REDAKTOR NACZELNY Jakub Ciosiński ZASTĘPCA REDAKTORA NACZELNEGO Aleksandra Bąk DESIGN Jakub Ciosiński KOREKTA Katarzyna Romaniuk ZESPÓŁ REDAKCYJNY Aleksandra Bąk, Jakub Ciosiński, Paulina Imiela, Dominik Kowol, Kamil Łukowicz, Jarosław Majętny, Wojciech Mazur, Judyta Patoka, Katarzyna Romaniuk, Damian Wojdyna
Zdjęcia: mat. prasowe Kontakt: readmagazyn@gmail.com
ZNAJDŹ NAS NA FACEBOOKU
;=-…łkl;lm, n
Podsumowanie roku - świat Podsumowanie roku - Polska Podsumowanie roku - polski rap Współczesna kolęda NEXTPOP Recenzje Wounds And Bruises Bokka Beyoncé Czarna Biała Magia
PODSUMOWANIE ROKU
MUZYKA Aleksandra Bąk
Ten rok obfitował w wiele dobrych, utrzymanych na wysokim poziomie albumów. Dużo się działo zarówno na światowym, jak i polskim rynku muzycznym, który wypuścił na świat kilka prawdziwych perełek . Nie było zatem łatwo wybrać dziesiątkę tych najwybitniejszych. Oto ci najlepsi z najlepszych:
10
9
8
Woodkid The Golden Age
Eminem The Marshall Mathers LP2
Sigur Rós Kveikur
Reżyser, grafik i muzyk w jednym. Woodkid tym razem postanowił skupić się na tej ostatniej profesji, czego efektem jest podniosła, czternasto rozdziałowa opowieść o wojnie, religii, miłości i śmierci. Największą zaletą całego krążka jest spójność – Francuz nagrał prawdziwy koncept album, nie będący powieleniem czegoś, co słyszeliśmy już milion razy. Na osąd, czy jest to złoty wiek dla Woodkida przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, niewątpliwie jednak po tak udanym debiucie należy mu się uważnie przyglądać.
Eminem, po dwóch średnio udanych krążkach, postanowił powrócić do swoich korzeni, co potwierdza tytuł jego najnowszego dzieła, czyli jednoznaczny The Marshall Mathers LP 2. Stary, dobry Eminem do współpracy zaprosił największe gwiazdy, na czele z Rihanną i Kendrickiem Lamarem, co pozytywnie odbiło się na całej płycie. No może poza kawałkiem z Rihanną, który co prawda święci tryumfy w rozgłośniach, ale po którymś z kolei przesłuchaniu jest po prostu drażniący. Jedno jest jednak pewne: to najlepszy album rapera od lat i warto było na niego czekać.
Zespół narzucił sobie mordercze tempo, decydując się na wydanie dwóch płyt w przeciągu dwóch lat. Udowodnili tym samym, że są perfekcjonistami w każdym calu i nawet w tak krótkim czasie potrafią nagrać dobry, utrzymujący wysoki poziom album. Co więcej, Kveikur znacznie różni się od poprzednich wydawnictw Islandczyków – jest ostrzejszy, bardziej dynamiczny i żywiołowy. Charakterystyczny falset Jónsiego świetnie komponuje się z taką muzyką, co doskonale słychać w promującym krążek Brennisteinn.
7
James Blake Overgrown Przed premierą długo oczekiwanego albumu Blake ostrzegał, że krążek będzie bardziej nastrojowy i melodyjny od swojego poprzednika. A to wszystko dlatego, że James się zakochał. Miłość nie sprawiła jednak, że artysta zapomniał o tym, co w muzyce wychodzi mu najlepiej, czyli o połączeniu nowoczesnego post-dubstepu z R&B i elektroniką. Co prawda tej ostatniej jest na Overgrown nieco mniej, a to na korzyść odwołań do czarnej muzyki. Nie zmienia to jednak faktu, że James udowodnił po raz kolejny swoją klasę.
6
Tom Odell Long Way Down Nie bez przyczyny na początku 2013 roku otrzymał prestiżową nagrodę BRIT Awards 2013 w kategorii Critics’ Choice Award – Tom to złote dziecko brytyjskiej sceny muzycznej. Niech Was nie zmyli jego niepozorny wygląd –mimo młodego wieku jest dojrzałym artystą, który wie, co chce przekazać za pomocą muzyki. Najlepszą wizytówką debiutanckiego albumu Odella jest singlowy Another Love. Tom nie tyle śpiewa, co opowiada nam historię, która rozwija się wraz z każdą sekundą utworu, tak, że z ballady przekształca się on w niezwykle emocjonalny, przejmujący kawałek.
5
Beyoncé Beyoncé Artystka nagrała najbardziej osobisty longplay w swojej karierze. Całość jest spójna, każdy utwór sprawia wrażenie równie ważnego dla wokalistki. Tym razem Beyoncé porusza tematy związane z pokonywaniem zwątpienia i nieustannym byciem ocenianym, a także nie boi się śpiewać o miłosnych uniesieniach. Kawał dobrej roboty wykonali tutaj producenci i znani goście na płycie, czyli m.in. Justin Timberlake, Drake czy Frank Ocean.
4
Daft Punk Random Access Memories Ten duet doskonale wie, jak zadbać o odpowiednią promocję. Pogłoski o nowym krążku pojawiały się już od dawna, ale Francuzi milczeli jak grób, co pewien czas wypuszczając szczątkowe informacje. Warto jednak było czekać – wpadający w ucho Get Lucky czy Lose Yourself To Dance potwierdzają, że Daft Punk są teraz w szczytowej formie. Mimo że pojawiają się opinie, że ta wycieczka w klimaty retro jest spowodowana brakiem inwencji twórczej, nie należy ich sobie brać do serca. A nawet jeśli- duet robi to w bardzo stylowy sposób.
1
Arctic Monkeys AM Muzycy przeszli na tym albumie niemałą metamorfozę. Dojrzeli, stali się bardziej mroczni i seksowni. Zrezygnowali ze zbędnych dźwięków i przypadkowych instrumentów na korzyść wpadających w ucho melodii i chwytliwych refrenów (Do I Wanna Know?). Gitarowe brzmienie w drugiej części płyty ustępuje spokojniejszym melodiom, więc nie można mu zarzucić monotonni – kawałki tworzą spójną całość, ale są zróżnicowane. Brytyjczycy nie popadli w rutynę i znacznie wyprzedzili swoich konkurentów, którzy wraz z nimi stawiali w muzyce swoje pierwsze kroki.
2
Arcade Fire Reflektor Trwający przeszło ponad godzinę Reflektor wciąga od pierwszych do ostatnich dźwięków. Jest to zasługa rytmu, który pozytywnie zaskakuje już od pierwszych sekund pierwszego utworu i nie opuszcza nas aż do końca. Muzycy nie boją się także rozbudowanych, pełnych zwrotów akcji piosenek (Here Comes the Night Time). Nie brak tu także energii obecnej w punkowym Joan of Arc czy chwytliwych riffów, jak w Normal Person. Zespół pokazał, że ma dystans do siebie i nie boi się eksperymentować, co wyszło im na dobre.
3
Justin Timberlake The 20/20 Experience Na swój trzeci w dorobku album kazał czekać siedem lat, a potem w ciągu sześciu miesięcy wydał aż dwie płyty. I choć Amerykanin nie zrewolucjonizował tym krążkiem muzyki popowej, choć nie nagrał niczego odkrywczego, to i tak przebił swoich kolegów z branży. Justin ma po prostu tę niespotykaną umiejętność wykorzystywania swojego potencjału do maksimum. Ciekawe kompozycje z fenomenalnym Suit&Tie na czele pokazują nieco inne, mniej taneczne oblicze wokalisty. Co ważne, słychać, że Justin dopracował ten longplay w każdym calu, nie idąc na łatwiznę.
Największe zaskoczenie roku: Płyta Beyoncé Beyoncé mimo odbywania światowej trasy koncertowej znalazła czas, żeby wskoczyć do studia i nagrać kilka kawałków. Co więcej, ona zrobiła to w całkowitej tajemnicy i wypuściła swój piąty w karierze krążek bez żadnej reklamy i zapowiedzi.
Teledysk roku:
Najlepszy singiel świat: 1. Daft Punk feat. Pharrell Get Lucky 2. Justin Timberlake feat. Jay Z Suit & Tie 3. Arctic Monkeys Do I Wanna Know
1. Pharrell Williams Happy Nikt w tym roku nie osiągnął takiego sukcesu, jak on. Najpierw zaliczył dwa featuringi w najszerzej komentowanych kawałkach tego roku, czyli Get Lucky i Blurred Lines, a potem wypuścił interaktywny, trwający 24 godziny teledysk. Piosenka trwa niecałe 4 minuty, więc w całym klipie jest zapętlona ponad 360 razy. Za każdym razem, gdy piosenka się kończy zmieniane jest miejsce akcji i pojawiają się nowi ludzie. 2. Justin Timberlake Suit & Tie Piękne, czarno-białe kadry.
Najlepszy singiel Polska:
3. Arcade Fire Reflektor Powstały dwa teledyski – jeden interaktywny, opowiadający historię kobiety mieszkającej na Haiti, która podróżuje między dwoma światami oraz drugi – czarno-biały w reżyserii Antona Corbijna.
1. BOKKA Town Of Strangers 2. KARI Hurry up 3. Fismoll Let's Play Birds
Najlepszy młody wykonawca:
Najlepsza okładka albumu
Tom Odell Jego największym atutem jest wokal, niosący ze sobą cały kalejdoskop emocji. Wtóruje mu pianino, które nadaje wszystkim kompozycjom autentyczności i wyrazistości.
1.Disclosure Settle
King Krule Choć ma zaledwie dziewiętnaście lat, już zdążył porządnie namieszać za sprawą swojego debiutanckiego albumu. W jego muzyce słychać gniew i rozgoryczenie, które zamiast przybierać agresywną formę intrygują.
2. Kanye West Yeezus
3. David Bowie The Next Day
Rok 2013 powoli przechodzi do historii. Z tej okazji poprosiliśmy kilku artystów o to, by krótko podsumowali minione 12 miesięcy. Poniżej dowiecie się, który muzyk zrobił na nich największe wrażenie, jakie mają plany na nowy rok i co pierwsze przychodzi im na myśl, gdy wspominają mijający rok.
Krzysztof Zalewski Co pierwsze przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz 2013 rok? Wydanie Zeliga, pierwsze autorskie koncerty, 2 wizyty w Stanach z Brodką, śmierć Tadeusza Mazowieckiego i Nelsona Mandeli. Jaki artysta/zespół zrobił na Tobie największe wrażenie w tym roku? Nowa płyta Bowiego.
Mam Na Imię Aleksander Co pierwsze przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz 2013 rok? Wysiłek jaki włożyłem w płytę. Nowy album. Drake w samochodzie...
Jakie masz plany na przyszły rok? Nagranie i wydanie kolejnej płyty Zalewskiego, dokończenie i wydanie płyt Much i Japoto.
Jaki artysta/zespół zrobił na Tobie największe wrażenie w tym roku? Kanye West. Nowa płyta to obrzydliwa zuchwałość, pod rękę z odwagą. Duża rzecz. Jakie masz plany na przyszły rok? Pracować trzy razy więcej i w efekcie wydać płytę.
Magnificent Muttley Co pierwsze przychodzi Wam na myśl, gdy wspominacie 2013 rok? Najważniejsze w 2013 roku były festiwale na jakich zagraliśmy oraz nagranie EPki Little Giant. Jaki artysta/zespół zrobił na Was największe wrażenie w tym roku? Metz! Na dodatek udało nam się ich poznać. Jakie macie plany na przyszły rok? Nasze plany na nowy rok to dużo koncertów w Polsce i za granicą oraz nagranie pełnej płyty.
KAMP! Co pierwsze przychodzi Wam na myśl, gdy wspominacie 2013 rok? Życie w trasie - m.in. 2 tygodnie w Stanach, kilka wyjazdów do Wielkiej Brytanii, tygodniowa trasa po Czechach i Słowacji, a na koniec roku miesięczna trasa z Rebeką po Polsce. Intensywny rok. Jaki artysta/zespół zrobił na Was największe wrażenie w tym roku? Nick Cave / James Holden / Moderat Jakie macie plany na przyszły rok? Numer 1 - wydanie EPki, która jest już na ukończeniu. Ukaże się ona na winylu pod koniec zimy. Numer 2 - kilka niewielkich, zagranicznych tras koncertowych. Numer 3 - dużo czasu w studio i przygotowanie drugiego albumu.
Zeus Co pierwsze przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz 2013 rok? Tempo i ciągły brak czasu. Jaki artysta/zespół zrobił na Tobie największe wrażenie w tym roku? How To Dress Well i Childish Gambino. Jakie masz plany na przyszły rok? Koncerty, nowy Joteste oraz moja płyta.
BOKKA Co pierwsze przychodzi Wam na myśl, gdy wspominacie 2013 rok? To był rok, w którym całą energię skupiliśmy na robieniu muzyki i wieńczymy go wydaniem naszego pierwszego albumu. Jaki artysta/zespół zrobił na Was największe wrażenie w tym roku? Nick Cave & The Bad Seeds na Open’erze. To była prawdziwa petarda! Pan Cave mógłby spokojnie obdzielić swoją charyzmą wszystkie młode zespoły występujące na festiwalu. Jakie macie plany na przyszły rok? Koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty.
Olivier Heim (très.b) Co pierwsze przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz 2013 rok? Doświadczyłem tylu wspaniałych rzeczy w 2013, od wygrania Paszportu Polityki z Très.b, aż do grania w ramach wielu dużych letnich festiwali, włączając w to występy przed 40 tysięczną publiką podczas Coke Live Festival. Jestem naprawdę wdzięczny za wszystko, co osiągnąłem z Tres.b. Teraz odchodzimy w różnych kierunkach, skupiamy się na własnych projektach. Jestem naprawdę podekscytowany kontynuując rozwój Anthony Chorale wraz z Tomem oraz nowym albumem, który niedługo wydajemy. Jestem dumny z wypuszczenia mojego poprzedniego EP moim nowym labelem Zozaya Records. Jaki artysta/zespół zrobił na Tobie największe wrażenie w tym roku? Widziałem wiele wspaniałych koncertów w 2013, takich jak Idiot Glee. On ma podejście do muzyki, które jest dla mnie naprawdę inspirujące. Ciągle szukam nowych dróg, by pisać piosenki, więc jego show zrobiło na mnie duże wrażenie. Inni artyści, których słuchałem w tym roku to Connan Mackasin, Kurt Vile, Sean Nicholas Savage i Mac DeMarco. Każdy z tych artystów ma coś, co jest zarówno odświeżające, ale i sięga głębiej niż aktualne trendy, nawet jeśli są powiązani z tym, co jest dziś interesującego w muzyce. Jakie masz plany na przyszły rok? W przyszłym roku będę zajęty z Anthonym Chorale, mam wiele pomysłów i planów, które chciałbym zrealizować. Rozpoczynam rok wydaniem mojego nowego LP, z którego jestem bardzo dumny. Przez resztę czasu będę grał koncerty i pisał nowy materiał. Pracuję nad tym cały czas i uwielbiam nagrywać piosenki. Nie mogę się doczekać rozwijania się z Anthonym Chorale i grania z moimi przyjaciółmi . Jeśli uda mi się to zrobić przez rok, to wiem, że 2014 będzie dobrym rokiem.
Błażej Król (UL/KR) Co pierwsze przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz 2013 rok? Mega przyjemny rok, w otoczeniu dobrych ludzi i sytuacji + kilkadziesiąt przyjemnych wypadów koncertowych z UL/KR bez większych przeszkód. Jaki artysta/zespół zrobił na Tobie największe wrażenie w tym roku? Z jednej strony podoba mi się, że polscy muzycy zaczynają brzmieć światowo. Natomiast z drugiej duch i treść (trochę to trąci patosem) znika. Czasami oprócz brzmienia i ładnej melodii czy pięknej kompozycji nie ma żadnych treści. Nie chodzi tu tylko o teksty, ale bardziej utożsamiam się z utworami takich muzyków jak Kękę niż Sorry Boys . Albumy 2013 które najmocniej zapadły mi w pamięci : Burnt Friedman & Jaki Liebezeit - Secret Rhytms 5 Juan Atkins & Mritz von Oswald - Borderland James Holden - The Inheritors Jakie masz plany na przyszły rok? Na razie mogę zdradzić tylko tyle, że szykujemy wielką niespodziankę, ale o niej na początku 2014 roku.
Łukasz Cegliński (happysad) Co pierwsze przychodzi Wam na myśl, gdy wspominacie 2013 rok? Jeśli patrzymy na nasz ogródek, to chyba największy z koncertów jakie do tej pory zagraliśmy czyli Przystanek Woodstock, przygotowania do nagrania kolejnej płyty oraz nasza jesienna trasa, bo była zaskakująco fajna. Jaki artysta/zespół zrobił na Was największe wrażenie w tym roku? Koncertowo? QOTSA i Nick Cave na Openerze, Sigur Rós w Warszawie i Enter Shikari na Woodstocku. Płytowo? Wspomniany Sigur i QOTSA, Touche Amore, Krzysiu Zalewski, Califone, Arctic Monkeys, Tom Odell, James Blake, Daft Punk - to tak na szybko. Jakie macie plany na przyszły rok? Plany są koncertowo-wydawnicze. W kwietniu wchodzimy do studia, by nagrać nową płytę. Prawdopodobnie ukaże się na początku października lub nawet we wrześniu i wtedy ruszymy w trasę. Mamy też już zaklepanych sporo koncertów plenerowych i jeśli dopisuje przy nich pogoda, to jest to kosmiczna radość. Więc rok 2014 nie powinien być gorszy od tego 2013.
Bartosz Chmielewski (Muzyka Końca Lata) Co pierwsze przychodzi Ci na myśl, gdy wspominasz 2013 rok? Płyta, której z różnych względów nie udało nam się nagrać. Cały rok upłynął nam pod kątem przygotowywania się do niej, ale w ostatniej chwili wywinęła nam się z rąk. Patrząc wstecz na pewno ważnym momentem nie tylko minionych 12 miesięcy, ale i całej naszej historii, jest rozstanie z naszym dotychczasowym perkusistą Darkiem Goskiem. Od tego momentu zmienia się nieco model funkcjonowania zespołu, trwają dyskusje jak ma on wyglądać w przyszłości. Jaki artysta/zespół zrobił na Tobie największe wrażenie w tym roku? Z braku czasu nie śledzę już tak pilnie nowości. Szukam raczej na wyrywki, bez patrzenia w kalendarz. Dużo ostatnio słuchałem ubiegłorocznej płyty Taken by Trees Other Worlds i tegorocznej płyty Nawrocki Folk Computer Band. Poza tym, z racji wzmożonego czytelnictwa, gro wolnego czasu wypełniła mi muzyka okołoambientowa np. album The Caretaker An Empty Bliss Beyond This World. Jakie masz plany na przyszły rok? W przyszłym roku chcemy nagrać w końcu tę płytę, która już mi ciąży strasznie. W przyszłości, żeby usprawnić ten proces, będziemy nagrywać piosenki na bieżąco w miarę powstawania. Być może zrezygnujemy z formy albumowej i przerzucimy się na pojedyncze strzały wrzucane do Internetu, a jak już się uzbiera tego materiału, to dla chętnych będziemy lepić płyty.
1
POLSKA Fismoll At Glade Fismoll nagrał piękną płytę, którą chłonie się od początku do końca. Przed premierą porównywano go do Sigur Rós czy Bon Ivera, jednak tym albumem udowodnił on, iż jest tak wyjątkową postacią, że takie porównania można sobie w zupełności darować. Wszystko jest tu na właściwym miejscu: rewelacyjna warstwa instrumentalna, teksty zostawiające szerokie pole dla indywidualnych interpretacji, a przede wszystkim wrażliwość Fismolla, która urzekła mnie już od pierwszych sekund At Glade.
2
3
4
Kari Wounds And Bruises
Bokka Bokka
Dawid Podsiadło
Tym razem Kari postanowiła pokazać swoje inne, bardziej elektroniczne oblicze, co wyszło jej na dobre. Dojrzała, nie boi się eksperymentować, przez co jej utwory są bardziej wyraziste. Na Wounds And Bruises nie zabrakło jednak nostalgicznych ballad, które stanowią ciekawą odskocznię od chłodnego skandynawskiego brzmienia, które jest obecne w niemalże każdym utworze.
Pojawili się właściwie znikąd. Napisał o nich Pitchfork, zachwycali się dziennikarze i słuchacze. Bokka są przykładem zespołu, dla którego liczy się tyko muzyka. Nie wiemy kim są jej członkowie, wiemy jedynie, że grają ze sobą już od jakiegoś czasu. I wychodzi im to znakomicie, czego przykładem jest fenomenalny utwór Town of Strangers. W mistrzowski sposób trio łączy ze sobą elektronikę z chłodnym skandynawskim brzmieniem.
Tego albumu nie da się zaszufladkować. Z jednej strony mamy tu nostalgiczny retro-pop, z drugiej energiczne, wręcz taneczne utwory, takie jak singlowe Trójkąty i Kwadraty. Dawid bawi się swoim głosem, który momentami jest ciepły i optymistyczny, a raz dramatyczny. Podsiadło zrobił furorę i udowodnił, że nie jest marionetką w rękach telewizyjnych speców od wszystkiego. Ma pomysł na siebie, który konsekwentnie realizuje, jak widać- skutecznie, co potwierdza złota płyta, którą zdobył zaledwie w tydzień po premierze.
Comfort and Happiness
5
6
7
Rebeka Hellada
Sorry boys Vulcano
UL/KR Ament
Niełatwo jest w Polsce nagrać dobry pop, a im się to udało. Połączenie muzyki elektronicznej z eksperymentalnym popem dało świetny efekt, którego nie powstydziłyby się gwiazdy światowego formatu. Ich utwory są zróżnicowane – z jednej strony nostalgiczne i liryczne, a z drugiej zadziorne i dynamiczne. Dużym atutem jest także głos Iwony Skwarek, który każdej piosence dodaje uroku.
Wyjątkowe brzmienie, w połączeniu z przejmującym wokalem Beli Komoszyńskiej okazały się kluczem do sukcesu. Brak tu zbędnych ozdobników – jest trochę elektroniki, trochę fortepianu i dud, ale na tym koniec. Na pierwszy plan wybija się głos Beli, dla którego chwytliwe melodie są jedynie ciekawym tłem. Vulcano kontynuuje motywy z debiutanckiego Hard Working Classes, ale jest przy tym mniej mroczny, a bardziej przebojowy.
Ich debiutancki album pozostawił spory niedosyt, więc tym bardziej ucieszyła mnie informacja o premierze kolejnego krążka. Dostaliśmy dziesięć kawałków, których znakiem rozpoznawczym jest charakterystyczny dla grupy, nieco odrealniony klimat. Muzycy po raz kolejny poszli w jakość, a nie ilość, toteż całość trwa nieco ponad pół godziny. W takich momentach warto pamiętać o tym, że przycisk repeat nie znajduje się w naszych odtwarzaczach bez przyczyny.
8
9
10
Mikromusic Piękny koniec
Krzysztof Zalewski Zelig
Waglewski Fisz Emade Matka Syn Bóg
Przewrotnie zatytułowany album dla samego zespołu zamiast końcem, jest początkiem. Choć na scenie są już od dekady, to dopiero Piękny koniec przyniósł im prawdziwą popularność. Proste, ale dotyczące w głównej mierze poważnych spraw teksty, połączone z gitarowym brzmieniem, a nawet smyczkowymi wstawkami tworzą spójną całość, która nie nudzi się po pierwszym przesłuchaniu. Ogromnym atutem wydawnictwa jest rytmiczność, słyszalna na każdym kroku i piękny, ciepły wokal. Czego chcieć więcej?
Trzeba przyznać, że Krzysztof przeszedł niebywałą metamorfozę od czasów jego udziału w Idolu. Przez te kilka ładnych lat wziął udział w wielu projektach, lecz dopiero teraz zdobył się na wydanie debiutanckiego albumu. Nie brak tu transowych, okraszonych wszelakimi instrumentami utworów, a nawet rapu (tak, tak! Posłuchajcie RY55). Zelig to płyta wymagająca, każąca błądzić słuchaczowi w różnych grach słownych, urwanych zdaniach czy nikomu nie znanych skojarzeniach.
To nie pierwszy raz, kiedy rodzina Waglewskich – ojciec i synowiewspólnie muzykują. Tym bardziej to cieszy, że efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – dawno na rodzimym rynku nie było tak dojrzałego i męskiego wydawnictwa. Są tu elementy zarówno bluesowe, rockowe, jaki i hip- hopowe. Teksty są istotnym elementem albumu – mówią o ważnych życiowych kwestiach i zachęcają do refleksji.
PODSUMOWANIE ROKU
POLSKI
RAP Kamil ナ「kowicz
I
lość nigdy nie równa się jakości. Ten truizm jest wprost idealny, gdy mówimy o roku 2013 w rodzimym hip-hopie. Na szczęście kilka ostatnich miesięcy przywróciło należną uwagę słuchaczy. Ogrom dobrych płyt w listopadzie czy grudniu wywindował ten rok w statystykach, o których nie ma się tutaj co rozwodzić. Zamiast tego prezentuję 10 najlepszych płyt w polskim rapie w mijającym właśnie roku. Zapraszam!
10
9
8
Hukos/Cira Głodni Z Natury
Wuzet Własne Zdanie
VNM ProPejn
Podczas gdy w dobiegającym końca roku przodowały płyty osadzone w nowoczesnych brzmieniach, białostocki duet serwuje nam sporą dawkę mocnego, klasycznego rapu. Panowie dobrze podchodzą do tematów już wielokrotnie przetworzonych, potrafią dojrzale opisywać i trafiać prosto w punkt. Niezależnie czy walczą na boom-bapach, czy mocnych, rockowych gitarach. Chemia pomiędzy artystami jest potężna. Szkoda tylko kilku tracków nadmiaru oraz dużej liczby, często kiepskich gości.
Wpływ UK na tegorocznego debiutanta jest tutaj niesamowicie widoczny. Grime oraz dubstep leją się tutaj kaskadowo. Jak to często bywa w wypadku płyt wnoszących coś świeżego do brzmienia i flow, forma liryczna odstaje. Jakością najważniejszą, obok nowego brzmienia, jest oryginalność, która bije z każdego tracku na Własnym Zdaniu. Potencjał stwierdzono, brak tylko trochę większego doświadczenia.
V sukcesywnie pnie się w górę i po raz kolejny zwiastuje nową jakość, tak jak w czasach sprzed NiuskulMixtape . Elbląski raper systematycznie plewi chwasty swojego rapowego ogrodu, zmniejszając liczbę typowych dla niego kiepskich metafor i porównań, śpiewanych refrenów, czy wymuszonych podwójnych rymów. Do płyty roku sporo brakuje i to mimo genialnych podkładów SoDrumatica, który jest odpowiedzialny za całą warstwę muzyczną krążka.
7
Solar/Białas Stage Diving Debiut zaiste podręcznikowy. Dwóch świadomych raperów z odpowiednim stażem w podziemiu wychodzi do ludzi ze świeżymi pomysłami i flow. StageDiving nie pieści się ze słuchaczem, bo nie taka jest jego rola. To kwintesencja twórczości obu panów, którzy łączą newschool z oldschoolem, rzucając mnóstwo świetnych punchline’ów i zapadających w pamięć linijek.Doskonale równoważą treści i błyszczą chemią, wypracowaną latami wspólnej pracy. Chapeu Bas !
6
Sokół & Marysia Starosta Czarna Biała Magia Niestety, przesadzili. Nie ustrzegli się zaburzenia Proporcji, a Czarna Biała Magia nie jest najlepszą płytą ani rapera, ani nawet duetu. Co nie zmienia faktu, że jest to materiał dobry. Taki już urok Sokoła, że oczekiwania wobec niego są na poziomie ogromnym. I każde odstępstwo od wysokiej formy jest oceniane podwójnie źle, właśnie przez zwyczajową wysoką dyspozycję. Dla tych plastycznych opisów, mistrzowskich dwuwersów i odpowiednio budowanego, mrocznego klimatu warto słuchać.
5
Tede Elliminati Kto powrócił, to musisz wiedzieć. Trzy dobre pozycje w ciągu pół roku muszą robić wrażenie, jednak o tym innym razem. 10 solowa płyta Jacka G. to progres i świeżość zarówno ze strony Sir Micha i jego elektroniki, jak i Tedego. Weteran po okresie dłuższej posuchy wrócił z niesamowicie odświeżonym flow, które pozwala mu robić prawie wszystko na przeszło dwugodzinnym (sic !) albumie. Czasem nierówno, często w składankowym stylu, lecz zawsze ze stylem.
4
Quebonafide Eklektyka Jedyna podziemna produkcja w rankingu przegoniła o kilka długości nie tylko cały undeground, lecz także większość płyt mainstremu. Chcecie trapu? Posłuchajcie tego albumu. Chcecie oldschoolu? Zapraszam. Chcecie poważniej, bardziej społecznie albo imprezowo ? Jest. Inwencja twórcza i pomysłowość leje się tutaj strumieniami. I pozostawia jedno pytanie: jakim cudem ktoś z takimi tekstami, flow oraz bitami nie wydał tego w jakimś labelu? No jakim?!
1
Rasmentalism Za Młodzi Na Heroda Lipcowe królestwa końca grudnia. Kolejny podręcznikowy przykład tego, jak wydawać pierwszą płytę. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Niezachwiane proporcje i doświadczenie zaowocowało płytą perfekcyjną w swojej kategorii oraz pogromem reszty sceny. Ment XXL siecze podkłady ze stylem, którego nie można określić inaczej niż rasmentalismowy , podchodząc w tylko sobie znany, nowatorski sampling. Do tego Ras, który jest w życiowej formie miotając wersy roku, będąc pewnym siebie na każdym, nawet najbardziej połamanym bicie.
2
Te-Tris/Pogz Teraz Tak, wiem, zapowiadanej płyty roku nie będzie. Patrząc jednak na konkurencję, wynik i tak jest świetny. Nikt nie gra na emocjach tak jak oni, mało kto ma taką rękę do bitów czy refrenów. Obaj panowie pokazali pewną maestrię, wznosząc się nad zwyczajne rapowe rzemieślnictwo. Album to ogromna, ale spójna całość, która trzyma wysoką formę przez większość czasu, z kilkoma zbytecznymi trackami. To jednak nie zniechęca zbytnio, zaczarowując emocjonalnością.
3
Pork Pores Porkinson Psychoterapy Pork niespodziewanie przyćmił tabuny polskich raperów, pokazując że nie jest tym trzecim z 3W. Mamy tutaj oczywiście typowe dla Trzeciego Wymiaru przymioty, takie jak doskonałe flow czy sprawność liryczna. Jednak nie rozwadnia to treści, jak to bywało czasem na płytach wałbrzyskiego kolektywu. Te kilkanaście utworów na głównie klasycznych, podlanych pojedynczymi elektronicznymi wyjątkami podkładach pozwala delektować się nam dobrym rapem.
WSPÓŁCZESNA
KOLĘDA Judyta Patoka
Już za kilka dni zaczną się długo wyczekiwane Święta Bożego Narodzenia. Od paru tygodni słyszymy świąteczne hity, które, choć puszczane co roku wciąż od nowa, chyba nigdy nam się nie znudzą. Są wszędzie: w sklepach, autobusach, telewizji, radiu. Niekoniecznie o samych Świętach, ale zawsze w bożonarodzeniowej konwencji. Mam dla Was kilka ciekawostek oraz parę propozycji, które mogą ożywić rodzinne wieczory z muzyką w tle.
Piosenki Czy istnieje ktoś, kto może przeżyć Święta BEZ Last Christmas? Nie uwierzę! To jedna z nielicznych piosenek, które można zaśpiewać sto razy i chcieć robić to dalej. Większość z Was pewnie wie, że jedynym świątecznym pierwiastkiem jest tu słowo Christmas, które z resztą początkowo miało brzmieć Summer. Choć napisana z myślą o zysku, Last Christmas ma w sobie coś, co jak magnes przyciąga Święta. Piosenek tego typu, powtarzanych co roku od nowa nie brakuje. Santa Claus is coming to Town, Merry Christmas Everyone czy All I want for Christmas to stałe pozycje, przeplatane kilkoma mniej znanymi. Jednak moim osobistym, absolutnym numerem jeden jest i zostanie White Christmas w wykonaniu Franka Sinatry. Wystarczy pierwsza fraza, zaśpiewana jego niskim, ciepłym głosem, żeby zapomnieć o czekających nas obowiązkach. Także na polskim rynku nie brakuje świątecznych kompozycji, ale tylko kilka z nich znalazło swoje stałe miejsce w stacjach radiowych. Jest taki dzień, w oryginale nagrany przez Czerwone Gitary, doczekał się przynajmniej pięciu interpretacji. Kompozycja De Su Kto wie również jest nam wszystkim dobrze znana. Za to o przepięknej kompozycji Oli Bieńkowskiej 2000 and Fine prawdopodobnie nikt nie słyszał, a jest na co zwrócić uwagę. Delikatny głos nie śpiewa co prawda bezpośrednio o Świętach, jednak całość na tle teledysku brzmi bardzo spokojnie i optymistycznie, a tego najbardziej potrzeba na ten czas.
Płyty Co roku ukazuje się przynajmniej kilka nowych składanek z kolędami czy najpopularniejszymi świątecznymi piosenkami. Poza tym Święta to najlepszy czas, żeby wydać płytę, o czym artyści doskonale wiedzą. Na początku chciałabym się z Wami podzielić moją ulubioną płytą, której mogłabym słuchać przez cały rok, gdyby nie fakt, że nie wypada. Nagrali ją aktorzy serialu Glee, a tytuł jest zaskakujący, mianowicie The Christmas Album. Znajdziemy na niej tradycyjne kolędy, popularne świąteczne piosenki, jak i utwory mniej znane, a to wszystko w świetnych aranżacjach. Z zagranicznych produkcji, najświeższą jest krążek Leony Lewis Christmas with Love. Tu, poza tradycyjnymi utworami, mamy okazję usłyszeć kilka autorskich kompozycji Lewis, jak na przykład One More Sleep. Cała płyta napawa optymizmem i idealnie nada się jako podkład świątecznych przygotowań. W Polsce również nie brakuje gwiazd, które chcą pokazać, że stare kolędy można ubrać w bardziej współczesne brzmienie. O stworzenie takiej płyty pokusił się Radek Liszewski czy Zakopower. Zaś nieco ciekawszą koncepcję obrali trochę już zapomniani Audiofeels, którzy nieźle połączyli i zinterpretowali nie tylko polskie kolędy, ale też takie piosenki jak Let It Snow lub Carol of the Bells.
NEXTPOP Aleksandra Bąk/ Damian Wojdyna
N
EXTPOP nie należy do grona wielkich wytwórni płytowych, a mimo to udało jej się wydać w tym roku trzy najlepsze polskie płyty. Można zachodzić w głowę, jak ta kameralna wytwórnia, mająca na tę chwilę ledwo ponad 1300 fanów na Facebooku, dokonała czegoś takiego bez specjalnej reklamy czy wielkich nakładów finansowych. Patrząc jednak na dobór artystów Kari, Bokkę i Fismolla – których łączy ta niespotykana umiejętność przenoszenia słuchacza w inny świat, wszystko staje się jasne. NEXTPOP, pretendująca do tytułu najlepszego polskiego labelu roku, stawia na pełną emocji muzykę, a nie ładnie opakowany, ale pusty w środku produkt.
KARI Kiedy półtora roku temu przez przypadek trafiłam w Internecie na Anew nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być utwór nagrany przez polską wokalistkę. Ciekawa aranżacja i ciepła barwa głosu tajemniczej Kari sprawiły, że momentalnie usytuowałam ją obok innych zdolnych artystów rodem ze Skandynawii. Jakie było zatem moje zdziwienie, kiedy dowiedziałam się, że Kari to tak naprawdę Karolina Amirian, która wychowała się w Polsce, więc ze Skandynawią niewiele ma wspólnego. Pierwsze muzyczne kroki Kari postawiła, kiedy miała zaledwie 13 lat – to właśnie wtedy przeprowadziła się z rodzinnego Świnoujścia do Warszawy, by zrealizować marzenie o uczeniu się w szkole muzycznej. Życie w stolicy nauczyło ją nie tylko samodzielności, ale także zwróciło uwagę na szeroki wachlarz różnych gatunków muzycznych, co w późniejszym czasie zaowocowało nagraniem tak oryginalnej, jak na polskie standardy płyty. Kari Amirian szerszej publiczności pokazała się pod koniec 2011 roku, kiedy to na sklepowe półki trafił jej debiutancki album. Już wtedy dała się poznać jako utalentowana i naturalna wokalistka, która dźwiękami zaprasza nas do stworzonego
przez siebie baśniowego świata. Szczere i intymne utwory, które nie mają nic wspólnego z sieczką,jaką jesteśmy zalewani przez mainstreamowe media, zebrały same pochlebne recenzje słuchaczy i dziennikarzy, ale niestety nie przyniosły Kari takiej popularności, na jaką zasługuje. Istotny wkład w tę płytę miał także jej mąż, czyli Robert Amirian, ważna postać polskiej sceny muzycznej. Robert niejednokrotnie wspierał swoją żonę: czy to pisząc teksty piosenek, czy to będąc gitarzystą w jej zespole, a w końcu wydając drugi album Kari nakładem własnej wytwórni NEXTPOP. Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się kruchą i delikatną artystką, wystarczy przesłuchać kilka jej utworów, by przekonać się, że są to jedynie pozory. Dawno nie było na polskim rynku tak pewnej tego, co robi wokalistki. Przez ostatni rok Kari poszukiwała inspiracji w Wielkiej Brytanii, gdzie wraz z producentem Jonem Headley’em zaczęła tworzyć nowe piosenki. Album, zatytułowany Wounds And Bruises, nawiązuje do życiowych doświadczeń, które, zamiast niszczyć, wzmacniają i inspirują do zmian. Nowe dzieło Kari Amirian, znanej od teraz po prostu jako Kari, choć zdecydowanie bardziej oryginalne i elektroniczne, bez dwóch zdań plasuje się w czołówce najlepszych albumów tego roku. Chapeau bas!
BOKKA Nie wiemy o nich nic, prócz tego, że są autorami prawdopodobnie najlepszego debiutanckiego krążka, utworu oraz teledysku (pośrednio oczy wiście) tego roku w Polsce. W wywiadzie dla jednego z portali internetowych wyjawiają, że tworzą wspólnie od ponad roku. Zespół, a dokładniej trio - jak to wynika z enigmatycznego zdjęcia prasowego - o którym pisał sam Pitchfork, to zupełnie nowe zjawisko na polskiej scenie muzyki pop. Projekt Bokka, bo to o nim mowa, wyrósł nagle i niespodziewanie, siejąc dezorientację wśród fanów ambitniejszych brzmień pokroju indie elektroniki. Klasyfikacja gatunkowa debiutanckiego, bliźniaczo zatytułowanego krążka nie jest oczywista, bo subtelna elektronika zderza się tu z chłodnym, skandynawskim brzmieniem. Anonimowość członków Bokka jest tylko jednym z elementów tej cudownej układanki. Do tej pory nie wiadomo, kto tworzy ten projekt. Niektórzy twierdzą, że już wiedzą. Są też tacy, którzy wytrwale typują, żonglując nazwiskami, od Kasi Nosowskiej, przez Kamp!, Fismolla, aż na Dawidzie Podsiadło kończąc. Nie dziwią te skojarzenia, tym bardziej, że Bokka wylądowała pod skrzydłami wytwórni Nextpop. Jednak najczęściej padającym u bukmacherów nazwiskiem jest Kari Amirian, wszak niemal naturalnie na myśl przychodzi debiutancki krążek artystki. Niemniej, nawet nazwisko Roberta Amiriana, jako producenta wykonawczego świetnego (naprawdę, obraz klasy światowej!) klipu do kawałka
Town of Strangers, , zupełnie o niczym nie świadczy. W moim osobistym typowaniu Kari nie jest jednak podejrzana(chociaż raz przez myśl mi przeszła... Misia Ff?). Co do męskiej obsady zespołu, to wskazywałbym na Mateusza Górnego (Gooral) czy Michała Słodowego (Kamp!), choć równie dobrze można by wymienić nazwisko Michała Kupicza lub Bogdana Kondrackiego. Zagadka nie jest łatwa, co tylko dodatkowo podkręca zainteresowanie świata muzycznego tym projektem. Jednak bez względu na to, kim są członkowie Bokka, trzeba przyznać, że muzyka jaką stworzyli zasługuje na najwyższe pochwały i uwagę większą, niż tylko kilku niszowych serwisów internetowych, zainteresowanych muzyką alternatywną. Pamiętam, ile zajęło mi zbieranie szczęki z podłogi, gdy po trafieniu na ich pierwszy singiel i odsłuchaniu go dowiedziałem się, że to Bokka, to polski projekt! Nie z Islandii, nie ze Szwecji, nawet nie z Wielkiej Brytanii, tylko z Polski! Już wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie przelewki i że szykuje się nam solidne wydawnictwo. Nie pomyliłem się! Więcej o tym, dlaczego warto zapoznać się debiutanckim krążkiem Bokki opowie Wam redakcyjna koleżanka w swojej recenzji. Od siebie dodam tylko, że opłaca się kupić ten album. Nawet bardzo!
Kari Wounds And Bruises Aleksandra Bąk
Kiedy dwa lata temu wydała jeden z najpiękniejszych debiutów ostatnich lat, czyli krążek Daddy Says I'm Special, zastanawiałam się czy kiedykolwiek uda jej się go przebić. Teraz, słuchając jej najnowszego albumu, nie mam już wątpliwości, że Kari ma ten niespotykany dar zamieniania wszystkiego, czego się dotknie w złoto. Wounds And Bruises stanowi idealną kontynuację swojego poprzednika, choć na pozór nie ma z nim wiele wspólnego. Kari pokazuje tu inne, bardziej elektroniczne oblicze, na co wpływ miała z pewnością wizyta wokalistki w Wielkiej Brytanii, gdzie przez ostatni rok szukała inspiracji. Już od pierwszych sekund otwierającego całe wydawnictwo I Am Your Echo słychać, że Kari dojrzała i stała się jeszcze bardziej wyrazistą i oryginalną artystką. Nie boi się
Bokka Bokka Judyta Patoka
Pierwsze wrażenie jest piorunujące. Bokka, czyli polski zespół złożony z... no właśnie. Nie wiadomo, kim są artyści. Mówią, że nagrali płytę dla radości płynącej z samego tworzenia. Podobno skład jest zaskakujący. Podobno są już znani. Nie chcą ujawnić swoich nazwisk, abyśmy skupili się na ich muzyce, a nie życiu osobistym. Po wydaniu krążka, artykułach, wywiadach, a nawet koncercie nie wiadomo nic więcej, a słychać o nich coraz głośniej. Zagrają na Open'erze, obok takich gwiazd jak The Black Keys czy Pearl Jam. Ręce na okładce przypominają niejako pnie drzew, widzimy pierścienie i zgrubienia na całej ich długości. Twarzy nie widać. Pokazano jednak okrągłe lustro.
eksperymentów i jest bardziej wymagająca w stosunku do słuchacza, co słychać chociażby w singlowym Hurry Up. Całość tworzy jednak baśniowy klimat, który był znakiem rozpoznawczym debiutanckiego wydawnictwa. Nie brak tu także nastrojowych ballad (The One), które stanowią ciekawy kontrast dla chłodnych, skandynawskich dźwięków. Utwory tym razem opowiadają o życiowych doświadczeniach, które wzmacniają, a także o odnajdywaniu siebie na nowo. Szkoda jedynie, że teksty nie są autorstwa Kari – mielibyśmy wtedy artystkę kompletną, jakiej można ze święcą szukać. Kari Amirian sprawiła nam na koniec roku nie lada prezent – nagrała album, który przebija wszystko to, co w tym roku nagrały rodzime wokalistki.
9
Pierwszym i jedynym do tej pory wydanym singlem jest Town of Strangers, od którego nie mogę się uwolnić. Kompozycja, stworzona z delikatnej, pięknej melodii, kilku elektronicznych efektów i... uderzanej o stół butelki z wodą. W innych kawałkach wykorzystano dźwięk kartonowych pudełek oraz bębny z eksperymentalnie wrzuconymi weń orzechami. W The Wrong Girl wieje grozą, a Reason jest chyba najbardziej energetycznym utworem z całej płyty, gdzie w dodatku słyszymy męski wokal. Całość jest różnorodna, wyjątkowa i najzwyczajniej w świecie dobrze się jej słucha. Skoro jeden utwór rozpowszechniony w sieci przyniósł im tak wielką popularność, aż prosi się o więcej. Mam nadzieję, że muzycy, kimkolwiek są, nie karzą nam długo czekać.
8
Beyoncé Beyoncé Aleksandra Bąk
Wokalistka dokonała czegoś niemalże niemożlwego – nagrała swój piąty studyjny krążek w całkowitej tajemnicy. Bez żadnej promocji, bez żadnych zapowiedzi po prostu wrzuciła swoje najnowsze wydawnictwo do iTunes. W tym szaleństwie jest jednak metoda – w ciągu kilku dni trafiła na pierwsze miejsca najchętniej kupowanych albumów w kilkudziesięciu krajach. Tym razem Beyoncé nagrała zdecydowanie bardziej intymny, mniej nastawiony na komercyjny sukces longplay. Całość jest spójna, każdy utwór sprawia wrażenie równie ważnego. Do każdej piosenki powstał teledysk - tym samym artystka nie narzuca słuchaczowi konkretych singli, co pozwala mu mieć własne zdanie na temat każdego utworu. Knowles śpiewa o chorobliwym perfekcjonizmie( rozpoczynające album Pretty Hurts) i zazdrości (Jealous). Porusza także
tematy związane z miłosnymi uniesieniami i zaciąga słuchacza w swój świat bezwstydnych pragnień, jak w perwersyjnym Partition. Oprócz jej męża Jay’a Z (świetne Drunk in Love) pojawia się tu Frank Ocean (Superpower) czy Drake (Mine). Swój wkład w całość mieli także m. in. Justin Timberlake, Timbaland, Sia, Pharrell Williams i Miguel. Wspomnienieć należy jeszcze o jednej osobie, czyli Blue Ivy. Córeczka partneruje jej w sugestywnie zamykającym całą płytę utworze Blue. Dzięki takim albumom wraca wiara w to, że można robić dobry pop bez wzbudzania skandali, epatowania golizną czy wywalania języków. Beyoncé po raz kolejny udowodniła, że nie ma sobie równych.
9
Sokół & Marysia Starosta Czarna Biała Magia Kamil Łukowicz
Weltschmerz. To jedno słowo może podsumować treść drugiej płyty tego duetu. Raper potwierdził niebezpieczne tendencje płyty poprzedniej i swojej publicznej działalności, upychając na CBM ogromne ilości społecznego kaznodziejstwa. I o ile kilkukrotnie to wypala, to niektóre tracki istnieją wyłącznie po to, aby padł ten jeden dwuwers, który miażdży. Kompilacja tego nadmiaru w postaci jednego numeru byłaby całkowicie wystarczająca. Mimo opakowania w postaci świetnego flow i dobrego rozpisania, to zwykłe wodolejstwo, które sam raper wyklina w solidnym Na Wiatr. Klimat, którym raper obdziela słuchaczy nie sprzyja jemu samemu. Po zapowiadanej walce między dobrem a złem nie zostaje nic, gdyż to zło wylewa się tutaj każdą sekundą. Twórca wytoczył działa kalibru, którego nie powstydziłby się sam Smarzowski. Inną sprawą jest, że te kazania, oraz kilka świetnych
storytellingów + solowe kawałki Marysi są podane na mistrzowskich bitach. Głównie zagraniczne produkcje, z bitem DJ Premiera na czele, to ścisła czołówka, która świetnie roztacza mroczny klimat tej płyty. Rozstrzał jest duży, od boom-bapu, przez elektronikę, po indie rock w Zdeptanych Kwiatach. Marysia Starosta w tym albumie rozwinęła skrzydła dużo bardziej, jej utwory konkurują jak równy z równym z utworami partnera, jednak dalej rola jej nie jest aż tak decydującą. Właściciel Prosto mówił, że jest to jego najtrudniejsza i najlepsza płyta. Z pierwszym zgodzę się bezapelacyjnie, gdyż mroczne i wolne tempo to rzecz bardzo eklektyczna. Drugiemu bezapelacyjnie się sprzeciwiam i zostaję z ogromnym poczuciem niedosytu. Ale końcowa ocena to jednak znak jakości Sokoła. Mimo przesady na kilku płaszczyznach i materiału średniego jak na rapera tego kalibru i tak jest wysoko.
7
Podsumowanie 2013 roku - Filmy Podsumowanie 2013 roku - Seriale Kobiece ikony kina Za szybki za wściekły Paul Walker Recenzje Hobbit: Pustkowie Smauga
PODSUMOWANIE ROKU
FILM Jakub Ciosiński
Koniec 2013 roku zbliża się wielkimi krokami. Przed nami jeszcze premiera Hobbita, ale można już spokojnie zajrzeć w przeszłość i przypomnieć sobie jakimi filmami żyliśmy przez ostatni rok. Na jakie premiery najbardziej czekaliśmy, czym się rozczarowaliśmy, a co nas zachwyciło? Zapraszam do podsumowania kończącego się już 2013 roku.
Polska W Polsce mamy problem z filmami mówiącymi o historii. Mimo to cały czas wałkujemy te same schematy i powielamy błędy poprzednich filmów historycznych. Nie inaczej było i w tym roku. Na ekrany kin weszło mnóstwo przeciętnych produkcji, takich jak Tajemnica Westerplatte, Syberiada polska lub Sierpniowe niebo. 63 dni chwały. I jak zawsze, większość została odpowiednio podkoloryzowana aby spełniać określone przez reżysera funkcje. Dobrym przykładem jest tutaj Wałęsa: Człowiek z nadziei, o którym możecie przeczytać w drugim numerze READ.
Na szczęście w gąszczu tych wszystkich mniej lub bardziej udanych ekranizacji historycznobiograficznych na polskiej scenie filmowej znalazło się miejsca dla paru dobrych filmów o zgoła innej tematyce. Mam tutaj przede wszystkim na myśli Chce się żyć, Układ zamknięty, kontrowersyjną Drogówkę Smarzowskiego i równie kontrowersyjne W imię… . Cała czwórka wypadła zaskakująco dobrze, jak na polskie kino. Największym tegorocznym zaskoczeniem było jednak absolutnie rewelacyjne Imagine, które miało swoją premierę w 2012 roku, ale do Polski zawitało dopiero rok później.
Największe rozczarowania Chyba nic gorszego nie może przydarzyć się reżyserowi, niż publiczne wygwizdanie jego najnowszego filmu. Coś takiego spotkało Nicolasa Windinga Refna i film Tylko Bóg wybacza podczas uroczystej premiery na festiwalu w Cannes. Sytuacja ta była o tyle zaskakująca, że dwa lata wcześniej (w dodatku na tym samym festiwalu) Refn dostał nagrodę dla najlepszego reżysera za film Drive. Zawodem okazała się także kolejna adaptacja powieści F. Scotta Fitzgeralda Wielki Gatsby. Cały film został nieumiejętnie przystrojony kolorową i kiczowatą otoczką, mającą się nijak
do lat 20. Właściwie jednym z nielicznych plusów Wielkiego Gatsby’ego był genialny (ale fatalnie wykorzystany) soundtrack, z którego co najmniej kilka utworów ma duże szanse na zwycięstwo Oscara w kategorii najlepszej piosenki. Do największych rozczarowań tego roku można również zaliczyć piątą część Szklanej pułapki oraz Jeźdźca znikąd, który przed premierą jawił się jako kolejny hit na miarę Piratów z Karaibów. Finalnie natomiast Jeździec znikąd okazał się być jedynie przeciętnym filmem z przebuchaną kampanią reklamową.
Superbohaterowie Już od kilku lat można zauważyć pewien kierunek, w którym zmierza większość filmów o superbohaterach. Jest to droga wyznaczona w 2005 roku przez Christophera Nolana i jego pierwszy film o Batmanie- Batman początek. Od tego momentu niemalże wszystkie ekranizacje komiksów starają się przedstawić bohatera jako człowieka, z którym widz może się na wielu płaszczyznach utożsamić i zrozumieć jego problemy.
Inspiracje Nolanem można było w tym roku zauważyć przede wszystkim w dwóch produkcjach: trzeciej i ostatniej części trylogii Iron Mana oraz w Człowieku ze stali, który jest niemal identyczną kopią Batmana z 2005 roku, tyle, że przefiltrowaną przez realia Supermana. Dwa kolejne filmy, które zamknęły tegoroczną fantastyczną czwórkę, to kontynuacja przygód Thora pod tytułem Thor: Mroczny świat, a także fabularne kuriozum zwane Wolverinemem.
1
Polowanie Bardzo często mniejsze produkcje, tworzone poza terenem USA lub Wielkiej Brytanii są niezauważane lub nawet ignorowane przez szersze grono odbiorców. Szkoda, gdyż od czasu do czasu można się wśród nich natknąć na prawdziwe arcydzieło. Takim jest właśnie Polowanie duńskiego reżysera Thomasa Vinterberga. Film opowiada o pracującym w przedszkolu Lucasie, którego życie diametralnie się zmienia na skutek oskarżenia go o coś, czego nie zrobił. Kłamstwo wprawia w ruch spiralę nienawiści, która zaczyna nieustannie kręcić się wokół Lucasa. Zostaje on wykluczony z każdej sfery życia publicznego. Wszyscy, nawet przyjaciele widzą w nim winnego. Niesamowite jest, jak Polowanie angażuje emocjonalnie widza w przedstawiane wydarzenia. To jeden z nielicznych filmów, w których czujemy tak silną więź z głównym bohaterem i kibicujemy mu na każdym kroku.
2
3
4
Imagine
Drugie Oblicze
Django
Bez wątpienia mamy w Polsce jeszcze kilka osób, które potrafią kręcić filmy. Andrzej Jakimowski jest jednym z nich, a potwierdził to w najlepszy możliwy sposób- poprzez Imagine. Myślę, myślę i nie mogę powiedzieć choćby jednej złej rzeczy na temat filmu. Wszystko jest na właściwym miejscu. Wszystko ze sobą współgra. Doskonałe zdjęcia, scenariusz i klimatyczna muzyka tworzą razem spójny i zadziwiająco lekki obraz.
Nie ma w tym roku bardziej wstrząsającego i nieprzewidywalnego filmu niż Drugie oblicze. To niezwykle emocjonalny portret dwóch ojców, ukazujący przewrotność dzisiejszego społeczeństwa. Ludzie nie zawsze są tacy, na jakich wyglądają, a podjęcie złej decyzji może całkowicie zmienić życie twoich bliskich. To jeden z nielicznych filmów, o których myśli się jeszcze długi czas po wyjściu z kina. Drugie oblicze po prostu nie daje o sobie zapomnieć.
Wybuchowe kino akcji z przymrużeniem oka . Czego innego może się było spodziewać po Quentinie Tarantino? Oprócz nieschodzącej z ekranu ironii, groteski i czarnego humoru, reżyser wzbogacił swój film także o niebanalny komentarz dotyczący problemu niewolnictwa w XIX wieku na terenie Stanów Zjednoczonych. Django tak spodobał się widzom, że Tarantino zapowiedział, iż jego następny film również będzie osadzony na dzikim zachodzie.
5
6
7
Wyścig
Koneser
Labirynt
Zapierająca dech w piersi biografia dwóch największych legend w historii Formuły 1Jamesa Hunta i Nikiego Laudy, skrajnie odmiennych od siebie kierowców. Jeden żył wystawnie, stale obracając się wśród pięknych kobiet. Drugi natomiast był niezwykle powściągliwy i podchodził do każdego wyścigu z niebywałą wręcz precyzją i taktyką. Nieważne, czy interesujesz się F1, czy nie - Wyścig to wysokooktanowa przejażdżka nawet dla laików w dziedzinie sportów motorowych.
Kolejny film reżysera klasycznego już Cinema Paradiso, stara się powiedzieć, że miłość może pojawić się w naszym życiu niezależnie od wieku czy okoliczności. To obraz skierowany głównie do widza dojrzałego i świadomego. Nie tego bezrefleksyjnie gapiącego się w ekran, oczekującego szybkiego rozwoju akcji. Mówiąc o Koneserze nie można pominąć również genialnej kreacji Geoffrey’a Rusha, który zagrał tytułowego bohatera.
Labirynt to moim zdaniem najlepszy thriller ostatnich lat, plasujący się tuż obok wydanej dwa lata temu Dziewczyny z tatuażem. Trzymający w napięciu scenariusz i skomplikowane dylematy moralne wybijają film wysoko ponad przeciętność. Pomaga w tym także popis niesamowitych aktorskich umiejętności Hugha Jackmana, wcielającego się w rolę zdesperowanego ojca, który stara się odnaleźć swoją porwaną córkę.
8
9
Poradnik pozytywnego myślenia
Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia
Jeśli macie ochotę na luźny i niewymagający film, Poradnik pozytywnego myślenia jest strzałem w dziesiątkę. To wyśmienita mieszanka komedii romantycznej i dramatu. Opowiedziana historia jest stosunkowo prosta, ale postaci, jakie wykreowali Bradley Cooper i Jennifer Lawrance chyba u każdego wzbudzają sympatię i wywołują cień uśmiechu na twarzy.
Ekranizacja przez wielu uważane za perfekcyjne odzwierciedlenie wydarzeń z książki. Niekorzystającą z żadnych półśrodków i nieidącą na skróty w przedstawianiu fabuły. Tak jak w pierwszej części Igrzysk śmierci, tak i tym razem śledzimy losy Katniss, która musi zmierzyć się ze wszystkimi dotychczasowymi zwycięzcami igrzysk.
10
Grawitacja Grawitacja nie jest w żadnym stopniu wybitnym fabularnie filmem. Co ją wyróżnia spośród tłumu, to oczarowujące efekty specjalne. Opowieść, skupiająca się na walczących o przeżycie astronautach, jest świetnym pretekstem do zaserwowania widzowi wizualnej uczty. Możemy więc zobaczyć zachód słońca, widziany z orbity ziemskiej, pożar odbywający się w stanie nieważkości i wiele innych wspaniałych, doprowadzonych do technicznej perfekcji scen.
PODSUMOWANIE ROKU
SERIALE Kamil Łukowicz
Ahh, jakimiż to bogactwami obdarza nas świat seriali w tym roku. Ostatnie rozmyślania doprowadziły mnie do kilku wniosków, jednak najważniejszy jest jeden. Nie ma drugiej dziedziny kultury (przepraszam jej purystów) w której bogactwo i różnorodność byłyby tak wielkie, by jednocześnie niwelować słabsze momenty niektórych produkcji. Jednak ten rok zapamiętamy z kilku powodów.
Sitcomowa zmiana warty Dwóch i Pół pogromione przez brak swojej gwiazdy, Sheena, The Big Bang Theory słabe jak nigdy, a How I Met Your Mother i jego ostatni sezon mocno zawodzi. Po tym ostatnim można było spodziewać się najwięcej, zwłaszcza po sezonie nr 8., jednym z najlepszych w historii. A jednak nic z tego. Oprócz kilku wyjątków końcówka nie zapowiada się dobrze, oby druga połowa sezonu przyniosła zmiany. Zamiast tego na scenie ugruntowały swoją pozycję trzy nowe propozycje. Awkward oferuje coś więcej niż zwyczajne licealne historie – dobre zwroty akcji oraz świetnie napisanych bohaterów. New Girl , czyli historia o ekstrawertycznej Jessice Day, mieszkającej z trzema facetami, przeżywa swoje mocniejsze chwile i pokazuje , że nie jest tylko pojedynczym błyskiem kreatywności. I ostatnia pozycja, czyli 2 Broke Girls . Max wraz ze swoją współlokatorką pokazały pazur i po chimerycznym poprzednim sezonie wracają mocniejsze. Fanom pierwszej trójki ocieramy szkliste oczy, z fanami drugiej – zacieramy ręce, oczekując na więcej.
Reminiscencje Sypnęło również w tym roku serialami o dziejach poprzednich. The Borgia pożarta przez brutalne prawa rynku niestety została
zdjęta, jednak i tak zasługuje na atencję. Dalej mamy będące w świetnej formie Boardwalk Empire, pokazujące, że mafia to nie tylko Ojciec Chrzestny. O dotyczącym czasów poprzednich, co prawda mocno fantasy Game of Thrones mówić nie ma co. Wszyscy wiedzą, wszyscy widzieli, miażdżąca większość jest pod wrażeniem. Gdzieś z boku mamy Cooper, czyli opowieść o policjancie z Nowego Jorku lat 80. XIX wieku, a także Masters of Sex. Druga pozycja traktuje o rozpoczęciu w USA rewolucji seksualnej, jej przyczyn, genezy oraz następstw. Ta nowość, mimo swojego niespiesznego tempa, jest nowością dosyć ciekawą.
Nowości Skoro już jesteśmy przy nowościach… W porównaniu z rokiem poprzednim nie jest ich wiele. Na uwagę, oprócz wymienionego wcześniej dzieła, zasługuje również Ray Donovan oraz The Hostages . Główny bohater pierwszego serialu, grany przez Lieva Schreibera opowiada o mężczyźnie, zajmującym się na co dzień rozwiązywaniem problemów bogaczy Nowego Jorku. The Hostages traktuje z kolei o lekarce, mającej za zadanie zoperować prezydenta USA. Przestępcy, porywając jej rodzinę i wysuwając
żądania morderstwa głowy państwa, stawiają ją przed tragicznym wyborem. Na ocieplenie klimatu polecam The Crazy Ones, czyli historię rodzinnej agencji reklamowej, której głową jest sam Robin Williams.
Weterani
Tutaj nie wypada mi nie wspomnieć o zakończeniu po 5. sezonie serialu Breaking Bad. Napisał o nim wiele mój redakcyjny kolega Dominik, z mojej strony mogę dodać osobiste wyrazy uznania. Dexter niestety nie zaskakuje tak jak kiedyś, a produkcja zawodzi coraz bardziej. Za to nie zawodzi, a wręcz napawa optymizmem, kontynuacja serialu Suits, który, ze swoimi idealnie zarysowanymi postaciami prawniczej korporacji, wyrasta na mocnego faworyta w tegorocznych rankingach oglądalności. Serialowe militaria w postaci Homeland trzymają się równie świetnie i to mimo tak wysokiej poprzeczki, jaką narzucili sobie sami producenci serialu. Z mojej strony polecam również Scandal, czyli serię przedstawiającą działania grupy prawników ratujących swoich klientów od utraty przysłowiowej twarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie świetnie napisane i zagrane postacie zespołu oraz to, że sama grupa prawie nigdy nie działa legalnie.
Polska
Psioczyć można i to bardzo. Jednak dwie mocne pozycje zapewniły fanom trochę rozrywki i odmiany od okropnej mody na seriale wypełnione naturszczykami, czy opery mydlane. Pierwszy z nich to Czas Honoru, który mimo zmiany klimatu ze stricte wojennego na realia nowego, ludowego państwa nie stracił na jakości. Niejednoznaczna moralnie produkcja, to coś czym można chwalić się zagranicą. Druga z pozycji to zakończony przed miesiącem Przepis Na Życie, czyli jeden z seriali, o którym spokojnie można powiedzieć, że jest taki, jak te amerykańskie. Ciekawe wątki rodzinno – pracownicze z genialnie napisanymi dialogami i postaciami, granymi przez czołówkę polskich aktorów zostały ostatecznie rozwiązane. Kto z widzów nie żałuje, ręka do góry!
KOBIECE
IKONY KINA Paulina Imiela
Wdzięk, uroda, sława, pieniądze… Nie oszukujmy się, każda kobieta pragnie tego samego, choć zdecydowanie nie każda może to dostać. Niektóre z nas los obdarza nie tylko tymi czynnikami, ale przede wszystkim naturalną charyzmą i choć odrobiną talentu, który, mówiąc szczerze, zawsze pozostaje kwestią sporną, a jednocześnie gwarancją sukcesu. Są postaci, w które wpatrzony był (i wciąż jest) cały świat, co zdecydowanie potwierdza ich fenomen. Jest ich wiele, ale które najbardziej przyciągały uwagę?
Marilyn Monroe Z tą postacią wiąże się ogromna liczba plotek, niedomówień i niespodzianek. Marilyn Monroe miała rzadką umiejętność łączenia seksapilu z dość logicznym kierowaniem swoją karierą. Na zawsze przeszła do historii kina i już ponad pół wieku przekonuje, że Mężczyźni wolą blondynki. Marilyn Monroe jest inspiracją, o czym może świadczyć fakt, że nawet Andy Warhol dostrzegł komercyjność, połączoną z niebanalnością jej wizerunku. Do historii przeszła nie tylko dzięki swoim rolom, ale głównie z powodu szumu medialnego, który nieustannie towarzyszył jej osobie, w dużej mierze spowodowanego licznymi romansami. Jedno nie budzi żadnych zastrzeżeń –Monroe jeszcze na długo stanowić będzie idealny przykład wyrafinowanej i pięknej kobiety, która zachwyca świat.
Elizabeth Taylor Elizabeth Taylor narobiła niezłego szumu wśród gwiazd filmowych XX wieku. Przeszła do historii jako niewiarygodnie silna kobieta, która nie raz udowodniła, na co ją stać. Wygrała walkę z guzem mózgu, otrzymała Oscara niedługo po poważnym wypadku, co skutkowało falą kontrowersji i niedomówień. Elizabeth Taylor słynęła ze swojej charakterystycznej urody, nieodłącznego elementu bycia ikoną i przykładem dla kobiet na całym świecie. Jako pierwsza kobieta w historii filmu wynegocjowała gażę w wysokości miliona dolarów za rolę w głośnym filmie Kleopatra. Była zamężna aż ośmiokrotnie, a jeden ze swoich pierścionków zaręczynowych przekazała na aukcję, z której dochód przeznaczony został na walkę z AIDS. Taylor była piękną, zmysłową i utalentowaną kobietą, która mimo braku szczęścia w miłości (lub jego nadmiaru) potrafiła pomagać innym. Aktorka ma także w swoim dorobku czternaście okładek „People” i drugie miejsce w nieco dziwnym rankingu najbardziej charakterystycznych brwi.
Brigitte Bardot Brigitte Bardot była inspiracją dla wielu różnorodnych artystów ( w tym dla J. Lennona i Boba Dylana), a jej nazwisko pojawia się w piosenkach takich zespołów jak Red Hot Chili Peppers (Warlocks), czy The Who (It’s not enough). Była uważana, podobnie jak Marilyn Monroe, za symbol seksapilu. Wywołała również małą rewolucję w modzie, odkrywając naraz oba ramiona i na stałe wprowadzając do mody ten element. Ma za sobą wygraną walkę z rakiem piersi. Angażuje się społecznie i walczy o prawa zwierząt. Jej debiutem była rola w filmie Wioska w Normandii. Potem jej kariera nabrała tempa, a Bardot grała postaci młodych dziewczyn w komediach romantycznych, przeważnie we francuskojęzycznych produkcjach. Trzeba jednak otwarcie przyznać, że przeszła do historii kina, głównie dzięki swojej specyficznej urodzie, a nie talentowi…
Audrey Hepburn Aktorka znana najszerzej z kultowego Śniadania u Tiffany’ego, które przyniosło jej międzynarodową karierę, choć już wcześniej została nagrodzona prestiżowym Oscarem (Rzymskie wakacje, 1954). Odznaczała się typowo dziewczęcą urodą, a kreski namalowane eyelinerem na powiekach były jej znakiem firmowym. Początkowo marzyła, aby zostać primabaleriną –zamiast tego stała się ikoną stylu i filmu. Idealnie łączyła umiejętności aktorskie z wdziękiem i pogodą ducha. Była osobą zdeterminowaną, ale wrażliwą i nieco impulsywną. Co ciekawe, Hepburn wygryzła samą Elizabeth Taylor z roli w musicalu My Fair Lady, nagrodzonym aż ośmioma Oscarami. Kobiety na całym świecie pragnęły być takie jak ona. Niesamowita uroda, sukcesy w aktorstwie i… naturalność, skromność oraz otwarte serce. Zaangażowana w działalność charytatywną, poświęciła swój czas i pieniądze, aby pomagać innym. Wszystkie swoje trudy musiała znosić w samotności.
ZA SZYBKI ZA WŚCIEKŁY
PAUL WALKER Jarosław Majętny
J
eśli w ostatnim czasie chociaż raz skorzystaliście z Internetu, to z pewnością słyszeliście o tragicznej śmierci Paula Walkera. O ile przyznaję, że nie uważam go za wybitnego aktora, to warto spojrzeć na całą sytuację obiektywnie. Śmieszną rzeczą jest z pewnością to, że większość ludzi w Internecie rzekomo opłakujących Paula jako wielkiego człowieka i aktora jeszcze do niedawna kojarzyła go tylko z „tym policjantem z Szybkich i Wściekłych”. A skoro już przy Szybkich i Wściekłych jesteśmy, to o ile przez wielu ta seria (może i słusznie) jest nazywana tasiemcem, to z powodu braku jakiejkolwiek konkurencji wśród filmów trzeba jej przyznać, że znalazła swoje grono odbiorców, do którego sam też się zaliczam. Myślę, że ważną rzeczą jest umiejętna ewolucja serii, żeby uniknąć rutyny. I w tym przypadku udaje się to niemal perfekcyjnie. Zamiast tłuczenia przez 6 części tematu nielegalnych wyścigów marka zdążyła już zahaczyć o wiele innych przepakowanych adrenaliną tematów, nie zapominając, co w serii jest najważniejszesamochody. Co jednak, kiedy film w połowie zdjęć traci kluczową postać i nie ma żadnych podstaw, aby ją uśmiercić? Cóż, na razie pozostają nam tylko spekulacje, gdyż nawet reżyser tego nie wie. Wracając jednak do samego Paula- nie od dzisiaj widać tendencję pośmiertnego wychwalania ludzi, nieważnie, czy na to zasłużyli czy nie. Aktor, o ile był dobrym człowiekiem, czego nie można mu odmówić, został rozpoznawany tylko
i wyłącznie dzięki Szybkim i Wściekłym. Jak wiadomo, każdy aktor potrzebuje przebicia się na scenę światową, a następuje to zazwyczaj podczas jednej, przełomowej roli w filmie, jednak Paul mając już pokaźną listę zagranych ról wciąż był kojarzony tylko i wyłącznie z Brianem O’Connorem. Śmieszy jednak fakt nagłej zmiany gustów przez ludzi grupujących się na swoiste obozy na Internecie. Mimo, że większość z nich miała do Walkera stosunek obojętny przed jego wypadkiem, nagle zaczęło się roić zarówno od jego obrońców, twierdzących, że od zawsze byli jego wielkimi fanami, jak i osób, które zawsze twierdziły, że jest on definicją tego, co jest nie tak z obecną kinematografią. Jeśli taka sytuacja coś udowadnia, to jedynie to, jak łatwo jest manipulować ludźmi w dobie Internetu i wszechobecnych mediów. Co by jednak nie mówić, aktor zaznaczył wyraźnie swoją pozycję w tak wielkim przedsięwzięciu filmowym jak Szybcy i Wściekli i ciężko wyobrazić sobie kolejną część bez jego większego udziału. Sam ten fakt jest już wystarczający do zakwalifikowanie Paula jako dobrego aktora kina akcji. W pierwszej części filmu z jego ust padły słowa Jeśli kiedyś zginę z powodu prędkości, nie martwcie się, bo ja się wtedy cieszyłem, ciężko było tylko przewidzieć, jak literalny był ten cytat.
HOBBIT PUSTKOWIE SMAUGA Dominika Walocha
Za kilka dni w kinach pojawi się Hobbit: Pustkowie Smauga, druga część niesamowitej opowieści małego hobbita i jego towarzyszy, wyreżyserowana przez Petera Jacksona, który zajmował się również reżyserią kolejnych części Władcy Pierścieni. Zdziwiło mnie, że film trwa aż 160minut. Samo rozłożenie tej opowieści na kilka części było zaskakujące, co dopiero fakt, że trwa ona tak długo. W końcu żadna z książek nie była rozkładana na więcej niż jeden film, choć ich objętość była znacznie większa . A jednak udało im się z jednej, stosunkowo krótkiej książki stworzyć trzyczęściowy, lecz naprawdę dobry film. Sprawa okazuje się prostsza niż myślałam. Reżyser produkcję wypełnił różnymi Tolkienowskimi inspiracjami. Niestety, wszystkie dodatkowe sceny, niepotrzebnie wydłużone, zlewają się w całym filmie i stają się jego niezauważalną, nieistotną częścią. Prawdziwi fani Tolkienowskich powieści zauważą także różne nieścisłości. Jeśli ktoś świetnie orientuję się w historii Śródziemia,
otworzy usta ze zdumienia - Azgoz, przywódca orków, postać, która od dawna nie jest wśród żywych (według książek Tolkiena został zabity przez rodzinę Thorina) stała się jedną z ważniejszych części historii. Na szczęście dla tych, którzy nie zagłębiali się w najciemniejsze zakątki powieści nie stanowi to problemu i nie popsuje odbioru filmu. W kontynuacji Hobbita brak specjalnego połączenia i spójności z częścią poprzednią . Oczywiście nasz bohater radzi sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu, w drugiej części jest obecny w każdej scenie. Dzięki pierścieniowi, który znalazł zyskuje odwagę, lecz zaczyna pochłaniać go ciemność, związana z jego mocą. Przywiązuje się do niego i za nic nie chce go oddać. Krasnoludy wypadły wspaniale, z Thorinem (Richard Armitage) na czele. Każdemu z nich nadane zostały charakterystyczne cechy, każdy jest inny. Już pierwszą część wychwalano mówiąc, że została stworzona do 3D. Druga część przedstawia się równie cudnie w tej technologii. Moment, w którym Smaug oblany płynnym złotem wylatuje z jaskini i strzepuje je ze swoich skrzydeł
przyciska widza do siedzenia. Wręcz czujemy na sobie złoty deszcz. Było parę niedociągnięć, jak na przykład moment pogoni Legolasa za Azgozem. Wydaję mi się, że w tak wyczekiwanym filmie żadna scena nie powinna być niedopracowana. Muzyka za to zasłużyła na oklaski! Ed Shareen jak najpiękniej wczuł się w klimat i stworzył ścieżkę, będącą nieodłączną częścią całości, chociaż odsłuchiwaliśmy zdecydowanie mniej pieśni niż w pierwszej części. Jednak nie powinno się mieć o to żalu, w tej części nie było na nie wiele miejsca. Całego Hobbita: Pustkowie Smauga trudno jednoznacznie określić. Każdy będzie czuł coś innego po obejrzeniu tej produkcji. Przekonałam się o tym po projekcji filmu. Słyszałam wyrazy niepohamowanego zachwytu, jak i głębokiej irytacji. Osobiście należę do tej pierwszej grupy, film przepełniony jest akcją, wieloma scenami walki oraz zaskakujący momentami. Historia cały czas biegnie szybko, a bogactwo grafiki i postaci wciągają w tajemniczy Tolkienowski świat magii. Może Hobbit ma parę niedociągnięć, ale na tle ogółu rozmywają się i stają prawie niezauważalne, a obejrzenie go jest niewątpliwie obowiązkiem każdego fana fantasy!
8
gfd
Podsumowanie roku Graj mi na emocjach Z małego zrobić wielkie
PODSUMOWANIE NAJLEPSZYCH
GIER 2013 ROKU Jarosław Majętny
Mimo, że rok się jeszcze nie skończył, to biorąc pod uwagę fakt, że grudzień jest tak zwanym "sezonem ogórkowym" zarówno w kwestii filmów jak i gier, spokojnie można podsumować produkcje 2013 roku. A ten w przypadku gier był wyjątkowo ciekawy.
J
ego plusem jest z pewnością to, że kończy on około 7-letni cykl konsol PlayStation 3 oraz Xbox 360, więc, jak to miało miejsce przy zakończeniu poprzedniej generacji, pojawia się wiele świetnych "pożegnalnych" tytułów, które często okazują się jednymi z najlepszych w całej generacji. Jak pewnie już wywnioskowaliście, tym razem nie było inaczej. O ile w poprzednich latach w związku z niewielką konkurencją wybór gry roku nie był trudny, w tym pojawiło się kilka gigantów, dla których ocena poniżej 10/10 była obrazą. Cieszy też z pewnością fakt, że gra tak dopracowana jak Grand Theft Auto V zmiażdżyła ilością sprzedanych kopii dotąd niepokonane Call of Duty, ponieważ pokazuje to, że gracze zaczynają nudzić się FPSami na korzyść innych, bardziej oryginalnych produkcji. Poza tym w listopadzie premierę miały konsole PS4 oraz Xbox One, jednak dotąd nie ukazały się na nich tytuły na tyle dobre, aby było warto o nich pisać. Fakt pojawienia się konsol nowej generacji nie oznacza jednak, że sprzęt tej minionej nadaje się tylko do wyrzucenia, cóż, przynajmniej nie PS3 (Microsoft już w 2013 roku zauważalnie olał
Xboxa 360,dając mu minimalne wsparcie). Wciąż będzie się pojawiało wiele tytułów (większość z nich jest jednak multiplatformowa) i niezawodne dotąd PlayStation Plus jeszcze z pewnością rzuci kilka razy szczękami graczy o podłogę, serwując za niewielką opłatą świetne tytuły. Jednak wracając do samych gier, jak już wcześniej pisałem- deweloperzy nie szanowali portfeli swoich potencjalnych klientów, wydając wiele świetnych tytułów, nie wspominając nawet o nowych konsolach, w zawrotnych cenach. Warto też wspomnieć, że zauważone przez świat w zeszłym roku Telltale Games wydało niedawno pierwszy odcinek drugiego sezonu emocjonalnego blendera pod tytułem The Walking Dead, którego pierwszy sezon przeszedł najśmielsze oczekiwania nawet największych fanów tego uniwersum. Podsumowując- rok 2013 był jednym z najbardziej udanych pod względem gier od długiego czasu, a co ważniejsze, rok 2014 zapowiada się na porównywalnie dobry. Co z tego wyjdzie? Jak na razie można tylko spekulować.
10
Splinter Cell: Blacklist Naszą dychę otwiera produkcja, która, pomimo niewielkich oczekiwań większości graczy, okazała się naprawdę świetnym tytułem. Sama gra to oczywiście kontynuacja serii o amerykańskim szpiegu, zwalczającym światowy terroryzm. Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, to tym, czym wyróżniała się od zawsze marka Splinter Cell był sam gameplay, dający mnóstwo swobody przy wykonywaniu misji. Po dosyć przeciętnej części poprzedniej wielu wątpiło, czy jest jeszcze sens wysyłać coraz starszego Fishera do walki. Sądząc po opiniach graczy i recenzentów- jak najbardziej warto.
9
Batman: Arkham Origins Po dwóch świetnych częściach wydanych przez studio Rocksteady, Warner Bros stwierdziło, że też chce dorzucić swoje 5 groszy do growego uniwersum Nietoperza. Jako, że elementem który wybił na szczyty rankingów Arkham Asylym i Arkham City był idealnie oddany mroczny klimat, fani bali się, że przy okazji zmiany studia duża część tego, co sprawiało, że przygoda Mrocznego Rycerza była wyjątkowa po prostu zniknie. Część obaw się potwierdziła, jednak nie ma wątpliwości, że gra jest co najmniej świetna. Oczywiście zostało wprowadzonych kilka niepotrzebnych elementów, a jednym z nich jest z pewnością bezsensowny multiplayer.
8
Forza Motorsport 5 Forza od początku swojego istnienia była porównywana do panującego w owym czasie Gran Turismo. O ile obie gry jako symulatory jazdy spełniają swoją rolę świetnie, to jednak Forzy udało się stworzyć niesamowicie przystępną grę. Zarówno profesjonalny kierowca, jak i zupełny laik samochodowy będą się przy niej świetnie bawić dzięki elastycznemu modelowi jazdy. Grafika w nowej odsłonie serii wyścigowej od Turn 10 również osiągnęła absolutne wyżyny, a to dzięki temu, że została stworzona już na konsolę nowej generacji. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana wyścigów i nie tylko.
7
Assassin’s Creed IV: Black Flag
6
Battlefield 4
5
Ni No Kuni: Wrath of the White Witch
4
Tomb Raider
Asasyn będący zarazem piratem, jak to brzmi? Brzmi co najmniej dziwnie i większość fanów serii zaczęła naprawdę powątpiewać w sens nadchodzącej części czwartej. Pomimo lekkiego absurdu fabularnego, gra okazała się naprawdę rewelacyjną przygodą, łączącą w sobie wszystko, co było dobre w częściach poprzednich, odrzucając niepotrzebne wypełniacze, których pełne były dwie ostatnie części… No może poza multiplayerem, bo ten niestety wydaje się być przywiązany do serii aż do jej końca.
Wielu może się z tym nie zgodzić, ale czwarta odsłona Battlefielda zdecydowanie zasłużyła sobie na miejsce, na którym się znajduje. Myślę, że dla nikogo nie był zaskoczeniem fakt, że to tak naprawdę multiplayer jest tym, dla czego kupuje się FPSy, a tutaj został on dopracowany do perfekcji. Tak, oczywiście, że gra ma mnóstwo błędów, ale ciężko opisać jak satysfakcjonujące jest zdejmowanie przeciwnika ze snajperki z kilkuset metrów czy taktyczna walka o zwycięstwo z przyjaciółmi.
Nie ważne czy jesteście fanem japońskich RPG, czy nie, ta gra z pewnością zasługuje na całe uznanie, jakie otrzymała. Sam nigdy nie interesowałem się jRPGami, ale mam wielki szacunek do twórców za to, że w czasach, w których dominuje tzw. odgrzewanie kotletów stworzyli tytuł tak oryginalny, dobry i estetyczny jak Ni No Kuni. Absolutny must-have dla wszystkich, którzy z łezką wspominają stare jRPGi, albo szukają dobrej alternatywy dla Pokemonów.
Lara Croft to imię, które zna chyba każdy, bez względu na to, czy interesuje się grami, czy nie. Po pewnym czasie absencji pani archeolog powraca w wielkim stylu, pokazując Naughty Dog, że Uncharted ma w końcu godnego rywala. Co ciekawe jednak, tytuł ten nie jest sequelem, a prequelem całej serii, czyli pokazuje jak Lara z ciekawej świata dziewczynki stała się łowcą, który bez mrugnięcia okiem potrafi odebrać życie. Świetna przygodówka zrobiona z wielkim przywiązaniem i pieczołowitością.
1
2
3
Grand Theft Auto V Czy ktoś miał wątpliwości? O ile wymienione wcześniej pozycje są rewelacyjne, to Rockstarowi udało się dokonać czegoś absolutnie niesamowitego, nie pozostawiając suchej nitki na konkurencji. Na 7-letnich konsolach udało im się stworzyć świat, który tętni życiem, jest wypełniony po brzegi atrakcjami, a zabawa w nim kończy się tam, gdzie nasza wyobraźnia. Jakby tego było mało jest jeszcze tryb sieciowy, w którym w owym świecie może się bawić nie jeden, a 16 graczy, robiąc co im się żywnie podoba. Szersze opisywanie tej gry nie ma większego sensu, bo nie da się w pełni opisać tej produkcji. Jedna z najlepszych rzeczy na jakie można wydać pieniądze w 2013 roku.
The Last of Us Naughty Dog. Tyle wystarczy powiedzieć w kwestii marketingu gry, a i tak sprzedadzą się miliony kopii. Czy słusznie? Wystarczy spojrzeć na Crasha Bandicoota czy Uncharted i odpowiedź jest jasna. Deweloper od zawsze związany z Sony był wielokrotnie kartą przetargową w temacie Którą konsolę kupić?. The Last of Us spokojnie może zostać uznany za kolejny z mocnych argumentów. O ile temat apokalipsy i zarażonych był wałkowany setki razy, to podobnie jak The Walking Dead udało się skupić akcję na samych bohaterach, tworząc niepowtarzalną, emocjonalną podróż.
Bioshock: Infinite Twórcom trzeciej części Bioshocka udało się dokonać rzeczy bardzo trudnej. Po zawieszeniu sobie poprzeczki na bardzo wysokim poziomie dwoma poprzednimi tytułami udało im się nie tylko dorównać poziomem poprzednim produkcjom, a także według wielu przebić swoje wcześniejsze dokonania. Gra pomimo bycia osadzoną w pięknym, można by powiedziećbajkowym mieście o nazwie Columbia jest kolejną mroczną wizją nieudanej utopii i upadku cywilizacji.
GRAJ MI NA EMOCJACH Dominik Kowol
M
inie jeszcze trochę czasu, zanim zwolennicy postrzegania gier wideo jako pełnoprawnej formy sztuki przestaną być wyśmiewani i nazywani niedojrzałymi. Wiele osób sprzeciwia się takiemu rozumowaniu, ale nie można mieć im tego za złe; często na siłę doszukujemy się tego magicznego pierwiastka artyzmu w grach tylko po to, żeby podnieść swoje ego i poczuć się jak koneser sztuki współczesnej. Obie strony mają trochę racji, ale w jednym muszą się zgodzić: gdyby nie przemysł gamingowy, tysiące wspaniałych utworów wszystkich możliwych gatunków muzycznych nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Lubisz jazz, klasyczną, rock, pop, elektroniczną, dubstep, a może chorały? Kompozytorzy i artyści, którzy nie mieliby szans na sukces w wielkim, dochodowym świecie muzyki rozrywkowej (choć nie tylko tacy - spójrzmy na Hansa Zimmera), założyli swoje pracownie zaraz obok bandy informatyków, programistów i grafików, tworząc (tutaj już niezaprzeczalnie prawdziwą i pełnoprawną) sztukę. Patrząc wstecz, każdy, kto miał styczność z grami wideo może przypomnieć sobie kawałki zalewające nas hektolitrami nostalgii. Dla jednych będą to spokojne nuty ze Starego Obozu w pierwszym Gothicu, dla innych motyw przewodni Tetrisa, a każdy z nas będzie w inny sposób odbierał poszczególne utwory, bo będą wiązać się z innymi wspomnieniami. To jeden z atutów wszelkich soundtracków, zarówno z gier, jak i filmów – poza tym, co słyszymy równolegle odczuwamy emocje związane z tym, co widzimy na ekranie. Epickie utwory odgrywane przez orkiestrę symfoniczną nabierają jeszcze większej mocy, jeśli wiążą się z bitwami, które toczymy własnoręcznie lub obserwujemy. To samo działa w drugą stronę; synergia pełną gębą.
Ścieżka dźwiękowa bardzo często pozwala nam lepiej wczuć się w sytuację, czasem nawet tworząc samą historię, czy raczej jej wydźwięk emocjonalny. Nie mówię tutaj o produkcjach niezależnych, które bawią się konwencją i mechaniką; gry indie rządzą się innymi prawami i kryteria ich oceniania nie są równoważne z kryteriami gier komercyjnych, a właśnie na tych drugich chciałbym się skupić. Kiedy (przykładowo) gramy w Uncharted, muzyka ułatwia i tłumaczy nam cały ciąg akcji i fabuły – kiedy na scenę wkracza antagonista, muzyka dostosowuje się do sytuacji i nawet bez znajomości całej historii możemy bez trudu domyślić się intencji postaci i jej charakteru. Studio Naughty Dog miało ten komfort przy tworzeniu ścieżki dźwiękowej, że każda scena wyreżyserowana jest od początku gry, aż do samego końca, postaci są wyraziste, a historia nieskomplikowana i efektowna. Odbieramy wszystko tak, jak chcieli tego twórcy, tutaj nie ma miejsca na dowolną interpretację. Oczywiście nie ma nic złego w narzucaniu odbiorcy własnej wizji, nie wymagamy konfrontacji poglądów na moralność i etykę od Indiany Jonesa, chcemy akcji i wybuchów, adrenaliny i przygody. Teraz spójrzmy na, moim skromnym zdaniem, faworyta wszelkich rankingów najlepszych soudtracków, czyli Deus Ex – Human Revolution.
Dostaliśmy skradankowego shootera ze wspaniałymi elementami RPG, a jak na każdego porządnego RPG’a przystało, w drodze do napisów końcowych napotykamy miliony postaci z wątku głównego i pobocznych. Licznym rozmowom i tekstom, które mieliśmy okazję w grze przeczytać, towarzyszyły bardzo zróżnicowane utwory. Zestawiając je z właśnie takim przykładowym Uncharted, w którym wszystko jest wyraziste i proste, tutaj dostrzegamy pewną neutralność – tym razem tylko od nas zależy, jak odbierzemy daną postać czy sytuację. Nikt nie był z góry określany jako przyjaciel czy wróg, to my sami musimy wyrobić sobie zdanie na ich temat. W takim razie, czemu w ogóle wspominam o muzyce, skoro niczego nie wnosi? Otóż wręcz przeciwnie – każdemu posiadaczowi Internetu polecam przesłuchanie owej ścieżki dźwiękowej z dwóch powodów: po pierwsze – jest genialna, a po drugie – muzyka podprogowo opowiada nam o całym świecie gry i jej problematyce: technologia zaczyna niebezpiecznie wdzierać się w biologiczną warstwę życia ludzkiego, granica między człowiekiem, a maszyną zaczyna się zacierać. I właśnie tutaj zauważamy analogię: klasyczne instrumenty i damskie chóry przeplatają się z elektronicznymi dźwiękami syntezatorów, tworząc spójną całość, bez wyraźnej granicy pomiędzy częściami składowymi. A jeśli już mowa o instrumentach i muzyce elektronicznej, wypada wspomnieć o naszej
chlubie narodowej, a mianowicie o Geralcie. Adam Skorupa i Paweł Błaszczak odwalili kawał dobrej roboty przy pierwszej części Wiedźmina, tworząc klimatyczne, słowiańskie brzmienie prawie wyłącznie przy użyciu dźwięków z różnych cyfrowych bibliotek. Trudno uwierzyć, że wszystkie harfy, flety i kotły zastąpiono modyfikowanymi plikami, a mimo to nawet przez moment nie czujemy się oszukani. Niestety, muzyka napisana do Zabójców Królów nie była już tak fenomenalna. Pozostało nam liczyć na Dziki Gon. Zdarza się i tak, że historia jest na tyle psychodeliczna i wybiegająca poza ludzkie zrozumienie, że tylko muzyka może pomóc nam nie zagubić się w świecie gry. Hotline Miami niezaprzeczalnie jest taką grą. Moja ulubiona część to utwory stworzone przez kompozytora o pseudonimie M.O.O.N., wprowadzające nas w pewien stan hipnozy, który odważnie porównam do stanu głównego bohatera, będącego w niezdrowym, morderczym transie. Przechodząc ten sam pokój już setny raz, próbując zlikwidować wszystkich przeciwników i nie zginąć (a mimo starań i potu dalej zostawałem z niczym), zaczynałem nienawidzić kawałków, które zapętlały się bez końca i wwiercały w pamięć. Klimat Hotline Miami jest cholernie toksyczny i szkodliwy dla odbiorcy, jednak nikt nie odbierze nam nieopisanej satysfakcji po każdym zakończonym poziomie. Patrząc na topowe produkcje ostatnich lat z radością zauważyłem, że coraz większy nacisk przy produkcji gier kładzie się na warstwę dźwiękową.
Kiedyś soudtrackami na poziomie mogły pochwalić się tylko nieliczne tytuły, przy czym najczęściej były to gry RPG. Dziś poziom rośnie, a każdy audiofil zaciera łapki. Dostaliśmy Journey z muzyką napisana przez Austina Wintory (odpowiedzialnego również za utwory z Monaco: What's Yours is Mine), Dishonored Daniela Lichta (twórcy niektórych kawałków z serialu Dexter), czy choćby Bioshock Infinite, w którym wiele piosenek to popowe i rockowe hity, przerobione na styl początków dwudziestego wieku. Nie ograniczajmy jednak tła muzycznego tylko i wyłącznie do dźwięków. The Walking Dead studia Telltale Games cały czas pokazuje nam, że granie ciszą jest równie ważne w tworzeniu klimatu (którego Żywym Trupom nie brakuje w żadnym z wcieleń). Muzyka jako jedyny element może w pełni funkcjonować poza grą, nie tracąc na wartości. Ostatnimi czasy coraz chętniej, zamiast słuchania albumu mojego ulubionego zespołu czy radia, wolę odprężyć się z kawą przy motywie z The Last of Us, wyobrażając sobie wymarłe pustkowia i zrujnowane wieżowce. Zamiast kłócić się o to, która konsola jest lepsza, a czyja karta graficzna wyciągnie więcej, usiądźmy w kole, złapmy się za ręce i wspólnie rozkoszujmy się tą eteryczną sferą gamingu, jaką jest muzyka.
JAK Z MAŁEGO ZROBIĆ
WIELKIE O ROZROŚCIE GIER INDIE Wojciech Mazur
Wydaje się, że w ciągu ostatnich kilku lat na rynku gier mamy niejako zastój. Zarówno pod względem graficznym, jak i fabuły, gdyż coraz częściej wielkie studia serwują nam odgrzewane kotlety. Powtarzające się schematy, rozgrywka liniowa do granic możliwości. Jednak obok nich od pewnego czasu rośnie mała rewolucja… Bez wątpliwości, nadchodzi dla graczy wspaniały czas. Jeszcze kilka lat temu mieliśmy właściwie kompletny brak gier indie na rynku. Teraz tworzenie ich jest znacznie łatwiejsze, dlatego też mamy ich wysyp. Pierwszy raz w historii pojawia się niemal tyle samo zapowiedzi gier tzw. AAA, czyli wielkonakładowych hitów, tworzonych przez wielkie studia, jak i gier niezależnych, tworzonych czasem przez skromny, kilkuosobowy zespół. Jednym z powodów, który powstrzymywał twórców, były ogromne koszty, które, mimo że nadal są spore, aktualnie znacznie się zmniejszyły. Ich dystrybucja jest teraz znacznie łatwiejsza – Internet dociera właściwie wszędzie, więc odchodzi problem z wydawaniem płyt czy dostawą. Ryzyko stało się mniejsze, twórcy chętniej je podejmują.W końcu - czym byłyby ostatnie konferencje czy konwenty, szczególnie w ciągu ostatniego roku, gdyby nie gry niezależne? Widzą to również wielkie korporacje, jak Sony, Microsoft czy Steam. Po sukcesie takich gier jak Braid, Minecraft ,Fez, okazało się, że niezależne gry mogą być równie dobre, jeśli nie lepsze od wielkich produkcji. Nawet podczas wydarzeń pokroju E3 czy Gamescom coraz więcej miejsca zajmują właśnie gry indie. Aktualnie właściwie
trudno wyobrazić sobie branżę bez tego elementu. Następna generacja będzie kolejnym, ogromnym krokiem dla mniejszych gier. Od pewnego czasu na rynku gier PC istnieje SteamGreenlight, jednak ogromną część rynku zajmują konsole, które, mimo, że były ciekawym kąskiem dla producentów, pozostawały nieosiągalne. Teraz natomiast tendencja się odwraca. Dobrym przykładem jest Sony,które wysyła swoich reprezentantów do niezależnych twórców, aby to oni przedstawili im ofertę współpracy. Sami twórcy są często zdziwieni, jak poważnie się ich traktuje. Mimo, że studia są zwykle bardzo nieliczne, podchodzi się do nich na równi jak do wielkich korporacji. Rynek gier indie to również rynek pełen świeżości. Dlaczego? Otóż dlatego, że jego twórcy mogą podjąć większe ryzyko. Ciekawy pomysł, koncepcja, świat, mechanika gry, być może się nie przyjmie, ale jeśli tak, zysk przeważnie jest ogromny, a wpływ na branżę gier niemniejszy. Przykładem może być Minecraft, który spowodował, że doceniono wagę swobody i wykazania się kreatywnością, gdzie gracze sami mogą kreować otoczenie, w zasadzie całą grę, na bazie prostych elementów. Deweloperzy gier wartych dziesiątki milionów dolarów muszą mieć pewność, że inwestycja się zwróci. Korzystają ze sprawdzonych schematów, wciąż dają to samo szkiełko, zmieniając jedynie oprawki. Call of Duty, Battelfield– strzelaj, strzelaj, strzelaj, dużo wybuchów, jeszcze więcej wybuchów, odzyskiwanie broni masowej zagłady, niszczenie światowej szajki bandytów - po prostu… powtarzalność.
Jak w takim razie maluje się przyszłość twórców tak zwanych blockbusterów? Prawdopodobnie zależy to w znacznej mierze od cen gier, oraz od ich atrakcyjności, oczywiście nadal pod względem graficznym, co niestety jest poza zasięgiem studiów niezależnych. Również coraz bardziej na znaczeniu zyskiwać będzie mechanika gry i jej niepowtarzalność. Aktualnie ceny „wielkich” gier na nową generację konsol oscylują w granicach trzystu złotych! Są to ceny, które skutecznie odstraszać będą sporą rzeszę osób, tym bardziej jeśli ktoś ma świadomość, że prawdopodobnie znowu otrzyma to samo. Dlatego też ludzie zaczną przychylniejszym okiem patrzeć na często kilkukrotnie tańsze, wcale już nie tak „niszowe” gry indie. Oczywiście nie oznacza to, że gry niezależne zaraz zdobędą rynek. Jest to ciekawa alternatywa, która w ostatnich latach urosła do tak dużych rozmiarów, że można ją bez wątpliwości ustawić na równi z dużymi hitami.AAA nadal zajmuje główną część rynku i wciąż jest to wybór godny uwagi, szczególnie, jeśli uwzględnimy czynniki, jakie są poza zasięgiem studiów mniejszych wspaniała grafika, wysoki poziom realizmu, dźwięki w grze o niezwykle dużej „miodności”. Pole do manewru rozszerza się dla obu stron. Powstają coraz to nowsze urządzenia, Steam niedawno pojawił się na Linuxie. Rynek gier po prostu przechodzi w jeden z okresów rozkwitu i nam, jako graczom, nie pozostaje nic, jak tylko cieszyć się z rosnącej konkurencji i korzystać z coraz większej różnorodności.