Kurier WNET Gazeta Niecodzienna | Nr 59 | Maj 2019

Page 1

Niebo chodzi po ziemi

K R K‒ U U‒ R R ‒ II ‒ E E‒ R

Nr 59 Maj · 2O19

G

Prawosławni nazywali go „duszochwatem”, czyli „łowcą dusz”. Jego ciało bolszewicy umieścili jako rekwizyt w muzeum ate­ izmu w Moskwie. Miało ośmieszać katolicki zabo­ bon, ale nieoczekiwanie dla komunistów, stało się celem pielgrzymek i przyczyną nawróceń, także prawosławnych. Katarzyna Purska USJK w stulecie odzyskania niepodległości przy­ pomina postać patrona Pols­ki, św. Andrzeja Boboli.

A

Z

E

T

A A

N

I

E

C

O

5 zł

D

Z

w tym 8% VAT

I

E

N

N

A

Redaktor naczelny

D

obrej zmianie nie jest łatwo rzą­ dzić, szczególnie w przeddzień wyborów. Z jednej strony totalna opozycja, z drugiej Konfederacja. To­ talna opozycja od dawna przyprawia aktualnej władzy gębę nacjonalistów i populistów, próbujących wprowadzić rządy autorytarne, pozbawionych em­ patii, zdolności rządzenia, bezwzględ­ nych, pazernych, kłamców, nietoleran­ cyjnych i antysemitów. Według Konfederacji zaś najważ­ niejsza cecha obozu rządzącego to wiernopoddańcza służalczość wobec diaspory żydowskiej. Kiedy PiS opę­ dza się jak od natrętnej muchy od po­ dejrzenia o antysemityzm, konfederaci krzyczą o diasporze; kiedy dla odmiany chce pokazać, że żadnej diasporze nie służy – słyszy krzyk o antysemityzmie. Totalna opozycja (KE Biedroń) i Konfederacja – te dwie siły – chcą poz­bawić PiS władzy. Celem pierwszej jest budowa ponadnarodowego impe­ rium, które dziś nazywa się Unią Euro­ pejską i gdzie miejsce normy zajmuje ideologia związana z ruchem LGBT. Kon­ federacja jest tego przeciwieństwem. Cel przez nią deklarowany to państwo narodowe, oparte na rodzinie i wartoś­ ciach chrześcijańskich. Konfederacja nie ma szans na prze­ jęcie władzy. Może doprowadzić jedy­ nie do odsunięcia PiS od rządów. Nie twierdzę, że PiS powinien mieć monopol na władzę. Wiele decyzji, zjawisk czy roz­ wiązań systemowych mi nie odpowiada, ale rządy totalnej opozycji będą gorsze. Nie chcę euro, nie chcę LGBT w szkołach, nie chcę przekazywania kolejnych kom­ petencji do Brukseli i nie chcę wpisywa­ nia do konstytucji przynależności do UE. Popieram premiera Mateusza Morawiec­ kiego, który zamierza wydobyć polską gospodarkę z peryferii do podmioto­ wości. Konfederacja, jeśli osiągnie suk­ ces, doprowadzi do dalszego osłabiania naszej suwerenności. Niestety dobra zmiana ma niezwyk­le groźnego przeciwnika. Nie oblega on twierdzy, ale jest w jej środ­ ku. Tym wrogiem są pojawiające się w różnych instytucjach i działaniach buta, pycha, niekompetencja i brak szacunku dla ludzi. Z wielu środowisk docierają do mediów WNET takie skar­ gi, i to od zwolenników dobrej zmiany. Wybory europejskie tuż, tuż i już wielkich korekt zrobić się nie da, jed­ nak jeśli PiS nie wprowadzi ich przed jesiennymi wyborami, może przegrać z samym sobą. Ale, ale! Cieszymy się, ze Radio WNET ma 10 lat i zapraszamy na Jar­ mark WNET 25 maja. K

O germańskich źródłach nacjonalizmu ukraińskiego (i) Wielki lud Ukrainy od wieków formuje swoją samostijnost w opozycji do Turcji, Polski i Rosji. Milczy się o tym, jak te procesy były i są wzmac­ niane lub sterowane przez germańskie mo­ carstwa Europy. Stanis­ ław Orzeł przypomina epizody historyczne, pomagające zrozumieć znaczenie tych inspiracji dla kształtowania się nac­ jonalizmu ukraińskiego.

Upadek czy „upadek”

komunizmu?

Krzysztof Skowroński

ŚLĄSKI KURIER WNET

Krajobraz po strajku Szefostwo ZNP wyrzuciło do ko­ sza wieloletni trud wychowaw­ czy nauczycieli i rodziców. Po­ kazało młodym ludziom, że o swoje korzyści należy walczyć bezwzględnie. Zbigniew Kop­ czyński podsumowuje strajk pedagogów.

Zbliża się 30 rocznica dnia, który pewna aktorka – blondynka – ogłosiła zakończeniem komunizmu w Polsce. Ponieważ dzień ten został uznany przez licznych myślicieli za naj- 2 bardziej znaczące wydarzenie w tysiącletniej historii Polski, z pewnością w dziesiątkach artykułów poddane zostaną szczegółowej analizie przemiany społeczne, polityczne Nowe, czyli stare i gos­podarcze ostatnich 30 lat. po botoksie

J

a zaś tym razem chciałem się skupić na moim indywidual­ nym „trzydziestoleciu”, ze szcze­ gólnym uwzględnieniem proce­ su wychodzenia z „matriksu”, w którym się znalazłem – zresztą w to­ warzystwie milionów rodaków. Wielu z nich, „nabitych w bańkę” informa­ cyjną, prawdopodobnie nigdy się nie wyzwoli. Pochodząc ze środowiska niedo­ mordowanej inteligencji lwowskiej są­ dziłem, że jestem odporny na miaz­ maty komunizmu (lwowiacy poznali komunizm w najczystszej formie 5 lat przed resztą Polski), a moja matka – historyczka – na bieżąco korygowała mi „wiedzę” zawartą w podręcznikach do historii autorstwa Heleny Michnik (z „tych” Michników). Uczyli mnie w większości przedwojenni nauczycie­ le, którzy oprócz przekazywania wiedzy potrafili nauczyć logicznego myślenia i rozumienia związków przyczynowo­ -skutkowych.

Jak dałem się uwieść red. Michnikowi i jego drużynie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto nakreślić rys historyczny. Komuniś­ci zawsze wiedzieli, że „na początku by­ ło słowo” i doceniali wagę infor­macji. Jednak pod koniec lat pięćdziesią­ tych toporna propaganda autorstwa Żdanowa zaczęła tracić skuteczność. Dlatego polecono szefowi KGB Sze­ lepinowi opracowanie nowej strate­ gii informacyjnej. Nowe założenia „prop-agit” zostały zatwierdzone na jednodniowym 28 Kong­resie KPZR w dniu 6 I 1961 roku jako element III Programu Partii. Był to najważniej­ szy program sowieckiej partii komu­ nistycznej, bo jego skutki wciąż trwają (jest realizowany do dziś, choć nie ma już ZSRR ani partii komunistycznej). Zrezygnowano w nim z brutalnych re­ presji, jako nieefektywnych środków kontroli populacji, na rzecz „zarządza­ nia post­rzeganiem” i rozwoju agentu­ ry. Niepomiernie miała wzrosnąć rola funkcjonariuszy medialnych – dzienni­ karzy zatrudnionych przy przetwarza­ niu informacji (dezinformacji) służą­ cych do manipulacji medialnych. W Polsce w ramach nowej stra­ tegii w 1969 roku oddano do użytku Centrum Radiowo-Telewizyjne w War­ szawie przy ul. Woronicza. Zgodnie

Jan Martini

z uchwałą Komitetu Centralnego PZPR, telewizja miała stać się głównym medium „umacniającym zaufanie spo­ łeczeństwa do partii i władzy ludowej”. Jednak u nas komuniści nie mieli mo­ nopolu na informację, gdyż Polacy po­ wszechnie słuchali radia Wolna Europa. Dzięki temu w latach osiemdziesiątych oficjalne media utraciły resztki możli­ wości oddziaływania na społeczeństwo i stały się kompletnie bezużyteczne jako kanał komunikacji między rządzący­ mi a rządzonymi. Wyrazem tego były tłumy demonstracyjnie spacerujących na ulicach o godzinie 19.30, w czasie emisji „Dziennika Telewizyjnego”. Aż nadszedł rok 1989, a wraz z nim znie­ sienie cenzury, powstanie „pierwszej niekomunistycznej gazety między Łabą a Pacyfikiem” i rozpasany pluralizm medialny. Pluralizm dość szybko się skoń­ czył – pisma opozycyjne, nawet dob­ rze sprzedające się, nie były w stanie przetrwać bez reklam, których dys­ trybucja odbywała się przez tzw. domy mediowe, kierujące strumień pieniędzy do właściwych tytułów. Funkcjonariu­ sze przygotowujący pierestrojkę sku­ tecznie zabezpieczyli swój monopol informacyjny, ponieważ wiedzieli, że panowanie nad przestrzenią medialną jest niezbędne do osiągnięcia celów politycznych. Dlatego gen. Kiszczak w 1990 roku mógł mówić: „naszych przeciwników politycznych medialnie wdepczemy w ziemię”. Ale tego wów­ czas nie wiedzieliśmy. Ponadto błędnie sądziliśmy, że najbardziej zwalczani przez komunistów jako „ekstrema” Ku­ roń i Michnik są antykomunistami. Nie zorientowaliśmy się, że zwalczanie mo­ że służyć uwiarygodnieniu – i to było wielkim osiągnięciem organizatorów pierestrojki. Jako człowiek światły, w świecie bywały, nisko ceniący zaściankowość, zacofanie, parafiańszczyznę i ciasno­ tę horyzontów, a w dodatku będący długoletnim czytelnikiem „Tygodnika Powszechnego” (który pełnił rolę pis­ ma koncesjonowanej opozycji), sta­ nowiłem idealny target dla Michnika i jego kompanów. Nic dziwnego, że wpadłem w łapy redaktora – destruk­ tora polskiej wspólnotowości, piewcy indywidualizmu i otwartości (a po­ chodzącego z bardzo hermetyczne­ go środowiska), który zajął miejsce Jerzego Urbana w roli wychowaw­ cy Polaków. Nastąpił ciemny okres

mojego życiorysu – zostałem czytel­ nikiem „Gazety Wyborczej” (kto nie był, niech pierwszy rzuci kamieniem). Muszę jednak stwierdzić, że antypol­ skie i antykatolickie trendy tego pisma były wprowadzane metodą salami, tak że czytelnicy dopiero po jakimś czasie orientowali się, dokąd prowadzi ich Redaktor. Mnie zaprowadził w szeregi Unii Wolności, partii będącej ugrupowaniem postsolidarnościowym (…) UW, zaliczana do ugrupowań centroprawicowych i określana często jako partia inteligencka, a jej członkowie opowiadali się za ideami konserwatywnymi, chrześcijańskimi, liberalnego centrum (Wikipedia o Unii Wolności). Jako jedyny członek Zarządu Re­ gionu Solidarności – więzień poli­ tyczny, w regionalnym oddziale Unii Wolności „robiłem” za „człowieka-le­ gendę” i listek figowy, bo choć sporo by­ ło w UW solidarnościowców, to z cza­ sem pojawiało się coraz więcej świeżo nawróconych komunistów (a każ­ dy z „Gazetą Wyborczą” pod pachą). My, ludzie Solidarności, patrzyliśmy z sympatią na „synów marnotrawnych”, którzy zrozumieli swój błąd – w koń­ cu nasz przewodniczący Balcerowicz też kiedyś był sekretarzem PZPR. Nie przesz­kadzało nam, że człowiek kieru­ jący sekretariatem regionalnym UW do niedawna zajmował analogiczne stanowisko w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Czyż nie pogodziliśmy się „jak Polak z Polakiem” przy okrągłym, suto zastawionym stole? Kiedyś po powrocie z półrocznego kontraktu za granicą do­ wiedziałem się, że ów sekretarz skreślił mnie z listy członków, ponieważ zale­ gałem ze składkami. I tak skończyła się moja przygoda z Unią Wolności.

„Wywrotowe” książki Likwidacja cenzury niewiele zmieni­ ła w funkcjonowaniu mediów, w któ­ rych zasadnicza cenzura odbywała się zawsze na poziomie redakcji i dlate­ go długo mieliśmy dalekie od plura­ lizmu, jednolite, przemawiające sforą Michników media. Wyjątek stanowiła skromna „Gazeta Polska” i ubożuchne „imperium medialne” ojca Rydzyka. Jednak „zarządzanie postrzeganiem” i filtrowanie informacji jest niemożli­ we w dobie internetu i wolnego rynku wydawniczego. Dlatego każdy mający ciekawość świata ma szansę na wydoby­ cie się z medialnej bańki informacyjnej,

gdyż wiedza, znajomość faktów jest najlepszą szczepionką na manipulacje medialne. W miarę poznawania no­ wych faktów zaczynają się one ukła­ dać niczym mozaika w większą całość i w końcu możemy doznać iluminacji (być może niezbędne jest także dzia­ łanie Ducha Świętego). Jednak większość notorycznych czytelników „Wyborczej” nie szuka wie­ dzy poza gazetą, która serwuje całościo­ wy ogląd rzeczywistości, oferując także (dla aspirujących do bycia inteligen­ tem) rozmaite „niezbędniki inteligenta”. Mnie wychodzenie z matriksu zajęło kilka lat, a pomogła mi w tym przy­ padkowo napotkana książka Stanisława Remuszki Gazeta Wyborcza – początki i okolice, totalnie zamilczana przez me­ dia – wręcz ukryta przed opinią publicz­ ną. Remuszko był pierwszym dzienni­ karzem, który opisał fenomen GW i na hucznie obchodzone 10-lecie gazety zadał niewygodne pytania. Nigdzie nie mógł znaleźć wiadomości, w których zakładach karnych i w jakich okresach przebywał Adam Michnik – czołowa postać ówczesnej opozycji politycznej? Uważał, że opublikowanie źródłowej, wiarygodnej informacji o dokładnych okresach i miejscach uwięzienia Adama Michnika przez wymiar sprawiedliwości PRL definitywnie rozwiałoby pojawiające tu i ówdzie rozmaite wątpliwości i spekulacje na ten temat. Remuszko pracował w GW od sa­ mego początku. Kiedy chciał przypom­ nieć listę organizacji popierających wprowadzenie stanu wojennego – sygnatariuszy PRON, takich jak ZNP, Naczelna Rada Adwokacka, Zrzeszenie Prawników Polskich, kynolodzy, filate­ liści i wiele innych – materiał „nie po­ szedł”. Widoczna była niechęć redakcji do poruszania pewnych tematów (np. „nieprawidłowości” stanu wojennego). Dziennikarz zorientował się, że gazeta nie jest ani solidarnościowa, ani opozy­ cyjna, a jej celem jest ocieplanie wize­ runku komunistów. Parasol ochronny Adama Michnika nad „ludźmi hono­ ru” umożliwił komunistom spokojne konsumowanie owoców transformacji, a z kolei koledzy gen. Kiszczaka i „roz­ grzani sędziowie” zapewniali „kryszę” nad gazetą. Przekonali się o tym ci, którzy mieli pecha znaleźć się w sporze prawnym z red. Michnikiem. Negatywne treści na temat Adama Michnika, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Dokończenie na str. 5

Ukraiński elektorat ma nadzieję, że Zełenski to taki Mojżesz, któ­ ry przeprowadzi naród z niedo­ li do dobrobytu. Wywiad Paw­ ła Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z Markiem Sierantem o sytuacji na Ukrainie.

5

Widmo rewolucji Wszystko jawiło się prosto: wszyscy chcemy postępów pos­ tępu, a ci, którzy nie głosu­ ją main­streamowo, nie dorośli do demokracji. Piotr Sutowicz o rujnowaniu cywilizacji w Polsce w trzydziestoleciu trans­formacji.

11

Żydzi i Polacy, roszczenie na życzenie i Broniarz... Wincenty Sławek Broniarz, jak von Jungingen pod Grunwaldem (czy zapłaciliśmy odszkodowa­ nie?) zgromadził pułki wierne staremu reżimowi i uderzył straj­ kiem w PiS-owską mać! Komen­ tarz Jacka K. Matysiaka do ak­ tualnych wydarzeń.

13

Inia i inni mieszkańcy dżungli amazońskiej Wieczorem wypływamy szukać kajmanów. Podpływamy, by zo­ baczyć łeb, nim schowa się pod wodą. Brzegi rzeki świecą się blas­kiem ślepi. Fascynujące spot­ kanie z Ameryką Południową Piot­ra M. Bobołowicza.

15

ind. 298050

WIELKOPOLSKI KURIER WNET


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.