Kurier WNET Gazeta Niecodzienna | Nr 66 | Grudzień 2019

Page 1

WIELKOPOLSKI KURIER WNET

Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego

Za cenę czasowego zawieszenia wypłaty niektórych świadczeń górnikom udało się w latach 2014–2016 uratować JSW, a potem doprowadzić do powołania PGG. Obecny spór zbiorowy w PGG jest próbą uzyskania zadośćuczynienia za ich ofiarność. Stanisław Florian relacjonuje kolejny etap walki o polskie górnictwo węgla kamiennego.

Dlaczego rola Mieczysława Palucha jest przemilczana? Nie pozostawił potomków, a jednocześnie silne są środowiska chętnie zajmujące należne mu miejsce. Po drugie: jeśli istotnie w środowisku poznańskim istnieje tzw. „opcja niemiecka”, to mjr M. Paluch nie zostanie tutaj uhonorowany stosownie do zasług. Władysław Hernacki o zapomnianym bohaterze.

FOT. DARIUSZ CZECH

Okupacja siedziby Zarządu Polskiej Grupy Górniczej

■ U ■ R ■ I ■ E ■ R K K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

Nr 66 Grudzień · 2O19

FOT. Z ARCHIWUM RODZINNEGO

ŚLĄSKI KURIER WNET

5 zł

w tym 8% VAT

Styczniowy numer „Kuriera WNET” będzie w sprzedaży w kioskach sieci RUCH, Garmond Press, Kolporter oraz w Empikach

Krzysztof Skowroński

16 stycznia

Redaktor naczelny

G G AA ZZ EE

TT AA

N

I

EE

CC

O O

DD

ZZ

II

EE

NN NN AA

Wino od święta i na co dzień Polacy spadli na 9 miejsce w rankingach światowych spożycia alkoholu. Pierwsze zajęli Francuzi, ustępując tylko Lit­ winom. Porzekadło „pijany jak Polak” można zaliczyć do obsoletów. Piotr Witt o tradycji produkcji i picia wina we Francji.

3

Bolek drybler

J

est takie miejsce na świecie, w którym Boże Narodzenie trwa rok cały. To Zgorzelec na zachodnim brzegu Nysy Łużyckiej. Kto nie wierzy, niech przyjedzie! Zgorzelecki Dom Bożonarodzeniowy (Görlitzer Weihnachtshaus) mieści się w Zgorzelcu przy Fleischerstraße 19, w samym centrum tutejszej starówki. W tym wyjątkowym miejscu przez cały rok można robić świąteczne zakupy pod, na i wokół choinki. To może stanowić wielkie zaskoczenie dla tych, którym Niemcy Wschodnie kojarzą się z pogaństwem, trwającym tu jakoby od 1933 do 1989 roku. I stanowi! To prawda, lewicowe dyktatury zrobiły swoje, przenicowały protestancki (poza Serbami Łużyckimi, którzy w większości zachowali katolicyzm) region, lecz nie zabiły tysiącletniej tradycji i wielowiekowej kultury. Po zjednoczeniu Niemiec tradycje te, tłumione przez tzw. „świec­ kie” państwo, a tlące się w zaciszu domowym, doszły do głosu ze zdwojoną

J

a

n

B

o

g

a t k o

Tam, gdzie Boże Narodzenie trwa cały rok

siłą, odrzucając cienką mimo wszystko warstwę brunatnej i czerwonej politury. Zgorzelecki Dom Bożonarodzeniowy to nie tylko magnes dla turystów, licznie odwiedzających tę „najmniejszą metropolię w Niemczech”, jak utrzymują przewodniki. To także stała wystawa świątecznej kultury w regionie, w jakim nie zagrażają raczej, mimo rewolucji kulturalnej, winter holidays. A region ma wiele do zaoferowania – ofertę tę Dom Bożonarodzeniowy prezentuje na 600 metrach kwadratowych powierzchni handlowej. A że nie samym Bożym Narodzeniem człowiek żyje, to na wiosnę ZDB urządza dodatkowo Rynek Wielkanocny, równie bogaty w wyroby regionalnych rzemieślników i prawdziwych artystów ludowych. Zapewniano mnie, że nie znajdę tu towarów made in China, a za to rękodzieło z Gór Rudawskich (pasmo na granicy z Czechami), z Turyngii Dokończenie na str. 3

11 listopada profesor Andrzej Nowak został odznaczony przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę Orderem Orła Białego „w uznaniu zasług w upowszechnianiu wiedzy historycznej i propagowaniu wartości patriotycznych, za osiągnięcia w dziedzinie nauk humanistyczno-społecznych oraz popularyzowaniu polskiej myśli naukowej na świecie”. Z tej okazji, a także w związku z ukazaniem się w październiku kolejnego, 4 tomu Dziejów Polski autorstwa prof. Andrzeja Nowaka – Trudny złoty wiek – z Kawalerem Orderu rozmawia Krzysztof Skowroński. Został Pan odznaczony najwyż­ szym polskim odznaczeniem – Orderem Orła Białego. Serdecz­ nie gratulacje. Życzliwość Radia WNET odczuwam od bardzo dawna, chyba od początku istnienia tego radia. Bardzo, bardzo dziękuję. Jak się Pan czuł w momencie, kie­ dy Order Orła Białego znalazł się na Pana piersi? Wzruszony – to chyba pierwsze uczu­ cie. Drugie – zażenowany. Trzecie – zobowiązany. To zobowiązanie wypełnia Pan w stu procentach. Czwarty tom Dziejów Polski już możemy czy­ tać. Dużo trudu kosztowało jego zamknięcie? To akurat była kwestia, nie chcę po­ wiedzieć natchnienia, bo to bardzo górnolotnie zabrzmi, ale jakiejś dobrej

Ludzkość dąży do samobójstwa chwili, że wpadłem na pomysł zamk­ nięcia tych dziejów taką kulturalną klamrą – polonezem. Ale oczywiście, zanim mogłem zacząć pisać i kiedy pi­ sałem, musiałem dużo czytać i to był znaczny wysiłek, ale zarazem ogrom­ na przyjemność. Bo poznawanie tego okresu dziejów, kiedy tyle wspania­ łych, niezwykłych rzeczy w Polsce się udało, było bardzo budujące. To ten moment dziejów, kiedy Rzeczpospolita była w prawdzi­ wym rozkwicie. Rzeczywiście. Chociaż przeżywała – co sygnalizuję w podtytule tego tomu

– „trudny złoty wiek”. Przeżywała tak­ że trudne momenty związane z wiel­ kimi przesunięciami, powiedziałbym, geopolitycznych płyt tektonicznych dookoła Rzeczpospolitej… Mam na myśli pojawienie się dwóch najwięk­ szych chyba potęg całego ówczesnego świata, czyli Imperium Osmańskiego Sulejmana Wspaniałego od południa, a od południowego zachodu – impe­ rium Habsburgów, które urosło wte­ dy do rozmiarów sięgających od La Plata w Nowym Świecie, w Amery­ ce, do Brukseli, Holandii, Burgundii, Włoch i oczywiście Hiszpanii z Por­ tugalią. To było wyzwanie, którego

trzeci element stanowiło powstanie imperium moskiewskiego po podbo­ ju Nowogrodu. I o tym kontekście też oczywiście piszę, o błędach polskiej, a raczej jagiellońskiej polityki, które doprowadziły do tego, że Moskwa w ogóle powstała jako „jednoczy­ cielka” całego obszaru wschodniej Słowiańszczyzny. Ale przede wszystkim piszę o wspaniałych sukcesach naszej po­ lityki wewnętrznej, kultury politycz­ nej sejmiku, sejmu, wolności, debaty, sporu na słowa, a nie na miecze – jak w całej Europie, podzielonej wtedy, czyli w XVI wieku, przez reformację i wdającej się wojny domowe. U nas tego udało się uniknąć. U nas spór przebiegał na argumenty, wyrażane coraz dojrzalej, coraz piękniej, coraz bardziej fenomenalną polszczyzną, którą w tamtej epoce wieńczy język Jana Kochanowskiego. Dokończenie na str. 5

Gdyby Wałęsa przyznał się do błędów młodości – któż by mu nie wybaczył? Przeszedłby do historii jako Lech Wielki, a tak już na zawsze pozostanie... cienkim bolkiem. Andrzej Jar­ czewski o dryblerze, który wykiwał nawet samego siebie.

4

Za kotarą Dobrej Zmiany Rząd pana Morawieckiego, powołując ministra klimatu, stworzył narzędzie obrony przed propagandą i działania na rzecz rozwoju suwerennej energetyki Polski. Węgiel pozostanie fundamentem naszej suwerenności energetycznej. Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Antonim Macierewiczem.

8

Tryptyk mazowiecki Niesprawiedliwe odwołanie dyrektor Powiatowego Centrum Kultury w Ciechanowie dr Kaczorowskiej, rugowanie rolników jak za zaborców, składowanie śmieci na terenie chronionym przyrodniczo… Stefan Truszczyński o krzywdzących i bezprawnych działaniach lokalnych władz Mazowsza.

9

Adwent i Boże Narodzenie W Ekwadorze szopki stoją w domach, urzędach i miejscach publicznych. W Paragwaju wigilia odbywa się w ogrodzie z powodu upału. Gruzja po komunizmie przypomina sobie chrześcijańską tradycję. Krzysztof Kubalski, Javier Vera, Zurab Kakachi­ shvili i Piotr M. Bobołowicz o zwyczajach świątecznych w dalekich krajach.

18-20

ind. 298050

FOT. WIKIPEDIA

Ś

wiat się zmienia. Dowód na to odkryłem przypadkiem. Zaparkowałem samochód na ulicy Zielnej w Warszawie, a tam w miejscu, gdzie był kantor wymiany walut, powstała pasmanteria. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem igły, nici, sznurówki, rajstopy, suwaki, maszynę do szycia i sympatyczną panią. Zamiast „dzień dobry” powiedziałem: – O, normalny sklep! Po chwili drzwi otworzył mój kolega i powiedział dokładnie to samo. Normalne, swojskie, prywatne i potrzebne. Natychmiast zdjąłem kurtkę i poprosiłem o naprawienie suwaka, którego nie miałem czasu naprawić przez cały rok. I okazało się to możliwe. Wróciłem do radia i zacząłem pisać wstępniak. Wędrowałem po gruzach cywilizacji europejskiej, rozprawiałem się z ideologiami, ratowałem krzyż w Sejmie. Wtem zadzwonił telefon. Kolega przypomniał mi, że zostawiłem kurtkę, sklep zamykają i albo odbiorę ją zaraz, albo wrócę do domu bez niej. Pobiegłem więc do sklepu i tam pomyślałem, że jest znacznie lepsze i bardziej twórcze zajęcie niż zastanawianie się nad tym, dlaczego Parlament Europejski uchwalił alarm klimatyczny, a pan Szwed w laudacji noblowskiej powiedział o Polsce, że jest krajem kolonialnym i antysemickim. Kupiłem sobie igły, nici, naparstek i postanowiłem przyszyć do koszuli guzik. Mam świadomość, że to nie jest żadne wielkie wyzwanie, że już ktoś tego dokonał przede mną, ale jednak, jak się coś robi pierwszy raz, pewne emocje są zrozumiałe. Trzeba przecież skoordynować tyle czynności: przygotować warsztat, zapalić odpowiednie światło, nawlec igłę, znaleźć koszulę bez guzika i guzik bez koszuli. Tyle know-how, a tu żadnej instrukcji. Z radością pomyślałem o momencie, kiedy usiądę z igłą i nitką, bo cała ta operacja ma jeszcze jeden aspekt. Przyszywanie guzika jest czynnością indywidualną. A jest okres przedświąteczny, czyli taki, w którym normalny człowiek nie ma na nic czasu. Biega z jednego miejsca na drugie, robi bilanse i podsumowania, dzieli się opłatkiem z tymi, których zna, i z tymi, których nie zna. A igła i nitka, przynajmniej taką mam nadzieję, może dać usprawiedliwienie dla chwili wytchnienia. Przecież jak ktoś szyje i do tego debiutuje, to musi się nauczyć, skoncentrować, przejść przez jakiś moment wyciszenia. Tak jak mistrz świata w boksie siedzi z zamkniętymi oczami sam w pomieszczeniu i czeka, tak człowiek z nitką też może czekać. Zanim nastąpi ten moment, kiedy igłę nawlecze nitką, kiedy wykona pierwszy ruch, musi dokładnie i precyzyjnie wiedzieć, co po nim nastąpi. Za tym szyciem stoją przecież miliony lat powolnej ewolucji. Kopyto musiało się zmienić w dłoń, a umysł musiał do szycia dojrzeć. Tak to sobie wyobrażam, zamykam się w pokoju i przyszywam, a to przyszywanie trwa tak długo, aż skończy się nitka. Nie wiem, czy pojawienie się pasmanterii w miejscu kantora jest znakiem czasu, reakcją na exposé premiera, czy przypadkowym zbiegiem okoliczności, ale wiem, że normalność stała się deficytowa; że wolę igłę z nitką niż myśli Franka Timmermansa, ale i jemu życzę spokojnych świąt, a Państwu, żeby ta wojna pozycyjna, która trawi zagubioną Europę, wreszcie się zakończyła, bo inaczej dojdzie – jak to powiedział profesor Andrzej Nowak – do samobójstwa ludzkości. Ale my wiemy, że na końcu nitki, tak jak na jej początku, jest miłość. Bóg się rodzi! K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

2

TELEGRAF T„Dreszcz mnie przeszedł, gdy przechodzili-

jako „człowieka zwięzłego, konkretnego i szcze-

mln osób w br.TPolscy licealiści zajęli 10 miej-

wytrzeźwieć” – poinformował w korespondencji

śmy pod Ostrą Bramą za trumnami Powstańców

rego. Czasami zbyt szczerego”.TSądy zaczęły

sce na świecie w testach wiedzy PISA.TW war-

z Paryża Piotr Witt.TRaportem zarzucającym

Styczniowych w szpalerze polskich i litewskich

przywracać przywileje emerytalne byłym pra-

szawskim Hard Rock Cafe odbyła się prezentacja

Polakom najsilniejszy na świecie antysemityzm

żołnierzy. Miałem łzy w oczach, gdy polskie ko-

cownikom Służby Bezpieczeństwa.TSędzia Ka-

pierwszego motocykla Harley-Davidson z moto-

Liga Przeciw Zniesławieniom ADL postanowiła

mendy wojskowe i salwa honorowa wstrząsnęły

mil Zaradkiewicz opublikował wstępną listę 747

rem na prąd.TW Wenecji pojawiło się jeszcze

zniesławić Polskę.TZmarł Władimir Bukowski,

cmentarzem na Rossie” – wyznał prezydent An-

czynnych w zawodzie sędziów nominowanych

więcej wody niż zwykle.TKolejne przedtermi-

potomek zesłanego na Sybir w 1831 roku polskie-

drzej Duda, który wziął udział w pogrzebie długo

przez Radę Państwa PRL.TUjawniono, że kon-

nowe wybory parlamentarne w Hiszpanii zakoń-

go powstańca, miłośnik wolności, zwalczany do

ukrywanych przez Górę Zamkową w Wilnie ziem-

cern Agora w III kwartale br. odnotował dochody

czyły się patem, podobnie jak wybory w W. Bry-

swoich ostatnich dni przez rosyjskie służby jaw-

skich pozostałości dwóch dziesiątków Powstań-

ne, tajne i dwupłciowe.TW sprawie pokoju na

ców.TSejm po raz kolejny premierem ustanowił

Według statystyk Eurostatu polskie domy i ulice okazały się 48 razy bezpieczniejsze niż w Wlk. Brytanii i 37 razy bezpieczniejsze, niż w Szwecji pod względem liczby popełnianych na kobietach gwałtów.

Mateusza Morawieckiego, a marszałkiem Sejmu – Elżbietę Witek.TNowo wybrany marszałek Tomasz Grodzki (PO) pochwalił się, że udało mu się osobiście odpowiedzieć na wszystkie 7 tysięcy sms-owych gratulacji; zapowiedział nastanie

von der Leyen stała się przewodniczącą Komisji Europejskiej.TW trzecim roku procesu rozwodowego Marka Dużyńskiego z Marylą Rodowicz

„aktywnego Senatu”, po czy ogłosił miesięczną

w wysokości 293 mln złotych (+13% rok do roku).

tanii, których wyniki z czasem dopiero okażą się

TFirma Boeing zdecydowała się na odejście od

przerwę w posiedzeniach izby wyższej.TKo-

TZałożona decyzją króla Polski i elektora Sak-

– lub nie – drugim referendum w sprawie brexi-

w pełni zautomatyzowanego przed 6 laty mon-

lejny prezes NIK zaczął mieć kłopoty z prawem.

sonii Augusta II Mocnego jako Królewsko-Polska

tu.TNiemiecki minister finansów zapowiedział

tażu kadłubów swoich samolotów i powrót do

TSzymon Hołownia porzucił program „Mam

i Elektorsko-Saska Manufaktura Porcelany w Miś-

możliwość odebrania dofinansowania wszyst-

pracy mechaników, którym automaty mają odtąd

talent” i ogłosił się kandydatem na prezydenta

ni stanęła na progu bankructwa.TPo 7 latach

kim męskim chórom, które nie przyjmą w swo-

„jedynie pomagać”.TW obrocie wokół centrum

Polski.TW swoim pierwszym wystąpieniu w cha-

oczekiwań, na listę leków refundowanych trafi-

je szeregi kobiet oraz osób LGBT-pozytywnych.

naszej galaktyki Ziemia wraz z układem plane-

rakterze przewodniczącego Europejskiej Partii

ły przeciwcukrzycowe leki flozyny, które mają

TFrancję ogarnęła gorączka strajków.T„Polak

tarnym dotarła do miejsca, w którym znajdo-

Ludowej Donald Tusk skrytykował „populistów

zdolność wydalania cukru wraz z moczem.TZa-

pije od czasu do czasu dużo, żeby się upić. Fran-

wała się w epoce triasu – erze dinozaurów.T

i manipulatorów”, siebie samego przedstawiając

powiedziano, że PKP przewiezie rekordowe 45

cuz pije po trochu, ale stale, z obawy, aby nie

Maciej Drzazga

J

erzy Zalewski jest reżyserem, producentem, autorem scenariuszy filmów dokumentalnych i fabularnych, spektakli teatru telewizji, producentem programów publicystycznych, w tym słynnych wywiadów z działaczami opozycji antykomunistycznej oraz niezależnymi artystami pt. „Pod prąd”, między innymi autorem filmu dokumentalnego o fundamentalnym znaczeniu dla polskiej kultury i moralnej tożsamości Polaków w świecie totalitarnego reżimu komunistycznego o Zbigniewie Herbercie pt. „Obywatel Poeta”; twórcą filmu fabularnego o dowódcy Pogotowia Akcji Specjalnej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, Mieczysławie Dziemieszkiewiczu i jego żołnierzach, pt. „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”. Losy tego ostatniego filmu stają się przedmiotem politycznych i personalnych rozgrywek, by, zablokowany finansowymi intrygami, po sześcioletniej przerwie od wtrącenia go w niebyt, mógł wejść na ekrany kin. Wówczas, w 2016 roku, dzięki zmianom politycznym „Historia Roja” została ukończona i wydobyta na światło dzienne, ukazując społeczeństwu polskiemu panoramę zmagań żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego po II wojnie światowej z drugą, sowiec­ką okupacją, która miała wymazać ich heroiczny czyn z polskiej historii i pamięci narodowej oraz przedstawić ich w fałszywym świetle. Paradoksalnie, w nowej rzeczywistości politycznej, po zwycięstwie w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 roku „dobrej zmiany”, niosącej na swych sztandarach przywrócenie elementarnych zasad sprawiedliwości społecznej, ale i realizację polityki historycznej przywracającej honor bohaterom walki o Wolną Polskę, gdy profesor Szwagrzyk z Instytutu Pamięci Narodowej wykopywał z anonimowych dołów śmierci szczątki zamordowanych żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego, niezwykle ważny film o powojennej walce drugiej konspiracji i jej zbrodniczym wymordowaniu przez komunistów został zablokowany, mimo wcześniejszych deklaracji i zobowiązań ze strony premiera, jego kancelarii i resortu kultury. Czy piętrzące się przed twórczością Jerzego Zalewskiego problemy mają charakter trwały, niezależnie

od zachodzących zmian w życiu politycznym kraju? Czy raczej zachodzące zmiany polityczne mają wciąż charakter powierzchowny i napotykają na mur utrwalonych i nienaruszalnych od 30 lat, po niesławnej pamięci umowie okrągłego stołu, zakonserwowanych układów polityczno-biz­nesowych i personalnych, które zagwarantowała „gruba kreska” i jej skutki w postaci braku lustracji i dekomunizacji we wszystkich kluczowych instytucjach państwa, ale również na wyższych uczelniach, w obszarze edukacji i szeroko pojętej kultury, gdzie, wprost, bezpośredni spadkobiercy komunistycznego systemu stali się z dnia na dzień zarządcami, właścicielami pokomunistycznego majątku oraz właścicielami III RP. Mimo składanych wielokrotnie deklaracji ludzie ci i kierowane przez nich instytucje są poza kontrolą państwa, a w opisywanym przypadku stali się, niestety, trwałą naroślą na nowej rzeczywistości społecznej. Tak się dzieje w przypadku nowego filmu Jerzego Zalewskiego pt. „Zdarzyło się w Polsce”, który napotkał na bariery nie do przebycia w momencie odmówienia przez twórców filmu zgody na poddanie się pasożytniczym układom pozostawionym w branży filmowej przez poprzedni system, który systematycznie sprzeniewierza przeznaczone na kulturę społeczne pieniądze, przepuszczane tymi samymi, skorumpowanymi kanałami. Jedną z czołowych pozycji w opisanej i niestety akceptowanej przez obecny aparat władzy strukturze zajmuje Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, której niezniszczalnym dyrektorem związanym zawodowo i pełniącym w niej od 1970 roku kierownicze funkcje jest niejaki Włodzimierz Niderhaus. Przeprowadzone w ostatnim czasie w ramach śledztwa dziennikarskiego sprawdzającego wpływ tajnych współpracowników SB na politykę kulturalną w polskiej kinematografii poszukiwania niestety potwierdziły ponure przypuszczenia o nieprzypadkowym, agenturalnym charakterze tej nominacji. Włodzimierz Niderhaus, który legitymuje się pokaźnym dorobkiem i zasługami w branży filmowej oraz – za przyzwoleniem i w pełnej komitywie z resortem kultury – jest finansowym dysponentem środków publicznych, został w roku 1983

K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

zarejestrowany przez III Wydział SB jako tajny współpracownik służby bezpieczeństwa o pseudonimie „Włodzimierz”. Po wieloletniej zależności od pionu Służby Bezpieczeństwa zajmującego się zwalczaniem opozycji politycznej i wrogów sowieckiego ustroju, pozostając na kontakcie insp. kpt. Kazimierza Iwanickiego w 1987 roku został przekazany do dyspozycji kpt. Andrzeja Miki z Wydziału „C”, czyli samodzielnego pionu zajmującego się prowadzeniem ewidencji operacyjnej na potrzeby SB. Został dopuszczony do informacji tajnych, by w 1989 roku zostać dyrektorem rzeczonej placówki (WFDiF). Od tamtej pory człowiek ten przez kolejne dekady – bez jakiejkolwiek lustracji, kontroli ze strony nowo mianowanych organów państwa – pozostaje współpracownikiem resortu kultury kierowanego przez wicepremiera Piotra Glińskiego, który zdecydował się poświęcić film Jerzego Zalewskiego na rzecz hołdowania postkomunistycznym reliktom w polskiej kinematografii. Mimo pełnej wiedzy o poniesionych nakładach i wysiłku ludzi zaangażowanych w przedsięwzięcie, nie bacząc na straty finansowe, a zwłaszcza moralne, wolał zachować dotychczasowe relacje z agentem komunistycznych służb specjalnych. Skandal ten skłania nas, współpracowników reżysera i niezależnych twórców, do przekonania, że Państwo Polskie nie panuje w pełni nad podległymi sobie instytucjami, na których żerują ludzie skompromitowani i uwikłani w dawne układy polityczne. Dlatego domagamy się podjęcia przez obecne władze, deklarujące dziś naprawę państwa, stanowczych kroków w celu zapobieżenia podobnym sytuacjom w przyszłości i wyciągnięcia konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za zaistniały stan rzeczy, w tym usunięcia ze stanowiska szefa resortu kultury ministra Piotra Glińskiego, który nie gwarantuje, naszym zdaniem, oczekiwanych zmian. Spodziewamy się również naprawienia wyrządzonych szkód spowodowanych zablokowaniem filmu i nieodpowiedzialnymi działaniami resortu. Warszawa, 19 listopada 2019 Twórcy filmu „Zdarzyło się w Polsce”

T

A

N

I

E

C

O

D

Z

I

E

N

N

A

Gra o wysoką stawkę Barbara Ziółkowska

Z

akon Chrystusowców ma zapła­ cić milionowe odszkodowanie oraz dożywotnią rentę ofierze księdza-pedofila Romana B. Tak zde­ cydowały poznańskie sądy w 2018 ro­ ku. Za parę dni, 20 grudnia, zostanie rozpatrzona kasacja zakonu, zmierza­ jąca do wstrzymania wypłaty odszko­ dowania. Towarzystwo Chrystusowe nie kwestionuje winy swojego byłego współbrata, jednak wysokość zasądzo­ nej kwoty w sposób znaczący może wpłynąć na los zgromadzenia. Od dłuższego czasu z uwagą przy­ glądam się wszystkiemu, co dzieje się w mediach wokół tematu wykorzystania

P

Sekretarz redakcji i korekta

Stała współpraca

Dział reklamy

Maciej Drzazga, Tomasz Wybranowski

Paweł Bobołowicz, Piotr Bobołowicz, Jan Bogatko, Wojtek Pokora, Piotr Witt Zbigniew Stefanik, Piotr Sutowicz V Rzeczpospolita Jan Kowalski

prof. dr hab. Andrzej Nowak

ana Jerzego Zalewskiego poznałem wcześniej jako autora znakomitego – w moim przekonaniu – filmu fabularnego Historia Roja, a także twórcę wielu równie cenionych przeze mnie filmów dokumentalnych (m.in. Oszołom – o Michale Falzmannie, Obywatel Poeta i in.). Teraz mam okazję zapoznać się z przygotowanym przez tego artystę nowym scenariuszem i projektem filmu fabularnego: Zdarzyło się w Polsce. Scenariusz w wyjątkowo dramatycznie udatny sposób splata historię braci Jerzego i Ryszarda Kowalczyków i ich protestu przeciw masakrze robotników na Wybrzeżu w Grudniu 1970 roku – wysadzenia auli WSP w Opolu, gdzie miała odbyć się akademia ku

Projekt i skład

Lech R. Rustecki

nieletnich przez duchownych. Nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że są to czyny karygodne i niedopuszczal­ ne oraz że osoba winna takiego czynu powinna zostać ukarana. Pytania i wątpliwości pojawiają się wówczas, gdy winą za postępek jednej osoby obarcza się całe zgromadzenie i temuż zgromadzeniu nakazuje się wy­ płatę niewyobrażalnie wysokiego od­ szkodowania. Pytań w tej sprawie mam wiele, ale zasadnicze są następujące: czy po utrzymaniu tego wyroku w podob­ nej sytuacji znajdą się wszystkie rodziny i organizacje, których członek popełni taki bądź podobny czyn i czy to nie jest

czasem otwarcie bardzo niebezpiecz­ nej furtki umożliwiającej dobranie się do majątków? Nie przemawia do mnie w żaden sposób zasada odpowiedzial­ ności zbiorowej za czyn popełniony przez jedną osobę i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w całej tej historii chodzi jednak o coś zupełnie innego. Pytania o wysokość zadośćuczy­ nienia dla osoby poszkodowanej nie stawiam, ponieważ kiedy obserwuję ogromne zaangażowanie prawników, staje się dla mnie oczywiste, że ich wynagrodzenia mogą pochłonąć lwią część zasądzonych kwot. Całe szczęś­ cie, że pomimo bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się zakonnicy, nie tra­ cą oni ducha i sił, i deklarują wsparcie poszkodowanej niezależnie od osta­ tecznego wyroku. K

Opinia na temat scenariusza i produkcji filmu „Zdarzyło się w Polsce”

Libero

Krzysztof Skowroński

Redakcja E

Troje autorów „Kuriera WNET”, członków Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich zostało uhonorowanych przez Ministra Kultury. Jadwiga Chmielowska i Piotr Hlebowicz otrzymali odznaki Zasłużony dla Kultury, a prof. Zdzisław Janeczek – medal Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”. Uroczystość wręczenia odznaczeń odbyła się w sobotę 14 grudnia w Centrum Konferencyjnym Ministerstwa Obrony Narodowej przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie, podczas uroczystości kombatantów i osób represjonowanych. Serdecznie i z dumą gratulujemy!

Redaktor naczelny

Magdalena Słoniowska

Z

Redaktorzy „Kuriera WNET” odznaczeni!

Wojciech Sobolewski reklama@radiownet.pl Dystrybucja własna – dołącz!

dystrybucja@mediawnet.pl

czci SB i MO – oraz losy żołnierzy NSZ z oddziału „Bartka”, Henryka Flamego, od ich walk w Górach Świętokrzyskich w 1944 aż do zwabienia większości z nich w pułapkę i wymordowania przez UB na Opolszczyźnie. Te białe, a raczej krwawe plamy w naszych najnowszych dziejach pan Jerzy Zalewski wywabia z właściwym sobie temperamentem scenicznym, w znakomicie napisanych dialogach, z pięknym, choć gorzkim, romantycznym przesłaniem, a zarazem w ścisłej korespondencji z rzeczywistością historyczną komunistycznej władzy w Polsce i oporu przeciw niej. Gorąco zatem popieram wszelkie starania o doprowadzenie do realizacji tego scenariusza i przekształcenie go w „pełnokrwisty” film, tak potrzebny

Adres redakcji

ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Wydawca

Spółdzielcze Media Wnet/ Wnet Sp. z o.o. Informacje o prenumeracie

prenumerata@kurierwnet.pl

nie tylko weteranom walki o Niepodległą i ich rodzinom, ale przede wszystkim nowym pokoleniom Polaków, nijaczonych systematycznie przez post- i anty-historyczne narracje najsilniejszych mediów. K

DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO

Nr 66 · GRUDZIEŃ 2O19

ISSN 2300-6641 Data i miejsce wydania

Warszawa 14.12.2019 r. Nakład globalny 10 000 egz. Druk ZPR MEDIA SA

ind. 298050

Oświadczenie twórców filmu „Zdarzyło się w Polsce”

A

ny, aby spotkać się ponownie wiosną.TUrsula

ten pierwszy kazał odholować auto tej drugiej.

Kłopotliwy reżyser, kłopotliwe filmy

G

Wschodzie spotkali się prezydenci Rosji i Ukrai-


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

3

WOLNA EUROPA rozwiązania odwiecznego dylematu w handlu winem. Negocjanci z Bor­ deaux bez całek i różniczek nie mo­ gli uporać się z problemem, jak spra­ wiedliwie obliczyć pojemność beczki. Kiedy niedawno wynikła kwestia re­ konstrukcji więźby dachowej katedry Notre Dame, ministerstwo lasów po­ dało liczby ogromnej produkcji drew­ na dębowego we Francji. Lasy dębowe sadzono przez wieki, aby z nich budo­ wać okręty i produkować beczki. Na południu kraju sadzono z kolei dęby korkowe. Uprawa winorośli wywarła zatem wpływ także na pejzaż. Odwieczna wojna domowa ma za podkład rywalizację bordo z burgun­ dem. W stolicy wina burgundzkiego Beaune co roku w trzecią niedzielę listopada wielka licytacja w gmachu średniowiecznego Hospicjum wyzna­ cza w obecności amatorów z całego świata nowe – wysokie – ceny na naj­ lepsze butelki. Do Hospicjum należy 60 hektarów grands crus. Siostry Szpi­ talniczki uprawiają je troskliwie od po­ łowy XV wieku. Z okazji tego święta korporacja winogrodników – Bractwo Kawale­ rów Tastevin – występuje ze złotymi łańcuchami na szyi, w strojach, przy których wspaniałości gronostajowy płaszcz rektora Uniwersytetu Jagiel­ lońskiego wygląda jak kombinezon ro­ boczy. Średniowieczne stroje ukrywają młodość Bractwa założonego pod­ czas wielkiego kryzysu w 1934 roku. Zwolennicy burgunda odmawiają zalet bordo, które „ma duszę, ale brakuje mu ciała”. Partyzanci bordo ze swej strony traktują burgunda z pogardą, jako „sos do mięsa”. W miarę zaniku tradycji na świe­ cie, francuskie picie ewoluuje jednak i jakby maleje. W tym czasie wzrasta na naszej nudnej gałce liczba ludności i proporcjonalnie – popyt. Nie tylko Amerykanie i Anglicy, ale także Chiń­ czycy, Hindusi, Żydzi i Polacy chcieli­ by się napić francuskiego wina. Nawet muzułmanie – w tajemnicy przed są­ siadami. Winogrodnicy francuscy nie mogą podołać zamówieniom. Poszu­ kiwany na rynkach światowych okręg Côtes du Rhône poradził sobie – jak

oraz oczywiście słynne na cały świat i niezwykle piękne gwiazdy bożonarodzeniowe z Herrnhut. Paleta produktów bożonarodzeniowych w tym regionie jest przeogromna: z Rudaw znajdujemy tu drewniane piramidki z aniołkami, poruszane ciepłem prawdziwych, zapalonych świeczek, dekoracyjne świeczniki łukowe, starannie wycinane laubzegą, malowane lub w naturalnym kolorze drewna, z oświetleniem elektrycznym (na noc ustawiane są w oknach od ulicy) lub – bardziej na użytek rodzinny – ze świeczkami choinkowymi. Boże Narodzenie, a nawet bardziej Adwent, uroczysty okres przedświąteczny, trwający cztery tygodnie, to pora na zajadanie się orzechami. Otóż dziadki (bo chyba nie dziadkowie?) do orzechów to także specjalność rzemieślników z Rudaw, obok pozytywek, postumencików do świątecznych kadzidełek (w dialekcie rudawskim zwanych „Raachermannel”) w formie ludzika, na ogół leśniczego, górnika czy żołnierza, czy kolorowych, szklanych ozdóbek na okna. No i anioły, aniołki, aniołeczki – każdej wielkości, każdego koloru i na każdą kieszeń. Turyngię reprezentują przede wszystkim ozdoby choinkowe. Zaś Herrnhut w powiecie Zgorzelec Zachodni… …to po polsku Ochranów, aczkolwiek na ogół nikt o tym nie pamięta (Łużyczanie nazywają miasteczko to Ochranow). W XVIII wieku gmina Braci Morawskich, bardzo surowych protestantów, znalazła tam drugą ojczyznę. Braci sprowadził z początkiem XVIII wieku właściciel miejscowych dóbr, który podarował im w testamencie swój pałac i majątek. Nazwa osady, a potem miasta Herrnhut pochodzi z niemieckiego „Pod opiekę Pana Jezusa”. Związków z Polską tu nie brak: Ochranów wchodził w skład unii polsko-saskiej, a następnie w latach 1807– 1815 unii personalnej sasko-warszawskiej, dopóki – dzień po zakończeniu II wojny światowej, 9 maja 1945 roku – Rosjanie nie podpalili liczącego około dwóch tysięcy mieszkańców miasteczka. Ogień strawił bezpowrotnie większą część osady, zbudowanej w XVIII wieku na planie greckiego krzyża. Mamy rok 2019. Dzisiaj „Gwiazda z Herrnhut” to marka. Tradycja wieszania bożonarodzeniowej gwiazdy

narodziła się w połowie XIX wieku w pobliskim Niesky (Niska) w zachodniozgorzeleckim powiecie. W 1897 roku człowiek interesu z Herrnhut, Pieter Hendrik Verbeek, opracował pierwszy model składanej gwiazdy bożonarodzeniowej, nadającej się do sprzedaży wysyłkowej. Wkrótce potem powstała manufaktura, od lat dwudziestych XX wieku produkująca gwiazdy 25-ramienne. Produkcję kontynuowano także w epoce nieboszczki NRD, głównie na eksport za dewizy. Potem, jak wiemy, po tysiącletniej Rzeszy runął także niezwyciężony socjalizm obrządku leninowskiego, a dzisiaj kilkudziesięciu pracowników zasłużonej dla regionu firmy produkuje pełen asortyment gwiazd (około 600 tysięcy rocznie) głównie na rynek wewnętrzny. Kilka dni temu wieczorem jechałem ze Zgorzelca do Uhsmannsdorf (za Niską) i podziwiałem na licznych domach, mijając okoliczne wioski, gwiazdy bożonarodzeniowe z Herrnhut; różnej wielkości (od 13 do 130 centymetrów średnicy) i różnych kolorów (dominuje żółty, czerwony i biały). Przydomowe choinki, ubrane girlandami lampek; rozświetlone dekoracje okienne – wszystko to przypominało o wejściu w fazę przygotowań do Bożego Narodzenia, o Adwencie. W epoce komputerów i smartfonów jechaliśmy na wspólne pieczenie kruchych, adwentowych ciasteczek, wycinanych foremkami z pszennego ciasta w gwiazdy betlejemskie, choinki, półksiężyce i słoneczka; posypywanych cukrem i luk­rowanych w wielu kolorach. Ciasteczka adwentowe to tradycyjny upominek podczas adwentowych wizyt, jakie mieszkańcy nie tylko tego regionu składają sobie w okresie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia (okno mojego mieszkania w Zachodnim Zgorzelcu zdobi też bożonarodzeniowa gwiazda z Herrnhut, w kolorach białym i czerwonym). Od 6 do 22 grudnia ma miejsce w Zachodnim Zgorzelcu Rynek Bożonarodzeniowy, zwany tu (z powodów, jakie postaram sią wyjaśnić) „Śląski jarmark ku czci Dzieciątka”. We wspaniałej, staromiejskiej scenerii rynek ściąga szeroką publiczność nie tylko miejscową, ale i licznych turystów. Jednakże śląskość tego wydarzenia ma dość

P

i

o

t

r

W

i

t

t

Wino od święta i na co dzień Francuzi są przyzwyczajeni do wina. Uprawiają je od dwóch tysięcy lat co najmniej, a piją jeszcze dawniej. Od czasu opublikowania przed paru laty statystyk Światowej Organizacji Zdrowia porzekadło „pijany jak Polak” można zaliczyć do obsoletów. o tym doniosła prasa przed trzema laty – zakupując 36 000 ton cukru; zapew­ ne nie do słodzenia kawy, dzięki czemu pijacy na całym świe­ cie znowu, jak co roku, mogli w listopadowy czwartek święto­ wać nadejście nowego beau­ jolais (w tym roku – 21 li­ stopada). Świat łaknie prze­ de wszyst­ kim bordo. Bordo – bor­ do nierówne. Od czego zależą różnice sma­ ku, nikt te­ go nie wie

J

a

n

B

o

– mówi się o alchemii wi­ na. Oprócz alchemii jest także chemia. Od czasu wynalezienia przed kilku laty substancji chemicznej o smaku bordo pewne etykietki (nie po­ wiem które) cie­ szą się na świecie rosną­ cym p o ­ pytem i osią­ g a j ą przyzwoi­ te ceny jako kwintesen­ cja smaku. Ale nie mówimy tutaj o winie chemicznym,

g

a t k o

Tam, gdzie Boże Narodzenie trwa cały rok Dokończenie ze str. 1

Zestaw do samodzielnego złożenia gwiazdy z Herrnhut

FOT. WIKIPEDIA

P

olacy spadli na 9 miejsce w rankingach światowych spożycia alkoholu. Pierwsze zajęli Francuzi, ustępując po pewnym czasie tylko Litwinom. Polak pije od czasu do czasu dużo, aby się upić, Francuz zaś pije po trochu, lecz stale, z obawy, aby nie wytrzeźwieć. Przed obiadem – obowiązkowy apero – aperitif z białego wina, do obiadu, ma się rozumieć, ćwiartka albo lepiej pół czerwonego, zakończone kieliszkiem mocnego alkoholu po deserze na dobre trawienie. Po południu – szczęśliwa pora – już tylko piwo (dla młodzieży) albo whis­ ky dla dorosłych. Dopiero do kolacji można naprawdę się napić. Nazajutrz do śniadania klin – białe na drewnianą mordę – gueule de bois, jak się tutaj obrazowo nazywa kaca. „Święty Marcin pije wino, wodę pozostawia młynom” – mówi stare po­ rzekadło. Patron Turenii pijał zapewne z umiarem; jakżeby inaczej doczekał się kanonizacji. Ale święci nie rodzą się na kamieniu. Narodowa choroba Francu­ zów, cirrhose – marskość wątroby – po­ chodzi ze stałego nadużycia alkoholu. Rząd stoi w niemożliwej pozycji: jak wieloręczna, hinduska bogini Kali jed­ nymi rękami niszczy to, co zbudował innymi. Popiera winiarstwo, którego dochody stanowią poważną pozycję w budżecie, ale zarazem odmawia od picia, propaguje wstrzemięźliwość, gdyż leczenie alkoholizmu, zwłaszcza marskości wątroby, znacznie budżet państwa uszczupla. Chociaż i my mamy tradycję nie do pogardzenia. Archeolodzy określa­ ją kultury wykopaliskowe Polan we­ dług kształtu kieliszka: najstarsza nosi miano „kultury pucharów lejkowa­ tych”. Ale we Francji walka z alkoho­ lizmem jest przedsięwzięciem równie trudnym i niewdzięcznym jak walka z korupcją w Rosji. Chodzi nie tylko o ciało, lecz i o duszę. Słowo ‘kultura’ oznaczało tutaj pierwotnie uprawę; coś, co się zasadza i pielęgnuje cierp­ liwie, żeby przyniosło owoce. Kultura w dzisiejszym znaczeniu tego słowa jest od zawsze nierozłącznie związa­ na z winiarstwem. Blaise Pascal wy­ nalazł rachunek różniczkowy celem

lecz prawdziwym – z winogron. Wina z terenów nawet sąsiadujących ze sobą różnią się smakiem, jakością i nawet odcieniami koloru bordo. Aby skończyć z nieporozumie­ niami, sprawiedliwy cesarz Napo­ leon III zaczął reformy państwa od przeprowadzenia klasyfikacji win. Różnią się one jakością i odpowied­ nio – ceną. Królują wśród win francu­ skich grands crus – wielkie terytoria. Grand crus Chateaux Petrus osiąga ceny 2500 – 3000 euro za butelkę, podczas gdy bordo jak leci – poniżej 1 euro za litr. Tereny departamentu Gironde – 118 000 hektarów winnic – teoretycznie nie mogą zaspokoić ogólnego zapotrzebowania. A mimo to bordo można napotkać wszędzie na świecie, podczas gdy wina południo­ we z departamentów Herault i Aude (300 000 ha winnic) są prawie niezna­ ne za granicą i trudne do znalezienia. Jak okręg Bordeaux może produko­ wać takie ilości trunku, podczas gdy departamenty południowe ze swoją prawie trzy razy większą powierzch­ nią winnic ledwo zaspokajają potrze­ by miejscowe – oto wielka tajemnica do rozmyślań przy kieliszku. Tymczasem w Bordeaux to nie zie­ mia rodzi produkty rolne, lecz czło­ wiek. Rodzi je nawet w takim nadmia­ rze, że mógł w tym roku wylać na rynek milion hektolitrów (20% produkcji) nadwyżki Bordeaux AOC – nazwy kontrolowanej. Mimo tak ogromnego sukcesu uprawcy zrzeszeni w Federacji Wiel­ kich win Bordeaux (FGVB) zmusili do dymisji swego prezydenta Hervé Grandeau, którego wybrali w lecie 75 procentami głosów. Nie przeszko­ dziło im wówczas skazanie kandydata cztery dni wcześniej na pół roku wię­ zienia z zawieszeniem za fałszowanie etykiet. Między 2010 i 2014 rokiem, we­ dług lokalnego dziennika „Sud Ouest”, Grandeau z bratem sfałszowali prawie 600 000 litrów wina. Czy dymisja prezesa oznacza mo­ ralizację zawodu? Nie antycypujmy. W ostatnim tygodniu października Wielka Rada win Bordeaux wybrała jednomyślnie na prezydenta wielkie

nazwisko lokalne. Hubert de Bou­ ard, współwłaściciel słynnego Cha­ teau Angelus – jednego z najlepszych win Francji (200–400 euro butelka) – zaleca się podobnym atutem wybor­ czym jak jego poprzednik – przeciw­ ko niemu też wszczęto dochodzenie. Podejrzewa się go o matactwa w celu otrzymania korzystnych dla jego win­ nic klasyfikacji grands crus, objętych nazwą chronioną Saint-Emilion. I oto znalazł się na czele dostojnego bractwa 4000 członków, którego misją jest pro­ mocja dobrego imienia win francu­ skich za granicą. W czerwcu Bouard i jeszcze inny właściciel prestiżowego wina po sześciu latach śledztwa zostali postawieni przed sądem pod zarzutem nielegalnych dochodów. Należy dodać, że obaj panowie zasiadali w komisji klasyfikującej wi­ na grands crus, podczas gdy ich włas­ ne domeny stawały do konkurencji. W styczniu prokuratura miasta Bor­ deaux, o której złe języki twierdzą, że z dużą uwagą słucha odgłosów władz winiarskich, przeciwstawiła się decyzji sędziego. Izba dochodzeniowa ma teraz ustalić, kto ma rację – sędzia śledczy czy prokurator. Panuje przekonanie, że sposób, w jaki co dziesięć lat rewiduje się kla­ syfikację wielkich terytoriów Saint­ -Emilion, jest zbyt nieprzejrzysty. De­ klasacja może obniżyć wartość winnicy o połowę. Tymczasem pod bokiem wyrasta coraz silniejsza konkurencja. Białe wi­ na produkowane w Sandomierskiem i okolicach Zielonej Góry, zdaniem redaktora Jana Bogatki, nie ustępu­ ją reńskim i mozelskim. A on się na tym zna! Autorzy skargi na Huberta de Bou­ard i jego akolitę – trzej właści­ ciele winnic zdeklasowanych w 2012 roku – zainterpelowali również władze administracyjne celem uzdrowienia re­ guł gry raz na zawsze. Obecnie sprawa znajduje się w rękach Rady Państwa. Może kolor bordo nareszcie się wy­ klaruje. Chyba, że wino zwietrzeje do czasu podjęcia decyzji. Na zdrowie! K

wątpliwe postawy. Zgorzelec przeszedł pod pruskie panowanie dopiero na skutek postanowień Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku, na którym to dokonano rozbioru Górnych Łużyc (pozostawiając część w Saksonii, a część przyłączając do pruskiej prowincji śląskiej, stosunkowo świeżo odebranej Austrii). Ale przypominanie o Śląsku mieści się w niemieckiej polityce historycznej: dojeżdżając autostradą z Drezna do Zgorzelca, mijamy tablicę „Witamy na Śląsku”. To oczywiście politicum, które tłumaczy, dlaczego w Zachodnim Zgorzelcu jest Muzeum Śląskie, a we Wschodnim – Łużyckie. Jarmarki bożonarodzeniowe to w Niemczech stara i piękna tradycja. Rewolucja kulturalna może sobie na niej połamać zęby. Niemiec może wysłuchać pogadanki o gender i nawet bić brawo jak wszyscy, ale, jak co do czego, na „Christkindlmarkt” pójdzie, wypije grzańca i przyniesie stamtąd do domu to i owo, może nawet nucąc pod nosem słowa znanej z dzieciństwa kolędy. Bożonarodzeniowe jarmarki sięgają swą tradycją do XIV wieku. Rynek Świętego Mikołaja w Monachium wymieniono w dokumencie z 1310 roku, a – zbliżam się niebezpiecznie do Zgorzelca – w 1383 roku król Czech, Wacław, nadał Budziszynowi prawo do rynku od Świętego Michała (29 września) do Bożego Narodzenia. Stamtąd tradycja rozeszła się na cały obszar języka niemieckiego w Europie, a od połowy XX wieku tutejsze rynki bożonarodzeniowe są stałym elementem świątecznej tradycji. Co należy, a co nie do oferty rynku bożonarodzeniowego, o to toczy się bezustannie spór. Co wolno sprzedawać na jarmarku: oczywiście tak :grzaniec i bożonarodzeniowe łakocie; oczywiście nie: piwo i koktajle. Trudno te wszystkie jarmarki zliczyć: w ubiegłym roku było ich około dwa i pół tysiąca, z tego ponad tysiąc zaliczono do wielkich, na przykład Rynek Bożonarodzeniowy w Stuttgarcie (ponad cztery miliony gości, prawie trzysta stoisk) na placu Zamkowym i okolicznych lokalizacjach, w rym w Rynku. Kiedy mieszkałem w Monachium, zachwycał mnie Christkindlmarkt am Marienplatz, jarmark bożonarodzeniowy na placu Mariackim, wywodzący się ze słynnego jarmarku Św. Mikołaja, o ponad 700-letniej tradycji. To nie

tylko impreza handlowa, ale i wydarzenie kulturalne w stolicy Bawarii; choinka ustawiona przed ratuszem mierzy niemal 30 metrów wysokości, a na niej 2500 światełek. Wielką popularnością cieszy się rynek żłóbków, na którym kupić można ręcznie wykonane figurki z różnych materiałów. W zasadzie całe centrum stolicy Bawarii zmienia się w jeden bożonarodzeniowy rynek. Pisząc o Bawarii, nie wolno zapomnieć o Norymberdze i słynnym na całym świat Nürnberger Christkindlesmarkt. Oczywiście tradycja Monachium nie równa – ten wspaniały rynek liczy dopiero niespełna 400 lat. Trudno nie wspomnieć o stolicy Niemiec, Berlinie. Tutaj na ogół jarmarki miały charakter dzielnicowy. Jest ich kilkadziesiąt. To w Berlinie, na Breitscheidplatz w dzielnicy Charlottenburg, 19 grudnia 2016 r. islamski terrorysta dokonał zamachu, wykorzystując jako torpedę polską ciężarówkę, której kierowcę zamordował na parkingu w Berlinie. W wyniku zbrodniczej napaści rycerza proroka zginęło 12 osób. Ponad 50 odniosło obrażenia. Od tej pory rynki bożonarodzeniowe w całych Niemczech zabezpiecza się przed możliwością wjechania na ich teren po otwarciu. Do tego wszystkiego policja mundurowa i tajna pilnuje porządku w tych miejscach, przyciągających także i terrorystów. Moi znajomi opowiadali mi po tragedii w Berlinie, że – inaczej niż dawniej – nie chodzą na rynek bożonarodzeniowy całą rodziną, lecz dzielą się – strach siedzi głęboko. Przedświąteczna beztroska ustępuje zimnej kalkulacji. To też skutek przemian kulturowych w niegdyś chrześcijańskiej Europie. No i zdanie o Dreźnie – ta jedna ze stolic Zjednoczonego Królestwa zawdzięcza swój rynek elektorowi Fryderykowi II, który w roku 1434 wydał przywilej organizowania w stolicy Saksonii jednodniowego rynku „na dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia”, który rozrósł się do dzisiejszych rozmiarów. To z Drezna pochodzą takie polskie smakołyki, jak strucle. O tym wszystkim mówi zresztą nazwa drezdeńskiego jarmarku świątecznego: Dresdner Striezelmarkt, czyli rynek strucli. Zdrowych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Do Siego Roku! K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

4

W YKI WANY REŻI M

O

Trzydzieści lat temu miał Pan 11 lat. Pamięta Pan ten czas? Co stało się wtedy w Pana ojczyźnie? Oczywiście, że ten czas pamiętam, tak samo jak reżim komunistyczny i jego atmosferę. Nie zapomnę na przykład te­ go, że w trzeciej klasie dostałem piątkę (najgorszą ocenę) za to, że w zeszycie nie miałem obrazka z Leninem. 19 listopada 1989 roku w kościele podpisałem list protestacyjny do ów­ czesnego premiera Adamca, w sprawie użycia przemocy przeciwko studen­ tom protestującym w centrum Pragi, na Alei Narodowej. Ten protest napisał dyrygent kościelnego chóru, w którym

Gdy 15 listopada 1989 r. przed połączonymi izbami amerykańskiego Kongresu Lech Wałęsa zaczął od słów „My, Naród”, słuchaliśmy go ze wzruszeniem. Gdy po 30 latach skopiował te same słowa przed kilkunastoma członkami jakiejś podkomisji, zabrzmiało to jak żałosna farsa. 30 lat temu Wałęsa był dla Ameryki symbolem wielkiego ruchu społecznego. Dziś jest przegranym nikim.

Bolek drybler Andrzej Jarczewski

stronicy mogę potwierdzić: „tak, hi­ storia przyznała Wam rację”. Ale po chwili pojawia się refleksja. To jednak dobrze, że głównym dryblerem w na­ szej drużynie był w roku 1980 właśnie Lech Wałęsa. Bo Andrzej Gwiazda jest zbyt jednoznaczny. Mówi precyzyjnie, żadnych ozdobników, żadnych niedo­ powiedzeń czy uników. Zawsze zależy mu na racji. A Wałęsę interesowało tylko zwycięstwo w każdym dryblingu. Cóż go obchodziła historyczna racja! „Tak za tak – nie za nie, Bez świat­ ło-cienia” pisał Norwid. I to się znako­ micie sprawdza w poezji romantycznej. W polityce coś jakby nieznakomicie. Tu się kiwa! Przypomnijmy sobie jeszcze własne mecze z dzieciństwa. Jeśli na placu zebrało się np. dziesięciu chłopaków, to było jasne, że gramy „pięciu na pięciu”. Cały problem polegał na ustaleniu „spra­ wiedliwego” składu, żeby po jednej stro­ nie nie grali sami lepsi, a z drugiej słabsi, bo zaraz będzie 10:0 i nikomu nie bę­ dzie się chciało grać. Wybierało się więc najpierw dwóch kapitanów, a następnie każdy z nich miał prawo dobrać jedne­ go zawodnika. Rzut monetą rozstrzygał, kto zaczyna. Następnie pierwszy kapitan wybierał zawodnika do swojej drużyny,

Szachowy odmówił przedstawienia się jako część „Pioniera”. Ona sama pół roku później dyrektorką naszej szkoły już nie była. Same wydarzenia 17 listopada nie działy się przypadkiem. Ta data ma symboliczne znaczenie w historii Pana narodu. Co ona przypomina? 17 listopada 1939 roku doszło do ataku przeciwko czeskim studentom uczelni wyższych. Praprzyczyną te­ go były wydarzenia z 28 październi­ ka 1939 roku. Tego dnia ponad 100 tysięcy Czechów protestowało prze­ ciwko zniesieniu przez rząd Protek­

Niestety rozliczyć się z komunizmem w naszym kraju się nie udało. Ludzi osądzonych za to, co zrobili w imieniu systemu komunistycznego, było bardzo mało. śpiewała moja matka. Był to mój pierw­ szy polityczny czyn w życiu. Upadek systemu komunistycznego obserwo­ wałem z wielkim zainteresowaniem i mam odczucie, że w moim przypadku to wydarzenie było końcem „beztros­ kiego dzieciństwa“. Reżim komunistyczny w Czechosło­ wacji w listopadzie 1989 roku pew­ nie trzymał się u władzy. Chyba nic nie zapowiadało, że ją tak szybko straci? Myślę, że zapowiadało. Ludzi na de­ monstracjach w ciągu całego roku 1989 przybywało. Niezadowolenie z reżimu narastało i wzrastała ilość osób goto­ wych aktywnie występować przeciw niemu, czego ceną były represje. Po­ kazała to petycja „Nekolik vet“ (Kilka zadań), którą podpisało 40 000 ludzi. Przeżyłem to w moim powiatowym mieście Klatovy. W wrześniu 1989 ro­ ku przyjechał do nas z Pragi cały sztab czechosłowackiej telewizji. Mieli nakrę­ cić materiał o naszym szkolnym klubie szachowym. Dyrektorka szkoły, aktyw­ na komunistka, zażądała, aby klub był prezentowany jako część organizacji „Pionier”, która miała za zadanie wy­ chowywać dzieci w duchu komunizmu. Jednak mimo wielkiego niezadowole­ nia „towarzyszki dyrektorki“, nasz Klub

toratu świątecznego charakteru daty 28 października w 1918 roku, kiedy to powstała niepodległa Czechosłowacja. Podczas tej demonstracji zastrzelono robotnika Vaclava Sedlacka i raniono studenta Jana Opletala, który w na­ stępstwie odniesionych ran zmarł. Podczas jego pogrzebu 15 listopada doszło do dalszych masowych demon­ stracji. Wówczas Adolf Hitler nakazał zamknięcie wszystkich czeskich szkół wyższych. Rozstrzelano dziewięciu działaczy studenckich. 1200 studentów wywieziono do obozu koncentracyj­ nego w Sachsenhausen. Tam między innymi spotkali się oni z profesorami polskich uczelni, którzy byli uwięzieni w tym obozie w ramach akcji „Son­ deraktion Krakau”. Czy zgodzi się Pan ze stwierdze­ niem, że wydarzenia 17 listopada zostały sprowokowane z zewnątrz? A potem ci, co je sprowokowali, stracili nad tym kontrolę? Domyślam się, że tak mogło być. Wię­ cej, wydaje mi się że najprawdopodob­ niej tak właśnie było. Fizyczny atak na studentów na Alei Narodowej ewiden­ tnie był zaplanowany. Niektórzy ludzie z Komunistycznej Partii Czechosło­ wacji, głównie ci związani z aparatem represji, tego sobie właśnie życzyli. Ale

potem drugi itd. W efekcie wyłaniały się dwa zespoły o mniej więcej równych si­ łach. Nieraz grało się w tym składzie wiele godzin, aż zapadły ciemności. czasie trwania meczu bez­ względnie obowiązywa­ ła solidarność zespołowa. Każdy starał się, żeby to jego drużyna wbiła gola, nawet jak już nie pamiętało się, ile jest i kto prowadzi. Jutro skład mógł być zupełnie inny. Codziennie obo­ wiązywała inna meczowa solidarność. To samo widzimy w drużynach profesjonal­ nych. W jednym sezonie dany zawodnik gra w zespole A, w następnym w B i gdy dochodzi do meczu A przeciw B – wios­ ną strzela on do bramki jednego zespołu, a jesienią do bramki drugiego i nikt się temu nie dziwi. Ale wróćmy do rozgrywek dziecię­ cych. Nie wszyscy lubili się poza bois­ kiem. Na każdym większym podwórku „rządził” jakiś przerośnięty chuligan, który bijał młodszych chłopców, zabie­ rał im drugie śniadanie, tłukł szyby, ry­ sował gwoździem lakier na samocho­ dach itd. Wszyscy go unikali. Ale gdy zaczynaliśmy dobierać sobie zawodni­ ków do „naszej” piątki, najważniejsze

było pozyskanie tego łobuza do „naszej” drużyny. Bo było jasne, że z nim wygra­ my, a bez niego przegramy. Podobnie odbieram występy Wałę­ sy. W roku 1980 nikt nie pytał, skąd ten człowiek przychodzi, co ma na sumie­ niu i czy nie jest przypadkiem jakimś Bolkiem. Nie. Interesowało nas tylko to, że w ataku naszej drużyny mamy świetnego dryblera. Jeśli on tam trochę się rozpycha, jeśli ukradkiem zagra ręką lub kogoś sfauluje – no cóż, godzimy się; takie są reguły tej gry. Gorzej, że sam Wałęsa uwierzył, ze jest najlepszym dryblerem na świecie. Że on wykiwa wszystkich. I kolegów, i „Solidarność”, i nawet bezpiekę. Jestem przekonany, że TW Bolek w pewnym momencie urwał się swo­ im prowadzącym. Przeżył przemianę typu „z chłopa król”. Widział, jak rosła 10-milionowa „Solidarność” i od pew­ nego momentu grał już tylko na siebie. Nawet w stanie wojennym rozejrzał się po boisku i stwierdził, że nadal ma czym grać, że bezpieka go nie zabije ani nie zdekonspiruje, że ma całą Polskę za sobą i że zachodni świat go popiera. W takiej sytuacji nie opłacało się współ­ pracować z SB w roli zwykłego agenta.

co konkretnie zamierzali wywołać, do końca nie wiemy. Na pewno nie chodzi­ ło o to, co nastąpiło: ogłoszenie strajku studentów i twórców, czego następ­ stwem była ogromna fala demonstracji przeciwko komunistycznemu reżimowi w całym kraju.

Za symbol upadku komunizmu w CSRF uznajemy demonstracje w Pradze. A jak było na prowincji czy na Słowacji? Czy dało się i tam odczuć wiatr historii? Na Słowacji już 25 października nastą­ piła tzw. „demonstracja świec” w obro­

W

Ta współpraca trwała nadal, ale już na bardziej równorzędnych zasadach. Nie było pewne, kto kogo w końcu wykiwa. Wałęsa musiał znać – spopularyzo­ waną w Karnawale – historię Azefa, ale też Stalina i Hitlera, którzy początko­ wo służyli swoim policjom jako agenci w organizacjach antyrządowych, a póź­ niej zorientowali się, że można łatwo wykorzystywać ludzką naiwność i piąć się po trupach swoich konkurentów z obydwu stron barykady. Bolek – jak wielu przed nim – był przede wszyst­ kim dryblerem. Niezłym dryblerem. Wykiwał nawet samego siebie.

D

ziesięciomilionowy związek naprawdę cieszył się, że ma­ my takiego przywódcę, który kiwa przeciwników. To było tak, jak na meczu. Nie zastanawiamy się, gdy nasz zawodnik strzeli bramkę prze­ ciwnej drużynie. Klaszczemy i krzy­ czymy z radości, nawet wtedy, gdy coś nam się zdaje, że ten gol padł jakby ze spalonego. Później, gdy dowiadujemy się, że sędzia był kupiony, trochę nam mina rzednie, ale jeszcze to znosimy w milczeniu. Na końcu jednak okazu­ je się, że nie tylko sędzia, ale również

ustąpił Husak. Czy już wtedy było wiadomo, że system władzy komu­ nistów w Czechosłowacji przeszedł do historii? Tak, tego dnia już było jasne, że dni komunistycznej władzy są policzone. Na czele rządu stał do niedawna wyso­

Upadł szybko, ale pozostał nierozliczony O upadku w Czechosłowacji komunizmu w 1989 roku, czego 30 rocznica przypada w listopadzie/grudniu, z czeskim historykiem i politologiem Petrem Kourą rozmawia Grzegorz Kita.

FOT. Z ARCHIWUM PETRA KOURY

samym Wałęsie mamy kil­ ka książek. Czyny i słowa zostały opisane należycie. W kontekście jego ostat­ nich występków warto jednak przyjrzeć się samym sobie: jak odbieraliśmy Wa­ łęsę kiedyś, a jak teraz, i co się zmieniło. Przypomnijmy sobie dowolny mecz futbolowy naszej ulubionej drużyny klu­ bowej czy reprezentacyjnej. Oto nasz obrońca na własnym polu karnym nie­ wyraźnie, tak jakby trochę, ale minimal­ nie, a może wcale nie... dotknął piłki ręką. Czy nasz sektor zażąda karnego? Absurd! To kibice drużyny przeciwnej zawyją: „RĘKA!!!”. W naszej części wi­ downi zapanuje cisza. „Może sędzia nie zauważył?” – mamy nadzieję. Nikt nawet po cichu nie wspomni o ręce, bo zaraz by ciężko oberwał. Nawet nie wiemy, jak ciężko, bo któż by się odważył to prze­ testować. Po meczu, owszem, możemy dyskutować, ale nie w tej chwili! Inny przykład z każdego meczu. Nasz napastnik zamarkował zwód w lewo, ale poszedł w prawo, zmylił bramkarza i strzelił gola. Czy oburzymy się na jego „nieetyczne” zachowanie? Oczywiście, że nie. Nawet gdy zawod­ nik przeciwnej drużyny oszuka naszego bramkarza, mamy pretensje tylko do naszej defensywy, a nie do przeciwnego ataku. Na tym właśnie polega futbol, boks i wszelkie sporty walki. Oszustwo jest tam cnotą! Rozpatrzmy teraz ów pamiętny sierpień roku 1980 z punktu widzenia mieszkańca Śląska, Warszawy czy do­ wolnego innego miejsca w Polsce. Nie wiemy, co tam naprawdę w Gdańsku się dzieje. Nie wiemy, kto kogo fauluje i kto zagrywa czyją ręką. Ważne, że „nasi” ja­ koś tam walczą z „onymi”, a kapitanem „naszych” jest Lech Wałęsa. Słuchamy jego krótkich wystąpień i czujemy, że to jest zupełnie nowy język, nowy spo­ sób docierania do Polaków z nowym przekazem. To było naprawdę dobre. Teraz powiem coś, za co oberwę od bardziej surowych krytyków. Otóż mam przed sobą książkę Historia przyznała nam rację, czyli opowieść Joanny i Andrzeja Gwiazdów, zapisaną przez Remigiusza Okraskę i zredagowaną przez Agnieszkę Niewińską (2015). Świetna książka, polecam. Po każdej

Usłyszałem kiedyś od znajomych Czechów takie stwierdzenie „U was komunizm padał 10 lat. Na Węgrzech 10 miesięcy. W NRD 10 tygodni, na­ tomiast w Czechosłowacji 10 dni”. Na ile to jest zgodne z faktami? Mówiąc w skrócie, jest to bon mot, ale prawdziwy. Komunizm w Czechosło­ wacji skutecznie upadł w przeciągu kil­ ku dni. Już 27 listopada, po wydarze­ niach w Alei Narodowej, 75 procent pracujących obywateli wyraziło swoje niezadowolenie, uczestnicząc w straj­ ku generalnym. A to, że 29 grudnia stanie się prezydentem państwa (wte­ dy jeszcze komunistycznego) Vaclav Havel, wtedy, 17 listopada, mało kto przewidywał.

nie praw religijnych i obywatelskich. Warto bowiem zaznaczyć, że Słowa­ cja przez cały okres komunizmu za­ chowała swój katolicki charakter. De­ monstracja została w brutalny sposób rozpędzona. W niektórych naszych regionach rewolucja była spóźniona, ale i tam w końcu powstały komitety strajkowe i przebiegały demonstracje. Bardzo du­ żo pomagały w tym wyjazdy studentów i twórców na prowincję, zwane „śpią­ cymi wyjazdami”. Wydarzenia biegły bardzo szyb­ ko, już 10 grudnia powołano cał­ kiem nowy rząd z udziałem opozy­ cji, a tego samego dnia wieczorem

ki funkcjonariusz Partii Komunistycz­ nej, Słowak Marian Czalfa. Abdyka­ cja Husaka otwierała drogę Vaclavowi Havlowi. A symbolicznym faktem jest to, że dzień 10 grudnia jest w kalen­ darzu Dniem Praw Człowieka.

nasz najlepszy drybler sprzedał mecz! Pozwolono mu zdobyć gola, ale tylko po to, żeby w przyszłości pogrążył nas w całych mistrzostwach. Znamy dziś wielu agentów bez­ pieki, którzy wykazali się nadzwyczaj­ ną aktywnością w strukturach legalnej i podziemnej „Solidarności”. Chciał­ bym wierzyć, że większość z nich zro­ zumiała błędy swojej młodości i pró­ bowała jakoś to odpracować, zrobić tak dużo dobrego, żeby z nawiązką wyrów­ nać poprzednie zło. Być może to się komuś naprawdę udało. Ale z drugiej strony stali profesjonaliści, którzy byli przygotowani na chwiejność postawy swoich agentów i gromadzili dowody, by w razie czego mieć materiał do szan­ tażu. Przypuszczam, że te dowody słu­ żą wrogom polskiej wolności do dziś. Jakże nieliczni mieli tyle odwagi i prawości, by powiedzieć: „tak, w latach takich a takich składałem donosy na Józ­ ka, Staszka i Tadka. Jeżeli im zaszkodzi­ łem – bardzo przepraszam i gotów je­ stem jakoś to odpracować. Ale wiedząc, że pełna rekompensata indywidualna jest niemożliwa, próbowałem działać na rzecz dobra wspólnego, robiąc to, tamto i owo. Udostępniam wszystkie dokumen­ ty, zgromadzone w mojej sprawie przez bezpiekę i postaram się uzupełnić infor­ macje, jeżeli coś wygląda niezrozumiale”. Ilu polityków opublikowało podob­ ne oświadczenie? Gdyby Wałęsa przyznał się do błędów młodości, gdyby wyjaśnił rolę Wachowskiego, Cybuli i kilku in­ nych, gdyby przeprosił za szkody, jakie wyrządził kolegom – któż by mu nie wy­ baczył? W czasie pełnienia prezydentury miał wszelkie możliwości. Przeszedłby do historii jako Lech Wielki, a tak już na zawsze pozostanie... cienkim bolkiem. Zresztą to nie Wałęsa jest proble­ mem, bo o jego sztuczkach każdy, kto chciał, mógł już dawno się dowiedzieć. Problemem jest to, że część publiczności wciąż bije pokłony przed zniedołężnia­ łym dryblerem, choć wiemy, że korzy­ stał on z dopingu, że brał pieniądze za szkodzenie swojej drużynie i że przez całe dziesięciolecia czerpał korzyści ze swojej zdrady. Czy brawa bije mu druży­ na polska? Coś widzę, że tłumek klakie­ rów z każdym dniem, z każdym faulem, z każdym wygłupem rzednie. K

Pod koniec grudnia na prezyden­ ta wybrało Havla jednogłośnie ko­ munistyczne jeszcze Zgromadzenie Federalne. Jak do tego doszło? Była to naturalna kolej rzeczy? Czy były inne scenariusze? Oczywiście, że były i inne scenariu­ sze. Na urząd prezydenta aspirował by­ ły I sekretarz Partii Komunistycznej i symbol Praskiej Wiosny Aleksander Dubczek, który chciał, aby naprawiono jego krzywdy funkcją głowy państwa. W Forum Obywatelskim, które było liderem opozycji przy rokowaniach z przedstawicielami komunistów, była jednak grupa ludzi bardzo krytycznych wobec liderów tzw. Praskiej Wiosny. Oni Dubczeka nie chcieli. Prezydentem chciał też być Ladis­ lav Adamec, który w celu uzyskania poparcia dla swej kandydatury po­ jechał potajemnie do Moskwy. Tam Gorbaczow odmówił spotkania z nim. W końcu jedynym kandydatem na pre­ zydenta stał się Vaclav Havel. To, że wybrano go jednogłośnie, było także spowodowane przymusem, jaki na po­ słów wywierał premier Czalfa. Jeden z przedstawicieli opozycji dosłownie ogłosił: „Oczekujemy od posłów, by wybrali Havla, a potem poszli do d...y”. Co w końcu się stało. Jak z perspektywy tych 30 lat wy­ gląda rozliczenie z komunizmem? Udało się Wam rozliczyć ludzi od­ powiedzialnych za krzywdy, które wyrządzili po przewrocie w 1948 roku? Niestety rozliczyć się z komunizmem w naszym kraju się nie udało. Ludzi osą­ dzonych za to, co zrobili w imieniu sy­ stemu komunistycznego, według mnie było bardzo mało. Myślę, że skutki tego niewystarczającego rozliczenia z minio­ nym system odczuwamy do dziś. Dziękuję za rozmowę.

Petr Koura, ur. 10 sierpnia 1978 roku, jest wybitnym czeskim historykiem i politologiem. Tematem jego prac badawczych jest XX wiek, głównie okres Protektoratu Czech i Moraw, a także okres realnego socjalizmu w Czechosłowacji. Oprócz książek przygotowuje filmy dokumentalne i audycje radiowe. Jest laureatem wielu nagród i odznaczeń. Obecnie pracuje nad projektem „Muzeum XX Wieku w Pradze”, które – jak stwierdził – będzie brało wzorce w swoim wystroju i działalności m.in z warszawskiego Muzeum Powstania Warszawskiego.

K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

5

WIRUS ROZKŁADU

Nie wiem, czy Pan się zgodzi z twierdzeniem, że w każdym or­ ganizmie mieszka wirus, który w którymś momencie zapoczątko­ wuje rozkład. Kiedy ujawnił się on w I Rzeczpospolitej? Nie jestem lekarzem i moja wiedza przyrodnicza jest niestety bardzo ubo­ ga, więc o wirusach nie chcę się wy­ powiadać. W tym tomie raczej prze­ ciwstawiam się sugestiom, jakoby już w wieku XVI wszystko zostało zdecy­ dowane – że Rzeczpospolita upadnie, że Polska wejdzie w fazę kryzysu i de­ strukcji, bo po prostu tak nie było. Tak nie działa historia, a w każdym razie wydaje mi się, że takie jej opisywanie jest bezsensowne. Jeśli za pięćset lat ktoś spróbuje opisać nasze działania z perspektywy sytuacji, jaka będzie za pięćset lat, to oczywiście wypaczy nasze motywacje, wypaczy naszą zdolność ogarnięcia racjonalnymi decyzjami ho­ ryzontu, w którym żyjemy. Na przykład kluczowy rozdział tego tomu dotyczy folwarku. Folwark był najlepszą inicja­ tywą ekonomiczną, jaką Polska mogła odpowiedzieć na wyzwania i koniunk­ tury gospodarcze XVI wieku. I jak po­ kazuję, czas folwarku nie był czasem złym. Nie tylko dla szlachty, która bu­ dowała owe folwarki, ale także dla chło­ pów, którzy w ogromnej większości mieli się lepiej niż chłopi w Europie Za­ chodniej. To nie jest moim wymysłem, moim ideologicznym konceptem, ale rzetelnym sprawozdaniem z wyników badań dwóch największych historyków, którzy zajmowali się gospodarczo-spo­ łeczną historią XVI wieku w Polsce, czyli Andrzeja Wyczańskiego i Jerzego Topolskiego. Przeskoczmy teraz na chwilę do 22 tomu Dziejów Polski, który kie­ dyś będzie napisany przez Pana Profesora, a może Pana następców, bo przecież nie jesteśmy ostatnim pokoleniem, które chodzi po tej ziemi. Nie wiemy, co będzie za chwilę. Tym bardziej, co będzie za kilka pokoleń. Czy one będą… Da Bóg – będą. Bo je­ śli mamy dzieci, wnuki, to oczywiście bardzo chcemy, żeby historia trwała. Sądzę, że o to przede wszystkim cho­ dzi w opowiadaniu historii – żebyśmy odnaleźli wdzięczność w sobie wobec pokoleń, które pozwoliły nam myśleć, pozwoliły nam żyć, oddychać pewną kulturą, językiem, tym, co dziedziczymy po nich. I jednocześnie odnaleźli w sobie zobowiązanie wobec tych, którzy będą po nas. Jeśli żyjemy tylko chwilą bieżącą, odwracamy się od przeszłości, nie czu­ jemy żadnego zobowiązania wobec tego, co było, uważamy, że przed nami było tylko jakieś polskie piekło… to nie chce­ my, żeby to zło się przedłużało i właś­ ciwie usprawiedliwiamy w ten sposób życie tylko dla siebie, tylko tu i teraz, bez perspektywy następnych pokoleń. Taki właśnie jest skutek porzucenia historii, zerwania owego zobowiązania. Skutek, który kończy się kulturą narcyzmu, tak bym powiedział. To świetnie przedsta­ wia książka amerykańskiego socjologa Christophera Lascha. Kultura narcy­ styczna to jest kultura końca XX i po­ czątku XXI wieku. Pamięć historyczna pomaga z nią walczyć. Teraz poproszę, żeby stał się Pan źródłem dla przyszłych history­ ków i ocenił to, co się dzieje dziś w Rzeczpospolitej, w Europie i na świecie. Zacznijmy od znamiennego wyroku Sądu Najwyższego. Co po­ winno o nim zostać zapisane w tej historii za pięćdziesiąt lat? Oczywiście nie wiem, jakie będą kon­ sekwencje tego wyroku, który z dzisiej­ szej perspektywy niewątpliwie grozi

absolutną anarchią prawną. To jest przy­ kład – skoro użył Pan tego porównania – wirusa sobiepaństwa, jakoś wpisanego w naszą historię, może jeszcze nie tak silnie w wieku XVI, ale na pewno obja­ wiającego się w wieku XVII. „Ja będę de­ cydował o sobie, wbrew temu, co mówi system Rzeczpospolitej. Byle tylko moje było na wierzchu”. Prawda? Tego rodzaju postawa bardzo osłabia państwo. Ale od razu dodam: nie tylko jed­ na strona jest winna. Jeżeli forsuje się kandydaturę pana posła Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego, jeże­

Rosji. Białoruś jest jej częścią nie od dziś ani nie od jutra nią będzie. Ale martwi mnie coś innego: zbliżające się kolejne obrady w tzw. formacie nor­ mandzkim, a więc z udziałem Francji i Niemiec jako głównych partnerów Ro­ sji w dyskusji nad przyszłością Ukrainy. I tutaj wyraźnie się rysuje perspektywa appeasementu, przed którą pozwoliłem sobie ostrzegać kilka lat temu… a więc zaspokajania agresywnego, silniejszego mocarstwa przez państwa zachodnie kosztem słabszego państwa, które jest okrawane ze swojego terytorium.

Powiedział Pan: „nikt nie wie”. Wie­ dzą eksperci. „Rzeczpospolita” za­ mieściła na pierwszej stronie arty­ kuł o tym, ile będziemy zarabiać za lat pięćdziesiąt. Czyli ktoś ma głęboką wiedzę na temat tego, ja­ ki jest los świata. Skaczemy trochę z tematu na temat, ale w wywia­ dzie dla „Dziennika Gazety Praw­ nej” prof. Krasnodębski powie­ dział, że w Europie pojawiają się postulaty wprowadzenia stanu wy­ jątkowego – chyba w związku z alar­ mem klimatycznym. Mówi się też

skumulowane doświadczenie pokoleń, i wybieramy tylko siebie, swój partyku­ larny obłęd – bo o tym mówię, mając na myśli dzisiejszą ideologię klimaty­ zmu – to kończy się właśnie propozycją zbiorowego samobójstwa. Ludzkości. Nie pojedynczego człowieka, nie na­ wet grupy społecznej, jak miały miej­ sce zbiorowe samobójstwa w sektach jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści parę lat temu. Ale chodzi o całą ludzkość. I dlatego rzeczywiście trzeba bardzo, bardzo intensywnie bronić zdrowego rozsądku, prawdy i połączenia prawdy

Dokończenie ze str. 1

Ludzkość dąży do samobójstwa FOT. KONRAD TOMASZEWSKI

Który z królów Polski jest Pana ulu­ bionym władcą? Chyba jednak wciąż Władysław Łokie­ tek, Kazimierz Odnowiciel – ci z dyna­ stii jeszcze piastowskiej. Ale niezwykle szanuję cały ciąg monarchów jagielloń­ skich, od samego Jagiełły, który należy do tych kilku moich najbardziej ulu­ bionych, ze względu na swoją mądrość życiową, wielką zdolność budowania kompromisu. I tę samą zdolność posia­ dał w wielkim stopniu Zygmunt Stary, a jego syn – Zygmunt August – nauczył się tej sztuki budowania kompromisu i budowania dobrych rzeczy ze społe­ czeństwem, a nie przeciw społeczeń­ stwu, wbrew temu, co w XX wieku mó­ wił pewien Litwin: „nic z Polakami, coś można zrobić tylko dla Polaków”. Otóż… bez Polaków nie da się zro­ bić dla nich nic trwałego, jeżeli się nie próbuje budować z nimi. I coś takiego trwałego zbudował właśnie Zygmunt August w ostatnich dziesięciu latach panowania.

li wykonuje się tego rodzaju gesty, to daje się pretekst do uzasadnienia dzia­ łań, które podważają budowanie, na­ zwijmy to, nowego kadrowo wymiaru sprawiedliwości. Bo to nie jest dobry symbol tej nowości. Ale przyszły historyk musi zrozu­ mieć… Dlaczego taki wyrok zapadł? Myślę, że będzie mógł odkrywać je­ go znaczenie w perspektywie właśnie długoczasowej, takiej, w której szuka­ my owych wirusów czy korzeni. Owej sobiepańskiej, anarchicznej postawy w naszej głębszej historii. Ale może po prostu przeanalizować sytuację aktualną. Tego ostrego i szkodliwego w swoim natężeniu sporu wewnętrz­ nego w Polsce, który nie pozwala nam robić właśnie tego, co potrafili Polacy w wieku XVI, też podzieleni – w dodat­ ku przez sprawę najważniejszą, bo doty­ czącą zbawienia – na nurt reformacyjny i kontrreformacyjny. Dzisiaj, nie mogąc się ze sobą porozumieć, niektórzy z nas, wbrew wyrokowi demokratycznemu, obywatelskiemu, który wskazuje na pewne oczywiste prerogatywy tej gru­ py, która osiągnęła zwycięstwo w wy­ borach – prerogatywy ustawodawcze – neguje całkowicie trójpodział władz. Bo to właśnie robią dzisiaj sędziowie – negują trójpodział władz i arogują, przypisują sobie prawo wchodzenia w rolę ustawodawcy, przeczenia temu, co robi ustawodawca. To jest oczywiście fundamentalne naruszenie porządku trójpodziału władzy, jaki opisał mniej więcej dwieście siedemdziesiąt lat temu Monteskiusz. Jeżeli uda się zatrzymać tę niszczącą ekspansję prawników w sferę demokracji, ekspansję, która przejawia się nie tylko w Polsce, ale jest częścią zjawiska ogarniającego i Stany Zjed­ noczone, i kraje Europy Zachodniej… jeśli uda się zatrzymać ten proces, to myślę, że kiedyś zostanie on opisany jako patologia. Ostatni kontekst, w którym można ten problem analizować, to jest oczy­ wiście dążenie do osłabienia, do de­ strukcji wewnętrznej państwa polskie­ go przez tych jego sąsiadów, którym zależy na tym, żeby Polska pozostała słaba, skłócona wewnętrznie. To za­ gadnienie też ma swoją długą historię. I być może w tej chwili piszemy jego – a raczej inni piszą – kolejny rozdział. Powstaje kolejny rozdział Kresów I Rzeczpospolitej… i znów będzie napisany na Kremlu, bo najprawdo­ podobniej dojdzie do zjednocze­ nia Rosji i Białorusi. Jakie to będzie miało konsekwencje? Oczywiście duże. Ale nie widzę w tym żadnej wielkiej niespodzianki ani wiel­ kiej możliwości przeciwdziałania. Bo przecież faktycznie graniczymy z syste­ mem obronnym, a raczej agresywnym, ofensywnym – militarnej struktury

To, o czym mówi ostatnio prezy­ dent Macron z taką butą, charakte­ rystyczną dla ludzi słabych, sugeru­ je wyraźnie, że prezydent Francji jest gotów na kompromis. Tak to nazywa, prawda? Z Rosją. Kosztem najpierw Ukrainy… Oczywiście chodzi o Don­ bas i o Krym… a potem całej Europy Wschodniej. Bo ta Europa Wschodnia powinna być zarządzana przez ener­ gicznego przywódcę Rosji, skoro nie daje się podporządkować, kierować właściwie, młodemu, energicznemu przywódcy z Paryża. I to mnie bar­ dziej martwi, bo tylko we współpracy właśnie z partnerami z formatu nor­ mandzkiego, czyli zwłaszcza z Fran­ cją – Niemcy odgrywają taką fatalną rolę; w tej chwili akurat nieco mniej. Ale z tymi partnerami Rosja może być dla nas niebezpieczna. Sama w sobie, jak długo jesteśmy w NATO, wydaje mi się, że niebezpieczna nie jest. Nato­ miast we współpracy z Macronem, we współpracy ewentualnie z niemieckimi kołami przemysłowymi, Rosja może być dla nas śmiertelnie niebezpieczna.

o konieczności zmiany modelu ro­ dziny. Normalności, o której mówi premier Morawiecki, trzeba bronić jak Okopów Świętej Trójcy. Czy Pan zgadza się z takim zdaniem? Nie czytałem wywiadu, więc nie znam całego kontekstu tego zdania. Ale zga­ dzam się na pewno z opinią, że racjo­ nalizm w działaniu ludzkim, po prostu zdrowy rozsądek jest zagrożony dzisiaj na bardzo wielu bardzo żywotnie nas obchodzących odcinkach. Ja wskażę jeden, może nie najważniejszy, ale jed­ nak istotny – inwazję bełkotu ideolo­ gicznego i wypieranie elementarnego zdrowego rozsądku ze środowisk uni­ wersyteckich, z wydziałów humani­ stycznych. Ideologia gender i rozmaite agresywne formy kulturowego marksi­ zmu zdominowały największe i najbar­ dziej prestiżowe na rozmaitych listach rankingowych uniwersytety zachodnie i ten system przez reformę premiera Gowina staje się dla nas absolutnym wzorem, do którego musimy równać. No i będziemy równać – z fatalnymi skutkami.

Agresywne formy kulturowego marksizmu zdominowały największe i najbardziej prestiżowe uniwersytety zachodnie i ten system przez reformę premiera Gowina staje się dla nas absolutnym wzorem, do którego musimy równać. W Londynie miała miejsce mani­ festacja jedności NATO. Czy my­ śli Pan, że NATO po Londynie jest rzeczywiście bardziej zjednoczone i solidarne, czy może ta manifesta­ cja była tylko dla publiczności? Nie wiem, co działo się za kulisami. Ale patrząc z zewnątrz, wydaje mi się, że rzeczywiście udało się na tym szczycie osiągnąć coś dobrego dla Polski: skłonić bardzo ważnego, chociaż kłopotliwego i trudnego członka NATO, jakim jest Turcja, do ograniczenia protestu wobec wzmocnienia północno-wschodniej flanki naszego sojuszu, czyli tej, która nas interesuje, a która obejmuje kra­ je bałtyckie i Polskę jako szczególnie ważny w tym rejonie kraj. I tu zobo­ wiązania wobec Polski najsilniejszego i oczywiście kluczowego kraju Paktu Północnoatlantyckiego, czyli Stanów Zjednoczonych, w tej chwili, w per­ spektywie kilku najbliższych lat wy­ dają się całkowicie stabilne. I cieszmy się z tego. A perspektywa dłuższa? Co będzie za parę lat? Tego nikt nie wie. Wiadomo tylko, że jeśli świat będzie istniał w kształcie, w jakim znamy go obecnie, to na pewno główną jego osią będzie konflikt amerykańsko-chiński. Z tej perspektywy na pewno znaczenie naszej flanki będzie stopniowo spadało.

A kwestie, które są wzmiankowane w przytoczonym przez Pana cytacie, czyli druga dzisiaj obok gender swoista religia, odbierająca całkowicie rozum, czyli ideologia, której „świętą niepoka­ laną” jest Greta Thunberg – ma w swo­ ich, już jasno przedstawionych kon­ sekwencjach, po prostu samobójstwo ludzkości. To jest sprzeczne ze zdro­ wym rozsądkiem, a nawet z instynk­ tem zachowania naszego gatunku, jeśli by nas sprowadzić tylko do instynktu. Otóż prostą konsekwencją tej ideologii jest ogłoszenie, że człowiek powinien jak najprędzej zniknąć z planety Zie­ mia jako jej niszczyciel, jako ten, który tworzy ów straszliwy, węglowy ślad, zabójczy dla naszej planety. I stąd po­ wtarzające się coraz częściej manifesta­ cje kobiet, które ogłaszają, że nie będą mieć dzieci, nawet nie dlatego, że jest im to wygodne, bo to je jakoś upokarza czy narzuca im pewną rolę sprzeczną z ideologią gender, która pozwala tę ro­ lę swobodnie wybierać… tylko dlatego, że chcą chronić matkę Ziemię przed kolejnymi ludźmi. Prawda? I dlatego dzieci mieć nie będą. I tu wracamy do tego, o czym mó­ wiliśmy wcześniej. Jeśli odwracamy się od historii, od tradycji, od tego rozu­ mu, który dziedziczymy przez niejako

z jej fundamentem, który znajduje się w chrześcijaństwie, w Bogu. Nieczęsto, a przynajmniej publicz­ nie nie sięga Pan do spiskowych te­ orii dziejów. Ale czy istnieje benefi­ cjent tej wielkiej manipulacji? Beneficjentem zbiorowego samobój­ stwa całej ludzkości nie może być ktoś, kto należy do naszego gatunku. Oczywiście ci, którzy zastanawiają się nad ideologią, o której przed chwi­ lą mówiłem, nie traktują poważnie tej ostatecznej jej konsekwencji, tylko chcą budować na tym swoje korzyści. Na przykład ci, którzy próbują nas prze­ konać, że za pomocą sprowadzanych z Niemiec urządzeń dostarczających energię odnawialną, z wiatru na przy­ kład, możemy wyrugować w ciągu pię­ ciu czy dziesięciu lat nasze górnictwo węglowe, na pewno na tym zarobią. Prawda? Jakiś profit tutaj będzie. Ja ro­ zumiem, że trzeba ograniczać emisję szkodliwych pyłów, ale próba forsowa­ nia tego w sposób przynoszący oczywi­ stą korzyść tym, którzy mogą na tym zarobić, wydaje mi się prostym kluczem do odpowiedzi na pytanie, kto zyskuje na histerii klimatycznej w takim drob­ nym, konkretnym, wycinkowym miej­ scu, jakim jest na przykład Polska. Powiedział Pan, co dzieje się na uniwersytetach zachodnich już od dawna, polskich – od niedawna, ale za to bardzo, bardzo konsekwen­ tnie. Ta myśl, ta cała ideologia – czy to klimatyczna, czy gender – wyro­ sła z akademii greckiej. To jest kon­ sekwencja myślenia. Dzień po dniu filozofowie w Europie myśleli, my­ śleli… aż doszli do takich konkluzji. Czy tak przebiegała ewolucja ludz­ kiej myśli, która doprowadziła do tej pasji samobójczej? Nie, nie wydaje mi się. Tutaj oczywiście nie jest miejsce ani czas, żeby rozwodzić się nad tym fundamentalnym pytaniem. Każdego zainteresowanego refleksją mą­ drzejszą niż ta, którą ja jestem w stanie tutaj przedstawić, odsyłam do fenome­ nalnej książki – cienkiej, można ją prze­ czytać w półtorej godziny – Benedykta XVI Poznanie prawdy. Wykłady papieskie. Papież emeryt mówi w niej właś­ nie o drodze uniwersytetów, o drodze akademii od czasów greckich aż do dnia dzisiejszego i pokazuje, jak te rozmaite wyzwania czasu w ciągu ostatnich dwóch i pół tysiąca lat powodują swoiste falowa­ nie, wzajemne zbliżanie i oddalanie się wiedzy i prawdy. Bo to nie jest to samo. Wróćmy do prozy życia polityczne­ go. Mieszka Pan w Krakowie. Z Kra­ kowa też pochodzi pan Marian Ba­ naś. Co Pan myśli o sprawie Mariana Banasia? Nie przedstawiono do tej pory w sferze publicznej żadnego argumentu, który

przekonałby mnie do tezy, że Marian Banaś powinien ustąpić ze swojego sta­ nowiska. A zatem albo są jakieś tajne wiadomości, które jednak, żeby prze­ konać demokratyczne społeczeństwo do tak wyraźnych nacisków na jego ustąpienie, powinny zostać ujawnione, albo nie ma tych tajnych wiadomo­ ści i w takim razie całkowitą rację ma Marian Banaś. Takie jest moje zdanie w tej sprawie. Czyli jeżeli nie pojawią się konkret­ ne argumenty na rzecz ustąpienia Mariana Banasia, to może on na­ dal być prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Tak. W tym drugim przypadku oczywiście pan Marian Banaś powinien zostać przeproszony, bo tego wyma­ ga elementarna przyzwoitość w życiu publicznym. Natomiast jeśli popełnił jakieś wykroczenia czy przestępstwa, powinien zostać zdjęty ze stanowiska. Trzeciego wyjścia nie widzę. Trwanie takiego stanu jak obecnie wydaje mi się skrajnie szkodliwe i całkowicie nie rozumiem polityki Prawa i Sprawied­ liwości w tej kwestii. Czyli domagania się dymisji. Bez podania argumentów. Te, które padły do tej pory, są – powiedział­ bym – argumentami czwartorzędnego dziennikarstwa – przepraszam, nie chcę obrażać pierwszorzędnych dziennika­ rzy – dziennikarstwa prowokacyjnego, z jakiego słynie zresztą autor artykułu, który właśnie w tym celu go napisał. Przypomnę jego wcześniejsze prowo­ kacje, które powinny go wykluczyć po prostu z zawodu dziennikarza. Od jakiego zdania zaczyna się czwarty tom Dziejów Polski? Jest to chyba cytat z przemówienia przed papieżem, sławiącego wielkość Rzeczpospolitej i wyrażającego jedno­ cześnie jakby lekki kompleks, że nas na Zachodzie nie doceniają. Myślę, że powinniśmy ten kompleks w sobie zwalczać. Szczególnie patrząc na to, co dzieje się we Francji – na protesty, strajki – na to wszystko, co jest nad Sekwaną i nie tylko nad Sekwaną. Rzeczywiście to nieszczęście dla Eu­ ropy, ten biedny, zakompleksiony pre­ zydent Francji, nie dysponujący żadną siłą ani żadnymi podstawami do te­ go, żeby odgrywać rolę lidera, ale tak bardzo marzący o roli Napoleona. Na każdym kroku kompromituje go jego słabość wewnętrzna. I to oczywiście nie jest dobre ani dla Francji, ani dla Europy, w tym dla Polski, że pojawił się tego rodzaju przywódca – przez bardzo małe „p”. W obliczu poważnych wyz­ wań, wobec których stoi jego własny kraj, usiłuje grać rolę Napoleona… nie wiem – V, VI, VII… W każdym razie numeracja tutaj jest odwrotnie propor­ cjonalna do znaczenia. Skusił mnie Pan do kolejnego py­ tania. A jak Pan ocenia Donalda Trumpa? Donald Trump rzuca wyzwanie najpo­ tężniejszym siłom dzisiejszego świata. Wspominanym przez nas ideologiom, nie wspomnianej przez nas, ale obej­ mującej je obie technice niszczenia swobody myśli, nazywanej popraw­ nością polityczną. I potężnym lobby – powiedziałbym – całego świata, silniej­ szym od bardzo wielu rządów i państw. Chyba tylko prezydent Stanów Zjedno­ czonych może takie wyzwanie rzucić. Trump robi to w sposób bardzo, powiedziałbym, brutalny, z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Nierzadko trudno zaakceptować jego niewątpliwy narcyzm i jego język, ale skutki są takie, że poszerza się dzięki jego zachowaniu – takiemu właśnie, o jakim przed chwi­ lą powiedziałem – przestrzeń wolności jeszcze istniejącej w życiu publicznym i w życiu międzynarodowym. To nie jest kolejna emanacja ideologii poli­ tycznej poprawności, która tak często zasiedla salony polityczne współczesne­ go świata. I z tego się cieszę, niezależnie od rozmaitych krytycznych uwag, jakie do wielu wystąpień prezydenta Trumpa można mieć i które ja w częśc­i podzie­ lam. Cieszę się, że jest taki prezydent, a nie prezydent, który jest kreacją „New York Timesa”, „Guardiana”, TVN-u czy jakiejś innej, nadającej dokładnie ten sam komunikat na całym świecie, sta­ cji medialnej. Myślę, że gdyby te słowa zacytowa­ ła w depeszy pani Mosbacher, pre­ zydent Trump bardzo by się z tej recenzji ucieszył. Bardzo dziękuję za rozmowę. Dziękuję serdecznie. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

6

Komunizm Rewolucja bolszewicka w Rosji zmie­ niła losy tego kraju, ale i przestawiła zwrotnicę historii politycznej Euro­ py i świata. Wszyscy, zdaje się, żyjemy dziś w jej cieniu. Wydarzenia rosyjskie i komunizm, jaki na skutek kilkulet­ nich zmagań wojennych ogarnął daw­ ne imperium carów, a wkrótce podjął ekspansję na cały świat, wpłynęły decy­ dująco na losy świata. Taka była natura tej doktryny. Niewiele ją zmienił fakt przybrania w szaty nacjonalizmu rosyj­ skiego, które niekiedy zakładała. Rosja­ nie padli ofiarą tego systemu już to na skutek działań wywiadu niemieckiego, polegających na eksporcie rewolucji mającej zniszczyć przeciwnika II Rze­ szy w czasie I wojny światowej, już to z powodu własnych błędów, wskazują­ cych na to, że Rosja sama w sobie była słaba, a na jej terenie – przyjąwszy kry­ teria Feliksa Konecznego – toczyła się walka dwu cywilizacji: bizantyńskiej, reprezentowanej przez carat, i turań­ skiej, w której kształt łatwo wpisała się partia komunistyczna. Można w tym miejscu zadać py­ tanie: czy marksizm jako taki nadawał się do tej obozowej metody ustroju życia zbiorowego? Mimo, że był wyni­ kiem filozofowania grupy intelektuali­ stów, będących renegatami cywilizacji żydowskiej, wpisywał się w ten rodzaj organizacji społeczeństwa świetnie. W końcu komunizm postulował bez­ klasowość, niezakorzenienie, skazywał na wegetację bez możliwości zdoby­ wania prywatnej własności i dóbr do­ czesnych. Oczywiście to, co przynieśli Rosji komuniści, mimo wszystko było gorsze, niż wyobrażaliby sobie dzicy, ale racjonalni w sposobie sprawowania władzy wodzowie ord mongolskich, którzy, wtłoczeni w realia cywilizacji wyższych, potrafili przyjmować ich paradygmaty. Rosja jednak była za słaba, by utrwalić w całym państwie cywilizację bizantyjską, poza tym była

słońce nie zachodziło. Wielkie dokona­ nia często jednak mają to do siebie, że za nimi idzie wielka pycha, a jako na­ stępny kroczy upadek. Dla Hisz­panów było to pewnie mało zauważalne. Dzieje tego kraju warto śledzić dla wiedzy, co robić, a czego nie. Hiszpanie zachłysnęli się swoją wielkością, ekspansją, sprawami glo­ balnymi, a zaniedbali wszystko inne. Kraj najpierw zatrzymał się w rozwo­ ju, a potem, można powiedzieć, zaczął się cofać. Archaiczne struktury, kło­ poty dynastyczne – wszystko to robi­ ło swoje. Na pewno w rozpadzie pań­ stwa, a w każdym razie w skurczeniu

Franco vs. Marks i Lenin Piotr Sutowicz

Hiszpania Jest to stare państwo o pięknej historii i bogatej kulturze, zajmujące większość Półwyspu Iberyjskiego. Lud i jego wład­ cy zbudowali je, odbijając ziemie ka­ wałek po kawałku z rąk muzułmanów, następnie dokonując odkryć geogra­ ficznych i tworząc największe impe­ rium na świecie, nad którym naprawdę

bytem, jaki stał na barykadach zagra­ dzających drogę komunizmowi, był właśnie naród – w Europie zjawisko trwałe i stabilne, będące jednym z owo­ ców cywilizacji łacińskiej. Naród to wspólnota sięgająca korzeniami śred­ niowiecza, a może jeszcze dawniejszych czasów – naród tworzyli Rzymianie, a przed nimi Żydzi. Jest strukturą z jed­ nej strony funkcjonalną, z drugiej – na­ turalną. Owszem, w dziejach bywało, że jedne narody pojawiały się, drugie zanikały. W łacińskim świecie następo­ wały asymilacje jednego narodu przez drugi. Odbywało się to najczęściej na polu kultury, choć w duchu szczero­

więc ci, którzy z rewolucjami walczyli, używali zaobserwowanych w nich me­ tod; barbaryzacja rodzi następną. Tak samo było w Hiszpanii, gdzie muzuł­ mańscy żołnierze Franco dokonywali wielu czynów, jakich człowiek cywili­ zowany powinien się wstydzić. Walka z rewolucjami też przybierała formy, które barbaryzowały Europę. Jednym słowem, wiek XX można określić jako brutalną wojnę, która cofała dzieje o wiele stuleci. Istota wszakże celów rewolucji była niezmienna – znisz­ czyć porządek, by na jego gruzach stworzyć nowy.

Kilka miesięcy temu media obiegł przekaz o przeniesieniu ciała generała Francisco Franco z dotychczasowego miejsca pochówku w bazylice na terenie tzw. Doliny Poległych, czyli w Mauzoleum Ofiar Wojny Domowej w Hiszpanii, na cmentarz Min­­gorubbio.

Mauzoleum Ofiar Wojny Domowej

się imperium kolonialnego, ogromną rolę odegrał czas wojen napoleońskich. Nie można jednak zapomnieć o rosną­ cych wpływach masońskich, które były odpowiedzią na zmurszałe struktury władzy, nie do końca słusznie identyfi­ kowane chociażby z hiszpańską inkwi­ zycją. Wszystko to składa się na sumę procesów, które staczały Hiszpanię do bardzo podrzędnej roli. Kościół katoli­ cki, który tak jak w Polsce był podstawą tożsamości królestwa i ludu Hiszpanii,

To, co przynieśli Rosji komuniści, mimo wszystko było gorsze, niż wyobrażaliby sobie dzicy, ale racjonalni w sposobie sprawowania władzy wodzowie ord mongolskich. krajem o społeczeństwie zróżnicowa­ nym i rozbitym. Archaiczny ustrój – reformowany, co prawda, przez kolej­ nych carów, lecz z marnym skutkiem – nie pozwalał na postawienie tamy nowo-starym doktrynom – i stało się. Cesarstwo upadło, runęła też pierwsza republika Rosjan. Te upadki, oprócz tego, że przy­ czyniły się do odrodzenia naszej ojczy­ zny, przyniosły ze sobą ustrój, który za wszelką cenę chciał ogarnąć cały świat. Mimo, iż następca Lenina pozbył się polityków globalistycznych, na czele których stał Trocki, to jednak w swym działaniu tak naprawdę nie odstąpił od doktryny ani na krok. Skoro nie udało się zapanowanie nad kontynentem od razu, to znaczyło, że działania należy rozłożyć na etapy i działać wtedy, kie­ dy trafi się okazja. Tej ostatniej można było pomóc, infekując komunizmem społeczeństwa jedno po drugim. Jak to wyglądało, mniej więcej wiemy z naszej historii. Hiszpania w tym kontekście była tylko przypadkową ofiarą, która nadawała się do pożarcia.

anarchistyczno-komunistycznej rewo­ lucji podobnej do tej, jaka wydarzyła się w Rosji. Zresztą ta ostatnia w po­ staci dużych jaczejek uobecniła się w kraju nader dosadnie. Tak naprawdę w sporze, jaki dziś toczy się wokół woj­ ny domowej i postaci generała Franci­ sco Franco, nie chodzi o to, czy był on świętym, czy diabłem, lecz jakie miał wyjście, jeżeli nie chciał, by Hiszpania stała się drugą sowiecką Rosją, tym ra­ zem na zachodnich krańcach Europy. Zrobił to, co człowiek przywiązany do tożsamości i niepodległości swojej ojczyzny zrobić powinien – wyraził sprzeciw wobec całkowitej degrengo­

FOT. PABLO FORCÉN SOLER / WIKIPEDIA

S

prawa ta ciągnęła się czas jakiś, budząc spory nie tylko w Hisz­ panii, ale i poza nią. Dla wielu stała się swoistą wojną konty­ nuacyjną, będącą przedłużeniem tej toczącej się w tym kraju w latach 1936– 39. W związku z powyższym przykrym faktem nie będę przypominał w tym miejscu jej dziejów, bezpośrednich po­ litycznych przyczyn i przebiegu. Barba­ rzyński fakt wyrzucenia ciała dyktatora z miejsca, gdzie ono spoczywało, jest bowiem znamienny sam w sobie. Tak się bowiem składa, że ostatecznie po­ kazuje on nam zwycięzcę tamtych zma­ gań o przyszłość Półwyspu Iberyjskie­ go. Przy tej okazji warto przypomnieć fakt, iż ciało Lenina dalej spoczywa w zbudowanym dla niego mauzoleum w Moskwie. I to też o czymś świadczy.

IMPONDERABILIA

odwrotnie jak u nas – utknął w struk­ turach feudalnych i, zdaje się, nie był w stanie odnaleźć się w czasach, które kształtowały coraz to nowocześniejsze rewolucje. W Popiołach Stefan Żerom­ ski z nieskrywanym uznaniem pisze o przywiązaniu Hiszpanów do katoli­ cyzmu i własnej, zbudowanej na nim tożsamości. Dzieje wieku XIX nieste­ ty pokazują deprecjację tej wartości, a próby oporu przeciw owym „postę­ pom postępu” bywały coraz bardziej rozpaczliwe, choć niewątpliwie poka­ zywały, że stara Hiszpania miała jeszcze w sobie żywotne siły. Monarchia w tym kraju dogo­

lady kraju. Na skutek różnych przy­ czyn stanął na czele ruchu zbrojnego przeciwko rewolucji i doprowadził do jej zatrzymania. Cena, jaką Hiszpania zapłaciła za te lata, była straszna, ale pewnie jemu i jego współczesnym wy­ dawało się, że komunizm z Hiszpanii został przepędzony. Niestety wydarzenia z październi­ ka tego roku, kiedy jego ciało zostało wyprowadzone z miejsca pochówku, gdzie ponoć wcale nie chciał spoczywać – podobnie jak Lenin w mauzoleum – pokazały, że swoją walkę przegrał, w przeciwieństwie do rzeczonego przy­ wódcy bolszewików, który, co podkre­ ślę jeszcze raz, leży sobie spokojnie na swoim miejscu. Fakty te stają się też symbolem ostatecznego zamykania się trumny z Hiszpanią jako taką. Tak się bowiem składa, że protesty w Katalonii, do których z czasem pewnie przyłączą się inne regiony dążące do niepodle­ głości, wiążą się w czasie z wyniesie­ niem trumny dyktatora z miejsca jego pochówku. Dziwne, że obecne władze Hiszpanii tego nie widzą, chyba że o to im chodzi.

Narody Kwestia rozpadu Hiszpanii jest ciekawa z kilku powodów: z jednej strony do­ wodzi zwycięstwa sił republikańskich (w rzeczywistości komunistycznych) w wojnie domowej, tyle że odniesio­ nego kilkadziesiąt lat po zakończeniu działań wojennych; z drugiej zaś po­

W sporze, jaki dziś toczy się wokół wojny domowej i postaci generała Franco, chodzi o to, jakie miał wyjście, jeżeli nie chciał, by Hiszpania stała się drugą sowiecką Rosją. rywała stopniowo już od XIX stule­ cia, niemniej kiedy wybuchła woj­ na domowa, od kilku lat Hiszpania „cieszyła się” ustrojem republikań­ skim. Rzeczywistość, w której to­ czyły się rzeczone wydarzenia, hi­ storycy nazywają drugą republiką. Mimo demokratycznego na pozór podłoża rządów republikańskich, którym sprzeciwiła się część wojsko­ wych i opozycja narodowa, sytuacja w kraju szybko zmierzała w stronę

kazuje, że proces budowy narodu hi­ szpańskiego odwrócił swój bieg. Być może za chwilę na półwyspie, oprócz Portugalii, znajdować się będzie Kata­ lonia, Baskonia, może wróci zasiedlona w międzyczasie przez muzułmanów Granada; kto wie, jak potoczą się lo­ sy pozostałej masy upadłościowej – raz rozpoczęty proces rozpadu będzie się toczył samoistnie, a raczej zgodnie z wolą tych, którzy nim kierują. Wydaje się, że najważniejszym

Najważniejszym bytem, jaki stał na barykadach zagradzających drogę komunizmowi, był właśnie naród – w Europie zjawisko trwałe i stabilne, będące jednym z owoców cywilizacji łacińskiej. ści trzeba stwierdzić, że równie często przez podbój. W tym drugim wypadku proces bywał trwały albo nie, jak w wy­ padku narodu polskiego, który potrafił bronić się przed asymilacją w obliczu przemocy – za pomocą kultury właśnie. Trzeba przy okazji jasno powie­ dzieć, że nie wolno Europy narodów idealizować. Bywało, że walczyły one ze sobą zawzięcie, czasem na śmierć i życie; czasem w imię realnych interesów, ale i dla mniej czy bardziej mglistych idei czy mrzonek. Żaden ustrój czy porządek społeczny nie gwarantuje wiekuistego pokoju i spokoju, ludzie zawsze będą pełni namiętności i sprzeczności. Na­ pięcia miedzy europejskimi narodami były łagodzone przez wspólnotę cywili­ zacji – tam, gdzie ona istniała – i religii chrześcijańskiej. Oba te czynniki dzia­ łały często zamiennie – gdzie jednego brakowało, drugi uruchamiał się jak­ by naturalnie. Mimo pozorów chaosu, chrześcijańska Europa przezwyciężyła niejedno śmiertelne zagrożenie, a swój sposób pojmowania człowieka potrafi­ ła zaszczepić w znacznej części świata. Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że duży w tym udział mogą odnotować Polacy na całej przestrzeni istnienia na­ szego narodu. Nie jest więc niczym dziwnym, że naród stał się jednym z głównych wrogów doktryny komunistycznej czy w ogóle marksistowskiej; w końcu, we­ dług niej, między ludźmi nie miało być różnic. Wszyscy hominidzi mieli być równi, chociaż jak zauważył Orwell w Folwarku zwierzęcym, niektórzy rów­ niejsi. Do dziś można stawiać sobie ważne pytanie: którzy to? Pierwszy­ mi ofiarami anihilacji narodów przez marksizm stały się poszczególne gru­ py narodowe Rosji. Było to zjawisko krwawe, w wielu wypadkach przypo­ minające rozprawy wschodnich despo­ tii z ludami zamieszkującymi podbite terytoria. Trochę podobnie tworzyła naród francuski pamiętna rewolucja z końca wieku XVIII. Akcja wywołuje reakcję. Często

Antyspołeczeństwo Człowiek żyje w rodzinie, wspólno­ cie lokalnej, wreszcie w narodzie. Ja­ ko przedstawiciel gatunku może się uważać za część ludzkości. Poza tym dzielimy się religijnie, rasowo, płciowo. Każdy powinien tak układać swój byt, by czuć się bezpiecznie i aby potomni mogli rozwinąć to, co po sobie zostawi. Rewolucja ma za zadanie ten porządek zniszczyć: człowiek ma być wykorze­ niony, pozbawiony rodziny, przyjaciół, wspólnoty, narodu, cywilizacji, religii, a może nawet płci – ma być „wyzwo­ lony” od wszystkiego. Krótko mówiąc,

Barbarzyńskie symbole i rzeczywistość W dzisiejszych czasach w dyskursie publicznym często odwołuje się do symboli. I tak mamy np. przemoc sym­ boliczną czy symbole przemocy. Cie­ kawym symbolicznym zjawiskiem jest mowa nienawiści, czyli nie wiadomo właściwie co, ale „coś”, czym można walnąć przeciwnika przez łeb w sytu­ acji, gdy nie ma się racjonalnych argu­ mentów. Bywa, że symbole wchodzą w świat realny. W historii często się zdarzało, że wywlekano czyjeś ciało z grobu, by dowieść jego symbolicznej klęski. Nie jest to zwyczaj chwalebny, ale w sferze rzeczywistości odgrywał ważną rolę. Wywierano w ten sposób zemstę na zmarłym, nie mogąc go do­ sięgnąć, kiedy żył. Dotykało to tak­ że jego zwolenników, którzy odeszli z tego świata lub byli poza zasięgiem obecnych wrogów. Wszyscy rozumieli symbolicznie znaczenie tego realnego komunikatu. Nie będę tu przywoływał faktów. Było tego dość dużo. Sytuacja, w której rząd Hiszpa­ nii usuwa ciało zmarłego dyktatora, za życia konsekwentnego przywódcy jednej ze stron konfliktu, który targał Hiszpanią i Europą, jest znamienna. Hiszpania obrała tym samym konkret­ ną drogę buntu i rewolucji. Przekaz jest jasny: zrywamy z dziedzictwem przeszłości, z tym, co w niej złe – to byłoby nawet zrozumiałe – ale i z tym, co w niej pozytywne. Odpowiedzią na to jest aplauz elit europejskich – co tu i ówdzie potwierdziły „polskie” reakcje na „ekshumację”. Sam fakt jest bardzo mocnym przekazem; czekamy na to, co wydarzy się dalej. Na pewno nie będzie to nic dobrego. Czy nastąpi więcej tego typu przypadków? Nie łudźmy się; za Hiszpanią pójdą inni. Wojna o przeszłość jest ważnym aspektem zmagań o teraźniejszość. Również i w Polsce dzieją się rzeczy, które jeszcze do niedawna wydawały się nieprawdopodobne. Oto radni jednego z miast dokonali zmiany nazwy ulicy z „Zygmunta Szendzielarza »Łupasz­ ki«” na „Podlaską”. Co prawda protesty społeczne i interwencja wojewody mo­ gą spowodować odwołanie decyzji, ale nie czarujmy się – to przejaw większego zjawiska. Gdzie indziej podobni repre­ zentanci wyborców zmienili patrona ulicy z generała Emila Fieldorfa „Nila” na – o zgrozo! – „Jedności Robotniczej”. Tu zmianę miały powstrzymać prote­ sty społeczne, choć nie wykluczam, że i poczucie kompromitacji, a także brak akceptacji nawet ze strony lide­ rów części opozycji. Jednak sam fakt, że komuś przyszło coś takiego do gło­ wy, pokazuje kierunek inżynierii spo­ łecznej, która ma zaowocować zmianą myślenia o historii w społeczeństwie. Rzecz wydawała się do niedawna prosta. Większość z nas znała system komunistyczny z autopsji. Wycho­ wanie domowe wygrywało zderze­ nie z kłamstwami nauczania historii w komunis­tycznej szkole. Po roku 1989 nastał błogi spokój. Społeczeństwo uznało, że nie trzeba się angażować w pamięć historyczną, bo o tę zadbają nowe, „wolne” władze i aktywiści. Nie­ pokój, jaki w tym względzie pojawił się kilka lat temu, zakończył się masowymi akcjami pamięci na rzecz żołnierzy wy­

Niestety wojny o pamięć i przyszłość toczy się latami nie na polach bitew, ale w umysłach ludzkich. Generał Franco swoją, zdaje się, przegrał. Lenin i Marks na razie wygrywają. musi przestać żyć w społeczeństwie, które ma zastąpić wspólnota pierwot­ na, czyli coś, co tak naprawdę nigdy nie istniało i prawdopodobnie jest niemoż­ liwe do zaistnienia, z konieczności więc zostaje zastąpione przez obóz koncen­ tracyjny. Tak działo się wszędzie, gdzie rewolucja doszła do władzy. Pożera ona własne dzieci, ale czasem te ostatnie widzą, że coś nie gra, hamują jej pęd i wprowadzają jakiś porządek. Możemy toczyć historyczne debaty na temat tego, czy ten i ów dyktator stał się konserwatystą, zatrzymując realiza­ cję postulatów własnego obozu dotyczą­ cych ładu społecznego. Może dojrzewał do przekonania, że rewolucja, z którą się utożsamiał, prowadzi po prostu do zagłady, a nie każdy jest na tyle „świado­ mym” wyznawcą postępu, by jej chcieć. Historia polityczna w tym względzie bywa często pogmatwana. Zwycięstwo – jak widać – nie zawsze przypada temu, na kogo wskazują pozory. Generał Fran­ co jest tego symbolicznym przykładem.

klętych. Społeczeństwo chwilowo wy­ grało więc wojnę, ale kilka następnych lat przyniosło niedobre zmiany. My­ ślenie, pozbawione pracy edukacyjnej, znowu zostało uśpione. Ostatnio zaś społeczeństwo pogrążyło się w sporze politycznym, a historia staje się jego ofiarą. Z czasem mogą nastąpić akty bezczeszczenia pochówków żołnierzy wyklętych, z takim trudem odkrywa­ nych przez ekipę prof. Szwagrzyka. Nowe autorytety w nowych czasach zaczną głosić tezy o wyzwoleniu Pol­ ski przez Armię Czerwoną i pozytyw­ nych stronach ustroju sowieckiego, potem zaś ktoś powie, że był to do­ bry ustrój i wystarczy mu przyprawić „ludzką twarz”, by okazał się naprawdę wartościowy. Absurd? Niestety wojny o pamięć i przyszłość toczy się latami nie na polach bitew, ale w umysłach ludzkich. Generał Franco swoją, zda­ je się, przegrał. Lenin i Marks na razie wygrywają, ale nasze jutro zależy od nas samych i naszej pracy. K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

7

FA K T Y I D O MYS ŁY Co Pan Marszałek myśli o sprawie Mariana Banasia? Bardzo trudna sprawa, niewątpliwie związana z oceną postaci pana Maria­ na Banasia, która powinna być dużo bardziej wnikliwa niż, jak się okazało, została dokonana. A także z ciągle nie­ zakończonym postępowaniem, które może dopiero pokazać, na ile słuszne są zarzuty, które są publicznie formu­ łowane, ale nie mają na razie znanego publicznie udokumentowania przez służby wymiaru sprawiedliwości czy przez sądy. Z punktu widzenia pewnych standardów, jakie PiS przyjmuje, było­ by lepiej, gdyby pan prezes NIK podał się do dymisji. Każda wątpliwość bo­ wiem rzutuje na całe Prawo i Sprawied­ liwość i jest przyczyną formułowania zarzutów, często niesprawiedliwych, ale funkcjonujących publicznie. W związ­ ku z tym czekamy na rozstrzygnięcie będące wynikiem prac CBA. I wtedy dopiero będę gotów ocenić tę sytua­ cję. Na razie pan Banaś pełni swoje obowiązki.

zostanie sama. Nie wiadomo, po co do tego NATO weszliśmy. Stany Zjed­ noczone są izolowane, wyeliminowa­ ne. Pan Donald Trump jest człowie­ kiem nieodpowiedzialnym itd., itp. To taka klasyczna rosyjska narracja, chociaż sygnowana czasami przez prasę w Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech. No i w dużym stop­ niu niestety w Polsce. Wszystko to nie ma nic wspólnego z prawdą. To opowiadali ludzie, którzy sądzili, że czytelnicy nie znają historii NATO, nie wiedzą, że konflikty na osi Fran­ cja–Stany Zjednoczone, Turcja–Stany Zjednoczone, Turcja–Grecja bywały na przestrzeni ostatnich 50 lat, czy

Niemcy i pozostałe państwa Europy Za­ chodniej nie chcą tego robić. Zawsze były bronione przez Stany Zjednoczone i nadal chcą korzystać z tego przywileju. Innym aspektem myślenia o Euro­ pie jest temat „zielonego ładu”. Sta­ wiamy sobie za cel, by do 2050 ro­ ku stać się pierwszym kontynentem neutralnym klimatycznie. To jest myślenie, że Europa jest oddzielo­ na od reszty świata. To nie jest myślenie, to też jest propa­ ganda. Taka izolacja nie jest po prostu możliwa, bez względu nawet na wiel­ kość kontynentu. Mamy do czynienia z propagandą, za którą stoją interesy

Ale z tego, co dotarło do opinii publicznej – i to są słowa pana Pat­ ryka Jakiego – w raporcie przygo­ towanym przez NIK pod rząda­ mi pana Kwiatkowskiego nie było tych 16 zarzutów, o których teraz się mówi. Te 16 zarzutów to jest coś nowego i – nie wiem, pan Jaki czy pan Sasin – nazwał je zemstą pana Banasia. Nie chciałbym się wdawać w analizę, ponieważ po prostu nie znam dobrze tej sprawy. Bo rozumiem, że intencja, czy też diagnoza jest taka, że o ile raport został zrobiony pod przewodnictwem pana Kwiatkowskiego, to zarzuty zosta­ ły postawione już pod kierownictwem pana prezesa Banasia. Jedno jest pew­ ne: cała sytuacja jest dla państwa pol­ skiego bardzo niekorzystna i powinna jak najszybciej zostać rozstrzygnięta i zakończona. Jesteśmy w tym świecie informacji zagubieni i dlatego potrzebujemy drogowskazu, żeby wiedzieć, co tak naprawdę dzieje się za kulisami, za kotarą Dobrej Zmiany. A to nie jest kotara Dobrej Zmiany. Nie ma to z nią nic wspólnego. Pan Kwiatkowski nie jest Dobrą Zmianą. Nie ma co do tego wątpliwości, więc proszę nas nie obarczać jego działania­ mi. A zarzuty formułowane wobec pana prezesa Banasia są teraz rozpatrywane przez prokuraturę. CBA przekazała tam materiały. Zgadzam się też, że byłoby dobrze, gdyby w tym zakresie, w jakim to jest możliwe, materiały CBA dotarły także do opinii publicznej. Nasza roz­ mowa byłaby wówczas prostsza. Ale to już jest decyzja prokuratury. Zakończył się niedawno szczyt NA­ TO w Londynie. Podczas przygo­ towań do tego szczytu krążyły in­ formacje o kryzysie w NATO. Teraz opinii publicznej wydaje się, że kry­ zysu nie ma. Jak Pan przewiduje, co zdarzy się po Londynie? Przez dwa tygodnie, które poprze­ dzały szczyt NATO, mieliśmy do czy­ nienia z próbą przedstawienia NA­ TO jako organizacji, która już się właściwie rozpadła albo się rozpada i za chwileczkę jej nie będzie. Polska

Jestem ciekawy, co minister Antoni Macierewicz myśli o G5. Czy powin­ niśmy otworzyć koszyk z tą nowo­ czesnością, czy zaczekać na wyniki badań, w jaki sposób to wpływa na środowisko i na człowieka? Na pewno badania są ogromnie istot­ ne i ważne, i tutaj ostrożność jest ko­ nieczna, ale też nie należy się łudzić, że jesteśmy zdolni się od tego zupełnie odciąć i izolować. Problem raczej po­ lega na tym, żeby rozwój tego systemu w Polsce nie uzależnił nas na przykład od niesłychanie agresywnej polityki

komunistyczny, który w Chinach jest nie mniej okrutny, niż był kiedyś w Związku Sowieckim. Takie pytanie, może filozoficzne, może psychologiczne: w jak głębo­ kiej można żyć hipokryzji? Myślę o politykach Unii Europejskiej. Na przykład prezydent Macron, któ­ ry jeździ do Chin, o tym wszystkim wie i nie mówi o prawach człowieka, a potem na jednym oddechu potra­ fi powiedzieć, że trzeba ratować Po­ laków, bo w Polsce jest zagrożona demokracja, bo u nas wprowadza­ ny jest system autorytarny. Nic dodać, nic ująć. Żyjemy w świecie,

Za kotarą Dobrej Zmiany

Jest domniemanie, że w tej sprawie istnieje drugie dno i ludzie poszu­ kują tego drugiego dna. To prawda. Różni ludzie doszukują się różnych wyjaśnień czy też różnych pod­ tekstów całej tej sprawy. Ale trudno publicznie mówić o podtekstach, któ­ re nie są udokumentowane, a są jedy­ nie domysłami. Plotki to nie jest moja specjalność.

Antoni Macierewicz – Marszałek Senior, były Minister Obrony Narodowej, były Minister Spraw Wewnętrznych, likwidator WSI odpowiada na pytania Krzysztofa Skowrońskiego o sprawy wewnętrzne i międzynarodowe żywo interesujące opinię publiczną w Polsce.

nawet 70, nieporównanie bardziej ostre. Dużo ostrzejsze, niż to dzieje się obecnie. Te doraźne eksponowa­ ne przez NATO konflikty są drugo­ rzędne. Za to od kilkunastu lat jest wi­ doczna pewna tendencja – trwała i zakorzeniona i w historii, i w świa­ towym układzie geopolitycznym, która jest dla Polski rzeczywiście niebezpieczna. Chodzi o dążenie do porozumienia ze strony Francji i Nie­ miec z Rosją. Ta tendencja została na szczęście zahamowana, ale nie znik­ nęła. Ona musi znaleźć odpowiedź ze strony Polski i Stanów Zjednoczo­ nych. Co do tego nie ma wątpliwo­ ści. Taką odpowiedzią, alternatywą jest strategiczny sojusz USA i Polski, jest budowa Europy Środkowej, czy­ li państw leżących między Morzem Bałtyckim, Adriatykiem i Morzem Czarnym, w bliskim sojuszu woj­ skowym ze Stanami Zjednoczony­ mi. A Europa stoi przed pytaniem, czy się podporządkować dominacji rosyjskiej, czy też utrzymywać sojusz z USA, Kanadą i Anglią, jak słusznie powiedział pan sekretarz generalny NATO Stoltenberg. 80% wydatków NATO pochodzi z funduszy krajów spoza Unii Europejskiej. To oznacza, że Unia Europejska nie jest w stanie obronić się przed Rosją, a zwłaszcza przed zagrożeniem ze strony sojuszu rosyjsko-chińskiego. Ten szczyt NA­ TO pod tym względem był wyjątko­ wy, bo po raz pierwszy jasno zosta­ ło powiedziane, że istnieje nie tylko problem ze strony Rosji, ale także zagrożenia ze strony Chin. I ich so­ jusz jest dla nas naprawdę realnym zagrożeniem i musimy podejmować wszystkie możliwe obronne kroki wo­ bec niego. W Europie jest obecna myśl o bu­ dowania tak zwanego imperium europejskiego, czyli własnej armii, która może w przyszłości Europę obronić. Niestety – taka jest propaganda, ale nie realia. Powtarzam: tylko 20% funduszy NATO pochodzi z państw Unii Europej­ skiej. I Francja, i Niemcy, a także inne państwa niewątpliwie mają możliwość zgromadzenia skutecznego potencjału obronnego, ale nie chcą. O ile Polska, Litwa, Estonia to są państwa, które płacą ponad 2% PKB na obronę, to Francja,

firm, które chcą wyeliminować wszyst­ kie inne źródła energii poza tymi, na których one zarabiają. Ale mówią o tym komisarz europej­ ska pani von der Leyen, prezydent Macron i inni politycy z zachodniej Europy. Myślę, że to jest nierealne. Za to pre­ sja wielkich firm, wielkich biznesów na tych polityków jest, jak widać, bar­ dzo duża. Jest ona także widoczna we wszechogarniającej w ciągu ostatnich lat propagandzie. Ma także swój aspekt polityczny – chodzi o zepchnięcie na margines takich krajów jak Polska, któ­ rych fundamentalne źródła suweren­ ności energetycznej tkwią w zasobach głównie przecież węglowych. W związ­ ku z tym wymuszenie na nas inwesto­ wania wyłącznie w tzw. zieloną ener­

chińskiej, która próbuje narzucić swoje rozwiązania i sprawić, żeby Polska stała się częścią ich systemu informatyczne­ go. Co oznacza, że bylibyśmy na łasce i niełasce tego państwa. Ale mamy tarczę obronną: dostęp do najnowocześniejszej technologii, któ­ rą mają Amerykanie – czy też nie? Tak, możemy mieć taki dostęp. I to jest bardzo ważne. Ale warun­ kiem jest nasza odpowiednia poli­ tyka w stosunku do Chin. To nie jest kwestia polityki wobec Chin, to jest raczej kwestia rozwoju własnych możliwości informatycznych, bazują­ cego zresztą w wielkim stopniu na ol­ brzymich talentach Polaków, bo Polacy są jednymi z najlepszych informatyków na świecie.

Rząd pana Mateusza Morawieckiego, powołując ministra klimatu, stworzył skuteczne narzędzie obrony przed propagandą, narzędzie działania na rzecz rozwoju suwerennej energetyki Polski. Węgiel pozostanie fundamentem naszej suwerenności energetycznej. getykę to jest narzucenie dodatkowych kosztów i ograniczenie możliwości roz­ woju własnej energetyki. Więc tu wcho­ dzą w grę aspekty zarówno finansowe związane z wielkim biznesem, jak i po­ lityczne, związane z chęcią ogranicze­ nia rozwoju takich krajów jak Polska.

Tylko ta technologia G5 już gdzieś powstała… Nie ma wątpliwości, że Chiny jako pierwsze rozpoczęły rozwój tej tech­ nologii. Ale obecny jej poziom w Sta­ nach Zjednoczonych już przewyższa to, co zrobiły Chiny.

A czy nie jest tak, że rząd premie­ ra Mateusza Morawieckiego, powo­ łując ministra klimatu, powiedział: tak, wierzymy w to, idziemy w tym kierunku? Myślę, że rząd pana Mateusza Mora­ wieckiego, powołując ministra klima­ tu, stworzył skuteczne narzędzie obro­ ny przed taką propagandą, narzędzie działania na rzecz rozwoju suwerennej energetyki Polski. Jak wiadomo, węgiel pozostanie fundamentem naszej suwe­ renności energetycznej, w tym węgiel brunatny, w tym rozwój Bełchatowa, zwłaszcza nowej odkrywki w Złocze­ wie. Będziemy także rozwijać energe­ tykę nuklearną oraz wiatrową, ale na morzu, a nie tę, która niszczy naszą

Ale niepokojący jest sposób, w ja­ ki Europa traktuje Chiny, jej otwar­ tość na kapitał chiński, jej pragnie­ nie, żeby ten kapitał wędrował do krajów Unii Europejskiej, do Włoch, do Francji, do Grecji… I zapomina się o tym, jakie jest źródło tego kapitału, zapomina się o setkach, jeśli nie milionach dzieci, które w ła­ grach wypracowują ten kapitał, już nie mówię o nieuczciwych działaniach tego kapitału. Sposób handlowania i opero­ wania tymi finansami to jest inna ma­ teria, ale warto pamiętać, że źródłem jest totalitaryzm, że ci wszyscy, którzy tak pragną kapitału chińskiego i tak go promują, promują po prostu pracę niewolniczą i akceptują totalitaryzm

nie ma prawa przejmować bezprawnie kompetencji innego organu, bo w ten sposób tworzy chaos, zagraża bezpie­ czeństwu państwa, zagraża obywate­ lom Polski. Jarosław Kaczyński powiedział kie­ dyś, że czytał „Księgi Jakubowe”. Przeczytał Pan jakąś książkę Olgi Tokarczuk? Niestety nie czytałem; to jest przygoda, która mnie ewentualnie czeka, a mam nadzieję, że tak będzie. „Księgi Jaku­ bowe” dotyczą środowiska frankistow­ skiego, prawda? To jest bardzo ciekawy nurt kulturowy, religijny, polityczny w naszych dziejach i chętnie do tego sięgnę, jak tylko będę miał czas, bo środowisko frankistowskie ma wiel­ kie zasługi i wielki dorobek w Polsce. Z całym szacunkiem dla pani To­ karczuk, nie wiem, jakie ma ona kom­ petencje w tej materii, ale dzieje fran­ kistów są dosyć skomplikowane, to jeden z bardziej zawikłanych elemen­ tów polskiej historii. Ta materia należy raczej do historyków niż do pisarzy, choć oczywiście pisarze mają prawo do niej sięgać i jeśli robią to z odpo­ wiednim talentem artystycznym, to bardzo dobrze. Środowisko żydowskie, które przeszło na katolicyzm, wszyst­ kie te rodziny zostały przyjęte do Pol­ skich herbów szlacheckich i wydały wspaniałych ludzi, którzy jako polscy patrioci walczyli i ginęli za polską nie­ podległość. W „Naszym Dzienniku” przeczy­ tałem, że „posłowie lewicy złożą w sejmie projekt ustawy, która przy­ wróci przywileje funkcjonariuszom komunistycznych służb, cofnie usta­ wę dezubekizacyjną”. To oczywiście się nie powiedzie, bo większość ma Prawo i Sprawiedliwość… Nie tylko Prawo i Sprawiedliwość; my­ ślę, że jest trudno wyobrażalne, żeby na przykład ludzie z Konfederacji głoso­ wali za takim projektem. Większość w polskim sejmie ma po prostu for­ mację patriotyczną.

FOT. KONRAD TOMASZEWSKI

Jednak Najwyższa Izba Kontroli zrobiła jakiś krok. Możemy prze­ czytać w „Gazecie Wyborczej”: „NIK donosi prokuraturze Ziobry na resort Ziobry”. Wicepremier Sa­ sin powiedział, że to jest akt zemsty politycznej, a politycy opozycji z kolei mówią o ośmiornicy. Narra­ cja opozycji jest taka, że coś bardzo złego się dzieje z Dobrą Zmianą. Co Pan o tym sądzi? Przede wszystkim, jeśli dobrze rozu­ miem te komunikaty, chodzi o raport, który został napisany pod kierownict­ wem pana prezesa Kwiatkowskiego. Pan Kwiatkowski, jak wiadomo, ma postawione zarzuty. Normalne, pro­ kuratorskie zarzuty – nie plotki, nie domysły. I mimo to pełnił przez chy­ ba półtora roku swoją funkcję. Raport został przez Najwyższą Izbę Kontroli sporządzony w takiej sytuacji, a opub­ likowany, rozumiem, zgodnie z obo­ wiązującymi przepisami.

przestrzeń życia codziennego – nasze zagrody, drogi, miejscowości.

który chętnie odwraca się od straszli­ wej prawdy, bo to przynosi ludziom pieniądze i to, co nazywają korzyścia­ mi politycznymi. Ale tak było prze­ cież zawsze. „Nie będziemy umierali za Gdańsk” mówili poprzednicy pana Macrona, chociaż ten Gdańsk był ata­ kowany przez zbrodniarzy, którzy za­ kładali obozy śmierci. To jest niestety pewna tradycja. Przeciwstawienie się jej jest zadaniem między innymi naro­ du polskiego, który był najbardziej do­ świadczony przez oba najgorsze totali­ taryzmy. I mamy obowiązek świadczyć o tym dzisiaj. Dla Francuzów Chiny to jest jakaś nieprawdopodobnie odległa rzeczywistość, której sobie nie wyobra­ żają, bo nigdy ich nie dotknęły zbrodnie totalitaryzmu. Nas dotknęły i dobrze byłoby, gdybyśmy byli tego świadkami. Co Pan myśli o wyroku Sądu Naj­ wyższego i o tym, co dzieje się w na­ szym systemie sprawiedliwości? To jest czyste bezprawie. Sąd Najwyższy ani Izba Pracy nie miały żadnego pra­ wa, żeby traktować orzeczenie Trybu­ nału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jako miarodajny punkt odniesienia dla ich decyzji, bo Konstytucja Rzeczpo­ spolitej Polskiej jednoznacznie orzeka, że interpretacja Konstytucji jest w kom­ petencjach wyłącznie Trybunału Kon­ stytucyjnego, a nie Sądu Najwyższego. Co system sprawiedliwości może z tym zrobić? Są tacy, co mówią tak: jest wyrok Sądu Najwyższego. Mó­ wi o tym pierwsza prezes Sądu Naj­ wyższego… Bardzo mi przykro, ale pani prezes w ten sposób przekracza swoje upraw­ nienia i namawia do bezprawia. Jak ma się w tej sytuacji zachować władza ustawodawcza, władza w Polsce? Jak może temu zaradzić? Działania nawołujące do bezprawia mają swoje konsekwencje w polskim wymiarze sprawiedliwości, który musi podjąć odpowiednie kroki, podobnie jak Sejm RP. Nie możemy się godzić na upowszechnianie, propagowanie i realizację działań, które są bezprawne i godzą w polską suwerenność. A to jest dokładnie świadome działanie przeciw­ ko polskiej suwerenności. Żaden organ zewnętrzy nie ma prawa interweniować w polski wymiar sprawiedliwości i ża­ den organ wymiaru sprawiedliwości

Ale to znak tego, co dzieje się i co będzie się działo w polskim parla­ mencie. Tak, to jest znak powrotu ataku post­ komunizmu w Polsce. To jest groźne ze względów psychologicznych i poli­ tycznych, ale skutków realnych mieć nie będzie. Ważne jest, żebyśmy jak najszybciej rozpoczęli realizację pro­ gramu Prawa i Sprawiedliwości, który zapowiadaliśmy w czasie wyborów. Bo to jest konstruktywna praca. Po naszej rozmowie, rozumiem, uda się Pan do Sejmu Rzeczpospolitej. Sejm będzie obradował jutro, a ja się udaję do Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych, która codzien­ nie pracuje nad wyjaśnieniem tragedii smoleńskiej. I tak otworzyliśmy kolejny roz­ dział naszej rozmowy. Jaki jest te­ raz stan przygotowania ostatecz­ nego raportu? Kończymy nasze prace. Są przejściowe kłopoty ze strony różnych instytucji, które próbują nam utrudnić badania. Między innymi badania bliźniaczego samolotu. Myśli Pan o prokuraturze? Tak, myślę o prokuraturze, która z nie­ zrozumiałych powodów próbuje nie dopuścić do zakończenia naszych prac, ale jestem głęboko przekonany, że te drugorzędne przeciwności zostaną przez nas przezwyciężone. Prokuratorem Generalnym w Pol­ sce jest Minister Sprawiedliwości, czyli minister Ziobro. Dlaczego tak się dzieje? Czy to Pana zaskoczyło? To mnie nie tylko zaskoczyło, ale uważam to za działanie na szkodę wyjaśnienia tra­ gedii smoleńskiej. Na szczęście absolutna większość pracy niezbędnej do napisania raportu została przez nas ukończona. Ale są jeszcze szczegóły, pewne eksperymen­ ty, które powinny być przeprowadzone i mam nadzieję, że prawo będzie respek­ towane. A prawo daje Komisji Badań Wypadków Lotniczych równy z proku­ raturą dostęp do materiału dowodowego i uniemożliwianie nam tego dostępu jest po prostu bezprawne. W kwietniu wypadnie dziesiąta rocznica… Raport powinien być gotowy przed kwietniem przyszłego roku. Tak po­ winno być i jestem głęboko przekonany, że tak będzie. Bardzo serdecznie dziękuję za to postscriptum. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

8

SŁUGA NARODU

Rozmowy normandzkie Pierwsze spotkanie przywódców Fran­ cji, Niemiec, Ukrainy i Rosji odbyło się 6 czerwca 2014 r. przy okazji obcho­ dów 70-lecia lądowania w Normandii i utworzenia drugiego frontu przeciwko III Rzeszy. Czerwiec 2014 r. to gorąca faza rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Spotkanie odbyło się po zwycięstwie Petra Poroszenki w pierwszych wy­ borach prezydenckich po Rewolucji Godności, ale jeszcze przed jego za­ przysiężeniem, gdy nie było wiado­ mo, czy Rosja w ogóle uzna legalność wyborów prezydenckich na Ukrainie. 15-minutowe spotkanie w Bénouville we Francji odbyło się z inicjatywy ów­ czesnego prezydenta Francji François Hollande’a. Od tego czasu spotkania w formacie normandzkim, albo „nor­ mandzkiej czwórce”, odbyły się jeszcze w Mediolanie – 17 X 2014 r., w Mińsku 11 II 2015 r., Paryżu – 24 II 2015 r. – na szczeblu ministrów spraw zagranicz­ nych – i 19 X 2016 r. w Berlinie, znowu na poziomie szefów państw. To w czasie tego spotkania, gdy Putin udawał, że nie ma wpływu na tzw. separatystów i próbował przerwać ukraińskiemu pre­ zydentowi, Poroszenko powiedział do niego: „Ty po prostu przestań strzelać”. Atmosfera tego spotkania, uwiecz­ niona na zdjęciach i w tysiącach me­ mów, wskazywała na olbrzymie różnice zdań pomiędzy liderami Ukrainy i Ro­ sji, i jednoznaczne traktowanie przez ukraińskiego prezydenta Putina jako agresora i osobę odpowiedzialną za wojnę przeciwko Ukrainie. Chociaż trzeba przyznać, że każda forma nego­ cjacji z Rosją od początku wywoływała wśród części ukraińskiego społeczeń­ stwa obawy o możliwość zdrady lub co najmniej pójścia na zbyt daleko idące ustępstwa ukraińskich polityków. Od 2016 roku nie udawało się do­ prowadzić do kolejnego spotkania lide­ rów normandzkiej czwórki. Nie w pełni powiodło się też spełnienie kolejnych deklaracji składanych w tym gronie, dotyczących m.in. realizacji tzw. poro­ zumień mińskich, wstrzymania ognia i wycofywania ciężkiego uzbrojenia. Pomimo tego, ta płaszczyzna, razem ze spotkaniami w Mińsku, pozostała głównym polem dyplomatycznych kon­ taktów Ukrainy i Rosji. W dyplomacji czasów Poroszenki ważne było bowiem, że Ukraina korzysta ze wsparcia za­ chodnich państw nie tylko jako pośred­ ników, ale strony faktycznie wspierają­ cej jej pozycję w negocjacjach z Rosją.

Od „agresora” do „drugiej strony” W sferze retoryki jednoznaczne uży­ wano sformułowań: państwo-agresor w odniesieniu do Federacji Rosyjskiej, okupacja – w odniesieniu do działań RF na Donbasie i Krymie i jako terro­ rystyczne określano formacje zbrojne tzw. separatystów. W końcówce rządów ekipy, która do władzy na Ukrainie do­ szła w wyniku Rewolucji Godności, praktycznie uznano, że jedyną drogą do pokoju jest zwycięstwo. Pomijając może brak pełnej politycznej defini­ cji, co miało ono oznaczać, łączyło się ono z przywróceniem integralności terytorialnej Ukrainy, z siłą ukraiń­ skiej armii i wspieraniem postaw pa­ triotycznych. Taka definicja konfliktu z Rosją umożliwiła też jednoznaczne stanowisko w mobilizacji opinii mię­ dzynarodowej i działaniach przed mię­ dzynarodowymi instytucjami wymiaru sprawiedliwości w sprawach dotyczą­ cych naruszenia ukraińskiej integral­ ności, bezprawnego przetrzymywania w putinowskich więzieniach obywa­ teli Ukrainy, zagarnięcia ukraińskich okrętów, czy nawet w kwestiach sporu z Gazpromem. Wołodymyr Zełenski już na eta­ pie kampanii wyborczej zastąpił sło­ wo ‘zwycięstwo’ słowem ‘pokój’. Mó­ wiąc o tych, którzy walczą przeciwko Ukrainie, nazywa ich najczęściej „dru­ gą stroną”, termin ten zamiennie sto­ sując w odniesieniu i do działań Fede­ racji Rosyjskiej, i tzw. separatystów. Ta zdecydowanie bardziej miękka retory­ ka czasem wprost się wpisuje w obraz konfliktu, który do niedawna tworzyła tylko rosyjska propaganda. Bez jed­ noznacznego wskazywania Rosji jako odpowiedzialnej za wojnę i sytuację na wschodzie Ukrainy, umożliwia to wprost przedstawianie sytuacji na Don­ basie jako konfliktu wewnętrznego. Na kilka dni przed spotkaniem w Paryżu Wołodymyr Zełenski spot­ kał się z kilkoma wybranymi dziennika­ rzami zachodnich mediów (z polskich mediów otoczenie prezydenta Ukrainy wybrało „Gazetę Wyborczą”). Zełenski stwierdził, że „nie pójdzie z wojną na

9 XII br. w Paryżu doszło do spotkania w tak zwanym formacie normandzkim, czyli spotkania przywódców Francji, Niemiec, Ukrainy i Rosji. Poziom oczekiwania i obaw towarzyszących temu spotkaniu był zapewne największy od początku ich historii. Na dwóch przeciwległych biegunach znalazły się kluczowe hasła: „pokój” i „zdrada”.

Czerwone linie Zełenskiego Paweł Bobołowicz

Donbas”. Komentatorzy szybko zwróci­ li uwagę, że na Donbas z wojną poszedł już dawno Putin. W podobnym duchu wypowiada się Julia Mendel – rzecz­ nik prasowa prezydenta Zełenskiego. Jej główną formą komunikacji są wpi­ sy w mediach społecznościowych. Są one przesycone odmianą słowa ‘pokój’, ciężko też znaleźć tam informację, że wojna toczy się przeciwko Ukrainie (podobnie jak i inne osoby z politycz­ nego środowiska prezydenta, tzw. ko­ mandy Ze, używa ona sformułowania

agencje) i z opóźnionym i niepełnym wytłumaczeniem przez prezydenta Ze­ łenskiego (na 11-minutowym briefin­ gu, który zakończył stwierdzeniem, że musi wracać do domu i rodziny) spo­ wodowało protesty w całym kraju pod hasłem „Nie kapitulacji”. Ten moment był też kluczowy dla wytworzenia at­ mosfery podejrzliwości wśród części ukraińskiego społeczeństwa, na jak da­ lekie kompromisy z Rosją gotowy jest pójść Zełenski. Pogłębiły ją m.in. infor­ macje o możliwym spotkaniu sam na

Gdy Putin udawał, że nie ma wpływu na tzw. separatystów i próbował przerwać ukraińskiemu prezydentowi, Poroszenko powiedział do niego: „Ty po prostu przestań strzelać”. „wojna na Donbasie”), a jako odpowie­ dzialnego za konflikt Mendel wskazuje „siły w środku kraju gotowe podważać wysiłki na rzecz pokoju dla swojej po­ litycznej popularności”. Analizując wy­ powiedzi komandy Ze, trudno oprzeć się wrażeniu, że wojna to spadek po prezydenturze Poroszenki, wywołany z pobudek politycznych, którego moż­ na się jednak pozbyć w duchu pokoju i dialogu, bez względu na pozycję Rosji. Pomijając potencjalną naiwność takiego podejścia (o naiwność można posądzać niedoświadczoną rzecznik prasową, ciężej prezydenta Zełenskie­ go), najbardziej zaskakujące w tej re­ toryce jest prawie zupełne wyparcie kwestii powrotu do Ukrainy Krymu. Może warto przypomnieć, że począt­ kiem rosyjskiej agresji było właśnie zagarnięcie przez putinowską Rosję Krymu, a światowe sankcje wobec Ro­ sji opierają się przede wszystkim na tym fakcie. Znamienne jest, że pytany o kwestie krymskie prezydent Zełenski, już po spotkaniu w Paryżu odparł, że nie było na to czasu w rozmowach, jed­ nak w Paryżu stwierdził jednoznacznie, że „Krym to Ukraina”. Trudno jednak nie zauważyć, że o ile na dyskusje wo­ kół Krymu nie było czasu, to był czas na rozmowy o gazie.

Czerwone linie dla Zełenskiego Dążenie Zełenskiego do jak najszyb­ szego uzyskania pokoju na Donbasie skutkowało między innymi podpisa­ niem 1 października przez przedsta­ wiciela Ukrainy (jest nim b. prezydent Leonid Kuczma) w trójstronnej grupie kontaktowej w Mińsku tzw. formuły Steinmeiera. Chociaż sama formuła nie jest niczym nowym (zakłada m.in. specjalny status i realizację wyborów samorządowych na okupowanych te­ renach Donbasu), to podpisanie jej bez jakiejkolwiek zapowiedzi (o fak­ cie poinformowały najpierw rosyjskie

sam z Putinem. Taką propozycję wysu­ nął b. prezydent Kazachstanu Nazarba­ jew, według którego na takie spotkanie miał się zgodzić Zełenski, ale ostatecz­ nie nie zgodził się Putin. Wydaje się, że pomysł spotkania mógł być krem­ lowską prowokacją, która dodatkowo przysłużyła się wzrastaniu podziałów w ukraińskim społeczeństwie. Przed wyjazdem Zełenskiego do Paryża połączone siły opozycji parla­ mentarnej i pozaparlamentarnej (pod­ jęły ze sobą współpracę tak dotąd od­ ległe od siebie Europejska Solidarność P. Poroszenki, Batkiwszczyna J. Tymo­ szenko, Hołos S. Wakarczuka, ale też Swoboda O. Tiahnyboka), szeroki ruch społeczny, ukraińscy intelektualiści (m.in. pisarka Oksana Zabużko, były dysydent Josyf Zisel), przedstawicie­ le emigracji ukraińskiej, więźniowie Kremla – zdecydowali się na wspólne zorganizowanie akcji „Czerwone li­ nie dla Zełenskiego”, czyli wyznaczenie granic negocjacyjnych w rozmowach z Rosją. Ukraińcy nie chcą federalizacji ich kraju, nie zgadzają się na oddanie Krymu, chcą przywrócenia kontroli nad granicą z Rosją, do której przylega­ ją okupowane tereny. Uczestnicy akcji nie chcą też bezwarunkowej amnestii dla tzw. bojowników i nie wierzą, że na okupowanych terenach uda się prze­ prowadzić wolne wybory. Niepokój budzi też wycofywanie ukraińskich sił zbrojnych i powiększanie strefy mię­ dzy stronami konfliktu, która faktycz­ nie może pozostawać poza kontrolą Ukrainy. 8 grudnia pod siedzibą prezydenta stanęły namioty i scena, i rozpoczęła się całodobowa akcja przestrzegająca Zełenskiego przed podjęciem działań, które mógłby być uznane za zdradę. Wzięło w niej udział kilka tysięcy osób, a wiele z nich przeszło i Majdan, i walki w obronie Ukrainy. Organizatorzy pro­ testów podkreślali, że nie chcą eskalacji napięć ani okazji do rosyjskich prowo­ kacji. Protesty prowadzono zgodnie

z prawem, organizatorzy byli w łącz­ ności ze służbami porządkowymi. Po­ mimo udziału w nich wielu weteranów, a także radykalnych środowisk nacjo­ nalistycznych, nie doszło do większych incydentów ani do użycia siły ze stro­ ny sił porządkowych, chociaż po raz pierwszy od początku prezydentury Zełenskiego ich liczebność była tak wi­ doczna w ukraińskiej stolicy.

Bez przełomu Po 3-letniej przerwie, pierwszy raz od 2016 roku, na szóstym szczycie forma­ tu normandzkiego przywódcy Francji, Niemiec, Ukrainy i Rosji spotkali się 9 XII w Paryżu w Pałacu Elizejskim. Jeszcze przed spotkaniem „czwórki” Zełenski rozmawiał w cztery oczy z An­ gelą Merkel. W trakcie przerwy w nego­ cjacjach doszło także do spotkania Ze­ łenskiego z Putinem. Warto zauważyć, ze Zełenski do Paryża zabrał ze sobą dużą i mocną delegację, w skład której weszli oprócz Wadyma Prystajki – szefa MSZ – m.in. minister energetyki Olek­ sij Orżel, szef SBU – Iwan Bakanow, szef MSW – Arsen Awakow i bardzo wpływowy szef biura prezydenta An­ drij Bohdan, uznawany za osobę, która wprost wiąże Zełenskiego z oligarchą Kołomojskim. Zełenski w Paryżu wypadł słabo. Daleko jest mu do politycznych tuzów, z którymi musiał się zmierzyć. Jednak brak politycznego okrzesania, słabość jego wystąpień, rozwlekłość wypowie­ dzi zdradzająca niepewność, czasem słabe przygotowanie albo brak wiedzy, wcale nie gra na niekorzyść w oczach jego elektoratu. Śledząc oceny w sie­ ciach społecznościowych, można wręcz uznać, że wiele osób właśnie za to obda­ rza go sympatią, widząc w tym auten­ tyczność i nie zawracając sobie głowy tym, że czasem niefrasobliwość wy­ powiedzi może doprowadzać do fatal­ nych skutków. Pomijając jednak kwe­ stie osobowości Zełenskiego, większość obserwatorów jest zgodna, że Zełen­ ski w Paryżu nie przekroczył „czerwo­ nych linii” zarysowanych przez opozy­ cję i nie skapitulował przed Putinem. Analizę Ośrodka Studiów Wschodnich Katarzyna Chawryło i Tadeusz Iwań­ ski zatytułowali: „Szczyt normandzki bez przełomu”. Autorzy ułożyli kata­ log uzgodnień spotkania obejmujący przede wszystkim: • całkowite wstrzymanie ognia do końca 2019 r. i opracowanie planu roz­ minowania terenu; • wycofanie do marca 2020 r. sił zbrojnych stron konfliktu z trzech ko­ lejnych odcinków linii rozgraniczenia; • poszerzenie mandatu misji obser­ wacyjnej OBWE w rejonie konfliktu do patrolowania w trybie 24-godzinnym; • przeprowadzenie do końca 2019 r. wymiany jeńców pomiędzy Rosją i Ukrainą w myśl zasady „wszyscy za wszystkich” oraz zapewnienie dostępu

Międzynarodowego Czerwonego Krzy­ ża do wszystkich więzionych; • przyznanie na podstawie ustawy stałego specjalnego statusu częściom obwodów ługańskiego i donieckiego, zgodnie z porozumieniami mińskimi; • potwierdzenie i włączenia do ukra­ ińskiego prawodawstwa tzw. formuły Steinmeiera. • Ten brak przełomowych decyzji może mieć dobre strony ze względu na nastroje na Ukrainie. Zaraz po konfe­ rencji prasowej „czwórki” zakończyły się protesty pod siedzibą prezydenta w Kijowie, a opozycja stwierdziła, ze czerwone linie nie zostały przekro­ czone. • Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin przypomina, że zgodnie ze znanym już scenariu­ szem można się teraz spodziewać pro­ wokacji organizowanych przez Rosję z obu stron linii rozdzielenia wojsk. Rosja niewątpliwie przygotowuje już propagandowy grunt do tego. Dzień po rozmowach w Paryżu Putin w wy­ powiedzi dla TASS straszył krwawą

to pomysł. We wspomnianej analizie OSW autorzy stwierdzają, że rozmowy na temat warunków tranzytu i dostaw gazu na Ukrainę nie przyniosły rezul­ tatu. Jednak Michajło Honczar, dyrek­ tor Centrum Globalistki Strategia XXI wieku, ekspert ds. energetycznych za­ uważa, że w sprawach energetycznych Zełenski zbliżył się do pozycji Janu­ kowycza, zalegalizował dwustronny format rozmów z Rosją o gazie (do tej pory Ukraina korzystała z pośredni­ ctwa i wsparcia UE). Ekspert podkreśla, że gaz to narzędzie rosyjskiej polityki. W wywiadzie dla Radia WNET przy­ pomniał, że właśnie granie kwestia­ mi gazowymi doprowadziło do pod­ pisania przez Ukrainę w 2010 r. tzw. umów charkowskich, które przedłużyły stacjonowanie na Krymie rosyjskiej floty czarnomorskiej, która stałą się forpocztą rosyjskiego ataku na Krym w 2014 roku. Honczar przestrzega, że ponowne uzależnienie Ukrainy od ro­ syjskiego gazu w krótkim czasie zła­ mie jej suwerenność. Warto też zwrócić uwagę, że kroki w tej sprawie ekipy Ze (począwszy od spotkania ministrów energetyki Rosji i Ukrainy w Wied­ niu) stoją w sprzeczności z deklaracją W. Zełenskiego złożoną w czasie jego pobytu 1 IX br. w Warszawie o zaku­ pie amerykańskiego gazu przez polski terminal w Świnoujściu.

Niewykorzystane szanse Kończę pisanie tego artykułu w dniu, kiedy ukraińska Rada Najwyższa ma przedłużyć działanie ustawy o szcze­ gólnym statusie Donbasu o kolejny rok. Kongres USA zatwierdził sankcje prze­ ciwko firmom mającym udział w rea­ lizacji Nord Stream II, a amerykański Senat zajmuje się dalszymi sankcjami wobec Rosji i ma znów przypomnieć o konieczności zwrócenia przez Rosję Krymu. Zestawienie tych faktów musi budzić wrażenie, że dzisiaj o sprawy ukraińskie częściej wyraźnie potrafi upomnieć się świat Zachodu, niż nowe władze Ukrainy. Perfekcyjnie rozgrywa to wszystko rosyjska propaganda: dzień po szczy­ cie rosyjska telewizja zaczęła emisję Sługi narodu, w którym Zełenski gra nauczyciela, który stał się prezydentem Ukrainy. Producentem serialu jest na­ leżąca do Zełenskiego firma. Po emisji bodajże trzech odcinków (w dodatku z ocenzurowanym żartem o Putinie) emisja została jednak przerwana. Te­ raz w ukraińskich mediach eksperci już nie analizują szczytu w Paryżu, lecz zastanawiają się, czy Zełenski powinien zareagować na tę emisję, kto sprzedał prawa do serialu rosyjskiej telewizji i czy przypadkiem nie jest to forma politycznej łapówki. W tym samym czasie z inicjaty­ wy Andrija Portnowa – powiązanego z Ihorem Kołomojskim byłego współ­

Zełenski stwierdził, że „nie pójdzie z wojną na Donbas”. Komentatorzy szybko zwrócili uwagę, że na Donbas z wojną poszedł już dawno Putin. wojną na Donbasie, jeśli Ukraina odzy­ ska kontrolę nad własnymi granicami: „Ukraińska strona cały czas podno­ si kwestię »dajcie nam możliwość za­ mknięcia granicy wojskami«. Już sobie wyobrażam, co się zacznie. Srebrenica będzie, to wszystko. Widzieliśmy, jak prezydent Zełenski prowadził rozmowę z nacjonalistami. Wiadomo, kto tam jest silniejszy. I co tam się stanie? Kto nimi będzie kierować, tymi nacjonali­ stami, gdy wejdą na te tereny bez dania gwarancji ludziom?”.

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o… gaz Komentując szczyt w Paryżu, b. pre­ zydent Petro Poroszenko uznał, że nie ma podstaw do euforii i jeszcze przed wypowiedzią Putna stwierdził, że Ro­ sji nie można ufać i nie istnieje prosta droga do pokoju. Zwrócił uwagę, że można mieć wrażenie, że Putina inte­ resował tylko gaz. Ta ostatnia sprawa faktycznie wydaje się być bardzo ważna, ale bez wątpienia gaz interesował nie tylko Putina. O gazie na konferencji prasowej od razu po szczycie mówił Putin – rzucając hasło 25% obniżki jego ceny. Te sło­ wa współgrają z poszukiwaniem przez Zełenskiego pomysłu na zmniejsze­ nie opłat komunalnych (czyli przede wszystkim gazu). Jeszcze przed wyjaz­ dem do Paryża zapowiedział, że ma na

pracownika Wiktora Janukowycza, uważanego za ikonę antymajdanu – ukraińskie Państwowe Biuro Śled­ cze wszczyna sprawę o zdradę stanu wobec Petra Poroszenki za podpisa­ nie porozumień mińskich. Tych sa­ mych, których realizacji chce Zełenski. Wygląda to tak absurdalnie, że w tej sprawie w obronie byłego prezydenta wystąpił szwedzki polityk Karl Bildt, porównując te działania do prześlado­ wań Julii Tymoszenko przez Wikto­ ra Janukowycza. Potępiła je również niemiecka „zielona” Rebecca Harms, a wcześniejsze próby pociągnięcia do odpowiedzialności kryminalnej Poro­ szenki krytykował także Donald Tusk, który na Ukrainie cieszy się dużym autorytetem. Być może prezydent Zełenski nie przekroczył „czerwonych linii” w czasie rozmów normandzkich, jednak wydaje się, że nie wykorzystał też wszystkich szans: nie pokazał światu determinacji w walce o interesy Ukrainy, a własnemu społeczeństwu nie zagwarantował, że ukraińska kapitulacja nie jest możli­ wa. Z jego przyzwoleniem lub bez na taką wizję pracuje też całe grono je­ go współpracowników i powiązanych z nim osób. Trudno zatem spodziewać się stabilizacji na Ukrainie, a kwestia powrotu masowych protestów jest tyl­ ko sprawą czasu. I na pewno wzajemne oskarżenia o zdradę, śledztwa przeciw­ ko politycznym przeciwnikom temu nie zapobiegną. K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

9

SOBIE-PAŃST WO Lekarzy mamy obfitość. Tyle że nie w szpitalach, a na kierowniczych pozycjach – wojewódzkich i centralnych. Czy pomogą zdrowiu obywateli? Panowie: Struzik, Radziwiłł, Karczewski, Grodzki –przynajmniej przeczytajcie!

Tryptyk mazowiecki Stefan Truszczyński

Ciechanów – arogancja władzy Walec wojny zgniótł miasteczko. Dziś, choć już nie wojewódzkie, błyszczy i cieszy. Wart jest odwiedzin wspa­ niały mazowiecki zamek, rosną wo­ kół Ciechanowa zakłady rolno-spo­ żywcze i mechaniczne, dobre są drogi dojazdowe ze wszystkich kierunków, a przy nich widać domy nowe i stare odświeżone, pomniki, strzeliste kościo­ ły. Wybitni artyści chętnie tu przyjeż­ dżają. Ciechanów to regionalna stolica kulturalna. Ale czy będzie tak dalej? Oto zgrzyt żelaza po szkle. W Cie­ chanowie niespodziewana afera. I to właśnie w kulturze. Z dnia na dzień, bez podania poważnych zarzutów nowa władza, PSL-owska w sojuszu z Cie­ chanowskim Bezpartyjnym Blokiem Wyborczym, zademonstrowała aro­ gancję i brutalność. Panowie – Kęsik (członek) i Liszowski (sympatyk), któ­ rzy reprezentują nową polityczną siłę, za aprobatą pani Potockiej-Rak (PSL)

Wybierając władzę, zawsze mamy nadzieję, że będzie mądra i troszcząca się o tych, którzy ją wybrali. Ale po wyborach oblicze władzy szybko się zmienia. Rządzący nie chcą już najlepszych, chcą mieć swoich. postanowili zwolnić z pracy wielolet­ nią dyrektorkę miejscowego Centrum Kultury i Sztuki doktor Teresę Kaczo­ rowską. W pięcioosobowym Zarządzie Starostwa Pan Stanisław Kęsik jest wi­ cestarostą, Pan Andrzej Liszowski był kierownikiem kina „Łydynia”, a Pani Joanna Potocka-Rak – starostą powiatu. „Na władzę nie poradzę” – pada z ekranu w filmie Vabank. Wybiera­ jąc władzę, zawsze mamy nadzieję, że będzie mądra i troszcząca się o tych, którzy ją wybrali. Ale po wyborach ob­ licze władzy szybko się zmienia. Rzą­ dzący nie chcą już najlepszych, chcą mieć swoich. Wchodzę do gabinetu starościny powiatu. Widzę sympatyczną, uśmiech­ niętą twarz wysokiej, eleganckiej ko­ biety o kruczych włosach. Mówię, że przyszedłem w sprawie zwolnienia dy­ rektor Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki. Czar pryska. Stoję już teraz przed zupełnie inną osobą. Słyszę, że nic w tej sprawie nie usłyszę, bo wszyst­ ko jest w protokole doraźnej kontroli. – Czy długoletnia praca się nie liczy? – próbuję pytać. – Długość pracy nie ma nic wspólnego z wynikami pracy. Rozmowa skończona. Protokół dwutygodniowej, doraź­ nej, przeprowadzonej w okresie urlopo­ wym kontroli (15–31 lipca br.) dotyczy dwóch ostatnich lat. Trzy panie – kie­ rowniczka wydziału organizacyjnego i dwie tytułowane jako główne spec­ jalistki ze starostwa otrzymały zada­ nie zbadania organizacji i funkcjono­ wania Centrum. Warto zauważyć, że w czasie dwóch lat dwudziestu jeden pracowników przeprowadziło kilka­ set imprez. Kuriozalne są zarzuty nad­ płacenia kilku osobom w ramach do­ datków za wieloletnią pracę: 4 grosze, 50 groszy, 6 groszy, 2 grosze i 18 gro­ szy oraz 4 grosze niedopłacenia pra­ cownikowi. Kontrolowani funkcyjni wymienieni są z nazwiska, sprzątaczki i pracownik gospodarczy występują anonimowo. Czytam też: „zespołowi kontrolującemu nie przedłożono do­ kumentów związanych z prowadze­ niem spraw pracowniczych w zakresie urlopów wypoczynkowych pracowni­ ków. Kierownik Działu Administracji i Obsługi PCKiSz oświadczył ustnie zespołowi kontrolującemu, iż nie ma możliwości dostępu do dokumentacji z uwagi na przebywającego na urlopie wypoczynkowym pracownika, który odpowiada za prowadzenie tych spraw

w Centrum”. Oczywiście obywatel urlo­ powicz wrócił i mógł wyjaśnić, ale wte­ dy było już po sprawie. Władza działała błyskawicznie. Zadecydowano: dyrek­ tor doktor Teresa Kaczorowska będzie zwolniona. Bez możliwości wyjaśnie­ nia czegokolwiek, w tym również za­ rzutów, dlaczego średnio miesięcznie rozliczała sto osiemdziesiąt cztery zło­ te za delegacje służbowe prywatnym samochodem. Trzeba wyjątkowo złej woli, by zapomnieć, że w 2011 roku, gdy 5 października dr Kaczorowska została powołana na stanowisko dy­ rektora, Centrum miało ponad 100 ty­ sięcy długów oraz 50 tysięcy kredytu. Obecnie nie ma żadnych długów ani kredytów, za to 100 tysięcy na koncie. Ale dajmy spokój buchalterii. Z Warszawy do Ciechanowa jest nie­ wiele ponad 100 kilometrów. Może ktoś uczciwy, kompetentny i decydu­ jący o Mazowszu ruszy się ze stolicy i sprawdzi wszystkie rachunki. Dobrze byłoby porównać prawdziwą kontro­ lę z amatorskim protokołem. To było ważnie brzmiąco zadanie: skontrolo­ wać organizację i funkcjonowanie Po­ wiatowego Centrum Kultury i Sztuki imienia Marii Konopnickiej w Cie­ chanowie. Konopnickiej – ukocha­ nej poetki pani Kaczorowskiej – która szkołę jej imienia kończyła w Suwał­ kach, a potem wielką i niezwykle twór­ czą miłością obdarzyła ziemie augu­ stowskie i ciechanowskie. Kontrola nie była żadną kontrolą – to lipa, hucpa i wstyd dla władzy! Długo by wymieniać ogromny do­ robek twórczy i popularyzatorski Pani Teresy – doktora nauk humanistycz­ nych, badacza dziedzictwa narodowe­ go, popularnej dziennikarki, prezesa Klubu Publicystyki Kulturalnej Sto­ warzyszenia Dziennikarzy Polskich. Ludzie czytający znają to nazwisko. Autorka pisze prozą i wierszem. Jest animatorką kultury, prezesem Związ­ ku Literatów na Mazowszu. Od trzech dziesięcioleci wydaje 300-stronicowe „Ciechanowskie Zeszyty Literackie” – w 2019 r. 21. tom. Jest autorką kilkuna­ stu książek oraz kilku tysięcy artyku­ łów prasowych i naukowych – książki o zbrodni katyńskiej i o drugiej zbrodni porównywalnej ze smoleńską – augu­ stowskiej, lipcowej z 1945 roku. Za­ trzymano wówczas i uwięziono ponad 7 tysięcy ludzi, zamordowano około 2 tysięcy. Czytelnicy znają i przycho­ dzą na spotkania autorskie Teresy Ka­ czorowskiej – w Polsce i na świecie. Pani doktor dużo jeździ, bo jej książki są tłumaczone na wiele języków. To bestsellery o naszej historii, o męczeń­ stwie Polaków. Pani doktor jest kobietą o niespożytej energii, odważną i silną. Komandor motocyklowego Rajdu Ka­ tyńskiego – Wiktor Węgrzyn – zaprosił ją w 2016 roku na trasę z Warszawy do Tobolska. I przejechała całą – 12 tysięcy kilometrów. To ona uczyniła Ciecha­ nowski Ośrodek Kultury i sztuki tym, czym jest. Warto żyć pracowicie i godnie. Długa jest lista ludzi protestujących przeciwko bezrozumnej i podłej de­ cyzji, której dopuściła się ciechanow­ ska władza. 16 października 2016 roku miej­ scowa gazeta „Czas Ciechanowa” opub­ likowała mądre słowa zatroskanych lu­ dzi, wybitnych, pochodzących z tego środowiska: „Powiatowe Centrum Kul­ tury i Sztuki pod dyrekcją pani Tere­ sy Kaczorowskiej stało się znakomicie funkcjonującą od lat placówką kultu­ ralną, co było odczuwane przez spo­ łeczność Ciechanowa i powiatu oraz regionu, placówką znaną również da­ leko poza Mazowszem. Nagłe odwołanie dyrektor dr Te­ resy Kaczorowskiej ze stanowiska bę­ dzie ogromną, niepowetowaną stratą dla Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki. Dotychczas nie było na tym stanowisku osoby tak pracowitej, za­ angażowanej, oddanej sprawie krze­ wienia kultury. Zaistniała sytuacja do­ prowadzi niewątpliwie do obniżenia poziomu działalności placówki oraz zniweczenia niezwykle bogatej oferty kulturalnej świadczonej przez nią dla społeczeństwa”. Pod tym apelem – na razie niesku­ tecznym – podpisali się: Robert Ko­ łakowski – poseł na Sejm RP, Maciej

Wąsik – podsekretarz stanu, prof. Bi­ biana Mossakowska – honorowa oby­ watelka miasta Ciechanowa, Hanna Długoszewska-Nadratowska – dyrek­ tor Muzeum Szlachty Mazowieckiej, Krzysztof Gadomski – wicedyrektor MDK w Przasnyszu, Jacek Gałężewski – artysta plastyk (Nasielsk), Wojciech Gęsicki – muzyk, poeta, Wiktor Go­ lubski – poeta, Arkadiusz Gołębiewski – reżyser filmowy, dyrektor festiwalu NNW, dziennikarz, honorowy obywa­ tel miasta Ciechanowa, Krzysztof Sko­ wroński – prezes SDP, Paweł Nowa­ cki – producent filmowy i telewizyjny („Warto rozmawiać”, „Sądy przesądy”), Artur Wiśniewski – prezes stowarzy­ szenia Tak dla Rodziny, Piotr Jędrzej­ czak – reżyser teatralny (Łódź), Piotr Kaszubowski – historyk, prezes Towa­ rzystwa Przyjaciół Ziemi Przasnyskiej, Jolanta Hajdasz – wiceprezes SDP, Mi­ chał Kaszubowski – muzyk, pedagog (Przasnysz), Tomasz Kaszubowski – muzyk, pedagog (Przasnysz), Zdzisław Kruszyński – artysta malarz (Mława), Ewa Krysiewicz – pedagog, Artur Lis – dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Łochowie, Krzysztof Mar­ twicki – sekretarz Zarządu Związku Literatów na Mazowszu, Jan Ruman – redaktor naczelny biuletynu IPN, Wanda Mierzejewska – poligraf, Ta­ deusz Myśliński – artysta fotografik (Przasnysz), Andrzej Pawłowski – by­ ły wicestarosta ciechanowski, Marcin Wikło – dziennikarz, Marek Piotrowski – muzealnik, poeta, Maria Pszczółkow­ ska – katolickie stowarzyszenia Civitas Christiana, Joanna Rawik – aktorka, piosenkarka, dziennikarka, Krzysztof Sowiński – artysta plastyk, prezes Sto­ warzyszenia Pracy Twórczej, Jacek Sta­ chiewicz – prezes Związku Piłsudczy­ ków w Ciechnowie, Jacek Sumeradzki

Wycięto bezczelnie drzewa pana Grzegorza, niczego z nim nie uzgadniając. Drogowcy zabrali nawet drewno i wywieźli. Przecież to miało jakąś konkretną wartość. A więc w Polsce grasują bezkarni złodzieje! – artysta malarz, rzeźbiarz (Mława), Bożena Śliwczak-Galanciak – była dy­ rektor Wojewódzkiego Domu Kultury w Ciechanowie, Barbara Tokarska – dziennikarka, Krzysztof Turowiecki – poeta (Przasnysz), Andrzej Walasek – artysta malarz (Działdowo), Ryszard Wesołowski – prezes Akcji Katolickiej w Ciechanowie (Kościół Farny), Da­ riusz Węcławski – wiceprezes Zarzą­ du Związku Literatów na Mazowszu, Tadeusz Woicki – dziennikarz, Alina Zielińska – pedagog. Sezonowa władzo – czy zamierzasz tych wszystkich praworządnych oby­ wateli, artystów i przedstawicieli związ­ ków twórczych zlekceważyć?

Płońskie rugi Bił pruski belfer wrzesińskie dzieci. Kacap wysyłał kibitką na Sybir. Dziś wolność i niepodległość rzeczywiście mamy. To teraz sami swoim niszczy­ my życie i zabieramy za grosze ziemię. Polskie drogi biegną coraz gęściej, coraz dalej i są coraz szersze. To lu­ belskie węzły, rzeszowskie wstęgi szos i podkarpackie wiadukty. Dróg, coraz lepszych, szybko przybywa. Kierow­ cy mkną bezpiecznie. Podróże stają się coraz krótsze. Jest dobrze. Ale nie wszystkim. Oto dom państwa Rachockich, przy S7, w Słoszewie, kilka kilome­ trów za Płońskiem. Ma już ponad 100 lat. Jest z czerwonej cegły, z ozdobnym zwieńczeniem dachu. Wkrótce pójdzie pod młot. W dzień i w nocy setki sa­ mochodów przejeżdżało w pobliżu. Nie postawiono wygłuszających ekranów, a teraz w ogóle go zburzą. Ojciec Pana

Rachockiego ten dom kupił. Żona uro­ dziła i wychowała tu czworo dzieci. Pan Daniel woził płody rolne na warszaw­ ską giełdę. Pani Teresa była gospodynią. Była też ławnikiem sądowym w Płoń­ sku. Tak było przez ponad trzydzieści lat. Dobra, mądra, szczęśliwa rodzina. S7, ich droga, będzie miała dro­ gi boczne. Jedna z nich rozwali dom Rachockich. Już się z tym pogodzili. Dlaczego jednak inwestor ich lekce­ waży? Nie wiadomo, jakie będzie od­ szkodowanie. Olsztyńska dyrekcja gra na zwłokę. Chce zapłacić jak najmniej. Oszukać. Drogowcy nie szanują ludzi. Państwo Rachoccy też czekają na poszerzenie S7 i rozbudowę jej zaple­ cza. Doceniają wagę inwestycji. To jest ostatnie wąskie gardło 13,5 kilometra za Płońskiem w kierunku na Mławę. Dwupasmówka ma być gotowa za dwa lata. To dobra wiadomość. Ale gdzie prawo, gdzie sprawiedliwość wobec prywatnej własności? Są już pieniądze – polskie i unijne. Ryją koparki, przepychają góry spycha­ cze. Ale ludziom nawet się nie mówi, ile dostaną. Patrzą zza płotu na S7 państwo Rachoccy – Daniel i Teresa. Cieszyć się, jak popędzą – wkrótce – watahy wyswobodzonych z korków podróż­ ników osobowych, dostawczych i czoł­ gów tirowych, czy płakać nad gwałtem na własnym żywym ciele? Gospodarzy oszukiwanych wcale nie jest wielu. Bu­ dujący drogę widzą, że ich jest mało, nie skrzykną się i nie zaprotestują groź­ nie i skutecznie. Obywatele kochający, bo uprawiający w znoju od lat swoją ziemię, hodujący tu zwierzęta widzą, że droga jest potrzebna. I sprzedadzą ją państwu – ale nie za bezcen. Nie za 5 złotych. Bo tyle chce im dać bezkom­ promisowy inwestor. Przysyła groźne pisma: Won! Już! Natychmiast! Generalna Dyrekcjo Dróg Krajo­ wych i Autostrad! Twoja macka olsz­ tyńska wpycha się na mazowieckie pola bez pardonu i przyzwoitości. Gdyby Wam, Dyrektorzy, ktoś bez pytania i nawet bez dzień dobry właził z bucio­ rami do pokoju sypialnego albo choćby jadalnego, do kuchni lub w korytarz – co byście, Panowie, zrobili? Myśliwy (tak robią na przykład w USA) zastrze­ liłby bez ostrzeżenia intruza. Serce rolnika Piotrowskiego, sąsia­ da pana Rachockiego, nie wytrzymało. W nocy bandyci drogowi wbili paliki, nikt nie przyszedł, nie uprzedził. Wje­ chały maszyny i zamieniły dom i obej­ ście w ugór. Stoję z Panem Danielem i patrzę tępo na bruzdy w przeoranej ziemi. Sąsiad już nie żyje. Rodzina do­ stała nędzne grosze, ledwie na pogrzeb starczyło. Państwo Rachoccy mają ponad 200-metrowy dom. Niewiele potrzeba, by zrobić z niego stylowy pałacyk. To nie najczęściej szpecąca krajobraz kost­ ka sześcienna o płaskim dachu, dziu­ rach okiennych, bez ganku, gzymsów i choć najmniejszych ozdobnych akcen­ tów. Ten dom będzie zburzony. Facetka, którą przysłano, by spisała i policzyła rany, które za chwilę zadadzą drogowcy rolnikowi, nie zauważyła nawet jednego z sąsiadujących z domem mieszkalnych budynków. A stoją tu dwa: w jednym był sklepik wiejski, a w drugim punkt odbioru mleka. Obywatelka spisywacz­ ka bardzo się spieszyła. Najwyraźniej miastowa i spieszyła się do Olsztyna. Była zaledwie kilkadziesiąt minut. Po­ pieprzyła wszystko dokumentnie. Po­ tem jeszcze dwukrotnie trzeba było te „plany” poprawiać. Racławicki Bartosz i premier-wię­ zień Witos mówili, że musi być inaczej. Ci, co żywią i bronią, muszą mieć nie tylko obowiązki, ale i prawa. W tym święte prawo własności. Polscy dro­ gowcy – pośrednicy – podpisali już wszystkie papiery z austriackim wy­ konawcą. Bo u nas teraz owszem – bu­ dują, ale obcy. Swoim natomiast nie powiedzieli, nie uzgodnili, nie pod­ pisali umów, ile dostaną pieniędzy za ojcowiznę, dom rodzinny, za zabranie dorobku pokoleń. Ryczą krowy, srają świnie – samo życie. Paskudne naprawdę jest zacho­ wanie urzędników. Jak można zmuszać człowieka, by oddał za 5 złotych metr kwadratowy swej ziemi, gdy wiadomo, że nawet za 20 złotych jej nie kupi?

Gdzie ten rolnik ma pójść? Pisze. Pro­ testuje. Spotyka się z dziennikarzami. Wszystko psu na budę, która zresz­ tą i tak nie będzie wkrótce potrzebna w Słoszewie, Dłużniewie, Cieciórkach, Boboszowie i innych wioskach gminy płońskiej. Bo i psów nie będzie. W Dłużniewie państwo Bluszczo­ wie – Barbara i Grzegorz, i ich 30-letni syn Damian, przygotowany do przeję­ cia gospodarstwa mlecznego, w któ­ rym kilkadziesiąt krów jeszcze daje wspaniałe mleko. Łąki obok zapewniają paszę. Ale tragedia rodziny wisi w po­ wietrzu. Tu ma stanąć kolejny MOP, wielki parking, a obok zbiorniki wod­ ne. Nieważne, że tu właśnie jest najlep­ sza ziemia w okolicy. Nieważne, że to miejsce powinno być chronione przez „zielonych”, czy jak tam się zwą, bo tu jest ptasia mekka, legowisko żurawi i innych rzadkich ptaków. Od wielu, wielu lat. A sąsiedniego lasu już nie ma. Wycięto bezczelnie drzewa pana Grzegorza, niczego z nim nie uzgad­ niając. Drogowcy zabrali nawet drewno i wywieźli. A przecież to miało jakąś konkretną wartość. A więc w Polsce grasują bezkarni złodzieje! Praktyka wchodzenia na pola, a nawet podwórka, to norma. Włażą, wbijają paliki i już. Padają słowa o spec­ ustawie i koniec. Gdzie są prokurato­ rzy, gdzie liczne agencje powołane do obrony człowieka?! Pani Barbara pokazuje mi stertę pism odwoławczych. Grożący rodzinie Bluszczów MOP miał stanąć w miejs­ cowości Rybitwy, kilka kilometrów da­ lej. Tam jest o wiele gorsza ziemia i nikt w Rybitwach nie protestował – bo jeśli ziemia nie rodzi, warto przeznaczyć ją na inwestycje. Kto i dlaczego zmie­ nił decyzję? Pytam w imieniu rodziny Bluszczów, no i własnym. Obudź się, miejscowa władzo! Płońsk stąd zaledwie ok. 10 kilo­ metrów. Duże miasto. Liczne urzędy. Wielu adwokatów. Ale niestety są bar­ dzo drodzy. Nie na rolnika kieszeń. Ponoć teraz tym zacnym, w końcu hi­ storycznym miastem rządzi 6 rodzin. Skoro nie władza, to może ziemlaki zajmą się krzywdą ludzką. Młody Bluszcz może być wspa­ niałym rolnikiem: zna się i chce mu się. Ale walka ze zmową drogową jest nie do wygrania. A przecież chodzi już teraz tylko o kilka – kilkanaście gospodarstw. Czy ktoś pomoże Panu Adamowi Stańczakowi i Panu Mariu­ szowi Czarneckiemu z Ćwiklinka, Panu Stanisławowi Olczakowi z Cieciórek, Pani Ewie Kucharzak ze Słoszewa Ko­ lonii? No i Bluszczom, i Rachockim. Unia pomogła, Austriak zarobi, centralno-dyrekcyjni drogowcy już nie­ długo wypną piersi na medale: rąsia, szpila, goździk. Tak było. A czy jest inaczej? Pan doktor Struzik jest już wielo­ letnim marszałkiem Mazowsza. Lu­ dzie mu chyba ufają – bo wybiera­ ją. Może się zainteresuje, wyśle kogo trzeba, by zahamować słuszny gniew i wyprostować, co pokrzywiono. Pan marszałek Struzik, to – ponoć – dru­ ga osoba w PSL-u. Czy to jest jeszcze chłopska partia, czy towarzystwo mias­ towe, wstydzące się tego, skąd ich ród i jakie mają (mieli!) obowiązki?

Kompost w Kampinosie Duża sala, może i największa w Izabeli­ nie. Usiadło ze dwieście osób, głównie kobiet. One najbardziej się o wszystko troszczą. W prezydium nowo wybra­ na burmistrz, Pani Dorota Zmarźlak. Zaprosiła i posadziła obok siłę nauko­ wą z Instytutu Ochrony Środowiska. Jestem wśród publiczności i słucham. To zebranie protestacyjne. Przeciwko wpychaniu śmieci, odpadów pod drze­ wa… Kampinosu. Park-nie park, resztki tego, co było. W końcu niedaleko wielkiej Warszawy i bardzo ważny to las. Ale oczywiście mieszkają ludzie, i to w ładnych do­ mkach. Mieszkają, więc mają śmieci. „Naukowo” to się nazywa punkt se­ lektywnej zbiórki odpadów komunal­ nych. Na pojemnikach widnieją więc litery PSZOK. Szok to może i będzie, gdy izabelinianie ustąpią, znudziwszy się próżną walką z wiatrakami. Pani burmistrz ciągnie długą historię, jak to

władza chce uszczęśliwić mieszkańców tymże PSZOKIEM – badała, wykreśla­ ła, liczyła. Ma być selektywnie, bo na to się zgodziliśmy unijnie. A więc se­ gregacja – kolorowe pojemniki, każdy starannie wrzuca gdzie trzeba, i już. No niezupełnie. Znamy nasz na­ rodek i niestety my to nie karne Nie­ miaszki, pedantyczni Holendrzy i in­ ne germańskie, posłuszne plemiona. Słyszałem niedawno w Radiu WNET kpiącego Cejrowskiego, że w Ame­ ryce (przynajmniej w wielu stanach)

Władza chce wozić to g. na teren cenny, chroniony przyrodniczo. W dodatku to teren podmokły, z którego wypływa ciek wodny zasilający dużą część Puszczy Kampinoskiej, wpadający do Bzury. ludzie nie selekcjonują, wysypują jak leci, a dopiero w punkcie zbiorczym pracownicy wybierają, przebierają i… zarabiają. U nas koszt tych zamysłów będzie ogromny, a i teraz gdzieś, „po­ tem”, trzeba będzie jeszcze raz selek­ cjonować. No, ale póki co – ma być PSZOK. Dobrze, niech będzie, ale dlaczego iza­ belińska miniwładza podrzuca śmieci pod miejsce parkiem zwane? Odpo­ wiedź: bo takie w tamtym miejscu ma. Ale pozostaje dowożenie odpadów po­ za miasteczko, na kraniec przeciwny w stosunku do Warszawy, skąd i tak trzeba będzie urobek wywozić z powro­ tem przez cały Izabelin, potem Moś­ ciska i dalej. Ludzie słuchają, słuchają i w koń­ cu dość mają. Okazuje się, że jest teren za Izabelinem bliżej Warszawy, w Moś­ ciskach. Wstaje facet, przedstawia się, podaje adres i mówi, że on sprawę za­ łatwi. I że już zgłaszał swoją propozy­ cję. Ale został zlekceważony. Władza chce wozić to g. na teren cenny, chro­ niony przyrodniczo (działka graniczy z trzech stron z Kampinoskim Parkiem Narodowym, objętym programem Na­ tura 2000). W dodatku to teren pod­ mokły, z którego wypływa ciek wodny zasilający dużą część Puszczy Kam­ pinoskiej, wpadający do Bzury. A to jeszcze nie wszystko. Od kilku lat jest tu nieformalny rezerwat ptaków i pła­ zów. Rzadkie gatunki – między innymi kuliki. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od planowanego są tereny rekreacyjne: boisko, plac zabaw, siłownia na powie­ trzu, ławki, wiata – miejsce pikników sąsiedzkich. Od szoku – PSZOKU do najbliższych domów mieszkalnych jest około 30 metrów. Ludzie więc prote­ stują. Ale w tzw. międzyczasie władza wystąpiła o dofinansowanie inwesty­ cji ze środków unijnych. Sprawa jest więc groźna, bo PSZOK ma ruszyć już od początku 2020 roku! To miałby być „tymczasowy” PSZOK. Ale wia­ domo, że prowizorki zagnieżdżają się na dłużej. Może więc powstanie ten… „szok”. Ludzi – jak to bywa często – pyta się o zdanie w ostatniej chwili. Retorycznie! Gadanina trwa. Rzeczki – jeszcze czyste – toczą wody. Urzędnicy jeżdżą i chodzą do pracy. Wkładają zarękawki i zdejmują. Ple, ple, ple. A trawa rośnie. Pisał Tuwim: „Trawo, trawo do ko­ lan,/ podnieś mi się do czoła –/ żeby myślom nie było/ ani mnie, ani pola”. Cytuję z pamięci, więc mogłem się rąb­ nąć. Ale nic to. Rąbną się decydenci bardziej albo zostaną rąbnięci, gdy za­ smrodzą rezerwaty i puszczę. Tylko że oni wcześniej pójdą precz, a następcy – którzy oczywiście rozpoczną zbio­ rową dyskusję od nowa – zwalą „zło” na poprzedników. Będzie zebranie, ga­ danie, ziewanie i tylko nadal „nieroz­ wiązywalny” problem zostanie. Czy tak – panowie lekarze? Wyślę panom ten artykuł. Może ktoś przeczyta? Może. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

10

ROK 2019 G RU DZI EŃ

LU T Y

W grudniu 2018 rząd uzyskał wotum zaufania, a opozycja przegrała wotum nieufnoś­ci.

„Partia, której hymnem jest Rota, ma pójść do wyborów razem z aborcjonistami i zwolennikami związków jednopłciowych. Coś tu jest nie tak” – oświadczył działacz PSL i gwiazda disco polo Sławomir Świerzyński, opuszczając szeregi partii.

Sejm nieomal jednogłośnie zamroził ceny prądu.TSta­ rzy, dobrzy komunistyczni patroni wrócili na ulice war­ szawskich miast.T„ Jesteśmy zagrożeni kłamstwem i manipulacją w przestrzeni publicznej. Przywrócenie prawdy w polityce jest rzeczą pilną i to mówię nie tyl­ ko premierowi Morawieckiemu” – obwieścił „obniżymy podatki” alias „zlikwidujemy Senat”, alias „nie wybieram się do Brukseli” Donald Tusk.TOdeszli bp Tadeusz Pie­ ronek, Kazimierz Kutz, Amos Oz i Georg Bush.TMetan zabił 13 polskich górników w Karwinie.TMSZ zmie­ nił zdanie i ostatecznie zgodził się na udzielenia azylu Silje Garmo, która wraz z córką uciekła do Polski z oba­ wy przed norweskim urzędem ds. dzieci, Barneverne­ tem.TW piątą rocznicę podjętej przez PO próby za­ budowania polskich dróg setkami fotoradarów Główny Inspektorat Transportu Drogowego zapowiedział za­ kup 358 nowych urządzeń rejestrujących prędkość po­ jazdów o wartości pół miliona złotych za sztukę.TU­ SA i Węgry zagłosowały przeciw, a Polska wraz z 8 in­ nymi państwami nie wzięła udziału w głosowaniu nad Światowym Paktem ws. Migracji ONZ, który nielegalną imigrację zakwalifikował do kategorii praw człowieka. T15 francuskich generałów, admirałów i pułkowników zarzuciło prezydentowi Francji zdradę.TDo pendoli­ no zawitał internet.TTSUE nakazał powrót z emery­ tury sędziom Sądu Najwyższego, przeciwko czemu nikt nie zaprotestował.TNa Ziemię dotarł pierwszy zapis dźwięków, jaki wydaje mars­jański wiatr.TDworzec Cen­ tralny w Warszawie otrzymał imię twórcy Strasznego Dworu. T„Trzeba stanowczo przypomnieć, że cel, ja­ kim jest zdobycie władzy, nie uświęca środków używa­ nych do jej zdobycia; co więcej, takie moralnie nagan­ ne postępowanie kompromituje polityków czy samo­ rządowców, jest przekroczeniem Bożego przykazania: Nie mów fałszywego świadectwa” – przypomniał w liś­ cie pasterskim na Nowy Rok metropolita katowicki abp Wiktor Skworc.T

ST YCZEŃ Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego poinformowało, że zwolennicy PO żywią bardziej negatywne uczucia do zwolenników PiS, niż ma to miejsce na odwrót. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego policzył, że w 2016 roku w niedzielnej mszy św. uczestniczyło śred­ nio 37% katolików przynależnych do 10 tys. parafii, gdzie posługę pełni ponad 20 tys. kapłanów.T5 dziewcząt przypłaciło życiem zabawę w pokoju zagadek w Kosza­ linie.TKolejną polską ofiarą islamskiego terroryzmu okazało się dziecko zasztyletowane w łonie 25-letniej Polki w Bad Kreuznach (Nadrenia-Palatynat).TPrzy okazji aresztowania osób podejrzewanych o działal­ ność szpiegowską na rzecz Huawei obywatele dowie­ dzieli się, że ich routery wi-fi komunikują się albo z pro­ ducentami w Chinach (TP-Link, ZTE), albo w USA (Ci­ sco, Linksys, Netgear).TBrytyjski parlament miażdżącą większością głosów odrzucił negocjowaną przez dwa lata umowę o brexi­cie.TMON podpisał z PZL Mielec kontrakt na dostawę śmigłowców dla polskiego wojska. TRząd zapowiedział finansowe uhonorowanie ma­ tek, które urodziły i wychowały przynajmniej czwórkę dzieci.TParlament przyjął ustawę o ujawnieniu zarob­ ków w Narodowym Banku Polskim. I tylko w tym banku. TW związku z otrzymaną podwyżką pensji nauczyciele upomnieli się o podwyżki.TPolska Wytwórnia Papie­ rów Wartościowych uruchomiła kursy sprawnej oceny dokumentu identyfikacyjnego.TKoncern z Cupertino potwierdził, że ma zamiar montować w swoich lapto­ pach szklane klawiatury pozbawione wszelkich elemen­ tów mechanicznych.T30 lat po „Miszmasz, czyli kogel­ -mogel 2” na ekrany kin wszedł „Miszmasz, czyli kogel­ -mogel 3”.T„Europa jest atakowana przez fałszywych proroków, pijanych nienawiścią i oszalałych z podnie­ cenia” – napisano w dramatycznym apelu „30 najwięk­ szych intelektualistów Europy”, pod którym umieszczo­ no listę nazwisk, z której wynika, że w zdecydowanej większości państw UE nie mieszka ani jeden ważny in­ telektualista.TW roli kornika drukarza obsadzony został dzik.TKolejną nową ofertą polityczną dla Po­ laków stała się partia Wiosna, założona przez siwego jak gołąbek byłego działacza SLD, a później Ruchu Pa­ likota – Roberta Biedronia.TW Gdańsku na pozba­ wionej wszelkiej ochrony scenie został śmiertelnie ugo­ dzony nożem wieloletni prezydent miasta Paweł Ada­ mowicz.TJerzy Owsiak podał się do dymisji, po kilku dniach wracając jednak do kierowania organizacją wiel­ kich masowych zgromadzeń: WOŚP oraz Pol'and'Rock Festival.TProtestujący pod TVP zwolennicy skrajnych organizacji spod znaku KOD i ORP zaatakowali jedną z redaktorek.T„Gazeta Wyborcza” wytknęła preze­ sowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jest deweloperem kalibru Donalda Trumpa.T„Birgfellner ma weksel Ka­ czora z żyrem Glapy; rewindykator jest niejaki Wildstein. On daje 50% franco, loco towar jest u kuzyna na Srebr­ nej. Tylko ten towar jest zajęty przez Rydzyka z powo­ du weksel Antoine’a…” – wyjaśnił czytelnikom „Do Rze­ czy”, o co chodzi w całej sprawie, redaktor Igor Zalewski. TJuż po pierwszym miesiącu roku podwójnych wybo­ rów w Polsce okazało się, że walka o tytuł dziennikarskiej Hieny Roku będzie w tym roku wyjątkowo zacięta.T

„Aby odbudować mocną pozycję Polski w UE”, liderzy Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludo­ wego, Nowoczesnej, Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Zielonych powołali do życia Koalicję Europejską, po­ tocznie zwaną egzotyczną.TW ramach wyborczych obietnic, które zostaną zrealizowane jeszcze przed wy­ borami, Jarosław Kaczyński zapowiedział rozszerzenie programu 500 plus, wprowadzenie instytucji 13. emery­ tury, zwolnienie pracowników do 26 roku życia z podat­ ku dochodowego oraz reaktywację PeKaEs.TPrezydent m.st. Warszawy ogłosił kartę LGTB+, a wiceprezydent Paweł Rabiej – wzorem polityki NSDAP wobec żydow­ skich przedsiębiorców – wezwał do bojkotu punktów sprzedaży gdańskiego piekarza Grzegorza Pellowskie­ go.TW 365 miastach Polski i świata odbyły się biegi na cześć Żołnierzy Wyklętych.TRuszyła akcja „Wesprzyj bohatera”, dzięki której kombatanci mogą udać się na wy­ poczynek do nadmorskich kurortów.TPo przyjęciu do rozpatrzenia 3 z ponad 3000 tysięcy wniosków instytucja skargi nadzwyczajnej okazała się kompletnym fiaskiem. TMająca być wsparciem pozostającego w konflikcie z Iranem Izraela Konferencja Bliskowschodnia w Warsza­ wie zaowocowała falą antypolskich wypowiedzi zarów­ no w Iranie, jak w Izraelu.TIPN zapowiedział gotowość do przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem, gdzie – według dostępnych dotąd danych – z 562 zamieszkałych tam Żydów 1600 zos­tało zamordowanych przez Polaków, a pozostałych przy życiu w liczbie ponad stu uwięziono następnie w getcie.TPod osłoną nocy wandale zrzucili z cokołu pomnik ks. Henryka Jankowskiego w Gdańsku, co najprawdopodobniej przez czysty przypadek udało się zarejestrować kamerom TVN. Podobnie jak wcześ­ niej świętujących urodziny Hitlera polskich faszystów w wodzisławskim lesie.TZa pieniądze Georga Sorosa Agora zakupiła Radio Zet.TPańst­wo odzyskało kon­ trolę nad Krajowym Sys­temem Poboru Opłat, przekaza­ nym przed laty austriac­kiej firmie Kapsch.TZmarł Jan Olszewski. Premier, który miał odwagę zapytać: czyja będzie Polska?TDo dymisji podał się twórca następ­ cy BOR – SOP – generał Tomasz Miłkowski.TKardy­ nałowie w Watykanie w 21-punktowej deklaracji po­ tępili grzech pedofilii, nie potępiając grzechu sodomii. TOgłoszono początek końca produkcji samolotu A380 Airbus.TRosyjski małogabarytowy dron uderzenio­ wy Kub-BLA okrzyknięto kałasznikowem XXI wieku. TPod Mińskiem Mazowieckim spadł kolejny Mig-29. TWandale zdewastowali kaplicę w Katowicach-Panew­ nikach.TNa Zamku Królewskim w Warszawie rozwinię­ to i udostępniono publiczności tzw. rolkę sztokholmską – 15-metrowej długości fryz, na którym utrwalony zo­ stał wjazd Zygmunta III Wazy do Krakowa.T„Zabobon osiągnął niewiarygodne rozmiary. Ocenia się, że na po­ czątku XXI wieku pracowało we Włoszech około 350 ty­ sięcy wróżbiarzy, a więc wielokrotnie więcej niż księży katolickich. W Wlk. Brytanii specjalistów od »medycy­ ny alternatywnej« jest więcej niż lekarzy rodzinnych” – odnotował w swojej najnowszej książce Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej Wojciech Roszkow­ ski.TNapis: „Bóg, Honor, Ojczyzna” w nowym wzorze paszportu bardzo nie spodobał się rzecznikowi praw obywatelskich.TWyliczono, że studenci z Ukrainy sta­ nowią już ponad połowę cudzoziemców studiujących na polskich uczelniach.TSąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieście uznał, że blokowanie legalnej demonstracji przez nielegalną demonstrację jest legalne.TDo Polski wróciły pierwsze boćki.

M AR ZEC Władze Świdnika, a także Ostrowa Lubelskiego i Puław przyjęły deklarację: „Powiat wolny od ideologii LGBT”. Wieloletni przewodniczący ZNP Sławomir Broniarz ni­ czym potwór z Loch Ness wychynął na powierzchnię ży­ cia politycznego w Polsce, żądając 30% podwyżek na­ uczycielskich uposażeń.T„Na innych galaktykach są cywilizacje na trzy razy wyższym poziomie rozwoju in­ telektualnego. My jesteśmy najniżej. Wyższa cywiliza­ cja przyjeżdża, przygląda się. Jak zagrozimy destabiliza­ cją, Putinem, atomem (…), oni nam przeszkodzą, prze­ tną na pół, Ziemia się zwinie, wszystkich nas zgniecie” – poinformował mieszkańców Podkarpacia Lech Wa­ łęsa.TByły prezydent, a obecnie radny PiS w Siedl­ cach Wojciech Kudelski został pchnięty nożem w brzuch. TZa publikację Jak mafia rządziła Warszawą Wojciech Bied­roń otrzymał Nagrodę Wolności Słowa SDP.TLi­ derem wśród tygodników pozostał „Gość Niedzielny” (113 tys. egz.); na kolejnych miejscach ulokowały się: „Polityka” (96 tys.), „Newsweek Polska” (86 tys.), „Sie­ ci” (36 tys.), „Do Rzeczy” (32 tys.).TPiotr Pałka stał się członkiem, zawieszonym członkiem, a nas­tępnie zdy­ misjonowanym członkiem zarządu Telewizji Polskiej. TMinął kolejny miesiąc, w którym wziętemu austria­ ckiemu biznesmenowi G. Birgfellnerowi oraz znanemu adwokatowi R. Giertychowi nie udało się odnaleźć ani oryginałów nagrań ze spotkań z Jarosławem Kaczyń­ skim, ani żadnych umów i rachunków za wykonaną po­ noć pracę na rzecz spółki Srebrna.TTK wydała wyrok

w sprawie KRS, co bardzo nie spodobało się PO-PSL­ -N.NOWOCZESNA-SLD, chwilowo występującym pod wyborczym skrótem KE.TSpecjalizujący się w sztuce skandalu miejski Teatr Powszechny w Warszawie wysta­ wił Mein Kampf.TOkazało się, że autorzy najbardziej ostatnio głośnych książek na temat antysemityzmu Pola­ ków w czasie II wojny światowej, jak Joanna Tokarska czy Jan Grabowski, byli hojnie obdarzani w ostatnich latach grantami od niemieckich fundacji.TW wywiadzie dla czeskiego tygodnika „Echo24”, zatytułowanym Polacy byli sąsiadami, Niemcy intruzami, dyrektor Żydowskie­ go Instytutu Historycznego w Warszawie Paweł Śpiewak zdradził, że stworzył listę złożoną z Polaków-naczel­ nych antysemitów, na której Paweł Lisicki, jego sąsiad z kamienicy, figuruje na miejscu nr 4.TBrytyjscy eks­ perci potwierdzili odnalezienie licznych śladów trotylu w próbkach pobranych z wraku tupolewa spod Smoleń­ ska.TParlament Europejski przegłosował Acta II oraz zawieszenie statusu strategicznego partnera UE przez Federac­ję Rosyjską.T„Obecny rząd kwestionuje pol­ skie interesy i to MUSI ulec zmianie” – zakomunikował bawiący w Warszawie kandydat na szefa Komisji Euro­ pejskiej Manfred Weber (CSU).TPo tym, jak Londyn nie dał sobie narzucić daty złożenia wniosku w sprawie wyjścia z UE, podobnie postąpił z ustaloną w Brukse­ li datą brexitu.T„Wzrost PKB w strefie euro był wol­ niejszy niż w innych rozwiniętych gospodarkach, a tak­ że w UE jako całości, przez cały okres jej istnienia: przed kryzysem, w czasie globalnej recesji, a nawet podczas niedawnego euroboomu – podsumował efekty 20 lat istnienia europejskiej waluty „The Economist”.TSejm zaproponował obniżenie z 8% na 5% stawek VAT na pieczywo, ciastka, smoczki, pieluszki i wózki dziecięce oraz podwyższenie z 5% do 23% VAT na ośmiorniczki i inne owoce morza.TRuszyły pierwsze prace budow­ lane związane z przekopem Mierzei Wiślanej – polskiej szansy na Balaton Północy.T„ Jeśli jakakolwiek grupa ludzi wśród swoich haseł na czołowych miejscach sta­ wia zabijanie dzieci nienarodzonych i deprawację tych, co się jakoś urodziły, to nie jest polityka. To jest etyka, a właściwie kpiny z etyki. Tu trzeba wołać! Więc wołam: Ludzie, opamiętajcie się! Nawróćcie się do Boga Wasze­ go! Tak, Waszego! Miłosiernego!” – zaapelował z wyso­ kości opactwa w Tyńcu ojciec Leon Knabit.

KWI ECI EŃ „Sąd nad Judaszem w Pruchniku to było odrażające antysemickie wydarzenie” – oświadczył ubiegający się o mandat polskiego europarlamentarzysty kandydat nr 1 Koalicji Europejskiej w Warszawie Włodzimierz Cimoszewicz na temat ludowego zwyczaju objętego w sąsiednich Czechach ochroną UNESCO. Chrystus Zmartwychwstał!TW przeprowadzonym w Wielkanoc na Sri Lance ataku muzułmańskich ter­ rorystów życie za wiarę oddało ponad 350 chrześcijan. TPo kościołach św. Jakuba w Grenoble (2018) i Saint­ -Sulpice (marzec 2019), w ogniu stanęła także katedra Notre Dame.TZ aplauzem Donalda Tuska i liderów Ko­ alicji Europejskiej zgromadzonych na stołecznym Uni­ wersytecie Warszawskim polscy katolicy zostali utoż­ samieni z nieczystymi świniami.T„Byli wysocy funk­ cjonariusze PZPR przemycają do Koalicji Europejskiej wartości, których kiedyś wytrwale bronili. Platforma za daleko się posunęła, wpisując na swoje czołowe listy funkcjonariuszy tamtego państwa” – oświadczył na od­ chodnym z KE senator Jan Rulewski.TMinęła 15. rocz­ nica członkostwa w UE oraz 20. w NATO, z okazji czego do Polski zjechało 12 przywódców unijnych państw, a so­ jusznicze wojska przemaszerowały ulicami Warszawy.T „To wielki sukces. Po 30 latach od obrad Okrągłego Sto­ łu symbolicznie i faktycznie sprawiedliwości stało się za­ dość” – poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicz­ nych przy okazji faktu pozbycia się ze swoich szeregów dyplomatów współpracujących z SB. Ministerstwo za­ razem nie poinformowało o ponad setce pracujących wciąż w resorcie absolwentów moskiewskiej akade­ mii dyplomatycznej MGIMO, których z rozkazu KGB Służbie Bezpieczeństwa nie wolno było werbować.T Okazało się, że 2 lata to zbyt krótki okres na złoże­ nie przez MSZ skargi do Międzynarodowego Try­ bunału Sprawiedliwości w sprawie rosyjs­kiego an­ tyśledztwa dotyczącego katastrofy smo­ leń­ s­ kiej oraz zwrotu wraku TU-154M.TRada Miasta Krakowa odmówiła przyznania honorowego obywatel­ stwa najwybitniejszej w powojennej historii polskiej te­ nisistce Agnieszce Radwańskiej.TUrząd Miejski w Ka­ towicach ogłosił: „Przetarg na system zarządzania ru­ chem o wartości do 56 mln zł bez VAT, z czasem jego wdrożenia w ciągu 20 miesięcy oraz utrzymania przez kolejne 66 miesięcy, o specyfikacji: cena (55%), popra­ wa warunków ruchu (20%), wsparcie operacyjne (5%), eksperyment mikrosymulacyjny (5%), opis techniczny oferowanego rozwiązania (15%)”.TWęgry powoła­ ły do życia Wyszehradzką Agencję Informacyjną z sie­ dzibą w Londynie.TMinęły 3 lata od zapowiedzi uru­ chomienia przez TVP angielskojęzycznej Telewizji Wy­ szehradzkiej z siedzibą w Krakowie.TDysponujący wykształceniem pedagogicznym strażacy, księża i sio­ stry zakonne przyszli w sukurs młodzieży w szkołach objętych strajkiem nauczycieli domagających się 30% podwyżki podstawy uposażenia.TW kosmos polecia­ ły dwa pionierskie polskie satelity.TZ inicjatywy mini­ stra rolnictwa Ardanowskiego, wzorem innych państw UE, rozpoczęto w końcu w Polsce znakowanie towarów

Maciej D flagą państwa, z którego pochodzą, czego jako pierw­ szy doświadczył polski ziemniak.TFundac­ja Otwarty Dialog Ludmily Kozlovskiej okazała się jeszcze bardziej otwarta na przyjmowanie pieniędzy rosyjskiego i nie­ wiadomego pochodzenia, niż dotąd powszechnie są­ dzono.TPo Słowacji także na Ukrainie wybory prezy­ denckie wygrała osoba o nieznanych szerzej poglądach. TNa ekrany kin zawitał jeden z najlepszych w dziejach polskiej produkcji film religijny – poświęcony św. Faus­ tynie „Miłość i Miłosierdzie”.TW wieku 92 lat zmarł Tadeusz Pluciński – na wieki wieków amant.TWyjaś­ niono, że zdjęcie czarnej dziury, które w marcu obiegło media i portale społecznościowe na całym świecie, „nie jest zdjęciem czarnej dziury, ponieważ czarnej dziury nie da się sfotografować”.

M A J Od tej pory, jak będę czytał wyniki meczów, tabelę ligową w „Gazecie Wyborczej”, to będę je również sprawdzał na wszelki wypadek w innych mediach – poinformował premier Mateusz Morawiecki w odpowiedzi na kolejną kłamliwą kampanię koncernu Agora.

TMinęło 40 lat od wezwania św. Jana Pawła II: „Niech

zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. TZ okazji okrągłej rocznicy wyborów 1989 roku, do Sejmu i Senatu zawitali dysydenci z całej Europy Środ­ kowej i Wschodniej.TW odpowiedzi na skierowane na Kościół ataki, profanację obrazu NMP Częstochowskiej, próby postawienia znaku równości pomiędzy pedofi­ lią a Kościołem przez liderów i działaczy tzw. totalnej opozycji, polscy katolicy zamanifestowali potęgę mi­ łości bliźniego.TNowym Mateuszem Kijowskim stał się Marek Lisiński. Tylko na krócej.TPrzy rekordo­ wo wysokiej frekwencji (46%) i zachodnioeuropejskim w końcu poziomie głosów uznanych za nieważne (poni­ żej 1%), wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało PiS (45%) przed Koalicją Europejską (38,5%).TSamo­ zwańczy kandydaci na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej – Manfred Weber i Frans Timmer­ mans – podali tyły.TPolska wygrała przed TSUE spór z KE w sprawie legalności podatków od sklepów wielko­ powierzchniowych.TKrakowskie sześcioraczki z epo­ ki 500+ pobiły rekord gdańskich pięcioraczków z cza­ sów Gierka.TStan liczebny wojsk obrony terytorialnej przekroczył 20 tysięcy żołnierzy.T„W Polsce przy­ gotowano grunt dla działań międzynarodowych grup przestępczych. Minister [finansów] i premier musieli wiedzieć” – przed sejmową komisją ds. wyłudzeń VAT zeznała minister Elż­bieta Chojna-Duch.TOgłoszono, że Katowice staną się stolicą Światowego Forum Miej­ skiego 2022.T„Na każdym piłkarskim meczu ligowym jest gość, który się nazywa „gniazdowy”. To fenomenal­ na funkcja, bo ten człowiek stoi pupą do boiska i w ogó­ le nie ogląda meczu. W ręku trzyma megafon i napie­ prza, wrzeszczy, śpiewa, polemizuje z trybuną przeciw­ ną. Dzisiaj polscy dziennikarze stali się gniazdowymi. Ten lepszy, kto głośniej wrzeszczy” – podzielił się swoją opinią na temat stanu dziennikarstwa Robert Mazurek. TInstytut Gallupa i Fundacja Knighta poinformowały,


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

11

W TELEGRAFIE WNET dzieci. Biznes.TDzięki orzeczeniu TSUE okazało się, że nowy, choć już nieaktualny mechanizm emerytalny dla sędziów, którzy karierę zawodową rozpoczęli w latach pięćdziesiątych, jest zgodny z prawem Unii Europej­ skiej, a sędziów zatrudnionych w wymiarze sprawiedli­ wości PRL w latach sześćdziesiątych i późniejszych – nie­ zgodny z nim.TPolicja błyskawicznie ujęła i poddała przesłuchaniu Jakuba A. podejrzanego o okrutne mor­ derstwo 10-letniej Kristiny z Mrowin na Dolnym Śląsku, co wywołało protest Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie praw Jakuba A.TWładze miasta Gdańska pos­tanowiły obronić Westerplatte przed polskimi wła­ dzami.TKraków i Małopolska otrzymały możliwość organizacji sportowych Igrzysk Europejskich w 2023 roku.TNajdrożej sprzedane dzieło sztuki w histo­ rii (450 mln USD) – Zbawiciel Świata Leonarda da Vin­ ci, okazało się zdobić wnętrza 134-metrowego jach­ tu „Serene” księcia Muhammada ibn Salmana z Arabii Saudyjskiej.TMeblarska firma IKEA pozbawiła pra­ cy Polaka, który przy pomocy cytatu z Pisma Świętego wyraził swoją krytyczną opinię na temat akcji: „Włą­ czenie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas” [tak w oryg.].TSilny podziemny wstrząs przypłaciło ży­ ciem 3 górników kopalni Murcki-Staszic.TWśród to­ warów najchętniej kradzionych w sklepach – na sumę ok. 8 mld złotych rocznie – znalazły się alkohole, sery, mięso, słodycze i konserwy rybne.TPoinformowano, że średnia prędkość ściągania danych przez użytkow­ ników Internetu w Polsce sięgnęła 44 Mb/s.TNa war­ szawskim Kongresie Poradnict­wa radzono, jak najle­ piej radzić.TW Katowicach odbyła się przedwybor­ cza konwencja prog­ramowa PiS.TMinęło 450 lat od zawiązania się unii realnej Polski i Litwy, opartej na za­ sadzie: wolni z wolnymi, równi z równymi.TSusza ob­ jęła 28,09% gruntów ornych.TDzięki ekologom War­ szawę opanowały komary. T

LI PI EC

Drzazga

Sąd Okręgowy w Warszawie sięgnął po instrument cenzury prewencyjnej, zakazując „Gazecie Polskiej” dystrybucji numeru zawierającego naklejkę o treści „Strefa wolna od ideologii LGBT”.

że na jednego amerykańskiego dziennikarza o poglą­ dach prawicowych przypada ok. 13 przyznających się do poglądów lewicowych, sytuując tym samym tę pro­ fesję wśród najbardziej lewicowych zawodów w USA. TGoogle wypowiedział wojnę Huawei.TPodliczo­ no, że w ciągu 15 lat swojego członkostwa w UE do unij­ nego budżetu Polska wpłaciła 53 miliardy euro, otrzy­ mując z niego 163 mld euro.TNiemieckie minister­ stwo finansów poinformowało, że wydatki z budżetu centralnego na imigrantów sięgnęły w ub.r. kwoty 23 mld euro.TZ powołaniem na „szkodliwy wpływ na społeczne poczucie bezpieczeństwa”, długość ostrza noża, który można mieć legalnie przy sobie na teryto­ rium RFN, ograniczono do 6 cm.TNa licytację trafił definiujący polskość jako nienormalność esej Donalda Tuska.TUjawniono, że w nowym Wordzie Microsof­ tu pojawi się funkcja podkreślająca na czerwono wy­ rażenia mające naruszać tzw. poprawność polityczną. TSuszę zastąpiły deszcze.TPlastikowej palmie przy rondzie de Gaulle’a w Warszawie wymieniono liście z zielono-zakurzonych na zakurzono-pożółkłe.TSte­ fan Truszczyński napisał do premier Beaty Szydło list w sprawie Głównego Geologa Kraju, którego następnie odwołano.TRadio WNET tyleż skromnie, co hucznie obeszło decennium swojego istnienia.T

C ZERWI EC Polski Związek Łowiecki wystąpił z wnioskiem o wpisanie na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO zwyczaju zapewniania sobie powodzenia w łowach przez łapanie młodej kobiety za kolano. Na szczycie Duda-Trump zapowiedziano więcej Ame­ ryki w Polsce.T„1000 dodatkowych żołnierzy USA za grube miliardy? Przyjrzymy się dokładnie temu poro­ zumieniu” – skomentował zapowiedź stałej obecno­ ści amerykańskich wojsk na terytorium RP oraz zaku­ pu samolotów F-35 kandydat opozycji na premiera, Grzegorz Schetyna.TDecyzją zachodnioeuropejskich mocarstw Rosji przywrócone zostało zawieszone po aneksji Krymu prawo głosu w Zgromadzeniu Parla­ mentarnym Rady Europy.TKoalicja państw skupio­ nych wokół Grupy Wyszehradzkiej powstrzymała ko­ alicję Paryża, Berlina i Mad­rytu w bitwie o zachowanie nadrzędnej pozycji Rady Europejskiej, czyli konferencji unijnych premierów przy podejmowaniu najwyższych decyzji w UE.TPoprzez otwarcie naboru do programu 500+ na pierwsze dziecko i skierowanie do Sejmu pro­ jektu ustawy o zerowym podatku VAT dla osób poni­ żej 26 lat, realizacja tzw. Piątki Kaczyńskiego wesz­ła na ostatnią prostą.TRząd przedyskutował projekt nowe­ lizacji ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjona­ riuszy Policji, ABW, AW, SKW, SWW, CBA, SG, SOP, PSP, Służby Celno-Skarbowej i Służby Więziennej oraz ich rodzin.TDomagając się informacji na temat „jak par­ tie demokratyczne chcą wygrać nadchodzące wybory”, Obywatele RP zaczęli pikietować warszawskie siedziby partii PO, PSL i .Nowoczesnej.TRyszard 6 Króli Petru ogłosił swoje pożegnanie z polityką.TCórka dyktato­ ra Jaruzelskiego zapowiedziała swój start w jesiennych wyborach do Senatu.TŚwiatło dnia ujrzały Resortowe

Rezerwy złota Narodowego Banku Polskiego wzrosły o ponad 100 ton.TLiczba Polaków, których roczny do­ chód sięgnął ponad milion złotych, przekroczyła 30 ty­ sięcy.TWynikiem 16 mln zakupionych obligacji skar­ bowych miesięcznie padł rekord 30-lecia.TEurostat wyliczył, że w lipcu ceny żywności wzrosły na Słowa­ cji o 0,5%, w Polsce o 0,4%, w Czechach o 0,2%, a na Węgrzech obniżyły się o 0,2%.TPO zawarła przed­ wyborczy sojusz z PO, PSL z PSL-em, a nowi 3 tenorzy, których ugrupowania cienko piszczą w sondażach, ogło­ sili zjednoczenie lewicy.TPo .N Ryszarda Petru kolej­ ną niebanalną już w nazwie partią stała się #R Revolu­ tion Maxa Kolonko.T„PO i PiS zamieniły się rolami sprzed dekady. Rządzący z PiS są dziś przedstawicie­ lami tego, co stabilne, umiarkowane, dla zwykłych lu­ dzi normalne, a opozycja wchodzi w buty radykałów domagających się nieakceptowanych społecznie re­ wolucji” – wyjaśnił czytelnikom tygodnika „Sieci” me­ andry polityki dr Tomasz Żukowski.TDzięki prezy­ dentowi Białegostoku Truskolaskiemu (PO) zwolenni­ kom genderyzmu udało się w końcu zmierzyć na ulicy z antygenderystami.T„Sędzia na to, że mam podać, ile mam lat, a nie rok urodzenia. Ja więc pytam ludzi na sali, czy ktoś ma kalkulator, to policzę. Sędzia na to, że świadkowi nie wolno prosić osób postronnych o pomoc w zeznaniach” – zrelacjonował szarą rzeczywistość pol­ skiego sądownictwa Wojciech Cejrowski.TNajwięk­ szym przebojem na rynku alkoholi w Polsce okazało się piwo bezalkoholowe (wzrost +77% rok do roku).TNo­ wo powstała partia Sługa Narodu rozgromiła konkuren­ cję w przyspieszonych wyborach parlamentarnych na Ukrainie.TAlexander Boris de Pfeffel Johnson prze­ prowadził się na Downing Street 10.TPo 5 latach boj­ kotu ze strony Jeana-Claude’a Junckera do Warszawy przyjechała nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.TWspółzałożyciel firmy Apple Steve Wozniak wezwał Amerykanów do opuszczenia Facebooka i innych internetowych platform, które ma­ sowo zbierają wrażliwe dane o swoich użytkownikach. TWbrew wcześniejszym zapewnieniom okazało się, że pożar, który strawił przed laty magazyny najwięk­ szego na świecie koncernu fonograficznego Universal Music Group, pochłonął m.in. taśmy-matki z nagrania­ mi Louisa Armstronga, Duke’a Ellingtona, Joan Baez, El­ tona Johna i Stinga.TTomasz Kot obiecał pojawić się w Hollywood jako Nikola Tesla.TZ okazji lata za cenę ponad pół miliona złotych miesięcznie parking dla in­ teresantów warszawskiego ratusza zamieniono na drew­ niano-doniczkową strefę relaksu.TMiasto Lublin za­ trudniło stado owiec w charakterze żywych kosiarek trawy.TMłodszy ogniomistrz Adrian Aksamitowski z PSP w Płońsku poinformował, że „został zadyspono­ wany w związku z faktem, że na dachu dwupiętrowe­ go budynku pojawiła się krowa, która dostała się tam po schodach po staranowaniu drzwi pustostanu i właś­ ciciel potrzebował pomocy, aby krowę sprowadzić na dół”.TKarel Gott skończył 80 lat.TArcheolodzy od­ kryli, że biblijni Filistyni byli Europejczykami przybyły­ mi do Palestyny w XII wieku p.n.e.T35 lat od premie­ ry filmu Seksmisja światowe media poinformowały, że w rolę agenta 007 wcieli się czarnoskóra piękność Las­ hana Lynch.TPo raz 75 Polacy oddali hołd warszaw­ skim powstańcom. T

SI ERPI EŃ Okazało się, że wspierająca wysiłki prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego we wprowadzeniu karty LGBT+ w Warszawie Jolanta Lange to Jolanta Gontarczyk – oficer SB, która wraz z mężem inwigilowała najprawdopodobniej otrutego przez SB założyciela ruchu Światło-Życie ks. Franciszka Blachnickiego.

T„Jeżeli ktokolwiek wątpi, że przeznaczeniem każde­

go narodu jest wolność, wystarczy, że spojrzy w kierun­ ku Polski. Zobaczy wtedy ludzi, którzy ukochali wolność. Odwaga i wiara Polaków prowadziła ich naprzód. Udo­ wodniliście światu, że tam, gdzie jest Duch Boży, tam jest też wolność” – powiedział wiceprezydent Stanów Zjed­ noczonych Mike Pence podczas obchodów 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej.T„Ameryka to najbogat­ szy kraj Trzeciego Świata” zauważył tego samego dnia portal Onet.plTW dniu, kiedy po wizycie na Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth kanclerz Angela Merkel wraz z małżonkiem udali się służbowym śmigłowcem na urlop do włoskiej Adygi, z uwagi na loty służbowym samolo­ tem z rodziną oraz posłami na pokładzie do dymisji po­ dał się marszałek Sejmu Marek Kuchciński.TZ funkcji wiceministra sprawiedliwości odszedł oskarżany o skie­ rowany w sędziów hejt sędzia Łukasz Piebiak.TPo tym, jak Sąd Najwyższy zaczął kwestionować legalność wybo­ ru Krajowej Rady Sądownictwa, KRS w Trybunale Kon­ stytucyjnym zakwestionowała legalność wyboru sędziów Sądu Najwyższego.TRadni PO sprzeciwili się nadaniu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu tytułu honorowego obywatela Gdańska.T„Czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistow­ ska, chcąca opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie czerwona, ale tęczowa, która zatruwa serca i umysły” – powiedział podczas homilii metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski, którego non possumus spotkało się z poparciem m.in. przewodniczących episkopatów Austrii, Czech, Słowacji i Węgier.T„Der Tagesspiegel” opubliko­ wał statystyki, według których stanowiący 11,5% miesz­ kańców Niemiec imigranci popełniają 34,5% przestępstw, w tym 43% wszystkich zabójstw oraz 71% kradzieży kie­ szonkowych.TW Brukseli zwolennicy wegańskiej diety zaprotestowali przeciwko planom odebrania prawa do używania nazwy ‘burger’ wyrobom roślinnego pocho­ dzenia.TOperator elektrowni atomowej w Fukushimie potwierdził, że w 960 zbiornikach przechowuje obecnie 1,15 mln ton skażonej radioaktywnie wody, której w ża­ den sposób nie udaje się dezaktywować i której zapasy rosną w tempie 170 ton dziennie.TNa skutek zbudowa­ nego wbrew prawu grawitacji systemu dostarczania nie­ czystości do oczyszczalni ścieków Czajka, Warszawa zaczę­ ła zanieczyszczać Królową polskich rzek w tempie 3 ton ścieków na sekundę.TGenerał Zygmunt Berling rozstał się z cokołem.TDoskonale prosperujące zarówno przed, jak i po 1989 roku zakłady Zelmer upadły w 6. roku po ich przejęciu ich przez niemiecki koncern Bosch und Siemens. TNiemieckiej gospodarce zajrzała w oczy recesja.TOd uderzenia pioruna zginęło w Tatrach 5 osób, a kilkadzie­ siąt dalszych zostało rannych.TAmerykański grzyb zło­ tak wysmukły zaczął opanowywać lasy północnej Polski. TDecyzją Sejmu Polacy do 26 roku życia przestali pła­ cić podatek dochodowy.TPremier, a zarazem minister finansów Mateusz Morawiecki zapowiedział zrównowa­ żenie budżetu państwa.TW mieście Lohr am Main w Ba­ warii odnaleziono płytę nagrobną zmarłej ponad 200 lat temu Marii von Erthal – bajkowej Królewny Śnieżki.T

WR ZESI EŃ Po trzyletnim procesie Komisja Europejska przegrała z Polską proces w sprawie konieczności otwarcia biegnącej przez RFN lądowej odnogi gazociągu Nord Stream (OPAL) na gaz innego pochodzenia niż rosyjski.

TJacek Bromski zarzucił cenzorskie praktyki TVP. TVP

reżyserowi – stosowanie autocenzury. A jury Festiwalu Pol­ skich Filmów Fabularnych w Gdyni postanowiło nie przy­ znać produkcji Solid Gold żadnej z licznych nagród, któ­ re w większości trafiły na ręce autorów filmów Obywatel Jones Agnieszki Holland oraz Ikar. Legenda Mietka Kosza Macieja Pieprzycy.TDzięki zaangażowaniu rządu i woj­ ska miliony ton ścieków przestały płynąć z Warszawy do Wisły i Bałtyku.TSąd Okręgowy w Warszawie nie zgo­ dził się zwolnić z tajemnicy służbowej generałowej Mag­ daleny Fitas-Dukaczewskiej, zaufanej tłumaczki z języka rosyjskiego premiera Donalda Tuska.TKrajowa Rada Sądownictwa poinformowała, że liczba skarg obywateli na pracę sędziów dalej rosła i wzrosła w ub.r. do pozio­ mu ponad 8 tysięcy.TPod hasłem: Czyń dobro – donoś Google rozpoczęło akcję reklamową aplikacji, która uła­ twia utrwalanie i przesyłanie na policję wydarzeń o poten­ cjalnie przestępczym charakterze.TMinistrowie spraw wewnętrznych Francji, Niemiec, Włoch, Malty i Finlandii uzgodnili mechanizm podziału migrantów przedostają­ cych się do Europy przez Morze Śródziemne, wyrażając przekonanie, że „jeszcze w październiku dołączą do pro­ gramu pozostałe państwa UE”.TW związku z rządowym Programem walki ze stereotypami związanymi z płcią w dziecięcym świecie, do francuskich sklepów trafiły „neu­ tralne płciowo” lalki Barbie.T30 tysięcy ludzi podpisało list w obronie prof. Aleksandra Nalas­kowskiego, który po swoim prasowym felietonie wymierzonym w ruch LGBT otrzymał 3-miesięczny zakaz wykonywania zawodu na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.TTylko

jeden poseł Platformy Obywatelskiej podniósł w Sej­ mie rękę za ustawą wprowadzającą konieczność ujawnia­ nia przez najważniejszych urzędników państwowych tak­ że majątku swoich żon i dzieci.TObowiązek tworzenia przez kierowców tzw. korytarza życia oraz jazdy na suwak stał się formalnym nakazem.T„Nic – poza nadzwyczaj­ nymi okolicznościami – nie usprawiedliwia nieobecności katolików w sprawach publicznych. (…) Między katolika­ mi mogą istnieć różnice poglądów, ale pluralizm nie mo­ że oznaczać moralnego relatywizmu” – napisali polscy biskupi w kontekście najbliższych wyborów parlamen­ tarnych.TChciałoby się powiedzieć: spieszmy się po­ znawać programy Platformy Obywatelskiej – tak szybko się zmieniają. Zmieniają się w takim tempie, że nawet ich autorzy czy liderzy nie są w stanie zapamiętać, co obie­ cywali jeszcze parę tygodni temu – skomentował dzien­ nik „Rzeczpospolita” problemy przywódców Platformy Obywatelskiej z przypominaniem sobie własnych obietnic wyborczych.TJabłka i ziemniaki w górę, ale pietruszka mocno tanieje – podała PAP.TDo mieszkania na Moko­ towie przez otwarte okno wleciała papuga z nogą w gip­ sie – poinformował insp. Jerzy Jabraszko z referatu praso­ wego warszawskiej straży miejskiej.TW mistrzostwach Europy siatkarze sięgnęli po brąz.TOdeszli od nas: pol­ ski orzeł Kornel Morawiecki oraz Jan Kobuszewski, aktor. TPo dwudziestoletniej przerwie dochody ze sprzedaży winylowych płyt gramofonowych w USA wyprzedziły te pochodzące ze sprzedaży CD.TKontakty z Rosjanami, mające służyć jako argument dla impeachmentu prezy­ denta Donalda Trumpa, zostały zastąpione jego kontak­ tami z Ukraińcami.T13 października zakończy się po­ nad 4-letnia permanentna kampania wyborcza w Polsce. Albo i nie.T

PA ŹDZI ERNI K Naukowcy z NASA poinformowali, że tzw. dziura ozonowa, odpowiednik CO2 w XX wieku, gwałtownie się kurczy. Najprawdopodobniej z tych samych powodów, z których powstała. Nieznanych.

TW meczu: Prawo i Sprawiedliwość kontra reszta świa­

ta, wybory parlamentarne rozstrzygnął na swoją korzyść PiS, zdobywając 8 mln głosów, co przełożyło się na 235 mandatów w Sejmie i 48 mandatów w Senacie.TDo Sej­ mu dostała się też postkomunistyczna SLD wraz z przybu­ dówkami (49 mandatów) oraz narodowo-liberalna Konfe­ deracja (11 mandatów).TW skali kraju bastionami opo­ zycji okazały się wielkie miasta, województwo pomorskie i lubuskie oraz zakłady karne, gdzie PiS odnotował wynik od 14% (Wrocław) po zaledwie 8,5% (Warszawa-Biało­ łęka).TPrzy okazji Donald Tusk ogłosił, że nie będzie kandydował w zbliżających się wyborach prezydenckich. TPrzy okazji Państwowa Komisja Wyborcza sama sobie pogratulowała tempa policzenia głosów – zwyczajowo już najdłuższego w całej UE.TAutogratulacje złożyła sobie też policja za akcję Znicz, podczas której 6 tysięcy zaangażowanych w wielodniowe kontrole drogowe na te­ renie całego kraju policjantów nie zatrzymało ani jedne­ go kierowcy będącego pod wpływem środków odurzają­ cych innych niż alkohol.TUstami papieża Kościół zapo­ wiedział, że uznaje świętość Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego.TCzołowi redaktorzy „Gazety Wybor­ czej” zaczęli występować w arabskiej telewizji Al Jazeera. TOlga Tokarczuk, wychowanka Wisławy Szymborskiej, otrzymała literackiego Nobla.TPoświęcony św. Fausty­ nie polski film Miłość i Miłosierdzie wszedł na ekrany 800 amerykańskich kin, bijąc frekwencyjne rekordy.TUchy­ lający tajemnice przemysłu aborcyjnego w USA film Nieplanowane trafił na srebrne płótno w Polsce.T50 ty­ sięcy Czechów pożegnało w katedrze św. Wita w Pradze Karela Gotta – malarza i piosenkarza.TZmarł prof. Jan Szyszko, który Greenpeace się nie kłaniał.TPoinformo­ wano, że po łapówkę w wysokości 200 tys. złotych bur­ mistrz dzielnicy Warszawa-Włochy udał się autem mar­ ki Maserati (TVP), Škodą (TVN), Lamborghini (Polsat). TMiasto Kielce zaczęło inwestować w 6-kolorowe tzw. tęczowe ławeczki.TPatriotyczna akcja „Szkoła pamię­ ta”, w ramach której miejsca narodowej pamięci odwie­ dziło 1,3 mln uczniów oraz 108 tys. nauczycieli, pokrzyżo­ wała plany organizatorom tęczowego piątku.TNa wez­ wanie ZNP nauczyciele przystąpili do strajku włoskiego. Podobno.TPrezydent Wołodymyr Zełenski rozpoczął wojnę o pokój na rubieżach Ukrainy.TWojska tureckie wkroczyły do Syrii.TPo Singapurczykach także Libań­ czycy i Katalończycy wyszli masowo na ulice protesto­ wać.TZ powołaniem na problemy finansowe izraelska dyplomacja zamknęła własne placówki dyplomatyczne. TWlk. Brytania ogłosiła referendum w sprawie brexi­ tu w formule przyspieszonych wyborów parlamentar­ nych.TUE pogrążyła się w sporach dot. składu nowej Komisji Europejskiej.TRzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu ogłosił, że Polska – któ­ ra obiecała, ale nie przyjęła; Czechy, które nie obiecały, ale przyjęły, oraz Węgry – które ani nie obiecały, ani nie przyjęły uchodźców i imigrantów w ramach tzw. progra­ mu relokacji – złamały unijne prawo.TPodczas wykła­ dów w Akademii Policyjnej w Helsinkach ujawniono, że 93% gwałtów na kobietach popełnionych w Finlandii mają na sumieniu muzułmanie, którzy stanowią 2,8% ludności kraju.TEurostat policzył, że spośród krajów UE w ciągu ostatniego dziesięciolecia w globalnym handlu najszyb­ ciej rósł udział firm z Irlandii (+58%), Rumunii (+38%) i Polski (+26%), a największy spadek odnotowały: Wło­ chy (-20%), W. Brytania i Francja (po -15%).TZ dniem 11 listopada 2019 roku Polacy otrzymali możliwość pod­ różowania do USA bez wizy.T


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

12

7 listopada 2019 roku Emmanuel Macron udzielił wywiadu tygodnikowi „The Economist”. Odniósł się w nim do paktu militarnego NATO i do dysfunkcji, które w jego opinii występują obecnie w tym sojuszu. Stwierdził, że trudno powiedzieć, czy aktualnie zadziałałby artykuł 5 paktu, mówiący o wsparciu wszystkich członków tej organizacji w przypadku agresji na jedno z jej państw członkowskich. Jego zdaniem NATO znajduje się obecnie w stanie śmierci klinicznej i potrzebuje reformy.

NATO w stanie śmierci klinicznej?

Diagnoza Emmanuela Macrona Zbigniew Stefanik

PHOTO BY JAN ABELLAN ON UNSPLASH

K

ontrowersyjne słowa prezy­ denta Francji zostały wypo­ wiedziane 2 dni przed uro­ czystościami związanymi z trzydziestą rocznicą upadku muru berlińskiego oraz kilka tygodni przed obchodami 70 rocznicy powstania pak­ tu militarnego NATO. Rzeczony wywiad wzbudził poru­ szenie we wszystkich stolicach państw członkowskich NATO. Waszyngton wyraził „ubolewanie i żal” w związku z opinią wyrażoną przez francuskiego prezydenta. Berlin stwierdził, ze te­ zy Emmanuela Macrona i jego oce­ ny obecnego stanu NATO są radykal­ ne i zbyt daleko idące. Stolice państw środkowoeuropejskich również nie szczędziły krytyki pod adresem fran­ cuskiego prezydenta. Najostrzejsza re­ akcja, wykraczająca wręcz poza ramy krytyki, nadeszła do Paryża z Ankary. Podczas przemówienia w Istambule 29 listopada 2019 r. w odniesieniu do słów Macrona dotyczących NATO tu­ recki prezydent Recep Erdogan wezwał francuskiego prezydenta do sprawdze­ nia, czy to „nie on znajduje się w stanie śmierci klinicznej”. NATO spotyka się z coraz moc­ niejszą krytyką od kilku lat. Już w kam­ panii wyborczej Donald Trump kwe­ stionował stan finansowania bieżącej działalności NATO i oburzał się na fakt, iż Stany Zjednoczone ponoszą obecnie największy ciężar finansowy w związku z polityką obronną paktu. Można wiec domniemywać, iż wypowiedź Emma­ nuela Macrona miała doprowadzić do dyskusji obecnym funkcjonowaniu NA­ TO i jego możliwościami zapewnienia bezpieczeństwa wszystkim członkom sojuszu. Ile jest prawdy w słowach pre­ zydenta Francji? Nie da się przeprowadzić mery­ torycznej dyskusji i analizy obecnego stanu faktycznego NATO bez powro­ tu do źródeł, czyli bez przypomnienia okoliczności i celu, w jakim powstała ta organizacja. W momencie powo­ ływania jej do życia świat znajdował się w sytuacji dwubiegunowości. Na jednym był Związek Sowiecki i jego państwa satelitarne, na drugim – Sta­ ny Zjednoczone i podnosząca się go­ spodarczo, materialnie i politycznie z II wojny światowej zachodnia Euro­ pa. Wówczas – a była to końcówka lat 40. XX wieku – panowała bardzo na­ pięta atmosfera w stosunkach Wschód­ -Zachód. Okres ten eksperci nazywają pierwszą fazą zimnej wojny. Na Za­ chodzie, wobec postępującej ekspansji sowieckiej, powstała konieczność za­ pewnienia bezpieczeństwa państwom zachodniej Europy (a scenariusz agresji sowieckiej brano wówczas pod uwagę

N ATO

Komentując słowa francuskiego prezydenta Macrona o NATO, turecki prezydent Recep Erdogan wezwał francuskiego prezydenta do sprawdzenia, czy to „nie on znajduje się w stanie śmierci klinicznej”. No cóż, Francuzi mieli dość politykierów uwikłanych w najróżniejsze układy, zagłosowali więc na reklamowanego im człowieka spoza polityki… i wybrali gogusia.

NATO a współczesne zagrożenia Jadwiga Chmielowska

W

alczą z nim teraz na ulicach Paryża i niemal wszystkich miast. Niestety sta­ nowi on problem nie tylko dla oby­ wateli Francji, ale dla nas wszystkich w Unii Europejskiej. Francja nie płaci 2% swojego PKB na fundusz obron­ ny NATO. Flirtuje z Putinem i marzy o armii europejskiej, by osłabić NATO. Stany Zjednoczone nieustannie przy­ pominają o konieczności wzmacniania obronności Europy i jej państw. To Sta­ ny Zjednoczone są gwarantem pokoju i niepodległości państw europejskich. Tymczasem Niemcy i Francja pacyfiku­ ją Ukrainę w Mińsku podczas rozmów z Rosją. Niemcy wciąż handlują z Ros­ ją, budują nie tylko Nord Stream, ale również ich firmy zbrojeniowe współ­ pracują z Rosjanami. Uderzające jest dla mnie to, że polscy komentatorzy z wyjątkiem Je­ rzego Targalskiego nie zająknęli się o jednym z najważniejszych tematów szczytu NATO w Londynie. Na porta­ lu ABS-CBN czytamy: „Sekretarz ge­ neralny Jens Stoltenberg powiedział, że rosnące zdolności wojskowe Chin – w tym pociski rakietowe, które mo­ głyby trafić w Europę i Stany Zjed­ noczone – oznaczają, że sojusz musi wspólnie rozwiązać ten problem”. Przy­ wódcy 29 państw członkowskich NA­ TO podpisali wspólne oświadczenie, w sprawie „szans i wyzwań” związanych

z rosnącą potęgą Chin. Przygotowany został wewnętrzny raport w tej sprawie i opracowany zostanie plan działania. „Zauważyliśmy teraz, że wzrost potę­ gi Chin ma wpływ na bezpieczeństwo wszystkich sojuszników” – powiedział sekretarz generalny NATO w Londynie. „Chiny zbliżają się do nas w Arktyce, w Afryce, inwestując znaczne środ­ ki w naszą infrastrukturę w Europie, w cyberprzestrzeń” – ostrzegał Jens Stoltenberg. W przygotowanej dekla­ racji podkreślono nie tylko bezpieczeń­ stwo łączności w kosmosie, ale również potrzebę „bezpiecznych i odpornych” systemów łączności, w szczególności infrastruktury 5G. Rośnie niepokój w NATO i w de­ mokratycznym w świecie w związku z rolą chińskich firm – zwłaszcza Hu­ awei – w budowaniu sieci potrzebnych do nowej generacji komunikacji mo­ bilnej. Huawei ma ścisłe powiązania z chińskim, komunistycznym rządem, a jego sprzęt może być wykorzystywany przez Pekin do szpiegowania. Nawet Niemcy ostatnio poinformowały, że planują zaostrzenie przepisów doty­ czących przejęć niemieckich firm o za­ awansowanych technologiach przez fir­ my spoza UE. Ma to związek z obawami dotyczącymi przejęć dokonywanych przez firmy chińskie. Chodzi głównie o robotykę, sztuczną inteligencję, pół­ przewodniki, biotechnologię i techno­ logię kwantową.

Wielu zdaje się nie zauważać to­ czącej się od wielu lat wojny. Cyberata­ ki, walka informacyjna czyli m.in. fake newsy, trolling, różne „zielone ludki” mają osłabić wolę walki, strasząc spo­ łeczeństwa. Nikt w Polsce nie podał in­ formacji, że w Chinach od 1 grudnia operatorzy sieci telekomunikacyjnych R E K L A M A

są zobowiązani do zbierania skanów twarzy osób ubiegających się o nowy nu­ mer telefonu. Zasada została ogłoszona przez chińskie Ministerstwo Przemysłu i Technologii Informacyjnych (MIIT) we wrześniu. System rozpoznawania twarzy jest przerażający. Po zainstalowa­ niu sieci 5G będzie można kontrolować człowieka w każdej chwili. Chiny współpracują ściśle z Rosją, widać to nie tylko w energetyce, ale ostatnio też w Arktyce. Czasem te dwa kraje rywalizują ze sobą, jak to nawet w najbliższej rodzinie bywa. Podział świata na dwa bloki: au­ torytarny, komunistyczny i wolny de­ mokratyczny, jest aktualny cały czas. Wrogom zależy na tym, byśmy stracili azymut i pogubili się w gąszczu. Wojna trwa już od wielu, wielu lat. K

bardzo poważnie). Pakt militarny NA­ TO miał być odpowiedzią na wielowy­ miarowe, w tym militarne zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego.

C

zy ówczesna sytuacja odpowiada realiom dzisiejszego świata? Od dłuższego czasu świat nie jest już dwubiegunowy i wbrew niektórym prognozom, nie stał się jednobiegu­ nowy, ale wielobiegunowy. Nie dzieli się już więc na Wschód i Zachód czy na Układ Warszawski i NATO albo na strefę wpływów ZSRR i strefę wpływów USA. Dzisiaj biegunów jest wiele. Nie­ które, owszem, są większe i silniejsze, a inne mniejsze i mniej wpływowe, ale Moskwa i Waszyngton straciły mono­ pol na układanie porządku światowego według swoich koncepcji czy interesów. Unia Europejska i Stany Zjednoczo­ ne są w pewnych kwestiach sojuszni­ kami, a w innych rywalami. Do gry weszły Chiny, Indie, państwa Merco­ suru, wreszcie Turcja i Iran. Istotną rolę odgrywa Pakistan. Rosja usiłuje powrócić do ekspansywnej strategii z okresu ZSRR. Czy NATO uwzględniło te zmiany? Na ile dzisiejszy świat jest podobny do tego, w którym powoływa­ no do życia NATO? Czy pakt militarny zawarty w sytuacji dwubiegunowości może działać na takich samych zasa­ dach i według takich samych schema­ tów w świecie wielobiegunowym? 70 lat temu NATO miało jednego przeciwnika i jeden główny, wspólny dla wszystkich państw członkowskich cel: obronienie się przed potencjal­ ną agresją tego przeciwnika. Pytanie brzmi, czy członkowie NATO nadal mają wspólne cele? Czy muszą stawiać czoła tym samym przeciwnikom i za­ grożeniom? Z pewnością nie. Albo­ wiem jeśli porównać tylko dwa państwa członkowskie w NATO, czyli Polskę i Francję, można zauważyć, iż zagro­ żenia i wyzwania, jakim musi spro­ stać każde z nich, są diametralnie inne. Główne zagrożenie dla Polski płynie obecnie ze wschodu, a największym wyzwaniem dla polskich sil zbrojnych jest zabezpieczenie terytorium Rzeczy­ pospolitej przed potencjalną agresją ze strony Rosji. Polska jednak nie musi w tym samym stopniu co państwa Eu­ ropy Zachodniej obawiać się zagrożenia ze strony państw nie znajdujących się w jej bezpośrednim sąsiedztwie. Pol­ ska nie musi też tak bardzo jak zachód Europy zabezpieczać się przed atakami organizacji terrorystycznych o charak­ terze islamistycznym, takich jak Daesh czy Al-Kaïda. Jakie niebezpieczeństwa gro­ żą Francji? Na pewno nie agresja ze strony któregoś z jej sąsiadów. Jednak dla Francji pośrednie i bezpośrednie zagrożenie stanowią państwa, któ­ re nie znajdują się w jej geograficz­ nym sąsiedztwie. Dzisiaj bardziej niż z agresji z zewnątrz Francja obawia się ataku od wewnątrz, na zlecenie czynników zewnętrznych lub kiero­ wanych przez podmioty znajdujące się na jej terytorium.

T

e dwa przykłady pokazują, jak różne wyzwania w kwestii bez­ pieczeństwa stoją dziś przed członkami NATO. Trudno mówić o jednym wspólnym zagrożeniu czy przeciwniku – co niewątpliwie wpływa dezintegrująco na wewnętrzną spój­ ność sojuszu. Co więcej, zdaje się, iż coraz więk­ szym problemem staje się właśnie spójność Paktu Północnoatlantyckie­ go. Pomiędzy jego państwami człon­ kowskimi występuje coraz częściej sprzeczność interesów geopolitycz­ nych. Nasila się rywalizacja między Unią Europejską i Stanami Zjedno­ czonymi. Sojusz i współpraca cierpią na skutek gospodarczych, handlowych i politycznych sporów i rozbieżności zdań. Można wręcz postawić pytanie, czy za kilka-kilkanaście lat nadal bę­ dzie istniał wspólny mianownik dla Unii Europejskiej (w tym jej zachod­ niej części) i Stanów Zjednoczonych? Czy rozbieżność interesów i narasta­ jąca rywalizacja przemysłowa i eko­ nomiczna nie doprowadzą do sytu­ acji, w której współpraca militarna UE-USA w ramach jednej organizacji stanie się niemożliwa? Wreszcie należy mieć na uwadze, że coraz większym wyzwaniem dla państw zachodnich staje się przedefi­ niowanie współpracy z państwem po­ siadającym jedną z największych armii paktu militarnego NATO – Turcją. Czy nadal istnieje zbieżność interesów i celów pomiędzy państwami euro­ pejskimi i USA a Turcją? Czy Turcja nadal jest wiarygodnym sojusznikiem państw zachodniego świata? Czy pań­ stwa te nie stają się w coraz większym

stopniu zakładnikami bliskowschod­ niej polityki Ankary? Czy militarna, gospodarcza i – coraz bardziej – po­ lityczna bliskość Ankary z Moskwą nie powodują, że sojusz państw za­ chodnich z Turcją staje się sojuszem na papierze i nie ma już wiele wspól­ nego z dzisiejszą sytuacją geopolitycz­ ną, którą Turcja coraz częściej i coraz bardziej otwarcie usiłuje kształtować, nierzadko kosztem państw zachodnie­ go świata i ich sojuszników? Mówiąc wprost: czy Turcja Erdogana zajmuje nadal miejsce w NATO, czy też Anka­ ra postawiła się poza tym sojuszem? Kiedy 70 lat temu powstawało NA­ TO, istniała jedna definicja agresji na państwo członkowskie i sygnatariusze traktatu powołującego Sojusz Północ­ noatlantycki zamierzali wspólnie za­ pobiegać tej agresji. 70 lat później ta definicja już nie jest tak jednoznaczna. Do agresji militarnej dołączyło wie­ le form agresji bezpośrednich i po­ średnich, których byliśmy świadkami w ostatniej dekadzie. Wizja bezpośred­ niej agresji militarnej dokonanej przez wojska zdefiniowane jako armia kon­ kretnego państwa coraz bardziej się oddala. Wzrasta natomiast prawdopo­ dobieństwo wszelkiego rodzaju agresji hybrydowych. Inwazja na Krym, a nas­ tępnie konflikt w Donbasie pokazały, że wzrasta zagrożenie ze strony tzw. formacji paramilitarnych, uznawanych za niczyje. Wszak wojna w Donbasie była prowadzona przez Moskwę, jed­ nak za pośrednictwem tzw. zielonych ludzików, czyli bojowników bez mun­ durów i bez oficjalnej przynależności. Jak zdefiniować taka formę agresji? Jak udowodnić odpowiedzialność za nią państwu-sprawcy?

O

d 5 lat toczy się śledztwo w związku z zestrzeleniem nad Ukrainą samolotu należą­ cego do linii Malaysia Airlines, do któ­ rego doszło 10 lipca 2014 roku. Wszyst­ ko wskazuje na to, że za tę zbrodnię odpowiedzialne są formacje działające na Ukrainie na zlecenie Kremla. Jed­ nak trudno jednoznacznie powiązać te formacje, uznane za paramilitarne, z Rosją Putina, mimo że te relacje są oczywiste. Nie budzi wątpliwości fakt, iż tzw. zielone ludziki działały i dzia­ łają na Ukrainie na zlecenie Moskwy – jednak trudno z punktu widzenia pra­ wa międzynarodowego jednoznacznie uznać te formacje za wojsko rosyjskie. Wojna hybrydowa, jej różne przejawy to zjawisko, które nadal pozostaje po­ ważnym wyzwaniem dla NATO. Prócz agresji zbrojnych współczes­ ny świat zna również agresje innego ty­ pu. Cyberataki, fake newsy, ingerencja w wewnętrzne sprawy innego państwa poprzez wykorzystanie i przeniknięcie do jego przestrzeni wirtualnej; inge­ rencja w sprawy wewnętrzne państwa przez podmioty finansowane z zagrani­ cy i działające na rzecz innego państwa na zasadzie agentury wpływu; działa­ nia na rzecz destabilizacji rynków fi­ nansowych. Wreszcie – wszelkie for­ my ataków terrorystycznych. O tych wszystkich typach agresji nie miano pojęcia 70 lat temu, a obecne stanowią one główne formy zagrożeń, z który­ mi muszą zmagać się państwa człon­ kowskie NATO. Fakt, iż zagrożenia te dotyczą różnych państw NATO w róż­ nym stopniu, jest kolejnym czynnikiem rozbijającym spójność sojuszu, co bez­ pośrednio wpływa na jego skuteczność i wiarygodność. „Jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego” – to była główna zasada, filar Paktu Północnoatlantyckiego u zara­ nia jego istnienia. Czy zasada ta na­ dal obowiązuje? Świat zmienił się od momentu powołania do życia NATO. Ale czy zmieniła się sama organiza­ cja? Czy dostosowała swoje struktury, swoją metodologię i strategię obronną do świata wielobiegunowego? Czy ma jakiś pomysł na zachowanie spójności i solidarności pomiędzy jej państwami członkowskimi? Czy NATO uwzględ­ niło ewolucję definicji agresji na pań­ stwo członkowskie w ciągu 70 lat funk­ cjonowania sojuszu? Wreszcie – czy potrafi nadal skutecznie przeciwsta­ wiać się wrogim działaniom swoich przeciwników? Czy pozostało naj­ bardziej wiarygodną gwarancją bez­ pieczeństwa jego państw członkow­ skich? A może staje się organizacją coraz bardziej symboliczną, muzeum minionej epoki? Kto ma rację: czy Emmanuel Mac­ ron, który twierdzi, ze dzisiejsze NATO znajduje się w stanie śmierci klinicznej i potrzebuje natychmiastowej reformy, czy krytycy prezydenta Francji, którzy uznali jego diagnozę stanu NATO za nieprawdziwą, szokującą, radykalną, krzywdzącą i zbyt daleko idącą? K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

C H I Ń S K I W I E L K I B R AT

13

R E K L A M A

13 lutego (2018 r. – przyp. redakcji) dyrektor FBI Christopher Wray zeznał podczas przesłuchania w Senacie, że na uniwersytetach działa ogromna chiń­ ska sieć wywiadowcza: „profesorowie, naukowcy, studenci”. „Widzimy [to] w prawie każdym biurze terenowym FBI w całym kraju. Nie tylko w dużych miastach. W małych również” – powie­ dział. „Myślę, że poziom naiwności ze strony sektora akademickiego co do tej kwestii stwarza własne problemy. Ko­ rzystają z bardzo otwartego środowiska badawczo-rozwojowego, które mamy, które wszyscy szanujemy. Przy czym oni je wykorzystują”. Obecnie do amerykańskich szkół wyższych uczęszcza ok. 350 000 stu­ dentów z Chin kontynentalnych (ok. 35 proc. wszystkich studentów z za­ granicy w Ameryce). Według Micha­ ela Wessela, komisarza działającej przy Kongresie Komisji Rewizyjnej ds. Ekonomii i Bezpieczeństwa w re­ lacji USA–Chiny (ang. U.S.–China Eco­ nomic Security Review Commission), Pekin rekrutuje niektórych z nich w ce­ lu zapewnienia sobie technologicznego know-how. Przypadki takie jak Liu Ru­ openga, byłego doktoranta na Uniwer­ sytecie Duke’a, oskarżonego o przeka­ zywanie Chinom wrażliwej technologii, nie są rzadkością, choć zazwyczaj nie są tak sensacyjnie opisywane w prasie, jak historia rosyjskiego szpiegostwa.

Ostatnio w mediach powstał lekki szum na temat rzekomego określenia przez prezydenta Donalda Trumpa praktycznie każdego chińskiego studenta studiującego w Stanach Zjednoczonych jako szpiega, mimo że nie wymienił kraju ich pochodzenia z naz­ wy. Podczas gdy media głównego nurtu mogły uznać jego słowa za zbyt przesadne, Trump w pewnym sensie się nie mylił.

Zawsze pod kontrolą Chińscy studenci w USA Peter Zhang

Syndrom sztokholmski

Podejrzane CSSA Chińskie stowarzyszenia studentów i naukowców (ang. Chinese Students and Scholars Associations, CSSA) funkcjonują w USA na praktycznie wszystkich uniwersytetach, które przy­ jęły chińskich studentów. Często sto­ warzyszenia te finansują i wywierają na nie wpływ lokalne chińskie kon­ sulaty. To nie są typowe kluby stu­ denckie; służą raczej monitorowaniu chińskich studentów i przeprowadza­ niu różnych misji państwowych, ta­ kich jak nękanie tzw. antychińskich mówców na kampusie i witanie przy­ byłych chińskich przywódców przed hotelami, w których się zatrzymują, bez względu na warunki pogodowe. W 2015 roku, kiedy Xi Jingping, głowa

Policy” student z komórki KPCh na Uniwersytecie Illinois powiedział: „Po powrocie do Chin odbyliśmy indywi­ dualne spotkania z naszymi nauczycie­ lami. Rozmawialiśmy o naszym zacho­ waniu i zachowaniu innych za granicą. […] Musieliśmy powiedzieć, czy in­ ni studenci mieli jakieś przemyślenia antypartyjne”. Takie komórki KPCh działają w Kalifornii, Ohio, Nowym Jorku, Connecticut, Dakocie Północnej i Wirginii Zachodniej. Panujący wśród studentów nawyk wzajemnego szpiegowania się nie jest czymś wyjątkowym w społeczeństwie orwellowskim. Studenci są zachęcani także do donoszenia na swoich profe­ sorów. W następstwie donosów ze stro­ ny studentów profesor You Shengdong z Uniwersytetu Xiamen, profesor Zhai Juhong z Uniwersytetu Ekonomii i Pra­ wa Zhongnan oraz profesor Tan Song z Chongqing Normal University zostali zawieszeni w nauczaniu za publiczne wygłaszanie na zajęciach komentarzy niepoprawnych politycznie.

FOT. ERNHIR / PIXABAY

Chińscy studenci w Ameryce

chińskiego państwa, przebywał w Wa­ szyngtonie, chińska ambasada, korzy­ stając z WeChatu i polegając na CS­ SA, zmobilizowała ok. 700 chińskich studentów z pobliskich uniwersyte­ tów, by pojawili się w stolicy i macha­ li czerwonymi flagami na powitanie swojego komunistycznego przywódcy. Niektórzy zostali nawet przywiezie­ ni do miasta z odległych miejsc, np. z Virginia Tech. Każdy z nich otrzy­ mał później za swój wysiłek wyna­ grodzenie w wysokości 20 dolarów. Zadziwiającym przykładem jest, jak setki chińskich studentów uczących się w Europie poleciało na Islandię,

kiedy Jiang Zemin odbywał tam ofi­ cjalną wizytę państwową w 2002 roku. Władze Islandii padły na kolana, by przyjąć Jianga. W tym samym jed­ nak czasie, korzystając z czarnej listy dostarczonej przez Pekin, odmówiły wjazdu setkom praktykujących Falun Gong i Tybetańczyków, protestują­ cym na lotnisku w Keflavík, nieopodal Reykjavíku. Komunistyczna Partia Chin (KPCh) otwarcie tworzy swoje oddziały na kampusach uniwersyteckich w ca­ łej Ameryce, jakby owe CSSA nie były wystarczająco zuchwałe w realizowaniu swojej misji. W wywiadzie dla „Foreign

Zapytałem kiedyś chińskiego studen­ ta, głęboko wierzącego chrześcijanina: „Dlaczego miałbyś być posłuszny we­ zwaniu CSSA do przywitania przyby­ wającego chińskiego przywódcy, pod­ czas gdy twoi bracia i siostry w wierze ukrywają się w Chinach i są prześlado­ wani przez ateistyczny reżim komuni­ styczny? Jeśli już, to rozumiem, że po­ szedłbyś i zaprotestował w ich imieniu”. Ten student był wyraźnie zagubiony, walczył z wyborem między tym, czy powinien wypełnić swój lojalistyczny obowiązek, czy bronić swojej wiary. Nie był też w stanie dostrzec różnicy mię­ dzy Chinami a KPCh z powodu dzie­ sięcioleci systematycznej propagandy, która postawiła znak równości miedzy narodem a partią. Niektórzy z aktyw­ nych członków CSSA najprawdopo­ dobniej mają rodziców lub dziadków, którzy przeżyli ciężkie czasy podczas rewolucji kulturalnej, ale wydaje się, że KPCh udało się przekonać tych stu­ dentów, że „bez KPCh nie ma Nowych Chin”, jak głosi powszechnie propago­ wany slogan. Dr Jingduan Yang, psychiatra prze­ szkolony na Oksfordzie, był pierwszym

chińskim lekarzem, który starał się wy­ jaśnić wewnętrzny konflikt, z powo­ du którego naród chiński cierpi przez te wszystkie lata. W maju 2006 roku w Yenching Auditorium na Harvardzie dr Yang omówił przy dobrej frekwencji przypadek słynnej chińskiej pisarki Ding Ling, aby zilustrować, w jaki sposób cała chińska populacja stała się ofiarą syn­ dromu sztokholmskiego. Pojęcie syn­ dromu sztokholmskiego powstało po napadzie na bank w 1973 roku, który miał miejsce w Szwecji, a używa się go do opisania paradoksalnych uczuć, ja­ kich doświadcza ofiara wobec swojego oprawcy. Ding Ling, która ledwo prze­ żyła piekło „ruchu antyprawicowego” w latach 50. i podczas rewolucji kultu­ ralnej w latach 60., ku zaskoczeniu wielu skończyła, energicznie broniąc „ruchu antyprawicowego” KPCh, po tym, jak została zrehabilitowana. Oczywiście Ding Ling nie była osamotniona pod tym względem, ponieważ społeczeństwo orwellowskie, które jest kierowane stra­ chem i kontrolą umysłu, może masowo produkować osoby o tak zniekształco­ nym sposobie myślenia. Chociaż nikt, kto mieszka w pekiń­ skiej dzielnicy Zhongnanhai – głównej siedzibie KPCh – nigdy nie słyszał o B.F. Skinnerze, to każdy z nich zdaje się mieć bezwzględnie opanowany jego model modyfikacji zachowania, być może na­ wet lepiej niż wielu doradców na Zacho­ dzie. Model Skinnera, zwany warunko­ waniem instrumentalnym, opiera się na założeniu, że zachowanie może być kształtowane przez bodźce zewnętrzne. Dzięki licznym eksperymentom Skinner odkrył, że jest bardzo prawdopodobne, iż taka stymulacja, szczególnie nagro­ dami lub karami, wpłynie na zachowa­ nie osoby we właściwie kontrolowanym środowisku. Niewiele reżimów wyko­ nało lepszą robotę niż KPCh, izolując swoich obywateli, aby lepiej manipulo­ wać i kontrolować ich sposób myślenia i zachowania. Wieloletnie ofiary syn­ dromu sztokholmskiego często mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że ich myślenie jest zniekształcone lub że są ofiarami. Chińczycy od najmłodszych lat nie są kształceni w oparciu o obiek­ tywne fakty, ale indoktrynowani ideami, w które mają wierzyć, ponieważ tak chcą władze. Jest to niebezpieczne zarówno dla Chińczyków, jak i dla osób miesz­ kających poza granicami Chin.

Nie oznacza to, że demokratyczny rząd jest całkowicie wolny od ideolo­ gicznych manipulacji, ale istnieje duża różnica: powodzenie demokracji zale­ ży od aktywnego udziału jej obywateli, podczas gdy sukces reżimu komunis­ tycznego zależy od biernej wierności ludu, którą można osiągnąć jedynie na skutek stosowania nieustępliwej propagandy i poprzez drakońskie opa­ nowanie wszystkich mediów, w tym dobrze izolowanego intranetu dla 600 mln użytkowników internetu. Dlate­ go jedynym sposobem na uleczenie całego narodu, będącego zakładni­ kiem monstrualnego systemu auto­ rytarnego, jest wolne społeczeństwo. Przezwyciężenie skutków syndromu sztokholmskiego lub innych rodzajów kontroli umysłu po latach edukacji komunistycznej jest być może jednym z najbardziej zniechęcających zadań, przed jakimi stoją wszyscy Chińczycy, zwłaszcza studiujący za granicą, któ­ rzy mają dobrą okazję przekształcić się w wolne społeczeństwo. George Orwell napisał w Roku 1984: „Dopóki nie staną się świadomi, nigdy się nie zbuntują i dopóki się nie zbuntują, nie mogą stać się świadomi”. Zamiast oferować chińskim stu­ dentom z zagranicy wyłącznie wiedzę naukową i technologiczną, amerykań­ skie uniwersytety mogą uznać za god­ ny pomysł zainwestowanie środków w badania nad kontrolą umysłu i synd­ romem sztokholmskim w warunkach chińskiego systemu komunistycznego. Warsztaty związane z tą tematyką mo­ gą pomóc studentom przezwyciężyć traumatyczne skutki ciągłej i podstęp­ nej propagandy, której zostali podda­ ni, dzięki czemu ostatecznie mogliby poczuć się wystarczająco bezpiecznie, aby zacząć myśleć krytycznie i twórczo. Winston Churchill powiedział: „Imperia przyszłości są imperiami umysłu”. Jeśli chcemy pomóc Chinom stać się narodem pokojowym i god­ nym zaufania, to być może kształto­ wanie zdrowego umysłu jest dobrym początkiem. K Peter Zhang zajmuje się ekonomią polityczną Chin i Azji Wschodniej. Jest absolwentem Pekińskiego Uniwersytetu Studiów Międzynarodowych, Fletcher School of Law and Diplomacy, ukończył także Harvard Kennedy School. Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 2.09.2018 r. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

14

REFORMA GOWINA

N

To, że środowisko akademickie, uformowane/sformatowane w czasach czerwonej zarazy i funkcjonujące w czasach zarazy tęczowej, stanowi ogród nieplewiony, od lat jest chyba wiedzą powszechną. Jeśli nawet wyrosły w nim piękne drzewa, to są one tłumione przez chwasty, które nieraz je oplatają niczym liany.

a niektórych uczelniach powstały co prawda ogro­ dy profesorskie, i to czasem na miejscu dawnych latryn, ale smród akademicki nie przestał się unosić także poza ogrodami. Nie może być inaczej, gdyż akademickie, w tym profesorskie afery na uczelniach są na porządku dziennym, choć rzadko me­ dialnym.

Adiunkt jako środek chwastobójczy w środowisku akademickim

Ogród nieplewiony To, że nasz system akademicki mimo ciągłych reform jest patologiczny, a na­ wet wręcz przyjazny patologiom, nie jest tajemnicą. Trudno, aby było ina­ czej, skoro świat akademicki, mający na celu poszukiwanie prawdy, przez dziesiątki lat funkcjonował w systemie kłamstwa. Schizofreniczna sytuacja nie mogła pozostać bez wpływu na społecz­ ność akademicką i struktury akademi­ ckie sformatowane w czasach czerwo­ nej zarazy. Oczyszczenia pozytywnego podczas transformacji nie było, a przed transformacją przeprowadzono oczysz­ czenie negatywne, którego skutków nie­ mal nikt nie chce poznać. Moralna zapaść środowiska akade­ mickiego jest faktem, choć przez lata jakby nie zauważano jego postępującej degradacji, niskiego poziomu etyczne­ go kadr akademickich, a szczególnie tych osób, które winny stać (formal­ nie stojących!) na straży jego należy­ tego poziomu. Można mówić, że pol­ ski system akademicki patologiami stoi, a w gruncie rzeczy leży, jeśli się porówna jego moc z nauką światową. Wzrost utytułowania kadry i impo­ nujący wzrost ilości nieruchomości akademickich w warunkach patolo­ gicznych nie przekłada się na wzrost poziomu naukowego. Jak z tym skutecznie walczyć? Żad­ ne reformy, bez względu na to, przez jaką opcję polityczną przeprowadzone, nie dały sobie rady z naprawą systemu akademickiego, w tym z odchwaszcze­ niem – jak obrazowo się określa – śro­ dowiska akademickiego. System akademicki jak był, tak i pozostał ogrodem nieplewionym. W rolnictwie do odchwaszczania z powodzeniem stosuje się preparat

Józef Wieczorek noszący nomen omen akademicką nazwę „adiunkt”, dopuszczony do stosowania przez Ministerstwo Rolnictwa (numer zezwolenia R-27/2016). Zapewne wszy­ scy wiedzą, że w systemie akademickim adiunkt to stanowisko obejmowane zwy­ kle przez osoby posiadające stopień dok­ tora. Znany profesor od doskonałości naukowej i udoskonalania adiunktów, a zarazem niestrudzony bloger – Bogu­ sław Śliwerski (pisałem o nim w „Kurie­ rze WNET” nr 63/2019 – O doskonałości pedagoga) zadał na swoim blogu Peda­ gog prowokacyjne pytanie: Czy adiunkci wypalą chwasty w nauce? (26.10.2019), jakby nawołując do zastosowania w re­ sorcie nauki doświadczeń wypracowa­ nych w resorcie rolnictwa.

adiunktach, niezbędnych do realizacji zadań dydaktycznych i badawczych, w sytuacji gdy tzw. samodzielni pra­ cownicy akademiccy nie zawsze do tej pracy byli skłonni czy przysposobieni. Zresztą często ci ostatni, jako wieloeta­ towcy, pozbawieni jednak zdolności do bi- czy multilokacji, na taką działalność nie zawsze znajdowali czas, o ile jeszcze mieli na nią ochotę.

rozwoju ich „przyłożonym”. Inni na roz­ wój formalny nie mieli szans, bo swoje pasje naukowe mogli realizować jedynie w konspiracji przed panującymi w na­ uce, a ujawnienie rezultatów zapisywa­ nych – o zgrozo – jedynie na swoje konto (z pominięciem panujących) skazywało ich na wykluczenie z systemu. Mimo cyklicznych akcji czysz­ czenia uczelni z niepotrzebnych już,

Bez adiunktów uczelnie nie byłyby w stanie funkcjonować, a zresztą bez wypromowania doktorów nie można było zostać profesorem, więc do awansu do nadzwyczajnej kasty adiunkci byli niezbędni. Potem można było się ich pozbywać, gdy zagrażali „samodziel­ nym” i/lub najlepszemu z systemów. Aby system nauki z takich oczysz­ czać, ogłaszano zazwyczaj, że jest prob­ lem z adiunktami, którzy się nie rozwi­ jają i trzeba ich z systemu eliminować, aby dać szansę młodszym. Fakt, że wielu się nie rozwijało formalnie, bo byli tak dobierani na etaty, aby jedynie służyć do

wyeksploatowanych adiunktów, jakoś ustawiczny problem „niedorozwoju” adiunktów ani problem spadania po­ ziomu nauki nie zostały rozwiązane. Widocznie czyszczenie systemu z ludzi hierarchicznego środka, bez czyszcze­ nia hierarchicznych szczytów, nic w tej materii nie daje.

Nauka adiunktami stoi Pochodzenie nazwy adiunkt – z niem. od łac. adiunctus, ‘przyprzężony’ – dobrze określa pozycję adiunkta w systemie aka­ demickim jako zaprzężonego do pracy, ale nie zawsze za pracę awansowanego/ nagradzanego, a nader często „dołowa­ nego”, szczególnie wtedy, gdy uchyla się od stosowania znanego ukazu carskiego „Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i dur­ nowaty, tak, by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”, jak­ by respektowanego do dnia dzisiejszego w polskim systemie akademickim. Na uczelniach i w instytutach ba­ dawczych na ogół się mówiło, że sto­ ją one adiunktami, jako że moc pracy akademickiej spoczywała zwykle na

Zaniepokojeni skutkami reformy Innowacyjnym rozwiązaniem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest ustalenie decyzją urzędników szczególnej listy czasopism: tylko za artykuły publikowane w czasopismach z tej listy otrzymają punkty liczące się w karierze naukowej. Inne periodyki, które nie zostały docenione przez urzędasów, choć cieszące się międzynarodowym uznaniem i kilkudziesięcioletnim dorobkiem, nie będą przez Instytuty dofinansowywane i umrą śmiercią naturalną. Pozostaje więc pytanie o wolność intelektualną i swobodę dyskusji. Debata jest ważna zwłaszcza w naukach humanistycznych. Fobie i poprawność polityczna wkroczyła już nie tylko do nauk humanistycznych, ale też do przyrodniczych. Naukowo dowiedziono przecież, że takie kraje jak np. Chiny, USA czy

Indie są na innej planecie i emitują CO2 do innej atmosfery, i dlatego warto całą produkcję przenieść na ich terytoria. Astrofizycy i historycy nie będą więc mogli publikować swoich prac o wpływie aktywności Słońca na temperaturę na naszej planecie ani o cyklicznym ocieplaniu i oziębianiu się klimatu na Ziemi. Zaskoczeni skutkami reformy naukowcy piszą protesty. Przytaczamy obszerne fragmenty listu naukowców z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego do min. Jarosława Gowina oraz listu przedstawicieli środowiska medycznego do kierownictwa Instytutu Historii Nauki PAN. Niezbędne skróty pochodzą od redakcji.

„Chwastobójcza” rola adiunktów Wiodącą rolę adiunktów w syste­ mie akademickim zauważył niespo­ dziewanie Prof. Bogusław Śliwerski,

jednocześnie jakby zdegustowany zbyt słabymi rezultatami ich działań na po­ lu naprawy patologicznego systemu. Pisze on na swoim blogu m.in.: „Ci, którzy uzyskali stopień naukowy dokto­ ra nauk w swojej dziedzinie oraz dyscy­ plinie i zostali zatrudnieni w uczelniach na stanowisku adiunkta, powinni po­ stępować zgodnie ze złożoną przysię­ gą. Ta zaś zobowiązuje ich do służenia prawdzie, a nie zajmowania konformi­ stycznych, submisyjnych postaw wobec tej części kadr akademickich, która już od dawna narusza kod etyczny w nauce i szkolnictwie wyższym”. A dalej jeszcze bardziej potępiają­ co o braku krytyki sytuacji w nauce ze strony adiunktów: „Mieliśmy nadzie­ ję w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, że jak uruchomimy własne cza­ sopismo pod jakże znaczącym tytu­ łem „PAREZJA”, to adiunkci chwycą wiatr w żagiel i zaczną tam publiko­ wać solidne, krytyczne studia litera­ tury przedmiotu, że będą prowadzić spór z autorami kompromitujących polską naukę rozpraw, bo pseudona­ ukowych”. Dalej, wykazując całkiem dobrą znajomość braku standardów w nauce uprawianej w polskich pla­ cówkach, wręcz lamentuje: „Nie chodzi tu przecież o prowadzenie przez nich krytyki ad personam, ale o odważenie się poprowadzenia sporu natury me­ rytorycznej. Czas najwyższy przestać udawać, że publikacje niektórych dok­ torów, doktorów habilitowanych, a na­ wet profesorów spełniają jakiekolwiek standardy naukowe”.

Trafnie również zauważa, że „Im dłużej jest nieobecna w przestrzeni publicznej krytyka pseudonauki i jej autorów, tym łatwiej jest im »zała­ twiać« awans na stanowiska czy wyż­ szy stopień naukowy pozanaukowymi działaniami”. I na końcu trafienie w samą dzie­ siątkę: „Jednak rektorzy uniwersyte­ tów nie zwolnią pseudonaukowców, ale (...) adiunktów”, zaznaczając jednak, że i wśród adiunktów bywają ignoranci. Tak, to prawda – bywają, ale wśród panują­ cych u nas w nauce – także, a może na­ wet częściej, i ich rektorzy nie zwalniają. A zatem prof. Śliwerski jakby miał pretensje do adiunktów, że nie kładą swoich głów pod akademicki topór, i to w sytuacji, gdy sam tym toporem czasem wymachuje, bo tak się rzeczy mają w naszym, wysoce niedoskonałym systemie akademickim. Mimo, że jest specjalistą od doskonałości naukowej, popełnił chyba poważny błąd metodo­ logiczny. Uznał zapewne, że adiunkt stosowany jako preparat chwastobójczy sprawdzić się winien i w resorcie na­ uki, nie zwracając uwagi na „cykl pro­ dukcyjny” adiunktów w tym resorcie i na fakt braku zezwolenia dla działań adiunktów na rzecz „odchwaszczania” środowiska akademickiego w Konsty­ tucji dla nauki. Adiunkci w systemie akademic­ kim nie znajdują się na końcu cyklu produkcyjnego prowadzącego do do­ skonałości naukowej znaczonej tytu­ łem profesorskim, lecz mniej więcej pośrodku, i to przed barierą stawianą przez tych z końca taśmy produkcyj­ nej, do których sam „Pedagog” nale­ ży. Sam zresztą ma swoje osiągnięcia w dyskredytowaniu adiunktów, rzecz jasna uznając ich za ignorantów i nie­ udaczników, bo nie mających tytułu profesora – wyznacznika doskonałości naukowej. Z tego powodu nawet zna­ lazł się na ścieżce dyscyplinarnej, choć w rozumieniu doskonałości naukowej ma oparcie m.in. u prof. Nalaskowskie­ go, znanego z właściwej postawy wobec LGBT, którego postawę wobec innych patologii akademickich nie zawsze jed­ nak można uznać za właściwą. Dokończenie na str. 15

Apel przedstawicieli środowiska medycznego

Z

wracamy się z apelem o interwencję w sprawie naukowego czasopisma „Medycyna Nowożytna. Studia nad Kulturą Medyczną”. Jest ono wydawane już przeszło 25 lat przez Instytut Historii Nauki (…) PAN i indeksowane na liście czasopism naukowych ICI Journals Master List oraz na liście Erih Plus. (…) Pojawiają się tu głównie artykuły interdyscyplinarne z obszaru nauk medycznych, społecznych i humanistycznych. Najliczniejszą grupę autorów stanowią młodzi doktorzy habilitowani, a zwłaszcza osoby przygotowujące się do habilitacji. Wspomniany periodyk jest

forum, na którym wymieniają się poglądami i prezentują wyniki swoich dociekań naukowych badacze z całego kraju. Są oni zobligowani do powiększania swego dorobku naukowego o wysoko punktowane artykuły. Dotychczas „Medycyna Nowożytna. Studia nad Kulturą Medyczną” należała do grupy takich właśnie czasopism. (…) Ponadto obecnie na rynku wydawniczym brak jest czasopism o takim profilu. Według najnowszego rankingu polskich periodyków„Medycyna Nowożytna. Studia nad Kulturą Medyczną” ma otrzymać zero, co najwyżej 5? punktów. Zamyka się więc droga

dla dalszego rozwoju przed dużą grupą osób, np. historyków medycyny, historyków, medyków, prowadzących badania interdyscyplinarne. Na rynku wydawniczym wspomniane czasopismo należało do nielicznych zajmujących się tą problematyką (łącznie pięciu, i to na całym świecie, o różnej randze) (…). W związku z tym zwracamy się (…) o pilne podjęcie starań w centralnych instytucjach i organach, od których zależy punktacja czasopism, o przyznanie „Medycynie Nowożytnej. Studiom nad Kulturą Medyczną” odpowiednio wysokiej punktacji.

Jadwiga Chmielowska

List naukowców z Instytutu Socjologii UW do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosława Gowina (…) W obecnym kształcie punktacja publikacji w czasopismach nie sprzyja realizacji w dyscyplinie nauk socjologicznych podstawowego założenia prowadzonej reformy szkolnictwa wyższego, jakim jest zapewnienie najwyższej jakości pracy naukowej. 1. Dysproporcja w punktacji wiodących krajowych czasopism socjologicznych w porównaniu do wiodących czasopism w innych dyscyplinach Z opublikowanej przez Ministerstwo dokumentacji procesu tworzenia nowego wykazu czasopism punktowanych wynika, że wszystkie polskie czasopisma indeksowane w bazie SCOPUS, w których główną dyscypliną jest socjologia, otrzymały taką liczbę punktów, jaka wynikała z ich pozycji w tej bazie (z wyjątkiem „Przeglądu Wschodnioeuropejskiego”). „Studia Socjologiczne”, „Polish Sociological Review” oraz „Studia Regionalne i Lokalne” znajdują się w trzecim kwartylu bazy SCOPUS, a „Qualitative Sociology Review” (QSR) w drugim, z czego automatycznie powinno wynikać przyznanie im co najmniej 40 punktów na ministerialnej liście czasopism. Taką też liczbę ostatecznie otrzymały. To oznacza, że nie podwyższono punktacji żadnego z tych czasopism. Tymczasem, zgodnie z praktyką zastosowaną w innych dyscyplinach, czasopisma znajdujące się w trzecim kwartylu bazy SCOPUS mogły uzyskać nawet 100 pkt, czego przykładem jest czasopismo „History Today”, znajdujące się w czwartym kwartylu w SCOPUS.

Takie dysproporcje w punktacjach pomiędzy dyscyplinami humanistycznymi i społecznymi (…) mogą być przywoływane jako uzasadnienie odmiennego pozycjonowania różnych dyscyplin nauk społecznych i humanistycznych w ramach uczelni na korzyść tych spośród nich, w których łatwiej jest uzyskać za publikację 70 czy 100 pkt. (…) [P]rzewidujemy, że zaniżona w porównaniu z innymi dyscyplinami punktacja czasopism socjologicznych będzie prowadzić m.in. do osłabienia socjologii (…). 2. Demobilizujący skutek punktacji czaso­ pism w zestawieniu z punktacją monografii [P]orównanie obu wykazów pokazuje, że artykuł socjologiczny opublikowany w wysoko punktowanym polskim czasopiśmie (np. w „Tekstach Drugich” za 100 pkt.) otrzyma tyle samo punktów (100 pkt.), co autorska monografia socjologiczna w języku angielskim wydana przez renomowane wydawnictwo o światowym zasięgu, takie jak „Palgrave”, „Springer” lub „Polity Press” (wszystkie te wydawnictwa zaliczone zostały do poziomu I). Duże rozbieżności w punktacji czasopism o podobnym statusie, zasięgu, grupie docelowej i języku wiodącym prowadzą w ten sposób do skutków sprzecznych z przyświecającym reformie celem dowartościowania monografii, wspierania umiędzynarodowienia polskiej nauki i jej światowej obecności. [W]ygodniejszym i bardziej opłacalnym rozwiązaniem będzie publikowanie w tomach

zbiorowych wydawanych przez krajowe wydawnictwa z poziomu I, które nie wymagają takiego nakładu pracy i nie są tak restrykcyjnie recenzowane, jak artykuły w najlepszych krajowych czasopismach. Zwracamy tu uwagę, dla przykładu, że rozdział w pracy zbiorowej z poziomu I (20 pkt.) przyniesie tyle samo punktów, co artykuł w najstarszych i wiodących do tej pory polskich czasopismach socjologicznych, jak „Przegląd Socjologiczny” (wydawany od 1930 roku) czy „Kultura i Społeczeństwo” (wydawana od 1957 roku). Przewidujemy, że będzie to prowadzić do obniżania jakości publikacji naukowych poprzez systemowe zachęty do wycofywania się z publikacji w ogólnopolskich czasopismach o ustalonej, długoletniej renomie. W dalszej perspektywie może to osłabić pozycję najlepszych polskich czasopism i zubożyć dostępność krajowych forów wymiany myśli w naukach społecznych i humanistycznych, co wszak nie jest celem reformy. 3. Obniżenie punktacji dla czasopism in­ terdyscyplinarnych, w których socjologia jest dyscypliną wiodącą, oraz czasopism przypisanych do kilku dyscyplin, wyni­ kające z uśredniania punktacji przyznanej w różnych dyscyplinach Czasopisma deklarujące się jako interdyscyplinarne niemal zawsze mają nie więcej niż jedną-dwie dyscypliny wiodące, a czasopisma o wyraźnym profilu dziedzinowym są często otwarte na publikacje z innych dyscyplin.

Polskie czasopisma socjologiczne chlubią się swoją interdyscyplinarnością i uważamy za niesłuszne, że są za nią karane. (…) Naszym zdaniem, punktacja czasopisma powinna być konsekwentnie ustalana w oparciu o jego rangę w tej dyscyplinie, w której osiąga ono najwyższy poziom (…). 4. Brak określenia częstości i trybu aktu­ alizacji wykazu (…) Nie wiadomo jednak, jak często opublikowana lista będzie aktualizowana i jaki będzie szczegółowy tryb jej zmiany. (…) Okresowa aktualizacja listy jest niezbędna choćby z uwagi na potrzebę uwzględnienia czasopism, które niedawno dołączyły do rejestrów SCOPUS i Web of Science, a także w celu wyeliminowania omyłek wynikających z błędnych danych zawartych w tych bazach (…) Zwracamy uwagę, iż nie ukształtowała się jeszcze praktyka indywidualnych ewaluacji pracowniczych w szkolnictwie wyższym w nowym stanie prawnym, ale należy oczekiwać, że wykaz ministerialny będzie jednym z jej kluczowych narzędzi. (…) Możliwe jest na przykład ustalenie, że wykaz będzie, podobnie jak w poprzednim stanie prawnym, podlegał okresowemu, regularnemu przeglądowi i aktualizacji (np. co dwa lata), a dla ustalenia punktacji publikacji w przypadkach indywidualnych wiążąca będzie albo najnowsza wersja wykazu, albo jego wersja obowiązująca w chwili wszczęcia postępowania, na którego wynik ma wpływ punktacja, albo też

– co byłoby naszym zdaniem najbardziej uzasadnione – wersja przewidująca punktację korzystniejszą dla zainteresowanych. 5. Tryb korekty wykazu na wniosek zain­ teresowanych (…) Uważamy, że określenie trybu zmiany wykazu poprzez wskazanie podmiotów uprawnionych do kierowania do Ministerstwa wniosków w tej sprawie byłoby ze wszech miar korzystne (…) Zwracamy także uwagę, iż sformułowane w punktach 3 i 4 powyżej uwagi dotyczące częstotliwości i trybu aktualizacji wykazu czasopism znajdują zastosowanie także do wykazu wydawnictw. (…) [P]ozwalamy sobie ponadto zauważyć, że istotne przeoczenie stanowi tu w naszym odczuciu brak ustalonej punktacji za redakcję numerów tematycznych (tzw. special issues) czasopism. Tymczasem jest to alternatywa dla publikacji w tomach zbiorowych, ważna i coraz częstsza w naukach społecznych i humanistycznych (…). Zwracamy się z uprzejmą prośbą o odniesienie się przez Pana Ministra do powyższych uwag. (…) Żywimy nadzieję, iż uzna je Pan za zasadne i zechce spowodować postulowane przez nas zmiany, to jest: – przeprowadzenie ponownej oceny czasopism w dziedzinach nauk humanistycznych, nauk teologicznych i nauk społecznych oraz zaktualizowanie wykazu czasopism tak, by przewidziana w nim punktacja nie osłabiała pozycji poszczególnych dyscyplin naukowych (…).


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

15

ZMIENIAĆ NA DOBRE

Jedyne, czego powinniśmy oczekiwać w drugiej kadencji Dobrej Zmiany

N

ie udało się Prawu i Spra­ wiedliwości zdobyć więk­ szości potrzebnej do zmiany konstytucji, ale nie rozpa­ czajmy już nad tym. Pojojczyłem w po­ przednim numerze, wystarczy. Teraz zastanówmy się nad tym, co bez zmia­ ny konstytucji jest możliwe. Zamiast przez kolejne cztery lata szarpać się z posłem Nitrasem, Klaudią Jachirą i Grzegorzem Braunem. Jest jedna, fundamentalna dla roz­ woju naszego narodu i państwa spra­ wa, która nie wymaga ani zmiany kon­ stytucji, ani kopania się z wymiarem sprawiedliwości. Jest nią zmiana syste­ mu emerytalnego sprzężona ze zmianą strukturalną polskiego rynku pracy. Logiczne i przyczynowo-skutkowe, bo pracujemy również w tym celu, żeby móc godnie dożyć do natural­ nej śmierci. Ale nie tylko po to, żeby wszystko przejadać i umrzeć w nędzy, a dzieciom pozostawić w spadku dłu­ gi. Czy to jest jednak możliwe? Zasta­ nówmy się wspólnie. Najpierw trochę historii. Zacznij­ my od końca, od emerytur. Od roku 1889 do dziś (z lekkimi modyfikacjami

Jan A. Kowalski wywołanymi przez Wielki Kryzys) trwa system emerytalny wprowadzony w Niemczech przez kanclerza Bismar­ cka. Jego idea jest niezmienna i opiera się na solidarności pokoleń. I na pew­ niku, że dzieci będzie zawsze więcej niż rodziców. Trzeba oddać Żelaznemu Kanclerzowi, że pod koniec XIX wieku jego pomysł był genialny, bo z dwójki rodziców przychodziło na świat po kil­ koro, czasem kilkanaścioro dzieci, które nie umierały, ale zasilały rynek pracy. Dopóki rodzice płodzili przynajmniej 4 dzieci, system pracował jak dobrze naoliwiona maszyneria. Ten czas jednak minął w Europie i w Polsce bezpowrotnie. Z jednego małżeństwa (lub konkubinatu) nie ro­ dzi się w Polsce nawet dwójka dzieci (1,45 za rok 2018). A my z jednej stro­ ny lamentujemy, bo wymrzemy jako naród, a z drugiej uporczywie trwamy w systemie zakładającym ciągły przy­ rost młodych pracowników. Myślę, że najwyższy czas zrozumieć, że bez na­ tychmiastowej zmiany starego syste­ mu wymrzemy w biedzie. A zmiana ta musi być powiązana ze zmianą systemu zatrudnienia, inaczej się nie da. Bo,

przypomnę, efektywnie i zasadnie pra­ cuje nas tylko 15 milionów (na 16,5), a powinno – 21. To według proporcji występujących w Skandynawii, Cze­ chach i Niemczech właśnie. I chociaż w Niemczech, podobnie jak u nas, do wypłat emerytur państwo dopłaca ok. 20%, to jednak z zasobnej kasy, a nie

Plany Kapitałowe (pisałem o tym w nr. 62), które fundują nam wszystko to, co kiedyś obiecywały OFE. Spodziewać się zatem należy, i całkiem słusznie, kolej­ nych dorodnych gruszek na wierzbie. A nawet dorodniejszych. Porzućmy złudzenia. Ze strony po­ lityków, zawsze toczących jakąś kampa­

Z jednej strony lamentujemy, bo wymrzemy jako naród, a z drugiej uporczywie trwamy w systemie zakładającym ciągły przyrost młodych pracowników. z pożyczek, jak w naszym przypadku. Jedyny pomysł, jaki w ostatnim czasie pojawił się w przestrzeni publicz­ nej i sejmie, i zaraz zniknął, to pomysł podniesienia składek emerytalnych dla najlepiej zarabiających. Pomysł oczywi­ ście absurdalny dla naszej przyszłości, ale rządowi dający parę miliardów rocz­ nie więcej w trakcie najbliższych lat. A potem niech się inni martwią. Oczy­ wiście pojawiły się też Pracownicze

nię i zerkających codziennie na słupki poparcia, nie możemy liczyć na żad­ ne rozwiązanie. Mamy zatem w bie­ dzie wymrzeć, indywidualnie i jako naród? Oklaskując gromko naszych przywódców? Proponuję pewien eksperyment: pomińmy ich całkowicie, przynaj­ mniej do czasu sformułowania planu reformy. Wyłączenie polityków po­ zwoli nam, pracodawcom prywatnym

Czy dziecko może napisać książkę, figurując jako autor w Bibliotece Narodowej? Czy dziecko polskie mieszkające na Kresach może być autorem takiej książki? Czy takie dziecko może napisać książkę do nauki języka polskiego?

Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej

i pracownikom, wyeliminować zu­ pełnie niepotrzebne koszty opłacania ich obiadów. A na poważnie, pozwoli wreszcie policzyć koszty generowane przez nieudolnych polityków dla włas­ nego próżniaczego życia. I obciążające niepotrzebnie nas wszystkich. Tak skonstruowana Komisja Dwustronna (zamiast trójstronnej) może przystąpić do trzeźwej analizy naszego rzeczywistego położenia we­ wnątrz kraju i w globalnym otocze­ niu. Bez przymusu oglądania się na chwilowy zysk lub stratę polityczną. Nazwijmy ją Komisją Naprawy Pań­ stwa. Czym dokładnie i chronologicz­ nie powinna się zająć? 1. Dostosowaniem kosztów pra­ cy, w tym składki ubezpieczeń spo­ łecznych, do poziomu europejskiego. W Wielkiej Brytanii składka ubezpie­ czenia to średnio 12%, w Niemczech 19%, w Polsce 48%. Dzięki temu naj­ mniej zarabiający pracownik zyska 500 zł, a pracodawca zaoszczędzi na nim 500 zł. 2. Uproszczeniem systemu po­ datkowego i systemu poboru podat­ ków, w tym ubezpieczeń społecznych,

w celu redukcji ilości osób tym się zajmujących. 3. Uproszczeniem organizacji i kosztów wewnętrznego funkcjo­ nowania państwa polskiego. Zmia­ ną systemu finansowania państwa (= budżetu) z centralnego na oddolny. Według moich wyliczeń liczba urzęd­ ników państwowych/niby-samorzą­ dowych nie powinna przekraczać 150 tysięcy. Nawet w obecnym porządku konstytucyjnym. Przepracowanie tych trzech punk­ tów bez obecności polityków pozwo­ li na sformułowanie jasnego progra­ mu naprawy państwa dla nas samych i przyszłych pokoleń. Ale nie martwy się ich nieobecnością. Gdy tylko taki jasny program naprawy państwa po­ wstanie, natychmiast przybiegną. Je­ żeli nie z obozu aktualnie rządzącego, żeby nie przegrać kolejnych wyborów, to z opozycji, żeby wreszcie wygrać. A my? A my powinniśmy – tyl­ ko za cenę bezwarunkowej akceptacji naszych postulatów – udzielić im po­ parcia. Przecież bez naszych: pracow­ niczych, pracodawczych i emeryckich głosów, nie wygrają. K

Nagrody zmotywują wahające się dzie­ ci do uczestnictwa i będą ogromnym wzmocnieniem pozytywnym. Można wesprzeć to działanie przez zbiórkę online https://pomagam.pl/

kresowo. Gorąco o to prosimy, gdyż im więcej nagród, tym szerszy krąg zatoczy program. K

ilustrujących funkcjonowanie systemu może być pomocny w zrozumieniu tej sytuacji. Tak się składa, że jestem przykła­ dem (nieodosobnionym) adiunkta funkcjonującego w czasach czerwo­ nej zarazy w roli środka chwastobój­ czego. Co prawda nie składałem przy­ sięgi doktorskiej, co było wynikiem nader często spotykanego bałaganu

w czasach jaruzelskich m.in. problem deprawacji młodzieży akademickiej. Oczywiście uznano to zagrożenie dla przewodniej siły narodu, negatyw­ nie – jej zdaniem – wpływało na mło­ dzież, formatowaną zgodnie z pryncy­ piami „najlepszego systemu”. Skutek był oczywisty – wypędzenie z uniwer­ sytetu! Jak się okazało – dożywotnie, bo mimo transformacji, w tej materii nic się nie zmieniło. Niczego, co zarzuca adiunktom prof. Śliwerski, w sposób uprawniony nie mógłby mi zarzucić. I co? Rzecz jasna w takim systemie jedna osoba bez mocy decyzyjnej, bez solidarno­ ści zatrudnionych na etatach nie ma szans na wyeliminowania patologii, a mówiąc językiem prof. Śliwerskiego – na wypalenie chwastów w systemie. Taki ktoś może takie zjawiska pokazać w jakimś stopniu, ale stano­ wiąc zagrożenie dla konformistycz­ nych etatowców, szczególnie decy­ dentów, i całego systemu – zostanie wypędzony z uczelni, wyrzucony z pa­ mięci, a członkowie kasty, także ci, co nawołują adiunktów do naprawy sy­ stemu, ani palcem w bucie nie ruszą, aby takie działania „chwastobójcze” poprzeć, źródłowo zbadać, naukowo opisać. Standardowa reakcja to odważ­ ne chowanie głowy w piasek i pisanie z pozycji „podręcznej strusiówki” o ko­ nieczności poprawy etyki i likwidacji patologii w środowisku akademickim. Słowa są, a czynów – brak, chyba że sprzeczne ze słowami. A chwasty rosną, rosną, aż pokryją cały akade­ micki świat. K

Fundacja „Genealogia Polaków” – www.fundusz.okiem.pl

narasta lawinowo w ostatnich latach. Kraje byłych republik radzieckich prowadzą aktywne programy kulturo­ we w celu zaznaczenia swojej odręb­ ności narodowej. Nieuchronnym po­ kłosiem tych działań jest gwałtowne obniżenie poczucia dumy u potom­ ków Polaków i chęci do pogłębiania swoich tradycji, odczuwanych jako

i napisanych przez same dzieci tam mieszkające. Projekt ten został doceniony przez Fundację „Orlen – Dar Serca”, która sfi­ nansowała przeważającą część kosztów. Tegoroczny projekt został poprze­ dzony edycją testową w ośrodku na Litwie w roku 2017 i osiągnął fantas­ tyczny rezultat edukacyjny i tożsa­ mościowy. W efekcie działań dzieci i młodzież otrzymują materiał napisany przez rówieśników i oparty na histo­ rii ich własnych społeczności. Jest to ogromna motywacja do nauki, wzrost poczucia dumy narodowej i konsolida­ cja środowisk polskich. Projekt ma też ogromne przełoże­ nie na kształcenie przyszłych liderów. Już po pierwszym konkursie testowym młodzi uczestnicy brali udział w Aka­ demii Dziennikarza na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie i uczestni­ czyli w programach radiowych (również w ramach organizowanego przez naszą Fundację przyjazdu), a obecnie tworzą gazetki szkolne i mają udział w pisaniu artykułów do mediów polonijnych. Gorąco zachęcamy do śledzenia in­ formacji o tym projekcie, a także do wspar­ cia funduszu na nagrody dla uczestników.

akademickiej w czasach III RP, czyli jak obecnie wiemy, w czasach zarazy tęczowej. I za ten stan rzeczy odpowia­ dają konformistyczne, oportunistyczne, egocentryczne, czy wręcz narcystycz­ ne kadry profesorskie, tworzące nad­ zwyczajną kastę akademicką, do której ci o naturze nonkonformistycznej nie mają żadnych szans wejść – a nawet tego nie chcą. Mamy nader wydajny system ne­ gatywnej selekcji kadr akademickich, rodem z PRL-u i utrzymany w mocy w III RP. Nie dość, że młodzi są tak dobierani do systemu akademickie­ go, aby był z nich pożytek głównie dla członków nadzwyczajnej kasty, to po wykorzystaniu są wyrzucani z sy­ stemu jak niepotrzebne śmieci, nie rokujące nadziei na dalszą eksploa­ tację (w języku kasty – na rozwój). Nader często taki los spotyka lepszych naukowo i edukacyjnie od członków kasty, dla których stanowią śmiertel­ ne zagrożenie i nie rokują nadziei na przystosowanie się do patologicznych obyczajów panujących wśród kasty „doskonałych”. Nie bez powodu taka masa polskich doktorów, a nawet bę­ dących dopiero na drodze do doktora­ tów, po prostu od lat opuszcza polski system akademicki, czy to szukając swojego miejsca za granicą, czy w kra­ jowych sektorach pozaakademickich, choć ten wariant nie zawsze jest do końca skuteczny, bo różne komisje/ rady/ciała doradcze pełne są eksper­ tów z kasty akademickiej, i to nieraz dożywotnich! Tym samym adiunkt nie ma szans na sprawdzenie się jako

„środek chwastobójczy” w resorcie na­ uki, w przeciwieństwie do „adiunkta” stosowanego zgodnie z odpowiedni­ mi zarządzeniami i sprawdzającego się w praktyce w resorcie rolnictwa. Młodszym Czytelnikom warto przypomnieć, że kiedyś pozycję mię­ dzy adiunktem a profesorom zajmował docent, które to stanowisko było tak skompromitowane, że je zlikwidowano, ale likwidacja ta kompromitacji nauki nie zlikwidowała, bo system nie został zasadniczo zmieniony. Przy okazji warto przypomnieć, że nazwa ‘docent’ funkcjonowała także w sektorze optycznym jako popularny „Docent” – epidiaskop, rzutnik obra­ zów i slajdów, wykorzystywany także w praktyce akademickiej, czasem nie bez zabawnych konsekwencji. Kiedy na znanym uniwersytecie niezbyt rozgar­ nięty student został poproszony o przy­ niesienie małego „Docenta”, ku rozba­ wieniu braci studenckiej przyprowadził na salę miernej postury docenta uczel­ nianego (zresztą partyjnego decydenta akademickiego). Z likwidacją stanowi­ ska docenta w systemie akademickim nie można było dłużej zwlekać.

FOT. FUNDACJA GENEALOGIA POLAKÓW

wstydliwe. Nakładają się to na często błędne decyzje organizacji, instytu­ cji, a nawet parafii polskich, które nauczanie dzieci polskojęzycznych łączą z innymi „dla uproszczenia”, zakazują śpiewania polskich pieśni patriotycznych na polskich uroczy­ stościach lub po prostu nie mają od­ powiednich materiałów wspomaga­ jących proces szkolny. W odpowiedzi na ten problem po­ wstał ten wyjątkowy, autorski program, składający się z dwóch etapów. 1. W pierwszym etapie dzieci i młodzież z 5 polskich ośrodków na Kresach wezmą udział w konkursie na opisanie żywej i ciekawej historii z ich rodziny lub regionu. 2. Najlepsze opowiadania zostaną przetworzone przez polonistów, którzy na ich podstawie opracują ćwiczenia do języka polskiego i scenariusz lekcji. Następnie całość zostanie wydana przy współpracy grafików w formie książek (osobna dla każdego regionu), a książ­ ki te w 1000 egzemplarzach – rozdane rówieśnikom w każdym regionie. W rezultacie projektu na Kresach pojawi się 5000 dobrze opracowa­ nych książek inspirujących do nauki

FOT. FUNDACJA GENEALOGIA POLAKÓW

T

AK! To możliwe z Fundacją „Ge­ nealogia Polaków”! Rusza uni­ kalny projekt kresowy „Z ku­ ferka prababci”, który doprowadzi do znacznej aktywizacji młodych Polaków mieszkających za wschodnią (i północ­ no-wschodnią) granicą naszego kraju. Problem motywacji potomków Polaków na Kresach do edukacji

FOT. FUNDACJA GENEALOGIA POLAKÓW

Marcin Niewalda

Dokończenie z poprzedniej strony

Gdzie jest pies pogrzebany? Oczekiwanie, że adiunkt w systemie akademickim może się sprawdzić jako czynnik walczący z jego patologiami, o jego poziom etyczny, poziom nauko­ wy, jest w gruncie rzeczy niedorzeczne. Fakt, że adiunkci „powinni postępować zgodnie ze złożoną przysięgą. Ta zaś zobowiązuje ich do służenia prawdzie, a nie zajmowania postaw konformis­ tycznych”, jak przypomina prof. Śliwer­ ski. Ale także faktem jest, że tak winni postępować przede wszystkim profe­ sorowie, którzy kiedyś też byli adiunk­ tami i na ogół składali takie doktorskie przysięgi, a po awansowaniu na profe­ sorów właśnie stoją służbowo, mniej lub więcej, na straży etosu nauki. Co więcej, to profesorowie odpo­ wiadają za to, jakich mamy adiunktów, bo czy ktoś może podać jakiś przypadek awansowania na adiunkta w polskim systemie akademickim na podstawie opinii/decyzji jedynie doktorów? Ma­ my takich adiunktów, jakich profeso­ rowie chcieli/chcą mieć, jakich ufor­ mowali/sformatowali i akceptują na etatach w swoich zakładach/instytu­ tach/uczelniach. Niestety jest praw­ dą, ale nieznaną powszechnie, że tacy adiunkci, którzy wzięli sobie do serca przysięgę doktorską, stanęli do walki o prawdę, zabrali się do walki z pato­ logiami, o należyty poziom etyczny i naukowy – z systemu akademickiego znikają i to z powodu działań człon­ ków nadzwyczajnej kasty akademi­ ckiej, jaką tworzą profesorowie. Mamy

autonomiczny system akademicki, au­ tonomiczne uczelnie i żaden adiunkt tej autonomii, także autonomii patologii [!], nie ma szans naruszyć bezkarnie. Zarzut do adiunktów o konfor­ mizm wobec kadr akademickich jest kuriozalny, przy milczeniu o konfor­ mizmie profesorów i milczeniu o lo­

Pochodzenie nazwy adiunkt – z niem. od łac. adiunctus, ‘przyprzężony’ – dobrze określa pozycję adiunkta w systemie akademickim jako zaprzężonego do pracy, ale nie zawsze za pracę awansowanego/nagradzanego, a nader często „dołowanego”. sach tych adiunktów, którzy okazywali swój nonkonformizm wobec poczynań profesorów. Polski system akademicki nie przewiduje miejsca dla nonkonfor­ mistycznych adiunktów i jest to status quo wypracowane mozolnie w czasach czerwonej zarazy i utrzymane w mocy

Jako środek chwastobójczy za PRL Mamy mnóstwo utytułowanych, i to wzdłuż, wszerz i w poprzek, spe­ cjalistów od socjologii, psychologii, prawa i nauk pokrewnych, ale rze­ telnych badań nad degradacją środo­ wiska akademickiego nie widać. Siłą rzeczy opis konkretnych przypadków

Adiunkci, którzy wzięli sobie do serca przysięgę doktorską, stanęli do walki o prawdę, do walki z patologiami – z systemu akademickiego znikają i to z powodu działań członków nadzwyczajnej kasty akademickiej, jaką tworzą profesorowie. w peerelowskim systemie akademic­ kim, ale po stronie prawdy starałem się stać nonkonformistycznie (co na­ wet rektor zauważył), poddając krytyce merytorycznej patologiczne zjawiska, widoczne także u nadzwyczajnej kas­ ty akademickiej, podnosząc jeszcze


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

16

20. Jamal: Czarny motyl (Wydaw­ nictwo Agora) – rock. 19. Sabina: Lepidoptera (e – Muzy­ ka) – electropop/dream pop. 18. Sorry Boys: Miłość (Mystic Pro­ duction) – pop. 17. Lion Spheperd: III (Universal Music Polska) – rock progresywny/ art rock. 16. VooVoo: Za niebawem (Wy­ dawnictwo Agora) – rock alterna­ tywny. 15. Batushka: Hospodi (Metal Bla­ de Records) – black metal. Muzycznie Hospodi to znakomita kon­ tynuacja albumu Litourgiya. W tym miejscu ani słowa o prawnych prze­ pychankach między Krzysztofem Drabikowskim a Bartłomiejem Kry­ siukiem. Hospodi to dzieło tego ostat­ niego. Album to black metal na świa­ towym poziomie, który w połączeniu z prawosławną liturgią pogrzebową i wschodnią obrzędowością tworzy nie­ powtarzalny klimat. Dziesięć nagrań, z urzekającym wstępem Wozglas prze­ nosi nas w świat obrzędów Dziadów i wschodniej mistyki prawosławnej na przecięciu życia i śmierci. Bartek Kry­ siuk wskrzesza i chroni tę wschodnią, funeralną tradycję przed zapomnie­ niem (przejmująca Polunosznica). Ar­ cydzieło metalowe roku! 14. PRO8L3M: Widmo (RHW Re­ cords) – hip-hop. Kolejny popis Steeza i Oscara, bardziej rozśpiewany niż na poprzednich wy­ dawnictwach. Apokaliptyczna wizja czasu ostatecznego wpleciona w rytmy dancehallowe, a czasem dub-ambien­ tu. Ale to wciąż hip-hop, który szcze­ rze opowiada o świecie i o człowieku „z wyrokiem naszego czasu”. Wyróż­ niam nagrania Interpol i To nie był film z gościnnym udziałem Artura Rojka. 13. Maja Kleszcz: Osiecka De Luxe (Mystic Production) – piosenka ak­ torska/jazz. Zdawać się mogło, że metafory Ag­ nieszki Osieckiej doczekały się już dawno ostatecznej muzycznej i mi­ strzowskiej oprawy. Ale oto Maja Kleszcz i Wojtek Krzak wyczarowali bardziej niż niezwykły klimat z teks­ tami królowej polskiej piosenki. Jest tu kawiarniany blues, przedwojenny swing i korzenny jazz. Niby wszystko znane, ale jakże świeże i porywające. W akustycznych aranżacjach zyskują dla mnie osobiście Nim wstanie dzień (niegdyś Edmund Fetting), Uciekaj moje serce (ach, ta trąbka) i Wielka woda. 12. Piotr Baron: Wodecki Jazz (Agen­ cja Muzyczna Polskiego Radia) – jazz. Jeśli ktoś z czytelników „Kurier WNET” obawia się jazzu, to album Wodecki Jazz Piotra Barona będzie znakomitą inicjacją. Piotr Baron, znakomity sak­ sofonista, połączył lekkość i przebojo­ wość melodii Zbigniewa Wodeckiego z jazzowym klimatem. Niektóre aran­ żacje są przewrotne, jak dla przykładu w Izoldzie, z rapowym fragmentem. Panny mego dziadka z przepiękną gitarą Gabriela Niedzieli i Lubię wracać tam, gdzie byłem to wyciskacze łez i bilet do lat dzieciństwa. Cudny album. 11. Kwiaty: Kwiaty (album) (wy­ dawnictwo własne) – shoegaze/ post-rock. Nie ukrywam, że trójmiejski kwartet Kwiaty to objawienie (jedno z pięciu) w mijającym roku. Muzycznie sporo shoegazowych brzmień, odcieni rocka przypominających lata 90. i dużo do­ brych melodii przełamanych czasami punkującą rebelią pachnącą manche­ sterskim brzmieniem (Honda). Trzy najlepsze nagrania to pachnące ma­ cierzanką i fiołkami rozmarzone Na wydmach, Czarne porzeczki i Mleczne dziewczęta, chłopaki kwiaty. To płyta do rozmarzenia, która powinna wybu­ chać w głowach (i sercach) słuchaczy w przełamaniu wiosny i każdego lata. Nagranie Koniec wakacji to mój fawo­ ryt, który mógłby być ozdobą każdej składanki wytwórni 4AD. Głos Mai Andrzejewskiej koi i zachwyca. Czekam na drugą ich płytę, aby zapoznać się z resztą zielnikowych barw i zapachów. 10. Kali & Magiera: Chudy Chłopak (Ganja Mafia Label) – hip-hop. (…) Ciągle budzą mnie koszmary/ Nocne mary, szatan się dobijał/ Ale czuwał anioł stróż, dał mi poczuć, że przełamię lód/ Przyjdzie dzień, gdy przełamie lód/ Stanie za mną lud/ Póki co, stoję tutaj sam, chudy chłopak (…). Chudy chłopak to powrót do pla­ tynowego, jak mawiam, oldschoolowe­ go czasu w polskim hip-hopie… o ja­ kieś dwadzieścia lat. To osobiste teksty

LEKKA MUZA Kolejny rok za nami. W muzyce był rok jeden z najlepszych od prawie dekady. W moim subiektywnym zestawieniu dwudziestka płyt bez podziału na style i gatunki. Dodam, że nagrania z każdego albumu gościły na antenie Radia WNET. Bo Radio WNET to muzyka warta słuchania. Zatem zaczynam odliczanie.

Najlepsze 20 polskich albumów 2019 roku Subiektywny wybór Tomasza Wybranowskiego Kalego ze znakomitą szatą muzyczną Magiera (White House). Same komple­ menty cisną się na usta, gdy piszę o tym krążku. Czternaście nagrań tworzy spo­ istą i dopracowaną do najmniejszego

detalu płytę. Ten bardziej niż osobisty pamiętnik Kalego, w formie szczerej spowiedzi, może posłużyć w dzisiejszych czasach za przewodnik dla rodziców, którzy w tym pośpiesznym i gnającym nie wiadomo dokąd świecie szukają klu­ czy do zrozumienia własnych dzieci.

w ten roztoczański krajobraz gdzieś na peryferiach Tomaszowa Lubelskiego. Zresztą w filmie jest taka sekwencja, kie­ dy o kolorach tego niezwykłego miejsca mówi tytułowy bohater Mietek Kosz, w którego wcielił się Dawid Ogrodnik. Dał on od siebie aktorsko za dużo i nie zostawił widzowi zbyt wielkiego margi­ nesu do stworzenia swojego wizerunku Mietka Kosza, niewidomego geniusza jazzowych improwizacji, który nie chciał zoperować oczu, by nie stracić słuchu. Niezwykłe… Ale największą bohaterką filmu jest muzyka. Sukcesem Leszka Możdżera jest to, że muzyka Kosza zabrzmiała w pełni. A zadanie nie było łatwe, bo­ wiem jak oddzielić muzykę-bohaterkę od muzyki ilustrującej? Leszek Moż­ dżer to udźwignął. Jak zwykle. To jego film tak naprawdę. Na ścieżce dźwięko­ wej dwadzieścia osiem nagrań. A każde cudowne. A każde obrazkowe i kolo­ rowe nawet, gdy… zamkniecie oczy.

9. Enchanted Hunters: Dwunasty Dom (Latarnia) – synth pop. Magdalena Gajdzica i Małgorzata Penkalla wymyśliły, nagrały i wysłały w świat arcydzieło z pogranicza pach­ nącego latami 80. synth popu z odro­ biną dream popu. Siłą albumu jest baj­ kowy, lekko odrealniony klimat, który od otwierającego utworu Fraktale przez singlowy Plan działania po finał w po­

staci nagrań Burza (ten bit 4/4) i Neptun nie wypuszcza słuchacza – tak jak proza Marquzea czytelnika – zadziwio­ nego szczerze i uśmiechniętego (także szczerze) poza muzyczną orbitę Dwóch księżyców. Pomysły i nagrania na album twór­ czynie zbierały kilka lat. Warto było, bo to jeden z najważniejszych albu­ mów electro- i synth popu przynaj­ mniej ostatnich dziesięciu lat. To zestaw świeżych, melodyjnych i pozytywnie energetycznych piosenek. Lekarz od stanów duszy i nastrojów powinien ją przepisywać na wszelkie depresje i stany malkontenctwa. Jeszcze jedno. Ta płyta porywa do tańca. Okazuje się, że ze znanych i kilkuwiekowych dźwiękowych składników można wy­ czarować absolutnie niezwykłą histo­ rię o Dwunastu domach w dziesięciu piosenkowych podrozdziałach. Prze­ piękna płyta! 8. Leszek Możdżer: Ikar. Legenda Mietka Kosza (Wydawnictwo Ago­ ra) – jazz/muzyka filmowa. Z filmem Macieja Pieprzycy, podobnie jak i ze ścieżką dźwiękową wyczarowaną przez geniusza fortepianu Leszka Moż­

dżera, mam więź bardziej niż osobi­ stą. To topos miejsca, który łączy mnie i Mieczysława Kosza. Obaj jesteśmy synami Zamojszczyzny, obaj wpleceni

7. Sokół: Wojtek Sokół (Prosto) – hip-hop. Informacja, że legenda polskiego hip­ -hopu, która od prawie dwudziestu trzech lat jest jego fundamentem, wy­ daje wreszcie pełnowymiarowy de­ biut fonograficzny, była jedną z tych najważniejszych z kategorii „muzyka w roku 2019”! Sokół to już szacowny czterdziestolatek. Na jego debiucie nie ma szaleństwa i kaskad flow. Królu­ je mądre słowo oprawione w bity na światowym poziomie. Ale o słowie. Niemało lirycznych przenośni znajdziemy na płycie, które recenzujące nasze tu i teraz eksponu­ ją osobę twórcy i opowiadacza. Lat 40 to dużo i mało, rapuje w Pluszowym: Jestem za stary na wyjścia z nimi, kminisz?/ Za młody duchem na wyjścia z dorosłymi. (…) Nowy hip-hop to pluszowy człowiek z blizną. (…). Otwierająca Hybryda, Pomyłka i Skażony i Nie Da Na Da to produkcje najwyższych lotów. Pobrzmiewa w nich nuta rozliczeń ze sobą i światem. Jest też ton Sokoła-moralizatora. Ktoś powie, że to wszystko już było. Zgadza się. Było już od czasu Bena Akiby, ale te czterna­ ście nagrań na płycie tekstowo wypada­ ją lśniąco i świeżo na tle hip-hopowego światka Rzeczpospolitej. Ale jest Kali, jest Bisz, i jest – na szczęście – Sokół, który mimo mnogości zajęć i profesji (autor tekstów, raper, producent, dzien­ nikarz, właściciel wytwórni płytowej, głos z audiobooków) wciąż ma serce do poetyckich zaklęć. A te rymy skła­ da zdecydowanie do treści. Na płycie znajdujemy jeszcze nieco romantycz­ nego, choć mrocznego mistycyzmu. 6. Administratorr: Czy (Marmolada Records) – rock alternatywny. Bartosz Marmol powrócił na rockowo alternatywne pole bitwy. Odstawił (pew­ nie na chwilę) człon electro i wydał trze­ ci album jako Administratorr. Przede wszystkim słuchanie krążka Czy daje du­ żo radości i poczucia lekkości. Czasami, z powodu tekstów właśnie, jest to Kun­ derowska nieznośna lekkość bytu. Ironia, czasami podszyta groteską, wbija w nas (Autozdrada A4, czy Folia) szpileczki zna­ ków czasu. Wtedy z letargu codzienności i tanecznych pląsów (bo wciąż słuchamy kolejnych piosenek z Czy) budzi się nasza refleksja i dystans. Okazuje się, że przez rzeczy z pozoru małe możemy dostrzec to, co wielkie i ważne (Ostatnia cząstka i Na Ukrainie szybkiej jak dźwięk).

Bartosz Marmol po raz kolejny po­ kazuje talent kompozytorski. Każda z piosenek na płycie to pozbawiona ru­ tyny i schematu inna opowieść dźwię­ kami. Jest nowa fala, sporo alternaty­ wy i ducha post-punka czy elementów electro-rocka, ale wszystko gitarowo. To także zasługa producentów albumu i magii miejsca studia Serakos. Czy to jazda obowiązkowa abso­ lutnie dla każdego. Osobiście czekam na kolejny krążek z piosenkami o War­ szawie, w duecie z Lesławem. 5. Stonerror: Widow in Black (My Shit in Your Coffee/Liverecords) – stoner rock. Widow in Black to jedna z najlepszych rockowych płyt dekady. I nie piszę tego na wyrost. Poszukiwanie w teraźniej­ szym tyglu rocka uroku i czaru kilku odpowiednio zestawionych ze sobą dźwięków jest bardzo trudne i często trąci banałem. Ale niczego banalnego nie znajdziemy na drugim krążku ekipy z Krakowa. To stonerowe granie Sto­ nerror przepuszcza przez swój pryzmat. Nie będę tutaj cytował skojarzeń, które nasunęły mi się po pierwszym prze­ słuchaniu albumu. To niepotrzebne. Stoner skojarzony z punkiem, mroczną psychodelią i melodycznością piosen­ kową? Trzy razy tak! Jarosław Daniel, Jacek Malczew­ ski, Łukasz Mazur i Maciej Ołownia wiedzą o tym, że mając w repertuarze ograniczone środki rockowego wyrazu, należy je łączyć w sposób zaskakujący, wbrew utartym recepturom i schema­ tom. Widow in Black to ciężkie granie, wręcz duszne, ale zaskakująco świeże

i oczyszczające. Okazuje się, że nawią­ zanie w tytule do pewnej płyty i nagra­ nia numer cztery ojców stonerowego grania Kyuss to tylko zasłona dymna. Bo dostajemy znacznie więcej niż tylko interpretacje i nawiązania. A nagranie tytułowe, gdyby powstało na początku lat 90., byłoby hymnem niepokornej młodzieży z Seattle. Do mocnych momentów zaliczę Domesday Call, punkującą galopadę z niezwykłym tekstem Jacka Malczew­ skiego, gdzie Mesjasz Jezus podczas nadejścia Apokalipsy… już nie odbiera telefonu. Stonerockowe petardy to ot­ wierający Ships on Fire z odniesieniami do legendarnego filmu Ridleya Scotta i instrumentalny, nieco zmierzchowy, przypominający schyłek twórczości The Doors Asteroid Fields. Stonerror stwo­ rzyli płytę doskonałą. 4. Noże: Gniew (FONOBO) – rock alternatywny. Na takie płyty czeka się latami. O tym, że warto czekać i wierzyć, przekonuje debiut fonograficzny grupy Noże. Ze skrawków pogłosów zimnej fali, prze­ brzmiałej burzy psychodelii i materii krautrocka post zespół wykuwa abso­ lutnie nową muzyczną jakość, która

(wierzę w to mocno) objawi się na ich drugim albumie. Ta oryginalność, mi­ mo nawiązań do wielu gatunków, każe na Noże zwrócić baczniejszą uwagę. Gniew utrzymuje w napięciu od pierw­ szego dźwięku i słowa na płycie. Znaj­ dziemy na niej mrok i tajemnice, gniew i tkliwość, wreszcie moc afirmacji życia skojarzoną z bojaźnią i lękiem nocy. Karol Kruczek, śpiewający basista, jest autorem wszystkich tekstów. Jego język jest przepełniony (to nie zarzut) metaforami i charakterystycznymi strukturami językowymi, które – mi­ mo odmienności od tego, co spotyka­ my w tekstach hitów głównego nurtu – zapadają w rytm serca i głowy. Wier­ sze te intrygująco korelują z muzyką, tworząc konsekwentną muzyczną po­ wieść, która liczy dziesięć rozdziałów (od tytułowego Gniewu, kończąc na na­ graniu Nowe Dynasy). Balladowy, wy­ delikacony song Zbrodnie to dla mnie osobiście kandydat do miana najlepszej

piosenki roku. W przypadku Gniewu muzyka, teksty, projekt graficzny i do­ bra praca wytwórni FONOBO tworzy znakomitą całość. Kruczek, Biedziak, Jasieński i Hendzel. Radzę zapamiętać te nazwiska. 3. Limboski: Ucieczka Saula (Agen­ cja Muzyczna Polskiego Radia) – avant-pop/rock alternatywny/elec­ tronica. Michał Augustyniak i jego zespół Lim­ boski obdarowali nas albumem prze­ syconym klimatem berlińskiego avant­ -popu z lat 70. i 80. Tam Michał szukał natchnienia i uspokojenia. Atmosferze Berlina ulegali David Bowie, Iggy Pop, Lou Reed, U2 czy Nick Cave. Często mawiam na antenie Radia WNET, że Michał Augustyniak to jeden z nielicz­ nych w Polsce śpiewających poetów­ -filozofów. Dużo emocji, jeszcze więcej refleksji nasuwa się po przesłuchaniu Ucieczki Saula, którą przyrównuję do znakomitej powieści Alejo Carpentie­ ra Powrót do źródeł czasu. Samotność i oddech wieczny czasu tworzą z tej pły­ ty moralitet o człowieku, któremu zdaje się, iż zawsze jest jeszcze trochę czasu. Ta naiwność skarcona jest w najlep­

szym nagraniu na albumie Kino nocne: (…) kupiłaś to mieszkanie a w nim jest klatka z ptakiem/ co śpiewa jak kochanek kochana zapłać raty/ że były inne plany/ lecz było tyle pracy/ wcale nie na starość, młodość trzeba spłacić/ minęła wam we dwoje/ wspomnienia nie najlepsze/ do krwi się dotarliście na kwadratowym metrze (…). Ten fragment to czysta poezja i diagnoza współczesnego życia Polek i Polaków, których opuszczają ostat­ nie marzenia. Album nasączony jest elektroniką, która wzmacnia przekaz przenośni. Muzycznych eksperymen­ tów jest więcej i zamiast razić, przydają twórcy nowego charakteru. I mimo, że

może mniej gitarowo, to wciąż Lim­ boski daje do myślenia, bo Na statku: (…) gdzie ten chłopak bawi się nożem/ i patrzą jak kaleczy palce/ odkrywa świat/ marzy o bajce, wadzi się z Bogiem. 2. EABS: Slavic Spirits (Astigmatic Records) – jazz/jazz nowoczesny. W dublińskim Tower Records lubię pa­ trzeć, kiedy młodzież i studenci kupu­ ją winyle z jazzem. Odrodzenie jazzu ma się dobrze. Przykładem tego, z ro­ dzimego podwórka, jest kolejna płyta EABS. Od pierwszego przesłuchania miałem powtórkę z lekcji odczuć i wra­ żeń, gdy po raz pierwszy przesłucha­ łem debiut Lao Che Gusła. Ową płytę Spiętego i nowy konceptualny zestaw liderów nowej szkoły polskiego jazzu EABS łączy temat słowiańszczyzny i jej mitologii. Dwa lata temu ogłosiłem płytą ro­ ku Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda). Minęły dwa lata i EABS znowu daje nam podarunek niezwykły. Tyle, że tym razem to w całości autorski ma­ teriał Marka Pędziwiatra i przyjaciół, którym towarzyszy niezwykły sakso­ fonowy renegat jazzu – jak mawiają

o nim na Wyspach – Tenderlonious. Niespełna czterdzieści pięć minut mu­ zyki co chwila zadaje nam pytania, za czym my, Polacy, tak naprawdę tęskni­ my? Skąd ta melancholia, której pełno na płycie? Czy nie doskwiera nam owa biała plama sprzed lat 60. wieku X?… Slavic Spirits to także jazzowo­ -mistyczna opowieść o rytmie, który współcześnie zaburzamy. I tutaj do­ chodzimy do czasów Słowiańszczyzny, kiedy rytm życia odmierzały pory roku, czas dnia i części nocy. Od Ciemności podążamy ku Ślęży (Ślęża (Mgła) i Ślęża), boskiej góry w czasach przed­ chrześcijańskich, aby w finale przeżyć Przywitanie Słońca. Polecam i gwaran­ tuję dreszcze, z wiedzą o dawnych cza­ sach dwuwiary i słowiańskich duchów opowiedzianych tylko dźwiękami. Nr 1. Marek Dyjak: Piękny instalator (Wydawnictwo Agora) – pio­ senka autorska/avant-pop/jazz. Ta płyta ukoronowała bardzo dobry muzycznie rok 2019. O Marku Dyjaku ciężko mi pisać i opowiadać, bo znamy się bardzo dobrze, jeszcze z czasów lu­ belskich. Jego życie i dotykanie śmierci, twórczość i poetyckość, wreszcie bo­ hemizm artystyczny i ciepło to tema­ ty nie tylko na film fabularny o nim, ale cały serial. Ale uznałem ten krążek albumem roku nie z powodu naszej znajomości. O nie! Styczniową porą Marek Dyjak podarował nam krążek Gintrowski, a w listopadzie sprezento­ wał najlepszy album roku Piękny instalator, z ponadczasowym tekstem lubelskiego barda i poety Jana Kon­ draka. Od pierwszego, tytułowego na­ grania (gdzie Vienio zamiast rapować, śpiewa), po niezwykły duet z Renatą Przemyk (Wielka) obcujemy z wielką sztuką. A przecież jeszcze Miriam, ten najpiękniejszy moment płyty, znany w filmu Jasminum, z nowym tekstem Roberta Kasprzyckiego; a Bez, gdzie odnajduję echo poezji Broniewskiego, a przejmująca Warszawo, a… Dość. Zamiast to czytać, drogie Czytelniczki i Czytelnicy, po prostu posłuchajcie tej płyty. 30 poprzedzających przedstawioną tu dwudziestkę albumów omówię w programie Studio 37 (14:00 – 16:00) na antenie Radia WNET (Kraków 95,2 FM i Warszawa 87,8 FM) 26 i 31 grudnia,

kiedy to zaprezentuję nagrania najlepszych pięćdziesięciu polskich płyt roku 2019. Zapraszam. K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

17

PA M IĘĆ I WDZIĘC ZNOŚĆ

W

1939 r. najechali nas, zgodnie z tra­ dycją, barbarzyńcy z Zachodu – Niem­ cy – i barbarzyńcy ze Wschodu – So­ wieci. Wobec niedotrzymania umów sojuszniczych Francji i Wielkiej Bry­ tanii, walka trwała krótko i była krwa­ wa. Ulegliśmy, ale nie zrezygnowaliśmy z dalszej walki. Powstała Polska Pod­ ziemna z Rządem na emigracji. Kul­ minacją wszystkich bitew była bitwa o niepodległość zwana Powstaniem Warszawskim.

W jakich warunkach się ona odbyła? Miejsce i czas podyktowała ofensywa armii sowieckiej i odwrót armii nie­ mieckiej. Spotkały się one w sierpniu 1944 r. pod Warszawą. Spotkanie to trwało tyle czasu, ile było potrzebne naszym wrogom do tego, by powstanie upadło, a miasto zostało zniszczone. Tragiczne wydarzenia w 1943 r. (zło­ wróżbnym, według Tadeusza Katelba­ cha), miały główny wpływ na organiza­ cję bitwy – powstania w 1944 r. – Śmierć gen. Władysława Sikor­ skiego w Gibraltarze 4 czerwca 1943 r. Pozbawiła nas Premiera i Wodza Na­ czelnego. Był on tak znacznym poli­ tykiem, że nie zawahano się – moim zdaniem – go zamordować (w pozo­ rowanej katastrofie lotniczej). Rezul­ tatem tego był chaos w Rządzie Emi­ gracyjnym, co znacznie osłabiło jego autorytet. Nowy premier, Stanisław Mikołajczyk, nalegał na działania AK „Burza” wspomagające armię sowiec­ ką na naszych Kresach. W tym celu z Warszawy wysłano tam duże ilości broni, której zabrakło w dniu rozpo­ częcia powstania. Wyeliminowanie – przez aresztowanie 9 czerwca 1943 r., a potem zamordowanie gen. Stefana Roweckiego „Grota” – zdezorganizo­ wało prace Sztabu AK. Miał on wielki autorytet i być może Bitwa-Powstanie przebiegałaby inaczej. – Odkrycie w 1943 r. grobów w Ka­ tyniu. Sama zbrodnia miała na celu zniszczenie naszych elit. Odkrycie gro­ bów posłużyło do zerwania stosunków dyplomatycznych z naszym Rządem

Emigracyjnym. Miało to duże znacze­ nie w czasie powstania. – Aresztowanie komendanta NSZ płk. Ignacego Oziewicza. Prawdopo­

Bitwa Decyzja o Bitwie-Powstaniu mogła zapaść tylko w Kraju. O tym dobrze

Gen. Tadeusz Komorowski „Bór” stanął przed dylematem podobnym do tego, jaki miał w 1939 r. gen. Fr. Kleeberg, kiedy był zmuszony wybrać

Czym było powstanie warszawskie? Pows­tanie było nie tylko kumulacją działań Armii Krajowej, było ono też ostatnią bitwą o niepodleg­ łość w tej wojnie.

Bitwa o niepodległość Zdzisław Życieński dobnie było wynikiem działań agen­ tury sowieckiej. – W czasie konferencji 29 listopa­ da 1943 r. w Teheranie okazało się, że jesteśmy zbędnym elementem w po­ lityce międzynarodowej. Przebywają­ cy w USA nasz historyk Oskar Halecki 27 stycznia1944 r. wystąpił w Nowym Jorku w audycji radiowej WMCA z ot­ wartą krytyką działań prosowieckich prezydenta Franklina Delano Roosevelta w Teheranie. Efektem tych działań F.D. Roosevelta było ograniczenie pomocy lotniczej dla powstania. Napisał o tym dokładnie płk. Jan Jaźwiński w swoim Dzienniku (pt. Dramat Dowódcy). De­ monstracyjny przelot w czasie powsta­ nia eskadry amerykańskiej zaopatrzył w zrzuty głównie… Niemców!

wiedział gen. Kazimierz Sosnkowski. Wypowiedział się on rozkazem Na­ czelnego Wodza nr 19 w dn. 1 wrześ­ nia 1944 r. Kosztowało go to utratę stanowiska Naczelnego Wodza Pol­ skich Sił Zbrojnych w uległym Angli­ kom rządzie w Londynie. Pod koniec powstania mianowanie gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” Naczelnym Wodzem znacznie podniosło rangę powstania, a nam – powstańcom – zapewniło prawa kombatanckie. Przebieg bitwy był wielokrotnie opisywany i jest dobrze znany. Ogólnie można powiedzieć, że przemieszanie zdobytych przez nas terenów z opano­ wanymi przez Niemców ochroniło nas przed masowymi bombardowaniami. Niemcy początkowo mieli takie zamia­

Stanisław Mikołajczyk nalegał na działania AK „Burza” wspomagające armię sowiecką na naszych Kresach. W tym celu z Warszawy wysłano tam duże ilości broni, której zabrakło w dniu rozpoczęcia powstania. – Działanie na terenie Warszawy, poza AK i NSZ, także innych organi­ zacji politycznych i wojskowych. Sztab powstania musiał ten problem rozwią­ zać. Nie było to łatwe, np. z AL. Poza tym z konspiratorów trzeba było zrobić wojsko. Bitwa miała się rozegrać w funkcjonującym dużym mieście, w stolicy Polski. Stwarza­ ło to wiele problemów organizacyj­ nych. Większość tych problemów rozwiązano.

ry, a potem od nich odstąpili. Taktyka walk musiała się dostosować do terenu. Ze względu na brak odpowiedniego uzbrojenia (i częściowo wyszkolenia), przegrywaliśmy walkę w otwartym te­ renie, a odnosiliśmy sukcesy w zwartej zabudowie. Walka trwała 63 dni – by­ ło to maksimum tego, co można było osiągnąć. Przewaga przeciwnika była ogromna: czołgi, artyleria, lotnictwo. Jedyną naszą przewagą było to, że wal­ czyliśmy o wolność.

niewolę niemiecką czy sowiecką. Wy­ brał niemiecką i ocalił życie swoim żoł­ nierzom. Inni generałowie (w 1939) wybrali wówczas sowiecką i skończyło się to, jak wiadomo, tragicznie.

Straty Straty, jakie ponieśliśmy, to według najnowszych obliczeń około 12–14 tys. zabitych żołnierzy, czyli około 25% stanu. Trzeba tu dodać, że walczyli­ śmy 63 dni bez wyposażenia w cięż­ ką broń i z małą ilością amunicji, bez obrony przeciwlotniczej. Porównując z innymi stratami naszego wojska, to np. 2 Korpus w półtorarocznej kam­ panii włoskiej stracił 17121 żołnierzy, w najbardziej krwawej bitwie na linii Gotów 3700 żołnierzy; pod Monte Cassino – 923 zabitych. Właściwie trudno robić takie po­ równania, bo przecież bitwy toczyły się w różnych warunkach. Natomiast straty żołnierzy w powstaniu można porównać ze stratami po wojnie w la­ tach 1944–1956. W tym czasie zginęło w walkach i zostało zamordowanych w więzieniach kilkanaście tysięcy żoł­ nierzy NSZ, b. AK i innych organizacji niepodległościowych. Aresztowanych, więzionych i w inny sposób represjono­ wanych było 1 500 000 osób. Trzeba do tego dodać żołnierzy wywiezionych do ZSRR, którzy zginęli w łagrach. I takie porównanie jest dopiero przerażające! Niestety na skutek barbarzyńskich metod Niemców w powstaniu bardzo ucierpiała ludność cywilna: 120–130

Światowy Szlak Powstania Styczniowego jest obecnie najpoważniejszym przedsięwzięciem dotyczącym tego największego zrywu niepodległościowego w polskiej historii. Powstanie 1863–1864 jest źródłem nowoczesnego patriotyzmu i było punktem wyjścia do odzyskania niepodległości w 1918 r.

Już ponad 2000 punktów na „Szlaku 1863” Marcin Niewalda

„Projekt LIFE” to seria krótkich filmów edukacyjnych, poruszających zagadnienia godności życia człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Poprzez krótkie filmy pragniemy bezpośrednio realizować naszą misję, którą jest edukacja w zakresie obrony życia ludzkiego. Będziemy poruszać tematy ważne i aktualnie istotne dla społeczeństwa, takie jak profilaktyka płodności, problem niepłodności, aborcja, eutanazja, rozwój życia w łonie matki, poronienia, antykoncepcja, naturalne rozpoznawanie płodności, edukacja seksualna itp. Pierwsze dwa odcinki dotyczą in vitro oraz naprotechnologii. Został do nich opracowany konspekt spotkania z młodzieżą, który można wykorzystać np. podczas lekcji wychowania do życia w rodzinie czy lekcji wychowawczych. Filmy ukazywać się będą co 2 tygodnie. W ramach „Projektu LIFE” będą też emitowane w lokalnych radiostacjach audycje radiowe, ściśle związane tematycznie z nagraniami wideo. Linki do pierwszych odcinków wideobloga: youtu.be/bQ_pk0BgpQM; youtu.be/lHcwaE_2adA Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka od 1999 roku poprzez edukację, działanie i modlitwę pracuje nad zmianą postaw społecznych w zakresie pro-life. Działania edukacyjne ściśle łączą się z pomocą charytatywną. Stowarzyszenie prowadzi dwa programy pomocowe. Fundusz Wsparcia Rodziny to wsparcie dla samotnych mam spodziewających się dziecka, zaś Fundusz Dziecka Chorego to wsparcie dla rodziców wychowujące dzieci dotknięte niepełnosprawnością. Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka organizacja pożytku publicznego · KRS 0000140437 ul. Krowoderska 24/1, 31-142 Kraków · biuro@pro-life.pl www.pro-life.pl

F

undacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Naro­ dowego „Genealogia Polaków” w 100 rocznicę wybuchu tego zrywu niepodległościowego uruchomiła serwis bazy danych, zbierający wszelkie informacje na temat powstańców, bitew, a także miejsc związanych z powstaniem. Chodzi nie tylko dokładnie oznaczone miejsca bitew. W serwisie są gromadzone i – co najważniejsze – stale weryfikowane takie punkty, jak groby, pomniki, kuźnie, dwory, gdzie zbierali się powstańcy, miej­ sca pracy na emigracji, miejsca zsyłek, a nawet szkoły, kościoły pod wezwaniem świętych powstańców itp. Szczególnie cenne są oznaczone za pomocą GPS lokalizacje na cmenta­ rzach. Z pomocą serwisu i tras Google można teraz trafić do każdego grobu. W serwisie jest między innymi: Miejsc bitew: 154, Mogił: 1222, Pomników: 452, Dworów powstańczych: 78, Krzyży powstańczych: 189, Tablic: 136. Należy zauważyć, że liczba 154 to zaledwie ułamek ogólnej liczby 1316 bitew i potyczek, które miały miejsce w czasie powstania. Tak mała liczba wynika ze skąpych informacji histo­ rycznych dotyczących lokalizacji – czyli np. konkretnej polany, drogi, uli­ cy w mieście. Inne serwisy nigdy nie podają takich lokalizacji precyzyjnie, lecz najwyżej wskazują ogólnie miejs­ cowość. Fundacja „Genealogia Pola­ ków” podjęła jednak również i tutaj działania – współpracuje z grupami eksploratorskimi, które weryfikują takie miejsca w terenie na podstawie badań nieinwazyjnych oraz kwerend archiwalnych. Odnotowane w zbio­ rach fundacji 154 miejsca są skrupu­ latnie zweryfikowane.

Interaktywna mapa „Szlaku 1863” codziennie wzbogaca się o nowe miejsca. Na ich podstawie można podejmować indywidualne czy instytucjonalne działa­ nia, ustalać trasy wycieczek we własnym regionie, lekcji żywej historii, organizo­ wać uroczystości, realną opieką lokalną. „Szlak 1863” już inspiruje do dzia­ łania szkoły, drużyny harcerskie, or­ ganizacje społeczne. Włączają się one

tys. zamordowanych. Dowództwo nie­ mieckie z premedytacją użyło brygady kryminalistów Dirlewangera i własow­ ców Kamińskiego. Niemcy w zorganizowany sposób przeprowadzili rabunek mienia lud­ ności. Wiele też budynków zostało zniszczonych po powstaniu. Potwier­ dza to dokumentacja opracowana przez Zygmunta Walkowskiego. Są to zdjęcia lotnicze niemieckie wydobyte z archi­ wów amerykańskich. Często się słyszy, że w powstaniu wyginęły elity naro­ dowe. Elity narodu wyginęły przede wszystkim w Katyniu i sowieckich ła­ grach oraz w Palmirach i niemieckich kacetach.

Jakie popełniono błędy? Dziś, z perspektywy 75 lat, może łatwiej jest określić, jakie popełniono błędy. Przed powstaniem niewątpliwym błędem było pozbycie się broni. Wyni­ kło to z dwóch przyczyn: chaosu decy­ zyjnego w sztabie, związanego z akcją „Burza”, i nacisków z Londynu. Myślę,

takich jak Emilia Malessa, co potem doprowadziło do tragedii!!!) Przecież nawet komunistom wydawano legity­ macje AK. Znana była już przed po­ wstaniem sytuacja na Kresach tych, którzy się ujawnili – śmierć lub łagry.

Konkluzja Warszawa – jako miasto i węzeł komu­ nikacyjny –nie miała dużego znaczenia zarówno dla Niemców, jak i dla Sowie­ tów, przy ich miażdżącej przewadze. Miała natomiast znaczenie polityczne dla nich i dla nas. W niektórych pub­ likacjach polskich i rosyjskich znajdują się opinie, że powstanie spowodowało wstrzymanie ofensywy sowieckiej na 5 miesięcy. Jest też taka informacja, że w 1944 r. oddział do Wydzielonych Zle­ ceń Abwehry w Krakowie wystosował do wyższego dowództwa sugestie, żeby odstąpić od likwidacji powstania, o ile będzie pewne, że Sowieci nie pomogą powstańcom. Wybór przez sztab AK Warszawy jako miejsca kulminacji działań AK

Wybór Warszawy jako miejsca kulminacji działań AK był właściwy. Walczyliśmy z Niemcami militarnie, z Sowietami politycznie. Bitwa ta pokazała też, jaki jest prawdziwy stosunek do nas aliantów zachodnich. że wyżsi dowódcy wiedzieli, jaką broń przygotować. Już w 1928 r. płk. Stefan Rowecki „Grot” w swojej książce pt. Walki uliczne zalecił jako najbardziej przydatną broń – pistolety maszynowe i małe miotacze ognia. Rzeczywiście to się sprawdziło! Błędem też było nieściągnięcie do Warszawy (konspiracyjnie) oddzia­ łów dywersyjnych z pobliskich tere­ nów, np. z Kampinosu. Zwykle były one dobrze uzbrojone i wyszkolone do walki w otwartym terenie, np. na Żoliborzu, Mokotowie… Popełniono też błąd pod koniec powstania, kie­ dy zapadła decyzja o kapitulacji. Pój­ ściem do niewoli niemieckiej (ja to nazywam „transferem” na Zachód) nie objęto osób potencjalnie zagro­ żonych przez NKWD i później przez UB (np. członków władz cywilnych,

był właściwy. Walczyliśmy z Niemcami militarnie, z Sowietami politycznie. Bit­ wa ta pokazała też, jaki jest prawdziwy stosunek do nas aliantów zachodnich. Niestety taki, jaki był w 1939 r. – cy­ niczny. Nie pomogli nam. Oczywiście nie mam na myśli bohaterskich lotni­ ków alianckich dokonujących zrzutów dla walczącej Warszawy.

biernie i czynnie, np. weryfikując, po­ dając dalsze informacje, aktualizując zdjęcia i stan obecny, zapalając znicze w czasie ważnych świąt. Jedną z takich grup jest np. Szkoła Polska w Grzego­ rzewie na Litwie oraz drużyna harcer­ ska ze Starych Trok. Młodzież pod kierunkiem opiekunów podjęła w tym roku już po raz drugi akcję weryfika­ cji. W ten sposób nie tylko zaznajamia się z historią, ale także uczy się wyko­ rzystywać nowoczesne metody pracy „w chmurze” online oraz narzędzia cy­ frowe. „Szlak 1863” korzysta bowiem z nowoczesnych technik zarówno pod względem gromadzenia i prezenta­ cji, jak i pod względem współpracy grupowej, pomagając w ten sposób nabywać nowe umiejętności, przydat­ ne np. w późniejszym czasie w pracy zawodowej. Katalog miejsc, łączony z bazą danych o powstańcach, jest przekazy­ wany do wykorzystania instytucjom takim jak Kancelaria Prezydenta Rze­ czypospolitej czy Ministerstwo Kultury

i Dziedzictwa Narodowego. W ten spo­ sób społeczna praca np. polskiej mło­ dzieży z Litwy jest doceniana na ca­ łym świecie przez wszystkich, którzy korzystają z portalu i katalogu. K

Pamięć Na koniec zacytuję wypowiedź George’a Santayany: „Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtórzenie”. K Zdzisław Życieński, ur. w 1923 r., podchorąży NSZ, w Powstaniu w AK, w PSZ na Zachodzie, po wojnie architekt.

„Szlak 1863” jest działalnością non-profit. Można ją wesprzeć, przekazując wsparcie na cele statutowe Fundacji „Genealogia Polaków” – https://genealogia.okiem.pl/fundusz/ darowizny/ Światowy Szlak Powstania Styczniowego – https://szlak.okiem.pl PRENUMERATA ROCZNA KRAJOWA K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

G

A

Z

E

T

A

N

I

E

C

O

D

Z

I

E

N

N

A

Zamawiam 12 kolejnych numerów Kuriera WNET: 1 egzemplarz za 55 zł 1 egzemplarz za 70 zł

+ dodatek: płyta „Ryszard Makowski w Radiu Wnet”

2 egzemplarze za 100 zł

Imię i Nazwisko

Miejsc bitew: 154, Mogił: 1222, Pomników: 452, Dworów powstańczych: 78, Krzyży powstańczych: 189, Tablic: 136. Telefon Adres

W terminie 7 dni od wysłania formularza zamówienia należy dokonać opłaty na rachunek bankowy Alior Bank: nr 24 2490 0005 0000 4600 3762 4548 W przelewie należy podać mię i nazwisko Zamawiającego i dopisać „Kurier Wnet”. Zamówienie należy dostarczyć na adres: Radio Wnet Sp. z o.o. ul. Zielna 39, 00-108 Warszawa Zamówienia przez internet: www.kurierwnet.pl Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celu świadczenia usługi prenumeraty oraz w celach marketingowych przez administratora, którym jest Radio Wnet Sp. z o.o., z siedzibą przy ul. Zielnej 39, 00-108 Warszawa, KRS 0000333607, REGON 141961180, NIP 5252459752. Informujemy, że dane będą przetwarzane w sposób zgodny z ustawą z 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych, a także, że posiada Pan/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania oraz zwrócenia się z żądaniem usunięcia podanych danych osobowych. Zbierane dane przetwarzane będą wyłącznie w celu wskazanym powyżej. Podanie przez Pana/Panią danych osobowych jest całkowicie dobrowolne.


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

18

OC ZEKI WAN I E

P

rzygotowanie do świąt Bo­ żego Narodzenia, szczegól­ nie w rodzinach, zaczyna się już w listopadzie budową szopki. W Ekwadorze nazywana jest Belén (od Betlejem), El Nacimiento (Narodzenie), El Pesebre (żłób). Nie ma problemu z wystawianiem żłób­ ka w instytucjach publicznych, takich jak urzędy, szkoły, szpitale, stacje po­ gotowia, policja, Straż Pożarna, firmy prywatne i państwowe, sklepy, apteki, na placach przykościelnych i w innych miejscach publicznych. Na przykład we środę (4 grudnia) widziałem z au­ tobusu, jak pracownicy urzędu migra­ cyjnego w Ibarra (to miasto, w którym mieszkam, położone w północnej czę­ ści Andów ekwadorskich na wysokości 2500 m n.p.m.) budowali szopkę przed budynkiem tej instytucji. Popularne jest oświetlenie domów na zewnątrz oraz ozdabianie girlanda­ mi odrzwi czy kolumn prowadzących

Zaczynamy od Adwentu. W Ekwadorze nie ma rorat. Ale w domach są wieńce adwentowe z czterema świecami: fioletową (pokuta), zieloną (nadzieja związana z przyjściem Mesjasza), czerwoną (znak miłości Boga do ludzi i ludzi do Boga); czwarta – biała – oznacza bliskie już Narodzenie Pana Jezusa.

Szopka, korowód, sąsiedzka nowenna, czyli tradycja adwentowa w Ekwadorze Ks. Krzysztof Kubalski do drzwi. W mieście Cuenca, jednym z największych miast Ekwadoru, odby­ wa się coroczny konkurs na najładniej oświetlony dom. Również w Cuenca

jest kultywowany piękny i stary zwy­ czaj. To Pase del Niño Viajero, czyli Przejście Dzieciątka Podróżnika. Jest to korowód podobny do Orszaku Trzech Króli. Ten korowód przechodzi ulica­ mi miasta, a główną postacią w nim jest, jak nazwa wskazuje, Dzieciątko Jezus wraz z Maryją i Świętym Józefem. Za Świętą Rodzinę są przebrane żywe osoby, otaczają je wspaniale ustrojone pojazdy, a idący wokół nich w orszaku ludzie też są ubrani w przepiękne stroje. Temu korowodowi towarzyszy muzyka, ludowe zespoły taneczne z różnych re­ gionów Ekwadoru, przede wszystkim z gór. W korowodzie-procesji idą też rodziny z dziećmi. To wszystko odbywa się przed Bożym Narodzeniem.

J

Ks. Krzysztof przy szopce w kościele św. Marcina de Porres w Esmeraldas. Poniżej: Fragment szopki bożonarodzeniowej z XVIII w., zrobionej w srebrze. Szopka była darem bogatego mieszkańca Cuenca dla sióstr klauzurowych z zakonu Niepokala­ nego Poczęcia NMP w tym mieście. Zdjęcie ze zbioru muzealnego tegoż klasztoru

ednak najważniejszy i pełen treś­ci jest zwyczaj celebrowania w do­ mach Nowenny przed Bożym Narodzeniem. Każda diecezja druku­ je i rozprowadza jej teksty. Zawierają one fragmenty ze Starego Testamentu i Ewangelie nawiązujące do Wcielenia i Narodzenia Pana Jezusa. Śpiewa się kolędy. Nowenna zaczyna się 16 i trwa do 24 grudnia. Błogosławi się choinkę i szopkę. Należy to do ojca rodziny. W moim przypadku, gdy jestem za­ proszony do rodziny na Nowennę, to ja dokonuję tego aktu. W ramach Nowenny rodziny or­ ganizują tzw. Posadę. Rodzina zaprasza

inne rodziny z sąsiedztwa wraz z dzieć­ mi i wspólnie celebrują Nowennę. Przebiega to w następujący sposób: gospodarze wychodzą przed dom i na przemian z zaproszonymi gośćmi śpiewają zwrotki specjalnej pieśni. Jest więc to dialog. Oto treść tego śpiewu: Gospodarze pytają, kto puka do drzwi. Odpowiedź brzmi: „Jesteśmy podróż­ nikami, przychodzimy z daleka, ja na­ zywam się Józef, a moja żona, Maryja, ma rodzić”. Gospodarze: „Kim jesteście, może jakimiś włóczęgami?”. Goście od­ śpiewują: „Jestem z matką Króla”. „Jak to króla?” „Pana z niebios”. Przybysze mówią, że nie mają gdzie się podziać, zostają zaproszeni do środka i wszy­ scy wchodzą do domu. Potem czyta się Pismo Święte i daje krótką kate­ chezę dla dorosłych i – dialogowaną – z dziećmi. Później następują wspólne i indywidualne prośby, dziękczynie­ nie itp. Wszystko trwa około godziny, kończy się poczęstunkiem i małymi podarunkami w postaci słodyczy. I tak przez dziewięć dni Nowenny chodzi się od domu do domu. Bywa, że jedna rodzina może w tym czasie odwiedzić nawet dziewięć domów. Również ja przyjmuję jednego wie­ czoru dwie lub trzy rodziny i wspólnie celebrujemy Nowennę. W szopce ro­ bionej przeze mnie zawsze jest jakiś element, który służy za punkt wyjścia do krótkiej katechezy. Uważam, że jest

to chwila ważna w przekazywaniu wia­ ry nie tylko dzieciom, ale i dorosłym, o czym pisze papież Franciszek w Li­ ście Apostolskim Przedziwny Znak

– o znaczeniu Szopki Bożonarodze­ niowej. 24 grudnia odprawia się w kościo­ łach Misa de Gallo (Msza Koguta, bo według tradycji hiszpańskojęzycznej kogut swym pianiem obwieścił naro­ dzenie Pana). Z różnych przyczyn – odległości, braku transportu o późnej porze w miastach, a także z tego po­ wodu, że księża mają do objechania niekiedy aż kilkanaście kaplic (tereny wiejskie i podmiejskie), Misa del Gal­ lo jest odprawiana o 19, 20, najpóźniej o 21 godzinie. Po Mszy jest uroczysta kolacja, któ­ rej głównym daniem jest nadziewany in­ dyk, pieczona szynka, wino, ciasta i owo­ ce. W niektórych domach podaje się do stołu pieczonego małego prosiaczka (np. jest to popularne danie w rejonach górskich, jednak indyk ma pierwszeń­ stwo). Nie ma, jak w Polsce, Wieczerzy Wigilijnej ani dzielenia się opłatkiem. Ale rozdaje się prezenty. K

Ks. Krzysztof z dziećmi z amazońskiego plemienia Shuar, w La Esperanza, kilka kilometrów od stolicy prowincji o nazwie Macas. Na ziemi – poczęstunek ze sma­ żonych bananów na liściach bananowca i woda w naczyniu z calabazo (tykwy). Poniżej: Tak piecze się (w nowocześniejszy sposób) el cui – świnki morskie, które w Andach ekwadorskich stanowią wielki przysmak. Podaje się go przy ważnych okazjach rodzinnych. Wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora

Urodziłem się w Warszawie i jestem księdzem Archidiecezji Warszawskiej, w której pracowałem do wyjazdu do Ekwadoru. W przyszłym roku będę obchodził 35-lecie święceń kapłańskich, które otrzymałem z rąk śp. ks. Kardynała Józefa Glempa. W Ekwadorze jestem od 16 lat. Moja praca duszpasterska tutaj polega na misji prezbitera wędrownego w ramach Drogi Neokatechumenalnej. Jako ekipa złożona prócz mnie z małżeństwa z siedmiorgiem dzieci oraz świec­ kiego celibatariusza, jesteśmy odpowiedzialni za ewangelizację w czterech górskich diecezjach: Tulcán i Ibarra (północna część Andów ekwadorskich) oraz Ambato i Guaranda (środek Andów). Głosimy kerygmat, czyli darmową miłość Bożą, objawioną przez Jezusa Chrystusa w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, oraz przebaczenie grzechów. Przyjęcie tej Dobrej Nowiny prowadzi człowieka do wiary i pragnienia życia nią na co dzień, co w charyzmacie Neokatechumenatu realizuje się w małych wspólnotach.

W zeszłym tygodniu, na ostatniej zbiórce ministrantów nasz prezes Neptun powiedział: – Panowie, zaczynamy Adwent i będziecie jak zawsze losować figurki Matki Bożej. Proszę was bardzo, potraktujcie radosny czas oczekiwania na święta serio.

Adwent

N

Aleksandra Tabaczyńska

a roraty przygotowujemy kolorowe papierowe ser­ ca z wypisanym dobrym uczynkiem, wrzucamy do koszyczka na ołtarzu, a na końcu mszy ksiądz losuje dziesięć figurek. – Wpisaliście – mówił dalej prezes – tylko dwa dobre uczynki, i to wszyscy takie same: sprzątanie swojego pokoju i wynoszenie śmieci. Obciach! Nie chcę wam robić wyrzutów, ale ja bym tego za dobry uczynek nie uznał. Utrzy­ mywanie porządku w swoim pokoju to zwyczajnie obowiązek, a wynosze­ nie śmieci – no cóż, szału nie ma. Ja wiem, że inni tak piszą, ale ministranci powinni dawać dobry przykład i w ad­ wencie wykazać się porządnymi dobry­ mi uczynkami. Bardzo lubimy naszego preze­ sa, więc razem z Kefirem, Piecykiem, Cykusiem i resztą chłopaków posta­ nowiliśmy sprawić Neptunowi przy­ jemność. Długo myślałem, co by tu napisać na papierowym sercu, i w koń­ cu wpisałem: uratowałem kota przed

mordercą (miałem taką przygodę z kot­ kiem w październiku), a drugi to: spre­ zentowałem tego sierściucha księdzu Markowi. Uważam, że to były porządne dobre uczynki, takie, jakich nie trzeba się wstydzić. Chłopaki, specjalnie pod kątem adwentu, oglądali filmy z Bondem i różne reportaże w telewizji, więc wy­ myślili dużo lepsze od moich. Kefir napisał: złapałem trzech szpiegów na gorącym uczynku i uda­ remniłem napad na bank. Cykuś, ten najmniejszy ministrant: bohatersko uratowałem życie małej dziewczynce, która wpadłaby pod sa­ mochód. Piecyk: ustępowałem w tramwaju miejsca wszystkim starszym paniom; cwa­ niak jak zawsze, u nas nie ma tramwajów. Mamy też jednego ministranta, nazywamy go Sztanga, bo trenuje pod­ noszenie ciężarów. Sztanga napisał, że pomaga nosić zakupy wszystkim napot­ kanym osobom, i to kilku równocześnie, trenując siatkami rwanie i podrzut.

Uczciwie powiem, że spotkał nas zawód. Neptun zlecił Welonowi, naj­ lepszemu ceremoniarzowi w parafii, tak na wszelki wypadek, żeby przed wrzu­ ceniem serduszek z dobrymi uczynka­ mi do koszyczka spojrzał, co w nich jest. No i oczywiście Welon przechwy­ cił nasze serca i nie braliśmy udziału w losowaniu figurek. Na tym nie ko­ niec; Neptun zarządził ekstra zbiórkę w sprawie uczynków. – Panowie, skiepściliście na całej li­ nii. Porządny dobry uczynek to jest ta­ ki – tłumaczył prezes – który zrobiłeś sam. Im więcej kosztuje cię wysiłku, walki z lenistwem i niechęcią, tym jest więcej wart. Nie macie pisać bredni z filmów ani cudzych dobrych uczynków, ani nawet marzeń o dobrych uczynkach. Proponuję – i jest to propozycja nie do odrzucenia – żebyście w tym tygodniu potrenowa­ li zobowiązania adwentowe. Chłopaki, skupcie się i tym razem bez wygłupów. Nie zrozumieliśmy się z prezesem, po prostu chcieliśmy zabłysnąć na ro­ ratach. Nawet już wyobrażaliśmy sobie, jak ksiądz Marek podczas losowania figurek z dumą czyta o naszych wyczy­ nach. Szkoda, że nie wyszło. Żal nam się zrobiło Neptuna, bo przecież liczył na nas, i księdza Marka też. No i oczy­ wiście parafian, że nie mogli być dumni ze swoich ministrantów. Do zobowią­ zań adwentowych więc przyłożyliśmy się na maksa. Napisaliśmy je szczerze, od serca i bardzo uczciwie. Kefir: nie będę co rano udawał choroby przed szkołą, żeby mama nie spóźniała się do pracy. Nie będę prze­ zywał kolegów brzydkimi wyrazami. Użyję zamiast brzydkich słów innych, też śmiesznych.

Ja: nie będę kradł słodyczy z tej nowej kryjówki, którą mama specjal­ nie przede mną założyła pod łóżkiem w sypialni, w kartonach po butach. Nie będę upychał ubrań za tapczan, tylko ewentualnie śmieci. A Piecyk, brak słów, zobowiązał się, że będzie dokarmiał bezpańskie zwierzęta, oprócz tych leśnych i po­ za jego ulicą, oraz podaruje niektóre zabawki młodszemu sąsiadowi, żeby mógł je sobie popsuć do końca. Cykuś nie będzie kupował chip­ sów i innych, jak mówi jego mama, świństw za pieniądze, które dostał na jogurt, owoc lub różne zdrowe pro­

RYS. ELŻBIETY KOWALSKIEJ Z KSIĄŻKI A. TABACZYŃSKIEJ „ARMIA KSIĘDZA MARKA”

dukty. Wszystkie wrzuci do skarbonki i uzbiera sobie na porządne zakupy po adwencie. Sztanga zobowiązał się, że nie bę­ dzie robił sztuczek gimnastycznych na rusztowaniach na budowach, i to na­ wet jak nikt nie patrzy. Nie będzie też robił min i udawał, że go nie ma, jak przyjdzie sąsiadka poprosić o odkrę­ cenie słoików. Welon znowu nie dopuścił nas do udziału w losowaniu, a kolejną zbiór­ kę, tym razem w sprawie zobowiązań, zwołał ksiądz Marek.

T

ego było za wiele. Wszyscy mi­ nistranci strasznie się wnerwili na prezesa i na Welona. Już dru­ gi tydzień kaszanienia nam lajfa, a nikt z nas nic nie wylosował. Biedny Cykuś jak zwykle popłakiwał, Piecyk, ten to zawsze coś zbroi, przyniósł zaświad­ czenie od starszego brata, że to nie jego wina, że nie ma w okolicy bezpańskich zwierząt. Mama Kefira zadzwoniła do księdza Marka i potwierdziła, że Kefir bez komedii codziennie rano wychodzi do szkoły. Ja zrobiłem zdjęcie nowej kryjówki na słodycze, na którym wi­ dać, że nic nie zjadłem. Nie chciałem, żeby mama tuż przed świętami znowu

z młodszych ministrantów dostał figur­ kę Matki Bożej, i to na zawsze. Ksiądz Marek powiedział, że nasze zobowiąza­ nia nie bardzo nadają się na to, żeby je odczytać na roratach, ale widać w nich prawdziwe zmaganie. Figurka Matki Bożej ma nam przypominać, że warto podejmować walkę ze złym zachowa­ niem, choćby drobną albo taką, która innym wydaje się śmieszna. Starsze chłopaki też mają wypi­ sać porządne adwentowe zobowiąza­ nia, i to do najbliższego poniedziałku. Ksiądz Marek powiedział, że jak nie będą mieli pomysłu, to mogą zwrócić się do ekspertów, czyli do nas. Neptun,

Długo myślałem, co by tu napisać na papierowym sercu, i w końcu wpisałem: uratowałem kota przed mordercą (miałem taką przygodę z kotkiem w październiku), a drugi to: sprezentowałem tego sierś­ ciucha księdzu Markowi. Uważam, że to były porządne dobre uczynki, takie, jakich nie trzeba się wstydzić. musiała zmieniać schowanko, bo właś­ nie tydzień temu przeniosła wszystko z pawlacza z narzędziami. Na zbiórkę zaproszeni byli też star­ si ministranci. Zanim przyszedł ksiądz Marek, to śmiali się z naszych dobrych uczynków i zobowiązań adwentowych. Normalnie nam dokuczali, a my je­ steśmy bardzo nieśmiali i było nam przykro. Na szczęście zaraz przyszli ksiądz Marek, Neptun, Lok i Welon. Weszli do sali i widać było, że są w dobrych humorach. Okazało się, że każdy

Lok i Welon również w poniedziałek przyniosą serca, i ksiądz Marek też. K Opowiadanie pochodzi z książki Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Armia księdza Marka”. Aleksandra Tabaczyńska zawodowo zajmuje się dziennikarstwem. Podejmuje tematykę społeczną, głównie wspólnot lokalnych, i jest związana ze środowiskiem mediów chrześcijańskich. Co miesiąc publikuje swoje artykuły w „Wielkopolskim Kurierze WNET”. Należy do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Mieszka z mężem, córką i trzema synami w Nowym Tomyślu. Książkę można nabyć pod adresem internetowym: http://www.armiaksiedzamarka.pl lub https://www.facebook.com/Armia-Ksiedza-Marka.


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

19

NA BOŻE NARODZENIE Przede wszystkim jest gorąco, bo to grudzień. W Paragwaju – inaczej niż w Polsce, bo na drugiej półkuli – grudzień i styczeń to najgorętsze miesiące w roku. Dlatego w większości paragwajskich domów świąteczny stół wystawia się do ogrodu czy też na inną otwartą przestrzeń, aby w ten sposób trochę ochłodzić wieczór. W wielu domach zasiada się w „quincho” (czymś w rodzaju altany, zazwyczaj z tyłu domu, na końcu ogrodu).

Uff, jak gorąco! FOT. JOLANTA HA JDASZ

Nie ma problemu z wystawianiem żłóbka w instytucjach publicznych, takich jak urzędy, szkoły, szpitale, stacje pogotowia, policja, Straż Pożarna, firmy prywatne i państwowe, sklepy, apteki…

Panorama Tbilisi, stolicy Gruzji, z widokiem na Most Pokoju na rzece Mkwari

Gruzja przyjęła chrześcijaństwo na początku IV wieku jako drugi kraj na świecie. W ciągu wieków przeżyła wiele prześladowań z powodu wiary – ze strony Persów, Arabów, Turków i na koniec, w XX wieku – komunistów. Dziś, po upadku komunizmu, stara się stanąć na nogi, ale nie jest to łatwe, ponieważ panowanie komunizmu zostawiło swój wielki, negatywny ślad.

Boże Narodzenie katolików w Gruzji

K

atolicy gruzińscy w XX wieku mieli wielką wiarę, byli bohaterami, bo mimo ogromnego prześladowania, tak jak potrafili, starali się przekazać wiarę i tradycję, otrzymane od swoich przodków. Komuniści zburzyli albo zamknęli wiele kościołów, zabraniali mieć w domach krzyże, ikony i pod­ trzymywać jakiekolwiek tradycje reli­ gijne. Jednej z takich tradycji, bardzo pięknej i rodzinnej – Bożego Narodze­ nia – nie udało się im do końca wyko­ rzenić. Mimo przeszkód i wyśmiewa­ nia ich religii, katolicy obchodzili te święta na tyle, na ile to było możliwe. 25 grudnia w całym Związku Radzie­

Ks. Zurab Kakachishvili bożonarodzeniowych, a to dlatego, że komunistom udało się usunąć ze świę­ towania aspekt religijny. Ale tradycja pozostała, chociaż trochę przesunięta w czasie – z 25 grudnia na 1–2 stycz­ nia. Takie mieliśmy Boże Narodzenie w czasie twardego komunizmu. To prawda, że kościoły były za­ mknięte, księży w ogóle nie było (w ca­ łej Gruzji funkcjonował tylko jeden kościół katolicki – w Tbilisi kościół św. Piotra i Pawła – i tylko tam był ksiądz katolicki), ale wierzący katolicy, prze­ ważnie osoby w podeszłym wieku, sta­ rali się zachować tradycje adwentowe. W mojej miejscowości, Wale, kościół katolicki był zamknięty, ale obok koś­

i groźbom komunistów, ale modląc się po kryjomu, przekazali nam wiarę. Dzięki nim jesteśmy katolikami. Chwa­ ła im, oni byli męczennikami za wiarę. Obecnie gruzińscy katolicy mo­ gą swobodnie przygotowywać się do Bożego Narodzenia w czasie Adwen­ tu, przychodząc do kościoła na „praw­ dziwe” roraty, już z księdzem. Przed Bożym Narodzeniem w domach stroi się choinki, przygotowuje się świątecz­ ne potrawy, w obfitości przyrządza się gozinaki i szykuje prezenty dla dzie­ ci. To prawda, że nie we wszystkich rodzinach, bo bardzo głęboko w na­ szej mentalności tkwi przyzwyczaje­ nie, że świętuje się Nowy Rok (jest to

Z dzieciństwa pamiętam, jak w grudniu moja babcia budziła mnie w nocy i prowadziła do kaplicy. Wtedy nie bardzo rozumiałem, dlaczego w nocy trzeba iść do kościoła, a to przecież były po prostu roraty, ale bez mszy, bez księdza, bez komunii… ckim był dniem roboczym. Pamiętam, że normalnie chodziliśmy do szkoły do 30 lub do 31 grudnia. Wolnymi dniami były tylko 1 i 2 stycznia. A więc katolicy, z tego powodu nie mogąc obchodzić święta Bożego Narodzenia we właści­ wym czasie, przenieśli je na Nowy Rok. Z dzieciństwa pamiętam, jak cie­ szyliśmy się na nadejście Nowego Roku, sprzątaliśmy dom, ubieraliśmy choin­ kę, dostawaliśmy prezenty od Dziad­ ka Mroza (dziś już dzieci wiedzą, ze to jest Święty Mikołaj). Mama robiła świąteczne potrawy, takie, które szyko­ wało się tylko na tę okazję. To między innymi chałwa, ciasteczka badamburi i najważniejsze – gozinaki. My, Gru­ zini, za pomocą gozinaków składamy życzenia bożonarodzeniowe, tak jak Polacy przełamują się opłatkiem. (Gozinaki robi się tak: drobno pokrojone orzechy włoskie gotuje się w miodzie, potem gorącą masę wylewa się na de­ skę, a jak ostygnie i stwardnieje, kroi się na małe kawałki). Zebrani wokół stołu świątecznego z niecierpliwością czekaliśmy, kiedy 31 grudnia wybije północ, zwiastując początek Nowego Roku. Wtedy ojciec – głowa rodziny – brał talerz z gozinakami, podchodził do każdego z nas, zaczynając od mamy, i składał życzenia słowami „Ase tkbilad damiberdi”, co znaczy: niech tak słodkie będzie twoje życie do starości. My odwzajemniali­ śmy te życzenia i każdy z nas spożywał kawałek gozinaka. Potem jedliśmy to, co było przygotowane przez mamę. Na­ stępnego dnia, 1 stycznia, od samego rana my, dzieci, obchodziliśmy wszyst­ kie domy krewnych i znajomych, ocze­ kując od gospodarzy prezentów, jeśli udało nam się być pierwszymi gośćmi w ich domu w nowym roku. W tym wszystkim mało by­ ło elementów religijnych, zwłaszcza

czyli Boże Narodzenie w Paragwaju Javier Vera

B

o w Paragwaju, chociaż jest to kraj z poważną przepaścią między klasą bogatą a biedną (aż 66% kraju jest w rękach jedynie 10% obywateli), to jednak na­ dal większość ludzi mieszka we włas­ nych domach, więc zwykle mają ogród czy taras. Hiszpańscy kolonizatorzy przynie­ śli do Paragwaju wiarę katolicką. Od tego czasu Paragwaj uważa się za kraj chrześcijański, a więc obchodzimy Bo­ że Narodzenie podobnie jak w Polsce i również tam jest ono jednym z naj­ ważniejszych świąt w roku. Głównym punktem tego święta jest Wigilia. Wieczorem 24 grudnia, około godziny 20.00 rodziny gromadzą się wokół pięknie nakrytego stołu. Wszy­ scy ubierają się elegancko, ale lekko – głównie z powodu gorąca. Zaczyna się uczta. W tradycji pa­ ragwajskiej tego wieczoru nie ma wielu dań, tak jak to mamy w Polsce. Na tę okazję jednak często wybiera się dania wykwintne, a na pewno niecodzienne. Zazwyczaj jest to pieczony indyk czy nadziewany paw, smacznie przyprawio­ ny przez gospodynie. Przyrządza się też baraninę lub porządne połcie wie­ przowiny nadziewane śliwkami, często pieczone na grillu, którym skrupulatnie opiekuje się pan domu lub dzieci, je­ śli są już starsze i umieją kontrolować ogień. W niektórych domach w Wigilię na stole pojawia się też ryba. Oczywi­ ście nie zabraknie nigdy sopa paraguaya (rodzaj zapiekanki z mąki kukurydzia­ nej z serem), chipa guazu (zapiekanka z kukurydzy z mięsem) oraz różnego rodzaju sałatek, spośród których dużym zainteresowaniem cieszy się sałatka ja­ rzynowa, którą w Paragwaju nazywają ensalada rusa, czyli rosyjska. Elementem, bez którego nie spo­ sób mówić o uczcie świątecznej, jest sidra, czyli cydr. Dlaczego cydr, zapyta­ cie. Paragwaj jest mocnym konsumen­ tem alkoholu, ale produkuje u siebie jedynie dwa jego rodzaje: caña (rum z trzciny cukrowej) i piwo (ryżowe i pszeniczne). Importowane wina mu­ sujące i szampan zostały więc zastąpio­ ne cydrem, który nadaje się do toastu oraz świetnie komponuje się z kolej­ nym tradycyjnym elementem wigilijnej wieczerzy, czyli ciastem pan dulce (jak

włoskie panettone, z bakaliami i suszo­ nymi owocami). Cydr służy również do robienia clerico – napoju podobnego do hiszpańskiej sangrii, tyle że w Pa­ ragwaju robi się go właśnie z cydrem. Oczywiście w tak upalny wieczór clerico i cydr są niewystarczającym źródłem nawodnienia, dlatego lodówki aż pęka­ ją, zapełnione piwem i winem.

P

aragwajczycy są miłośnika­ mi szopek. Duże, małe, śred­ niej wielkości szopki można spotkać właściwie w każdym domu. Trochę ponad 30 km od stolicy le­ ży miejscowość Aregua, która ży­ je i utrzymuje się prawie wyłącznie z wyrobu i sprzedaży figur do szopek. Pan Jezus, Matka Boża i św. Józef to obowiązkowe postaci, które można znaleźć w niezliczonych zestawie­ niach kolorów, rozmiarów… Szopki, owieczki, pastuszkowie, woły, drzew­ ka, kaczki, a nawet specjalnie na tę okazję ozdobione fontanny zajmują w tym okresie całe chodniki i niekiedy część ulic w Aregua, ponieważ ludzie z wielu stron kraju zjeżdżają się tam, aby odnowić figurki ze starej szopki albo skompletować zupełnie nową. Bo co jak co, ale szopka musi być! Tro­ chę to przypomina wybieranie cho­ inek w Polsce. Rodziny wystawiają potem te szopki – jedni przed domem, inni gdzieś bardziej z boku, jeszcze inni przeznaczają dla niej specjalne miejsce w salonie. Zaprasza się są­ siadów, aby przyszli obejrzeć szopkę, więc jeszcze przed Wigilią staje się ona okazją do sąsiedzkich spotkań. W Pa­ ragwaju relacja z ludźmi z najbliższe­ go otoczenia, a zwłaszcza z sąsiadami, jest bardzo ważna. Wszyscy znają się po imieniu, nazwisku, wiadomo, kto jest czyim dzieckiem. Zamykanie się na sąsiadów, izolowanie się jest bar­ dzo źle widziane, wręcz podejrzane.

Rola szopki jednak na tym się nie kończy. Uczta wigilijna bowiem kończy się trochę przed północą. Za pięć dwu­ nasta wszyscy biesiadnicy gromadzą się wokół szopki. Najmłodszy w rodzi­ nie umieszcza figurkę Dzieciątka Jezus w żłóbku, a głowa rodziny czyta wtedy fragment z Ewangelii o narodzeniu Je­ zusa albo po prostu prowadzi krótką modlitwę, polecając Jezusowi swój dom i rodzinę. Ci z silniejszą wiarą groma­ dzą się wokół szopki trochę wcześniej i modlą się wspólnie na różańcu lub śpiewają kościelne pieśni. W Paragwaju nie ma kolęd jako takich, ale niektóre kościelne i ludowe pieśni nawiązują do Bożego Narodzenia. O północy zaś wierzący udają się na Misa del Gallo, czyli odpowiednik polskiej pasterki.

N

ie ma praktyki obdarowywa­ nia się w Wigilię prezentami. Paragwajczycy mają swojego odpowiednika św. Mikołaja – Papa Noel. On jednak nie przychodzi i nie zostawia prezentów w Wigilię. Za to każde dziecko w Paragwaju będzie ska­ kało z radości i emocji w nocy z 5 na 6 stycznia, kiedy to, zgodnie z tradycją, na wielkich wielbłądach i w orszaku sług przychodzą Trzej Królowie. Tak, ci sami, którzy odwiedzili Pana Jezusa i ofiarowali Mu w darze złoto, kadziło i mirrę! Oni właśnie przynoszą prezen­ ty paragwajskim dzieciom! Nie ma też w Paragwaju tradycji ubierania choinek. Niektórzy robią to, ale są to drzewka plastikowe, nieżywe. Dlatego w Paragwaju święta Bożego Narodzenia nie kojarzą się nikomu z zapachem igliwia. Tam święta pachną flor de coco – kwiatem drzewa kokoso­ wego, które kwitnie w tym okresie i roz­ siewa wszędzie swoją przyjemną woń. Nie brakuje, rzecz jasna, świateł. Tak! Światełka migające, białe, kolo­ rowe, z dźwiękiem i bez, duże, małe – są wszędzie. W jednym domu potrafią świecić i w ogrodzie, i na drzewach, wiszą na wszystkich oknach i w salonie, i oczywiście pojawiają się jako błysz­ czące gwiazdy we wszelkich szopkach. Wygląda to naprawdę pięknie, czasem może przesadnie, ale z pewnością taka atmosfera pomaga Paragwajczykom przeżywać Boże Narodzenie. Jak już wspomniałem, głównym mo­ mentem święta jest Wigilia wieczorem 24 grudnia. Sam dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia, nie jest w Paragwaju szczegól­ nie uroczysty. Nie ma tradycji chodzenia tego dnia na mszę św. świąteczną, mimo że jest to dzień wolny od pracy. Paragwaj­ czycy wyjeżdżają nad jezioro, odwiedzają rodzinę lub po prostu leniwie spędzają dzień w domu, dojadając jedzenie z po­ przedniego wieczoru. Kolejny dzień. 26 grudnia, jest już dniem pracy. K

Jestem mężem Doroty i ojcem trzech synów i córki. Mam 35 lat i większość mojego świadomego życia spędziłem w Polsce. Dzięki małżeństwu z Dorotą mam liczną, kochającą polską rodzinę w postaci jej rodzeństwa, rodziców i wielu krewnych. Znam mnóstwo innych Polaków, których bardzo cenię i są mi bliscy. Więc choć nadal jestem Paragwajczykiem, czuję się już także jednym z nich. Opanowałem język polski i pokochałem tradycję i kulturę mojej drugiej ojczyzny.

„Czerwony kościół” w Mińsku Białoruskim pw. św. Szymona i św. Heleny Tak jest ozdobiona katedra w Tbilisi w Adwencie 2019.

cioła stał tak zwany „kościół księdza” – plebania – który mieszkańcy przerobili na kaplicę. Tam się zbierali co niedzielę, na ołtarz kładli ornat i bez księdza od­ prawiali wszystkie modlitwy i śpiewy, tak jak się to robi podczas mszy świętej. Z dzieciństwa pamiętam, jak w grudniu moja babcia budziła mnie w nocy i prowadziła do tej kaplicy. Przychodziło tam wówczas wielu do­ rosłych, dużo dzieci. Wtedy nie bardzo rozumiałem, dlaczego w nocy trzeba iść do kościoła, a to przecież były po prostu roraty, ale bez mszy, bez księdza, bez komunii… W ten sposób ci ludzie – boha­ terowie – nie poddawali się agitacji

FOT. ZURAB KAKACHISHVILI

jedna z pozostałości komunizmu), ale z czasem, myślę, że wszyscy zrozumie­ ją i docenią ten trud, jaki włożyli nasi przodkowie w czasie komunizmu w za­ chowanie tradycji katolickiej. Na pasterce wszystkie kościoły ka­ tolickie są pełne, bo pojawiają się na­ wet ci, którzy bardzo rzadko chodzą do kościoła. Przychodzi także wielu Gruzinów wyznania prawosławnego. To pokazuje, jak wielki jest głód reli­ gijności w człowieku ery postkomu­ nistycznej. Po pasterce, gdy rodziny wracają do domów, już czeka na nie przygotowany stół, a głowa rodziny częstuje z gozinakami, mówiąc „Ase tkbilad damiberdi”. K

Studiowałem w Archidiecezjalnym Misyjnym Seminarium Redemptoris Mater w Warszawie, gdzie przyjąłem święcenia kapłańskie z rąk ks. prymasa Józefa Glempa. W 2003 roku na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie obroniłem pracę doktorską, która w roku 2016 została wydana w Polsce pod tytułem „Świadkowie Chrystusa w Gruzji od IV do X wieku”. W tym roku mija 20 lat mojego kapłaństwa. Od 16 lat posługuję w różnych parafiach w Gruzji. Obecnie jestem proboszczem parafii kościoła katedralnego pw. Wniebowzięcia NMP w Tbilisi oraz parafii Miłosierdzia Bożego w Rustawi koło Tbilisi. Pełnię także funkcję kierownika duchownego na Katolickim Uniwersytecie Sulchan-Saba Orbeliani w Tbilisi.

K

ościół został ufundowany i zbu­ dowany w latach 1905-1910 przez polskiego ziemianina Edwarda Woyniłłowicza (1847–1928) dla uczczenia jego zmarłych dzieci – syna Szymona, zmarłego w wieku 9 lat i córki Heleny, zmarłej w wieku 19 lat. „Czerwony kościół” podzielił los innych kościołów i cerkwi w ZSRR, był niszczony, przeznaczony na kino, ale na skutek licznych protestów i działań ka­ tolików został im zwrócony w kwietniu 1990 roku (jeszcze w ZSRR). Edward Woyniłłowicz był właści­ cielem odziedziczonego po ojcu majątku Sawicze koło Nieświeża. Prowadził wzo­ rowo to gospodarstwo i cieszył się po­ wszechnym szacunkiem. Po ukończeniu studiów inżynierskich w Petersburgu początkowo pracował w petersburskiej fabryce parowozów, gdzie jego ojciec był dyrektorem. Na Białorusi działał na rzecz ziemiaństwa – był prezesem Towa­ rzystwa Rolniczego Mińskiego i założy­ cielem banku pożyczkowego. Wspierał też Białorusinów (dofinansowywał ich ruch narodowy) oraz Tatarów i Żydów (założył komitet obrony ich praw). Ło­ żył też na budowę cerkwi. W 1906 roku został wybrany do rosyjskiej Rady Pań­ stwa, gdzie przewodniczył kołu Króle­ stwa Polskiego, Litwy i Rusi.

Joanna Pyryt

Majątek Sawicze po traktacie ry­ skim znalazł się za granicą niepod­ ległej Polski. Edward Woyniłłowicz osiadł w Bydgoszczy, gdzie żył w bar­ dzo skromnych warunkach i zmarł w 1928 roku. Niestety II Rzeczpo­ spolita nie znalazła dla niego dobre­ go zajęcia. Nie został jednak zapo­ mniany na Białorusi – w 2006 roku ekshumowano jego szczątki z cmen­ tarza w Bydgoszczy i pochowano je przy czerwonym kościele w Mińsku. A w 2016 roku na wniosek diecezji mińsko-mohylewskiej rozpoczął się

proces beatyfikacyjny Sługi Bożego Edwarda Woyniłłowicza. Postulatorem apostolskim był pallotyn, śp. ksiądz Henryk Kietliński. W poprzednim numerze w artykule p. Joanny Pyryt zdjęcie przedstawiające opisany wyżej „czerwony kościół” zostało omyłkowo opatrzone podpisem, który powinien znaleźć się przy fotografii na górze strony 18 nr. 65 KW, przedstawiającej kościół i klasztor bazylianów w Witebs­ ku, ufundowany przez Adama Kisiela w miejscu kaźni Jozafata Kuncewicza. Przepraszamy Autorkę artykułu. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

20

O S TAT N I A S T R O N A

Historia jednego zdjęcia...

W trakcie tradycyjnej w Ekwadorze nowenny, która odbywa się między 16 a 24 grudnia (więcej o niej w artykułach poniżej i na s. 18), dzieci przebierają się za postaci z szopki bożonarodzeniowej i po mszy świętej procesyjnie przenoszą figurkę Dzieciątka Jezus do żłóbka w swojej dzielnicy. Na zdjęciu: przebrane w jasełkowe stroje dzieci z Valladolid w prowincji Zamora, położonej w Andach na południu Ekwadoru. Fot. ks. Łukasz Hołub

30° Celsjusza i wilgotność powietrza powyżej dziewięćdziesięciu procent to nie pogoda, którą kojarzymy ze świętami Bożego Narodzenia, a jednak tak wyglądają one w Ekwadorskiej dżungli, w miejscu, gdzie słońce zachodzi około osiemnastej bez względu na porę roku, a pierwszą gwiazdkę często zasłaniają deszczowe chmury – bo w Amazonii pada cały rok. Ale też nikt jej nie wypatruje, tak samo jak nikt nie je karpia.

Bezśnieżne Boże Narodzenie w amazońskiej dżungli Zurmi. Przez cały grudzień, a potem styczeń, odwiedzają natomiast pozo­ stałe wioski, wplatając do mszy ele­ menty bożonarodzeniowe – mimo że wciąż trwa adwent. Dla wielu wiernych to jedyna okazja do celebrowania Na­ rodzenia Pańskiego. W podobnej sy­ tuacji są wierni z parafii ks. Łukasza z Valladolid. Chociaż tam do wszyst­ kich miejscowości dojechać można samochodem, to jednak mało kto może sobie pozwolić na dotarcie na tradycyjną Misa de Gallo, czyli Mszę Koguta, jak określa się w Ekwadorze pasterkę od dźwięku koguciego pia­ nia. Pierwszą mszę bożonarodzeniową ks. Łukasz odprawi w niedzielę dwu­ dziestego drugiego grudnia. Ojcowie Tymon i Augustyn zakończą Boże Na­ rodzenie mszą trzydziestego grudnia w Chumpians – podczas tej wyjątko­ wej mszy udzielą także chrztów. Guayzimi jest niezwykle ciekawe pod względem etnicznym. Mieszkają tam zarówno Indianie Kichwa, głównie przybysze z Saraguro w Andach, jak i rdzenny lud Shuar, a także Metysi. Powoduje to, że tradycje mieszają się, tworząc unikalną mozaikę. O dwudzie­ stej trzeciej przed kościołem pojawią się wikis, czyli ludzie w kolorowych stro­ jach z rogami. Będą zachęcać wiernych idących do kościoła na mszę, by zamiast tego tańczyli wraz z nimi. W ten nie­ zwykle barwny sposób Indianie przed­ stawiają pokusy szatana, który stara się odciągnąć wiernych od Boga.

W

Ekwadorze szczególnie obchodzona jest nowen­ na przed Bożym Naro­ dzeniem. Różne grupy parafian, po­ dzielone zazwyczaj ze względu na miejsce zamieszkania, przygotowują obchody każdego dnia, poczynając od szesnastego grudnia. W każdym z sek­ torów wznoszona jest szopka, a dzieci idą na mszę danego dnia przebrane w stroje pasterzy, by potem w radosnej

procesji wraz z księdzem przenieść figurę Chrystusa do swojej dzielnicy i umieścić ją w żłobie. Jak wspomina ksiądz Łukasz, na mszy w kościele jest mniej ludzi niż na obrzędach błogo­ sławieństwa szopki. Dla rozgrzania się (mimo tropikalnego klimatu po

Tymon i Augustyn przygotują polskie potrawy – przynajmniej uszka i zupę grzybową. Potem rozdzielą się, by od­ prawić dwie pasterki. Ksiądz Łukasz planuje wyjść na główny plac miastecz­ ka i spędzić czas z parafianami. Posta­ nowił nie pokazywać im polskich tra­

występy, najczęściej związane z Bożym Narodzeniem. Dzieci dostaną cukier­ ki, a jeśli zostanie jeszcze czas, to do drugiej w nocy mieszkańcy Vallado­ lid będą tańczyć na głównym placu. W Guayzimi również przewidziano pokaz tradycyjnych tańców i występy artystyczne.

W

FOT. PAWEŁ BOBOŁOWICZ

C

iężko powiedzieć, żeby w Amazonii – czy tej ekwa­ dorskiej, czy peruwiańskiej – istniało tradycyjne danie bożonarodzeniowe. W miastach lu­ dzie często pieką indyka, jest to jed­ nak przede wszystkim wpływ masowej kultury przekazywanej przez świato­ we media. Tradycja ta jest względ­ nie nowa, bo nie sięga dawniej niż lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Ekwadorscy Indianie z Andów nie­ gdyś przy okazji świąt przyrządzali świnki morskie – dotyczy to jednak raczej świąt z kalendarza andyjskiego niż Bożego Narodzenia. Co więc zje zebrana przy wigilijnym stole rodzina w prowincji Zamora w ekwadorskim Oriente, czyli Wschodzie? Prawdopo­ dobnie zupę z kury, może pieczoną ku­ rę z ryżem i maniokiem. Jeśli zjedzie się więcej rodziny, to celebracja Naro­ dzenia Pańskiego zacznie się już rano od zarżnięcia prosiaka. W Ekwadorze nie ma postu wigilijnego, a rozumienie świątecznej potrawy odbiega znacznie od naszego. Podczas mojego pobytu w Peru również ugoszczony zostałem wieprzowiną – dużym, soczystym ka­ wałkiem pieczonego mięsa. W porów­ naniu do normalnie cienkich i suchych plastrów grillowanej wieprzowiny lub wołowiny jedzonych na co dzień, jest to zdecydowanie specjalny posiłek. W małej wiosce Chumpians, po­ łożonej kilka godzin marszu i jeszcze ponad godzinę łodzią od najbliższej drogi, na wigilię pewnie przygotują corroncho, czyli żywiącą się glonami rybę podobną do suma. Na pasterkę nikt z mieszkańców wioski nie pójdzie, a polscy zakonnicy Tymon i Augustyn, sprawujący posługę w parafii, do któ­ rej należy Chumpians, nie będą mogli dotrzeć tam w święta. Jest ich tylko dwóch – o północy odprawią msze w Guayzimi, największym miasteczku, gdzie znajduje się kościół parafialny, oraz w położonej niedaleko wiosce

Piotr M. Bobołowicz

Szopka z egzotycznymi zwierzętami z peruwiańskiej części Amazonii

Przez cały grudzień, a potem styczeń, odwiedzają wioski, wplatając do mszy elementy bożonarodzeniowe – mimo że wciąż trwa adwent. Dla wielu wiernych to jedyna okazja do celebrowania Narodzenia Pańskiego. zachodzie słońca potrafi się zrobić tro­ chę chłodno, zwłaszcza ze względu na różnicę temperatur) piją „tygry­ sie mleko”, czyli napój przygotowa­ ny z mleka, ziół, przypraw i alkoholu z trzciny cukrowej. Wigilie polskich misjonarzy nie będą wyglądać tak samo. Ojcowie

dycji, a raczej pozwolić zdecydować, jak będą obchodzić święta. Na życzenie wiernych msza odbędzie się o dwudzie­ stej – bierze w niej udział wiele dzieci, które mogłyby nie doczekać północy. Dodatkowo koniec pasterki to także okazja do wspólnych obchodów kul­ turalnych. Każdy sektor przygotowuje

ażnym aspektem świąt Bożego Narodzenia jest wspólnotowość. Zapyta­ łem księdza Łukasza, czy Ekwadorczy­ cy wręczają sobie prezenty. „Prezen­ tem jest bardziej bycie razem – nawet nie na mszy, ale to kulturalne”. Są w tym jednak pułapki, bo jak zazna­ czają i ksiądz Łukasz, i ojciec Tymon, aspekt emocjonalny i kulturalny dla wielu Ekwadorczyków ma większe znaczenie niż aspekt religijny świąt. Poza dużymi miastami Boże Naro­ dzenie nie jest jeszcze tak skomercja­ lizowane, jak w Europie czy w Stanach Zjednoczonych, ale nie zmienia to fak­ tu, że dla wielu osób duchowe przeży­ wanie świąt nadal jest dalekie. Nawet kolędy pozbawione są głębszej treści teologicznej – przypominają bardziej nasze pastorałki. Ten brak wymiaru duchowego Bożego Narodzenia po­ tęgowany jest przez fakt, że dwudzie­ stego piątego grudnia praktycznie się nie świętuje. Oficjalnie jest to dzień wolny, ale rolnicy idą w pole, a małe sklepiki są otwarte od rana. Z drugiej strony nierzadko zdarza się, że rodzina zjeżdża się na Wigilię i zostaje razem aż do Nowego Roku. Rzeczywiście, Boże Narodzenie, które miałem okazję obserwować w dżungli – co prawda peruwiańskiej – przeminęło szybko, praktycznie bez śladu. Zaledwie jeden wieczór. Prosty obiad i ciasto z marketu na deser, potem kieliszek szampana. Moje zdziwienie wywołały wtedy fajerwerki i petardy puszczane o północy – zupełnie jak w Sylwestra. I toasty ku czci Jezusa

– w miejsce modlitwy. Do późnych godzin nocnych przychodzili przyja­ ciele i dalsza rodzina – spotkać się, po­ rozmawiać, wznieść kolejny kieliszek za Narodzenie Pańskie. Ojciec Tymon był pozytywnie zaskoczony, gdy podczas pierwszej odprawianej przez niego w Ekwado­ rze pasterki kościół był pełny. Drugi raz zapełnia się tak w Wielki Piątek, gdy Ekwadorczycy organizują Drogę Krzyżową po całej okolicy, z bogaty­ mi inscenizacjami poszczególnych stacji. Wielki Piątek jednak w odczu­ ciu ojca Tymona celebrowany jest bar­ dziej uroczyście, podczas gdy Wigilia Bożego Narodzenia jest bardziej emo­ cjonalna, ale mniej podniosła. Rów­ nież do Wielkiej Nocy Ekwadorczycy bardziej przygotowują się duchowo – chociażby poprzez spowiedź, czego nie robią raczej w przypadku Bożego Narodzenia. Wigilia w tropikach pozbawiona jest choinki. Światełka i dekoracje wi­ szą na palmach i domach. Ich typowo „zachodni” charakter powoduje jednak dysonans – plastikowy bałwan i jodła w miejscu, gdzie większość ludzi nigdy nie miała okazji zobaczyć śniegu, wy­ raźnie nie pasuje. Z drugiej strony dla mieszkańców Ekwadoru tak właśnie wyglądały zawsze święta i to, co dla nas kojarzy się z „atmosferą Bożego Narodzenia”, dla nich jest tylko obraz­ kiem z telewizji. Ale w przygotowaniu do Świąt nie chodzi o choinki i biały puch za oknem. Ksiądz Łukasz stwier­ dził nawet, że brak tego, co materialnie kojarzy się z Bożym Narodzeniem, po­ zwala mu w pełni skupić się na teolo­ gicznym wymiarze Świąt Narodzenia Pańskiego. Klimat Betlejem w grudniu nie jest co prawda tak upalny, jak ten w Ekwadorze, ale nie jest też tak zim­ ny jak w Polsce. A przecież, jak to ujął ojciec Tymon, w przeżywaniu świąt „chodzi o atmosferę wewnętrzną”, którą każdy nosi w sobie. K




Nr 66

Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I

K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

Grudzień · 2O19

Złamana zasada równości Odezwa stała się drugim ofic­ jalnym protestem przeciw­ ko stanowi wojennemu, jaki pows­tał w kraju. Nie wiedzie­ liśmy, że prokuratura wojsko­ wa wkrótce zagrozi nam ka­ rą śmierci. W kolejną rocznicę ogłoszenia stanu wojennego Krzysztof Wianecki o konse­ kwencjach tego okresu, jakie ponosi do dziś.

Jadwiga Chmielowska

Z Z

EE

TT

A A

NN I I EE

CC

OO

DD

ZZ

II

EE

N N

N N

A

Czy powołane do kultywowania pamięci narodowej instytucje i media obudzą się z marazmu?

2

Polska polityka upamiętnień kuleje

Orła wrona nie pokona?

FOT. DARIUSZ BROŻYNIAK

FOT.

WRONa, co prawda, nie by­ ła taka silna, system chylił się ku upadkowi, ale i solidarność międzyludzka została zgniecio­ na i nigdy w takiej postaci jak przed stanem wojennym się nie odrodziła. Wspomnienia i gorzkie refleksje Józefa Wieczorka o stanie wojennymi i je­ go dzisiejszych następstwach.

Dariusz Brożyniak

P

olityka praktycznych upamiętnień naszej narodowej historii nadal mocno kuleje zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jednocześnie mamy przecież do czynienia z ostrą kampanią postprawdy i celowego odwracania koła dziejów. Ostatnio w Austrii nastąpiły nagłe rozmowy rządowe z Mauthausen Memorial, wobec prawdopodobnego odkrycia podziemnego obozu koncentracyjnego, gdzie do dzisiaj spoczywa prawdopodobnie 18,5 tys. żywcem pogrzebanych więźniów. Mogą to być przede wszystkim polscy inżynierowie i technicy zatrudnieni w fabryce zbrojeniowej w czasie II wojny światowej. Jest możliwy dostęp do archiwów miasta Linz oraz archiwum Voestalpine z 28 tys. teczek osobowych i list wynagrodzeń robotników przymusowych. Nikt w Polsce nie podejmuje sprawy. Polska zupełnie nie jest na to przygotowana, skoro poprawa technicznego

N

a półmetku rozgrywek są wiceliderem tabeli z pewny­ mi szansami na awans. Jakkol­ wiek Ruch zakończy ten sezon, jedno jest pewne: będzie to najniższe miejsce w jego historii, akurat na stule­ cie klubu. Kolejny chorzowski rekord. Ale to nie koniec rekordów. Kibice niebieskich rekordowo długo czekają na nowy stadion. Jego budowę obie­ cał obecny prezydent – Andrzej Kotala z Platformy Obywatelskiej – dziewięć lat temu, gdy starał się przelicytować ówczesnego prezydenta Marka Kop­ la, reprezentującego stowarzyszenie samorządowe, a który to Marek Ko­ pel odpowiedzialnie podchodził do tej licytacji i nie obiecywał gruszek na wierzbie. Andrzej Kotala gruszki na wierzbie obiecał, kibice Ruchu uwie­ rzyli, ale gruszki, jak to gruszki, na wierz­ bie nie urosły. Dziewięciolecie starań prezydenta o realizację tej obietnicy zaowocowało projektem stadionu. A więc jest pro­ jekt i – biorąc pod uwagę, że powstał po dziewięciu latach – kolejny rekord. Nic dziwnego, że rekordowo cierpliwi kibice nieco się zdenerwowali i zorga­ nizowali kilka spektakularnych demon­ stracji, domagając się budowy stadio­ nu, a wobec braku jednoznacznych deklaracji prezydenta, zapowiedzieli zbiórkę podpisów pod wnioskiem o re­ ferendum w sprawie jego odwołania. Sprawa zaczęła być poważna, więc prezydent rozpoczął przeciwdziałania. Ogłosił, że w obecnej sytuacji budżetu miasta budowa nowego stadionu jest niemożliwa. Znalazł również winnego – oczywiście rząd Prawa i Sprawiedli­ wości, który, obniżając podatki, zmniej­ szył wpływy do miejskiego budżetu. Licząc zapewne na krótką pamięć wy­ borców i ich słabą zdolność kojarzenia faktów, gładko pominął kwestię przy­ czyn uniemożliwiających mu budowę stadionu przez ostatnie dziewięć lat,

w Lasach Palędzko-Zakrzewskich – Katyń Zachodu („Vergeltungsaktion” – Akcja Odwetowa za powstanie wielkopolskie) – nie może doczekać się kompleksowych badań i profesjonalnego upamiętnienia, a nawet wspomnienia w oficjalnych apelach pamięci. Na Śląsku coraz bezczelniej działa niemiecka V kolumna. Obelisk w Bytomiu, postawiony przez neonazistów, a jednocześnie bytomski Dom Polski – Ul (gdzie m.in. odbierano

powstańczą przysięgę) – jest w kompletnej ruinie. To wszystko PILNIE wymaga szerszej publicznej medialnej debaty z udziałem IPN, przedstawiciela rządu i znających wszelkie szczegóły społeczników – przede wszystkim Zofii Dobrowolskiej, opiekunki tzw. Kwatery Siedmiu Grobów w Zakrzewie, i Elżbiety Rybarskiej – prezes Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych. K

Chorzów to miasto rekordów. To tu znajduje się Park Śląski – największy park miejski w Europie i tutaj gra rekordzista w ilości zdobytych tytułów mistrzowskich – Ruch. Tenże Ruch zaliczył rekordowy, wręcz mistrzowski zjazd z Ekstraklasy do czwartej ligi, zwanej dla niepoznaki trzecią. Spadając rok po roku, po raz pierwszy w swej stuletniej historii występuje w lidze regionalnej. Ostatnio wygląda na to, że niebieskim uda się uniknąć kolejnego spadku.

Chorzowskie rekordy Zbigniew Kopczyński Nawiasem mówiąc, jego modernizacja również sięgała rekordów czasu trwa­ nia oraz urzędniczej nieudolności i roz­ rzutności. Cóż, mamy taką rywalizację, przy­ najmniej na Śląsku, które miasto wy­ buduje lepszy stadion. Na Stadionie

Obiecanki wyborcze są obietnicami publicznymi i za ich złamanie politycy powinni ponosić konsekwencje. Tak być powinno, a jest jak jest. Przed wyborami złote góry, a po wyborach: sorry, żartowałem. I tak w kółko co cztery lata. Ani kibice, ani prezydent nie od­ nieśli się do bardziej zasadniczego py­ tania: czy Chorzów stać na nowy sta­ dion i czy jest on koniecznie potrzebny, skoro niedaleko od Ruchu stoi Stadion Śląski, spełniający wszelkie wymagania.

Sprawa Igora Mazura Igor Mazur został wpisany na wniosek Federacji Rosyjskiej na listę poszukiwanych przez Interpol. Jako Ukrainiec bro­ ni swojej ojczyzny przed agre­ sją państwa sąsiedniego. Działa na rzecz zbliżenia krajów i na­ rodów Międzymorza. Mariusz Patey i stowarzyszenie Ruch Edukacji Narodowej ujmują się za ukraińskim patriotą.

2

Było niejasno i daremnie

błędu – odwrócenie kolorów polskiej flagi w folderze wydawanym przez MSZ – trwała rok z okładem. Wymordowanie przez Niemców 13 tys. wielkopolskiej inteligencji

skoro obniżka podatków nastąpiła do­ piero teraz. Miał też dobrą dla kibiców wiadomość: budowa została jedynie czasowo ograniczona do postawienia nowego budynku klubowego, a więc prace trwają, co jest bardzo ważne dla śrubowania rekordu.

2

Śląskim mógłby grać zarówno Ruch, jak i GKS Katowice, których obecne sta­ diony leżą w niedalekiej odległości od niego. Zamiast tego władze Katowic, podobnie jak Chorzowa, postanowiły wybudować nowy stadion. W końcu

ani Katowice, ani Chorzów nie mogą być gorsze od Zabrza. Jak dobrze pój­ dzie i chorzowski stadion w końcu po­ wstanie, będzie prawdopodobnie naj­ wspanialszym stadionem w IV lidze. Też jakiś rekord.

S

koro więc stadion niekoniecznie po­ trzebny jest Chorzowowi, to po co zawracać sobie głowę protestami kibiców i po co ten artykuł? Stadion nie jest tutaj najistotniejszy, chodzi o wiary­ godność wyborczych obietnic i w ogóle o odpowiedzialność polityków za skła­ dane publicznie deklaracje. Obiecanki wyborcze są obietnicami publicznymi i za ich złamanie politycy powinni po­ nosić konsekwencje. Tak być powinno, a jest jak jest. Przed wyborami złote gó­ ry, a po wyborach: sorry, żartowałem. I tak w kółko co cztery lata. Stadion nie jest ani jedyną, ani naj­ większą z niespełnionych obietnic obec­ nego prezydenta. Jest przypadkiem raczej typowym. Przypomnę chociaż­ by obwodnicę Chorzowa, inwestycję o wiele większą i o istotnym znaczeniu dla funkcjonowania miasta. Wybudo­ wać ją obiecali zarówno prezydent, jak i przybyli do Chorzowa jego partyj­ ni koledzy – marszałek województwa i szef wojewódzkich struktur Platformy. Zabiegając o głosy chorzowian przed wyborami parlamentarnymi w roku 2011, obiecali szybką realizację. Padły konkretne daty: zakończenie prac pro­ jektowych do końca roku, rozpoczęcie budowy w 2014, a zakończenie w 2017 roku. Oczywiście pod warunkiem, że chorzowianie zagłosują na PO. Chorzowianie zagłosowali tak, jak wcześniej kibice Ruchu. Platforma wybo­ ry wygrała, a o obwodnicy nikt już więcej nie wspomniał. Mamy koniec roku 2019 i nie wiemy nawet, czy jest gotowy obie­ cany osiem lat temu projekt. Może prace nad nim jeszcze trwają? Kolejny rekord? Dokończenie na str. 2

Na X Zjeździe Pedagogicznym psinco się działo takiego, cze­ go by się nie dało z góry prze­ widzieć. Nauki pedagogiczne doznały bowiem niemal śmier­ telnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej praw­ dy. Niewyemancypowany pe­ dagog Herbert Kopiec – głos wołający na puszczy współ­ czesnej pedagogiki polskiej.

5

Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom Czy chciwi macherzy od hand­ lu emisjami doraźny, potężny zysk budowany na półpraw­ dach ekologicznych cenią po­ nad dobro i zrównoważo­ ny rozwój miliardów swoich bliźnich? Jacek Musiał i Karol Musiał kontynuują walkę z obowiązującą teorią niszczą­ cego wpływu dwutlenku węgla na życie na Ziemi.

9

„ Ja” w chaosie Jak można kształtować tożsa­ mość bez systemu wartości, który porządkuje i wprowadza ład w nasze myśli, doświadcze­ nia, uczucia oraz interakcje ze światem? Co pozwoli młode­ mu człowiekowi ukierunkować wolę i dążyć do celu? Nad toż­ samością współczesnej mło­ dzieży zastanawia się jej przed­ stawicielka Iga Stępień.

12

ind. 298050

A

FOT. DARIUSZ BROŻYNIAK

G

rudzień to miesiąc podsumowań całego roku i oczekiwania na ra­ dosne święta Bożego Narodze­ nia, święta nadziei. Oto Bóg jest wśród nas, by nauczyć nas żyć, wskazać, co jest w ziemskiej doczesności najważniejsze. W grudniu 1918 r. tuż po świę­ tach wybuchło pierwsze od wielu lat zwycięskie powstanie w Wielkopolsce. W tym zimowym miesiącu przeżywany też smutne rocznice: strzelania do ro­ botników na Wybrzeżu w 1970 r. i sta­ nu wojennego 1981 r., kiedy komuniści pod wodzą gen. Jaruzelskiego postano­ wili kolejny raz rozprawić się krwawo z narodem miłującym wolność. W grudniu br. świat obiegła in­ formacja o postanowieniu Światowej Agencji Antydopingowej WADA wy­ kluczenia Rosji z imprez sportowych ze względu na powszechne używanie dopingów i nagminne fałszerstwa do­ konywane przez rosyjskie organiza­ cje antydopingowe oraz tolerowanie przez władze Rosji tego procederu. Ro­ sja oczywiście oskarżeniom zaprzecza i premier Miedwiediew uważa, że po­ winno nastąpić odwołanie do Trybu­ nału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS). Drugim krajem, który nic sobie nie robi z prawa, są komunistyczne Chiny. Kradną nagminnie technologie, patenty i nie mają ochoty zaprzestać tego proce­ deru. Prezydent Trump, mówiąc o umo­ wie z Chinami, zażądał nie tylko chińskich deklaracji, ale i wdrożenia odpowiednich procedur uniemożliwiających kradzieże. Chiny nie mają zamiaru tego robić, więc zapowiadanej przez niektórych „geostra­ tegów” umowy USA-Chiny nie będzie. To wszystko komunistyczna propaganda. Według oficjalnych chińskich me­ dialnych doniesień u kilku osób została zdiagnozowana dżuma. Jeden pacjent już zmarł z powodu dżumy dymieni­ czej ( jedna z form dżumy). U pewne­ go małżeństwa zdiagnozowano dżu­ mę płucną ( jedna z form dżumy) i jest ono leczone w szpitalu w Pekinie, tak jak kolejny pacjent z rozpoznaniem dżu­ my dymieniczej. Internauci sugerują, że chińskie władze ukrywają więcej przypadków dżumy. Podobno pod­ jęto środki ostrożności, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby. Kilka miesięcy temu wystąpiły braki produkowanego w Chinach komponen­ tu do produkcji leków w całej Europie. Teraz mamy aferę z zanieczyszczeniem stosowanej do produkcji leków przeciw­ ko cukrzycy substancji, produkowanej w chińskich fabrykach, które zaopatru­ ją firmy farmaceutyczne w niemal całej Europie. Zanieczyszczenie stwierdzono niezależnie od siebie w Azji i Niemczech. Ma ono postać N-nitrozodimetyloaminy (NDMA), toksycznego związku chemicz­ nego, bardzo niebezpiecznego dla wą­ troby, także o działaniu rakotwórczym. „NDMA jest wstrzykiwane szczurom, by przyspieszyć u nich postęp choroby no­ wotworowej” – podał portal dziennik.pl. Na kończącym się „Szczycie Nor­ mandzkim” Putin tłumaczył Merkel, gdzie jej miejsce. Całkiem niedyplo­ matycznie machał palcem wskazującym przed nosem Pani Kanclerz. Traktował ją jak karzący ojciec czy wujek nieposłusz­ ną dziewczynkę. Czyżby była za mało skuteczna w lansowaniu jego polityki? Pozostaje pytanie, dlaczego Fran­ cja i Niemcy są takie skłonne do rozwią­ zywania problemów Ukrainy z agresją rosyjską? Niepodległość i bezpie­ czeństwo granic gwarantowały Ukrai­ nie w Budapeszcie USA, Wielka Bryta­ nia i Rosja. W tym zawartym w 1994 r. układzie Ukraina zrzekła się broni ato­ mowej w zamian za gwarancje bez­ pieczeństwa. Skąd więc samozwańcza inicjatywa Francji i Niemiec, i cisza o ro­ syjskiej okupacji Krymu? Czyżby odro­ dziła się solidarność Niemiec i Francji z początku II wojny światowej? „Kontynuowanie działalności przez Izbę Dyscyplinarną stanowi poważne za­ grożenie dla stabilności porządku praw­ nego w Polsce” – oświadczyła Gersdorf – Prezes Sądu Najwyższego III RP. Dobra wiadomość dla najwspanialszej kasty: Drodzy sędziowie, możecie kraść nie tyl­ ko w supermarketach, nic wam nie grozi. Nic to, Bóg się rodzi, Moc truchle­ je… Nadchodzi Nowy Rok. K

G

FOT. ZOFIA DOBROWOLSKA

redaktor naczelna Śląskiego Kuriera Wnet


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

2

KURIER·ŚL ĄSKI

Odezwa stała się drugim oficjalnym protestem przeciwko stanowi wojennemu, jaki powstał w kraju. Nie wiedzieliśmy, że prokuratura wojskowa wkrótce zagrozi nam karą śmierci. Kolejnym przykładem może być przyznanie zabójcy skazanemu na dożywocie odszkodowania w wysokości 250 000 zł za to, że przez krótki czas odsiadywał wyrok w mało oświetlonej celi. Ja w 1993 roku za 17 miesięcy uwięzienia w ciężkim politycznym więzieniu otrzymałem odszkodowanie w wysokości kilku tysięcy złotych. W tamtym czasie stanowiło to niespełna czterokrotność przeciętnego polskiego miesięcznego wynagrodzenia. W ostatnich latach ruszyła nowa fala pozwów o odszkodowania i zadośćuczynienia, składanych przez osoby represjonowane. Moi koledzy, współwięźniowie polityczni okresu stanu wojennego z Hrubieszowa, którzy na początku lat 90. również otrzymali skromne odszkodowania, w tym dwóch z mojego regionu, teraz otrzymali odszkodowania uzupełniające i zadośćuczynienie. Mnie Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu tego odmówił, a Sąd Apelacyjny w Rzeszowie postanowieniem o umorzeniu sprawy

Z roku na rok z coraz mniejszym rozgłosem, a wręcz w coraz większym zapomnie­ niu, obchodzone są kolejne rocznice wybuchu stanu wojennego. Tymczasem sądow­ nictwo w wielu przypadkach, a w moim szczególnie, w swych orzeczeniach pozosta­ je wciąż duchem w tamtym tragicznym czasie. Ewidentnym przykładem tego jest historia moich zmagań z tarnobrzeskim Sądem Okręgowym, a także Sądem Apela­ cyjnym w Rzeszowie.

Złamana zasada równości W kolejną rocznicę ogłoszenia stanu wojennego Krzysztof Wianecki

zablokował możliwość odwołania się do Sądu Najwyższego. Od postanowienia Sądu Apelacyjnego bowiem nie można się odwołać do SN, można tylko od wyroku. Kuriozalną sytuacją jest, że sędzia – niemal mój rówieśnik – tym postanowieniem okazał dość dobitnie swoją dyspozycyjność. Apelację w moim przypadku rozpatrywał sędzia Sądu Apelacyjnego, który ma w dorobku orzeczenia kilku wyroków z prawodawstwa stanu wojennego. Działania tych sądów oraz Prokuratury Generalnej, odrzucające mój wniosek o skargę nadzwyczajną, zamykają mi możliwość ubiegania się o wyrównanie kilkutysięcznego odszkodowania z roku 1993. Cała ta sytuacja wobec mnie oraz nielicznej rzeszy skazanych w stanie wojennym, ubiegających się o wyrównanie odszkodowań, odbywa się przy milczeniu ustawodawców, którzy w okresie po 1989 roku odcinają przysłowiowe kupony. Jakby tego było mało, sędzia, który wydał postanowienie niekorzystne dla mnie i dodatkowo zamykające mi drogę do Sądu Najwyższego, w identycznych sprawach dotyczących okresu stanu wojennego nie widział przeszkód do wydania wyroków korzystnych dla wnioskodawców.

Mój proces odbył się 5 stycznia 1982 roku przed sądem wojskowym w Rzeszowie. Dowodem w sprawie była wspomniana już odezwa napisana 13 grudnia 1981 roku na terenie machowskiego Siarkopolu. Z trzech artykułów wojennego kodeksu karnego groziło mi w postępowaniu doraźnym od trzech lat więzienia do kary śmierci włącznie. Wyrok brzmiał: trzy lata kary pozbawienia wolności i dwa lata pozbawienia praw publicznych. Do dnia skazania byłem całkowicie pozbawiony możliwości kontaktu z rodziną.

Więzienne represje

strajkowe. Wczesnym rankiem 13 grudnia nikt w miejscowości moich dziadków nie wiedział jeszcze, że o północy ogłoszono stan wojenny. Do domu wracałem autostopem. Nie miałem pojęcia o tym, że jako jedyny z miejscowej opozycji uniknąłem nocnego aresztowania. Gdy dowiedziałem się, co się wydarzyło, razem z kolegą opozycjonistą, Stanisławem Zipserem, wydałem odezwę, w której informowałem społeczeństwo o masowych aresztowaniach działaczy Solidarności, wzywałem do podjęcia czynnego oporu, a na końcu zachęciłem do walki o wolność do przysłowiowej, ostatniej kropli krwi. Odezwa, którą zredagowałem, stała się drugim oficjalnym protestem

Nieprzytomny, pobity, bez pryczy O północy 13 grudnia 1981 roku, kiedy do drzwi opozycjonistów łomotały pięści milicji, ja, niczego nieświadomy 22-letni wtedy chłopak, kładłem się do łóżka w wiejskim domu dziadków. Wieczorem 12 grudnia, jako szef regionalnego Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania, brałem udział w spotkaniu Solidarności Ziemi Sandomierskiej w Stalowej Woli. Przeciągnęło się ono do późna; nie opłacało mi się już wracać do domu, do Tarnobrzegu, zanocowałem więc u dziadków na wsi. W grudniu 1981 roku byłem pracownikiem radiowęzła tarnobrzeskiego Siarkopolu i urządzałem dla jego pracowników retransmisje zagłuszanych audycji Radia Wolna Europa, a miesiąc wcześniej, w czasie listopadowego strajku w tym zakładzie, prowadziłem radiowe studio

Za przynależność do ruchu Solidarności zostałem dodatkowo brutalnie pobity – podkreślę, że na wyraźne polecenie oddziałowego: „Temu dołóżcie, ten jest z Solidarności”.

Dokończenie ze str. 1

Chorzowskie rekordy

Wigilia z agresywnym recydywistą

Zbigniew Kopczyński

Wróćmy jednak do Ruchu. Przej­ mując inicjatywę, prezydent przed­ stawia się jako dbający o tę wizy­ tówkę miasta i przytacza kwoty, jakie miasto przekazało Ruchowi w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Takie zesta­ wienie zaprezentował w „Wiadomoś­ ciach Spółdzielczych”, dostarczanych bezpłatnie do znaczącej części cho­ rzowskich mieszkań. Liczby robią wra­ żenie. Od roku 2010 do 2019 łącznie 40,5 mln zł bezpośredniej pomocy plus pozostała do spłacenia pożycz­ ka – 9,5 mln zł, to razem ponad 50 mln zł, średnio pięć milionów rocz­ nie. Dodać do tego trzeba jeszcze wydatki na projekt stadionu i inne związane z tą inwestycją koszty, jak np. zatrudnienie inżyniera budowy. Aż wierzyć się nie chce, że przy takiej pomocy miasta Ruch upadł tak nisko. Cóż może on więcej zrobić? – mówią obrońcy prezydenta.

Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I

– Prezydent ani nie gra w piłkę, ani nie trenuje piłkarzy. To prawda, jed­ nak prezydent reprezentuje miasto, które jest głównym akcjonariuszem i wierzycielem Ruchu. Powinien więc, a ma do tego środki, kontrolować, co dzieje się z pieniędzmi przekazanymi z miejskiej kasy. Tymczasem prawie co roku ujawniało się zadłużenie klubu, o którym wcześniej nie było wia­ domo, przynajmniej oficjalnie. Te zadłużenia skutkowały punktami karnymi i tych odjętych punktów brakowało przy każdorazowym spadku. Skuteczna kontrola mogła­ by wykryć nieprawidłowości odpo­ wiednio wcześniej i, w połączeniu z pomocą finansową miasta, uzdro­ wić sytuację jeszcze wtedy, gdy Ruch był w Ekstraklasie. Prezentując imponujące kwo­ ty przekazane Ruchowi, prezydent,

prawdopodobnie nieświadomie, składa publicznie donos na same­ go siebie. Co spotkałoby prezesa prywatnej firmy, gdyby rok w rok wkładał grube pieniądze w coraz gorzej idący interes, a następnie nie interesował się, co się w tym geszef­ cie dzieje? Przecież to co najmniej niegospodarność, o ile nie działanie na szkodę zarządzanej firmy. A tutaj – pełna bezkarność. Przynajmniej do momentu referendum w sprawie odwołania. Referendum, jeśli do niego doj­ dzie, powinno dać odpowiedź nie tylko na pytanie, co sądzą chorzo­ wianie o budowie stadionu dla Ru­ chu, lecz przede wszystkim – co sądzą o mamieniu ich obietnicami bez po­ krycia i co sądzą o trosce prezydenta, a raczej jej braku, o grosz publiczny. No i czy przypadkiem tych rekordów już nie starczy. K

Redaktor naczelny Kuriera Wnet

K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R

Krzysztof Skowroński

ŚLĄSKI KURIER WNET Redaktor naczelna

Jadwiga Chmielowska · tel. 505 054 344 mail: slaski@kurierwnet.pl Adres redakcji śląskiej G

A

Z

E

T

A

N

I

E

C

O

D

Z

I

E

N

N

A

ul Warszawska 37 · 40-010 Katowice

przeciwko stanowi wojennemu, jaki powstał w kraju. Ani ja, ani Staszek Zipser nie wiedzieliśmy, że za ową „ostatnią kroplę krwi” z odezwy prokuratura wojskowa wkrótce zagrozi nam karą śmierci, a sąd sformułowanie to zinterpretuje jako dowód tego, że autorzy odezwy nawołują do mordowania przeciwników politycznych. Zostałem zatrzymany 14 grudnia na terenie mojego zakładu pracy i osadzony w tarnobrzeskim areszcie. Dzień później przewieziono mnie do Zakładu Karnego w Załężu z decyzją o trzymiesięcznym areszcie i umieszczono w 30-osobowej celi z więźniami kryminalnymi. Nie dostałem pryczy, tylko materac na podłodze. 16 grudnia razem ze współwięźniami z celi przeszedłem tzw. ścieżkę zdrowia, po której za przynależność do ruchu Solidarności zostałem dodatkowo brutalnie pobity – podkreślę, że na wyraźne polecenie oddziałowego: „Temu dołóżcie, ten jest z Solidarności”. Do nieprzytomności. Mimo, że nie odzyskałem przytomności przez trzy doby, nie udzielono mi żadnej pomocy medycznej, nie przydzielono mi nawet pryczy. Współwięźniowie, widząc mój ciężki stan i wiedząc, że jestem z Solidarności, oddali mi jedną z prycz. Kiedy odzyskałem przytomność, oddawali mi też swoje „prawdziwe” papierosy, sami paląc te, które robili z wysuszonej herbaty. Gdy zapytałem, czemu to robią, odparli: „dzięki waszym protestom poprawiły się nam warunki w więzieniu”.

Krótko przed Wigilią przeniesiono mnie do dwuosobowej celi. Mieszkał w niej tylko jeden więzień, recydywista, trochę młodszy ode mnie; pochodził z Przemyśla. Młodzi więźniowie kryminalni byli agresywni, a ten musiał być wyjątkowo niebezpieczny, skoro siedział sam. Przenieśli mnie do niego rozmyślnie, z nadzieją, że dodatkowo mnie poturbuje. Był dwa razy takiej masy jak ja. Wtedy można byłoby zapisać w dokumentach, że skatował mnie współwięzień, a nie strażnicy. Informacje między przestępcami rozchodziły się szybko i ten młody złodziej wszystko o mnie wiedział, zanim pojawiłem się w jego celi. Nie zamierzał robić mi żadnej krzywdy. Powiedział, że gdyby jego tak pobili „wykręciłby im młynka”. Co to znaczyło? Rozbić pięścią szybę i obracać nadgarstkiem w powstałej dziurze. Zbita szyba kaleczyła nadgarstek tak jak podcięcie żył. Trzeba było wówczas błyskawicznie odwieźć więźnia na oddział szpitalny. Dostałbyś wtedy lekarza – dodał.

Stali współpracownicy

dr Rafał Brzeski, dr Bożena Cząstka-Szymon, Barbara Czernecka, dr hab. Zdzisław Janeczek, Andrzej Jarczewski, Wojciech Kempa, dr Herbert Kopiec, Tadeusz Loster, Stefania Mąsiorska, Tadeusz Puchałka, Stanisław Orzeł, Piotr Spyra, dr Krzysztof Tracki, Maria Wandzik

Do więzienia w Hrubieszowie zostałem przewieziony 12 lutego. Traktowano mnie tam jak więźnia kryminalnego, pozbawiając praw wynikających z konwencji międzynarodowych chroniących więźniów politycznych, mimo iż Polska była sygnatariuszem tych konwencji. Nie sposób przedstawić tutaj pełnego obrazu warunków życia panujących w ZK w Hrubieszowie, więc ograniczę się tylko do niektórych przykładów. Po pierwsze, jak już wspomniałem, traktowano mnie jak więźnia kryminalnego. Żywność, którą otrzymywałem, mimo że spełniała wymogi kaloryczne, nie zawierała podstawowej normy składników odżywczych, co skutkowało awitaminozą i ogólnym osłabieniem organizmu. Okna w celach, w których przebywałem, były bardzo nieszczelne i zablindowane. Kiedy nadchodziła zimna pora roku, a zwłaszcza w trakcie bardzo ostrej zimy w 1982 roku, nieszczelność okien była szczególnie dotkliwie odczuwalna. Standardowo otrzymałem jeden koc do okrycia się w czasie snu. W okresie zimowym drugi. Przy dużych mrozach dwa koce nie wystarczały, by się ogrzać. Cele oświetlano żarówkami o mocy 2540 W. Te czynniki odbijały i odbijają się po dziś dzień na moim zdrowiu. W okresie kary więzienia znacznie pogorszył mi się wzrok. Notorycznie i programowo łamane było moje prawo do wolności korespondencji, która była cenzurowana, i do intymności widzeń z rodziną, które odbywały się pod kontrolą służby więziennej. Standardem i jednocześnie formą represji, której doświadczałem, były też przeszukania (tzw. kipisze) cel i przeszukania osobiste. W celach dostępna była jedynie zimna woda, natomiast z prysznica mogłem korzystać tylko raz w tygo-

Po wyjściu z więzienia zderzyłem się z naznaczeniem tzw. wilczym biletem. Szukałem pracy, a potencjalni pracodawcy odmawiali mi zatrudnienia, nie kryjąc, że powodem są naciski polityczne. dniu, przy wymianie bielizny. Łaźnie znajdowały się w oddzielnym budynku i trzeba było przemieścić się z budynku do budynku często bezpośrednio po kąpieli, co było szczególnie uciążliwe w mroźne, zimowe dni. Wśród innych form represji, jakim poddawano mnie

Korekta Magdalena Słoniowska Projekt i skład Wojciech Sobolewski Reklama reklama@radiownet.pl Wydawca Spółdzielcze Media Wnet/Wnet

Sp. z o.o. Dystrybucja dystrybucja@mediawnet.pl

w okresie uwięzienia, były m.in.: wyrabianie we mnie poczucia całkowitej bezradności, bezsilności wobec poniżających praktyk więziennych i samowoli strażników; pozbawienie mnie możliwości wpływu na skład osobowy celi; przetrzymywanie przez większość doby w zamkniętym, małym pomieszczeniu i uniemożliwianie kontaktów z innymi więźniami; kary; pozbawienie spacerów; pozbawienie kontaktów z rodziną; ograniczenie możliwości korespondowania, rekwirowanie korespondencji adresowanej do mnie i przeze mnie do rodziny i przyjaciół; ograniczenie przysługujących mi talonów na paczki żywnościowe czy odmowa widzeń z rodziną.

„Wilczy bilet” to tylko początek Na wolność wyszedłem w maju 1983 roku na mocy postanowienia Rady Państwa o warunkowym zawieszeniu odbycia reszty kary na okres 3 lat. I bardzo szybko zderzyłem się z kolejną falą represji. Jako więzień polityczny zostałem zwolniony z pracy dyscyplinarnie, podczas gdy internowani nie tylko nie tracili pracy, ale otrzymywali wynagrodzenie. W związku z utratą pracy w trybie dyscyplinarnym straciłem dobre zarobki, premie, nagrody i możliwości awansu. Zostałem pozbawiony kartek na mięso, papierosy i inne reglamentowane w tym okresie produkty żywnościowe i towary, podczas gdy osoby internowane nie zostały ich pozbawione. Zaraz po wyjściu z więzienia zderzyłem się z naznaczeniem tzw. wilczym biletem. Szukałem pracy, a potencjalni pracodawcy, początkowo zainteresowani zatrudnieniem mnie, wkrótce odmawiali mi zatrudnienia, nie kryjąc, że powodem odmowy są naciski polityczne. Gdy w końcu otrzymałem pracę, była ona poniżej moich kwalifikacji, w trudnych warunkach, za wynagrodzenie drastycznie mniejsze niż przed skazaniem. Szedł za tym również brak możliwości kształcenia i rozwijania się oraz podnoszenia kwalifikacji, co wywoływało kolejne negatywne konsekwencje zawodowe, które odczuwam do dziś. Kolejna grupa skutków pobytu w więzieniu i represji wiąże się z moim zdrowiem. Roczny koszt leczenia zamyka się skromną kwotą kilku tysięcy złotych. Aktualnie otrzymuję rentę wysokości 500 zł.

Bezrobotny, bezdomny W 2012 roku straciłem pracę. Nie mogłem znaleźć nowej ze względu na zły stan zdrowia. Brak pracy, niska renta, koszty leczenia, a także niewielkie długi spadkowe spowodowały, że komornik na wniosek dłużnika w osobie członka rodziny zlicytował moje mieszkanie. Wartość mieszkania oszacowano na 17 000 zł, natomiast po licytacji otrzymałem 13 000 zł. Osoby, które mogły mi pomóc w znalezieniu pracy i do których o taką pomoc się zwracałem, niestety zbywały mnie. Ponadto nie miałem możliwości uzyskania kredytu – nawet hipotecznego – by ocalić mieszkanie przed licytacją. Niska renta i brak możliwości pozyskania jakiejkolwiek pracy (ze względu na stan zdrowia, niskie wykształcenie oraz „przychylność” osób, do których zwracałem się o pomoc) spowodowały brak zdolności kredytowej.

Duch Andrieja? Wszystkie wymienione wyżej czynniki powodują zasadność moich roszczeń, tym bardziej, że prócz szczególnych, niemożliwych do przewidzenia w 1993 roku skutków pogorszenia mojej sytuacji zdrowotnej, głównym argumentem uzasadniającym wyrównanie odszkodowania jest różnica między kwotą wyliczoną a kwotą zasądzoną. Na koniec muszę zaznaczyć, że choć niesprawiedliwa byłaby krytyka wobec kilku sędziów tarnobrzeskich, którzy w sposób sumienny, rzetelny i zgodny z duchem prawa wydają wyroki, odnoszę jednak wrażenie, że po gmachu tarnobrzeskiego sądu krąży duch Andrieja, o czym przypomina tablica z nazwiskiem tego czołowego prawnika epoki stalinizmu, widniejąca na siatce okalającej to ponure gmaszysko. K

Nr 66 · GRUDZIEŃ 2O19

(Śląski Kurier Wnet nr 61) Adres redakcji

ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Data i miejsce wydania

Warszawa 14.12.2019 r. Nakład globalny 10 000 egz.

ind. 298050

W

1991 roku zostałem uznany za niewinnego w zakresie czynów z Dekretu o stanie wojennym. Fakt ten dał mi prawo do ubiegania się o odszkodowanie i zadośćuczynienie, które nie zostało w pełni zaspokojone. W 1991 roku trudno było określić rozmiar skutków mojego aresztowania i skazania. Dziś, choć są one znacznie bardziej czytelne, wciąż nie można przewidzieć kolejnych konsekwencji. Na ten moment wiadomo, że przypominają one do złudzenia tzw. efekt domina, który z każdym rokiem powoduje komplikacje w kolejnych sferach mojego życia. Znany polityk za 5 miesięcy internowania otrzymał 250 000 zł odszkodowania, argumentując, że internowanie to wpłynęło negatywnie na jego późniejszą ścieżkę zawodową. Przyznano mu odszkodowanie, choć powszechnie wiadomo, że po 1989 roku jego kariera rozkwitła w sposób spektakularny. Innym przykładem jest orzeczenie wobec notariusza za dwuletnie zawieszenie działalności, co nie miało wpływu na dalszą jego działalność jako kancelarii notarialnej. Sąd Najwyższy zasądził mu odszkodowanie wysokości 750 000 zł i drugie tyle odsetek.


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

3

KURIER·ŚL ĄSKI

tych rozmowach wydał oświadczenie: „Spełnienie postulatów strony społecznej oznaczałoby wzrost kosztów stałych spółki o ok. 610 mln zł w skali roku. Zarząd PGG uważa, że znacznie bez-

Politycy utrzymywali swoich dyrektorów. Skończyło się tak, że niektóre kopalnie nie wydobyły nawet 800 tys. ton węgla w tym roku – i to są braki finansowe w Polskiej Grupie Górniczej. Skoro politycy, posłowie utrzymywali ich sobie jako dyrektorów, to niech teraz ponoszą odpowiedzialność za to. pieczniejszym rozwiązaniem jest negocjowanie podziału środków po wypracowaniu zysku, tak jak dotychczas to się działo. Spółka jest otwarta na rozmowy, jednak powinny one uwzględniać realia ekonomiczne i trudne otoczenie rynkowe”. W oświadczeniu podkreślono, że Zarząd koncentruje się na zapewnieniu bezpieczeństwa funkcjonowania kopalń i zapewnieniu środków na niezbędne inwestycje, ponieważ „takie działanie jest konieczne dla prawidłowego funkcjonowania Polskiej Grupy Górniczej”. Jak po rozmowach nieoficjalnie przekazali związkowcy, zysk spółki za 2019 r. przekroczy wprawdzie 100 mln zł, ale maksymalnie może to być ok. 190 mln zł, podczas gdy w 2018 r. osiągnięto 493 mln zł zysku netto. Zwrócił na to uwagę przewodniczący górniczej Solidarności Bogusław Hutek: – „Przy porównywalnych z ubiegłym rokiem cenach węgla oraz wielkości

Trwa spór zbiorowy w Polskiej Grupie Górniczej. W piątek 29 listopada 2019 r. zakończyła się trzydniowa „okupacja” siedziby Polskiej Grupy Górniczej przez przedstawicieli 9 spośród 13 reprezentatywnych związków zawodowych dzia­ łających w tej spółce górniczej. Był to kolejny etap sporu płacowego, który trwa od września tego roku.

związkowców z górnikami pod hasłem „albo podwyżki, albo protesty”.

FOT. DARIUSZ CZECH

Stanisław Florian

Kongresowym (m.in. prezes zarządu PGG Tomasz Rogala głosił, że „posiadanie własnego źródła energii, nad którym mamy władzę – ten element powinien być dla państwa kluczowy”), więc gdy we wtorek 26 listopada minął termin, w którym związkowcy oczekiwali realizacji postulatów, a rzecznik PGG Tomasz Głogowski zamiast odpowiedzi na postulaty zakomunikował im termin wznowienia rozmów po Barbórce, 5 grudnia – spór zbiorowy wszedł w fazę aktywną: w środę 27 listopada przedstawiciele reprezentatywnych związków zawodowych przyszli do siedziby zarządu PGG i zażądali natychmiastowego podjęcia rozmów płacowych. Rzecznik T. Głogowski przypomniał, że

P

Z

naczące dla dalszego rozwoju wydarzeń były słowa wiceministra aktywów państwowych, pełnomocnika rządu do spraw restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego, Adama Gawędy, który w Polskim Radiu Katowice już 22 listopada powiedział, odnosząc się do postulatów związkowych, że „Zawsze odpowiedzialnie dzieliliśmy się zyskiem z załogą i tak powinno również być w tym przypadku”. Kierownictwo PGG w następnych dniach udzielało się aktywnie podczas konferencji „Górnictwo 2019” w katowickim Międzynarodowym Centrum

w której zwykle odbywały się narady z zarządem, do czasu, gdy zarząd będzie gotowy z nimi rozmawiać. Problem polegał na tym, że przedstawiciele zarządu na rozmowy się nie zjawiali, a jeden ze związkowców stwierdził wprost, że i tak nie mogliby niczego obiecać, bo decyzje zapadają ponad nimi, w radzie nadzorczej i ministerstwie. Dlatego sporą wagę miała wypowiedź wicepremiera – ministra aktywów państwowych Jacka Sasina z 26 listopada, że w zarządach koordynowanych przez jego ministerstwo spółek państwowych „nie będzie żadnej karuzeli. Będą pewnie normalne i naturalne zmiany, bo kończą się chociażby kadencje zarządów i będą konkursy. W tych konkursach może się wszystko

imo włączenia się do rozmów wiceministra A. Gawędy – również czwartkowe negocjacje nie przyniosły przełomu. Podczas gdy „Solidarność ’80” organizowała dla swoich przedstawicieli obiady i kanapki, przewodniczący jej Zarządu Regionu Śląskiego, D. Czech mówił w Radiu WNET, że jednym z powodów, dla których protest się radykalizuje, jest próba choćby częściowego zniwelowania różnic płacowych między górnikami w PGG a ich znacznie lepiej zarabiającymi kolegami z Jastrzębskiej Spółki Węglowej (wydobywającymi węgiel koksujący). W trakcie rozmów przedstawiciele PGG przedstawili proponowane zmiany strukturalne w spółce. Mają one polegać m.in. na połączeniu w kopalnię zespoloną dawnych kopalń Katowickiego Holdingu Węglowego oraz na połączeniu kopalń „Ruda” w Rudzie Śląskiej i „Sośnica” w Gliwicach. Według zarządu powinno to przynieść oszczędności, które można by przeznaczyć m.in. na podwyżki wynagrodzeń. Związkowcy nie zgodzili się na uzależnianie wzrostu płac od zmian organizacyjnych. Zwracali uwagę, że w ostatnich latach nie przeszkadzali w budowaniu spółki. Jednak obecnie, przy rosnącej inflacji i płacy minimalnej, zarobki górników największej w Europie spółki węglowej stoją w miejscu. W piątek 29 listopada, po uwzględnieniu części postulatów związkowych, strony podpisały „Protokół rozbież­ności w zakresie rokowań dotyczących sporu zbiorowego wszczętego w dniu 20 listopada 2019 r. przez Organizacje Związków Zawodowych działających w Polskiej Grupie Górniczej SA”. Zarząd PGG zaakceptował w nim „włączenie dodatku do przepracowanej dniówki roboczej wypłacanego zgodnie z Porozumieniem zawartym w dniu 23.04.2018 r. do podstawy wymiaru dodatkowej nagrody rocznej za rok 2019, tzw. 14 pensji. W związku z tym, że ten wydatek nie był wcześniej planowany, zarząd PGG SA musi go uwzględnić w Planie Techniczno-Ekonomicznym oraz aktualizacji Biznesplanu”. Jednocześnie – „uwzględniając obecną sytuację finansową Spółki, Zarząd nie może zgodzić się na realizację pozostałych postulatów”, tj.: włączenia dodatku do przepracowanej dniówki roboczej, wypłacanego zgodnie z Porozumieniem zawartym w dniu 23.04.2018 r., do podstawy naliczenia Barbórki, a zwłaszcza – podwyżki wynagrodzeń na rok 2020 o 12%. W tej sytuacji „Organizacje Związków Zawodowych zaakceptowały stanowisko Zarządu przedstawione w pkt. 1. Spór zbiorowy trwa dalej”. Protokół zakończyło stwierdzenie, że „strony sporu zbiorowego niezwłocznie wyznaczą przedstawicieli w celu ustalenia osoby mediatora, który poprowadzi dalszą mediację”. Zarząd PGG zobowiązał się do przedstawienia swoich propozycji płacowych około 10 grudnia br. W rozmowie z Radiem WNET przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ „Solidarność ’80” D. Czech przyznał, że w razie niepowodzenia mediacji spór prawdopodobnie zakończy się strajkiem.

zarząd zaprosił związkowców na rozmowy 5 grudnia, ale nie chciał oceniać, czy możliwe jest ich podjęcie już w tym dniu. Związkowcy zapowiedzieli, że będą do skutku czekać w siedzibie spółki na rozpoczęcie rozmów. Pojawiły się pytania, czy zamierzają ją okupować. Jednak przedstawiciele związków wyraźnie podkreślali, że nie prowadzą okupacji, bo pozwalają wszystkim w siedzibie PGG pracować, ale zajmują salę,

zdarzyć. Ja nie mogę zakładać, że wygrają konkursy ci, którzy dotychczas tymi spółkami zarządzają”… Około pięćdziesięciu związkowców nocowało w siedzibie zarządu PGG i do następnego dnia w cudowny sposób przedstawicielom pracodawcy udało się przygotować oczekiwane przez stronę społeczną od września analizy techniczno-ekonomiczne. W tym czasie od czwartku rano na kopalniach trwały akcje ulotkowe i tzw. masówki

rotokół rozbieżności kończący tzw. okupację siedziby PGG podpisali m.in. działacze związkowi górniczej Solidarności, Związku Zawodowego Górników w Polsce, NSZZ Solidarność ’80, Wolnego Związku Zawodowego Sierpień ’80 Konfederacja, Związku Zawodowego Pracowników Dołowych, ZZ Kadra Górnictwo, ZZ Ratowników Górniczych w Polsce, ZZ Kontra, ZZ Pracowników Zakładów Przeróbki Mechanicznej Węgla w Polsce, ZZ Jedności Górniczej, czy ZZ Maszynistów Wyciągowych Kopalń w Polsce. Polska Grupa Górnicza powstała 1 lipca 2016 r. jako spółka celowa dla przejęcia majątku i zobowiązań bankrutującej Kompanii Węglowej w ramach realizacji planu restrukturyzacji górnictwa węglowego przez pierwszy rząd Zjednoczonej Prawicy. Rozpoczęła realizację modelu zespolonego kopalń. W wyniku połączenia z 11 kopalń węgla kamiennego powstało 5, a z dniem 1 kwietnia 2017 r. do Spółki dołączyły kopalnie należące wcześniej do Katowickiego Holdingu Węglowego SA. Był to końcowy etap walk górników z lat 2014/2015 o uratowanie polskiego górnictwa przed likwidacją pod rządami PO-PSL, sterowanymi z Unii Europejskiej i Niemiec. Warto pamiętać, że 29 kwietnia 2014 r. w Katowicach kilkanaście tysięcy górników ze wszystkich spółek regionu protestowało przeciwko nieudolnemu,

FOT. Z ARCHIWUM AUTORA

Spór zbiorowy i okupacja siedziby Zarządu Polskiej Grupy Górniczej

wydobycia i sprzedaży, tegoroczny zysk ma być mniejszy o ok. 300–400 mln zł. Nie wiemy dlaczego. Niepokojące jest także to, że wciąż nieznany jest plan techniczno-ekonomiczny na przyszły rok”. Według niego biznesplan PGG na 2019 r. zakładał zysk na poziomie 800 mln zł. „Nie ja zrobiłem propagandę sukcesu, że za tamten rok było 490 mln zł zysku, a w tym roku będzie 800 mln. Politycy poszli dzisiaj do Parlamentu Europejskiego [np. ówczesny sekretarz stanu-pełnomocnik rządu do spraw restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego Grzegorz Tobiszowski – S.F.] i okazało się, że jest zonk – zostawili syf we wszystkich spółkach”. B. Hutek tak opisał mechanizmy „zarządzania” w PGG: „Politycy utrzymywali swoich dyrektorów. Chcieliśmy ich odwołać, sygnalizowaliśmy, że to się źle skończy. Skończyło się tak, że niektóre kopalnie nie wydobyły nawet 800 tys. ton węgla w tym roku – i to są braki finansowe w Polskiej Grupie Górniczej. Skoro politycy, posłowie utrzymywali ich sobie jako dyrektorów, to niech teraz ponoszą odpowiedzialność za to”. Również inni związkowcy wskazywali na niewłaściwe zarządzanie kopalniami w Spółce. Przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ Solidarność ’80, Dariusz Czech w rozmowie z Radiem WNET zwrócił uwagę, że Zarząd jednego dnia przekonywał związkowców, że nie ma zapowiadanych we wrześniu analiz, a następnego dnia już takie analizy przedstawił, i to bardzo szczegółowo. Również przewodniczący WZZ Sierpień ’80, Bogusław Ziętek, mówił, że od początku roku PGG nie wykonuje planów produkcyjnych, żadna kopalnia nie zrealizuje harmonogramu w zakresie robót przygotowawczych i dlatego bardzo negatywnie ocenia „wiceprezesa do spraw produkcji Piotra Bojarskiego, który kompletnie nie radzi sobie ze swoją funkcją”…

partyjniackiemu zarządzaniu kopalniami, czego efektem było to, że zarządy spółek węglowych nie radziły sobie ani z wydobyciem, ani ze sprzedażą węgla (rosnące zwały). Protestujący domagali się m.in. przeciwdziałania nadmiernemu importowi węgla spoza Unii, zwłaszcza z Rosji, rozpoczęcia negocjacji w sprawie uzgodnienia nowej strategii funkcjonowania górnictwa węgla kamiennego oraz opracowania długoterminowej strategii dla całego sektora paliwowo-energetycznego, która zapewniłaby bezpieczeństwo energetyczne Polski w oparciu o węgiel. Następnie 24 września 2014 r. górnicy zorganizowali blokadę torów w Braniewie przy granicy polsko-rosyjskiej, gdzie wjeżdżały do Polski miliony ton węgla importowanego z Rosji. Tydzień później górnicy pojawili się przed Sejmem, gdy exposé wygłaszała premier Ewa Kopacz. W praktyce działania jej rządu niczego nie wniosło powołanie Wojciecha Kowalczyka na nowego pełnomocnika do spraw restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego i jeszcze tej samej jesieni doszło do okupacji siedziby Kompanii Węglowej, gdy zaistniało poważne zagrożenie, że jej pracownicy nie dostaną wypłat. Już 7 stycznia 2015 r. premier Kopacz ogłosiła „plan naprawczy dla Kompanii Węglowej”, czyli… zamknięcie czterech jej kopalń: KWK „Bobrek-Centrum”, KWK „Brzeszcze”, KWK „Pokój” i KWK „Sośnica-Makoszowy”. Doprowadziło to do największego od lat strajku w górnictwie, a górników wspiera-

M

ŹRÓDŁO: FACEBOOK / WOLNY ZWIĄZEK ZAWODOWY „SIERPIEŃ 80”

W

ówczas – po złożeniu 1 sierpnia do zarządu spółki czterech postulatów w sprawie płac w czwartym kwartale 2019 i w 2020 roku – związki zawodowe działające w PGG przystąpiły do rozmów płacowych z władzami spółki. W ich trakcie domagały się m.in. przedłużenia zapisów porozumienia z kwietnia 2018 r. w sprawie dopłat do dniówek w wysokości od 18 do 32 zł oraz wypłacenia górnikom rekompensaty za tegoroczne listopad i grudzień, gdy jest mniej dni roboczych. Na podstawie porozumienia zawartego 23 września zarząd PGG zagwarantował, że 10 grudnia pracownicy Spółki otrzymają średnio po 860 zł brutto jednorazowej premii (w sumie ok. 44 mln zł), a także, że w przyszłym roku górnicy utrzymają przysługujące im obecnie dopłaty do przepracowanych dniówek w wysokości od 18 do 32 zł. Natomiast w sprawie postulatu wzrostu płac w roku 2020 o 12% ustalono, że będzie dyskutowany po analizie wyników spółki za trzy kwartały mijającego roku. Również po tej analizie miał być negocjowany postulat włączenia dopłat do dniówek do podstawy naliczania wysokości nagrody barbórkowej i tzw. czternastej pensji. Rozmowy w tym zakresie strony podjęły 20 listopada br. Ponieważ zarząd PGG nie przedstawił związkowcom żadnych konkretnych propozycji płacowych, a strona związkowa podtrzymała dwa nieuzgodnione we wrześniu postulaty – rozmowy nie doprowadziły do porozumienia. Po ich zakończeniu związkowcy przekazali Zarządowi PGG następujące pismo: „Na podstawie ustawy z dnia 23 maja 1991 roku o rozwiązywaniu sporów zbiorowych Związki Zawodowe działające w Polskiej Grupie Górniczej SA domagają się zrealizowania w terminie do 26 listopada 2019 r. następujących żądań: 1. Włączenia dodatku gwarantowanego wypłacanego na podstawie Porozumienia z dnia 23 kwietnia 2018 r. do podstawy naliczania Barbórki i 14. pensji za rok 2019. 2. Podwyżki wynagrodzenia na 2020 rok w wysokości 12%”. Zarząd PGG po

Związkowcy nie zgodzili się na uzależnianie wzrostu płac od zmian organizacyjnych. Zwracali uwagę, że w ostatnich latach nie przeszkadzali w budowaniu spółki. Jednak obecnie, przy rosnącej inflacji i płacy minimalnej, zarobki górników największej w Europie spółki węglowej stoją w miejscu. li mieszkańcy śląskich miast. Kilkunastotysięczne manifestacje przeszły ulicami Bytomia, Gliwic, Rudy Śląskiej i Zabrza oraz w Brzeszczach. Po dziesięciu dniach, 17 stycznia 2015 r. podpisano porozumienie, które cofało decyzję o likwidacji kopalń. Kilka dni później rozpoczął się strajk pracowników Jastrzębskiej Spółki Węglowej, dzięki któremu udało się odsunąć od władzy jej prezesa, który doprowadził JSW na skraj bankructwa. Jednak gdyby nie zmiana rządu, wszystkie te działania związkowców i załóg niczego by na trwałe nie zmieniły. Bardzo prawdopodobne, że upadłaby Kompania Węglowa, JSW i Katowicki Holding Węglowy, a ich majątek zostałby wyprzedany za bezcen, bo taka była „strategia” poprzedniej władzy. Pod rządami Zjednoczonej Prawicy elementami batalii o dalsze funkcjonowanie górnictwa były trudne negocjacje tzw. porozumień oszczędnościowych: za cenę czasowego zawieszenia wypłaty niektórych świadczeń górnikom udało się uratować JSW, a potem doprowadzić do powołania PGG. Trzeba pamiętać, że to determinacja i ofiarność pracowników uratowała polskie górnictwo w latach 2014–2016. Obecny spór zbiorowy w PGG jest tylko próbą uzyskania dla nich należnego zadośćuczynienia za minione lata poświęceń. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

4

Mimo zorganizowanego zbrojnego uderzenia w solidarność społeczną, z miejsc odosobnienia unosiły się słowa optymistycznych piosenek: „I choć WRONa głośno kracze, wabiąc kruki i puchacze,I tak sprawa przesądzona, Orła WRONa nie pokona!” Czy innej: „W kryminale dziś siedzimy, Lecz się WRON-y nie boimy, Kiedy wiosną lody spłyną, Rozprawimy się z ptaszyną. Kra, kra, kra, wronisko latało, a SB szalało kra, kra, kra... Z kryminału gdy wyjdziemy, Wtedy wronę zatłuczemy, Wyskubiemy pióra czarne, Bo ptaszysko to koszmarne. (…) Choć nam posiwieją skronie, Wytłuczemy jaja wronie, Żeby się nie odrodziła, Więcej Polski nie gnębiła”. Taki optymizm pozwalał przetrwać i tym, co byli uwięzieni, i tym, co byli poza miejscami odosobnienia, choć nie znaczy, że na wolności.

13 grudnia 1981 WRONa rozpostarła swo­ je skrzydła nad wyzwalającym się z niewoli krajem, którego symbolem jest Orzeł Biały. WRONa stanowiła wówczas zorganizowaną grupę przestępczą o charakterze zbrojnym, jak po latach określił warszawski Sąd Okrę­ gowy w dniu 12 stycznia 2012 roku.

Orła wrona nie pokona?

C

zy ten optymizm był uzasadniony? Po latach wiemy, że WRONa, co prawda, nie była taka silna, system chylił się ku upadkowi, ale i solidarność międzyludzka została jednak zgnieciona i nigdy w takiej postaci jak przed stanem wojennym się nie odrodziła. Co więcej, twardzi przeciwnicy WRONy, mający w biografiach obozy internowania czy więzienia, zostali nieraz tak rozmiękczeni intelektualnie i moralnie, że wspólnie z twórcami WRONy tworzyli struktury podobno wolnego państwa, a dziś razem walczą na różnych frontach obrony demokracji czy tolerancji, a nawet postkomunistycznej konstytucji, zapewniającej ciągłość czasom WRONy. Nie zważają przy tym na to, jak łamana jest ta konstytucja przez organy władzy, ustawowo stojącej na straży jej przestrzegania. Konstytucja RP w Artykule 28 mówi: Godłem jest wizerunek orła białego w koronie w czerwonym polu. Barwami Rzeczypospolitej Polskiej są kolory biały i czerwony. Hymnem Rzeczypospolitej Polskiej jest Mazurek Dąbrowskiego. Godło, barwy i hymn Rzeczypospolitej Polskiej podlegają ochronie prawnej.

Szczegóły dotyczące godła, barw i hymnu określa ustawa. Obwieszczenie Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 14 czerwca 2019 r. w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych podaje: Art. 1.1. Orzeł biały, biało-czerwone barwy i „Mazurek Dąbrowskiego” są symbolami Rzeczypospolitej Polskiej. 2. Otaczanie tych symboli czcią i szacunkiem jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej oraz wszystkich organów państwowych, instytucji i organizacji. 3. Symbole Rzeczypospolitej Polskiej pozostają pod szczególną ochroną prawa, przewidzianą w odrębnych przepisach. Art. 2.1. Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest wizerunek orła białego ze złotą koroną

Sprawa Igora Mazura Mariusz Patey

14

października odbyły się masowe demonstracje przeciwko tzw. formule Steinmeiera planu pokojowego zaproponowanego przez Niemcy Ukrainie, a zaakceptowanego przez Federację Rosyjską. Na chodniku w miejscu przemarszu pochodu stanęli Polacy z flagą narodową, między innymi Anatol Kalinowski – repatriant, Polak pochodzący z miejscowości Kremenczuk, znany z działań na rzecz zbliżenia między narodami Międzymorza. Ten akt solidarności z ukraińskimi aktywistami został doceniony przez demonstrantów. Ludzie masowo podchodzili, dziękowali. To tam zrodził się pomysł zaproszenia do Polski ukraińskich działaczy narodowych, by omówić wspólne działania na rzecz wsparcia rozwijania kontaktów między naszymi narodami. Jednym z aktywistów ukraińskich, który został zaproszony, był Igor Mazur, ukraiński radykalny działacz niepodległościowy i narodowy. Warto bliżej poznać jego sylwetkę, bowiem to on został uznany przez służby rosyjskie, a także – co może dziwić – i niemieckie, za osobę szczególnie niebezpieczną. Jego nazwisko umieszczono na tzw. liście poszukiwanych przez Interpol. Dziwnym trafem wybrano taką procedurę, by było ono widoczne dla polskiej straży granicznej, ale nie dla służb ukraińskich. Igor Mazur jest jedną z tych osób, które dostrzegły, że Polska i Ukraina powinny współpracować, ocieplać relacje, zamiast podgrzewać negatywne emocje związane z tragicznymi wydarzeniami z okresu II wojny światowej i zaraz po niej. Wielokrotnie uczestniczył w różnych działaniach na rzecz porozumienia wspólnie ze stroną polską. Jako jeden z wielu ukraińskich i polskich działaczy narodowych i niepodległościowych podpisał deklarację, której sygnatariusze wyrazili wolę, by współpraca między Polską i Ukrainą odbywała się w pokoju, na wzajemnie korzystnych zasadach, z poszanowaniem nienaruszalności granic, integralności terytorialnej i niemieszania się

w wewnętrzne sprawy naszych państw. W kwestiach historycznych nie poparł umieszczania w panteonie bohaterów narodowych swojej ojczyzny tych bojowników o niepodległość Ukrainy, którzy dopuszczali czystki etniczne jako metodę realizacji celów politycznych, uczestniczyli w ich planowaniu i realizacji; którzy mordowali ludność cywilną. Oddał hołd polskim ofiarom tych zbrodni, składając kwiaty i modląc się pod Pomnikiem Ofiar Wołynia w Warszawie.

współpracy. Przed jego planowanym przyjazdem do Polski został on wpisany – tym razem na wniosek Federacji Rosyjskiej – na listę poszukiwanych przez Interpol. Na szczęście Polska administracja i czynniki polityczne wykazały się przytomnością umysłu. Igor Mazur, wobec niespełnienia formalnych wymagań przez stronę wnioskującą o jego zatrzymanie, został uwolniony i mógł wrócić do domu. Jednak sprawa

na głowie zwróconej w prawo, z rozwiniętymi skrzydłami, z dziobem i szponami złotymi, umieszczony w czerwonym polu tarczy. 2. Wzór godła Rzeczypospolitej Polskiej zawiera załącznik nr 1.

W

ydaje się, że jest jasność, co jest godłem Rzeczypospolitej Polskiej, jak ono wygląda, co zresztą na ogół i dzieciaki znają z „Katechizmu” Władysława Bełzy: „– Kto ty jesteś? Polak mały.– Jaki znak twój?– Orzeł biały”; ale w przestrzeni publicznej nie zawsze tak jest. W gmachu Sądu Najwyższego reprezentującego niezawisłą władzę sądowniczą wyobrażenie godła polskiego jako orła białego przez lata było inne – w roli polskiego godła wisiało tam i nadal wisi coś na kształt zielonego ptaszyska,

został ogłoszony plan pokojowy, nazwany imieniem zatrzymanego Igora Mazura. Plan odwołujący się do poczucia sprawiedliwości ludzi dobrej woli. My, Polacy, dobrze wiemy, co oznacza przemoc silniejszego i narzucanie rozwiązań politycznych przemocą. Argumenty ukraińskie musiały spotkać się ze zrozumiem i poparciem strony polskiej. A tu przytoczę w całości postulaty ukraińskich patriotów: Pokojowa Formuła Mazura Mając wiarę i przekonanie, że wartości wspólnoty międzynarodowej, na jakich oparta jest dotychczasowa architektu-

I

gor Mazur radykalizm rozumie jako konkretne działanie na rzecz swojego kraju. Chce Ukrainy wolnej i niezawisłej, zorganizowanej jako demokratyczne państwo prawa, bez patologii – korupcji, kolesiostwa i nepotyzmu. Nie akceptuje dyktatury brunatnej, czerwonej czy jakiejkolwiek innej. Działa na rzecz zbliżenia krajów i narodów Międzymorza. Ostatnio komuś jego aktywność zaczęła przeszkadzać. Widocznie Igor Mazur psuł wizerunek nacjonalistów jako antypolskich banderowców czyhających na polski Przemyśl. Tymczasem coraz więcej patriotów ukraińskich zaczęło iść w jego ślady, nie chcąc obniżać w Polsce poziomu sympatii dla Ukrainy i Ukraińców. Niestety ktoś jest bardzo zdeterminowany, by nie dochodziło do kontaktów środowisk patriotycznych z Ukrainy i Polski. Pojawiły się różne prowokacje uderzające w Igora Mazura. Na przykład zażądano umieszczenia go – na wniosek niemieckich antyfaszys­ tów – na liście osób niepożądanych w strefie Schengen. Polska ambasada, na prośbę między innymi działaczy współpracującego z Igorem Mazurem Stowarzyszenia Ruch Edukacji Narodowej, zbadała jego przypadek i nie dopatrując się szkodliwości w jego działalności, udzieliła mu wizy krajowej, by mógł kontynuować pracę na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego. Co w tej sprawie niezwykłe, to determinacja wrogów polsko ukraińskiej

budzącego skojarzenie z zieloną wroną (Kasacja niewygodnego dziennikarza, czyli proces Józefa W., „Kurier WNET” 59/2019). W sposób oczywisty narusza to konstytucję i odpowiednie ustawy. Co prawda art. 16 ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych dopuszcza umieszczanie godła „w formie stylizowanej i artystycznie przetworzonej” na produktach handlowych, ale tu mieliśmy do czynienia z artystycznie przetworzonym godłem w Sądzie Najwyższym, który nie jest produktem handlowym, tylko najwyższą władzą sądowniczą w kraju posiadającym jako godło orła białego umieszczonego na tle czerwonym. akoś to władzom III RP nie przeszkadzało. Obywatelom też nie za bardzo, tym bardziej, że niewielu o tym wiedziało. Byli jednak tacy, których taki stan rzeczy bardzo uwierał. W wyniku akcji edukacyjnej podjętej wobec władz Sądu Najwyższego przez Adama Słomkę i Zygmunta Miernika wraz z towarzyszami, prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf obiecała, że powiesi im obok obecnego, nielegalnie wiszącego, „artystycznie przetworzonego” – także konstytucyjne godło polskie. Tak więc obecnie na salach SN wisi godło polskie, ale obok w pozycji jakby nadrzędnej, dominującej, nadal wisi „zielona wrona”, co niejako symbolizuje jakąś dwuwładzę, czego konstytucja nie przewiduje. Winno to budzić konsternację szczególnie obrońców konstytucji, ale nie budzi, bo jakoś nie widać działań prawnych wobec takiego stanu rzeczy. Internowani w stanie wojennym optymistycznie śpiewali „Orła WRONa nie pokona”, a tu po latach niemal 40 w – jak się mówi – wolnej, niepodległej Polsce, mamy jednak sytuację wskazującą na to, że optymizm opozycjonistów antykomunistycznych nie do końca był uzasadniony. Naruszanie konstytucji poprzez profanację godła polskiego miało miejsce także w innych sądach – np. w salach Sądu Rejonowego w Nowym Sączu, który bardzo się napracował nad penalizacją patriotów działających na rzecz likwidacji nielegalnie stojącego w Nowym Sączu pomnika chwały

Armii Czerwonej. Tam z kolei wisiały – także artystycznie przetworzone – wyobrażenia orła białego w postaci jakichś drewnianych płaskorzeźb barwy brązowej. Po interwencji i edukacyjnym wysiłku kilku patriotów związanych z KPN, władze sądu podjęły szybko decyzję o zmianie tego wizerunku, a prezes sądu nawet podziękował patriotom. Edukowanie dorosłych, i to będących przy władzy, ma jednak sens, choć sukcesy są raczej sporadyczne (Obywatelska edukacja polskich sądów –wkrakowie2016.wordpress.com]. W Senacie RP też mamy artystycznie przetworzone godło Polski, ale nie ma kto edukować senatorów. Artystyczne przetwarzanie wizerunku orła białego w Sądzie Najwyższym (i nie tylko) ośmiela postępowych obywateli do dalszego ubogacania kolorystycznego symboli RP noszonych na tęczowych marszach równości, a onieśmielone sądy niższej instancji nie widzą w tym nic niewłaściwego. Widać, że III RP ma problemy ze swoją tożsamością. Nie potrafiła się oderwać prawnie od PRL, nie potrafiła, a nawet nie chciała ukarać członków zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym, jaką była WRONa, nie chce nawet należycie poznać osób wspierających WRONę. III RP nie zajmuje się jak należy kwestią reparacji po wojnie jaruzelsko-polskiej, nie wymieniając niezliczonej ilości zaniechań transformacyjnych, stąd i dominacja „zielonej wrony” nad orłem białym nie bulwersuje. Nawet odznaczani za działania na rzecz wolnej i niepodległej Polski, której symbolem jest orzeł biały na tle czerwonym, na taki stan rzeczy na ogół nie reagują. A przecież w piosenkach „wojennych” deklarowali, że rozprawią się z „wroną”, żeby się nie odrodziła i więcej Polski nie gnębiła. Żyjemy w dziwnej Polsce, zwanej III RP, choć do II RP jakoś ona nie nawiązuje, a stanowi niejako artystyczne przetworzenie PRL, powstałe w ramach realizacji wizji członków i miłośników WRONy oraz „postępowej”, tolerancyjnej, oportunistycznej frakcji obozu solidarnościowego. Dopóki Orzeł Biały nie pokona WRONy, tak naprawdę nie będziemy wolni i niepodlegli. K

nienaruszalność gwarantuje Memorandum Budapesztańskie z 1994 r., tj. Krymu i okupowanej części Donbasu. Zwolnienie jeńców i więźniów politycznych – obywateli Ukrainy przetrzymywanych przez Federację Rosyjską i nielegalne organizacje okupujące część terytorium Donbasu. Wycofanie rosyjskich wojsk i grup zbrojnych z terytoriów okupowanych. Zobowiązanie Federacji Rosyjskiej do niemieszania się w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Wypłacenie przez Federację Rosyjską rekompensat za straty wynikłe z działań wojennych. Zobowiązanie się międzynarodowej

wspólnoty państw demokratycznych do niedopuszczania: – do sytuacji, by międzynarodowe organizacje, takie jak Interpol, Rada Europy, OBWE, były wykorzystywane przez niedemokratyczne państwa do realizowania swoich politycznych interesów niezgodnie z rolą, do jakiej te organizacje zostały o powołane; – do praktyk ludobójstwa etnicznego i czystek etnicznych jako narzędzia polityki. Niezależnie od naszych poglądów, musimy przyznać, że polskie doświadczenia historyczne każą nam wyrażać empatię i solidarność wobec współczesnej Ukrainy. K

J

Józef Wieczorek

FOT. JÓZEF WIECZOREK

W

grudniową noc zorganizowała akcję „Jodła”, co proroczo przewidział Stefan kard. Wyszyński, Prymas Polski w Zapiskach więziennych – zapis z dnia 17 I 1954 r., niedziela: „Siadła wrona na czole wyniosłej jodły. Spojrzała władczo wokół i wydała okrzyk zwycięstwa”. Chyba nie bez przyczyny sprawa operacyjna prowadzona przeciwko kard. Wyszyńskiemu, nosiła kryptonim „Prorok”. W grudniu 1981 r., już po śmierci proroczego prymasa Polski, WRONa zorganizowała liczne miejsca odosobnienia dla tych, których uważała za stanowiących dla niej zagrożenie. Opisuje to jedna z piosenek z miejsc odosobnienia: „Zielona WRONa, dziób w wężyk szamerowany, Kto nie da drapaka, Kto nie chce zakrakać, Ten będzie internowany”. Nie wszyscy chcieli zakrakać, nie wszystkim udało się dać drapaka, stąd w miejscach odosobnienia znalazło się ok. 10 tys. opozycjonistów, choć w kraju i poza krajem było ich więcej, stąd opór wobec WRONy mógł trwać także poza takimi miejscami. Znajomość tych czasów i okoliczności jest jednak różna i np. wybitni historycy najstarszej polskiej uczelni nie zdołali zidentyfikować w historii stanu wojennego, a władze tej uczelni nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że stan wojenny wprowadzony na terytorium całego kraju, na terytorium UJ chyba nie został wprowadzony, bo tak wynika z dziejów UJ, które są przeznaczone do opanowania przez kolejne pokolenia młodych ludzi (Czy na terytorium Uniwersytetu Jagiellońskiego wprowadzono stan wojenny? „Kurier WNET” 54/2018). Czy taki stan rzeczy wynegocjowano z WRONą – do tej pory nie wiemy. Badania nad tym ciemnym w dziejach uczelni okresem są w powijakach, a na badania niezależne nie ma pieniędzy i nie ma dostępu do archiwów akademickich, co wskazuje na utrzymywanie się nadal systemu totalitarnego, mimo że oficjalnej WRONy już nie ma.

KURIER·ŚL ĄSKI

Warszawa, 11.11.2019 r. Do Przedstawicielstwa biura Interpolu w Kijowie Do Przedstawicielstwa biura Interpolu w Warszawie

Widocznie Igor Mazur psuł wizerunek nacjonalistów jako antypolskich banderowców czyhających na polski Przemyśl. Tymczasem coraz więcej patriotów ukraińskich zaczęło iść w jego ślady, nie chcąc obniżać w Polsce poziomu sympatii dla Ukrainy i Ukraińców. nie została jednoznacznie zakończona. Ciekawe, czy polski sąd, kiedy pojawią się wymagane dokumenty z FR, także wykaże zdrowy rozsądek? Tymczasem 11 listopada doszło do spotkania grupy działaczy ukraińskich i polskich. Z inicjatywy ukraińskiej

ra bezpieczeństwa i zasady współpracy międzynarodowej, są w dalszym ciągu żywe, proponujemy 6 punktów, które się wprost do tych zasad i wartości odwołują: Przywrócenie ukraińskiej suwerenności nad terytorium, którego

W imieniu stowarzyszenia Ruch Edukacji Narodowej prosimy o wnikliwe zbadanie zasadności umieszczenia ukraińskiego działacza społecznego i nie­ podległościowego Igora Mazura na liście poszukiwanych. Nasze działania prowadzone od paru lat wspólnie z Panem Igorem Ma­ zurem mają na celu obniżanie poziomu negatywnych emocji w stosunkach między Polską a Ukrainą. Pan Igor Mazur występował jako zwolennik pokojowej koegzystencji państw i narodów budujących swoją przyszłość w oparciu o wzajemnie korzystną współpracę gospodarczą, kulturalną, naukową, edukacyjną oraz historyczną. Stał zawsze na stanowisku poszanowania integralności granic i niemieszania się w wewnętrzne sprawy państw sąsiednich. Był zwolennikiem budowy demokratycznego państwa prawa bez korupcji, państwa przyjaznego obywatelom, a nie dyktatur czerwonych, bru­ natnych czy innych. Jego przekonania polityczne, które nie każdy musi podzielać, mieszczą się w kanonie demokratycznego państwa prawa. Znamy go także z inicjatywy składania kwiatów pod Pomnikiem Ofiar Wołynia. Był uczestnikiem przedsięwzięć nastawionych na współpracę kra­ jów regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Wraz z nami dążył do upo­ wszechnienia historycznych pozytywnych powiązań między Polską i Ukra­ iną (np. poprzez popularyzację postaci atamana Semena Petlury). Obawiamy się, że oskarżenie Pana Igora Mazura jest podyktowane względami politycznymi i ma związek z jego zaangażowaniem w walkę o przywrócenie suwerenności całości terytorium Ukrainy, którą zagwa­ rantowano jego państwu w Memorandum Budapeszteńskim z 1996 r. Jako Ukrainiec bronił swojej ojczyzny przed agresją państwa sąsiednie­ go. To jego święte prawo i obowiązek. Z poważaniem Z upoważnienia zarządu Jadwiga Chmielowska Mariusz Patey


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

5

KURIER·ŚL ĄSKI

Na X Zjeździe Pedagogicznym psinco się działo takiego, czego by się nie dało z góry przewidzieć. Nauki pedagogiczne doznały bowiem niemal śmiertelnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej prawdy. a nie próbuje go hamować” (Nowa cywilizacja zmienia człowieka w kierunku bydlęcia, wywiad z prof. A. Nowakiem, GP, kwiecień 2019). Po naszymu da się powiedzieć, że na X Zjeździe Pedagogicznym psinco się działo takiego, czego by się nie dało z góry przewidzieć. Nauki pedagogiczne doznały bowiem niemal śmiertelnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej prawdy, której sensowny badacz powinien przecież poszukiwać. Jakoż nie oznacza to wcale, że pluję sobie w brodę, bo zmarnowałem czas. To oczywiste, że gdyby mnie tam nie było, nie mógłbym poinformować Szanownych Czytelników o paru sprawach, o których można jedynie powziąć wiedzę u samego źródła. Wiedza ta jest o tyle interesująca, że wiąże się ściśle z hasłem X Zjazdu Pedagogicznego: „Pedagogika i edukacja wobec kryzysu zaufania, wspólnotowości i autonomii”. Szczupłość miejsca zezwala mi zasygnalizować zaledwie parę wątków mniej lub bardziej bezpośrednio związanych z kwestią kryzysu zaufania w środowisku akademickiej pedagogiki. Okazuje się, że jego istnienia nikt nie kwestionuje. Nie ma natomiast zgody przy próbie odpowiedzi na pytanie: kto nas tak urządził i kto za to powinien beknąć? Moje stanowisko w tej kwestii jest Czytelnikom dobrze znane, ale słuchając wykładu prof. B. Śliwerskiego

– przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN – i prof. Z. Kwiecińskiego – honorowego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego – odniosłem wrażenie, że powinienem je skorygować. Zwróciło moją uwagę, że nasi sternicy akademickiej pedagogiki bardziej niż zwykle zajęci są ostatnio czytaniem prac innych pedagogów, sięganiem do mądrości swoich naukowych Mistrzów. Śliwerski przywołał K. Kotłowskiego i zacytował czeskiego barda Karela Kryla (1944–1994), który śpiewał, że „każda generacja ma swoją rewolucję i własną emigrację i własnych męczenników”. Czy ci męczennicy rekrutują się też z Uniwersytetu Warszawskiego? Faktem jest, że prof. Śliwerski przytoczył jeszcze jeden cytat, który odnosi się do kryzysu w funkcjonowaniu społeczności uczonych tej uczelni: „Od jakiegoś czasu jest zabawnie. Coraz więcej pra-

i w swojej książce Lenina skrupulatnie zacytował (s. 152). Zapoznajmy się z tą impresją: „Chociaż nie jestem bynajmniej ponurym ascetą, to jednak tak zwane »nowe życie płciowe« młodzieży, a często również i dorosłych, nierzadko wydaje mi się na wskroś burżuazyjne, jest to jakby odmiana zwyczajnego

mają już racji bytu w nowych, socjalistycznych stosunkach produkcji. Nigdy w historii nie mieliśmy tak korzystnych warunków do wychowania w duchu patriotyzmu-internacjonalizmu jak obecnie i od nas tylko zależy, aby te warunki wykorzystać w stopniu maksymalnym” (s. 176).

REFLEKSJE NIEWYEMANCYPOWANEGO PEDAGOGA

Herbert Kopiec

dwa lata wcześniej był ostrożniejszy i napisał, że jego umiłowany Mistrz „należał do niezwykle kontrowersyjnych postaci w naukach o wychowaniu w okresie PRL, gdyż jego karierę naukową cechowała zarówno niezwykle śmiała publiczna krytyka polskich naukowców za ich prosowiecki serwilizm i pseudonaukowy żargon, jak i podjęcie się beznadziejnej próby powiązania wielkiej humanistyki z koniecznością kształcenia refleksyjnych nauczycieli i wychowania młodych pokoleń w zniewolonej Polsce” (B. Śliwerski, Współczesne teorie i nurty wychowania, Kraków 1998, s. 48). Kotłowski identyfikuje się z założeniami wychowania socjalistycznego. Świadczy o tym m.in. odwołanie się do B. Suchodolskiego, lidera pedagogiki socjalistycznej w Polsce. „Dla pedagogiki – napisał prof. Kotłowski – nie jest najważniejsze, czym jest dziecko,

Nie zawsze jesteśmy zadowoleni, kiedy okazuje się, że nasze przewidywania były trafne. X Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny w Warszawie (18–20 IX 2019), mimo buńczucznych zapowiedzi liderów salonowej pedagogiki, wypowiedzianych w ow­ siakowym slangu (będzie się działo), zakończył się jak zawsze, czyli sztucznym entu­ zjazmem. W rzeczywistości było raczej niejasno i daremnie.

Było niejasno i daremnie

cowników nie mówi sobie dzień dobry, a dawni koledzy zaczynają sobie grozić pozwami. Wszystko przez politykę i to, że wielu naukowców zaczęło ją stawiać na piedestale”. Nieprzypadkowo więc przed destrukcyjną mocą wikłania się uczonego w politykę prof. Śliwerski postanowił przestrzec, posiłkując się doświadczeniami i mądrością swojego umiłowanego Mistrza – Karola Kotłowskiego: „Jak uczył mnie mój profesor K. Kotłowski – naukowiec, który jest w strukturach władzy, już nie docieka prawdy, tylko ją głosi”. Wygląda na to, że prof. Kotłowski (1910–1988) wiedział, co mówi. Przekonują o tym „dociekania naukowe” prof. K. Kotłowskiego nad wychowaniem patriotycznym „w naszej socjalistycznej ojczyźnie”, pomieszczone w książce Rzecz o wychowaniu patriotycznym (Zakład Narodowy Ossolińskich, 1974). Zanim zajrzymy do tej książki, posłuchajmy, jak zachował w swojej pamięci prof. Kotłowskiego jego wdzięczny wychowanek – prof. Śliwerski: „Wszyscy, którzy poznali go osobiście, byli pod urokiem jego niezwykłej kultury osobistej, wszechstronnego wykształcenia i jakże rzadkiej zdolności mówienia o sprawach trudnych, nawet metafizycznych, w sposób niezwykle klarowny i z troską o piękną polszczyznę. Był nie tylko wspaniałym naukowcem, ale i prawdziwie miłującym ludzi pedagogiem (...). Był bowiem wierny swojej zasadzie troski o młode pokolenie – studentów i naukowców”. Sięgając do innego tekstu swojego Mistrza (O przyczynach upadku pedagogiki uniwersyteckiej w Polsce Ludowej, Nowa Szkoła 1957, nr 3, s. 373), prof. Śliwerski cytuje: „Wielkich pedagogów należy po prostu obarczyć obowiązkiem kształcenia pedagogicznego narybku, o wartości uczonego powinny decydować nie tylko jego dzieła, lecz i ludzie, jakich po sobie pozostawi”. Widać najwyraźniej, że prof. Kotłowski ze swojego obowiązku wielkiego pedagoga się wywiązał. Pozostawił nam narybek w postaci rozmiłowanego w swoim Mistrzu i usiłującego go naśladować prof. Śliwerskiego.

Lenin jako autorytet naukowy Mistrz prof. Śliwerskiego na 8 stronach rozważań wstępnych do książki Rzecz o wychowaniu patriotycznym na autorytet naukowy W. Lenina w różnych kontekstach powołał się 20 razy. W zakończeniu swojej książki napisał: „Wierzę, iż przekonałem czytelnika, że patriotyzm (...) jest do dziś potężną siłą, której nie wolno lekceważyć przy budowie społeczeństwa socjalistycznego, a nawet komunistycznego, odwrotnie – trzeba go wykorzystywać, sprzęgając nierozwiązalnie z walką ludów o wyzwolenie ekonomiczne i klasowe. Starałem się też udowodnić, że ta właśnie droga postępowania wynika z testamentu Lenina”. Profesorowi Kotłowskiemu zawdzięczamy też m.in. znajomość tego, co Lenin myślał o tak zwanej nowej etyce seksualnej, sięgnął bowiem do źródła (W.I. Lenin, t. XXVII, 1949)

burżuazyjnego domu publicznego. Nie ufam tym, którzy stale i uporczywie pochłonięci są zagadnieniami płci, tak jak fakir indyjski wpatrywaniem się we własny pępek”. Cóż tu powiedzieć? Ten brak sympatii Lenina do osobników nadmiernie skoncentrowanych na płci nie spodoba się zapewne aktywistom LGBT. A swoją drogą nigdy bym nie przypuszczał, że może mi być po drodze z Leninem... Dzięki prof. Kotłowskiemu polski czytelnik mógł się też dowiedzieć o walorach i licznych przewagach socjalizmu nad kapitalizmem: „Socjalizm ożywia narody, wyzwala z nich siły, których istnienia nikt dotąd nie podejrzewał, nie pozwala im zasypiać

Tej książki nie da się czytać Zdarzyło się (co nie zdarza się zbyt często), że powyższego entuzjastycznego bełkotu nie wytrzymał nawet prof. B. Śliwerski. W swoim blogu (11 listopada 2016) wygarnął nieżyjącemu już mentorowi: „Po czterdziestu latach nie da się tej książki czytać jako studium o uniwersalnych przesłankach pedagogicznych, gdyż zostało ono wpisane w doktrynę marksizmu-leninizmu. Rozprawa powinna być ostrzeżeniem dla kolejnych pokoleń, jak instrumentalnie można wykorzystać wartość patriotyzmu do zdominowania pod pozorem budowania

FOT. WOJCIECH SOBOLEWSKI

I

naczej być nie mogło, bo poszła w niepamięć intuicja, w myśl której „umysłowa praca uczonego polega na przyswajaniu i określaniu na swój użytek podstawowych prawd, które podług surowych zasad logiki zasługują na jego zgodę. Wychodząc od tychże prawd, wyciąga on wnioski – zawsze podług surowych zasad logiki”. Inaczej mówiąc, „jeśli ktoś działając na jakimś polu krok po kroku zgodnie z logiką osiąga szczyt prawdy, to działając krok po kroku niezgodnie z logiką, osiąga dno absurdu” („Polonia Christiana” 53/2016). Owo dno absurdu na pedagogicznym polu zostało już w gruncie rzeczy osiągnięte. Przybrało zróżnicowaną postać i sporo o niej w moich felietonach. Dość wskazać chociażby na rzekome dobrodziejstwa wynikające z rehabilitacji ambiwalencji, czyli z prawa do „skrajnego zwrotu w myśleniu”. Wciąż więc kiepsko z nadziejami na odrodzenie się zaufania w akademickiej pedagogice, o którym równocześnie wciąż wielu marzy. Co gorsza, można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że wzmiankowana wyżej sztuczność bywa przez licznych, zwłaszcza młodszych uczestników Zjazdu, nierozpoznawalna. Oddychają nią jak zatrutym powietrzem bez świadomości, że zabija to w nich wrażliwość na prawdę. Owa sztuczność została już dawno w czasach kryzysu cywilizacyjnego/kulturowego oswojona i uznana za normę, towarzyszy bowiem kilku pokoleniom pedagogów, choć trzeba przyznać, że nie uszła uwadze liderów akademickiej pedagogiki. Występują w moich felietonach jako naukowi koryfeusze, pedagogiczne olbrzymy, agenci transformacji, humaniści i eksperci itp. Jeden z nich (prof. Z. Kwieciński) już na otwarciu III Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego 21–23 września 1998 r. w Poznaniu słusznie zauważył, że do współczesnych znamion kryzysu cywilizacyjno-kulturowego należy m.in. „fragmentaryczność wszystkiego i sztuczność zamiast autentyczności” (Edukacja wobec nadziei i zagrożeń współczesności, s. 7). Dwadzieścia lat później ów kryzys opisywany bywa za pomocą znacznie bardziej drastycznych sformułowań. Oto prof. Andrzej Nowak – konserwatywny historyk – stwierdza: „Wchodzimy w nowy etap tej cywilizacji, która zaczyna się od apelu Pica della Mirandoli: przystępujemy do zmiany natury człowieka – w kierunku bydlęcia. I współczesna szkoła coraz częściej służy temu procesowi,

w błogostanie, podnieca i zmusza do ciągłej walki przede wszystkim z własnym zacofaniem i wszelkimi objawami swej słabości, jest wielką szansą dla wszystkich narodów, a przede wszystkim dla tych, które w kapitalizmie nie miały żadnych możliwości rozwoju”. Mistrz prof. Śliwerskiego nie omieszkał też zauważyć, że w związku z coraz szybszym procesem laicyzacji społeczeństwa, „Bóg przestaje być skutecznym uzasadnieniem postępowania. Istnieją wszelkie podstawy, aby sądzić, że w świadomości większości Polaków zanikło już utożsamianie wyznania z narodowością, a tym samym mit o nierozerwalności losów Polski i katolicyzmu należy w naszym narodzie do przeszłości”. Z książki Kotłowskiego (chodzi o ocenę klimatu społecznego w Polsce lat 70. ubiegłego wieku) wieje entuzjazmem: „Z każdym rokiem zacierają się coraz bardziej dawne antagonizmy, które nie

zjednoczonej różnorodności państw podmiotu dominacji nad nimi. Może zarazem uświadamiać nam, jak dalece można za pośrednictwem oddziaływań aparatu władzy i sprzężonej z nim polityki oświatowej niszczyć tożsamość narodową w imię ideologicznie, społecznie, kulturowo, gospodarczo, militarnie a nawet wyznaniowo (ateizacja, wychowanie w światopoglądzie świeckim, antyreligijnym) globalnych interesów”. Chciałoby się powiedzieć: Panie profesorze Śliwerski – tak trzymać! Jakoż na przestrzeni lat prof. Śliwerski poddawał swojego Mistrza zróżnicowanym zabiegom manipulacyjnym. Bywało, że bez większych ceregieli modyfikował jego życiorys naukowy. Oto w Leksykonie pod swoją redakcją stwierdził, że K. Kotłowski „krytykował teorię i praktykę wychowania socjalistycznego” (PWN, 2000, s. 105), ale

lecz – jak mówi B. Suchodolski – czym być może i czym być powinno” (Aksjologiczne podstawy wychowania moralnego, 1976, s. 22). Czy można sobie wyobrazić bardziej wyraziste wyznanie wiary pedagogicznego kreatora/ doktrynera?

Jedynie słuszna droga „Wszystko wskazuje na to – pisał K. Kotłowski – że w najbliższej przyszłości należy szukać rozwiązania wielu problemów nie w indywidualizmie, lecz kolektywizmie, że nie wizja postulowana przez Rousseau realizuje się na naszych oczach, lecz wizja Marksa i Lenina” (Aksjologiczne..., s. 52). „Również w duchu marksizmu – napisał w innej swojej książce (Filozofia wartości a zadania pedagogiki, 1968, s. 203) – zaczyna się pojmować takie podstawowe pojęcia jak: demokracja, wolność, internacjonalizm i humanizm. Fakt ten musi nas napawać radością i optymizmem, utwierdzając w przekonaniu, że droga wybrana przez nas należących do obozu socjalistycznego jest słuszna, jest jedynie słuszna”. W zarysowanym przez prof. Kotłowskiego optymistycznym kontekście wygląda na to, że lata lecą, zmienił się ustrój polityczny, ale duch, jeśli ma lewackie postępowe korzenie, ma też podobne oblicze. Choć zabrzmi to nieprawdopodobnie, rozpoznałem go w ostatnim dniu Zjazdu Pedagogicznego. Wiem, co mówię. Dysponuję narzędziem porównawczym. Bywałem za czasów PRL-u na propagandowych imprezach. Otóż miałem poczucie, że nad zakończeniem Zjazdu unosił się znany mi z tamtego okresu osobliwy duch zdominowany cwaniacką tendencją do sztucznego wywoływania atmosfery ENTUZJAZMU. Zewsząd lała się pełna deklarowanej ufności radosna serdeczność i satysfakcja – a to z powodu, że w Zjeździe „reprezentowane były wszystkie ośrodki w kraju”, a to, że na Zjeździe osobiście pojawiła się (leciwa już) sztandarowa przedstawicielka pedagogiki socjalistycznej, prof. I. Wojnar. Organizatorzy Zjazdu nawzajem składali sobie wyrazy szacunku, uznania, podziękowania i gratulacje. Było sporo kwiatów i zapewnień „o wyjątkowości tego jubileuszowego zjazdu, podczas którego prof. Śliwerski i Kwieciński wnieśli wiele nowych myśli”. Z nadzieją na zwiększenie klarowności wywodu zobaczmy jeszcze, o czym mówił prof. Śliwerski, który rozpoczął swój wykład od przywołania Ucieczki od wolności Ericha Fromma (1900–1980), mieszając zapewne w głowach słuchaczy (o ile rozumieli to, co mówi, i znali poglądy E. Fromma). Przypomnijmy zatem, że Fromm, którego myśli (o zgrozo!) podobają się wielu katolikom, należy do czołowych przedstawicieli lewicy intelektualnej (Nauki o wychowaniu w Polsce w XX wieku, Kielce 1998). Ale tego słuchacze od prof. Śliwerskiego się nie dowiedzieli. Tymczasem znany z zachwalania tzw. religii humanistycznych Fromm przekonywał, że nie chodzi w nich o „głos autorytetu, lecz własny głos człowieka.

W religiach humanistycznych – pisał – nie ma głosu Boga w nas, czyli sumienia, lecz tylko głos jednostki jako boga”. Fromm twierdzi, że jednostka może sama kreować normę. W Szkicach z psychologii religii pisał: „W istnieniu ludzkim istotny jest fakt, że człowiek wyłonił się ze świata zwierząt. Człowiek stworzył nowy świat rządzony własnymi prawami i własnym przeznaczeniem. Patrząc na swoje dzieło – indoktrynował E. Fromm – może powiedzieć, że zaprawdę jest ono dobre”. Co istotne, Fromm dowodził, że w humanistycznych nurtach religii „nie ma ducha nienawiści i nietolerancji”, bo one rzekomo „patrzą na właściwą człowiekowi skłonność człowieka do gwałcenia norm życia ze zrozumieniem i miłością, a nie z pogardą” (A. Ciborowska, Nasz Dziennik, 2019). Każdy przyzna, że w czasach agresywnej i nieubłaganej walki z nienawiścią dobrze się tego słucha. Zbliżając się do końca dzisiejszej refleksji – proszę organizatorów Zjazdu, aby mi to darowali – muszę się podzielić jeszcze jednym spostrzeżeniem. Otóż przebieg końcówki Zjazdu przypominał trochę opisaną przez A. Płatonowa (1899–1951) dramaturgię kopania dołu przez proletariat, który (jak powszechnie na gruncie marksizmu było wiadomo) żyje entuzjazmem. Kopacze – przypomnijmy – ryją dół pod fundamenty wszechproletariackiego domu, pod fundamenty komunizmu. „– Dziś sobota – stwierdził inżynier – czas kończyć(...). – Jak to

Lata lecą, zmienił się ustrój polityczny, ale duch, jeśli ma lewackie postępowe korzenie, ma też podobne oblicze. Rozpoznałem go w ostatnim dniu Zjazdu Pedagogicznego. kończyć? – zapytał Czyklin. – Wywali jeszcze każdy kubik albo półtora, wcześniej nie ma co kończyć. – Trzeba kończyć – sprzeciwił się kierownik odcinka. – Pracujecie już ponad sześć godzin, a jest przepis. – To przepis tylko dla elementów wycofanych – nie ustępował Czyklin – a mnie jeszcze ciutek siły się został i spać się nie wycofuję. Kto co myśli? – zapytał wszystkich. – Do wieczora daleko – stwierdził Safronow – co ma życie ginąć po próżnicy, lepiej coś zróbmy. Nie jesteśmy zwierzęta, możemy przecież żyć entuzjazmem!”. Otóż to! Mam wrażenie, że elementy owego apelu Safronowa: „lepiej coś zróbmy” – obecne były w niektórych stwierdzeniach kończących zjazd (dyskusji, głosów, zapytań z sali nie przewidziano). „Wszyscy czekamy na zakończenie zjazdu, bo obiad czeka. Następny zjazd w 2022 roku” – poinformowali w ostatnim słowie organizatorzy. Słysząc to, szeregowy pedagogiczny proletariusz może więc spokojnie odetchnąć. Dzięki aktywności postępowych sterników akademickiej pedagogiki (zorganizują mu kolejny zjazd) nie musi się martwić, że grozi mu, iż będzie żył po próżnicy. A bardziej serio: w zarysowanym kontekście warto przywołać przypowieść, którą Jezus opowiedział swoim uczniom, gdyż nie straciła na aktualności: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?” Oczywiste jest, a zdaje się tego dowodzić także historia dotychczasowych Ogólnopolskich Zjazdów Pedagogicznych, że niewidomy nie może być przewodnikiem dla niewidomego. Niewidomego musi prowadzić ktoś, kto widzi. PS Wszelkie talmudyczne tłumaczenia lewoskrętnego salonu pedagogicznego o respektowaniu przez nich pluralizmu, wolności, tolerancji, demokracji itp. nie zmienią prostego faktu, że stoją oni po stronie postmodernistycznego barbarzyństwa. Przyglądając się zmienności, zygzakowatości ocen dorobku naukowego akademickiej pedagogiki, można ją ocenić mniej więcej tak, jak pewien pułkownik francuski sytuację po upadku Francji w roku 1940: „Sytuacja jest poważna, ale nie beznadziejna, lub też beznadziejna, ale niepoważna; trudno się zorientować”. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

6

KURIER·ŚL ĄSKI

O

Mimo wysiłków, władzom pruskim na Śląsku nie udało się do końca powstania całkowi­ cie zamknąć granicy. Zabraniały jednak zbiegom pozostawać w nadgranicznych miejsco­ wościach, zmuszając ich do udania się w głąb kraju. Szczególnie obawiano się oficerów, których podejrzewano, że są w rzeczywistości zakonspirowanymi wysłannikami, mają­ cymi prowadzić agitację wśród miejscowej ludności. Liczba uchodźców wzrosła pod ko­ niec powstania, kiedy to szukali oni na Śląsku schronienia przed represjami ze strony rządu rosyjskiego. Kozacy za przyzwoleniem pruskim nierzadko porywali uchodźców zdążających do prowincji nadgranicznych, a los skazanych był zazwyczaj tragiczny.

bok dwóch głównych tras przemarszu wychodźców polskich – północnej i południowej – istniała trzecia, prowadząca z austriackich Moraw i pruskiego Śląska do Strasburga. Drogę tę przebyło około 1600 polskich oficerów, żołnierzy, działaczy niepod­ ległościowych.

Doniesienia prasowe o polskich wypadkach

Śląsk przed nocą listopadową w kalkulacjach politycznych

W ocenie wpływu powstania listopadowego na społeczeństwo Śląska rysują się głębokie różnice między historiografią polską i niemiecką, która wobec nieistnienia państwa polskiego w XIX wieku przyzwyczaiła się do pomijania milczeniem sprawy polskiej. W czasie Wiosny Ludów wielu członków niemieckiego Zgromadzenia Narodowego we Frankfurcie sądziło, że problem polski sprowadza się do zapewnienia autonomii mniejszości zamieszkującej Wielkie Księstwo Poznańskie. Według tej koncepcji Polska ograniczała się do niewielkiej Kongresówki (bez ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego), nastręczającej Rosji – nie bez korzyści dla Prus – wielkich kłopotów. Tak oceniając problem, historycy niemieccy starali się zazwyczaj nie dostrzegać oddźwięku, jaki powstanie

Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku (Część II) Zdzisław Janeczek

Postawa mieszkańców Wrocławia Na podstawie polskich wzmianek prasowych można sądzić, że we Wrocławiu przejawiały się żywe sympatie dla sprawy polskiej. „Gazeta Polska” z 17 grudnia 1830 r. pisała: „Wrocław, miasto 90-tysięczne, jawnie ze sprawą Polski łączność swoją w ostatnich rozruchach

Polacy w nadodrzańskiej stolicy

Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska, córka bohatera narodowego gen. Jana Henryka Dąbrowskiego

Wrocław był miastem, w którym wiele osób szukało schronienia przed niebezpieczeństwem wojny, a jednocześnie stanowił punkt tranzytowy na trasie wędrówek rzesz Polaków udających się na emigrację. W czasie powstania

Dietrich Monten, Finis Poloniae. Abschied der Polen von ihrem Vaterlande

jewództwa Kaliskiego pisał 11 lipca 1831 r. w liście do zastępcy ministra spraw zagranicznych: „List pisany z Wrocławia pod dniem 5 lipca wzmiankuje, że udział ludu za sprawą naszą coraz większy spostrzegać się daje”. Z kolei Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska, córka twórcy Legionów i autorka interesujących Pamiętników, wspominała, że „Niezadługo po odebraniu listu z Wrocławia (od siostry księcia Ksawerego Lubeckiego) dowiedzieliśmy się, że cała rodzina Lubeckich wyjechała z powodu, że przybrali żałobę po śmierci wielkiego księcia Konstantego, że prąd sympatii dla naszej sprawy i dla nas był wówczas tak ogólny, stąd akademicy wrocławscy, dowiedziawszy się o przyczynie tych kirów, zaczęli robić demonstracje coraz głośniejsze, a lękając się przewidywanego wybijania szyb radzono tej rodzinie, by dla bezpieczeństwa i spokojności wyjechała z miasta”. Prasa powstańcza wielokrotnie podkreślała przychylność śląskiej, a w szczególności wrocławskiej opinii publicznej, przeciwstawiając ją wrogości tzw. czynników oficjalnych. „Kurier Warszawski” ze stycznia 1831 r. wspominał: „Donoszą z Wrocławia: Przychylność dla narodu polskiego okazują wszyscy dobrze myślący. Nazywają Polaków murem ludów cywilizacji Europy. Jedni tylko wyżsi oficerowie i urzędnicy nienawidzą Polaków, łatwo

m.in. gen. Franciszek Kossecki wyrobił dla żony i dzieci paszport do ówczesnej stolicy Śląska. Z Pamiętnika generałowej Natalii Kickiej dowiadujemy się, że „w starych murach Wrocławia gromadziły się niedobitki wszelkich powstań, austriackich, berlińskich i Księstwa [Poznańskiego – Z.J.]. Jedni przyjeżdżali – jak to mówią – zaciągnąć języka, drudzy się kryli, gwar i chaos niesłychany panował w starym grodzie”. Także we Wrocławiu osiadł szpieg Mateusz Lubowidzki, który zorganizował tu biuro – „urządził osobną dla siebie z Berlinem pocztę i czynną utrzymywał z ambasadorem moskiewskim korespondencję. On to komunikował wszystkie nasze dzienniki, sporządzał nad nimi glosa, przypiski, objaśnienia i [...] wyprawiał nawet wysłanników dla szpiegowania, co się u nas dzieje”. Lubowidzki krótko leczył na Śląsku swe rany zadane mu przez belwederczyków i czym prędzej przeniósł się do Opawy. W stolicy Dolnego Śląska podobno znajdowało się 80 szpiegów. „Nowa Polska” z 21 kwietnia 1831 r. pisała: „We Wrocławiu szpiegują i prześladują tak Polaków, jak i tych, co się udają do Polski”. Już w grudniu 1830 r. senator hrabia Władysław Tomasz Ostrowski został zatrzymany na dwa tygodnie z rozkazu Merckla. Dopiero interwencja dyktatora Józefa Chłopickiego i prezesa senatu Antoniego Jana Ostrowskiego u konsula Juliusza Schmidta

sander Walewski i hrabia Aleksander Wielopolski. We wszystkich Polakach starających się przedostać do kraju władze pruskie na Śląsku widziały, zgodnie z życzeniem Rosji, agentów polskiego rządu powstańczego. Przejeżdżający przez miasto Juliusz Słowacki w liście do matki z 17 marca 1831 r. relacjonował: „podróż moja nie zaczyna się przyjemnie. Mając weksel, przysłany sobie na Drezno, musiałem jechać na Prusy, a w Prusach odebrano mi paszport i zatrzymano mnie we Wrocławiu, obiecując dać nowy paszport pruski. Siedzę więc już od kilku dni w tem nudnem mieście, a co gorzej, że mi pobyt w niem drogo kosztuje”. Strona polska ostro potępiała postępowanie Prus w stosunku do Polaków wracających do ojczyzny, lecz wobec bezwzględnej przemocy była bezsilna. Czytelnik prasy powstańczej z 13 sierpnia 1831 r. mógł się dowiedzieć o nadużyciach władz pruskich, jakie miały miejsce w pierwszych dniach wojny polsko-rosyjskiej: „Jak tylko wojsko rosyjskie wkroczyło do powstałej Polski, zaraz objawiły się w Śląsku zabiegi urzędników pruskich usłużne sprawie nieprzyjacielskiej. We Wrocławiu pozwolono drukować proklamacje wodza rosyjskiego Iwana Dybicza, a poczta pruska pospieszyła rozesłać one do władz naszych drogą właściwą. Mamy dowody na to w ręku naszym. Posiadamy oryginalne koperty pruskie z orłem pruskim. Na Śląsku starano się różnym osobom, a mianowicie Żydom polskim, napychać, a nawet podrzucać te proklamacje; dwie podobne doszły między innymi do komory Prajka, a niezliczone ich egzemplarze odbierali inni urzędnicy, osobliwie administracyjni polscy, którzy je do komisów wojewódzkich odesłali”.

własnych poddanych. „Gazeta Polska” z 23 VIII donosiła, że „cholera pomimo ścisłego kordonu przeszła do Szląska z jeńcami moskiewskimi, których Prusy zbiegających z Polski przyjmują”. Jeden z korespondentów „Kuriera Polskiego” w numerze z 22 lipca pisał: „W Szląsku pruskim miały pokazać się ślady cholery, a mianowicie w dobrach księcia Hohenlohe, który tak sprzyja jeńcom rosyjskim i do siebie ich z Polski sprowadza”. Podobnie jak Prusy, również Austria starała się zapobiec rozprzestrzenieniu epidemii cholery w swojej części Śląska, o czym obszerną informację zamieściła „Gazeta Warszawska” w doniesieniach zagranicznych z Wiednia 3 VI 1831 r. Nadworna komisja centralna wydała stosowne rozporządzenie: „dla zasłonienia Morawii i Szląska, rozciągniono wojskowy kordon zdrowia”. Nie zapobiegło to jednak wybuchowi epidemii na Śląsku. Już w końcu lipca stwierdzono pojedyncze wypadki zachorowań w Mysłowicach i Bytomiu, a w listopadzie dotarła ona do Nysy. Gniazda cholery izolowano, otaczając je kordonami oddziałów związku bezpieczeństwa, Landwehry i wojska. Mimo zastosowania tak ostrych środków, epidemia cholery ogarnęła 12 powiatów Górnego Śląska i wciąż rozprzestrzeniała się na linii Pszczyna-Kłodzko. Na łamach „Amts-Blattów” rejencji opolskiej pojawiły się tabele z wykazami przypadków zachorowań i zgonów w poszczególnych miejscowościach, ponadto w języku polskim wydrukowano edykt: My Fridrik Wilhelm z łaski Bożej Krol Pruski etc. Prawo dane przeciwko tem, ktorzy rozkazom, do oddalenia choroby cholera zwaney publikowanym się zprzeciwiaią; ukazały się także w edycjach dwujęzycznych polsko-niemieckich rozporządzenia dotyczące ruchu granicznego i prób zapobieżenia rozprzestrzenianiu się zarazy, m.in.: Instrukcja postępowania w państwach Pruskich w razie zbliżania się i wybuchnienia cholery. Bytom pozostawał zablokowany przez blisko dwa miesiące, co wraz ze wzrostem cen stało się powodem buntu niedożywionej ludności, zdanej na pomoc jednego lekarza, dr. Johanna

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH (2)

– który zresztą perfidnie utrzymywał, że polscy agenci są zatrzymywani wskutek omyłek władz lokalnych – zdołała uwolnić Ostrowskiego z rąk pruskiej policji. Oprócz Ostrowskiego zatrzymano w Głogowie Teodora Morawskiego. Ten sam los spotkał również kasztelana Ludwika Platera, gen. Piotra Szembeka i innych. We Wrocławiu zostali aresztowani: Lach Szyrma, Alek-

zgadnąć dlaczego; i pierwsi, i drudzy dobrze płatni, pierwsi i drudzy przez wojnę miejsca albo życie mogą utracić”. Natomiast „Gazeta Warszawska” z 29 stycznia tegoż roku stwierdzała, że rząd pruski „od niejakiego czasu naśladuje Rosjan, pozaprowadzał szpiegów po domach publicznych; [ponadto – Z.J.] wszędzie, gdzie gazety polskie znajdują się, tropić można szpiegów i obrońców”. Władze pruskie wpadły nawet na trop odezwy do landwerzystów, najprawdopodobniej polskiego autorstwa, wzywającej, by w razie interwencji Prus na rzecz Rosji torpedowali operacje wojskowe wymierzone przeciw powstaniu. Druk był w języku niemieckim i nosił tytuł: Aufruf eines schlesischen Landwehrmannes an seine schlesischen und preussischen Kameraden vor dem Abmarsch an die polnische Gränze.

RYCINA ZE ZBIORÓW AUTORA

wywoływało na Śląsku. Jego wybuch wzbudził jednak zaniepokojenie władz wszystkich szczebli. Pruscy urzędnicy celni po odebraniu wiadomości o rewolucji cofnęli się o 3 mile od granicy. Obawiano się, że wieści nadchodzące z Królestwa Polskiego zachęcą do antyfeudalnych i antypruskich wystąpień miejscowych chłopów. Do stolicy Śląska, Wrocławia, pierwsze wiadomości o wypadkach warszawskich dotarły na początku grudnia. Były to zrazu całkiem ogólnikowe pogłoski. Jeszcze 3 grudnia nadprezydent Friedrich Theodor von Merckel nie miał dokładnego rozeznania w sytuacji, napisał więc list do ministra spraw zagranicznych, Christiana Bernstorffa, z prośbą o przesłanie dokładniejszych informacji. Dopiero pięć dni po wybuchu powstania Ober­zollinspektor z Mysłowic wysłał do Wrocławia pierwszy raport o tym, że 16 podchorążych i 8 studentów rozpoczęło rewolucję w Warszawie. „Breslauer Zeitung” i „Schlesische Zeitung”, opierając się na serwisie „Preussische Staatszeitung”, zamieściły pierwsze wzmianki o rewolucji polskiej dopiero 10 grudnia. Tydzień wcześniej „Schlesische Zeitung” poinformowała jedynie o „[...] starciu polskich elewów wojskowych ze stacjonującymi we Warszawie oddziałami rosyjskimi”. Informację tę powtórzyła „Grünberger Wochenblatt”. Odtąd niemal w każdym numerze na pierwszych stronach obu pism będą pojawiać się informacje zatytułowane „Polen”. Niejednokrotnie autorzy zwięzłych artykułów prezentowali życiorysy, m.in.: Joachima Lelewela, gen. Jana Skrzyneckiego, gen. Michała Radziwiłła, Piotra Wysockiego, gen. Józefa Chłopickiego, Maurycego Mochnackiego i innych bohaterów rewolucji listopadowej. Dużym zaskoczeniem dla władz pruskich musiała być ucieczka z twierdzy głogowskiej gen. Jana Umińskiego, skazanego za działalność patriotyczną przez usłużny wobec Mikołaja I rząd pruski na sześcioletnie „odsiedzenie wieży”. Wyczyn polskiego generała stał się powodem licznych ataków prasowych, m.in. ze strony „Gazety Berlińskiej i Poznańskiej”. W artykule polemicznym „Kurier Polski” stwierdzał: „generał nie z urlopu, ale z więzienia pospieszył na obronę Ojczyzny”.

oświadczyło, a w badaniach osób uwięzionych ten sam duch Brandenburczycy ujrzeli, co w roku 1794, to jest chcieli łącznie działać, a po osiągniętym pomyślnym skutku połączyć się wiecznie z Polską. Głośno Niemców osiadłych we Wrocławiu słyszałem rozmawiających, że Wrocław tylko z Polską połączony może być szczęśliwy. W roku 1824 rejencja wrocławska chciała w zupełności język polski z Wrocławia wypędzić, dlatego też napisy polskie z ulic, ostrzeżenia itp. pokasowała, lecz gdy przyszło urządzenia na tablicach będące mazać i po niemiecku wypisywać, oparł się temu lud, musiano więc znowu w miejsce, gdzie niemieckie napisy były, polskie pokłaść”. Z dowodami życzliwości dla pow­ stania można się było spotkać wielokrotnie wśród ludności Wrocławia. Nawet źródła niemieckie podają, że w mieście tym było niemożliwe wyrazić jakikolwiek antypolski sąd bez narażenia się na pobicie. Znany ówczesny historyk niemiecki, Richard Otto Spazier, pisał na ten temat w swej Historii powstania narodu polskiego: „W niektórych miastach, mianowicie we Wrocławiu, zwolennicy Rosji nie mogli głośno objawiać swych przekonań, jeżeli nie chcieli się narażać na zniewagi”. Również prezes Komisji Wo-

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

Talar Fryderyka Wilhelma III z 1831 r.

epidemii cholery – skarżyli się dwaj grabarze miejscy – zakres naszych obowiązków wzrósł do tego stopnia, że pracować musimy w dzień i w nocy, a nasze ubrania są zupełnie zniszczone, grzebać musimy bowiem bez względu na pogodę”. Mimo działań profilaktycznych, zaraza czyniła spustoszenie. Władze pruskie ogłosiły wiele miast na Śląsku ogarniętych cholerą (wraz z najbliższymi okolicami) jako obszary odcięte od reszty kraju. Opuszczenie zagrożonego terenu mogło nastąpić jedynie po odbyciu 20-dniowej kwarantanny. Bezprawne przekraczanie kordonu podlegało wysokim karom, do kary śmierci włącznie. Straże miały prawo użycia broni w stosunku do osób próbujących nielegalnie przekroczyć ustaloną kordonem granicę. Podróżujący po Śląsku musieli wykazać się specjalną kartą zdrowia. Kordon przekraczać można było tylko w określonych miejscach, jednak przez graniczne lasy nocą przekradały się pojedyncze osoby. Specjalne przepustki otrzymywali księża, lekarze oraz wojskowi. W miastach, gdzie panowała epidemia, bez zezwolenia władz nie wolno było przyjmować żadnych dostaw towarów. Nawet żebraczki ze strachu przed zarazą nie chciały korzystać z zup ze wspólnego kotła, rozdawanych na polecenie magistratu. Członkowie spółki brackiej i wielu urzędników górniczych opodatkowało się na rzecz rodzin, których ojców powołano do Landwehry. Przeprowadzano zbiórki pieniędzy, odzieży i żywności na rzecz ludności dotkniętej chorobą. Aby umożliwić nabywanie żywności mieszkańcom miast śląskich, w których doszło do wybuchu epidemii, stawiano w poprzek ulic wylotowych specjalne szopy przedzielone stołami na trzy części. Dwa razy w miesiącu do jednej przybywali sprzedający, środek zajmowali urzędnicy, a od strony miasta objętego zarazą – kupujący. W handlu pośredniczyli urzędnicy podający m.in. pieniądze, które odkażali w miskach z octem. Na poczcie paczki i pieniądze były przyjmowane dopiero po „okadzeniu”. Opatrywano je wówczas specjalnym sanitarnym stemplem „Sanitäts-Stempel” lub „Desinfiziert”. Gazety, które ukazały się 8 X 1831 r., były całkiem brązowe („uwędzone”), ze stemplem sanitarnym w nagłówku. W większych miastach powołano specjalne komisje sanitarne oraz założono szpitale, w których izolowano chorych. Książę raciborski utrzymywał na własny koszt dwóch lekarzy. Większość personelu medycznego była ubrana w czarne, odstraszające płaszcze choleryczne z kapucami, uszyte z woskowanego sukna, tak że tylko twarz była widoczna. Nikt nie odważył się podać obcemu ręki, omijano domy z chorymi, których strzegły straże. Zwłoki grzebano nocą bez uroczystości żałobnych. Ciała owinięte w materię nasyconą chlorkiem wapna przewożono na małych wózkach zaprzężonych w konie. Kondukt poprzedzał nocą człowiek z latarnią. Nastrój grozy potęgowały bijące żałobne dzwony i unoszący się na ulicach zapach chlorku. Po zmarłych często niszczono nie

Wojskowy kordon zdrowia

Adolph von Menzel, artysta malarz, profesor berlińskiej Królewskiej Akademii Sztuk, autor 400 ilustracji do dzieła Franza Kuglera Geschichte Fried­ richs des Großen

Na wiadomość o wybuchu epidemii cholery w Warszawie (pierwsze przypadki w armii polskiej pojawiły się po bitwie pod Iganiami 10 IV) prezydent prowincji śląskiej Merckel wydał 4 V 1831 r. nakaz utworzenia kordonu sanitarnego i zastosowania środków mających zapobiec rozszerzaniu się zarazy na Śląsk. Dwa tygodnie później, 17 V, administracja zarządziła zamknięcie granicy z Kongresówką, z wyjątkiem punktów w Bieruniu i Gorzowie. Władze pruskie Śląska znalazły się w nie lada kłopocie, popierając bowiem sprawę Rosji, narażały zdrowie

Meiselbacha. Pomimo przedsiębranych środków, w Bytomiu zachorowały wkrótce 152 osoby, z których zmarło 138. Na liście zarażonych znalazł się m.in. burmistrz Ernst Schmude i urzędnik Joseph Kuntze. Miasto sprawiało wrażenie wymarłego, ustał ruch na ulicach, nie odbywały się jarmarki, zamknięto kościoły i szkoły, mieszczanie bali się odwiedzać karczmy i szynki, miejscowy klasztor zamieniono na szpital. Wzrosła jedynie liczba pogrzebów, których odbywało się po kilka dziennie, głównie na dwóch cmentarzach zakaźnych, założonych przy drodze do Miechowic. „Od wybuchu

Baron Gothilf August von Maltitz, entuzjasta polskiego ruchu niepodległościowego, krytyk państwa pruskiego. FOT. ZE ZBIORÓW AUTORA

tylko odzież, bieliznę czy przedmioty codziennego użytku, ale cały dobytek; np. chat biedoty na przedmieściach nie odkażano, tylko je palono. Strach i zarządzenia władz sparaliżowały handel. Na wrocławskim rynku zmalały dostawy towarów z 10 343 cetnarów w 1830 r. do 4279 cetnarów w 1831. Małe fabryki produkujące wyroby z lnu stanęły, tkacze i prządki zostali pozbawieni pracy, źródła zarobków i utrzymania. Wielkie wrażenie na wrocławianach zrobiła plotka o przygotowaniu dwóch cmentarzy i karawanów dla zmarłych na cholerę. Wskutek paniki ogarniającej ludność doszło w mieście do zamieszek. Pospólstwo


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

7

przeciwko władzy prawowitego monarchy. Polemizowała także w sposób tendencyjny z polskimi roszczeniami terytorialnymi wobec Rosji o przynależność tzw. Ziem Zabranych (litewsko-ruskich). Gazeta ta często wyrażała dezaprobatę wobec wiadomości np. „Gazety Warszawskiej”. W 1831 r., nie bez satysfakcji, „Breslauer Zeitung” informowała o sukcesach wojsk rosyjskich, zamieszczając m.in. bardzo obszerny biogram Iwana Dybicza. „G o n i e c Krakowski” (z 11 II 1831 r.) dokonał na swych łamach surowej oceny „Breslauer Zeitung”, krytykując postawy proponowane przez władze pruskie i redakcję pisma. W jednym z numerów czytamy: „Aby mieć wyobrażenie, dlaczego pisma niemieckie powstają przeciwko szlachetnym usiłowaniom naszym o wolność, a między innymi szanowna »Gazeta Wrocławska«, dosyć będzie przytoczyć część rozmowy z jednym obywatelem niemieckim mianej: – Jak wy, Polacy, możecie tyle być nierozsądnymi, narażać życie dla jakiejś urojonej wolności, trudno was pojąć, co wy przez ten wyraz wolność rozumiecie, bo gdy się zastanowię nad rządem waszym, przekonywam się, że pod ber-

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH (2)

go zapobiegania cholerze i leczenia jej przedstawiła w 1831 r. ówczesna pamiętnikarka: „We wszystkich pokojach naszego domu rozstawiono spodki z dziegciem i po kilka razy dziennie okadzano mieszkanie dymem jałowcowym [...], służba przynosiła nam codziennie krążące po mieście plotki, z których jedna była bardziej niedorzeczna od drugiej: to że wydano rozkaz, aby w każdym domu przygotować kilka trumien – w przypadku zachorowania na cholerę natychmiast powiadomić policję, która rzekomo powinna była włożyć chorego do trumny, zabić wieko gwoździami i zawieźć prosto na cmentarz [...]. Można było wyliczyć masę takich niedorzecznych środków ostrożności przedsiębranych w obawie przed chorobą. Niektórzy smarowali całe ciało kocim smalcem, w każdym domu trzymano nalewkę z czerwonej papryki, pito dziegieć! Był nawet człowiek, który codziennie wypijał kieliszek byczej krwi”. Zalecano także „plastry ze smoły”, ciepłe kąpiele, na brzuch okłady z tartego chrzanu z równoczesnym podaniem proszków z kamfory. Lekarze propagowali palenie tytoniu, który przedstawiano „jako praktyczny środek oczyszczania powietrza; rzucono się więc powszechnie do fajek, zwłaszcza iż przez czas trwania zarazy policja pozwalała palić na wolnym powietrzu”. Stosowano nawet proszki z much hiszpańskich. We Wrocławiu druki i broszury z poradami mającymi uchronić ludność przed zarażeniem drukowano i rozpowszechniano już na 6 tygodni przed pojawieniem się choroby. Lekarski Komitet dla Śląska wydawał w oficynie Kornów w 1831 r. specjalne pismo „Schlesische Cholera – Zeitung”. Handlarze bogacili się, sprzedając „tabakę antycholeryczną” i aparaty do odkażania. Wybuch cholery we Wrocławiu był sygnałem ostrzegawczym dla pobliskich miejscowości. Kłodzko i Wrocław ograniczyły swoje kontakty do minimum. Większe straty z powodu zarazy niż Wrocław poniosła tylko Oława. Do 27 X 1831 r. zaraza pochłonęła 378 ofiar. Na północnej granicy Dolnego Śląska, w rejonie Zielonej Góry, podobnie jak w Koźlu, wstrzymano żeglugę,

Generałowa Natalia Kicka, pamiętnikarka, pionierka archeologii i numizmatyki; patriotka

ominęła także Pszczyny. Do miast najbardziej dotkniętych zarazą należy zaliczyć: Koźle, Głogów, Opole, Brzeg, Oławę, Wołów, Nysę i Wrocław. Szlak jej rozprzestrzeniania się wiódł wzdłuż linii żeglugi odrzańskiej; górzystych terenów nie objęła. W 1831 r. łączna liczba zachorowań na Śląsku wyniosła 3518 przypadków, z czego zmarło 2058 osób, czyli 58%. Minimalne straty poniosła regencja legnicka, gdzie odnotowano tylko 20 ofiar śmiertelnych. W Gliwicach zaobserwowano jeden przypadek. Koszty zwalczania epidemii były bardzo wysokie. Władze miejskie Prudnika wydały na ten cel 50 talarów, a Mysłowic 400. Wśród ofiar zarazy znalazł się m.in. zmarły w Poznaniu feldmarszałek August von Gneisenau, któremu w 1831 r. powierzo-

Rosyjskie prowokacje i antypowstańcza propaganda Ponieważ do Wrocławia nie docierały regularnie gazety polskie, przebywający tam agenci rosyjscy rozsiewali różne pogłoski, niekorzystne dla sprawy powstania. Również pozostająca pod wpływem

ŹRÓDŁO: PSZCZYNA, MUZEUM ZAMKOWE

Gen. Franciszek Ksawery Kossecki; po wybuchu powstania uciekł do Wrocławia, skąd z wiernopoddańczym adresem do cara udał się do Petersburga

z wojskiem rosyjskim i domagały się przerwania ich na przyszłość w imię interesów społeczeństwa pruskiego. Ludność miast i wsi śląskich wyrażała nie tylko skrycie to, co głośno objawił magistrat Królewca. Bytomian oskarżono nawet o próbę zorganizowania powstania. Niezadowolenie mieszkańców Śląska budziły ostre zarządzenia sanitarne, których nie musieli przestrzegać Rosjanie. Żołnierze Mikołaja I bez odbywania wymaganej kwarantanny mogli swobodnie poruszać się po całej prowincji, powodując wzrost zagrożenia epidemiologicznego. Tolerancja władz cywilnych i wojskowych wobec oddziałów rosyjskich odbiła się fatalnie nie tylko na stanie zdrowotności ludności, ale groziła nawet kryzysem gospodarczym, ponieważ z prowincją zarażoną cholerą nikt nie chciał handlować. Fryderyk Wilhelm III nie przejął się wyrazami niezadowolenia społeczeństwa, skarcił swoich poddanych i zwrócił im uwagę, aby nie wtrącali się do nieswoich spraw. Taka postawa króla nie uśmierzyła oczywiście niepokojów i rozruchów sprowokowanych obecnością Rosjan, przeciwnie – wywołała powszechne oburzenie. Jego przejawy można było zauważyć po upadku polskiego powstania. Mimo ograniczenia ruchów wojsk pruskich i rosyjskich oraz prób powstrzymania napływu uchodźców na Śląsk, drożyzna i zbyt uboga dieta sprzyjały cholerze, „przyjaciółce” Moskali, sroższej od wrogich kul, jak głosiło nagrobne epitafium gen. Aleksandra Błędowskiego.

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

podejrzane ładunki zniszczono, ruch pojazdów zatrzymano na 10 dni. Dopiero 7 X zniesiono zakaz żeglugi. Silnym ogniskiem epidemii stał się rejon Raciborza, dokąd zarazę przywleczono przypuszczalnie z Bytomia, a „potem przez odzież pierwszego zmarłego przenoszono dalej”. Cholera nie

przekonane, że lekarze trują pacjentów, ruszyło na szpitale, w których izolowano hospitalizowanych, wybijając szyby i wznosząc okrzyki: „Vivat cholera! Hurra Vitriol! Precz z doktorami!”. Zamiarem tłumu było uwolnienie chorych i pobicie lekarzy. Bunt stłumiło wojsko. Propozycje rzekomo skuteczne-

Książę Ludwig Anhalt-Köthen-Pless

Król Fryderyk Wilhelm III

no naczelne dowództwo nad czterema wschodnimi korpusami armii pruskiej. Zmarł także we Wrocławiu gen. Karl von Clausewitz. Nawet Theodor Friedrich von Merckel, prezydent prowincji śląskiej, „sam musiał się położyć”. Zaraza przygasła na Śląsku dopiero w końcu 1832 r.; sporadyczne wypadki zachorowań występowały aż do 1837 r. Wybuch epidemii cholery miał, oprócz innych, również konsekwencje polityczne. Świadectwem głębokiego niezadowolenia społeczeństwa pruskiego z panujących stosunków politycznych był słynny list magistratu Królewca skierowany do króla pruskiego. Władze miejskie stwierdzały w nim, że rozszerzenie się cholery w Prusach spowodowały kontakty

władz wrocławskich „Breslauer Zeitung” „szyderczym sposobem rewolucję polską opisywała”. Informacje tej gazety nie wydają się miarodajne wobec krytyki podjętej przez prasę polską. „Goniec Krakowski” (z 21 I 1831 r.) wskazywał na to, że „gazety berlińskie, wrocławskie nie bardzo przychylnie o nas wspominają, z naszych wiadomości wybierają tylko takie, które chociaż zbiegiem okoliczności rzucone, w złem świetle u postronnych stawiać nas mogą. Poza tym, »Gazeta Wrocławska« [»Breslauer Zeitung«– Z.J.] nie odstępując od chwalebnego nicowania spraw naszych, ciągle zapełnia swoje pismo złośliwymi artykułami”. „Breslauer Zeitung” nie ukrywała oburzenia, że Polacy występują

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

Widoki Wrocławia, rycina

Władysław Tomasz Ostrowski, marszałek Sejmu Królestwa Polskiego podczas powstania listopadowego

łem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy w Kaffenhausie; o naszych żonach pogadać, czyż można czego więcej wymagać?” Porównując stanowisko „Breslauer Zeitung” i „Privilegirte Schlesische Zei­ tung”, należy podkreślić większą bezstronność drugiego z wymienionych pism. W porównaniu z prasą wrocławską, skrępowaną cenzurą i odzwierciedlającą intencje władz, firma Kornów łatwiej mogła wyrazić sympatię miejscowej ludności wobec sprawy polskiej. Jeszcze w styczniu 1831 r. w „Dzienniku Powszechnym Krajowym” ukazała się notatka: „Z litografii A. Brzeziny (i) Korn wyszła pieśń narodowa na nutę Jeszcze Polska nie zginęła, a ofiarowana Dyktatorowi” gen. Józefowi Chłopickiemu. Oficyna Wilhelma Gottlieba Korna reklamowała także mapy Polski oraz plan Warszawy. Echa powstania znajdujemy również w twórczości związanego z Wrocławiem Adolfa Menzla. Z tego okresu pochodzi litografowany według rysunku Wiśniewskiego portret wodza powstania – gen. Jana Skrzynec­kiego. Litograficzny portret generała był jedną z wielu jego podobizn, które ukazały się w Berlinie i były kolportowane w granicach państwa pruskiego. W 1832 r. Dietrich Heinrich Maria Monten (1799–1843) namalował obraz pt. Finis Poloniae 1831, który przedstawiał uchodźców-powstańców z Królestwa Polskiego przekraczających pruską granicę.

Pamięć o polskim zrywie wolnościowym W XIX wieku podtrzymywano na Śląsku pamięć o rewolucji polskiej 1831 r. Obchody jej rocznic przygotowywali polscy studenci na uniwersytecie wrocławskim, a później członkowie organizacji i stowarzyszeń polskich, takich jak koła teatralne i śpiewacze oraz TG „Sokół”. 10 VI 1861 r. uczczono pamięć Joachima Lelewela, a 15 VII 1861 r. we Wrocławiu zamówiono nabożeństwo żałobne w intencji zmarłego prezesa powstańczego Rządu Narodowego, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Wzięli w nim udział studenci, mieszkańcy miasta i przejezdni Polacy. Pod koniec mszy zaintonowano Boże coś Polskę i odmówiono modlitwę za poległych w Warszawie demonstrantów. 29 XI 1861 r. odbyło się uroczyste spotkanie wrocławskich Polaków, poświęcone bohaterom nocy listopadowej. W 1880 r. w czasie uroczystych obchodów 50 rocznicy powstania lis­topadowego odbyło się nabożeństwo w kościele św. Krzyża,

Zamek w Pszczynie. Fot. z XIX/XX w. Pszczyna, Muzeum Zamkowe

właściciela Michałkowic, później pracował w nowo założonej cynkowni. W Radziwiłłowskim Hôtel de Pologne w Lądku Zdroju zatrzymał się na pewien czas gen. Ignacy Prądzyński, by powstrzymać dalsze postępy choroby artretycznej, która rozwinęła się w czasie jego zesłania do Gatczyny pod Petersburgiem. Pilnie też śledził śląskie odgłosy nocy listopadowej. W recenzji wydanej w Głogowie w 1832 r. książki H. Brandta Der Feldzug der Russen und Polen zwischen Bug und Narew im Jahre 1831 uzupełnił zagadnienia operacyjne. Przekroczenie granicy Królestwa Pruskiego przez oddziały polskie przysporzyło rządowi berlińskiemu nowych kłopotów. Wydano rozporządzenia o utworzeniu obozów internowania dla oddziałów przechodzących granicę; równocześnie dworom nakazano dostarczenie słomy. Inne szczegółowe zarządzenie urzędowe mówiło o odsyłaniu przybywających wygnańców polskich do więzień w Jaworzu i Zgorzelcu. Nawet sądom wydano instrukcje, według których miano wytaczać procesy przekraczającym granicę. Przez Śląsk polscy powstańcy przekradali się do Wielkopolski lub Galicji albo nawet do Francji. Instrukcja opracowana przez Komitet Polski w Paryżu ustaliła marszrutę zarówno dla posiadających paszporty, jak i dla podróżujących bez nich. Na terenie regencji opolskiej szlak ten biegł dla posiadaczy paszportów przez Bieruń, Mikołów, Gliwice, Strzelce Opolskie i dalej do Wrocławia; osobom bez paszportów zalecono przejść Przemszę przez jeden z brodów pod wsią Boleń i maszerować przez Brzęczkowice, Mysłowice, Królewską Hutę (Chorzów) do Gliwic, a następnie trzymać się szlaku dla posiadaczy paszportów. Polacy często unikali przejazdów przez miasta wozami pocztowymi, przechodząc pieszo lub przejeżdżając chłopskimi furmankami te odcinki drogi. Należy zaznaczyć, że działaczy patriotycznych na Śląsku nie odstraszyły cyrkularze, listy gończe, rysopisy niebezpiecznych osób, polecenia dla królewskich żandarmów, wykazy osób do inwigilacji i nakazy aresztowań. W edykcie Wydziału Spraw Wewnętrznych Rejencji Królewskiej, wydanym 5 VI w Legnicy, czytamy: „Niniejszym

w którym uczestniczyły tłumy. Odśpiewano wówczas po polsku pieśń kościelną Salve Regina. Na uroczystym przyjęciu w restauracji „Pod Królem Węgier”, w którym wzięło udział 60 osób, byli m.in. członkowie Towarzystwa Polskich Przemysłowców. Przebieg obchodów rocznicowych został zrelacjonowany w obszernym raporcie prezydentowi rejencji wrocławskiej. Nieprzypadkowo po zakończeniu trzeciego powstania śląskiego na łamach „Kuriera Śląskiego” opublikowano obszerny artykuł rocznicowy pt. Powstanie listopadowe; obchody jego rocznic na Śląsku należały już do tradycji. Między komitetami pomocy emigrantom polskim na całej trasie środkowej, wiodącej m.in. przez Śląsk, nawiązano porozumienia dotyczące centralnego kierowania akcją, a zdecydowana większość polskich pełnomocników zajmowała się rozwiązywaniem szczególnie trudnych problemów występujących na pierwszym etapie przemarszu, objętym ścisłymi kontrolami władz pruskich na Śląsku. W Piekarach Śląskich okoliczna ludność wzniosła na cześć uchodźców nawet bramę tryumfalną. Śpiewano pieśni ułożone na tę okoliczność przez Alojzego Nawrota, syna tamtejszej kupieckiej rodziny; recytowano jego wiersz pt. Przyjaciele i powstanie listopadowe, którego słowa brzmiały: Witajcie nam, przyjaciele/ Spod Wawra, Stoczka, Grochowa,/ Dać wam możemy niewiele,/ Każdy z was może nocować./ Zgoją się wasze tu blizny,/ Nikt was nie będzie bił batem./ Tu jak wśród polskiej Ojczyzny/ Będziem wam ojcem i bratem. Z kolei baron Gothilf August von Maltitz, w 1813 r. ochotnik antynapoleońskiej „wojny wyzwoleńczej”, który mimo swej niepełnosprawności bił się z Francuzami w szeregach śląskich huzarów, równocześnie podziwiał i pochwalał polskie aspiracje niepodległościowe. W utworze Blady cudzoziemiec przedstawił opis pogrzebu powstańca, jaki wyprawili mu chłopi znad Odry: Strzał celny rozstrzaskał mu skronie,/ Zabity gość leży przed chatą,/ I obce kopały mu dłonie/ Nad Odrą grób, który go chłonie!/ Tam spocznij z pielgrzymki, Sarmato! W 1831 r. na zamku pszczyńskim i w swoich dobrach powstańców listo-

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH (2)

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

KURIER·ŚL ĄSKI

padowych gościł książę Ludwik Anhalt-Köthen, podróżnik i przyjaciel Polaków, których poznał, nabywając w 1816 r. majątek Sielec-Modrzejów w Kongresówce, gdzie obrano go nawet marszałkiem powiatu olkuskiego. Ślązacy widocznie przyjmowali zbiegów życzliwie, skoro różnego rodzaju włóczędzy i hultaje podawali się za wychodźców polskich, aby wzbudzić litość, sympatię i wyłudzić pieniądze. Sprowokowało to władze pruskie do wydania 9 VII 1831 r. dalszych przepisów nakazujących ujmowanie ludzi przybywających z zagranicy i włóczących się w poszukiwaniu zarobku po Śląsku. Mimo obostrzeń przepisów emigracyjnych, Kazimierz Szymański, żołnierz 1831 r., osiadł na Śląsku, gdzie „zajmował się wyrabianiem cukru”, a nauczyciel i powstaniec Antoni Ścibor-Rylski szukał zatrudnienia na Uniwersytecie Wrocławskim. Z kolei Józef Dembiński początkowo zabiegał o pomoc u Karola von Rheinbabena,

Z lewej: „Goniec Krakowski” nr 67 z 5 czerwca 1831 r. Powyżej: winieta „Schlesische Zeitung”, najpopularniejszej na pruskim śląsku gazety

zawiadamiamy królewskie urzędy starościńskie i magistraty, że poszukiwana jest uzbrojona w sztylety i pistolety kompania pozbawionych legitymacji Polaków w cywilnych ubraniach. Jest ich około 23 ludzi, spośród których 13 znanych jest z nazwiska, być może przeinaczonych. Są nimi polski oficer ks. Konopka, rotmistrz Kossakowski, niejaki Sobocin, niejaki Ostrowski, niejaki Zarzycki, kapitan Załomski, niejaki Kurdowski – znajomy Konopki, niejaki Borowicz, niejaki Szczudrowski, niejaki Bogucki, niejaki Zawłucki, niejaki Szarzyński –– syn sołtysa ze wsi Czerniaków koło Warszawy oraz służący Konstanty Gierczewski z Kamieńca Podolskiego. Wszyscy oni uciekli do lasu w okolicy Hoyerswerda (na zachód od Zgorzelca) podczas nocnego biwaku. Odnalezienie tropu tej z wielu względów niebezpiecznej grupy, ściganie jej aż do umieszczenia jej w więzieniu jest bardzo ważną sprawą. Dlatego Dokończenie na str. 11


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

8

KURIER·ŚL ĄSKI

W Łaźni Łańcuszkowej przy kompleksie zabudowań dawnej kopalni „Królowa Luiza” na terenie Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność ’80 przy JSW KOKS SA, Irena Przybysz, zorganizowała 22 listopada 2019 r. uroczyste spotkanie z okazji stulecia wybuchu powstań śląskich.

Cześć pamięci Powstańców Śląskich! Stanisław Florian

Oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego (przez Czechosłowację), a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud. PiS; Adam Słomka – działacz niepodległościowy ze środowiska KPN-Obóz Patriotyczny, Dariusz Czech – przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ Solidarność ’80 oraz przedstawiciele Zarządu JSW KOKS SA z Prezesem Robertem Małłkiem na czele. Spotkanie, które sprawnie poprowadził Marek Filas, rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu państwowego i hymnu górniczego. Po powitaniu przybyłych gości przez Irenę Przybysz Roman Adler – historyk kultury pracy na Śląsku, członek NSZZ Solidarność ’80 w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach – przedstawił prezentację zatytułowaną

A

mbasador brytyjski Polsce – lord Edgar Vincent D’Abernon – w jednym ze swoich tekstów (sierpień 1930 r.) napisał: „Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione (…) Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji. (…). Zadaniem pisarzy politycznych (…) jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska” (http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_ warszawska_1920). Tymczasem wychodzące 17 sierpnia 1920 r. niemieckie gazety obwieściły światu upadek Warszawy. W tym dniu bojówki niemieckie przy wsparciu Sicherheitzpolizei demolowały polskie lokale i atakowały Polaków mieszkających w Katowicach. Zaniepokojony tym płk Blanchard – kontroler koalicyjny na powiat katowicki – wezwał na odprawę landrata (starostę), prezydenta policji, komendanta Sicherheitspolizei i szefa policji porządkowej, tzw. modrej. Powiadomił ich, że od tego dnia wstrzymuje zgodę na jakiekolwiek wiece i manifestacje, a nielegalne będą rozpędzane siłą. Niemieckie związki zawodowe proklamowały strajk generalny. „Tego dnia w godzinach popołudniowych zebrali się na katowickim rynku Niemcy, wśród których większość była członkami bojówek. Wygłaszano antypolskie i antyfrancuskie przemówienia. Pod ich wpływem doszło do dramatycznych wydarzeń. Zaatakowano siedzibę Komisji Międzysojuszniczej w Katowicach. Zebrani naprzeciwko budynku francuskiego kontrolera powiatowego Niemcy zdarli z budynku flagi aliantów i obrzucili gmach kamieniami. Żołnierze francuscy oddali w stronę tłumu strzały. Padło 10 zabitych, było także wielu rannych. Mieszkający w pobliżu budynku francuskiego kontrolera powiatowego (róg Dyrekcyjnej i Warszawskiej – przyp. red.) dr Andrzej Mielęcki zszedł udzielić pomocy rannym. Rozpoznany przez

wyróżniają się spośród innych powstań polskich, które miały miejsce na ziemiach wchodzących do 1795 r. w skład I Rzeczypospolitej. Podbój większości Śląska w latach 1740–1763 przez Prusy i oderwanie ich od Korony Królestwa Czech Habsburgów rozpoczęły zabory pozostałych ziem, zamieszkałych przez ludność polską, a bez zaboru Śląska, Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski w 2 połowie XVIII w. militaryzm junkrów i biurokracji Prus nie miałby demograficznych i gospodarczych podstaw mocarstwowości. Dlatego oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego (przez Czechosłowację), a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania

odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud: chłopi i robotnicy nauczeni solidnej pracy, dbania o rodzinę, trwania przy wierze przodków, ale wyszkoleni w armii pruskiej.

Słodczyka, Stanisława Struzika, Tomasza Tuchałkę, Ryszarda Tworowkę, Józefa Wasiczka, Józefa Weindoka, Franciszka i Teodora Widerów, Dionizego i Mikołaja Wieczorka, Józefa Witeckiego, Józefa Wojtalę, Jana Woźnicę, Leona Zająca. Cześć ich pamięci!

W

R

prezentacji przypomniano dowódców powstańczych, którzy kierowali walkami o Zabrze – m.in. Wilhelma Czecha, Karola Widerę, Dionizego Trocera, Fryderyka Szendzielorza i Jana Wierciocha; urodzonego w Zabrzu dowódcę specjalnego oddziału powstańczego złożonego z marynarzy, Roberta Oszka, oraz listę poległych powstańców z powiatu zabrzańskiego, których pamięć uczczono minutą ciszy: Roberta Antończyka, Augustyna Banię, Józefa Bączka, Pawła Biniasa, Józefa Blanię, Teodora Botora, Henryka Brolla, Jana Brondera, Wiktora Brysza, Alojzego Buchałę, Jana Bujarę, Józefa Ciupkę, Roberta Copa,

Robert Oszek

FOT. IRENA PRZYBYSZ

Powstania Śląskie a tradycje kultury pracy na Górnym Śląsku – gawęda trochę rodzinna. Prelegent nie tylko skrótowo przypomniał przebieg powstań, ale zwrócił uwagę na ich szczególne znaczenie i specyfikę: po 570 latach od pokoju w Namysłowie (1348 r.) polskość na Śląsku, mimo germanizacji, była tak żywa, że polscy Ślązacy gotowi byli przelać krew, żeby się połączyć z Polską. W tym sensie powstania śląskie

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

W

spotkaniu wzięło udział ponad 80 osób – członków MOZ NSZZ Solidarność ’80 z JSW KOKS SA. Na zaproszenie organizatorów spotkanie uświetnili swoją obecnością: Jadwiga Wiśniewska – Europoseł PiS, Barbara Dziuk – Poseł PiS, Waldemar Andzel – Poseł PiS (dojechał na spotkanie w drugiej części), Krzysztof Sitarski – Poseł VIII kadencji, najpierw Kukiz’15, później

Józefa Copika, Emanuela Cogołę, Jana Długosza, Roberta Drabika, Rudolfa Dukę, Urbana Duszę, Franciszka i Józefa Dziamborów, Pawła Dziewióra, Aleksandra Englisza, Jana Ficka, Jana i Józefa Froelichów, Wilhelma Fuska, Józefa Gałuszkę, Feliksa Gołego, Karola Gorzawskiego, Karola Hermierza, Pawła Hajoka, Augustyna Janasa, Jana Jatę, Jana Kandzię, Konrada Jendrysika, Rudolfa Jondę, Augustyna Jutrza, Teodora Kiszela, Jerzego Kiszelę, Stanisława Oleksika, Pawła Kłyka, Antoniego Kobzę, Maksymiliana Kostorza, Wiktora Kozuba, Klemensa Krawczyka, Pawła Krochmala, Zygfryda Kupkę, Józefa Kurasza, Antoniego

Wojsko Polskie w dniach 13–25 sierpnia 1920 roku rozgromiło bol­ szewików dochodzących już prawie na przedmieścia Warszawy. Bitwa Warszawska, w której najcięższe walki stoczono pod Ossowem, zatrzy­ mała pochód komunizmu przez całą Europę. Przeszła do historii jako jedna z osiemnastu najważniejszych bitew w dziejach świata.

Wybuch II powstania śląskiego Historia powstań śląskich · Część XIII Jadwiga Chmielowska

bojówkarzy niemieckich jako polski działacz, został zaatakowany przez tłum i skatowany na śmierć. Ciało doktora wrzucono do Rawy” – czytamy w publikacji Michała Cieślaka II Powstanie Śląskie w Katowicach.

P

o południu 17 sierpnia delegacja niemiecka zażądała od Francuzów rozbrojenia się i wycofania z Katowic. W celu obrony francuskich posterunków, Blanchard odpowiedział wprowadzeniem czołgów na ulice miasta. 18 sierpnia 1920 r. Niemcy odpowiedzieli groźbą wysadzenia w powietrze siedziby francuskiego kontrolera powiatowego. Płk Blanchard rozkazał wycofanie się wojsk francuskich do koszar. Miasto zostało bezbronne wobec masowych ataków bojówek niemieckich. Podpalono siedzibę Polskiego Komitetu Plebiscytowego i zmasakrowano Komisarza, dr. Henryka Jarczyka, i jego pracowników. W Zabrzu pobity został Stanisław Kobyliński, a w Rybniku Marian Różański. Wieczorem oddziały francuskie ponownie wkroczyły do Katowic. Cztery kolumny piechoty i czołgów wspierane ogniem karabinów maszynowych zajęły pozycje w centrum miasta. Byli zabici i ranni. Komendant powiatowy POW Walenty Fojkis podjął walkę, odciążając Francuzów. Kompania szturmowa Jana Stanka z Szopienic i oddziały POW podległe komendantowi

powiatowemu zajęły miejscowości wokół Katowic już w nocy z 17 na 18 sierpnia 1920 r. O sytuacji w Katowicach dowiedział się natychmiast Komendant POW G.Śl. Alfons Zgrzebniok, stacjonujący w Sosnowcu. Po wyrzuceniu go przez Wojciecha Korfantego z Kwatery Głównej w Bytomiu musiał działać szybko. Walki się rozpoczęły, przeto „zwracał się do sfer miarodajnych o wskazówki i pomoc w broni – niestety wszędzie bez wyjątku – należy to podkreślić z całą stanowczością – znalazł drzwi zamknięte, przeciwnie, radzono nawet, ażeby wpłynąć uspokajająco na Górnoślązaków i nie dopuścić do jakichkolwiek wystąpień zbrojnych z ich strony” – pisze w swej książce Jan Ludyga-Laskowski, – szef sztabu POW G.Śl. Konflikt pomiędzy dowództwem Polskiej Organizacji Wojskowej G.Śl. a władzami cywilnymi trwał już od samego jej tworzenia, czyli od stycznia 1919 r. Naczelna Rada Ludowa, a zwłaszcza Korfanty, hamowali jej rozwój i uniemożliwiali podjęcie walki zbrojnej. Teraz powstał konflikt pomiędzy POW a Polskim Komitetem Plebiscytowym z Wojciechem Korfantym na czele. „Komisarz Plebiscytowy Wojciech Korfanty, przeświadczony o możliwości uzyskania korzystnego podziału spornego obszaru bez odwoływania się do zbrojnego zrywu, po ujawnieniu przygotowań do powstania zażądał usunięcia

z Górnego Śląska zaangażowanych w to przedsięwzięcie oficerów Wojska Polskiego. Obecność ich bowiem, jego zdaniem, sprzyjać miała konspiracji wojskowej. Podporządkowanie się żądaniom Komisarza Korfantego ozna-

Fojkis ze Stankiem zgłosili się w Sosnowcu, żądając wydania broni i ogłoszenia powstania. Walki i tak już trwały, istniało realne niebez­ pieczeństwo, że Niemcy „wyrzucą Francuzów i zaczną krwawy rajd po wioskach polskich”. czałoby oddanie wpływów czynnikom cywilnym, a także zwycięstwo orientacji endecko-chadeckiej nad piłsudczykowską, reprezentowaną przez wojskowych podporządkowanych warszawskiemu dowództwu. Rozwiązanie to było nie do przyjęcia dla zwolenników obozu belwederskiego” – tak opisała konflikt Wanda Musialik w swojej książce Michał Tadeusz Grażyński 1890–1967. Ślązacy pragnęli żyć w Polsce i chcieli o to walczyć. Zdawali sobie sprawę z tego, że nie ma innego wyjścia, a politycy walczyli o wpływy i czekali,

i Floriana Kurców, Antoniego Lazara, Ryszarda Łosę, Pawła Majnusza, Emila Madroszka, Stanisława Maroszka, Jerzego Matheję, Adolfa Michalskiego, Roberta Mikę, Franciszka Mikosza, Antoniego Milicza, Franciszka Mozgę, Jana Mroncza, Melchiora Mrozka, Leona Muchę, Maksymiliana Najmana, Józefa Nawrata, Alojzego Negę, Jana Niestrója, Alojzego Noconia, Romana Nowaka, Jana Nowarę, Augustyna Pajora, Emila Pasternaka, Brunona Paszka, Wiktora Pilicha, Józefa i Michała Poloków, Feliksa Prenżenę, Tomasza Puchaskę, Jana Puzika, Alojzego Piereckiego, Jana Sabasia, Franciszka Siedlaczka, Brunona Skubacza, Filipa

aż im coś mocarstwa dadzą. Dlaczego miałyby dać? Każdy broni swojego interesu. Francuzi, owszem, chcieli osłabić Niemcy, bo z nimi graniczą, więc Polskę mogli wspierać. Włochów to w ogóle nie interesowało. Anglicy chcieli kontrybucji, więc w ich interesie było nawet wspieranie Niemiec. Politycy myślą o swych pozycjach i knują, a naród cierpi! Stąd ten opisywany przez Ludygę-Laskowskiego paraliż decyzyjny. Mjr K. Polakiewicz starał się odsuwać w czasie spełnienie żądań Korfantego usunięcia POW G.Śl. i próbował negocjować. Kolejny wysłannik Ministerstwa Spraw Wojskowych, kpt. Władysław Finkelstein-Medyński, również nie osiągnął porozumienia z Korfantym. Dwa dni później, 17 sierpnia 1920 r., na Śląsk przybył Michał Grażyński. Nie zastał Korfantego w siedzibie Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu, więc udał się do Sosnowca, gdzie mieściło się Dowództwo Główne POW G.Śl. W tym samym niemal czasie, 18 sierpnia 1920 r., Fojkis ze Stankiem zgłosili się w Sosnowcu, żądając wydania broni i ogłoszenia powstania. Walki i tak już trwały, istniało realne niebezpieczeństwo, że Niemcy „wyrzucą Francuzów i zaczną krwawy rajd po wioskach polskich”. Zgrzebniok broń wydał.

P

owstańcy opanowali północną cześć powiatu katowickiego. Kpt Tadeusz Puszczyński – wysłannik Ministerstwa Spraw Wojskowych – zredagował oświadczenie w sprawie wybuchu powstania, które podpisał dr Franciszek Matuszczyk – Szef Biura Prezydialnego Polskiego Komitetu Plebiscytowego na Górny Śląsk. Zawiózł je też osobiście 19 sierpnia do Sosnowca. Dowództwo Główne POW, na żądanie Korfantego, znów znajdowało się poza granicami Górnego Śląska i trzeba było przechodzić przez zieloną granicę. Ten ważny dokument skierowany do POW „na ręce Pana por. Zgrzebnioka” brzmiał: „Wobec groźnej sytuacji na G. Śląsku uważam za koniecznie potrzebne i żądam w tym wypadku w imieniu komisarza Korfantego, że trzeba wydać broń przeznaczoną dla Polskiej Organizacji Wojskowej natychmiast na Górny Śląsk członkom POW, ponieważ grozi niebezpieczeństwo, że zielona policja razem niemieckimi bojówkami wymorduje bezbronną ludność polską Górnego Śląska”.

oman Adler zachęcił uczestników spotkania, aby zmobilizowali swoje rodziny i znajomych do sprawdzenia, czy w ich domach nie zachowały się dokumenty dotyczące powstańców śląskich. Wskazał możliwe sposoby podtrzymywania pamięci o nich: można na przykład zwrócić się do władz samorządowych o umieszczenie wykazu powstańców z własnej miejscowości na jej oficjalnej stronie internetowej; gdy brak reakcji samorządów – wyszukać nazwiska w spisie powstańców Muzeum Śląskiego i umieścić je na własnej lub innej dostępnej stronie internetowej, a jeśli takiej nie ma – na swoim profilu internetowym, np. na Facebooku; można odwiedzać miejsca pamięci, groby powstańców, tablice pamiątkowe i składać przy nich kwiaty, zapalać znicze, robić zdjęcia (jak np. na grupie Fb Koalicja Polski Śląsk). Po prezentacji aktorzy Teatru Nowego w Zabrzu Dagmara Noszczyk i Andrzej Kroczyński przypomnieli poezję o tematyce powstań śląskich, tworzoną w latach 1919–1929. Część oficjalną spotkania podsumowały krótkie wystąpienia pani europoseł i posłów. W drugiej części spotkania uczestnicy przy muzyce mogli wziąć udział w konkursie na temat powstań śląskich i zatańczyć, kultywując najlepsze tradycje patriotycznych spotkań na Śląsku. K

Choć pismo to nie miało już realnego znaczenia, bo broń była wydana i od niemal dwóch dni trwały walki, to jednak przedstawiciel Polskiego Komitetu Plebiscytowego podpisał tekst zredagowany przez Puszczyńskiego, oficera polskiego wojska. Grażyński wyruszył ponownie do Bytomia i znów nie zastał Korfantego w Komisariacie Plebiscytowym. Postanowił więc przekazać informacje z Dowództwa POW współpracownikowi Korfantego, kpt. Mieczysławowi Paluchowi. „Irytacja rozmówcy z powodu wydania broni oddziałom i przewidywanie fatalnych następstw powstania – gdyby zostało przez państwa ententy uznane za fakt łamania postanowień traktatu wersalskiego – odzwierciedlały poglądy kierownictwa Polskiego Komitetu Plebiscytowego (PKPleb.) na wydarzenia toczące się na Górnym Śląsku” – pisze na podstawie źródeł Wanda Musialik w swojej pracy (s. 35). Niemcy mogli atakować wojska Komisji Sojuszniczej, a Ślązacy mieli się dać Niemcom mordować, bo co powie Anglia i Francja – ten sposób myślenia zaiste, jak idee Lenina, jest wiecznie żywy! Nieważne, co dla nas dobre i istotne, ważne co inni o nas pomyślą! Dowództwo Główne POW G.Śl. postanowiło wydać rozkaz do rozpoczęcia powstania przeciwko Niemcom pod hasłem „Samoobrona”. Początek wyznaczono na noc z 19 na 20 sierpnia 1920 r. Sformułowano 3 cele: „1. Podjęcie walki z policją bezpieczeństwa (Sichercheitspolizei), rozbrojenie jej i uwolnienie terenu plebiscytowego z tej plagi; 2. w żadnym wypadku nie rozpoczynać walki z wojskami koalicyjnymi, które traktować należy jako czynnik niezainteresowany; 3. ażeby z jednej strony uniemożliwić ewentualny powrót policji bezpieczeństwa, z drugiej zaś nadać w oczach Koalicji faktyczne walory na zajętym przez powstańców terenie, miano natychmiast przystąpić do tworzenia Straży Obywatelskiej” – zanotował szef Sztabu POW G.Śl., Ludyga-Laskowski. Komendant okręgu VII Walenty Fojkis dostał ustny rozkaz opanowania całego powiatu pszczyńskiego i katowickiego z wyjątkiem miast powiatowych, które miały być otoczone kordonami powstańczymi. Drugie powstanie śląskie się rozpoczęło. K Pierwotna wersja tekstu była opublikowana w nieukazującej się już „Gazecie Śląskiej”.


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

9

KURIER·ŚL ĄSKI

P

rzywołany wykres zmian temperatury w reprezentatywnych europejskich miastach, przypominający „kij hokejowy”, na który tak chętnie powołują się akolici IPCC i interesu giełdy*) spekulującej emisjami CO2, jednak wcale nie pasuje do wykresu historii spalania węgla jako paliwa stałego, lecz wręcz wpisuje się w krzywą wzrostu spalania gazu ziemnego. Artykuł został zakończony pytaniem, czy to w ogóle jest możliwe? Czy możliwe jest, aby to faktycznie gaz ziemny, zwany niewinnie błękitnym paliwem, a w szczególności zawarty w nim metan, był główną przyczyną klęski ekologicznej obserwowanej w ostatnich 40 latach? Sam tylko metan ma kilka kluczowych oddziaływań na środowisko. Po pierwsze jest gazem cieplarnianym. Po drugie – wraz z innymi paliwami węglowodorowymi podczas spalania jest źródłem wody – najważniejszego gazu cieplarnianego. Po trzecie, ku zaskoczeniu wielu tych, którym wydaje się, że podczas spalania gazu ziemnego powstaje tylko „zwykła woda”, okazuje się, że gaz ziemny jest niedocenianym, cichym i podstępnym źródłem smogu, o czym będzie w osobnym artykule.

Efekt cieplarniany O efekcie zwanym cieplarnianym napisano już ponad 10 tysięcy prac naukowych. Odpowiadać mają za niego gazy o cząsteczkach ponaddwuatomowych, co związane jest z możliwością przechwytywania przez nie promieniowania podczerwonego Ziemi i przez to opóźniać ustaloną szybkość oddawania przez Ziemię w Kosmos promieniowania, jakie Ziemia w szerszym spektrum

Objętości gazów cieplarnianych: CO2 + H2O powstających podczas spalania trzech głównych paliw (gaz ziemny, ropa naftowa, węgiel). Praca własna na podstawie danych BP za 2018 rok

przyjmuje od Słońca w ciągu dnia. Jakieś pół wieku temu przypisano gazom pewne współczynniki, mające charakteryzować ich zdolność do podnoszenia temperatury na Ziemi. Poprawność wyznaczenia tych współczynników budzi współcześnie wiele wątpliwości, przyjmowane są jednak wciąż bezkrytycznie za twarde dane wyjściowe do tworzenia modeli klimatycznych i na tej bazie powstały setki, jeśli nie tysiące lepszych lub gorszych prac uważanych za naukowe. Ta opinia nie dotyczy baz danych HITRAN i podobnych, które służą za dobre i coraz lepsze źródło informacji dla ludzi zajmujących się spektroskopią. Jako gazy cieplarniane wymieniane są tam w kolejności: para wodna z chmurami, dwutlenek węgla, a metan dopiero na trzecim miejscu. O niedoskonałościach tak powstałych modeli globalnego ocieplenia będzie obszerniej w osobnym artykule. W drugiej części przywołanego na wstępie artykułu o CO2 zostały podane suche dane statystyczne, uzmysławiające, że spalanie paliw węglowodorowych przyczynia się na świecie do emisji o 40% więcej dwutlenku węgla niż spalanie węgli stałych (w dwóch miejscach we wspomnianym artykule wkradł się błąd podający Gt zamiast Mt, co jednak nie ma wpływu na końcowe wyniki i wnioski). A może to nie CO2, lecz woda jest winowajcą globalnego ocieplenia?

Czy woda jest niewinna? Wielu klimatologów zdaje sobie sprawę ze złożoności zjawisk termodynamicznych globu ziemskiego, a także z ogromu naszej niewiedzy w tej dziedzinie. Dla wygodnickiego uproszczenia, jakim posłużył się kiedyś Arrhenius, przyjmują, że w bilansie energetycznym wyłącznie promieniowanie gruntu z zakresu podczerwieni (a nie przewodnictwo i konwekcja ani promieniowanie atmosfery) miałoby pełnić decydującą rolę w chłodzeniu Ziemi. W swoich pracach często przytaczają teorie dotyczące CO2 pochodzące sprzed 100 lat, bagatelizując problem wpływu pary wodnej na efekt cieplarniany, wykręcając się dyplomatycznie, w stylu „wpływ pary wodnej jest bardzo złożony i trudny do pełnej interpretacji”. Czyż nie jest to ucieczka od odpowiedzialności przed przyszłymi pokoleniami, dla których spekulanci

W artykule Hipoteza Wrocław. Metan i gaz ziemny przyczyną największej nowożytnej klęski ekologicznej opublikowanym w numerze 62 „Kuriera WNET” z sierpnia 2019 roku została zasygnalizowana szokująca hipoteza, zgodnie z którą to gaz ziemny odpo­ wiada za globalne ocieplenie.

Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom Kontynuacja artykułu „Hipoteza Wrocław” Jacek Musiał · Karol Musiał

CO2 w swojej chciwości szykują deindustrializację dekarbonizacyjną w krajach, które można wyeliminować z konkurencji, lub wprost „oskubać”? Może to strach przed ostracyzmem ze strony kolegów powiązanych z lobby jądrowym lub paliw płynnych? A może zwykła autocenzura dla zachowania tzw. poprawności naukowej nie pozwala wielu naukowcom sprzeciwić się zawężaniu nauki przez polityków do CO2?

O wodzie Opisanie właściwości wody na łamach czasopisma jest niewykonalne. O wielu ciekawostkach dotyczących wody można dowiedzieć się z fascynującej, wydanej w 2018 r. popularnonaukowej Książki o wodzie, napisanej przez zawsze uśmiechniętą polską naukowiec, dr n. fiz. Aleksandrę Kardaś. Książka ta powinna zostać przedstawiona w postaci filmowej w stylu „Galileo” lub „National Geografic”. Trudno zgodzić się z jednym tylko jej fragmentem, powołującym się na starą teorię dwutlenkowego efektu cieplarnianego i globalnego ocieplenia, z marginalizacją pary wodnej. Szkoda, bo w ten sposób świetna autorka książki swoim autorytetem poparła celebrytów, sprawiających wrażenie, jakby dostali udziały giełdy handlującej emisjami CO2. Precyzja obserwacji świata i dociekliwość naukowa pozwoliłoby Autorce

między innymi sentencją: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka decyduje, czy dana subs­tancja nią jest, czy nie jest”. Gdy organizm jest zdrowy, sam reguluje ilość przyjmowanych i wydalanych płynów. Przewodnienie wiąże się z konkretnymi stanami chorobowymi, jako skutek, ale i jako przyczyna. Powiązane tematy to: nadmierne, patologiczne przyjmowanie płynów – polidypsja, zaburzenia elektrolitowe, nieprawidłowe przesunięcie płynów ustrojowych pomiędzy tkankami i narządami, zaburzenia wydalania płynów, zatrucie wodne. Do przewodnienia może doprowadzić ktoś z zewnątrz, jeśli ingeruje w organizm człowieka, np. podając nieadekwatną do potrzeb ilość płynów w kroplówce. W skrajnych przypadkach zaburzenia płynowe mogą być śmiertelne. Potraktujmy naszą planetę jako organizm. Przez kilka miliardów lat ustalał się w biosferze poziom równowagi wieloczynnikowej, dotyczący składu chemicznego, parametrów fizycznych, otoczenia biologicznego, a ten znany nam – ludzkości – kształtował się w ostatnich kilkudziesięciu tysiącach lat. Skład i funkcjonowanie istot żywych odzwierciedla ziemskie środowiska, w tym np. ewolucyjne (świetne dostosowanie ras człowieka do klimatów, w jakich się rozwinęły). Biorąc pod uwagę różnorodność środowisk

Suma efektu cieplarnianego CO2 + H2O z spalania gazu ziemnego i węgla przy założeniu, że wpływ H2O na efekt cieplarniany jest: a) 2,5 x większy b) 5 x większy c) 20 x większy. Praca własna na podstawie danych BP za 2018 rok

na własne, lepsze hipotezy, gdyż stara, choć zgrabnie skonstruowana teoria globalnego ocieplenia, wyolbrzymiająca udział CO2, adresowana jest głównie do gimnazjalistów i polityków. W miarę zgłębiania wiedzy stara hipoteza powinna budzić coraz większe wątpliwości. W jednym z przyszłych artykułów spróbujemy wykazać nieścisłości w teorii globalnego ocieplenia od CO2 (prawdopodobnie wywodzące się z ośrodka Kondratiewa, ZSRR) i powołamy się na cytat właśnie z Książki o wodzie. Amatorzy sensacji (ostrzegamy widzów nieodpornych na pseudonaukowe fake newsy) obejrzeć mogą film Woda – wielka tajemnica. To rosyjska produkcja z 2006 roku, którą można nazwać naukowopodobną, zbudowaną na podstawie sensacyjnych doniesień naukowych przeplatanych z informacjami prawdziwymi, hipotezami i przeinaczeniami, pochodzącymi głównie od rosyjskich uczonych, a dla wzmocnienia wiarygodności podpartą kilkoma zagranicznymi tzw. autorytetami. Film do złudzenia przypomina sensacje o globalnym ociepleniu, jakie kiedyś z radzieckich wojskowych instytutów wyciekły na Zachód.

życia człowieka, ten optymalny stan mieści się we względnie szerokich granicach. Liczne mechanizmy stabilizujące, zwane ogólnie buforami (nie tylko o te chemiczne tu chodzi), zapewniają niewielkie tylko odchylenia od stanów średnich. Do najważniejszych czynników należy woda ze swoimi szczególnymi właściwościami fizycznymi i chemicznymi. Co się jednak może stać, jeśli w jakimś przedziale ziem-

tendencji wzrostowej temperatury przygruntowej warstwy troposfery i wielkości wydobycia gazu ziemnego. Pytanie: jak to jest możliwe? Wiarygodnym wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy wydaje się przypisanie decydującej roli pary wodnej powstającej podczas spalania paliw węglowodorowych. To nie jedyny spośród kilku negatywnych skut-

rok) 54% objętościowych CO2 i 46% objętościowych pary wodnej, co zostało przedstawione na diagramie kołowym „Objętości gazów cieplarnianych: CO2 i H2O powstających podczas spalania 3 głównych paliw (gaz ziemny, ropa naftowa, węgiel)”. Ten wykres nie robi wielkiego wrażenia, bo i tak nieco więcej powstaje CO2

Wpływ na efekt cieplarniany ze spalania trzech głównych paliw przy założeniu, że efekt cieplarniany H2O jest: a) 2,5 x większy niż CO2; b) 5 x większy; c) 20 x większy. Praca własna na podstawie danych BP za 2018 rok

ków uwalniania gazu ziemnego. W tym miejscu zwolennicy zwiększenia obciążeń społeczeństw spekulacjami emisjami CO2 mogliby odtańczyć taniec zwycięstwa pod hasłem np. „wreszcie złapaliśmy autorów tej serii artykułów na niekompetencji, bo nie wiedzą, że zwiększanie ilości gazów cieplarnianych wpływa na efekt cieplarniany w sposób logarytmiczny; nie znają równania Clapeyrona”. Podobne, mało dociekliwe są np. argumenty na poziomie bloga Skeptical. Skoro jednak obserwacje przeczą starej, „CO2-centrycznej” teorii, to nie można tego faktu zbywać odpowiedziami ludzi zanadto pewnych siebie, lecz trzeba pilnie znaleźć wyjaśnienie! Może zjawisk znanych ze spektroskopii nie można wprost transponować na atmosferę, jak spekulował swojego czasu Arrhenius? Może to wszystko działa jeszcze inaczej? Szerzej na ten temat postaramy się napisać w przyszłości.

Globalne ocieplenie – water impact Poniżej przedstawione są wyliczenia, które mogą się wydać spekulacjami, jednak zapewniamy, że luki zawarte w tym ciągu rozumowania nie są większe od luk, jakie można wykazać w popularnej wciąż jeszcze w Starym Świecie teorii globalnego ocieplenia od CO2. Przyjmujemy, że ze spalania trzech grup paliw powstaje (na podst. KOBIZE: Wartości Opałowe i Wskaźniki Emisji CO2 do raportowania w ramach Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji za

niż H2O. Ale po raz pierwszy uzmysławia to, że „nie tylko CO2”. Wyliczenia dostarczają też informacji, że spalanie paliw węglowodorowych odpowiada za emisję 95% wody powstającej ze spalania wszystkich paliw kopalnych. Już obecnie ilość powstających cząsteczek H2O ze spalania wszystkich trzech grup paliw jest zbliżona do CO2, a ze względu na rosnące zużycie gazu ziemnego te proporcje wkrótce mogą się okazać jeszcze mniej korzystne dla klimatu. Jak to się przekłada na efekt cieplarniany? Na próżno szukać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie „o ile silniejszy jest efekt cieplarniany H2O niż CO2?”. Można tylko szacować, w zależności od przyjętych kryteriów. Można powoływać się na wartości podawane przez różnych autorów i oprzeć się na „eminence based science”. Tak jest z porównaniami efektu cieplarnianego powodowanego przez metan wobec dwutlenku węgla, gdzie w literaturze można znaleźć wartości od 20 x do ponad 120 x. Nie znajdzie się też takiej odpowiedzi w bazach typu HITRAN. Można bardzo zgrubnie próbować szacować, biorąc z tych baz dane pomocne w technice spektroskopowej lub w projektowaniu laserów gazowych, warto wszakże zauważyć, że np. dopiero od niedawna można znaleźć tam informacje o wpływie na pasma pochłaniania innych, „towarzyszących” gazów (i to zaledwie kilku). A gilotyna podatkowa już dawno, na podstawie fałszywych oskarżeń, skazała dwutlenek węgla na karę śmierci. Może tylko zasygnalizujemy, że na tzw. poszerzenie pasm absorpcyjnych mają wpływ

Wpływ na efekt cieplarniany w 2018 roku ze spalania gazu ziemnego i węgla z uwzględnieniem CO2 i pary wodnej dla następujących scenariuszy – gaz ziemny jest silniejszy od CO2: a) 2,5 x; b) 5 x; c) 20 x. Praca własna na podstawie danych BP za 2018 rok

skich zbiorników nastąpi przesunięcie istotnych mas wody? Nie przypadkiem wcześniej została wymieniona podobna sytuacja w organizmie człowieka.

Czy woda może szkodzić?

Ile wody może dostarczać spalanie paliw węglowodorowych?

Woda –jako podstawowy i niezbędny składnik życia i jego środowiska – na pozór wydaje się być przyjaznym, a przynajmniej obojętnym związkiem chemicznym. Człowiek dorosły w naszym klimacie wypija przeciętnie 2,5 l wody na dobę. Jej niedobór dla organizmu może być tragiczny w skutkach. Okazuje się, że jej nadmiar czasem także. Szwajcarsko-austriacko-niemiecki przyrodnik i lekarz – Filip Paracelsus (1493–1541) zapisał się w historii

W artykule Dwutlenek węgla po ludzku cz.I („Kurier WNET” nr 64, październik 2019) zostało wykazane, ile podczas spalania paliw węglowodorowych zużywa się tlenu, ile powstaje CO2, i zostało to porównane do spalania węgli stałych, z wnioskiem, że w skali globalnej za większą część emisji dwutlenku węgla odpowiada spalanie paliw węglowodorowych. W numerze 62 „Kuriera WNET” (Hipoteza Wrocław) została przedstawiona zależność czasowa i ilościowa

to jedyny powód, dla którego nie można doświadczeń spektroskopowych wprost, bezrefleksyjnie ekstrapolować na atmosferę, chociażby z uwagi na przemiany fazowe wody i obecność chmur. Przyjmujemy hipotetyczne współczynniki dla pary wodnej – scenariusze: a. para wodna tylko 2,5 x silniejsza od CO2; b. para wodna tylko 5 x silniejsza od CO2 i c. para wodna 20 x silniejsza od CO2. Obliczony w ten sposób wpływ spalania 3 głównych paliw został przedstawiony na trzech kolejnych diagramach kołowych, gdzie tym razem uderzający jest nieporównanie większy efekt cieplarniany powodowany przez spalanie paliw węglowodorowych. Bardzo ważne jest jeszcze kolejne, bezpośrednie porównanie gazu ziemnego i węgla. Gaz ziemny obecnie dostarcza już tylko 12% mniej energii niż węgiel. Wkrótce te wielkości się odwrócą. Tabela przedstawia wyliczenia zsumowanego efektu cieplarnianego dla gazu ziemnego i węgla w przypadku trzech scenariuszy (współczynników). Kolejne diagramy słupkowe przedstawiają, o ile mniejszy jest efekt cieplarniany powodowany przez spalanie węgla w porównaniu do spalania gazu ziemnego w tychże scenariuszach. Czy to wystarczająco wyjaśnia przedstawio-

rok 2018) odpowiednio: z ropy naftowej 72kg/GJ, z gazu ziemnego 56 kg/GJ i z węgla (około) 100 kg/GJ. Na podstawie danych BP z 2019 roku za rok 2018, ropa naftowa dostarczyła 1,95x1020J energii, gaz ziemny 1,39x1020J i węgiel 1,58x1020J. Przyjmując, że ze spalania wymienionych grup paliw, wody H2O dostarczają odpowiednio: ropa naftowa 0,03 kg/MJ, gaz ziemny 0,038kg/MJ i węgiel 0,003 kg/MJ (pomijamy w tym miejscu, na razie, uwalnianie pary wodnej w chłodniach kominowych). Wyliczone ilości CO2 wynoszą odpowiednio: z ropy naftowej 1,4x1010t, z gazu ziemnego 0,8x1010t i z węgla 1,6x1010t, oraz H2O: z ropy naftowej 6x109t, z gazu ziemnego 6x109t i z węgla 0,6x109t. Nie wchodzimy w szczegóły nowoczesnych instalacji kondensacyjnych. Okazuje się, że spalanie tych trzech grup paliw dostarcza odpowiednio (za 2018

masa optyczna (w uproszczeniu – ilość badanego gazu), ciśnienie gazu, obecność pól wektorowych, np. elektrycznego i magnetycznego, obecność innych gazów (towarzystwo), jonizacja, pH, obecność izotopów. Wpływ wymienionych czynników próbuje się opisywać równaniami półempirycznymi (prekursorem był genialny fizyk holenderski Henryk Lorentz, 1853–1928) z odpowiednimi współczynnikami, które same obowiązują tylko w określonych, ograniczonych, zwykle dość wąskich warunkach, lecz są bardzo pomocne w zastosowaniach laboratoryjnych i technicznych. Nie są to jednak wystarczające dane pozwalające na wiarygodne porównanie head-to-head tzw. wymuszenia radiacyjnego różnych gazów cieplarnianych w jakże złożonej atmosferze ziemskiej (vide wymieniony powyżej metan i 500% niepewności współczynnika od 20 do 120). Nie jest

ną w hipotezie Wrocław niezgodność dotychczas obowiązującej, „CO2-cent­ rycznej” teorii z obserwacjami? Jeśli emisja gazów cieplarnianych, a teraz, jak się okazuje – głównie pary wodnej, ma faktycznie istotny wpływ na zmianę klimatu i jeśli ta zmiana miałaby być tak straszna, jak to w swoim czarnowidztwie przedstawiają animatorzy IPCC oraz spekulanci świadectwami emisyjnymi (i przy okazji gazem ziemnym), to jaka jest perspektywa dla świata? W nr. 60 „Kuriera WNET” z czerwca 2019, w artykule Dobrobyt a energia przedstawiliśmy implikacje i powiązania. Na świecie nie ma chętnych do cofnięcia się z poziomem życia do najbiedniejszych krajów z konsumpcją energii sprzed 2000 lat. Co więcej, obserwowane ocieplenie klimatu powoduje, że gaz ziemny z rejonów podbiegunowych zaczyna się ulatniać i albo ulegnie on bezpowrotnej, samoistnej stracie do atmosfery, albo państwa, dla których ten gaz ziemny jest potencjalnym źródłem dochodu, zdążą go jeszcze dobrze sprzedać, zanim się ulotni lub zanim jego ceny krytycznie spadną (Gaz ziemny gorący towar, „Kurier WNET” nr 61, lipiec 2019 ). Długo nie da się ukrywać, jak poważnym gazem cieplarnianym jest para wodna i jakie zagrożenia dla klimatu (w istniejącej narracji, że globalne ocieplenie miałoby być katastrofą) niesie wydobycie i spalanie gazu ziemnego.

Cykl hydrologiczny W tym miejscu trzeba przytoczyć pewne liczby, aby Czytelnik miał wyobrażenie o problemie. Masa atmosfery to 5x1015 ton. Ilość wody na Ziemi to 1,4x1018 ton. Z tego w atmosferze jest 1,4x1013 ton, czyli 10-5, czyli 0,001% całkowitej wody. Ten niewielki odsetek wody pełni kluczową rolę w cyklu hydrologicznym i w kształtowaniu klimatu. Tylko spalanie paliw kopalnych dostarcza do atmosfery rocznie 1,3x1010 ton wody, czyli 0,1% wody zawartej w atmosferze. Na pozór – mało. Czy mało? – będzie opisane w jednym z kolejnych artykułów poświęconym właśnie cyklowi hydrologicznemu.

To nie ostateczny argument Być może przedstawiona hipoteza zawiera pewne luki. Niektóre są pozorne i mogą od Czytelnika wymagać głębszych przemyśleń. Dokładniejsze wyjaśnienia nie mieszczą się w ramach tego miesięcznika. Nieścisłości te jednak są mniejszego kalibru aniżeli te, które można wykazać w wyolbrzymionej kondratiewowskiej teorii globalnego ocieplenia od dwutlenku węgla. Przedstawiona hipoteza Wrocław wydaje się o wiele lepiej odzwierciedlać rzeczywistość. Dokończenie na str. 11


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

10

KURIER·ŚL ĄSKI

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

Gustav von Alvensleben

skiej w Galicji od tego momentu miała możliwość współuczestniczenia w debatach na tematy prowincji. Jednak w warunkach kształtującej się autonomii lepiej zorganizowane i majętniejsze środowiska polskie doprowadziły stopniowo do zarzucenia wszechobecnego dotychczas języka niemieckiego w administracji, sądownictwie czy szkolnictwie na korzyść języka polskiego, a więc – do polonizacji życia publicznego i szkolnego (na średnim i wyższym szczeblu edukacji). Zadecydowała o tym m.in. przewaga, jaką mieli posłowie polscy w Sejmie Krajowym czy w odpowiedzialnej za szkolnictwo Radzie Szkolnej Krajowej, co oczywiście nie odpowiadało ani liczebności, ani rozbudzonym aspiracjom galicyjskich Rusinów. Na dodatek wśród wybieranych do Sejmu Krajowego Rusinów byli zarówno działacze ukraińscy świadomi swojej odrębności narodowej, ludzie indyferentni narodowo, moskalofile, jak i gente Rutheni, natione Poloni. W rezultacie, po ustabilizowaniu się składu Sejmu ok. 1863 r., zarysowały się problemy, które stanowiły kość niezgody między Polakami a Rusinami i stanęły na przeszkodzie porozumieniu między obu nacjami, co skrzętnie wykorzystywała niemiecka administracja Habsburgów. Chodziło o ilość szkół z ruskim (ukraińskim) językiem wykładowym, utworzenie ukraińskiego uniwersytetu we Lwowie, równouprawnienie języka ruskiego (ukraińskiego) w administracji oraz o powracający co jakiś czas postulat podziału Galicji na cześć wschodnią – ukraińską i zachodnią – polską, czy jak to określali działacze ukraińscy: mazurską.

Jeszcze przed wybuchem powstania styczniowego część polskich konspiratorów na Ukrainie (m.in. Włodzimierz Antonowycz, Tadeusz Rylski i in.) stanęła po stronie odrębności narodowo-państwowej Ukraińców. Lider tzw. „chłopomanów”, W. Antonowycz, apelował do polskiej młodzieży rewolucyjnej, aby uznała, że ukraińscy chłopi stanowią większość mieszkańców prawobrzeżnej Ukrainy. Przekonywał, że wsłuchując się w głos sumienia, szlachta polska ma na Ukrainie dwa wyjścia: albo „pokochać naród, wśród którego żyją, przejąć się jego interesami, powrócić do ludowości (…) i nieustanną pracą, i miłością na miarę sił wynagro-

Kanclerz Prus od 1862 r., Otto von Bismarck, stał na stanowisku, że istnienie jakiejkolwiek namiastki państwa polskiego, choćby w postaci Królestwa Kongresowego, godzi w pruską rację stanu. Dążył do umiędzynarodowienia powstania w zaborze rosyjskim również dlatego, że poparcie Prus dla cara miało się według jego kalkulacji przyczynić do zgody lub przynajmniej bierności Rosji w planowanej przez niego wojnie z Austrią. Jak wyjaśniał Stanisław Cat-Mackiewicz w szkicach poświęconych XIX stuleciu Był bal: „Bismarck nie tylko chce zwycięstwa rosyjskiego nad powstańcami, ale chce także, aby to zwycięstwo nie przyszło Rosji zbyt ła-

w negocjacjach osłabiały dwa nakładające się konflikty społeczne w Galicji: między wsią a dworem o serwituty oraz spór z Ukraińcami, którzy, jako naród w większości chłopski, widzieli w Polakach-szlachcie wrogów przede wszystkim społecznych. Już w 1867 r. udało się Polakom uzyskać autonomię kulturalną, a w 1869 r. – wprowadzenie języka polskiego jako urzędowego w administracji i sądownictwie galicyjskim. Od 1871 r. w Austriacy w rządzie centralnym powoływali ministra do spraw Galicji, którym najczęściej był Polak. W zamian koło polskie w Reichsracie stało wiernie po stronie Habsburgów. W ten sposób małymi

chciał się wykazać lojalnością wobec władz austriackich, a zwłaszcza podkreślić rolę cesarza Józefa II w procesach emancypacji Rusinów na terenie Galicji. W 1849 r. opracował nawet Gramatykę języka ruskiego, dla której źródłem były teksty pisarzy ukraińskich. Zawarł w niej również prognozy dotyczące dalszego rozwoju literatury ruskiej, niezależnego od piśmiennictwa innych narodów wschodniosłowiańskich. W kilku następnych latach Hołowacki diametralnie zmienił poglądy w kwestii świadomości narodowej Rusinów oraz ich języka literackiego. „Rozwijając pogląd, iż język ludowy nie wystarczy dla powstania języka litera-

W 1855 r. zainicjował wydawanie pisma „Siemiejnaja Bibliotieka” w języku „czysto russkim”, opracowanym przez siebie, niemal identycznym z rosyjskim. Ogłosił tam, iż języki ukraiński (ruski) i rosyjski są na tyle podobne, że powinny zostać zunifikowane, co miało dotyczyć także literatur narodowych. Pogląd ten został odrzucony przez galicyjski ruch ukraiński, a pismo zbankrutowało, zebrawszy jedynie 35 prenumeratorów. Od tego roku władze austriackie traktowały Hołowackiego jako osobę niepewną. Wykorzystał to namiestnik Galicji hr. Agenor Gołuchowski, który zwrócił uwagę ministra oświecenia hr. Leopolda Thuna, na fakt, że Hołowacki jednoznacznie opowiadał się za wprowadzaniem do języka Ukraińców galicyjskich wyrażeń i słów rosyjskich, co miało doprowadzić do zupełnej unifikacji języków. „Działalność tę potraktowano jako aktywność niebezpieczną dla państwa; surowe upomnienie, jakiego udzielono Hołowackiemu, skłoniło go do wyciszenia swoich działań, nie zmienił jednak ich ogólnego kursu”. Gołuchowski uznał go wówczas „za wichrzyciela i zażądał od niego skryptów wykładów. Po ich analizie ekspert rządu ds. piśmiennictwa ruskiego stwierdził, iż Hołowacki dąży do zlania się języka ruskiego (ukraińskiego) z rosyjskim. W dalszych kontaktach z ministrem oświecenia namiestnik Galicji pisał już o moskalofilstwie jako zjawisku niebezpiecznym, „żywiole separatystycznym grawitującym ku Rosji”; sugerował odebranie Hołowackiemu kierownictwa katedry uniwersyteckiej.

Od 1861 r. na mocy dyplomu październikowego z 1860 r., którego faktycznym au­ torem był hr. Agenor Gołuchowski, i patentu lutowego z 1861 r. (opracowanego przez zwolennika centralizacji państwa, Antoniego Schmerlinga), rozpoczęło się reformowanie monarchii Habsburgów z tendencją federalistyczną ukierunkowaną na centralizm.

Ukraiński ruch narodowy po powstaniu styczniowym Opracował Stanisław Orzeł

dzić całe zło, wyrządzone przez nich ludowi”, albo „przenieść się na ziemię polską, zamieszkałą przez naród polski, aby nie dodawać w swej osobie kolejnego darmozjada”. Nie mogąc pozostać po stronie wyzyskiwaczy swego ludu, Antonowycz wybrał pierwszą drogę. W rezultacie wśród polskich rewolucjonistów został uznany za zdrajcę narodowego. Jego decyzja w symboliczny sposób przekreśliła panslawis­ tyczne idee, kontynuujące tradycje unii hadziackiej, a świadczyła o rosnących rozbieżnościach między polskim i ukraińskim ruchem narodowym i przechodzeniu na tym tle do haseł odrębności narodowej i państwowej. Sam W. Antonowycz (1834–1908) urodził się jako Polak-katolik, na prawosławie przeszedł w latach młodzieńczych. Po ojczymie był usynowionym potomkiem francuskiej rodziny szlacheckiej, której protoplasta Grzegorz Andrault de Buy, hrabia de Langeron, jako generał niemieckich wojsk na polskim żołdzie otrzymał indygenat i herb w 1658 r. od Jana Kazimierza, a jego potomkowie przyjęli polskie nazwisko Antonowiczów. Przed powstaniem styczniowym W. Antonowicz był na Uniwersytecie Kijowskim uważany za jednego z liderów polskiego Związku Trojnickiego. Ze szlachtą i polskością zerwał oficjalnie w 1862 r. artykułem Moja spowiedź (Moja ispowied), opublikowanym na łamach „Osnowy”, wydawanego po rosyjsku czasopisma

Równolegle do rozwoju ruchu narodowego Ru­ sinów w Galicji następo­ wał w zaborze austriac­ kim za pośrednictwem idei rusofilskich i pan­ slawistycznych wzrost nastrojów moskalofil­ skich w kręgach duchow­ nych greckokatolickich. ukraińskiego. Był później żarliwym działaczem ukraińskiego ruchu narodowego, jednym z organizatorów kijowskiej tzw. Starej Hromady – stowarzyszenia kulturalnego inteligencji ukraińskiej – choć w mowie i własnej twórczości naukowej posługiwał się językiem rosyjskim. Od 1878 r. był profesorem historii Rosji na Uniwersytecie Kijowskim, od 1881 r. przewodniczącym Towarzystwa Historycznego Nestora-Litopisca, a od 1901 r. – członkiem korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk. Utworzył pojęcie „wielmożni koloniści” na określenie polskiej szlachty na Ukrainie. Stworzył tzw. kijowską szkołę historyków, do której zaliczani są Dmytro Bahalij, M. Hruszewski, Mitrofan Downar-Zapolśkyj, czy Iwan Łynnyczenko (Wikipedia). 8 lutego 1863 r. w Petersburgu Prusy podpisały z Rosją tzw. konwencję Alvenslebena (od nazwiska gen. Gus­ tava von Alvenslebena), która określała szczegóły współdziałania tych mocarstw zaborczych w zwalczaniu polskich dążeń niepodległościowych, w tym okresie konkretnie powstania styczniowego w Królestwie Polskim.

two i przede wszystkim, nade wszystko, koniecznie, aby pokłóciło Rosję z innymi państwami w Europie. Powstanie polskie jest dla Bismarcka znakomitą okazją do zajęcia przez Prusy roli jedynego wiernego przyjaciela mocarstwa rosyjskiego. Konwencja Alvenslebena to okrzyk Bismarcka: »Ros­ja skłócona z Europą dla mnie«. Jak się okazało, »żelazny kanclerz« trafnie przewidział, że podpisanie porozumienia ochłodzi stosunki Francji z Rosją, co sprzyjało jego militarystycznym planom w dążeniu do zjednoczenia Niemiec. Wkrótce, po pokonaniu Austrii, Prusy dokonały rozrachunku z liberalną Francją, której cesarz Napoleon III – po konwencji Alvenslebena – poparł polskie powstanie, obarczył Rosję odpowiedzialnością za jego wybuch i ogłosił, że nie jest to żaden przewrót (rewolucja), ale ogólnonarodowe wystąpienie wolnościowe”. W tym sensie konwencję należy traktować jako zakamuflowaną ingerencję biurokracji pruskiej w wewnętrzne sprawy Rosji, popartą przez zniemczoną dynastię pseudo-Romanowych panującą nad imperium carów. Warto zwrócić uwagę, jaki ta ingerencja miała wpływ na sprawę ukraińską, gdy po ukazie uwłaszczeniowym Aleksandra II (1861 r.) miliony chłopów ukraińskich sięgało po wyśnioną „wolę” [wolność – S.O.], ale jeszcze podczas powstania styczniowego, 18 lipca 1863 r., tajnym cyrkularzem carski minister spraw wewnętrznych Piotr Wałujew ograniczył wydawanie literatury „małorosyjskiej” – czyli ukraińskiej – do utworów poetyckich, stwierdzając autorytatywnie, że „języka małorosyjskiego nie było, nie ma, i być nie może”… Rozbudzone ambicje narodowe inteligencji rusińskiej, wsparte wzbierającym ożywieniem wśród ludu ukraińskiego, były naturalnymi czynnikami rozwoju świadomości narodowej wśród Ukraińców. Rusyfikacyjna polityka caratu stworzyła w tych okolicznościach obiektywne przesłanki konspiracyjnych działań ukraińskich oraz poszukiwania sojuszników sprawy ukraińskiej poza Rosją i przeciw polskim „wielmożnym kolonizatorom”.

W

1866 r. w przewidywaniu wybuchu wojny Austrii w przymierzu z Francją przeciw Prusom i Rosji, co odnowiłoby sprawę polską na arenie europejskiej – szlacheccy politycy galicyjscy rozpoczęli negocjacje z władzami austriackimi, okazując skłonność do ustępstw na rzecz Habsburgów i gotowość do wiązania przyszłości Polski z Austrią. Ponieważ wojna prusko-austriacka potoczyła się szybko (wojna sześciotygodniowa) i zakończyła klęską Austriaków pod Sadową – władze austriackie były skłonne do ustępstw w obawie przed narastającymi nastrojami prorosyjskimi w Galicji. W rezultacie w latach 1866–1869 doszło do tzw. ugody austriacko-polskiej, na wzór ugody austriacko-węgierskiej z 1867 r. Galicyjska szlachta polska poparła konstytucję grudniową 1867 r., choć nie gwarantowała ona Galicji takiego statusu jak Węgrom, wyodrębnionym w ramach monarchii Habsburgów w osobną jednostkę państwową. Pozycję polską

krokami, poczynając od Sejmu Krajowego, ukształtowała się tzw. autonomia galicyjska, preferująca pod rządami austriackimi Polaków. Na tym tle należy oceniać przemiany, jakie następowały w ukraińskim ruchu narodowym. Równolegle do rozwoju ruchu narodowego Rusinów w Galicji następował w zaborze austriackim, za pośrednictwem idei rusofilskich i panslawistycznych, wzrost nastrojów moskalofilskich w kręgach duchownych greckokatolickich. Pierwotna ostoja narodowych tendencji ukraińskich – tzw. starocerkiewni duchowni greckokatoliccy, którzy w końcu XVIII i do połowy XIX w. pozostawali w sojuszu z austriackimi władzami zaborczymi ze względu na język litur-

ckiego, doszedł do wniosku, że słownictwo popularne musi zostać uzupełnione o terminy wywodzące się z języka cerkiewnosłowiańskiego”, który określał jako „język miłości pobratymczej” Słowian oraz „przedwieczną krynicę”. W oparciu o język cerkiewno-słowiański miał zamiar stworzyć uniwersalny język ruski, wspólny dla Galicji i Ukrainy pod panowaniem rosyjskim. Prawdopodobnie metamorfoza poglądów Hołowackiego odbywała się pod wpływem rosyjskiego profesora Michaiła Pogodina [tego, który udowadniał nordycko-germańskie pochodzenie Ros­ jan, a podczas pobytu we Lwowie był pierwszym animatorem ruchu moskalofilskiego w Galicji – S.O.], z którym korespondował od 1841 r. Już w 1851 r.

Agenor Gołuchowski (1812–1875)

gii, obrządek i wspólną przeszłość oraz konkurencję z Kościołem rzymskokatolickim – przechodzili na pozycje antyukraińskie. Znaczną rolę odgrywało w tym ich niskie uposażenie, przez co część z nich szukała wsparcia finansowego w Rosji. W rezultacie rusofile mieli we Lwowie swoje instytucje oraz czasopisma, jak choćby bardzo popularne w latach 1861–1887 „Słowo”. Przykładem księdza greckokatolickiego, działacza ukraińskiego, który całkowicie zaprzedał się Rosji, był Jakiw Hołowacki, jeden z założycieli Ruskiej Trojcy. Po utworzeniu na Uniwersytecie Lwowskim Katedry Języka i Literatury Ruskiej rusińscy działacze narodowi w 1848 r. zgłosili go jako kandydata do kierowania nią, władze austriackie potwierdziły tę nominację, a dekretem cesarskim nadano Hołowac­kiemu tytuł profesorski. W początkach swojej pracy naukowej historię literatury ruskiej (którą nazywał też południowo-ruską) uznawał on za całkowicie odrębną od literatury rosyjskiej i białoruskiej, choć było to stanowisko w ówczesnym słowianoznawstwie zdecydowanie mniejszościowe. W ten sposób

M

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

W

rezultacie – we wszystkich krajach koronnych Cesarstwa Austriackiego powstały jednoizbowe sejmy krajowe, które miały się zajmować sprawami danej prowincji (m.in. szkolnymi, społecznymi, ekonomicznymi), przy czym każda ustawa krajowa przyjmowana przez nie musiała mieć sankcję cesarza. Sejmy miały też prawo składania wniosków rządowych w celu zmian lub wydania nowych ustaw ogólnopaństwowych oraz prawo wyrażenia swojego zdania w odpowiedzi na pytanie rządu centralnego. Cesarz wyznaczał też spośród członków sejmu jego marszałka (w krajach większych marszałka krajowego, w mniejszych starosty ziemskiego lub prezydenta sejmu), który jednocześnie przewodniczył zarządowi krajowemu, wybranemu przez sejm. Do 1873 r. do sejmów krajowych należało też prawo wyboru ze swoich składów członków Izby Poselskiej Rady Państwa (Reichsrat). Obrady sejmów koronnych były publiczne. Toczyły się w językach urzędowych tych sejmów: w więk­szości niemieckim, a także często także lokalnym: czeskim; słoweńskim, włoskim, chorwackim, polskim, ruskim i rumuńskim. Wybory do sejmów krajowych odbywały się w czterech kuriach zależnych od cenzusu majątkowego: kurii I – wielkiej własności ziemskiej, kurii II – izb przemysłowo-handlowych, kurii III – większych miast, kurii IV – mniejszych miast oraz gmin; i niewybieralnych wirylistów, czyli dostojników kościelnych i rektorów uniwersytetów. W 1861 r. do galicyjskiego Sejmu Krajowego I kadencji wśród wirylistów znalazło się siedmiu arcybiskupów i biskupów, w tym dwóch greckokatolickich; pięciu kolejnych rektorów Uniwersytetu Lwowskiego, w tym H. Jachymowycz (w 1861 r.) i Jakiw Hołowacki (w 1864 r., w tym czasie już zdecydowany moskalofil) oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego. W kurii I zostało wybranych 44 ziemian Polaków; w kurii II – trzech Polaków (izb: lwowskiej, krakowskiej i brodzkiej); w kurii III – 20 Polaków; w kurii IV – 74 posłów, w tym 42 działaczy ukraińskich. Ta spora grupa politycznych przedstawicieli społeczności ukraiń-

w wykładach i publikacjach posługiwał się wytworzonym przez siebie wariantem języka, który w miarę upływu lat ewoluował w kierunku ówczesnego rosyjskiego. Następnie Hołowacki doszedł do wniosku, iż wszystkie narody wschodniosłowiańskie posługują się wspólnym językiem ruskim. O ile studenci wykłady Hołowackiego uważali za suche i nieciekawe, jego praca naukowa spotykała się z uznaniem profesorów Uniwersytetu Lwowskiego. W 1858 r. został wybrany na dziekana wydziału, a w roku akademickim 1863/1864 był rektorem Uniwersytetu i wszedł do Sejmu Krajowego z listy wirylistów. Po wzroście znaczenia stronnictwa moskalofilskiego w latach 50. i 60. XIX wieku stał się jedną z jego pierwszoplanowych postaci. W 1854 r. przyczynił się do wydania Antologii ruskiej, czyli wyboru najlepszych poezji oryginalnych i w tłumaczeniu, w której zawarto wiersze Bohdana Didyćkiego oraz poetów rosyjskich w nieznacznie zmodyfikowanej formie i próbował uzyskać dla Antologii... status książki pomocniczej do nauki języka ruskiego.

inister wydał reskrypt ponownie upominający duchownego oraz zezwolił Gołuchowskiemu na wyznaczenie nowego kandydata na kierownika katedry. Namiestnik powołał wówczas specjalną komisję, która miała przedyskutować sytuację w społeczności ukraińskiej Galicji oraz wskazać sposoby walki z moskalofilstwem. Ks. Hołowacki został jednym z członków komisji, zaś do ministra skierował deklarację, iż zgodnie z jego życzeniami zmieni przekazywane na wykładach treści. W 1859 r. A. Gołuchowski odszedł z urzędu namiestnika Galicji, zaś Hołowacki pozostał na katedrze uniwersyteckiej. Jego silna pozycja wynikała z prestiżu, jaki zdobył w środowisku naukowym, oraz wsparcia Kościoła greckokatolickiego, w którym był postacią wpływową. Mógł promować duchownych podzielających jego poglądy polityczne i kulturalne; zarzucano mu nawet, iż utrudniał działalność i awans w hierarchii tym, którzy reprezentowali stanowisko odmienne. W greckokatolickim seminarium we Lwowie popularyzował poglądy moskalofilskie oraz sympatie dla prawosławia. Moskalofilska postawa Hołowac­ kiego stała się znana również wśród słowianofilów rosyjskich. „Zaczął od nich otrzymywać środki finansowe do podziału między innych rusofilów, by wspierać ich aktywność. W 1864 r. ks. Michał Rajewski [znany od czasów Wiosny Ludów agent rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych – S.O.] polecił Hołowackiego jako człowieka mogącego wskazać kandydatów do wyjazdu na Chełmszczyznę w celu udziału w planowanej akcji jej rusyfikacji”. Od 1866 r. – czyli roku wojny prusko-austriackiej – Hołowacki wyszukiwał wśród absolwentów Uniwersytetu Lwowskiego kandydatów na nauczycieli języków klasycznych na Chełmszczyźnie. „Wskazywane przez niego osoby otrzymywały stypendia na podróż oraz prawo wstępu na dwuletni kurs przygotowawczy na Uniwersytecie Moskiewskim lub Petersburskim. Pozycja Hołowackiego wśród organizatorów rusyfikacji Chełmszczyzny stała się na tyle istotna, że wszedł on w bezpośredni kontakt z księciem Władymirem Czerkaskim, jednym z głównym pomysłodawców rusyfikacji Chełmszczyzny” i przekształcenia na jej terenie kościoła greckokatolickiego w prawosławny. Od roku 1866 działalność Hołowackiego była otwarcie prorosyjska i „daleko wykraczała poza lingwistyczne i kulturoznawcze badania naukowe”. Gdy w tymże roku Agenor Gołuchowski po raz drugi został namiestnikiem Galicji, ponownie wystąpił przeciwko moskalofilom i udał się do ministerstwa oświecenia w Wiedniu, by uzyskać usunięcie Hołowackiego z Uniwersytetu Lwowskiego. Premier Richard Belcredi nieoczekiwanie sprzeciwił się temu, przypuszczalnie wskutek interwencji ambasadora rosyjskiego w Wiedniu. Jednak „Gołuchowski nakazał przeprowadzenie w domu Hołowackiego dwóch rewizji,


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

11

KURIER·ŚL ĄSKI

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

też domagamy się czynnej współpracy królewskich urzędników starościńskich i magistrackich, żeby na tych ludzi, często chodzących lasami, zwrócić uwagę drwali, węglarzy lub służby leśnej i myśliwskiej. Każdą podejrzaną wiadomość należy natychmiast zameldować”. Inny z listów gończych ostrzegał: „Do pusz-

Gen. Antoni Jan Ostrowski; w 1831 r. jako senator podpisał detronizację cara Mikołaja I

czy Hoyerswerder przeniknęła grupa Polaków uzbrojonych w sztylety i pistolety. Rząd życzy sobie, żeby wyśledzić miejsce pobytu tych ludzi, jeżeli kryją się po tutejszych górach. To zadanie spada na służbę leśną. Niniejszym otrzymuje ona zadanie zwrócenia uwagi na wszystkie osoby przebywające w górach i lasach. Przy najmniejszym podejrzeniu, iż jacyś ludzie należą do owych Polaków, należy o tym natychmiast meldować”. Wśród inwigilowanych znajdowali się m.in. przywódcy polityczni i wojskowi oraz ich rodziny. W 1832 r.

K

iedy w latach 60. władza w działającej od Wiosny Ludów Matycy Hałycko-Ruskiej przeszła w ręce moskalofilów (oprócz Hołowackiego – Antonija Petruszewycza i Bohdana Didyćkyego, którzy zaprzeczali istnieniu narodu ukraińskiego, zwalczali rozwój języka ukraińskiego i usiłowali zamiast niego wprowadzić jazyczije), od 1864 r. ukraińscy działacze narodowi: Ołeksa Toronśkyj, Mychajło Osadcja, Ołeksa Iskryćkyj i Kłymkowycz próbowali wprowadzać w wydawnictwach Matycy „czysto ludową mowę” i pisownię fonetyczną. Ponieważ na skutek przeciwdziałania

Po klęsce Austrii w wojnie z Prusami w 1866 r. i ugodzie austriacko-polskiej poszukiwanie przedstawicieli narodowego ruchu ukraińskiego wsparcia u władz zaczęło się kierować w stronę zwycięskich Prus lub sprzymierzonej z nimi od czasu konwencji Alvenslebena Rosji. W tych warunkach – zwrotnie – zaczęło się rodzić pruskie zainteresowanie i wsparcie dla nacjonalizmu ukraińskiego. Hipotezę o pruskich inspiracjach w znacjonalizowaniu naturalnych procesów rozwoju narodu ukraińskiego tak sformułował Jędrzej Giertych (Ruch ukraiński a masoneria):„Samorodne procesy rozwojowe [na Ukrainie – S.O.] zostały wypaczone przez interwencję czynnika zewnętrznego, którym była masoneria (oraz współdziałające z nią wpływy niemieckie). (…) Jako datę zaszczepienia ruchu „ukraińskiego” w Galicji przyjąć można rok 1868, tj. datę założenia stowarzyszenia „Proswita” we Lwowie. Ruch ten rozwinął się tam zwłaszcza w latach 1894–1914 i w chwili wybuchu wojny światowej już był od ruchu „staroruskiego” silniejszy. Dzięki temu w erze wielkiej zawieruchy dziejowej lat 1914–1921 masoneria, zarówno jak sprzymierzona z nią Rzesza Niemiec­ ka, dysponowały już wcale poważnym narzędziem rozbijania i osłabiania zarówno Rosji, jak narodu polskiego. Był nim istniejący zarówno pod panowaniem rosyjskim, jak pod panowaniem austriackim ruch wielko-ukraiński”. Warto pamiętać, że masoneria, czyli wolnomularstwo, pełniło w państwie pruskim ważną rolę. Już dwa lata po I rozbiorze Polski w roku 1774 Fryderyk II objął swoją protekcją Wielką

„Przyjaźń”. Protekcja ta przechodziła w dynastii Hohenzollernów z ojca na syna. Prostą konsekwencją dynastyczno-państwowej masonerii pruskiej był dość powszechny fakt tworzenia w Prusach lóż masońskich przez urzędników państwowych różnych szczebli i pruskich „uczonych” w królewskich szkołach wyższych, a za ich pośrednictwem – oddziaływanie na wydawnictwa i prasę. Jako że masoneria na rosyjskiej Ukrainie od czasów Aleksandra I była zakazana, warto powiązać wpływy pruskiej masonerii z faktami publikowania wierszy T. Szewczenki, a później publicystyki I. Franko przez wydawców niemieckich oraz tworzeniem się różnych jawnych lub półjawnych struktur i stowarzyszeń ukraińskich, które przejmowały rolę lóż masońskich… Jednym z pierwszych była Stara Hromada, a następnie „Proswita”. Kolejnym – Towarzystwo Naukowe im. Szewczenki – najstarsza ukraińska instytucja naukowa, powstała 11 grudnia 1873 r. we Lwowie z inicjatywy Ołeksandra Konyskyego i Ołeksandra Barwinśkyego (który jednocześnie działał w „Proswicie”), jako towarzystwo literackie pod nazwą Towarzystwo im. Szewczenki. W roku 1892 zostało ono przeorganizowane w stowarzyszenie naukowe na wzór krakowskiej Akademii Umiejętności i zaczęło pełnić nieformalnie funkcję pierwszej ukraińskiej Akademii Nauk. Jego znanymi członkami byli m.in. ks. Stepan Kaczała, Omelian Ohonowśkyj, J. Romańczuk. Wsparcie finansowe tej inicjatywie zapewnili Elizaweta Skoropadśka-Miłoradowycz i Ołeksandr Konyśkyj. Stawiali oni sobie za cel organizację badań naukowych i ich popularyzację. Wraz z polityzacją ruchów narodowych w Galicji, zarówno ukraińskiego, jak i polskiego, sednem walki narodowo-politycznej stały się dwie sprawy: powołanie we Lwowie uniwersytetu ukraińskiego oraz przeprowadzenie takiej reformy politycznej, która zwiększyłaby przedstawicielstwo Ukraińców w Sejmie Galicyjskim, łamiąc monopol władzy Polaków w autonomii galicyjskiej. Na tym tle nowo tworzone wśród Ukraińców i Polaków partie polityczne, mimo zbieżności ideowych, w kwestiach narodowościowych zajmowały skrajnie przeciwne stanowiska, co ostatecznie pogrzebało federalistyczne mity unii hadziackiej. Najbardziej wpływowe partie ukraińskie – Ukraińska Partia Narodowo-Demokratyczna, Ukraińska Partia Radykalna, Ukraińska Partia Socjaldemokratyczna – stały na wspólnym stanowisku państwowym: niepodległe zjednoczone państwo ukraińskie jako cel ruchu narodowego. K

Sejm galicyjski

Joannem Borzakowskim zmiany wyznania na prawosławne”. W Rosji Hołowacki „utrzymywał kontakt korespondencyjny z moskalofilską prasą ukraińską w Galicji. Z czasem stał się nie tylko zwolennikiem unifikacji języka ukraińskiego i rosyjskiego, ale i uczynienia tego ostatniego wspólnym językiem wszystkich Słowian”. W 1878 r. „wydał w Moskwie trzy tomy zebranych w młodości utworów zatytułowany Pieśni ludowe Rusi Halickiej i Węgierskie. Otrzymał za tę pracę złoty pierścień z rubinami i brylantami oraz Nagrodę Uwarowowską z gratyfikacją 500 rubli. Władze carskie nadały mu również ordery św. Stanisława I stopnia i św. Anny I stopnia. Zmarł 13 maja 1888 r. w Wilnie i został pochowany na miejscowym cmentarzu prawosławnym. W jego pogrzebie udział wzięli wszyscy najważniejsi przedstawiciele rosyjskiej elity miasta, w tym generał-gubernator

Poszukiwanie przed­ stawicieli narodowego ruchu ukraińskiego wsparcia u władz zaczę­ ło się kierować w stronę Prus lub Rosji. W tych warunkach – zwrot­ nie – zaczęło się rodzić pruskie zainteresowanie i wsparcie dla nacjonali­ zmu ukraińskiego.

moskalofilów nie udało im się tego dokonać, zdecydowali się utworzyć własną organizację. W ten sposób we Lwowie powstała w 1868 r. „Proswita” – organizacja społeczno-oświatowa, która stawiała sobie za cele zwalczanie analfabetyzmu wśród ubogich Rusinów, działanie na rzecz wzrostu ich świadomości narodowej, działalność wydawniczą, prowadzenie chórów, orkiestr, bibliotek, czytelni i świetlic oraz organizowanie i wspieranie ukraińskiego ruchu spółdzielczego. Założyli ją głównie ukraińscy działacze studenccy, m. in.: Anatol Wachnianyn, Mychajło Kossak, dr Kornyło Suszkewycz, a także profesor gimnazjum Pawło Swencickyj. We wrześniu 1868 r. Ministerstwo Oświaty wyraziło zgodę na założenie Towarzystwa „Proswita”, a zebranie założycielskie odbyło się 8 grudnia tego roku w… sali polskiej „Strzelnicy”. Uczestniczyło w nim 65 osób.

Lożę Krajową, uznaną rok wcześniej przez Wielką Lożę Anglii. Dalszy etap pruskiego „upaństwowienia” masonerii nastąpił, gdy 20 października 1798 r. Fryderyk Wilhelm III wydał edykt zakazujący działalności tajnych stowarzyszeń, w tym i wolnomularskich… oprócz Wielkiej Królewskiej Matki Loży „Trzech Globów”, Wielkiej Loży Krajowej Wolnomularstwa Niemieckiego oraz Wielkiej Loży Prus Royal York

Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom Jacek Musiał Karol Musiał

C

zy faktycznie to gazy cieplarniane z wodą na czele odpowiadają za obserwowany wzrost temperatury na podobieństwo „kija hokejowego”, tak jak to zostało przedstawione w Hipotezie Wrocław, czy to tylko koincydencja innych przyczyn – zamierzamy opisać w kolejnych, może mocniejszych nawet hipotezach, konkurencyjnych dla hipotezy „CO2-centrycznej”. W międzyczasie jeszcze będą poruszone nieopisane dotychczas, negatywne oddziaływania gazu ziemnego na środowisko i nasze zdrowie oraz uzupełnione informacje o CO2 i groźnych pomysłach animatorów IPCC zatapiania tego gazu w oceanach. Czy w świetle przedstawionych faktów uczciwe są działania polityków (lobbystów?), którzy próbują narzucić niesprawiedliwe ciężary społeczne w postaci horrendalnych podatków za prawo emisji CO2? Należy przypomnieć, że koszty obciążające fabryki i elektrownie w rozrachunku i tak są przerzucane na ostatecznych konsumentów („Kurier WNET” nr 56 i 57, luty, marzec 2019). To może być i śmieszne, i tragiczne. Czy to jest element nowoczesnej, hybrydowej wojny gospodarczej na wyniszczenie przeciwnika, z włączeniem machiny propagandowej i paranauki? Czy chciwi macherzy od handlu emisjami doraźny, potężny zysk, budowany na półprawdach ekologicznych cenią ponad dobro i zrównoważony rozwój miliardów tych, których powinni traktować jako swoich bliźnich? K *) W Unii Europejskiej, po sprowokowaniu Wielkiej Brytanii do Brexitu i praktycznej marginalizacji londyńskiej giełdy ICE, dominującą giełdą handlującą uprawnieniami do emisji CO2 staje się Giełda EEX w Lipsku (dawne NRD) – European Energy Exchange AG. Giełda ta, poza dotychczasowym, bardzo pożytecznym i niezbędnym zakresem handlu energią elektryczną i gazem ziemnym, przejmuje właśnie handel emisjami CO2, co w perspektywie kilku lat daje możliwość astronomicznego wzrostu obrotów świadectwami z kilkunastu miliardów € do rzędu bilionów € oraz potencjalnej możliwości eliminacji z rynku tych rodzajów energii lub surowców energetycznych, którymi sama aktualnie nie handluje, np. węgla lub ropy naftowej.

Dokończenie ze str. 7

Śląsk przed nocą listopadową w kalkulacjach politycznych Zdzisław Janeczek Eufemia z Zambrzyckich Rybińska, żona gen. Macieja, ostatniego wodza naczelnego powstania, z pięciorgiem dzieci wyjechała na Śląsk, gdzie w Wartenburgu spotkała się z mężem, który zwolniony przez Prusaków z internowania, odbywał podróż do Paryża, dokąd przybył w marcu tego roku. Generałowa Rybińska wyjechała później ze Śląska do Francji w towarzystwie gen. Henryka Dembińskiego. Zdarzały się także przypadki, iż decyzję opuszczenia ojczyzny podejmowali rodowici Ślązacy. Andrzej Żuławski, reżyser filmowy i prozaik, w felietonie Arystokraci, opisując kulisy prac nad filmem Błękitna nuta z Januszem Olejniczakiem w roli Fryderyka Chopina, wspomina właścicieli zamku Puyval w Correzy (gdzie był kręcony film),

Zakończenie

„polskich arystokratów ze Śląska rodem”, których protoplasta zbiegł do Francji po upadku powstania listopadowego. Rodzina ta „przemieszkuje na zamku Puyval od 1831 r., polskie książki, w tym bezcenne wydanie pierwsze, paryskie Mickiewicza, stoją oprawne w białą skórę na wilgnących półkach wspaniałej biblioteki”. Na biurku gos­ podarza Puyval stoi ramka, w którą oprawiono list pisany przez najsłynniejszego wykonawcę muzyki Fryderyka Chopina, Ignacego Paderewskiego, adresowany do właściciela zamku przed osiemdziesięciu laty. Potomkowie entuzjasty polskiego powstania 1830/1831 r. na zawsze pozostali we Francji, przechowując pieczołowicie pamiątki przeszłości i zachowując świadomość swojego pochodzenia.

Pamiętnik księcia Ludwika Anhalta z lat 1812–1813

Po każdym powstaniu władze zwiększały na prusko-rosyjskiej granicy śląskiej liczbę pieszych i konnych strażników granicznych, ale mimo to wiadomości, emisariusze i zakazana literatura przechodziły nadal w obydwie strony. Wbrew woli władz zaborczych, przez Śląsk do kraju napływała zarówno literatura piękna, jak i polityczno-społeczna oraz naukowa, w niewielkim stopniu także religijna. W pierwszych latach po powstaniu listopadowym ośrodkiem przerzutowym książki emigracyjnej było utrzymujące bliskie kontakty z Wrocławiem Drezno, gdzie działali m.in. Klaudyna Potocka i Jan Marcin Bansemer. W organizowaniu przemytu zakazanej literatury przez wolne miasto Kraków do Galicji i Królestwa Polskiego brali udział przedstawiciele firm księgarskich Korna i Bartha we Wrocławiu. Otto Emil Hartmann, rezydent i konsul pruski w Krakowie, wystosował list do ministra spraw zagranicznych Johana Petera Friedricha Ancillona, w którym wskazywał na jeden ze sposobów przesyłania pism ulotnych w butelkach wrzucanych do Wisły. Ancillon natychmiast przesłał nadprezydentowi wrocławskiemu Merck­lowi instrukcję (25 I 1836 r.), która wpłynęła na podjęcie decyzji o obsadzeniu przez wojsko granicy z Wolnym Miastem Krakowem, „aby

ŹRÓDŁO: ZBIORY BIBLIOTEKI ŚLĄSKIEJ W KATOWICACH

w wyniku których zarekwirowano ok. 60 listów, w tym pismo warszawskiego kuratora oświaty w sprawie wyjazdów absolwentów Uniwersytetu Lwowskiego do Rosji (…). Hołowacki protestował przeciwko działaniom policji, twierdząc, iż wyjeżdżający z Austrii nie są przez niego nakłaniani do tej decyzji, a kraj opuszczają legalnie”. Protest wystosował również senat uczelni, jednak Gołuchowski wstrzymał go, a następnie nakazał władzom uniwersytetu przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego. Uzyskał także od premiera Belcrediego potwierdzenie decyzji o tymczasowym zawieszeniu Hołowackiego w prawach profesora. Postępowanie dyscyplinarne na Uniwersytecie Lwowskim zakończyło się przyznaniem racji Hołowackiemu. „W czasie przesłuchania przed (…) komisją duchowny oskarżył (…) tłumacza zarekwirowanych mu dokumentów o świadome sfałszowanie ich przekładu na niemiecki tak, by stworzyć wrażenie agitacji prorosyjskiej. Zwracając się do Niemców zasiadających w komisji (stanowiących w niej większość) argumentował, iż jeśli uniemożliwi się pracę jego katedry, cały uniwersytet zostanie opanowany przez Polaków”. W tym okresie życia Hołowacki doszedł do wniosku, iż jakakolwiek współpraca polsko-ukraińska nie jest możliwa i zapisał prorocze słowa: „Z Polakami nie da się natomiast żyć. Dotąd prowadzono z Polakami zawziętą walkę, nie da się znaleźć z nimi modus vivendi. Ten gordyjski węzeł przetnie chyba rosyjski miecz!”. „W roku 1867 jako reprezentant Rusi Czerwonej Hołowacki udał się do Rosji na wystawę etnograficzną, na którą gromadził eksponaty przedstawiające życie Rusinów galicyjskich. Został przyjęty z wielkim szacunkiem, przedstawiany jako męczennik za sprawę jedności wszystkich narodów wschodniosłowiańskich”. 11 maja uczestniczył w Świętej Liturgii w soborze św. Izaaka w Petersburgu. Rozmawiał z metropolitą petersburskim Izydorem, a 14 maja spotkał się z samym carem

wileński Iwan Kochanow. Obecna była również delegacja [moskalofilów – S.O.] z Galicji, która złożyła na grobie wieniec z napisem „Swemu Łomonosowowi od Rusi Czerwonej”. Tak zakończyła się droga życiowa jednego z twórców Ruskiej Trojcy, która zapoczątkowała formowanie się nowoczesnego narodu ukraińskiego…

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

Jakub Teodorowicz Hołowacki

Aleksandrem II. Wiedział, że jest obserwowany przez agentów austriackich, ale wygłosił kilka przemówień, „których myślą przewodnią była jedność ziem dawnej Rusi Halickiej i Rosji. Zapewniał, iż ludność Galicji pragnie zjednoczenia z Imperium Rosyjskim”. Po powrocie do Galicji został ponownie oskarżony przez prasę o nielojalność wobec władz austriackich. Pojawiły się też pogłoski, że już otrzymał propozycję pracy na uniwersytecie w Petersburgu lub Odessie. W takiej atmosferze Hołowacki przeniósł się z rodziną ze Lwowa w góry pod Kołomyją. „Podjął ostateczną decyzję o emigracji do Rosji. Był przy tym przekonany, iż aneksja Galicji do tego kraju jest sprawą przesądzoną i nastąpi najpóźniej w ciągu dekady”. W Wilnie 31 lipca 1868 r. cała rodzina Hołowackich złożyła „w cerkwi św. Mikołaja przysięgę na obywatelstwo rosyjskie”, a po zrzeczeniu się przez Hołowackiego święceń kapłańskich, „7 września w Soborze Zaśnięcia Matki Bożej Hołowaccy dokonali przed ks.

PSZCZYNA, MUZEUM ZAMKOWE

ŹRÓDŁO: WIKIPEDIA

Dokończenie ze str. 9

Aleksander Colonna Walewski, syn Napoleona I i Marii Walewskiej, polityk, dyplomata, powstaniec listopadowy, w latach 1855–1860 minister spraw zagranicznych Francji, minister kultury i sztuki Francji, kuzyn cesarza Napoleona III

w ten sposób przeszkodzić przechodzeniu polskich uciekinierów zatrzymujących się w Krakowie”. Podjęte środki ostrożności miały także zapobiec nielegalnemu przekraczaniu granic przez polskich emigrantów. Doświadczył tego m.in. Jan Franciszek Kołosowski, weteran 1831 r. i żołnierz 13 Pułku Ułanów, który w 1848 r. zmierzał do Galicji, a musiał się zatrzymać we Wrocławiu. Mimo istnienia słupów granicznych, Śląsk utrzymywał ścisłą łączność z Krakowem i Królestwem Kongresowym. Przyłączenie do Prus Wielkopolski utrwaliło jego związek z Poznaniem. O Walentym Stefańskim władze pruskie wiedziały, że czynił przygotowania do powstania nie tylko w Polsce, ale i we Wrocławiu. Szczególnie silne było oddziaływanie Wielkopolski

na Śląsk pod względem kulturalnym i ideowym. Równocześnie ze starszym pokoleniem, stowarzyszonym w Związku Kosynierów, wielkopolska młodzież akademicka zorganizowała się na Uniwersytecie Wrocławskim, tworząc „Polonię”. Grunt pod działania związane z ruchem niepodległościowym przygotowało m.in. powstanie listopadowe, które zyskało wielu sympatyków dla sprawy polskiej na Śląsku. Świadczy o tym spotkanie Karola Holteia z polskimi studentami (m.in. Wojciechem Cybulskim) osadzonymi w twierdzy świdnickiej za udział w powstaniu 1831 r. Do tej niezwykłej wizyty doszło za aprobatą straży więziennej 19 III 1834 r. po zakończeniu przedstawienia sztuki o T. Kościuszce pt. Der alte Feldherr Taddeus. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

12

W

róćmy zatem do początku: Pan Bóg stworzył świat według przemyślnego schematu. W pierwszych trzech dniach oddzielał kolejno światło od ciemności, wody powietrzne od morskich oraz lądy od wód. Potem, w następnych trzech dniach, wypełniał ziemię światłem dziennym i nocnym, stworzeniami fruwającymi i pływającymi, i wszelkimi innymi istotami żywymi. Pośród nich szczególnie zostali wyróżnieni mężczyz­ na i kobieta, stworzeni szóstego dnia na obraz i podobieństwo Boże. Zostali oni pobłogosławieni, a jednocześnie powołani do zaludniania ziemi oraz panowania nad nią. Na koniec nastał jeszcze dzień siódmy – wypoczynku po całym tygodniu pracy. Drugi biblijny opis stworzenia uszczegóławia pojawienie się na ziemi Adama. Został on ulepiony z prochu ziemi i osadzony w Edenie. Jednak to nie uszczęśliwiało go w pełni. Dlatego Pan Bóg sprawił, że zapadł w głęboki sen i z jego żebra utworzył niewiastę. Kość ta ma swoje znaczenie jako ochraniająca serce, kojarzone z życiem i miłością. Nazwanie pierwszej pary ludzi z hebrajskiego „Isz” oraz „Isza” oznacza w najprostszym tłumaczeniu: męża i mężatkę. W opisie ich stworzenia ważna jest także wzmianka o tym, że człowiek opuszcza swoich rodziców i łączy się z żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Podkreślona jest też intymna nagość pierwszej pary małżeńskiej. Wreszcie – nabywa znaczenia owo drzewo z owocami poznania dobra i zła. Otóż kusiciel, wcześniej pozbawiony łask Bożych, z zazdrości wkrada się pod postacią węża do rajskiego ogrodu i podejmuje dialog z niewiastą. Już w pierwszym zdaniu zawiera kłamstwo, sugerując pytaniem: Czy to prawda, że Pan Bóg zakazał im spożywania owoców ze wszystkich drzew? Kobieta wyjaśnia, że tylko z tego rosnącego na środku ogrodu. Kusiciel drąży temat i przekonuje ją o rzekomym nabyciu mądrości równej Stworzycielowi, jeśli tylko skosztuje się owocu z tego zakazanego drzewa poznania dobra i zła. Ewa daje posłuch szatanowi i namawia mężczyznę do zerwania owocu. I rzeczywiście pierwsi rodzice poznają zło. Dotąd znali tylko dobro. Po wykroczeniu odczuwają wstyd ze swojej nagości i przepasują się liśćmi drzewa figowego. Jest to zresztą pierwsza roślina wymieniona z nazwy w Biblii.

różnorodność indywidualnych doświadczeń stanowi wartość i dla jednostki, i dla społeczeństwa. Lecz to, co brzmi świetnie w teorii, wymyka się często spod kontroli w praktyce. I właśnie dzisiejszy kryzys tożsamości osób młodszego pokolenia jest efektem praktycznego wprowadzenia filozofii postmodernistycznej, która drastycznie przekształciła sposób myś­lenia o świecie. Okres dojrzewania jest kluczowym momentem w życiu człowieka, ponieważ to właśnie wtedy następuje świadoma autorefleksja. Jest to czas zmian i trudnych decyzji. Jeśli w tym okresie młody człowiek nie jest w stanie uporządkować i określić rzeczy dla niego najważniejszych oraz celów, do których chce dążyć, zaczyna żyć w tak zwanym „zawieszeniu”. Staje się podatny na presje zewnętrzne i niezdolny do dokonywania wyborów. Szczególnie dzisiaj, w obliczu wszechobecnych pokus oraz trendów propagujących hedonistyczny (rozrywkowy) i konsumpcyjny styl życia, bez ukształtowania stabilnej i dojrzałej tożsamości młody człowiek trwa w ciągłym niepokoju, błąkając się bez celu. Bierze udział w wyścigu szczurów, porównując się do innych, których „ja” okazuje się równie niejednoznaczne i rozmyte.

Autorzy poradnika Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego (APA) opisali tradycyjną wizję męskości jako wyjątkowo szkodliwą, a nawet „tok­ syczną”. Do jej cech zaliczają: domi­ nację, agresję, rywalizację oraz... sto­ icyzm (!). Według APA „szkodliwa” u mężczyzn jest też samodzielność.

O

Tożsamość dzisiejszej młodzieży w ponowoczesnym labiryncie Iga Stępień

W

RYS. WOJCIECH SIWIK

yjątkowo wyraźna jest dzisiaj u młodych ludzi tendencja do poszukiwania i czerpania poczucia wartości z zewnątrz – oczekiwanie akceptacji czy też aprobaty ze świata zewnętrznego. Nie można jednak się temu dziwić, bo jak młody człowiek może podjąć się budowania tożsamości wedle osobistej, wewnętrznej oceny, jeśli żyje w świecie opartym na moralnym chaosie? Jesteśmy bombardowani ze wszystkich stron nadmiarem informacji, które często stoją ze sobą w sprzeczności. Rzeczywistość zdaje się labiryntem pełnym krętych dróg i ślepych zaułków, gdzie zanika znaczenie i spójność, a rządzi przypadek i niespodzianka. Nie wiadomo, która droga i postawa jest „właściwa”. Zaburzone zostały opozycje, takie jak dobro/zło, piękno/ brzydota, prawda/fałsz, które dzisiaj coraz trudniej rozróżnić. Następuje

W kalendarzu wymieniani są 24 grudnia, a więc w wigilię Bożego Narodzenia. Nie jest to przypadkowe, gdyż to właśnie pierwsi lu­ dzie pośrednio przyczynili się do przyjścia na ziemię Syna Bożego. Protoewangelia zo­ stała już przecież ogłoszona na pierwszych stronach Pisma Świętego, czyli w drugim i trzecim rozdziale Księgi Rodzaju.

Adam i Ewa Barbara Maria Czernecka

Wąż zostaje przez Boga przeklęty i zagrożony wrogością potomka Niewiasty, który zmiażdży mu głowę. I w tym właśnie fragmencie egzegeci dopatrują się zapowiedzi Mesjasza narodzonego z Dziewicy, który ostatecznie pokonuje szatana. Najświętsza Maryja Panna staje się zaś największą nieprzyjaciółką złego ducha. Nadanie pierwszej kobiecie imienia Ewa podkreśla, że jest ona pramatką

pomieszanie i zrównanie wszystkiego ze wszystkim. Bez wyodrębnienia tego, co warte zachodu i starań, trudno o jakikolwiek rozwój. W końcu charakter buduje się w procesie oceniania i wyboru. Jak więc można kształtować tożsamość bez systemu wartości, który porządkuje i wprowadza ład w nasze myśli, doświadczenia, uczucia oraz interakcje ze światem? Co pozwoli młodemu człowiekowi ukierunkować wolę i dążyć do jakiegoś celu?

„Ja” w chaosie

FOT. Z ARCHIWUM AUTORKI

W

niestabilnym okresie dorastania ogromne znaczenie ma wypracowanie przez młodego człowieka indywidualnego systemu wartości. Nie chodzi tu wyłącznie o odpowiedź na pytanie „kim jestem”, a o adekwatne usytuowanie siebie w aktualnej rzeczywistości społecznej. Do zdrowego rozwoju tożsamości potrzebna jest czytelna, przewidywalna i stabilna przestrzeń życiowa. Wiele wskazuje na to, że do dzisiejszego kryzysu tożsamości młodych ludzi przyczynia się przede wszystkim właśnie brak stabilizacji zewnętrznego świata, czy wręcz panujący w nim chaos. Podczas takiego kryzysu człowiek doznaje nieprzyjemnych uczuć: zniechęcenia, lęku i dezorientacji. Kryzys tożsamości charakteryzuje się rozmyciem granic „ja” i zagubieniem. Dzisiejsze czasy, nazywane ponowoczesnością, stanowią dla młodego człowieka wyjątkowo trudny grunt do stworzenia jakichkolwiek podstaw tożsamości. O ile trudno jest zrekonstruować zagubioną tożsamość, tym trudniej musi być ją w ogóle zbudować w świecie, który właśnie na dezorientacji i dezorganizacji się opiera. Odnosząc się do dzisiejszej ponowoczesnej rzeczywistości, nie da się pominąć postmodernizmu, czyli powojennej filozofii XX wieku, która zdominowała współczesne myślenie i, przede wszystkim, obecny sposób życia w świecie. Dla kogoś, kto pierwszy raz ma styczność z ideą postmodernizmu i dekonstrukcji (mimo że żyje w dekonstruowanym świecie), jej założenia mogą wydawać się co najmniej niejasne. Znamienne są dla niej różnorodne i rozbieżne idee. Najtrudniejszym wyzwaniem dla dzisiejszej młodzieży zdaje się być nauka nawigacji po takim zdekonstruowanym i zdestabilizowanym świecie. Postmodernizm (w wielkim skrócie) opiera się na płynnej i zrelatywizowanej rzeczywistości (traktującej wartości, postawy i opinie jako względne, bo zależne od indywidualnych odczuć), gdzie odrzucane są stabilne tradycyjne wartości oraz jasne reguły. Warto oczywiście patrzeć na problemy z wielu perspektyw, bo wielość opinii oraz

KURIER·ŚL ĄSKI

wszystkich ludzi, na których spadło dziedzictwo grzechu pierworodnego. W następstwie aktu nieposłuszeństwa Stwórcy, czyli grzechu pierworodnego, Adam i Ewa ponoszą konsekwencje utraty przyjaźni z Bogiem: zostają wygnani z Raju, a ich życie jest odtąd napiętnowane mozołem, cierpieniem i śmiercią. Wejścia zaś do ogrodu, gdzie rośnie drzewo życia, strzegą cherubini z mieczami o lśniących ostrzach.

Opis wydarzeń biblijnych ma swoje odzwierciedlenie także w tradycji Świąt Bożego Narodzenia. Drzewo w większości religii i kultur jest utożsamiane z bóstwem i wszechświatem. Zielona choinka stała się dla chrześcijan symbolem narodzin Jezusa Chrystusa – źródła życia wiecznego. Stosowanie jej jako bożonarodzeniowej ozdoby zapoczątkowali Niemcy. Podobno ulubioną świąteczną czynnością Marcina Lutra było zapalanie na niej świeczek. Jednak pierwsze wzmianki o takim stroiku datuje się na wiek XVII. Rozpropagowali ją właśnie protestanci. Potem zwyczaj ten przejęły kolejne kraje Europy. W Polsce bożonarodzeniowe drzewko zastąpiło wcześniej stosowaną dekorację w postaci podłaźnika, zwanego także jutką lub wiechą. Właśnie choinka jest symbolem biblijnego rajskiego drzewa poznania dobra i zła. Podobno Zbawiciel dokonał ziemskiego żywota dla odkupienia naszych win na krzyżu z drzewa iglas­ tego – czarnej sosny. Bombki na jodle, świerku czy sośnie przypominają o owocach zakazanych, a łańcuch wyobraża węża z Edenu. Lampki zapala się, aby pamiętać, że to właśnie Chrystus jest światłością świata. Gwiazda na szczycie wskazuje na gwiazdę betlejemską, prowadzącą do Dzieciątka Bożego Mędrców ze Wschodu. Inne choinkowe i świąteczne ozdoby również są symbolami, np. orzechy – dobrobytu; dzwonki – dobrych nowin; jemioła – pojednania; anioły – opieki nad domostwem; jabłka – owoców rajskiego drzewa poznania dobra i zła. Bożonarodzeniowe drzewko ucieleśnia więc wiele z tego, co zostało zapoczątkowane w biblijnym Edenie. Symbolizuje też poniekąd tęsknotę ludzi za utraconym Rajem. Święta przeżywane religijnie obrazują ową protoewangelię o Mesjaszu. Wszak ona w Nim się spełniła. Dzieje stworzenia świata i pierwszych ludzi wieńczy właśnie Boże Narodzenie, które zapoczątkowało głoszenie Dobrej Nowiny o Chrystusie po wszystkie krańce ziemi. Wtedy też historycznie zaczęła się nasza era. Jezus stał się „nowym Adamem”, który istoty myślące wyzwolił z przekleństwa grzechu pierworodnego. Najświętsza Maryja Panna, Bogarodzica, naprawiła bowiem to, co zepsuła Ewa – pramatka ludzkości. K

drzucenie spójnych, zhierarchizowanych wartości, na podstawie których można dokonać oceny świata, pozostawia młodego człowieka samemu sobie, niczym na środku głębokiego jeziora. A tych, którzy powinni nauczyć go pływać, pozbawiono autorytetu lub utracili go sami. Uświadamianie, że warto podejmować wyzwania i brać za nie odpowiedzialność, jest tak samo potrzebne, jak wspieranie rozwoju kręgosłupa moralnego młodego człowieka. Lecz to stoi w kontrze do promowanego współcześnie stylu życia, opartego na natychmiastowej gratyfikacji, uzyskanej bez jakiegokolwiek wysiłku. Zewnętrzny świat bezustannie blokuje osiągnięcie wewnętrznej integralności, która prowadziłaby do poczucia harmonii. Wygląda na to, że obecnie liczą się wartości materialne, nie rozwój człowieczeństwa. I wiele również wskazuje na to, że nie bez przyczyny dzisiejszym światem rządzą emocje. Otwarcie propaguje się odejście od obiektywizmu i logiki na rzecz subiektywnych odczuć. Zdarza się to nawet tak szanowanym instytucjom, uchodzącym za autorytet, jak Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, czyli APA (American Psychological Association) – jedno z najbardziej wpływowych stowarzyszeń naukowych i zawodowych psychologów w Stanach Zjednoczonych. W 2018 roku APA wydało poradnik praktyki psychologicznej wobec mężczyzn i chłopców, w którym zawarte są między innymi definicje płci społecznej (gender), ideologii męskości, męskich przywilejów oraz opresji. W kulturze zachodniej faktycznie obserwujemy pewien kryzys męskości. Rola społeczna

mężczyzny uległa załamaniu, przez co zmuszony jest on do rekonstrukcji swojej tożsamości. Nie jest to łatwe zadanie dla młodych mężczyzn. Autorzy poradnika APA opisali bowiem tradycyjną wizję męskości jako wyjątkowo

Młody człowiek bierze udział w wyścigu szczu­ rów, porównując się do innych, których „ja” okazuje się równie nie­ jednoznaczne i rozmyte. szkodliwą, a ostatnimi czasy zaczęto nawet określać ją mianem „toksycznej”. Do jej cech zaliczają: dominację, agresję, rywalizację oraz... stoicyzm (!). Ale czy właśnie filozofia stoicyzmu nie byłaby idealnym rozwiązaniem problemu wszechobecnego chaosu i histerii?

W

edług stoicyzmu człowiek powinien umieć zachować powagę i trzeźwość umysłu oraz dążyć do równowagi duchowej, kontrolując swoje popędy. Stoik osiąga szczęście przez bycie cnotliwym i przez „wewnętrzną dyscyplinę moralną, sumienne spełnianie obowiązków oraz odcięcie swoich emocji od zdarzeń zewnętrznych, czyli utrzymywanie stanu spokojnego szczęścia niezależnie od zewnętrznych warunków”. Stoik to człowiek o wewnętrznej integralności i silnej woli, znający swoją wartość, nie lękający się. Ale to przecież wyjątkowo niemodna postawa w dzisiejszym świecie... Ponadto według APA „szkodliwa” u mężczyzn jest też samodzielność. Tymczasem dla młodego człowieka w chaosie dezorientujących informacji i pokręconym labiryncie ponowoczesności postawa „samodzielnego stoika” mogłaby się okazać zbawienna. K Iga Stępień urodziła się w 1992 r. w Kato­ wicach. Ukończyła studia w Wielkiej Bry­ tanii na University of the Arts, London oraz Plymouth College of Art. Studiowała produkcję filmową i telewizyjną oraz orga­ nizację eventów. Jest absolwentką studiów magisterskich Uniwersytetu Śląskiego na kie­ runku kulturoznawstwo, filmoznawstwo i wiedza o mediach. Specjalizuje się w awan­ gardzie filmowej, zajmuje motywem pamięci oraz transcendencji w kinie i organizuje festiwale filmów niezależnych.

Drakońskie podwyżki w Bielsku-Białej uchwalane drakońskimi metodami Rajmund Pollak

P

amiętam, jak w czasach komuny ZOMO pałowało protestujących przeciw podwyżkom cen. A jak wczoraj postąpił apologeta Okrągłego Stołu, chełpiący się swoją opozycyjnością Przewodniczący Rady Miasta Bielsko-Biała Janusz Okrzesik? Cały Ratusz był od rana wypełniony funkcjonariuszami Straży Miejskiej uzbrojonymi w czarne pały i paralizatory elektryczne! Gdy Przewodniczący odczytał projekt uchwały o drastycznej podwyżce podatku od nieruchomości, a Pan Prezydent Klimaszewski z władczą gorliwością uzasadniał, że to dla dobra mieszkańców, zaprotestowałem, stwierdzając, że jako mieszkaniec jestem przeciwny takiej podwyżce. Stolarz okrągłostołowy, pełniący obecnie jedną z najwyższych funkcji w mieście, natychmiast doniósł Straży Miejskiej, że ma uciszyć wszelkie protesty. Otrzymałem słowne ostrzeżenie od samego Sekretarza Miasta, że mam być cicho, bo w programie Sesji z dnia 19 XI 2019 roku nie ma punktu dotyczącego jakichkolwiek protestów przeciw podwyżkom cen! W następnym punkcie programu Pan Janusz Okrzesik z posłuszną mu większością Rady Miejskiej uchwalił następne podwyżki – tym razem podatku od środków transportu dla przedsiębiorców, które w praktyce uderzą w małe firmy. Gdy z kolei wiceprezydent Bielska-Białej wciskał radnym (bezradnym?) ciemnotę o konieczności niemal stuprocentowej podwyżki opłat za wywóz śmieci, uzasadniając to wymogami postawionymi rzekomo przez Rząd RP, ośmieliłem się głośno stwierdzić, że czytałem przedmiotowy akt prawny i nie ma tam wymogu stuprocentowej podwyżki cen! Wtedy Przewodniczący Janusz Okrzesik wydał Prezydentowi Miasta ustne polecenie, że ma zarządzić rozwiązanie siłowe. Jarosław Klimaszewski, jako polityk lojalny wobec stolarzy Okrągłego Stołu, natychmiast wydał

rozkaz do podjęcia szturmu na galerii. Zostałem brutalnie zaatakowany przez czterech uzbrojonych funkcjonariuszy Straży Miejskiej Bielska-Białej, z których trzech unieruchomiło mi ręce, a czwarty wskoczył mi na plecy i zaczął mnie przyduszać, zakładając nelsona jak w klatkach walki MMA. Żaden radny (bezradny?) nie zaprotestował przeciwko przyduszaniu przez młodego zapaśnika bądź co bądź 66-letniego dziadka i zostałem półżywy wyniesiony z galerii na korytarz. Gdyby nie Sek­ retarz Miasta, którego obecność nie pozwoliła mnie zadusić, pewnie nie byłbym w stanie dzisiaj napisać tego artykułu. Gdy złożyłem skargę do Komendanta Straży Miejskiej na bezprawne przyduszanie, usłyszałem w odpowiedzi: „Ten strażnik posiada aktualne badania psychologiczne”! Po wyprowadzeniu mnie z galerii, Rada Miasta Bielska-Białej uchwaliła w spokoju i pełnej harmonii drastyczną, niemal stuprocentową podwyżkę opłat za wywóz śmieci, a strażnik, który mnie przyduszał, śmiał się ze mnie do rozpuku! Gdy zapytałem w przerwie tzw. obrad Przewodniczącego Janusa Okrzesika, czy zna inne argumenty merytoryczne poza rozkazywaniem Straży Miejskiej użycia siły, zamiast odpowiedzieć, podbiegł on do funkcjonariusza Straży Miejskiej z pytaniem: Czy mógłby Pan przywrócić spokój? Trafił jednak na inteligentnego mundurowego, który udał, że nie słyszy donosu, a gdy stolarz okrągłostołowy oddalił się, funkcjonariusz podszedł do mnie i powiedział mi na ucho, że on też jest przeciwny tym podwyżkom, ale nie może mówić o tym głośno, bo od razu wyleciałby z roboty! Zatem mamy okrągłostołową demokrację w Bielsku-Białej, a kto jest przeciwko podwyżkom cen, to albo go wyrzuci z Ratusza Straż Miejska, albo mu zakneblują usta groźbą wyrzucenia z pracy! K




Nr 66

W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I

K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R

Grudzień · 2O19 W

n u m e r z e

Polski kieł narwala

Jolanta Hajdasz

A

Z

E

T

A

NN

II

EE

CC

O O

D D

ZZ

II

EE

N

N

A

„Blokowanie odbudowy Pomnika Wdzięczności w godnym dla Poznania miejscu jest smutnym symbolem dzisiejszych czasów. Idzie o to, jaka ma być Polska, na jakich wartościach ma się opierać!” Mocne słowa arcybiskupa Stanisława Gądeckiego w 80-lecie zburzenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa w Poznaniu. 2

Z

inicjatywy Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu 9 listopada w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Floriana w Poznaniu odbyła się ekspiacyjna Msza św. za profanację, jaką było zburzenie przez Niemcy Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa w październiku i listopadzie 1939 roku. W homilii abp Stanisław Gądecki przypomniał tragiczne i przerażające dla ówczesnych mieszkańców Poznania okoliczności zburzenia Pomnika oraz podkreślił, że także dzisiaj są ludzie, dla których odbudowany pomnik byłby „niebezpiecznym symbolem chrześcijańskiego i polskiego ducha”. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski podczas modlitwy ekspiacyjnej w 80. rocznicę zburzenia przez hitlerowców Pomnika Wdzięczności przypomniał, że obecne władze Poznania, którego prezydentem jest Jacek Jaśkowiak, „blokują odbudowę pomnika”. „Blokowanie odbudowy Pomnika Wdzięczności w godnym dla Poznania miejscu jest smutnym symbolem dzisiejszych czasów. Krótko mówiąc, idzie o to, jaka ma być przyszła Polska, na jakich wartościach ma się opierać” – mówił abp Gądecki. Metropolita poznański przypomniał, że monument poświęcony w 1932 r. przez kard. Augusta Hlonda był wotum wdzięczności za odzyskanie przez Polskę niepodległości. „Poznański pomnik projektu architekta Lucjana Michałowskiego, mający postać łuku triumfalnego, robił duże wrażenie swoim monumentalnym rozmiarem i bogatą ornamentyką. W latach 30. minionego wieku ten pomnik stał się sercem miasta Poznania, odbywały się przy nim liczne uroczystości religijne i patriotyczne, u jego stóp modlili się poznaniacy i goście odwiedzający miasto” – mówił abp Gądecki. Od początku II wojny światowej pomnik stał się w oczach najeźdźców na tyle niebezpiecznym symbolem chrześcijańskiego

W

Każda profanacja obraża Boga Jolanta Hajdasz

i polskiego ducha, że Niemcy postanowili go natychmiast zburzyć. „Nim jednak do tego doszło, w okolicach pomnika dyżurowały hitlerowskie bojówki, które biły przyklękających przed Chrys­ tusem przechodniów, nie odpuszczając nawet tym, którzy choćby uchylili przed statuą czapkę” – mówił abp Gądecki. „Figurę przetopiono na kule armatnie. Z figury Chrys­ tusa wyrwano szczerozłote serce, dar wielkopolskich matek. Poznaniacy byli

przerażeni tą profanacją” – przypomniał działania hitlerowców metropolita poznański. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski podkreślił, że profanacja oznaczała odebranie pomnikowi świętego charakteru. „Profanacja jest obrazą Boga, dlatego należy dokonać aktu przebłagania. Zazwyczaj gest ekspiacji oznacza modlitwę o to, by Pan Bóg dał winowajcy łaskę skruchy i nawrócenia. Winowajcy jednak już nie żyją. Syn zginął

w wypadku samochodowym, ojciec został powieszony” – mówił abp Gądecki, nawiązując do losów namiestnika Rzeszy w Kraju Warty Arthura Greisera i jego syna Eckhardta, który osobiście nadzorował zniszczenie pomnika. „Nasza ekspiacja polegać więc będzie na wynagradzaniu Bogu – poprzez uczynki pokutne, modlitwę, post, jałmużnę lub służbę potrzebującym – za grzechy tych Niemców, którzy zniszczyli Pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa. Na wynagradzaniu Bogu za grzechy tych wszystkich, którzy dzisiaj mają tego samego, bezbożnego ducha” – mówił abp Gądecki. Po Mszy św. wypełniający kościół wierni odmówili Litanię do Serca Pana Jezusa, a potem obecne na Mszy św. delegacje składały kwiaty przed figurą Chrystusa z odbudowywanego Pomnika. W imieniu parlamentarzystów uczynił to poseł Tadeusz Dziuba, kwiaty złożyli przedstawiciele wojewody poznańskiego oraz minister Jadwigi Emilewicz, a także m.in. delegacja Społecznego Komitetu Odbudowy pomnika Wdzięczności, Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Poznańskiego Klubu Gazety Polskiej im. gen. Aleksandra Błasika i Klubu Gazety Polskiej z Nowego Tomyśla. W wygłoszonym przed Pomnikiem Wdzięczności przemówieniu prof. Stanisław Mikołajczak, przewodniczący Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności, powiedział m.in.: „ Jest smutną i upokarzającą dla nas wszystkich okolicznością to, iż władze Poznania nie zezwoliły nawet na postawienie tej figury na cokole. Tu, przy kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Floriana przy ulicy Kościelnej, figura jest przechowywana jako materiał budowlany, bo tak bardzo władze Poznania bały się, by nie pojawił się w naszym mieście nowy pomnik religijny. Ale my nie poddamy się i nadal będziemy robić wszystko, by ten Pomnik w Poznaniu odbudować”. Zebrani odpowiedzieli mu oklaskami. K

Homilia abp. Stanisława Gądeckiego, wygłoszona w czasie Mszy św. w 80-lecie zburzenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa w Poznaniu 9 listopada 2019 r.

dniu dzisiejszym gromadzimy się na Eucharystii, w osiemdziesiątą rocznicę zburzenia Pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa w Poznaniu. W takich okolicznościach cisną się na usta słowa z Księgi Powtórzonego Prawa: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6,4–5). Każdy z nas potrzebuje odniesienia się do serca, do jakiegoś centrum życia, źródła prawdy i dobroci, z którego może czerpać w zmieniających się różnych sytuacjach i trudach codzienności. Każdy z nas, gdy przystaje w ciszy, potrzebuje poczuć nie tylko bicie własnego serca, ale – jeszcze głębiej w swoim wnętrzu – pulsowanie niezawodnej obecności, wyczuwalnej zmysłami wiary. Potrzebuje realnej obecności Chrystusa, czyli „Serca świata”. Spoglądając w to Serce świata – pisał św. Jan Paweł II – „serce człowieka uczy się poznawać prawdziwy i jedyny sens własnego życia, uczy się swego przeznaczenia, rozumienia wartości prawdziwie chrześcijańskiego życia, uczy się strzec przed ułomnościami ludzkiego serca, łączenia synowskiej miłości wobec Boga z miłością bliźniego. Tak oto – a jest to prawdziwe zadośćuczynienie, którego oczekuje Serce Zbawiciela – na ruinach nienawiści i przemocy będzie mogła powstać cywilizacja Serca Chrystusa” (Orędzie do Towarzystwa Jezusowego, 5 października 1986 r.; „L’Osservatore Romano”, wyd. polskie 10/1986, s. 25). W ten sposób na

ruinach nienawiści i przemocy będzie mogła powstać cywilizacja Serca Chrystusowego.

Budowa pomnika Zrozumieli to polscy biskupi, gdy – w obliczu bolszewickiego najazdu w 1920 roku wydawało się, że dla Polski nie ma już żadnego ratunku – zgromadzeni na Jasnej Górze oddali naszą Ojczyznę Najświętszemu Sercu Jezusa (27.07.1920). W odpowiedzi na to ówczesny papież Benedykt XV – w liście do kardynałów Aleksandra Kakowskiego i Edmunda Dalbora – napisał:

w tamtym czasie odosobniona. Była ona fragmentem ogólnonarodowego zrywu wdzięczności dla Serca Bożego. Idea budowy zrodziła się w 1920 roku na Zjeździe Katolickim, a urzeczywistniona została – po 12 latach – w roku 1932. Społeczeństwo Poznania, Wielkopolski i Kresów Zachodnich II RP zebrało fundusze i ufundowało ten pomnik. Został on odsłonięty dnia 30 października 1932 roku. Sama uroczystość odsłonięcia miała imponujący przebieg. Owej jesiennej niedzieli Poznań przybrał niezwykle odświętny wygląd. Udekorowane domy, girlandy na ulicach. Dzień rozpoczął się od nabożeństw we

Poznaniacy byli przerażeni tą profanacją. Powszechnie wyrażano opinie, że sprawców tak haniebnego czynu nie ominie kara. Kiedy kilka miesięcy później – w wypadku samochodowym pod Międzychodem – zginął Echardt Greiser,a po wojnie powieszono Arthura Greisera, ludzie dostrzegali w tym palec Boży. „Zaiste powzięliście zamiar najpożyteczniejszy, jak nigdy; cóż bowiem można wynaleźć zbawienniejszego w tym przewrocie wszechrzeczy, jak wzmożenie miłości Pana Jezusa, który stanowi obronę i mocną podstawę każdej Rzeczypospolitej”. Temu zintensyfikowaniu miłości do Boga i Ojczyzny służyło później wzniesienie pomnika Najświętszego Serca Jezusowego w Poz­naniu. Poznańska inicjatywa nie była zresztą

wszystkich kościołach miasta. Po ich zakończeniu rzesze wiernych skierowały się na plac przed zamkiem, szybko wypełniając go po brzegi i wszystkie przyległe do niego ulice. U stóp pomnika i dookoła postaci Chrystusa przyciąga oczy powódź zieleni i kwiatów i las barwistych sztandarów – relacjonował wtedy „Przewodnik Katolicki”. Uroczystościom przewodniczył prymas kard. August Hlond w asyście

licznych biskupów, setek księży, posłów, senatorów, władz miasta i województwa poznańskiego, przedstawicieli dziesiątek organizacji katolickich, samorządowych, gospodarczych i młodzieżowych oraz wojska. Odsłonięciu pomnika towarzyszyły fanfary i salut z 21 salw armatnich. Goście uroczystości byli pod głębokim wrażeniem rozmachu, powagi i siły tej uroczystości. Poznański pomnik – projektu architekta Lucjana Michałowskiego – mający postać łuku triumfalnego, robił duże wrażenie swoim monumentalnym rozmiarem i bogatą ornamentyką. Na przedniej stronie dominowała – sześciometrowej wysokości – postać Najświętszego Serca Pana Jezusa, wykonana z brązu w Zakładach Cegielskiego. Na pomniku zaś widniał napis: „Sacratissimi Cordi – Polonia Restituta” (Najświętszemu Sercu – Odrodzona Polska). W latach 30. minionego wieku ten monument stał się sercem miasta Poznania. Przy nim odbywały się liczne uroczystości religijne i patriotyczne. U jego stóp modlili się poznaniacy i goście odwiedzający to miasto. Latem 1937 roku Poznań gościł Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla. Plac przed pomnikiem był wówczas naturalną scenerią dla nabożeństw i uroczystości towarzyszących temu doniosłemu wydarzeniu. Na podwójną rolę tego monumentu zwrócił później uwagę święty Jan Paweł II podczas spotkania z młodzieżą w Poznaniu w 1997 roku: „Tu, na tym miejscu, na placu Adama Mickiewicza, stał kiedyś pomnik Najświętszego Serca Dokończenie na str. 3

O demografii i polityce Gdy porównać rok 1978 i Polskę dzisiejszą, widać wyraźnie, że to nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. Państwo może tu zrobić niewiele, choć naturalnie rozpoczęte przez PiS programy warto kontynuować. Henryk Krzyżanowski o wpływie trendów kulturowych na demografię.

2

Ofiar wołanie (II) W Wielkopolsce Niemcy stworzyli jakby doświadczalny poligon zadawania śmierci, powtarzany w kolejnych miejscach. „Polskie Katynie” wołają przynajmniej o wspomnienie. A trzeba się spieszyć, bo mamy przecież do czynienia z ostrą kampanią postprawdy i celowego odwracania koła dziejów – przypomina Dariusz Brożyniak.

3

Zabójstwo Jarosława Ziętary. Proces ochroniarzy – podsumowanie roku 2019 „Proces ochroniarzy” to potoczna nazwa toczącej się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu sprawy. Było to jedyne morderstwo dziennikarza w Polsce po 1989 roku. W roku 2019 odbyło się 15 posiedzeń sądu. Aleksandra Tabaczyńska podsumowuje wznowiony po latach proces.

4

Remis ze wskazaniem Chyba wszystkich przebił muzyk Michał Urbaniak: „Sytuacja jest trudna i bardzo radykalna. Myślę sobie czasem, czy rozbiory nie były najlepszym rozwiązaniem wobec tego kraju i mówię to z całą odpowiedzialnością”. Jan Martini o układzie i wpływach sił politycznych i opiniotwórczych w Polsce.

5

Polskie krzyże Odwiedzam groby na miejscowym cmentarzu. Na każdym wieńce, kwiaty i mnóstwo zniczy. Myślę o tych, co polegli, umarli w wierze, i o tych, o których Chrystus mówi, że są „jak groby pobielane” (Łk 11,44). Co znaczy krzyż dla jednych i dla drugich? – zastanawia się s. Katarzyna Purska USJK.

7–8

ind. 298050

L

ekceważenie elementarnego poczucia sprawiedliwości. To najkrótsze podsumowanie wyroków sądów, w których stroną są dziennikarze. Liczba przypadków, w których zapada wyrok skazujący, kompletnie niezrozumiały z punktu widzenia zwykłego obywatela szanującego prawo, jest naprawdę spora. Z jednej strony mamy niezaprzeczalnie skandaliczne uniewinnienie Piotra Najsztuba, „pierwszego człowieka w Europie, któremu sędziowie prawomocnym wyrokiem przyznali prawo przejechania każdego z nas na przejściu dla pieszych, prowadzenia samochodu bez prawa jazdy i ważnego przeglądu technicznego” – co samo w sobie wydaje się wręcz abstrakcyjną tragifarsą. Nazwisko dziennikarza związanego z „Wyborczą” i mainstreamem medialnym wystarczy, by włos mu nie spadł z głowy, nawet gdy jest ewidentnie winny. Ale w przypadku tzw. prawej strony sądy skazują dziennikarzy na grzywny, nawiązki i zwrot kosztów procesu regularnie. Wbrew logice i nawet wbrew faktom. Tu uniewinnienia nie ma. Przykłady? Z braku miejsca podam tylko te z listopada i te lokalne, bo o nich wiemy najmniej. Pierwszy dotyczy gminy Poraj na Śląsku. Redaktor Paweł Gąsiorski, właściciel portalu zycieporaja.pl otrzymał od czytelnika fakturę za zakupy w drogerii, za które zapłaciła gmina. Opublikował ją z lekko złośliwym komentarzem, bo gmina kupiła sobie nie tylko tabletki do zmywarki i krem do rąk, ale nawet 2 pary damskich rajstop. Krótki tekst na ten temat kosztuje go… ponad 5 tysięcy zł. Wójt gminy Poraj poczuła się nim bardzo zniesławiona, a Wysoki Sąd pierwszej i drugiej instancji skazał dziennikarza na przeprosiny, nawiązkę na cel społeczny i zwrot kosztów procesu. Co charakterystyczne, na żadnym etapie postępowania sądowego (blisko 2 lata) nikt nie zakwestionował autentyczności faktury. Wyrok jest prawomocny. Kolejny skazany to np. red. Sławomir Matusz, dziennikarz i poeta z Sosnowca, współzałożyciel Fundacji im. Jana Kochanowskiego i współorganizator Konkursu Poetyckiego im Danuty „Inki” Siedzikówny, wyróżniony za swoją znakomitą, tłumaczoną na wiele języków twórczość poetycką medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis (w roku 2012, a więc przez Ministra Kultury rządu Donalda Tuska). Poeta ośmielił się opisać w kilku rozesłanych do „ważnych osób” mailach występujące – jego zdaniem – nieprawidłowości w działaniach instytucji samorządu sosnowieckiego, zdominowanego przez „słuszną” (z punktu widzenia sędziowskiej kasty) Koalicję Obywatelską. Reakcja trzymających władzę w Sosnowcu była błyskawiczna: zarzut zniesławienia, art. 212 kk. Decyzja Sądu w Sosnowcu była równie szybka: wyrok skazujący, kara grzywny. Wyrok został podtrzymany w drugiej instancji, co oznacza że p. Matusz za to, iż wysłał w dobrej wierze kilka krytycznych wobec urzędujących władz samorządowych maili, pójdzie do więzienia, bo komornik nie ma mu czego zająć na koncie… W ostatniej chwili udało się obronić skazaną za zniesławienie red. Hannę Szumińską z podpoznańskiej gminy Duszniki, która ośmieliła się publicznie zadać pytanie, czy strażak „załatwił” policjantowi darmowy wyjazd zagraniczny (wymiana ze strażakami z innego kraju) w zamian za nieodebranie prawa jazdy, bo jest taka zadziwiająca koincydencja faktów… Dziennikarka była skazana karnie w pierwszej instancji, i to podwójnie, bo sąd uznał że pomówiła i policjanta, i strażaka, i w związku z tym im obu należy się od niej finansowe zadośćuczynienie… Itd., itp. Gdy pozna się wszystkie okoliczności spraw, konkluzja bywa jedna – jak można skazać na tyle za coś tak nieznaczącego, banalnego? Przecież to jest niesprawiedliwe. Komentując skazanie redaktora-poety prof. Andrzej Nowak napisał na portalu wpolityce.pl, iż sądy (a właściwie ich najgłośniejsza część) wydają się okazywać dziś coraz bardziej zuchwale swoją „niezależność” od… polskiego prawa. Trudno się z nim nie zgodzić. K

G

FOT. JOLANTA HA JDASZ

redaktor naczelna Wielkopolskiego Kuriera Wnet

To nie przypadek, że Polak w sytuacji ekstremalnej zdaje egzamin z poczucia odpowiedzialności za siebie i innych. A polskość to nie – jak przekonywał jeden z „polityków” – nienormalność, ale synonim męstwa, dzielności, a nawet – heroizmu. Mamy podstawy do pedagogii dumy – dowodzi Małgorzata Szewczyk.


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

2

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

Polski kieł narwala

Apel Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Katowicach, Lublinie, Toruniu i Olsztynie do polskich środowisk naukowych w sprawie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej

Małgorzata Szewczyk

Z

bliża się 10 rocznica katastrofy smoleńskiej, w której śmierć poniósł urzędujący Prezydent Rzeczypospolitej i 95 towarzyszących mu osobistości. Słyszymy często pytanie, czy po 10 latach poznamy przyczynę śmierci tych, którzy zginęli w służbie Ojczyzny? Pytanie takie jest dowodem wielu wątpliwości nurtujących Polaków. Zarówno w rozmowach prywatnych, jak i w debatach publicznych jesteśmy głęboko podzieleni. Podział biegnie nie według wiedzy, lecz według wiary – jedni wierzą, że w Smoleńsku był zamach, a inni, że wypadek lotniczy. Przyczyną tego podziału społeczeństwa jest dezercja wszystkich oficjalnych instytucji naukowych. W sferze publicznej nie słychać opinii naukowych, lecz jedynie zacietrzewionych publicystów pozbawionych wiedzy merytorycznej. Powoduje to ogromne szkody w świadomości społecznej. Próby niezależnego naukowego badania katastrofy smoleńskiej przez społecznie zorganizowane cztery Konferencje Smoleńskie, były przez dzisiejszą opozycję zwalczane, a przez dzisiejsze władze państwowe – przemilczane. Wyniki tych badań zignorowano, mimo że organizatorzy przesłali je nie tylko do instytucji naukowych, lecz również do wszystkich 460 posłów i 100 senatorów. Nigdy żadna oficjalna instytucja naukowa nie zechciała włączyć się do badań. Co więcej, żadna z nich nie zechciała zorganizować choćby naukowej debaty na temat tych wyników zostawiając problem naukowo-techniczny dziennikarzom i propagandzistom. Efektem tego jest obecna sytuacja Podkomisji Smoleńskiej powołanej do ponownego zbadania Katastrofy. Publicznie zarzuca się jej niszczenie bliźniaczego Tu-154 stacjonującego w Mińsku Mazowieckim. W przestrzeni medialnej istnieją wyłącznie wypowiedzi osób niemających wiedzy ani o przeznaczeniu samolotu, ani o prowadzonych przez Podkomisję badaniach. W tej sytuacji niezbędne jest ponowienie apelu, jaki został skierowany do senatorów wyższych uczelni w dokumencie końcowym II Konferencji Smoleńskiej w październiku roku 2013. Dokument ten został przyjęty przez uczestników konferencji i podpisany przez komitet organizacyjny i komitet naukowy (ponad 50 profesorów). Wspomniany apel nie tylko został podany do wiadomości przez transmitujące stacje radiowe i TV i umieszczony w internecie ( jest nadal), ale został też przesłany imiennie do każdego z senatorów każdej publicznej uczelni technicznej – łącznie blisko 2 tys. senatorów. Oto treść tego apelu. „Szanowni Senatorowie, W sytuacji usilnie propagowanej fałszywej wersji co do mechaniki zniszczenia samolotu w Katastrofie Smoleńskiej, zwracamy się do Was jako pracowników nauki z apelem o zerwanie z postawą bierności wobec wpajania fałszu w dziedzinie, która jest właśnie nauki domeną. Wymaga tego uczciwość naukowa i odpowiedzialność za kształtowanie postaw młodzieży

Informacja o zamachu terrorystycznym w Londynie w ostatni piątek listopada w Fishmongers’ Hall, budynku na Moście Londyńskim, gdzie odbywało się seminarium na temat reintegracji przestępców, obiegła cały świat. Skazany w przeszłości za terroryzm Usmar Khan kuchennymi nożami zaatakował uczestników konferencji, zabijając dwie osoby.

O

fiar byłoby znacznie więcej, gdyby nie bohaterska postawa Polaka o imieniu Łukasz, pracującego... w piwnicy w kuchni. „On myje naczynia w piwnicy. Słyszy krzyki. Jest przeszkolony w udzielaniu pierwszej pomocy, więc świadomie decyduje się wejść na górę. To dość oczywiste, co się dzieje. Terrorysta wymachuje dwoma nożami przy krzykach ludzi w kącie. [Łukasz] zdejmuje ze ściany ten kieł narwala i podejmuje walkę. W następnej chwili jest sam. Zyskuje czas na to, by inni mogli uciec” – relacjonował stacji Sky News Toby Williamson, dyrektor Fishmongers’ Hall. – „W tym momencie toczy się zaciekła walka na noże, w której Łukasz doznaje pięciu cięć aż po ramię. Jest poważnie ranny, ale ani na chwilę się nie wycofuje. Potem dołącza do niego dwóch lub trzech innych i napastnik widząc, że mają przewagę liczebną, schodzi po schodach. Łukasz jest tuż za nim. Bardzo cierpiał i stracił siłę w lewej ręce, ale był tam do końca” – mówił Williamson. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że wyrażenia: „ani na chwilę się nie wycofuje” oraz „do końca” w tym dramatycznym wydarzeniu odegrały kluczową rolę. Pan Łukasz najpierw odepchnął napastnika od innych osób, a później wypchnął go z budynku. Gdyby tego nie zrobił, doszłoby do masakry. Trzeba zaznaczyć, że pan Łukasz jako jedyny z kilkudziesięciu osób znajdujących się w pubie chwycił za

słynny już kieł narwala. Przebywając w piwnicy, był w miarę bezpieczny, ale przybiegł, by ratować życie innych. To nie przypadek, że Polak w sytuacji ekstremalnej zdaje egzamin z poczucia odpowiedzialności za siebie i innych. Warto przypomnieć, że w czerwcu 2017 r. trzech zainspirowanych działalnością Państwa Islamskiego

„Toczy się zaciekła walka na noże, w której Łukasz doznaje pięciu cięć aż po ramię. Jest poważnie ranny, ale ani na chwilę się nie wycofuje. Potem dołącza do niego dwóch lub trzech innych i napastnik widząc, że mają przewagę liczebną, schodzi po schodach. Łukasz jest tuż za nim. Bardzo cierpiał i stracił siłę w lewej ręce, ale był tam do końca”.

terrorystów atakowało nożami osoby siedzące w pubach i kawiarniach znajdujących się przy zjeździe z mostu na południowym brzegu Tamizy. Menedżerka pubu przylegającego do mostu London Bridge, Polka o imieniu Magda, zabarykadowała ławkami i krzesłami wejście do lokalu pełnego ludzi. Dzięki temu uniemożliwiła napastnikowi wtargnięcie do pubu. Z kolei jednym z policjantów bezpośrednio uczestniczących w ściganiu terrorystów był polski imigrant o imieniu Bartosz. Wówczas także o bohaterskiej postawie Polaków pisały brytyjskie media. Kiedy czytałam relacje o brawurowym unieszkodliwieniu terrorysty Khana przez Polaka, przyszła mi na myśl postawa polskich pilotów w bitwie o Anglię: Stanisława Skalskiego, Witolda Urbanowicza, Stefana Janusa, Mariana Pisarka, Jana Zumbacha… Podczas każdego lotu nad Londynem też balansowali na granicy bezpieczeństwa i dzięki temu strącali tak dużo niemiec­ kich samolotów. Są momenty w życiu, w których odwaga, poświęcenie, ofiarność muszą być ważniejsze od procedur, wyrachowania i egoizmu. W przypadku pani Magdy, panów Bartosza i Łukasza można śmiało mówić o kontynuacji bohaterskich postaw wśród naszych rodaków. A polskość to nie – jak przekonywał jeden z „polityków” – nienormalność, ale synonim męstwa, dzielności, a nawet – heroizmu. K

O demografii i polityce

akademickiej. Apelujemy więc o podjęcie stosownych uchwał, które umożliwią pracownikom Waszej uczelni włączenie się do badań nad przebiegiem Katastrofy Smoleńskiej z zachowaniem wszystkich zasad obowiązujących w życiu naukowym. Uważamy, że konieczne jest znalezienie środków na niezależne badania prowadzone w ramach uczelni i zachęcenie pracowników, aby w zakresie swych kompetencji zechcieli niezależnie przeanalizować poszczególne aspekty technicznej strony Katastrofy Smoleńskiej. Materiały Konferencyjne stanowiące dorobek I Konferencji Smoleńskiej znajdują się już w Waszej uczelnianej bibliotece, a także dostępne są na stronach internetowych http://konferencjasmolenska.pl i http://smolenskcrash.com. Na stronach tych dostępna jest też relacja filmowa z całości obrad II Konferencji Smoleńskiej. Materiały te mogą posłużyć do krytycznej analizy dotychczasowego dorobku obu konferencji. Chcemy jednak podkreślić, że nawet w sytuacji całkowitego braku środków niezbędne jest zorganizowanie seminariów naukowych umożliwiających taką analizę i ocenę przedstawionych w materiałach wyników, aby w społeczności akademickiej zerwać z poczuciem obojętności wobec największej powojennej tragedii w Kraju. Mamy przecież wszyscy świadomość, że w sytuacji żywego zainteresowania całego społeczeństwa okolicznościami Katastrofy Smoleńskiej, ta manifestacyjna obojętność ze strony oficjalnych instytucji akademickich nie przynosi im chwały, lecz napawa poczuciem wstydu wielu uczciwych ludzi”. Milczenie wszystkich uczelni w odpowiedzi na ten apel ilustruje ówczesną atmosferę panującą w środowisku akademickim. Ponawiamy dziś ten apel. Obecnie do analizy mogą posłużyć wyniki wszystkich czterech Konferencji Smoleńskich, a także dorobek badawczy Podkomisji. Wyjaśnienie okoliczności katastrofy smoleńskiej nie może pozostać domeną upolitycznionej publicystyki. Apelujemy więc nie tylko do senatorów, lecz do całego środowiska naukowego o podjęcie wysiłków w celu wyjaśnienia tej katastrofy metodami naukowymi. Wzywamy Ministra Nauki, Prezesa PAN i NCBiR do ogłoszenia stosownych programów badawczych i grantów w celu zapewnienia niezbędnych środków finansowych dla osób i zespołów pragnących włączyć się do badań. 2 grudnia 2019 r. Przewodniczący Akademickich Klubów Obywatelskich: prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Poznań, prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Warszawa, prof. dr hab. Bogusław Dopart – Kraków, prof. dr hab. Michał Seweryński – Łódź, prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski – Gdańsk, prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Katowice, prof. dr hab. Waldemar Paruch – Lublin, prof. dr hab. Jacek Piszczek – Toruń, prof. dr hab. Małgorzata Suświłło – Olsztyn oraz uczestnicy otwartego zebrania AKO w Poznaniu dnia 2 grudnia 2019 roku

Henryk Krzyżanowski

Rada Miasta Poznania przeciw Karcie Praw Rodzin

Czy polityka może wpływać na demografię?

W państwie totalitarnym może wpływać negatywnie, co pokazała polityka jednego dziecka z przymusowymi aborcjami w Chinach. A w okupowanej Polsce Elżbieta Lachman w roku 1942 Artur Greiser, namiestnik Kraju Warty, zakazywał zawierania małoznań nie wykorzystał szansy i nie wysłuchał woli rodziców żeństw Polakom poniżej 28 roku życia, a Polkom poniżej 25 roku. Wysyłał ich za – to najkrótsze podsumowanie to pod przymusem do niewolniczej pracy w Niemczech. głosowania Rady Miasta Poznania nad

P

G

reisera powieszono po wojnie nie za demografię, a za ludobójstwo, czyli fizyczną eksterminację Polaków, w tym kradzież polskich dzieci odbieranych na zniemczenie. A co do pozytywnego wpływu na demografię, to było z tym w III Rzeszy znacznie gorzej. Mimo prowadzenia aktywnej polityki pronatalistycznej, naziści zdołali jedynie spowolnić trwający od dziesięcioleci spadek dzietności Niemek. W PRL władza miała na głowie inne rzeczy niż demografię. Pamiętam, że w roku 1978 na ostatnim roku anglistyki większość moich studentek była zamężna, a wiele z nich było w ciąży. W Polsce aborcja była wtedy dostępna na życzenie. Komuna borykała się z permanentnym kryzysem gospodarczym, a zdobycie własnego mieszkania przez młode małżeństwo graniczyło z cudem. Przy tym wszystkim przyrost naturalny wzrastał, by osiągnąć swój szczyt w okolicach roku 1983. W roku 2016 przeciętny wiek zawierania małżeństw to 29 lat dla panów, a 26 dla pań. Polacy jeżdżą masowo do pracy w Niemczech, całkowicie

dobrowolnie. Wskaźnik przyrostu naturalnego oscyluje wokół zera i raczej się obniża. Mamy więc demograficzną zapaść, ale czy zawinioną przez polityków? Cóż, nawet gdyby uniknięto części błędów tzw. transformacji po roku

– często partnerzy, a nie mężowie. Państwo może tu zrobić niewiele, choć naturalnie rozpoczęte przez PiS programy warto kontynuować. Ciekawe, że młodzi Polacy żyją teraz obok siebie w dwu odmiennych kul-

Gdy porównać rok 1978 i Polskę dzisiejszą, widać wyraźnie, że to nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. 1989, młodych Polaków wypchnęłaby za granicę likwidacja miejsc pracy w kraju oraz dysproporcja w zarobkach między Zachodem a dawnymi demoludami. A czy politycy mogą tę sytuację zmienić? Mimo optymistycznych deklaracji premiera Morawieckiego, jestem sceptykiem. Gdy porównać rok 1978 i Polskę dzisiejszą, widać wyraźnie, że to nie ekonomia i nie polityka państwa decydują o dzietności. Bez porównania ważniejsze są względy kulturowe – to, jak widzą swoje życie młode kobiety i ich – no właśnie

turach. W jednej mamy kohabitację par o niezłych zarobkach i rozbudowanych apetytach konsumpcyjnych. A w drugiej dwoje ludzi, którzy po studiach szybko decydują się na ślub, a potem wspólnie wychowują dzieci. Kulturę dzietności, którą tworzą, widać nie tylko na placach zabaw, w przedszkolach czy kościołach; także w internecie na forach rodzicielskich i fejsbuku. Nasza demograficzna przyszłość zależy od tego, która z tych kultur będzie dominować w kolejnych rocznikach młodzieży. Od działań państwa zależy to w stopniu niewielkim. K

przyjęciem Samorządowej Karty Praw Rodzin. Rada Miasta Poznania odrzuciła możliwość przyjęcia tej karty, której zapisy są zobowiązaniem się radnych do wspierania rodzin i rodziców przeciwko ideologicznej ofensywie ideologii LGBT. Apelowali o to licznie zgromadzeni w sali sesyjnej rodzice oraz ponad 1500 osób, które podpisały się pod tą obywatelską inicjatywą uchwałodawczą. 3 grudnia Rada Miasta Poznania w głosowaniu odrzuciła możliwość przyjęcia Samorządowej Kary Praw Rodzin. Na początku października br. w Urzędzie Miasta Poznania został złożony – w trybie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej – projekt uchwały dotyczący przyjęcia przez Miasto Poznań Samorządowej Karty Praw Rodzin, pod którym podpisało się ponad 1500 mieszkańców Poznania (głównie rodziców). Jak wówczas informował przewodniczący Komitetu Inicjatywy Uchwałodawczej Samorządowej Karty Praw Rodzin, dr Paweł Wosicki, Karta „ma formę deklaracji władz miasta, że w polityce oświatowej i społecznej przestrzegać będą konstytucyjnych praw rodziców do wychowania dzieci, a rodzin do szczególnej

ochrony”. I znajdują się w niej między innymi następujące zapisy: „Deklarujemy, że w szkołach prowadzonych przez nasz Samorząd będą przestrzegane ustawowe prawa rodziców, w tym w szczególności wymóg respektowania kompetencji Rady Rodziców do uchwalenia programu wychowawczo-profilaktycznego oraz do wyrażania zgody na podjęcie współpracy z organizacjami pozarządowymi i wymóg każdorazowego uzyskania zgody rodzica na udział dziecka w zajęciach nieobowiązkowych”. „Deklarujemy, że instrumenty polityki społecznej prowadzonej przez gminę będą tworzone z uwzględnieniem kontekstu praw rodziny, jej autonomii i tożsamości”. „Deklarujemy wprowadzenie mechanizmów, które umożliwią rodzicom najmłodszych dzieci wybór pomiędzy opieką domową, instytucjonalną opieką kolektywną i innymi formami opieki nad dzieckiem, pozwalając na realizację zróżnicowanych potrzeb, jakie mają różne grupy rodziców i dzieci”.

W

uzasadnieniu projektu uchwały można ponadto przeczytać: „Celem projektowanej uchwały jest pełniejsze urzeczywistnienie zawartej w preambule Konstytucji „zasady pomocniczości umacniającej uprawnienia

obywateli i ich wspólnot” poprzez wzmocnienie rodziny jako podstawowej wspólnoty obywateli i komórki społecznej oraz zapewnienie jej ochrony przed wpływami ideologii kwestionujących naturalną tożsamość małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, rodziny i rodzicielstwa”. 3 grudnia br. podczas sesji Rady Miasta odbyła się dyskusja i głosowanie nad tym projektem. Dr Paweł Wosicki zaprezentował najważniejsze punkty dotyczące praw i ochrony rodziny. Podkreślił, że wnioskodawcy chcą, żeby Rada Miasta uznała i realizowała w lokalnej polityce społecznej najważniejsze prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.

R

adny Marek Sternalski zarzucił Karcie „sznyt ideologiczny” wskazując, że jedna trzecia dzieci w Poznaniu rodzi się poza małżeństwami i Karta miałaby nie uwzględniać tego środowiska. Natomiast radny Krzysztof Rozenkiewicz uznał, że to wystąpienie można podsumować jako komunikat do rodziców: „Jesteście kłopotliwymi mieszkańcami i nie do końca chcemy się do Was przyznać”. Na sesję Rady Miasta przyszło wielu poznańskich rodziców, którzy również zabrali głos. Na przykład dr Paulina Michalska – matka pięciorga dzieci, ekspertka Polskiego Forum Rodziców – wskazała na potrzebę promocji tradycyjnej rodziny. Przekonywała, że w takiej rodzinie statystycznie jest mniej depresji, zachowań ryzykownych Dokończenie na sąsiedniej stronie

Redaktor naczelny Kuriera WNET

K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R

Krzysztof Skowroński

WIELKOPOLSKI KURIER WNET Redaktor naczelna

G

A

Z

E

T

A

N

I

E

C

O

D

Z

I

E

N

N

A

Jolanta Hajdasz tel. 607 270 507 mail: j.hajdasz@post.pl

Zespół WKW

Małgorzata Szewczyk ks. Paweł Bortkiewicz Aleksandra Tabaczyńska Michał Bąkowski Henryk Krzyżanowski Jan Martini Danuta Namysłowska

Korekta

Magdalena Słoniowska Projekt i skład

Wojciech Sobolewski Dział reklamy

reklama@radiownet.pl

Dystrybucja własna! Dołącz!

dystrybucja@mediawnet.pl

Adres redakcji

ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl

Nr 66 · GRUDZIEŃ 2O19

(Wielkopolski Kurier Wnet nr 58)

Wydawca

Spółdzielcze Media Wnet / Wnet Sp. z o.o. Informacje o prenumeracie

kontakt j.hajdasz@post.pl, tel. 607270507

Data i miejsce wydania

Warszawa 14.12.2019 r. Nakład globalny 10 000 egz.

ind. 298050

W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

3

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

To nie był przypadek, że Niemcy w pierwszych miesiącach II wojny światowej dopuszczali się świadomego ludobójstwa właśnie w zachodniej części Polski i także nieprzypadkowo nazywanego, zakrojonego na znacznie szerszą skalę – „Intelligenzaktion”. Międzywojenna polonizacja tych ziem była bowiem udziałem przede wszystkim polskiej inteligencji, do której ze względów oczywistych zaliczano ludzi wykształconych.

Pana Jezusa – widomy znak zwycięstwa Polaków odniesionego dzięki wierze i nadziei. Pomnik był wzniesiony w 1932 roku ze składek całego społeczeństwa, jako wotum dziękczynne za odzyskanie niepodległości. Odrodzona Polska skupiła się przy Sercu Jezusa, aby z tego źródła miłości ofiarnej czerpać siłę do budowania przyszłości Ojczyzny na fundamencie Bożej prawdy, w jedności i zgodzie”.

Zburzenie pomnika Z tego też względu okupanci postanowili go zburzyć. Nim jednak do tego doszło, w okolicach pomnika dyżurowały hitlerowskie bojówki, które biły przyklękających przed Chrystusem przechodniów, nie odpuszczając nawet tym, którzy choćby uchylili czapkę przed statuą. Burzenie pomnika rozpoczętego w połowie października 1939 roku i trwało jeszcze w listopadzie.

Rada Miasta Poznania przeciwko Karcie Praw Rodzin i uzależnień. Bartosz Brzeziński, ojciec czworga dzieci, apelował natomiast, by wspierać silną tradycyjną, trwałą rodzinę, gdzie rodzice deklarują, że będą ze sobą na dobre i na złe, a dzieci będą miały ojca i matkę, nawet gdy nie wszystko będzie się idealnie między nimi układało. Niektórzy radni stawiali Karcie zarzuty, że mogłyby wykluczyć z polityki miasta tzw. programy równościowe, że trzeba wspierać różne osoby w mieście, nie tylko rodziny, że „niech każdy żyje jak chce”. Radny Przemysław Alexand­ rowicz podsumował te negatywne głosy stwierdzając, że radni odrzucający założenia Karty Praw Rodzin dokonują intelektualnych wygibasów wynikających z nierozumienia jasnego założenia Konstytucji, że małżeństwo cieszy się przywilejami, ponieważ zapewnia trwanie społeczeństwa. Ostatecznie Rada Miasta Poznania w głosowaniu odrzuciła możliwość przyjęcia Samorządowej Kary Praw Rodzin, mimo że domagali się tego zgromadzeni w sali sesyjnej rodzice, a także ci, którzy podpisali się pod tą obywatelską inicjatywą uchwałodawczą. K

I tak ludność miejscowa liczyła skrupulatnie transportowe samochody, co w Poznańskiem zaznaczano potajemnie nawet w książeczkach do nabożeństwa, liczono strzały, przypadkowi świadkowie potrafili wypatrzyć pod plandekami ciężarówek zmaltretowanych torturami ludzi z rękami powiązanymi drutem kolczastym. Ci sami Niemcy potrafili za parę lat, w 1943 roku, poruszając światową opinię publiczną i Międzynarodowy Czerwony Krzyż, odkryć z przerażeniem… ten właściwy, sowiecki Katyń. 22 tys. ludzi też powiązanych drutem kolczastym, też z otworami po Dariusz Brożyniak kuli w potylicach… i też kwiat polskiej elity. Dzięki zaangażowaniu miejsco- Noc i mgła, niezwykły spektakl odegrany 12 października w scenerii Fortu VII, był wych władz samorządowych, a prze- elementem obchodów 80. rocznicy utworzenia przez Niemców pierwszego obozu koncentracyjnego w okupowanej Polsce – Koncentrationslager Posen. de wszystkim Stowarzyszenia Miłośznormalizowanej Karty Więźnia na rozmiaru wymagającego wybudowaników Dopiewca „Sami Swoi”, gminy leżącej w obszarze Lasów Palędzkich, karty perforowane – przejęty później nia specjalnego obozu śmierci w Mautudało się ustalić, ciągle bez zaangażo- przez IBM), a współcześnie wysokiej hausen o kilkudziesięciu podobozach, wania badawczego IPN i udziału Pań- klasy specjaliści z IPN – to daje ciągle w których to, przed ostateczną zagłastwa, niektóre miejsca kaźni i utworzyć nadzieję na kolejne identyfikacje ofiar dą, wykorzystano głównie polskie siły miejsca pamięci: Pomnik Studentów, Kwaterę Siedmiu Grobów, Mogiłę Duchownych i Mogiłę – Miejsce Zapomniane. Własnymi siłami społeczników utwardzono leśne drogi i wykonano oznaczenia kierunków dotarcia na obszarze dojazdowym z sześciu aż miejscowości, ustawiając dodatkowo informacyjne tablice. W 1944 roku Niemcy tu jeszcze zdążyli zatrzeć ślady swej zbrodni na więźniach, także wielkopolskich powstańcach, dowożonych ciężarówkami z poznańskiego i godną pamięć. Po październikowym, twórcze w rozlokowanej w ten sposób Fortu VII – od dwóch do pięciu cię- rocznicowym, uroczystym Marszu Pa- ogromnej fabryce zbrojeniowej. Tak żarówek dziennie, po 35 osób w każ- mięci z Zakrzewa do Kwatery Siedmiu powstał i „Drugi Katyń” – z najstraszdej. Dokonali ekshumacji, ułożyli sto- Grobów usunięto jednak natychmiast niejszym alpejskim Ebensee i najwięksy i palili ciała, a popioły rozsypywali wszystkie kwiaty i znicze!!! szym St. Georgen-Gusen, a wszystko w lesie. Nowoczesna aparatura geoMija 80 lat od tego „prapocząt- w jakże przecież małej Austrii. fizyczna, pośpiech Niemców, ujed- ku” niemiecko-austriackiej zbrodni, W ostatnich dniach w tejże Aunolicony system rejestracji więźniów bo niezłomny polski duch doprowa- strii trwają nagłe rozmowy rządoHOLLERITH (przenoszący dane ze dził zbrodnię „Intelligenzaktion” do we z Mauthausen Memorial wobec

Ofiar wołanie cz. II

„Polskie Katynie” wołają przynajmniej o wspom­ nienie podczas oficjalnych Apeli Poległych. A trzeba się spieszyć, bo mamy przecież do czynienia z ostrą kampanią postprawdy i celowego odwracania koła dziejów.

Niszczeniem kierował osobiście Eck­ hardt Greiser, syn niemieckiego wielkorządcy Kraju Warty, Arthura Greisera. Wokół burzonego pomnika ustawiono maszty ozdobione w hitlerowskie flagi, aby akcji burzenia nadać narodowosocjalistyczną oprawę. Niemcy użyli kilofów, młotów i świdrów pneumatycznych oraz ładunków dynamitu. Natomiast do wywożenia gruzu wykorzystali Polaków chwytanych na ulicach miasta. Niszczenie pomnika nie było łatwe. Sama rzeźba Chrystusa osadzona mocno na postumencie długo stawiała opór. W końcu jednak założono powróz na szyję Chrystusa i wywleczono figurę za ciężarówką na śmietnisko, a potem przetopiono na kule armatnie. Przedtem jednak z figury Chrystusa wyrwano szczerozłote serce, dar wielkopolskich matek. Poznaniacy byli przerażeni tą profanacją. Powszechnie wyrażano opinie, że sprawców tak haniebnego czynu nie ominie kara. Kiedy kilka miesięcy później – w wypadku samochodowym pod Międzychodem – zginął Echardt Greiser, po wojnie powieszono Arthura Greisera. Ludzie dostrzegali w tym palec Boży. „Padł Pomnik Wdzięczności w gruzy, a ze spiżu postaci Chrystusowej wydarto złote serce, wotum wdzięczności Polski. Straszna jest wymowa tej zbrodni i jakże pouczająca. Wróg wiedział, co jest mocą narodu. Wiedział, że naród bez serca żyć nie może. Wiedział, że serce narodu jest w Sercu Boga. Tu tkwi istotny sens zbrodni. Zabić Polski nie zdoła nikt, kto nie zabije w niej Ducha Bożego i kto nie wyrwie z jego serca Bożego Serca. O jak wiele nauczyliśmy się na tych gruzach” (Stefan kard. Wyszyński, Zapiski z roku 1943, w: Miłość i sprawiedliwość społeczna, Poznań, 1993). Do tego samego aktu nawiązał później – w czasie drugiej wizyty papieskiej w Poznaniu – św. Jan Paweł II: „Po wybuchu drugiej wojny światowej pomnik ten okazał się tak niebezpiecznym symbolem chrześcijańskiego i polskiego ducha, że został zburzony przez najeźdźcę na początku okupacji. […] Moi drodzy, trzeba było to powiedzieć na tym właśnie miejscu. Trzeba było to wszystko jeszcze raz przypomnieć wam, młodym, którzy weźmiecie odpowiedzialność za losy Polski w trzecim millennium. Świadomość własnej

Dokończenie ze str. 1

Każda profanacja obraża Boga Jolanta Hajdasz przeszłości pomaga nam włączyć się w długi szereg pokoleń, by przekazać następnym wspólne dobro – Ojczyznę” (św. Jan Paweł II, Homilia na placu Mickiewicza, Poznań, 3 czerwca 1997 roku).

Odbudowa pomnika Po wojnie nastały rządy komunistyczne i nie było warunków do podjęcia odbudowy pomnika. Po 1989 roku w miejscu, gdzie niegdyś stał ten monument – wmurowano jedynie tablicę pamiątkową. Idea przywrócenia Pomnika Wdzięczności odżyła dopiero w 2012 roku. Dnia 3 lutego 2012 roku ukonstytuowało się społeczne Stowarzyszenie Odbudowy Pomnika Wdzięczności, skupiające prawie 300 przedstawicieli świata nauki, kultury, różnych organizacji społecznych, zawodowych, kościelnych i wielu indywidualnych sympatyków. I odtąd to stowarzyszenie – na czele z prof. Stanisławem Mikołajczakiem – z wielkim zaangażowaniem pracuje na rzecz odbudowy pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa. Owocem jego prac jest zgoda na odbudowę pomnika wyrażona przez Radę Miasta Poznania dnia 18 grudnia 2012 r. Pod petycją w tej sprawie – skierowaną do prezydenta Miasta Poznania – podpisało się 25 tysięcy osób. Komitet – po analizie wielu innych lokalizacji – zaproponował usytuowanie pomnika wzdłuż ulicy Jana Pawła II. Propozycję tę poparł Klemens Mikuła, generalny projektant otoczenia Jeziora Maltańskiego, wraz ze współpracującym z nim architektem Jerzym Gurawskim. Architekci ci określili lokalizację przy ul. Jana Pawła II jako „najodpowiedniejszą”, bo znajdującą się na osi Kopiec Wolności – Katedra. Samo zaś ustawienie pomnika w postaci łuku triumfalnego uznali za coś,

co „wzbogaca obrzeże Malty o element wiążący się z historią, kulturą i pamięcią przekazywaną przez pokolenia”. Pomnik ten już dawno powinien zostać przywrócony Poznaniowi i – w pierwszym rzędzie – z inicjatywy Władz Miasta. Blokowanie odbudowy Pomnika Wdzięczności w godnym dla Poznania miejscu jest smutnym obrazem dzisiejszych czasów. Gdyby Społeczny Komitet zgodził się na odbudowanie pomnika na peryferiach, gdzie przewija się niewiele osób, prawdopodobnie nie byłoby większych problemów. Problemy pojawiają się głównie dlatego, że starania dotyczą miejsca godnego; przynajmniej podobnego temu, w jakim pomnik został pierwotnie wzniesiony. Dla niektórych osób pomnik pozostaje jednak dalej „niebezpiecznym symbolem chrześcijańskiego i polskiego ducha”. Krótko mówiąc, idzie o to, jaka ma być przyszła Polska, na jakich wartościach ma się opierać. O ważności odbudowy mówił ks. bp Zdzisław Fortuniak: „Zanim pomnik został zrealizowany, najpierw został wzniesiony duchowo, w sercach tych, którzy tę inicjatywę podjęli i przyczynili się do jej realizacji. Po latach idea wdzięczności odżyła w sercach ludzi, którzy podjęli inicjatywę przywrócenia Poznaniowi pomnika usuniętego w barbarzyński sposób. Doszła do głosu pamięć serca. Okazuje się jednak, że musi się ona przebijać. […] Trzeba zatem – kontynuować starania formalne, prawne, a także te, które dotyczą zebrania funduszy, ale trzeba równocześnie budzić ducha, w pewnym sensie leczyć zranionych, okaleczałych ludzi, jakby niezdolnych do okazania wdzięczności wobec Boga i wobec ludzi niemogących zdobyć się na pamięć serca i stąd na różny sposób starających się utrudnić realizację tej szlachetnej idei” (Pamięć serca, Przewodnik Katolicki 44, 4.11.2012).

FOT. WIELKOPOLSKIE MUZEUM NIEPODLEGŁOŚCI

L

udzi zwyczajnych Niemcy uznawali, co najwyżej, za ewentualne źródło taniej siły roboczej dla Rzeszy. Ważniejsze jednak było, wobec konieczności ponownego zniemczenia zdobytego terenu, pozbycie się szerzej rozumianej elity, a więc w ogóle warstwy posiadającej zdolności przywódcze, organizacyjne czy kierownicze. Używano więc określenia „polska warstwa przywódcza”, zdając sobie sprawę z jej możliwości tworzenia ruchu oporu i podtrzymywania ducha i świadomości narodowej. Mordowano zatem głównie księży katolickich, dalej kadrę profesorską, studentów, harcerzy, uczniów, społeczników i przedstawicieli wszelkich zawodów społecznego zaufania, jak lekarzy, prawników, nauczycieli, oficerów, urzędników, dziennikarzy, pisarzy, artystów, kupców. Mordowano bestialsko, nad dołami śmierci, strzałem w tył głowy lub z broni maszynowej, a także gazowano po drodze w transportowych samochodach. Wytworzono w tym pierwszym okresie wojny jakby doświadczalny poligon sposobów zadawania śmierci, których schemat zaczął się powtarzać w kolejnych miejscach, najczęściej w sporych lasach. Doświadczenie z późniejszym ludobójstwem sowieckim stało się inspiracją do coraz częstszego nazywania obecnie tych aktów bestialstwa kolejnymi „Katyniami”. Mamy więc „Katyń pomorski” w Lasach Piaśnickich, gdzie ocenia się ilość ofiar jednostek SS i Selbstschutzu do 14 tysięcy, czy „Katyń Zachodu” w wielkopolskich Lasach Palędzko-Zakrzewskich, gdzie dopuszcza się liczbę porównywalną, tj. około 13 tysięcy. W jednym się jednak niemiecki agresor nie mylił: w ocenie zdolności organizacyjnych polskiego narodu do stawiania nawet biernego oporu, nawet w sytuacji beznadziejnej i nawet jedynie dla przechowania świadectwa.

prawdopodobnego odkrycia kolejnego, tym razem podziemnego obozu koncentracyjnego, o którym była mowa w części I artykułu („Wielkopolski Kurier WNET”, 65/2019). Polska zupełnie nie jest na to przygotowana, skoro poprawa technicznego błędu, odwrócenie kolorów polskiej flagi w folderze wydawanym przez MSZ, trwała rok z okładem. Do tej pory nie skorzystano z możliwości dostępu do wspomnianych już także archiwów miasta Linz oraz huty Voestalpine. W warszawskich Palmirach odbyło się jednak seminarium na szczeblu rządowo-ministerialno-międzynarodowym, gdzie podejmowano strategiczne decyzje właśnie w kwestiach austriackich upamiętnień. Czy wzięły w nim udział osoby dysponujące szczegółową wiedzą – dochodzą informacje budzące uzasadnione wątpliwości. Polskie ofiary ciągle wołają o odkrycie, godny pochówek i upamiętnienie, w jakże licznych jeszcze miejscach i po dziesięcioleciach zaniedbań. „Polskie Katynie” wołają przynajmniej o wspomnienie podczas oficjalnych Apeli Poległych. A trzeba się spieszyć, bo mamy przecież do czynienia z ostrą kampanią postprawdy i celowego odwracania koła dziejów. Na naszych oczach w Europie Zachodniej, ale i w Stanach Zjednoczonych następuje zmiana narracji o II wojnie światowej. Nieodwołalnie odchodzi pokolenie bezpośrednich świadków, a ci, którym prawdę przekazywano z pierwszej ręki, też już są w swej jesieni życia. W dolnosaksońskiej miejscowości Buckenberg, gdzie w czasach nazistowskich, od roku 1933 do 1937, odbywały się z okazji dorocznych propagandowych dożynek ponadmilionowe „Parteitagi” NSDAP z udziałem Adolfa Hitlera, trzecie po Berlinie

Dzisiaj chcemy wynagrodzić za profanację pomnika Serca Jezusowego przez Niemców. Pragniemy naprawić szkody wyrządzone Bogu i porządkowi moralnemu. Profanacja bowiem oznacza zawsze odebranie świętego charakteru przedmiotom i miejscom i przeznaczenie ich do użytku niesakralnego. W języku kościelnym używamy także słowa „zbezczeszczenie”, które oznacza zamierzone znieważenie świętości i atak na cześć wobec świętej rzeczywistości. Profanacja jest obrazą Boga, dlatego należy dokonać aktu przebłagania. Zazwyczaj gest ekspiacji oznacza modlitwę o to, by Pan Bóg dał winowajcy łaskę skruchy i nawrócenia. Tutaj jednak winowajcy

W

i Norymberdze, miejscowa społeczność gwałtownie zaprotestowała przeciwko ustawieniu trzech tablic informacyjno-edukacyjnych (sic!) wskazujących łąkę o wymiarze 300 na 600 m. W Bytomiu neonaziści odważyli się postawić pomnik dla tego samego Selbstschutzu, który wspólnie z Freikorpsem walczył przeciwko powstańcom 1921 roku, a później, podlegając rozkazom SS, wymordował te tysiące Polaków i Żydów. W tymże Bytomiu, na tym tak „trudnym” Śląsku, tzw. „Dom Polski” – Ul, gdzie ci właśnie powstańcy składali przed dowództwem przysięgę – stoi od lat w żałosnej ruinie. W medialnych doniesieniach nie zwrócono jakoś uwagi na napis na pomniku „Burschenschaft Markomannia Wien zu Deggendorf”, skrajnie radykalnej organizacji akademickiej środowiska neonazistowskiego z Pasawy „przytulonej” do Wiednia, i na polsko brzmiące nazwisko pod spodem. Niemieccy neonaziści powołują się zresztą coraz częściej na swych polskich „kamratów”. To jest groźne, wymaga zdecydowanej reakcji, ale też szczegółowej wiedzy o zjawiskach mających w Niemczech nawet 200-letnią tradycję. W obliczu tej atmosfery i coraz bardziej niepokojącego biegu wydarzeń, Polacy oczekują szerokiej debaty w publicznych mediach, o przecież jakże narodowych sprawach. Zaniedbanie pamięci o tej najboleśniejszej dla narodu polskiego stracie – narodowej elity – to ostateczne zniszczenie polskiej tożsamości. O tym koniecznie należy rozmawiać w gronie badaczy, polityków i świadków – także tych społecznych. To wyedukuje nas wszystkich, a urzędnikom da okazję do publicznego otwartego przedstawienia rozwiązań gwarantujących polską rację stanu. Tego mamy pełne prawo wymagać. K

już nie żyją. Nasza ekspiacja polegać więc może na wynagradzaniu Bogu – poprzez uczynki pokutne, modlitwę, post, jałmużnę lub służbę potrzebującym – za grzechy tych, którzy zniszczyli Pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz na wynagradzaniu za grzechy tych, którzy dzisiaj mają tego samego, bezbożnego ducha. Módlmy się zatem o szczęśliwą odbudowę Pomnika Wdzięczności. Panie Jezu Chryste, dziękujemy Ci, że otworzyłeś Twoje serce dla nas; że dzięki Twojej śmierci i zmartwychwstaniu stałeś się dla nas źródłem życia. Spraw, abyśmy obficie korzystali z tego źródła. Jezus, uczyń serca nasze według Serca Twego! Amen. K

ażne słowa o poznańskim Pomniku Wdzięczności padły w homilii proboszcza katedry warszawskiej ks. prałata Bogdana Bartołda w czasie homilii podczas Mszy św. z okazji miesięcznicy smoleńskiej 10 listopada, z udziałem m in. Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego! Te słowa poszły na całą Polskę! Ks. prałat Bogdan Bartold powiedział: Jak to wyczytałem w zapiskach księdza Prymasa Wyszyńskiego: wkrótce po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jako wotum wdzięczności za wolność narodu został wzniesiony w Poznaniu Pomnik Serca Jezusowego. Tak o nim napisał wtedy ksiądz Prymas. Jak wyrósł on z serca narodu, tak stał się dla nas wszystkich symbolem nie tylko zjednoczenia państwa, ale także jego zaślubin z Sercem Pana naszego Jezusa Chrystusa i gdy przyszło na Polskę straszne doświadczenie drugiej wojny światowej, wkraczający do Polski Niemcy wysadzili ten symbol odzyskanej niepodległości – tak napisał Ksiądz Prymas Wyszyński. Padł w gruzy Pomnik Wdzięczności, a ze spiżu postaci Chrystusowej wydarto złote serce – wotum wdzięcznej Polski. Jakże straszna była wymowa tej zbrodni! Jakże pouczająca! Wróg wiedział, co jest mocą narodu polskiego, wiedział, że naród bez serca żyć nie może! Wiedział, że serce naszego narodu jest w sercu Boga, a moi drodzy, co się dzieje dzisiaj? Sięgnąłem do informacji na temat tego Pomnika Wdzięczności i co przeczytałem? Otóż dla niektórych ten pomnik nadal pozostaje niebezpiecznym symbolem chrześcijańskiego i polskiego ducha. Ks. abp Stanisław Gądecki powiedział tak: idzie o to, jaka ma być przyszła Polska, na jakich wartościach ma się opierać. Blokowanie odbudowy Pomnika Wdzięczności w godnym dla Poznania miejscu jest smutnym symbolem dzisiejszych czasów – powiedział hierarcha i tak sobie pomyślałem: a czy my tutaj, w Warszawie, zapomnieliśmy, jakie były trudności i ile stwarzano przeszkód, aby upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej? Jakie proponowano miejsce i lokalizację, po to tylko, żeby były niewidoczne i żeby nie zaistniały w przestrzeni publicznej, bo mówiono, że ją zaburzą, szczególnie na Krakowskim Przedmieściu i w jego okolicach? Czyniono wszystko, żeby ofiara ich życia poszła w zapomnienie w imię jakiejś szatańskiej intrygi i kalkulacji! Tak bardzo lękano się prawdy. Chciałoby się powiedzieć do mieszkańców Poznania: wytrwałości! Bóg da siłę i moc, i da zwycięstwo! Wierzymy, że Pomnik Wdzięczności w Poznaniu w godnym miejscu będzie stał. O to też się będziemy modlić.


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

4

„Proces ochroniarzy” to potoczne sformułowanie odnoszące się do toczącej się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu sprawy, w której oskarżonymi są dwaj byli ochroniarze nieistniejącego obecnie poznańskiego holdingu Elektromis. Mirosława R. ps. Ryba i Dariusza L. ps. Lala obwinia się o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary.

Proces ochroniarzy – podsumowanie roku 2019 Zabójstwo Jarosława Ziętary Aleksandra Tabaczyńska człowieka, znęcanie się nad nim było jedynym sposobem, by uratować czyjeś interesy? W listopadzie br. Prokuratura Krajowa, Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie podała, że umorzyła postępowanie w sprawie zabójstwa Ziętary wobec niewykrycia sprawców. Jedynemu człowiekowi, o którym wiadomo, że zadał śmiertelny cios Jarkowi, nie można

Dwóch poznańskich dziennikarzy, również na wniosek obrony, miało zasilić listę świadków. Skutkowałoby to tym, że do momentu przesłuchania ich przed sądem nie mogliby oni obserwować rozpraw. został wezwany jako świadek dopiero w kwietniu 2019 r. i do tego czasu nie mógł uczestniczyć w rozprawach. W tym miejscu warto potwierdzić, że w zdecydowanej większości świadkowie, pytani przez sędziego Sławomira Szymańskiego, skąd znają sprawę Ziętary, przyznają, że głównie z mediów. Tylko jeden świadek stanowczo stwierdził, że nic o śmierci dziennikarza nie wie i nigdy o niej nie słyszał. Był to 78-letni Walerian P., który wyjechał z Polski już w 1963 roku, mieszka w Niemczech, a do Polski przyjeżdża głównie w interesach. Był związany z polskimi firmami odzieżowymi, z których większość już nie istnieje, ale on sam do dziś związany jest z branżą tekstylną. Tu warto dopowiedzieć, że według poznańskich mediów, Walerian P. był bohaterem artykułu autorstwa zamordowanego dziennikarza, który ukazał się na łamach tygodnika „Wprost” na początku lat 90. Chodziło o tekst dotyczący „wspólnika in blanco” oraz tzw. „białego Żyda”. Pytany o te epitety przez prokuratora, Walerian P. oświadczył, że nie słyszał, by tak go nazywano, oraz zaprzeczył, by mogło tu chodzić o jego osobę. Wspomniany tekst, jak donoszą poznańskie media, zahaczał o interesy służb specjalnych i świadek miał zabiegać o sprostowanie, które ostatecznie ukazało się w tygodniku, zredagowane pod nieobecność Ziętary i bez jego wiedzy. Jarosław Ziętara odszedł z redakcji.

Zbrodnia Ponad 27 lat temu, 1 września 1992 roku przed dziewiątą rano, wyszedł ze swojego mieszkania na ulicy Kolejowej, na poznańskim Łazarzu 24-letni dziennikarz Jarosław Ziętara. Wyszedł do pracy, do redakcji w ówczesnej „Gazecie Poznańskiej”. Dystans niecałych 2 km miał pokonać pieszo. Tego dnia jednak nie dotarł do pracy. Do dziś nie odnaleziono ciała mężczyzny. W roku 1999 został sądownie uznany za zmarłego. Jego symboliczny grób znajduje się w Bydgoszczy. Rodzice Jarka, pomimo ogromnego zaangażowania przede wszystkim jego ojca, zmarli, nie doczekawszy się informacji o synu. Jest to jedyne morderstwo dziennikarza w Polsce po 1989 roku. Śmierć Ziętary miała związek z jego pracą dziennikarską, pomimo młodego wieku i kilkuletniego dopiero stażu w zawodzie. Pytanie o morderców i zleceniodawców tej zbrodni to jednak nie wszystko. Jarosława Ziętarę uprowadzono 1 września, a według świadka w procesie zamordowano go dopiero po trzech dniach. Trzy dni od porwania do śmierci to bardzo dużo czasu. Komu i po co były one potrzebne? A może była szansa na uratowanie dziennikarza? Czy rzeczywiście zabicie młodego

postawić zarzutu morderstwa, bo nie żyje. Miał to być rosyjskojęzyczny gangster. Śledczy umorzyli również pos­ tępowanie wobec nieżyjącego ochroniarza Elektromisu Romana K. Równolegle od 2016 roku toczy się proces przeciwko Aleksandrowi G., byłemu senatorowi oraz twórcy pierwszych kantorów w Polsce. W Sądzie Okręgowym w Poznaniu zarzuca się Aleksandrowi G. podżeganie do zabójstwa dziennikarza i te rozprawy również zostaną wznowione w styczniu 2020 roku.

na bezpieczeństwo rodziny świadka. Sąd wniosku nie uwzględnił i rozprawę mogli śledzić dziennikarze. Na pytanie sędziego: Co pan wie o zaginięciu Jarosława Ziętary?, świadek odpowiedział: – Doszło do porwania i zabójstwa. Wiem, gdyż z Lewym jeździliśmy i byliśmy w mieszkaniu Ziętary wiosną 1992 roku, na zlecenie senatora Aleksandra G. Dariusz L. pseudonim Lewy to znajomy Baryły, który wprowadził go w środowisko Elektromisu trzy lata przed zamordowaniem dziennikarza. Zginął w wypadku samochodowym. W kolejnych słowach Maciej B. podtrzymał, że oskarżeni Mirosław R. i Dariusz L. brali udział w porwaniu Jarosława Ziętary 1 września 1992 roku oraz że działali oni na zlecenie Aleksandra G., który żądał „uciszenia dziennikarza”. Maciej B. opowiedział sądowi, w jakich okolicznościach był naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa dziennikarza. Wyjaśnił również, że podczas rozprawy w 2016 roku „konfabulował”, ponieważ nie otrzymał od prokuratora Kosmatego pomocy, jakiej oczekiwał. Chodziło o obiecany mu akt łaski. Uściślił, że podczas śledztwa mówił prawdę, a dopiero w sądzie konfabulował, co tłumaczył z kolei działa-

– Widziałem radiowóz, który stał w hangarze. W porwaniu brał udział Dariusz L. (Lala), Dariusz L. (Lewy), Roman K. (Kapela) i Mirosław R. (Ryba). Jechali w czwórkę, byli w mundu-

miał telefon; mógł zadzwonić na policję – zeznał były gangster Baryła. Maciej B. opisał też, jak późną wiosną wtargnął do mieszkania Ziętary. Jarek został chwycony na kanapie i przyduszony. – Zaczęliśmy mu mówić, żeby się odczepił i przestał bruździć. Jego aparat był zniszczony, rozwalony. Przeszukaliśmy mieszkanie, znaleźliśmy filmy. Filmy były w lodówce, a za lodówką były małe pudełeczka, a w nich mikrofilmy. Ziętara mówił, że będzie problem, jak to weźmiemy. Mówił coś o UOP-ie, że to aparat i filmy z UOP-u. Nastraszyliśmy go, zabraliśmy te filmy i pojechaliśmy do firmy [Elektromis]. Wyciągnęliśmy te filmy, na zdjęciach były jakieś obiekty gospodarcze. Nie przywiązywałem do tego wagi. Miałem wtedy 20 lat. Ja zrobiłem swoje, L. mi zapłacił. Gdy Ziętara wspomniał o UOP-ie, ja nie wiedziałem, o co chodzi, a L. śmiał się i mówił: – Niech to sobie przyjadą odebrać. Świadek zeznał także, że red. Jarosław Ziętara miał bardzo dużą wiedzę o działalności holdingu Elektromis. Szantażował Elektromis i G., że jeśli mu nie zapłacą, to ujawni wszystko, czym się zajmowali. – Media są wielką bronią – kontynuował Maciej B. – wystarczy,

Co wydarzyło się w 1992 roku Jako pierwszy zeznawał Jerzy U. Dwie rozprawy odbyły się w lutym i marcu. U. to były oficer Urzędu Ochrony Państwa, który, według doniesień medialnych, 1 września 1992 roku miał być naocznym świadkiem porwania Jarosława Ziętary przez ochroniarzy Elektromisu. Niestety sędzia Katarzyna Obst poinformowała, że został złożony wniosek o wyłączenie jawności rozprawy i dziennikarze, w tym również obserwator CMWP SDP, zostali wyproszeni z sali sądowej. Jerzy U., według informacji poznańskich dziennikarzy, wcześniej miał być funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa. Po przemianach 1989 roku podjął pracę w UOP. 1 września znalazł się na ulicy Kolejowej w Poznaniu – gdzie mieszkał reporter – ponieważ dodatkowo podjął się inwigilowania Jarosława Ziętary. Zlecenie miał otrzymać od szefostwa Elektromisu. Zeznania Jerzego U. z pewnością są bardzo ważne, gdyż widział on moment porwania dziennikarza oraz trzech ludzi – w tym dwóch oskarżonych – którzy się tego dopuścili. Na ławie oskarżonych zasiadłby i trzeci porywacz, wspomniany już ochroniarz Roman K. pseudonim Kapela. Ten jednak zginął w 1993 roku w dość dziwnych okolicznościach. Pozostaje bez odpowiedzi jeszcze jedno pytanie: jak funkcjonariusz UOP mógł „po godzinach, prywatnie” śledzić dziennikarza Jarosława Ziętarę? Widział, co się stało, i tyle lat milczał? A może nie milczał? Może podzielił się informacjami z innymi osobami? Niestety dziennikarze, zmuszeni do opuszczenia sali sądowej w związku z wyłączeniem jawności rozprawy, nie usłyszeli odpowiedzi zarówno na pytania zadane powyżej, jak i na wiele innych dotyczących tragicznych losów Jarosława Ziętary. Maciej B. pseudonim Baryła to drugi kluczowy świadek obciążający oskarżonych. Zeznawał 22 lutego, a na rozprawę został przywieziony z więzienia, gdyż odsiaduje dożywocie. Pełnomocnik Macieja B. złożył wniosek o wyłączenie jawności rozprawy ze względu

Maciej B. podtrzymał, że oskarżeni Mirosław R. i Dariusz L. brali udział w porwaniu Jarosława Ziętary 1 września 1992 roku oraz że działali oni na zlecenie Aleksandra G., który żądał „uciszenia dziennikarza”. niem pod wpływem emocji. Maciej B. oświadczył ponadto, że kolegował się z pracownikami poznańskiego Elektromisu. Podejmował także z nimi współpracę, mimo że sam nie był zatrudniony w holdingu. Tak też było w sprawie Jarosława Ziętary. Powiedział: – Wiosną ’92 roku z Dariuszem L. jeździliśmy na ulicę Kolejową i obserwowaliśmy, aby chwycić Jarosława Ziętarę i wytłumaczyć mu, by nie kręcił się koło firmy [Elektromis] i nie robił zdjęć. Według świadka red. Ziętara fotografował bramę wjazdową Elektromisu, dzięki czemu dowiedział się, kto wjeżdża, jakie tiry itp. Ochroniarze złapali też dziennikarza na terenie obiektu, gdzie również robił zdjęcia. Został tam przez któregoś z nich uderzony. – Obserwowaliśmy Jarka jakieś dwa tygodnie. Tam był problem, bo w tej kamienicy schody skrzypiały bardzo mocno, a Jarek był czujny, bo był już wcześniej pobity. Nie wiedzieliśmy, czy

że zaczną pisać o przemycie spirytusu i już odpowiednie służby będą się musiały tym zająć. Według słów świadka, mówił on już o tym wcześniej prokuratorowi, ale ten nie wpisał tego do protokołu. – Na przełomie maja i czerwca 1992 roku do siedziby Elektromisu przyjechał Aleksander G. Byłem tam z L. i innymi. (…) Senator przyjechał z dwoma Rosjanami, ładnie ubranymi, audi V8 na rosyjskich numerach. Rozmawiali z boku, o Jarku. G. doczepił się jakichś wywietrzników, czy nie ma podsłuchów. Wtedy właśnie była ta rozmowa, że trzeba uciszyć Jarka. Według Macieja B. Jarosław Ziętara był nazywany przez G. i ochroniarzy Elektromisu: „pismakiem”, „żydkiem”, a także ze względu na szczupłą budowę ciała – „szczurkiem”. Świadek zeznał, powołując się na to, co mu opowiadał Dariusz L., że według jego wiedzy do porwania doszło rano.

o których się tam mówiło. Wymienił między innymi nazwiska: Wilczek, Sekuła, Fibak, Urban, Jaroszewiczowie, Rakowski i Jaruzelski. W lutym 2015 roku wszystkie wcześniejsze zeznania w części lub w całości zakwestionował. Utrzymuje nawet, że jednego z przesłuchań w ogóle nie było. Również listę polityków zweryfikował, skracając ją do czterech nazwisk. Zastanawia również to, że Marek Z. – jak zeznał – nie wiedział, że ma status świadka incognito. Z więzienia wyszedł w grudniu 2014 roku, a już w lutym 2015 odwołał wcześniejsze zeznania. Skąd wiedział, że w ogóle coś ma odwoływać, skoro sam mało powiedział, a protokołów nie czytał? Spytał go o to oskarżyciel posiłkowy Jacek Ziętara, brat Jarosława. Świadek nie wiedział; twierdził, że może gdzieś przy okazji innej rozprawy zostały one odczytane. W czasie składania zeznań Marek Z. kilka razy spoglądał na adwokata Wiesława Michalskiego, obrońcę oskarżonych: „Ryby” i „Lali”. Sędzia Katarzyna Obst pytała, czy szuka u mecenasa potwierdzenia swoich słów. W środę Marek Z. wiele kluczowych zeznań wycofał, ale niektóre kwestie podtrzymał. Potwierdził w sądzie choć-

Po uprowadzeniu zabrali go na Wołczyńską. Był tam podobno bity trzy dni. (…) Potem Jarek był rozpuszczony w kwasie. Robili to ci Rosjanie. Niszczenie zwłok miało miejsce w Chybach.

REPR. KRZYSZTOF M. KAŹMIERCZAK

O

baj oskarżeni nie przyznają się do winy. Rozprawy trwają od stycznia br., a kolejne zaplanowano już na cztery pierwsze miesiące 2020 roku. W sumie odbyło się 15 posiedzeń. Dwukrotnie sąd wyłączył jawność, a jedną rozprawę odwołano. Zeznawało ponad dwudziestu świadków. Wezwanych osób było więcej, jednak z różnych powodów się nie zgłosiły, a wśród nieobecnych należy wymienić twórcę Elektromisu Mariusza Ś. Wszystkie rozprawy śledzą dziennikarze z poznańskich mediów, obserwatorem jest również Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Adwokat oskarżonych, Wiesław Michalski, zwracał się do sądu o wyłączenie jawności sprawy dowodząc, że świadkowie zeznający w tej sprawie przyznają, że wiedzę o niej czerpią z mediów. Zdaniem mecenasa informacje zawarte w relacjach dziennikarzy opatrzone są dodatkowo komentarzami autorów, a to może mieć wpływ na zeznania świadków. Ponadto dwóch poznańskich dziennikarzy, również na wniosek obrony, miało zasilić listę świadków. Skutkowałoby to tym, że do momentu przesłuchania ich przed sądem nie mogliby oni obserwować rozpraw, a tym samym informować o nich opinii publicznej. W takiej sytuacji znalazł się red. Krzysztof M. Kaźmierczak, który od 27 lat walczy o wyjaśnienie tej straszliwej zbrodni. Kaźmierczak

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

rach. Pojechali do Ziętary, gdy wychodził rano do pracy. Tam było wszystko ustalone, znali rozkład dnia Jarka (…) po tym, jak już Jarka nie było, pojechali do „Gazety Poznańskiej”, chodziło chyba o pozabieranie rzeczy z jego biurka. Po uprowadzeniu zabrali go na Wołczyńską. Był tam podobno bity trzy dni. Nie wiem, kto go bił, ale Lewy mi powiedział, że był bity. (…) Potem Jarek był rozpuszczony w kwasie. Robili to ci Rosjanie. Niszczenie zwłok miało miejsce w Chybach. W Chybach, jak powoływał się świadek na relację L., mieszkał Marek Z. i to na terenie jego posesji miało dojść do zniszczenia ciała ofiary. Maciej B. również przyznał, że oprócz radiowozu, który widział latem 1992 roku w hangarze Elektromisu, widział także legitymacje policyjne pod ringiem oraz mundury: – Widziałem je obok szafek pancernych z bronią. Mundurów były dwa albo trzy komplety. Maciej B. oświadczył również, że do zeznań nakłonił go przypadek. Oglądał w telewizji, jak red. Kaźmierczak mówił, że „prawdopodobnie boję się o rodzinę i dlatego się wycofam. Nie jestem tchórzem. Nie chcę, żeby społeczeństwo nazywało mnie tak, jak nazywa”. Jednocześnie był niezadowolony z doniesień medialnych na swój temat, czemu dał też wyraz podczas rozprawy. W maju z kolei zeznawał wymieniony przez Baryłę Marek Z. Na pytanie sądu, kim jest z zawodu, Z. podał, że jest mechanikiem samochodowym. Pracował w Elektromisie w ochronie i windykacji. Wcześniej był bokserem, cinkciarzem, a walutę i inne deficytowe w tamtym czasie towary miał kupować od niego Mariusz Ś. późniejszy twórca i właściciel Elektromisu. Był też krótko właścicielem czasopisma „Poznaniak”. Pismo stracił w 1994 roku, gdy po raz pierwszy został aresztowany za oszustwo w tak zwanej aferze cukrowej. Sędzia Sławomir Szymański odczytywał świadkowi protokoły jego zeznań, które składał od 2013 roku. Nie sposób zrelacjonować, czego dotyczyły zeznania świadka, bowiem w części lub w całości Marek Z. im zaprzeczał i je odwoływał. Twierdził ponadto, że zostały spreparowane. Oświadczył, że nie zawsze czytał swoje zeznania, ponieważ nie miał okularów. Na zabranie okularów nie zgadzali się konwojenci dowożący go na przesłuchania. Z. oświadczył też, że zawsze podpisywał się na protokołach „nad kreską”. Sąd dwukrotnie okazał świadkowi jego podpisy pod zeznaniami i były one nad kreską, a tekst był spójny. Jednak świadek uważał, że podpis bez problemu można podrobić. Zeznania Marka Z. można podzielić na dwa okresy. Pierwszy to lata 2013–2014, gdzie dość swobodnie opowiada o Aleksandrze G., Mariuszu Ś. oraz wielu innych osobach związanych ze sprawą porwania i zabójstwa Jarosława Ziętary. Wymienia liczne pseudonimy ludzi związanych z Elektromisem, między innymi byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, a także nazwiska dziennikarzy oraz polityków, których widział na terenie firmy lub w obecności Mariusza Ś. albo

by to, że Aleksander G. co jakiś czas odwiedzał Elektromis i Mariusza Ś. To o tyle istotne, że obaj biznesmeni mają zaprzeczać tym kontaktom. Potwierdził też, że Aleksander G. pojawił się kiedyś w Elektromisie z jakimś „typkiem ze Wschodu”. Marek Z. z kolei rozpoznał go na zdjęciu w prokuraturze, ale w środę 22 maja 2019 roku podczas rozprawy oświadczył, że po prostu wskazał zdjęcie najbrzydszego mężczyzny, jakiego mu pokazano. Zdecydowanie zaprzecza zeznaniom Macieja B., dotyczącymi niszczenia zwłok na terenie jego posesji. Nazywa je bzdurami.

Zeznania pozostałych świadków Proces ochroniarzy to nie tylko historia tragicznych losów poznańskiego dziennikarza, ale swoista kronika współpracy esbeków, milicjantów, zomowców, ormowców, a także prokuratorów z cinkciarzami, kierowcami przywożącymi towary z zagranicy, mechanikami czy blacharzami samochodowymi itp., których dotknęły zmiany 1989 roku. Część funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, która albo została zweryfikowana negatywnie, albo w ogóle nie poddała się weryfikacji, zaczęła tworzyć firmy ochroniarskie. Inni podjęli współpracę z holdingiem Elektromis, a ich błyskotliwe, często bardzo krótkie kariery zawodowe wybrzmiewają na sali sądowej. Pomimo braku kwalifikacji obejmowali znaczące funkcje w firmie, a po kilku latach bywało, że trafiali do więzienia, ale za sprawy niekoniecznie związane z działalnością holdingu. Powstające w latach 90. firmy ochroniarskie zasilili dodatkowo młodzi sportowcy trenujący wszelkiej maści sztuki walki – od klasycznego boksu przez judo po kickboxing – w klubach dawnej Milicji Obywatelskiej, a po 1989 roku – Policji. Zeznania świadków procesu ochroniarzy pokazują jak na dłoni, że w latach 90. każdy, kto cieszył się wsparciem służb, zarabiał i bardzo szybko się bogacił. Ci, którzy odważyli się choćby zauważyć nieprawidłowości, byli narażeni na prawdziwe niebezpieczeństwo. Jarosław Ziętara starał się dokumentować i obnażać nielegalne interesy okresu transformacji ustrojowej Polski. Został – według prokuratury – uprowadzony i zamordowany. Mimo to z otoczenia oskarżonych w obu procesach płyną sugestie, że Jarosław Ziętara być może żyje, tylko zmienił tożsamość. Jednak ten wątek został wykluczony i nie ma mowy, by dziennikarz żył i przez 27 lat nie dał znaku życia bliskim. Ponadto siedem osób związanych ze sprawą Ziętary poniosło gwałtowną śmierć w zagadkowych okolicznościach. Ta pamiętna, tajemnicza i tragiczna sprawa wciąż pozostaje otwarta. Temida wydaje się nie tylko ślepa, ale i bezradna. Mimo wszystko pokrzepiająca jest świadomość, że są ludzie, którzy mimo upływu lat mają nadzieję i determinację w dążeniu do sprawiedliwości. Przed nami kolejne procesy. Wciąż istnieje szansa na poznanie prawdy. K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

5

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

RYS. WOJCIECH SOBOLEWSKI

O

pinia ta została potwierdzona także w ostatnich wyborach – na PiS zagłosowało 8 051 935 osób, a na opozycję różnego autoramentu ponad 2 mln więcej. Posłanka Pomaska stwierdziła, że „te wybory były do wygrania” i miała rację. Gdyby poparcie PiS-u było o jeden procent mniejsze, wieloprzymiotnikowa koalicja („europejska”, „demokratyczna”, „polska”) wróciłaby do władzy i spełniłyby się oczekiwania tych, co marzą, aby „było tak, jak było”. Taki obrót sprawy przyjęto by też z najwyższym zadowoleniem zarówno na bezkresnych obszarach dawnego Związku Radzieckiego, jak i w centrach decyzyjnych Unii Europejskiej. Nie ma wątpliwości, że wzajemne zdolności koalicyjne „konserwatywnych liberałów”, „lewicowych demokratów” i „chrześcijańskich ludowców” wynikają z ich wspólnych korzeni i zbieżności celów. Być może ojcowie czy dziadowie obecnych polityków w przeszłości razem walczyli o utrwalenie władzy ludowej, a nic tak nie łączy jak np. picie z jednej manierki podczas obławy na bandy leśne. Ale o tych zaszłościach mogą wiedzieć tylko najstarsi górale, lub poeta, który pamięta... Głosowanie nad wotum zaufania po orędziu premiera pokazało, że faktycznie w parlamencie są jedynie dwie partie – PiS i antypis. Oprócz wszystkich posłów Zjednoczonej Prawicy „za” głosowało tylko dwóch parlamentarzystów z KO. Przypominało to głosowanie z grudnia 2016 roku nad ustawą budżetową. Wówczas zdolny poseł Szczerba zorganizował pucz – zablokowano mównicę sejmową, zaprzyjaźniona stacja telewizyjna skrzykiwała ludzi na „majdan”, niejaki Diduszko brawurowo odegrał rolę trupa (zdjęcie „ofiary reżimu” obiegło cały świat), a we Wrocławiu w „blokach startowych” czekał Donald Tusk, by „ratować Ojczyznę”. Dzięki zimnej krwi marszałka Kuchcińskiego i pomocy DWÓCH (tylko!) posłów Kukiza budżet zdołano uchwalić (opozycja orzekła, że budżet jest nielegalny, a my cały 2017 rok przeżyliśmy z nielegalnym budżetem, czego nawet nie zauważyliśmy). Mimo, że gniewni antysystemowcy od Kukiza głosowali zazwyczaj tak samo jak totalsi, uważaliśmy ich za „naszych”, bo w dyskusjach telewizyjnych potrafili przemówić ludzkim głosem (co dzisiaj już im się nie zdarza). Nigdy też nie traktowaliśmy ich jako fragmentu postkomuny i długo utrzymywały się nadzieje na koalicję z tym ugrupowaniem. Niestety kordon sanitarny wokół PiS (ZP) okazał się nie do pokonania. Nadzieje związane z Konfederacją jako koalicjantem rozwiały się znacznie szybciej i dziś już nie ma wątpliwości, że do antypisu dołączył czwarty element – czyli tzw. ideowa prawica (jak o sobie mówią konfederaci). Na wezwanie aktorów ludzie przestali świrować i poszli na wybory, aby odsunąć PiS od władzy. W niektórych dzielnicach Poznania frekwencja sięgała 85% – nie głosowały jedynie matki w połogu i sparaliżowani starcy przykuci do łóżek. Z pewnością sytuację w Polsce wnikliwie obserwują różne służby mniej lub bardziej zaprzyjaźnione. Wniosek dla wszystkich jest oczywisty – lewica wyczerpała już wszelkie rezerwy, a jedyną metodą odsunięcia od władzy dziś rządzących jest „dopompowanie” Konfederacji. Ponieważ ugrupowanie to nie może liczyć na głosy ze środowisk postkomunistycznych, szansą są transfery rozczarowanych wyborców PiS, zarzucających rządzącym „wyprzedaż wartości na rzecz czystego, bezideowego technokratyzmu, jałowego trwania u władzy”. Aby trwać u władzy, politycy PiS zrobili naprawdę dużo – udało im się pozyskać ok. 3 mln nowych wyborców, równocześnie tracąc na rzecz Konfederacji prawdopodobnie ok. miliona. Ideowi konserwatyści sądzą, że Konfederacja lepiej wypełni ich oczekiwania. Nie chcą oni 500+ ani trzynastej emerytury, ale chcą walki ideologicznej: „Bezwzględnie i stanowczo żądam wreszcie i natychmiast asertywności! Kompletny brak asertywności obecnej władzy jest oczywistym efektem przyjęcia taktyki umizgów do centrowego elektoratu (z natury pacyfistycznego, aideowego, technokratyczno-socjalnego i bardzo labilnego etycznie). Stąd to paniczne unikanie wszelkich konfliktów ideowych (...) Brak asertywności musi w końcu skutkować ostatecznym zniechęceniem najbardziej twardego i ideowego elektoratu! I wtedy PiS zostaje z niepewnym i labilnym mitycznym centrum, stając się jednocześnie jego aideowym zakładnikiem!”

Po wyborach parlamentarnych w 2015 roku red. T. Lis powiedział, że do władzy doszła mniejszość. Miał rację – wyborcy PiS stanowią mniejszość, a władzę zawdzięczają premii od pana D’Hondta – belgijskiego matematyka, twórcy metody dzielenia mandatów w wyborach parlamentarnych.

Remis ze wskazaniem Jan Martini

Takie odczucia są często spotykane wśród ludzi zniechęconych do „dobrej zmiany”.

Atak z flanki Mimo ogromnej sympatii, jaką cieszy się piękny Marsz Niepodległości organizowany przez Ruch Narodowy, konfederaci jako całość głoszą tak pomieszane i dziwaczne poglądy, że nie sposób traktować poważnie ich programu, czy raczej programów, bo liczni liderzy ugrupowania zdają się mieć swoje indywidualne programy. Co gorsza, są one nie tylko sprzeczne ze sobą, lecz wręcz wykluczające się. Na przykład – nie sposób pogodzić ortodoksyjnego katolicyzmu z zoologicznym (mówiąc Michnikiem) turboliberalizmem. Przypadkowo poznałem idee, które zainspirowały charyzmatycznych ekonomistów Konfederacji. W zespole, którym kierowałem, miałem muzyka – członka amerykańskiej partii libertariańskiej. Od niego dostałem publikacje Instytutu Katona (Cato Institute), prace Ayn Rand i Ludwiga von Misesa – twórcy austriackiej szkoły ekonomicznej, który jest naczelnym guru libertarian. Ayn Rand (Alissa Rosenbaum, ur. 1905 w Petersburgu) w książce pt. The Virtue of Selfishness pochwala egoizm jako siłę wyzwalającą energię ludzką – to dzięki niemu wyszliśmy z jaskiń i polecieliśmy na Księżyc. Równocześnie piętnuje tłamszący inicja-

dzieje – już obecnie 1% ludzi posiada 50% dóbr światowych. Mój krajan (choć nie rodak) – Ludwig von Mises urodził się we Lwowie w 1881 roku, a jego pradziadek otrzymał patent szlachecki z rąk cesarza Franciszka Józefa I („von Mises” znaczy „od Mojżesza”). Nietrudno zauważyć, że idee teoretyków skrajnego liberalizmu stoją w zasadniczej sprzeczności z katolicką nauką społeczną („jeden drugiego brzemiona noście” – św. Paweł). Wspólne minimum programowe liderów Konfederacji można sprowadzić do kilku punktów – niechęć do płacenia podatków i rozbudowanego państwa socjalnego, zbędność biurokracji (urzędnicy przejadają nasze pieniądze), niezgoda na socjalizm, który rzekomo chce wprowadzić PiS, i szkodliwość sojuszu z USA, gdyż powinniśmy mieć własną silną armię (jak ją zbudować przy szczątkowych podatkach – nie wyjaśniono). Ponadto „wolnościowcom” nie podoba się „zmiana klęczników” z Berlina i Brukseli na Waszyngton. Ich zdaniem „egzotyczny” sojusz z „odległym państwem” nie daje gwarancji bezpieczeństwa (czego już doświadczaliśmy w historii). Należy szukać sojuszników bliżej. Powinniśmy zatem wystąpić z Unii Europejskiej i NATO, a zamiast „wisieć” na sojuszu z USA – prowadzić politykę wielowektorową – taką jak Węgry czy Turcja. Być może przywódcy „ideowej prawicy” nie zdają sobie sprawy,

W każdych wyborach na formację JKM głosują młodzi, a partia uzyskuje 3% głosów. Po czterech latach ci, którzy głosowali na niego, wyrastają i odchodzą, ale przychodzą nowe „koty”, i tak to się kręci od 30 lat. tywę i demoralizujący altruizm (nie wspominając już o „rozdawnictwie”). Prace ideologów libertarianizmu amerykańskiego przy „pierwszym czytaniu” wydają się być całkiem logiczne, spójne i bardzo przekonujące. Później następuje krytyczna refleksja i zaczyna się dostrzegać pewne mielizny. Np. wiadomo, że 2% mieszkańców planety jest w stanie wykarmić, ogrzać i napoić całą resztę. Tej reszty (zbędnej) nie można jednak poddać eutanazji, bo ci ludzie (98%) są potrzebni jako konsumenci. Ale co warci są konsumenci z zerową siłą nabywczą? Mogą oni co najwyżej zatańczyć, zagrać czy świadczyć usługi erotyczne producentom. Mechanizmy, które proponują teoretycy austriackiej szkoły, prowadzą niechybnie do sytuacji, w której jeden człowiek może zostać właścicielem całego świata. Poniekąd tak właśnie się

że żaden z tych krajów nie leży między Rosją a Niemcami (nawet nie graniczy z nimi!), a Turcja ma potężną armię. Zdaniem polityków Konfederacji, Centralny Port Komunikacyjny jest potrzebny Amerykanom do sprowadzania „wojsk okupacyjnych”. Dlatego Janusz Korwin-Mikke uważa pomysł za głupotę (czy przekonał go Trzaskowski, że będziemy mieć piękne lotnisko w Berlinie?), a Grzegorz Braun obawia się, że przy okazji budowy CPK Izrael zbuduje sobie swoją infrastrukturę na terenie Polski. Reżyser chyba wykrakał, bo wkrótce po jego wypowiedzi ukazała się informacja w mediach, że Izrael będzie pomagał nam przy tej inwestycji. Jako monarchista Grzegorz Braun „chce być poddanym, a nie obywatelem”. Jednak podczas spotkania w Poznaniu nie był w stanie dać przekonującej odpowiedzi na moje pytania, „kto

powinien być królem” i czy nie obawia się, że króla podstawi nam KGB. Naczelny ideolog Konfederatów – Janusz Korwin-Mikke jest przeciwnikiem polityki socjalnej, wychodząc z założenia, że każdy jest kowalem własnego losu, a ludzie zdolni, energiczni i zaradni dadzą sobie radę w ży-

Nasuwa to pewną refleksję. Niemal cały osiemnasty wiek dyplomacja carska pracowała nad rozkładem Rzeczpospolitej, utrzymując równowagę dwóch walczących ze sobą stronnictw. Stronnictwo słabnące otrzymywało szybką pomoc. Dobrze byłoby, żeby ludzie władzy i obojga opozycji (totalnej i nieto-

Chyba wszystkich jednak przebił muzyk Michał Urbaniak: „Sytuacja jest trudna i bardzo radykalna. Myślę sobie czasem, czy rozbiory nie były najlepszym rozwiązaniem wobec tego kraju, i mówię to z całą odpowiedzialnością”. ciu (słabi i niezaradni powinni udać się „na drzewo”?). Sam jest zaradny, bo znalazł sobie doskonały sposób na życie – jako lider niszowych partii prosperuje znakomicie, mając pracę lekką, ciepłą i czystą. W każdych wyborach na jego formację głosują młodzi, a partia uzyskuje 3% głosów. Po czterech latach ci, którzy głosowali na JKM, wyrastają i odchodzą, ale przychodzą nowe „koty”, i tak to się kręci od 30 lat. Politycy Konfederacji widzą proste rozwiązania nawet najtrudniejszych problemów. Zdaniem Korwin-Mikkego receptą na uzdrowienie służby zdrowia jest pozbycie się urzędników z placówek medycznych („zaoszczędzone pieniądze dać lekarzom i pielęgniarkom”). Nie znajduje uznania u JKM praca recepcjonistek przyjmujących telefony i umawiających wizyty, nie mówiąc już o ludziach sprzątających, wymieniających żarówki, płacących za prąd itp. Poseł Winnicki równie prosto widzi rozwiązanie problemu zakazu aborcji: „Mieli rząd, Sejm, Senat, prezydenta – wystarczyło tylko podpisać ustawę”. Pomijając już uliczne awantury i wycie światowych autorytetów nad „drastycznym ograniczeniem praw kobiet”, wejście na „pole minowe”, jakim jest tematyka aborcyjna, wiązałoby się z ryzykiem przegrania wyborów (według wewnętrznych sondaży, „ruszenie” tematu aborcji spowodowałoby znaczne „tąpnięcie” poparcia dla partii). Prezes był widziany, jak przystępował do komunii w jednym z kościołów, co zdaniem rygorystycznych katolików było świętokradztwem, gdyż ma on na sumieniu życie nienarodzonych. Ale gdyby Kaczyński dał sobie odebrać władzę, byłby to jego najstraszliwszy grzech, gorszy od „krwi niewiniątek na jego rękach”, bo chyba wszyscy sobie zdają sprawę, że utrzymanie władzy jest niezbędnym warunkiem naprawy państwa. Pomimo „rozdawnictwa” i świetnych wyników gospodarczych, sondaże w zasadzie się nie zmieniają, a siły PiS-u i antypisu są mniej więcej równe.

talnej) w walce politycznej nie przekraczali granicy, za którą zaczyna się szkodzenie państwu. W Wielkiej Brytanii siły zwolenników i przeciwników Brexitu są dokładnie takie same. Stabilny, funkcjonujący wiele stuleci system polityczny uległ załamaniu. Kraj jest sparaliżowany i grozi mu secesja Szkocji. Podobnie sytuacja wygląda w Stanach Zjednoczonych. Tak się złożyło, że właśnie te kraje były najbardziej zdeterminowane w powstrzymywaniu komunizmu. Czyżby Rosjanie wciąż korzystali ze swoich osiemnastowiecznych doświadczeń?

Kłopoty z nadbudową Zdaniem środowisk opiniotwórczych i licznych autorytetów, Polska „nie przepracowała Oświecenia”. Mimo trwającej wiele dekad pracy Urbana i Michnika, w kraju wciąż kult katolicki jest żywy, co oczywiście jest naganne i wymaga naprawy. Być może potrzebna będzie pomoc zewnętrzna, bo zakres zmian powinien być duży – wręcz rewolucyjny. Ponieważ zaś każda rewolucja zaczyna się od słowa, Polki i Polacy (a także wciąż nieliczni Polacy-obojnacy) są już świadkami rewolucji w obszarze języka. Te neologizmy i dziwolągi słowne związane z dowartościowaniem „dyskryminowanych” kobiet wciąż nas jeszcze rażą, ale wkrótce przywykniemy do zdań typu „weganki i weganie ryzykując, że staną się anorektyczkami i anorektykami, walczą o klimat i postęp, stając się kontynuatorkami i kontynuatorami sowietek i sowietów”. Ideologiczna agresja, jaką siły postępu zamierzają przeorać nasz kraj, oczywiście nie ograniczy się do języka. Tej agresji trzeba się przeciwstawiać, ale wchodząc w ostry konflikt ideologiczny, ryzykuje się przegraną – nadbudowa to obszar, na którym „świat postępu” ma przewagę. Kilkusettysięczna armia żołnierzy Broniarza, dywizje docentów marcowych, profesorów mniej

lub bardziej habilitowanych, rzesza artystów, noblistów, celebrytów – to siła dysponująca ogromną „siłą ognia”. To dzięki nim PiS przy znakomitych wynikach gospodarczych, zamiast 80% poparcia uzyskał tak mierny wynik. A ilu my mamy żołnierzy? Dlatego Kaczyński stara się unikać konfrontacji na polu, które usiłuje narzucić mu przeciwnik. W tej sytuacji postawienie na „michę” – wzrost zamożności – jest słuszne. PiS skoncentrowany na bazie ma osiągnięcia bezsporne – Polacy żyją dostatniej, kraj się bogaci, a związek suwerenności z bogactwem kraju i zamożnością społeczeństwa nie ulega wątpliwości. Działania na rzecz rozwoju gospodarczego i likwidacji ubóstwa nie wywołują takich negatywnych emocji, jak próby ingerencji na obszarze nadbudowy. Konsekwentna, wieloletnia praca Jarosława Kaczyńskiego nad zwiększeniem podmiotowości Polski zaczyna przynosić efekty – dziś już nikt nie powie, że „Polska straciła szansę, żeby siedzieć cicho”. Ponieważ jednak baza czerpie energię z nadbudowy, w dłuższej perspektywie nie da się uniknąć napięć społecznych wynikających z walki ideologicznej, którą trzeba będzie podjąć. Wiemy, że łatwo nie będzie, bo Krystyna Janda zapowiedziała – „nie oddamy wam kultury”. Aktorzy – ulubieńcy tłumów – cieszą się estymą (chyba przecenioną) i uwierzyli, że mają coś istotnego do powiedzenia, ale najlepiej wychodzi im, gdy mówią nieswoje teksty. Niestety czasem artykułują własne przemyślenia. Oczywiście nie tylko aktorzy źle czują się w Polsce rządzonej przez „dyktaturę populistów – „inni artyści też mają powody do niezadowolenia, a już szczególnie cierpią twórcy pochodzenia żydowskiego. Agnieszka Holland skarżyła się, że gdy przyjeżdża ze świata do kraju, to czuje się, jakby „wchodziła do pokoju, w którym ktoś puścił bąka”. Podobne odczucia ma jej ziomek – malarz Wilhelm Sasnal: „Problem polega na tym, że w Polsce jesteś w pokoju z paskudnym widokiem i jeszcze musisz znosić bekanie i pierdzenie rodaków, którzy w nim z tobą siedzą. (...) Żyjemy w kraju, w którym ciemnota zaserwowała sobie i nam dyktaturę ciemniaków”. Zdaniem malarza, sprawcą wszelkiego zła jest Kościół – „to instytucja, która psuje kraj bardziej niż cokolwiek innego”. Chyba wszystkich jednak przebił muzyk Michał Urbaniak: „Sytuacja jest trudna i bardzo radykalna. Myślę sobie czasem, czy rozbiory nie były najlepszym rozwiązaniem wobec tego kraju, i mówię to z całą odpowiedzialnością”. Do tych szokujących słów wybitnego muzyka podchodzę ze zrozumieniem, gdyż znam problemy saksofonistów. Pewien znajomy wirtuoz tego instrumentu powiedział mi, że podczas gry czuje, jak wskutek drgań mózg obija mu się o czaszkę (szczególnie przy niskich tonach) i potem trudno mu się skupić. Urbaniak wcześniej grał na skrzypcach, ale na nieobojętnym dla mózgu saksofonie gra już 50 lat. Rząd Beaty Szydło podjął nieudaną próbę pozyskania przychylności środowiska artystycznego – przywrócono ulgę podatkową dla artystów na koszty uzysku. Chodzi o to, że twórcy, wynagradzani głównie w formie umowy o dzieło, aby uzyskać dochód, muszą najpierw ponieść koszty (kupić farbki, struny, kalafonię), które to wydatki można następnie odliczyć od podatku. Taka zasada funkcjonowała od czasów PRL aż do rządów ludzi Platformy Obywatelskiej, którzy szukając rezerw, słusznie założyli, że oskubani artyści się nie obrażą (pierwszą wpadką Małgorzaty Kidawy-Błońskiej była deklaracja, że rząd KO „przywróci ulgę podatkową na koszty uzysku dla artystów”, a ulga ta już była przywrócona przez rząd PiS). Przyszli socjologowie będą badać dziwaczną niechęć, czy wręcz nienawiść środowisk artystycznych do rządów PiS. Czy jest to owczy pęd, obawa przed ostracyzmem środowiska, czy jakieś przekonania polityczne (w co trudno uwierzyć)? Sądzę, że wynika to raczej z nadzwyczajnej zdolności wykrywania powiewów wiatru historii, bo artyści mają znakomite rozeznanie, gdzie są frukta – jak należy pisać, jak malować, jakie filmy tworzyć. Może twórcy zmienią nastawienie, gdy zorientują się, że rządów PiS nie da się przeczekać? Ale lepiej będzie, jak środowisko niepodległościowe wytworzy własne kadry. Należy to zrobić możliwie szybko, bo proces ten wymaga lat, a czasu jest niewiele. Trzeba zmienić obecną postkomunistyczną nadbudowę, zanim ona zmieni rząd. K


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

6

Jesteśmy tuż po jubileuszowych uroczystościach związanych z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla Wielkopolski był to dodatkowo czas upamiętniania wybuchu powstania wielkopolskiego (27.12.1918 r.) – zbrojnego aktu wyzwoleńczego otwierającego drogę, jak się później okazało, do patriotycznej mobilizacji Polaków na Śląsku, zakończonej powstaniami śląskimi.

Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego

Rzecz o Mieczysławie Paluchu – jednym z ważniejszych współorganizatorów i pierwszym wojskowym dowódcy powstania wielkopolskiego Wiesław Hernacki

Trzemżal i Trzemeszno Urodził się 10 grudnia 1888 r. w zamożnej rodzinie włościańskiej w Trzemżalu koło (słynącego już wtedy z przesączonej patriotyzmem szkoły) Trzemeszna. Mieczysław Paluch, dla bliskich Mieczek, miał szczęście: w dużej rodzinie (rodzice, Jan i Józefa z Mayorów, mieli aż 11 dzieci!) pielęgnowano polskie tradycje, posługiwano się polskim językiem (zabór pruski) i z szacunkiem odnoszono się do wartości chrześcijańskich. Co istotne: wspólna ze starszym rodzeństwem nauka w domu i podglądanie ich lektur umożliwiła szczególnie dynamiczny intelektualny i emocjonalny rozwój tego młodego człowieka. Po szkole powszechnej w Trzemżalu w 1898 roku dziesięcioletni Mieczysław Paluch rozpoczął naukę w trzemeszeńskim progimnazjum. To tutaj poznał swojego przyjaciela, Bohdana Hulewicza, z którym aktywnie udzielał się w tajnym Towarzystwie Tomasza Zana (kształtując postawę patriotyczną i przygotowując się do działalności konspiracyjnej); tutaj też pobierał gruntowną i wszechstronną edukację, np. prócz oczywistego języka niemiec­ kiego poznał język łaciński, francuski i grekę. Do dzisiaj w archiwum trzemeszeńskiej szkoły z pietyzmem przechowuje się jego pracę końcową napisaną... klasyczną greką. Okres edukacji trzemeszeńskiej ukształtował u Mieczysława podstawowe, niezwykle przydatne później cechy: dobrego organizatora, przywódcy i spiskowca.

Dojrzewanie do walki Ponieważ trzemeszeńskiej szkole władze pruskie odebrały prawa organizacji pełnego kształcenia średniego (była to kara za udział uczniów trzemeszeńskiego gimnazjum w powstaniu styczniowym) w 1906 r. rozpoczęły się starania rodziców Mieczysława o przyjęcie go do gimnazjum w Gnieźnie (skąd został wydalony za konspirację), w Wągrowcu i w końcu w Międzyrzeczu, gdzie złożył w 1909 r. (jako ekstern – władze szkolne nie zgodziły się już na przyjęcie „buntownika”) egzamin dojrzałości. Studia ekonomiczno-handlowe w Berlinie i praktyki w Gdańsku przerwało w 1913 r. powołanie do pruskiej armii i I wojna światowa. Mieczysław Paluch służył w artylerii i, zgodnie ze wskazówkami Tomasza Zana, uczył się wojskowego rzemiosła, awansując w 1916 r. do stopnia podporucznika. Ranny – także w 1916 r. pod Verdun – wrócił do Poznania na rekonwalescencję. Ten czas wykorzystał na rozpoznanie sytuacji i włączenie się do powstańczych przygotowań. Sierżant Wiktor Pniewski, późniejszy pierwszy polski komendant Stacji Lotniczej Ławica, wspomina o spotkaniach konspiracyjnych z ppor. Paluchem w Poz­ naniu już we wrześniu 1918 r. – mamy więc prawo przypuszczać, że przedpowstańcza działalność poznańska Palucha była zdecydowanie dłuższa, niż sugerują to niektórzy badacze. „Jako sierżant pilot rezerwy armii niemieckiej, będąc ciężko rannym, przebywałem w szpitalu w Poznaniu. We wrześniu 1918 r. po wyjściu ze szpitala spotkałem Mieczysława Palucha, z którym zacząłem pracować w tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Spotykaliśmy się najpierw w moim mieszkaniu, a potem w pensjonacie Grabowskich na placu Wolności, gdzie Paluch mieszkał, i w Biurze Werbunkowym POWZP przy ulicy Piekary nr 14” (W. Pniewski, Zajęcie lotniska na Ławicy [w:] Wspomnienia z Powstania Wielkopolskiego, red. J. Karwat, Wydawnictwo Miejskie Poznań 2007, s. 73).

i Kcyni (3.02.1919 r.) – uniemożliwiając Niemcom wykonanie z Bydgoszczy ruchu okrążającego Poznań od północy i wschodu. Uznaje się dzisiaj, że były to jedne z najważniejszych bitew powstania wielkopolskiego. „U pułkownika zameldował się w pierwszych dniach stycznia 1919 r. podporucznik Mieczysław Paluch. Wspaniały to był żołnierz (...) nie mogący znaleźć wspólnego języka z ówczesnym decydującym czynnikiem wojskowo-politycznym, a przede wszystkim z majorem Taczakiem. Paluch chciał się bić, a Poznań myślał o obronie. Bił się Grudzielski, do niego poszedł Paluch. Od razu ocenił pułkownik wartości Palucha i mianował go swoim szefem sztabu. Już pod Szubinem poznaliśmy męstwo Palucha, jego szybką orientację na polu walki i silną wolę” (Włodzimierz Kowalski, Wspomnienia dowódcy wągrowieckiego oddziału powstańczego [w:] Wspomnienia Powstańców Wielkopolskich, Poznań 1973, s. 151).

Wyspie Węży (Bute). Ciężko znosił upokorzenie i doznaną niesprawiedliwość. Umarł zniewolony w obozie 18.07.1942 r., mając zaledwie 54 lata, i tam spoczywa do dzisiaj.

Z zapomnienia na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan! Wielokrotnie odznaczonemu (m.in. Orderem Virtuti Militari V klasy, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Orderem Odrodzenia Polski IV klasy, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi) Mieczysławowi Paluchowi kwiaty możemy złożyć tylko na symbolicznej płycie na cmentarzu trzemeszeńskim, Trzemeszno też nazwało jego imieniem nową ulicę. Nasz bohater jest patronem jednej z peryferyjnych uliczek na Os. Lotników w Poznaniu, jego imię nosiła też nieistniejąca już Szkoła Podstawowa nr 30 przy ul. Garncarskiej w Poznaniu. Postać naszego bohatera została pokazana w filmach dokumentalnych: Zdobycie Ławicy, reż. J. Sidor, Mieczysław Paluch. Człowiek, powstaniec, dowódca, reż. J. Sidor, Poczta Polska zaś wydała okolicznościową kartę pocztową poświęconą majorowi Paluchowi (emisja w XII 2018 r.). Warte wspomnienia są publikacje T. Szeszyckiego:

II powstanie śląskie

Front Północny, luty 1919 r., okolice Kcyni, Grabinowski, M. Paluch, Skórzewski, K. Grudzielski, T. Fenrych

Przygotowania do powstania W Poznaniu Mieczysław Paluch wraz ze swoim szkolnym przyjacielem Bohdanem Hulewiczem weszli do ścisłego kierownictwa organizacji niepodleg­ łościowych. Prawie natychmiast ppor. Paluch podjął wysiłki zmierzające do konsolidacji rozproszonych formacji o charakterze militarnym, tworząc tzw. Sztab Palucha. Przejął kierownictwo nad Polską Organizacją Wojskową Zaboru Pruskiego (POW ZP), a 13 listopada przeprowadził udany „zamach na Ratusz”, wprowadzając Polaków do głównego organu zarządzającego: Wydziału Wykonawczego Rady Robotniczo-Żołnierskiej, co miało kluczowe

Odezwa do Powstańców z 3 stycznia 1919 r. zamieszczona w „Kurjerze Poznańskim” nr 5 z 8 stycznia 1919 r.

znaczenie dla powodzenia powstania. Od tej pory Polacy nie tylko mieli wpływ na rządy w Poznaniu – mogli też skuteczniej przyglądać się poczynaniom Niemców i ich sił wojskowych. „Przewrót rewolucyjny poważnie osłabił spoistość armii niemieckiej i sprawność administracji pruskiej. W całych Niemczech władza przeszła w ręce rad robotników i żołnierzy. W dniu 11 listopada w Poznaniu powstał Wydział Wykonawczy Rady Robotniczo-Żołnierskiej (RRŻ). Polacy znaleźli się jednak w nim w mniejszości. W dniu 13 listopada Grupa Palucha w porozumieniu z POW zaboru pruskiego dokonała zamachu na to ciało, zmuszając do usunięcia z niego 4 Niemców i zastąpienia ich przez 4 Polaków. W ten sposób do WW RR-Ż wszedł również Paluch, który został kontrolerem Dowództwa V Korpusu Armii w Poznaniu. Miał on możliwość wglądu w tajne sprawy wojskowe i wywierał duży wpływ na podejmowane decyzje. Inny spiskowiec, H. Grześkowiak, działał w Komendzie Miasta na placu Wilhelma i przekazywał informacje z tego ośrodka” (Antoni Czubiński: Mieczysław Sylwester Paluch (1888–1942). Organizator Powstania Wielkopolskiego i II Powstania Śląskiego [w:] Zrodziła ich Ziemia Mogileńska, Poznań 1997, s. 232). Następnym doskonałym

posunięciem naszego bohatera było powołanie oddziałów Służby Straży i Bezpieczeństwa, w których formalnie miał istnieć parytet: połowa Niemców i połowa Polaków. Jednak Mieczysław Paluch nakazał przyjmowanie w miejs­ ce Niemców Polaków z niemiecko brzmiącymi nazwiskami. Na skutek tych zabiegów nasze dążenia niepodległościowe w krótkim czasie zostały wsparte liczącą prawie 2 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy formacją Służby Straży i Bezpieczeństwa, utrzymywaną w całości (żołd, mundury, broń) przez władze w Berlinie. Doświadczone i przygotowane oddziały SSiB umożliwiły po wybuchu powstania sprawne przejęcie fortyfikacji poznańskich. „Wtedy jak z nieba spadło utworzenie w dniu 15 listopada 1918 (...) Służby Straży i Bezpieczeństwa dla utrzymania w kraju porządku przez samych obywateli miejscowych. (...) Mieczysław Paluch, bliski nam człowiek, wysuwający się na czoło POWZP, gratkę tę natychmiast podchwycił (...). Skoszarowani ludzie dostali tam broni w bród i wikt, także żołd, a w kilku kompaniach, dowodzonych przez polskich komendantów, rozlokowani po fortach za rogatkami miasta, otoczyli Poznań wieńcem polskich oddziałów” (Arkady Fiedler, Mój ojciec i dęby, Wyd.1, Warszawa 1973, s. 173). Przygotowaniom do wybuchu powstania towarzyszyły negocjacje z zaniepokojonym rządem niemieckim, reprezentowanym w Poznaniu przez podsekretarza stanu w ówczesnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Helmutta Gerlacha. Tak pisze o tym prof. S. Kubiak: „Obrady toczyły się w atmosferze pojednania; był to w dużej mierze wynik ustępliwej postawy Gerlacha, który w najbardziej drażliwych punktach okazał zrozumienie dla postulatów polskich. Wysłannika rządu berlińskiego dobrze musiało usposobić do Poznańczyków oświadczenie Mieczysława Palucha, że „wojny z niemieckimi kamratami nie zamierza wszczynać”. Nabyta już w okresie gimnazjalnym sztuka konspiracji i strategia działań wielotorowych, obecnie nazywana „wojną hybrydową”, przyniosła dobre owoce.

Wybuch powstania 27.12.1918 r. Przyjazd do Poznania misji alianckiej z Ignacym Paderewskim i związane z tym wystąpienia antypolskie Niemców przyspieszyły wybuch powstania, planowany pierwotnie przez tzw. Grupę Palucha na 15 stycznia 1919 r. Komendant Mieczysław Paluch, dobrze znający nastroje zmęczonych wojną Niemców, nie miał wątpliwości: trzeba jak najszybciej wyzwalać nie tylko Poznań, ale całą Wielkopolskę. Dzięki zorganizowanym wcześniej grupom

(FOT. Z ARCHIWUM RODZINNEGO)

niepodległościowym w różnych miejscowościach, po dotarciu informacji o rozpoczętych walkach (poprzez specjalnych wysłanników lub telefonicznie) wiele miejscowości Wielkopolski, w tym jego rodzinne Trzemeszno, odzyskało wolność już 28 grudnia. Zdecydowana akcja wyzwoleńcza nie uzyskała pełnej akceptacji Naczelnej Rady Ludowej, która poprzez kpt. Stanisława Taczaka dążyła raczej do „utrzymania porządku” w Wielkopolsce. W samym Poznaniu jednym z elementów „porządkujących” było odebranie ppor. M. Paluchowi formalnego dowództwa nad oddziałami powstańczymi i powołanie polsko-niemieckiego komendanta Poznania, Jana Maciaszka. Niezależnie od „hamulcowych” działań

Por. Mieczysław Paluch, Front Północny, luty 1919 r. (kadr zdjęcia z archiwum rodzinnego)

polskich władz politycznych Poznania, po zajęciu kluczowych miejsc Twierdzy Poznań komendant Paluch opracował plan zdobycia Stacji Lotniczej na Ławicy, zorganizował niezbędne do tego jednostki i przekazując realizację planu Andrzejowi Kopie, osobiście uczestniczył w tym zajęciu (nocą z 5 na 6 stycznia 1919 r.), czuwając nad ścisłą realizacją scenariusza. Dzięki tej błyskawicznej akcji polska armia wzbogaciła się o kilkaset samolotów i inny majątek wojskowy olbrzymiej wartości.

Front północny W pierwszych dniach stycznia Niemcom udało się odbić z rąk polskich ważne miejscowości na północy Wielkopolski (m. in. Szubin). W Poznaniu postanowiono oddać zagospodarowanie tutejszego zwycięstwa innym, zaś Mieczysława Palucha (dążącego do zdecydowanego wypierania Niemców, często wbrew siłom zachowawczym w polskich władzach politycznych, zakładającym negocjacje i cierpliwe czekanie jako sposób na wolność), głównego architekta powstańczego sukcesu, odesłano do walk na trudnym froncie północnym. Paluch został szefem sztabu frontu północnego, przygotował i zrealizował zaskakujący dla Niemców plan odbicia Szubina (15.01.1919 r.)

Po przegranym I powstaniu śląskim Wojciech Korfanty zabiegał u władz w Warszawie o przydzielenie do organizacji ruchu powstańczego na Śląsku Mieczysława Palucha. Po uzyskaniu zgody, od marca 1920 r. Paluch działał na Górnym Śląsku. Formalnie kierował Wydziałem Aprowizacyjnym Polskiego Komitetu Plebiscytowego, w rzeczywistości, wspólnie z Polską Organizacją Wojskową Górnego Śląska (POW GŚ), przygotowywał powstanie, które wybuchło w momencie, gdy siły bolszewickie podchodziły pod Warszawę i Niemcy uznali, że nie jest już potrzebny żaden plebiscyt, ponieważ nie będzie wolnej Polski. Sukcesy powstańców zupełnie zaskoczyły Niemców, niestety: zostały zatrzymane 25 sierpnia 1920 r. decyzją Komisji Międzysojuszniczej. Udało się jednak osiągnąć podstawowy cel: rozwiązano policję niemiecką i powołano „policję plebiscytową”. POW G.Śl. przestała istnieć, na jej miejsce została powołana Centrala Wychowania Fizycznego z kpt. Mieczysławem Paluchem na czele, konsekwentnie budującym struktury powstańcze.

Wolna Polska Cię nie docenia, majorze Awansowany w 1922 r. do stopnia majora (ze starszeństwem od lipca 1919 r.), Mieczysław Paluch przeszedł do rezerwy. Nie znalazł ani uznania, ani pracy w Poznaniu. Przeniósł się do majątku Piwnice pod Toruniem, silnie związał się z Józefem Piłsudskim i z ruchem sanacyjnym (co zdaje się stygmatyzować M. Palucha w Poznaniu do dzisiaj), później został zarządcą majątku hr. Pszczyńskiego. Po wybuchu II wojny światowej przedostał się do Francji, zgłosił gotowość do służby w tworzonej polskiej armii; tam decyzją gen. Wł. Sikorskiego został uwięziony w obozie odosobnienia w Cerizay jako dawny zwolennik rządu J. Piłsudskiego. Po ataku Niemców na Francję w 1940 r. został przetransportowany do Anglii i uwięziony z wieloma innymi oficerami polskimi, dawnymi współpracownikami lub choćby tylko zwolennikami marszałka J. Piłsudskiego na szkockiej

N

FOT. WIESŁAW HERNACKI

N

iestety setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego nie stała się okazją do zmiany oficjalnej narracji o tym ważnym wydarzeniu: nie przeniosła uwagi z postaci sztandarowych, ale niekiedy z samym powstaniem mających niewiele wspólnego, na osoby istotnie przygotowujące ruch powstańczy i dążące do zdecydowanych działań antyniemieckich. Na szczęście do walki o pamięć o prawdziwych bohaterach przystąpiły lokalne środowiska patriotyczne, badacze-regionaliści, zapaleńcy, niekiedy władze gmin i parafie. Postacią, która w sposób wyjątkowo niesprawiedliwy została skazana na niepamięć, jest major Mieczysław Paluch – organizator i pierwszy wojskowy komendant powstania wielkopolskiego i II powstania śląskiego – Kmicic XX wieku.

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

Nagrobek M. Palucha, Bute, Szkocja

Zapomniani zwycięzcy, Dowódca mojego dziadka, Zwycięzcy spod Gniezna. Drukiem wyszły też wspomnienia żony M. Palucha: Niepokorny. Mieczysław Paluch we wspomnieniach J. Krauze, opracowane przez W. Namysła. Władze gminy Trzemeszno odnowiły miejsce pamięci poświęcone majorowi na trzemeszeńskim cmentarzu oraz nadały Mieczysławowi Paluchowi tytuł honorowego mieszkańca. W 2016 r. w Poznaniu powstało Towarzystwo Pamięci Majora Mieczysława Palucha, które m. in. podjęło starania o sprowadzenie prochów majora Mieczysława Palucha do Polski i uroczyste złożenie ich na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan w Poznaniu! Najważniejsze kroki w tej sprawie należą jednak do dysponenta grobu majora Palucha, polskiego Ministerstwa Kultury oraz władz Poznania, które decydują o pochówkach na tej nekropolii. K Wiesław Hernacki jest członkiem Towarzystwa Pamięci Majora Mieczysława Palucha.

ie jest łatwo znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie o przyczyny przemilczania w środowisku poznańskim roli Mieczysława Palucha w procesach odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Powodów takiej postawy może być kilka. Wszystkie mogą działać jednocześnie, choć (na przestrzeni wieku) ze zmiennym natężeniem, zależnie od aktualnej sytuacji. Przede wszystkim mogła to być chęć zagospodarowania wypracowanego sukcesu „Sztabu Palucha” przez osoby, które miały inną, niekonfrontacyjną koncepcję układania relacji z Niemcami. Nie zapominajmy, że w okresie międzywojennym Stanisław Taczak przewodniczył Towarzystwu do Badań nad Historią Powstania Wielkopolskiego 1918/1919 – miał więc możliwość kształtowania oficjalnej narracji o przebiegu powstania. Innym powodem przemilczania mogły być dobre relacje M. Palucha z niezbyt lubianym w środowisku politycznym Poznania Józefem Piłsudskim, zwłaszcza że kontakty na linii „Sztab Palucha”–Kościanki–Warszawa istniały przynajmniej od chwili wybuchu powstania. Jeszcze inny możliwy powód niechęci do Palucha to rozsiewane sugestie o jego „lewicowości” – bowiem zachęcał do współtworzenia Rad Robotniczych, Żołnierskich, itd. – a przecież były to twory kojarzone z rewolucją sowiec­ ką. Władze polityczne (Naczelna Rada Ludowa) obawiały się, że wraz z nową strukturą zawitają nowe ideologie i zdawały się nie dostrzegać, że wielkopolskie oddolne ruchy społeczne miały w swej istocie charakter patriotyczno-wyzwoleńczy, a nie klasowy. Weźmy jeszcze pod uwagę dwa aspekty: po pierwsze major Paluch nie pozostawił potomków, którzy w sposób naturalny byliby zainteresowani kultywowaniem o Nim pamięci – a jednocześnie silne są środowiska chętnie zajmujące należne mu miejsce. Po drugie: gdyby przyjąć, że dzisiaj istotnie w środowisku poznańskim istnieje tzw. „opcja niemiecka”, to trudno liczyć, że major M. Paluch, który ( jak mało kto) zaszkodził niemieckim interesom, zostanie tutaj uhonorowany stosownie do zasług. Czy to się zmieni? K


GRUDZIEŃ 2O19 · KURIER WNET

7

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Do Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki, które znajduje się przy kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, zwiedzający wchodzą przez drzwi wycięte w kształt krzyża. Przypomniałam sobie te drzwi i ten krzyż, kiedy podczas dyskusji z okazji 35 rocznicy śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki w programie TVP Info „Minęła 20”, posłanka na Sejm RP obecnej kadencji, p. Joanna Senyszyn, powiedziała: „Ks. Popiełuszko został znanym męczennikiem Kościoła, chociaż nie zginął za wiarę, ale za działalność polityczną. Zajmował się działalnością polityczną, która była niewygodna nawet dla ówczesnego Kościoła”.

mnie z prośbą, abym dała im poświęcony krzyż, gdyż chcieliby go zawiesić na ścianie w swojej sali lekcyjnej. Ucieszyła mnie niezmiernie ich prośba, bo sama nie mogłam tego zainicjować. Dlaczego? Krzyże do szkolnych klas zakupiła niegdyś parafia, ale po wakacjach zniknęły i nikt nie potrafił mi powiedzieć, co się z nimi stało. Podczas spotkania katechetów z ks. proboszczem poruszyłam ten temat jako pilnie wymagający wyjaśnienia. Niestety ks. proboszcz nie zgodził się na podjęcie dalszych działań w tej sprawie, aby – jak uzasadnił – nie zadrażniać niełatwych stosunków ze szkołą… Podporządkowałam się tej decyzji, ale gdy uczniowie sami zwrócili się do mnie, z radością dałam im poświęcony krzyż, który przybili na ścianie klasy. Następnego dnia został zdjęty. Wysłałam ich z tym do dyrekcji. Otrzymali przyzwolenie pod warunkiem, że wszyscy koledzy w klasie zgodzą się na to, aby w pomieszczeniu wisiał krzyż. Zgodzili się wszyscy z wyjątkiem jednego i jednej nauczycielki, która miała lekcje w tej sali. Wobec tego młodzież przez szereg miesięcy codziennie podejmowała modlitwę w intencji, aby krzyż mógł zostać w ich klasie powieszony. Na koniec udało się. Niestety, nie na długo. Nieznani sprawcy wyrwali krzyż, zostawiając w ścianie głęboką

FOT. WOJCIECH SOBOLEWSKI

Przydrożnykrzyż na Suwalszczyźnie

Walka o krzyż trwa po dziś dzień. Szczególnie dramatycznie rozgrywała się w szkołach. Co jakiś czas wyrzucano go z klas, by znowu go przywrócić. podczas tortur zmiażdżono (wyrwano?) księdzu Jerzemu język (Czesław Ryszka, Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko. Tajemnica życia i śmierci). Ten drastyczny opis wskazuje, że ks. Jerzy Popiełuszko był torturowany i że nie dał się złamać. Bł. ks. Jerzy to kolejny „niezłomny żołnierz Kościoła”. Kolejny, gdyż przed nim w naszej polskiej historii było wielu kapłanów męczonych za wiarę i Kościół, a wśród nich – abp Antoni Baraniak, późniejszy Metropolita Poznański. Był sekretarzem kard. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Został aresztowany równocześnie z ks. Prymasem w nocy z 25 na 26.09.1953 r. Pomimo straszliwych tortur, jakim go poddano podczas trwającego 27 miesięcy śledztwa, nie złożył żadnych zeznań obciążających ks. prymasa, jak chcieli jego oprawcy. Swoje cierpienia ofiarował za Kościół i za ks. prymasa. W 2017 r. Sejm RP specjalną uchwałą upamiętnił sekretarza ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego jako „niezłomnego żołnierza Kościoła” w związku z 40 rocznicą śmierci abp. Antoniego Baraniaka. W Muzeum Księdza Jerzego Popiełuszki zwiedzanie rozpoczyna się od przejścia przez krzyż. Znamienne to miejsce dla odwiedzających je chrześcijan i symboliczne dla bł. Jerzego. Przyszedł on bowiem na świat

dziurę. „Nie będziemy przecież, siostro, prowadzić wojny krzyżowej” – orzekła pani dyrektor. „Walka z Krzyżem, jego symboliką i wymową jest tak dawna, jak samo chrześcijaństwo” – napisał ks. kard. prof. Stanisław Nagy („Wpis” nr 9, 24.09 –22.10.2019, s. 25–31) i przypomniał z najnowszej historii polskie batalie o krzyż. Wspomniał m.in. o wydarzeniach w Nowej Hucie. W zamyśle władz komunistycznych Nowa Huta miała być miastem robotniczym, bez kościołów i krzyży. Toteż gdy 27.04.1960 r. w miejscu, gdzie miała być wzniesiona świątynia, na placu budowy postawiono krzyż, władze komunistyczne chciały go usunąć. W jego obronie stanęły najpierw mieszkające obok nowohuckie kobiety, a potem i mężczyźni. Wobec tysięcy manifestujących milicja użyła broni palnej, polała się krew.

Polskie krzyże

W

tym roku mija 40 lat od I pielgrzymki papieża Jana Pawła II do ojczyzny. Na pl. Zwycięstwa w Warszawie stanął wówczas ogromny krzyż, a obok niego on – polski Papież. Zaczęło się od Mszy św. sprawowanej pod krzyżem i modlitewnego wołania papieża na zakończenie homilii: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”. A potem cała pielgrzymka przerodziła się w wielką manifestacją Krzyża i Koś-

s. Katarzyna Purska USJK – Ojcze mój! twa łódź Wprost na most płynie, Maszt uderzy… wróć… Lub wszystko zginie… – Patrz jaki stąd krzyż, Krzyż niebezpieczny… Maszt niesie się wzwyż, Most mu poprzeczny.. – Synku! trwogi zbądź, Znak to zbawienia! Płyńmy, bądź co bądź… Patrz, jak się zmienia: Oto – wszerz i wzwyż Wszystko toż samo. – Gdzież podział się krzyż? – Stał się nam: bramą.

FOT. WOJCIECH SOBOLEWSKI

C.K. Norwid, Dziecię i Krzyż

cioła. „A potem był 13.05.1981 r. JP II padł od kuli zamachowca. Czyje to były kule?” – pytał kardynał („Wpis”, nr 9, 24.09 –22.10.2019, s. 25 –31). Czymże były te słowa i ten krzyż? Działalnością polityczną, instrumentalnym wykorzystaniem krzyża przez jego obrońców? Kiedy doszło do katastrofy smoleńskiej w 2010 r., mieszkałam niedaleko Pałacu Prezydenckiego. Pamiętam nieprzebrane, coraz liczniejsze tłumy żałobników gromadzące się pod Pałacem Prezydenckim. Panowała niesamowita, przygnębiająca cisza. Wróciłam tam raz jeszcze wieczorem, gdy było już całkiem ciemno. Ludzi wcale nie ubywało. Jedni odchodzili, lecz przychodzili następni. Teraz jednak nie gromadzili się tak licznie przed pałacem, lecz – na placu Piłsudskiego (dawnym placu Zwycięstwa) – tam, gdzie kiedyś stał krzyż, pod którym Jan Paweł II celebrował pamiętną Mszę św. Dziś w tym miejscu stoi krzyż z betonu – pomnik pamiętnych wydarzeń z 1979 r.

z autopsji). Za kierowanie strajkiem zostali skazani dwaj księża katecheci – Andrzej Wilczyński i Marek Labuda. Dopiero w 1990 r. Sąd Najwyższy ich uniewinnił.

P

rzypomniałam sobie te fakty, gdy obejrzałam w internecie wideoklip, na którym młodzież zebrana w klasie, pod wodzą solisty śpiewała Song o krzyżu: „Nie chcemy krzyża, ten totem nam ubliża”. Na koniec podniesiony przez kolegów solista zdejmuje ze ściany drewniany krucyfiks. Sprawdziłam. Autorem tego teledysku jest kabareciarz amator Maciej Kaczka vel Maciej Zimowski. „Przypadkiem” jest to klasa krakowskiego gimnazjum im. ks. kard. Karola Wojtyły. Salę klasową wynajął – jak twierdził – od dyrektora szkoły w zamian za zestaw książek do biblioteki. Podobno teledysk został nagrany w grudniu 2009 r. Pretekstem do tego miał być incydent, jaki miał miejsce w 2009 r. we Wrocławiu. Trójka licealistów z Zespołu Szkół nr 14 w specjalnym liście zwróciła się do dyrektora szkoły, aby usunął z niej symbole religijne. Być może ów teledysk zostałby zapomniany, gdyby nie sprawa krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. „Brońcie krzyża!” – wołał papież do zgromadzonych pod Giewontem. Czym był ten krzyż dla ludzi, którzy byli przed nami? Mjr Walerian Łukasiński był przywódcą organizacji patriotycznych. Został skazany na 14 lat więzienia, które przedłużano w nieskończoność. W sumie spędził w więzieniach 46 lat. Z woli Wielkiego Księcia Konstantego miał pozostać nieznany, a pamięć o nim całkowicie zatarta i zatarty wszelki ślad po nim, tak jakby w ogóle nie istniał. Przetrzymywano go najpierw w Warszawie, potem w Zamościu i Górze Kalwarii, a w czasie powstania listopadowego został wywieziony do Szlisselburga – zło-

Myślę o tych, co polegli, umarli w wierze i o tych, o których Chrystus mówi, że są „jak groby pobielane” (Łk 11,44). Co znaczy krzyż dla jednych i dla drugich?

Cmentarz w Palmirach

w dniu 14.09. Jest to katolickie Święto Podwyższenia Krzyża. W muzeum, w przyciemnionym świetle mijanych pomieszczeń, pojawiają się kolejne pamiątki: izba i kołyska dziecięca jak w rodzinnym domu we wsi Okopy, zdjęcia rodzinne i odręczne podanie do ks. rektora o przyjęcie do WSD z uzasadnieniem przyszłego kapłana: „ponieważ mam zamiłowanie do tego zawodu”. Pod koniec drogi zwiedzania, za salami pełnymi zdjęć, filmów z nagraniami i pamiątkami osobistymi ks. Jerzego, przechodzi się przez krótki, zaciemniony i ciasny korytarzyk do sali, na środku której stoi głęboki zbiornik z wodą. Słychać pluskającą wodę i nagle zostaje oświetlona olbrzymia fotografia wyłowionych z rzeki zwłok ks. Popiełuszki. Widać na niej, jak straszliwe zostało zmaltretowane ciało kapłana. „Będą patrzeć na Tego, którego przebili” (J 19,37). Kilka lat temu w liceum, w którym pracowałam, młodzież zwróciła się do

Zachowania jej uczestników były niezwykle agresywne, dzikie, bluźniercze i pełne nienawiści do chrześcijaństwa. Wtedy dopiero oficjalnie zabrał głos w tej sprawie – stojący dotąd jakby z boku – episkopat. Najpierw (12 sierpnia) zostało wydane oświadczenie, sygnowane przez Prezydium Konferencji Episkopatu Polski i arcybiskupa warszawskiego Kazimierza Nycza. W oświadczeniu zwrócono uwagę na instrumentalizację krzyża: „Apelujemy więc do polityków, aby krzyż przestał być traktowany jako narzędzie w sporze politycznym. (…) Modlącym się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu zwracamy uwagę, że w zaistniałej sytuacji stają się, mimo swej najlepszej woli, politycznym punktem przetargowym stron konfliktu (…) Szeroko nagłaśniany w mediach spór staje się politycznym tematem zastępczym. (…). Dlatego po decyzji władz o uczczeniu pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej prosimy o przeniesienie krzyża w godne miejsce, przygotowane w kaplicy katyńskiej Kościoła św. Anny”. 25 sierpnia sprawą krzyża zajęła się Rada Biskupów Diecezjalnych. W ogłoszonym komunikacie – po przypomnieniu, czym dla chrześcijan jest znak krzyża, którym nie wolno manipulować – biskupi zaapelowali do władz Rzeczypospolitej o powołanie komitetu do spraw upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy. Spór jednak trwał dalej i wszedł do publicznej debaty. „Miejsce krzyża jest w kościele!” – ostro argumentowali przeciwnicy. Opór był tak duży, że Kuria Metropolitalna Warszawska wciąż nie realizowała zapowiedzianej decyzji o przeniesieniu krzyża. Niespodziewanie na ul. Browarnej, na Krakowskim Przedmieściu i na ul. Karowej ustawiło się kilkadziesiąt samochodów policyjnych i zabezpieczyło teren operacji. Ostatecznie 10 listopada,

Właśnie wokół tego krzyża zebrali się ludzie. Dookoła stawiali płonące znicze – tak, że cały krzyż był jakby w ogniu – i odmawiali różaniec. Wzruszające, niezapomniane dla mnie przeżycie. Te płonące światełka i ten krzyż przypomniały mi jeszcze inny – układany z kwiatów na placu przy kościele św. Anny. Ten „zakazany krzyż”, który opiewał Jan Pietrzak w swej pieśni z czasów stanu wojennego, był co chwila niszczony przez milicję i ZOMO, ale zaraz potem przybywali kolejni ludzie i tworzyli nowy… Dlaczego właśnie krzyż? Czy to była tylko manifestacja polityczna, czy coś więcej?

W

spomina ks. kard. Nagy: „Pod koniec 1981 r. na znak protestu i solidarności z Ojcem św. Polacy układali z żywych kwiatów krzyże na ulicach. Wymownym przykładem walki hitlerowców z krzyżem był przykład bp. Michała Kozala, któremu esesman w obozie zdarł z szyi biskupi krzyż i kazał go podeptać. Biskup wiedział, że za nieposłuszeństwo przyjdzie mu zapłacić życiem. Nie ugiął się i zapłacił. „Krew męczenników zasiewem chrześcijan”; „Znak, któremu sprzeciwiać się będą” (jw.). Pięć dni po katastrofie smoleńskiej, tj. 15.04.2010 r., harcerze spontanicznie postawili przed Pałacem

Prezydenckim drewniany krzyż. Stał przy chodniku i gromadził przechodniów na modlitwie za 96 ofiar katastrofy. Wkrótce zaczęły się jednak spory wokół jego obecności w przestrzeni publicznej. „Dla jednych jest to przede wszystkim „biało-czerwony totem” i pałka na prezydenta Komorowskiego; dla drugich – symbol nieakceptowanej dominacji (a czasem tylko obecności) Kościoła w życiu publicznym; dla trzecich wreszcie – »kukułcze jajo« i ogromny problem” – pisał o nim Janusz Poniewierski w artykule pt. Znak, któremu sprzeciwiać się będą („Znak” nr 665, 2010) W reakcji, 21.07 został wydany oficjalny komunikat, w którym czytamy: „Przedstawiciele władz naczelnych organizacji harcerskich, których członkowie ustawili Krzyż przed Pałacem Prezydenckim, oraz przedstawiciele Kancelarii Prezydenta RP, w obecności przedstawicieli Kurii Metropolitalnej Warszawskiej oraz Duszpasterstwa Akademickiego Kościoła św. Anny wspólnie postanowili, by w godny sposób przenieść i usytuować ów Krzyż w nowym miejscu”. Próba zrealizowania zapowiedzianych działań napotkała jednak na sprzeciw modlących się pod krzyżem. W nocy z 9 na 10 sierpnia odbyła się na Krakowskim Przedmieściu – mająca formę happeningu – prześmiewcza manifestacja „przeciwników krzyża”.

w przeddzień Święta Niepodległości, pół roku po tragicznych wypadkach, wśród płaczu i okrzyków tłumu krzyż został przeniesiony do pobliskiego kościoła św. Anny.

O

pisuję te wydarzenia jako naoczny ich świadek. Podczas pielgrzymki do ojczyzny 6 czerwca 1997 r. w Zakopanem, stojąc pod Giewontem, Jan Paweł II mówił: „nie wstydźcie się krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu społecznym czy rodzinnym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych, szpitali. Niech on tam pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz. (…) wasi przodkowie na Giewoncie wznieśli krzyż. Ten krzyż patrzy na całą Polskę, od Tatr aż do Bałtyku, ten krzyż mówi całej Polsce: Sursum corda! – „W górę serca!”. Walka o krzyż trwa po dziś dzień. Szczególnie dramatycznie rozgrywała się w szkołach. Co jakiś czas wyrzucano go z klas, by znowu go przywrócić. Na fali solidarnościowych przemian uczniowie w Miętnem pod Garwolinem zawiesili krzyże we wszystkich pracowniach. W stanie wojennym władze zaczęły je usuwać. Na przełomie 1983 i 1984 roku uczniowie odważyli się wystosować w tej sprawie petycję do władz oraz podjęli liczne akcje protestacyjne. Poparli ich nauczyciele, rodzice, garwolińscy księża. Zastraszani, osaczani przez milicję, pozbawieni praw uczniowskich, niektórzy relegowani ze szkoły, nie poddali się i dalej walczyli o krzyż w Miętnem, a potem we Włoszczowej. Represje za obronę krzyży spotkały ich nauczycieli, a także bp Mariana Jaworskiego. Zagrożeni utratą pracy i środków utrzymania, niezłomni, związani z Solidarnością nauczyciele tworzyli tajne komisje, przed którymi wyrzuceni ze szkoły maturzyści mogli zdać maturę. Potem ci młodzi ludzie zostawali studentami Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie (znam taki przypadek

FOT. Z ARCHIWUM A UTORKI

W

liturgii Kościoła katolickiego wspomnienie bł. ks. Jerzego Popiełuszki jest wyznaczone na dzień 19.10. Jest to dzień jego porwania i symboliczna data śmierci. Symboliczna, bo jak dowodzi prokurator Andrzej Witkowski, który prowadził śledztwo w tej sprawie, ksiądz nie zginął 19 października, lecz jego męczeństwo było dłuższe, a tragedia – wielokrotnie większa niż to, co jest powszechnie wiadome opinii publicznej (por. Wojciech Sumliński, Lobotomia, 2014). Podobną zresztą opinię wyraził też Szef Kolegium IPN – prof. Wojciech Polak, historyk z UMK w Toruniu. Potwierdza ją opis ciała zamordowanego kapłana. Jak się okazuje, twarz ks. Popiełuszki była tak zmasakrowana, że trudno było Go rozpoznać. Ks. infułat Grzegorz Kalwarczyk, kanclerz Kurii Metropolitalnej Warszawskiej, w swojej relacji przytacza przerażające szczegóły. Powołuje się przy tym na lekarza, który stwierdził, że „w swojej praktyce lekarskiej nigdy nie dokonywał sekcji zwłok, które wewnętrznie byłyby tak uszkodzone, jak było to w przypadku wnętrza ciała Księdza Jerzego”. I jeszcze jeden, nieujawniony w czasie zeznań, lecz stwierdzony przez lekarza fakt:

wrogiej twierdzy na wyspie niedaleko Petersburga. Po 31 latach życia w całkowitym odosobnieniu, w podziemnych lochach twierdzy szlisselburskiej, gdy uzyskał nieco swobód i mógł korzystać z przypadkowego księgozbioru i czasopism, które pozostawili poprzedni więźniowe, zajął się spisywaniem swoich przemyśleń i uwag historycznych, które nazwał Pamiętnikiem. Poświęcił je przede wszystkim analizie sytuacji Polski i jej perspektyw na przyszłość. Nie był to pamiętnik osobisty, ale rodzaj testamentu zakończonego żarliwą modlitwą. Kiedy po wielu latach pojawiła się przed nim możliwość opuszczenia twierdzy, napisał do komendanta więzienia: „A ja, gdzie jestem i kim jestem? Odgrodzony od ludzi, obcy jak ów Żyd wieczny tułacz bez dachu nad głową i bez ojczyzny. Pozostaje mi jedynie religia i nadzieja, których nic nie zdołało mi odebrać! Cóż mi po Petersburgu, Paryżu, Londynie, świecie całym, jeśli nie mogę odnaleźć ojczyzny mojej i grobu?”. Zmarł jako 80-letni starzec w roku 1885 r. i został pochowany w nieoznaczonej mogile. Autor studiowanego przeze mnie tekstu – dr Marek Klecel – pisze o nim: „Człowiek ten wyszedł z najstraszliwszych opresji duchowo umocniony, gotów do wybaczania krzywd, zachowujący moralną wielkość i niezłomność” (Walerian Łukasiński. Tajny więzień Schlisselburga, Marek Klecel, „Wpis”, 29.07–23.9.2019, nr 7–8, s. 86–89). Na Podlasiu w XIX wieku katolicy przechodzili ciężkie prześladowania religijne ze strony caratu i Cerkwi prawosławnej. Dokończenie na str. 8


KURIER WNET · GRUDZIEŃ 2O19

8

W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A

Wizerunek bł. Karoliny Kózkówny Tekst i zdjęcia Andrzej Karpiński

J

edynym wzorcem graficznym, jakim dysponowałem, było zdjęcie nieznanego autora, udostępnione w domenie publicznej Wikimedia Commons. Zdjęcie nie nadawało się do jakichkolwiek powiększeń ani do żadnych operacji graficznych. Pozwalało jednak na ogólną orientację w rysach twarzy oraz podpowiadało ubiór postaci. Dodatkowym utrudnieniem był wiek 14-letniej Karoliny na tym jedynym zdjęciu, a nowy wizerunek powinien przedstawiać dziewczynę 16-letnią. Zanim przystąpiłem do budowania od początku sylwetki męczennicy, dokładnie zapoznałem się z jej biografią i czasami, w których żyła. Zastanawiał mnie fartuszek wykończony pięknymi koronkami. Odpowiedź znalazłem w małopolskiej miejscowości Bobowa koło Tarnowa, słynącej ze światowej klasy Szkoły Koronkarskiej. Uczennice szkoły zdobyły w 1902 roku brązowy medal na wystawie w Saint Luiz, a w roku 1905 złoty medal w San Francisco. Karolina Kózka mieszkała niedaleko Bobowej, miała wtedy ok. 7 lat. Prawdopodobnie dziewczęta z tego regionu często nosiły ubrania ozdabiane „swoimi” koronkami. Dodatkowo w pobliskiej miejscowości Stróże znajdował się olbrzymi, pasażersko-towarowy węzeł Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, łączącej cały region z Węgrami i Wiedniem. Sprzyjało to wymianie handlowej i napływowi nowinek. W Galicji rozwijał się przemysł, ale ludność żyła pod coraz większym uciskiem zaborcy. Zbliżała się I wojna światowa. Karolina urodziła się 2 sierpnia 1898 r. w zaborze austriackim, w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda, jako czwar-

W

Wał-Rudzie zrekonstruowano dom państwa Kózków wraz z otoczeniem. Zbudowano stacje Drogi Krzyżowej, która prowadzi od domu aż do miejsca w lesie, gdzie zamordowano i znaleziono Błogosławioną. Karolina pomagała wujowi w prowadzeniu miejscowej świetlicy i biblioteki, która służyła jako miejsce spotkań mieszkańców okolicznych wiosek. Katechizowała swoje rodzeństwo i dzieci sąsiadów. Uczyła ich pieśni religijnych, zachęcała do wspólnego odmawiała różańca i do życia według Dekalogu. Zajmowała się także chorymi i starszymi. W swojej parafii była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Apostolstwa

Andrzej Karczmarczyk

W

roku trzydziestolecia istnienia poznańskiego Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w liczne uroczystości organizowane przez Towarzystwo w tym mieście w sympatyczny sposób wplótł się słynny już Bigos Nowogródzko-Wileński po Wielkopolsku. Było to wydarzenie kulturalno-religijno-gastronomiczne, które odbyło się 23 listopada i skupiło rodowitych wilnian i ich potomków oraz sympatyków naszej polskiej historii i Towarzystwa. Spotkanie rozpoczął wykład Krzysztofa Styszyńskiego, który przybliżył postacie występujące na obrazie Jana Matejki Unia lubelska. Po wykładzie nastąpiła Msza Święta w kościele Bożego Ciała, koncelebrowana przez Proboszcza ks. prałata Henryka Nowaka i ks. kanonika Wojciecha Maćkowiaka. Eucharystię swym śpiewem uświetnił zespół „Kresowiacy” z Lidy na Białorusi, który przybył

do Poznania na zaproszenie Towarzystwa. Po Mszy św. „Kresowiacy”, już w sali przykościelnej, dali koncert pieśni kresowych i patriotycznych.

Uroczystość zakończyła się prawdziwym i bardzo smacznym bigosem, który błyskawicznie zniknął ze stołów. K

Wdzięczność Danuta Moroz-Namysłowska Panie, tak lubię z Tobą rozmawiać... W kafejce, na łące, przy zmywaku, i na koncercie, i w lesie, i w parku, i na wystawie... Przecież jesteś wszędzie. I wśród ateistów, i wśród zadufanych artystów, i na pustych plażach... Wszędzie jesteś, gdzie iskra życia i cokolwiek gdziekolwiek się zdarza!

Modlitwy i Arcybractwa Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu. W celu wykonania grafiki przedstawiającej tę 16-letnią dziewczynę, zebrałem poszczególne elementy portretu. Dla zachowania podobieństwa wykonałem cyfrowo części twarzy. Oczy, usta, nos, uszy i podbródek musiały być maksymalnie zbliżone do oryginalnego zdjęcia, lecz swoją budową o dwa lata dojrzalsze. Koncepcja graficzna wizerunków wszystkich męczenników zakładała styl starych fotografii, więc niektóre elementy wymagały celowego obniżenia rozdzielczości. Podobnie postąpiłem z koronką bobowską, palmą męczeństwa i różańcem. W końcu udało się uzyskać wysokiej rozdzielczości grafikę na podstawie jedynego, historycznego zdjęcia. Portret można było teraz powiększać do dużych rozmiarów i zaprezentować podczas wydarzenia Polska pod Krzyżem.

10 czerwca 1987 roku w Tarnowie św. Jan Paweł II beatyfikował Karolinę. W czasie Mszy beatyfikacyjnej powiedział: „Święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym dla nas i dla naszego zbawienia – to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie”. Przełożenie doczesnych szczątków Karoliny do nowej trumny i złożenie w sarkofagu umieszczonym pod mensą głównego ołtarza kościoła w Zabawie przeprowadzono w marcu 1987 roku, po ogłoszeniu dekretu o męczeństwie Służebnicy Bożej. W tym samym kościele poświęcono kaplicę Męczenników i Ofiar Przemocy. W Zabawie wybudowano także Pomnik Ofiar Wypadków Komunika-

Bł. Karolina Kózkówna

te z jedenaściorga dzieci Jana Kózki i Marii z domu Borzęckiej. Została ochrzczona w kościele parafialnym w Radłowie. Jej religijni rodzice posiadali niewielkie gospodarstwo. Pracowała z nimi na roli. Ich skromna chata była nazywana przez sąsiadów „kościółkiem”. Mieszkańcy gromadzili się tam często na wspólne czytanie Pisma świętego. Karolina od najmłodszych lat ukochała modlitwę i starała się wzrastać w miłości Bożej. Nie rozstawała się z otrzymanym od matki różańcem. Opiekowała się licznym młodszym rodzeństwem. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w roku 1912. Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie, a bierzmowana została w 1914 r. przez biskupa tarnowskiego Leona Wałęgę w kościele parafialnym w Zabawie.

Bigos po wileńsku – po wielkopolsku

FOT. Z ARCHIWUM AUTORA

Przedstawiam kolejną grafikę, którą wykonałem dla fundacji Solo Dios Basta do projektu modlitewnego Polska pod Krzyżem. Wśród wizerunków męczenników-patronów projektu znalazła się postać bł. Karoliny Kózkówny. 18 listopada przypadało jej wspomnienie liturgiczne.

Początek Drogi Krzyżowej przy odtworzonym rodzinnym domu bł. Karolinty Kózkówny w jej rodzinnej wsi Wał-Ruda

18 listopada 1914 roku, na początku I wojny światowej, rosyjski żołnierz uprowadził Karolinę Kózkównę przemocą i brutalnie zamordował, gdy broniła swojej godności i dziewictwa. Po kilkunastu dniach, 4 grudnia 1914 r., w pobliskim lesie znaleziono jej zmasakrowane ciało. Na pogrzebie było ponad trzy tysiące ludzi. Ponieważ I wojna światowa już trwała na dobre, pogrzeb był jednocześnie manifestacją patriotyczno-religijną. Tak rozpoczął się kult bł. Karoliny. Pochowano ją początkowo na pobliskim cmentarzu, ale w 1917 roku jej ciało przeniesiono do grobowca przy parafialnym kościele we wsi Zabawa. W trakcie procesu beatyfikacyjnego, w 1981 roku przeprowadzono ekshumację i szczątki Karoliny złożono w sarkofagu w kruchcie kościoła w Zabawie.

cyjnych „Przejście” oraz Centrum Leczenia Traumy Powypadkowej. Kult bł. Karoliny wzrastał. Męczennica szybko stała się dla wielu dziewcząt i kobiet wzorem do naśladowania, przykładem całkowitej niezgody i protestu przeciwko poniżaniu godności kobiety na tle seksualnym. Została uznana za patronkę wszystkich kobiet nękanych przez nieodpowiedzialnych mężczyzn, dla których miarą męskości jest seks. Bł. Karolina Kózkówna jest patronką Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM) i Ruchu Czystych Serc. Była najmłodszą patronką tegorocznej akcji Polska pod Krzyżem we Włocławku. Cieszę się, że mogłem zaprojektować i wykonać tę grafikę. Na jej podstawie przygotowuję obraz olejny, który chcę włączyć do cyklu „Świętych Obcowanie”. K www.airbrush.com.pl

Panie, tak lubię do Ciebie pisać, więc dzięki Ci, Panie, za ten dzień dżdżysty i półsenny, za te kłęby trwożnych, szarych chmur, za tę nieprzejrzystość i tajemnice, za dni, których być może zostało niewiele, za książki nieprzeczytane i niedoczytane... Za tę rozdartą, walcząca o pamięć, prawdę i dobre imię

Ojczyznę, ubieraną uparcie w nieswoje suknie i garnitury... Za to, że się broni dzielnie, niestrudzenie i ufnie czeka na każde Boże Narodzenie, i stroi pachnące drzewko z jeszcze prawdziwego lasu... Za Jej grudniowe nieustanne uroczyste oczekiwanie – dziękuję Ci, Panie!

Dokończenie ze str. 7

Polskie krzyże s. Katarzyna Purska USJK Odbierano im kościoły i zamieniano na cerkwie, zmuszano ludzi do przechodzenia na prawosławie. W okresie zaborów Rosjanie walczyli nawet z przydrożnymi katolickimi krzyżami, które były stawiane we wsiach. Były one świadectwem tożsamości mieszkańców wioski. Na tych terenach powszechnie panował zwyczaj, że kiedy odprowadzano zmarłego z domu na cmentarz, stawiano jego trumnę pod krzyżem ustawionym na początku lub końcu wsi. Tam właśnie gromadzili się mieszkańcy, aby pożegnać zmarłego i aby zmarły symbolicznie pożegnał się ze swoją malutką, ziemską ojczyzną. Zachowała się relacja z wydarzeń, jakie miały miejsce z 1849 r. na Podlasiu. Podobno pod naciskiem popa z cerkwi prawosławnej w Narwi, miał być usunięty krzyż, który wznieśli katolicy ze wsi Rybaki. Został jednak ocalony dzięki odważnej postawie ks. Marcina Wyszkowskiego oraz katolików z tej wsi. Jeden z parafian wygłosił wówczas wzruszającą mowę, którą tak zapisał ks. proboszcz: „Niegdyś nasi Ojcowie i my sami przysięgaliśmy na krzyże [...] nasze było błogosławieństwo w krzyżu, nasza przestroga w krzyżu, i karę za grzechy nasze wyczytywaliśmy.

Teraz, usuwając od zagród naszych krzyż święty, pozbawia się nas wszystkich pociech duchowych” (ks. Józef Poskrobko, Dzieje rzymsko-katolickiej parafii Narew od jej powstania do wybuchu II wojny światowej (1528–1939), praca magisterska, 1985, KUL).

Ś

wiat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko, co widziały dzieje – i milczy. Rzeź milionów, bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia (…) Krew bezbronnych woła o pomstę do nieba. Kto z nami tego protestu nie popiera – nie jest katolikiem”. Słowa te napisała w sierpniu roku 1942 Zofia Kossak-Szczucka na wiadomość o rozpoczęciu przez Niemców akcji likwidacyjnej getta warszawskiego. Jako pierwsza przygotowała w imieniu polskich środowisk katolickich protest przeciwko niemieckim mordom na Żydach. Wybitna pisarka znana była już przed wojną z wielu powieści historycznych. Wśród nich szczególnie cenna i poczytna okazała się trylogia Krzyżowcy, Król trędowaty, Bez oręża, którą przetłumaczono na 16 języków. Przed wybuchem wojny mocno krytyczna wobec Żydów, podczas okupacji pisała: „Kto milczy

w obliczu mordu – staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia – ten przyzwala. Zabieramy przeto głos my, katolicy-Polacy”. W roku 1943 została aresztowana przez patrol uliczny jako Zofia Śliwińska, gdyż przenosiła „bibułę”. Znalazła się w więzieniu na Pawiaku, a stamtąd została wywieziona do niemieckiego obozu zagłady Auschwitz II Birkenau. Gdy zachorowała na tyfus, na deskach obozowej koi napisała: „Każdej chwili mego życia wierzę, ufam, miłuję”. Gdy w 1944 r. odkryto prawdziwą jej tożsamość, została ponownie przewieziona na Pawiak i oddana w ręce gestapo. Po brutalnych przesłuchaniach, w których nie dała się złamać, została skazana na śmierć. Pewna, że zostanie wkrótce rozstrzelana, wysłała gryps następującej treści: „Kiedy ja umilknę, kamienie wołać będą. Liczy się tylko Bóg i drugi człowiek. Reszta – dym” (Niezłomna Zofia nazywana Sienkiewiczem w spódnicy, Lidia Dudkiewicz, „Wpis”, 29.07– 23.9.2019, nr 7–8; s. 92). Odwiedzam groby na miejscowym cmentarzu. Na każdym wieńce, kwiaty i mnóstwo zniczy. Szczególnie dużo ich na grobach powstańców styczniowych i żołnierzy poległych za ojczyznę podczas kampanii wrześniowej w 1939 r. Myślę o tych, co polegli, umarli w wierze i o tych, o których Chrystus mówi, że są „jak groby pobielane” (Łk 11,44). Co znaczy krzyż dla jednych i dla drugich? K

Limeryk o bezczynności Henryk Krzyżanowski W tłumaczeniu zamiast „częściowo zamknięte” używam „plus minus” co wychodzi mniej więcej na to samo. A do parafrazy natchnął mnie pewien prezydent dużego miasta, którego niespecjalnie interesują miejskie bruki, bo woli występować w roli krzewiciela progresywnych idei z Zachodu. Tylko czemu chciałby się przenieść do Belwederu o 300 km na wschód?

There was an Old Man who supposed, That the street door was partially closed; But some very large rats, Ate his coats and his hats, While that futile old gentleman dozed. Drzemał gość nałykawszy się płynu, myśląc: drzwi mam zamknięte plus minus. Wnet ze dworu mu szczury wygryzły w ciuchach dziury. On przez płyn ten się nie rwał do czynu.

W ideolo ściśnięty obręczy burmistrz urząd swój pełnił dla tęczy. Lecz nudziły go rury, ścieki, bruki i szczury. Za to tęczę mieszkańcom wciąż stręczył.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.