure cały czas istnieje, chodzi tylko o to, jak ją osiągnąć de facto. Jak został rozwiązany problem obywatelstwa? Podjęliśmy historyczną decyzję, że zostanie wybrane sześćdziesięcioosobowe Zgromadzenie Konstytucyjne złożone z trzydziestu członków Kongresu i trzydziestu członków Rady Najwyższej. Tych sześćdziesięciu ludzi miało opracować projekt konstytucji, który następnie zostanie poddany referendum. Dopiero po przyjęciu nowej konstytucji miały zostać przeprowadzone wolne wybory. To okazało się znakomitym sposobem na przezwyciężeniu dualizmu
władzy. Na szczęście przeważyła filozofia Kongresu, bo także ci członkowie zgromadzenia, którzy pochodzili z sowieckiej Rady Najwyższej, zaakceptowali zasadę prawnej kontynuacji estońskiego obywatelstwa. Zdefiniowaliśmy pojęcie obywatelstwa w naszej konstytucji. Obywatelem zostawał każdy, kto posiadał obywatelstwo estońskie w 1940 roku i wszyscy potomkowie takich osób. Natomiast jeżeli ktoś przybył do Estonii później, musiał złożyć podanie, zdać prosty egzamin językowy i odpowiedzieć na kilka pytań o konstytucję. Po spełnieniu tych wymagań każdy mógł zostać obywatelem Estonii, bez względu na to, czy był Rosjaninem, Ukraińcem, Białorusinem czy Polakiem. Jak wielu jest obecnie mieszkańców Estonii, którzy nie posiadają obywatelstwa? Ta liczba cały czas się zmniejsza, obecnie to około 10%. Bez obywatelstwa estońskiego pozostają przeważnie osoby starsze, im to nie jest do niczego potrzebne. Ci, którzy nie chcą występować o przyznanie obywatelstwa, mają kartę stałego pobytu, na podstawie której mogą np. dostawać emeryturę. Poza tym ci Rosjanie, którzy są obywatelami Estonii, muszą mieć rosyjską wizę, a pozostali nie. Więc dla osób, które mają w Rosji rodziny, wygodniej jest rezygnować z naszego obywatelstwa. Natomiast Rosjanie młodej generacji wolą być obywatelami Estonii, bo to oznacza, że są też obywatelami Unii Europejskiej. Jest to zatem kwestia wyboru. Jak ta sprawa wpływała na kontakty z Rosją? Relacje między Rosją a Estonią nie należą do serdecznych. Rosja od wielu lat prowadzi przeciw nam wojnę informacyjną. To się zaczęło, kiedy jeszcze byłem przedstawicielem w ONZ. Stałym reprezentantem Rosji był wówczas Siergiej Ławrow. Dwa razy, we wrześniu 1994 roku, a potem we wrześniu 1996 rosyjski rząd wysuwał przeciw Estonii i Łotwie oskarżenia o łamanie praw rosyjskiej mniejszości. Robili to bardzo sprytnie, mieszając prawa człowieka i prawa polityczne. Chodziło o to, że nie przyznajemy automatycznie praw politycznych mieszkającym u nas Rosjanom. To miało być łamanie praw człowieka. Musiałem wyjaśniać zachodnim kolegom, jaka jest w tym wypadku różnica między prawami człowieka a prawami politycznymi, dlaczego nie możemy automatycznie przyznawać estońskiego obywatelstwa. Ławrow chciał przegłosować potępiającą nas rezolucję w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Organizacja liczyła wtedy 184 kraje. Rosjanie liczyli przede wszystkim na głosy krajów afrykańskich – w tamtych krajach nikt przecież nie słyszał o Estonii. Musiałem dotrzeć do afrykańskich ambasadorów. Mijały kolejne spotkania, ale mijał też czas. Rosjanie mieli w Nowym Jorku dużo więcej dyplomatów niż my. Spotkała
mnie jednak niespodzianka. Kiedy rozmawiałem z afrykańskimi dyplomatami, usłyszałem od jednego z nich: „panie ambasadorze, macie nasze głosy. Ja studiowałem w Moskwie, dobrze znam rosyjskie podstępy i wiem, do czego są zdolni”. Kiedy Ławrow zorientował się, że kraje afrykańskie popierają Estonię, wycofał rezolucję. Doszło do kompromisowego oświadczenia przewodniczącego komitetu praw człowieka o tym, że problem był dyskutowany, a strony
Ameryka to największe mocarstwo, ale Polska to najbliższe silne państwo, kluczowe dla bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii. Bez pełnego zaangażowania Polski w NATO nie ma dla nas nadziei. przedstawiły swoje stanowiska. To było wielkie dyplomatyczne zwycięstwo Estonii i Łotwy. Co ciekawe, Rosjanie nie atakowali w tej sprawie Litwy, bo tam jest niewielka mniejszość rosyjska. Natomiast Estonia zawsze była na celowniku. Dziś pan Ławrow jest jednym z najbliższych współpracowników prezydenta Putina. I przez następne dwadzieścia lat Rosja prowadzi z nami i z Łotwą tę samą wojnę informacyjną, którą rozpoczęła zaraz po wycofaniu wojsk sowieckich.
Czy da się ten historyczny splot wyjaśnić zachodniej opinii publicznej? Tak, oczywiście. Trzeba tylko wiedzieć, jak to robić, znać historię i języki. Pamiętam taki obiad w Nowym Jorku, wydany przez wspólnotę żydowską. W Nowym Jorku, jak wiadomo, pozycja społeczności żydowskiej jest bardzo silna. Moi rozmówcy bardzo dobrze rozumieli problem dwóch wrogów. Dodajmy, że w samej Estonii zagłada Żydów nie przybrała ogromnego zasięgu, bo nasza społeczność żydowska była zawsze bardzo nieliczna. Większość z nich opuściła Estonię wraz z Armią Czerwoną w 1941 roku. Czy Pakt Północnoatlantycki jest dziś nadal gwarantem bezpieczeństwa krajów Europy Środkowo-Wschodniej? Myślę, że tak. W Estonii dużo się mówi o tym, czy artykuł piąty cały czas obowiązuje. To dla nas kluczowa sprawa. Estonia to jeden z kilku krajów NATO wydających dwa procent swoich dochodów na sprawy obrony już od 2010 roku. To było, zdaje się, pozytywnym zaskoczeniem także dla prezydenta Trumpa. Cały czas bardzo uważnie obserwujemy amerykańską politykę, także wewnętrzną. Z powagą traktujemy amerykańskie deklaracje o aktualności sojuszniczych zobowiązań. Wiceprezydent Pence był u nas miesiąc temu. Liczymy też na zaangażowanie Brytyjczyków, którzy opuszczają Unię, ale przecież pozostają w NATO. Dla Estonii jest tak, że o ile Unia może zapewnić lepsze życie, to NATO zapewnia po prostu życie. Czy po Brexicie i kryzysie imigracyjnym wierzy Pan w przyszłość Unii? Unia przechodzi ciężki czas i trudno przewidzieć przyszłość. Przecież kilka lat temu nikt nie spodziewał się Brexitu, także wśród Brytyjczyków. Były premier Cameron użył tego referendum jako argumentu w wewnętrznej grze politycznej. Trudno zatem przewidzieć, co wyniknie z działań nowego prezydenta Francji czy francusko-niemieckich projektów zacieśnienia strefy euro. Dla nas w Estonii najważniejszym graczem są Amerykanie. Ale historycznie patrząc, pamiętamy o roli Brytyjczyków. Brytyjskie okręty przybyły do nas z pomocą, kiedy odzyskiwaliśmy niepodległość w grudniu 1918 roku. Liczymy się też z rolą Niemiec w Europie. Oczywiście jest też Polska, nie tylko z racji historycznych. W kontekście NATO wiemy, że bez wsparcia Polski niczego nie da się zrobić. Polska staje się prawie tak ważna dla nas jak USA. Ameryka to największe mocarstwo, ale Polska to najbliższe silne państwo, kluczowe dla bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii. Bez pełnego zaangażowania Polski w NATO nie ma dla nas nadziei. Jeśli chcemy przeżyć nacisk ze strony Putina, zawsze potrzebujemy wsparcia Polski. K
PA RNTE RE M WA K AC Y J N E J P O D RÓŻ Y R A D I A „W N E T ” J E ST
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
10
E·K·O·N·O·M·I·A
S
ytuacja ekonomiczna bezpośrednio przed powołaniem Grabskiego na premiera była bardzo poważna. Władze decydowały się na dodruk pieniędzy, bo wydatki budżetowe znacznie przekraczały dochody. Trzeba było spłacać pożyczki zagraniczne, a kolejne pożyczki były zaciągane. Równocześnie znacznie spadła wartość marki polskiej. To wszystko spowodowało, że wcześniejsza inflacja przekształciła się w hiperinflację, a gospodarka polska nie mogła działać efektywnie. W efekcie nastąpił kryzys skarbu państwa, pojawiły się bankructwa, wzrost bezrobocia i negatywne nastroje społeczne. Gdy rząd Wincentego Witosa wprowadził stan wyjątkowy, wybuchł strajk generalny i sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu. W końcu premier Witos podał się do dymisji. Trzy dni później, 17 grudnia 1923 roku prezydent Stanisław Wojciechowski powierzył Władysławowi Grabskiemu, wybitnemu ekonomiście, politykowi endecji, doświadczonemu urzędnikowi i członkowi kilku wcześniejszych rządów, misję utworzenia rządu. Po dwóch dniach rząd był gotowy, a premier Grabski objął także tekę ministra skarbu. Powstał rząd pozaparlamentarny, składający się z ekspertów niezwiązanych blisko z poszczególnymi partiami politycznymi, ale premier starał się zapewnić mu trwałą podstawę polityczną, bo planowane reformy potrzebowały solidnego zaplecza. Ekspercki rząd Grabskiego miał być odpowiedzią na niestabilną sytuację polityczno-gospodarczą, która doprowadziła do tego, że jego rząd był 12 gabinetem w ciągu 5 lat od odzyskania przez Polskę niepodległości. Następnego dnia po powołaniu rządu w przemówieniu sejmowym Władysław Grabski zapowiedział szybkie zrównoważenie budżetu, reformę walutową oraz wprowadzenie prawa, które umożliwiłoby rządowi przez rok wydawanie dekretów z mocą ustawy. Reformy gospodarcze stały się priorytetem, a rozwiązanie innych problemów odłożono na później. Po przemówieniu odbyło się głosowanie nad wotum zaufania. Rząd otrzymał poparcie prawicy i centrum (43,7% głosów). Przeciw głosowali (17,1%) komuniści, Chłopskie Stronnictwo Radykalne i przedstawiciele mniejszości narodowych, a od głosu wstrzymała się większość lewicy (39,2% głosów). W styczniu 1924 roku sejm przyjął ustawę dającą rządowi przez sześć miesięcy prawo wydawania dekretów z mocą ustawy. Z tego powodu Grabski zdecydował, że wprowadzenie reform będzie trwało pół roku, a nie rok, jak wcześniej zakładał. Postanowił przeprowadzić reformę skarbową wraz z walutową i nie czekać na wcześniejsze zrównoważenie budżetu oraz usunięcie przyczyn inflacji, co było częścią pierwotnego planu. Przed przystąpieniem do reform premier zakończył współpracę z brytyjską misją ekspertów finansowych pod kierownictwem Hiltona Younga, która zabiegała o przekształcenie jej w stały organ doradczy polskiego rządu. Misja została zaproszona kilka miesięcy wcześniej przez poprzedniego ministra skarbu i sugerowała zmiany gospodarcze zgodne z polityką brytyjską. Grabski dyplomatycznie podziękował komisji Younga za dalszą
współpracę, po zapoznaniu się w lutym 1924 roku z raportem z jej prac, o który wcześniej poprosił. Reforma skarbowa została oparta na dwóch ustawach: o podatku majątkowym z sierpnia 1923 roku i o waloryzacji podatków z grudnia tego samego roku. Zakładała wzrost przychodów budżetowych i ograniczenie wydatków. Zostały podwyższone niektóre podatki bezpośrednie i podatek od dochodów z pracy najemnej. Wprowadzono nowy podatek od nierucho-
Równolegle do reformy skarbowej trwała reforma walutowa. Pierwszym jej celem była stabilizacja marki polskiej, jako że w kraju panowała hiperinflacja. W 1924 roku przeprowadzono interwencję giełdową o wartości 2,5 mln dolarów. Gdyby porównywalna interwencja miała miejsce w roku 2016, jej wartość mogłaby osiągnąć nawet pół miliarda dolarów. Kurs marki udało się ustabilizować na poziomie, który przekonał obywateli o skuteczności reformy.
poziomie, ponieważ brakowało kapitału, a ludzie obawiali się powrotu inflacji. Rząd postanowił reglamentować stopy procentowe. Od czerwca 1924 roku prawnie określano maksymalną dozwoloną stopę oprocentowania. Skutkiem reformy walutowej było też prawne umożliwienie waloryzacji zobowiązań z czasów wojny i hiperinflacji. Ważnym elementem reform rządu Władysław Grabskiego była konsolidacja bankowości państwowej.
22 października 1924 rząd ponownie uzyskał wotum zaufania, ale nie obyło się bez poważnego starcia sejmowego. W listopadzie doszło do kolejnej rekonstrukcji rządu. Zmiany miały charakter personalny i merytoryczny, nie polityczny. Mimo że rząd nie mógł liczyć na zbudowanie trwałej koalicji parlamentarnej wspierającej gabinet, premier Grabski cieszył się dużym autorytetem, co pozwoliło mu zająć się wieloma sprawami spoza sfery go-
W latach 20. ubiegłego wieku w wielu krajach europejskich prowadzono procesy stabilizacji walutowych. Jednak reforma Władysława Grabskiego była wyjątkowa, jako jedyna, która nie korzystała z pomocy międzynarodowej i została oparta wyłącznie na zasobach krajowych. Reforma walutowa była tylko jedną z wielu zmian wprowadzonych przez rząd, który działał przez niepełne dwa lata.
Głębokie reformy gospodarcze Władysława Grabskiego Lech Rustecki
mości. Planowano sprzedaż części majątku skarbu państwa i utworzenie monopolu spirytusowego, solnego i zapałczanego, co miało stanowić zabezpieczenie ewentualnych pożyczek zagranicznych. Główne ograniczenie wydatków miało polegać na podwyższeniu taryf kolejowych, co zwiększyłoby dochody kolei i ograniczyło jej dofinansowanie przez państwo.
S
tworzono stanowisko Nadzwyczajnego Komisarza Oszczędnościowego, który miał zarządzać redukcją wydatków administracyjnych. Udało się zwolnić 29 tys. pracowników państwowych, ale nie powiodła się próba likwidacji Ministerstwa Robót Publicznych. Spory o wysokość wydatków wojskowych doprowadziły do dymisji generała Kazimierza Sosnkowskiego, którego w lutym 1924 roku zastąpił Władysław Sikorski. Nie spodobało
Po dwóch dniach powstał rząd pozaparlamentarny, składający się z ekspertów niezwiązanych blisko z poszczególnymi partiami politycznymi, a premier Grabski objął w nim także tekę ministra skarbu. się to zarówno piłsudczykom, jak i prawicy, tak że Grabski musiał ponownie zabiegać o poparcie polityczne dla swojego rządu. Efekty równoważenia budżetu widać w ustawie budżetowej na rok 1924. Jednak był to dopiero początek planowanych zmian, bo pozostawiono jeszcze pewne dofinansowanie kolei, a pełną samowystarczalność PKP zaplanowano na kolejny rok. Budżet zakładał 10% deficyt, który miał być pokryty emisją skarbową lub zagranicznymi pożyczkami.
R E K L A M A
Zdrowo, smacznie, ekologicznie!
Dodatkowo rząd dokonał liberalizacji przepisów dewizowych, zrezygnował z emisji marek na potrzeby budżetu państwa i ograniczył ich emisję na potrzeby gospodarki. Równocześnie trwały przygotowania do wprowadzenia złotego, co zresztą planowano już kilka lat wcześniej. Banknoty nominowane w złotych zamówiono jeszcze w 1919 roku i czekały w skarbcu Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej (PKKP), czyli banku emisyjnego. powołanego w 1916 roku przez niemieckie władze okupacyjne w Generalnym Gubernatorstwie Warszawskim i zlikwidowanego w 1924 roku (zastąpił go Bank Polski). Bank Polski został utworzony w formie spółki akcyjnej, co miało zapewnić jego niezależność od rządzących. W wyniku subskrypcji akcji powstał bardzo rozdrobniony akcjonariat – 150 tys. ze 176 tys. akcjonariuszy posiadało do dwóch akcji, a Skarb Państwa był właścicielem tylko 1% udziałów. 28 kwietnia 1924 roku Bank Polski przeprowadził emisję złotego polskiego. Wcześniejsza hiperinflacja doprowadziła do sytuacji, w której marki polskie wymieniano na złote w relacji 1,8 mln marek za złotego. Złoty był do 1939 roku walutą w pełni wymienialną – o stabilnym kursie wymiany. Pokrycie jego emisji w złocie (ang. gold exchange standard) zapewniono poprzez ustalenie stałego kursu wymiany złotego do amerykańskiego dolara, jako że waluta USA miała pełne pokrycie w złocie. Kurs został ustalony na 5,18 złotego za jednego dolara. Monety były emitowane przez Skarb Państwa. Założono, że ich ogólna wartość nie przekroczy 9,5 zł na osobę (później limit podwyższono do 12 zł). Rząd mógł również emitować banknoty zastępujące monety (tzw. bilety zdawkowe), które pozostawałyby w obiegu do czasu wprowadzenia wystarczającej ilości monet nowej polskiej waluty. Po stabilizacji walutowej stopy procentowe utrzymywały się na wysokim
Zapraszamy po ekologiczną żywność na Ponidzie!
W warzywa, owoce, miody, nabiał, wędliny i pieczywo bezpośrednio od producentów W samym centrum Warszawy ! Zapraszamy w każdą sobotę 8:00-15:00 ul. Emilii Plater 31
Grabski był liberałem, ale uważał, że po latach inflacji państwowe banki są potrzebne do odbudowy kredytu długoterminowego, który miał wspierać odbudowującą się gospodarkę, zapewniając finansowanie firm państwowych i prywatnych, inwestycji samorządowych, a także budownictwa mieszkaniowego. W związku z tym kilka osłabionych przez inflację banków państwowych wzmocnił i przekształcił w trzy instytucje: Państwowy Bank Rolny, Pocztową Kasę Oszczędności i Bank Gospodarstwa Krajowego. Kredyt długoterminowy przyjmował najczęściej formę listów zastawnych, obligacji komunalnych, kolejowych i bankowych czy pożyczek dla samorządów. Elementem porządkowania życia gospodarczego miało być prawo bankowe uchwalone w grudniu 1924 roku. Jego wejściu w życie przeszkodził kryzys bankowy 1925 roku. W czerwcu 1924 roku Sejm wysłuchał sprawozdania premiera Grabskiego i udzielił mu dalszych pełnomocnictw do kontynuowania reform. Poparcie rządu w Sejmie było na tyle słabe, że Grabski zastanawiał się nad dymisją. Postanowił jednak pozostać na stanowisku, czując się odpowiedzialnym za doprowadzenie do końca nieukończonego jego zdaniem procesu sanacji gospodarczej. W lipcu 1924 roku nastąpiła pierwsza próba obalenia jego rządu przez piłsudczyków; nieudana, ponieważ PSL „Piast” odmówił uczestnictwa w niej. W tym samym miesiącu rząd został zmuszony do wprowadzenia niepopularnych posunięć, żeby zapobiec typowym skutkom kryzysu postabilizacyjnego – wzrostowi bezrobocia i pogorszeniu koniunktury. Sytuację gospodarczą pogorszył jeszcze katastrofalny nieurodzaj w 1924 roku. Na jesieni miała miejsce kolejna próba obalenia rządu. Tym razem to ludowcy przypomnieli piłsudczykom ich ofertę, ale teraz socjaliści nie byli zainteresowani propozycją.
produkcji ekologicznej stosuje się tylko naturalne nawozy, jak obornik i kompost oraz nawozy zielone, czyli specjalne rośliny, które rozkładając się w ziemi, dostarczają składników mineralnych potrzebnych do wzrostu roślin. W gospodarstwach ekologicznych do ochrony roślin przed szkodnikami i chorobami używamy tylko naturalnych preparatów roślinnych, jak wyciąg ze skrzypu polnego, pokrzywy, wrotycza. Przy naturalnym chowie zwierząt nie wolno stosować antybiotyków i hormonów wzrostu. Żywienie oparte jest na paszach ekologicznych i odbywa się na otwartej przestrzeni. W uprawach obowiązuje podstawowa zasada zmianowania pól. Oznacza to, że ta sama roślina nie wraca na to samo pole częściej niż raz na 4 lata, a rośliny uprawiane w kolejnych latach
po sobie są tak dobrane, że wykorzystują stopniowo składniki mineralne z nawozów naturalnych, które rozkładają się powoli w przeciągu 4 lat.
W produkcji ekologicznej ta sama roślina nie wraca na to samo pole częściej niż raz na 4 lata, a rośliny uprawiane w kolejnych latach są tak dobrane, że wykorzystują różne składniki nawozów naturalnych. Tymczasem produkty konwencjonalne są często wytwarzane w dużych gospodarstwach przypominających raczej fabryki. Stosuje się w nich
spodarczej, do tej pory odkładanymi na później: doprowadził do podpisania konkordatu, uchwalenia reformy rolnej i uregulował wiele spraw narodowościowych. Rząd Grabskiego pracował jeszcze niecały rok. W roku 1925 sytuacja gospodarcza zaczęła się pogarszać. Pod-
Mogło się wydawać, że całe dzieło stabilizacji legło w gruzach, ale czas pokazał, że reformy Grabskiego był trwałe, a do tego zostały dokonane bez pomocy kredytowej z zagranicy i stanowiły pod tym względem ewenement. wyższony podatek majątkowy okazał się niemożliwy do ściągnięcia, co uderzyło w równowagę budżetową. Udało się uzyskać w Stanach Zjednoczonych pożyczkę, ale po przekazaniu pierwszej jej transzy Amerykanie wycofali się z transakcji. Następnie Niemcy rozpoczęły wojnę celną, która miała doprowadzić do gospodarczego załamania Polski, a w efekcie do rewizji granicy polsko-niemieckiej. Niemcy przegrały tę wojnę, ale zrujnowała ona bilans handlowy Polski. Dodatkowo nadzwyczajny urodzaj w 1925 roku doprowadził do spadku cen płodów rolnych.
R
ząd musiał ratować budżet i emitował bilety zdawkowe oraz monety, zbliżając się do ustawowych limitów do tego stopnia, że w marcu 1924 roku wypłacono bilonem całe pobory pracowników państwowych, a nieoficjalne kursy banknotów i bilonu zaczęły się różnić. Różnice w tych kursach pogłębiały się, gdy Bank Polski zaczął dzielić konta na banknotowe i bilonowe. Latem 1925 zachwiał się kurs złotego, a Bank Polski zawiesił
monokultury, czyli z roku na rok te same rośliny są wysiewane na tych samych polach, co powoduje spiętrzenie rozwoju szkodników i chorób rozwijających się w glebie, a poza tym powoduje zmęczenie gleby, gdyż jeden rodzaj roślin pobiera wciąż te same składniki mineralne z ziemi. Środki chemiczne, mimo że mocno szkodliwe dla zdrowia, są szeroko stosowane w konwencjonalnym rolnictwie wyłącznie ze względu na możliwość podniesienia wielkości plonów, co odbywa się niestety kosztem ich jakości. Przynoszą więc producentowi tylko pozorną korzyść. Konsumenci zaś zjadają żywność, którą ma z jedzeniem często niewiele wspólnego, a bardziej przypomina tablicę Mendelejewa. Nasze gospodarstwa zajmują się produkcją ekologicznych produktów od 15 lat. Przez pierwsze trzy lata przechodziliśmy, jak wszyscy, okres przestawiania się na nowy sposób produkcji. Dopiero po trzeciej kontroli uzyskuje
wymienialność złotego na waluty obce i przestał skupować złote za granicą. Następnie bronił złotego przez interwencję giełdową i restrykcje kredytowe, co z kolei uderzyło w banki prywatne. Od lutego kursy akcji banków zaczęły systematycznie spadać, a cała pierwsza połowa 1925 roku upłynęła pod znakiem afer bankowych. W sierpniu wkłady spadły w porównaniu z lipcem o 30%, a nagłośnienie jednej z afer bankowych w ostatnich dniach sierpnia było jednym z detonatorów kryzysu bankowego, który rozpoczął się 3 września. Bank dla Handlu i Przemysłu SA w Warszawie zawiesił wypłaty i został oddany pod nadzór sądowy. W następnych dniach zbankrutowały kolejne banki, a panika rozszerzyła się na Kraków i Lwów. Polacy szturmowali kasy. 11 września wypłaty zawiesił bank w Poznaniu, powiązany z grupą kapitałową Banku dla Handlu i Przemysłu, a w ciągu następnych dni dołączyły kolejne trzy banki tej grupy. 21 września powstał rządowy Komitet Sanacji Banków pod kierownictwem wiceministra skarbu, Józefa Karasińskiego. Za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego Komitet miał udzielać pomocy solidnym bankom. W październiku i listopadzie sytuacja stopniowo uspokajała się, ale podwójny kryzys – walutowy i bankowy – zachwiał pozycją Władysława Grabskiego. 6 października 1925 roku premier Grabski po raz ostatni stanął przed Sejmem. Udało mu się uzyskać wotum zaufania dla swojego rządu, ale był to efekt przypadkowego układu sił. Sejm nie uchwalił również żadnej z żądanych przez premiera ustaw. 13 listopada 1925 roku Władysław Grabski podał się do dymisji. Bezpośrednią przyczyną był konflikt z Józefem Karpińskim, prezesem Banku Polskiego SA, który odmówił interwencji giełdowej, gdy 11 września 1925 roku złoty doświadczył kolejnego załamania. Karpiński nie wierzył w skuteczność tej interwencji i nie chciał marnować kurczących się zasobów dewizowych. Mogło się wydawać, że całe dzieło stabilizacji legło w gruzach, ale czas pokazał, że reformy Grabskiego był trwałe, a do tego zostały dokonane bez pomocy kredytowej z zagranicy i stanowiły pod tym względem ewenement. Sukces reform podniósł wiarygodność kredytową Polski i ułatwił pozyskiwanie zagranicznych pożyczek. Wojna celna wywołana przez Niemcy wprawdzie przyczyniła się do kryzysu, ale po jego zakończeniu znacznie zmniejszyła się gospodarcza zależność Polski od Niemiec. K
się status producenta ekologicznego. Każdy taki producent otrzymuje certyfikat ekologiczny, w którym wyszczególnione są wszystkie produkty, jakie wytwarza w danym roku. Co najmniej raz w roku następuje kontrola z jednostki certyfikującej, która bada, czy produkcja jest prowadzona zgodnie z wymogami rolnictwa ekologicznego. Kontrolerzy pobierają próbki produktów do badań i sprawdzają prowadzoną dokumentację. Jeśli wynik kontroli jest pozytywny, producent otrzymuje certyfikat na następny rok. Nasze gospodarstwa ekologiczne są umiejscowione w malowniczej okolicy między Nidą i Wisłą, z dala od jakiegokolwiek przemysłu. Nasze pola są pagórkowate, dzięki czemu rozpościerają się z nich często piękne widoki. Zajmujemy się głównie produkcją warzyw i owoców, ale również, na małą skalę, drobiu typu kury, indyki, kaczki, gęsi oraz królików. W swojej ofercie mamy również jaja od naszych ekologicznych kurek. K
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
11
H · I ·S ·T· O · R· I ·A
Zachowaliśmy się jak należało
Witold Kieżun opowiada Stefanowi Truszczyńskiemu o końcówce powstania warszawskiego i o swoim spotkaniu z generałami Borem-Komorowskim i Chruścielem-Monterem.
Pana żona to była Danuta z domu Magreczyńska. Tak. To była taka dygresja, a teraz – co działo się dalej. Był Pan na dachu tego wieżowca. Nie wolno nam było oczywiście strzelać, tylko obserwować i przekazywać meldunki. Drugiego dnia dyżurował z nami jakiś powstaniec z innego batalionu, z karabinem z lunetą. Dostrzegł dwóch Niemców-oficerów. Wbrew rozkazowi zastrzelił jednego i wtenczas Niemcy się zorientowali, że my jesteśmy na dachu tego drapacza chmur. Zaczęli nas ostrzeliwać, a my oczywiście nie mogliśmy się wycofać. Chowaliśmy się pod jakimiś szczątkiem dachu, który jeszcze tam został, i mogliśmy wycofać się dopiero nocą. Dobrze zapamiętałem to tragiczne, bo po ciemku zsuwanie się z szesnastego piętra po tym żelaznym obudowaniu windy. Potem już nie mogliśmy tam wejść, dlatego że Niemcy mocno to miejsce ostrzeliwali. Później były systematyczne wzajemne ostrzeliwania na rogu Królewskiej, z obu stron ulicy. Potem nastąpiła kapitulacja. Szliśmy do niewoli, a zasada w regulaminie wojskowym jest taka: żołnierz, który dostał się do niewoli, powinien skorzystać z pierwszej okazji do ucieczki. Idąc, co kilkadziesiąt metrów mijaliśmy patrol niemiecki, ale mnie i mojemu dowódcy porucznikowi Biskupowi udało się przeskoczyć przez żywopłot przy jakimś budynku. Udało się nam uciec. Po wielkich perypetiach trafiliśmy na Kielecczyznę. Przejechaliśmy pociągiem, oczywiście parokrotnie wyskakując przed zatrzymaniem pociągu na stacji, bo na stacjach były kontrole. To była bardzo ciężka droga. Na Kielecczyźnie pracował mój wuj, który dał mi kontakt na partyzantkę. Zostałem bardzo serdecznie przyjęty. Miałem swoją pełną dokumentację w bucie, regimentację powstańczą z numerem legitymacji, legitymacją Virtuti, Krzyżem Walecznych, więc przyjęto mnie niesłychanie serdecznie. Ale
komendant powiedział: nie ma pan żadnego doświadczenie w walce terenowej, tylko w walce ulicznej. Dam panu skierowanie do Krakowa. I pojechałem do Krakowa, dostałem kontakt do kierownictwa Armii Krajowej w Krakowie, a tam dowód osobisty na inne nazwisko.
wygląd nie jest bojowy. Zyskał u nas całkowite, bardzo wysokie uznanie. On i wyglądał, i mówił tak właśnie, jak wódz naczelny. Wzbudził w nas szalony entuzjazm, myśmy go oklaskali. Były zresztą okrzyki: Niech żyje! Niech żyje! Trudno mi wspominać, to budzi we mnie wielkie wzruszenie.
Wróćmy jeszcze do 23 września, kiedy spotkał się Pan osobiście z generałem Borem-Komorowskim. Tego dnia dostaliśmy polecenie, żeby zameldować się w budynku gazowni przy ulicy Kredytowej. No i okazało się, że tam było spotkanie żołnierzy z dowódcą Armii Krajowej Borem-Komorowskim. Bór-Komorowski wygłosił bardzo ciekawe przemówienie, potem poprosił o zadawanie pytań, więc pytałem, a potem czternastu z nas zostało udekorowanych orderem Virtuti Militari. Ja także dostałem order Virtuti Militari. Z naszego batalionu dwóm przyznano ten order. To znaczy, tego orderu fizycznie wówczas nie było, tylko uroczyste stwierdzenie faktu i podanie ręki. To było wielkie przeżycie i wielka satysfakcja.
A generał Chruściel-Monter? General Chruściel był typowym wojskowym, prostym, ale bardzo dobrze się prezentował. Nosił coś w rodzaju munduru, ale to nie był prawdziwy mundur, tylko miał jakiś element mundurowy. Monter też zabrał głos i mówił bardzo po żołniersku, przekonująco. Mieliśmy ogromną satysfakcję, a potem dyskutowaliśmy i rozmawialiśmy między sobą, że mamy dowódców takich, jakich mogliśmy sobie wymarzyć.
A o co Pan pytał wtedy Bora-Komorowskiego? Jak on wyglądał? Jak wyglądało to spotkanie? Bór-Komorowski prosił nas o zadawanie pytań. Wiec zapytałem po pierwsze, czy powstanie było uzgodnione z naszym rządem za granicą. A potem, jak wygląda ewentualna możliwość pomocy ze strony Armii Radzieckiej, czy są może jakieś kontakty. Bór-Komorowski odpowiedział, że w tej chwili jest za wcześnie, żeby szczegółowo przedstawić genezę powstania warszawskiego, ale może jedno tylko stwierdzić – że powstanie było absolutną koniecznością. A badania, które zostały przeprowadzone ostatnio, to potwierdzają. Krótko przed jego wybuchem wyszło zarządzenie, że 100 000 osób ma się zgłosić do budowania barykad. Przyszło tylko kilkadziesiąt. Z tego tytułu już byłyby
Ilu was było na tej uroczystości? Jak duża to była grupa? Na uroczystości było nas dość dużo, 60-70 osób. Było to na terenie gazowni przy ulicy Kredytowej, w miejscu dość spokojnym, bo Niemcy byli dopiero na Królewskiej. Teren był dobrze chroniony. Oczywiście spotkanie nie mogło trwać za długo. Zawsze była groźba pocisku, ataku lotniczego. Ale wszystko odbyło się spokojnie, trwało nie więcej niż półtorej, dwie godziny. Niemożliwe były dłuższe zgromadzenia. Czy już wtedy mówiono o dacie ewentualnego zakończenia? Nie. Ta sprawa nie była dyskutowana. Jeszcze były jakieś nadzieje. Jeszcze były nadzieje. Przy czym to było 23 września, a 18, kiedy byłem na dachu tego drapacza chmur, nastąpił pierwszy, olbrzymi lot 104 samolotów amerykańskich, które zrzucały broń. Pierwszy zrzut. Olbrzymia część tej broni spadała na stronę Niemców, a my patrzyliśmy na to z przerażeniem, bo to były między innymi wspaniałe, ciężkie przeciwlotnicze karabiny maszynowe.
FOT. WIESŁAW CHRZANOWSKI „WIESŁAW”, ZE ZBIORÓW MPW
Poprzednią rozmowę skończyliśmy gdzieś w połowie powstania. Co było dalej? Jest początek września i jeszcze bronimy Pałacu Staszica, który jest codziennie ostrzeliwany przez czołgi. Pałac po tym się palił i musieliśmy go opuścić. 7 września nastąpił upadek Powiśla. Broniliśmy się jeszcze przez dobę poza pałacem. Mnie się przytrafiła wtedy taka historia, że pocisk karabinowy odstrzelił mi połowę ucha. Ale szczęśliwie, bo gdyby trafił centymetr dalej, to byłbym nie żył. Wycofaliśmy się na teren ruin Poczty Głównej i w pewnym momencie byliśmy z trzech stron otoczeni przez Niemców. Broniliśmy się, paląc istniejące jeszcze domy. Wreszcie musieliśmy się wycofać na drugą stronę placu Wareckiego i zajęliśmy teren w pobliżu szesnastopiętrowego, nie istniejącego dziś, zniszczonego drapacza chmur. Zajęliśmy stanowiska na ulicy Jasnej. Dostaliśmy polecenie, żeby wdrapać się na szczyt tego zniszczonego wieżowca, który nie miał już schodów, został tylko szkielet. Chodziło o to, żeby meldować z góry o działaniach artylerii radzieckiej, która ostrzeliwała Warszawę, bo Rosjanie byli już na Pradze. Wtedy właśnie miał miejsce niesłychanie istotny moment w moim życiu. Nastąpiła komasacja naszego batalionu, batalionu „Gustaw” i innych, i wtenczas poznałem moją późniejszą żonę, która była powszechnie uważana za najpiękniejszą dziewczynę naszego oddziału. Nasze spotkanie skończyło się miłymi pozdrowieniami, podziwiałem jej piękność, ale bliższych kontaktów nie mieliśmy. Spotkaliśmy się dopiero wiele lat później. Ona była w obozie we Francji, potem wróciła do Polski. Ja byłem w gułagu w Związku Radzieckim. A potem spotkaliśmy się przypadkiem na brzegu morza w czasie wakacji i pobraliśmy się. Przez 63 lata żyliśmy we wspaniałym związku; niestety żona już umarła.
Stare Miasto, koniec sierpnia 1944. Sanitariuszka Danuta Magreczyńska „Danka” – późniejsza żona prof. Witolda Kieżuna – z kompanii „Anna” Batalionu „Gustaw” z książką na gruzach domu przy ulicy Ślepej. Po prawej stronie pozostałości po kamienicy z przejściem na stronę Podwala.
bardzo poważne sankcje. No a potem, 27 lipca, Hitler ogłosił Warszawę fortecą. Nie było mowy, żeby Niemcy bronili się w Warszawie, mając świadomość, że jest w niej 40-tysięczne podziemie. Na spotkaniu 23 września był także generał Chruściel. Czy on też rozmawiał z wami? Jak oni wyglądali? Muszę powiedzieć, że general Komorowski wyglądał niereprezentacyjnie: niskiego wzrostu, kiedy wszedł i po raz pierwszy go zobaczyliśmy, byliśmy trochę zawiedzeni. Nie miał typowego wyglądu bojowego, wyglądu żołnierza. Ale jak zaczął mówić, to mówił wspaniale, w sposób absolutnie przekonujący, tak że od raz sobie pomyśleliśmy: tak, to jest kawalerzysta! Zdobywał zresztą nagrody w wojskowych konkursach hippicznych. Ale najbardziej ujął nas tym, że rozmawiał z nami w sposób bardzo jasny, żołnierski, jednoznaczny, a wtedy zniknęło nasze wrażenie, że jego
A Niemcy bombardowali nas z bardzo niskiej wysokości, bo bali się, żeby nie trafić w stanowiska niemieckie. Gdybyśmy mieli te ciężkie karabiny maszynowe, moglibyśmy zestrzeliwać te samoloty. Możliwość obrony byłaby kolosalna. Były też wspaniałe PIAT-y przeciw czołgowe; jeden celny pocisk niszczył czołg. Gdybyśmy tę broń dostali w pierwszych dniach powstania, to cała Warszawa byłaby opanowana. Lotnisko byłoby opanowane, a wtenczas mogłaby lądować część polskiej armii z Włoch. Byłaby zupełnie inna sytuacja. Potem się dowiedzieliśmy, że Churchill domagał się kategorycznie od Roosevelta, żeby oddziałał na Związek Radziecki, żeby się zgodzili na lądowanie samolotów amerykańskich i angielskich. Bo oni nie pozwalali wylądować na swoich lotniskach tym paru samolotom, które tam kilka razy przyleciały. Ale Roosevelt powiedział, że ze względu na dalsze cele wojny tego
rodzaju depeszy do Stalina nie wyśle. Roosevelt miał nadzieję, że we współpracy z bardzo silnym Związkiem Radzieckim, który opanuje większość Europy, uda mu się zniszczyć system kolonialny. On miał kompleks kolonializmu Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Holandii, Hiszpanii, Portugalii. Uważał, że Amerykanie jako pierwsi walczyli i zdobyli niepodległość jako kraj kolonialny i teraz ich najważniejszym celem politycznym jest zniszczenie kolonializmu. I dlatego w październiku 1943 roku, w tajemnicy przed polskim rządem, oddał Stalinowi 1/3 Polski. Co jeszcze można by powiedzieć o sposobie myślenia Churchilla? O jego staraniach choćby o te samoloty, o dostarczenie broni? Przede wszystkim ten człowiek się bał. On miał świadomość, że jeżeli Związek Radziecki opanuję całą Europę, to Wielka Brytania się nie obroni. Więc dla Wielkiej Brytanii było bardzo ważne, żeby Związek Radziecki oczywiście brał udział w zwycięstwie, ale żeby to nie było największe zwycięstwo terytorialne na terenie Europy. Był w tym w najwyższym stopniu zainteresowany, to było w interesie Wielkiej Brytanii i dlatego domagał się od Roosevelta interwencji u Stalina, żeby ten zgodził się na lądowanie samolotów. Oczywiście interes Anglii był w tym zupełnie jednoznaczny. Anglia się bała nadmiernego umocnienia Związku Radzieckiego, bo oczywiście Związek Radziecki mający Niemcy i mający Francję – to koniec Wielkiej Brytanii. Tym bardziej, że w Wielkiej Brytanii było sporo zwolenników komunizmu. Był przecież cały zespół agentów. Dzisiaj sprawa jest jasna. Mimo wszystko jednak polityka Churchilla była samodzielna. Kiedy Churchill ostatecznie zrezygnował z dopominania się o sprawy Polskie? Potem się zgodził na tę nieszczęsną paradę, gdzie zabrakło Polaków. Po tym, jak już dowiedział się, że Roosevelt zgodził się na oddanie Stalinowi trzeciej części Polski. Poza tym Armia Czerwona zdobyła jednak Berlin i opanowała połowę Niemiec. Wtenczas sytuacja polityczna zmieniła się i Churchill nie chciał się przeciwstawić Związkowi Radzieckiemu i między innymi zgodził się na tę fatalną, skandaliczną demonstrację. Mimo że armia polska miała olbrzymi wpływ na wygranie wojny. Nawiasem mówiąc, myśmy rozpracowali niemiecki system szyfrowania depesz – Enigmę, i wszystkie materiały przekazaliśmy w 1939 roku Anglikom. W Anglii w czasie wojny były rozszyfrowywane wszystkie tajne depesze niemieckie. Bez tego byłoby znacznie trudniej. Przecież cała ofensywa na Europę była opracowana
na podstawie właśnie znajomości tajnych rozkazów niemieckich w systemie Enigmy. Tak, że z tego punktu widzenia nasz wpływ na zwycięstwo był olbrzymi. Tego dokonali nasi matematycy. Wszystkie meldunki, rozkazy do ubotów też były kontrolowane. Tak, oczywiście. Później to był straszny skandal. Jeszcze trzeba wspomnieć o lotnikach. Przecież byli jeszcze nasi lotnicy, generał Skalski i inni. Oczywiście. Mieli najwięcej zestrzeleń. Ale potem nasi dowódcy, generałowie, oficerowie, którzy zostali po wojnie w Anglii, pracowali tam jako kelnerzy, a często nie mieli z czego żyć. Najpierw Francja nas w haniebny sposób zdradziła, a później Wielka Brytania. Churchill przez pewien czas coś usiłował robić, ale niestety polityka Roosevelta stosunku do Polski była tragiczna. Przywołam jeszcze nazwisko generała Sosabowskiego. Wspaniała postać. Zresztą jego syn był moim kolegą gimnazjalnym; potem tragicznie stracił wzrok. Właśnie Sosabowski pracował po wojnie jako kelner. A Maczek był barmanem. Tak, tak było. Kiedy Pan się dowiedział o tej skandalicznej decyzji wykluczenia polskich żołnierzy z defilady? Dowiedziałem się dopiero po powrocie ze Związku Radzieckiego, bo ja wtenczas byłem w gułagu. Złapano Pana już w Krakowie? Tak. Aresztowano mnie w Krakowie już w marcu 1945 roku. Był zdrajca, który doniósł i aresztowano wielu
walczył pod Monte Cassino i dostał też Virtutti Militari. Ten okres wspominam z wielką satysfakcją. To był czas niesłychanie ciężki, niesłychanie ryzykowny, ale jednocześnie, tak mi się wydaje, że my – nie chodzi o mnie, ale o wszystkich moich kolegów – że myśmy jednak zachowali się tak jak należało. Co jest Pana zdaniem najważniejsze w życiu młodego człowieka i jego wychowaniu: dom, geny czy nauczyciele, czy jakiś mądry ksiądz? Myślę, że geny i tradycja odgrywają pewną rolę. W mojej rodzinie na przykład dziadek był 20 lat na Syberii jako powstaniec styczniowy. Ojciec – oficer w czasie wojny z bolszewikami. Mój stryj, podpułkownik, był jednym z twórców polskiego lotnictwa; też dostał Virtutti Militari w 1920 roku. Więc ja oczywiście miałem kolosalne, kolosalne, że tak powiem, tradycje rodzinne. Część moich kolegów z gimnazjum Poniatowskiego to byli synowie oficerów, bo na Żoliborzu była cała kolonia oficerska. Był syn generała Trojanowskiego, dowódcy Okręgu Warszawskiego. Ale był cały szereg kolegów ze środowiska tego nowego typu, socjalistycznego, Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Mieliśmy też pięciu kolegów Żydów. I właśnie ten chłopak pochodzenia żydowskiego, kolega Weisen, był potem w Armii Andersa i dostał i Virtuti, i awans oficerski. Wszystkich tych pięciu moich kolegów żydowskiego pochodzenia było patriotami polskimi. Jeden z nich od razu tragicznie zginął w Warszawie. Czterech pozostałych, zresztą za moją namową, uciekło na stronę radziec ką. I tam tylko jednemu się nie udało, a wszyscy wstąpili do armii Andersa.
Gdybyśmy tę broń dostali w pierwszych dniach powstania, to cała Warszawa byłaby opanowana. Lotnisko byłoby opanowane, a wtenczas mogłaby lądować część polskiej armii z Włoch. Byłaby zupełnie inna sytuacja. AK-owców, w tym mnie. Jak by Pan podsumował ten okres poprzedzający aresztowanie? Wyszedł Pan z wojny na pewno strasznie poturbowany i zmęczony, ale był pan zdrowy, silny, młody. Jak Pan patrzył wtedy na świat? Bardzo się narażaliśmy i wyszliśmy z wojny ze strasznymi stratami. Z mojej klasy maturalnej z 1939 roku 60% zginęło w okresie okupacji. Mieliśmy straszne, straszne straty. Bo też, praktycznie rzecz biorąc, wszyscy moi koledzy z mojej klasy byli w podziemiu. Albo w podziemiu, albo część dostała się na stronę okupacji radzieckiej i potem z Andersem udało się paru dostać do Armii Andersa. Jeden z moich kolegów gimnazjalnych później
W następnej rozmowie przejdziemy do tych strasznych spraw gułagu, który Pan przetrwał właściwie cudem. Mało, że przetrwałem, ale formalnie nawet umarłem. Ale jest Pan z nami 95 lat, a przypomnę, że Pan mnie zaprosił na stulecie swoich urodzin. Chciałbym dożyć choćby dlatego, że w tej chwili już mam umowę na trzy książki, które muszę napisać jeszcze przed śmiercią. Czyli to zaproszenie do Jabłonnej jest aktualne? Tak jest. Zapraszam na stulecie do Jabłonnej. K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
12
O
statni rozdział niesie przekaz: Polska powinna być przygotowana – niczym Noe na potop – na nadchodzący burzliwy okres w dziejach Europy. Powinniśmy tak, jak biblijny patriarcha, budować własną, niezatapialną, arkę (s. 252). Cytaty nawiązują do postawy chrześcijańskiej, a treść książki wzywa, by ziemię czynić sobie poddaną.
Mały wtręt Idea „Utopii europejskiej...”, jest mi bliska, mogę być więc nieco stronniczy. W swoich artykułach i książkach penetrowałem zbliżony obszar i mam swoje doświadczenie. Aby nie być gołosłownym, posłużę się trzema przykładami: 1. „Ostatnia na drogę” (Lublin 2004): Pierwszego maja 2004 roku skończyła się epoka PRL-u i otworzyła pierwsza stronica naszej nowej księgi. […] Co będą mieli do powiedzenia […] twórcy XXI-wiecznej polskiej rzeczywistości? Na ile będą pawiem i papugą, a na ile niezależnymi twórcami? Czy ludzie pióra będą walczyć o kałamarz, czy też ten sam kałamarz – piękniejszy, zostanie postawiony im na tacy? […]. W maju 2004 roku Polska ze swoim dorobkiem i niedorobkiem wypłynęła na bardzo głębokie wody. […] Podąża w tym samym kierunku, w którym od kilkunastu lat dryfuje cały ludzki świat (s.7). 2. „Geopolityka”, Lublin 2008: Europa nie może dzielić się na gorszą i lepszą, bo ta gorsza jest w głównej mierze ofiarą kilku totalitaryzmów, a lepsza ofiarą kolonializmu. Obydwie części są chore na swój sposób. […] Zorganizowanie Unii w oparciu o dotacje i uzależnienie finansowe (zadłużenie) jest założeniem błędnym u samych podstaw. […] Gdy wzajemne zaufanie legnie w gruzach, klęska będzie tylko kwestią czasu […] ani totalitaryzm, ani demokracja nie będą w stanie niczego zmienić, ani niczemu zapobiec (s. 13). 3. „Powstania narodowe. Czy były potrzebne?”, Lublin 2009: Współczesna Europa nie ma koncepcji kulturowej ani nawet pomysłu na nowe swoje wcielenie. Krótko mówiąc – ani Polska, ani Unia Europejska nie są przygotowane na nadchodzące zmiany. Jedyną szeroko znaną […] jest propozycja Jana Pawła II, a więc nie mamona, lecz […] powrót do chrześcijańskich korzeni. Rezygnacja z korzeni kulturowych w momencie rosnącego napięcia międzycywilizacyjnego może doprowadzić Europę do sytuacji, w jakiej znalazł się Stalin, gdy Niemcy napadły na Związek Sowiecki (s. 36). I teraz uwaga: powyższe fragmenty odbierane były w kategoriach antyunijnych. Niestety, tak została ustawiona nasza świadomość i tak zdefiniowane umocowania partyjne: jak popierać, to bezkrytycznie, jak negować, to w czambuł. Statystycznemu Polakowi trudno było uwierzyć, że ma on prawo do obrony stanu posiadania, interpretacji własnej przeszłości i przyszłości; do własnej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Królował niewolniczy sposób myślenia.
Propozycja Szczerskiego Kryzys przejawia się we wszystkich najistotniejszych dla Unii Europejskiej aspektach […] powodując niestabilność unijnych instytucji i utratę społecznego zaufania […] w wymiarze tożsamościowym prowadząc do zagubienia sensu integracji (s. 229). Warunkiem naprawy jest: 1. nowy układ relacji między krajami członkowskimi a Unią Europejską, 2. odnowienie pierwotnych założeń co do wzajemnych relacji pomiędzy samymi państwami europejskimi, 3. przywrócenia wolności gospodarczej w ramach wspólnego rynku, 4. uczynienie z Unii aktora polityki międzynarodowej wspomagającego bezpieczeństwo obywateli Unii oraz 5. odnowienie korzeni tożsamościowych Europy jako wspólnoty cywilizacyjnej R E K L A M A
POLSK A·W·EUROPIE (s. 230). Nieco dalej w konwencji przykazań dodaje: „Unia zdrowego rozsądku” nie będzie pławić się w nakazach i regulacjach, nie będzie konstruować „nowych Europejczyków”, nie będzie prowadzić żadnego wyabstrahowanego „projektu”, tylko uwierzy w narody i państwa europejskie, w ich tradycję, różnorodność, historię (s. 235). Szczerski proponuje odejście od Europy jako spółki i stworzenie Europy, jako wspólnoty (s. 113, 141). Pisząc o poczuciu suwerenności podkreśla, że w wymiarze praktycznym suwerenność
pozycje Piotra Eberhardta, Bohdana Cywińskiego, Leszka Moczulskiego (gł. „Geopolitykę” i „Narodziny międzymorza”), czy dwie zapomniane Tomasza Otremby: „Wyżyna Polska” (Regnum 1997) i „Niemcy, brama Polski do Nieba” (Regnom 2000). Od tej pory idea „brzydkiej panny na wydaniu” więdnie jak jesienne liście, kłamstwo odsłania swoje dziurawe zęby, a prawda zaczyna weryfikować przeszłość. Europa nie jest silna wielokulturowością, lecz bogactwem wielości swoich kultur i wspólnotą myślenia.
budowy Trójmorza. Nie można bowiem wykluczyć, że działania Rosji na Ukrainie i UE w Polsce mają zbliżone cele.
Europa Środkowa a Polska W ostatnim „Kurierze Wnet” (9/17) Mariusz Patey w artykule: „Międzymorze. Koncepcja, historia, przyszłość” opisuje dzieje tej myśli i sięga do czasów Unii Litewskiej (tu mała uwaga: trudno uznać Kozaków za naród), projektu Adama Czartoryskiego, Józefa Piłsud-
Najnowsza książka prof. Krzysztofa Szczerskiego „Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy” zaczyna się i kończy biblijnym odwołaniem do wyobraźni. W Prologu czytamy: Biblijny Potop zakończył czasy pierwszych pokoleń ludzi na Ziemi, ponieważ nie zauważyli oni nadchodzącej katastrofy; tylko Noe posłuchał Boga, zbudował Arkę i przetrwał (s. 16).
Utopia europejska i polskie szanse Ryszard Surmacz
wyznacza granice podziału swój-obcy, w obszarze funkcjonowania państwa ma zabezpieczyć podstawy istnienia i rozwoju wspólnoty narodowej jako samodzielnego, suwerennego podmiotu (s. 136). I dalej: Europa Środkowa to nie bibelot babuni ani wspomnienie zaborczej okupacji (s. 189). Zależność w Unii przejawia się tym, że im mniej zrozumienia ze strony obywateli, tym większa „pasterska” aktywność instytucji unijnych. […] Unia to nie stado, lecz dobrowolna wspólnota tworzona przez wolne narody i równe państwa. Mit Europy w polskiej kulturze zostaje zredukowany, a boskość UE nazwana wprost: utopią. Szczerski nie ogranicza się do krytyki. Pisze, że siła UE polega na zdolności do rekonfiguracji, a więc aktywnej adaptacji do zmieniających się uwarunkowań swojego działania […]. To wciąż unikalny system nie-w-pełni wykształcony. Funkcjonowały w nim równolegle trzy obszary decyzyjne: wewnętrznie państwowy […], ekskluzywnie ponadnarodowy […] oraz osmotyczny (tam, gdzie granice między tym, co „krajowe”, a tym co „europejskie” wzajemnie się przenikają). […] Odpowiednie posługiwanie się multiinstrumentalnym zasobem instytucji pozwoliło Unii Europejskiej na trwanie w zmiennej, ale stabilnej równowadze, nawet w czasach stosunkowo dużych szoków systemowych (s.106). „Utopia…” na zewnątrz jest polską propozycją rozwiązania obecnego kryzysu w UE, do wewnątrz – dziełem, które przełamuje peerelowską barierę mentalną i wysyła bodziec w kierunku samodzielności myślenia. Szczerski jako minister skuteczniej łamie jeszcze inną barierę – poprawności politycznej, która jednym otwiera duże szanse, innym sprawia duży kłopot! Oczywiście jego książka nie jest wyjątkiem. Warto tu wspomnieć choćby
Krótki rys historyczny Po upadku ZSRR, za Janem Pawłem II można było powiedzieć, że Europa mogła „odetchnąć dwoma płucami”. I Europa Środkowa zaczęła iść w tym kierunku. Wydawało się, że koncepcja zaproponowana przez chrześcijańskich ojców założycieli zjednoczy Europejczyków. Niestety, stało się inaczej. Szczerski zauważa, że decyzja inwazji na Irak (2003) doprowadziła do odnowienia podziału wewnątrz wspólnoty europejskiej Niemcy i Francja otwarcie sprzeciwiły się wojnie w Iraku […] Polska postanowiła przyłączyć się do koalicji (s. 161). I tu trzeba dodać, że Polska poparła szaleńczą akcję Amerykanów nie dlatego, że chciała walczyć z terrorem, lecz dlatego, że zamierzała uciec przed Rosją i być w UE i NATO. Konflikt „dwóch płuc” zarysował się więc przed wejściem Polski w jej struktury – w oparciu o dyskryminacyjne traktowanie Polski. Wojna w Gruzji była potwierdzeniem słuszności obranego przez Polskę kierunku. Ale nie ma co ukrywać, że nasze problemy w UE nie są związana z ekonomią, lecz bardziej z postkolonialnym sposobem myślenia zachodnich państw. Wchodząc do UE, nie mieliśmy wyboru. Alternatywą była wolność, ale w kategoriach obecnej Ukrainy. Dyskomfort był więc ukrywany. Oliwy do ognia dolewała wyprzedaż polskiego majątku narodowego i słabnąca pozycja Polski. Traktat lizboński (2007) był kolejnym rozczarowaniem; nie mówiąc już o Pakiecie fiskalnym (2008), który wprawdzie dotyczy strefy euro, ale wszędzie zaczął czynnik zaufania zamieniać na regułę kontroli, odgórnych nakazów i dzielenia na lepszych i gorszych. Kryzys wokół emigrantów zdemaskował cele UE wobec Europy Środkowo-Wschodniej. Wobec takiej sytuacji Polska i Europa Środkowa nie ma innego wyjścia, musi uciekać „do przodu”, w kierunku
skiego oraz Lecha Kaczyńskiego. Podaje też obecne ośrodki polityczne związane z tą myślą. To cenne. Ale Międzymorze jako całość nadal jest bardziej ideą niż skomunikowaną strategiczną przestrzenią, rozdzielającą, najkrócej mówiąc, Niemcy i Austrię od Rosji oraz te same Niemcy i Austrię od Turcji. Gdyby nie rozbiory Polski i ostatnie dwie wojny światowe, Rosja i Niemcy bez przeszkód zdominowałyby północną część Europy Środkowo-Wschodniej. Gdyby Republika Federalna nie posiadała negatywnego doświadczenia z Turkami, prawdopodobnie weszłaby w sojusz z Ankarą i wspólnie przydusiliby Bałkany. Gdyby Amerykanie nie zauważyli w końcu, że sojusz Rosji i Niemiec zagraża ich egzystencji, Europa-Środkowa zostałaby rozebrana i zagospodarowana. Gdyby nie chińska polityka gospodarcza i jej zakusy wobec Syberii, problem Europy Środkowo-Wschodniej nie istniałby w wymiarze globalnym. Przestrzeń więc pomiędzy czterema totalitaryzmami, od wieków, wykorzystywana była do wzmocnienia totalitaryzmów. Tę przestrzeń, dla naszego dobra, należy zdiagnozować w sposób wręcz brutalny. Prof. Zdzisław Krasnodębski we Wstępie do „Utopii…” napisał: wiele narodów Europy przyzwyczajonych jest do życia w stanie zależności, w pół- lub ćwierćsuwerenności i nie przeszkadza im ani hierarchia państw w Unii, ani coraz większa władza unijnych instytucji. Pecunia non olet. Taka postawa to piasek w tryby każdej reformy i każdej wielkiej idei. Krasnodębski wspomina też o postawie premiera Bułgarii, który przyznaje: gdy kanclerz Niemiec mówi, on słucha i wykonuje. Niedawno prasa podała, że Rumunia zgłosiła chęć wejścia do strefy euro. Zgłoszenie nie musi świadczyć o lekceważeniu koncepcji Trójmorza, ale strategicznie położona Rumunia
w ten sposób jeden filar z konstrukcji już wyjęła. Czechom i Słowakom bliższa jest perspektywa lżejszego życia w UE niż polski projekt Międzymorza, który wymaga od nich wielu wyrzeczeń, a korzyść wyciągnie Polska. Litwa po rozpadzie I RP wielokrotnie odmawiała współpracy z Polską w tworzeniu wspólnych koncepcji. Austria w tym gronie jest koniem trojańskim. Ukraina natomiast obszarem niestabilnym, który ma większe sympatie polityczne do Niemiec niż Polski. Wszyscy, prócz Serbii, chętnie, w razie potrzeby, nawiążą do tradycyjnych kontaktów z okresu Trzeciej Rzeszy, zamiast sprzymierzać się z planami polskimi. Ale Serbia nie rozumie polskiego konfliktu z Rosją. Czy Chorwacja, prócz Węgier, od której zaczęła się ostatnia wojna na Bałkanach, może być wyjątkiem? Nie możemy też zapominać, że na naszym terenie wciąż ważniejszy jest złudny pieniądz niż realne dążenie do prewencyjnego pokoju. Nad pytaniem, jak zjednoczyć Europę Środkowo-Wschodnią, głowią się Amerykanie i Chińczycy. I na koniec najważniejsze pytanie: jak zneutralizować UE, która nigdy nie zaakceptuje skomunikowania i niezależnego rozwoju Europy Środkowej, bo to może wiązać się z utratą rynku zbytu i przesunięciem ośrodka decyzyjnego do Warszawy. A więc, czy warto, bo pewność powodzenia koncepcji Trójmorza daje jedynie pusta kasa UE lub jej rozpad? No właśnie! Pytanie – czy warto? towarzyszy nam od ponad 200 lat. Rzecz polega na tym, że Polska wybór ma tylko teoretyczny! Mechanizm wynoszenia Polski do góry, jak w naczyniach połączonych, włącza się zawsze wtedy, gdy słabną Niemcy i Rosja. To fizyka w historii i cała tajemnica naszych klęsk i sukcesów! W takiej sytuacji zwykle zaskoczeni budzimy się, ale czas szybko weryfikuje nasz brak przygotowania; „dogadujemy się” i tracimy czas, bo nasze interesy są tak odmienne, jak kolonialisty i niewolnika. Nie ma przygotowania, nie ma wyboru, jest wyrok. To też fizyka. Dziś nie zauważyliśmy na przykład, że w tzw. III RP dokończono proces likwidacji idei polskiej szlachty i inteligencji. Ba, z wdzięcznością zapominamy o ich dziele kulturowym i samym istnieniu. I dopiero od kilku lat martwi Żołnierze Niezłomni zaczynają wskrzeszać żywych. Ale to nie wszystko. Patriarchowie wschodni opowiadają o szoku przybywających do Europy uchodźców – chrześcijan […] Im się wydawało, że przyjeżdżają do Europy, która jest oazą chrześcijaństwa. Tam poświęcali swoje życie i krew, aby bronić wiary i byli przekonani, że jak trafią do Europy, to spotkają tu ludzi, którzy tak samo silnie żyją wiarą, jak oni żyli tam. […] Przyjeżdżają tu i przeżywają wstrząs (s. 88). W tym miejscu mit Europy załamuje się na poziomie nadziei, ale ten problem dotyczy bardziej Kościoła niż jego wiernych. Do tej destabilizacji tożsamościowej trzeba dołożyć jeszcze bezideowy i zafałszowany sposób kształcenia ostatnich pokoleń Europejczyków, a zwłaszcza Polaków. Ilu z nas dopiero za granicą zrozumiało, że są Polakami, i nie byli w stanie obronić swojej tożsamości? Ilu zgłupiało do szczętu i swoją ambicję schowało głęboko, bo przelicznik euro na złotówki dawał im dobre samopoczucie we własnym kraju? Kto zneutralizuje tę falę taniej siły roboczej, pozornego wolnego rynku i destrukcyjnej emigracji za chlebem, która pchała ludzi na zachód od Ukrainy po USA i Kanadę? Powrót oznacza kolejną destabilizację. Czy to jest czarny obraz? Nie, to część krajobrazu przed bitwą – osobny dla Polski i osobny dla UE. Polska na tym planie wygląda dobrze. Ale budowa Trójmorza bez osłony USA
i – najlepiej – Chin jest poza zasięgiem naszych możliwości.
Zakończenie Wasiutyński pisał, że spoglądając na mapę widzi się, iż w Europie Środkowej tylko Niemcy lub Polska mogą jej przewodzić. Eugeniusz Kwiatkowski dodawał, że Polacy są tu naturalnymi przywódcami, Niemcy zaś muszą wszystko zdobywać siłą. „Utopia…” jest adresowana do polityków unijnych jako polska propozycja rozwiązania kryzysu. Ale musimy mieć jednak świadomość, że Polska i Niemcy stoją własną polityką zagraniczną – Niemcy dla zbudowania zaporowej potęgi gospodarczej, Polska dla obrony wizerunku i możliwości przeciwdziałania wspólnej antypolskiej polityce Rosji i Niemiec. Słabość publikacji Szczerskiego można ująć w czterech obszarach: 1. Ilość i jakość postawionych UE warunków; jej postkolonialna mentalność nie jest w stanie tego ani zrozumieć, ani zaakceptować. 2. Zbyt słabo został rozwinięty wątek poświęcony polskiej myśli piastowsko-jagiellońskiej, mający dać podstawę do rozszerzenia polityki „demokracji międzynarodowej” opartej na międzynarodowym prawie. Paweł Włodkowic i sobór w Konstancji był przełomem w kulturze europejskiej. 3. Hasło: „Polish first” bardzo źle brzmi w uszach partnerów z naszego regionu, 4. Dzisiejsza Arka Noego nie pływa, lecz lokowana jest pod ziemią. Warszawa pnie się do góry jak Wieża Babel, a w miastach zachodnich budowana jest sieć samowystarczalnych podziemnych sklepów. Dzieło Szczerskiego jest pozycją przełomową w polskiej publicystyce, ale jeśli w Polsce nie włączymy kulturowych mechanizmów budujących polską wspólnotę, pozostanie ono tylko ambitnym zapisem. Od lat bezskutecznie pukam do ważnych drzwi z „Programem rewitalizacji kulturowej na ziemiach odzyskanych” (patrz „Kurier Wnet” Nr 28/16 lub https://www.facebook.com/notes/ kurier-wnet/13-polski-program-rewitalizacji-kulturowej-na-ziemiach-odzyskanych/1122250004495451/), którego ideą jest synteza dwóch etosów: kresowego i wielkopolskiego. Pierwszy posiada nośniki niezależnego i państwowego myślenia, drugi, kult pracy i szczegółu. Obydwa, odwrócone plecami do siebie, dogorywają na ziemiach zachodnich, na których zadecyduje się przyszły los Polski. Program nikogo nie zainteresował. Drugim projektem jest budowa Muzeum Polskiej Demokracji (patrz: http://wnet.fm/kurier/ muzeum-polskiej-demokracji-powolajmy-cos-daje-zycie-pobudza-wyobraznie-uczy-potem-zaprosmy-caly-swiat-pokazmy/, oraz: https:// wpolityce.pl/polityka/211434-muzeum-polskiej-demokracji), które powinno pokazać nie tylko światu, ale głównie Polakom wartość własnej kultury. Walcząc o demokrację w UE nie możemy bez końca borykać się z bezsensownymi zarzutami o jej brak. Niedowiarków odeślemy do Muzeum. Trzecim jest projekt codziennej gazety państwowej (patrz: https:// wpolityce.pl/polityka/334552-gdzie-jest-osrodek-wladzy-rzad-nie-ma-z-kim-przegrac-ale-moze-przegrac-z-samym-soba), która na zasadzie gazety wiodącej podniesie poziom dyskusji i wyznaczy odpowiednie standardy; poprzez reportaż bieżący odzyska kontakt z życiem społecznym w kraju; poprzez dział zagraniczny i tłumaczenia czytelnicy nawiążą kontakt z myślą światową; poprzez dział listów polskie społeczeństwo będzie miało możliwość uczestniczenia w zwalczaniu patologii. Telewizja to kino; gazety tworzą środowiska. I na koniec, w dzisiejszych uwarunkowaniach, swojego Noego powinniśmy szukać, ale Arkę musimy zbudować wszyscy razem. K
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
13
D WA· B R ATA N K I
O
becne różnice na poziomie stosunków politycznych obrazuje zwłaszcza odmienne podejście do relacji z Federacją Rosyjską, którą Polska od lat traktuje jako fundamentalne zagrożenie dla suwerenności państwa, a Węgry postrzegają w pragmatycznych kategoriach gospodarczo-energetycznych. Polska i Węgry stoją przed wieloma wyzwaniami. Aktualna rzeczywistość międzynarodowa jest bardzo dynamiczna. Mamy do czynienia z czynnikami i procesami, które mogą świadczyć o tym, że ustalony po upadku systemu dwubiegunowego w 1989 roku ład międzynarodowy się chwieje. Kryzys w Unii Europejskiej, terroryzm, polityka imperialna Rosji, osłabienie roli USA na arenie międzynarodowej, konflikt w Syrii, dynamicznie rozwijające się Chiny i nieobliczalna Korea Północna – to wszystko sprawia, że Polacy i Węgrzy znajdują się w nowej rzeczywistości międzynarodowej. Bez wątpienia wiele okoliczności wskazuje na to, że Unia jest w kryzysie, a wraz z nią – integracja europejska. Jej problemy wewnętrzne, jak nadmiernie rozbudowana biurokracja, oddalenie unijnych elit od problemów zwykłych obywateli czy brak charyzmatycznych przywódców, nieumiejętność podejmowania szybkich decyzji i różnice interesów poszczególnych państw wspólnoty powodują, że odgrywa ona coraz mniejszą rolę na arenie międzynarodowej. Zjawiska te oraz fakt, że coraz większą popularnością w Europie cieszą się ugrupowania, które w otwarty sposób manifestują retorykę antyunijną i podkreślają prymat interesu narodowego nad europejskim, przyczyniają się do stawiania pytań o jej niepewną przyszłość. Palące kwestie powodujące kryzysy w Unii Europejskiej to: europejski kryzys migracyjny, zadłużenie w strefie euro i tzw. Brexit. Zarówno sprawujący obecnie władzę w Polsce (PiS), jak i na Węgrzech (FIDESZ) krytykują funkcjonowanie Unii, a zwłaszcza jej instytucji. Jednakże, pomimo ostrej retoryki, nie było dotąd mowy o wyjściu ze struktur europejskich. Obecnie Polska i Węgry postulują raczej potrzebę fundamentalnych zmian w funkcjonowaniu UE.
Europejski kryzys migracyjny Aktualnym i kontrowersyjnym tematem dotyczącym współpracy polsko-węgierskiej w dziedzinie bezpieczeństwa jest europejski kryzys migracyjny. Jego przyczyną jest masowy napływ do Unii imigrantów z Azji, Afryki i państw bałkańskich. Tylko w 2015 roku do Europy przedostało się więcej niż 1,2 mln nielegalnych imigrantów. W odpowiedzi na zaistniałą sytuację Komisja Europejska zdecydowała się na uchwalenie Europejskiego programu w zakresie migracji (maj 2015 r.) i przyjęcie programów, zgodnie z którymi zdecydowano o relokacji przybyszów z takich państw, jak Grecja i Włochy, do innych państw członkowskich UE. Wszystkie państwa Grupy Wyszehradzkiej od początku kryzysu wyrażały sprzeciw wobec zaproponowanego odgórnie przyjmowania imigrantów. Węgry od początku stały na czele państw zdecydowanie sprzeciwiających się niemieckiej propozycji obowiązkowego przydzielania konkretnych kwot imigrantów poszczególnym państwom Unii. Viktor Orbán głosił pogląd, iż decyzja w tej sprawie powinna leżeć w gestii rządów poszczególnych członków UE. Podjęto decyzję o budowie muru na granicy z Serbią, aby zapobiec przedostawaniu się migrantów z południa na Węgry. Przeprowadzono referendum (2 października 2016 roku), w którym zapytano obywateli węgierskich: „Czy chce Pan/Pani, by Unia Europejska mogła bez zgody parlamentu węgierskiego decydować o obowiązkowym osiedlaniu na Węgrzech osób obywatelstwa innego niż węgierskie?”. 98% biorących udział w tym głosowaniu odpowiedziało, że nie, jednak referendum okazało się niewiążące ze względu na brak wymaganej frekwencji. W Polsce kryzys imigracyjny nie był tak gorącym tematem w wewnętrznej debacie publicznej, jak na Węgrzech, ale również wzbudził wiele kontrowersji. Polskie stanowisko wobec kryzysu imigracyjnego nie było też tak radykalne. Premier Ewa Kopacz początkowo podkreślała sprzeciw wobec odgórnego podziału imigrantów i opowiedziała się za przyjęciem uchodźców, a nie imigrantów ekonomicznych (zwracała uwagę na rozróżnienie) „tylu, ilu nas stać”. Później zmieniła
Obecnie podkreśla się na każdym kroku przyjaźń i chętnie wraca się do wspaniałej tradycji i historii obu narodów, jednak w wielu sytuacjach okazuje się, że Polska i Węgry mają inne priorytety. Już na drodze obu państw do członkostwa w NATO i Unii Europejskiej pojawiła się rywalizacja.
Perspektywy stosunków
polsko-węgierskich Brunon Podlacha stanowisko, mówiąc o potrzebie solidarności europejskiej. Ostatecznie Polska, 22 września 2015 roku na spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych UE, udzieliła umiarkowanego wsparcia forsowanemu przez Niemcy i Francję systemowi kwotowemu. Ta nagła zmiana stanowiska została źle odebrana przez Węgry i inne państwa sprzeciwiające się kwotowemu przydzielaniu imigrantów (Republikę Czeską, Rumunię, Słowację). Węgierski minister
Europejskiej jest jak najbardziej żywa w relacjach polsko-węgierskich. Pokazał to dobitnie panel dyskusyjny zorganizowany w czasie poprzedniego Forum Ekonomicznego w Krynicy (początek września 2016 r.), w którym udział wziął premier Węgier Viktor Orbán i lider rządzącej w Polsce partii Prawo i Sprawiedliwość, Jarosław Kaczyński. W swoich wystąpieniach politycy ci wykazali zgodność swych wizji przyszłej Unii Europejskiej. Przede
Ponieważ Węgry nie traktują Rosji w kategoriach zagrożenia, strategiczne stosunki z USA nie są ich priorytetem. Dlatego amerykańska idea wzmocnienia wschodniej flanki NATO nie bierze Węgier pod uwagę. spraw zagranicznych P. Szijjártó przyjęty system odgórnego rozmieszczenia migrantów nazwał: „niewykonalnym, nierealnym i nonsensownym”. Jednak po zmianie władzy w Polsce stanowisko Polski w sprawie imigrantów stało się znowu bardziej zbliżone do podejścia węgierskiego. Dla nowej premier Beaty Szydło i ekipy sprawującej rządy w Polsce punktem wyjścia w tym kontekście była kwestia bezpieczeństwa: „Najważniejsze jest bezpieczeństwo polskich obywateli. Jeżeli te zobowiązania będzie można zrealizować pod warunkiem bezpieczeństwa dla Polaków, to będziemy je honorować, ale nigdy nie zgodzimy się na to, by bezpieczeństwo Polaków było zagrożone”. Kończąc wątek napływu imigrantów, trzeba zwrócić uwagę, że Polska i Węgry razem z innymi państwami regionu nie koncentrowały się jedynie na sprzeciwie wobec odgórnego przydziału imigrantów. Wykazały się również aktywnością w formułowaniu propozycji rozwiązań. Przykładem tutaj może być wyszehradzka idea tzw. granicy rezerwowej pomiędzy Grecją a Macedonią. Projekt ten miał przyczynić się do zatrzymania niekontrolowanej fali imigrantów przez Bałkany w momencie braku możliwości zapanowania nad sytuacją w Grecji.
Brexit i współpraca na rzecz reform w UE 23 czerwca 2016 roku Brytyjczycy zdecydowali w referendum o wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Polska i Węgry, jak i cała Europa Środkowa, negatywnie odebrały tę decyzję – z uwagi na jej istotny wymiar polityczny i gospodarczy. Państwa wyszehradzkie są żywo zainteresowane dostępnością brytyjskiego rynku oraz statusem obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii. Dlatego też Brexit przyczynił się do aktywizacji dyplomatycznej państw wyszehradzkich, które apelowały na forum UE o współpracę w rozwiązywaniu problemów bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, wzmocnienia kontroli granic zewnętrznych Unii oraz wspólnych wyzwań związanych z terroryzmem i z kryzysem uchodźczym. Idea aktywnej współpracy na rzecz zasadniczych zmian w Unii
wszystkim zgodzili się co do samej palącej potrzeby zasadniczej reformy UE. Obaj zaprezentowali również zbieżność poglądów co do dużej wartości działania w kontekście promocji patriotyzmu gospodarczego i budowania narodowych kapitałów, ale sceptycznego podejścia do koncepcji wspólnej tożsamości europejskiej. Była również mowa o tzw. kontrrewolucji kulturalnej, której głównym założeniem miałoby być ograniczenie kompetencji instytucji UE i postawienie na zwiększenie suwerenności państw narodowych. Niewątpliwie Polska i Węgry stoją dzisiaj w opozycji do głównego nurtu w Unii Europejskiej i sprzeciwiają się pogłębianiu integracji. Wspólnie opowiadają się także za ograniczeniem roli Komisji Europejskiej, aspirującej do przywództwa politycznego na rzecz Rady Europejskiej. Polsko-węgierski sojusz w sprawach Unii Europejskiej został jednak nadszarpnięty w czasie niedawnego wyboru (marzec 2017) na kolejną kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Polski rząd ostatecznie jako jedyny nie udzielił poparcia byłemu polskiemu premierowi, zarzucając mu przede wszystkim nieobiektywną ocenę wewnętrznej sytuacji Polski na forum UE. Jarosław Kaczyński, argumentując to stanowisko, powiedział, że wybór Donalda Tuska „nie jest polską racją stanu”. Polski rząd, wysuwając jako kontrkandydata Jacka Saryusza-Wolskiego, liczył bardzo na poparcie ze strony państw wyszehradzkich, zwłaszcza Węgier. Tak się nie stało, co zostało przez rządzących w Polsce źle odebrane. Viktor Orbán, tłumacząc węgierskie stanowisko, powiedział, że „reelekcja Tuska dotyczyła zdolności UE do działania” i jego partia, członek Europejskiej Partii Ludowej (w tej samej co PO i PSL), musiała po prostu poprzeć jedynego kandydata tej frakcji (Jacek Saryusz-Wolski przed głosowaniem wystąpił z EPL). Jednocześnie Orbán podkreślił jednak, że „obecna decyzja nie wpływa na polsko-węgierski sojusz, nadal twardo będziemy stać u boku Polski w każdej sprawie, w której Polskę dotykają niesłuszne ataki, a takich nie brakuje w Unii Europejskiej”. Trzeba nadmienić, że zarówno rząd polski, jak i węgierski aktualnie napotykają negatywne sygnały ze strony unijnych
przywódców i instytucji, zarzucających im m.in. ograniczanie demokracji, wolności słowa i praw człowieka. W tym kontekście wspomina się też o nałożeniu sankcji na oba państwa.
Odmienna polityka w stosunku do Federacji Rosyjskiej Przeszkodą w zacieśnianiu polsko-węgierskich relacji jest obecnie jednak zdecydowanie odmienna polityka Polski i Węgier w stosunku do Federacji Rosyjskiej, a co za tym idzie, niejednakowe podejście do Ukrainy. Polska od wielu lat uważa, że Rosja stwarza zagrożenie dla stabilności w tej części świata. Stąd też nasze jednoznaczne stanowisko w sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i aneksji Krymu. Obecnie na polskie stosunki z Rosją rzutuje
Współpraca w ramach Grupy Wyszehradzkiej Polska i Węgry są najbardziej aktywnymi państwami w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Czechy i Słowacja nie traktują V4 tak priorytetowo. Można też zauważyć, że to Węgry przejęły inicjatywę i starają się zdominować współpracę państw Europy Środkowej. Ważnym tego aspektem była ich bardzo aktywna rola w czasie kryzysu imigracyjnego. To Węgry stały się państwem, które najmocniej sprzeciwiały się unijnemu projektowi relokacji imigrantów. Państwa wyszehradzkie obecnie łączy, poza kwestią imigrantów, podobne podejście do konieczności zasadniczej reformy UE. Jednakże polskiemu rządowi nie udało się zbudować wspólnego wyszehradzkiego frontu popierającego koncepcję zasadniczych
Polska i Węgry, razem z innymi państwami regionu, nie koncentrowały się jedynie na sprzeciwie wobec odgórnego przydziału imigrantów. Wykazały się również aktywnością w formułowaniu propozycji rozwiązań. także kwestia katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku. Jak wspomniano wcześniej, Węgry patrzą na relację z Rosją przede wszystkim w kategoriach interesów gospodarczo-energetycznych. Atak Rosji na Ukrainę nie przeszkodził Viktorowi Orbánowi w regularnych spotkaniach z Władimirem Putinem. 17 lutego 2016 roku doszło do spotkania obydwu przywódców, na którym Putin potwierdził, że Rosja zaangażuje się w rozbudowę węgierskiej elektrowni jądrowej w Paks. Zawarto również wynegocjowany w 2015 roku kontrakt, którego przedmiotem było przedłużenie dostaw gazu na Węgry do roku 2019. Viktor Orbán zaapelował na spotkaniu o normalizację stosunków z Rosją i pochwalił działania Rosji w kontekście syryjskiego konfliktu i kryzysu migracyjnego. Charakter konsultacji węgiersko-rosyjskich świadczy o tym, że Węgry chcą współpracy z Rosją również w wymiarze politycznym. Potwierdzeniem tego kierunku jest chociażby wizyta Władimira Putina w Budapeszcie (luty 2017 r.). Odmienna natura relacji Polski i Węgier z Rosją automatycznie przekłada się na pewien dysonans w kontekście stosunków z Ukrainą. Polska jednoznacznie potępiła rosyjski atak na Krym i wsparła Ukrainę w tym konflikcie. Stanowisko Węgier jest nieco dwuznaczne. Z jednej strony, Węgry były współautorem deklaracji V4 i UE, której celem było potępienie rosyjskich działań na Krymie i wyrażenie wsparcia dla suwerennej i integralnej terytorialnie Ukrainy. Z drugiej strony premier Viktor Orbán oświadczył, że jego rząd jest bezstronny w stosunku do konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Natomiast przeszkodą w polsko-ukraińskich stosunkach są zaszłości historyczne. Polacy nie zgadzają się na kult Stefana Bandery i domagają się oficjalnego potępienia przez Ukraińców ich roli w zbrodniach na Wołyniu.
zmian traktatowych. Premier Orbán w tej sprawie mówi obecnie raczej o potrzebie przestrzegania obowiązujących traktatów niż o gruntownej ich zmianie. Wiele wskazuje na to, że przyszły rozwój i dynamika współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej stoi pod dużym znakiem zapytania, o czym świadczy znaczna rozbieżność interesów poszczególnych państw wyszehradzkich. Dobrze te różnice pokazał konflikt rosyjsko-ukraiński.
Relacje ze Stanami Zjednoczonymi i zaangażowanie w ramach NATO Inne priorytety dyplomacji Polski i Węgier dobitnie pokazują relacje tych państw ze Stanami Zjednoczonymi i ich zaangażowanie w rozwój współpracy obronnej w ramach Paktu Północnoatlantyckiego. Polska chce być ważnym sojusznikiem USA i jak największa obecność wojsk amerykańskich w jej granicach jest od lat jednym z celów zacieśniania współpracy. Stąd m.in. liczna obecność polskich żołnierzy na misjach w Iraku i Afganistanie, czy też działania na rzecz budowy na terenie Polski tzw. tarczy antyrakietowej. Ze względu na to, że Węgry nie traktują Rosji w kategoriach zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, strategiczne stosunki z USA nie są ich priorytetem. Dlatego amerykańska idea wzmocnienia wschodniej flanki NATO nie bierze Węgier pod uwagę. Polska i Węgry są członkami NATO, aczkolwiek poziom ich zaangażowania we współpracę obronną w jego ramach jest różny. Co prawda oba państwa wraz z innymi państwami regionu poparły wzmocnienie tzw. wschodniej flanki Sojuszu, jednak w kwestii obecności wojsk NATO na tym terenie to Polska (razem z państwami bałtyckimi i Rumunią) bardziej intensywnie zabiegała o konkretną decyzję w tej
sprawie. Różnice w zaangażowaniu na rzecz obronności wyraźnie widać na przykładzie wydatków na cele wojskowe. Polska znajduje się w nielicznym gronie państw wydających na te cele blisko wymaganych przez NATO 2% PKB, w przypadku Węgier, choć od 2014 roku zwiększają nakłady, nadal jest to tylko ok. 1% PKB.
Rywalizacja Polski i Węgier o względy Chin w kontekście Nowego Jedwabnego Szlaku W ostatnich latach można zauważyć coraz większe zainteresowanie Chin Europą Środkowo-Wschodnią. Najważniejszym aspektem tych kontaktów są relacje gospodarcze. Dowodem na tę tendencję jest powstanie w 2012 roku formuły 16+1, w skład której wchodzi szesnaście państw leżących w Europie Środkowo-Wschodniej (w tym Polska i Węgry) oraz Chiny W ramach tego formatu odbywają się co roku spotkania przywódców państw, mają miejsce również konsultacje. Wiąże się to z chińską koncepcją „Nowego Jedwabnego Szlaku”. Idea ta zakłada powstanie tzw. korytarzy transportowych między Chinami a Europą. Ze względu na to, że Chiny mają w planach poprowadzenie trzech z takich korytarzy przez Europę Środkową, ważnym elementem tego projektu są również Polska i Węgry. Premier Orbán chce rozwoju współpracy z Chinami zgodnie ze strategią „otwarcia na Wschód”, której najważniejszym założeniem było sprowadzenie „inwestycji oraz pozyskanie nowych źródeł finansowania dla węgierskiego zadłużenia”. Wizyta polskiego Prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach (listopad 2015) potwierdziła również polskie aspiracje do rozwijania kontaktów z Chinami, zwłaszcza w kwestiach gospodarczych. Niewątpliwie Polska i Węgry rywalizują o względy Chin, dla których „Nowy Jedwabny Szlak” to również bardzo istotne narzędzie do rozgrywania interesów z państwami regionu.
Uwarunkowania geopolityczne i perspektywy na przyszłość W relacjach polsko-węgierskich na pewno zasadniczą kwestią jest położenie geopolityczne obu państw, wielkość terytorium i liczebność narodów. Położenie determinuje inne kierunki zainteresowania polskiej i węgierskiej dyplomacji. Stąd węgierskie zainteresowanie Bałkanami Zachodnimi, a polskie – dobrymi relacjami i ustabilizowaniem sytuacji na Ukrainie. Węgry, będąc krajem niewielkim i z niedużą liczbą ludności, nie do końca czują się równym partnerem dla kilkakrotnie większej terytorialnie i liczebnie Polski. Jednak w innych dziedzinach, takich jak relacje handlowe czy kulturalne, możemy powiedzieć o dużej dynamice zbliżenia i postępującym rozwoju współpracy polsko-węgierskiej. Niemniej, przywołując te kwestie oraz wspominając o wymianie turystycznej, należy zwrócić uwagę na fakt infrastrukturalnych przeszkód we wzajemnej integracji, o czym świadczy chociażby brak szybkiego połączenia kolejowego Warszawa-Budapeszt. Myślę, iż w kontekście wyżej opisanych aspektów relacji polsko-węgierskich najbardziej trafną konkluzją jest stwierdzenie, że stosunki polsko-węgierskie są dobre, ale trudno mówić o partnerstwie strategicznym między obydwoma państwami. Wydaje się, że Polska i Węgry dalej będą zacieśniać współpracę bilateralną w pewnych dziedzinach. Istnieją przesłanki potwierdzające tę tezę. Zwłaszcza rozwój przyjaznych kontaktów handlowych, kulturalnych i społecznych nie jest zagrożony. W stosunkach polsko-węgierskich cały czas pobrzmiewa długa historia i tradycja przyjaźni, zgodnie z powiedzeniem „Polak Węgier dwa bratanki”. Sprzeciw wobec odgórnego przydziału imigrantów z Bliskiego Wschodu i krytyczne podejście do unijnych instytucji czy reforma UE – te sprawy łączą polskich i węgierskich rządzących. Jednak pragmatyczna polityka Węgier „otwarcia na wschód”, zwłaszcza w kierunku Federacji Rosyjskiej, odmienne podejście do kwestii bezpieczeństwa energetycznego i rywalizacja o względy Chin w kontekście „Nowego Jedwabnego Szlaku” mogą powodować wzajemne niezrozumienia w polsko-węgierskich relacjach, a kiedyś mogą okazać się przeszkodami trudnymi do przezwyciężenia. K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
14
W
połowie lat 90. XX wieku obecny szef RAŚ wręczył ówczesnemu liderowi katowickiego SLD Zbyszkowi Zaborowskiemu symbolicznego „buraka”. Po „występach” przed gmachem Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w replice piechoty Wehrmachtu i repliką niemieckiego Karabinier 98k, Jerzy Gorzelik wziął w obronę komunistycznego dygnitarza, byłego wojewodę katowickiego gen. LWP Jerzego Ziętka, równocześnie szkalując przedwojennego wojewodę śląskiego Michała Grażyńskiego oraz marszałka Józefa Piłsudskiego. – Jeśli takie wystąpienie ze strony Jerzego Gorzelika miało miejsce, to czas przerwać stan bezczynności struktur państwa wobec fałszowania historii przez RAŚ. Zastanawia mnie, dlaczego ugrupowanie wspierane przez medialny niemiecki koncern z Pasawy, który właściwie monopolizuje rynek mediów regionalnych w Polsce, nie jest przedmiotem oceny konstytucyjności i możliwości legalnego funkcjonowania – komentuje lider KPN-NIEZŁOMNI Adam Słomka. – Przypominam, że Polska jest konstytucyjnie państwem unitarnym, a wiele działań RAŚ wprost to podważa. Myślę, iż działalność RAŚ powinna zostać ponownie oceniona przez sąd i jako sprzeczna z wartościami konstytucyjnymi stać się powodem do likwidacji tej organizacji – kwituje Słomka. Niedawno kontrowersyjne poglądy Gorzelika na temat Ziętka, Grażyńskiego i Piłsudskiego opublikował serwis Silesion.pl. – (...) Pamięć o Ziętku zasadza się na micie Wallenroda – nie był komunistą, wszedł w struktury władzy po to, żeby pomagać ludziom. To jest ten mit „swojego komunisty”, który wyróżniał się na korzyść na tle tych „złych”, w większości z Zagłębia. (...) To nie z Warszawy narzucono nam patronów ulic w latach 90. w miejsce komunistów. Przypomnę, że mamy w Katowicach ulicę Michała Grażyńskiego. Ten sam wojewoda, który chce się rozprawić z Ziętkiem, jednocześnie odsłania tablicę poświęconą Grażyńskiemu, a więc postaci wyjątkowo paskudnej, reprezentującej autorytarny reżim. (...) Mamy w Katowicach np. pomnik Józefa Piłsudskiego, człowieka, który dokonał zamachu stanu, jest odpowiedzialny za śmierć kilkuset osób i który wsadzał przeciwników do Twierdzy Brzeskiej. Uczciwie trzeba debatować o całej historii, nie tylko o Jerzym Ziętku i okresie Polski Ludowej. A wydaje mi się, że mamy do czynienia z wybiórczym skupieniem się tylko na niektórych symbolach. Trzeba pracować nad tym, aby ta pamięć zbiorowa była wolna od gloryfikacji systemów, które przyniosły ludziom nieszczęścia, i tych, którzy te systemy wspomagali – ogłosił w debacie Silesion.pl radny Sejmiku Województwa Śląskiego dr Jerzy Gorzelik.
Grażyński symbolem walki i rozwoju Kim był Józef Piłsudski, którego szef RAŚ oskarża o odpowiedzialność za śmierć setek osób, wie 99,9% społeczeństwa i nie ma powodu skupiać się nad tym polskim mężem stanu. Ale kim był Michał Grażyński, tak znienawidzony przez radnego Gorzelika? Michał Grażyński urodził się w roku 1890 w Gdowie na terenie ówczesnych Austro-Węgier jako siódme dziecko Michała Kurzydły i Marianny z domu Zastawniak. Jego ojciec był kierownikiem czteroklasowej szkoły ludowej. Matka zmarła trzy lata po urodzeniu Michała. W momencie urodzin nosił rodzinne nazwisko Kurzydło, które, gdy miał sześć lat, zmieniono pod naciskiem drugiej żony jego ojca Antoniny z domu Broniowskiej na Grażyński (od tytułu ulubionego przez jego starszą siostrę Marię poematu Adama Mickiewicza Grażyna). Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, otrzymując w roku 1913 doktorat z filozofii za rozprawę na temat historii systemu monetarnego w Polsce Jagiellonów. W 1913 roku rozpoczął pracę jako nauczyciel w gimnazjum w Stanisławowie, został jednak wkrótce po wybuchu I wojny światowej zmobilizowany do cesarskiej i królewskiej Armii jako podporucznik rezerwy. W roku 1915 został ciężko ranny w walkach na froncie rosyjskim i resztę wojny spędził w służbie garnizonowej w Krakowie. W ostatnim roku wojny wstąpił do Wojska Polskiego i służył w Oddziale II Sztabu Generalnego, w pionie propagandy. 25 listopada 1920 roku został zatwierdzony w stopniu porucznika piechoty z dniem 1 kwietnia 1920 roku, w „grupie byłej armii austro-węgierskiej”. Był zaangażowany w przygotowania
T· O ·Ż·S ·A· M · O ·Ś· Ć Ruch Autonomii Śląska najwyraźniej poza promowaniem oczywistej nieprawdy historycznej o „polskim obozie koncentracyjnym” w Świętochłowicach postanowił zaatakować Polaków zasłużonych dla Śląska.
RAŚ opluwa polskich bohaterów walki o polskość Górnego Śląska! Paweł Czyż do plebiscytu na Spiszu i Orawie, a następnie na Górnym Śląsku, jako członek Komendy Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Uczestniczył jako zastępca szefa sztabu Dowództwa Ochrony Plebiscytu w II powstaniu śląskim i na stanowisku szefa sztabu grupy „Wschód” w III powstaniu śląskim. W trakcie akcji plebiscytowej i III powstania używał pseudonimu „Borelowski”. Był jednym z przywódców najbardziej nieprzejednanego kręgu przywódców powstania, dążącego od początku do rozstrzygnięć militarnych i walki do ostatecznego zwycięstwa. Po przewrocie majowym został z poparcia Piłsudskiego wojewodą śląskim. Pełniąc tę funkcję, szczególną wagę przykładał do rozwoju szkolnictwa, będąc jednocześnie kuratorem szkolnym nadzorującym Wydział Oświecenia Publicznego. W związku z tym popierał budowę nowych gmachów szkolnych, których powstało w tym czasie ok. 100. Bez powodzenia starał się doprowadzić do utworzenia na Górnym Śląsku uczelni wyższej o profilu technicznym. Udało mu się jednak wpłynąć na utworzenie w województwie: Instytutu Pedagogicznego (w zamyśle zalążka przyszłego uniwer-
Po wyborach samorządowych w 1926 roku, kiedy to Niemcy zdobyli 40% głosów w województwie i większość w wielu miastach, Grażyński zaostrzył walkę z tą mniejszością. sytetu) z wykładowcami w większości pracownikami UJ, a także Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych (ponadśredniej uczelni technicznej) oraz Wyższego Studium Nauk Społeczno-Gospodarczych. Prowadził politykę etatystyczną, dążył do ograniczenia wpływów mniejszości niemieckiej w województwie. Pod różnymi pretekstami starał się doprowadzić do przejmowania niemieckich zakładów, aby wprowadzić tam polskie zarządy. Wobec władz samorządowych, w których nadal często znajdowały się osoby mówiące po niemiecku, stosowano ustawy pozwalające na ich rozwiązanie i komisaryczne zastąpienie bardziej polskimi (tak było m.in. w Katowicach). Po wyborach samorządowych w 1926 roku, kiedy to Niemcy zdobyli 40% głosów w województwie i większość w wielu miastach, Grażyński jeszcze bardziej zaostrzył walkę z tą mniejszością. Poparł inicjatywę utworzenia Muzeum Śląskiego, które dzięki jego zaangażowaniu rozpoczęło działalność naukową i propagandową pół roku od wydania decyzji o powołaniu (zajęło V piętro Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach). Przy jego kluczowym udziale doprowadzono prawie do końca budowę najnowocześniejszego gmachu muzealnego w Europie, w którym Muzeum Śląskie miało mieć swoją siedzibę (gmach zburzyli Niemcy w latach 1941–1944). Jako wojewoda wspierał też m.in. Teatr Polski, teatry ludowe, Towarzystwo Przyjaciół Nauk na Śląsku, Polskie Radio (w nowej siedzibie od 1937 roku). Przyczynił się także do powstania Archiwum Akt Dawnych Województwa Śląskiego. Był mecenasem artystów, m.in. wspierał twórczość Stanisława Szukalskiego, który ozdobił płaskorzeźbami, m.in. Ślązaków, gmach Muzeum Śląskiego oraz niektóre budynki w stolicy województwa.
Gdy Grażyński był wojewodą, powstała w Katowicach nowa dzielnica, zabudowana nowoczesnymi budynkami w stylu modernistycznym, jak np. wieżowiec przy ul. Żwirki i Wigury, zabudowa ulic PCK, Skłodowskiej, kościół garnizonowy oraz osiedle w Katowicach-Ligocie. Ponieważ związał się na dłużej ze Śląskiem i przepracował na nim ponad 14 lat, pisał o sobie, że jest szczerze oddanym synem ziemi śląskiej, bo wspólnie przelana tu krew jest ważniejsza niż urodzenie. Był prezesem Śląskiego Okręgu Wojewódzkiego Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, a także przewodniczącym Oddziału Śląskiego ZHP; działaczem, ale nie instruktorem harcerskim. Inicjował i wspierał zakładanie harcerskich ośrodków na Buczu i w Górkach Wielkich. W latach 1931–1939 był przewodniczącym ZHP, a w latach 1934–1936 przewodniczącym Biura Skautów Słowiańskich. W roku 1940, z powodu swojej działalności sanacyjnej, został przez nowy rząd RP pozbawiony funkcji przewodniczącego ZHP i zesłany do Rothesay, na tzw. Wyspę Węży u brzegów Szkocji, gdzie przetrzymywano przeciwników rządu bez prawa opuszczania wyspy. Grażyński w latach 1943–1945 ponownie pełnił służbę w Wojsku Polskim i po zakończeniu wojny został awansowany na podpułkownika. Po wojnie mieszkał w Wielkiej Brytanii. Był jednym z założycieli i działaczem powstałej w 1944 roku Ligi Niepodległości Polski. W latach 1946–1960 był przewodniczącym ZHP poza granicami kraju. Zmarł tragicznie w Londynie 10 grudnia 1965 roku, potrącony przez samochód. Został pochowany w Londynie na Putney Vale Cemetery (kw. 12) obok żony Heleny z Gepnerów Grażyńskiej – zasłużonej instruktorki harcerskiej, byłej wiceprzewodniczącej ZHP.
prawa miejskie dla Wilamowic. Język wilamowski (nazwa własna: wymysiöeryś), którym posługują się mieszkańcy tej miejscowości, to etnolekt z grupy zachodniej języków germańskich. Na początku XXI wieku niemal wymarły, obecnie jako językiem ojczystym posługuje się nim prawdopodobnie około 25 osób. Języka tego uczy się na dzień dzisiejszy ok. 60 młodych osób, głównie uczniów tamtejszej szkoły; są także prowadzone intensywnie akcje rewitalizacyjne. Biblioteka Kongresu USA, nadająca językom skróty literowe, 18 lipca 2007 roku nadała językowi wilamowskiemu skrót „wym”. Wilamowice mają wytyczony realny obszar gminy 56,72 km2; radny Gorzelik zawalczy może zatem i o taką „narodowość” i ogłosi „Wielkie Państwo Śląsko-Wilamowickie” ze sobą jako regentem? Na jednym z pochodów Ruchu Autonomii Śląska dr Jerzy Gorzelik przedstawił też koncepcję RAŚ w dążeniu do osłabienia Polski: regionalizację. Skąd bierze się hasło RAŚ: „Śląsk jak Bawaria”? Może z medialnego wsparcia dla separatystów płynącego od bawarskiego giganta medialnego Verlags gruppe Passau!
trzech byłych sekretarzy generalnych Związku i kilku jego wiceprzewodniczących. Drugi prezydent Związku, Hans Krüger, był aktywnym działaczem NSDAP uczestniczącym w puczu monachijskim, a następnie szefem okręgowej organizacji NSDAP (NSDAP-Ortsgruppenleiter) i sędzią wydającym wyroki śmierci w okupowanej Polsce (w składzie tzw. sądów specjalnych, niem. Sondergerichte). Większość z 13 pierwotnych założycieli Związku w 1958 r. była powiązana z reżimem narodowosocjalistycznym III Rzeszy – wśród nich Alfred Gille,
Główny ideolog separatystów od lat szuka swojej tożsamości. W maju 2011 roku w dodatku do „Rzeczpospolitej” w rozmowie z r. Mazurkiem podkreślał, że nie ma sentymentu do Polski. Erich Schellhaus (Wehrmacht), Heinz Langguth, Rudolf Wollner (SS). Forsowany przez RAŚ „regionalizm” i „separatyzm” są ewidentnie na rękę Republice Federalnej Niemiec. Zaatakowany przez Gorzelika wojewoda Grażyński bronił polskiego interesu i polskości Śląska. Brednie szefa RAŚ o systemie autorytarnym Piłsudskiego i „wyjątkowo paskudnym” Michale Grażyńskim czy „krwi na rękach” samego Marszałka mają na celu „robienie dobrze” Verlagsgruppe Passau i bawarskiej CSU. Bez decyzji tego koncernu prasowego RAŚ i Jerzy Gorzelik nie byliby lansowani nigdzie poza satyrycznymi pisemkami czy „parówkowymi” portalami internetowymi. Herr „Jorg 2.0” Gorzelik milczy o zbrodniach niemieckich zatem „całkiem przypadkowo”? Nie ma żadnego porównania między Michałem Grażyńskim a liderem Ruchu Autonomii Śląska. Pierwszy Śląsk umacniał, drugi go osłabia. Pytanie nasuwa się samo: w czyim interesie pan działa, panie Gorzelik?… K Autor jest dziennikarzem „Niezależnej Gazety Obywatelskiej” w Bielsku-Białej.
R E K L A M A
Różne kierunki. Jeden cel.
Bezpieczeństwo
Dywersyfikacja kierunków dostaw gazu to stabilność i bezpieczeństwo kraju. Działania takie jak projekt Korytarza Norweskiego i zwiększanie mocy terminala LNG w Świnoujściu podnoszą polską niezależność energetyczną. Intensyfikacja pozyskiwania zasobów krajowych i zagranicznych, handel na rynkach światowych oraz wspieranie przez PGNiG innowacyjnych rozwiązań, odpowiadających na najpilniejsze wyzwania polskiej energetyki to nie tylko rozwój firmy, ale przede wszystkim pobudzenie rodzimej gospodarki.
RAŚ-iści? Rodzina Jerzego Gorzelika w czasach aktywności wojewody Grażyńskiego bynajmniej nie zamieszkiwała na Górnym Śląsku. Niektórzy jego przodkowie walczyli w wojnie polsko-sowieckiej. Główny ideolog separatystów od lat szuka swojej tożsamości. W maju 2011 roku w dodatku do „Rzeczpospolitej” w rozmowie z Robertem Mazurkiem podkreślał, że nie ma sentymentu do Polski:. (...) Nie odczuwam, bo żywię go do mojej nacji. Można mówić o związku z różnymi aspektami polskości czy niemieckości. W warstwie językowej z pewnością bliżej mi do Polaków. Jeśli chodzi o inne elementy kultury, bliżej mi do kultury niemieckiej, ale też czeskiej (…) Patriotyzm to umiłowanie ojczyzny. A moją ojczyzną nie jest Polska, tylko Górny Śląsk. Zwolennicy RAŚ czy nowej „śląskiej partii regionalnej” twierdzą przy jawnym wsparciu mediów należących do grupy Polskapresse – związanej z Verlagsgruppe Passau – że istnieje odrębny „naród śląski”. Tymczasem teoretycznie większe prawa do uznania się za odrębny naród (względnie do deklarowania pochodzenia narodowego zgodnego ze związkiem emocjonalnym kulturowym i rodzinnym) mają mieszkańcy np. Wilamowic koło Bielska-Białej. Mieszkańcy Wilamowic są potomkami osadników z Fryzji i Flandrii, którzy osiedlili się na tych terenach w XIII wieku. Stworzyli wyizolowaną kulturowo społeczność, odrębną również językowo. W 1808 roku wykupili się z poddaństwa, a w 1818 – wykupili
Wspomniany wyżej międzynarodowy koncern medialny jest obecny za pośrednictwem Polskapresse w wielu największych regionach Polski (Dolny Śląsk Pomorze, Lublin, Łódzkie, Małopolska, Mazowsze, Wielkopolska, Śląsk i Zagłębie), gdzie wydaje co najmniej 10 dzienników regionalnych, w tym 8 połączonych wspólną marką „Polska” („Dziennik Bałtycki”, „Dziennik Łódzki”, „Dziennik Zachodni”, „Gazeta Krakowska”, „Gazeta Wrocławska”, „Głos Wielkopolski”, „Kurier Lubelski”), „Express Ilustrowany”, „Dziennik Polski”, a także 90 tygodników lokalnych oraz bezpłatną gazetę miejską „Nasze Miasto”. Średnia dzienna sprzedaż wszystkich tych dzienników to prawie 320 tys. egz. Serwisy grupy Polskapresse zajmują 13 miejsce w polskim internecie z 6 mln użytkowników i zasięgiem 31% (PBI/Gemius, październik 2012). W portfolio Polskapresse są serwisy informacyjne: m.in. portal społeczności lokalnych Naszemiasto.pl, serwis dziennikarstwa obywatelskiego Wiadomości24.pl czy Polskatimes.pl. Twórcą potęgi niemieckiego koncernu z Bawarii był Hans Kapfinger, który otrzymał już w 1946 roku amerykańską zgodę na stworzenie konserwatywnej gazety „Passau Neue Presse”. Kapfinger był zwolennikiem Unii Chrześcijańsko-Społecznej działającej wyłącznie w Bawarii i założonej również w 1946 roku. CSU od początku ściśle współpracuje z bliźniaczą krajową partią CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna). Założyciel „Passau Neue Presse” był represjonowany w czasach III Rzeszy, jednakże nie mógł nie wiedzieć o związkach działaczy Związku Wypędzonych z niemieckim totalitaryzmem z lat 1933–45. Okazuje się, że pierwszym prezesem kontrowersyjnego dla Czechów i Polaków Związku Wypędzonych był polityk CSU Georg Manteuffel-Szoege. Tygodnik „Der Spiegel”, w artykule z 14 sierpnia 2006 roku pt. Dafür fehlen uns die Mittel (pol. Na to brakuje nam środków) podał, iż na 200 byłych członków kierownictwa Związku Wypędzonych ponad 1/3 była członkami NSDAP. Zaliczało się do nich również
pgnig.pl
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
15
P·A·M·I·Ę·Ć
M
iało ono miejsce w latach 1904–1907 w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (dzisiejsza Namibia) podczas tzw. „wyścigu o Afrykę”. Choć Namibia przestała być niemiecką kolonią w 1915 roku (do ogłoszenia niepodległości w 1990 roku zajmowała ją RPA), Niemcy utrzymują z nią dość ścisłe związki. W nadmorskim kurorcie Swakopmund położonym nad Oceanem Atlantyckim jest ulica Bismarcka i Heinricha Göringa – pierwszego gubernatora Deutsch-Südwestafrika, prywatnie – ojca słynnego zbrodniarza nazistowskiego Hermanna, szefa Luftwaffe. Niedawno namibijski dziennik „The Namibian” poinformował, że rząd tego państwa przygotował pozew przeciwko RFN, który opiewa na kwotę 30 miliardów euro. Przy tym okazało się, że negocjacje w tej sprawie trwają od blisko trzech lat. Rząd w Berlinie na tym etapie zadeklarował kwotę 100 mln euro jako formę zadośćuczynienia za ludobójstwo Nama i Herero.
Niemieckie ludobójstwo z czasów, gdy Adolf Hitler był uczniem szkoły w Steyr W styczniu 1904 roku członkowie plemienia Herero pod wodzą Samuela Maharera zbuntowali się przeciwko niemieckiej ekspansji kolonialnej na zamieszkane przez nich tereny. Powstańcy zaatakowali osiedla niemieckich kolonistów, zabijając ponad 100 osób. Oszczędzili kobiety i dzieci. W pierwszych tygodniach powstania przewaga Hererów była wyraźna. Zagrozili oni nawet stolicy Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej – Windhuk. W sierpniu 1904 w Afryce wylądował przysłany z Europy 15-tysięczny niemiecki korpus ekspedycyjny. Na jego czele stanął generał Lothar von Trotha, który wydał pierwszy udokumentowany rozkaz ludobójstwa. Trotha głosił, że: „moja polityka polegała i polega na stosowaniu siły, skrajnego terroru, a nawet okrucieństwa”. W decydującej bitwie pod Waterbergiem Niemcy pokonali rebeliantów. Trotha rozmyślnie pozwolił wojownikom Herero wymknąć
konfliktu z 80 tysięcy do około 15 tysięcy osób. Pod koniec 1905 roku powstanie wznieciło także plemię Nama, które w efekcie spotkał podobny los. W dzisiejszej Namibii niemieccy lekarze Eugen Fischer, Fritz Lenz oraz Erwin Baur prowadzili na ocalałych z pogromu Herero rasowe badania medyczne. Niemieccy naukowcy analizowali w nich
Ukrainie, Litwie. To tylko ostrożny szacunek bez odszkodowań za zniszczenia, grabieże, itd. Trzydzieści mln rubli w złocie wg wartości z lat XX ubiegłego wieku, o których mówi publicznie poseł Jan Mosiński, jako dług Rosji z niewykonanych ustaleń Traktatu ryskiego – to ułamek tego, co nam się słusznie należy. Niemniej samo publiczne
odpowiedzialności za dokonane na Polakach w XX wieku mordy jest dużo dłuższa. Źle rozumiana poprawność polityczna dotąd powodowała milczenie o ofiarach w Ponarach niedaleko Wilna, w których kaźni uczestniczyły ochotniczo litewskie oddziały Ypatingasis būrys (Sonderkomando der Sicherheitsdienst und des SD), rekrutujące się głównie spośród szaulisów.
Mało kto wie, że obozy śmierci Niemcy tworzyli już… w II Rzeszy, a ofiarami zaplanowanego ludobójstwa padło ok. 110 tysięcy osób. W 1985 roku podkomisja praw człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych opublikowała tzw. „Raport Whitakera”, który zakwalifikował eksterminację plemion Herero i Nama z Afryki Południowo-Zachodniej jako pierwsze ludobójstwo XX wieku na świecie.
Reparacje są nadal aktualne Adam Słomka
778 głów Herero oraz Nama uciętych jeńcom, które posłużyły im jako pomoce naukowe w pseudonaukowych opracowaniach dotyczących teorii i higieny ras. Trzeba zatem postawić pytanie o specyficzne „upodobania” Niemców do upadlania rozmaitych narodów przez blisko 50 pierwszych lat XX wieku. Wbrew obecnej narracji, niemieckie ludobójstwo nie było wynikiem dojścia do władzy nazistów i Adolfa Hitlera, ale ma jakieś nieznane szerzej i głębsze korzenie. Germanizacja w czasie zaborów to nie ludobójstwo – jednak też zawierała jakieś pierwiastki widzenia siebie przez samych Niemców jako narodu szczególnie predystynowanego do zarządzania i decydowania o losach innych nacji. Skoro rząd w Berlinie godzi się na jakąś formę zadośćuczynienia za masakrę Nama i Herero, to trzeba zadać pytanie, dlaczego tak uparcie wypiera konieczność zadośćuczynienia za straty Polski i Polaków w czasie wojny, którą Niemcy wywołali wspólnie z ZSRR?
Wbrew obecnej narracji, niemieckie ludobójstwo nie było wynikiem dojścia do władzy nazistów i Adolfa Hitlera, ale ma jakieś nieznane szerzej i głębsze korzenie. się z okrążenia wraz z towarzyszącymi im rodzinami, po czym zepchnął ich na skraj pustyni Omaheke (zachodnia odnoga pustyni Kalahari), zagradzając równocześnie dostęp do źródeł wody. Po zepchnięciu Herero na tereny pustynne Trotha rozkazał odczytać im proklamację, w której ogłaszał, że utracili oni status poddanych niemieckiego cesarza i muszą opuścić tereny Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej. Zagroził jednocześnie, że każdy Herero, który pozostanie na terytorium kolonii, zostanie zabity – bez względu na wiek czy płeć. W rozmowach z gubernatorem Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej Trotha nie ukrywał, że jego celem jest całkowita eksterminacja zbuntowanego ludu. Przez dwa miesiące Hererowie wegetowali na pustyni Omaheke. Niemieckie wojsko blokowało im dostęp do źródeł wody i zabijało każdego, kto usiłował się do nich zbliżyć. W efekcie tysiące Herero zginęło na skutek głodu i pragnienia. Pod wpływem protestów niemieckiej i międzynarodowej opinii publicznej cesarz Wilhelm II rozkazał przerwanie akcji pacyfikacyjnej. Wbrew dyrektywom z Berlina, Trotha kontynuował jednak politykę represji. Pozostali przy życiu członkowie plemienia Herero zostali umieszczeni w obozach pracy, gdzie oznakowano ich literami GH (niem. Gefangene Herero). Byli zmuszani do katorżniczej pracy przy budowie linii kolejowej z Zatoki Lüderitza do Keetmanshoop, a niemieccy koloniści dokonywali na nich licznych mordów i gwałtów. Duża część jeńców, którzy nie mogli pracować, została umieszczona na tzw. Shark Island w pobliżu miasta Lüderitz, gdzie znajdował się jeden z pierwszych na świecie obozów śmierci. W obozie tym zmarło ok. 3500 Afrykanów. Niemieckie ludobójstwo w reakcji na powstanie Hererów doprowadziło do prawie całkowitego ich wyniszczenia, a liczba członków plemienia zmniejszyła się w okresie trwania
społecznego morale i zniszczenie w zarodku rodzącej się konspiracji. Długofalowym celem polityki ZSRR była depolonizacja Kresów Wschodnich oraz sowietyzacja ludności przyłączonych do ZSRR terenów Rzeczypospolitej. Terytorium Rzeczypospolitej Polskiej na wschód od linii granicznej ustalonej w układzie pomiędzy III Rzeszą a ZSRR zostało w październiku
Domagajmy się zadośćuczynienia od Federacji Rosyjskiej za efekty paktu HitlerStalin z 23.08.1939 r. ZSRR również stosował wobec Polski metody ludobójcze jeszcze przed 1 września 1939 roku. W latach 1937– 1938 realizowano w ZSRR tzw. akcję polską NKWD, wynikającą z rozkazu Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych ZSRR nr 00485 z dnia 11 sierpnia 1937 r. Według dokumentów NKWD, skazano 139 835 Polaków, z czego zamordowano bezpośrednio 111 091 osób. Po 17 września 1939 do 22 czerwca 1941 ZSRR przez fizyczną eliminację i zsyłki doprowadziła do śmierci 1 do 2 milionów polskich obywateli.
1939 r. anektowane przez ZSRR. Formalną podstawą były pseudoplebiscyty, a następnie aneksja w trybie uchwały Rady Najwyższej ZSRR. Były to akty prawne równoległe do dwóch dekretów Adolfa Hitlera – z 8 i 12 października 1939 r., którymi jednostronnie wcielił zachodnie terytoria Polski do III Rzeszy, tworząc jednocześnie z centralnych ziem II Rzeczypospolitej Generalne Gubernatorstwo. Wszystkie powyższe akty „prawne”, jednostronnie likwidujące terytorium II Rzeczypospolitej, były sprzeczne z ratyfikowaną przez Niemcy i Rosję Konwencją haską IV (1907). Były one w konsekwencji nieważne w świetle prawa międzynarodowego i nie zostały uznane zarówno przez Rząd RP na uchodźstwie, jak i państwa sojusznicze wobec Polski, a także państwa trzecie (neutralne) przez cały czas trwania II wojny światowej. W historiografii polskiej przyjmowano dotąd szacunkowe liczby deportowanych, jednak polscy historycy pracujący w IPN twierdzą, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tysięcy osób. Krytyka takiego szacunku była jednak tak duża, że nawet prezes IPN, śp. dr hab. Janusz Kurtyka przyznał, że obecne wyliczenia są krytykowane przez część historyków, którzy oceniają liczbę deportowanych od 700 tysięcy przez 1 milion do 1,5 miliona. Reżim radziecki stosował również inne formy represji, aby zniszczyć polskie oblicze Kresów Wschodnich. Do Armii Czerwonej wcielono ok. 150 tysięcy Polaków. Ginęli oni w 1940 roku w Finlandii oraz w początkowych miesiącach wojny radziecko-niemieckiej. Około 100 tysięcy osób wcielono do specjalnych batalionów budowlanych zwanych strojbatami. Według danych sowieckich z 10 czerwca 1941 r., a więc niemal z przedednia agresji niemieckiej, w kresowych więzieniach przebywało co najmniej 40 tys. więźniów politycznych. Łącznie NKWD zamordowało nie mniej niż 35 tys. uwięzionych. Największe masakry miały miejsce we Lwowie, gdzie zamordowano od 3,5 do 7 tys. więźniów. W Łucku ofiarą masakry padło około 2 tys. więźniów, w Wilnie około 2 tys., w Złoczowie około 700, Dubnie około 1000, Prawieniszkach 500
Skoro rząd w Berlinie godzi się na zadośćuczynienie za masakrę Nama i Herero, to dlaczego wypiera konieczność zadośćuczynienia za straty Polski w czasie wojny? Po zbrojnej agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. okupacji wojskowej wschodnich terenów II Rzeczypospolitej przez Armię Czerwoną i ustaleniu w dniu 28 września 1939 r. przez III Rzeszę i ZSRR w zawartym w Moskwie „pakcie o granicach i przyjaźni” niemiecko-sowieckiej linii granicznej na okupowanych wojskowo przez Wehrmacht i Armię Czerwoną terenach Polski, mieszkańcy obu okupowanych części państwa polskiego zostali poddani represjom przez obu najeźdźców. Na terenach okupowanych i anektowanych przez ZSRR obywatele Rzeczypospolitej, zarówno Polacy, jak i obywatele polscy innych narodowości, zostali poddani przez stalinowski aparat przemocy ZSRR brutalnym represjom, obliczonym na załamanie
więźniów, oprócz tego w Drohobyczu, Borysławiu, w Czortkowie, Berezweczu, Samborze, Oleszycach, Nadwórnej, Brzeżanach. W ciągu tygodnia w czerwcu 1941 roku Rosjanie wymordowali w więzieniach co najmniej 14700 obywateli II RP, na szlakach ewakuacyjnych zostało zamordowanych kolejne 20 tysięcy. Zatem było to nie tylko ludobójstwo wojskowych czy policjantów, np. w Katyniu czy Miednoje… Na świecie, w krajach demokratycznych uznaje się, że zawinione doprowadzenie do śmierci powoduje odpowiedzialność finansową rzędu 1 mln USD. Zatem śmiało można stwierdzić, że Federacja Rosyjska powinna zwrócić Polsce 1 mln USD x 2 mln ofiar. Część takiego odszkodowania naturalnie należy się obecnej Białorusi,
podniesienie sprawy przez ministra Patryka Jakiego i posłów PiS to krok w dobrym kierunku. Przypomnę, że w Warszawie Federacja Rosyjska nadal nielegalnie zajmuje obiekty należące do polskiego Skarbu Państwa. Uważam, że kwestie odszkodowań za zbrodnie ZSRR
Nie mówi się o ofiarach konfliktu wywołanego przez Czechosłowację już w 1919 roku, gdy mordowano Polaków, np. o oddziale kpt. WP Cezarego Hallera (młodszego brata gen. Józefa Hallera). Zamordowany Cezary Haller był wybrany w 1911 roku z ramienia kon-
Są możliwości, aby domagać się rozmaitych reparacji i odszkodowań. Trzeba konsekwentnie bronić swoich praw. Tylko wtedy będziemy szanowani. w Polsce powinniśmy wnieść do tzw. „Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych”.
Po co wypierać fakty? Powinniśmy głośno domagać się zadośćuczynienia za doznane a niezawinione krzywdy. Lista R E K L A M A
serwatystów na posła do parlamentu austriackiego (zajmował się sprawami Śląska Cieszyńskiego i występował w obronie prześladowanych Polaków z Poznańskiego). 24 stycznia 1919 Czesi zajęli Karwinę, Suchą i Jabłonków, a o świcie 26 stycznia natarli na znajdujący się między Zebrzydowicami i Kończycami Małymi 60-osobowy
oddział kpt. Cezarego Hallera. Około godz. 8:00 czeskie natarcie powstrzymała dopiero polska kompania piechoty z Wadowic pod dowództwem por. Kowalskiego. Około południa wojska czeskie natarły na Stonawę, z której Polacy musieli się wycofać na skutek braku amunicji. Po uzupełnieniu jej podjęli nieskuteczną próbę odbicia miasta. W natarciu na czeskie pozycje zginęło ok. 75% polskiej kompanii. Pozostałych kilkunastu wziętych do niewoli żołnierzy Czesi wymordowali, zakłuwając ich bagnetami. Następnego dnia wojska czeskie zajęły Cieszyn, Goleszów, Hermanice i Ustroń. Natychmiast po wejściu do miasta wywiesili Czesi na wieży ratuszowej chorągiew o czeskich kolorach narodowych. Zaraz też pozdzierano wszystkie orły polskie, przy czem żołnierze czescy orły te deptali, pluli na nie i rzucali do Olzy – pisał 28 stycznia 1919 roku w artykule Czesi w Cieszynie redaktor „Dziennika Cieszyńskiego” Władysław Zabawski. W dniach 28–31 stycznia bitwa pod Skoczowem zatrzymała dalszy postęp wojska czeskiego. Również unika się przypominania o agresji dokonanej na II RP w sojuszu z Hitlerem przez wojska słowackie i inkorporowanie w jej efekcie części naszego przedwojennego terytorium do Republiki Słowackiej, która powstała po rozpadzie Czechosłowacji w marcu 1939 roku. Wszyscy też znamy skalę ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich z OUN/UPA, której liderzy byli w latach 30. XX wieku szkoleni w nienawiści do Polaków zarówno przez wojskowe służby Republiki Weimarskiej, a później III Rzeszy, jak i służby ZSRR na swoich polskich sąsiadach na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej. Zatem są możliwości, aby domagać się rozmaitych reparacji i odszkodowań. Same akty symboliczne nie wystarczają – choć niewątpliwie są ważnym elementem dla tworzenia dobrych stosunków dobrosąsiedzkich. O tych sprawach nie można milczeć, trzeba konsekwentnie bronić swoich praw. Tylko wtedy będziemy szanowani. K Autor jest przewodniczącym stowarzyszenia KPN-NIEZŁOMNI, założycielem Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich, posłem na Sejm RP I, II i III kadencji.
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
16
Historia jednego zdjęcia...
O S TAT N I A· S T R O N A
Radio WNET byłoby niczym bez swoich wspaniałych słuchaczy, ludzi ciekawych świata, poszukujących informacji, takich, dla których radio nie jest tylko stacją towarzysząca, a medium, którego się słucha i z którym się identyfikuje. Na zdjęciu wykonanym przez jednego z nich, Waldemara Kompałę, widzimy słuchaczy uczestniczących w dniu 15 czerwca 2013 roku w pierwszym zebraniu członków Spółdzielczych Mediów WNET, organizacji stworzonej po to, żeby media mogły być prawdziwie publiczne i dzięki której mamy „Kurier WNET”. Na zdjęciu odnajdziemy m.in. Piotra Stommę, Pawła Górkę, Bohdana Stankiewicza, Krzysztofa Czabańskiego, Grzegorza Przeździeckiego, Adama Kwiatkowskiego, Antoniego Fałkowskiego, Katarzynę Adamiak-Sroczyńską, Marię Pierzynowską, Wiesława Johanna, Eugeniusza Czajkowskiego, Annę Jakubowską, Elżbietę Jęczmyk, Andrzeja Kensboka i Annę Żochowską. W czerwcu władze Radia Warszawa i Radia Nadzieja wypowiedziały umowy o nadawanie audycji „Poranek WNET” na antenach swoich rozgłośni. Ostatni „Poranek WNET” na falach UKF dotychczasowych partnerów odbył się w piątek 29 września. Radio WNET niezwłocznie złożyło wniosek o dobór częstotliwości radiowych i stara się o koncesję nadawczą UKF/FM, a od października kontynuuje nadawanie „Poranków WNET” przez Internet. Krzysztof Skowroński w liście do słuchaczy stwierdził, że 30 września zaczęła się nowa epoka w historii Radia WNET i zaprosił wszystkich do wstąpienia do Kręgu Przyjaciół Radia WNET pod adresem www.poranekwnet.pl, na Jarmarkach WNET lub w warszawskiej siedzibie rozgłośni. Fot. Waldemar Kompała
Odpowiedź na apel obrońców byłych funkcjonariuszy służb komunistycznych PRL i ich rodzin Do Panów: Pawła Białka, Krzysztofa Bondaryka, Wojciecha Brochwicza, Marka Chmaja, Zbigniewa Ćwiąkalskiego, Adama Rapackiego, Andrzeja Rozenka, Waldemara Skrzypczaka, Piotra Stasińskiego, Jana Widackiego, Pawła Wojtunika i innych sygnatariuszy apelu
Z
Piotr Hlebowicz
obrzydzeniem i niesmakiem przeczytałem Panów apel do władz III RP o odstąpienie od ustawy dezubekizacyjnej, która ma za zadanie zredukowanie wysokich świadczeń emerytalnych byłym ubekom, esbekom i ich rodzinom. Według Panów, ci starzy ludzie, żyjący dotąd w luksusie i nie martwiący się do tej pory o byt powszedni, zostaną w „straszliwy” sposób poszkodowani przez władze III RP. Przekonujecie Panowie, że nowe świadczenia w wysokości 2100 złotych będą dla tych funkcjonariuszy stanowić granicę ubóstwa, a dzięki tej ustawie rząd skaże ich na... śmierć głodową. Chciałbym Panom przypomnieć los dziesiątków tysięcy byłych opozycjonistów z okresu PRL, będących ofiarami łajdaków bronionych dzisiaj przez Was – większość z tych ludzi przez ostatnie 27 lat musiała żyć w wolnej Polsce za 800–1200 złotych miesięcznie. Nierzadko schorowani działacze niepodległościowi mieli wielki dylemat życiowy i ciężki wybór: czy za swoją emeryturę (rentę) opłacić usługi komunalne, czy kupić wystarczającą ilość produktów żywnościowych, by nie głodować, czy też w aptece wydać pieniądze na drogie lekarstwa, by poprawić swoje nadwątlone zdrowie. Opozycjoniści tłamszeni w okresie PRL przez funkcjonariuszy SB, w ciągu ostatnich 27 lat nie mieli żadnych dodatków i ulg. Znam co najmniej 2 osoby, które popełniły samobójstwo, gdyż nie widziały możliwości dalszego życia w takich warunkach. Czy interesowaliście się takimi przypadkami wśród działaczy byłej opozycji? Czy zastanowiliście się nad losem rodzin, których dzieci, mężowie, ojcowie, matki zostali zamordowani w latach 1956, 1970, 1981–1989? Jak żyją, co robią, czy ich ból został w jakikolwiek sposób zrekompensowany? Bierzecie w obronę niegodziwców, którzy tym rodzinom oraz działaczom opozycji przysporzyli wiele bólu i cierpienia! Wypełniając rozkazy reżimu komunistycznego, funkcjonariusze bezpieczeństwa ponoszą zbiorową odpowiedzialność za popełniane zbrodnie, współudział w morderstwach politycznych, aresztach, torturach, rewizjach, inwigilacji. Tysiącom obywateli zamykali drogę
do kariery, edukacji i godnego życia. Wchodzili z butami w życie prywatne, grozili śmiercią i kalectwem. Stosowali niedozwolone (nawet według prawa PRL) środki przymusu przy wykonywaniu swoich „obowiązków”. I teraz ci rzekomo biedni, poszkodowani funkcjonariusze z czasów komunizmu to – według Panów –... osoby bezradne, często chore. Nie są w stanie podjąć pracy, a wejście w życie ustawy dla wielu z nich oznacza wręcz skazanie na śmierć (cytat z apelu). To są przestępcy i według nowej ustawy powinni być osądzeni, podobnie jak w ostatnich czasach staruszkowie z SS, zbrodniarze wojenni. Jakoś miłosierna i humanitarna opinia światowa oraz obrońcy praw człowieka nie czynią wrzawy, gdy przed sądami stają 90-letni starcy – funkcjonariusze III Rzeszy, często o kulach lub na wózkach inwalidzkich. Przed trybunałami odpowiadają za swoje czyny i są skazywani na realne kary więzienia! Dlaczego nikt ich nie żałuje? To także starzy, schorowani ludzie... Panów pupile, pomimo obcięcia im rent i emerytur – i tak będą otrzymywać pokaźniejsze świadczenia niż większość byłych działaczy podziemia antykomunistycznego. Muszą po prostu nauczyć się żyć trochę skromniej, zrezygnować z niektórych luksusów i dobrobytu. Za dwa tysiące złotych można przeżyć, udowodnili to moi koledzy z „Solidarności Walczącej”, PPN, KPN, NZS, BAZY, PPSZ, OKOR, LDPN i innych struktur podziemia niepodległościowego okresu PRL. Oni musieli w III RP, przez siebie wywalczonej, funkcjonować częstokroć za połowę tej sumy. Panów cynizm nie wytrzymuje krytyki. Moralność i przyzwoitość – także. Stajecie murem za ludźmi, którzy nigdy nie odpowiedzieli za swoje nieprawości. Nikt ich na siłę nie ciągnął do organów bezpieczeństwa, wiedzieli dobrze, czego się podejmują. To był ich świadomy wybór. A naiwne argumenty w stylu, że tylko wykonywali rozkazy – są powieleniem prób usprawiedliwiania się hitlerowskich zbrodniarzy wojennych sądzonych w Norymberdze i w innych procesach po II wojnie światowej, którzy powtarzali: NIE POCZUWAMY SIĘ DO WINY, WYKONYWALIŚMY TYLKO ROZKAZY.
Piotr Hlebowicz – działacz opozycji antykomunistycznej w latach 1981–1990. Od 1986 szef struktur podziemnych: „Solidarność Walcząca” Oddział Krakowski, Porozumienie Prasowe „Solidarność Zwycięży”, współprzewodniczący Autonomicznego Wydziału Wschodniego „Solidarności Walczącej”, działacz Ogólnopolskiego Komitetu Oporu Rolników, drukarz podziemny, redaktor gazet podziemnych (tzw. bibuły). Status byłego działacza opozycji antykomunistycznej, legitymacja 321. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, phlebowicz@yahoo.com https://wiadomosci.wp.pl/apel-w-sprawie-ofiar-ustawy-dezubekizacyjnej-szokujace-milczenie-wladzy-6158253789234817a
Dokończenie ze str. 1
I
nstytucja referendum, jak już opisywałem, może być zarazem sposobem na zarządzanie również społecznością lokalną, czyli rzeczywistym zastosowaniem demokracji bezpośredniej. Teraz możemy już zacząć pisać naszą nową konstytucję, konstytucję V Rzeczypospolitej. Jednak nie sztuką jest napisać konstytucję, sztuką jest wprowadzić ją w życie. I tu zaczyna się problem. Dawno nie mieliśmy w Polsce demokracji, dlatego oduczyliśmy się istoty demokracji – umiejętności budowania większości. Widzieliśmy to przy okazji sporu Prezydenta z Prawem i Sprawiedliwością o zawetowane ustawy
sądownicze. Histeryczne ataki osobiste na prezydenta Dudę, z zarzutami wręcz zdrady obozu naprawy państwa. Bo co się stało? Bo minister Ziobro nie okazał się najmądrzejszy i najładniejszy? Narzucono narrację wręcz personalną, kto mocniejszy: Zbyszek czy Jędrek? Tymczasem dzięki temu sporowi po pierwsze wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta, po drugie wzrosło poparcie społeczne dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej rządu 81% Polaków jest za reformą sądownictwa. Zatem nawet gdyby Prezydent Duda zahamował reformy, PiS może szybko doprowadzić do nowych wyborów
i wygrać z jeszcze większą przewagą. Różnica zdań, a nawet wykluczające się stanowiska, są normą w demokracji. Konflikt służy polaryzacji stanowisk. Komu uda się zbudować większość społeczną, czyli wyborczą dla swojego projektu, ten wygrywa. Ustawy sądownicze zaproponowane przez PiS były próbą ominięcia obecnej śmieciowej konstytucji. W ten sposób nie da się jednak odbudować Polski. Można tylko pięknie przegrać. Do odbudowania Polski na miarę naszych oczekiwań, Polski wolnej i zamożnej, potrzebna jest zmiana konstytucji. Zmiana sposobu zarządzania naszym wspólnym majątkiem i dobrem – Polską. K
Przepraszamy! W sierpniowym wydaniu Kuriera w felietonie „Kazachstan moja miłość” przytoczyłem wiersz pani Stanisławy Wiatr-Partyki. Niestety na skutek złośliwości chochlików znikło gdzieś nazwisko Poetki. Z wielkimi przeprosinami drukujemy inny wiersz Pani Stanisławy. Jej talent potrafili docenić Białorusini i nasza poetka z Tarnowa jest honorową obywatelką Nieświeża. Lech Jęczmyk
Modlitwa II
Stanisława Wiatr-Partyka Ja muszę wrócić, dobry Boże, do Nieświeża. Tam tyle spraw odłogiem leży, na mnie czeka. Stąd przecież blisko – Pilzno, Mielec, Białowieża. Pozwól mi wrócić, dobry Boże, do Nieświeża. Tam pan Anańko ciągle czeka na mój ukłon. Muszę poszukać niebieskiego koralika. Pod Słucką Bramą ciągle stoi głupi Josel – Kto mu zaniesie świeżutkiego rogalika? Ja muszę wrócić, by szuflady pozasuwać, Aby pozbierać fotografie rozsypane, Pani Kraszewskiej zanieść „Moją Przyjaciółkę”, Trochę posiedzieć na hamaku pod kasztanem. Muszę wypuścić dwa chrabąszcze z pudełeczka, Zjeść podwieczorek, podlać kwiatki na werandzie,
Wowka pokazać miał, jak kwitnie w polu hreczka I kalejdoskop muszę oddać grubej Wandzie. Ja choć na chwilkę… tylko wpadnę i zobaczę… Czy na wystawie żabka Erdal ciągle skacze? A głupi Josel… Może głodny? Może płacze? Mój Boże, pozwól… Tylko wpadnę i zobaczę… Jestem gotowa. Boże pozwól – może zdążę. Ja muszę sprawdzić, czy znów flaga jest na wieży! Ja muszę wiedzieć, że nareszcie wrócił książę! Koniecznie muszę, dobry Boże, do Nieświeża… Kożuszek został… zakopiański… prawie nowy… Gdzieś pod podłogę wpadł pierścionek bursztynowy… Stąd przecież blisko, Boże, Mielec… Białowieża… Ja choć na chwilkę… do Nieświeża… Tarnów, 1995
Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I
Nr 40
K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R
Październik · 2O17 W
n u m e r z e
Zarobić podwójnie na infoarmii Jadwiga Chmielowska
J
uż czas zmienić Polskę. Najpierw jednak musimy zmienić myślenie polityków i obywateli o państwie i wrócić do znanego w I i II Rzeczpospolitej myślenia o państwie jako rzeczy wspólnej. Odpowiedzialność za nie teraz i w przyszłości ponosimy my – obywatele. Nawet królowie nie mogli traktować Polski jako swojej własności. Artykuły henrykowskie z 1573 r. jasno określały ustrój państwa. Były pierwszą w świecie namiastką konstytucji. Dawały szlachcie przywilej wpływania na losy ojczyzny, a stan szlachecki był otwarty. Każdy – mieszczanin czy chłop, który wspierał ojczyznę w potrzebie (wojny), był nobilitowany. Wolność wiąże się z odpowiedzialnością – nie tylko w życiu prywatnym, ale też społecznym i państwowym. Niestety, nie wszyscy nasi dziadowie to rozumieli. A teraz? Znowu stoimy w obliczu podziału społeczeństwa na dwa obozy. Przeciwnicy naprawy naszej ojczyzny celowo dezinformują. Jednak ten podział społeczeństwa jest sztuczny. W jednym i drugim obozie są patrioci. Dodatkowo polityka kadrowa „dobrej zmiany”, prowadzona w myśl zasady „mierny, ale wierny”, prowadzi do pozbywania się wielu pożytecznych jednostek, które są eliminowane, bo mogą komuś niekompetentnemu zagrozić. Powiększa to liczebność grupy stojącej z boku. „Dobra zmiana” potrzebuje nie tyle jedności, co głębokiej dyskusji o naprawie Rzeczpospolitej. Nowa konstytucja, z rozwiązaniami usprawniającymi nie tylko zarządzanie państwem, ale również gwarantująca wolność i pomyślność wszystkim obywatelom, pomoże scalić naród i zanegować fikcyjny, wykreowany przez zawodowych dezinformatorów podział. I sprawić, że ci, którzy działają z własnych, ambicjonalnych, finansowych pobudek i w interesie obcych państw, zostaną sami. Niestety, w politykę siania dezinformacji wpisał się ostatnio Kornel Morawiecki, posługując się kłamstwami i nadinterpretując fakty. Nie tylko uważa on, że Polska powinna otworzyć się na emigrantów z Afryki (wystąpienie na zjeździe rocznicowym Solidarności Walczącej w czerwcu br.), ale również broni obecności pomników wdzięczności armii sowieckiej w przestrzeni publicznej (Różnica, „Gazeta Obywatelska” nr 147 z 17–30.08.17 r.) Swój tekst opatrzył znaczkiem „SW”. Wcześniej sprzeciwiał się ekshumacjom ofiar katastrofy smoleńskiej i postulował wspólny grób. Wystąpił w ten sposób przeciwko kulturze chrześcijańskiej i tradycji polskiej, gdzie każdy zmarły otoczony jest czcią i ma prawo do godnego pochówku we własnym grobie. Niezrozumiałe jest twierdzenie Kornela Morawieckiego, wygłoszone na konferencji o Białorusi, która na szczęście nie odbyła się, jak planowano, w Sali Kolumnowej Sejmu RP, a w bibliotece poza parlamentem. W swoim wystąpieniu powiedział, że Białorusini, Ukraińcy, Polacy i Rosjanie powinni żyć w jednym państwie. Czyżby aż tak bał się Rosji, że aby jej nie drażnić, chce oddać Polskę w niewolę? Kornel Morawiecki, cytując Józefa Mackiewicza, często powtarza, że tylko prawda jest ciekawa. Tymczasem sam przekłamuje fakty, a nawet chce „wygumkować” z historii „Solidarności Walczącej” osoby o innych niż jego poglądach. Prywatne poglądy Kornela Morawieckiego mnie nie interesują, jednak nie ma on najmniejszego prawa wypowiadać się w imieniu całej „SW” i opatrywać swoich tekstów naszym logo. Ślązacy za wysadzanie pomników sowieckich odsiedzieli duże wyroki. K
G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
a s e z e r P a n a wa P o d osła t s i o L g r e a i J k s ń y z Kac Szanowny Panie Prezesie!
N
P
o przejęciu władzy przez prawdziwych aryjczyków zlikwidowano więc kabarety wraz z ich personelem, dzięki czemu dziś humor niemiecki zalicza się do tych cięższych. Dotkliwy brak dobrych kabareciarzy wypełniają jak mogą politycy. Kandydat socjalistów na kanclerza – Marcin Schulz wypadł w debacie korzystniej od swojej konkurentki ze względu na autentyczność. Jest to jednak autentyczność zaślepionego lewaka. Uzasadnił swoją wypowiedź, że muzułmańscy imigranci „są cenniejsi niż złoto”, tym, że oni naprawdę wierzą w Unię Europejską, w przeciwieństwie do rdzennych Niemców. Trudno nie przyznać mu racji. Chyba żaden Niemiec nie wierzy, że Unia zajmie się nim tak jak imigrantami, zapewniając godny poziom życia i faktyczny immunitet bez jakichkolwiek wymagań. A imigranci naprawdę w to wierzą, i to nie bezpodstawnie. Zarzut o wpuszczaniu islamskich terrorystów zbył Schulz stwierdzeniem, że sprawa jest przesadzona, bo islamistów wśród imigrantów jest góra pięć procent. Trudno od człowieka bez matury wymagać głębszej analizy, ale czterech działań i procentów uczą w szkole podstawowej. Więc policzmy: szacuje się, że w krytycznym 2015 roku Niemcy nawiedziło 1,3 do 1,5 miliona muzułmanów. Dokładnie nikt nie wie. Przyjmijmy milion, a pięć procent od miliona to pięćdziesiąt tysięcy, czyli mniej więcej pięć dywizji. Pięć dywizji gotowych na wszystko, by zabijać niewiernych, bez jakiejkowiek kontroli ze strony gospodarzy.
pozwoliłaby na zwielokrotnienie dywidendy dla Skarbu Państwa, odbudowując szybko polskie kapitały, których tak bardzo jest ich obecnie brak, a są niezwłocznie niezbędne dla odbudowy polskiej własności. Kierując się troską o dobro wspólne oraz PiS-u i Pańską wiarygodność w oczach wyborców, zwracam się z go-
z niewygodną rzeczywistością, celem finezyjnego zrekompensowania strat z ponad 40% naddatkiem.
A
fera Amber Gold i afera reprywatyzacyjna, którymi obecnie tak gorliwie w Parlamentarnej Komisji Śledczej i Komisji Weryfikacyjnej zajmują się posłowie Prawa i Spra-
Co na zachód od Wisły, ma należeć do Niemiec, a co na wschód – do Rosji, poprzez Cypel Kaliningradzki. To jest koronną przyczyną likwidowania najlepszych kopalń w Polsce – aby je zostawić dla sąsiadów. rącą prośbą o pilne spotkanie z niezależnymi ekspertami górniczymi celem wyprowadzenia Pana z błędu, za który pośrednio jest Pan również, i to w najwyższym stopniu, moralnie odpowiedzialny. Tym sposobem, póki nie jest jeszcze za późno, można by w trybie pilnym i z nawiązką naprawić kryminalne naruszenie prawa w wyniku rażącej niegospodarności w strategicznej spółce Skarbu Państwa. Rozwiązanie rehabilitujące wszystkich współwinnych istnieje, potrzeba jedynie woli do spotkania i odwagi do zderzenia się
wiedliwości celem ukazania społeczeństwu patologii, jaka miała miejsce w okresie ostatnich 8 lat sprawowania władzy przez koalicję rządzącą PO-PSL, jest tylko namiastką w stosunku do afery, jaką jest megaszachrajstwo związane z likwidacją kopalni „Krupiński”, które na szczęście jeszcze nie w pełni „ujrzało światło dzienne”. Obywatelska Komisja Śledcza powołana celem pokazania skali patologii tolerowanej przez władze PiS w sektorze paliwowo-energetycznym miałaby brzemienne skutki w elektoracie, który utraciłby
Przedwojenne Niemcy były na światowym topie w wielu dziedzinach, między innymi w sztuce kabaretowej. Jedynym problemem było to, że prym wiedli tam artyści o niesłusznym pochodzeniu rasowym.
Kabareton wyborczy
D
Zbigniew Kopczyński
alej odleciał Schulz, zapewniając, że pod jego rządami imigranci całkowicie zintegrują się w ciągu kilku lat i nie zrobiła na nim żadnego wrażenia trzeźwa uwaga prowadzącego, że obecnie w Niemczech żyje trzecie pokolenie muzułmańskich imigrantów dalekich od integracji. Przy tych skeczach detalem jest fakt, że kandydat partii mającej dwa razy mniejsze poparcie od Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej co chwilę proponuje Angeli Merkel objęcie posady wicekanclerza w jego gabinecie. Nic dziwnego, że „Die Welt” określiła jego wystąpienia jako „Teatr Iluzji Schulza”. Główna faworytka wyborów nie pozostaje w tyle. Zaproponowała swój plan przeciwdziałania nielegalnej imigracji. Rozwiązaniem jest jej zalegalizowanie, przynajmniej w sporej części. Rozwiązanie stworzone przez najlepsze niemieckie mózgi – bo chyba tylko takie doradzają kanclerce – jest genialne w swej prostocie. Jeśli zalegalizujemy
Robotyzacja dezinformacji
Pszczyna, 12 września 2017 r.
awiązując do pisma (BP-S-1682/17) z dnia 6 lipca 2017 roku, dotyczącego Pańskiej odpowiedzi na moją interwencję w sprawie niezwłocznego wstrzymania likwidacji KWK „Krupiński”, argumentuje Pan, że nie ma Pan możliwości podejmowania decyzji w tej sprawie, a w ostatniej sekwencji podkreśla, że decyzje podjęte w przypadku przedmiotowej kopalni wydają się Panu rozsądne. Nic bardziej mylnego. W związku z powyższym oraz w świetle oczywistych i niepodważalnych faktów, do których dotarłam w ostatnim okresie czasu, jednoznacznie stwierdzam, że decyzja o likwidacji KWK „Krupiński” była na wskroś nieuzasadniona ekonomicznie, społecznie i politycznie. W okresie obowiązywania koncesji, tj. do roku 2030, rezygnując z wydobycia tylko węgla koksowego typu 35, JSW SA utraciła minimum od 5 do 8 mld zł zysku netto, w zależności od kształtowania się cen na rynkach światowych. Zastosowanie innowacyjnych technologii i wykorzystanie wszystkich innych potencjałów rozwojowych tej kopalni mogłyby te zyski nawet podwoić, a ewentualna standaryzacja nowego podejścia biznesowego i implementacja w innych spółkach górniczych i energetycznych prawdopodobnie
2
pewne przestępstwa lub ich znaczną część, to ilość popełnianych przestępstw (tych nielegalnych) gwałtownie spadnie. Proste? Proste! Do spraw integracji Rząd Federalny powołał specjalnego pełnomocnika. Jest nim urodzona w Hamburgu Turczynka, członek Socjalistycznej Partii Niemiec – Aydan Özoguz´. Ta właśnie pełnomocnik, mówiąc o integracji imigrantów w niemieckiej kulturze, stwierdziła, że chodzi tylko o znajomość języka, bo poza nim trudno znaleźć jakąś specyficzną niemiecką kulturę. Słowa Aydan Özoguz´ tak zdenerwowały kadydata na kanclerza Alternatywy dla Niemiec – Aleksandra Gaulanda, że obiecał usunąć Özoguz´ do Anatolii. Użył przy tym czasownika „entsorgen”, używanego najczęściej w kontekście gospodarki odpadami. Ściągnęło to na niego falę krytyki. Bronił się, wskazując, że użycie takiego słowa wobec Angeli Merkel przez polityka SPD Jana Kahrsa nie wzbudziło takich
zaufanie do kogokolwiek w przyszłości. Górnicy na Śląsku zdają sobie sprawę z bezzasadności ekonomicznej i społecznej likwidacji kopalni „Krupiński”. Dlatego w duchu odpowiedzialności za kontynuację dobrej zmiany i konieczność jednoczenia narodu w ramach wspólnej realizacji Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, której nadrzędnym celem jest akumulacja polskiego kapitału i odbudowa polskiej własności, ponawiam prośbę o pilne spotkanie celem naprawienia szkody przed niepowetowanymi skutkami w polskiej gospodarce i opinii społecznej, szczególnie tej, która jest twardym elektoratem PiS. W przeciwnym razie realizacja celów ww. strategii w najwyższym stopniu będzie zagrożona, mogąc doprowadzić do nieodwracalnej sytuacji, że zamiast Polski wielkiej, nie będzie jej wcale. Dotarłam do informacji z UE, poprzez senator III kadencji Panią Stokarską, do planów europejskich, w których Polska jest wąskim pasem terytorialnym nad Wisłą – dla kontaktów Wschodu z Zachodem. Co na zachód od Wisły, ma należeć do Niemiec, a co na wschód – do Rosji, poprzez cypel Kaliningradzki. To jest koronną przyczyną likwidowania najlepszych kopalni w Polsce – aby je zostawić dla sąsiadów. Z poważaniem Bogumiła Maria Boba
emocji. Zapomniał najwyraźniej, że co wolno SPD, tego nie wolno AfD, a co wolno wobec kanclerki, tego nie wolno wobec muzułmanki. Burzę usiłowała uciszyć Eryka Steinbach, przypominając, że Anatolia jest dla Niemców ulubionym celem urlopowych wyjazdów.
W
ygląda na to, że towarzyszka Özoguz´, urodzona i wychowana w Niemczech, sama jest kiepskim przykładem udanej integracji. Jest również świadectwem stanu niemieckiej oświaty. Przeszła bowiem wszystkie szczeble edukacji – od podstawówki do uniwersytetu – i nie dowiedziała się tam niczego o kulturze kraju, w którym żyje. Mimo wszystko integracja czyni w Niemczech postępy, to znaczy Niemcy coraz lepiej integrują się z muzułmanami. Wspomniana Eryka Steinbach zamieściła na Twitterze plakat wyborczy CDU po turecku dla, jak pisze, „dobrze zintegrowanych wyborców”. Spośród wielu komentarzy wyrażających zdumienie i oburzenie, przytoczę pytanie jednego z internautów: „Czy muzułmańscy wyborcy będą teraz mogli na karcie do głosowania postawić półksiężyc zamiast krzyżyka?” Piszę te słowa tydzień przed wyborami. Przez następne dni polityczny kabareton z pewnością nabierze intensywności. Co będzie po wyborach, trudno powiedzieć. Łatwiej mówić o dalszej perspektywie. Polecam drobny fragment tekstu usłyszanego kiedyś w – polskim – kabarecie: Przed wojną były już kabarety. Czym się skończyło, wiemy niestety. K
Przepisy prawa oraz użytkownicy sieci nie są przygotowani do kolejnej innowacji rosyjskiej, czyli do „sobowtórów” imitujących internetowe strony znanych organizacji medialnych. Rosjanie dezinformują w coraz doskonalszy sposób – informuje Rafał Brzeski.
3
Reforma górnictwa w wydaniu PiSZjednoczona Prawica Politycy zwalczających się opcji politycznych nie zgadzają się w niczym oprócz pełnej zgody w „reformowaniu” sektora paliwowo-energetycznego. Czy to nie zastanawiające? Krzysztof Tytko omawia błędy rządu w sprawach górnictwa.
4
Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić Zaufanie i wiarygodność zdobywa się długo, wytrwałą pracą, jak to miało miejsce w przypadku Jarosława Kaczyńskiego. Traci się je jednak momentalnie i bezpowrotnie, jak to było w przypadku Lecha Wałęsy – ostrzega Krzysztof Tytko rząd Dobrej Zmiany.
5
Edukacja jest usługą Instytucja finansowałby naukę udzielając studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami. Mariusz Patey na temat finansowania szkolnictwa wyższego.
8
Aniołowie (ii) W staroegipskim tłumaczeniu cząstka „ang” oznacza życie, a „El” – boskie światło. Z kolei po hebrajsku „El” oznacza Boga. Anglosaskim jej odpowiednikiem jest „aelf”. Druga część opowieści Barbary Marii Czerneckiej o aniołach.
10
Autem do Indii Pokój za 1 USD, a w nim pięć żelaznych łóżek. Nie wiadomo, czy od czasu wybudowania hotelu ktoś tu sprzątał, ale karaluchów, pluskiew i innego robactwa nie było. Początek wyprawy Władysława Grodeckiego dookoła świata.
11
ind. 298050
redaktor naczelna Śląskiego Kuriera Wnet
Otwiera się duża, nowa przestrzeń dla partnerstwa prywatno-publicznego: państwo daje program i gwarancję zamówień na coraz nowsze bronie, obywatele – gotówkę. Andrzej Jarczewski proponuje państwu i obywatelom sposób na wspólny i pewny biznes.
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
2
KURIER·ŚL ĄSKI
Zarobić podwójnie na infoarmii Andrzej Jarczewski
I
stotą nowoczesnego partnerstwa prywatno-publicznego nie jest wspólne robienie interesów. Państwo w ogóle nie powinno prowadzić działalności gospodarczej, poza sektorami o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa kraju. Bo właśnie zapewnienie bezpieczeństwa jest pierwszym obowiązkiem rządu, w tym również bezpieczeństwa obrotu gospodarczego i wszelkiej przedsiębiorczości. Rozpatrzmy to na konkretnym przykładzie, gdy – w celu podniesienia stanu bezpieczeństwa ogólnego – obywatele robią interes, a państwo gwarantuje tylko, że na tym interesie nie stracimy.
Sto miliardów luzem W epoce wojen informacyjnych zrodziło się nowe zagrożenie, którego długie lata nie dostrzegano. Obecnie wojsko się informatyzuje, ale jakościowy przełom wymaga inwestycji, na które nie znajdziemy środków w budżecie. Na szczęście – potrzebne na ten cel pieniądze leżą niemal na ulicy. Trzeba się tylko po nie umiejętnie schylić. Wprawdzie oszczędności obywateli polskich, ulokowane w różnych formach w różnych miejscach, sięgają dziś niemal półtora biliona złotych, to czystej, wolnej gotówki na kontach mamy znacznie mniej, choć nadal jest to kwota ogromna, liczona dziesiątkami, a nawet setkami miliardów. Nie bardzo wiemy, co z tymi pieniędzmi robić, bo lokaty bankowe w zasadzie tylko kompensują inflację, a wieloletnie przetrzymywanie oszczędności na rachunkach bieżących przynosi oczywistą stratę. Ryzykanci grają na giełdzie, ale tam zwykłemu obywatelowi przez całą dekadę łatwiej było stracić, niż zarobić (teraz giełda lekko odbija). Z kolei na Foreksie musi przegrać każdy leszcz, bo jest to system wymyślony dla cwaniaków, którzy wielkimi operacjami swoich firm czy banków kształtują kursy walut, a na boku – małymi prywatnymi pieniędzmi dorabiają się dużych prywatnych pieniędzy, zawsze trafnie „zgadując”, jak dany kurs zmieni się za pięć sekund. Tak czy owak – niezależnie od biedy i wielu niezaspokojonych potrzeb
bieżących – jako całe społeczeństwo odłożyliśmy co najmniej sto miliardów złotych, które chcemy zostawić sobie na „czarną godzinę” lub choćby na stare lata, spodziewając się lichej emerytury. Istotną cechą oszczędności, o których teraz mowa, jest to, że – w naszych planach – zostaną one wykorzystane za kilka, kilkanaście lat. Cały nasz problem sprowadza się do tego, by siła nabywcza tych pieniędzy nie zmalała, a najlepiej – żeby wzrosła. O ten segment wolnych oszczędności tu chodzi.
Cyberarmia Obecnie mamy w Polsce 5 rodzajów sił zbrojnych: Wojska Lądowe, Siły Powietrzne, Marynarkę Wojenną, Wojska Specjalne i nowe Wojska Obrony Terytorialnej. Nie wątpię, że jest to właściwy zestaw w sytuacji zagrożenia takim typem wojny, jaki znamy z filmów historycznych i aktualnych reportaży telewizyjnych. Stopniowo też uczestniczymy w światowym trendzie zbrojeniowym, zapowiadanym przez filmy science fiction. Chodzi o tworzenie tzw. cyberarmii, czyli jednostek wyposażonych w drony i inne zautomatyzowane lub zdalnie sterowane aparaty do czynienia szkód przeciwnikowi i do obrony przed takąż bronią, użytą przez wroga. Przypuszczam, że w ciągu jednego pokolenia wszystkie rodzaje sił zbrojnych zostaną mocno nasycone sprzętem cyberarmijnym. Ten proces zaczął się w USA wiele lat temu, a obecnie, gdy wszyscy chłopcy już od przedszkola wychowują się w środowisku gier komputerowych, gdy wiadomo, że z łatwością opanują oni najbardziej zaawansowany sprzęt elektroniczny – tego sprzętu na wyposażeniu armii będzie lawinowo przybywać. Ale ktoś to musi produkować w kraju, nawet pod ostrzałem. Bo dostawy procesorów i całej elektroniki dla wojska nie mogą zależeć od drożności Jedwabnego Szlaku. Pieniądze na zakup cyberbroni każde państwo ma w swoim budżecie, natomiast nie każde ma na swoim terenie fabryki zdolne do wytwarzania takiej broni. Również w Polsce potrzebne są poważne inwestycje
w rozpatrywanym sektorze. Przypuszczam, że będzie to sieć wielu raczej małych zakładów naukowych, projektowych i produkcyjnych, ale cała ta sieć musi powstawać w sposób skoordynowany i zgodny z jakąś strategią zbrojeniową. Mówimy więc o wielomiliardowym przedsięwzięciu, którego raczej nie sfinansujemy z budżetu. Otwiera się tu duża, nowa przestrzeń dla partnerstwa prywatno-publicznego: państwo daje program i gwarancję zamówień na coraz nowsze bronie, obywatele – gotówkę.
Mocni w mediach Już ponad pół wieku temu między głównymi mocarstwami zapanowała ogólna zgoda co do niemożności pokonania przeciwnika bez własnych wielkich strat, więc poważniejsze wojny między potentatami się nie toczą, jeśli nie liczyć ustawicznych ćwiczeń, rozgrywanych na obcych terytoriach kosztem mieszkającej tam ludności. Głównym polem konfrontacji staje się internet. Nie rozważam teraz, kto z kim i o co walczy. Twierdzę natomiast, że cokolwiek dzieje się w tej przestrzeni – słabi na tym tracą, a mocni zyskują. Wniosek prosty: należy być mocnym w internecie i w innych mediach! Obywatele mogą nawet wykupić znaczny pakiet mediów krajowych po zapowiadanej dekoncentracji. Trzeba tylko opracować wiarygodny mechanizm gromadzenia środków. Oczywiście – nie taki jak Amber Gold. To kosztuje. Ale właśnie na to mamy prywatne pieniądze. Nie mówię teraz o czymś w rodzaju przedwojennego Funduszu Obrony Narodowej, którego część stanowiły obywatelskie darowizny. Owszem, w stanie zagrożenia darowizny są konieczne, natomiast obecnie chodzi tylko o znalezienie bezpiecznej i w miarę dochodowej lokaty środków, stanowiących niejako popyt odłożony. Nie chodzi więc również o zasilanie Polskiej Fundacji Narodowej drobnymi datkami i nie chodzi o crowdfunding. To ma być biznes. Te sto miliardów złotych, o których mowa wyżej, odpowiada z grubsza trzyletniemu budżetowi ministerstwa
obrony narodowej. To daje pojęcie o skali zasobów, jakimi dysponujemy. Do rozwoju nowych technologii od dawna przyczyniają się rządowe zamówienia, lokowane w firmach danego kraju. Tak jest np. w USA i w Izraelu, gdzie technika wojskowa jest ważnym dostarczycielem materiałów, urządzeń i oprogramowania, przydatnego również na rynku cywilnym. Dotyczy to wielu innych krajów, ale jeszcze nie Polski. Przyzwyczailiśmy się do bezsensownych zakupów byle czego za granicą, a krajowy przemysł zbrojeniowy dopiero teraz przestaje się zwijać.
Infoarmia Infoarmia różni się od cyberarmii rodzajem używanej broni. Tu nie ma aparatów do niszczenia czegokolwiek. Tu jest intelekt i środki upowszechniania prawdziwych, a także blokowania fałszywych informacji. Bo nie jest dla Polski nieważne, co o nas mówi się w mediach świata. Dobra opinia o kraju sprzyja inwestycjom i turystyce, pomaga emigrantom utrzymywać związki z Polską. Zła opinia prowadzi do bojkotu na różnych polach, szykan i nękania w różnych organizacjach. Nie można jednak liczyć na działania amatorskie, reaktywne, uruchamiane wtedy, gdy jakiś nieuk lub polakożerca opublikuje gdzieś kolejną potwarz o „polskich obozach”. Potrzebne są działania kompleksowe, wyprzedzające, wyjaśniające i w różny sposób uczestniczące w medialnej grze. To musi kosztować. Unia Europejska jest genialnym projektem, ale obliczonym tylko na dobrą pogodę. Gdy zaczyna padać – każdy rozpościera parasol wyłącznie nad własnym interesem (Macron). Wobec największych zagrożeń pozostaje nam wiara w solidność NATO. Ale NATO nie zajmuje się masą drobnych antypolskich agresyjek, dokonywanych w mediach na całym świecie. Z tym musimy uporać się sami, a przez wiele lat flanka medialna była całkowicie otwarta. Kto chciał, mógł pleść dowolne polonofobiczne androny, a nasi ambasadorowie – z niesławnej pamięci Ryszardem Schnepfem na czele – przyglądali się
5 września w Warszawie obyła się polsko-ukraińska konferencja „Strategia współpracy państw Międzymorza w warunkach wojny hybrydowej”. Była kontynuacją spotkania, które miało miejsce w maju br. w Kijowie, pt. „Przezwyciężenie skutków totalitaryzmu jako metoda kształtowania stabilności w Regionie Bałtycko-Czarnomorskim”.
Tragiczna śmierć ukraińskich politologów i dziennikarzy
Zmarł reżyser Grzegorz Królikiewicz Z wielkim bólem żegnamy śp. Grzegorza Królikiewicza, zmarłego w Łodzi 21 września br. Był jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów, wychowawcą młodzieży, profesorem łódzkiej Filmówki. Przypomnijmy Jego związki z Katowicami: przez kilka lat uczył na Uniwersytecie Śląskim. Ostatni raz w Katowicach był 30 marca 2014 r., kiedy zastępując swego szwagra, Władysława Morawskiego-Otka, w Kościele Garnizonowym odsłaniał wspólnie z Bożeną Cząstką-Szymon tablicę upamiętniającą mjra Władysława Raginisa. Bohater II wojny światowej był wujem Jego nieżyjącej żony Krystyny i Władysława Morawskiego. Królikiewicz poświęcił Raginisowi film dokumentalny pt. „Wierność”. (red.) K
Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I
Eugeniusz Biłonożko
O
rganizatorem spotkania był Instytut Historii Światowej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy, Instytut Demokratyzacji i Rozwoju, Instytut Wymiaru Geopolitycznego oraz portal PoloNews. Obydwa spotkania były formalnie i nieformalnie wspierane prze ukraińskie Ministerstwo Polityki Informacyjnej. Debaty zostały zorganizowane przy czynnym udziale ukraińskiej Polonii i portalu Jagiellonia. Niestety konferencja została zauważona przez główne media ukraińskie i polskie tylko wskutek tragicznej śmierci ukraińskich prelegentów w drodze powrotnej do Kijowa, pod Równem, w nocy z wtorku 5 września na środę 6 września, w zderzeniu z ciężarówką samochodu, którym jechali.
W związku z tym chciałbym nie tylko przybliżyć ich sylwetki, ale przypomnieć to, co powiedzieli. Volodymer Karagiaura – ukraiński dziennikarz, absolwent Uniwersytetu Sofijskiego im. św. Klemensa z Ochrydy, ekspert ds. Europy Południowo-Wschodniej; Oleksiy Kurinniy – prawnik, wykładowca na wydziale prawa międzynarodowego Uniwersytetu Narodowego „Akademia Kijowsko-Mohylewska”, ekspert Międzynarodowego Centrum Praw Człowieka przy Akademii Kijowsko-Mohylewskiej, ekspert Centrum Reform Politycznych i Prawnych; dr Oleksandr Maslak – wykładowca akademicki, pracownik Centrum Oświaty Humanitarnej Ukraińskiej Akademii Nauk;
Redaktor naczelny Kuriera Wnet
K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R
Krzysztof Skowroński
ŚLĄSKI KURIER WNET Redaktor naczelny
Jadwiga Chmielowska · tel. 505 054 344 mail: slaski@kurierwnet.pl Adres redakcji śląskiej G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
ul Warszawska 37 · 40-010 Katowice
Aleksander Nikonorow – dziennikarz, historyk, absolwent Uniwersytetu Ługańskiego im. Dalia, ekspert ds. separatystycznych ruchów na Ukrainie, analityk Team 4 Ukraine (Czechy), analityk Centrum Informacyjnego „Międzymorze” (Ukraina). Stypendysta rządu RP; Sergiej Popov – dziennikarz, szef Ukraine Crisis Media Center w Kramotorsku, były wiceszef donieckiej administracji wojskowo-cywilnej. Dr Maslak był gorącym zwolennikiem ukraińsko-polskiego sojuszu. Zawsze mówił, że warto rozmawiać o tym, jak zbudować lepszą przyszłość naszych narodów, a nie roztrząsać jedynie to, co było kiedyś. Maslak był jednym z niewielu ukraińskich prawicowców; sam siebie określał jako
Stali współpracownicy
dr Rafał Brzeski, dr Bożena Cząstka-Szymon, Barbara Czernecka, dr hab. Zdzisław Janeczek, Andrzej Jarczewski, Wojciech Kempa, dr Herbert Kopiec, Tadeusz Loster, Stefania Mąsiorska, Tadeusz Puchałka, Stanisław Orzeł, Piotr Spyra, dr Krzysztof Tracki, Maria Wandzik
temu biernie i reagowali dopiero po interwencjach Reduty Dobrego Imienia.
W gospodarce rynkowej istnieje wiele mechanizmów angażowania sumy drobnych prywatnych pieniędzy w duże przedsięwzięcia gospodarcze. Tu nie trzeba niczego wymyślać, tylko rozejrzeć się po możliwościach. Z punktu widzenia państwa ważne jest uruchomienie polskich środków prywatnych w celach inwestycyjnych. Ale niczego w tej sprawie nie da się zdziałać apelami i reklamami. Obywatel musi mieć gwarancje bezpieczeństwa zainwestowanych oszczędności, np. poprzez wykup akcji imiennych z odpowiednim dyskontem, gdy ich kurs rynkowy spadnie poniżej pewnej wartości. Wystarczy przypomnieć „Bezpieczną” Kasę Oszczędności, bank Lehman Brothers i wiele innych piramid finansowych, by pozbyć się nadziei, że jakikolwiek podmiot prywatny może gwarantować zwrot wkładów i nakładów, gdy sam znajdzie się w tarapatach. Takich gwarancji może udzielić
tylko państwo, a i to może być ryzykowne w nadzwyczajnych sytuacjach. Jednakże gwarancje państwowe są bez porównania pewniejsze niż prywatne. Z kolei przedsiębiorstwa prywatne dużo lepiej radzą sobie na rynku i zapewniają znacznie większe zyski niż nieefektywne firmy upaństwowione, czego również doświadczyliśmy. Cały problem sprowadza się do opracowania takiej inżynierii finansowej, która połączy zalety przedsiębiorczości prywatnej z wiarygodnością państwową. Przy czym państwo nie może udzielać gwarancji powodzenia w jakiejkolwiek dziedzinie rynkowej. Na przykład producenci butów muszą konkurować. Najlepszy utrzyma się, najsłabszy zbankrutuje i państwu nic do tego. Ale już producent butów dla wojska mógłby otrzymać wieloletnie gwarancje stałych zamówień. Oczywiście takie gwarancje w obecnym ustawodawstwie gospodarczym nie są możliwe. Konieczne byłyby pewne korekty i uzgodnienia unijne, na których sukces szybko bym nie liczył. Zostawmy więc buty i zajmijmy się produkcją szeroko rozumianej informacji. W tej dziedzinie każdy rząd może robić to, co uważa za dobre dla swojego kraju, i nie musi tego z nikim negocjować. Jeżeli więc polski rząd udzieli gwarancji, że oszczędności obywateli zainwestowane w infoarmię nie stracą na sile nabywczej – ludzie bardzo szybko będą skłonni do ulokowania swych pieniędzy w tak gwarantowane przedsięwzięcie. Zakładam, że nowe, innowacyjne przedsiębiorstwa infoarmijne będą produkować różne dobra również na rynek cywilny, dostarczając nowe rozwiązania i technologie zdolne do sprostania konkurencji światowej. Stanie się tak dzięki koncentracji intelektów, rozproszonych dziś między masą większych i mniejszych projektów. Szkoły wyższe otrzymają sygnał, że zapotrzebowanie na speców od informacji i informatyki szybko wzrośnie, że trzeba będzie uczestniczyć w światowym wyścigu technologicznym, że produkty nowego sektora wytwórczości trzeba dopiero wymyślić itd., itd. Ostatecznie – uzyskamy zdolności obronne w nowej dziedzinie, a obywatele zyskają podwójnie. Po pierwsze: ich oszczędności zwiększą swą siłę nabywczą, po drugie: ich, czyli nasze państwo zyska osłonę przed zniesławianiem, a przez to podniesie swoje ratingi i pozycję w społeczności międzynarodowej. Obcym stolicom trudniej będzie nami manipulować i rozgrywać jednych przeciw drugim, a Polskę i Polaków trzeba będzie szanować i nie traktować kolonialnie. K
konserwatystę krytycznego w stosunku do całej sceny politycznej. „Ukraina i Polska stoją przed wyzwaniami współczesnego świata, muszą sprostać wyzwaniom ekonomicznym, militarnym czy społecznym; nasze kraje muszą odejść od kultu „narodu-ofiary” – mówił. Aleksander Nikonorow i Sergiej Popov pochodzili z regionu donieckiego. Obaj mieli wystąpienia w drugim panelu konferencji „Konflikty międzyetniczne jako stały element imperialnej polityki Rosji” oraz „Jak zapobiegać i pokonywać konflikty etniczno-historyczne w dobie internetu”. Nikonorow był osobą o nieprzeciętnych zdolnościach analitycznych. Przypomniał źródła separatyzmu w Doniecku i Ługańsku, w tym przeprowadzone już w 1994 r. pierwsze referendum nawołujące do oderwania Donbasu od Ukrainy. Sergiej Popov w swoim wystąpieniu przypomniał chronologię separatystycznego buntu. Był świadkiem tego, jak Rosjanie opanowali miasto; musiał uciekać ze swojej małej ojczyzny i jako jeden z pierwszych zobaczył, jak zabija „ruski mir”. Volodymer Karagiaura i Oleksiy Kurinniy występowali w trzecim panelu, „Integracja państw Międzymorza w warunkach hybrydowych zagrożenia i współpraca regionalna”. Zabrali głos na najważniejszy temat: jak napełnić polityczne hasło „Międzymorze” konkretną treścią gospodarczą i społeczną. Oleksiy Kurinniy, jako prawnik,
był autorem pomysłu stworzenia na Ukrainie polskich jednostek terytorialnych, co jest możliwe w ramach obecnie prowadzonej decentralizacji i tworzenia zjednoczonych terytorialnych gromad. Utworzenie na Ukrainie gmin, gdzie Polacy mieliby preferencje, byłoby ukłonem w stronę Polski. Volodymer Karagiaura był jednym z koordynatorów spotkania. Występował jako ostatni i mówił o tym, że tylko we wspólnej debacie, w rozmowach przy jednym stole możemy dojść do porozumienia. Zwrócił uwagę, że zagrożenia płynące z Rosji są też szansą na lepszą i szybszą integrację. Każdy z uczestników konferencji wygospodarował czas, żeby podzielić się swoją wizją polsko-ukraińskich relacji. Próbowali przekuć enigmatyczne politologiczne pojęcie „Międzymorze” z epoki dwudziestolecia międzywojennego w nowoczesny fundament budowy lepszych relacji Ukrainy i Polski. Ukraińscy goście mieli możliwość dyskusji z polskimi uczestnikami konferencji, między innymi: dr. Łukaszem Jasiną, dr. Mariuszem Pateyem, dr. hab. Andrzejem Szeptyckim, Pawłem Zalewskim i dr. Kazimierzem Wóycickim. Po spotkaniu w kuluarach planowano kolejne konferencje w Kijowie i Warszawie. Najlepszym upamiętnieniem tragiczne zmarłych politologów i dziennikarzy z Ukrainy będzie kontynuacja ich idei. K
Gdzie ci... informatycy! Co z tego, że nasi młodzi informatycy wygrywają światowe konkursy w programowaniu, skoro są na pniu wykupywani przez firmy komercyjne i zwykle później robią byle co. Byle co w skali ich talentów i umiejętności. Warto jednak odnotować, że istnieje w Polsce sporo firm, które robią naprawdę świetny software, w tym np. gry komputerowe, a stąd tylko krok do gier wojennych czy wojskowych. Przy całej mizerii polskiego szkolnictwa wyższego, ujawnianej co roku żenująco dalekimi pozycjami naszych najlepszych uczelni w rankingach światowych, otóż mimo marnego stanu polskich uniwersytetów – akurat system kształcenia informatyków mamy znakomity. Do tego stopnia, że rozrywani są już studenci drugiego roku! Jeżeli damy im szansę ciekawej, twórczej i dochodowej pracy w kraju – nie będą szukać kłopotów za granicą. I to jest trzeci element układanki: 1) państwowe gwarancje; 2) prywatne oszczędności; 3) kwalifikacje i entuzjazm twórców. Potrzebna jest nam ochrona przed hakerstwem i innymi ofensywnymi działaniami obcych ośrodków. Tu konieczny jest „skok technologiczny”, wejście na poziom światowych mocarstw w tej dziedzinie (niekoniecznie są to akurat światowe mocarstwa atomowe). Obojętnie kto jest dziś na topie – wiemy, co jest na topie infoarmii światowej i tam powinna stanąć polska stopa.
Inżynieria finansowa
Korekta Magdalena Słoniowska
Nr 40 · PAŹDZIERNIK 2017
Projekt i skład Wojciech Sobolewski Reklama
Adres redakcji
Marta Obłuska · reklama@radiownet.pl Wydawca
Spółdzielcze Media Wnet/Wnet Sp. z o.o. Dystrybucja
dystrybucja@mediawnet.pl
(Śląski Kurier Wnet nr 35)
ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Data i miejsce wydania
Warszawa 30.09.2017 r. Nakład globalny 10 000 egz.
ind. 298050
Partnerstwo publiczno-prywatne jest wartościową ideą w teorii i zawiedzioną nadzieją w praktyce. By w tej materii wyrwać się z marazmu, potrzeba nowych pomysłów, pewnych korekt w ustawach i takich rozwiązań, które wykluczą lub zminimalizują możliwości korupcji, bo ta na styku sfery prywatnej i państwowej rodzi się sama.
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
3
KURIER·ŚL ĄSKI
C
zy była to skuteczna innowacja, trudno jeszcze ocenić, ale nie jest tajemnicą, że skoncentrowany w czasie kolportaż spreparowanych wiadomości zwiększa siłę oddziaływania dezinformacji na odbiorców, zwłaszcza młodych, którzy w większym stopniu dają wiarę treściom umieszczanym w mediach ich pokolenia. Zaobserwowana w letnich miesiącach robotyzacja dezinformacji nastąpiła przede wszystkim w państwach bałtyckich, które są stale pod infor-
z rozbitego balonu i odesłali je do Paryża z listem wzywającym do kapitulacji, gdyż „wszelki opór jest beznadziejny”. List podpisany był przez przebywającego rzekomo na prowincji znanego urzędnika państwowego. Niemcy mieli pecha. Urzędnik przebywał w stolicy, pracował w obronie miasta i paryżanie zamiast popaść w depresję, zataczali się ze śmiechu.
Z
nacznie lepszy rezultat osiągnęli w latach 80. XX wieku specjaliści od „działań aktywnych” ze
Świetne odtworzone graficznie, rosyjskie „podróbki” utrzymywane są w sieci w domenach łudząco podobnych do oryginalnych. Przykładowo w „sobowtórze” domeny brytyjskiego dziennika literę „i” w domenie guardian.co.uk zastąpiono tureckim „ı”, tworząc replikę trudną do rozpoznania na pierwszy rzut oka. Treściowo imitacje utrzymane są w wiarygodnym stylu i ich argumentacja bądź narracja może trafić do mniej zorientowanych i wyrobionych odbiorców. Oni też są głównymi adresatami
Niedawne gigantyczne rosyjskie manewry Zapad 2017 poprzedziła dezinformacyjna „podgotowka”, której nowym elementem była automatyzacja rozpowszechniania fałszywych wiadomości w mediach społecznościowych. Można było nawet odnieść wrażenie, że rosyjscy trolle przepracowali się albo Moskwie brakuje funduszy na finansowanie żywych trolli i sięgnęła do powielających fałszywki robotów.
Robotyzacja dezinformacji Rafał Brzeski
macyjnym ogniem Moskwy. Minister spraw zagranicznych Łotwy, Edgars Rinkëvičs powiedział, że przed manewrami Zapad 2017 w sieciowej przestrzeni jego kraju szczególnie licznie pojawiły się fałszywe informacje i tendencyjne komentarze dotyczące NATO, przy czym roboty rozpowszechniły pięć razy więcej takich dezinformacji niż tradycyjne, żywe trolle. W Estonii stosunek robotów do ludzi był jeszcze większy – 9 do 1. W opinii Rinkëvičsa zachodni politycy, nie mówiąc już o odbiorcach, nie są przygotowani na zmasowany atak rosyjskich robotów dezinformacyjnych, gdyż z zalewem fałszywych informacji trudno walczyć. „Cóż z tego, że wiemy, skoro bardzo trudno jest uzyskać niepodważalne dowody” – ubolewał szef łotewskiej dyplomacji i zwracał uwagę na konieczność nowelizacji prawa międzynarodowego niedopasowanego do realiów sieciowej wojny informacyjnej.
P
rzepisy prawa oraz użytkownicy sieci nie są też przygotowani do kolejnej innowacji rosyjskiej, czyli do „sobowtórów” imitujących internetowe strony znanych i uważanych za autorytatywne organizacji medialnych. Podszywanie się pod wiarygodne źródło informacji i rozpowszechnianie fałszywek poprzez kanał informacyjny uważany za rzetelny nie jest niczym nowym. W trakcie oblężenia Paryża przez wojska niemieckie w 1870 roku, mieszkańcy francuskiej stolicy komunikowali się z resztą kraju balonami pilotowanymi przez odważnych aerostierów paradujących w wysokich butach i czapkach-pilotkach z wyszytym złotym napisem „Aer”. Gdy wiał sprzyjający wiatr, wywozili oni na nieokupowane tereny Francji kurierów rządowych, specjalnie preparowane superlekkie listy i przekazy pieniężne, drukowane w Paryżu gazety oraz gołębie pocztowe, które stanowiły zwrotny kanał informacyjny. Wypuszczone na terenach wolnych od wojsk niemiec kich, wracały do Paryża, niosąc na płatkach celuloidu mikrofotografowaną korespondencję, którą przy pomocy latarni magicznych rzucano na ekran. Powiększone w ten sposób listy przepisywali kopiści pocztowi, a listonosze dostarczali adresatom. Odważni aerostierzy i skromne gołębie traktowani byli z admiracją należną rzetelnym kanałom informacyjnym. Wymiana wiadomości między władzami i mieszkańcami oblężonego Paryża a światem zewnętrznym irytowała niepomiernie „żelaznego kanclerza” Ottona von Bismarcka, który drogą rozsiewania plotek oraz drukowania fałszywych wydań lokalnych gazet i podrzucania ich paryżanom usiłował poderwać morale broniących się. Na jego polecenie ujętych aerostierów traktowano nie jako jeńców wojennych, lecz szpiegów, do zwalczania zaś balonów wyprodukowano w zakładach Alfreda Kruppa pierwsze działa przeciwlotnicze. Propagandziści Bismarcka wykorzystali też dwa „wzięte do niewoli” gołębie pocztowe
Służby A Pierwszego Zarządu Głównego KGB. Przeprowadzili oni udaną kampanię dezinformacyjną obliczoną na zrzucenie winy za pojawienie się wirusa HIV na amerykański program wojny biologicznej. Kampanię rozpoczęła w 1983 roku publikacja anonimowego listu „znanego amerykańskiego naukowca” w hinduskiej gazecie sponsorowanej potajemnie przez sowiecki wywiad. „Ujawniał” on, że wirus HIV to sztuczne dzieło amerykańskich mikrobiologów z tajnego laboratorium wojny biologicznej w Fort Derrick. Nieco później historii AIDS sfabrykowanej w siedzibie Pierwszego Zarządu w Jaseniewie pod Moskwą wiarygodności dodał pozorujący francuskiego naukowca, a w rzeczywistości mieszkający w Niemieckiej Republice Demokratycznej dr Jakob Segal, który firmował opracowany przez KGB „naukowy raport”. Rewelacje „raportu Segala” zaczęły publikować najpierw prosowieckie media w różnych państwach afrykańskich i azjatyckich, potem media lewicowe, a później fałszywka „przesiąknęła” do światowych mediów głównego nurtu. W rezultacie do 1987 roku fabrykację KGB powielono w 80 krajach i 30 językach. Dały się nawet na nią wziąć
Poważnym redakcjom nie jest łatwo usunąć imitacje swoich stron w sieci oraz przekonać Google’a oraz media społecznościowe do usunięcia linków prowadzących do „sobowtórów”. redakcje konserwatywnego dziennika londyńskiego „Daily Express”, brytyjskiego kanału telewizyjnego Channel 4 oraz niemieckiej Deutschland Rundfunk. Raz zakorzenionej dezinformacji nie daje się całkowicie wyplenić. Nie pomogło wyznanie dr. Segala, opublikowane po upadku NRD i zjednoczeniu Niemiec, a nawet oświadczenie szefa Służby Wywiadu Zagranicznego Rosji, Jewgienija Primakowa, który przyznał, że była to operacja KGB. Fałszywka funkcjonuje do dzisiaj i ma swoich zagorzałych wyznawców w internecie. Sieć daje dezinformatorom wiele nowych możliwości. Przede wszystkim bezpośredni dostęp do odbiorców, bez konieczności korzystania z „zaprzyjaźnionych” organizacji medialnych. Wiarygodnym kanałem warto się jednak zawsze podeprzeć i stąd zaczęły się pojawiać bardzo umiejętnie podrobione rosyjskie fałszywki imitujące publikowane w internecie artykuły renomowanych mediów. Od początku bieżącego roku wykryto fabrykacje internetowych stron portali: telewizji Al-Dżazira, anerykańskiego miesięcznika „The Atlantic”, izraelskiego dziennika „Haaretz”, a ostatnio belgijskiego dziennika „Le Soir” i brytyjskiego „The Guardian”.
rosyjskich dezinformatorów. Fałszywa strona telewizji Al-Dżazira informowała, że saudyjscy dyplomaci przekupują rosyjskich dziennikarzy, aby nie pisali negatywnie o ich kraju i saudyjskiej monarchii. Podróbka artykułu z dziennika „Haaretz” zawierała wiadomości o wielomilionowych inwestycjach w Izraelu prowadzonych przez rodzinę prezydenta Azerbejdżanu. Przed wyborami prezydenckimi we Francji rzekoma publikacja „Le Soir” demaskowała tajny fundusz wyborczy Emmanuela Macrona, którego kampania miała być finansowana przez saudyjski dwór. Natomiast zawieszona w sieci w sierpniu imitacja strony „Guardiana” zawierała „wypowiedź” sir Johna Scarletta, byłego szefa brytyjskiego wywiadu zagranicznego MI6, który rzekomo wyznał, iż „Rewolucja róż” 2003 roku w Gruzji została zorganizowana przez służby wywiadowcze Wielkiej Brytanii i USA celem zdestabilizowania Rosji. Kierowane do rosyjskiej i międzynarodowej społeczności „sobowtóry” demaskowane są wprawdzie szybko i po kilku lub kilkunastu godzinach usuwane z sieci, ale ściągane na różne komputery, zaczynają jednocześnie żyć własnym życiem. Zwłaszcza że są umiejętnie „reanimowane” przez media rosyjskie lub prorosyjskie. Po usunięciu fałszywej strony „Guardiana” „wyznanie” byłego szefa MI6 powtórzyła sprzyjająca Kremlowi RenTV. Na portalach w Armenii powtarzano natomiast zdemaskowaną fałszywkę dziennika „Haaretz”.
P
owtórzenia rosyjskich fałszywek można też znaleźć w polskiej sieci. Sfabrykowane w Moskwie „rewelacje” belgijskiego dziennika „Le Soir” przykładowo wciąż wiszą na stronach Kurnika Politycznego pod tytułem „Macron jest na liście płac królestwa wahabickiego”, w komentarzach pod materiałem w fakty.interia.pl czy na portalu alexjones.pl. Ponad pół roku po zdemaskowaniu! Można się spodziewać, że pełne sensacyjnych doniesień imitacje stron znanych organizacji medialnych będą się powtarzać coraz częściej, bowiem sfabrykowanie strony pod łudząco podobną domeną jest dużo łatwiejsze (i tańsze) niż zhakowanie oryginalnej witryny. Dla dezinformatora profit jest przy tym podwójny. Po pierwsze – rozpowszechnienie spreparowanych treści. Po drugie – poderwanie wiarygodności znanego, rzetelnego medium. Spadek wiarygodności organizacji medialnych uważanych powszechnie za rzetelne powoduje wzrost zainteresowania portalami, blogami i stronami „bocznego nurtu”, a w takich mediach łatwiej jest uplasować zgrabną fałszywkę. Równolegle poważnym redakcjom nie jest łatwo usunąć imitacje swoich stron w sieci oraz przekonać Google’a oraz media społecznościowe do usunięcia linków prowadzących do „sobowtórów”. Zwłaszcza, że brak odpowiednich i skutecznych środków prawnych. Użytkownikom internetu pozostaje więc zdrowy rozsądek, posiadana wiedza i „nos” ułatwiający rozpoznanie, co prawdziwe, a co śmierdzi fałszem. K
Miałem zaszczyt uczestniczyć 5 września w Warszawie w konferencji na temat współpracy krajów naszego regionu w warunkach wojny hybrydowej. Przybyli paneliści z Polski i Ukrainy. Niestety, z tym wydarzeniem wiąże się smutna historia.
Ukraiński przyjaciel Polski Wspomnienie o Oleksandrze Maslaku Mariusz Patey
P
ięciu uczestników konferencji, zwolenników zbliżenia polsko-ukraińskiego, zginęło w wypadku samochodowym podczas powrotu do domu. Tragicznie zmarli to politolodzy dr Oleksandr Maslak, Oleksiy Kuriiny, Oleksandr Nikonorow, a także dziennikarz Wołodymyr Karagian i działacz społeczny Sergij Popow. Z całej piątki najlepiej poznałem pana Oleksandra Maslaka. Spotkaliśmy się pierwszy raz na konferencji „Intermarium” zorganizowanej przez Korpus Cywilny Azov rok temu. Zaproszenie na konferencję przyjąłem z mieszanymi uczuciami, bowiem obraz tej organizacji przedstawiany w internecie, w mediach społecznościowych wyglądał wręcz przerażająco. Jakieś hajlujące osiłki z wytatuowanymi swastykami i symboliką SS... Przestrzegano mnie przed żywymi dirlewangerowcami, ziejącymi nienawiścią do wszystkiego co polskie. Mając jednak ograniczone zaufanie do mediów, a zwłaszcza społecznościowych, postanowiłem sam sprawdzić, jak to jest z tym Azowem i innymi formacjami ochotniczymi walczącymi z rosyjską agresją. Z nich bowiem będą powstawać nowe siły polityczne Ukrainy. To oni, kiedy działania wojenne ustaną, staną się nową elitą swego kraju. Nie jechałem sam, ale z grupą polskich narodowców, by – jeśli zajdzie taka potrzeba – stawić czoła ukraińskim „nazistom”, powiedzieć, co myślimy na temat współpracy w regionalnej w kontekście Dirlewangera. Moje zdziwienie wywołała nieobecność symboliki banderowskiej czy SS Galizien, a zamiast niej – wszędzie Herb Jagielloński, a także treść referatów i dobór prelegentów, którymi byli pracownicy placówek dyplomatycznych krajów Intermarium, eksperci. Wśród lektorów zauważyłem skromnie wyglądającego człowieka w skupieniu przedstawiającego swoje tezy. Okazał się nim być dr. Oleksandr Maslak, politolog, pracownik naukowo-dydaktyczny Ukraińskiej Akademii Nauk i działacz polityczny, Członek Rady Programowej Korpusu Cywilnego Azov.
W spotkaniach kuluarowych okazało się, że kwestia współpracy polsko ukraińskiej była mu bliska. Miał dużą wiedzę historyczną i nie omijał trudnych tematów. Także kwestii Wołynia i tego, co tam się działo. Ciekawe, że jego podejście było zbieżne z naszym. Na to, co się stało, my nie mamy już wpływu, ale nie można dopuścić, by doszło kiedykolwiek w przyszłości do takiej tragedii. Tragedii dla Polaków,
reform. Jak tego dokonać w warunkach erozji wartości nawet wśród elit? Być może skutkiem tych naszych rozmów było pojawienie się w programie nowej formacji politycznej, Korpusu Narodowego (w której Oleksandr został członkiem rady politycznej), postulatu kontroli społecznej sędziów i wybór prezesów sądów rejonowych przez lokalne społeczności. Prezentował też ciekawe poglądy
Oleksandr wspierał akcję sprzątania grobów polskich ofiar ludobójstwa dokonanego na Wołyniu z inspiracji OUN-B, zorganizowaną przez aktywistów Azova. (inicjatywa ta została zupełnie przemilczana w naszych mediach). ale też i dla wielu Ukraińców. Ważne, by przyjazne sobie państwa budowały swój dobrobyt w oparciu o pokojową współpracę, tworząc obszar stabilności i rozwoju, a nie wojny i nieszczęść. Oleksandr Maslak wspierał akcję sprzątania grobów polskich ofiar ludobójstwa dokonanego na Wołyniu z inspiracji OUN-B, zorganizowaną przez aktywistów Azova. (inicjatywa ta została zupełnie przemilczana w naszych mediach). Rozmawialiśmy o nacjonalizmie, szowinizmie, błędach historii, Stepanie Banderze, Ivanie Mitryndze, UPA Tarasa Borovca, AK, NSZ, NKWD, komunizmie i czasach dzisiejszych. Ciekawe, że Oleksandr Maslak reprezentował dojrzałe poglądy konserwatywne, dostrzegając ograniczenia laicko-liberalnej ideologii. Patrząc na problemy naszych postkomunistycznych państw, szukaliśmy inspiracji w republikanizmie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Na przykład w rozwiązaniu kwestii waluacji społecznej wymiaru sprawiedliwości. W Polsce, a tym bardziej na Ukrainie problem dobrej, efektywnej pracy sądów jest warunkiem powodzenia wszelkich
na problem samorządności lokalnej. Od tego czasu utrzymywaliśmy stały kontakt, wspierając inicjatywy mające obniżyć poziom negatywnych emocji gromadzących się pod wpływem różnych faktów medialnych. Oleksandr występował jako uczestnik i organizował konferencje naukowe z udziałem strony polskiej, umożliwiając prezentowanie różnych punktów widzenia. Jednak w swych wypowiedziach podkreślał: to ma zbliżać, nie dzielić. Bardzo martwił się różnymi prowokacjami czy też bezrefleksyjnymi działaniami niektórych osób kierowanych emocjami, patriotyczną nadgorliwością, a może czyjąś inspiracją, których skutkiem było ochłodzenie stosunków między naszymi krajami. Wsparł akcję złożenia kwiatów przez przedstawicieli Korpusu Narodowego Azov pod pomnikiem Ofiar Wołynia 11 lipca tego roku. Mieliśmy wiele wspólnych planów dla działań łączących nasze narody. Pan Bóg wziął Cię do siebie, ale tu, na ziemi, są jeszcze ludzie, którzy będą kontynuować Twoje Dzieło. K
Józef Mackiewicz dowodził we wszystkich swoich publikacjach, że TYLKO PRAWDA JEST CIEKAWA. Jego książki nie tylko były objęte cenzurą w PRL, ale jako niewygodne dla najróżniejszych ideologii mających sterować umysłem człowieka, nie były i nie są powszechnie znane w świecie.
dumie i umiłowaniu wolności. Tak już jest, że tylko człowiek żyjący w prawdzie jest człowiekiem wolnym. Nie musi choćby pamiętać, co nakłamał, by trzymać się swojej wersji zdarzeń. Czyżby nie było łatwiej prowadzić biznes, gdyby kontrahent mówił prawdę? Czy trzeba kłamać choćby w tak prostej sprawie, jak termin zapłaty za fakturę? Nie lepiej powiedzieć prawdę: „najwcześniej za miesiąc, bo wtedy napłyną pieniądze”? Nie lepiej powiedzieć wprost, że czegoś nie jesteśmy w stanie sami zrobić i potrzebujemy pomocy np. podwykonawcy? Czy dziecko, odpowiadając na pytanie rodziców: „Jak tam w szkole?” – ma nie mówić prawdy, tylko standardowo – „dobrze”, bo tego oczekują rodzice? A może powinno wyjawić, z czym ma problem, bo pomoc rodziców czy korepetytora wystarczy, aby skończyły się kłopoty z matematyka, fizyką czy chemią do końca życia. Są to przedmioty, których nie można się nauczyć na pamięć, trzeba je zrozumieć. Braki zawsze wychodzą, nawet po czasie. Dziennikarze zdają się sami wprowadzać autocenzurę. Piszą to i tak, jak oczekują od nich wydawcy. Małpują innych, nie sprawdzają faktów. Wyznają zasadę nieistnienia prawdy, na zasadzie „każdy ma własną prawdę”. Mylą fakty (prawdę) z ich interpretacją, oceną. Niestety od lat pokutuje pogląd o rodowodzie komunistycznym, że jeśli fakty przeczą prawdzie, to tym gorzej dla faktów. Rozpleniła się ta zasada na cały świat, niewoląc człowieka. Wybierając polityków, nic o nich nie wiemy, a ich programy okazują się fikcją. Na szczęście coraz więcej narodów rozumie, że są oszukiwane. Chcą powrotu do prawdy. TYLKO ONA JEST CIEKAWA – jak głosił, zmarły w 1985 r., Józef Mackiewicz. K
Tylko prawda Jadwiga Chmielowska
L
itwini zaczynają przekładać na swój język poszczególne dzieła. Jako pierwsza została przetłumaczona przez Leonardasa Vilkasa, jeszcze w latach 90. XX w., powieść „Droga donikąd”. W latach 1980. całe niepokorne pokolenie uczyło się na Mackiewiczu, jak dochodzić prawdy. To, że Mackiewicz ma absolutną rację, widzimy w otaczającym świecie. Obserwujemy też, jak inżynierowie dusz i umysłów ludzkich próbują przez zmiany w semantyce wprowadzać zamęt. Nie wystarczy nazwać czarne – białym, aby kolor się zmienił. Właściwości czerni (pochłanianie fal światła) i bieli (odbijanie fal światła) pozostają niezmienione. Obecnie w wielu środowiskach forsowana jest postprawda. Jest to sytuacja, która przesiąkła do kultury politycznej wielu środowisk politykierskich. W postprawdzie fakty są mniej ważne w kształtowaniu opinii publicznej niż odwoływanie się do emocji i osobistych przekonań. Oczekuje się od manipulowanego środowiska, że będzie podejmowało decyzje najważniejsze dla swego życia w oparciu o fake newsy. Często zdarza się, że rozmówcy nie komunikują się, a jedynie
artykułują słowa, które druga osoba, ich zdaniem, chce usłyszeć. W czasach nadchodzącego zamętu inny Polak – światowej sławy filozof Alfred Tarski – zdefiniował prawdę jako cechę zdań tworzących zbiór zdań prawdziwych. Np. zdanie „Pada deszcz” – jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy pada deszcz. Przeciwieństwem prawdy są: nieprawda, postprawda, niedorzeczność, bzdura, kłamstwo, fałsz. Kolejność wymieniania nie jest przypadkowa. Kłamstwo i fałsz są najbardziej wrogie prawdzie. Postprawda jest najbardziej niebezpieczna – ze względu na trudność jej wykrycia przez zmanipulowanego (gra na emocjach) człowieka. Warto przypomnieć słowa Norwida z wiersza „Moja piosenka”: Do tych, co mają tak za tak – nie za nie, Bez światło-cienia... Tęskno mi, Panie... Czyż nie jest to wyraz pragnienia prawdy w życiu społecznym? Takim krajem była niegdyś Polska. Niestety wpływ kultury zaborców i ich pseudowartości wprowadził zamęt w pojęciach i znaczeniu słów w języku polskim. Służalstwo rosyjskie opisane w utworach Gogola było obce naszej
Autor jest dyrektorem Instytutu im. r. Rybarskiego
k -
a -
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
4
KURIER·ŚL ĄSKI 1
W listopadzie 2015 roku, pomimo pozostawania przez 8 lat w opozycji, PiS przejął kontrolę nad sektorem paliwowo-energetycznym bez gotowego planu naprawczego. W deklaracjach przedwyborczych twierdzono, że program restrukturyzacji jest dopracowany i od razu będzie wdrażany. Dlatego nie chciano brać pod uwagę rozwiązań programu obywatelskiego, który był przeciwieństwem „reformy górnictwa” w wydaniu PiS. Dopiero na przełomie lat 2018/2019 będzie wiadomo, który program wytrzymał próbę czasu. Jeśli nasz, to wątpliwa będzie to satysfakcja, gdyż wtedy będzie już za późno na ratowanie najbardziej strategicznego sektora kapitałami polskimi.
2 Nie dotrzymano obietnic przedwyborczych wypowiedzianych publicznie przez najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości w styczniu 2015 roku w Rudzie Śląskiej przed jedną z kopalń przeznaczonych do zamknięcia. Obietnica brzmiała: „Jeśli tylko uda się zwyciężyć w wyborach i uda się Prawu i Sprawiedliwości dojść do władzy, to środki przeznaczone przez koalicję PO-PSL w kwocie 2,5 mld zł na likwidację kopalń będą przeznaczone na inwestycje, na rozwój, dla przyszłości, i będziecie mieli pracę. (….) Będą przeprowadzone audyty zewnętrzne, (…), zostaną wyeliminowane patologie”. PiS faktycznie zwyciężyło w wyborach i doszło do władzy, by w konsekwencji nie 2,5, ale 8 mld zł przeznaczyć nie na inwestycje, a na likwidację najlepszych kopalń, zostawiając przy życiu najgorsze i likwidując tysiące miejsc pracy. Audyty wykonano z trzymiesięcznym opóźnieniem, przez ludzi, którzy działali na rzecz poprzedniej ekipy i byli przez to sędziami w własnej sprawie. Patologie pod okiem tak dobranych audytorów nabrały niespotykanego dotąd rozmiaru.
3 Nie dopracowano ostatecznie bilansu i miksu energetycznego do roku 2030 lub przynajmniej 2025, co skutkuje brakiem jednoznacznej wizji zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Po dwóch latach rządów nowej ekipy w tym zakresie panuje chaos. Nikt nie wie, ile GW mocy będzie niezbędne w poszczególnych latach oraz jakimi nośnikami energetycznymi i w jakich ilościach te moce będą zasilane. Nikt nie wie, co będzie przyszłością polskiego sektora – tradycyjna energetyka zawodowa, opalana węglem wydobytym metodą tradycyjną, czy energetyka rozproszona, napędzana syngazem uzyskanym w procesie podziemnego zgazowania węgla? Nie wiadomo, jakimi instrumentami wspierana będzie energetyka w okresie przejściowym – rynkiem mocy czy kontraktami różnicowymi? Nieznana jest przyszła struktura kapitałowa sektora paliwowo-energetycznego, od której zależy, czy Polska będzie wielka, czy nie będzie jej wcale. Politycy nam prawie codziennie powtarzają, że nie ma powodów do obaw, wszystko jest i pozostanie w najlepszym porządku, a sektor będzie na wskroś innowacyjny i nowoczesny. Wiadomo, że sektor będzie nowoczesny i innowacyjny, bo musi. Szkoda tylko, że nie wiadomo, w czyich rękach się znajdzie. A Prawo i Sprawiedliwość takiej deklaracji publicznej złożyć nie zamierza.
4 Nie wykonano rzetelnego i terminowego audytu przejmowanego majątku spółek węglowych po 8 latach rządów koalicji PO-PSL (brak protokołu zdawczo-odbiorczego), co uniemożliwiło wychwycenie braków i rozliczenie poprzedników z „uszczuplenia” majątku, głównie z węgla oraz z maszyn i urządzeń. Dlatego ME zorientowało się dopiero po roku, że brak jest nadwyżki około 20 mln t węgla. Takie są skutki braku protokołów zdawczo-odbiorczych na dzień przejęcia majątku przez nowych zarządzających. Węgiel znikł, winnych brak. „W ministerstwie zorientowaliśmy się, że nie ma nadwyżki węgla na rynku, na przełomie lat 2016/2017, kiedy Agencja Rezerw Materiałowych uruchomiła skup węgla na zapasy
strategiczne” – powiedział Krzysztof Tchórzewski na łamach wnp.pl. Za takie zaniechanie i zaniedbanie powinien zostać co najmniej zdymisjonowany.
został prawidłowo wyceniony, zapisany i zarejestrowany w podstawowym sprawozdaniu finansowym, jakim jest bilans, to pomimo poniesionych wie-
biznes wieku XX byłby kosztem SP, związanym z długotrwałą likwidacją i rekultywacją terenu po byłych elektrowniach i elektrociepłowniach.
14 Z tych względów w 2014 roku wycofano koncesję dla firmy australijskiej
W Polsce, która posiada potężne zasoby węgla, nie ma i już nie będzie bardziej innowacyjnego PROJEKTU wytwarzania olbrzymich zysków w przyszłości (nawet w okresie setek lat), niż ten, jaki powstał dla sektora paliwowo-energetycznego, chemicznego i branż pochodnych, oparty na podziemnym zgazowaniu węgla skonsolidowanym z energetyką rozproszoną. To nasz największy narodowy potencjał rozwojowy. Przekazanie tego biznesu wartego biliony złotych obcym byłoby ZDRADĄ STANU – najcięższą z możliwych! Haniebny proces jest już tymczasem na etapie ostatecznego domykania. Najbliższe kwartały będą rozstrzygające. Oto fakty, które to potwierdzają:
Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica Krzysztof Tytko
Zamiast tego tydzień po zamknięciu najbardziej perspektywicznej kopalni w Polsce, jaką była i nadal jest KWK „Krupiński”, spotkało go wielkie wyróżnienie na gali liderów świata energii i produkcji, bo uhonorowano go tytułem „Człowieka Roku” za budowę silnego Ministerstwa Energii oraz konstruktywny dialog z stroną społeczną. Stronę tę od ponad dwóch dekad reprezentuje tylko kilku, ciągle tych samych liderów związkowych, o których względy zabiegają inwestorzy chcący prywatyzować zamykane kopalnie.
5 Nie dokapitalizowano do wymaganej wielkości spółek PGG i KHW (kapitał własny w pasywach był znacznie niższy od wymaganych standardów), by nie miały zdolności kredytowej i by przez to ograniczyć tym spółkom możliwość odtworzenia frontu wydobywczego, który gwarantowałby im rentowność. Właściwa struktura kapitałowa znacząco utrudniałaby przejęcia kopalń przez spółki energetyczne i ulokowane w nich prywatne kapitały. Zmniejszyłaby również rolę wierzycieli w kapitałach własnych, którzy w ostateczności będą „zmuszeni” zamienić wierzytelności na akcje, tym bardziej, że PGG sp. z o.o. planuje w roku 2018 przekształcić się w spółkę akcyjną!
6 Nie dokonano wyceny w poszczególnych kopalniach złóż węgla i metanu zalegających do głębokości 1200 m, biorąc pod uwagę 2 metody: wycenę wg wydobywania węgla metodą tradycyjną oraz wg wydobywania zawartej w węglu energii poprzez technologię zgazowania podziemnego. Po wykonaniu rozpoznania otworami głębokimi wycena powinna być skorygowana. Na skutek tego najcenniejszemu majątkowi spółek surowcowych, jakim jest złoże, w aktywach bilansu spółek węglowych przypisano wartość zero. Aktywo to, nie wzięte w ogóle pod uwagę, jest o wiele ważniejsze od aktywów w postaci gruntów i budowli oraz maszyn i urządzeń, które dominują w obecnych bilansach kopalń. Spółka bez aktywa, jakim jest węgiel, jest nic niewarta, bo bez niego nie może kontynuować działalności gospodarczej i generować przychodów. Pominięcie tego zapisu księgowego w bilansie spółek miało i ma nadal podwójne, bardzo istotne znaczenie, którego już prawdopodobnie nie można naprawić w myśl zapisów KSH, z którego wynika, że właściciel 75% kapitału musi wyrazić zgodę na podwyższenie kapitałów własnych.
7 Umożliwiło to straszenie środowiska górniczego upadłością spółek i utratą 50 000 miejsc pracy z powodu braku kapitałów własnych, które wcześniej zabiegami księgowymi zostały zmniejszone, a ich resztki skonsumowane w wyniku wieloletniego pokrywania nimi strat. Gdyby aport SP w postaci wniesionych do KW i KHW złóż
lomiliardowych strat, spółki te nadal dysponowałyby wystarczającymi kapitałami własnymi pozwalającymi na prowadzenie nieprzerwanej działalności gospodarczej.
8 Taki stan rzeczy skutkował rzekomą pilnością nowelizacji ustawy górniczej, która przygotowywana była i uchwalana w pośpiechu w styczniu 2015 roku bez uzasadnienia ekonomicz-
11 Aby zrealizować to wrogie przejęcie, nie wymieniono pełnomocnika ds. restrukturyzacji górnictwa z poprzedniego rozdania, jakim był Wojciech Kowalczyk. Ponadto sprowadzono do KHW nowego prezesa w osobie Tomasza Cudnego z spółki Tauron Wydobycie, w której rządzą już akcjonariusze mniejszościowi (może niemieccy?), a nie skarb państwa, który ma obecnie tylko około 30% akcji, prawdopodobnie
Wiadomo, że sektor będzie nowoczesny i innowacyjny, bo musi. Szkoda tylko, że nie wiadomo, w czyich rękach się znajdzie. A Prawo i Sprawiedliwość takiej deklaracji publicznej złożyć nie zamierza. nego i konsultacji społecznej. Polegała na „bezzwłocznym i koniecznym” przekształceniu Kompanii Węglowej w PGG, co faktycznie nastąpiło dopiero w kwietniu 2016 roku, czyli po 15 miesiącach od podjęcia uchwały, z fatalnymi skutkami, które w całej rozciągłości objawią się dopiero w przyszłym roku.
9 Brak wyceny złóż i ujęcia ich wartości w aktywach bilansu umożliwił, przy bardzo niskim dokapitalizowaniu w stosunku do wielkości spółki PGG, istotne zwiększenie udziału kapitału własnego spółek energetycznych, które zainwestowały własne środki w PGG w formie udziałów. W przypadku zamiany wierzytelności na akcje, PGG bez wyceny złóż zostanie „połknięta” przez kapitały zagranicznych kredytodawców i akcjonariuszy mniejszościowych PGE, Energa i Enea.
10 Te finezyjne zabiegi księgowe doprowadzą do tego, że skarb państwa może utracić kontrolę w najlepszych kopalniach z upadającej PGG, jeśli zostaną one wchłonięte przez spółki energetyczne. Kopalnie te przed „restrukturyzacją” znajdowały się w strukturach KW i KHW, w których skarb państwa miał 100% udziałów. Tak więc za podwójną gardą i w ukryciu przed opinią publiczną, w sposób skrajnie cyniczny, kapitałami obcymi prywatyzuje się sektor decydujący o być albo nie być polskiej gospodarki mogącej budować zamożność Polaków. Jeszcze gorszym rozwiązaniem byłaby sytuacja, w której spółki energetyczne (PGE, ENERGA, ENEA, TAURON) sprzedałyby ME, w zamian za umorzenie akcji skarbu państwa w tych spółkach, zużyte moralnie i technicznie aktywa generujące obecnie prąd i ciepło. Spółki energetyczne miałyby wtedy czyste pole do wytwarzania prądu w kogeneracji z ciepłem w energetyce rozproszonej napędzanej syngazem uzyskanym z podziemnego zgazowania złóż, które też byłyby już pod ich kontrolą. Tym sposobem błękitny, niebotyczny biznes XXI wieku znalazłby się w rękach kapitału zagranicznego, a schyłkowy
zastawionych pod inne transakcje, co w przypadku ich niepowodzenia groziłoby całkowitym przejęciem akcji. Po „zwinięciu” KHW i połączeniu go z PGG T. Cudny został mianowany („wygrał” konkurs) na prezesa i dzisiaj rządzi w Spółce Restrukturyzacji Kopalń, w której znajdują się kopalnie o największych i najcenniejszych zasobach węgla, przeznaczone do sprzedaży. Nowy zarząd KHW, powołany w czerwcu 2016 roku, zasilił również Bronisław Gaj, przechodząc z marszu do KHW jako wiceprezes ds. produkcji ze stanowiska dyrektora technicznego w PG „Silesia” – spółki z kapitałem niemieckim.
12 Nie rozpoczęto w polskich zagłębiach węglowych wierceń na głębokość poniżej 6000 m. Świadomie nie udokumentowano przez to wielkości złóż zalegających w piętrze od 1200 do około 6000 m. Ich rozpoznanie kilkudziesięciokrotnie zwiększyłoby naszą bazę zasobową węgla nadającego się do efektywnego i ekologicznego zgazowania.
13 Nie wykonano studium wykonalności dla podziemnego zgazowania węgla, zgodnie z zaleceniami dla Ministra Energii zapisanymi w znowelizowanej w grudniu 2015 roku ustawie o funkcjonowaniu górnictwa na lata 2007– 2015, uprzednio zatwierdzonej przez prezesa RM z PiS we wrześniu 2007 roku. Ustawa ta obowiązywała bez zmian w ciągu 8 lat rządów PO-PSL. Politycy tych dwóch zwalczających się opcji politycznych nie zgadzają się w niczym, oprócz pełnej zgody w „reformowaniu” sektora paliwowo-energetycznego. Czy nie jest to zastanawiające? Nie rozpoczęto na skalę przemysłową wdrażania technologii podziemnego zgazowania węgla w formie instalacji pilotażowej na skalę przemysłową, zlokalizowanej w najkorzystniejszych warunkach w Polsce, by społeczeństwo nie dowiedziało się o korzyściach i wielkości polskiego potencjału rozwoju. Zastosowanie tych technologii ma być wzięte pod uwagę dopiero po upadku spółek górniczych, czyli w latach 2019-2020.
„LINC ENERGY”, która miała w Zagłębiu Lubelskim dokonać pierwszej próby zgazowywania węgla pod ziemią. Polscy najważniejsi politycy przy każdej okazji mówią o nowoczesnym, innowacyjnym górnictwie, które nie wiadomo z jakich powodów ma zacząć działać dopiero od roku 2018, a nie mówią społeczeństwu, na czym ta innowacyjność i nowoczesność ma polegać? I dlaczego czyste technologie węglowe, decydujące o dekarbonizacji, nie mogły być wdrażane od momentu przejęcia władzy, czyli już od 2016 roku, o co tak usilnie zabiegaliśmy!
15 Nie skorzystano z prawa udzielenia odpowiedzi notyfikacyjnej w języku polskim, by ukryć przed społecznością górniczą i opinią publiczną skandaliczne skutki „programu naprawczego”, który de facto był i jest programem likwidacyjnym.
16 Aby maksymalnie przyśpieszyć likwidację polskiego górnictwa dotyczącego węgla energetycznego, którego wydobyciem głównie zajmuje się obecna PGG, wysłano tysiące górników na urlopy górnicze pomimo chronicznego braku frontu wydobywczego, niezbędnego do generowania przychodów i zysków w przyszłości, zamiast ograniczenia zatrudnienia zbędnej administracji, która generuje tylko koszty powiększające straty spółki. Zlikwidowano w JSW SA najbardziej perspektywiczną pod względem zysków kopalnię „Krupiński”, a pozostawiono kopalnie generujące straty, jak np. KWK „Śląsk”, „Wujek” i inne, które nie mają już szans na rentowność. Powiększanie kosztów i likwidacja przychodów to główny cel restrukturyzacyjny okresu transformacji, realizowany świadomie, planowo i w pełnym zakresie!
17 Nie przetłumaczono decyzji KE dotyczącej notyfikacji z dnia 18 listopada 2016 roku, która udzielona została tylko w języku angielskim za aprobatą ME, w której są złowrogo brzmiące zapisy w punkcie 3. Objective and Scope of the Notification: To assist the closure by 31 December 2018 of the coal mining companies remaining in operations in the Polich coal sector. W zapisie tym nie wspomina się o zamykaniu tylko nierentownych kopalń, co może oznaczać, że po to połączono wszystkie kopalnie z KW i KHW w jedną strukturę organizacyjną, jaką jest niewydolna spółka PGG, by po propagandowym sukcesie roku 2017 wygenerować w 2018 roku straty i za jednym zamachem postawić w stan likwidacji wszystkie wchodzące w jej skład zakłady górnicze. Nie zdziwiłbym się również, gdyby w 2018 roku w JSW SA wystąpiły nadzwyczajne okoliczności, które spowodują, że nagle spółka z wysoko rentownej generować będzie straty i spotka ją ten sam los co PGG. Tymi okolicznościami najprawdopodobniej
będą: drastyczny spadek wydobycia, spadek cen nie będących relacją popytu i podaży oraz dalsze, wysokie odpisy aktualizujące dotyczące szybu Bzie i całej podziemnej, drążonej infrastruktury udostępniającej celem dotarcia do węgla, którego z powodu wystąpienia nagłych, „nie dających się przewidzieć” złych warunków geologicznych/górniczych nie będzie się opłacało wydobywać!
18 Pomimo deklaracji, nawet nie podjęto starań o zablokowanie importu z Rosji, który paradoksalnie będzie musiał być zwiększony tegorocznej zimy, bo PGG nie zdoła wydobyć nawet tego, co sobie zaplanowała.
19 Dokonano olbrzymich (około 3 mld zł) odpisów aktualizujących, zamykając rok 2015 (ostatni rok rządów PO-PSL) stratą ponad 4,5 mld zł, nie stawiając nikomu zarzutów o niegospodarność za nietrafione decyzje inwestycyjne w poprzednim okresie. Uczyniono to tylko dla celów propagandowych, aby pokazać społeczeństwu, jak dzięki „nowatorskiemu” zarządzaniu „dobra zmiana” poprawiła wyniki w branży, pomimo że są one tylko i wyłącznie efektem wzrostu cen. Nie zrobiono nic w zakresie poprawy płynności głównych procesów technologicznych związanych z wydobyciem węgla i procesów pomocniczych, które procesy podstawowe stabilizują.
20 Nie wszczęto w prokuraturach postępowań wyjaśniających, mimo złożenia wielu zawiadomień przez audytorów i pełnomocnika akcjonariusza mniejszościowego JSW SA i mimo bezsprzecznych faktów świadczących o rażącej niegospodarności zarządzających.
21 Nowy zarząd KHW (Prezesi T. Cudny i B. Gaj), powołany w czerwcu 2016 roku (8 miesięcy po objęciu władzy przez PiS), zobowiązał się publicznie na Komisji Parlamentarnej ds. Energii do skierowania zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na dużą skalę przez poprzedni zarząd, kierowany przez Zygmunta Łukaszczyka i Artura Trzeciakowskiego. Do dnia dzisiejszego tego nie uczynił. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane! Reforma górnictwa w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości prowadzona jest w sposób krańcowo skandaliczny, wręcz kryminalny, i ma dokończyć niszczycielskiego dzieła rozpoczętego już w 1989 roku przez rząd Unii Demokratycznej, kontynuowanego przez kolejne rządy UW, PSL, AWS, SLD, PiS, PO-PSL, by w setną rocznicę odzyskania i „świętowania” niepodległości, przypadającą w okresie sprawowania władzy pod rządami PiS, położyć nieodwołalnie na obydwie łopatki strategiczną branżę i świadomie doprowadzić do oddania narodu polskiego pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji. Jeśli to nastąpi, skazując na pokolenia zdecydowaną większość Polaków na narodowość II kategorii bez zorganizowanego już państwa, to głównym sprawcą polskiej tragedii narodowej nie będą Krzysztof Tchórzewski i Grzegorz Tobiszowski, ludzie prawdopodobnie wynajęci przez lobbystów reprezentujących wrogi kapitał, którzy jako wytrawni gracze „wzorcowo” grają swoje niechlubne role w epilogu dramatu pod tytułem „Polska transformacja”. Winnym będzie Pan Prezes Jarosław Kaczyński, który poprzez kadrowe propozycje dla Pani Premier do tej najważniejszej w gospodarce roli celowo ich desygnował, zawierzył, a nie kontrolował. Potęga Prawa i Sprawiedliwości, co jest bardzo niepokojące a nawet zatrważające, nie buduje się na możliwościach wykorzystywania silnych stron polskiej gospodarki, której PiS prawie nie zauważa, a na słabościach i patologiach gospodarczych poprzedników i na dalszym zadłużaniu państwa pomimo okresowych, propagandowych nadwyżek budżetowych. Wielka, nie do powetowania będzie to szkoda, bo PiS skutecznie reformuje państwo w tak wielu innych istotnych obszarach jego funkcjonowania, dzięki czemu w sondażach prawie bezkrytycznej, bo pełnej zaufania opinii publicznej ciągle umacnia swoją pozycję wśród polskiego społeczeństwa. K
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
5
KURIER·ŚL ĄSKI Do przyjrzenia się tytułowej komitywie górala z profesorem zachęciły mnie dwa wydarzenia. Pierwsze to wybór na nowego członka Trybunału Konstytucyjnego, prof. Justyna Piskorskiego, prawnika, w którym lewoskrętne środowiska z najwyższym niesmakiem rozpoznały osobnika skrajnie konserwatywnego/niewyemancypowanego i ultrakatolickiego. W sejmie szczególne oburzenie lewackich sił postępu budzą poglądy tego zaprzysiężonego już (18.09.2017) przez prezydenta RP członka Trybunału, który twierdzi, że przemoc w rodzinie jest pojęciem fałszywym i nie jest problemem, o ile jest to rodzina biologiczna, bo, jak wyjaśnia, to ojczymowie są wyraźnie okrutniejsi w sposobie zadawania śmierci niż ojcowie. Autor przytacza stosowne statystyki. Nadto, według prof. Piskorskiego, in vitro powoduje, że ojciec jako taki został zmarginalizowany i jest nikim. Drugim pretekstem do dzisiejszej refleksji jest fakt, że radni Zakopanego nie chcą programu przeciwdziałania przemocy w rodzinie (PAP, 09.06.2015). Program ten przypomina zrealizowany już w Szwecji projekt walki z przemocą w rodzinie i przyniósł tam – jak to zarysuję dalej – katastrofalne skutki. Socjalistyczne państwo szwedzkie dąży do stworzenia wszechwładnego państwa-niańki, podporządkowania sobie możliwie jak największych obszarów życia społecznego. Niestety, towarzyszy temu niszczenie fundamentalnego poczucia zaufania członków rodziny i uzależnia ludzi od państwa właśnie. Niejako naturalną konsekwencją jest niszczenie wszelkich niezależnych od siebie ośrodków władzy i autorytetów, zgodnie z przykazaniem: „Nie będziesz miał innego socjalu przede mną”. Takim obiektem destrukcji stała się w Szwecji rodzina. Obserwacje potwierdzają, że komunistom nie udało się zniszczyć rodziny, ale Szwedom już tak (Ł. Adamski, Komuna w pigułce, „wSieci”, maj 2017). Czyżby zatem zakopiańscy górale okazali się mądrzejsi nie tylko od Szwedów, ale i od większości postępowych/ wyemancypowanych polskich profesorów pedagogiki? Nie ma dziś – przypomnijmy – bardziej modnej, wziętej problematyki/programu badawczego,
aniżeli przeciwdziałanie przemocy w rodzinie. Do dobrego tonu należy – piszę o tym nie po raz pierwszy – pokazywanie współczesnej rodziny jako miejsca opresji i cierpień. Stąd do rangi symbolu/obciachu urósł tekst profesora Zbigniewa Stawrowskiego, filozofa polityki z UKSW, o klapsie jako obowiązku rodziców. Sensem rodzicielstwa – dowodzi prof. Stawrowski – jest wspieranie dziecka na jego drodze dorastania ku odpowiedzialnej wolności. Symbolem takich właśnie rodzicielskich działań jest przysłowiowy klaps, który nie jest żadnym biciem, nie jest nawet czymś szkodliwym, lecz – przeciwnie – jest czynem o wysokiej wartości wychowawczej i dlatego zasługuje wręcz na pochwałę (...) Czymże bowiem jest odciągnięcie dziecka od kontaktu, do którego wpycha swój palec? („Rzeczpospolita”, 15. 09. 2016). Znamienne, że przywoła-
i jest niezgodna z konstytucją. Samorząd zakopiański nad uchwaleniem programu przeciwdziałania przemocy w rodzinie debatował już dziewięciokrotnie, a ostatnio 16 z 21 radnych było przeciw uchwale. Przemoc – argumentowano – jest wszędzie, a mówienie, że
instrumenty. Przy naszym ośrodku pomocy społecznej są już instytucje wspierające i my nie odrzucamy tego problemu. Każdy pokrzywdzony może zwrócić się do policji lub do ośrodka pomocy rodzinie, gdzie uzyska odpowiednią pomoc. Każdemu pomagamy,
REFLEKSJE NIEWYEMANCYPOWANEGO PEDAGOGA
Herbert Kopiec
takie prawo – stwierdziła Ruby Harrold-Claesson, prezes Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka – zniszczyło już szwedzkie rodziny. Teraz próbuje je skopiować Polska (Szwedzki model katastrofy, „Gość Niedzielny”, maj 2010). Narzuca się oczywiste pytanie: Czy Polska musi popełnić szwedzkie błędy? Profilaktycznie i ostrzegawczo przywołajmy garść przykładów absurdalnego i antyrodzinnego prawa. Prawo, o którym mowa, wprowadzono w Szwecji od 1979 roku. Spowodowało to uznanie zwykłych rodziców za przestępców. Dziecko może się pozbyć opresyjnych i brutalnych rodziców, gdyż obowiązuje całkowity zakaz wymierzania kar cielesnych dzieciom. Grozi za to od roku do 10 lat więzienia. To prawo sprawiło, że rodzice obawiają się swoich dzieci.
Co łączy zakopiańskiego górala z niewyemancypowanym profesorem? ne stanowisko wzbudziło m.in. pośród politycznie poprawnych uczestników IX Zjazdu Pedagogicznego w Białymstoku wielkie negatywne emocje. Zebrano wówczas podpisy potępiające politycznie niepoprawnego profesora. Póki co, w Polsce rodzic nie może już wymierzyć dziecku klapsa nawet symbolicznego, bo to przemoc. Ale jednocześnie policja, zatrzymując dziecko lub nastolatka podejrzanego o popełnienie wykroczenia, może zastosować siłę fizyczną. Nawet może założyć dziecku kaftan bezpieczeństwa.
Przeciw mnożeniu niepotrzebnych bytów Zakopane to jedyna gmina w Polsce, która nie uruchomiła tego wymaganego na mocy ustawy programu. Radni twierdzą, że ustawa szkodzi rodzinie
O
kazja czyni złodzieja, ale złapanie go, by odebrać mu łupy i rozdać je biednym bez wymierzenia mu kary, to bezprawie wynikające prawdopodobnie z oczekiwania, że przyszła władza też tak potraktuje poprzedników. Chyba że jedyną karą ma być utrata zaufania społecznego, a nie kara kodeksowa. PiS mówi o ponad 200 mld zł pieniędzy rozkradzionych przez tysiące firm, a złapanego winnego nie ma ani jednego. PO-PSL nie mogły pozostawić dla PiS lepszej spuścizny, którą tak łatwo doprowadzić do porządku, by bez większego wysiłku zyskiwać systematyczny wzrost poparcia społecznego. Potęga Prawa i Sprawiedliwości, co jest niepokojące, a nawet zatrważające, nie jest budowana na możliwościach wykorzystywania silnych stron polskiej gospodarki, której PiS prawie nie zauważa, a na słabościach i patologiach gospodarczych poprzedników i na dalszym zadłużaniu państwa, pomimo okresowych, propagandowych nadwyżek budżetowych. Empatia, choć to bardzo pozytywna cecha charakteru, szczególnie tak deficytowa i zbawienna w naszej rzeczywistości, związana jest wyłącznie z sprawiedliwymi decyzjami rządu dotyczącymi wydawania środków publicznych na szlachetne cele, co nie wymaga jednak pracy organicznej, w przeciwieństwie do zarabiania.
Władza wyżywi się sama i świetnie jej to wychodzi, szczególnie gdy ma możliwości kupowania sobie dużego elektoratu w imię dobrej sprawy. Istotą gospodarki i priorytetem dla rządu PiS powinno być zarabianie, bo ono głównie odbudowuje kapitał, zamożność i godność Polaków, a nie – co prawda pożyteczne i celowe – rozdawanie środków uzyskanych z zablokowania złodziejstwa. Zarabianie jest fundamentalnym obowiązkiem państwa i psią powinnością rządzących. Główną miarą oceny władzy w obszarze zarabiania powinna być jego silna i mierzalna determinacja do przeciwstawienia się wrogiemu i potężnemu międzynarodowemu status quo, które krępuje i uniemożliwia nam
rodzina jest siedliskiem przemocy, jest nieodpowiedzialne. Stąd powoływanie kolejnych komórek zajmujących się zwalczaniem przemocy domowej nie jest uzasadnione. I trudno nie przyznać im racji. Z danych policyjnych wynika bowiem, że przemoc w rodzinie ma w większości przypadków podłoże alkoholowe i w tym leży główny problem, który należy rozwiązać. Nie można przecież – słusznie zauważają radni – zmuszać Rady do podjęcia uchwały ws. programu, gdyż każdy z radnych kieruje się własnym rozsądkiem i sumieniem. Burmistrz Zakopanego twierdzi, że władze gminy są oczywiście przeciwne jakiejkolwiek przemocy, dlatego stosowne agendy są w stanie pomóc (a przynajmniej się starają) każdemu, kogo dotyka przemoc. Istnieją do tego odpowiednie
o ile zgłasza się z takim problemem – podkreślają radni z Zakopanego (PAP, 09.06.2015).
Rzeczywisty problem leży jednak gdzie indziej… Gdzie? Ano w tym, że przemoc jest tak zdefiniowana, iż praktycznie wszystkie działania, jakie rodzic podejmuje w stosunku do dziecka, można określić jako przemoc (także w sensie prawnym), w tym np. zabieranie dziecka późną porą do domu wbrew jego woli lub odmówienie mu pieniędzy na papierosy. Boimy się – stwierdził Burmistrz Zakopanego – żeby rodzice nie stali się (także w świetle obowiązującego prawa) zakładnikami własnych dzieci. Chodzi nam o dobro rodziny. Właśnie
Ale zanim to się stało, przez całe lata w mediach lansowany był pogląd, że właściwe wychowanie dzieci mogą zagwarantować tylko specjalnie wyedukowani do tego eksperci. Zakwestionowana została w ten sposób wychowawcza rola rodziny. Kara grozi za takie przestępstwa, jak: m.in.: klaps w pupę, pociągnięcie za ucho czy podniesienie głosu. Rodzic nie może już nakazać swojemu dziecku, aby za karę poszło do swojego pokoju, gdyż jest to zaklasyfikowane jako upokarzanie i złamanie prawa. Dzieci już w przedszkolu informowane są o swoich prawach. Są edukowane, że rodzice nie mają prawa ich uderzyć, niezależnie od tego, co dziecko zrobi. Stąd bywa, że już małe, sześcioletnie dzieci mówią nauczycielom: „Ja mogę cię uderzyć, ale ty nie masz prawa mi nic zrobić”. Dzieci
Wrażliwość rządu PiS na krzywdę ludzką, wyrażona w hojnych wydatkach budżetowych w imię sprawiedliwości społecznej, to bardzo ważna, konieczna i jak najbardziej słuszna sprawa, tym bardziej, że finansowana jest ze środków rozkradanych wcześniej przez „biznesmenów” wspierających dziś zakotwiczone w szeregach KOD-u elity PO-PSL, Nowoczesnej i dawnej rządowej administracji, którzy taką bezkarną okazję im zorganizowali.
Zaufanie
– trudno zdobyć, łatwo stracić Krzysztof Tytko wykorzystanie naszego olbrzymiego narodowego potencjału rozwoju, mając na celu jego przejęcie kosztem Polaków. Jak zerwać z klientelizmem i wszechobecną poprawnością polityczną jako głównymi przywarami, które wykrwawiają nasz kraj? Tej odpowiedzi udzielić mogą tylko obywatele, bo poza nimi władza nikogo się nie boi. W tym jednak obszarze, wymagającym przede wszystkim silnej woli służenia narodowi, strategicznego, długofalowego myślenia oraz porządkowania spraw wg hierarchii ważności i biznesowej zapobiegliwości, trzeba ze smutkiem, a nawet zgrozą stwierdzić, że obecny rząd nie ma się czym pochwalić, a wręcz należy go ganić, póki nie będzie za późno. „Kontrola jest najwyższą formą zaufania”, „Pańskie oko konia tuczy”, „Jeśli chcesz żyć w demokracji, to stale patrz władzy na ręce”. Czerpmy garściami z tych mądrości w obronie naszych interesów. Władza wyżywi się sama i świetnie jej to wychodzi, szczególnie gdy ma możliwości kupowania sobie dużego elektoratu w imię dobrej sprawy, szczególnie gdy te możliwości są silnie wzmocnione bezkarną manipulacją i propagandą sukcesu, tak by prawda nigdy nie wyszła na jaw. Najlepszym powodem tak surowej oceny obecnego rządu jest sposób reformowania sektora paliwowo-energetycznego oraz skupiania swojej głównej aktywności i poświęcania swojego cennego czasu na wyjazdy zagraniczne kluczowych polityków, których celem
wydaje się wręcz nawoływanie inwestorów zagranicznych do inwestowania w Polsce, ograniczając nam w ten sposób możliwość bogacenia się. Strategia ta prowadzi wprawdzie do cywilizacyjnego skoku w postaci nowoczesnej infrastruktury, głównie komunikacyjnej, z której przede wszystkim korzystać będą obcy (Narodowy Port Lotniczy, drogi), ale prawie nie zauważa się przy tym, że jest skutecznym
Niezamknięcie KWK „Krupiński” i zainwestowanie w nią około 1 mld zł wygenerowałyby nie do podważenia zyski na poziomie 10 mld zł. parawanem ukrywającym dalszą postępującą kolonizację naszego kraju, bo zmierza do przejęcia przez obce kapitały naszych środków produkcji, jakimi są nieruchomości, fabryki i zasoby naturalne. Do rozruszania narodowego potencjału rozwoju nie brakuje polskich kapitałów, które przez ostatnie dwa lata częściowo zostały już alokowane w obszary nie tworzące najwyższych wartości dodanych, np. w odkupienie 30% aktywów Banku PKO SA za około 10 mld zł, odkupienie aktywów energetycznych od EDF za około 5 mld zł, odkupienie elektrowni
Ostrołęka za ponad 1 mld zł, zainwestowanie prawie 1 mld zł w budowę bloku energetycznego w elektrowni Jaworzno, w którą inwestuje się pieniądze podatnika, a jej właścicielem jest „Tauron” SA, spółka, nad którą Skarb Państwa utracił kontrolę. Tymczasem niezamknięcie KWK „Krupiński” i zainwestowanie w nią około 1 mld zł wygenerowałyby nie do podważenia zyski na poziomie 10 mld zł. To tylko jeden z bardzo wielu namacalnych przykładów, jakie potencjały bogactwa związane z możliwością wykorzystania dopracowanych już na skalę przemysłową innowacyjnych technologii, tkwią w sektorze. Druga część kapitału polskiego, w ilości ponad 100 mld zł, jest zamrożona w Otwartych Funduszach Emerytalnych, które zamiast zasilać kapitałowo wątpliwe zagraniczne spółki giełdowe, powinny być zainwestowane w pewny biznes, jakim jest nowy, na wskroś nowoczesny sektor paliwowo-energetyczny oparty na podziemnym zgazowaniu węgla i energetyce rozproszonej. Taka alokacja środków finansowych należących do polskich emerytów miałaby najwyższą z możliwych stóp zwrotu z zainwestowanych kapitałów. Bezcenny biznes jednak krok po kroku, za zasłoną coraz bardziej intensywnej propagandy sukcesu, przy bierności skorumpowanej opozycji i mediów głównego nurtu, oddaje się – trudno zauważalnie dla statystycznego wyborcy – kapitałom obcym.
są instruowane, że mają obowiązek zgłosić na policję każde tego rodzaju przewinienie. Państwo zachęca więc do donosicielstwa na własnych rodziców i czyni to w przebiegły, a przez to bardziej skuteczny sposób, niż robili to komuniści. Są więc w Szwecji dzieci, które dzwonią na policję, żeby donieść na swoich rodziców z zupełnie błahych powodów. Głośna była sprawa nastoletniej dziewczynki, która postanowiła zemścić się na ojczymie za to, że oddał kocięta do uśpienia. Oskarżyła go o pobicie i molestowanie seksualne, co skończyło się skazaniem go na dwa lata więzienia i 83 tys. odszkodowania. Matce, która nie uwierzyła w opowieści córeczki, odebrano prawa rodzicielskie, dziewczynka trafiła zaś do rodziny zastępczej. A kiedy po trzech miesiącach załamana dziewczyna zdecydowała się przyznać, że kłamała, prokurator nie dał jej wiary i ojczym musiał odsiedzieć wyrok. W sytuacji konfliktu między rodzicem a dzieckiem niemal zawsze wymiar sprawiedliwości przyjmuje punkt widzenia osoby nieletniej. Kończąc – zauważmy, że może być tak, iż naród buduje się przez wieki, a psuje w czasie jednej (?) generacji. W Polsce, gdzie ponad 90 procent społeczeństwa deklaruje wiarę w wartości chrześcijańskie, niszczy się (pod chytrym pretekstem walki z przemocą) tradycyjną rodzinę. Zwalcza krzyż i wiarę jako „fundamentalizm katolicki”, a łamanie zasad moralnych, zabijanie słabych, realizowanie brutalnego egoizmu, brak rzetelnej krytyki, pogardę dla rozumu nazywa się wolnością i budowaniem społeczeństwa nierepresyjnego, czyli wolnego. W tak zarysowanym kontekście załamania się ładu moralnego, gdyby mnie ktoś zapytał: co łączy zakopiańskiego górala z niewyemancypowanym profesorem? – z radością, z ręką na sercu i czystym sumieniem odpowiadam: łączy ich podobny, jakże dziś potrzebny Polsce, respekt i szacunek dla ROZUMU. Wielce Szanowni niewyemancypowani Profesorowie i Wy, zacni radni z Zakopanego – cóż mam Wam jeszcze powiedzieć: Jest nadzieja – tak trzymać! Chapeau bas! K
Ważny czynnik produkcji, jaką jest praca, w takim scenariuszu będzie tylko pracą nakładczą, nie odbudowującą polskich kapitałów i polskiej własności, co jest sprzeczne z głównymi deklaracjami Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, której miliony Polaków bezgranicznie zawierzyło, bo gwarancją dla niej był Jarosław Kaczyński. Cel uświęcił środki. Czy tylko w taki sposób będzie można wygrywać następne wybory? Zaufanie i wiarygodność zdobywa się długo, mozolną, wytrwałą pracą, jak to miało miejsce i, mam nadzieję, ciągle ma w przypadku Jarosława Kaczyńskiego. Traci się je jednak momentalnie i bezpowrotnie, jak to było w przypadku Lecha Wałęsy. Tym momentem niebawem będzie ten, w którym polskie społeczeństwo uzmysłowi sobie, co na pokolenia bezpowrotnie utraciło w wyniku ukartowanego w najdrobniejszych szczegółach i prawdopodobnie uzgodnionego z naszymi władzami zamachu na polską suwerenność gospodarczą, aby pozbawić skarb państwa kontroli nad polskim sektorem paliwowo-energetycznym. Rota przysięgi obejmuje nie tylko przedstawicieli władzy, którzy formalnie ją sprawują. Powinna również dotyczyć liderów partii, którzy pełnią władzę w sposób nieformalny i brzmieć: „Obejmując urząd Lidera Partii Rządzącej, uroczyście przysięgam, że dochowam wier-
„Obejmując urząd Lidera Partii Rządzącej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej”. ności postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej, a dobro Ojczyzny i pomyślność obywateli będą dla mnie najwyższym nakazem”. Tak mi dopomóż Bóg! Jeszcze nie jest za późno i wszystko można naprawić bez uszczerbku dla reputacji PiS-u i jego prezesa, a z wielkim pożytkiem dla Polaków. Wystarczy tylko wola i odwaga w dążeniu do naprawienia i ukarania zła, które panoszyło się w elitach PO–PSL, ale również panoszy się obecnie pod skrzydłami Orła Białego, będącego symbolem Prawa i Sprawiedliwości. Tak Nam dopomóż Bóg! K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
6
T
ematyka Sejmu Wielkiego doczekała się imponującej liczby tytułów obrazujących wydarzenia lat 1788–1792. A jednak prof. Henryk Kocój wciąż wyszukuje jakieś luki, które stara się zapełnić, publikując kolejne swoje prace źródłowe. Ostatnio na rynku księgarskim ukazała się obszerna praca pt. Dyplomaci sascy wobec Sejmu Wielkiego, nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego (2016). Wprawdzie wcześniej znajdującą się w archiwum w Dreźnie (Sächsisches Hauptstaatsarchiv Dresden) korespondencję Augusta Franciszka Essena (ponad 60 tomów) eksplorowali Józef Ignacy Kraszewski (1812–1887), autor dzieła Polska w czasie trzech rozbiorów, i Bronisław Dembiński (1858–1939), to jednak ten ostatni w minimalnym stopniu wykorzystał materiał drezdeński w swojej pracy pt. Polska na przełomie. Nieprzypadkowo więc Władysław Konopczyński (1880–1952) w biogramie A.F. Essena (1720–1792) w Polskim słowniku biograficznym zaznaczył, iż zbiór ten nie został przebadany w zadawalającym stopniu. Tak więc książka H. Kocója pogłębia znajomość tematu ocen polityki saskiej i polskiej, perspektyw unii polsko-saskiej oraz wzbogaca wizerunek ostatniego króla Polski Stanisława Augusta. Szczególnie istotne dla oceny polityki Saksonii wobec Rzeczpospolitej w dobie Sejmu Czteroletniego jest przeprowadzenie przez Autora kwerendy wykraczającej poza relacje A.F. Essena z Warszawy i zbadanie stosunków Drezna z Berlinem, Wiedniem i Petersburgiem. Główną wartością dzieła jest opracowanie i udostępnienie nieznanych zasobów archiwalnych. H. Kocój rozważa również polskie szanse na przeprowadzenie reform i pomoc mocarstw europejskich oraz ocalenie niepodległości i integralności terytorialnej. W przedstawionych notach, memoriałach i relacjach poselskich zwraca uwagę na toczącą się dyskusję o międzynarodowym położeniu Rzeczpospolitej i zagadnienie sukcesji tronu. Mniej miejsca poświęca charakterystyce i kompetencjom (z wyjątkiem A.F. Essena) samego korpusu służb zagranicznych Saksonii, natomiast dużo więcej – prowadzonej przez obce dwory intrydze i grze dyplomatycznej. Wyjątkowe miejsce wśród grona saskich dyplomatów należy się A.F. Essenowi, o którym ks. Walerian Kalinka, historyk i założyciel Polskiej Prowincji Zmartwychwstańców napisał: „Gorąco do swego Pana przywiązany, nie mógł nigdy przebaczyć Polakom, że jego potomstwo po śmierci ojca opuścili; powziął odtąd nienawiść do Stanisława Augusta i do wszystkich ludzi nowego rządu; w tem uczuciu się zestarzał, jemu w każdym swym raporcie dawał pole [...] Przez lat blisko trzydzieści, dzień po dniu, depesza po depeszy, zaprawiał on swym kwasem gryzącym wszystkie doniesienia i przyczynił się niemało do wytworzenia w Dreźnie tej nieprzyjaznej atmosfery, którą Elektor w sprawach polskich czuł się otoczony. Rzadki to przykład cudzoziemca, który przez lat tak wiele zamieszkując w kraju, był mu do końca nieprzyjazny”. J.I. Kraszewski po lekturze korespondencji A.F. Essena doszedł do następujących konkluzji, cytując saskiego dyplomatę: „Wszystko, co zaszło od zjazdu w Kaniowie, jest tajemnicą nieprawości, które z czasem się odkryje. Jest to spisek czarnych brudów stworzony kosztem Rzeczpospolitej przez króla, który zdaje się na ten raz zapominać, co winien narodowi i sobie, że do tego spisku weszli G. Potemkin, F.K. Branicki i inni panowie polscy imion poważniejszych, dziwi to tem mniej, że w Rzeczpospolitej polskiej, jak i w innych, nie zbywa na Katylinach”. Nie można było jednak A.F. Essenowi odmówić znajomości kraju i dobrego zmysłu obserwacyjnego. Jak pisał J.I. Kraszewski, miał wielkie wpływy i rozległe stosunki. Potwierdzają taką opinię jego wcześniejsze raporty, m.in. dotyczące obradującego od 2 X do 13 XI 1786 r. sejmu tzw. dogrumowskiego. Przebiegał on pod znakiem ostrych napięć i walki politycznej, zainspirowanej przez opozycję. W kampanii wyborczej wzięła udział m.in. księżna Izabela Czartoryska, która zaprezentowała się szlachcie w stroju sarmackim, „rozprawiając jedynie o cnocie, ojczyźnie i trudach, których nie szczędzi, aby wychować swe dzieci na przyszłych restauratorów” Rzeczpospolitej. W izbie poselskiej tłoczyli się arbitrzy. K.N. Sapieha pojawił się nawet w towarzystwie nadwornej
KURIER·ŚL ĄSKI milicji. Tłumy szlachty wypełniały ulice. Wypite wino i towarzystwo kobiet dodawały animuszu posłom. Atmosfera debat jesienią 1786 r. była jakby zapowiedzią nadchodzącej epoki Sejmu Wielkiego, równocześnie przypominała anarchię sejmową z czasów Augusta III. Trafnie scharakteryzował panujące nastroje rezydent saski A.F. Essen: „Rozłączono się z obustronną goryczą. Opozycja ma gotowy program i uformowała się jawnie we frakcję, jakiej w Polsce nie było od czasu pacyfikacji 1772 r. Ten sejm stanie się zawiązkiem wielkiego fermentu i epoką, od której może datować będzie, w miarę jak w Petersburgu przystąpi się do planów przeciw Porcie, rosnąca i wzmagająca się indigestya w polityce polskiej”. H. Kocój zwrócił specjalną uwagę na memoriał A.F. Essena wysłany do ministra Stetterheima 30 IV 1788 r., w którym charakteryzował on stosunki polsko–rosyjskie oraz niechlubną rolę sejmów po pierwszym rozbiorze. W jego mniemaniu od czasów sejmu 1786 r. liczyły się w Polsce dwie władze, tj. władza cesarzowej Rosji i jej ambasadora oraz władza księcia G. Potemkina, wykonywana przez hetmana wielkiego koronnego F.K. Branickiego. Zwracał także uwagę, iż od roku 1786 następował stały spadek wpływów rosyjskich. Ponadto saski dyplomata stwierdzał, iż zarówno król, jak i Rzeczpospolita są całkowicie podporządkowani i uzależnieni od woli trzech dworów, a ich rola ogranicza się do tego tylko, by
Fryderyk August III (1750–1827), elektor saski
Maria Amalia Augusta Walburga Symforoza Wittelsbach (1724–1780), księżniczka bawarska z dynastii Wittelsbachów, księżna elektorowa
W dobie dyskusji nad koniecznością reform ustrojowych III RP warto przyjrzeć się problemom, z jakimi musieli się borykać zwolennicy naprawy Rzeczpospolitej minionej już epoki stanisławowskiej.
Między saską racją stanu a zmową obcych dworów Zdzisław Janeczek
wykonywać polecenia tych mocarstw. Petersburg szerzy korupcję, wypłacając hojnie pensje królowi i senatorom. Bardzo krytycznie oceniał wyjazd Stanisława Augusta do Kaniowa na spotkanie z Katarzyną II, gdzie król zaznał jedynie upokorzenia ze strony rosyjskich despotów, ponosząc równocześnie olbrzymie koszta i zaciągając długi. Natomiast nie powiodły się królewskie plany odnowienia przyjaźni z imperatorową, która nie podjęła ważnego dla monarchy tematu sukcesji polskiego tronu. W tych okolicznościach A.F. Essen nie wykluczał możliwości nowego rozbioru Polski. W kolejnych memoriałach i depeszach wybranych przez H. Kocója dominują trzy podstawowe problemy: 1. Wzajemne relacje i nastroje panujące wewnątrz Rzeczpospolitej Obojga Narodów, 2. System, charakter i zasady polityczne panującego, 3. Stosunki z sąsiednimi po tencjami. Dużo uwagi poświęcano relacjom rosyjsko-tureckim, rosyjsko-szwedzkim i rosnącej roli Berlina. Poseł saski coraz częściej wskazywał na zaostrzające się stosunki między Petersburgiem a Berlinem, który popierał dążenia Gustawa III i prowadził szkodliwą działalność w Polsce, przyczyniając się do wzrostu nastrojów antyrosyjskich. Przewidywał, że Saksonia może znaleźć się w obozie antyrosyjskim. W nocie z 9 VIII 1788 r. A.F. Essen pisał, iż wojna Szwecji i Turcji z Rosją jest oceniana przez Polaków jako wydarzenie zbawienne i pożądane, które może przynieść im wolność. Z kolei w depeszy z 1 X 1788 r. wskazywał na wzrost popularności Fryderyka Wilhelma II w Polsce i znamienną rolę, jaką zaczyna odgrywać w Warszawie pruski poseł August Friedrich Ferdinand Goltz. Wiązało się to z grą dyplomatyczną, jaką prowadziły Prusy. Saski minister spraw zagranicznych Saksonii dogłębnie analizował i komentował wszystko, co dotyczyło wyżej wymienionych kwestii, m.in. odpowiedź, jakiej udzieliła Katarzyna II królowi Prus na jego propozycję wycofania wojsk rosyjskich z Polski. Poseł saski bardzo wysoko oceniał działalność Girolamo Lucchesiniego w Warszawie. Był przekonany, iż gdyby ten opuścił granice Rzeczpospolitej, byłaby to niepowetowana strata dla
Hohenzollernów. Polacy według jego mniemania byli zauroczeni Fryderykiem Wilhelmem II, będąc pewni, iż cechuje go wysokie morale i uczciwość w przeciwieństwie do Katarzyny II i cesarza Austrii. Takich złudzeń zdaniem H. Kocója nie miał minister spraw zagranicznych Saksonii H.G. Stutterheim. Wnikliwie oceniał on pruską politykę wobec Polski, powołując się na opinie rządu francuskiego i posła rosyjskiego w Paryżu – Iwana Matwijewicza Simolina. Z tych anonsów miało wynikać, iż Polacy zamienili sobie tylko jarzmo rosyjskie na pruskie, które nie będzie lżejsze, i że Polskę czekają wielkie nieszczęścia wtedy, gdy dwory cesarskie zakończą wojnę z Turcją, która obecnie absorbuje ich wszystkie siły. H.G. Stutterheima bardzo interesował układ sił w sejmie i dlatego starał się otrzymać informacje, czy stronni-
Maria Augusta Nepomucena Antonia Franciszka Ksaweria Alojzia Wettin (1782–1863), księżniczka saska, infantka polska
ctwo saskie zamierza przeznaczyć koronę dla elektora i czy jest tak silne, by zrealizować swoje zamierzenia. Z instrukcji, do których dotarł H. Kocój, wynikało, iż elektor nie zamierzał angażować się ani pośrednio, ani bezpośrednio w debaty sejmowe, jak również wchodzić w spór i intrygi, które mogłyby z tego wyniknąć. Essen nie powinien prowadzić żadnych wiążących rozmów na tematy polskie z obcymi posłami rezydującymi w Warszawie. Równocześnie jednak elektor chciał poznać nazwiska przywódców Stronnictwa Patriotycznego, którym przewodził marszałek litewski Ignacy Potocki, oraz czy są oni zdolni do przeprowadzenia w kraju niezbędnych reform. W korespondencji z 27 III 1790 r., omawiającej ratyfikację traktatu
polsko-pruskiego, znalazły się oceny tego wydarzenia. Minister spraw zagranicznych Saksonii, ustosunkowując się do relacji Essena, wyraził pogląd, iż Prusy nie poprzestaną na zwykłym zawarciu przymierza, ale wystawią Rzeczpospolitej należny rachunek. Już w depeszy z 5 VI A.F. Essen donosił swoim mocodawcom, że w Polsce obwinia się ministra spraw zagranicznych Ewalda Friedricha von Hertzberga o niecne zamiary poszerzenia pruskiej monarchii kosztem polskich prowincji, a zwłaszcza Wielkopolski, a także ewentualny nabytek w postaci Galicji sprawi, że zostanie wyznaczona wysoka cena tej zamiany przez rząd berliński. Obserwując polską scenę polityczną, saski minister spraw zagranicznych jasno sprecyzował stanowisko elektora w sprawie przyjęcia polskiego tronu. Najistotniejsza była akceptacja trzech mocarstw sąsiednich oraz zapowiedź, że polska konstytucja ustabilizuje losy Rzeczpospolitej i elektor nie będzie zobowiązany do jej obrony ani też zmuszony brać udział w wojnie. Z depesz Essena zaś wynikało, iż najczęstsze kontakty utrzymywał on z marszałkiem sejmowym Stanisławem Małachowskim, biskupem kujawskim Józefem Rybińskim i marszałkiem litewskim Ignacym Potockim, który, jak donosił, cieszył się powszechnym uznaniem, a będąc ministrem bardzo wykształconym, był także zasłużonym mężem stanu. Mimo to nie radził elektorowi „wsiadać w kruche czółno Rzeczpospolitej”, tj. przyjmować polskiego tronu, ponieważ nie można skutecznie wykorzenić w Polsce wpływów Rosji i Austrii. Poseł saski dostrzegał także, że w Polsce następowało stopniowo głębokie rozczarowanie co do zasad polityki Berlina. Polacy bowiem, podejrzewając dwór pruski o niezadowolenie, iż nie udało mu się uzyskać Gdańska, doszli do wniosku, że Prusy przestały się interesować Rzeczpospolitą i podejmują działania dla niej niekorzystne. W tej sytuacji domniemywał, iż jest wątpliwe, by Rosja zgodziła się na utworzenie w Rzeczpospolitej stabilnego rządu z władcą oświeconym i godnym szacunku, skoro Polska będzie zdana tylko na własne siły. Dyplomata ten zwracał również uwagę, że Anglia, zdając sobie sprawę, iż Polacy nie chcą spełnić jej żądań i zgodzić się na oddanie Prusom Gdańska, zamierza wznowić swe dawne związki z Rosją i nie angażować się
Stanisław August Poniatowski (1732–1798), król polski
w sprawy Rzeczpospolitej. A.F. Essen przestrzegał elektora, że Polacy chcą go wciągnąć w rozwiązywanie swoich spraw, nie licząc się z tym, że może to być niebezpieczne dla Saksonii. Cenne są przytoczone i omówione przez H. Kocója relacje G.A.W. Helbiga na temat uchwalonej 3 maja 1791 r. Konstytucji 3 maja, a w szczególności ocena postawy Katarzyny II wobec nowej ustawy rządowej. Z kolei poseł saski w Wiedniu J.H.A. Schönfeld w swoich notach wiele miejsca poświęcił relacjom prusko-austriackim oraz przebiegowi wojny rosyjsko-tureckiej. Wiele nowego materiału wnoszą depesze F.A. Zinendorfa z Berlina, a zwłaszcza te z marca i kwietnia 1790 r., gdyż rzucają nowe światło na kulisy negocjacji związanych z aliansem polsko-pruskim. Kierując się saską racją stanu, F.A. Zinzendorf był zdania, że polityka
Fryderyka Wilhelma II wobec Polski była nienaganna, a oddanie Prusom Gdańska i Torunia (dla podtrzymania sojuszu) nie byłoby aż tak niekorzystne dla Rzeczpospolitej, gdyż w razie wojny – bez zbrojnego wsparcia – mogłaby się ona stać łupem obcego mocarstwa. Niestety A.F. Essen widział przyszłość Polski w czarnych barwach, czego odzwierciedleniem była depesza z 20 XI 1790 r. W jego odczuciu jej niepodległość była poważnie zagrożona, gdyż Rzeczpospolita znalazła się w całkowitej izolacji, a ministrowie państw obcych uważali, iż całkiem nierealne i pozbawione rozsądku było oczekiwanie, by Elektor mógł przyjąć polską koronę. Tenże dyplomata saski w depeszy z 9 IV 1791 r. donosił, iż do Polski napływają informacje, że ze strony Rosji został uknuty projekt rozbioru i że ona opóźnia, jak tylko może, utworzenie nowego
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
7
KURIER·ŚL ĄSKI
Katarzyna II (1729–1796), cesarzowa Rosji
rządu oraz dąży do tego, by w trakcie zawarcia przyszłego pokoju Rzeczpospolita pozostawała nadal w stanie anarchii. Swój wywód A.F. Essen zakończył konkluzją, że naród polski znajduje się w sytuacji bardzo krytycznej, nie mogąc liczyć na przyjaźń i poparcie żadnego państwa, a będąc faktycznie zagrożonym przez wszystkich. Po bezowocnych pertraktacjach Rzeczpospolitej z Fryderykiem Augustem III w sprawie przyjęcia przez niego polskiego tronu sejm polecił 3 XI 1791 r. Adamowi Kazimierzowi Czartoryskiemu wyjazd do Drezna, gdzie razem z przedstawicielem polskim Janem Nepomucenem Małachowskim miał udzielić elektorowi saskiemu wyjaśnień dotyczących praw kardynalnych i przy-
Augusta w świetle badań H. Kocója jawi się jako poważny błąd polityczny Stronnictwa Patriotycznego. Jak wiadomo, elektor saski zwlekał z udzieleniem odpowiedzi na polską propozycję do chwili ogłoszenia deklaracji J. Bułhakowa i wybuchu wojny polsko-rosyjskiej 1792 r. Do tego czasu zajmował wygodne dla siebie stanowisko polegające na postawie neutralności. Elektor, nie akceptując oferty, przezornie jej nie odrzucał, łudząc polityków polskich nadzieją na zmianę sytuacji. Prowadząc negocjacje z Warszawą celem uściślenia pewnych postanowień Konstytucji, równocześnie zapewniał Katarzynę II, że bez jej zgody korony polskiej nie przyjmie. Cytowana przez autora korespon-
łatwo może skłonić Rzeczpospolitą do wspólnego wystąpienia przeciw Prusom. Niestety, Maria Teresa odrzuciła propozycję Augusta III. W grudniu 1740 r. wojska Fryderyka II przez Wielkopolskę uderzyły na Śląsk. Ostatecznie był on stracony zarówno dla dworu wiedeńskiego, jak i warszawsko-drezdeńskiego, by w przyszłości stać się kuźnią pruskich zbrojeń. Sytuację próbował ratować wszechwładny minister Henryk Brühl, który z pomocą Rosji i Austrii zamierzał upokorzyć Fryderyka II i zmusić go do oddania Śląska. Na przeszkodzie stanęły zmiany personalne na dworze w Petersburgu. Wpływy polsko-saskie w Rosji ustąpiły miejsca pruskim. Dla zabezpieczenia się Fryderyk Wielki ofiarował rosyjskiemu feldmarszałkowi Burkhardowi
Jan Nepomucen Małachowski (1764–1822), starosta opoczyński, poseł sandomierski na Sejm Wielki, poseł w Dreźnie
Stanisław Małachowski (1736–1809), poseł na sejmy, marszałek Trybunału Koronnego i marszałek Sejmu Wielkiego
Ewald Friedrich Hertzberg (1725– 1795), minister spraw zagranicznych Prus
spieszyć jego decyzję. 23 XI wyjechał A.K. Czartoryski z Józefem Mostowskim, posłem inflanckim, zaopatrzony serdecznym listem Stanisława Augusta, który polecał elektorowi królewskiego kuzyna jako jednego z twórców Konstytucji 3 maja. Łatwa i na pozór rokująca najlepsze nadzieje powodzenia misja ta w zupełności się nie udała. „Osobiste walory księcia, jego delikatność i roztropność, a nawet pomoc agenta Leopolda II M. Landrianiego”, nie mogły zwalczyć największej przeszkody, jaką było milczenie Rosji, a od decyzji Katarzyny II elektor saski uzależniał przyjęcie polskiej korony. Pierwsza polska ustawa zasadnicza, jaką była Konstytucja 3 maja, od dnia uchwalenia budziła namiętne spory współczesnych, przyciągała uwagę obcych dworów i dyplomatów. Różnice zdań wywoływał m.in. VII artykuł pt. Król, władza wykonawcza, który postanawiał, iż „Dynastia przyszłych królów polskich zacznie się na osobie Fryderyka Augusta, […] elektora saskiego, którego sukcesorom de lumbis z płci męskiej tron polski przeznaczony. […] Gdyby zaś dzisiejszy elektor saski nie miał potomstwa płci męskiej, tedy mąż przez elektora za zgodą stanów zgromadzonych córce jego dobrany zaczynać ma linię następstwa płci męskiej do tronu polskiego”. Ostatecznie więc wobec braku męskiego sukcesora prawa do tronu nabywała elektorówna Maria Augusta Nepomucena nosząca tytuł infantki polskiej. Wprowadzenie zasady tronu dziedzicznego i desygnowanie Fryderyka Augusta III na następcę Stanisława
dencja dyplomatyczna między Warszawą a Dreznem oraz między Petersburgiem, Wiedniem i Berlinem dotyczyła spraw, które nie tylko dla Polski miały doniosłe znaczenie. Problem polega na tym, iż wynik rokowań polsko-saskich był ściśle uzależniony od aktualnego układu sił w Europie, od postaw dyplomatów dworów ościennych oraz polityki Paryża i Londynu. Trudno wyjaśnić fiasko negocjacji drezdeńskich prowadzonych przez Jana Nepomucena Małachowskiego, Stanisława Kostkę Potockiego, Józefa Mostowskiego, Antoniego Dzieduszyckiego, Scipione Piattolego i księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, nie odwołując się czasami do faktów i problemów dotyczących historii panowania Augusta III. Przyczyny długo skrywanej niechęci Fryderyka Wilhelma II do Konstytucji 3 maja i desygnacji Fryderyka Augusta III na tron polski wyjaśniają m.in. nieskomentowane przez autora wypowiedzi dyplomatów pruskich dotyczące Śląska. Tymczasem, jak wiemy, już w dobie saskiej pojawiły się projekty odebrania tej prowincji, która połączyłaby Polskę z Saksonią. Nieprzypadkowo Fryderyk Wilhelm I na wiadomość o elekcji Augusta III powiedział: „To jest najgorsza sprawa, jaka się nam przytrafiła od 30 lat”. Nie mylił się; w dobie wzrostu zagrożenia pruskiego August III zwrócił się do Marii Teresy z propozycją oddania części Śląska z Żaganiem i Głogowem w celu połączenia Saksonii z Polską. Poseł saski w Wiedniu, hrabia Heinrich Bunau, podkreślał, iż w razie przyjęcia warunków król polski
Christophowi von Münnichowi piękne hrabstwo Wartenberg (Syców) na Śląsku. Poza tym zastraszył on Rosjan wizją monarchii dziedzicznej i wzrostem potęgi Rzeczpospolitej, która zrzuciłaby haniebne wpływy Petersburga i odebrała wówczas Kijów z całą Rusią Zadnieprzańską. Mimo wielu sukcesów strony pruskiej, można postawić pytanie: Jak wyglądałaby mapa Europy Środkowo-Wschodniej, gdyby plany polsko-saskie zostały urzeczywistnione, tzn., gdyby powiększono armię, zawarto przymierze z Austrią i Rosją, a Śląsk
Fryderyk Wilhelm II (1744–1797), król Prus
odebrano i podzielono? W takim przypadku należałoby wątpić, czy doszłoby do pierwszego rozbioru w 1772 r. O tym wszystkim zdaje się, że nie zapomniano ani w Petersburgu, a tym bardziej w Berlinie. Od 3 maja 1791 r. politycy pruscy żyli pod wrażeniem
unii polsko-saskiej i tronu dziedzicznego w Polsce. Swoje credo w tej sprawie wyraził Fryderyk Wilhelm II w liście do J. Bischofswerdera z 13 III 1792 r. Przykład wątku śląskiego, z pozoru mało istotnego, wskazuje jednak na jeden z mankamentów książki H. Kocója, polegający na częstym braku kontekstów międzynarodowych lub komentarzy autora wyjaśniających pewne zaszłości historyczne. Dotyczy to również dziejów tradycji panowania saskiego w polskiej opinii doby Sejmu Wielkiego. Więcej uwagi należało m.in. poświęcić także innym koncepcjom sukcesyjnym oraz kandydatom wywodzącym się spoza domu Wettynów. Nie wszyscy byli zwolennikami Fryderyka Augusta III. Warto zauważyć, iż marszałek litewski Ignacy Potocki, przywódca Stronnictwa Patriotycznego, współautor przymierza polsko-pruskiego i Konstytucji 3 maja, który w wielu opiniach uchodził za stronnika domu Hohenzollernów, w liście do Eliasza Aloego pisał: „Chciałbym bardzo, żeby nasz pierwszy król […] nazywał się Fryderyk Ludwik”. Mimo tych wątpliwości, na pewno najpopularniejszą kandydaturę do polskiego tronu stanowiła osoba elektora saskiego. Walorem pracy jest analiza reakcji zarówno elekta, jak i mocarstw ościennych na ideę sukcesji saskiej w Polsce, oparta na relacjach źródłowych saskich, francuskich, pruskich i austriackich, z uwzględnieniem głosów prasy europejskiej. Niestety daje się odczuć brak dostępu do źródeł rosyjskich. Z licznych cytowanych przez autora wypowiedzi wynika, iż Fryderyk August III wprawdzie nie był obojętny na uroki korony polskiej, to jednak ze względu na dobro swych poddanych przyjął postawę pasywną, bacznie obserwując poczynania dworów: rosyjskiego, berlińskiego i wiedeńskiego. Aktywność polityczną rządu drezdeńskiego ograniczała ponadto sytuacja wewnętrzna. Wzrost cen żywności, odgłosy rewolucji francuskiej i tlące się na wsi zarzewie buntu chłopskiego nakazywały dużą ostrożność w podejmowaniu decyzji. Nawet saska szlachta
Książę Adam Kazimierz Czartoryski (1734–1823), generał ziem podolskich, komendant Szkoły Rycerskiej, poseł na Sejm Wielki, pełnił misje dyplomatyczne w Dreźnie i Wiedniu
nie ukrywała swej niechęci do ponownego mieszania się Wettynów w sprawy polskie. Podobne stanowisko wyrażali przedstawiciele stanu trzeciego, którzy
Ignacy Potocki (1750–1809), marszałek wielki litewski, na Sejmie Wielkim przywódca Stronnictwa Patriotycznego, współautor Konstytucji 3 maja
stości, jak słusznie zauważył H. Kocój, dwór saski wysłanie Loebena traktował wyłącznie jako akt kurtuazyjny wobec Stanisława Augusta i Rzeczpospolitej. Reasumując wyniki badań, autor doszedł do wniosku, iż Fryderyk August III „udzielił Polsce smutnej lekcji, że wszelkie rachuby na pomoc państwa tak silnie swych decyzjach uzależnionego od wytycznych Austrii, Rosji i Prus musiały skończyć się niepowodzeniem, tym bardziej, że niewielka Saksonia, uważając sprawę Polski za przegraną, nie chciała i nie mogła, bez narażenia własnych swych interesów, skutecznie przeciwdziałać upadkowi. Wszelkie pretensje i oskarżenia pod adresem Drezna za stan, w jakim znalazła się Polska, nie mogły już niczego zmienić w zaborczej polityce Rosji, Austrii i Prus. Polacy jednak nie chcieli się z tą smutną prawdą pogodzić i długo jeszcze spojrzenia ich kierowały się w stronę Drezna i Lipska, skąd mimo tylu zawodów na próżno wyczekiwali pomocy”. Jak dalece liczono jeszcze na Saksonię, świadczyć może fakt, iż 29 V 1792 r. J.N. Małachowski wręczył elektorowi memoriał, w którym wyrażone były nadzieje, że Fryderyk August III nakłoni za pośrednictwem Prus i Austrii Katarzynę II do wycofania wojsk rosyjskich z Polski. Odrzucono również prośbę o udzielenie pożyczki w wysokości 1 miliona talarów, a także odmówiono sprzedaży broni i amunicji. W obawie przed restrykcjami Petersburga ostrożny elektor na wszelki wypadek zabronił opatrywać znakami firmowymi broń produkowaną w saskich manufakturach. Skończyła się epoka gratulacji z okazji desygnacji do tronu polskiego. Teraz z Wiednia, Berlina i Petersburga napływały depesze wyrażające uznanie dla rozsądnej polityki władcy Saksonii. Sprawdziła się ponura przepowiednia posła rosyjskiego J. Bułhakowa: „tylko Polacy mogą być tak łatwowierni i wątpić, że nie ma wspólnoty interesów między dworami cesarskimi w sprawie Polski”. Całość zebranego materiału źródłowego dzieli się na następujące części: • Depesze posła saskiego Augusta Franciszka Essena z Warszawy do Drezna do saskiego ministra spraw zagranicznych Heinricha Gottlieba Stutterheima z Drezna z 1788 r. • Depesze posła saskiego Augusta Franciszka Essena z Warszawy do Drezna do saskiego ministra spraw
zagranicznych Heinricha Gottlieba Stutterheima i depesze Stutterheima do Essena z 1789 r. Także nieliczne depesze Johanna Hilmara Adolfa Schönfelda z Wiednia i Friedricha Augusta Zinzendorfa z Berlina do Stutterheima i jego depesze do tych posłów. • Depesze posła saskiego Augusta Franciszka Essena z Warszawy do saskiego ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna oraz depesze tego ministra przesyłane z Drezna do Warszawy z 1790 r. Rozdział ten zawiera także pewne fragmenty depesz Johanna Hilmara Adolfa Schönfelda. posła saskiego w Wiedniu, z 1790 r., przesyłane do ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna. Ponadto znajdują się tam nieliczne fragmenty depesz Friedricha Augusta Zinzendorfa z Berlina do saskiego ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna. • Depesze posła saskiego Augusta Franciszka Essena z Warszawy do saskiego ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna oraz depesze tego ministra przesyłane z Drezna do Warszawy z 1791 r. • Depesze posła saskiego Georga Adolfa Wilhelma Helbiga z Petersburga z maja, czerwca i lipca 1791 r., przesyłane do saskiego ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna i dwie depesze Lossa z czerwca i lipca 1791 r., przesłane do Helbiga do Petersburga.
RYC. DANIEL CHODOWIECKI (1726–1801)
Leopold II (1747–1792), cesarz rzymski narodu niemieckiego
ponosili większość ciężarów z tytułu wojen prowadzonych przez Augusta II i polityki Augusta III. Opinie poddanych podzielali w większości ministrowie Fryderyka Augusta III, którzy odradzali swojemu władcy sięganie po koronę polską, obawiając się kolejnej wojny z jednym z zaborców. W podobnym przekonaniu utwierdzał elektora rezydent saski w Warszawie Essen, który, kierując się niechęcią do „polskiej rewolucji”, w swych raportach fałszował obraz wydarzeń w Polsce. Zdaniem Essena przeszkodą zawarcia trwałej unii polsko-saskiej były różnice wynikające z odmiennych tradycji i cech narodowych. Dotyczyły one zasad gospodarności, oszczędności i całego systemu sprawowania władzy. Poza tym podobnie jak Saksończycy nie akceptował stałego pobytu elektora w Warszawie, czego wymagało dobro Rzeczpospolitej. W tej sytuacji Fryderyk August III, nie chcąc narazić się na komplikacje międzynarodowe, unikał wiążącej odpowiedzi na decyzje sejmu polskiego. Końcową fazą tej kunktatorskiej polityki było wysłanie z misją do Warszawy hrabiego Ottona Ferdinanda Loebena, o którym pruski dyplomata G. Lucchesini napisał, iż nominacja ta nie wróżyła Polsce nic dobrego, „należał on bowiem do grupy tych ministrów, którzy byli bardzo daleko od popierania interesów Polaków”. Mimo to król, polscy przywódcy i opinia publiczna przypisywali tej misji duże znaczenie. W rzeczywi-
Nowa konstytucja polska 1791 r. • Depesze posła saskiego z Wiednia, Johanna Hilmara Adolfa Schönfelda do saskiego ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna, z 1790 r., i depesze Lossa przesyłane do Schönfelda z Drezna do Wiednia. • Depesze posła saskiego Friedricha Augusta Zinzendorfa z Berlina do saskiego ministra spraw zagranicznych Johanna Adolfa Lossa do Drezna, z marca i kwietnia 1790 r. Praca Henryka Kocója ma układ ściśle chronologiczny. Jest starannie wydana i wyróżnia się interesującą szata graficzną, choć materiał ilustracyjny ogranicza się wyłącznie do fotokopii depesz dyplomatycznych (str. 701–717). Pewnym mankamentem jest brak indeksu osobowego i nazw geograficznych. Żałować można także, iż autor nie pokusił się o wydanie depesz A.F. Essena od 1787 r., tj. od spotkania Stanisława Augusta z Katarzyną II w Kaniowie, gdy król próbował nawiązać współpracę z Rosją, opartą na relacjach bardziej partnerskich. Niedosyt też budzi fragmentaryczne opracowanie depesz Friedricha Augusta Zinzendorfa z „sojuszniczego” Berlina i Johanna Hilmara Adolfa Schönfelda, posła saskiego w Wiedniu. Brakuje również aktualnego stanu badań w literaturze polskiej i niemieckiej, a także jej oceny i krytyki. W prezentowanym dziele powinno się znaleźć miejsce na omówienie poglądów, zaczynając od twórcy tzw. pruskiej szkoły historycznej Johanna Gustava Bernharda Droysena (1808–1884), następnie Leopolda von Rankego vel Runga (1795–1886), Johannesa Ziekurscha (1876–1945), T. Flathego, Haakego i innych historyków niemieckich wypowiadających się na temat unii polsko-saskiej. Kilka przedstawionych powyżej dyskusyjnych uwag w niczym nie zmienia wielkiej wartości książki, która w istotny sposób poszerza naszą wiedzę. W sumie opublikowana korespondencja saskich dyplomatów jest dziełem, z którym od momentu jej wydania liczyć się będzie musiał każdy badacz epoki schyłku dziejów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Książka otwiera bowiem nowe perspektywy, zarówno gdy chodzi o kolejne prace szczegółowe, jak i dalsze próby syntezy. Jest warta polecenia zarówno specjalistom, jak i czytelnikom zainteresowanym historią Polski drugiej połowy XVIII wieku. K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
8
W
kwietniu odbyła się konferencja rektorów uczelni publicznych i niepublicznych poświęcona reformom w finansowaniu szkolnictwa wyższego. Ciekawe, że zarządzający uczelniami tak państwowymi, jak i niepublicznymi dostrzegli pozytywny wpływ konkurencji na wzrost jakości kształcenia. Wiele postulatów zostało uwzględnionych w pracach nad reformą finansowania szkolnictwa wyższego. Reformy proponowane przez ministerstwo prowadzą do większej otwartości rynku pracy na uczelniach i placówkach badawczych. Wzrost konkurencji, uruchomienie lepszych mechanizmów doboru kadr naukowo-dydaktycznych niewątpliwie przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania akademickiego i badań naukowych. Czy jednak w polskich warunkach możemy powtórzyć sukces Doliny Krzemowej? Doprowadzić nie tylko do wzrostu liczby patentów, ale i podnieść ich jakość? Czy potrafimy odnieść sukces na rynku innowacyjnych produktów? Niestety, pomysły zaprezentowane przez ministerstwo nie będą skuteczne, jeśli nie zmieni się system finansowania szkół wyższych i badań naukowych w zakresie nauk stosowanych. Edukacja i badania w obszarze nauk stosowanych powinny być tematem debaty wśród decydentów. System finansowania niezmuszający do konkurencji, a jednocześnie sztywna struktura organizacyjna uczelni państwowych, kadry zarządzające wywodzące się ze środowiska pracowników dydaktyczno-naukowych i wybierane przez tychże pracowników na określony kadencją czas – wszystko to nie wpływa pozytywnie na efektywność. W przypadku konieczności podjęcia niepopularnych dla pracowników decyzji taka struktura wykazuje swoją słabość. Zrozumienie, że edukacja jest usługą i podlega prawom rynku, trudno dociera do świadomości decydentów. Rolą polityków jest taka organizacja tego rynku, jego finansowania, żeby wyzwolić energię, innowacyjność, otwartość na zmiany środowiska akademickiego, w dużej części przyzwyczajonego do etatyzmu i braku konkurencji. Pozytywnych zmian w nauczaniu, dostosowywaniu programów, metod nauczania do wymogów rynku możemy oczekiwać tylko w przypadku szerokiego otworzenia rynku usług edukacyjnych. Należy wziąć pod uwagę trudne położenie finansowe wielu polskich rodzin, jak i to, że wykształcenie warunkuje rozwój kultury państwa, szczególnie dziś, w warunkach otwarcia na Europę i świat. Edukację należałoby pojmować w kategoriach ważnej inwestycji zarówno społecznej, jak gospodarczej i politycznej. Wykształcenie staje się coraz ważniejszą wartością współczesnej cywilizacji informacyjnej oraz społeczeństw opartych na wiedzy. Wydaje się, że to truizm, ale jak widać, nie wszyscy zdają sobie tego sprawę, że mamy coraz mniej czasu, by sprostać wyzwaniom, jakie stawia wzrastająca konkurencyjność
KURIER·ŚL ĄSKI gospodarki globalnej. Reformowanie szkolnictwa wyższego nie przynosi natychmiastowych efektów, tylko długofalowe, co często powoduje brak zainteresowania tym tematem przez naszych działaczy politycznych. W Polsce mamy różne podmioty prowadzące szkoły wyższe. Przeważają jednak uczelnie publiczne. Dysponują one budżetami wielokrotnie wyższymi od środków pozostających w dyspozycji nawet największych uczelni niepublicznych.
Jednym z ważniejszych komponentów po stronie przychodowej każdej uczelni są wpływy za kształcenie. Podczas analizy roli państwa w systemie finansowania szkolnictwa wyższego nasuwają się pytania będące zaczynem do ważnej dyskusji: czy system, w którym pieniądze trafiałyby do uczelni za studentem, jest w polskim modelu prawnym możliwy? Uczelnie same określające czesne wynikające z kosztów kształcenia w danej placówce, jak i poziomu cen utrzymują-
i podejmie naukę, instytucja finansująca będzie przekazywać pieniądze na konto uczelni za każdy miesiąc studiów (lub w formie przelewów semestralnych). Student mógłby także dostać pożyczkę na utrzymanie się podczas studiów. Aby umożliwić dostęp do nauki możliwie największej liczbie osób, można by posłużyć się systemem oceny egzaminów maturalnych; pomoc finansowa zależałaby od wysokości ocen. Można oczywiście zastosować inne
Wielu polityków, przedstawiając pomysły na zwiększenie efektywności funkcjonowania naszej gospodarki, dostrzega korelację między wydolnym systemem kształcenia a wzrostem konkurencyjności Polski. Projekty reform sprowadzają się jednak do pudrowania systemu tworzonego jeszcze za czasów sowieckich.
Edukacja jest usługą Głos w dyskusji na temat finansowania szkolnictwa wyższego Mariusz Patey
Polskie uczelnie na liście szanghajskiej. niestety nie zajmują miejsc nawet w pierwszej setce najlepszych. Próby reform nie przynoszą satysfakcjonujących rezultatów. Wszelkiego rodzaju ręcznie sterowane zmiany napotkają na opór środowisk uniwersyteckich przyzwyczajonych do etatyzmu i bezpieczeństwa miejsc pracy bez względu na osiągane efekty. Nowa formuła finansowania szkolnictwa wyższego powinna zwiększyć presję konkurencyjną na rynku usług edukacyjnych, zrównując podmioty niepubliczne i publiczne w dostępie do środków, dając jednocześnie pełną autonomię w kształtowaniu ich budżetu, organizacji, a także wewnętrznej siatki płac pracowników. Pieniądze podatników wydawane na szkolnictwo wyższe i naukę są inwestycją, która ma być bezpieczna, racjonalnie zarządzana i przynosić korzyści.
cych się na rynku usług edukacyjnych, to standard w świecie anglosaskim, jednak w Polsce mało popularny ze względu na obawy o ograniczenie dostępności kształcenia dla osób z uboższych rodzin. Ma to wyraz w polskiej Konstytucji… Państwo może jednak, promując rozwój rynku edukacji, uruchamiać różne narzędzia pomocowe, na przykład powołać instytucję opłacającą studia osobom do tego uprawnionym, funkcjonującą w formie funduszu pożyczkowego. Instytucja taka finansowałby naukę poprzez udzielanie studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami chcącymi uczestniczyć w takim systemie finansowania. Wysokość pożyczki uzależniona byłaby od predyspozycji i stopnia przygotowania kandydata. Gdy kandydat zakwalifikuje się na wybraną przez niego uczelnię
Wskutek represji stanu wojennego w Polsce ( jestem działaczem Pierwszej Solidarności na Śląsku) mieszkam od 28 lat w Austrii. Los wyznaczył mi miejsce do życia w Linzu w Górnej Austrii, regionie nad wyraz historycznie obciążonym dla nas, Polaków.
Polskie miejsca pamięci w Górnej Austrii
kryteria. Górny limit pożyczki mógł by być warunkowany wynikami egzaminów i innymi mierzalnymi osiągnięciami kandydata. Lista uczelni, których studenci byliby beneficjantami systemu, byłaby przygotowywana przez MNiSW wyłącznie na podstawie jasno określonych kryteriów merytorycznych. Na takiej liście powinny znaleźć się wszystkie szkoły mające uprawnienia uczelni wyższych w Polsce, a chcące uczestniczyć w takim systemie. Wraz ze zwiększającym się budżetem funduszu dostępność do środków by rosła. Studenci korzystający z tego systemu podpisywaliby umowy cywilnoprawne, których celem byłoby skuteczne ściąganie zobowiązań. Negatywnym skutkom emigracji zarobkowej młodych osób efektywnie przeciwdziałałoby przejmowanie przez państwo zobowiązań wobec funduszu,
Tym bardziej, że okolica ma dodatkowo na sumieniu zbrodnię, tzw. „Hasenjagd” („Polowanie na zające”), tj. wyłapanie i wymordowanie narzędziami rolniczymi zbiegłych z obozu Mauthausen jeńców sowieckich. Tylko pojedyncze austriackie rodziny zdobyły się na udzielenie pomocy tym nieszczęśnikom.
jeśli absolwent, podejmując pracę, zobowiązałby się do odprowadzania podatku dochodowego w Polsce przez okres ustalany przez państwo. Dług byłby stopniowo umarzany, w miarę upływu kolejnych lat podatkowych. W innym przypadku absolwent byłby zobowiązany do spłacenia długu wraz z odsetkami. W ten sposób zdrowa zasada, że społeczeństwo, pomagając finansowo w edukacji studenta, czerpie później z tego korzyści w postaci podatków, sama by się promowała. Ministerialni urzędnicy są przygotowani do wyliczania kosztów kształcenia na określonym kierunku studiów, mogliby więc szacować kwoty refundacji. Dotychczasowy system dotacji opiera się na szacowaniu kosztów na określonych kierunkach uczelni państwowych. Uczelnie decydujące się na wyższe czesne musiałyby pozostawać poza systemem. Jeśli chodzi o osoby bezrobotne czy unikające płacenia podatków i spłacania zobowiązań, rozwiązań można poszukać, analizując podobne systemy działające w innych krajach, np. w Norwegii… Co z systemem stypendialnym? Na pewno system, w którym 80% środków przeznaczane jest na bezzwrotne formy wsparcia, a tylko 20% na pożyczki dla studentów, jest społecznie kosztowny i nieefektywny. Stypendiów należałoby udzielać tylko w losowych przypadkach i nie powinny one stanowić dominującego narzędzia wsparcia. Forma bezzwrotnych stypendiów (80% środków) i opłacanych kosztów studiów stacjonarnych dla 40% studiujących nie sprzyja promowaniu odpowiedzialnych postaw wśród tej grupy studentów uczelni publicznych. Utrwala roszczeniowe, bezrefleksyjne zachowania. Wśród osób kształcących się na uczelniach niepublicznych czy też w formule niestacjonarnej wywołuje frustrację i żal do państwa, że toleruje nierówny dostęp do form wsparcia. Utrzymywanie takiego systemu nie sprzyja także równemu traktowaniu podmiotów działających na rynku edukacji. Fundusz pożyczkowy z naszkicowanym wyżej mechanizmem zasilania finansowego co roku zwiększałby swój budżet, wspierając coraz większą grupę studentów. Na pewno w przyszłości pożądane byłoby zwiększenie dostępności do studiów zagranicznych. Konfrontacja z uczelniami zagranicznymi dałaby dodatkowy impuls prorozwojowy uczelniom krajowym. Z kolei, aby uczelnie podjęły na szerszą skalę racjonalne działania marketingowe mające na celu zainteresowanie ofertą edukacyjną kandydatów także spoza Polski, powinny szybko reagować na potrzeby rynku pracy, a w mniejszym stopniu kierować się modami na chwytliwe kierunki, które w rezultacie kształcą przyszłych bezrobotnych. Uczelnie otwarte na problemy studentów, przyjazne studentom – to przyszłość. Taka polityka wraz z systemowymi działaniami na rzecz promocji swoich ofert edukacyjnych, upowszechnianiem informacji, budową marki na pewno przyciągnie chętnych nie tylko z Polski. Ciekawe, że mimo ograniczonych środków, uczelnie niepubliczne
informacyjne centrum audiowizualne. W zamku Hartheim mieszkania prywatne zamieniono na stałą ekspozycję historii nazizmu i zbrodniczej teorii ras, powstało skromne muzeum przy Memoriale w Gusen, a przy betonowym moście „Schleppbahnbrucke” – zbudowanym w niewolniczych warunkach głównie przez Polaków, z których
wykazują sporą aktywność na rynkach zagranicznych. Aby usprawnić funkcjonowanie szkolnictwa wyższego, potrzeba konkurencji. Czy Ministerstwo Nauki i Szkol nictwa Wyższego mogłoby zrezygnować z części swoich kompetencji zarządczych i nadzorczych? Czy jest w stanie zapewnić skuteczną efektywną ewaluację jakości nauczania? Może warto zaangażować także organizacje pracodawców? Ewaluacja jakości kształcenia dokonuje się bowiem w praktyce w miejscach pracy absolwentów. Jakie środki fundusz powinien otrzymywać z budżetu państwa, by system się zbilansował? Nie niższe niż zagwarantowany ustawą określony procent wpływów z budżetu oraz wpływy ze spłacanych pożyczek. Dobrze by było, gdyby fundusz dysponował już na starcie większym budżetem. Przejściowo niektóre uczelnie publiczne mogłyby mieć problemy finansowe wynikłe z odpływu części kandydatów do uczelni niepublicznych. Ważnym postulat to większa autonomia dla uczelni państwowych, niestety nie jest on możliwy do zrealizowania w pełni przez decydentów. Pojawia się w związku z nim szereg obaw: czy zwolnienie uczelni publicznych od wymogu procedur budżetowych obowiązujących w sferze publicznej, danie swobody w dysponowaniu otrzymywanymi środkami zgodnie z ich potrzebami prowadziłoby do nieprawidłowości, czy też pozwoliłoby na ich bardziej racjonalne wydatkowanie? Wydaje się, że zmiany polegające na oddaniu polityki płacowej, inwestycyjnej samym uczelniom prowadziłyby do bardziej efektywnego zarządzania przez nie posiadanymi środkami. Warto podjąć dyskusję, czy uczelnie wyższe, i tak posiadające duży zakres autonomii, nie powinny być oddane fundacjom założonym przez właściwe ministerstwa. Taka formuła umocniłaby niezależność uczelni od bezpośredniego wpływu państwa na funkcjonowanie tego ważnego sektora. Nie oznacza to odebrania państwu prawa do prowadzenia polityki w zakresie edukacji wyższej. Wpływ na treści kształcenia (kierunki zamawiane), jego jakość czy warunki państwo zachowa, narzucając ramy na kształtujący się rynek szkolnictwa wyższego. Poprzez prowadzenie ewaluacji jakości pracy szkół wyższych, miałoby ono wpływ na ten rynek. Źle zarządzane uczelnie publiczne upadałyby lub byłyby przejmowane przez lepiej zarządzane, silniejsze struktury. Wydaje się, że zaprezentowany system finansowania wymusiłby racjonalne zmiany w szkołach wyższych, a bankructwa byłyby marginesem. Szkolnictwo wyższe stałoby się jednym z filarów silnej, opartej na wiedzy gospodarki narodowej. Osobnym tematem o dużej wadze dla gospodarki, a nieobojętnym dla funkcjonowania wielu wyższych uczelni, jest sposób finansowania sektora B&R, jak też badań z zakresu nauk stosowanych. Ze względu na szczupłość miejsca poruszony on zostanie w innym miejscu. K Autor jest dyrektorem Instytutu im. r. Rybarskiego
i polskich byłych więźniów i ich potomków. Organizacje polonijne i kościelne prześcigały się w pozowaniu do okazjonalnych zdjęć z oficjelami. Polityczne następstwa tragedii w Smoleńsku zatrzymały te zmiany na lata. Na głównym polskim pomniku obozu w Mauthausen pozostał nadal orzeł bez korony (i tak jest chyba do
Dariusz Brożyniak
W
promieniu kilkudziesięciu kilometrów można tu bowiem napotkać miejsca naznaczone zbrodniczą nazistowską ideologią. Do takich niewątpliwie należy odległy o kilkanaście kilometrów kompleks Mauthausen-Gusen. Znalazł się on ostatnio w centrum zainteresowania medialnego i trzeba powiedzieć… nareszcie! Był bowiem czas, kiedy poza samym obozem Mauthausen ślady prawdziwego rozmiaru niemieckiej i austriackiej zbrodni były na lata skutecznie zatarte. Jeszcze w latach 90. informacja o pewnych miejscach to była wiedza tajemna, przekazywana ustnie przez
żyjących w Austrii ostatnich świadków, byłych więźniów. Zależało im na tym, by móc zapalić chociażby jeden znicz w takich miejscach jak piwnice zamku Hartheim koło Alkoven, „Schleppbahnbrucke” w Gusen czy zakątki alpejskiego Ebensee. W zamku Hartheim były bowiem prywatne mieszkania, teren Gusen to tonąca w kwiatach idylla domów jednorodzinnych z willą komendanta obozu w rękach hodowcy pieczarek na niedostępnym do dziś zapleczu obozowym. Sztolnie „Bergkristall” w Gusen-St. Georgen, dzisiaj na co dzień zamknięte, gdzie tysiące więźniów produkowało uzbrojenie i części do samolotów, były jakimś tajem-
niczym „systemem wentylacyjnym” dla okolicy. Mając „dojście” do miejscowej nauczycielki, pani M. Gammer, można było jednak w Domu Ludowym w Langenstein koło St. Georgen zobaczyć na kilku stołach sporą makietę systemu obozowego i sztolni, korygowaną i uzupełnianą przez okazjonalnie przyjeżdżających byłych więźniów z całego świata. Na ścianach wisiały powiększone fotografie niemieckie i alianckie, a także fragmenty produkcyjnych planów uzbrojenia. Pani Gammer wraz z mężem postanowiła zdjąć z młodzieży i lokalnej społeczności obciążenie zatuszowaną historią II wojny światowej.
Powyżej: rocznicowe obchody (początek lat 2000). Z prawej: tablice
Takie okoliczności zastała w Austrii ambasador RP pani prof. I. Lipowicz, znajdując wsparcie w ówczesnym ministrze spraw wewnętrznych Austrii, dr. E. Strasserze. W rezultacie w Mauthausen powstało nowoczesne
prawie wszyscy tam zginęli – odbywało się składanie wieńców w asyście attaché wojskowego. Pani M. Gammer stała się osobą powszechnie znaną i szanowaną w gronie szczególnie francuskich, włoskich
dzisiaj), wspomniana makieta kompleksu Gusen została zabrana z Domu Ludowego i nigdy nie wyeksponowana, dojazd do mostu „Schleppbahnbrucke” nigdy nie został oznaczony, a stojący przy nim skromny pomnik zamieniono właśnie na piknikową ławeczkę
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
9
KURIER·ŚL ĄSKI
T
en wywiad jest koordynowany z dwóch miejsc: cywilny z Belgradu, wojskowy z Sofii. Głównym zadaniem, jakie sobie postawili Rosjanie dla wywiadu i cywilnego, i wojskowego, jest stworzenie paralelnej sieci bezpieczeństwa w oparciu o byłych i aktualnych pracowników MSW, ministerstwa obrony i armii macedońskiej. Jeżeli Rosjanie starają się stworzyć w Macedonii strukturę paralelną wobec państwa macedońskiego, to przecież tak samo działają również w innych krajach. Bo dlaczego miałoby to mieć miejsce jedynie w Macedonii? My wiemy oczywiście, że w Polsce żadnego wywiadu rosyjskiego nie ma, zapewniał nas o tym już niejeden specjalista. Ja też z ostrożności procesowej to potwierdzam, bo poseł Winnicki czuwa i zaraz może na mnie napisać donos, że obraziłem Federacje Rosyjską, naruszyłem jej dobra, a jakaś sędzia Matlak pomyli Michnika z Federacją Rosyjską i mnie skaże. Więc trzeba zachować ostrożność. Wprawdzie na moją korzyść przemawia fakt, że poseł Winnicki ostatnio liże rany pod ambasadą rosyjską, bo napisał na mnie donos, że nie kocham prezydenta, a prezydent tego nie docenił i posła Winnickiego na obchody niepodległości nie zaprosił. Zbytnia gorliwość nie zawsze popłaca. Ale poseł Winnicki o tym nie wiedział, więc mu już zostaje tylko budka pod ambasadą rosyjską. Przynajmniej na razie. Wracając do raportu przygotowanego przez wydział analiz kontrwywiadu macedońskiego, ciekawe jest, że główna aktywność wywiadu wojskowego i cywilnego koncentruje się na oddziaływaniu na opinię publiczną. To znaczy: z jednej strony jest sieć paralelna, werbowanie ludzi, którzy mają przygotowanie wojskowe, żeby można było w razie czego wywołać jakieś rozruchy, a z drugiej – przede wszystkim oddziaływanie na opinię publiczną, czyli związki z mediami, z wydawnictwami, z portalami. Chodzi nie tylko o wpływanie – poprzez kontakty i zwerbowanych współpracowników – na treści, które się tam ukazują, ale nawet przygotowywanie konkretnych tekstów. Myślę, że warto by było o tym pomyśleć, że skoro tak się dzieje w małej Macedonii, to tym bardziej musi się dziać podobnie w krajach ważniejszych, chociażby w Polsce. Jeżeli chodzi o kraje bałtyckie, to należy zdawać sobie sprawę z tego, że istnieje zasadnicza różnica między Litwą, która jest podobna do nas, a Łotwą i Estonią, które są w całkowicie innej sytuacji. I nie tylko ze względu na tradycję, ale dlatego, że mają bardzo liczne mniejszości rosyjskie. A z punktu widzenia geopolitycznego obszar ten jest bardzo ważny, gdyż stanowi pomost między Polską a państwami skandynawskimi. Dlatego musimy się dobrze orientować, kto jest kim i jakie są możliwości rozwoju sytuacji. Przyjmuje się, czy też przyjmowało się, że Rosjanie będą oddziaływali przez mniejszość rosyjską, doprowadzając do demonstracji i destabilizując
Przeczytałem raport kontrwywiadu macedońskiego na temat działalności służby Wnieszniej Razwiedki, czyli wywiadu cywilnego, i GRU, czyli wywiadu wojskowego w Skopje.
Geopolityczny tygiel Wywiad rosyjski w Macedonii i sytuacja w krajach bałtyckich cz. I Jerzy Targalski
tym, aby doprowadzić do takiej sytuacji politycznej, w której jedna z partii łotewskich powiedziałaby: no dobrze, uratujemy kraj, bo jest destabilizacja, i żeby zapewnić spokój, wejdziemy w koalicję z partią rosyjską. A ewentualne rozruchy czy dziania typu destabilizacyjnego miałyby jedynie znaczenie pomocnicze. Głównym problemem jest, jak nie dopuścić partii rosyjskich do koalicji rządowej albo – jak w wypadku Estonii – sprawić, aby taką koalicję zdominowały siły narodowe.
T
akie sytuacje w tych państwach przewidywano. Dlatego – inaczej niż na Litwie – na Łotwie, a zwłaszcza w Estonii, główny podział w momencie odzyskiwania niepodległości nie przebiegał między komunistami i niekomunistami; z jednej strony niekomuniści zawarli sojusz z komunistami narodowymi, a z drugiej strony byli ci, którzy chcieli pozostania Związku Sowieckiego, czyli komuniści rosyjscy. I ponieważ o niepodległości kra-
jest dyskusyjny, dlatego że nie mamy dokumentów. Wiemy tylko, że Tomas Wajswila przyjaźnił się z przyszłym szefem KGB Litwy Marcinkusem i mieszkał u niego w Dumnej. W tej Dumnej, gdzie przebywał młody geniusz intelektu Petru. Odnośnie do każdego kraju – bo chodzi nie tylko o państwa bałtyckie, ale o wszystkie państwa bloku sowieckiego – jest podana informacja dotycząca działalności i współpracy ze służbami. Mam taki – oczywiście niesłuszny – pogląd, że współpracownicy KGB, kiedy tworzyli opozycję, nie byli samodzielni; ale oczywiście potępiam ten pogląd. Jak dowodzi przykład Bolka, każdy współpracownik bezpieki był całkowicie samodzielny w tym, co robił, bo przecież ze swoim oficerem prowadzącym rozmawiał o pogodzie. To najbardziej interesowało oficera prowadzącego. Tak więc pochodzenie elit krajów bałtyckich z okresu pierestrojki wskazuje na to, że były one silnie związane
Jakie jest pochodzenie elit pierestrojkowych w Estonii, na Łotwie i na Litwie, można się dowiedzieć z drugiego tomu mojej książki. Np. powstanie Frontu Ludowego na Łotwie zostało rozpropagowane przez oficjalną telewizję w programie, który prowadził agent KGB Edwins Inkens. Wystąpił w nim między innymi major KGB Bojars.
sytuację w kraju; że to jest ten główny cel, bo takie były kiedyś doświadczenia w Estonii. Ale sytuacja jest poważniejsza, ponieważ Rosjanie mogą przejąć kontrolę nad tymi krajami w drodze normalnych wyborów. Dlatego spójrzmy przede wszystkim na sytuację demograficzną. W Estonii i na Łotwie mniejszość rosyjska stanowiła tak duży procent, że mogła przejąć kontrolę nad krajem i dlatego w momencie odzyskanie niepodległości przyjęto tam, że obywatelami mogą być tylko potomkowie obywateli przedwojennych. W związku z tym ludność napływowa po 1944 roku obywatelstwa nie otrzymała, ale mogła się o nie ubiegać – w Estonii po kilku latach, co było łatwiejsze, a na Łotwie – po 16 latach. Potem wprowadzono zasadę, że jeśli ktoś się urodził w Estonii i ma rodziców nie-obywateli, a ci rodzice zgłoszą, że chcą, żeby dziecko było obywatelem, to otrzyma ono obywatelstwo. Potem to zmieniono, minęło wiele lat i teraz ogromna większość nie-obywateli stała się obywatelami.
W Estonii w 1989 roku Rosjan było 474 tysięcy, a dzisiaj ta liczba spadła do jakichś 315 tysięcy. Jest to oczywiście pozytywne, ale należy pamiętać, że również spadła liczba Estończyków – z miliona do 900 tysięcy. Na te 315 tysięcy Rosjan mniej więcej 200 tysięcy ma obywatelstwo estońskie; to bardzo duży procent. Na Łotwie Rosjan było 900 tysięcy. Ta liczba spadla do mniej więcej 495 tysięcy, z czego obywateli łotewskich jest jakieś 320 tysięcy. Wobec mniej więcej 1 miliona 200 tysięcy Łotyszy to jest znaczna siła wyborcza. Obecnie w Estonii Rosjan nie-obywateli jest już tylko 80 tysięcy, na Łotwie 247 tysięcy, więc stanowią małą grupę, coraz bardziej się zmniejszającą. Wszyscy ich potomkowie mają już obywatelstwo, więc nie-obywatele narodowości rosyjskiej mają coraz większe znaczenie polityczne. Do tego trzeba jeszcze dodać fakt, że w Estonii nie-obywatele mogą głosować w wyborach do samorządu. Dlatego zawsze samorząd Tallina był obsadzony
przy okazji regulacji potoku (żadna z organizacji polonijnych czy kościelnych nie jest na razie zainteresowana jakimkolwiek upamiętnieniem tego miejsca). W cieniu wzgórz Gusen i Langenstein nadal widać pozostałości budowli z hitlerowskiego betonu, dziś na niedostępnym terenie jakichś prywatnych firm.
przez Rosjan. W wypadku zaś problemu z wyborem prezydenta przez parlament, specjalne zgromadzenie samorządów decyduje, kto będzie prezydentem. Czyli Rosjanie mają również wpływ na wybór prezydenta.
T
ak naprawdę ważne jest to, jakie siły polityczne o charakterze prorosyjskim, normalnie biorące udział w życiu politycznym, mogą utworzyć rząd. I tu jest pewna różnica między Łotwą i Estonią, bo w Estonii największa partia prorosyjska, Partia Centrum Keskerakond, kierowana obecnie przez Jüriego Ratasa, już wchodzi w skład koalicji rządowej. W partii tej rozgrywa się w tej chwili walka między skrzydłem prorosyjskim i bardziej proestońskim. Natomiast na Łotwie największa partia Saskana, która zdobywa zwykle około 30% mandatów, to jest partia rosyjska. Ta partia w skład żadnej koalicji nie wchodzi, ponieważ wszystkie partie łotewskie na razie się łączą. Taktyka rosyjska polegałaby na
majowe obchody rocznicowe odbędą się już w lepszej rzeczywistości. Byłoby truizmem dowodzić, jak doniosłe znaczenie dla nas, Polaków, ma właściwe upamiętnienie tych miejsc i jakie edukacyjne znaczenie ma to także dla austriackiej, szczególnie tej lokalnej, społeczności. Załączam list, jaki skierowałem do Stowarzyszenia Inżynierów Pols
Z lewej: obecny stan pomnika, Zaduszki 2016. Powyżej: na dawnym miejscu pomnika wykonano przekop regulacyjny; w najbardziej dogodnym miejscu dla odtworzenia pomnika (przy moście) ustawiono piknikową ławeczkę. W oddali słabo widoczne dawne tablice.
W tej sytuacji, mieszkając tak blis ko, czuję się w obowiązku przekazać Państwu jak najbardziej aktualną informację z nadzieją, że przyszłoroczne
kich w Austrii (skupiających sporą reprezentację budowniczych i architektów). Niestety, list pozostał bez odpowiedzi. K
ju zadecydował ten sojusz, to mamy inny układ polityczny. Pamiętam, że kiedy rozmawiałem w tamtych czasach z tamtejszymi działaczami, oni się po prostu bali, że jeżeli nie będą popierali komunistów narodowych, to ci po prostu zwrócą się w kierunku Rosji. Na Litwie ta sytuacja wyglądała inaczej. Tutaj podział przebiegał między Sajudisem a komunistami narodowymi, czyli między, powiedzmy, środowiskiem Landsbergisa a komunistami narodowymi Brazauskasa. W tym sensie sytuacja była podobna do naszej, ale to, jeżeli chodzi o stosunki polsko-litewskie, rodzi konsekwencje. Jakie jest pochodzenie tych elit pierestrojkowych w Estonii, na Łotwie i na Litwie, można się dowiedzieć z drugiego tomu mojej książki. Zaczęły się ukazywać moje Służby Specjalne i pieriestrojka. Staram się w nich opisać, jak zaczęła się ta droga do niepodległości. Na przykład powstanie Frontu Ludowego na Łotwie zostało rozpropagowane przez oficjalną telewizję w programie, który prowadził agent KGB Edwins Inkens. Wystąpił w nim między innymi major KGB Bojars. W tej książce przy każdym nazwisku, oczywiście gdzie mogłem zidentyfikować, czy był to współpracownik, czy nie, podaję pseudonim i opisuję, co wiadomo na temat jego współpracy z KGB. W wypadku litewskiego Sajudisu powstało podejrzenie, że na 35 członków grupy inicjatywnej 16 było współpracownikami. Niestety, zidentyfikowałem tylko siedmiu, ósmy przypadek
z bezpieką. Ale sama bezpieka uległa pewnemu podziałowi. Konflikt zaczął przebiegać między Rosjanami i nie-Rosjanami. Mniej więcej według tej linii. Oczywiście elity establishmentowe, które wtedy oddzielały się od centrum moskiewskiego, inaczej sobie wyobrażały przyszłość niż ci, którzy chcieli niepodległości, ale nie postkomunistycznej.
T
utaj właśnie powstał ten podział na Łotwę i Estonię, gdzie siły narodowe zostały zmuszone przez sytuację etniczną do współpracy z komunistami, i Litwę, gdzie było inaczej, gdzie tak jak w Polsce podział przebiegał między niekomunistami, czy też antykomunistami, a komunistami. A w środku były elity socjalistyczne, które chciały doprowadzić do porozumienia z Rosją i oczywiście antykomunizm odrzucały. O tym się mało wie, ale w pewnym momencie, w 1989 roku Rosja planowała, że państwa bałtyckie uzyskają status PRL i będą państwami quasi-niepodległymi, stowarzyszonymi z nowym Związkiem Sowieckim. Uruchomione dążenia niepodległościowe nabrały jednak własnej dynamiki i nie dało się tego zatrzymać na takim poziomie, jak sobie wyobrażało KGB w Moskwie: że autonomie zadowolą się quasi-niepodległością, niepodległością sowiecką á la PRL. I w tych czasach należy szukać źródeł przyszłych konfliktów. Artykuł jest fragmentem programu pt. „Geopolityczny tygiel” TV Republika. K
Szanowne Koleżanki, Szanowni Koledzy! Przeglądając przesłane wydanie Biuletynu VPI, zwróciłem uwagę na laureatów tytułu „Strażnika Pamięci Historycznej Polska-Austria”. Mam w związku z tym pytanie dotyczące działacza polonijnego Górnej Austrii, pana Krzysztofa Sierańskiego. Otóż na lokalnej drodze łączącej Abwinden z St. Georgen znajduje się betonowy most nad miejscowym potokiem, którym to była poprowadzona bocznica kolejowa właśnie do sztolni „Bergkristall”. Most ten wznosili w nieludzkich i niewolniczych okolicznościach Polacy, pierwsi więźniowie obozu Gusen. Praktycznie wszyscy w trakcie tej pracy zginęli. Dla upamiętnienia tej martyrologii wzniesiono skromny pomnik, który za kadencji pani ambasador prof. Lipowicz był z pietyzmem odwiedzany przez delegację rządową. W wojskowej asyście składano wieńce, czym wzbudzano należyty respekt wśród miejscowej ludności korzystającej najczęściej rekreacyjnie z przebiegającej obok ścieżki rowerowej. Kolejne kadencje ambasadorów wyłączyły to miejsce z programu obchodów rocznicowych. W ślad za tym poszły wszystkie organizacje polonijne Górnej Austrii, także te, którym prezesował pan Krzysztof Sierański. Przez lata byłem jedyną osobą, która zostawiała tam jakiś biało-czerwony kwietny akcent i płonący znicz. Po regulacji potoku pomnik został zdemontowany, a jego miejsce zajął stolik piknikowy. Pozostał jedynie most z ponurego, niezniszczalnego hitlerowskiego betonu. Niemy już świadek, bo bez żadnej informacji, tragicznego polskiego losu. Pytam zatem o rzeczywistą i praktyczną rolę „Strażnika Pamięci Historycznej Polska-Austria”, szczególnie w tak historycznie obciążonym landzie, jakim jest Górna Austria. I szczególnie w tak i współcześnie owianym złą sławą miejscu, jak teren obozu Gusen (tegoroczne doniesienia medialne). Z koleżeńskimi pozdrowieniami – Dariusz Brożyniak z Linzu
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
10
KURIER·ŚL ĄSKI
B
ył szlachcicem pochodzącym z Rusi Czerwonej, osiadłym w okolicach Jędrzejowa, ożenionym z Zofią Kościeniówną, siostrzenicą arcybiskupa lwowskiego. Z katolicyzmu przeszedł na luteranizm, a potem na kalwinizm. Zainteresowany żywo sprawami religijnymi, stał się teologiem ewangelickim. Nigdy jego noga nie postała poza granicami Rzeczypospolitej, czym wręcz się chlubił. W młodości ponad edukację przedkładał „dobre towarzystwo”. Nie ukończył żadnej znaczącej szkoły, a to, czego się nauczył, zawdzięczał tylko swoim osobistym talentom. Udało mu się wspiąć po szczeblach kariery urzędniczej. Parę razy był nawet posłem na sejm. Do końca życia stał się też właścicielem kilkunastu wio-
też głoszą poglądy skrajnie radykalne, tak że „strach się bać”. Patriotyzmu im nie brakuje. Wszystko inne jest też dla nich „strasznie fajne”. A, to, co się im szczególnie podoba, określają jako „za.…ste” (przepraszam za określenie, którego osobiście nie toleruję). Używają swoistej mowy potocznej. Łacinę znają bynajmniej nie klasyczną, a greka to dla nich prawdziwa antyczna ruina. Językami obcymi posługują się najczęściej, aby: pyskować po angielsku, przeklinać po niemiecku, śpiewać po włosku, liczyć po rosyjsku, żartować po czesku i wyznawać miłość po francusku. Wiarę poważają i nader chętnie wyrażają swoje osobiste, nierzadko błędne, na ten temat poglądy. Jeśli jest im coś naprawdę potrzebne, potrafią stanąć na
„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają” – pisał przed wiekami Pan Mikołaj Rej z Nagłowic herbu Oksza.
Pan Mikołaj z Nagłowic Barbara Maria Czernecka
Gdzieś w sercu utkwiło nam przekonanie, że właśnie nasza „godka” najbardziej ze wszystkich innych dialektów zbliżona jest do mowy staropolskiej.
Mikołaj Rej
sek. Ogłady nabył dzięki kontaktom z królewskim i magnackimi dworami. Mimo braku formalnego wykształcenia chętnie czytał, a zwłaszcza rozczytywał się w popularnych wtedy dziełach Erazma z Rotterdamu. Nie znosił klasycznej łaciny, którą posługiwać się zresztą nie potrafił. I chyba właśnie dzięki temu stał się też pierwszym literatem piszącym tylko w języku polskim. Tego też dotyczy zdanie, z którego najbardziej zasłynął, przeciwstawiające się ówczesnej modzie na cudzoziemszczyznę. Przez prawie pięć następnych wieków owa fraza była podstawowym tematem w nauce języka polskiego. Osobiście z lat szkolnych pamiętam ją wypisaną wielkimi literami na specjalnej tablicy obok wizerunku autora i wywieszoną na głównej ścianie sali lekcyjnej. To na zawsze zapadło nam w pamięć. I chociaż na co dzień od zawsze posługiwaliśmy się gwarą śląską, gdzieś w sercu utkwiło nam przekonanie, że właśnie nasza „godka” najbardziej ze wszystkich innych dialektów zbliżona jest do mowy staropolskiej.
K
u mojemu wielkiemu rozczarowaniu niedawno odkryłam, że współcześni gimnazjaliści w ogóle nie pamiętają, kim był niejaki Mikołaj Rej z Nagłowic, a o jego twórczości zupełnie nie mają pojęcia. Zabolało mnie to tym bardziej, że owym brakiem wykazały się moje własne dzieci. A przecież mógłby on być wręcz ich idolem. Był przecież, podobnie jak dzisiejsza młodzież, nieskory do nauki, nieco leniwy, troszkę rubaszny, lubiący się dobrze zabawić, zaradny i pełen krytycyzmu. I chociaż niechlubnie zmieniał wyznania, to jednak pozostał człowiekiem wielce pobożnym. Za to jego przekonania były prawdziwie rewelacyjne. W moralizowaniu nie miał równego. Sytuacje też oceniał chłodno i wyrażał się o nich nader trafnie. I co najważniejsze, promował zasadę życia w harmonii z naturą, w sielskiej aurze szlacheckich rozkoszy. Czyż i dzisiaj można by chcieć czegoś więcej? Dla porównania: nasze pociechy do szkoły chodzą, bo muszą. Tam przebywają dłużej aniżeli przeciętny urzędnik w biurze. Nadmiernie się też nudzą, bo mało co jest ich w stanie zaciekawić. Znają się na wszystkich nowinkach, ale sprawy prostsze wydają się im zbyt błahe, aby się nimi zajmować. Zazwyczaj
RYS. JADWIGA CZERNECKA, 14 LAT
wysokości zadania, zwłaszcza testowego. Marzą o karierze, ale bardziej jeszcze o udanym życiu rodzinnym. Narzekać, a jakże, umieją. Od zwykłych przyjemności nie stronią, a zwłaszcza od rozkoszy podniebienia. Pożywnymi strawami się nasycają. Napoje bąbelkowe w kolorach wszelakich spijają. Ruch uwielbiają. Rumaki swoje mechaniczne uruchamiają. Inne gadżety często wymieniają.
N
ie brakuje im też sprytu oraz samozaparcia. Potrafią sobie nieco pofolgować, zwłaszcza od codziennych obowiązków. Od figli nie stronią. Zaś ich komórki, nie tylko mózgowe, przepełnione są „sucharami”, czyli specyficznym humorem. Również zdrobnień używają całe multum! I chyba każdy z nich mógłby stanowić jedyny w swoim rodzaju, oryginalny okaz indywiduum bardzo niewiele różniącego się od owego „człowieka poczciwego”, opisywanego przez pierwszego mistrza polskiego pióra. Och! Miałby Pan Mikołaj i współcześnie wiele wzorów ciekawych osobowości jako temat swojego pisarstwa. I tylko szkoda wielka, że oni sami wiedzą o nim tyle co nic. Na zakończenie dodam tylko, że podczas tegorocznych wakacji obowiązkowym punktem naszego rodzinnego wyjazdu były właśnie Nagłowice. Poniekąd przenieśliśmy się do owego czasu renesansowego humanizmu, przystosowanego do polskiego klimatu. Przy tym odkrywaliśmy naprawdę piękne, swojskie okolice. Cały rejon świętokrzyski w porównaniu z resztą turystycznego świata jest niepowtarzalny i – co dziś jest bardzo istotne – naturalny, spokojny oraz wyjątkowo bezpieczny. Tam bywając, nie trzeba wlec ze sobą słowników i wykrzywiać ust przy wypowiadaniu „wyrazopodobnych” słów, jak jest to konieczne podczas zagranicznych wojaży. Dla naszego, już dojrzałego pokolenia, języki obce nadal takimi przecież pozostały, bośmy się ich nigdy nie douczyli. Staropolski pisarz swoim słynnym zdaniem niejako też łagodzi nasze w tej dziedzinie kompleksy. A zwiedzając dworek oraz eksponowaną w nim wystawę poświęconą twórczości dawniejszego właściciela tutejszych włości, usilnie staraliśmy się własnym dzieciom wpoić: kim był, w jakiej żył epoce i z czego zasłynął właśnie ów Pan Mikołaj Rej z Nagłowic. K
P
ełno jest na rynku figurek, świeczników, kropielnic, wazoników, podstawek, kalendarzy, kartek okolicznościowych, naklejek, stempelków, obrazków, biżuterii, świec, przedmiotów użytkowych, a nawet ubrań z motywem tych skrzydlatych postaci. Pod tytułami ze słowem „anioł” i o anielskiej tematyce powszechnie dostępne są publikacje prasowe. Anioły wykute w kamieniu, rzeźbione w marmurze, odlane z żeliwa, uformowane z gipsu czy innego tworzywa często też pochylają się nad grobami. Bywają nawet świece i znicze o ich kształtach. Najstarsze zachowane pisma nawiązujące do hierarchii „świętego porządku” wymieniały istoty służące bóstwom. Takie właśnie występowały w religiach Mezopotamii i Azji Mniejszej. Za kolebkę wyobrażeń bytów duchowych uznaje się Iran. Persowie czcili uskrzydlone postacie lwów, które miały wyraźnie ludzkie twarze. „Nieśmiertelnym Świętym”, jak określał ich prorok Zaratustra, nadano znamienne imiona: Całość, Dobre Myślenie, Prawda Wybierająca Panowanie. Między egipskimi hieroglifami można dopatrzeć się tajemniczych istot z atrybutami pozaziemskiego pochodzenia. Sama już bogini Izyda, jako dziewica, matka i opiekunka; często jest przedstawiana z wielkimi i barwnymi skrzydłami. W kulturze hinduskiej podobnie wyobrażane postacie, opisywane jako dewy, uważano za mieszkańców państwa niebiańskiego. Buddyści również wierzyli w istnienie takowych stworzeń pośrednich. W Chińskich mitach i legendach światło i ciepło ludziom przynosiły Dzieci Słońca, zamieszkujące dziewięć pięter Nieba. W japońskim szintoizmie istotom duchowym nadano nazwę Kami. Ludy Afryki miały cały zastęp duchów wspomagających ich wysiłki. Starożytni Grecy i Rzymianie, oddając hołdy tego typu istotom, często utożsamiali je z naturą, uważając je za duchy wody czy lasów, ale również wyobrażali je w postaciach herosów, geniuszy, bożków, takich jak Amor, Atena czy Hermes. Judaistyczna wiara w jednego Boga anielskie istoty umieszcza w scenerii niebiańskiego dworu. I właśnie z żydowskiej tradycji przekonanie o istnieniu Bożych posłańców przejęli chrześcijanie. Podobnie uczynili potomkowie Izmaela. W manuskryptach arabskich mędrców znajdują się ilustracje przedstawiające aniołów. Muzułmanie ich istnienie traktują jako dogmat wiary. W Koranie jeden z wersów wychwalających Stwórcę Świata jest nazywany właśnie „surą aniołów”. Muzułmanie wierzą, że to Archanioł Gabriel podyktował Mahometowi treść ich świętej księgi. Celtowie posłańców z zaświatów utożsamiali ze postaciami zwierzęcymi, zwłaszcza ptaków. W mitologii słowiańskiej występują byty nadprzyrodzone zajmujące pośrednie miejsce między bogami a ludźmi. Wyróżnia się między nimi te życzliwe człowiekowi, do których zalicza się Domownika, Skarbnika, Skrzata. Według rdzennych Amerykanów siły zwane Huaca żyły w lasach, górach, morzach. Australijczycy poprzez magiczne rytuały wspominali pierwotną „epokę marzeń”, opanowaną przez istoty niebiańskie. Eskimosi w swoich mitach oddali niewidzialnym bóstwom rządy w obszarze między Niebem a Ziemią. Nawet zwolennicy New Age próbują dostrzec w sferze duchowej istoty pokrewne aniołom.
L
udzie prości dobre duchy wyobrażają sobie pod postacią czystych stworzeń, odzianych w powiewne szatki, przylatujących na skrzydłach na ziemię wprost z nieba, aby żyjącym pomagać w dobrym i chronić od niebezpieczeństw, zaś po śmierci być im przewodnikami po raju. Pojawiać się mają zarówno we śnie, jak i na jawie. We wszystkich wierzeniach istnieją także duchy przeciwne dobru, a więc złe, wrogie i okrutne, zwane demonami. Te jednak pominiemy, w tym tekście bowiem zajmujemy się istotami uczciwymi, sprawiedliwymi, pomocnymi, czystymi i świętymi. W opisywaniu anielskich istot niezbędne jest posługiwanie się symbolami. Aniołowie są bowiem wyobrażani najczęściej jako uskrzydleni młodzieńcy z ludzką lub zwierzęcą twarzą. Otacza ich świetlista aura. Aureole nad głowami oznaczają świadczenie dobra. Skrzydła wskazują na ich niebiańską naturę i funkcję posłańców Boga. Trzej Archaniołowie są dodatkowo wyposażeni w odpowiadające im atrybuty:
Aniołowie wydają się być wszędzie. Jest ich niezliczona rzesza. Występują we wszystkich kulturach i religiach. W każdej miejscowości i chyba nawet domu jest co najmniej kilka aniołów w różnych postaciach. Aniołowie pojawiają się w reklamie i handlu.
Aniołowie Część II
Barbara Maria Czernecka
w swoich dziełach przekazała wiele wiedzy na temat aniołów. Święty Tomasz z Akwinu (zwany też „Doktorem Anielskim”) w „Summa Theologica” uznał je za immanentną część planu stworzonego wszechświata. Tym samym stał się twórcą angelologii jako poważnej dziedziny filozofii. Aniołowie mniej naukowi byli podobno towarzyszami dziecięcych zabaw Świętej Elżbiety Węgierskiej. Brygida Szwedzka doświadczała anielskiej obecności, wsłuchując się w ich śpiewy. Franciszka Rzymianka miała świadomość czuwania przy niej specjalnego stróża. Francuską bohaterkę narodową Świętą Joannę d’Arc prowadził do zwycięstwa sam Archanioł Michał. Alojzy Gonzaga został nazwany młodzieńcem anielskim. Maria z Agredy do pomocy miała aniołów, kiedy tworzyła „Mistyczne miasto Boże, czyli żywot Matki Boskiej”.
A
Gabriel w białą lilię, Michał w wagę, miecz i tarczę, a Rafał w rybę i laskę podróżną. Serafiny i cherubiny, w barwach czerwonych i niebieskich, istoty pozbawione ciała, z kilkoma parami skrzydeł, symbolizują Bożą mądrość. One również często ukazywane są z głową człowieka, wołu, lwa lub orła. Zgodnie z greckim i łacińskim brzmieniem swojej nazwy (angelos, angelus), anioły pełnią rolę posłańców, wysłanników, zwiastunów. Mało znane, acz ciekawe jest nawiązanie do staroegipskiego tłumaczenia, w którym cząstka „ang” oznacza życie, a „El” – boskie światło. Z kolei po hebrajsku „El” oznacza Boga. Anglosaskim jej odpowiednikiem jest „aelf ”. Inne źródłosłowy także wskazują na świętość, oświecenie. Dlatego można anioły nazywać „Boskim światłem” czy „Istotami promieniującymi”.
A
niołowie w Biblii są wzmiankowani ponad trzysta razy. I chyba tylko ci z Pisma Świętego zasługują na wiarę. Są tam przedstawieni jako istoty dobre: służą Panu Bogu, uczestniczą w Jego chwale i łaskach, pozostają z Nim w przyjaźni oraz pośredniczą w relacjach Stwórcy z ludźmi. W Starym Testamencie aniołowie głównie strzegą i prowadzą naród wybrany, ale towarzyszą ludziom już od pierwszych wydarzeń historii zbawienia. Po grzesznym upadku pierwszych ludzi przy wejściu do ogrodu Eden Pan Bóg umieścił cheruba z mieczem o lśniącym ostrzu na straży drogi do drzewa życia. Potem aniołowie wyprowadzili Lota z płonącej Sodomy. Do Abrahama przyszli trzej tajemniczy mężowie, których ugościł on pod dębami Mamre. A jeden z nich zapowiedział Sarze narodzenie syna. Anioł odnalazł na pustyni wygnaną Hagar i przepowiedział los Izmaela. Anioł również powstrzymał rękę Abrahama, kiedy miał on złożyć ofiarę z Izaaka. Aniołowie wchodzący i schodzący po drabinie do nieba przyśnili się patriarsze Jakubowi. Jemu też zdarzyło się walczyć z aniołem, który po tym wydarzeniu nadał mu imię Izrael. Anioł śmierci zabijał pierworodnych podczas dziesiątej plagi egipskiej. A przy wyjściu z niewoli narodowi wybranemu przewodził tajemniczy słup ognia. Na pokrywie Arki Przymierza dwa cheruby ze złota rozpostartymi skrzydłami zakrywały przebłagalnię. Anioł z mieczem w ręku zatrzymał oślicę Balaama. Archanioł Rafał stał się opiekunem i towarzyszem podróży Tobiasza. Eliasz został wzięty do nieba na ognistym rydwanie. Prorok Izajasz widział sześcioskrzydłych serafinów, a prorok Ezechiel miewał wizje cherubów o czterech skrzydłach. Anioł ochraniał trzech młodzieńców wrzuconych do rozpalonego pieca, a Daniela ocalił z jaskini lwów. W Nowym Testamencie już samo słowo „Ewangelia” zawiera cząstkę „angel”, wskazującą na głoszenie dobrych wieści o wiecznym znaczeniu. Do ewangelicznego przekazu należy zwiastowanie Bożego narodzenia przez Archanioła Gabriela oraz poprzedzające je narodziny Świętego Jana Chrzciciela (który też został nazwany aniołem, czyli posłańcem). Tajemnicę poczęcia Syna Bożego z Ducha Świętego właśnie anioł wyjaśnił we śnie Świętemu Józefowi, a potem ostrzegł go przed niebezpieczeństwem zagrażającym Dzieciątku. Pastuszkom w Betlejem radosną
nowinę o przyjściu na świat Mesjasza także objawiają aniołowie. Oni też usługują Chrystusowi po Jego czterdziestodniowym poście i zwycięstwie nad pokusami szatana. Na nich powoływał się Jezus w swoich przypowieściach. Anioł pocieszał Go podczas Jego modlitwy w Ogrójcu. Również anioł oznajmił Zmartwychwstanie Pana przy Bożym grobie przybyłym tam niewiastom. Dzieje Apostolskie zaczynają się szczegółowym opisem Wniebowstąpienia Jezusa oraz cytują słowa dwóch mężów w białych szatach, którzy zapowiedzieli taki sam powrót Syna Bożego na ziemię. Aniołowie towarzyszyli potem apostołom w głoszeniu Dobrej Nowiny o Chrystusie. Wreszcie też w Apokalipsie Święty Jan, ukazując nam wizję końca czasów, odsłania role poszczególnych aniołów w czasie Paruzji i Sądu Ostatecznego. Według Tradycji katolickiej Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny także towarzyszyli aniołowie, otoczeni girlandami kwiatów. Aniołowie biblijni przede wszystkim dopomagają wybranym w osiągnięciu zbawienia, tworzą dwór niebieski wokoło Bożego tronu, mają swoje tytuły i role, a zgrupowani są w określonych klasach. Ciekawostką może być przypomnienie, że aniołami nazywano Bożych wysłanników, którymi byli prorocy, święci, a nawet wczesnochrześcijańscy biskupi. Aniołowie stawali się przewodnikami życia nadprzyrodzonego wielkich mężów Kościoła. Takimi dla wierzących mają być kapłani, spowiednicy i kierownicy duchowi. Chrześcijańska Tradycja przekazuje, że każdy człowiek ma swojego anioła stróża, który go strzeże od złego i prowadzi przez ziemskie pielgrzymowanie do osiągnięcia wiecznego szczęścia. Katolicka angelologia sfery anielskie grupuje w dziewięciu chórach. Te zaś zostały podzielone na triady: Kontemplacji, Kosmosu, Świata i szeregi: Surowość, Równowagę, Tolerancję. Według tego podziału wyróżniamy: Serafinów, Cherubinów, Trony, Panowania, Moce, Władze, Zwierzchności, Aniołów i Archaniołów.
W
śród samych aniołów jest grupa aniołów stróżów, których musi być więcej niż wszystkich ludzi – żyjących, tych, co już pomarli, jak i tych, co dopiero się narodzą. Archaniołów zaś jest siedmiu, ale tylko trzech znamy z imienia, jako że występują w Biblii: Gabriel, Michał i Rafał. Imiona pozostałych zostały nadane przez późniejsze pisma i przekonania. Z aniołami byli szczególnie związani niektórzy święci. Papież Grzegorz Wielki, kiedy pewnego razu na targu dostrzegł pochodzących z Brytanii niewolników, stwierdził poruszony, że to nie Anglowie, lecz aniołowie. Izydorowi Oraczowi podczas pracy na roli pomagali anieli. Bernard z Clairvaux był zafascynowany porządkiem i wzajemną miłością aniołów. Franciszek z Asyżu doświadczał anielskich wizji. Kaplica, którą odbudował własnoręcznie, była właśnie pod wezwaniem Matki Boskiej Anielskiej. Na dzień Jej wspomnienia, czyli 2 sierpnia, wyprosił on u papieża odpust zupełny dostępny w każdym kościele. Od ukrzyżowanego zaś serafina otrzymał stygmaty w postaci pięciu ran Chrystusa. Hildegarda z Bingen, mając doświadczenia świata duchowego,
nielskich objawień doznawali także: mistyczka Aniela z Foligno, Agnieszka z Montepulciano, Gemma Galgani, Klara z Kreuze i błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich. Krakowska Błogosławiona Aniela Salawa słyszała aniołów wychwalających Stwórcę. Święta Faustyna Kowalska w „Dzienniczku” wielokrotnie opisywała aniołów. Swoim aniołem stróżem bardzo często wysługiwał się Święty Ojciec Pio z Pietrelciny. Święty Jan Paweł II w swoich homiliach i naukach jasno głosił teologiczną prawdę wiary o aniołach. W naszych czasach także bardzo popularne są opowieści o doświadczeniach spotkań różnych osób z aniołami. Ludzie pobożni często nawet nie zdają sobie sprawy z tego, iż odmawiając pewne modlitwy, używają słów pochodzących właśnie od aniołów. Takimi są kolędowe: „Gloria in excelsis Deo…”, powtarzane podczas uroczystych Mszy Świętej jako hymn: „Chwała na wysokości Bogu…”. W „Wyznaniu wiary” jest o nich dwukrotna wzmianka. Modlitwy eucharystyczne mają swoje odniesienie do aniołów, zwłaszcza w prefacji. Liturgiczna aklamacja: „Święty, Święty, Święty…” jest właśnie śpiewem aniołów adorujących w Niebie Pana Boga. Ofiara Mszy Świętej ma łączyć wierzących z Królestwem Niebieskim. Modlitwa „Anioł Pański” w ciągu dnia powinna być odmawiana trzykrotnie. W samo zaś południe na jej cześć biją dzwony wszystkich katolickich kościołów. A powtarzane w Różańcu słowa „Zdrowaś Maryjo łaski pełna Pan z Tobą…” są właśnie Pozdrowieniem wypowiedzianym przez Archanioła Gabriela podczas Zwiastowania. Modlitw, pieśni wezwań i litanii przez wstawiennictwo aniołów jest więcej. „Aniele Boży, Stróżu mój” zaś stało się pierwszą strofą, której na pamięć uczą się katolickie dzieci i potem ufnie odmawiają ją nawet w dorosłym życiu. Co ciekawe, wersji prośby o opiekę anielską jest dużo więcej. Aniołowie są ponadczasowi, stali i niezmienni, acz doskonale wkomponowani w dzieje świata. Mogą podobać się każdemu pokoleniu. Bywają modni, a pozostają sobą we własnej, niepoznawalnej tajemniczości. Stale zaskakują. Swoje niewidzialne piękno zaznaczają równie mocno w wyszukanej sztuce, jak i zwyczajnym kiczu. Nie stawiają granicy artystycznej wyobraźni, lecz nie sposób ich realnie uchwycić w jakiejkolwiek materii. Fascynują mędrców, a zarazem są zrozumiali dla zwyczajnych ludzi. Naukowcy próbują ich dotknąć, ale pozostają one ponad możliwością jakichkolwiek badań. Ich naturą jest duchowość, a ingerują w sprawy ziemskiego świata. Wciąż są za mało doceniane. Można je odkrywać w nieskończoność. Jest ich niezliczona ilość. Są genialne. Należy jednak pamiętać, że rola aniołów i ich postacie nie mogą nikomu przysłaniać Boga, którego zarówno one, jak i ludzie wierzący są po prostu czcicielami. Ci mieszkańcy niebios sprawiają też, że nasze wyobrażenie o tamtym świecie pozwala nam widzieć rzeczy pozaziemskie w najpiękniejszych barwach, jakie tylko może pojmować ludzki umysł. I chyba także tędy prowadzą nas do wiekuistego szczęścia. Panu Bogu, Stwórcy wszechrzeczy, dziękujmy za anioły! Czytelniku miły, być może podczas swojego „przelotu” zmysłem wzroku ponad literkami tego artykułu o tych wdzięcznych istotach niebiańskich ulegniesz natchnieniu myśli pobożniejszej lub doznasz olśnienia promyczkiem widzenia rzeczy pozaziemskich albo odczujesz powiew głębszego westchnienia; wiedz, że oto właśnie musnął Cię dobry anioł swojego skrzydła pióreczkiem. K
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
WSPOMNIENIA·PODRÓŻNIK A
P
omysł zrodził się w gronie studentów KUL na wiosnę 1991 r., ale z realizacją trzeba było poczekać półtora roku. W wyprawie miało wziąć udział sześcioro studentów uczelni lubelskiej. Zaproponowano, bym został jej kierownikiem. Bałem się, ale pomyślałem: oto moje wyzwanie życia! Taka szansa już się nie powtórzy! Opracowałem program wyprawy. Cel – uczczenie: 500. rocznicy odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba – miał służyć pozyskaniu sponsorów. Zdobyte na kontrakcie w Iraku doświadczenie skłoniło mnie, by zacząć tę wielką przygodę od Orientu. Nie było pieniędzy, sponsorów i zainteresowania ze strony uczelni, która imprezę firmowała. Nie znaliśmy się zupełnie. Jeden ze studentów zapytał kiedyś: „Ile na tym można zarobić?”, a inny martwił się: „Ty będziesz kierownikiem, na ciebie spłynie cały splendor, a ja?”. Wiele miesięcy trwały przygotowania; załatwiano wizy, kupiono kamerę video, zbierano adresy, odlano medal pamiątkowy, szukano sponsorów i gromadzono fundusze na wyjazd. W czasie wakacji studenci rozjechali się po różnych krajach Europy w poszukiwaniu pracy. Do pierwszego spotkania całego zespołu doszło dopiero w czasie inauguracji roku akademickiego na KUL 19 października 1992 r. Zbiegło się to z obchodami 75-lecia powstania tej uczelni. W powodzi powitań, wystąpień, depesz gratulacyjnych i odznaczeń z okazji jubileuszu uczelni o wyprawie nawet nikt nie wspomniał. Po uroczystościach ks. prof. Stanisław Wielgus przyjął nas w swym gabinecie, „uścisnął dłoń”, odebrał medal okolicznościowy wyprawy i – w drogę! Choć… w ciemnym, wąskim korytarzu udało mi się znaleźć niedbale, odręcznie wykonany plakat o wydarzeniu, ważnym nie tylko dla polskich uniwersytetów, jak napisał w „Auditorium” warszawski dziennikarz Paweł Tymiński. W południe, żegnani przez miejscową telewizję i grono przyjaciół, ruszyliśmy w kierunku Krakowa. Późny wyjazd z Lublina sprawił, że naszym fordem transitem na Rynek Główny w Krakowie wjechaliśmy, gdy część osób już odeszła, ale wiele, zwłaszcza dziennikarzy, czekało cierpliwie na nasz przyjazd (w tym radiowóz RMF-FM, który informował wszystkich o szczegółach tej wielkiej imprezy). O godz. 17:00 żegnał nas trębacz z wieży mariackiej… Była piękna słoneczna pogoda, a widok na „jesienny” Beskid Śląski, pokryty bajecznie kolorowym lasem, doprawdy zapierał dech w piersi. Wydawało mi się, jakbym znalazł się w rajskiej krainie! Ten niezwykły obraz, ta gama wszystkich odcieni zieleni, fioletu i czerwieni towarzyszył mi przez wiele miesięcy. Może są na świecie miejsca równie piękne, ale ja nigdy takiego nie znalazłem!
Przez Turcję Pierwszą noc za granicą spędziliśmy nad brzegiem Morza Czarnego w Warnie. Studenci spali w samochodzie, a ja rozbiłem namiot na plaży. Za każdym razem przejazd przez Rumunię i Bułgarię, a szczególnie „pokonanie” granicy rumuńsko-bułgarskiej było prawdziwym horrorem, ale gdy już minąłem Bułgarię i znalazłem się w Edirne, odetchnąłem! Następnego dnia przekroczyliśmy Bosfor. Przed miesiącem spędziłem tu wraz z młodzieżą i studentami z Krakowa kilka tygodni. Cudowny klimat, niewiarygodna różnorodność zabytków, wspaniali, gościnni ludzie. W Istambule zatrzymaliśmy się w niewielkim, tanim hoteliku w pobliżu Aja Sofia i od razu poszliśmy zwiedzać jeden z siedmiu najciekawszych kompleksów zabytkowo-historycznych świata – Topkapı Sarayı. Wśród wielu obiektów pałacowych na szczególną uwagę zasługuje zespół budynków, dziedzińców, korytarzy, łaźni i salonów haremu. Tutaj spędzali noce sułtani. To tu zapadały decyzje, przed, którymi drżała Europa, część Azji i Afryki. Z czasem harem stał się światem samym w sobie, rządzącym się swoimi prawami i związany był z intymną sferą miłości, władzy i prokreacji. W końcu stał się instytucją, która w decydujący sposób wpływała na losy państwa, kultury i sztuki. Stosunek do kobiety w islamie najczęściej widziany jest przez pryzmat haremów, poddaństwa, despotyzmu, okrucieństwa i religijnego fanatyzmu. Czy
nie jest to duże uproszczenie? „Święta przestrzeń haremu zapewnia jednorodność kobiecej wspólnoty. Za murami i żaluzjami domów kobiety organizują własne społeczeństwo, własne miejsce spotkań, dyskusji i wytchnienia. Jest to świat zamknięty, lecz jego rozgałęzienia sięgają w nieskończoność!” Istambuł, drugi Rzym, wywiera na wszystkich, którzy tu przybywają, ogromne wrażenie, nawet jeśli odwiedzamy to miasto po raz drugi, trzeci, dziesiąty… Przytłacza ogromem, tempem życia, niepojętą dla normalnego człowieka historią. Może się podobać lub nie, ale nikt nie pozostanie wobec niego obojętny. Pamiętam tamten ciepły wieczór i spacer nad brzegiem Krzywego Rogu: z jednej strony Bosfor z widokiem na ginące we mgle dwa mosty spinające brzegi dwóch kontynentów, z drugiej strony Morze Marmara z zastygłymi w oddali masztami statków i malowniczymi Wyspami Książęcymi. Obok i poniżej „przyczepieni” do bambusowych kijków wędkarze, a powyżej budzący zachwyt i grozę kompleks pałacowy Topkapi! Czułem się mały, samotny, przestraszony. Byłem świadomy, że nie mogę na nikogo liczyć, a na pewno nie na
cudownymi tworami natury w Pamukkale i Kapadocji. Im dalej na wschód, tym podróżowanie było coraz trudniejsze: gorsze drogi, brak campingów, pensjonatów, niebezpieczeństwo napadów tubylców i coraz bardziej dokuczliwy chłód. Nad jeziorem Egirdir wiał tak silny wiatr, że nie mogliśmy zasnąć nawet w domkach campingowych, a w Uchisarze (Kapadocja) temperatura spadła poniżej 0ºC i mój stary przyjaciel, właściciel campingu Coru Mocamp, Omer Kolukisa, musiał nas umieścić w ogrzewanej recepcji. Gdy zbliżaliśmy się do góry Ararat (gdzie ponoć osiadła arka Noego), na Wyżynie Aramejskiej spadł śnieg! Na szczęście po przekroczeniu grani-
Około 20 km dalej zjechaliśmy z głównej drogi. Wśród skromnych lepianek jedna się wyróżniała okazałością. Na dziedzińcu rosły trzy topole. To był dom naszego policjanta. Przed wejściem powitały nas dwie kobiety, jego żony, i zaprosiły do środka. Usiedliśmy na dywanie w towarzystwie czwórki dzieci, a trochę zdziwione naszą obecnością kobiety przyniosły herbatę i arbuza. Policjant zostawił swój samochód na dziedzińcu i już w siódemkę ruszyliśmy naszym w dalszą drogę. Późnym wieczorem dotarliśmy do Tebriz. Zarządziłem postój na nocleg. Z trudem znalazłem hotel. Pokój za 1 USD, a w nim pięć żelaznych łóżek, materace z gąbki i po dwa koce. Nie wiadomo, czy od czasu wybudowania
– święte miasto islamu, tak jak Karbala, Najaf, Kufa. Głośno było o nim w ostatnich latach. Tu studiował, a później przez wiele lat mieszkał i wykładał Chomeini. Dotarliśmy w bezpośrednie sąsiedztwo Hazrat-e Masumeh, jednego z najważniejszych sanktuariów islamu. Tu spoczywa Fatima, siostra ósmego szyickiego imama Rezy (VIII/IX w.). Już w Quazin ostrzegał mnie Andrzej Siwiec, by raczej nie wchodzić do wnętrza świątyni, bo mogą mnie nawet zlinczować. Dla wyznawców islamu wejście „niewiernego” do środka to profanacja ich świętości. Mieszkając w Karbali przez dwa miesiące i odwiedzając inne święte miasta szyitów, nigdy nie udało mi się przekroczyć bramy „złotego meczetu”. Przed wejściem na dziedziniec tłum sprzedawców tandetnych dewocjonaliów i pamiątek starał się coś sprzedać. Dalej siedzący rzędem żebracy – karłowaci, pozbawieni kończyn, domagali się jałmużny. Niedoświadczeni studenci wyskoczyli z samochodu z aparatami fotograficznymi i przeciskali się ku wejściu się przez tłum obdartych i brudnych biedaków. Świadomy, że wejścia pilnują liczni strażnicy, odczekałem chwilę i gdy oni byli zajęci
Wyprawa dookoła świata jeszcze ćwierć wieku temu, zwłaszcza w Polsce, gdzie nauczyciel akademicki za miesięczną pensję mógł kupić w Paryżu kilka porcji lodów, w czasach, gdy nie było internetu, map drogowych, odpowiednich przewodników, komórek – wydawała się równie nierealna jak wyprawa na Księżyc.
Samochodem do Indii Wspomnienia podróżnika Władysław Grodecki
tych młodych, beztroskich studentów z Lublina! Mój realny świat – Polska, Kraków, rodzina, przyjaciele, znajomi odpłynęli gdzieś w siną dal przynajmniej na półtora roku! Po raz drugi w życiu, jak kiedyś na pustyni, poczułem się ogromnie samotny i zwyczajnie, po prostu bałem się. Gdy pomyślałem, że to dopiero początek z ok. 600 dni zaplanowanej wyprawy, ogarniało mnie przerażenie, ale wierzyłem, że to, czego nauczyłem się w domu, w polskiej szkole, na ulicy, musi mi wystarczyć. Powitanie z Azją wypadło całkiem sympatycznie. Nastąpiło w Adampolu 1 listopada 1992 r. Na cmentarzu w Polonezkoy zgromadziła się niemal cała
Z trudem znalazłem hotel. Pokój za 1 USD, a w nim pięć żelaznych łóżek, materace z gąbki i po dwa koce. Nie wiadomo, czy od czasu wybudowania hotelu ktoś tu sprzątał, ale karaluchów, pluskiew i innego robactwa nie było. Polonia turecka i pracujący tu Polacy. Był polski kapłan z Istambułu i konsul generalny, p. Korczewski. Trzy dni w gronie rodaków były pierwszą i praktycznie ostatnią chwilą wytchnienia zupełnie przypadkowych ludzi, którzy wspólnie podjęli się niezwykle trudnego wyzwania. Każdego dnia atmosfera w zespole stawała się coraz trudniejsza. W starej stolicy Osmanii, Bursie, obejrzeliśmy jedynie mauzolea twórców państwa Osmana i Ortogrula i popędziliśmy do Efezu. Atmosfera trochę się poprawiła, a przyczyniło się do tego bardzo miłe przyjęcie na campingu w Selcuku i wizyta w odległym od Efezu o 8 km Domku Najświętszej Marii Panny – Marienmane na wzgórzu Bulbul Dagi. Przy ciepłej, słonecznej pogodzie polska felicjanka Felicja z niezwykłą swadą opowiadała nam o ostatnich latach życia Maryi. To właśnie tutaj zgodnie z tradycją opiekował się Nią św. Jan Ewangelista, tutaj również miało miejsce Wniebowzięcie. Z Efezu popędziliśmy na wschód. Po raz kolejny zachwycałem się
cy irańskiej było już znacznie cieplej, a naszą uwagę od tej pory zaprzątały inne problemy.
W Iranie Z ogromną trudnością uzyskaliśmy trzydniową wizę tranzytową i choć każda chwila się liczyła, to jednak celnicy o północy wbili nam wizę wsteczną. Przejechać 1750 km w dwa dni, z krótkim zwiedzaniem Teheranu, Qum i Isfahanu, to absurd! O północy ruszyliśmy. Po kilkunastu minutach zatrzymali nas policjanci, pytając o „carnet de passage”. Niestety tego dokumentu odpowiedzialni za transport studenci nie załatwili, trzeba więc było wrócić na przejście graniczne, zaczekać do rana i jakoś ten problem rozwiązać! Biura, toalety, magazyny, wygląd obdartych policjantów trochę szokował. Około 9.00 poinformowano mnie, że bez „carnetu” musimy być eskortowani do granicy pakistańskiej przez policjanta. Nim ruszyliśmy w drogę, trzeba było załatwić wiele formalności. Chodziłem od urzędnika do urzędnika, a ci przekładali papiery z jednego biurka na drugie. Ale najgorsze było przed nami: drobiazgowa kontrola celna. Najpierw z samochodu wyciągnęliśmy wszystkie przedmioty, później nastąpiła ich segregacja i spis. Gitarę, kamerę video i kasety zaplombowano, a z „podejrzanych” butelek wylano soki! Wszystko to trwało do godziny piętnastej; później jeszcze wymieniłem 120 USD, z czego 75 przeznaczyłem na opłatę dla eskortującego nas policjanta (pozostałe 45 wystarczyło na jeden nocleg dla całej „siódemki”, paliwo, chleb, owoce i drobne zakupy). Tuż przed zachodem słońca opuściliśmy granicę, utyskując na panujące porządki. Kilkaset metrów dalej uzbrojeni po zęby policjanci zatrzymali nas i sprawdzili nasze paszporty. Tego dnia zatrzymywano nas jeszcze pięciokrotnie i dokładnie sprawdzano! Nim zdołaliśmy się przyzwyczaić do tych „azjatyckich zwyczajów”, długo czyniliśmy wymówki policjantowi, który na szczęście nic z tego nie rozumiał. Eskortujący nas policjant jechał z jednym ze studentów w swym samochodzie nieokreślonej marki. W pewnym momencie wysiadł, z bagażnika wyciągnął sierp i skosił trochę lucerny.
hotelu ktoś tu sprzątał, ale karaluchów, pluskiew i innego robactwa nie było. O siódmej zbudził nas kierowca i zaczął się awanturować, kto ma za niego zapłacić (ok. 30 centów). Uregulowałem opłatę za hotel, kupiliśmy 15 hubusów (placki jęczmienne – miejscowy chleb) i po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. W Quazin czekali na nas Polacy z Budimexu, którzy budowali elektrownię cieplną (uruchomioną kilka dni przed naszym przyjazdem, z udziałem premiera Iranu). Wśród 15 000 załogi nie było ani jednej kobiety. Od kilku lat pracowało tam kilkudziesięciu Polaków, m.in. mój znajomy, iranista Andrzej Siwiec. Od 10 lat nie było tu nikogo z Polski, więc przyjęcie, jakie nam zgotowano, było niezwykle miłe. Pani Barbara, księgowa i mechanicy z Budimeksu przygotowali smaczną kolację, studenci wyciągnęli przemycone z kraju wino, świetne kiełbasy, szynki i inne „zakazane” w islamie smakołyki. Szczególnie ochoczo raczył się nimi nasz niechciany towarzysz muzułmanin. Może była to dla niego jedyna taka okazja w życiu? Przypomniałem sobie wówczas słowa mojego irackiego pracownika w Karbali, Salmana: „Tu Allah nie widzi, więc nie ma grzechu!” Niestety nasza sielanka nie trwała długo, czas naglił i wieczorem byliśmy już na obwodnicy teherańskiej. Tuż przed zachodem słońca zobaczyliśmy
Po chwili podeszli do mnie czterej mężczyźni. Jeden z nich dobrze mówił po angielsku. Początkowo byłem bardzo nieufny, ale gdy się przekonałem, że przybyli, by raczej mnie chronić niż „zlinczować”, nie uciekałem od nich. gigantyczną halę ze złotą kopułą i dwoma minaretami. W środku – ogromne mauzoleum duchowego przywódcy Iranu Chomeiniego i niezliczone tłumy pielgrzymów, liczni dostojnicy religijni i minister Afganistanu! Choć był to 13 i piątek, a więc muzułmańskie święto, postanowiłem odwiedzić Quom
wypychaniem na zewnątrz pewnych siebie studentów, w mroku pochyliłem głowę, odwróciłem twarz i niepostrzeżenie udało mi się minąć bramę, zmieszać się z tłumem i nieco przyspieszyć. Co prawda po chwili zostałem zauwa-
Arge Bam, twierdza o powierzchni ok. 6 km2 – największa na świecie, wzniesiona z gliny i słomy prawdopodobnie ok. 2000 lat temu, niezdobyta przez wieki, została pokonana w ciągu kilkunastu sekund 26 XII 2003 r. przez katastrofalne trzęsienie ziemi. żony przez jednego ze strażników, ale już mnie nie dopędził. Hazrat-e Masumeh to wielki gmach z dziedzińcem, salami modlitw i odpoczynku. Strudzeni pielgrzymi jedzą, dyskutują na tematy religijne, nawet śpią. W środku głównej sali – niezwykle bogato wyposażone mauzoleum Fatimy, a dookoła ściśnięci, rozmodleni wyznawcy religii proroka. Mężczyźni razem z kobietami tak owiniętymi abajami, że widoczny był tylko owal ich twarzy. Nim dotarłem pod grobowiec, musiałem jeszcze pokonać jedną przesz kodę: przed wejściem do wnętrza trzeba oddać obuwie w przedsionku obok wejścia. Stojący za ladą poczciwy, stary Pers uśmiechnął się tajemniczo i odebrał moje sandały. Odetchnąłem, ale tylko na chwilę. Coraz bardziej bowiem odczuwałem ciężar spojrzeń zdumionych moją obecnością kobiet i mężczyzn. Zamiast się modlić, głaskać kraty otaczające sarkofag, wszyscy patrzyli w moją stronę. Jedni życzliwie, z zaciekawieniem, inni obojętnie, ale byli i tacy, w których oczach widać było złość. Bałem się, serce biło mi jak przed zawałem, szukałem skrawka miejsca, gdzie mógłbym się schować. Po chwili podeszli do mnie czterej mężczyźni. Jeden z nich dobrze mówił po angielsku. Początkowo byłem bardzo nieufny, ale gdy się przekonałem,
11
że przybyli, by raczej mnie chronić, niż „zlinczować”, nie uciekałem od nich. Zaproponowali mi nawet zwiedzanie sanktuarium, ale rozwścieczona grupa fanatyków kategorycznie zażądała, bym wyszedł na zewnątrz. Dobre i to, że nic mi się nie stało, a na dziedzińcu udało mi się zrobić kilka zdjęć. Szczęśliwy wróciłem do samochodu i udaliśmy się w kierunku jednego z najciekawszych i najpiękniejszych miast Azji, Isfahanu. Ok. 100 km przed miastem, w środku pustyni postanowiłem spędzić noc. Gdy wysiadłem z dusznego i ciasnego pojazdu, od razu poczułem bardzo intensywny, znany mi już przeszło 20 lat zapach „wielbłądzich cierni”. Znowu, jak kiedyś w pobliżu Babilonu, rozłożyłem materac na piasku i spokojnie zasnąłem, mając nad głową granat nieba przyprószonego Mleczną Drogą i skrzącymi gwiazdami. Ta cisza, w której słyszałem bicie własnego serca, została nad ranem zakłócona stękaniem osiołków i szczekaniem szakali. Nerwowy policjant przynaglał do jazdy. Już powinniśmy być na granicy pakistańskiej, a byliśmy w połowie drogi! Położony na wysokości ok. 1600 m. n.p.m. Isfahan jest pełen kontrastów: słońca i cieni, półmrocza wnętrz i oślepiającej jasności majdanów; zieleni ogrodów i lazurów ceramiki w morzu spękanej pustyni; szmeru aryków (kanałów irygacyjnych) i ludzkiego zgiełku; ciszy meczetów przerywanej śpiewnym nawoływaniem muezina; wąskich zaułków i rozległych dziedzińców. Blisko pięćset lat temu nazywany był przez podróżników: Isfahan nis-i-dżan – „Isfahan jest połową świata”. I słusznie, bo jest to miasto niezwykłej urody. Gdy znalazłem się na Wielkim Majdanie, od razu nasunęły się skojarzenia z Rynkiem Głównym w Krakowie. Jeszcze nie ochłonąłem z wrażenia, kiedy podszedł do mnie około siedemdziesięcioletni mężczyzna i upewnił się: Polacy? Po czym zaczął wspominać: „Polacy, Polacy, znowu Polacy… było ich tu wielu w czasie wojny! Były szkoły, gdzie uczyły się polskie dzieci, obchodziło się polskie rocznice, pielęgnowało polskie obyczaje. Gdy muezin wyśpiewywał z minaretu kolejne wersety z Koranu, one śpiewały polskie pieśni patriotyczne i kolędy”. Te słowa starego Persa utkwiły mi głęboko w pamięci i bardzo zmartwiły. Nie wiedziałem, że w tym mieście w czasie wojny były polskie dzieci, uchodźcy z „nieludzkiej ziemi”. Później szliśmy śladami młodości polskich sierot: meczet Dżome, droga bazarów do Majdanu Szacha, przez pałace i ogrody między majdanem a Czahar Baghiem i dalej aleją do rzeki i mostów Safawidów. Po opuszczeniu Isfahanu już byłem inny. Zaczęła się moja droga śladami „tułaczych dzieci”, która trwa do dziś. Później były Indie – drugi kraj, który „podał rękę” polskim dzieciom! Do Indii droga wiodła przez pustynię, a na jej skraju (Daszt-e-Lut) Arge Bam, twierdza o powierzchni ok. 6 km2 – największa na świecie, wzniesiona z gliny i słomy prawdopodobnie ok. 2000 lat temu. Był tu Marco Polo w swej drodze do Chin. Gdy w XVIII w. zmieniały się szlaki handlowe, opustoszały karawanseraje i meczety, miasto powoli się wyludniało. Ostatecznie niezdobyta przez wieki, dumna twierdza została pokonana w ciągu kilkunastu sekund 26 XII 2003 r. przez katastrofalne trzęsienie ziemi. Od tej pory turyści nazywają ją je Miastem Umarłych. Mieliśmy szczęście, oglądając wcześniej miasto i twierdzę. Później była granica z Pakistanem. Mimo pośpiechu i pozornie nudnego przejazdu miło wspominam pobyt w Iranie. Wszędzie bardzo serdecznie nas witano i częstowano owocami, lebanem i ciapatą. Najsympatyczniej było na stacjach benzynowych, gdzie za kilkadziesiąt centów starannie myto samochód, a robotnik wlewał do baku olej napędowy według uznania. Może liczniki były zepsute? Przyzwyczailiśmy się w końcu do obecności w naszym samochodzie starego policjanta, który wszędzie musiał się tłumaczyć, dlaczego jedziemy niewłaściwą drogą, dlaczego zatrzymujemy się w miejscach niedozwolonych, dlaczego jesteśmy spóźnieni? Do granicy dotarliśmy po pięciu dniach, a więc 4 dni po terminie ważności wizy, ale i tym razem był to problem naszego policjanta! Zresztą policjanci irańscy byli o wiele bardziej sympatyczni. Wyciągali z bagażnika kilkanaście kanistrów oleju napędowego zakupionego nielegalnie w Iranie, a ja je wkładałem… W końcu dałem im 5 USD i wjechaliśmy do Pakistanu. K
ł
-
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
12
KURIER·ŚL ĄSKI
Bogarodzico, Dziewico! Słuchaj nas, Matko Boża, To ojców naszych śpiew. Wolności błyszczy zorza, Wolności bije dzwon, Wolności rośnie krzew. Bogarodzico! Wolnego ludu śpiew Zanieś przed Boga tron.
P
To ojców naszych śpiew W Święto Niepodległości śpiewajmy naszą historię! Stefania Mąsiorska
Juliusz Słowacki, Hymn
o zakończeniu I wojny światowej w listopadzie 1918 roku i objęciu władzy przez Piłsudskiego Polaków ogarnęła euforia. Jędrzej Moraczewski, premier powołany już 18 listopada 1918 r., tak wspominał ten wyjątkowy dzień: Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma „ich”. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sami sobą rządzili. Ludzie na ulicach płakali ze szczęścia, modlili się w kościołach, a potem w domach, w gronie rodziny i przyjaciół, śpiewali. W naszym kraju od dawien dawna istnieje zwyczaj wspólnego śpiewania pieśni patriotycznych. A jest z czego czerpać. Powstawały te pieśni w różnych okresach naszej historii, a śpiewano je zwłaszcza w wyjątkowych sytuacjach dziejowych, jak wojny, powstania narodowe i niewola, by wyrazić uczucia Polaków (bo słusznie Philip Harnoncourt twierdzi, że jeśli o czymś nie można powiedzieć, to można – a nawet trzeba – wyrażać to śpiewem i muzyką). Niektóre z nich zyskały nazwę pieśni hymnicznych, bo rolę hymnu spełniały, więc są godne szczególnego szacunku. Tradycja takiego śpiewania sięga u nas czasów dynastii Piastów, a najstarszym przykładem jest łaciński hymn Gaude Mater Polonia (Raduj się, matko Polsko) – napisany ku czci św. Stanisława ze Szczepanowa w 1253 roku przez Wincentego z Kielczy. Słynna
Bogurodzica – pieśń bojowa rycerstwa polskiego – pełniła rolę hymnu podczas panowania dynastii Jagiellonów. Jan Długosz nazwał ją pieśnią ojczyźnianą (carmen patrium). Pod koniec XVIII w., u schyłku I Rzeczpospolitej, traktowano jako hymn utwór Święta miłości kochanej ojczyzny, który napisał biskup warmiński Ignacy Krasicki ро doświadczeniach konfederacji barskiej i pierwszym rozbiorze Polski. Znany jest on także jako Pieśń Szkoły Rycerskiej, bo książę Adam Czartoryski włączył go do Katechizmu moralnego dla uczniów Korpusu Kadetów. W dobie porozbiorowej, 220 lat temu, 20 lipca 1797 r. poeta Józef Wybicki napisał Pieśń Legionów Polskich dla rodaków, którzy w maju 1797 r. na apel gen. Jana Henryka Dąbrowskiego przybywali do Włoch, by służyć u boku Napoleona, wierząc, że pomoże on odzyskać utraconą ojczyznę. Na cześć generała nazwano ją Mazurkiem Dąbrowskiego. Autor doczekał się jeszcze za życia najpiękniejszej chyba nagrody, bo sam generał napisał mu w liście: Żołnierze do Twojej pieśni nabierają coraz więcej gustu i my ją sobie często nuciemy z winnym szacunkiem dla autora. Po odzyskaniu niepodległości, od 1918 do 1927 roku Polska nie miała oficjalnego hymnu. W dyskusji, jaki utwór uhonorować tym zaszczytem, mówiło się w kraju jeszcze o: • Boże coś Polskę – hymnie modlitewnym o pomyślność Ojczyzny, którego dwie pierwsze zwrotki napisał Alojzy Feliński, a dwie kolejne Antoni Gorecki, • Rocie – pieśni-przysiędze z tekstem Marii Konopnickiej, wyrażającym
oburzenie po pruskich represjach wobec polskich dzieci we Wrześni w 1901r., • Warszawiance – pieśni powstania listopadowego, którą napisał Casimir Delavigne, francuski poeta, na wieść o wolnościowym zrywie Polaków (przekładu na język polski dokonał
A tak przy okazji... Unikaj błędów podczas śpiewania naszego hymnu: TAK: kiedy my żyjemy NIE: póki my żyjemy TAK: Czarniecki NIE: Czarnecki
Ziemia i morze...
TAK: Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany NIE: M ówił ojciec do swej Basi cały zapłakany.
Ziemia i morze...
Karol Sienkiewicz, stryj H. Sienkiewicza). Śpiewano ją do muzyki Karola Kurpińskiego. • Pierwszej Brygadzie – ulubionej pieśni Marszałka Józefa Piłsudskiego i najsłynniejszej Legionów Polskich przez niego utworzonych. Tadeusz Biernacki uważany jest za autora pierwszej części, natomiast Andrzej Hałaciński – dwóch ostatnich zwrotek. Stanisław Rybka napisał w tym czasie jakby na zamówienie Hymn Rzeczypospolitej Polskiej – tekst wyrażający tak powszechne wówczas uniesienie szczęśliwych z odzyskania Ojczyzny
Tadeusz Puchałka
J
Ogień miłości i braterskiej zgody rozżagwił w naszych piersiach czynu żar. Zwyciężym pracą, naprzód więc w zawody, niech w całej Polsce tryska życia war. Wszyscy Polacy równe mamy prawa, za wolność Polski przelaliśmy krew. Praojcom naszym niechaj będzie sława, że w serca tchnęli nam proroczy śpiew.
Ks. January Liberski. 60 lat na ścieżkach kapłaństwa w Rzymie i tam przekazał jego prośbę arcybiskupowi Lusaki w Zambii, Adamowi Kozłowieckiemu. Po trzech latach przygotowań ksiądz Liberski jako pierwszy ks. fideidonista (od encykliki Piusa XII z 1957 roku Fidei donum) opuścił ojczyznę. Tak wspomina podróż na Czarny Ląd: Zgaszono światła i pasażerowie wygodnie usadowili się w fotelach. Mój kanadyjski sąsiad powiedział mi; Good night, father, i oddał się w objęcia Morfeusza. A ja? Czy mogłem spać? Nie, przecież opuszczałem Europę na dziesięć lat i rodziło się pytanie: kiedy ponownie przylecę do Europy, do Polski.? [...] (J. Liberski, Ciągle słyszę afrykańskie tam – tamy. Wspomnienia śląskiego misjonarza, s. 12) W stolicy Zambii zaskoczyło księdza nowoczesne lotnisko. Gdzie tylko spojrzał, widać było przepiękne zdobienia ścian wykonane z miedzi. Po chwili dotarło do księdza: No tak, przecież jestem w kraju słynącym z wydobywania tego kruszcu. Wszystko tu było dla młodego misjonarza nowe, obce na początku, jak choćby domy bez kominów. Nawet samo przekroczenie progu świątyni, co dla księdza nie powinno wiązać się z zaskoczeniem, także było czymś nieoczekiwanym. Uderzyła go nie tyle skromność niewielkiego kościoła, co wręcz do perfekcji doprowadzona czystość wnętrza. I kolejne zaskoczenie: przed wejściem do kościoła stał terenowy samochód policyjny. Czyżby przyjechali kogoś aresztować? Nie – odpowiedział ksiądz, który towarzyszył świeżo upieczonemu misjonarzowi – policjanci przyjechali na mszę. W czasach, w których ksiądz Liberski opuszczał Polskę, widok funkcjonariusza milicji wiązał się jedynie z problemami. W Zambii ksiądz Liberski pracował jako duszpasterz pomocniczy i pilnie uczył się języka miejscowego szczepu, co spotkało się z ogromną radością miejscowej ludności. Poza swoją
Ziemia i morze polskie nas wita. Nasza Najdroższa Rzeczpospolita!
TAK: wrócim się przez morze NIE: w rócił się rzucił się rzucim się przez morze
Wzorem śś. Cyryla i Metodego, obrał misyjną drogę i głosił prawdę o Bogu w języku cinyanja i cishuna – języku ich serca.
anuary Liberski przyszedł na świat jako najmłodszy z sześciorga rodzeństwa w rodzinie Stanisława i Heleny Liberskich, 25 sierpnia 1934 roku w Lublińcu. Jako że ojciec Stanisław był właścicielem księgarni, January od dziecka obcował z książkami. Bliski kontakt z dziełami wielkich pisarzy i poetów z pewnością miał wpływ na jego chęć poznawania świata. Po maturze rozpoczął studia w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie, a tam na swej drodze spotkał postać szczególną, bowiem jednym z jego wykładowców był ks. profesor Karol Wojtyła. 14 sierpnia 1957 roku rozpoczęła się kapłańska droga ks. Liberskiego na krętych, lecz jakże pięknych ścieżkach misyjnej drogi. Niebawem, jeszcze tego samego roku, przybył jako wikariusz do knurowskiej parafii, gdzie patronami są święci Cyryl i Metody. Ksiądz January sprawował tam posługę do roku 1962, a był to czas dla parafii szczególny, bowiem w tym czasie pracował nad wystrojem knurowskiej świątyni artysta rzeźbiarz Henryk Burzec. Młody podówczas wikary Liberski podziwiał pracę twórczą artysty i wpatrując się w jego rzeźby, powiadał, że są one niczym otwarta Biblia. Młodzi knurowscy księża, być może za sprawą i wstawiennictwem dwóch patronów Europy i pierwszych słowiańskich misjonarzy, przejęli po nich pałeczkę chrześcijańskich wędrowców i nauczycieli i sami także zapragnęli zostać misjonarzami. Ale na razie, od roku 1962 i przez trzy kolejne lata, ks. January pasterzował w parafii w Rudzie Śląskiej – Halembie, a potem w Bielsku Białej, gdzie sprawował posługę jako kapelan szpitalny. Prosił w tym czasie biskupa Bednorza o skierowanie go na misje poza granicami Polski. Szczęśliwy przypadek zrządził, że w tym czasie biskup Bednorz przebywał
rodaków. Utwór, śpiewany do muzyki Feliksa Nowowiejskiego, brzmi wyjątkowo majestatycznie: Złamane berła, powalone trony, Niewoli więzy już rozbite w pył, A w całej Polsce rozbrzmiewają dzwony, Że Bóg krwią naszą dawne winy zmył.
duszpasterską służbą był także wielkim budowniczym. Dzięki jego zaangażowaniu i osobistemu poświęceniu powstało wiele szkół, kościołów i parafialnych obiektów. W 1988 roku opuścił gościnną Zambię i udał się do Zimbabwe. Już na samym początku został niezwykle gościnnie przyjęty przez arcybiskupa Harare Patricka Chakaipa i także tam, pragnąc zbliżyć się swoich wiernych, uczył się – tym razem języka shona. Pracował jeszcze jako kapelan szpitalny w tym jednym z najbiedniejszych krajów świata, w którym mieszka 800 Polaków, a religią główną jest chrześcijaństwo (ok. 76%) Księdzu Liberskiemu dane było nauczać w kraju, w którym można podziwiać sztukę Buszmenów, a jak czytamy na stronach www.africangamesafari.co/zimbabwe.html: „Wielkie Zimbabwe to ruiny tajemniczej cywilizacji, która z niewiadomych powodów upadła”. W kraju tak ogromnych kontrastów polski misjonarz ze Śląska spotkał wielu wspaniałych ludzi. Zimbabwe – kraj, w którym można rozliczać się ośmioma walutami, jest, poza powszechną biedą, także krainą ludzi radości i uśmiechu, bo mieszkańcy tej kraju, nieco większego od Polski, potrafią jeszcze cieszyć się sercem, duszą i wiarą. 40 lat ofiarnej pracy duszpasterskiej w Afryce pozostawiło trwały ślad na zdrowiu księdza i z tego też powodu zdecydowano o przeniesieniu dzielnego misjonarza na zasłużony odpoczynek. W 2008 roku stanął na śląskiej ziemi, w Domu Księży Emerytów w Katowicach. Minęło zaledwie 2 lata, a spakował walizki i na krótko, bo na zaledwie trzy miesiące, wyjechał do Kazachstanu, jakże odmiennego od tych krajów, w których przyszło mu pracować wcześniej. Kazachstan to kraj rozległych nizin, stepów, gdzie latem temperatura dochodzi do +45 stopni Celsjusza, a zimą spada
Święta Ojczyzno, drogie Karpat grzbiety, już nie dosięgnie was orężem wróg, Bo cały naród pójdzie na bagnety, gdy znowu zabrzmi ojców złoty róg. Szkoda, że pieśń ta jest dziś niemal nieznana, zapomniana. Ostatecznie to Mazurek Dąbrowskiego 90 już lat jest oficjalnym hymnem narodowym, bo w lutym 1927 roku minister spraw wewnętrznych wydał zarządzenie, że ma być w takim charakterze wykonywany na wszystkich uroczystościach. Dlaczego właśnie ten hymn żołnierzy-tułaczy, szukających drogi do ojczyzny, z żołnierskiej pobudki awansował do rangi pieśni narodowej, pokonując licznych konkurentów? Zawdzięcza to pierwszym siedmiu słowom:
o tą samą wartość poniżej zera. Jakże trudno nauczać prawdy o Bogu w kraju, w którym religią dominującą jest islam (70,4%), a chrześcijaństwo wyznaje 24,8% ludności, natomiast katolicyzm – zaledwie 2,4 procenta. Trzeba także pamiętać o tym, że w kraju tym mieszka wielu Polaków tęskniących nie tylko za Ojczyzną swoich przodków, ale także za ich wiarą. Ksiądz Liberski podczas swojego krótkiego tam pobytu starał się
Jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy – które „w zwięzły sposób objawiły możliwość istnienia narodu bez państwa”. Dotąd rozumiano, że naród to państwo (granice, władze, instytucje, armia), a w tych słowach po raz pierwszy wyrażono nowe pojęcie: Polska żyje, dopóki noszą ją w sercach Polacy. Ojczyzna to idea wyższa niż państwo, ojczyzna jest uwewnętrznieniem w nas. Po 1945 władze komunistyczne zamierzały zmienić polski hymn dla przypodobania się Stalinowi. Bolesław Bierut zaproponował ponoć Stanisławowi Hadynie napisanie muzyki, a Władysławowi Broniewskiemu słów. Obaj odmówili. Rozważano też zastąpienie Mazurka Dąbrowskiego pieśnią Ukochany kraj (Wszystko Tobie, ukochana ziemio), bo tekst utrzymany jest w duchu socrealistycznym (słowa napisał Konstanty Ildefons Gałczyński). Ale to bieg zdarzeń w kraju sprawiał, że Polacy masowo, spontanicznie nadawali niektórym pieśniom tę szczególną rangę. I tak Mury śpiewane przez Jacka Kaczmarskiego stały się hymnem rodzącej się Solidarności, a pieśń Żeby Polska była Polską Jana Pietrzaka pełniła taką rolę w latach 80. jako wyraz sprzeciwu wobec władzy i wsparcia Solidarności. Mamy wspaniałą skarbnicę różnego rodzaju pieśni ojczystych, które odzwierciedlają naszą rodzimą tradycję i są znakomitą lekcją patriotyzmu. Sprzyja temu dramatyczna polska historia, bo te pieśni symbolizują naszą jedność i odrębność. Są też dokumentem przeszłości i w formie poetyckiego pamiętnika roztaczają obrazy życia, walki i marzeń naszych przodków. O wieści gminna! ty arko przymierza Między dawnymi i młodszymi laty: W tobie lud składa broń swego rycerza, Swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty. [...] O pieśni gminna, ty stoisz na straży Narodowego pamiątek kościoła [...]
Adam Mickiewicz, Konrad Wallenrod K
zaspokoić z powodzeniem i sukcesem obydwa te pragnienia. Księdzu Januaremu Liberskiemu w dzień jego wielkiego duszpasterskiego święta wypada życzyć na dalszą drogę życia wiele zdrowia i Bożego błogosławieństwa. Knurów był początkiem Twojej drogi, Księże Proboszczu, i jego mieszkańcy pamiętają, chylą czoła przed Tobą i jak 60 lat temu – pozdrawiają: Szczęść Boże! K
TW Bolek Antoni Wysocki
Kto Ty jesteś? – TW Bolek. Coś miał za to? – Miałem dolę. Gdzieś donosił? – Na bezpiekę. Coś miał u nich? – Miałem tekę. Miałeś dużą forsę za to? Tak, bo byłem denuncjator, bardzo płodny i gorliwy, byłem czujny, przenikliwy, podglądnąłem, podsłuchałem i już nowy donos miałem. Donosiłem przez lat wiele, w dzień powszedni i w niedzielę, bez ustanku, bez wytchnienia słałem SB doniesienia. Na przyjaciół i kolegów,
na tych bliskich i tych z brzegu. Na tych którzy mi ufali, którzy ze mną pracowali, donosiłem bez wahania, wywiązując się z zadania. Gdyż oddany tak dalece, byłem drogiej mi SB-ce. Byłem wzorem konfidenta i na co dzień i od święta. Kiedy były podejrzenia, zapytania, wyliczenia, skąd pieniądze na zakupy, że to są z Bezpieki łupy, ja mówiłem, że to plotka, że wygrałem w totolotka. Z TEKI ANNY SŁOTY
Wańka-wstańka
Koszałek Opałek
L
eszek Jodliński, zwolniony z funkcji dyrektora Muzeum Śląskiego Katowicach w związku z proniemieckim scenariuszem wystawy historycznej, po niedługim okresie karencji w Opawie został przywrócony do łask i otrzymał stanowisko dyrektora Górnośląskiego Muzeum w Bytomiu. To jednak nie wszystko. W niedzielę 17 września wystąpił w audycji dla dzieci „Mali odkrywcy” jako ekspert od przeszłości. Nauczał maluchy relatywizmu historycznego. Opowiadał o Śląsku, który był przed wojną podzielony między Polskę i Niemcy. W obydwu państwach na podstawie pewnej konwencji prześladowano mniejszości: w Polsce żydowską i niemiecką, a w Niemczech – żydowską i polską. Jednakowo. Pan Jodliński zrównał wystąpienia związane z nadreprezentacją Żydów w takich zawodach, jak: lekarze, prawnicy, handlowcy z zaplanowaną w Niemczech systemową likwidacją tej nacji, od ustaw norymberskich z 1935 r. przez noc kryształową w 1938 po działania w okresie II wojny światowej. I wszystko jest jasne. Takie wnioski na teraz. A za chwilę? Chyba nie na taką „dobrą zmianę” czekaliśmy w województwie śląskim: w muzeum i Polskim Radiu Katowice. K
Wiesław bis Zbigniew Kopczyński
P
rzetoczyła się po sympatyzującej z PiS-em części internetu fala notek i memów sugerujących, na podstawie fizycznego podobieństwa, pokrewieństwo w linii prostej między Borysem Budką a Władysławem Gomułką, czyli niezapomnianym towarzyszem Wiesławem. Sugestie niesmaczne, bo niesmaczne jest naigrawanie się z cech fizycznych. Co innego jednak podobieństwo fizyczne, a co innego psychiczne, nazywane również pokrewieństwem duchowym. A na takie pokrewieństwo między Borysem Budką a towarzyszem Wiesławem z każdą wypowiedzią byłego ministra sprawiedliwości coraz więcej wskazuje. Ujawniło się to szczególnie w jego krytyce wystąpienia śląskich senatorów PO – Andrzeja Misiołka i Leszka Piechoty, odcinających się od jego wezwania Unii Europejskiej do ukarania Polski, zawartego w wywiadzie dla niemieckiej prasy. Towarzysz Wiesław alergicznie reagował na jakąkolwiek krytykę. Był dogmatykiem, przekonanym o swojej i wyznawanej ideologii nieomylności,
Wszystkie, choćby i nieśmiałe głosy krytyczne tow. Wiesław analizował pod kątem „kto za tym stoi i komu to służy”. a wszystkie, choćby i nieśmiałe głosy krytyczne analizował pod kątem „kto za tym stoi i komu to służy”. A stali za tym i służyło to zwykle amerykańskim imperialistom, izraelskim syjonistom i odwetowcom z NRF (tak to się wtedy pisało). Jego duchowy wnuk również przejrzał krytyków. Stwierdził, że oświadczenie senatorów wygląda jak dokument napisany przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wiemy już więc, kto za Misiołkiem i Piechotą stoi i komu oni służą. Pozostaje tylko oskarżyć tę dwójkę o odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne. Zauważmy, że śląscy senatorzy nie krytykowali ani celów, ani programu Platformy, co po prawdzie trudno skrytykować z powodu ich braku. Krytykowali jedynie wezwanie do ukarania Polski, co uważają – i słusznie – za pójście o krok za daleko. Niemniej wystarczy to duchowemu wnukowi Gomułki do oskarżenia ich o sprzyjanie PiS-owi, a więc o największą zbrodnię, jakiej może dopuścić się członek Platformy Obywatelskiej. Towarzysz Wiesław jak żywy! W jednym Borys Budka różni się od przypisywanego mu dziadka. Władysław Gomułka, choć reprezentował władzę przyniesioną na sowieckich bagnetach, zapobiegł sowieckiej interwencji podczas kryzysu w roku 1956. A już na pewno nie zwróciłby się o pomoc do Niemców. K
Nr 40
W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I
K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R
Październik · 2O17 W
n u m e r z e
Inteligent o niemieckich gazetach Jolanta Hajdasz
S
olidarność” liczy na to, że już od stycznia przyszłego roku będziemy mieć wolne od handlu niedziele, a właściwie chyba trafniej byłoby napisać, że pracownicy handlu nie będą wreszcie musieli w niedziele pracować. Panie „siedzące na kasie” czy „stojące na serze” będą mogły wreszcie zwyczajnie odsapnąć po tygodniu pracy, zaplanować spacer, ugotować obiad, pobyć z rodziną czy po swojemu odpocząć. Naprawdę długo czekają na ten wielki przywilej korzystania z niedzieli niezagospodarowanej przez pracodawcę. Projekt tej ustawy był przecież złożony w sejmie już we wrześniu ubiegłego roku, podpisało go ponad pół miliona obywateli, pierwsze jego czytanie miało miejsce w październiku, a potem… wiele miesięcy nic się nie działo. Trwały jednak zakulisowe konsultacje z branżą, czyli przedstawicielami największych zagranicznych, wielkopowierzchniowych marketów i galerii. Raz po raz słyszeliśmy, dlaczego zakaz jest niedobry, ale analiza konkretnych argumentów obalała je krok po kroku. Podobno zakaz handlu w niedzielę spowoduje zwolnienia z pracy? Bzdura, udowadniają związkowcy, już dziś brakuje blisko 150 tysięcy pracowników sklepów. Spadną obroty? Nieprawda, wszelkie symulacje i praktyka krajów, gdzie ograniczenia obowiązują, wykazuje, że to co mamy w sklepach wydać, wydamy, obojętnie, czy w niedzielę, czy w piątek wieczór. Koronnym argumentem przeciwników zakazu mają być teraz wyniki sondaży, z których wynika rzekomo, że Polacy chcą niedzielnego handlu, bo prawie połowa z nas robi w niedzielę zakupy. Może należałoby jednak przy tym dodać, że spora część tych transakcji to zakupy przez internet, a tych zakaz nie będzie dotyczył… Warto także dostrzec, że takie niekorzystne dla pracujących w niedziele wyniki badań i statystyk publikują przede wszystkim te media, w których markety, galerie i magazyny opłacają reklamy, a są to wydatki liczone nie w dziesiątkach, a setkach tysięcy i milionach złotych. Kto płaci, ten wymaga, trzeba mieć tego świadomość i nie dać się zmanipulować medialnym pseudonewsom. Może na początek niektórym będzie trudno się pogodzić z zamkniętym marketem, gdy okaże się, że nie ma gdzie spacerować pod dachem, ale pewnie szybko można się będzie przestawić na zdrowszy i darmowy spacer po lesie lub kawę i ciasto w domu u koleżanki. Warto przy tym pamiętać, że wolną od handlu niedzielę mają: Austria, Grecja, Belgia, Francja, Luksemburg, Norwegia, Holandia, Wielka Brytania i oczywiście Niemcy, u których jest to nawet zapisane w konstytucji. Każdy ma prawo do odpoczynku, to żaden przywilej. Związkowcy wierzą więc, że w październiku ich projekt ustawy ograniczającej handel w niedzielę przejdzie cały proces legislacyjny i trafi do podpisu prezydenta Andrzeja Dudy. Prezydent tyle razy deklarował, że jest zwolennikiem ograniczenia handlu w niedzielę, że tym razem nikogo nie powinien zaskoczyć swoim wetem. Wolne niedziele od stycznia? Jak najbardziej tak! K
G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
Sejm RP przyjął 15 września uchwałę w sprawie upamiętnienia w 40. rocznicę śmierci poznańskiego metropolity arcybiskupa Antoniego Baraniaka, nazywanego już powszechnie żołnierzem niezłomnym Kościoła. Trwa akcja zbierania podpisów pod petycjami o pośmiertne odznaczenie abp. Baraniaka i o wszczęcie procesu jego beatyfikacji. Do tej pory zebrano po blisko 10 tysięcy podpisów pod każdą z nich. Patronem medial- 2 nym akcji jest od początku „Kurier Wnet”.
Cień Marszałka nęka nas do dziś
Żołnierz Niezłomny Kościoła
Mieszkańcy dawnego zaboru pruskiego nie mają podstaw do sympatii w stosunku do Piłsudskiego. Jego wizja odradzającej się Polski skupiała się na obszarach wschodnich. Wielkopolskę i inne tereny będące pod panowaniem niemieckim mylnie uważał za zgermanizowane. Przedstawiciel młodego pokolenia Wielkopolan, Michał Bąkowski, odnosi się do mitu Marszałka.
Uchwała Sejmu RP Jolanta Hajdasz
U
chwała przeszła zdecydowaną większością głosów, za było 395 posłów: 222 z PiS-u i 24 z PSL – czyli wszyscy, którzy głosowali tego dnia; niewielu mniej z PO (115 na 118 głosujących) i Nowoczesnej (za było 13 na 16 głosujących), reszta posłów także głosowała za przyjęciem uchwały. Tylko 5 posłów było przeciw (Agnieszka Hanajczyk z PO, Krzysztof Mieszkowski z Nowoczesnej, oraz 3 z Unii Europejskich Demokratów: Michał Kamiński, Stefan Niesiołowski, Jacek Protasiewicz). 4 się wstrzymało – 2 z PO (Tomasz Cimoszewicz i Grzegorz Raniewicz) i 2 z Nowoczesnej (Marek Ruciński – poseł z Poznania zresztą – i Joanna Scheuring Wielgus). Przyjęciu uchwały towarzyszył pokaz filmu dokumentalnego Jolanty Hajdasz w sali im. Jacka Kuronia pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” oraz otwarcie w holu przed salą przygotowanej przez poznański oddział IPN wystawy. Ekspozycja składa się z 16 plansz, na których przedstawiono życie i działalność abp. Baraniaka. Uwypuklona została jego aktywność w sekretariacie prymasa Stefana Wyszyńskiego, a także jego posługa jako arcybiskupa metropolity poznańskiego w latach 1957– 1977. Zobrazowano również inwigilację kapłana przez aparat represji PRL. Pełnometrażowy dokument „Żołnierz Niezłomny Kościoła” to zapis rozmów z ostatnimi żyjącymi świadkami życia abp. Baraniaka – m.in. z siostrami elżbietankami pracującymi w Pałacu Arcybiskupim za jego czasów czy dr Małgorzatą Kuleszą-Kiczką z Warszawy, która opiekowała się w 1977 r. umierającym metropolitą poznańskim. W filmie swoje świadectwo o nim dają też abp Marek Jędraszewski, który w 2009 r. jako pierwszy opublikował materiały z archiwów IPN na temat prześladowania abp. Baraniaka, kard. Zenon Grocholewski i kard. Stanisław Dziwisz, o. Jerzy Tomziński i inni duchowni. Zdjęcia do filmu powstały w Poznaniu, w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, na Jasnej Górze, w Oświęcimiu, Krakowie oraz w Rzymie, gdzie studiował przyszły metropolita poznański. Jolanta Hajdasz była z kamerą również w Budapeszcie, gdzie szukała informacji o losach prymasa Josefa Mindszenty’ego, oraz w Pradze, by poznać historię prymasa Josefa Berana.
„Do śmierci służył Kościołowi i Ojczyźnie” Antoni Baraniak urodził się 1 stycznia 1904 r. we wsi Sebastianowo w Wielkopolsce. W młodości wstąpił do zgromadzenia salezjanów. Od 1933 do 1948 roku pełnił funkcję sekretarza i kapelana
2 kard. Hlonda. Po jego śmierci został sekretarzem i kapelanem prymasa Wyszyńskiego. W roku 1951 papież Pius XII mianował go biskupem pomocniczym archidiecezji gnieźnieńskiej. „Z racji swej bliskiej współpracy z Prymasem stał się jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego Kościoła w najgor-
mu zadawano, Biskup Baraniak pozostał wierny Prymasowi Wyszyńskiemu, wierny Kościołowi. W 1956 roku wyszedł na wolność i aż do śmierci służył Kościołowi i Ojczyźnie” – czytamy w projekcie uchwały. W dokumencie przypomniano też słowa obecnego metropolity krakowskie-
Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 września 2017 roku w sprawie upamiętnienia 40. rocznicy śmierci Arcybiskupa Antoniego Baraniaka,,,Żołnierza Niezłomnego” Kościoła Czterdzieści lat temu, 13 sierpnia 1977 roku zmarł Arcybiskup Antoni Baraniak, wieloletni i jeden z najbliższych współpracowników Prymasa Augusta Hlonda i Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Arcybiskup Antoni Baraniak urodził się 1 stycznia 1904 roku w Sebastianowie. Od 1933 do 1948 roku pełnił funkcję sekretarza i kapelana Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Po jego śmierci został sekretarzem i kapelanem Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Z racji swej bliskiej współpracy z Prymasem stał się jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego Kościoła w najgorszych dla niego czasach stalinowskich prześladowań. Wraz z aresztowaniem Prymasa Wyszyńskiego w nocy z 25 na 26 września 1953 roku aresztowano również Biskupa Antoniego Baraniaka, który został osadzony w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Komuniści usiłowali za wszelką cenę pozbyć się Prymasa. Zamierzali wytoczyć Kardynałowi Wyszyńskiemu proces o działalność kontrrewolucyjną i zdradę państwa. W tym celu chcieli wymusić zeznania obciążające Prymasa na jego najbliższym współpracowniku – Biskupie Baraniaku. W ciągu 27 miesięcy Biskup Baraniak był przesłuchiwany co najmniej 145 razy. Był torturowany, poniżany, bity, głodzony, przetrzymywany w ciemnicy. Pomimo wielkiego cierpienia jakie mu zadawano Biskup Baraniak pozostał wierny Prymasowi Wyszyńskiemu, wierny Kościołowi. W 1956 roku wyszedł na wolność i aż do śmierci służył Kościołowi i Bogu. Piękne słowa o Arcybiskupie Baraniaku wypowiedział obecny metropolita krakowski Arcybiskup Marek Jędraszewski: „Gdyby nie Arcybiskup Baraniak i jego nieugięta postawa, nie byłoby powrotu Prymasa Wyszyńskiego do Warszawy po okresie uwięzienia, bez Prymasa Wyszyńskiego nie byłoby Kardynała Wojtyły, a potem Jana Pawła II”. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, uznając zasługi Arcybiskupa Antoniego Baraniaka dla Kościoła oraz jego poświęcenie ludziom i Bogu – składa cześć Jego pamięci. szych dla niego czasach PRL-u i stalinowskich prześladowań” – podkreślono w uchwale, która przypomina też, że wraz z aresztowaniem Prymasa Wyszyńskiego w nocy z 25 na 26 września 1953 r. aresztowano również bp. Baraniaka, który został osadzony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Komuniści usiłowali za wszelką cenę pozbyć się Prymasa. Zamierzali wytoczyć mu proces o działalność kontrrewolucyjną i zdradę państwa. W tym celu chcieli wymusić zeznania obciążające Prymasa na jego najbliższym współpracowniku – właśnie bp. Baraniaku. W ciągu 27 miesięcy był on przesłuchiwany co najmniej 145 razy. „Był torturowany, poniżany, bity, głodzony, przetrzymywany w ciemnicy. Pomimo wielkiego cierpienia, jakie
go abp. Marka Jędraszewskiego, który podkreślił, że gdyby nie abp Baraniak i jego nieugięta postawa, „nie byłoby powrotu Prymasa Wyszyńskiego do Warszawy po okresie uwięzienia, bez Prymasa Wyszyńskiego nie byłoby Kardynała Wojtyły, a potem Jana Pawła II”. Dlatego Sejm RP – »uznając zasługi Arcybiskupa Antoniego Baraniaka dla Kościoła oraz jego poświęcenie ludziom i Bogu« – powinien oddać cześć jego pamięci”.
Wznowione śledztwo IPN wznowił w czerwcu br. postępowanie w sprawie uwięzienia przez władze komunistyczne abp. Antoniego Baraniaka. W czerwcu 2011 roku śledztwo przeciwko oprawcom biskupa zostało bowiem umorzone. Prokurator uznał
wówczas, że brak dowodów wskazujących na stosowanie wobec duchownego niedozwolonych metod śledczych. Teraz w ramach śledztwa planowane są m.in. przesłuchania sześciu świadków, którzy nie składali jeszcze wyjaśnień w tej sprawie. Jak powiedział KAI Andrzej Pozorski, szef pionu śledczego IPN, „Pojawiły się nowe dowody, w związku z tym należy te czynności przeprowadzić na nowo. Bez wątpienia należy w tej sprawie przesłuchać sześciu świadków, których nazwiska zostały ustalone na podstawie analizy dotychczasowego materiału dowodowego i różnych publikacji prasowych, telewizyjnych, które ukazały się między 2010 a 2017 rokiem, przeanalizować dokumenty, których dotychczas nie znaliśmy.
Komunistyczne tortury Gdy w 1957 r. nazwisko Antoniego Baraniaka pojawiło się wśród proponowanych przez stronę kościelną osób, które mogłyby objąć duszpasterską opieką archidiecezję poznańską, władze PRL nie zaoponowały. Partyjni decydenci i funkcjonariusze bezpieki byli przekonani, że okres jego rządów w Poznaniu nie będzie zbyt długi ani kłopotliwy. W opinii komunistów stan zdrowia wieloletniego sekretarza Prymasa Hlonda i Prymasa Wyszyńskiego był tak zły, że pozostały mu czas należałoby mierzyć w miesiącach. Choroby były efektem brutalnego uwięzienia i maltretowania w latach 1953–56. Szacunki reżimu okazały się chybione, a biskup Baraniak rozpoczął okres dwudziestoletniej posługi, którą wierni z Wielkopolski zapamiętali jako pełną oddania i troski o Kościół lokalny. Tortury, jakim poddano biskupa Baraniaka w więzieniu, są przejmujące nawet dla osób znających metody komunistycznego aparatu represji. Zdzieranie paznokci, przetrzymywanie nago w ciemnicy (wychłodzonej celi z mokrą posadzką i kapiącą wodą), pobicia, które pozostawiły ślad w postaci 10-centymetrowych blizn, i psychiczne maltretowanie 50-letni wówczas duchowny znosił w osamotnieniu. W tym czasie odbyło się blisko 150 przesłuchań (niektóre trwały po kilkanaście godzin). Hierarcha rzadko decydował się na dzielenie się z innymi osobami wspomnieniami z Rakowieckiej. Traumę, podobnie jak wcześniejsze tortury, znosił w samotności. Złożony cierpieniem, tuż przed śmiercią na wyrazy współczucia ze strony opiekującej się nią zakonnicy odpowiedział jedynie: „Siostro, to jest nic, co było tam”. Zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 13 sierpnia 1977 r. Został pochowany w podziemiach poznańskiej katedry. K
Tirem do Iranu Pierwsza w Polsce i jedna z nielicznych w Europie książka opowiadająca o pracy zawodowego kierowcy ciężarówki, jeżdżącego w latach 80. na trasie Europa–Bliski Wschód. Publikacja powstała w oparciu o pamiętnik z 1983 roku, kiedy to autor książki – Adam Frąckowiak – ruszył w swoją pierwszą drogę z Polski do Iranu. Książkę poleca Aleksandra Tabaczyńska.
2
Agent tajnego wywiadu Historia konspiracji wielkopolskiej wciąż pozostaje wdzięcznym polem do badań naukowych. Ich efekty często przynoszą zaskakujące informacje, ukazują nieznanych, zapomnianych bohaterów. Jedną z takich postaci jest Stanisław Sierszyński. Własną pracą zdobył ważną pozycję i szacunek jako kupiec poznański. Ale to tylko początek jego historii – pisze Rafał Sierchuła.
3
Rodacy Rodakom w Ojczyźnie Jesteśmy w 100% Amerykanami i w 100% Polakami – mówią o sobie nastoletni bracia Kasper, Dominik i Łukasz Yoderowie, którzy mieszkając na stałe w USA, od pięciu lat raczą poznańską publiczność koncertami muzyki poważnej i kunsztem tanecznym. Ich nauczycielką i menedżerką jest matka, Róża Kostrzewska-Yoder, absolwentka warszawskiej Akademii Muzycznej. O tej niezwykłej rodzinie opowiada Danuta Namysłowska Moroz.
6
ind. 298050
redaktor naczelna Wielkopolskiego Kuriera Wnet
Mój znajomy, typowy antyrządowy inteligent totalny, napisał na FB, że wg PiS czysty rasowo Polak nie czyta niemieckiej prasy, ma za to szwedzką piłę i jeździ BMW. Ten niewyszukany bon mot spotkał się z żywiołową aprobatą wielu innych inteligentów totalnych. Antyrządowość totalna prowadzi do totalnego zaślepienia – stwierdza Henryk Krzyżanowski.
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
2
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
Henryk Krzyżanowski
Cień Marszałka nęka nas do dziś
Jak mówią, PiS chce repolonizować wychodzącą w Polsce prasę, obecnie w ogromnej większości wydawaną przez niemieckie koncerny.
N
iejako w reakcji na te zamiary mój znajomy, typowy antyrządowy inteligent totalny, napisał ostatnio na Facebooku, że wg PiS czysty rasowo Polak nie czyta niemieckiej prasy, ma za to szwedzką piłę i jeździ BMW. Ten niewyszukany bon mot spotkał się z żywiołową aprobatą wielu innych inteligentów totalnych. Co niestety potwierdza tezę, że antyrządowość totalna prowadzi do totalnego zaślepienia. Sorry, tak to widzę. Nie trzeba bowiem geniusza, by dostrzec różnicę między łańcuchową piłą, która ułatwia życie działkowiczowi, a gazetą, która, dostarczając czytelnikowi informacji i rozrywki, przy okazji mebluje mu rozum. Do tego działkowicz nie jest skazany na produkt szwedzki, może
kupić piłę amerykańską, niemiecką czy nawet polską. W przypadku lokalnej gazety codziennej większość rodaków takiego wyboru nie ma. Wydawca niemiecki albo żaden. Autor bon motu doskonale o tym wie, skoro jednak mu to nie przeszkadza, sądzi zapewne, że niemiecki monopol prasowy nie jest niebezpieczny ani szkodliwy. Prasa to tylko słowa, słowa, słowa… Cóż, można by wzruszyć ramionami nad tą opinią, gdyby nie to, że w innym miejscu nasz inteligent totalny wykazuje zabobonną wprost wiarę w moc sprawczą przekazywanych odgórnie treści. Chodzi o szkołę, a zwłaszcza przedmioty humanistyczne. Tam każda zmiana na liście lektur skłania inteligenta totalnego
Abp M. Jędraszewski dołączył do Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę
25
4:00 nad ranem. Terminy 2017: • 27/28 października – Bazylika, • 24/25 listopada – Kaplica Matki Bożej, • 29/30 grudnia – Kaplica Matki Bożej. Czuwanie rozpoczyna się zaraz po Apelu Jasnogórskim. Modlimy się z Maryją Królową Polski za naszą Ojczyznę, by była wierna Bogu, Krzyżowi i Ewangelii oraz by wypełniła Jasnogórskie Śluby Narodu. 21.00 – Apel Jasnogórski 21.30 – Litania do Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny
sierpnia, w wigilię święta Matki Boskiej Częstochowskiej, kiedy mieliśmy na Jasnej Górze comiesięczne czuwanie, do Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę przystąpił J.E. Ks. Abp Marek Jędraszewski, Metropolita Krakowski. Bogu niech będą dzięki! Raz w miesiącu, zawsze z ostatniego piątku miesiąca na sobotę, organizowane są nocne czuwania modlitewne na Jasnej Górze Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę dla wszystkich Polaków w kraju i za granicą. Czuwania rozpoczynają się w piątek po Apelu Jasnogórskim (godz. 21:00) i kończą przed godz.
P
ublikacja powstała w oparciu o pamiętnik z 1983 roku, kiedy to autor książki – Adam Frąckowiak – ruszył w swoją pierwszą drogę z Polski do Iranu. Prowadził ciężarówkę należącą do śremskiego oddziału firmy PeKaeS Warszawa – 330-konnego Fiata 190 NC z przyczepą. Przejazd z Polski do Teheranu i z powrotem zajął 45 dni, a licznik wskazał odległość 10 310 kilometrów. „Wyjeżdżając pierwszy raz do nieznanego mi jeszcze kraju, jakim był Iran, postanowiłem robić małe zapiski oraz robić zdjęcia na bieżąco, aby razem z tymi zapiskami napisać kiedyś pamiętnik dla moich synów Sławka i Szymona. Miałem nadzieję, że kiedyś będzie to miła pamiątka z tego pierwszego wyjazdu do Iranu i tym samym
Zawodowy kierowca pod względem finansowym, żywnościowym był zdany wyłącznie na siebie i co najwyżej mógł liczyć na kolegów-rodaków, będących również w trasie. będę mógł przybliżyć moim synom trudną pracę kierowców jeżdżących do dalekich, nieznanych krajów i zobrazować tak długą rozłąkę z rodziną” – pisze Adam Frąckowiak. Nie da się porównać ówczesnych warunków pracy zawodowych kierowców do dzisiejszych realiów. Różnią się nie tylko samochody, ale wyposażenie, możliwości bezgotówkowych transakcji, łatwy sposób komunikowania się, dostęp do informacji itp. W latach osiemdziesiątych nie było telefonów komórkowych, przewodników turystycznych po tamtym
W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I
do podnoszenia larum oraz snucia domysłów o makiawelizmie obecnej władzy, która, usuwając z kanonu lektur opowiadanie Brunona Schulza, pragnie w ten sposób wychować uczniów na posłuszne automaty. Podsumujmy: inteligent totalny nie wierzy w możliwość kształtowania preferencji wyborczych przez kupowaną codziennie gazetę, za to w nieszczęsnej pani od polskiego dostrzega demiurga, lepiącego osobowość swoich uczniów w formy zatwierdzone przez ministerstwo oświaty. Tuwim napisał kiedyś wiersz o strasznych mieszczanach widzących wszystko oddzielnie. Zdaje się, że ta przypadłość wcale nie zniknęła wraz z przedwojennymi drobnomieszczanami… K
Modlitwa Różańcowa wraz z rozważaniami różańcowymi 23.00 – Droga Krzyżowa 24.00 – Msza Święta za Ojczyznę 01.30 – Litania do Matki Boskiej Częstochowskiej 01.40 – Dalszy ciąg Modlitwy Różańcowej wraz z rozważaniami przed Najświętszym Sakramentem. 3.15 – Koronka do Miłosierdzia Bożego. 3.30 – Zakończenie Czuwania Osoby, które chcą wziąć udział w Czuwaniu lub chcą pomóc w organizowaniu wyjazdu prosimy o kontakt: http://krucjatarozancowa zaojczyzne.pl/. Zapraszamy!
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
Mieszkańcy dawnego zaboru pruskiego nie mają podstaw do sympatii w stosunku do Piłsudskiego. z Prusakami za pomocą pracy organicznej, tworzenia polskich banków, spółdzielni, tajnych kompletów, porywających serca kazań z ambon kościelnych czy szkolenia młodzieży w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”. W końcu to my, Wielkopolanie, wywalczyliśmy sobie wolność w jedynym zwycięskim w historii Polski powstaniu. Prawdą jest, że nie byłoby mitu Piłsudskiego, gdyby nie np. gen. Haller, Dmowski czy gen. Rozwadowski. Pierwszy z nich był osobą świetnie wykształconą, bogobojną, uwielbianą przez żołnierzy. Zarówno Haller, jak i Dmowski doskonale rozumieli, że żeby walczyć o niepodległość, trzeba najpierw kształtować przyszłe pokolenia.
Aleksandra Tabaczyńska rejonie, czy chociażby tzw. rozmówek. O internecie i aktualnych możliwościach dostępu do wszelkiej wiedzy nikt nawet nie marzył. Zawodowy kierowca pod względem finansowym, żywnościowym był zdany wyłącznie na siebie i co najwyżej mógł liczyć na kolegów-rodaków, będących również w trasie. Tirem do Iranu to nie tylko piękna karta historii polskiego transportu, ale opowieść o trudach, tęsknocie, zaradności oraz odpowiedzialności za siebie i kolegów. Książka jest wspaniale ilustrowana zdjęciami, które wykonał sam autor. I znów trzeba przenieść się we wczesne lata osiemdziesiąte. Aparat fotograficzny „przekraczał” kilka granic, a więc należało podjąć decyzję, czy go zgłaszać i zrobić to oficjalnie, czy też nie. Sam aparat nie wystarczał, konieczny był film. Liczba rolek filmu determinowała ilość ujęć. Zdjęcie wyszło lub nie, a autor dowiadywał się o tym dopiero przy wywołaniu. Fotografie ilustrujące publikację Adam Frąckowiak był często zmuszony robić, równocześnie prowadząc ciężarówkę. Duże znaczenie miała pogoda bowiem w temperaturze -40⁰C lub + 70⁰C trudno było oczekiwać, że aparat zadziała bez zarzutu. Jednak wiele zdjęć jest udanych i można je podziwiać w książce. Tirem do Iranu to prawdziwa gratka nie tylko dla miłośników
Redaktor naczelny Kuriera Wnet
K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R
D
i inne tereny będące pod panowaniem niemieckim mylnie uważał za zgermanizowane. Tymczasem mądrzy mieszkańcy owych ziem nauczyli się od Niemców punktualności, organizacji pracy, porządku czy drylu wojskowego. Już w czasach Dezyderego Chłapowskiego Wielkopolanie walczyli
Tirem do Iranu
Krzysztof Skowroński
Redaktor naczelny
A
K
ilka lat temu nie do pomyślenia było, aby otwarcie skrytykować postać Józefa Piłsudskiego. Politycy często odwoływali się do jego słów, jego wizji państwa i podkreślali jego wkład w walkę o niepodległość. Wielu historyków i dziennikarzy w obawie o swoją reputację zręcznie omijało ten drażliwy temat. Były oczywiście wyjątki, m.in. Rafał Ziemkiewicz, jednak głosy krytykujące Marszałka nie miały szansy przebić się w szerzej w społeczeństwie. Dokładnie pamiętam lekcje historii w szkole czy akademie z okazji 11 listopada. W podręcznikach i wiedzy nauczycieli mocno zakorzeniony był nieskazitelny obraz Piłsudskiego. Czasem pojawiała się jakaś wzmianka o Dmowskim, nigdy o Hallerze czy Rozwadowskim. Ja na szczęście miałem babcię, Wielkopolankę z krwi i kości, córkę oficera Błękitnej Armii, oraz o. Karola Meissnera, u którego w domu rodzinnym bywał Roman Dmowski. Dzięki ich przekazom mogłem spojrzeć na okres międzywojenny i głównych graczy politycznych tamtych czasów krytycznym okiem. Z racji pisania do wielkopolskiego wydania „Kuriera WNET” nawiążę trochę do naszego postrzegania Naczelnego Wodza. Mieszkańcy dawnego zaboru pruskiego nie mają podstaw do sympatii w stosunku do Piłsudskiego. Jego wizja odradzającej się Polski skupiała się na obszarach wschodnich. Wielkopolskę
Tirem do Iranu to pierwsza w Polsce i jedna z nielicznych w Europie książka opowiadająca o pracy zawodowego kierowcy ciężarówki jeżdżącego w latach osiemdziesiątych na trasie Europa–Bliski Wschód.
WIELKOPOLSKI KURIER WNET
G
Michał Bąkowski
Z
I
E
N
N
A
Jolanta Hajdasz tel. 607 270 507 mail: j.hajdasz@post.pl
transportu ciężkiego. Książka jest pionierska w swoim gatunku, a świadczy o tym jej duży sukces wydawniczy. Autor-debiutant sprzedał już blisko dwa tysiące egzemplarzy i prawdopodobnie dodrukuje kolejne. Adam Frąckowiak jest nowotomyślaninem, cenionym społecznikiem i radnym miejskim. Lokalnemu środowisku znany był do tej pory ze swej nieugiętej postawy wobec planów władz poprzedniej kadencji sprzedaży Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Nowym Tomyślu. W latach, gdy masowo wyprzedawano polskie zakłady i przed-
Nie patrząc przez okno, poznawałem po mruczeniu silnika i wiedziałem, co to za samochód oraz kto nim jedzie – moja mama wielokrotnie to później wspominała. siębiorstwa, zasłynął dzielną i po części samotną, ale przede wszystkim zwycięską walką o zatrzymanie w majątku miasta strategicznego przedsiębiorstwa. Przez całe swoje dotychczasowe życie przejechał ponad trzy miliony kilometrów – bez wypadku. Jest też naszym czytelnikiem.
Zespół WKW
Sławomir Kmiecik Małgorzata Szewczyk ks. Paweł Bortkiewicz Aleksandra Tabaczyńska Michał Bąkowski Henryk Krzyżanowski Jan Martini
Projekt i skład
Wojciech Sobolewski Dział reklamy
Adres redakcji
ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl
Marta Obłuska reklama@radiownet.pl
Wydawca
Dystrybucja własna Dołącz!
Informacje o prenumeracie
dystrybucja@mediawnet.pl
Spółdzielcze Media Wnet / Wnet Sp. z o.o. kontakt j.hajdasz@post.pl, tel. 607270507
Dmowski zabiegał o polskie sprawy w rosyjskiej Dumie oraz kształtował ludzkie umysły za pomocą pism politycznych. Haller osobiście kształcił młodzież w ramach tajnych kursów oficerskich, podoficerskich, w „Sokole”; działał też w ruchu spółdzielczym. Nie można zapominać, że dowodzona przez niego „Błękitna Armia” składała się ze świetnie wyszkolonych żołnierzy i posiadała nowatorski jak na tamte czasy sprzęt wojskowy, tj. samoloty i czołgi. Był to duży potencjał militarny, który zniszczył Piłsudski, rozczłonkowując tę formację i powierzając jej poszczególne części swoim nieobytym i niewykształconym oficerom, co znacząco wpłynęło na spadek jej morale. Podobnie było z generałem Rozwadowskim. Tak naprawdę to jego geniusz uratował nie tylko Polskę, ale i całą Europę przez bolszewicką nawałą. Piłsudski wykorzystał dorobek wielu ludzi, doprowadził do fatalnej obsady w poszczególnych resortach rządu (np. Józefa Becka). W czasach PRL był ikoną walki z Rosją, z komunizmem, więc był atrakcyjny, nietykalny. Ale co tak naprawdę sam stworzył, co jest tylko jego? Hasła, które powtarzane są do dziś: „Bić kurwy i złodziei” i tym podobne. Mało mamy takich Piłsudskich w czasach obecnych? Rozliczmy się z historią, uczmy się na błędach poprzedników i nie dawajmy władzy piłsudczykom, tylko naśladowcom Dmowskiego, Chłapowskiego, Hallera. K
„Jeszcze jako młody chłopak marzyłem, aby zostać kierowcą. Teraz tak myślę, że chyba miałem ten bakcyl w sobie. Zaraz po wojnie, w latach 50. jako dziecko poznawałem, kto jakim samochodem jedzie. Nadmienię tylko, że mieszkałem przy ulicy Walki Młodych 10 (obecnie ulica Długa), w domu, który graniczył z Powiatowym Związkiem Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Zakład ten posiadał takie samochody, jak 6-tonowy Sauer diesel, którym jeździł pan Bryza, czy dwa 3,5-tonowe Mercedesy diesel, któ-
rymi jeździli panowie Bojke i Sadowski. Studebakerem jeździł pan Norek, Chevroletem pan Marczyński, Fordem Canada pan Drążkowiak. Nie patrząc przez okno, poznawałem po mruczeniu silnika i wiedziałem, co to za samochód oraz kto nim jedzie – moja mama wielokrotnie to później wspominała. Na terenie tego samego zakładu stał wojskowy terenowy willys, bez przykrycia, o bardzo szerokich oponach. Jak tylko była okazja, to w nim przesiadywałem i jechałem za pomocą wyobraźni. Takie były moje młodzieńcze początki doświadczeń z motoryzacją”. K
Nr 40 · PAŹDZIERNIK 2017
(Wielkopolski Kurier Wnet nr 32)
Data i miejsce wydania
Warszawa 30.09.2017 r. Nakład globalny 10 000 egz.
ind. 298050
Inteligent o niemieckich gazetach
Cieszy mnie, iż ostatnimi czasy coraz częściej w debacie publicznej przebija się temat związany z destrukcyjnym działaniem w polityce przedwojennej Józefa Piłsudskiego. Z okresem przedwojennym trzeba się rozliczyć, ponieważ tamten czas znacząco wpłynął losy Polski w czasie II wojny światowej, później w latach PRL-u i niestety negatywne skutki hegemonii Marszałka dostrzegamy do dziś.
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
3
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Ekskluzywny poznański kupiec Urodził się 12 września 1897 r. w Mogilnie, był absolwentem jednej ze szkól wyższych, majorem rezerwy WP, choć należy przyznać, że historia jego lat młodzieńczych wciąż pozostaje zagadką. Dzięki swoim predyspozycjom, zdolnościom i pracowitości zdobył ważną pozycję i szacunek jako kupiec poznański. Ten mieszkający na poznańskiej Wildzie przy ul. Czarneckiego 77 przedsiębiorca znaczącą rolę w Poznaniu zawdzięczał sprzedaży samochodów. Należy podkreślić, że ich posiadanie było w II Rzeczpospolitej synonimem bogactwa, a bycie dilerem wymagało niezwykłej pracowitości. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX w. w Polsce było ponad 29 tysięcy samochodów, a Anglii i Francji ponad milion. Sierszyński był jednym z inicjatorów powołania w Poznaniu „Związku Kupców i Przemysłowców Samochodowych na Ziemiach Zachodnich”. Był początkowo jego wiceprezesem, a później prezesem. Uczestniczył w ogólnopolskim pierwszym Wszechpolskim Zjeździe Kupców i Przemysłowców Samochodowych w Poznaniu, wchodząc w skład jego prezydium. W efekcie obrad powołano organizację ogólnopolską. Dzięki działaniom zrzeszenia, wkrótce kupcy i przedsiębiorcy mogli prezentować samochody na Targach Poznańskich. Niezwykle ważne w kontekście automobilizmu było zaangażowanie Sierszyńskiego w działalność Automobilklubu Wielkopolskiego – organizację rajdów, zjazdów gwiaździstych, których był komandorem lub uczestnikiem. Działalność handlowa Sierszyńskiego zaowocowała powstaniem firmy „Auto-Union” sp. z o.o., mającej swe oddziały w Poznaniu i Bydgoszczy. O jego zaangażowaniu w propagowanie automobilizmu donosiła specjalistyczna prasa – periodyki „Samochód; ilustrowany tygodnik”, czy „Auto: ilustrowane czasopismo sportowo-techniczne”. Jego prawdziwym hitem sprzedażowym był ekskluzywny, 8-cylindrowy Horch, którego
posiadaczem został m.in. ks. biskup dr Stanisław Wojciech Okoniewski. Aktywność społeczna, znajomości w kręgach poznańskich elit (jego wspólnikiem był Mieczysław Rolbiecki powiatowy sekretarz BBWR), prawicowe poglądy i dobra znajomość niemieckiej gospodarki i niemieckich firm samochodowych sprawiły, że Sierszyńskim zainteresowały się polskie służby specjalne.
Na wywiadowczych szlakach
Pomimo upływu lat historia konspiracji wielkopolskiej wciąż pozostaje wdzięcznym polem do badań naukowych. Ich efekty często przynoszą zaskakujące informacje, ukazują nieznanych, zapomnianych bohaterów. Jedną z takich postaci wartych przypomnienia jest Stanisław Sierszyński.
Agent tajnego wywiadu
Prawdopodobnie przeszedł wywiadowcze przeszkolenie wojskowe, a u progu wojny został włączony do sieci dywersji pozafrontowej – Tajnej Organizacji Konspiracyjnej. Członkowie tej formacji, w ścisłej konspiracji byli szkoleni m.in. w Rawie Ruskiej, Legionowie bądź w Rembertowie. Bezpośrednim
Rafał Sierchuła
Znajomości, prawicowe poglądy i dobra znajomość niemieckiej gospodarki sprawiły, że Sierszyńskim zainteresowały się polskie służby specjalne.
ze strukturami ZWZ-AK, Sierszyński pod pseudonimem „Wojciech” działał w strukturach wywiadowczych Narodowej Organizacji Wojskowej na terenie Poznania, będąc jej kierownikiem. Wkrótce zorganizował na terenie stolicy Wielkopolski sprawnie działającą siatkę informatorów. Po utworzeniu Narodowych Sił Zbrojnych został członkiem tej struktury, utrzymywał bliskie, koleżeńskie relacje z szefem Inspektoratu Ziem Zachodnich NSZ, ppłk Edmundem Michalskim, który koordynował działalność NSZ na ziemiach polskich włączonych do III Rzeszy. Prawdopodobnie z jego inicjatywy został oddelegowany do współpracy z wywiadem KG AK – ekspozyturą „Lombard”. Przełożonym „Wojciecha” został cichociemny por. Stefan Ignaszak „Nordyk”. Pierwsze spotkanie obu konspiratorów nastąpiło w maju 1943 r. Miesiąc póź-
Jego praca zarobkowa była elementem kamuflażu. W rzeczywistości Sierszyński był członkiem polskiej placówki wywiadowczej. niej „Nordyk” otrzymał do opracowania materiały wywiadowcze komórki „Wojciecha”, w których znalazły się: szczegółowy plan Poznania z wyszczególnionymi fabrykami broni i amunicji (dawne Zakłady Cegielskiego); stan zatrudnienia w wymienionych zakładach; szczegółowy plan montowni fabryki Focke-Wulfa w Krzesinach, plany rozbudowy lotniska przy tej fabryce; informacje o dyslokacji wojska niemieckiego w Poznańskiem. W lipcu i sierpniu, Sierszyński dostarczał kolejne informacje – szczegółowe dane dotyczące przemysłu elektrotechnicznego i chemicznego na terenie Berlina, dane dotyczące skutków alianckich nalotów na Berlin, szczegółowe informacje dotyczące fabryki Focke-Wulfa w Cottbus i Sornau i wytwórni samolotów „Ardo” w Anklam. W październiku 1943 r. „Wojciech” został aresztowany w Poznaniu. Przewieziony
przełożonym Sierszyńskiego został ppor. Stefan Łapicki. W skład grupy dywersyjnej, w której działał Sierszyński, wchodzili m.in. Antoni Wargoś, Feliks Gramowski, Maksymilian Linke i Benon Galuba. Członkowie grupy zostali zaprzysiężeni, przeszkoleni w dywersji, a na terenie Wielkopolski w tajnych miejscach zostały rozmieszczone materiały bojowe. W związku z zadaniami dywersyjnymi Sierszyński nie został powołany do jednostki wojskowej w czasie kampanii 1939 r. Pierwsze lata okupacji i działalność naszego bohatera pozostają zagadką. Wiadomo, jednak, że już 14 września 1939 r. władze niemieckie przejęły jego firmę. Nie został jednak wysiedlony i prowadził w ograniczonym zakresie działalność kupiecką. W przeciwieństwie do wielu członków TOK, którzy związali swoją działalność konspiracyjną
do Warszawy przez Gestapo w celu identyfikacji aresztowanych wcześniej konspiratorów, uciekł. W kilka tygodni później znów został ujęty. Jak wspominał Ignaszak – „i wszelki ślad po nim zaginął”.
Więzień i emigrant Po aresztowaniu Sierszyński przeszedł ciężkie śledztwo. W tym czasie, 30 maja 1944 r. alianckie bombowce bombardowały cele wskazane przez siatkę „Wojciecha” w Poznaniu i okolicach. Natomiast Sierszyński został wysłany do obozu koncentracyjnego, najpierw do KL Auschwitz, a od 13 grudnia 1944 r. „został” numerem 113354 w niemieckim obozie zagłady Mauthausen. W tym samy czasie do obozów w Bergen-Belsen i Ravensbrück trafiły jego żona i dwie córki. Pomimo ciężkich obozowych warunków, dożył wyzwolenia obozu przez armię amerykańską. Do 1946 r. przebywał w Lustenau w Austrii. Stamtąd wyruszył do Szwecji, gdzie pod opieką Szwedzkiego Czerwonego Krzyża przebywała jego rodzina. Do Polski w obawie przed represjami nie wrócił. W Sztokholmie pracował m.in. jako przedstawiciel firmy zegarmistrzowskiej „Pallas”. Jego biuro mieściło się w hotelu „Serena”, a praca zarobkowa była elementem kamuflażu. W rzeczywistości Sierszyński był członkiem polskiej placówki wywiadowczej, wspieranej przez wywiad brytyjski. Ośrodkiem tym kierował płk Witold Szymaniak, a „Wojciech”, korzystając ze swej działalności gospodarczej, nawiązywał kontakty z marynarzami i osobami przyjeżdżającymi do Szwecji, werbując agenturę. Wobec sztokholmskiej placówki zarówno UB, jak i SB podjęło rozpoznanie kontrwywiadowcze i inwigilację, następstwem których były aresztowania powiązanych z nią osób w kraju i proces ludzi z nią związanych w Szczecinie. W 1960 r. ze względów zdrowotnych Sierszyński wycofał się z działalności wywiadowczej, angażując się w działalność kombatancką w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów. Zmarł 15 kwietnia 1990 r. na wyspie Lidingö. Jest pochowany na cmentarzu katolickim w Sztokholmie. K
IV Konkurs dla dzieci i młodzieży pt. „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” („Najświętszemu Sercu – Polska Odrodzona”) pt. „ Razem odbudujmy w Poznaniu Pomnik Wdzięczności” r I. ORGANIZATOR Stowarzyszenie – Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu II. LIST INTENCYJNY Już po raz czwarty SKOPW organizuje konkurs dla dzieci i młodzieży pt. „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” („Najświętszemu Sercu – Polska Odrodzona”), by popularyzować wśród Poznaniaków historię budowy i zniszczenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa zwanego Pomnikiem Wdzięczności. Był to jeden z trzech najważniejszych Pomników w Polsce, symboli naszej niepodległości, obok Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie i Pomnika Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Wszystkie te pomniki zostały zburzone przez Niemców w czasie II wojny światowej, a po jej zakończeniu – dwa pozostałe, poza Pomnikiem Wdzięczności w Poznaniu, zostały odbudowane. W konkursie tym pragniemy przybliżyć jego uczestnikom idee, jakie przyświecały budowniczym Pomnika –połączenie patriotyzmu i wiary katolickiej wyrażającej się we wdzięczności Bogu za zwycięskie Powstanie Wielkopolskie, dzięki któremu Wielkopolska znalazła się w granicach odradzającej się Ojczyzny. Wszyscy jesteśmy winni pamięć i szacunek tym, którzy wywalczyli Polsce niepodległość po 123 latach niewoli, dlatego staramy się, by Pomnik, który dla naszych przodków był symbolem tej pamięci, wrócił na ulice Poznania. Pomnik Wdzięczności, którego odbudową zajmuje się organizator Konkursu, powstał w 1932 r. i był największym i najbardziej rozpoznawalnym monumentem przedwojennego Poznania. Jesienią 1939 r. zburzyli go Niemcy.
e
W czasie dwóch swoich wizyt w Poznaniu (w 1983 i 1997 r.) Jan Paweł II za każdym razem mówił o nim w swoich homiliach. W 2016 r. Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika wykonał odlew 5-metrowej figury Chrystusa – centralny element monumentu. Stoi ona obecnie przy Kościele pw. Najświętszego Serca Jezusa przy ul. Kościelnej w Poznaniu. III. PATRONAT KONKURSU • Arcybiskup Metropolita Poznański • Kuratorium Oświaty w Poznaniu • Akcja Katolicka • Radio Emaus • Wielkopolski Kurier Wnet • Radio Wnet IV. CELE KONKURSU Konkurs ma na celu przybliżenie najmłodszym mieszkańcom naszego miasta historii naszej Ojczyzny - Polski i naszej „małej Ojczyzny” – Wielkopolski. Pragniemy wspierać nauczycieli i wychowawców w ich pracy, by w aktywny i nowoczesny sposób wspólnie wśród młodego pokolenia kształtować poczucie dumy z bycia Polakami i Wielkopolanami, by upowszechniać w zbiorowej świadomości godne i wyjątkowe fakty z naszych dziejów. V. INFORMACJE ORGANIZACYJNE 1. Temat konkursu: pt. „ Razem odbudujmy w Poznaniu Pomnik Wdzięczności” 2. Konkurs prowadzony będzie w czterech grupach wiekowych: Poziom A – uczniowie szkół podstawowych klasy 1-3 Udział w konkursie polega na wykonaniu
g
u
l
a
m
jednej pracy - rysunku na podany temat (dowolne skojarzenia) kredkami w formacie A3 lub A4. Poziom B – uczniowie szkół podstawowych klasy 4- 6 Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy indywidualnej w dowolnej technice plastycznej płaskiej (kredka, ołówek, tempera, akwarela, olej, mozaika, witraż itp.) przedstawiającej Pomnik Wdzięczności w kontekście zaproponowanego tematu (dowolne skojarzenia) w formacie A3 lub A4. Poziom C – uczniowie klas 7 i szkół gimnazjalnych Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej prezentacji multimedialnej (indywidualnej lub grupowej) w dowolnym programie komputerowym na zaproponowany temat (dowolne skojarzenia z wykorzystaniem wiedzy zdobywanej na lekcjach historii, religii, czy języka polskiego).
i
n
· do 30 października 2017 – obrady jury · 8 listopada 2017 – ogłoszenie wyników konkursu w internecie · 10 listopada 2017 – wręczenie nagród laureatom konkursu podczas uroczystego Koncertu w Auli UAM z okazji Święta Niepodległości (dokładna godzina podana będzie na stronie internetowej www.pomnikwdziecznosci.pl). 4. Szkoły, których uczniowie zostaną nagrodzeni lub wyróżnieni, laureaci i ich katecheci (lub inni nauczyciele – opiekunowie konkursu) zostaną powiadomieni w formie pisemnej o wynikach konkursu (mail do każdego, do szkoły, także list tradycyjny). 5. Konkurs ma charakter otwarty, może wziąć w nim udział dowolna liczba uczniów z każdej szkoły. Uczniowie mogą także zgłaszać się indywidualnie bezpośrednio do organizatorów.
Poziom D – uczniowie szkół ponadgimnazjalnych Udział w konkursie polega na wykonaniu jednej pracy pisemnej o znaczeniu i charakterze historycznym pt. pt. „ Dlaczego chcemy odbudować w Poznaniu Pomnik Wdzięczności ?”. Może to być, rozprawka, wypowiedź, opowiadanie itp. lub świadectwo, czyli zapisana wypowiedź (monolog) lub wywiad z osobą, która pamięta Pomnik Wdzięczności o dowolnej objętości.
6. Szkolny organizator konkursu (katecheta lub dowolny nauczyciel, lub rodzice w przypadku zgłoszeń indywidualnych) zobowiązany jest dostarczyć organizatorowi prace do 23 października 2017 r. na adres Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności, Poznań 60-479, ul. Strzeszyńska 197. Prace pisemne i prezentacje multimedialne można także przesłać mailem na adres : j.hajdasz@post. W mailu powinny się także znaleźć informacje, o które prosimy w pkt. 7.
3. Realizacja zadań przebiegać będzie wg następującego harmonogramu: · do 23 października 2017 – przygotowanie i nadsyłanie prac do organizatorów
7. Każda praca powinna na odwrocie zawierać: • Nazwę konkursu z zaznaczeniem kategorii wiekowej • Tytuł pracy
• Imię,
nazwisko i wiek autora szkoły • Imię i nazwisko katechety (lub właściwego nauczyciela lub rodzica) – opiekuna konkursu, jego dane kontaktowe tel. i e-mail. • Adres
8. Uczestnicy konkursu wyrażają zgodę na publikację swoich prac, swojego wizerunku, imion i nazwisk do publicznej wiadomości. Prawa autorskie przechodzą na organizatora. VII. NAGRODY I JURY Prace konkursowe oceniać będzie jury powołane przez Organizatora. Przewiduje się nagrody rzeczowe i dyplomy dla zdobywców I, II i III miejsca w każdej kategorii oraz nagrodę rzeczową i dyplom dla katechety (lub innego nauczyciela – opiekuna konkursu) przygotowującego do konkursu zdobywców I nagrody. Wszyscy uczestnicy Konkursu otrzymują pamiątkowe dyplomy. VIII. DODATKOWE INFORMACJE NA TEMAT KONKURSU: na stronie internetowej www.pomnikwdziecznosci.pl Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności we współpracy z Wydziałem Katechetycznym Kurii Arcybiskupiej w Poznaniu przygotował dla katechetów konspekty lekcji religii (oraz materiały pomocnicze – film i zdjęcia archiwalne) na temat kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa i historii Pomnika Wdzięczności dla wszystkich szkolnych poziomów wiekowych. Są one do pobrania na stronie www.pomnikwdziecznosci.pl i Wydziału Katechetycznego . W razie problemów z ich pobraniem prosimy o kontakt na w/w telefony lub adresy mailowe.
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
4
J
uż starotestamentowy mędrzec Syrach pisał: Strzeż się doradcy i najpierw poznaj, jakie są jego potrzeby. Każdy doradca wysoko ceni swoją radę, a przecież bywa i taki, który doradza na swoją korzyść. Ale kto dziś czyta Biblię? Kim byli najważniejsi doradcy „Solidarności” Geremek i Mazowiecki? Ich oficjalne życiorysy koncentrują się na dokonaniach 1980 roku i póź-
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Zawodowych był na wakacjach. Zakłada się, że strajk zorganizowali Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa. Jednak pierwszego dnia strajku Borusewicza w ogóle nie było na terenie stoczni, a Wałęsa spóźnił się kilka godzin. W końcu „Lechu przeskoczył płot” (czyli został dowieziony wojskową motorówką) i objął kierownictwo strajku. Gdy wiadomość o strajku dotarła do Warszawy, 64 lewicowych inte-
Dlaczego doradcy usiłowali nakłonić nas do rezygnacji z postulatów mówiących o uwolnieniu więźniów politycznych i o powołaniu wolnych związków zawodowych? (...) O czym rozmawiali z ekipą rządową, kiedy udawali się na spoczynek do tego samego hotelu? Czy im również doradzali? (...) Jagielski spotkał się w nocy 22 VIII w willi w Sopocie z przedstawicielem MKZ Florianem Wiśniewskim (przyjacielem
zakładowych w związku CRZZ-owskim: Kiedy odrzuciliśmy, powiedzieli, że mają propozycję drugą, daleko idącą: mamy założyć niezależny związek i zarejestrować się w CRZZ. Spytałem, czy są przekonani, że tak powinniśmy postąpić – odpowiedzieli, że absolutnie tak. Podziękowałem im więc za trud i dobre chęci, ale damy sobie radę sami. Waldemar Kuczyński (doradca): Nasz wpływ był bardzo ważny, bo z jed-
dziwnych, ich rola wzrosła. Zbiegło się to z innym procesem osłabiającym związek – zatrudnianiem przez przewodniczącego Wałęsę tajnych współpracowników SB w administracji Solidarności. Przewodniczący łódzkiego regionu Kropiwnicki negatywnie ocenił te sytuacje: Uruchomiony został obcy związkowi proces eliminacji działaczy i środowisk niepodporzadkowanych po-
wziąć udział członek władz Solidarności Lech Dymarski, ale nie został dopuszczony przez Wałęsę, choć w rokowaniach uczestniczył kierowca Wałęsy – Wachowski... W „kompromisie warszawskim” strona związkowa wykazała się całkowitą uległością. Był to ważny test – sygnał dla władzy, że doradcy uzyskali pełną kontrolę nad Solidarnością i można atakować związek. Dymarski tak opi-
Tak jak przewidywał w swoim wierszu Witkacy, Ojcowie Założyciele III RP – doradcy „Solidarności” – jawią się nam jako postaci ze spiżu. Na ich cześć kwili bezustannie legion człowieczków, a wraz z nimi człowieczek Budka („moim wzorem są Geremek i Mazowiecki”). Jan Martini
Kto doradzał doradcom
Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę. W sikawki wtłacza to wszystko drań jakiś, By pod ciśnieniem w świat puścić przez rurę. Proces ten ujrzy kiedyś na obrazku Przyszły człowieczek i z szczęścia zakwili, Historia w lśniącym, szczerozłotym kasku Ukaże wielkość niepowrotnej chwili. S.I. Witkiewicz
Najważniejszy postulat strajku sierpniowego – utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej. niejszych. Wiemy jednak, że w młodości byli aktywnymi funkcjonariuszami proletariackiej rewolucji, bezgranicznie oddanymi „władzy ludowej”. W pewnym, trudnym do uchwycenia momencie stali się demokratami. Chyba jednak jakaś słabość do komunizmu pozostała im do końca życia... Mało kto wie, co eksperci doradzali strajkującym robotnikom. Najważniejszy postulat strajku sierpniowego – utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej i usiłowali dopisać w statucie związku paragraf o „kierowniczej roli PZPR”. Eksperci mieli pomagać „prostym robotnikom” w rokowaniach z komunistami, ale działali konsekwentnie na rzecz osłabienia związku.
Skąd się wzięli doradcy w stoczni? Jakiejś grupie we władzach zależało na szybkim pojawieniu się ekspertów na Wybrzeżu. Prawdopodobnie była to grupa związana z przyszłym przywódcą komunistów w Polsce, Stanisławem Kanią. Możliwe, że szykowano scenariusz znany z roku 1956 i 1970 – zmiany ekipy rządzącej przy pomocy „gniewu ludu”. Termin wybuchu strajku (14 sierpnia) nie był przypadkowy – I sekretarz PZPR Edward Gierek odpoczywał na Krymie. Także Andrzej Gwiazda – lider Wolnych Związków
lektualistów postanowiło napisać tzw. Apel 64, w którym zwrócono się do obu stron konfliktu o podjęcie rozmów. Intelektualiści pochodzili głównie z takich organizacji, jak Towarzystwo Kursów Naukowych, Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość” czy Wolność i Pokój (to tu udzielał się Kasprzak – trójzębny lider Obywateli RP). Były to organizacje nielegalne, acz tolerowane, a ich działalność spotykała się z umiarkowanymi represjami. Dziś trochę inaczej je postrzegamy, bo znamy już instrukcje gen. Kiszczaka: SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym, a także na szczeblach podstawowych muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki. Apel powstał w mieszkaniu Bronisława Geremka, który wysłał kopie pocztą do marszałka sejmu i premiera, a do KC partii zaniósł osobiście (z racji starych znajomości). Czy decyzja wyjazdu Mazowieckiego i Geremka do strajkujących robotników wynikała z potrzeby serca, czy ktoś im to zasugerował – nie wiadomo. Nie wiemy także, kto był pomysłodawcą Apelu 64. Wiadomo, że 22 sierpnia Geremek i Mazowiecki zjawili się w Gdańsku z tekstem owego apelu i udali się do I sekretarza KW PZPR Fiszbacha, a później pół nocy konferowali z Wałęsą. Nazajutrz na jego prośbę podjęli się sformowania grupy doradców wspierających strajk. Kilku następnych ekspertów zjawiło się później (strona rządowa zapewniła im bilety lotnicze i miejsca w hotelu), a komisja została formalnie powołana 24 sierpnia 1980 r. z Tadeuszem Mazowieckim jako przewodniczącym. Co na temat ekspertów mówili sami uczestnicy wydarzeń? Anna Walentynowicz: W jakim celu i na czyje polecenie pojawili się w stoczni reprezentanci „opozycyjnej warszawki”? Nikt ich przecież nie zapraszał. Przyjęliśmy argumenty Geremka, że rozmowy z przedstawicielami rządu mogą być trudne i przyda się ktoś doświadczony, obyty w kontaktach z władzą, czyli poseł PRL, Tadeusz Mazowiecki. Ta dwójka „ekspertów” dobierała sobie współpracowników.
Wałęsy), który, jak się później okazało, był agentem SB. W jego obecności Jagielski zadzwonił do Artura Hajnicza do Warszawy, żeby załatwił doradców dla stoczniowców. On im gwarantuje miejsce w hotelu i przelot samolotem. Następnego dnia zjawili się Mazowiecki i Geremek z poparciem 64 intelektualistów. Borusewicz poinformował mnie, że będziemy mieli doradców. „Po co nam doradcy? Mamy 21 postulatów” powiedziałam. (...) Ktoś z nas powiedział: tam jest wolny pokój, jak my sobie nie poradzimy, to pana poprosimy. Nie wyszedł i nie można było się ich pozbyć; to oni się pozbyli nas. Andrzej Kołodziej (jeden z przywódców strajku): Wtedy nie wiedzieliśmy, że Geremek miał ponoć jakieś kontakty z Gierkiem. Te rzeczy dotarły do nas później. Również później dowiedzieliśmy się, że doradców przywieziono do Gdańska samolotem rządowym (...) Jest to fakt dość wymowny, że to władza dobierała nam wtedy ludzi na doradców. Zrozumieliśmy, że w zasadzie
„Po co nam doradcy? Mamy 21 postulatów” powiedziałam. (...) Ktoś z nas powiedział: tam jest wolny pokój, jak my sobie nie poradzimy, to pana poprosimy. Nie wyszedł i nie można było się ich pozbyć; to oni się pozbyli nas. są oni emisariuszami władzy komunistycznej. (...) Przybyli intelektualiści próbowali przekonać strajkujących, iż postulat zalegalizowania Wolnych Związków Zawodowych jest absurdalny i nierealistyczny: Uważali, że władze nigdy nie zgodzą się na wolne związki i jeśli z tego postulatu nie zrezygnujemy, dojdzie do sowieckiej interwencji. Andrzej Gwiazda: W czasie pierwszej rozmowy eksperci przedstawili nam propozycję zażądania wyborów do rad
nej strony wzmacnialiśmy siłę negocjacyjną tego ruchu, dostarczając mu wiedzy, a z drugiej – trzymaliśmy nogę na hamulcu. Ekspertem była również przez jakiś czas Jadwiga Staniszkis. Oto jej relacja: Widać było gołym okiem, jak to wszystko było pozabezpieczane. No przecież część ekspertów, która pojechała do Gdańska, dostała bilety na pociąg w Komitecie Wojewódzkim. Tadeusz Kowalik, doradca Solidarności, był profesorem w szkole partyjnej, do której uczęszczał przyszły premier Jagielski. W świetle tych wszystkich układów, piętrowych zabezpieczeń, tej całej siatki, to Wałęsa był mały pikuś. Byłam zdziwiona, że oni ten strajk podgrzali, zamiast go zakończyć. (...) Wprowadzenie Wałęsy na przywódcę strajku w Gdańsku stanowiło zabezpieczenie przed Moskwą. Rząd mógł powiedzieć: wszystko kontrolujemy. Szybko zorientowałam się, że to, co się tam dzieje, tak naprawdę kamufluje coś znacznie głębszego. Niewątpliwe jest, że komuniści, gdyby chcieli, nie wpuściliby doradców do Stoczni. Podpisane porozumienie było daleko posuniętym kompromisem z obu stron – związkowcy „odpuścili” postulat wolnych wyborów, a komuniści zgodzili się na powstanie niezależnych związków, ale tylko regionalnych. Natychmiast po podpisaniu porozumienia obie strony przystąpiły do jego łamania: strona rządowa zaczęła sporządzać listy proskrypcyjne, a Andrzej Gwiazda wyjechał w Polskę jednoczyć komitety strajkowe. Wbrew przewodniczącemu Wałęsie, wbrew doradcom, łamiąc podpisane porozumienie (zgoda na wolne związki dotyczyła tylko Gdańska), udało się doprowadzić 17 września do powstania Niezależnych, Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Ogólnopolskiego.
Kontrofensywa doradców Doradcy mieli być swoistym buforem chroniącym komunistów przed radykalizmem robotników, lecz podczas rokowań sierpniowych ich wpływ na decyzje związkowców okazał się ograniczony. Z czasem jednak, wraz z powiększaniem się ilości „ekspertów”, często
Wbrew przewodniczącemu Wałęsie, wbrew doradcom, łamiąc podpisane porozumienie (zgoda na wolne związki dotyczyła tylko Gdańska), udało się doprowadzić 17 września do powstania NSZZ „Solidarność”. Ogólnopolskiego. litycznemu kierownictwu J. Kuronia, A. Michnika, B. Geremka i A. Celinskiego. (...) Pojawia się realna groźba przeobrażenia związku, bez pytania jego członków o zgodę, w organizację quasi-partyjną, lewicową. Prof. Tadeusz Chrzanowski (który też był doradcą) opisał spotkanie, na które Kuroń przyprowadził grupę świeżo zaangażowanych doradców. Jedna twarz wydawała mu się znajoma. Kuroń przedstawił: „Profesor Wiktor Herer – będzie się zajmował rolnictwem”. Dla Chrzanowskiego był to szok. Pamiętał funkcjonariusza UB płk Herera z przesłuchań na Rakowieckiej. Kolejnym szokiem była reakcja Kuronia – oznajmił, że jeśli mu się nie podoba Herer, to może zrezygnować z doradztwa... Złowroga rola doradców objawiła się w pełni podczas tzw. kryzysu bydgoskiego. W marcu 1981 grupa związkowców zaproszona do urzędu miejskiego w Bydgoszczy została pobita przez milicję (to wtedy przyszły senator PO Jan Rulewski stracił zęby). Wobec bezpośredniego ataku na związek, Solidarność musiała odpowiedzieć ogólnopolskim strajkiem generalnym. Żądano ukarania winnych prowokacji. Podczas 4-godzinnego strajku ostrzegawczego „stanęła” dosłownie cała Polska. I wówczas wkroczyli eksperci. Rokowania odbywały się w warszawskim hotelu „Solec” pod kierownictwem doradców Celińskiego i Geremka. Chciał w nich
suje wydarzenie: Zorientowałem się, że misją doradców jest nie dopuścić do strajku za wszelką cenę, za cenę nawet związku. Zapaliło się zielone światło dla stanu wojennego... Czasem spotyka się opinię, że stan wojenny był odpowiedzią na radykalizację związku. Zdaniem Andrzeja Gwiazdy było dokładnie odwrotnie – komuniści mieli mentalność gangsterów i wszelkie porozumienia czy kompromisy traktowali jako słabość. Wzrastało wtedy niebezpieczeństwo siłowego rozwiązania. Już po śmierci Geremka został odnaleziony przez historyków szyfrogram ambasadora NRD ujawniający rewelacje tow. Cioska – ministra ds. współpracy ze związkami zawodowymi: Właśnie miałem osobliwą rozmowę z szefem ekspertów Solidarności Geremkiem, który ma ścisłe kontakty z Międzynarodówką Socjaldemokratyczną i osobiste kontakty z zachodnimi politykami. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja między Solidarnością w obecnej formie a socjalizmem realnym jest już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna. Aparat Solidarności musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji Solidarność mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy, bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji politycznego sięgnięcia po władzę. Być może tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane... Trudno o wyraźniejsze dowody zdrady doradcy wobec Solidarności. Ale eksperci ujawnili w pełni swój potencjał dopiero w czasach Okrągłego Stołu (który był ich „koncertem”), podczas gdy Wałęsa został sprowadzony do roli dekoracyjnej paprotki na tym stole. Komuniści przekazali władzę w dobre ręce. Eksperckie.
Całe życie na odcinku katolickim Adam Michnik na swoim spotkaniu w Poznaniu powiedział: Jaki będzie Kościół polski, taka będzie Polska. Michnik sam sobie tego nie wymyślił, bo do tego wniosku doszli lewicowi intelektualiści zatrudnieni w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego już w latach czterdziestych. Zdawali sobie oni sprawę, że w Polsce zlikwidowanie Kościoła
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
5
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A w taki sposób, jak w Chorwacji czy na Słowacji, jest niemożliwe. Dlatego rozpoczęto trwającą kilkadziesiąt lat pracę nad Kościołem. Jednym z jej elementów był ruch tzw. księży patriotów. Andrzej Gwiazda: Polacy zachwycali się, że mamy katolickiego premiera. Kim był Mazowiecki? Był aktywnym organizatorem ruchu „księży patriotów”. Aktywność jego polegała na tym, że jeździł gazikiem z ubekami, wchodził
się rozprawy z opozycją i emigracyjnymi politykami, „by przestali bruździć”. Wówczas działał jako klasyczny utrwalacz „władzy ludowej”, lecz po zakręcie historii w 1956 r. odrzucił dogmatyczny komunizm, stając się demokratą i działaczem koncesjonowanej opozycji katolickiej. I ta droga wyniosła go na szczyt. 12 września 1989 r. Sejm PRL powołał rząd „pierwszego niekomunistycznego premiera”, w skład którego
naukowiec znający 4 języki europejskie otrzymał atrakcyjną posadę dyrektora Polskiego Ośrodka Kultury w Paryżu. Musiał się cieszyć zaufaniem sowieckich służb, gdyż placówki tego rodzaju zwyczajowo były wykorzystywane jako centrale logistyczne dla agentury. Pojawiały się spekulacje, że jego zadaniem było utrzymywanie łączności z zachodnimi partiami komunistycznymi. Mówiono też, że to on był tym mitycznym
fakt, iż komuniści głosują tak jak Unia. Wielokrotnie zresztą byli towarzysze Kwaśniewski i Geremek wykazali całkowitą zgodność poglądów. Np. bardzo im się nie podobał pomysł dekomunizacji. Postanowili więc wspólnie strzec zasad państwa prawnego. Ostrzegali, że nie dopuszczą do „polowań na czarownice”, a uchwalenie ustaw dekomunizacyjnych zaskarżą do Trybunału Konstytucyjnego i instytu-
pamięci”, a obywatela czyni bezbronnym wobec kampanii pomówień, osłabiając ochronę sądową jego praw. Na pytanie, czy Bronisław Geremek podporządkuje się prawu, nakazującemu mu złożenie oświadczenia lustracyjnego, Władysław Frasyniuk odpowiedział: Niektórym ludziom pewnych pytań się nie zadaje. I do takich ludzi należy profesor Geremek. Bronisław Wildstein był jednak
Wojny doradców W strajkującej stoczni zjawili się (i zostali zaakceptowani przez stoczniowców jako eksperci) także ludzie kojarzeni ze środowiskami niepodległościowymi. Spotkało się to z niechęcią doradców „różowych” (czy wręcz „czerwonych”) – starano się nie dopuścić ich do strajkujących. O takich praktykach wspominał
Ponieważ historia jawi się nam w szczerozłotym kasku, nie pamiętamy faktów, które nie pasują do obecnie obowiązującej, zatwierdzonej przez historyków-lukierników wykładni.
na plebanię, brał proboszcza pod rękę i wieźli go na zebranie „księży patriotów”. Mazowiecki był zaufanym człowiekiem partii ds. kleru. Prymas Wyszyński nigdy, mimo wielokrotnych starań ze strony Mazowieckiego, nie zamienił z nim nawet dwóch słów. Gwiazda przytacza rozmowę z pewnym księdzem – wykładowcą seminarium, który starał się o paszport, by wraz z alumnami odbyć pielgrzymkę do jednego z sanktuariów zachodnich. Skierowano go do człowieka, który tym się zajmował– był to Mazowiecki. Paszportów nie udzielono, gdyż na pytanie, co sądzi o uwięzieniu prymasa Wyszyńskiego, odpowiedź okazała się niesatysfakcjonująca. Tadeusz Mazowiecki (Człowiek Dwudziestolecia „Gazety Wyborczej”) to według Wikipedii potomek polskiej rodziny szlacheckiej herbu Dołęga, biorącej początek od średniowiecznych dziedziców dóbr w Mazowszu. Ponieważ chodziły plotki, że dziadek premiera nazywał się Mazower, a on sam ukrywał się podczas okupacji, zaprzyjaźniony
Kuroń przedstawił: „Profesor Wiktor Herer – będzie się zajmował rolnictwem”. Dla Chrzanowskiego był to szok. Pamiętał funkcjonariusza UB płk Herera z przesłuchań na Rakowieckiej. z gen. Kiszczakiem sekretarz episkopatu Dąbrowski dokonał kwerendy w księgach parafialnych i podobno znalazł dowody chrztu wszystkich przodków premiera parę wieków wstecz (aż do Konrada Mazowieckiego?). Niewiele wiemy o życiu „wczesnego Mazowieckiego”. Wiadomo, że parę miesięcy studiował prawo (stąd pojawiająca się czasem informacja „z wykształcenia prawnik”), znamy jego prasowe ataki na biskupa Kaczmarka. Jako redaktor naczelny wrocławskiego „Tygodnika Katolików” w 1952 r. domagał
weszło 11 przedstawicieli Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, po 4 ministrów z PZPR i ZSL oraz 3 z SD. Czyli stało się dokładnie tak, jak opisywał (w 1984 roku!) uciekinier z KGB płk Anatolij Golicyn: Zostanie uformowany rząd koalicyjny, skupiający przedstawicieli partii komunistycznej, reprezentantów reaktywowanej Solidarności oraz Kościoła. W tym rządzie mogłoby się znaleźć również kilku tak zwanych „liberałów”. Pod koniec życia Mazowiecki widywany był, jak samotnie modlił się w kościele na różańcu. Nie przekazał jednak formacji swoim dzieciom. Wojciech Mazowiecki – szef Superstacji – znany jest z postępowości i niechęci do klerykalizmu, szowinizmu, ksenofobii, homofobii, antysemityzmu, obskurantyzmu itp.
Po linii internacjonalizmu Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że polskie drogi są skomplikowane. Jedna z takich dróg zawiodła również innego doradcę Solidarności – Bronisława Geremka – na sam szczyt. François Mitterrand sugerował, że właśnie Geremek powinien być prezydentem Polski, bo „tak pięknie mówi po francusku”. Madaleine Albright określiła go jako „skarb prawdziwy”. Sale im. „prof. Bronisława Geremka” istnieją zarówno w polskim sejmie, jak i w parlamencie europejskim (profesor został profesorem w 1989 roku, już po „prześladowaniach” okresu komunistycznego). Bronisław Geremek musiał być wyjątkowo zdolny, skoro w pierwszej połowie lat 50. otrzymał stypendium do Nowego Jorku. Może karierze zdolnego młodzieńca dopomógł fakt, że już w liceum wstąpił do partii komunistycznej. Później był sekretarzem partii na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego. Z tego okresu zachował się jego „pozytyw” na podaniu o przyjęcie do partii reportażysty-konfabulanta Ryszarda Kapuścińskiego (TW „Vera Cruz”). Geremek boleśnie odczuł śmierć Stalina. Przemawiając na uroczystości żałobnej, powiedział, że życie dla niego straciło sens i nie wie, co robić. Ktoś z sali mu poradził: „powieś się”. W 1963 roku Geremek jako
Mazowiecki był zaufanym człowiekiem partii ds. kleru. Prymas Wyszyński nigdy, mimo wielokrotnych starań ze strony Mazowieckiego, nie zamienił z nim nawet dwóch słów. il professore, który miał jakieś kontakty z lewakami – przyszłymi terrorystami we Włoszech. Coś mogło być na rzeczy, bo w Wikipedii jest informacja: Jerzy Urban oskarżył go na konferencji prasowej o współpracę z CIA. Jeszcze bardziej absurdalne były zarzuty o kontakt z terrorystami z Frakcji Czerwonej Armii. W 1968 roku intelektualista pogniewał się na partię i stał się demokratą (może to partia pogniewała się na towarzysza pochodzenia żydowskiego?). W 1978 roku, mimo wystąpienia z partii, Geremek dostał kolejny raz stypendium do Ameryki. Warto przytoczyć kilka myśli prof. Geremka z zagranicznych i krajowych wywiadów: Komunizm? Partia komunistyczna? Te rzeczy już nie istnieją. Gorbaczowska koncepcja wspólnego europejskiego domu nie powinna być brana za byle jaki slogan – to jest prawdziwa koncepcja. Populizm i demagogia są największym zagrożeniem dla młodych demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej. Uczucia narodowe były przez długi czas naturalnym odniesieniem przeciwko władzy, oznacza to, że niebezpieczeństwo istnieje, ale jesteśmy czujni i będziemy umieli stawić mu czoła. Zjednoczona Europa powinna być też otwarta ku Związkowi Radzieckiemu. Na zarzuty, że partia o rodowodzie solidarnościowym zawsze głosuje w sejmie jak SLD, Geremek opowiedział: Nieprawdą jest, jakoby Unia Demokratyczna głosowała tak jak komuniści. Natomiast problemem Unii jest
RYS. WOJCIECH SOBOLEWSKI
„Solidarności”
cji międzynarodowych. Tak też zrobili, a sędzia Zoll wraz z kolegami podzielił ich stanowisko, „odrzucając w całości” projekty ustaw lustracyjnych. W wywiadzie dla „Polityki” Geremek mówił: Nie dajmy się porwać nienawiści i głupocie. Polityka dekomunizacji, co potwierdzają także doświadczenia innych państw naszego regionu, powoduje krzywdę ludzką, wzrost fanatyzmu, irracjonalność zachowań politycznych, spiralę zemsty i nienawiści, powstaje więc sytuacja, w której pierwszy lepszy może sięgnąć po władzę. Pod hasłem zwalczania komunistycznej przeszłości może być zniszczone wszystko, co osiągnęliśmy w przebudowie państwa. Antoni Macierewicz nie zdecydował się na umieszczenie Geremka na swojej liście, gdyż znaleziono tylko jeden dokument o treści: „z czynnej sieci agenturalnej wykreślono w roku 1968” (z esbeckiej teczki Bronisława Geremka zachowały się jedynie okładki). W 2007 r., będąc europarlamentarzystą, Geremek odmówił złożenia
Stało się dokładnie tak, jak opisywał (w 1984 roku!) uciekinier z KGB płk Anatolij Golicyn: Zostanie uformowany rząd koalicyjny, skupiający przedstawicieli partii komunistycznej, reprezentantów reaktywowanej Solidarności oraz Kościoła. oświadczenia lustracyjnego, informując: Powiedziano, że ustawa lustracyjna ma cel moralny. Nie podzielam tego poglądu. Uważam, że ustawa ta w obecnym kształcie narusza zasady moralne, stwarza zagrożenie dla wolności słowa, dla niezależności mediów, dla autonomii instytucji akademickich. Kreuje swoiste „ministerstwo prawdy”, czy też „policję
Geremek boleśnie odczuł śmierć Stalina. Przemawiając na uroczystości żałobnej, powiedział, że życie dla niego straciło sens i nie wie, co robić. Ktoś z sali mu poradził: „powieś się”. innego zdania: Informacja o tym, że Bronisław Geremek był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, odpowiada nam na pytanie, dlaczego tak mało wiemy o naszej najnowszej historii. Dlaczego osoba tak eksponowana, adorowana przez główne środowiska opiniotwórcze w Polsce, wynoszona do rangi koryfeuszy polskiej niepodległości, nie ma nadal biografii? Być może dlatego, że ci, którzy chcieliby ją napisać, obawiają się tego. Środowiska opiniotwórcze oczekują hagiografii, a takiej nie da się napisać. Profesor Geremek utrzymywał ścisłe kontakty z Georgem Sorosem i był członkiem rady nadzorczej Fundacji Batorego. Nic dziwnego, że w dobie przemiany komuny w postkomunę Geremek dysponował znacznymi zasobami zagranicznych środków płatniczych na cele demokracji. Środkami tymi zasilał różne, bliskie mu ideowo organizacje. Wtedy zwrócił się do przewodniczącego KPN Leszka Moczulskiego z propozycją przekazania zawrotnej w owych czasach sumy 50 tys. dolarów, jednak pod warunkiem pokwitowania 500 tysięcy... Choć Geremek miał tylko tyle wspólnego z wiarą katolicką, że zwalczał ją jako redaktor ateistycznych „Argumentów”, jego uroczystości pogrzebowe w warszawskiej katedrze celebrowane były z wielką pompą. Płomienna homilia red. Michnika z pewnością zapadła na długo w pamięci wiernych. Czy nie należało jednak przeprowadzić jakichś obrzędów ekspiacyjno-pokutnych, zdekontaminować albo powtórnie konsekrować świątynię?
prof. Stefan Kurowski: Mazowiecki, który znał mnie osobiście z KIK, zwrócił się do mnie, abym wyszedł z sali. Nie ruszyłem się, więc Mazowiecki wezwał jednego z robotników ze straży strajkowej, aby mnie wyprowadził. Byłem od tego robotnika dużo starszy, a on chyba nieśmiały i grzeczny, więc nie chciał użyć siły. Wtedy Mazowiecki osobiście podszedł do mnie, złapał mnie z lewej strony pod rękę i wydał polecenie temu młodemu człowiekowi, aby mnie wyprowadzić. W ten sposób usunięto nas z sali. O zabawnym zdarzeniu wspominał Krzysztof Wyszkowski. Otóż Jan Olszewski i Tadeusz Chrzanowski napisali projekt statutu związku i przynieśli go do przepisania na maszynie. Gdy maszynistka na chwilę się odwróciła, ktoś porwał dokument i zniknął w tłumie. Podejrzewano, że zrobił to jeden z konkurencyjnych ekspertów – Wielowieyski (kojarzony z katolicyzmem, ojciec ekstremalnie postępowej dziennikarki). Jednak przez noc Olszewski z Chrzanowskim zdołali odtworzyć dokument i statut został wykorzystany.
Choć Geremek miał tylko tyle wspólnego z wiarą katolicką, że zwalczał ją jako redaktor ateistycznych „Argumentów”, jego uroczystości pogrzebowe w warszawskiej katedrze celebrowane były z wielką pompą. Chrzanowski twierdził, że kiedy przybył do Stoczni z mec. Siłą-Nowickim, wśród doradców pojawił się niepokój, gdyż ten legendarny obrońca polityczny był oceniany jako człowiek o „poglądach skrajnych”. Siły-Nowickiego nie dopuszczono do negocjacji i nie udzielono mu głosu. Tak więc już wtedy zarysował się obecny konflikt polityczny między postępowymi realistami – internacjonałami a konserwatywnymi niepodległościowcami. K
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
6
N
ieco wcześniej w 1806 roku goszczono tu cesarza Napoleona Bonaparte. Współcześnie w tej pięknej przestrzeni odbył się koncert laureata XV Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego Rafała Blechacza, zdobywcy muzycznego Nobla (nagroda Gilmore) w 2014 roku. W tym roku, na zaproszenie Poznańskiego Klubu Gazety Polskiej pojawili się tu niezwykli goście w ramach dorocznego cyklu koncertów „Rodacy Rodakom w Ojczyźnie” – Kasper, Dominik i Łukasz Yoderowie. Ich niezwykłość polega nie tylko na wybitnym talencie muzycznym, ale i na tym, że mieszkając na stałe w Stanach Zjednoczonych, od pięciu lat raczą poznańską publiczność koncertami muzyki poważnej i kunsztem tanecznym; że są braćmi, że są bardzo młodzi (11–16 lat) i że ich nauczycielem i choreografem jest matka – Róża Kostrzewska-Yoder. A także to, że Róża i Douglas Yoderowie mówią o sobie:
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A W swojej długiej historii prestiżowa Sala Biała Urzędu Miejskiego w Poznaniu gościła wiele wybitnych osobistości świata kultury i polityki. To tutaj w 1892 roku na zaproszenie Wielkiego Namiestnika Księstwa Poznańskiego księcia Antoniego Radziwiłła przybył i koncertował sam Fryderyk Chopin.
Rodacy Rodakom w Ojczyźnie
„ Jesteśmy w 100% Amerykanami i w 100% Polakami” Rodzice Douglasa przybyli do Ameryki ze Szwajcarii. Męskie szlify zdobywał on na farmie, która uczy szanować podstawowe wartości i kształtuje charakter. Jako student Oxfordu Douglas przyjechał na praktykę do Polski na Katolicki Uniwersytet Lubelski w 1988 roku. W niespokojnych realiach politycznych obserwował kraj i naród, który usiłował wydostać się z komunistycznych oków, podziwiał jego upartą walkę, krzepienie się wiarą i solidarny wysiłek odzyskania niepodległości. Przeczytał „Archipelag Gułag” Sołżenicyna, co poszerzyło jego wiedzę o realiach terroru, jakiemu poddano narody środkowej i wschodniej Europy, a zwłaszcza zwrócił uwagę na Polskę. Ukończył również Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina. Po studiach jego koledzy wracali do Stanów Zjednoczonych na wysokie stanowiska – on natomiast został w Polsce, gdzie poznał na uczelnianej ławce wybrankę swego serca – Polkę i postanowił dzielić swoje życie wraz z nią między dwie ojczyzny.
Douglas Yoder uważa, że zawsze trzeba stać po stronie najsłabszych, gdziekolwiek się ich spotyka, że to jest obowiązkiem serca każdego, a szczególnie „białego mężczyzny w Zachodniej Europie”, któremu los dawał możliwości, jakie nie każdy ma. W podobny sposób postanowili wychowywać swoje dzieci. Douglas Yoder uważa, że zawsze trzeba stać po stronie najsłabszych, gdziekolwiek się ich spotyka, że to jest obowiązkiem serca każdego, a szczególnie „białego mężczyzny w Zachodniej Europie”, któremu los dawał możliwości, jakie nie każdy ma. Że na tożsamość tak zwanego Zachodu, za który uważa się niesłusznie tylko Niemcy, Francję i Anglię, składają się tradycje i kultury innych krajów europejskich, których często zapomniane wartości należy ocalać od zapomnienia, podobnie jak należy stare książki – jako źródła mądrości i wiedzy. W tej chwili Zachód nie zawsze pamięta, że wolnościowy zryw Polski i „karnawał Solidarności” odgrywał ważną rolę w walce przeciwko duchowi totalitaryzmu i bez tego trudno byłoby o Europę wolną. Łatwo można sobie wyobrazić, że światopoglądy Amerykanina i Polki wychowanej w inteligenckiej, patriotycznej rodzinie były zbieżne. Różę Kostrzewską od dziecka ubierano w strój krakowski, którego znaczenie jako uniwersalnego symbolu nie od razu pojęła. Czuła jednak, że chodzi o ważną dla rodziców i dla niej tradycję. Teraz często w stroju krakowskim prowadzi koncerty synów. Wspominając niedawno zmarłego Zdzisława Kostrzewskiego, wielkiego patriotę i zdeklarowanego antykomunistę, mówi z uśmiechem: „Ojciec lubił często przejeżdżać na czerwonym świetle”, by móc milicjantom
Danuta Moroz-Namysłowska tłumaczyć, że nienawidzi czerwonego. Nic zatem dziwnego, że jako nastolatka odmówiła wręczania kwiatów wysokiemu rangą oficerowi Ludowego Wojska Polskiego oraz rozwieszania plakatów wyborczych – za co wzywano ją do dyrektora szkoły i otrzymywała kary. Ojciec natomiast był z niej bardzo dumny. Warto dodać, że Zdzisław Kostrzewski był mimo ciężkiej choroby do końca aktywnym członkiem Poznańskiego Klubu Gazety Polskiej. Mama Róży – pani Teodozja Kostrzewska – mimo zaawansowanego wieku pięknie wyprostowana, szczupła, niestety z poważną wadą wzroku, jest nadal aktywna i bardzo dumna z utalentowanych wnuków. Ona także ma duży wkład w edukację historyczną i literaturoznawczą chłopców, bowiem od chwili narodzin każdego z nich przez około pół roku przebywała w Los Angeles i chłopcy słyszeli kołysanki śpiewane w języku polskim i polskie wiersze i powieści („W pustyni i w puszczy”, „Plastusiowy pamiętnik” i in.). Najstarszy – Łukasz – do 4 lat lepiej mówił po polsku niż po angielsku. Trzeba dodać, że ich tata także wspaniale mówi po polsku.
Mama też gra Muzyczny debiut Róży Kostrzewskiej w orkiestrze nastąpił w wieku jedenastu lat. Gruntowne wykształcenie muzyczne zdobyła, kończąc z najwyższym wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Studiowała pod kierunkiem Bronisława Kawalli, Jana Ekierta (byłego Prezesa Jury Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego), Daniela Pollacka i innych znakomitości. Nie zawsze warunki były komfortowe, zdarzało się mieszkać w przyczepie, byle obcować ze sztuką najwyższych lotów. Występowała w recitalach solowych w Niemczech, Austrii, Finlandii, Włoszech, Szwajcarii, Polsce oraz Stanach Zjednoczonych. W Los Angeles prowadzi kursy mistrzowskie i wykłady dla studentów i nauczycieli. Według profesora fortepianu Edwarda Wolanina z Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie: Róża Kostrzewska-Yoder stoi w tradycji wielkiej polskiej szkoły pianistycznej, której korzenie rozciągają się poprzez osoby takie, jak profesorowie Bronisław Kawalla i Jan Ekiert, były Prezydent Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, do wiedeńskiej szkoły Teodora Leschetizskiego. Ta szkoła nauczania posiada największą wartość, gdyż oprócz rozwijania kompetencji zawodowych na najwyższym poziomie, dba o bezpośredni związek między nauczycielem i studentem. Wymaga to nie tylko przekazywania wiedzy muzycznej, ale także kształtowania osobowości młodego artysty. Potwierdzam z pełną świadomością i z ogromną radością, że działalność artystyczna pani Kostrzewskiej-Yoder wynika z wielkiej tradycji sztuki i pedagogiki europejskiej. Z kolei Natalia Troul (druga laureatka Konkursu Czajkowskiego i profesor fortepianu w Konserwatorium Moskiewskim im. Czajkowskiego) stwierdziła, że studentów Róży
Kostrzewskiej-Yoder charakteryzuje doskonałe zrozumienie stylu, delikatny smak, wyjątkowa dbałość o piękno tonu i rzeźbione poczucie kształtu języka muzycznego. Nic zatem dziwnego, że jej uczniowie fortepianu regularnie otrzymują
Grand Prize na Konkursie Mozartowskim w Long Beach, pierwszą nagrodę w konkursie w Glendale, konkursie Stanowym CAPMT, w konkursie sonat, złoty medal na Stanowym Konkursie Bachowskim i wiele innych nagród w konkursach w Los Angeles.
Nie sposób przekazać pełni wrażeń doznawanych w kontakcie ze wspaniałą polsko-amerykańską wszechstronnie, nie tylko muzycznie utalentowaną rodziną. Niestety w Polsce, poza Poznaniem, nieznaną, a zasługującą co najmniej na prezentację w polskiej telewizji. nagrody w konkursach państwowych, regionalnych, krajowych i międzynarodowych, w tym w Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Franciszka Liszta w Los Angeles, w Światowym Konkursie Pianistycznym w Ohio, Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, Konkursie Karmelu, w Przesłuchaniu Beverly Hills, Konkursie w Antylope Valley, Konkursie Redwood Bowl, Konkursie Glendale, na Festiwalu Mozartowskim w Long Beach i Festiwalu Muzycznym w SYMF. Jej uczniowie często występują publicznie, grając z orkiestrami. Jedna z jej uczennic została wybrana z dwudziestu najlepszych amerykańskich pianistów konkurujących w Krajowym konkursie Pianistycznym im Fryderyka Chopina. Zwycięzcy tego konkursu wygrali nagrody na konkursie w Warszawie.
Łukasz otrzymał w tym roku prestiżową Platinum Grand Prize w bardzo konkurencyjnym konkursie Glendale Piano Competition. Również w tym roku uznano go za jednego z 24 najlepszych młodych pianistów w Californii. Wcześniej otrzymał złoty medal na Stanowym Konkursie Bachowskim, był finalistą Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego w San Jose, otrzymał też wielokrotnie pierwsza nagrodę na konkursie SYMF w Los Angeles. Słuchając kolejnych części programu koncertu, zauważyłam, że towarzysząca synom mama także gra, dyskretnym, mimowolnym drgnieniem ręki lub twarzy przy mocniejszych akordach lub pogodnym uśmiechem po zakończeniu utworu... Tegoroczny koncert w wykonaniu najmłodszego pianisty, Kaspra Yodera, obejmował: Sonatę cis-moll op. 27 nr
Nie jest też zaskoczeniem, że utalentowani synowie tak wymagającej nauczycielki, dbającej skrupulatnie o tożsamość dzieła, tj. o jego wykonanie zgodnie z jego parametrami, są mimo młodego wieku laureatami wielu nagród. Kasper jest zwycięzcą drugiej nagrody na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, pierwszej nagrody na Stanowym Konkursie Bachowskim dla młodzieży, drugiej nagrody na stanowym konkursie CAPMT i wielu innych konkursów w Los Angeles. Dominik wygrał w tym roku pierwszą nagrodę w całym stanie California na jednym z najtrudniejszych konkursów pianistycznych MTAC-Solo Competition. Wcześniej otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose,
2 cz. III Presto Agitato Ludwika van Beethovena, Etiudę As-dur op. 25 nr 1 Fryderyka Chopina oraz Preludium G-mol op. 23 nr 5 Siergieja Rachmaninowa. Oczarowani słuchacze podziwiali wielki kunszt jedenastoletniego chłopca, brawurowo pokonującego ten wymagający repertuar. Dominik Yoder (13 lat) po mistrzowsku wykonał sonatę Waldsteinowską C-dur op. 53 cz. I Allegro con brio Ludwika van Beethovena, bardzo trudną technicznie, zagęszczoną niekiedy do granic możliwości, gdzie, jak piszą krytycy, „nuty przewracają się o siebie nawzajem”. Kolejnymi utworami były Nokturn F-dur op. 15 nr 1 Fryderyka Chopina oraz „Le tombeau de Couperen” – Rigaudon, Menuet, Toccata Maurice’a Ravela. Według Róży
Yoder Toccata była bardzo trudna, to jeden z najbardziej wymagających utworów literatury pianistycznej. Nawet największe sławy pianistyczne są zakłopotane ilością repetowanych nut w niewygodnych pozycjach. Wykonawca został nagrodzony rzęsistymi oklaskami, za które kilkakrotnie dziękował. Łukasz Yoder rozpoczął swój występ od Etiudy H-mol op. 25 nr 10, brawurowo pokonując „huragan grożący śmiercią i zniszczeniem”, po to, by dzikie szaleństwo ustępowało tajemniczym wyciszeniom. Kolejne utwory to Scherzo cis-mol op. 39, Sonata-Fantasia op. 23 cz. I Andante Aleksandra Skriabina. Jest to utwór wymagający dobrego opanowania warsztatu pianistycznego, ale również i wielkiej wrażliwości na jakość dźwięku i wyobraźni muzycznej – trudny, napisany na „duże ręce”. Wykonał też „Obrazki z wystawy” – Babę Jagę i Wielką Bramę Kijowską, będące niezwykłym artystycznym przekładem malarstwa na muzykę. To wyjątkowe muzyczne przeżycie zakończyło się owacją na stojąco i na cały rok zapoczątkowało tęsknotę za kolejnym, już piątym takim wydarzeniem, w przyszłym roku 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Portret rodziny Yoderów byłby niepełny, gdybym nie naszkicowała „prywatnych” upodobań młodych wirtuozów. Wszyscy są uczniami homeschool (szkoły domowej). Ich nauczycielami są zarówno rodzice, jak i dobierani stosownie do potrzeb i poziomu uczniów nauczyciele (m.in. nauk ścisłych, historii i in.). Postępy w nauce są sprawdzane codziennie, z uwagi na dużą ilość komputerowych testów. Co miesiąc przychodzi nauczyciel, by sprawdzić, czy wszystko przebiega zgodnie z planem. Pomimo rygorów nauki i co najmniej dwugodzinnych ćwiczeń muzycznych bracia mają mnóstwo zainteresowań i pasji. Najmłodszy Kasper uwielbia czytanie książek przygodowych i historycznych, jazdę na deskorolce, wspinaczkę. Jest zagorzałym podróżnikiem, chętnie zwiedza Europę – ostatnio rozmiłował się w architekturze Florencji. Rodzice wdrażają synów do wrażliwości w „krajach obfitości”, podpowiadając charakterystyczne dla danej kultury dzieła sztuki. Dominik do muzyki rwał się już w wieku dwóch lat, wołając: „Jestem gotowy, jest czas na moją lekcję! Jestem gotowy”! W takt muzyki uczył się chodzić i liczyć. Lubi trudne wyzwania w różnych sportowych zmaganiach, także na kajaku, ściance wspinaczkowej i na trampolinie (salto do tyłu). W surfingu potrafi tak się zatracić, że fala przepołowiła mu deskę. Rysuje obiekty architektoniczne i... karykatury (w tym taty). Łukasz, oprócz szaleństw sportowych, kolekcjonuje kamienie – minerały. Tę pasję zaszczepił mu dziadek Zdzisław, z którym przeszedł Szlak Bursztynowy. Koło Malborka poznali kolekcjonera, od którego Łukasz otrzymał wspaniałe okazy nieoszlifowanych bursztynów. Również w Los Angeles są takie miejsca, w których można znaleźć ciekawe minerały i skamieniałości.
Pasją Łukasza także są książki – największe wrażenie wywarł na nim „Idiota” Dostojewskiego, „Quo vadis” zaś pochłonął w ciągu niecałej doby. Chociaż nie bardzo chce się przyznać – Łukasz pisze wiersze. Jeden z nich został odczytany przez mamę w trakcie koncertu i nagrodzony brawami. Rodzina Yoderów regularnie uczestniczy w organizowaniu i rozwijaniu kontaktów polonijnych, imprez (balów) charytatywnych, spotkań z okazji świąt religijnych i państwowych. Można pokusić się o stwierdzenie, że to nieformalni animatorzy krzewienia kultury polskiej, nieco zaniedbanej w olbrzymiej metropolii Los Angeles. Z inicjatywy Łukasza i mamy i przy pomocy weterana Powstania Warszawskiego Zbysława Petryki powstał Klub Żywej Historii. W pensjonacie „Szarotka” przy Kościele polskim organizowane są spotkania młodzieży z weteranami walk o niepodległość i bohaterami lub po prostu ze świadkami historii. Młodzież zadaje pytania i uczy się historii na żywo od osób, które ją przeżyły. Niedawno prezentowana tu była książka Zenona Neumarka, polskiego Żyda, który po ucieczce z getta w Tomaszowie Mazowieckim i z obozów w Austrii zamieszkał w Los Angeles. Spotkaniom takim z reguły towarzyszą śpiewy harcerzy i weteranów, ale również muzycznie bracia Yoderowie, serdecznie oklaskiwani przez słuchaczy. Z kolei swój kunszt taneczny mogą oni rozwijać w Zespole „Krakusy”, prowadzonym przez znakomitego polskiego choreografa Edwarda Hoffmana, który z poświęceniem uczy młodzież polskiej kultury, zwyczajów i tradycji. Zespól podzielony jest na trzy grupy wiekowe i liczy łącznie ok. 35 osób. Program zespołu jest ambitny, zatem zebrał on sporo nagród, uczestnicząc w festiwalach w wielu krajach, w tym w Polsce. Wszystkich zachwycają piękne stroje, oprawa choreograficzna i wspaniałe umiejętności tancerzy, a wśród nich braci Yoderów. Pani Róża propaguje polską tradycję przez organizację koncertów i wykładów o polskich tańcach narodowych dla publiczności amerykańskiej. Tańce te oczywiście są prezentowane przez
Słuchając kolejnych części programu koncertu, zauważyłam, że towarzysząca synom mama także gra, dyskretnym, mimowolnym drgnieniem ręki lub twarzy przy mocniejszych akordach lub pogodnym uśmiechem po zakończeniu utworu... Polski Zespół Folklorystyczny Pieśni i Tańca „Krakusy”. *** Drodzy Czytelnicy! Nie sposób przekazać pełni wrażeń doznawanych w kontakcie ze wspaniałą polsko-amerykańską wszechstronnie, nie tylko muzycznie utalentowaną rodziną. Niestety w Polsce, poza Poznaniem, nieznaną, a zasługującą co najmniej na prezentację w polskiej telewizji. Wydaje mi się, że jakąś formę patronatu nad rozwojem nieprzeciętnie uzdolnionych muzycznie Kaspra, Dominika i Łukasza Yoderów powinno przemyśleć Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a na pewno placówka konsularna w Los Angeles. „Byłoby super, gdyby konsulat w Los Angeles na przykład wynajął salę na koncert, aby młodzi Polacy mogli zagrać, zatańczyć, zarecytować polską poezję i podzielić się tym z innymi Polakami i Amerykanami. By kultura polska nie kojarzyła się Amerykanom tylko z pierogami i polską kiełbasą. Moi uczniowie non stop grają polskie utwory nie tylko Chopina, ale również Malawskiego, Ptaszyńskiej, Serockiego, Bacewicz, Miklaszewskiego, Garścia i wielu innych. Często wygrywają z nimi konkursy, a więc grają na koncertach laureatów nieznaną dla Amerykanów polską literaturę muzyczną. Szkoda, że koncerty takie nie mogłyby się odbywać w Los Angeles organizowane przez konsulat chociaż 2 razy w roku!” – marzy pani Róża. Tyle pracy, serca i talentu nie wolno ominąć. K
PAŹDZIERNIK 2017 · KURIER WNET
7
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
P
refekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscyp liny Sakramentów był gościem specjalnym tego spotkania. Kardynał Sarah jest wyróżniającą się postacią wśród wysoko postawionych hierarchów Kościoła. Dla wielu katolików stanowi znak nadziei i oparcie wobec różnych, często niepokojących zawirowań współczesnych interpretacji doktryny katolickiej. Przedstawiamy fragmenty jego ostatnich głośnych wystąpień – wrześniowego w Poznaniu i sierpniowego, wygłoszonego we francuskiej Wandei. W tym roku po raz pierwszy forum duszpasterskie organizowane w Poznaniu przybrało nazwę ogólnopolskiego. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele parafii, członkowie różnych ruchów, stowarzyszeń katolickich i parafialnych rad duszpasterskich z całego kraju, m.in. z diecezji warszawskiej, łódzkiej, kaliskiej, tarnowskiej, toruńskiej, zielonogórsko-gorzowskiej, koszalińsko-kołobrzeskiej oraz poznańskiej.
tak jak to było z Wandeą – mówił kaznodzieja. Nowych rewolucjonistów przeraża jednak wielkoduszność rodzin wielodzietnych. – Szydzą z rodzin chrześcijańskich, ponieważ ucieleśniają one wszystko to, czego oni nienawidzą. Są gotowi skierować przeciw Afryce nowe kolumny śmierci, aby wywierać presję na rodziny i narzucić im steryli-
Pojęcie grzechu zostało rozmyte i prawie już nie funkcjonuje w świadomości społecznej. Dla wielu nic nie jest już grzechem.
„Jeśli chrześcijanin, podobnie jak kameleon, przybiera kolory swojego otoczenia, nie stanowi już namacalnego znaku królestwa Bożego: a przecież jesteśmy powołani, aby nadawać smak środowiskom, w których się znajdujemy, przez dawanie jasnego i jednoznacznego świadectwa naszej katolickiej wierze” – mówił kard. Robert Sarah podczas Ogólnopolskiego Forum Duszpasterskiego, które odbyło się 23 września w Poznaniu. Napełnieni Duchem Świętym Organizatorem Poznańskiego Forum Duszpasterskiego była Akcja Katolicka. Jego motto przewodnie brzmiało: „Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym (por. Dz 2,4)”. Słowa te są tematem przyszłorocznego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce. W auli Centrum Wykładowo-Konferencyjnego Politechniki Poznańskiej kard. Sarah wygłosił referat nt. „Duch świętości w Kościele”. Przypomniał, że Duch Święty objawia się jako Ten, który jest od samego początku związany z Wieczernikiem. „Z Wieczernika, z tego małego pomieszczenia wyszedł Kościół katolicki, napełniony tchnieniem Ducha Świętego, aby z czasem zdobyć cały świat dla Chrystusa” – mówił do uczestników forum gość z Watykanu. Zwrócił uwagę na to, że misja Kościoła nie zależy od inicjatywy człowieka, ale jest owocem działania Ducha Świętego. Przypomniał najważniejsze posłannictwo Kościoła, którym jest „misja
Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei Nauczanie kardynała Roberta Saraha Paweł Bortkiewicz TChr wyznania go i błagania Boga o wybaczenie”. Prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów stwierdził, że zgodnie z dzisiejszym sposobem myślenia, dla wielu nic nie jest już grzechem.
jest Duchem męstwa Chrystusa. „I tej mocy potrzebujemy dzisiaj znacznie bardziej niż kiedykolwiek. Tak wiele zła, tyle zamieszania, wątpliwości i obaw, które wypełniają nasze serca i umysły. Bądźmy mężni! Zaufajmy uświęcającemu działaniu Ducha Świętego, który jest w nas!” – zaapelował kard. Sarah. Jeszcze mocniejsze słowa padły ponad miesiąc temu we Francji.
Nie żałujemy za zło
duchowa i nadprzyrodzona, zmierzająca do zbawienia dusz i roztaczająca opiekę nad ciałem o tyle, o ile jest to ukierunkowane na zbawienie duszy”. Kard. Sarah podkreślił, że statystyki i liczby w Kościele są sprawą drugorzędną; nie jest ważna liczba wiernych, ale świętość i jedność Kościoła. „Nie bójmy się, drodzy bracia, jeśli czasami w pewnych miejscach lub w pewnych momentach nasza liczba zmniejsza się do niewielkich, nawet bardzo niewielkich rozmiarów” – powiedział gość z Watykanu. „Dla Kościoła kluczowa jest kwestia nie ilości, ale świętości, jedności Kościoła w Duchu Świętym, jedności doktryny i nauczania moralnego”. Mówiąc o zachodniej kulturze, zauważył, że pojęcie grzechu zostało w niej rozmyte i prawie już nie funkcjonuje w świadomości społecznej, a wśród wiernych, ale także kapłanów obserwuje się niechęć do sakramentu pojednania. Kard. Sarah wyraził opinię, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest „powszechne duchowe zdezorientowanie, polegające na zachowaniu z jednej strony ogólnego przeświadczenia o własnej grzeszności, z drugiej zaś na zatraceniu świadomości natury grzechu, a w konsekwencji konieczności
„Cudzołóstwo już nie istnieje, są tylko ludzie, którzy żyją razem, ponieważ się kochają; kochać spontanicznie i szczerze, według własnych subiektywnych upodobań i tendencji, nie jest już grzechem” – mówił gość z Watykanu. Zaznaczył, że w ten sposób rozumuje się dzisiaj również wewnątrz Kościoła katolickiego. „A jest tak dlatego, że nie wierzy się już w Chrystusa, czyli nie traktuje się poważnie ceny za Jego Krew przelaną w ofierze za nas jako za grzeszników. Jeśli już nie wierzymy w grzech, nie potrzebujemy też odkupienia, zbawienia i Chrystusa, a Jego wcielenie i śmierć są dla nas bezużyteczne. Nie musimy już żałować za popełnione zło i nawracać się”. Kard. Sarah przypomniał, że zgodnie ze słowami Jezusa, Tym, który przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie, jest Duch Święty. Podkreślił, że „niezawodnym znakiem, że Duch świętości działa w naszych sercach jest to, że poważnie traktujemy nasz grzech, nie lekceważymy go, nie stroimy sobie żartów ze straszliwej śmierci Chrystusa na Krzyżu”. Jeśli jednak Duch Święty nie działa w nas, konsekwencje są odwrotne: „grzech nie jest traktowany poważnie; głosi się lub pisze, że można dopuszczać się wszystkiego lub prawie wszystkiego oraz że wszystko jest dopuszczalne dla człowieka mającego subiektywnie dobre intencje; nie zwraca się uwagi na konsekwencje własnego postępowania; żyje się w stanie ustawicznej okazji do popełnienia grzechu; lekceważy sakrament pojednania; nie żałuje się za grzechy, a nawet okazuje pogardę lub wyśmiewa tych, którzy pokutują”. Prelegent zachęcił do zaufania uświęcającemu działaniu Ducha Świętego, który jest w nas. Przypomniał, że otrzymaliśmy Ducha Świętego, który
Potrzebujemy ducha Wandei Kardynał Sarah 12 sierpnia przewodniczył Eucharystii rozpoczynającej obchody 700-lecia diecezji Luçon, która obejmuje dziś obszar francuskiego departamentu Wandei. Departament ten jest znany przede wszystkim z tzw. wojen wandejskich, czyli powstań w obronie wiary i króla toczonych pod koniec XVIII w. W tej homilii kard. Sarah wezwał do brania przykładu z postawy wandejskich powstańców i męczenników, którzy porzucili wszystko nie w obronie własnych interesów, lecz dla
Boga. „A dziś któż powstanie, by [walczyć] dla Boga? Któż ośmieli się zmierzyć ze współczesnymi prześladowcami Kościoła? Któż się odważy, nie mając innej broni jak różaniec i Najświętsze Serce, przeciwstawić się współczesnym kolumnom śmierci, którymi są relatywizm, obojętność i pogarda dla Boga? Któż powie, że jedyną wolnością, za którą warto umierać, jest wolność wiary?” – pytał kardynał. Podkreślił, że tak jak wandejscy powstańcy, jesteśmy dziś
Statystyki i liczby w Kościele są sprawą drugorzędną; nie jest ważna liczba wiernych, ale świętość i jedność Kościoła wezwani do świadectwa. „A to oznacza męczeństwo”. Przypomniał, że dziś chrześcijanie na Wschodzie i w Afryce umierają za swą wiarę, zgładzeni przez kolumny prześladowczego islamizmu. Zdaniem pochodzącego z Gwinei kardynała, od męczenników Wandei powinniśmy się uczyć przede wszystkim odwagi. – Kiedy chodzi o Boga, nie może być żadnego kompromisu. Cześć Boga nie podlega dyskusji! I trzeba tu zacząć od naszego osobistego życia, od modlitwy i adoracji. Nadszedł, bracia, czas, by sprzeciwić się praktycznemu ateizmowi, który tłumi
w nas życie. Módlmy się w rodzinach, dajmy Bogu pierwsze miejsce! Rodzina rozmodlona jest rodziną żywą! – zauważył szef watykańskiej dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
zację, aborcję i antykoncepcję. Afryka stawi jednak opór tak jak Wandea – zapewnił afrykański purpurat. Na zakończenie podkreślił, że nadszedł czas na nowe powstanie wandejskie. Musi się ono dokonać w sercu każdej rodziny, każdego chrześcijanina i każdego człowieka dobrej woli. Wojny wandejskie to w istocie powstanie rojalistyczne, które wybuchło 10 marca 1793 roku w departamencie Wandea w zachodniej Francji w okresie rewolucji francuskiej, i towarzysząca mu akcja pacyfikacyjna w celu stłumienia go. Bezpośrednią przyczyną wybuchu był dekret Zgromadzenia Narodowego z lutego 1793 roku po-
Kiedy chodzi o Boga, nie może być żadnego kompromisu. Cześć Boga nie podlega dyskusji! wołujący pod broń 300 tys. mężczyzn w wieku od 18 do 40 lat tuż przed rozpoczęciem prac wiosennych w polu. Wandea i okolice miały dać prawie 178 tys. poborowych. Ważną przyczyną było też stopniowe zastępowanie księży odmawiających ślubowania na konstytucję cywilną kleru przez duchownych
Przebaczenie i miłosierdzie Od męczenników wandejskich powinniśmy się również uczyć miłości do kapłanów i kapłaństwa oraz przebaczenia i miłosierdzia. „Umiejmy stawiać czoło nienawiści bez urazy, bez animozji. Bądźmy armią Serca Jezusa i tak jak On chciejmy być pełni łagodności!” – zaapelował ks. kard. Sarah. Zauważył ponadto, że Wandejczycy są też wzorem bezinteresowności i wspaniałomyślności. Ich postawa jest o tyle ważna, że dziś żyjemy w dobie dyktatury pieniądza, interesów, bogactwa. A tylko miłość bez-
Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Ich likwidacja jest metodycznie zaplanowana, tak jak niegdyś likwidacja Wandei. interesowna może pokonać nienawiść do Boga i ludzi, która stoi u podstaw wszelkiej rewolucji. – Wandejczycy nauczyli nas stawiać opór wszystkim rewolucjom. Pokazali, że w obliczu piekielnych kolumn, nazistowskich obozów zagłady, komunistycznych gułagów czy islamskiego barbarzyństwa istnieje tylko jedna odpowiedź. Jest nią dar z siebie – podkreślił ks. kard. Sarah. Zwrócił też uwagę, że dziś ideologowie rewolucji chcą unicestwić rodzinę. – Ideologia gender, pogarda dla płodności i wierności to nowe slogany tej rewolucji. Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Ich unicestwienie zostało systematycznie zaplanowane,
„konstytucyjnych”, co tamtejsze społeczeństwo odebrało jako zamach na wolność Kościoła. Powstanie w Wandei objęło nie tylko departament Vendée, ale także część departamentów: DeuxSèvres, Maine i Loara i Loara Atlantycka. Działania zbrojne trwały formalnie do 29 marca 1796. W wyniku wojen wandejskich zginęło kilkaset tysięcy, może nawet 600 tys. osób, choć najczęściej wymienia się liczbę ok. 300 tys. Przy tym najwyżej jedna trzecia z nich zginęła bezpośrednio w wyniku walk, a znacznie więcej wymordowały władze rewolucyjne w formie represji popowstaniowych. Niektórzy mówią nawet o pierwszym ludobójstwie w historii. Zajmowały się tym specjalne oddziały przysłane z Paryża, zwane „kolumnami piekielnymi”, do których nawiązał ks. kard. Sarah. Ludzie ginęli w najokrutniejszy sposób, m.in. przez spalenie i utopienie. Do dzisiaj nie są znane dokładne liczby dotyczące tamtych wydarzeń, a dzieje Wandei stanowią nadal trudny temat dla historiografii francuskiej. K Źródło: www.archpoznan.pl, www.naszdziennik.pl, KAI
KURIER WNET · PAŹDZIERNIK 2017
8
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
19 Dni Polskie w Suczawie
W 78 rocznica napaści Związku Radzieckiego na Polskę W hołdzie zamordowanym Wielkopolanom
FOT. A. KARCZMARCZYK
Andrzej Karczmarczyk
S
towarzyszenie „Katyń” w Poznaniu upamiętniło Tablicą Pamięci Wielkopolan zamordowanych przez NKWD w Katyniu, Charkowie, Miednoje, Bykowni i Kuropatach, na mocy decyzji naczelnych władz Związku Radzieckiego z 5 marca 1940 roku. Uroczystość odbyła się 19 września 2017 roku w kaplicy św. Józefa przy kościele Jana Kantego w Poznaniu.
Tablica została zbudowana z części, na których widnieją nazwiska ofiar ludobójstwa katyńskiego i katastrofy smoleńskiej z 2010 roku. Przedziela je obraz Matki Boskiej Katyńskiej namalowany przez siostrę Annę Szmurawińską. „Tam, na nieludzkiej ziemi, zabito wiarę, nadzieję, miłość. Jednym strzałem w tył głowy”. K
Konkurs dla dzieci i młodzieży o Pomniku Wdzięczności
T
rwa kolejna, czwarta już edycja konkursu dla dzieci i młodzieży pt. „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta”, tym razem pod hasłem „Pomnik Wdzięczności w Poznaniu symbolem szacunku Wielkopolan dla Boga i Ojczyzny”. Termin nadsyłania prac upływa 23 października 2017 r. Do konkursu można się zgłosić także indywidualnie, jeśli np. nie przeprowadza go szkoła, do której uczęszcza dziecko. Wystarczy zgoda rodziców. Celem konkursu jest przybliżenie młodemu pokoleniu jednego z najbardziej zapomnianych faktów
z najnowszych dziejów Poznania – historii budowy i zniszczenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa. Konkurs może być świetnym narzędziem dla nauczycieli i wychowawców wspierającym ich w kształtowaniu wśród dzieci i młodzieży poczucia dumy z faktu bycia Polakiem i Wielkopolaninem. Przyjmowane są także zgłoszenia indywidualne, w których swoje dane kontaktowe powinni podać rodzice. W poprzednich latach w konkursie „Sacratissimo Cordi – Polonia Restituta” wzięło udział ponad tysiąc uczniów z wielkopolskich szkół.
List do Pana Leszka Długosza Danuta Moroz-Namysłowska Dziękuję Panu za złotej polskiej jesieni nacjonalistyczne wywyższenie! Bo cóż by ona poczęła, internacjonalnie odarta z tych werand zaściankowych bluszczami zacienionych z aromatów powideł węgierkowych i pigwowych nalewek z berberysów ulęgałek dereni z serdecznych przeczuć nostalgii i tęsknot za ułańską szarżą i skrzydłami husarii za tandemem nierozerwalnym bieli i czerwieni... I znów, Panie Leszku, dzień się przeistoczył w wieczór ledwo rozpoznając kształty obietnic poranka i znów się nie zgadza rachunek nowoczesności z ówczesnością politpoprawności z populizmem – o rety! A tak niewiele zostało do stulecia Niepodległej i wreszcie jest tak po naszemu pięknie jakby Mama wróciła z miasteczka i na moment przysiadła na werandzie..... A tu tyle zamętu, zakrętu, zawrotu, jazgotu i tyle pokus by wpaść w ten pęd bez powrotu... NA NIC TO! U nas na straży stoją kapliczki przydrożne i Anioły nas strzegą czujne i ostrożne W nas ta odwieczna upartość nieśpieszna w nas ta pierwotność uczciwa, bezgrzeszna w nas Wiara codziennie przewraca kartki kalendarza. Zatem niechaj polska jesień nacjonalistycznie wywyższona złoci się i stwarza!!!
FOT. A. KARCZMARCZYK
Andrzej Karczmarczyk
17
września, w 78 rocznicę zbrodniczej napaści Związku Radzieckiego na Polskę, pod patronatem wojewody wielkopolskiego Zbigniewa Hoffmana odbyły się uroczystości upamiętniające tę datę. Po Mszy św., która odbyła się u Ojców Franciszkanów na Górze Przemysła, ruszył Marsz Pamięci z pocztami sztandarowymi i Orkiestrą Reprezentacyjną Sił Powietrznych na jego czele. Marsz Pamięci przeszedł ulicami miasta pod Pomnik Ofiar Katynia i Sybiru w Poznaniu, gdzie odbyły się główne uroczystości. W czasie przemówienia
wojewoda nawiązał do wydarzeń, jakie miały miejsce 17 września 1939 roku, a także do przypadającego w tym dniu Dnia Sybiraka: „Napaść sowiecka na Polskę rozgrywała się na dwóch frontach: białoruskim i ukraińskim. Wojsku towarzyszyły grupy specjalne NKWD, które dysponowały listą osób przeznaczonych do aresztowań. Rozpoczęło się bezwzględne mordowanie ludności polskiej i masowe wywózki”. Po wystąpieniu wojewody odbyła się modlitwa ekumeniczna, salwa honorowa i złożono kwiaty pod pomnikiem poświęconym ofiarom Katynia. K
Tematem tegorocznej edycji konkursu są słowa: „Pomnik Wdzięczności w Poznaniu symbolem szacunku Wielkopolan dla Boga i Ojczyzny”. W każdej z kategorii konkursowych przyznane zostanie I, II i III miejsce oraz co najmniej trzy wyróżnienia. Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymają też dyplomy. Nagrody zostaną wręczone podczas gali, która będzie częścią uroczystego koncertu organizowanego przez Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu z okazji Święta Niepodległości. Konkurs objęty jest patronatem abpa Stanisława Gądeckiego i Wielkopolskiego Kuratorium Oświaty. KT
Lukrecja gładka Agata Żabierek
Limeryk dla szkolnej dziatwy
L
dniach od 7 do 9 września 2017 roku w Suczawie odbyły się 19. Dni Polskie w Rumunii. Impreza ta weszła już do stałego kalendarza wydarzeń kulturalnych odbywających się na terenie rumuńskiej Bukowiny. Na obchody 19. Dni Polskich składa się sympozjum polsko-rumuńskie, połączone od roku 2006 z obchodami polonijnych dożynek w miejscowości Nowy Sołoniec. 19. Dni Polskie rozpoczęły się 7 września w Muzeum Historycznym w Suczawie, prezentacją wystawy pt. „Józef Piłsudski – mąż stanu Polski i Europy”. Po oficjalnym otwarciu rozpoczęły się obrady sympozjum, które trwały przez dwa dni w salach Muzeum Historycznego. Na zakończenie obrad miała miejsce prezentacja najnowszych publikacji poświęconych relacjom polsko-rumuńskim. W tym roku swoje opracowania dotyczące dziejów relacji polsko-rumuńskich zaprezentowali: dr Jan Bujak w publikacji pt. „Kronika polskich Bukowińczyków 1911–1914” oraz profesor UAM dr hab. Piotr Gołdyn w pozycji pt. „W kręgu polsko-rumuńskiej współpracy oświatowej”. Słuchaczom zostały zaprezentowane dodatkowo trzy publikacje. Pierwsza z nich pt. „Ze wspólnej przeszłości. Studia z dziejów stosunków polsko-rumuńskich” napisana została pod redakcją profesora Aleksandra Smolińskiego. Kolejnej, „Polska i Rumunia w Europie Środkowej w XX i XXI wieku” patronowali Agnieszka Kastory i Henryk Walczak, natomiast ostatnią, „Bukowina. Inni wśród swoich”, redagowali: Helena Krasowska, Magdalena Pokrzyńska, Radu Bruji i inni. Po sympozjum, 9 września odbyły się uroczyste dożynki w Nowym Sołońcu, które rozpoczęły się Mszą Świętą sprawowaną przez kardynała Kazimierza Nycza, metropolitę warszawskiego. W uroczystościach wzięli udział konsul
z Bukaresztu Andrzej Kalinowski, senator Maciej Łuczak, zastępca przewodniczącej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą Ryszard Bonisławski z Komisji Spraw Emigracji oraz przewodniczący sejmiku województwa podkarpackiego Czesław Łączak. Przedstawiciele „Wielkopolskiego Kuriera Wnet”, uczestniczący w Dniach Polskich przez cały czas ich trwania,
ofiarowali tamtejszej Polonii kopię Cudownego Obrazu Matki Boskiej Licheńskiej wraz z wodą z licheńskiego źródełka. W celu przybliżenia Sanktuarium Licheńskiego, do zbiorów bibliotecznych Domu Polskiego trafiły egzemplarze publikacji ukazujących historię Sanktuarium. Ten drobny dar ofiarowany tamtejszym Polakom spotkał się z ciepłym przyjęciem i wielką wdziecznością za pamięć. 19. Dni Polskie przeszły już do historii, odliczamy już jednak czas do kolejnych, jubileuszowych dwudziestych, na których mamy nadzieję pojawić się i przeżywać tę wspaniałą uroczystość, a relację z niej przekazać naszym Czytelnikom. K
Lukrecja jest rośliną wieloletnią, osiągającą do 1,5 m wysokości, o nieparzystopierzastych, ciemnozielonych listkach. Jej korzeń rozgałęzia się na kilka długich, pomarszczonych, brązowych korzeni bocznych z żółtym miąższem.
Regulamin konkursu publikujemy na str.3, wszystkie informacje są na: www.pomnikwdziecznosci.pl
Henryk Krzyżanowski
imeryki Edwarda Leara bawią, lecz mogą też uczyć. Tu mamy dwie wersje. Pierwsza, stosowna dla podstawówek, jest kondensatem wiedzy o przyrodzie i gospodarce Portugalii. Jest także przykładem opacznie rozumianego patriotyzmu. Na wychowaniu obywatelskim można nawiązać do sytuacji w Polsce, wspominając, że poprzednia władza zaniedbywała gospodarkę morską, preferując zbiorowe naziemne przeciąganie samolotów oraz konsumpcję wina. Wersja druga, do wykorzystania w liceum – może się przydać na wychowaniu do życia w rodzinie. Wymaga to pewnej zręczności, bowiem bohaterka, wykazawszy się roztropnością wobec propozycji Szypra, zdaje się nazbyt dowierzać Latarnikowi – ale może to Latarnik patriotyczny, ze szkolnej lektury?
Agata i Krzysztof Żabierkowie
There was a Young Lady of Portugal, Whose ideas were excessively nautical: She climbed up a tree, To examine the sea, But declared she would never leave Portugal Najpierw luźne tłumaczenie: Panna z Porto na morską toń chciwa, tak się z dębu wierzchołka odzywa: Porto słodkich win miejsce, tu żyję, tutaj zejść chcę. Patriotka nie korek, by pływać. Druga wersja to raczej wariacja na temat: Choć na morskie tematy ma bzika, Czarnowłosa z Porto Berenika, Mruczy: „Bujasz…” gdy Szyper na swą wabi ją krypę. „Wolę studium w wieży Latarnika”.
K
wiaty, barwy żółtej lub purpurowej, rozwijają się latem, następnie wydają czerwonawobrązowe strąki. Roślina preferuje gleby wilgotne, żyzne, ilaste. Do celów leczniczych wykorzystuje się zebrane późną jesienią lub wczesną wiosną trzylub czteroletnie korzenie i tzw. rozłogi. Herbatka z lukrecji skutecznie łagodzi kaszel i dolegliwości płucne. Roślina działa rozkurczowo na mięśnie gładkie oskrzeli i przewodu pokarmowego, stosowana jest zatem w schorzeniach górnych dróg oddechowych, nieżycie gardła i oskrzeli, przy uporczywym kaszlu z zalegającą wydzieliną (tzw. suchy kaszel), przy chrypce, a także zapaleniu dziąseł i migdałków. Podnosi odporność organizmu i pozwala zwalczać reakcje alergiczne. Korzeń zawiera glycirrhizinę – substancję wielokrotnie słodszą od cukru, która może być stosowana przez cukrzyków. Mocne wywary natomiast podaje się dzieciom na przeczyszczenie i obniżenie gorączki. Wyciągi wodne są polecane w walce z chorobą wrzodową żołądka i dwunastnicy, w stanach zapalnych przewodu pokarmowego, a nawet w przypadku zagrożenia zmianami nowotworowymi. Lukrecja hamuje również rozwój wirusów, takich jak HIV-1, HCV (hepatitis C), HSV (opryszczki), EBV (Epstein Barr), Coronavirus. Lukrecja gładka zawiera substancje czynne, zwłaszcza kwas glicyretynowy i flawonoidy, które wykazują zbliżone do sterydów właściwości i działanie na organizm ludzki, jednak nie wywołują tzw. skutków ubocznych, jakie mogą wywoływać sterydy; wręcz zapobiegają im. Wyciąg z lukrecji znalazł zastosowanie w leczeniu przewlekłych chorób wymagających stosowania sterydów. Do chorób tych należy np. pęcherzyca, przewlekły uogólniony wyprysk,
liszaj rumieniowaty układowy, zapalenie złuszczające skóry (erytrodermia). Wyciąg z rośliny pozwala na zmniejszenie dobowych dawek sterydów. Po rozpoznaniu choroby i rozpoczęciu leczenia sterydami, w momencie osiągnięcia poprawy klinicznej zaleca się co drugi dzień zastąpienie dawki sterydów lukrecją. Roślina wykazuje działanie estrogenne i poprawia wydolność fizyczną u osób uprawiających sport. Pozwala lepiej nawodnić mięśnie szkieletowe
i podnosi ich sprężystość niczym po zastosowaniu elektrolitów. Pobudza regenerację i rozrost tkanek, zwiększa masę mięśni, aktywuje syntezę białek, co z pewnością zasługuje na uwagę kulturystów. Korzeniem lukrecji aromatyzuje się wyroby cukiernicze, piwo, tytonie i tabaki. Produkuje się także cukierki o niepowtarzalnym smaku i orygnalnej czarnej barwie. Ponadto papka korzeniowa używana jest do przygotowania kompostu grzybowego, a właściwości pieniące lukrecji znalazły nawet zastosowanie w gaśnicach. Należy pamiętać, że zioła stosowane nieumiejętnie mogą być wręcz szkodliwe. Nadmierne i długotrwałe spożywanie przetworów z lukrecji powoduje zatrzymywanie w organiźmie wody, jonów sodu i chloru oraz utratę potasu, który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego. Nie powinny jej spożywać kobiety w ciąży, karmiące piersią, osoby cierpiące na nadciśnienie i hipokalemię, a także niewydolność nerek i wątroby. K