Głos Polonii nr 79-80

Page 1

Polska jest... najsmaczniejsza Boże Narodzenie 2019 i Nowy Rok 2020

str. 4-5

Wydanie specjalne nr 79-80

GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Najlepsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego Nowego Roku Czytelnikom Głosu Polonii składa Redakcja

Opowieści Lady Bunii - str. 6 Prawo Agaty - str. 8 Przewodnik Filmowy Krzysztofa Wołoczki - str. 10


2 GĹ OS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

3

Słowo wstępne

Ba­re­ja­wiecz­nie­ży­wy Pi¹tego grudnia minê³a 90. rocznica urodzin cz³owieka, który jako jedyny zapisa³ na taœmie filmowej absurdy minionej polskiej epoki, czyli czasów PRL-u. Gdyby nie on, rzeczywistoœæ karykaturalnego pañstwa, w którym przysz³o ¿yæ kilku pokoleniom Polaków, popad³aby w zapomnienie. Utrwalona przez niego na filmowych taœmach filmowych nie przepadnie i czego najmniej nale¿a³oby siê spodziewaæ, stanowi te¿ odniesienie do obecnej polskiej rzeczywistoœci. Tym cz³owiekiem by³ Stanis³aw Bareja, re¿yser filmowy, twórca obrazów, które nie tylko w œwiadomoœci rówieœników PRL zapisa³y siê i nadal traktowane s¹ jako kultowe, ale tak¿e w dzisiejszych czasach zjednuj¹ sobie coraz wiêksze rzesze sympatyków. Do tych kultowych jego filmów nale¿¹ przede wszystkim „Co mi zrobisz, jak mnie z³apiesz?”, „Poszukiwany, poszukiwana” nade wszystko „Miœ” i serial „Alternatywy 4”. Wiele epizodów z jego filmów krêconych prawie 40 lat temu odnosi siê do czasów nam wspó³czesnych. S³ynna jest szczególnie scena z „Misia”, gdy goœæ kawiarni przychodzi do szatni, prosi o p³aszcz, a z ust szatniarza s³yszy: „Nie mamy pañskiego p³aszcza i co nam pan zrobi?”. O tej metaforycznej scenie ilustruj¹cej bezkarnoœæ ówczesnej w³adzy i bezsilnoœæ ludzi na rz¹dy tej w³adzy skazanych Stanis³aw Tym (wspólnie z Barej¹ pisa³ scenariusz „Misia”) napisa³ teraz w swoim felietonie w tygodniku „Polityka”: „5 grudnia urodziny mia³by Staszek Bareja. Równo 40 lat temu szykowaliœmy siê do pierwszych zdjêæ „Misia”. W tym w³aœnie filmie ustami kawiarnianego szatniarza zosta³ zapowiedziany ca³y program PiS: Nie mamy pañskiego p³aszcza i co pan nam zrobi? Mogê œmia³o napisaæ, ¿e nasza dwójka by³a jak jeden Wernyhora, choæ przecie¿ opisywaliœmy tamt¹ peerelowsk¹ rzeczywistoœæ. Dziœ zaliczamy powtórkê - bardziej perwersyjn¹, bo na w³asn¹ proœbê. ¯aden telefon z Kremla nas przecie¿ nie dotyczy, a i tak Polsk¹ rz¹dzi batalion ponurych szatniarzy. Zaœ wiêkszoœæ rodaków zamiast ruszyæ i zdemolowaæ szatniê, solidnie marznie bez wierzchniego okrycia. Pomimo wszystko jest im wygodnie tak, jak jest”. Po przeczytaniu tego fragmentu felietonu Stanis³awa Tyma mo¿na powiedzieæ: Bareja wiecznie ¿ywy. Ale Stanis³aw Bareja nie ¿yje ju¿ od 1987 roku. Re¿yser urodzi³ siê 5 grudnia 1929 r. w Warszawie, maturê zda³ jednak w Jeleniej Górze, gdzie po wojnie osiedli jego rodzice. Od 1949 r. studiowa³ re¿yseriê w Pañstwowej Wy¿szej Szkole Teatralnej w £odzi. Studia skoñczy³ 5 lat póŸniej, ale bez dyplomu, poniewa¿ jego krótkometra¿owy film dyplomowy „Gorej¹ce czapki” zosta³ odrzucony przez komisje egzaminacyjn¹. Obroni³ dyplom dopiero w 1974 roku, gdy mia³ ju¿ na koncie kilka wyre¿yserowanych przez siebie filmów, m.in. „M¹¿ swojej ¿ony” (1961 r.), „Dotkniêcie nocy” (1962 r.), „¯ona dla Australijczyka” (1963 r.), „Poszukiwany, poszukiwana” (1973 r.) i kilka innych. Nieœmiertelnoœæ zapewni³y mu natomiast komediowe obrazy, które wymieniliœmy na wstêpie, a wiêc: „Co mi zrobisz,

Wydawca: Voice of Polonia Co. e-mail: glospoloniivancouver@gmail.com Redaktor Naczelny: Krzysztof Pipa³a, e-mail: kpipala@o2.pl Zespó³ redakcyjny: Krzysztof Pipała, Krzysztof Propolski, Jacek Stachiewicz. Stale współpracują: Jolanta Lipińska (Nowy Jork), Agata Rębisz (Kanada), Krzysztof Wołoczko (Kanada). Dyrektor DTP (projekt gazety): Rafa³ Mrozowicz (Polska).

jak mnie z³apiesz?”, „Poszukiwany, poszukiwana”, nade wszystko „Miœ” oraz serial „Alternatywy 4”. Dziœ wielu recenzentów zdejmuje czapki z g³owy, gdy wymienia siê nazwisko Stanis³awa Barei i oddaje mu ho³dy jako najlepszemu polskiemu re¿yserowi filmów komediowych. Ale za ¿ycia re¿yser nieustannie by³ postponowany przez filmowych krytyków. Niezbyt pochlebnie wypowiadali siê na temat jego filmów koledzy z bran¿y, m.in. Kazimierz Kutz, któremu przypisuje siê autorstwo terminu „bareizm”. W intencji autora termin ten mia³ byæ synonimem komercji, kiczu i z³ego smaku. Barei by³o bardzo przykro z tego powodu. - Bardzo mnie to zabola³o - powiedzia³ re¿yser. - Bo jak atakuje nieznajomy, nie jest to dla mnie czymœ strasznym, ale kiedy to robi przyjaciel… Jak to jednak czêsto w ¿yciu bywa, po œmierci re¿ysera termin „bareizm” zacz¹³ mieæ z czasem znaczenie odwrotne od tego, jakie nadali mu jego autorzy. Bo dziœ termin ten ma jak najbardziej pozytywne znaczenie, okreœla siê nim wszelkie absurdy ¿ycia codziennego, dotycz¹ce zarówno wypowiedzi, przepisów czy zachowañ, od których przecie¿ nie jest wolna tak¿e polska rzeczywistoœæ wspó³czesna. - Barei zrobiliœmy krzywdê - pisa³ po œmierci re¿ysera na ³amach „Filmu” Maciej Pawlicki, redaktor naczelny magazynu. My, sfora filmowych pismaków. Nie warto ju¿ biæ siê w piersi, ale warto pukn¹æ siê w czo³o. Im dok³adniej przygl¹dam siê z perspektywy czasu filmom Stanis³awa Barei, tym koniecznoœæ owego pukania wydaje mi siê bardziej oczywista. Bareja by³ tylko Jeden. Jedyny w swym zdumiewaj¹cym uporze zapisywania absurdu codziennoœci. (…) Pokazywa³ nam, ¿e nasz œwiat stoi na g³owie, a my wszyscy udajemy, ¿e tego nie widzimy, a mo¿e nie widzimy naprawdê. Atakuj¹cy re¿ysera recenzenci oraz koledzy z bran¿y to jednak nic w porównaniu z komisj¹ kolaudacyjn¹ (kwalifikowa³a filmy do rozpowszechniania) oraz cenzur¹. Film "Co mi zrobisz, jak mnie z³apiesz?" komisja kolaudacyjna najpierw od³o¿y³a na pó³kê, a gdy dosz³o do nag³ej zmiany szefa kinematografii zgodzono siê na wprowadzenie go na ekrany kin, ale tylko w 6 kopiach i za cenê usuniêcia 300 metrów nagranego materia³u. Nim wszed³ do rozpowszechniania „Brunet wieczorow¹ por¹”, te¿ zosta³ pociêty przez cenzorów. Drogê przez mêkê na ekrany kin przeszed³ przede wszystkim „Miœ”. Trwa³o to dwa lata, a nim do tego dosz³o komisja kolaudacyjna wnosi³a raz za razem kolejne poprawki. By³o ich w sumie 38. Za ka¿dym razem trzeba by³o dokonywaæ wyciêæ w zmontowanym materiale, wprowadzaæ zmiany w obrazie i w dialogach. Trzeba by³o na przyk³ad wycinaæ scenê zbli¿enia polskiej szynki w londyñskim sklepie, bo przecie¿ szynka jeœli by³a w polskich sklepach to tylko na kartki. Nie mo¿na by³o pokazaæ sceny z kupowaniem miêsa w kiosku ”Ruchu”, czy wyemitowaæ zdanie: „To jest Miœ na skalê naszych mo¿liwoœci, a nie potrzeb”, poniewa¿ by³ to fragment znanej wypowiedzi partyjnego dygnitarza.

GŁOS POLONII Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Ci, którzy z nim wspó³pracowali mówi¹, ¿e by³ wybitnie inteligentny i zmian nakazanych przez komisje kolaudacyjna oraz cenzurê dokonywa³ w taki sposób, ¿e w nowej postaci dialogi nabiera³y dodatkowego dna i wychodzi³y jeszcze œmieszniej, bardziej abstrakcyjnie. Jego wspó³pracownicy wspominaj¹, ¿e przeprawy Barei z cenzur¹ podczas kolaudacji serialu „Alternatywy 4” (serial czeka³ na premierê niemal 5 lat) przesz³y w filmowym œrodowisku wrêcz do legendy. W scenariuszu ka¿dego odcinka re¿yser umyœlnie umieszcza³ dowcipy o Zwi¹zku Radzieckim, poniewa¿ by³o oczywiste, ¿e ¿aden nie przejdzie kolaudacji, ale dziêki temu cenzorzy nie zwracali ju¿ takiej uwagi na wiele innych scen, prezentuj¹cych siê na tle tych dowcipów bardziej niewinnie. Bareja walczy³ z cenzur¹, otrzymywa³ ciosy od kolegów filmowców i od recenzentów, jednak z czasem przesta³ siê tym przejmowaæ, bo na jego filmach sale kinowe by³y zape³nione do ostatniego miejsca. Widownia co i rusz rozbrzmiewa³a salwami œmiechu, ale po wyjœciu z kina wielu widzów nachodzi³a gorzka refleksja, ¿e przysz³o im ¿yæ w tak absurdalnej rzeczywistoœci. Gdy pytano Barejê, co go ³¹czy z bohaterami tych jego kultowych filmów , odpowiada³, ¿e stara³ siê w nich pokazywaæ jak najszerszy przekrój spo³eczeñstwa. Wiêkszoœæ bohaterów jego filmów to byli ludzie osaczeni i zaszczuci. Sam te¿ siê czu³ osaczony. Przyznawa³, ¿e do filmów wnosi³ sporo z w³asnych prze¿yæ, przemyœleñ doœwiadczeñ. W jednym z wywiadów powiedzia³: - Zawsze cz³owiek mówi trochê o sobie. Moi bohaterowie nie s¹ zwyciêzcami, nie ma happy endu, bohater nie dostaje wspania³ej dziewczyny, nie ma wielkich historii mi³osnych, chocia¿ mê¿czyŸni maj¹ swoje kobiety. [Inteligentów]pokazujê w filmach jako ludzi przegranych, ale tacy s¹ przecie¿ w ¿yciu. Inteligent to cz³owiek, którego atutami s¹: fachowoœæ, uczciwoœæ, wra¿liwoœæ. Inteligent ma w¹tpliwoœci i to os³abia jego si³ê przebicia. Przegrywa z cwaniakiem, który idzie do przodu bez skrupu³ów, potrafi wykorzystaæ uk³ady i pewne prymitywne instynkty... Gdy popatrzymy na obecn¹ scenê polityczn¹ w Polsce i tych, którzy obecnie rz¹dz¹, chcia³oby siê powiedzieæ: Nic dodaæ, nic uj¹æ. **** Stanis³aw Bareja chorowa³ na serce, w roku 1983 przeszed³ jego operacjê i wszczepiono mu bajpasy. Zmar³ 14 czerwca 1987 r. w Essen w Niemczech, gdzie pojecha³ na stypendium i mia³ nakrêciæ film dokumentalny o zbiorach Folkwang Museum. Ale nie na serce. Trzy dni wczeœniej dozna³ wylewu, znalaz³ siê w szpitalu i nie odzyska³ przytomnoœci. Zosta³ pochowany na Cmentarzu Czerniakowskim w Warszawie. W 2006 r. zosta³ poœmiertnie odznaczony Krzy¿em Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Krzysztof Pipa³a, redaktor naczelny G³osu Polonii

Adres redakcji: 284 Mariner Way, Coquitlam BC, V3K 1N4 tel. 778 903 6797 Internet Home Page: www.glospolonii.net Drukarnia: Vanpress Printers, 8325 Riverband Court, Burnaby BC, V3N 5E7 Biuro Og³oszeñ: tel. 778 903 6797, e-mail: kpipala@o2.pl, glospoloniivancouver@gmail.com Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zezwolenia wzbronione. Egzemplarz bezp³atny.

Tekstów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzega sobie również prawo skracania i opracowania redakcyjnych tekstów nie zamówionych, jak również prawo nie publikowania nadesłanych tekstów bez podania przyczyny odmowy. Treść opublikowanej korespondencji nie musi być zgodna ze stanowiskiem redakcji, a prezentowane w niej opisy zdarzeń mogą mijać się z prawdą. Za treść ogłoszeń, komunikatów oraz za opinie i opisy wydarzeń zawarte w listach do redakcji, redakcja nie ponosi odpowiedzialności, ani też za żadne pomyłki i ominięcia powstałe w trakcie opracowania lub druku. Wszelkie prawa do dwutygodnika „Głos Polonii” i materiałów reklamowych zamieszczanych w tym periodyku są zastrzeżone na rzecz Voice of Polonia Co.

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


Polska jest... 4 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Z Huber tem Goner¹, poznaniakiem, eksper tem turystyki kulturowej i kulinarnej rozmawia³ Przemys³aw Taborski

- Który region w Polsce jest wed³ug pana najsmaczniejszy? - Smaki mamy ró¿ne i wybraæ jeden, to inni mogliby siê obraziæ. Zamieñmy przymiotnik „najsmaczniejszy” na „najobfitszy” pod wzglêdem zachowanych oryginalnych smaków lokalnych. W tym kontekœcie stawia³bym na dwa regiony - z jednej strony na Podlasie, z drugiej na Ma³opolskê.

- Jakie to bogactwo kulinarne urzek³o pana na Podlasiu? - Z pokolenia na pokolenie uda³o siê tam przekazaæ rzemieœlnicze sposoby wytwarzania i przetwarzania przeró¿nych dóbr kulinarnych. W przypadku tego w³aœnie regionu mo¿emy sporo tych dóbr wymieniæ. Bo z jednej strony mamy dobr¹ star¹ tradycjê wêdlin w stylu litewskim, które Podlasie ju¿ kilkaset lat temu przyjê³o pod swoje strzechy i wci¹¿ wytwarza. Na przyk³ad kindziuka czy kupiaka, czyli suszone, sezonowane nieoszukane wêdliny, które fenomenalnie smakuj¹. Mamy tam te¿ bardzo mocn¹ reprezentacjê ciast, ciasteczek z d³ug¹ histori¹, na czele ze s³ynnym, wypiekanym nad ogniem sêkaczem. - Nie jestem smakoszem sêkacza. Dla mnie jest banalnym smakowo ciastem, ale byæ mo¿e jestem zbyt ubogo wyposa¿onym w kubki smakowe, by doceniæ wyrafinowane walory tego specja³u. - Bêdê zawsze i wszêdzie broniæ sêkacza. Jest w nim bardzo delikatny biszkoptowy smak, który jest konsekwencj¹ jajecznoœci ciasta i, jak mówi¹ na Podlasiu, „decybeli”, czyli dodatkowych smaków jak chocia¿by karmelizacji ciasta nad ogniem. - Powszechnie uwa¿a siê, ¿e sêkacz, to typowo polskie ciasto, a ja ogl¹da³em film, który reklamowa³ smaki Austrii i du¿¹ sekwencjê zaj¹³ w nim w³aœnie sêkacz. Pokazano technologiê jego wytwarzania, oczywiœcie w sterylnych warunkach górskiego domostwa, z którego rozpoœciera³ siê wspania³y widok na Alpy. Zapewniano, ¿e to regionalny produkt krainy, w której film by³ krêcony. No wiêc, który kraj jest ojczyzn¹ sêkacza? - Jeœli zaczniemy w kulinariach szukaæ ojczyzn dla ka¿dego produktu to zrobimy „tour de glob”. Sêkacz jest jednym z takich przypadków, ale nie jedynym. Jeœli bêdziemy poszukiwaæ ojczyzny pieroga, to te¿ okr¹¿ymy œwiat, bo zajedziemy i do Chin, i do W³och, a wszystko po³¹czy siê nam przy wielkich odkrywcach z XV i XVI wieku. Myœlê, ¿e tak jak z sêkaczem czy pierogiem, podobnie jest z wieloma innymi produktami i daniami, które swobodnie przekracza³y granice i tam, gdzie siê w pewnym momencie zadomowi³y, zaczê³y byæ traktowane jako lokalne. A gdzie by³ pierwszy sêkacz - czy w Galicji, czy na Litwie, czy na Podlasiu? Nie odpowiem. Byæ mo¿e jest to wspólna proweniencja osadnictwa pruskiego na Litwie, czy osadnictwa niemieckiego w Ma³opolsce i na Kresach jeszcze z XIV czy XV wieku. Trudno to jednoznacznie stwierdziæ. Skoro dawno temu by³a wêdrówka ludów, to nie jest wykluczone, ¿e ju¿ wtedy, a póŸniej na pewno, wraz z przemieszczaniem siê ró¿nych

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

nacji wêdrowa³y z nimi i znajdowa³y nowe ojczyzny ich produkty i dania. Z tego pewnie mo¿na by siê by³o doktoryzowaæ, a ksi¹¿kê napisaæ na pewno. - To pod¹¿my z Podlasia na po³udnie, za smakami z Ma³opolski, które te¿ zrobi³y na panu wra¿enie. - Chcia³bym jeszcze pozostaæ chwilê na Podlasiu… - Bo? - Trzeba by siê cofn¹æ jeszcze do czasów króla Sobieskiego, który podlaskiej szlachcie nada³ przywilej zwi¹zany z pêdzeniem alkoholu. Ten przywilej jest na Podlasiu kultywowany. Podlasie jest chyba jedynym regionem, który nadal na du¿¹ skalê, oczywiœcie w zwi¹zku z obowi¹zuj¹cymi dziœ przepisami nielegalnie, wytwarza alkohol. - Jakiœ oryginalny? - „Ducha puszczy”, „Kopniêcie £osia”, „Ksiê¿ycówkê”… - Czyli bimber? - Tak. - Na po³udniu Polski, czyli na dzisiejszym Podkarpaciu, te¿ jest to proceder licznie uprawiany. I zapewne te¿ od stuleci i to bez namaszczenia królewskimi przywilejami. - Gdy na Podlasiu rozmawiam ze specjalistami bimbrownikami, prêdzej czy póŸniej zawsze powo³aj¹ siê na przywilej nadany przez Sobieskiego. Bimber jest tam wytwarzany masowo i ¿adne przyjêcie, czy to chrzciny, wesele, czy stypa, bez niego siê nie obejdzie. Bimber jest ich podstaw¹. Nigdzie indziej z tak masow¹ jego obecnoœci¹ siê nie spotka³em. - A œliwowica ³¹cka? - Owszem jest obecna, ale punktowo, a nie regionalnie. W przypadku Podlasia mamy „ten temat” ¿ywy od biebrzañskich bagien a¿ po Puszczê Bia³owiesk¹ i Puszczê Knyszyñsk¹, i wszêdzie jest co najmniej kilkaset miejsc wytwarzania tego alkoholu regionalnego. Byæ mo¿e nawet ka¿da wieœ ma swoj¹ instalacjê, swoich mistrzów tego fachu. - Ten bimber jest sprzedawany na pó³legalnie, jak œliwowica ³¹cka? - Ca³y czas nielegalnie i to tylko swojakom. Ludziom z zewn¹trz trudno wejœæ w jego posiadanie. W niektórych gospodarstwach agroturystycznych mo¿na go dostaæ, ale ten przywilej jest dostêpny tym tylko, którzy zostali zaakceptowani przez gospodarzy. Ci dostaj¹ na odchodne wcale znacz¹cy objêtoœciowo dowód akceptacji i sympatii. - To wypijmy po jednym i wje¿d¿ajmy do Ma³opolski. Co w tym regionie tak pana nêci?


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net - Znowu wydaje mi siê, ¿e ci¹g³oœæ pokoleniowa zrobi³a swoje, co po Podlasiu widaæ tak¿e w³aœnie w Ma³opolsce. W tym regionie te¿ rzemieœlnicy zajmuj¹cy siê produkcja ¿ywnoœci przekazywali z pokolenia na pokolenie technologie ich wytwarzania. Osta³y siê wiêc nam i oscypki, i bryndza. Ma³opolska zaœ, a szczególnie Podhale, by³o tym regionem, w którym rozpoczê³a siê historia serów podpuszczkowych w Polsce, przy czym ich technologia przyby³a tam przez góry z Po³udnia. Na pó³nocy kraju pojawi³y siê póŸniej za spraw¹ przenikania w tamte regiony technologii holenderskich. I te ma³opolskie produkty, które wymieni³em, oparte na innej kulturze mleka, stanowi¹ ów klejnot w palecie polskich regionalnych produktów, który powinien byæ strze¿ony. - Ale Ma³opolska to nie tylko Podhale i oscypki z bryndz¹ i palet¹ serów podpuszczkowych. - Oczywiœcie, ¿e nie! Mamy wiêc Kraków ze œwietn¹ tradycj¹ kuchni mieszczañskiej. Jest to tym cenniejsze, ¿e nie w ka¿dym polskim mieœcie taka kuchnia jest i ma swój koloryt, bo na przyk³ad w Warszawie o tak¹ kuchniê trudno. - Gdzie w Krakowie mo¿na spotkaæ tradycyjn¹ mieszczañsk¹ kuchniê z jej ca³¹ specyfik¹? - Szczêœliwie ju¿ jest gdzie, bo miasto zaopiekowa³o siê t¹ kwesti¹, stworzy³o skoordynowany projekt wspólnie z szefem kuchni Adamem Chrz¹stowskim. Projekt ten skupi³ sieæ restauracji, która nazywa siê „Królewski stó³”. Podaje siê w nich obiady mieszczañskiej kuchni krakowskiej. Adam Chrz¹stowski szefuje kuchni restauracji Ancora, jest te¿ doradc¹ kulinarnym. W ramach tego projekty restauratorzy sieci „Królewski stó³” staraj¹ siê wprowadziæ z powrotem na sto³y Krakowa ca³e menu mieszczañskie zwi¹zane z tym miastem. W tym roku by³a tego premiera. I to jest przedsiêwziêcie na skalê Polski unikatowe. Gdañsk próbowa³ coœ takiego zrobiæ i by³o to fajne, nazywa³o siê „Smaki gdañskie”, ale siê nie uchowa³o, nie przetrwa³o próby czasu. - Kibicuje pan mieszczañskiej kuchni krakowskiej? - Bardzo. Taka inicjatywa dowodzi bowiem, ¿e jest œwiadomoœæ marki kulinarnej jako wa¿nego sk³adnika marki miejsca. To jest ta droga, któr¹ powinny pod¹¿aæ tak¿e inne polskie miasta nastawiaj¹ce siê na przyjmowanie turystów. - Co specyficznie lokalnego zachwyca pana w krakowskiej kuchni mieszczañskiej? - Na przyk³ad „moczonka krakowska” – pieczeñ wo³owa z wyœmienitym sosem, podawana z chlebem, by mo¿na go by³o moczyæ w tym sosie przed w³o¿eniem do ust. To jest coœ, co w Krakowie by³o od lat tradycyjnym daniem g³ównym tamtejszej kuchni. S¹ w tej kuchni dania, które znika³y, ale od pocz¹tku lat 90. by³y wyci¹gane z lamusa i rekonstruowane. Odtworzenie tej typowo krakowskiej kuchni jest wspólnym dzie³em restauratorów i historyków. Punktem zaczepienia by³ oczywiœcie fakt przetrwania krakowskiego mieszczañstwa i jego tradycji. Restauracji, które serwuj¹ dania z „Królewskiego sto³u” jest, z tego co wiem, kilkanaœcie. Ka¿da ma swoje subtelnoœci, ale podstaw¹ dla wszystkich jest menu u³o¿one przez pana Chrz¹stowskiego. - Czy Polska jest krajem, który mo¿e byæ atrakcyjny dla turystów kulinarnych? - Z pewnoœci¹ tak, ale to pytanie wymaga rozwiniêcia, a mia-

Fot. Archiwum (4)

nowicie – atrakcyjnym kulinarnie dla kogo? Polska ju¿ jest krajem atrakcyjnym kulinarnie, ale przede wszystkim dla Polaków. A to dlatego, ¿e mamy g³ód odkrywania swojej to¿samoœci lokalnej, regionalnej, tak¿e narodowej poprzez kuchniê, która zosta³a walcem przejechana w czasach PRL-u. I teraz ta kuchnia wraca. Polacy s¹ bardzo ciekawi smaków, które by³y charakterystyczny dla klimatu, dla kultury, tak¿e dla mniejszoœci etnicznych, licznie przecie¿ zamieszkuj¹cych Polskê. I wielu Polaków mówi, ¿e podró¿uje po kraju miêdzy innymi po to, aby poznaæ te dla nich nowe, a tak naprawdê - stare polskie smaki. Bo polskie stare smaki wracaj¹, ale mo¿na o nich powiedzieæ, ¿e s¹ nowe, bo dopiero od niedawna s¹ odtwarzane i stosunkowo nied³ugo obecne na rynku. Dla Polaków Polska jest kulinarnie atrakcyjna bez dwóch zdañ. Promocja polskiej kuchni wœród rodaków dzieje siê sama przez siê, tak¿e poczt¹ pantoflow¹, czy przez publikacje w prasie, czy programy w telewizji. - To zainteresowanie wynika z ciekawoœci, a jak przychodzi co do czego, to siê zamawia schabowego z kapust¹. Dotyczy to tak¿e Polaków bywa³ych w œwiecie. W niedawnym wywiadzie w jednej z gazet Krystyna Zachwatowicz powiedzia³a, ¿e ulubionym daniem jej mê¿a, Andrzeja Wajdy, by³ schabowy z kapust¹. Pamiêtam te¿ opowieœæ Zygmunta Ka³u¿yñskiego jak to za komuny poruszy³ z kolegami niebo i ziemiê, by podczas festiwalu filmowego w Gdañsku godnie przyj¹æ w restauracji Romana Polañskiego, a gdy ten siê zjawi³, to na pytanie - Co zjesz?, odpowiedzia³: - Jak to co? Œledzia i setê! - A có¿ jest z³ego w schabowym z kapust¹, jeœli jest dobrze zrobiony, schab jest œwie¿y, przy koœci, soczysty i dobrze wysma¿ony? Tylko siê zajadaæ. ŒledŸ z setk¹ wódki te¿ w pewnych okolicznoœciach mo¿e wybornie smakowaæ.

- Podziela pan teoriê, ¿e im mniej dañ w karcie danej restauracji, tym s¹ one lepsze? - Uwa¿am, ¿e skromnoœæ dañ w karcie jest wyrazem du¿ej dojrza³oœci restauracji. Je¿eli jest receptura, która jest obrabiana przez lata, a nawet pokolenia, to jest rzecz¹ oczywist¹, ¿e ci, którzy przygotowywanie takiego dania kultywuj¹, d¹¿¹ do perfekcji, redukuj¹ niepotrzebne w¹tki. I w moim odczuciu regu³a, ¿e im mniej, tym lepiej, w tym przypadku siê potwierdza. Ciekawa jest odpowiedŸ na pytanie, sk¹d siê bior¹ w Polsce restauracje o krótkim menu. Ja nie znam na nie odpowiedzi. - Przeczyta³em ostatnio artyku³ pani Flavii Borawskiej, córki Polaka i W³oszki, której po³owa rodziny mieszka we Florencji. Poniewa¿ sama jest szefem kuchni swojej restauracji, artyku³ traktowa³ o nieznanych turystom restauracjach i trattoriach Florencji, gdzie s¹ lokalne przysmaki. Z treœci artyku³u wynika³o, ¿e wiêkszoœæ z nich ma takie w³aœnie krótkie menu. Ceny zaœ poszczególnych dañ wcale nie s¹, jakby siê wydawa³o, wysokie. No bo jeœli bistecca alla fiorentina z ziemniakami lub sa³at¹ kosztuje 10 euro, to taka cena nawet Polaka z nóg nie zwala. Ale to s¹ przybytki sztuki kulinarnej jeœli nawet nie z kilkusetletni¹, to przynajmniej kilkudziesiêcioletni¹ tradycj¹... - … no w³aœnie. I z ogromn¹ akceptacj¹ lokalnych spo³ecznoœci, która te smaki uznaje i je chce, i chce je powtarzaæ. Co

5

wa¿ne, te ceny nie s¹ cenami turystycznymi. Czyli nie chodzi o to, by w jakiejœ dobrej lokalizacji ³upn¹æ raz a dobrze kieszeñ turysty, tylko chodzi o to, ¿eby szczerze i dobrze karmiæ powtarzaj¹cego siê sta³ego klienta, który jest… najtrudniejszy, ale te¿ najcenniejszy. No i rodzi siê pytanie, czy takie miejsca w Polsce ju¿ s¹? - Ja nie znam. - Ju¿ s¹, ale mamy kolejne pytanie - dlaczego jest ich tak ma³o? - Poza wymienionym ju¿ „Krakowskim sto³em” zna pan lokale, o których mo¿na by by³o powiedzieæ, ¿e s¹ kulinarnym spécialité jakiegoœ miasta, miasteczka czy regionu i funkcjonuj¹ dziêki, jak pan powiedzia³ - akceptacji lokalnej spo³ecznoœci, która te smaki uznaje i je chce”? - Lokale z kulinarnym spécialité s¹, i owszem, ale niestety nie na kieszeñ lokalnych spo³ecznoœci. ¯yj¹ z zagranicznych turystów i majêtnych, a wielu przypadkach nawet bardzo majêtnych, autochtonów. - Dla mnie od lat niewykorzystywan¹, wrêcz marnowan¹ „instytucj¹”, która mog³aby odegraæ ogromn¹ rolê w budowie w ca³ej Polsce charakterystycznych dla danej mikrospo³ecznoœci kulinarnych spécialité, s¹ ko³a gospodyñ wiejskich. Dzia³aj¹ niemal wszêdzie, a ich kulinarny kunszt znamy jedynie z kilku imprez, jak na przyk³ad ze „œwiêta pierogów”. A te panie po pierwsze – rzeczywiœcie œwietnie gotuj¹, piek¹ i sma¿¹, po drugie – to co serwuj¹, przygotowuj¹ wed³ug przepisów przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Nie s¹dzi pan, ¿e w³aœnie na tej instytucji mo¿na by by³o zbudowaæ kuchniê regionaln¹ w ka¿dym zak¹tku Polski? - Oczywiœcie, ¿e tak, nawet trzeba, bo to jest w³aœnie ta droga, dziêki której mo¿emy odszukaæ perfekcyjne smaki prostych dañ o zredukowanym sk³adniku, czerpi¹ce z miejsca pochodzenia i w których jest to co ja nazywam „sercem”. Rezerwuar tych przepisów jest przeogromny, acz nawet na przestrzeni kilkunastu kilometrów mog¹, i ró¿ni¹ siê subtelnoœci¹ smaków. Bo licz¹ siê niuanse, liczy siê dodatek, liczy siê piec, konsystencja, stopieñ zarumienia. Tak na przyk³ad jest na Podlasiu z babk¹ ziemniaczan¹. S¹ tam lokale , do których mo¿na by by³o przyje¿d¿aæ tylko na te babkê. Gdy cz³owiek pierwszy raz pozna jej perfekcyjny smak i siê nim zarazi, to bêdzie chcia³ od czasu do czasu tam wróciæ. - Dlaczego ten „rezerwuar”, jak to pan powiedzia³, nie jest wykorzystywany? - Poniewa¿ jako nacja przechodzimy pewn¹ ewolucjê i na Podlasiu mamy wiêcej sushi barów ni¿ lokali, gdzie mo¿na zjeœæ babkê ziemniaczan¹. Podobnie jest w innych regionach Polski, gdzie obce szybkie potrawy o niezbyt wyrafinowanym smaku, st³umi³y nasze regionalne bardzo oryginalne i smaczne dania. To siê musi odkrêciæ i siê odkrêci, tyle tylko, ¿e na to potrzeba czasu. Sporo rodaków nasyci³o siê ju¿ oryginalnoœci¹ kolorowego zachodniego œwiata i zaczyna dostrzegaæ, ¿e u nas te¿ jest kolorowo, a mo¿e byæ jeszcze bardziej. W odniesieniu do kuchni oznacza to, ¿e zaczyna siê szukaæ tego prostego smaku, ale prawdziwego, swojego. Osoby, które sporo widzia³y, potrafi¹ to doceniæ. Do swojej prostej kuchni siê wraca, gdy siê zrozumia³o, ¿e nie ma siê czym zachwycaæ w kuchniach importowanych. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


6 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Opowieści Lady Buni Jolanta Lipińska - lat 44, urodzona w Jarosławiu na Podkarpaciu, od pięciu lat na emigracji, zamieszkała w Nowym Jorku na Brooklynie. W Polsce pośredniczka w obrocie nieruchomościami. W USA sprzątaczka, niania, opiekunka osób starszych. Jednym słowem Lady Bunia!

Pierwsza gwiazdka Œwiêta Bo¿ego Narodzenia kocha ka¿dy, du¿y czy ma³y, stary czy m³ody. Fajne uczucie, wyjechaæ na wakacje w jesiennej aurze i zapachu dyni, a wróciæ w sam œrodek œwi¹tecznego szaleñstwa. Kocham œwi¹teczny klimat, dekoracje, œwiate³ka i ca³y ten kicz. Kiedy œwiat mieni siê milionem barw od œwiate³ek, ja przenoszê siê w œwiat marzeñ. Spaceruj¹c wœród migocz¹cych œwiate³ek i p³yn¹cej z g³oœników melodii bo¿onarodzeniowej, czujê siê jak ma³a dziewczynka. Zaczynam wierzyæ, ¿e za rogiem spotkam Œw. Miko³aja, ¿e wszystkie marzenia siê spe³ni¹. Jakoœ tak ciep³o robi siê na sercu. Fajnie tak mentalnie przenieœæ siê w czas dzieciñstwa. Lubiê tak dreptaæ niespiesznie i podziwiaæ dekoracje, zagl¹daæ ludziom w okna w poszukiwaniu choinek i dekoracji kominków. Mam to szczêœcie, ¿e mieszkam i pracujê w samym sercu „bo¿onarodzeniowej szopki”. W mojej okolicy s¹ najpiêkniej udekorowane domy w NY. Ka¿dego dnia przyje¿dzaj¹ autokary pe³ne ludzi chc¹cych poogl¹daæ te dekoracje. Jest bajecznie. Dekoracje domów s¹ niesamowite, miliony œwiate³ek mieni¹ siê na ka¿dej posesji. S¹siedzi przeœcigaj¹ siê w dekorowaniu, na kilka tygodni ulice i domki zamieniaj¹ w bajkowy œwiat. Niczym sceneria do bajki lub kina familijnego. Pomys³owoœæ dekoratorów nie zna granic. S¹ o³owiane ¿o³nierzyki mojego wzrostu, Miko³aje tak realne, a¿ a¿ chce siê zagadaæ. Pamiêtam pierwsze wra¿enie, nie wiedzia³am w któr¹ stronê patrzeæ, chcia³am jak najwiêcej zobaczyæ i dotkn¹æ. Chyba dziœ po pracy pójdê na spacer, poogl¹daæ co w tym roku dekoratorzy wymyœlili. Dekoracje s¹ piêkne i czasoch³onne, niektóre domy s¹ ubieranie tydzieñ dwa, pracuje tam od rana do wieczora kilka osób. Koszt ubrania takiego domku zaczyna siê od czterech tysiêcy za kilka sznurków œwiate³ek. Mogê sobie wyobraziæ, ¿e to co rokrocznie podziwiam to wydatki rzêdu kilkudziesiêciu tysiêcy dolarów. Obok mojego bloku sprzedaj¹ choinki ¿ywe, piêkne i pachn¹ce. Brakuje tylko unosz¹cego siê zapachu piernika, goŸdzików i pomarañczy. Jeszcze móg³by skrzypie œnieg pod stopami. Oswoi³am siê ju¿ z ciep³ym Bo¿ym Narodzeniem, mo¿na spacerowaæ i podziwiaæ dekoracje. A¿ mi g³upio, ¿e mój dom jeszcze nie jest udekorowany. W Polsce jeszcze na to czas, a tu czujê siê jakbym nie dope³ni³a wa¿nego obowi¹zku, wiêc ju¿ najwy¿szy czas na dekoracjê domu. Bêdzie piêknie. Jeszcze tylko szybkie porz¹dki. I tu ³apiê siê na kolejnej zmianie. W Polsce zdecydowanie wiêcej czasu zajmowa³y mi porz¹dki ni¿ dekoracje. Tu odwrotnie! Mam wra¿enie, ¿e tu nie jest wa¿ne czy umy³am okna, tylko ile lampek w nich migocze. Na przestrzeni tych kilku lat obserwujê w sobie ma³e zmiany, chyba na lepsze. Coraz mniej œwi¹tecznego stresu, a coraz wiêcej luzu, spokoju i radoœci. Czas przygotowaæ œwi¹teczne menu, zrobiæ smako³yki . W radiu s¹cz¹ siê cudowne œwi¹teczne melodie, mam tak¹ ulubion¹ stacjê radiow¹, gdzie bez przerwy lec¹ œwi¹teczne przeboje. Kocham ten sezon. Im d³u¿ej tu mieszkam tym bardziej kocham Bo¿e Narodzenie. Jako dziecko czu³am ten klimat i magiê, wszystko owiane lekk¹ tajemnic¹

podchoinkowych prezentów i zapachem pomarañczy. W doros³ym ¿yciu gdzieœ zgubi³am ten klimat œwi¹t. Przyt³oczona obowi¹zkami wynikaj¹cymi z naszej tradycji , jakoœ tak z roku na rok, by³am coraz bardziej sfrustrowana. No bo czy mo¿na siê cieszyæ kiedy kole¿anki nie pyta³y o prezenty tylko: „Umy³as ju¿ okna? Wypra³aœ dywany? Wyszorowa³aœ szafy? Czym czyœcisz fugi w ³azience?” Moja mama zaczyna porz¹dki w listopadzie i jedzie na szmacie non stop, wierz¹c mocno w magiczn¹ moc lœni¹cego domu. W przeciwnym razie pierwsza gwiazdka nie zab³yœnie na niebie. Po kilkutygodniowym maratonie szorowania, pucowania i polerowania jest zmêczona tak, ¿e czuje ka¿dy miêsieñ i ka¿d¹ kosteczkê w stawie. Wtedy jak wiêkszoœæ kobiet, zamienia siê w siatkarkê i biega po sklepach ¿eby w dobrej cenie kupiæ wszystkie potrzebne produkty. Potem ju¿ tylko pozostaje festiwal kulinarny, czyli kilka dni przy garach od rana do nocy. Bo przecie¿ nie przystoi polskiej kobiecie, pani domu podaæ na œwiêta nic kupnego. Trzeba siê tak urobiæ, ¿eby padaæ na pysk podczas wigilijnej kolacji. Kiedy juz padamy na pysk, kiedy nie zd¹¿ymy pomalowaæ paznokci, kiedy siê okazuje, ¿e nasz barszcz jest za ma³o kwaœny, kiedy rozklejaj¹ siê nam w gotowaniu pierogi i ca³¹ robotê szlag trafi³, nerwy siêgaj¹ zenitu i masz ochotê wszystkich pozabijaæ. Goœci to byœ ju¿ najchêtniej ¿egna³a, a nie wita³a, bo teraz to ju¿ tylko marzysz, ¿eby po³o¿yæ siê po wszystkim na kanapie i odpocz¹æ. Wtedy w³aœnie masz pewnoœæ, ¿e na niebie rozb³ys³a pierwsza gwiazdka! Starzy siê spiesz¹, dzieci siê ciesz¹. Ja tak wkrêci³am siê w magiê œwiat i dekoracji, ¿e nawet mam œwi¹teczn¹ poœciel, pid¿amki, œwieczki, zapachy... Nie zamierzam siê spieszyæ, zamierzam siê cieszyæ tym wyj¹tkowym czasem. W pracy mam juz klimat œwiat i dziesi¹tki perfekcyjnie zapakowanych pude³ z prezentami. Moja szefowa jest ekspertem w dziedzinie prezentów i mistrzem cudownego pakowania, to jej pasja. Tak wiêc pl¹samy sobie w œwi¹tecznym klimacie. Pozostaje mi tylko mieæ nadzieje, ¿e nie dostanê nagle œwi¹tecznej sraczki. Jestem na etapie rzucania palenia i cukru. Dzis dzieñ trzeci, póki co nie ma ofiar w ludziach. Powiedzia³abym nawet, ¿e jestem spokojniejsza ni¿ zazwyczaj. Ja zawsze w ¿yciu idê pod pr¹d, pewnie dlatego takie nag³e zmiany wymyœli³am przed œwietami. Ale jak mnie g³ód nikotynowy-cukrowy œciœnie to mo¿e byæ armagedon. Takie spokojne osoby jak ja, jak wybuchaj¹ to niczym wulkan. Eksplozja nag³a i fatalna w skutkach. Wtedy nikt ani nic nie jest w stanie mnie powstrzymaæ. ¯yczcie mi wiêc kochani cierpliwoœci i trzymajcie kciuki aby nic nie zm¹ci³o cudownej atmosfery bo¿onarodzeniowej w moim domu. Ja moi drodzy korzystaj¹c z okazji, ¿yczê Wam Œwi¹t z milionem œwiate³ek migocz¹cych, pachn¹cych piernikiem i sernikiem w towarzystwie tych których kochacie. Niech Wam w sercu graj¹ kolêdy. Przygotowañ w towarzystwie rodziny w atmosferze mi³oœci i radoœci. Uœmiechu na twarzy i niech Wam siê w Nowym 2020 Roku darzy. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Polonia Bakery&Deli, 14641 - 108 Ave. Surrey zatrudni ekspedietnkê do pracy w sklepie. Kontakt: - 604 930 8848.

PACZKI DO POLSKI I EUROPY PARCELS TO POLAND & EUROPE via Piast Forwarding authorized dealer

POLONIA BAKERY & DELI 14641-108 AVE, SURREY

TEL: 604 930 8848 Zakład blacharsko-lakierniczy, POLSTAR Collision zatrudni pracowników.

Tel. 604 599 8988

Uwaga! Szansa na dobrą pracę! Klinika stomatologiczna poszukuje chętnych na stanowisko

asystenta dentystycznego. Już w czasie przeszkolenia będziesz otrzymywać wynagrodzenie. Po zakończeniu szkolenia zapewnione zatrudnienie. Wyślij resume na e-mail: vancouverdentist2014@gmail.com

PRACA W BIURZE Dynamicznie rozwijająca się firma budowlana poszukuje pracownika biurowego z doświadczeniem i znajomością języka angielskiego. Wymagany ważny status w Kanadzie oraz znakomite umiejętności interpersonalne. Tel. 604 307 5379. E-mail: lukas@oesgc.ca

Kopernik Lodge, Polski Dom Opieki zatrudni wykwalifikowanych pracowników: n n n n n n n

Kierownika Działu Opieki, Pielęgniarki Dyplomowane (RNs), Pomoc Pielęgniarską (RCAs), Kucharzy, Pomocników do kuchni, Osoby do sprzątania, Osoby do spraw gospodarczych (napraw). Prosimy przesyłać resumes z uwzględnieniem przeszkolenia i kwalifikacji. Numer faxu: 604 438-5344 E-mail: admin@kopernik-lodge.bc.ca lub pod adres: 3150 Rosemont Dr. Vancouver, BC V5S 2C9

FIRMA POSZUKUJE PRACOWNIKÓW Dynamicznie rozwijająca się sieć współpracujących ze sobą firm z branży budowlanej poszukuje osoby na różne stanowiska: pomocników budowlanych, pracowników wykwalifikowanych, elektryków oraz pomocników, dekarzy i innych rzemieślników. Osoby z doświadczeniem mile widziane. Praca stała. Płaca zależy od doświadczenia oraz wyników w pracy (możliwość przyuczenia a następnie podwyżki) dla osób posiadających ważny status w Kanadzie. Tel. 604 307 5379. E-mail: lukas@oesgc.ca

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

7


Prawo Agaty

8 GŁOS POLONII

PRAWO AGATY

www.glospolonii.net

AGATA RÊBISZ - prawniczka z Polski, a obecnie cz³onkini Kanadyjskiej Rady Regulacyjnej Konsultantów Imigracyjnych (The Immigration Consultants of Canada Regulatory Council). Organizacja ta jako jedyna, nadaje doradcom uprawnienia do reprezentacji klientów w sprawach emigracyjnych oraz obywatelskich. Agata jest tak¿e uprawniona przez Kanadyjskie Ministerstwo Sprawiedliwoœci by dokonywa uwierzytelnieñ dokumentów potrzebnych do aplikacji emigracyjnych jako Commissioner of Oath. W swojej praktyce zawodowej wykorzystuje optymalnie wszelkie dostêpne programy Rz¹du Kanady: federalne, prowincjonalne, biznesowe, humanitarne i ³¹czenia rodzin sprawy ma³¿eñskie, sprowadzanie rodziców i dzieci. Specjalizuje siê w wiêkszoœci programów, które umo¿liwiaj¹ pobyt sta³y lub tymczasowy w Kanadzie.

Raz jeszcze mo¿liwoœć dla m³odych

International Experience Canada na sezon 2020 Planowane otwarcie programu IEC 9 grudnia zosta³o opóŸnione z powodu problemów technicznych. Program International Experience Canada (IEC) jest otwarty dla m³odych doros³ych, którzy chc¹ tymczasowo mieszkaæ i pracowaæ w Kanadzie. Kanada mia³a zaplanowaæ otwarcie swoich ró¿nych pul IEC na sezon 2020 - 9 grudnia, ale trudnoœci techniczne wymusi³y opóŸnienie. Program IEC pozwala ludziom poznaæ Kanadê i mo¿e byæ pierwszym krokiem w kierunku sta³ego pobytu.

przestrzegaæ wszystkich przepisów prawa pracy w prowincji lub terytorium, w tym wymogów dotycz¹cych p³acy minimalnej. Oferta pracy musi byæ równie¿ sklasyfikowana jako kod umiejêtnoœci w krajowym kodeksie klasyfikacji zawodowej (NOC), poziom 0, A lub B, aby mo¿na j¹ uznaæ za przyczyniaj¹c¹ siê do „rozwoju zawodowego”. W niektórych przypadkach praca NOC C mo¿e byæ kwalifikowalna, jeœli do wniosku o zezwolenie na pracê kandydaci do³¹czaj¹ dyplom, œwiadectwo lub stopieñ policealny. Dokumenty te nale¿y z³o¿yæ w jêzyku angielskim lub francuskim.

IEC wybiera kandydatów wed³ug trzech kategorii: • Pracuj¹cy urlop (working holiday) • M³odzi profesjonaliœci (young professional) • Miêdzynarodowa kooperacja (international co-op) M³odzi doroœli, w wieku od 18 do 35 lat, z jednego z 36 kwalifikuj¹cych siê krajów mog¹ teraz utworzyæ profil i, jeœli kwalifikuj¹ siê, zostaæ wpisani do puli kandydatów w swoim kraju dla wybranej kategorii.

International Co-op Studenci szukaj¹cy doœwiadczenia zawodowego w Kanadzie mog¹ ubiegaæ siê o udzia³ w tej kategorii, jeœli: • s¹ zarejestrowane w instytucji policealnej; • mieæ ofertê pracy lub sta¿ / sta¿ w Kanadzie; • potrzebuj¹ sta¿u w celu ukoñczenia studiów; • bêdzie pracowa³ dla tego samego pracodawcy w tym samym miejscu podczas ich pobytu. Kanada oferuje zezwolenie na pracê specyficzne dla pracodawcy za poœrednictwem tej kategorii, wiêc wybrani kandydaci musz¹ pozostaæ u tego samego pracodawcy przez czas okreœlony w zezwoleniu na pracê. Sta¿ musi byæ bezpoœrednio powi¹zany z kierunkiem studiów wnioskodawcy. P³ace musz¹ byæ zgodne z przepisami prawa pracy w prowincji lub terytorium, w którym odbêdzie siê sta¿. Kody pracy okreœlaj¹, czy sta¿ musi byæ op³acony, czy nie. Standardy prawa pracy dotycz¹ wszystkich cudzoziemców w Kanadzie.

Working Holiday Kanada wyda otwarte zezwolenie na pracê osobom, które pomyœlnie ubiegaj¹ siê o pracê w kategorii Working Holiday. To elastyczne zezwolenie na pracê jest dla osoby, która: - nie ma oferty pracy; • chce pracowaæ dla wiêcej ni¿ jednego pracodawcy; • chce pracowaæ w wiêcej ni¿ jednej lokalizacji; • chce zarobiæ dodatkowe pieni¹dze na podró¿. Otwarte zezwolenie na pracê pozwala ludziom pracowaæ w wiêkszoœci miejsc pracy w Kanadzie, jednak osoby pracuj¹ce w s³u¿bie zdrowia lub osoby wymagaj¹ce szczególnego traktowania mog¹ byæ zmuszone do poddania siê badaniu lekarskiemu przez zatwierdzonego lekarza. Young Professionals Kategoria Young Professionals jest dla tych, którzy: • mieæ ofertê pracy, która przyczynia siê do ich rozwoju zawodowego; • planowaæ pracê dla tego samego pracodawcy w tym samym miejscu przez ca³y pobyt w Kanadzie. Oferta pracy musi byæ op³acona, a kandydaci nie mog¹ pracowaæ na w³asny rachunek. Wybrani kandydaci otrzymuj¹ pozwolenie na pracê w³aœciwe dla pracodawcy, co oznacza, ¿e ??mog¹ pracowaæ dla pracodawcy tylko przez czas i miejsce wskazane w pozwoleniu. Pracodawca musi

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Zadaniem kandydatów IEC i ich pracodawców jest sprawdzenie standardów pracy w ich prowincji lub terytorium. Pobyt w Kanadzie po IEC Mo¿liwe jest przekszta³cenie IEC w œcie¿kê sta³ego pobytu. Canadian Experience Class to program imigracyjny dla osób, które maj¹ co najmniej rok kanadyjskiego doœwiadczenia zawodowego. Uczestnicy IEC mog¹ równie¿ kwalifikowaæ siê do federalnej klasy robotników wykwalifikowanych (FSWC) lub federalnej klasy wykwalifikowanych pracowników (FSTC). Wszystkimi trzema programami imigracyjnymi zarz¹dza kanadyjski system ekspresowego wjazdu. Express Entry to system, w którym profile kandydatów s¹ uszeregowane wed³ug czynników kapita³u ludzkiego, takich jak wiek, wykszta³cenie, umiejêtnoœci jêzykowe i doœwiadczenie zawodowe. Kandydaci otrzymuj¹ punktacjê w oparciu o kompleksowy system rankingowy (CRS) i wpisuj¹ siê do puli Express Entry. Kandydaci o najwy¿szej liczbie punktów s¹ wybierani do ubiegania siê o pobyt sta³y w drodze losowañ Express Entry. Doœwiadczenie zdobyte dziêki IEC mo¿e pomóc zwiêkszyæ szanse kandydata na ekspresowe wejœcie na zaproszenie do ubiegania siê o pobyt sta³y; Kanadyjskie doœwiadczenie zawodowe jest wysoko nagradzane w ramach CRS. Osoby zainteresowane, proszê o kontakt pod numerem 604 779 6465 lub emailowo: immigrationtokanada@gmail.com.


GĹ OS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

9


10 GŁOS POLONII

KRZYSZTOF WOŁOCZKO

Przewodnik Filmowy KRZYSZ­TOF­WO­£OCZ­KO­-­Re­ali­za­tor­po­nad­100­fil­mów­i­au­dy­cji­te­le­wi­zyj­nych,­ope­ra­tor­ i­mon­ta­¿y­sta.­Twór­ca­stu­dia­te­le­wi­zji­dy­dak­tycz­nej­w­Olsz­ty­nie­(1990)­oraz­stu­dia­wi­deo­ Al­lianz­Pol­ska­(2001).­W­la­tach­1994-95­pra­cow­nik­TVP­S.A.­Po­czątko­wo­w­Te­le­wi­zyj­nej­Agen­cji­ In­for­ma­cyj­nej­ja­ko­re­ali­za­tor­wi­zji­(„Wia­do­mości”,­„Pa­no­ra­ma”,­„Te­le­ek­spress”),­a­na­stępnie­ ja­ko­tre­ner­i­dzien­ni­karz­w­Ośrod­ku­Szko­le­nia­i­Ana­liz­Pro­gra­mo­wych.­Kon­sul­tant­i­tre­ner­ w­za­kre­sie­ko­mu­ni­ka­cji­wi­zu­al­nej­oraz­wy­k³a­dow­ca­w­In­sty­tu­cie­Dzien­ni­kar­stwa­UW­ (spe­cjal­ność­te­le­wi­zyj­na­i­dzien­ni­kar­stwo­mul­ti­me­dial­ne).­Od­stycz­nia­2018­ro­ku­ miesz­ka­w­Ka­na­dzie.­Pra­cu­je­ja­ko­fo­to­graf­i­re­ali­za­tor­do­ku­men­tal­nych­form­wi­deo.­

Za­nim­usi¹­dzie­cie­Pañ­stwo­wy­god­nie­przed­swo­im ekra­nem,­aby­obej­rzeæ­film,­któ­ry­dzi­siaj­­po­le­cam, to­pro­po­nu­jê­przy­go­to­waæ­so­bie­pod­rê­k¹­Dic­tio­na­ry of­Ca­na­dian­Bio­gra­phy,­by­od­cza­su­do­cza­su­ spraw­dzić,­na­ile­re­¿y­ser­by³­wier­ny­praw­dzi­wej bio­gra­fii­swe­go­bo­ha­te­ra.­Sza­ra­So­wa­(Grey­Owl)­ to­w³a­œci­wie­Ar­chi­bald­Stans­feld­Be­la­ney,­ zna­ny­te¿­pod­imie­niem­Wa­-sha­-qu­on­-asin,­ któ­ry­¿y³­w­la­tach­1888-1938­i­by³­le­œni­czym,­ prze­wod­ni­kiem,­tra­pe­rem,­eko­lo­giem,­stra¿­ni­kiem ochro­ny­przy­ro­dy,­pi­sa­rzem­i­wy­k³a­dow­c¹.­ Wœród wymienionych ról, jakie pe³ni³ w swoim stosunkowo krótkim ¿yciu, s³ownik nie wymienia jeszcze jednej, ale za to najwa¿niejszej. W latach 30. by³ on najs³awniejszym na œwiecie… Indianinem, chocia¿ by³ nim z wyboru a nie z krwi i koœci! Jak do tego dosz³o opowiada piêkny film sir Richarda Attenborough zrealizowany w 1999 roku. - Œwiat ma tak bardzo niewielu prawdziwych bohaterów, a Szara Sowa by³ w swoich czasach wielk¹ osobistoœci¹ publiczn¹ i pierwszym tak charyzmatycznym obroñc¹ naturalnego œrodowiska - uzasadnia³ w jednym z wywiadów re¿yser. Mo¿na w pe³ni ufaæ rekomendacji sir Richarda Attenborough, ¿e ¿ycie Archiego Belaney warte by³o sfilmowania, bo jest uwa¿any za jednego z najwybitniejszych specjalistów od realizacji filmów opartych na ¿yciu prawdziwych postaci historycznych. Bohaterami jego filmów biograficznych by³y takie postacie jak Chaplin, Churchill, Hemingway, czy Gandhi. Za swój najg³oœniejszy film o Gandhim z Benem Kingsleyem w roli g³ównej, zosta³ w 1982 roku nagrodzony a¿ oœmioma Oscara-

www.glospolonii.net

www.woloczko.com

sowa”, „Szara . , czyli mozesz byc kim zapragniesz!

mi. Attenborough pamiêta³, jak sta³ przez piêæ godzin w kolejce wraz ze swoim bratem Davidem, aby us³yszeæ jak Gray Owl przemawia podczas tournée po Anglii w 1936 roku. „Nie mog³em siê oprzeæ myœli o przekszta³ceniu tajemniczej historii tego mê¿czyzny w indiañskim stroju na film fabularny - powiedzia³ Attenborough w Vancouver, podczas swej podró¿y promuj¹cej „Szar¹ Sowê” w Kanadzie. Ta historia ma wszystko. Jest to film o mi³oœci i przygodowy, jest o Kanadzie […], jest wzruszaj¹cy i ma coœ wa¿nego do powiedzenia na temat naszej planety. Ale przede wszystkim jest to historia faceta, który nie by³ tym, za kogo siê podaje.” W filmach biograficznych, a takim bez w¹tpienia jest „Szara Sowa”, kluczem do sukcesu jest trafny wybór aktora graj¹cego g³ówn¹ rolê. Od samego pocz¹tku re¿yser by³ pewien, ¿e w postaæ Archibalda Stansfelda Belaney’a wcieli siê idealnie Pierce Brosnan. I nie pomyli³ siê, bo aktor sprawnie i naturalnie potrafi poruszać siê w lesie z karabinem, nauczy³ siê samodzielnie robiæ rakiety œnie¿ne i zastawiaæ pu³apki na dzikie zwierzêta.

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Opanowa³ tak¿e sztukê wios³owania „po indiañsku” siedz¹c pewnie w tradycyjnej ³odzi sprowadzonej specjalnie na zdjêcia wraz z instruktorem. Producenci nie byli zadowoleni z wyboru aktora i obawiali siê, ¿e widzowie po „Tomorrow Never Dies”, bêd¹ oczekiwali nastêpnego Bonda, a nie Archi’ego broni¹cego przyrody przed naporem cywilizacji. Ten ca³kowicie niezaplanowany konflikt dwóch postaci granych przez tego samego aktora moim zdaniem wyszed³ filmowi na dobre. Widzowie dziêki temu lepiej odczuwaj¹ umownoœæ kostiumu jaki zak³ada Szara Sowa, by realizowaæ swoj¹ misjê. Szara Sowa to coœ w rodzaju scenicznego pseudonimu, którym pos³uguje siê bohater aby wystêpowaæ przed wielk¹ widowni¹ w s³usznej sprawie. Nie jest dlatego przypadkiem, ¿e film zaczyna siê i koñczy w garderobie teatralnej podczas nak³adania makija¿u przed lustrem. Archi zastanawia siê, gdzie s¹ granice to¿samoœci z wyboru, a kiedy zaczyna siê zwyczajne oszustwo. „Szara Sowa” jest po mistrzowsku zrobionym kinem familijnym i mo¿na ten film ogl¹daæ bez obaw ze wszystkimi dzieciakami. Nie ma w nim przygód w stylu Bonda, seksu i agresji, krwawych walk lub policyjnych poœcigów, a jest za to piêkno kanadyjskich krajobrazów, szacunek dla bogactwa przyrody oraz g³êbokie uczucia, z których jedno ³¹czy dwoje ludzi, a drugie jest uczuciem braterskiej mi³oœci do zwierz¹t. Mi³oœæ odmienia g³ównego bohatera, który z bezdusznego trapera staje siê orêdownikiem praw zwierz¹t. Momentami w „Szarej Sowie” jest tej mi³oœci za du¿o i film staje siê lekko ³zawym melodramatem, ale napiêcie wynikaj¹ce z ukrywania prawdziwej to¿samoœci Archi’ego nie znika. Mo¿e zbyt cukierkowa jest postaæ partnerki Brosnana, czyli Annie Galipeau graj¹cej Anahareo, trzeci¹ ¿onê tytu³owego bohatera zaœlubion¹ podczas aborygeñskiej ceremonii w jej rodowitym plemieniu. Autor zdjêæ Roger Pratt pokaza³ w filmie piêkno i potêgê puszczy, o której podczas swoich wyst¹pieñ mówi³ Archi w kostiumie Szarej Sowy. Piêkne krajobrazy Kanady ogl¹damy z towarzyszeniem oryginalnej muzyki George'a Fentona, albo kontemplujemy w ciszy. Podczas mojej ulubionej sceny, Szara Sowa z zielonym klonowym liœciem w d³oni, pyta widzów czy s³ysz¹? Cisza na widowni narasta, a Szara Sowa unosi liœæ i mówi, ¿e tam sk¹d przywióz³ ten liœæ s³ychaæ ciszê, której w mieœcie ju¿ nie s³ychaæ… Zobaczcie t¹ scenê sami! „Szar¹ Sowê” mo¿ecie znaleŸæ w sieci na cda.pl i w kilku innych miejscach. Naprawdê warto poszukaæ! n Fot. Archiwum


Tro chę k ultury

www.glospolonii.net

GŁOS POLONII

Kasia Marzencka, teatrolog z wykszta³cenia i zami³owania, do Vancouver przyjecha³a 12 lat temu z mi³oœci do gór i przygody. Kiedy nie biega za dwójk¹ swoich ma³ych dzieci to uczy jogi w swoim przydomowym studio i czyta d³ugie powieœci, najlepiej trzy na raz.

, . „Polonez” tanczy juz 30 lat

Nazwa tradycyjnego polskiego tañca polonez wywodzi siê z jêzyka francuskiego: „polonaise” czyli polski. Polonez jest tañcem reprezentacyjnym o charakterze korowodowym. Tradycyjnie tañczony by³ na rozpoczêcie balów i wa¿nych uroczystoœci. Rozpocz¹³ siê nim równie¿ galowy koncert z okazji 30-lecia Zespo³u Tañca „Polonez” w Port Coquitlam. Uroczysta gala z okazji rocznicy zespo³u odby³a siê 24 listopada 2019 w Terry Fox Theatre w Port Coquitlam. W czasie koncertu mo¿na by³o zobaczyæ wystêpy nie tylko aktualnego zespo³u, ale tak¿e tancerzy, którzy kiedyœ tañczyli w „Polonezie”. Rocznicowy wystêp wype³niony by³ tradycyjnymi tañcami i œpiewami z repertuaru zespo³u jak równie¿ licznymi wspomnieniami i podziêkowaniami. - Polonez to nie tylko grupa taneczna, to jest bardziej jak rodzina - mówi³a w trakcie gali Ania Nawisielska-Dunbar, która tañczy³a z zespo³em ponad 20 lat. „Polonez” zosta³ za³o¿ony w Vancouver w 1989 roku z inicjatywy choreografów i tancerzy Ma³gosi i Jacka Niemirskich oraz Lucyny i Stefana Ozdobów, zwi¹zanych wówczas z Polskim Towarzystwem Zgoda. Dla Ma³gosi i Jacka Niemirskich przygoda z tañcem zaczê³a siê w 1970 roku w rodzinnym mieœcie - Stalowej Woli - gdzie przez lata trenowali pod okiem wielu wspania³ych tancerzy i choreografów. Po przyjeŸdzie do Vancouver marzyli o tym aby podzieliæ siê swoj¹ wiedz¹ i umiejêtnoœciami z tutejsz¹ Poloni¹. Nie s¹dzili, ¿e ze-

Fot. Archiwum

spó³ stanie siê ich drug¹ rodzin¹, a jego wystêpy bêd¹ wywo³ywaæ ³zy wzruszenia w oczach tych, którzy têskni¹ za ojczyzn¹. W 2009 roku Ma³gosia i Jacek otrzymali Order Zas³ugi Rzeczpospolitej Polskiej za wybitne osi¹gniêcia w promowaniu kultury Polskiej poza granicami kraju. W 2005 roku „Polonez” sta³ siê samodzieln¹ organizacj¹ i od³¹czy³ siê od „Zgody”. Wi¹za³o siê to niestety z pozostawieniem tam wszystkich kostiumów, których zespó³ nie by³ w³aœcicielem. A przecie¿ kostiumy s¹ bardzo wa¿n¹ czêœci¹ wystêpów zespo³ów folklorystycznych, gdy¿ ka¿dy taniec pochodzi z innej czêœci Polski i stroje tancerzy musz¹ podporz¹dkowaæ siê tej tradycji. Nie uzyskawszy pozwolenia na u¿ywanie kostiumów od Towarzystwa „Zgoda” zespó³ rozpocz¹³ akcjê zbierania pieniêdzy na now¹ garderobê. Dziêki finansowej pomocy Lucyny Ozdoby, zaanga¿owaniu wielu rodziców i wolontariuszy oraz zdolnoœciom Ma³gorzaty Krupy, która szy³a kostiumy, z czasem „Polonez” zacz¹³ dysponowaæ wspania³¹ now¹ garderob¹, w której móg³ prezentowaæ wszystkie tañce ze swojego repertuaru.

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

- Nasze pierwsze spotkanie z „Polonezem” mia³o miejsce w 2005 roku. Z nasz¹ roczn¹ wtedy córci¹ byliœmy na wystêpie zespo³u w rodzinnej Stalowej Woli. Kto by wtedy przypuszcza³, ¿e kiedyœ bêdziemy mieszkaæ w Kanadzie, a nasze dzieci bêd¹ tañczyæ w tej grupie? Drugi raz wystêp Poloneza widzieliœmy siedem lat temu, ju¿ tutaj w Vancouver. Nasza córka by³a pod wra¿eniem i to tak wielkim, ¿e poprosi³a o zapisanie jej do zespo³u, a m³odszy syn do³aczy³ do niej w tym roku. Oprócz kultywowania polskich tradycji bardzo podoba mi siê te¿ to, ¿e m³odzie¿ stanowi bardzo zgran¹ grupê przyjació³, równie¿ poza zajêciami. Zreszt¹ dziêki „Polonezowi” nie tylko dzieci ale i równie¿ rodzice poszerzaj¹ i utrwalaj¹ znajomoœci. To taka trochê wielka polska rodzina z daleka od kraju - mówi Adam Wytrzes, którego dzieci Kinga i Victor s¹ cz³onkami zespo³u. Wystêpy zespo³u „Polonez” mo¿na ogl¹daæ co roku w maju na Dniach Polskich w Port Coquitlam i we wrzeœniu w Vancouver. Bilety mo¿na równie¿ zakupiæ na doroczny koncert œwi¹teczny, w tym roku zast¹piony przez koncert rocznicowy. Zespó³ regularnie jeŸdzi na Polskie Festiwale do Portland i do Las Vegas. „Polonez” szeœciokrotnie bra³ równie¿ udzia³ w Œwiatowym Festiwalu Polonijnych Zespo³ów Folklorystycznych w Rzeszowie. W najbli¿szym czasie zespó³ planuje kontynuowaæ rekrutowanie nowych cz³onków i zajêcia z tañca dla ró¿nych grup wiekowych. Informacje na ten temat mo¿na znaleŸæ na ich stronie internetowej www.polonezdance.com. Czytaj¹c wspomnienia tancerzy umieszczone w pami¹tkowej ksi¹¿ce wydanej z okazji 30. rocznicy zespo³u trudno nie zauwa¿yæ jak ogromny wp³yw „Polonez” mia³ i ma na ¿ycie ju¿ drugiego pokolenia Polaków mieszkaj¹cych w Vancouver. Dziêki wysi³kowi Jacka i Ma³gosi Niemirskich mi³oœæ do tañca i tradycji po³¹czy³a Poloniê ponad wszystkimi podzia³ami. n

11


12 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Fascynuj¹c siê mediami polskiej diaspory Z dr Szymonem ¯yliñskim z Uniwersytetu Warmiñsko-Mazurskiego w Olsztynie, który do 1 grudnia przebywa³ w Vancouver zajmuj¹c siê badaniem lokalnych mediów rozmawia³ Krzysztof Wo³oczko - Jak siê nazywa projekt badawczy w którym uczestniczysz? - Swoje badania dotycz¹ce mediów polonijnych w Kanadzie prowadzê w ramach odbywania sta¿u w School of Communication, Simon Fraser University (SFU), wspófinansowanego przez Uniê Europejsk¹. - Kto jest organizatorem tych badañ i jak do niego dotar³eœ? - Mój uniwersytet pozyska³ 33 miliony z³otych na szereg dzia³añ zwi¹zanych m.in. z podnoszeniem umiejêtnoœci kadry, czy wsparciem zainteresowañ badawczych m³odych naukowców. Byliœmy zachêcani do wyjazdów zagranicznych przez prze³o¿onych. To ogromna szansa na rozwój: móc pracowaæ z naukowcami z innego kraju. - Czy prowadzisz swoje badania samodzielnie, czy w ramach wiêkszego zespo³u? - Swoje badania prowadzê samodzielnie, przy wsparciu mojej Alma Mater. Przebywam obecnie w Vancouver dlatego, ¿e pozyska³em na to grant, lecz by³em ju¿ w Toronto na prze³omie stycznia i lutego bie¿¹cego roku i to ta wizyta wzbudzi³a we mnie fascynacjê mediami polskiej diaspory w Kanadzie. Byæ mo¿e jest to pocz¹tek dalszej drogi naukowej, ale o tym siê przekonam gdy opublikujê swój artyku³ i zobaczê z jakim odzewem siê spotka oraz czy nadal bêdê zainteresowany tym, co odkrywam. Fascynacja zg³êbianym tematem jest wed³ug mnie najlepszym prognostykiem powodzenia badañ. - Jaki jest cel i temat twoich badañ i na czym polega zbieranie materia³ów? - Celem jest w³aœnie poznanie mediów polonijnych z Kraju Klonowego Liœcia, ale z perspektywy ich twórców, bo mnie najbardziej, z metodologicznego punktu widzenia, interesuje to, co ma miejsce obecnie, jak s¹ kreowane obecne media, kto za nie odpowiada, jak pozyskiwane s¹ œrodki finansowe na ich dzia³alnoœæ, kim s¹ ich odbiorcy itd. Ja nie jestem historykiem, a medioznawc¹, wiêc nie piszê o tym jakie media ukazywa³y siê w Kanadzie w ostatnich latach, choæ muszê przyznaæ, ¿e jest to temat do zagospodarowania, gdy¿ zapoznaj¹c siê z literatur¹ naukow¹ dotycz¹c¹ tego zagadnienia napotka³em lukê ma³o osób wspó³czeœnie analizuje kanadyjskie media polonijne. - Dlaczego Toronto i Vancouver, a nie inne miasta w Kanadzie? - Toronto w takich badaniach musia³o siê znaleŸæ, bo jest to najwiêksze skupisko Polaków w Kanadzie, a co za tym idzie najwiêksze jest zagêszczenie mediów polskiej diaspory, a Vancouver? Bo jest tu piêknie (œmiech). A tak na powa¿nie, to dobrze wypadaj¹ badania porównawcze i przygl¹danie siê pewnym zjawiskom, porównuj¹c je z innymi. Vancouver ma doœæ

skromne media polonijne, ale równie¿ Polonia tutaj jest mniejsza, i bardziej rozproszona w porównaniu z Toronto. Byæ mo¿e w przysz³oœci rozszerzê swoje badania na Edmonton, Calgary czy Montreal? - Jakiego rodzaju media bra³eœ pod uwagê i jak do nich dotar³eœ? Stara³em siê dotrzeæ do wszystkich mo¿liwych wspó³czesnych mediów i porozmawiaæ z ich dziennikarzami, czy wydawcami przede wszystkim chodzi³o mi o osoby, które s¹ odpowiedzialne za kszta³t wspó³czesnych mediów polonijnych w Kanadzie, ich liniê redakcyjn¹. A dotar³em do nich w sposób tradycyjny, czyli pisz¹c mejle, dzwoni¹c, bo na tym polega moja metoda badawcza. - Czy móg³byœ je bli¿ej przedstawiæ? - S¹ to badania terenowe, czyli sposób prowadzenia badañ, polegaj¹cy na rozmowach z ró¿nymi osobami i ich obserwacji. Przygotowany mam czêœciowo ustrukturalizowany kwestionariusz, czyli listê pytañ, które zadajê swoim rozmówcom. Jednak piêkno tej metody polega na tym, ¿e nie muszê siê trzymaæ tych wszystkich pytañ bardzo rygorystycznie i jeœli rozmówca rozpocznie jakiœ w¹tek, który wyda mi siê interesuj¹cy, to mogê poprosiæ o jego rozwiniêcie. - Jest to wiêc zbieranie osobistych opinii twórców kontentu, bo podczas swojego wyst¹pienia na SFU przedstawi³eœ respondentów z imienia i nazwiska… - Prezentacja wyników moich badañ w School of Communication, SFU, mia³a formê akademickiej dyskusji, która niekiedy ma miejsce przed opublikowaniem wyników badañ w czasopiœmie naukowym. Podczas takich spotkañ badacz mo¿e podzieliæ siê swoimi odkryciami, a co najwa¿niejsze otrzymaæ feedback od zgromadzonych. Tak by³o równie¿ w tym przypadku, kiedy podczas jednej z rozmów stwierdzono, ¿e w Kanadzie obowi¹zuj¹ wytyczne komisji etycznej, wiêc lepiej gdybym zanonimizowa³ to¿samoœæ swoich respondentów, co te¿ uczyniê. - Które media w Vancouver uda³o Ci siê poznaæ? Dotar³em do wszystkich mo¿liwych twórców mediów w Vancouver, czyli do Radio Iks, Radio Mega, Radio Nofa, G³osu Polonii oraz Informatora internetowego - Co, gdzie, kiedy. - Wnioski/konkluzje/refleksje po wywiadach w Vancouver? Widzê pasjê w tworzeniu mediów i s³u¿eniu œrodowisku polonijnemu, jednak wszyscy rozmówcy wspominali o braku ³¹cznoœci z najm³odsz¹ Poloni¹, t¹ poni¿ej 40 roku ¿ycia. Bierze siê to, przede wszystkim z tego, ¿e jest to nieliczna grupa, czêsto tzw. druga generacja, która nie zawsze sprawnie komunikuje siê po polsku. Podczas rozmów pojawia³ siê równie¿ problem braku informacji zwrotnej od odbiorców, co czêsto jest demo-

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

tywuj¹ce dla twórców, którzy dzia³aj¹ trochê we mgle, bo nie wiedz¹ do kogo adresuj¹ swoje teksty, audycje, przekazy. W tym miejscu mam proœbê do czytelników tego tekstu, ¿eby Pañstwo byli bardziej aktywni i kontaktowali siê z mediami, które czytacie czy s³uchacie. ¯ebyœcie wyra¿ali swoja aprobatê b¹dŸ dezaprobatê, ale ¿eby by³o Was s³ychaæ - to jest bardzo wa¿ne dla twórców. Moje wnioski bêd¹ mia³y charakter opisowy, ale wiêcej na razie nie mogê zdradzaæ, bo zwieñczeniem badañ jest publikacja tekstu naukowego w piœmie naukowym. Jednak jak ju¿ to siê stanie, to z chêci¹ skontaktujê siê z „G³osem Polonii” i przedstawiê wnioski bardziej szczegó³owo. - Jakie s¹ ró¿nice miêdzy mediami w Vancouver a Toronto? Przede wszystkich chodzi tutaj o skalê i profesjonalizacjê. Toronto i okolice to najwiêksze skupisko Polaków w Kanadzie, a co za tym idzie jest tam najliczniejsza grupa odbiorców, wiêc jest tam wiêcej gazet i stacji radiowych. S¹ one projektami komercyjnymi, które oferuj¹ szerok¹ rozpiêtoœæ tematyczn¹, jednak czêsto liczba reklam przys³ania przekazywane treœci. Jeden z rozmówców stwierdzi³, ¿e to nie s¹ gazety, tylko s³upy og³oszeniowe. - Dziêkujê za wywiad i mam nadziejê, ¿e do zobaczenia ponownie w Kanadzie. n Fot. Archiwum


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Krzysztof Wo³oczko

Kiedy dowiedzia³em siê, ¿e do Vancouver przyjecha³ dr Szymon ¯yliñski, aby badaæ lokalne media polonijne, to ucieszy³em siê niezmiernie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, ¿e Szymon ¯yliñski przyjecha³ do Vancouver z Olsztyna i jest adiunktem na uczelni, w której pracowa³em prawie 10 lat (w tym cztery jako nauczyciel akademicki) i w skrytoœci ducha liczy³em na to, ¿e za jego poœrednictwem nawi¹¿ê kontakt z rodzim¹ Alma Mater. Po drugie mia³em nadziejê na spotkanie i wymianê myœli z badaczem, który podj¹³ siê trudu opisania lokalnych mediów w Vancouver, a które ja od dwóch lat pilnie obserwujê jako wspó³twórca, chocia¿ coraz czêœciej jako kibic z ³awki rezerwowych. Niestety klapa na ca³ej linii! Próba mailowego kontaktu z goœciem z Olsztyna nie przynios³a rezultatu, a jego kanadyjski numer telefonu nie odpowiada³. W tej sytuacji zadowoli³em siê namiastk¹ w postaci ogl¹dania nagrañ wideo zamieszczanych przez Szymona ¯yliñskiego na YouTube, które w kolejnych ods³onach ukazywa³y go jako sprawnego badacza terenowego. Patrz¹c na te nagrania szczerze mu zazdroœci³em wdziêku m³odoœci i tej pozytywnej energii jak¹ emanowa³, by zjednywa sobie rozmówców. Szukaj¹c kolejnych nagrañ, znalaz³em na profilu FB Szymona ¯ylinskiego zaproszenie o treœci nastêpuj¹cej: „Jeœli bêdziecie w okolicy;) to zapraszam na wyk³ad, który wyg³oszê 13 listopada w School of Communication, Simon Fraser University pt. „Polish diasporic media in Canada. A case study of Vancouver's and Toronto's polish media landscape”. Scenariusz z wyk³adem by³ dla mnie najlepszy z mo¿liwych, bo dawa³ szansê na bezpoœredni kontakt z dr. ¯yliñskim, a nawet, jeœli dobrze pójdzie, liczy³em na szybki wywiad dla lokalnej gazety, by zaspokoiæ dziennikarsk¹ ciekawoœæ i uzyskaæ Ÿród³owe odpowiedzi na kilka nurtuj¹cych mnie pytañ. Pierwszym z nich by³o pytanie o kryteria wyboru mediów do badañ. Które media w rozumieniu polskiego prawa prasowego mieszcz¹ siê w „Vancouver’s polish media landscape”, a które siê nie mieszcz¹? Podczas wyk³adu dr ¯yliñski powiedzia³: - Kiedy mówimy o polskich mediach w Vancouver, to nie ma ich zbyt wiele w porównaniu do Toronto. Wiêc jest radio IKS w stacji RED 93.1 FM, które nadaje jak s¹dzê g³ównie indyjsk¹ muzykê i audycje, a ma siedzibê w Surrey. Radio Mega i MIKS s¹ w Co-op Radio 100,5 FM przy Hastings, która jest zupe³nie inn¹ stacj¹ ni¿ RED. [Ukazuje siê] tylko jedna gazeta, dwutygodnik, „G³os Polonii”, robiony przez tego d¿entelmena, którego widzieliœcie [na YouTube] i ten informator internetowy prowadzony przez pani¹, o której powiem te¿ kilka s³ów. (cytaty wg w³asnego t³umaczenia na podstawie zapisu dŸwiêkowego) W Kanadzie nauczy³em siê zwrotu „in such a state as is”, który czêsto jest u¿ywany w jêzyku urzêdowym i oznacza, ¿e nie ma co dyskutowaæ o tym jak mo¿e byæ lub powinno, bo „as is”, czyli jest jak jest. Tak wiêc przypuszczam, ¿e kryteria wyboru tych mediów do badañ, nie by³y formalne, ale „as is”. Media polonijne zosta³y wiêc przez dr. ¯yliñskiego potraktowane jako zjawiska kulturowe i przejaw ¿ycia spo³ecznego lokalnej mniejszoœci. Tak samo jak w przypadku badañ etnograficznych, jego celem by³o opisanie form komunikacji medialnej w taki sposób, by jak najbardziej oddaæ wizjê samych „twórców kontentu” jak¹ maj¹ na swój temat i jak postrzegaj¹ swoje po³o¿enie w zbiorowoœci, w której na sta³e ¿yj¹. Dlatego te¿ podczas wyk³adu media by³y charakteryzowane w³asnymi s³owami osób odpowiedzialnych za tworzenie przekazów medialnych („the people who are in charge of media production”): - Punkt pocz¹tkowy jest zawsze bardzo trudny, bo nie wiadomo, od kogo zacz¹æ, bo nie znasz nikogo i nikt ciebie nie zna. Ale kiedy poFot. Archiwum (1)

13

Na tropie badacza lokalnych mediów znasz kogoœ, jest o wiele ³atwiej, bo ta pierwsza osoba mo¿e ci powiedzieæ z kim powinieneœ rozmawiaæ. Chocia¿ potem mo¿e siê okazaæ, ¿e ten ktoœ mo¿e rozmawiaæ godzinami[…] Ale ogólnie 80-90% wywiadów daje pozytywne wyniki. Rozmówcy zawsze plotkuj¹, jedna osoba o drugiej, ale dla mnie to nic z³ego, a tylko pomaga weryfikowaæ [uzyskane informacje][…] Myœlê, ¿e to najwa¿niejsze, aby zobaczyæ, jak ludzie myœl¹ i o czym myœl¹. Podczas godzinnego wyk³adu goœæ z Olsztyna zd¹¿y³ przedstawiæ uczestnikom seminarium w School of Communication SFU wszystkie polskie media cytuj¹c ich twórców i barwnie opisuj¹c okolicznoœci ich pracy: - Wiele osób, z którymi rozmawia³em, robi inne rzeczy ni¿ media. Na przyk³ad Rafa³ od poniedzia³ku do pi¹tku jest kierowc¹ autobusu, a w sobotê, podobnie jak Clark Kent graj¹cy Supermana, zak³ada pelerynê i robi swój „show” w radio IKS. Nazywaj¹ siê radio IKS, ale tak naprawdê nie jest to stacja radiowa tylko pasmo programowe. Nadaj¹ w ka¿d¹ sobotê od 10 do 12, ale nazywaj¹ siebie radiem. […] Inny radiowiec jest kierowc¹ w firmie produkuj¹cej p³ytki, a jeszcze inny jest elektrykiem. Wiêc szczególnie tutaj, w Vancouver, ludzie, którzy faktycznie robi¹ media, nie s¹ do tego profesjonalnie przygotowani. Trudno uwierzyæ w diagnozê, ¿e przez ostanie lata opinia publiczna lokalnej spo³ecznoœci polonijnej w Vancouver by³a kszta³towana przez dziennikarzy hobbystów! Zjawisko, którym zaj¹³ siê w swych badaniach Szymon ¯yliñski mo¿e polega na tym, ¿e przestrzeñ publiczna, w której nie funkcjonuj¹ profesjonalne media, zostaje zaw³aszczona przez formy zastêpcze, które bêd¹ pe³niæ podobne funkcje, ale w sposób naœladow-

czy i daleki od idea³u: - Kobieta z któr¹ rozmawia³em mieszka tu od 36 lat i prowadzi biuletyn internetowy „Co, gdzie, kiedy”. Nie podaje profesjonalnie ¿adnych informacji medialnych, a biuletyn nie jest za ciekawie wizualnie u³o¿ony, bo s¹ jakieœ plakaty, zupe³nie ró¿ne czcionki, ale dostajesz wiadomoœæ, ¿e coœ siê dzieje. […] Ka¿dego maila wysy³a osobno […] Powiedzia³em, ¿e mogê jej pomóc usprawniæ pracê, ale powiedzia³a, ¿e „nie chce wiedzieæ o niczym nowym, bo to jest jej droga i nie chce uczyæ siê nowych technik. Wnioski, do których doszed³ w podsumowaniu swego wyst¹pienia Szymon ¯yliñski, s¹ byæ mo¿e interesuj¹ce poznawczo, ale mnie - jako cz³onka lokalnej spo³ecznoœci - nie napawaj¹ optymizmem. Twierdzi on, ¿e za 10 lat mo¿e ju¿ nie byæ mediów polonijnych, bo ci, którzy je dzisiaj tworz¹ s¹ zmêczeni i rozczarowani brakiem satysfakcjonuj¹cej interakcji ze strony odbiorców: - Jeden d¿entelmen radiowiec powiedzia³, ¿e „robimy to g³ównie dla siebie”, a wiêc w tym, co robi, jest samolubne dope³nienie. To rodzaj ucieczki od codziennego ¿ycia.[“we do it mainly for ourselves”, so there is a selfish complement in what he does. It is sort of an escape from a day to day life.] [… ] Stworzyli media, ale czuj¹, ¿e musz¹ tylko pilnowaæ godzin, tak jak zosta³y wyznaczone 10, czy 15 lat temu[…] Maj¹ poczucie obowi¹zku, wiêc musz¹ pilnowaæ, bo jeœli zrezygnuj¹, to ktoœ inny, lub inna mniejszoœæ, zajmie ich miejsce. I to miejsce zginie na zawsze.” n Wszystkie cytaty wypowiedzi dr Szymona ¯yliñskiego podajê wg w³asnego t³umaczenia dokonanego na podstawie zapisu dŸwiêkowego jego wyk³adu w SFU 13.11.2019

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


14 GŁOS POLONII

Na świecie są w tej chwili dwa regiony, które w niedalekiej przyszłości mogł się stać zarzewiem globalnego konfliktu zbrojnego między mocarstwami. Jednym z nich jest Morze Południowo-Chińskie. Chińczycy budują bowiem na nim sztuczne wyspy i w ten sposób równie sztucznie poszerzają granice swoich wód terytorialnych. Końcowym efektem tych działań może być ogłoszenie przez Państwo Środka całego Morza Południowo - Chińskiego wodami terytorialnymi Chin. Na to na pewno nie zgodzą się inne kraje, których brzegi omywają wody tego morza, a także Japonia i USA. Przez Morze Południowo -Chińskie przebiega bowiem jeden z najważniejszych handlowych szlaków morskich świata.

www.glospolonii.net

Rosja zagarnia Arktykę Globalne konflikty zbrojne miêdzy mocarstwami czyli...

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Fot. Archiwum


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

My w Kanadzie ¿yjemy co prawda tysi¹ce kilometrów od Morza Po³udniowo - Chiñskiego, czyli daleko od miejsca ewentualnego bezpoœredniego konfliktu, ale tak ju¿ nie jest w odniesieniu do drugiego regionu, który ów konflikt mo¿e ogarn¹æ. Tym regionem jest bowiem Arktyka. Spora jej czêœæ le¿y na terytorium naszego kraju, aczkolwiek nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Najbardziej zdumiewaj¹ce, ¿e nie jest to takie oczywiste dla naszego najbli¿szego s¹siada i wydawa³oby siê, ¿e najpewniejszego sojusznika, czyli Stanów Zjednoczonych, a przynajmniej dla obecnej administracji tego kraju. Podczas otó¿ majowego spotkania krajów Rady Arktyki, które odby³o siê w Rovaniemi w Finlandii, Mike Pompeo - sekretarz stanu USA, zakwestionowa³ tytu³ Kanady do morskiego Przejœcia Pó³nocno-Zachodniego, mówi¹c, ¿e ów tytu³ jest „nieuzasadniony”. Na te s³owa natychmiast, i to tonem jasno daj¹cym do zrumienia panu Pompeo, ¿e kwestia ta le¿y poza wszelk¹ dyskusj¹, zareagowa³a Chrystia Freeland - minister spraw zagranicznych Kanady. Odparowa³a sekretarzowi stanu, ¿e „Kanada ma bardzo jasne stanowisko na ten temat: Przejœcie Pó³nocno-Zachodnie jest kanadyjskie. Zarówno historyczne, jak i geograficzne jego powi¹zania z Kanad¹ s¹ bardzo silne”. Dlaczego ta kwestia jest tak wa¿na? Przejœcie Pó³nocno-Zachodnie przebiega otó¿ przez drogi wodne Archipelagu Arktycznego i w zwi¹zku z ociepleniem klimatu ¿egluga t¹ tras¹ staje siê z roku na rok coraz bardziej mo¿liwa. A jest to trasa bardzo atrakcyjna, poniewa¿ zdecydowanie skraca czas przep³ywu statków z Europy do krajów Azji. Kanada traktuje Przejœcie Pó³nocno-Zachodnie jako krajowe wody wewnêtrzne. Miêdzy Kanad¹ a USA istnieje od 1988 roku porozumienie zawarte przez ówczesnego premiera Briana Mulroneya i prezydenta USA Ronalda Reagana, na podstawie którego USA okreœlaj¹ co prawda Przejœcie Pó³nocno-Zachodnie jako wody miêdzynarodowe, ale Kanada potwierdza w tym porozumieniu swoje suwerenne prawa do tych obszarów. Przed tym porozumieniem a¿ do po³owy lat 80. USA nie kwestionowa³y kanadyjskoœci Arktyki. Zmiana nast¹pi³a dopiero w po³owie lat 80., gdy lodo³amacz amerykañskiej stra¿y przybrze¿nej wp³yn¹³ na Przejœcie Pó³nocno-Zachodnie nie zwracaj¹c siê o zezwolenie do w³adz Kanady. Spory o to, co do kogo nale¿y w Arktyce bêd¹ siê zdarzaæ coraz czêœciej. Jeszcze 10 lat temu Arktyka nie zaprz¹ta³a wiêkszej uwagi granicz¹cych z ni¹ krajów, ale podczas minionej dekady sytuacja diametralnie siê zmieni³a. Œwiat zaczyna bowiem coraz dotkliwiej doœwiadczaæ zmian zwi¹zanych z ociepleniem klimatu, a to przek³ada siê na topnienie lodów Arktyki. Topnienie zaœ lodów otwiera nowe, krótsze trasy ¿eglugowe, a skoro krótsze to i tañsze mo¿liwoœci transportu towarów, a tak¿e mo¿liwość eksploatacji surowców, które ukryte pod lodami Arktyki by³y dotychczas niedostêpne. Spory te na pewno bêd¹ przybieraæ na silne, poniewa¿ status prawny Arktyki do dziœ nie zosta³ uregulowany ¿adn¹ umow¹ miêdzynarodow¹. Istniej¹ natomiast dwie teorie dotycz¹ce statusu prawnego tych terenów, z których najbardziej logiczna jest „Teoria sektorów”, opracowana i zaproponowana ju¿ w 1925 r. w³aœnie przez Kanadê. Wed³ug tej teorii wierzcho³kiem sektora jest biegun pó³nocny, natomiast granicami bocznymi linie poprowadzone od bieguna do krañcowego punktu wschodniego i zachodniego l¹dowego terytorium danego pañstwa. Innymi s³owy - mamy trójk¹t, którego jeden wierzcho³ek znajduje siê na biegunie, drugi na najbardziej na wschód wysuniêtym pó³nocnym skrawku ziemi danego pañstwa, a trzeci na takim samym skrawku po stronie zachodniej. Co wiêcej, pañstwo, do którego ów „trójk¹t” nale¿y ma prawo do wszystkich obszarów objêtych jego granicami i oczywiœcie zasobów naturalnych, które siê tam znajduj¹. Zgodnie wiêc z t¹ teori¹ obszar Arktyki powinien byæ podzielony miêdzy Rosjê, USA, Kanadê, Daniê (Grenlandia jako autonomiczne terytorium zale¿ne Danii) i Norwegiê. Islandia nie roœci sobie ¿adnych praw do Arktyki. Druga koncepcja nazywana jest „Teori¹ morza pe³nego”, odnosi siê jedynie do wód tego regionu i formu³uje, ¿e na terenie Arktyki panuje wolnoœæ ¿eglugi taka sama jak na pe³nym morzu. Fot. Archiwum (3)

15

ma wspieraæ rosyjskie panowanie nad tym regionem i jego zasobami. Jeden z rosyjskich wojskowych ujawni³, ¿e jego polarna baza monitoruje przestrzeñ powietrzn¹, jest wyposa¿ona w systemy obrony przeciwrakietowej oraz rakiety œredniego zasiêgu ziemia-powietrze, które s¹ zdolne do pracy w temperaturach siêgaj¹cych minus 50 stopni Celsjusza. Testowane s¹ te¿ „polarne” wersje systemów przeciwlotniczych S-400. Po co to wszystko? Po to by strzec d¹¿eñ Rosji do panowania nad Arktyk¹, o której Putin powiedzia³, ¿e jej zasoby zapewni¹ Rosji przysz³oœæ. I równolegle z militaryzacj¹ regionu utworzy³ nowe ministerstwo, które odpowiada za rozwój Arktyki. Jak na plany aneksji Arktyki przez Rosjê reaguj¹ USA i Kanada? Amerykanie na razie kwestionuj¹ prawo Kanady do Przejœcia Pó³nocno-Zachodniego i nie wiadomo, czy robi¹ coœ na Alasce, by przeciwstawiæ siê Rosji. Rz¹d Kanady upubliczni³ we wrzeœniu br. dokument dotycz¹cy zamierzeñ na swoich terytoriach arktycznych. Za bardzo nie wiadomo, jakie one bêd¹, a szczególnie, co bêdzie robi³, by przeciwstawiaæ siê coraz silniejszej pozycji Rosji w tym regionie. Bo poza zdawkowym zdaniem, ¿e g³ównym celem rz¹du jest „zwiêkszenie obecnoœci wojskowej w Arktyce i na Pó³nocy” niewiele wiêcej mo¿na siê by³o z treœci dokumentu dowiedzieæ.

S¹ to, niestety, teorie, a nie prawo, co sprawia, ¿e s¹ one ró¿nie interpretowane, z regu³y z korzyœci¹ dla interpretuj¹cego. A sprawa jest bardzo powa¿na. Podobnie jak powa¿na by³a (odebrana z rozbawieniem) propozycja Donalda Trumpa odkupienia od Danii Grenlandii. Trwa bowiem cicha na razie wojna o Arktykê. Zarówno o panowanie nad jej szlakami ¿eglugowymi, jak te¿ o zdobycie, czyli zaw³aszczenie jak najwiêkszych jej ziem, a wiêc i tego, co siê pod ich powierzchni¹ kryje. Geolodzy twierdz¹ bowiem, ¿e 13 procent wszystkich ziemskich zasobów wêglowodorów, a wiêc ropy naftowej oraz gazu ziemnego, skrywa siê w³aœnie pod lodami Arktyki. To samo dotyczy uranu oraz metali ziem rzadkich, bez których niemo¿liwa by³aby produkcja telefonów komórkowych, komputerów i szerokiej gamy innych produktów bran¿y elektronicznej. Dziœ 80 proc. zasobów owych metali znajduje siê w rêkach Chiñczyków. Weszli w ich posiadanie poprzez precyzyjnie zaplanowan¹ i przeprowadzon¹ politykê po¿yczkowo-kredytowo-inwestycyjn¹ w krajach Afryki, w których znajduj¹ siê z³o¿a tych surowców. Chiñczycy od kilku ju¿ lat staraj¹ siê zaznaczyæ swoj¹ obecnoœæ tak¿e w Arktyce. Co prawda, jak powiedzia³ Mike Pompeo podczas wspomnianego spotkania krajów Rady Arktyki, Chiñczyków dzieli od Arktyki niemal 1,5 tys. kilometrów, czym da³ do zrozumienia, ¿e nie maj¹ tam czego szukaæ, ale s³owa s³owami, a Chiñczycy powoli i cierpliwie robi¹ swoje. ZnaleŸli te¿ w swoich planach wobec Arktyki sprzymierzeñca. Jest nim Rosja, której prezydent zaprosi³ ich kilka miesiêcy temu do wspó³pracy w budowaniu, jak to okreœli³ „polarnego jedwabnego szlaku”. Bo w³aœnie Rosja zdaje siê byæ w tej chwili g³ównym rozgrywaj¹cym w reguione. Kilka miesiêcy temu rosyjskie ministerstwo obrony ujawni³o, ¿e w 48 punktach Arktyki znajduje siê 60 rosyjskich baz i jednostek wchodz¹cych w sk³ad Floty Pó³nocnej. Rosyjscy wojskowi przyznaj¹, ¿e w tej czêœci œwiata nigdy wczeœniej nie stacjonowa³o tylu ¿o³nierzy co obecnie, przy czym nie zdradzaj¹ ich liczby. Najwiêksze arktyczne bazy Rosjanie maj¹ obecnie na Ziemi Franciszka Józefa, Nowej Ziemi, Wyspie Wrangla oraz na archipelagu Wysp Nowosyberyjskich. Poza bazami Rosjanie realizuj¹ tak¿e mniejsze inwestycje o charakterze militarnym. Ujawnili, ¿e w ci¹gu ostatnich 6 lat wybudowali 475 ró¿nych obiektów wojskowych na ogromnej przestrzeni swoich terytoriów pó³nocnych, od zachodniej granicy kraju po Cieœninê Beringa na wschodzie. Militaryzacja Arktyki

Chiñczycy zaœ nie ustaj¹ w d¹¿eniach, by zainstalowaæ siê jak najbli¿ej Arktyki. W Grenlandii próbowali zastosowaæ znan¹ z Afryki metodê „zad³u¿eniow¹”, ale im nie wysz³o. Metoda polega na zrealizowaniu dla danego kraju (na jego zlecenie) konkretnej inwestycji (w przypadku Grenlandii chcieli wybudowaæ 2 lotniska) i w sytuacji niesp³acania jej, przej¹æ j¹ na w³asnoœæ. W tej chwili zaczêli siê interesowaæ najbardziej na pó³noc Norwegii wysuniêt¹ miejscowoœci¹ Kirkenes. Jest pierwszym niezamarzaj¹cym portem po europejskiej stronie Pó³nocnej Drogi Morskiej, która prowadzi z Europy wzd³u¿ pó³nocnych wybrze¿y Rosji na wschód. To idealne miejsce dla stworzenia wêz³a transportu arktycznego. Burmistrz i mieszkañcy Kirkenes s¹ „za”, ale nie maj¹ pieniêdzy na rozbudowê portu. Chiñczycy maj¹ ich nadmiar, wiêc jeœli norweski rz¹d zgodzi siê na inwestycjê, to raczej wiadomo jak sprawy siê póŸniej potocz¹. Jeden z krytycznych wobec Chiñczyków mieszkañców Kirkenes powiedzia³: „Jak im sprzedamy tylko kawa³ek ska³y, to ju¿ nigdy siê st¹d nie wyprowadz¹”. Ma racjê. Ale Chiñczycy s¹ cierpliwi. I uparci. Z³o¿a surowców Arktyki s¹ zbyt cenne, by porzuciæ zamiar ich pozyskania. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


16 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Rok 2019 - „Rokiem Stanis³awa Moniuszki”

Recital Moniki Sowinski W dniu 23 listopada Zrzeszenie Polakow Belweder zorganizowa³o recital Moniki Sowiski, której akompaniowala Miri Lee. To wspania³e wydarzenie kulturalne odby³o siê w Silk PurseGallery na West Vancouver i mia³o przypomnieć o tegorocznych obchodach 200 rocznicy urodzin Stanis³awa Moniuszki, wybitnego kompozytora, dyrygenta, organisty, pedagoga, dyrektora Teatru Wielkiego w Warszawie oraz przede wszystkim twórcy Opery Narodowej. Stanis³aw Moniuszko urodzi³ siê 5 maja 1819 w Ubielu. Jego dorobek kompozytorski, sk³adaj¹cy siê z oper, pieœni, kantat, utworów religijnych, symfonicznych, kameralnychi solowych, a tak¿e operetek, baletów i muzyki do dramatów, imponuje ró¿norodnoœci¹, bogactwem melodycznym i g³êbokim zakorzenieniem w narodowej tradycji muzycznej. Stanislaw Moniuszko by³ twórc¹ „Œpiewnika domowego” obejmuj¹cego ponad 200 pieœni. Okreœlenie „domowy” mia³o g³êbsze znaczenie, aby unikn¹æ rosyjskiej cenzury, w zawoalowany sposób podkreœla³o narodowy charakter zawartych w œpiewniku pieœni. Jego wielkie opery takie jak „Halka”, „Straszny dwór” i „Paria” dotykaj¹ce sedna idiomu polskoœci - zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej - do dziœ stanowi¹ inspiracjê dla wielu artystów, a w czasach jemu wspó³czesnych tworzy³y paletê barw, za pomoc¹ której Polacy odmalowywali najpiêkniejsze odcienie patriotycznych uczuæ i narodowej to¿samoœci.

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Fot. Archiwum


Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


18 GĹ OS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


GĹ OS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

19


20 GĹ OS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


Nobel na talerzu

GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

21

W tym roku dania przygotowywa³o 40 kucharzy, a podawa³o je do sto³ów 190 kelnerów

Renata Baron

Ceremonia wrêczenia nagrody Nobla (z³otych medali robionych rêcznie) odbywa siê zawsze 10 grudnia, bo tego¿ dnia w 1896 roku Alfred Nobel zmar³ w San Remo we W³oszech, gdzie mieszka³ w ostatnich latach swego ¿ycia. Symbolem drogi ¿ycia Nobla, która zaczê³a siê w Sztokholmie, a skoñczy³a w San Remo s¹ kwiaty, które od lat przywozi siê na uroczystoœæ wrêczenia nagród do zimnej stolicy Szwecji w³aœnie z San Remo.

W tym roku salê, w których odbywa³y siê noblowskie ceremonie, zdobi³o 25 tysiêcy kwiatów. Dominowa³y ¿ó³te, kremowe i brzoskwiniowe goŸdziki, chryzantemy, bia³e orchidee, herbaciane ró¿e oraz mimozy. Olga Tokarczuk na tle tych kwiatów prezentowa³a siê w czarnej sukni stylizowanej na stroje sufra¿ystek, czym akcentowa³a swoje zaanga¿owanie w dzia³alnoœæ zwi¹zan¹ z prawami kobiet. Sukniê na ceremoniê wrêczenia medali przygotowa³a dla niej polska projektantka Gosia Baczyñska, natomiast na bankiecie wyst¹pi³a w kreacji Tomasza Ossoliñskiego. Wrêczenie nagród rozpoczê³o siê w sali sztokholmskiej filharmonii o godz. 16.30, zaœ bankiet noblowski zaplanowano na godz. 19, ale ju¿ w budynku ratusza. Po otrzymaniu medalu z r¹k szwedzkiego króla ka¿dy z laureatów wykonywa³ trzy uk³ony. Pierwszy przed monarch¹, drugi w stronê uczestnicz¹cych w ceremonii cz³onków Akademii Szwedzkiej i trzeci w stronê publicznoœci. Kolejnoœæ uk³onów pomyli³a w 1996 r. Wis³awa Szymborska, jak powiedzia³a póŸniej, z powodu ogromnego stresu. Ale i tak zdoby³a swoj¹ skromnoœci¹ sympatiê uczestników gali oraz szwedzkiej publicznoœci. Nie¿yj¹ca ju¿ polska poetka wyst¹pi³a wtedy w d³ugiej tabakowej sukni z grubego at³asu i musia³ byæ to strój wielce szykowny, skoro popo³udniówka ”Expressen” wy¿ej oceni³a jedynie strój szwedzkiej królowej Sylwii. Henryk Sienkiewicz, który odbiera³ Nobla 91 lat wczeœniej, w roku 1905, w³o¿y³ zu¿yty przyodziewek, wyra¿a³ wiêc w liœcie do ¿ony nadziejê, ¿e „dekoracje pokryj¹ staro¿ytnoœæ fraka”. I pewnie jego strój nie zalatywa³ naftalin¹, skoro nastêpnego dnia gazeta „Svenska Dagbladet” skoncentrowa³a siê na rysopisie (nie by³o jeszcze telewizji) laureata zupe³nie pomijaj¹c jego strój: „Ma powierzchownoœæ w wysokim stopniu dystyngowan¹. Swoje lat szeœædziesi¹t nosi chwalebnie, pomimo siwej ju¿ bródki, starannie utrzymanej. Niezwykle prosto siê trzyma. (…) Nic innego nie mo¿na powiedzieæ, jak tylko to, ¿e powieœciopisarz polski, o cienkich równych rysach, jest piêknym starcem”. O stroju W³adys³awa Reymonta, któremu przyznano Nobla w 1924 r., nie pisano, poniewa¿ pisarz by³ ju¿ bardzo chory (to by³ ostatni rok jego ¿ycia, zmar³ 5 grudnia 1925 r.). Nagrodê odebra³ w jego imieniu Alfred Wysocki – polski pose³ w Szwecji. Natomiast Czes³aw Mi³osz wyst¹pi³ w 1980 r. jak nale¿a³o we fraku, ale jego klapê ozdobi³ znaczkiem „Solidarnoœci”. Po ceremonii wrêczenia medali zawsze czeka laureatów bankiet, oczywiœcie w towarzystwie królowej i króla. Jest to wcale Fot. Archiwum (1)

Olga Tokarczuk na bankiecie obok króla Szwecji Karola XVI.

niema³e przedsiêwziêcie logistyczne. W sali ratusza jest kilka sto³ów utworzonych z 65 stolików. £¹czna d³ugoœæ przykrywaj¹cych je lnianych obrusów to pó³ kilometra, czyli 500 metrów. Porcelanowa zastawa dla tylu goœci sk³ada siê z 9540 elementów, 5400 szklanek i kieliszków oraz 9450 sztuæców. Menu bankietu jest od zawsze trzymane w g³êbokiej tajemnicy. Tak by³o i tym razem. Dopiero gdy podano do sto³u wiadomo by³o, co podano. Zaczê³o siê jak zwykle od przystawki, któr¹ w tym roku by³a ikra z sielawy, podana ze œwie¿ym ogórkiem, marynowan¹ kalarep¹ i kremem chrzanowym z koperkiem. Sielawa podanej podczas bankietu odmiany to niewielka ryba z gatunku ³ososiowatych wystêpuj¹ca w Zatoce Botnickiej (pó³nocna czêœæ Morza Ba³tyckiego). Jej ikra zarezerwowana by³a kiedyœ wy³¹cznie dla sto³u królewskiego. Do przystawki podano lampkê szampana Taittinger Folies de la Marquetterie, który przez 5 lat jest postarzany w butelkach. Na danie g³ówne podano pieczon¹ kaczkê nadziewan¹ lejkowcem dêtym (grzyb podobny do polskiej kurki) i tymiankiem cytrynowym. Do tego pieczone ziemniaki z karmelizowanym czosnkiem, garnirowane marynowanym z³otym burakiem. Ca³e to danie skropiono na koniec sosem z pieczonych koœci i miêsa kaczki, a dla wzbogacenia smaku podano jeszcze w³osk¹ kapustê duszon¹ z wêdzonymi grzybami shiitake, pieczon¹ z cebul¹ i olejem z m³odych pêdów œwierku. Do g³ównego dania zaserwowano czerwone wino Lunadoro Vino Nobile di Montepulciano DOCG Pagliareto z rocznika 2015, które pachnie œliwkami, œródleœnymi zio³ami i pieprznymi przyprawami. Olga Tokarczuk nie wypowiedzia³a siê jak jej kubki smakowe zareagowa³y na specialité z kaczki, poniewa¿ jest wegank¹. Przystawkê i danie g³ówne przygotowa³ utytu³owany szef kuchni Sebastian Gibrand, natomiast deser cukiernik Daniel Roos. Mistrz sztuki cukierniczej postanowi³ zauroczyæ goœci malinowym musem z odwodnionym musem z gorzkiej czekolady, do czego doda³ malinowy kisiel oraz sorbet ze œwie¿ych malin. Te rarytasy popito zaœ winem lodowym Weingut Jurtschitsc Eiswein Grüner Veltlinerz z roku 2017. Owoce, z których zrobiono to wino zbierano rêcznie po nocy z 18 na 19 grudnia 2017, kiedy to temperatura spad³a do 11 stopni poni¿ej zera. Wina lodowe (eiswein) charakteryzuj¹ siê doskonale zrównowa¿on¹ s³odycz¹. I maj¹ te¿ swoj¹ cenê. Wino podane do noblowskiego deseru dostêpne jest na przyk³ad w Polsce, ale tylko na zamówienie i kosztuje w granicach 350 z³.

Podczas bankietów z udzia³em wczeœniejszych polskich noblistów w dziedzinie literatury te¿ serwowano dania wykwintne. Henryk Sienkiewicz smakowa³ wiêc w 1905 r. rosó³ po królewsku, filet z soli oraz z perliczki w galarecie z algiersk¹ sa³atk¹. Czes³aw Mi³osz zmierzy³ siê z wêdzonym ³ososiem z jajkiem w koszulce i stekiem z renifera z kurkami, natomiast Wis³awie Szymborskiej podano w 1996 r. homara w galarecie z kawiorem i „noblowskimi bu³eczkami”, perliczkê z ziemniakami po lapoñsku polane sosem cytrynowym, zaœ na deser sorbet je¿ynowy. Isaac Bashevis Singer, który otrzyma³ Nobla w 1978 r., by³ autorem pierwszego kulinarnego zamieszania podczas bankietu. Urodzony oraz wychowany w Polsce, ale pisz¹cy przede wszystkim w jidysz, autor m.in. „Sztukmistrza z Lublina” i „Magicznej mocy” by³ bowiem wegetarianinem. Podziêkowa³ wiêc za homara oraz kaczkê duszon¹ w calvadosie prosz¹c o pó³misek warzyw. Pierwsze zaœ wegañskie danie w historii noblowskiego bankietu podano raptem dwa lata temu. Nie by³o to jeszcze danie g³ówne, lecz przystawka. Podobno zosta³a oceniona znakomicie. W tym roku dania przygotowywa³o 40 kucharzy, a podawa³o je do sto³ów 190 kelnerów. Gwoli kronikarskiej powinnoœci przypomnijmy jeszcze na koniec, ¿e Olga Tokarczuk jest piêtnast¹ kobiet¹, która zosta³a laureatk¹ Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Wyra¿one w jednym zdaniu uzasadnienie brzmia³o: „Za wyobraŸniê narracyjn¹, która z encyklopedyczn¹ pasj¹ reprezentuje przekraczanie granic jako formy ¿ycia”. Za „poezjê, która z ironiczn¹ precyzj¹ pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazaæ siê we fragmentach ludzkiej rzeczywistoœci” nadano noblowski laur Wis³awie Szymborskiej. Pierwsz¹ zaœ kobiet¹, która odebra³a nagrodê Nobla w dziedzinie literatury, by³a Szwedka, Selma Lagerlöf w roku 1909. Szwedzka Akademia nada³a j¹ rodaczce „W ho³dzie wielkiemu idealizmowi, b³yskotliwej wyobraŸni i duchowej przenikliwoœci, które wyró¿niaj¹ jej utwory”. A w ogóle pierwsz¹ kobiet¹ z Noblem by³a Polka, Maria Sk³odowska - Curie. Otrzyma³a j¹ w dziedzinie fizyki w 1903r. wspólnie z Pierre’em Curie oraz Henri Becquerelem „W uznaniu ich zas³ug, jakie oddali poprzez wspólne badania nad zjawiskiem promieniotwórczoœci odkrytym przez profesora Henri Becquerela”. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


22 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Świadomie bieszczadzkich Z Andrzejem Potockim - pisarzem, dziennikarzem, twórc¹ „bieszczadzkiego zakapioryzmu” - rozmawia³ Jacek Stachiewicz - Jak pan wpad³ na pomys³ pisania ksi¹¿ek o bieszczadzkich zakapiorach i w ogóle o Bieszczadach? - Nie by³ to impuls, który gdzieœ tam nagle mnie oœwieci³. Zbli¿a³em siê do tego krok po kroku przez ponad dwadzieœcia lat. W latach 70. zosta³em dyrektorem Bieszczadzkiego Domu Kultury w Lesku. I pewnego dnia wpad³ mi do g³owy pomys³, ¿e pod egid¹ naszego domu kultury zorganizujemy coœ, co siê bêdzie nazywa³o Bieszczadzka Grupa Twórców. Mieliœmy ju¿ w domu kultury samochód, wiêc powiedzia³em ¿onie: „Basiu! Bierzesz auto, jedziesz w Bieszczady od wsi do wsi i pytasz, czy ktoœ tam maluje, rysuje, rzeŸbi… Pojecha³a. Znalaz³a dwadzieœcia kilka osób i zrobiliœmy dla nich wystawê. - Zacz¹³ pan integrowaæ œrodowisko bieszczadzkich twórców. - W jakiœ sposób tylko, bo ci ludzie byli zbyt wielkimi indywidualistami. Ale doprowadzi³em do tego, ¿e dowiedzieli siê o sobie, ¿e s¹, ¿e tworz¹, no i ¿e jest miejsce, w którym mog¹

wystawiaæ swoje prace. Któregoœ dnia, a by³o to na etapie organizowania galerii, przyszli do mnie ch³opcy z Technikum Leœnego z informacj¹, ¿e u nich w szkole jest w kot³owni palacz, który piêknie rzeŸbi. Powiedzia³em, ¿eby go do mnie przyprowadzili i w ten sposób pozna³em Jêdrka Wasielewskiego, który sam siebie nazwa³ „Jêdrkiem Po³onin¹”. - Kogo jeszcze wtedy pan pozna³ z tych, którzy stali siê póŸniej osobowoœciami Bieszczadzkiej Grupy Twórców? - Zdzicha Pêkalskiego. By³ nauczycielem w Hoczwi, wtedy coœ tam dopiero malowa³. Tak malowa³, jak malowa³… To by³ jeszcze ten pocz¹tkowy okres w jego twórczoœci. Z wszystkimi poznanymi twórcami spotykaliœmy siê regularnie raz w miesi¹cu. Oni mieli problemy, bo wtedy nie mo¿na by³o przecie¿ ot tak sobie pójœæ do sklepu i kupiæ farby. Tylko cz³onkowie Zwi¹zku Artystów Plastyków mieli do nich nieograniczony dostêp. Wiêc ci moi twórcy kupowali jakieœ tam farbki i nawet nie wiedzieli, jak je rozrabiaæ, jak uzyskiwaæ poœrednie kolory, a Pêkalski wiedzia³. Nie wiedzieli, jak ostrzyæ d³uta, bo przecie¿ nigdzie nie mo¿na by³o kupiæ d³ut. Pêkalski uczy³ ich, z czego mo¿na zrobiæ dobre d³uta u kowala i jak je ostrzyæ. - Za spraw¹ ludzi, którzy znaleŸli siê w Bieszczadzkiej Grupie Twórców zacz¹³ pan poznawaæ swoich przysz³ych zakapiorów? - Tak. W³aœnie wtedy, w zwi¹zku z dzia³alnoœci¹ Bieszczadzkiej Grupy Twórców, zacz¹³em siê zapuszczaæ w Bieszczady i poznawaæ ludzi, którzy byli artystami i którzy nie byli artystami. Bo „Majster Bieda” nie by³ ¿adnych artyst¹. By³ zbieraczem poro¿a, runa leœnego, grzybów, sprzedawa³ te¿ turystom „setkê wódki z grzybkiem” na prze³êczy pod schroniskiem na Po³oninie Wetliñskiej, ale by³ te¿ cz³owiekiem, który zna³ wszystkie œcie¿ki w Bieszczadach, ze œcie¿kami dzikiej zwierzyny w³¹cznie. Wielokrotnie pomaga³ „goprowcom” w poszukiwaniach zaginionych turystów, bo znaj¹c te œcie¿ki bezb³êdnie przewidywa³, którêdy taki zaginiony cz³owiek móg³ iœæ, i w którym momencie siê zagubi³. „Majster Bieda” nie by³ artyst¹, ale swoim ¿yciem tworzy³ ów osobliwy pejza¿ tamtych Bieszczadów. I w pewnym momencie, ale by³o to ju¿ du¿o póŸniej, bo tu¿ przed rokiem 2000, tknê³o mnie nagle, ¿e powinienem o tych wszystkich artystach i nieartystach napisaæ. - Dlaczego? - Bo nagle oni zaczêli znikaæ, odchodziæ, jak ja to nazwa³em, na ”niebieskie po³oniny”. A przecie¿ to miêdzy innymi oni stanowili sól tej bieszczadzkiej ziemi lat szeœædziesi¹tych, siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych. Wtedy, w 2000 roku, nale¿eli do

zanikaj¹cej ju¿ epoki. Do epoki tych Bieszczadów opuszczonych, a przez to odludnych, surowych, oddalonych od cywilizacji, niezbyt dla cz³owieka przyjaznych, z prymitywn¹ infrastruktur¹, a czêœciej bez ¿adnej infrastruktury. - Taki by³ ich wybór. - Zgadza siê. Ale intrygowa³o mnie, dlaczego dokonali takiego w³aœnie wyboru. I wtedy, gdy postanowi³em o nich napisaæ, zacz¹³em siê g³owiæ, jak ich nazwaæ. Nie wiem, nie potrafiê dziœ powiedzieæ, sk¹d siê wzi¹³ tytu³ „Zakapiorskie Bieszczady”. - Gdy w pierwszych latach siedemdziesi¹tych jeŸdzi³em w Bieszczady i widzia³em samotnych zazwyczaj mê¿czyzn mieszkaj¹cych gdzieœ na odludziu, nad zamarzniêtym potokiem w czymœ, co by³o bud¹ z blachy i sklejki, zastanawia³em siê, co nimi powodowa³o, ¿e wybrali takie ¿ycie. - A pyta³ pan ich? - Kilka razy tak. - I co odpowiadali? - Zazwyczaj milczeli otêpieni alkoholem. Gdy siê czyta pana ksi¹¿ki o zakapiorach, alkohol leje siê tam szerokim strumieniem. Pan pisze, ¿e w ich skazaniu siê na Bieszczady, œwiadomie mówiê „skazaniu”, dominowa³o poczucie wolnoœci. ¯e ¿yj¹c tam, w skrajnie trudnych warunkach bytowych i materialnych, najwa¿niejsze by³o dla nich to, ¿e s¹ wolni. W jakim stopniu by³a to wolnoœæ, to jest dyskusyjne, bo s³u¿ba bezpieczeñstwa doskonale wiedzia³a, gdzie oni s¹ i co robi¹. I dla tych s³u¿b byli nieszkodliwi, wiêc im siê wydawa³o, ¿e ciesz¹ siê nieokie³znan¹ wolnoœci¹. - Oni pewnie nie mieli œwiadomoœci, ¿e ta wolnoœæ jest pod nadzorem. W ich rozumieniu ich ¿ycie by³o wolnoœci¹. S¹ ludzie, dla których codzienny rytm pracy jest niewol¹. Bohaterowie moich ksi¹¿ek pracowali tylko wtedy, kiedy chcieli. Wiêkszoœæ z nich to ludzie, którzy potknêli siê w ¿yciu. Z ró¿nych powodów. Pan powiedzia³, ¿e gloryfikujê w swoich ksi¹¿kach ludzi nie odstêpuj¹cych od alkoholu. Menel, pijak… Janusz Zubow zanim zosta³ menelem skoñczy³ Akademiê Sztuk Piêknych w Warszawie z wyró¿nieniem. Jedno ma³¿eñstwo nieudane, drugie nieudane i poszed³ na dno… - Chce pan powiedzieæ, ¿e tamte Bieszczady by³y œciekiem dla ludzi, którym gdzie indziej siê nie uda³o, a oni tym, co œciekami sp³ywa? - Nigdy czegoœ takiego nie powiem ani o Bieszczadach, a tym bardziej o nich. - Bêdzie pan broni³ legendy, któr¹ pan sam stworzy³? - Bêdê.

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Fot. Archiwum


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

23

mitologizowałem zakapiorów - Warto gloryfikowaæ ludzi, którzy s¹ menelami? - Nie patrzy³em pod tym k¹tem, czy ktoœ jest menelem, czy nie. Ja siê z tymi ludŸmi zaprzyjaŸni³em. To byli moi przyjaciele, wiêc nie dokonywa³em wartoœciowania wedle pañskiej logiki, czyli czy oni s¹ menelami czy nie. Ka¿dy z nich by³ dla mnie cz³owiekiem. - Byli dla pana nieod³¹cznym elementem ówczesnego bieszczadzkiego krajobrazu? - Tak. Bezwzglêdnie. Byli widocznie. Gdzie nie przyjecha³em, byli. Przyjecha³em do Cisnej, spotyka³em ich natychmiast. Przyjecha³em do Wetliny, to samo. Wysiad³em na Prze³êczy Wy¿nej spotyka³em, by³em w Ustrzykach Górnych, to samo. Oni wszêdzie byli. - Na pocz¹tku epoki gierkowskiej, czyli w pierwszych latach siedemdziesi¹tych, og³oszono program osadnictwa w Bieszczadach. Na tych, którzy zdecydowali siê tam osi¹œæ, czeka³y ziemia i ogromne pieni¹dze na zagospodarowanie. Zjecha³o sporo ludzi z kraju, w tym oczywiœcie sporo cwaniaków, którzy wziêli pieni¹dze i potem w leskich oraz ustrzyckich knajpach szpanowali zapalaj¹c papierosy banknotami piêæsetz³otowymi, grali w karty, szastali fors¹ na lewo i prawo. Kolega napisa³ o tym reporta¿, któremu da³ œwietny tytu³: „Poker na po³oninach”. Po kilku a nawet kilkunastu latach, od czasu do czasu widywa³em tych dawnych szpanerów w³aœnie w takich budach skleconych nad zamarzniêtym potokiem. Gdy siê póŸniej pojawi³y pierwsze teksty o zakapiorach, nie czyta³em ich z wypiekami na twarzy. - Znam te osadnicze historie. - Innym razem musia³em noc¹ zjechaæ samochodem do rowu, bo tu¿ przed Cisn¹ na szosie le¿a³o dwóch leœnych ludzi. By³a jesieñ, a oni spali na asfalcie, bo na asfalcie by³o ciep³o. Oczywiœcie byli w sztok pijani. - Mój najserdeczniejszy przyjaciel z grona zakapiorów, Jêdrek Wasielewski „Po³onina”, o którym po³owa teraŸniejszych rzeŸbiarzy w Bieszczadach mówi, ¿e byli jego uczniami, zgin¹³, bo szed³ pijany i zasn¹³ na drodze. Przejecha³ go samochód, który prowadzi³ te¿ pijany kierowca. Jêdrek by³ m³odszy ode mnie, jeszcze by ¿y³, rzeŸbi³. - Zazdroszczê panu, ¿e w tych ksi¹¿kach jest tyle sympatii dla tych ludzi. - Pan by³ z zewn¹trz, pan ich widzia³ z doskoku, a ja by³em stamt¹d, ze œrodka, spoœród nich. Wszystkich znalem osobiœcie, przyjaŸni³em siê z nimi, pi³em z nimi wódkê, piwo… Jêdrek Wasielewski przychodzi³ brudny, osikany, œmierdz¹cy do mnie do domu wieczorem przenocowaæ i co? Mia³em go wyrzuciæ bo œmierdzia³? - Którego ze swoich zakapiorów ceni pan najwy¿ej? Fot. Archiwum

- Z artystów? - Nie, w ogóle. - Zdzicha Pêkalskiego. Drugim jest Jêdrek Wasielewski. Na tej dwójce opar³em ca³e moje artystyczne poznawanie Bieszczadów. Nie wyobra¿am sobie tamtych Bieszczadów bez nich. Pêkalski wymyœli³ sobie malowanie na starych deskach. To teraz jest tak powszechne… Co chwilê ktoœ maluje na deskach to anio³y, to ikony, a Pêkalski by³ pierwszy i to on Madonnê w œwiñskim korycie namalowa³. Zdzichu ju¿ szósty rok jest w œpi¹czce… W marcu bêdzie szósty rok, jak dopad³ go wylew. Nie ma z nim ¿adnego kontaktu. - Gdy siê teraz latem przyje¿d¿a w Bieszczady widaæ mê¿czyzn przyje¿d¿aj¹cych wypasionymi samochodami, którzy po wyjœciu z auta ubieraj¹ skórzane kamizelki, kapelusze i pozuj¹ na kowbojów. - Napisa³em ksi¹¿kê pt. „Dzikie pola socjalizmu, czyli kowbojskie Bieszczady”. I odezwali siê do mnie ludzie, którzy jeszcze w 1958 roku byli kowbojami. Jeden napisa³ do mnie z Niemiec, inny a¿ z Kanady. Oni w dalszym ci¹gu, niezale¿nie, ¿e to kowbojowanie pod ka¿dym wzglêdem by³o fikcj¹, ¿yj¹ tamtymi czasami. Bo to by³a ich m³odoœæ. S¹ w tej swojej przesz³oœci emocjonalnie zanurzeni po uszy. A to pierwsze stado, które wypasali, po wypasie wa¿y³o mniej ni¿ przed. - Kiedy by³ pan ostatni raz w Bieszczadach? - Na pocz¹tku listopada w Cisnej. Co roku robimy zakapiorskie zaduszki. Mamy tam postawion¹ kapliczkê. - Kto j¹ wyrzeŸbi³? - Umyœli³em sobie, ¿e skoro nasi zakapiorzy umieraj¹, to trzeba w jakiœ sposób o nich pamiêtaæ. Oprócz tego, ¿e maj¹ swoje groby, postawiliœmy jeszcze tê swoist¹ kapliczkê. To jest drewniany s³up, na którym przybijamy wizytówki z nazwiskami, takie, jakie przybija siê na drzwiach mieszkañ. W tej chwili jest ju¿ tam 67 tabliczek. Na s³upie jest beczka po piwie, w której jest wyciêty otwór. Siedzi w nim Chrystus frasobliwy w kapeluszu na g³owie, bo przecie¿ zakapiorom jest poœwiêcona. I przez ksiê¿y te¿. Dwóch ich œwiêci³o - rzymskokatolicki i greckokatolicki. - Kto wyrzeŸbi³ figurkê Chrystusa? - Pierwsz¹ Zdzichu Pêkalski, ale go sukinsyny jakieœ ukradli. Drug¹, a w³aœciwie kopiê tej pierwszej, zrobi³ znajomy rzeŸbiarz z Rogów ko³o Krosna. Pierwsze wizytówki, zaraz po poœwiêceniu kapliczki, przybija³a ca³a bieszczadzka elita. - Kiedy to by³o? - W 2008 roku. - Ma pan œwiadomoœæ, ¿e stworzy³ mit ludzi niezwyk³ych, którzy ¿yli nie tak dawno w Bieszczadach? Swoist¹ legendê bieszczadzk¹?

- Ktoœ napisa³, ¿e Potocki jest twórc¹ bieszczadzkiego zakapioryzmu. Mam œwiadomoœæ, ¿e pisz¹c o nich, jednak mitologizowa³em ich postacie. Œwiadomie. Wybiera³em to, co w nich by³o najlepsze. Je¿eli w ich zachowaniach by³o coœ, co wywo³ywa³o u mnie negatywne odczucia, to to coœ pomija³em. Œwiadomie robi³em z nich dobrych ludzi. Gdy robi³em o nich filmy, nigdy nie chcia³em pokazaæ ich w z³ym œwietle. Szuka³em tego, co jest w cz³owieku dobre. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


Au­ta­elek­trycz­ne­za­czy­na­ją­do­mi­no­wać 24 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Rewolucja w motoryzacji czyli...

Wojciech Sandecki

Nie wiadomo, czy zmieni uk³ad si³ w bran¿y, ale wiele wskazuje na to, ¿e warunki dyktowaæ bêdzie Azja. Konkretnie: Japonia, Korea Po³udniowa i Chiny. Te trzy kraje dysponuj¹ bowiem najwiêkszymi mo¿liwoœciami produkcyjnymi jednego z czterech najwa¿niejszych elementów, które w rozwijaj¹cej siê (na razie ma³ymi krokami) rewolucji w bran¿y motoryzacyjnej bêd¹ czynnikiem decyduj¹cym o jej powodzeniu.

Trwaj¹ca ju¿ acz nieobecna jeszcze w powszechnej œwiadomoœci rewolucja w bran¿y moto zakodowana jest pod czterema literami: ACES. To akronim angielskich s³ów: Autonomous, Connected, Electric, Shared (autonomiczny, powi¹zany z internetem, elektryczny, wspó³dzielony). Pod ka¿dym z tych s³ów kryj¹ siê przedsiêwziêcia (technologiczne, ekonomiczne, organizacyjne), które trzeba opracowaæ, scaliæ w jedno, stworzyæ i opracowaæ standardy. Przedsiêwziêcia ogromne, bo na przyk³ad bez upowszechnienia sieci ³¹cznoœci 5G nie da siê wprowadziæ komunikacji autonomicznej, czyli samochodów bez kierowcy. Podobnie jest z samochodami elektrycznymi. Ju¿ s¹, ju¿ je¿d¿¹, w niektórych krajach, na przyk³ad w Norwegii, zaczynaj¹ to byæ pojazdy dominuj¹ce (na razie w sprzeda¿y, jeszcze nie na drogach), ale bez utworzenia publicznej i powszechnie dostêpnej sieci ³adowania samochodów elektromobilnoœæ nie dostanie rozwojowego kopa. I w³aœnie w tym elemencie motoryzacyjnej rewolucji dominuj¹ca rolê odgrywaj¹ trzy wymienione na wstêpie kraje Azji. Dlaczego akurat one? Zapewne dlatego, ¿e okaza³y siê najlepsze w przewidywaniu przysz³oœci. Skoro bowiem lata temu pojawi³y siê pierwsze sygna³y o szkodliwoœci paliw kopalnych na ziemski klimat a zaraz potem przeb¹kiwania, ¿e przysz³oœæ motoryzacji to samochody czyste, nieemituj¹ce szkodliwych zwi¹zków do atmosfery, dokonano analizy, co mo¿e dawaæ przysz³ym samochodom czysty napêd. Gaz jest oczywiœcie bardziej ekologiczny od ropy, ale te¿ emituje do atmosfery CO2, najlepszy, bo absolutnie czysty by³by wodór, ale to technologia niezwykle trudna do zastosowania w samochodach, aczkolwiek s¹ tacy (Honda), którzy z tym napêdem siê si³uj¹. Byæ mo¿e w przysz³oœci, nie wiadomo na razie jak dalekiej, ta technologia oka¿e siê najlepsza, ale wszystkie znaki na ziemi wskazywa³y, ¿e rewolucja oprze siê jednak na energii elektrycznej. I myœl¹cy przysz³oœciowo ludzie z bran¿y moto w trzech krajach Azji uznali, ¿e skoro tak, to trzeba opracowaæ i jak najszybciej wprowadziæ do produkcji technologie baterii, z których

bêdzie siê budowaæ akumulatory dla samochodów elektrycznych. Odkrycia naukowców zwi¹zane z wykorzystaniem litu do produkcji tych¿e baterii, pozwoli³y budowaæ baterie litowo-jonowe o znacznie wiêkszej pojemnoœci ni¿ dotychczas. Postawienie na elektrycznego konia, czyli baterie litowo-jonowe, sprawi³o, ¿e dziœ to bramy ich wytworni w Japonii, Korei P³d. i w Chinach przekraczaj¹ wszyscy ci, którzy przymierzaj¹ siê do produkcji samochodów elektrycznych. Wiod¹cymi na œwiecie producentami baterii do akumulatorów samochodów elektrycznych s¹ bowiem firmy, które dotychczas znane by³y i kojarzone raczej z produkcj¹ telewizorów i bran¿¹ AGD, a nie z motoryzacj¹. To japoñski Panasonic, koreañskie Samsung i LG Chem oraz chiñski BYD. W ¿adnym œwiatowym koncernie samochodowym auta z napêdem elektrycznym nie stanowi¹ jeszcze nawet jednej trzeciej produkcji, a wspomniani producenci baterii ju¿ teraz nie nad¹¿aj¹ za popytem. W Polsce w tej chwili mówi siê o kolejnym du¿ym sukcesie w pozyskiwaniu zagranicznych inwestorów, poniewa¿ Mercedes zdecydowa³ siê wybudowaæ w Jaworze na Dolnym Œl¹sku fabrykê akumulatorów, ale tak naprawdê bêdzie to tylko montownia ogniw importowanych w³aœnie z Azji. Nie jest wiêc wykluczone, ¿e chocia¿by z tego powodu rewolucja w bran¿y moto nie dozna gwa³townej erupcji i nadal postêpowaæ bêdzie do przodu metod¹ ma³ych kroków. Czas poka¿e. Przes¹dzaæ nie mo¿na, bo jedyn¹ firm¹ spoza grona koncernów od lat obecnych i dyktuj¹cych warunki w bran¿y moto, jest amerykañska Tesla. Na niej nie ci¹¿y ¿adna produkcja aut spalinowych, od pocz¹tku jest nastawiona na auta elektryczne, a jej szef - Elon Musk, wyk³ada ogromne œrodki na doskonalenie ogniw do akumulatorów swoich aut. Gdy rok temu zapowiedzia³, ¿e baterie Tesli bêd¹ zasilaæ samochody przez milion mil, zosta³ wyœmiany, ale we wrzeœniu br. to on siê œmia³ jako ostatni. Prowadz¹ca bowiem badania na wy³¹cznoœæ Tesli grupa naukowców z Dalhousie University w kanadyjskim Halifaxie (prowincja Nowa Szkocja) og³osi³a bowiem, ¿e opracowa³a w³aœnie akumulator litowo-jonowy, bêd¹cy w stanie zasilaæ pojazd elektryczny przez ponad milion mil i który to akumulator traci w tym okresie mniej ni¿ 10 procent pojemnoœci energetycznej. Badania wynalazców wykaza³y, ¿e samochód z takimi bateriami mo¿na bêdzie ³adowaæ 4 tysi¹ce razy. Baterie opracowane 5 lat temu ju¿ po 1 tysi¹cu ³adowañ traci³y a¿ po³owê pojemnoœci. Nowe baterie zwiêksz¹ zasiêg samochodu do 370 mil czyli do 590 km. Parametry, które osi¹gnêli naukowcy z uniwersytetu w Halifaxie s¹ niezmiernie istotne dla rozwoju rynku samochodów elektrycznych. Akumulator stanowi bowiem ok. po³owê wartoœci elektrycznego samochodu. Gdy wiêc bateria utraci pojemnoœæ energetyczn¹, w³aœciciel pojazdu staje przed dylematem odwieŸæ auto na z³om i kupiæ nowe, czy za po³owê ceny nowego auta sprawiæ dotychczasowemu nowy akumulator. O ile wiêc Azjaci s¹ w tej chwili g³ównymi dostawcami masowych iloœci baterii do samochodów elektrycznych, to rozwój

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

tego segmentu dokonuj¹cej siê motoryzacyjnej rewolucji nale¿y, jak wskazuj¹ ostatnie osi¹gniêcia w tej dziedzinie, do Tesli Elona Muska. Ale… Ani on, ani Azjaci nie powiedzieli w tej dziedzinie ostatniego s³owa. Rewolucja, jak widaæ trwa i nic jej ju¿ nie zatrzyma. Ale jest niezwykle kosztowna. W kontekœcie miliardów dolarów, które poch³aniaj¹ badania i koniecznoœæ rozwoju nowych technologii, szefowie koncernów motoryzacyjnych doszli do wniosku, ¿e nale¿y ³¹czyæ si³y, bo w pojedynkê trudno bêdzie te koszty udŸwign¹æ. Pierwszym, który zacz¹³ mówiæ, ¿e kosztowny rozwój nowych technologii w przemyœle motoryzacyjnym doprowadzi do tego, ¿e na œwiecie ostan¹ siê cztery koncerny, mo¿e piêæ, by³ szef Fiata, Sergio Marchionne. Gdy w 2008 r. kryzys finansowy niemal powali³ amerykañskich producentów samochodów, Marchionne przej¹³ amerykañskiego Chryslera (Jeep to jego marka)i utworzy³ w³osko-amerykañski koncern FCA (Fiat Chrysler Automobile) , który usadowi³ siê w Holandii. Mimo tego maria¿u firma by³a ósma w œwiatowej klasyfikacji koncernów i Marchionne ca³y czas myœla³ o kolejnej fuzji. Gdy przygotowywa³ siê do kolejnej, niespodziewani zmar³. Ale jego myœl kontynuowa³ nastêpca na stanowisku szefa FCA, John Elkann i znalaz³ chêtnego - francuski koncern PSA (Peugeot, Citroën, DS), który nie tak dawno odkupi³ od General Motors niemieckiego Opla. To nie jedyny producent samochodów, który szuka partnera lub partnerów. Wiadomo ju¿, ¿e w 2021 r. Mazda i Toyota rozpoczn¹ produkcjê we wspólnie wybudowanej fabryce w USA. Toyota zawar³a równie¿ sojusz z chiñskim koncernem BYD, który, jak pisaliœmy wy¿ej, jest jednym z potentatów w produkcji baterii litowo-jonowych do samochodów elektrycznych ale tak¿e producentem takich samochodów. Volkswagen dogada³ siê z Fordem co do wspólnej produkcji samochodów u¿ytkowych i zainwestowa³ w nale¿¹c¹ do Forda spó³kê Argo A1, która zajmuje siê technologiami dotycz¹cymi samochodów autonomicznych. Wielcy motoryzacyjnego œwiata te¿ dochodz¹ do wniosku , ¿e bez sojuszu z innymi mo¿na przestaæ nale¿eæ do wielkich. To na razie niepotwierdzone informacje, ale coraz czêœciej przecieka do mediów, a za ich poœrednictwem do opinii publicznej, ¿e BMW i Daimler prowadz¹ rozmowy i nie s¹ to na pewno rozmowy o pogodzie, a o ewentualnej wspó³pracy, podobnie jak niejawne jeszcze spotkania szefów Forda z ich odpowiednikami z General Motors. Ale najbardziej zaawansowane w najnowszych samochodowych technologiach s¹ takie firmy jak zwi¹zany z Google koncern Alphabet czy wspomniana ju¿ Tesla. A to ju¿ jest oczywista wskazówka, ku czemu zmierza i z czym w bli¿szej lub dalszej przysz³oœci po¿egna siê przemys³ motoryzacyjny. To, do czego doprowadzi rewolucja, to bêd¹ po prostu komputery na ko³ach. Na razie bran¿y motoryzacyjnej brakuje kilkuset tysiêcy programistów, by tê przysz³oœæ szybko urzeczywistniaæ. Dzisiejsze samochody musz¹ mieæ supernowoczesne oprogramowanie, które, mówi¹c jêzykiem specjalistów, wymaga 100 milionów linii kodu, a w przypadku samochodów autonomicznych nawet 300 milionów. Aby uœwiadomiæ sobie jak ogromny to skok w nowoczesne technologie trzeba dla porównania przywo³aæ, ¿e Facebook, z którego korzystaj¹ setki milionów internautów, dzia³a w oparciu o oprogramowanie bazuj¹ce na 60 milionach owych linii kodu. I teraz mo¿emy sobie tylko wyobra¿aæ, jak bêdzie wygl¹da³a przysz³oœæ motoryzacyjnej bran¿y, która na razie jest na etapie zaledwie pe³zaj¹cej rewolucji. n


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

25

Polskie z³oto ma za sob¹ d³ug¹ wêdrówkê i to przez cztery kontynenty

Wędrów­ki­pol­skie­go­zło­ta Andrzej Fliss W poniedzia³ek 5 listopada Adam Glapiñski, prezes Narodowego Banku Polskiego pochwali³ siê, ¿e w³aœnie sprowadzi³ do Polski 100 ton z³ota, znajduj¹cego siê dotychczas w Banku Anglii. I pod adresem PiS-owskiego suwerena wyg³osi³ propagandow¹ formu³kê: - Z³oto Polaków, tak jak obiecaliœmy, sprowadziliœmy do domu. W tym roku kupiliœmy 100 ton, w zesz³ym roku ponad 25 ton. W ten sposób bardziej ni¿ podwoiliœmy nasze zasoby z³ota. Doszliœmy do œwiatowego poziomu œredniego. I w ten sposób prezentujemy polsk¹ gospodarkê i polski bank centralny jako te, które gwarantuj¹ pe³n¹ stabilnoœæ i bezpieczeñstwo. Rezerwy z³ota w Polsce osi¹gnê³y poziom analogiczny do innych, wysoko uprzemys³owionych i cywilizowanych krajów.

Przywiezienie polskiego z³ota do kraju pochwali³ tak¿e Marcin Mrowiec, g³ówny ekonomista Banku Pekao: - Decyzja o sprowadzeniu czêœci rezerw z³ota do Polski jest s³uszna. Posiadanie ich we w³asnym skarbcu to najwy¿sza forma kontroli nad nimi, oprócz dywersyfikacji miejsc przechowywania rezerw. (… ) Nale¿y kibicowaæ dalszym zakupom. Udzia³ z³ota w rezerwach walutowych Polski wci¹¿ jest ni¿szy ni¿ udzia³ tego kruszcu w rezerwach banków centralnych w Europie (20 proc.) oraz wyraŸnie ni¿szy ni¿ takich krajów jak USA, Niemcy czy Francja, gdzie stanowi ponad 70 proc. rezerw. Zupe³nie natomiast zbagatelizowa³ to wydarzenie Marek Belka, szef Narodowego Banku Polskiego przed Adamem Glapiñskim. - Z biznesowego punktu widzenia to ruch bez znaczenia powiedzia³ Marek Belka. - To dzia³anie stricte PR-owe. Ma wzmacniaæ wizerunek silnego pañstwa. Tymczasem w praktyce nie jest ¿adn¹ zmian¹. Powa¿ny ekonomista nie powinien siê takimi sprawami w ogóle zajmowaæ. Ten ruch nie ma z punktu widzenia gospodarczego czy rynkowego najmniejszego znaczenia. Sk³aniam siê do opinii Marka Belki, który jako makroekonomista ma wiêksze osi¹gniêcia i doœwiadczenie od Adama Glapiñskiego. Ma bowiem w swoim cv kilkuletni¹ pracê w miêdzynarodowych instytucjach finansowych. By³ sekretarzem wykonawczym Europejskiej Komisji Gospodarczej Organizacji Narodów Zjednoczonych, a tak¿e dyrektorem Departamentu EuFot. Archiwum (1)

ropejskiego Miêdzynarodowego Funduszu Walutowego. Ale przejdŸmy do faktów. 100 ton z³ota sprowadzonego do Polski ma wartoœci ok. 18 miliardów z³otych. Glapiñski powiedzia³, ¿e NBP nie bêdzie obraca³ tym z³otem, bêdzie ono stanowi³o trwa³a rezerwê banku centralnego. Przyzna³ równie¿, ¿e w Banku Anglii znajduje siê jeszcze 129 ton polskiego z³ota, które tam pozostanie jako zabezpieczenie transakcji przeprowadzanych przez NBP. Jest to zgodne z miêdzynarodowymi standardami. Wiele krajów swoje znacz¹ce rezerwy z³otego kruszcu przechowuje w bankach znajduj¹cych siê w œwiatowych centrach rozliczeniowych, a takimi s¹ Londyn oraz Nowy Jork. - Z mo¿liwoœci przechowywania z³ota w Banku Anglii korzysta wiêkszoœæ kontrahentów aktywnych na œwiatowym rynku z³ota - powiedzia³ Glapiñski. - Pozwala to nie tylko bezpiecznie przechowywaæ zasoby, ale równie¿ podnosiæ ich dochodowoœæ. W 2018 roku przychody z lokat w z³ocie wynios³y 2,7 mln euro, czyli ok. 11,4 mln z³. Mo¿na siê oczywiœcie sprzeczaæ, czy z³oto stanowi¹ce rezerwy walutowe danego kraju jest bezpieczne w jego skarbcu, czy w bankach zagranicznych. W ostatnich kilkunastu miesi¹cach mo¿na to by³o przeœledziæ na przyk³adzie Wenezueli. Z³oto tego otó¿ kraju z³o¿one w Wielkiej Brytanii jako zabezpieczenie po¿yczki przej¹³ Deutsche Bank na poczet sp³aty zad³u¿enia, poniewa¿ wenezuelski rz¹d nie kwapi³ siê ze sp³at¹. Mia³ oczywiœcie zasoby z³otego kruszcu tak¿e w krajowym banku cen-

tralnym, ale i tam okaza³o siê ono nie byæ bezpieczne. Czêœæ krajowych rezerw ukrad³ otó¿ Wenezuelczykom ich w³asny rz¹d. Wed³ug agencji Reutera, w kwietniu br., gdy kryzys gospodarczy kraju osi¹gn¹³ apogeum, re¿im Maduro wywióz³ z kraju 8 ton z³ota. Samolot, który je wywióz³, mia³ rosyjskie znaki rejestracyjne, ale do koñca nie wiadomo, czy z³oto wyl¹dowa³o w Rosji, czy w Turcji. Czy zosta³o sprzedane, czy znalaz³o siê tam jako zabezpieczenie materialnej przysz³oœci obecnie rz¹dz¹cej ekipy, gdy bêdzie musia³a uciekaæ z kraju? Nie wiadomo. Polskie z³oto te¿ ma za sob¹ d³ug¹ wêdrówkê i to przez cztery kontynenty. Tê wêdrówkê wymusi³a wojna. Nim do niej dosz³o, w Polsce powsta³ej z rozbiorowego rozbicia utworzono w 1924 r. Bank Polski, który by³ co prawda spó³k¹ prywatn¹, ale jako jedyny otrzyma³ od rz¹du prawo do emisji z³otego. Z³oty mia³ mieæ pokrycie w z³otym kruszcu w takiej samej proporcji jak ówczesny frank szwajcarski, czyli 1 z³ mia³ mieæ wartoœæ 0,29 g z³ota. W chwili napaœci hitlerowskich Niemiec Bank Polski posiada³ 79,6 ton z³ota w sztabach i monetach, z której to iloœci jedynie jedna pi¹ta by³a przechowywana za granic¹. Cztery pi¹te znajdowa³o siê w skarbcu BP i ju¿ w pierwszych dniach wrzeœnia, gdy okaza³o siê , ¿e niemiecka agresja postêpuje bardzo szybko, postanowiono wywieŸæ je za granicê. Niemcy doskonale wiedzieli, jakie s¹ zasoby z³otego kruszcu w BP. Liczyli, ¿e uda siê im je przej¹æ, tak jak przejêli 100 ton z³ota po aneksji Austrii. Podczas ca³ej wojny Niemcy zrabowali z banków podbitych krajów ponad 600 ton z³ota. Polskiego nie uda³o im siê przej¹æ, mimo ¿e sformowali do tego przedsiêwziêcia specjaln¹ jednostkê. Przechytrzy³ ich pu³kownik Ignacy Matuszewski. By³ jednoosobowo odpowiedzialny za uchronienie z³otych zasobów BP przed niemiecka grabie¿¹ i przewiezienie go do bezpiecznego kraju za granic¹. Z³oto wywo¿ono z Warszawy zarekwirowanymi autobusami i ciê¿arówkami. Oczywiœcie w œcis³ej tajemnicy. Potem poci¹giem do Rumunii. W Rumunii za³adowano je na statek, który przez Turcjê i Syriê dotar³ do Libanu. Ale w tym kraju by³o go ju¿ o 3 tony mniej. Owe 3 tony pozostawiono w Rumunii, gdzie ukryto je przez Niemcami w zalanej wod¹ grocie. Z³oto dowiezione do stolicy Libanu podzielono na trzy czêœci i na pok³adzie trzech okrêtów marynarki francuskiej (kr¹¿ownik „Emil Bertin” i kontrtorpedowce „Vauban” oraz „Epervier”) dotar³o do portu w Tulonie. Przed zajêciem ca³ej Francji przez Niemców z³oto przetransportowano na Saharê. Po Europie i Azji, by³ to trzeci kontynent, na którym wyl¹dowa³o. Ale to jeszcze nie by³ koniec historii polskiego z³ota. Bo… Jeszcze podczas wojny Francuzi chcieli zarekwirowaæ polskie z³oto. Odst¹pili od tego dopiero wtedy, gdy wytyczono im w tej sprawie proces w USA. Polski rz¹d odzyska³ prawo do niego w 1944 i zdecydowa³, ¿e podzieli je na trzy partie, z których jedna znalaz³a siê w Banku Anglii, druga w Banku Rezerwy Federalnej USA, trzecia w… Kanadzie. Po zainstalowaniu siê w Polsce komunistycznego rz¹du, jego w³adze zaczê³y zaci¹gaæ za granic¹ po¿yczki pod zastaw z³ota znajduj¹cego siê w skarbcach Wielkiej Brytanii, USA i Kanady. I tym sposobem Bank Polski straci³ wiêkszoœæ zasobów z³otego kruszcu, który z takim trudem uda³o siê uratowaæ przed zrabowaniem go przez Niemców. Rezerwy w z³ocie Polska zaczê³a tworzyæ ponownie dopiero od 1986 r., kiedy zosta³a cz³onkiem Miêdzynarodowego Funduszu Walutowego. Podobno pierwsze jego partie kupowano w Chinach. W tym samym 1986 r. na kanwie „ucieczki” polskiego z³ota przed niemieckimi wojskami, nakrêcono fabularny film sensacyjny pt. „Z³oty poci¹g”. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


Państwo bezprawia 26 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Bezkarny prezes

Andrzej Barczyñski

O tej sprawie pisaliœmy kilkakrotnie, wiêc tym razem nie bêdziemy wchodziæ w szczegó³y, ale napisaæ musimy, poniewa¿ naszym Czytelnikom nale¿y siê ci¹g dalszy i zwi¹zane z tym wyjaœnienia. Chodzi o sprawê budowy przez PiS z inicjatywy Jaros³awa Kaczyñskiego dwóch ogromnych wie¿owców w Warszawie. Mia³y stan¹æ na dzia³ce przy ulicy Srebrnej, niedaleko budynku przy ulicy Nowogrodzkiej, w którym znajduje siê g³ówna siedziba partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwoœæ. Nazwie coraz bardziej szyderczej.

Decyzje o budowie wie¿owców Kaczyñski podj¹³ po wygranych wyborach w 2015 r. Jak twierdz¹ osoby z jego najbli¿szego otoczenia mia³ to byæ swoisty, symboliczny pomnik jego i jego nie¿yj¹cego brata bliŸniaka Lecha, który zgin¹³ w katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleñsku. Po wyborach w 2015 r. Kaczyñski sta³ siê jednoosobowym w³adc¹ Polski, który podporz¹dkowa³ sobie wszystkie istotne dla funkcjonowania pañstwa urzêdy i instytucje. Na ich szefów mianowa³ swoich podw³adnych, którzy na wyœcigi spe³niali ka¿de jego polecenie i ¿yczenie. Budowa dwóch bliŸniaczych wie¿ w centrum stolicy mia³a kosztowaæ ok. 300 milionów euro. Partia PiS jest bogata, poniewa¿ na jej us³ugach i na polecenie Kaczyñskiego utworzona zosta³a spó³ka Srebrna prowadz¹ca lukratywn¹ dzia³alnoœæ gospodarcz¹. Jednak na jej koncie nie by³o nawet jednej dziesi¹tej kwoty potrzebnej do wybudowania wie¿owców. Ale to nie by³ problem. Jak napisaliœmy wczeœniej, Kaczyñski podporz¹dkowa³ sobie wa¿ne dla pañstwa instytucje, w tym m.in. banki, a wœród nich odkupiony od w³oskiego w³aœciciela jeden z najwiêkszych banków - Pekao SA. Na prezesa tego banku mianowa³ pos³usznego swojej woli, politycznie zwi¹zanego z PiS cz³owieka, niejakiego Micha³a Krupiñskiego. I to bank Peako SA mia³ udzieliæ spó³ce powo³anej do budowy wie¿owców ów kredyt opiewaj¹cy na 300 mln euro. Pod koniec 2017 r. Kaczyñski zleci³ prace przygotowawcze zwi¹zane z budow¹ wie¿owców powi¹zanemu z nim rodzinnie Geraldowi Birgfellnerowi (m¹¿ córki jednego z najbli¿szych kuzynów Kaczyñskiego), austriackiemu biznesmenowi dzia³aj¹cemu w bran¿y deweloperskiej. B³¹d Austriaka polega³a na tym, ¿e by³a to umowa d¿entelmeñska, czyli „na gêbê”. Birgfellner uwierzy³ w wiarygodnoœæ zapewnieñ Kaczyñskiego, poniewa¿ bywa³ w jego partyjnym gabinecie, widzia³ i s³ysza³, jak wydaje polecenia dotycz¹ce tak¿e wa¿nych dla polskiego pañstwa kwestii i przekonywa³ siê, ¿e s¹ one bez najmniejszych sprzeciwów wykonywane. Zabra³ siê wiêc energicznie do pracy, zatrudni³ architektów, konstruktorów, kancelarie prawnicz¹, speców od budownictwa wysokoœciowego i wielu innych ludzi oraz firm niezbêdnych w pracach przygotowawczych przy tego typu obiektach. Wszystko sz³o zgodnym trybem, ale wiosn¹ 2018 r. Kaczyñski powiedzia³ Birgfellnerowi, by wstrzyma³ wszel-

kie prace. Uzasadni³ to tym, ¿e jesieni¹ tego roku maj¹ siê odbyæ wybory samorz¹dowe i jeœli do opinii publicznej przedostan¹ siê informacje, ¿e partia PiS buduje dwa wie¿owce za ogromn¹ kwotê 300 mln euro, to kandydat PiS na prezydenta Warszawy te wybory przegra. Co prawda do jesiennych wy bo rów spra wê bu do wy udawa³o siê utrzymaæ w tajemnicy, ale kandydat PiS na prezydenta Warszawy, niejaki Patryk Jaki, wybory i tak przegra³. Sprawê wyci¹gn¹³ na œwiat³o dziennie sam Birgfellner, poniewa¿ nie móg³ siê doprosiæ Kaczyñskiego, by podleg³a mu spó³ka Srebrna, która by³a formalnym zleceniodawc¹, zap³aci³a mu za ju¿ wykonane prace. Wyceni³ je na niebagateln¹ kwotê 1,3 mln euro. W momencie, gdy us³ysza³ od wspó³pracowników Kaczyñskiego ze spó³ki Srebrna, ¿e nie dostanie za swoj¹ pracê ani grosza, prowadzone z Kaczyñskim rozmowy zacz¹³ nagrywaæ. Poniewa¿ upominanie siê o zap³atê nie przynosi³o efektu, wiosn¹ 2019 r. udostêpni³ nagrania mediom i Gazeta Wyborcza d³ugie ich fragmenty opublikowa³a w jednym ze swoich wydañ. Birgfellner zawiadomi³ te¿ prokuraturê o podejrzeniu pope³nienia przez Kaczyñskiego oszustwa poprzez niezap³acenie mu za wykonane prace, a na swoich pe³nomocników powo³a³ mecenasów Romana Giertycha oraz Jacka Dubois. I w tym momencie rozpoczyna siê podrêcznikowy wrêcz przyk³ad, jak zale¿ny od w³adzy wykonawczej aparat sprawiedliwoœci chroni przed postêpowaniem prokuratorskim i s¹dowym swojego funkcjonariusza, w tym przypadku szefa rz¹dz¹cej partii – Jaros³awa Kaczyñskiego. Na czele resortu sprawiedliwoœci stoi Zbigniew Ziobro, absolutnie podleg³y i uleg³y Kaczyñskiemu. Jest on zarazem prokuratorem generalnym. Inny s³owy – oddano w jego rêce „zarz¹dzanie” prokuratorami, czyli tymi, którzy oskar¿aj¹ i s¹dami, które wydaja wyroki. O ile Ziobrze uda³o siê podporz¹dkowaæ sobie ca³kowicie prokuratorów, o tyle sêdziowie w zdecydowanej wiêkszoœci nie chc¹ oddaæ w jego rêce swojej niezawis³oœci. Ale to tak na marginesie. Bezkarnoœæ funkcjonariuszy pañstwa PiS wobec prawa perfekcyjnie ilustruje w³aœnie sprawa Birgfellner versus Kaczyñski. Otó¿ po z³o¿eniu zawiadomienia o mo¿liwoœci pope³nienia przestêpstwa prokuratura musi w ci¹gu 30 dni podj¹æ decyzjê, czy wszczyna w danej sprawie œledztwo, czy j¹ umarza. W tej sprawie prokuratura zupe³nie zignorowa³a przepisy prawa. Siedem razy, w sumie przez 60 godzin, przes³uchiwa³a Birfellnera, ale decyzji o podjêciu œledztwa lub umorzeniu nie podejmowa³a. Czytelnik zapyta zapewne – dlaczego? Gdyby otó¿ umorzy³a sprawê, pe³nomocnicy Birgfellnera natychmiast wnieœliby do s¹du odwo-

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

³anie od tej decyzji i przedstawili dowody, ¿e decyzja prokuratury jest bezzasadna, na dodatek wnieœli do s¹du o przes³uchanie Kaczyñskiego. Gdyby zaœ prokuratura podjê³a decyzjê o wszczêciu œledztwa, to te¿ musia³aby wezwaæ Kaczyñskiego na przes³uchanie. Ten zaœ jak ognia unika³ przes³uchania, poniewa¿ musieliby wzi¹æ w nim udzia³ pe³nomocnicy Birgfellnera. To by³o dla Kaczyñskiego nie do przyjêcia i upokarzaj¹ce. Musia³by odpowiadaæ na dziesi¹tki ich pytañ, w tym na pytania Romana Giertycha, który w latach 2005-2007 by³ wicepremierem w pierwszym rz¹dzie PiS, nie rozsta³ siê z Kaczyñskim w zgodzie, a teraz nie ukrywa swojej niechêci do prezesa PiS. Prawnicy PiS gor¹czkowo wiêc poszukiwali rozwi¹zania, by swojego tchórzliwego i niehonorowego szefa uchroniæ przed konfrontacyjnym spotkaniem w prokuraturze. I znaleŸli. Co prawda jest ono sprzeczne z prawem, ale Kaczyñski ju¿ nie raz pokaza³, ¿e akceptuje zasady prawa, ale tylko wtedy, gdy jest ono zgodne z jego oczekiwaniami. Po publikacjach nagrañ rozmów Bilgfellnera z Kaczyñskim, prezes PiS wniós³ do prokuratury przeciwko Gazecie Wyborczej o znies³awienie. I w tej sprawie ochoczo pojawi³ siê w prokuraturze, by zeznawaæ. Powiedzia³ wtedy prokuratorom, ¿e nie jest prawd¹ jakoby cokolwiek zleca³ Birgfellnerowi i ¿e to Austriak namówi³ go na inwestycje „wykorzystuj¹c powi¹zania rodzinne i wprowadzaj¹c w b³¹d”. Te s³owa stoj¹ w absolutnej sprzecznoœci z tymi, które pad³y na nagranych rozmowach z Birgfellnerem, kiedy mówi: „Srebrna, czyli ja”, „Ta robota by³a robiona dla nas, znaczy dla Srebrnej”, „Ta robota by³a robiona dla nas i wiem, ¿e trzeba zap³aciæ”. Na bezpoœredni rozkaz ministra Ziobry, a poœredni Kaczyñskiego, prokuratorzy uznali jego s³owa za „sama prawdê i tylko prawdê”, nie podjêli te¿ ¿adnych chocia¿by prób, by je zweryfikowaæ. Wiêkszoœæ piêciu mandatów w polskim sejmie jest dla Kaczyñskiego narzêdziem niszczenia polskiego prawa i stawiania siê samemu ponad nim. Uwa¿ny Czytelnik powie zapewne: „No dobrze, ale te zeznania Kaczyñskiego by³y w zupe³nie innej sprawie, bo w wytoczonej przez niego Gazecie Wyborczej o znies³awienie, wiêc jak to siê ma do sprawy Birgfellnera i budowy owych wie¿owców?”. W pañstwie bezprawia, jakim pod w³adz¹ Kaczyñskiego sta³a siê Polska, ma siê otó¿ tak, ¿e prowadz¹ca sprawê Birgfellner vs Kaczyñski prokurator Renata Œpiewak w³¹czy³a owe k³amliwe opowieœci Kaczyñskiego do prowadzonego przez siebie postêpowania. Da³a im absolutn¹ wiarê i odmówi³a wszczêcia œledztwa. Aby przykryæ swoj¹ decyzjê przed medialn¹ burz¹, zrobi³a to w pi¹tek po po³udniu, na dwa dni przed niedzielnymi wyborami do Sejmu w paŸdzierniku br. Wiadomo by³o, ¿e przez kilka kolejnych dni na czo³ówkach gazet i stacji telewizyjnych bêd¹ sprawy wyborów, a nie cwaniackiego wybiegu ratuj¹cego z opresji Kaczyñskiego. Takie s¹ w tej chwili w Polsce prawo i sprawiedliwoœæ. To pañstwo bezprawia. n Fot. Archiwum (2)


Ba­naś­nie­ustę­pu­je Niekoñcz¹ca sie afera szefa NIK-u

www.glospolonii.net

Seweryn Gruszczyñski

Jeszcze kilka miesiêcy temu cz³owiek ten by³ zupe³nie nieznany polskiej szerokiej opinii publicznej, By³ swoim wœród swoich, czyli wœród „wierchuszki” kacyków Prawa i Sprawiedliwoœci. Dziœ Marian Banaœ jest ksi¹¿kowym przyk³adem patologii pañstwa PiS, ale tak¿e cz³owiekiem, który mo¿e walnie przyczyniæ siê do kompromitacji pisowskiej w³adzy i rozwaliæ j¹ od œrodka. Mniej wiêcej miesi¹c temu jeden z wysoko postawionych funkcjonariuszy PiS mówi³, ¿e „umocowania polityczno-towarzyskie lokuj¹ Banasia wœród ludzi Jaros³awa Kaczyñskiego i Antoniego Macierewicza” . Cz³owiek reprezentuj¹cy ugrupowanie prawicowe pozostaj¹ce w sojuszu z PiS twierdzi³: „by³em zawsze zaskoczony, jak wielu polityków z w³adz PiS ulega³o czarowi Banasia, któremu ja i moja frakcja nigdy nie ulegaliœmy”. Gdy wybuch³a „afera Banasia”, jeden z polityków PiSpartii bagatelizowa³ j¹ argumentuj¹c: - Pocz¹tkowo wydawa³o siê, ¿e Banaœ bêdzie dla nas problemem, ale wiêkszoœæ Polaków zobojêtnia³a na afery. Wygraliœmy wybory, odciêliœmy siê od niego, a teraz niech robi swoje. Gdyby poda³ siê do dymisji, sam by siê spali³. By³em na kilku spotkaniach, na których nasze w³adze wci¹¿ wyra¿aj¹ siê o nim w samych superlatywach. Za kilka miesiêcy nikt nie bêdzie pamiêta³ o jego problemach, a przed nim szeœæ lat kadencji. Jest nam tam potrzebny. To wypowiedŸ sprzed ponad miesi¹ca. Dziœ Marian Banaœ jest dla PiS niczym gor¹cy kartofel. Od¿egnuj¹ siê od niego wszyscy znacz¹cy cz³onkowie tej partii, w³¹cznie z niejakim Stanis³awem Karczewskim, w poprzednim rozdaniu marsza³kiem Senatu, który po ujawnieniu sprawy Banasia zapewnia³ w mediach o jego uczciwoœci i nazwa³ go ”kryszta³owo czystym cz³owiekiem”. O „aferze Banasia” pisaliœmy na naszych ³amach zaraz po tym, gdy ujrza³a ona œwiat³o dzienne. Ale sprawa jest dynamiczna i od tamtego czasu na jaw wysz³y nowe, niezbyt korzystnie œwiadcz¹ce o prezesie NIK sprawy. Przypomnijmy wiêc je pokrótce. 30 sierpnia br. Sejm g³osami pos³ów PiS wybra³ Mariana Banasia na prezesa Najwy¿szej Izby Kontroli. Wczeœniej, po objêciu w³adzy przez PiS w 2015 r., zosta³ on wiceministrem finansów, któremu zlecono zadanie po³¹czenia s³u¿b podatkowych, celnych oraz skarbowych i utworzenie w ich miejsce urzêdu o nazwie Krajowa Administracja Skarbowa. Zrobi³ to i w 2016 r. zosta³ jej szefem. Trzy lata póŸniej zosta³ wybrany ministrem finansów. W partii PiS nadano mu ksywkê „¯elazny Marian”, poniewa¿ by³ ponoæ bezkompromisowy w realizowaniu zlecanych mu przedsiêwziêæ. Na nagraniach z Sejmu widaæ jak po wyborze na szefa NIK gratuluj¹ mu przedstawiciele rz¹du PiS. W tym tak¿e szefowie s³u¿b specjalnych na czele z Mariuszem Kamiñskim, obecnie szefem Ministerstwa Spraw Wewnêtrznych i Administracji maj¹cym pod sob¹ tak¿e wszystkie s³u¿by specjalne. Trzy tygodnie póŸniej, dok³adnie 21 wrzeœnia br., stacja TVN 24 wyemitowa³a reporta¿ Bertolda Kiitla „Pancerny Marian i pokoje na godziny”. Ujawni³ on skrzêtnie skrywane interesy noFot. Archiwum (1)

GŁOS­POLONII

27

i kontratakuje

wego prezesa NIK. Okaza³o siê, ¿e Banaœ posiada³ w Krakowie kamienicê, któr¹ wynajmowa³ i w której by³y pokoje na godziny. To miejsce œwiadczenia us³ug przez prostytutki, które przyprowadza³y tam klientów. Burdelik prowadzi³y osoby z krakowskiego pó³œwiatka pozostaj¹ce w bliskich kontaktach z Banasiem. W nastêpnych dniach po emisji reporta¿u zaczê³y wychodziæ na œwiat³o dzienne kolejne niekorzystne dla Banasia fakty. Okaza³o siê, ¿e cz³owiek, który z urzêdu sta³ na stra¿y finansów pañstwa, aby p³aciæ ni¿szy podatek wynajmowa³ kamienicê po zdecydowanie ni¿szej cenie od tych, które kszta³towa³y siê na krakowskim rynku nieruchomoœci. Potem wysz³y na jaw niejasnoœci zwi¹zane z przejêciem przez Banasia kamienicy od jej w³aœciciela. Jeszcze póŸniej okaza³o siê, ¿e w Ministerstwie Finansów dzia³a³a pod jego bokiem mafia vatowska. Pragmatyka obejmowania newralgicznych stanowisk w pañstwie, m.in. szefa NIK, wymaga by piastowa³ je cz³owiek nieskazitelnie uczciwy, któremu nie mo¿na niczego zarzuciæ. Wiarygodnoœci¹ uczciwoœci kandydata na takie stanowiska zajmuj¹ siê s³u¿by specjalne. Sprawdzaj¹ one, czy kandydat nie ukrywa w swoim ¿yciorysie spraw, które mog³yby go kompromitowaæ, a tym samym wystawiaæ na szanta¿ na przyk³ad gangsterów czy agentów obcych wywiadów. Wysz³o na jaw, ¿e w momencie gdy afera ujrza³a œwiat³o dzienne, procedura sprawdzania Mariana Banasia znajdowa³a siê „w trakcie”. Jeœli tak by³o w istocie, to Banaœ pe³ni³ wczeœniejsze stanowiska wiceministra, a potem ministra finansów bez glejtu s³u¿b, na czele których stoi ów Mariusz Kamiñski, w jednej osobie tak¿e wiceprezes PiS i najbardziej zaufany cz³owiek Jaros³awa Kaczyñskiego. ¯aden rozs¹dny cz³owiek nie wierzy³, ¿e Banaœ nie zosta³ przez s³u¿by „przeœwietlony”. Panowa³o i nadal panuje powszechne przekonanie, ¿e Kaczyñskiemu odpowiada³ na stanowisku szefa NIK cz³owiek, który ma w swoim ¿yciorysie czarne plamy, bo w takiej sytuacji ma siê na niego tzw. haki. Innymi s³owy mo¿na go szanta¿owaæ. Ktoœ taki na stanowisku szefa NIK nie bêdzie podejmowa³ ¿adnych dzia³añ przeciwko swoim mocodawcom, którzy znaj¹ jego grzechy, natomiast wykona ka¿de polecenie wymierzone w politycznych przeciwników. 12 grudnia œwiat³o dzienne ujrza³a ksi¹¿ka Donalda Tuska pt. „Szczerze”. Ma formê osobistego dziennika jedynego w ostatnim 30-leciu Polaka, który piastowa³ jeden z najwy¿szych urzêdów w Unii Europejskiej. Tusk pisze, ¿e kiedyœ zapyta³ Kaczyñskiego, dlaczego otacza siê tak marnymi ludŸmi. W odpowiedzi us³ysza³: „Dla mnie partia jest narzêdziem do robienia porz¹dków w Polsce, a brudn¹ œcierk¹ te¿ mo¿na sporo brudu wytrzeæ”. Ot, i mamy filozofiê „geniusza”, którzy przeprowadza „koszmarn¹ zmianê”, mamy te¿ odpowiedŸ na pytanie, dlaczego Kaczyñskiemu nie przeszkadza³o obsadzenie na stanowisku szefa NIK Mariana Banasia. Pod presj¹ mediów Centralne Biuro Antykorupcyjne, które

ma sprawdzaæ m.in. prawdziwoœæ oœwiadczeñ maj¹tkowych kandydatów na stanowiska pañstwowe, oœwiadczy³o, ¿e przyspieszy prace nad weryfikacj¹ oœwiadczeñ Banasia i po trzech bodaj¿e tygodniach poinformowa³o, ¿e raport jest gotowy, ale ¿e go nie upubliczni. CBA poda³o jedynie, ¿e w oœwiadczeniach maj¹tkowych Banasia wystêpuj¹ rozbie¿noœci miêdzy stanem posiadanego przezeñ maj¹tku, a tym co zadeklarowa³, i ¿e w zwi¹zku z tym z³o¿y³o do prokuratury zawiadomienie o mo¿liwoœci pope³nienie przestêpstwa przez prezesa. Wyniki kontroli CBA powinny zostaæ podane do wiadomoœci publicznej, ale posiadaj¹cy przewagê 5 g³osów w Sejmie PiS nie pierwszy ju¿ raz zademonstrowa³, ¿e prawo nie ma dla niego ¿adnego znaczenia, jeœli nie jest zgodne z oczekiwaniami prezesa PiSpartii. Niemal natychmiast po oœwiadczeniu CBA Kaczyñski po raz kolejny z³ama³ prawo. Media donios³y, ¿e on i szef wszystkich s³u¿b, Mariusz Kamiñski, wezwali Banasia na spotkanie i za¿¹dali od niego z³o¿enia dymisji. Szefowi NIK konstytucja gwarantuje otó¿ absolutn¹ niezale¿noœæ od jakichkolwiek w³adz partyjnych oraz wykonawczych. Jeœli wiêc Kaczyñski i Kamiñski ¿¹dali od Banasia podania siê do dymisji, kwestionowali zapisy konstytucji, czyli ³amali prawo. Szefa NIK odwo³aæ mo¿na tylko wtedy, gdy sam zrzeknie siê stanowiska, bêdzie trwale niezdolny do pe³nienia swoich obowi¹zków na skutek choroby, zostanie skazany prawomocnym wyrokiem s¹du za pope³nienie przestêpstwa, z³o¿y³ niezgodne z prawd¹ oœwiadczenie lustracyjne, stwierdzone prawomocnym oœwiadczeniem s¹du i gdy Trybuna³ Stanu orzeknie w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pe³nienia funkcji zwi¹zanych ze szczególn¹ odpowiedzialnoœci¹ w organach pañstwowych. Jeœli nie spe³nia ¿adnego z tych warunków, to jest nienaruszalny. Kilka dni po rozmowie z Kaczyñskim i Kamiñskim, Banaœ chcia³ z³o¿yæ dymisjê ze stanowiska, wys³a³ kierowcê ze stosownym pismem do Sejmu, ale zawróci³ go spod drzwi parlamentu. I z³o¿y³ oœwiadczenie, ¿e mia³ zamiar z³o¿yæ dymisjê, ale rozmyœli³ siê, poniewa¿ uœwiadomi³ sobie, ¿e jest obiektem brutalnej gry politycznej. Innymi s³owy pokaza³ Kaczyñskiemu i jego pomagierom rêkê zgiêt¹ w ³okciu. PiSowscy mêdrcy wymyœlili zaœ, ¿e jedynym sposobem na odwo³anie Banasia bêdzie wniesienie poprawki do konstytucji i wezwali do wsparcia w tym procederze opozycjê. Przedstawiciele partii opozycyjnych wyœmiali ¿¹dania PiS, argumentuj¹c, ¿e nigdy nie pozwol¹ na to, by dla odwo³ania ze stanowiska jednego cz³owieka „grzebaæ” przy konstytucji. Prominentni przedstawiciele PiS zaczêli wiêc lansowaæ w mediach tezê, ¿e oni chc¹ odwo³ania ze stanowiska cz³owieka, który jest podejrzewany o z³amanie prawa, ale opozycja im na to nie pozwala. Typowo PiSowskie odwracanie kota ogonem. NIK natomiast poinformowa³ 10 grudnia br., ze z³o¿y³ do prokuratury 16 zawiadomieñ o przestêpstwie, dotycz¹cych nadu¿yæ przy inwestycjach na terenie wiêzieñ. Posuniêcie precyzyjnie przemyœlane. Nie uderza bowiem bezpoœrednio w PiS tylko w koalicjanta tej partii, czyli w Solidarn¹ Polskê Zbigniewa Ziobry, bo to on stoi na czele Ministerstwa Sprawiedliwoœci, któremu podlega wiêziennictwo. Ale przekaz Marian Banasia jest jasny - jak bêdziecie na mnie naciskaæ, nastêpny raport uderzy w was. n

Dwutygodnik­Polonii­kanadyjskiej­w­Kolumbii­Brytyjskiej


będzie za bi jał! Wirus X 28 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Nie wiadomo tylko, kiedy i gdzie

Andrzej Kawa

W listopadzie obecnego roku lekarze pekiñskiego szpital zdiagnozowali d¿umê u dwojga pacjentów pochodz¹cych z chiñskiego regionu Mongolia Wewnêtrzna. Chiñskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom szybko zapewni³o, ¿e zaka¿eni zostali natychmiast odizolowani od otoczenia, otrzymali stosowane w takich przypadkach leczenie, w szpitalu przeprowadzono kwarantannê, przebadano ka¿dego, kto mia³ z chorymi kontakt.

W³adze natychmiast te¿ zapewni³y, ¿e ryzyko dalszych zachorowañ jest „wyj¹tkowo niskie”. Spo³eczeñstwo zosta³o uspokojone, ¿e nic nikomu nie grozi, a w³adze panuj¹ nad sytuacj¹. Ale to nie zawsze jest prawd¹, prawd¹ jest natomiast, ¿e w³adze zawsze bagatelizuj¹ przypadki zaka¿eñ, które mog¹ siê przerodziæ w epidemiê, a nastêpnie w pandemiê (zachorowania na du¿ym obszarze, nawet na kilku kontynentach), aby nie wywo³ywaæ paniki. A gdy epidemia staje siê dla ka¿dego widoczna i zaczyna siê panika, w³adze ju¿ niczego nie zapewniaj¹ i nad niczym nie panuj¹. D¿uma zwana „czarn¹ œmierci¹” spowodowa³a najwiêksz¹ katastrofê demograficzn¹ w dziejach Europy. Przywleczona z Azji w XIV wieku spowodowa³a œmieræ od 30 do 60 proc. ludnoœci ówczesnej Europy, a na ca³ym œwiecie zredukowa³a populacjê o niemal 100 mln mieszkañców, z 450 mln do 350 mln. Wylêgarni¹ d¿umy by³a przez wieki Mongolia, a konkretnie ¿yj¹ce na jej stepach bobaki, na które polowano ze wzglêdu na ich futerko. Nie dziwi wiêc, ¿e dwoje pacjentów, u których w pekiñskim szpitalu zdiagnozowano d¿umê, przyby³o w³aœnie z terenów Mongolii. Ale… Wczeœniej, bo w roku 2014, d¿uma zabi³a kilkadziesi¹t osób na Madagaskarze, a w maju 2018 r. na d¿umê zmar³o dwoje mieszkañców Mongolii, którzy zjedli surow¹ nerkê œwistaka, co jest w tym kraju na porz¹dku dziennym, poniewa¿ od lat tamtejsza tradycyjna medycyna ludowa zaleca to w celach zdrowotnych. W 2018 r. d¿umê zdiagnozowano tak¿e u 18-letniego ch³opca w jednej z miejscowoœci w amerykañskim stanie Idaho, zaœ cztery lata wczeœniej zachorowa³o na ni¹ oœmioro mieszkañców Colorado. Ka¿dego roku odnotowuje siê w USA od kilku do kilkudziesiêciu zachorowañ na d¿umê. W ci¹gu ostatnich 20 lat choroba dotknê³a ok. 50 tysiêcy osób na ca³ym œwiecie. Dlaczego te przypadki zapadania na chorobê, która kiedyœ wybi³a jedn¹ czwart¹ mieszkañców globu, przechodz¹ obecnie bez

wiêkszego echa? Po prostu dlatego, ¿e ludzkoœæ nauczy³a siê z ni¹ walczyæ. Niemniej jednak przypadków zachorowañ jest coraz wiêcej i Œwiatowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaklasyfikowa³a obecnie d¿umê jako chorobê nawracaj¹c¹. Drug¹ plag¹, która masowo uœmierca³a cale spo³ecznoœci, by³a czarna ospa. W XVI w. dziesi¹tkowa³a mieszkañców obu Ameryk. Historycy twierdz¹, ¿e to w³aœnie ta choroba przyczyni³a siê do pokonania Azteków. Uœmierci³a te¿ 75 proc. populacji Meksyku, a w pañstwie Inków unicestwi³a a¿ 95 proc. jego mieszkañców. W 1636 roku choroba dotar³a do jeziora Ontario, zaœ najstraszniejsze jej epidemie dotknê³y w latach 1636-1698 Boston. W XVIII w. przewieziono j¹ na statkach handlowych przez Atlantyk i zaatakowa³a Europê uœmiercaj¹c ok. 60 mln ludzi. PóŸniej wygasa³a i ostatni raz da³a o sobie znaæ w 1963 r. w³aœnie w Polsce, a konkretnie we Wroc³awiu. Nie by³a to epidemia rodzima, bowiem chorobê przywlók³ do miasta pracownik s³u¿by bezpieczeñstwa, który wróci³ z Indii. Zapad³o wtedy na ospê 99 osób, z których 7 zmar³o. 15 lat póŸniej WHO uzna³a czarn¹ ospê za chorobê eradykowan¹, czyli tak¹, która zosta³a ca³kowicie zwalczona na ca³ym œwiecie i której patogeny nie wystêpuj¹ ju¿ w organizmach ludzi, zwierz¹t oraz innych elementach œrodowiska. Nie jest to do koñca prawd¹, poniewa¿ wirus czarnej ospy jest nadal przechowywany w laboratoriach naukowych w Rosji, USA oraz w Niemczech. W ka¿dej chwili mo¿e byæ skradziony przez jakiegoœ szaleñca i zastosowany jako broñ biologiczna. Farmakologia i medycyna umiej¹ ju¿ jednak z tym wirusem walczyæ i w razie czego ludzkoœæ potrafi³aby siê jej przeciwstawiæ. Co prawda za cenê wielu ofiar, ale jednak. Wed³ug WHO, a tak¿e epidemiologów i lekarzy z ca³ego œwiata, najwiêkszym zagro¿eniem dla ludzkoœci jest choroba, która nas dopadnie, ale o której dziœ nie mamy jeszcze najmniejszego pojêcia, nie wiemy czym bêdzie. Sytuacja jest cokolwiek abstrakcyjna, jakby wziêta z jakiegoœ katastroficznego horroru. Ale specjaliœci twierdz¹, ¿e jest to nieuniknione, i nieistotne jest pytanie „czy”, bo to ¿e nas dopadnie jest bardziej ni¿ pewne, stosowne jest natomiast pytanie „kiedy”. Tego bowiem nie wiemy, mo¿emy jedynie przypuszczaæ. Specjaliœci tê epidemiczno-pandemiczn¹ przysz³oœæ oznaczaj¹ liter¹ „X”. Zak³adaj¹, ¿e owym „X” bêdzie bakteria lub wirus, który jeszcze nie zosta³ poznany przez naukê, który jeszcze siê nie ujawni³, który gdzieœ ju¿ mo¿e byæ, ale równie dobrze mo¿e jeszcze w ogóle nie istnieæ. Nie wiemy wiêc czy jest, czy w ogóle istnieje, a mimo to za powa¿ne zagro¿enie dla ludzkoœci uznany zosta³ nie przez jakichœ domoros³ych jasnowidzów czy szarlatanów lecz przez specjalistów ze Œwiatowej Organizacji Zdrowia. Uwa¿aj oni, ¿e uderzy w ludzkoœæ bakteria lub wirus, którego siê nie spodziewamy. Na razie otrzymujemy sygna³y, ¿e coœ takiego mo¿e siê zdarzyæ. Mamy ju¿ niemal ujarzmionego wirusa HIV, jednak lekarze i naukowcy wskazuj¹ co najmniej kilku potencjalnych

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

zabójców. Wirus ebola, wirus gor¹czki krwotocznej, czy wirus zika. Wybucha³y w Afryce, udawa³o siê je co prawda opanowaæ, ale nim do tego dosz³o, zabra³y do grobu co najmniej kilkanaœcie tysiêcy istnieñ ludzkich. Z chorob¹ X tak ³atwo ju¿ nie bêdzie. Fachowcy twierdz¹, ¿e tym co zaatakuje i zdziesi¹tkuje ludzkoœæ bêdzie bardziej wirus ni¿ bakteria. Twierdz¹ bowiem, ¿e bakteria jako taka jest bardziej przewidywalna, a przez to ³atwiejsza do ujarzmienia, natomiast wirusy s¹ absolutnie nieprzewidywalne. Poza tym posiadany arsena³ œrodków medycznych przeciwko wirusom jest zdecydowanie mniej skuteczny ni¿ posiadany przeciwko bakteriom. A i same wirusy mutuj¹, zmieniaj¹ siê niezwykle szybko. W koñcu na któryœ z nich ludzkoœæ oka¿e siê nieodporna. Na który? Nie wiadomo. Doktor Pawe³ Grzesiowski, epidemiolog i immunolog z fundacji Instytut Profilaktyki Zaka¿eñ mówi: Wystarczy, ¿e pojawi siê zmutowany wirus, który bêdzie rodzajem krzy¿ówki SARS z osp¹ wietrzn¹, i przysz³oœæ ludzkoœci zawiœnie na w³osku. Taki wirus przenosi³by siê b³yskawicznie, bo drog¹ kropelkow¹ i zabija³by w ci¹gu dwóch-trzech tygodni z powodu ciê¿kiego zapalenia p³uc. SARS, to zespó³ ostrej, ciê¿kiej niewydolnoœci oddechowej – rodzaj nietypowego zapalenia p³uc. Po raz pierwszy choroba nim spowodowana pojawi³a siê w koñcu 2002 roku w prowincji Guangdong, na po³udniu Chin. Zagro¿enie pandemi¹, o której epidemiolodzy mówi¹ coraz czêœciej, bardzo powa¿nie traktuje Unia Europejska. Aby siê na to w jakimœ stopniu przygotowaæ powo³a³a specjalny zespó³ naukowców i epidemiologów, któremu nada³a nazwê PANDEM. Specjaliœci, którzy wchodz¹ w jego sk³ad, maj¹ opracowaæ dzia³ania na wypadek wybuchu pandemii. Jego koordynatorka, prof. Máire Connolly, powiedzia³a: "Unia Europejska przyznaje, ¿e wybuch pandemii jest rosn¹cym zagro¿eniem dla ludnoœci kontynentu. W Europie gêstoœæ zaludnienia, ogromna liczba oœrodków miejskich, podró¿y lotniczych miêdzy nimi sprawia, ¿e wywo³uj¹cy pandemiê wirus mo¿e dos³ownie w kilka godzin zaatakowaæ wszystkie wiêksze oœrodki miejskie na kontynencie". Wszyscy specjaliœci, którzy zajmuj¹ siê sposobami okie³znania przysz³ej pandemii najbardziej, co oczywiste, boj¹ siê nieznanego. - W zwi¹zku z tym, ¿e nigdy nie poznamy wszystkich groŸnych wirusów, podstaw¹ jest stworzenie skutecznego i szybkiego procesu reagowania na nowe zagro¿enia - t³umaczy dr Grzesiowski. - To przede wszystkim szybkie odizolowanie chorych, potem trzeba jak najszybciej poznaæ wroga - do tego zaanga¿owane bêd¹ miêdzynarodowe instytucje badawcze, sztab naukowców, który zidentyfikuje wirusa i opracuje szczepionkê lub surowicê przeciwko niemu. Wszystkie te dzia³ania powinny zaj¹æ, wed³ug WHO, maksymalnie trzy miesi¹ce . To niewiele, ale dla ludzi zara¿onych na pocz¹tku epidemii ratunku najpewniej nie bêdzie - groŸne wirusy potrzebuj¹ zazwyczaj o wiele mniej czasu na uœmiercenie swoich ofiar. n

Fot. Archiwum


Pi­ja­ne­ciąże­ www.glospolonii.net

GŁOS­POLONII

29

W polskim systemie s³u¿by zdrowia dla dzieci z rozpoznanym zespo³em FAS, nie ma miejsca

to niestety, nie rzadkość Anna S¹decka Nie tak dawno temu kobieta, która rodzi³a dziecko w jednym ze szpitali w Rzeszowie, mia³a we krwi 3 promile alkoholu. Powiedzieæ, ¿e by³a w sztok pijana, to ma³o powiedzieæ. Pawe³ Guzik, lekarz z oddzia³u ginekologii i po³o¿nictwa tego szpitala mówi, ¿e pijane kobiety rodz¹ce dzieci, to wcale nie jest rzadkoœæ. Learze z oddzia³ów po³o¿niczych innych szpitali w Polsce, potwierdzaj¹ jego s³owa.

Jeszcze trzydzieœci - czterdzieœci lat temu trudno by³o sobie nawet wyobraziæ, by przyje¿d¿aj¹ca do szpitala kobieta, której odesz³y wody p³odowe, by³a pod wp³ywem alkoholu. A jeœli ju¿ siê zdarzy³o, to zbiegali siê lekarze z innych oddzia³ów, by zobaczyæ ow¹ niezwyk³oœæ. Ale to co jeszcze nie tak dawno by³o niewyobra¿alne, dziœ wpisuje siê w codziennoœæ oddzia³ów po³o¿niczych polskich szpitali. Bo zmieniaj¹ siê czasy, wraz z nimi obyczajowoœæ, nade wszystko zmienia siê wœród Polaków stosunek do alkoholu. Nie wiadomo, co by³o pierwsze - jajko czy kura, czyli czy najpierw zmieni³a siê obyczajowoœæ, czy dostêpnoœæ alkoholu zmieni³a obyczaje m³odych ludzi. Faktem jest, ¿e kobiety siê emancypuj¹, chc¹ dorównaæ mê¿czyznom, byæ na równi z nimi traktowane, w wielu przypadkach wzoruj¹ siê na trybie ich ¿ycia, a w tym trybie ¿ycia w wielu przypadkach jedno z poczesnych miejsce zajmuje spo¿ycie alkoholu. Zapewne zjawisko „alkoholizowania” siê Polaków, w tym kobiet, by³oby mniejsze, gdyby w kraju nad Wis³¹ wprowadzono restrykcyjne ustawodawstwo zwi¹zane ze sprzeda¿¹ alkoholi. Ale w Polsce ¿adnych restrykcji pod tym wzglêdem nie ma i nie bêdzie, poniewa¿ w bud¿ecie ka¿dego rz¹du wp³ywy ze sprzeda¿y rujnuj¹cych ludzkie zdrowie u¿ywek, w tym przede wszystkim alkoholi i tytoniu, stanowi¹ istotn¹ pozycjê. Panuje pod tym wzglêdem absolutna swoboda, czego najbardziej jaskrawym dowodem s¹ stacje benzynowe. Mo¿na w nich kupiæ alkohole o ka¿dej porze dnia i nocy. Nic tedy dziwnego, ¿e to za ich spraw¹ zniknê³y z polskiego krajobrazu meliny, a cudzoziemcy, znaj¹cy chocia¿ trochê polskie realia, dziwi¹ siê, ¿e w kraju, w którym pijani kieFot. Archiwum (1)

rowcy stanowi¹ plagê, w³aœnie na stacjach paliw mo¿na bez problemu kupiæ trunki, które tê plagê powoduj¹. No có¿… Mo¿na eufemistycznie powiedzieæ, ¿e taki mamy w Polsce klimat... Przyzwolenie na nieskrêpowan¹ dostêpnoœæ do alkoholi sprawia, ¿e Polacy pij¹ coraz wiêcej. Siêganie po alkohol w czasach komuny t³umaczy³o siê odreagowywaniem na ówczesn¹ rzeczywistoœæ, dziœ pogoni¹ za pieniêdzmi, sukcesem, zwi¹zanym z tym stresem itp. Alkoholowa rzeczywistoœæ jest co najmniej bulwersuj¹ca. Okazuje siê, ¿e w ubieg³ym roku na g³owê statystycznego Polaka, w³¹cznie z oseskami i staruszkami na kroplówce, przypada³o 11 litrów czystego alkoholu, czyli spirytusu. Szerokim strumieniem leje siê w Polaków piwo, co widaæ w wózkach sklepowych. Klient z jednym piwem w koszyku budzi zdziwienie, bo normalnoœci¹ s¹ jedna, czêœciej dwie zgrzewki. Ta ³atwoœæ w dostêpie do alkoholu na ka¿dym kroku, to oswajanie z nim od najm³odszych lat. Drugi czynnik, to konfekcjonowanie alkoholi przez producentów w opakowania o ma³ej pojemnoœci, przy czym najwiêksze zagro¿enie stanowi¹ tzw. „ma³peczki”, czyli buteleczki o pojemnoœci 100 ml. Ten ”genialny” pomys³ marketingowca z jednego z polskich zak³adów spirytusowych szeroko otworzy³ bramê do alkoholu m³odzie¿y i w³aœnie kobietom. Hepatolodzy (specjaliœci od chorób w¹troby) twierdz¹, ¿e z chwil¹ zalania rynku „ma³peczkami” liczba kobiet uzale¿nionych od alkoholu zdecydowanie wzros³a. Czynnik trzeci, to obyczajowy luz, propagowany mimochodem w mediach. Wystarczy pos³uchaæ komercyjnych stacji radiowych, w których przewija siê niczym mantra, ile to jeszcze pozosta³o dni do pi¹tku, czyli do weekendu, no a jeœli weekend, to wiadomo - impreza. Jak impreza, to oczywiœcie alkohol. Kobiety imprezuj¹ i pij¹ na równi z mê¿czyznami, wrzuca siê luz i w ramach tego luzu pary l¹duj¹ w ³ó¿ku. Po tygodniu jest nastêpna alkoholowa impreza, potem kolejna i zazwyczaj po dwóch-trzech miesi¹cach kobieta dowiaduje siê, ¿e jest w ci¹¿y. Przez te dwa-trzy miesi¹ce rozwijaj¹cy siê w jej organizmie p³ód jest zalewany alkoholem. Hieronim Bartel, emerytowany profesor embriologii z Uniwersytetu Medycznego w £odzi mówi, ¿e „Ju¿ jeden kieliszek mo¿e zaszkodziæ, bo kobieta przecie¿ nie wie, w jakim stanie ma w¹trobê. W pe³ni zdrowa szybko metabolizuje etanol i jego stê¿enie bêdzie niewielkie, by wyrz¹dziæ dziecku krzywdê. Ale w ka¿dym innym przypadku nie ma bezpiecznej minimalnej dawki”. Nieœwiadomoœæ bycia w ci¹¿y i spo¿ywanie alkoholu powoduj¹, ¿e w Polsce rodzi siê coraz wiêcej dzieci z tak zwanym alkoholowym zespo³em p³odowym, w skrócie zwanym FAS (od angielskiego: fetal alkohol syndrome). Takie dzieci stanowi¹ 2,31 proc. wszystkich urodzonych w danym roku. Ktoœ machnie rêk¹ i powie lekcewa¿¹co - a có¿ to za odsetek, w granicach b³êdu, nie ma siê czym przejmowaæ. Jest otó¿ czym siê przejmowaæ, poniewa¿ owe 2,31 proc. to 9 tysiêcy ma³ych istnieñ ludzkich, które z winy b¹dŸ nieœwiadomoœci swoich matek, przychodz¹ na œwiat uszkodzone. Z wadami, które bêd¹ ci¹¿yæ nad ca³ym ich ¿yciem. Nie jest prawd¹, ¿e zdecydowana wiêkszoœæ spoœród owych 9 tysiêcy dzieci przychodz¹cych na œwiat z oznakami p³odo-

wych zaburzeñ alkoholowych pochodzi z rodzin patologicznych. W tym przypadku ów schemat myœlenia i oceny nie dzia³a. Specjaliœci zajmuj¹cy siê problemem uwa¿aj¹ za pewnik, ¿e piciu alkoholu w ci¹¿y sprzyja wy¿sze wykszta³cenie i mieszkanie w du¿ym mieœcie, poniewa¿ alkohol zosta³ zaaprobowany jako nieod³¹czny element codziennoœci i stale w tej codziennoœci siê przewija. Dziecko, z syndromem FAS dla znawców przedmiotu jest rozpoznawalne ju¿ na pierwszy rzut oka. Z regu³y jest wczeœniakiem, z regu³y ma te¿ widocznie mniejsz¹ g³ówkê od zdrowych rówieœników, charakterystyczne oczy z krótk¹ szpark¹ powiekow¹, cienk¹ górn¹ wargê, sp³aszczon¹ rynienkê pod nosem. W organizmie znajduj¹cego siê w ³onie matki dziecka wystêpuje w pewnej fazie rozwoju tzw. „czwarty listek zarodkowy”, z którego u zdrowego dziecka wykszta³caj¹ siê serce i aorta. U pij¹cych podczas ci¹¿y matek zawarty w alkoholu etanol uszkadza ów „czwarty listek” i takie dziecko niemal natychmiast po urodzeniu musi przejœæ operacjê kardiochirurgiczn¹, by te organy w miarê prawid³owo siê rozwija³y. Do uszkodzeñ fizycznych dochodz¹ uszkodzenia w sferze mentalnej, które sprawiaj¹ opóŸnienie w rozwoju intelektualnym, czasami nieodwracalne. A nieodwracalne, poniewa¿ w polskim systemie s³u¿by zdrowia dla dzieci z rozpoznanym zespo³em FAS, nie ma miejsca. Na pomoc mog¹ liczyæ dzieci a autyzmem, z zespo³em Downa, tak¿e alkoholicy, ale ofiary matek pij¹cych w ci¹¿y ju¿ nie. Nie, bo nawet lekarze pediatrzy maj¹ problem z rozpoznawaniem zespo³u FAS. Gdy dzieci te dorosn¹ do wieku przedszkolnego, w normalnym przedszkolu, jak mówi¹ ci, którzy ten problem znaj¹ od podszewki, nie odnajd¹ siê. Bêd¹ traktowane jako dzieci trudne, zaœ na miejsce w przedszkolu specjalnym nie maj¹ co liczyæ bez orzeczenia o kszta³ceniu specjalnym. Podobnie, gdy osi¹gn¹ wiek szkolny. Tak naprawdê s¹ to dzieci niczyje, które znik¹d nie mog¹ oczekiwaæ pomocy. Dorastaj¹ z licznymi traumami, nie koñcz¹ szkó³ i w doros³e ¿ycie wkraczaj¹ z niczym, by z czasem w otoczeniu, w którym ¿yj¹, zyskaæ status „wiecznych dzieci”. Ich sytuacja jest przez cale ¿ycie dramatyczna. To wyrzucenie na margines dotyczy przede wszystkim dzieci z rodzin patologicznych. W zdecydowanie lepszej sytuacji s¹ dzieci z zespo³em FAS z rodzin dobrze sytuowanych finansowo. Ich rodzice, przede wszystkim matki, s¹ œwiadome, ¿e to one s¹ winne stanu zdrowia swojego dziecka, odrzucaj¹ pocz¹tkowy wstyd zwi¹zany z posiadaniem takiego w³aœnie potomka i na w³asn¹ rêkê podejmuj¹ kosztown¹, szeroko zakrojon¹ rekonwalescencjê oraz ró¿norodne terapie. Wprowadzone w odpowiednim momencie mog¹ zminimalizowaæ ujemne skutki FAS. Ale to kosztuje i co oczywiste, nie ka¿dego rodzica na to staæ. W tej kwestii wiele te¿ zale¿y od lekarzy. Jest rzecz¹ oczywist¹, ¿e nie mog¹ oni znaæ wszystkich dziedzin swego zawodu, bo zakres wiedzy jest w tym zawodzie zbyt rozleg³y, ale te¿ powinni reagowaæ, gdy w rozwoju znajduj¹cego siê pod ich opiek¹ dziecka widz¹ coœ niepokoj¹cego. Nade wszystko nie namawiaæ do picia, bo jeszcze wielu lekarzy mówi swoim pacjentkom w ci¹¿y, ¿e lampka wina nie szkodzi, a wrêcz przeciwnie pomaga utrzymaæ ci¹¿ê. - A to ju¿ jest wbrew wszelkim standardom - z³oœci siê profesor Hieronim Bartel. n

Dwutygodnik­Polonii­kanadyjskiej­w­Kolumbii­Brytyjskiej


Seks i balangi księcia Andrzeja 30 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Skandal obyczajowy w rodzinie królewskiej

Andrzej Fliss

Jêdruœ ma dzisiaj 59 lat i teraz dopiero wysz³o na jaw, ¿e dwadzieœcia lat temu zabawia³ siê nie³adnie, wiêc mamusia wezwa³a go do siebie i odebra³a mu pieni¹¿ki na wikt codzienny i opierunek. Kwotê niema³¹, bo 249 tysiêcy funtów. Mamusia pieni¹¿ki dostaje w ramach wsparcia socjalnego dla siebie, mê¿a i swoich dzieci od rz¹du, który uznaje, ¿e jej siê to nale¿y. Po odebraniu synkowi pieni¹¿ków od rz¹du mamusia powiedzia³a, ¿e teraz bêdzie go utrzymywaæ ze swoich oszczêdnoœci, bo jak niemal ka¿da mamusia uwa¿a zapewne, ¿e taki jest obowi¹zek rodzica wobec pe³noletniego dzieci¹tka. Te oszczêdnoœci nie mog¹ byæ ma³e, bo po zapewnieniu, ¿e mamusia weŸmie go na swoje utrzymanie, Jêdruœ wsiad³ do samolotu i polecia³ do Dubaju.

Dubaj to mieni¹ce siê milionami œwiat³em nowoczesne miasto wybudowane za petrodolary na miejscu arabskiej wioski rybackiej. Dubaj kusi s³oñcem, pla¿ami, centrami handlowymi, a za tymi oficjalnymi wabikami dla turystycznego pospólstwa oferuje te¿ zabawy i swawole, które przyczyni³y siê do utraty przez Jêdrusia rz¹dowej pensji wyp³acanej mu za poœrednictwem mamusi. Ale oficjalnie nikt o tym nie wie. Jedruœ oczywiœcie nie lecia³ do Dubaju w klasie turystycznej, bo nie lecia³ samolotem kursowym. Jego dotychczasowy ¿yciorys wskazuje, ¿e pewnie nawet nie wie, co to jest lot rozk³adowy, chyba ¿e na tym pok³adzie ktoœ rozk³ada nogi. Jêdruœ, okazuje siê, nieraz lecia³ samolotem, w którym ktoœ rozk³ada³ nogi, ale nie by³ to samolot kursowy, lecz jego kumpla. Tym kumplem by³ niejaki Jeffreya Epstein, milioner, któremu swawole i zabawy zape³nia³y spor¹ czêœæ wolnego czasu, a¿ doprowadzi³y do tego, ¿e w sierpniu bie¿¹cego roku powiesi³ siê w celi krymina³u na Manhattanie w Nowym Jorku. Epstein w swoje balangi wci¹ga³ ludzi ze sfer ró¿nych, przede wszystkim ze œwiata polityki, biznesu, tak¿e ze sfer rz¹dowych i rz¹dowi bliskich. Co oczywiste, ka¿dy z nich musia³ byæ cz³o-

wiekiem majêtnym, prekariusze (ludzie ¿yj¹cy z umów-zleceñ i najni¿szych krajowych pensji) nie mieli najmniejszych szans chocia¿by na to, aby siê o œwiat tych zabaw otrzeæ. W porównaniu z zasobami gotówkowymi tych, którzy byli sta³ymi uczestnikami swawolenia w przybytkach Epsteina, pensja Jêdrusia zbli¿ona by³a do socjalnego zasi³ku, ale Jêdruœ mia³ to, o czym wielu innych kumpli Epsteina mog³o tylko marzyæ. Jêdruœ otó¿ mia³ koneksje, bo Jêdruœ, to Andrzej Windsor, syn królowej Wielkiej Brytanii, El¿biety II, który z chwil¹ przyjœcia na œwiat, jak to siê dziœ mówi - z automatu, otrzyma³ tytu³ „jego królewskiej wysokoœci ksiêcia”. Piszê te tytu³y z ma³ej litery, poniewa¿ nie jestem monarchistk¹, zaœ imprezy wyfiokowanej królowej w towarzystwie równie wyfiokowanych ¿eñskich cz³onków rodziny, a mêskich w mundurach oblachowanych medalami tylko nieco skromniej ni¿ rosyjscy marsza³kowie czasów wojny, odbieram tak samo jak polskie jase³ki. Tyle tylko, ¿e œwieckie. W Polsce jest Maryja wieczna dziewica z dzieci¹tkiem, tam jest El¿bieta nie dziewica z kilkoma dzieci¹tkami. Ka¿dy kraj ma takie jase³ka, jakie sam sobie zorganizowa³. No wiêc Andrew Albert Christian Edward - jego królewska wysokoœæ ksi¹¿ê Yorku, hrabia Inverness, baron Killyleagh, skumplowa³ siê z owym Jeffreyem Epsteinem gdzieœ na prze³omie tysi¹cleci. Z³oœliwi mówi¹ z sardonicznym uœmieszkiem na twarzy, ¿e Jêdruœ by³ wtedy w przed³u¿aj¹cej siê depresji po rozwodzie ze swoj¹ ¿on¹ Sar¹, z któr¹ prze¿y³ dziesiêæ lat miêdzy rokiem 1986 a 1996, i chcia³ odreagowaæ. Nieod¿a³owana Maria Czubaszek twierdzi³a, ¿e jeœli mê¿czyzna jest nieszczêœliwy to szuka kolegów, a jak jest szczêœliwy, to szuka go ¿ona. Gdy wiêc Jêdruœ ksi¹¿ê Yorku by³ nieszczêœliwy, znalaz³ sobie kolegê i zapewne by³ potem szczêœliwy w dwójnasób, bo ¿ony ju¿ nie mia³, wiêc nikt go nie szuka³. Koleg¹, którego znalaz³ Jêdruœ ksi¹¿ê Yorku, by³ wspomniany Jeffrey Epstein. Temu cz³owiekowi poœwiêciliœmy ju¿ swego czasu w naszej gazecie jeden z artyku³ów, wiêc nie ma siê co o nim za du¿o rozpisywaæ. Przypomnimy tylko kilka faktów. Epstein zbi³ maj¹tek na operacjach finansowych, czyli, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, ogo³oci³ z pieniêdzy drobnych ciu³aczy. Jak wynika z fragmentarycznie na razie dostêpnych akt prokuratury, jego hobby stanowi³ seks z m³odymi kobietami i dziewczêtami, a tak¿e dziewczynkami, czyli nieletnimi. Poniewa¿ jak niemal ka¿dy z nuworyszy mia³ gest, zara¿a³ swoim hobby osobników p³ci mêskiej, którzy za oddawaniem siê takiemu hobby têsknili i szukali kogoœ, kto by im to umo¿liwi³. Nie wiadomo, ile ich to kosztowa³o, ale kosztowa³o na pewno. Bêd¹c kobiet¹ zawsze mia³am podziw (czytaj - pogardê) dla osobników p³ci mêskiej, którzy nie potrafi¹ zdobyæ kobiety inaczej, jak tylko za pieni¹dze. Ale to tak na marginesie, bo nie moje osobiste odczucia s¹ przecie¿ przedmiotem tego artyku³u. Epstein organizowa³ wiêc swoje seks party w Nowym Jorku, na Florydzie, a tak¿e na pewnej ma³ej wyspie na Karaibach, któr¹ kupi³ specjalnie w tym celu. Zorganizowa³ te¿ ca³y system werbowania m³odych nieletnich dziewcz¹t, w którym niepoœledni¹ rolê odgrywa³a jego sekretarka. No i wreszcie wpad³, bo wyda³o siê, ¿e w tych orgiach bior¹ udzia³ nieletnie dziewczêta, na dodatek do seksu przymuszane. Dziœ nie ma na to dowodów i zapewne nigdy nie bêdzie, ale ma³o kto wierzy, ¿e samobójstwo Epsteina w kryminale by³o jego inicjatyw¹ w³asn¹. Za du¿o widzia³ i wiedzia³, to na pewno. Byæ mo¿e tak¿e mia³ dowody w video i kolorze. Jeszcze za ¿ycia Epsteina zaczê³y siê ujawniaæ m³ode kobiety, które nie ca³kiem z w³asnej woli by³y seksualnie podczas tych orgii wykorzystywane. I jednak z nich wskaza³a m.in. na naszego Jêdrusia, czyli „jego królewsk¹ wysokoœæ ksiêcia Yorku”.

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Wskazany palcem cz³onek królewskiego rodu powiedzia³, ¿e to nieprawda, ¿e niejakiego Epsteina na oczy nie widzia³, bo go nie zna³. Od¿egnywanie siê cz³onka rodu od znajomoœci z cz³onkiem nowojorskiej finansjery, a de facto strêczycielem, by³o chwilowe, bo dociekliwi dziennikarze szybko weszli w posiadanie zdjêcia, na którym bez ¿adnych w¹tpliwoœci widaæ Jêdrusia przechadzaj¹cego siê po nowojorskim Central Parku z owym Epsteinem w³aœnie. Potem wysz³o tak¿e na jaw, ¿e w 2001 roku ksi¹¿ê i Epstein spêdzili razem wakacje w Tajlandii, a nastêpnie w zamku Windsor i posiad³oœci królowej w Sandringham. A teraz odezwa³a siê 35-letnia obecnie Virginia Roberts Giuffre, która twierdzi, ¿e ponad 20 lat temu zosta³a zmuszana do odbywania stosunków seksualnych z ludŸmi z tak zwanych wy¿szych sfer. W jej zeznaniach, które ma prokuratura, przewijaj¹ siê nazwiska amerykañskich polityków, wp³ywowych biznesmenów, zagranicznych prezydentów, znanego premiera i œwiatowych przywódców. Virginia wskazuje te¿ na Andrzeja ksiêcia Yorku, który bardzo ponoæ ochoczo przyw³aszczy³ sobie hobby Epsteina. Twierdzi, ¿e trzykrotnie, w Londynie, Nowym Jorku i na Karaibach by³a zmuszana do seksu z synem El¿biety II, Andrzejem ksiêciem Yorku. - Spe³nia³am wszystkie zachcianki ksiêcia - powiedzia³a. W rozmowie z internetowym portalem Refinery29 kobieta opowiada³a, ¿e w sieci Ghislaine Maxwell, która pracowa³a jako strêczycielka Epsteina, wpad³a gdy mia³a 15 lat. Twierdzi, ¿e zarówno Maxwell jak i Epstein uczyli j¹, jak us³ugiwaæ w ³ó¿ku mê¿czyznom, jak u¿ywaæ erotycznych gad¿etów. - Ten trening - opowiada³a - mia³ miejsce w posiad³oœci Epsteina w Nowym Jorku i na Florydzie. To siê dzia³o ka¿dego dnia. Tak czêsto, jak chodzi siê do szko³y. Epstein potem uprawia³ ze mn¹ seks. Wiele mi obiecywa³. Wiedzia³am, ¿e jeœli odejdê, bêdê mia³a powa¿ne k³opoty. By³am œwiadkiem wielu nielegalnych i bardzo z³ych zachowañ Epsteina i jego przyjació³. Siêga³ po dziewczyny, których nikt nie bêdzie chcia³ wys³uchaæ i mia³ racjê. Ta sprawa dotyczy sprawiedliwoœci, nie tylko dla nas, ale tak¿e dla innych ofiar, które nie s¹ gwiazdami olimpijskimi ani gwiazdami Hollywood. On zna³ najpotê¿niejszych ludzi na œwiecie. Móg³ mnie zabiæ lub porwaæ. Jedyn¹ rzecz¹, któr¹ mog³am zrobiæ, to s³uchaæ go. Czêsto powtarza³, ¿e wiele uchodzi mu p³azem. Ja siê go ba³am. Nie wiedzia³am, co by siê sta³o, gdybym na nich donios³a policji czy prokuraturze. Jako 16-letnia dziewczyna po prostu im na te œwiñstwa pozwala³am. By³am sprzedawana innym milionerom, politykom, cz³onkom elit tego œwiata. Powinni byæ napiêtnowani za to, co zrobili. A stoj¹ za przera¿aj¹cymi czynami. Nie mam takiej czêœci cia³a, która nie by³a przez nich wykorzystywana. Chwilê po tym, gdy 20 listopada br. Jêdruœ opuœci³ domostwo mamusi zrzekaj¹c siê pe³nienia dworskich obowi¹zków „do wyjaœnienia sprawy”, wysz³a z niego tak¿e Sara ksiê¿na Yorku, czyli jego by³a ¿ona. Powiedzia³a dziennikarzom, ¿e: ”Rzadko spotyka siê ludzi, którzy potrafi¹ mówiæ z serca uczciwoœci¹ i czyst¹ prawd¹ oraz którzy pozostaj¹ niez³omni i silni wobec swoich przekonañ. Andrzej jest prawdziwym d¿entelmenem, jest nieugiêty nie tylko w swoich obowi¹zkach, ale tak¿e w swojej dobroci. Zawsze widzi w ludziach to co najlepsze”. Nikt nie zada³ jej, niestety, pytania, dlaczego z takim „kryszta³em” wytrzyma³a w ma³¿eñstwie tylko 10 lat. Tego siê nie dowiemy, ale zapewne dowiemy siê czegoœ znacznie wiêcej, poniewa¿ amerykañska prokuratura postanowi³a, zgodnie z prawem spo³eczeñstwa do informacji, ujawniæ 2 tysi¹ce stron akt ze œledztwa prowadzonego w sprawie handlu nieletnimi kobietami przez nie¿yj¹cego ju¿ Jeffreya Epsteina. I prawdopodobnie wezwie na przes³uchanie Andrzeja ksiêcia Yorku. n

Fot. Archiwum


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

31

Polskie s³u¿by przejê³y 2 tony narkotyków

Kolumbijska kokaina wraca do Europy Krzysztof Bardzik W œrodê, 4 grudnia, funkcjonariusze KAS (Krajowej Administracji Skarbowej) oraz CBŒP (Centralne Biuro Œledcze Policji) zatrzymali 7 osób podejrzanych o przemycenie do Polski niemal dwóch ton kokainy. Dok³adnie 1850 kg. Wartoœæ przechwyconych narkotyków ocenia siê wstêpnie na ok. 2,2 miliarda z³otych, czyli ponad 700 milionów dolarów kanadyjskich. Zatrzymane osoby to 38-letni Irañczyk, dwóch Polaków (26 i 30 lat) oraz 4 Kolumbijczyków w wieku 70, 49, 42 i 30 lat. Kolumbijczycy znaj¹ siê nawzajem, a dwaj s¹ ze sob¹ spokrewnieni. Wszyscy pochodz¹ z Medellin, które kiedyœ by³o narkotykow¹ stolic¹ Kolumbii i zapewne s¹ powi¹zani z jakimœ dzia³aj¹cym tam nadal kartelem narkotykowym. Podczas przes³uchania w prokuraturze Kolumbijczycy i jeden Polak przyznali siê do stawianych zarzutów. S¹ one powa¿ne. Dotycz¹ bowiem udzia³u w zorganizowanej grupie przestêpczej, przemytu do Polski 1859 kilogramów kokainy, wyprodukowania 10 kilogramów kokainy w Polsce, usi³owania wytworzenia kolejnych narkotyków. Za te przestêpstwa grozi im od 3 do 15 lat wiêzienia. Z pierwszych zeznañ, jakie Kolumbijczycy z³o¿yli w prokuraturze wynika, ¿e organizatorem przemytu by³ Irañczyk. On opracowa³ plan przerzutu narkotyków do Polski, kupi³ tak¿e sprzêt i chemikalia potrzebne do oczyszczania kokainy, nadzorowa³ pracuj¹cych przy tym procesie Kolumbijczyków, do których nale¿a³o tak¿e wytwarzanie narkotyku z pó³produktów ju¿ w Polsce. Dwóch Polaków mia³o byæ natomiast odpowiedzialnych za sk³adowanie towaru. Z zeznañ czterech mieszkañców Medellin nale¿y wnosiæ, ¿e kokaina mia³a byæ nastêpnie rozprowadzana w krajach Europy Zachodniej. Wykrycie przemytu sta³o siê mo¿liwe dziêki specjalnie wyszkolonemu psu. To w³aœnie on wyczu³ kokainê w dwóch kontenerach, które przyp³ynê³y statkiem z Kolumbii do portu w Gdyni. Gdy pies stan¹³ i nie odstêpowa³ od kontenerów, do akcji weszli funkcjonariusze KAS. Okaza³o siê, ¿e w kontenerach znajduje siê 1600 worków, z których czêœæ zawiera³a kredê, inne mieszankê kredy z kokain¹, a jeszcze inne czyst¹ kokainê. Zarówno KAS jak i CBŒP nie podaj¹ szczegó³ów, ale mo¿na siê domyœlaæ, ¿e odkrycie przemytu trzymano w tajemnicy, przesy³kê wys³ano zapewne do miejsca przeznaczenia i czekano, kto siê po ni¹ zg³osi. By³o bowiem pewne, ¿e jeœli kokaina by³a zmieszana z inn¹ substancj¹, to gdzieœ musia³o te¿ byæ laboratorium przygotowane do jej oczyszczania. 30 listopada do Polski przyjechali wspomniani Kolumbijczycy oraz Irañczyk. Zamieszkali w posesji na terenie woj. wielkopolskiego i musieli ostro zabraæ siê do pracy. Gdy kilka dni póŸniej policjanci CBŒP i KAS zrobili nalot na zajmowan¹ przez nich posesjê, zastali w niej œwietnie wyposa¿one laboratorium do oczyszczania narkotyku z maskuj¹cych go substancji, a tak¿e do ich produkcji na ogromn¹ skalê. Policja twierdzi, ¿e po raz pierwszy odkryto w Polsce laboratorium tak profesjonalnie zorganizowane. Podczas akcji przejêto 10 kg wysokiej jakoœci kokainy oraz oko³o 600 litrów zawiesiny, w której znajdowa³a siê kokaina i z której zd¹¿ono wyprodukowaæ na razie owe 10 kg narkotyku. W zajêtym laboratorium znajdowa³o siê ponadto kilkaset litrów ró¿nego rodzaju chemikaliów, oczywiœcie tak¿e aparatura laboratoryjna oraz specjalistyczna prasa hydrauliczna z logo… jednego z kolumbijskich karteli. W akcji przechwycenia narkotyków i zatrzymania jego organizatorów polska policja wspó³pracowa³a z policj¹ niemieck¹. Fot. Archiwum (1)

Okaza³o siê, ¿e zatrzymany Irañczyk od d³u¿szego czasu mieszka³ w Niemczech. W jego mieszkaniu niemieccy policjanci znaleŸli 19,5 kg opium, kokainê, komplet fa³szywych francuskich dokumentów ze zdjêciami zatrzymanego, wagi, telefony i spor¹ kwotê pieniêdzy. Wszystko wskazuje na to, ¿e grupa planowa³a na d³u¿ej prowadziæ w Polsce dzia³alnoœæ, bo w bezpoœrednim s¹siedztwie Niemiec, a wiêc najwiêkszych narkotykowych rynków Europy Zachodniej. Tej siê nie uda³o, ale mo¿na oczekiwaæ, ¿e inne gangi te¿ bêd¹ podejmowaæ takie próby. Marcin Wojciechowski z czasopisma „Liberté”, który œledzi wydarzenia w bran¿y narkotykowej na œwiecie, zosta³ poproszony o skomentowanie przechwycenia gigantycznego przemytu kokainy na teren Polski. - Jestem zaskoczony – powiedzia³ - ¿e te narkotyki pochodz¹ z Kolumbii. Kraj ten sta³ bowiem na czele przemys³u narkotykowego, ale to by³o w latach 80. i na pocz¹tku lat 90. Zdecydowane akcje kolumbijskiego rz¹du wspó³pracuj¹cego z policj¹ antynarkotykow¹ USA sprawi³y, ¿e zacz¹³ to byæ biznes schy³kowy. 2 grudnia 1993 r. zosta³ zastrzelony Pablo Escobar i to ju¿ by³a w zasadzie koñcówka kolumbijskich karteli narkotykowy. Czêœæ ludzi Escobara zosta³a co prawda przejêta przez kartel z Cali, ale on te¿ zosta³ rozbity przez Kolumbijczyków przy wspó³udziale amerykañskich grup Delta, które zadzia³a³y tam bardzo skutecznie. PóŸniej biznesem narkotykowym zajê³a siê w Kolumbii g³ówne partyzantka FARC. To by³a partyzantka komunistyczna, dzia³a³a w tym kraju ju¿ od d³u¿szego czasu, ale w³aœnie na pocz¹tku lat 90. zaczê³a siê zajmowaæ g³ównie produkcj¹ narkotyków. Jej przedstawiciele twierdzili, ¿e robi¹ to, aby zdobyæ pieni¹dze na broñ, co by³o oczywiœcie pretekstem. Pod koniec lat 90. i na pocz¹tku 2000. oni tak naprawdê zamienili siê w handlarzy narkotyków. Stworzyli jakby oddzielny kartel, który koniec koñców te¿ przegra³. I od tego momentu przemys³ narkotykowy w Kolumbii mocno przygas³. Kolumbia sta³a siê krajem przewidywalnym, pañstwem prawa, w rankingach œwiatowych awansowa³a pod tym wzglêdem bardzo wysoko, zaœ narkotykow¹ pa³eczkê przej¹³ Meksyk. I to w³aœnie w Meksyku odrodzi³y siê kartele narkotykowe, mo¿e nie kolumbijskie, bo tylko niewielka czêœæ kolumbijskich mafiosów fizycznie prze¿y³a. W krêgu rodziny Escobara i jego znajomych w ci¹gu 3 lat zginê³o bowiem ponad 300 osób zaanga¿owanych w narkotykowy biznes. I w Meksyku, w tych jego stanach, w których nie rz¹dzi rz¹d lecz korupcja, potworzy³y siê narkotykowe pañstewka. W³adza tam nie dociera. Narkotykowe gangi niepodzielnie panuj¹ na tamtych terytoriach, maj¹ swoje wojsko i robi¹, co chc¹. Bez przeszkód zajmuj¹ siê wiêc produkcj¹ narkotyków, g³ównie na rynek Stanów Zjednoczonych. W Europie narkotyków z tamtego regionu by³o z roku na rok coraz mniej, m.in. tak¿e dlatego, ¿e coraz szczelniejsze by³y europejskie porty

i lotniska, ale te¿ z tego powodu, ¿e w Europie na du¿¹ skalê rozwinê³a siê produkcja narkotyków syntetycznych. Do tego nie by³ potrzebny ¿aden surowiec z krajów Ameryki Po³udniowej i popyt na naturalne narkotyki zdecydowanie zmala³. Wczeœniej by³o tak, ¿e aby sprowadziæ do Europy narkotyki z Kolumbii na przyk³ad, trzeba by³o pojechaæ na miejsce, kupiæ hurtowe iloœci i we w³asnym zakresie zorganizowaæ ich przemyt do USA lub Europy. Dopiero Escobar dogada³ siê z jednym z pilotów, który powiedzia³ mu, ¿e bêdzie mia³ nawet kilkakrotn¹ przebitkê, jeœli sam zajmie siê przerzutem narkotyków do USA. I kartel Escobara zacz¹³ je przerzucaæ do USA w awionetkach, ma³ych samolotach, które lata³y na niskich wysokoœciach, by³y bardzo trudne do wykrycia i rzeczywiœcie przewozi³y setki ton narkotyków na teren USA. PóŸniej kartel mia³ tyle pieniêdzy, ¿e zacz¹³ kupowaæ okrêty i tworzyæ przemytnicz¹ flotê, nawet podwodn¹. Stosunkowo szybko do karteli do³¹czy³y rz¹dy pañstw nieprzychylnych USA. Miêdzy innymi rz¹d Kuby, który zreszt¹ zosta³ przy³apany na udziale w przerzucie narkotyków do USA. Castro zosta³ za to potêpiony nawet przez sojuszników z pañstw demokracji ludowej. Aby zmyæ z siebie winê poœwiêci³ ¿ycie dwóch swoich genera³ów, poniewa¿ przemytem zajmowa³a siê armia. Ci genera³owie zostali skazani na œmieræ i te wyroki rzeczywiœcie wykonano, mimo ¿e oni wykonywali polecenia nikogo innego tylko w³aœnie Fidela Castro. Tak¿e inne rz¹dy, m.in. rz¹d Wenezueli, ale tej Hugo Cha-eza i obecnego prezydent Maduro, mia³y œcis³e kontakty z kolumbijsk¹ partyzantk¹ FARC. Podobnie by³o, ale bardzo krotko z rz¹dem Ekwadoru, a tak¿e E-o Moralesa, obalonego w³aœnie prezydenta Boliwii, który wrêcz siê tym chwali³. Mówi³, ¿e jego nie interesuje, kto æpa, bo pieni¹dze narkotyki maj¹ tylko ludzie bogaci, a dziêki uprawie koki boliwijscy rolnicy maj¹ z czego ¿yæ. On wrêcz demonstracyjnie popiera³ uprawê koki. W kontekœcie tych wszystkich wydarzeñ i przemian w narkotykowej bran¿y, szczególnie za spraw¹ rozwoju narkotyków syntetycznych, ów ogromny przemyt kokainy do Polski jest zaskakuj¹cy. Byæ mo¿e szykuje siê kolejna zmiana i przeobra¿enia w tej bran¿y. Czas poka¿e. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


32 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

Marek Czerski

Drezno, poniedzia³ek, 25 listopada. Kilkanaœcie minut przed godzin¹ 5 rano w pobli¿u zamku saskich elektorów, tzw. Rezydencji, zaczê³a siê paliæ skrzynka transformatorowa. P³omienie doprowadzi³y do zwarcia i odciêcia przesy³u pr¹du do budynków znajduj¹cych siê w najbli¿szej okolicy. Ulica, przy której znajdowa³a siê skrzynka z transformatorem, tak¿e pogr¹¿y³a siê w ciemnoœciach. Budynkiem stoj¹cym w bliskim s¹siedztwie owego transformatora by³a w³aœnie Rezydencja. W zamku znajduj¹ siê pañstwowe zbiory dzie³ sztuki Saksonii - rzeŸb, miedziorytów, ale miejscem do którego ka¿dego roku pod¹¿aj¹ tysi¹ce turystów, s¹ komnaty zwane Zielonym Sklepieniem (Grünes Gewölbe). W gablotach z pancernego szk³a, wydawa³oby siê, ¿e nie do sforsowania, zgromadzono absolutnie bezcenn¹, jedn¹ z najbogatszych w Europie i tak¿e na œwiecie kolekcjê klejnotów. Gdy przed godzin¹ 5 rano na ulicy, przy której znajduje siê by³a siedziba saskich elektorów, zgas³o œwiat³o, dwóch mê¿czyzn sforsowa³o kraty w naro¿nym oknie Zielonego Sklepienia wiedz¹c, ¿e po¿ar transformatora przerwa³ dop³yw pr¹du tak¿e do urz¹dzeñ alarmowanych w Rezydencji. Jeden z mê¿czyzn pewnie podbieg³ do upatrzonej bez w¹tpienia wczeœniej gabloty i w ci¹gu zaledwie kilku minut ogromnym toporem rozbi³ jej szklany front. Z gabloty mê¿czyŸni wyjêli tyko kilka przedmiotów i natychmiast wyszli drog¹, która wtargnêli do skarbca. Do innych gablot, w których równie¿ znajdowa³y siê bezcenne klejnoty, nawet nie podeszli. Ca³y napad trwa³ zaledwie kilka minut. Policja otrzyma³a zg³oszenie o napadzie chyba jeszcze w trakcie jego trwania, b³yskawicznie pojawi³a siê na miejscu, ale jak powiedzia³ jeden z funkcjonariuszy, zabrak³o dwóch-trzech minut, by z³apaæ z³odziei na gor¹cym uczynku. Policja szybko ustali³a, ¿e w³amywacze mogli przyjechaæ pod Rezydencjê samochodem marki audi, który kompletnie spalony odkryto na jednym z parkingów na przedmieœciach Drezna. Zastanawiaj¹ce, ale byæ mo¿e trop za z³odziejami prowadzi do Polski. Ustalono bowiem, ¿e doœæ d³ugo sta³ na tym parkingu samochód z polskimi tablicami rejestracyjnymi, który 25 listopada nagle znikn¹³, zaœ sam parking znajduje siê w pobli¿u wjazdu na autostradê prowadz¹c¹ w kierunku Polski. Te fakty ustalono ponad wszelk¹ w¹tpliwoœæ, aczkolwiek czy maj¹ one zwi¹zek z napadem, na razie nie wiadomo. Bezcenne klejnoty znajduj¹ce siê w drezdeñskim skarbca maj¹ silne powi¹zania z histori¹ Polski, o czym piszê w dalszej czêœci artyku³u. Na razie wracam do Zielonego Sklepienia tu¿ po napadzie. Dirk Syndram, dyrektor skarbca, nie móg³ uwierzyæ, ¿e z³odzieje tak prosto i szybko poradzili sobie z zabezpieczeniami. Prosto - bo wystarczy³o podpaliæ skrzynkê transformatorow¹, by odci¹æ pr¹d od instalacji alarmowej, a szybko - poniewa¿ zszokowany dyrektor galerii powtarza³, ¿e producent szk³a na gabloty zapewnia³, i¿ ich pokonanie toporem bêdzie wymaga³o co najmniej 15 minut. Gdyby tak by³o, z³odzieje byliby w rêkach policji, Ale ni e by³o. Jak szybko w³amywacze poradzili sobie ze szk³em gablot widaæ na nagraniu monitoringu udostêpnionym przez policjê. Tyle tylko, ¿e poza œwiat³em latarki przymocowanej do przedramienia mê¿czyzny uderzaj¹cego toporem w gablotê niewiele wiêcej widaæ. Ale ze stoperem w rêku mo¿na okreœliæ, ¿e czas sforsowania gabloty i samego napadu nie przekroczy³ 5 minut. Tu¿ po napadzie media poda³y informacjê, ¿e z gabloty, do której wlali siê z³odzieje, skradziono klejnoty z pocz¹tku XVII wieku, ¿e w sumie by³o to ponad 100 precjozów ze z³ota zdobionych diamentami, brylantami, szmaragdami i rubinami. Ich wartoœæ media szacowa³y na kilkaset milionów euro, a nawet na

Rekordowa kradzie¿ pod wzglêdem war toœci skradzionych precjozów

Miliard euro kwotê przekraczaj¹c miliard euro. Marion Ackermann, dyrektor pañstwowych zbiorów sztuki w DreŸnie powiedzia³a dziennikarzom, ¿e jej zdaniem nie da siê ,ot tak po prostu oszacowaæ wartoœci skradzionych przedmiotów, poniewa¿ ich wartoœæ historyczna i artystyczna nie dadz¹ siê przeliczyæ na konkretne pieni¹dze. Profesor Ewa Letkiewicz z Uniwersytetu Marii Curie-Sk³odowskiej w Lublinie, która jest historykiem sztuki specjalizuj¹cym siê w badaniu historii europejskich zbiorów bi¿uterii, twierdzi, ¿e miliard euro nie jest kwot¹ przesadzon¹ w odniesieniu do samej tylko fizycznej wartoœci skradzionych klejnotów. - Wartoœæ brylantów o tak szlachetnym ciêciu i oprawie mo¿e siêgaæ tej kwoty, natomiast niemo¿liwa do oszacowania jest ich wartoœci historyczna i artystyczna - uwa¿a prof. Ewa Letkiewicz. Wœród skradzionych precjozów policja wymienia m.in. przypinkê wykonan¹ z ponad 100 brylantów, epolet z³o¿ony z 230 brylantów, paradn¹ szpadê, której rêkojeœæ wysadzona jest 9 du¿ymi i 770 mniejszymi brylantami., damsk¹ broszkê w kszta³cie kokardy, wysadzan¹ ponad 660 diamentami. Skarby znajduj¹ce siê w gablotach Zielonego Sklepienia drezdeñskiej Rezydencji zgromadzi³o dwóch saskich elektorów, ojciec i syn i w tym w³aœnie momencie wkraczamy w historiê Polski. Obaj bowiem byli królami Polski. August II Mocny zasiada³ na polskim tronie w latach 1697 - 1706 oraz 1709 - 1733, zaœ po nim za³o¿y³ na g³owê polsk¹ koronê jego syn, August III (1733-1763). W³adców epoki baroku cechowa³ przepych. Poddanych rzucali na kolana bogactwem, które musia³o osza³amiaæ tak¿e ich strojem. Ten styl panowania wzi¹³ siê od francuskiego króla Ludwika XIV („Król S³oñce”) i znalaz³ naœladowców w ca³ej Europie. Ka¿dy król, królewi¹tko i ksi¹¿¹tko chcia³ dorównaæ w³adcy Francji . Elektorzy sascy tak¿e . Gdy wiêc w lipcu 1697 przysz³y król August II pojawi³ siê w Tarnowskich Górach na spo-

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

tkaniu z przedstawicielami polskiej szlachty jego strój lœni³ refleksami setek brylantów. Mia³ na sobie garnitur klejnotów, na który sk³ada³y siê brylantowe klamry na buty, brylantowe ostrogi, brylantowe sprz¹czki podwi¹zek, 54 brylantowe guziki, tyle samo brylantowych otoczek dziurek na guziki (do kamizelki i ubrania wierzchniego), brylantowe przypinki do w³osów i kapelusza, zawieszki, ordery, laska spacerowa i wspomniana ju¿ wy¿ej szpada o rêkojeœci i pochwie wysadzanej tymi szlachetnymi kamieniami. Ju¿ za panowania na polskim tronie August II Mocny ustanowi³ Order Or³a Bia³ego i zarówno orderowi, jak te¿ jego GwieŸdzie doda³ brylantow¹ oprawê. Gwiazda i orze³ na owym klejnocie skrzy³y siê brylantami. Kontur krzy¿a maltañskiego zosta³ zarysowany rubinami, natomiast w centrum oœmioramiennej gwiazdy umieszczono 20-karatowy diament. No i w³aœnie miêdzy innymi klejnoty zwi¹zane z histori¹ Polski 25 listopada pad³y ³upem w³amywaczy do drezdeñskiego skarbca.

August II Mocny Sas

Z chwil¹ pojawienia siê w historii Polski August II by³ ju¿ w³adc¹ saskim bardzo majêtnym, móg³ wiêc imponowaæ swoim brylantowym garniturem, ale historycy epoki twierdz¹, ¿e zbiory swojej rzadko spotykanej kolekcji przedmiotów wzbogaci³ kolejnymi zakupami, na które pieni¹dze czerpa³ z podatków, którymi ³upi³ swoich polskich poddanych. Jeœli któryœ z naszych Czytelników zawita kiedykolwiek do Drezna, musi koniecznie odwiedziæ Zielone Sklepienie i zgromadzone tam skarby, by po pierwsze - zdaæ sobie sprawê z bogactwa dawnych w³adców, ale te¿ chocia¿ przez chwilê pomyœleæ o nêdzy setek tysiêcy ludzi, których kosztem to bogactwo gromadzono, po drugie - podziwiaæ niebywa³y wrêcz kunszt dawnych jubilerów. Wœród kilku tysiêcy zgromadzonych w drezdeñskim skarbcu klejnotów, z których ka¿dy ma swoj¹ historiê, warto Fot. Archiwum


GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

w 5 minut

zatrzymaæ siê d³u¿ej przy miniaturowej scenie przedstawiaj¹cej "Dwór w Delhi w dniu urodzin Wielkiego Mogo³a Aurenga Zeba". Na to arcydzie³o z jubilerskiego warsztatu braci Dinglingerów, przedstawiaj¹ce scenê z dworu indyjskiego krezusa, sk³ada siê 137 kolorowych emaliowanych figurek ze z³ota, zaœ ca³oœæ dekoracji zdobi jeszcze oko³o 3 tysiêcy diamentów, rubinów, szmaragdów i pere³. Ten kunsztowny klejnot kosztowa³ dwukrotnie wiêcej ni¿ wynosi³a wartoœæ pa³acu myœliwskiego saskich elektorów w Moritzburgu, który ma 200 komnat! Przed z³odziejami, którzy 25 listopada w³amali siê do Grünes Gewölbe, uchowa³ siê najwiêkszy skarb drezdeñskiego skarbca, wa¿¹cy 40,7 karata Zielony Diament. Tylko dlatego, ¿e zosta³ akurat wypo¿yczony na wystawê do nowojorskiego Metroplitan Museum of Art. Ten niezwyk³y kamieñ zosta³ znaleziony prawdopodobnie w Brazylii, a swój wyj¹tkowy kolor zawdziêcza przebywaniu przez miliony lat w radioaktywnym otoczeniu. August II kupi³ go w 1742 r. podczas najwiêkszych wtedy w Europie targów wielkanocnych w Lipsku. Zap³aci³ za niego niebotyczn¹ wrêcz wtedy kwotê 200 tysiêcy talarów. Dziesiêæ razy mniej ni¿ „Madonna Sykstyñska” Rafaela, który to obraz mo¿na dziœ tak¿e ogl¹daæ w DreŸnie, w Galerii Starych Mistrzów. August II Mocny i jego syn August III nie s¹ chlubnymi postaciami historii Polski, Nie tylko dlatego, ¿e ten pierwszy by³ wyj¹tkowym opojem i hulak¹ ( naliczono mu ponad 350 nieœlubnych dzieci), co syn zreszt¹ po nim przej¹³. Nie tylko dlatego równie¿, ¿e za jego panowania polska szlachta popad³a w na³óg pijañstwa, ob¿arstwa i ucztowania („Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”). Przede wszystkim dlatego, ¿e nie dba³ o przysz³oœæ kraju, którego koronê mu powierzono. To za czasów saskiego duetu ojca i syna Polska popad³a w ogromn¹ zale¿noœæ od Rosji, co 60 lat po œmierci Augusta III skoñczy³o siê rozbiorami. Obrabowanie skarbca saskich elektorów w DreŸnie, w którym zgromadzone klejnoty mog¹ mieæ wartoœæ kilku nawet miliardów euro, to nie jedyny tak zuchwa³y napad w historii. Ocenianie wartoœci drezdeñskich skarbów na miliardy wcale nie musi byæ przesadzone, skoro tylko to, co w ci¹gu kilku minut zabrali z jednej gabloty w³amywacze wycenia siê na miliard i to maj¹c na wzglêdzie jedynie fizyczn¹ wartoœæ samych drogocennych kamieni. A skoro te skradziono oscyluj¹ wokó³ miliarda euro, jest to z pewnoœci¹ rekordowa pod wzglêdem wartoœci skradzionych precjozów kradzie¿. Wszystkie wczeœniejsze s¹ pod tym wzglêdem nieporównywalne, aczkolwiek kilka z tych w³amañ i kradzie¿y zas³uguje na przypomnienie w³aœnie ze wzglêdu na zuchwa³y sposób ich przeprowadzenia.

Napad z helikoptera

Na dachu firmy G4S w Sztokholmie wyl¹dowa³ nad ranem 22 wrzeœnia 2009 r. œmig³owiec, z którego wysiad³y cztery osoby. Nie byli to jednak prominentni pracownicy firmy, lecz w³amywacze. G4S to miêdzynarodowa firma ochroniarska zajmuj¹ca siê odbieraniem i konwojowaniem gotówki ze sklepów. W³amywacze weszli do budynku przez œwietlik w dachu, wysadzili antyw³amaniowe drzwi do skarbca, rêczn¹ szlifierk¹ poprzecinali k³ódki skrzynek z pieniêdzmi, ale do worków pakowali jedynie banknoty o nominale 500 koron. Po 15 minutach wyszli na dach, wsiedli do helikoptera i odlecieli. Ich szczêœcie nie trwa³o jednak d³ugo. Policja szybko ich namierzy³a i wyl¹-

dowali kryminale z wyrokami od roku do siedmiu lat odsiadki. Œledztwo pozwoli³o ustaliæ, ¿e plany wnêtrza obiektu uzyskali legalnie w biurze miejskiego zarz¹du budynków. Jeden zaœ z w³amywaczy przeistoczy³ siê wczeœniej w Casanovê, poderwa³ jedn¹ z pracownic firmy, a ta wyjawi³a mu, gdzie s¹ przechowa pieni¹dze. Kradzie¿ by³a rzeczywiœcie zuchwa³a, ale do drezdeñskiego rekordu jej daleko, bo trwa³a oko³o 20 minut.

Napad na pociąg

Do dzisiaj jest to zapewne najbardziej medialny napad. Dosz³o do niego 8 sierpnia 1963 roku. Przeprowadzi³a go 15-osobowa grupa pod wodz¹ niejakiego Bruce’a Reynoldsa (mia³ wtedy 32 lata). Oko³o 75 km na pó³nocny-zachód od Londynu, przed miejscowoœci¹ Mentmore, zmienili oni sygnalizacjê œwietln¹ dla poci¹gów i tym sposobem zatrzymali jeden z nich. Poniewa¿ w tamtych latach nie by³o jeszcze bezpoœredniej ³¹cznoœci maszynisty (zosta³ og³uszony ciosem pa³ki w g³owê) z dyspozytorem ruchu, na pobliskiej stacji nie wiedziano, co jest przyczyn¹ postoju poci¹gu. Z³odzieje wiedzieli doskonale, ¿e w zatrzymanym sk³adzie znajduje siê wagon pocztowy, w którym przewo¿ono pieni¹dze. Reynolds liczy³, ¿e ³up wyniesie kilkaset tysiêcy funtów, by³ wiêc z kompanami w euforii, gdy okaza³o siê, ¿e w wagonie znajdowa³o siê 2,6 mln funtów, co odpowiada dzisiejszym ok. 40 milionom tej waluty. Zdobyta fortuna zawróci³a jednak z³odziejom w g³owie, stracili czujnoœæ i policja szybko wpad³a na ich trop. Zatrzymano wszystkich uczestników napadu poza Reynoldsem, który pos³uguj¹c siê fa³szywym paszportem uciek³ do Meksyku, a nastêpnie z ¿on¹ i synem do Kanady. Po 5 latach wróci³ jednak do Anglii, gdzie zosta³ szybko rozpoznany i aresztowany. Skazano go na 25 lat wiêzienia. Nied³ugo po wyjœciu na wolnoœæ zosta³ skazany ponownie, tym razem na 3 lata, za handel amfetamin¹. By³ konsultantem filmu o napadzie, który zaplanowa³ i przeprowadzi³. Zmar³ w 2013 r. w Londynie w wieku 82 lat.

Paryska przebieranka

Pewnego grudniowego popo³udnia 2008 roku, do salonu jubilerskiego firmy Harry Winston Jewelers w Pary¿u wesz³y cztery kobiety w towarzystwie mê¿czyzny. Pewnie porusza³y siê po salonie, do personelu zwraca³y siê po imieniu, wydawa³y siê wszystko o salonie wiedzieæ. Prze kilka minut przybysze ogl¹dali ekspozycje z bi¿uteri¹ i w momencie, gdy personel najmniej siê tego spodziewa³, w ich rekach pojawi³y siê pistolety. Okaza³o siê, ¿e trzy z czterech kobiet by³y przebranymi mê¿czyznami. Sterroryzowany personel nie móg³ zareagowaæ, gdy napastnicy powyci¹gali z kaset pierœcionki, naszyjniki i zegarki, których wartoœæ okreœlono po napadzie na 108 milionów dolarów. Napad trwa³ kilka minut. Z³odzieje opuœcili sklep i wszelki œlad po nich zagin¹³.

Syn Husajna rozbił bank

Trudno powiedzieæ, ¿e to by³ napad, poniewa¿ w roli g³ównej wyst¹pi³ Kusaj Husajn, syn dyktatora Iraku Saddama Husajna. Zapewne i jeden i drugi wiedzieli, ¿e lada moment wojska miêdzynarodowej koalicji, której przewodzi³y Stany Zjednoczone, dokonaj¹ inwazji na ich kraj. Do tego wydarzenia dosz³o 18 marca 2003 r. Kusaj Husajn, dowódca elitarnej Gwar-

33

dii Republikañskiej, wkroczy³ w towarzystwie swoich podw³adnych do siedziby irackiego banku centralnego w Bagdadzie i wyda³ personelowi rozkaz opró¿nienia wszystkich sejfów. Oszacowano potem, ¿e by³o to ok. 900 mln dolarów i 100 mln euro, co stanowi³o niemal jedn¹ czwart¹ wszystkich rezerw dewizowych irackiego banku centralnego. Do wywiezienia tej fortuny potrzebne by³y trzy du¿e samochody ciê¿arowe. Do dziœ niewiadomo, co siê sta³o z tak ogromn¹ sum¹ pieniêdzy. Amerykañski wywiad nie negowa³, ¿e pieni¹dze mog³y zostaæ przewieziono do Syrii i za poœrednictwem tamtejszych baków przelane na rozmaite konta w rajach podatkowych. Kusaj Husajn chcia³ zapewne zabezpieczyæ sobie ¿ycie poza krajem po przegranej wojnie. Ale nie zd¹¿y³. By³ jednym z 55 najbardziej poszukiwanych przez amerykañski wywiad cz³onków rz¹du i najbli¿szych wspó³pracowników Saddama Husajna. Zgin¹³ wraz z bratem Udajjem i jego synem w Mosulu 22 lipca 2003 r. w zasadzce zastawionej przez wywiad USA. Informator, który ujawni³ miejsce jego pobytu, mia³ otrzymaæ nagrodê w wysokoœci 30 mln dol.

Amatorzy z Wołowa

W czasach PRL-u najbardziej lukratywny ³up sta³ siê w³asnoœci¹ kilku m³odych ludzi, absolutnych amatorów w z³odziejskim fachu, którzy podczas gry w karty wymyœlili sobie napad na bank. Mieszkali w Wo³owie, mieœcinie, jak to siê wtedy mówi³o, zabitej deskami, po³o¿onej ok. 45 km na pó³nocny-zachód od Wroc³awia. Tam to w³aœnie znajdowa³a siê filia Narodowego Banku Polskiego z Wroc³awia. Trafia³y do niej pieni¹dze z wszystkich placówek handlowych z miejscowoœci nawet doœæ odleg³ych od Wo³owa. To ¿e bank by³ w jakikolwiek sposób zabezpieczony tr¹ci eufemizmem. Jego siedziba znajdowa³a siê w poniemieckim domu, a rezyduj¹cy w nim stra¿nicy codziennie pozostawiali go bez ochrony, poniewa¿ udawali siê na przys³uguj¹c¹ im… przerwê. Pistolety zaœ, w które byli wyposa¿eni, spoczywa³y w bankowej kasie pancernej. Gdy wiêc 19 sierpnia 1962 r. oko³o godz. 22 sprz¹taczka posz³a do domu, z piwnicy, w której siê wczeœniej ukryli, wysz³o dwóch mê¿czyzn. Twarze mieli zakryte poñczochami, a w rêkach pistolety. Stra¿nik na ich widok i zawo³anie „rêce do góry!”, najpierw by³ przekonany, ¿e to kolega robi mu kawa³, ale gdy okaza³o siê, ¿e to nie kawa³ tylko brutalna rzeczywistoœæ, pos³usznie zrobi³ co mu kazano. Napastnicy zabrali z banku astronomiczn¹ jak na owe czasy kwotê 12,5 mln z³. W tamtej epoce z³otówka nie by³a oczywiœcie wymienialna, za handel dolarami grozi³ krymina³, ale œrednia pensja wynosi³a wtedy 1680 z³. Prowadz¹cy œledztwo milicjanci nie znaleŸli ¿adnych istotnych œladów, mogli jedynie liczyæ na to, ¿e wœród skradzionych pieniêdzy znajdowa³a siê du¿a iloœæ nowych banknotów, których seryjne numery znano i które rozes³ano do sklepów w ca³ym kraju. I siê nie przeliczyli. Kilka miesiêcy póŸniej ¿ona jednego ze z³odziei postanowi³a wyj¹æ ze skrytki jeden z banknotów, by kupiæ now¹ narzutê na tapczan. Zrobi³a, co postanowi³a i tym swoim uczynkiem po¿egna³a siê z mê¿em na kilkanaœcie lat. Milicjanci byli nieco zdumieni, ¿e napadu nie dokonali zawodowi przestêpcy, a przeciêtni mieszkañcy miejsca akcji, czyli Wo³owa. Wszyscy trafili do krymina³u, który ten z najd³u¿szym wyrokiem opuœci³ dopiero w 1979 roku. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej


34 GŁOS POLONII

www.glospolonii.net

W wielu przypadkach seryjni zabójcy nie wykazuj¹ objawów choroby psychicznej

Czarujacy marynarz Mariusz Piotr Skawiñski S¹ faceci, którzy nie musz¹ nic robiæ, by kobiety, jak to siê mówi, jad³y im z rêki i marynarz Mariusz do takich podobno nale¿a³. Mieszka³ w nadmorskim polskim kurorcie, w Ko³obrzegu. Tam te¿ skoñczy³ technikum morskie, potem, jak twierdzi³, studiowa³ w Szczecinie i zgodnie z marynarskim losem wyp³yn¹³ w morze, a konkretnie w morza œwiata, bo p³ywa³ na handlowych statkach, a te p³ywaj¹ z towarem wszêdzie. Dziêki swojej pracy marynarz Mariusz by³ te¿ niemal wszêdzie. Tak opowiada³ o swoich rejsach po morzach i oceanach. Po zejœciu na l¹d po jednym z d³u¿szych rejsów pozna³ pannê, której by³o z nim po drodze, a jemu z ni¹ tak¿e, wiêc wziêli œlub i nied³ugo œwiat ujrza³ owoc ich zwi¹zku, który by³ p³ci ¿eñskiej. Z czasem jednak drogi jego i jej zaczê³y siê rozchodziæ. Mariusz nie mia³ za bardzo czasu, by pielêgnowaæ rodzinna wspólnotê, bo musia³ wyruszaæ w rejsy, wiêc po powrocie z któregoœ tam, drogi Mariusza i jego ¿ony rozesz³y siê na zawsze, co potwierdzone zosta³o rozwodowym wyrokiem s¹dowym. Marynarz Mariusz wróci³ wiêc do mieszkania rodziców w centrum starego ko³obrzeskiego miasta i wsun¹³ siê pod skrzyd³a mamusi, której nadopiekuñczoœæ wobec jedynego dziecka, a takim by³ Mariusz, stanowi³a ponoæ podrêcznikowy wzorzec. Faceta w sile wieku, bo ju¿ po czterdziestce, rodzicielka przygarnê³a w przeœwiadczeniu, ¿e dziecko jej sta³o siê ofiar¹ przewrotnej kobiety, z któr¹ ma³¿eñstwo mu odradza³a, jednak rozwód prze³knê³a jako wyj¹tkowo gorzkie wydarzenie w jej ¿yciu, bo by³a gorliw¹ katoliczk¹. Wychuchany w rodzicielskich pieleszach Mariusz uchodzi³ w mieœcie za partiê atrakcyjn¹, roztacza³ bowiem wokó³ siebie aurê marynarza p³ywaj¹cego na statkach badawczych poszukuj¹cych ropy naftowej, co s³uchacze odbierali zgodnie z intencj¹ opowiadacza, ¿e jest cz³owiekiem majêtnym i to bardzo. To oczywiœcie by³y z jego strony ballady peruwiañskie, czyli opowieœci nie maj¹cego ¿adnego pokrycia w rzeczywistoœci. S¹ jednak kobiety, które z w³asnej i nieprzymuszonej woli chc¹ w takie opowieœci wierzyæ, wiêc marynarz Mariusz nie mia³ problemów z samotnoœci¹. Znajomi wspominaj¹, ¿e rozrzut dam, które nie potrafi³y siê oprzeæ urokowi ko³obrzeskiego marynarza Mariusza, by³ szeroki bardzo i to zarówno po wzglêdem wieku, wygl¹du jak te¿ ilorazu inteligencji. Mariusz mia³ nie wybrzydzaæ wobec darów natury i bra³ wszystkie, które wsuwa³y siê w jego ramiona. By³y oczywiœcie wyj¹tki i z relacji tych¿e wy³ania³ siê obraz nieco odbiegaj¹cy do owego Mariusza, który nie czyni³ gestu ¿adnego, a panie jad³y mu z rêki. Jedna z takich kobiet, po czterdziestce i po rozwodzie, pozna³a marynarza przez znajomych, którzy wiedzieli, ¿e jest samotna i ¿e samotna byæ nie chce. Rekomendowali jej Mariusza, bo „taki elegancki, zaradny, z zawodem”. Pozna³a wiêc

Mariusza i opowiada³a, jak owo „nicnierobienie” z jego strony wygl¹da³o: - By³ jak paj¹k. Roztacza³ wokó³ mnie sieci, wci¹¿ dzwoni³, pisa³. Hipnotyzowa³ komplementami. Nie lubiê takich mê¿czyzn, zaborczych i kontroluj¹cych. Mój by³y m¹¿ by³ taki. Po dwóch tygodniach korespondencji powiedzia³am mu szczerze, ¿e nie mam chêci kontynuowaæ. PóŸniej dowiedzia³am siê, ¿e w tym samym czasie flirtowa³ z moj¹ znajom¹. Tak¿e z opowiadañ innych kobiet, które nie da³y siê wzi¹æ na jego lep, wy³ania siê obraz „czarusia” i „gawêdziarza”, który bra³ kobiety na litoœæ, jako samotny, opuszczony, szukaj¹cy ciep³a i mi³oœci na ca³e ¿ycie. Ale te¿ bardzo natrêtny, wrêcz nieustêpliwy. Psycholog zajmuj¹cy siê osobowoœci¹ przestêpców charakteryzuje Mariusza nastêpuj¹co: - Jeœli rzeczywiœcie dokona³ wszystkich zarzucanych mu czynów, jest zabójc¹ wielokrotnym, który sprawnie wykorzystywa³ deficyty uczuciowe poznanych kobiet. Stosowa³ metodê tak zwanej "oszukañczej mi³oœci". Kiedyœ ten typ zabójcy nazywano "czarn¹ wdow¹" i kojarzony by³ praktycznie tylko z kobietami-przestêpcami. Teraz obserwuje siê coraz wiêcej mê¿czyzn, którzy dzia³aj¹ w podobny sposób. Takie osoby mog¹ byæ powszechnie lubiane, bo nie s¹ antyspo³ecznymi socjopatami, którzy odcinaj¹ siê od œwiata, a psychopatami, czyli osobami bardzo uspo³ecznionymi, posiadaj¹cymi wielu znajomych. W dodatku bywaj¹ postrzegani jako ludzie wrêcz czaruj¹cy. Nie zmienia to faktu, ¿e jednoczeœnie psychopaci nie s¹ empatyczni, nigdy nie poczuwaj¹ siê do winy i tak naprawdê lekcewa¿¹ normy spo³eczne i prawne. W oczach wielu ludzi marynarz Mariusz postrzegany by³ jako cz³owiek spokojny, zrównowa¿ony, inni opowiadaj¹, ¿e by³ bardzo uczynny, w ka¿dej chwili skory do pomocy. By³ lubiany przez ludzi, w których towarzystwie siê obraca³. Gdy przez d³u¿szy czas nie wyp³ywa³ w morze, za³o¿y³ w Ko³obrzegu manufakturê s³odyczy, której da³ nazwê „Karmelowo”. To by³o w 2016 roku. W sezonie biznes szed³ œwietnie, ale sezon trwa³ tylko trzy miesi¹ce, a potem by³a flauta, wiêc Mariusz interes zwin¹³. Mniej wiêcej w tym samym czasie zaczê³y w Ko³obrzegu znikaæ kobiety. Pierwsza zniknê³a Iwona, która zamieszka³a z córk¹ i partnerem nad mieszkaniem rodziców Mariusza. Iwona szybko pozby³a siê partnera, ale od mê¿czyzn oraz imprez w swoim mieszkaniu nie stroni³a i któregoœ dnia wybuch³ w nim po¿ar. Marynarz Mariusz mimo niechêci rodziców zaopiekowa³ siê Iwonk¹, która przesta³a pokazywaæ siê s¹siadom, a Mariusz zacz¹³ remontowaæ jej mieszkanie. Ludzie odetchnêli, bo skoñczy³y siê imprezy, zapanowa³ spokój i nie interesowa³o ich, ¿e Iwona zniknê³a, bo wczeœniej têsknili za tym, by zniknê³a. W paŸdzierniku 2018 r. Aneta, kobieta oko³o 40-letnia, wys³a³a do wszystkich, których mia³a na liœcie swoich kontaktów sms-a, by jej nie szukaæ, bo wyjecha³a na d³u¿ej za granicê. Brzmia³o to w miarê wiarygodnie, poniewa¿ jej matka mieszka³a w Szwecji, Aneta zna³a jêzyk angielski, wiêc niechybnie podjê³a decyzjê, ¿e pójdzie œladem matki. Wczeœniej og³asza³a siê w ko³obrzeskiej gazecie, ¿e przyjmie pracê na przyk³ad modelki bieliŸnianej, dawa³a te¿ og³oszenia, w których wyra¿a³a chêæ do randek, wcale nie takich niewinnych i

wszystko wskazuje na to, ¿e t¹ drog¹ w³aœnie pozna³a marynarza Mariusza. Kilka tygodnie po jej sms-ie w miejscowej gazecie na krótko ukaza³o siê og³oszenie o sprzeda¿y jej mieszkania. To zwróci³o uwagê Anny Buchner-Wroñskiej dziennikarski „Gazety Ko³obrzeskiej”, która zna³a Anetê z jej czêstych wizyt w gazecie z racji zamieszczanych anonsów. Zaczê³a chodziæ do domu, w którym Aneta mia³a mieszkanie, ale przez d³ugi czas nikt jej nie otwiera³. Pewnego dnia w domofonie zabrzmia³ wreszcie mêski g³os. Mê¿czyzna powiedzia³, ¿e kupi³ mieszkanie od cz³owieka, który mu siê zwierzy³, ¿e w³aœnie wróci³ z rejsu, jest po rozwodzie i potrzebuje pieniêdzy. Mariusz ju¿ wtedy siedzia³ w areszcie. Zosta³ zatrzymany, by siê wyt³umaczyæ ze stanu swego posiadania. Bo w Ko³obrzegu znika³y kobiety, a w³aœcicielem ich mieszkañ zostawa³ marynarz Mariusz. Ale Mariusz mia³ na wszystko papiery. Zosta³ zatrzymany pod koniec czerwca br., ale kilka dni wczeœniej zniknê³a nagle Bogusia, 54-letnia kucharka z piêciogwiazdkowego hotelu. Przemi³a pani, matka dzieciom, babcia wnukom, któr¹ marynarz Mariusz omota³. Kole¿anki opowiada³y, ¿e nie dawa³ jej spokoju, dzwoni³ i s³a³ sms-y tak¿e w dniu, w którym zniknê³a. Mia³a go odwieŸæ wieczorem do warsztatu, w którym zostawi³ samochód do naprawy. I wiêcej siê nie pojawi³a. Ale tego dnia ktoœ s³ysza³ krzyki w ¿wirowni w podko³obrzeskiej wsi Obroty, potem s³ychaæ by³o je¿d¿¹cy samochód, a w nale¿¹cej kiedyœ do PGR oborze, gdzie by³ warsztat samochodowy, œwieci³o siê œwiat³o. W³aœcicielem warsztatu by³ niejaki Sebastian, kolega marynarza Mariusza ze szko³y. Dziennikarka Anna Buchner-Wroñska po wyjœciu z mieszkania, które kiedyœ nale¿a³o do Anety, zadzwoni³a do prokuratury. Powiedzia³a, ¿e znajduj¹cy siê w areszcie Mariusz mo¿e siê kryæ za znikniêciem Anety. Marynarz Mariusz z³ama³ siê szybko i dzieñ póŸniej policyjne psy odkry³y w okolicach wsi Obroty trzy p³ytkie mogi³y, a w nich cia³a kobiet. Iwony, Anety i Bogusi. Potem szybko siê okaza³o, ¿e marynarz Mariusz nie widnia³ na liœcie studentów ¿adnej uczelni szczeciñskiej i nie p³ywa³ na ani jednym statku badawczym. Matka marynarza Mariusza nie do¿y³a prawdy o swoim jedynym dziecku. I dla niej to pewnie dobrze. Mariusz zosta³ zatrzymany trzy dni przed swoim œlubem z kobiet¹ z Koszalina, która para³a siê biznesem. I pewnie nigdy nie dowiemy siê, jakie mia³ wobec niej zamiary. Monika Ca³kiewicz, profesor nadzwyczajny Akademii Leona KoŸmiñskiego w Warszawie, specjalistka w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii: - W bardzo wielu przypadkach seryjni zabójcy nie wykazuj¹ objawów choroby psychicznej, a zaburzenia osobowoœci. S¹ pozbawieni uczuæ wy¿szych i empatii, inni s¹ dla nich narzêdziami do osi¹gniêcia celu. Ich potrzeby s¹ najwa¿niejsze do tego stopnia, ¿e potrafi¹ zabiæ, by osi¹gn¹æ swój cel. Czêsto maj¹ wysoki poziom inteligencji i potrafi¹ bardzo skutecznie manipulowaæ otoczeniem. Nie ma tu sprzecznoœci pomiêdzy brakiem empatii a wyczuwaniem potrzeb samotnych kobiet, które chc¹ sobie jeszcze u³o¿yæ ¿ycie, bo seryjny zabójca nie wspó³czuje im, ale dostrzega ich potrzeby i udaje, ¿e jest gotowy je zaspokoiæ. n

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

Fot. Archiwum


GĹ OS POLONII

www.glospolonii.net

Dwutygodnik Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej

35



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.