Fast Fashion
drugie dno szafy
O nieetycznych firmach odzieżowych wykorzystujących pracowników i niedbających o środowisko. Dla nas i przez nas. Pora stać się świadomym konsumentem! tekst:
paulina orzeł alicja litner
zdjęcie:
Wszyscy jesteśmy ofiarami Kto z nas ani razu nie kupił czegoś w sieciówce, niech pierwszy przestanie czytać ten artykuł. Sieciówki kuszą. Warto czekać na wyprzedaże. Kiedy następna? Na początku lata. Kupisz sobie nowe szorty jeansowe, miej coś z życia. Zeszłoroczne wciąż są dobre, ale możesz mieć nowe. Reklamy zaszczepiły w tobie chęć posiadania? Nieprawda, przecież jesteś na to odporna. No i kupiłaś tylko kolejne szorty… Od 2002 r. konsumpcja ubrań wzrosła o 60%. Mimo to wciąż twierdzimy, że nie mamy się w co ubrać. Fashion! Turn to the left. Fashion! Turn to the right – śpiewa David Bowie. Nigdy się nie zatrzymaliśmy. Ciągle generujemy nowe trendy. Od jednego do drugiego – przeciwnego. Chcemy nowości. Rutyna? Dobrze, ale przynajmniej nie w ubraniach. Kiedyś dzwony, miętowe rurki, motyw galaxy, zimowe parki, bomberki,
#11
wiosna/lato 2020
Van Gogh na skarpetkach. A co lubimy dzisiaj? Sprawdź w sieciówkach.
Rocznie samo USA wytwarza 11 mln odpadów tekstyliów. Większość z nich nie jest biodegradowalna. Sukienka, którą kupiłaś i włożyłaś tylko raz, zostanie z nami 200 lat.
Płacimy dużo za tani produkt Na nasze życzenie spadły ceny ubrań, ale przez to i koszty produkcji. Wielkie koncerny chcą wyprodukować odzież szybko i tanio. Nie zapewniają dobrych materiałów. Wybierają tańsze zamienniki, nie licząc się ani z twoim zdrowiem, ani z dobrem planety. Do ziem rolnych, z których uzyskują potrzebne materiały, podchodzą jak do fabryk. Nie opłaca im się zatrudniać pracowników do wyrywania chwastów, bo to zabiera za dużo czasu. Korzystniej jest opryskiwać pestycydami bawełnę, z której później zrobią koszulkę. Notabene, w niektórych krajach produkcja 1 kilograma bawełny wymaga 30 tys. litrów wody (do produkcji 1 pary jeansów zużywa się ok. 80 tys. litrów wody). Ubrania są niekiedy tak tanie, że nie szkoda nam ich wyrzucić albo przynajmniej w nich nie chodzić.
Na zło przymyka się oko w imię tworzenia miejsc pracy dla ludzi bez wyjścia. Wielkie koncerny szukają miejsc do tańszej produkcji. Nawiązują współpracę z krajami trzeciego świata. Między azjatyckimi szwalniami jest ogromna konkurencja. Obniżają cenę swoich usług tylko po to, by firma z Zachodu zatrzymała się przy nich. Ich pracownicy zwykle zarabiają mniej, niż wynosi średnia krajowa (ok. 2 dolary dziennie). Pracownice nie dostają urlopów macierzyńskich. Nie mają ubezpieczeń zdrowotnych, a jakiekolwiek ich protesty są tłumione przez służby. W 2013 r. zawalił się budynek Rana Plaza
18
w Bangladeszu. Wśród pracowników szwalni zanotowano ponad 1100 ofiar śmiertelnych. Pracownicy zgłaszali, że ściany budynku są popękane, jednak ich szefowie ignorowali sygnały o zagrożeniu, nie chcieli ani na moment zatrzymać produkcji. Wielkie firmy powędrowałyby do konkurencji, która uszyje szybciej. Tamtejsi mieszkańcy muszą mieć za co żyć, dlatego decydują się na tak niegodne warunki pracy. Można kontrargumentować, że nikt nikogo do niczego nie zmusza i przecież dzięki temu rozwija się gospodarka takich krajów. Racja, to mogłoby być plusem, gdyby nie łamano przy tym praw człowieka. Na zło przymyka się oko w imię tworzenia miejsc pracy dla ludzi bez wyjścia. Według statystyk, 50% ceny ubrania to marża dla sprzedawcy, 25% dla marki (jeżeli marka i sprzedawca to jedna firma, wówczas zyskują 75% z ceny produktu, który kupujesz). W ostatnich 25% mieści się cała produkcja:
magazyn redakcjabb