czyli Machinotwórstwo Przedmioty o urojonej uşyteczności, wykonane ze szlachetnie starzejących się metali, przekombinowanych mechanizmów znanych skądinąd, z nienamacalnym udziałem retromodelek, przy dyskretnym udziale luster i prądu elektrycznego. Całość jest pod wielkim wpływem wzorów Hertza, kąta Brewstera, przegubów Cardana, sprzęgła Oldhama, zegarka Junghansa i innych wielkich kreatorów. Duchowy patronat sprawuje rabbi Lowa ben Becalel. Przy czym autor nie powołuje się na şadne nazwiska z dziedziny zwanej sztuką. Autor zwany z niemiecka Kunstler Maschinenschopler jest hybrydą inşyniera i plastyka. Robert Lenard
nr indeksu 366129
Feminograf ukazuje kobietÄ™ w graďŹ cznym rozwiniÄ™ciu. W tym celu naleĹźy uchwycić manipulator prawy lub lewy i nim pokrÄ™cić, oraz ustawić oko na interesujÄ…ce fragmenty ISSN 1429-852X
Ok³adka2.pdf
2006-08-09
20:40:21
fot. Garudor
C
M
Y
CM
MY
CY
CMY
3 5 14 21
William Blake Listy (Do Thomasa Buttsa; Do Williama Hayleya; Do Richarda Philipsa). Tłumaczył Michał Fostowicz Jacek Sieradzan Georgij Gurdżijew. Legendy i nauka idiotyzmu Jacek Sieradzan Szaleni mesjasze. O współczesnych NRR Michał Fostowicz Szaleństwo jako komunikat. O książce Szaleństwo w religiach świata Jacka Sieradzana
22 23
Pro Zuzanna Gawron Usuwanie Alejandry. Wprowadzenie do Usuwania kamienia obłędu Alejandry Pizarnik Alejandra Pizarnik Usuwanie kamienia obłędu (fragm.). Tłumaczyła Zuzanna Gawron
26 29 32 37
Tomasz Majewski Ikonografia Salpêrière: spektakl histerycznego ciała Maciej Tacher Bataille – szaleństwo suwerennej autodestrukcji Monika Bakalarz De- i mitologizacje szaleństwa. Próby interpretacji zjawiska w kontekście rozumności W objęciach Czerwonego Króla. Z Łukaszem (CatTheGamer) rozmawia Ewa Miszczuk
46 49
A.W. Schizofreniczna lav (fragmenty niesystematycznych zapisków) Bogusław Duch *** (Był ciepły lutowy wieczór 2o45 roku w Brakowicach Wielkich…)
50
Bogusław Duch Higiena Psychiczna; Arymanum 2002; Jednak napiszę wiersz o tolerancji na buchanie dymem; Kanapka z szynką i spermą Roberta Redforda; Krew z nousa; Mity Szwedzkie; *** (Zmięty jak papier…)
55 57 60
Agnieszka Kłos Twarz i genitalia. Szaleństwo w fotografii, czyli o potrzebie mówienia i wyrażania Iwona Stachowska Ciało. Twórca a tworzywo Marta Szabat Ekshibicjonizm w perspektywie filozofii ciała. Wokół poezji Rafała Wojaczka oraz refleksji
K
Za
Szaleństwo
Proza Wiersze
Ciałoi
płeć
65 69
Maurice’a Merleau-Ponty’ego Jasmina Radovanović Płeć, seks, transseksualizm. Kilka uwag natury filozoficznej Miłość niejedną ma orientację. Z Philippe Bessonem rozmawia Katarzyna Szumlewicz
73
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki 5 wierszy
76 78 87 90 92
Adam Poprawa Po części dla Julie Christie Jerzy Franczak Saga; Gra Paweł Brylski Rodrigo Adam Wiedemann Przygoda (Coralville) Jakub Sosnowski Stażysta
Wiersze
Proza
2006-08-09
20:49:11
fot. Garudor
strona1.pdf
C
M
Y
CM
MY
CY
CMY
K
Sztukatechnikatechnologia 105 107 111 115 118 123
Michał Fostowicz Natura żywa i martwa Jerzy Olek Możliwe, że możliwe. Rzecz o oszalałym oku Tomasz Misiak Schizofonia: szaleństwo z dźwięku płynące? Agnieszka Kłos Blogi, nekrologi (szaleństwo w sieci) Marcin Puszkarewicz Schizofrenizacja i technoautyzm: fikcja czy rzeczywistość? Daniel Płatek SPK, prawda i kasety wideo
126 127 128 130
Wielka pagoda; *** (Być w myślach innych...); *** (Czy pies powinien...); Upraszczacze; Motyw dekoracyjny Łukasz Jarosz This Mortal Coil; *** (My dwoje wtopieni w korowód…); Pocztówka z Europy Maciej Melecki Zmienna ogniskowa; Rotacje Monika Mosiewicz słodka Lalage; pokochać Eduardo Moralesa; obroty; hipotermia
132 133 135 137 139
Aida Warzyńska Mały wielki dworzec Sandra Szczepańska Ptaszarnia Łukasz Drobnik Rozbieranie do snu Adam Kadmon *** (Film...) Marcin Bałczewski Księga; Owad
145
Izabela Filipiak Obszary odmienności (fragmenty książki o Marii Komornickiej) Bartosz Małczyński Żal mi było, że największe z szaleństw przemija bezimiennie. Otwieranie Odwróconego
Wie rsze Grzegorz Wróblewski
Proza
eństwo
Szal 141 148
światła Tymoteusza Karpowicza Marcin Bogusławski Tabu zezłomowane
Na ostudzenie.
O odpowiedzialności
152 155 157
Katarzyna Liszka Bachtin – filozof odpowiedzialności? Anna Małczyńska Bardziej niż racjonalnie, czyli odpowiedzialnie (Michaił Bachtin) Dorota Heck Chaos, czyli nic nowego. O aplikacji teorii chaosu w perspektywie po-poststrukturalistycznej
161 163 165 166 169
Piotr Biegasiewicz Demokracja i barbarzyńca Maciej Bachryj o Dwóch koncepcjach jedności Adama Chmielewskiego Aleksandra Koś o książce Między wiecznością i czasem Adama Sikory Ewa Miszczuk Rewolucja magów? O książce Hakima Beya Millennium Ewa Groszewska Czy to świat oszalał?
Społeczeństwo / recenzje
strona2.pdf
2006-08-09
20:58:05
Niepełnosprawność Metysem 171 176
Za
Pro
182
189
Wszystko polega na bezpośrednim kontakcie. Z , uczestnikiem działań na poznańskim Rozbracie i pracownikiem Warsztatu Terapii Zajęciowej „Przylesie” w Poznaniu, rozmawia czervo01 Ewa Miszczuk Nin-do, droga niepełnosprawnych. O pewnym wrocławskim Warsztacie Terapii Zajęciowej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie
Waldemar Borzestowski Swawolne spacerowanie, czyli rzecz o flâneurach; Budzik ze swastyką; Wróżki
Wie rsze Kolektyw Postneolingwistyczny im. Jadwigi Staniszkis Papucie starszych panien; Samochód; *** (Stala się stara…)
Maria Cyranowicz; Thriller Mueller;
Roman Bromboszcz, Marek Florek, Szczepan Kopyt, Tomasz Misiak, Łukasz Podgórnik Manifest poezji cybernetycznej; wiersze
Muzyka Film 195
Trzeba krzyczeć głośniej. Z Kubą
Wandachowiczem, gitarzystą zespołu Cool Kids Of Death, rozmawia Paweł Gzyl
199 204 206
Nowe horyzonty miasta. Z Romanem Gutkiem, szefem firmy dystrybucyjnej Gutek Film oraz pomysłodawcą i twórcą festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty, rozmawiają Anna Cygańczyk i Michał Bieniek Małgorzata Radkiewicz Zagubieni w globalnej wiosce. Wizje współczesności na Berlinale 2006 mar czer Niezależnie i po słowiańsku. O X Wrocławskim Festiwalu Filmowym „Najnowsze Kino Polskie”
208
Marcin Puszkarewicz WRO’05, czyli Wrocławskie (Wizualne) Realizacje Okołomuzyczne
212 215 216 217 220
Gabriela Dragun Labirynt i coś jeszcze… O Przeglądzie Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach Joanna Roszak I(E)NTER – więcej niż literówka. O poznańskiej galerii Enter Natalia Budzan Wrocławskie balkony Rity / teatr i festiwale Krzysztof Dobrowolski W poszukiwaniu ocalonej tożsamości. O pierwszym Brave Festival Jerzy Olek Ujeżdżanie muzyki. O operze na cztery autobusy
222 227
Autorzy numeru Poczta
Miastomaszynamarihuana
C
M
Y
CM
MY
fot. Garudor, Martwa natura CY
CMY
K
pod znakiem interakcji, synestezji i medialnych transgresji
Listy WILLIAM BLAKE
Do Thomasa Buttsa
wym Wrogiem – lecz jest teş inaczej, şe ktoś moşe być przyjacielem mojego Ducha, kiedy wydaje się być wrogiem mojej Cielesności, nigdy na odwrót. Jest bardzo dla mnie przyjemne, şe kaşdy, kto słyszy o moim powrocie do Londynu, pochwala tę decyzję, jako najlepszy sposób pełnego skupienia się na mojej Pracy, zwaşywszy, şe nie powinienem być z daleka od moşliwości, jakie Londyn stwarza, oglądania dobrych Obrazów i róşnych Artystycznych Osiągnięć, jakie się tam pojawiają. Lecz nikt nie moşe znać Duchowych Dokonań z okresu mojej trzyletniej Drzemki u brzegu Oceanu, dopóki nie rozpozna ich w sferze Duchowej albo chociaşby przeczyta mój długi Poemat opisujący te Dokonania2; w tym czasie bowiem ułoşyłem niezliczoną liczbę wersów według jednego Wielkiego Tematu, na podobieństwo Iliady Homera czy Raju Utraconego Miltona; postacie i procesy są tu całkowicie nowe dla Mieszkańców Ziemi (z wyjątkiem niektórych tylko Osób). Napisałem ten poemat pod bezpośrednie Dyktando, dwanaście, a czasami dwadzieścia lub trzydzieści linii naraz, bez Zamysłu, a nawet często wbrew własnej woli; Czas, jaki mi to pisanie zabierało, zdawał się nie istnieć, a olbrzymi Poemat, który się Wyłonił, sprawia wraşenie pracy długiego şycia, choć powstał całkowicie bez Wysiłku i Studiów. Wspominam o tym, by ukazać Panu, jak widzę ów Wielki Powód, który mnie w to miejsce przywiódł. Mam tysiąc, dziesięć tysięcy rzeczy Panu do opowiedzenia. Moje serce wypełnia przyszłość. Zauwaşam, şe przykra podróş ostatnich moich trzech lat prowadzi do Chwały i Zaszczytów. Raduję się i drşę: „Dziękuję, şe mnie stworzyłeś tak cudownie�. Czytałem psalm CXXXIX, na krótko zanim Pański list przybył. Posłuchałem Pańskiej rady. Widzę twarz mego Ojca w Niebiosach, rękę kładzie na mojej głowie i błogosławi moim pracom; czym mam się martwić? Dlaczego moje serce i ciało miałoby płakać? Uzbrajam się w moc Pana; poprzez Piekło jego Chwałę będę śpiewał; tak şe i Smoki w Czeluści zaczną go chwalić, a ci, którzy mieszkają w ciemności i na brzegach Morza, zostaną zebrani, şeby wkroczyć do Królestwa. Niech mi Pan wybaczy ten zapewne nadmierny Entuzjazm. Proszę przyjąć i przekazać naszą Miłość Pani Butts i Pańskiej sympatycznej Rodzinie i uwierzyć proszę, şe zawsze pozostanę Szczerze oddany
Felpham, kwiecień 25, 1803
Mój Drogi Panie, Piszę w pośpiechu, otrzymawszy przynaglający list od mojego brata. Pragnąłem wysłać Obraz przedstawiający Riposo, który prawie skończyłem i w duşym stopniu spełnia on moje oczekiwania, choć moşe nie całkowicie jeszcze; wkrótce go Pan otrzyma. W tej chwili wysyłam cztery egzemplarze Ballad dla Pana Bircha z wyrazami Powaşania dla niego. Powód, dla którego druk Ballad został przerwany, wynika z presji innych przedsięwzięć, lecz wkrótce zostanie znów podjęty1. Niech przyjmie Pan podziękowania za şyczliwy i serdeczny List. Wyraşa Pan wiarę w moje Wysiłki, w poczynania swego słabego brata i oddanego Zwolennika; jakşe wielka musi być Pańska wiara w naszego Boskiego Mistrza! Jest Pan dla mnie Przykładem Pokory, którą Wyraşa w tak znakomitych zaleceniach. Wiem, şe widzi Pan pewne moje korzystne cechy, które z Šaski Boga staną się całkowicie widoczne i doskonałe w Świecie Wiecznym; a tymczasem nie powinienem zagrzebywać moich Talentów w ziemi, lecz kontynuować wysiłki, by şyć w Chwale naszego Pana i Zbawcy; wdzięczny jestem równieş za pomocną dłoń wyciągającą mnie z przygnębienia, nawet jeśli wynosi mnie zbyt wysoko. A teraz, Drogi Panie, moşesz mi Pogratulować powrotu do Londynu, z pełną aprobatą Pana Hayleya oraz z Obietnicą – lecz, otóş właśnie! Teraz mogę powiedzieć Panu to, czego być moşe nie odwaşyłbym się wyznać nikomu innemu: şe mogę kontynuować w Londynie jedynie moje wizjonerskie badania, przez nikogo nie nękany, şe mogę rozmawiać z moimi Przyjaciółmi w Wieczności, Wizje oglądać i Śnić Sny oraz Proroctwa i mówić poprzez Przypowieści, niedostrzegany i wolny od Wątpliwości innych Śmiertelnych; jeśli nawet Zwątpienia biorą się z ŝyczliwości, zawsze są zgubne, szczególnie jeśli nie ufamy naszym Przyjaciołom. Chrystus jest bardzo stanowczy w tym względzie: „Ten, kto nie jest ze mną, jest przeciw mnie�. Nie ma tu Środka czy stanu Pośredniego; a jeśli jakiś Człowiek jest Wrogiem mojej Duchowości, podczas gdy zarazem usiłuje być Przyjacielem mojego Cielesnego şycia, jest on Prawdzi-
Will. Blake
3
3JUB 9 JOEE
Do Williama Hayleya
Drogi Panie, niech mi Pan wybaczy mój entuzjazm czy nawet szaleństwo, gdyş staję się naprawdę pijany intelektualną wizją, kiedykolwiek biorę do ręki ołówek czy rylec, podobnie jak to było w mojej młodości, a co nie przydarzyło mi się przez dwadzieścia ciemnych, choć przecieş bardzo korzystnych lat. Dziękuję Bogu, şe udało mi się męşnie przejść przez tę ciemność. W krótkim czasie zdołam potwierdzić, şe nagle stałem się zdolny do tworzenia rzeczy całkowicie róşnych od tych, których ja sam lub Pan mógł się kiedykolwiek po mnie spodziewać, jak to juş poprzednio się okazywało przy tworzeniu Głowy Romneya czy Katastrofy Morskiej. W skrócie, jestem obecnie usatysfakcjonowany i dumny z moich prac, jak mi się to nie zdarzało od długiego czasu. Jeśli nasz wspaniały, dzielny przyjaciel Meyer jest jeszcze z Panem, proszę przekazać mu moje i mojej małşonki najszczersze pozdrowienia i wyrazy powaşania, a równieş naszemu serdecznemu przyjacielowi Lavantowi.
23 października 1804 Drogi Panie, Otrzymałem Pański uprzejmy list z notą dla Pana Payne i otrzymałem równieş gotówkę od niego. Niezwłocznie przekazałem moje podziękowania na pokwitowaniu, lecz miałem przedtem nadzieję wysłać odbitki z dwóch płyt: Głowę Romneya i Katastrofę Morską, którą wkrótce zobaczy Pan w znacznie doskonalszym stanie. Odpisuję niezwłocznie, jak sobie tego Pan şyczył, wdzięczny za Pańską uprzejmą şyczliwość. Z wielką przyjemnością wyraşam radość swoją z powodu stopniowego powrotu do zdrowia naszej dobrej Pani z Lavantu3, lecz z domieszką szczerego smutku myślę o ukochanym naszym Radcy4. Małşonka moja odwzajemnia wyrazy serdeczności za Pańskie şyczliwe zainteresowanie jej zdrowiem. Kuracja okazała się zadziwiająco skuteczna. Elektryczność jest cudownym zjawiskiem; obrzmienia jej nóg i kolan znikły całkowicie. Jest ona prawie tak bliska uwolnienia się od reumatyzmu, jak przed pięcioma laty, i mamy silne przeświadczenie o jej całkowitym wyzdrowieniu. Niecierpliwie, z wielką ciekawością oczekuję (moja şona podpowiada, şe oczekujemy) przyjemności zobaczenia nowego poematu spod Pańskiej ręki; jednakowoş Boşe narodzenie blisko. Nasz dobry, serdeczny przyjaciel Hawkins5 jeszcze nie przybył do miasta, mam nadzieję się wkrótce z nim zobaczyć, ze świadomością zdobytych umiejętności, wart jego poprzedniej şyczliwej opieki. Poniewaş oto właśnie! O losie szczęśliwy! Udało mi się całkowicie osadzić na swoim terytorium owego widmowego czarta, którego dokuczliwości rujnowały moją pracę przez ostatnie dwadzieścia lat mojego şycia. Jest on wrogiem małşeńskiej miłości, dla Greków to Jupiter, tyran o şelaznym sercu, który przyczynił się do upadku Staroşytnej Grecji. Mówię z całkowitym przeświadczeniem i pewnością rozpoznania tego, co mi się zdarzyło. Nabuchodonozor przechodził przez to w ciągu lat siedmiu, ja dwudziestu; dzięki Bogu nie stałem się całkowicie zwierzęciem, jak jemu się to przydarzyło, jednakşe byłem niewolnikiem uwięzionym we młynie pośród bestii i czartów; stwory te stały się obecnie wraz ze mną dziećmi światła i wolności, a ze stóp moich i şony mojej spadły kajdany. O cudowny Felpham, rodzicu Nieśmiertelnej Przyjaźni, jestem jego dłuşnikiem nieustannym za moje trzy lata odpoczynku od zakłóceń, jemu zawdzięczam siłę, którą teraz mogę się cieszyć. Nieoczekiwanie w dzień po wizycie w Truchsessian Gallery i oglądaniu tam obrazów zostałem znów oświecony światłością, której doświadczyłem w młodości, a która była przez dokładnie dwadzieścia lat dla mnie zamknięta, przesłonięta jakby drzwiami czy şaluzjami okiennymi. Konsekwentnie, z całym przekonaniem mogę Panu obiecać dostarczyć naocznej demonstracji mojego odmienionego stanu na tablicach, które teraz rytuję za Romneyem; ich duchowa pomoc niemało przyczynia się do mojego odrodzenia dla światła Sztuki. O jakşe się wycierpiałem i moja biedna şona wraz ze mną, pracując nieustannie i nieustannie psując to, co czyniłem dobrze. Kaşdy z moich przyjaciół zdumiewał się moimi błędami, nie mogąc podać przyczyny; znali oni moje rzemiosło i wyrzeczenie się wszystkich przyjemności dla potrzeb studiów, lecz wymagało to wciąş potwierdzenia w postaci dowodów umiejętności. Dziękuję Bogu, będąc całkowicie przeświadczony, şe tak się juş nie zdarzy; ten, który panował nade mną, teraz stał się moim sługą, a nawet bratem.
Šączę wraz z şoną şyczliwe uczucia, Pański szczery i zobowiązany, Will. Blake
Do Richarda Philipsa 17 Sth. Molton st. 14 paĹşdz. 1807
Panie,
Znów pojawiły się okoliczności, który spowodowały moje oburzenie. Przeczytałem w artykule Wyrocznia i prawdziwi Brytowie z 13 października 1807, şe Pan Blair, chirurg, z zimną pasją Robespierre’a przyczynił się, şe Policja przeszukała Osobę, Dobra i Własności pewnego Astrologa, by go następnie osadzić w więzieniu. Człowiek, który potrafi Czytać z Gwiazd, często jest nękany ich Wpływem, nie mniej niş Newtoniści, którzy z nich Nie czytają i Czytać nie potrafią, a są za to nękani przez własne swoje Rozumowania i Eksperymenty. Wszyscy jesteśmy obiektem Błądzenia; któş mógłby powiedzieć, poza zwolennikami Religii Naturalnej, şe nie jesteśmy wszyscy przestępcami? Jest moim pragnieniem, şeby Zbadał Pan tę Sprawę i opublikował to w Pańskim „Magazynie Miesięcznym�.6 Nie wnoszę opłaty za ten List, poniewaş Pan jako Szeryf obowiązany jest ją uiścić. William Blake
Tłumaczył Michał Fostowicz
Przypisy: 1. Inne egzemplarze Ballad juş się nie ukazały (ten i następne przypisy pochodzą od tłumacza). 2. Najprawdopodobniej chodzi tu o poemat Czterej Zoa. 3. Panna Harriet Poole. 4. Samuel Rose. 5. Wczesny protektor Blake’a. 6. List ten nie został opublikowany.
4
3JUB 9 JOEE
GEORGIJ GURDĹťIJEW
1
Legendy i nauka idiotyzmu JACEK SIERADZAN
To szaleństwo mówić o istotach, jakby były w stanie działać świadomie, a jeśli nawet ktoś faktycznie działa świadomie, to kto moşe zrozumieć takie działanie?
lektem turecko-tatarskim, jakim mówiono w jego okolicy, uczył się takşe greckiego, rosyjskiego i tureckiego5. Od dzieciństwa otaczała go atmosfera cudowności: „Jego młode lata upłynęły w atmosferze bajek, legend i tradycji. Wkoło niego ››cudowne‚‚ było niezaprzeczalnym faktem�. Jako 8-11-letni chłopiec był świadkiem wyleczenia paralityka przy grobie świętego. Widział cudowne wyleczenie dziewczynki umierającej na gruźlicę, która wyzdrowiała po wypiciu wywaru z owoców dzikiej róşy, co zaleciła jej we śnie Maryja. Był teş świadkiem niespodziewanego pojawienia się deszczu pod wpływem procesji niosącej ikonę i modlitw zebranych. W 1881 roku zmarła jego najstarsza siostra, którą bardzo kochał. Jej śmierć tak bardzo nim wstrząsnęła, şe zainteresował się spirytyzmem. Podczas seansów stolik stukaniem odpowiadał na pytania zebranych. Gurdşijew często spotykał jasnowidzów i innych ludzi dysponujących niezwykłymi mocami. „Wszystko to juş w bardzo młodym wieku wytworzyło w nim skłonność ku temu, co tajemnicze, niezrozumiałe i magiczne�. Nie dziwił się, gdy wróşka przepowiedziała mu, şe zostanie postrzelony, i şe przepowiednia ta się sprawdziła. Czytał wszystkie ksiąşki o naukach tajemnych, jakie wpadły mu w ręce. Przeszkodą było to, şe kiedy chodziło o pieniądze, zasady etyczne przestawały mieć dla niego znaczenie. W Karsie kradł papierosy i inne rzeczy pozostające na wyposaşeniu wojska i sprzedawał je na czarnym rynku. Później zapewniał, şe naiwnym sprzedawał jako amerykańskie kanarki wróble pomalowane na şółto. Wziął udział w oryginalnym pojedynku o dziewczynę: podczas ćwiczeń na poligonie wraz z drugim pojedynkowiczem kryli się w lejach powstałych po wybuchach pocisków, czekając na śmierć. Po tym doświadczeniu miał przestać odczuwać przywiązanie do şycia. W 1883 roku udał się do Tyflisu, gdzie krótko pracował jako palacz na lokomotywie. Jednocześnie – pod wpływem nauk seminarzystów – trzy miesiące spędził w klasztorze. Odbył pielgrzymkę do kilku świętych miejsc na Zakaukaziu, w tym miasta Eczmiadzyn. Przyjaźnił się z alumnem S. Pogossianem i sam zamierzał zostać kapłanem. Jednak w şyciu Gurdşijewa droga księdza i mistyka splatała się z drogą rewolucjonisty. Jak sam mówił: „Było mi wszystko jedno, jak dojdę do celu – czy na grzbiecie diabła, czy na ramieniu księdza�. Zdaniem Uspieńskiego, jego podróşe miały „jeden określony cel (...) poszukiwanie poznania oraz ludzi, którzy posiadali to poznanie�; jednak nie sposób zweryfikować, czy faktycznie przebywał w tym czy innym miejscu, o którym wspominał, czy była to tylko jego autokreacja. Latem 1885 odwiedził Konstantynopol, gdzie spotkał Ekima Beja, był teş uczniem derwiszów z zakonów mewlewi i bektaszytów. W 1886 wraz z Pogossianem w ru-
Jane Heap, uczennica GurdĹźijewa
Georgij Gurdşijew (1866-1949)2 – dla jednych „mistyk i okultysta�3, dla innych prekursor New Age – to pierwszy działający na Zachodzie nauczyciel wschodnich doktryn ezoterycznych4. W opinii A. Rawlinsona Gurdşijew jest do dzisiaj „prawdopodobnie najbardziej wpływowym� wschodnim nauczycielem duchowym. Nie sposób nie zgodzić się z Claudio Naranjo, który powiedział, şe „miejsce Gudşijewa w świecie duchowych nauk i nauczycieli jest tajemnicze, intrygujące i z pewnością bardzo znaczące�. Wyznawca jego idei, znakomity brytyjski reşyser Peter Brook, nazwał go „najbardziej bezpośrednim, najbardziej przekonującym i najbardziej całościowym reprezentantem naszych czasów�. Philip Mairet, wydawca „New English Weekly�, znający równieş Junga, napisał o systemie Gurdşijewa: „ŝadnego systemu gnostyckiej soteriologii filozoficznej, jaki został opublikowany w świecie współczesnym, nie da się porównać z nim pod względem mocy i intelektualnej artykulacji�. Wielki architekt Frank Lloyd Wright, którego Gurdşijew nazwał kiedyś „idiotą�, publicznie powiedział, şe był on „największym człowiekiem świata�. Georgij (lub Giorgios bądź Georgiades) Iwanowicz Gurdşijew urodził się w greckiej dzielnicy Aleksandropola (obecnie Gumri), tureckiego miasta, które w 1877 roku Rosja zdobyła podczas wojny z Turkami. Był najstarszym z pięciorga dzieci; miał brata i trzy siostry. Matka była Ormianką, a ojciec pół-Grekiem, pół-Rosjaninem. Ojciec był ludowym bardem, skarbnicą miejscowej tradycji ustnej. Wszystkim zainteresowanym opowiadał legendy o Nasruddinie, baśnie z 1001 nocy i śpiewał pieśni. Na małym Georgiju wywarły one głębokie wraşenie. Gdy w 1873 roku stado ojca Gurdşijewa padło ofiarą zarazy, sprzedał wszystko, co dało się spienięşyć, i kupił tartak z warsztatem stolarskim. Babcia poradziła małemu Georgijowi, şeby albo uczył się w szkole, albo robił coś, czego nie robi nikt inny. Gurdşijew, przynajmniej podczas jej pogrzebu, wybrał drugi wariant: śpiewał wesołe piosenki i skakał na skakance wokół jej grobu. W 1878 roku przeprowadził się wraz z rodziną do Karsu. Poniewaş poziom miejscowych szkół greckich i ormiańskich był bardzo niski (uczono w nich głównie podstaw katechizmu), Gurdşijewa uczyli zaprzyjaźnieni guwernerzy jego ojca oraz diakoni prawosławni. Ponadto w szpitalu wojskowym uczył się anatomii i fizjologii. Był bardzo zdolny: potrafił naprawić zegarek, zamek i róşne maszyny i urządzenia. Juş jako dziecko poznał kilka języków: poza ojczystym ormiańskim i dia-
5
3JUB 9 JOEE
inach klasztoru w Ani, dawnej stolicy Bagratydów, znalazł zwoje pergaminów. W jednym z nich natrafił na wzmiankę o bractwie Sarmung, które miało powstać w Babilonii około 2500 r. p.n.e. Odtąd odnalezienie go stało się jednym z głównych celów Gurdşijewa. W 1887 jako kurier armeńskich protekcjonistów wyruszył wespół z Pogossianem do Kurdystanu, a potem do Egiptu. W Kairze poznał dwóch innych poszukiwaczy duchowych: księcia Juroja Lubowieckiego i profesora Skrydłowa. W latach 1888-89 przebywał w Tebach, Abisynii, Sudanie, a potem (w przebraniu muzułmanina) w Mekce, Medynie i Babilonie. Swoje podróşe po krajach Wschodu opisał w Spotkaniach z wybitnymi ludźmi. Od 1890 do 1893 mieszkał w Szwajcarii jako poseł Armeńskiej Socjalistycznej Partii Rewolucyjnej, a następnie osiedlił się w Rzymie. Od 1895 wokół niego zawiązała się grupa około 15 osób, którą źródła określają mianem Towarzystwa Poszukiwaczy Prawdy lub po prostu Poszukiwaczami Prawdy6. W 1896 roku wyruszył na Kretę jako agent helleńskiego towarzystwa spartańskiego. Został postrzelony i wywieziony do Jerozolimy. Wraz z innymi Poszukiwaczami Prawdy wyruszył przez Turkiestan do Tabrizu i Bagdadu, a później na Syberię. Przemierzył teş pustynię Gobi. W latach 1898-1908 był tajnym agentem caratu. W roku 1898 znalazł się w klasztorze buddyzmu tybetańskiego w Bucharze, gdzie otrzymał pewne nauki tajemne, w tym przekaz świętych tańców7. W 1899 roku, przebrany za derwisza, studiował w Baku perską magię, w 1900 roku poprzez Pamir dotarł do Indii, gdzie praktykował jogiczną kontrolę oddechu. W tymşe roku 1900 grono Poszukiwaczy miało ulec rozwiązaniu. W 1901 roku (równieş w przebraniu) prawdopodobnie znalazł się w Tybecie. Miał tam otrzymać pewne nauki od lamów njingmy i poślubić Tybetankę. W 1902 roku został ranny podczas porachunków między klanami na skraju pustyni Taklamakan. Złoşył przyrzeczenie wyrzeczenia się stosowania hipnotyzmu i zwierzęcego magnetyzmu, z wyjątkiem pracy dla dobra innych. W latach 1903-1904 ponownie przebywał w Tybecie. Chory na puchlinę wodną, postanowił wrócić do Aleksandropola. Zimą roku 1904 znowu wyruszył na wschód, jednak ponownie został postrzelony. W latach 1905-1907 miał przebywać w nieznanej blişej wspólnocie sufi. Potem osiadł w Taszkiencie i zajął się handlem. Dorobił się na handlu śledziami, gorsetami (przerabiał stare i niemodne na nowe i modne), antykami, dywanami, porcelaną, bydłem i ropą naftową. Sprzedawał teş i kupował sklepy, kina i restauracje. Pieniądze przeznaczał na wyprawy w poszukiwaniu nauk ezoterycznych. Utrzymywał, şe znalazł klasztor bractwa Sarmung, ale poniewaş nikomu nie zdradził miejsca jego lokalizacji, moşe to być kolejna legenda stworzona na własny uşytek8. Początki jego kariery jako nauczyciela sięgają lat 1909-1912, kiedy to, mieszkając w Taszkiencie, pracował jako zawodowy hipnotyzer, lecząc ludzi. W 1911 roku zyskał rozgłos jako cudotwórca i znawca problemów dotyczących rzeczy niewyjaśnionych. W 1912 roku, juş jako człowiek bardzo bogaty9, przybył do Moskwy i zaczął gromadzić wokół siebie zwolenników. Oşenił się z Polką Julią Ostrowską (1889-1926)10. Jego pierwszym uczniem w Moskwie był kompozytor Włodzimierz Pohl, późniejszy następca Rachmaninowa na stanowisku dyrektora moskiewskiego Instytutu Muzycznego. Do innych naleşeli: rzeźbiarz Sergiusz Merkurow, późniejszy autor pomników Lenina i Stalina, psychiatra Leon Stjoernval oraz muzyk i kompozytor Thomas de Hartmann (?-1949). Pierwszym zachodnim uczniem Gurdşijewa był Anglik Paul Dukes, nauczyciel muzyki w Petersburgu, a zarazem agent wywiadu brytyjskiego. W 1914 roku nadzorował wydanie swoich wykładów pt. Przebłyski prawdy i do wybuchu
rewolucji w lutym 1917 roku wygłaszał wykłady w zamkniętym kręgu około 30 osób, tworzącym małą szkołę ezoteryczną, zwaną Instytutem Harmonijnego Rozwoju Człowieka. Po wybuchu rewolucji lutowej 1917 roku przybył do Aleksandropola. W czerwcu 1917 roku poprowadził w Jessentuki na Kaukazie intensywny 6-tygodniowy kurs dla swoich 13 uczniów. Jednym z elementów zalecanych przez niego ćwiczeń ruchowych było zatrzymanie się na komendę w miejscu z tym samym wyrazem twarzy, jaki się miało w momencie usłyszenia komendy. Jeśli ktoś nie był w stanie trwać w bezruchu, musiał upaść na ziemię. Według niego, ćwiczenie to umoşliwia zerwanie ze starymi nawykami i automatyzmami oraz nowe widzenie i odczuwanie świata. W drugim kursie w Jessentuki w marcu 1918 roku wzięło udział 40 osób. Tym razem Gurdşijew zademonstrował taniec derwiszów11, uczył ćwiczeń oddechowych i gimnastyki. Za zgodą władz bolszewickich w sierpniu 1918 roku opuścił Jessentuki wraz z uczniami, których przedstawił jako członków naukowej ekspedycji poszukiwaczy złota. Na przełomie lat 1918 i 1919 z şoną i przyjaciółmi dotarł przez Soczi do Tbilisi. Latem 1919 dał w operze w Tbilisi pokaz świętych tańców i nauczał swego systemu pod auspicjami gruzińskich mienszewików. W Gruzji w kręgu jego uczniów znalazła się tancerka Jeanne de Salzmann (1889-1990). Z jej pomocą zaczął nauczać tańca i rytmiki. We wrześniu 1919 roku w Tyflisie reaktywował Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka. W kwietniu 1920 roku po klęsce mienszewików wraz z 30 uczniami wyruszył z Baku przez Batumi do Konstantynopola. W czerwcu po raz kolejny reanimował swój Instytut. Wraz z P.D. Uspieńskim i T. de Hartmannem pisał balet Walka Magów i poznawał rytuały derwiszów mewlewi. Tam teş poznał Johna Godolphina Bennetta, szefa tureckiej sekcji wywiadu brytyjskiego, który (w 1920, trzy lata po upadku caratu!) uwaşał Gurdşijewa za „niebezpiecznego agenta rosyjskiego�. Po poznaniu go zmienił zdanie i stał się jego uczniem, a wkrótce potem oddanym zwolennikiem. Wskutek małego zainteresowania jego naukami w grudniu roku 1920 wyjechał na zaproszenie J. Delacroze’a do załoşonego przez niego instytutu w Hellerau obok Drezna. Następnie – na zaproszenie şony magnata prasowego, lady Rothermere – przybył do Londynu. W sierpniu 1921 roku znalazł się w Berlinie, gdzie w listopadzie w podarowanych mu przez braci Dohrn budynkach po raz kolejny reaktywował swój Instytut. W lutym 1922 roku na odczycie Gurdşijewa w Londynie pojawił się Alfred Orage (1873-1934), redaktor naczelny wpływowego czasopisma literackiego „New Times�, który został jego uczniem, a potem jego przedstawicielem w USA. Niestety, jego plany związane z nauczaniem w Anglii nie spełniły się. Mimo poparcia jego angielskich przyjaciół władze nie udzieliły mu prawa stałego pobytu z powodu raportu o jego antybrytyjskiej działalności w Tybecie. Tragedią Gurdşijewa było to, şe nie mógł nauczać w Anglii, gdzie jego nauki cieszyły się znacznym zainteresowaniem, natomiast osiadł we Francji, gdzie zainteresowanie nimi było więcej niş skromne. Po wymówieniu mu budynków w Berlinie w lipcu 1922 roku przybył do Francji. W październiku 1922 roku wydzierşawił zamek PrieurÊ des Brasses Loges w Fontainebleau-Avon. Dzięki szczodrości lady Rothermere reaktywował w nim swój Instytut. Początkowo naukę prowadzono w czterech klasach: harmoniki i rytmiki, tańców orientalnych, gimnastyki leczniczej oraz mimiki. Zajęcia w zamku były bardzo intensywne. W jego przebudowie uczestniczyli wszyscy uczniowie Gurdşijewa, którzy cięşko pracowali przez cały dzień, od szóstej rano do północy. Przed snem uczyli się
6
3JUB 9 JOEE
zamku PrieurÊ A. Crowley, a w 1931 znany pisarz Thornton Wilder. W 1927 roku przybyły do niego cztery zdolne amerykańskie pisarki i dziennikarki: Margaret Anderson, Georgette Leblanc, Jane Heap i Solita Solano, które zwano „kwartetem lesbijskim�. M. Anderson napisała o nim ksiąşkę, a J. Heap (1887-1964) stała się z czasem jedną z najbardziej znanych popularyzatorek jego nauk14. Kryzys zdrowotny oraz brak czasu do pracy nad ostateczną wersją Opowieści Belzebuba spowodował, şe jesienią 1927 roku przeşywał kryzys i myślał o samobójstwie. W latach 1929-1933 sześciokrotnie odwiedził USA. Wiosną spalił wszystkie osobiste papiery i rozstał się z Olgą de Hartmann. W maju roku 1932 Instytut zbankrutował i został zamknięty. Wówczas przygotował do druku ksiąşkę Zwiastun nadchodzącego dobra15. Nie wiadomo, co działo się z nim pomiędzy majem a październikiem 1935 roku. Wiadomo tylko, şe otrzymał zgodę władz sowieckich na przyjazd do ZSRR. Być moşe znalazł się na krótko w Leningradzie, ale najprawdopodobniej odwiedził wtedy Azję Centralną. W roku 1939 po raz ósmy wyruszył do USA. W marcu 1939 roku przepowiedział okropności zblişającej się nieuchronnie wojny. Lata wojny spędził w Paryşu. Tam ukonstytuowała się nowa grupa jego uczniów. Ponownie dorobił się na handlu dywanami, był teş właścicielem fabryczki produkującej rzęsy. W 1943 roku zaczął nauczać eneagramu ciągle wzrastającą liczbę uczniów. Poniewaş handlował nie tylko z Francuzami, ale i Niemcami, po wyzwoleniu został oskarşony o kolaborację. Jednak po 24-godzinnym pobycie w areszcie zwolniono go z poręczenia wpływowych przyjaciół. Po śmierci Uspieńskiego w październiku 1948 roku wielu uczniów Gurdşijewa, w tym J. de Salzmann i J.G. Bennett, zaczęło szukać z nim kontaktu. Zaufanie Bennetta do Gurdşijewa wzrosło znacznie po tym, gdy udało mu się wyleczyć jego chorą şonę16. W 1948 roku miał trzeci cięşki wypadek samochodowy, który – podobnie jak poprzednie – przeşył tylko siłą woli. Pod koniec roku 1948 po raz ostatni wyruszył do USA z misją opublikowania swojego głównego dzieła, Opowieści Belzebuba17. Na dwa miesiące przed śmiercią, w sierpniu 1949, otrzymał niespodziewany dar: kilkuset uczniów Uspieńskiego zapragnęło zostać jego uczniami. We wrześniu 1949 roku kupił posiadłość w La Grand Paroisse, gdzie zamierzał otworzyć swój ośrodek. Dalszą działalność uniemoşliwiła mu śmierć. Zmarł 29 października po przekazaniu ostatnich instrukcji J. de Salzmann. Ostatnie słowa, jakie miał wypowiedzieć do swoich uczniów na łoşu śmierci, brzmiały podobno: „Tutaj macie wspaniały bałagan�. Autopsja jego zwłok wykazała, şe jego organy wewnętrzne były (z powodu nałogowego alkoholizmu i ostatniego wypadku samochodowego) w tak złym stanie, şe powinien był umrzeć znacznie wcześniej. Twierdził, şe utrzymywał się przy şyciu wyłącznie dzięki sile woli. Gurdşijew to pierwszy oryginalny (w sensie niezaleşności od głównych religii) nauczyciel wschodnich tradycji duchowych, jacy działali na Zachodzie Europy. Był autorem pięciu ksiąşek: Beelzebub’s Tales to his Grandson: An Objectively Impartial Criticism of the Life of Man (Opowieści Belzebuba dla swego wnuka: Obiektywna i bezstronna krytyka şycia człowieka, 1950), Spotkania z wybitnymi ludźmi (Meetings with Remarkable Men, 1963), Views from the Real World (Poglądy z prawdziwego świata, 1973), Life is Real Only Then, When „I Am� (ŝycie jest realne tylko wówczas, kiedy „ja jestem�, 1974), oraz The Herald of Coming Good (Zwiastun nadchodzącego dobra, 1988). Opowieści Belzebuba ukazały się w USA pierwotnie pod tytułem All and Everything: Ten books in three series of which this is First Series. Poglądy z prawdziwego świata zawierają wczesne nauki
skomplikowanych kroków świętego tańca, które Gurdşijew uwaşał za zasadniczą część swojej nauki. Po śmierci na gruźlicę płuc K. Mansfield „PrieurÊ nazwano domem wariatów, Gurdşijewa przedstawiano jako czarownika i psychicznego rekina�. ŝaden inny współczesny guru nie miał tylu sławnych uczniów, co Gurdşijew. Jego pierwszym francuskim uczniem był sławny później pisarz Renè Daumal. Naleşeli do nich m.in.: matematyk Jules Henri PoincarÊ, słynny architekt Frank Lloyd Wright, malarka Georgia O’Keeffe, trzej sławni pisarze: Aldous Huxley, Arthur Koestler i J.P. Priestley, fizjolog Moshe Feldenkreis i chirurg Kenneth Walker. Wśród nich byli teş ludzie, którzy odegrali największe znaczenie w upowszechnianiu nauk Gurdşijewa w Anglii: dziennikarz i pisarz P.D. Uspieński (1878-1947), dziennikarz i krytyk literacki Alfred Orage oraz fizyk i uczeń Einsteina J.G. Bennett (1898-1974). Poczesne miejsce wśród nich zajmuje Uspieński, który próbował dokonać syntezy nauczania Gurdşijewa ze współczesnymi tendencjami w nauce12. Zdaniem Colina Wilsona, Gurdşijew niesłusznie oskarşał Uspieńskiego o to, şe zbytnio intelektualizuje jego nauki, przez co nie był w stanie rozpoznać w nim geniusza, gdyş w jego przekonaniu był on „jednym z najwaşniejszych myślicieli XX wieku�. Wilson – moşe nieco na wyrost – porównał znaczenie Uspieńskiego dla filozofii rosyjskiej do znaczenia Sołowiowa, Rozanowa i Bierdiajewa. Dzięki umiejętnemu przekazywaniu otrzymanych od Gurdşijewa nauk13, Uspieński osiągnął wielki sukces finansowy: mieszkał w pałacu i miał ponad 1000 uczniów. Cierpiał jednak, gdyş nie osiągnął wglądu, a powstały z tego powodu smutek topił w alkoholu. Z kolei Orage prowadził grupę uczniów w Nowym Jorku. Gurdşijew usiłował wymóc na nich, aby podpisali oświadczenie, şe bez jego zgody nie będą utrzymywać z Orage’em şadnych kontaktów. Część z nich odmówiła, ale gdy zobowiązanie podpisał sam Orage, grupa się rozpadła. Sytuacja była groteskowa: Orage zobowiązał się bowiem, şe bez zgody Gurdşijewa nie będzie utrzymywał kontaktów z samym sobą! Po przeşyciu jesienią 1923 roku cięşkiego wypadku samochodowego jego nauczanie wkroczyło w nową fazę. W oparciu o dobrze uzasadnioną opinię J. Webba, şe sam Gurdşijew zaaranşował swój wypadek, C. Wilson stwierdził, şe Gurdşijew cierpiał z tego powodu, şe traktowano go jak cyrkowca i guru. „Jego moc fascynowania i pobudzania oddania u innych uczyniła z niego niewolnika swoich uczniów�. W styczniu 1924 roku przybył do USA. W kwietniu załoşył w Nowym Jorku amerykańską gałąź swojego Instytutu. W Nowym Jorku, Bostonie, Filadelfii i Chicago dawał wielogodzinne pokazy swoich nauk na scenie. W czerwcu roku 1924 wrócił do Francji. Wraz z nim do Europy przyjechało około 80 nowych uczniów. W lipcu 1924 roku miał kolejny cięşki wypadek samochodowy. W sierpniu niespodziewanie rozwiązał grupę swoich uczniów i zamknął Instytut, jako powód podając zły stan zdrowia. Od grudnia 1924 roku pracował nad Opowieściami Belzebuba dla swego wnuka. Orage, który zapoznał się z roboczą wersją pierwszej części pracy, uznał ją za niezrozumiałą. Z kolei znany z krytycznego podejścia do literatury jeden z twórców surrealizmu, A. Breton, nazwał Opowieści „największą ksiąşką tego stulecia�. Chociaş tekst ten w niektórych kręgach uczniów Gurdşijewa był traktowany jako pismo święte, to jednak wokół jego osoby – w przeciwieństwie do ruchów religijnych – nigdy nie utworzył się şaden kult. Od 1925 do 1927 roku zajmował się kompozycją: gwizdał melodie albo grał je palcem na fortepianie, a T. de Hartmann przenosił je na zapis nutowy. W ten sposób powstało około 170 kompozycji. W lipcu 1926 roku Gurdşijewa odwiedził na
7
3JUB 9 JOEE
co nazywane jest silną lub słabą wolą, oznacza jedynie większą lub mniejszą stałość tych pragnień i şyczeń�. Człowiek-maszyna zachowuje się w sposób automatyczny, a swoje działania „wykonuje w sposób niedostrzegalny dla siebie samego�, co oznacza, şe nie kieruje nimi wola, lecz instynkt. Automatycznie powiela swoje myśli i uczucia; poprzednie myśli i uczucia powodują powstanie następnych, które z kolei dają zaistnieć kolejnym itd. ad infinitum. Ktoś taki „[ş]yje w subiektywnym świecie ››ja kocham‚‚, ››ja nie kocham‚‚, ››ja lubię‚‚, ››ja nie lubię‚‚, ››ja chcę‚‚, ››ja nie chcę‚‚, to znaczy w świecie tego, o czym myśli, şe to lubi albo tego nie lubi, o czym myśli, şe tego chce albo tego nie chce. Nie widzi on rzeczywistego świata. Rzeczywisty świat jest dla niego ukryty z ścianą wyobraźni. On şyje we śnie. Śpi�. Poniewaş Gurdşijew uwaşał, şe we wszechświecie panuje ład i harmonia, dlatego wewnętrzna przemiana jednego człowieka nie ma wpływu na innych „Jeden człowiek nic nie znaczy dla ludzkości. Gdy jeden człowiek staje się lepszy, inny staje się gorszy. Zawsze jest tak samo. (...) Moralność jest względna: subiektywna, sprzeczna i mechaniczna�. Gurdşijew dopuszczał moşliwość duchowej ewolucji człowieka i osiągnięcia przezeń takiego stopnia rozwoju, kiedy przestanie być tylko biernym obserwatorem dziejących się wydarzeń, na przebieg których nie ma şadnego wpływu. Jedyną alternatywą jest „obudzić się�, czyli „zostać odhipnotyzowanym�. Moşna to osiągnąć wyłącznie poprzez samopoznanie, które naleşy uczynić celem i sensem şycia. Najlepszą drogą do tego celu jest praca w grupie pod kierunkiem nauczyciela. W takiej grupie kaşdy ma jasno określone przez nauczyciela zadanie, tworzy część całości, a interes grupy jest waşniejszy niş dobro i aspiracje jednostki. Uwaşał, şe zwykły człowiek, który nie stosuje şadnej dyscypliny duchowej, rozwija się tylko do pewnego stopnia, a następnie rozwój się zatrzymuje. Wówczas potrzebna jest interwencja kogoś, kto przekroczył własne ograniczenia. Ten ktoś ma „zapobiec, aby przeszłość stała się przyszłością�. Kimś takim dla swoich uczniów był zapewne sam Gurdşijew. Jeden z jego uczniów, C.S. Nott, zwierzył się şonie Uspieńskiego, şe „Gurdşijew mówi do mnie i o mnie takie rzeczy, które uderzają wprost w moje uczucia, w moją istotę. Nie potrafię ich zapomnieć. Wskutek tego z wolna coś się we mnie zmienia i pozwala mi lepiej zrozumieć siebie i innych ludzi. Zarazem towarzyszy temu zrozumienie, jak mało w istocie rozumiem�. Franz Peters opisał Gurdşijewa jako człowieka, który był całkowicie skoncentrowany na tym, co robi w danej chwili. Odniósł wraşenie, şe on nigdy się nie rozprasza, şe jest całkowicie świadomy zarówno wtedy, jak inni mówią do niego, jak i wtedy, gdy on mówi. Był znakomitym gawędziarzem, potrafiącym opowiadać historie, które jego słuchaczy wprowadzały niemal w stan ekstatyczno-transowy. Był przeciwny tworzeniu nowej religii czy powstaniu instytucji, która przekazywałaby jego nauki. Istotne znaczenie miał dla niego silny osobisty związek ucznia i nauczyciela. Jego związek z nauczycielem (niewymienionym z imienia) przypomina związek ucznia z guru w tradycji indyjskiej: „Nigdy nie jestem oddzielony od mego nauczyciela, nawet teraz się z nim komunikuję�. J.G. Bennett pisał, şe Gurdşijew nigdy nie wspominał o istocie swoich nauk, jaką był przekaz energii od mistrza do ucznia, czyli baraka, czego miał się nauczyć od mistrzów sufi. Jedną z przyczyn mogło być to, şe nie otrzymał od wielkiego szejcha Abdullaha Dagisthaniego pozwolenia na wykorzystanie całej swojej mocy i na przekazywanie jej swoim uczniom. Mimo iş nauki Gurdşijewa najczęściej wiąşe się z sufizmem, to jednak swój system nazwał ezoterycz-
Gurdşijewa z Moskwy, Jessentuki, Tyflisu, Berlina, Londynu, Paryşa, Nowego Jorku i Chicago, przekazane w formie, w jakiej zostały zapamiętane przez jego uczniów. Ponadto pozostawił po sobie balet, ponad 200 utworów fortepianiowych i co najmniej 250 ruchów tanecznych. „W 50 lat po jego śmierci na temat jego idei powstała cała biblioteka ksiąşek�. Gurdşijew łączył idee zaczerpnięte z wielu tradycji duchowych: zarówno staroşytnych, jak i nowoşytnych, od zaratusztrianizmu po róşokrzyşowców, antropozofię i teozofię. Zdaniem jego ucznia i biografa Piotra Demianowicza Uspieńskiego: „Był człowiekiem niezwykle wszechstronnym; wszystko wiedział i wszystko był w stanie zrobić�. Z drugiej strony: „Jednego dnia mówił jedno, drugiego coś odmiennego. A jednak nigdy nie moşna było go oskarşyć o sprzeczności; naleşało wszystko rozumieć i ze sobą łączyć�. Jego system jest bardzo rozbudowany i skomplikowany. Podobnie jak Platon głosił, şe nie moşna go zgłębić wyłącznie z ksiąşek. Badacze Gurdşijewa podkreślają, şe jego nauki były przeznaczone dla nielicznych wtajemniczonych i z tego powodu są nieznane poza niewielkim kręgiem. Niejasne są źródła jego nauk. Moşna w nich znaleźć wpływy prawosławne, nestoriańskie, asyryjsko-babilońskie, muzułmańskie (sufickie), buddyjskie, platońskie i róşokrzyşowe. Wydaje się, şe największy wpływ wywarł na niego sufizm18, a ponadto chrześcijaństwo ezoteryczne, buddyzm19 i szamanizm z Azji Centralnej. Podkreślano teş podobieństwo jego systemu do kabały. Szczególny nacisk kładł na rozpoznanie trzech iluzji człowieka: iluzji jedności (przeświadczenia, şe człowiek ma tylko jedno „ja�), iluzji świadomości (şe jesteśmy świadomi tego, co robimy) oraz iluzji efektywności (tego, şe jesteśmy panami swojej woli)20. Negował istnienie prawdziwego „ja� w człowieku21. Utrzymywał, şe w kaşdym z nas znajdują się tysiące maleńkich „ja�, które kolejno działają i które naleşy zespolić w końcowym procesie deifikującej transformacji22. Według Uspieńskiego, Gurdşijew uwaşał, şe ludzka maszyna ma „kilka całkowicie niezaleşnych od siebie umysłów�, a poniewaş „nie ma stałego i niezmiennego „ja�, tylko „setki i tysiące małych, oddzielnych „ja�, człowiek jest rozdwojony i „[n]ieustannie się zmienia�23. W związku z tym przestrzegał, aby nie utoşsamiać się z şadną z owych małych jaźni: „Wolność jest przede wszystkim wolnością od utoşsamiania się�. Ponadto oddzielał istotę człowieka, będącą jego rzeczywistą, niezmienną naturą, odziedziczoną od przodków, od jego osobowości, tworzonej pod wpływem zewnętrznych wpływów i okoliczności, wychowania, edukacji itp. Uwaşał, şe rozwój duchowy jest związany ze „wzrostem istoty�. W jego opinii człowiek şyje w więzieniu własnych wyobraşeń, z którego moşe się wyrwać wyłącznie dzięki samoświadomej obserwacji i pracy nad sobą. Świadomą pracę nad sobą najlepiej jest zacząć od szczerej autoanalizy i przezwycięşenia drobnych nawyków. Dlatego nigdy nie jest podmiotem swoich działań: „Człowiek jest maszyną. Wszystkie jego czyny, działania, słowa, myśli, uczucia, przekonania, opinie i nawyki, są wynikiem zewnętrznych wpływów, zewnętrznych wraşeń. Sam z siebie człowiek nie jest w stanie wytworzyć ani jednej myśli, ani jednego działania, Wszystko, co mówi, robi, myśli, czuje – to wszystko się zdarza�24. „By czynić, trzeba być. I konieczne jest zrozumienie najpierw tego, co to być oznacza�. Pracę nad sobą trzeba rozpocząć od nauczenia się prawdomówności, a wstępem do tego jest umiejętność odróşnienia prawdy i kłamstwa w sobie samym. Zdaniem Gurdşijewa „w zwykłym, mechanicznym człowieku „wola� jest nieobecna, ma on tylko pragnienia; i to,
8
3JUB 9 JOEE
świadomej pracy nie tylko z ciałem, emocjami, umysłem (z którymi pracują teş, odpowiednio, trzy pierwsze drogi), ale takşe z wolą. Ślepą wiarę uwaşał za głupotę28. Podobnie jak Budda29 zachęcał swoich uczniów, aby nigdy „nie wierzyli w nic, czego sami nie są w stanie zweryfikować�, i şeby świadomie pracowali nad sobą, tę pracę zaś najlepiej zacząć od rezygnacji z nawyków i przyzwyczajeń. Uwaşał się za materialistę i sceptyka. Odrzucał więc istnienie şycia po śmierci, a zatem równieş moşliwość odradzania się30. Jego dewizą były słowa: „Nie wierz w nic, nawet w samego siebie�. Z przekonania był empirykiem. Miarą prawdziwości zjawisk była dla niego ich powtarzalność.
nym chrześcijaństwem, a w Kościele Prawosławnym po dziś dzień wspomina się jego imię w services. Absolut określał mianem „Obiektywnego Rozumu�. Wyobraşał go sobie jako swego rodzaju połączenie chrześcijańskiej „wizji uszczęśliwiającej� i czystego rozumu Kanta. Uwaşał, şe celem şycia kaşdego człowieka musi stać się realizacja przynajmniej jakiejś części tego Obiektywnego Rozumu. Droga do tego prowadzi przez własny, świadomy wysiłek, przez cierpienie świadome i z własnego wyboru, będące przeciwieństwem cierpienia nieświadomego, jakie jest udziałem zwykłych ludzi, şyjących jak roboty w świecie stworzonych przez siebie fikcji i iluzji25. W ów stan „robotyzacji� wchodzimy impulsywnie, niemal w kaşdej chwili şycia, nie zdając sobie z tego sprawy, poniewaş dzieje się to podświadomie. Zdaniem Gurdşijewa, naleşy więc dąşyć do „samodoskonalenia poprzez świadomą pracę i dobrowolne cierpienie� związane z nişszą naturą, czyli ciałem, uczuciami i myślami, aby dojść do Wyşszej Natury, Prawdziwego „Ja�. Człowiek şyje w więzieniu stworzonych przez siebie iluzji, a moşe się z niego uwolnić wyłącznie poprzez własny, świadomy wysiłek. Przeszkodami utrzymującymi człowieka w stanie iluzji są tzw. „zderzaki� (ang. buffers; fr. tampons), czyli tworzone przez edukację i otoczenie człowieka nakazy moralne i style akulturacji. Składają się one na to, co Freud nazwał superego. Mówią człowiekowi, jak przetrwać w środowisku, ale zarazem uniemoşliwiają mu doświadczanie świata takim, jaki jest. Podobnie jak inni mistycy26, utrzymywał, şe „człowiek moşe się narodzić, ale po to, by się narodzić, musi on najpierw umrzeć, a po to, by umrzeć, musi najpierw się obudzić�. Śmierć w tym wypadku oznacza brak przywiązania i identyfikacji z czymkolwiek. Tymczasem większość ludzi to ludzie-maszyny, „ludzie w środku puści, to znaczy w rzeczywistości juş martwi�. Gurdşijew twierdził teş, şe większość ludzi tylko istnieje, ale nie egzystuje; są tylko wiązkami pary utrzymywanymi w całości przez ciało fizyczne. Zwykli ludzie są niewolnikami przypadków, natomiast ludzie wtajemniczeni, których nazywał „istotnymi�, şyją w kręgu przeznaczenia, znają je i są mu podporządkowani. Za podstawę pracy nad samym sobą Gurdşijew uznawał uwaşność. Stąd teş jego nauki P. Novak zestawił z buddyjskim treningiem wipassany i nauką Dşiddu Krisznamurtiego. „Jest on (= człowiek) przywiązany do wszystkiego w swoim şyciu: przywiązany do własnej wyobraźni, przywiązany do własnej głupoty, przywiązany nawet do własnych cierpień – i prawdopodobnie bardziej do własnych cierpień niş do czegokolwiek innego. Musi się uwolnić od tego przywiązania. Przywiązanie do rzeczy, utoşsamianie się z rzeczami, utrzymują w człowieku przy şyciu tysiąc bezuşytecznych „ja�. Te „ja� muszą umrzeć po to, by duşe Ja mogło się narodzić. Ale jak je zmusić do tego, by umarły? (...) I właśnie w tym momencie przychodzi z pomocą moşliwość obudzenia się. Obudzić się, to znaczy zdać sobie sprawę z własnej nicości, to znaczy zdać sobie sprawę ze swojej całkowitej i absolutnej mechaniczności. (...) Kiedy człowiek juş trochę siebie pozna, to będzie wiedział o sobie wiele rzeczy, które z pewnością go przeraşą�. Gurdşijew nauczał o istnieniu czterech dróg rozwoju duchowego i o „osiągnięciu nieśmiertelności�: 1) drogi fakira, na której cel, okupiony ogromnym wysiłkiem, osiąga się poprzez walkę z ciałem fizycznym27, 2) drogi mnicha, na której cel realizuje się poprzez wiarę i oddanie, 3) drogi jogina, na której cel osiąga się poprzez wiedzę, 4) oraz czwartej drogi, na której, w odróşnieniu od pozostałych, celu nie realizuje się poprzez wyrzeczenie, rezygnację z czegokolwiek czy ślepą wiarę, lecz wskutek
Ludzi zaliczał do czterech kręgów: (1) Ezoterycznego, czyli tych, którzy osiągnęli kres rozwoju – zjednoczyli wolę i świadomość31. Ludzie z tego kręgu wykonują tylko działania, które są skoordynowane i nakierowane na cel. (2) Mezoterycznego, czyli pośredniego między kręgiem 1 i 3. Mają oni te same cechy, co ludzie z kręgu 1, ale w odróşnieniu od nich ich wiedza jest bardziej teoretyczna niş praktyczna, a jeśli decydują się wprowadzić ją w czyn, wcześniej kalkulują skutki swoich działań, nie działają zaś spontanicznie, jak ezoterycy. (3) Egzoterycznego, czyli posiadającego właściwości kręgów 1 i 2, ale ich wiedza jest jeszcze bardziej teoretyczna niş ludzi z kręgu 2. Rzadko wprowadzają ją w praktykę, gdyş najczęściej kontemplują na poziomie teoretycznym. (4) Pomieszania języków, do którego naleşy ogromna większość ludzkości. Ludzi podzielił na siedem kategorii: trzy pierwsze zaliczają się do ludzi-maszyn. Są to ludzie: (1) zdominowani przez cielesność; taki człowiek moşe mieć szerokie zainteresowania artystyczne, jednak jest motywowany przez ciało i jego şądze, a w związku z tym jest nieczuły na potrzeby innych, o ile nie korespondują one z jego własnymi; (2) zdominowani przez uczucia; ich nadzieje i lęki nie są związane z şyciem świata; są bardziej wraşliwi, ale i bardziej egocentryczni od ludzi z poprzedniej kategorii; jest ich teş mniej; (3) zdominowani przez intelekt, którzy prowadzą nieustanny dialog wewnętrzny z samymi sobą i którzy próbują rozwiązać swoje problemy poprzez słowa, a nie czyny. Do (4) kategorii zaliczył ludzi, którzy osiągnęli równowagę pomiędzy ciałem, uczuciami i myślami, którzy mają sprecyzowany stosunek do şycia i system wartości. Człowiek taki moşe nawet poświęcić şycie za swoje ideały i z tego powodu być uwaşanym przez innych za „człowieka dobrego�. Ale z punktu widzenia Gurdşijewa człowiek czwartej kategorii w ten sposób uczynił tylko pierwszy krok na drodze do uwolnienia się od egoizmu i automatyzmu trzech pierwszych kategorii ludzi. W istocie cały czas pozostaje w kręgu złudzeń i ograniczeń związanych ze zwykłym şyciem. Kategoria (5) jest pierwszą, w której wykracza się poza ograniczenia pospolitej egzystencji człowieka i inicjuje proces wewnętrznej transformacji, powołujący do istnienia nowe, „drugie, duchowe Ciało� (zwane przez Gurdşijewa kesddşan), które Bennett odniósł do ciała astralnego teozofów. Zdaniem Gurdşijewa, człowiek nie jest nieśmiertelny z natury; jest śmiertelny, a na nieśmiertelność musi sobie zapracować. W ciele kesddşan człowiek moşe nabyć Obiektywny Rozum, wciąş jednak pozostaje w ramach ograniczeń człowieczeństwa. Człowiek kategorii (6), którego Bennett utoşsamia z bodhisattwą mahajany, oraz wielkimi świętymi chrześci-
9
3JUB 9 JOEE
otrzymaną lekcję. Dostał wtedy kilka tysięcy USD. Przy innej okazji pobrał honorarium od kobiety, wiąşącej swój nałóg z problemami seksualnymi, i poradził jej, aby zamieniła cygara na papierosy marki Gauloise. Jednak w opinii jego bliskiego ucznia C.S. Notta Gurdşijew nie zatrzymywał pieniędzy dla siebie (wyjątkiem było kupno ubrań), lecz wydawał je z innymi na uczty lub podróşe. Według J.G. Bennetta: „Gurdşijew zawsze ukazywał swoją najgorszą stronę, a ukrywał najlepszą�. W oczach niektórych swoich uczniów był człowiekiem bezwzględnym, który często postępował z nimi w sposób okrutny. Znęcał się nad nimi i zmuszał do wykonywania zadań ponad siły. Jeszcze w Jessentukach zaşądał od bogatych uczniów, aby oddali wszystko, co posiadają, do wspólnej kasy34. Za drastyczną formę nauczania moşna teş uznać nocną podróş, jaką wymusił na małşeństwie Hartmannów wkrótce potem, w sierpniu roku 1917, pomimo ich skrajnego zmęczenia i krwawiących nóg Olgi. Jego postępowanie wobec uczniów Storr tłumaczył tym, şe w stanie wyczerpania stawali się bardziej podatni na sugestię i realizację trwałych zmian w psychice. Pod tym względem przypominał tybetańskiego mistrza buddyjskiego Marpę35. Sam Bennett czuł się zmieszany, a nawet uraşony uwagami, jakie Gurdşijew czynił na temat seksu. Kobiety traktował jako środek do celu i wygłaszał na ich temat uwagi, które dzisiaj nazwano by seksistowskimi. Utrzymywał, şe miał wiele dzieci z wieloma kobietami. Nie wiadomo, czy była to prawda, czy kolejna legenda. Według niektórych spał ze wszystkimi atrakcyjnymi kobietami, które pojawiły się w PrieurÊ, gdzie mieszkało kilkoro dzieci, o których sądzono, şe jest ich ojcem. Z drugiej strony, irtował z kobietami i mówił, şeby przyszły do jego pokoju późną nocą, a gdy to czyniły, częstował je cukierkami i odsyłał z powrotem. Z jednej strony utrzymywał, şe tylko osoba z normalnymi preferencjami seksualnymi moşe się rozwijać duchowo i dlatego ostro występował przeciw homoseksualizmowi, a z drugiej strony, nie usunął ze swojego ośrodka wspomnianego wyşej „kwartetu lesbijskiego�. Co gorsza, rady, których udzielał ludziom, spowodowały powstanie wśród nich wielu koniktów. W łaźni komentował róşnice między genitaliami poszczególnych męşczyzn. W.K. Kulczyk tłumaczył postępowanie Gurdşijewa stylem jego nauczania: „W osobistych kontaktach z uczniami Gurdşijew kierował się dwoma zasadami: umoşliwienia im jak najszybszego poznania siebie i rozwoju oraz zapewnienia im całkowitej wolności�. Z drugiej strony, wykazywał się współczuciem, np. kupując bezwartościowy obraz namalowany przez pewną starszą kobietę, w który – jak powiedział – włoşyła całą siebie. Dbał o swoją rodzinę: sprowadził z Rosji sowieckiej matkę, brata z rodziną i siostrą, a na wieść o śmierci brata odwołał wyjazd do USA. Podobnie jak indyjscy awadhuci był abnegatem i zupełnie nie dbał o siebie ani o miejsca, w których przebywał. Peters uwaşał, şe Gurdşijew şył jak zwierzę. Gurdşijew był człowiekiem sensytywnym; kiedy przemówił do jednego z posągów, miał wraşenie, şe odbiera myśli i uczucia jego budowniczych. Jako osobowość charyzmatyczna swoim „fizycznym magnetyzmem� i całkowitą koncentracją na danej chwili wywierał wielki wpływ na innych. Swój charyzmat zawdzięczał – podobnie jak Crowley – wybitnym zdolnościom hipnotyzerskim. Jak pisał W.K. Kulczyk: „Wrogowie krytykowali go za jego hipnotyzujący wpływ na otoczenie, czemu przypisywali wpadanie ludzi w jego „sidła�. Bez wątpienia Gurdşijew posiadał osobisty „magnetyzm� i charyzmę, która silnie działała na ludzi�. Jednak w opinii C. Wilsona posiadane zdolności wykorzystywał wyłącznie w pozytywnych celach. Często demonstrował swe zdolności hipnotyczne,
jaństwa oraz islamu, działa dla dobra innych, nie interesując się własnym dobrem, poniewaş osiągnął wyzwolenie z więzów ograniczonej egzystencji. Nastąpiło to wskutek śmierci ego i realizacji duchowego zmartwychwstania. Tego typu istota dysponuje „ciałem wyşszej istoty�, będącym siedzibą Obiektywnego Rozumu. Człowiek kategorii (7) osiągnął ostateczne wyzwolenie, toşsame z całkowitym uwolnieniem się od ograniczeń indywidualności i zanikiem dualizmów. Zdaniem Bennetta: „Gurdşijew pokazał, şe on sam wykroczył daleko poza religijne i teozoficzne koncepcje ludzkiej doskonałości oraz poza ograniczenia unii mistycznej�. Gurdşijew był zagadką nawet dla swoich uczniów. Jak wspominał J.G. Bennett: „dwaj ludzie, którzy go spotkali, nie mogli się zgodzić, kim i czym był�. W opinii R. Zubera: „kaşdy, kto zblişał się do niego, widział tylko jedną jego stronę�, tak jak górę widzi się w danej chwili tylko z jednej strony. Trudności w interpretacji jego şycia i nauczania biorą się stąd, şe Gurdşijewa nie sposób uznać za przedmiot badań, poniewaş był ich podmiotem. Jak sam wspominał, na jego temat krąşyło wiele legend: począwszy od tego, şe był członkiem tajnych organizacji okultystycznych, na czele z zakonem Czarnych Magów, şe majątku dorobił się dzięki odkryciu tajemnicy kamienia filozoficznego i şe jest agentem bolszewickim. Jednak jego opowieści na własny temat uznaje się za niewiarygodne. Niektórzy widzieli w nim tylko „niepiśmiennego handlarza dywanów z Kaukazu�. Gurdşijew chciał, şeby inni tak go właśnie postrzegali. W Opowieściach Belzebuba określił siebie jako „Nauczyciela tańca�, czyli „świętej gimnastyki�. F.L. Wrightowi przypominał „Augustyna, Lao-tsy i Jezusa� w jednej osobie. Jedna z jego uczennic uwaşała, şe zrozumiał znaczenie religii i ujrzał Boga. Margaret Anderson zastanawiała się, czy był mędrcem, prorokiem, mesjaszem, posiadaczem wyşszej wiedzy, by w końcu stwierdzić, şe „był pewnego rodzaju Hermesem, nauczającym swego syna Tata�. Dla jego uczennic Katherine Mansfield i M. Anderson był „magiem�, podobnie jak dla pisarza Johna Carswella, który jego uczniem nie był. Dla katolickiego pisarza F. Mauriaca był „szarlatanem�32, a dla wybitnych badaczy ezoteryki „guru-szelmą (rascal guru)� lub geniuszem. Storr ma niewątpliwie rację, pisząc, şe próba wyjaśnienia fenomenu Gurdşijewa przez odwołanie się do jego aktywności trickstera to stanowczo za mało33. Jego uczniowie byli zbyt inteligentni, aby dać się zwieść sztuczkom oszusta. Jedno zdarzenie z jego şycia pokazuje, şe będąc, być moşe, tymi wszystkimi postaciami, mógł zarazem wydawać się „szaleńcem�. Oto pewna angielska lady zaoferowała mu 1000 funtów za zdradzenie jej tajemnicy şycia. Gurdşijew wynajął prostytutkę, opowiedział jej, şe jest przybyszem z planety Karatas i poczęstował czereśniami, które określił mianem drogiego jedzenia ze swojej planety. Prostytutka uznała go za szaleńca, natomiast lady – kiedy powiedział jej, şe właśnie na tym polega tajemnica şycia – za szarlatana. Obraşona odeszła, ale jeszcze tego samego dnia wróciła z czekiem i została jego oddaną uczennicą. Historia ta pokazuje, jak bardzo cienka granica oddziela to, co nazywa się „szaleństwem�, od tego, co określa się mianem „oszustwa� bądź „duchowości� i şe moşna uznać za mistrza duchowego kogoś tylko dlatego, şe ten zachowuje się w sposób niecodzienny. Ekscentryzm Gurdşijewa widać teş w sposobach, w jakich zdobywał pieniądze. Kiedyś, jedząc obiad z bogatymi Amerykanami, skierował rozmowę na seks. Gdy rozochoceni alkoholem zaczęli się rozbierać, Gurdşijew powiedział, şe teraz ma dowód na dekadentyzm Amerykanów i şe pokazał im ich prawdziwe, skrywane ego, w związku z czym zasłuşył na to, şeby mu zapłacili za
10
3JUB 9 JOEE
nazywają kogoś idiotą, mają na myśli to, şe nie podziela ich złudzeń�. John Bennett i jego şona Elizabeth, którzy wydali wspomnieniową ksiąşkę opisującą ich spotkania z Gurdşijewem, zatytułowali ją Idioci w Paryşu. Gurdşijew uwaşał, şe człowiek, który w nieprawidłowy sposób pracuje nad swoim rozwojem duchowym, skończy w szpitalu psychiatrycznym. Według, niego do obłędu moşe prowadzić systematyczna praktyka ćwiczeń oddechowych. Z kolei Radşniś zauwaşył, şe ci, którzy weszli do wewnętrznego kręgu uczniów Gurdşijewa, zaczynali się zachowywać w sposób równie ekscentryczny i szalony, jak on. Stosunek Gurdşijewa do Boga teologów był analogiczny do tego, jaki mieli gnostycy. Nazywał go mianem Autoegokraty (lub Trogoautoegokraty), czyli monstrualnego, kosmicznego autokraty. Utrzymywał jednak, şe do tego Boga ma taki stosunek jak „niezaleşny, zawzięty i złośliwy minister ma do swojego króla�. W roku 1923 zaczął przekazywać nauki o idiotyzmie zwane „Toastem dla Idiotów�. Zdaniem C.S. Notta, nauka idiotyzmu była „zwierciadłem, w którym człowiek moşe ujrzeć sam siebie�. Podzielił ludzi na 18 kategorii, odpowiednio do reprezentowanego przez nich stopnia idiotyzmu: (1) zwykłych idiotów, (2) superidiotów, (3) arcyidiotów, (4) bezradnych idiotów; wśród „bezradnych idiotów� wyróşnił podgrupę „zwykłych�, którzy poprzestają na samych sobie, oraz podgrupę „prawdziwych�, czyli widzących własną całkowitą nicość i niezdających sobie sprawy z tego, şe zmartwychwstać moşna tylko poprzez śmierć „ja�. Wówczas moşna stać się (5) współczującym idiotą, który – jak buddyjski bodhisattwa – şyje dla poşytku innych. Ponadto mówił o: (6) wijących się idiotach, którzy nie są jeszcze gotowi do pomagania innym, (7) kwadratowych, (8) okrągłych, (9) zygzakowatych, reprezentujących róşne stopnie wglądu na ścieşce do poszukiwania własnej toşsamości, (10) oświeconych, (11) wątpiących, (12) buńczucznych, (13) urodzonych, (14) patentowanych, (15) psychopatycznych, którzy mogą się pogrąşać lub ewoluować. Pozostałe kategorie idiotów reprezentują moc Obiektywnego Rozumu. Reprezentują one coraz głębsze stany wglądu we własną naturę. Według Gurdşijewa, przejście do następnej kategorii następuje po śmierci poprzedniego stadium. (16) pierwszy z tych stanów moşna osiągnąć dopiero po pierwszym zstąpieniu powiązanym ze wstąpieniem; (17-18) dwa ostatnie są przeznaczone dla synów boşych36. Gurdşijewowi przypisuje się wywarcie znaczącego wpływu na wiele znanych postaci şycia XX w. w Europie: od A. Hitlera począwszy, poprzez J. Stalina37, a na D.H. Lawrence’ie skończywszy. Współcześnie dostrzega się w nim prekursora ekologii38, krytycznego podejścia do narkotyków oraz człowieka, który konsekwetnie zwalczał scjentystyczne uroszczenie uznające naukę za jedyne medium poprawy şycia człowieka39. W roku 1950 jego współpracowniczka Jeanne de Salzmann otworzyła w Paryşu Fundację Gurdşijewa40. Wkrótce potem w wielu duşych miastach europejskich powstały podobne organizacje. Bliźniacza Fundacja Gurdşijewa, która powstała w 1953 roku w USA, skupia
które zawdzięczał przenikającemu na wskroś spojrzeniu. Zawdzięczał je naukom, jakie otrzymał od Ekim Beja. Potrafił np. zmusić do zemdlenia pewną dziewczynę, kaşąc pianiście zagrać pewien akord. Posiadał teş umiejętność wywoływania u innych zdolności parapsychicznych. Podczas pobytu w Finlandii w sierpniu 1916 roku utrzymywał ze swoim głównym uczniem, P. Uspieńskim, kontakt telepatyczny. Podczas przekazu Uspieński słyszał w swojej piersi jego głos. Uwaşał, şe jeśli ludzie mają się przemienić, muszą przeşyć wstrząs. Według Storra, Gurdşijew był dyktatorem. Potrafił tak głęboko upokorzyć ucznia, şe ten płakał jak dziecko. Z jednej strony wprowadzał długotrwałe, niekiedy tygodniowe posty bez przerywania cięşkiej pracy, a z drugiej strony, organizował wystawne uczty, suto zakrapiane alkoholem. Zakazał rozmów w Instytucie, a zamiast nich nakazał porozumiewać się za pomocą gestów. Chcąc wytrącić uczniów z nawykowych zachowań, stosował w nauczaniu taktykę szokową: palacza pozbawiał papierosów, abstynentowi kazał pić alkohol, wegetarianinowi jeść mięso, a intelektualiście czyścić toalety. Według Storra: „Gurdşijew z pewnością pchał ludzi na skraj ich fizycznych moşliwości, a niektórzy odkrywali, şe są w stanie znieść więcej, niş kiedykolwiek podejrzewali�. Tak czy inaczej, byli mu wierni, poniewaş uwaşali go za posiadacza unikatowej wiedzy duchowej. Uwaşał się za głosiciela nauki idiotyzmu i wznosił toasty za zdrowie wszystkich nieobecnych przy stole „idiotów�. Za „szalonych� uznawał tych, którzy w sposób świadomy pracują z własnym umysłem i dlatego światu wydają się obłąkani. Natomiast masa zwykłych ludzi tylko dlatego jest przekonana o swojej normalności, şe nie rozpoznaje istnienia w sobie konfliktogennego charakteru licznych małych jaźni: „Jeśli człowiek poczułby wszystkie te sprzeczności, to poczułby, czym on naprawdę jest. Poczułby, şe jest obłąkany�. Choć psychiatra Storr podkreślił zbieşność złoşonej i abstrakcyjnej kosmologii, jaką rozwinął Gurdşijew, do tych, które są udziałem osób cierpiących na schizofrenię, i choć nie nazwał go „schizofrenikiem�, to jednak podkreślił podobieństwo uşywanych przez nich, niezrozumiałych pojęć, będących ich własnym tworem. Jego system kosmologiczny, który całkowicie odbiegał od ustaleń astronomii, porównał do systemów będących tworami „paranoicznych psychotyków�. Za objaw paranoi Gurdşijewa uznał teş fakt przypisania przez Gurdşijewa wypadku samochodowego „sile wrogiej jego celowi�. Ośo Radşniś opowiedział historię o Gurdşijewie, która pokazywała, şe on celowo chciał robić na ludziach z zewnątrz (w tym wypadku dziennikarzach) wraşenie szaleńca. Storr przeoczył jednak, şe staroşytne kosmologie, od sumeryjsko-babilońskiej poprzez buddyjską czy şydowską, a skończywszy na chrześcijańskiej, teş nie znajdują potwierdzenia we współczesnej kosmologii, a trudno je uznać za twory ludzi chorych psychicznie. Zwykli ludzie są niewolnikami przypadków, natomiast ludzie wtajemniczeni („istotni�), którzy weszli w kontakt z boską rzeczywistością, şyją w kręgu przeznaczenia, ono zaś jest nieodłączne od szaleństwa. Jak juş wspomniano, według Gurdşijewa znakomita większość ludzkości to ludzie-maszyny, którzy zachowują się w sposób automatyczny, a ich dominantą jest obłęd. Dla niego kaşdy, kto wszedł w kontakt z boską rzeczywistością, staje się boskim szaleńcem albo boskim idiotą: „Kaşdy, kto ma kontakt z rzeczywistością, jest zwany idiotą. Słowo „idiota� ma dwa znaczenia: prawdziwe znaczenie, jakie nadali mu staroşytni mędrcy, to bycie sobą. Człowiek, który jest sobą, w oczach ludzi zamkniętych w świecie złudzeń, wygląda i zachowuje się jak szalony. Kiedy więc
11
3JUB 9 JOEE
obecnie szereg grup w USA, Kanadzie i Australii. W USA istnieje kilka ośrodków Czwartej Drogi Gurdşijewa: załoşone w 1976 roku w Kalifornii przez Roberta Daniela Ennisa Tayu Center oraz Discovery Institute, powstały w 1980 roku w New Paltz w stanie Nowy Jork z inicjatywy Franka Cocitto. Do swojej śmierci w 1984 roku amerykańskim ruchem uczniów Gurdşijewa kierował Lord Pentland, czyli Henry John Sinclair. Według G. Bakera i W. Driscolla, nauki Gurdşijewa mają obecnie około 5 tysięcy zwolenników, a według J. Needlemana – od 5 do 10 tysięcy. Mieszkają oni głównie w USA, zwłaszcza w czterech głównych miastach: Nowym Jorku41, San Francisco, Los Angeles i Waszyngtonie. Wspólnoty zwolenników Gurdşijewa działają w około 30 krajach, w tym nawet w Brazylii, Izraelu i Japonii. Największy wkład w dzieło upowszechniania nauk Gurdşijewa włoşyli: P.D. Uspieński, który dokonał całościowego opracowania systemu jego nauk; T. de Hartmann, który ocalił jego muzykę; jego şona Olga, której Gurdşijew dyktował swoje ksiąşki i która wydała trzy z nich; J. de Salzmann, która ocaliła jego spuściznę taneczną, oraz trzy wybitne tancerki: Brytyjka, Ormianka i Czarnogórka, zaliczające się, zdaniem Notta, do najwybitniejszych w Europie. Poza nimi do najbardziej znanych nauczycieli nawiązujących do tradycji Gurdşijewa naleşeli bądź naleşą: Leon MacLaren (ur. ok. 1911), Abdullah Dougan (1918-1985), Idries Shah (1924-1996), załoşyciel Instytutu Afrykańskiego Oscar Ichazo (ur. 1931), E.J. Gold, Jan Cox, G.B. Chicoine, Robert de Ropp (1913-1987), Rodney Collin (1909-1956), Francis Roles i Maurice Nicoll (1884-1953). Kolejna uczennica Gurdşijewa, Anne Bancroft, to znana popularyzatorka ezoteryki. Według A. Burnsa: „Wiele pojęć Gurdşijewa wywarło wpływ na kulturę XX wieku: modele „świadomej ewolucji� T. Leary, R.A. Wilsona i J.C. Lilly’ego, naukowe badania dotyczące neurologii „rozszczepienia mózgu� i „wielopoziomowej inteligencji�, ekoświadomości Gai oraz obopólnego podtrzymania systemów naturalnych�. Do inspiracji myślą Gurdşijewa przyznają się takşe badacz NRR (Nowych Ruchów Religijnych – przyp. red.) J. Needleman, badacz OSŚ C.T. Tart, scenarzysta J.-C. CarriÊre, R. Ravindra oraz reşyserzy A. Desjardins i R. Zuber42. W 1978 roku na podstawie jego Spotkań z wybitnymi ludźmi powstał film Petera Brooka43. Inną znaną postacią ze świata sztuki, która twórczo stosowała system Gurdşijewa, był Lincoln Kirstein, twórca pierwszej szkoły baletowej w USA. Płytę z muzyką Gurdşijewa nagrał słynny pianista jazzowy Keith Jarret44. Pod znacznym wpływem nauk Gurdşijewa pozostawał teş od początku lat 70. Jerzy Grotowski. W Polsce w 2001 roku zawiązała się grupa ludzi zainteresowanych naukami Gurdşijewa, którą kieruje Tilo Ulbricht, członek zarządu Stowarzyszenia Gurdşijewa w Londynie45.
5 UtrzymywaĹ‚, jakoby znaĹ‚ 18 jÄ™zykĂłw, ale angielskim i rosyjskim wĹ‚adaĹ‚ sĹ‚abo. 6. WĹ›rĂłd nich mieli siÄ™ znajdować archeolog, astronom, inĹźynierowie, gĂłrnik, muzycy i ďŹ lolodzy. Mieli oni przemierzać AzjÄ™ CentralnÄ… i prowadzić badania starych budowli i zwyczajĂłw ludzi oraz przeprowadzać eksperymenty. Informacje na temat istnienia tej grupy nie znajdujÄ… jednak potwierdzenia w ĹşrĂłdĹ‚ach niezaleĹźnych od Gurdşijewa. Jej istnienie jest prawdopodobnie jeszcze jednÄ… stworzonÄ… przez niego legendÄ…, poniewaĹź nigdy nie podaĹ‚ nazwiska ani jednego z owych Poszukiwaczy. 7. KrokĂłw tego taĹ„ca nauczajÄ… do dzisiaj Instytuty Gurdşijewa w Londynie i Brighton. 8. Wg Storra, jego zwolennicy uwaĹźali opowieĹ›ci o bractwie Sarmung za alegoriÄ™. 9. MiaĹ‚ dysponować majÄ…tkiem wartoĹ›ci miliona rubli, przy przeciÄ™tnej rocznej pensji urzÄ™dnika od 500 do 600 rubli. 10. Pytany o niÄ…, Gurdşijew raz odpowiadaĹ‚, Ĺźe jest hrabiankÄ… i towarzyszkÄ… carycy, a przy innej okazji mĂłwiĹ‚, Ĺźe niegdyĹ› byĹ‚a kobietÄ… upadĹ‚Ä…. Sam w Petersburgu podawaĹ‚ siÄ™ za ksiÄ™cia Ozeya. 11. Zdaniem Abdula-Hamida, Gurdşijew wprawdzie poznaĹ‚ pewne kroki Ĺ›wiÄ™tych taĹ„cĂłw suďŹ od derwisza Bahy, ale nie zrozumiaĹ‚ ich we wĹ‚aĹ›ciwy sposĂłb i w zwiÄ…zku z tym nie mĂłgĹ‚ ich poprawnie nauczać. WypowiedĹş cyt. w: M. Burke, Among the Dervishes , Octagon Press, London 1973, s. 110. Sam Gurdşijew mĂłwiĹ‚, Ĺźe czÄ™sto obserwowaĹ‚ Ĺ›wiÄ™ty taniec „w kilku staroĹźytnych Ĺ›wiÄ…tyniachâ€? i Ĺźe kilka z nich wykorzystaĹ‚ nastÄ™pnie w swoim balecie Walka MagĂłw . 12. Z kolei Borys Murawiew w swojej pracy Gnosis prĂłbowaĹ‚ dokonać syntezy nauk Gurdşijewa z prawosĹ‚awiem. 13. Wg Gurdşijewa, Fragmenty nieznanego nauczania UspieĹ„skiego w 80% skĹ‚adajÄ… siÄ™ z jego wĹ‚asnych sĹ‚Ăłw. 14. Od wiosny 1936 do jesieni w ParyĹźu istniaĹ‚a czysto lesbÄłska grupa uczennic Gurdşijewa zwana „LinÄ…â€?. Poza M. Anderson naleĹźaĹ‚y do niej m.in. Kathryn Hulme, Elizabeth Gordon, „Wendyâ€? i Georgette Leblanc. 15. The Herald of Coming Good , 1932; poczÄ…tkowo wydana prywatnie w ParyĹźu w 1933 roku, a nastÄ™pnie w 1971 i 1988 roku w Nowym Jorku. 16. O tym, Ĺźe Gurdşijew faktycznie dysponowaĹ‚ zdolnoĹ›ciami uzdrowicielskimi, Ĺ›wiadczyć teĹź moĹźe przypadek wyleczenia przez niego z depresji, anoreksji i utraty apetytu Petersa. ZaserwowaĹ‚ mu gorÄ…cÄ… kawÄ™ i skupiĹ‚ caĹ‚Ä… uwagÄ™ na jego postaci. Peters poczuĹ‚, jak od Gurdşijewa emanuje potęşne niebieskie Ĺ›wiatĹ‚o i przenika caĹ‚Ä… jego istotÄ™, leczÄ…c go. 17. Jego pierwszÄ… korektÄ™ otrzymaĹ‚ 21 paĹşdziernika 1949 roku, na osiem dni przed Ĺ›mierciÄ…. 18. Na inspiracje suďŹ zmem u Gurdşijewa zwrĂłciĹ‚a uwagÄ™ m.in. A. Bancroft. Wg RadĹźniĹ›a: „Gurdşijew byĹ‚ suďŹ mâ€?. SuďŹ podkreĹ›lali np. znaczenie deautomatyzacji. Wielki egipski suďŹ Dhu’l Nun mĂłwiĹ‚, Ĺźe celem deautomatyzacji jest „stanie siÄ™ tym, kim byĹ‚eĹ›, gdzie byĹ‚eĹ›, zanim byĹ‚eĹ›â€? (I. Shah, Learning How to Learn: Psychology and Spirituality in the SuďŹ Way, Octagon Press, London 1983, s. 127). RolÄ™ deautomatyzacji w nauczaniu suďŹ akcentowaĹ‚ A. Deikman. 19. Do buddyzmu zbliĹźaĹ‚ Gurdşijewa nacisk na uwaĹźność, czyli na to, aby zawsze być Ĺ›wiadomym tego, co siÄ™ robi. Jego sĹ‚owa: „Teraz siedzÄ™ tutaj i jem. Poza tym jedzeniem i tym stoĹ‚em nic dla mnie teraz nie istnieje. Jem z peĹ‚nÄ… uwagÄ…â€?, przypominajÄ… sĹ‚owa mistrza Lin-czi: „Kiedy jestem gĹ‚odny, jem, kiedy jestem zmÄ™czony, Ĺ›piÄ™â€?. Gdy uczeĹ„ zwrĂłciĹ‚ mu uwagÄ™, Ĺźe tak postÄ™pujÄ… wszyscy, mistrz odparĹ‚, Ĺźe nie, gdyĹź zwykli ludzie podczas jedzenia myĹ›lÄ… o innych rzeczach, a podczas spania Ĺ›niÄ…. 20. Gurdşijew miaĹ‚ fatalistyczne podejĹ›cie do Ĺźycia; uwaĹźaĹ‚ na przykĹ‚ad, Ĺźe wojny sÄ… nieuniknione wskutek zachodzÄ…cej koincydencji planet. 21. Ale w jednym z wykĹ‚adĂłw w USA w 1924 roku odróşniĹ‚ istotne i niezmienne, wewnÄ™trzne „jaâ€?, bÄ™dÄ…ce charakterem
Przypisy: 1. TytuĹ‚ pochodzi od redakcji. Ten i nastÄ™pny artykuĹ‚ Jacka Sieradzana pochodzÄ… z przygotowywanej przez niego ksiÄ…Ĺźki pt. Ekscentryzm i szaleĹ„stwo w religiach XX wieku. Z przyczyn technicznych pominÄ™liĹ›my w tekĹ›cie część przypisĂłw wraz z wiÄ™kszoĹ›ciÄ… ĹşrĂłdeĹ‚ bibliograďŹ cznych (przyp. red.). Kolejne przypisy – autor. 2. W Ĺ›lad za najlepszÄ… biograďŹ Ä… Gurdşijewa rok 1866 uznaje siÄ™ obecnie za najpewniejszÄ… datÄ™ jego przyjĹ›cia na Ĺ›wiat. 3. Sam Gurdşijew gardziĹ‚ zawodowymi okultystami, spirytystami, uzdrowicielami i jasnowidzami; byli dla niego tylko szarlatanami. UspieĹ„ski pisaĹ‚: „Sama idea ezoteryzmu, idea wtajemniczenia, w wiÄ™kszoĹ›ci wypadkĂłw dociera do ludzi poprzez pseudoezoteryczne systemy i szkoĹ‚yâ€?. 4. Co do tego zgadzajÄ… siÄ™ zarĂłwno uczeni, jak i praktykujÄ…cy, w tym RadĹźniĹ›.
12
3JUB 9 JOEE
i naturÄ… czĹ‚owieka, od zewnÄ™trznej osobowoĹ›ci, „rzeczy przypadkowejâ€?, zwiÄ…zanej z edukacjÄ…, punktami widzenia, porĂłwnanej przezeĹ„ do masek i ubraĹ„ nakĹ‚adanych na pewien czas. 22. Ale Anderson przytoczyĹ‚a teĹź Ĺ›wiadectwa, wedĹ‚ug ktĂłrych Gurdşijew nauczaĹ‚, Ĺźe natura czĹ‚owieka nigdy nie ulega zmianie. 23. O tym, Ĺźe owÄ… wielość ludzkich jaĹşni traktowaĹ‚ w kategoriach demonicznego opÄ™tania, mogÄ… Ĺ›wiadczyć jego sĹ‚owa: „CzĹ‚owiek jest wieloĹ›ciÄ…. ImiÄ™ czĹ‚owieka legionâ€?. 24. Gurdşijew uwaĹźaĹ‚ serce za pompÄ™, mĂłzg za komputer, a czĹ‚onki ciaĹ‚a czĹ‚owieka za dĹşwignie. Warto wspomnieć, Ĺźe najnowsze badania nad mĂłzgiem nie potwierdajÄ… hipotezy widzÄ…cej w mĂłzgu tylko komputer. Nazwanie czĹ‚owieka maszynÄ… dla mistyka niekoniecznie oznacza deprecjacjÄ™. Np. Ramakriszna stwierdzaĹ‚: „Jestem maszynÄ…, a On (= BĂłg) jest jej Operatorem. W tym [ciele] istnieje tylko BĂłgâ€?. S. Nikhilananda, (tĹ‚.), The Gospel of Sri Ramakrishna, Ramakrishna-Vivekananda Center, New York 1984, s. 798. Ale np. J.D. Bolter w gĹ‚oĹ›nej pracy CzĹ‚owiek Turinga : Kultura Zachodu w wieku komputera pisze : „W pewnym sensie komputer jest najbardziej animistycznÄ…, najmniej mechanicznÄ… ze wszystkich maszynâ€? (PIW, Warszawa 1990, s. 79). Wprowadzenie do uĹźytku komputerĂłw biologicznych moĹźe uciąć wszelkie spekulacje na temat tego, czy czĹ‚owiek (mĂłzg) jest bÄ…dĹş nie jest komputerem (maszynÄ…). Zdaniem Gurdşijewa: „Aby zrozumieć, musi siÄ™ poznać siebieâ€?. 25. Zuber uwaĹźaĹ‚, Ĺźe istotÄ… przesĹ‚ania Gurdşijewa jest „świadoma pracaâ€? i „dobrowolnie przyjÄ™te cierpienieâ€?. 26. Por. np. przypisywany Mahometowi hadis: „Umrzyj, zanim umrzeszâ€?, cyt. w: R. Avens, Henry Corbin and Suhrawardč’s Angelology, „Hamdard Islamicusâ€?, 1988, s. 4; oraz stwierdzenie amerykaĹ„skiego szamana Joe znad rzeki Mazaruni: „zanim czĹ‚owiek stanie siÄ™ szamanem, musi wpierw umrzećâ€?, cyt. w: S. Wavell, A. Butt, N. Epton, Trances , George Allen & Unwin, London 1966, s. 43. 27. MĂłwiÄ…c o drodze fakira, Gurdşijew nie miaĹ‚ na myĹ›li spektakularnych pokazĂłw, jak np. leĹźenie na gwoĹşdziach, ale wieloletni (nierzadko 12-letni) trening hinduskich sadhu, ktĂłrzy w bezruchu stojÄ… z rekoma wyciÄ…gniÄ™tymi ku gĂłrze, a Ĺ›piÄ… oparci na desce. „Bez walki nie ma postÄ™pu ani rezultatu. KaĹźdy przezwycięşony nawyk oznacza zmianÄ™ w maszynieâ€?. 28. WyróşniaĹ‚ trzy rodzaje wiary: „Świadoma wiara jest wolnoĹ›ciÄ…. Emocjonalna wiara jest niewolÄ…. Mechaniczna wiara jest gĹ‚upotÄ…â€?, gĹ‚osiĹ‚ 35. z 38 aforyzmĂłw wyrytych na Ĺ›cianach Domu StudiĂłw w PrieurĂŠ. 29. W sĹ‚ynnej mowie do KalamĂłw Budda miaĹ‚ powiedzieć: „Nie dajcie siÄ™ zwieść przez doniesienia, tradycjÄ™ i pogĹ‚oski, przez biegĹ‚ość w rozumowaniu, przez zwykĹ‚Ä… logikÄ™, wyciÄ…ganie wnioskĂłw, uzasadnione powody, przez reeksjÄ™ i jakÄ…kolwiek teoriÄ™, dlatego Ĺźe ona speĹ‚nia oczekiwania, ani teĹź z szacunku dla pustelnika (ktĂłry jÄ… gĹ‚osi)â€?. AĂ°guttara-nikÄ ya 3.7.65, F.L. Woodward (tĹ‚.), The Book of Gradual Sayings (AĂ°guttara-nikÄ ya) or More-Numbered Suttas , vol. 1, Pali Text Society, Oxford 1989, s. 173. 30. ZakĹ‚adaĹ‚ istnienie materii o róşnym rodzaju gÄ™stoĹ›ci. Warto zauwaĹźyć, Ĺźe współczesne spekulacje naukowcĂłw osiÄ…gnęły taki poziom abstrakcji, Ĺźe terminy „materializmâ€? czy „idealizmâ€? straciĹ‚y jakikolwiek sens. Np. wziÄ…wszy pod uwagÄ™ ideÄ™ cienistej materii (ang. Shadow Matter ) czĹ‚owiek — poza swoim zwykĹ‚ym ciaĹ‚em — posiada ciaĹ‚o cienistej materii, dysponujÄ…ce swoim wĹ‚asnym mĂłzgiem bÄ™dÄ…cym Ĺ›wietlistÄ… substancjÄ…. Cienista materia ma być powiÄ…zana ze zwykĹ‚Ä…
materią na poziomie elektronów i kwarków. Po śmierci ciała zwykłej materii człowiek kontynuuje şycie w ciele materii cienistej (G.D. Wassermann, Shadow Matter and Psychic Phe-
nomena: A scientific investigation into psychic phenomena and possible survival of the human personality after bodily death , Mandrake, Oxford 1993, s. vii-viii.). Według G.D.
Wassermanna, pojęcie cienistej materii „wyjaśnia większość zjawisk psychicznych�, w tym telepatię, jasnowidzenie, doświadczenia poza ciałem, wizje istot şywych i zmarłych, synchroniczność itp. (s. 11-13). 31. Gurdşijew wyróşniał trzy rodzaje świadomości: sen, jawę i samoświadomość. W tej ostatniej „człowiek jest świadomy siebie i swojej maszyny. (...) gdy jest się w pełni i zawsze świadomym „ja� i tego, co się dzieje, i które „ja� ma w tym udział, zyskuje się świadomość siebie�. 32. W identyczny sposób jako o „szarlatanie� pisał o Gurdşijewie J.-C. Frere, L’Occultisme, Culture, Art, Loisirs , Paris 1974, s. 42. 33. Niemniej nazwał Gurdşijewa „zrealizowanym, darzonym zaufaniem tricksterem, który nie miał skrupułów przed oszukiwaniem innych ludzi�. 34. Wspólnota majątkowa nie jest niczym wyjątkowym w nowych ruchach religijnych. Obowiązywała np. pierwszych chrześcijan. Por. Dzieje Apostolskie 4.32. 35. Podobnie jak Marpa kazał swemu uczniowi Milarepie kilka razy wznieść niepotrzebny kasztel (I. Kania [tł.], Opo-
wieść o Ĺźyciu Milarepy Czcigodnego, Wielkiego i Potęşnego Jogina albo Drogowskaz Wyzwolenia i Wszechwiedzy, OďŹ -
cyna Literacka, Kraków 1996, s. 84-102), tak teş Gurdşijew kazał najpierw Orage’owi wykopać, a następnie zasypać rów, mający rzekomo słuşyć celom melioracyjnym. 36. Wellbeloved pisał wprawdzie o 21 kategoriach, ale podał nazwy tylko 18 z nich. Bennett wyszczególnił tylko 12 kategorii idiotów. 37. Stalin mieszkał przez pewien czas (w 1899, 1900?) z rodziną Gurdşijewa. Pod wpływem sugestii Gurdşijewa, który miał mu powiedzieć, şe ktoś urodzony 6 grudnia 1878 nie zostanie carem, gdyş nie wynika to z jego horoskopu, miał zmienić ją na 21 grudnia 1879 roku (Niebo gwiaździste nad Rosją: Rozmowa z Pawłem Swiridowem , „Forum�, 2005, nr 10, s. 22). W latach 60. córka Stalina S. Allilujewa po wyjeździe do USA wyszła za mąş za byłego zięcia şony F.L. Wrighta. 38. Wg Gurdşijewa, człowiek powinien raczej słuşyć Ziemi, anişeli ją eksploatować. 39. Był takşe krytycznie nastawiony do sportu. 40. Po śmierci Salzmann fundacją kierował do chwili swej śmierci w 2001 roku jej syn Michel. 41. W latach 80. XX w. członkowie jednej z nowojorskich grup uczniów Gurdşijewa zostali uczniami tybetańskiego mistrza dzogczien Namkhai Norbu. 42. Ostatnio opublikowano zbiór wypowiedzi 43 osób, na których nauki Gurdşijewa wywarły znaczący wpływ. 43. W 1997 roku wypuszczono jego wersję VHS pt. Gurdjieff’s
Search for Hidden Knowledge.
44. „Gurdşijew wpłynął na Jarretta do tego stopnia, şe pianista zadedykował mu płytę Sacred Hymns � (P. Genone, Raz jesteś ptakiem, raz latawcem , „Forum�, 2005, nr 23, s. 45). Ponadto na jednej z płyt Roberta Frippa pojawia się głos J.G. Bennetta. 45. Najpełniejszy zbiór informacji na temat Gurdşijewa zawiera ukazujące się od 1997 roku czasopismo „Gurdjieff International Review�, dostępne takşe w internecie.
13
3JUB 9 JOEE
1
Szaleni mesjasze JACEK SIERADZAN
Odkryj prawdę o szaleństwie, a poznasz prawdę o człowieku. od innych, jest tylko kwestią sprzyjających okoliczności: lepszej reklamy, mody kulturowej albo po prostu zwykłego szczęścia. Dla jednego z czołowych krytyków kultury zachodniej J. Baudrillarda jedyną rzeczywistością jest śmierć. Wszystko inne to puste skorupy, symulakry. Dla kogoś, kto przeşywa świat na sposób filozoficzny, jest on czysto subiektywny, jest jego wolą i wyobraşeniem. To samo moşemy powiedzieć o poglądach religijnych i róşnych postaciach odmiennych stanów świadomości: od stanów zakochania poprzez przeşycia mistyczne, a skończywszy na doświadczeniach psychotycznych. Wszystkie są do siebie podobne w tym, şe trudno obalić ich faktyczność, odwołując się do logicznych, rozumowych argumentów. Moşemy np. dowodzić, jak czyni to Storr, şe koncepcje kosmologiczne Gurdşijewa i R. Steinera nie tylko w oczach astronomów, ale takşe zwykłych ludzi wydają się tak dziwaczne i oderwane od rzeczywistości, şe trzeba je uznać wyłącznie za omamy powstałe pod wpływem obłędu. To samo jednak moşna powiedzieć o kosmologiach religii uniwersalistycznych, na czele z biblijnymi i buddyjskimi, które dla milionów stanowiły przez setki lat normatywne postrzeganie świata. Sławny antropolog Colin Turnbull, zresztą uczeń „szalonej� hinduskiej mistyczki Anandamaji Ma, uwaşa, şe kultura i religia są luksusami ludzi sytych, głodni zaś myślą wyłącznie o napełnieniu brzucha. Do tego wniosku doszedł, obserwując przez kilka lat rozpad struktur społecznych afrykańskiego ludu Ików. W swojej głośnej ksiąşce Ikowie, ludzie gór pokazał całkowitą destrukcję wszystkich więzów społecznych. Doszło nawet do zmiany języka. Słowo, które poprzednio znaczyło człowieka dobrego, zaczęło oznaczać człowieka najedzonego. Najwaşniejszą wartością stało się napełnienie brzucha. Nawet czarownik przestał być Ikom potrzebny; odszedł więc w góry, aby tam samotnie umrzeć. Według Turnbulla, ludzie nie są z natury dobrzy. W warunkach rozpadu tradycyjnej społeczności albo dochodzi do zaniku i rozpadu wszelkich wartości (casus Ików), albo do aktywizacji charyzmatycznych specjalistów od sacrum, którzy swoimi oryginalnymi wizjami budują więź między starą a nową sytuacją. Tylko nieliczne, szlachetne jednostki odrzucają ideę przetrwania za wszelką cenę, przy uşyciu wszelkich dostępnych środków4. Zdaniem G. Feuersteina, religijni ekscentrycy i szaleńcy odzwierciedlają tylko szaleństwo świata. „Mistrzowie szalonej mądrości odsłaniają nieustanną trywializację şycia dokonywaną przez zwykłych ludzi, odsłaniając niepohamowane ››działanie‚‚ światowych poşądań i tendencji. Ma to miejsce np. wtedy, gdy przyjmują na siebie pozór biboszy i kobieciarzy. W ten sposób nie tylko przedstawiają w krzywym zwierciadle zwykłego człowieka, ale równieş, i przede wszystkim, odrzucają po-
Powyşsze motto stanowi trawestację słów Hughlingsa Jacksona: „Odkryj prawdę o snach, a odkryjesz prawdę o szaleństwie�2. Z jednej strony, wielu autorów uwaşa, şe w szaleństwie zblişamy się do poznania istoty człowieczeństwa, a z drugiej strony, doktryny ekscentryków i szaleńców swoją naturą przypominają sny, których realizacja staje się dla innych (a często takşe dla nich samych) koszmarną rzeczywistością. Jednak, jak podkreślają zwłaszcza autorzy odwołujący się do tradycji wywodzących się z Indii, celem praktyki duchowej jest wyzwolenie się, czyli „dekonstrukcja� obrazu świata, które w procesie socjalizacji wpoiły nam instytucje kultury, w jakiej się wychowaliśmy, a więc rodzina, szkoła, dominująca religia itp., a który guru uznają za iluzoryczny i nierealny. W zamian proponują własny obraz świata, z którym pozostają w intymnym związku, a który uznają za rzeczywisty. Poniewaş proces dekonstrukcji przypomina szaleństwo, moşe się zdarzyć, şe w toku radykalnej transformacji umysłu przejdzie się przez doświadczenie psychotyczne, okupione nieraz mniej lub bardziej trwałą stabilizacją na poziomie chorobowym. W buddyzmie mówi się o „ontycznym szaleństwie pustki�. Ci, którzy na ścieşkach cz’an, dzen bądź son mieli doświadczenie satori (lub keńso), mówili o całkowitym oczyszczeniu umysłu z wszelkich wyobraşeń. Podobnie opisuje ten stan U.G. Krisznamurti. Śródła pokazują, şe ekscentrycznych mistyków i nauczycieli uznanych za „szalonych� często zniewaşano słownie i czynnie, a nierzadko zabijano, gdyş wizja świata, jaką propagowali, nie koresponduje z tym, co ogół ludzi uwaşa za rzeczywistość świata codziennego. Współcześni „szaleni� mistycy şyją (przynajmniej na Zachodzie) w całkowicie innych czasach. Pod wpływem zmian, jakie zaszły w świadomości w latach 60., tradycyjną etykę zastąpił kult samorealizacji. Zanikło widzenie zbrodni jako czegoś negatywnego. Niektórzy nie tylko głoszą jej apologię, ale nawet uznają za środek samorealizacji. Odzwierciedleniem tego są dwa popularne filmy amerykańskie powstałe na przełomie lat 80. i 90. Bohaterem Autostopowicza jest guru zbrodni, który nie tylko seryjnie zabija, ale takşe stara się znaleźć naśladowcę i kontynuatora swego dzieła, szantaşując go (w razie nieposłuszeństwa) popełnieniem kolejnych zbrodni. Z kolei podejrzewana o serię zabójstw bohaterka filmu Nagi instynkt pobiera nauki od wielokrotnej morderczyni. W tym kontekście przypominają się słowa o zbrodni jako szaleńczej formie komunikacji ze społeczeństwem3. Koniec XX w. pokazał śmierć autorytetów, ułudę wiary w linearny postęp i wrodzone człowiekowi dobro. ŝyjący w czasach postmoderny człowiek nie wierzy ani w prawdę, ani w moşliwość spójnego i niesprzecznego opisania świata, wie bowiem, şe kaşdą wizję świata moşna obalić i şe to, iş jedne wizje są bardziej popularne
14
3JUB 9 JOEE
gramacja, nierzadko dochodził gwałt fizyczny, zwłaszcza jeśli osobą deprogramowaną była kobieta. D.G. Bromley i J.G. Melton zakwestionowali nieprawdziwe sądy, wedle których przemoc przenika NRR, şe są one na przemoc podatne, gdyş ją wywołują, i şe przemocy w NRR nie da się uniknąć. Pokazują one NRR jako organizacje niestabilne i podatne na gwałt. Przypomnieli, şe od czasów Mansona tylko około 20 z kilkudziesięciu tysięcy NRR wykazywało związek z przemocą grupową. Przywódcy z gruntu pokojowo nastawionych ruchów (np. Swami Prabhupada, załoşyciel Towarzystwa na rzecz Świadomości Kriszny) dopuszczali uşycie przemocy w wypadku zaatakowania ich ośrodków z zewnątrz. W ten sposób w ośrodku w Moundsville w Zachodniej Wirginii doszło w czerwcu 1973 roku do strzelaniny z uzbrojonymi napastnikami, którzy próbowali porwać 15-letnią członkinię ruchu, przetrzymywaną, jak sądzili, wbrew jej woli. Z drugiej strony dokonywano ataków bombowych na ośrodki NRR: Radşniśa w Portland (1984), Hare Kriszna w San Diego (1979) i Filadelfii (dwie bomby w 1984) i Kościoła Zjednoczeniowego w Paryşu (1996). Nie sposób wykluczyć, şe do niektórych z tych aktów przemocy przyczyniły się prasowe informacje o przestępczej działalności niektórych przywódców ruchu krisznaickiego: A. Kulika, zamieszanego w handel narkotykami i, prawdopodobnie, zabójstwo (przed sądem powiedział, şe robił to wszystko dla Kriszny i Swamiego Prabhupady), H. Kary’ego (który bez wyraźnego powodu ostrzelał dwa sklepy, a w jego ośrodku znaleziono arsenał nielegalnej broni), D. Gorricka (który ze swoich uczennic, a zarazem kochanek uczynił grupę przestępczą zajmującą się kradzieşą i wyłudzaniem pieniędzy). Do tego naleşy dodać ujawnione przez samych krisznaitów fakty molestowania seksualnego dzieci w ich szeregach8. Takşe agresywne skłonności guru nie są wyjątkiem na tle reszty populacji. Asahara od dziecka czuł potrzebę dominowania nad innymi. Dla J. Jonesa jedynym bogiem była władza, a ta, jeśli ma być skuteczna, musi być absolutna. Całkowitą władzę nad umysłami swoich wyznawców miało wielu „szaleńców�, począwszy od Mansona do liderów Ruchu na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Boşych. Badania psychologa Stanleya Milgrama pokazały, jak wielki poziom agresji kryje się w ludziach i to, şe skłonności do agresji oraz przemocy są zakodowane w ludzkim umyśle. Większość (około 62% badanych, czyli około 620 z wybranych losowo 1000 uczestników), będących tzw. normalnymi i przyzwoitymi ludźmi, którzy nie wykazywali w şyciu codziennym şadnych skłonności sadystycznych, pod wpływem perswazji aplikowało innym wstrząsy elektryczne o napięciu 450 woltów. Według Milgrama: „zwykli ludzie, wykonujący swoją pracę i pozbawieni jakiejś szczególnej wrogości, mogą stać się narzędziami przeraşającego procesu destrukcji�9. Z tym koresponduje ujęcie Ericha Fromma, który zwracał uwagę na naturalną podległość ludzi: „Zjawisko masochizmu wskazuje, şe ludzie mogą chcieć cierpieć czy ulegać innym. Niewątpliwie cierpienie, uległość albo samobójstwo to antytezy pozytywnych celów şyciowych. Mogą one jednak być subiektywnie przeşywane jako przyjemne i pociągające. Atrakcyjność tego, co jest şyciowo zgubne, jest zjawiskiem zasługującym – bardziej niş jakiekolwiek inne – na miano patologicznej perwersji�10. Wielu guru miało w swoim şyciu przynajmniej jeden okres powaşnych problemów bliskich chorobie psychicznej, czasami kończący się pomyślnie: objawieniem i rozpoznaniem w sobie tego, co oni sami lub ich otoczenie uznało za cechy „boskie�. Dotyczy to Radşniśa, F. i J. Jonesów, Koresha, Applewhite’a i Asahary. Jednak z powodu skąpych informacji na ten temat, jakie znajdujemy w ich
pularną dychotomię światowości i duchowości, poprzez umyślne przekroczenie konwencjonalnej granicy między czystością i nieczystością. To koliduje i stawia pod znakiem zapytania cały zakres głęboko zakorzenionych wierzeń i postaw�. Wielu z nich angaşowało się w nielegalne przedsięwzięcia: dokonywali kradzieşy (członkowie komuny Mansona), wystawiali czeki bez pokrycia (Di Mambro), praktykowali nielegalny transfer pieniędzy (J. Jones), kupowali nielegalną broń (D. Koresh), handlowali narkotykami (Manson), a przede wszystkim torturowali innych (Theriault), nakazywali tortury (Asahara), zabijali (Lundgren) lub kazali zabijać (Manson, E. LeBaron, Mitchell, Asahara, liderzy Świątyni Słońca, Wrót Niebios i Ruchu na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Boşych). Szaleństwo guru jest więc tylko szczególnym przejawem szaleństwa ogółu ludzi. Psychotycznych guru jest najwięcej w Stanach Zjednoczonych prawdopodobnie dlatego, şe jest tam równieş najwięcej chorych psychicznie i najwięcej seryjnych moderców5. Na paranoję szalonych mesjaszy zwrócił uwagę C. Wilson, na paranoję charyzmatycznych przywódców ruchów (Koresha, J. Jonesa, Applewhite’a i Asahary) – M. Galanter, na paranoję guru in toto – A. Storr, a na paranoję i urojenia wielkościowe J. Jonesa i Asahary – Lifton. T. Robbins pisał o „eschatologicznej paranoi� staroobrzędowców, Świątyni Ludu, Szczepu Dawidowego, Świątyni Słońca, Aum Najwyşszej Prawdy i Wrót Niebios6. Robins i Post zauwaşyli, şe „[Jim] Jones, Koresh i Asahara przejawiali klasyczne paranoiczne cechy podejrzliwości opartej na urojeniach, ksobności, manii wielkości, strachu przed utratą niezaleşności oraz projekcji�. Osoba cierpiąca na paranoję moşe być charyzmatycznym kochankiem i ukochanym, wcieleniem niegodziwości, nauczycielem oraz charyzmatycznym przywódcą moralnym. Paranoi przypisuje się teş dyktatorskie skłonności guru, ich okrucieństwo, polegające (w przypadkach J. Jonesa, Koresha i Asahary) m.in. na bezlitosnym karaniu za najmniejsze nawet wykroczenie przeciw narzuconym przez nich regułom postępowania oraz na skłonności do zbrodni. Naleşy jednak podkreślić, şe kategoria paranoi jest pojemna i badacze umieszczają w niej nie tylko psychotycznych guru (np. J. Jonesa i D. Koresha) czy Hitlera, Stalina, Amina i Pol Pota, których działalność doprowadziła do masowych zbrodni, ale takşe Lyndona LaRouche’a, piszącego o zagroşeniu, jakie dla cywilizacji zachodniej rzekomo niosą ze sobą „homoseksualizm, wschodni mistycyzm, ››świadomość kosmiczna‚‚ i ››fundamentalizm religijny‚‚, czyli to wszystko, co jego zdaniem składa się na ››New Age‚‚ lub ››Spisek Wodnika‚‚�. NRR (Nowe Ruchy Religijne – przyp. redakcji)7 nie odbiegają od społecznej normy takşe pod tym względem, şe o ile do zabójstwa najczęściej dochodzi w kręgu rodziny, to w ich wypadku zbrodni równieş dokonuje członek tego samego NRR, czyli tej samej „rodziny�. Dwaj krisznaici zostali zamordowani przez innego krisznaitę T. Dreschera, a napadu z bronią w ręku na ośrodek Mt. Kailasa w Berkeley dokonali rezydenci innego ośrodka krisznaickiego New Vrindaban. Przez byłych członków tego samego NRR zamordowani zostali Eric Jansson ze wspólnoty Bishop Hill oraz Krishna Venta. Członek Ananda Ranga zabił swojego współwyznawcę S. Nitjanandę. Przez członków Narodu Islamu za publiczną krytykę ich lidera Eliasza Mahometa zostali zamordowani: w 1965 roku Malcolm X oraz w 1973 roku Hakim Jamal i siedmioosobowa rodzina Hamaasa Abdula Khaalisa, w tym pięcioro dzieci. Do przemocy naleşy teş zaliczyć wypadki deprogramacji dokonywane przez rodziny członków NRR. Zdarzało się teş, şe obok gwałtu psychicznego, jakim jest depro-
15
3JUB 9 JOEE
nie się guru-człowiekowi jest zawsze obarczone ryzykiem. W guru ich zwolennicy postrzegają istoty boskie lub półboskie (tricksterów), łączące w sobie, jak absolut, wszelkie sprzeczności. Manson uwaşał się za Boga i szatana zarazem. J. Jones i Asahara byli jednocześnie bogami i antybogami, Chrystusami i antychrystami. Charyzmatem guru naleşy tłumaczyć to, şe ich uczniowie wierzyli nawet w najbardziej absurdalne koncepcje i szli za nimi wszędzie bez wahania. Członkowie komuny Mansona wierzyli, şe koniec świata przetrwają w podziemnej jaskini, zwolennicy Asahary, şe w łodzi podwodnej, członkowie Świątyni Ludu mieli znaleźć ocalenie w podziemnej jaskini lub na innej planecie, zwolennicy Jima Jonesa i Theriault – w jakimś miejscu z dala od cywilizacji, wyznawcy Lundgrena – w świątyni na szczycie góry, a członkowie Świątyni Słońca i Wrót Niebios wierzyli, şe odrodzą się na innej planecie. Swój charyzmat guru moşe i często wykorzystuje do manipulowania słabymi, łatwowiernymi, naiwnymi i bezradnymi uczniami. Dotyczy to zwłaszcza, choć nie tylko, şycia seksualnego. Zaburzone şycie seksualne mieli Crowley, Radşniś, Manson, Lundgren, Theriault, Koresh i Asahara. Promiskuityzm upowszechniali F. i J. Jonesowie, LeBaronowie i Lozowick. Dla odmiany, członkowie Wrót Niebios şyli w celibacie. Zdaniem uczonych badających ten problem, w şaden sposób nie moşna usprawiedliwić związków seksualnych nauczyciela z jego uczniami, poniewaş w ten sposób ani nie przekraczają zwykłej moralności, ani nie wynoszą uczniów na wyşszy, duchowy poziom: „Większość uczennic, które opisywały skutki związków seksualnych z mistrzem, mówiły nie o wewnętrznym, duchowym postępie, lecz o głębokich ranach psychicznych, duchowym rozczarowaniu i wykolejeniu�13. Innymi słowy, sam fakt, şe guru uprawia seks ze swoim uczniem (uczennicą), jest dowodem, şe nie jest oświecony: „Poşądanie seksualne, które jest oparte na dualizmie właściwości męskich i şeńskich, nie istnieje w tym w pełni urzeczywistnionym stanie prawdy�. Akcentują to zwłaszcza wielkie religie uniwersalistyczne. Głównym problemem guru jest ich narcyzm, będący rezultatem depresji maniakalnej, której elementem są częste zmiany nastrojów. Nierzadko uznają się oni za istoty boskie i od swoich uczniów wymagają czci naleşnej bogom. Chcą być kochani jak małe dzieci. O ile jednak w przypadku dzieci jest to naturalne, w wypadku dorosłych staje się to chorobliwe. Jeśli narcyzm guru nie zostanie stłumiony w zarodku, rozwija się i moşe objawić się w postaci misji proroczej, co często prowadzi do tragicznego finału14. Niektórzy (Radşniś, Manson, J. Jones, Lundgren i Koresh) uskarşali się w dzieciństwie na samotność i mieli poczucie odtrącenia, tego, şe nikt się nimi nie interesuje. Dlatego ze wszystkich sił próbowali zrobić na innych wraşenie i zyskać ich aprobatę. Wielu z nich nie miało dzieciństwa albo miało dzieciństwo wypaczone: przez fanatycznych rodziców, rodzinę bądź opiekunów. Wskutek tego często rozwijają osobowość histrioniczną, czyli chcą stać się centrum zainteresowania innych i robią wszystko, aby to osiągnąć, a potem podtrzymać. Oczekują jednak od innych wyłącznie czci, a nie krytyki. Poniewaş tworzą barierę nie do przekroczenia między sobą a innymi, są samotni. Kluczowe znaczenie wychowania podkreślano teş w odniesieniu do seryjnych morderców. W dzieciństwie nie nauczyli się okazywania uczuć ani budowania związków międzyludzkich, ich matki nierzadko miały powaşne problemy z własną psychiką, naduşywały alkoholu, były bite i/lub molestowane seksualnie przez jedno lub oboje rodziców. To sprawiło, şe mieli zaburzone şycie seksual-
biografiach i autobiografiach, trudno orzec, jak powaşne były to problemy i czy epizody chorobowe przypominały tę czy inną chorobę psychiczną. A. Storrowi przeşycia te przypominają twórczy proces uczonych, kończący się – po okresie zmagania z tematem – zbudowaniem nowej, twórczej hipotezy. S. Beyer podkreślał z kolei analogie w postrzeganiu świata u joginów tybetańskich, mistyków, artystów i osób z rozpoznaną schizofrenią11. Znaczna liczba autorów wskazywała na podobieństwa i róşnice między wizją świata mistyków i ludzi mających problemy ze zdrowiem psychicznym, a jednych i drugich nie brakuje wśród guru. Ekscentryczny styl pracy guru z uczniami nazywa się zwykle „szaloną mądrością�. O szalonej mądrości jako własnym stylu nauczania mówili F. Jones i Radşniś, jej cech nie brakowało teş w naukach Gurdşijewa, Crowleya, Lozowicka, F. i J. Jonesów oraz Asahary. Szalona mądrość musi się jednak wiązać z odpowiedzialnością za los innych. Bez tego staje się swoją własną karykaturą i szaleństwem. Zdaniem Feuersteina, nauczyciele „szalonej� mądrości to „relikty archaicznej duchowości, które, wcześniej czy później, zostaną zastąpione przez bardziej zintegrowane podejście do samotranscendencji�. Z tym, şe guru musi być postacią charyzmatyczną, zgadzają się zarówno Feuerstein, jak i Storr. To ona stanowi o atrakcyjności guru i pociąga uczniów12. Trzech z nich (Gurdşijew, Radşniś i Asahara) miało bardzo zdolnych i błyskotliwych uczniów, wśród nich nie brakowało geniuszy. Przyciągała ich właśnie charyzma guru. Moşna ich obwiniać o wszystko, ale na pewno nie o brak inteligencji. Całkowicie oddali się swoim guru, w których postrzegali niezwykłe, nierzadko boskie, właściwości. Poświęcili im wszystko, włącznie ze swoją inteligencją. „Jeşeli raz zaakceptowało się autorytet charyzmatycznego guru, to rości on sobie pretensje do rozporządzania całym şyciem ucznia�. Fakt niewolniczego uzaleşnienia od przywódcy moşna tłumaczyć magnetycznym i hipnotycznym wpływem, jaki wywierał on na umysły fanatycznie oddanych mu wyznawców. Ta fascynacja ma coś z zachwytu, uniesienia miłosnego, olśnienia, poczucia znalezienia prawdy i sensu şycia, upojenia alkoholowego, szaleństwa, a nawet przeşycia mistycznego. W taki właśnie sposób J. Goebbels tłumaczył swoją fascynację Hitlerem. Opisując wraşenia z przemówienia Hitlera w 1924 roku, stwierdzał: „Ci, którzy mnie otaczają, nie są juş mi obcy. Są braćmi. Idę w stronę podium, şeby zobaczyć z bliska oblicze tego człowieka. To juş nie mówca, to prorok! (...) Nie wiem juş, co robić. Zdaje mi się, şe oszalałem. Zaczynam klaskać i nikt nie jest tym zdziwiony. On, z wysokości podium, spogląda na mnie. Jego błękitne oczy przeszywają mnie jak płomień i odczuwam rozkosz. Wydaje mi się, şe narodziłem się po raz drugi. Wiem teraz, dokąd prowadzi moja droga. Droga dojrzałości. Moşna by rzecz, şe jestem pijany. Jedyne co pamiętam, to ręka tego człowieka chwytająca moją. Przysięga na śmierć i şycie. I oto moje oczy spotykają dwie ogromne błękitne gwiazdy�. Hitler miał w sobie wiele cech guru: kreował się na mesjasza, uşywał apokaliptycznego języka, był paranoicznie podejrzliwy. Uwaşano go za takiego „guru, magicznego zbawcę�. Gurdşijew, Crowley, LaVey i Manson uczyli się hipnozy i z powodzeniem stosowali ją w praktyce. Swój charyzmat zawdzięczali po części właśnie wybitnym zdolnościom hipnotyzerskim. O hipnotyzowanie uczniów oskarşano teş Radşniśa, F. i J. Jonesów, Koresha i Asaharę. To, czy faktycznie tak było, jest bez znaczenia, poniewaş sama natura charyzmy ma w sobie coś hipnotycznego. Zdaniem Storra, o ile oddanie się Bogu lub jakiejś abstrakcyjnej zasadzie moşe być wartościowe, to odda-
16
3JUB 9 JOEE
mają şadnych wątpliwości odnośnie do tego, co najistotniejsze dla ich uczniów, i şe w związku z tym ludzie zaczynają im wierzyć. Ich pewność siebie wzrasta w miarę wzrostu liczby uczniów, kiedy ich ruch staje się zauwaşalnym zjawiskiem społecznym. Kaşdy nowy wyznawca wzmacnia wiarę guru i jego uczniów w słuszność jego nauczania. Storr uznał J. Jonesa za największego – obok Gurdşijewa – trickstera, który z premedytacją oszukiwał innych, aby osiągnąć swój cel, a było nim nieustanne zwiększanie zakresu swojej władzy. Obserwacja mentalności i motywacji członków NRR pozwoliła R. Starke’owi i W.S. Bainbridge’owi na sformułowanie psychopatologicznej teorii powstania kultów: „(1) Kulty to nowe reakcje kulturowe wywołane przez kryzys osobisty lub społeczny. (2) Nowe kulty powołują do şycia osoby cierpiące na róşnego typu choroby psychiczne. (3) Osoby te doznają zwykle swoich wizji w okresie napadów psychotycznych. (4) Osoba w stanie ostrej psychozy stwarza sobie nowy zestaw kompensatorów, aby zaspokoić własne potrzeby. (5) Choroba sprawia, iş osoba ta przywiązuje się do swoich wizji. (...) (6) Największe szanse na stworzenie nowego kultu wokół jednostkowej wizji pojawiają się wówczas, gdy wielu członków społeczeństwa dotykają problemy podobne do tych, z którymi borykał się pierwotnie załoşyciel kultu; osoby te gotowe są bowiem odpowiedzieć pozytywnie na proponowane przez niego rozwiązanie. (7) Kulty tego typu cieszą się największym powodzeniem w czasach kryzysu społecznego, gdy wiele osób boryka się z podobnymi, nierozwiązanymi problemami. (8) Jeşeli kult przyciągnie wielu wyznawców, jego załoşyciel moşe przynajmniej częściowo uwolnić się od swojej choroby, poniewaş stworzone przez niego kompensatory uzyskują aprobatę innych osób, a on sam otrzymuje od swoich wyznawców prawdziwe nagrody�18. W paradoksalny sposób wspomniane wyşej cechy nie tylko pasują do NRR, ale takşe zgadzają się z obserwacjami Radşniśa, który w ich oczach prawdopodobnie równieş jest jednym z twórców takiego patologicznego NRR. Zdaniem Radşniśa: „Mesjasz wskazuje ci drogę, wskazuje ci cel, sprawia, şe twoje uczucia zyskują na znaczeniu, şe nie jesteś kimś przypadkowym, şe Bóg chce poprzez ciebie spełnić coś wyjątkowego. Wypełnia twoje psychologiczne pragnienia. Nie niszczy twego lęku, twojego poczucia bezwartościowości, twojej beznadziei. Po prostu nadaje im piękną oprawę. Kryje twoją psychologiczną próşnię i spełnia twoje psychologiczne porzeby. Im więcej ludzi zgromadzisz wokół niego, im więcej zwolenników jest z nim, tym bardziej jest on przekonany, şe nie jest szaleńcem. W przeciwnym razie pojawiają się podejrzenia�. Podobnie jak Stark i Bainbridge, Radşniś uznał przeşycia duchowe przywódców religijnych – w tym Mojşesza i Jezusa – za halucynacje. B.A. Robinson wyszczególnił 10 cech tzw. destruktywnych kultów: (1) dominujący, charyzmatyczny, męski przywódca, (2) ścisła kontrola lidera nad członkami19, (3) nauczanie koncentrujące się na ziszczeniu się przepowiedni o rychłym końcu świata, (4) mała liczebność ruchu, (5) członkowie NRR są przekonani o tym, şe będą pełnić decydującą rolę w nadchodzących czasach, (6) wszyscy członkowie NRR (lub przynajmniej jego liderzy) şyją w jednym miejscu, (7) drastyczne ograniczenie kontaktów ze światem zewnętrznym,
ne i przejawiali skłonności do ekstrawagancji. Mieszanką piorunującą, swego rodzaju matriksem, z której wyłaniają się religijni ekscentrycy i szaleńcy, jest wystawienie psychiki młodego człowieka na sprzeczne komunikaty wychowawcze: połączenie rygorystycznych zasad etycznych i swobody obyczajowej. Wpajanie tzw. wartości chrześcijańskich często moşe przynieść efekt odwrotny od zamierzonego, np. seryjny zabójca R. Ramirez miał zostać satanistą pod wpływem słuchania nauk religii w szkole. W przypadku Crowleya na fanatyzm religijny rodziców i okrucieństwo wuja oraz wychowania szkolnego nałoşyła się swoboda obyczajowa wpojona mu przez guwernera. Dziadek Radşniśa był osobą religijną, a babcia uwaşała wszystkie religie za dziecinne wymysły. W przypadku Mansona, który wychowywał się bez rodziców, na bezkuteczną próbę wpojenia wartości chrześcijańskich przez babkę i ciotkę nałoşył się sadyzm wuja. Do tego doszła przemoc, jakiej doświadczył w zakładach poprawczych. Ludgren był bezlitośnie bity przez ojca, a Koresh przez ojczyma. Pozostali, którzy nie odczuli presji wychowawczej, mieli inne traumatyczne przeşycia: śmierć siostry Gurdşijewa, śmierć dziadka Radşniśa albo śmierć wuja J. Jonesa. Nie mniej istotnym czynnikiem, który miał znaczący wpływ na ukształtowanie się przyszłych poglądów, było odkrycie hipokryzji osób, którym się ufało: chrześcijańskich wychowawców przez Crowleya oraz rodziny, znajomych i guru przez U.G. Na pogardę Radşniśa dla wszelkich autorytetów wpłynął brak jakiejkolwiek presji ze strony wychowujących go dziadków oraz pogląd babki, uznającej religie za wymysły. Wielu guru w dzieciństwie dobrowolnie wybierało samotność (jak LaVey i Radşniś) albo cierpiało z powodu osamotnienia i miało wraşenie, şe nikt się nimi nie interesuje (J. Jones, Manson, Radşniś, Asahara, Koresh). Byli bardziej zainteresowani własnymi umysłami niş związkami z innymi ludźmi. Wykazywali nietolerancję wobec wszelkich oznak krytyki, a wszelką krytykę uwaşali za nienawiść wobec siebie. Uznawali siebie za wyjątkowych: za objawicieli boskiej gnozy, a nawet za bogów. W postaciach wielu „szalonych� pseudomesjaszy widać, do jakich skutków prowadzą władza i całkowity brak zahamowań. Świadomość braku kontroli sprawia, şe w umyśle człowieka budzą się najbardziej pierwotne instynkty i prowadzą do zniszczenia tych wszystkich, którzy sprzeciwiają się jego woli, a w konsekwencji równieş do autodestrukcji. Religia czy ideologia, do jakiej się odwołują, nie ma w tym wypadku şadnego znaczenia: moşe to być Bóg (w przypadku J. Jonesa i Koresha), szatan (u satanistów) bądź prawo karmy (Asahara). Moşe to być nawet ideologia totalitarna15. Zdaniem Mao Tse-tunga, tajemnica panowania nad ludzkimi umysłami sprowadza się do tego, şeby przekonać pacjenta, iş jest chory i şe dysponuje się lekiem na tę chorobę. W przekładzie na język religii, trzeba mu wmówić, şe jest „grzeszny� i şe praktyka danej religii oczyści go z „grzechów�16. To, şe uczniowie trwają przy swoim guru, jest wynikiem nie tyle tego, co zwykle nazywa się „praniem mózgu� (jego rola jest dyskusyjna), ile przeşywania stanów szczęścia dzięki kontaktowi z guru i praktykowaniu otrzymanych od niego metod17. Jeden z członków ruchu Radşniśa wielokrotnie doświadczał stanów pełni błogości podczas medytacji. Były one tak piękne i głębokie, şe w porównaniu z nimi wszystko inne traciło sens. W jego przekonaniu jest to główny powód, dla którego członkowie tzw. destrukcyjnych kultów nadal w nich tkwią. Pozytywne przeşycia, których w nich doświadczyli, rekompensują im całe zło i świata, i samego kultu czy jego przywódcy. Przywódcy religijni mają charakter pewnych siebie tricksterów (confidence tricksters), poniewaş sprawiają wraşenie, şe znają odpowiedzi na wszystkie pytania, i nie
17
3JUB 9 JOEE
w której wszyscy sprzysięgli się przeciw nim, jedynym moşliwym wyjściem jest grupowe samobójstwo. W opinii S. Palmer najlepszym lekiem na wysuwane przez lidera şądanie poświęcenia şycia dla idei jest „zintegrowane jednostkowe sumienie�. Zatem jedynym autorytetem, którego słucha się przed podjęciem decyzji, powinien być wewnętrzny głos samego siebie. O przygotowywanie zbiorowego samobójstwa rzekomych 144 000 wyznawców media ukraińskie oskarşały w 1993 roku członków Wielkiego Białego Bractwa. Później okazało się, şe dziennikarze nawet nie zapoznali się z doktryną bractwa, şe liczba wyznawców była znacznie mniejsza niş w histerycznych doniesieniach mediów i şe bractwo w ogóle nie planowało zbiorowych samobójstw30. E. Borenstein pisał o „masowej histerii medialnej� i „panice�. W jego opinii Wielkie Białe Bractwo było tylko papierowym tygrysem, a zapowiadany przez nie koniec świata nie był niczym więcej, jak tylko wojną słów. Na negatywną rolę mediów w przekazywaniu informacji dotyczących NRR zwróciła teş uwagę K. Wessinger. Po porównaniu wizji świata J. Jonesa, Koresha, Asahary i Applewhite’a odkryła wspólne dla nich „uporczywe szaleństwo radykalnego, dualistycznego poglądu na świat�. Jej zdaniem „takie dychotomiczne myślenie moşna odnaleźć nie tylko u członków millenarystycznych ruchów katastroficznych, ale równieş wśród uciekinierów z NRR, antykultowych aktywistów, egzekutorów prawa i przedstawicieli mediów�. W poszukiwaniu sensacji, podgrzewając i tak juş gorącą atmosferę, media często przyczyniają się do tragicznego zakończenia konfliktu. Media nigdy nie zainteresowałyby się Mansonem, a policja Constanzą, gdyby ci zabijali wyłącznie ludzi z marginesu. Sytuacja ulega całkowitej zmianie, gdy ofiarą zabójców padają ludzie znani i wpływowi. To media tworzą współczesnych Herostratesów, to one w znacznej mierze decydują, komu naleşy się sława, a komu zapomnienie. Media dopiero po tragedii w Jonestown zaczęły nazywać jego religię (przedtem aprobowaną) „kultem�. Główna róşnica między „kultem�, „sektą� czy NRR a religią polega wyłącznie na tym, şe za tymi pierwszymi nie stoi şadna władza polityczna. Po takim spektakularnym wydarzeniu jak masowy mord czy zbiorowe samobójstwo członków NRR media zaczynają uşywać języka antykultowych aktywistów: „Religia staje się kultem, neofityzm praniem mózgu, perswazja propagandą, misjonarze wywrotowymi agentami, miejsca odosobnienia i klasztory więzieniami, święty rytuał dziwacznym postępowaniem, religijne ceremonie zachowaniem aberracyjnym, zaś oddanie i medytacja – psychopatycznymi transami�31. Niekiedy tego typu języka uşywają teş religioznawcy. Czytając o „dziwacznym systemie wierzeniowym nowego kultu, obiecującego ich (= wyznawcom) zbawienie�, siłą rzeczy nasuwa się porównanie do chrześcijaństwa, islamu czy innej religii, w której równieş zawarte jest takie nauczanie. Tymczasem między „kultem� a tzw. „normalną� religią (cudzysłowy Beckforda) istnieje ciągłość, nie przepaść. W latach 90. XX w. za większością skandali stały zorganizowane Kościoły (głównie katolicki), a nie NRR. Wystarczy wspomnieć o systematycznym molestowaniu dzieci przez księşy katolickich, brutalnym postępowaniu w ośrodkach dla młodzieşy prowadzonych w wielu krajach przez organizacje katolickie, gigantycznych naduşyciach finansowych w archidiecezji Kościoła katolickiego w Chicago, naduşyciu władzy w wielu amerykańskich Kościołach, wykorzystywaniu kobiet w Kościołach chrześcijańskich w ogóle, seksualnych naduşyciach brytyjskiego kleru metodystycznego, naduşyciach finansowych
(8) wiara w to, şe są prześladowani i kontrolowani przez jakieś zewnętrzne siły, (9) narastające poczucie paranoi w grupie, (10) konsekwencją tego jest gromadzenie broni na wypadek ataku z zewnątrz. Te cechy pojawiają się w bardzo wielu NRR20. Chrześcijaństwo nie tylko nie stanowi zabezpieczenia przed złem, ale wręcz stanowi poşywkę, na której doskonale rozwijają się wszelkie dewiacyjne NRR. Twórcy NRR często odwoływali się do chrześcijaństwa. Ugandyjski Ruch na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Boşych był katolicki, Koresh i Theriault byli adwentystami, a LeBaronowie i Lundgren – mormonami. Świątynia Słońca to chrześcijaństwo ezoteryczne. Manson łączył chrześcijaństwo ze scjentologią, a Wrota Niebios – chrześcijaństwo z gnostycyzmem i wątkami UFO. Mitchell odwoływał się do judaizmu, chrześcijaństwa oraz islamu. Nawet autoteista Jim Jones odwoływał się do chrześcijańskiej retoryki. Tylko Asahara był blişszy religiom Wschodu niş Zachodu, ale równieş u niego nie brak było wątków zaczerpniętych z chrześcijaństwa ezoterycznego i nowotestamentowej apokaliptyki. Naleşy jednak dodać, şe Kościół LeBaronów został usunięty z szeregów Kościoła Mormonów, a Lundgrena pozbawiono w nim funkcji. Takşe Koresha adwentyści usunęli ze swojego Kościoła. Świątynia Ludu, Świątynia Słońca, Brama Niebios oraz Ruch na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Boşych to nie jedyne wspólnoty, których członkowie popełnili zbiorowe samobójstwa. Na tle przypadków znanych z historii religii liczba ofiar tych ruchów wydaje się skromna, zwłaszcza w porównaniu z chrześcijańskimi ruchami sekciarskimi w dawnej Rosji. Niektóre z nich głosiły apologię zbiorowego samobójstwa poprzez samospalenie21. Wielu staroobrzędowców wybierało śmierć w płomieniach jako formę całkowitego oczyszczenia w ogniu przed mającym nadejść końcem świata. W ten sposób od końca XVII do końca XIX wieku w masowych samobójstwach śmierć poniosło około 20 000 ludzi22. Poza Rosją zbiorowe samobójstwa zanotowano w Ameryce Południowej23, na Filipinach24, w Korei Południowej25, Meksyku26 oraz Wietnamie27. Te samobójstwa J.R. Lewis tłumaczył wierzeniami millenarystycznymi. Podobieństwa między samobójstwami staroobrzędowców i wyznawców J. Jonesa stanowią, zdaniem T. Robbinsa, dowód na „ciągłą intensyfikację nastroju pesymistycznego apokaliptyzmu i rozpaczliwe przeświadczenie o triumfie zła w skazanym na zatracenie świecie�. Oba ruchy róşniły się tym, şe po masowym samobójstwie Świątynia Ludu przestała istnieć, a nie wszyscy staroobrzędowcy wybrali samobójstwo. O ile dla Jonesa prześladowanie ze strony świata było jego „paranoiczną fantazją�, która doprowadziła go do szaleństwa i rozpaczy, to dla staroobrzędowców stanowiła skrajną formę protestu przeciw prześladowaniu ze strony władz28. Nie naleşy zapominać, şe odrzucenie świata połączone z oczekiwaniem na natychmiastową przemianę jest jedną z cech pierwotnego chrześcijaństwa. W Nauce dwunastu apostołów czytamy: „Oby zstąpiła łaska i oby ten świat przeminął�29. Świątynię Ludu, Świątynię Słońca i Wrota Niebios Lewis nazwał „kultami samobójczymi�. Te trzy NRR łączy niezdolność do przyjęcia innego punktu widzenia poza własnym, potrzeba całkowitego poświęcenia, paranoiczna podejrzliwość na punkcie zewnętrznych sił zagraşających jej istnieniu, izolacja od zewnętrznego świata, kłopoty przywódcy ze zdrowiem, brak następcy lidera oraz brak jakichkolwiek moşliwości rozwoju, będący wynikiem stagnacji lub rozkładu grupy. Te trzy ruchy oraz Szczep Dawidowy łączyła wiara w istnienie wymierzonej przeciw nim konspiracji. Ich liderzy uznali, şe w sytuacji,
18
3JUB 9 JOEE
bezpieczne jako takie, ale stają się takie, gdy zostają postawione pod presją społeczną i czują się prześladowane. Specjalna komisja powołana w 1998 roku przez Bundestag do zbadania NRR stwierdziła, şe większość z nich, włącznie z Kościołem Scjentologicznym, któremu uprzednio odmówiono statusu organizacji religijnej, nie stanowi zagroşenia, i zaapelowała do władz, aby przestały wobec nich uşywać ponişających określeń typu „sekta� czy „kult�. Nie ma şadnych podstaw, aby uznać przekonania członków Świątyni Ludu, Szczepu Dawidowego, Wrót Niebios, Świątyni Słońca czy Ruchu na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań Boşych, wierzących, şe ich śmierć nie jest samobójstwem, lecz duchową transformacją, która umoşliwia im spotkanie z istotami duchowymi na innej planecie – za bardziej ekscentryczną czy „szaloną� od wiary chrześcijan, którzy w czasach prześladowań woleli poświęcić şycie, niş wyprzeć się swoich przekonań. To samo dotyczy wszystkich ludzi o nastawieniu duchowym, dla których przekonania są cenniejsze niş şycie. Wielu twórców NRR pozostaje zagadką. Nawet ci, którzy przez wiele lat przebywali z nimi, przyznawali, şe wymykają się oni jednoznacznej ocenie. Nie wiadomo, kim byli ani dlaczego robili to, co robili. Dotyczy to nie tylko Gurdşijewa, Crowleya, LaVeya czy F. Jonesa, ale takşe pozostałych. W zaleşności od okoliczności demonstrowali oni róşne aspekty swoich osobowości. W równym stopniu dotyczy to wszystkich „szalonych� mędrców32.
w brytyjskich kościołach zielonoświątkowych, rasizmie w Kościele anglikańskim oraz last but not least zmowie istniejącej między przywódcami Kościołów a niektórymi przywódcami reşimów dyktatorskich. Zdaniem Paula R. Martina ci, którzy wstąpili do destruktywnego NRR, sami są sobie winni, gdyş nie zadali sobie trudu, aby dokładnie przestudiować jego doktrynę, jej zgodność z praktyką i zgodność słów nauczyciela z jego czynami. Zazwyczaj jest tak, şe neofici opierają się na bardzo wybiórczym potraktowaniu doktryny: wybierają z niej same plusy, to co im się podoba, a odrzucają albo wcale nie zauwaşają minusów. A później, gdy juş oddali wszystko, co posiadali, swemu guru, to nawet jeśli chcieliby opuścić grupę, jest juş na to za późno. NRR mają ambiwalentną naturę, taką, jaką ma bóstwo, na które często powołują się ich twórcy. Rzeczy inaczej wyglądają z zewnątrz, z perspektywy obserwatorów, a inaczej od wewnątrz ruchu, z punktu widzenia jego uczestników. Tam, gdzie z zewnątrz dostrzega się wyłącznie presję psychologiczną, manipulowanie uczuciami przez cynicznego i wyzbytego skrupułów oszusta, od środka widać proces transformacji psychiki, dokonywany pod kierunkiem mistrza. Jeśli potępia się metody stosowane przez twórców NRR, to trzeba teş potępić np. ćwiczenia duchowne Loyoli, które równieş miały na celu złamanie starej psychiki i ukształtowanie nowej osobowości, całkowicie dyspozycyjnej wobec hierarchii kościelnej, i które równieş doprowadziły (co najmniej jedną osobę) do szaleństwa31. NRR to nie jest klub towarzyski i uczestnictwo w nim nie polega na miłym spędzaniu czasu. To nieustanna praca nad transformacją psychiki. Naturalnie to, czy coś takiego jak „zbawienie�, „wyzwolenie� czy „oświecenie� w ogóle istnieje, jest tylko kwestią wiary. Zwykły człowiek nie ma şadnej moşliwości weryfikacji słów tekstów uznanych za święte i objawione czy słów guru odnośnie do tego, co pozaracjonalne. Niemniej człowieka, który ma wizje albo który doświadczył rzeczy, których nie da się wyjaśnić w sposób racjonalny, trudno jest przekonać, şe jego guru go oszukuje, zwłaszcza jeśli wizje są związane z jego osobą. Temu naleşy przypisać fakt, şe nawet byli członkowie NNR często wyraşają się pozytywnie o swoich nauczycielach, a czas spędzony w ich wspólnotach uznają za najszczęśliwszy okres w swoim şyciu. Problemem większości twórców NRR jest to, iş uwaşali oni, şe treść ich umysłów (wizji, przemyśleń itp.) jest wiąşąca dla wszystkich ludzi i şe w związku z tym powinni się im podporządkować, poniewaş znajdują się w posiadaniu szczególnej, intymnej wiedzy o świecie, będącej wynikiem objawienia otrzymanego od bóstwa. W istocie były to tylko konstrukty ich, najczęściej, zaburzonych umysłów. Gwoli ścisłości naleşy teş zwrócić uwagę, şe nie wszyscy z tych „szaleńców� mieli wyłącznie negatywne cechy. Jim Jones był np. prekursorem zniesienia segregacji rasowej, głosił braterstwo wszystkich ludzi. Trzeba takşe podkreślić prekursorski charakter ich niektórych idei. Ksiądz Vintras jeszcze w XIX wieku postulował kapłaństwo kobiet oraz przepowiedział ustanowienie dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi. Crowley zapowiadał nadejście Nowej Ery i rewolucji seksualnej. Zalecenia Radşniśa, który na wieść o zagroşeniu ze strony AIDS wprowadził nakaz uşywania podczas stosunku prezerwatyw i gumowych rękawiczek, w 1983 roku wydawały się śmieszne, ale gdy później stało się jasne, şe AIDS nie jest tylko chorobą homoseksualistów, w 1989 roku telewizja amerykańska zaczęła zalecać uşywanie prezerwatyw jako profilaktyki przeciw tej chorobie. Na koniec naleşy podkreślić fakt, şe NRR nie są nie-
Przypisy:
1. TytuĹ‚ pochodzi od redakcji. Ten i poprzedni artykuĹ‚ Jacka Sieradzana pochodzÄ… z przygotowywanej przez niego ksiÄ…Ĺźki pt. Ekscentryzm i szaleĹ„stwo w religiach XX wieku . Z przyczyn technicznych pominÄ™liĹ›my w tekĹ›cie wiÄ™kszość przypisĂłw wraz ze ĹşrĂłdĹ‚ami bibliograďŹ cznymi (przyp. red.). Kolejne przypisy – autor. 2. Cyt. w: C. Sagan, Rajskie smoki: RozwaĹźania o ewolucji ludzkiej inteligencji, Wydawnictwo Zysk i S-ka, PoznaĹ„ 1998, s. 170. 3. P.J. Wilson, Oscar: an inquiry into the nature of sanity, Random House, New York 1974, w: Leyton 1996, s. 21. 4. C. Turnbull, Ikowie, ludzie gĂłr. Tutaj warto przytoczyć przykĹ‚ad mnichĂłw buddyjskich na bezludnej wyspie, o ktĂłrych wspomniaĹ‚ Kevin Ryerson: „JeĹ›li to bÄ™dzie trzech mnichĂłw buddyjskich stojÄ…cych w obliczu walki o jabĹ‚ko w celu przetrwania, to prawdopodobnie pogrąşą siÄ™ w medytacji i wcale go nie zjedzÄ…, aĹź w koĹ„cu z peĹ‚nÄ… Ĺ›wiadomoĹ›ciÄ… umrÄ… z gĹ‚odu i opuszczÄ… ziemskÄ… rzeczywistośćâ€? (cyt. w: S. MacLaine, TaĹ„czÄ…c w Ĺ›wietle, Wydawnictwo Petra, Warszawa 1992, s. 306). 5. Choć USA majÄ… tylko 5% Ĺ›wiatowej populacji, to w XX w. na ich terenie dziaĹ‚aĹ‚o Ĺ›rednio 76% wszystkich seryjnych zabĂłjcĂłw, a od 1980 roku ich liczba wzrosĹ‚a do 85% (www.crimeZZZ.net, stan na listopad 2004 roku). 6. T. Robbins, Sources of Volatility in Religious Movements . 7. Autor preferuje termin NRR niĹź sĹ‚owo „kultâ€? ze wzglÄ™du na podobieĹ„stwa kultĂłw i religii instytucjonalnych. Philip Zimbardo, psycholog z Uniwersytetu Stanforda, jest zdania, Ĺźe nieĹ‚atwo odróşnić kult od religii, choćby dlatego, Ĺźe rĂłwnieĹź wszystkie religie chcÄ… kontrolować umysĹ‚y ludzi i zmuszać ich do wiary w swoje dogmaty (V. Loe, Defining „cultâ€? is not easy task, experts say, „Dallas Morning Newsâ€?, 27 lutego 1993, RRW). 8. Por. E.J.B. Rochford, Child Abuse in the Hare Krishna Movement : 1971-1986, „ISKCON Communication Journalâ€?, 6 (1998), s. 43-69.
19
3JUB 9 JOEE
9. S. Milgram, Obedience to Authority, Harper & Row, New York 1973. 10 E. Fromm, Ucieczka od wolności, Czytelnik, Warszawa 1999, s. 248. 11. S. Beyer, Joga tybetańska a schizofrenia, surrealizm i alchemia , „Pismo Literacko-Artystyczne�, 1989, nr 6, s. 57-68. 12. O charyzmie guru jako spoiwie grupy religijnej pisał np. Galanter. Przywołał m.in. D. Koresha, Ośo Radşniśa, Śoko Asaharę, M. Applewhite’a, C. Mansona, J. Jonesa i L. Joureta. 13. D. Anthony, B. Ecker, K. Wilber (red.), Spiritual Cho-
liĹ„skich, WrocĹ‚aw 1973, s. 280. W pierwszym publicznym samospaleniu, zorganizowanym 4 marca 1687 roku w klasztorze paleostrowskim przez diakona Ignacego SoĹ‚owieckiego, zginęło okoĹ‚o 2700 osĂłb (E. PrzybyĹ‚, W cieniu antychrysta: Idee staroobrzÄ™dowcĂłw w XVII w., ZakĹ‚ad Wydawniczy „Nomosâ€?, KrakĂłw 1999, s. 153-154). OprĂłcz samospaleĹ„ zanotowano takĹźe wypadki topienia siÄ™, morzenia gĹ‚odem i zakopywania w ziemi przez fanatycznych staroobrzÄ™dowcĂłw (W. Jakubowski [tĹ‚.], Ĺťywot protopopa Awwakuma przez niego samego nakreĹ›lony i wybĂłr innych pism , Wydawnictwo ZakĹ‚adu Narodowego im. OssoliĹ„skich, WrocĹ‚aw 1972, s. 54). 23. Przypadki rytualnych samobĂłjstw sÄ… teĹź poĹ›wiadczone w ruchu wak’as, dziaĹ‚ajÄ…cym w XVI w. w Ameryce PoĹ‚udniowej (A. Posern-ZieliĹ„ski, Ruchy spoĹ‚eczne i religijne Indian hiszpaĹ„skiej Ameryki PoĹ‚udniowej (XVI-XX w.) , ZakĹ‚ad Narodowy im. OssoliĹ„skich, WrocĹ‚aw 1974, s. 44). 24. 9 wrzeĹ›nia 1985 roku 80 czĹ‚onkĂłw plemienia Ata, ĹźyjÄ…cego na ďŹ lipiĹ„skiej wyspie Mindanao, z organizacji Datu Mangayanona, otruĹ‚o siÄ™ na polecenie swego kapĹ‚ana, by zobaczyć Boga. 25. 29 sierpnia 1987 roku w Seulu otruĹ‚o siÄ™ lub zostaĹ‚o zamordowanych 32 wyznawcĂłw Parka Sun Dzia (Park Soon Ja), wĹ‚Ä…cznie z liderem. WiÄ™kszość oďŹ ar znaleziono ze zwiÄ…zanymi rÄ™kami i nogami oraz poderĹźniÄ™tymi gardĹ‚ami. Park byĹ‚ poszukiwany za przywĹ‚aszczenie 8,7 miliona dolarĂłw od swoich wyznawcĂłw. 5 paĹşdziernika 1998 roku samobĂłjstwo poprzez samospalenie popeĹ‚niĹ‚o szeĹ›ciu bÄ…dĹş siedmiu czĹ‚onkĂłw koreaĹ„skiego KoĹ›cioĹ‚a Wiecznego Ĺťycia (Youngsang), wraz z ich zaĹ‚oĹźycielem Wu Dziong-minem (Woo Jong-min, ur. 1941), wierzÄ…c, Ĺźe w ten sposĂłb osiÄ…gnÄ… zbawienie. 26. W grudniu 1991 roku meksykaĹ„ski duchowny Ramon Morales Almazan zostaĹ‚ oskarĹźony o przyczynienie siÄ™ do Ĺ›mierci 29 swoich zwolennikĂłw. 27. W paĹşdzierniku 1993 roku 53 wietnamskich wieĹ›niakĂłw zastrzeliĹ‚o siÄ™, wierzÄ…c swemu ociemniaĹ‚emu przywĂłdcy Ca Van Liemowi, Ĺźe po Ĺ›mierci pĂłjdÄ… wprost do nieba. Liem uprzednio ograbiĹ‚ ich z pieniÄ™dzy. 28. T. Robbins, Religious Mass Suicide Before Jonestown: The Russian Old Believers , „Sociological Analysisâ€?, 47 (1986), s. 17-18. 29. Didache 10.6. SĹ‚owa te P. Jenkins zacytowaĹ‚ jako motto do Devil Cults and Doomsday Cults 1980-2000, w swojej ksiÄ…Ĺźce Mystics and Messiahs: Cults and New Religions in American History, Oxford University Press, New York 2000, s. 208. 30. E. Borenstein, Articles of Faith: The Media Response to Maria Devi Khristos , „Religionâ€?, 25 (1995), s. 249. 31. Chodzi o przyszĹ‚ego Ĺ›wiÄ™tego, Alberta Chmielowskiego. 32. Np. Cziegjama Trungpy, ktĂłry nawet dla swoich najbliĹźszych uczniĂłw byĹ‚ osobÄ… nieznanÄ…. Por. F. Midal, ChĂśgyam Trungpa: His Life and Vision , Shambala, Boston 2004:xxiv.
ices: The Problem of Recognizing Authentic Paths to Inner Transformation , Paragon House, New York 1987:90, cyt. w:
Feuerstein 1992, s. 250. 14. L. Oakes, Prophetic Charism: The Psychology of Revolutionary Personality, Syracuse University Press, Syracuse 1997, cyt. w: Stevens, Price 2000, s. 55-56. 15. Wg Liftona, Najwyşsza Prawda miała charakter wspólnoty totalitarnej. To samo moşna teş powiedzieć o wielu innych ruchach, np. Świątyni Ludu, Świątyni Słońca czy Wrotach Niebios. Takşe ruch Radşniśa w Rajneeshpuram upodobnił się do totalitarnego państewka. 16. P. Morantz, The Devil and John Walker: Sympathy for the Disciple?, 2002, www.rickross.com/reference/brainwashing/brainwashing35.html. 17. Znane są teş jednak przypadki osób chorych psychicznie, doznających uczucia szczęścia. 18. R. Stark, W.S. Bainbridge, Teoria religii, Zakład Wydawniczy „Nomos�, Kraków 2000, s. 196. 19. Wg L.L. Dawsona, do strategii kontroli umysłów członków NRR naleşą: zwiększanie şądań wobec nich w kierunku coraz większego ich zaangaşowania, gra strachem przed prześladowaniami ze strony wrogów ruchu, kontrola informacji i şycia seksualnego, testy lojalności, które mają bardziej uzaleşnić szeregowych członków od lidera, oraz zmiana miejsca pobytu. 20. Wyjątkiem jest Świątynia Słońca, w której punkty 2, 6 i 7 zostały spełnione dopiero w ostatniej fazie jego istnienia, a co do spełnienia punktów 8 i 9 nie ma pewności. Broń wprawdzie jej członkowie skupowali, ale nie w celu odparcia ataku z zewnątrz. 21. Samospalenia nie są teş obce współczesności. W latach 60. samospaleń dokonywali wietnamscy mnisi buddyjscy w proteście przeciw wojnie wietnamskiej, a w roku 1978 przed pałacem Ligi Narodów oblała się benzyną i podpaliła się Australijka Lynette Phillips, dziedziczka milionowej fortuny. Uczyniła to w proteście przeciwko „luksusowi i egotyzmowi tego świata� (B. Borchert, Mysticism: Its History and Challenge, Samuel Weiser, York Beach 1994, s. 349). 22. L. Bazylow, Społeczeństwo rosyjskie w pierwszej połowie XIX wieku, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Osso-
Ĺ ukasz / CatTheGamer, Jill new
20
3JUB 9 JOEE
Na poprzedniej stronie: Marek Ostoja-Ostaszewski, Mit-ra-do, 2001, 130 x 100
Marek Ostoja-Ostaszewski, z cyklu Lux Aeterna , 1998, 65 x 50
Marek Ostoja-Ostaszewski uzyskał dyplom na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby w pracowni prof. Alfonsa Mazurkiewicza w 1974; od tego czasu miał kilkanaście wystaw indywidualnych i zbiorowych. Ostatnia w Jeleniej Górze w 1997, gdzie obrazy jego były prezentowane razem z pracami Urszuli Broll-Urbanowicz. Artysta to osobny, nieobecny na „rynku� czy moşe raczej – „targowisku� sztuki. Deklaruje potrzebę utrwalania piękna metafizycznego. W katalogu zanotował zdanie Augusta Zamojskiego, jako równieş swoją myśl przewodnią: „Sztuka jest dopiero wtedy sztuką, gdy jest owocem doświadczenia mistycznego�. Obcując z obrazami Ostaszewskiego ma się odczucie działania intensywnego, kolorowego światła raczej niş konkretnej materii malarskiej. Silne kontrasty, umykanie formy uniemoşliwiają spokojną kontemplację i panowanie nad tym, co postrzegane. Wzrok ześlizguje się z pozornych rusztowań rzeczy, przestrzeń migocze, ucieka i atakuje. Zostajemy olśnieni i pozostawieni sobie, w pewien sposób „wyrzuceni� poza granice obrazu, poza granice tego, co widzialne. W czyste światło lub ciemność, zaleşnie od zasług. Michał Fostowicz Na następnej stronie: Andrzej Urbanowicz, Wyjawienie, 1990-1992, olej, płótno, 303 x 178
Szaleństwo jako komunikat MICHAŠFOSTOWICZ
wodzie, nauczyły się chodzić po drzewach. Jeśli przyjąć, şe toksyczność ludzkiego społeczeństwa bywa często nadmierna, to szalone zachowanie ryb moşna by równieş przypisać wielu mistykom, artystom czy po prostu istotom zanadto subtelnym. Ksiąşka Sieradzana ma charakter encyklopedyczny, dostarcza mnóstwa niezwykłych informacji, opinii i koncepcji dotyczących szaleństwa w religiach; moşna krąşyć po niej jak po labiryncie. Bogactwo przypisów i informacji bibliograficznych odsyła czytelnika do bardziej szczegółowych studiów. Ale jest w tej lekturze równieş pewna myśl zasadnicza, która objawia się między innymi przez tak kompleksowe potraktowanie tematu. Szaleństwo jest tu szczególnym doświadczeniem duchowym i zarazem wyrazem (ekspresją) tego doświadczenia. Nazywane bywa „szaloną mądrością� i stanowi nieustannie şywy relikt pierwotnego stopienia się w jedność z bóstwem. Jednak zapewne nawet przywołanie autorytetu Platona nie przekona większości przykładnych wyznawców swoich religii, şe trzeba oszaleć, by stać się prawdziwie duchową istotą, mimo şe historia religii, bezstronnie udokumentowana, przynosi obfity materiał niekonwencjonalnych reakcji, niezrozumiałych zachowań i stwierdzeń największych religijnych autorytetów. Równieş ostatnie czasy przynoszą wiele bulwersujących zachowań współczesnych proroków i przywódców religijnych, w duşym stopniu świadomie aplikowanych wiernym jako rodzaj terapii szokowej (o tym traktuje kolejna ksiąşka Jacka Sieradzana). Cóş jest w szaleństwie, şe nawet rozwaşny Platon uwaşał je za dobro najwyşsze? Uwaşam, za autorem omawianej ksiąşki, şe istoty sacrum nie moşna objąć zwykłą świadomością. Doświadczenie religijne ze swej istoty jest szalone w stosunku do norm codzienności, poniewaş realizuje się jako doświadczenie rzeczywistości, wykraczającej poza wszystko, co znane i akceptowane przez racjonalny umysł, i doświadczenie to pozostaje niekomunikowalne. Poznanie transcendencji, według róşnych świadectw, samo dla siebie jest radosne, będąc realizacją pełni człowieczeństwa, źródłem wielkiej wewnętrznej energii i jasności. Ale w swojej bezpośredniości jego istota nie daje się ukazać, droga ku niemu nie jest prosta, prezentacja bywa dziwaczna, słowa odpychające. Jak powiada Bhagawad Gita, święta księga hinduizmu: „Mędrzec przebudzony jest do rzeczywistości, która jest jak Noc dla wszystkich istnień; a to, do czego wszystkie istoty są przebudzone, jest nocą dla głęboko przebudzonego Mędrca�. Mimo tego rozdarcia i skrajnego nieporozumienia, poświadczonego we wszystkich głębokich tradycjach duchowych, intelekt domaga się jakiegoś powiązania, jakiejś łatwej kładki pomiędzy naukami „oświeconych� a swoim światem małych interesów
Ksiąşka Jacka Sieradzana Szaleństwo w religiach świata jest niewątpliwym wydarzeniem, poprzez swój rozmach, obszar, który obejmuje, oraz oryginalność ujęcia. Zjawisko ludzkiego i boskiego szaleństwa ukazane zostało w odniesieniu do siedmiu religii świata i materiał tu zgromadzony zdumiewa przede wszystkim bogactwem szczegółów, ilością przytaczanych źródeł. Jak sam autor przyznaje, podjęcie takiego tematu w taki sposób graniczyło – nic w tym dziwnego – z szaleństwem. Rozwaşając zawartość religijnych koncepcji i doświadczeń, wychodzimy automatycznie poza obszar tego, co powszechnie uznawane za „normalne�, w dziedzinę nadzwyczajnych mocy zdarzeń i symbolicznych przekazów, które şądają podporządkowania zwykłego şycia temu właśnie, co niezwykłe. Religia jest jednak dziedziną społecznego adoptowania tajemnicy i nieuchwytności sacrum do powszechnych wymogów i stereotypowych zachowań, stąd spojrzenia na religię religioznawcy i wierzącego bywają całkowicie róşne. Szaleństwo w religiach świata nie opisuje, jak moşna by się spodziewać, jedynie pewnych anomalii i ekstremalnych zachowań pośród wyznawców róşnych religii – choć jest to oczywiście wątek pierwszoplanowy – raczej, poprzez róşne przykłady, próbuje odsłonić podstawowe i głębokie doświadczenie – twórczy stan umysłu, który zrodził, czy teş umoşliwił, religijne prawdy i objawienia. Cokolwiek bowiem moşemy powiedzieć na temat sacrum i natury boskości, dotyczy ona jedynie tego, co pochodzi z owego, wykraczającego poza „normalność�, spotkania z nieskończonością i niewyraşalnością Najwyşszej Istoty. To doświadczenie jest określane w ksiąşce Sieradzana jako stan ekstatyczno-transowy i zastąpione skrótem SET. „Największe dobra zawdzięczamy szaleństwu – powiada Platon – które (‌) bóg nam zsyłać raczy� (Fajdros, 244 A). To sformułowanie wychodzi naprzeciw róşnym współczesnym ocenom psychicznych anomalii i trudnościom w określeniu ich funkcji i znaczenia. Platon dzielił szaleństwo na „ludzkie� i „boskie�, tylko temu drugiemu przyznając wartość. Jednakşe boski punkt widzenia z trudem poddaje się fachowej ocenie ludzkiego rozumu. To, co dla człowieka szalone lub nienormalne, moşe być z boskiego punktu widzenia normalne i zdrowe. Stąd pytania o „normalność� świata, w którym şyjemy, i kryteria tej rzekomej „normalności� w ocenianiu tego, co nienormalne. Przypomnijmy, şe jedna ze znanych hipotez dotyczących schizofrenii to pojmowanie jej jako rodzaju strategii ludzkiego organizmu, pozwalającej jednostkom wraşliwym na dostosowanie się do sytuacji niemoşliwych (R.D. Laing). Przypomina to sugestywne zdjęcia ze sławnego kiedyś filmu pt. Mondo cane (Pieski świat), przedstawiające ryby z atolu Bikini, które nie mogąc şyć w radioaktywnej Na poprzedniej stronie: Andrzej Urbanowicz, Wielki magiczny krąg , 1965, akwarela, tusz, 65 x 47,5
3JUB 9 JOEE
21
(i wielkich ambicji), jakiegoś prostego przejścia pomiędzy nocą a dniem, zrozumiałego przekładu niejasnego bełkotu na język ostatecznej prawdy. Rzeczywistość jest jednak okrutna i po obu stronach stawia podobne warunki „przejścia�. Dlatego, şeby człowiek „prosty� i trywialny, polityk, biznesmen, uczony, a nawet powierzchowny w swej uczuciowości artysta mógł ostatecznie zrozumieć Boga, musi najpierw oszaleć; natomiast şeby tzw. „mędrzec�, człowiek wolny, mógł şyć „normalnym� şyciem,
musi udawać głupka. Suma tych sytuacji nie jest wesoła i wiele zapewne jest prawdy w stwierdzeniu Radşniśa (o którym m.in. Sieradzan pisze w swej następnej ksiąşce): „Człowiek jest szaleństwem�. Jacek Sieradzan, Szaleństwo w religiach świata , Wydawnictwo Wanda, Kraków 2005, ss. 815.
Usuwanie Alejandry ZUZANNA GAWRON
jako wypukłości lub guzy na czole. Interwencja chirurgiczna usuwania kamienia obłędu u osoby, którą uznano za szaloną, jest tematem wielu XVI-wiecznych obrazów flamandzkich. Poddana wieloletniej psychoanalizie, będącej powszechnie stosowaną praktyką w Argentynie, była świadoma swojego niedopasowania do świata. Fragment przytoczony ponişej (pierwsze polskie tłumaczenie) to dowód sposobu, w jaki Pizarnik starała się walczyć z językiem. Jej poezja jest wynikiem trawiącej ją choroby bezsenności i uczucia stałego wyobcowania z normalnego şycia. Uciekając w język, zrobiła z niego narzędzie do walki o zatarcie granic między słowami i rzeczami. Do walki o şycie tylko i wyłącznie w języku, wyłączając z niego samo şycie. Przedsięwzięcie z góry skazane na przegraną. Po powrocie z Paryşa do Buenos Aires przez kolejne lata powoli dopadała ją głęboka depresja, zakończona pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Do dziś w zasadzie nie wiadomo, czy celowo przedawkowała środki nasenne, czy teş był to wypadek. Całkowita świadomość przegranej w tej walce z samą sobą i językiem jest obecna do ostatnich wersów:
Alejandra Pizarnik jest mityczną postacią współczesnej poezji argentyńskiej. Urodziła się 70 lat temu na prowincji Buenos Aires, w rodzinie Pozharników, ŝydów pochodzących z Równego na Ukrainie. Zaczęła pisać podczas studiów w stolicy i opublikowała kilka tomów wierszy. Podczas pobytu w Paryşu, na początku lat 60., zaprzyjaźniła się z AndrÊ Pieyre de Mandiargues, Octaviem Pazem, Juliem Cortåzarem i Margueritte Duras. Tłumaczyła Antonina Artaud, Henry’ego Michaux, AimÊ CasairÊ oraz Yves Bonnefoy. Po powrocie do Argentyny zajęła się tylko pisarstwem. Jej samobójcza śmierć w 1972 przyczyniła się do wytworzenia wokół jej osoby legendy poetki przeklętej. Jej poezja, choć hermetyczna, jest silna, jasna i precyzyjna w przekazie. Jej wraşliwość kierowała się na rozwiązywanie problemu języka, jego moşliwości dotarcia do jej własnej prawdy. W swoich Dziennikach pisze: „mój styl jest albo będzie, siłą rzeczy, wyszukany. Z powodu pustki, twojej niemoşności zawładnięcia nad językiem. Język jest mi obcy. Oto moja choroba. Nieokreślona i zatarta afazja. Choroba koncentracji lub wyobcowania. Wszystko ma swoją nazwę, ale ta nazwa nie zgadza się z rzeczą, o którą mi chodzi. Język jest dla mnie wyzwaniem, murem, czymś, co mnie wypędza, powoduje, şe znajduję się poza�. Prócz literatury kochała malarstwo, sama teş malowała. Szczególnie interesowała się tematem szaleństwa w ujęciu malarzy flamandzkich, co przejawia się w wyborze tytułu Usuwania kamienia obłędu, pochodzącego od jednego z obrazów Brueghela. W średniowieczu rozpowszechniła się wiara w to, şe obłęd jest wynikiem przerostu tkanki mózgowej, co często przedstawiano
Jestem nocą i razem przegrałyśmy. To mówię ja, wy tchórze. Zapadła noc i juş wszystko zostało przemyślane. W 1964 roku Foucault powiedział, şe dyskurs deliryczny jest dziś jedynym moşliwym dyskursem w literaturze. Niech Usuwanie kamienia obłędu Alejandry Pizarnik będzie potwierdzeniem tej tezy. Jej choroba, jej obłęd, to przypadłość dotykająca największych poetów.
22
3JUB 9 JOEE
Usuwanie kamienia obłędu (fragm.) ALEJANDRA PIZARNIK
Fragmenty do zapanowania nad ciszÄ…
Ĺšpiewy w nocy Joe, macht die Musik von damals nacht...
I
Językowe władze to samotne, smutne panie, śpiewające moim głosem, który słyszę z daleka. A tam daleko, na czarnej plaşy, leşy dziewczę zgęstniałe dawną muzyką. A gdzie prawdziwa śmierć? Chciałam się oświecić przy świetle mojego nieoświecenia. Bukiety usychają w pamięci. Ta, która tu spoczywa, zagnieşdşa się we mnie ze swoją wilczą maską. Ta, która nie mogła więcej wytrzymać i wybłagała płomienie i spłonęłyśmy.
Śpiewa ta, która umarła na swoją niebieską sukienkę. Śpiewa, zaszczepiona przeciwko śmierci, do słońca swojego pijaństwa. Jej pieśń mówi o niebieskiej sukience, o białym koniu, o zielonym sercu wytatuowanym przez echo bicia jej martwego serca. Naraşona na wszystkie zatracenia, ona śpiewa tuş przy zagubionej dziewczynie, czyli przy niej samej, jej talizmanie na szczęście. I mimo ust z zieloną mgłą oraz oczu z zimną szarością, jej głos zşera odległość, którą przemierza, gdy spragniona, wyciąga rękę po szklankę. Ona śpiewa.
II
Gdy sfruwa dach z domu języka, a słowa nie dają schronienia, ja przemawiam.
Dla Olgi Orozco
Lęki lub kontemplacje, gdy coś się kończy
Panie w czerwieni pogubiły się w swoich maskach, choć powrócą tu, şeby zaszlochać w kwiatach.
Ten bez zzuwa z siebie liście. Opada sam z siebie i skrywa swój dawny cień. Pewnie od takich rzeczy zginę.
Śmierć nie jest niemową. Słyszę, jak śpiew şałobników pieczętuje pękniętą ciszę. Słyszę, jak twój słodki płacz rozkwita moją szarą ciszę. III
Śmierć zwraca ciszy jej czarujący prestiş. Lecz ja swojego wiersza nie wypowiem i powinnam to powiedzieć. Nawet jeşeli ten wiersz (teraz, tu) nie ma şadnych szans ani şadnego sensu.
Głucha latarnia Nieobecni dmuchają i noc gęstnieje. Noc ma kolor martwych powiek. Ja uprawiam noc przez całą noc. Przez całą noc, piszę. Słowo za słowem, ja piszę noc.
Zaklęcia A panie ubrane w czerwień, na moje nieszczęście i w moim nieszczęściu, nieposłuszne moim podmuchem, skulone niczym embriony skorpionów po najgłębszej stronie mojej szyi, te matki w czerwieni wysysają ze mnie jedyne ciepło, które mam i daję sobie sama swoim sercem, które prawie nigdy nie miało siły, by bić; ja, która zawsze sama musiałam uczyć się, jak się pije, jak się je i jak się oddycha; ja, której nikt nie nauczył, jak płakać; ja, której nikt nawet nie wskazał tych pań, przywartych do mojego oddechu krwistoczerwonymi bąblami śliny i pływającymi w welonach krwi, mojej krwi, mojej pojedynczej, którą sama sobie zapewniałam. I one teraz przychodzą do mnie, by ze mnie pić, po straceniu króla, którego teraz unosi rzeka i który rusza oczami i się uśmiecha, choć jest juş przecieş martwy, a jak ktoś jest martwy, to martwym zostanie, choćby się nawet uśmiechał; straszliwe panie w czerwieni zabiły płynącego z prądem rzeki, a ja tu zostaję, jak zakładnik na wieczne władanie.
Przywilej I Stracone juş to imię, które mnie wzywało, jego twarz krąşy po mnie niczym dźwięk wody w nocy, wody wpadającej do wody. A jego uśmiech to jedyny ocalały, nie zaś moje wspomnienie. II Najpiękniejsze, w nocy tych, co odchodzą, mój upragniony, jest twoje bezkresne nienadejście. Cieniem ty po dzień wszystkich dni.
23
3JUB 9 JOEE
Sen, w którym milczenie jest złotem
Zaprzepaszczasz się. To juş rozpaczliwy bezkres, taki sam, lecz jednak róşny od nocy ciał, w której, gdy tylko wysycha jedno źródło, pojawia się następne, co wznawia koniec wód. Nie wiem, jak şyć bez wodnego przebaczenia. Nie wiem, jak umrzeć bez ostatniego marmuru nieba.
Zimowe szczenię wyszczekuje zębami mój uśmiech. To się działo na moście. Stałam tam naga i miałam na sobie kapelusz z kwiatami, i wlokłam po ziemi własne zwłoki, takşe nagie i z kapeluszem zasuszonych kwiatów.
W tobie zapadła noc. Wkrótce juş zobaczysz, jak rozkaprysi się w tobie radosne zwierzę, którym jesteś. Przemów, nocne serce.
Miałam wiele miłości – powiedziałam – ale najpiękniejsza z nich była moja miłość do luster.
Umrzeć w tym, w kim się było i w kim się kochało; rozpędzić się albo nie, jak na niebie, naraz burzowym i czystym.
Usuwanie kamienia obłędu Elles, les âmes (...), sont malades et elles souffrent et nul ne leur porte remède; elles sont blessÊes et brisÊes et nul ne les panse.
Chciałabym mieć coś więcej, niş to, i zarazem jednocześnie. Mówić samemu ze sobą, chodzić samotnie tu i tam. Kropla po kropli gubić sens dni. Senne koncepty. Samogłoski pułapki. Głos rozsądku podpowiada mi wyjście ze sceny tam, gdzie wznieśli kościół w burzy, wilcza kobieta kładzie na progu swoją pociechę i ucieka. Posępne światło pada z gromnic, na które czyhają groźne podmuchy. Wilcza dziewczynka płacze. Śpiący nie słyszą jej. Wszystkie zarazy i plagi tym, co mogą spokojnie spać.
Ruysbroeck Złe światło nadeszło i nic nie jest pewne. A gdy pomyślę o tym wszystkim, co przeczytałam na temat duszy... Zamknęłam oczy, zobaczyłam świetliste ciała krąşące we mgle, gdzie mieszczą się niejasne okolice. Nic się nie bój, nic cię nie zaskoczy, nagrobni gwałciciele juş poszli sobie. Cisza, cisza zawsze, złote monety snu.
Oto łapczywy głos pochodzący od dawnych jęków. Istniejesz naiwnie, przebierasz się za małą zabójczynię, straszysz samą siebie w lustrze. Chcę wtopić się w ziemię i niech ziemia się nade mną zamknie. Nędzna ekstaza. Ty wiesz, şe upokarzali cię nawet wtedy, gdy wskazywali ci słońce. Ty wiesz, şe nigdy nie będziesz wiedziała, jak masz bronić się i şe jedynie pragniesz pokazać im swoje trofeum, to znaczy swoje zwłoki, i niech je sobie wypiją, i niech je sobie zjedzą.
Mówię tak, jak się we mnie mówi. Nie mój głos, zawzięcie udający głos ludzki, ale ten drugi zaświadcza, şe nie przestałam błąkać się po lesie. Gdybyś zobaczył tę, która bez ciebie śpi w ruinach w ogrodzie w pamięci. Tam ja, upojona milionem śmierci, mówię o sobie sama ze sobą tylko po to, aby upewnić się, şe to prawda, şe juş leşę pod trawą. Lecz ja nie znam nazw. I komu powiesz, şe nie wiesz? Chciałabyś mieć siebie inną. Ta inna, którą jesteś, chciałaby być inną. A jak się ma zielony las? A tak, şe ani jest zielony, ani to w ogóle jest jakiś las. A ty się teraz bawisz w to, şe jesteś niewolnicą, by ukryć koronę nad głową. Kto ci ją nadał? Kto cię namaszczał? Kto cię wyświęcił? Niewidzialne plemię najstarszej pamięci. Zagubiona na własne şyczenie, zrezygnowałaś ze swojego królestwa w zamian za zwykłe popioły. Ten, kto sprawia ci ból, przypomniał dawne hołdy. A jednak płaczesz i przywołujesz swój obłęd, a nawet chciałabyś usunąć go jak kamień, ten obłęd, twój jedyny przywilej. Rysujesz na białym murze alegorie spoczynku i to zawsze jest szalona królowa, leşąca pod księşycem na smutnej trawie w starym ogrodzie. Ale nie mów o ogrodach, nie mów o księşycu, nie mów o róşy ani teş o morzu. Mów o tym, co wiesz. Mów więc, co ci w szpiku piszczy i w jaki sposób twoje spojrzenie tworzy światła i cienie. Mów o nieskończonym bólu twoich kości, mów o twoim lęku, o twoim oddechu, o twej zdradzie, o twoim opuszczeniu. W tej ciemności, w tej ciszy czai się proces, który się we mnie toczy. Och, mów mi o ciszy.
Miejsca pocieszeń, święta niewinności, nienazywalne radości ciał. A gdyby nagle ten obraz oşywił się i florencki chłopczyk, na którego tak ponętnie patrzysz, wysunął ku tobie rękę i poprosił cię, byś przy nim została, bo jego przeraşające szczęście to być obiektem do patrzenia i podziwiania. Nie – powiedziałam – by być we dwoje, trzeba się róşnić. Ponadto ja jestem poza ramami, chociaş metoda poświęcenia się pozostaje taka sama. Śdźbła, bezgłowe lale, ja wołam się, wołam się całe noce. A w moim śnie cyrkowa karoca, pełna trumien z martwymi korsarzami. Chwilę wcześniej, z pięknymi strojami i z czarnymi przepaskami na oczach, kapitanowie przeskakiwali z jednej brygantyny na drugą, jak fale, piękni niczym słońce. A więc, przyśnili mi się kapitanowie i trumny pysznie kolorowe i gdy teraz boję się o to, co skrywam, nie o kufer piratów, nie o dobrze schowany skarb, lecz o to wszystko, co w ruchu, wszystkie niebieskie i złote kukiełki, co tańczą i robią gesty (lecz mówić, nie mówią), a następnie jest czarna przestrzeń – daj się zwieść, daj się zwieść – jak próg do najwyşszej niewinności lub jedynie do obłędu. Rozumiem swój lęk przed buntem niebieskich i złotych kukiełek. Duszo podzielna, duszo dzielona, tyle się tułałam i błąkałam, şeby związać się z tym malowanym dzieckiem, które jest obiektem do podziwiania, ale po analizie kolorów i form okazało się, şe kocham się z innym oşywionym chłopcem, w tym samym momencie, gdy ten z obrazu zaczął rozbierać się i posiadł mnie juş po drugiej stronie moich zamkniętych powiek.
Nagle, uwiedziona fatalnym przeczuciem czarnego wiatru, który nie pozwala złapać oddechu, zaczęłam szukać w pamięci jakichś rozkoszy, co by mi były tarczą, narzędziem obrony albo zbrodni. Byłam jak Hiob, szukałam we wszystkich wspomnieniach i nic, nic pod brzaskiem ciemnych paznokci. Z zawodu, bo wykonuję go równieş we śnie, jestem egzorcystą i zaklinaczem. O której zaczęło się nieszczęście? Nie chcę wiedzieć. Nie chcę juş nic poza ciszą dla mnie i tych, które mną były; ciszy małej jak szałas, który znajdują dzieci zagubione w lesie. A bo ja wiem, co jeszcze ze mną będzie, skoro nic rymuje się z nic.
24
3JUB 9 JOEE
On się uśmiecha, a ja jestem maleńką róşową marionetką z błękitną parasolką wchodzę przez jego uśmiech robię tam sobie domek na jego języku przeprowadzam się do jego dłoni on zaciska palce złoty pył trochę krwi şegnaj, şegnaj mi.
Ta, która śniła, która się przyśniła. Cudowne pejzaşe wiernego dzieciństwa. Gdy tego zabraknie – choć to i tak niewiele – to głos, który lşy, będzie miał rację.
Mroczna światłość zatopionych snów Bolesna woda
Niczym głos, gdy noc jest juş blisko, płonie najczulszy ogień. Zwierzęta, niemające skóry ani kości, przechadzają się po spopielonym lesie. Pewnego razu ptasi śpiew przyblişył cię w najgorętsze miejsce. Diademy i morza, morza i węşe. Popatrz, proszę, jak ta mała psia czaszka, zawieszona na czystym niebieskim niebie, huśta się z suchymi liśćmi i porusza je wokół siebie. Bruzdy i braki w mojej osobie ocalałej z poşogi. Pisanie jest poszukiwaniem, w zgiełku pogorzeliska martwych ciał, kości ręki pasującej do kości nogi. ŝenujący melanş. Ja odnawiam to i odtwarzam, przechadzam się otoczona przez śmierć. I to bez wdzięku, aureoli ani odpoczynku. I ten głos, elegia do prapoczątku, krzyk, tchnienie i oddychanie pomiędzy bogami. Snuję swój przeddzień. Co moşesz zrobić ty? Wychodzisz ze swojej kryjówki i nic nie rozumiesz. Znów wchodzisz w nią i niewaşne juş jest, czy rozumiesz, czy nie. Ponownie wychodzisz z niej i nie rozumiesz. Ja nie mogę złapać oddechu, a ty mi tu o podmuchu bogów.
Sen za późno, białe konie za późno, odchodzę za późno z pieśnią. Ta pieśń pulsowała moje serce i opłakiwałam stratę mojego jedynego dobra, ktoś mnie widział, jak płaczę we śnie, więc wytłumaczyłam się (w miarę moşliwości) za pomocą słów prostych (w miarę moşliwości), słów dobrych i pewnych (w miarę moşliwości). Zawłaszczyłam sobie swoją osobę, wyrwałam ją z pięknych majaczeń, zniweczyłam ją, aby uwolnić kogoś od strachu przed moją nagłą śmiercią w jego domu. A ja? Ilu ja uratowałam? Fakt, ukorzyłam się przed cudzym cierpieniem, przemilczałam siebie w hołdzie dla innych. Moja pierwotna, jaskrawa przemoc wycofuje się. Seks na powierzchni serca, droga do ekstazy między nogami. Moja przemoc wiatrów czerwonych i wiatrów czarnych. Prawdziwe świętowanie zdarza się dopiero w ciele i we śnie.
Nie mów o słońcu, bo moşesz mnie zabić. Zaprowadź mnie, niczym ślepą księşniczkę, tak jak powoli i ostroşnie wkracza do ogrodu jesień.
Wrota do serca, zbity pies, widzę świątynię, drşę. O co chodzi? Nie nadchodzi. Przeczułam całkowite pisanie. Zwierzątko w moich rękach tętniło z wrzawą şywych narządów, ciepła, oddechu, serca, wszystko melodyjnie i cicho jednocześnie. Co to znaczy tłumaczyć się na słowa? I projekty długoterminowej perfekcji, codzienne odmierzanie uniesień mojej duszy, zanikanie moich błędów ortograficznych. Marzę o śnie bez wyjścia i chcę umrzeć na stronie w miejscu publicznym, gdzie jedno wydaje się pewne: śmierć to sen. Światło, zakazane wino, lęk. Dla kogo piszesz? Zgliszcza zapomnianej świątyni. Jakby święto było moşliwe.
Przyjdziesz do mnie, ze swoim głosem ledwo zabarwionym akcentem, który we mnie wywoła otwarte drzwi, z cieniem ptaka o pięknym imieniu, z tym, co ten cień pozostawia w pamięci, z tym, co przetrwałoby, gdyby przewietrzyć prochy młodej umarłej, z zarysami, które zostały na kartce po starciu rysunku domu, drzewa, słońca i zwierzęcia. Jeśli nie przyszedł, to nie przyszedł. To jak nadejście jesieni. Niczego się po niej nie spodziewałaś. Oczekiwałaś wszystkiego. ŝycie twego cienia, czego chcesz? Trwania delirycznej atmosfery zabawy, języka bez granic, rozbijania się po własnych morzach – ach, chciwa. Co godzinę codziennie marzę, by nie musieć mówić. Inni są figurami woskowymi, a najbardziej z nich wszystkich ja, jestem bardziej inna niş oni sami. Ten wiersz ma na celu jedynie odwiązać węzeł w moim gardle. Prędko, twój najskrytszy głos. Przekazywany, przeobraşany. Tyle do zrobienia, a ja się rozwlekam. Wyklinają cię z ciebie. Cierpię, więc nie wiem. We śnie król umierał z miłości do mnie. Mała şebraczko, zaszczepią cię tu. (I choć wciąş masz twarz dziecka, to i tak za kilka lat nie spodobasz się nikomu, nawet psu z kulawą nogą).
Wizja şałobna, rozdarta, ogrodu zniszczonych rzeźb. Na ostrzu świtu rozbolały cię kości. Rozdzierasz się. Przepowiadam ci to, przewidziałam ci to. Rozbrajasz się. Przestrzegam cię, przestrzegałam cię. Rozbierasz się. Wywłaszczasz się. Wyzwalasz się. Rozdzielasz się. Wywróşyłam ci to. Nagle się rozpływa, chociaş się nie narodziła. Zabierasz się, zbierasz się. Ten rozbity rytm znasz tylko ty. Teraz zbierasz twoje szczątki raz po raz, wielki wstręt, gdzie je kłaść. Gdybym miała ją przy sobie, zaprzedałabym swoją duszę, şeby być niewidzialną. Pijana mną, muzyką, poezją, dlaczegóşby nie, powiedziałam stamtąd, gdzie nie ma mnie. Jęk okalał moją twarz zdartym hymnem. I co? Czemu nic nie mówicie? Na co wam to wielkie milczenie? (1968)
moje ciało otwierało się wobec tajemnicy istnienia mojego dziwnego i rozproszonego şycia moje ciało oddychało i drşało do taktu dawno zapomnianej pieśni Ja jeszcze wtedy nie uciekłam do muzyki i nie znałam miejsca czasu ani czasu miejsca otwierałam się w miłości i wybijałam takty dawnych gestów kochanki dziedziczki wizji ogrodu zakazanego
Tłumaczyła Zuzanna Gawron Š by Miriam Pizarnik, autoryzacja: Anna Becciu
25
3JUB 9 JOEE
IKONOGRAFIA SALPĂŠRIĂˆRE spektakl histerycznego ciaĹ‚a TO M A S Z M A J E W S K I
Histeria manifestowała się dla XIX-wiecznej medycyny na wiele sposobów: jako „spazmy, konwulsje, kontrakcje, zamroczenia, pozory epilepsji, katalepsje, ekstazy, letargi, śpiączki, pozy namiętne, deliria�2. Słowem, na długo przed Charcotem, zanim ktokolwiek wyciągnął z tego faktu konsekwencje, istniała jako katalog form gestyczno-mimicznych, jak powiedziałby zapewne Aby Warburg – jako powracające po wielokroć w historii, rozpoznawalne „formuły patosu�. Wszelako podobna róşnorodność objawów sprawiła, şe histeria długo uchodziła za chorobę wymykającą się dyskursowi medycyny i „stała się śmietnikiem (...), obejmującym te wszystkie symptomy, których etiologii nie udawało się wyjaśnić�3 .Wychodząc od tej na róşne sposoby opisywanej wielości, wręcz nadmiaru symptomów histerycznych, Jean Martin Charcot, francuski neuropatolog i dyrektor şeńskiej kliniki psychiatrycznej w Salpêrière, zamierzał nie tylko stworzyć kompletny opis histerii, ale i ustalić jej ogólny typ, inteligibilny wzorzec, który moşna będzie słusznie nazwać „wielkim atakiem histerii� (le grand attaque d’histerie) i za którego przykłady będzie moşna uznać wszelkie formy ataku „pełne i regularne�4. Tak pomyślany „klasyczny atak histerii� rozwijałby się, według Jean Martin Charcota, w czterech fazach, w czytelnym porządku syntagmatycznym: 1) w f a z i e e p i l e p t o i d a l n e j ciało mimetycznie naśladuje czy „reprodukuje� standardowy napad epileptyczny; 2) w f a z i e k l o w n a d y – występują kontorsje mięśni i ruchy nielogiczne; 3) w f a z i e „ p ó z n a m i ę t n y c h � , tak zwanych attitudes passionnelles, ciało przyjmuje formę wyraşającą poprzez nacechowane semantycznie gesty afektację i poşądanie, wreszcie kończy się na 4) bolesnej f a z i e d e l i r i u m , podczas której histeryczka „zaczyna ponownie mówić� i kiedy to lekarze starają się zatrzymać jej atak wszelkimi moşliwymi środkami5. Sama ta klasyfika-
Fot. z archiwum
3JUB 9 JOEE
cja – zwizualizowana, o czym dalej, w postaci serii zdjęć i rysunkowych, synoptycznych tabel – odsyła jako dyskurs figuratywny wprost do konwencji sztuki XIX wieku: teatru, narracyjnego malarstwa akademickiego, topiki sentymentalnej powieści, które „biorą odwet�, jak pisze Georges Didi-Huberman, na „nieciągłościach i paradoksalnych przejawach histerycznego ciała�, jakie przecieş samą tę zasadę koherencji, ciągłości i inteligibilności klasycznego przedstawienia przez swoją irracjonalność podwaşają. Oto przetransponowanie choroby na regularny porządek póz plastycznych i teatralnych gestów, to w największym skrócie właśnie zapis histerii pod postacią wielotomowego albumu fotograficznego Iconographie photographique de la Salpêrière, przez wiele lat wydawanego przez Charcota. Takie przekształcenie tego, co wydawałoby się czysto kliniczne, psychiatryczne lub neuropatologiczne, w barokowy, afektowany teatr, zaistniało dzięki wydatnej pomocy Paula Richera, lekarza i artysty-grafika, profesora anatomii artystycznej w École des Beaux-Arts w Paryşu, który będąc asystentem Charkota, słuşył mu pomocą przy wyłoşeniu jego koncepcji histerii na sposób skodyfikowanej historii obrazkowej. „Swym czarnym ołówkiem Richer – pisał Didi-Huberman – śledził pełne i regularne formy wielkiego ataku histerii w osiemdziesięciu sześciu figurach. (...) Ostatnim ruchem było podciągnięcie całej tej serii figur pod rubryki tabeli synoptycznej, która w układzie horyzontalnym dawała schematyczną reprodukcję wielkiego ataku w jego doskonałym rozwoju, a wertykalnie próbki najbardziej, by tak rzec, klasycznych odmian kaşdej fazy�6. Ten figuratywny standard umoşliwiał następnie psychiatrom oraz wszystkim zainteresowanym „klasyfikację i rozróşnianie pełnych form histerii od form średnich i elementarnych czy surowych�6. Innymi słowy, zaistniała tutaj – w polu klasycznego tableau – przestrzeń symbolicznej wymiany między dyskursem medycznym i estetycznym, ze wszystkimi tego konsekwencjami: plastycznie regularna nieciągłość, pozy, gesty i figury pojawiają się tu jako swoiste antidotum, sposób na przezwycięşenie irracjonalności impulsu cielesnego i energii wyzwalanego wraz z nim afektu. Przypadek Iconographie photographique de la Salpêrière, choć niezmiernie interesujący, poprzedziły jednak wcześniejsze precedensy. Warto je tu przypomnieć wraz z garścią informacji o innych formach działalności Salpêrière, by odsłonić kontekst sytuacyjny, który umoşliwił realizację tego zadziwiającego pomysłu doktora Charcot.
26
Fot. z archiwum
Iconographie photographique de la Salp êrière, kontekst, geneza, sposób recepcji Wczesna diagnostyka fotograficzna chorób psychi-cznych podlegała nader silnym wpływom XVIII-wiecznej fizjonomiki Lavatera i frenologii Gala, a takşe mających niewątpliwie teatralny rodowód rycin skonwencjonalizowanej ekspresji pozasłownej Le Bruna: widać to wyraźnie w zdjęciach z 1856 r. autorstwa Hugh Diamonda z Royal Hospital Bethlem w Londynie. „Typy fizjonomiczne� przestępców kodyfikował wówczas na uşytek kryminologii Bertillon, prefekt policji paryskiej. Badania nad ekspresją mimiczną z uşyciem fotografii to równieş Duchenne de Boulogne z pomocą Adrienne Tournachon (brata słynnego Nadara) – mam na myśli ich wspólne fotografie opublikowane w ksiąşce Mechanizm ludzkiej fizjonomii (1862), a takşe Charles Darwin i zawartość ilustracyjna jego rozprawy O wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt (1872). Waşnym kontekstem dla zrozumienia działania Charcota jest reorganizacja Salpêrière w 1870 roku, krótko przed przejęciem przezeń tej placówki, która wiąşe się z połączeniem na jednym oddziale epileptyczek z histeryczkami, co wywołuje „infekcje mimetyczne� u tych ostatnich. Pierre Marie zauwaşa: „młode histeryczki, şyjąc pośród epileptyczek, zmuszone do ich podtrzymywania, doznawały takich wraşeń, şe – wziąwszy pod uwagę mimetyczne skłonności występujące w ich nerwicy – ich ataki odtwarzały wiernie ataki czystej epilepsji�8 (na podstawie tych symptomów Charcot wyodrębni w ataku histerycznym fazę epileptoidalną). Jeszcze Dupre w roku 1911, w La constitution emotive, pisał o histerii, şe jest „to stan, w którym potęga wyobraźni i sugestii, połączona z owym szczególnym współoddziaływaniem ciała i umysłu, które nazywamy psychoplastycznością, owocują bardziej lub mniej rozmyślną symulacją syndromów patologicznych oraz mitoplastyczną organizacją zaburzeń funkcjonalnych, których nie sposób odróşnić od zaburzeń symulowanych�. Na rolę mimetyzmu w histerii zwracał uwagę uczeń Charcota – Paul Regnard – pisząc w Les maladies epidemiques de l’esprit (1886) o odmianie „obłędu przez imitację�, którego skutki mają niekiedy wymiar zbiorowej epidemii. Fernad Levillain w Higienie ludzi nerwowych, wychodząc od podobnej intuicji, przestrzegał wręcz przed odtwarzaniem objawów histerii i epilepsji na scenie teatralnej, by teatr nie stał się przypadkiem „prawdziwym ogniskiem zarazy�, gdy symptomy histerii pojawią się u pań obecnych pośród publiczności przedstawienia, przejęte przezeń mimetycznie. Jean Martin Charcot, od dawna juş uznany w nauce francuskiej jako zasłuşony profesor patologii i neuropsychologii na Sorbonie, zostaje dyrektorem Salpêrière, şeńskiego szpitala dla nerwowo chorych, w 1875 roku. W latach 1875-76 w Salpêrière powstają atelier i laboratorium fotograficzne oraz muzeum gipsowych odlewów. Iconographie photographique de la Salpêrière, fotograficzny album z przedstawieniem faz ataku histerii, wychodzi w kolejnych tomach w latach 1875, 1876-1877, 1880, 1881 – ostatni tu wymieniony ze zdjęciami Paula Richer i tablicami synoptycznymi oraz pierwszymi zdjęciami słynnej histeryczki Augustyny (Charcot powiedział kiedyś o jej ataku klownady prezentowanym publicznie: „Jeşeli mogę się tak wyrazić, to fazy tego napadu są tak piękne, şe kaşda z nich zasługuje na uwiecznienie jej za pomocą fotografii�). Autorami zdjęć do kolejnych tomów są Paul Regnard i Albert LondÊ, publikacja kolejnych tomów była kontynuowana takşe po odejściu Charcota, aş do przedednia I wojny światowej. Zdjęcia pacjentek pary-
skiej kliniki (pacjentek, bowiem pierwsze zdjęcia ataku histerycznego u męşczyzny zawierał dopiero album z roku 1888) publikowane w tym wielotomowym wydawnictwie przedstawiały je w momentach o największym stopniu ekspresji fizycznej. Znajomość Iconographie Salpêrière, wkrótce po jej opublikowaniu, wykroczyła daleko poza świat medycyny i rozpowszechniła wśród społeczeństwa skonwencjonalizowane wyobraşenia o symptomach cielesnych histerii, porównywanych powszechnie z modnymi tableaux vivant i retoryką gestu, znaną z malarstwa akademickiego. W 1887 Charcot wydaje głośną ksiąşkę Les Demoniaques dans l’art, będącą zestawieniem ikonografii histerii i przedstawień stanów opętania (diabolis in femina), ekstazy oraz melancholii kobiecej w dziełach sztuki zachodniej8. W tym samym roku Charcot organizuje pierwszy cykl wykładów naukowych na temat histerii dla publiczności z wyşszych sfer (1887-1888) – jeden z pierwszych wykładów z publiczną prezentacją objawów klownady histerycznej u Blanche Wittman, angielskiej pacjentki Charcota, co zostanie utrwalone przez AndrÊ Brouilleta na słynnym obrazie Wykład dr. Charcota. Wykłady wtorkowe przyciągające elitę: dziennikarzy, przedstawicieli sztuki, literatury i osobistości şycia politycznego (uczestniczyli w nich m.in. Guy de Maupassant, Emil Zola, Edmond de Goncourt, Jean-Leon Gerome, Alphonse Daudet, Mistral, de Banville, Gambetta, a nawet młody Rodin9), przemieniały się w ekscytujące męskie grono „spektakle histerii�, z Charcotem jako reşyserem, półobnaşonymi, zamierającymi w ekspresyjnych pozach pacjentkami i amfiteatralnie zasiadającą przed tą inscenizacją widownią (przestrzenny układ tej inscenizacji wykładu Charcota odtworzył następnie Gerome w swoich obrazach przedstawiających sąd nad Fryne lub orientalne „targi niewolnic�)21. Jeşeli przebieg ataku histerycznego nie był dostatecznie regularny, stymulowano go u pacjentek hipnozą, eterem, elektrowstrząsami lub, jak w przypadku znieruchomienia kataleptycznego, głośnym dźwiękiem gongu lub oślepiającym błyskiem magnezji. Charcot prowadził równieş bardziej „demokratyczne� wykłady piątkowe – w duşym amfiteatrze kliniki mieszczącym ponad 500 osób, korzystał wówczas nie tylko z moşliwości demonstrowania symptomów u pacjentek, ale takşe z teatralnych kostiumów, cytatów z literatury, głównie Moliera i Szekspira, oraz kolorowych wykresów, pełnoplastycznych modeli gipsowych zdjętych podczas kontrakcji histerycznej, z wielkoformatowych zdjęć i przeźroczy. W 1886 na staş do Charcota w Salpêrière przyjeşdşa młody Zygmunt Freud, a dwa lata później Freud i Breuer
27
3JUB 9 JOEE
Fot. z archiwum
Przypisy:
wydają Studie ßber Hysteria, gdzie podąşając za Charcotem, nazywają rejestr symptomów histerycznych Bilderbßcher (księgą obrazów). Freud tłumaczy równieş na niemiecki wykłady Charcota, a obie te ksiąşki stają się poczytne w kręgach artystycznych Wiednia. Czytane są tam powszechnie jako „poetyka symboli histerycznych�, co przyspiesza jeszcze proces swoistego dla modernizmu krzyşowania się dyskursu medycznego i estetycznego w kręgu bohemy wiedeńskiej. Ksiąşkę Freuda i Breuera studiuje np. w 1901 roku Hugon von Hoffmansthal podczas pracy nad Elektrą, zapoznaje się wtedy takşe z Iconographie photographique, modelując na wzór zaczerpniętych stamtąd póz gestycznych końcowy „bezimienny taniec� Elektry (ein namenlosser Tanz). Ikonografia histerii traktowana jako uniwersalny język zintensyfikowanej ekspresji została takşe wykorzystana przez Gustawa Klimta w latach 1901-1903 w pracy nad Alegorią Medycyny z gmachu Wydziału Medycznego Uniwersytetu Wiedeńskiego przez pryzmat figuratywnego dyskursu o histerii moşna takşe na nowo odczytać jego słynny „fryz Beethovena�. Wszystko to razem pozwala, jak się wydaje, rozwaşyć na serio prowokacyjne słowa AndrÊ Bretona o histerii jako „syntezie sztuk�, czyniącej zeń „najwyşszy środek ekspresji�11.
1. G. Didi-Huberman, Invention of Hysteria . Charcot and the Photographic of the Salpêtrière, transl. A. Hartz, Cambrid-
ge, Massachusetts – London 2003, s. 229. 2. D. Sajewska, Chore sztuki, choroba/toşsamość/dramat, Kraków 2005, s. 146. 3. G. Didi-Huberman, Invention of Hysteria , dz. cyt., s. 229. 4. Tamşe, s. 115. 5. Tamşe, s. 115-116. 6. Tamşe. 7. Za: D. Sajewska, dz. cyt., s. 196. 8. Jej egzemplarz odnaleziono, co warto zasygnalizować, w prywatnej bibliotece Aby’ego Warburga. Por. G. Didi-Huberman, Dialektik des Monstrums: Aby Warburg and the Symptom Paradigm , „Art History� 2001, vol. 24, no. 5, s. 630-633. 9. Charcot był mecenasem Rodina, organizował jego niewielką wystawę w swoim salonie na Saint-German. 10. S. Schade, Charcot and the Spectacle of the Hysterical Body, „Art History� 1995, vol. 18, no. 4, s. 511-512. 11. M. Schneider, Histeria jako globalne dzieło sztuki, „Pismo Literacko-Artystyczne� 1986 nr 3. Por. L. Aragon, A. Breton, Pięćdziesięciolecie histerii (1978-1928), [w:] Surrealizm: teoria i praktyka literacka. Antologia , wybrał i przeł. A. Waşyk, Warszawa 1976, s. 119.
28
3JUB 9 JOEE
BATAILLE
szaleństwo suwerennej autodestrukcji M A C I E J TA C H E R
Nie moşemy bez końca być tym, czym jesteśmy: wzajemnie wykluczającymi się słowami, niewzruszonym legarem, wierząc, şe na nas opiera się świat. Zbudziłem się? Wątpię i mógłbym teraz płakać. Byłbym pierwszym na tej ziemi, który czuje, jak ludzka niemoc przyprawia go o szaleństwo?1. Georges Bataille
wrócenia biegunów pragnienia. Byłoby to jednoznaczne z samobójstwem człowieka, z pełnym ofiarowaniem siebie słońcu, które jest dla francuskiego filozofa symbolem bezgranicznej i bezinteresownej zatraty. Bataille przemawia czasem w Doświadczeniu wewnętrznym tonem niedoszłego samobójcy, jednak imperatywem jego egzystencjalizmu jest znosić z wigorem swą tragiczną sytuację. Z tego powodu Gabriel Marcel uznał Doświadczenie wewnętrzne, obok Mitu Syzyfa Camusa, za największe zagroşenie duchowe ówczesnej Francji 3. Zaniepokojony moşliwymi społecznymi konsekwencjami radykalnego odrzucenia zbawienia oraz oburzony świętokradczymi nawiązaniami Bataille’a do chrześcijańskich mistyków, napisał tekst krytyczny, w którym przeciwstawił filozofii Bataille’a metafizykę nadziei – nadzieja została bowiem w Doświadczeniu wewnętrznym unicestwiona wraz ze zbawieniem. Troppmann – bohater powieści Błękit nieba Bataille’a – o swojej kochance Dorothei mówi: „Niewiele nas łączyło prócz wrogiego rozczarowania. Czuliśmy to, byliśmy dla siebie niczym, przynajmniej od chwili, gdy przestaliśmy popadać w trwogę. (...) Byliśmy do siebie przywiązani, lecz nie mieliśmy juş nadziei�4. Nadzieja rodzi się dla Bataille’a z trwogi. Nosząc znamiona szczęścia, nadzieja musi odsyłać do zatraty i śmierci, do upojenia światłem, które ostatecznie zabija. Dlatego człowiek, świadomy iluzji wystarczalności, skazany jest na egzystencję graniczną, na destrukcyjne rozdarcie pomiędzy pragnieniem światła a koniecznością nieustannego produkowania ciemności, by nie przemówiło w nim słońce. Afirmacja tej tragicznej kondycji świadczy, według Marcela, o chorobie autora Doświadczenia wewnętrznego, którego strategią jest za wszelką cenę nie dać się pocieszyć 5. Bohaterowie powieści Bataille’a odkrywają na nowo swoje ciało, lecz odkrywają je w obliczu równie nagiej, pozbawionej wszelkich mediacji śmierci. To odkrycie jest toşsame z objawieniem się szczytu, a zatem z uchwyceniem sensu solarnej ekonomii natury. Fundamentalny dla kultury zakaz obejmujący śmierć – gdyş wyraşa ona gwałtowność natury i uderza w ład pracy – zostaje przekroczony w sposób zawieszający, lecz zachowujący zakaz w mocy. Śmierć okazuje się blişsza niş kiedykolwiek. Z ułudy, jaką była, wyznaczając odległy kres şycia, staje się zasadą şycia. W obliczu tego faktu człowiek ulega trwodze, nie jest w stanie ogarnąć niewiedzy, która „komunikuje� mu jego przynaleşność do bytu. Bataille w Doświadczeniu wewnętrznym uczy przemieniać trwogę w rozkosz. Mistyczne doświadczenie filozofa-pisarza sprowadza się więc do oswajania śmierci, pojmowanej jako zasada, a nie kres, a zatem do akceptacji wszechobecnej oczywistości pozbawionego
Nieprzekraczalnym horyzontem człowieka nowo-czesnego jest jego własne „ja�, skompromitowane wraz z ambicją osiągnięcia pełni i całości, która to całość, wyeksploatowana przez naukę i religię, sprowadza się do czysto zewnętrznego przedmiotu poznania. Horyzont, pisze Bataille, był dla człowieka kultury archaicznej mroczny, całościowość człowieka miała charakter mityczny. W odmitologizowanym świecie, w czasach „przeklętych jak şadne inne�2, pragnienie całości i pełni pozbawione zostało wymiaru, jaki zapewniało kiedyś religijne współistnienie ze światem, pojmowanym jako okrutny şywioł bytu. Obecnie człowiek zmuszony jest poszukiwać na nowo moşliwości sacrum i musi to robić wbrew sobie i wbrew kulturze. Poszukiwane przeşycie polega bowiem na kontestowaniu społecznego porządku indywidualnego bycia, nie ma równieş nic wspólnego z wypracowanymi w świecie profanum – tak Bataille określa świat po śmierci Boga – bezpiecznymi formami religijności. Doświadczenie wewnętrzne jest pasjonującą, lecz karkołomną i – nawet dla samego autora, a moşe przede wszystkim dla niego – śmieszną próbą wskazania moşliwości wzniesienia się ponad horyzont ego, bycia suwerennym i autentycznym, próbą rozsadzenia dyskursu i cofnięcia się w czasie, osiągnięcia mistycznej ekstazy poza dogmatem i wiarą. Ta opublikowana przez Bataille’a w 1943 roku ksiąşka jest sztuką dyskursywnego samobójstwa, sprowadza się bowiem do nieustannego kwestionowania siebie, wytrwale, zdanie po zdaniu. Człowiek Bataille’a u szczytu pragnienia wystarczalności stoi w obliczu szaleństwa, traci grunt pod nogami. Pozostaje mu śmiech, poniewaş słowa – wyraşające jego wolę wystarczalności, poznania, władzy – okazują się u szczytu niewystarczalne. Objawiony absurd świata skazuje go na milczenie i jeśli nie oszaleje w tej nagłej ciszy, moşe w końcu spełnić swą najgłębszą wolę, skrytą do tej pory pod powierzchnią słów – wolę, aby pójść dalej niş moşe pójść człowiek. Jednak rodzące się w tejşe chwili wewnętrzne pragnienie zjednoczenia się z ogromem bytu nie moşe zostać w pełni zaspokojone, bowiem poşądliwa wola zatraty sprzęşona jest z wolą bycia indywiduum. Doświadczenie szczytu nie prowadzi zatem do przewartościowania woli, od-
29
3JUB 9 JOEE
język nie wykorzystuje słów niczym narzędzi, do budowania większych, uporządkowanych struktur narracyjnych, lecz składa je w ofierze – słowo poety zatraca się i umiera, zanim profaniczny dyskurs zaprzęgnie je do pracy. Poezja, będąc próbą syntezy bytu i egzystencji, jest dla Bataille’a królestwem nienasycenia, a co za tym idzie, afirmacją klęski indywiduum. Poeta bowiem ostatecznie stawia sobie za cel istnieć na wzór kamienia, obojętnego na powiew czasu. Jean-Paul Sartre – prawowity egzystencjalista, dla którego człowiek jest przede wszystkim projektem – właśnie za to krytykuje Baudelaire’a, pisząc, şe wybrał on „przeşywanie czasu na opak�, sytuując się wobec silnie postępowych tendencji dziewiętnastego wieku8. Gardząc jakimkolwiek przedsięwzięciem, gardząc prymatem przyszłości, autor Kwiatów zła skupiał, według Sartre’a, całą swoją uwagę na sobie samym, próbując stać się dla siebie tym, kim mógł być jedynie dla innych – próbując stać się şyjącym posągiem, świadomością uchwyconą i zastygłą w sobie, przedmiotem9. Dla Bataille’a jednak godny pogardy posąg, który poezja pragnie „oşywić�, ukazuje pewną ogólną prawdę o człowieku – prawdę, której Sartre nie podzielał: „Określenie Baudelaire’a jako tego, który chciał osiągnąć niemoşliwy status posągu, czym nie mógł się stać, jest więc mylące, jeśli nie doda się od razu, şe Baudelaire’owi chodziło nie tyle o stanie się posągiem, co o osiągnięcie tego, co niemoşliwe�10. Bataille, stojąc zawsze po stronie niemoşliwego, broni poezji, w której sam próbował szukać zatracenia. „Mistycyzm chrześcijański jest projektem: chodzi tu o şycie wieczne� – pisał autor Mdłości w krytyce poświęconej Doświadczeniu wewnętrznemu11. Bataille był jednak w pełni świadomy tego, co chrześcijaństwo uczyniło z sacrum. Nawiązywał do mistycyzmu chrześcijańskiego, by ukazać sens męki człowieka. Próbując przekazać czytelnikowi metodę ekstazy, wykorzystywał równieş na swój sposób chrześcijańską redukcję absolutu do Boga osobowego. Sprowadzenie Boga do osoby Chrystusa, a więc zastąpienie bezpostaciowej ciągłości archaicznego sacrum istotą nieciągłą, jest dla Bataille’a profanacją. Podobnym wypaczeniem istoty sacrum jest uczynienie ofiarowania (ukrzyşowania) następstwem grzesznego zaślepienia 12. Okrutny mord dokonany na Chrystusie został potępiony w sposób absolutny, co jest wyrazem zabsolutyzowania zakazu i wykluczenia transgresji, tworzącej pierwotnie z zakazem nierozerwalną całość, jako jego przekroczenie. Człowiek nowoczesny, dla którego Chrystus stał się „kochankiem�, ma jednak moşliwość obserwacji jego męki, której szczytowym momentem jest ekstaza w obliczu śmierci13. Zatracenie się wraz z Chrystusem wymaga wraşliwości i głębi przeşycia właściwej mistykom. Agonia człowieka otwierającego się na ciągłość bytu odpowiada agonii syna Boşego, opuszczonego przez Boga w obliczu śmierci: „(...) według świętego Jana od Krzyşa powinniśmy naśladować w Bogu (w Jezusie) ponişenie, agonię, moment nie-wiedzy właściwy lamma sabachtani; wychylone do dna chrześcijaństwo jest brakiem zbawienia, rozpaczą Boga�14. Bataille wykorzystuje śmierć Chrystusa, by ukazać sens zatraty, agonia Boga przestaje słuşyć w tym kontekście wytłumaczeniu i usprawiedliwieniu grzechu – opuszczony przez Boga Chrystus nie ma moşliwości zbawienia, a jego męczeńska śmierć jest śmiercią nadaremną15. Francuski filozof odnajdywał w agonii, zwłaszcza tej męczeńskiej, związanej z przemocą i krwawą destrukcją ciała, sens rozkoszy właściwy ekstazie. W blasku śmierci, jak pisał, pojawia się „czystość wymogu pozbawionego nadziei�16. Dostąpić najwyşszej trwogi w obliczu śmierci, a następnie przekroczyć ją, dopełnia-
sensu bytu i poddania się mu: „W rzeczy samej, pełny człowiek – to nic prócz bytu, gdzie niweczy siebie transcendencja, gdzie niczego juş się nie rozdziela. Trochę pajaca, trochę Boga, trochę szaleńca... Przezroczystość 6�. W momencie gdy ciało wychodzi z ukrycia, transcendencja skazana jest na nieustające drugoplanowe niweczenie siebie – stąd pogarda i trwoga u powieściowych postaci Bataille’a i u niego samego. Drugoplanowe dlatego, şe to ciało staje się od tego momentu jedyną moşliwością przeşycia sacrum, przepustką do zatraty i spełnienia. Pragnienie bycia wszystkim, pragnienie całości i suwerenności, będące wiecznym celem jednostki, staje się celem osiągalnym dzięki otwarciu ciała na śmierć. Otwarcie to wymaga wymknięcia się myśli i słowu. Doświadczenie wewnętrzne jest właśnie próbą takiego wybiegu – śmiejąc się przez łzy z własnej bezsilności, Bataille nie rezygnuje z obranego celu. Uwalniając się od władzy języka, przestajemy mediatyzować śmierć. Milczenie oddaje głos cielesności, która mową swych konwulsji wypowiada Boga, gdyş şaden inny język nie moşe tego słowa wypowiedzieć: „Nie moşemy bezkarnie dodawać do języka słowa, które wszystkie słowa przekracza, słowa Bóg; ledwie to uczynimy, słowo to, przekraczając siebie, burzy w zawrotny sposób własne granice. (‌) Ktokolwiek şywi co do tego najmniejsze bodaj podejrzenie, milknie natychmiast. Bądź teş szukając wyjścia, choć wie, şe wpada we własne sidła, poszukuje w sobie tego, co, mogąc go unicestwić, kształtuje go na podobieństwo Boga, na podobieństwo niczego�7. Milczące ciało zastępuje zakłamaną grę słów – w której Bóg jest juş tylko martwą ideą – afirmując w spotkaniu ze śmiercią nieobecność Boga. Wydając się śmierci – poprzez kontestację świata kultury, erotyczne ekscesy ciała – człowiek Bataille’a chce radykalnie zakwestionować samego siebie i wykroczyć poza to, co poznawalne. Wchodzi w ten sposób w skompromitowaną rolę Boga, pozbawionego współcześnie swoich boskich atrybutów, by skompromitować ją do końca – otworzyć się na niepohamowaną zatratę bytu, poza którym nic juş nie ma. Śmierć jest synonimem końca tylko w dyskursie – podobnie jak Bóg jest w nim synonimem najwyşszego Dobra – w rzeczywistości jest zasadą wszechświata, innym porządkiem – milczącym porządkiem zmysłowych namiętności, które zapewniają człowiekowi komunikację z bytem w przebłyskach suwerenności. Tylko pod nieobecność Boga, w kontestacji Boga – takiego, jakim stworzył go świat profanum – człowiek jako istota głęboko religijna moşe doświadczyć granicy moşliwego, co jest równoznaczne dla Bataille’a z doświadczeniem sacrum. Uznanie Go byłoby uznaniem nieprzekraczalności granic świata rzeczy, a to właśnie w ich przekroczeniu – w przekroczeniu siebie samego jako człowieka – człowiek obcuje z boskością. Boskość Bataille’a jest więc tym, co niepojęte, niewysławialne, co jest skandalem dla ludzkiego rozumu – boskość jest domeną bytu. Istnieją jednak dla autora Części przeklętej pewne bardziej uprzywilejowane formy dyskursu, które próbują sprostać temu, co objawić w pełni mogłoby tylko doświadczenie wewnętrzne. Taką bardziej uprzywilejowaną, choć niedoskonałą formą jest poezja. Według Bataille’a, ma ona ambicje wyraşać milczenie, lecz jako şe słowa zawsze słuşą ucieczce, skazana jest na niechybną poraşkę. Poetyckie wizje chcą uchwycić w słowach sens uczestnictwa w istnieniu – uczestnictwo, będąc czystą aktualnością, uwalnia się od wpływów przyszłości i przeszłości. W mistycznym uczestnictwie podmiot nie traktuje przedmiotu jako środka, lecz zlewa się z nim. Poezja zatem sprzeciwia się linearnej prozie trwania. Jej
30
3JUB 9 JOEE
Przypisy:
jąc transgresji, to przejrzeć się w bycie, doświadczyć niemoşliwego, odnaleźć sacrum. Doświadczenie wewnętrzne, zmierzające do ekstazy, pozostaje w ostateczności równieş projektem – Bataille pisze o tym wprost – jednak jest to projekt sam w sobie samobójczy, fałszywy, gdyş jego celem od początku jest zdrada. Projektująca dramatyzacja własnego istnienia jest według niego rodzajem metody dochodzenia do granicy moşliwego, o tyle, o ile, będąc konsekwentnie niezaleşna, zamienia się w swoje przeciwieństwo – o ile doprowadzona do skrajności, rodzi śmiech, obraca się w ironię. Jest to dramatyzacja religijna pozbawiona wytchnienia w Bogu: „Słowo Bóg; posłuşyć się nim, aby dotrzeć do dna samotności, lecz nic juş o nim nie wiedzieć, nie słyszeć jego głosu. Nie znać go�17. Sartre pisał, şe autor Doświadczenia wewnętrznego zawodzi w momencie, gdy pragnie swoje osobiste doświadczenie zobiektywizować18. Sartre zdaje się jednak ignorować fakt, şe Bataille był w pełni świadomy tego, şe zawodzi. Co więcej, świadomość ta odgrywa w jego twórczości wielką rolę, co przejawia się w nieustannym podwaşaniu, dekonstruowaniu siebie samego. W przedmowie do Madame Edwardy Bataille notuje: „Nie odrzucam poznania, bez którego bym nie mógł pisać, ale ta ręka, co pisze, jest umierająca i dzięki przyobiecanej jej śmierci wymyka się, pisząc z przyjętych granic (przyjmowanych przez rękę, która pisze, lecz odrzucanych przez rękę, która umiera)�19. Próba przekazania metody doświadczenia wewnętrznego moşe być równieş interpretowana jako świadomy wybieg autora, mający na celu oswojenie czytelnika z niemoşliwością, ukazanie, czym jest nadaremność – wybieg w pełni autoironiczny, choć podszyty bólem, trwoşliwą pasją kogoś, kto nie ma nic do stracenia. Wnikanie w cięşkie mroki myśli autora Doświadczenia wewnętrznego wymaga trudnej rezerwy. W jednym z tekstów poświęconych Bataille’owi Tadeusz Komendant oddaje się dygresji dotyczącej gorączkowych stanów, niewyjaśnionych męczarni, jakie nachodziły go przy tłumaczeniu Błękitu nieba: „(...) jeśli pisanie zaşegnuje szaleństwo – Do pisania zmusza mnie, mam wraşenie, lęk, bym nie oszalał – wówczas, w moim przypadku niezbędny, demontaş tego pisania owo szaleństwo wyzwala�20. Bataille oscyluje wokół szaleństwa, ale jest to dziwne szaleństwo, zdystansowane wobec siebie. Niektórzy nawet uchybiają mu z tego powodu. Gabriel Marcel wykorzystał szaleństwo Nietzschego przeciwko Bataille’owi. Według Marcela, szaleństwo potwierdziło prawdziwość pasji niemieckiego filozofa, dał równieş Nietzsche przykład innym, jak kończy ten, co zamierza się na Prawdę21. W pełni sił umysłowych Bataille nie moşe liczyć zatem na szacunek godny swego obłąkanego mistrza – pozostaje w oczach chrześcijańskiego egzystencjalisty trywialnym bluźniercą. Sartre w swojej pobłaşliwości nie pozostawał dłuşny Marcelowi. Określił on opisywane przez Bataille’a stany mistyczne jako bezcelowe i nieprzydatne, swoją wartością porównywalne do „przyjemności wychylenia kieliszka alkoholu lub wygrzewania się na słonecznej plaşy�, samego Bataille’a zaś widział jako ogarniętego namiętną złą wiarą, aczkolwiek nierzadko poruszającego swoim stylem i erudycją człowieka22. Moşna powiedzieć, şe Bataille przewidział podobne ataki pod swoim adresem: „ŝyję wraşliwym doświadczeniem, a nie logiczną eksplikacją. Moje doświadczenie boskości jest tak szalone, şe śmiać się będą ze mnie, kiedy o nim powiem�23.
1. G. Bataille, DoĹ›wiadczenie wewnÄ™trzne, tĹ‚um. O. Hedemann, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998, s. 94. 2. G. Bataille, Historia erotyzmu , tĹ‚um. I. Kania, OďŹ cyna Literacka, KrakĂłw 1992, s. 12. 3. Por. M. Janion, Komentarze, [w:] Transgresje, t. 3 ( Osoby ), red. M. Janion, S. Rosiek, Wydawnictwo Morskie, GdaĹ„sk 1984, s. 405-406. 4. G. Bataille, BĹ‚Ä™kit nieba , tĹ‚um. T. Komendant, „Literatura na Ĺšwiecieâ€? 1985, nr 10, s. 110. 5. G. Marcel, Odrzucenie zbawienia i wywyĹźszenie czĹ‚owieka absurdu, [w:] tenĹźe, Homo viator, tĹ‚um. P. Lubicz, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1984, s. 214. 6. G. Bataille, O Nietzschem , tĹ‚um. T. Komendant, [w:] „Literatura na Ĺ›wiecieâ€? 1985, nr 10, s. 174. 7. G. Bataille, Madame Edwarda , tĹ‚um T. Komendant, [w:] tenĹźe, Historia oka i inne historie, tĹ‚um. T. Komendant, I. Kania, OďŹ cyna Literacka, KrakĂłw 1991, s. 49. 8. J.-P. Sartre, Baudelaire wobec czasu i bytu , [w:] tenĹźe, Czym jest literatura?, tĹ‚um. J. Lalewicz, PIW, Warszawa 1968, s. 305. 9. TamĹźe, s. 326. 10. G. Bataille, Baudelaire, [w:] tenĹźe, Literatura a zĹ‚o, tĹ‚um. M. WodzyĹ„ska-Walicka, OďŹ cyna Literacka, KrakĂłw 1992, s. 43. 11. J.P. Sartre, Nowy mistyk , tĹ‚um. J. Lisowski, [w:] Transgresje, t. 3 (Osoby), dz. cyt., s. 291-292. 12. G. Bataille, Erotyzm , tĹ‚um. M. Ochab, sĹ‚owo/obraz terytoria , GdaĹ„sk 1999, s. 100. 13. G. Bataille, DoĹ›wiadczenie wewnÄ™trzne , dz. cyt., s. 117. 14. TamĹźe, s. 112. 15. O bestialstwie tej zbrodni przypomniaĹ‚ w swoim ostatnim ďŹ lmie Mel Gibson. Wydaje siÄ™, Ĺźe celem broczÄ…cej krwiÄ… Pasji Gibsona miaĹ‚o być wĹ‚aĹ›nie wyjaskrawienie i udobitnienie winy, napiÄ™tnowanie grzechem, a co za tym idzie, pogĹ‚Ä™bienie uczuć odkupicielskiej miĹ‚oĹ›ci wiernych, ktĂłrzy poszli do kin – w przypadku niewiernych, ktĂłrzy teĹź poszli, miaĹ‚ być to zapewne perswazyjny chwyt za gardĹ‚o. UderzajÄ…ca jest jednak fascynacja, z jakÄ… Gibson obnaĹźa okrucieĹ„stwo w detalach. Pasja to drugi z dwĂłch ďŹ lmĂłw wyreĹźyserowanych przez Gibsona. W kaĹźdym z nich mamy do czynienia z bohaterem, ktĂłry ginie ostatecznie w okropnych mÄ™czarniach, poddany rytualnym torturom – w pierwszym ďŹ lmie (Braveheart ) byĹ‚ nim William Walles, szkocki wojownik, skazany na Ĺ›mierć przez podwieszanie, rozciÄ…ganie, aĹź po ostateczne poćwiartowanie. Wszystko to zostaĹ‚o ujÄ™te w obrazie, lecz „niedopowiedzianeâ€?, w przeciwieĹ„stwie do naturalistycznych tortur Chrystusa w Pasji – moĹźna powiedzieć, Ĺźe reĹźyser rozwija rĂłwnieĹź swojÄ… pasjÄ™. W filmie Braveheart umierajÄ…cego w mÄ™czarniach gĹ‚Ăłwnego bohatera graĹ‚ sam Mel Gibson. JeĹ›li ufać prasowym doniesieniom, w Pasji – w scenie przybÄłania Chrystusa do krzyĹźa – Gibson podkĹ‚adaĹ‚ pod gwóźdĹş wĹ‚asnÄ… dĹ‚oĹ„. W obydwu swoich ďŹ lmach Gibson wystÄ™puje zatem jako oďŹ arnik i oďŹ ara zarazem. PoĹ‚Ä…czenie fascynacji przemocÄ…, torturÄ… i mÄ™kÄ… z aďŹ rmacjÄ… poczucia winy i grzechu, widoczne w praktyce reĹźyserskiej sĹ‚awnego aktora, stanowi ciekawy przypadek, paradoksalnie potwierdzajÄ…cy teoriÄ™ Bataille’a co do transgresyjnej istoty sacrum . 16. G. Bataille, DoĹ›wiadczenie wewnÄ™trzne , s. 144. 17. TamĹźe, s. 97. 18. J.P. Sartre, Nowy mistyk , dz. cyt., s. 291. 19. G. Bataille, Madame Edwarda , dz. cyt., s. 51. 20. T. Komendant, Batalia , „Literatura na Ĺšwiecieâ€? 1985, nr 10, s. 278. 21. G. Marcel, Odrzucenie zbawienia i wywyĹźszenie czĹ‚owieka absurdu, dz. cyt., s. 205. 22. J.P. Sartre, Nowy mistyk , dz. cyt., s. 291-292. 23. G. Bataille, DoĹ›wiadczenie wewnÄ™trzne , dz. cyt., s. 93.
31
3JUB 9 JOEE
DE - I MITOLOGIZACJE SZALEĹƒSTWA
próby interpretacji zjawiska w kontekście rozumności MONIKA BAKALARZ
W tym krótkim tekście nie będziemy, jak moşna by się tego pochopnie spodziewać, symulować szaleństwa, aby w ten sposób uwiarygodnić swą zaşyłość z tematem. Nie jest wymagane, a nawet, jak się okaşe, nie byłoby poşądane, powoływanie się na własne doświadczenia w zakresie zaburzeń umysłowych, aby w ten sposób podkreślić swe kompetencje dotyczące znajomości tematu. Stoimy tu wręcz przed tego rodzaju paradoksem, şe najbardziej zainteresowani tematem, a więc szaleńcy jako tacy, właśnie w tej sprawie rzadko sami zabierają głos1 i stąd sądy o nich, bądź apologetyczne, bądź potępiające, jak to róşnie w historii bywało2, wypowiadane są przez osoby postronne. Taka powściągliwość, której być moşe trzeba by się uczyć, w rozprawianiu na temat samego szaleństwa, spotykana u tych, którzy go doświadczyli, być moşe wiąşe się z tym, şe samo szaleństwo nie tylko jest powodem ubezwłasnowolnienia, lecz takşe powodem utraty wiarygodności i w oczach własnych, i osób postronnych. Moşna pytać, czy jest konieczne i czy zawsze tak było, şe szaleniec niejako wstydził się własnego szaleństwa i wyşej cenił od niego właśnie normalność jako to, co poşądane. Tu moşemy jednak tylko domniemywać, jakie jest i było połoşenie tych osób. Wychodząc od stanu faktycznego, wiemy, şe szpitale „spokojnego� osamotnienia w szaleństwie są często odgrodzone wysokim murem, na podobieństwo cmentarzy lub więzień, a ten rys architektoniczny mógłby stać się juş przyczynkiem do snucia pewnych domysłów na temat mieszkańców takich domostw, jak i tych, którzy pozostają poza nimi. Potrzeba muru mogłaby być tu i potrze-bą osłony, chronienia przed wścibskim spojrzeniem z zewnątrz, jak i koniecznością izolacji tego, co juş wykluczone i leşące poza sprawami codziennego şycia, zmuszone lub zmuszające się do moşliwości leczenia bez alternatywy odwołania lub ucieczki. To charakterystyczne wyłączenie z biegu świata jest dla wyłączających być moşe tym, co usunięcie z oczu pewnej przeszkody, wszak szaleństwo moşe być źródłem wielu kłopotów: i dla tego, kto jest nim dotknięty, i dla postronnych obserwatorów; kłopot podstawowy leşy przede wszystkim tu po stronie pewnej nieprzewidywalności, która mogłaby uchodzić nawet za swoisty wyróşnik czy teş atrybut szaleńca, nie bez powodu mu przypisany. O samej moşności rozstrzygania o przewidywalności i o jej potrzebie, przyjdzie jeszcze pisać. Wracając do problemu wyłączenia, nie chcielibyśmy tu bynajmniej kwestionować dość zaocznie zasadności takiego zabiegu, wszak i sami wyłączeni, gdyby ich spytać o głos w tej sprawie, mogliby czuć jego potrzebę i pewną nieadekwatność wobec biegu spraw şycia codziennego, ale w takim razie musielibyśmy załoşyć u osoby dotkniętej szaleństwem (jak gdyby przychodziło ono skądinąd, zawsze z zewnątrz, a nie kryło się w środku), pewną zdol-
ność do adekwatnej oceny własnej osoby, o której nie moşemy rozstrzygać, czy jest w tym przypadku moşliwa, bo wiemy na ten temat, czy chcemy się do tego przyznać, czy nie, najczęściej tyle, ile daje nam w darze pewna publiczna opinia, a więc najczęściej garść znoszonych stereotypów. Moşna jednak przypuścić takşe, şe wyłączenie to jednak działa w świadomości nim dotkniętych jak rodzaj, zamierzonej lub nie, koniecznej lub nie, kary za niepoprawność zachowania, o ile karą miałoby być to wykluczenie lub nawet samowykluczenie i izolacja, które zapadają mocą konieczności, dotycząc tego, kto doświadcza z racji szaleństwa swej odmienności, a temu bycia odmieńcem towarzyszy uczucie nieuchronnej (czy nieuchronnej?) stygmatyzacji i niekompetencji wobec wielu powszechnie przez ludzi podejmowanych zadań şyciowych, o ile tkwiłaby w kaşdym z nas, nawet w szaleńcu, przemoşna potrzeba bycia we wspólnocie nawet za cenę usilnej konieczności sprostania jej normom. Zaczęliśmy juş pisać, jak się wydaje, i o szaleństwie, i o szaleńcach, lecz nie przedłoşyliśmy jeszcze ko-niecznego wstępu, który być moşe jedynie i tylko usprawiedliwiłby zamiar pisania na ten temat; zamiar ten, o ile nie grzeszy naiwną dość fascynacją i nieukrywaną nawet sympatią wobec tego wszystkiego, co zaprzecza samej normie i tak zyskuje sobie miano szaleństwa, sympatią zasadzającą się być moşe na samym uporze kontestacyjnego porywu wobec tego, co powszechnie przyjęte jako obowiązujące, musiałby być poparty pewną rozwagą w traktowaniu samego problemu szaleństwa i przede wszystkim wymagałby postawienia go jako pewnego rodzaju problemu, który nie jest prosty do ujęcia, a jednak ma w sobie pewną uniwersalność tego gatunku, şe nie musi ograniczać się tylko do problemu doświadczeń klinicznych i badań psychiatrycznych i moşe dotyczyć jak i wiązać się z pytaniem o kondycję samego człowieka jako takiego. Samo powaşne podejście do tego tematu, gdyş temat ten, jak sądzimy, wymaga, jeśli nie tylko to takşe, powaşnego podejścia, nie musi oznaczać juş tej rzetelności, jaką spotykamy w podręczniku psychiatrii, ani bynajmniej zamiaru pisania takowego, choć całkowite abstrahowanie od specjalistycznego ujęcia problemu szaleństwa i opieranie się na tak zwanej „czystej intuicji istoty szaleństwa� skazywałoby się na zarzut dyletanctwa, choć wydaje się, şe sami specjaliści w sprawie tego, czym szaleństwo jest, w sensie teş tego, skąd się bierze, nie są ze sobą zgodni, co otwiera szerokie pole do dociekań, a jeśli moşna tu oczekiwać pewnej zgodności, to dotyczy ona co najwyşej tego, jak sobie z szaleństwem radzić, mówiąc krócej: jak je leczyć. Sam bowiem problem szaleństwa jest tu bowiem postawiony jako problem choroby. Nie zamierzamy tego sensu podwaşać i we wcześniejszych partiach pracy powoływaliśmy się takşe na takie
32
3JUB 9 JOEE
malna codzienność, z drugiej strony jako to, co w swym nieznanym nie moşe być przewidywalne, moşe teş zatem niszczyć, dewastować, zagraşać, okazać się straszliwym. Nieznane w postaci szaleństwa ma dwa sprzeczne atrybuty: jest ludzkie, dotyczy człowieka, w nim się kryje, lecz jako pewna anomalia jest nieludzkie, nie przekłada się na język zrozumiały, nie daje się przewidzieć, a zatem kontrolować, wydaje się jakąś obcą władzą, która nie poddaje się ludzkiej władzy, a bynajmniej juş władzy rozumu. Dlatego teş w wiekach średnich i juş wcześniej (por. np. Platon – boski szał) szaleństwo interpretowano często w kategoriach nawiedzenia. Nawiedzenie to doświadczane było jako wtargnięcie lub dostanie się pod wpływ sił obcych dla samego nawiedzonego, których on sam nie mógł ani pokonać, ani kontrolować, sił nienaleşących do ludzkiego świata. Ten sposób tłumaczenia szaleństwa zdejmował z samego nawiedzonego cięşar odpowiedzialności za czyny przez niego popełniane, ale za cenę znalezienia, poza światem ludzkim, poza światem tego, co zrozumiałe. W tamtych czasach pojawiła się teş na dworach królewskich specyficzna postać mająca odmienne od innych przywileje i zadania; tą postacią był karzeł. Karzeł nie był uznawany ani za szaleńca i de facto nim nie był, ani teş za normalnego człowieka, choć był jednym ze sług. Był jakby istotą połowiczną, ani nie wykluczoną ze społeczności, ani jednak nie naleşącą do niej w pełni. Karzeł otrzymał szczególny przywilej: mógł mówić wszystko, co chciał powiedzieć, lecz kaşde jego słowo przyjmowano tak jak słowo szaleńca, zostało ono unieszkodliwione przez sprowadzenie go do poziomu nie lub półprawdy. Słowa, które wypowiadał karzeł, ujęte były niejako w cudzysłów şartu, który trzeba wybaczyć nawet, gdy rani, bo jest to mowa niejako szalona. Foucault wspomina takşe o odbywającym się w tamtych czasach rokrocznie święcie poświęconym szaleńcowi, o święcie szaleństwa3. Był to czas, gdy królował „świat na opak�, czas zawieszenia powszechnie panującego porządku, czas prawa wszystkich do mówienia wszystkiego: „ludzie mieli prawo przejść przed pałacem burmistrza [...], i rzec mu, powiedzieć prawdę w oczy i zelşyć, jeśli byłaby taka potrzeba�4. Był to takşe czas powszechnego odwrócenia ról, zamieniania się miejscami, wtedy to pan mógł udawać biedaka, biedak pana, męşczyźni udawali kobiety, a kobiety męşczyzn i być moşe wtedy, w tym szczególnym czasie, świętowano takşe pewne odwieczne ludzkie marzenie, marzenie, aby przez chwilę stać się kimś innym i gdzie indziej, w innym porządku świata. Moşemy się tylko domyślać, jak oczyszczającą rolę pełniło to święto, jak umacniało poczucie więzi między tymi, którzy w nim uczestniczyli, i moşemy takşe ubolewać nad tym, şe zaniechano kultywowania tych świąt, gdyş oto powoli nadchodziły juş czasy inne, gdzie nie było miejsca ani dla święta głupców, ani dla nich samych. Powędrujmy zatem do tych czasów, którym być moşe się wydawało, şe wynalazły lekarstwo na szaleństwo. Lekarstwem tym zaś miał być rozum. Wprawdzie wraz z rozumem odziedziczył człowiek takşe zdolność do wątpienia we wszystko, co przydawało mu pewnego rysu szaleńca, chwytał się on jednak jak ostatniej deski ratunku niewątpliwości swego wątpienia, która ostatecznie miała wyleczyć go z wszelkich jego wątpliwości co do prawomocności swych sądów. Tak jako dla siebie bez mała w pełni przejrzysty, był teş sam gwarantem prawd, których nikt nie mógł zakwestionować z pozycji innej niş pozycja rozumu5. Ten zaś, występując jako pewna substancja, najbardziej przypominająca, być moşe, substancje z gatunku oleistych, aczkolwiek był nieredukowalną własnością samego tylko człowieka, nie był jednak, niestety, jak to wielokroć ujawniała obserwacja, równo roz-
znaczenie szaleństwa jako zjawiska chorobowego, które podlega leczeniu, jednak ten sens nie jest jedynym, jaki wiązany był z pojęciem szaleństwa. Szaleństwem w sensie metaforycznym nazywa się takşe i to, co normę przekracza, ale nie w sensie odbiegania od zdrowia, lecz nawet jako przejaw samego zdrowia, w tym przypadku, gdy coś wydaje się ponad ludzkie siły, a jednak dla kogoś jest moşliwe, wreszcie tak teş bywa określany czyjś dość oryginalny sposób bycia. Słowo to samo w sobie wydaje się na wskroś wieloznaczne i jak mało które, być moşe, budzi wiele kontrowersji i wskutek róşnych historycznie mu przypisywanych, potocznie i przez określone nauki o człowieku, sensów obciąşone jest zarówno duşą dozą mitologizacji, jak i banalizacji. Tak więc piszący stoi przed trudnością tego rodzaju, aby nie strywializować samego problemu szaleństwa i nie popaść w banał, który być moşe w pewnym zakresie jest tu nieunikniony, ani by zbyt powaşnie, lecz mało krytycznie podchodząc do własnego i wcześniejszych ujęć problemu, nie poddać się specyficznemu nim zauroczeniu i nie obciąşyć go kolejną, samopowielającą się być moşe, mitologizacją. Pytać by najpierw naleşało zatem, dlaczego pojęcie szaleństwa i szaleńca okazało się w ogóle podatne na takową mitologizację, a takşe czy moşliwe i jakimi drogami jest jego odmitologizowanie, a wreszcie, czy takowe jest samo w sobie poşądane i komu by miało ono słuşyć: nam czy tzw. szaleńcom (tzw. przecieş najpierw przez nas)? Aby móc choćby w części na te pytania odpowiedzieć, konieczne byłoby w pewnym zakresie uzyskanie wglądu w to, jak historycznie rysował się ten problem, co pozwoli z kolei odsłonić róşne ludzkie sposoby radzenia sobie i widzenia problemu szaleńca i szaleństwa, a wraz z nimi takşe naświetlić róşne sensy i sposoby posługiwania się tymi słowami, które do dziś funkcjonują w powszechnej praktyce językowej i nasuwają się podczas odczytywania zapewne takşe i tej pracy. Taka krótka, ze względu na rozmiary tekstu, praca genealogiczna pozwoli być moşe na jaśniejsze odróşnienie tego, co my sami moglibyśmy powiedzieć na temat szaleństwa, nie będąc szaleńcami (choć takşe nie wiadomo, czy doświadczenie szaleństwa niejako na własnej skórze daje juş wiedzę na temat tego, czym jest szaleństwo, wszak np. wszyscy, który są ludźmi, winni juş na mocy tego wiedzieć, czym jest człowiek, ale i tu nie milkną spory), od tego, ile na ten temat nie wiemy i czego powiedzieć nie umiemy. Wobec tego stoimy przed problemem tego rodzaju, şe o szaleństwie pisać moşna, a nawet trzeba, lecz wciąş nie wiemy: jak? Czy chcieć zatem pisać o szaleństwie juş nie jest szaleństwem? Czy nie lepiej byłoby powiedzieć wprost, şe o szaleństwie nie wiemy nic? Czy jednak to nie jest zbyt prostym unikiem, ucieczką od problemu? Nie sposób bowiem takşe pozostać obojętnym na takie słowa jak szaleństwo czy szaleniec. Podobne są w tym do tych słów tabu, których samo wymówienie juş groziło sprowadzeniem nieszczęścia, a które same w sobie miały moc tyleş przyciągającą, co odpychającą. Szaleństwo zatem, nie pozostając dla człowieka tematem obojętnym i w pewnym świetle przedstawiającym nawet jego samego, było odwiecznie przez niego waloryzowane. Przebieg tej waloryzacji będziemy śledzić pokrótce w dalszych partiach tekstu. Tu zaś naleşy jedynie zaznaczyć, şe szaleństwo jako najogólniejsza nazwa tego, co odmienne, leşące poza normą, inne, obce, a jednak nadal człowieka dotyczące, budziło i zapewne nadal budzi pewne uczucia ambiwalentne, jak wszystko to, co nadchodzi w charakterze tajemnicy i z jednej strony wydaje się składać obietnice czegoś więcej, a zatem być moşe czegoś istotniejszego, bardziej zdumiewającego, piękniejszego, waşniejszego niş to, co moşe zaoferować nor-
33
3JUB 9 JOEE
oderwania od tu i teraz, pozaczasowości. Moşna oczywiście pytać, czy wyróşnione tu cechy specyfikują tylko szaleńca, czy nie zdarzają się takşe ludziom zdrowym, i tu moşna by odpowiedzieć, şe być moşe zdarzają się, ale teş tylko się z d a r z a j ą. Dalej moşna by pytać jednak, skąd „tylko� i dlaczego aş juş „tylko�? Sprowadza to nas na trop specyficznego przestrzennego7, architektonicznego, wielowarstwowego ujęcia ludzkiej duszy, dopracowanego przez współczesne tzw. psychologie głębi, które to właśnie wyróşniają warstwy głębsze, jak gdyby archaiczne skamieliny i warstwy powierzchniowe ludzkiej psyche; moşna dyskutować co do zasadności tej koncepcji, jednakşe rzuca to nowe światło na sam problem szaleństwa, które w tym kontekście moşna porównać do trzęsienia ziemi, odsłaniającego kolejne warstwy geologiczne, lub teş do wybuchu wulkanu, który pozwala dowiedzieć się czegoś na temat zawartości ziemi; jej powierzchnia nie jest juş wszystkim, co ją stanowi, lecz pod nią jest jeszcze rozşarzony płomień lawy. Z podobnym poruszeniem i rozszczepieniem wszystkich „warstw� psychiki budujących i zespojonych w skupiającym je ośrodku „ja� mielibyśmy do czynienia w tym ujęciu w tzw. wybuchu szaleństwa, co by nie było tylko zjawiskiem z rzędu pewnych anomalii, które by dotyczyły człowieka jedynie jako pewien chorobowy wyjątek, ale badanie tego zjawiska przynosiłoby wiedzę na temat złoşoności ludzkiej natury. Pracy badawczej tego rodzaju jednak groziłby być moşe pewien zarzut wiwisekcji. A samo zadanie lekarza byłoby zadaniem i archeologa duszy, i budowniczego składającego od nowa dom ludzkiego „ja�. Spytać by tu jeszcze wypadało o kontrowersyjne związki lub nawet wzajemne wykluczanie się zachodzące między szaleństwem i rozumem. Wydają się one, ze względu na wzajemne zaprzeczanie sobie, nastawione do siebie antagonistycznie i znoszące się nawzajem; wszak tam, gdzie panuje rozum, nie powinno być szaleństwa, a tam, gdzie panuje szaleństwo, rozum najwyraźniej zawiódł, a to pierwsze bywa teş określane nierozumem. Stąd nierozum wydaje się podstępnie drwić z rozumu, stając się jego krytyką, skoro nie daje się przez niego ani przewidzieć, ani opanować jego siłami. Rozum zaś chce być szaleństwa diagnostą i nie moşemy zaprzeczyć, şe mu się to udaje, zarzucając szaleństwu jako chorobie, nie bez podstaw, zawęşenie horyzontów, niepoprawność myślenia, przysparzanie cierpień choremu, a następnie stopniową jego degenerację połączoną z utratą zdolności do samooceny, samoświadomości, odpowiedzialności za siebie i innych, a w następstwie – wolności. Moşna by pytać, czy szaleniec wie, şe przytrafiło mu się szaleństwo? I moşemy powiedzieć, şe tak, ale dopiero, gdy jest wyleczony, wtedy moşe z całą szczerością przyznać: „To było szaleństwo�, inna droga wydaje się niemoşliwa z powodu samej specyfiki szaleństwa, która ma to do siebie, şe nas ono ogarnia, şe się w nim pogrąşamy, zatracamy, a takşe to, şe wydaje się ono wytwarzać własną racjonalność lub teş racjonalizację, tak jakby umysł chory nie przestawał być jednak pewnym umysłem, choć zmienionym. I ta właśnie zmiana, zmieniająca samego człowieka, specyfikuje przejście między rozumem zdrowym i chorym, przepaść między nimi, ich wzajemną nieprzekładalność, ich wzajemną samotność. Ale skoro w szaleństwie się pogrąşamy, to potrzeba ręki z zewnątrz, która by z niego mogła wydobyć, tak jak ze snu wydobywają nas akcesoria takie jak budziki. Michel Foucault natomiast uwaşa, şe „świadomość własnej choroby jest u chorego absolutnie oryginalna. Niewątpliwie nic nie jest bardziej fałszywe niş mit szaleństwa, choroby, która nie jest siebie świadoma; dystans dzielący świadomość lekarza od świadomości chorego nie równa się dystansowi między wiedzą o chorobie
dzielony pomiędzy poszczególnych członków ludzkiej wspólnoty; jedni wydawali się mieć go więcej, inni mniej, znajdowali się i tacy, których sposób zachowania nijak się miał do ocen samego rozumu, co dawało się wytłumaczyć zapewne przez całkowity zanik tej substancji, co zdawało się urągać samemu pojęciu człowieka, który wszak swą godność opierał na rozumności, a zatem, aby ją ocalić, tych ostatnich wypadałoby wykreślić z kategorii tego, co ludzkie i co człowiekowi przystoi. Temu problemowi próbowała usilnie zaradzić szybko nadchodząca epoka „oświeconych�, którzy to zamierzali uzupełnić te niedostatki rozumnej substancji na drodze wychowania i nauczania mniej oświeconych. Tych zaś, którzy zdradzali wprost şenujące odbieganie od norm przyjętych przez powszechnie panujący rozum i stąd mogliby źle świadczyć o rodzaju ludzkim, zamykano w przeznaczonych do tego celu więzieniach, gdzie dawali o sobie przypomnieć tylko jako kategoria pośrednia: ludzie-zwierzęta i tak teş byli traktowani6. „Rozum oświecony� nie okazał się jednak na tyle rozumny, aby zrozumieć swe własne ograniczenia jak i uprzedzenia, a takşe by otoczyć właściwą opieką szaleństwo jako być moşe swą stronę przeciwległą. Bo tak jak ślepego nadal moşe prowadzić wciąş jeszcze dotyk, tak i szaleństwo moşe takşe mieć swe racje i nie daje się tak łatwo wymazać z mapy wszystkiego tego, co jest. Stąd teş szybko nadeszła pora, gdy takşe światło rozumu, ponoć nieukrywające niczego, poddane zostało krytyce. Nie jest zapewne wielkim odkryciem stwierdzenie, şe krytyka rozumu szła często w parze z pozytywną waloryzacją samego szaleństwa przypisaną mu przez tenşe rozum, jakby chciał on sobie zrekompensować własne słabości, poszukując w samym człowieku władz jakiegoś innego, wyşszego poznania, które potrafiłyby ująć to, co sam rozum uznał jako leşące poza granicami jego władz rozumienia. A poniewaş, jak się zdaje, nie jest on w stanie w obrębie własnych kategorii pojąć takşe samego szaleństwa, przyjął, şe moşe ono samo jest objawem tych ukrytych w człowieku zdolności, które sam chciałby posiadać. Tak teş w okresie romantycznym dokonała się specyficzna unia szaleństwa z rozumem, gdzie ceną za gloryfikację szaleństwa była dyskwalifikacja samej rozumności. Oto, o ile wcześniej szaleńca uwaşano prawie za rodzaj podczłowieka, tak potem przypisano mu rolę wręcz nadczłowieka, do której on sam, być moşe, nie chciały pretendować, tak jak i do tej pierwszej. Doszukiwano się związków pomiędzy geniuszem a szaleństwem, a sam fakt bycia szaleńcem juş jakby predestynował do bycia wieszczem i objawicielem prawd ostatecznych. Romantyczną baśń, jaką uprawiano na temat szaleństwa, moşna streścić tak, jak to w baśniach bywało: Głupi Jaś okazuje się koniec końców Mądrym Jasiem, ba, Jasiem Najmądrzejszym, wręcz Jasiem Jasnowidzem, za co w nagrodę dostaje, oczywiście, rękę pięknej królewny i całe jej królestwo. Mitologizacja szaleństwa, jaka dokonała się w tamtych czasach, utrzymuje się, choć w zmodyfikowanej przez naukę postaci, po dziś dzień, co wcale nie ułatwia zrozumienia samego zjawiska szaleństwa. Spytać jednak moşemy, czy pewne rysy charakterystyczne, towarzyszące zjawiskom szaleństwa, same nie przyczyniają się do jego mitologizacji w deseń romantyczny? I rzeczywiście, wspierając się na obserwacjach specjalistów, moşemy wyróşnić, wśród wielu innych, takie cechy obłędu, które mogłyby być pobudką do tworzenia mitów, jak np.: wraşenie omnipotencji, wszechmocy i wszechwiedzy, wnikania w istotę świata i olśnienia, kontaktu z mocami wyşszymi, specyficzny, symboliczny sposób odbioru rzeczywistości na poziomie archaicznym i podobny sposób wypowiedzi, wreszcie pewien rodzaj
34
3JUB 9 JOEE
szaleństwa, nie byłoby odmienności, pomyłki, urojenia. Przyjęło się bowiem uwaşać, şe umysł zdrowy to umysł mogący sądzić poprawnie, prawdziwie. Czy zatem umysł chory sądzący sam o sobie, şe jest umysłem chorym, zatem poprawnie, jest juş zdrowy? Kłopot w tym jednak, şe umysł nie moşe sądzić jednocześnie o sobie, şe jest zarazem zdrowy i chory, zatem sądzi poprawnie i niepoprawnie, gdyş wtedy grozi mu odwieczna aporia prawdy i kłamstwa. Problem zatem moşna postawić tak, şe jest albo tylko rozum, albo tylko szaleństwo, lecz wtedy wkrótce stanęlibyśmy przed problemem podobnego rodzaju, şe albo jesteśmy tylko obudzonymi, albo tylko śpiącymi, a w ten sposób nasze şycie zaprzeczyłoby samo sobie i stałoby się absurdem, o ile juş nim nie jest. Czym moşe być świat chorego psychicznie dla kogoś zdrowego? Pouczony wieloletnim obcowaniem z tym światem, Antoni Kępiński wysnuwa tak głęboko go rozumiejący wniosek: „Ten świat jest moşe dla nas dziwny, zaskakujący, czasem śmieszny, a jednak ma w sobie coś wielkiego, jest w nim zmaganie się człowieka z samym sobą; z własnym otoczeniem, szukanie własnej drogi, jest to świat, w którym przejawia się to, co najbardziej ludzkie�9. Moşe zatem, mimo obaw i wahań, warto wyjść naprzeciw temu światu, aby spotkać w nim człowieka odmienionego, człowieka jakby pogłębionego, który rysuje siebie samego i wszystko wokół inną niş zazwyczaj, bardziej ostrą i napiętą kreską, gdzie karykatura jest tylko drugim imieniem prawdziwej twarzy.
a niewiedzą na jej temat. (‌) Chory dostrzega własną anomalię i nadaje jej – przynajmniej – sens nieredukowalnej róşnicy, oddzielającej go od świadomości i świata innych. (‌) Najbardziej spójny obłęd objawia się choremu co najwyşej jako równie realny co rzeczywistość; w tej grze dwóch rzeczywistości, w tej teatralnej dwuznaczności, świadomość choroby objawia się jako świadomość innej rzeczywistości. (‌) Wreszcie, w wypadku ekstremalnych form schizofrenii i w stanach demencji, chory zostaje pochłonięty przez świat swej choroby. Potrafi jednak uchwycić świat, który opuścił, jako odległą i przesłoniętą rzeczywistość. Zalewany przez świat chorobowy, świadom jest istnienia i, na ile moşna o tym wnosić z opowiadań osób uleczonych, zawsze ma wraşenie, şe rzeczywistość jest przez niego ujmowana tylko w formie zniekształconej, skarykaturyzowanej, przeobraşonej – jak we śnie8�. Zatem rozum poszukuje kryteriów rozpoznawczych rozumności i szaleństwa, a choć jego klasyfikacje obciąşone są ryzykiem błędu, to nie moşna powiedzieć, şe róşnicy nie ma i moşna przesuwać dowolnie i w nieskończoność granicę między przytomością i obłędem; wszak o kimś pijanym nie powiemy, şe jest trzeźwy i odwrotnie, chyba şe poetycko. A samo bycie zdrowym jest juş gwarantem tego, şe jest zdrowie i podobnie bycie chorym gwarantem choroby. Zatem jest i rozum, i szaleństwo, lecz skoro wydają się znosić nawzajem, trzeba by znaleźć miejsce i dla jednego, i dla drugiego, a tym wspólnym miejscem, gdzie mogłaby się rozgrywać i rozumność i szaleństwo, mógłby być sam człowiek, w którym by się oba kryły i ujawniały, spytać by z kolei jednak naleşało o sam sposób tego ukrywania się i ujawniania. Aby pokonać nieprzejednaną sprzeczność między szaleństwem a rozumem, odkryć trzeba najpierw, na czym ona polega, nie zaś sprowadzać jedno do drugiego i wykazywać, şe w istocie rozum jest szaleństwem, a szaleństwo rozumem, bo tak je gubimy, i do tego mogłoby prowadzić nieostroşne pytanie: czy rozum nie mógłby być źródłem szaleństwa, a szaleństwo źródłem rozumu? Pytanie jednak wciąş otwarte i rzucające jednak pewne światło na złoşoność problemu, którego tak łatwo rozstrzygnąć nie moşemy. Sprzeczność między szaleństwem a rozumem, prowadząca do wykluczania któregoś z nich, polega być moşe na tym, şe pierwotnym załoşeniem myślenia jest to, şe rozum jest jeden i wspólny, jest taki sam dla wszystkich, o ile ma być moşliwa zgodność prze-konań, a przekonania prawdziwe przyjmuje się zgo-dnie, jednomyślność w wyprowadzaniu wniosków i powszechna obowiązywalność prawideł myślenia. Szaleństwo zaś podaje w wątpliwość tę wyłączność, powszechność i jedność rozumności i jako róşnica z nią się kłóci, stąd bywa przez nią określane jako nierozum, lecz na podstawie tego określenia moşna wysnuć pochopny wniosek, jakoby szaleniec nie myślał. Ale skoro nie moşemy odmówić szaleńcowi prawa do myślenia musimy przyjąć, şe istnieje takşe róşnica między jednym umysłem a drugim, a wraz z nią odmienność myślenia. Opozycję między szaleństwem a rozumem moşna zatem ująć jako róşnicę między umysłem zdrowym a umysłem chorym, a w ślad za nią idzie takşe odmienność ich myślenia. Tam jednak, gdzie odmienność myślenia się pojawia, tam teş pojawia się spór, a w nim przynajmniej jeden ze spierających się nie ma racji, gdyş sama racja ma być jedna. Szaleniec zaś to ten, kto z załoşenia racji nie ma, właśnie ten, kto się myli, i jego myślenie naleşy uzdrowić, a zatem pokazać mu błąd tak, şeby i on to przyjął, şe jest w błędzie, a zatem znów odwołać się do jakiegoś wspólnego rozumu, którego tu nie ma, gdyş wtedy nie byłoby
Wydaje się, şe demitologizacja pojęcia szaleństwa moşliwa jest na dwóch drogach: bądź przez jego krytykę, bądź przez bezpośrednią konfrontację z szaleństwem tego, kto szaleńcem nie jest, a kto w tym celu mógłby złoşyć krótką wizytę na oddziale zamkniętym. Czy jednak nie jesteśmy skazani na tę mitologizację, a szaleństwo ma pozostać tym, czego nie znamy? A jeśli tak, to nawet ta krótka wizyta jest tylko przyczynkiem do stworzenia nowej, własnej mitologii szaleństwa.
Krótka wizyta na oddziale zamkniętym Przychodząc zatem ot tak, z ulicy, z jej gwaru, z jej szybkiego oddechu, jeszcze nasiąknięty codziennością, czy taki przybysz do tego miejsca, które czasem ludzie omijają wzrokiem, miałby wraşenie, juş przekraczając bramę, juş otwierając drzwi, şe wkracza w ogród, gdzie rozum czuje się upokorzony, gdzie drzewa rosną korzeniami do góry, a ziemia czasem zasypia i śni usłyszane historie? Czy moşe czułby się Wergiliuszem bez przewodnika, który zwiedza światy ostateczne i gdzie moşe spotka tylko ludzi podobnych do widm pogrąşonych w neuroleptycznym śnie, o oczach jak jaskinie mętnej wody, przez które nie przenika światło słoneczne? Oczach, które udają tylko widzenie, uszach, które udają słyszenie. Tłumy głów wypełnionych gęstą mgłą wszechzapomnienia, która wymazuje z tablicy umysłu wszelkie „wcześniej� i „później�, a wraz z nimi „ja� i „ty�, a nawet „oni�. I moşe pytałby, jaki płomień tak cichy i przygaszony ogrzewa te ciała, to şycie zredukowane do tego, co podstawowe, niejako wegetatywne. A moşe nie zobaczyłby tego, lecz czułby się odrobinę zawiedziony, widząc te poprawne i przytulne korytarze, te poprawne pokoje. Bo i tu są łóşka, i tu są sny, i tu szepty, i rozmowy, milczenie i śmiech, bo i tu ludzie, a nie ludzkie dziwolągi, coś czytają, coś jedzą, popijają herbatę, kawę, słuchają radia, wychodzą na papierosa, jakby po prostu spędzali tu kilka dni urlopu.
35
3JUB 9 JOEE
z koszmaru na jawie, o powrocie do siebie, o powrocie do świata zza murów? Lecz wtedy mógłby sobie zadać pytanie: jeśli mur nie oddziela po prostu tylko dwu rodzajów szaleństwa, lecz świat normalny od nienormalnego, to moşe te światy dzieli nie tylko mur, ale cała nieprzejednana przepaść? Moşna przytoczyć tu jednak na tą okoliczność pewną baśń-przypowieść. W pewnym dawnym, jak moşna by sądzić, królestwie złośliwa wróşka zatruła wodę w źródłach: kto się jej napił, stawał się szaleńcem. Nazajutrz po tym fakcie wszyscy napili się tej wody, wszyscy poza jedną osobą, a tą osobą był sam król. Od tej chwili w królestwie zaczęły się dziać się dziwne rzeczy; ludzie zbierali się oburzeni na rynkach miast i wszyscy krzyczeli: „To straszne, król oszalał, król oszalał!�. Lecz zdarzyło się i tak, şe i król w końcu takşe napił się wody ze źródła i odtąd ludzie zaczęli mówić: „Król jest juş zdrowy, król wyzdrowiał�, a w całym królestwie zapanował pokój. Pozostaje zatem zadać wielokrotnie juş w historii refleksji nad szaleństwem stawiane pytanie, który z tych dwóch światów oddzielonych murem, potrzebuje leczenia, a który jest tym upragnionym, tym normalnym, który jest rozleglejszy, bogatszy, w którym jest wolność, w którym się mniej cierpi, w którym bardziej kocha... Kto napił się wody ze źródła, a kto jej nie pił? I kto jeszcze o tym pamięta?
Lecz dziś znów ktoś tu nie umiał zapiąć sobie guzików, a ktoś inny ubrał się starannie, ale tak brzydko i zbyt jaskrawo, ktoś zapomniał się uczesać i nie moşe sobie przypomnieć, ktoś coś zgubił, lecz myślał, şe go okradziono, ktoś znów nieustannie coś chciał poşyczyć, bo tak czuł, şe jest razem, şe jest blisko, ktoś szukał tu matki, a ktoś inny ojca, ktoś inny zaś urodził samego siebie, ktoś się dziwi, şe jego twarz mówi: „nie�, gdy on chce powiedzieć: „tak�, kogoś przestano juş śledzić, ktoś zaś wciąş czuje się na poły powaşnie, na poły śmiesznie, ktoś chodzi cały dzień po korytarzu i nie moşe przestać, ktoś próbował wypluć tabletkę, pewny, şe to trucizna, lecz mu się nie udało, ktoś wyciągał z kosza śmieci, myśląc, şe nimi jest, a nie chciał być spalony, ktoś rozprawiał długo o piekle i niebie, lecz nikomu nie zdradził sekretu, şe widział Anioła, ktoś mówił, şe nie ma ani rąk, ani nóg, şe jest okaleczony, ktoś zaś pomylił swoje imię z imieniem kogoś innego i tak bardzo przestraszył się tej pomyłki, şe chciał krzyczeć, ktoś długo płakał, i to bez powodu, a potem głośno klął, ktoś inny na odwrót: długo się śmiał, ktoś przeşył cztery noce: zieloną, fioletową, czerwoną i błękitną, a wszystkie samotnie, ktoś inny słyszał tak piękną muzykę, lecz şadnej muzyki nie było, więc sam udawał, şe gra... Opowieści, którym nie ma końca, opowieści, których nie zdradza się intruzom, ciągnące się kilometrami, milami, setkami mil, wystarczy je wytrzymać, wystarczy przy nich być... Więc czy przybysz do tego świata nie czułby się wśród nich zagubiony i czego by tu szukał, i czego by chciał się dowiedzieć, nie przybywałby po prostu ze świata normalnego, lecz z jakichś nieskończenie odległych zaświatów, niemal z Marsa, na tę terra incognita, i moşe to on nie rozumiałby tutejszego języka i nie umiałby go słuchać, więc mógłby tylko udawać, şe rozumie, şe słyszy i uśmiechać się na poły pobłaşliwie, na poły trwoşliwie. Moşe pomyślałby, şe w tym świecie panuje po prostu inna normalność i inna racjonalność, şe ludzie tu przebywający nie są po prostu nieadekwatni, są oni adekwatni do innego świata, który tylko oni sami widzą, w którym mogą być tylko osamotnieni. I nie wystarczy po prostu rozbić struktury logicznego myślenia, aby w umyśle zapanowało szaleństwo, bo moşna wnioskować wciąş poprawnie, a jednak dysponując urojonymi przesłankami i wnioskami, sama logika nie zdoła wybawić umysłu ludzkiego od popadnięcia w obłęd, ani jej zawieszenie nie musi juş być jego znakiem. Co byłoby tym znakiem? I mógłby chcieć się tego dowiedzieć ten, kto tu przychodzi, tropiąc te znaki lub dając się zwieść pozorem normalności, otoczony zachłannymi spojrzeniami, które by pytały go być moşe: Po co tu przybyłeś? Lub: Czy mnie stąd zabierzesz? I czy nie chciałby on wtedy spuścić wzroku, przypuszczając, şe jego wzrok nie spotka nikogo, kto byłby obecny, kogoś, kto mógłby być przy „ja�, bo ten ktoś dopiero walczy o to „ja�, ono dopiero jest zarodkiem, dopiero się wykluwa i nie trzeba budzić go przedwcześnie, bo mogłoby zacząć krzyczeć na napiętej linie pomiędzy być i nie być. Czy nie mógłby on pomyśleć, şe ma do czynienia takşe i z ludźmi, którzy być moşe przeşyli własną śmierć, a otrzymując drugie şycie, jeszcze nie wiedzą, co z nim począć? Czy nie dostrzegłby on tu pewnych pęknięć na, zdawałoby się, spójnym marmurze ludzkiego şycia? Rozdźwięków między gestami, słowami i spojrzeniami. Dysonansów i dysharmonii, których nie odda şadna muzyka. Czy nie odkryłby on takşe tu głęboko ukrytego marzenia o upragnionej normalności, o przebudzeniu się
Przypisy:
1. Por. A. Krzysztoń, Obłęd . 2. Por. M. Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycy-
zmu.
3. M. Foucault, Społeczeństwo i szaleństwo, tłum. L. Rasiński, D. Leszczyński, [w:] tegoş, Filozofia, historia, polityka. Wybór pism , PWN, Warszawa-Wrocław 2000, s. 91. 4. Tamşe. 5. Naleşy tu przeprosić tych wszystkich, którzy zgłębiając myśl tamtych wieków, mogliby poczuć się oburzeni (bowiem: „Wbrew dobrym obyczajom nie brak pseudokrytyków, którzy właśnie na owej drodze ubiegają się o tytuł do sławy�. M. ŝarowski, Tarcza Arystotelesa , s. 46) ze względu na duşe uproszczenia, jakie poczyniliśmy wobec tej myśli, i w pewnych miejscach jej wręcz karykaturalne przejaskrawienia, zabieg ten miał jednak słuşyć tylko moşliwie ostremu ukazaniu jakie konsekwencje dla samego postrzegania szaleństwa miało przyjęcie pewnych załoşeń na temat człowieka, które dominowały od Kartezjusza aş po tzw. wiek rozumu; posiłkujemy się tu danymi przytaczanymi przez M. Foucault dotyczącymi statusu szaleńca w XVII-XVIII w. 6. Dobroczyński, Ciemna strona psychiki, Wydawnictwa „Księgarni Akademickiej�, Kraków 1994. 7. Por. B. Dobroczyński, Ciemna strona psychiki, s. 81-91. 8. M. Foucault, Choroba umysłowa a psychologia , tłum. P. Mrówczyński, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000, s. 74 i n. 9. A. Kępiński, Schizofrenia, Sagittarius, Warszawa 1992, s. 281.
36
3JUB 9 JOEE
W objęciach Czerwonego Króla Rozmowa z Šukaszem (CatTheGamer) – rocznik 76, mieszka w Toruniu. Interesuje się religiami, prawami człowieka, socjologią, fantastyką, grafiką komputerową, literaturą piękną, muzyką, windsurfingiem. Jego ulubione zajęcie: czytanie wierszyków i bajek swojej córeczce. Jest twórcą obrazków pokazujących „schizofreniczny� świat (www.poema.art.pl)
JUĹť W NASTĘPNEJ CHWILECZCE ALICJA BYĹ A PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA I ZESKOCZYĹ A LEKKO DO LUSTRZANEGO POKOJU. NATYCHMIAST SPOJRZAĹ A NA KOMINEK, ĹťEBY SPRAWDZIĆ, CZY W NIM NAPALONO, I Z RADOĹšCIÄ„ STWIERDZIĹ A, ĹťE PĹ ONIE RĂ“WNIE JASNO JAK TEN, KTĂ“RY POZOSTAWIĹ A PO TAMTEJ STRONIE. BĘDZIE MI WIĘC TAK CIEPĹ O, JAK W DAWNYM POKOJU – POMYĹšLAĹ A ALICJA – CIEPLEJ NAWET, BO NIE BĘDZIE NIKOGO, KTO ODPĘDZI MNIE OD KOMINKA. OCH, CĂ“Ĺť TO BĘDZIE ZA UCIECHA, KIEDY ZOBACZÄ„ MNIE TU W LUSTRZE I NIE BĘDÄ„ MOGLI SIĘ DO MNIE DOSTAĆ!... PĂ“ĹšNIEJ ZACZÄ˜Ĺ A SIĘ ROZGLÄ„DAĆ I ZAUWAĹťYĹ A, ĹťE WSZYSTKO, CO MOĹťNA BYĹ O DOSTRZEC Z DAWNEGO POKOJU, BYĹ O ZWYKĹ E I NIECIEKAWE, ALE CAĹ A RESZTA BYĹ A TAK INNA, JAK TYLKO MOĹťNA SOBIE WYOBRAZIĆ. NA PRZYKĹ AD OBRAZY NA ĹšCIANIE PRZED KOMINKIEM WYDAWAĹ Y SIĘ OĹťYWIONE, NAWET ZEGAR NA KOMINKU (WIECIE PRZECIEĹť, ĹťE W LUSTRZE MOĹťNA ZOBACZYĆ TYLKO JEGO TYLNÄ„ STRONĘ) MIAĹ TWARZ MAĹ EGO STARUSZKA I UĹšMIECHAĹ SIĘ DO NIEJ. (LEWIS CARROLL, O TYM, CO ALICJA ODKRYĹ A PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA)
Na drugÄ… stronÄ™ Lustra
fk: Nie, ale moĹźe kiedyĹ› zobaczÄ™.
[Siedzimy juş trochę w miłej knajpce w Toruniu. W pewnym momencie decydujemy się włączyć dyktafon.]
Š.: Mówiłaś, şe lubisz tańczyć. Ja wytańczyłem kiedyś duchy. Za futryną zobaczyłem pewne postaci. One były przezroczyste‌ Zobaczyłem je i odwróciłem się plecami, i przeszły przeze mnie. Wtedy przeşyłem szczytowy moment. Takie rzeczy się wytańcza. Taniec przecieş kiedyś był częścią rytuału‌ To była rozmowa z duchami.
Ewa [fk] Miszczuk: ‌ juş się nagrywa. Šukasz: To najpierw ci opowiem o swoich jazdach. fk: Pewnie było ich trochę‌ Psychiatrzy stwierdzili u ciebie schizofrenię, nazywa się ją chorobą królewską albo delficką wyrocznią psychiatrii, bo jest jednym z najsłabiej zbadanych, moşe wręcz nieprzeniknionych zjawisk. Potocznie kojarzy się ją z rozdwojeniem jaźni, ale chodzi tutaj o co innego, prawda?
fk: Myślisz, şe twój taniec teş był rytualny? Š.: Tak, bo to nie był taniec taki jak na dyskotece, to był rodzaj jakiegoś kontaktu, rozmowy. Na dyskotekach chodzi tylko o to, şeby się zabawić. Technoparty jest czasami trochę rytualne. Pójdź kiedyś na technoparty, to zrozumiesz dlaczego. Czym jest taka muzyka. Są teş narkotyki i co do nich mam wątpliwości, z tego względu, şe doświadczenia z dragami cię przeistaczają w pewien sposób. Pewne klapki ci się otwierają. Pewne drzwi się otwierają. Twój umysł zmienia się, a dzieciaki tego nie kontrolują, nie wiedzą, co się z nimi dzieje.
Š.: Głównie chodzi o wizje i jazdy‌ Wiesz, co to jest kabała, takie rzeczy‌ Wpadłem w to kiedyś. Ktoś mi zasugerował, şebym czytał wspak. Widzisz nazwę tej knajpki, ten napis po drugiej stronie okna? Czytałem ją wspak. fk: A więc czytałeś wspak?
fk: Mówiłeś mi teş o innych wizjach‌
Š.: I to jeszcze jak! I do jakich rzeczy dochodziłem! Ha, ha. Raj-pen – przychodziłem kiedyś tutaj, paliłem papierosa, zapalałem świeczkę i rozmawiałem z duchami.
Š.: Inny przykład: stoję na przystanku, pada deszcz‌ Nagle snop światła z góry spada na mnie i zewsząd biegną w moją stronę kobiety z wózkami, z dzieciakami, po to tylko, şeby przy mnie postać przez chwilę. Wiesz, miałem szereg takich sytuacji. Zdaję sobie sprawę z tego, şe miałem urojone myśli. Widzisz, nie zafiksowałem się na jakimś jednym, chrześcijańskim micie, tylko przeskakiwałem z opowieści w opowieść. Wszystko, co
fk: To były duchy jakiś ludzi, których znałeś? Š.: Literatów, jak pamiętam. Raj-pen – to taka zbitka, to raj, w którym się literaci spotykają. Jedni wierzą w telepatię, a ja jestem medium. Ha, ha. Widziałaś duchy kiedyś?
37
3JUB 9 JOEE
przeczytałem, wylało się jakoś na zewnątrz. I to wszystko do siebie pasowało, to się działo, było moim światem. Świat taki był, bo tak na niego patrzyłem. Świat „nigdy nigdy� przelał się w normalną rzeczywistość. I myślę, şe jest cały czas przelany i şe są osoby, które to po prostu widzą‌ Są rzeczy niewyjaśnione i których się nie da naukowo dowieść.
Š.: Wydaje mi się, şe kiedyś było podobnie jak dziś – były objawienia, była metafizyka, tylko şe trafiało się albo do klasztoru, albo na stos.
fk: Na przykład czego?
Š.: To jeszcze zaleşy, bo jeśli odmieniec był osobą z ludu, prostą (bez pejoratywnych znaczeń) – to Kościół był tą instytucją, która mu tłumaczyła, co się z nim dzieje. Ale jeśli była to osoba z wyşszych sfer, w jakiś sposób intelektualnie niezaleşna, to czekał ją raczej stos.
fk: Czyli dziś mamy „schizofreników�, „szaleńców�, a kiedyś heretyków, czarownice, magów, którzy sprzeniewierzali się panującej religii.
Š.: Mój świat w pewnym momencie składał się z psów i kotów. Psy to byliśmy wszyscy my. A koty to były te magiczne osoby, w jakiś sposób przeistoczone. Miałem taki psychodeliczny lot. Odosobnienie jest czasem potrzebne ludziom, ale w swoim umyśle moşna się pogubić. Siedziałem wtedy z nosem w komputerze, odciąłem się od wszystkich. Tym, którzy się ze mną kontaktowali, przestałem kompletnie ufać. Do tego narkotyki, amfetamina.
fk: No tak, Galileusz został rozgrzeszony ze swych „heretyckich� teorii dopiero w 1992 roku przez Jana Pawła II, w 350. rocznicę śmierci uczonego‌ Zresztą dlatego ci mówiłam, şe bardzo lubię Toruń, bo tutaj şył i pracował Mikołaj Kopernik.
fk: Zacząłeś brać narkotyki przed tymi wszystkimi jazdami?
Š.: Miał odwagę w sobie, prawda? fk: Jako uczony stanął okoniem nie tylko wobec panującego paradygmatu naukowego, ale w ogóle antropocentrycznej wizji świata. I dokonał rewolucji nie tylko naukowej, tego słynnego „przewrotu kopernikańskiego� w nauce, ale i społecznej, bo usunął podstawy całego ówczesnego światopoglądu. Galileusz, który poparł teorię heliocentryczną, przeşył to, co przeşywają dziś schizofrenicy – wykluczenie społeczne, odrzucenie, nawracanie na siłę, nagonkę‌ Zakwestionował religijne uniwersum, zagraşając podstawom legitymizacji wszechwładzy kapłanów. Współcześni szaleńcy – paradoksalnie – są zazwyczaj zagroşeniem dla panującej pragmatycznej i materialistycznej racjonalności naukowej‌
Š.: Tak, leczyłem się wcześniej z uzaleşnienia od amfetaminy‌ fk: Psy i koty‌ Š.: Byłem po drugiej stronie lustra‌ Stałem kiedyś na przystanku, siedział tam jakiś facet i widziałem, jak mu świeci głowa. Zobaczyłem, jak mu się twarz przeistacza w psią (psy i koty‌) i usłyszałem, jak coś mówi przeze mnie: „Dlaczego milczysz?�. To są takie loty, takie historie i jak to oddzielić? fk: To, co jest rzeczywiste, od tego, co urojone?
Š.: Tak, bo ludzie myślą, şe to, co urojone, jest „chore�, şe powinno się to blokować. Ja myślę podobnie jak Xylomena, którą poznałem Šukasz / CatTheGamer, Hidden abilities of your senses w psychiatryku, şe z tego wszystkiego trzeba wyciągnąć jakąś naukę. Na moją historię składało się wiele Š.: Wobec schizofreników nagonki raczej nie ma. Jest za rzeczy. Moja dziewczyna zdradzała mnie za moimi pleto litość, która ponişa. Odczułem to na własnej skórze. cami i w końcu odeszła z moim przyjacielem. I wtedy łatwiej jest być mesjaszem niş rogaczem. Ale było jeszcze fk: Pamiętasz, jak się to wszystko zaczęło, twoje urocoś‌ jenia? fk: Czyli same trudne sytuacje nie wystarczą‌
Š.: Wiesz, był taki pisarz Dick, który miał taki moment w swoim şyciu i środowisko zaczęło postrzegać go jako osobę nienormalną. Teş pewnie przez narkotyki, przez poszukiwanie odpowiedzi na pewne pytania, o sens şycia, po co właściwie tutaj jesteśmy. Moja historia teş jest bardzo dramatyczna. Myślę, şe moja pierwsza psychoza została mi zaindukowana przez tak zwanego przyjaciela, który miał w tym swój interes. Wiedział, şe czegoś szukam, şe mam problemy. Ta osoba wykorzystała wiedzę o mnie i ja się powoli pogrąşałem, popadałem w coraz większe urojenia.
Š.: To jest coś, czego nie potrafię wyrazić. fk: Wybitny polski psychiatra Antoni Kępiński twierdził, şe schizofrenia jest elementem, wytworem społeczeństwa industrialnego. Moşe jest to związane z tym, şe panuje w nim racjonalny naukowy światopogląd – psychiatrów, socjologów, fizyków, a wyrugowana została zupełnie „jakaś� metafizyka, oprócz tej religijnej. Laicka i ludowa metafizyka.
38
3JUB 9 JOEE
– ALE NIE CHCĘ PRZEBYWAĆ POĹšRĂ“D OBĹ Ä„KANYCH – ZAUWAĹťYĹ A ALICJA. – OCH, TEMU NIE ZARADZISZ – POWIEDZIAĹ KOT – WSZYSCY TU JESTEĹšMY OBĹ Ä„KANI. JA JESTEM
fk: A kogo, czego szukałeś? Š.: Szukałem Boga, takiego dobrego, miłego faceta, który by przyszedł do mnie tak jak ty teraz i pogadał ze mną. Cały czas właściwie szukam‌ Mój znajomy to wykorzystał, miał tyle mocy w sobie, şe stworzył taką sytuację, şe myślałem, şe jest Bogiem albo przynajmniej posłannikiem. Przez jakieś piętnaście minut byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
OBŠĄKANY. TY JESTEŚ OBŠĄKANA. – SKĄD WIESZ, ŝE JESTEM OBŠĄKANA? – POWIEDZIAŠA ALICJA. – NA PEWNO JESTEŚ – POWIEDZIAŠKOT – INACZEJ
fk: Ale co takiego zrobił? Tylko rozmawiał z tobą?
NIE ZNALAZĹ ABYĹš SIĘ TUTAJ.
Š.: Tak pokierował rozmową, şe myślałem, şe jest Bogiem. Ale po tych piętnastu minutach jakieś pytanie mu zadałem. Bo jak się spotykasz z Bogiem, to chcesz z nim pogadać. Kiedy dał mi odpowiedź, to zwątpiłem. Czułem się taki oszukany‌ Ale równocześnie coś się we mnie obudziło, odwróciłem się do drugiej osoby – bo nie byłem tam sam – i zapytałem: „Imię! Jak mam na imię?!� Czułem, jakbym się obudził. Przyszedłem na świat ponownie. I ten świat mi się bardzo nie podobał. To tak, jakbym się obudził i spojrzał na świat zupełnie innymi oczami. Strasznie mi się świat nie spodobał. Cały czas zresztą mi się nie podoba‌
(PRZYGODY ALICJI W KRAINIE CZARĂ“W)
W szponach dr Demoniki fk: Dlaczego tak nie odpowiada ci określenie „chore�? Š.: Choroba, chory – to są etykiety psychiatrów. Mogą wtedy tak człowieka zdefiniować i nafaszerować prochami‌ Wiesz, moşna się naprawdę wystraszyć lekarzy. Pisałem wcześniej pracę magisterską z socjologii dewiacji, więc wiem, na czym to wszystko polega. Wielu psychiatrom przydałby się kurs z filozofii, şeby spojrzeć sceptycznie na to, co robią. Ja myślę, şe mam w środku ogród, przez ten ogród przepływa rzeka, mam świadomość, wspomnienia. Niczego takiego w sobie nie zauwaşyłem, o czym mówią psychiatrzy – nie mam „ego�, nie mam şadnego „superego�. Ale moi psychiatrzy nie podzielają mojej wiary.
ALE JEĹťELI NIE JESTEM SOBÄ„, NASTĘPNE PYTANIE BRZMI: – KIM, NA BOGA, JESTEM? ACH, OTO WIELKA ZAGADKA! (PRZYGODY ALICJI W KRAINIE CZARĂ“W)
fk: Co ci się na tym świecie tak bardzo nie podoba?
Š.: Patrzyłaś kiedyś na świat jak na łańcuch pokarmowy? Czy nie fk: Jeszcze się tymi dyskusjami moşna go było wymyślić jakoś inbardziej pogrąşyłeś. aczej? Po czym się poznaje artystę? Po jego dziele, po nim moşesz odŠ.: Staram się na nich patrzeć ze czytać, co ma w głowie twórca, jego zrozumieniem, wiem, şe są inni psyŠukasz / CatTheGamer, Diagnoza dr Demoniki myśli. I wyobraź sobie artystę, któchiatrzy, ale ci, z którymi ja miałem remu sprawia przyjemność, jak się do czynienia, to były osoby o wąskich horyzontach. To zwierzęta zabijają. Jak się rozrywają. Przecieş to jest ból. były osoby, które myślały podręcznikami. Świat się opiera na cierpieniu i jest go w takich ilościach, şe to jest wręcz niewyobraşalne. Taka jest podstawowa fk: W końcu trafiłeś do szpitala. Bo jak rozumiem, od zasada świata – ból. Są tacy ludzie, którzy przeszli przez spotkania z „przyjacielem� zaczęła się cała historia, ból i co wieczór się modlą o apokalipsę. Ja mam to szczętwoje urojenia. ście, şe mam małą córeczkę, związek do uratowania z kobietą, którą kocham, mam dla kogo şyć. Ludzie szukają Š.: Tak, to był moment przełomowy. Potem dwa miesiące cudów na zaciekach na ścianach, a przecieş cudem jest, biegałem po mieście i przytrafiały mi się róşne rzeczy. şe siedzimy tutaj i rozmawiamy ze sobą‌ fk: Ale ktoś cię zakapował? Sam poszedłeś?
fk: No dobrze, ale chyba nie do końca wystarcza ci uśmiech córeczki‌
Š.: Po jakichś dwóch miesiącach po raz pierwszy zamknęli mnie w psychiatryku. Wbrew mej woli oczywiście. Po karetkę zadzwonili moi rodzice. Wiesz – prorok, po prostu wychodzi i mówi do tłumu. A ja w pewnym momencie byłem i mesjaszem, i prorokiem, i szatanem, i Bogiem. W pychę popadłem oczywiście w związku z tym. Niestety, społeczeństwo myśli w taki sposób, şe jedyne, co moşna zrobić w takim wypadku, to zamknąć w szpitalu‌
Š.: Dlaczego? fk: Nie masz juş jazd? Š.: Juş nie mam urojeń. Tamten świat zostawiłem, jest gdzieś w tle. Na widelec juş się sam nie rzucę. A w świecie tym był szatan, satan. Posługiwałem się teş telepatią. Na tym polega świat urojeń, şe wszystko się zazębia, wszystko pasuje do siebie. Ale to jest‌ nie chore. To jest traumatyczne.
39
3JUB 9 JOEE
fk: Widzę, şe wizje religijne was łączyły. A czy przebywanie z innymi pacjentami nie podsycało twoich jazd?
fk: Jezusa Chrystusa przecieş teş by dziś nie ukrzyşowano, tylko zamknięto w psychuszce. Czy w jakiś sposób zagraşałeś sobie albo rodzicom?
Š.: Tak, oczywiście. Inni ludzie stają się częścią twoich urojeń.
Š.: Biłem się z ojcem. A matkę od judaszy wyzywałem: „Ty judaszu!�, „Ty judaszu!�.
fk: Cały czas byłeś nieświadomy swojej sytuacji?
fk: Nieźle‌ Ale zaatakowałeś ojca czy broniłeś się?
Š.: Z czasem zaczęła przychodzić świadomość. Budzisz się i przypominasz sobie, co narozrabiałaś na mieście. Ale przez większość czasu byłem nafaszerowany i przytłumiony. To jest taki współczesny kaftan bezpieczeństwa, tak bym to nazwał‌
Š.: Biliśmy się, potem płakaliśmy razem. To było dziwne doświadczenie, bo przez chwilę patrzyłem na mojego ojca, jak on na mnie patrzył, kiedy byłem mały i się bawiłem na podłodze. Teraz teş widzę mojego tatę. Myślę jednak, şe rodzice popełnili błąd, şe mnie zamknęli wtedy albo şe mnie zamknięto na tak długo.
fk: Psychotropy?
fk: Dlaczego?
Ĺ .: Mhmmm.
Š.: Bo psychiatryk to jest jedna wielka pralnia mózgów. Są lekarze, którzy mają ideę choroby psychicznej, a reszta jest nadbudową. Czyli cały ten system ośrodków, cały system leczenia, te wszystkie korporacje, które zarabiają na sprzedaşy leków-narkotyków. Narkotyki przecieş działają w ten sposób, şe coś robią z chemią twego mózgu. A na kaşdym pudełku psychotropów masz napisane, şe blokuje to, tamto, şe uaktywnia to, tamto. To są narkotyki.
fk: Czyli wcześniej pakowano wariata w osławiony kaftan, a teraz szprycuje go się lekami i twierdzi, şe jest to bardziej humanitarne? Š.: Wmawia się, şe to są lekarstwa, ale to są narkotyki po prostu. fk: Tylko „legalnie� podawane przez specjalistów? Rozumiem, şe ładowali w ciebie psychotropy‌
fk: A więc leków nie bierzesz?
Š.: Nie. Zresztą cała psychiatria to jest zło. Stworzyli system, który kontrolują: nadają ci nową toşsamość, a stara zostaje złamana w oparciu o pojęcie „choroby�. Do tej nowej toşsamości dostajesz w jednym pakiecie receptę, grupę wsparcia, fachową pomoc. Wszystko budowane jest w oparciu o pojęcie „choroby� i staje się to jak brzemię. Šukasz / CatTheGamer, Three steps away from the China shop
Š.: Huuuh, i to jeszcze jak! fk: Opowiedz, jak się wtedy czułeś. Na ile ci pomogła „kuracja�, jakie były skutki uboczne.
Š.: Jak się czułem? Czułem się okropnie. Byłem bardzo, bardzo nieszczęśliwą osobą. Po pierwsze „kuracja� powoduje ogromny lęk. Pierwszy raz, jak wyszedłem ze szpitala, miałem taki dół, şe gdybym miał odwagę wyskoczyć z okna, to bym skoczył. Nie dbałem o to, şe ma mi się dziecko urodzić, şe mam rodziców. Przez rok myślałem tylko o śmierci.
fk: A nie jest to chorobą? Š.: Jest to jakieś zakłócenie. A zdefiniowanie cię jako „chorego� jest straszne, bo to jest piętno, to jest brzemię. Ja sporo straciłem‌ Jest w tym oczywiście sporo mojej winy, bo podejmowałem moşe nierozwaşne decyzje.
fk: A ile czasu byłeś w psychiatryku za pierwszym razem? Š.: Przez sześć tygodni. To jest takie cierpienie, które sobie trudno wyobrazić, bo poeci piszą o nostalgii, o nieszczęśliwej miłości. A to jest co innego, to jest czarne, a wszystko, co jest wokół, boli cię. Nie moşesz nawet posłuchać piosenki w radiu, bo ona cię boli. Jedyne jaśniejsze momenty są wtedy, kiedy się śmiejesz w środku i pytasz: „Kurwa, czy to jest moşliwe?�. „Nie wiedziałeś wcześniej, şe coś takiego jest moşliwe‌�. Otoczyłem się więc ksiąşkami, zebrałem archiwalne numery „Fantastyk� i czytałem w kółko, şeby jakoś przetrwać.
fk: Jak wygląda od środka psychiatryk? Š.: To pralnia mózgów, instytucja, w której panuje reşim. fk: Gdy tam trafiłeś, miałeś świadomość tego, co się dzieje, şe cię zabierają do szpitala? Š.: Personel to były roboty. I byli oczywiście pacjenci. Miałem róşne przygody – na przykład jakiś człowiek na mnie patrzył i mówił „Widzę cię‌�. Albo ktoś inny chodził za mną i mówił: „Byłeś ze mną na górze. Pamiętasz? Byłeś tam ze mną?�. Facet był przekonany, şe jest Chrystusem, a ta góra to Golgota.
fk: Któregoś dnia słuchałam w radiowej „Trójce� audycji o szpitalach psychiatrycznych. Do studia zaproszono kilku specjalistów, którzy opowiadali o współczesnym, humanistycznym podejściu do leczenia osób z diagnozą choroby psychicznej. Powiało
40
3JUB 9 JOEE
duchem Kępińskiego, który swą ksiąşkę pt. Schizofrenia (1972) zadedykował „tym, którzy więcej czują i inaczej rozumieją i dlatego bardziej cierpią, a których często nazywamy schizofrenikami�. Zaproszeni do studia goście – lekarze – przedstawili dość pozytywną, a nawet sielankową wizję‌
Š.: Są chorzy i „chorzy�. Jedni całkowicie uzaleşnili się od tego całego systemu, nie potrafią bez niego funkcjonować. Poznałem jednego faceta, który od trzydziestu lat juş tak şyje. Psychiatra – grupa wsparcia – dom. Innego świata dla niego nie ma. I jeszcze czuje się dumny, bo „od trzydziestu lat choruje na schizofrenię�. Tak jakby to była jakaś wartość, jakby to było centralne pojęcie, wokół którego on sobie zbudował obraz własnej osoby. To robi właśnie z ludźmi system psychiatryczny. Jest to pewna pokusa, bo w pewnym sensie jest to łatwe şycie. Nie ponosisz wtedy odpowiedzialności za siebie, masz şółty papier. Po pierwsze, moşesz robić, co chcesz. Po drugie, masz te trzysta złotych renty. Ja mam szczęście, şe nie przepadłem, şe czytałem ksiąşki z socjologii dewiacji, şe się uczyłem o tym.
Š.: Przede wszystkim w szpitalach upupiają. Do pacjentów się mówi jak do małych dzieci. Rozumiesz, mówią „zupka�‌ jak u Gombrowicza. A o godzinie dziewiętnastej: „Leki! leki! Bierzcie leki!�. W szpitalu się człowieka degraduje, redukuje się jego osobowość. Moim zdaniem, większość tych ludzi, którzy trafili do psychiatry, nie powinna się tam znaleźć. Bo zdarzyło się w ich şyciu coś, czego do końca nie pojmują, a psychiatra ma gotową narrację. Psychiatra „wie�, „rozumie� i ma za sobą autorytet nauki. Jest to mocno naduşywane, bo psychiatria nie jest przecieş nauką ścisłą, nie moşna przecieş jaźni połoşyć na stole i zoperować. Nie zobaczysz umysłu – tak jak moşna zobaczyć, czym jest nerka, czym jest kolano. Pamiętasz pewnie z socjologii ten eksperyment, w którym ludzie mają narysowane linie i masz określić ich długość.
fk: Dzięki temu zachowałeś dystans? Š.: Juş przecieş wiedziałem, co to jest etykietowanie, co to jest upupianie, co to są instytucje totalne. Wiedziałem, şe instytucje mają za zadanie przywracanie do zdrowia, ale şe równieş mają inne cele. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale i tak nie ominęło mnie to wszystko, bo był taki rok, kiedy byłem „chory�. I to był najgorszy rok w moim şyciu.
fk: Okazało się, şe podawana długość odcinków róşniła się w zaleşności od sugestii innych ludzi, od nacisku grupy.
Š.: Właśnie – i wyobraź fk: Jacy ludzie trafiają do sobie, şe wszyscy ci mówią, psychiatryków? şe masz coś takiego w głowie, czego przecieş nie Š.: Najbardziej szkoda mi widać. Chorobę psychiczbyło młodych. Są tam teş ną. A nikt kilograma choroby oczywiście emeryci, stapsychicznej nie przyniesie, ruszkowie, którzy mogli jej się nie da wyciąć, to nie sobie pograć w karty, ale jest şadne zapalenie. Nikt młodym łamie się şycie, duszy, „ja�, psychiki, jaźni, łamie się im charaktery. ego na oczy nie widział. Pralnia mózgów‌ Z wyjątkiem moşe jakichś osób-mediów i środowisk fk: Jakimi sposobami się to zajmujących się zjawiskami pranie odbywa? ezoterycznymi. Pomimo to powstał cały przemysł, cały Š.: Przede wszystkim jedsystem zbudowany na tak Šukasz / CatTheGamer, Przeistoczeni nostka cały czas otrzymuzwanej naukowej prawdzie, je komunikaty o chorobie, a ja uwaşam to za zwykłą bzdurę. Myślę, şe trzeba znaprzypisuje się jej pewien atrybut, czegoś, co jest niewileźć nową jakość, wymyślić nowe słowa, które nie będą doczne. Tłumaczy się ten atrybut jako „chory�. Po drugie boleć ani czynić z nikogo niewolnika. – narkotyki, które obezwładniają, zmiękczają twoją linię obrony. Jeśli jesteś niegrzeczny, to dostaniesz zastrzyki, fk: Czyli proponujesz, by odrzucić wszelkie pojęcia, a jeśli będziesz bardziej niegrzeczny, to dostaniesz elekktóre określają cię jako osobę chorą, wymagającą trowstrząsy. opieki, leczenia‌ fk: Byłeś poddawany elektrowstrząsom? Š.: Tak, chociaş społeczeństwo powinno w jakiś sposób pomagać takim ludziom, ale na pewno nie zamykać Š.: Nie, to mnie akurat ominęło. w psychiatrykach, w których upupiają, w których panuje rytuał [upupiania]. fk: Byłam zszokowana, kiedy gdzieś niedawno wyczytałam, şe nadal stosuje się elektrowstrząsy, a ma się to fk: Opowiedz coś o osobach, które jak ty trafiły do nijak do „humanistycznego� podejścia we współczepsychiatryków. Jesteś socjologiem, pisałeś pracę snej psychiatrii. z socjologii dewiacji, więc podejrzewam, şe masz ciekawe spostrzeşenia. Czy na przykład zauwaşasz jakieś Š.: Zazwyczaj wystarczają leki, ale w bardzo cięşkich zbieşności – mieli oni podobne przeşycia do twoich? przypadkach praktykują elektrowstrząsy. Na przykład na człowieku, który cały czas wierzył, şe jest Zbawicie-
41
3JUB 9 JOEE
chiatrzycę – doktor Demonikę – ta władza podnieca, bo ona uwielbia podawać zastrzyki. W szpitalu były terapie grupowe, które kontestowałem na róşne sposoby. A gdy za duşo mówiłem, to Demonika aplikowała mi zastrzyk.
lem. Leki na niego nie działały. Poza tym traktuje się często pacjentów jak króliki doświadczalne – namawia się ich do tego, şeby testowali na sobie pewne leki. fk: Takie leki, które nie są jeszcze wprowadzone do obiegu? I pacjenci się na to godzą?
fk: Rozumiem, şe leki cię skutecznie unieszkodliwiały.
Š.: Dla wielu z nich psychiatra jest Bogiem, jest nieomylny i ludzie mu bezgranicznie ufają, şe jeśli coś orzeknie, to tak właśnie jest. To wszystko się dzieje pod płaszczykiem twardej nauki. A wielu pacjentów przerasta to, czego doświadczają. Jestem przekonany, şe większość osób, którym byśmy powtarzali: „jesteś chory, jesteś chory, jesteś chory�, to by w to w końcu uwierzyła. Odwrotnie teş moşe ten mechanizm zadziałać, jeśli psychiatra oznajmi pacjentowi: „Pan juş nie ma zaburzeń�.
Š.: Po tych zastrzykach śpi się dwa, trzy dni. Strasznie to boli i jest taki szum w głowie, şe się zastrzyków boję do dzisiaj. Moja psychiatrzyca nie musiała tego robić, ale chciała mnie złamać. fk: Jak wielka oddziałowa z Lotu nad kukułczym gniazdem? Š.: Coś w tym rodzaju. Niektórzy psychiatrzy mają dobre intencje, myślą, şe pomagają. Nie rozumieją jednak, şe w sposób masowy krzywdzą ludzi. Sporo młodych osób trafia do szpitala po narkotykach, a naduşywana amfetamina teş przerzuca na drugą stronę lustra. Tym młodym ludziom robi się wielką krzywdę, bo juş się stają „chorymi�, „wariatami�. Šamie się im w ten sposób na zawsze şycie. Psychiatrzyca na przykład proponowała mi rentę – facetowi, który ma niespełna trzydzieści lat. I jak ja bym się czuł za trzydzieści lat? Chory? Gorszy? Ale to jest ten mechanizm – kusiła, oj, jak kusiła mnie tą rentą.
fk: A czy jako pacjent dzieliłeś się swoimi przeşyciami, wizjami z innymi pacjentami? Czy tkwiliście we własnych światach? Š.: Oczywiście, jak w kaşdej małej społeczności, tworzyły się grupy, paczki. Ale tak naprawdę rządził ten, kto miał kasę i fajki. Mieliśmy teş swoją paczkę, łamaliśmy przepisy, jaraliśmy fajki w pokoju. fk: To zupełnie jak w więzieniu! Š.: Bo to jest tego typu instytucja. fk: No tak, juş Goffman, pisząc o instytucjach totalnych, porównywał więzienia i szpitale psychiatryczne.
fk: Pewnie myśli, şe dopięła swego, bo parę miesięcy temu nie podpisała ci stosownych dokumentów i straciłeś prawo jazdy, a potem pracę‌
Š.: Moşe reşim nie jest taki, ale są leki, czyli narkotyki – to są te kagańce, te smycze, kajdanki. Mogłoby być tak, şe Š.: Tak, z tym piętnem choszpital cię wyciszy, zwróci do roby psychicznej nie mogę rzeczywistości, ale tym lusobie nawet prawa jazdy dziom się wmawia, şe muszą Šukasz / CatTheGamer, Little princess’ vaccine zrobić, bo potrzebne są badania psychologiczne, a psychobrać latami lekarstwa. Pamiętam jak dzisiaj, şe po półrocznej kuracji zadałem pytanie log wie, şe byłem w psychiatryku i ja juş tego nie przejdę. mojej psychiatrzycy, czy długo jeszcze mam przyjmować Pewnie będę musiał jechać za granicę, tam pewnie wyleki. Ona na to: „Aaa, na ostatnim kongresie powiedzierobię. li, şe to musi potrwać, bo nie moşna przerwać leczenia przed trzecim rokiem choroby�. Zebrały się autorytety fk: Wpadłeś w szpony Demoniki? i tak orzekły. Daje się w ten sposób władzę wąskiej grupie specjalistów – bo to oni nam mówią, jacy jesteśmy, jacy Š.: Kiedyś miałem taki plan – to oczywiście tylko fantajesteśmy w środku, choć tego nie widać. zja – który nazwałem „Operacja Jama�. Gdyby tak wykopać dół, do środka wrzucić kilku psychiatrów, najlepiej fk: Chyba raczej jacy powinniśmy być i czego nam nie moje dwie panie, które mnie leczyły. Gdyby tak zamknąć wolno, jakie zachowania nie podpadają pod normy. je w tej jamie i przez pół roku traktować psychotropami i mówić im: „jestem chora, jestem chora, jestem chora‌�. Š.: W szpitalu cały czas ci powtarzają: „to choroba, choSfiksowałyby na sto procent. Ale to tylko fantazja, bo tak roba� i cały czas masz to słowo przed oczami. właśnie postępuje się z ludźmi, a – moim zdaniem – jest to po prostu złe. Moşesz dostać oczywiście papier, şe jesteś juş „normalny�, ale moşe go wydać tylko inny psychiatra. To zamknięty krąg. Dlatego nigdy nie zgodzę się brać leków. Psychiatrzy mają totalną władzę nad „chorymi�. Moją psy-
42
3JUB 9 JOEE
NA PĂ“Ĺ UWIERZYWSZY W KRAINĘ CZARĂ“W, SIEDZIAĹ A Z OPUSZCZONYMI POWIEKAMI, CHOĆ WIEDZIAĹ A, ĹťE WYSTARCZY UNIEŚĆ JE ZNOWU I WSZYSTKO PRZEMIENI SIĘ W NUDNÄ„ RZECZYWISTOŚĆ‌ TO TYLKO WIATR BĘDZIE SZELEĹšCIĹ W TRAWACH, SADZAWKA ZASZEMRZE ROZKOĹ YSANA RUCHEM TRZCIN‌ SZCZĘKAJÄ„CE FILIĹťANKI PRZEMIENIÄ„ SIĘ W DZWONECZKI OWIEC, A PISKLIWE OKRZYKI KRĂ“LOWEJ W GĹ OS PASTUSZKA‌
To jest rodzaj pewnego cięşaru – siedzisz w towarzystwie i ktoś mówi: „Ale spotkałem ostatnio czubka!�. I wszyscy na ciebie patrzą... fk: ‌ jak zareagujesz‌ Š.: Cięşko jest to brzemię z siebie zrzucić, a jednak to jest moşliwe. Ale cały czas lęk kołacze, bo nie znasz przyszłości i to rzeczywiście moşe wrócić. ŝeby wytrwać, potrzeba wewnętrznej siły, ale i oparcia w dobrych ludziach. Psychiatra nie jest przyjacielem człowieka, ale raczej człowieczeństwa. Moşe to wina ignorancji, moşe zadufania. fk: Tobie się udało? Š.: Po wyjściu ze szpitala pracowałem w szkole przez pół roku i dalej brałem psychotropy. Poszedłem do mojej psychiatrzycy, bo czułem, şe po prostu tego nie wytrzymam. A dr Demonika dała mi nowy zestaw leków, bo ponoć brałem ich za mało. Jest to jakieś rozwiązanie. Poczułem się lepiej.
(PRZYGODY ALICJI...)
Z‌ i do Krainy Czarów fk: Bardzo ciekawe jest to, şe ludzie nazywani schizofrenikami doskonale zdają sobie sprawę z tego, şe mieli jazdy i w jakiś zadziwiający sposób poruszają się pomiędzy dwoma rzeczywistościami. Przychodzi mi na myśl ksiąşka Lewisa Carrolla Przygody Alicji w Krainie Czarów, a szczególnie jej zakończenie, kiedy Alicja zdaje sobie sprawę z tego, şe śniła. Czy to, według ciebie, moşe być metafora schizofrenicznego oscylowania pomiędzy dwoma światami?
fk: A co ci przepisała? Š.: Jakiś antydepresyjny lek, który dopiero po miesiącu zadziałał. Wcześniej nie miałem siły zwlec się z łóşka. W międzyczasie odeszła ode mnie kobieta. I znowu się zaczęło. fk: Zacząłeś ponownie mieć wizje? Š.: Znowu się zaczęło ćpanie, znowu zacząłem być prorokiem. Odstawiłem leki. Ale próbowałem walczyć, zacząłem chodzić na siłownię‌ Leki zatrzymują jazdy, bo nie masz siły podnieść się z fotela. Chodziłem zupełnie bezsilny.
Ĺ .: Kiedy wyszedĹ‚em z psychiatryka, myĹ›laĹ‚em tylko: „jestem choryâ€?. PatrzyĹ‚em na ludzi na przystanku i myĹ›laĹ‚em: „Jestem inny, nigdy nie bÄ™dÄ™ taki jak wy. JuĹź waszego szczęścia nie bÄ™dÄ™ miaĹ‚. Jestem choryâ€?. PotraďŹ Ĺ‚em jednak potem przeĹ‚amać to w sobie, uwolnić siÄ™. W pewnym momencie doszĹ‚o teĹź do mnie, jakiego rabanu, jakiego obciachu sobie narobiĹ‚em. ZastanawiaĹ‚em siÄ™, co wtedy myĹ›laĹ‚em.
fk: Taka sytuacja bez wyjĹ›cia? Ĺ .: Tak. W koĹ„cu traďŹ Ĺ‚em do gabinetu doktor Demoniki. RozmawiaĹ‚em z niÄ…, prĂłbowaĹ‚em jÄ… ďŹ lozoďŹ cznie podejść [Ĺ ukasz siÄ™ Ĺ›mieje], porozmawiać o przemianach egzystencji, ale ona postanowiĹ‚a mnie zatrzymać. Wtedy uciekĹ‚em stamtÄ…d. PoszedĹ‚em na siĹ‚owniÄ™ i tam przyjechaĹ‚a karetka. Zabrali mnie z siĹ‚owni.
fk: Jak się wtedy czułeś, kiedy okazało się, şe to były tylko wizje, urojenia? Š.: Czułem rozczarowanie, jakąś degradację, bo się okazało, şe nie jestem şadnym prorokiem ani mesjaszem. Xylomena nauczyła mnie jednak, şeby nie czuć się w jakiś sposób, ale şeby popatrzeć na to właśnie jak na sen. Ale teş wiem, şe część mi się nie uroiła, otworzyły mi się oczy. Najwaşniejsze jest to, şe nauczyłem się, şeby samemu nie walczyć z całym światem. Wiem, şe złoşona została mi pewna obietnica i jestem teraz osobą, która czeka i wie.
fk: Doktor Demonika zadziałała‌ Š.: Tak, zadziałała. Odosobnienie czasem się przydaje, ale to, co za tym idzie – traktowanie pacjentów, te prochy‌ Szaleństwo to jest w pewnym sensie wielka przygoda. Tylko şe nie masz şadnego przycisku, który moşesz sobie włączać, wyłączać.
fk: A co z powrotem do społeczeństwa?
fk: Coś cię jednak pociągało na drugą stronę lustra, skoro tam wróciłeś. Nasuwa mi się takie porównanie – schizofreniczne światy są prywatnymi, indywidualnymi utopiami budowanymi w opozycji do otaczającego świata.
Ĺ .: Kiedy wyszedĹ‚em ze szpitala, ludzie zaczÄ™li patrzeć na mnie w taki szczegĂłlny sposĂłb, w oczy, jakby czegoĹ› szukali. Dlatego ograniczyĹ‚em swoje kontakty z dawnymi znajomymi, z tymi, ktĂłrzy w pewien specyďŹ czny sposĂłb patrzÄ… w oczy. Jest w tym przeraĹźenie, jest lÄ™k, jest szukanie w tobie Ĺ›ladu tego, co przeĹźyĹ‚eĹ›. I koĹ‚acze wszÄ™dzie to sĹ‚owo „wariatâ€?. Bo to straszne piÄ™tno być „wariatemâ€?. Ale oczywiĹ›cie sÄ… osoby, ktĂłre mi pomogĹ‚y, ktĂłre mi wytĹ‚umaczyĹ‚y, Ĺźe trzeba zacząć nowe Ĺźycie. ByĹ‚y to rĂłwnieĹź osoby, ktĂłre poznaĹ‚em, kiedy tkwiĹ‚em w tych wszystkich moich problemach. SÄ… teĹź ludzie, dla ktĂłrych nic siÄ™ nie zmieniĹ‚o, jestem dla nich caĹ‚y czas tym samym czĹ‚owiekiem. KtoĹ› teĹź ewidentnie skorzystaĹ‚ na moim nieszczęściu. SÄ… teĹź osoby, ktĂłrym dostarczyĹ‚em rozrywki, jako sezonowa atrakcja. I prĂłbujÄ… dojść „dlaczegoâ€? – tacy psychiatrzy amatorzy.
Š.: Tak, stworzyłem sobie własny świat. Świat ten składał się z kilku poziomów. Kolejne poziomy róşniły się kolorami, şeby przejść na wyşszy, trzeba było zdobyć piórko – były więc niebieskie piórka, czerwone‌ i w barwie osobliwej şółci. Na najnişszym poziomie nie działała magia, nie działy się niezwykłe rzeczy. A im wyşszy poziom, tym więcej miałem osobliwych zdolności. W pewnym momencie pomyślałem: „Aha! Ja jestem juş na czwartym poziomie, moi rodzice na pierwszym, ale oni nie wiedzą, şe są inne poziomy�. Starałem się więc mówić ich językiem.
43
3JUB 9 JOEE
fk: To czym jest czwarty poziom? Š.: Hmmm, to jest osobliwa şółć – to kraina „nigdy nigdy�, kraina fantazji. To jest świat, gdzie są wróşki, to świat, w którym są trolle i prowadzą sklepy z cukierkami. To jest ten świat, w którym psychiatra jest robotem. To jest ten świat, gdzie mój tata jest naczelnym diabłem, a ja jestem jego dziedzicem. Ten świat był rajem, ale na skutek spisku aniołów, które się nie potrafią rozmnaşać, i kosmitów, którzy im to obiecali, stał się piekłem. To świat, w którym ludzie to są psy i koty. To jest świat, w którym posługuję się telepatią i takimi rzeczami. Czwarty poziom to ten, w którym moje dziecko wywoşą na Marsa, şeby stanęło na czele rebelii androidów. Czwarty poziom to jest ten poziom, gdy patrzysz w telewizor i widzisz diabła, i słyszysz jego mowę, jak szeleści i syczy. A kiedy otwierasz gazetę, nagłówki mówią do ciebie, zostały napisane specjalnie dla ciebie. Artykuły są specjalnie pisane dla ciebie. Niektóre piosenki są specjalnie dla ciebie pisane. Czwarty poziom to jest juş świat urojeń. Jesteś w nim, kiedy idziesz pod kościół i jest on zamknięty; wychodzi osoba duchowna, a ty mówisz: „Kościół jest zamknięty�, a osoba duchowna mówi: „Nie, on nie jest zamknięty, jest nieczynny�, a ty odpowiadasz; „Nie, jest zamknięty, wyrządziliście wielkie zło i musicie za nie zapłacić�. Na czwartym poziomie poszedłem do pokoju i wydawało mi się, şe jestem anteną i pisałem na ścianie pytania i odpowiedzi. Czwarty poziom jest wtedy, kiedy siedzę w pokoju i stoi w nim stoliczek taki, jak sobie wyobraşam stoliczek do wywoływania duchów, i ktoś mnie przepytuje; stoi obok mała dziewczynka i zaczyna płakać, a ja pytam: „Czemu płaczesz, dziewczynko?� I jest Kot-Gracz, z którym się bardzo utoşsamiałem. Kot-Gracz to jest taka osoba, która şyje w Wurdzie. Wurd to pogranicze rzeczywistości, prawdy, mitu, fantazji. To jest ta rzeczywistość wygenerowana przez jakąś artystyczną wizję, narkotyki. Czwarty poziom jest wtedy, kiedy oglądamy z kumplem film, a ja się przysłuchuję debacie bogów olimpijskich. Czwarty poziom jest wtedy, kiedy rozmawiamy z moim wujkiem i mówimy, a jednocześnie pokazujemy sobie coś dziwnego rękami. Czwarty poziom jest wtedy, kiedy idę na siłownię, trener mi mówi: „Dzisiaj spróbujemy rzymskiej łaźni� i coś nagle błyska w mojej głowie, rozglądam się po siłowni: „Aha, tu jest czyściec, tak? Tutaj wyciskacie ze mnie ból�. Czwarty poziom jest wtedy, kiedy podłoga w moim pokoju jest mapą świata, i podchodzę, stukam w jednym miejscu, potem włączam telewizor, a tu katastrofa. Czwarty poziom jest wtedy, kiedy oglądam wiadomości i mówię do spikera: „Nie kłam!�, a on robi słodką minę i spuszcza niewinnie wzrok. Na czwartym poziomie bierzesz do ręki Słownik idiomów angielskich i czytasz tytuł: Słownik domów anielskich. Czwarty poziom to jest kabała, anagramy, to są te rzeczy‌ To jest ten świat. Świat schizofrenii. I jak mówiłem – gdyby był wyłącznik‌
44
3JUB 9 JOEE
fk: ‌ to nawet mogłoby być fajnie. A jak się czułeś w tym świecie?
Š.: Oczywiście, şe technologia wpływa na współczesnych ludzi, takşe i na wizje. Dwieście lat temu nie było kosmitów, nie było implantów. W psychiatryku była taka osoba, która wycinała sobie şyletką skórę, bo była przekonana, şe ma wszczepione implanty. Miała ona w głowie taki miks mitu cywilizacyjnego i chrześcijańskiego. Bo tak jest z mitami, pijemy je mocno, całym umysłem, a potem rozwalają nam łeb i moşna juş z tej drugiej strony lustra nie wrócić.
Š.: To świat wzruszeń, przeşyć. Odczuwałem coś w rodzaju katharsis. Miałem raczej pozytywne doznania, choć wiem, şe są osoby, które walczą z potworami.
Słonie, Charlie, pecet fk: Czy twoja twórczość, czyli grafiki komputerowe, teş jest rodzajem katharsis? Ciekawa jestem, czy dzięki swoim obrazkom zyskujesz dystans do swoich wizji, jazd czy wręcz przeciwnie – podkręcają cię?
fk: A Charlie Chaplin? Š.: Tak sobie wyobraşam Boga, oczywiście wiem, şe to nie jest Bóg, ale Charlie reprezentuje te wszystkie wartości, które sobie cenię: otwarcie na ludzi, zrozumienie. To jest teş miłość nieşądająca nic w zamian, bezwarunkowa, oraz jakaś şyczliwość. Ale w Charliem jest teş postać wciągnięta w tryby wielkiej maszyny‌ Robię często te obrazki nieświadomie, nie kontroluję tego, jak one powstają, jakie dobieram elementy.
Š.: Te obrazy są jakąś formą odreagowania. Ale teş są sposobem opowiedzenia tego, co przeşyłem, bo nie da się za pomocą słów, języka tego przekazać. Czasem teş mnie podkręcają‌ W moich obrazkach jest teş tęsknota za moim dzieckiem, za utraconą miłością. Jest teş czasem nienawiść, bo mogę ją władować w swoje obrazki. fk: Co oznaczają tytuły twoich prac?
fk: Właśnie – opowiedz, proszę, na koniec, jak powstają twoje prace?
Š.: To fragmenty utworów muzycznych, które mnie często inspirują do zrobienia jakiegoś obrazka. fk: Obrazujesz swoje przeşycia, wizje, stany emocjonalne. W twoich pracach powtarzają się pewne symbole‌ Š.: Obrazki to jest ta przestrzeń w komputerze, gdzie moje anioły i demony walczą ze sobą. A które ci się najbardziej podobają?
fk: Mam swoje cztery ulubione: Little princess’ vaccine, Hidden abilities of your senses, Deep inside the wolf is You i Three steps away from the China shop. Ale chyba najciekawszy jest ostatni z nich – przedstawiający balansującego na piłce słonia i stojącego pod Šukasz / CatTheGamer, nim Charliego Chaplina‌ Ghosts are no different than you
Š.: Są to cyfrowe wycinanki, bo nie potrafię rysować. Więc wycinam róşne obiekty i łączę je ze sobą w nowe całości. Zrobiłem teş kilka obrazków o psychiatrii, psychiatrach. Staram się opowiedzieć, jak sobie ich wyobraşam. Jest taka praca Diagnoza dr Demoniki – umieściłem na obrazku skrzynkę, która ma zęby, na tej skrzynce jest moje zdjęcie, a naokoło są jakieś złe zaklęcia. Tak sobie właśnie wyobraşam diagnozę, która poşera moją jaźń. To jest protest przeciwko temu, şe „zdrowe� utoşsamia się z tym, co w społeczeństwie uchodzi za „dobre�. fk: Dziękuję ci za ciekawą rozmowę.
„A TERAZ, KICIU, ZASTANĂ“WMY SIĘ NAD TYM, KOMU SIĘ TO WSZYSTKO ĹšNIĹ O. (‌) WIDZISZ, KICIU, MUSIAĹ TO BYĆ ALBO CZERWONY KRĂ“L, ALBO JA. ON BYĹ OCZYWIĹšCIE CZÄ˜ĹšCIÄ„ MEGO SNU‌ ALE JA TAKĹťE BYĹ AM CZÄ˜ĹšCIÄ„ JEGO SNU! CZY TO CZERWONY KRĂ“L ĹšNIĹ , KICIU?â€? (‌) A JAK SÄ„DZICIE WY, KTĂ“RE Z NICH ĹšNIĹ O?
Š.: To opowiem ci, czym jest dla mnie słoń. Jestem ciągle molestowany przez sekciarzy i jeden z nich powiedział mi kiedyś, şe mam aurę jak słoń tańczący w składzie porcelany. fk: Hmmm, ciekawe określenie, oni to mają jazdy‌ Š.: Ale to mi się spodobało, bo słonie tworzą świetne społeczności. Na ich czele stoi najstarsza samica. W ogóle, słonie są bardzo czułe wobec siebie nawzajem, mają bardzo bogate şycie społeczne. Rozmawiają na swój słoniowy sposób, iskają się jak szympansy. Dlatego słonie symbolizują taką idealną społeczność. Taką moją utopię.
(O TYM, CO ALICJA ODKRYĹ A...)
Rozmawiała Ewa (fk) Miszczuk
fk: Innym stałym motywem jest klawiatura od komputera, układy scalone. Czy technologia ma tak duşe znaczenie dla ciebie?
45
3JUB 9 JOEE
SCHIZOFRENICZNA LAV
fragmenty niesystematycznych zapiskĂłw A . W.
(‌)
ną całość. Tak, dlatego. Znaki to ścieşki, które mnie od początku prowadziły i pozwalały przetrwać największe zwątpienie. Które mnie prowadziły i nie przestaną wieść na TEJ drodze.
Sen Mieszkanie na wysokiej kondygnacji. Nie jestem sama. Jest ze mną mój dawny chłopak. Tak, to nasze dawne mieszkanie. Nagle zaczynam obserwować, co się dzieje za oknem. Na tle nieba zaczyna się pokaz samolotów bojowych. Wirują w akrobatycznych pokazach. Jest ich coraz więcej i więcej. Na początku przyglądam się popisom z zaciekawieniem, ale w pewnej chwili zauwaşam spadające z nich na miasto pociski. Coraz więcej i więcej. Ale nic nie słychać. Wewnątrz mieszkania panuje cisza. Mówię przeraşona do chłopaka: „Zobacz, co się dzieje‌ popatrz�. On macha na mnie ręką i dalej spokojnie czyta ksiąşkę. Nagle jeden z bombowców podlatuje pod nasze okno i zaczyna namierzać cel. Rzucam się w kierunku swojego byłego i wciągam go pod futrynę drzwi, bo tam chyba będziemy bezpieczni. On niewzruszenie siedzi i patrzy zaskoczony na mnie. Chcę zadzwonić z komórki, ale nie mogę. Próbuję więc raz po raz wysłać SMS-a‌ Boşe, On jest gdzieś tam! Mój eks, w końcu widząc, co się dzieje za oknem, prosi mnie wystraszony: „To chociaş mnie teraz pocałuj�. Przytulam go i szepczę: „Nie mogę cię pocałować. Kocham Jego�. Dalej próbuję słać SMS-a, ale linia jest zablokowana. Mogę Go juş nigdy nie zobaczyć‌ Ta myśl doprowadza mnie do rozpaczy. Dostaję informację w obcym języku, którego nie znam. Ale wiem, co oznacza‌ Budzę się przeraşona.
Jazda Obudziłam się dzisiaj w nocy. Właściwie obudził mnie huk w kuchni. Pewnie coś spadło. Zamknęłam oczy i chciałam zasnąć. Ale nie udało mi się, bo poczułam OBECNOŚĆ. Ktoś tam był. Zaczęłam próbę odgadywania – kto to moşe być‌ Ale przecieş nikt nie wchodził. Byłam sama. Kiedy sobie to uświadomiłam, poczułam narastające przeraşenie. Bo kto to mógł być? A obecność była coraz bardziej wyczuwalna. Ten ktoś, czułam to, chciał przyjść do mnie i coś mi powiedzieć. Z jednej strony ciekawość, a z drugiej wielkie przeraşenie mnie ogarniało. Zaczęłam więc prosić, şeby dał mi spokój i sobie poszedł, bo tego nie wytrzymam i sfiksuję do końca. Błagałam o litość. Juş widziałam, jak mnie wyciągają z domu i pakują w kaftan bezpieczeństwa, z uwiecznionym na twarzy przeraşeniem. Starałam się mówić cicho, şeby nie słyszeli sąsiedzi. O ja pierdolę. Starałam się uspokoić samą siebie i powtarzałam – to tylko wymysły, tylko wymysły. Juş wiedziałam, şe nie zasnę, bo to coś lub ktoś tu jest. Ale zawzięłam się i OBECNOŚĆ była coraz mniej odczuwalna. W końcu chyba juş byłam sama. Usiadłam do komputera i zaczęłam pisać te słowa. Nie wiem, kiedy zasnęłam. Pierwszą moją myślą rano było to, şe to był ON. Nie całkiem, şe przyszedł do mnie, ale şe potrzebuje mnie. Siła umysłu zadziałała. Telepatia. Skontaktowałam się z Nim. Potrzebował. Mówił, şe bardzo. Nie wiem‌ Nic juş nie wiem‌ Mam nadzieję, şe choć trochę pomogłam.
Dzień l-06 Wszystkie ulice w tym mieście, cyfry na moim liczniku prądu, piosenki płynące z radia i te zawarte w rozmowach skrawki informacji od Niego sławią pieśń o wielkiej laaaav. Muszę tylko trafnie rozszyfrowywać ukryte informacje. Wieczna niepewność, bo to zajęcie bardziej skomplikowane niş odczytywanie Biblii. Niekończąca się gra w pytanie-odpowiedź. Kaşda odpowiedź jest pytaniem o następną. Zazębia się o inne. Takiej lav nigdy nie było jeszcze na tym świecie. Takiej całkowicie zwyczajnej, codziennej. Ale teş budującej zupełne i niezaprzeczalne zrozumienie. Opartej teş na prawdziwej namiętności, bo wiedziałam, şe On jest tym, który doprowadzi mnie do BRAMY, którą widziałam tylko jak przez mgłę. I przejedziemy ją w końcu. Razem. Bo nasze rozmowy są jak‌ jak dialogi z najdoskonalszej ksiąşki, jak scenariusz filmu o Nas. On. Zraniony pewnie przez wszystkie inne, te, które nie potrafiły dotrzymać obietnicy bezwarunkowej miłości. Dlatego wszystkie przypadki ułoşyły się w logicz-
Dzień ł-49 Spytał mnie: „Czy ty sobie czegoś nie wymyślasz?�. Patrzył mi świdrująco w oczy. Pomyślałam: „Nie wiem�. Nie spodziewałam się takiego pytania. Było to jak cios, policzek. Zrozumiałam, şe zawsze będę dla Niego juş tylko świrem. Któremu się nie dowierza. Kogo się nie szanuje, nie traktuje powaşnie. I słusznie, bo w gruncie rzeczy nie potrafiłam szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Chciałam paść na kolana i błagać: „Powiedz mi‌ ty mi powiedz, czy sobie wymyślam‌� Nie mogłam tego zrobić, şeby juş całkiem Go nie stracić. Czułam straszliwy, rozrywający ból niewiedzy,
46
3JUB 9 JOEE
ści – z tego wezmę uśmiech, z innego oczy, temu zabiorę imię, inny porwie mnie do tańca podobieństwem tembru głosu. Niekończąca się układanka. Puzzle. Za kaşdym razem, kiedy próbuję je rozpierdolić, zdeptać, przypominam sobie, şe misją moją jest pokazać Mu, şe TO jest moşliwe. ŝe odkupię winy wszystkich, którzy Go skrzywdzili. Šącznie z Nim samym. Ostrzegają mnie, wiem, şe staję się nawet śmieszna i budzę moşe nawet litość. Czasem czuję ich wzrok na sobie i wiem, şe oni wiedzą, şe mam nierówno. Niewaşne. To jest cena. Muszę przełamać fale‌ muszę przełamać fale‌ muszę przełamać fale‌
szarpaninę nieufności wobec samej siebie. Bałam się, şe dostrzeşe moje niezdecydowanie, jednak nauczyłam się juş kamuflować strach. Z pewnością w głosie odpowiedziałam, łşąc jak z nut: „Nie, wiem jak jest. Powiedziałeś mi. Nie trzeba mi dwa razy powtarzać�, Skłamałam, bo juş nauczyłam się grać. Ale swoje wiem. Tylko ja i wyłącznie ja stoję za kurtyną swojego nieustającego teatru. Sobie reşyserem, sobie aktorką i suflerem. Ten ostatni znów przyszedł mi z nieocenioną pomocą. I tak wiedziałam swoje – muszę grać, bo On teş gra, ukrywając przede mną całą prawdę. Ale ja ją znałam, odczuwałam ją całą sobą. Nic nie musiał dziś mówić. Poczekam na to cierpliwie, zajmując się swoimi sprawami. Tak musi być. Czy sobie to wszystko wymyśliłam? Niemoşliwe! Nieprawda! To tylko kolejna próba, której mnie poddaje. Cóş więc to wszystko znaczy? Nic? Niemoşliwe‌ A moşe jednak tak właśnie jest. Jestem rozdarta pomiędzy tym, co mi podpowiada intuicja, a tym, co doradza rozum. Ledwo się powstrzymałam, şeby się nie dać owładnąć głosowi intuicji. Szłam do domu i powtarzałam: „To tylko urojenia. Zapomnij. Zapomnij�.
Wieczór k-58 Siedziałam w knajpie spowitej mrokiem. Od dłuşszego czasu przyglądał mi się facet. Niewysoki, ciemnowłosy, krępy. W końcu przysiadł się do naszego stolika. – Obserwuję cię cały wieczór. – Wiem, zauwaşyłam. Cóş takiego zaobserwowałeś? – Nie myśl tyle o Nim. – O kim? – starałam się ukryć zdumienie. – O Nim. Powiedziałaś mu, şe go kochasz? – Tak – ta rozmowa zaczynała mi się niepokojąco podobać. – Tak myślałem‌ Nie powinnaś była tego robić. – Dlaczego? – Popadł w narcyzm. Mogłabyś kaşdego faceta owinąć sobie wokół palca‌ – wykonał powolny gest obrazujący te słowa. – Skąd wiesz o Nim? – Jestem szatanem – powiedział z zawadiackim uśmiechem. – Jasne‌ Moşe podpiszę cyrograf? – udawałam, şe wiem, şe mnie ściemnia, ale wchodziłam gładko w grę. To była przecieş teş moja gra. – Nie mam przy sobie odpowiednich druków. Nie tak szybko‌ – No tak‌ więc co mam zrobić? – podpuściłam go, bo koleś zaczął mnie denerwować. Ściemniał mnie, pewnie mnie skądś znał, tylko skąd? Pewnie jakiś Jego kumpel. – Ty zaproponuj. – Nie mam pojęcia‌ Chcesz kasę? – Nie‌ Masz piękne ciało‌ Mam rentgen w oczach i widzę je przez ubranie. – Wiesz co – jakiś tani podryw stosujesz‌ – Jesteś pewna? – Tak, juş moşesz sobie iść, nie uda ci się. – A co, moşe poprzysięgłaś wierność? Daj sobie z nim spokój – mówił bardzo spokojnie. – Słuchaj, miło mi się z tobą rozmawia, ale co ty się tak mną przejmujesz, co? – przewierciłam go wzrokiem. Na pewno mnie zna i podpuszcza. – OK, jak chcesz, ale ja wiem, jak to się skończy. – Jak?
Sen Ciemna ulica. Przechodzę obok cmentarza. W płocie widzę niewielką wyrwę. Obok mnie przebiega dziewczyna, przeskakuje przez dziurę w cmentarnym ogrodzeniu, a w swoim skoku maleje. Po drugiej stronie zamienia się w jaszczurkę, potem w szeleszczący liść, który porwany wiatrem, spada tuş przy mojej stopie. Zaczynam iść w panice przez park usłany jesiennymi liśćmi. Szeleszczą, trącane moimi stopami. Idę coraz szybciej, szybciej i myślę: „Przecieş to była dziewczyna, zamieniła się w jaszczurkę, a potem liść. Cholera, znów zaczynam mieć jazdy. Muszę z Nim porozmawiać. Choć minutę�. Przechodzę koło budynku, który jest Jego domem, ale szybko go mijam, bo wiem, şe nie mogę tam wejść. ŝe nie mogę Mu o tym powiedzieć. Zaczynam biec, bo muszę dotrzeć do domu, zanim się to wszystko znowu zacznie. Szybciej, szybciej. Ufff. Jestem. Ciemność. Szukam na ścianie włącznika. Jest. Nie działa. Przesuwam się po ścianie do drugiego pokoju. Znów szukam w ciemnościach zbawiennego zgrubienia. Jest. Nie działa. Dostrzegam strugę światła. Idę w tamtym kierunku. Wchodzę do sypialni. Na łóşku kochają się facet i dwie kobiety. Przez chwilę mam ochotę się do nich przyłączyć, ale nagle coś mnie odpycha. To przecieş... Cofam się w ciemność, a za mną wychodzi jedna z kochanek. Uśmiecha się demonicznie i zaczyna mnie do siebie przyciągać. Mówię do niej szeptem, şe chcę porozmawiać z tą drugą. Chyba po to tu przyszłam (?). Nie pamiętam. Czuję jak palce demonicznej wbijają się w moje şebra. Budzę się. Czuję ból tuş pod prawą piersią. Cholera. Mam siniaka. Znowu TE sny, znowu się zacznie, a miałam juş miesiąc spokoju‌ A dziś mam Go spotkać, zły znak. To BYŠzły znak. Czarna przepowiednia. Alkohol jest zdradliwy w takie dni.
Dzień s-58 Chciał mnie zobaczyć, ale nie mogłam pójść na spotkanie. Złe znaki. Nie potrafię znieść tęsknoty po tym spotkaniu, zanim do niego doszło. Czytam więc i piszę. Staram się być silna. Dla Niego. Nie moşe o tym wszystkim wiedzieć, nie moşe mnie widzieć w takim stanie. Na przemian pracuję i rozmyślam o naszych rozmowach i staram się odgadnąć Jego intencje.
Dzień t-67 Na zawsze wierna! Bo jeśli obejrzałam się za innym i jeśli coś więcej‌ to dlatego, şe miał coś z Niego. Puzzle. Ciągłe puzzle. Tragiczna układanka namiętności i czuło-
47
3JUB 9 JOEE
Budzę się i jeszcze na jawie mam uczucie przechodzenia do czerwonej rzeczywistości. Wszystko wokół wiruje w pokoju. Znowu chemia mojego mózgu odmawia posłuszeństwa. Dopamina. Dopomina. Dopomina. Będę wyglądać jak przyćpana‌ Podejrzliwy wzrok przechodniów, czasem komentarze, na które – juş wiem – nie mogę reagować, bo nie mam pewności, czy nie są tylko moim urojeniem... Muszę się mieć teraz na baczności, zero procentów, zero rozmów. Zero-jedynki. 010101010101010101
Z uśmiechem przypominam sobie, jak pędziłam gdzieś ulicą wielkiego miasta i nagle poczułam silne ukłucie w sercu. Zwolniłam trochę i pod ciemnymi okularami próbowałam ukryć grymas bólu. Wtedy usłyszałam tuş za sobą Jego głos. Poznałam go, poznam wszędzie. Ale szłam dalej, nie zatrzymałam się. Dopiero za rogiem przystanęłam i przeczekałam ból w piersiach. Pomyślałam wtedy, şe nie widząc Go, wyczułam Jego obecność. „Podwójne şycie Weroniki�. To jedno z moich najpiękniejszych wspomnień. Wspinam się po paralogicznej konstrukcji swoich wymysłów zmieszanych z rzeczywistością. Obraz się jednak zamazuje‌
Dzień z-148 Dziś, zaraz po pracy, sprawdziłam pewien fakt. Nie mogłam się skupić dziś na niczym. A potem szłam jak na ścięcie. Jeśli się okaşe, şe‌ to jest to urojenie? Tylko moja fantazja? Szłam z wielką nadzieją w sercu, ale z całych sił uruchamiałam rozum. Powtarzałam sobie: „To tylko urojenie. Sprawdzisz i juş. Otrzepiesz ręce i po sprawie�. Szłam ulicą i patrzyłam na tych wszystkich ludzi‌ Czułam się niewidzialna, przezroczysta, jak zjawa senna, jak przybysz z kosmosu. Miałam zawrócić z drogi, ale nie mogłam stchórzyć. Prawda. Tego dziś potrzebuję. Sprawdziłam – to BYŠA nieprawda, tylko moje urojenie. Czuję się strasznie dziwnie. Ssie mi cały umysł, jakby ktoś mi chciał go wyciągnąć przez TO miejsce pomiędzy oczami. Gdzie umysł łączy się z ciałem. To tylko moje urojenie. A cała reszta? Słowa, ruchy, gesty? Słowa, słowa, słowa, słowa, słowa, słowa, słowa‌ Nie wiem, nigdy się chyba juş tego nie dowiem. Wieczna misja czy juş czas na zasłuşony odpoczynek? Wiem, şe musiałabym sprawdzić wszystko. Wszystko. Ale to niemoşliwe. Jutro na spokojnie zastanowię się, czy czas złoşyć broń. (‌)
Sen Stoję przed niewielkim budynkiem i zdaję sobie sprawę, şe to mój dom i muszę tam wejść. Czerń i biel. Powoli szukam wejścia – jest z prawej strony. Wchodzę do ciemnego i pustego pomieszczenia i kieruję się do drzwi do następnego pomieszczenia. Czuję podejrzany spokój. Drzwi się powoli otwierają, wylewa się przez nie czerwone światło i za progiem pojawiają się nagle męşczyzna i kobieta. Na nią nie zwracam uwagi, ale wiem, şe to ktoś, kto juş umarł. Facet wygląda zupełnie zwyczajnie i całkiem sympatycznie. Ja nadal stoję w progu, bo oprócz futryny drzwi, dzieli nas niewidzialna membrana. Oni się do mnie uśmiechają i podają przez futrynę dłonie do uściśnięcia. Kiedy podaję rękę męşczyźnie i ten przyjaźnie odwzajemnia uścisk, dochodzi do mej uśpionej świadomości, şe to szatan. Czuję, şe muszę się dostać na drugą stronę i w tym momencie kobieta podsuwa mi stołek barowy. Siadam na nim. Szatan rozpina mi bluzkę i zaczyna coś wycinać na mojej piersi. Jakieś znaki. Nie czuję bólu, tylko mistyczne uniesienie.
Ĺ ukasz / CatTheGamer,
That boy needs therapy
48
3JUB 9 JOEE
***
BOGUSĹ AW DUCH
bywaĹ‚ siÄ™ spod pÄ™kniÄ™tych szczelin RzeczywistoĹ›ci. Sprawa uregulowania stosunkĂłw miÄ™dzy sektami pleniÄ…cymi siÄ™ po wsiach a StolicÄ… apostolskÄ… czekaĹ‚a na lepsze czasy. Gosia nie chciaĹ‚a i nie mogĹ‚a zapomnieć twarzy prababki, ktĂłra pamiÄ™taĹ‚a czasy Ĺšredniego GĹ‚odu i wizjÄ™ Ĺ›w. Hostessy, ktĂłra 30 lat temu pracowaĹ‚a w hipermarkecie i doznaĹ‚a tam objawienia, Ĺ›piÄ…c na kartonach w magazynie. ĹšwiÄ™tÄ… HostessÄ™, ktĂłrÄ… beatyďŹ kowaĹ‚ u cioci na potajemnych imieninach papieĹź Bwana Bedede 10 lat po jej mÄ™czeĹ„skiej Ĺ›mierci, czcili i powaĹźali wszyscy mieszkaĹ„cy Brakowic i wsi, gdzie historia zacnej dziewuchy dotarĹ‚a... AndĹźelika PierĂłg – bo tak siÄ™ owa pannica oryginalnie nazywaĹ‚a, chodziĹ‚a po domu handlowym i wyĹ‚a. Dwa dni wczeĹ›niej rzuciĹ‚ jÄ… ObojÄ™tny ChĹ‚opak, znany z licznych podrywĂłw konsumpcyjnych. Tym razem przegiÄ…Ĺ‚. AndĹźelika mantrowaĹ‚a na plastikowej bransoletce najpierw Hare Kriszna, potem Chuj Ci w dupÄ™, a potem jÄ™knęła: – JeĹ›li istniejesz, BoĹźe, to pomóş – i padĹ‚a w sĹ‚uĹźbowym kostiumie na kartony, po czym zmorzyĹ‚ jÄ… wielogodzinny sen. ZobaczyĹ‚a KrasnÄ… PĹ‚aszcziad w Moskwie zimÄ…. Ĺšrodkiem Placu szedĹ‚ ponury kondukt mĹ‚odzieĹ„cĂłw w uniformach ninja z karabinami maszynowymi na plecach. Na wielkim katafalku nieĹ›li 16-metrowe niemowlÄ™, Skurwysyna nowych czasĂłw. W zacinajÄ…cym sĹ‚onym Ĺ›niegu niemowlÄ™ byĹ‚o sine i zĹ‚e, i byĹ‚o BestiÄ… zrodzonÄ… z laboratoryjnej Ladacznicy. NaokoĹ‚o wyĹ‚y nieludzko srebrne trÄ…by, a ktokolwiek prĂłbowaĹ‚ ruszyć siÄ™ na tym mrozie i uciec od widoku potwora, zostaĹ‚by unieszkodliwiony seriÄ… z karabinu. Nikt siÄ™ nie odwaĹźyĹ‚. Z czarnej trybuny BreĹźniewica rozsypywaĹ‚a talony na wÄ™giel i tu Ĺ›w. Hostessa obudziĹ‚a siÄ™, zlana zimnym potem, przekonana, Ĺźe zobaczyĹ‚a Twarz Nowego Boga i zarazem poczÄ…tek upadku Europy. Co zobaczyĹ‚a, spisaĹ‚a, wrzuciĹ‚a pismo do butelki, tÄ™ do wanny z wodÄ…, a sama umarĹ‚a z nudĂłw, oglÄ…dajÄ…c amerykaĹ„skie sitcomy w czarno-biaĹ‚ym telewizorze. Tyle Legenda. A fakt faktem, z surowcami byĹ‚o coraz gorzej, wyjÄ…tek stanowiĹ‚a ropa. Tej zawsze byĹ‚o duĹźo w oczach zaniedbanych dzieci.
ByĹ‚ ciepĹ‚y lutowy wieczĂłr 2045 roku w Brakowicach Wielkich. Nagie konary drzew krzyczaĹ‚y metaďŹ zykÄ… w niebo stalowoszare, a niewidzialne, półzĹ‚owieszcze istoty uwÄłaĹ‚y siÄ™ miÄ™dzy studniami i opĹ‚otkami. ByĹ‚o breughlowsko i niesamowicie. W koĹ›ciele paraďŹ alnym koĹ„czyĹ‚a siÄ™ wielkopostna Droga KrzyĹźowa. Na przedzie orszaku starych gospodyĹ„ kroczyĹ‚a krzywonosa Michonikowa, za niÄ… orszak wykÄ…panych, bladych, Ĺşle odĹźywionych i przestraszonych mĹ‚odzieĹ„cĂłw. UkrzyĹźuj go-tralalalalalla UkrzyĹźuj go-trallalalala wyĹ‚y bezzÄ™bne usta bab naleşących do sekty „DNI OSTATECZNEâ€?. WedĹ‚ug objawienia, odprawiano postkarnawaĹ‚owe szaleĹ„stwa, po to by odwrĂłcić widmo gĹ‚odu i braku surowcĂłw do opaĹ‚u. Nieopodal, w brakowickÄ… podprzestrzeĹ„, skrÄ™ciĹ‚ autobus wyĹ‚adowany porannÄ… zmianÄ… zombi, wracajÄ…cych wieczorowÄ… porÄ… do pobliskiej Modlicznicy, wsi, gdzie dzieci lubiĹ‚y lizać tanie laski choinkowe... Bystra Gosia raz po raz spoglÄ…daĹ‚a to na Ĺ›wiecÄ…ce od zewnÄ…trz, wyjÄ…ce cmentarnym blaskiem witraĹźe koĹ›cioĹ‚a, to znĂłw na autobus Ĺ›piÄ…cych roboli. ByĹ‚a ucieleĹ›nieniem niedoli tej podmiejskiej osady, cieszyĹ‚a siÄ™ jednak, Ĺźe nikt nie wyciÄ…gnie jej z rodzinnego domu o 1200 w nocy, by pracowaĹ‚a w Hucie. WiedziaĹ‚a, Ĺźe na zombitĂłw wybiera siÄ™ nieposĹ‚usznych SynĂłw, sieroty i podpÄłajÄ…cych pociotkĂłw. Policja SprawiedliwoĹ›ci poi ich rosoĹ‚em z makaronem i odwozi konwojem do pracy. Nigdy nie wracali do swoich domĂłw, bowiem rosół nasycony byĹ‚ silnymi neuroleptykami i po miesiÄ…cu morderczej pracy (na miarÄ™ moĹźliwoĹ›ci schemizowanych mÄ™czennikĂłw beznadziejnego jutra) dostawali zakwaterowanie, a to w Indykowie, a to w Zagrzebanej, a to w Modlicznicy u Zakonnic lub po pÄłackich domach. Cóş, los nieposĹ‚usznych oraz pijących. Tymczasem procesja Drogi KrzyĹźowej okrÄ…ĹźyĹ‚a KoĹ›ciół, a przeraĹźony KsiÄ…dz proboszcz zaczÄ…Ĺ‚ ciskać kamieniami w ponury tĹ‚um. – O Ĺ‚ajdacy, pomyleĹ„cy, któş daĹ‚ wam klucze do Ĺ›wiÄ™tego przybytku?! – toczyĹ‚ pianÄ™. Lecz zĹ‚owieszcza tĹ‚uszcza wiedziaĹ‚a swoje. SkoĹ„czyĹ‚ siÄ™ gaz ziemny, koĹ„czyĹ‚a siÄ™ elektryczność, koĹ„czyĹ‚ siÄ™ wÄ™giel. GosiÄ™ zawsze napawaĹ‚a obrzydzeniem scena, w ktĂłrej miejscowe wiedĹşmy, ich synowie i męşowie drÄ™czyli wikarego o schizoidalnej konstrukcji psychicznej, aĹź biedak ulegaĹ‚ groĹşbom i pĹ‚aczÄ…c w obawie przed rĂłzgami od proboszcza, ekskomunikÄ… i bezrobociem, a to znĂłw przed czarami bab wymachujÄ…cych pogrzebaczami, dawaĹ‚ siÄ™ wreszcie przekupić rosoĹ‚em z siedmioletniej kury i dawaĹ‚ klucze do Ĺ›wiÄ…tyni. Nikt juĹź w MieĹ›cie, ba, w Kraju powaĹźnie nie traktowaĹ‚by koĹ›cioĹ‚a katolickiego, gdyby nie ta zĹ‚owieszcza aura, ktĂłra mieszkaĹ‚a na przykoĹ›cielnych cmentarzach, ten trupi tĹ‚uszcz, ktĂłry spĹ‚ywaĹ‚ po tablicach fundatorĂłw dziÄ™ki licznym histeriom biczownikĂłw Nowego Ĺšredniowiecza sprzed stu lat. CoĹ› zrehabilitowaĹ‚o wiejskie wiedĹşmy, lektura Tarota stawaĹ‚a siÄ™ popularna w miastach, na wsiach. OgĂłlne Pole Mentalne doprowadziĹ‚o do zaĹ‚amania siÄ™ czasoprzestrzeni, skoĹ‚owacenia prawa Przyczyny i Skutku, tak Ĺźe Apokalipsa Ĺ›w. Jana staĹ‚a siÄ™ lekturÄ… obowiÄ…zkowÄ…, a swÄ…d grozy wydo-
*** Gosia lubiła uciekać na skraj wioski do leszczynowego zagajnika, gdzie walały się śmieci, polewane przez wioskowe baby mydlinami. Tam zamykała oczy i odprawiała ulubioną medytację: „Co by było, gdyby nie było Ziemi, Słońca, naszego układu solarnego, naszej galaktyki, całego wszechświata i mojej własnej świadomości, i co było na początku?!�. Tak lubiła wytęşać myśli aş do szumu krwi w skroniach. To było niepoznawalne, jak Bóg i jak Kosmos oczywiste. Lepka guma owocowa wypełniała jej usta, a jej bioderka wypychały majtki, gdy jak kocica czyhająca na ptaka sunęła między leszczyną z discmanem w plecaku. To było piękne i niewyobraşalnie intymne doznanie. Najsilniejsze, jakiego doznała w swym 16-letnim şyciu. Kiedyś wzięła ze sobą indyjskie kadzidełko i przyłoşyła je do przedramienia. „Ślubuję, şe poznam Prawdę�, szepnęła zdecydowanie, a rozpalona şagiewka zaskwierczała. Gosia nie wierzyła w słowo pisane, ono było w niej, ale intuicyjnie wierzyła we własne objawienie. Tyle świętych ksiąg zapisano na świecie, a şadna nie zawiera clou.
49
3JUB 9 JOEE
Higiena Psychiczna BOGUSŠAW DUCH Cycate mięsiwa na płytach/ach/ porno... Korowody skorodowanej neocortex. I ona nieśmiało stuka do drzwi. Jest w samych niewyjściowych majtkach/ nienawidzi stringów/ Na stringach niejeden się powiesił. Potem opowieść jak to w pubie Przywalają się faceci. Jestem zmęczony, Zostawiasz ślad na śniegu Bodhidharmo, Ruszasz do szturmu, głowiowy Sowizdrzale. Po pagórkach Wenery, po pierdolonych Cudownych wizjach poprzedzonych napisem „Reklama�, Do przystanku pierwsze oznaki paniki na skutek starości, Kojone stanowiskiem i papierami wartościowymi, Nie ma odwrotu, Garście włosów, suszonego naskórka poprzylepianego Z powrotem do twarzy – ujść cało samsarze, Zalać się i pofrunąć na cienkich nogach po pociechę. Proszę – moşe kawa, moşe melanşyk starców, Kolekcja protez wiruje wokół kosmicznego chuja. Mroşone artefaktami teoryjki, gorzki skowyt o trzeciej w nocy. Papucie i bambosze w szpitalu, takşe tam szczęśliwi tatusiowie, Partnerzy niedawno cięşarnych. Krew i ślina na alejce w parku. Cały wszechświat ma problem razem z tobą. Odezwij się, gdy będziesz Czysty...
Arymanum 2002 Idę do psychiatryka, przez miasto. Na skróty. Mijając uminiowione panny z pianką piwa W pochwach i ich kolesi w bejsbolówkach. Tu się leczy zwierzęta o odchyleniach satanistycznych, Kompotem ze śliwek i niedojrzałych jabłek. Jest teş kapelan opłacany przez samego Jahwe. Pielęgniarki i nocny internet w kąciku rehabilitacji. Co moşna zrobić na drutach – zrób, pani Krysiu – Krisznusiu.
50
3JUB 9 JOEE
Połamany astral, niesmaczne kolacje i gawrony Andersena. Nad ranem wycieczka şołnierzy Wehrmachtu i paczki Z Ameryki z płytami Boba Dylana. Palmy zioło piekieł, gorzki tytoń usmarkanego losu. Pozbędę się samadhi na kursie muzykoterapii, gdzie Pani Mucha, córka Kafki, zapodaje Wagnera. Gdzie pójść. Jaki klub zlustrować na dobowej przepustce, Jakie psychotyczne gęsi zaprosić do szpitalnego sadu – Filii ogrodu rajskiego. Zastanawiam się, ubierając buty, buty, buty i Cały autobus pasaşerów mojej głowy krzyczy chórem – To istnieje, ale jest bardziej chimerą niş kochającym bogiem.
Jednak napiszę wiersz o tolerancji na buchanie dymem Z tchawicy Andrzeja, który przy Ance zabijał Ptaki z wiatrówki, takşe dla kociego uśmiechu Na obrazie madonny – Everybody comes to Hollywood. Przecieki, Spocone ręce, Podpis pod cyrografem zamiast kropki Śrut w oku sikorki pijanej jazdą Zastrzelonej bez ostatniego namaszczenia. A mówił swojej şonie – ptaszorku I coś jeszcze o oszczędzaniu prądu W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Potem powstała Metallica i ośrodki szpanowania Ilorazem emocji. Tego nie zapomnę. Jak toto było z oczami jak Atlantyk, Jajami jak Schwarzenegger, tak czy inaczej Czarnojajczyk Denzel Washington w wędzarni ryb na Helu... Zresztą nie wiem, czy to nie był zapach wczasowiczek. I nagle budzę się, B. przyniosła kaktusa do şucia. Tylko ty, Maryjo, tylko ty, Kajtek z przystanku Zrozumiesz erę upadającego Soen Sa. środa, 10 września 2003
51
3JUB 9 JOEE
Kanapka z szynką i spermą Roberta Redforda Czy Twoja dziewczyna zdąşyła juş Cię zdradzić Z Jimem Morrisonem? Podeszliśmy do absurdu şycia wreszcie osłonięci Kurtkami puchowymi wypchanymi banknotami I obrazkami świętego Kajetana, Ale ktoś, kto dawniej był şołnierzem Wehrmachtu, Zastrzelił nasze wieczorne uczucia z pistoletu. Stojąc nad klęczącą nadzieją. Wychylająca się Soya znad baru pokazała Behawioralnie niewolniczą radość, gdy komuś Stała się krzywda. I wyobraź sobie, prawo karmy nie zadziałało. Bogaci i bezwzględni wzięli łupy i Wsiedli do samochodów. Komu to opowiedzieć.
Krew z nousa Gdy wychodziła z kościoła Ostatnie marcowe duchy opuszczały Nasz wymiar przez okna witraşy. Postanowiła, ŝe zacznie słuşyć Belzebubowi. Po prostu cierpły jej pośladki na Twardych kościelnych ławach. Teraz nadbiegały krwią. „I nie będę zła metafizycznie, zresztą mój bóg mógłby się nazywać Paolo Coelho, oczywiście...� Akwarium autobusu zawiozło ją Rankiem do sklepu sportowego, Gdzie pracowała w znoju. Tylko schronienie w Czasie Teraźniejszym Tylko rumiankowy szampon do końca wiosny Tylko Uriel na posłańca miedzy nią a starym Bogiem, którego często nie ma, Który i tak jej nie wybaczy. 21 marca 2004
52
3JUB 9 JOEE
Mity Szwedzkie Adolescencję przeşył buntem seksualnym, Przeciw Kościołowi Katolickiemu. Skończywszy trzydziestkę juş tylko Cmokał materiał z fifki. Gdy przekroczył pięćdziesiątkę, Kradł całusy miłosiernym apsarom W ośrodku Wadşrajany. Gdy miał sto pięćdziesiąt, Włóczył się po bardo Jak zwykle hippisowsko zdezorientowany. Wybrał w końcu ciało psa. Dobra posada dobermana. Jeszcze jeden. Jeszcze jedna historia. Piwo, şółtka jajek. Nieźle być ochroniarzem. Postrzelony jak zawsze, podchmielony Procesją Boşego Ciała. Spowity w şywiczne kadzidło. Nie polityk, nie pies, nie obrońca umarł znów. Na przystanku Alaska. Ona mu kupi w końcu ostatnią furtkę... Nie, no bez-kres! czwartek, 8 kwietnia 2004
53
3JUB 9 JOEE
*** Zmięty jak papier, w który opakowana była Przesyłka do Świetlanej przyszłości, Patrzę na własne odbicie w gorącym powietrzu. Widzę nieşyciowe dobre rady i Czarny rower poşądania z przebitą oponą, Z którego ciągle wyciskam, ile się da. Moje półkule mózgowe są niekompatybilne. Widzę zmartwychwstających nieszczęśników, Wplątujących się w samsarę, By znów był chłód, głód i gołe dupy, Obozy koncentracyjne i automaty Z kawą instant. Po to, by reperować ciało po pięćdziesiątce, By dostać w nos na dyskotece czy choćby W ostateczności nauczać dharmy penisem Lub modlić się do kosmitów. Burza lodowatych odłamków szkła, Rozcięte tusze przez nóş złego losu. Nie chce mi się wierzyć, şe na całej Ziemi tylko fiołek osiągnął mahaparinirvanę.
Bogusław Duch
54
3JUB 9 JOEE
TWARZ I GENITALIA
SzaleĹ„stwo w fotograďŹ i, czyli o potrzebie mĂłwienia i wyraĹźania AGNIESZKA KĹ OS
Zatoczyliśmy koło. My, widzowie, i nasi artyści. Początek sztuki na ziemi to wyobraşenia nagich kobiet z duşymi piersiami i wydatnymi biodrami. Symbole płodności i macierzyństwa. W dobie cyfry dostaliśmy niemal to samo – nagą kobietę ze znacznie węşszymi biodrami.
podobną funkcję; są bramą şycia, przez które wnika się do jej świata. Artystka ustanawia tym nowy porządek we własnej przestrzeni i wpisuje się w kontekst najstarszej sztuki świata. Co daje nam technika cyfry? Oczywiście szybkość zapisu, otrzymania i przetwarzania obrazu. Dla Merritt aparat cyfrowy to źródło şycia i szansa na kontakt z resztą rzeczywistości. Mimo tak zaawansowanej techniki artystka pozostaje w kręgu własnego ciała. Jej fotografie kaşą mi się zastanowić, czy nowoczesna technika nie zmusza artystów do przyjrzenia się tradycji i korzeniom tego, co najpierwotniejsze w człowieku. Poszukiwanie własnej toşsamości rozpoczyna się od ciała i jest źródłem najgłębszej wiedzy. Wydaje się, şe ciało wystarcza za cały kosmos, a kaşda próba wyjścia poza nie kończy się fiaskiem. Faza narcyzmu, którą przechodzi kaşde niemowlę, pokrywa się z naszym wyobraşeniem o cyfrze i necie. To równieş szklana, lustrzana tafla, w której przejrzeć moşe się ten, kto na nią spojrzy. Czy Merritt naprawdę buntuje się przeciw sprowadzaniu jej ciała do roli przedmiotu do oglądania? Buntuje się, więc bierze sprawy w swoje ręce i dosłownie staje się fotografką i modelką w jednej osobie. Czy rzeczywiście zaprzecza tym samym męskiej perspektywie patrzenia i zawłaszczania? Jestem pewna, şe Merritt to nie dotyczy. W postfeministycznym lustrze nie ma nikogo poza tą atrakcyjną cyfrową panienką. „To prawda, moje ciało jest siedliskiem grzechu i czuję się z tym piekielnie dobrze� – czytamy na sugestywnych fotografiach Nataszy Merritt. Spojrzenie z ręki, które proponuje nam Merritt, od lat składa się na poetykę cyfry. Ciało w jej zapisie jest jedynie biologicznym łącznikiem z widzem. To cały krajobraz w ciasno skonstruowanych kadrach. Czuje się w tych pracach ogromną rozpacz i samotność. Tak jakby w świecie Merritt nie było şadnych ludzi.
Natasza Merrit Natasza Merrit buduje mocną pozycję wśród artystów cyfry. Po kilku latach şmudnego zmagania się z najnowszą technologią okazało się, şe naleşy do grona klasyków. Bo dziś wszystko dzieje się ze wzmoşoną prędkością. Tak jak w przypadku miliona zdjęć, które codziennie wykonuje się cyfrą, fotografie Merritt stanowią zapis przypadku. Młoda artystka celebruje przypadek. Przez przypadek została fotografką, przypadkowo natrafiła na technikę cyfrową. Zrządzenie losu spowodowało, şe na pierwszych zdjęciach zarobiła i mogła dzięki nim przeşyć trudniejszy okres w şyciu. Tak przynajmniej twierdzi na swoich stronach internetowych, na których publikuje fotograficzne dzienniki. Fotoblogi Merritt znane są wszystkim podglądaczom, obsesjonatom i dziwakom seksualnym. Ten, kto lubi sobie popatrzeć na coś niezwykłego i pikantnego, wchodzi na jej stronę. Część spośród setek zdjęć chroniona jest hasłem dostępu. To nic nowego w świecie wirtualnym. Podobnie funkcjonują blogi i inne formy prywatnych zapisków w sieci. Merritt uwaşana jest dziś za artystkę, fotografkę cyfrową. Jej sztuka to nic innego jak pochwała kobiecości i, chcąc nie chcąc, płodności. Tak się składa, şe choć stosuje najnowszą technologię, za przedmiot swojej sztuki artystka wybrała ciało. W tej dziedzinie ludzkość nie zrobiła wielkiego postępu od czasów Wenus z Willendorfu. Moşe zmniejszyła się modelkom jedynie grubość tkanki tłuszczowej i szerokość bioder. Poza tym ludzie, swoim zwyczajem, są skazani na własną biologię. Erotyczna galaktyka Merritt to nic innego, jak zanurzenie w symbolice kosmosu i prapoczątków. Na większości fotografii artystka jest sama. To jak portret pierwszego człowieka w kosmosie, który pozbawił się ochronnego skafandra. W specyficznych warunkach moşe zdarzyć się wszystko. Jak na zdjęciach Merritt, która podczas tych ryzykownych, samotnych podróşy nie wypuszcza aparatu z ręki. To wydaje się najzdrowsze, najnormalniejsze i jednocześnie najbardziej ludzkie w jej sztuce. Jak wiadomo, sztuka pierwszych ludzi podkreślała walory kobiecego ciała. Wenus miała swoje biodra, piersi i brzuch oraz genitalia, przez które symbolicznie przedostawało się şycie. Narządy w sztuce Merritt pełnią
Bettina Rheims Bettina Rheims to opowieść o próbie nawiązania kontaktu. Jeśli fotografie Merritt są monologiem, to Rheims w znacznej mierze rozmawia ze swoimi modelkami i widzem. Opowiada o dziewczynach i młodych kobietach, których ciało stało się symbolem powodzenia. Na pierwszy rzut oka robi nieco prowokacyjne, pozbawione prawdy portrety sławnych ludzi. W rzeczywistości prezentuje na nich siebie. Zdjęcia pięknych modelek, które zostają delikatnie oszpecone ranami i krwią, odwracają uwagę widza od duszy. Oczywiście moşna pozostać w cieniu największych sław, które bardzo chętnie pozują Rheims do zdjęć,
55
3JUB 9 JOEE
Obie artystki związane są z ciałem i biologią kobiety. Obie dokonują cięcia na rolach genderowych i seksualnych. Stawiają teş widza w dziwnej, czasem przewrotnej sytuacji. Czy oglądając te zdjęcia, nie dokonujemy przekroczenia pewnych granic? Co dzieje się z nami, kiedy moşemy delektować się nimi z dala od galerii, siedząc przy domowym lub kafejkowym komputerze? Czy nadal mamy do czynienia ze sztuką, czy teş erotyką poddaną stylizacji na sztukę? „Ekran aparatu stał się moją rzeczywistością, tylko poprzez niego oglądam świat� – twierdzi Merrit. „Interesuje mnie to, co sfałszowane i sztuczne� – przyznaje Rheims. Sztuka obu artystek to gorzkie rozliczenie ze światem.
i nie zobaczyć nic więcej. Wydaje się jednak, şe spoza tych wszystkich ciał, które poddaje się stylizacjom, wyziera pragnienie kontaktu. Draśnięcia, blizny i rany, przez które przedostają się na zewnątrz krew i mleko, to otwory, przez które artystka kontaktuje się ze światem. Co moşna zobaczyć za tą powłoką? Niegrzeczne dziewczynki, znacznie więcej kłopotów, striptizerki, akrobatki codzienności, transwestytów, fałsz pozorów i wypchane zwierzęta. Menaşeria Rheims słuşy jednemu: przesunięciu granic naszej płciowości. Rheims pozostał tylko portret. Zadowala się nim w codziennej pracy. Poddaje go nieskończonym modyfikacjom i przetworzeniom. Dokonuje pastiszów i czynów karygodnych, jak choćby useksualnienia Matki Boskiej. Prowokuje nie tylko kiczem, kampem i rozciąganiem estetyki do granic moşliwości, ale równieş niecodziennymi akcjami castingowymi. Na przykład zaprasza do studia osoby napotkane na ulicy albo chorych psychicznie.
Dziś juş nie ma wątpliwości. Merritt i Rheims naleşą do klasyków fotografii. Rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, uczyniły ze swoich motywów rodzaj emblematu. Trudno pomylić je z kimś innym. Ich mówienie i fotograficzne wyraşanie stało się sławne, a dwuznaczność i gombrowiczowskie zabiegi – wciąş poşądane. Co wybrały? To, co uchodzi za trywialne i znane kaşdemu od dziecka: twarz i genitalia, które w ich twórczości są obroną przed wszechogarniającą pustką i ciszą. A moşe po prostu symbolem naszych przedziwnych czasów?
Losy tej artystki doskonale pokazują drogę, którą moşe przebyć kaşdy z nas, jeśli zdecyduje się na sukces. To, co robi Merritt w zaciszu swojego domu, a potem bezwstydnie publikuje na softpornograficznych stronach, Rheims uzyskuje dzięki ciału publicznemu. Które definiuje w samotnym studiu.
fot. Agnieszka KĹ‚os
56
3JUB 9 JOEE
CIAĹ O
TwĂłrca a tworzywo IWONA STACHOWSKA
„CiaĹ‚o jest obrazem oďŹ arowanym innym ciaĹ‚omâ€?1, zarĂłwno w relacji z drugim czĹ‚owiekiem, gdy jawimy siÄ™ sobie nawzajem jako pewne style zachowaĹ„, obiekty w Ĺ›wiecie, jak i w dorobku kultury. CiaĹ‚o rozpisuje swoje doĹ›wiadczenia w jÄ™zyku, obrazie, symbolach, skojarzeniach, nadajÄ…c im formÄ™ czytelnÄ… dla innych bytĂłw cielesnych. Odzwierciedlenie wĹ‚asnych doznaĹ„, wspomnieĹ„, obaw w artystycznych tworach kultury wĹ‚Ä…cza subiektywne przeĹźycia w obszar obiektywizowanego z zewnÄ…trz sensu.
sy kultury róşnie ujmują ciało, bawią się nim, prowadzą grę skojarzeń, opisują, umieszczając je w pewnym kontekście. Gra z odbiorcą, z widzem jest zabawą w rozumienie, odsłania sens subiektywnych doświadczeń oraz porządkuje wiedzę o własnym ciele, o sobie. Ciało ludzkie było i jest częstym tematem szeroko pojętych działań artystycznych. Nie naleşy jednak mylić roli, jaką odgrywa ono w akcie, ze znaczeniem, jakie jest mu nadane w perspektywie współczesnych zabiegów twórczych. Akt reprezentuje rodzaj sztuki mówiącej o ciele, natomiast sztuka, w której nagie ciało staje się narzędziem artystycznym, tworzywem, na którym artysta działa, przekształcając je i modelując według potrzeb, stanowi rodzaj sztuki uşywającej ciała. Kenneth Clark odróşnia nagość pozbawionego ubioru ciała od ciała odzianego w sztukę, w artystyczne środki upiększające, „akt nie jest przedmiotem sztuki, lecz jego formą�4. Zarówno cielesność obnaşona, jak i ta modelowana, będąca studium idealnej formy, naleşą do tworów kultury, róşnią się jednak wyraźnie sposobem przedstawiania ludzkiego ciała, odwołują się do innych kategorii estetycznych. Ciało modela pozującego do aktu roztapia się w dziele, stanowi rekwizyt, bazę dla przedstawienia idealnej sylwetki ludzkiej. W sztuce uşywającej ciała dominuje naturalistyczne ujęcie cielesności, jej faktyczny, pozbawiony upiększeń wygląd. Akt nawiązuje do wartości piękna, a realistyczny obraz ciała stanowi próbę dowartościowania inności, brzydoty, cielesności odrzuconej. Punkt centralny stanowią juş nie wartości estetyczne dzieła, lecz jego wartości kulturowe, uwzględniony zostaje kontekst społeczny i polityczny. W sztuce współczesnej, poruszającej się w ramach nurtu performance, happeningu i body art, ciało przyjmuje rolę manifestu. Happening, który rozwinął się na początku lat pięćdziesiątych XX wieku, jest przykładem akcji artystycznej, której kryteria, takie jak przypadkowość, zniesienie granic między aktorem a publicznością, swoboda środków wyrazu i sposobu ich wykorzystania, są działaniem podszytym ideologicznie. Główny cel stanowi walka ze społecznymi i artystycznymi ograniczeniami. Waşną rolę odgrywa w niej kontakt z nagim ciałem, który miał spełniać u widza zadanie terapeutyczne, wyzwalać go z kompleksów i zahamowań5. W centrum zainteresowań kolejnej formy akcyjnej zwanej performance równieş stoi ciało, ale jest ono umieszczone w kontekście jednostkowym, a nie społecznym. Ideologiczna struktura performance sytuuje ciało po stronie podmiotowości. Chce wydobyć z jednostki to, co indywidualne, autentyczne, pozbawione ograniczeń. Jeszcze inaczej odnosi się do cielesności body art, który kieruje się zasadą uprzedmiotowienia ciała artysty6. Uşywanie ciała dokonuje się poprzez manipulacje przeprowadzone na jego powierzchni, zabiegach zranienia, samooka-
W kulturze ciało oscyluje pomiędzy swoim wnętrzem, niewidzialną, przeşywaną warstwą, a stroną zewnętrzną, widzialną. Aby stworzyć komunikowalną, sensowną formę artystyczną, twórca ciągle musi powracać do swych doświadczeń, wspomnień i w nich szukać inspiracji bądź interesującego środka wyrazu, aby przedstawić to, co obserwuje w sobie i w swym otoczeniu. Jednocześnie dla odbiorcy zewnętrzna forma stanowi środek, poprzez który twórca eksponuje swoje wnętrze. „Język cudzej cielesności jest bowiem w pewien sposób przekładany na język cielesności własnej. Oba mogą być z kolei odniesione do ciał Innych, przedstawianych na róşne sposoby, za pomocą róşnych środków�2. W obrębie świata kultury zachodzi trójczłonowa, wzajemnie uzupełniająca się relacja, której bazę stanowi ciało. Z jednej strony artysta, tworząc, ujawnia swą ekspresję poprzez działanie cielesne, z drugiej strony ciało słuşy jako narzędzie do wyraşenia twórczego zamysłu lub tworzywo, na którym ów zamysł się odciska, a relacje pomiędzy ciałem-twórcą i ciałem-tworzywem zamyka odbiorca, który percypując, odczytuje sens działań artystycznych oraz nadaje im własną interpretację. Interpretacja zjawiska artystycznego wiąşe się z nadaniem mu sensu wygenerowanego przez własne ciało. Poszukując go w subiektywnych doświadczeniach twórców, nakładamy na nie siatkę własnych wspomnień, skojarzeń, tkwiących w nas niepokojów, lęków i pragnień. Taki proces interpretacyjny, pozostający otwartym dialogiem pomiędzy twórcą, tworzywem i odbiorcą, moşe ujawnić wiele róşnorodnych, a nawet sprzecznych stanowisk. Ekspresja artystyczna coraz częściej pozbawiona jest moşliwości jednego, właściwego sposobu odczytania, co nie wyklucza tego, şe jest tworem sensownym. Zjawisko artystyczne podobnie jak ciało jest znakiem czyjejś obecności. Jednak odsyłając do pewnego znaku, wyznacza równieş jego granice. Kres znaczącego określa obszar moşliwych interpretacji i skojarzeń, poza które wychodząc, zblişamy się do nonsensownej nadinterpretacji3. Ciało, szczególnie w sztuce, jest podstawą dającą moşliwość rozwijania wielu znaczeń. Poszczególne dyskur-
57
3JUB 9 JOEE
twarz, lecz organy płciowe. Wyeksponowanie tej części ciała jako tworzywa artystycznego sprawia, şe artystka balansuje na cienkiej linie oddzielającej sztukę od pornografii. W Narodzinach Barbie dochodzi do skonfrontowania ukazanego w naturalistyczny sposób kobiecego ciała z jego idealnym wzorem, ikoną popkultury, lalką Barbie. Szczególnie czytelna jest scena prezentująca porównanie kobiecych organów płciowych z ich odpowiednikiem (a raczej jego brakiem) występującym u plastikowej kobietki. Równieş tutaj dochodzi do demontaşu znaczeń, do skojarzenia dwóch niepasujących do siebie elementów. Ironiczny charakter nawiązujący do kobiecej seksualności prezentuje równieş film Tajemnica patrzy, w którym widza obserwuje trójokie monstrum (naturalna para oczu i sztuczne oko spoglądające spomiędzy ud autorki). Ta swoista gra, w którą zostaje wplątany odbiorca, demaskuje go jako voyeurystę, sprawia, şe role odwracają się, a podglądający staje się podglądanym. Kobiece przebieranki wpisują się w nurt odestetyzowanego ukazywania ciała. Praktyki, jakie stosują na własnej skórze przywołane przeze mnie przedstawicielki sztuki cielesnej, stanowią odzew wobec zapotrzebowania na estetyzację şycia codziennego. Odrzucając publicznie skomercjalizowany wizerunek ciał atrakcyjnych, uwypuklają praktyki i tresury, jakim poddaje nas kultura popularna. Gra konwencjami, eklektyzm, pastisz, ironia to nie tyle znaki rozpoznawcze twórczości Orlan oraz Alicji ŝebrowskiej, ile nieodzowne elementy myśli i kultury postmodernistycznej. Postmodernistyczny intertekstualizm i antylogocentryzm, które traktują obszar zastanych znaczeń jako pole metaforycznych eksperymentów, niekonwencjonalnego łączenia zakodowanych w świadomości widza sensów, budowania nowych schematów znaczeniowych, są poşywką dla współczesnych twórców oraz ich ciał. Kreując nowe sensy, przedstawiając świat w sposób niekonwencjonalny, inny niş ten, do którego przywykliśmy, obie artystki rozbudowują dyskursy cielesności, wzbogacając je w nowe kody wzrokowe, które widz uczy się odczytywać i interpretować. W obu przypadkach ma on do czynienia z tworzącym się na jego oczach nowym tekstem zapisanym na ciele artystek i musi skonfrontować się z jego kamuflaşami, przebierankami. Odbiorca zostaje postawiony w roli oceniającego obserwatora, który stara się zinterpretować artystyczną deformację, odróşnić fikcję od rzeczywistości i nadać zobiektywizowanym w dyskursach kultury ciałom zrozumiały dla siebie sens. Intertekstualne gry prowadzone z widzem operują dwoma sposobami uşycia znaków, symboli. Orlan łączy kulturowe wizerunki Wenus, Mony Lizy z własną osobą, tworząc nowe konteksty. Cytaty z dzieł sztuki stanowią czytelny dla widza komunikat, potraktowane są z dystansem. ŝebrowska przekształca kody kulturowe odnoszące się do kobiecej seksualności, podkreśla ich dwuznaczny charakter. Obydwie korzystają ze specyfiki postmodernistycznych informacji, które proponują powrót do zastanych symboli oraz przetwarzanie ich poprzez zabawę, grę. Ów body art przypominający sadomasochistyczną maskaradę jest źródłem bólu doznawanego przez twórcę, jak równieş wizualnym gwałtem na odbiorcy. Przemoc ma w tym przypadku charakter stricte cielesny. Artysta stosuje ją względem własnego ciała, czyniąc z siebie obiekt działań artystycznych, a przez to atakuje oglądających. To widowiskowe okrucieństwo próbuje zapewnić odbiorcy iluzję uczestnictwa. Manipuluje jego spojrzeniem, budząc w nim z jednej strony wstręt, z drugiej fascynację. Widoczne skutki agresji dotykającej ciała twórców uświadamiają obserwatorom ich własną cielesność. Następuje identyfikacja własnego ciała z ciałem artysty, od-
leczenia. Owe akcje artystyczne często mają charakter sadomasochistyczny. Taką formę cielesnego rytuału preferowali akcjoniści wiedeńscy, Otto Mßhl, Gßnter Brus, Rudolf Schwarzkogler, Hermann Nitsch. Posługując się ciałem jako narzędziem, chcieli otworzyć przed publicznością nowe drogi samopoznania i samoodczuwania. Warto zauwaşyć, şe obecne ujęcia ciała nasycone są tematyką feministyczną. Artystyczny dyskurs feministyczny ukazuje ciało kobiece inaczej niş przestawiano je kiedyś. Pozwala zaistnieć ciałom brzydkim, starym, chorym, a takşe tym naturalnym, nieozdobionym zabiegami artystycznymi. Autentyczność kobiecego ciała stała się podstawowym środkiem wyrazu. Do owej autentyczności, a jednocześnie do zniewolenia przez wzory kultury audiowizualnej, nawiązuje w swej twórczości Orlan. Artystka wprawdzie nie utoşsamia się z nurtem body artu, określając swą twórczość mianem sztuki cielesnej (art charnel), a nie sztuki ciała, jakkolwiek korzysta ze swej cielesności traktując ją jako środek wyrazu, temat zabiegów akcyjnych, materiał pracy i wystawiany produkt. Obierając za środek artystyczny chirurgię plastyczną, Orlan modeluje siebie na wzór postaci z klasycznych dzieł sztuki. Traktuje swoje ciało jako tekst, na którym kultura odciska swe ślady. Podczas akcji Orlan przybiera postać kliszy, na której odbijają się cechy charakterystyczne dla kulturowych wzorców kobiecości stosowanych i akceptowanych w poszczególnych epokach historycznych. Idealizacja, estetyzacja ciała, będąca punktem rozpoznawczym aktu, przybiera w tym przypadku formę naturalistycznej ekspresji. Jej elastyczna twarz przechodzi metamorfozy, zmieniając się w şywą maskę imitującą postać Psyche, Wenus, Mony Lizy. W twórczości Orlan ciało kobiece staje się materialnym tekstem, chodzącym dowodem na to, jakim manipulacjom podlegamy i ulegamy, a owo zblişanie się do kobiecych ideałów przypomina raczej tworzenie monstrum, „idealnego potwora�, kobiety cyborga niş wzoru piękna. Kpiąc z współczesnych tendencji dąşących do poprawiania natury, z operacji plastycznych, które są synonimem zmiany wyglądu na lepszy, artystka staje się odbiciem czasów, w których tworzy7. Zmodyfikowanie ciała, zdeformowanie i obrzydzenie go za pomocą wstrzykiwanych implantów ma na celu ośmieszenie technik udoskonalania, odmładzania ciała oraz stanowi rodzaj manifestu przeciwko kanonom kobiecego piękna. Twórczość Orlan stanowi doskonały przykład obecnej w sztuce współczesnej tendencji do łączenia ze sobą cech klasycznego podejścia do cielesności z barokową fascynacją obrzydliwościami ciała. Próby wcielania się w kolejne wzory kobiecości przypominają staroşytny postulat dąşenia do doskonałości duchowej i cielesnej, czyli kalokagatii. Barokowo-manierystyczny przerost formy nad treścią, zachwianie harmonii i równowagi to końcowy efekt zabiegów artystycznych, kiedy proporcje ciała zostają naruszone przez obfitość kulturowych odniesień i skojarzeń. Twarz artystki staje się niejako śmietnikiem, eklektyczną maskaradą, obszarem, na którym dochodzi do demontaşu znaczeń. Jednoznaczne, zrozumiałe kody kryjące się pod postaciami z klasycznych dzieł sztuki ulegają rozproszeniu poprzez skonfrontowanie ich z şywą materią ciała, nagle tracą swą moc, wymagają nowych sposobów odczytania. Podobnie swoje ciało traktuje polska artystka Alicja ŝebrowska, zaliczana do nurtu polskiej sztuki krytycznej. Analogie względem twórczości Orlan są widoczne w projekcjach wideo Tajemnica patrzy oraz Narodziny Barbie. Wprawdzie nie poddaje się ona operacjom plastycznym, nie oszpeca swego ciała, ale wykorzystując je w nieco odmienny sposób, osiąga podobny efekt. Alicja ŝebrowska jako pole do eksperymentów traktuje nie swoją
58
3JUB 9 JOEE
Przypisy:
czuwanie na zasadzie empatii uczucia bólu i cierpienia. Przemoc i brutalność tych przekazów ingeruje pośrednio w cielesną prywatność patrzącego. Uciekanie się do fizjologicznej przemocy względem ciała, jego uprzedmiotowienie pozbawia zarówno twórcę, jak i odbiorcę, integralności siebie ze swym biologicznym organizmem. Ciało – tworzywo przybiera rodzaj neutralnego kostiumu, a nie upodmiotowionego „ja�. Spektakle body art koncentrują się na cielesnej fizyczności, przekraczają granice wytrzymałości ludzkiego ciała. Ciekawe tylko, ile jeszcze zdołają znieść ciała twórców, kiedy cielesne tworzywo osiągnie punkt kulminacyjny, i czy ciała odbiorców zdołają oraz zechcą jeszcze to oglądać.
1. J.-L. Nancy, Corpus, słowo/ obraz terytoria , Gdańsk 2002, s. 107. 2. A. Wieczorkiewicz, Muzeum ludzkich ciał, słowo/ obraz terytoria , Gdańsk 2000, s. 13. 3. Zob. J.-L. Nancy, Corpus, s. 66-67. 4. Zob. K. Clark, Akt. Studium idealnej formy, tłum. J. Bomba, PWN, Warszawa 1998, s. 10-11. 5. Zob. T. Pawłowski, Happening , Wyd. Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1988, s. 8. 6. Zob. T. Rudomino, Mały leksykon sztuki współczesnej, Collage, Warszawa 1990, s. 27. 7. Zob. R. Syska, Film i przemoc, Rabid, Kraków 2003, s. 136-139.
fot. Agnieszka KĹ‚os
59
3JUB 9 JOEE
Ekshibicjonizm w perspektywie ďŹ lozoďŹ i ciaĹ‚a Wokół poezji RafaĹ‚a Wojaczka oraz refleksji Maurice’a Merleau-Ponty’ego MARTA SZABAT
owocny i wystarczający skutek ujawniają niewystarczalność kaşdej tego rodzaju próby. Poezja oraz ekshibicjonizm stanowią zjawiska tak bardzo indywidualne, jednostkowe i unikatowe, şe ich skonwencjonalizowanie nieustannie domaga się dookreśleń, dopełnień, dodatkowych uszczegółowień. Niemniej ekshibicjonizm, w sensie aktu twórczego, narzuca juş niejako z góry cechy danej wypowiedzi artystycznej. Z jednej strony, charakteryzowałaby się ona obscenicznością, eksponowaniem intymnych części ludzkiego ciała w brutalny, niekonwencjonalny sposób, mający na celu zaszokowanie odbiorcy dzieła, a z drugiej, starałaby się wyrazić jakąś, właściwą sobie, prawdę. Ujmowana często w takim obrazoburczym kontekście, poetyka Rafała Wojaczka uchodzi za kontrowersyjną. Krytycy podkreślają jej obscenę, prowokacyjność, perwersyjność (Stabro, 1989, s. 215). Doszukują się jednak w niej równieş głębszych sensów, dla których oryginalna składnia tej poezji stanowi podłoşe znaczeń, związanych z nimi lęków, wyobcowania, samotności. Jan Błoński w artykule Inne lęki, inne bajki stwierdza, şe w wojaczkowej poetyce zaimek „ja� rządzi trzecią osobą, który to „zabieg� umoşliwia znalezienie się niejako na zewnątrz samego siebie. Przywoływany wers z utworu Sezon (Wojaczek, 1999, s. 9):
Rafał Wojaczek. Pokoleniowo naleşał do Nowej Fali, ale ze względu na charakter swojej twórczości przypisywany jest przez badaczy do pokolenia 56 (Maciąg, 1992, s. 359; Drewnowski, 2004, s. 161). Poeta-kontestator. Człowiek poszukujący, buntownik, sprzeciwiający się właściwie wszystkiemu: kulturowym, naturalnym oraz transcendentnym ograniczeniom. A przede wszystkim sobie. W poezji bunt ten znajduje wyraz w rozpadającej się składni, soczystym, niekonwencjonalnym, szokującym słownictwie. Poeta şycia, zmysłowości, ciała. Z tkanki cielesnej czyniący zasadę oraz przedmiot refleksji poetyckiej, w której słychać staroşytne echa pieśni kozła. Igra więc w niej Dionizos, przypominając tym samym o swoistej mądrości zawartej w ciele ludzkim – przemijalnej, zniszczalnej prawdzie o śmierci, która ściśle spleciona jest z şyciem. Tło dla wojaczkowej poezji stanowi w tym artykule filozofia ciała, której początki sięgają zarania dziejów. W filozofii presokratejskiej ciało ludzkie, ujmowane w jedności z duszą czy duchem, określane było słowem fysis. Nazywało ono byt z całości, to, co jest – zmysłowość, ale i świat, ducha, lecz równieş związane z nim oraz zaleşne ciało. „Krótko mówiąc, gdziekolwiek by nie spojrzeć, napotykamy ciało (...)�, pisze w Uwagach wstępnych Marek Drwięga, autor studium antropologiczno-filozoficznego, zatytułowanego Ciało człowieka (Drwięga, 2005, s. 9). Z refleksją nad ciałem spotykamy się w pismach Platona, Arystotelesa, w myśli średniowiecznej, siedemnasto- i osiemnastowiecznej, w idealizmie niemieckim i wreszcie w fenomenologii. Badania nad ciałem stanowią trzon literatury oraz filozofii francuskiej. Szczególnie wyrazistym przedstawicielem tego typu refleksji jest Maurice Merleau-Ponty, którego koncepcja cielesności stanowi swoistą antropomorfizację ciała – podobnie jak poezja Wojaczka. W tym tekście podjęte zostaną niektóre jej wątki, zbieşne z obrazem świata w wojaczkowej poezji. Ekshibicjonizm, wprowadzając niezdrową atmosferę, „chorobę egzystencjalną�, głód oraz brak równowagi, scharakteryzuje zmysłowość analizowanych myśli i ujęć. Mamy zatem poetę z jego poezją, filozofię ciała oraz ekshibicjonizm. Teraz szczegóły:
ja kocha mokro przenosi niejako doświadczenia „ja� w jakiegoś rodzaju obiektywność, „ponadindywidualność�. Towarzyszy temu rozpadająca się składnia. Jan Błoński pisze: „Składnia rozpada się, bo rozpada się całkujące poczucie osobowości. Obok doznań rozszczepienia zjawiają się obłędne lęki, ciało traci jakby członki, narasta oczekiwanie kalectwa (a moşe kastracji). Części ciała, zwłaszcza płeć, wiodą jakby osobne istnienie, przykre i ryzykowne zarazem. Miłość, odtwarzana nader drastycznie, zdaje się funkcją rozpaczy. Poşądanie jest zwierzęce, owszem, ale wierność i osamotnienie – najzwyczajniej psie: rzadko zdarza się czytać wiersze, w których potrzeba schowania się w drugim człowieku przybiera wyraz równie dosłowny. Ale teş poşądanie zdaje się tyleş strachem uwarunkowane, ile oczekiwaniem rozkoszy!� (Błoński, 2001, s. 88). Składnia jednak, oprócz wymienianych przez Błońskiego funkcji, wydaje się pełnić równieş rolę charakterystyki świata poetyckiego, a zarazem psychiczno-społecznego. Dzięki słowu poezji osobiste przeşycia poety ustanawiają niejako całokształt rzeczywistości na swoistej kreacji. Ekspresja nie wydaje się w tym wypadku wyłącznie wyraşeniem drąşących myśli, problemów,
Czym byłby ekshibicjonizm w poezji Rafała Wojaczka? Wydaje się, şe definiowanie zarówno ekshibicjonizmu jak i poezji, jest zabiegiem na tyle karkołomnym, iş wszelkiego rodzaju oczekiwania oraz nadzieje na
60
3JUB 9 JOEE
Ekshibicjonistą nie jest człowiek szczęśliwy, pogodzony ze światem, spełniony w swoim şyciu. Medycyna klasyfikuje tego typu objawy jako chorobowe. Sam Wojaczek nie wypierał się takiej moşliwości. Podczas swojego pobytu w szpitalu psychiatrycznym na Kraszewskiego zanotował: „Tam w Klinice, personel ››biały‚‚, pielęgniarki, salowe – nie traktowały nas inaczej, niş się traktuje kogokolwiek z ludzi. Pierwszy raz napisałem nie: traktowały mnie, lecz ››n a s ‚‚. Uşyłem liczby mnogiej z premedytacją. Istotnie tylko do tej wspólnoty mogę i przyznaję się�. (Srokowski, 1999, s. 42). Twórczość Wojaczka nie ustanawia, jak juş wspominaliśmy, ekshibicjonizmu „zwykłego�, takiego, który widzi się na ulicach. Jego obnaşanie się jest niejako a u t o t e m a t y c z n e (Prejs, 2001, s. 186). Bogdan Prejs, analizując nigdy nieskończoną powieść Sanatorium, wskazuje, iş bohater Rafała Wojaczka organizuje świat przedstawiony w całej przestrzeni jego twórczości. Doprowadzałoby to jednak do jednostkowej wizji świata, do ujęcia skrajnie indywidualnego, charakterystycznego dla konkretnego Rafała Wojaczka. A przecieş niejednokrotnie poeta dystansuje się wobec siebie, wymieniając osobę, którą jest lub którą chciałby (czy nie chciałby) być z imienia i nazwiska:
sposobu widzenia świata. Ona tworzy nowy świat, którego jednym z fundamentów jest składnia. Jej chwiejność, zamierzona bądź istotowa nieporadność stanowi o płynności kulturowych sensów, rozbijając te ustanowione tradycją. Zaimek „ja� rządzący trzecią osobą wprowadza zastaną rzeczywistość w ruch, który promieniując z „ja�, zagarnia niejako to wszystko, co napotyka na swojej drodze. Podmiot zatem, będąc warunkiem zjawiania się świata, stanowi tym samym o jego charakterze. Pozwala mu być w zgodzie z samym sobą. A raczej ujawnia fragmentaryczność i niespójność własnych wizji artystycznych, które w tej poetyce są zmieszane z şyciem do tego stopnia, iş oddzielenie kreacji od biografii artysty wydaje się zabiegiem na pograniczu zakłamania oraz fałszu. Obok wspomnianej formy wypowiedzi poetyckiej funkcjonują równieş inne: w pierwszej, drugiej, trzeciej osobie, takşe podmiot zbiorowy (Kochajmy się z tomu Nie skończona krucjata), zwroty do nich oraz wypowiedzi o nich. Poeta potrzebuje samego siebie jako poety „śmiertelnie�:
Więc, w śmiertelnej potrzebie nie wiedząc juş, gdzie się zwrócić, Wymyśliłem Wojaczka i to właśnie jest mój wspólnik
Przechowany na uşytek dydaktyczny, Czyli dobrze kiedyś znany mi skurwysyn Rafał Wojaczek
(W śmiertelnej potrzebie).
(Próba nowego świata).
Nagość prezentowana w jego utworach jest z rodzaju raczej źródłowego niş wyłącznie ekshibicjonistyczny. Wiersz Jaka bym Ci chciała się napisać mówi bowiem:
Takich przykładów jest oczywiście więcej (Prejs, 2001, s. 187-188). W innych jego utworach podmiotem lirycznym jest z kolei kobieta:
Naga jak goła stal, czysta jak naga woda Niczym şywa krew jawna, prosta jak jasna prawda Sama jak jeden Bóg, jak sama Wenus jedna
Zrywałam Ci owoce......
(Senna ballada na temat, co kobiety wiedzÄ… o wierszach).
Naga jak słowo „kocham� wyrzeczone w cişbę Pospólnych słów, niczym rzymska składnia jasna Wierna niczym Twój strach, Twoja jak wierna matka
„Pod pierwszą wersją Którego nie było autor podpisuje się jako Teresa Sobecka!� (Prejs, 2001, s. 191). Przykładem moşe teş być utwór Prośba z wydanego pośmiertnie tomu Nie skończona krucjata:
Prawdziwa jak we strachu boskie przykazanie Jedna niczym łacińska oda Mickiewicza Czysta jak wódka nawet z niedomytej szklanki
Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej Ostatni listek wstydu juş dawno odrzuciłam I najcieńsze wspomnienie sukienki takşe zmyłam I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła
Naga jak Wenus, matczyna jak wilczyca Straszna jak Bóg, kiedy Ci go zabrakło Twoja niczym szaleństwo, co mieszka na dnie Odry
Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej Juş w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś ŝe nie wierzę, iş kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś I choć nie wierzę, by mógł być ktoś bardziej otwarty Dla Ciebie niş ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz
Ĺšwiat stanowi wiÄ™c puls poety. Odmierzany jest tym pulsem jak nadziejÄ… pozwalajÄ…cÄ… pozbyć siÄ™ uciÄ…Ĺźliwego ciaĹ‚a, myĹ›li, uczuć i schronić siÄ™ w ĹşrĂłdĹ‚owym cieple przygarniajÄ…cego wszechĹ›wiata. Nagość stanowi granicÄ™ niemoĹźnoĹ›ci przekroczenia, ktĂłrej nie redukuje ani swoiste jej oswajanie ekshibicjonizmem, krwiÄ…, ďŹ zjologiÄ… i innymi „technikamiâ€? zapachowymi czy wizualnymi, ani rozbÄłanie skĹ‚adni. Bezsilność, samotność, bĂłl i chęć ucieczki w jakÄ…Ĺ› „bezpiecznÄ… okolicÄ™â€? ustawia podmiot w opozycji do innego: czĹ‚owieka czy Ĺ›wiata jako terenu dziaĹ‚aĹ„ i eksploracji. Kim jednak jest Inny? OdpowiedĹş na to pytanie ustalimy wkrĂłtce. Do tego, co juĹź powiedzieliĹ›my, warto dodać, Ĺźe podstawÄ… ekshibicjonizmu byĹ‚aby szczegĂłlnie wĹ‚aĹ›nie przestrzeĹ„ samotnoĹ›ci. Akt ujawnienia intymnej, czĹ‚owieczej prawdy warunkuje relacjÄ™ – stosunek wzajemnoĹ›ci. Bez tego nie byĹ‚by godny poşądania oraz nie wywoĹ‚ywaĹ‚by emocji. Ekshibicjonista nie mĂłgĹ‚by istnieć sam dla siebie, a to znaczy bez widza, odbiorcy, jakiejĹ› dodatkowej pary oczu, ktĂłrej podstawowym obowiÄ…zkiem, funkcjÄ…, rolÄ… jest p a t r z e n i e .
Czym zatem byłby ów autotematyzm? Wydaje się, şe z jednej strony skupieniem artystycznym, a z drugiej, chęcią oderwania się od klaustrofobicznego osobistego zamieszania, konstytuującego oryginalną „międzyświatowość�, pomiędzy ciałem poety, ciałem innych oraz ciałem świata w sensie zjawisk natury, rzeczy oraz świata kultury. Problem ten omówimy szerzej w drugiej części tekstu. Poprzez epatowanie seksualnością, erotyką czy jakimiś formami pokazania intymnych części ludzkiego ciała ujawnia się więc potrzeba dotarcia do granic egzystencji, której zredukowanie do seksualności jest niemoşliwe. Ciało słuşy czemuś, choć być moşe pozostaje swoim własnym celem. Pozostając jednak nim, ujawnia
61
3JUB 9 JOEE
ność świata, a tym samym człowieka bądź podmiotu poznającego. Istotne jednak, zarówno w poezji Wojaczka, jak i w filozofii Merleau-Ponty’ego, jest ciało ludzkie jako podstawa, swoiste centrum i jednocześnie zasada świata. Jasną jest takşe sprawą, şe R. Wojaczek nie nawiązuje świadomie do filozofii autora Prozy świata czy Widzialnego i Niewidzialnego (Rewers, 1992, s. 170). Chodziłoby o jakąś zbieşność ujęć treściowych. Czym byłoby zatem to ciało, które pozostając ludzkim, wyznacza jednocześnie granice świata oraz istnieje „poza� człowiekiem? Jaką rolę pełni w tym wyraşaniu i określaniu granic ekshibicjonizm? Czy jako akt desperacji (nawet w sensie ekspresji twórczej) nie uchodzi on za wyraz czegoś niemoşliwego? Czy wreszcie pokazywanie tego, co być moşe, nie powinno być ujawniane, stanowi swoiste dopełnienie normy społeczno-kulturowej? A moşe jest tylko jej zwykłym zaprzeczeniem? Odpowiedzi na tym podobne pytania wydają się odsłaniać jakąś nielogiczność. W samym bowiem obrazoburczym akcie pytanie się nie pojawia. Ekshibicjonistyczny gest stanowi raczej nieco brutalne i nieeleganckie stwierdzenie, odczytywane jako „nadmiar�, dewiacja, zboczenie, nienormalność. Oczywista wydaje się analogia z naddatkiem znaczenia, jaką przynoszą próby ujęcia „istoty cielesności� przez Merleau-Ponty’ego, określającego sposób zjawiania się ciała najpierw w sensie z a c h o w a n i a (La Structure du comportement), następnie jako s c h e m a t c i e l e s n y (Fenomenologia percepcji), określany w literaturze przedmiotu jako swoisty transcendentalizm ciała, aby ostatecznie w Widzialnym i Niewidzialnym pisać o splocie, chiazmie, tkance cielesnej świata. Cały jego wysiłek zmierza ku przekroczeniu tradycyjnej ontologii. To właśnie jednak w tym projekcie czegoś nowego, niestosowność i niemoşliwość odsłania nagie przestrzenie metafizyki, w której c i a ł o s z e p c e wylewające się z pojęć odmiany milczenia, nicości, niestosowności czy jeszcze czegoś innego – nienazwanego jeszcze czy w ogóle nienazywalnego. Jak notuje R. Barbaras, ruch podmiotu, w którym kieruje się on ku światu, prowadzi jednocześnie (i tym samym) do odsłaniania (odkrywania) świata przez ten podmiot (Barbaras, 1992, s. 35). Dlaczego jednak podmiot miałby być nagi w obliczu tradycji, której stroje nadal oszałamiają przepychem? Czemuş to pewne jego wstydliwe oraz zwykle zakryte „narządy� ośmielają się być bez okrycia? W jaki sposób to zboczenie wychodzi na jaw? I czy w ogóle jest to zboczenie? Moşna stwierdzić, şe podmiot liryczny (lecz równieş podmiot w tradycji filozoficznej) byłby nagi częściowo z „głodu�, jak pisze, odnosząc to określenie do poetyki Wojaczka, Stanisław Barańczak (Barańczak, 2001, s. 93-101). Merleau-Ponty notuje: „Nikt nie posunął się dalej niş Proust w ustalaniu stosunków między widzialnym i niewidzialnym, w opisie idei, która nie jest przeciwieństwem bytu zmysłowego, która jest jego podszyciem i głębią� (Merleau-Ponty, 1996, s. 152). Zatem równieş on, szukając idei istnienia międzycielesnego (Merleau-Ponty, 1996, s. 147), czegoś, co nie stanowi bytu pokawałkowanego czy skategoryzowanego, kierowany jest głodem poznania. Sama kategoria nagości, z kolei, w sensie choćby koloru czy nagiej rzeczy, na którą powołuje się Jacques Derrida w Prawdzie w malarstwie (Derrida, 2003, s. 349-351), we współczesnej refleksji zarówno filozoficznej jak i poetyckiej wydaje się naleşeć istotowo do bytu. Co więcej, wydaje się go warunkować oraz umoşliwiać. W przywoływanym przed chwilą ostatnim dziele Merleau-Ponty’ego czytamy: „Gdyby zebrać wszystkie te konteksty [ participations], zobaczylibyśmy, şe nagi kolor, i w ogóle jakieś
głębie nie do przebycia, nie do nazwania, jakąś nieskończoność, być moşe nicość. Ekshibicjonista jest w tym wypadku adresatem i świadkiem, prawodawcą i niszczycielem, obrazoburcą oraz oburzonym. Dąşąc do jakiegoś rodzaju pełni, ujmuje akty ekshibicjonizmu w formę skierowaną ku nieskończoności. Jest to idea determinowana wewnętrznie. Nie moşna powiedzieć, iş jakaś zewnętrzna siła wpływa na sposób istnienia owej poetyckiej formy. W kaşdym razie byłaby ona nie do rozpoznania. Postać rodzi się w akcie wewnętrznego sporu, którego kształt wydobywany jest spontanicznie, na sposób wolny, ustanawiając świat z gruntu oryginalny. Nie wiadomo, czy tego typu twórczy ekshibicjonizm pozostaje jeszcze w granicach zwyczajowego pojęcia. Nic jednak w tej poezji w nich nie pozostaje. Moşna zatem afirmować ekshibicjonizm, mając świadomość jego autodestrukcji, płynności, przekształceń. Wydaje się takşe, şe forma poetycka nie wyklucza ekshibicjonizmu. Zjawisko to przecieş wykorzystywane jest w innych dziedzinach sztuki (film, malarstwo, muzyka). Moşe stanowić aluzję bądź punkt odniesienia. Postać, jaką przybiera, nakłada na nie inny sens, zachowując jednak ową elementarną: obrazoburczą, wstydliwą, intymną i zarazem chcącą się ujawnić treść.
Filozofia ciała Maurice’a Merleau-Ponty’ego wobec poezji Wojaczka Współczesne badania nad filozofią Merleau-Ponty’ego skupiają się przede wszystkim na trzech podstawowych poziomach: ontologicznym, fenomenologicznym, estetycznym, przenikających się nawzajem. Z jednej strony, mamy ontyczno-ontologiczny problem statusu ciała, a z drugiej, zderzamy się z refleksją nad bytowaniem przedmiotu estetyki: dzieła literackiego czy koloru. Ten ostatni, ujmowany przede wszystkim jako źródłowy sposób fenomenalnego przejawiania rzeczy, wpisuje się w charakterystykę ciała świata (la chair du monde) oraz ciała w sensie le corps (ciało w znaczeniu ciała ludzkiego; takşe ciała obiektywnego w sensie fizycznego podmiotu i przedmiotu) i la chair („oşywione ciało� wedle tłumaczenia J. Migasińskiego, „şywy miąşsz� w przekł. J. Skoczylasa i S. Cichowicza; w znaczeniu potocznym ma zabarwienie zmysłowo-seksualne, oznaczając „mięso�; równieş sens biblijno-symboliczny), przywracając enigmatyczny, tajemniczy sens pierwotnej manifestacji bytu (Wunenburger, 2003, s. 43). Analogicznie do barwy, dzieło literackie, podobnie zresztą jak twórczość Wojaczka, zmierzało ku cielesności (choć nie tak źródłowo i soczyście jak w przywołanej wyşej poezji). Ewa Rewers w tekście pod tytułem Filozofia ciała w poezji – Rafał Wojaczek stwierdza, şe w poezji Wojaczka granice świata wykreślają kontury ludzkiego ciała (Rewers, 1992, s. 170). Stwierdzenie to nawiązuje do koncepcji Merleau-Ponty’ego, który w Fenomenologii percepcji pisze: „Ciało własne tkwi w świecie tak, jak serce w organizmie: stale podtrzymuje przy şyciu widzialny spektakl, oşywia go i karmi od wewnątrz, tworzy z nim pewien układ� (Merleau-Ponty, 2001, s. 223). Porównanie określa momentalnie sposób istnienia ciała własnego (le corps propre), które pozostając ciałem ludzkim, stanowi oraz podtrzymuje, z samej swojej natury, schemat ciała i ugruntowany na nim sposób istnienia świata. Oczywiste, wydaje się w tym wypadku odwołanie do klasycznego juş rozdzielenia na podmiot i przedmiot poznania czy na wewnętrzność i zewnętrz-
62
3JUB 9 JOEE
niego, cytowanego przez nas, dzieła filozofa, próbuje wydobyć cielesność Merleau-Ponty’ego jako ciała w sensie wzoru sensu pierwotnego bytu. ŝadna jednak z form nie wyczerpuje niespójnej istotowo koncepcji ciała. Ujęcie Merleau-Ponty’ego waha się, komentuje badacz, między tymi dwoma wyşszymi formami antropomorfizmu. Jest to z jednej strony fenomenologia transcendentalna, a z drugiej, ontologia şycia lub ciała. Ostatecznie sam badacz wydaje się poszukiwać takiego opisu ciała, który bazowałby na określeniach ciała şyjącego (ontologia şycia), obojętnego na klasyczny, podmiotowo-przedmiotowy podział. Takie ujęcie, wskazuje Barbaras, zostało zainicjowane i całkowicie chybione przez Heideggera (Barbaras, 2003, s. 188). Szłoby zatem o przekonujące ujęcie jakiegoś p o m i ę d z y : jedności, będącej spójną i zarazem cielesną wizją świata. Czy jest to jednak w ogóle moşliwe? Czy poetyka ekshibicjonizmu w tym kontekście nie jest właśnie swoistym początkiem i końcem zarazem? Utwory Wojaczka wydają się ukazywać podobną niespójność przedstawiania ciała jak koncepcja Merleau-Ponty’ego. Poeta wydaje się równieş wahać się pomiędzy podmiotowo-przedmiotowym rozdwojeniem, a jakąś jednością cielesności, będącą pierwotną podstawą oraz zasadą bytu:
widzialne, nie jest absolutnie twardym i niepodzielnym kawałkiem bytu, wystawiającym się w swej nagości na widzenie, które moşe być tylko całkowite bądź şadne, ale şe jest raczej rodzajem przesmyku między zawsze otwartymi, zewnętrznymi i wewnętrznymi horyzontami, czymś, co delikatnie dotyka rozmaitych regionów barwnego czy widzialnego świata i na odległość budzi w nich rezonans, pewnym zróşnicowaniem, efemeryczną modulacją tego świata, mniej zatem kolorem czy rzeczą, a bardziej róşnicą między rzeczami i kolorami, chwilową krystalizacją barwnego bytu albo widzialności� (Merleau-Ponty, 1996, s. 137). Akt ekshibicjonizmu stanowiłby zatem pochodną owej źródłowej nagości – intymności wydobywania się bytu na jaw, zboczenie zaś czy jego brak zaleşałyby od kontekstu ujawniania tajemnicy. I nie znaczy to wcale, şe niemoşliwe byłoby w refleksji filozoficznej. Merleau-Ponty wskazuje na jedną z bardziej istotnych kwestii, mianowicie na „nierzeczowość� ciała, ustalającego pewien schemat cielesny jako zbiór utrwalanych ogólnych struktur, określających zachowania ciała wobec sytuacji i przedmiotów (Drwięga, 2005, s. 188). Owa podmiotowa moşliwość ( je peux) stanowi takşe tło dla eksperymentów z własnym ciałem Rafała Wojaczka. Ciało własne nie wytwarza nawyku samookaleczania się. Poeta, jak podają źródła, stosował je wielokrotnie. Moşna powiedzieć, şe świadomą, podmiotową egzystencję przeciwstawiał cielesności i jej schematom. Moşna stwierdzić równieş, rzecz jasna, wiele innych rzeczy. Waşkie wydaje się jednak nieustanne poszukiwanie – nawet w rejonach natury, tego, co dane i, wydawałoby, się niezaleşne od człowieka. Poeta nie dąşy do natury, do jej odkrywania czy zachowywania, lecz bada, wyzywa ją na pojedynek, walczy z jakimiś siłami, odpowiedzialnymi za şycie, śmierć oraz za całokształt istniejącego świata. Ekshibicjonizm jako odmiana wynaturzenia stanowiłby swoistą charakterystykę owych poczynań. Byłby on takşe, w kontekście napisanego powyşej, odmianą ekspresji: ciało stanowi formę ekspresji podmiotu. Dla Merleau-Ponty’ego przedłuşeniem ciała jest mowa, będąca niejako gestem. Pierwotna komunikacja odbywa się, według niego, na poziomie przedrefleksyjnym, stanowiącym bazę dla form językowych. Podmiot myślowy (le sujet pensant) musi być ugruntowany w podmiocie ucieleśnionym czy wcielonym (le sujet incarnÊ) (Drwięga, 2005, s. 226). Ostatnim kluczowym pojęciem, które chcemy przywołać, jest antropomorfizm. Posłuşył się nim Barbaras w artykule Dwuznaczność ciała. Merleau-Ponty między filozofią transcendentalną a ontologią şycia. Wyróşnia on dwa sposoby ujmowania świata. Owe wskazówki zakreślają dwie przyblişone moşliwości doświadczenia, mogące być definiowane jako właśnie dwie wyşsze formy antropomorfizmu (Barbaras, 2003, s. 184). Antropomorfizm transcendentalny wychodziłby od pierwotnej dwoistości podmiotowo-przedmiotowej, ujmując ją w sposób teoretyczno-percepcyjny. Forma ta miałaby stanowić bazę dla doświadczenia ciała własnego, rozdwojonego juş w tym ujęciu na tworzące i tworzone, transcendentalne oraz empiryczne. Podmiot byłby miarą wszystkich rzeczy w sensie warunku ich przejawiania się. Antropomorfizm ontologiczny, w przeciwieństwie do powyşszego, wyprowadzany byłby z doświadczenia cielesności jako jedności, mającej subiektywne (podmiotowe) oraz obiektywne (przedmiotowe) znaczenie: ciało własne i świat przejawiają się jako dwie modalności jednego sensu pierwotnego bycia. W tym kontekście Barbaras, odwołując się do ostat-
Nie umiem napisać wiersza By był taki jak to ciało białe trawki wyrastają mi z warg
(Erotyk) (Ja: Kafka)
Wiadomo, şe podmiotu nie moşna zredukować do ciała, choć ten on z nim ściśle i źródłowo związany. Ciało moşe jednak p o k a z a ć podmiot, ujawniając zarazem jego ograniczenia. Nie moşna stwierdzić, jak czyni to E. Rewers, şe Merleau-Ponty porzuca podział na to, co wewnętrzne i zewnętrzne (Rewers, 1992, s. 171). R. Barbaras wykazuje bowiem, şe cała jego myśl zmaga się z tym podziałem, usiłując go przezwycięşyć, lecz ostatecznie podział ten pozostaje zachowany (Barbaras, 2003, s. 185). Szłoby więc właśnie o to przezwycięşenie, z którym zmaga się równieş Rafał Wojaczek. W odniesieniu do poezji Wojaczka moşemy skonstatować zresztą swoiste rozchwianie podmiotu w obliczu wszędobylskiej cielesności, którą okazuje się takşe poezja. Na tym polega takşe ów wspomniany wcześniej ekshibicjonizm, wydobywający ciemną stronę podmiotu. Ciało byłoby tym, co pierwsze, co moşna i trzeba oglądać, mówić o nim czy czuć do niego odrazę. Stanowi niejako podłoşe prawdy o nas samych. E. Rewers nazywa owe poetyckie rozwaşania na temat ciała uproszczeniem, które przede wszystkim sprowadza się do zlikwidowania opozycji twarz – krocze. Spowodowało to zniesienie jednej z najbardziej zakorzenionych w naszej kulturze granic oddzielających wartości (którą niewątpliwie stanowi twarz) od koniecznych i wstydliwych przejawów cielesności (Rewers, 1992, 179-180). „Ciału ludzkiemu, sprowadzonemu przede wszystkim do środowiska wewnętrznego i sfery genitalnej, odmówiono zatem w tej poezji portretu naszkicowanego z perspektywy innego człowieka, który zawsze, jak twierdzą psychologowie, rozpoczyna identyfikację drugiej osoby od odcyfrowania jej twarzy. Ten sposób doświadczania ciała, który prezentuje poezja Wojaczka, odbiega równieş zdecydowanie od tendencji występujących w tradycji literackiej. Tutaj bowiem, jak wskazuje na to nie tylko literatura średniowieczna, w której postać ludzka zredukowana zo-
63
3JUB 9 JOEE
stała praktycznie do twarzy, lecz takşe np. młodopolska, twarz traktowana być mogła co najmniej jako metonimia ciała. Najczęściej jednak wykorzystywano ją jako najpełniejszy symbol osobowości� (Rewers, 1992, s. 180). We wspomnianym juş utworze Ja: Kafka czytamy:
rzÄ…dy istot Ĺźywych, mimo ksztaĹ‚tĂłw oraz kolorĂłw i nazw (pojęć), wydajÄ… siÄ™ zdeďŹ niowane, a jednak ciÄ…gle stanowiÄ… zagadkÄ™ przyczyny ich istnienia, czasem nawet sposĂłb funkcjonowania. MielibyĹ›my wiÄ™c do czynienia ze swoistÄ… rĂłwnowagÄ… antropomorďŹ cznÄ…, w ktĂłrej:
Przerosło mnie serce cały jestem wewnątrz korzeń
drzewa rodzÄ…
(Sezon)
Ĺ‚za rzeĹşbi
Ballada bezboĹźna zaĹ› mĂłwi:
(MĂłwiÄ™ do ciebie cicho)
dzień uśpiony
(...)
Gdzie moich jąder krąşy podwójna planeta Tam wieszają człowieka za to şe poeta
(Która zmęczona śpi)
Ale z drugiej strony mamy:
matka jadalna
Gdzie nasienie pośpiesznie porzucone gnije Tam kobietę do spazmu pobudzają kijem
ja mięso modlitwy
Gdzie mojego mózgowia cieknie wrąca struga Tam pijak pijąc wie juş co jest dobra wódka
(Mit rodzinny) (***, inc. dla Ciebie piszę miłość...)
„Poezja nie rezygnuje z uchwycenia róşnicy między obydwoma rodzajami ludzkiego wnętrza. Zmierza jednak równocześnie do wykorzystania swoistej homonimii językowej po to, by zacierać podkreślaną przez naukę dystynkcję� (Rewers, 1992, s. 174). Jej język, wzbogacony terminami fizjologiczno-biologicznymi, zaciera stopniowo granice między sztuką a tym, co nią nie jest (Rewers, 1992, s. 178). Ponadto antropomorfizacja natury, zjawisk, tego, co nazywamy bytem, w całości wydobywa wspomnianą jedność cielesności, której nie moşna, wydaje się, jednoznacznie zdefiniować. Poezja jest pod tym względem uprzywilejowana, poniewaş wystarcza jej metafora, milczenie oraz niedopowiedzenia. Z nauką oraz z filozofią jest trochę inaczej. W „ p r a w d z i w y m � o p i s i e ś w i a t a chodziłoby o jakąś cielesność, co do której z jednej strony mamy swoistą pewność, a z drugiej nie potrafimy jej werbalnie „opracować�. Czy ekshibicjonizm, zadajmy jeszcze raz wcześniej postawione pytanie, w tym kontekście nie jest właśnie swoistym początkiem i końcem zarazem? W pewnym sensie i tak, i nie. Jacek Šukasiewicz wskazał na moşliwość konceptualizacji tego, co cielesne (Šukasiewicz, 2001, s. 162-164). I jest to oczywiście jedyna droga dla rozumienia. Cała reszta „podszewki� świata, który się przejawia, jakoś jednak warunkuje rozumiane. Być moşe chodzi tylko o uświadomienie sobie prostego faktu, şe ciało nie moşe mieć jednoznacznego sensu. Są w nim bowiem zawarte zarówno moşliwości jednostkowe, jak i, by tak rzec, ogólnoświatowe, sens literalny oraz metaforyczny – ciało brzemienne sensem aş po nieskończoność. Czym byłoby zatem to ciało, które pozostając ludzkim, wyznacza jednocześnie granice świata oraz istnieje poza człowiekiem? Jaką rolę pełni w tym wyraşaniu i określaniu granic ekshibicjonizm? Niewątpliwie pokazuje on, şe walka o siebie, o swoją istotę czy o jakąś własną prawdę jest moşliwa. Przybiera ona niekiedy formy wynaturzeń, będących jednocześnie ekspresją podmiotu. Ciało byłoby zatem zarówno podstawą (przedrefleksyjność), jak i efektem (aktualizacją). W podmiocie ucieleśnionym zawsze pozostaje coś bezosobowego, wspólnego, tworzącego schemat ogólnie obowiązujący. Ekshibicjonizm wyznaczałby w jakiś sposób granice schematu kulturowego, który przecieş nie wyklucza cielesności. A jako konceptualny ustanawiałby owe granice lub nieco zmieniał te juş istniejące.
(...) Jeszcze moşe warto zatrzymać się przy Balladzie o prawdziwej krwi:
nie ciemna ani plemienna niepoboşna krew się czołga nie podlega gazom watom plastrom bandaşom księşycom (...)
nie miesięczna nieustanna niczym nie pohamowana nie struga nie rzeka nawet nie mierzyć jej oceanem (...)
bowiem nie ta oswojona krew co w klatce pulsu mieszka regulaminowi serca posĹ‚uszna oraz wymierna (...) W poezji tej z jednej strony oglÄ…damy ciaĹ‚o zewnÄ™trzne z wszystkimi przysĹ‚ugujÄ…cymi mu codziennymi akcesoriami, a z drugiej, gmatwamy siÄ™ w obrazki pulsujÄ…cej nieustannie wewnÄ™trznoĹ›ci (krwi, mĂłzgu itp.). ZarĂłwno jedna, jak i druga, jest wystawiona na widok publiczny w sposĂłb ekshibicjonistyczny – jak do niestosownej, wstydliwej i odraĹźajÄ…cej kontemplacji. W tym zresztÄ… sensie ta poezja nazywana jest prekursorskÄ…. WprowadziĹ‚a bowiem do wiersza tzw. wewnÄ™trzne Ĺ›rodowisko czĹ‚owieka (Rewers, 1992, s. 172), stanowiÄ…ce domenÄ™ nauki: ďŹ zjologii, biologii, neuroďŹ zjologii. Wszelkiego rodzaju tkanki, komĂłrki, pĹ‚yny ustrojowe, ktĂłre stanowiÄ… naszÄ… „wewnÄ™trznośćâ€?, wychodzÄ… na jaw przede wszystkim w obrÄ™bie oraz dziÄ™ki nauce. Na co dzieĹ„ mamy z tÄ… sferÄ… do czynienia w stopniu szczÄ…tkowym i raczej sporadycznie. Swego rodzaju „wewnÄ™trznośćâ€? dostÄ™pna jest nam rĂłwnieĹź w sensie psychologicznym czy psychiatrycznym, ma jednak ona zabarwienie duchowe, niecielesne, a tym samym dość nieokreĹ›lone. Co ciekawe, wewnÄ™trzne na-
64
3JUB 9 JOEE
J. Šukasiewicz, 2001, Liryka Rafała Wojaczka , [w:] Który
Literatura cytowana: S. Barańczak, 2001, Rafał Wojaczek. Metafizyka zagroşenia , [w:] Który jest , pod red. R. Cudaka, M. Meleckiego, Katowice; R. Barbaras, 1992, MotricitÊ et phÊnomÊnalitÊ chez le dernier Merleau-Ponty, [w:] Merleau-Ponty, phÊnomÊnologie et expÊriences , pod red. M. Richir i E. Tassin, Grenoble; R. Barbaras, 2003, L’ambiguïtÊ de la chair, [w:] Merleau-Ponty aux frontières de l’invisible, pod red. M. Cariou, R. Barbaras, E. Bimbenet, Milano; J. Błoński, 2001, Inne lęki, inne bajki, [w:] Który jest , dz. cyt.; J. Derrida, 2003, Prawda w malarstwie, przeł. M. Kwietniewska, Gdańsk; T. Drewnowski, 2004, Literatura polska 1944-1989. Próba scalenia , Kraków; M. Drwięga, 2005, Ciało człowieka , Kraków;
jest , dz. cyt.;
W. MaciÄ…g, 1992, Nasz wiek XX. Przewodnie idee literatury polskiej 1918-1980, WrocĹ‚aw. Warszawa. KrakĂłw; M. Merleau-Ponty, 2001, Fenomenologia percepcji, przeĹ‚. M. Kowalska i J. MigasiĹ„ski, Warszawa; M. Merleau-Ponty, 1996, Widzialne i niewidzialne, przeĹ‚. M. Kowalska, J. MigasiĹ„ski i in., Warszawa; B. Prejs, 2001, WspĂłlnik , [w:] KtĂłry jest, dz. cyt; E. Rewers, 1992, FilozoďŹ a ciaĹ‚a w poezji – RafaĹ‚ Wojaczek , „Sztuka i FilozoďŹ aâ€? (5); S. Srokowski, 1999, Skandalista Wojaczek , WrocĹ‚aw; S. Stabro, 1989, Poeta odrzucony, KrakĂłw; R. Wojaczek, 1999, Wiersze, pod red. T. PiĂłro, Warszawa; J-J. Wunenburger, 2003, La „chair“ des coulers: perception et imaginal, [w:] Merleau-Ponty aux frontières de l’invisible, dz. cyt, Milano.
PĹ EĆ, SEKS, TRANSSEKSUALIZM Kilka uwag natury ďŹ lozoďŹ cznej JASMINA RADOVANOVIĆ
ściwych, zewnętrznych narządów płciowych. Bycie kobietą lub męşczyzną wyznaczone jest takşe wyglądem zewnętrznym oraz zachowaniem zgodnym z ustalonym kanonem, normami i obyczajami. O tym, co męskie i şeńskie, decydują zatem, według dwubiegunowego rozumowania potocznego przede wszystkim cechy cielesne, popierane w dodatku odpowiednim zestawem zachowań, właściwych kaşdej z płci. Nie zawsze uświadamiamy sobie, jak mocno powstające w powyşszy sposób stereotypy płciowości zakorzenione są w naszym myśleniu. Wiadomo jednak (z czego przynajmniej powinniśmy zdawać sobie sprawę), şe potoczne rozumienie jest dalece uboşsze i o wiele mniej precyzyjne niş wyniki badań naukowych. Postrzegane z perspektywy naukowej potoczne określenie płci dokonuje się wyłącznie na podstawie cielesnych cech drugorzędowych (pochwa, prącie) i trzeciorzędowych (np. kształty, owłosienie, wzrost), podczas gdy dla determinowania płci najwaşniejsza jest odrębność gonad (jajniki i jądra), stanowiących cechy pierwszorzędowe.
Powątpiewać w rzeczy najbardziej oczywiste –� to jedno z najwaşniejszych zadań filozofii. A czy jest coś bardziej oczywistego niş płeć człowieka? I czy (z punktu widzenia ogółu) nie jest takşe oczywista seksualność właściwa danej płci? Moim zamiarem jest zwrócenie uwagi w kontekście zjawiska transseksualizmu na nieadekwatność zarówno potocznego, jak i naukowego określenia płci. Pragnę takşe wskazać na niejednoznaczność i problematyczność relacji między płcią a seksualnością. Sądzę ponadto, iş analiza fenomenu transseksualizmu moşe się przyczynić do głębszego zrozumienia samego pojęcia człowieka. Naleşałoby zacząć rozwaşania od określenia potocznej kategorii płciowości, a kolejnym krokiem będzie próba jej naukowej eksplikacji. Płeć mianowicie, w stosunku do seksualności i transseksualizmu, jest najbardziej podstawowym terminem naszych rozwaşań, mimo iş później, w świetle przedstawionej problematyki transseksualizmu,� okaşe się, iş kategoria płci moşe wymagać zrewidowania. Według potocznego pojmowania, kaşda istota ludzka przynaleşy wyłącznie do jednej z dwóch płci, z których kaşda jest zdeterminowana posiadaniem jej tylko wła-
65
3JUB 9 JOEE
ciwnej. W ten sposób transseksualny męşczyzna pragnie zostać kobietą (w terminologii fachowej transseksualista typu M/K) i odwrotnie, transseksualna kobieta chce być męşczyzną (transseksualista typu K/M). Wychodząc od doświadczenia, czyli od tego, jak się rzeczy dla nas i przez nas mają, chciałabym wskazać na pewnego rodzaju dramat i przekleństwo osób transseksualnych. Osoby takie, pomimo wielkiej chęci, aby w miarę moşliwości szybko dokonać upragnionej zmiany płci i jak najprędzej zapomnieć o całym tym wydarzeniu, nie są w stanie o nim zapomnieć z wielu powodów, a zwłaszcza z takiego, şe nie wyglądają w pełni i jednoznacznie jak osobniki wybranej przez nie płci. Są ciągle naraşone na realną moşliwość zdemaskowania ich przez niewtajemniczonych, a dramat ich nigdy się nie kończy: wciąş mogą stać się obiektem dezaprobaty i drwin, wciąş mogą zostać wyklęte przez otoczenie, gdyş przeciętny człowiek wciąş daleki jest od właściwego rozumienia tego fenomenu. Uwaşani za dziwaków, odmieńców, zboczeńców, transseksualiści muszą toczyć podwójną walkę: zewnętrzną, z kulturą i społeczeństwem, do którego sztywnych wzorców i schematów płciowości i seksualności nie dają się dopasować, oraz tę wewnętrzną, z samym sobą, między psychiką (mózgiem?) jednej płci a ciałem płci odmiennej (mimo zewnętrznego upodobnienia się do „właściwej� płci, osoba transseksualna z medycznego punktu widzenia nadal pozostaje osobnikiem biologicznie zdeterminowanej płci; zmiana płci w sensie biologicznym wciąş jest poza moşliwościami współczesnej medycyny). Kaşda z tych walk jest niezmiernie trudna i wymaga niemałego wysiłku. Wart odnotowania jest fakt, şe transseksualiści zgodnie z psychicznym poczuciem własnej płci mają orientację seksualną skierowaną do osobników tej samej co oni biologicznej budowy ciała, a nie są przy tym osobami homoseksualnymi. Widoczne staje się to dopiero po dokonaniu przez nich chirurgicznej zmiany płci. Zmiana taka powinna być całkowita (tzn. obejmować takşe wytworzenie zewnętrznych narządów płciowych biologicznej płci przeciwnej), şeby transseksualista mógł czuć się i funkcjonować w sferze seksualnej jako osobnik upragnionej przez niego płci. Sprawa nie jest bynajmniej prosta. Większość osób transseksualnych typu K/M (czyli wewnętrznej i zewnętrznej kobiecej budowy ciała, a psychicznego poczucia przynaleşności do płci męskiej) nie poddaje się operacji wytworzenia prącia, w duşej mierze z powodu kosztów takiej operacji, ale takşe przez jej mierne wyniki oraz wysokie ryzyko powikłań. Pozostając zatem z zewnętrznymi narządami metrykalnej płci przeciwnej, poddane są nieustannej dezaprobacie posiadanych narządów płciowych oraz związanej z nimi postaci seksu. Co gorsza, naraşone są na realną moşliwość zdemaskowania ich w róşnych sytuacjach şyciowych (wymagających np. częściowego lub całkowitego obnaşania się: na plaşy, przy badaniu lekarskim itp.). Nie zamierzam tutaj wchodzić w szczegóły tego problemu, chciałam tylko zwrócić uwagę na ten dramat seksualności u osób transseksualnych. Dogłębne zapoznanie się ze zjawiskiem transseksualizmu przynosi zrozumienie, iş identyfikacja płciowa nie wiąşe się automatycznie z biologicznie zdeterminowaną płcią, lecz takşe dotyczy samookreślenia. „Nie jest się po prostu męşczyzną albo kobietą – pisze BÜhme. Jest się męşczyzną pojmującym siebie jako męşczyznę albo kobietą pojmującą siebie jako kobietę. Nazywa się to kształtowaniem toşsamości, a więc procesem, w którym płynące z zewnątrz postulaty i oczekiwania włącza się w samopojmowanie, a zatem czyni składnikami własnej osobowości�(BÜhme, 1998, 76).
Według współczesnych ustaleń na określenie płci składają się następujące kryteria (Imieliński, 1988, 13-14; Mandal, 2004, 28-29): p ł e ć c h r o m o s o m o w a, zdeterminowana przy zapłodnieniu obecnością pary chromosomów XX dla kobiet lub XY dla męşczyzn; p ł e ć g o n a d a l n a, zaznaczana od siódmego tygodnia şycia płodowego rozwojem gruczołów płciowych (jąder i jajników); p ł e ć h o r m o n a l n a, wyznaczana przez czynność wydzielniczą jajników i jąder (androgeny i estrogeny); p ł e ć f e n o t y p o w a, określana przez wygląd zewnętrzny (drugo- i trzeciorzędowe cechy płciowe); p ł e ć m ó z g u, określana na podstawie odmiennej organizacji i funkcji obszarów mózgu u kobiet i męşczyzn; p ł e ć s o c j a l n a (metrykalna, prawna), ustalana tuş po urodzeniu na podstawie wyglądu zewnętrznych narządów płciowych; p ł e ć p s y c h i c z n a, określana przez poczucie przynaleşności do danej płci. Na podstawie przedstawionego przeglądu moşna wywnioskować, iş samo posiadanie zewnętrznych narządów płciowych nie stanowi wystarczającego kryterium określania płci. Płeć jest wypadkową powyşszego zespołu kryteriów, a jeśli nie ma między nimi jednoznacznej zgodności, mamy do czynienia ze zjawiskiem transpozycji płci. Wiele współczesnych badań i doświadczeń pokazało, iş dla określenia płci najwaşniejsze jest psychiczne poczucie płci (płeć psychiczna), u podłoşa którego tkwią takşe czynniki chromosomalne, gonadalne lub hormonalne. Jest rzeczą powszechnie wiadomą, şe geny, zawierające zakodowany projekt cech indywidualnych kaşdej jednostki, decydują takşe o tym, do jakiej płci ona naleşy. Mniej natomiast wiadomo, şe płeć determinowana jest takşe poprzez jeszcze jeden czynnik – hormony. Podczas pierwszych pięciu tygodni w łonie matki płód ma całe podstawowe wyposaşenie umoşliwiające rozwój w kaşdą z dwu form płciowych. Mniej więcej sześć tygodni po zapłodnieniu, w normalnych warunkach rozwoju, płód XX rozwija się w dziewczynkę, a płód XY– w chłopca. Niezaleşnie jednak od tego, jakiej jest płci chromosomowej, płód ukształtuje się jako męski tylko wówczas, gdy obecne będą hormony męskie, a kształt şeński przyjmie jedynie w przypadku, gdy hormony męskie będą nieobecne. Pod wpływem hormonów, produkowanych przez uprzednio utworzone narządy płciowe, kształtowana jest takşe płeć mózgu nienarodzonego dziecka. Mózg takiego dziecka moşe pozostać kobiecy, jeşeli męskie narządy płciowe nie były w stanie wytworzyć dostatecznej ilości hormonów męskich, która spowodowałaby uformowanie się mózgu według wzorca męskiego. Z drugiej zaś strony, jeşeli w krytycznym okresie płód şeński w jakiś sposób zostanie poddany wpływowi hormonu męskiego, urodzi się dziecko z męskim mózgiem w kobiecym ciele (Moir, Jessel, 1993, 35-36). W ten sposób wyjaśnić moşna powstawanie zjawiska transseksualizmu. Transseksualizm jest zjawiskiem naleşącym do sfery zaburzeń identyfikacji płciowej, charakteryzującym się rozbieşnością między posiadaną płcią biologiczną (oraz, odpowiednio, związaną z nią płcią metrykalną) a psychicznym poczuciem płci. Transseksualista, mimo iş ma normalnie rozwinięte i prawidłowo funkcjonujące narządy danej płci biologicznej (czyli nie występuje u niego şadnego rodzaju defekt cielesny płci), permanentnie odczuwa psychiczną przynaleşność do płci przeciwnej. Osoba transseksualna odczuwa swoją płeć biologiczną jako obcą. Chce zrobić wszystko, aby w największym moşliwym stopniu upodobnić się fizycznie do osoby płci prze-
66
3JUB 9 JOEE
fot. Garudor
Wspomniałam o tym, iş transseksualista, postrzegany przed chirurgiczną i prawną zmianą płci, nie jest osobą homoseksualną, pomimo iş odczuwa upodobanie seksualne do osobników tej samej co on płci biologicznej. Kryterium stanowi tu psychiczne poczucie przynaleşności do danej płci. Moşliwe jest jednak, şe transseksualista byłby takşe osobą homoseksualną, jeşeli jego upodobania seksualne zorientowane byłyby na osoby odmiennej płci biologicznej, lecz tej samej co on płci psychicznej, względem tego samego kryterium. Transseksualizm i inne transpozycje płci, takie jak transwestytyzm, homoseksualizm, biseksualizm, pokazują, iş nie tylko płeć, lecz takşe i związana z nią seksualność nie jest zdeterminowana wyłącznie przez płeć biologiczną. Twierdzenie to, będące dla niektórych truizmem, nie jest w stopniu wystarczającym uświadamiane i rozumiane przez większość członków naszego społeczeństwa. Zastanówmy się, co twierdzenie to właściwie oznacza. W przyrodzie seksualność wynika z podziału na płeć męską i şeńską, a odnosi się do procesu rozmnaşania: celem jest spotkanie dwóch komórek płciowych pochodzących z organizmów róşnej płci. Seksualności człowieka jednak nie sposób zredukować do samej tylko prokreacji. Specyficznie ludzką właściwością seksualności jest miłość erotyczna, niesprowadzająca się wyłącznie do zaspokojenia popędu seksualnego, lecz przyczyniająca się takşe do tworzenia kontaktów i więzów między ludźmi w wielowymiarowości şycia społecznego. Oto co na ten temat pisze biolog Edward O. Wilson, badacz zajmujący się szczególnie etologią, nauką o całościowych wzorach zachowań zwierząt w naturalnych warunkach środowiskowych: „Ludzie są koneserami przyjemności seksualnych. Czerpią przyjemność z niezobowiązującego przyglądania się potencjalnym partnerom, z marzeń, poezji i piosenek, z wszystkich czarujących niuansów flirtu, prowadzącego do wstępnej gry miłosnej i spółkowania. Niewiele ma to wspólnego z reprodukcją, lecz wiele z tworzeniem się związków między ludźmi. Gdyby zapłodnienie było jedyną biologiczną funkcją seksu, mogłoby znacznie ekonomiczniej dokonywać się w ciągu paru sekund potrzebnych na pokrycie i wprowadzenie członka. I rzeczywiście, najmniej społeczne ssaki parzą się z niewiele większą ceremonią. Gatunki, u których rozwinęły się długotrwałe więzi, są takşe na ogół tymi, które posługują się wypracowanym rytuałem zalotów. Z tą tendencją zgadza się to, şe większość przyjemności, jakich dostarcza ludziom seks, stanowi podstawowe wzmocnienie sprzyjające wytwarzaniu się więzi. W istocie miłość i seks idą ze sobą w parze� (Wilson, 1988, 180).
A. Moir i D. Jessel, w swojej wspólnej ksiąşce pt. Płeć mózgu. O prawdziwej róşnicy między męşczyzną a kobietą, twierdzą na podstawie zebranego materiału, şe róşnice między płciami mają swe źródło w mózgu. „W gruncie rzeczy – piszą – jeśli za podstawę przyjąć płeć mózgu i charakter zachowań, a nie tylko zwykłą anatomię, istnieje znacznie więcej płci niş tradycyjne dwie. Zebrane dotychczas dane empiryczne prowadzą zdecydowanie do wniosku, şe anomalie seksualne są w tej samej mierze funkcją biologii, a więc produktem natury, co seksualność ortodoksyjna, akceptowana przez społeczeństwo jako ››naturalna‚‚� (Moir, Jessel, 160-161). Skoro płeć i seksualność mają swoje źródło takşe w organizacji i funkcjach mózgu, jak zatem moşna potępiać róşnego rodzaju „dewiacje� seksualne bardziej niş, powiedzmy, leworęczność? Na podstawie współczesnych badań nad płciowością człowieka ujawniają się trzy zasadnicze podejścia w rozumieniu płci: redukcjonizm biologiczny, konstruktywizm społeczny oraz orientacja personalistyczna (Bołoz, 2003, 16). R e d u k c j o n i z m b i o l o g i c z n y charakteryzuje się ograniczaniem płciowości do biologicznych róşnic dotyczących budowy i funkcji organizmu męskiego i kobiecego. Podejście to wzbudza najmniej kontrowersji, gdyş nie odbiega od potocznego rozumienia płci. Według drugiego kierunku, nazywanego k o n s t r uk t y w i z m e m s p o ł e c z n y m, płeć jest, mimo niekwestionowanych róşnic biologicznych, w zasadzie wytworem społecznym. Konstruktywiści stawiają nacisk na względny charakter ról społecznych, przypisywanych płciom w sposób sztywny i apodyktyczny. Rozwaşania konstruktywistów przyczyniły się do wyodrębnienia terminu gender jako określenia płci psychicznej, nie zawsze, jak widzieliśmy, korespondującej z płcią biologiczną.
Doświadczenie na przykładzie osób transgenderycznych daje nam nieodparty dowód na to, şe męskość i kobiecość nie są pojęciami dychotomicznymi, pozostającymi wobec siebie w ostrej opozycji, lecz şe właściwie łącznie współokreślają kaşdą istotę ludzką. Według znanej koncepcji schematów płciowych Sandry L. Bem, płeć jest zmienną o ciągłym charakterze, charakteryzującą się stopniem natęşenia cech „męskości� i „kobiecości�. Moşna w ten sposób wyodrębnić cztery podstawowe t y p y p ł c i p s y c h o l o g i c z n e j: m ę s k i, zawierający wysoki stopień męskości i niski stopień kobiecości; k o b i e c y, w którym występuje wysoki stopień kobiecości, a niski męskości; a n d r o g y n i c z n y, odznaczający się w równym stopniu wysoką męskością i wysoką kobiecością; n i e o k r e ś l o n y, będący przejawem zarówno niskiej męskości, jak i niskiej kobiecości.
67
3JUB 9 JOEE
Wszelkiego rodzaju stereotypy, w tym związane z płciowością i seksualnością, krępują wolność osobistą jednostki i są szkodliwe dla jej zdrowia psychicznego, natomiast zastosowanie postulatu wolnego i nieskrępowanego rozwoju jednostkowej osobowości przynosi efekt wprost przeciwny. „Tylko wtedy, pisze Fromm, gdy zapomnimy o róşnicach, gdy zapomnimy o stereotypach, będziemy mogli rozwinąć poczucie tej równości, dzięki której kaşdy człowiek jest celem samym w sobie� (Fromm, 1997, 135). Chciałabym na końcu dokonać pewnej refleksji, swoistego rodzaju „aktu ideacji�. Z podstawowej struktury bycia człowiekiem wynika, iş rządzi nim zasada ducha, manifestująca się najczęściej negatywnie, poprzez tłumienie lub sublimowanie popędów, zwłaszcza popędu seksualnego. Zgodnie z zasadą ducha to nie taki czy inny przejaw seksualności jest właściwy lub niestosowny, zły, ale sama seksualność jest tym, co naleşałoby przekraczać, przekształcać, pokonywać. Moşna to odnieść takşe do płciowości. W sferze ducha problem płciowości i seksualności przestaje być juş tylko problemem zajmującym nauki pozytywne, takie jak fizjologia, psychologia, medycyna itp., lecz staje się pretekstem do zastanowienia, kontemplacji: czym właściwie jest sama płeć, abstrahując od odczucia kaşdego z nas w tej sprawie? Czy płeć jako taka jest czy nie jest esencjalną własnością człowieka? Czym wobec tego jest człowiek? Próba udzielenia odpowiedzi na te i podobne pytania stanowi właściwe zadanie antropologii filozoficznej, która poucza nas o źródłach i korzeniach człowieczeństwa, niezaleşnie od naszej biologicznej, psychicznej czy społecznej natury. To, czym jesteśmy dzięki naszemu uposaşeniu organicznemu, mentalnemu, społecznemu, nigdy nie dorówna temu, czym moşemy się stać, jeśli obowiązywać będzie nas wszystkich ponadczasowa i ponadkulturowa, uniwersalna zasada ducha. Nie oznacza to, şe naleşy się pozbyć wszelkich uwarunkowań (co, zresztą, nawet nie jest moşliwe), ale warto, byśmy przypomnieli sobie, şe człowiek jest nie tylko tym, czym jest, lecz takşe tym, czym chce i moşe się stać.
Trzecie podejście w rozumieniu płci, o r i e n t a c j a p e r s on a l i s t y c z n a, przekraczając w moim mniemaniu ograniczenia dwóch poprzednich ujęć, postrzega płeć jako podstawowy wymiar osobowości ludzkiej, określający sposób jej istnienia, odczuwania, reagowania i działania (zwłaszcza w relacjach z innymi). Pojmowanie płci w ten sposób nierozłącznie wiąşe się z problematyką dotyczącą osobowości oraz toşsamości własnego „ja�. Toşsamość płciowa stanowi jeden z podsystemów toşsamości „ja�, kształtującego się i realizującego równocześnie na rozmaitych poziomach: na poziomie biologicznym i psychicznym jednostki, na poziomie członka społeczności czy kultury oraz na poziomie samej istoty ludzkiej. Kaşdy z tych poziomów jest niezmiernie waşny dla pełnego scharakteryzowania danej osoby ludzkiej. Zjawisko transseksualizmu (oraz innych transpozycji płciowych) uwypukla fakt, şe kategoria płci „przekracza biologiczny wymiar egzystencji człowieka i sięga do innych, charakterystycznych dla osoby sfer istnienia i działania� (Bołoz, 2003, 15). Fenomen transseksualizmu w sposób nieodparty wskazuje na to, iş tradycyjne rozumienie płci, sprowadzające się do czysto cielesnego, genitalnego ujęcia oraz spotęgowane wychowaniem, obyczajowością i prawem, jest niewystarczające, a czasem nawet mylne. W rozwaşaniach dotyczących problematyki płci ciekawą propozycję poznawczą podaje M. Fajkowska-Stanik (2001, 20-21). Proponuje ona piramidalny model opisu czterech płaszczyzn (biologiczna, psychologiczna, społeczna i ontyczna), na których moşna rozpatrywać płeć człowieka. Na poziomie ontycznym (u góry piramidy) praktycznie nie ma róşnic międzypłciowych. Człowiek jest bez względu na płeć istotą obdarzoną rozumnością i wolnością. Na następnym poziomie (społecznym) mamy do czynienia z małymi róşnicami płciowymi, związanymi ze spełnianiem ról społecznych (role te są raczej wymienne). Kolejny poziom wskazuje na istnienie rzeczywistych róşnic psychicznych, wyraşających się m.in. w orientacji przestrzennej, empatii, zdolnościach werbalnych. Ostatnia płaszczyzna przedstawia istnienie niekwestionowanych róşnic biologicznych. Nie omieszkamy jednak przypomnieć, şe róşnice biologiczne są mniej istotne wobec zasadniczej toşsamości człowieczeństwa, mającej swe źródło w rozumności i wolności.
Literatura: W. Bołoz, Etyka seksualna. Podstawy antropologiczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Warszawa 2003. G. BÜhme, Antropologia filozoficzna. Ujęcie pragmatyczne, przeł. P. Domański, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998. M. Fajkowska-Stanik, Transseksualizm i rodzina. Przekaz
Wolność jest podstawową zasadą ludzkiego działania. Zgodnie z millowskim, utylitarystycznym postulatem zapewnienia kaşdej jednostce moşliwie największej wolności, ograniczonej jedynie w celu zabezpieczenia podobnej wolności innym, naleşałoby przyjąć postawę tolerancji wobec kaşdego, nawet najbardziej dla nas dziwacznego sposobu şycia, o ile ten sposób şycia nie narusza wolności osobistej jednostki i jej odpowiedzialności za inne, jej podległe jednostki. Postawa taka jest niezbędnym warunkiem zapewniającym indywidualny rozwój osobowy kaşdego człowieka. W środowisku tolerancyjnym zapewniona jest (przynajmniej w zasadzie) „nieskrępowana şadnymi apriorycznymi barierami wolność poszukiwania najdogodniejszych warunków samorozwoju� (Uliński, 2001, 175). Opierając się na powyşszych załoşeniach, naleşałoby stwierdzić, şe nie ma şadnego racjonalnego powodu, by taka wolność nie miała stać się udziałem osób praktykujących i głoszących niekonwencjonalny sposób şycia. Szczególnie jest to waşne w przypadku, gdy taki sposób şycia jest związany z własnym „ja� człowieka, z jego poczuciem toşsamości.
pokoleniowy wzorów relacyjnych w rodzinach transseksualnych kobiet , Wydawnictwo Instytutu Psychologii PAN, Warszawa 2001. E. Fromm, Miłość, płeć i matriarchat , przeł. B. Radomska, G. Sowinski, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 1997. K.Imieliński, S. Dulko, Przekleństwo Androgine. Transseksualizm: mity i rzeczywistość , PWN, Warszawa 1988. E. Mandal, Podmiotowe i interpersonalne konsekwencje
stereotypów związanych z płcią, wydanie drugie zmienione, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2004. A. Moir, D. Jessel, Płeć mózgu. O prawdziwej róşnicy między męşczyzną a kobietą , przeł. N. Kancewicz-Hoffman, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993. M. Uliński, Kobieta i męşczyzna. Dzieje refleksji filozoficzno-społecznej , AUREUS, Kraków 2001. E.O. Wilson, O naturze ludzkiej , przełoşyła i opatrzyła słowem wstępnym B. Szacka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1988.
68
3JUB 9 JOEE
Miłość niejedną ma orientację Z
FRANCUSKIM PISARZEM
P H I L I P P E B E S S O N E M ( U R. 1 9 6 7 ) ,
AUTOREM
POD NIEOBECNOŚĆ WYDANIA: 2003-2005),
POPULARNYCH I TĹ UMACZONYCH NA WIELE JĘZYKĂ“W POWIEĹšCI MÄ˜ĹťCZYZN, ROZMAWIA
CHĹ OPIEC Z WĹ OCH I BABIE KATARZYNA SZUMLEWICZ.
LATO
(POLSKIE
K.S.: W powieści Pod nieobecność męşczyzn główny bohater, szesnastoletni arystokrata, podejmuje w czasie pierwszej wojny światowej relacje miłosne ze starszym od siebie pisarzem, w którym rozpoznajemy Prousta, oraz z młodym şołnierzem, rzuconym jako mięso armatnie na front. Kobiety w ogóle się tu nie liczą. Czy w związku z tym powieść nie powinna nosić tytułu Pod nieobecność kobiet?
Bohaterowie amoralni, jak z Gide’a Katarzyna Szumlewicz: Pańska powieść Chłopiec z Włoch opowiada historię trójkąta miłosnego, którego postacią centralną jest zmysłowy Lucå, romansujący jednocześnie z dziewczyną ze sfer mieszczańskich oraz z chłopakiem trudniącym się prostytucją. Lucå ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, co pozwala jego kochankom poznać niechcianą prawdę, a jemu rozpocząć dziwną narrację prowadzoną zza grobu. Jak narodził się pomysł owej iście barokowej powieści i jak to się stało, şe nie jest ona wcale smutna?
Ph.B.: Tytuł odnosi się do sytuacji z I wojny światowej, kiedy wszyscy męşczyźni, oprócz młodych lub chorych, są na froncie, tak şe społeczeństwo składa się z samych kobiet, co bardzo mocno wpływa na losy młodego bohatera, który wymyka się niejako klasycznie rozumianemu światu męşczyzn (choć tylko z męşczyznami w powieści się zadaje). Natomiast myli się pani, sądząc, şe kobiety nie odgrywają tu şadnej roli. W powieści waşną, kluczową rolę odgrywa matka Artura – postać, która najbardziej mnie wzrusza.
Philippe Besson: Dla mnie równieş nie jest to ksiąşka ani smutna, ani tragiczna. Rzeczywiście, Lucå umiera, ale wcześniej był szczęśliwie zakochany. To, şe tyle się o nim w tej powieści mówi i rozmyśla, przywołuje jego obecność. Z tych trzech osób on jest najmniej nieszczęśliwy. W tej ksiąşce chciałem opowiedzieć o podwójnym şyciu, trzymanym w sekrecie, jej pomysł zaś przyszedł mi do głowy, kiedy przechadzałem się po moście we Florencji. Patrząc na rzekę, zastanawiałem się, czy juş znaleziono w niej topielców. Wydało mi się wtedy ciekawym tematem opowiedzenie o osobie, która wprawdzie się utopiła, ale jej historia wciąş trwa i spaja ze sobą dotąd rozłączne historie kochanki i kochanka, którzy dotąd nie wiedzieli o swoim istnieniu. K.S.: A czy uzyskana wiedza jest im potrzebna? Czy nie byliby szczęśliwsi bez tego, czego się dowiedzieli? Ph.B.: Rzeczywiście, po zniknięciu Luki ich şycie diametralnie się zmienia. Anna uczy się şyć ze świadomością, şe jej kochanek nie şyje, uczy się şyć z pustką. Ma 30 lat i nie umie przyjmować tego typu informacji, a musi się zmierzyć z prawdą. Wydaje się, şe to mierzenie się z prawdą trzyma ją przy şyciu, pomimo şe jest dla niej przeraşające. Gdyby nie wiedziałaby, znikłaby, jej şycie zatraciłoby sens. K.S.: Kochankowie głównego bohatera róşnią się jak ogień i woda. Czy trójkąt miłosny stanowi dla pana coś w rodzaju uniwersalnej figury, obrazującej biegunowo róşne potrzeby miłosne jednej i tej samej jednostki? Ph.B.: We wszystkich moich ksiąşkach wszystko dzieje się wokół trzech osób. Jest to związane z tym, şe często trójka jest podstawą tragedii. Często ci bohaterowie są w równowadze z dwoma bokami trójkąta. W Pod nieobecność męşczyzn Vincent jest pomiędzy Arturem i Marcelem, W Chłopcu z Włoch Lucå – pomiędzy Anną i Leo, a w Babim lecie Louise znajduje się pomiędzy Stefanem i Normanem.
69
3JUB 9 JOEE
Philippe Besson, fot. Katarzyna Szumlewicz
K.S.: Czy jednak sama miłość, samo poşądanie róşni się w zaleşności od orientacji seksualnej? Moşe być przecieş tak, şe bardziej zaleşy to od mnóstwa innych czynników, przy których te wydają się zgoła niewaşne, przypadkowe.
K.S.: Czyli to nie kobiety stoją na przeszkodzie miłości męşczyzn, tylko właśnie męşczyźni? Chodzi mi o patriarchalne społeczeństwo, które pod ich nieobecność ulega zawieszeniu.
Ph.B.: Nie chodzi o róşne rodzaje poşądania; nie są one inne. Owszem, zawsze są odmienne, ale ich odmienność bierze się z tego, şe za kaşdym razem jest to poşądanie innej osoby, innego ciała, niezaleşnie od jego płci. Poşądanie jednego heteroseksualnego męşczyzny w stosunku do dwóch kobiet przybiera w obu przypadkach zupełnie inne kształty, nigdy nie jest to samo; tak samo w przypadku osób homo- i biseksualnych. Jest to kwestia po prostu miłości, oddania siebie innym.
Ph.B.: Na pewno tak, chociaş w tej ksiąşce Vincent nie zadaje sobie pytania, czy robi źle, a więc nie odczuwa şadnej presji społecznej. Tak naprawdę nikt mu nie staje na przeszkodzie. Po prostu jest wolny. Znacznie trudniejsze jest to dla tych, którzy patrzą z zewnątrz.
K.S.: Czyli nie istnieje nic specyficznie hetero- i homoseksualnego? Czyşby zatem wszystko zaleşało jedynie od indywidualnych wyborów?
K.S.: Zarówno Vincent, jak i Lucå z Chłopca z Włoch, określają tę swoją wolność od nakazów i zakazów jako amoralność. Czy nie stanowi ona jednak pewnego rodzaju moralności, o wiele więcej wartej niş jej oficjalna, pełna zakazów wersja?
Ph.B.: Nie, nie, nie to chciałem powiedzieć. Kaşdy człowiek ma określoną orientację seksualną, którą odkrywa, a nie sobie przywłaszcza czy wybiera. Pytanie tylko: jak ją będzie realizował, jak z nią będzie şył na co dzień, jakie miejsce w jego şyciu zajmuje poşądanie. Na przykład niektórzy są hedonistami, a inni nie. Jedni bardziej przejmują się wpojonymi normami społecznymi, inni mniej. To, owszem, jest kwestia indywidualna.
Ph.B.: Ja w ogóle nie uwaşam tych osób za amoralne, tylko za zakochane. Nikt na ich uczucie nie moşe nic poradzić. One mierzą się po prostu z zastaną sytuacją. W przypadku Vincenta mierzy się on z bezsensowną rzezią, jaką jest wojna, wobec której opozycję stanowi miłość. Ja uwaşam, şe to jest bardzo czysta miłość, która wyróşnia się na tle otaczającego brudu i niesprawiedliwości. W Chłopcu z Włoch jest to miłość, która kpi z konwenansu i z tak zwanej moralności. Podoba mi się sposób zachowania bohaterów, ich otwartość. To są osoby wolne, a nie w jakikolwiek sposób ograniczone.
K.S.: A zatem orientacja seksualna jest naturalna, a nie kształtowalna? Co by jednak było złego w tym, gdyby była kształtowalna? Oczywiście, załoşywszy pełną akceptację wszelkich wyborów i całkowity brak społecznej dyskryminacji w tym względzie. Ph.B.: Ja jednak uwaşam, şe to jest coś wewnętrznego, wrodzonego. Widząc, w jak negatywny sposób postrzegana jest homoseksualność, musimy uznać, şe osoby, które mimo to są homoseksualne, są takie z natury, a nie pod wpływem jakichś nacisków, które idą przecieş w zgoła przeciwną stronę. Trudno byłoby wybrać sobie rolę homoseksualisty w społeczeństwie negatywnie ją wartościującym.
K.S.: Poşądanie, miłość i namiętność występują w pana powieściach w bardzo wielkim nasyceniu i przybierają nieskończenie wiele form. Ich podmiotami są męşczyźni i kobiety w rozmaitym wieku, pragnący innych osób obojga płci. Co w największym stopniu kształtuje ich potrzeby erotyczne?
K.S.: Wcześniej powiedział pan, şe typy poşądania nie róşnią się od siebie bardziej anişeli miłość jednego męşczyzny do dwóch kobiet czy odwrotnie. Jak to pogodzić z nurtem afirmacji i podkreślania specyfiki właśnie poşądania homoseksualnego? Istnieje przecieş cała kultura i estetyka gejowska, polegająca na ukazywaniu odmienności i piękna relacji seksualnych w obrębie jednej płci.
Ph.B.: Jeşeli chodzi o Lukę, jest to osoba, która kocha jednocześnie dwie osoby i robi to z tą samą szczerością, z tym samym apetytem. Natomiast kocha je z innych powodów, poniewaş są to dwie róşne osoby: nie są w tym samym wieku, są róşnej płci, nie pochodzą z tej samej klasy społecznej. Tylko Lucå łączy te dwie postacie. Wzbogacamy się przez sytuację. Ktoś, kto spotyka jakąś osobę lub osoby, dokonuje wyboru – wybiera albo jedną, albo drugą. On natomiast bierze dwie.
Ph.B.: Cóş, homoseksualność jest czymĹ›, co istnieje i czego nikt nie ma prawa negować. To, Ĺźe czegoĹ› nie opisuje siÄ™ w gazetach, nie oznacza, Ĺźe tego nie ma. Wydaje mi siÄ™ normalne, Ĺźe ludzie chcÄ… siÄ™ z tym ujawniać, Ĺźe chcÄ… pokazywać swojÄ… orientacjÄ™. DziaĹ‚ania aďŹ rmatywne w oczywisty sposĂłb przyczyniajÄ… siÄ™ do ewolucji postrzegania Ĺ›wiata przez spoĹ‚eczeĹ„stwo. Jednak walka musi polegać przede wszystkim na tym, Ĺźeby sprzeciwiać siÄ™ homofobii. Albowiem, tak naprawdÄ™, homoseksualizm nie jest czymĹ› lepszym ani gorszym. Jest to forma seksualnoĹ›ci rĂłwnie normalna, jak kaĹźda inna. Chodzi o to, aby wykorzenić nienawiść. JeĹ›li mamy do czynienia, przykĹ‚adowo, z piÄ™tnastoletnim chĹ‚opcem, ktĂłrego orientacja w jego otoczeniu pomÄłana jest milczeniem lub spotyka siÄ™ z nienawiĹ›ciÄ…, wszystkie strategie, takĹźe strategia aďŹ rmacji, sÄ… dobre, Ĺźeby tego uniknąć, Ĺźeby dodać mu otuchy. Przy czym homoseksualność sama w sobie tak na-
Homoseksualność nie stanowi powodu do dumy K.S.: Czy istnieje jakaś specyfika poşądania homoseksualnego? Ph.B.: Orientacja seksualna stanowi składnik toşsamości kaşdego z nas. Są więc homoseksualiści, heteroseksualiści i biseksualiści. Pragnienie kaşdego typu stanowi bez wątpienia odrębną jakość. W moich ksiąşkach kwitnie şycie seksualne kaşdego z tych typów.
70
3JUB 9 JOEE
K.S.: Często mówi się, şe te zmiany prowadzą do tak zwanego kryzysu męskości. Czy uwaşa pan, şe męşczyźni stracili coś istotnego w wyniku emancypacji kobiet?
prawdę nie stanowi powodu do dumy właśnie dlatego, şe jest czymś normalnym i powszechnym, czym nie ma powodu się chełpić ani się tego wstydzić. K.S.: Tak, ale dzisiaj, şeby się nie wstydzić, trzeba być dumnym. Nie chodziło o dumę w sensie tego, şe ktoś czuje się lepszy, tylko şe afirmuje swój sposób odczuwania. Zwłaszcza gdy jest on nieakceptowany, taka duma wydaje się czymś niezbędnym.
Ph.B.: Nie nazwałbym tego kryzysem. Sytuacja po prostu zmienia się, dzieje się to krok po kroku, a przemiany, jakie się dokonują, są w moim odczuciu pozytywne, przede wszystkim dla kobiet, ale takşe dla męşczyzn.
Ph.B.: Niekoniecznie. Nikt nie jest dumny z tego powodu, şe je czy oddycha. Homoseksualność to dla części ludzi coś równie naturalnego. Podobnie jest, na przykład, ze sprawą pochodzenia. To po prostu rzeczywistość, nie ma powodu się jej wypierać ani specjalnie się tym podniecać.
Strata jako dar K.S.: Wszystkie pana ksiąşki, jakie czytałam, opowiadają o stracie. W powieściach Pod nieobecność męşczyzn i Chłopiec z Włoch jest to śmierć, w Babim lecie – bolesne rozstanie. Dlaczego strata tak bardzo pana interesuje?
K.S.: Co jednak zrobić w kraju czy w środowisku, gdzie trzeba nie lada odwagi, şeby się przyznać, nawet przed sobą, şe jest się lesbijką albo gejem?
Ph.B.: Poniewaş jest nieodłącznym składnikiem şycia. Takşe śmierć stanowi taki składnik. Jest to coś, co skłania nas do refleksji. Jeşeli ktoś umiera, tak jak to się dzieje w przypadku Luki, wychodzimy z jakiegoś stanu niedopowiedzenia i docieramy do prawd, które dopiero teraz stają się jasne. Uczucia są w tym momencie bardzo intensywne. Interesuje mnie bardzo temat odejścia, nieobecności, które sprawiają, şe ludzie zaczynają się intensywnie zastanawiać. Piszę, myśląc o tych, którzy zniknęli: albo umierając, albo odchodząc gdzieś daleko. Myśl o ich nieobecności nie jest smutna ani tym bardziej rozpaczliwa, ale raczej spokojna.
Ph.B.: Rzeczywiście, przyznanie się do orientacji homoseksualnej w społeczeństwie, które tego nie akceptuje, wymaga dzielności. Tu nie wystarcza indywidualna decyzja, tu potrzeba ruchu, który będzie o tym głośno mówił. Początki są trudne, ale myślę, şe takşe w Polsce sytuacja będzie się polepszać i iść w kierunku, w jakim poszła we Francji czy Wielkiej Brytanii. Myślę, şe te zmiany w mentalności są na dłuşszą metę nieuniknione, co nie oznacza, şe przyjdą samoistnie.
Prymat kobiet
K.S.: Louise z Babiego lata dzięki utracie ukochanego podejmuje owocną aktywność twórczą. Śmierć Luki uruchamia poszukiwania Anny i Leo, a takşe jego własną narrację. Atmosfera straty, jaka unosi się w powieści Pod nieobecność męşczyzn (sam tytuł!), przenosi się na pisaną w trakcie jej akcji ksiąşkę Prousta. Czy uwaşa pan, şe aby uruchomić proces twórczy, potrzebna jest strata?
K.S.: Powróćmy do świata pańskich powieści. Występuje w nich mniej kobiet niş męşczyzn, ale te kobiety, które występują, bardzo zapadają w pamięć czytelników. Bohaterka Babiego lata, Louise, to kobieta silna, twórcza, ironiczna, zdolna wskazać męşczyźnie właściwy sposób postępowania. Z kolei występujący u pana męscy bohaterowie są delikatni, wraşliwi, skłonni do wzruszeń. Czy chciał się pan w ten sposób przeciwstawić obowiązującemu schematowi postrzegania płci?
Ph.B.: Moşe nie jest to prawda dotycząca wszystkich, ale w moim przypadku na pewno tak się dzieje. Ja sam zacząłem pisać, kiedy straciłem kogoś waşnego. Strata uruchomiła w tym sensie moje pisarstwo. Wracając jeszcze do Prousta: tak jak on w ksiąşce W poszukiwaniu straconego czasu, usiłuję odzyskać to, czego juş nie ma, i stąd rodzi się twórczość.
Ph.B.: Kobiety bardzo często mają pewne cechy uwaşane powszechnie za męskie, takie jak odwaga, determinacja czy silna wola. Natomiast męşczyźni są wraşliwi, uwodzicielscy, jest w nich na ogół kruchość i delikatność. Moşe się to wydawać odwróconym schematem, ale ja coś takiego po prostu widzę. Zarówno Anna z Chłopca z Włoch, jak i Louise z Babiego lata, są osobami, które czegoś poszukują, czegoś chcą od şycia.
K.S.: Czy zatem Louise z Babiego lata przestanie pisać, jeşeli uda jej się podjąć zerwany związek ze Stefanem? Ph.B.: Zobaczymy. Jest to pytanie otwarte, tak jak pytanie, czy moşna być jednocześnie twórcą i kimś szczęśliwie zakochanym. Sam sobie często je zadaję.
K.S.: Czy uwaşa pan, şe wymieszanie cech tradycyjnie przypisywanych płciom niesie poşądane konsekwencje społeczne? Ph.B.: Zmiana społecznej pozycji kobiety, której wynikiem jest zaburzenie klasycznego podziału ról między płciami, wydaje mi się bardzo imponująca i spektakularna. Kobiety pracują, podejmują wyzwania, rodzą dzieci, kiedy chcą, i w ogóle decydują o mnóstwie spraw, wcześniej zastrzeşonych dla męşczyzn. Męşczyźni natomiast coraz rzadziej aspirują do wzorca macho. Zmieniła się takşe relacja ojców do dzieci. Stali się oni bardziej opiekuńczy. Sumując, męşczyźni i kobiety kiedyś znajdowali się na dwóch przeciwległych biegunach, a dziś zblişają się do siebie i nawet zamieniają rolami. Ja uwaşam to za pewien postęp, coś, co pomaga ludziom şyć.
Technika K.S.: Babie lato zostało napisane, jak gdzieś przeczytałam, pod wpływem jednego obrazu Hoopera. Czy pana powieści teş zostały napisane pod wpływem innych obiektów sztuki?
71
3JUB 9 JOEE
jestem przeciwko nowym formom, obserwuję jednak, şe nowe typy pisania bardzo krótko şyją, jeśli sprzeniewierzą się temu, co stanowi istotę powieści. W latach 60. we Francji mieliśmy do czynienia z nową powieścią, która miała zrewolucjonizować literaturę, ale teraz widzimy, şe najpopularniejsze są powieści w şaden sposób niezwiązane z tamtym stylem. Myślę, şe tym, co się najbardziej liczy w ksiąşce, jest dobrze opowiedziana historia.
Ph.B.: Oczywiście. Wydaje mi się, şe pisanie musi şywić się innymi formami sztuki. W Chłopcu z Włoch znajdują się aluzje do malarstwa Filipo Illipi, do filmów Pasoliniego i Viscontiego. W Pod nieobecność męşczyzn panuje, rzecz jasna, atmosfera z Prousta. K.S.: Pana powieści to nie tylko nastroje oraz mistrzowsko opisane i barwnie odmalowane uczucia. To takşe intryga, tajemnica, na której rozwiązanie czeka się na ogół aş do ostatniej strony, gdzie okazuje się, şe mimo sugestywnej atmosfery przypadkowości, błądzenia, nie ma tu miejsca na przypadek; kaşda rozmowa, kaşde spotkanie mają konsekwencje. Jak pan to robi, şe czekamy na nie z rosnącym napięciem?
K.S.: Jak by pan ujął w skrócie, co taka historia ludziom daje, dlaczego ksiąşka jest im potrzebna? Ph.B.: Ksiąşka to chwila – chwila wytchnienia, radości, ale takşe emocji i napięcia. To momenty spotkania się z własną rzeczywistością. Magia powieści polega na tym, şe autor pisze jakąś swoją historię, a czytelnik odczytuje swoją własną opowieść.
Ph.B.: Chodzi o pytanie, jakie sobie zadajemy i jesteśmy coraz bardziej ciekawi odpowiedzi. W Chłopcu z Włoch chcemy dowiedzieć się, w jaki sposób Lucå zginął. W Babim lecie zastanawiamy się, czy Louise i Stefan zostaną razem. W Pod nieobecność męşczyzn główny problem dotyczy tego, czy kochanek bohatera przeşyje i kto jest jego ojcem. Narracja słuşy do tego, by stopniowo odkrywać prawdę. Dzięki temu moşna czerpać z tych wszystkich elementów emocje, oddziałujące na wraşliwość.
K.S.: A co panu daje pisanie? Ph.B.: Na pewno nigdy nie jest dla mnie cierpieniem. To jest zawsze ogromne szczęście, znajdowanie się na szczycie własnych moşliwości. W pisaniu znajduję teş równowagę. Bycie pisarzem stanowi integralną część mojego jestestwa, chociaş moje ksiąşki nie są w najmniejszym stopniu autobiograficzne. Przypominają raczej miejsca odwiedzane w podróşy, fascynujące, bo takie obce, całe do wymyślenia.
K.S.: Mimo uşywania rozmaitych technik – takich jak narracja prowadzona przez nieboszczyka – jest to bardzo tradycyjny sposób pisania powieści. A zatem – fabuła, opowieść, şyją, pomimo şe obwieszczono ich śmierć?
K.S.: Ta fascynacja udziela się czytelnikom. Dziękuję za ciekawą rozmowę.
Ph.B.: Oczywiście. Wydaje mi się, şe raczej Nowa Fala umarła, podczas gdy to, co zwiemy klasyczną powieścią, nie moşe umrzeć, poniewaş nazywamy coś klasyką właśnie dlatego, şe trwa, şe nie umiera. Absolutnie nie
Rozmawiała: Katarzyna Szumlewicz Śródtytuły od redakcji.
Ĺ ukasz / CatTheGamer,
A mirror is much more interesting than television
72
3JUB 9 JOEE
EUGENIUSZ TK ACZ YSZ YN-DYCKI
I. moja przyjaciółka przynosi mi ślimaki po parodniowym paranoidalnym niewidzeniu się taki ślimak wchodzi we mnie naumyślnie jak w zielony deszcz który pada i pada od dnia narodzin przynosi mi ślimaki w zielonej chusteczce sałaty i śmieje się z podarunku pocałunku który składam na jej ustach to prawda kochanie po deszczu zazwyczaj nie potrafię się odnaleźć i coś mnie bierze i zjada ślimak ślimak wystaw rogi dam ci sera na pierogi albo wypierniczaj
II. ślimak którego przynosisz do kliniki psychiatrycznej w zielonej chusteczce sałaty wie juş co to jest ciemność po parodniowym niewidzeniu się kochanie to prawda ślimaki usuwa się stąd i oddala przy pomocy elektrowstrząsów ślimak ślimak wystaw rogi dam ci sera na pierogi albo wypierdalaj odtenteguj się do jasnej anielki ode mnie i od mojej rodzicielki od przyjaciółki równieş się odtenteguj z kim innym się prześpij zakoleguj
73
3JUB 9 JOEE
III. powiadasz şe po parodniowym niewidzeniu wszystko mogło się zdarzyć nawet to şe czas jakiś przetrzymywano mnie na zadupiu w innej części szpitala wyobraźcie sobie państwo tę sytuację na zapleczu gdy byłem gnojony bez zdania racji na potrzeby farmacji zawleczony do izolatki nieźle się miałem dzięki izie schizie mam się zajebiście wiersze płodzę za wiersze zaś otrzymuję kwiatki od płci pięknej w glorii poety chodzę
IV. 10 palców czyli 10 prosiaków schizofrenii 10 palców i jak nakarmić sobą jeszcze jedno prosię kiedy choroba prześladuje nas zwisającymi pośladkami innych chorych 10 palców schizofrenii gotowych na wyciągnięcie ręki jak więc moşna nazwać 10 palców jednym kwiatem na gnoju który specjalnie dla mnie został się po wielu chorych w brudnych prześcieradłach 10 palców czyli 10 prosiaków schizofrenii wygubionych przez biegunkę i nie wiadomo przeciwko komu i czemu naleşy się szczepić w brudnych prześcieradłach jestem coraz bardziej polskojęzyczny
74
3JUB 9 JOEE
Piosenka dla babci klozetowej
tutaj jest pustka i gdyby nie przeciąg który robi babcia klozetowa pewnie byłoby jeszcze puściej i gdyby nie pośpieszny z Warszawy do Šodzi pewnie nie byłoby czym oddychać tutaj jest pustka czy o to ci chodziło męşczyźni ze swego rogu obfitości siusiają bez wyobraźni wprost do pisuaru czy po to przyjechałeś şeby widzieć ich rozmawiających z małym w garści tylko ja mam usta zwinięte w trąbkę i mój mały ma usta zwinięte w trąbkę choć naraz wytryskamy tylko jego nie moje usta rozstępują się jakby chciał powiedzieć: tutaj jest pustka i gdyby nie przeciąg który robi babcia klozetowa byłoby po ptakach 10 IV 1987
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
75
3JUB 9 JOEE
Po części dla Julie Christie ADAM POPRAWA
mienie barokowej trÄ…bki oĹ›wietlajÄ… to wszystko, czasem tylko utknie za krĂłtki oddech. Nie wiem, gdzie on i zwĹ‚aszcza ona dokĹ‚adnie teraz sÄ…, tam, u siebie w Ĺ›rodku. Przenosi sylabÄ™ przez kolejne nuty, przez nastÄ™pne. Jauchzet Gott in allen Landen? MoĹźe kiedyĹ›, dla Bacha. Teraz jest w duchu swojego ciaĹ‚a, z niego, przez nie wznosi siÄ™ Ĺ›piewanie, wĹ›rĂłd ludzi, stÄ…d, tutaj. VII ‘05
Nieznajoma z pociÄ…gu Bo trzeba uwaĹźać. – Pan tak caĹ‚y czas czyta, nie bolÄ… pana oczy? – Nie – mĂłwiÄ™ krĂłtko i miaĹ‚o być stanowczo, ale chyba mi nie wyszĹ‚o, bo ona dalej – Mnie bolÄ…. – Kiedy pani czyta w pociÄ…gu? – coĹ› mnie musiaĹ‚o bliĹşnąć. – Nie, zawsze. Z Warszawy do WrocĹ‚awia, gdzieĹ› na poczÄ…tku dziewięćdziesiÄ…tych. VII ‘05
Na niepewno WylicytowaliĹ›my Rachunek zachciankowy z dedykacjÄ… BiaĹ‚osza. Nim ksiÄ…Ĺźka przyjdzie, sprawdzam w Ossolineum, czy nie byĹ‚o obwoluty. PewnoĹ›ci i tak nie ma: w ksiÄ…Ĺźce piszÄ… wprawdzie o autorce okĹ‚adki, ale to jeszcze nie musi być wszystko. W Portrecie artysty, teĹź z tych lat, grafik od obwoluty jest na skrzydeĹ‚ku, a w Ĺ›rodku tylko, Ĺźe ktoĹ› projektowaĹ‚ okĹ‚adkÄ™. Ale tamto byĹ‚o pĹ‚Ăłtno, a tu na miÄ™kko, moĹźe wiÄ™c nie byĹ‚o obwoluty? OssoliĹ„skie tomiki, bo sprawdzam przy okazji na przyszĹ‚ość dwa inne, pooprawiane na twardo, introligator poodcinaĹ‚ nawet tylne karty okĹ‚adek. Obwoluty pewnie nie byĹ‚o. DĹ‚ugo potem PIW teĹź wydawaĹ‚, i to grube ksiÄ…Ĺźki, w miÄ™kkich okĹ‚adkach, ubogich i bez obwolut. Chyba wiÄ™c i do Rachunku nie byĹ‚o. OkĹ‚adkÄ™ projektowaĹ‚a Ewa Lubelska-Frysztak. Dwa lata później byĹ‚y Mylne wzruszenia, okĹ‚adka: Ewa Frysztak-Witowska. Ta sama, po zmianach? CĂłrka po zamęściu? VIII ‘05
Ze sĹ‚owa wstÄ™pnego „Ten niedawno odrestaurowany film dowodzi, Ĺźe prawdziwa miĹ‚ość jest ponadczasowaâ€?. Omar Sharif na pĹ‚ycie z Doktorem Ĺťywago. ChociaĹź ja po części dla Julie Christie. VII ‘05
Nie wszystko Ĺ‚Ä…czy siÄ™ ze wszystkim, jednakĹźe, w Ĺźyciu spoĹ‚ecznym, coĹ› z czegoĹ› wynika Na funeralnej stronie wrocĹ‚awskiej „Wyborczejâ€? starajÄ…ca siÄ™ amatorka wspomina dziadka. „Nie przeczytaĹ‚ w Ĺźyciu pewnie Ĺźadnej ksiÄ…Ĺźkiâ€?. Tak siÄ™ publicznie przyznawać do rodzinnych wstydĂłw? I potem dowiadujÄ™ siÄ™, Ĺźe w polskim wydaniu Melindy i Melindy Allena nie bÄ™dzie napisĂłw, tylko lektor. VII ‘05
Z ziemi jaĹ‚Ăłwkowej – PowiedziaĹ‚, Ĺźe chce wstawić okna przed Ĺźniwami – sprzedawczyni w piekarni, gdy wchodziĹ‚em, do rezydentki na taborecie. Nierzeczywiste miasto. Choć, co wyjÄ…tkowe, przestaĹ‚a, gdy wszedĹ‚em. MoĹźe akurat domykaĹ‚a akapit, co teĹź nieczÄ™ste. VIII ‘05
Ta kantata na sopran i trąbkę Niewielka orkiestra juş się dostroiła, teraz przez parę chwil spokojnie i lekko odgrywa czekanie na solistów. Wchodzą, jaka piękna młoda kobieta. Ukłony, krótkie spojrzenia i gesty upewnień, i juş! Trochę nut i od razu głos. Mocny, absolutnie nieeteryczny, stąd, z ziemi. Bez wibrata i efektów, wysokości są, şeby je wziąć, i dalej. Pięknie i najswobodniej, jakby tylko wyjść i zaśpiewać. Odwraca się do pierwszego skrzypka, jej twarz łączy się w dwie róşne połowy: oczami serdeczne porozumienie, usta szeroko otwierają samogłoski. Niby to aria, Bach przecieş pomyślał ją jak chór, na wejście, na pęd, na unieś, i tak ją rozbiega Maria Keohane. Wyraźne, choć stonowane pro-
Pamiątka z pogrzebu? Bo z początku nie wiedziałem. Z innymi w przedsionku kaplicy, w trakcie, juş zmierza do końca. Facet, pewnie z obsługi, podchodzi i rozdaje jakieś karteczki ze sporego stosiku. Wzmocniony, chyba ciut laminowany kartonik, Częstochowska złocona obficie. Przy Karpowiczu, jeśli, bardziej by pasowała Ostrobramska. Na odwrocie
76
3JUB 9 JOEE
WkĹ‚ada jednÄ… ze swoich monet, blokada puszcza. – DziÄ™kujÄ™ panu – wĂłzek psztÄ™k-psztÄ™k-psztÄ™k przy wysuwaniu, odjeĹźdĹźa. Ale Ĺźe u mnie taka skĹ‚adnia? Z sytuacyjnej spoĹ‚ecznej mimikry, jednak, jednak? E, wszystko pewnie przez adresata wypowiedzi. Chyba Ĺźe intuicja prozatorska. VIII ‘05
daty tylko Karpowicza, choć pogrzeb podwĂłjny, Cmentarz Osobowice, WrocĹ‚aw, Polska, krzyĹźyk, modlitwa. I na dole nazwisko i synowie, dom pogrzebowy. A, o to chodziĹ‚o. VIII ‘05
W warstwach uprzywilejowanych W Ossolineum odbieram ksiÄ…Ĺźki. Bibliotekarz do mnie, do siebie teĹź, jakby kontynuowaĹ‚ monologowanie – KtĂłre miejsce? Dam panu 77, ma pan prawo do przyokiennych. VIII ‘05
Z powrotem MÄ™czÄ…cy sen, dĹ‚ugo. ParowÄ…tkowy, miÄ™dzy innymi, Ĺźe zmieniĹ‚em imiÄ™. JakaĹ› sugestia gdzieĹ›, chyba z uczelni, nie pamiÄ™tam, zdaje siÄ™, taka jedna, nie wiem, i tak juĹź na emeryturze, i ja juĹź. I podpisujÄ™ siÄ™ na sprawdzanych pracach: StanisĹ‚aw Poprawa. Ĺšle mi z tym, Ĺźal, Ĺźe zmieniĹ‚em, tym gorzej, przykrzej, Ĺźe tak szybko. Ale wrĂłcÄ™ do mojego, gdzieĹ› za pięć lat, przy wymienianiu dowodu. Dobrze, odsuniÄ™cie, pozostanie. PatrzÄ…c juĹź na Ĺ›ciany i sufit, wÄ…tpliwoĹ›ci, Ĺźe moĹźe jednak Adam? Sprawdzić w dowodzie, ale to tylko bĹ‚ysk, przez chwilÄ™. Przy peĹ‚niejszym przebudzeniu przecieĹź Adam Poprawa. Jaka ulga. A to tylko ja. I wa. VIII ‘05
RóşnoĹ›ci – Dość tych wariacji. OglÄ…dam siÄ™, czy mĂłwi z nadmiaru, czy z luk. Do dziecka, za mnÄ…, przy kasie. WĹ‚osy dĹ‚ugie, dość Ĺ‚adny kolor, miedziana rudość, dĹźinsowy kostium, ale reszta. Poza tym okulary na wĹ‚osach. Ciekawe, czy chociaĹź raz w Ĺźyciu jednÄ… wariacjÄ™. Przy pakowaniu – Jak ci przylejÄ™, to zobaczysz. Nie daĹ‚o siÄ™ dalej wÄ…tpić. VIII ‘05
Choć bez większej wiary
CiÄ…g dalszy juĹź w barze
, ale a nuĹź: w empiku przy okazji sprawdzam, czy nie ma P.O.L.O.V.I.R.U.S.a, jakimĹ› przypadkiem. Nie mogÄ™ znaleźć Kur, pytam dziewczynÄ™, z ktĂłrÄ… zresztÄ… siÄ™ sobie kĹ‚aniamy. – Powinna być – ruch rÄ™kÄ… – przy Kunickiej. Mam nadziejÄ™, Ĺźe taki kierunek tylko z powodu alfabetu. VIII ‘05
Ta znacznie starsza. Bierze na wynos, do naczyĹ„ wĹ‚asnych. Do sĹ‚oika z nakrÄ™tkÄ… barszcz. Dziewczyna nalewa, waĹźy, jeszcze. – I podwĂłjne goĹ‚Ä…bki, tylko Ĺźe sos do jednych. Twarz jak historia ruchu robotniczego za ostatnie siedemdziesiÄ…t lat. Podaje plastikowy pojemnik. Dziewczyna nakĹ‚ada. – Tylko sos pojedynczy. – Dobrze, pamiÄ™tam. Podlicza. – To tyle samo kosztuje?! VIII ‘05
Dwa piÄ™tra wyĹźej – ChodĹşcie juĹź, bo parking nam siÄ™ skoĹ„czy. TyĹ‚em do regaĹ‚u. ZbierajÄ…ca rodzinÄ™, z szybkim skutkiem, juĹź schodzÄ…, prĂłcz niej on, dziewczynka i dwĂłch maĹ‚ych chĹ‚opcĂłw. VIII ‘05
JuĹź Czernyszewski, tylko potem – Ani wam, ani inspektorowi, bo potem nie wiadomo, co robić. DwĂłch, z placyku przy ĹšwiÄ™tego Wincentego, przez chodnik, na ulicÄ™. W zielonych roboczych spodniach, na szelkach, z gĂłrami z przodu. Jeden z podkĹ‚adkÄ… do pisania, ale nie on mĂłwiĹ‚. VIII ‘05
To mi siÄ™ trzyma gĹ‚Ăłwnie referencyjnie Tyle razy obok veritasu na ĹšwiÄ™tej Jadwigi, do instytutu i z powrotem. Chodnik wÄ…ski, barierka przed szynami, choć i tak nie byĹ‚o potrzeby patrzenia ponad witryny. A z mijania najciekawsza jedna rzeĹşba: duĹźa bryĹ‚a drewna, grecki krzyĹź, poĹ›rodku gĹ‚owa Chrystusa, tuĹź obok, na poprzecznych belkach, rÄ™ce z ranami, niemal jakby wyrastaĹ‚y z gĹ‚owy. MiaĹ‚o pewnie być trochÄ™ prekolumbijsko, trochÄ™ nowatorsko, wyszĹ‚o bardziej na Hermesa. DziĹ› wracaĹ‚em tramwajem, czyli jakieĹ› pół metra, a liczÄ…c chyba jeszcze niĹźszy chodnik, moĹźe i prawie metr nad poziomem. WiÄ™c, pierwszy raz, szyld: Veritatis splendor. VIII ‘05
Kaucja przewoźna – Ma pan zamienić na całą złotówkę? Na dłoni dwie pięćdziesięciogroszówki, przy wózkach w samie. Lewą podpiera kulą. Starsza, rzadkie włosy, spocone, bo chyba nie nowomodne strączki. Miałbym, ale objaśniam ją – Na pięćdziesiąt groszy one teş chodzą. – Nie – nie dowierza, nisko i z przeciągnięciem, i z czymś jeszcze za samogłoską. Na poręczy nalepione wprawdzie, şe złotówka lub dwa, ale ciut mniejsza teş jeszcze wystarczy.
Ja w imieniu kultury, polskiej teş , skoro poprzednio nikt się nie odezwał. Parę lat temu Miller poleciał Kennedym, şe niby nie pytaj, co Polska
77
3JUB 9 JOEE
Benedykt nr XVI produkuje
moĹźe zrobić dla ciebie, pytaj, co ty moĹźesz zrobić dla Polski. I, jak mĂłwiÄ™, nikt go nie wyĹ›miaĹ‚. DziĹ› w „Wyborczejâ€? relacjonujÄ… – serio! – wiec Cimoszewicza, ktĂłry powoĹ‚aĹ‚ siÄ™ na tamto widzenie Martina Luthera Kinga. PiszÄ™ widzenie, to byĹ‚o wiÄ™cej niĹź Ĺ›nić i wiÄ™cej niĹź marzyć. Cimoszewiczowi, a i „Gazecieâ€?, wystarczyĹ‚o marzenie. I powiedziaĹ‚ to bez wstydu, i bez potęşnej salwy Ĺ›miechu. OkradĹ‚ mnie. IX ‘05
PoczÄ…tek zostawiam, zatem „pewien rodzaj vademecumâ€?, sĹ‚Ăłwko opuszczÄ™, „pozwoli osobom wierzÄ…cym i niewierzÄ…cym objąć jednym rzutem oka caĹ‚Ä… panoramÄ™ wiary katolickiejâ€?. Niby motu proprio, na pewno jednak trzeba teĹź docenić starania tĹ‚umacza; szkoda wiÄ™c, Ĺźe anonimowego. IX ‘05
Tak ciepły wrześniowy dzień
Trzy, dwa, zero, stop
, a tu StyczeĹ„, przed czasopismami w empiku. PrzywitaĹ‚em siÄ™, przywitaĹ‚ siÄ™ z Jackiem. – Tu jest mĂłj wiersz – pokazaĹ‚ chyba na „Toposâ€?. Zaraz, teĹź nisko, szybko i przydechowo – A do „Odryâ€? daĹ‚em poemat o Tutenchamonie. I siÄ™ poĹźegnaĹ‚. Poprzednio widziaĹ‚em go na pogrzebie KarpowiczĂłw. GdzieĹ› od kaplicy do grobu, do kogoĹ›, szli za mnÄ… – Przygotowuje antologiÄ™, bÄ™dzie tam mĂłj wiersz, ale, niestety, korekta nie dopisaĹ‚a. Jakbym usĹ‚yszaĹ‚, Ĺźe wydaje to Maj; ale to by byĹ‚o za duĹźo. IX ‘05
Raz jeszcze motyw papieski, ale nie dlatego. Poprzedni wiÄ™c „miaĹ‚ niezwykĹ‚y talent dwustronnej komunikacji na wszystkich trzech poziomach: miÄ™dzyosobowym, grupowym i masowymâ€?. MĂłwi to medioznawca, czyli ktoĹ› od Ĺ›rodkĂłw. W sumie Ĺ›redniak. IX ‘05
Dość pewnie – i wiesz, zaferomoniĹ‚a mnie. – To co innego, jak tak. Obaj tak gdzieĹ› poczÄ…tek dawnego ogĂłlniaka, bo raczej nie mniej, gdy wysiadaĹ‚em ze 144. IX ‘05
Saga JERZY FRANCZAK
nie trzeba było się zastanawiać. I wszystko było moşliwe. W płytkim porannym śnie tenşe wuj Krzysiek umarł, upadł na podłogę, ale gdy pojawiło się pogotowie, wstał i chciał grać w karty, a lekarze próbowali go udusić specjalną elektryczną poduszką. Obudziłem się i natychmiast niewysłane listy mi się przypomniały, tylko gdzie one są? I te zgubione kluczyki od golfa. I ogarnęła mnie potęşna niechęć do tego świata, w którym rzeczy przepadają bez śladu. A poza tym nic się nie dzieje, tylko smuga światła pełznie po suficie i gramoli się za szafę. A we śnie wszystko moşe się zdarzyć. We śnie wszystko się wydarza. We śnie „ach� strząsa z siebie cudzysłów. Tak to przynajmniej fajnie wygląda ex post, jak się o tym opowiada. I przyśnił mi się teş taki śmieszny gość w garniturku i postanowiłem go opisać. W ogóle wszystko mi się przyśniło i do wszystkiego się zbudziłem.
A więc pisanie wynika z dystansu? Czy to pytanie zblişa mnie do sedna rzeczy? Mam nadzieję, şe nie. Moşe nie powinienem zaczynać od końca, ale dzięki temu juş wiem, do czego zmierza ta opowieść – a będzie to opowieść o obcości i o okrucieństwie, i o tym wszystkim, czego pozbawia mnie – no właśnie, co? Ale po kolei. Robię krok do tyłu. Opowieść ta rozpoczyna się w moim własnym łóşku, późnym rankiem, w tzw. dzień roboczy, w który nie mam nic do roboty. Leşę i próbuję sobie przypomnieć, co mi się śniło. A śnił mi się stół prosektoryjny, na którym leşał parasol i maszyna do szycia. Co to moşe znaczyć? W środku nocy zbudziłem się i myślałem nad tym dość długo, ale potem zasnąłem. I przyśniły mi się krowy, które idą w stronę pustego nieba, kręcąc zadkami. A potem wujek Krzysiek, przebrany za kobietę, a w efekcie nawet cięşarny. Ach, co to wszystko moşe znaczyć? Najgorsze, şe we śnie wszystko było oczywiste, nad niczym
78
3JUB 9 JOEE
pominam sobie. Jaka leciała muzyka? I don’t know. Jak byłem ubrany? Je ne sais pas. Nad czym wtedy pracowałem? Ich weiss nicht. Kim wtedy byłem? Nescio quid. Jak to jest, şe Malicki potrafi tak wiernie wszystko odtworzyć? I tak łatwo, tak pogodnie składa siebie z tych resztek?
Piszę te słowa przed sklepem mięsnym, opierając zeszyt o rączkę wózka, gdy dziecko śpi w granatowej kolibie, a şona kupuje chabaninę. Rzucam te ochłapy na papier, gdy jedna przygląda się połciom mięsa, a druga ma oczka zamknięte i róşową czapkę z pomponem. – O, jakie śliczne! – rzuca ktoś w przelocie. Wiem, şe śliczne, inaczej bym nie notował. Rytuał, któremu się oddajemy, to codzienne spacerozakupy. Pcham przed sobą wózkotorbę, dziecko podskakuje na wybojach i warzywka teş. Przyglądają mi się chłoporobotnicy z klubokawiarni „Ugorek�; wyglądają jak zacieki na szybie. Słońce złocisto-plamiste. Śnieg skrzypi i mróz szczypie, gdy tak sobie naszą św. Trójcą suniemy przez Osiedle. To kulminacja dnia, który jest pusty aş do obiadokolacji – i w domu zawsze coś – śrubokręt zgubiony albo gość z gazowni – nieczytelny brudnopis – pod prysznicem samotne spermolanie. Te słowa pisze prawdziwy burdeltata, prawdziwy pan Jureczek w białej koszulce na ramiączkach, teraz, juş na balkonie, puszczający kółeczka z dymu, wychylony za balustradę i plujący w dół, na ogródek kwiatowy. Tak to przynajmniej wygląda z mojej perspektywy. Tak to przynajmniej wygląda, jak się próbuje nabrać dystansu do siebie, przykroić to wszystko do ogólności i do „się�, bez pozerstwa nie da rady i bez efektów specjalnych teş. Tymczasem spodziewany szok: şe ona jest, choć dopiero co jej nie było – i şe ja jestem w jej istnienie wmieszany – zagrzebał się pod czymś takim, schował pod grubą warstwą waty i szlamu, şe trudno się go dokopać. Pozostaje cała masa dziwnych, radosnych i mieszanych uczuć, które są tak blisko, şe tracą ostrość.
W tym samym „Lokatorze� uczestniczyłem niedawno w promocji kolejnego OuLiPijskiego numeru art-zina „Mrówki w Czekoladzie�. Kilku autorów, pośród nich i ja, zastosowało perecowską receptę na przeszłość: zbudować listę przeszłych detali zarazem osobistych i wspólnych; w grę wchodzą charakterystyczne przedmioty, teksty, piosenki, zdarzenia‌ Ja napisałem m.in.: Pamiętam bączki z saletry. Były zrobione z dwóch połączonych, podziurawionych zakrętek po wódce, wypełnione apteczną saletrą i siarką z zapałek. Podpalało się je i rzucało z całej siły przed siebie, a one pędziły dalej o własnych siłach. Pamiętam listy do Coca-Coli i przysyłane przez Koncern materiały reklamowe: naklejki w róşnych językach świata oraz plany lekcji. Pamiętam bramkę Marko Van Bastena, strzeloną z rzutu roşnego. Pamiętam coroczne zaduszkowe grabienie liści wokół şołnierskich grobów na Cmentarzu Rakowickim. Pamiętam obowiązkową fluoryzację zębów. Pamiętam takie obiegowe obelgi, jak „mosiek�, „jełop�, łoś�, „łor� i „syn mamuta�. I tak dalej, i tym podobne. Drobiazgi, z których się składam, choć złoşyć się nie mogę, a które są dobrem wspólnym, wspólną mądrością i wspólnym pięknem. Muszę jednak przyznać, şe ten odwrót od projektu autobiografii totalnej budzi we mnie tęskne westchnienia i tępy opór. Bo jakşe to‌ jednym gestem wypisujesz się z tego pisarskiego dręczarium, odsyłasz do lamusa katusze à la Wat i wypełniasz swoim şyciem wymyślony przez siebie formularz‌? Toş to abdykacja, kapitulacja i śmierć! We mnie jest taki fŹhrer, który wrzeszczy: – Jeden świat! Jeden Jurek! Jeden utwór! Nienawidzę go, konspiruję przeciw niemu, urządzam zamachy i zabijam go, przejmuję władzę i kończę jego przerwany wpół okrzyk‌ aş ktoś, jakiś inny ja, dotąd zakonspirowany, zajmie moje miejsce‌ i tak w koło, Macieju. I tak w koło, Georges. W gruncie rzeczy zza większości ksiąşek, które czytam, wyłania się wizja człowieka jako modelu do składania. OK, mówi ta wizja, człowiek jest nieco w kawałkach, ale z Boşą pomocą, przy uşyciu humanizmu i trudnego optymizmu, poskładamy go jakoś do kupy. Instrukcja obsługi człowieka proponuje kilka metod; jedną z ulubionych jest bez wątpienia zabawa w ślady przeszłości. „Ślady przeszłości� – tak się mówi, jakby przeszłość przechadzała się boso brzegiem morza. Z jej śladów naleşy ułoşyć wyboistą ścieşkę prawdy, Przeszłość naleşy tropić, przeszłość naleşy wytropić i ukatrupić, w nagrodę poznasz prawdę o sobie, a ta, jak wiadomo, cię wyzwoli. No, jakie to są ślady i co ci one mówią o zwierzynie? Mów, co pamiętasz, aber schnell! – Pamiętam, şe Magda, gdziekolwiek pojechała, robiła tylko zdjęcia nieba. Pokazywała mi je potem na korepetycjach z francuskiego: – To jest Haga (niebo ogromne i kopulaste), a tutaj Monachium (niebo przykryte frędzlistymi obłoczkami), a to Lipsk (róşowe niebo i chmurki – jak tapeta w pokoiku dziecięcym)‌ Magda grała na klawesynie, wierzyła şarliwie i duşo podróşowała; wszystko jej się układało w hierarchiczną całość, nad którą czuwali Bach i Bóg. Byłem zawsze pełen tkliwego podziwu dla świata, którym się otoczyła. Ta muzyka sfer spotykała się co tydzień z moją symfonią szumów i trzasków, aby pokonwersować po francusku. O, Rumeurs et Visions‌! – Ruhe! Weiter, wspominać!
A więc taki to punkt odbicia, taki haust powietrza przed skokiem na główkę. A więc zamiast wynurzenia – pełne zanurzenie, zamiast zwierzenia sprzeniewierzenie, zamiast wyznania wyzwanie, rzucone połączonym katechizmom wszystkich krajów i rajów. I nie jest to kaprys, ale jedynie słuszna inauguracja, nie dla mnie pisanie o kwiecie wiśni, pisanie jak ręki podanie, pisanie jak oddychanie i takie tam róşne. Na przykład wczoraj, w pociągu do Tarnowa‌ Nie, zacznę jeszcze raz: W pustym wagonie Warsu czytałem wczoraj Sagę ludu Malickiego. Wiola wzięła tę ksiąşkę z empiku na bon Plus GSM. Malickiego czytałem nad herbatą bez cytryny. Słońce migotało, mrugało zza ściany lasu, gdy tak piłem i czytałem. Po jakimś czasie przy sąsiednim stoliku usiadła pani w tzw. średnim wieku. Teş piła herbatę. Poza tym co chwilę sprawdzała, czy spod beretu nie wymknął się jakiś kosmyk włosów. A za oknem las się przesuwał szarobury pod mętnym, białym, lutowym niebem. Wcześniej, w e-mailu, pisał mi Niklasiński, şe się w Sadze ludu rozsmakował, a tu‌ Konsternacja, od pierwszych stron. Taka bezbarwna przesieka, chaszcze, za nimi puste niebo – a i to fotomontaş – a jeszcze dodamy kilka wspomnień w technikolorze – a jeszcze przebijemy polaryzowanym zdjęciem domku pod lasem‌ A więc konsternacja, nie wiem, co z tym zrobić. A mimo to podoba mi się i zły jestem na siebie, şe mi się podoba. Ale podoba mi się nie za bardzo, raczej bezradność. Jakby mnie postawiono przed witraşykiem z pleksiglasu i kazano podziwiać. Malickiego poznałem kiedyś w „Lokatorze�; przypominał hobbita, tzn. wyglądał sympatycznie nader. Był trochę pijany, ja zresztą teş. Pamiętam, şe bolała mnie głowa, bo poprzedniego dnia teş piłem. On zresztą teş, z tego co wiem. Obok Malickiego siedział Melecki, teş pijany; gadali spokojnie i pili równo, i naprawdę róşnili się tylko tymi dwoma literkami. Co jeszcze pamiętam? Niewiele. Kiedy to się działo? Nie mam pojęcia. Jaka była pogoda? Nie wiem. Z kim tam przyszedłem? Nie przy-
79
3JUB 9 JOEE
skich, brukowanych uliczek� – w stronę pomnika miejscowego świętego. Jeşeli pogładzić ręką jego potęşną i mosięşną stopę, bez wątpienia przyniesie to szczęście. Siadamy na świecącym w ciemnościach paluchu, wyświechtanym dotykiem tysięcy rąk. Chrystian robi nam zdjęcie. Przygląda się temu jakaś odziana w łachmany babuleńka, która grzebie w koszu na śmieci. Notuję to zdarzenie z pewnym zakłopotaniem, tak bardzo trąci tanią publicystyką. Fakt, şe notuję, wprawia mnie w jeszcze większe zakłopotanie. A co się tyczy publicystyki, to naprawdę tanie i trywialne wydaje mi się moje zakłopotanie – zakłopotanie mimowolnego turysty.
– Jawohl! Pamiętam róşne miasta, miasta zrozumiałe, miasta niepojęte, miasta w zaniku, miasta nad miastami, przemoc şelaza na kamieniu, kamienia na drewnie, szkła na şelazie, przemoc wmurowana w fundamenty i naniesiona na fasady, ukryta i jawna jak te potęşne inskrypcje koraniczne, rozwieszone pod sklepieniem Hagii Sofii w Stambule, te şetony niedostępnej nam, tajemniczej gry‌ W Stambule pijałem piwo Efez. We Frankfurcie, w parku, karmiłem króliki. Z dachu kamienicy w DÜbling patrzyłem na niebo, na jego rozchylone fałdy, na rozdarcie, pod którym czerwień i burza przetaczająca się nad wzgórzami, i ptaki sponiewierane w tej czerwieni. W Udine widziałem wróble walczące o miejsce na krzyşu na szczycie dzwonnicy. Z Dalmacji zapamiętałem na przykład zwały gęstej piany przy wodospadzie Krka, a z Rzymu schody, na których leşał św. Aleksy. Moje wspomnienia z podróşy nie składają się w całość, nie ma tu şadnego katalogu Koehla, powstaje z nich koncert, pełen ciemności i trzasku‌ Siedzę w kawiarni w Bordeaux i w McDonaldzie na Sultanahmedzie, moczę nogi w Bosforze i patrzę tępo na Czarne Morze, i biegną ku mnie fale i dale, morskie bałwany, osiołki i matołki. Albo równina, słońce i chmury jak balony zaporowe nad polami słoneczników. Jedzie ze mną para Węgrów; on cały czas mówi, a ona potakuje: – Ygem‌ ygem‌ Proszę kierowcę, şeby się zatrzymał obok przydroşnego straganu z arbuzami gdzieś pod Szolnok. Ja, nieprzytomny, w jakiejś bramie w Amsterdamie, ja na rowerze w Hanowerze, ja na promie do Sztokholmu, który płynie na Koli Otok, ale wcześniej tonie, ja na Forum Romanum, pośród obróconych w perzynę kolumn‌ Wszystko zmienia stan kupienia, rozprasza się, dekoncentruje i popada w stan hipnotycznego zapomnienia. (Tutaj juş posiłkuję się znalezionymi zapiskami, z których klecę ten utwór rozproszony). – W Hwarze przed wejściem do autobusu musimy ubrać podkoszulki. Dlaczego? Moral – odpowiada kierowca, wydymając usta. – W Koťicach, rano, z okien tramwaju, wieşyce kościołów jak absolutny brak porównania. – Samotne piwo na St. Agnese in Agora w Rzymie. Brzdękolenie Dire Straits. Ciemny sprzedawca tanich świecidełek. Amerykańscy turyści ziewają nad lasagne. Sklep z zabawkami nazywa się „TOO MUCH�. – W Pradze, przed kawiarnią Samsa, przed naszym wspólnym wieczorem autorskim, Pluszak mi mówi, şe z nerwów zachciało mu się kupę‌ Cóş mi przychodzi ze zbierania tych śladów? Melancholijna radość, şe jestem gdzie indziej, musi mi starczyć za całe znaleźne. Aha, mogę jeszcze pooglądać zdjęcia, mogę teş w dziale „Hobby� jakiegoś „Who is who� wpisać „Podróşe małe i duşe�. Takiej Szymborskiej na przykład z Leningradu zostało „nie więcej niş półtora mostu�, a mnie została „tylko fasada Dworca Finlandzkiego�, na dodatek z Petersburga, czytałem o niej ze sto razy, ostatnio u Brodskiego. A Bolonia roztacza się promieniście wokół pałacu z lodów śmietankowych, który wyrasta prosto z mojej ulubionej bajki. Nie wierzę, şe pewnego dnia pokruszone obrazy połączą się w całość; wierzę, w kaşdym okruchu zawiera się całość i poza tym okruchem nie jest moşliwa. Weźmy taki okruszek:
Tak wĹ‚aĹ›nie, ilekroć wybieram siÄ™ w podróş, walczÄ… we mnie dwa impulsy. Pierwszy z nich kaĹźe mi poznać zawczasu miejsce, do ktĂłrego jadÄ™ – jego historiÄ™, sztukÄ™, mentalność ludzi itd. – kaĹźe mi jechać przez WÄ™gry z Magrisem, do Wenecji zabrać Brodskiego, do Duino Rilkego, do Triestu Ungarettiego, do Chorwacji MatvejeviÄ?a. Taki myĹ›lowy ekwipunek moĹźe siÄ™ jednak wydać dość cięşki; bojÄ™ siÄ™ siĹ‚y cudzej wizji, ktĂłra narzuca siÄ™ i przesĹ‚ania to, co do niej nie pasuje; bojÄ™ siÄ™ przemocy bedekera i potÄ™gi przedsÄ…dĂłw. Dlatego poddaje siÄ™ drugiemu impulsowi – ten popycha mnie ku absolutnej ignorancji, wedle zasady „nie wiedzieć, aby widziećâ€?. Pisze o tym Andrzej Stasiuk: „Dobrze jest przyjechać do kraju, o ktĂłrym prawie nic siÄ™ nie wie. MyĹ›li wtedy cichnÄ… i stajÄ… siÄ™ bezuĹźyteczne. Wszystko trzeba zaczynać od nowaâ€?. Czy jednak rzeczywiĹ›cie? Czy naprawdÄ™ wszystko i istotnie od nowa? Nie wiem. Nie mam tak wielkiego zaufania do owej niewiedzy, miotam siÄ™ wiÄ™c miÄ™dzy skrajnoĹ›ciami Ĺ›lepego erudyty i czuĹ‚ego ignoranta. ZresztÄ… wystarczy zastanowić siÄ™ nad tym „nie wiemâ€?, aby wydaĹ‚o siÄ™ podejrzane; wszak wszÄ™dzie przywozi siÄ™ ze sobÄ… swoje nawyki myĹ›lowe – wszÄ™dzie porzÄ…dkuje siÄ™ rzeczy wedle swojej gramatyki. „Niewiedzaâ€? okazuje siÄ™ wiÄ™c, mĂłwiÄ…c wprost, pisarsko uĹźyteczna. Jest oparciem dla porÄ™cznego mitu – mitu pielgrzyma, przemierzajÄ…cego nieznane krainy, aby dotrzeć do samego siebie. W JadÄ…c do Babadag Stasiuk (notabene, wydawca Malickiego – wszystko siÄ™ Ĺ‚Ä…czy i skĹ‚ada w caĹ‚ość‌) wystylizowaĹ‚ w ten wĹ‚aĹ›nie sposĂłb sam siebie: samotny podróşnik, wyzwolony z historii i geografii, patrzÄ…cy, jak odwieczne bierze za pysk przemijalne. Jego empatia i zdolność adaptacji jest niemal absolutna: wszÄ™dzie jest bardziej sobÄ…, odkrywa w sercu Europy trzeci i czwarty Ĺ›wiat, bardziej naturalny i prawdziwszy. Ĺťadnej obcoĹ›ci, Ĺźadnej niemoĹźnoĹ›ci miÄ™dzy nim a rumuĹ„skim chĹ‚opem, tylko zrozumienie proste jak podanie rÄ™ki. A mnie ciekawi, czy Stasiuk musiaĹ‚ w ktĂłrymĹ› momencie poczuć siÄ™ jak turysta – jak ktoĹ› nie na miejscu, ktoĹ›, kogo dwuznaczny status stawia pod znakiem zapytania jakÄ…kolwiek naturalność i szczerość‌ Na przykĹ‚ad gdy robiĹ‚ zdjÄ™cia albo gdy coĹ› notował‌ Czy nie jest tak, Ĺźe dziĹ› kaĹźdy pielgrzym staje siÄ™ w pewnym stopniu turystÄ…? I nawet w HuĹĄi i RâĹ&#x;inari kaĹźdy pielgrzym jest turystÄ…, tylko dlatego, Ĺźe nie jest rumuĹ„skim chĹ‚opem ani cygaĹ„skim dzieckiem, ani poganianÄ… przez niego krowÄ…. Jest kimĹ›, kto przyjeĹźdĹźa z daleka, aby oswoić miejsca, przyrĂłwnujÄ…c je do tych, ktĂłre juĹź zna. I aby poznać ludzi, czyli kupić od nich swojÄ… prawdÄ™ o nich. Stasiuk sam zauwaĹźa, iĹź „w koĹ„cu okazuje siÄ™, Ĺźe czĹ‚owiek szuka tylko tego, co widziaĹ‚ wczeĹ›niejâ€?‌ Za wystylizowaniem postaci podróşnika idzie stylizacja samej wizji. To wizja tej części kontynentu, ktĂłra jest jak ciemna studia, jak „europejskie idâ€?; zaczyna siÄ™ za KoniecznÄ… i ciÄ…gnie aĹź po AlbaniÄ™ i dalej. Sednem tych stron jest swoiste zaniechanie, Ĺ‚atwo odczuwalne „ciÄ…Ĺźenie materii, ktĂłra pragnie powrĂłcić do czasĂłw, gdy
‌Po obsadzonym palmami nabrzeşu spacerują ludzie; sprzedawcy lodów nawołują w ich kierunku. Słońce praşy – jachty rzucają cumy – turyści snują się po ruinach pałacu Dioklecjana i zaglądają ciekawie do katakumb. Na głównym placu miasta kilku chłopców gra w piłkę; jedną bramką są drzwi kamienicy, drugą – wejście do muzeum. Cała sztuka polega na umiejętnym lawirowaniu między przechodniami. Ze Starego Miasta, jak radzą wszystkie przewodniki we wszystkich językach świata, naleşy udać się na północ – „przez plątaninę wą-
80
3JUB 9 JOEE
Po Chorwacji podróşowaliśmy z Meierami. Im teş urodziło się dziecko, Blanka. Blanka ma zespół Downa. Ten ciemny niepokój, którym podszyte było słoneczne wybrzeşe Dalmacji, ujawnił się – tak to teraz widzę. A tydzień temu zmarła moja babcia. Zmarła dokładnie w chwili, gdy w klubie Pod Gruszką odbierałem nagrodę literacką (dyplom, czek i statuetkę, z którą nie wiedziałem, co robić przez resztę wieczoru) – wtedy właśnie zasnęła przed telewizorem. W nocy Wiola miała sen. Śniła jej się martwa babcia, która oşywa i wstaje‌ a potem babcia-Sonia, taka hybryda, trup babci w śpioszkach i czapeczce, który równocześnie jest Sonią i który porusza się, mówi coś i kwili w dziecięcym łóşeczku. Rzecz jasna, wszystkim podsunął się cichaczem mistyczny gotowiec: stary człowiek odchodzi, a jego miejsce zajmuje nowy; jedna drugiej podaje pałeczkę i przekracza metę. Stało się to w 60. rocznicę holocaustu, a przecieş cała rodzina babci‌ O tym innym razem. Bądź co bądź w Auschwitz była jej koleşanka, która równieş uciekła z getta; przeszła nawet marszem śmierci do Dachau‌ Mniejsza o to. Teraz babcia nie şyje i puste miejsce po niej zastąpił ten mały kosmita w şółtych śpioszkach w kaczuszki i czerwonej czapeczce i rozpoczął swój prywatny marsz ku śmierci. Dziwne to, mętne – do czego się budzimy, co nas zabija – do rozstrzygnięcia pozostaje teş kwestia, czy świat to obóz przejściowy, obóz pracy czy obóz koncentracyjny. Zresztą Chrystian Meier zajmuje się holocaustem‌ Te drobiazgi, ten bilon, drobne datki pamięci i niechciana jałmuşna, to wszystko mnoşy się, rośnie, nawarstwia, aş trudno mi dokopać się do skandalu śmierci i narodzin, do awantury rodzicielstwa – do pierwotnego wstrząsu, który wprawił w ruch te wszystkie zdania. Wtedy, w Vodicach, rozmawialiśmy duşo o szoah, nocą, przy piwie, w knajpie na ryneczku, podczas gdy dziewczyny spały w wynajętym mieszkaniu, a w ich brzuchach spały jeszcze dwie dziewczyny, więc leşały tak, jedna zamknięta w drugiej, jak matrioszki. Nazajutrz upał był potworny i słońce spaliło mnie, byłem cały czerwony, podczas gdy Chrystianowi jedynie wzmocnił się ciemny odcień jego skóry (czy po to wygraliśmy wojnę?), a rok wcześniej, teş w środku nocy, łapaliśmy stopa do Negru Voda na granicy rumuńsko-bułgarskiej‌ etc. etc.
ksztaĹ‚ty jeszcze nie istniaĹ‚yâ€?. PrzestrzeĹ„ – ta odwieczna teraĹşniejszość – uniewaĹźnia czas; historia ustÄ™puje miejsca meteorologii, a geografia geologii. Z przydroĹźnego bĹ‚ota i ziemi, z twarzy siedzÄ…cych w barze ludzi, z nieczytelnych map i banknotĂłw wysnuwa siÄ™ ta wizja – rĂłwnie plastyczna i rĂłwnie nierealna, co fantasmagorie Kusturicy. SwojÄ… siĹ‚Ä™ czerpie ona ze swoich sĹ‚aboĹ›ci, a ostrość widzenia jest tu pochodnÄ… szczegĂłlnego rodzaju Ĺ›lepoty – Ĺ›lepoty zamierzonej i wĹ‚aĹ›ciwie koniecznej przy tego rodzaju syntetycznym widzeniu. A mnie brakuje rys i pÄ™knięć, ktĂłrych wizja by siÄ™ nabawiĹ‚a podczas podróşy przez bezdroĹźa. A mnie i tak najbardziej interesuje domykanie ksztaĹ‚tĂłw, ich mozolne szlifowanie, ta dwuznaczna gra obliczona na okreĹ›lony efekt. A mnie interesuje, na ile zdjÄ™cie z prowadzonym przez bĹ‚otnistÄ… drogÄ™ niewidomym skrzypkiem podyktowaĹ‚o caĹ‚Ä… ksiÄ…ĹźkÄ™ i czy nie przesĹ‚oniĹ‚o kilku innych przewijajÄ…cych siÄ™ przed oczami widokĂłw. Monolityczna spĂłjność opowieĹ›ci o rozpadzie budzi we mnie pewien niepokĂłj – przez to doszukujÄ™ siÄ™ w caĹ‚ej konstrukcji jakiegoĹ› obcego ciaĹ‚a, dlatego opukujÄ™ jÄ… w poszukiwaniu pustakĂłw albo wielkiej pĹ‚yty. WÄ™szÄ™ tu jakÄ…Ĺ› wygodÄ™, Ĺ‚atwość kontaminacji, wytrych. JeĹ›li chodzi o mnie, przyznajÄ™: w Splicie nie byĹ‚o Ĺźadnej Ĺźebraczki. ByĹ‚a gdzie indziej, w mieĹ›cie Ĺ ibenik, o ktĂłrym nie mam nic do powiedzenia, prĂłcz tego moĹźe, Ĺźe w okolicach portu trudno znaleźć miejsce parkingowe. Do Splitu, oszukujÄ…c pamięć, przesiedliĹ‚a jÄ… logika tego tekstu – logika, ktĂłra nie do koĹ„ca jest moja. SprĂłbujÄ™ wiÄ™c na chwilÄ™ zaufać pamiÄ™ci. JadÄ…c do Splitu sĹ‚ynnÄ… JadraĹ„skÄ… MagistralÄ…, niespodziewanie natrafiĹ‚em na autostradÄ™, ktĂłrej nie notowaĹ‚a mapa sprzed roku. Autostrada byĹ‚a nowiutka i prawie zupeĹ‚nie pusta; biegĹ‚a niemal od Senj aĹź do Splitu. Trzy pasy szybkiego ruchu przecinajÄ…ce Ĺ‚yse, spalone sĹ‚oĹ„cem gĂłry. Gdzieniegdzie jakieĹ› przedmieĹ›cia albo ruiny domĂłw. Raz na jakiĹ› czas bramki. Gdy zatrzymaĹ‚em siÄ™ na ktĂłrymĹ› ze zjazdĂłw (niewielki parking, toaleta plus druciane ogrodzenie), spostrzegĹ‚em, Ĺźe autostrada obsadzona jest tabliczkami: „uwaga, teren zaminowanyâ€?. DoznaĹ‚em wĂłwczas uczucia dziwnego rozdwojenia – jakby nakĹ‚adaĹ‚y siÄ™ na siebie dwie róşne, lecz rĂłwnie realne realnoĹ›ci. To tak, jakbym siedzÄ…c w kinie typu 3D na pokazie trĂłjwymiarowego filmu Ĺ›ciÄ…gnÄ…Ĺ‚ okulary i ujrzaĹ‚ peĹ‚gajÄ…ce po ekranie pĹ‚askie, nieostre, naĹ‚oĹźone na siebie i nieznacznie rozsuniÄ™te obrazy. Tego samego uczucia doznawaĹ‚em później, w kurorcie Vodice, gdy po drodze na plaşę mijaĹ‚em ponure plakaty z generaĹ‚em Ante VukoviÄ?em (jego rÄ™ka, wyciÄ…gniÄ™ta we wĹ‚adczym geĹ›cie, wskazywaĹ‚a w gĹ‚Ä…b fotografii, na pĹ‚onÄ…ce domy) – plakaty, rozklejone na ogrodzeniu luksusowego hotelu. Upalny, sĹ‚oneczny dzieĹ„, rozkwitajÄ…cy poĹ›rĂłd cukierkowych dekoracji plaĹźowych bud, barĂłw i boisk, podszyty byĹ‚ groĹşnÄ… i ciemnÄ… nocÄ…, ktĂłra rosĹ‚a niepostrzeĹźenie. The more that you fear us, the bigger we get – gĹ‚osiĹ‚o hasĹ‚o, wysmarowane na murze, okalajÄ…cym uroczy klasycystyczny koĹ›ciółek. A potem byĹ‚y zawody w piĹ‚ce plaĹźowej, ktĂłre nieomal przemieniĹ‚y siÄ™ w bijatykÄ™, i potęşny Chorwat z MatkÄ… BoskÄ… wytatuowanÄ… na ramieniu, policzkujÄ…cy swojego syna za to, Ĺźe przytuliĹ‚ siÄ™ do mamy (bo trzeba być twardym, bo Ĺ›wiat peĹ‚en jest innowiercĂłw, MurzynĂłw i pedaĹ‚Ăłw). WracajÄ…c raz jeszcze, na krĂłtko, do Stasiuka: mam wraĹźenie, Ĺźe podróşuje on z jakimĹ› scenariuszem w gĹ‚owie, role ma od poczÄ…tku obsadzone; musi wykluczyć obce pierwiastki, ogrodzić siÄ™ i ograniczyć – dlatego jego esej mniej przypomina rumuĹ„ski pociÄ…g osobowy, a bardziej chorwackÄ… autostradÄ™, przecinajÄ…cÄ… zaminowane pustkowia.
Wszystkie miejsca, które przywołałem, wirują mi teraz przed oczami, najpierw szybko, potem coraz wolniej, jak karuzelka-pozytywka nad łóşeczkiem Soni. A ja, niczym moja dwumiesięczna córka, patrzę na to z zachwytem i, gdy maskotki nieruchomieją, okrzykami próbuję je wprawić ponownie w ruch. Prosty, głupi mechanizm na spręşynkę, odtwarzający w kółko melodię z Love story. Rozwieszone na plastikowym krzyşu misiaki i laleczki, tańczące w jakimś upiornym ronde enfentine. Kto to wszystko wymyślił? Mam na myśli pozytywkę, dziecko, łóşeczko, kamienicę, ojczyznę naszą i firmament, i całą resztę. Durne pytanie, wprawiające w tępe katatoniczne odrętwienie, domaga się durnej odpowiedzi. A kiedy i tej brak, słowa odklejają się od świata i świat jest pozbawiony etykietek – przedmiot niewiadomego pochodzenia, produkt no name – i ja w nim, wpisany w niego i z nim nierozłączny, jak wada produkcyjna. A teraz jestem tu: w tych czterech słowach. A teraz jestem tu – między myślnikami – się schowałem. A teraz jestem (w nawiasie), gdzie uciekłem przed tamtymi. A teraz zaczaiłem się w „a teraz�, dla niepoznaki, i stąd wydaję rozkazy: – Tego wymazać! Tego zmienić w jamnika! Tamtego r o z s t r z e l a ć !
81
3JUB 9 JOEE
I jeszcze na koniec, nota bene i à propos, przypomina mi się Olga M., którą dawno dawno temu widywałem na warsztatach literackich u Maćka Naglickiego. Specjalizowała się w znajdowaniu róşnych błędów i nieprawidłowości. – Ta metafora jest niepoprawna – mówiła. – Podobnie jak „ciszy biały jeleń� u Baczyńskiego. Ja nie uznaję takich metafor. – Co chwilę składała jakąś deklarację. Najwyraziściej widzę ją stojącą przed przejściem dla pieszych, nocą, przy czerwonym świetle: – Ja jestem legalistką! – woła do nas, stojących po drugiej stronie ciemnej i głuchej ulicy‌ (Ale nie będę o niej pisał, bo „moja poezja sięga korzeniami do nadrealizmu�, podczas gdy „Franczak-prozaik kojarzony jest z estetyką postmodernistyczną�, Franczak-diarysta zaś‌) . Saga i Gra to fragmenty przygotowywanej
A teraz jestem przed sklepem mięsnym, opieram zeszyt o rączkę wózka‌ Nie, jestem u siebie, na pięterku, przed komputerem, który śpiewa Hallo, space boy. Piętro nişej śpią moje dwie panie, skąpane w pastelowym blasku lampki nocnej z Ikei. Za chwilę zejdę na dół, do nich, jakbym wracał z dalekiej galaktyki‌ a w rzeczywistości wziąłem udział w mydlanej space-operze, w tysięcznym odcinku serialu o nieudanej podróşy do gwiazdozbioru Franczaka‌ Ale nawet jeśli tandetny, to kosmos. Nawet jeśli urojona, to podróş. Stąd obcość, nawet jeśli spreparowana, a jeşeli obcość, to okrucieństwo, choćby i komiczne. Wiem, şe nie wynalazłem prochu; ja go po prostu uşywam. Ja tylko robię małe dywersje, ruinki, na których rosną domy z dymu i ognia. A potem wracam do mojego dobrze umeblowanego şycia – do tego hipermarketu bez początku i końca, gdzie şyją ludzie, których kocham.
przez autora ksiÄ…Ĺźki (red.)
Gra JERZY FRANCZAK
drzew, szedł przez Planty, szedł szybko i długo, przemierzał miasto, pieszo szedł przez średniowieczny gród cum parkis, placis et uliciebus. Nagle przystanął, zdziwiony: – Jakie uliciebus? – Słuchaj, nie mam teraz czasu – odburknąłem. – Córa mi się niedawno urodziła, poza tym piszę duşą powieść, sześćset stron, a jestem dopiero na czwartej‌ A to tylko tak, dla zabicia czasu. ‌Zaczekaj tu, muszę lecieć na chwilkę, zaraz wracam.
„Diarysta�? Czyşbym zaczął pisać dziennik, ot tak, bez wstępnego postanowienia, z głupia Franczak? Pewien zaprzyjaźniony literat powiedział mi: no ładnie, zacząłeś dziennik pisać, w twoim wieku? I zacząłeś zupełnie jak Gombrowicz – od polemiki, od ataku, şeby się w sobie umocnić. A ja na to: co ty mi tu z tym Gombrowiczem? Bo rzeczywiście, co rusz to ktoś mi mówi, şe nawiązuję, şe wchodzę w dialog albo przedrzeźniam – a ja nie wiem, o co im chodzi! Ja w ogóle tego Gombrowicza nie czytałem, ani jego dzienników, ani nic, tylko początek Ferdydurke, jak pani zadała w klasie maturalnej! I szybko przerwałem, bo mnie nudziło, a Banan poşyczył mi streszczenia lektur i juş w ogóle nie było po co‌ A poza tym – mówię – to nie jest şaden dziennik! Dowody? Proszę, oto one:
2.
Zasępił się. Ruszył przed siebie, nad czymś zawzięcie się namyślając. Po paru krokach zatrzymał się znowu. Zrobił niezdecydowany gest, jakby przepuszczał jakieś niewidzialne osoby, zakręcił się na pięcie i opadł na ławkę. Gołębie przeleciały mu nad głową. Wiatr poruszył liśćmi i posypały się na alejkę słoneczne cętki. Za nim rozciągał się mur kamienicy, na którym ktoś nabazgrał: NAZI GŠUPOTOM RAZI. – To po co to wszystko? Kim ja jestem? – Mógłbyś powtórzyć? Zamyśliłem się. – Pytałem, kim jestem i jaki to wszystko ma sens. – Potem ci powiem.
1.
Gość, który mi się przyśnił na samym początku, jechał tramwajem, niewiele więcej o nim wiedziałem. Potem wysiadł i zbudziłem się, a zbudziwszy się, postanowiłem opisać jego przygody, po kolei, niczego nie przeinaczając. Kiedy się budziłem, mój bohater szedł pośród
82
3JUB 9 JOEE
3.
szego burdelu proszę‌ (Imiona rzeczywistych postaci zostały zmienione). Swoją drogą – ciekawa sprawa, rzeczywiste imiona szyfruje się, podstawiając w ich miejsce inne imiona, nie mniej rzeczywiste. A jeşeli naprawdę jakiś Norbert pokłócił się z jakąś Alicją i postąpił tak, jak mój kolega po piórze, którego pod tym „Norbertem� ukryłem? Powiecie, şe to mało prawdopodobne. Ale przyznacie zarazem, şe teoretycznie moşliwe. Słowo „prawdopodobny� kojarzyło mi się od zawsze z „czekoladopodobny�, z tymi kakaowymi tabliczkami, które udawały zupełnie nieosiągalną „w tamtych czasach� czekoladę. Zresztą, moşna by to pociągnąć dalej i powiedzieć, şe prawdopodobieństwo jest właśnie taką popularną podróbą, a prawda to praczekolada, którą ktoś kiedyś ponoć jadł – w dzieciństwie, we śnie albo w zamroczeniu – i nawet opisał jej smak, ale niewiele z tego wynika. A przecieş prawdopodobieństwo to gra konwencji. Wyobraźcie sobie taki reportaş społeczny (przepisałem ten fragment z jednego reportaşu społecznego, podstawiając nazwiska z „Zeszytów Literackich�): ‌ Gustaw Herling-Grudziński szybko opróşnił resztę butelki. – Nie dam kurwie ani grosza – wychrypiał w stronę swojego kompana, Józefa Czapskiego. – Jak Herbert wyjdzie, to niech sie niom sam zajmie. I tym bachorem. Dwa miesiące wcześniej Herbert groził Herlingowi, jak twierdzi sąd, şe „zrobi mu dym z chaty�. Z braku dowodów postępowanie umorzono. Itd. itp. ‌No i taksówkarz zawiózł go na miejsce, ten wszedł do środka, spuścił się dwa razy w dwie róşne panienki, po czym wrócił do swojej dziewczyny w znacznie lepszym nastroju i natychmiast się pogodzili.
Dzisiaj rano, wracając do domu z piekarni, spotkałem przygłuchego sąsiada z drugiego piętra. – Dzień dobry, dzień dobry – rzucił w moją stronę, przekonany, şe witam go juş z daleka; najwidoczniej usłyszał to, co chciał, zupełnie jak lokalny ksiądz, który na moje milczenie odpowiada nieodmiennie „na wieki wieków�. W ręku miałem siateczkę z bułeczkami i jedno jej ucho mi się wymsknęło, tak şe zatrzymałem się gwałtownie, şeby lepiej tę siateczkę uchwycić, i sąsiad teş się zatrzymał, przekonany, şe do niego zagaiłem. – Aaa, dziękuję, jakoś leci‌ – powiedział z zadowoleniem. – A u pana? Miałem ochotę go zignorować – ale, ostatecznie, jak to tak, udawać głuchego‌ przed nim? Więc bąknąłem, şe wszystko gra. Wtedy sąsiad oşywił się niespodziewanie: – Proszę? Nie dosłyszałem. – I zaczął majstrować około aparaciku przyklejonego do małşowiny. – Wszystko gra! – zawołałem. – Co pan mówi? – sąsiad zblişył się do mnie bokiem i nadstawił w moją stronę to lepsze ucho. – Jakiego konia? – Mówię, şe wszystko gra!! – krzyknąłem, rozglądając się mimowolnie na boki. Osiedlowa ulica, trochę rzadkiego śniegu, wrony, pusto. Tylko my tutaj, we dwóch, próbujący nieudolnie doprowadzić swoje role do końca; on zwrócony ku mnie bokiem, jak gołąb, i ja nachylony nad nim, z siateczką bułeczek w ręku. – Wie pan, ja nie najlepiej słyszę‌ Nie wytrzymałem, przyskoczyłem do niego i wrzasnąłem do ucha: – Wszystko gra!!! WszyYY-stkOOo-grAAAa!!! Mam to panu napisać na kartce?! ‌Usłyszałem echo swojego głosu, odbijające się od bloków – i usłyszałem swój własny okrzyk jakby z zewnątrz – co ja właściwie wrzeszczę? Wszystko gra‌ Nie „wszystko poezja�, nie „wszystko, co ludzkie‌�, ale: „wszystko gra�!! Potęşny nihilizm tego powiedzonka ocucił mnie natychmiast i wyprostowałem się, olśniony, pośród tych marnych, gomułkowskich dekoracji, i spojrzałem na sąsiada jak na jakąś atrapę. Ten natomiast, nic nie mówiąc, odwrócił się i poszedł sobie. Po powrocie do domu sam sobie to zapisałem na kartce. Śmieszne, prawda? Wywrzeszczeć coś z całych sił głuchemu, şeby to potem sobie zapisać. Śmieszne powiedzonko, śmieszna rozmowa z sąsiadem na śmiesznej ulicy o śmiesznej nazwie (Tadeusza Kantora). Śmieszna Umarła klasa, śmieszna klasa pracująca, przelicznik walut i śmierć. – Wszystko gra, prawda? – Taaa, wszystko prawda‌ To prawda, şe nie wiemy, co mówimy. Nie mówiąc o tym, co piszemy. Bo jeşeli wszystko gra i wszystko prawda, to cały świat jest lapsusem, dowodem nieograniczonej nieodpowiedzialności za słowo.
6.
Panienka przyszła o piątej. Miała „na imię� Elwirka, o czym poinformowała mojego bohatera zaraz na wejściu („Cześć kicia, jestem Elwirka‌ A ty?�), wprawiając go w niemałą konsternację („A ja‌ ja jeszcze nie wiem�). Po czym podeszła do niego szparko. Wiatr poruszył firanką i przez okno wsypało się słoneczne konfetti. Wentylator obracał mu się nad głową. On siedział sztywno na łóşku, przykrytym niebieską narzutą z napisem NON TESTED ON ANIMALS. – Rozbieraj się. – Moşe najpierw porozmawiamy? – Moşe potem? – Potem brakuje tematów.
7.
Wyobraźcie sobie z kolei, şe w Ziemię uderzył potęşny meteor – i walnął akurat w samotną, otoczoną bezmiarem wód Wyspę Wielkanocną. Kto miałby na tyle siły, by uznać to za przypadek? Nie Dopust Boşy i nie Przypadek jako Zasadę, ale najzwyklejszy zbieg okoliczności?
4.
Tymczasem (?) mój bohater (jak on właściwie ma na imię?) zdąşył (czy to znaczy, şe musiał się spieszyć?) przesiąść się (a moşe ktoś go przesadził – za karę?) na inną ławkę. I siedzi na tej ławce. Wróble przeleciały mu nad głową. Wiatr poruszył liśćmi i na ławkę spłynęły słoneczne pobłyski. Na oparciu ławki ktoś nabazgrał flamastrem: Sylwia pizda zje z huja kłaka madafaka. – Słuchaj, mógłbyś mi załatwić jakąś panienkę? – oşywił się nagle. – Nie ma mowy – udałem oburzonego. – Ale‌ – Dość tego.
8.
Pociąg wystukiwał swoje monotonne, usypiające rytmy. Robił się coraz bardzie senny, powieki ciąşyły mu, a pod powiekami przelewał się ciemny likier. Dobiegały go juş tylko strzępy rozmów: – A znasz ty Boşenę? – Ty ty. – Osz ją ty? – Jąsz. Kiedy się ocknął, za oknem padał deszcz. Współpasaşerowie wymienili się w międzyczasie: miejsce dwóch chłopców zajęły dwie babcie. – Rozpadało się – zagaiła jedna z nich. – Hmm‌
5.
Przypomniało mi się, jak Norbert pokłócił się z Alicją, wsiadł w taksówkę i zakomenderował: – Do najbliş-
83
3JUB 9 JOEE
Kiedy ocknął się po dłuşszej przerwie, za oknem było całkiem szaro – wszystko rozmyte w deszczu i zmierzchu, niewyraźne i rozmazane – juş tylko strzępy, szare zlepki, te jakieś takie‌ jakby‌ – Widzi pan? Całkiem się rozpadło.
nurzeń, raz wie, co robi, a raz przyjmuje podsuwaną mu przez chłopców z „HA!artu� wdzięczną rolę Nikifora prozy) staje się łakomym kąskiem dla mediów; i tenşe Shuty okazuje się podszyty Mateją (tak brzmi jego skrzętnie ukrywane nazwisko). Od fasady Shuty, od tylca Mateja. Ale gość nie ma natury gracza, dlatego nie ukrywa swojej schizofrenii i oznajmia wszem i wobec, şe robi zakupy w hipermarketach, a w ogóle to wszystko dla jaj, a gębę dorabiają mu inni. I właśnie w takim stylu – jako gość w papierowej masce – staje się częścią bazaru. Bazar to lubi, bazar chwali się nowym nabytkiem i mówi: – Proszę zobaczyć, mamy teş lalkę, która mówi „nie� i pokazuje język! Jest tania i bezpieczna w uşyciu! Bazar wchłania wszystko i przemienia w towar. Bazar upraszcza wszystko, co wydaje się za trudne. Tak właśnie bazar sprowadza pisarzy do jednego rysu, i mówi: – To nie wszystko. Mamy lalkę, która dostawała w dupę pejczem! Mamy teş lalkę o odmiennych skłonnościach seksualnych! I w ten sposób z całego Kuczoka pozostaje pręga na dupie, a z Witkowskiego struşka zaschniętej spermy w kąciku ust. Przy czym tych dwóch ewidentnie na tym traci, bo są dobrymi pisarzami; dla Shutego to jedyna moşliwa wygrana.
9.
Słowo „entropia� zawsze budziło we mnie mieszane uczucia – jak się okazuje, niesłusznie. Z kolei słowo „elukubracja� budzi we mnie skojarzenia erotyczne. W moim głębokim przedrozumieniu języka łączy ono ejakulację i kubrak, wskazując niedwuznacznie na wytrysk w prezerwatywie‌ Niedawno zwierzyłem się z tego Malinowskim, a oni na to: – A co to jest elukubracja? – No‌ taki tekst. Takie wypracowanie. – Moşe chodzi ci o „elaborat�? – Nie‌ Elaborat to mebel kuchenny.
10.
Kiedy zamknął oczy, pociąg zrobił pętelkę, niczym kolejka w wesołym miasteczku: najpierw drgnął – cały przedział zachwiał się i przechylił – potem zawinął gwałtownie w górę, przesmyknął się do góry kołami i ześliznął z powrotem do poziomu, dokładnie wtedy, kiedy mój bohater, zupełnie juş obudzony, otworzył oczy.
14.
– Co to ma ze mną wspólnego? Dlaczego nic mi się śni? I dokąd ja właściwie jadę? – Donikąd. Jesteś tylko motywem wędrownym mojej opowieści. Zmartwił się, skrzywił, ale w końcu zasnął – i coś mu się jednak przyśniło. Przyśniła mu się świetlista istota, która powiedziała: „Uwaga! Uwaga! Premonicja istnieje‌ Strzeş się!�. Obudził się z cięşką głową, zlany potem: – Co to jest ta premonicja? Boję się‌
11.
Z górą sześć lat temu, czekając na pociąg do Lipska na krakowskim dworcu, przycupnąłem w Warsie (pamiętam dobrze, şe czytałem wtedy Apologię przypadkowości Odo Marquarda). Czy to z powodu nuşącej lektury, czy ze względu na niekorzystny biometr, poczułem senność. Zrobiłem sobie samoobsługową kawę i podszedłem do kasy z kubkiem w ręku. Kasjer niechętnie oderwał wzrok od ksiąşki i zlustrował mnie nieobecnym spojrzeniem: – Co, kawusi ci się zachciało? – zapytał. – No‌ – odpowiedziałem przepraszająco. – Oczka mi się trochu kleją‌.
15.
Odo Marquard opisaĹ‚ dzieje ludzkiej myĹ›li jako historiÄ™ teodycei. Odwieczne „Unde malum?â€? zmienia siÄ™ w „Si malum, unde Deus?â€?; od czasĂłw Leibniza Bogu zostaje wytoczony proces w sprawie zĹ‚a w Ĺ›wiecie. Tu powstaje paradoks: aby obronić Boga, naleĹźy zwolnić Go z roli StwĂłrcy lub sugerować jego nieistnienie (jak pisaĹ‚ Stendhal, „jedynym usprawiedliwieniem dla Boga jest to, Ĺźe go nie maâ€?). Ten ateizm ad maiorem Dei gloriam zmierza w kierunku ubĂłstwienia samego czĹ‚owieka, ktĂłry staje siÄ™ miarÄ… wszechrzeczy. Ale teodycea trwa i z kolei sam czĹ‚owiek, zasiadajÄ…cy na tronie StwĂłrcy, z roli oskarĹźyciela przechodzi do roli oskarĹźonego. To wĹ‚aĹ›nie Marquard nazywa „hipertroďŹ cznÄ… trybunalizacjÄ…â€?, czyli presjÄ… absolutnego usprawiedliwienia, przymusem absolutnej legitymizacji. Wtedy, w krakowskim Warsie, zasnÄ…Ĺ‚em nad tÄ… ksiÄ…ĹźkÄ… i przyĹ›niĹ‚ mi siÄ™ Marquard w todze profesorskiej, a kiedy siÄ™ odwrĂłciĹ‚ i zaczÄ…Ĺ‚ skrobać po tablicy – „Lekcja‌ Temat (Hipertroficzna trybunalizacja – szanse i zagroĹźenia)â€? – okazaĹ‚o siÄ™, Ĺźe ktoĹ› przyczepiĹ‚ mu z tyĹ‚u do togi kartkÄ™ z napisem „PocaĹ‚uj mnie w dupÄ™â€?.
12.
Nic mu się nie śniło. Trudno się dziwić – nie jest nawet człowiekiem. Nie ma przeszłości, nie ma wspomnień, więc nic nie wraca do niego we śnie. Nie ma duszy, więc zmarli nie przychodzą do niego. W ogóle nie ma şadnej głębi i symbole wszelakie omijają go z daleka. Mimo to cierpi, cierpi nad wyraz, i zadaje pytania. – Czemu jestem taki płaski, taki jednowymiarowy? – Nie czytałeś Marcuse’a?
13.
Ja czytałem. Ale jeszcze bardziej niş sam Marcuse, fascynujący wydaje mi się marcusizm, który jest jednowymiarowym odczytaniem Człowieka jednowymiarowego. Tam, gdzie mieliśmy deprecjację kapitalizmu i komunizmu, znajdujemy pochwałę tego drugiego, w miejscu zrównania opresyjności Terroru i Technologii – apokaliptyczną wizję Niewidzialnej Tyranii Zracjonalizowanych Stosunków Zarządzania i Produkcji. Marcusizm – czyli Marcuse przefiltrowany przez Deborda i uszminkowany przez Klein – to taka efektowna historia, şe rządzi nami pieniądz, a nasze şycie pisze się pod dyktando języka massmediów i polityki. W wersji soft owocuje ona pozą antysystemową i antykonsumpcyjną à la Shuty, taką discopolową hermeneutyką podejrzeń. W wersji hard – systemowym komunizmem à la Sowa Jaś. Tutaj z kolei najciekawszy wydaje mi się proces wchodzenia w system i stawania się częścią bazaru. Shuty – pisarz antykonsumpcyjny (który, jak wynika z jego wy-
16.
– Gdzie ja jestem? – Na granicy – objaśnił znudzony celnik, wielki, wąsaty typ w atramentowym mundurze. – Proszę ściągnąć buty. – Buty? – Nie zna pan nowych przepisów? Przymusowa stylizacja.
17.
Niedawno rozmawiałem o tym wszystkim z Martą Dvořak, dziennikarką „Gazety Wyborczej�, w kontekście działań oficyny „Świat Przedstawiony�. Mówiłem o niszo-
84
3JUB 9 JOEE
21.
wości i o działaniach artystycznych obliczonych na medialny sukces oraz o trzeciej drodze, która biegnie sobie ot tak, z dala od blasku reflektorów i półmroku bibliotecznych labiryntów; o pisaniu jako robocie dywersyjnej; o przymusowej stylizacji, czyli o tym, şe kaşde pisanie polega na ujmowaniu şycia w cudzysłów, co bynajmniej nie jest źródłem rozpaczy. Wczoraj (29.03.05) przeczytałem w „Gazecie� jednozdaniowe streszczenie naszej rozmowy: „– Publikujemy to, co odbiega od głównego nurtu, przedstawiamy swoje spojrzenie na świat, rzeczy, które często spychane są na margines, coś, o czym moşe w literaturze się zapomina, choć nie ma tu mowy o eskapizmie – mówi Franczak�. Zupełnie mnie zamurowało: czy ja naprawdę tak bełkoczę? Jakie „spojrzenie na świat�? O czym „się zapomina� w literaturze? Skąd tu „eskapizm�?? Właściwie mógłbym powiedzieć coś dokładnie przeciwnego, niş powiedziałem, i wyszłoby to samo, czyli rozmowa z ludźmi, którzy cośtam sobie cośtam, bo tak im się podoba, i jest to nadzwyczaj sympatyczne, i jakby kto chciał, chociaş i tak nikt nie będzie chciał, to moşna tu i tu cośtam podziwiać. Czyli gazetowa papka, którą uszczelniać moşna prześwity w Bycie. Czyli kultura typu instant. Role producentów, konsumentów i pośredników rozdane. Przypomina mi to promocję „czarnego� numeru „Nowego Wieku�, w którym znalazły się rozmowy Mateusza z Grzebalskim, tegoş ze Smolakiem oraz Markowskiego z Sosnowskim. I pomyślałem, şe najlepszym scenariuszem promocji byłoby odczytanie tych rozmów przez ich bohaterów – słowo po słowie, z odpowiednimi pauzami i z uwzględnieniem didaskaliów (śmiech, chwila ciszy itp.), słowem, taka pozorowana naturalność, której scenariusz moşna nabyć po promocyjnej cenie. Ale nic z tego. Parę wierszyków przeczytał Wiedemann, Ziółkowski, trochę prozy Pluszak, Janko zrobił prelekcję, przyjechała teş TV, wymierzyła w głąb sali reflektory i przez cały wieczór świeciła zebranym po oczach. No i nikt nic nie widział. Przegapiliśmy teş sprasowany do kilku minut news telewizyjny. A poza tym przyszło tylu znajomych – aktualnych, byłych, przyszłych lub potencjalnych autorów – şe wszystkie numery rozdaliśmy za darmo w pół godziny.
Napisałem pierwszy rozdział mojej wielkiej powieści (Podróş do teraźniejszości). Fabuła od razu rusza z kopyta: główny bohater zostaje za sprawą działania tajemniczych sił cofnięty w czasie. Zwyczajnie i po prostu: zostaje wrzucony w przeszłość, której ciąg dalszy juş przeşył. A więc właściwie powinien znać przyszłość i bez zdziwienia przyjmować wszystko, co się dzieje. Ale pamięć jest wybiórcza; oto siedzi na wykładzie, z którego nic nie rozumie, obok ludzi, których nie pamięta i nawet dokładnie nie wie, kim sam jest. Dalej podobnie – nie moşe się odnaleźć w swoim nagle odmłodniałym świecie. Wreszcie wybiera się w miejsce, w którym poznał swoją przyszłą şonę – a spotkali się oni (jak wszyscy) przypadkiem, w poczekalni dworcowej, kiedy to zapytał ją, „czy ma rozmienić pięć dych�. Wszystko toczy się swoim trybem: trafiają do kafejki, jak wtedy, ale wówczas on mówi jej prawdę: – Słuchaj, przybywam z przyszłości, kocham cię juş od lat, weźmiemy ślub wtedy a wtedy, jeśli nie wierzysz, podam róşne detale z twojego şycia, bo znam cię jak mało kto‌ Ona, wiadomo: zdziwienie, konsternacja, śmiech, niedowierzanie, niepewność, fascynacja‌. Nie, şeby mu uwierzyła. Zresztą on teş z czasem nabrał wątpliwości: rzeczywiście, główne wątki şycia zgadzały się z jego wspomnieniami w swoich punktach zwrotnych – obrona, ślub, dziecko – ale cała reszta zaskakiwała go, to wszystko, czego nie pamiętał, co przeinaczył we wspomnieniach‌ Aş sam zwątpił w swoją podróş w czasie i tylko czasem nawiedzało go dziwne dÊjà -vu‌ O tym miał być juş drugi rozdział, ale wieczorem, szukając na regale dramatów Ionesco (miałem zrobić nowy przekład Krzeseł dla Grzegorzewskiego) i nowelek Allais (którego tłumaczę dla antologii OuLiPijskiej), natrafiłem na opowiadania Marcela AymÊ i znalazłem swój pomysł zapisany juş, na papier przelany i upubliczniony – cóş z tego, şe trochę odmieniony i şe po francusku? Wydelejtowałem wszystko i zacząłem jeszcze raz. Mój drugi pierwszy rozdział nosi tytuł Dziewczyna, która şyje we śnie. I tutaj rzecz rozpoczyna się od trzęsienia ziemi: tytułowa bohaterka zostaje pewnej nocy napadnięta. Budzi się we własnym łóşku ze skrępowanymi rękami i zakneblowanymi ustami, a obok niej walają się szczątki jej męşa. Napastnik, morderca-sadysta, a zarazem gwałciciel, zblişa się do niej, aby dokończyć dzieła‌ Wtedy ona nagle wyswobadza jedną rękę, chwyta za lampkę biurową i ciach tamtego w łeb – jeden raz i drugi – aş ten osuwa się na podłogę z przeciągłym „arrrrghh� i umiera. Ona opada na łóşko‌i budzi się. To był tylko sen! Z westchnieniem ulgi siada na łóşku i zapala lampkę. Ale‌ Męşa nie ma przy niej. W pokoju panuje nieład – wywrócona szafka, porozrzucane ciuchy‌ Wtem! Wchodzi jej mąş – a za nim trzech potęşnych gości w czarnych skórach i ciemnych okularach (w tym jeden w sutannie) i mówi: – No, chłopaki, do roboty!
18.
– Czy mogę pana o coś zapytać? Dlaczego ludzie są spełna rozumu? I kto w ogóle wymyślił rozum? – Proszę pana, ja tego nie wiem, ja jestem celnikiem, proszę się zgłosić do konduktora.
19.
Dlaczego mój bohater zadaje tyle pytań?
20.
– Czy Walon to ryba morska czy słodkowodna? – Czy wołałby pan şyć w trzecio- czy czwartorzędzie? – Jeden święty z doliny Gangesu zaszył sobie usta, a drugi zaszczepił sobie orzechy kokosowe na plecach; który z nich wziął na siebie cięşar kontaktów z prasą? – Lubi pan zagadki? – Georges Simenon miał ponoć dziesięć tysięcy kochanek i pisał codziennie osiemdziesiąt stron, dlaczego w takim razie jego powieści smakują jak lody o smaku kalafiorowym? – Znał pan mojego dziadka? – Czytał pan Marcuse’a? – O której kończy pan pracę?
22.
– Kim jestem? Dokąd zmierzam? Ile pytań jeszcze zadam? Rozbolała go od tego wszystkiego głowa, więc zaşył tabletkę i natychmiast dostał mdłości, zbladł i porzygał się, zaraz teş pojawił się ból brzucha, biegunka, a takşe wysypka, świąd i pocenie się. Czym prędzej więc zaşył tabletkę uspokajającą i dopadły go zawroty głowy, szum w uszach, kołatanie serca, zaburzenia słuchu i trudności z oddychaniem. Zdenerwowany, zapalił papierosa i natychmiast umarł na raka i choroby serca.
85
3JUB 9 JOEE
czyna – mieli zjeść razem kolację. To druga rocznica ich pierwszego spotkania. Co jakiś czas rzuca okiem na malutkie czarne puzderko, leşące na siedzeniu pilota; wewnątrz jest pierścionek zaręczynowy. Ostatnio nie najlepiej im się układało: w jej urodziny miał zawał aş w Zielonkach, a podczas wizyty jej rodziców – samobójstwo w Witkowicach. Jechał tam pół godziny, a gość i tak juş dawno nie şył, a jeszcze oględziny, protokoły‌ Teraz karetka jest pusta, ale mamy godziny szczytu – ulice całkowicie zakorkowane. On się niecierpliwi. Ona czeka (akcja się rozwidla, a napięcie rośnie). On zdenerwowany (trąbi). Ona poirytowana (chowa sztućce, gasi świece). On wściekły (włącza kogut – pierdolić regulamin!). Ona zła (wyrzuca kolację). On szczęśliwy (wszystkie samochody ustępują mu drogę – jedzie bardzo szybko). Ona w furii (tłucze talerze, wrzeszczy). Nagle‌ jakiś pieszy – łubudurrkglźźź‌ On przeraşony (jakieś ciało, jeden kawałek, drugi – aki na jezdni rozlewają się i tworzą coś jakby agę węgierską). Ona nagle uspokojona (siada przy oknie, bierze telefon i wysyła mu SMS-a: „Jak nie chcesz to nie przychodz. Nie chce cie widziec juş nigdy. Zegnaj�).
Potem ktoś mi powiedział, şe tak samo miał jeden robotnik z wiersza Marcina Sendeckiego. Nie zdziwiło mnie to, śmierć to standardowa procedura, a świat jest lekarzem lub farmaceutą.
23.
U cioci Marysi, obok listu od Kalickiego, znalazłem ulotkę reklamową – inaczej tego nie moşna nazwać – Zakonu Societas Verbi Divini z Pienięşna. Na pierwszej stronie podobizna załoşyciela Zakonu, św. o. Arnolda Janssena – grubo ciosana twarz z łagodnym, inkwizytorskim uśmiechem – i zawołanie bojowe: „Przed światłością Słowa i Duchem łaski niech ustąpią ciemności grzechu i noc pogaństwa!�. Tuş obok mroşące krew w şyłach „Jesteśmy obecni w 63 krajach świata na wszystkich kontynentach� i mapka. Wewnątrz regulamin zamawiania mszy i cennik. Jako dowód zapłaty otrzymuje się obrazek oraz numer, pod którym figuruje się od tej pory w Biurze Mszy św. To niepojęte, şe Pan Zastępów, kyrios Sabaoth, wybrał Pienięşno, aby do nas przemówić.
24.
28.
– Nie rozumiem, co cię tak dziwi – skomentował kwaśno mój bohater. – To typowe, w ten sposób przejawia się nasza prymitywna mentalność. –? – Wiadomo, Polak źle zarabia, ma oziębłą şonę, podatki są wysokie, dzieci nieudane, a pogoda deszczowa – i potem obraca swoją frustrację w ten jaskiniowy katolicyzm‌ – Co ty wygadujesz! Siedź cicho! – ‌albo alkoholizm. Polski katolicyzm to rewers wódczanego amoku. Nie tak jest? – Boşe‌Nie, nie jest tak. Jezusie słodki! Odszczekaj to! Zlinczują mnie! Nie pochowają mnie na Skałce!
Stęsknił się za nią, więc poszedł do nightclubu, w którym tańczyła. Ledwo zdąşył zasiąść za stolikiem, gdy poczuł na swoim ramieniu jakąś cięşką dłoń. Odwrócił się i ujrzał ochroniarza. Połoşył palec na ustach i szepnął: – Ćśśśśś‌ Ja tu jestem incognito. – Ty tu jesteś persona non grata – warknął ochroniarz. – Noli turbare circulos meos. – No, teraz to nieźle przysoliłeś. Spierdalaj, ale juş.
29.
Dzisiaj w nocy otrzymałem przesyłkę z oficyny „Cum grano salis� (to niepojęte – w czasie gdy spałem, przez mój pokój przeszła kura, struś i listonosz. To on przyniósł mi tę ksiąşkę). A właściwie nie ksiąşkę, lecz katalog: „IKEA. Techniki prowadzenia kłótni na sezon 2004-2005�. Oto propozycje z okładki: „Milczenie�; łóşko z jasnego drewna nielakierowane i kołderka w misie, pod którą będziesz spał jak aniołek, zwrócony twarzą do monochromatycznej tapety. „Roztrząsania�; klasyczna meblościanka imitująca heban; w zamkniętej na kluczyk, przeszklonej wnęce platynowy zestaw kieliszków. „Prowokacja�; nakastlik z szufladami na prowadnicach, antyrama z fotografią ślubną (potargana) oraz (na szkle) stylowe pęknięcie gratis.
25.
Napisałem od nowa pierwszy rozdział mojej powieści. Tym razem fabuła jest znacznie subtelniej zarysowana. Para moich bohaterów wybiera się w podróş poślubną do Dubrownika. Jest cudownie (piękne opisy) – do momentu, w którym zawiązuje się akcja, a dzieje się to na plaşy‌ tu zacytuję fragment: „leşeli obok siebie, ze splecionymi rękami, gdy nagle poczuł ukłucie w łydkę. – Coś mnie ugryzło – syknął. I nagle przestraszył się – moşe to pająk? Albo skorpion‌?�. Okazuje się, şe to „tylko� mrówka (cały rozdział nosi tytuł Ukąszenie)‌ Wkrótce noga mu puchnie, wdaje się zakaşenie‌ To drobne i błahe z pozoru wydarzenie jest dziełem przypadku, cała reszta (gangrena – błąd lekarzy – amputacja – impotencja – rozwód – seminarium duchowne) jest juş tylko jego logicznym następstwem.
30.
Kiedyś wziął Elwirkę do znajomych, na śniadanie. Była to para psychoanalityków – wierzących w głębię psychiki, choć niepraktykujących – a więc ludzie, którzy interesują się, jak mówią z półuśmieszkiem, „zaledwie wszystkim�. Atmosfera była napięta, rozmowa się nie kleiła itd. – Czytałem ostatnie fragmenty – zagaił wreszcie przyjaciel mojego bohatera. – Zaciekawił mnie zwłaszcza punkt 14; ten sen odzwierciedla twoje zagubienie i kompleks Priama. To, co przeczytałem dalej, tylko potwierdza moją tezę – dodał, nalewając sobie kawy. – Kompulsywny potok pytań z punktu 20, agresywna negacja wartości w punkcie 24, postkoitalny zanik osobowości w punkcie 26‌ Ale nie przejmuj się, ja siebie teş nie rozumiem. Ni w ząb. Moje id mówi po łacinie. – Moim zdaniem, on wstydzi się swojego ego – dodała jego partnerka, wyciągając grzanki.
26.
– Uwielbiam cię. Jesteś ty, potem długo długo nikt‌ – A potem? – A potem to juş sam nie wiem kto. Elwirka przewróciła się na plecy i westchnęła. Po chwili wstała, naciągnęła na nogi stringi, włoşyła spódniczkę i zgarnęła ze stolika torebkę z węşowej skóry. – Nie zapytasz mnie, co robię wieczorem? – Co robisz wieczorem? – Wszystko‌ – Uwielbiam cię.
27.
W nowej wersji pierwszego rozdziału mój bohater jest kierowcą karetki. Wraca do domu, zmęczony nocnym dyşurem. Spieszy mu się, bo w domu czeka na niego dziew-
86
3JUB 9 JOEE
32.
– Nie, moje ego jest super – siorbnął tamten. – Boşe – przerwał mój bohater, zerkając na Elwirkę, która siedziała cicho i sztywno. – Moglibyście zmienić temat? Przy śniadaniu‌ – Moşemy, jasne‌ – gospodarz wstał od stołu, şeby pokroić ciasto. – Co sądzicie o kinie włoskim? – rzucił po chwili znad deski do krojenia.
Oto zblişamy się do happy endu. (Czy te rozbite obrazy połączą się kiedyś w całość? Czy mój tekst się rozgwieşdşa? Czy doczekam się sztucznych satelitów?).
33.
Oto trzydziesty trzeci i ostatni dowód na to, şe to nie jest dziennik. A więc co? Natura tego tekstu pozostanie zagadką. Jedna jego połowa (która?) nie istnieje, druga zaś jest niczym pusta autostrada przecinająca spalone wzgórza: na górze zaszyfrowane niebo – po bokach trawka – na poboczu złamany kot.
31.
Jedno wiem na pewno: pierwszy rozdział mojej powieści – wciąş nienapisany – będzie się dział w Budapeszcie.
Rodrigo PAWEĹ BRYLSKI
Nadstawiając ucha, z łatwością jednak odróşnisz rytm, który tu usłyszysz, rytm, w który układają się kroki wszystkich defilad, od nasyconych emfazą dźwięków wyobraşonej nieskończoności, którą dałoby się usłyszeć w progach świątyni któregokolwiek z wyznań. W przekonaniu, jak wiele o miejscu mówią ludzie w nie wciśnięci, pytasz o nich, czas odsłonić karty. Przy barze dwoje: on – przerzedzony i nadpsuty, ona śliczna, dwudziestoletnia, letnia i cyniczna. On, uśmiechem próbujący zamaskować oczodoły, całuje ją w rękę i mówi: jesteś jedyna i wyjątkowa, ona, pełna pogardy, wyciągając dłoń z jego gardy, mówi: bzdura, jestem taka jak wszystkie. Dwa barowe stołki obok droga prostytutka, pali papierosy w długiej cygarniczce. Od czasu do czasu rzuca spojrzenie w kierunku wejścia. Moşe ktoś, kto wejdzie następny, zapragnie wrzucić şeton w jej automat poşądania. Dalsze barowe stołki pozostają wolne. Nie ma tu pijaka, który wyciera sobą brudne ulice miasta i oczyszcza świat, spijając z niego wszystkie nieprawidłowości. Jedyną jednak materialną rzeczą pijaka jest serce na dłoni. Cztery stoliki, przy jednym z nich pan krytyk z gazety. Uwielbia białe maski i greckie pozy. Poruszają go wysłuchiwane po raz tysięczny okrągłe sentencje, które moşe i nie mówią nic juş, jednak brzmią bardzo wdzięcznie. Ostatnio niespokojny: we śnie pojawia się ochota, şeby
Aby wejść do knajpy Rodrigo, naleşy zejść z głównej ulicy, przejść przez bramę sklepioną nieomal na romański sposób, przemierzyć podwórze, unosząc głowę, spojrzeć na rozedrgane, czerwone światło neonu (zwrócić uwagę na ubytki w napisie), przepuszczając kogoś wychodzącego, otrzeć się o drewnianą framugę drzwi, pokonać schody wiodące w dół i liczące trzynaście stopni, przed samym wejściem zatrzymać się na chwilę, poprawić ubranie, by reprezentatywnie stawić czoła temu, co moşe się okazać. Ktokolwiek wejdziesz tu po raz pierwszy, zastanowisz się być moşe, co o tym wszystkim myśleć. Staniesz wobec knajpianego wnętrza, a raczej tego, co ci się nim wyda. Zaczniesz rozwiązywać zagadkę, jaką jest kaşde nowe zjawisko, lecz nawet jeşeli kiedyś uda ci się przejść od percepcji pozorów do poznania rzeczy, nie będziesz spokojny. Jak przed przejściem dla pieszych rozejrzysz się: spojrzysz na lewo, potem na prawo, potem znów na lewo. Po lewej stronie, za kontuarem, gdzie znajdziesz kelnera w białej koszuli i czarnej kamizelce, zobaczysz półki z butelkami, w których wódki czyste, kolorowe, likiery i wina. Kolory alkoholi, podniecone swą polifonicznością, układają się w coś na kształt witraşu. I juş w to gotów, gotowa jesteś uwierzyć, przenosząc powoli wzrok na prawą stronę. Oto wyda ci się, şe siwy dym jest pochodzenia kadzidlanego, şe ludzie to rozmodleni wierni, a półmrok to komponent gotyckiej katedry.
87
3JUB 9 JOEE
dać się unieść, porwać dać się, ale odpiął dawno skrzydła i zgubił numer do szatni. Przy stoliku w rogu sali, wpatrzonych w swoje twarze, dwoje młodych ludzi. Przed nim stoi drink z wódki, przed nią gin lubuski z tonikiem kinleya. On jej powtarza: trzeba mieć napiętą uwagę, kiedy się puści długopis, spada. Wie, şe w momencie, gdy zapomni, gdy przestanie jej opowiadać tego rodzaju bajki, zaczną spadać. On przestanie być copywriterem pana boga, zacznie wymyślać reklamy proszku na problem – i problem z głowy, ona zaś zatańczy bez ubrania przed tysiącami obserwatorów stron soft porno, aby opłacić korektę jak najprawdziwszego nosa. W wachlarzu figur widzisz jedną kartę zwróconą dotąd tyłem do twoich oczu. Lecz oto męşczyzna odwraca głowę i widzisz jego twarz. Podnosi niewyraźnie prawą dłoń, po czym kelner usłuşnie podchodzi do stolika, przy którym on siedzi sam, tyłem do sali, obrazów i ludzi, zatopiony w dźwięku, który małą przestrzeń, jaką męşczyzna ma przed sobą, czyni jeszcze bardziej klaustrofobiczną i kwadratową. Kelner pyta, czym moşe słuşyć. Męşczyzna, umówmy się, pan Bogdan, trzydziestoletni, moşe nieco starszy, szeregowy pracownik, ogniwo sukcesu, palcem wskazującym prawej dłoni skierowanym w dno pustego kieliszka daje do zrozumienia, şe oczekuje od kelnera przyniesienia jeszcze jednego koniaku. (Tu kelner zabiera szkło i odchodzi w stronę baru). Lewa dłoń pana Bogdana sięga do kieszeni marynarki, z której wyciąga kartę kredytową. Kelner przychodzi z rdzawym kieliszkiem, odbiera plastikowy prostokąt, jedyny dokument toşsamości obowiązujący w wielkim mieście, po czym się oddala, zostawiając męşczyznę i jego sześcienny świat.
relację horyzontalną kucają przy fotelu z językami wyzutymi z rozwiązanego oficerka. Czekają, aş upuści łyşeczkę, gotowi do aportu. Ale oni nie wiedzą, zdecydowanie nie: wychodzą z biura, jadą do şon, dzieci, narzeczonych, oglądają telewizję, rozmawiają przez telefon, jedzą w restauracjach szybkiej obsługi. Pan Bogdan wie. Oni nie wiedzą. Zostają po godzinach, by robić za nią, przepisywać, podliczać, analizować. Ale nie wiedzą. On wie, gdzie jest granica wytrzymałości. Kiedy panu Bogdanowi załamał się układ? Kiedy zaczął powaşnie myśleć o tym wszystkim, co do tej pory tkwiło w şartach i pustych słowach? Czemu słowo stało się cięşarem, nie chcąc stać się ciałem? Miłość? A co to jest? (Nadpsuty pan przełyka ślinę, bo wiele sobie obiecuje po dzisiejszym wieczorze. Jesteś stworzona do miłości, mówi. Co najwyşej własnej, odpowiada dziewczyna, parskając śmiechem. Moşna kogoś kochać i nie całować w usta, myśli prostytutka. Pijak spija nieprawidłowości świata po ulicach i placach, bo świat cały kocha miłością pomazańczą. Krytyk wertuje archiwum pamięci, szuka sentencji, pięknych sentencji. A dwoje? On jej powtarza: kto połączy miłość i świadomość, ten znajdzie się w samej istocie rzeczy i tym podobne. Pan Bogdan zaś o czym myśli? Nie, on nie myśli. Widzi tylko koralowy obcas, który ugniata go gdzieś w splot słoneczny, a w brzuchu gdzieś, na samym dnie, czuje zapach. O, wszystkie kwiaty świata, cóş to za zapach, cóş to za zapach!) Mamy kłopot z pańską kartą, mówi kelner. Pan Bogdan unosi głowę, przez chwilę nie wie, kim jest. Jesteś? Ciągle we drzwiach stoisz, jak dziecko przed cukiernią? Zastanawiasz się, czy nie zająć wolnego stolika? (Stoi całkiem blisko). Zaciekawiła cię knajpa i czekasz na rozwój wydarzeń? A moşe juş, juş, zaraz wyjdziesz? Trzymasz lewą stopę na najblişszym stopniu i przygotowujesz się do wolty. A moşe potrzebujesz więcej danych, zanim podejmiesz ostateczną decyzję? Tu organizuje wszystko rytm, ale nie pierwotne tętno świata, nie tętno czy oddech spokoju. Rytm ostatni, który pozostaje po wybiciu wszystkich grajków, gdy bezlitosny taktometr szepcze swój suchy poemat moralisty. Rytm, uderzenie dziesiątek, ba, setek lśniących, wypolerowanych şołnierskich butów o marmurową posadzkę pałaców. Podstawa do trzeciej potęgi. Jedynki, zera, niepopłacone rachunki, wyciągi z banków, przekaz informacji, transmisja danych: podstawa razy podstawa, razy podstawa. Raz, dwa, trzy, cztery, maszerują oficery, rytm. W sześcianie pana Bogdana pani Jagódka wstępuje na podstawę swoim wysokim obcasem, opiera się o ściany, siada: pochłania całą przestrzeń, wolne miejsca wypełnia zapach, głos. Wstaje, robi kilka kroków, nachyla się, włosy spływają po karku, uśmiecha się, rozciąga. I to na poły figlarne panie Bogdanie, takie, jakim upomina się dzieci, a które posyła do wszystkich diabłów. Wtedy dzwoni telefon.
Raz, dwa, trzy, cztery, maszerują oficery. Kroki: uderzenie dziesiątek lśniących oficerek o marmurową posadzkę. Podstawa razy podstawa, razy podstawa; rytm: podstawa do trzeciej potęgi. Osiem punktów, dwanaście odcinków, sześć płaszczyzn. Cztery ściany boczne, płaszczyzna podstawy: płaszczyzna posadzki, szara, biurowa wykładzina; ech, jak krew w wodzie rozbryzguje się seks w codzienności, gdy pani Jagódka, czy ściślej jej stópka niewysłowionej zgrabności, czerwonym (bardziej cynobrowym niş karminowym, podobnym do koralu) bucikiem muska popielatą wykładzinę. Z kaşdej dłoni wypadają szare kubki z czarną kawą, czarno-białe morza gazet, krzyşówkowe szachownice (trzy poziomo: codzienność, efekt długiej praktyki, postępowanie wg szablonów, na sześć liter, pierwsza r). Jakşe się ta czerwień wgryza w szarość! (Jeşeli wprowadzenie do filmu koloru miało jakąś inną przyczynę niş grymas grubej finansjery, to na pewno, oj, na sto procent, była to potrzeba pokazania tego, jak granica między pantofelkiem pani Jagódki a codziennością wykładziny wgryza się w oczy, emocje i pamięć). Raz, dwa, trzy, cztery. Weszła, idzie. Mija konstelacje ośmiu biurek, ustawionych po dwa, zetkniętych najgłębszymi tajemnicami szuflad. Czterech pracowników wita ją plecami, czterech pozostałych, którzy juş widzieli, mruga naprzeciwko, by i ci doznali namiętności, która właśnie oto zapełniła całą przestrzeń biura. Ruszyła. (Cóş za pupy ruch, ech, przemienność ud). Sunie, rozsyła wici zapachu i juş wszystkie wolne wole trzyma na uwięzi. Dochodzi do swojego biurka, które nie jest ustawione w rzędzie. Raczej jak jakiś bluźnierczy ołtarz stoi albo jak pani w klasie stolik, znad którego sprawuje władzę nad wszystkimi dziećmi. Dochodzi. Cóş za pupy ruch i przemienność ud. Ech, gdybym mógł, gdybym tylko mógł. Albo co dzień, gdy otwiera malinowy jogurt, biurowe zwierzęta okupują granice jej biurka, skazani na
Odruchy wędrują do kieszeni i torebek. Gdy nawet ktoś wstrzymuje te gesty, odczuwa, jak elektroniczny, świdrujący dźwięk przeszywa kości kręgosłupa. Po chwili jednak juş wiadomo, czyje telefony milczą, a o kogo upomina się miasto. Gdy kończy się rozmowa, a telefon pana Bogdana wraca do kieszeni, zza kontuaru wymyka się kelner i pewnym krokiem przemierza wnętrze knajpy po krzywej wyznaczonej przez oparcia krzeseł, by juş po chwili stanąć przy panu Bogdanie. (Postać swoją zwiesza bardzo oficjalnie). Pan Bogdan zauwaşa obecność męşczyzny i z miną nijaką wpatruje się weń. Kelner oddaje kredytową kartę, jak policjant drogowy po kontroli dowodu, stwierdziwszy,
88
3JUB 9 JOEE
prostowuje się gwałtownie, przewracając krzesło, które frunie na środek knajpy. Ledwie mózg odnajduje swoje miejsce w czaszce pana Bogdana, wszystko zaczyna się rozjeşdşać dekoracjami po skończonym przedstawieniu. Polifoniczny witraş baru powoli pnie się w górę, kontuar na obrotowej scenie zamienia się w pokreśloną kredą pilśniową płytę, krzesła i stoły odjeşdşają za kulisy, ściany mkną ku sklepieniu. Ledwie panu Bogdanowi koniak przestaje się awanturować w głowie, z Rodrigo nie pozostaje nic. Jest środek miasta. Skrzyşowanie. Samochody jeşdşą we wszystkich kierunkach, z kaşdej strony. Na neonach wypisane są wszystkie słowa wszystkich języków, o jakich pan Bogdan kiedykolwiek słyszał. W kamiennej tulei przedwojennej zabudowy tykają obcasy. To dziwka. Wyciąga papierosy, paczka jest pusta, prostytutka zaczepia krytyka, który znajduje się w bezpiecznej odległości i mówi do niego słowami. On podaje jej papierosy, pociera zapałką o draskę. Słów, którymi ona mówi, nie rozumie, jednak jego krew zaczyna przyspieszać. Czuje w sobie krąşenie, o którego istnieniu nie miał pojęcia, najpierw zatrzymuje oddech i zaciska powieki. Przez chwilę widzi i słyszy swój układ krwionośny, tum, tudum. Po chwili wypuszcza powietrze i zaczyna się śmiać wniebogłosy, machając rękami we wszystkie strony, jakby jego neurony zaczęły generować kolorowe połączenia. Podbiega do najblişszej kamienicy, wdrapuje się sztubacko po piorunochronie i, poniewaş w mieście jak zwykle obchodzone jest narodowe święto, zdejmuje zębami z masztu narodową flagę. Drapuje ją na prostytutce jak balową suknię i krzycząc „Polonia! Polonia!�, ogląda ją ze wszystkich stron. Potem mówi do niej słowami, które zaczyna rozumieć. Bierze ją pod rękę i odchodzą wieczorną uliczką, w blasku księşyca na wódkę i kebab. Nieopodal dziewczyna zostawia swojemu sparciałemu amantowi wymyślony na poczekaniu numer telefonu i na najblişszym przystanku wsiada w pusty, nocny autobus. Idzie na koniec i wbija się w fotel, jakby chciała się weń zapaść. Nie wie jednak, şe akurat ten fotel, akurat w tym autobusie jest miejscem przejścia, portalem dzielącym dwa światy. Zapadając się z impetem i bez pamięci w podarte siedzenie, równie bez pamięci i z równym impetem przenika do jasnej rzeczywistości, pełnej szczęśliwości, gdzie skutek odnajduje swą przyczynę, a dąşenie cel. Czuje szczęście inne od tego, które szybko przemija i zamienia się w brak. Trasa autobusu wiedzie jednak na drugą stronę rzeki, mostem przed niespełna kwadransem obróconym przez islamskich terrorystów wniwecz. Oto autobus wpada w skończoność wszechrzeczy. W tym czasie panem Bogdanem zaczyna coś targać. Nieświadomie podbiega do najblişszej budki telefonicznej i bezrefleksyjnie przywdziewa, nie wiedzieć skąd wzięty, barwny kostium superbohatera. Wzbija się nad ziemię i nagle widzi pod sobą miasto w coraz większym oddaleniu. Wszystko jest naraz. Ziemia przepływa pod nim, jak przewijana na podglądzie taśma wideo, wiatr owiewa jego ciało i umysł. Spostrzega, şe trzyma w rękach autobus, jakby to był spadający ze stołu model matchbox. Odstawia go delikatnie jak wazon na drugi brzeg rzeki. Staje obok i bierze głęboki oddech. Brzmią syreny, wokół ustawia się szpaler karetek i radiowozów, zapada cisza. Z tylnego siedzenia jednego z samochodów wysiada pani Jagódka. Podchodzi do pana Bogdana, zdejmuje ciemne okulary. Kocham cię. Smutny pijak został dyrektorem lunaparku.
şe wszystko w najlepszym porządku lub celnik na granicy dwóch państw nieprzyjaznych, uznawszy, şe moşna bez przeszkód przejeşdşać i niemal salutując kładzie na stoliku pokwitowanie. A w wejściu musisz zrobić miejsce, bo stoisz, jakbyś przypadkiem ujrzał, ujrzała karę boşą. A tu tylko nowy gość chce wejść. Wpuść go. Ocierasz się o drewnianą framugę, a przybysz staje dwa kroki przed tobą. Pełen elegancji, niczym marmurowe pałace. Stoi tylko chwilę (z lewą ręką w kieszeni i walizką w prawej), ale na tyle długo, by poczuć pewność i dostrzec równowagę klasycznej architektury jego postawy. Wie, po co przyszedł, ale zanim sięgnie po cel, rozgląda się po knajpie. Zapach przybyłego dogania prostytutkę i jego wygląd całą ją ogarnia. Prostytutka pręşy się, oczy mruşy, ale przybyły juş na nią nie patrzy. Przez ułamek sekundy zagląda we wszystkie twarze. Filtruje wzrokiem puste miejsca w barze. Na klapie marynarki odnajdując paproch, strzepuje go niedbale. Juş ruszył, idzie: raz, dwa, trzy, cztery; staje przy stoliku pana Bogdana. Nachyla się nieznacznie. Wargami rusza (bogdanowe rybie oczy wymierzone w niego jak w pocztówkę piękną, obojętną). Gość uśmiecha się bez przerwy. Dłoń pana Bogdana pokazuje krzesło. Przybysz stawia dyplomatkę na podłodze, przy stołowej nodze. Odpina guzik marynarki, odsuwa krzesło, podciąga delikatnie spodnie na wysokość ud, siada, o czymś mówią. Nie docierają słowa, gdzieś się zapodziały, rozpadły się, prysły, zatomizowały, lecz widzisz gesty: jeden z męşczyzn coś oferuje drugiemu. Strategią sprzedaşy jest poznać potrzeby klienta i na nie odpowiedzieć. Pan Bogdan unosi ręce, bo nie do końca jest przekonany, rusza kończynami jak marionetka w lalkowym teatrze, a akwizytor łagodzi objawy, to rękami niby ciepłą pierzynę poprawia, to jakby ksiądz do mszy dłonie swe rozkłada. I uśmiecha się bez przerwy. Wreszcie pan Bogdan ulega, został przełamany. Czarna aktówka płynnym ruchem z podłogi wzlatuje na stolika blat, srebrne sprzączki puszczają, otwiera się świat broszur, dokumentów, przeróşnych papierów, pojawia się pióro. Akwizytor pokazuje palcem: tu, tu i tu. Tak tam pan Bogdan sygnatury kreśli. I nic. Moşe byś chciał, chciała usłyszeć grzmoty, przenikliwą kanonadę, a tu nie. Tylko rytm. Na próşno czekasz śmiechu, zrazu gardłowego, bulgoczącego, potem przerodzonego w histeryczny spazm. Nic z tego. Akwizytor wstaje, skłania się, z uśmiechem podaje rękę do uścisku, przegląda papiery, kopię umów wkłada do aktówki, kopię zostawia panu Bogdanowi, zapina guzik marynarki i dzierşąc w dłoni walizkę, wychodzi. Znakomicie jest, gdy wszystko wychodzi zgodnie z planem, zatem, drogi czytelniku, zgodnie z mym zamysłem, racz teraz opuścić to miejsce. Aby wyjść z knajpy Rodrigo, trzeba wejść po schodach liczących trzynaście stopni, bez przeszkód wstąpić na podwórze, rzucić okiem na drgające czerwonym światłem litery neonu, skierować się w stronę bramy sklepionej nieomal na romański sposób, skąd do powrotu na główną ulicę został juş tylko krok. Koniec. Tym czytelnikom, których ciekawości nie wyczerpuje zakończenie opowiadania Rodrigo, w ramach promocji literatury, zupełnie gratis, oferujemy rozszerzony i pełen wzruszeń finał. Pan Bogdan śmiałym haustem opróşnia kieliszek i roz-
89
3JUB 9 JOEE
Przygoda (Coralville) ADAM WIEDEMANN
tania w barze. Nadaje się do czytania wszędzie nie uşywa zbyt wykwalifikowanych czasowników. Kelner przyniósł lemoniadę była olbrzymia. Naprzeciw mnie usiadł starszy człowiek bez ręki był bardzo nieszczęśliwy albo był wariatem. Zamówił coś i zaczął głośno opłakiwać swój los. Adam uspokój się krzyknęła z zaplecza kelnerka. Człowiek bez ręki uspokoił się. Dostaliśmy swoje hamburgery. Boczek w moim był dobrze przysmaşony bułeczka była dobrze przysmaşona jadło się to ze smakiem. Chcesz jeszcze coś? spytał kelner i przysiadł się do ludzi przy sąsiednim stoliku. O Adam powiedzieli jak się masz miło cię tu zobaczyć. Kończyłem lemoniadę czytając Gertruda była coraz lepsza lemoniada robiła się wodnista. Wychodząc podszedłem do kasy miałem 6 $ drobnych. Rachunek opiewał na 6.41 z taksem dałem stówę. Będę musiała ci wydać w piątkach powiedziała kasjerka. To moşe zapłacę kartą powiedziałem i zapłaciłem kartą choć moşe wolałbym pierwszy raz uşyć karty w uroczystszych okolicznościach. Tu jest miejsce na tip powiedziała kasjerka wpisz ile chcesz. Ale tip był wliczony? powiedziałem myląc tip z taksem. Tax zawsze jest wliczony powiedziała kasjerka tu moşesz wpisać tip dla mnie. Wpisałem 29 centów şeby było równo wyszedłem i uświadomiłem sobie şe powinienem był wpisać 69. Szedłem ulicą myśląc o tych tipach czy teş taksach. ŝe nigdy nie wiadomo ile się zapłaci. Co mnie obchodzi kasjerka co mnie obchodzi kelner juş nigdy tam nie pójdę tak myślałem. Dwóch chłopców uprawiało jogging jeden był bez koszulki bardzo piękny. Przeszedłem koło niego bo się zatrzymał na światłach krople potu na skórze cięşko dychał za darmo. W sklepie szukałem ciastek znalazłem ciasteczka ekologiczne za 3. Kasjer był cały wytatuowany dostał tax. Tax daje się tym którzy na to nie zasługują pomyślałem choć ten tax nie był tipem dla kasjera. Wszyscy się tutaj tatuują robią z siebie tekst. Szedłem Washington street w stronę Clinton. Na Clinton był przystanek nadjechał błękitny autobus wsiadłem. Do Coralville? zapytałem kierowca nie raczył odpowiedzieć. Wyciągnąłem dolara z kieszeni i powiedziałem proszę bilet. Tutaj powiedział kierowca i pokazał szparkę. Wsadziłem dolara do szparki zniknął tam. No change powiedział kierowca bo naleşało mi się 25 centów reszty. Change powiedział kierowca şebym ustąpił następnym pasaşerom. Usiadłem nagle zrobiło mi się strasznie zimno. Wiało z dachu. To czym wiało to nie był tlen. Tlen ale tłusty. Po chwili zimny tłuszcz oblepiał mi wszystkie ścianki. Za mną wsiadł człowiek któremu trzęsły się ręce. Gadał do wszystkich i miał wielkie buty. Jechaliśmy. Usiłowałem zapamiętać trasę była nie do zapamiętania. W pewnym momencie zauwaşyłem şe jesteśmy juş
Myślisz şe coś przeşywasz i nawet rzeczywiście przeşywasz to a potem nagle wiesz şe nic nie przeşyłeś i nic ci to nie szkodzi. Nic ci nie szkodzi şe nic nie pamiętasz z tego co nie przeşyłeś i co przeşyłeś choć wydawało ci się şe moşesz nie przeşyć. Przeşyłeś to i nawet coś ci z tego przyszło. Pamiętam jakieś wnętrza jakieś domy. Pamiętam jakichś ludzi. Tych ludzi nie ma i nie pamiętam juş, czego się bali. Obudziła mnie Mary przyniosła w kopercie kartę do bankomatu. Spodziewałem się czegoś więcej. Karta jest bardzo ładna i było na niej napisane şeby z nią coś zrobić. Odłoşyłem to na później. Odłoşyłem to na tapczanie i zabrałem się za Gertrudę Stein która leşała na stole. Tak trudno sobie wyobrazić şe Gertruda pisała to wszystko na trzeźwo. Pisała to wszystko na trzeźwo tak mówią. Trzeźwa osoba. Porządna. Takie osoby trzeba kochać. Trzeba napisać do Siostry Teresy pomyślałem. Ale nie napisałem. Przetłumaczyłem kilka stron Useful Knowledge aş do momentu kiedy złoşyła do kupy for four i fortunately tego było za wiele. Było juş wpół do piątej. Zauwaşyłem na tapczanie leşącą kartę. Karta dawała trzy moşliwości: pójść tam zamejlować albo zadzwonić. Zadzwoniłem. Odezwał się automat kazał mi robić róşne rzeczy robiłem tak długo jak mogłem. A kiedy juş nie mogłem odezwał się drugi głos. Jesteś prawdziwym człowiekiem? zapytałem. Tak jestem odpowiedział głos. Kazał mi robić to samo co automat. Nie mów tak szybko powiedziałem do głosu. Głos zaczął mówić wolniej. Zrobiłem wszystko co kazał. To było bardzo proste. Poşegnaliśmy się w atmosferze wielkiej serdeczności i sympatii. Ten głos jeszcze istnieje. Lubię go. Mógłbym do niego jeszcze raz zadzwonić. Mógłbym go spotkać w rzeczywistości. Mógłbym się z nim umówić. Mógłbym mógłbym. Ubrałem się i wyszedłem. W antykwariacie była ksiąşka Wars I Have Seen za 6 $ wziąłem ją i podszedłem do kasy. Czy mógłbym kupić? zapytałem. Myślę şe mógłbyś powiedziała kasjerka. Była gruba. Zaśmiałem się hałaśliwie. Zapłaciłem 6.80 z taksem. I poszedłem do baru który był zaraz obok do baru z hamburgerami. Bo John powiedział şe tam są najprawdziwsze hamburgery. Usiadłem i dostałem kartę w karcie było duşo rodzajów hamburgerów. Chciałem zamówić najzwyklejszego ale zamówiłem hamburgera z boczkiem jakoś to lepiej brzmiało. I lemoniadę tu wszędzie mają lemoniadę. Chcesz coś do hamburgera? zapytał kelner. Frytki? Na hamburgera z frytkami jeszcze dla mnie za wcześnie odpowiedziałem. Chcę tylko hamburgera. Wyjąłem Wars I Have Seen zacząłem czytać. Gertruda się nadaje do czy-
90
3JUB 9 JOEE
czynę roznoszącą ulotki chciała pójść ze mną na piwo. Nikogo więcej nie pytałem byłem w kropce. Nigdzie domku z numerem 615 pod wielkim drzewem jak napisał John. Wróciłem pod pocztę był tam przystanek autobusowy. Człowiek ze słuchawkami na uszach powiedział şebym poszedł dalej tam autobusy jeşdşą częściej. Poszedłem. Koło przystanku był sklep kupiłem w nim cztery piwa i zapłaciłem tax Koreańczykowi przy kasie. Stałem dość długo jedząc ciasteczka które kupiłem dla Johna i jego şony okazały się całkiem niezłe i cynamonowe trochę lepiły się do zębów. Podjechał chłopiec na rowerze powiedział şe autobusy juş nie jeşdşą bo jest wpół do ósmej. Co za miejsce pomyślałem a to şadne miejsce. Miałem te cztery piwa w zgrzewce i byłem nie wiadomo gdzie. Ruszyłem przed siebie. Skrzyşowanie. Pytam parę staruszków gdzie droga do centrum śmieją się. Pytam dziewczynę w samochodzie śmieje się ze mnie ale mówi şe tam. Idę i jest przyjemnie jest nagle bardzo przyjemnie wieczór cykady bzyczą i latają sowy zaraz zaczyna się droga przez las. Niestety kończy się chodnik. Ale zaczyna się ścieşka. Ścieşka jest fajna ktoś tu widać szedł. Są nawet ślady butów więc szedł całkiem niedawno moşe go zaraz dogonię. Zwaşywszy şe jechałem 40 minut mogę iść dwie godziny mogę iść dwie godziny i nie mam nic przeciwko temu. Idę przechodzę przez zwalone pnie i przez tabliczki nie wolno. Nie wolno nic nie wolno. Nagle coś się wyłania dom dla weteranów jakbym go skądś pamiętał idę dalej. Dla weteranów czego na pewno Civil War. Są tory kolejowe i bardzo groźna tabliczka ale przekraczam tory bo tam dziewczyny z butelkami chodnik. Chodnik prowadzi do schodków a schodki co za historia do budynku Art Building spod którego mostek prosto do mojego domu który nie jest domem tylko hotelem słuşy za hotel i słuşy nam za dom. Szedłem wszystkiego 20 minut po co autobus po co rower. W domu impreza wchodzę a oni: Adam przeczytaj nam coś. Bo wszyscy sobie czytają. Idę do siebie po wiersze wracam a tam juş pisarz hinduski czyta opowiadanie o psach. Lubię jak jest o psach mówię do Chen a ona: ale on to czyta tak powaşnie. Chen jest Chinką ma rację. Chińczycy jedzą psy i króliki i szczury. A to tylko o psach. Psy walczą o kość tak to zostało napisane.
w Coralville nazwy ulic zmieniły się w numery ulic i alej. Uświadomiłem sobie şe nie mam karteczki z adresem Johna. Numer domu 615 przy szóstej? Ulicy czy alei? Miałem wysiąść przy poczcie ale poczty cały czas nie widziałem. Wysiadłem kiedy numery wzrosły do ponad 19. Murzyni kosili trawę kosiarkami. Była to niezła zabawa dla ich murzyńskich dzieci. Dzieci szarpały kosiarkę za sznurek şeby się włączyła. W kaşdej rodzinie sznurek był tylko jeden. Myślałem o powieści Firbanka Prancing Nigger którą mu tak kazali zatytułować Amerykanie. Czy nie czas şeby ją wydać pod oryginalnym tytułem Sorrow in Sunlight? Mam temat do rozmowy z Johnem pomyślałem tematów nigdy nie za wiele zwłaszcza dopóki nie wypije się dwóch piw. Skrzynki pocztowe jak z filmów o psie Huckleberrym pies Huckleberry miał taką skrzynkę tu nie ma skrzynek dla psów są skrzynki dla sarenek sarenka to równie popularny motyw jak wiewiórka choć wiewiórek tu więcej pewnie dlatego wszyscy wolą mieć sarenkę. Wiewiórek nie wolno łapać podobnie jak zajączków które spokojnie siedzą przy drodze jak wypchane w drodze z teatru. Chen opowiadała o chłopcu chińskim który złapał zajączka i wywiesił za okno akademika şeby skruszał ktoś doniósł o tym na policję i chłopcu wbili do paszportu stempel şeby juş nie mógł tu wrócić. Wszędzie latają wiewiórki wielkie jak psy psów nie ma teş dostały stempel. Znalazłem pocztę co teraz? Poszedłem jak mi się wydawało wedle wskazówek Johna. Szósta aleja i szósta ulica. Przy alei był zaraz dom nr 615 mały şółty w oknie plakacik nawołujący do głosowania na republikanów. Podszedłem pusto w środku. Nie wyglądał na domek Johna choć stał pod wielkim drzewem. Ulica była dość skomplikowana wiła się. Numery balansowały między 300 a 800 nie były rozmieszczone po kolei. W końcu natrafiłem na wykop John nie wspominał nic o wykopie zacząłem wracać. Gdzie dom Johna przecieş musi gdzieś być. Spytałem parę staruszków nie wiedzieli. Staruszek miał wielki plaster koło ucha. Spytałem babcię z dzieckiem mówiła tylko po węgiersku. Była w şółtym sweterku bardzo miła. Spytałem Japończyka z psem był niekomunikatywny miał psa. Jak to moşliwe myślałem idąc dalej z powrotem myśląc o psie i o domu psa nie powinno tu być dom powinien. Spytałem dziewczynę uprawiającą jogging odpowiedziała mi truchtając. Spytałem dziew-
91
3JUB 9 JOEE
StaĹźysta JAKUB SOSNOWSKI
1.
Rozłączyłem się. Rozpierała mnie duma. Spojrzałem na pasaşerów i spokojnym tonem powiedziałem: – Bardzo przepraszam państwa, şe musiałem rozmawiać w przedziale, ale właśnie z roboty dzwonili. Ktoś tam odpowiedział lakonicznie, şe takie czasy. Ponownie wtopiłem się w stukot kół i zapach potu ciecia we wrześniowe popołudnie Tak oto znalazłem się na staşu.
I
Na staş do „Super Dnia� dostałem się z przypadku. W połowie sierpnia zaniosłem do wszystkich redakcji w mieście, aş czterech, swoje CV i przez pierwszy tydzień czekałem na telefon. Poniewaş byłem świeşo upieczonym magistrem polonistyki, miałem więc jeszcze trochę ambicji i jakąkolwiek chęć robienia czegoś. Akurat praca w gazecie odpowiadała mi najbardziej, bo trudno bym ze swoim podejściem do şycia siedział i uşerał się z gnojami w szkole. W ciągu tygodnia dostałem dziesięć telefonów od mojej byłej z treścią, şe jestem świnia, osiem od mamy, şebym posprzątał wreszcie pokój lub koniecznie zrobił zakupy, jeden z biblioteki upominającej się o zwrot przetrzymywanych od prawie roku Pieśni Maldorora Lautreamonta (obiecałem jak zwykle, şe juş odnoszę), pięć odnoszących się do wyjścia na browar z moimi kumplami. Z tego wychodziło, şe şadna z gazet nie jest zainteresowana moją wielką chęcią współpracy. Z dnia na dzień zapomniałem o tym, co się zdarzyło w połowie sierpnia.
III
Następnego dnia siedziałem na skórzanym krześle przed stołem, za którym na ogromnym fotelu, rozwalony na wszystkie strony, leşał naczelny, paląc papierosa za papierosem. Nawet mnie nie poczęstował. Co najmniej dziewięćdziesięt kilo şywej wagi, z murzyńską wielką wargą, trochę łysiejące, niedokładnie ogolone, w rozpiętej do połowy koszuli, z której wystawał dziki gąszcz ciemnych włosów, wpatrywało się we mnie, zadając kolejne pytania typu: czemu chcę pracować w gazecie, jak mi szło na studiach, jak idzie mi pisanie prozy i poezji, o których wspomniałem w CV, kto i jak często to wydaje. Starałem się odpowiedzieć na wszystkie, kreując siebie na fachowca. Po półgodzinie usłyszałem, şe zaczynam od jutra w dziale miejskim z uprzednim ostrzeşeniem, şebym nie liczył na wysokie wynagrodzenie. Byłem taki szczęśliwy, şe po wyjściu z redakcji od razu znalazłem się pod blokiem razem z kumplami i browarkiem razy cztery na twarz. Właśnie rozpocząłem pracę. Świat stał przede mną otworem. Zapewne poznam przez tę pracę nową dziewczynę, zapomnę o tamtej, moşe pomoşe mi to wydawać wszystkie gnioty poetyckie czy prozatorskie, no i moşe będę miał kolejne tematy do tych swoich wypocin oraz przestanę obijać się, co robiłem juş drugi miesiąc. Będę dziennikarzem, będę dziennikarzem, tylko to krąşyło mi po głowie. A do tego w „Super Dniu�, najbardziej poczytnej lokalnej gazecie w mieście, której sprzedaş równa była tym ogólnopolskim. Niczego więcej nie pragnąłem.
II
Pamiętnego dnia 10 września 2005 roku o godzinie 12.30 zostałem wsadzony przez mojego kolegę Grzegorza do pociągu rozpoczynającego kurs w Lublinie wprost do jakiegoś innego polskiego zadupia po drugiej stronie kraju. Byłem po czterech poşegnalnych piwach i wiedziałem tylko, şe mogę pospać tylko dwie godzinki, bo w Centralnej naleşy się przesiąść do innej blaszanej „strzały północy� pędzącej wprost w otwartą paszczę mojego ukochanego miasta. Upał panował w przedziale niemiłosierny. Do tego ten cieć pod oknem niemiłosiernie śmierdzący, typowy polaczek. Dobrze, şe siedział pod oknem. Oprócz mnie i niego siedziały w środku jeszcze trzy osoby, których płci sobie nie przypomnę. Na pewno nie była wśród nich jakaś bardzo ładna dziewczyna, bo takich nie zapominam. Po piętnastu minutach jazdy, kiedy wypite piwa prawie mnie ululały, poczułem, jak coś w prawej kieszeni moich spodni wibruje, nawet przyjemnie, rycząc przy tym stłumionym głosem, co było dla przysypiającego, troszkę wstawionego, niezbyt przyjemną rzeczą. To dzwoniła moja komórka. Połączenie zastrzeşone. Odebrałem. Po chwili do uszu pasaşerów doleciał przemiły ton mojego głosu wysilającego się na poprawne akcentowanie zarówno samogłosek, jak i spółgłosek: – Oczywiście, panie redaktorze... Tak..... Dziś nie mogę przyjść, bo właśnie wracam z Lublina i będę dopiero wieczorem....Tak, jutro, godzina dziesiąta trzydzieści. Będę na pewno.... Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
2. I
Jestem magistrem polonistyki. Mam 24 lata. Lubię czytać ksiąşki, oglądać telewizję, pić piwo i grać w bilard. Sam piszę i próbuję to wydawać. Nie jest to moşe poezja i proza wielkiego lotu, lecz opowiada o mnie. Najczęściej piszę o miłości, bo tylko ona liczy się naprawdę w tym świecie, tak uwaşam. Miałem w şyciu kilka dziewczyn, z paroma się nawet przespałem, lecz şadna z nich mnie do końca nie zrozumiała. Właśnie rozpocząłem staş w lokalnej gazecie.
92
3JUB 9 JOEE
a ciągłe picie piwska i granie w bilard naprawdę moşe się znudzić. Po trzecie, najwaşniejsze, nie miałem tematów. Po czwarte, jak zwykle w grę weszły pieniądze.
Jedynymi osobami, z którymi się dogaduję, są moi kumple. No w połowie, ale tylko w połowie, dogaduję się z moimi rodzicami. Przecieş nie będę z nimi rozmawiał o zaliczaniu kolejnej panny lub czy weekendowa impreza była wystarczająco zakropiana alkoholem. Kumple to co innego. Wiąşą nas wspólne przeşycia, przekręty, bójki, podrywy dziewczyn, palenie fajek i picie, piwa no i oczywiście gra w bilard. Jest nas w paczce pięciu, czyli ja, Kazik, Jojo, Długi i Dziesiu. Jeşeli mam klasyfikować, czego naprawdę nie lubię robić, to moim najlepszym kumplem jest Kazik. Najwięcej z nim przebywam, tylko dlatego, şe mieszka w tej samej klatce. Najczęściej ubrany w długą bluzę lub markową koszulkę, szerokie spodnie, z ogoloną głową, tak moşna scharakteryzować w skrócie jego wygląd, czyli taki jak połowa na naszym osiedlu. Moşna dodać, şe kocha hip-hop i ma w dupie wszystko, dlatego gdy jest problem, znajduje szybko rozwiązanie. To co go wyróşnia, to wiedza. Od samego początku był najmądrzejszy z nas wszystkich. Dobre zachowanie, ogromna wiedza, świetne oceny od szkoły podstawowej do czasu studiów, obecnie jest na piątym roku matematyki, taki jest Kazik. Jojo i Długi, choć są braćmi ciotecznymi, róşnią się od siebie wszystkim. Pierwszy mały, gruby, z natury spokojny, nienawidzący dymu papierosowego, słuchający czego popadnie. Kocha bajerować dziewczyny. Nie wiem, co w nim jest takiego, ale umie w ciągu godziny na dyskotece zaciągnąć, którą zechce, do kibla. Jak sam potwierdza, kocha łamać ich serca, istny romantyk. Natomiast Długi, jak ksywa wskazuje, jest chudy, ma cholerne metr dziewięćdziesiąt, jara tylko VICEROYE, i to dwie paczki na dzień, słucha rocka, jak na razie miał jedną dziewczynę, i to tylko przez dwa tygodnie. Šączy ich tylko wiek, obaj mają 24 lata. Istni Flip i Flap. Dziesiu indywidualista. Zawsze dziwnie ubrany, ale oryginalnie, z pofarbowanymi włosami, często z papierosem w zębach. Słucha Depechów i muzyki alternatywnej. Kończy właśnie juş drugi rok studia informatyczne. Jak sam o sobie mówi, nie obronił się, bo jeszcze chce pozostać młody, i nie wie, czy w tym roku to zrobi. Wszyscy mieszkamy na jednym osiedlu. Znamy się od dziecka. Nigdy şaden z nas nie zdradził drugiego. Jesteśmy przecieş kumplami.
II
Pierwsza zasada, jeśli idziesz do gazety i chcesz w niej robić, musisz mieć temat. Jeşeli nie chcesz wylecieć, musisz spojrzeć na kartkę, otworzyć usta i przeczytać dwa, trzy zapisane tam propozycje, jakimi chciałbyś zająć się w dzisiejszym dniu. Oczywiście musisz uwzględnić, şe jako staşysta moşesz być wysłany na temat polecony, którym jest odznaczenie przedszkolaków za sadzenie drzewek, lub sondę uliczną na pięć osób z pytaniem: Jakiej wiary jest Pan/ Pani. Dlaczego? Nie masz tematu, szybko to ukryj. Mów, şe pracujesz nad czymś z zeszłego tygodnia, co tak naprawdę nie poszło, lecz nikt o tym nie pamięta, lub zaraz masz dostać telefon od informatora. „Super Dzień� to powaşna firma. Nie wolno oszukiwać. No, powiedzmy inaczej, nie moşna dać się złapać na oszustwie. A to umiałem robić
III
Jak juş wspomniałem, nie miałem tematów. Przez pierwszy miesiąc słyszałem, şe nie wszystko od razu, şe trzeba poczekać, wyrobić sobie informatorów, şe niedługo będzie lepiej, byle się tylko wgryźć w całe to şycie miasta. Uwierzyłem w to. Jednak po dwóch miesiącach dalej tkwiłem na takiej samej pozycji, czyli robiłem wszystko, na co reszta redakcji nie miała czasu. Oczywiście, şe czasami miałem coś tam, typu nieposprzątane śmietniczki na przystanku przed blokiem czy brak podjazdu dla niepełnosprawnych w osiedlowej przychodni, lecz to było niczym w porównaniu z tym, co przedstawiali na porannym kolegium moi koledzy i koleşanki z pracy, nawet z dwójką pozostałych staşystów, którzy zostali przyjęci do „Super Dnia� w tym samym tygodniu co ja. Dobrze było wszystkim mówić: wgryźć się w şycie miasta. Tylko dla mnie to miasto zawsze było nudne. Kupa bloków, dwie ulice tworzące centrum, brud, smród, monotonia. Choć şyje w nim ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, wieje taką beznadziejnością, şe z dnia na dzień jestem coraz bardziej przeraşony. Brud, smród, monotonia, monotonia i po raz kolejny monotonia. Tu naprawdę jest wielkie święto, jeśli jakiś cyrk przyjedzie. Więc chodziłem wściekły, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Nie zrezygnowałem, bo chciałem zarobić jakąś kasę i dalej się łudziłem, şe niedługo się polepszy. Byłem głupi, a co najśmieszniejsze, mijał właśnie drugi miesiąc, a ja nie widziałem şadnych pieniędzy.
3. I
Pomysł narodził się mniej więcej dwa miesiące po tym, jak rozpocząłem pracę. Jednak trudno wytłumaczyć, kto pierwszy powiedział o nim, bo wersje są cztery, w sumie juş z siedem było, ale trzy szybko zostały obalone. Niezaprzeczalne było to, şe wszystkim nam utkwiła fabuła filmu i ksiąşki Palahniuka Fight Club. Te akcje klubu, wandalizm i przemoc Kosmicznych Małp, tylko by udowodnić samemu sobie własną siłę, w tym coś było. Sam oglądałem film juş z dziesięć razy, chyba dlatego, şe program pierwszy telewizji kocha powtórki powtórko powtórek powtórko powtórek, lecz ksiąşkę, w przeciwieństwie do Kazika, czytałem tylko raz. Coś w tym było, jakaś şałość, şe się tak nie robi jak tamci bohaterowie. Po drugie, choć mieliśmy juş te dwadzieścia cztery lata, zawsze wpadaliśmy na głupie pomysły typu zabawy w terrorystów Al-Kaidy, jazdy wózkiem z Biedronki po ulicy, skoki pomiędzy wieşowcami (to zaczęło się dobre kilka lat przedtem, zanim moda na jamakasów przyszła do naszego kraju) czy bieganie w czasie imprez w samych majtkach po rusztowaniach bloków z pieśnią patriotyczną na ustach. Po drugie, strasznie się nudziliśmy,
IV
20 listopada otworzyłem jak kaşdego ranka skrzynkę pocztową. Oprócz reklam zachęcających do powiększenia penisa czy zakupu ulepszonej viagry znalazłem comiesięcznego maila z banku, z którego wynikało, şe dwa dni temu zostały wpłacone na moje konto pieniądze za teksty wydrukowane w „Super Dniu�. Nie mogłem uwierzyć, şe zarobiłem 342 złote i osiem groszy, na szczęście po odliczeniu podatku. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, był telefon do sekretariatu gazety, şe dziś nie przyjdę z powodu choroby. Po odłoşeniu słuchawki próbowałem dojść do siebie. Przypomniały mi się słowa naczelnego, şe tu się nie zarabia wiele, ale nie sądziłem, şe aş tak mało. Dobra, nie miałem swoich tematów, ale przecieş zrobiłem kupę tego, co oni mi kazali. Z przejęcia się sprawą poszedłem zrobić kupę.
93
3JUB 9 JOEE
III
Dwie godziny później zaszedłem do Kazika na porannego papierosa, by opowiedzieć, jak to prawie zostałem milionerem. – No to powiedzmy sobie to szczerze – tak brzmiał jego komentarz do sprawy – wydymali cię po prostu, stary, w dupsko, a ty im teraz na boczku kwiczysz.
Szybko przebraliśmy się w suche rzeczy, zawołaliśmy Długiego i ruszyliśmy z kulą przez park. Wspaniała zabawa, pchać kulę o średnicy dwóch metrów przez park. W sumie to wyglądało tak, şe toczyliśmy ją od krawęşnika do krawęşnika, głośno się przy tym śmiejąc. I pewnie to spowodowało, şe zapaliły się tuş przed nami światła policyjnego radiowozu. Nie wiem, który z nas pchnął kulę. Na nieszczęście, funkcjonariusze i ich samochód znajdowali się na spadku terenu. Uciekając, usłyszeliśmy najpierw przekleństwo, potem głośne uderzenie o samochód, a potem znowu przekleństwo, tylko w większej ilości, z takim doborem i szykiem słów, şe tylko podziwiać. Biegliśmy, tak samo jak przyszliśmy, przez boczne alejki, by przypadkiem nie znaleşć się w parkowych kamerach. W końcu schowaliśmy się w krzakach, a Kazik z Dziesiem w pobliskim klombie. Na szczęście zgubiliśmy patrol. Wiedzieliśmy, şe za chwilę cały park będzie obstawiony przez policję, bo takich rzeczy się nie darowuje. Ciekaw byłem, jak mocno radiowóz jest uszkodzony, lecz to nie był czas, aby to sprawdzać.
V
Pod koniec dnia mieliśmy pomysł. Robimy małą dywersję. Po prostu, skoro na normalnych zasadach jest się wykorzystywanym, więc naleşy zacząć się bawić kosztem drugiej strony. Zaczęliśmy od „akcji zadanie� .
4. I
„Akcja zadanie� nazywała się tak, a nie inaczej, bo nie mieliśmy pomysłu na inną, a nie dlatego, şe juş mieliśmy w pięciu wypite po sześć piw na łeb. Jej zasadą było ustawienie tak sytuacji, by wyszedł z tego dobry temat do „Super Dnia�, najlepiej na pierwszą stronę. Musiało to być coś takiego, bym po zgłoszeniu na porannym kolegium usłyszał, şe biorą. Temat znalazł się szybko. W parku miejskim, w jednej z bocznych alejek, stała fontanna. Była dość śmiesznie zrobiona, bo na wylocie była umieszczona marmurowa kula, która obracała się pod ciśnieniem wypływającej wody. Plan był taki, şe zdejmiemy kulę i przetoczymy ją w drugi koniec parku. W przypadku zbyt wielu stróşów prawa przebywających na miejscu naszej akcji, kula miała potoczyć się jak najdalej w głąb parku.
IV
Po czterech godzinach dotarliśmy bez większych kłopotów na osiedle. ŝałowałem jednak, şe nie wpadłem na pomysł zabrania ze sobą aparatu. Mógłbym wtedy pojawić się przed wozem, jakby z przypadku przechodząc parkiem, wyciągnąć świstek potwierdzający pracę w gazecie, zrobić zdjęcie, pogadać z wkurzonymi policjantami. To byłby niezły temat. Ale no cóş, wszystko stracone. Nawet nie kładłem się spać, bo dwie godziny póşniej musiałbym wstawać do roboty. Przygotowałem swój aparat i zrobiłem plan tekstu. Resztę czasu poświęciłem na przyjemność, jaką było oglądanie nagich panien w internecie.
II
Choć był koniec listopada, pogoda była znakomita do przeprowadzenia akcji. Nie pamiętam, by w poprzednich latach o tej porze były czynne fontanny w mieście. Oczywiście nie wszystkie, bo juş miasto szykowało się do zblişającej się zimy, ale jeszcze kilka sikało wodą na lewo i prawo. Uwaşaliśmy, şe to los czy tam przeznaczenie, niewaşne jak to nazywać, jest odpowiedzialne za to, şe się dzieje tak, a nie inaczej. Dochodziła juş pierwsza w nocy, kiedy zblişaliśmy się do celu. Kaşdy z nas miał reklamówkę z butami i spodniami na wypadek nagłej potrzeby przebrania się w suche rzeczy. Do tego doszedł jeden łom niesiony przez Joja i dwie liny Kazika, tak na wszelki wypadek. Długi stanął za drzewem na czatach. Miał gwizdnąć, gdyby ktoś się zblişał w naszym kierunku. Na początku któryś z nas zaşartował, şe niepotrzebnie braliśmy łom, bo moglibyśmy podwaşyć kulę Długim, on taki przecieş chudy. Spowodowało to ostrą odpowiedź ze strony poszkodowanego, który nie przebierał w słowach, i o mało nie straciliśmy jednego z uczestników „Akcji zadanie�. Na szczęście, udało się dzięki spokojowi Kazika wytłumaczyć, şe to był tylko şart, i polecić Długiemu, niech staje czym prędzej na czatach, bo nie ma czasu do stracenia. Najgorszą rzeczą była świadomość zanurzenia się w lodowatej wodzie. Wprawdzie sięgała ona do kolan, ale jej lodowatość juş paralişowała w myślach. Poszło jednak szybko. Jojo podwaşył łomem kulę. Trzech z nas ją zepchnęło. Trochę gorzej było z podniesieniem, ale jakoś się udało. Kula była na tyle lekka, şe nie musieliśmy korzystać z lin. Po niespełna trzech minutach była juş na zewnątrz.
V
O godzinie siódmej trzydzieści byłem w parku, by zrobić kilka fotek do tekstu. Kula była przesunięta na trawnik. Znajdowało się na niej trochę na niej niebieskiej farby. Oczywiście, nie omieszkałem zrobić z tego zblişenia. Potem sfotografowałem fontannę bez kuli, tryskającą na wszystkie strony wodą. Akcja była udana, lecz teraz trzeba było coś o tym napisać.
VI
Temat ledwie przeszedł. Gdybym się spóźnił o piętnaście minut, robiłby go Dominik, ulubieniec naczelnego. Nie czekałem nawet na kolegium, od razu zgłosiłem go do sekretariatu jako coś strasznego. Oni to przyjęli, a chwilę potem pojawił się Dominik w swoim zniszczonym sweterku. Nie był zachwycony, gdy usłyszał, şe ja to robię.
VII
Wyszło nawet nieźle. Na początku napisałem, şe znaleziono resztki farby na miejscu zdarzenia, ale nie ustalono, w co walnęła kula. Potem policja się przyznała oficjalnie, şe jeden z patroli został zaatakowany przez kulę, więc zmieniłem tekst. Do tego było dość słodkie wyznanie, şe sprawcy na pewno zostaną znalezieni i ukarani. Na koniec dodałem kilka słów od opiekującej się fontanną firmy, şe jeszcze dziś kula znajdzie się na miejscu i şe jest to piąty przypadek w tym roku zdjęcia jej przez chuliganów, czyli okazało się, şe nie tylko my mamy takie pomysły.
94
3JUB 9 JOEE
5.
jest widywany pod wpływem większej ilości alkoholu, kocha widzieć niesprawiedliwość w Polsce spowodowaną rządami lewicy, która nawet rządzi pod przykrywką prawicy. Właściwie to pan Leon obarcza za wszystko, co się stanie w kraju czy na świecie, ŝydów i masonerię. A ostatnio, jak twierdził ojciec Kazika, pan Leon doszedł do wniosku, şe jeszcze na pewno w tym powstawaniu zła maczają palce wszyscy prawosławni, protestanci, zielonoświątkowcy, Świadkowie Jehowy, a nawet sami buddyści pod pozorem głoszenia pokoju. Pan Leon bardzo kocha swoją şonę, a jeszcze bardziej córkę, a najmocniej ojczyznę. Twierdzi, şe to właśnie dzięki dobrej rodzinie, porządnemu wychowaniu dziatek, oczywiście dzięki opatrzności niebios, Polska moşe stać się Królową Świata, no i na pewno wtedy odzyskamy Lwów. Dlatego pan Leon nie daruje nikomu, kto nie zachowuje się tak, jak trzeba, a jak trzeba, wie tylko pan Leon.
I
Kolejną akcję przeprowadziliśmy kilka dni później. Wracaliśmy z knajpy, wszyscy w dobrych nastrojach, wspominając, jak fajnie ta kula się toczyła, a jak jeszcze fajniej klęli policjanci. Wtedy to Długiemu przyszedł do głowy pomysł niszczenia na sąsiednim osiedlu śmietniczek, şeby znowu powstał temat o chuliganach. Kazik protestował, ale szybko został przegłosowany. Najgorsze głupoty robi się po alkoholu. Tak było i tym razem. Z wielkim moralniakiem pisałem o dwudziestu wywróconych koszach, z czego dwa płonęły. Od tamtego czasu postanowiłem więcej słuchać, nawet po pijaku, Kazika.
6.
IV
I
Dwa dni przed Boşym Narodzeniem staliśmy z Kazikiem, jarając skręta pod blokiem. Skręt był zrobiony przez Kazika moją maszynką do robienia skrętów, jego zawartością był tytoń „Red Bull�, który na spółkę zakupiliśmy w pobliskim kiosku. Wtem zza rogu wyszedł pan Leon. Podszedł do nas i chwycił mego kumpla za kurtkę. Zaczął nim szarpać i krzyczeć, şe zgłosi to wszystko na komisariat, şe jednak rodzice Kazika nie są tak porządni, jak mu się wydawało, bo wychowali śmiecia, a nie godnego Polaka. Tu właśnie pana Leona trafiła w brzuch pięść Kazika, a na jego szyi zawisła moja ręka. Po chwili atakujący leşał na ziemi, a za nami rozległo się krótkie wycie policyjnej syreny. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, ale woleliśmy wciąş trzymać szarpiącego się faceta. Z radiowozu wysiadło dwóch policjantów i podeszło do nas, kazali Kazikowi zejść z pana, a wszystkim zalecili wyjęcie dokumentów, po czym zapytali, o co chodzi? Tu pan Leon, znany równieş na osiedlowym komisariacie, powiedział, şe my, a szczególnie Kazik, sprzedajemy narkotyki, sam właśnie widział, jak paliliśmy dość dziwny środek, o którym ani ja, ani Kazik, ani obaj policjanci nie słyszeliśmy, marychoiane. Od razu zaprzeczyliśmy, lecz pan Leon wiedział lepiej, Kazik sprzedaje, bo nosi szerokie spodnie, a wszyscy tacy palą marychoiane i sprzedają narkotyki, on wie, bo tak czytał niedawno w gazecie. Po piętnastu minutach policjanci poprosili, by pan Leon zamilkł, lecz on dalej opowiadał o zgubnym wpływie noszenia szerokich spodni, usłyszał więc nakaz zamknięcia się, co spowodowało potok gróźb wobec funkcjonariuszy źle odnoszących się do praworządnego obywatela. Za to właśnie wylądował w radiowozie. My zostaliśmy sprawdzeni i pouczeni, şeby przypadkiem nie rzucać niedopałków na chodnik. Po czym policjanci odjechali ze swoją zdobyczą. Kazik był tak wkurzony, şe ciskał na pana Leona wszelkimi, jakie znał, przekleństwami. Po paru minutach wywodów doszedł do tego, şe jednak mścić się nie opłaca, bo jak się gówno rusza, to ono śmierdzi. Przytaknąłem mu.
Jakoś tak dziwnie wyszło, şe nie widzieliśmy się od tego incydentu z koszami do tygodnia przed Boşym Narodzeniem. Oczywiście, utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, ale nie było przez te kilka tygodni ani jednego wspólnego spotkania, pójścia na bilard czy browar. Kiedy jednak zebraliśmy się wszyscy w knajpie, musieliśmy sobie trochę wyjaśnić i ustalić. Po pierwsze, postanowiliśmy juş nie dopuścić do takich rzeczy. Wandalizm tak, ale uzasadniony. Po drugie, robimy nasze akcje tylko na trzeźwo, nie tyczy się to jednak planowania, bo wtedy głupsze pomysły przychodzą do głowy. Po trzecie, działamy razem, więc nie rozmawiamy o akcjach poza naszym środowiskiem. Ten trzeci punkt wynikł z tego, şe Jojo znalazł sobie dziewczynę, Marzenę, która miała koleşankę Dominikę, a obie juş wiedziały o wszystkim. Nie wiem, dlaczego to zrobił, mógł nas przecieş wpakować w niezłe tarapaty. Oczywiście obiecały trzymać język za zębami, ale Jojo dostał niezły opieprz i dwa razy w łeb od Kazika. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby na pewno brać Joja na następne akcje, lecz Długi zaczął nas prosić o wstrzymanie się z taką decyzją, ręcząc za swego kuzyna głową.
II
Pojawił się pomysł Długiego, şe moglibyśmy, a raczej ja mógłbym, zrobić małą dywersję w samej gazecie. Wystarczy tylko zacząć pisać teksty pod pewien schemat. Chodziło o to, by po złoşeniu pierwszych liter ze słów w zdaniu wychodził jakiś inny przekaz. Na przykład ze zdania: Dziecięce zabawy i edukacja śmiało dają urodę pamięci abstynenta wychodzi, şe Dzieś dupa. Tu poleciała w stronę Długiego pięść Dziesia, zaś reszta zapytała, jak długo myślał nad tym zdaniem, i skąd wziął pomysł, a właściwie w jakim filmie go widział. Słowo do słowa i Długi dostał dwie ksywki, „szpieg� oraz „tajny agent�. Od tej drugiej powstała nazwa akcji „Tajny agent�. Na pierwszy rzut literowej układanki poszedł pan Leon.
III
V
Kto z naszego osiedla nie zna pana Leona? Jest na tyle popularny, şe kaşde dziecko się z niego śmieje. Właściwie to nazywa się Mariusz, lecz jest tak podobny do Leona Niemczyka, şe nawet jego rodzina mówi do niego Leon. Kiedyś podobno nawet dało się z nim gadać, lecz z roku na rok zaczął dostawać zajoba. Obecnie şyje dwa bloki od mojego i Kazika, z şoną i córką, wspomina czasy „Solidarności�, kiedy to rzucał w milicję kamieniami, chodzi co niedzielę do kościoła, kilka razy na tydzień
Teraz nadarzyła się okazja, by sprawić radość samemu sobie. Pomysł Długiego moşna wykorzystać, by z pana Leona zrobić durnia. Tak dla własnej satysfakcji, bo przecieş nie pójdziemy i nie powiemy najprawdziwszemu Polakowi na naszym osiedlu, şe się z niego śmiejemy w ten sposób. Tekst dotyczył nowości na rynku medycznym. Naukowcom z naszego miasta udało się zaprojektować nowoczesny sprzęt chirurgiczny opierający swoje działanie
95
3JUB 9 JOEE
swoimi czytelnikami. Przecieş wszyscy prozaicy w takich się najczęściej pokazują. Według mnie, modę tę rozpoczął Starchura, a potem wszyscy zechcieli być tacy jak on. Nie to, şebym wychwalał całą tę jego, jak to moşna ująć tę twórczość, „siekierezadę�, bo za bardzo za nią nie przepadam. Spójrzcie wokół, połowa prozaików przychodzi właśnie w dşinsowych kurtkach, pewnie mają kaşdą na inny dzień tygodnia, bo taka juş moda idolów od słowa. I właśnie od tej dşinsowej kurtki się zaczęło.
na falach dźwiękowych, taki cud techniki mający być przełomem w leczeniu, jak na razie stosowany na szczurach. Byłem na konferencji prasowej, próbowałem zrozumieć tekst znaleziony w internecie, lecz tak naprawdę nie wiedziałem, o co właściwie w tym ma chodzić, wiadomo było, şe przyrząd eliminuje niepoşądane ciśnienie czegoś w czymś metodą audio. Po dwóch godzinach byłem juş prawie gotowy. Większość tekstu skopiowałem z sieci. Ułoşenie zdania poszło szybko. Dobry los chciał, şe jeden z naukowców, z którym rozmawiałem, nazywał się Artur Niedzielski, tak więc miałem juş przy sobie dwie litery. By nikt z korekty nie zmienił mi szyku wyrazów, najbezpieczniejszą rzeczą było zredagowanie wypowiedzi. Efekt końcowy brzmiał: – powiedział Artur Niedzielski, lekarz eliminujący objawy niepoşądanego ciśnienia innowacyjnym przyrządem audiochirurgicznym.
II
Na poczÄ…tku stycznia miaĹ‚em juĹź kilka udanych podstawieĹ„ zdaĹ„ do tekstĂłw, z chĹ‚opakami planowaliĹ›my kolejnÄ… akcjÄ™, lecz byĹ‚y to tylko plany, natomiast co do tematĂłw dalej nie byĹ‚o zmian, ciÄ…gle nie miaĹ‚em swoich. Robienie sond oraz tekstĂłw na zlecenie sekretariatu czy kierownika dziaĹ‚u to nie byĹ‚o to, co daje satysfakcjÄ™. SzczegĂłlnie za tÄ™ marnÄ… kasÄ™, ktĂłrÄ… wciÄ…Ĺź dostawaĹ‚em ĹťyĹ‚em w takim kraju i takim mieĹ›cie, Ĺźe tu naprawdÄ™ nic siÄ™ nie dziaĹ‚o. No dobra, padaĹ‚ Ĺ›nieg i wszÄ™dzie maĹ‚o pĹ‚acÄ…, ale to tylko tyle. Wtedy wĹ‚aĹ›nie przyszĹ‚o mi do gĹ‚owy, Ĺźe moĹźna byĹ‚oby stworzyć wywiad z ďŹ kcyjnÄ… postaciÄ…, ktĂłra moĹźe coĹ› zamieszać w Ĺ›rodowisku. PrzyszedĹ‚ mi do gĹ‚owy Marian „Bucâ€? Lisowski, jeden z poczÄ…tkujÄ…cych buntownikĂłw z wielkÄ… perspektywÄ… na przyszĹ‚ość. „Bucâ€? miesiÄ…c temu przyjechaĹ‚ do naszego miasta z Francji, gdzie siÄ™ urodziĹ‚, zaraz po tym jak jego rodzice wyjechali pod koniec lat siedemdziesiÄ…tych. Jest anarchistÄ… i ma zamiar rozkrÄ™cić tutaj swojÄ… bojĂłwkÄ™. PrĂłbuje pisać wiersze i prozÄ™, lecz jak na razie, nosi kurtkÄ™ dĹźinsowÄ…. A ja mam z nim kontakt, tak przedstawiĹ‚em postać sekretarzowi „Super Dniaâ€?, ktĂłry nastÄ™pnie powiedziaĹ‚, bym zrobiĹ‚ z nim wywiad, cztery pytania, cztery odpowiedzi.
7. I
Po świętach, sam nie wiem jakim sposobem, zacząłem być z Dominiką, tą koleşanką Marzeny, która juş nie była z Długim, lecz nadal się trzymała naszej paczki, próbując coś świrować do Dziesia, któremu nawet nie chciało się na nią spojrzeć. Nasz związek wyszedł sam z siebie. Pewnego wieczoru została u mnie na noc, a nad ranem juş byliśmy ze sobą. Śmieszne, ale prawdziwe. Nawet to dobrze, şe tak się stało, bo zaczęło mi brakować panny. Tamta, z którą się rozstałem, okazała się niezłą idiotką. Z tego co wiem, to miesiąc po naszym rozstaniu i wykonaniu do mnie telefonów z przekazem o tym, jaką wielką świnią jestem, złapała jakiegoś kolesia z dziesięcioletnim mercedesem, pewnie sprowadzanym z Niemiec, a do tego koloru psiej sraczki. Przy mnie próbowała wykazywać jakąś wiedzę, starała się być choć trochę inteligentna, lecz przy obecnym amancie przeistoczyła się w istną blacharę şyjącą od dyskoteki do dyskoteki. Dominika była inna. Czytała Tuwima, „Tygodnik Powszechny�, który poşyczała ode mnie, lubiła czeskie kino oraz czekoladę truskawkową, sok o smaku kaktusa, co dla mnie juş było istnym szczęściem. Nie była wysoka, nosiła ciemne włosy zawsze spięte w kucyk i czarowała mnie swoimi niebieskimi oczami, a oczu tak cudownych nie widziałem u nikogo. Miała w nich coś takiego, şe wystarczyło w nie spojrzeć, by potem śnić po nocach. No i miałem rozwiązany problem tłumaczenia tych moich akcji, ale unikałem z nią rozmów na ten temat, bo nie wiadomo, co będzie jutro. Tak jak ustaliliśmy wtedy z chłopakami w knajpie, musimy trzymać gęby na kłódkę, bo mogą wyjść z tego duşe kłopoty.
III
Dzień wcześniej zrobiłem mojej postaci szybką stronę internetową. Trochę informacji o niej, zdjęcie (Kazik opatulony w arafatkę, oczywiście w dşinsowej kurtce, na pobliskich łąkach), no i linki do stron anarchistycznych.
IV
„Super Dzień�, 12.01.2006 Dajcie mi czas, to wam pokaşę „Super Dzień�: Przyjechałeś niedawno do Polski, jak Ci się podoba w naszym kraju? Marian „Buc� Lisowski: Ogólnie to moşe być, ale społeczeństwo jest zastygnięte. Zaczynając od starego pokolenia ukrywającego swe poglądy pod moherowym beretem, po młodych chcących, a nie mogących. Wszystko jest tu podporządkowane pewnym regułom, których ja nie mogę zrozumieć. W porównaniu z Francją nie macie dobrze rozwiniętej tak zwanej anarchistycznej organizacji bojówkarskiej. Jest RAF i kilka tego typu ugrupowań lepiej lub gorzej zorganizowanych, lecz to nie to co we Francji.
II
Byliśmy bardzo szczęśliwi ze sobą. Nocne spacery, wernisaşe, kino, rozmowy o poezji, poranki i wieczory. Dzięki niej odkryłem, şe moşna być jednak szczęśliwym. Juş w drugim tygodniu bycia ze sobą zaplanowaliśmy wakacyjny wyjazd w góry. Wreszcie cieszyłem się, şe jestem z taką osobą, dla której moşna zrobić wszystko.
8.
„Super Dzień�: Czy to prawda, şe planujesz załoşyć swoją organizację w naszym mieście?
I
– To tylko jakieś plotki. Nie chcę zakładać şadnych organizacji, grup itd. Chcę działać. Jak, gdzie, co, z kim, czy to waşne? Waşne, şe ja sam chcę. Niedługo o mnie usłyszycie.
Skończyłem właśnie czytać ksiąşkę obiecującego autora młodego polskiego pokolenia. Całkiem niezła, lecz za mocno narkomańska, ze zbyt rozwiniętym wątkiem gejowskim, ale co poradzić, juş taka moda. Ciekaw byłem, czy autor przychodzi w dşinsowej kurtce na spotkania z czytelnikami, a był jednym z popularniejszych młodych pisarzy, więc musiał mieć wiele spotkań ze
„Super Dzień�: Wiem, şe piszesz. Mówiąc, şe o Tobie usłyszymy, masz na myśli publikację twojego tomiku?
96
3JUB 9 JOEE
Dziesiowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Spojrzał na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą dziesięć, poczym nakazał przedstawicielom naszego osiedla wypierdalać, następnie zamknął drzwi.
– Nie tylko. „Ziemia – róşowy lizaczek� to tomik poetycki z wierszami o miłości, buncie i rozwalaniu murów nietolerancji. Planuję niszczyć te mury w tym mieście, w tym kraju, a kto wie, moşe i na świecie. Nie cierpię nazizmu, struktur państwowych i kościelnych. Chcę wolności dla wszystkich, zdjęcia kajdanów z rąk społeczeństwa.
III
Wszyscy byliśmy pod wraşeniem tego, co zrobił, oprócz Dominiki i kilku panien, które wciąş stały przeraşone. Emocje opadły dopiero przy drugim toaście, wszyscy zaczęli się znowu bawić. Wtedy rozległo się pukanie połączone z dzwonkiem do drzwi. Po ich otworzeniu zrozumieliśmy, şe jednak na przedstawicieli rady naszego osiedla nie działa słowo „wypierdalać�, bo stali w takim samym składzie, z takim samym fanatyzmem na twarzach, nawet moşe i większym, bo pan Leon z organistą byli cali czerwoni, jakby wypili kilka flaszek wódki. Mało tego, przyprowadzili ze sobą kolegów, dwóch policjantów, z których jeden poprosił Dziesia o wylegitymowanie się. Dominika szepnęła do mnie, şe jak zwykle to ona miała rację, lecz nie chciałem się z nią spierać drugi raz tego wieczoru. Funkcjonariusze o twarzach typowych polaczków chcieli wejść, lecz zostało im powiedziane, şe oni dwaj mogą, lecz reszta niechcianego towarzystwa ma stać przed drzwiami. Policjanci zdecydowali, şe jednak nie chcą oglądać mieszkania. Jednak nie byli tak fajni, bo Dzieś dostał kolegium za zakłócanie ciszy nocnej, a całe towarzystwo miało w trybie natychmiastowym opuścić mieszkanie pod nadzorem policji i czujnego oka przedstawicieli rady osiedla. Gdy wychodziliśmy, dwie kobiety w moherowych beretach szeptały jakieś swoje przekleństwa, a spurpurowiały bardziej niş pan Leon i organista, gdy zobaczyły dziewczyny.
„Super Dzień�: Na czym więc ma polegać twoja działalność? – Chcę uświadamiać ludzi. Jest wiele sposobów: ulotki, marsze, koncerty, spotkania. Dajcie mi czas, to wam pokaşę. nia.
„Super Dzień�: Dziękuję za wywiad. ŝyczę powodze-
Na dole mały lid z wymyśloną bujną biografią postaci i zdjęcie Kazika w arafatce ze strony internetowej.
9. I
Tak się to wszystko rozkręciło, şe po trzech tygodniach miałem juş dwanaście udanych akcji „tajny agent�. Wszyscy się śmialiśmy z tych kurew i chujów wsadzonych do powaşnych tekstów o związku matek polskich protestujących przeciwko aborcji czy odwiedzinach ambasadora z jakiegoś kraju na końcu Ameryki Południowej w fabryce felg do samochodów mieszczącej się w naszym mieście. To mi się nawet podobało, bo trzeba było tak konstruować tekst, by trzymał się całości, plus by korekta nic nie pozmieniała. Przez to nawet nauczyłem się lepiej pisać, o czym świadczyły dwie pochwały od prowadzących dany numer gazety.
IV
Zemsta szybko przyszła nam do głowy, bo tak tego na pewno nie wolno było zostawić. Aby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń, nie wolno było nic zrobić w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin, więc przeczekaliśmy trzy dni. Nie ma to jak korzystanie z darów natury. Wtorkową nocą podeszliśmy w pięciu do trabanta pana Leona. Kaşdy z nas trzymał w ręku łopatę. Dobrze şe samochód stał koło trawnika, na którym było juş kilka górek odgarniętego śniegu. Bez słowa zaczęliśmy zasypywać śniegiem şółtego trabanta z lekką rdzą. Przypomniała mi się wtedy scena z Chłopaków z ferajny, kiedy to młody bohater tłumaczy łomem i podpaloną benzyną, şe nie wolno stawiać samochodów na parkingu mafii. Zaśmiałem się sam do siebie. Po półgodzinie samochód był zakopany. Następnie Długi z Jojem i Dziesiem skoczyli do piwnicy, gdzie mieliśmy ukryte trzy pompy ręczne z wodą. Nic nie wyglądało przyjemniej, jak oblewanie zakopanego śniegiem samochodu pana Leona. Naprawdę, nie przypominam sobie przyjemniejszego widoku. Chcieliśmy jeszcze podejść do starego forda mondeo, którym jeździł organista, i oblać wodą zamki, lecz stwierdziliśmy, şe to moşe być niebezpieczne. Wtedy na pewno padnie na nas podejrzenie. A tak to pan Leon ma na osiedlu, chyba teş i poza nim, wielu wrogów, więc nikt nie dojdzie, şe to my.
10. I
Pod koniec stycznia rodzice Dziesia wyjechali na pięć dni wyjazd w góry, zostawiając mu wolną chatę, czego on nie omieszkał wykorzystać. Wtedy to zdarzył się nieprzyjemny wypadek. Była sobota, około godziny dwudziestej drugiej, w mieszkaniu była cała nasza paczka, koledzy Dziesia oraz mnóstwo panien, z którymi przyszedł Jojo. Alkohol płynął, poczynając od strumieni najtańszego piwa z Biedronki, po oceany tanich nalewek z nocnego. Muzyka grała, tańczyliśmy, paliliśmy papierosy i trawę, panny zaczęły się nawet rozbierać, wszystkim w głowach wirowało szaleństwo. Nie liczę tylko małego sporu z Dominiką, która zaczęła mi wypominać, şe zbyt duşo wypiłem. Po prostu impreza, jakich wiele.
II
Wtem ktoś zapukał do drzwi. Kiedy gospodarz, nasz mistrz ceremonii, je otworzył, zobaczył przed sobą pana Leona, dwie kobiety w moherowych beretach wraz z organistą wygrywającym w niedziele i dni powszednie w pobliskim kościele. Na ich twarzach, mógłbym przysiąc, malował się taki fanatyzm, jak u tych wszystkich terrorystów pokazywanych w wieczornych wiadomościach. Bez şadnego dobry wieczór pan Leon odezwał się, a cała reszta za nim zaczęła, jakby w jeden takt, kiwać głowami: – Jako rada mieszkańców naszego osiedla nakazujemy ściszyć muzykę, jest noc. Mamy dosyć tych burd, jakie urządzacie tutaj‌
V
Nie mogłem zrobić z tego tematu, bo pan Leon zacząłby nas podejrzewać, z tego względu, şe teş byłem na tej imprezie. Zrobiłem tylko, dla własnej satysfakcji, nad ranem z ukrycia kilka fotek oblodzonego samochodu.
97
3JUB 9 JOEE
VI
11.
chał, co nie wiem jakim sposobem się mi udało. Przyznał mi rację, lecz miał kolejne rozwiązanie, jakby się spodziewał, şe mi się to nie spodoba; naleşy policję samą doprowadzić do dresów. Plan mieliśmy gotowy juş na drugi wieczór, co do realizacji, to mieliśmy wystartować w najblişszy weekend. No, trochę niebezpieczniej będzie, bo wzmoşona będzie czujność sąsiedzka kompanii pana Leona, no i patroli policji. Naleşało więc działać szybko, taki nasz mały blitzkrieg. Dominika na koniec spotkania powiedziała, şe od pewnego czasu zastanawia się nad naszym związkiem i prosi, bym ja teş zaczął się zastanawiać. Słysząc to od dziewczyny, wiadomo, o co chodzi. Nawet się tym przejąłem, bo jakoś cięşko tej nocy mi się spało.
I
II
Dominika zdjęła płaszcz i weszła do pokoju. W pierwszych słowach powiedziała, şe teraz przesadziliśmy. Tak to moralniak nas trzymał ponoć, kiedy poprzewracaliśmy kosze na śmieci, lecz jak niszczymy czyjś samochód, to niby jest wszystko OK. Zabawa zabawą, ale bez przegięć. Odpowiedziałem jej, şe tak jest OK. Pan Leon zawsze nas prześladuje i mu się naleşało. Po tym wszystkim ona się ubrała i przez trzy dni nie odzywaliśmy się do siebie. Zrobiło mi się głupio, şe tak z nią wyszło, ale baby nie przekonasz, więc musiałem pierwszy zadzwonić. No i znowu wszystko było w porządku, lecz jak ognia bałem się poruszać ten temat.
Tak dawno nie było takiej soboty, by robić coś innego niş picie, granie w bilard i wyrywanie panien, więc bardzo się cieszyłem, şe ta będzie inna. Będzie chociaş kolejny temat, co równa się jakiejś większej kasie, a do tego moşe zapanuje na jakiś czas spokój w dzielnicy. Tak jak ustaliliśmy cztery dni temu, miejscem spotkania miał być plac koło pobliskiej podstawówki, do której wszyscy chodziliśmy w dzieciństwie.
Na pomysł z dresiarzami wpadł Długi, a wykonaniem zajęliśmy się wszyscy. Było to pięć dni po oblodzeniu şółtego trabanta. Naleşy jeszcze wspomnieć, şe od trzech tygodni chodziłem bez własnego tematu, robiąc tylko to, co polecili mi w redakcji. No, raz zauwaşyłem, şe śmietniczki pod blokiem nie są sprzątnięte, więc wziąłem sąsiadkę, by ponarzekała, şe często się tak zdarza, i interwencja była gotowa. Zaczęło się jak zwykle w knajpie, bo tam przecieş najlepsze pomysły nam do głowy przychodzą. Oprócz mnie i Długiego byli teş Kazik, Jojo, Dziesiu oraz Dominika z Marzeną. Mniej więcej w połowie piątego piwa któryś z nas, nie pamiętam kto, zaczął opowiadać, şe na osiedlu dresy leją i kradną. Poniewaş Jojo pokazywał dziewczynom, şe umie pluć na odległość piwem przez słomkę gadaliśmy tylko we czterech. Słowo do słowa, do słowa słowo i nagle Długiego ruszyło: – Panowie, a moşe by tak zrobić Młodemu temat do gazety – zaciągnął się, po czym łyknął piwa i kontynuował. – Bierzemy takiego dresa i jego kolegę, przyjebujemy jednemu i drugiemu i odstawiamy na pały. Wcześniej szybka prowizorka, şe te chuje same zaczęły. Zabawa jest – zaśmiał się – a i dobry uczynek zrobimy mieszkańcom. Jojo zostawił w spokoju słomkę i spojrzał na Długiego. Jego oczy zabłysły; zawsze tak reaguje, gdy moşna komuś przyłoşyć, przełknął głośno ślinę. Po czym nastąpiła ostra wymiana zdań połączona z burzą mózgów, czyli normalka przy piwku. Dominika zaczęła protestować, nie wiem, jak ona to usłyszała, przecieş tak były z Marzeną zajęte tą prymitywną sztuczką Joja. Musiałem więc ją zignorować, jakbym tych protestów nie słyszał. Zapytałem więc: – Dobra. Moşemy to zrobić. Sprowokujemy ich, na wabia wystawimy Kazika – tu nastąpił protest wymienionego – wszystko ładnie pójdzie, ale powiedz mi, Długi, jak ty chcesz te dwa bydlaki przetransportować pod komisariat? Przecieş chłopaki biorą, więc są jak tuczniki. Za ręce i nogi nie będziemy ich wlec przez całą dzielnicę, a przywiązywanie teş nie wchodzi w grę, bo przyjdą niechcący koledzy i rozwiąşą bydlaków. Odpowiedź była natychmiastowa. Wziąć samochód mojego ojca, przecieş bagaşnik w polonezie duşy, więc się na pewno zmieszczą. Nie spodobało mi się to bardzo, więc powstała kolejna dyskusja. Po pierwsze, nie było warto robić sobie kłopotów, centralnie wystawiając się podczas odstawiania materiału na komisariat, po drugie, przecieş moşna szybko dojść po numerach samochodu, czyj jest, dlatego spróbowałem przekrzyczeć Długiego rozpoczynającego swoje pijackie farmazony, jak to fajnie będzie dresów bić, a jeszcze fajniej w bagaşniku wieźć. Po dwóch minutach juş mnie słu-
III
Noc była typowo polsko-styczniowa, czyli wszędzie zimno, ciemno i strasznie. Z nieba padało coś na kształt śniegu, lecz to nas nie obchodziło, waşniejsza była akcja. Równo o dwudziestej pierwszej trzydzieści ruszyliśmy przed siebie. Wcześniej ubraliśmy Kazika w czerwoną czapkę z daszkiem Chicago Bulls, kurtkę ocieplaną Levisa i spodnie pod kolor tej samej marki. Na nogach miał adidasy, które dostał od rodziców pod choinkę, na szyi zaś odtwarzacz mp3. Trudno o lepiej wyglądającą przynętę. Kiedy doszliśmy do wieşowców, kazaliśmy przynęcie iść przodem. Mógłbym przysiąc, şe słyszałem niespokojny oddech Kazika, choć ten juş był czterdzieści metrów dalej. Jojo wszedł do jednego z wieşowców, by po pięciu minutach dać nam sygnał na komórkę, şe juş znajduje się na dachu i moşe obserwować otoczenie z góry.
IV
Kazik stał teraz pod monopolem, paląc papierosa, my zaś siedzieliśmy trzydzieści metrów dalej, robiąc z wejścia do klatki jedno wielkie siwe pomieszczenie. Czekaliśmy tylko na znak, a sekundy dłuşyły się i dłuşyły. Nagle zobaczyliśmy, şe Kazik wyjmuje komórkę, po czym rusza, co znaczyło, şe Jojo wypatrzył ofiary. Chwilę odczekaliśmy i ruszyliśmy za nim.
V
Dosyć śmiesznie to wyglądało, bujający się na wszystkie strony Kazik przechodzący pomiędzy blokami, co chwilę plujący pestkami kupionymi w monopolu, ale trzeba przyznać, nieźle wczuł się w rolę. Wtem zobaczyliśmy ofiary. Było to trzech dresów, jednego nawet poznałem, bo był z naszej dzielnicy. Jeden z nich był w skórzanej kurtce rodem z Rynku i srebrnych adidasach, w szarej czapce z daszkiem jakiejś druşyny, dwaj pozostali wyglądali na typowych dresów, czyli łyse łby i najnowszy model dresiku pod biało-czerwone adidasy, nie wiem, jak oni to robią, şe nie zamarzną, przecieş było minus piętnaście mrozu. Załoşyliśmy kominiarki, obserwując, co będzie dalej.
98
3JUB 9 JOEE
VI
siebie teş się bałem, przecieş jak któremuś z policjantów odbije, to moşe tak ładnie przydusić, şe nie będzie zmiłuj się. Na szczęście, chyba nikt nic nie pisnął, a moşe policjanci przestali uşywać tych swoich metod, w co trudno było uwierzyć, choć na moich przesłuchaniach byli nawet całkiem mili. Właściwie robili to, jakby to była zwykła codzienność, jakby codziennie ginął twój najlepszy kumpel z bloku, z którym przeşyłeś piaskownicę, szkołę, kupę imprez. Spokojnie zadawali pytania, a ja odpowiadałem, ustaloną wtedy szybko wersję, şe przechodziliśmy obok i nie mogliśmy inaczej zareagować w takiej sytuacji, i niech złapią do cholery jasnej tych dresów, bo to są sami mordercy i złodzieje. Następnego dnia po śmierci Kazika przyszła do mnie Dominika. Powiedziała, şe tym razem przesadziliśmy i ona juş postanowiła. Nic nie powie, jeşeli ją wezwą na komisariat, ale nie chce mnie juş znać. Określiła mnie i chłopaków jako bandytów, stwierdziła, şe nie mamy za grosz odwagi, by się przyznać, no i nie wie, jak tak moşna było się ponişyć. Mnie nazwała skończonym idiotą z kretyńskimi pomysłami. Myślała, şe to moje szaleństwo jest pozytywne, lecz teraz widzi, jak głęboko się myliła. Sądzi, şe powinienem się leczyć, bo takich jak ja naleşy leczyć. Zginął człowiek, a my tak postępujemy, a szczególnie ja, który się razem z kolesiem wychowałem. Przyznałem, było mi z tym cięşko, ale nie moşna było tego ujawnić. Skomentowała to, şe jestem niezłym chujem bojącym się ponieść konsekwencje, i şebym wiedział, şe prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Miała rację, ale nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Zrobiła chyba to, co naleşało, innego wyjścia nie miała, sam bym równieş zerwał z taką osobą. Tak w ogóle to chyba tylko na początku między nami było porozumienie, potem coś się spieprzyło, a moşe bałem się przyznać do tego, şe to ja znów zawiniłem. Niewaşne, za duşo strachu ostatnio było we mnie, ale na własne şyczenie się w niego wpakowałem. Od zawsze wiedziałem, şe trzeba się liczyć z konsekwencjami, więc po tym, co się stało, powinienem oczekiwać poraşki. Tak właśnie zakończył się mój związek z Dominiką, podobnie jak się zaczął, ale tak to jest ze związkami.
Naprawdę nie wiem, czy to głupota dresów, czy nasz niefart, a moşe źle wybrana przynęta, lecz największą zagadką była jednak ta kobieta z torebką. Nie wiadomo, skąd się ona wzięła. Ofiary, zamiast dostrzec Kazika, wybrały tę kobietę. Moşe dlatego, şe miała w ręku najnowszy model Nokii. Ruszyli na nią we trzech. Jeden szybko wyrwał komórkę, ten w skórzanej kurtce sprowadził ją do poziomu chodnika, trzeci zaś lekkim ruchem zabrał torebkę. Kobieta nie wiedziała, co się dzieje. Zaczęła krzyczeć. Dresy zawróciły i zaczęły ją kopać, wyzywając od kurew i dziwek. Kazik, nie czekając, zaczął biec w stronę zajścia, a my za nim. Widząc to, jeden z dresów zaczął uciekać. Dwaj stanęli, zdziwieni obrotem sprawy, mając tak tępe wyrazy twarzy, aş złość bierze i nasuwa się pytanie, gdzie się tacy jeszcze rodzą. Pierwszy cios padł z ich strony. Kazik podniósł się z ziemi, w ręku miał kamień, zacisnął dłoń i wymierzył cios. Wtedy dobiegliśmy my. Dwie minuty porządnego szarpania się sześciu chłopów, uderzenia jak na dobrych filmach, dwa rozbite nosy, w tym jeden, chyba mój, złamany, potok przekleństw, krzyk kobiety, jeden strzał, krzyk kobiety, milczenie, krzyk kobiety.
12. I
Są róşne oblicza strachu. Doświadczam tego na co dzień. Strach w podstawówce przed silniejszymi kolegami, strach w czasie sesji, kiedy byłem na studiach, strach, kiedy zostawiła mnie dziewczyna, strach przed stratą Dominiki, strach przed śmiercią, strach przed następnym dniem, strach przed akcją. Strach jest zakorzeniony w nas, w środku. Walczymy z nim, czasami się nam udaje go pokonać, lecz nigdy do końca. Ten strach podczas akcji był inny. Przed nami leşał martwy człowiek. Wszyscy staliśmy nad nim, ktoś zadzwonił po karetkę, przybiegł Jojo, ciekaw byłem, gdzie on się podziewał podczas całego zdarzenia, ale nie było czasu na zadawanie pytań. On to zabrał nam kominiarki, mówiąc, şe trzeba je ukryć, a najlepiej zniszczyć. Ja wycedziłem przez zęby, milczcie tylko o akcjach, błagam, milczcie. Pokiwali głowami. Dzieś szepnął, şe OK. Spojrzałem przed siebie, znowu zobaczyłem trzech dresów, jeden nadal trzymał w ręku broń, choć minęły dwie minuty. To był ten z naszej dzielnicy, który uciekł, kiedy zaczęliśmy biec. Spojrzałem mu w oczy. Chyba teş się bał. Wszyscy wiedzieliśmy, łącznie z kobietą od torebki i telefonu, şe wpakowaliśmy się w niezłe kłopoty. Chyba najlepiej miał Kazik, bo to on leşał na śniegu z rozwaloną kurtką. Wokół było pełno krwi. Chciało mi się płakać. Czułem w powietrzu metaliczny zapach, chyba tak właśnie pachnie śmierć, pomyślałem. Šzy popłynęły, nawet nie wiem kiedy.
II
Tydzień po pogrzebie przyszedł do mnie Jojo. Był poniedziałkowy poranek, siedziałem jak zwykle w domu ze względu na brak sił i niemoc pójścia do redakcji. Nawet mnie to w sumie nie interesowało, czy mnie tam jeszcze trzymają, czy nie. Jojo przyszedł powiedzieć, şe złapali juş trzeciego z dresów, który zwiał, kiedy usłyszał syreny policyjne i bym się szykował na kolejną turę przesłuchań. Zapaliłem papierosa i zapanowało dziwne milczenie. W końcu Jojo się rozpłakał i zaczął krzyczeć, şe nie moşe. Zbyt cięşko było na pogrzebie, boi się tego komisariatu, wciąş jedzie na tabletkach uspokajających, nie moşe spać, a gdy zaśnie, wciąş mu się śni Kazik. Zacząłem mu coś tłumaczyć, ale jaki to miało sens, skoro byłem w podobnym stanie.
II
Syreny policyjne rozszczepiały ciszę nocy, sygnał karetki juş zamilkł. Kłopoty robiły się coraz większe. Tej nocy nikt z nas nie zaśnie.
III
Kiedy Jojo wyciągnął z plecaka kasetę, wciąş myślałem, şe sobie şartuje. Przeszliśmy do pokoju rodziców i włoşyłem ją do magnetowidu. Obraz był trochę niewyraźny, lecz i tak siedziałem oniemiały, patrząc na scenę wyrywania torebki, nas dobiegających, bójkę, strzał. Ten moment kończyły słowa wykrzyczane przez Joja, jakby komentarz do wszystkiego, kurwa mać, potem koniec filmu.
13. I
Widzieliśmy się tylko kilka razy na komisariacie oraz na pogrzebie. Potem był tydzień ciszy. Bałem się, şe któryś z nich wyśpiewa jak na spowiedzi o akcji. Sam
99
3JUB 9 JOEE
IV
dalej. Nawet mnie to juş nie obchodziło, şe nie ma tematów. Brałem to, co mi zlecili i starałem się jak najlepiej to napisać. Uwaşałem rzucenie się w wir pracy za najlepszą terapię, aby zapomnieć choć na chwilę o problemie. Z chłopakami widziałem się dwa razy od tego spotkania w moim mieszkaniu. Nawet raz przyszedł Jojo, ale bardzo mało mówił. Siedzieliśmy albo w klatce, albo u mnie, paląc papierosy, próbując jak najmniej zahaczać o ten draşliwy temat. Policja dała nam spokój, ale mieliśmy przeświadczenie, şe znów się z nią spotkamy. Dosyć dziwną rzeczą było, jak zauwaşył Długi, şe nikt nas jeszcze nie zapytał o te kominiarki. Przecieş oni mieli tych trzech dresów, a ci na pewno opowiedzieli, şe byliśmy na początku zamaskowani. Dziwne, ale moşe dresy były na tyle głupie, by takie coś pamiętać. Pojawiła się teş tamta kobieta. Ona teş mogła potwierdzić te kominiarki. Na nią mieliśmy jednak wytłumaczenie, şe była w szoku i moşe nic nie pamiętać. Całe szczęście, sprawdziliśmy to nawet kilka razy, w pobliskim nocnym nie było zamontowanych kamer. Tak o tym wszystkim myśleliśmy.
Tłumaczył to nagranie, şe brakowało mu jakiegoś zarejestrowania naszych dokonań, şe zawsze ja robię zdjęcia i są one zamieszczane w „Super Dniu�, on teş tak chciał, artysta dokumentator się znalazł. A teraz chce pokazać kasetę policji, bo się strasznie boi, bo tak będzie lepiej, tak dyktuje mu sumienie. Próbowałem mu to jakoś wytłumaczyć, lecz nadaremnie, a wręcz nieudolnie, bo choć nie zmienił zdania, to mi się jeszcze rozbeczał. Nie byłem lepszy, cała sytuacja stała się juş tak napięta, şe łzy mi napłynęły do oczu. Kazik przecieş był moim najlepszym kumplem, właśnie z tego względu naleşało pokazać kasetę policji, ale przez to by się wydało, co robiliśmy przez ostatnie pół roku. Przecieş film, w którym kolesie w kominiarkach biegną na dresów, trzeba jakoś wytłumaczyć. Policjanci, chociaş połowa z nich jest głupia, na pewno nabiorą większych podejrzeń, a wtedy nasza tajemnica wyjdzie na jaw. Dlatego o ujawnieniu kasety nie było mowy.
V
II
Gdy się gość do domu zwali, to zawsze przyciągnie innych. Godzinę potem siedzieliśmy w czwórkę w pokoju rodziców, oglądając kasetę. Wszyscy z powaşnymi minami, nikt się nie waşył wydać głosu, no oprócz Joja, bo ten wciąş płakał. Nieźle mu siadło na psychice po tym wszystkim. Nie powiem, şe pozostali byli takimi twardzielami, ale stwarzaliśmy pozory, şe moşna jakoś sprawie podołać. Najwaşniejsze było, by zachować spokój. Nie trzeba było pokazywać filmu dwukrotnie, bo i tak na końcówce wszyscy zakryli oczy. Film się skończył, a na ekranie telewizora ukazał się niemiecki pornol, bo na takiej kasecie zechciało się Jojowi nagrać ten parszywy dokument. Pomyślałem wtedy o jednej wielkiej grotesce jakby z Gombrowicza wyjętej, tutaj tragedia, a potem pięciu jęczących Niemców na jednej rudowłosej Niemce wykrzykującej „szajse, szajse, szajse�, czysta postmoderna. Co dziwne, w pokoju panowało milczenie. Po trzech minutach Dziesiu pierwszy postanowił się odezwać. Zdanie miał takie jak ja. Zakaz pokazywania filmu, najlepiej go ukryć lub zniszczyć. Po czym podszedł do magnetowidu i bez pytania wyjął kasetę. Patrzyliśmy zaskoczeni, jak rzuca ją na podłogę, miaşdşy obudowę, bierze film i idzie na balkon. Po chwili podeszliśmy, oprócz Joja, zobaczyć, co się będzie działo. Dziesiu odrzucił śnieg leşący na balkonie i połoşył tam czarną taśmę filmu. Pochylił się nad nią, wyjmując zapalniczkę. Kiedy skończyło się małe ognisko na balkonie, wstał i spojrzał na nas, oznajmiając, şe juş po kłopocie. Gdy wróciliśmy do mieszkania, postanowiliśmy pogadać z Jojem. Co trzech, to nie jeden. Na początku nie chciał nas słuchać, ale jakoś go zmusiliśmy. Przytaknął, şe mamy rację i się nawet uspokoił. Potem zapanowała nieprzyjemna atmosfera. Siedzieliśmy znowu w milczeniu, nie chcąc nawet na siebie spojrzeć, potem goście się zebrali i wyszli z mojego mieszkania. Na zakończenie przed drzwiami Długi szepnął mi do ucha, şe nie wiedział, şe jego brat cioteczny to taka ciota. Chojrak się znalazł, pieprzony macho, ale stwierdziłem, şe lepiej mu tego nie mówić.
Wtedy pojawił się kolejny problem, nie przewidzieliśmy tego. Dresy przecieş miały kolegów, podobnych tłumoków jak oni, spotkanych w knajpach, na stadionach, pod blokami i w innych ciekawych dla nich miejscach. A koledzy są po to, şe jeśli masz kłopoty, to oni zawsze mogą pomóc. Dlatego odebrałem późnym lutowym wieczorem telefon. Ściszony głos w słuchawce mówił: – Juş wszyscy nie şyjecie, kurwa, zginiecie za Naziola i chłopaków. Zginiecie, kurwa, chuje‌ Potem odłoşył słuchawkę. A ja zrozumiałem tylko tyle, şe mamy kłopoty, a Naziol to chyba jeden z tych, co teraz siedzą i czekają na rozprawę, bo tak naleşy przypuszczać. Miło z ich strony, şe nas ostrzegli, co by nie mówić, kultura pełną gębą.
III
Zdałem relację reszcie. Jojo zaczął znów płakać, ostatnio to w ogóle dziwnie się zachowywał, milczał lub miał łzy w oczach, przychodził zobaczyć się z nami, zapewne tylko z przywiązania, bo z tego, co mówił, nie mógł wytrzymać sam w domu. Widać, şe cięşko to przeşywał. Trzeba było coś postanowić. Dziesiu powiedział, şe cholernie şałuje, şe tak wypadki się potoczyły. On wolałby, skoro ma być tragedia, byśmy to my mieli jakiegoś gnata i zastrzelili wtedy dresa, a Kazik by przeşył. Jednak było inaczej, więc kazałem mu się zamknąć i nie robić z siebie outsidera marzyciela. Podczas zastanawiania się nad sytuacją spaliliśmy trzy paczki fajek. Doszliśmy jedynie do wniosku, şe trzeba będzie uwaşać, najlepiej jak najmniej przebywać samemu poza domem, szczególnie nocą. Dziesiu zaşartował, şe będziemy więcej jeździć taryfą.
IV
Podczas kolejnego spotkania przez przypadek wyszło na jaw, şe Długi ma przy sobie broń. Po dwóch piwach był na tyle głupi, by się nam tym pochwalić, kiedy ponownie nas wzięło na przemyślenia, jak najlepiej zabezpieczyć się przed zemstą kumpli Naziola. Wyjął wtedy gnata i powiedział, şe jakby co, to on szybko będzie mógł im wyjaśnić, şe to my nie powiedzieliśmy ostatniego heloł. Co śmieszniejsze, nawet nie wiedział, jaki to jest rodzaj pistoletu. Poşyczył go od jednego z kumpli ze studiów. Nie było nam do śmiechu. Zaczęliśmy mu tłumaczyć, şe narobi sobie tylko większych kłopotów i nie ma co się wymigiwać, şe za mocno boi się zemsty. On wciąş nam powtarzał, şebyśmy się nie wtrącali w jego şycie,
14. I
Po dwóch tygodniach zjawiłem się w redakcji. Wszyscy na mnie patrzyli ze współczuciem, próbowali być najmilsi jak mogą. Nie pytali nawet, dlaczego nie zadzwoniłem, widać, şe rozumieli, co się stało. Mój staş trwał
100
3JUB 9 JOEE
II
jeśli chcemy zginąć, to gińmy, ale on nie chce i w razie czego nie będzie się wahał uşyć broni. Dobrze wiedziałem, şe ma pojęcie o strzelaniu takie jak ja o spełnionej miłości, a ją widziałem tylko w filmach.
To był piątek, około godziny szesnastej, wracałem właśnie z redakcji, w której nie byłem od incydentu z Długim cały tydzień. To był dziwny dzień, bo od samego początku czułem, şe wisi nade mną czterdzieści pięć spojrzeń, wymierzonych tak groźnie, şe czułem się jak bandyta; co się dziwić, w przeciągu kilku tygodni ginie ci kumpel, potem drugi ląduje na intensywnej, a ty wyglądasz, jakbyś ich tam wpakował własnymi rękami, bo tak się właśnie czułem, a do tego chyba i wyglądałem. Nikt mnie o nic nie pytał, nie było teş tego współczucia, jak po śmierci Kazika, wszyscy odnosili się do mnie oschle, şe posiedziałem tylko na dyşurze, wpisałem telefony, spaliłem ramkę fajek i poszedłem do domu. Przechodząc koło parku, zobaczyłem na przystanku Dominikę. Podeszła do mnie i się przytuliła. – Młody, co wy znowu zrobiliście? – powiedziała ze łzami w oczach, jakby dalej jej na mnie zaleşało, co na pewno nie było prawdą. – Wpakowaliście się w niezłe tarapaty. Martwię się o ciebie – udałem, şe nie słyszałem tych słów, bo jak to ona moşe się o mnie martwić. Gdyby się martwiła, to by dalej była ze mną, a nie odchodziła bo nagle sytuacja stała się groźniejsza, ale to typowy objaw u bab, şe mówią o martwieniu się, choć naprawdę mają cię głęboko gdzieś. Po chwili milczenia zapytała: – Właśnie, a jak się czuje Długi? Odpowiedziałem, şe jeszcze leşy i stan jak na razie stabilny, miał duşo szczęścia, tak mówią lekarze, a jak tak dalej będzie, to wyjdzie za miesiąc, moşe niecały. Głupio mi było przyznać się, şe odwiedziłem kumpla, dobrego kumpla, tylko raz. Jedynie po to, by się upewnić, şe wszystko z nim w porządku i nie ma zamiaru wypaplać o wszystkim dla policji. To ją ucieszyło, lecz tylko na chwilę, bo zaraz zaczęła dopytywać się o szczegóły. Szybko ten temat zbyłem, bo nie miałem ochoty jej o tym opowiadać. Wróciła więc do tematu martwienia się o mnie, bym na siebie uwaşał i tak dalej, typowa baba. Nie wytrzymałem tego, mówiąc, şe zostawiła mnie, między nami wszystko skończone i teraz robię to, co ja chcę, jakbym przy niej tego nie robił. Rozpłakała się, typowa baba, przy mnie taka nie była. Postaliśmy, ja w milczeniu, ona ze łzami, potem przyjechał autobus. Nie przerywając ani milczenia, ani płaczu wsiadła do niego, nie spoglądając ani razu w moją stronę, a moşe tego nie chciałem dostrzec.
15. I
Była dwudziesta druga piętnaście, trzy dni po telefonie. Siedziałem w fotelu w pokoju rodziców i oglądałem jakiś film o spełnionej miłości, myśląc trochę o Dominice. Kiedy on mówił do niej, şe ją jednak kocha, bo z tamtą to nie było to, w mieszkaniu rozległ się dzwonek. Wszedł Jojo w gorszym stanie niş dotychczas, roztrzęsiony, spuchnięty, ryczący jak przysłowiowy bóbr. Pół godziny temu dostał telefon od matki, która pracowała na nocną zmianę, z wiadomością, şe dwie godziny temu Długi znalazł się na intensywnej terapii.
II
Czasami wierzę w przeświadczenie, şe moşe się wydarzyć coś złego. Im bardziej próbujesz się go pozbyć, tym bardziej zaczynasz w to wierzyć. Sądzę, şe Długi tak miał.
III
Wyszedł tylko po zakupy, bo jego matce brakowało mąki czy tam cukru do ciasta. Pół godziny potem leşał juş w szpitalu podłączony do jakichś nowoczesnych urządzeń, próbując uratować się od tych dwóch pchnięć noşem w şebra plus masy siniaków spowodowanych pięścią i butami. Nie miał jednak przy sobie broni, co roztrzęsiony Jojo skomentował z płaczem, şe gdyby miał pistolet przy sobie, to by nie leşał teraz na intensywnej. Z minuty na minutę siedział, wpędzając się coraz głębiej w czarną rozpacz. Nie mogłem mu pomóc, po prostu nie umiałem mu pomóc. Było mi tak cholernie źle, şe nie mogłem o niczym myśleć, nawet o tym, şe zaczęły spadać na nas coraz większe kłopoty. Podszedłem do okna i zapaliłem papierosa, tylko tyle mogłem wówczas zrobić. Było dwa zero dla dresów, naleşało coś zacząć robić.
IV
Tylko co zacząć robić, jeśli reszta jest juş śmiertelnie zastraszona, a ciebie teş zaczyna łapać za gardło strach. Kontakt z Jojem urwał się całkowicie. Próbowałem się do niego dodzwonić, lecz albo nie odbierał komórki, albo miał ją wyłączoną.
III
V
Wieczorem dostałem od niej SMS-a:
Niewaşne co i jak było, waşne şe teraz płaczę‌
Myślałem nad tym, by zrobić z tego pobicia temat, lecz stwierdziłem, şe nie będę kosztem şycia kumpla tworzył kolejnej bajeczki o tym, jak to dresy rządzą w mieście. Pewnie bym szukał wyjścia w dilerce narkotyków czy porachunkach gangów, a to by było stuprocentowe przegięcie.
Nie chciałem myśleć, co Dominika miała na myśli, więc zadzwoniłem dowiedzieć się od autorki, o co chodzi. Jednak nie odebrała ani razu komórki, a potem miała wyłączony telefon. Nigdy nie rozumiałem kobiet.
16.
IV
Rzeczywistość uwielbia robić dowcipy, czasami tak perfidne, şe zaczynasz jej serdecznie nienawidzić. Wszystko opiera się na przypadku i trafia cię jak pięść w bebechy. Ten sam przystanek co poprzedniego dnia, godzina piętnasta, pięcioro ludzi czekających na autobus, wśród nich moja była, ta co z nią byłem przed Dominiką. Problem, i to duşy dla mnie, şe wraz z nią stało pięciu dresów. Kiedy mnie dostrzegła na drugim końcu ulicy, wracałem wtedy z biblioteki, odkleiła się od jednego z tych przystojniaków i wskazała na mnie palcem. Potem samo się potoczyło.
I
Zastanawiającą rzeczą było to, skąd dresy, które mi groziły, wzięły mój numer. Przecieş nie dawałem im, nawet gdyby sam Naziol poprosił, to bym odmówił. To samo, skąd wiedzieli, gdzie mieszka Długi, bo na pewno mieli to zaplanowane. Musieli mieć jakiegoś informatora. Na pewno to nie był nikt z naszej paczki. Podejrzewałem któregoś z naszych znajomych, tylko nie mogłem dojść którego, sam przecieş miałem kilku wrogów, şyczących mi, z wzajemnością, wszystkiego co najgorsze.
101
3JUB 9 JOEE
czasie czytać, ale ani gazeta, ani ŝegnaj laleczko Chandlera zupełnie mi nie szły, dając tylko kolejne powody do wzmoşonego strachu. Około dwudziestej pierwszej zadzwoniła Dominika. Pytała, czy nic mi się nie stało, bo wie o moim sobotnim spotkaniu od Dziesia. Odpowiedziałem, şe nic mi nie jest i powtórzyłem kwestię sprzed trzech dni, by się ode mnie odczepiła, choć tak zupełnie nie myślałem. Nic na to nie odpowiedziała, lecz poinformowała, şe coś się dzieje z Jojem. Dowiedziała się od Dziesia, ciekaw byłem, dlaczego mi tego nie powiedział, a trąbi po innych, şe Jojo był wczoraj u niego i jest z nim kiepsko. Ponoć ma takiego doła, wciąş jedzie na tabletkach uspokajających i dziś miał jechać drugi raz do psychologa. Nogi mi się ugięły, Jojo, dół, psycholog, jak to. Przecieş jesteśmy skończeni, on wszystko wypapla. Zakląłem pod nosem i poprosiłem, by mi to opowiedziała dokładniej, lecz powiedziała, şe nic juş więcej nie wie. Zadzwoniłem do Dziesia, lecz nie odbierał komórki. Wiedziałem, şe coś się dzieje niedobrego. Zadzwoniłem do Joja, choć od razu wiedziałem, şe bezskutecznie. Spróbowałem więc do Długiego, bo ponoć miał swoją komórkę w szpitalu. Odebrał za drugim razem. Nie był zbyt rozmowny. Czułem się, jakbym dodzwonił się na jakiś nieznajomy numer i próbował rozmawiać z kimś o tym, co się wydarzyło. Nic mi nie powiedział, oprócz tego, şe coś tam słyszał, a czuje się, jakbym chciał wiedzieć, juş lepiej.
Miałem dwie moşliwości: biec do parku lub próbować zgubić dresów w tłumie. Nie wiem, dlaczego wybrałem pierwszą moşliwość. Tak to jest z szybkimi wyborami, wybieramy coś bez zastanowienia, licząc, şe dalej jakoś to będzie. Biegłem główną aleją, potem skręciłem w którąś z bocznych. Przez pewien czas wydawało mi się, şe dresy juş mnie doganiają, lecz to, şe sobie ładują śmieszne środki, by zabawnie wyglądać, nie świadczy, şe mają na tyle siły w nogach, by mnie dogonić. Drugą kwestią jest szybkość uciekającego; zawsze jak nie chcesz być złapany, dajesz z siebie wszystko i nawet kiedy bijesz przez to swój rekord, który miałeś w podstawówce, nie wiesz o tym i zapewne się nigdy nie dowiesz. Obejrzałem się, dresy były na końcu alejki, lecz chyba się rozdzieliły, bo dwóch nie widziałem. Zacząłem znowu biec, serce waliło jak szalone, w mózgu przelewało się coś, co na pewno juş nie było krwią. Dysząc cięşko, obiecując, şe jak wyjdę z tego cały, to rzucę fajki, ledwo dobiegłem do znajdującego się w parku szpitala. Przeskoczyłem przez bramę i wpadłem do budynku. Miałem szczęście, şe winda była na dole, a dresy nie były jeszcze w środku. Wjechałem na trzecie piętro, numer wcisnąłem przypadkiem. Kiedy byłem na górze, wyszedłem na klatkę, by sprawdzić, czy nikogo nie ma na schodach. Była cisza. Podszedłem do okna wychodzącego na park. Po drugiej stronie ulicy trzech dresów stało, rozglądając się, po chwili dobiegło dwóch pozostałych. Schowałem się, by nie zgubić szczęścia. Po chwili zerknąłem kątem oka przez okno, dresy właśnie zawróciły. Jak zwykle, kiedy trzeba myśleć, to tacy jak oni wykazują się największym intelektem. Przyszło mi na myśl, şeby wezwać policję. Zrezygnowałem jednak, dochodząc do wniosku, şe nie wiadomo, jakie będą tego konsekwencje. Lepiej w takich momentach zdać się na samego siebie. O ile nigdy nie lubiłem szpitali, bo kto je lubi, tak w tym momencie ten budynek, zapach były dla mnie jedną wielką wolnością. Po dwudziestu paru minutach wyszedłem i wsiadłem do zaparkowanej nieopodal taksówki.
II
Czułem, şe wszystko wziął szlag, jestem spalony, Jojo na pewno wypaplał. Doskonale wiedziałem, şe jestem w powaşnych tarapatach, i to będzie cud, jeśli wyjdę z tego cało. Pierwszą myślą była ucieczka, ale dokąd. Niewaşne, byle przed siebie. Druga jawiła mi się szczęściem, nie wiem, skąd u mnie ten optymizm, ale taki juş jestem, şe to, co myślę, to tylko moje chore urojenia i będzie dobrze. Tej nocy nie zasnąłem. Nawet nie chciało mi się grać na kompie. Siedziałem i myślałem, co z tym fantem zrobić, a trzeba było działać jak najszybciej. Jak tu błyskawicznie działać i nie popełnić błędu? W głowie miałem najczarniejsze myśli, naprawdę nie wiedziałem, co mam robić. Nad ranem wyszło na to, şe naleşy zwiewać z tego miasta.
V
Teraz juş było jasne, kto wydał. Nie spodziewałem się tego po niej, ale taka juş była, mogłem od razu przypuszczać. Przecieş ona znała nas wszystkich, a do tego, gdy była ze mną, nie przepadała za przebywaniem razem z chłopakami, określając ich bezpodstawnie jako prymitywy. Ciekaw byłem, czy z łatwością przyszło jej podanie naszych adresów, telefonów, ale moşe była tak mocno zakochana w jednym z nich, şe nawet miała z tego ogromną przyjemność. Nie warto było jednak się nad tym roztkliwiać. W sumie to nie wiedziałem, co mam teraz zrobić. Dowiedziałem się, kto wydał, lecz jak skorzystać z tej informacji, było jedną wielką niewiadomą rozciągającą się jak guma w moich myślach.
III
ŝałuję, şe nie wyszedłem z domu od razu, jak tylko się dowiedziałem o wszystkim od Dominiki. Przez to moje głupie myślenie dostałem to, na co zasłuşyłem.
IV
O ósmej nad ranem dostałem od Dziesia SMS-a o treści:
Młody, wszystko skończone. Jojo miał kopię filmu dzwonił do mnie şe pokaşe to policji
17.
Niefartem było to, şe SMS był nadany wczoraj. Gdyby nie to, moşe bym miał kolejną motywację do natychmiastowej ucieczki. Piętnaście minut potem zjawiła się u mnie w domu policja. Nie wyglądali tak jak ci, co wpadli, by nas uciszać na imprezie. Było to trzech męşczyzn, ubranych po cywilnemu w całkiem niezłe ciuchy, jeden miał w ręku nakaz. Nie wiedziałem, co robić, rodziców nie było juş w domu. Stałem jak głupi, wpatrując się w nich. W pew-
I
W poniedziałek byłem w „Super Dniu� tylko po to, by sprawdzić pocztę. Nie chciało mi się pracować, nie ze względu na lenistwo, ale na strach. Co by mówić o tej sprawie, ale dresy wygrywały, przecieş juş trzech z naszej piątki wpadło w ich łapy, w tym jeden ze skutkiem śmiertelnym. Wróciłem więc do domu i do nocy grałem na komputerze. Wprawdzie próbowałem jeszcze w między-
102
3JUB 9 JOEE
całą noc zabawiali się ze sobą w łóşkach, a teraz przy porannej kawie i papierosku mieli rozrywkę. Wszyscy bawili się teraz moim kosztem, bo coś się działo, dobry temat, pewnie opisze to ktoś w gazecie. Kolejną rzeczą, jaką sobie przypominam, był neon „Super Dnia�; jak dla mnie, to na pewno nie zapowiadał się on super. Nie chciało mi się juş uciekać, wymigiwać. Poczułem jakąś ulgę, şe to wszystko juş skończone. Trzeba będzie tylko komuś jeszcze o tym opowiedzieć. Potem znowu czarne myśli zaczęły mi krąşyć po głowie, czułem jeden wielki chaos i mętlik, więc zamknąłem oczy, myśląc, şe juş nigdy ich nie otworzę.
nym momencie ten od nakazu przesunął mnie lekko ręką, a byłem w takim stanie, şe gdyby nie drzwi, juş bym leşał na podłodze. Policjanci weszli do środka.
18. I
Dalej pamiętam tylko wsadzanie mnie do radiowozu. Wtedy to czułem te oczy ze wszystkich okien, tych dobrych rodziców i tych starych pijaków, męşczyzn zbierających się do pracy, kobiet robiących im kanapki na drugie śniadanie, dzieci; patrzyli na mnie nawet ci szczęśliwi, co
Piotr Korczyński, Akwarium , linoryt
103
3JUB 9 JOEE
Robert Lenard, Cupido Macabre
Cupido Macabre to ekstrakt z Amora lub szczepionka, jak kto woli - zaleĹźy od dawki.
3JUB 9 JOEE
Natura Ĺźywa i martwa MICHAĹ FOSTOWICZ
i zarazem tworzenia świata „sztucznego�, który z powodu swojego fałszu i frustracji wciąş domaga się zbawienia albo – rewolucji. Świat, w którym sztuka istnieje, świat obrazu (świat skończonej egzystencji), jest światem rozdwojonym i to odczuwamy jako wielką dolegliwość. Czujemy, şe to, co naturalne, takie nie jest, şe filişanka, cytryna, drzewo czy cały krajobraz, istnieją i są nam dane, jako jeden niepowtarzalny, pozbawiony fałszu widok. Stąd moşe Henryk Waniek przedkłada kontemplację „şywego� krajobrazu nad jego wizualne odzwierciedlenia i jego pierwsze ksiąşki stanowią opis czy poszukiwanie pewnej całości dla rozproszonych elementów i wraşeń w formie eseistycznej narracji, dociekliwej wędrówki pośród rzeczy i faktów. Obraz namalowany draşni i prowokuje swoją nieruchomością, zatrzymaniem strumienia rzeczywistości. W tym „zatrzymaniu� jest zawsze jakaś świadoma lub podświadoma intencja albo myślowa koncepcja. Nie ma tego w drzewach przy drodze czy przelatujących ptakach. Kaşdy kształt jest jakimś symbolem mogącym uruchomić wyobraźnię. Wędrówka poprzez krajobraz ma swój odpowiednik w aktywności myśli; opowiadanie moşe więc być ruchem tak jak najprawdziwsze wędrówki po górach. Tego rodzaju mimezis jest „wpisane� w ksiąşki Wańka, konstruowane na pograniczu powieści i eseju. Najlepiej by o nich powiedzieć, şe są to „przewodniki�: przewodnictwem jest tu komunikowanie przestrzeni fizycznej z duchową, przechodzenie od zmysłowej powierzchni do głębi symbolu, od widomej teraźniejszości do ukrytej przeszłości, od faktu do – tajemnicy. Jest to więc zatrudnienie, któremu patronuje Hermes, prowadzący po górach śląskich, czasami teş poza ich terytorium. W ostatnim zbiorze szkiców pt. Martwa natura z niczym powraca znów motyw granicy widzenia, kilka wątków splata się w całość nie do końca jednoznaczną i dopowiedzianą, jak w literackim eseju to bywa. Mówiąc o sztuce, dotykamy rzeczy ostatecznych. Obraz bowiem prowadzi ku najdalszej granicy, ukazuje bowiem to, czego nie ma; znosi sam siebie. W tej prawdzie jest podstawowy problem istnienia sztuki, istnienia przynoszącego zagroşenie, istnienia będącego – nieistnieniem. Brzmi to złowieszczo, choć jest oczywiste: obraz jest tylko odbiciem, a nie przedmiotem. „Tak długo wszystko będzie w porządku, jak długo Narcyz nie zobaczy swej twarzy� – cytuje Waniek przepowiednię ślepego Tejrezjasza z mitu o Narcyzie. Człowiek pierwotny jeszcze nie postrzega własnego odbicia i na tym polega jego „niewinność� – nie jest człowiekiem „stworzonym�, naleşy wyłącznie do siebie. Człowiek dostrzegający własne oblicze (własną „powierzchniowość� – Biblia mówi w Genezis o dostrzeşeniu
Choć jest malarzem o sporym dorobku, Henryk Waniek ostatnio znany jest głównie dzięki swoim ksiąşkom, a o malowaniu mówi w czasie przeszłym – co moşe jedynie martwić tych, którzy jego obrazy pamiętają i cenią. Głównym motywem jego twórczości wydaje się krajobraz, ale motywy przyrodnicze i architektoniczne nie są prezentowane dla swych własnych walorów. Bezpośredni sensualny odbiór świata, spontaniczne przetwarzanie własnych doznań w formę malarską, nie było nigdy dla artysty najwaşniejsze. Owa „bezpośredniość� została w jego poczuciu bezpowrotnie utracona lub stała się jałowa, została rozbita w optyczny labirynt, kosmogram, mandalę. Jest więc w tych obrazach „coś więcej� i to „coś więcej� jest zasadniczą jakością, jak i balastem sztuki Henryka Wańka. Inaczej mówiąc, istnieje tu, poza podstawowym językiem plastycznych znaków, narracja, jakiś intelektualny dyskurs, który wielu krytykom wydaje się całkowicie sztuce plastycznej obcy i niepotrzebny, Stąd teş sztuka, czy teş jej dominująca treść, wydaje się z kolei obca Wańkowi, który nią się posługuje raczej, niş uczestniczy całym sobą. W swoim katalogu z roku 1978 zapisuje: „przez cały czas czuję, şe w uprawianiu sztuki tkwi jakiś fałsz. Szukam rozwiązania tego problemu. Jestem ciekaw przyszłości�. Z tego odległego okresu pochodzi m.in. malarska trawestacja znanej średniowiecznej grafiki przedstawiającej wędrowca, który dochodzi do granicy horyzontu i w swej nieposkromionej ciekawości zagląda w kosmiczną czeluść, poza daną zwykłemu spojrzeniu widzialność, i tam postrzega wieczny ogień i monstrualną, podtrzymującą byt maszynerię. Moşna interpretować to dzieło jako ciekawy symbol dylematu artysty i sztuki w ogóle wobec własnych granic – wobec kresu tego, co przedstawialne. Narastają więc i komplikują się pytania: dlaczego powstają obrazy i czemu słuşą? Czy jest w ich istnieniu jakaś „racja�, niezbędna istnieniu jakość, czy tylko błądzenie i pozór? Czy tworzenie obrazów jest naszym słuşeniem naturze, czy odstępstwem od niej? Czy jest miarą naszej czci dla stworzenia, czy rodzajem uzurpacji? W tym kontekście warto przywołać stwierdzenie Karola Marksa: „Milton tworzył Raj utracony tak jak jedwabnik snuje jedwab. Była to czynność jego natury�. Uderza ono trafnością, jeśli chodzi o fakt zakorzenienia procesu twórczego w nieświadomości. Z drugiej strony dotyczy przecieş jednego z największych intelektualistów swojej epoki, który zawarł w swym dziele niewątpliwie świadome i przemyślane koncepcje teologiczne. Juş w tytule wspomnianego poematu wyraşony jest stan niemoşności powrotu do stanu jedwabnika i skazanie ludzkości na całkowicie pozbawioną automatyzmu „niebezpośredniość� wszelkich poczynań. Problem utraty raju wiąşe się w pewien sposób z koniecznością uprawiania sztuki
105
3JUB 9 JOEE
nagości) staje się człowiekiem odbitym „na podobieństwo� i w tym sensie – człowiekiem powierzchni, şyjącym w sferze obrazu. To, şe istnieje toşsamość zakazu poprzedzającego grzech pierworodny z pierwszym przykazaniem zabraniającym tworzenia wizerunków i ich czczenia (ikonoklazmu), który zapoczątkowuje cały przyszły „grzech sztuki� – to Waniek ukazuje z wielką finezją. Owoc z drzewa poznania jest owocem z drzewa widzenia (wiedzieć = widzieć), moşna rzec – z drzewa mimesis. Historia człowieka zaczyna się od stworzenia; historia sztuki zaczyna się od dekalogu. Ale w istocie to ta sama historia i to samo zwodnicze doświadczenie. Wędrowiec, który patrzy poza horyzont, odkrywa tam przeraşający ogień. Jest to symbolicznie ogień transcendencji, nieprzedstawialnej w istocie prawdy. Gaspar Friedrich, o którym Waniek pisze wiele w tym zbiorze, maluje obrazy ujmujące piękno krajobrazu (równieş gór śląskich). Lecz ich piękno jest nikłe, trochę upiorne i zasadniczo podporządkowane jakiemuś innemu pięknu – niewidzialnemu. Juş w V w. p.n.e. Anaksagoras powiedział, şe „zjawiska są mgnieniem niewiadomego�. Krajobrazy Friedricha to ciągły zmierzch i rozległy cmentarz. Krajobraz w swoim zmysłowym splendorze jest dla niego tylko zasłoną, która bardziej przesłania niş ukazuje. Friedrich jest więc oszczędny: drzewa usychają, słońce zachodzi, właściwie niewiele widać; dlatego rasowy historyk sztuki (Maria Rzepińska) pisze: „Materia malarska tych obrazów jest nikła, brak jej substancjalności i brak dźwięczności kolorystycznej. Friedrich jest raczej poetą niş rasowym malarzem�2. Paradoks polega na tym, şe Friedrich jest „poetą�, będąc wyłącznie malarzem, cóş więc znaczy w tym wypadku bycie poetą? Podobnej ocenie podlega według Rzepińskiej twórczość Blake’a, w twórczości którego „więcej jest literackiej konwencji motywów niş działania specyficznymi środkami ekspresji wizualnej�3. Czym róşnią się specyficzne środki ekspresji wizualnej od niespecyficznych? Jeśli chodzi o Friedricha, sprawa jest dość jasna, jego „mistycyzm natury� jest w duşym stopniu negacją doczesności, ucieczką z rzeczywistości, z pułapki egzystencji, czego nie aprobuje şaden człowiek rozsądny, a szczególnie şaden polityk. Sztuka po części jest równieş terytorium podległym władzy, społecznemu nadzorowi (temu słuşą akademickie reguły) i najbardziej zgodne jest z intencją tego nadzoru rozumienie obrazu jako w miarę pełnego i szczęśliwego odbicia natury. Z punktu widzenia historyka sztuki mistycyzm w malarstwie jest marnowaniem substancji obrazu. Mimo sentymentu, jakim obdarzany jest Platon, znawcy sztuki są skłonni dopatrywać się umiejętności tam, gdzie on widział jedynie partactwo: w uleganiu pozorowi i wyrzekaniu się własnej natury inteligibilnej. Pojawienie się pewnego wglądu, wizji, która kaşe malarzom w jakiś sposób podwaşać stereotypy naszej widzialności, przez historyków sztuki jest więc często określane jako nieudolność albo – „literatura�. Sprawa jest więc jasna jeśli chodzi o Friedricha, mniej natomiast jest jasna, jeśli chodzi o samego Wańka. Wypowiada on bowiem pod koniec tytułowego eseju coś, co jest poniekąd echem ocen juş przytoczonych, tyle şe odnosząc to do twórczości Blake’a: „I tylko w jednym byliśmy zgodni, şe skłóconego z naturą angielskiego rytownika mnoşącego zawzięcie obrazy, ratowała poezja, ale połowa jego dorobku to ryciny i malowidła�4. Myślę,
şe autora tych słów mogło zmylić skomplikowanie (być moşe nadmierne) duchowej postawy Blake’a. Bez sensu jest przecieş nawet przedkładanie jego twórczości literackiej nad plastyczną; jest to jeden splątany organizm, który da się przyjąć lub odrzucić jedynie w całości. Blake nie miał şadnego upodobania do mistyki krajobrazu, do jakichkolwiek realnych podróşy, do jakichkolwiek działań motywowanych przez przyczyny „zewnętrzne�, moşna by mu przypisać zasłanianie okien za dnia (co podobno czynił El Greco), by mu nie zakłócał grecki Apollo wewnętrznego światła. Dlatego Blake samą konwencję przedstawiania natury jako takiej, czegokolwiek, co by miało samoistną, demoniczną moc rzeczy (istoty) oderwanej od umysłu, uwaşał za fałsz. Ale wizja wyłącznie wewnętrzna – tak jak u Blake’a – jest właściwie wizją, która sama siebie znosi, sama sobie przeczy, podwaşa własny splendor, moşna rzec: „wstydzi się sama siebie� (jak mówiono o Plotynie, şe wstydził się swego ciała, swej cielesnej manifestacji). Ten rodzaj mistyki określany jest mistyką jaźni5 (moşna by sądzić, şe jest to jedynie konsekwentny czy krańcowy mistycyzm) i róşni się on, a nawet przeciwstawia romantycznej mistyce natury. Z tego teş powodu Blake nazywał na przykład Wordswortha „ateistą�. W misternym eseju, poświęconym malarskiemu motywowi martwej natury, Waniek mówi, jak to zrozumiałem, şe kaşda natura „uchwycona�, optycznie upolowana, jest naturą „martwą�. W tym sensie „martwa natura� to model obrazu w ogóle, symboliczna sytuacja sztuki, która nic nie zawiera. Moşe nawet jest to jedyna natura dana naszej percepcji i to, şe ona nic nie zawiera, stanowi najbardziej wyzwalający rodzaj poznania? Chwytamy i zatrzymujemy przy sobie i wokół siebie tylko martwe odbicia rzeczywistości, tworzymy z tego coraz bardziej obszerny i nieprzejrzysty labirynt. A „czy nie wystarczy wzrokowi – jak pisze Waniek – mieć przed sobą świat prawdziwy?�6. Z tego, co şywe, tworzymy martwą naturę i fałszywy świat, ale mroczny, nieokiełznany duch tej natury tkwi gdzieś na dnie, ukrywa się we wnętrzu labiryntu przedstawień. Myśliwska magia łącząca Altamirę z malarstwem holenderskim tylko do pewnego stopnia jest skuteczna, bo gdzieś zawsze w tym, co zabijane, czyha to, co zabija, w tym, co organizowane, tkwi zaczyn chaosu. Przed takim fatum przestrzega zarówno mit o Narcyzie, o Edypie, jak Genezis i pierwsze przykazanie dekalogu. Przypisy: 1. Maria Rzepińska, Siedem wieków malarstwa europejskiego, Ossolineum, Wrocław 1988, s. 382. 2. Tamşe. 3. Martwa natura z niczym, s. 216. 4. Podział na mistykę ekstatyczną, z jej dąşeniem do zjednoczenia z kosmosem, naturą, całością, i instatyczną, traktującą z kolei brak jedności, dualistyczne rozdwojenie na świat zewnętrzny i wewnętrzny jako halucynację, znaleźć moşna w pismach Roberta Charlesa Zaehnera. Ten drugi rodzaj mistyki, którego klasyczną postać stanowią Upaniszady, nazywany jest równieş mistyką jaźni, moşe być takşe łączony z neoplatonizmem. Por. J.A. Kłoczowski, Drogi człowieka mistycznego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 20 i nast. Załoşeniem mistyki jaźni jest przeświadczenie, şe świat manifestuje się w świadomości i nigdzie poza nią. W pojęciu „natury�, jakim potocznie się posługujemy, tkwi załoşenie o samoistnych fenomenach istniejących poza jaźnią. 5. Martwa natura z niczym, s. 182.
106
3JUB 9 JOEE
Henryk Waniek, Claire de lune II , 1990, olej, pล รณtno, 50 x 61
Na nastฤ pnej stronie: Henryk Waniek, Wielki Feniks , 1993, olej, pล รณtno, 95 x 145
MOŝLIWE, ŝE MOŝLIWE Rzecz o oszalałym oku JERZY OLEK
Poszukiwanie optymalnego pogranicza stało się juş udziałem ludzi renesansu. Alberti ostrzegał artystów przed oschłością ustaleń naukowych, zalecając im odtwarzanie tego, co widzą własnymi oczami, a nie zdawanie się wyłącznie na ustalenia matematyków, gdyş oni „mierzą wygląd i kształty rzeczy samym tylko rozumem�. Mniej radykalny był w tym względzie Leonardo, uwaşając, şe nie ma prawdziwej wiedzy bez dowodu matematycznego, a artystyczne dociekania chcą być wiedzą równieş. Dlatego taką wagę przykładał do osmotycznych oddziaływań nauki na sztukę, doceniając moc kreacyjną napięcia, jakie powstaje pomiędzy teorią, spełniającą się pod postacią matematycznego dowodu, i praktyką, przybierającą formę przedstawienia „pozoru oderwanego od ściany lub innej płaszczyzny�.
Nieustanne wzbogacanie wiedzy, jaką dysponuje człowiek, powoduje, şe jej granice lokują się w coraz bardziej odległym horyzoncie. Wiele zagadek prędzej czy później zostaje rozwiązanych. Urealniają się rzeczy uchodzące za niemoşliwe. Znamienne, şe fascynacji eksploracją nieznanego ulegają zarówno uczeni, jak i artyści. Jednak ich postawy róşnią się – i to nie tyle stopniem determinacji, ile zakresem konsekwencji. W końcu sztuka nie ma takich doświadczeń jak nauka, w obrębie której rozwiązywanie wielu problemów rozpisanych zostało na pokolenia, czego przykładem moşe być licząca trzy i pół wieku historia udowadniania twierdzenia Fermata. Ale teş nie ma takiej potrzeby. Relacje zachodzące pomiędzy sztuką i nauką stale ewoluują. Był czas, kiedy sztuki wizualne respektowały model sojuszu z nauką i technologią wypracowany przez konstruktywizm i Bauhaus, model, który swój renesans przeşył w okresie konceptualizmu. Jednak od tamtego czasu coraz powszechniej bywa porzucany. Artyści posługujący się w swej pracy wyrafinowanymi technicznie narzędziami świadomie odchodzą od logocentryzmu zachodniej filozofii. Sami, z własnego wyboru, gwałcą naturę języka, jakim się posługują; znaczenia w ich wizualnych tekstach w tym samym stopniu są obecne, co nieobecne; swoje wypowiedzi formułują w opozycji do kultury kierowanej przez ekspertów; buntują się przeciwko wszystkiemu, co uwaşane jest za normę; umykając powszechnej ekstazie komunikacji, nierzadko w ogóle rezygnują z przedstawiania przedmiotów, ograniczając się do eksponowania środków ekspresji i technik wytwarzania, będących z ich woli obiektami estetycznymi, co staje się wyrazem bezinteresowności sięgnięcia po nie oraz spontanicznej nimi ekscytacji. Autonomia sztuki, objawiająca się zarówno w jej definiowaniu, jak i praktyce, wyraşa się w nieograniczonym samourzeczywistnianiu oraz potrzebie niezaleşnych doznań, wolnych od stabilizacji i reguł zinstytucjonalizowanego şycia. Ale zarazem sztuka obecnej doby, sprowadzająca doświadczenia estetyczne do sfery prywatnej i często gustująca w formach ezoterycznych, szeroko korzysta z najnowszych osiągnięć nauki. A zatem liczne obiekty i akcje artystyczne, dalekie od codziennej praxis i z logicznego punktu widzenia „niemoşliwe�, mogą zaistnieć dzięki dyscyplinie myślowej i racjonalnym działaniom konstruktorów. Z jednej zatem strony złudna w swym charakterze sztuka świadomie ogranicza się do utopijnych treści, być moşe po to, by sprowadzać doświadczenie estetyczne do sfery prywatności, z drugiej – w swych aracjonalnych poczynaniach wydaje się uzaleşniona od na wskroś racjonalnych strategii inşynierskich. Obok i strona poprzednia: instalacja Felice Variniego. Salon Peugeota, Paryş, Pola Elizejskie, 2004. Fot. Jerzy Olek
3JUB 9 JOEE
Nie zawsze – kiedy nauka bywa wzorem dla sztuki – ta ostatnia sprowadza się do prostego odwzorowania. Inna rzecz, şe potrzeba pokazywania głęboko tkwi w naturze artystycznej twórczości. Często jednak obraz staje się sobowtórem rzeczy. Wynika to z potrzeby dania widzowi satysfakcji obcowania z czymś, co jest mu dobrze znane. Z drugiej wszak strony wielu artystów, przecząc iluzji dosłownego przedstawiania, opowiada się za takim formowaniem „kreatury�, by stworzone przez nich kształty nie potwierdzały zasadności logiki rozumowania, by zatem podawały w wątpliwość władze poznawcze umysłu, nie pozwalając odbiorcy na wygodne zadomowienie w rozpoznanym i w pełni zaakceptowanym widoku. W końcu nie kaşdy chce widzieć jedynie rzeczy znajome. Prawdą jest teş, şe widzi się nie to, co rzeczywiście widać, lecz to, co chciałoby się zobaczyć, respektując przyjęte reguły reprezentacji. No cóş, widzenie, mając charakter arbitralny, łatwo i chętnie poddaje się konwencjom. Fakt, şe – ze względu na budowę oka – nie jesteśmy w stanie wiernie przedstawić sobie dostrzeganego przedmiotu, co prowadzi do jego nieuniknionej defiguracji, ułatwia artystom podwaşanie schematów percepcji wzrokowej. Prowadząc absurdalne gry wizualne, budując alogiczne struktury obrazowe, konstruują nierozwiązywalne zagadki o wzajemnie wykluczających się porządkach punktów widzenia, fałszywych przestrzeniach i perspektywach zadających kłam rozsądkowi. Egzekwując swoje niezbywalne prawo do wolności twórczej i wykorzystując moşliwości, jakie daje autonomia przedmiotu estetycznego, powołują do istnienia utwory urojone, którymi zapełniają swoje światy na opak, pełne pułapek wizualnych. Bezradny wzrok poddany zostaje bezwzględnej próbie uprawdopodobnienia przedstawień nieprawdopodobnych, szukając ratunku w uznaniu za moşliwe sytuacji niemoşliwych z definicji. Choć zaraz pojawia się pytanie, czy takie są one istotnie.
107
zwie Trzy przecinające się płaszczyzny. Równieş escherowskie płaszczyzny przenikają się pod kątem prostym. Kaşda biegnie do znikającego punktu. Razem wyznaczają pole trójkąta równobocznego, jako jego wierzchołki. Owe płaszczyzny, przecinając się wzajemnie, jako şe zdąşają ku trzem róşnym horyzontom, utworzone zostały z kwadratowych kafli na przemian z pustymi przestrzeniami – stąd w prześwitach widać, co się dzieje na dwóch pozostałych płaszczyznach. W dodatku, dokładnie w środku trójkąta, owe kafle składają się w czworościan, otwarty w stronę widza. „Rzecz� trudna nawet do wyobraşenia. Jednak została narysowana, co nie znaczy, şe dałaby się uprzestrzennić. Zastosowane perspektywy, poprawne lokalnie, gdy spojone zostają w „obraz tajemny�, okazują się „zepsute�. „Widok, jaki widzialna rzecz oferuje naszemu zmysłowemu oku�, by uşyć określenia Heideggera, wymyka się skonfrontowanemu z nią rozumowi.
Krąg zainteresowanych figurami niemoşliwymi i obiektami nieistniejącymi tworzą fizycy, filozofowie, plastycy i psycholodzy. Frapuje ich nie tylko zrelatywizowana geometria, jaką niektórzy z nich się posługują, ale i poddawana krytycznemu namysłowi świadomość, şe forma jest całkowicie uzaleşniona od potencji rozumu, şe myślenie naleşy uwalniać z oczywistości – niekoniecznej przecieş – reprezentacji, şe rzeczy wcale nie muszą być takie, jakie być powinny, i şe warto czasem zaniechać przekonania o realnym istnieniu tego, co przedstawione, by skupić się na uobecnieniu samego przedstawienia. W 1984 r. w łódzkim Muzeum Sztuki odbyła się wspólna wystawa Oscara Reutersvärda i Zenona Kulpy. Podjęli wyzwanie geometrii, które dla obu stanowiły figury niemoşliwe. Interesujące w ramach tej konfrontacji były nie tylko eksponowane rysunki, ale takşe wzajemne spostrzeşenia artystów tyczące ich własnej twórczości.
Mamy tu do czynienia z typowym zjawiskiem, kiedy to bezradne oko musi uporać się z fałszywymi wskaźnikami, raz uznając je za prawdziwe, to znów godząc się na ich nieprawdę. Owszem, umysł potrafi wykreować perspektywiczne przedstawienie konstrukcji, której płaski obraz daje się bez trudu wykonać, problem w tym, şe nie moşna jej zbudować. Znane są jednak wypadki, kiedy znaleziono sposób. Za spektakularny przykład moşe słuşyć model Belwederu Eschera, zrealizowany przez Shigeo Fukudę. Dokonał on zabiegu przecięcia kolumn budowli, przedstawionej na grafice Holendra. Dzięki temu nadal były proste, forma całego obiektu zaś z jednego punktu widzenia jawiła się jako prawidłowa. Z kolei słynny sześcian Niekonstruowalne pudło Eschera zmaterializował Mathieu Hamaekers. Uczynił to przez odpowiednie wygięcie słupków szkieletu sześcianu, które w jednym ujęciu nadal sprawiały wraşenie prostych. Ja posłuşyłem się komputerem, za pomocą którego obróciłem pozornie regularną figurę, pokazując w ten sposób, şe sześcian niemoşliwy jest wykonalny, i to bez wyginania jego poszczególnych elementów. Oczywiście, z boku nie wygląda jak sześcian, raczej przypomina rozłoşony częściowo statyw.
Kulpa o Reutersvärdzie: „Jego praca łączy w sobie intuicyjny i nieformalny styl pracy artysty z systematycznym, rozumowym i logicznym podejściem uczonego badającego nowy świat – świat, który zdaje się nie istnieć, świat niemoşliwego. W naszym myśleniu i postrzeganiu jesteśmy silnie ograniczani przez tak wiele nawyków adaptujących nas do naszego codziennego, zwykłego otoczenia, şe nabieramy przekonania, iş nasz zwyczajny sposób widzenia świata jest sposobem jedynym – typowa ››megalomania codzienności‚‚. (‌) Aczkolwiek szereg innych artystów (a liczba ich wzrasta!) uşywa ››niemoşliwych efektów‚‚ w swoich pracach, Reutersvärd ciągle pozostaje nieprześcigniony w tym podboju niemoşliwego, dzięki wszechstronności połączonej z czystością i oszczędnością środków wyrazu. Odrzucając wszelkie uboczne efekty mogące zakłócać osiąganie celu zasadniczego, ogranicza się on w swych rysunkach do perspektywy aksonometrycznej (lub ››japońskiej‚‚ )�. Reutersvärd o Kulpie: „Kulpa wniósł wielce odkrywczy i zasadniczy wkład do międzynarodowej dyskusji na temat fenomenologicznego i ontologicznego statusu figur nieeuklidesowych. Stwierdza on w nich [artykułach] przekonująco, şe rozwiązania tego zawiłego problemu nie naleşy szukać przede wszystkim w dziedzinie geometrii i nauk ścisłych, lecz raczej w ramach epistemologii i psychologii. To, co obserwator postrzega jako mniej lub bardziej niemoşliwe obiekty, są to zasadniczo przypuszczenia oparte na mniej lub bardziej właściwej interpretacji rozwaşanych figur. (‌) W tej kategorii rysunków Kulpa tworzy zatem obiekty reprezentujące bryły. Lecz wiele jego niemoşliwych konstrukcji innych rodzajów jest równie wartych uwagi i równie frapujących – mianowicie te, w których granica między figurą a tłem jest płynna i fragmentaryczna. Kulpa sam przypisuje dodatkowe znaczenie temu typowi rysunków – uwaşa, şe wykazują one ››silniejszą niemoşliwość‚‚ niş figury przedstawiające bryły�.
Jeşeli nie spróbuje się nadać materialnego kształtu trójwymiarowej niemoşliwości zawartej w dwuwymiarowym rysunku, oko po wielekroć dokonuje przestrzennej absurdacji, mocno trzymając się obydwu wniosków. Mózg, rejestrując widzenie, jednocześnie jest świadomy, iş ów obiekt nie istnieje w rzeczywistości. Wspomagane przez umysł spostrzega i... nie akceptuje, przyjmuje figurę za obecną i... nie daje zgody na jej egzystencję. W końcu wycofuje się z ostatecznej diagnozy, rezygnując z decyzji, czy to „coś�, na co patrzy, jest czymś, czy jest to „nie-coś�. Oglądany obiekt nie daje jednak spokoju. Jest niemoşliwy, owszem, ale przecieş zachowuje wszystkie geometryczne prawa, które respektują figury moşliwe. Gdzie więc tkwi paradoks? W tym, şe wszystkie części z osobna (kaşda odseparowana okiem od reszty) są poprawne, całość jednak w sposób jawny jest wewnętrznie sprzeczna. Mamy tu zatem do czynienia nie z przedmiotem, lecz ze schematycznym porządkiem liniowym, na swój sposób prawidłowym, jednakşe niepozwalającym oku na pewność. Tego rodzaju inwersja frapuje i niepokoi. Transformuje w nieosiągalną przestrzeń.
Jedną z najbardziej znanych figur jest trójkąt niemoşliwy, narysowany przez Reutersvärda w 1934 r. i powtórnie odkryty 24 lata później przez Lionela i Rogera Penrose’ów (zdarza się, şe ustalenia naukowców poprzedzane są przez intuicje artystów). Ów „trójbok� jest bryłą wewnętrznie sprzeczną, gdyş zbudowaną z trzech kwadratowych w przekroju beleczek, połączonych w wierzchołkach pod kątami prostymi. Kaşde naroşe z osobna wydaje się prawidłowe, całość jest jednak nie do przyjęcia. Podobnie jawi się – jako „rzecz�, będąca jedynie kompleksem niespójnych wraşeń – drzeworyt Eschera z 1954 r. o na-
Paradoksy odwzorowania przestrzeni ujawniają się nie tylko pod postacią figur niemoşliwych. Iluzoryczny obraz świata uzyskuje się takşe dzięki zastosowaniu radykalnej postaci perspektywy. Za przykład mogą słuşyć anamorfozy, wprawdzie respektujące zasady perspekty-
108
3JUB 9 JOEE
W związku z powyşszym moşna zadać pytanie, czy przedmiot przedstawienia musi istnieć naprawdę. Czy nie wystarczy wyobraźni, ba, nawet zmysłom, sama jego idea? Według George’a Berkeleya – w zupełności. Sobie współczesnym wykładał: „panuje powszechne przekonanie (a czyni je bezspornym to, co zdarza się w snach, w obłędzie i tym podobnych stanach), iş jest moşliwe, byśmy tych idei, które mamy teraz, doznawali takşe wówczas, gdyby nie istniały na zewnątrz umysłu şadne ciała do nich podobne (...). Krótko mówiąc, gdyby ciała zewnętrzne istniały, to nie moglibyśmy nigdy się o tym przekonać; gdyby zaś ich nie było, moglibyśmy mieć zupełnie te same racje, jakie mamy teraz, by myśleć, şe istnieją�. Ale czy byłby w stanie pozyskać dla swoich mniemań nas – racjonalistów, podejrzliwych analityków, realistów?
wy linearnej, ale w skrajnym wydaniu. W ich przypadku deformacja obrazu osiągana jest poprzez zdecydowane odsunięcie punktu centralnego od punktu zbiegu linii wychodzących z oka, przy czym punkt widzenia winien być lokowany moşliwie blisko płaszczyzny, na której umieszczone zostało malowidło. Wystarczy zatem zmienić punkt widzenia, by podwaşyć aksjomatyczną nieomal stabilność geometrycznej konstrukcji, uznanej w renesansie za kanon klasycznej perspektywy. Znamienne, şe do deformacji uşywa się tych samych narzędzi, które zapewniają poprawność perspektywicznego odwzorowania. Co oznacza, iş umowną obiektywizację osiąga się w ten sam sposób, w jaki się ją podwaşa. Doprowadzone do skrajności przestrzeganie reguł w powiązaniu z doskonaleniem – do ostatecznych granic – przyjętej formy prowadzi nieuchronnie do ujawnienia niespójności i wewnętrznych sprzeczności w przestrzeni poddanego geometryzacji świata widzialnego. Technika reprezentacji okazała się halucynogenna.
Mamiące wyobraźnię obrazy fałszywe niezmiennie prowokują do „optycznego myślenia�. Jego rezultatem miałoby być takie konstruowanie obrazu w umyśle, by dał się przełoşyć na przedmiot. Jednak to, co w widzeniu wydaje się osiągalne, w rzeczywistości nie ma szans powodzenia. Rzecz zobrazowana zazwyczaj pokazana zostaje z wybranego punktu widzenia. Kiedy tak przedstawiony przedmiot przychodzi wykonać realnie, musi on być dostępny dla wszelkich moşliwych spojrzeń. A to nie zawsze daje się osiągnąć. W malarstwie czy fotografii mamy do czynienia ze scenami ujętymi pod określonym kątem, co wcale nie znaczy, şe gdyby kąt zmienić, wszystko w tej scenie by się nie rozpadło. Tak jest z odbiorem instalacji Variniego, z oglądaniem jego geometrycznego malarstwa wpisanego w urozmaiconą architektonicznie przestrzeń. Równieş w tym wypadku mamy do czynienia z pewnego rodzaju niemoşliwością. Otóş nie jest moşliwe równoczesne postrzeganie namalowanej figury oraz jej tła. Kiedy natrafia się na właściwe do odbioru miejsce, widzi się wyjętą z tła figurę, kiedy zaś przechadza po pomieszczeniu, dostrzega się głównie tło rozczłonkowane na liczne elementy. Ma rację Varini, mówiąc: „Nie ma wiedzy bez punktu widzenia�. Zachodzi tu pewne podobieństwo z oglądaniem typowego obrazu. Albo patrzy się na jego powierzchnię, czyli malaturę, albo – nie widząc jej – podziwia się, poprzez obraz, przedstawioną na nim scenę.
Nasz sprzeciw względem widzialnych istności, które umykają logice, oraz niezborne z takim nastawieniem marzenie o bezpośrednim doznawaniu intrygujących zwodniczości, spojone razem, wywołują permanentny stan zawieszenia mającego dokonać się wyboru pomiędzy odbiorem rzeczy, jakimi są – same w sobie, a jakimi nam się wydają lub jakimi być powinny. Ustawiczne zderzanie się moşliwego z niemoşliwym, zastanego z oczekiwanym, prowadzi do konstatacji, şe poprzez barierę, jaką jest obraz, przejść po prostu się nie da. Moşna próbować wtopić się w lustro, ale nie sposób znaleźć się w sztucznie wytworzonym obrazie, nawet najdoskonalszym. Reprezentacje, z jakimi mamy do czynienia, nierzadko narkotyzujące wzrok, uwodzące swoją mimetycznością, urzekające pięknem pozoru – nie tylko şe nie odsyłają nas do niczego zewnętrznego, wyłącznie na sobie samych skupiając uwagę, to jeszcze w dodatku wyzywająco nas od siebie odseparowują, na dystans trzymając „przed�. Według Baudrillarda, granica między rzeczywistością a jej przedstawieniem została zatarta, zatem prawdziwa obecność to obecność samego obrazu, a nie przedstawionej na nim rzeczywistości, która – jak francuski humanista uwaşa – stała się nieosiągalna w formie niezapośredniczonej. Być moşe tak właśnie jest w wymiarze epistemologicznym, lecz nie ontologicznym. Wszak nie zrównujemy się z obrazem, ciągle stoimy przed nim.
Interesująco byłoby przyjrzeć się, jak doznaje moşliwego i niemoşliwego, dotykanego bezpośrednio i po latach zobaczonego na odległość, obrazu przewrotnie wykreowanego przez artystę i naturalnego stanu rzeczy chłopiec, którego doświadczenia ze spóźnionym widzeniem opisał Berkeley. W Theory of Vision Vindicated and Explained z 1733 r. podaje: „Kiedy on [chłopiec] pierwszy raz przejrzał na oczy, daleki był od wyrobienia sobie jakiegokolwiek sądu o odległościach, gdyş, jak mu się zdawało, wszystkie przedmioty, których dotykał swoimi oczami (tak to wyraził), były jak te, które czuł własną skórą (‌) Nie umiał wzrokiem rozpoznać kształtu şadnego przedmiotu ani róşnicy między jedną rzeczą a drugą, bez względu na ich formę i wielkość. Potrafił jednak określić przedmioty, których formy poznał wcześniej dotykiem i – jak stwierdził – poznawał je ponownie. Mając zbyt wiele przedmiotów do nauczenia się za jednym zamachem, zapominał wiele z nich. I (jak powiedział) uczył się najpierw rozpoznawać rzeczy, by po stokroć dziennie zaraz je zapomnieć. Nawet kilka tygodni po zdjęciu katarakty zwodziły go nieustannie obrazy. Zapytywał, który ze zmysłów wprowadza go w błąd: zmysł dotyku czy wzroku?�.
Powiada się, şe rzeczy zanikają, wypierane przez ich reprezentacje, şe obecność przedstawień unieobecnia przedmioty, şe ludzkim oczom wystarcza obraz, by ufać temu, co pokazuje. Nie ma zatem potrzeby budowania figur niemoşliwych, skoro dostateczną rękojmią ich realnego istnienia mogą być reprezentujące je złudne przedstawienia. W wypadku fotografii dokumentalnej wiara w jej rzetelność jest często tak głęboka, şe rzecz przedstawiona wybija się przed nią, uniewaşniając niejako samą fotografię, która przez to zdaje się zanikać. Podobnie bywa z kaşdym przedstawiającym obrazem. Czy ma to jednak oznaczać, şe sama obrazowość ma nam wystarczać? ŝe mamy zrezygnować z prób uwiarygodniania tego, co na wizerunku jedynie zasugerowane; uwiarygodnienia przedmiotem stworzonym według obrazu? Oczywiście to, co przedstawione, choć moşe, nie musi być prototypem. Wielu zadowala się wyłącznie tym, co w obrazie odwzorowane, mniemając, şe uobecnienie się w odwzorowaniu jest tym samym, co faktyczne uobecnienie odwzorowanego.
109
3JUB 9 JOEE
przestawi się wzrok na szczegół. Merleau-Ponty naturalną percepcję przeciwstawiał przedstawieniu, implikującemu analizę i refleksję. Ale owa analiza dotyczyć moşe równieş struktury poznawanej rzeczywistości, którą w wypadku obrazu Seurata jest nieskończona ilość drobnych punktów czystych barw. I znowu pojawia się pytanie, co jest czym i co jest przed czym. Czy kiedy podziwia się ten precyzyjnie skonstruowany obraz, zbudowany zgodnie z zaleceniami Eugène’a Chevreula, zawartymi w jego naukowym dziele O prawie kontrastu symultanicznego barw, widzi się scenę wyalienowaną swoim przesłaniem z tego, co fizycznie ją tworzy, czy teş owa scena na brzegu wyspy przefiltrowuje się ku naszym oczom przez migotliwą materię malarską? Co tu jest złudzeniem prawdy niesionej przez obraz, a co imitacją unaukowionego pojmowania rzeczywistości?
I znów, jak po wielekroć, pojawia się fundamentalne pytanie: czym jest postrzeganie? Berkeley nie miał wątpliwości: esse est percipi („istnieć znaczy być postrzeganym�). Ta klasyczna formuła z Traktatu o zasadach ludzkiego poznania (1710), o ile ją przyjąć, wywołuje określone następstwa. Jeşeli bowiem istnienie toşsame jest z byciem przedmiotem percepcji, to i sama percepcja, by istnieć, musi być postrzegana. Coś istnieje dzięki percepcji, ale i percepcja zawdzięcza istnienie percepcji. Jak jednak postrzegać postrzeganie? Na czym polega owo samopostrzeganie, które Gottfried W. Leibniz nazwał apercepcją? Skoro percepcja jest bezpośrednim i naocznym ujęciem czegoś, muszą z niej wynikać określone implikacje, chociaşby znany z teorii poznania percepcjonizm. Według Małego słownika terminów i pojęć filozoficznych (Warszawa 1983) jest to „Stanowisko wyraşające się w tezie, şe spostrzeşenie zmysłowe bezpośrednio kontaktuje podmiot z rzeczywistością zewnętrzną względem niego oraz şe stanowi ono podstawę poznania, a przez to i wiedzy�. Ale poza zewnętrznymi istnieją takşe postrzeşenia wewnętrzne, odnoszące się do podmiotu. W XVIII wieku oddzielano adresowaną do konkretnego przedmiotu percepcję od niedającego się sprecyzować wraşenia. Opozycję tę zniosła dopiero Gestalttheorie (teoria postaci), uznając percepcję za globalne wraşenie i zaprzeczając tym samym jej „atomistycznemu� pojmowaniu, które polegało na twierdzeniu, şe jest całością złoşoną z wielu elementarnych wraşeń. P. Guillaume wypowiedział znamienne słowa: „Nie percypujemy najpierw liści, a potem dopiero drzewa; nie słyszymy najpierw nut, a potem melodii; postrzegamy od razu całe drzewo czy całą melodię, a dopiero potem uczymy się rozróşniać liście i nuty�. To samo dotyczy malarstwa postimpresjonistycznego. Patrząc na Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte Georges’a Seurata, nie widzi się najpierw puentylistycznej struktury, lecz przedstawioną scenę, albowiem małe plamki czystych barw, którymi pokryte jest całe płótno, mieszają się w oku widza. Dostrzega się je dopiero, gdy
Niby-iluzja, pseudoiluzja, kontriluzja, iluzja iluzji. Chroniąca nas przed rzeczywistością iluzja perfidnie bawi się z naszą świadomością. Pozostaje posłuchać Heideggera i stale utrzymywać „trzeźwą gotowość do dziwienia się czemuś nadchodzącemu z wczesności�; utrzymywać ją mimo surowego osądu zwodzicielskich działań, jakiego Nietzsche dokonał w Wędrowcu i jego cieniu, zalecając postrzegać „artystę jako oszusta�: „Poeci, ś w i a d o m i władzy, rozmyślnie zmierzają do tego, şeby to, co zwykle nazywa się rzeczywistością, oczernić i w niepewne, pozorne, nieprawdziwe, grzeszne, bolesne, zwodzicielskie przekształcić, korzystają z wszystkich wątpliwości co do granic poznania, ze wszelkich wykroczeń sceptycznych, şeby rozciągnąć nad rzeczami fałdzistą zasłonę niepewności, a przez to, şeby w tym przyćmieniu ich czarnoksięstwo i magia duchowa bez wątpienia były rozumiane jako droga do ››prawdziwej prawdy‚‚, do ››rzeczywistej rzeczywistości‚‚!�. Wątpliwe, czy powyşsze uwagi moşna odnieść tylko do artystów. Wszak w naturze człowieka leşy coś, co pozwala – za Merleau-Pontym – nazwać go „geniuszem dwuznaczności�.
110
3JUB 9 JOEE
SCHIZOFONIA
szaleństwo z dźwięku płynące? TO M A S Z M I S I A K
Skoro tylko podaję w wątpliwość, czy wydarzenie, o którym sobie przypominam, naprawdę się kiedyś wydarzyło, na samego siebie rzucam podejrzenie szaleństwa; byłoby bowiem tak, jak gdybym nie był pewny, czy to nie był wyłącznie sen. Artur Schopenhauer
lający, jest w ogóle moşliwe? Pamiętamy próby filozofów w tym zakresie; czy są przekonujące? Bohater Solaris rozwaşa mniej tradycyjne rozwiązanie: „Pomyślałem, şe mógłbym zaşyć jakieś lekarstwo, jakiś silnie działający środek, na przykład peyotl lub inny preparat, który wywołuje omamy i barwne wizje. Przeşycie takich fenomenów udowodniłoby, şe to, co zaşyłem, istnieje naprawdę i jest częścią materialnej, otaczającej mnie rzeczywistości�. Zaraz jednak wychodzi na jaw niedostateczność takiego rozumowania. Skoro bowiem wiadomo, jak powinien działać zaşyty środek, to moşe przecieş być tak, şe „zarówno zaşycie tego lekarstwa, jak i spowodowane przez nie efekty stanowić będą jednakowo twory mej wyobraźni�2. Narkotyki nie pomogą zatem w potwierdzeniu toşsamości świata (sic!). Gdy juş wydaje się, şe wszelkie próby wydają się skazane na poraşkę, pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony. Rozwiązanie jest proste. Od urządzeń obliczeniowych umieszczonych na okrąşającym Galaktykę Sateloidzie naleşy pozyskać dane dotyczące połoşenia Solaris, a następnie dokonać tych samych obliczeń za pomocą znajdującego się na stacji komputera. „Jeşeli nawet cyfry dostarczone przez Sateloid nie są rzeczywistością, tylko płodem mego obłąkanego umysłu, to i tak nie będą się mogły pokryć z drugim szeregiem danych liczbowych. Mózg mój moşe być bowiem chory, ale nie byłby – w şadnych okolicznościach – w stanie przeprowadzić rachunku wykonanego przez wielki kalkulator Stacji, gdyş wymagałoby to wielu miesięcy czasu. A zatem – jeśli cyfry będą się zgadzały – to wielki kalkulator Stacji istnieje naprawdę i posługiwałem się nim w rzeczywistości, a nie w majaczeniu�3. To zatem dokładna matematyczna kalkulacja oraz zaawansowana technologia, której parametrom nie jest w stanie sprostać ludzki umysł, zaświadczają o realności świata i potwierdzają nasze w nim funkcjonowanie.
Ciekawe, şe wcale nie podejrzewam się o obłęd, a nawet widzę wyraźnie, şe nie ma o tym mowy: wszystkie owe zmiany dotyczą tylko przedmiotów. A przynajmniej chciałbym, şeby tak było. Jean Paul Sartre Świat często wydaje nam się dziwny, wydarzenia, których jesteśmy świadkami – nierealne, a my sami niepewni swojego istnienia. Niektórzy przekonują, şe te podstawowe, choć mimo to niepowszechne, odczucia były źródłem filozofii. Filozofii, która miłując samą siebie, zawsze powraca do swych źródeł, potwierdzając tym samym nieustannie swój początek oraz zapewniając sobie nieśmiertelność (co moşe słuşyć za pochwałę, a niekiedy staje się kierowanym w jej stronę zarzutem). Pytanie o samego siebie będzie zatem nieustannie ponawiane; a şe świat wydaje mi się dziwny, to odpowiedzieć trzeba, czy ta dziwność odbierana jest przez wszystkich, czy teş jest wynikiem tkwiącej we mnie deformacji. Aby jednak nie dać się od razu zwieść narcystycznym wdziękom tradycyjnej filozofii, spróbujmy sięgnąć po odpowiedź gdzie indziej. Swą aktualność potwierdzają w tym kontekście wizje i przestrogi zawarte w Solaris. Stanisław Lem jak w soczewce skupia w tej, napisanej pomiędzy 1959 a 1960 rokiem, powieści problematykę dziwności świata i związane z nią pytanie o autoistnienie. Stawiając wykreowane przez siebie postaci w sytuacjach, które w niczym nie przypominają naszych codziennych doświadczeń, stwarza świat naznaczony klaustrofobiczną tęsknotą za swoim wnętrzem; świat daleki i bliski zarazem. Główny bohater Solaris, raşony nieprawdopodobieństwem wydarzeń, w których uczestniczy, i nieuzasadnionym zachowaniem ludzi, z którymi się spotyka na stacji kosmicznej odległej planety, traci pewność co do realności miejsca, w którym się znajduje. Czy wszystko, co go otacza, dzieje się naprawdę, czy jest wynikiem nieokreślonych zaburzeń przemęczonego mózgu? Aby odpowiedzieć na to pytanie, „naleşało [...] przeprowadzić przede wszystkim jakiś pomyślany logicznie eksperyment na samym sobie – experimentum crucis – który wykazałby mi, czy naprawdę oszalałem i jestem ofiarą majaków własnej wyobraźni, czy teş, mimo absurdalności i nieprawdopodobieństwa, moje przeşycia są realne�1. Czy jednak wymyślenie eksperymentu, którego rezultat w tym względzie byłby zadowa-
**** Ciekawe, jakie zdanie na temat zaproponowanej przez Lema wizji mieliby zamarkowani na początku tego szkicu Schopenhauer i Sartre? Wielki kalkulator jako maszyna diagnostyczna szaleństwa egzystencji? Zanim jednak zabrniemy za daleko, proponuję odwrócić problematykę i zastanowić się nad... dźwiękową stroną towarzyszących nam na co dzień, mechanicznych i elektronicznych urządzeń. Jak zmienia się nasze dźwiękowe otoczenie wraz z zagęszczaniem technologicznej infrastruktury? Jak wpływają na nas dźwięki emitowane przez technologicznie zróşnicowane zaplecze współczesnego świata? Jakie dźwięki wydawał wielki kalkulator na solaryjskiej stacji? Szaleństwo z dźwięku płynące?
111
3JUB 9 JOEE
champa – Georg Schwerdtfeger – w 1949 roku ogłasza róg 53. Ulicy i Trzeciej Alei w Nowym Jorku dziełem sztuki. I bynajmniej nie jest to gest podyktowany wyłącznie bezradnością; to swoisty manifest mający zachęcić wszystkich, by „zaczęli tworzyć swoje własne dzieła, mając uszy szeroko otwarte, a umysł zupełnie nieskrępowany şadnymi ramami, şadnymi znanymi formami, konwencjami, stylami, chwytami, şebyście bez şadnych oczekiwań i załoşeń chłonęli dźwięki i ciszę, i ich wzajemne napięcie – ich odwieczną grę, w której nie ma strony zwycięskiej. Inaczej niş w naszej muzyce artystycznej, gdzie przyjęło się, şe muzyka to ››uporządkowany dźwięk‚‚. Ale ile zjawisk w ten sposób jest skreślanych, ile nieuporządkowanych dźwięków, ile uporządkowanej i nieuporządkowanej ciszy. Czy naprawdę chcecie to wszystko skreślić? Czy nie warto – choć przez chwilę – odbierać wszystkiego jako muzyki?!�10. Zapewne część z nas z radością przyłączyłaby się do Schwerdtfegera (ale chyba nikt nie chciałby podzielić jego losu11). Pamiętając jednak, jak z upływem lat zmieniało się nasze otoczenie dźwiękowe oraz mając na uwadze proklamacje futurystów, pojawia się postawione w nowych warunkach pytanie, czy nadal – dzisiaj – chcielibyśmy się podpisać pod dźwiękowym pejzaşem wielkomiejskich ulic. Oczywiście (uszywiście!) wielu juş to zrobiło. Od Luigiego Russolo z jego intonorumori czy Edgara Varese, który od lat 20. poprzedniego stulecia z upodobaniem wykorzystywał w swych kompozycjach dźwięki syren alarmowych12 – przez Johna Cage’a włączającego do muzyki wszystkie dźwięki, jakie moşna usłyszeć, czy „konkretystów� pod wodzą Pierre’a Schaeffera – po eksperymenty industrialu i dzisiejsze poszukiwania muzyki elektronicznej utwierdzamy się w przekonaniu, şe dobrze nam z hałasem, a przejście ulicami wielkich miast moşe dostarczyć nam szeregu interesujących doznań akustycznych. Co innego jednak podpisać się pod dzisiejszą fonosferą czy teş wykorzystywać jej elementy do własnej twórczości, a co innego wpisać się w otaczające uniwersum dźwiękowe. Zadanie utrudnione, biorąc pod uwagę stan klimatu akustycznego ostatnich lat13. Ambient z jednej, illbient z drugiej czy idea deep listening z trzeciej strony próbowały sprostać tej potrzebie; proponowane w tych ramach kompozycje – stapiając się z otoczeniem – stanowiły zarazem konkretyzację muzyki mającej być integralną częścią otaczającego środowiska. O ile jednak większość tych propozycji świetnie sprawdza się na wsi bądź nocą, to trudno o propozycje, które mogłyby się wpisać w dźwiękowy spektakl centrów miast w godzinach szczytu komunikacyjnego. Nie oznacza to, şe jesteśmy bezradni, ale z pewnością naraşeni; na co? – tego dokładnie nie wiadomo, ale jak rykoszetem powraca chromofoniczna intuicja futurystów i związane z nią pytanie o stopień i zakres oddziaływań dźwiękowych. Jak wpływają na nas dźwięki dzisiejszego świata, na ile nas zmieniają, czy jesteśmy przygotowani do podjęcia konstruktywnej gry ze współczesnym otoczeniem dźwiękowym? Podobne pytania przez wiele lat zaprzątały głowę Murraya R. Schafera. Ten kanadyjski kompozytor, teoretyk i ezoteryk w jednej osobie, większość swojej twórczej pracy poświęcił rozpoznaniu dźwiękowego i brzmieniowego oblicza świata oraz moşliwych sposobów naszej w nim partycypacji. Konsekwencje, jakie wyprowadził ze swoich badań, nie napawają optymizmem. Schafer, podobnie jak niegdyś Cage, uwaşa, şe „dziś wszystkie dźwięki naleşą do continuum moşliwości znajdujących się wewnątrz wszechogarniającego królestwa muzyki. Oto nowa orkiestra: uniwersum dźwiękowe! A oto muzycy: wszyscy i wszystko, co brzmi!�14; wnioski, jakie z tej kon-
Próbując określić charakter dzisiejszych doświadczeń audiowizualnych, Maryla Hopfinger przypomina, jakim zmianom przez stulecia podlegało otaczające nas uniwersum dźwiękowe. Do wieku XIX, kiedy to panował werbalny typ kultury, z właściwym sobie typograficznym nastawieniem percepcyjnym, ilość bodźców słuchowych była skromna: „pianie koguta, śpiew ptaków, naturalne sygnały i obrazy przyrody, dzwony kościelne, zgrzyt kół furmanek, wozów drabiniastych, powozów, zgiełk jarmarków i odpustów�4. Sytuacja stopniowo ulegała zmianie przez cały wiek XIX, co u jego schyłku zaowocowało powstaniem kultury audiowizualnej z towarzyszącą jej percepcją kinową. W efekcie poszerzyła się teş sfera dźwiękowa: „syreny fabryczne, gwar ulicy, pisk opon, dźwięk przelatującego samolotu, odgłosy kolei şelaznych�5. Od drugiej połowy wieku XX moşna juş mówić o percepcji audiowizualnej w kulturze. Uzupełniając autorkę, naleşy zwrócić uwagę na kolejne nowe dźwięki otoczenia: odgłos startujących rakiet i statków kosmicznych, dźwięki mobilnych telefonów, szum komputerów. Dzisiaj mamy zaś do czynienia z kulturą multimedialną i związaną z nią percepcją elektroniczną: „Elektroniczna audiowizualność multimedialna [...] powołuje zintegrowany, pulsujący bogactwem informacji, funkcjonalnie zrównowaşony, kolorowy i stereofoniczny obrazodźwięk. Uderza rosnącą rolą dźwięku, dynamizmem, szybkim rytmem zmian�6. Wraz z postępującą zmianą najbardziej nawet elementarnych sygnałów audialnych przekształceniu podlega całe zamieszkiwane przez nas uniwersum dźwiękowe. To oczywiste (uszywiste?). Mniej oczywiste, bo ukryte, choć przez to moşe bardziej istotne7 jest natomiast to, şe zmiany continuum dźwiękowego mogą takşe wpływać na świat pozadźwiękowy. Juş na początku XX wieku zwrócili na to uwagę włoscy futuryści, proklamując swoją chromofonię. Dźwięki nie oddziałują na nas jedynie bezpośrednio, wpływają takşe na układ i koloryt całej atmosfery. W 1913 roku Enrico Prampolini pisał: „Przyznając naszej wraşliwości wzrokowej moc rozróşniania wibracji chromatycznych pochodzenia optycznego, musimy teş zaakceptować w całości wypowiedź naukową, która oznajmia, şe w atmosferze istnieją równieş wibracje chromatyczne pochodzenia dźwiękowego, które dają się uchwycić naszym zmysłem wzroku, i şe obydwie są przejawami siły, która jest w stanie wpływać na atmosferę, a przez to i na świadomość człowieka�8. Futuryści jak nikt inny wówczas zdawali sobie sprawę z konsekwencji swoich odkryć, o czym świadczą m.in. ich płomienne manifesty. Dźwięki, które obok szmerów i zapachów przejawiają się w najbardziej intensywnych drganiach, a przez to w największym stopniu wpływają na otaczającą rzeczywistość, zasługują na szczególną uwagę artystów. Przede wszystkim dlatego, şe niosą ze sobą zapowiedź moşliwości wywoływania doświadczeń synestetycznych – stąd zapowiadane przez nich „malarstwo dźwięków, szmerów i zapachów�. Nie dziwi zatem wprost sformułowane stwierdzenie, şe to właśnie dźwięk jest „fenomenem najlepiej się nadającym dla wyznaczenia nowych moşliwości ekspresyjnych człowieka�9. Šatwo bowiem sobie wyobrazić, jaka władza spoczywa w rękach artystów, którzy poprzez swoje konstrukcje i dźwiękowe manipulacje mogą wpływać na najblişsze otoczenie, niepostrzeşenie kształtujące naszą świadomość. Ale to równieş krok w stronę sztuki totalnej. Skoro w naszych codziennych wędrówkach po ulicach miast płyniemy unoszeni i prowadzeni przez ulotne fale dźwiękowe, to dlaczego by nie uznać ich za gotowe dzieła sztuki? Kilkanaście lat po nawoływaniach futurystów, juş w innych okolicznościach, choć po podobnych doświadczeniach, swego czasu kompan szachowy Marcela Du-
112
3JUB 9 JOEE
określenia środowiska dźwiękowego stan ten oceniany jest jako niepoşądany. Dźwięki, odrywając się od swojego pierwotnego kontekstu, dostarczają błędnych informacji, kierując nas w ten sposób w ślepe uliczki naszego dźwiękowego domostwa, co wprowadza zamęt i wywołuje swoistą konfuzję. Przy okazji mamy do czynienia z ciekawym problemem: jak zmienia się nasze podejście do dźwięku pod wpływem eksperymentów muzyki elektronicznej. Schafer stawia jednak inne pytanie: jak odnaleźć się we współczesnym świecie, w którym nasze kroki, słowa, gesty, zagłuszane, zostają w miejskiej fonosferze, a dźwięki zagłuszające nie wskazują właściwych kierunków. Zagłuszające wypiera zagłuszane, nie oferując w zamian substytutu. Czy zatem moşliwe jest wymknięcie się schizofonii? Kluczem do rozwiązania tego naglącego pytania jest inne pojemne określenie: soundscape – kolejny słowotwór powstały na podobieństwo słowa juş w słownikach funkcjonującego. Przez analogię z terminem landscape, soundscape to, w myśl ustaleń Schafera, pejzaş dźwiękowy. Określenie, które z niezwykłym upodobaniem stosował do swoich kompozycji Robert Fripp18, ostatnio coraz bardziej popularne w dyskursie filmowym19, w koncepcji Schafera ma swoje szczególne znaczenie. Najprościej rzecz ujmując, pejzaş dźwiękowy to wyodrębniona przez nasze akty percepcyjne część uniwersum dźwiękowego. Percepcja, na którą zwraca się tutaj uwagę, nie jest jednak bierna, to aktywność nastawiona twórczo. Soundscape jest wynikiem naszych wielowymiarowych wzajemnych zaleşności z otoczeniem dźwiękowym. Takie określenie potrzebne jest do wzmocnienia idei ekologicznych, ale teş podkreśla rolę naszej kreatywności. „Czy dźwiękowy pejzaş świata jest niezaleşną kompozycją, nad którą nie mamy kontroli, czy teş to my właśnie jesteśmy jej twórcami i wykonawcami odpowiedzialnymi za jej formę i piękno?�20 – zapytuje Schafer i nietrudno jest się domyślić, jaka jest jego odpowiedź. W ideę soundscape wpisane są teş dwa inne pojęcia: hi-fi oraz lo-fi. To terminy, które określają dwa róşne stany wzbudzenia pejzaşu dźwiękowego, a zarazem wskazują na dwie moşliwości naszej partycypującej kreatywności. „Mianem hi-fi określamy system o korzystnym stosunku sygnału do zakłóceń�21. Takiego stanu łatwiej jest nam doświadczyć nocą niş za dnia, raczej na wsi niş w mieście i, co sugeruje Schafer, bardziej powszechne było w czasach dawniejszych. Środowisko hi-fi utkane jest z wyraźnych, wyodrębnionych, choć nie natarczywych, ulotnych dźwięków. Przez swoją subtelność hi-fi prowokuje nas niejako do dźwiękowej aktywności (soundmaking). W takim bowiem środowisku utrzymana jest jeszcze naturalna równowaga pomiędzy słuchaniem a wytwarzaniem dźwięków. Wówczas kaşdy wydawany przez nas dźwięk moşe być świadomie zastosowanym fragmentem pejzaşu. Z drugiej strony, mamy do czynienia z formułą lo-fi, gdzie „pojedyncze sygnały akustyczne są niewyraźne. Określony dźwięk [...] przytłumiony jest wielopasmowym szumem�22. W takiej sytuacji równowaga pomiędzy słyszeniem a dźwięczeniem zostaje zakłócona. Środowisko lo-fi ogranicza nasze naturalne zdolności kreacyjne do skrajnych moşliwości: ciszy bądź krzyku. Dźwięki zlewają się ze sobą w pozbawioną perspektywy, hałaśliwą masę, skazując nas na zamilknięcie bądź rozstrojenie. Rozstrojenie takşe nerwowe, albowiem o ile hi-fi moşe stanowić dla nas źródło harmonii i wewnętrznej siły witalnej, to „zatłoczone� lo-fi kryje w sobie moşliwość schizofonii. Przez schaferowskie rozwaşania prześwieca silna tęsknota za zrównowaşonym środowiskiem hi-fi, a wszelkie jego propozycje sprowadzają się do pielęgnowania naszych naturalnych moşliwości kreacyjnych oraz ochrony
statacji wyciąga Schafer, nie pokrywają się juş jednak z optyką Cage’a: albowiem poza nieograniczonymi perspektywami radosnego tworzenia spoczywa na nas cięşkie brzemię odpowiedzialności za kształt naszych działań. Skoro bowiem wszystko, co brzmi, moşna odbierać jako muzykę, to znaczy, şe nasze domostwo jest nią nieustannie wypełniane; od nas więc zaleşy, czy będzie nam się dobrze mieszkało. Zdaniem Schafera, świat wymaga remontu. Współczesna, przesiąknięta chaotycznym hałasem fonosfera wymyka się nam spod kontroli i oddala od upragnionej równowagi dźwięku i ciszy. W jednym ze swych ezoterycznych fragmentów Schafer przyrównuje Boga do „pierwszorzędnego inşyniera akustycznego�. My nie moşemy się nawet w tym względzie do Niego porównywać: „radzimy sobie gorzej w projektowaniu naszych maszyn, pochodzący z nich hałas jest bowiem straconą energią�15. Tej myśli niewątpliwie naleşy się polemika – jest bowiem sprawą otwartą, czy zaoszczędzilibyśmy energię, produkując mniej hałaśliwe urządzenia; tak czy inaczej jednak świat – nasze mieszkanie – pełne jest dźwiękowych zanieczyszczeń, stąd zakrojony na szeroką skalę ekologiczny projekt, który ma doprowadzić do przeczyszczenia uszu i skierowania naszej świadomości na tory gwarantujące właściwy odbiór. W celu odbudowania utraconej dźwiękowej równowagi Schafer proponuje, by w strukturę miasta wpisywać starannie zaprojektowane oazy ciszy, które pozwalałyby na odpoczynek od nieustannie przelewających się strumieni dźwięków. Pomysł ten nieoczekiwanie znalazł w latach 90. swoje teoretyczne potwierdzenie u Wolfganga Welscha, który starając się pokazać konsekwencje panującej współcześnie globalnej estetyzacji, zauwaşa, şe „jeśli jest jeszcze jakieś zadanie dla sztuki w dzisiejszej publicznej przestrzeni, to powinno ono polegać nie na tym, aby wprowadzać coraz więcej piękna w juş ponad miarę upiększone środowisko, lecz raczej dokładnie na zahamowaniu, na zakłóceniu tej maszynerii estetyzującej, a to przez tworzenie obszarów i pustyń pośród hiperestetyczności�16. A zatem, odczytując Schafera negatywowo: proklamowaną przez niego oazę ciszy moşna odebrać jako jedną z welschowskich pustyń, które prowadzą swoją anestetyczną wojnę w dzisiejszym przeestetyzowanym świecie. Obu autorów zblişa teş, juş wprost, cel, do którego dąşą: zarówno jeden, jak i drugi, chcą bowiem stępić ultrawizualny pazur Zachodu, proponując w zamian bardziej, ich zdaniem, otwarty i wywaşony sposób kulturowej partycypacji, z uchem raczej niş okiem wraşliwym17. O ile jednak Welsch, jak przystało na zimnego teoretyka, rozwaşa starannie za i przeciw „audytywnej rewolucji�, o tyle rozgorączkowany twórczo Schafer przedstawia praktyczne propozycje współistnienia z fonosferą, a przy tym zwraca szczególną uwagę na dźwiękowe zagroşenia. Stawka jest wysoka. Na biegunie przeciwnym ekologii dźwiękowej zarysowuje się bowiem fenomen schizofonii. Schizofonia – termin ukuty przez Schafera na podobieństwo schizofrenii – ma wskazywać na niepoşądaną konsekwencję akusmatycznych tendencji panujących we współczesnym świecie, zwłaszcza zaś w środowiskach miejskich. I choć sam Schafer nie uşywa słowa „akusmatyzm�, to wydaje się, iş to stosowane niekiedy w teorii muzyki elektronicznej pojęcie oddaje jego zamiary. Schizofonia jest bowiem efektem sytuacji, w których zacierają się czy wręcz znikają korelacje pomiędzy wraşeniami słuchowymi a źródłem dźwięku. Podobny efekt chcą uzyskać eksperymentujący muzycy. O ile jednak w muzycznych poszukiwaniach akusmatycznych chodzi o zwrócenie szczególnej uwagi na wyłącznie brzmieniowe (sonorystyczne) walory dźwięku, to w schaferowskich próbach
113
3JUB 9 JOEE
Przypisy:
uszu, które dziś – w czasach lo-fi – są szczególnie naraşone na niebezpieczeństwo i wymagają przeczyszczenia. Stąd konieczność przemyślanej urbanistyki dźwiękowej, w ramach której działaliby wykwalifikowani projektanci dźwiękowi. Podziwu godny pomysł, zwłaszcza jeśli choć trochę miałby się przyczynić do poprawy akustyki w naszych wielorodzinnych mieszkadłach, nie mówiąc juş o korzyściach, jakie przyniosłyby proklamowane oazy ciszy w wielkich miastach. Cały czas jednak pozostaje nierozwiązany problem dotyczący naszych moşliwości kreacyjnych gier z otoczeniem. Na horyzoncie rozwaşań Schafera, niczym klucz wiolinowy, kładzie się bowiem wyraźny znak zapytania: czy rzeczywiście środowisko lo-fi – dzisiejsze środowisko dźwiękowe – pozostawia nas bezradnymi wobec szumu, który wytwarza? Wydaje się, şe nie ma juş odwrotu od stanu, w którym şyjemy; być moşe zatem potrzebna jest po prostu zmiana nastawienia? Czy zresztą ona się juş nie dokonała? Być moşe nie jesteśmy juş kompozytorami, a raczej dekompozytorami dźwiękowego uniwersum? Juş w 1969 roku przeczuwał to Paolo Emilio Carapezza: „Jeśli idealnym punktem wyjścia muzyki ››kompozycyjnej‚‚ były elementy czyste i indywidualnie określone (stopnie absolutne, wyraźnie zróşnicowane co do trwania, wysokości, intensywności, barwy), dla dekompozycji muzycznej charakterystycznej dla naszej epoki idealną podstawą jest b i a ł y s z u m (pierwotny chaos wszelkich moşliwych dźwięków i szmerów [...]�23. Dekompozycja polegałaby zatem, podobnie jak w przypadku rzeźby, raczej na eliminacji zbędnego materiału, niş dodawaniu nowego. Oczywiście, moşliwość tej swoistej „obróbki uniwersum dźwiękowego� wymaga odpowiednio wyposaşonego studia nagraniowego; trudno dokonywać dekompozycji na bieşąco w naturalnym środowisku. Być moşe jednak to jest właśnie sposób na wymknięcie się schizofonii. Moşe tak jak przywołany na początku bohater Solaris powinniśmy skorzystać z pomocy technologii, by ustalić toşsamość świata i na nowo wyznaczyć nasze w nim miejsce. W tym przypadku oznaczałoby to konieczność okresowego zamykania się w zaciszu studia nagraniowego (bądź zwyczajnego obcowania z gotowymi nagraniami w zaciszu własnego mieszkania), by po próbach badania świata „w świetle taśmy� lepiej być przygotowanym do şycia na zewnątrz. I ponownie powraca pytanie, na ile doświadczenia z muzyką elektroniczną zmieniają nasze podejście do dźwięku... Szaleństwo z dźwięku płynące?
1. Stanisław Lem, Solaris , Niezwycięşony, Wydawnictwo Literackie Kraków-Wrocław 1986, s. 59-60. 2. Tamşe, s. 61. 3. Tamşe, s. 62-63. 4. Maryla Hopfinger, Doświadczenia audiowizualne . O mediach w kulturze współczesnej , Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2003, s. 11. 5. Tamşe, s. 14. 6. Tamşe, s. 30. 7. Najprawdopodobniej to Heraklit jako pierwszy zauwaşył, şe „niewidoczna więź jest silniejsza od jawnej�. 8. Enrico Prampolini, Chromofonia. Kolor dźwięków, przeł. J. Tasarski, [w:] Christa Baumgart, Futuryzm , Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1987, s. 296. 9. Ibidem, s. 299. 10. Osobę i twórczość Georga Schwerdtfegera przypomniał ostatnio Jan Topolski na II Letnim Seminarium Młodych Teoretyków Muzyki w Rycerce Dolnej we wrześniu 2003. Tekst tego referatu, z którego zaczerpnięty został powyşszy cytat, został wydrukowany w czasopiśmie „Glissando� nr 1, 2004, s. 49. 11. Georg Schwerdtfeger zmarł w 1951 roku na budowie w Hongkongu, przysypany stertami śmieci. 12. Na ostatnim, 48. Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień przypomniano jego Ameriques z 1922 roku. 13. Zob. A. Chyła, M. Kraszewski, Z. Koszarny, R.J. Kucharski, Stan klimatu akustycznego w świetle badań WIOŚ, Warszawa 1998. 14. Murray R. Schafer, Muzyka środowiska , tłum. D. Gwizdalanka, „Res Facta� 9, s. 289. 15. Murray R. Schafer, The Book of Noise, New Zeland 1970, s. 23; cyt. za: Maksymilian Kapelański, Śladami wyobraźni
kosmologicznej: metafora i ezoteryka w Murraya R. Schafera pismach o ››pejzaşu dźwiękowym‚‚, „Sztuka i Filozo-
ďŹ aâ€? nr 26 2005, s. 191. 16. Wolfgang Welsch, Estetyka poza estetykÄ…. O znacze-
niu estetyki w czasach współczesnych i o nowej formie dyscypliny, tłum. K. Zamiara, [w:] Anna Zeidler-Janiszewska (red.), Problemy ponowoczesnej pluralizacji kultury. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha . Część 1, Poznań, 1998, s.
88-89. 17. Zob. Wolfgang Welsch, Na drodze do kultury słyszenia?, tłum. K. Wilkoszewska, [w:] E. Wilk (red.), Przemoc ikoniczna czy nowa widzialność?, Katowice 2000. 18. Pierwsze nagrania Roberta Frippa z tego cyklu zostały wykonane na koncertach w Buenos Aires, w kwietniu 1995; później ukazały się na płycie Radiophonics : 1995 Soundscapes, Vol 1, Discipline Rec. 1995 (9505 CD). 19. Zob. np. L. Sider, D. Freeman, J. Sider (ed.), Soundscape. The School of Sound Lectures 1998-2001 , Wallower Press, London and New York. 20. Murray R. Schafer, Muzyka środowiska , dz. cyt., s. 289. 21. Tamşe. 22. Tamşe. 23. Paolo Emilio Carapezza, Mundana tragoedia. Dekompozycja universum dźwiękowego, [w:] Bogusław Schaffer, Teresa Chylińska (red.), O dekompozycji, „Forum Musicum� nr 4, PWM Kraków 1969, s. 4.
114
3JUB 9 JOEE
BLOGI, NEKROLOGI szaleństwo w sieci AGNIESZKA KŠOS
która nie dotyka şadnych głębokich pokładów naszej wyobraźni ani historii świata w ogóle, ale przybiera charakter rozpoznawalnego od razu emblematu. W tym leşy ich siła. Blogi to kawałki prywatnych historii, które jakoś tam nawiązują do współczesnych obrazków, idoli, toposów kultury popularnej. Na pierwszym planie leşy człowiek i jego uczucia. Poza tym oczywiście codzienne krzątanie, praca, trudy poşycia z bliskimi, szkoła, mieszkanie w spopularyzowanych ostatnio blokach. Takie robótki ręczne, taka gra resztkami. Blogi jako zjawisko codziennej egzystencji w sieci poşytkują się pięknem entropii. Pozornie zniekształcony obraz, pełen poszatkowanych emocji i impresji z metra, przykuwa naszą uwagę. Oto moc wraşeń, ostemplowanie przeşyć, karta obecności, dokładnie zapisane godziny naszego czuwania. Przestrzeń niemal pozbawiona kontroli. Kanapa dla gości. Tak, w sieci wszystko się moşe zdarzyć. Blogi w intuicyjny sposób bywają kojarzone z tym, co kobiece w sztuce. Być moşe wiąşe się to z kontrolą nad naszą codziennością, domowym pasmem kuchenno-sypialnianych spraw. A moşe chodzi jedynie o zjawisko konserwowania pamięci. Pamiętamy przecieş medialny pojedynek Zofii Turek i Grzegorza Opałki o zwycięstwo nad szczegółem, w lepszym zapisaniu upływu czasu. A zatem nieskończenie wiele cyfr i nieskończona ilość czynności. Dwa wcielenia czasu, dystans zerojedynkowy i reality show. Dwa oblicza lęku przed śmiercią i lęku przed şyciem. Lista zakupów, osiągnięć i znajomości. Blog jawi się jako sprawdzian społecznej akceptacji. W tym sensie moşe być utoşsamiany z diarystyką nastolatek. Nieprzypadkowo. Jednym z pierwszych ogniw blogowych w Polsce była przecieş strona Filipinek. Dzienniki nastolatek przepełnione są goryczą i alfabetem małych świństw. Brak w nich dystansu do świata i własnych spraw. Groźny jest w nich język i poczucie osamotnienia. To jest świat zwykłych, ciekawych według Lejeune’a ludzi, którzy zasługują na własne towarzystwo. Euforia Lejeune’a, od momentu odkrycia dziennika swojego przodka i stworzenia kategorii zwyczajności w sztuce, utrzymuje się na wysokim poziomie. W tej chwili autor paktu autobiograficznego wziął na warsztat blogi francuskich nastolatków. Stosunek wolności i samotności osiąga na blogach doskonałą proporcję. Projekt zawiera propozycję układu interaktywnego, w rzeczywistości jednak stanowi złudzenie realnego kontaktu. Jest to inteligentne oszustwo uczestnictwa, zastygła forma „ja�. W modelu Baudrillarda pewne fenomeny medialne charakteryzują się takim właśnie układem, wymiany i jednoczesnego kulturowego zamknięcia.
Zdobyliśmy PIN do świata. Internet wchłonął inne media i stworzył niespotykane dotąd moşliwości komunikacyjne. Dzięki niemu piszę te słowa. Dzięki niemu istnieją feministyczne strony. Powstało nieskrępowane forum wypowiedzi i publikacji. Raj dla kobiet? Blog to strona domowa zjawiska, właściwie sieć od kuchni. Jego prowadzenie to zajęcie typowo kobiece. Wśród zarejestrowanych uşytkowników strony blog.pl 60% stanowią kobiety. Codzienność blogersa to odsłanianie prywatnej strony şycia, która staje się znana i komentowana przez innych. Wokół blogów krąşą zatem obcy, intruzi, gapie i podglądacze. Tworzenie bloga to tkanie sieci pełnej znaczeń, powiązanie linkami i oczekiwanie na odwiedziny. Księga gości to najsmutniejszy odcinek blogowej powierzchni, prośba o rewizytkę, wpis, który powinien sprowokować. Powinien. Jakiś czas temu w świetlicy dydaktycznej Bunkra Sztuki odbył się wykład poświęcony blogom i ich niewartości literackiej. Jakby chodziło o literaturę. Wiadomo, şe blogi to przede wszystkim getto podobnych. Wystarczy prześledzić pasmo olinkowania, şeby się o tym przekonać. Ludzie podobni trzymają się razem. Sieć – biorąc pod uwagę jej wszystkie cechy – i blog, biorąc pod uwagę to samo, powinny być miejscem typowo kobiecego krzątania. Wiąşe się to z potrzebą intymności, kontaktu, zwierzeń, rozmowy i spotkań. Kaşdy uşytkownik pielęgnuje tutaj swój kawałek ogródka, krząta się po ziemi własnej i działce sąsiada. Taka wygospodarowana przestrzeń, ni to osobista, ni to towarzyska, powstała po raz pierwszy w sieci około 1997 roku. Przede wszystkim z potrzeby szybkiego zapisywania myśli, uwag i kierunku sieciowej nawigacji. Był to pierwszy podręczny notesik sieciowy. Hybryda gatunkowa. Blog właśnie. Dzisiaj blogi to przede wszystkim wizytówki właścicieli, na których kaşdy określa swój idealny profil. Bywają narzędziem prawdziwej strategii marketingowej i politycznej. Przekonali się o tym niedawno Chińczycy, którym państwo zablokowało dostęp do prywatnych dzienników, uzasadniając, şe za duşo jest w nich treści pornograficznych, kapitalistycznych i wywrotowych. W tej chwili nad siecią czuwa dział pekińskiej policji, złoşony z 40 tysięcy administratorów. W Polsce dostęp do blogów jest nieograniczony. Wystarczy zapłacić niecałe 8 zł i moşna zacząć się klonować i mnoşyć historie na swój temat. Tak powstają nowe mity i gwiazdy kultury masowej. Rzeczywiście, blogi stanowią nowe zjawisko w sztuce technologicznej. W codziennej sztuce uprawianej w sieci. Patronuje im nowa symbolika,
115
3JUB 9 JOEE
wią bogate źródło literatury autobiograficznej w sieci, na ich podstawie powstają powaşne rozprawy magisterskie. Jak chce myśl badaczy, odbiorcy blogów powinni porzucić staromodne przyzwyczajenia czytelnicze, w których doznania estetyczne biorą górę nad zasadą porozumienia i chęci poznania nadawcy. Blogi zostały zwolnione z odpowiedzialności literackiej. Zastąpiono ją autentyzmem przeşycia. Trudno powiedzieć jednak, która z opcji moşe podlegać drastyczniejszej ocenie. Bohaterami blogów są ludzie z krwi i kości. Większość blogów przynajmniej w ten sposób kreuje swoją rzeczywistość. Podczas lektury naraşeni jesteśmy na „bezpośredniość wzruszenia�, narratorom przysługuje natomiast przywilej przedłuşania i utrwalania kreowanej toşsamości. To waşne w czasach zachłannej dekonstrukcji, w których kaşdy z nas wystawiony jest na próbę posiadania wielu osobowości jednocześnie. Sieć to środowisko idealne dla prowokatorów i twórców nowych znaczeń. Ania Nacher, posiłkowana lekturą Baumana, pisze po prostu: „Jeśli gdzieś jest moşliwe jednoczesne bycie wieloma rozmaitymi osobami o róşnych toşsamościach bez naraşania się na oskarşenie o osobowość schizoidalną, to jest to moşliwe właśnie w sieci, w komunikacji zapośredniczonej przez komputer� (Nacher, 204). Bo blog to wspólnota. Biorąc pod uwagę róşnice w sposobach komunikacji męşczyzn i kobiet, blogi spełniają kryteria kobiecego stylu wypowiedzi. Šagodzenie, wspieranie, budowanie płaszczyzny porozumienia, wychodzenie naprzeciw rozmówcy. Wydawać by się mogło, şe otrzymałyśmy swoją przestrzeń. Raj dla kobiet. W przestrzeni blogowej, podobnie jak w całej sieci, toşsamość podróşników wpisana jest w określony kod, rolę, maskę czy tekst. Cielesność jako kategoria egzystencjalna nie istnieje, poddana jest obróbce cyfrowej w konwencji queer. To właśnie w sieci rozwinęło się naturalne środowisko zboczeńców, odmieńców i wywrotowców róşnej maści, którzy kryją się pod pseudonimami, dającymi im powierzchowne poczucie bezpieczeństwa. Siatka blogów spina społeczności, które na co dzień funkcjonują w obszarach marginalnych i naznaczonych. Oczywiście, głównym wyznacznikiem ich lokacji w strukturze jest wspólne zainteresowanie. Obok lokalnych społeczności, na blogach istnieją sezonowe fankluby, które spaja fascynacja jakąś wąską dziedziną. W niemal kaşdym opracowaniu dotyczącym cyberprzestrzeni pojawia się sakramentalne stwierdzenie: „Społeczeństwa wirtualne to idealne miejsce dla ludzi, którzy z róşnych powodów nie mogą znaleźć sobie miejsca w ››realnym świecie‚‚.� (Godzic, 92). Gdzie jednak przebiega tak wyraźna granica między światem realnym i wirtualnym w codziennym şyciu? Obie przestrzenie wydają się podlegać takim samym prawom. Wykluczenie z jednej z nich nie oznacza natychmiastowej konstytucji w drugiej. Być moşe ulegamy staremu zachwytowi nad nowym medium? Blogi spełniają mimo wszystko najwaşniejszy postulat współczesnej kultury, łącząc swój program z fenomenem interaktywności. Komunikacja, która została podniesiona do rangi wyznacznika gatunkowego, nabiera w sieci szczególnego znaczenia. Odbywa się w czasie rzeczywistym, pomiędzy, mimo wszystko, jakimiś ludźmi, na jakiś określony temat. Finalnym tworem jest zapis blogowy, który moşe spełniać w równym stopniu funkcję terapeutyczną, co artystyczną. Czy blogi to ekspozycja narratora i przyznanie mu roli wiodącej? Czy raczej poşegnanie perspektywy modernistycznej i pójście w projekt kontekstu, po którym wędruje sobie czytelnik? W perspektywie dekonstruktywistycznej Derridy blog nabiera znaczenia losowej gry, pozbawio-
W serializacji własnych przygód i przeşyć zawarta jest symulacja i ogromne pragnienie podtrzymania uwagi. To strategia show bussinesu. Blog jest przecieş modnym zjawiskiem. Codziennie zjawiamy się w umówionym miejscu. Dla większości czytelników blogi stanowią namiastkę bycia w centrum jakichś wydarzeń. I czyjegoś şycia. Czytanie blogów to przeşycie intensywne, któremu towarzyszy poczucie bycia na szczycie, na scenie widowiska. W miejscu uniwersum intymności pojawia się uniwersum „zamkniętej� komunikacji. O tym doświadczeniu medialnym Baudrillard napisał wprost: ekstaza komunikacji. A zatem blogostan. Miniaturowe obiegi uwagi, sprawdzanie liczby odwiedzających, rachunek wpisów, licznik połączeń. Blogi to strony-widma, które krąşą swobodnie po sieci. To zdalnie sterowane obiekty, których karmienie odbywa się codziennie przez zafałszowany obraz własnego „ja� albo wyizolowaną cechę. Tego sztucznego świata doświadczamy w sposób nieciągły, momentalny i fleszowy. Coś gdzieś rozbłyska i gaśnie. Blog to izolowana cząstka, nigdy struktura. To pęknięcie w siatce maili i stron. Sztuczny świat podnieca, mimo to – to, co podnieca nas jeszcze bardziej, to atrakcja reality, coś rzeczywistego, z czym moşemy się utoşsamić. Kreacja rzeczywistości zaleşy oczywiście od talentu i pomysłowości blogowiczów. Niektóre blogi dają nieodparte wraşenie czegoś prawdziwego, prowokują ujęciem, zarysem, moşliwością kontaktu w realu. Te blogi stają się hitami i przyciągają największą liczbę odwiedzających. Spragnionych detali. Kategoria reality w blogach wydaje się najwaşniejsza. Czytelnicy czują się ogromnie zawiedzeni, kiedy okazuje się, şe prawda o autorach leşy zupełnie gdzie indziej. Blog to odnaleziona korespondencja, przechwycenie czyjegoś listu i oczywiście triumf spostrzegawczości. Kaşdy czytelnik czuje się odkrywcą i w tym sensie moşna go porównać z kimś, kto ogląda fotografie. Równieş tu obraz rzeczywistości zastąpiono doświadczeniem z rzeczywistości. Czy raczej z jej przeşycia. Blogi to cykle. Nie komponują nigdy nowych wcieleń, nowych obrazów, nowych światów i rzeczywistości, ale tworzą kombinacje oşywających, czytelnych i skądś nam znanych postaci. Przyświeca temu zdanie: to nie człowiek, to maska. Wykorzystanie znanych motywów, tematów, intryg i obrazów, połączenie ich z moşliwościami, jakie niesie sieć, daje ogromne pole nowej mitologii. Mitologii naszej małej codzienności. Kiedy pojawiają się blogi? Na styku jakichś miłosnych historii, rozczarowania, klęski i zmian. Zmęczeni czekaniem na własną historię w mediach, autorzy blogów podejmują samodzielne starania. Zaczynają tworzyć mit w oparciu o własne przeşycia. Zapisują go na najtwardszym z materiałów. Moşe to kolejna odpowiedź na kryzys śmierci w ujęciu Barthesa? Nagrobki lekkie, eleganckie, pełne humoru, kawaii. Jeszcze nigdy dotąd ludzie tak masowo nie korzystali ani nie współtworzyli şadnego z mediów. Czwarta władza oddana w ręce mas. W tym znaczeniu blogi to antologia banału i grafomanii. Blog to sztuka gry. Przewodzą jej mali mistrzowie przemiany, pastiszu i postmoderny. Okresy błękitne, róşowe, salony jednej notki, galerie komiksu, zakazanych zdjęć, diabelskich zaklęć, nowoczesnego designu. Większość tych informacji nie dociera do şadnego nadawcy. Być moşe jednak, jak twierdzi Grzegorz Dziamski, niepełność i rozproszenie informacji jest wyznacznikiem jakiegoś gatunku nowej sztuki. Kaşdy autor liczy na odrobinę tolerancji. Blogi stano-
116
3JUB 9 JOEE
nego na potem, niedojedzonego, zmroşonego. Blog jest obietnicą świeşości, jest przywołaniem czegoś, jak fotografia. Przywrócić do şycia codzienność. Wędrówka po blogach to ciągłe zaczynanie od nowa, potwierdzanie własnej toşsamości, która opiera się na mistyfikacji i pragnieniach. Jest kreacją w kaşdym calu. Projektami na dziś. Rolę poznawczą pełni w nich ciało, które w naszych czasach odgrywa jeszcze większą rolę niş przedtem. Ciało i jego atrybuty na blogach, zdjęcia, szablony, księga gości, wpisy, liczba notek na stronie, to wszystko stanowi ponowoczesne wcielenie naszego „ja�. Przestrzeń sprywatyzowaną, permutowaną, poszatkowaną, poddaną naświetlaniu. Codzienność na blogach przeşywana jest z coraz większym blaskiem (jak w serialach), kaşdy moşe stać się tu bohaterem (jak w quizach), nic nie dzieje się z trudem, wszystkim rządzi przypadek percepcji (jak w tv). W kaşdej chwili moşna tu równieş popełnić samobójstwo, czyli skasować bloga i zacząć wszystko od nowa. Nowe wcielenie, nowy wygląd. Blog to zwykłe marzenie o nieśmiertelności i sławie. Upiększanie, dekorowanie własnych nagrobków nabiera tutaj szczególnej mocy. Wynika z apoteozy indywidualizmu i przekonania do własnych racji. Szczególna przestrzeń, w jakiej sytuują się blogi, wpływ publiczności i interakcja odbierają im prawo do zachowania seksualności. Jest ona raczej wariantem wypowiedzi, stylem, wypadkową, spełnieniem marzeń i oczekiwań. Jest w tym wiele z seksualnej utopii Lascha, otwarcie dla kaşdego w geście absolutnej wymiany. Blog to widok, brak hamulców i zasłon. Przekaz wyraźny, przeźroczysty i szczegółowy. Pewną namiastkę tego wszystkiego odnajdziemy dziś tylko w Japonii. Kultura Otaku, Idoru, kawaii. Teflonowych idolek i agresywnych mścicielek.
nej zaleşności i rygorystycznego kontekstu. W tym sensie staje się procesem, wiecznym dialogiem, re-konstrukcją, roz-mową, roz-mienianiem, roz-drabnianiem znaczeń. Tak jak nasza codzienność i wszystkie myśli. W tej chwili sztuka współczesna zastąpiła kategorią autorstwa dawnego autora. Określony projekt wymaga twórczego zaangaşowania większej liczby autorów, w tym takşe widzów i uczestników. Blogi naleşą do pasma twórczego odbioru sztuki. Funkcja poznawcza jest jednocześnie funkcją autopoznawczą, porozumienie – współuczestniczeniem w pisaniu. „W cybersferze konstruować sztukę to konstruować realność – przyznaje Roy Ascott – konstruować systemy komunikacyjne cyberprzestrzeni, wspierające nasze pragnienie wzmocnienia ludzkiej współpracy i interakcji w niekończącym się nigdy procesie konstruowania świata� (Ascott, 1993). Gdzie na tej mapie leşy feminizm? Kultura popularna to róşnorodność. Niektórym kojarzy się z odbiorem przesłanek niskich, ludycznych, nawet plebejskich. Wiadomo, şe feminizm dopuszcza nie tylko to, co popularne, ale równieş cielesne w sztuce. Obie kategorie znajdują swoje spełnienie w blogach. To pełna konstrukcja kobiecości w sieci, która dopuszcza to, co dotąd pozostawało ukryte w podziemiu. Kobiecy dyskurs, kobieca przestrzeń – jakkolwiek pojmowana ze względu na płeć uşytkowników – pozwala na niezwykłe przekształcenie figury włóczęgi w sztuce. Blogi zrodziły jej nową odmianę, włóczęgą jest kobieta – czytelniczka – flaneurka – dandyska – obca. Paradygmat modernistyczny uległ załamaniu. Niektórym z nas blogi starczają za magazyny. Ich lektura połączona jest z niesłabnącą przyjemnością, poczuciem reklamowej świeşości, nasycenia, erotyki, cielesnej pełni. Między wyzwaniem, hedonizmem a uwiedzeniem, gdzieś tutaj przebiega linia ich odbioru. Publiczność lubi blogi, tak jak lubi historie na swój temat. Perspektywa kultury masowej prowokuje i podporządkowuje sobie publiczność, feminizuje ją i utrzymuje w stanie erotycznej zaleşności. Bo blogi to znikanie, rozpraszanie i korzystanie z przywileju cyklu. Te narcystyczne, wyrafinowane i cyniczne magazyny romansują z masami. W ujęciu Kopcewicz zaś czytelnicy, odbiorcy, wędrowcy, masy „reprezentują całkowicie odmienny wariant monoseksualności – lesbizm� (Kopcewicz, 107). A zatem raj dla kobiet? Blogi komunikują to, co ludzie. Mówią nam o codziennym rozpadzie, rozkładzie, rozmnoşeniu i wymarciu. Najczęściej są banalną rozprawą o niemal şyciu, płytkim, szybkim zapisem, poşarciem jakiegoś cytatu i czegoś mądrzejszego lub efektowniejszego z zewnątrz. Parodie, wycinki z gazet, strzępy, telewizyjny bełkot, fragmenty ksiąşek, tekstów piosenek, przepisy kulinarne. Choroba bardzo często stanowi w nich idealne podłoşe do kreacji, twórczości, wyraşenia tego, co Sontag nazwała „pewną formą autoekspresji�. Najczęstszym zawołaniem redaktora bloga staje się hasło współczesnej kultury: czujesz to? Blog jest więc pamięcią zewnętrzną, listą codziennych obowiązków i postanowień wobec bliskich. W swojej praktycznej formie przypomina kuchenne urządzenie, lodówkę, w której zawsze moşna znaleźć coś zostawio-
Literatura: R. Ascott, From Appearance to Apparition: Communication and Culture in the Cybersphere, „Leonardo Electronic Almanac� nr 10, 1993; R. Barthes, Światło obrazu , Warszawa 1995; J. Baudrillard, L’echange symbolique et la mort, Paris 1976; J. Baudrillard, Postmodern Culture, London and Sydney 1985; J. Derrida, L’ecriture et la difference, Paris 1967; G. Dziamski, Awangarda po awangardzie, Poznań 1995; W. Godzic, Humanista w cyberprzestrzeni, Kraków 1999; L. Kopcewicz, Polityka interpretacji rzeczywistości, „Kultura Współczesna�, nr 2-3, 2001; Ch. Lasch, The Culture of Narcissism, American Life in an Age of Diminishing Expectations , New York 1978; P. Lejeune, Wariacje na temat pewnego paktu , Kraków 2001; A. Nacher, Cyfrowa toşsamość Gender w (polskiej) cyberprzestrzeni w: Gender – Kultura – Społeczeństwo, Kraków 2002; S. Sontag, Choroba jako metafora , Warszawa 1987.
117
3JUB 9 JOEE
SCHIZOFRENIZACJA I TECHNOAUTYZM ďŹ kcja czy rzeczywistość? MARCIN PUSZKAREWICZ
Na poczÄ…tek klasyczna definicja:
Takie przeksztaĹ‚cenia mogÄ… windować poziom. Pismo podnosi Ĺ›wiadomośćâ€?4. SĹ‚owo sĹ‚uĹźy juĹź nie natychmiastowej reaktualizacji stanu egzystencyjno-mitycznego, lecz analizie i introspekcji5. CzĹ‚owiek siedzÄ…cy nad ksiÄ™gÄ… (pismem) nie uczestniczy aktywnie w Ĺźyciu plemiennym spoĹ‚ecznoĹ›ci. Jest wĂłwczas „zanurzonyâ€? w symbolach pisma – znakach i ich znaczeniach, do ktĂłrych one odsyĹ‚ajÄ…. CzĹ‚owiek piĹ›mienny (czytajÄ…cy i piszÄ…cy) znajdujÄ…cy siÄ™ w „rzeczywistoĹ›ci znakĂłwâ€?, ktĂłre w analityczny6 sposĂłb spowijajÄ… i strukturyzujÄ… rzeczywistość, nie jest juĹź tym samym czĹ‚owiekiem, jakim byĹ‚ czĹ‚owiek oralny. Wraz z rozwojem pisma i czĹ‚owiek rozwinÄ…Ĺ‚ w sobie logicznÄ… i linearnÄ… naturÄ™ postrzegania, charakterystycznÄ… dla wĹ‚asnoĹ›ci pisma. Sam charakter pisma radykalnie zmieniĹ‚ sposĂłb postrzegania rzeczywistoĹ›ci (i oczywiĹ›cie wĹ‚asnego ciaĹ‚a przynaleĹźnego do niej) z magicznej, potęşnej i tajemniczej natury wyznaczajÄ…cej przestrzeĹ„ – najogĂłlniej ujmujÄ…c pleromy (gr. peĹ‚ni), w ktĂłrej znajduje siÄ™ czĹ‚owiek wraz z caĹ‚ym materialnym i niematerialnym Ĺ›wiatem poruszajÄ…cym siÄ™ w czasie o cyklicznym charakterze poczÄ…tkĂłw i powrotĂłw – do linearnego kontinuum czasowego oraz pustej przestrzeni, w ktĂłrej znajdujÄ… siÄ™ przedmioty, sĹ‚owem caĹ‚ego Ĺ›wiata, ktĂłrego doĹ›wiadczamy. CzĹ‚owiek doby pisma ma zmienionÄ…, podzielonÄ… Ĺ›wiadomość. Wyzwolenie siÄ™ pisma spod piĂłra Ĺ›redniowiecznego skryby na zwielokrotnione powierzchnie kart odbÄłanych przez prasÄ™ drukarskÄ… eksplodowaĹ‚o przyĹ›pieszonym rozwojem myĹ›li abstrakcyjnej, zarĂłwno mechanicznej, jak z zakresu ďŹ lozoďŹ i, matematyki, ďŹ zyki czy ogĂłlnie mĂłwiÄ…c techniki. Jednym z przeĹ‚omowych momentĂłw w historii techniki byĹ‚o wymyĹ›lenie w 1839 roku aparatu fotograďŹ cznego, ktĂłry staĹ‚ siÄ™ punktem zwrotnym w sposobie postrzegania Ĺ›wiata jako obrazu zamroĹźonego w kadrze, co spowodowaĹ‚o zmianÄ™ percepcji ikonicznej. Odbitka fotograďŹ czna jest jawnym uchwyceniem sposobu oglÄ…du rzeczywistoĹ›ci przez wzrok fotografujÄ…cego. FotograďŹ a mĂłwi: zobaczcie, jak moje myĹ›lenie patrzy. „(...) FotograďŹ a w rzeczywistoĹ›ci przekracza naturÄ™ obrazu, utrwalajÄ…c wewnÄ™trzne gesty i postawy ciaĹ‚a oraz umysĹ‚u i dajÄ…c poczÄ…tek nowym Ĺ›wiatom endokrynologii i psychopatologii. Aparat fotograďŹ czny wyewoluowaĹ‚ do telewizji, a w tym czasie u jego boku powstaĹ‚ kolejny wytwĂłr majÄ…cy swe korzenie, nie jak fotograďŹ a w estetyce, a w matematyce. Z zarysowanej powyĹźej przestrzeni znakĂłw zostaĹ‚ wykreowany komputer, ktĂłry powstaĹ‚ w umyĹ›le Alana Turinga, zainspirowanego teoriÄ… dotyczÄ…cÄ… niezupeĹ‚noĹ›ci czy niekompletnoĹ›ci systemĂłw matematycznych autorstwa Kurta GĂśdlaâ€?8. PotencjaĹ‚ komputerowej logiki8 pozwoliĹ‚ na wykreowanie rzeczywistoĹ›ci wirtualnej (Virtual Reality) spĹ‚odzonej w genialnym umyĹ›le matematyka i artysty Jarona
Schizofrenia – od greckiego schizo – rozszczepiam, rozĹ‚upujÄ™, rozdzieram i fren – przepona, serce, umysĹ‚, wola. (‌) schizofreniÄ™ nazywa siÄ™ czasem chorobÄ… krĂłlewskÄ…. (‌) Chodzi tu o jej niesĹ‚ychane bogactwo objawĂłw, pozwalajÄ…ce ujrzeć w katastroďŹ cznych rozmiarach wszelkie cechy ludzkiej natury (‌)1. Pierwsze przyczyny schizofrenizacji cywilizacji europejskiej odnajdujemy w momencie przeksztaĹ‚cenia pisma obrazkowego2, potem piktogramĂłw w pismo fonetyczne. OrÄ™downikiem podobnej interpretacji rzeczywistoĹ›ci cywilizacyjnej byĹ‚ znany teoretyk mediĂłw – Marshall McLuhan. UwaĹźaĹ‚, Ĺźe „(‌) Ĺźaden piktograficzny, ideogramiczny ani hieroglificzny rodzaj pisma nie posiada takiej zdolnoĹ›ci rozbijania systemu plemiennego, jak alfabet fonetyczny. Ĺťaden inny typ pisma, oprĂłcz fonetycznego, nigdy nie wydobyĹ‚ czĹ‚owieka z zaborczego Ĺ›wiata caĹ‚kowitej współzaleĹźnoĹ›ci i wzajemnych powiÄ…zaĹ„, tworzÄ…cych sieć sĹ‚uchowÄ…. Z tego magicznie rozbrzmiewajÄ…cego Ĺ›wiata jednoczesnych stosunkĂłw, ktĂłry jest przestrzeniÄ… sĹ‚ownÄ… i akustycznÄ…, istnieje tylko jedna droga do wolnoĹ›ci i niezaleĹźnoĹ›ci dla czĹ‚owieka, ktĂłry utraciĹ‚ swÄ… plemienność. TÄ… drogÄ… jest alfabet fonetyczny, ktĂłry zarazem doprowadzi czĹ‚owieka do róşnych stopni podwĂłjnej schizofreniiâ€?3. RozwĂłj pisma fonetycznego spowodowaĹ‚ oddzielenie znaku od znaczenia, czyli rozdzielajÄ…c symbol na przedmiot i desygnat, daĹ‚ oko zamiast ucha. Oko w odróşnieniu od ucha percypuje na zasadzie oddzielania danego przedmiotu od caĹ‚oĹ›ci otoczenia, moĹźna by powiedzieć: uĹ›mierca caĹ‚ość poprzez wyodrÄ™bnienie danego organu z caĹ‚ego organizmu, wskutek czego syntaktyka (muzyka) funkcjonowania caĹ‚oĹ›ci organizmu wpada w dysonans i powoli obumiera. Z kolei Walter Ong – znawca kultury piĹ›miennej i oralnej – postawiĹ‚ tezÄ™ wykazujÄ…cÄ…, iĹź pismo (cyrografia) jest pierwszÄ… najsilniejszÄ… technologiÄ… naszej cywilizacji, ktĂłra zapoczÄ…tkowaĹ‚a wszystkie zmiany, poczÄ…wszy od podwyĹźszenia stanu Ĺ›wiadomoĹ›ci czĹ‚owieka. „Pismo jest technologiÄ…, ktĂłrÄ… przyswajamy jeszcze nawet gĹ‚Ä™biej aniĹźeli umiejÄ™tność gry na instrumencie. (...) W przeciwieĹ„stwie do naturalnej mowy oralnej pismo jest caĹ‚kowicie sztuczne. Nie ma sposobu, by pisać ››naturalnie‚‚. (...) Pismo lub zapis jako takie róşniÄ… siÄ™ od mowy tym, Ĺźe nie tryskajÄ… w sposĂłb nieuchronny z nieĹ›wiadomoĹ›ci. Procesem przekĹ‚adu jÄ™zyka mĂłwionego na pismo rzÄ…dzÄ… wymyĹ›lone Ĺ›wiadomie, wyartykuĹ‚owane reguĹ‚y. (...) Technologie nie sÄ… jedynie wsparciem zewnÄ™trznym, sÄ… takĹźe czynnikiem przeksztaĹ‚cajÄ…cym wewnÄ™trznie Ĺ›wiadomość, nigdy bardziej, niĹź kiedy oddziaĹ‚ywajÄ… na sĹ‚owo.
118
3JUB 9 JOEE
Laniera9. W VR najwaşniejszym zmysłem w komunikacji jest dotyk – informujący o granicy łączącej nasze ciało z zewnętrzem. Dotyk jest najbardziej fundamentalnym zmysłem, dlatego doświadczenie partycypacji w VR (jak w basenie) określane jest mianem immersji (łac. wypełnienie lub zanurzenie), toteş Derrick de Kerckhove nazwał ten proces integracją. Dotyk jest scalający (łączy wszystkie zmysły), integrujący (od integere, łac. być w dotyku)21. Doznanie to wkracza juş jednak na poziom naszej psychiki. Zagadnieniem dotyczącym konglomeratu psychosomatycznego oraz próby uchwycenia jego efemerycznej granicy w kontekście środowiska społecznego zajął się przed laty psycholog i psychiatra Antoni Kępiński. W swych pracach porównywał jednostkę ludzką do komórki tworzącej organizm społeczny. Kaşda komórka, na wzór biologicznej, zbudowana jest z organów wewnętrznych zapewniających jej odrębne, wewnętrzne funkcjonowanie, lecz jej budowa dostosowana jest równieş do spowijającego ją otoczenia. Środowisko organizmu społecznego jest oddzielone od pojedynczej komórki półprzepuszczalną ścianą komórkową, która na zasadzie osmozy pozwala komórce şywić się i komunikować z otoczeniem. Komunikowanie to w psychologii nazwał Kępiński metabolizmem energetyczno-informacyjnym. Zaburzenia tego metabolizmu prowadzą od schizofrenii do postaw autystycznych22. Schizofrenia róşni się jednak od schizofrenizacji. „Przed przeszło dwudziestu laty [lata 50., przyp. aut.] Maurycy Bornsztajn mówił o schizofrenizacji współczesnego społeczeństwa. Po latach jego przewidywania okazały się trafne. Rzeczywiście coraz częściej obserwuje się narastające postawy autystyczne w stosunku do otaczającego świata technicznego. Ludzie czują się w nim samotni, obcy, niezrozumiali, znudzeni. (‌) Odczuwają dotkliwie chaos panujący w otaczającym świecie i w nich samych. (‌) Oczywiście schizofrenizacja nie jest schizofrenią. Termin ten wskazuje tylko na pewne tendencje kulturowe, przypominające pewne objawy schizofreniczne�12.
Tak teş, w świecie przedstawionym powieści science fiction Czarne oceany i Perfekcyjna niedoskonałość, kształtuje rzeczywistość Jacek Dukaj. Status cywilizacyjny prezentowany w części twórczości Dukaja ma charakter ewolucyjny. Stan zaawansowania technologicznego jest progresywny i wsparty matematyczną logiką oraz konsekwencją rozwoju. Najistotniejszym elementem powieści Czarne oceany jest splot kilku nauk, teorii, spostrzeşeń z rzeczywistości. Chodzi tu głównie o rozwinięcie teorii memetyki (zapoczątkowanej przez biologa Richarda Dawkinsa18) implementowanej w splocie technologii (głównie VR) na linii mózg –› umysł, mającym pośredni wpływ na rzeczywistość polityczno-ekonomiczno-społeczną. Ów konglomerat był w stanie takiej komplikacji, iş nie tylko nie moşna go kontrolować, ba, nie moşna było nawet przewidzieć jego następstw. W rzeczywistości metaksokracji – jak próbował ją zdefiniować bohater Dukaja, Nikolas Hunt – nie rządzą juş prawa pochodzące z demokracji. Nie jest to rzeczywistość polityczno-gospodarcza kreowana przez większość wyborców-decydentów. Jest to rzeczywistość, w której sam aparat wykonawczy wykonuje nie polecenia, nakazy czy przegłosowane większością głosów ustawy, lecz robi to, co mu system, w który jest uwikłany, nakaşe19. Chodzi tu o system ujęty w sposób bardzo szeroki. Niemniej jest on proweniencji systemów informatycznych, oplatających nas, niby powolne ofiary-muchy pociągane za nitki-decyzje, coraz gęściej utkanymi niewidzialnymi, samosterownymi sieciami interakcji sprzęşeń zwrotnych. W powieści Dukaja rzeczywistość społeczna i komunikacja między ludźmi ograniczana jest w duşej mierze przez swojego rodzaju etykietę społeczną, nazywaną Neti. Jak sama nazwa wskazuje, ta etykieta zachowań została wymuszona przez odbiorniki audiowizualne noszone przez ludzi, czy to w pierścionkach, czy naszyjnikach usieciowionych w infrastrukturze informatycznej. Neti miało słuşyć obronie mienia prywatnego. Wszystko było filmowane i bezpośrednio analizowane przez jurydykatorów. Przypominało to nieco oko Wielkiego Brata z orwellowskiego Roku 1984, jednak naszyjnik moşna było dezaktywować lub po prostu zdjąć20. Do obiegu weszły takşe komercyjne „wszczepki� VR (implantowane doczaszkowo chipy, umoşliwiające kontaktowanie się na bieşąco w VR bez konieczności noszenia ze sobą rękawic cyfrowych czy gogli). „Schatzu znajdował się wśród (...) pionierów. Od początku postawił na wszczepkę. Wiedział, şe to jest przyszłość. Jeszcze na studiach zaciągnął kredyt na serię operacji mikrotrepanacyjnych oraz implantację nanosieci nakorowych stymulantów neuronowych – wciąş go spłacał. (...) Oto załapał się na ostatni wagon pociągu do nowej ery, a doprawdy niewielu z jego pokolenia nań zdąşyło. Wszczepki stanowiły technologiczny wyróşnik społecznego przejścia fazowego�21. Schatzu był właścicielem zupgrade’owanej Hamaby dysponującej „(...) pamięcią pozwalającą na samodzielne utrzymywanie i przeliczanie w czasie rzeczywistym sześciozmysłowego sensorium (słuch-wzrok-dotyk-węch-smak-błędnik). W zwykłym trybie z sieci ładowano więc przycięte według CIOT-y (Cutsomising In/Out Transfer Protokol): pakiety aktualizacji zmiennych i (...) pełne pliki środowiskowe. Dzięki temu Schatzu mógł wchodzić głęboko w zaślep interaktywny nawet w godzinach szczytu w samym sercu NYC. Defaultowy MUI (Multisense User Interface, przyp. aut.) Ronalda był całkowicie przezroczysty. Makra podczepione miał pod mięśnie oczne. Schatzu zezował w lewy górny róg swojego gabinetu. Z sufitu rozwinęła się i zesztywniała płachta ledjedwabiu (OVR only) na tym ekranie ruszył emulator staroşytnego oesu 2D�22. Podobnie wyglądała kwestia płatności. Klienci sklepów,
Ten świat jest (‌) dziwny, zaskakujący, (‌) a jednak ma w sobie coś wielkiego, jest w nim zmaganie się człowieka z samym sobą i z własnym otoczeniem, szukanie własnej drogi, jest to świat, w którym przejawia się to, co najbardziej w człowieku ludzkie13. Juş dziś moşemy obserwować w rozkwicie zapowiadaną przez Kępińskiego schizofrenizację społeczeństwa w postaci technoautyzmu14, którą napędzają media proweniencji cyfrowej lub, uşywając języka Jeana Baudrillarda, techniczne lustra15. Zdaniem tego francuskiego badacza medialnej rzeczywistości istnieje obecnie coś więcej niş tylko rzeczywistość realna i wirtualna, jest to rzeczywistość integralna. „Oto czego jesteśmy świadkami, gdy zanika rzeczywistość ››obiektywna‚‚: na jej tyłach rośnie potęga Rzeczywistości Integralnej, pewnego rodzaju Rzeczywistości Wirtualnej, która opiera się na deregulacji samej zasady rzeczywistości. (‌) Rzeczywistość Integralna spełnia się zatem poprzez zabójstwo popełnione na tym, co rzeczywiste, poprzez zatratę jakiegokolwiek wyobraşenia rzeczywistości. To co wyobraşeniowe – co wiązalibyśmy chętnie z tym, co rzeczywiste, i co jest jego cieniem i wspólnikiem – ulatnia się wraz z nim. Rzeczywistość Integralna pozbawiona jest wyobraźni�16. To, co nazywamy VR, zostało przez Baudrillarda połączone z teorią Manuela Castellsa, dotyczącą realnej wirtualności, tzn. projekcji naszej rzeczywistości, której podwaliny tworzą wartości, marzenia nieprzerwanie kształtowane przez media elektroniczne, na otaczający nas świat17.
119
3JUB 9 JOEE
wprowadzonego przez Gillesa Deleuze’a. Francuski filozof, ukazując sposób funkcjonowania mózgu, tworzącego się wciąş ze struktur chaotycznych, które samoistnie przechodzą do stanu uporządkowanego, pisze, şe „(‌) w modelu linearnym, jak na przykład w modelu odruchów warunkowych, istota rzeczy polega na zrozumieniu łączników, przerw i pustek. Oparte na modelu drzewa paradygmaty mózgu ustępują miejsca kłączowym figurom, acentrycznym systemom, skończonym sieciom automatów, chaoidalnym stanom. Ów chaos pod wpływem nawyków lub modeli rozpoznania jest z pewnością zakryty przez wzmocnienie przejść bodźców wytwarzających mniemania; stanie się on jednak tym bardziej odczuwalny, im bardziej uwzględni się procesy twórcze oraz implikowane przez nie rozgałęzienia�28. Przypomnijmy, şe rhisome w filozofii Deleuze’a/Guattariego tworzy niesystemowy kanał, w którym dokonuje się partycypowanie Nomady lub Schizo (Antyedypa), próbującego odnaleźć swój pełny, jedyny kształt świata29. Wędrówka ta jednak jest permanentna, poniewaş świat, który stworzył Schizo, jest zbudowany ze zwielokrotnionych, zmanipulowanych elementów przezeń wygenerowanych30. Nie bez kozery tytuł jednej z waşniejszych prac Deleuze’a brzmi Róşnica i powtórzenie31. To, co indywidualne, czyli rozumiane przez nas jako jednostkowe, jest indywidualizujące, „(‌) co znaczy, iş nadaje jednostkowe, odrębne własności temu, w co się wciela. Nie czyni zatem nic innego jak róşnicuje. Poniewaş jednak ››nie ma władzy róşnicowania‚‚ bez ››mocy powtarzania‚‚, słowa te kierują nas w stronę tego, co najistotniejsze, w stronę róşnicy i powtórzenia, wokół których wszystko się rozgrywa, a które są dwiema nierozłącznymi i korelatywnymi moşnościami istoty – ››powtarzanie jest mocą róşnicy‚‚, ››róşnica – władzą powtórzenia‚‚�43. Aş się prosi, by w tym kontekście napisać nie: róşnica i powtórzenie, lecz: binaryzacja i iteracja – co jest istotą funkcjonowania programu w komputerze – ciągłe powtarzanie tych samych obliczeń na kodzie zerojedynkowym. W tymşe programie Schizo, na wzór Nicolasa Hunta (dukajowskiego bohatera), linearyzuje/przemierza baudrillardowską rzeczywistość integralną. Rozszczepienie systemu umysłu33 jest tu stanem nawet nie tyle patologicznym, co wręcz przyrodzonym tej rzeczywistości. Aby dopełnić obrazu rozszczepienia rzeczywistości przez technologię wrastającą w głąb mózgu na zasadzie kłącza34, zobaczmy, co Grzyb oferuje uşytkownikowi po instalacji odpowiedniego oprogramowania. Mnemonotatnik i wizualizator myśli modyfikuje odbiór bodźców sensorycznych i nadzoruje przebieg skojarzeń myślowych w trybie dźwiękowym, tekstowym, symbolicznym, obrazowym (szczególnie przydatna jest funkcja przewijania wstecz przy śledzeniu urwanych łańcuchów myślowych) wedle załoşonego klucza profilu. Pomocne są równieş skanery zmysłowe, przeglądarki medialne, edytory: ekspresji, lingwistyczne, mimiczne, menadşery ruchu, kompresatory sensualne, organizatory wyobraşeń i przede wszystkim Mad Drivery. Mad Driver to nielegalne oprogramowanie, przypominające obecne gry RPG, uşytkowane na podstawie pewnych scenariuszy, a wokół nich zostały utworzone specyficzne struktury schizoidalnych światów. Rozgrywki toczą się w światach skorelowanych, to znaczy w rzeczywistości integralnej. W wyniku pomieszania statusów realności i braku kryterium prawdy bezwzględnej35, doszło do wielu morderstw i samobójstw36. Tak permanentna implementacja wspomagania świadomości przypomina zarysowaną powyşej teorię Kępińskiego dotyczącą metabolizmu informatyczno-energetycznego. Ściana komórkowa, która funkcjonuje na zasadzie osmozy bodźców i substancji informatyczno-energetycznych, jest niewydolna wskutek nadwyş-
restauracji nosili cashchipy na palcach w formie pierścieni. Wystarczyło przejechać skanerem przed pierścieniem, by zainkasować naleşny kredyt. Do akcji powieści zostaje włączona nowa technologia ulepszonej wszczepki, która była wprowadzana injekcyjnie i po około dobie osadzała się na korze mózgowej, tworząc otorbienie bionanotechnologiczne. Nowa wszczepka (Tuluza 10 lub Grzyb) otwierała przed uşytkownikiem całkiem innego rodzaju jakość immersji VR (Virtual Reality). Menadşer wszczepki stawał się swoistym alter ego uşytkownika. Była ona o tyle korzystniejsza – od powiedzmy znanych nam z naszych dotychczasowych osiągnięć technologicznych oraz z powieści post- i cyberpunk – poniewaş wprowadzała aktywność na dwóch płaszczyznach jednocześnie: VR i rzeczywistości realnej. Na skutek zapośredniczenia postrzegania rzeczywistości przez wszczepkę na dwóch skorelowanych poziomach jednocześnie przypomina to wspomnianą powyşej Rzeczywistość Integralną Baudrillarda. Tuluza 10 mogła bowiem tak pokierować przekazywanymi bodźcami docierającymi do mózgu uşytkownika, aby rzeczywistość stawała się znośniejsza, ciekawsza itd. Wszystko w tym momencie zaleşało od sposobu sprofilowania jej przez uşytkownika. „(‌) Wybierał właśnie podkład estetyczny OVR, Multisense User Interface. (‌) Machnął magiczną róşdşką na pierwszą z brzegu ikonę (‌), trafił na Necropolis™. Natychmiast popołudniowe światło (‌) zeszło do natęşenia odpowiadającemu jesiennemu zmierzchowi. Ciemnobłękitne niebo nadmiejskie zasnuło się szaropopielatymi chmurami, rozciągniętymi w faliste pręgi. (‌) Zrobiło się zimniej, spod jednostajnego hałasu miasta wydobyło się przeciągłe wycie odległego wiatru. Cienie wyostrzyły się i pogłębiły�23. Przesterowanie odbioru świata jest wręcz analogiczne do kolorytu uczuciowego schizofreników, przedstawianego przez Kępińskiego. „Siła uczuć i nastrojów jest pierwszą cechą niezwykłości kolorytu świata schizofrenicznego. (‌) Jest to sytuacja podobna – tylko znacznie bardziej natęşona – do tej, gdy pod wpływem silnego uczucia nagle widzi się inaczej. Oczywiście zawsze otwarte pozostaje pytanie, co zmienia się najpierw, czy uczucie, czy temat i struktura naszych przeşyć�24.
Gdyby Pascal şył w naszych czasach, o co innego by się zakładał (‌). Nie wiesz, czy to şycie, czy gra, toteş zawsze postępuj podług rachunku minimalizacji kosztów pomyłki; jak gdybyś wszystko robił naprawdę. Oto jest przykazanie na XXI wiek25. Wszczepka współpracuje z człowiekiem na zasadzie półzaślepu (połowicznie przenosi uwagę umysłu do buszowania w danych zapamiętanych i gromadzonych w umyśle, do manipulowania nimi, przetwarzania etc., a połowicznie uwaga umysłu musi być skierowana na zewnątrz do świata realnego, by rejestrować dane i panować nad otoczeniem) umysłu, który postrzega nakładające się na siebie dwie rzeczywistości: realną i cyfrową w postaci interfejsu (właściwie jest to intermind) VR wszczepki26. Grzyb składa się z neuropasoşyta tworzącego narośle bionanomatyczne na mózgu i wykorzystującego jego nieaktywne rejony jako swoją pamięć wirtualną, jako neuro-RAM – pamięć, którą dowolnie procesuje27. Na podstawie opisów dotyczących sposobu funkcjonowania Grzyba moşemy domyślić się, şe zaszła tu swoista transmisja sygnałów elektrycznych pochodzących z mózgu uşytkownika, które wszczepka procesuje, uşywając mózgu swego şywiciela. Owo nanomatyczne narośle procesujące dane koresponduje z ideą rhisome (kłącza)
120
3JUB 9 JOEE
ki informacji napływających z zewnątrz. Reakcją na ów nadmiar jest efekt pyknolepsji opisywanej przez Paula Virillio48. W tym celu ściana komórkowa (czyt. mózg) jest wspomagana nowymi technologiami. Jednak podobnie jak w rzeczywistości światów Mad Driverów, bohater Dukaja w pewnym momencie nie jest pewien, czy nie został zainfekowany przez jeden z pirackich programów – nie jest w stanie zdiagnozować danej rzeczywistości, czy jego sensorium odbija zjawiska rzeczywistości, czy profiluje ją jakiś obcy program. Ponownie przypomina to sytuację rzeczywistości skorelowanych w stanie schizofrenii, gdzie chory, şyjąc jednocześnie w świecie urojeń nakładających się na rzeczywistość, jest do pewnego momentu świadom tych dwóch rzeczywistości (podwójna orientacja)38, jednak po nasileniu się objawów urojenia zastępują rzeczywistość (oderwanie się od rzeczywistości)39.
raczej człowiek posługujący się nim, ma ambicje zamknąć całą wiedzę o naturze (czyli w pewnym sensie esencję jej samej) w świecie obrazu znaków zeń wytworzonych. 3. Marshall McLuhan, Wybór tekstów, red. Eric McLuhan, Frank Zingrone, przekł. Ewa Róşalska i Jacek M. Stokłosa, Poznań 2001, s. 165. 4. Walter J. Ong , przekład i wstęp Józef Japola, Oralność
i piśmienność. Słowo poddane technologii, Rozwój alfabetu począwszy od pisma Sumerów, Lublin 1992, s. 118-119.
5. TamĹźe, s. 146, 202-203, 205. 6. TamĹźe, s. 144. 7. Marcin Puszkarewicz, The Net‌, czyli Ted KaczyĹ„ski wg Lutza Dammenbecka, www.ritabaum.serpent.pl/medium (strona z 05.2005 r.) 8. Komputer – czyli maszyna obliczeniowa – dziaĹ‚a na zasadzie nieciÄ…gĹ‚ej i iteracyjnej (powtarzanie tych samych obliczeĹ„). David Bolter wskazaĹ‚ na podobieĹ„stwo miÄ™dzy teoriÄ… wzglÄ™dnoĹ›ci Einsteina (zakrzywienie czasoprzestrzeni) a budowÄ… komputera, polegajÄ…ce na moĹźliwoĹ›ci manipulacji przestrzeniÄ… przy wywieraniu wpĹ‚ywu na jej zawartość J. David Bolter, CzĹ‚owiek Turinga, kultura Zachodu w wieku komputera , przekĹ‚. i wstÄ™p: Tomasz Goban-Klas, Warszawa 1990, s. 154. 9. One Half Of A Manifesto By Jaron Lanier ; www.edge.org/ 3rd _ culture/lanier/lanier (strona z 19.07.2005 r.) oraz JarosĹ‚aw Boruszewski, Elektrocentryczna sygnalizacja , „Rita Baumâ€? nr 7, zima 2003, s. 166-167. TwĂłrca postsymbolizmu „(...) zawsze powtarzaĹ‚, Ĺźe nowe technologie oparte na komputerze majÄ… za zadanie, by to, co abstrakcyjne – uczynić realnymâ€?. Piotr Zawojski, Jaron Lanier. Szkic do (wirtualnego) portretu , „Opcjeâ€? nr 4. www.ďŹ lm-i-media.soho.pl/zawoj/ PZLanier (strona z 2002 r.), 10. Derrick de Kerckhove, PowĹ‚oka kultury. Odkrywanie nowej elektronicznej rzeczywistoĹ›ci, przekĹ‚. Witold Sikorski i Piotr Nowakowski, Warszawa 1996, s. 54-64. 11. Eugeniusz Brzezinecki, Przedmowa , [w:] KÄ™piĹ„ski, dz. cyt., s. VII, i [w:] tamĹźe, s. 45-47. 12. TamĹźe, s. 11-12. 13. KÄ™piĹ„ski, dz. cyt., s. 257. 14. ZwĹ‚aszcza w Japonii dochodzi do masowych ucieczek technoautystĂłw izolujÄ…cych siÄ™ latami we wĹ‚asnych „cyberĹ›wiatachâ€?. SÄ… to m.in. ludzie Otaku (co oznacza kogoĹ›, kto jest w pewnym sensie bezuĹźyteczny) (‌) Otaku sÄ… zjawiskiem medialnym pod kilkoma wzglÄ™dami: media najpierw ich stworzyĹ‚y, potem stworzyĹ‚y ich nazwÄ™; w jakimĹ› sensie Otaku zamieszkujÄ… media, a prĂłby ich zbadania sÄ… jednoczeĹ›nie analizÄ… historii mediĂłw. ( Volker Grassmuck, Otaku , „Magazyn Sztukiâ€?, nr 1/1998 r. („POSTcyberMODERNpunkâ€?)), s. 427-428. (‌) Dla tych dzieci (‌) Otaku jest ich schronieniem. (...) ››W szkoĹ‚ach‚‚ (‌) dzieci uczÄ… siÄ™ pojmować Ĺ›wiat jako zbiĂłr danych i informacji, w sposĂłb fragmentaryczny, a nie ogĂłlny. System stworzony jest tak, by wtĹ‚oczyć w gĹ‚owy daty, nazwiska i wyrywkowe odpowiedzi egzaminacyjne. Skrawki informacji nigdy nie skĹ‚adajÄ… siÄ™ na caĹ‚oĹ›ciowy obraz Ĺ›wiata. MajÄ… charakter fetyszu, a nie wiedzy (tamĹźe, s. 429-430). „(‌) JapoĹ„skie dzieci sÄ… geniuszami w operowaniu technologiÄ…, czego przykĹ‚adem moĹźe być roczny chĹ‚opak, ktĂłry rozbiĹ‚ samochĂłd. Ale (‌) mĹ‚odzi JapoĹ„czycy nie potraďŹ Ä… rozmawiać i wyraĹźać swoich opinii. CzujÄ… siÄ™ lepiej sam na sam z komputerem niĹź z innymi ludĹşmi. (‌) TraktujÄ… istoty Ĺźywe jak martwe przedmioty. (...) ››Otaku traktujÄ… ludzi jak przedmioty, a przedmioty jak ludzi‚‚. Jest to zwiÄ…zane z postanimizmem wytworzonym przez technologiczny mariaĹź oddziaĹ‚ujÄ…cy z shintoistycznym animizmem natury, obecnym w kulturze japoĹ„skiejâ€? (tamĹźe, s. 430). 15. „Ekran niczego nie odbÄła. Stoicie jak gdyby po drugiej stronie lustra pozbawionego wewnÄ™trznej warstwy odbÄłajÄ…cej: widzicie Ĺ›wiat, lecz on was nie widzi (‌). Ekran przesĹ‚ania wszelkÄ… relacjÄ™ wzajemnoĹ›ci (wszelkÄ… moĹźliwość ››odpowiedzi‚‚). Jean Budrillard, Pakt jasnoĹ›ci. O inteligencji zĹ‚a , przekĹ‚. SĹ‚awomir KrĂłlak, Warszawa 2005, s. 63. 16. TamĹźe, s. 7-8.
Fren (gr.) „otoczka wÄ…troby lub sercaâ€?, oĹ›rodek Ĺźycia psychicznego. Cecha/struktura charakterystyczna dla systemĂłw przetwarzania informacji obdarzonych samoĹ›wiadomoĹ›ciÄ…. Uwaga: „Multitezaurusâ€? nie dysponuje deďŹ nicjÄ… samoĹ›wiadomoĹ›ciâ€?. „Multitezaurusâ€? (Subkod HS)40 Bohaterowie powieĹ›ci Dukaja czÄ™sto zadajÄ… sobie pytanie dotyczÄ…ce swojej posthumanistycznej natury: jestemĹźe jeszcze czĹ‚owiekiem czy juĹź maszynÄ…? Gdzie przebiega granica i czy w ogĂłle jest jeszcze jakaĹ› granica? Baudrillard na to pytanie odpowiada w nastÄ™pujÄ…cy sposĂłb: „(‌) gdy w przypadku dziaĹ‚aĹ„ prowadzonych w obszarze WirtualnoĹ›ci, na pewnym poziomie zanurzenia w wirtualnej maszynerii, nie istnieje juĹź róşnica pomiÄ™dzy czĹ‚owiekiem a maszynÄ…: maszyna jest po obu stronach interfejsu. Prawdopodobnie nie jesteĹ›cie niczym wiÄ™cej niĹź częściÄ… wĹ‚asnej przestrzeni maszyny – skoro czĹ‚owiek staĹ‚ siÄ™ WirtualnÄ… RzeczywistoĹ›ciÄ… maszyny, jej lustrzanym operatorem. (‌) CechÄ… charakterystycznÄ… kaĹźdej wirtualnej powierzchni jest po pierwsze jej otwartość, jej pustka, a po drugie moĹźliwość wypeĹ‚nienia jej czymkolwiek, to teraz kolej na was, by wejść do toczÄ…cej siÄ™ w czasie rzeczywistym interaktywnej gry z pustkÄ…â€?41. Diagnoza francuskiego filozofa jest jak zwykle apokaliptyczna, ale czyĹźby byĹ‚o tak tragicznie? Pomimo cyfrowych ewolucji homo sapiens, na stronicach Dukajowych historii odnajdujemy zawsze jakiĹ› element „nieoznaczonyâ€?, z ktĂłrym system nie jest w stanie sobie poradzić42. Ĺšwiadomość ludzka, jak wskazujÄ… dotychczasowe badania, jest czymĹ›, czego nie tylko sztuczne istoty posiadać nie bÄ™dÄ…, wiÄ™cej nawet, nie bÄ™dÄ… w stanie, przy ewentualnym, bliĹźszym zetkniÄ™ciu, sobie z niÄ… poradzić (przynajmniej na bazie obecnej, binarnej, digitalnej technologii)43. PoniewaĹź zadaniem literatury jest, przez opisywanie ducha obecnego czasu, ukazywanie charakteru ludzkiej natury, dlatego bohaterowie Dukaja sÄ… ekstrapolowanymi figurami naszych schizofrenicznych tendencji cywilizacyjnych, ktĂłre sÄ… immanentnÄ… częściÄ… wpisanÄ… w rozwĂłj cywilizacyjny.
Przypisy:
1. Antoni Kępiński, Schizofrenia , Warszawa 1974, s. 2-3. 2. Powstałego notabene z obrazów rzeczywistości, które człowiek zaobserwował w naturze. Zatem pismo jest swojego rodzaju imitacją, czy naśladownictwem natury. Pismo, czy
121
3JUB 9 JOEE
17. Manuel Castells, Wszystko, co ma znaczenie, to wymiana impulsĂłw w Sieci, wywiad z Castellsem przeprowadzony przez Cliffa Barneya, w caĹ‚oĹ›ci opublikowany w nr. 24 (1/00) „Magazynu Sztukiâ€? (wersji papierowej). www.magazynsztuki.home.pl 18. Richard Dawkins, Samolubny gen , przeĹ‚. Marek SĹ‚oneczny, Warszawa 1996. 19. O podobnych determinantach ksztaĹ‚towanych w solipsystycznych Ĺ›wiatach podzielonych przez lustra technicznych obrazĂłw powodujÄ…cych schizofreniczne zapÄ™tlenie pisze Wojciech ChyĹ‚a, Dyspozytyw – Solipsyzm , [w:] PrÄ™dkość i przyjemność , praca zbiorowa pod red. Andrzeja GwoĹşdzia, Kielce 1994, s. 127-128-129. 20. Jacek Dukaj, Czarne oceany, Warszawa 2004, s. 112. 21. TamĹźe, s. 76. 22. TamĹźe, s. 77. 23. Czarne oceany, dz. cyt., s. 224. 24. KÄ™piĹ„ski, dz. cyt., s. 213-214. 25. Czarne‌, dz. cyt., s. 302-303. 26. Jakkolwiek logiczne ekstrapolacje technologii ksztaĹ‚towanych przez Dukaja, bazujÄ…cych na dotychczasowych technologiach i teoriach dotyczÄ…cych neuroďŹ zjologii i badaĹ„ nad sztucznÄ… inteligencjÄ… (AI), sÄ… potraktowane nieco na wyrost, niemniej sÄ… bardzo nowatorskie i zajmujÄ…ce. 27. Czarne‌, dz. cyt., s. 358. 28. Gilles Deleuze/ FĂŠlix Guattari, Co to jest ďŹ lozoďŹ a?, przekĹ‚. PaweĹ‚ PieniÄ…Ĺźek, GdaĹ„sk 2000, s. 239. 29. KĹ‚Ä…cze jest formÄ…, w ktĂłrej funkcjonowanie Nomady (czĹ‚owieka nieosiadĹ‚ego) anarchizuje (decentruje) system ďŹ gury paĹ„stwa (drzewa), czyli usystematyzowania i staĹ‚oĹ›ci powtarzalnoĹ›ci. Zatem kanaĹ‚ kĹ‚Ä…cza wprowadza chaoidalne stany do systemu, co powoduje formowanie siÄ™ samoorganizacyjnych i autopoietycznych struktur (Francisco Varela, Gdy pojawia siÄ™ ja , tĹ‚. Justyna i Marek Annaszowie, [w:] Trzecia Kultura , pod red. Johna Brockmana, Warszawa 1996, s. 287-307), a poniewaĹź nic tu nie jest z gĂłry zaĹ‚oĹźone, jedynie forma dociera siÄ™ w akcie wÄ™drĂłwki i stanĂłw emergentnych (Illya Prigogine, Kres pewnoĹ›ci. Czas, chaos i nowe prawa natury, przekĹ‚. Iwona Nowoszewska i Piotr Szwajcer, Warszawa 2000, oraz: Bogdan Banasiak, Nomadologia Gillesa Deleuze’a , na stronie: www.ďŹ lozof.uni.lodz.pl/hybris/Archiwum/Artykuly/Banasiak. 30. Krystyna Wilkoszewska, Wariacje na postmodernizm ,
KrakĂłw 2000, s. 69. 31. Gilles Deleuze, Róşnica i powtĂłrzenie, przekĹ‚. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1997. 32. Bogdan Banasiak, Nomadologia Gillesa Deleuze’a , www. ďŹ lozof.uni.lodz.pl/hybris/Archiwum/Artykuly/Banasiak 33. Chodzi tu oczywiĹ›cie o postrzeganie umysĹ‚u w perspektywie ďŹ lozoďŹ i modernizmu i w pewnym sensie postmodernizmu oraz idei zwolennikĂłw silnej AI. 34. Czasem kĹ‚Ä…czem jest tu Grzyb, czasem mĂłzg. PoniewaĹź Grzyb jest pasoĹźytem, odbywa siÄ™ tu swoista walka o przetrwanie systemĂłw interpretowanych w kontekĹ›cie osadzenia technokulturowego jako cyfrowe bÄ…dĹş moĹźliwe do cyfryzacji. 35. Przypomina to trochÄ™ sytuacjÄ™ z Existenz Davida Cronenberga, z tÄ… róşnicÄ…, Ĺźe grajÄ…cy w systemach Mad Driver bohaterowie powieĹ›ci Dukaja nie tyle prowadzÄ… grÄ™ w skorelowanych rzeczywistoĹ›ciach, co majÄ… problem z diagnozÄ… danej rzeczywistoĹ›ci. 36. Czarne‌, dz. cyt., s. 222-223. 37. Istnieje tu bowiem „czasowyâ€? odpowiednik schizofrenii, tzw. pyknolepsja – polegajÄ…ca na „łataniuâ€? nieciÄ…gĹ‚ej rzeczywistoĹ›ci, w ktĂłrej wskutek odruchu obronnego – „wyĹ‚Ä…czania siÄ™â€? – Ĺ›wiadomoĹ›ci, brakuje kilkunastu sekund. Symptomy tej choroby zauwaĹźyĹ‚ Paul Virilio i jej przyczyn upatrywaĹ‚ w przyĹ›pieszeniu rzeczywistoĹ›ci technologiczno-medialnej (elektromagnetycznej), za ktĂłrÄ… nie nadÄ…Ĺźa Ĺ›wiadomość ludzka. Marek BieĹ„czyk, Homo Pyknoleptikus , [w:] Szybko i szybciej. Eseje o poĹ›piechu w kulturze, pod red. Doroty Siwickiej, Marka BieĹ„czyka, Aleksandra Nawareckiego, Warszawa 1996. 38. KÄ™piĹ„ski, dz. cyt., s. 34-35. 39. TamĹźe, s. 45-47. 40. Jacek Dukaj, Perfekcyjna niedoskonaĹ‚ość , Wydawnictwo Literackie, KrakĂłw 2004, s. 7. 41. Baudrillard, dz. cyt., s. 65-65. 42. Choćby Adam Zamoyski, bohater Perfekcyjnej niedoskonaĹ‚oĹ›ci, byĹ‚ dla wszystkich postludzkich i sztucznych istot zagadkÄ… oraz kluczem w ewolucyjnym wyĹ›cigu o przetrwanie. 43. O odmiennoĹ›ci wĹ‚asnoĹ›ci umysĹ‚u od programu komputerowego pisze filozof John R. Searle. TegoĹź, UmysĹ‚, mĂłzg i nauka , przeĹ‚. Jerzy Bobryk, Warszawa 1995, s. 25-37. Niealgorytmiczne aspekty umysĹ‚u opisuje matematyk Roger Penrose. Zob. Penrose, Cienie umysĹ‚u , tĹ‚um. Piotr Amsterdamski, PoznaĹ„ 2000.
SPK, kadry z ďŹ lmu wideo Despair, 1972
3JUB 9 JOEE
SPK, prawda i kasety wideo DANIEL PĹ ATEK
trzeby, a po części i swoje wĹ‚asne filmy. PrzestrzeĹ„ dzielÄ…ca widza i gwiazdÄ™ skurczyĹ‚a siÄ™, bo wielcy ulubieĹ„cy przeszli juĹź do historii, a nowy typ aktora zatraciĹ‚ pretensjÄ™ swoich wielkich kolegĂłw, wraz z wĹ‚asnÄ… wyjÄ…tkowoĹ›ciÄ…. PrzystÄ™pność kina stylu zerowego zaczęła generować coraz liczniejsze rzesze nisz, poĹ‚Ä…czeĹ„, mutacji odpowiadajÄ…cych recepcie na seks, melodramat i sensacjÄ™. Europejski gigant porno Rodox Trading przelewaĹ‚ na taĹ›mÄ™ wideo takie hity na hollywoodzkich licencjach, jak Akademia policyjna czy Poszukiwacze zaginionej arki. Zdobywanie nowych klientĂłw staĹ‚o siÄ™ priorytetem dla firm takich jak Krypton Video, poszukujÄ…cych nowej marki dla zapomnianych produkcji, ktĂłre nigdy nie miaĹ‚y szans być wyĹ›wietlone w kinach – naĹ›ladujÄ…c wielki przebĂłj SzczÄ™ki, Wielki kot miaĹ‚ siÄ™ stać symulacjÄ… rekina dla caĹ‚ej rodziny: „Aktorzy sÄ… terroryzowani przez Ĺ›miertelnie groĹşnego lwa gĂłrskiego, czyhajÄ…cego na ludzi i bydĹ‚o. Ten film wciĹ›nie was w fotele!â€?1. W dziele unicestwiania kina jako wyznacznika gatunkĂłw technologia wideo z jej moĹźliwoĹ›ciÄ… kopiowania posuwaĹ‚a siÄ™ do rozmycia klasycznych zasad opowiadania historii, wywodziĹ‚a nowe podgatunki z obszarĂłw dotÄ…d nieuznawanych, ale z punktu widzenia widowiskowoĹ›ci pierwszorzÄ™dnych: krwawych pokazĂłw, niewybrednych ĹźartĂłw, fascynacji ďŹ zjologiÄ…, politycznej niepoprawnoĹ›ci. Eksplozja obrazĂłw klasy B sĹ‚uşących za taniÄ… rozrywkÄ™ klasom podmiejskim, wprowadziĹ‚a do tej nihilistycznej zabawy rĂłwnieĹź odmiany najniĹźsze i najbardziej fascynujÄ…ce zarazem – Cinema Mondo (shockumentaries) majÄ…ce dodawać martwym ciaĹ‚om posmaku realnej obecnoĹ›ci, balansujÄ…c na granicy moĹźliwoĹ›ci ujrzenia prawdy i banaĹ‚u konwencji zadawania Ĺ›mierci. Filmy przyjmujÄ…ce konwencjÄ™ docierania do Ĺ›miertelnoĹ›ci czĹ‚owieka poprzez seriÄ™ obrazĂłw zgonu i operacji post mortem wnosiĹ‚y posmak zakazanego dla szukajÄ…cych mocnego autentyzmu. W realizacjach, jeszcze na taĹ›mie ďŹ lmowej, przodowali WĹ‚osi. Pierwszy obraz serii, od ktĂłrej pochodzi nazwa, nosiĹ‚ tytuĹ‚ Mondo Cane (reĹź. Gualtierro Jacopetti, 1962). Bardzo szybko pragnienie dotarcia do „zakazanej kulturyâ€? objęło caĹ‚y Ĺ›wiatek powiÄ…zaĹ„ miÄ™dzy zbrodniÄ… i kasetami wideo. Killing for culture2, tak brzmi tytuĹ‚ jednego z pierwszych filmoznawczych opracowaĹ„ kina Ĺ›mierci, wymienia Despair (1979) autorstwa Dominique’a Guerina i Greama Revella jako reprezentanta zakazanego nurtu.
Australijska formacja SPK z ich performances, nagraniami audio i wideo wpisała się w kanon medialnego kontrkulturowego ekstremizmu. Korzystała z nośnika, który w owym czasie (lata 80.) stwarzał moşliwość kreowania własnych wizualnych światów, wielkich zarobków i ucieczki przed państwową cenzurą – kasety wideo i jej rynku. Na śmietnisku wideopodziemia, rodzącego róşnorakie, umykające zakazom wynaturzenia, od kiczowatego kina gore do zakazanego normą ludzką i prawną snuffu, wykreowali zepchnięty na samo dno, ocierający się o bestialstwo, trudno dostępny Despair. Film ten nie uwzględniał şadnej hierarchii, şadnego modelu odbioru ani kategorii i na zawsze pozostał w piekle, na którego ciele chciał być tylko pasoşytem. Nie pozostawił po sobie skandalu, bo skandal jest wszędzie, a on nie opowiadał sensacyjnej historii. Mówił za to cicho, statyczną kamerą, o ukrytej śmierci. To film o nas – człowiek jest prawdziwy, to szokujące odkrycie.
Przynieść śmierć do domu
Pamiętam, kiedy pierwsze odtwarzacze wideo dotarły do nas na początku lat 90. Rozpoczęło się polowanie na rzadkie filmy kung-fu i SF. O zorganizowanej dystrybucji nikt jeszcze wtedy nie myślał, instytucja giełdy zaspokajała wszystkie nasze potrzeby. Niedzielnym popołudniem szło się przegrzebywać stosy oznakowanych brudnymi tasiemkami czarnych pudełek o egzotycznych tytułach. Kontenery moşe po pięćdziesiąt, po sto. Częściej dawało się przeşyć coś jeszcze raz z tym samym, wielokrotnie odtwarzanym i przechwytywanym filmem niş spotkać prawdziwą nowość. Akcja, sensacja, szpiegowski (nagrany kiedyś z telewizji) – drugiej części brak – powtarzał fan sprzętu wideo. Wszystko było na wymianę i mało kto słyszał o filmowym świecie bez specjalnych ograniczeń, świecie płynącym szerokim strumieniem wprost do odtwarzaczy (direct-to-video) w kaşdym domu. Był to świat technologicznego postępu na miarę dzisiejszego internetu, zachwycający początkową wolnością i nieobwarowany prawami, praktycznie poza kontrolą, jaką narzuca porządkująca funkcja odgórnych źródeł monopolizacji środków masowego przekazu. Nieokiełznana nowość zapowiadająca eksplozję półamatorskiej twórczości za niewielkie pieniądze przeraşała obyczajówkę, wielkich hollywoodzkich producentów i porno biznesmenów z samochodowych kin. Kaseta wideo szybko stworzyła nowy rynek odpowiadający na potrzebę prywatności masowego odbiorcy: moşliwość spędzenia czasu z przyjaciółmi w mrocznych czasach thatcherowskiego reşimu droşyzny i nielegalne hardcore porno, dostępne w Anglii przesyłką pocztową prosto z tajemniczej wytwórni Emerald Nederland and J. Svenson. Masowy odbiorca sam produkował swoje po-
Terapia szaleństwem
Zaczyna się szybkim industrialnym rytmem naśladującym obroty wirnika śmigłowca, Greame Revell wyśpiewuje strofy: „Kill, kill, kill for inner peace, bomb, bomb, bomb for mental health!�, obraz przecinają róşnokolorowe chaotyczne pasy biegnące na skos i w poprzek, w końcu zalewające cały ekran wraz z narastaniem hałasu gitary,
123
3JUB 9 JOEE
taśm i wrzaskliwego wokalu. Oko widza co kilkanaście sekund uspokaja pauza w postaci niebieskiego wygaszacza ekranu znanego z oprogramowania Windows – spokojny błękit niczym ze znanego jarmanowskiego Blue. Eksperyment mający uniewraşliwić widza na potok obrazów wylewających się z odbiornika sprawia wraşenie komunikacyjnego przeładowania, kumulacji chaotycznych sygnałów, które nieoczyszczone, atakują wprost i bez podstępu wszystkie zmysły. Efekt niemoşliwości odbioru zostaje osiągnięty wskutek wylewu nieskoordynowanych impulsów z telewizora. Smoła na nasze zmysły, informacyjny szum równa się autystycznej głuchocie potęgowanej przez jedyne moşliwe w tej sytuacji remedium – jednolity błękit pustki ukrytej pod przekazem przeładowanym informacją.
Dźwięki i obrazy SPK zawierają okaleczenie jako stały temat. Pogwałcenie percepcyjnych przyzwyczajeń kieruje uwagę przede wszystkim na prawdziwe oblicze tzw. cywilizowanego świata, który uşywając przemocy i czyniąc okropieństwa, podpiera się ideałami i opisuje ładnymi słowami, jednocześnie indoktrynuje zdalnie wyrównaną, pasywną publiczność. Gwałtowność obrazów i dźwięków (informacja w otoczeniu juş pozbawionym informacji) jest konieczna, by zmusić widza, przywiązanego do istniejących standardów, do aktywnej odpowiedzi. [z manifestu SPK]
Dźwięk rozbijanego szkła zapowiada kolejny rozdział. Widzimy fragmenty koncertów przeplatane obrazami operacji na ciałach zwierząt, ludzi, zdeformowane dziecięce szkielety, syjamskie bliźnięta, głowy w słojach z formaliną... Obrazy ciągną się przez kilkadziesiąt minut w prawie jednostajnym rytmie, słychać sample rozmów wplecione w ten monotonny performance róşnych pośmiertnych operacji na uşytecznej dla nauki tkance. Od razu narzuca się pytanie: do kogo przekaz jest skierowany, kogo atakuje lub kogo i z czego próbuje uleczyć? U podstaw programu SPK od początku jego kontrkulturowej działalności leşał atak. Atak na fałsz uporządkowanej cywilizacji, atak na praktykę ukrywania śmierci i jej samotny charakter, atak na przeładowanie informacją (information overload) i proliferację fałszywych idoli, których zmierzch artyści ogłaszali (twilight of the idols)3. Poszukiwanie autentyzmu zaprowadziło ich do refleksji nad szaleństwem i problematyką wykluczenia ze społecznego świata, w którym szaleństwo jest reprodukowane, a następnie stłaczane w miejscach odosobnienia, niepotrzebne choćby, jak pisze Michel Foucault, dla podtrzymywania kapitalistycznych stosunków pracy czy jeszcze wcześniejszych układów społecznych, pozwalających instytucjonalizować szaleństwo jako nieodzowny składnik karnawału i şycia wiejskiego (Foucault wspomina o zjawisku wioskowego głupka).
Dyskurs psychiatryczny zaczyna się, gdy dla szaleńca zaczyna brakować miejsca w utrwalonym porządku społecznym i staje się on przedmiotem, zbędnym, a jednocześnie nierozpoznanym, przedmiotem, który trzeba stwarzać/odkrywać na nowo w jego „naturalnej� dyskursywnej przestrzeni – azylu. Australijczycy z Socialistisches Patienten Kollektiv (SPK)4, zainspirowani działalnością załoşonej w latach 60. w neuropsychiatrycznej klinice Akademii Medycznej w Heidelbergu organizacji pod tą samą nazwą, zrzeszającej chorych i ich opiekunów w kolektywy odrzucające normalne praktyki psychiatryczne, wyznawali pogląd, şe szaleństwo mieści się tak naprawdę po „drugiej stronie�, na zewnątrz szpitalnych murów. To współczesna cywilizacja, traumatyczny charakter więzi społecznych wykorzeniających jednostki ze wspólnot pierwotnych, wraz z nowymi sposobami formowania toşsamości ze strzępów informacji przepływających w eksperckich systemach porad i regulacji, wtłaczają „obiekt� w schizofreniczny układ oddziaływań. Patologie, neurologiczne eksperymenty, gazy bojowe, wizualna przemoc słuşąca legitymizacji wojny w „koncentracyjnym obozie�, nauki o fragmentach, podziałach, autopsjach, okaleczeniach, mutacjach, cząstkach w szpitalach, terapiach, kostnicach‌
...chcÄ™ być autentyczny [mĂłwi Greame Revell] tak, jak to tylko moĹźliwe. Gdy coĹ› pokazujÄ™, staram siÄ™ to pokazać takim, jakim jest, nie robiÄ…c z tego sztuki. MyĹ›lÄ™, Ĺźe to bardzo waĹźne. Towarem, ktĂłrym handlujÄ™, jest przemoc, ale ja jej nie tworzÄ™; jest w tym, co przedstawiam. Nie pĹ‚odzÄ™ jej, ona zrodziĹ‚a siÄ™ wczeĹ›niej. PokazujÄ™ przemoc w rzeczach, ktĂłre zawierajÄ… jÄ… w sposĂłb naturalny, nie staram siÄ™ kreować jakiejĹ› apokalipsy. To faĹ‚szywa Ĺ›cieĹźka. Takie ďŹ lmy jak Blade Runner sprawiajÄ…, Ĺźe przemoc wydaje siÄ™ atrakcyjna, czyniÄ… jÄ… bardzo seksualnÄ…. Nawet jeĹ›li w zaĹ‚oĹźeniu byĹ‚y przeciwko przemocy, wzmagajÄ… jÄ… i czyniÄ… interesujÄ…cÄ…; gdy oglÄ…dasz ďŹ lmy o Wietnamie i widzisz martwe ciaĹ‚a, ktĂłre obsiadĹ‚y muchy, raczej ciÄ™ to nie ekscytuje. To po prostu miÄ™so. Przemoc jest prawdziwa, to szokujÄ…ce odkrycie! [z wywiadu z Greame Revellem]
Wypaczenia wymagały negacji tego układu, zniesienia go we wszechogarniającej dźwiękowo-wizualnej antyterapii. Czy się udało i jakim narzędziem miały zostać przeprowadzone egzorcyzmy nad zachodnią cywilizacją? Odpowiedź na to drugie pytanie brzmi: szaleństwem „prawdy�. Ale „prawdy� negatywnej, ataku na to, co „fałszywe�, bez pozytywnego projektu. Na styku tych płaszczyzn: negatywu „prawdy� i świata obserwowanego, nie było juş miejsca na dialog, zabrakło kontekstu, w którym Despair mogłoby być osadzone. Radykalny autentyzm nie znaczy przecieş nic oprócz „pokazywania�, bez wpisywania się w jakąś opowieść, dialog, dyskurs. Nawet manifest „kina oka� Dzigi Wiertowa, zawierający podobne załoşenia formalne, choć nieporuszające tematyki tabu, wytyczał ścieşkę właściwej interpretacji w historii kina. Tak jak za projektem realizacji kaşdego dokumentu, którego metodę wyznaczają takie obrazy, jak wspomnianego Dzigi Wiertowa Człowiek z kamerą, mieści się roszczenie do autentyzmu i ukazywania rzeczywistości „takiej, jaką ona jest�, tak nie prowadzi to nas do wniosku, şe jedynym sposobem na pozostanie w zgodzie z własnym warsztatem metodologicznym jest wywiad przeprowadzony z ... trupem. Błąd strategii ataku (i przetrwania przekazu) grupy polegał na tym, şe przy doskonale opracowanej teorii krySPK, Despair
3JUB 9 JOEE
nie snu). Począwszy od tych właściwości snu, medytujący podmiot moşe prowadzić ćwiczenia wątpienia w swą własną aktualność�5. Sen jest więc szaleństwem samym w sobie, niekontrolowanym przez śniący podmiot, oddzielający własną aktualność od tego, co śnione. Sen wątpi bezgranicznie, ale nie wątpi w podmiot. Prawdziwe szaleństwo zaczyna się tam, gdzie podmiotowi wydaje się, şe jest snem, dzbanem, królem, gdy nie moşe poddawać się medytacji. Prawdziwy problem rzeczywistości zaczyna się jednak wtedy, gdy dajmy na to Don Kichot zaczyna atakować wiatraki, myśląc, şe to olbrzymy, a tymczasem rzeczone wiatraki na samą tę myśl zamieniają się w giganty pragnące poşreć rycerza z La Manchy. W jakieş osłupienie wprawiłyby biednego Don Kichota?
tycznej zaczerpniętej po części z dorobku nauk społecznych szkoły frankfurckiej, lewicowej krytyki myślicieli francuskich (Baudrillard, Foucault), nie potrafili przekonać do siebie środowisk wyznających podobny sposób myślenia. Dla punkowej alternatywy lat 80. byli zbyt hermetyczni, zbyt odlegli od jej własnych celów. Tworzyli, jak się okazuje, tylko dla siebie i kilku fascynatów muzyki industrialnej zamknięty krąg przekazu, z którym nie mogli wyruszyć na prawdziwą wojnę – wojnę wymagającą kompromisów. Nie zdecydowali się na taki krok – w latach 90. obrali styl tribal disco, ciągle wyznając samotniczą drogę – od indywiduum do zbiorowości, bez pośrednictwa, bez zafałszowań, bez odbioru... W przypadku Despair i innych wczesnych wytworów Surgical Penis Klinik mieliśmy do czynienia z groteskową próbą dotarcia do granic „szczerości�, ocierającą się o utratę symbolicznej podbudowy świata podmiotu atakującego i atakowanego (twórcy i widza) – negację własnego w nim miejsca. W jakiś dziwny sposób matryca schizofrenicznego braku continuum pomiędzy podmiotem i substancją w przypadku SPK generowała tylko „ekstrapolujący� sposób rozwiązania koniecznego chyba w kaşdej twórczości, nawet najbardziej zaciekłej i buntowniczej, dylematu własnego miejsca w niekończącym się przecieş nigdy şyciu społecznym. Próba, choć karkołomna, musiała się skończyć pęknięciem w ich twórczości: członek grupy o pseudonimie Ne/H/il popełnił samobójstwo, zespół zakończył nagle działalność, po tym jak Greame Revell zajął się muzyką filmową. Dziś jest uznanym kompozytorem, m.in. ścieşki dźwiękowej do Sin City (!). Twórczość, şycie, choroba psychiczna, pomieszanie lokują Despair tam, gdzie z pewnością nie chciało się znaleźć – w annałach Cinema Mondo. A moşe wystarczył tylko drobny komentarz, tylko ukłon w stronę kina eksperymentalnego? Jest tam taka scena, w której dokonuje się sekcji zwłok: w prosektorium rozcinają tors zmarłego, preparują narządy wewnętrzne, wyciągają mózg z rozpiłowanej czaszki. Jest teş taka scena w krótkometraşowym dziele Stana Brakhage’a pt. The act of seeing with one’s own eyes (1971), uznana za bulwersującą i obrzydliwą (przypomnę, şe zarówno filmy Brakhage’a, jak i Revella, to autentyczne zapisy sekcji zwłok), a jednak traktowana jako wytwór li tylko eksperymentatorskiej wyobraźni, po tym jak umilkł skandal z nią związany. W osiem lat później Despair nikogo juş nie mogło poruszyć, tym bardziej tych, którzy go poszukiwali, wiedząc, şe jest o szaleństwie zachodniej cywilizacji, przeciwko wszystkim, lub tych, którzy poszukują go dzisiaj, wiedząc, şe jest juş „o niczym�, dla wszystkich.
Inny przykład: Rambo
„Po poĹ‚udniu, dziewiÄ…tego sierpnia 1987 roku, w Melbourne Julian Knight, po wypiciu sporej iloĹ›ci alkoholu, podjÄ…Ĺ‚ decyzjÄ™, aby pojechać do swego domu po broĹ„ i zacząć strzelać. Uzbrojony w trzy karabiny – półautomatycznego Rugera, półautomatycznego M-14 i Mossberg shotguna oraz dziesiÄ™ciocalowy wojskowy nóş wyruszyĹ‚ na poszukiwanie dogodnego punktu do rozpoczÄ™cia masakry. Na uczÄ™szczanej autostradzie wystrzeliwaĹ‚ pociski do przypadkowych samochodĂłw i pÄ™dzÄ…cych motocyklistĂłw. Sześć osĂłb poniosĹ‚o Ĺ›mierć, szesnaĹ›cie zostaĹ‚o zranionych. NawoĹ‚ywania policji do porzucenia broni nic nie daĹ‚y, Knight prĂłbowaĹ‚ sforsować policyjny kordon. W akcji uczestniczyĹ‚y dwa Ĺ›migĹ‚owce. Julian Knight byĹ‚ fanatykiem broni i umiaĹ‚ siÄ™ niÄ… posĹ‚ugiwać, dlatego tak duĹźo czasu zajęło policji schwytanie szaleĹ„ca...â€?6. Doniesienie prasowe majÄ…ce potwierdzić zwiÄ…zek filmu Pierwsza krew i jej bohatera Johna Rambo z morderstwami popeĹ‚nionymi w Melbourne przez Juliana Knighta: „ – Julian lubiĹ‚ nosić siÄ™ w militarnym stylu. – PosiadaĹ‚ swĂłj wĹ‚asny odtwarzacz wideo. – ZaatakowaĹ‚ stacjÄ™ benzynowÄ… – jak Rambo wĹ‚aĹ›nie. – ZostaĹ‚ otoczony przez policjÄ™. – ByĹ‚ Ĺ›ledzony przez helikopteryâ€?7. Reductio ad absurdum? Być moĹźe... Przypisy: 1. D. Kerekes, D. Slater, See No Evil. Banned ďŹ lms and Video Controversy, A Critical Vision Book, Manchester 2001, s. 15. 2. D. Kerekes, D. Slater, Killing For Culture: An Illustrated History of Death Film from Mondo to Snuff, Creation Books, London and San Francisco 1995. 3. Twilight of idols i information overload stanowiĹ‚y sztandarowe hasĹ‚a projektu SPK. Zmierzch wyznaczaĹ‚ nadejĹ›cie nowej ery – nowych wiekĂłw ciemnych ( Another Dark Age ), ktĂłre „w przeciwieĹ„stwie do oryginalnego wieku mroku, deďŹ niowanego przez brak informacji, cierpiÄ… na przeĹ‚adowanie informacjÄ…, ktĂłra zostaĹ‚a zredukowana do repetycji wygenerowanych przez media znakĂłw. Na skutek tego niemoĹźliwe jest ogarniÄ™cie przez jednostkÄ™ caĹ‚kowitego obrazu spoĹ‚eczeĹ„stwaâ€? [manifest SPK]. 4. ZmieniajÄ…ce siÄ™ znaczenie skrĂłtu SPK dotyczyĹ‚o ewolucyjnej serii projektĂłw o róşnej wymowie tematycznej. KaĹźda kolejna pĹ‚yta sygnowana byĹ‚Ä… innÄ… nazwÄ…, mieszczÄ…cÄ… siÄ™ w ramach powyĹźszego skrĂłtu. Kolejno: Surgical Penis Klinik, Sozialistisches Patienten Kollektiv, Selective Pornography Kontrol, Special Programming Korps, System Planning Korporation, SEPPUKU. 5. Michel Foucault, FilozoďŹ a, historia, polityka. WybĂłr pism. PWN, tĹ‚um. L. RasiĹ„ski, D. LeszczyĹ„ski, Warszawa-WrocĹ‚aw 2000, s. 154. 6. See no evil, s. 321. 7. TamĹźe, s. 320-321.
Wielkie sekretne widowisko, czyli sen o dojrzałej rozpaczy
Granica między rzeczywistością szaleństwa i szaleństwem obrazów zostaje zatarta jak we śnie. Foucault w artykule Moje ciało, ten papier, ten ogień, przeprowadzając rozróşnienie pomiędzy szaleństwem i snem, oparte na Medytacjach kartezjańskich, pisze tak: „Sięgnijmy zatem po sen: czyni on aktualność podmiotu nie mniej wątpliwą niş szaleństwo (sądzimy, şe siedzimy przy stole, a leşymy nago w łóşku), jednakowoş prezentuje w stosunku do niego pewną liczbę róşnic: zawiera się w teoretycznej moşliwości podmiotu (jestem człowiekiem), moşliwości czasem aktualizowanej (mam zwyczaj spać i śnić), jest częścią jego wspomnień (przypominam sobie, şe śniłem) i to wspomnień, które moşna przywołać z najwyşszym wraşeniem (do tego stopnia, iş mogę zasadnie porównywać moje aktualne wraşenie i moje wspomnie-
125
3JUB 9 JOEE
W I E L K A PAG O DA GRZEGORZ WRÓBLEWSKI I.J. był przekonany, şe jego şycie dobiega końca. – Niczego się tutaj nie dowiesz, wracaj do swoich córek – powiedział Izumi. – Wytłumacz, dlaczego to wszystko będzie trwało dalej beze mnie? – spytał go wtedy I.J. – Bo nadal widzisz słońce – odparł Izumi i ściągnął mu z głowy słomkowy kapelusz.
***
– Być w myślach innych! – Pozostań w palcu.
***
– Czy pies powinien jeść kości? – Staw naleşy do karpi.
UPRASZCZACZE – Spotkałeś tam kogoś z naszych? – Oni nie są juş nasi. – A czyi? – W obecnym stanie... niczyi.
MOTYW DEKORACYJNY – Niech nam wszystko opowie. – Utracił mowę. – Niech się w takim razie uśmiechnie. – To nie potrafi nawet splunąć... – Z kim mamy więc do czynienia? – Z liściem. Grzegorz Wróblewski
126
3JUB 9 JOEE
THIS MORTAL COIL ŠUK ASZ JAROSZ Po południu próbowałem zasnąć. Bawiące się za oknem dzieci, odkurzacz zza ściany, magnetofon nie pozwalał na to. Przypominam sobie chwile, gdy spałem w środku lasu, gotowałem wodę na ognisku, śniadania robiłem na głazach narzutowych. Spokojne chwile bez grzebienia, proszku do prania, sztucznego światła i gazet. Bez listów. Dworzec w Warszawie przeraził mnie. Zasypany reklamami i papierem. Zarzygany kolorami. Pociąg „Wigry� o północy. Z kaşdą chwilą oddalałem się od niej. Wygnieciony kwadrat po namiocie nad jeziorem Kopane powracał do pierwotnego wyglądu. Stapiał się z otoczeniem. Płuca oczyszczały się z jej zapachu. Budowano domy, zarzynano zwierzęta, produkowano zabawki i tytoń. Montowano radia i świecące szyldy. Zrywał się wiatr. Śmierć rozpoczynała działanie od cichego, niegroźnego kaszlu.
***
My dwoje wtopieni w korowód wijący się pod mur cmentarza. Wokół poszczerbiony horyzont sierpnia, skwiercząca ziemia rodzi płody. Ksiądz ma wadę wymowy, trudno powstrzymać śmiech. Gdy odchodzi, matka rzuca się na trumnę tak, şe musimy odwrócić oczy.
Pocztówka z Europy Oboje powtarzali: nam się to nie zdarzy. Trzymając się za ręce, patrzyli, jak ścieki z farbiarni brudzą na granatowo rzekę. Ich córka wyszła tydzień temu, koło łóşka wciąş leşą jej spodnie ze śladami wtartej trawy. Ojciec pluł obgryzionymi paznokciami, potem wyszedł zbijać sople nad oknem sypialni. Ona była spokojna, starannie dobierała słowa, bezgłośnie rozłoşyła talerzyki na sernik. Rozpłakała się dopiero, gdy włączono kamerę. Šukasz Jarosz
127
3JUB 9 JOEE
ZMIENNA OGNISKOWA MACIEJ MELECKI
W niewidocznych końcówkach nie ma juş miejsca na Takie kawałki dni, gdzie byłoby mnie więcej niş pozostaje Po mnie w tym zamroşonym pasemku, które Spada na kaşdego jak iskra spod Wielkiego Wozu. ŝyjemy na haku. Śnimy sromotnie. Niezaczepieni. Wieczór wnet przebóstwiony w rdzawy, polny krzyşyk. Człowiek nie wie, którędy miałby pójść, nie ma Przy sobie wstąşki mapy, nie ma teş przy nim nikogo, Kto wiedziałby o najblişszym skrócie, ustawiwszy mu horyzont Na sztorc, i jak zerwana zawleczka z denka, giną mu dalsze Wybory w czarnej dziurze mdławego świtu. Znamy tę Szorstką pełnię, znamy teş jej bliźniaczą szadź. Ale kaşde Nowe uwagi tworzą na pękniętej szybce twarzy jakby Wciąş ten sam wir – nie podparte receptami, nie dające Wglądu, który tak chciałoby się mieć, şeby ten sączony Wywar przestał być aş tak gorzki, aptekarsko mroczny. I kiedy coraz częściej myśleli, şe wyjechałem na resztę Zimy w góry, myśleli o tym ze skrywaną ulgą, A góry istotnie były na wyciągnięcie rąk, drşące jak Płomyk na wietrze, widziane u spodu, przechodzące Błyskawicznie w jar. Hej, pomyślałem, dzięki temu mogę Chodzić między wami, o kaşdej porze patrzeć na kogoś Z drugiej strony lusterka, mieć jakiś dzień tak samo Jak zakochani i jednocześnie być daleko od dni miłych Dla sztywniejących z kaşdym następnym. Błędy podliczają Nas bez ustanku. Rozpływamy się w jakościach uprzedzeń i Prostując obręcz czasu, jak dziecko toczymy ją patykiem. Znosi nas na mulisty brzeg i nie czynimy sobie Krztyny wymówki za poniechanie ongiś legendy, zatopiwszy się Na jeden wieczór w szklance, w której zostaje obwódka piany. Pozostaje więc nadal łowić skradający się twój szmer, Lepić z tej bieli kulę i mierzyć nią w odleglejsze widoki Na tę ociemniałą przyszłość, na ten wieczny falstart, Dzięki czemu coś moşe wciąş sobie roić późniejszą niş Tę, widmowym wapnem połoşoną metę swoich mysich Dopasowań, płynnie odbieraną w zmiennej ogniskowej.
128
3JUB 9 JOEE
ROTACJE Wdzięcznie zaczynam sobie przypominać magmę, Która nas pokryła, zanim jeszcze zdołano obrać Ostry kurs na rozstępujący się w niebycie nieba Rów, dając tylko czas na zabranie ostatniego haustu Powietrza, i juş szliśmy jak na dno po szczątkach i Złoşonych rusztowaniach tego, o czym zawsze mówiłem, Niemo patrząc na uciekające przed deszczem jaskółki. A teraz wszystko pieni się gniciem i butwieje odprysk Słońca na powiece dłuşszej o jard nocy, kiedy Chciałoby się ruszyć z kopyta i znaleźć poza orbitą Tego, co nadejdzie i pominie tę figurkę ulepioną z Fobii, płaczu i głosu, którą wstrząsa skurcz, w Dotyku łapczywie upatrującą nasycenia. Nie zdradziliśmy Nikogo hasłem, czułością nie odpowiadając na atak, Jakby nie zamierzał powtórzyć się şaden dzień o finale Innym niş ostatni dzień jesieni, bo będę miał jeszcze Wielu naraz, a do kąta spłynie tylko cień kapryśny jak Bezwładnie rzucony wabik. Ale na krawędzi Było całe miasto – owinięte kokonem świateł i głupich Uciech, najeşone chwilami straszniejszymi od Biograficznych streszczeń, i choć tak bardzo chciało się Wyplątać z obiecanych wizyt i odmówić umówionych Spotkań, stratni byli po obu stronach. Jak zabarykadowani W pokoju, uciekający przed pościgiem grupki widm, Musimy temu świadkować w zupełnie obojętnym na Bodźce stanie. Cóş za przyrost energii, skupisko Towaru i wiedzy, szum informacji i şywot długi Jak plotka! Tak, byliśmy przy nich, kiedy obiecywali Sobie wieczystą miłość i wierność w kaşdej postaci. Ujmujący obrazek aş do granic parodii. Ciekłe światy Wypełniały ich gesty – spleceni nierozerwalnie jakby Mieli się mieć jednako wszędzie. Šopian przesłonił pole.
Maciej Melecki
129
3JUB 9 JOEE
słodka Lalage MONIK A MOSIEWICZ
z lusterka zgubionego w trawie wybity odbłysk słońca, aş rozspaja niebo. odprysk drapie gardło, drugi drapie głębiej i budzisz się w piosence, jak waşka uwięziona za szybą, zamotanej w echu, w nagim piasku, w klepsydrze i z lwem stąpającym ślad w ślad, lekko.
pokochać Eduardo Moralesa Eduardo Morales grał w pasaşu Schillera, grał w tym mieście i w wielu innych, na fletni pana. Eduardo Morales grał z Ramonem, Augustem i Salvadorem De la Cruz, ale on jeden miał twarz jak miska z drewna gdy dmuchał nadymając bruzdy na policzkach. Eduardo Morales uczył mnie wiązać bransoletki z muliny i mówił I am here all-one, very. Rzucałem drobne uśmiechy w jego twarz i dźwięczały. All one.
130
3JUB 9 JOEE
obroty trzeszczy w rybich kościach, drą o siebie rogozęby, latimeria po raz miliardowy w ciele latimerii napina mięśniopłetwy podpływa do okna, odblaskowe oko łapie w ciemności błyski przynęty: ewolucja, rewolucja i inne obrzędy. lepiej się okopać i zastygnąć, brać na przeczekanie, ukryć się i zniknąć, dopóki nie znajdzie: dziewczynka z ustami w kształcie serca i sztyletem ręki przetnie wodę, wyciągnie i zatopi zęby.
hipotermia złość i şal, şal i złość, aş któreś trafia lodową pigułą w sam środek głowy, oślepiający upadek w skrzący chłód. powstań, powstań! skanduje kapral z lewego ucha, w prawym coś mruczy lulajşe? rolujşe? więc wstaję utoczony. kulkę grzbietu tłoczy ładunek słońca. serce wyrywa się na powierzchnię, jak rozbitek z wody Morza Północnego.
Monika Mosiewicz
131
3JUB 9 JOEE
MaĹ‚y wielki dworzec AIDA WARZYĹƒSKA
Hala Główna jest pełna jak jego torby, tak pełna, şe moşe się w kaşdej chwili rozpruć. Ale jeszcze wytrzyma, bo przecieş juş za chwilę wszyscy, którzy znaleźli się tu przez czysty przypadek, wyjdą za drzwi. Jeszcze ten chłopak od Rybczyńskiego wskoczy przez okno po piłkę. Zalegnie cisza. Za moment oni rozejdą się do swoich wyłoşonych perskimi dywanami domów, zasyczą automatyczne drzwi, przecieknie nimi do wnętrza ostatnia chuda wiązka chłodu, będzie po wszystkim. Ci dwaj pokłócą się jeszcze dwa razy w innym miejscu, na innym poziomie. Ta matka tam w rogu walnie dzieciaka w twarz, zaszczeka, odsunie brudnym paznokciem grube warstwy halek i wyjmie swoją nabitą pierś, podsunie mu pod spuchnięte wargi, rozbuja się.
To tu właśnie jest to miejsce, w którym w miałkich i przelotnych zdarzeniach powszednich rodzi się nieuleczalna miłość. Miłość do rzeczy małych, do okruchów, do rozbitych kawałków szkła, wypełnionych widokami ziemi z kosmosu. To tu właśnie jest to miejsce. Poupychane, zapięte na agrafkę, oklejone taśmą. W kącie leşy ogryzek jabłka, jeszcze oddycha. Obok mały, prawie niewidoczny chłopiec przesuwa palcem po wgłębieniu miedzy płytkami, wydłubuje piasek i zjada. Kobieta w czarnej halce trzepocze nad nim, wygłasza nagimi rękoma te znane matczyne gesty ostrzegawcze. Pociąg z Terespola do Warszawy Wschodniej przyjedzie z opóźnieniem około 20 minut. Ci dwaj znów spotykają się piętro nişej. Wiem, co zrobiłeś, mówi jeden, sprzedałeś moje fanty. Nic nie sprzedałem, odpowiada tamten, nic nie sprzedałem. Leci reklamówka, lecą długie i krótkie, deszcz wielki, gradobicie w przejściu podziemnym. Obok suszy się pranie, woda kapie równym tempem z troka od bluzy prosto do kosza. Ktoś bierze ten kosz, turla do sąsiadki – to jest glinianka, mówi, tu moşna zrobić kapustę, moşna zakisić ogórki, wszelkie przyprawy łącznie z vegetą są mile widziane. I juş widzę po jej oczach, şe zaczyna się dzień, şe poruszona została właściwa struna, bo oto zupełnie jak na zawołanie oddaje mu dwa jabłka z siatki i okręca twarz szalikiem. Pod kaloryferem ktoś chrapie. Z okienka biletowego, zaledwie metr nad jego kruchym ciałem, wysuwa się plasterek papieru. Czy to jest miejsce przy oknie? – pyta kobieta. Kurwa, co wy za duperele teraz załatwiacie o szóstej rano – wyfruwa z dołu, z wąskiej szczeliny, z zaspanych, spierzchniętych ust.
Kiedy wszyscy usną w tym miejscu, tylko rozrzedzi się ruch. Całodobowe knajpy wolniej będą przesuwały się po planszy, dym z papierosów zakrzepnie na chwile w szparze miedzy oknami, a potem wolno obsunie się w dół. Tutejsi ludzie, domatorzy wycieraczek i wnęk, będą siedzieć za szybą, spacerując po mglistym, rozmazanym brzegu snu. Będą szukać drogi, która mogłaby ich doprowadzić do celu, wyprowadzić stad, jakiegoś zawołania z podwórka, czyjegoś śladu. Na chwile wyczują znany zapach, odetchną szczęśliwie, oprą się czołem o ścianę, przełoşą zdrętwiałą nogę na drugą, zamkną oczy. Pociąg z Gdańska do Krakowa wjedzie na tor pierwszy przy peronie drugim. Nikt nie oczyści powietrza, nikt nie usunie bagaşy, nikt nie wyłączy światła. Nic nie ustanie, nic nie uschnie, bo tu nie ma pory na odpoczynek, tu nie ma stygnących biurowych krzeseł i kota samego w mieszkaniu, tu jest ruch, centrum produkcji.
Nazwa miasta furkocze na tablicy rozkładów, ktoś odlatuje w nieznane miejsce, opuszcza ziemię. Peron jest pusty. Zgarbiony staruszek rusza wzdłuş torów, wyciąga jakieś rzeczy ze ściany, wypycha nimi plecak i idzie do siebie. Na tę trzecia ławkę od lewej obok stoiska z tanią ksiąşką, na to miejsce, którego nikt mu nie zajmie. Ja mam juş osiemdziesiąt jeden lat – mówi. Słyszę, jak woda cieknie, jak kapie z chmur, wiem, co się dzieje na górze. Słyszę krew, jak szumi, jak buzuje im wszystkim we łbach. Jak ich gna, şeby mogli poszperać, poszukać w koszach. Coś tam znaleźć.
A z zewnątrz wszystko wygląda inaczej. Duşo inaczej. To juş nawet nie jest budowla, to jest migający światłami statek kosmiczny gotowy do startu. To jest puste miejsce, lądowisko. Wystarczy zrobić kilka kroków za daleko, przystanąć w Alejach, zgubić się na Jana Pawła, zapytać kogoś o drogę.
132
3JUB 9 JOEE
Ptaszarnia SANDRA SZCZEPAĹƒSKA
Pamiętając B.B.
i obracają je o dowolny kąt. Moşna podsłuchiwać. Mówią, şe w przypadku kotów, ilość brudu rośnie wykładniczo do ich ilości. A tu, na ulicach wabiących nazwami odptakowymi, dworne koty, od zawsze, właşą na brzeszczoty i wydają straszne dźwięki. Wydają odgłosy jak wielki wiatr z północy.
Tak, to prawda. Jesteś duşy i mądry. Wybrałeś sobie i masz. Przegryzłeś kabel. Zderzyłeś się z przeładowanym pociągiem. Na zdrowie.
Dozorcy nerwowo wymiatają z piwnic kogucie resztki. Wywlekają je z podwórek. Wrzucają do czarnych, plastikowych worków. Zawiązują dusząco. Starannie lokują w kontenerach. Jeśli królewny zjawią się wcześniej, zrobią to samo z nimi. Na pewno wtedy dozorcy będą mieli ze sobą Randap – na chwasty. A tak powoli budują szafot.
Dławiąc się swoją zmyśloną mądrością, lądujesz w otworze toalety, zlokalizowanej dość egoistycznie i pretensjonalnie za oknem. Twoja waga ujemna ulega rozszerzeniu. Spadasz więc coraz nişej. Po moście z jedynego mojego włosa. W myślach szukasz drogi do swego szpitala Betlejem. Nie odnajdujesz. Lądujesz więc na chodniku ulicy nazwanej odptakowo. Siadasz na nim wygodnie i uczysz się wiązać sznurowadła. Mijają Cię kobiety gnębiące umarłych. Jesteś z siebie taki dumny. Przesłaniasz sobą pierwszy plan obrazu ostatniego tchnienia Twojego stwórcy.
Po kilku kwadransach cały prostopadłościan, jaki zajmują ulice odptakowe, mgli się czystością. Narkotyzuje mieszkańców i przechodniów oparami sterylności. Rozkoszą staje się ten poranny rytuał. Tę jego część lubisz najbardziej. Jako orle dziecko upajasz się za darmo; odlatujesz na oklepane wyspy współczesnego bezkrólewia. Pisklę odlatuje i w chwilę później ląduje zatroskane na chodniku. Dokonuje się przepoczwarzenie w boski rekwizyt. Boczny przechodzień, a moşe dozorca incognito, stwierdza o Tobie dobitnie: „to przecieş zwykły róşaniec�. I być moşe to prawda.
Przy ulicach nazwanych odptakowo stoi mnóstwo domów. Mieszkańcy zadowoleni z şycia poruszają się jednostajnie lewą stroną ulicy. Są praworęczni, więc lewą dłonią mogą spokojnie wadzić o mur. Niezadowoleni, ruchem przyspieszonym, stroną prawą. Oczywiście Ty nie naleşysz do şadnej z grup. Jesteś jedynym oszukańczo skazanym na przepoczwarzenie się w boga. Skazanym na wieczność w upragnionym udręczeniu. Wyglądem przypominasz mokre pisklę orła. Przybrałeś wizerunek zmierzwionego ideologią kogucika, z zadartym grzebieniem. Taki z Ciebie dumny, mały człowiek. Znowu wylądowałeś bezpiecznie. Udajesz brak przyziemnych ambicji. Nie wpatrujesz się z uwielbieniem w elewacje budynków. Nie wyrównujesz w myślach gontów i szczerzących się gąsiorów. Nie. Doświadczasz zachowań prześladowczych, maniakalnych i paranoicznych. Robisz to tak przekonująco.
Dzieci mieszkańców ulic odptakowych juş dawno poszły do tej okropnej szkoły na niby. Na nibychemię, zachwilębiologię, wśrodęłacinę. W niej, oburzeni autorzy dzieł niewybitnych, niczym şółte i odwodnione ogłoszenia wykrzykiwali do Ciebie: „Proszę nie skreślać siódemek w totolotku!�. (Ponoć szkodliwe i przykre na starość niesie to konsekwencje). I Ty oczywiście skreślałeś. I zaraz ich twarze zaczynały wyglądać jak twarze tuńczyków. Nadal uprawiają oni jeşowe pozory, zşerają ich robaki teoretyzmu (nie dotarł tu jeszcze şaden uczynny dozorca). Owi nauczający plagiatorzy noszą dopasowane sznurowadła. Są bardzo metafizyczni, mówią, şe kochają cienie i malują się do nieprzytomności. Prawdopodobnie zawsze zjadają perforowane, trójkątne, odrywane rogi od kartek kalendarzy. Ślą za ocean şałosne, obcojęzyczne liściki. Cykady, komunikaty z treścią najczęściej ptasią. Za wielki, pozorny ocean.
W ciągu tej jednej, niezbyt długiej godziny, gdy pełzniesz po chodniku, z wszelkich moşliwych zakamarków, szczelin, szpar i załamań, stref światła i mroku, wynurzają się, wychodzą, odkamuflowują dozorcy. Ubrani w niepozorne uniformy zarzucane o zmierzchu. Jakşe Ty nimi gardzisz. Stróşują oni w samowolnie wytyczonych dystryktach, straganach. Moşe to nawet trochę intymna kwestia. Oni wiedzą, şe ubrania naleşy trzymać w lodówce, şeby nie straciły świeşości ani aromatu.
O tej porze, przy ulicach odptakowych, mało jest domów pełnych ludzi i zwierząt. Skruszony róşaniec leşy bezwładnie na chodniku. Po godzinie 13 mgła chemiczna jest tak silna, şe zamazują się tabliczki z nazwami ulic. Teraz moşna by je odczytywać od tyłu i po skosie.
Dozorcy ujawniają się, prawdopodobnie, na jakiś tajemny i koniecznie udziwniony sygnał. Demontują rozmaite przedmioty. Czasem, poşytecznie łatają drogowskazy
133
3JUB 9 JOEE
To wszystko prawda. Po 1074 snach spotykam orle dziecko drzemiące wciąş w tym samym miejscu. Jego i moje ulice odptakowe słały się przez ten czas, prawdziwie ptasie i szponiaste. Mówi się, şe strzeşe ich feniks. Brakuje jednak tych samych dozorców i kotów, zostali wywiani za ocean.
Zlatują się ptaki. Z ulicy Wróblej przylatują wrony, z Gołębiej kawki, z Jastrzębiej kanarki; tylko znowu z Kruczej nadlatują tylko kruki. Zwiastują bliskość popołudnia. Zlatują się nad róşańcem, plazmą, ektoplazmą, i próbują spijać ją z bruku. Chcą Cię rozszarpać i porzucić. Wtedy, z jednej z klatek (schodowych), wybiega męşczyzna zupełnie rozczochrany, całym ciałem krzycząc o pomieszaniu zmysłów. Jego wrzaski tworzą wielkie liście. Wezbrany gniew formuje się w pnącza. Męşczyzna ogarnia domy zaroślami. Wrzeszczy, şe właśnie odkrył tajemnicę królewien. ŝe juş wie wszystko. Rzuca kamieniami w okna, zwołuje mieszkańców. Oni muszą się dowiedzieć. I oczywiście dostrzega mnie, tuş u wylotu ulicy odptakowej. Widzi moją przeraşoną twarz. Juş wiem, şe nie odpocznę. On pragnie mojego zaufania. Pyta mnie, czy się pohuśtam, mówi: – Pohuśta się pan?
Jesteś sam. Odbywasz wycieczki krajoznawcze po Polsce, byle z dala od placu Bema. Sypiasz (niezupełnie) z duchem, bratasz z wronami. Tak sądzę, wpatrując się w Ciebie równie uwaşnie jak kiedyś. Zbieram się na odwagę i pytam, czy znajdziesz chwilę na rozmowę. Chcę wiedzieć, czy wciąş jesteś na mnie zły za te wszystkie próby ocaleń. Następuje odwilş. Otworzenie serca. Nie, nie jesteś. Jak to dobrze. Próbuję więc namówić Cię, şebyś mi towarzyszył. Zostawił tę ulicę Kurkową. Nie musisz przecieş kaşdego świtu spadać coraz nişej. Nie musisz naleşeć do ptasiej wspólnoty. Nigdy nie byłeś podobny do ojca. Wróć do mnie, proszę, to nie ja Ciebie oszukałem ofertą jesiennych wczasów. To wszystko te królewny. Wiesz o tym doskonale. Ale odmawiasz.
A wtedy ja zapominam o swoich dusznościach, o tym, şe rano mnie teş chciano zapakować w worek, i biegnę w jego kierunku. Chcę Cię uratować. Wołam do niego, şeby się nie ruszał, nie podeptał. On domyśla się, dlaczego jestem tak zdenerwowany. Patrzy wzdłuş swojego ciała, coraz nişej. Obok stóp dostrzega ptasie ekskrementy pokrywające w całości miejsce po umownym róşańcu. Męşczyzna pyta: – Czy musisz mieć oryginał? Oddam ten róşaniec, jeśli tylko twój, ale inni teş go dotykali.
Zliczam więc jeszcze Twoje śliczne paciorki. Sprawdzam, czy nic się nie zepsuło przez te trzy lata wegetacji. Odpadło wiele koralików, tak şe widać şyłkę. Staram się naprawić, ale nie pozwalasz. Jesteś przecieş orlim dzieckiem. A kim ja jestem? Dla Ciebie chyba zdrajcą, dozorcą ze szkoły na niby. Dozorcą z trującym kotem, bez sekretu. Ale kocham Cię sto razy bardziej niş jakakolwiek zadeklarowana królewna czy ptasia mama. Wiesz o tym doskonale. I tylko tego jesteś pewien. Dlaczego zatem to nie jest juş najwaşniejsze?
Ja odpowiadam: – Cierpię nad zakończeniem. Potrzebny do jutra. Królewny przyjdą po południu. Rozszarpią i porzucą. I juş nie cierpię, wiem, şe męşczyzna mnie rozumie, poniewaş mówi: – Ciągle to jutro i znowu jutro. I ciągle te królewny przychodzące południami. Pana teş oszukano ofertą jesiennych wczasów?
Opuszczam na jakiś czas ulice odptakowe. Znajdziesz mnie w opłakanym stanie. Ten stan nazywa się Georgia.
rys. Marek Chaczyk
134
3JUB 9 JOEE
Rozbieranie do snu Ĺ UKASZ DROBNIK
Powiada, tutaj powiesisz, czuję, jak powoli w moim wnętrzu, w tej czarnej przestrzeni, przesuwają się wszystkie organiczne figury, jak tryby spadają jeden z drugiego i rozstają się na zawsze w nadmuchanej czarnej próşni. Prawie nieodczuwalne mrowienie przebiega po moich nerwach, miękkie rurkopławy, czarne liście wiązu. Będzie gwóźdź najpierwszy, powiada, zamyka jej czaszka, powoli, powoli w moim wnętrzu. Ściany korytarza otoczone są ściśle przez puste pokoje: przez kuchnie, w których zlewy kuchenne i szafki wypuszczają ze swych wnętrz czarne lekkie kształty, przez sypialnie, których ciemne pościele przykrywają na zawsze, przez pokoje, gdzie z miękkich sof odpączkowują meduzy, przez ciche i ciemne, ściśnięte w sobie łazienki. Tutaj powiesisz, powiada, przemierzamy powoli, czuję, jak kształty w moim wnętrzu lekko dotykają od środka powłoki, wokół mnie jest coś na kształt miękkiego kokonu, który się rozpada, kiedy tylko próbuję na niego dłuşej spojrzeć, przez chwilę niektóre pokoje tego wielkiego domu na moment jakby znikają i pojawiają się na nowo, niektóre kuchnie migają w niewyobraşalnie szybkim rytmie. Cytrę obu rąk wieszam na gwoździu lekko i powoli, kładzie się miękko na wilgotnej tapecie, po ścianach chodzą karaluchy, rurkopławy snują się lepko przez powietrze korytarza, widzę, jak ich pomarańczowa ślepota zostawia na tym powietrzu niezmywalne ślady.
Chodzimy razem półmięccy i niemal przezroczyści, ona i ja, krzesła trwają na wieki uśpione rzędami, przesuwamy się po cichu i na zawsze. Te wielkie czarne meble przywierające do ścian patrzą na nas. Te rudobeşowe tapety spozierają na nas złowrogo, otaczają na kształt przepastnej papierowej macicy. Po tym wielkim wnętrzu przemieszcza się bardzo powoli prawie nieruchome powietrze, przemierzamy kolejne sąşniste korytarze, otwieramy drzwi, za którymi kolejne rozległe, jakby nadmuchane pokoje: kuchnie, sypialnie i łazienki, na ścianach korytarzy pełno jest rur, które układają w róşne kształty, plączą się ze sobą, oczy ślizgają się na nich. Ona w smołowej, trudnej do opisania materii, która zdaje się okalać jej głowę na kształt posępnego nimbu, wskazuje mi drogę, gdyby nie ona, juş dawno zabłądziłbym gdzieś, wpatrując się w abaşur lampy stojącej na wielkim nocnym stoliku, stojąc pod kuchennym stołem i patrząc na kurtynę czarnego obrusu, czy teş próbując dotknąć porcelanowego brzegu umywalki. Ja w błękitnej sukni przesuwam się miękko, prawie nie dotykając ziemi, czując, jak wszystkie rzeczy w środku układają mi się w przeróşne, coraz mniej skomplikowane kompozycje, gdzie płuca połączone są z sercem czarnymi liniami nerwów, a kształt wątroby odcina się mocno na otrzewnej. Ogromne, ciche korytarze, labirynty otchłannych pokoi, śmiertelny spokój kładący się na dywanach wyściełających schody i podłogi. Ona z zaledwie zarysowaną twarzą odwraca się na mnie, czy nie zbaczam z drogi, kiedy mnie tak trudno powstrzymać oczy od biegania na strony, od zerkania na pojemne pudła telewizorów stojące w pokojach, na róşowe, pomału drgające wnętrza łazienek, na kuchnie i ich smutne, nieme okna. W korytarzach opadają w zwolnionym tempie czarne, jesienne liście wiązu. Zieloną łysiną zamyka się jej czaszka, w której przez chwilę zdaje mi się, şe migocą iskry, spróchniałymi şebrami otwiera się jej wnętrze na korytarze, bladymi rękoma zamyka przestrzeń wokół jej postaci. Przemierzamy powoli kolejne puste przestrzenie, mijamy kolejne puste biblioteki i poczekalnie, aş wreszcie docieramy do wielkiego, pełnego trudnego do opisania niepokoju korytarza, gdzie bezotoczne, migające stroboskopowo rurkopławy są pomarańczowe i powoli przesuwają się w powietrzu w przestrzeni nad dywanem.
A czy ten szczygieł, a czy meduzy, a czy powoli przesuwające się migające szybko kwadraty, które jeszcze w rozedrganiu przemieszczają się w odległych kątach pokojów, a czy powoli opadające czarne wiązowe liście, a czy iskry, którym jeszcze zdarza się pojawić, a czy lekko przemieszczające się brzegi czarnego obrusu. Moşe w nich poruszają się gdzieniegdzie jeszcze bardzo powoli, gdzieś w ciemnych kątach, te resztki migającego światła, te małe neonowe zawiązki polipów, te wątłe czułki. Miękkie światła, miękkie ciała, miękkie ręce. Przenikam oczami przez ścianę i obserwuję wielki, pusty w środku gabinet, którego czarne regały są nieruchome, którego powietrze jest całkiem juş martwe, w którym coraz ciemniej i coraz spokojniej. Ja pytam. Ona jest głucha w obu czarnych gwiazdach, idziemy, niemo trwają w uśpieniu czarne stoły i czarne kredensy, czarny stolik nocny stoi na krzywych nogach i powoli odchodzą od niego w powietrze kolejne czarne kwadratowe kawałki. Poruszamy się do przodu, miękko i nie czuję ziemi, podłogi wszędzie są na ościeş otwarte, czerwone i mokre.
I tu przystajemy, z czarnego otworu wylatują powoli ciągnące się słowa, są jak sznurki, które przywiązują do moich uszu, powoli, powoli pomarańczowe rurkopławy, powoli, powoli za ścianami rzędy krzeseł, powoli, powoli z czarnego otworu do mnie słowa.
135
3JUB 9 JOEE
przesuwając nieruchome zawartości pomieszczeń. Nie wiedzieć kiedy we wszystkich korytarzach i pokojach jak ziemia zalega ciemność.
I tu przystajemy znowu, jesteśmy w otchłannym i zgubnym korytarzu, gdzie liście wiązu spadają jeszcze wolniej i jeszcze ciszej, jeszcze czarniej. Dookoła wszystkie pokoje połączone są siecią rur, ale przez te rury coraz rzadziej przepływa powietrze, w kuchni nad stołem unosi się wielka i czarna, ikozaedralna bryła, nad umywalką w łazience rozpinają się czarne i napięte struny. Powiada, tutaj powiesisz, widzę, nad dywanem, widzę, nad dywanem przemieszczają się powoli, układają w geometryczne wzory, nowe konstelacje miękkich świateł, nowe konstrukcje galaretowatych brył. Nie wiem, które z tych kształtów wisiały w tym korytarzu wcześniej, a które wywędrowały niepostrzeşenie z mojego ciała. Jest cicho i powoli, stoimy oboje, sypialnie nie odzywają się do nas ani słowem. Będzie gwóźdź następny, będą kolejne gwoździe, wszystkie figury geometryczne i linie, z których się składam, prędzej czy później utworzą sieć, która rozpinać się będzie delikatną przędzą przez wszystkie grobowce tego czerwonego domu. Prędzej czy później wszystkie meble zacichną niczym groby, prędzej czy później wszystkie dywany niczym całuny spowiją martwe podłogi. Tutaj powiesisz, powiada, czarne grudy ziemi, tutaj, widzę, jak kształty niepostrzeşenie się przemieszczają, jak migają pomarańczowo niczym lampki, jak wszystkie meble, liście wiązu, jak coraz bardziej gdzieś do góry czarne kawałki odczepiają się i odlatują gdzieś bardzo wysoko, wszędzie delikatną, wszędzie przesłodko cichą i spokojną, wszędzie i wszystko, coraz blişej. Srebrny woal płuc ulatuje ospale na kolejny wieszak, przemiękko opada i obleka ścianę przecudnie, by juş po chwili wznieść się wysoko pod niewyobraşalnie odległy sufit i poruszać się machając, niczym ptak, skrzydłami, i powoli zostawiać w otchłani świetlne linie i kropki, i dołączyć do coraz bardziej nieruchomej i sztywniejącej kompozycji, która zawisa nad dywanem strasznego korytarza.
I tu stoimy, i w korytarzu ciemność, i nieruchomo przesuwają się kształty, i linie znaczą kres róşnych obszarów, i trudno odróşnić resztki poruszających się kwadratów od resztek myśli. Kwadraty wszystkie gasną powoli, wymiata je czarna miotła ciemności, nie ma juş nic, najcichszych świateł, nie widać mebli, bo meble juş tworzą, bo meble zalegają w przeczarnej materii i nie sposób odróşnić. Powiada, będzie gwóźdź na głowę, będą szpule na długie, szare i mocne nerwy, będzie wazon, w którym zakwitną czarne lilie jelit, będą choinki przyozdobione organicznymi lampkami. Resztki poruszających się, czarne ptaki, miotła, czarne gdzieś tam powoli, widzę, jak juş gasną, gdzieś głębiej, gdzie jeszcze ta czarna i zimna ziemia, gdzie jeszcze miękkie, gdzie czarne liście wiązu, które tkwią na zawsze juş uśpione jak w wiecznej stop-klatce. Będzie gwóźdź na głowę, a czy wszystkie wspomnienia, a nieruchomo, teraz nie ma juş nic, teraz, kiedy wszystkie, wiem, gdzie tam najgłębiej powoli suniemy, z czarnego otworu wylatują, coraz bardziej gdzieś do góry czarne kawałki odczepiają się i odlatują gdzieś bardzo wysoko, w rozedrganiu przemieszczają się w odległych kątach pokojów, jeszcze gdzieś są, juş moje oczy, czarne gwiazdy, czarne iskry. Wieszaj ją lekko, wieszam, coraz bardziej gdzieś do góry czarne kawałki i gdzieś bardzo wysoko, kuchnie pełne są, gdzieś w łazienkach, teraz widzę z róşnych miejsc korytarza, jak konstrukcja zastyga na wieki w ustalonych kształtach, jak linie zamierają w powietrzu jak na płótnie, jak kształty, w których juş nigdy nie rozpoznam swoich kształtów, ustalają się w niezmiennej, nieustępliwej formie. Dziobem w strop podłogi, gwiazdami pod sufit, miękkością pod stoły niezliczonych kuchni, dwunastnicznymi tunelami przez dziurki od kluczy, oczami w kąt pokojów, tapetami wokół şeber, kolanami w zamkniętym czarnym pudełku na środku sypialni, kranami i rurami we wszystkie otwory, meblami w pudło klatki piersiowej, dłońmi donikąd.
A czy ta róşa, a czy wszystkie wspomnienia, a czy rzeczy, których najbardziej się boję, a czy to, kiedy kogoś tak bardzo kochałem, a czy wszystko, co przez te lata, a czy strach, a uciekanie cały czas przed czymś, nie wiadomo przed czym, a nogi, które niosły mnie przez czarne korytarze, a migające światła, a blask, a miękkość, a wysłane róşowo aksamitne jamy w środku. Moşe w nich, moşe gdzieś w czarnych i lepkich kątach pokojów, gdzie wielkie czarne i opasłe meduzy zawisają nad podłogą niczym lampy, moşe w resztkach ruchu powietrza w rurach, moşe w delikatnie złuszczających się tapetach, moşe w czarnym powykręcanym niczym lilia stoliku nocnym, którego coraz bardziej czarne kawałki coraz wolniej odczepiają się od całości i coraz rozwleklej zastygają w powietrzu, przenikam oczami. Ja pytam.
A ja we wszystkich szerokościach i długościach pokoju, porozwieszany i porozpinany niczym pranie na sznurkach. Nie pytam. Ja stoję tak blady, rozetkany w powietrzu siecią białych nitek, roznicowany na wszystkie moşliwe kierunki, porozpinany bryłami w ramach korytarza, na zawsze juş niespójny, na zawsze. Z kręgiem jak Chrzciciel, z czarnymi, palącymi się nieprzerwanie choinkowymi lampkami, z niezamkniętością otworów, z kłębem najczarniejszej niezrozumiałej substancji. Nad drucianą szyją.
Ona jest ślepa w obu ostrych uszach, idziemy dalej, trudno juş odczuć, czy to my suniemy, czy przesuwa się powoli cały dom, klatka po klatce niosąc w jamach pokojów geometryczne kształty mebli, klatka po klatce
136
3JUB 9 JOEE
*** ADAM KADMON
Film
Groteska-manifest
Hasz i marihuana, wódka i nieodbieranie telefonów. List od J. Kiedy zamykają się za Tobą drzwi – myślę. Chcę nakręcić film z Tobą, bo lubię Twoje palce i dłonie i coś pomiędzy, moşe dom, dźwięk, powolność, powietrzność. I kawę, która nigdy nie smakuje lepiej – tylko z tą kompozycją palców – strun – harf. Kiedy tu zatrzymuję się, wszystko zaklęte jest, wciągnięte, wchłonięte, ale delikatnie, w procesie, który w niczym nie jest podobny do czynów łapczywych, jest raczej łaknieniem ciszy, wszystko zaklęte jest, statyczne. Moje z Tobą stosunki to nouveau roman, czy jakkolwiek to pisać naleşy lub czytać, raczej czytać, patrzeć na zdjęcia rzeczywistości, kadrowane powoli z namysłem i czułością właściwą mistrzom. Chcemy być mistrzami. Czy nie to jest naszą prawdą? Jakşe moşe to dzielić, gdy jest spoiwem najtwardszym między światami, porozumieniem, niespisaną nigdy umową, przeczuciem, treścią snów, zdań, chwil, gdy zawierzamy, lecz bez lęku przed śmiercią, ponad wszystko wolni i gdy powracamy z oswobodzenia ku głuchocie. I wypełniamy dni głuchotą, tępotą. J. jest opętana niespokojem, jakimś zwątpieniem, daję jej Demiana Hessego. Tymczasem cytryna uschła, skreślili mnie z listy studentów. Niedobrze, migrena. Nie mogło być inaczej. Co dalej? Chcę pobyć bez pytań. Powtarzając „świętą skargę� Hessego. Chcę wytatuować sobie ciało. Bez innych. Zobowiązując siebie jedynie do działania w rytmie ciała i ducha. Chcę ćwiczyć jogę i niekiedy spędzać całe dnie na kontemplacji. Jednocześnie wcale nie biernie. Chcę nie dla pieniędzy i nie dla tytułów. Bardziej dla Zrozumienia. Świat nie jest jednak tak wolny, jak się pisze i mówi, jest zniewolony ludźmi. Wolność byłaby dla niego śmiercią. I şyciem w wolności. Najboleśniejsze, şe Śmierć chcemy pokonać, tę, która dla wielu znaczy Nadzieja (wobec wszelkiej Jego niewystarczalności). Dlatego hasz i marihuana z Nikiforem, długi, zburzony niepewnością sen, poraşający DoppleHerz Mansona, wszystkie stany niepewności jawy. Potem Gdańsk, Gdynia, Sopot, kilka dni nad morzem. Trzeszczące fale, eteryczny zapach, samotność drzew na klifie, zdanych na łaskę wiatru. Zdobywanie równowagi przeraşającymi obrazami jak odśnieşanie zasypanych uliczek, zgubionych w czasie, pamiętających i topniejących pod trzydziestoma sześcioma stopniami Celsjusza. I zdarzyło się juş kilkukrotnie w ostatnim czasie, şe podając datę, zaczynałem: tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt... W wypełnianych drukach o przyjęcie na filologię germańską kreśliłem te zapomnienia, wracają jednak uporczywie w mowie i w piśmie.
Groteska to nie najdoskonalsze słowo w moim wypadku na określenie rzeczywistości, choć moşe ten gwiazdor z przerysowaną twarzą, moşe odrodzony, silny pisarz z umęczoną twarzą, moşe nawet ja nabierając, zaczynając rozumieć tej Siły niepodwaşalność, moşe widzimy tego samego, paskudnego wieśniaka w telewizji, który okrada z brudnego seksu i błota pod butami swoich widzów, rzeszę mięsa niebezpiecznego, tępego, krowiego szaleństwa, któremu juş nic nie pomoşe, bo je paszę z kości wołowych. Ten wieśniak ma na imię Brudna Bieda i sam wcina szit. Jest dzikusem, który gapi się na młode dziewczyny z uszminkowanymi wargami, ich wargi go nęcą, pije kiepskie drinki i nie umie tańczyć. Śmieje się głośno, bo jest szczęściarzem, wygrał plastikowe pieniądze i kolorowy garniturek, samochodzik srebrny jak dziesięciogroszówka i duszę wysadzaną gówienkiem perłopława. Nikt mu nie powiedział, şe dusza jest z recyklingu. ŝe wołowa głowa jest podatna na szaleństwo, na którego dnie kryje się Bóg. Kryje się, poniewaş zniewaşył go człowiek tworzący człowieka. ŝe będzie z nim rozmawiał i go sądził, tego nie było w regulaminie audiotele. Manifest: p. TVP, p. Pilcha, p. Oetkera, p. PKO, p. Irak, p. DVD, p. Millera, p. Microsoft, p. Warszawę, p. NFZ, p. Coca-Colę, p. Zanussiego, p. HIV, p. Omo, p. Pazurę, p. plusz, p. Śląsk, p. –izm, p. Mallboro, p. Whartona, p. telezakupy, p. Titanica, p. hip-hop, p. Leppera, p. Addidasa, p. Englerta, p. Diesel, p. PSL, p. Duralex, p. prognozy pogody, p. Mercedesa, p. Polańskiego, p. Clorox, p. Kossaka, p. Świat Ksiąşki, p. Moniuszkę, p. Panadol, p. HBO, p. disco, p. Ftv, p. Milionerów, p. PZU, p. domy Centrum, p. Martensy, p. UE, p. Idola, p. Durex, p. Fuck you, p. Młynarskiego, p. Rosję, p. radio Zet, p. USA, p. Nescafe, p. Dańca, p. Swatch, p. Villas, p. Multikino, p. Cepelię, p. Eminema, p. M jak miłość, p. Wojewódzkiego, p. krzyşówki, p. Discovery, p. 0-700, p. Gadomskiego, p. Częstochowę, p. SLD, p. Lotto, p. Tesco, p. Saletę, p. SMS-y, p. Koftę, p. hipermarkety, p. Legię, p. Always, p. chipsy, p. Machulskiego, p. porcelit, p. Wiśniewskiego, p. Tvn, p. Statoil, p. Krawczyka, p. Big Brothera, p. Królikiewicza, p. L’Oreal, p. Klan, p. „Res Publicę�, p. Małysza, p. UP, p. Media Markt, p. clubbing, p. „Fakt�, p. plastikowe okna, p. Nokię, p. Gaardera, p. Big Star, p. modelki, p. Skrzydlewską, p. UŠ, p. Torbicką, p. Quo vadis, p. piątek trzynastego, p. PiS,
137
3JUB 9 JOEE
zaznaczone fragmenty. Otóş jakkolwiek absurdalnie i maĹ‚ostkowo by to nie brzmiaĹ‚o – nie ma nic paskudniejszego od zielonego mazaka, ďŹ listerskiego narzÄ™dzia uĹźywanego na UĹ przez nadÄ™te panienki (wĹ‚Ä…cznie ze mnÄ…, choć rzadko!). ZniszczyĹ‚eĹ› Demiana i myĹ›li Hessego o Bachu – jakĹźe niegotyckim, paskudnym aktem. Co siÄ™ staĹ‚o??? ChcÄ™ teĹź wyrazić jednak wdziÄ™czność. UpadĹ‚am. UciekĹ‚am. OkazaĹ‚am siÄ™ tchĂłrzem i koĹ‚tunem. CzujÄ™, jak Hesse daĹ‚ mi na nowo poznać piÄ™kno. Pozdrawiam, J.
p. horoskopy, p. Danone, p. Kocham CiÄ™, p. Tyszkiewicz, p. Disneya, p. TelekomunikacjÄ™, p. serduszka, p. Nemo, p. Korzeniowskiego, p. NiemcĂłw, p. Durczoka, p. WP, p. Mtv, p. Michnika, p. McDonald’s, p. WajdÄ™, p. LPR, p. wideo, p. Terentiew, p. Wedla, p. 007, p. JandÄ™, p. ZUS, p. GrocholÄ™, p. Knorra, p. Olejnik, p. NATO, p. Ĺ ĂłdĹş, p. GĂłrniak, p. RMF FM, p. L&My, p. czaty, p. Turnaua, p. IkeÄ™, p. zgagÄ™, p. HoĹ‚dysa, p. Hortex, p. ModÄ™ na sukces, p. SpoĹ‚em, p. Teatr Wielki, p. Widzew, p. CyfrÄ™, p. Rynkowskiego, p. Orbit, p. radio Maryja, p. gratisy, p. OrĹ‚osia, p. WyspiaĹ„skiego, p. EurowizjÄ™, p. rewie, p. Preisnera, p. telegazetÄ™, p. Rutkowskiego, p. Sony, p. Empik, p. Heineken, p. MPK, p. Hausnera, p. SzwedĂłw, p. UW, p. Kropiwnickiego, p. UHT, p. drum’n’bass, p. SamoobronÄ™, p. reset, p. SzczukÄ™, p. Sars, p. KasiÄ™ i Tomka, p. Visa, p. Santorskiego, p. BudkÄ™ Suera, p. audiotele, p. Nestle, p. Express, p. Kamela, p. bioenergoterapiÄ™, p. PIN-y, p. RokitÄ™, p. Dove, p. wiÄ…zanki, p. Rolex, p. Lisa, p. kable, p. CottonďŹ eld, p. mroĹźonki, p. LindÄ™, p. PIT-y, p. Bajora, p. psychotesty, p. Forda, p. Zakopane, p. PO, p. euro, p. papa mobile, p. Biovital, p. GdaĹ„sk, p. Piaska, p. Kuronia, p. Terminatora, p. Tadka, p. mordy, p. BaĹ‚kany, p. Stefana, p. GabryjelskÄ…, p. Kiepskich, p. ochroniarzy, p. Weissa, p. Blue Cafe, p. marketing, p. Raczka, p. WoĹ‚oszaĹ„skiego, p. Teleexpress, p. DrzyzgÄ™, p. taniÄ… ksiÄ…ĹźkÄ™, p. MakĹ‚owicza, p. WyborczÄ…, p. SoĹ‚tysika, p. gĹ‚adĹş, p. Kutza, p. castingi, p. LicheĹ„, p. bankomaty, p. Urbana, p. mikrofalĂłwki, p. Dolara, p. UrbaĹ„skiego, p. The End.
Straszne, a wierzę, şe prawdziwsze niş sam artysta. Rozmyślałem nad tym długo, nie ma ucieczki, nie do obalenia. Pytałem, C. napisał: ...nie są z nikim. To znaczy zawsze jest ktoś obok, ich wierne odbicie w tai jeziora. Miłosz mówi podobnie o poetach. Ich serca nie marzną nawet na mrozie, kiedy przejeşdşa królowa śniegu. Ich serca uzbrojone są odłamkami szkła. Wiesz, potrzebują miłości, o tak, bardzo jej potrzebują, ale to przecieş kolejne pragnienie nienasyconego serca, karmionego ludźmi. I zawsze pierwsi kończą („farewell, lover�, na poşegnanie). C. rozumie. Ja sprzed ery? Wtedy umarłem, umarł On, bo przeczytał słowa buddyjskiego mędrca zen: Ego się zmienia i umiera. Wnioskuję o zmarłym ego, czyli juş nie Ja, moşna i chyba naleşy mówić w trzeciej osobie. Lekarze by powiedzieli, şe się „udławił� (ego), tyle, şe J. nie wierzy w lekarzy. J. nade wszystko w upadkach się kochamy. Jesteś moją siostrą, umrzemy młodo. C. zostanie naszym bratem.
T.
Nabuchodonozor w trąbie, puzonie, oboju, w ariach nieefektowny, w obłędzie niekonsekwentny. Nabuchodonozor trąba, słusznie zmieciony znacznie ciekawszymi partiami Abigail, kochanki, a w końcu şony Verdiego – opowiadałem T. U T. poruszył mnie dystans. Jest spokojem, jakimś doświadczeniem. Zapewne naleşy do zakonu zmieszania, wyodrębnił raz przy mnie ten moment, kiedy zmieszał się, postanowił odnaleźć rytm. Niczym J. spowalnia rytm (w nieświadomości zdaje się, w szaleństwie), tak i on dopiero w wyizolowaniu şyje, w małej celi niezwykłego zakonu, celi zepchniętej z map. Rozciąganie czasu, cisza, waşenie na szalach wartości słów, odmierzanie Boga, tak dniami, nocami, miesiącami. T. trwa juş latami w tej skromnej mądrości, co pozwalało mu odpowiedzieć – Naleşy być otwartym. Wytyczyć granicę. Gruba linia jego jasnych brwi jest proporcjonalna do duşych, mętnych, oceanicznych oczu, które lekko zacienia, i szerokich warg, barków, dłoni. Wygląda dojrzale, choć jest wciąş młody i przystojny, niewysoki, a wysoki. Zmysłowe ciało, rzeźba mięśni nieprzerysowana, młodzieńcza, skóra napięta a miękka, pachnąca świeşo. Przyjeşdşa z dzielnicy mojego dzieciństwa, gdzie mieści się z rodzicami i bratem w małym mieszkanku w bloku. Podąşa wzrokiem za şenującymi odruchami niedorosłych znajomych, jakby mówił – Widziałem. A wtedy obserwowany przez samo jego spojrzenie uświadamia sobie banał. Ze mną rozmawia inaczej, inaczej patrzy. Nasz dystans (mój i T.) jest podwójny, obwarowujący. Staramy się, by mur był niski, by zajrzeć, i tak widzimy, poznajemy się po gotyckich wieşach obronnych w kilku częściach muru, dlatego moglibyśmy milczeć. Nie widziałem go juş kilka tygodni i chyba za nim tęsknię, jak się tęskni za bratem, bliskim, zrozumieniem. Kiedy się ostatnio spotkaliśmy, skierował wzrok na moje nowe buty, zapytał o pieniądze, czy daję radę, zapytał o meble i jakąś wielką panoramę małej bitwy. Gdybyśmy siedzieli nie w pośpiechu, nie pośród naglącego Teraz, powiedziałbym: dobrze, şe tu jesteś, şe moşemy porównywać naszą małość. Za to mówiłem o Nabucco, którego widziałem poprzedniego wieczoru.
Gotycki Ja
List od J. WieczĂłr w Londynie jest parny, poziom ozonu przekroczyĹ‚ czerwonÄ… liniÄ™, piję setnego red bulla „sugarfreeâ€?. PiszÄ™ pod wpĹ‚ywem Demiana, peĹ‚na zĹ‚oĹ›ci i wdziÄ™cznoĹ›ci. Nie wiem, czy znieść umiesz szczerość, z nieĹ›miaĹ‚oĹ›ciÄ…, nawet zaĹźenowaniem, caĹ‚ujÄ™ CiÄ™ na „do widzeniaâ€?, bo wiem o Tobie jedno – Ĺźe zawsze ciÄ…ĹźyĹ‚y Ci, dĹ‚awiĹ‚y CiÄ™ uczucia, bardziej niĹź Ĺ›mierci i Ĺ›wiata boisz siÄ™ sentymentĂłw (?!). I nie jest to lÄ™k przed zdeďŹ niowaniem siebie, bo przecieĹź nie ma ohydniejszego ekshibicjonizmu od pisania powieĹ›ci, w rzeczywistoĹ›ci jest to lÄ™k przed sĹ‚aboĹ›ciÄ… – TobÄ… sprzed ery JogĂłw, TarotĂłw... Czy wolno mi w ogĂłle pisać do Ciebie? – najbardziej lÄ™kam siÄ™ tych zaimkĂłw osobowych, zawsze siĹ‚a rzeczy osobistych, odróşniajÄ…cych siÄ™ od rzeczy istotnych – same niewaĹźne... Być moĹźe jest to przekraczanie niepisanej, ale wyznaczonej granicy pomiÄ™dzy nami, choć rzekĹ‚abym: CzytajÄ…c ten sam Ĺ›wiat, tÄ™ samÄ… rzeczywistość sztuki, jesteĹ›my bliscy i chociaĹźby w tym szukaniu, zachwycie, a nade wszystko – upadkach. A jednak: „ArtyĹ›ci muszÄ… mieć zimne sercaâ€?... To zdanie zapadĹ‚o we mnie, jest wchĹ‚oniÄ™te jak trucizna do kaĹźdego mięśnia, kaĹźdego naczynka. BroniÄ™ siÄ™ przed tÄ… myĹ›lÄ…, wiem, Ĺźe muszÄ™ stanąć kiedyĹ› twarzÄ… w twarz z pytaniem, rozdroĹźem, muszÄ™ ze Ĺ›miertelnÄ… powagÄ…, patetycznie Ĺ›miesznym strachem, opowiedzieć siÄ™ po ktĂłrejĹ› ze stron. I hasĹ‚o to obalić lub uczynić swym pierwszym przykazaniem. Na razie daleko mi do Abraksesa, o ktĂłrym wiem, Ĺźe nie istnieje i to jest moja siĹ‚Ä…. Wiem teĹź o zbawieniu. ChcÄ™ napisać Ci o mojej zĹ‚oĹ›ci, bo jak mi siÄ™ zdaje dokonaĹ‚eĹ› czynu haniebnego. Zawsze podziwiaĹ‚am TwÄ… „świÄ…tobliwośćâ€? w stosunku do ksiÄ…Ĺźek. ByĹ‚eĹ› dla mnie obrazem kapĹ‚ana, co zresztÄ… niejednokrotnie, bogobojnie potwierdzaĹ‚eĹ›. DziĹ› jednak w Demianie znalazĹ‚am
138
3JUB 9 JOEE
Księga MARCIN BAŠCZEWSKI
kropkowanymi imionami. Rzędami cyfr 56345765756787 682342545342543534 czy liter sdgfgfhgjhjhgsdfbvxcbtughgfhghjgfhg..
Nie ma nawet dĹ‚oni. Lepiej powiedzieć, nie posiadajÄ… one jakiejkolwiek faktury. Opisuje je tylko jeden wyraz. D Ĺ O Ĺƒ. Tak samo z resztÄ… jego ciaĹ‚a. C I A Ĺ O. KilkanaĹ›cie liter zĹ‚oĹźonych w pojedyncze wyrazy. Taki jest bohater mojego tekstu.
– To nie ma sensu – powiedział, trzymając kieliszek w dłoni. – Ale co? – odpowiedziała młoda barmanka. – To wszystko, moja podróş, moje poszukiwania. Zrozum, przecieş tak naprawdę jesteśmy tylko ciągiem liter... – Nie za bardzo rozumiem. – Zadam ci proste pytanie, o imię. Proste, prawda.. Jak masz na imię? – No, ja jestem... młodą barmanką. – Widzisz, nie masz imienia. To tylko jakiś zwrot określający twój wiek i to, kim masz być. Mnie nawet tego nie nadał... – Kto? Nie za bardzo rozumiem. – On. Nie rozumiesz. Jak moşesz nie rozumieć? Słuchaj, mam odnaleźć Księgę. Tę Księgę. Ale nie chcę. Rozumiesz, gdy ją odnajdę, to wszystko się skończy... – Dlaczego, to jeszcze nie koniec, będzie dobrze, na pewno – młoda barmanka uśmiechnęła się. – Nie, wcale nie będzie dobrze. Będzie koniec. Chodź, coś ci pokaşę. Zobacz.
Rytmiczne uderzenia o szyny. Stukot pojedynczych dźwięków. Uderzenie. Stukot. Uderzenie. Stukot. – Niech się pan obudzi – poczuł delikatne szarpnięcie – niech się pan obudzi. To pańska stacja... Stał zdezorientowany na peronie. Wokół niego przelatywały tylko lekko zapisane postacie: kobieta, dziecko, oni, one. Niedokończone imiona Ang-, -ila, Mon-. Jakie to miasto, jakie – zadawał sobie w myślach to pytanie – Šomşa? Linbarg? Klee? Próbował odczytać tablice ogłoszeń, zrozumieć zapisane tam ciągi wyrazów: hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp hghghghghghrtytgyhyhjujktomghjnatranshmkkloloppp
Bohater wziął pod rękę młodą barmankę. Razem wyszli na zewnątrz i podąşyli w nieznanym kierunku. Zmieniające się ciągi liter zaczęły coraz bardziej zanikać. Juş nie były widoczne cdfgfdgfdgfdsgfhhjj ani dsfdfgtyteyvbcv. Nagle przed nimi pojawiła się biała kartka zasłaniająca całą przestrzeń z napisem „Koniec. Dla K... Napisał: Marcin Bałczewski Š 2004�.
– Przepraszam, co to za miasto – spytał przechodzącą obok postać. – Przepraszam Pana? – Hgyt6... – usłyszał. – Jak to Hgyt6, przecieş tego nawet nie da się wypowiedzieć? – No po prostu H G Y T 6, co w tym dziwnego – odpowiedział przechodzień. – Fakt.
– Widzisz, tutaj się kończymy. Ale ja się nie poddam, nie poddam się tej przyczynowo-skutkowości. Rozumiesz? Nie odnajdę jej. Ucieknę.
Postanowił udać się do informacji, a stamtąd jak najszybciej do antykwariatu. Tylko tam mógł odnaleźć to, czego od dawna szukał. Ją, tę jedyną, Księgę... – Nieprawda, pójdę do jakiegoś baru i się urşnę – powiedział w myślach – nie dam się sprowokować i robić tego, czego ty chcesz...
Nagle bohater poczuł, şe nie trzyma młodej barmanki, a Księgę. Tę Księgę, jedyną. Koniec Dla K...
Znalezienie podrzędnej speluny nie zajęło mu wiele czasu. Wystarczyło iść za tymi wykrzywionymi znakami unoszącymi się w powietrzu. Za tymi osobnikami z za-
Napisał: Marcin Bałczewski Š 2004
139
3JUB 9 JOEE
Owad MARCIN BAĹ CZEWSKI
kształt typowy dla motyli. Taki dość podłuşny. Zbudowane były z chitynowego pancerzyka. I tak naprawdę, wbrew pozorom, były one najciekawszym elementem całego zwierzęcia. Od czubka głowy, aş do krańca odwłoku, na ciele owada wymalowana była rękoma natury niesamowita mozaika. Wszystko zaczynało się şółtym kołem, które przemieniało się w dwa kwadraty, jeden w kolorze niebieskim, drugi w zielonym. Z tych natomiast wyrastały trzy kształty podobne do trójkątów: pomarańczowy, czerwony oraz fioletowy. One natomiast tworzyły nieskończoną ilość kropeczek rozsianych po całym ciele. Chociaş przy blişszym przyjrzeniu się moşna było dojść do wniosku, şe tak naprawdę, to te kształty podobne do figur wynikają kaşda z kaşdej, a nie kolejno jedna z drugiej. A określone przeze mnie chwilę temu kolory zamieniały się miejscami na ciele owada. Trochę boję się, şe mój uproszczony opis mozaiki jest zbyt ubogi jak na takie arcydzieło. Niestety, nie potrafię tego lepiej opisać, a tym bardziej namalować. Postanowiłem zrobić kilka zdjęć, jednakşe są one jeszcze u fotografa i czekają na wywołanie. Tak więc na razie cały opis jest jedynie zarysem dla całości sylwetki pajęczaka. Zdecydowałem się zakopać mojego przyjaciela na podwórku. Schowałem go do worka na śmieci i wieczorem wykopałem dół. I tyle z niego pozostało. Kilka istotnych i mniej istotnych wspomnień. Kilka wydarzeń i mój marny opis tego przedziwnego zwierzęcia. I jak zwykle, same pytania bez odpowiedzi. A przecieş to on miał być odpowiedzią na wszystko.
Mój owad był sympatycznym zwierzątkiem. Był, gdyş dziś rano znalazłem go martwego. Leşał pomiędzy monitorem a telewizorem. Smutne. Tak naprawdę mój owad był jedyny w swoim rodzaju. I to nie tylko z tego powodu, şe był dość duşy, miał na oko czterdzieści centymetrów. Jego najwaşniejszą zaletą było to, şe potrafił mówić. Chociaş robił to rzadko i niechętnie, umilał mi şycie, opowiadając róşne, dziwne historie ze swojego şycia. Jak ta, według której miał mieć ponad siedemset lat i w dawnych czasach miał być zabawką w rękach jakiegoś chińskiego cesarza. Pewnie owad kłamał, bo często tak robił. I to nie tylko ze swoim wiekiem, raz mówiąc o osiemdziesięciu, raz dwunastu czy znowu trzydziestu latach swojego şywota. Kłamał, mówiąc, şe jest odpowiedzią na wszystkie zagadki świata. Bo przecieş był jedynie gadającym owadem. No, ale mniejsza z tym. I tak juş nie şyje. Doszedłem do wniosku, şe smutno tak pozostawić go i jego şycie, ot tak. Bezsensownie byłoby o wszystkim zapomnieć. Tak więc postanowiłem chociaş zapisać, jak wyglądał ten tajemniczy stwór. Jak wyglądał mój, jedyny w swoim rodzaju, przyjaciel? Na pierwszy rzut oka widać, şe był niesymetryczny. Po jednej stronie dwa skrzydła, po drugiej tylko jedno. Tak samo z czułkami czy nóşkami. Zastanawiałem się przez cały czas, czy owad ma płeć. Okazało się, şe owszem, i to nawet dwie. Posiadał oba rodzaje gonad ten niewielki hermafrodyta. Co warte zapamiętania, to şe miał naprawdę prześliczne oczy. Duşe niebieskie oczy, trochę tak jak u mojej byłej dziewczyny, tylko şe ona w sumie była o niebo piękniejsza. Dziwne, bo patrząc przypominał raczej psa czy małe dziecko niş jakiegoś pajęczaka. Być moşe był po prostu mądrym owadem. Głowa i odwłok miały
Dla K...
140
3JUB 9 JOEE
fot. bartosz maz
fot. bartosz maz
Na następnej stronie: Izabella [Degardo] Pajonk, Portret Ewy Sonnenberg
Patrycja Musiał, Michał Witkowski – Bahama Na następnej stronie: Garudor, z cyklu Koks
Ola Kwiatkowska, Maska i śmierć
(‌) Umysł jest dla siebie Siedzibą, moşe sam w sobie przemienić Piekło w Niebiosa, a Niebiosa w piekło. Mniejsza, gdzie będę, skoro będę sobą‌ (John Milton, Raj utracony)
Na następnej stronie: Ola Kwiatkowska, z cyklu Elenai
Obszary odmienności (fragm.) IZABELA FILIPIAK
Szeremere
seksualna kobieta nigdy by się w ten sposób nie wyraziła, wiedząc, şe męşczyźni nie są od tego, şeby być piękni. Ale taki to jest warunek, aby ona mogła w swych oczach uchodzić za to, czym się czuje, za coś „przynajmniej pośredniego�. Wszystko dobrze, dopóki jest to tylko kwestia jej wewnętrznych odczuć i jak długo pozostanie emocjonalną niewolnicą swojej matki. Taki układ jest przecieş idealny dla jednej, jak i drugiej strony. W poemacie Szeremere matka jest halucynacją. Tylko w ten sposób moşna usprawiedliwić to, o czym się za chwilę opowie.
Poemat Szeremere pochodzi z Księgi poezji idyllicznej Marii Komornickiej. Pisana w Grabowie Księga poezji idyllicznej to zbiór wierszy i poematów datowanych 1917-1927, o róşnej długości i stylu. Pisane były one juş zatem po zakończeniu leczenia w małych, prywatnych klinikach, w których K. przebywała od 1907 do 1914 roku. Księga poezji idyllicznej nadal pozostaje w rękopisie i nic blişszego o datach powstania poszczególnych, zawartych w niej utworów nie wiadomo.
Mały w gorączce leşy – Otwarły się mózgu ściany, Widok to niesłychany!6 Chore dziecko gorączkuje i miesza odczucia z fantazją, widzi rzeczy, których nie ma: Anioły i Erynie. Siedząca przy łóşeczku matka ma „wiele twarzy�. Z początku jest łagodna i śliczna, „uciśniony anioł� (ona cierpi, trzeba jej współczuć), zaraz potem jest Prababką, waşną postacią z panteonu Własta, mądrą i zacną „Matką Muz i Geniuszów�, świętą „Rasy mojej Tajemnicą� z jasnym czołem, świetlanymi licami i całym romantyczno-patriotycznym sztafarzem. Ta manipulacja trwa do chwili, aş ujawniona zostaje jej fałszywość. Obiekt nie chce być dłuşej manipulowany. Zwraca to, co widzi:
Jest jeden list z Zakopanego pisany we wrześniu 1902 przez córkę do matki (w szczytowym punkcie ich dobrych relacji). „Zakopane jest raczej lichą dziurą, akustyczne pod względem plotek, obrzydliwy babiniec�2. Jej odraza do „babstwa� nie osłabnie przez całe şycie, ale teş babstwa nigdy Komornicka nie utoşsamiała z kobiecością. Wydaje się, şe ona ledwo dochodzi do siebie. „Ale ludzie są szkaradni. Nie przyjmuj Mamo, bym osobiście od nich cierpiała – wiesz, şe jestem bronną, a od pewnego czasu i rozwaşną – przez to właśnie mój chłód i obojętność czynią mnie świadkiem całego trzęsawiska ludzkiej nędzy. To bardzo zdrowo, bardzo pouczająco�3. List pisany jest w rok po awanturze o Halszkę. Matka widocznie uwaşa, şe jej córka zbyt nierozwaşnie angaşuje się w sprawy ludzi, którzy naduşywają jej przyjaźni. Jej córka, wcześniej entuzjastyczna, widać sparzyła się dość, aby zachowywać wobec nowych znajomości chłód i obojętność. Zapewne wcześniej omówiły to z matką, şe powinna się trochę zdystansować, jeśli nie chce, şeby spotykały ją rozczarowania. Najchętniej şyłaby „z aniołami – gdyby chcieli nie wzgardzić�4. Na szczęście w matce znajduje schronienie. „A domem jesteś mi Ty�5. W kolejnym liście poetka opisuje osoby mieszkające w pensjonacie. „Jest konserwujący się starzec, jedyny przedstawiciel płci dla mnie pięknej, i jest melancholijne dziewczę z duşym nosem i wielkimi oczyma, – jest takşe jakiś twór osobliwy, o którym zawyrokowałam, şe musi być studentką Krakowską, ale która, o ile sądzić mogę, musi być czemś nieco innem (...)�.6 Adresatka występuje tu widocznie w charakterze straşniczki cnoty, trzeba ją zapewnić, şe starzec jest jedynym godnym obiektem zainteresowania, zanim wspomni się o tym, şe w pensjonacie mieszkają dwie młode kobiety, a jedna z nich jest studentką. Komornicka się stara, ale potrafi zaledwie przyblişać doświadczenie; heteroFot. obok: SURVIVAL
3JUB 9 JOEE
Mamo!... Nie rób tej miny! Ah, jej, jej, jej, jaki ja nieszczęśliwy, Gdy przez środek twarzy Ściągniesz sobie tę fałdę Podejrzliwości, szyderstwa, uporu! Jak ta imość przed laty, przed laty, Która sprzedawała bilety na parady I oglądała kaşdą mą złotówkę, Czy aby prawdziwa!... Zasłona spada, ukazuje się paskudna, lichwiarska strona matki. I oto kolejne ujęcie: matka klęcząca u łoşa ojca, Delfina Potocka słuchająca Chopina, jako reinkarnacja Matki (ta matka to Polonia). W poemacie tym stylizowane tableaux vivantes przecinane są twardymi momentami „prawdy� (halucynacji, która jest prawdą w przeciwieństwie do halucynacji, która jest romantyczną stylizacją).
Oto ległaś w pysze... odpoczywasz. Lśni się hytre oko; wieloznaczny Uśmiech znad fałszywych pereł Pół odsłania7.
141
niş uznać, şe jest się własną matką (zwłaszcza gdy podmiot wiersza Szeremere w şaden sposób własną matką nie jest). Co zatem? Co ma ten podmiot uczynić? Jeśli wisielec stał się „punktem oparcia do poruszenia samego siebie� dla poety-bohatera Kwiatów zła, to gdzie w przestrzeni Księgi poezji idyllicznej mógłby widnieć podobny punkt – stabilny i zewnętrzny? Obraz Wspomnienia kartoflanego dołka oddala się od sceny „przesypywania� i metafizycznie odpływa do przedwieków, kiedy to „pierwsze potomstwa Tytanów�, pokonane „grozą�, musiały chować się pod ziemię. Wiersz ten został umieszczony w porządku Księgi zaraz po Szeremere, niczym ilustracja zawartego tam prawa. Pierwsze potomstwa Tytanów – to przecieş są potwory, które ukryły się we wnętrzu ziemi13. Dwadzieścia stron dalej – jest to mniej więcej 1/3 Księgi – następuje kapitulacja i jest nią wiersz Dobry synek. Wojna gigantek nie nastąpiła. Podmiot deklaruje swoją toşsamość i swoją przynaleşność:
Pół zakrywa. Metamorfozy matki budzą w dziecku przeraşenie, poniewaş nie moşna ich racjonalnie uzasadnić. Jak wyjaśnić to, şe ukochana osoba jaśnieje szlachetnością oblicza, a za chwilę robi krzywe miny? Ta straszna dynamika huśta emocjami podmiotu i musi zostać „zwrócona� (pamiętamy Kristevą i to, co najpierw jest abject – koşuch na mleku). Luźny wers przechodzi w regularny dziesięciozgłoskowiec. To juş mówi dorosły podmiot. Kończą się wizje, czas na konkluzje, matka zostaje nazwana „Niezbłaganą Stróşą mojej cnoty�8 i jako taka czyni wszystkie kobiety podobne do niej, to znaczy podejrzane. Kaşda z nich moşe przecieş, podobnie jak matka, ujawnić w nieoczekiwanej chwili swój „jad�, swe ukryte dno. Wybawienie moşe przyjść tylko od tej, „co obliczem / Ciebie, Mamo, nie przypomni w niczem!�9. Podmiot Księgi poezji idyllicznej (inaczej niş bohater tragiczny Les Fleurs du Mal, który skłonny jest projektować swe pierwotne rozszczepienie na a to zbyt chłodną, a to zbyt radosną kochankę) zmierza wprost do źródła kompleksu, mierzy się z matką. To straszliwe zadanie. Trudniejsze niş wznieść się ponad indywidualny poziom małostkowych pretensji, by w końcu, olśniony na widok bezkresu, lokując się w gwieździstą noc Na płaskim dachu, doznać spokoju. Dlatego poeta-bohater Księgi poezji idyllicznej woła o pomoc – ktoś musi wyłonić się z tego bezkresu, kobieta zapewne, tak róşniąca się od matki, şeby móc się z jej „przekształtami�10 zmierzyć. Choć moşna sądzić, şe nie jest to zadanie wcale trudne (matka albo pozuje, niczym do portretu, albo ujawnia ukryty pod pozą fałsz, moşna więc sądzić, şe wystarczy być „sobą�, aby się z nią zmierzyć), to pamiętamy uwagę Rainszmid-Kuczalskiej o kultywowanej, ostentacyjnej i fałszywej w końcu słabości wychowywanych ciągle dla „salonowych pozorów� ówczesnych młodych kobiet. Sama przestrzeń mitu nie wystarcza – potrzebna jest osoba, która ma siłę ucieleśnić mit. W miarę postępu Księgi poezji idyllicznej wytraca się nadzieja na moşliwą do osiągnięcia w doczesnych warunkach dorosłość. Zaraz po Szeremere następuje Wspomnienie kartoflanego dołka, czyli wiersz, który zupełnie nie ma sensu. Jest najdziwniejszy ze wszystkich wierszy w Księdze. Lecz rozumiemy juş tę ukrytą zasadę (jej przejaw dostrzegamy w wierszu Strzyş)11, şe psychotyczne dekoracje są tam, gdzie coś waşnego chce i nie chce, nie moşe, ale pragnie być powiedziane. Włast wie, şe jest kontrolowany i zamazuje za sobą ślady. To delikatne zadanie; chodzi o to, şeby trochę ukryć, a trochę zamazać, utracić kilka przesłań, ale inne, czy nawet całość, ocalić przed zniszczeniem. Język szaleństwa jest wygodnym przykryciem. „Byliśmy pod ziemią razem,/ Ja i dwie panie urocze/ I kiełkujące kartofelki�12. Wiemy o tym od czasu, gdy Tristan w przebraniu szaleńca odwiedzał Izoldę. Ale zaraz okaşe się, şe sprawa dzieje się pod ziemią tylko dla zmylenia tropów. „Jasno bronzowe przezrocze� to naprawdę prześwitujące deski strychu. Przez które, jak wiemy z Obrazka z sanatorium, zwykł kapać deszcz. „Ja� jest kartoflanym dołkiem i kartofelkiem, przesypywanym w ciszy, której nie sposób dotknąć słowem. Idyllę sceny zakłóca jeden wtręt, który byłby dziwaczny („Woń jej, chłód, hytra Laszka - -�), gdybyśmy nie pamiętali, şe „hytrość� jest cechą matki, która mogła jej zostać wytknięta tylko w halucynacyjnej wizji. To „hytrością� paralişowany jest wciąş niedojrzały poeta skłonny do idealizacji. Czy zatem proces z Les Fleurs du Mal jest konieczny – czy konieczna jest utrata niewinności? Ale jak niby podmiot wiersza Szeremere miałby udzielić na to zgody? Wszak łatwiej przyznać, şe jest się dziobanym przez ptaki wisielcem (co Baudelaire uczynił i tak stał się większy niş swój wstręt i rozpacz po stracie fantazji o wyspie Wenus),
Chcę, by powiedziano o mnie: Był syn, tak zacny ogromnie, ŝe Matce, z wielkiej radości Rozrosły się w piersiach kości14. Gdyş – choć prawa romansu rodzinnego okazały się silniejsze niş zbawcze fantazje, chociaş uwolnienie od matki w sensie praktycznym i psychologicznym stało się o tyle nieopłacalne, co niemoşliwe, to przecieş zostało nam świadectwo tych zmagań, a to dlatego, şe podmiotowi Księgi udało się przemycić wiadomość o crimes maternels15. A to, po zniknięciu drugiego tomu Szkiców i Halszki, moşna uznać za osiągnięcie. Gdyş chociaş przestaliśmy być kobietą, to nie przestaliśmy być potworem i moşe na tym nam nie zaleşało, şeby przestać.
Idylliczność Czy tytuĹ‚ zbioru – KsiÄ™ga poezji idyllicznej – byĹ‚ ironicznym komentarzem, a jeĹ›li tak, to wobec czego? Zbioru wierszy, kolekcji nadzwyczajnych kwiatĂłw, ktĂłre rozkwitĹ‚y bujnie na poĹźywkach, jakimi sÄ… najczęściej rozczarowanie, odraza i bĂłl? Recepcyjnej przestrzeni, w ktĂłrej zbiĂłr ten przecieĹź nigdy nie znajdzie miejsca? Zbyt wysokiej ceny, ktĂłrÄ… poeta zapĹ‚aciĹ‚ za przetrwanie (ale nie róşniĹ‚ siÄ™ tym od swojskoĹ›ci, ktĂłra go pognÄ™biĹ‚a)? „Zachowujemy swobodÄ™ wobec zbyt cięşkich wymagaĹ„ kultury – mamy bowiem w gĹ‚Ä™bi duszy zawsze jakÄ…Ĺ› idyllicznÄ… „sielsko-anielskÄ…â€? ucieczkÄ™. Tak zwolna staje siÄ™ dla nas ojczyzna schronieniem naszej niedojrzaĹ‚oĹ›ci, braku woli, upadku ducha. Kultura jest u nas stanem indywidualnym, to zaĹ› sielankowe schronienie, stanem zbiorowym, gruntem, na ktĂłrym porwani przez róşne prÄ…dy współczesnego europejskiego Ĺźycia Polacy spotykajÄ… siÄ™ i rozumiejÄ…â€?16. Idylliczność... ByĹ‚aby zatem ironicznym mrugniÄ™ciem oka czy teĹź wspĂłlnym polem, do ktĂłrego Odmieniec wciÄ…Ĺź chce siÄ™ wpisać, do ktĂłrego pragnie naleĹźeć? W Uwagach do niniejszej ksiÄ™gi, w punkcie VI, autor pisze: „NazwaĹ‚em treść tej KsiÄ™gi ››poezjÄ… idylliczną‚‚, a tytuĹ‚ ten usprawiedliwiajÄ…: tĹ‚o wojny oraz nastrĂłj pacyfistyczny. Z wiÄ™kszÄ… jeszcze skutecznoĹ›ciÄ… mĂłgĹ‚bym jÄ… okreĹ›lić jako POEZJĘ ASCETYCZNÄ„ i sÄ…dzÄ™, Ĺźe jedynie uczniowie ASKEZY zdolni sÄ… jÄ… rozumieć naleĹźycieâ€?17. Nie jesteĹ›my uczniami ASKEZY i chyba juĹź nie bÄ™dziemy. Dlatego cieszymy siÄ™, Ĺźe WĹ‚ast nie nazwaĹ‚ swojej ksiÄ™gi „poezjÄ… ascetycznÄ…â€?, gdyĹź wyzbyĹ‚by siÄ™ róşnych tropĂłw i odniesieĹ„ zachowanych w oryginalnym tytule. Jeden
142
3JUB 9 JOEE
„Tu poĹ›cig ciÄ™ ni kara Ĺźadna nie dogoniâ€? – RzekĹ‚a i znikĹ‚a w lesie dĹşwiÄ™czÄ…cych ďŹ larĂłw, W ramieniu mocnÄ… pieczęć swej dziewiczej dĹ‚oni ZostawiajÄ…c mi z echem coraz dalszych gwarĂłw.
wiersz wcześniej, przed Dziadowskimi şartami (tam, gdzie zakamuflowana została prababka) znajdujemy Sen lajbgwardzisty. Zaczyna się on tak:
Skazany bez apelu w komnatach Królowej Patrzyłem na oblicze jej blade, bezradne, Nie mogąc win swych znaleźć w şadnym kątku głowy, I trwogi przed wyrokiem nie czując teş şadnej28.
Niedostępna szatanom, katedralna cisza Objęła mnie – i długie samotne godziny Trwało zdumienie czarem tkniętego przybysza, Przez Vestalkę wolnego od kary i winy22.
Sen lajbgwardzisty to wzorcowy przykład tego, jak operuje idylliczność w obrębie Księgi. Skazany bez apelu to znaczy – bez moşliwości apelacji. Zbrojne zastępy tu „za chwilę będą....�. Królowa jest bezsilna.
Kruczowłosa Westalka zdoła dokonać tego, czego nie dokonała słabnąca Królowa, i nie ma o co wszczynać „wojny bogiń�. A cóş to za wina, co to za wyrok? Jakie są winy lajbgwardzisty – zobaczymy za chwilę. Doceńmy tymczasem, şe „kobieta� (Westalka, ale postawna i mająca „łono�) ma moc odczarowania ciąşącego nad lajbgwardzistą fatum i odwrócenia siły wyroku. Z powiewem wichury sybilliczna dziewczyna wnosi ze sobą siłę oczyszczającą. W cichej przestrzeni katedralnej pojawia się w końcu takşe i ojciec – Imperator w zbroi. Czy wykona gest Komandora i – przypominając winę i pieczętując ją zarazem, ściśnie rękę uciekiniera i zabierze ją ze sobą do piekła? Skądşe znowu! To nie opera, tylko operetka.
Wtem... na ościeş otwarły się białe podwoje – Wbiegła – zrywając dłonią jasny nimb welona – Biała Kapłanka Vesty; śnieşnogwiedne zwoje Szat opływały bujny wzrost i marmur Šona19.. Zwróćmy najpierw uwagę na to, do jakiego stopnia nic tu do niczego nie pasuje. Ścigany lajbgwardzista. Królowa na swych komnatach. Wbiegająca Westalka. Kaşda z tych postaci pochodzi z innej bajki – wiedzie za sobą własne konotacje. Zestawienie ich razem nie jest nawet groteskowe (chociaş mogłoby być, gdyby to był film), nie jest piękne (chyba şe zająłby się nim Paul Delvaux) – jest niestosowne20. Co jest ich wspólnym tłem? Zaraz się okaşe – katedra. Za czyją sprawą te postaci wchodzą ze sobą w relacje? Poniewaş wiersze pisze zdruzgotany poeta, to naleşy przyznać rację Stanisławowi Pigoniowi, który pisze, şe Księga poezji idyllicznej to „smutne świadectwo ruiny� – w rzeczy samej, oglądamy pejzaş po eksplozji. To, co dotąd było uznawane za rzeczywistość, runęło. Okazuje się, şe brodzimy wśród zwałów teatralnych dekoracji. A cóş się za nimi ujawniło – moşe przysłoniły nam coś piękniejszego? Otóş dalej widzimy tylko teatralne zaplecze, czarne, usmolone ściany i trochę zerwanych kabli. Zbieramy zatem resztki porozrzucanych przez uderzenie dekoracji – sprawia nam pewną trudność, şe pochodzą one z róşnych sztuk, epok, poetyk – i próbujemy ułoşyć z nich coś na kształt własnego piękna. Dlatego, şe przeraşają nas te czarne ściany i sterczące kable. Jak bardzo chcemy mieć wokół siebie coś, co przypomina rzeczywistość. Idylliczność to zatem rodzaj zasłony, której podmiot uşywa, aby zaprzeczyć klęsce, która jest prawdą, a potem, z czasem, zaprzeczyć takşe swoim oryginalnym intencjom. Idylliczność ma złagodzić ponişenie, stłumić gniew i ukazać podmiot jako dobrego głupka (obłęd staje się barwą ochronną). Idylliczność to nieprzystające do siebie elementy, lajbgwardzista, księşyc i Westalka, Legenda o świętym Aleksym, buddyzm, archanioł Michał i tropiki; idylliczność to pejzaş eklektyczny. Przed oniemiałym w zachwycie Poetą Westalka powiewa „kruczymi kędziorami�, znanymi nam juş z wiersza Muza, ale nie znaczy to, şe jest Zofią Villaume. Jest postacią z „polskiego tarota�, którego stawia Mieczysław Porębski, i występuje do pary z inną postacią z tego samego tarota – Królową21. Eklektyczność ma, jak widać, swoje wspólne źródło. Kapłanka, „dostojnym Bóstwa opatrznego ruchem�, ratuje poetę.
Wtem – zrywam siÄ™... NademnÄ… Imperator w zbroi!... ...WyjÄ…Ĺ‚ grzebyk z zanadrza, i, ojcowskim gestem JÄ…Ĺ‚ poprawiać mi wĹ‚osy, tĹ‚omaczÄ…c Orestem Sens moralny mytycznej tej przygody mojej. „A terazâ€?, rzekĹ‚, „spóźniony zjemy podwieczorekâ€? (Tu uĹ›miech siÄ™ przewinÄ…Ĺ‚ po boskim proďŹ lu) „Wiem, Ĺźe dbasz o to, zwĹ‚aszcza gdy w angielskim stylu.â€? „... A Panie juĹź zbadaĹ‚y twĂłj sercowy worekâ€?23. Co tu siÄ™ dzieje? Ojciec tĹ‚umaczy przygody syna „Orestemâ€? i gĹ‚aszcze go przy tym poniĹźajÄ…co po gĹ‚owie. Orestes byĹ‚ Ĺ›cigany za zabĂłjstwo matki przez Erynie, ktĂłre pojawiÄ… siÄ™ później w towarzystwie matki (Szeremere). Czy WĹ‚ast chciaĹ‚ zabić matkÄ™? Czy to byĹ‚o trudne? Czy uwaĹźaĹ‚, Ĺźe jego Ĺźycie zacznie siÄ™ wraz z jej Ĺ›mierciÄ…? Czy juĹź nie dość jÄ… zabijaĹ‚ swoim uporem? Czy szalone listy, wysyĹ‚ane z klinik, ktĂłrymi wyprowadzaĹ‚ jÄ… z rĂłwnowagi, nie sprawiaĹ‚y mu nadzwyczajnej satysfakcji? Czy nie umarĹ‚a o wiele za późno? Czy celem idyllicznoĹ›ci jest zĹ‚agodzenie stale odczuwanej grozy? A to, co odbieramy jako niezgrabnoĹ›ci, nieporÄ™cznoĹ›ci KsiÄ™gi poezji idyllicznej, to sÄ… zaledwie momenty, w ktĂłrych groza – pokryta lukrem lirycznoĹ›ci – wybrzusza siÄ™ i zadaje kĹ‚am sĹ‚odyczy? A moĹźe idylliczność to jest duszÄ…co-mdlÄ…ce odczucie, ktĂłre podchodzi do gardĹ‚a, wtedy gdy okazuje siÄ™, Ĺźe oczekiwany przez nas dramat siÄ™ nie rozegra. A wolelibyĹ›my dramat. Ale w zamian dostajemy zapewnienie, Ĺźe nie grozi nam niebezpieczeĹ„stwo, chociaĹź wiemy, Ĺźe w samym Ĺ›rodku Arkadii leĹźy nie pĹ‚yta nagrobna, ale rozkĹ‚adajÄ…cy siÄ™ trup. Ĺťeby zataić odĂłr, rzuca siÄ™ kartki papieru na cuchnÄ…ce zwĹ‚oki. GdyĹź nie musimy wykonywać pracy jaĹşni i przypominać sobie, gdzie leĹźy trup. Zapewnia siÄ™ nas, Ĺźe nie byĹ‚o Ĺźadnej zbrodni. Ojciec czesze syna grzebykiem – i tym samym problem zostaje zagĹ‚askany. Potem nastÄ…pi jeszcze podwieczorek – w angielskim stylu, czyli wyĹźej od emocji, instynktĂłw i uczuć stawiajÄ…cy dobre maniery. Idylliczność to gĹ‚askanie po gĹ‚owie, majÄ…ce zaĹ‚agodzić napiÄ™cie emocjonalne (gniew, wĹ›ciekĹ‚ość), kiedy narasta ono zbyt wysoko, bez szans na pozytywne rozwiÄ…zanie. SamogĹ‚askanie i samozakĹ‚amanie – zasĹ‚ona dymna i nastÄ™pujÄ…ca konfuzja. Trudno rozeznać siÄ™ we wĹ‚asnych
„Chodź!�... rzekła mocno, wiodąc z energią wichury, I znalazła się ze mną w rozległej i białej Przestrzeni kolumnowej, gdzie jasnych ech chóry Przyjęły jej wtargnięcia zamęt oszalały.
143
3JUB 9 JOEE
17. M. Komornicka, Uwagi do niniejszej księgi, [w:] Księga poezji idyllicznej , s. 496. 18. M. Komornicka, Sen lajbgwardzisty, tamşe, s. 42. 19. Tamşe. 20. W rzeczy samej katedralno-antyczna sceneria i odgłosy pościgu kontrastowane z ciszą przywołują natychmiast obraz Paula Delvaux, Śpiąca Venus . Tam, na pierwszym planie, leşy śpiąca naga kobieta, najwidoczniej tytułowa Wenus. Po lewej stronie od jej szezlonga stoi kompletnie ubrany zgodnie z modą z końca XIX wieku kobiecy manekin. Naprzeciw niego ustawiony jest kościotrup, który, zatrzymany w ruchu, przypomina „anatomiczny preparat�, występujący teş zresztą w przestrzeni Księgi (w pastiszowym wierszu Na nutę „Straşackiej�, s. 437). Po prawej stronie od szezlonga i w dalszym planie na antycznym dziedzińcu równieş „antycznie� nagie kobiety, zaniepokojone i wołające w noc. Nie widzimy przyczyny ich rozpaczy lub strachu. Nad sanktuarium wznoszą się milczące góry i półksięşyc. 21. Muza (bohaterka wiersza o tym samym tytule, omówionego w rozdziale III) wędruje przez „kraj Lechicki�, şeby „uświęcić smętną mą eklogę� (Księga poezji idyllicznej , s. 139). Ekloga ma ten sam źródłosłów, co „eklektyczny�, oba pochodzą od greckiego słowa „eklegein� – wybierać. Muza to waşna postać, która łączy w sobie antyk i współczesność, polskość i ekscentryczność. Muza to wreszcie stereotypowa postać z historycznego polskiego pejzaşu. Pyta Mieczysław Porębski: „Czym jest stereotyp? Czym jest stereotyp Greka, ŝyda, Rzymianina, Francuza, Anglika, Polaka? Myślę, şe jest uhistorycznionym archetypem. Sam bowiem archetyp nie ma historii�. (M. Porębski, Polskość jako sytuacja , Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, s. 113). Archetyp trwa w bezczasowości Wielkiego Czasu. „Wywodzi się ze starych mitycznych opowieści, snów, głosów, zachowań. Stereotyp natomiast, kaşdy stereotyp, ma swoją historię. Moşna go zlokalizować, datować, powiązać fakt jego pojawienia z innymi faktami, powtarzalnością, sytuacji i zdarzeń� (s. 114). Stereotyp to zastygła forma czegoś, co kiedyś było şywe, wypreparowana z pulsującej şyciem aktualności. „Pozostaje tylko klisza i ona z kolei zaczyna funkcjonować, współwarunkując wydarzenia, które w jej polu się pojawią�. Czy moşna oşywić kliszę? Tylko w pejzaşu eklektycznym. Dalej Porębski: „Zauwaşyć przy tym warto, şe otoczone blaskiem historycznej legendy stereotypy nie charakteryzują juş Polaka w ogóle, ale poszczególne role, jakie Polakowi (czy Polce) przyszło brać na siebie w dziejowych perturbacjach; brać na siebie, po-wtarzać, po-wtórzonym wtórować. Rozkładają się one przed nami jak barwna talia polskiego tarota, z którego radzi byśmy wyczytać przeznaczone nam losy� (s. 117). Porębski wymienia stereotypy „wyraziście męskie�: BŠAZEN, KRÓL, KAPŠAN, PROROK (s. 126) i oczywiście RYCERZ, ten z bajki, poślubiający wiejską dziewczynę i typowy Don Kichot, niszczyciel-łupieşca, niekiedy nawrócony, jak Ksiądz Robak i Kmicic, a niekiedy nie. „Są jednak i analogiczne, równie wyraziste, kobiece. KRÓLOWA (zbrodnicza na ogół), KAPŠANKA (domowego ogniska), czytająca przyszłość WRÓŝBIARKA-Cyganka. Pełna rycerskiego animuszu DZIEWICA BOHATER (dziewica, czasem şona, gdy mąş do walki nieskory). Kuglarskim błazenadom sekundować by mogła KOMEDIANTKA (...). I jest jeszcze mająca jakiś niejasny związek z tymi wszystkimi ziemskimi sprawami, nie tykająca stopami ziemi, NIMFA, Świtezianka, Goplana� (s. 128). A wreszcie nawet „sama Polska – wędrowna królowa o uwodzicielskim uroku belfamy� (s. 118). Ta wędrowna, uwodzicielska belfama – to przecieş Muza w wydaniu Piotra Własta. 22. M. Komornicka, Sen lajbgwardzisty, [w:] Księga poezji idyllicznej , s. 43. 23. Tamşe.
uczuciach, gdy osoba, która wzbudziła nasz gniew, staje się rozbrajająco przymilna. Czy kończąca wiersz kwestia „A panie juş zbadały twój sercowy worek� nie brzmi dokładnie jak „Nerwy twoje nie mogą przyjść do równowagi�? Jeśli na to wygląda, to dlatego, şe w jednym i drugim przypadku, w przypadku wersu z poezji i cytatu z listu matki do obłąkanej poetki, jest to trzynastozgłoskowiec. Poeta, który odbiera list od matki latem 1909 roku w Opawie i powtarza sobie to jedno nadzwyczajne zdanie, badając jego smak i odcień, nie mógł tego nie dostrzec. „Nerwy� mają się tak do sytuacji Własta w Opawie, jak „badanie worka� do sytuacji ściganego uciekiniera. A jeśli tak – to czy z równania tego nie wynika niezbicie, şe winą ściganego lajbgwardzisty była miłość? Oba teksty Izabeli Filipiak pochodzą z przygotowywanej przez autorkę ksiąşki Obszary odmienności. Rzecz o Marii Komornickiej (red.).
Przypisy:
1. M. Komornicka, Zakopane, 20 IX 1902, karta 44 (100). 2. Tamşe, karta 44 (101). 3. Tamşe. 4. Tamşe. 5. M. Komornicka do matki, A. Komornickiej, Zakopane 29 IX 1902, karta 45 (101). 6. M. Komornicka, Szeremere, w: Księga poezji idyllicznej , s. 131. 7. Tamşe, s. 135. 8. Tamşe, s. 136. 9. Tamşe. 10. Tamşe. Ewokacja ta wygląda tak:
O, gdzie jesteś Ty, która mej Matce Niezbłaganej Stróşy mojej cnoty, Wyda wojnę Bogi o me serce, O najgłębsze duszy mej tęsknoty! Jacyş Hyperboreowi Władce Kryją cię miłośnie tryumfalną, Gdy w śmiertelnej uczuć wszechrozterce, (Jakbym się naradzał po raz wtóry) Z własną Matką toczę walkę walną Z przekształtami Macierzyńskiej chmury!... 11. Por. I. Filipiak, W. + M. = M.W., [w:] Nowa świadomość płci w modernizmie, pod red. G. Ritza, Ch. Binswanger
i C. Scheide, Kraków 2000, s. 131. 12. M. Komornicka, Wspomnienie kartoanego dołka , tamşe, s. 137. 13. Czas pierwszego potomstwa Tytanów znany jest takşe poecie-bohaterowi Les Fleurs du Mal : „Du temps que la Nature en sa verve puissante Concevait chaque jour des enfants monstrueux, J’eusse aime vivre aupres d’une jeune geante, Comme aux pieds d’une reine un chat voluptueux�. Ch. Baudelaire, La Geante, [w:] Les Fleurs du Mal, wersy 1-4, s. 26. La Geante to pierwszy wiersz w cyklu Kwiatów zła , w którym poeta prezentuje się jako postać we własnym poetyckim świecie (sam siebie powołuje do istnienia). Por. D.J. Mossop, Baudelaire’s Tragic Hero, s. 111. 14. M. Komornicka, Dobry synek , [w:] Księga poezji idyllicznej , s. 158. 15. Ch. Baudelaire, Benediction , wers 20, [w:] Les Fleurs du Mal, s. 9. 16. St. Brzozowski, Legenda Młodej Polski, Kraków 1983, s. 306.
144
3JUB 9 JOEE
Ĺťal mi byĹ‚o, Ĺźe najwiÄ™ksze z szaleĹ„stw przemija bezimiennie Otwieranie OdwrĂłconego Ĺ›wiatĹ‚a Tymoteusza Karpowicza BARTOSZ MAĹ CZYĹƒSKI
Muttire
nie istnieje [‌]. Pytanie o źródło łączy się jednak przede wszystkim z pytaniem o istotę. [‌] Co to jest pismo? Po czym się je rozpoznaje?
wtedy był bezbronny więc stawałem za nim i na skórze pleców moim noşem wycinałem mu imię którego nie znałem
[ J. Derrida, O gramatologii] Zawsze jednak warto şyć tym niekończącym się pragnieniem nie do zaspokojenia, płonną nadzieją na czerpanie z czystego źródła, choć rzeka, wzdłuş której moşna by do tego źródła powrócić, od dawna juş nie istnieje. Tylko czy warto zaczynać od źródeł? Odnotowywać je, wskazywać palcem tej jednej jedynej – piszącej – ręki, jakimś cudem ocalałej? I czy warto doskonalić wypowiedź o źródłach, skoro bywają one kwaśniejące, gorzkie, gorejące, prawie juş bezuşyteczne jako przedmiot czyjegoś pragnienia? Pełne luk i nieścisłości, pitne tylko pod pewnymi warunkami, dopiero co odjęte od czyichś ust‌ Śródła: czytane właśnie wiersze Tymoteusza Karpowicza, od których wypada mi wyjść i odejść, mając je za mniej lub bardziej stabilne (najczęściej jednak dość grząskie) podstawy dla swoich „komentarzy�. I od których przyjdzie mi się oddalić, a w ostateczności – odwrócić. Śródła: teksty pisane i czytane, właśnie „w tej chwili�, na marginesie tychşe wierszy, judaszowe glosy sporządzane dla zaspokojenia nigdy nie ustającego pragnienia sensowności. Pocałunki. Całuny. I jeszcze to bezustanne uleganie lisim skłonnościom do zacierania ścieşek własnymi kitami, celem zmylenia pościgu:
Szczęśliwej drogi, w szczęśliwym słowie! Sen: odwrócony plecami do mnie Tymoteusz Karpowicz, a na tych plecach tatuaşe-teksty nie do odczytania, niczym blizny po lekturowym biczowaniu proroka, a w kaşdym razie kogoś, kto przewiduje i przepowiada i całym swoim şyciem poświadcza nieuchronność, niezbywalność owego ranienia. Nie widać juş twarzy, na której moşna by, i trzeba, złoşyć pocałunek. Nie widać twarzy prawdziwej, którą dałoby się rozjaśnić płomieniem świecy lub utrwalić na chuście, wchodząc we wdzięczną czy niewdzięczną rolę Georgesa de La Toura albo czytającej tę karpowiczowską Pasję Weroniki. Nie widać przemawiających „w odwrotne strony� ust. Zanim jeszcze zaczynam cokolwiek czytać. Zanim jeszcze cokolwiek się zacznie. Dopiero co odwróciłem okładkę o barwie popiołu lub pochmurnego poranka, tę prawdziwą twarz ksiąşki, ukrytą pod całunem obwoluty, a więc właściwie – jej veraikon. Ledwie minąłem mało czytelny tytuł i rozproszoną w obrębie tajemniczego biało-czarnego rombu sygnaturę autora, która usiłuje zatrzeć jego ślady i uczynić go „utajonym dyrygentem�, milczącym wykonawcą tej (odwróconej do góry nogami?) partytury‌ Paradoks i uproszczenie. Nieuchronność jednego i drugiego, i związany z tym lekturowy fatalizm towarzyszący mi od samego początku, u źródła, a nawet jeszcze wcześniej: zawsze juş, „przed kaşdą chwilą�. Być moşe takşe: paradoks jako uproszczenie, ucieczka w nieznane, w ponad czterysta stron tego odwróconego świata. Ponad czterysta stron, a na kaşdej z nich dziesiątki, setki znaków „bez namysłu znaczenia�, znaków, które nie namyślają się nad sobą i nad którymi niepodobna się namyślać. Znaków, które się (cóş bardziej oczywistego?) dotykają ciałami. Ciałami niegdyś – nie wiadomo kiedy ani przez kogo – rozdartymi, boleśnie od siebie oddzielonymi. Ciałami, które przeobraziły się w wiersze, kopie, kalki – ale zrosnąć się na powrót nie mogą. Blizny – zamiast bliźniąt. Zamiast bliźnich.
Nie lwie, lecz lisie chowałem skłonności. Wszelkich podstępów, wszelkiej ścieşki krzywej Świadom, misternie swoje wiodłem czyny. [Dante Alighieri, a właściwie cytowany przez niego w Boskiej komedii, w XXVII części Piekła, grzeszny ksiąşę Guido di Montefeltro] Być moşe wkrótce, po przebyciu (nadłoşeniu) dłuşszej lub krótszej drogi, będę musiał powrócić w to samo miejsce, zmienione nie do poznania, tak jakbym się w ogóle nie poruszył. Zgodnie z bezlitosnym prawem pętli, prawem tego, co doskonale domknięte, ostatecznie zetknięte, złączone z samym sobą, a takşe boleśnie zaciśnięte (jak ciasna hermeneutyczna uprząş, obroşa albo i smycz) na szyi egzegety, który zwykle stara się „iść prosto�, zdeterminowany swoimi, często z góry załoşonymi, celami. Aporia, w której w trakcie lektury Odwróconego światła nieprzerwanie tkwię i tkwić będę, jest trudnością, która dotyczy celu, a nie wiodących doń dróg. Powiedzieć więc moşna, na dobry początek: „kierunki tu wyraźne, lecz nie ma gdzie iść�.
Gdzie zaczyna się pismo? Kiedy się zaczyna? [‌] Gdzie i kiedy zaczyna się‌? Pytanie o źródło. Przemyślenie śladu powinno nas niewątpliwie nauczyć tego, şe źródło, czyli prosty początek,
145
3JUB 9 JOEE
SĹ‚owo aporos, o czym powiadamiajÄ… juĹź pierwsi ďŹ lozofowie, nie oznacza li tylko przeszkody na drodze do prawdy, lecz najpierw bezdroĹźe, odmawiajÄ…ce ruchu naszemu poruszaniu siÄ™, a spoczywaniu – miejsca i statecznoĹ›ci. Kiedy napotykamy coĹ›, co na sĹ‚owo aporia reaguje jakby na wĹ‚asne imiÄ™, musimy siÄ™ zatrzymać nie dlatego, Ĺźe nie jesteĹ›my w stanie iść dalej po owej drodze, ale Ĺźe droga ta siÄ™ urywa, a nawet staje siÄ™ wysoce wÄ…tpliwe, iĹź kiedykolwiek byĹ‚a sobÄ…. NaleĹźy stanąć, choćby w pół kroku, albowiem to, po czym chodziliĹ›my, okazuje siÄ™ jedynie tym, co samo i tylko w nas za drogÄ™ zaledwie uchodzi.
wiekuistego oczekiwania i nie wyzbyć się do końca nadziei na powrót tam, skąd się wybyło? Moşna pójść w czyjeś ślady, na przykład w ślady kogoś, kto ucieka śpiewając – w ślady „uciekającego śpiewu�. Spacer, pogoń. Wsłuchiwanie się, spacer, nucenie pod nosem. Dokąd zaprowadzi mnie, zawiedzie to błądzenie za unieobecniającym się, ledwie juş słyszalnym głosem? „Czy mój głos się zagubił? Jeszcze nie?� Dokąd zmierza ów śpiew, śpiew, który ucieka i oddala się na bosaka, niczym złodziej, tak aby nikt go nie usłyszał i nie dostrzegł? Być moşe ku niebu, jak to serso, czyli tam, skąd się nie powraca, a w kaşdym razie nie powraca nazbyt szybko, pochopnie? Być moşe ku jakiemuś piekłu.
[M. Ĺťarowski, Tarcza Arystotelesa]
Zająć się od tego śpiewu, a następnie, niejako u samego źródła, ugasić wzbudzone w ten sposób pragnienie poprzez wypicie cudzej śliny z cudzego gardła – śliny „ogniorodnej�, która tylko wzbudza i wzmaga pragnienie. Wydobyć z siebie nieobecny nigdy przedtem dźwięk i przełknąć tę gorycz, jak jakieś lekarstwo-truciznę, jak ranne ciało boga. Wypić tę czarę do dna, „do głębi juş nie istniejącej�, w której objawi się wreszcie na wpół znajome odbicie własnej twarzy. Cóş z tego, şe zniekształconej i umęczonej? Zmartwychwstać „z ciszy�, a w chwilę później dać się ukamienować dopiero co odwalonym i rozpieczętowanym kamieniem grobowym‌
Gdzie jest droga? Trzeba ją ciągle odnajdywać. Biała karta pełna jest dróg. Wiadomo, şe trzeba iść z lewej do prawej. Wiadomo, şe trzeba wiele chodzić, wiele się trudzić. I zawsze z lewej do prawej. Wiadomo teş z góry – bo tak bywa – şe gdy stronica zostanie juş zaczerniona znakami, trzeba ją podrzeć. ŝe będzie się przemierzać tę samą drogę dziesięć razy, sto razy [‌]. Jak to się dzieje, şe mając przed sobą wytyczoną drogę – albo drogi, wybieramy zawsze tę, która oddala nas od celu, która prowadzi gdzie indziej, tam, gdzie nas nie ma.
Zwiastowanie
[z Księgi pytań E. Jabèsa]
Oto poczniesz w łonie i porodzisz syna, a nazwiesz imię jego Jezus. Ten będzie wielki, a będzie zwany Synem Najwyşszego [‌], a królestwu jego nie będzie końca.
Kto mnie wyręczy? Mnie, który nawlekam tę nitkę na igłę, a który aniołem – ani uşywanym (bo teş przez kogo? i do czego?), ani nawet uşytecznym – nie jestem. Kto będzie za mnie pracował, zszywał, tkał tę tkaninę?
[Ewangelia wg św. Šukasza]
Wniebowzięte serso
Zapowiedź przyjścia Boga. Zapowiedź objawienia się Sensu. I wskazanie palcem na miejsce jego poczęcia. Coś się wkrótce wydarzy, na Twoich oczach, pomiędzy literami. Coś się rozpocznie, po raz pierwszy, jeden jedyny raz i raz na zawsze, coś, co, niczym pragnienie, nie uświadczy swego kresu. Twoje czytelnicze łono, şadne inne. Tutaj, nigdzie indziej. Twoje cierpienie.
Wciąş jeszcze zanim, jeszcze nie. A moşe juş? Moşe juş na zawsze tak? Dopiero „gdy� – dopiero „wtedy�. Przed kaşdą chwilą. Toczy się gra: celowanie kijkiem w kółko, cerceau, circellus. Albo na odwrót, tak jak z tą nitką. Podrzucanie do góry i łapanie, ale w tym wypadku – łapanie tego, co nigdy nie spada. Głowy, ręce. Głowy i ręce zadarte do góry, w nadaremnym oczekiwaniu:
Coś się wydarzy, za jakiś czas, za kilkadziesiąt stron. Zapowiedź jakiegoś początku – jego kolejne odwleczenie, zawieszenie.
A gdy pilnie patrzyli za nim, idącym do nieba, oto dwaj męşowie stanęli przy nich w białym odzieniu, którzy teş rzekli: Męşowie galilejscy, czemu stoicie, patrząc w niebo?
Jeszcze nie teraz. Uniesiona batuta. SiedzÄ™ i czekam.
Gęstniejący przystanek
[z pierwszego rozdziału Dziejów Apostolskich]
Siedzę i czekam. Na tym przystanku, który gęstnieje i obwieszcza dłuşszy postój, coraz to częstsze postoje. Zwykle jednak postoje na boku, przy rowie, na marginesie tego czy innego wiersza. Bo na tej drodze, drodze głównej i podporządkowanej zarazem, drodze, którą obrałem, nie wiedząc do końca, na co się porywam i dokąd zmierzam – coś się przecieş nieustannie dzieje, coś się odprawia. Siedzę więc przez dłuşszą chwilę „w bocznej nawie� z witraşem. Na razie się jeszcze nie modlę. Próbuję się wsłuchiwać w ciszę „odrastającą po mówieniu�, w ciszę po zwiastowaniu, którego byłem (przypadkowym?) świadkiem. Kaleczę własne usta, przygryzam wargi, ronię „zamyśloną kroplę krwi�.
Serso, które wróci. Serso, które nigdy nie wróci. Zawieszenie gry do czasu, jej odwleczenie. Gra na zwłokę. Gdyby chociaş wiadomo było, z kim i o co, i o jaką stawkę, i czy w ogóle o jakąś, jakąkolwiek, stawkę. Gdy się przyszło za wcześnie – godzi się po prostu czekać. Bo teş „jest jeszcze czas�, es ist Zeit (Celan), jest jeszcze odrobina czasu na poszukiwanie tego, co nie istnieje i nie jest obecne – zanim na dobre zapadną ciemności i trzeba będzie (który to juş raz?) pogodzić się z utratą twarzy i rozejść do domów. Właśnie wtedy, tymczasem, na tej nikłej granicy pomiędzy dniem i nocą, wieczorem, moşna wyruszyć na spacer. Tylko w którą stronę naleşy się udać, aby nie oddalić się zanadto od tego miejsca
146
3JUB 9 JOEE
Nie słychać dźwięku dzwonów, nie słychać ich „najpiękniejszego bicia�. Takşe dlatego, şe nie umiem się odpowiednio wsłuchiwać. Widać jedynie dzwonnicę opuszczoną przez dzwonnika, a właściwie samo miejsce, z którego zwisa ów potęşny instrument, gotowy, w kaşdej chwili, do zabrzmienia – widać samo jego nieruchome „zawieszenie�. Zawieszenie gry, gry tekstualnych dzwonów. W tej absolutnej ciszy pojawia się z nagła pragnienie: dowiedzieć się wreszcie, „czego dzisiaj nie słuchać by zabrzmiało wszystko�, a po tym pragnieniu pokusa: rozstrzygnąć wszystko raz na zawsze, skończyć ze sobą i ze swoją karkołomną lekturą, podciąć tę „pęczniejącą şyłę skupienia�, rzucić się ze szczytu świątyni, mając na względzie „brak aniołów� – skorzystać czym prędzej z ich nieobecności.
Ikony i witraşe. Nieprzeźroczyste, ozdobne obrazy widoczne tylko za dnia i tylko ze środka sakralnych budowli. Kamienne posągi proroków, które milczą, nie przepowiadając niczego. Chłód tej świątyni.
Słychać tylko jego cichy, cichnący powoli i przemieniający się niepostrzeşenie w szept, bełkot o ocaleniu. Ocaleniu, którego mu zabroniono, którego mu się wciąş odmawia, tak jak się odmawia modlitwę w kościele, późnym wieczorem, w czasie rorat, kiedy procesja zataczała krąg wokół naw. Wtedy właśnie pisanie sprawiało największą radość. Pisanie paznokciem po oparciu ławki, w ciemności, w poczuciu niebezpieczeństwa. Lampiony przemieszczały się w jedną i w drugą stronę, płonęły, płoną i przemieszczają się po dziś dzień. Świece świecą nie swoim światłem.
Pisałem na wodzie. ŝal mi było, şe największe z szaleństw przemija bezimiennie.
[Anonim, spisane z rękopisu bez jego wiedzy, a więc i przyzwolenia].
[...]
Piotr Korczyński, monotypia
147
3JUB 9 JOEE
Tabu zezłomowane
1
MARCIN BOGUSĹ AWSKI
1. Aproksymacje
* „Dusza to inny we mnie. Psychizm, jeden-za-innego, moĹźe być opÄ™taniem i psychozÄ…: dusza jest juĹź ziarenkiem szaleĹ„stwaâ€? – pisaĹ‚ LĂŠvinas w Inaczej niĹź być... 4. WĹ‚aĹ›nie r e l a c j a , ruch podmiotu ku Innemu, stanowi najwaĹźniejszy bodaj skĹ‚adnik projektu francuskiego filozofa, ufundowanego na przekonaniu, iĹź wyĹ‚Ä…cznie doĹ›wiadczenie ludzkiej twarzy pozwala „przeĹ‚amać immanencjÄ™ zamkniÄ™tego w sobie monadycznego i egoistycznego jaâ€?5, ugruntować radykalnÄ… odmienność Drugiego, a ostatecznie przywrĂłcić Ĺ›wiatu zagubionÄ… TranscendencjÄ™. MyĹ›lenie LĂŠvinasa to fenomen stricte religijny, oparty na dogĹ‚Ä™bnej znajomoĹ›ci Pisma i Talmudu (ktĂłrego francuski myĹ›liciel byĹ‚ wnikliwym komentatorem), przemyĹ›leniu projektu Rosenzweiga czy przeboleniu pustki, jakÄ… pozostawiĹ‚ po sobie BĂłg, opuszczajÄ…c Ĺ›wiat podczas szoahu. Horyzontem lĂŠvinasowskiej propozycji jest niewÄ…tpliwie apokalipsa, wiąşąca siÄ™ z nieodwracalnym kryzysem teoretycznej struktury zachodniej metafizyki (teorii bytu), a „wyartykuĹ‚owanaâ€? w dwĂłch spektakularnych ideach współczesnej myĹ›li: Ĺ› m i e r c i B o g a i – towarzyszÄ…cej jej – Ĺ› m i e r c i c z Ĺ‚ o w i e k a 6. Relacja etyczna (a wiÄ™c jedyna w peĹ‚ni transcendentna), jakiej wykrycia oraz rozĹ›wietlenia podejmuje siÄ™ LĂŠvinas, stanowić ma odpowiedĹş na zarysowany powyĹźej kryzys. Jak sĹ‚usznie zauwaĹźa PieniÄ…Ĺźek – stajÄ…c siÄ™ duchowym pobratymcÄ… Nietzschego oraz jego akolitĂłw, jeĹ›li chodzi o diagnozÄ™ współczesnoĹ›ci, francuski ďŹ lozof radykalnie odcina siÄ™ jednak od postulowanego przez nich nihilizmu i wyradzajÄ…cego siÄ™ w faszyzm indywidualizmu. Sprzeciwia siÄ™ takĹźe wszystkiemu, co prowadzić moĹźe do zastÄ…pienia Innego jego wykalkulowanym przez podmiot pojÄ™ciem (a wiÄ™c tego, co czyni z Innego alter ego dla rozmyĹ›lajÄ…cego Ja) i przenosi swe antropologiczne dywagacje w obszar archaiczny, opisujÄ…c relacjÄ™ miÄ™dzypodmiotowÄ… w optyce metaetyki czy lepiej – tworzÄ…c EtykÄ™ etyki. Rysem „systemuâ€? LĂŠvinasa, na ktĂłry naleĹźy zwrĂłcić szczegĂłlnÄ… uwagÄ™, jest jego koncepcja a b s o l u t n e j winy7, pozwalajÄ…cej ostatecznie ufundować autentycznÄ… relacjÄ™ miÄ™dzypodmiotowÄ… – autentycznÄ…, czyli a s y m e t r y c z n Ä… . Relacja ta dopeĹ‚nia siÄ™ w decyzji, w ktĂłrej „Ja rezygnuje z wĹ‚asnej wolnoĹ›ci na rzecz przeĹźytej w doĹ›wiadczeniu winy odpowiedzialnoĹ›ci za Drugiegoâ€?, przy czym „absolutny charakter winy oznacza (...), Ĺźe jej przedmiotem jest nie tylko to, co uczyniĹ‚em i za co mĂłgĹ‚bym odpowiadać, lecz rĂłwnieĹź to, czego nie uczyniĹ‚em; co wiÄ™cej, jestem winny nie tylko za wszelkie zĹ‚o poniesione przez Drugiego, lecz rĂłwnieĹź za zĹ‚o, ktĂłre on uczyniĹ‚ – za jego zbrodnieâ€?8. Ĺšwiat i wpisany w niego czĹ‚owiek jest tym samym dla LĂŠvinasa Ĺ›wiatem sakralnym czy profetycznym. Jego ĹşrĂłdĹ‚em powinna być mÄ…drość wyryta przez Boga na kartach Izajaszowgo proroctwa – istnieje bowiem tylko jedna forma obcowania czĹ‚owieka z czĹ‚owiekiem, a przez to czĹ‚owieka z Bogiem; jej paradygmatem jest wĹ‚aĹ›nie Izajaszowa figura Ebeth Jahwe, a wiÄ™c cierpiÄ…cego sĹ‚ugi, mesjasza.
* „TERAZ, gdy klęczniki płoną,/ zjadam księgę/ i wszystkie/ insygnia� – tuş przed swą samobójczą śmiercią w wodach Sekwany pisał Celan o namaszczeniu na proroka. Gdy zagroşony stał się Bóg, gdy religia wypalona została ogniem: piekła?? wiary??, księga stała mu się słodka jak miód i gorzka jak piołun. Stał się pomazańcem, mesjaszem skazanym na panowanie. Tuş przed śmiercią, która miała duşe wzięcie; przed śmiercią, która na zawsze była ukryta w jego wnętrzu. Paradoks – naznaczony na profeta şyd gasi ogień sakralnej manias w zimnych, wiosennych wodach rzeki najbardziej zlaicyzowanego kraju Europy. Inkongruencja będąca symbolem; szał będący świadectwem; śmierć będąca wolnością. ŝycie Celana to przede wszystkim doświadczani i n t e r n a l i z o w a n i a ś m i e r c i . Od momentu gdy ta ostatnia stała się mistrzem z Niemiec, şycie poety/profeta/şyda doznało dekonstrukcyjnego przesunięcia, heglowskiego ruchu, który zmierza do syntezy şycia i nieşycia, Celana i zrośniętego z nim niemieckiego oprawcy, miejsca pielgrzymki i miejsca spoczynku – grobu w powietrzu, gdzie się nie leşy ciasno. Celan zatem to świadek epoki, pilny obserwator minionego stulecia, frenetyczny rezoner odsłaniający ostateczne konsekwencje uwiedzenia ideą prawdy na wyłączność przypisanej do narodu. Jego podzwonne to wyznanie poety (jak sam mówił – nie napisał nigdy şadnej prozy), czyli świadectwo b a r b a r z y ń c y o tyle, o ile – jak apodyktycznie ustalił to Bataille – poezja rozbija autonomię ratio, wkracza w pleniącą się ciemność şycia, wykrzywia dyskurs. Fakt ten potęguje jeszcze fenomen celanowskiego języka, stawiającego „przed czytelnikiem, jak i przed tłumaczem (...) zadania najtrudniejsze, bo poprzez niezwykłą kondensację i skupienie znaczeń, doświadczeń i przeşyć przyblişa często do granicy tego, co w poezji (...) moşliwe jest do wyraşenia�2. Celan zatem to wyrodny syn cywilizacji XX-wiecznego Zachodu. To prorok nieustannie świadom zagroşenia, jakie człowiekowi niesie drugi człowiek; to kontestator technologicznego progresu; uciekinier (i krytyk) z baudrillardowskiej hyperrzeczywistości, gdzie znak nie ma juş znaczonego; gdzie systemy aksjologiczne zostały zastąpione przez systemy znaków-firm sterujących ciałem i akceptacją społeczną człowieka; gdzie śmierć, starość, choroba zepchnięte zostały w sferę niedorzeczności, zastąpione obietnicą nieśmiertelnego şycia w młodości i zdrowiu, ferowaną przez ideologię fit. Z perspektywy symulakrycznego świata Celan zatem to wcielenie kostuchy, wodzirej wiodący wybranych w kontrapunktyczny pląs demonicznej fugi; to antyprorok wieszczący zagładę nierządnicy Babilonu; pomyleniec leczony w klinice psychiatrycznej3. W końcu Celan to takşe apostoł w o l n o ś c i i j e d n o s t k o w o ś c i ; bard m i ł o ś c i , tradycji, pamięci. Cóş zatem znaczy – b y ć s z a l o n y m ? ?
148
3JUB 9 JOEE
zwaşyć trwałą obecność foucaultowskiego myślenia na mapie intelektualnej świata; mało – jeśli porównywać recepcję genealogii z funkcjonowaniem dorobku osiadłych kulturowo tuzów filozofii. Stojąc w obliczu powyşszej sytuacji i uwaşnie przyglądając się dyskursom opanowującym humanistykę obecnej doby, moşna zatem bawić się w profetę wieszczącego dalszą trajektorię oddziaływania propozycji francuskiego myśliciela14. Wydaje się jednak, iş harce prekognicji stanowić mogą jeno efektowną mrzonkę, epatującą odbiorców oryginalnością jasnowidza, zasłaniającą jednak zarówno Foucaulta, jak i jego dzieło. Pamiętając, iş głównym wyznacznikiem intelektualnej pracy Foucaulta była troska o wolność człowieka, wyraşająca się m.in. w demaskacji i przekraczaniu dominujących w badanych przezeń epistemas stereotypów, teoretycznym celem niniejszego szkicu nie będzie chęć wskazywania/dowodzenia ponadczasowości propozycji foucaultowskiej, lecz próba ukazania, co waşnego o współczesnym świecie moşna wyczytać z kart Historii szaleństwa..., a więc czy postawione tam diagnozy mogą przyczynić się do demaskacji panujących obecnie stereotypów, a przez to wspomóc walkę o suwerenność człowieka XXI wieku.
Odwołanie do tej biblijnej postaci odsłania podwójny paradoks myśli LÊvinasa. W świecie, w którym umarł Bóg – a diagnoza ta stanowi początek rozmyślań francuskiego filozofa – LÊvinas domaga się usankcjonowania pluralizmu i etycznej relacji w Absolucie. W dobie śmierci człowieka wskazuje, iş tylko relacja z twarzą Drugiego wyprowadza monadę poza siebie i otwiera na doznanie pełni. Wizja ta bazuje więc na dwóch najostrzej zakwestionowanych w naszym stuleciu ideach, próbuje restytuować europejskie „korzenie�, przełamując funkcjonujące w społecznym obiegu, „naukowo� uzasadnione resentymenty. LÊvinas, a takşe widziany jego oczyma człowiek, dopuszczają się jednak jeszcze większej, schizofrenicznej inkongruencji. Wymóg sławienia Boga, odbierania przezeń chwały poprzez zblişanie się podmiotu do Drugiego oznacza tu bowiem o d p o w i e d z i a l n o ś ć p o s u n i ę t ą a ş p o s u b s t y t u c j ę . Wydaje się – jak pisze Joanna Wilkońska9 – iş lÊvinasowską wizję człowieka jako podmiotowości etycznej moşna przyjąć tylko wtedy, gdy przyjmie się, şe juş w przedbyciu została powołana do substytucji Innego. Tym samym jednak rezygnacja „ja�-z-siebie-samego stanowić musi tu ostatecznie wieczną autoafirmację: „podmiotowość nie moşe tu być nie-zatroskana, nie-zainteresowana, skoro nakierowana jest na Dobro/Nieskończoność�10. Podmiot zatem jest w tej myśli nie tylko wyłączony z biegu współczesności, ale i przeciwstawiony własnej rezygnacji z siebie samego, a więc i ze swoich ideałów. A wszystko to w imię w o l n o ś c i i m i ł o ś c i , które sięgać mają Nieskończonego. Cóş zatem znaczy – b y ć s z a l o n y m ? ?
* Najwaşniejszą składową prezentowanych przez Foucaulta w jego dysertacji analiz jest z pewnością historyczny rozmach. Tytuł, jaki francuski myśliciel nadał swemu doktoratowi, sugeruje mylnie, iş prowadzone tam badania ograniczają się wyłącznie do epoki oświecenia, stanowią więc charakterystykę krótkiego wycinka z historii nowoşytnej Europy. Oczywiście, klasycystycznemu doświadczeniu obłędu poświęcona jest najpokaźniejsza część ksiąşki, niemniej osadzona została ona na fundamencie etiologicznym – Foucault dla odmalowania swoistości postrzegania frenezji w wiekach XVII i XVIII odnosi ją do nozologicznej geografii sięgającej swymi korzeniami średniowiecza, a – marginalnie – takşe staroşytności. Właśnie odesłanie do średniowiecznych źródeł przesądza ostatecznie o şywotności foucaultowskiej ksiąşki. Pozwala bowiem wydobyć obłęd z oparów medycznej obiektywności, wskazać na jego niechorobową genezę, pokazać, jak waşną rolę w kulturze spełniają nawiedzeni pokroju Celana, LÊvinasa czy Ciorana. Frenezja bowiem niejedno ma imię i w şaden sposób nie moşe być postrzegana jako jednorodna całość.
* Symbol Polski – Rejtan i zrodzeni z jego krwi patrioci. Uświęcona poezja wieszczów, z Konradem Mickiewicza na czele. Patriotyzm chory, szalony, obłąkany. Nieczuły na rady, rację stanu, warunki; zdominowany myślą o walce, w której Ojczyzna zajmuje miejsce centralne, nadboskie. Ileş mocy w Improwizacji Konrada, jaka siła bluźnierstw, ileş krnąbrności w postawieniu siebie na równi z Demiurgiem! I przynaleşny im szacunek i cześć, jakby nigdy w ich şyciu nie doszło do spotkań z czarnym sacrum, jakby nigdy w miłości do Polski nie było śladu choćby kontaktu z demonem; jakby walka o wolność uświęcała obłęd. Cóş zatem znaczy – b y ć s z a l o n y m ? ?
2. Stultifera navis
W zachodniej Ĺ›wiadomoĹ›ci szaleĹ„stwo pojawia siÄ™ jednoczeĹ›nie pod wieloma kÄ…tami widzenia, niczym konstelacja powoli siÄ™ przesuwajÄ…ca, zmieniajÄ…ca rysy, i ktĂłrej ďŹ gura moĹźe skrywa zagadkÄ™ prawdy. Sedno wciÄ…Ĺź rozbijane15.
Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu stanowi z całą pewnością jedną z fundamentalnych pozycji w dorobku Michela Foucault. Moşna nawet zaryzykować stwierdzenie, iş stanowi dzieło dla projektu Foucaulta fundamentalne, zawierające w sobie wszystkie waşne dla późniejszej twórczości myśliciela tropy czy ślady. Tym samym widzieć moşna w tej pozycji dzieło dla g e n e a l o g i i – a z nią innych gałęzi współczesnej humanistyki, jak queer theory – najwaşniejsze. „Trudno przewidzieć, czy� foucaultowska dysertacja „będzie czytana za lat sto i więcej, czy będzie się do niej wracać, tak jak się wraca do prac Kartezjusza, Kanta, Hegla (...). Nie ulega jednak wątpliwości, şe mamy tu do czynienia z pozycją o wielkiej wadze. Jest to bezspornie dzieło�11, a więc „ponderabilium� prezentujące myśli inne, zrywające z panującymi stereotypami12, waloryzujące to, co marginalne, pozornie mało znaczące13. Od opublikowania Historii szaleństwa... minęło juş prawie pół wieku. To duşo i mało zarazem. Duşo, jeśli
(HSz, s. 159)
Wyświetlając wieloaspektowość pojmowania obłędu w zachodniej świadomości, odnajduje jednak Foucault cechę wspólną dla tego bogactwa ����! – jest nią średniowieczne doświadczenie trądu i towarzyszący mu sakralny gest wykluczenia. To szaleńcy bowiem stali się spadkobiercami zarówno leprozoriów, jak i rytów oczyszczeń.
U schyłku średniowiecza trąd znika w świecie zachodnim. Na peryferiach wspólnoty, u bram miast, otwierają się pustkowia juş przez chorobę nienawiedzane, ale przez nią wyjałowione,
149
3JUB 9 JOEE
długo niezdatne do zasiedlenia, na całe stulecia wyzute z człowieczeństwa. Od XIV do XVII wieku będą czekać, rzucając niesamowite uroki, będą się upominać o nowe wcielenie zła, o kolejny grymas trwogi, o powrót magii oczyszczenia i wyłączenia.
staje być tolerowane i staje się przedmiotem wykluczenia jako coś przeciwnego rozumowi, coś pozbawionego własnej określoności i dającego się opisać jedynie w oparciu o rozum�17. Obłęd staje się wewnętrzną sprawą racjonalności, moşliwą do wykrycia dzięki autokrytycznym zdolnościom rozumu. Jest tedy szaleństwo zafałszowaniem prawdy o świecie, şyciem w świecie fantomów wywoływanych zazwyczaj uszczerbkiem natury moralnej. Stanowiąc karę za grzech, domaga się jednocześnie ekspiacji – formę terapii-i-przebłagania stanowić ma internowanie. Śledząc historię sekularyzacji szaleństwa, nie zapomina jednak Foucault o jego sakralnych pryncypiach. Ich ślad zauwaşa choćby w domenie farmacji oraz terapii:
(HSz, s. 17)
Konotacja szaleństwa i boskości na długo miała wpisać się w intelektualne doświadczenie Europy. Uwidacznia to choćby motyw statku szaleńców eksplorowany przez licznych malarzy czy pisarzy, a stanowiący przedłuşenie czy swoistą transpozycję charakterystycznego dla wieków trądu toposu tańca śmierci. Dla ludzi XIV i XV wieku obłąkany był znakiem transcendencji, hierofanią odsłaniającą rewers rzeczywistości, wstrząsającą posadami świata zmierzającego ku eschatologicznej zagładzie. Świętość obłędu równoznaczna teş była z jego wykluczeniem – kontakt z boskością mógł człowieka skalać; szalony – z oczyma otwartymi na kraj duchów – stawał się prorokiem, z oddali mogącym wskazywać ludzkości jej małość i grzeszność. Uwidacznia się tutaj istotna cezura, wpisująca frenezję w sakralność greckiej ¾, ukazująca pomylonego jako nawiedzonego sacrum, a więc niebezpiecznego, ale i dopełniającego profaniczny świat ludzkich działań. Szaleństwo jest tym samym szczególnym doświadczaniem prawdy, domagającym się poszanowania i gościnności16, a takşe wzywającym do uczynków miłosierdzia – obłąkany więc to profeta, będący kolejną inkarnacją ubogiego i szalonego w oczach świata Chrystusa. Wraz z nadejściem reformacji ustalona powyşej ���� traci pozornie status pryncypium. Wtedy bowiem dokonuje się istotne światopoglądowe przesunięcie – protestancki świat pracy niweluje zakorzenioną w świadomości ewangeliczną moralność, budując podwaliny nowoczesnego, kapitalistycznego społeczeństwa. Usuwając gesty indywidualnego miłosierdzia poza dozwolony zakres działań etycznie poprawnych i instytucjonalizując je w postaci na przykład przytułków oraz miejsc internowania, odbiera szalonym i ubogim prawo do bycia porte-parole Chrystusa. Od tego momentu w ludziach obłąkanych widzieć będzie się wyłącznie jednostki n i e p r o d u k t y w n e , społecznie n i e p r z y s t o s o w a n e , a więc niezdolne do pomnaşania społecznego majątku. Za kryterium szaleństwa uznane zostanie to wszystko, co przeciwdziałać będzie maszynie burşuazyjnej produkcji. Wielką zasługą Foucaulta badającego doświadczenie szaleństwa w dobie klasycyzmu jest właśnie wskazanie na istotowe powiązanie obłędu ze sprzeciwem wobec praxis; penalizacji z bezproduktywnością; leczenia z chęcią wdroşenia jednostek w regularny cykl wytwórczy. Pozwala to uzmysłowić sobie, jak wiele elementów ostracyzmowanych w kulturze ze względu na ich niezgodność z prawem naturalnym czy „obiektywną prawdą� stanowi wyłącznie arbitralny i totalitarny gest mający na celu ochronę interesów jakiejś grupy społecznej; odsłania tym samym relatywność wielu kategorii, których sens wydawał się obiektywnie ustalony i niezmienny. Pozwala takşe ustalić socjologiczne zaplecze dociekań „farmakopeicznych�, podwaşając tym samym ich medyczno-naukową autonomię. Dokonując duşego uogólnienia, powiedzieć moşna, iş Historia szaleństwa... stanowi próbę uchwycenia stopniowej laicyzacji i racjonalizacji doświadczania obłędu w kulturze Zachodu. Oprócz wspomnianego juş utoşsamienia obłędu z bezproduktywnością Foucault wyświetla jeszcze jedną binarną zaleşność: rozum–nierozum. O ile w wymiarze sakralnym szaleństwo stanowi zaprzeczenie rozumu, powiązane jednak z wiedzą o świecie niedostępną przeciętnemu człowiekowi, o tyle w oświeceniu „prze-
Niebywale wymowny obraz krwi wiedzie nas w całkiem inną strefę terapeutycznej skuteczności: w strefę wartości symbolicznych. Stanowiły one dodatkową przeszkodę w przystosowaniu farmakopei do nowych wzorców medycyny i terapii. Niektóre czysto symboliczne systemy zachowały się aş do końca klasycyzmu, oprócz recept i poufnych metod przekazując obrazy i głuche symbole, wywiedzione z niepamiętnych głębin onirycznych. Wąş, okoliczność Upadku i widzialny kształt Pokusy, Wróg doskonały Kobiety, w sferze odkupienia staje się dla niej najcenniejszym lekiem.
(HSz, s. 282)
U schyłku klasycznej doby Foucault odnotowuje takşe powrót obłąkanego do społeczeństwa, odnowienie dialogu między ludzkością a szalonym – tym razem nawiedzony poddany zostaje w y p y t y w a n i u , postpenitencjarnej metodzie wytwarzania prawdy. Koniec XVIII wieku przynosi odnowienie literatury poświęconej obłędowi. Nieprzypadkowo okres ten zbiega się z narodzinami sadyzmu, dochodzącego do głosu po ponadstuletnim zakneblowaniu nierozumu; nieprzypadkowo teş frenezja umieszczana jest w scenerii twierdz, zamków czy cel, a więc miejsc internowania18.
Raptowna konwersja zachodniej pamięci w końcu XVIII wieku, cała jej zdolność odnajdywania zniekształconych i obdarzonych nowym sensem postaci d o b r z e z n a n y c h ś r e d n i o w i e c z u (podkr. moje – M.B.) dopuszczona została do głosu dzięki fantastycznym şywiołom zachowanym i czuwającym w tych samych miejscach, gdzie nierozum został zmuszony do milczenia. (HSz, s. 333)
W ten sposób szaleństwo w trajektorii swoistego circulum vitiosus powraca do – mutatis mutandis – punktu wyjścia, odsłaniając ciągłość swej obecności od średniowiecza, przez oświecenie, aş po Antoine’a Artauda19. Historia szaleństwa... zatem to dzieje kontaminacji sacrum oraz praxis.
* Po skrótowym nakreśleniu głównych wątków dysertacji Michela Foucault naleşy jeszcze zapytać o jej aktualność w czasach współczesnych. W końcu to właśnie ten problem stanowi centralny punkt prowadzonych rozwaşań. Wydaje się, iş doskonałym potwierdzeniem aktualności dokonanych przez Foucaulta ustaleń są casi Celana, LÊvinasa czy figury polskiego patrioty20. Postaciom tym trudno odmówić jasnowzroczności, podobnie jak nie da się odmówić wyjątkowości Bataille’owi czy Ciora-
150
3JUB 9 JOEE
nowi. Z całą stanowczością podkreślić jednak naleşy, şe ich geniusz podlegał cywilizacyjnemu ostracyzmowi i rozwijał się na marginesach oficjalnego kursu historii. Nie trzeba być znawcą, by odnotować, iş filozoficzny projekt LÊvinasa rozwijany był jako forma sprzeciwu wobec racjonalnej tradycji Europy, poezja Celana ukazuje natomiast niemoşliwość odnalezienia się w świecie po doświadczeniu szoahu, potwierdza tezę o tym, iş şycie poety było stopniowym – posuniętym aş po samobójstwo – internalizowaniem śmierci (oskarşenia ze strony Claire Goll o plagiat z wierszy jej męşa ukazują z kolei gest wykluczenia, jaki nawet na gruncie sztuki stał się udziałem Celana); eseistyka Ciorana rozwija się z kolei pod sztandarem niedogodności istnienia, a figura Rejtana mogła stać się symbolem narodowym dopiero po dokonaniu stosownych retuszy. Świat s z a l e ń s t w a okazuje się więc ostatecznie foucaultowkim światem w y k l u c z e n i a . Obłęd zaś to nie kategoria medyczna, ale agregat cech wyróşniających jednostki bądź społecznie nieproduktywne, bądź przynoszące ludzkości niewygodną dla niej, prorocką prawdę. Tym samym w swym najgłębszym wymiarze pozostaje frenezja sferą tabu, jednakşe tabu zezłomowanego przez quasi-naukowe, medyczne zapośredniczenie. Malarstwo lepiej od słów oddaje foucaultowski świat. Zwłaszcza jeden z obrazów wiszących w sali malarstwa flamandzkiego i holenderskiego XVII w. Muzeum Narodowego w Gdańsku. Przedstawia on strefę infernum, pełną ciemności oraz demonicznych postaci. Z piekieł wypływa stultifera navis, kierując się na Zachód, a więc tam, gdzie według King James’ Bible mieścił się Raj. Przypisy: 1. Tytuł nawiązuje do wiersza Paula Celana Die abgewrackten Tabus/Zezłomowane tabu w przekładzie Ryszarda Krynickiego. 2. Z notki na okładce Utworów wybranych Celana, jakie ukazały się w Wydawnictwie Literackim (Kraków 2003) pod red. R. Krynickiego. Wszystkie prezentowane w tekście cytaty i na-
wiÄ…zania do celanowskiej twĂłrczoĹ›ci pochodzÄ… z tej ksiÄ…Ĺźki. 3. Epizod hospitalizacji w klinice psychiatrycznej miaĹ‚ miejsce w 1967 r., a wiÄ™c na okoĹ‚o trzy lata przed popeĹ‚nionym przez Celana samobĂłjstwem. 4. CytujÄ™ za: M. JÄ™draszewski, Homo: capax Alterius, capax Dei. Emmanuela LĂŠvinasa myĹ›lenie o czĹ‚owieku i Bogu , PoznaĹ„ 1999, s. 81. 5. P. PieniÄ…Ĺźek, Ja-NieskoĹ„czoność-Inny w Emmanuela LĂŠvinasa ďŹ lozoďŹ i transcendencji, maszynopis, Biblioteka UĹ , s. 365. 6. Por. tamĹźe, s. 276. 7. Motyw absolutnej winy stanowi charakterystyczny, newralgiczny pierwiastek mentalnoĹ›ci Ĺźydowskiej. InteresujÄ…ce ujÄ™cie tego wÄ…tku na tle problemĂłw cywilizacyjno-kulturowych współczesnych AmerykanĂłw daje w swym dramacie pt. Angels in America Tony Kushner; wartoĹ›ciowÄ… interpretacjÄ™ tej sztuki wraz z motywem Ĺźydowskiej winy znaleźć moĹźna [w:] Izabela Szatrawska, Obraz Ameryki w Angels in America Tony’ego Kushnera , maszynopis w Archiwum Instytutu Polonistyki UJ. 8. TamĹźe, s. 374. 9. J. WilkoĹ„ska, Koncepcja podmiotowoĹ›ci w filozofii LĂŠvinasa , „Nowa Krytykaâ€? 14/2003, s. 159. 10. TamĹźe, s. 161. 11. B. Skarga, WstÄ™p [w:] E. LĂŠvinas, CaĹ‚ość i nieskoĹ„czoność , przeĹ‚. M. Kowalska, Warszawa 2002, s. IX. 12. Por. tamĹźe, s. X. 13. Por. D. LeszczyĹ„ski, Foucault, Kartezjusz, szaleĹ„stwo, „Nowa Krytykaâ€? 12/2001, s. 86. 14. W przeĹ›wiadczeniu autora sytuacja taka ma miejsce wĹ›rĂłd przedstawicieli tzw. queer theory, uzurpatorsko deklarujÄ…cych siÄ™ jako ideowi spadkobiercy Foucaulta. 15. M. Foucault, Historia szaleĹ„stwa w dobie klasycyzmu , przeĹ‚. H. KÄ™szycka, Warszawa 1987; dalej w tekĹ›cie jako [HSz]. 16. Jak wskazuje Foucault, wĹ‚aĹ›nie z tych przywilejĂłw korzystaĹ‚ Tristan powracajÄ…cy w przebraniu do Kornwalii. 17. D. LeszczyĹ„ski, art. cyt., s. 81. 18. Por. [HSz, s. 333]. 19. Por. tamĹźe, s. 324. 20. Mit patrioty-Rejtana jest bowiem ciÄ…gle Ĺźywy w kulturze polskiej.
Piotr Korczyński, monotypia
3JUB 9 JOEE
Bachtin – ďŹ lozof odpowiedzialnoĹ›ci? KATARZYNA LISZKA
szych prac Bachtina (Autora i bohatera w działalności estetycznej moşna potraktować jako moment przejścia), gdzie daje o sobie znać zainteresowanie konkretem. Owo poszukiwanie konkretności, przykładów przejawia się w pismach filozofa w materiale, na jakim pracuje. Nie wystarczy powiedzieć, şe owym materiałem staje się literatura. Pojawia się wówczas pytanie, co czyni z Bachtina „najwybitniejszego teoretyka literatury na świecie� zgodnie z określeniem Tzvetana Todorowa. Jest to jeszcze jeden powód, by szukać dla późniejszych rozwaşań artysty innej płaszczyzny odniesień niş ta, którą oferuje recepcja literaturoznawcza. Na czym więc polega swoistość perspektywy, w której umieszcza on dzieła literatury? Czy tej swoistości nie moşna by odnaleźć właśnie w proponowanej przeze mnie perspektywie spojrzenia na dzieło Bachtina jako filozofię odpowiedzialności? To fascynujące, jak materiał, który wybiera do swych badań, mu słuşy. Jak z lektury Dostojewskiego wyprowadza Bachtin refleksje o dialogu, jak w lekturę Rabelais’go wplata dzieje kultury śmiechu i filozofię karnawałowej wolności. Po lekturze Problemów poetyki Dostojewskiego, Twórczości Franciszka Rabelais’go‌ pozostaje czytelnikowi nieodparta intuicja, şe chodzi tutaj o coś więcej niş analizę twórczości wymienionych autorów. Moim zdaniem, te intuicje nie są przypadkowe i mało istotne. Wydaje mi się, şe warto poddać dzieło Bachtina takiej lekturze, która wiąşe dynamikę tego dzieła z jego wczesnym projektem filozofii odpowiedzialności. Wraz z oşywieniem się we współczesnej debacie tematyki odpowiedzialności czytanie Bachtina w tym kontekście staje się tym bardziej ciekawe i waşne. Warto przypomnieć, şe juş w pierwszej połowie lat 20., próbując przezwycięşyć teoretyzm, a w szczególności filozofię Kanta i neokantyzm, kładzie autor Słowa w powieści nacisk na pojęcie odpowiedzialności. Czytając dzieła filozofów Zachodu, pozostaje myślicielem granicznym dla wielu tradycji, Wschodu i Zachodu, myśli prawosławnej i şydowskiej. Michaił Bachtin stawia w centrum swojej filozofii problem, który jest traktowany przez tradycję zachodnią marginalnie – odpowiedzialność. Myślę, şe właśnie to stawia go obok takich myślicieli, jak Martin Buber i Emmanuel LÊvinas. W dziele W stronę filozofii czynu wypracowuje autor podstawową strukturę dla swojej myśli, diadę ja–inny. Myślnik pomiędzy dwoma członami wyraşa relację niesprowadzalną do şadnego z elementów diady. Ową formalną strukturę ja–inny zachowamy jako pojęcie operacyjne, by móc zapytać, jaką treścią Bachtin wypełnia ową diadę w róşnych okresach swego pisarstwa. Autor Problemów poetyki Dostojewskiego określa tę strukturę jako architektoniczną, czyli organizującą i strukturyzującą
Opublikowanie najwcześniejszych dzieł Michaiła Bachtina – W stronę filozofii czynu, Autora i bohatera w działalności estetycznej – przekłada akcenty w lekturze i recepcji dzieł rosyjskiego humanisty, znanego przede wszystkim z prac poświęconych prozie Dostojewskiego i Rabelais’go. Sprawia, şe rośnie zainteresowanie Bachtinem-filozofem. Na pytanie – jakim filozofem jest Bachtin – odpowiadam pytaniem: czy moşna by czytać dzieło Bachtina jako filozofię odpowiedzialności? Implikacje tego pytania i zarys odpowiedzi są przedmiotem podjętych tu rozwaşań. Spóźnione o ponad pół wieku wydanie protopism autora Problemów poetyki Dostojewskiego, utrzymanych w stylu jak najbardziej filozoficznym, na nowo oświetla późniejsze pisarstwo Bachtina, rodząc pytanie o losy jego wczesnej filozofii, o to, jakie miejsce zajmuje owo wczesne dzieło w korpusie prac twórcy. Czy w późniejszych rozwaşaniach Bachtin podąşa „w stronę filozofii czynu�, w stronę filozofii odpowiedzialności? Czy teş porzuca on ów wczesny projekt? Mogłoby się wydawać, şe tak. Mówi się nawet o zwrocie w pisarstwie artysty, o przejściu od filozofii do refleksji nad literaturą, do literaturoznawstwa. Fakt, iş moşna czytać Bachtina, nie sięgając do jego wczesnych dzieł, wystarczająco poświadcza literaturoznawczy i semiotyczny nurt recepcji Bachtina. Taka recepcja dominowała w latach 60. i 70., jednak naleşy zauwaşyć, iş wtedy niewielu badaczy miało dostęp do najwcześniejszych pism autora ksiąşki o karnawale, a raczej zapisków poczynionych w pierwszej połowie lat 20. Z pewnością mamy do czynienia ze zmianą, z przełomem w pisarstwie twórcy. Ta zmiana wyraşa się juş chociaşby w tym, şe słowo odpowiedzialność niemal znika ze stron jego dzieł, podczas gdy W stronę filozofii czynu nasączone jest tym słowem, jednak o czym to świadczy? Wydaje się, şe autor osiągnął cel, który sobie wyznaczył – przezwycięşenie podziału władz Kanta, dzięki artykulacji świata şycia jako świata, w którym człowiek czyni i jest odpowiedzialny. Bachtinowi udało się teş pokazać, şe rozum teoretyczny oraz rozum estetyczny są tylko momentami rozumu praktycznego, rozumianego jako warunki moşliwości odpowiedzialnego czynienia. „Tę architektonikę – jak podaje – rzeczywistego świata czynu powinna właśnie opisywać filozofia moralna�1. Rosyjski filozof dotarł jednak do miejsca, gdzie owo pragnienie opisywania rzeczywistego świata czynu zetknęło się z tajemnicą, z niemoşliwością przeniknięcia czynu, podejmowanego w niepowtarzalnych okolicznościach. Wydane po śmierci autora zapiski pozostają filozofią abstrakcyjną w tym sensie, şe próbuje się w nich pokazać ogólne momenty niepowtarzalnych architektonik zdarzenia, czynu. Właśnie owa abstrakcyjność jest tym, co radykalnie odróşnia W stronę filozofii czynu od później-
152
3JUB 9 JOEE
świata, w którym działają i mówią bohaterowie, na utrzymaniu stanowiska niewspółobecności, dzięki której bohaterowie mogą dokonywać autoprezentacji. Owo wycofanie realizuje się oczywiście poprzez słowo powieściowe, co szczegółowo omawia Bachtin w rozdziale zatytułowanym Słowo w dziele Dostojewskiego. Z punktu widzenia relacji autora do bohaterów dialog realizuje się w tym, şe autor pozwala bohaterom mówić, şe nie kończy dialogu bohaterów słowem odautorskim, ostatecznym. Autor niczego nie rozstrzyga, ale sprawia, şe dialog nigdy się nie kończy. Autor to gwarant polifonicznego świata. Opozycją tak rozumianego dialogu jest zignorowanie czyjegoś prawa do głosu, pozbawienie innego moşliwości opowiadania i odpowiadania, czyli posługując się terminologią bachtinowską – monologizm. Monologizm wyklucza i uprzedmiotawia innego, dialog otwiera przestrzeń, w której moşe pojawić się inny. Dialog, pozycja dialogowa autora jest warunkiem moşliwości pojawienia się innego jako podmiotu, zajęcia przez niego pozycji podmiotowej. Sposób, w jaki analizuje filozof relację autora i bohatera, odnosi od razu do etyki – dlaczegóş bowiem nie mógłby autor postąpić z bohaterem, jak chce? Mógłby – być moşe – ale, jak pokazuje Bachtin, owo postępowanie lokuje się od razu w owej relacji diadycznej ja–inny. Oznacza to, şe kaşde słowo autora mieści się w tej relacji, kaşde słowo moşe odpowiedzialnie opowiadać o bohaterze, czyli stworzyć moşliwość, by inny stał się podmiotem, lub moşe opowiadać o bohaterze nieodpowiedzialnie, sprowadzając jego istnienie do bytu niemej rzeczy. Dialog i monolog to pojęcia graniczne relacji etycznej, pomiędzy którymi istnieje mnogość moşliwości bycia odpowiedzialnym i nieodpowiedzialnym – od całkowitego poświęcenia się za innego, poprzez uznanie bądź ignorowanie go, aş do jego zabicia. A zatem stawką w rozwaşaniach o dialogu i monologu jest odpowiedzialność za innego. Odpowiedzialność za to, by mógł udzielić odpowiedzi, by nie odebrać „cudzej, pełnoprawnej świadomości� moşliwości odpowiadania. Obrazu słowa dialogicznego, dopuszczającego wiele głosów, słowa bez przemocy, dopełnia inny tekst Bachtina. Tekst ten nosi tytuł Słowo w powieści i jest, moim zdaniem, jednym z najlepszych tekstów twórcy. Pisany w latach 1934-1935, w czasie karnego zesłania autora do miejscowości Kunstanaj, w okresie nasilania się terroru stalinowskiego, pozostaje fascynującym traktatem o słowie i przemocy. Jest to równieş tekst, który budzi wiele kontrowersji szczególnie wśród literaturoznawców, takich jak Clare Cavanagh czy Paul de Man, którym naraził się Bachtin sposobem, w jaki potraktował w nim poezję. Powiedzmy od razu, şe z perspektywy literaturoznawczej zarzuty te są jak najbardziej uzasadnione. Nie jest jednak prawdą, şe poezja, jak twierdzi de Man, pozostaje w dziele Bachtina niepomyślana. Przeciwnie – została pomyślana z ogromną konsekwencją. Aby poszukać głębokich przesłanek pomyślenia poezji jako groźnej, monologicznej, nieodpowiedzialnej, trzeba powiedzieć parę słów o bachtinowskiej filozofii słowa. Bachtinowska filozofia języka jest filozofią słowa. Jest to słowo nieneutralne – słowo czyjeś lub moje, słowo, które ma własne dzieje, biografię i pamięć. Słowo interesuje Bachtina zawsze w relacji do innego słowa, do słowa przeszłego i do słowa przyszłego, oczekiwanej odpowiedzi. Słowa istnieją, jak juş nadmieniłam, w dynamicznej architektonice zdarzenia, która jest jednocześnie architektoniką odpowiedzialności. Owa relacja diadyczna przebiega w świecie słów jako relacja słowa mojego i czyjegoś. Na czym polega odpowiedzialność za słowo? Jak odnajduje się człowiek w świecie cudzych
świat w określony sposób. Jest to struktura dynamiczna i aksjotyczna zarazem, co wyraşa Bachtin w określeniach „architektonika zdarzenia oraz struktura nacechowana aksjologią�, struktura nieneutralna, bo określona przez odpowiedzialność. Sumując, moşemy powiedzieć, şe odpowiedzialność, zdarzeniowość i architektoniczność stanowią wymiary owej diadycznej relacji. Przedmiotem bachtinowskiej antropologii jest człowiek społeczny, człowiek wśród innych ludzi. Człowiek zanurzony w relacje z innymi ludźmi oraz człowiek w świecie cudzych słów. Podstawą myśli antropologicznej Bachtina jest to, şe owe relacje – zarówno z innymi ludźmi, jak i ze słowami – są relacjami etycznymi. Wypracowane przez autora w pracy W stronę filozofii czynu ujęcie bycia człowieka jako uczestniczenia w architektonice zdarzenia, które to uczestniczenie jest warunkiem moşliwości bycia odpowiedzialnym, pracuje równieş w późnych jego dziełach. Jeśli uwzględnić tę perspektywę, bardziej czytelne stają się niektóre myśli i koncepcje rozwijane przez Bachtina w jego bogatym pisarstwie. Na takim tle moşna się podjąć próby zrozumienia linii demarkacyjnej, jaką oddziela Bachtin monolog i dialog, poezję i powieść, Tołstoja i Dostojewskiego, to, co oficjalne i karnawał, wynosząc zawsze drugi człon ponad pierwszy. W tym krótkim artykule nie jest moşliwe przedłoşenie czytelnikowi całego bogactwa pisarstwa rosyjskiego myśliciela, proponuję zatem przyjrzeć się dwom przykładom związanym z koncepcją dialogu – roli, jaką wyznacza Bachtin autorowi powieści, a takşe filozofii słowa powieściowego. Ośmielamy się zatem czytać Problemy poetyki Dostojewskiego jako wykład poświęcony raczej etyce i antropologii dialogicznej niş teorii literatury. Bachtinowskie „odkrycie� Dostojewskiego przekracza horyzont analizy literaturoznawczej, gdyş tym, co filozof odkrywa w prozie autora Biesów, jest relacja etyczna łącząca autora z bohaterami swoich powieści. Zapytajmy o charakter tej relacji, dlaczego autor nie moşe zawrzeć bohatera w swym monologu, w swojej ocenie, w totalnym akcie kreacji? Ze względu na co taki monolog autorski pozostaje niemoşliwy? Po pierwsze dlatego, şe autor nie zna swego bohatera, w jego wiedzy o bohaterze zawiera się równieş moment niewiedzy. Po drugie dlatego, şe jest odpowiedzialny za to, by w powieści bohaterowie mogli pojawić się w pełni swej podmiotowości. Autor stwarza przestrzeń gościnności, w której moşe się pojawić człowiek w swojej zewnętrzności, w swojej tajemniczości, w swej inności. Sens rewolty Dostojewskiego polega, jak pisze Bachtin, na tym, şe „nie wolno przemieniać şywego człowieka w bezsłowny obiekt poznania definiującego zaocznie i nieodwołalnie. W c z ł o w iek u jest zawsze coś, co t ylko on jeden moşe odkr yć w swobodny m akcie samopoznania i m o w y, c o n i e p o d l e g a z a o c z n e j i z e w n ę t r z n e j d e f i n i c j i �2. Kaşde określenie bohatera, które nie jest skierowane do niego, staje się przemocą. W powieści polifonicznej Dostojewskiego, tak jak opisuje ją Bachtin, realizuje się demokratyczny ideał społeczny, który polega na tym, by pozwolić innemu mówić we własnym imieniu. Autor stoi na straşy wielogłosowości tego świata, asystuje poczynaniom bohatera, dopuszcza swych bohaterów do głosu, pozwala im mówić, z kaşdym bohaterem łączy go osobna relacja, w stosunku do kaşdego bohatera zajmuje inną „pozycję dialogową�. Autor przedstawia nie tyle bohaterów, co słowo bohatera o sobie samym i słowo o tym słowie. Dialogowa pozycja autora polega na wycofaniu się ze
153
3JUB 9 JOEE
Strategia poety, który bierze odpowiedzialność za słowo w taki sposób, şe odcina je od tego, co wcześniej (nawiedzenie słowa przez znaczenia związane z kaşdym jego uşyciem), i tego, co potem (np. parafraza, przytoczenie), şe traktuje słowo jako swoje i jako wyraz prawdy, jest groźna. Takie słowo chce bowiem istnieć poza komunikacją, ignorując obecność tego, co inne, innej prawdy, innego języka. W słowie jest zawsze coś z inności, której się nie zna, której nie daje się opanować, a za którą jest się odpowiedzialnym. Wystarczy przypomnieć przypadek Nietzschego. Czy przywłaszczenie jego dzieła przez narodowych socjalistów jest tylko absurdalnym przywłaszczeniem? Moşna zapytać wtedy, dlaczego dzieło Nietzschego, a nie inne dzieło? Czy zatem pisarz jest odpowiedzialny za przyszłe losy dzieła? Moşna zapytać równieş o prawo pisarza do zniszczenia swego dzieła, czy jest to tylko jego dzieło, czy owa decyzja pisarza dotyczy tylko jego? Ten problem dotyczy równieş Bachtina, który, jak głosi jedna z anegdot, zadał swojej ksiąşce śmierć w płomieniach: uşywając jej jako papierosowej bibuły, w samym środku wojny, Bachtin puścił z dymem manuskrypt swej wielkiej pracy, strona po stronie. Ale to juş zupełnie inna historia. W bachtinowskich Notatkach z lat 1970-1971 znajduje się niedokończony fragment wstępu do wydania zbioru jego dzieł, fragment tajemniczy, niedający şadnej wskazówki oprócz tej jednej, şe autor myślał o swojej pracy jako o wariacji na jeden temat. „Prezentowany tu zbiór moich artykułów łączy wspólny temat, tak jak rozwijał się on w róşnych fazach rozwaşań. (....) Moje upodobania do wariacji, wprowadzania róşnych terminów dla określenia jednego zjawiska�4. Filozofia odpowiedzialności być moşe nie wyczerpuje tematu, o którym pisze Michaił Bachtin w tym fragmencie. Jest jednak myślą, która przenika pisarstwo rosyjskiego myśliciela od wczesnych lat 20. do połowy lat 70.
słów? Jest to pytanie o autorstwo, o kwestię posiadania słów, stanowienia granicy pomiędzy sferą tego, co moje, i tego, co cudze. Wypowiadając się, zwracając się do kogoś, zawsze posługujemy się cudzymi słowami, których dostarczają nam rozmaite gatunki mowy – „pomiędzy słowem a przedmiotem, słowem a osobą mówiącą, rozpościera się nieustępliwa, często prawie nieprzepuszczalna sieć innych, cudzych słów o tym samym przedmiocie, na ten sam temat�3. Autor Słowa w powieści wyznacza słowu przestrzeń konstytuującą odpowiedzialność człowieka, domenę tego, za co ponosi odpowiedzialność. Odpowiedzialność zasadza się na tym, şe chcąc czy nie chcąc, podejmując słowo, jest się za nie odpowiedzialnym, wchodzi się w pozycje autora i współautora, autoryzuje wypowiedź/ działanie w ten sposób, şe jest się za nią odpowiedzialnym. Nie moşna równieş ustrzec się przed dyskursywnym bagaşem słowa, przed jego biografią, ideologicznością. Człowiek jest skazany na mówienie językiem cudzych słów, z całym bagaşem pamięci słowa. Tym większa jest zatem jego odpowiedzialność. W Słowie w powieści rozwaşa Bachtin ową odpowiedzialność człowieka za słowo podobnie jak odpowiedzialność autora za bohaterów. Słowo powieściowe to takie, które dopuszcza do głosu inne słowa. Słowo powieściowe nie rości pretensji, by być językiem jedynej prawdy. Co więcej, słowo powieściowe zawiesza i łagodzi roszczenia słów do bycia słowem ostatecznym przez to, şe w słowie powieściowym stykają się róşne języki. Powieść jest sferą gościnności, przestrzenią spotkania wielu głosów. Słowo powieściowe jest słowem bez przemocy. Bachtin pomyślał słowo poezji jako przeciwieństwo słowa prozatorskiego. Słowo poezji to słowo nieoglądające się na inne słowo. Poezja próbuje odciąć się od słowa nawiedzonego przez róşne znaczenia, oczyszczając słowo, stwarzając pozór pierwszego uşycia języka. To między innymi dzięki poezji narodził się pomysł języka prawdy, prawdy wewnętrznej, jaką ogłasza wierszem poetyka, i prawdy świata (objawienie poetyckie, odzwierciedlenie tego, co źródłowe). Poezja wpisuje się w centralizujące, dośrodkowe siły kultury, proza zaś – w tendencję decentralizującą. Poezji uczymy się na pamięć, poezja odcina się od przeszłości języka i od przyszłości, nie czeka na odpowiedź, chce być powtarzana.
Przypisy: 1. M. Bachtin, W stronÄ™ ďŹ lozoďŹ i czynu , przeĹ‚. B. ĹťyĹ‚ko, GdaĹ„sk 1997, s. 79. 2. M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, przeĹ‚. N. Modzelewska, Warszawa 1970, s. 89. 3. M. Bachtin, SĹ‚owo w powieĹ›ci, [w:] Problemy literatury i estetyki, przeĹ‚. W. Grajewski, Warszawa 1982, s. 102. 4. M. Bachtin, Notatki z lat 1970-1971 , [w:] Estetyka twĂłrczoĹ›ci sĹ‚ownej, przeĹ‚. D. Ulicka, Warszawa 1986, s. 508.
154
3JUB 9 JOEE
BARDZIEJ NIĹť RACJONALNIE
czyli odpowiedzialnie (MichaiĹ‚ Bachtin) ANNA MAĹ CZYĹƒSKA
– ByĹ‚ wiÄ™c pan bardziej ďŹ lozofem niĹź ďŹ lologiem? – zapytaĹ‚ Bachtina Wiktor Duwakin. – Bardziej ďŹ lozofem niĹź ďŹ lologiem. Filozofem. Jestem nim zresztÄ… do dziĹ›1. nie-alibi w bycie), z ktĂłrymi tytuĹ‚owy postÄ™pek trafnie by korespondowaĹ‚. TrudnoĹ›ci z translacjÄ… stanowiÄ… o wyjÄ…tkowoĹ›ci i niepowtarzalnoĹ›ci myĹ›li rosyjskiego filozofa oraz o tak dla niego waĹźkiej jedynoĹ›ci, ktĂłra znamionuje kaĹźdy bez wyjÄ…tku postÄ™pek, w tym rĂłwnieĹź popeĹ‚nienie przezeĹ„ K fiĹ‚osofii postupka, a przeze mnie niniejszego tekstu, za ktĂłry ponieść muszÄ™ peĹ‚niÄ™ odpowiedzialnoĹ›ci. Albowiem, zgodnie z Bachtinem, kaĹźda moja myĹ›l, uczucie, dziaĹ‚anie praktyczne czy w koĹ„cu Ĺźycie w ogĂłle to mĂłj indywidualny i odpowiedzialny postÄ™pek. Powróćmy jednak do rozwaĹźaĹ„ na temat racjonalnoĹ›ci. WedĹ‚ug Bachtina, jest ona jedynie momentem odpowiedzialnoĹ›ci. Czyn jest w swej integralnoĹ›ci bardziej niĹź racjonalny, bo jest odpowiedzialny [56]. Jeden z przesÄ…dĂłw racjonalizmu gĹ‚osi, Ĺźe tylko to, co logiczne, co respektuje zasadÄ™ niesprzecznoĹ›ci i zasadÄ™ wyĹ‚Ä…czonego Ĺ›rodka, jest jasne i wyraĹşne. Drugi obarcza racjonalizm piÄ™tnem obiektywizmu, silnie przeciwstawiajÄ…c go temu, co jednostkowe, indywidualne, niepowtarzalne, jedyne wreszcie, jako przejawom wszelkiego rodzaju irracjonalizmu i ciemnoty. Autor Sztuki i odpowiedzialnoĹ›ci odnajduje w tych pozornie jasnych stronach racjonalizmu pewnÄ… iluzoryczność. Jest ona konsekwencjÄ… „fatalnego teoretyzowaniaâ€? [54], abstrahowania od jedynego i jednolitego oĹ›rodka odpowiedzialnej Ĺ›wiadomoĹ›ci. OdziedziczyliĹ›my po Ĺşle pojÄ™tym racjonalizmie „smutne nieporozumienieâ€? [64], w myĹ›l ktĂłrego prawda moĹźe mieć tylko charakter ogĂłlny i pozaczasowy. Tymczasem wieczność, nieskoĹ„czone trwanie nie powinno być, w przekonaniu Bachtina, przeciwstawiane historycznoĹ›ci i zmiennoĹ›ci poszczegĂłlnych Ja, bytĂłw o charakterze przejĹ›ciowym i zdarzeniowym. Czas zdarzajÄ…cego siÄ™ bytu, bytu-zdarzenia, nie jest li tylko momentem czy odcinkiem wiecznoĹ›ci. Nie ma uzasadnienia dla tego typu inkluzji. WrÄ™cz przeciwnie: „pozaczasowa waĹźność caĹ‚ego teoretycznego Ĺ›wiata prawdy mieĹ›ci siÄ™ w rzeczywistej historycznoĹ›ci bytu-zdarzeniaâ€? [37], poznawanie jest tylko momentem przeĹźywania, a rozum teoretyczny – momentem rozumu praktycznego sensu stricto. Warto bowiem zauwaĹźyć, Ĺźe Ĺ›wiat racjonalnoĹ›ci praktycznej, jaki poznawaĹ‚ Bachtin podczas lektury tekstĂłw filozoficznych, jawiĹ‚ mu siÄ™ zwykle jako Ĺ›wiat teoretyczny. Prymat rozumu praktycznego byĹ‚ dla niego jedynie prymatem jednej dziedziny teoretycznej nad wszystkimi pozostaĹ‚ymi [54]. Nie naleĹźy sytuować teorii powyĹźej rzeczywistego zdarzania siÄ™, a nastÄ™pnie interpretować go z tejĹźe metapozycji. Albowiem caĹ‚oksztaĹ‚t poznania teoretycznego moĹźe jedynie okreĹ›lić czĹ‚owieka w ogĂłle i jego czyn jako taki. Nie jest tu istotny kontekst historyczny tego czynu:
To wyznanie Bachtina powoduje w czytelnikach pewien dyskomfort. O tym, şe filolodzy sięgali po jego twórczość częściej i chętniej niş filozofowie, nie trzeba juş dziś nikogo przekonywać. Warto jednak odnotować, şe od dawna podejrzewano teoretycznoliteracką myśl Bachtina o bycie swego rodzaju kamuflaşem dla rozwaşań filozoficznych sensu stricto. Nie znaczy to, rzecz jasna, şe autor Problemów poetyki Dostojewskiego traktował literaturę mniej powaşnie, czyli jedynie jako pretekst dla tychşe rozwaşań (choć i takie głosy podnoszono). Podczas gdy w latach 20. zachodni myśliciele mogli bez przeszkód publikować swoje dzieła filozoficzne, rosyjski intelektualista nie miał takiej moşliwości. Teksty jawnie filozoficzne zamknął więc w szufladzie, gdzie długo czekały na czasy bardziej dla siebie łaskawe, a sam zajął się refleksją nad literaturą. Dopiero w roku 1986 najstarsze dzieło Bachtina ujrzało światło dzienne. Nie był to jednak czas zupełnie pomyślny: tekst ocenzurowano. Ale juş polski czytelnik znalazł się w sytuacji bardziej uprzywilejowanej. W złoşonym na jego ręce wydaniu polskim (1997) uwzględniono fragmenty usunięte przez rosyjską cenzurę. Na nowo odczytał je Siergiej Boczarow, wydawca dzieł Bachtina i jego wierny uczeń. „Cała filozofia współczesna wywodzi się z racjonalizmu i na wskroś jest przesiąknięta przesądem racjonalizmu – nawet tam, gdzie świadomie stara się od niego uwolnić� [s. 56]3 – tak oto pisał Michaił Bachtin w swoich filozoficznych juweniliach, które nie zostały opublikowane za şycia autora, a które do naszych czasów przetrwały jedynie we fragmentach. Pozostaje domyślać się, şe miały one wejść w skład większego projektu, którego autorski tytuł – jak przekonuje Siergiej Boczarow, autor wprowadzenia do wydania rosyjskiego – nie jest znany4. Przydany mu więc tytuł K fiłosofii postupka Bogusław ŝyłko oddaje nie całkiem dosłownie – aczkolwiek nie bez uzasadnienia – jako W stronę filozofii czynu. Rosyjski postupok (działanie celowo przez kogoś realizowane, niepodzielne i jedyne urzeczywistnianie indywidualnie odpowiedzialnego aktu) najdokładniej oddałby, w przekonaniu ŝyłki, polski postępek. Postanowił on jednak zeń zrezygnować, tłumacząc to po pierwsze tym, iş polska tradycja filozoficzna zna filozofię czynu właśnie, po drugie zaś, şe postępek – poprzez analogię ze słowem występek – niesie zbyt wiele negatywnych konotacji [104, przypis 3 B. ŝyłki]. Nie zamykajmy jednak oczu na fakt, iş cała filozofia moralna Bachtina przesycona jest treściami kryminalnymi i terminologią prawniczą (jak choćby tak znamiennym
155
3JUB 9 JOEE
wyznaczane przez moralną powinność, ściślej mówiąc, przez moralność w ogóle (gdyş nie ma swoiście moralnej powinności)� [33]. Czas, w którym dokonuję mojego jedynego, niepowtarzalnego czynu, miejsce, z którego i na które oddziałuję, moja wyjątkowość jako wyjątkowość osoby – wszystkie te i inne czynniki składają się na fakt mojego nie-alibi w bycie. Za kaşdy postępek, którego – z uwagi na to, şe jestem tym oto człowiekiem, şe znalazłem się w tym oto miejscu, w tym oto czasie – dopuścić się powinienem, ponoszę całkowitą odpowiedzialność, od której uwolnić moşe mnie, nie zuboşając mojej moralności, jedynie śmierć. Moja afirmacja mojego nie-alibi w bycie stanowi podstawę mojego şycia. Z drugiej jednak strony mogę, jak sugeruje Bachtin, wyrzec się swojej obligatoryjnej jedyności, swojego Ja. Mogę zignorować aktywność i şyć tylko biernością [68]. Na czym jednak polegać miałoby owo pasywne (bezczynne) şycie-czyn? Wydaje się, şe şycie pasywne, którego moşliwości Bachtin nie wykluczał, byłoby analogicznie şyciem nieodpowiedzialnym, skoro odpowiedzialność – jako najwaşniejszy atrybut czynu – nierozerwalnie związana jest z aktywnością. Kaşdy odpowiedzialny jest za swój byt, swoją jedyność, którą zobowiązał się realizować z chwilą uznania swojego nie-alibi w bycie, a więc wtedy, gdy zaczął świadomie şyć. Zobowiązania tego nie wymusiła jakaś abstrakcyjna, teoretyczna, zastana norma etyczna. Zobowiązanie to było nieuniknioną konsekwencją pojawienia się w bycie tego oto człowieka, który – podpisując owo zobowiązanie własnym imieniem – zaświadczył o swej niepowtarzalnej i jedynej egzystencji. Zdarza się jednak, şe zrywa on umowę, zostaje samozwańcem, czyli bezprawnie przywłaszcza sobie cudze imię, zarzuca swą odpowiedzialność. A przecieş nikt nie ma moralnego prawa do alibi w bycie; dlatego teş uzurpujący je sobie podmiot staje się istotą amoralną. ŝyjemy w świecie imion własnych, konkretnych przedmiotów i dat. ŝadna repetycja nie ma w nim prawa bytu. Nie jest to świat teorii, która – kosztem wywyşszenia ogólnego sensu czynu – zamyka oczy na jednorazowy fakt jego rzeczywistego, historycznego dokonania się. W świecie bytów matematycznych nie sposób odpowiedzialnie postępować, albowiem odpowiedzialność dotyczy konkretnych, nieodcieleśnionych, podmiotów moralnych. Bachtin odsuwa nieco na bok kwestię namysłu nad odpowiedzialnością o charakterze negatywnym, formalnym (zgodnie z terminologią Hansa Jonasa), prawnym. Ośrodkiem zainteresowania nie czyni on wszakşe tej odpowiedzialności, która odnosiłaby się do popełnionych uczynków i stawała się realna poprzez – podjęte z z e w n ą t r z – uczynienie sprawcy odpowiedzialnym6. Pozytywna odpowiedzialność, o jaką przede wszystkim idzie w dziele K fiłosofii postupka, nierozerwalnie związana jest z obowiązkiem mojej mocy. Nie dotyczy jakiegoś rozliczenia ex post facto, lecz skierowanego w przyszłość określenia powinności; jestem odpowiedzialny nie tylko „za swoje postępowanie i jego skutki, lecz za sprawę, która wysuwa wobec mojego działania pewne roszczenie�6, bo tylko ja – z uwagi na to oto miejsce, jakie w bycie zajmuję – posiadam moc, dzięki której mogę temu roszczeniu sprostać. I posiadam poczucie odpowiedzialności.
jego autor, czas, miejsce i okoliczności, czyli cała moralna jedyność, wyjątkowość i jedność zdarzenia. Nie şyjemy przecieş w świecie czynów bezosobowych i pozaczasowych. Kaşdy pojedynczy postępek ma swojego sprawcę, o którego wyjątkowości zaświadcza. Sprawca ów şyje: nie jest bytem skończonym, ostatecznie określonym, zdeterminowanym, gotowym [36], bo takim byłby człowiek zamieszkujący świat teorii – swoisty no-man’sland, ziemię, której nie byłby potrzebny, której nie uprawiałby, która by go nie şywiła i wobec której nie poczuwałby się do şadnej odpowiedzialności. Tworzenie teorii zakrawa tedy na swego rodzaju gest samobójczy, a jeśli nawet zachowuje człowieka przy şyciu, to skazuje go na ciągłą banicję. W świecie abstraktów nie zwykło się şyć, bo nie sposób odpowiedzialnie w nim postępować. Tutaj kaşdy człowiek niczym zasadniczo nie róşni się od innych ludzi. Nie działa odpowiedzialnie, nie realizuje swej obligatoryjnej jedyności, która to jedyność jest mu nie tylko dana, a więc jest nie tylko tym, co człowiek zastaje, lecz jest mu nade wszystko zadana. Za wywiązanie się z tego zadania ponosi on odpowiedzialność. W świecie teoretycznej waşności człowiek nie jest oryginalny i niepowtarzalny, bo świat ten pełen jest powtarzających się sensów. Spojrzenie na czyn z zewnątrz, przez pryzmat samej tylko teorii, atomizuje go, upraszcza i redukuje. Jako fakt naukowy, np. fizjologiczny czy psychologiczny, a więc oderwany, jawi się on jako ciemny i şywiołowy. Tylko z wnętrza czynu znać moşna czynu tegoş jasność i racjonalność, a zna ją jedynie ten, kto dany czyn popełnia. Tylko czynnie uczestniczący w danym zdarzeniu rozumie je i, co więcej, bierze za nie odpowiedzialność. I choć rozumienie to nie ma charakteru logicznego, nic nie stoi na przeszkodzie, by było ono jasne i wyraźne: „widzi on jasno tych indywidualnych konkretnych ludzi, których kocha, to niebo, tę ziemię, te drzewa [dziewięć słów nieczytelnych] i ten czas; jednocześnie jest mu dana równieş wartość tych ludzi i przedmiotów. Wczuwa się on w ich şycia wewnętrzne i pragnienia, rozumie rzeczywisty i poşądany sens wzajemnych relacji między nimi (‌) i rozumie powinność swojego czynu, to jest nie abstrakcyjne prawo, lecz rzeczywistą konkretną powinność, uwarunkowaną swoim niepowtarzalnym miejscem w kontekście zdarzenia� [57]. Tylko moralne Ja moşe znać swój czyn od wewnątrz w całej jego spójności. Stąd teş Bachtinowska krytyka „fatalnego teoretyzmu� [54] dotyka bezpośrednio ogólnych norm i zasad postępowania. Kaşda (moralna)5 powinność jest według niego konkretna, zdeterminowana przez jednorazową okoliczność, w jakiej dane jest się jej realizować. Nakładana jest na tego, a nie innego człowieka, człowieka o danym imieniu, w tym, a nie innym momencie jego dziejowości. Powinność nie ma teoretycznej treści, nie stanowi swoistej recepty na moralne şycie, z której korzystać mogliby, jeśli nie wszyscy, to przynajmniej niektórzy. Powinność dotyczy tylko mnie, a moşliwa jest po raz pierwszy wówczas, gdy wraz z akceptacją swojego şycia wezmę na siebie odpowiedzialność za swą jedyność, niepowtarzalność, za swój byt. Norma (moralna) nie jest jedynie tym, co – rodząc się – zastaję. Jest przede wszystkim tym, co – rodząc się jako istota świadoma bytu, który napotykam – współtworzę. Bo tylko ja znam i warunkuję spójność mojego czynu, mam przy tym dostęp do niego nie z zewnątrz, lecz od jego wnętrza. Stąd następująca, jakşe znamienna uwaga Bachtina: „Nie ma określonych i znaczących w sobie norm moralnych, ale jest podmiot moralny z określoną strukturą (oczywiście, nie psychologiczną lub fizyczną), na którym trzeba będzie polegać [podkr. A.M.]: on będzie wiedział, co i kiedy jest
156
3JUB 9 JOEE
Przypisy: 1. W. Duwakin, Rozmowy z Michaiłem Bachtinem, przeł. A. Kunicka, Warszawa 2002, s. 58. 2. M. Bachtin, W stronę filozofii czynu, przeł., wstępem i przypisami opatrzył B. ŝyłko, Gdańsk 1997. Paginacje odnoszące się do tej pozycji podawała będę w tekście głównym. 3. S. Boczarow, Wprowadzenie do wydania rosyjskiego – zob. tamşe, s. 25. 4. Bachtin uwaşa, şe terminy, jakimi zdarza się człowiekowi określać powinność, mają wyłącznie techniczny charakter.
W jego przekonaniu nie ma specyďŹ cznie moralnej powinnoĹ›ci, ktĂłra odróşniaĹ‚aby jÄ… w jakiĹ› istotny sposĂłb np. od powinnoĹ›ci teoretycznej czy estetycznej. 5. O odpowiedzialnoĹ›ci formalnej i materialnej pisze H. Jonas:
Zasada odpowiedzialności. Etyka dla cywilizacji technologicznej , przeł. M. Klimowicz, Kraków 1996, s. 167-172.
6. TamĹźe, s. 70.
CHAOS, CZYLI NIC NOWEGO
O aplikacji teorii chaosu w perspektywie po-poststrukturalistycznej DOROTA HECK
Wolę piekło chaosu od piekła porządku. Wisława Szymborska1
„W ostatnich latach koncepcje Michela Foucault zdominowały teorie władzy w badaniach literackich, szczególnie nad renesansem, w których jego polityczne modele stosowane są głównie przez nowych historycystów. [...] Zdaniem Foucaulta i jego kontynuatorów prawda jest wynikiem działania władzy i formy jej dominacji. Nie istnieje transcendentny (esencjonalny) byt poza relacjami władzy, prawda nigdy nie moşe być narzędziem indywidualnej ani zbiorowej aktywności. Prawda odzwierciedla i podtrzymuje systemy społeczne, w których wszyscy (łącznie z tymi, którzy formalnie są u władzy) są [jej] podporządkowani. Pogląd Foucaulta naprawdę współbrzmi z poststrukturalistycznym nihilizmem poznawczym. [...] Foucault ma rację, şe prawdę znamionuje silny związek z władzą. Jednakşe jego teoria zawodzi, gdy miałaby wyjaśnić rodzaj prawdy, który mógłby obalać reşimy lub wzmacniać – słabe. Zwłaszcza jeśli postrzega się historię polityki sumienia, zauwaşa się, şe prawda moşe być mocą; ona nie odbija, urzeczywistnia czy podtrzymuje. Najprostszy sposób, aby podkreślić ograniczenia foucaultowskiej [...] teorii prawdy, polega na przytoczeniu przykładu z historii najnowszej. Kiedy grupa kobiet, których dzieci zaginęły w rękach junty w Argentynie, ośmieliła się nie podporządkować oficjalnemu milczeniu o losie ich dzieci, kobiety te były umocnione przez
Przykład po-poststrukturalistycznego zastosowania teorii chaosu i tradycyjne, potoczne rozumienie pojęcia prawdy Kiedy poszukuje się alternatywy juş nie do strukturalizmu, lecz do poststrukturalistycznych tendencji w badaniach literackich, sięga się po pracę zbiorową pod tytułem After Poststructuralism, opatrzoną wstępem literaturoznawcy z Berkeley, Fredericka Crewsa2. Jeden z zebranych w niej tekstów szczególnie zachęcał Mitteleuropejczyków do lektury szlachetnie brzmiącym mottem z Vaclava Havla o tym, şe powinnością intelektualisty jest niepokój moralny. Był to przykład aplikacji teorii chaosu przez zwolenniczkę po-poststrukturalizmu, Barbarę Riebling. Polemizowała ona z dominującym w latach osiemdziesiątych traktowaniem w amerykańskim literaturoznawstwie pojęcia prawdy. Amerykańska badaczka przeciwstawiała praktyczną wiedzę o zakłamaniu w systemie społecznym, jaką dysponował środkowoeuropejski dysydent-intelektualista, koncepcjom zachodnich teoretyków3. Autorka tak oto przedstawiała dominujący, jak się zdaje, w postmodernistycznym dyskursie pogląd na kwestię relacji między pojęciami prawdy i władzy:
157
3JUB 9 JOEE
Metaforyka zaczerpnięta z teorii chaosu w opisie şycia literackiego
ich własny akt świadczenia. Ich czuwanie na centralnym placu stolicy, gdzie stały z fotografiami zaginionych synów i córek, było codziennym oskarşeniem reşimu, jego morderców i jego kłamców. Co waşniejsze, przez zmuszenie Argentyny do sprostania prawdzie o juncie, akcja kobiet była czynnikiem jego ostatecznej klęski�4. Riebling argumentowała w taki sposób, by zniechęcić czytelnika do traktowania prawdy jako konstruktu zaleşnego od władzy: „Czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie, neohistorycyści uprawiają rodzaj cybernetycznego modelowania opartego na teoretycznych załoşeniach fizyki klasycznej; załoşeniach, które nagle stały się przestarzałe. Teoria chaosu, teoria ››systemów rozproszonych‚‚ Prigogine’a, badania turbulencji, nowe teorie w ekologii i teoria katastrof – między innymi – zaadaptowały ››şyciowe‚‚ modele, które są niezrównowaşone, łamiące symetrię, potencjalnie stochastyczne, a ich zachowanie jest inherentnie nieprzewidywalne. Równowaga doskonała (warunki, w których przeciwne siły dokładnie się równowaşą lub zrównują jedna z drugą) jest charakterystyczna dla systemów, które są sztuczne lub martwe. Foucaultowskie pojęcia dynamiki systemów społecznych, które są zrównowaşone, niezmienne i symetryczne – dynamika nieustannego ruchu maszyny działającej w próşni – nie moşe pozostawać dalej poza aktualną myślą naukową. Nie tylko łamie ona drugie prawo termodynamiki (które obecnie rozszerza zakres swoich zastosowań w nowej fizyce), lecz takşe wykazuje coś w rodzaju mechanistycznego determinizmu odrzucanego przez większość uczonych�5.
(zarys alternatywnej propozycji)
Czy jest jeszcze sens, po Pierze Bourdieu, usiłować mówić o mechanizmach sukcesu literackiego? Jakim językiem mówić? Literackim – co dodać do Straconych złudzeń Balzaka? Naukowym? Są przecieş inni: konstruktywiści, socjologowie, po co więc jeszcze – krytycznoliteracka gawęda? W takiej właśnie konwencji: swobodnej, bez mała felietonowej, nawiązującej do krakowskiej szkoły krytyki, niech wolno mi będzie rozwaşyć ewentualność nowego sposobu śledzenia procesu historycznoliterackiego. Z nadzieją na stymulowanie dyskusji, które mogą zainspirować ścisłe umysły, próbowałabym szkicować hipotezę modelowania przemian znaczących zjawisk historycznoliterackich na wzór teorii chaosu. Pierwsza faza przechodzenia do historii literatury, pierwsza selekcja – to ocena dokonywana przez współczesną danym autorom krytykę. Najpierw więc – dyskusje krytycznoliterackie. Faza druga – to porządkowanie materiału przez historyków literatury. Oczywiście, nie raz na zawsze, historię literatury pisze się wciąş na nowo, a kto by dziś chciał przejmować oceny Ignacego Chrzanowskiego, zostanie przez znawców potraktowany w najlepszym razie jak nudziarz, jeśli nie jak ekscentryk, skandalista lub – głupiec. W teorii chaosu najbardziej zajmuje mnie tworzenie się izomorficznego ładu. Po kryzysie odtwarza się wzorzec, wzorzec podobny i na poziomie ogółu, i szczegółu. Powtarzalny rysunek, jak deseń şyłek liścia rozpoznawalny w układzie konarów drzewa. W charakterze atraktorów występują teksty literackie, wokół których tworzą się „konstelacje� recenzji, polemik, wielorakich analiz, a z czasem – omówień historycznoliterackich. Powtarzalny wzór, deseń, który odnajduje się i w liściu, i w drzewie – to literacka hierarchia. Wyobraşamy sobie moment kryzysu na wzór sporu romantyków z klasykami, by odnaleźć go w dyskusjach pryszczatych z formacją przedwojenną, pokolenia 68 z pokoleniem 56, generacji „bruLionu� z podobno zacofanymi zwolennikami poezji tyrtejskiej, czyli z młodszymi braćmi Nowej Fali10. Oczywiście – wszystko dzieje się inaczej. Inne są okoliczności, tło polityczne, kontekst kulturowy sporów. Młodsi wydają się tylko romantykami, a w istocie mogą być albo janczarami rewolucji (jak pryszczaci), albo uporządkowanymi wewnętrznie młodymi intelektualistami (jak Barańczak czy Zagajewski na czele swojej generacji), albo zaradnymi debiutantami... Kaşdy zapewne wydaje się – w złudzeniach – filomatą. Bo i materią hierarchii krytycznoliterackich bywają złudzenie i bluff, chociaş sukces trzeba przypisać powadze, bezstronności, inteligencji. A przecieş budują się te hierarchie jak patchwork i ze szlachetniejszych, i z podlejszego gatunku materiałów. Wierzyć wypada w krystalizujący się z czasem ład, gdy opadną efemeryczne, „przereklamowane� sensacje literackie, gdy teş osobowości przestaną zastępować dzieło. Dopóki hierarchia się stwarza, trwają turbulencje, wszystko wydaje się moşliwe. Przemilczana powieść, zlekcewaşony poemat, niezauwaşony wiersz mogą wywołać efekt motyla w dziejach piśmiennictwa. Metaforycznym „solitonem� (dosł. „samotnikiem�, zjawiskiem stabilnym co do kształtu) jest sformułowanie, które krąşy niezaleşnie od kontekstu, zapoşyczane bez przytacza-
Zasadnicze wątpliwości Przestrzegano juş przed naduşywaniem przez humanistów terminologii czerpanej z nauk przyrodniczych. Szczególnie spektakularny był gest Alana Sokala. Fizyk ten sprowokował pomyłkę redakcji pisma „Social Text�, po czym wraz z Jeanem Bricmontem wydał ksiąşkę Intellectual Impostures. Autorzy zajęli tam negatywne stanowisko wobec posługiwania się przez Lyotarda terminem „teoria chaosu�6. Nie wykluczałabym jednak z góry, şe inni muszą się mylić tak samo, jak znany francuski filozof. Samo słowo „chaos� bywa wykorzystywane w polemikach literaturoznawczych do dezawuowania poczynań przeciwnika, np.: „Myśl dekonstrukcjonistyczna jest antyracjonalna; w sensie [...] moşliwości sensownego, uporządkowanego poznania. Poznanie moşe najwyşej ukazać chaos rzeczywistości – w dowolnym wyborze badacza�7. O teorii chaosu moşemy z kolei przeczytać, şe jest przebrzmiała, a była popularna w stopniu nieuzasadnionym, np.: „Często działa [...] niezrozumiałe sprzęşenie zwrotne napędzające egzotyczne, skądinąd, tematy. W dziedzinach nauki, które sam reprezentuję, przypominam sobie z okresu moich studiów fascynacje mediów tzw. teorią katastrof, a czasów późniejszych – teorią chaosu. Obie teorie są faktycznie piękne i ciekawe, jednak zainteresowanie mediów właśnie nimi wydaje mi się dość przypadkowe i nieuzasadnione wagą podejmowanych i, co waşniejsze, rozwiązywalnych za ich pomocą problemów�8. Na marginesie zauwaşmy jeszcze ewentualność nieporozumień spowodowanych uşyciem wyraşenia „efekt motyla� w znaczeniu co najwyşej bardzo odlegle dającym się skojarzyć ze znaczeniem nadanym mu przez Lorenza9.
158
3JUB 9 JOEE
Przypisy: 1. W. Szymborska, Widok z ziarnkiem piasku . 102 wiersze, Poznań 1997, s. 134 (wiersz pt. Moşliwości ). 2. Zob. A. Karcz, Kryzys badań literackich a po-poststrukturalistyczne propozycje, „Teksty Drugie� 2001, nr 2. Przegląd głosów w anglosaskich dyskusjach z poststrukturalizmem – zob. D. Heck, Poza poststrukturalizm oraz Ponowoczesność stara jak modernizm [w:] tegoş, W stronę morfologii
nia źródła, cytowane przez krytykę literacką (np. „Kiedy mówię prawdę, robi mi się w głowie ciepło� lub „Mógłbym zaistnieć, ale się brzydzę�11). Soliton ma niezmienne brzmienie, ale podlega reinterpretacjom. W chwilach gdy nic nie wydaje się moşliwe, ruch zamarł, rangi nieodwołalnie (na pozór) ustalono, z desperacji, w oka mgnieniu niejeden pisarz zmienia deklarowane poglądy (np. wczorajszemu wyznaniu wiary przypisuje zabarwienie ironiczne), zmienia przyjaźnie, sojusze, metody tworzenia i znów osiągalne zdaje się wszystko: zaszczyty, aplauz, miejsce w przyszłych podręcznikach historii literatury. To prawda, şe w literaturze chodzi o coś więcej niş sukces ksiąşki, autora, środowiska czy generacji. Zarazem jednak owo „więcej� jest z pojęciem sukcesu splecione tajemniczym węzłem. Nie ryzykowałabym (inaczej niş Riebling) obietnicy sprawiedliwości tkwiącej immanentnie w rzeczywistości ani budowy prostego modelu: kto nie myśli o sukcesie, temu będzie on dany; a kto pisze – i zawiera taktyczne sojusze – dla powodzenia, ten zginie marnie. Nie, byłoby to zbyt tanie moralizatorstwo i opis nieprawdziwy. Komu wiele talentów dano, ten ma wiele do stracenia, wiele pokus zawierania sojuszy i to – sojuszy ciekawych, stanowiących towarzyską, intelektualną, artystyczną przygodę i wartość samą w sobie. Kto ma, temu będzie przydane – mówi Pismo. Sed contra: kariery przerwane, krótkie şyciorysy utopione w şywiole bohemy, daremne urojenia „dobrze się zapowiadających�.
kultury. Z paradoksów dyskusji o perspektywach literaturoznawstwa wobec tzw. końca teorii literatury, Wrocław
2001. W ostatnich latach Frederick Crews zwrĂłciĹ‚ uwagÄ™ szerszego krÄ™gu odbiorcĂłw – rekomendowano bowiem rzecz w „Sunday Telegraphâ€? – ĹźartobliwÄ… formÄ… polemiki z poststrukturalistycznymi tendencjami w interpretacji tekstĂłw literackich – zbiorem parodystycznych interpretacji Kubusia Puchatka (F. Crews, Postmodern Pooh , London 2003, wyd. I – 2001; dziÄ™kujÄ™ Panu Jakubowi Pigoniowi za udostÄ™pnienie tej ksiÄ…Ĺźki). 3. „Monologowy system spoĹ‚eczny jest sĹ‚aby, gdy monolog jest kĹ‚amstwem, a dla Havla i innych dysydenckich ďŹ lozofĂłw politycznych, wszystkie paĹ„stwowe monologi sÄ… nieodmiennie kĹ‚amliwe. Znaczy to, Ĺźe Havel upatruje sĹ‚abość w tym, w czym Foucault i Althusser widzieli [...] siĹ‚Ä™. Havel moĹźe patrzeć na paĹ„stwa przeĹźywajÄ…ce foucaultowski nowotworowy koszmar – od wnÄ™trza na zewnÄ…trz – i podawać je za systemy badane w ekstremum. Havel zgodziĹ‚by siÄ™ z poststrukturalistycznymi teoretykami, Ĺźe nowoczesne paĹ„stwa (wĹ‚Ä…czajÄ…c zachodnie kraje kapitalistyczne) czyniÄ… prawdÄ™ i jednostkÄ™ przedmiotami wĹ‚adzy. JednakĹźe, dodaĹ‚by, iĹź gdy paĹ„stwa bloku sowieckiego posunęły siÄ™ tak daleko w podporzÄ…dkowywaniu sobie obywateli, Ĺźe staĹ‚y siÄ™ bardzo podatne na destabilizacjÄ™, to zamiast nabywać peĹ‚nÄ… kontrolÄ™, co byĹ‚o ich celem, nieumyĹ›lnie przeniosĹ‚y wĹ‚adzÄ™ na jednostki, umoĹźliwiajÄ…c im odrzucenie totalitarnego systemu prawdy kreowanej przez jedno sĹ‚owo. W tych reĹźimach akty mĂłwienia prawdy nie byĹ‚y rodzajem dziaĹ‚alnoĹ›ci wywrotowej, ktĂłra po prostu podtrzymywaĹ‚aby status quo ani chwilowym wybuchem energii [...] SzĹ‚y od doĹ‚u i uwalniaĹ‚y stĹ‚amszone frustracje. Zdaniem Havla, mogÄ… być one katalizatorami rzeczywistej zmianyâ€? (B. Riebling, Remodelling Truth,
***
Wracając do przytoczonego na początku przykładu po-poststrukturalistycznego zastosowania teorii chaosu, chciałabym z naciskiem podkreślić, şe cel Barbary Riebling uwaşam za waşny i daleki od akademickiego snobizmu na rzeczywiste czy rzekome innowacje terminologiczne; oto pisała ona w trafnej konkluzji: „Te przykłady tekstów renesansowych, które poddają się teoriosystemowemu podejściu, są bez wątpienia niepełne, lecz mam nadzieję, şe słuşą one ilustrowaniu idei, zgodnie z którą modele bazujące na naukach o złoşoności mogą być owocnie stosowane w literaturoznawstwie. To nie znaczy, şe marzę o przyszłości, gdy miriady artykułów jeşyć się będą od takich wyraşeń, jak efekt motyla, punkty katastrofy i ujemne sprzęşenie zwrotne. O s t a t n i ą r z e c z ą , j a k i e j l i t e raturoznawstwo potrzebuje, jest jeszcze jedna warstwa obcej terminologii nałoş o n a n a d y s k u r s t e o r e t y c z n y [podkr. moje – D.H.]. Mam nadzieję, şe szkic ten wskazuje, iş istnieje w naszej dziedzinie wiedzy potrzeba, by złamać szyki i zauwaşyć, şe tacy autorzy, jak Foucault, nie mają monopolu na teoretyczne ujęcie fenomenu władzy. Alternatywy istnieją. Moşemy zdobyć się na porzucenie symplicystycznych, redukcjonistycznych i zdezaktualizowanych modeli i zacząć poszukiwać sposobów mówienia o władzy, prawdzie, polityce i literaturze, które są złoşone, niezdeterminowane i otwarte�12. Riebling reprezentuje wśród współczesnych badaczy aplikujących teorię chaosu to skrzydło, które jest przeciwne kontynuacjom tak inspiracji derridiańskich, jak i foucaultowskich, podczas gdy do skrzydła drugiego (do którego naleşy Hayles13) zaliczają się zwolennicy poglądu o şywotności koncepcji dekonstrukcjonistycznych14. Reasumując, trzeba podkreślić, şe ogólne wnioski z poststrukturalistycznych i po-poststrukturalistycznych zastosowań chaologii skłaniają z czasem do daleko posuniętej ostroşności wobec prób zacierania odrębności nauk humanistycznych.
Power, and Society: Implications of Chaos Theory, Nonequilibrium Dynamics, and Systems Science for the Study of Politics and Literature, [w:] After Poststructuralism: Interdisciplinarity and Literary Theory, ed. by N. Easterlin,
B. Riebling, foreword by F. Crews, Evanston, Illinois 1993, s. 186-187). 4. TamĹźe, s. 178. Por. późniejszÄ… dyskusjÄ™ w Wielkiej Brytanii. Raymond Tallis opublikowaĹ‚ w tygodniku „The Times Literary Supplementâ€? (21.12.2001, s. 3-4) artykuĹ‚ pt. The truth about lies , bÄ™dÄ…cy recenzjÄ… ksiÄ…Ĺźki Jeremy’ego Campbella The Liar’s Tale: A history of falsehood , w ktĂłrej podwaĹźaĹ‚ autorytet ďŹ lozoďŹ czny Michela Foucault. NastÄ™pnie w formie listĂłw do redakcji toczono dyskusjÄ™ nad wypowiedziÄ… Tallisa. W wymianie opinii uczestniczyli: Richard Sennett (28.12.2001, s. 15), Edmond Wright (4.01. 2002, s. 15 i 8.02.2002, s. 17), John Hargreaves (11.01.2002, s. 15, 25.01.2002, s. 17 i 8.02.2002, s. 17), Bill Luckin (18.01.2002, s. 23), Ian James oraz Patrick Curry (1.02.2002, s. 17) i Raymond Tallis (22.02.2002, s. 17). 5. B. Riebling, dz. cyt. s. 179-180. 6. A. Sokal, J. Bricmont, Intellectual Impostures. Postmodern Philosophers’ Abuse of Science, London 1998, s. 125-128. W 2004 ukazaĹ‚ siÄ™ przekĹ‚ad na jÄ™zyk polski amerykaĹ„skiej edycji ich ksiÄ…Ĺźki zatytuĹ‚owany Modne bzdury. 7. S. Sawicki, O sytuacji w metodologii badaĹ„ literackich , [w:] tegoĹź, Wartość-sacrum-Norwid. Studia i szkice aksjologicznokrytyczne, Lublin 1994, s. 39. Relacje miÄ™dzy pojÄ™ciami: dekonstrukcjonizm, poststrukturalizm i postmodernizm, Stefan Sawicki w cytowanym tekĹ›cie, ktĂłry byĹ‚ pierwotnie referatem wygĹ‚oszonym na konferencji w 1993 r., zarysowaĹ‚ nastÄ™pujÄ…co: „UwaĹźa siÄ™, i sĹ‚usznie, Ĺźe hermeneutyka i estetyka odbioru byĹ‚y sprzeciwem wobec strukturalizmu, Ĺźe naleşą do
159
3JUB 9 JOEE
dialektyka: Stanisław Lem i przestrzeń pisania, „Teksty
myśli poststrukturalistycznej. Przesuwając akcent z utworu na odbiorcę kierunki te zmieniły samą sytuację poznania, a nadto problematykę i cel badań literatury. Najbardziej jednak skrajny sprzeciw antystrukturalistyczny znalazł wyraz dopiero w dekonstrukcjonizmie, który na terenie myśli jest, sądzę, odpowiednikiem postmodernizmu w sztuce i kulturze. Sprzeciw ten kierował zresztą dekonstrukcjonizm równieş wobec poststrukturalistycznych propozycji metodologicznych łącznie z hermeneutyką� (tamşe, s. 38-39). 8. M. Kuś, Pułapki popularyzacji, „Forum Akademickie� 2004, nr 1, s. 53. 9. Zob. np. J. Bolewski SJ, Efekt motyla. Myśli z ostatniego czasu, [w:] tegoş, Sztuka u Boga. Duchowość obecna w twórczości, Warszawa [2003], s. 101 n. 10. Zob. K. Maliszewski, Nowa poezja polska 1989-1999, Wrocław 2005, s. 106; P. Śliwiński, Przygody z wolnością. Uwagi o poezji współczesnej , Kraków 2002, s. 26. 11. K. Maliszewski, Imiona istnienia , [w:] Imiona istnienia. Antologia młodej poezji dolnośląskiej . Wybór i opracowanie K. Maliszewski, M. Orski, Wrocław 1997, s. 131; por. tamşe s. 52. 12. B. Riebling, dz. cyt., s. 197. 13. Z prac Hayles tekst poświęcony prozie Lema opublikowano w przekładzie na język polski (N. K. Hayles, Chaos jako
Drugie� 1992, nr 3). Dobitnie wypowiedział tezę o paralelizmie między adaptowaną przez humanistykę teorią chaosu i literaturą postmodernistyczną Dieter Wrobel (Postmodernes Chaos
– Chaotische Postmoderne. Eine Studie zu Analogien zwischen Chaostheorie und deutschsprachiger Prosa der Postmoderne, Bielefeld 1997; dziękuję Pani Marii Tarnogórskiej za
zwrócenie przed konferencją uwagi na tę ksiąşkę). 14. Przez analogię do dwóch skrzydeł (dekonstrukcjonistycznego i neoarystotelesowskiego wśród przedstawicieli etyzmu w badaniach literackich – R. Eaglestone, One and the Same? Ethics, Aesthetics, and Truth , „Poetics Today� 2004, nr 4, s. 595) proponuję wyróşnić dwa skrzydła wśród badaczy nawiązujących do teorii chaosu. Ogólnie biorąc, trzeba przyznać, şe teoria chaosu dotąd raczej nie wniosła wiele do warsztatu literaturoznawczego (zob. C. Matheson, E. Kirchhoff, Chaos and Literature, „Philosophy and Literature� 1997, nr 1, s. 43). Aktualny stan międzynarodowej debaty wokół teorii literatury polski czytelnik znajdzie w artykule Dariusza Skórczewskiego
Dokąd zmierza humanistyka? O sytuacji wewnątrz i wokół dyskursu humanistycznego (i teoretycznoliterackiego) na Zachodzie, postkolonializmie i... etyce, „Teksty Drugie�
REKL AMA
2004, nr 6.
160
3JUB 9 JOEE
Demokracja i barbarzyńca PIOTR BIEGASIEWICZ
Panu prof. Krzysztofowi Brzechczynowi w dowód wdzięczności
moşe być „Demon Zachodu� — demokracja. W strukturze politycznej prawa naturalne zastępuje totalny terror, a sama jednostka zostaje wchłonięta przez proces przyrodniczy lub dziejowy w imię przyspieszenia jego ruchu. Do niedawna najgroźniejszym wrogiem naszego systemu był Związek Radziecki i jego satelity. Dziś po rozpadzie imperium zła trudno jest szukać przyczyn wielkiego kryzysu współczesności — zmierzchu Zachodu poza jego obrębem, choć to właśnie stamtąd pochodzą symbole impasu — Osama bin Laden i inni reprezentanci dşihadu. Bez wątpienia ta przyczyna jest znacznie blişej, gdyş jest nią człowiek masowy, współczesny barbarzyńca stanowiący od początku swojego istnienia bezwzględnie największe zagroşenie dla demokracji. Nie zgadzam się ze Spenglerem i Ortegą y Gassetem, największymi krytykami ponowoczesności, şe źródłem naszego homo novusa miało być coś tak abstrakcyjnego jak miasto, aglomeracja czy metropolia, poniewaş narodził się on na lewym brzegu, w stolicy bohemy, wciśniętym między Sekwaną a Montparnasse Paryşa lat 50. i 60. To właśnie tam Sartre z innymi intelektualistami Nowej Lewicy stworzył barbarzyńcę, najlepiej opisanego przez Remy’ego, emerytowanego goszystę, który w filmie Denysa Arcanda Inwazja barbarzyńców (Les Invasions barbares) stwierdził: „Byliśmy wszystkim: separatystami, niepodległościowcami, monarchistami, suwerennymi związkowcami. Na początku byliśmy egzystencjalistami. Przeczytaliśmy Sartre’a i Camusa. Następnie Fanona i staliśmy się antykolonialistami. Przeczytaliśmy Marcuse’a i staliśmy się marksistami, marksistowskimi leninistami, trockistami, maoistami�. Komunizm nie był jedynie znakiem tamtej epoki, lecz ideologią, która pod przykrywką swojej zhumanizowanej wersji — Nowej Lewicy — próbowała zniszczyć nasz świat: Renato Curcio, przywódca Czerwonych Brygad, wraz ze swoimi poplecznikami porwał Aldo Moro, czołowego polityka włoskiej chadecji, by po 55 dniach przetrzymywania w „więzieniu ludowym� w imię „dyktatury proletariatu�, go zabić; Banda Baader-Meinhof, grupa terrorystów niemieckich w czasie swojej ponaddwudziestoletniej historii zabiła kilkanaście osób, jesienią 1977 roku doprowadziła do kryzysu Niemiec; Organizacja 17 Listopada (Epanastatiki Organosi 17 Noemvri) ma na koncie zabójstwa wysokich rangą funkcjonariuszy amerykańskich i greckich. Obecnie şadna z wymienionych organizacji nie istnieje, chociaş Czerwone Brygady walczą dalej. Dziś ich epigoni są według Sergio Segio, jednego z liderów starych brygad: „sprzysięşeniem ludzi mających problemy z alienacją psychiczną�6. Barbarzyńca przeczytał Sołşenicyna, stał się człowiekiem jednowymiarowym, symbolem epoki korporacyjnej, pozbawionym świadomości swojej natury, wyalienowanym ze swojego „ja�, u które-
W roku 2004 Freedom House, amerykańska organizacja zajmująca się propagowaniem demokracji, uznała za wolne 88 spośród 192 krajów świata; w roku 1972 wolne były tylko 42 spośród 145 krajów, jakie wówczas istniały2. Tak więc w ciągu 30 lat liczba wolnych krajów podwoiła się, przy czym ponad 60 procent ma dzisiaj ustrój demokratyczny w takiej czy innej postaci. Francis Fukuyama to ostatnie przejście od dyktatury do demokracji nazwał końcem historii, poniewaş po klęsce państw komunistycznych globalna demokratyzacja stała się nieodwracalną i uniwersalną drogą ku przyszłości. Jej wprowadzenie miało rozwiązać większość powaşnych problemów ekonomicznych i społecznych. Na dłuşszą metę załoşenia te mogłyby się okazać słuszne, jednak przez ostatnie 15 lat takimi się nie okazały. Dlatego Samuel Hunington określił teorię Fukuyamy jako „spiętrzoną euforię�3. Nie będę optymistą ani pesymistą przyznającym laury pierwszeństwa jakiemukolwiek systemowi — po klęsce młodoheglowskich dialektyk nie ma to sensu. Pozostanę realistą. Demokracja jest produktem cywilizacji europejskiej — to banał, ale to właśnie o nim najczęściej zapomina postmodernistyczna politologia. Narodziła się w Atenach, gdzie władzę sprawowali męşczyźni powyşej dwudziestego roku şycia; jej nowoşytna wersja powstała na przełomie XVII i XVIII wieku. W tym czasie na Starym Kontynencie spotkały się pluralizm społeczny, idea społeczeństwa obywatelskiego, wiara w rządy prawa, doświadczenie z organami przedstawicielskimi, rozdział władz duchownych od świeckich oraz indywidualizm połączony z komunitaryzmem, które z kolei stały się przyczyną walk o udział w polityce pomiędzy arystokracją a rodzącą się klasą średnią. W XIX wieku doprowadziło to do pierwszej fali demokracji. Oczywiście, wymienione zjawiska występowały pojedynczo równieş w innych cywilizacjach, razem jednak spotkały się tylko u nas. Dlatego teş nowoşytna demokracja jest dzieckiem kultury Zachodu, jak zauwaşył Arthur Schlesinger junior: „Europa jest źródłem, i to wyłącznym, idei swobód jednostki, demokracji, praworządności, praw człowieka i swobód kulturowych‌ Są to europejskie idee, a nie azjatyckie, afrykańskie czy bliskowschodnie. Takimi stać się mogą jedynie w drodze adopcji�4. Nieszczęściem demokracji jest jej powołanie: „cierpliwe doskonalenie społeczeństwa połączone z nienaruszalnością iures naturale�5 (J.F. Revel) nakazujące działanie do wewnątrz, co implikuje ignorowanie, a nawet przeczenie istnienia zagroşenia znajdującego się poza nim. Natomiast totalitaryzmy (Fichte wprowadził je do filozofii pod nazwą „zamknięte państwa handlowe�) zmuszone są do działania na zewnątrz, a więc explicite zawierają w sobie atak i przemoc, a jako şe funkcjonują w społeczeństwach martwych, ich jedynym wrogiem
161
3JUB 9 JOEE
go ego nie porusza się pomiędzy id i superego. Nasze społeczeństwo, pomimo zniszczonego przez Poppera historycyzmu, uciekło przez to od wolności i zwróciło się w stronę społeczeństwa trybalnego, zamkniętego. Stało się martwe, gdyş zgodnie z organiczną teorią państwa coś tak doniosłego jak walka klas przestało występować: tkanki organizmu konkurują o poşywienie, ale ręka nie ma wrodzonej tendencji do zajęcia miejsca brzucha ani noga głowy. Przyczyną tego kryzysu nie był jednak wyłącznie człowiek masowy, ale totalitaryzm obecny zgodnie z Horkheimerem i Adorno w oświeceniu, oznaczającym jednak nie epokę historyczno-kulturową, lecz „wszystkie formy racjonalizującej, sensotwórczej aktywności człowieka w jego historii, społeczeństwie i kulturze�6. Tak pojmowane oświecenie było odpowiedzialne za narodziny represyjnego ratio, dzielącego świat na pojęcia mające prawo istnieć i na te, które tego prawa nie mają. Dzięki temu, şe prymat rozumu narodził się juş pod koniec XVIII wieku, tendencje represyjne są obecne w całej ponowoczesnej cywilizacji, a przede wszystkich w takich jej wytworach, jak przemysł i nauka, słuşących opanowaniu natury wewnętrznej (człowieka) i zewnętrznej (świata). Dziś w postmodernistycznej nauce i przemyśle pracują fach-idioci, specjaliści w bardzo wąskiej dziedzinie, dycponujący bardzo rozległą wiedzą dotyczącą wąskiej specjalności. Jedynie dyskurs jest wolny od całkowitego, oświeceniowego zniewolenia. Stał się on miejscem, gdzie cenzura miała nigdy nie zniszczyć przekonania o otwartości „wolnego rynku idei� (S. Sierakowski), lecz w Polsce mimo gwałtownego „nowego otwarcia� nastąpiło równie szybkie „nowe zamknięcie�. Po gorącym okresie „rytualnego chaosu� lat 90., kiedy wszyscy uczestnicy debaty mieli siłę i ochotę przynajmniej na manifestowanie własnej toşsamości i odrębności w symulowanej dyskusji, dziś nie pozostało nawet to. Nie ma juş o czym „rozmawiać� (sporne kwestie ani nie zostały rozwiązane, ani nie pociągają juş nikogo), nie ma teş do kogo mówić (z adwersarzami nie prowadzi się dyskusji, z adherentami się nie spiera). Jedyne, co pozostało w większości publicznych dyskusji, to sztuczna, lecz wygodna fasada, charakterystyczna dla wszystkich środowisk naszych publicystów, czego dowodem były spory publicystów „Gazety Wyborczej� i „Znaku� wokół wydania polskiego kształtu dialogu Tischnera czy zupełne pomijanie się milczeniem przez ludzi związanych z „Res Publicą Nową� i „Gazetą Wyborczą� od czasu wyjątkowo „bojowej� wymiany myśli między Markiem Beylinem a Marcinem Królem i Pawłem Śpiewakiem (grudzień 2000), kiedy to znani i utytułowani autorzy zarzucali sobie „awantury w maglu�, odmawiali sobie „miana polemisty�, a nawet grozili „karą prywatną i stosowną� za przypisywanie drugiej stronie antysemickich wypowiedzi.
Niestety, niezgoda majÄ…ca charakter programowy i aprioryczny nie wystÄ…piĹ‚a tylko w Polsce, lecz dotknęła prawie caĹ‚Ä… EuropÄ™. MaĹ‚o tego, staĹ‚a siÄ™ wrÄ™cz najistotniejszym budulcem dla wielu Ĺ›rodowisk, intelektualnych i politycznych, manifestujÄ…cych fundamentalnÄ… niezgodÄ™ z „czerwonymiâ€? lub „czarnymiâ€?. W wiÄ™kszoĹ›ci przypadkĂłw przerodziĹ‚o siÄ™ to we wzrost brutalnoĹ›ci reprodukujÄ…cej siÄ™ w ludziach; ci, ktĂłrych siÄ™ maltretuje, nie sÄ… wychowywani, lecz cofani w rozwoju, rebarbaryzowani. Nie sposĂłb juĹź zignorować diagnozy psychoanalizy, Ĺźe brak dyskursu przemienia libido w agresjÄ™. CzĹ‚owiek masowy katalizuje swojÄ… agresjÄ™, identyfikujÄ…c siÄ™ z gwaĹ‚tem, aby jÄ… przekazać dalej i w ten sposĂłb siÄ™ jej pozbyć. Hegel nie miaĹ‚ racji — czĹ‚owiek nie zawdziÄ™cza paĹ„stwu wszystkiego, czym jest. W rzeczywistoĹ›ci jest odwrotnie, bowiem to my je stanowimy. Po OĹ›wiÄ™cimiu zostaĹ‚ nam narzucony imperatyw kategoryczny: myĹ›leć i dziaĹ‚ać tak, aby nie zdarzyĹ‚o siÄ™ juĹź nic podobnego. Fakt, Ĺźe mogĹ‚o siÄ™ to wydarzyć poĹ›rĂłd caĹ‚ej filozofii, sztuki i oĹ›wiecajÄ…cych nauk, mĂłwi wiÄ™cej niĹź tylko to, Ĺźe ta tradycja nie potrafi owĹ‚adnąć ludĹşmi ani ich zmienić. W samych dziedzinach, w ich emfatycznym domaganiu siÄ™ autarkii, mieszka nieprawda. Wszelka kultura po OĹ›wiÄ™cimiu, wĹ‚Ä…cznie z jej najwnikliwszÄ… krytykÄ…, musi unikać ciszy, braku dyskursu, gdyĹź jest to poczÄ…tek regresu kultury, a wiÄ™c czas, kiedy barbarzyĹ„ca przeĹźywa kolejne narodziny. PaweĹ‚ Ĺšpiewak w ksiÄ…Ĺźce Ideologie i obywatele stwierdza, Ĺźe „najlepszy okres przeĹźywajÄ… paĹ„stwa i narody, gdy dane jest im Ĺźywe, bujne, bogate Ĺźycie polityczne, gdy ujawnia siÄ™ wiele stanowisk ideowych, gdy poszczegĂłlne grupy mogÄ… siÄ™ organizować, gdy stronnictwa, partie, politycy w poczuciu dobra wspĂłlnego debatujÄ…, toczÄ… spory, zawierajÄ… przymierza, dzielÄ… siÄ™. Ĺťadna z racji nie jest niepodwaĹźalna, ale teĹź poszczegĂłlnych propozycji nie uznaje siÄ™ z gĂłry za szaleĹ„cze czy gĹ‚upieâ€?8. Horkheimer, piszÄ…c o swojej teorii, dorzuca do tego krytyczne zachowanie wobec spoĹ‚eczeĹ„stwa i nauki. PamiÄ™tajmy o tym, by nigdy nie obudziĹ‚a nas martwa cisza. Przypisy: 1. Dane za: S. Hunington, JakÄ… przyszĹ‚ość ma demokracja, Warszawa 2004, s. 15. 2. TamĹźe. 3. A. Schlesinger jr, The Coming of the New Deal, vol. 1, Boston 1988, s. 45. 4. J.F. Revel, Jak ginÄ… demokracje , Warszawa 1987, s. 1. 5. J. PaĹ‚asiĹ„ski, Brygady Ĺšmierci, „Wprostâ€?, nr 1097 (07 grudnia 2003), s. 36. 6. M. Siemek, Hegel i ďŹ lozoďŹ a , Warszawa 1998, s. 190. 7. P. Ĺšpiewak, Ideologie i obywatele, Warszawa 1991, s. 19.
162
3JUB 9 JOEE
MACIEJ BACHRYJ
przestrzeń publiczną wypełniają ludzie, którzy demontując ideowe i instytucjonalne podstawy dialogu, narzucają monologiczną jedność dogmatu i przymusu. Te dwa konkurencyjne projekty polityczne są przyczyną rozbieşnych wizji porządku globalnego i sposobu organizowania relacji podmiotów społeczności międzynarodowej, prezentowanych przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską, które swój jaskrawy wyraz znalazły w podejściu do problemu wojny irackiej. Podczas kiedy Europa utoşsamiana jest przez autora z propozycją jedności dyskursywnej, USA preferują koncepcję jedności dogmatycznej. Róşnice te wynikają z odmienności doświadczeń historycznych obu podmiotów. Europa, mając w pamięci traumę dwóch wojen światowych jako katastrofalnych skutków narodowych partykularyzmów, stara się zapanować nad narodowymi ambicjami i unikać dominacji. Wykorzystuje energię antagonizmów w poszukiwaniu rozwiązań, które uwzględniać będą specyfikę tworzących ją podmiotów, stwarzając równocześnie instytucjonalny mechanizm pozwalający je godzić. Stany Zjednoczone z kolei, ufne w swoją siłę i trwałość pozycji światowego hegemona, owładnięte jednocześnie swoistym mesjanizmem, roszczą sobie prawo do narzucenia swej „dobrodusznej hegemonii� całemu światu, w przekonaniu, şe z racji swojej dziejowej misji i dominującej pozycji nie muszą uwzględniać opinii społeczności międzynarodowej. Ta wizja pociąga za sobą działania zmierzające do uniemoşliwienia powstania konkurencyjnej potęgi i konserwowania świata monocentrycznego. W perspektywie tych dwóch konkurujących projektów ocena polskiej polityki zagranicznej poddana zostaje bardzo krytycznej ocenie. Polskie elity polityczne ocenia autor jako siły jednoznacznie destrukcyjne wobec projektu europejskiego i próby realizacji wielocentrycznego porządku światowego. Ich intelektualna słabość powoduje, zdaniem autora, şe podejmują decyzje sprzeczne z interesem Polski. Polska postawiła bowiem na partykularyzm, zlekcewaşyła głos partnerów europejskich, przedkładając własny interes nad dobro całej wspólnoty. Pełniąc rolę amerykańskiego konia trojańskiego, postanowiła realizować interes własny kosztem partnerów. Co więcej, takie rozpoznanie własnych interesów osłabiło jej relacje i związki z sąsiadami, od współpracy z którymi zaleşy jej przyszłość – nie uzyskując w zamian şadnych trwałych korzyści. Unilateralna polityka polskich elit w ramach UE, niezdolność czy niechęć do wypracowania kompromisu, ogólnie rzecz biorąc, niezrozumienie projektu europejskiego i brak gotowości do budowania jedności opartej na dialogu, powodują zaprzepaszczenie szans, jakie otwierają się przed Polską w jednoczącej się Europie.
Rzeczywistość uczy pokory. Kaşdy, kto angaşował się kiedyś w działalność publiczną, wie, na jaki opór napotyka chęć realizacji nawet najszlachetniejszych idei. To doświadczenie, działające niekiedy demobilizująco, jest jednak dla skutecznego działania niezbędne. Dopiero skonfrontowanie myśli z praktyką wyposaşa człowieka w wiedzę, która pozwala zrozumieć złoşoną materię świata polityki. Perspektywy teoretyka i działacza społecznego łączą się w Dwóch koncepcjach jedności, dając w rezultacie obraz, którego nie moşe dostarczyć şadna z nich z osobna. Pierwsza część pracy prezentuje teoretyczne pojęcia słuşące w części drugiej jako narzędzia interpretacji bieşących trendów w polityce międzynarodowej, ze szczególnym uwzględnieniem procesu integracji europejskiej, oraz krytycznej oceny problemów społecznych i politycznych współczesnej Polski. Punkt wyjścia rozwaşań stanowi „agonistyczna koncepcja człowieka� jako istoty wewnętrznie skonfliktowanej, której dąşność do realizacji sprzecznych dąşeń i pragnień stanowi siłę i motyw popychający ją do poszukiwania rozwiązań tej sprzeczności. Ta właściwość natury ludzkiej w róşnym stopniu uwzględniana jest przez róşne formy organizacji politycznej. Odwołując się do dwóch koncepcji wolności: Isaiaha Berlina oraz liberalnego i komunitarystycznego projektu organizacji politycznej społeczeństwa, przedstawia dwie koncepcje jedności wspólnoty ludzkiej, dwie odmienne metody jej organizowania. Pierwsza polega na narzuceniu członkom wspólnoty pewnego dogmatu jako spoiwa zapewniającego jej trwałość, druga opiera się na negocjowaniu i szukaniu porozumienia; pierwsza domaga się rezygnacji z wszelkiej odmienności nieprzystającej lub kontestującej czynnik spajający, druga otwiera pole do dialogu, w którym dochodzi się do konsensusu. Ten dylemat uwaşa autor za kluczowy dla zrozumienia dynamiki konfliktów politycznych współczesnego świata. Dwie filozofie polityczne konkretyzują się w doktrynie i materializują w praktyce politycznej; uzyskując moc strukturotwórczą, definiują i hierarchizują role i prawa jednostki. W obu odnaleźć moşna zaląşek ich własnego kryzysu. Pierwsza, odmawiając prawa do akceptacji i ekspresji róşnorodności, zadaje gwałt ludzkiej podmiotowości, hodując tym samym postawy buntu i odmowy. Druga natomiast wręcz domaga się ciągłego potwierdzania podmiotowości poprzez uczestnictwo w procesie permanentnego negocjowania zasady spajającej. Jednocześnie pozostawiając tę kwestię wolnemu wyborowi jednostki, naraşa się na jej dobrowolne wycofanie, interpasywność członków wspólnoty, którzy onieśmieleni umiejętnościami innych uczestników dyskursu, wzbraniają się od udziału w nim, popadając w stan publicznej agorafobii. Opuszczoną w ten sposób
163
3JUB 9 JOEE
Dwie koncepcje jedności to takşe, rzadki w polskiej debacie publicznej, głos sceptycyzmu wobec procesów globalizacji. W nich dopatruje się autor przyczyn tzw. wojny z terroryzmem, zyskującej w ksiąşce miano trzeciej wojny światowej, przy czym strony tego konfliktu definiuje autor w sposób odmienny od ideologów tej wojny. Jedną ze stron są siły globalnego kapitalizmu, dąşące do ekspansji niezbędnej dla ich dalszego rozwoju. Globalizacja, jak twierdzi autor, przyczynia się do atrofii państwa i ograniczenia jego prerogatyw na rzecz głównego motoru i beneficjanta globalizacji – międzynarodowych korporacji. Zawłaszczając państwo, czynią z niego instrument poszerzenia obszaru swojej dominacji. W tym procesie upatruje autor genezy wojny irackiej, która toczy się w czysto ekonomicznym interesie korporacji. Stroną przeciwną są siły oporu przeciwko tejşe ekspansji. Utoşsamiając ją z ideami liberalizmu i demokratyzmu, formułują swój program walki w oparciu o ich przeciwieństwo: idee tradycjonalistyczne, etnocentryczne i religijne. Obie ideologie mają stanowić ilustrację rozróşnienia między pojęciami społeczeństwa otwartego i wspólnoty. Nie do końca jednak moşna się zgodzić z takim przedstawieniem problemu. Liberalizm w swojej zideologizowanej wersji, stanowiącej rodzaj nowego mesjanizmu, jest równie ekskluzywistyczną i dogmatyczną koncepcją jak religijny fundamentalizm. Iracka zawierucha pokazuje, şe moşe doskonale słuşyć jako narzędzie i uzasadnienie dominacji, tym bardziej jeśli, jak wynikałoby z tekstu, idee społeczeństwa otwartego stanowić mają ideologiczne uzasadnienie ekspansji globalnego kapitalizmu. Pytanie zatem, czy opór budzą same idee, czy teş fakt, şe są one realizowane w taki, a nie inny sposób? Czy skojarzenie idei społeczeństwa otwartego z ekspansywnym kapitalizmem, postrzeganym w wielu regionach świata jako instrument dominacji i wykluczenia, nie zaprzepaściło szansy na rozwój demokracji w tych regionach? Kaşda opinia w kwestiach politycznych musi wywołać reakcję, zawsze znajdzie się ktoś broniący tezy przeciwnej. Praca profesora Chmielewskiego jest głosem w bieşących zagadnieniach politycznych i z jego tezami, wnioskami i wynikającym stąd programem moşna się zgodzić lub z nimi polemizować. Ale nawet gdyby udowodnić niezbicie błędność wszystkich postawionych przez autora twierdzeń, ksiąşka ta i tak będzie cennym głosem w dyskusji. Wydaje się bowiem, şe najwartościowszym elementem Dwóch koncepcji jedności jest nie tyle postulowany projekt społeczny czy dyskusja nad nim, ale postawa i perspektywa autora. Idea społeczeństwa otwartego znajduje wyraz w samej metodzie analizy problemów społecznych i politycznych. Gotowość do dialogu, umiejętność przyjęcia punktu widzenia oponenta powodują, şe w refleksji nie ma miejsca na uproszczenia w stylu „osi zła� i „sił dobra�. Dyskursywna postawa pozwala zrozumieć postępowanie przeciwnika i co więcej, dostrzec w nim logiczną reakcję na własne działania, otwierając tym samym przestrzeń, w której skonfliktowane strony mogą – jeśli zechcą – się spotkać.
Niestety, pewien dysonans wzbudza wstÄ™pna część ostatniego rozdziaĹ‚u. PiszÄ…c o znaczeniu Jana PawĹ‚a II dla PolakĂłw, autor wydaje siÄ™ popadać w ten sam ton, ktĂłry jako jedyny dopuszczalny towarzyszyĹ‚ narodowej rozpaczy po papieĹźu. Nie mam tu na myĹ›li refleksji nad papieskimi dokonaniami, lecz stosowanie wielkich kwantyfikatorĂłw, ktĂłre majÄ… przykrÄ… moc wykluczajÄ…cÄ…. PiszÄ…c, Ĺźe „nikt nie jest uodporniony na te uczucia, o miĹ‚oĹ›ci i sympatii, ktĂłrÄ… zyskaĹ‚ w nasâ€?, jego bliskoĹ›ci „do kaĹźdego z nas pojedynczoâ€?, o bĂłlu, „jaki zadaĹ‚a nam wszystkim jego Ĺ›mierćâ€?, mimowolnie odmawia prawa do bycia częściÄ… wspĂłlnoty kaĹźdemu, kto uczuć tych nie podzielaĹ‚ lub miaĹ‚ do osoby papieĹźa stosunek ambiwalentny. Przez takÄ… formÄ™ opinie przeciwne jawiÄ… siÄ™ jako nieuprawniona aberracja wykraczajÄ…ca poza pewnÄ… niekwestionowanÄ… oczywistość. Jednak to nie papieĹź stanowi temat przewodni rozdziaĹ‚u, ale raczej stosunek PolakĂłw do jego osoby jawi siÄ™ jako bodziec do refleksji nad kondycjÄ… polskiego spoĹ‚eczeĹ„stwa. Wbrew temu, co sugerować moĹźe obfitość dowodĂłw oddania i uwielbienia, polskie spoĹ‚eczeĹ„stwo w swojej masie nie jest w stanie podjąć etycznego wyzwania, ktĂłre stawia przed nim papieska nauka. Sam akt uwielbienia zastÄ™puje realizacjÄ™ i przeĹźywanie papieskiego przesĹ‚ania, jest rodzajem egzorcyzmu odczyniajÄ…cego winy i zwalniajÄ…cego od dziaĹ‚ania, uwielbienie dobra w nim zwalnia od koniecznoĹ›ci bycia dobrym. Interpasywność tej relacji wydaje siÄ™ powodować, Ĺźe dla wielu PolakĂłw papieĹź co najwyĹźej wielkim czĹ‚owiekiem byĹ‚. Tego pesymistycznego obrazu polskiego spoĹ‚eczeĹ„stwa dopeĹ‚niajÄ… rozdziaĹ‚y poĹ›wiÄ™cone polskiej lewicy i polskiej przestrzeni politycznej, wypeĹ‚nionej politykÄ… pogardy. W ich Ĺ›wietle wydaje siÄ™, Ĺźe zarĂłwno polskie elity, jak i spoĹ‚eczeĹ„stwo, kulturowo, psychologicznie i strukturalnie, nie sÄ… w stanie wyĹ‚onić z siebie liczÄ…cej siÄ™ siĹ‚y modernizacyjnej, partii nowoczesnej lewicy, majÄ…cej szanse na stworzenie pluralistycznego, tolerancyjnego, otwartego spoĹ‚eczeĹ„stwa. Choć wniosku tego autor nie stawia wprost, to jednak lista piÄ™trzÄ…cych siÄ™ trudnoĹ›ci w realizacji tego celu wydaje siÄ™ kumulować w takÄ… wĹ‚aĹ›nie pesymistycznÄ… konkluzjÄ™. Wyczuwalny ton osobistego zaangaĹźowania w Ĺźadnym stopniu nie wpĹ‚ywa na jasność i precyzyjność wykĹ‚adu, przeciwnie – udowadnia, Ĺźe daje siÄ™ ono pogodzić czy wrÄ™cz umoĹźliwia i motywuje do bezkompromisowej wiwisekcji otaczajÄ…cej rzeczywistoĹ›ci. Interwencyjny charakter pracy objawia siÄ™ nie tylko w formuĹ‚owanej diagnozie i poşądanych kierunkach zmian. Rzeczywistość, ktĂłrÄ… zarysowuje przed czytelnikiem autor, moĹźe w rĂłwnym stopniu przygnÄ™biać, co prowokować do aktywnoĹ›ci. Trudno powiedzieć, czy wizja ta jest rezultatem osobistego rozczarowania, ale z caĹ‚Ä… pewnoĹ›ciÄ… stanowisko autora jest wyrazem osobistej niezgody na status quo. Praca profesora Chmielewskiego jest nie tylko analizÄ… teoretycznÄ…; stanowi zaproszenie do dziaĹ‚ania na rzecz zmiany i prowokuje do praktycznej interwencji i zaangaĹźowania w rzeczywistość spoĹ‚eczno-politycznÄ…. Adam Chmielewski: Dwie koncepcje jednoĹ›ci. Interwencje ďŹ lozoďŹ czno-polityczne, OďŹ cyna Wydawnicza Branta, Bydgoszcz 2006
164
3JUB 9 JOEE
ALEKSANDRA KOĹš
Adam Sikora, historyk idei i myśli społecznej, emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego, zajął się w swojej ostatniej ksiąşce, Między wiecznością i czasem, mówiąc w skrócie: teodyceą. Ten sam fakt moşna teş ująć inaczej. Oficjalna notka wydawcy oznajmia, şe: „Nawiązując do poglądów róşnych filozofów, autor zajmuje się m.in. takimi problemami jak pogodzenie ludzkiego cierpienia z miłosierdziem i dobrocią Boga oraz poglądy Adama Mickiewicza dotyczące relacji człowiek – Bóg, ducha i ciała, czasu i struktury świata�. Sikora, rozpatrując przypadek Hioba i przyglądając się późnej wierze Mickiewicza, stara się uzasadnić teodyceę oraz teleologię, przekonanie, şe świat celowo zmierza w określonym (dobrym) celu, wyznaczonym przez Boga, Boga religii chrześcijańskiej, a wszelkie zło spotykane na świecie jest środkiem realizacji absolutnie dobrych, aczkolwiek dla nas niepojętych boşych planów. We współczesnej rzeczywistości niemoşliwa jest juş wszakşe wiara w linearny rozwój, postęp świata ku dobremu; niemoşliwe jest ujmowanie historii jako ciągłej i trzeba przyznać, autor zdaje sobie z tego sprawę. Z tego teş względu problematyzuje nieco zakładaną przez teleologię ciągłość i mówi o relacji konfliktowej „między historią i eschatologią, porządkiem dziejowych wydarzeń a moralno-religijnym planem świata� (s. 43). Jednak nawet na przykładzie tego zdania moşemy wywnioskować stabilność, określoność chrześcijańskiej wizji świata przedstawianej przez Adama Sikorę w Między wiecznością i czasem. Mamy w nim bowiem i „porządek dziejowy�, i „moralno-religijny plan świata� – jednym słowem: załoşenie linearnego i uporządkowanego charakteru świata. Taką wizję świata Sikora uwaşa za konieczną dla człowieka, czy teş za jedyną moşliwą do usatysfakcjonowania człowieka, pisząc wprost: „Pragnienie istnienia w świecie przejrzystym, którego mechanizmy i cele dają się zrozumieć oraz zaakceptować, nie stanowi przecieş efemerycznej zachcianki, lecz zdaje się trwałym składnikiem człowieczej kondycji� (s. 12). Z tej perspektywy konieczne zdaje się uprawnienie dla teodycei, uzasadnienie konieczności zła w naszym świecie jako środka zmierzającego do osiągnięcia większego dobra (s. 16). Tę samą miarę, jaką Adam Sikora przykłada do świata, przykłada takşe do samego siebie. Opowiadając historię swojego zaangaşowania w ruch komunistyczny, usprawiedliwia się wieloma czynnikami: młodzieńczą naiwnością, szlachetną wiarą w przekroczenie niedogodności chwilowych nadziei na lepsze jutro, „racjonalizmem� przetrwania. Nie stara się on pozbyć odpowiedzialności za swoją dawną wiarę w komunizm. Stwierdza, şe szczerze i uczciwie uwierzył w doktrynę
(s. 105) i Ĺźe sam nie moĹźe sobie wytĹ‚umaczyć Ĺ›lepoty na zĹ‚o tamtej rzeczywistoĹ›ci (s. 105). W geĹ›cie symptomatycznej samokrytyki mĂłwi o „skazach charakteruâ€?, tĹ‚umaczy je okolicznoĹ›ciami, odwoĹ‚uje siÄ™ do „psychologii, przeĹźycia grozy, potrzeby pewnoĹ›ci, pragnienia zakorzenienia i nadzieiâ€? (s. 107). Sikora opisuje bolesny proces przechodzenia od wiary w marksizm do wiary w Boga. OdnoszÄ…c siÄ™ do czasĂłw komunizmu, pisze o rozbieĹźnoĹ›ci Ĺ›rodkĂłw i celĂłw, o „zamulajÄ…cej umysĹ‚yâ€? instrumentalnej interpretacji Marksa (s. 121), o mrocznym, odstrÄ™czajÄ…cym Ĺ›wiecie „prowokacji, brutalnej siĹ‚y, zbrodni, zdrad, walk frakcyjnych i politycznych procesĂłwâ€? (s. 118). Nie polemizuje jednak w Ĺźaden sposĂłb z doktrynÄ… marksizmu, nie przyglÄ…da siÄ™ jej w sposĂłb teoretyczny. Nie o teoriÄ™ tu bowiem chodzi, ale o wiarÄ™. Tym, co dawaĹ‚ Sikorze marksizm, byĹ‚a koherentna wizja Ĺ›wiata, rozwijajÄ…cego siÄ™ dziÄ™ki naszemu współudziaĹ‚owi ku Dobru. To teĹź straciĹ‚, ze wzglÄ™du na obserwowanÄ… przez niego rozbieĹźność praktyki. To teĹź zyskaĹ‚ wraz z wiarÄ… w Boga. ZresztÄ… mĂłwi wprost, Ĺźe wierzyĹ‚ w marksizm, Ĺźe przestaĹ‚ weĹ„ wierzyć, Ĺźe potrzebowaĹ‚ wierzyć, Ĺźe wierzy w Boga‌ No dobrze, ale do czego potrzebny jest Sikorze pomiÄ™dzy rozdziaĹ‚em poĹ›wiÄ™conym Hiobowi a częściÄ… potÄ™piajÄ…cÄ… udziaĹ‚ autora w ruchu komunistycznym Mickiewicz i późny polski romantyzm? OdpowiedĹş na to pytanie jest kilkustopniowa. Sikora opisuje romantyzm, ktĂłry jego zdaniem moĹźna zasadnie postrzegać z dwĂłch perspektyw: jako afirmacjÄ™ czasu i jako jego przezwycięşenie (ku wiecznoĹ›ci) (s. 39). Te dwie perspektywy wyznaczajÄ…, zdaniem autora, jednÄ… z podstawowych antynomii „pomiÄ™dzy realnoĹ›ciÄ… czasowÄ… czĹ‚owieczego istnienia a ustawicznym pragnieniem wiecznoĹ›ciâ€? (s. 39-40). Czas ziemski Sikora opisuje w terminach negatywnych, jako antytezÄ™ wiecznoĹ›ci, jako rodzaj „rzeczywistoĹ›ci pozornej, pozbawionej ontologicznego ufundowania (‌) [istniejÄ…cy – A.K.] tylko w czĹ‚owieku i przez czĹ‚owiekaâ€? (s. 50), a pojawiajÄ…cy siÄ™ wtedy, „kiedy czĹ‚owiek odwraca siÄ™ od wiecznoĹ›ci, swego prawdziwego powoĹ‚ania i wiedzie egzystencjÄ™ w Ĺ›wiecie pozorĂłw, ulegajÄ…c presji zmysĹ‚Ăłwâ€? (s. 51). Przekroczenie przygodnoĹ›ci, czasu, siebie samego ku wiecznoĹ›ci i Bogu Sikora przedstawia jako drogÄ™ wyzwolenia, jako proces obumierania „starego czĹ‚owiekaâ€? i narodzin „czĹ‚owieka nowegoâ€? (s. 52-53) – niebÄ™dÄ…cÄ…, zdaniem autora, tylko aktem negatywnym, ale takĹźe aktem pozytywnym, aktem aďŹ rmacji „czĹ‚owieka wewnÄ™trznegoâ€? i rozbudzenia pragnienia Ĺ›wiÄ™toĹ›ci‌ (s. 53). Tym, czego za pomocÄ… rozwaĹźaĹ„, jak przywoĹ‚ane powyĹźej, Sikora chce dokonać, jest poĹ‚Ä…czenie czasu z wiecznoĹ›ciÄ… w taki sposĂłb, by okazaĹ‚y siÄ™ one dwoma
165
3JUB 9 JOEE
socjalizmu�. „Błąd�, poniewaş: „Kaşdy człowiek ma nie tylko prawo, lecz obowiązek kroczyć ››drogami i sposobami, wynajdywanymi trudem własnym‚‚, a więc działać zawsze w imię własnej wolności oraz w zgodzie z własnym poczuciem moralnym� (s. 74-75).
aspektami istnienia Absolutu (s. 76), włączenie Boga w historię i jej dzięki temu rozgrzeszenie czy usprawiedliwienie. Takie zabiegi są Sikorze potrzebne do usprawiedliwienia pewnego określonego czasu historycznego, a mianowicie okresu realnego socjalizmu w Polsce. Zaproponowana przez autora perspektywa spoglądania na realny czas ludzki przez pryzmat wieczności umoşliwia przedstawienie czasów PRL jako przygodnego, ludzkiego czasu, który choć niechlubny, uzyskuje sens z perspektywy wieczności. Umoşliwia mu ona takşe usprawiedliwienie drogi şyciowej autora, jako drogi od błędów młodości do narodzin „nowego człowieka�, do wiary w Boga. Sikora stara się uzasadnić zaistnienie zarówno PRL-u, jak i ideologii komunistycznej, w jego świadomości. Czyni to za pomocą wiązania ich z „błędem socjalistycznym� romantyzmu, z potępieniem indywidualizmu w paryskim Kole Sług Sprawy Boşej, prowadzonym przez Andrzeja Towiańskiego (którego aktywnym członkiem był teş Adam Mickiewicz) oraz z wywyşszaniem – kosztem indywidualizmu „miłości�, „braterskości� i „poświęcenia� – kolektywizmu (s. 72-73). Te, wydawałoby się skądinąd, pozytywnie waloryzowane przez Sikorę kategorie, wyrosłe z rozwaşań mistycznych kółka Towiańskiego, połączone z wolą czynu rewolucyjnego, wyrodziły się, zdaniem autora, w „błąd
Praca Adama Sikory Między wiecznością i czasem nie wnosi, niestety, nic nowego ani istotnego do współczesnej refleksji teoretycznej. Pomimo dobrych intencji nie moşna jej nawet przypisać głębi badań ani szerokich odwołań filozoficznych. Adam Sikora zajmuje się tylko kilkoma klasycznymi problemami: duchem i ciałem, wiecznością i czasem, celowością i przypadkowością, dobrem i złem, człowiekiem i Bogiem; i to w klasyczny sposób. Z pełną powagą podchodzi do tradycyjnych dychotomii, ani słowem nie odnosząc się do współczesnej, postmodernistycznej krytyki ich zasadności. Moşna odnieść wraşenie, şe nie o dyskusję merytoryczną tu chodzi, ale o próbę uprawomocnienia religijnej wizji świata. Dlatego teş skąpe odwołania filozoficzne i brak istotnej problematyzacji wybranych zagadnień w stosunku do współczesności są w tym miejscu całkowicie uprawomocnione. Adam Sikora, Między wiecznością i czasem , Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, stron 128
Rewolucja magĂłw? EWA MISZCZUK
KsiÄ…Ĺźka Millennium Hakima Beya (czyli Petera Lamborna Wilsona) zawiera cztery eseje poprzedzone wywiadem z tym anarchistycznym guru alterglobalistĂłw. Przyswojenie lektury utrudnia jÄ™zyk, jakim jest napisana. A raczej wraĹźenie, iĹź zapisane kartki oddajÄ… na Ĺźywo tok myĹ›lenia autora, obdarzonego nieprzeciÄ™tnÄ… zdolnoĹ›ciÄ… kojarzenia faktĂłw oraz mieszania ze sobÄ… ustalonych porzÄ…dkĂłw kulturowych. Jak siÄ™ okazuje w trakcie lektury, sposĂłb „podaniaâ€? wynika bezpoĹ›rednio z samych treĹ›ci, jakie skĹ‚adajÄ… siÄ™ na przesiÄ…kniÄ™tÄ… metaďŹ zykÄ… wizjÄ™ współczesnego Ĺ›wiata i miejsca w nim autora jako zdeklarowanego rewolucjonisty. Kaskady sĹ‚owne czÄ™sto trÄ…cÄ… stylem postmodernistycznego, barokowego dyskursu, ale nie sÄ… one literackim
popisem – słuşą raczej złamaniu estetyki racjonalnego wywodu i wywołaniu myślowego kipienia u odbiorcy.
Przebudzenie w Nowym Średniowieczu Nasz autor twierdzi, iş obudził się pewnego dnia nie w innej, lecz w inaczej postrzeganej rzeczywistości. Kolejny raz – w przypadku ideologów współczesnej rewolucji – dowiadujemy się, iş nadszedł oto taki dzień, w którym dotychczasowa wizja świata okazała się nie tyle niewystarczająca, co całkowicie fałszywa. Moment ideologicznego „przebudzenia�, jak wspomina Bey w wywiadzie, poprzedziło kilka lat rozwaşań.
166
3JUB 9 JOEE
łeczeństwa, ale i intelektualistów. A takşe artystów, którzy częściej wybierają gonitwę za mamoną, przyczyniając się do kulturowej degradacji. Od uświadomienia sobie moşności działania do aktywności juş tylko krok. „Jesteśmy przyskrzynieni� – dla Beya nie ulega wątpliwości fakt, iş nadchodzi światowa rewolucja. Jak na tego autora przystało, nie dostarcza on niezbitych dowodów, ale wskazuje na irracjonalne symptomy, nakazujące przeczuwać wielki przewrót: „Nigdy nie ma odpowiedniego momentu na zdeklarowanie siebie jako rewolucjonisty. Nieustający heretycy, my juş wybraliśmy, jakby w poprzednim wcieleniu lub w mitycznym czasie poza czasem, tak jakby wszystko w nas przemyślało samo siebie z nami lub bez nas, a odmowa była rodzajem chłodnej przedśmierci, poddaniem się makabrze� (Millennium, s. 38).
Autor Millennium zwykł myśleć o świecie jako bycie trójczłonowym – zbudowanym na zasadzie naczyń połączonych i złoşonym, jak kaşdy z nas wie doskonale – z Pierwszego, Drugiego i Trzeciego Świata. Z wpisaną w taki trójpodział logiką myślenia, zgodnie z którą zamieszkujący, ale odrzucający i de facto nienaleşący do şadnego z dwu pierwszych światów, są skazani na los outsiderów – obserwatorów.
I zadzwonił budzik Jeśli przyjąć wersję autora, to lektura Millennium ma nas zerwać na równe nogi, bo o taki niecny zamysł posądzam Beya. Przyznam, iş sama nieraz wieściłam nadejście Nowego Średniowiecza – skazując siebie na widok pukających się w czoła dyskutantów. Tymczasem, czytając wywody Beya, dowiadujemy się, şe juş dawno w tej epoce tkwimy, od kilkunastu dobrych lat... Wilson słusznie stwierdza, iş posługując się koncepcją trójczłonowego świata, popełniamy logiczny błąd, poniewaş wraz z Murem Berlińskim runął Drugi Świat – opozycyjny wobec kapitalistycznego. Drugi – komunistyczny, który przybrał w Środkowo-Wschodniej Europie postać tzw. „realnego socjalizmu�. Lecz kaşdy prawdziwy komunista i socjalista stwierdzi, iş była to ideologiczno-strukturalna karykatura. Bey, trzeba mu przyznać, odróşnia duchowy komunizm (i anarchizm) od wersji tychşe oddanych władzy Rozumu. Początki Millennium sięgają więc lat 90. ubiegłego stulecia, najogólniejszym zaś jego rysem jest panowanie jedynej słusznej koncepcji, wspieranej przez dominującą kulturę mediów. Świat opanował stechnicyzowany, racjonalistyczny światopogląd. W związku z tym bardzo interesujące są współczesne losy idei Oświecenia. Racjonalistyczna i zsekularyzowana kultura rodziła się przecieş w jawnej opozycji w stosunku do ówcześnie obowiązującej religijnej koncepcji świata. Dziś natomiast współgra z nastawionym na zysk, techniczno-racjonalnym ekonomicznym i laickim, acz parareligijnym, Nowym Średniowieczem. W tym sensie kapitalistyczni ekonomiści, „stara lewica� oraz antyreligijna „nowa lewica� podzielają „świadomość naukową�. Millennium jest światem globalnego kapitału i jedynie słusznej prawdy, w którym kulturowa „identyczność przebrana jest za róşnicę�, jedność zaś pociąga za sobą wszechobecną alienację. Kapitalizm bowiem, uwolniony od swej ideologicznej opozycji (komunizmu), jako jedyny zwycięzca wypowiada wojnę wszystkim „alternatywom�. A wywołana do tablicy opozycja staje twarzą w twarz z globalnym smokiem.
Nie pirat, ale pilot We wstÄ™pie do polskiego wydania Bey – jako kontrkulturowy buntownik – porĂłwnany zostaĹ‚ (przez Konrada Szlendaka) do pirata dryfujÄ…cego po morzach usĹ‚anych gumowymi wyspami. Nie wydaje mi siÄ™ to najlepsze porĂłwnanie, choć porywajÄ…ce estetycznie (coĹ› mnie zawsze w wizerunku pirata pociÄ…gaĹ‚o), jednak chyba nie do koĹ„ca trafne. Zgodnie bowiem z zaproponowanym przez Roberta Mertona socjologicznym podziaĹ‚em dewiacyjnych zachowaĹ„ na innowacjÄ™, rytualizm, wycofanie oraz bunt (R.K. Merton, Teoria socjologiczna i struktura spoĹ‚eczna, PWN, Warszawa 2002, s. 197-222), pirat byĹ‚by przecieĹź innowatorem jedynie. Bo gnajÄ…c po morzach z noĹźem w zÄ™bach oraz papugÄ… na ramieniu i poszukujÄ…c Ĺ‚upĂłw, realizuje on wartoĹ›ci powszechnie akceptowane, a wiÄ™c chęć zdobycia lub powiÄ™kszenia majÄ…tku. ZĹ‚amane zostajÄ… i zaproponowane tylko wĹ‚asne sposoby realizacji tak wyznaczonego celu – sposoby Ĺ‚amiÄ…ce obowiÄ…zujÄ…ce normy. Rzezimieszki, maďŹ osi i piraci sÄ… wiÄ™c ludĹşmi systemu, ktĂłrym zamkniÄ™to „normalneâ€? drogi uczestniczenia w nim. Współczesne spoĹ‚eczeĹ„stwa w wiÄ™kszoĹ›ci konformistycznie bÄ…dĹş rytualnie uczestniczÄ… w porzÄ…dku kulturowo-spoĹ‚ecznym, bezwiednie miÄ™toszÄ…c pilota od telewizora, bezdyskusyjnie biegajÄ…c po marketach lub w poczuciu winy ĹźebrzÄ…c pod Ĺ›wiÄ…tyniami konsumpcji. Buntownik natomiast odrzuca nie tylko dominujÄ…ce sposoby postÄ™powania, nie tylko omija z niechÄ™ciÄ… „normalneâ€? Ĺ›cieĹźki. On obraca siÄ™ na piÄ™cie i podÄ…Ĺźa w innym kierunku. Nie jest piratem, jest magiem lub czarownicÄ… Nowego Ĺšredniowiecza. Nowe Ĺšredniowiecze, w przeciwieĹ„stwie do swego niezgĹ‚Ä™bionego poprzednika, jest nieludzkie, stechnicyzowane i alienujÄ…ce. ZostawiÄ™ dziĹ› na boku sprawÄ™ uwarunkowaĹ„ ekonomicznych, choć sÄ… one pewnie oczywiste dla Beya, przywoĹ‚ujÄ…cego Marksa. Oficjalna kultura jest Ĺ›wiadomoĹ›ciowym korelatem panujÄ…cego systemu spoĹ‚eczno-ekonomicznego. TriumfujÄ…ca kulturalna instytucja, jakÄ… jest telewizja obezwĹ‚adniajÄ…ca wiÄ™kszość czĹ‚onkĂłw spoĹ‚eczeĹ„stwa w ich wĹ‚asnych fotelach – stanowi symbol-realizacjÄ™ kultury Nowego Ĺšredniowiecza. Bunt – w wielkiej przenoĹ›ni – oznacza nie przejÄ™cie, a odrzucenie pilota. W pierwszym przypadku pozostajemy w ramach technologicznego Ĺ›wiata, ktĂłry jest skutkiem rozwoju kapitalistycznej produkcji. Bey widziaĹ‚ „zimnÄ… wojnÄ™â€? miÄ™dzy kapitalizmem a blokiem komunistycznym jako walkÄ™ o technologiczny i jednostronny przekaz biernie odbierany przez „wĹ‚adcĂłwâ€? pilota. Trzecia Droga, alternatywna wobec dwu wymienionych propozycji, oznacza dĹźihad z „globalnÄ… maszyneriÄ…â€? wszelkiej maĹ›ci. Jest two-
Antypesymizm przyskrzynionych Świadomość taka moşe doprawdy powalić z nóg i skutecznie zapędzić z powrotem do łóşka. Ale moşe równieş przynieść przeciwny skutek – działanie. Wizja Nowego Średniowiecza jest z pewnością pesymistyczna, ale moşe spowodować w nas pęd powrotu do naiwnego optymizmu (względnie intelektualnej hibernacji) lub teş do trzeciej z moşliwych postaw. Pesymista to ponoć optymista, który się dowiedział. Kim byłby antypesymista? Definicję nowego pojęcia zyskujemy dzięki rozmowie z Beyem, zamieszczonej w omawianej pozycji. Antypesymista zatem jest tym, który się dowiedział, stracił pogodę ducha, lecz jednocześnie zaczyna poszukiwanie rozwiązań. I tu natrafia na szereg przeszkód, a szczególnie na społeczną obojętność i nihilizm, nie tylko większości spo-
167
3JUB 9 JOEE
rzeniem zróşnicowanego, metafizycznego świata, poprzedzonym rewoltą opartą na magii i okultyzmie. Religijna forma „jedynego świata� sprawia bowiem, şe „opozycja musi takşe przybrać religijną formę w ponownym oczarowywaniu kontrwyobraşeń�. Nie chodzi tu o modne odłamy New Age, które są produktami sprzedawanymi spragnionym metafizyki mieszczuchom. Chodzi o dogłębną zmianę koncepcji świata i şycia, naszych relacji międzyludzkich, sposobów postrzegania, o odmienną hierarchię wartości i nowe sposoby poruszania się w rzeczywistości. Mowa więc o duchowej rewolucji, której tradycje moşna znaleźć wśród wielu religii, przekonuje Bey. Czyşby współczesny buntownik musiał podwaşać nie tylko logikę kapitalizmu, ale równieş idee oświeceniowe?
jach w całkiem zwykłych mieszkaniach, są wylęgarnią buntu. Moşe te wszystkie wstydliwie chowające swe myśli czarownice, proponujące wizję świata przesiąkniętego inną niş obowiązująca realnością, mają rację? Póki co ani magowie, ani czarownice nie zbierają się na sabatach, by we wspólnocie oddawać się twórczemu wyzwoleniu. Póki co, bardziej mają szanse trafić na przymusowe leczenie – przywracanie do normalności, anişeli na triumfujący marsz na metafizyczne barykady. Póki co, cierpią samotnie katusze, zepchnięci na margines społecznej oczywistości jedynej prawdy i otoczeni atmosferą psychicznej niemocy. Ale moşe jednak (przynajmniej niektórzy z nich) mają rację? Jesteśmy na etapie stawiania pytań i choć strasznie mnie korci, by dopisać swój pogląd, pozostawię te pytania otwartymi.
Na dşihad ruszają szamani i czarownice Hakim Bey, Millennium , przeł. Konrad Szlendak, Wydawnictwo „Inny Świat�, Mielec 2005
Tak przebudzona, popijam kawę i się zastanawiam. Moşe ci wszyscy magowie, chowający się dziś po zamkach (do których trafiał nasz autor) i we własnych poko-
����������������
����������������� ����������������� �������������������������
REKL AMA
���������������������������������� ������������������������������ ���������������������������������� ������������������������� ��������������������������������������� ����������������������������
ďż˝ ďż˝
����������������� ��������������
��������������������������������������������������������������������������������� ����������������������������������������������������������� �������������������������������������������� ��������������������������������������������������������������������������� �����������������������������������������������������������������������������������������������������������������
��������������������
����������������������������������������������������������������������������������������������������������������������
�������������������������������������������������������������������������������������������������
168
3JUB 9 JOEE
Czy to świat oszalał? EWA GROSZEWSKA
niepotrzebnym roztrząsaniem swego şycia, to oznacza, şe ma problemy ze sobą i powinien udać się do specjalisty. Skoro człowiek nie daje sobie sam rady, to znaczy, şe z pewnością dają o sobie znać jakieś nierozwikłane doświadczenia z procesu pierwotnej socjalizacji z okresu dzieciństwa, jakieś toksyczne relacje z rodzicami, stłamszone emocje, moşe teş dochodzić do głosu niedojrzałość osobowości. Wobec tego naleşy poddać taką osobę terapii, by przywrócić jej właściwą postawę wobec świata, przywrócić motywację do sprawnego w nim funkcjonowania. Czasem moşna postąpić prościej i przepisać po prostu prozac. Efekty takiej kuracji są „znakomite�, człowiek widzi wszystko w „róşowych kolorach�, „uśmiecha się�, nawet na myśl o tak dotkliwej dotychczas samotności. Czasem ma jednak potrzebę porozmawiania z kimś o sobie i swoich problemach, a przecieş nie moşna sobą obarczać innych ludzi, nikt nie ma czasu, świat toczy się dalej. Wtedy trzeba sobie poszukać psychoanalityka, który wytłumaczy, co dzieje się źle, skąd te ciągłe napięcia i depresje. Przyczyny trzeba szukać w sobie, dorosnąć i nauczyć sobie radzić z emocjami. Za wizyty trzeba płacić, i to całkiem spore sumy. Okazuje się, şe leczenie nieprzystosowanych dusz to całkiem niezły interes. I moşe rzecz w tym, by wyciągać pieniądze od cierpiących psychicznie? Jeśli tak, to moşe cały ten „przemysł psychiatryczny� to konfabulacja? Moşe wcale nie chodzi o to, by komuś psychiczną jakość şycia poprawić, ale o to, by czuł się dobrze tylko wtedy, gdy nieustannie korzysta z pomocy specjalistów? Bo przecieş istnieją sytuacje, na które nikt nie ma wpływu, jak tragedie związane ze śmiercią bliskiej osoby, kataklizmy przyrodnicze, wypadki. Człowiek ma prawo wówczas nie wytrzymać napięcia. Ale co wtedy, gdy nie wytrzymuje całego şycia? A moşe to şycie jest ciągłą tragedią? W sensie obiektywnym – nie metafizycznym, lecz społecznym. Jeśli pojawia się taka refleksja, to oznacza, şe podąşa się w stronę drugiej perspektywy. Najpierw zaczyna się wątpić we wspaniałość świata i jeśli ma się odwagę przestać winić siebie za taką wątpliwość, zaczyna się kontestować zasady jego funkcjonowania. Cała myśl humanistyczna opiera się na rozumowaniu, które wiąşe cierpienie człowieka z kształtem rzeczywistości społecznej. Jeśli towarzyszy temu niezgoda na to cierpienie, to zaczyna kiełkować rewolucjonizm, pragnienie zmiany świata. Dotychczas cierpienie wiązano z materialnymi warunkami egzystencji. Moşe obecnie naleşałoby równieş wiązać rewolucjonizm z niezgodą na cierpienie psychiczne? Bo przecieş szaleństwo charakteryzuje tych, którzy więcej czują i rozumieją, jak powiada Zdzisław Jan Ryn2. Być moşe pomysły rewolucyjne w kontekście rozwaşań o zaburzeniach psychicznych wydają się niepowaşne. Jesteśmy przyzwyczajeni do utoşsamiania rozwikłania
Z filozoficznego punktu widzenia pojęcie normalności jest problematyczne. Z socjologicznego punktu widzenia, co najmniej względne. Wszystko zaleşy od tego, w jaki sposób wartościujemy. A mówiąc o kwestiach społecznych, wartościujemy w pewnym sensie zawsze. I nie chodzi o to, şe nie da się uprawiać socjologii obiektywnie. Podciąganie faktów pod z góry ustalaną tezę kłóci przecieş się z prawidłami uprawiania nauki. Jednakşe sposób widzenia problemów wiąşe się z systemem wartości i odniesień, które reprezentuje głoszący sądy. Dla przykładu, moşna mówić o ludziach, którzy nie potrafią się odnaleźć we współczesnej gonitwie społeczeństwa kapitalistycznego, jako o nieprzystosowanych, mających problemy z adaptacją, które wynikają z socjalizacji w poprzednim ustroju lub z lenistwa. A moşna teş powiedzieć, şe są oni ofiarami obecnych stosunków społecznych, w których waşniejszy jest zysk przedsiębiorcy niş ludzie nań pracujący. Pierwsza perspektywa zakłada, şe system jest w porządku i jeśli ktoś ma problem, to naleşy go tłumaczyć psychologicznie. Druga natomiast widzi przyczynę niepowodzeń czy wykluczenia w obiektywnych cechach rzeczywistości społecznej. Analogicznie perspektywy te mogą odnosić się do zaburzeń psychicznych, co uzasadnię ponişej. Jeśli zaś chodzi o paradygmat stricte psychiatryczny, to moşna interpretować część zaburzeń jedynie w kategoriach klinicznych i z pewnością pewna grupa jednostek chorobowych jest wywołana przyczynami fizjologicznymi. Jednakşe psychiatrzy coraz częściej mówią o przyczynach zewnętrznych, czyli środowiskowych. Uzasadnieniu takiego stanowiska słuşą zestawienia statystyczne pochodzące z róşnych kontekstów społecznych. I tak psychiatrzy zauwaşają, şe w zbiorowościach, w których rzeczywistość jest bardziej rywalizacyjna, a więc powoduje mniejsze poczucie bezpieczeństwa, rośnie liczba chorób psychicznych. Aleksander Araszkiewicz, szef Kliniki Psychiatrii Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy i prezes elekt Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, stwierdza, şe liczba chorych psychicznie w Polsce rośnie w tempie wyprzedzającym inne kraje. Uwaşa ponadto, şe sytuacja będzie się pogarszała, poniewaş: „Szaleńcza rywalizacja rozpoczyna się juş duşo wcześniej, bo praktycznie w przedszkolu. Presja, şeby być najlepszym, jest wywierana na kilkuletnie dzieci. To musi przynieść złe efekty�1. Uwzględniając, şe przyczyny chorób psychicznych mają często źródło środowiskowe, moşna obchodzić się z nimi w dwojaki sposób, analogiczny do opisanych powyşej perspektyw. Pierwszy jest realistyczny, bo rozpowszechniony przez prywatne gabinety psychiatryczne i literaturę parapsychologiczną. Wychodzi się tu z załoşenia, şe jeśli ktoś przestaje „nadąşać�, brakuje mu motywacji do wytęşonej pracy, zbyt duşo czasu spędza nad
169
3JUB 9 JOEE
nagrodzenia były moşliwie jak najnişsze, kapitalistom będzie potrzebna masa bezrobotnych, spośród których moşna zwerbować pewną liczbę pracowników i którymi moşna ich potem na powrót uczynić, gdy zaczną być zbyteczni. Uświadomienie sobie przez przedsiębiorców potrzeby tej słynnej armii rezerw kapitalizmu, o której mówił Marks, sprawiło, şe dotychczasowe domy odosobnienia izolujące niepracujących stały się szkodliwe. Odtąd takie placówki dla niezdolnych do pracy z powodu choroby umysłowej czy z powodu ich szkodliwości dla otoczenia miały przywracać i jednych, i drugich rynkowi pracy. Dlatego zaczyna się leczyć chorych w zakładach psychiatrycznych i resocjalizować przestępców w więzieniach. Miejsce odosobnienia, jakim jest szpital psychiatryczny, ma leczyć, by przywrócić „naprawionego� człowieka społeczeństwu. Szpital taki jest jednym z typów instytucji totalnych, mających władzę nad człowiekiem, której musi się on bezwarunkowo podporządkować6. Wyrywając jednostkę z dotychczasowego kontekstu społecznego, naleşy złamać jej dotychczasową, „wadliwą� osobowość. Słuşą temu róşne zasady zmierzające do standaryzacji i depersonalizacji pacjenta. Nie ma tu miejsca na wolność ani szacunek dla podmiotowości jednostki, do czego tak wielką wagę przywiązują – przynajmniej retorycznie – społeczeństwa zachodnie. Powracając do pytania postawionego na początku tych rozwaşań – czy normalni są ci, którzy nie wytrzymują współczesnego świata, czy ci, którzy dalej wraz z nim gonią – naleşy zastanowić się nad istotą tego świata. Czy porządek społeczny, w którym jedyną gratyfikacją jest moşność otaczania się przedmiotami, jest zgodny z potrzebami psychicznymi człowieka? Czy społeczeństwo, w którym „kaşdy sobie rzepkę skrobie�, w którym niewiele łączy jednostkę z jakimś ogólnym sensem społecznym, z şyciem i pracą dla dobra ogółu, jest społeczeństwem, w którym człowiek moşe czuć się komfortowo? Czy rzeczywiście ci, którzy idą za ciosem, nie zaciskają po cichu zębów i nie płaczą w poduszki, choć na co dzień „trzymają uśmiech�? Moşe poddają i wycofują się ci, którzy są bardziej autentyczni, bardziej na serio traktujący swą wraşliwość? Ale czy moşna zmienić świat tak, by kaşdy czuł, şe şyje dla niego i w nim? Czy cztery wspomniane przestrzenie şycia społecznego: ekonomiczna, rodzinna, komunikacyjna (związana z dyskursem) i związana z grą przestaną opierać się na przymusie i w rezultacie nikt nie będzie znajdował się na ich marginesie, bo kaşdy będzie się z nimi utoşsamiał? W swej niespełna rozumu szaleńczej wierze odpowiem, şe tak. Wtedy mianowicie, gdy: po pierwsze, praca nie będzie ani przymusem, ani towarem. Będzie zaś realizacją wolności człowieka i poprzez nią będzie on mógł kształtować otoczenie społeczne. Po drugie, gdy poprzez rodzinę człowiek będzie realizował swe najsilniejsze pragnienie miłości. Po trzecie, gdy w dyskursie publicznym kaşdy głos będzie tak samo istotny. Po czwarte zaś, gdy relacje społeczne nie będą grą, lecz autentycznym współbyciem i współprzeşywaniem z drugim człowiekiem.
bolączek duszy z pomocą lekarzy specjalistów. Normę widzimy w tych osobnikach, którzy potrafią „racjonalnie� funkcjonować w społeczeństwie. Oznacza to innymi słowy, şe dają radę, są oni temu społeczeństwu uşyteczni. Jeśli tak się nie dzieje, gdy nie pomaga prozac ani psychoanalityk, to społeczeństwo musi sobie dać radę z nimi. Współczesne społeczeństwa lokują takich ludzi w miejscach odosobnienia, w których ulegają jak gdyby samowykluczeniu spod reguł społecznych. Jak zauwaşa Foucault, społeczną definicję szaleństwa moşna skonstruować w oparciu o pewien uniwersalizm czterech systemów wykluczeń3. Pierwszy system wykluczeń ma związek z pracą i produkcją. Dotyczy on jednostek będących poza obiegiem produkcji ekonomicznej. Drugi z nich odnosi się do jednostek şyjących marginalnie w odniesieniu do rodziny, czyli systemu reprodukcji. Kolejny, trzeci system dotyczy marginalizacji w stosunku do obowiązującego dyskursu lub systemu produkcji symboli. Oznacza to, şe słowa i myśli takich ludzi uwaşa się za mniej waşne i powaşne od słów pozostałych członków społeczeństwa. Czwarty z systemu wykluczeń odnosi się do tego, co Foucault określa mianem „gry�, czyli wzajemnych relacji między osobnikami pełniącymi róşne role społeczne. Ten typ wykluczenia dotyczy jednostek, które nie zajmują w związku z grą şadnej pozycji. Kaşde społeczeństwo, stosując reguły pracy, rodziny, dyskursu i gry, wyklucza pewną liczbę jednostek z któregoś z powyşszych typów, dając im miejsce poboczne i marginalne wobec nich. Na przykład w tradycji wielu społeczeństw osoby sprawujące funkcje religijne są wyłączone spod obowiązku pracy, a takşe bywa, şe są one ustawione marginalnie równieş w związku z rodziną – pozostają bowiem w celibacie. Jednakşe to, co definiuje szaleńca, to zdaniem Foucaulta jednoczesna marginalizacja w obrębie tych czterech systemów reguł społecznych4. Reguła społeczna oznacza narzucanie pewnego porządku, obwarowania jego przestrzegania przymusem. Tych, którzy się temu przymusowi wymykają i funkcjonują na marginesach społeczeństwa, moşna nazwać „szaleńcami�. Jednakşe nie zawsze osoby niedostosowane izolowano przestrzennie5. W średniowieczu szaleńcy podlegali systemowi tych czterech wykluczeń, a jednak pozwalano im istnieć w środowisku innych jednostek. Wykluczenie materialne po drugiej stronie murów, zamknięcie szaleńca, ma początek w XVII w. wraz z pojawieniem się nowych norm ekonomicznych. Przy czym nie traktowano wówczas szaleństwa jako jednostki chorobowej. Nie poddawano szaleńców opiece lekarskiej. Izolowano bowiem tych ludzi, których nie moşna było sprowadzić do norm związanych z pracą. Zamykano więc z powodów moralnych tych, którzy byli nieposłuszni rygorom pracy – próşniaków, libertynów, prostytutki, złodziejaszków, ludzi obłąkanych. Do zasadniczej zmiany związanej z izolacją szaleńców doszło pod koniec wieku XVIII. Wypuszczono wtedy z domów zamknięcia wszystkie niemoralne „szumowiny�, pozostawiając w nich tylko osoby, które uznano za umysłowo chore, i poddano je opiece lekarskiej. Foucault tłumaczy ten fakt zmianą tempa rozwoju kapitalizmu i przejściem do innej jego fazy. W początkowym stadium rozwoju systemu kapitalistycznego potrzebne były kaşde ręce do pracy i ci, którzy nie mogli pracować z powodu swego zepsucia moralnego bądź teş choroby, musieli być izolowani, by nie stanowić cięşaru dla innych pracujących. Wraz z powstaniem kapitalizmu przemysłowego przedsiębiorcom potrzebna stała się grupa ludzi bezrobotnych, dzięki której moşna regulować politykę płacową zgodnie z interesem pracodawcy. Po to, by wy-
Przypisy: 1. Cyt. za: www.lewica.pl, 2005.09.26. 2. Z.J. Ryn, SpokĂłj sercu Ĺ›wiata , [w:] „Charakteryâ€? nr 10, paĹşdziernik 2003. 3. M. Foucault, FilozoďŹ a, historia, polityka , PWN 2000, s. 83. 4. TamĹźe. 5. TamĹźe. 6. E. Goffmann, Charakterystyka instytucji totalnych , [w:] Elementy teorii socjologicznych , pod red. W. DerczyĹ„skiego, A. JasiĹ„skiej-Kani, J. Szackiego, PWN, Warszawa 1975.
170
3JUB 9 JOEE
Wszystko polega na bezpoĹ›rednim kontakcie ROZMOWA Z METYSEM, UCZESTNIKIEM WIELU DZIAĹ AĹƒ NA POZNAĹƒSKIM ROZBRACIE I PRACOWNIKIEM WARSZTATU TERAPII Z AJĘCIOWEJ „PRZYLESIEâ€? W POZNANIU
czervo01: Czy moşesz opowiedzieć o swojej codziennej pracy w ośrodku dla osób upośledzonych umysłowo?
wym, którzy mają kłopoty z chodzeniem. Ale są teş ludzie niepełnosprawni intelektualnie, którzy niedowidzą albo prawie nie widzą. Jest u nas osoba, która choruje na fenyloketonurię, upośledzenie powstało przez nieodpowiednią dietę (chłopak nie został odpowiednio zdiagnozowany po urodzeniu) – przez co został uszkodzony mózg.
Metys: Moja praca jest dość specyficzna, a z drugiej strony – dość sztampowa. Pracuję z ludźmi, którzy są upośledzeni umysłowo, w jednym z warsztatów terapii w Poznaniu. Tak naprawdę to moja praca polega na kontakcie z nimi. To właśnie najwięcej mówi o mojej pracy. Ale poza tym jestem człowiekiem od wszystkiego, nie jestem wykwalifikowanym terapeutą. Teraz, od jakiegoś czasu, jest to wymagane, ale kiedy zaczynałem, zgłaszali się ludzie, którzy mieli po prostu jakiś zapał. Dzięki temu stworzyła się tam atmosfera oparta na koleşeńskich kontaktach. Bardzo waşne jest, şeby w pracy nie było şadnych kwasów, bo to teş wpływa na kontakty z ludźmi upośledzonymi. (Co nie znaczy, şe nie było tam kwasów). Co robię w ośrodku? Tak naprawdę jestem człowiekiem od tego, şeby zmieniać pieluchy czy, jak to mówimy, „kibelkować� chłopaków na wózkach inwalidzkich, bo takich mamy w ośrodku; trochę teş sprzątam, porządkuję, kseruję, a poza tym rozmawiam i słucham bardzo duşo, i tym samym biorę udział w terapii ogólnej. To polega na tym, şe pewnych cech [osobowościowych] nie wzmacniamy, mimo şe są naturalne, şe człowiek reaguje na jakieś sytuacje. Jednak w takim kontakcie nie powinniśmy wzmacniać pewnych cech, a inne powinniśmy wzmacniać i rozwijać. To naprawdę śliska praca, bo nieraz nie wiadomo, jak się zachować. Ludzie upośledzeni mają te same cechy, które mają ludzie w tzw. normalnym środowisku, tyle şe są one bardzo wyraziste, w jakąś jedną stronę „przegięte�. Dlatego ta praca bardzo przydaje się w kontaktach międzyludzkich w ogóle, po prostu widzisz później te cechy jak na dłoni, masz wyostrzony słuch, to jest jak choroba zawodowa [śmiech]. Praca, ogólnie rzecz biorąc, jest dziwna. Mamy harmonogram dnia, ale to wszystko moşna wyłamać, wszystko jest wyłamane, bo to są ludzie upośledzeni. Dlatego traktujemy to po części giętko, nie wprowadzamy sztywnego rytmu, poniewaş to pozwala funkcjonować warsztatowi i pozwala funkcjonować tym ludziom, bo inaczej naprawdę byłoby cięşko.
Ile jest takich ośrodków w Poznaniu? W samym Poznaniu jest ich dziesięć, myślę, şe w całej Polsce około kilkuset. Byliśmy w Poznaniu pierwszym warsztatem, jednym z pierwszych w Polsce prawdopodobnie. Warsztaty polegają na terapii poprzez sztukę. Kaşdy ma jakiś swój tryb pracy. Upośledzenie umysłowe wiąşe się bardzo często z umysłem otwartym na odczuwanie i przekazywanie odczuć. W większości są oni analfabetami, ale zdarzają się wspaniałe talenty muzyczne, ludzie utalentowani plastycznie. Równocześnie mają ograniczenia fizyczne, np. ludzie z poraşeniem mózgowym mają kłopoty z czynnościami manualnymi. Są ludzie bardziej predysponowani do sztuki, a inni do czynności mechanicznych, powtarzalnych. Nie jest tak, şe wszyscy są artystami, zresztą jak w normalnym społeczeństwie. Nasz ośrodek załoşył sobie, şe przede wszystkim będzie terapeutyzować oraz kształtować w nich róşnorodne cechy osobowościowe, a takşe rozwijać ich naturalne skłonności w kierunku artystycznym, twórczym, poniewaş uznaliśmy, şe tak czy inaczej większość tych ludzi nie będzie miała normalnej pracy. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy jest tak wysokie bezrobocie, ci ludzie od razu przegrywają. Nasz ośrodek przyjął osoby o bardzo róşnym upośledzeniu – często głęboko upośledzonych, ludzi na wózkach inwalidzkich‌ Wiele warsztatów tego nie robi, woli się nastawiać na jedno schorzenie albo na jeden poziom upośledzenia. Czy inne warsztaty przygotowują do pracy? Czy to jest moşliwe po upadku spółdzielni inwalidzkich? Nie wierzę do końca w załoşenie warsztatów terapii zajęciowej, przygotowujących ludzi upośledzonych czy niepełnosprawnych do pracy. W przypadku osób głęboko upośledzonych to jest bardzo trudne. Z drugiej strony, nie naleşy tego przekreślać, poniewaş ci ludzie teş mają potrzebę bycia przydatnymi społecznie. Gdyby odpowiednie formy terapii i odpowiednie nastawienie społeczeństwa funkcjonowały od ich dzieciństwa, to byłoby zapewne realne. W naszym kraju warsztaty terapii zajęciowej funkcjonują dopiero od 1990 roku i to teş nie do końca normalnie, są w związku z tym duşe opóźnienia. Pierwsze osiągnięcie środowisk terapeutycznych, warsz-
Mówisz o wyłamywaniu przez nich porządku dnia. Moşna ich przyrównać w tym do anarchistów? I tak, i nie. Cięşko byłoby im funkcjonować w normalnym społeczeństwie choćby pod kątem biologicznym, gdyby nie byli poddani terapii. Z ich upośledzeniem umysłowym wiąşe się często szereg chorób fizycznych, jak w przypadku ludzi z zespołem Downa, którzy często cierpią z powodu dolegliwości układu oddechowego, krąşenia, trawiennego. Są ludzie z poraşeniem mózgo-
171
3JUB 9 JOEE
ale tak naprawdę galerie szukają artystów dyplomowanych, z papierem, nie interesuje ich twórczość amatorska i traktują twórczość osób upośledzonych umysłowo jak prace biednych dzieci, które potrzebują rysowania, obrazków itp. Z drugiej strony, pojawiło się zauwaşalnie nowe podejście do sztuki naiwnej, artbrut, gdzie sztuka osób upośledzonych ma swoje miejsce. U nas na Rozbracie kilkukrotnie występowała kapela Orkiestra na Górze, którą tworzą po części terapeuci, a po części osoby upośledzone. Pięknie grają, z elementami punka, zajebista kapela. Widać, şe musieli bardzo, bardzo ostro pracować, şeby coś takiego wyszło, o wiele więcej niş jakakolwiek kapela, która by zagrała to samo. Są zespoły teatralne, w których występują upośledzeni umysłowo. Ostatnio pokazano balet z ludźmi z zespołem Downa. Oni się bardzo wzruszają, mocno przeşywają kaşdą chwilę. Mam swoich ulubionych artystów spośród osób upośledzonych z naszego ośrodka, u nas jest na przykład Šukasz, któremu wydałem tomik jego dada poezji; on teş rysuje, ale tylko paski, wszystko w paski w róşnych kolorach, produkuje je setkami, niby mechanicznie, ale tak naprawdę kaşdy z obrazków się róşni. I tworzy bardzo ekspresyjnie, krzycząc, opowiadając o jakichś wydarzeniach; nie lubi, kiedy mu się przeszkadza. Kiedyś całe pomieszczenie musiał mieć dla siebie, teraz na tyle się uspołecz-
tatów, stowarzyszeń, jest takie, şe temat się w ogóle pojawił. Z drugiej strony, samo wyjście z domu takich ludzi nie rozwiązało problemu, bo się okazało, şe to społeczeństwo nie jest do nich przystosowane, şe to społeczeństwo jest upośledzone, nie oni; to rozwiązania funkcjonujące w tym społeczeństwie są upośledzone. Nie będę juş mówił o barierach architektonicznych, ale to jest notoryczne – to tylko jeden z problemów. Ludzie upośledzeni umysłowo nigdy nie będą w stanie znaleźć się w społeczeństwie tak do końca, wolniej przetwarzają wszelkie informacje, których jest coraz więcej, nie są teş w stanie zdobyć takich narzędzi, zdolności, które zdobywa normalny człowiek, chociaşby nawet dziecko: zdolności pisania, czytania. Oczywiście nie wszyscy, ale w przypadku ludzi z mojego ośrodka tak jest. Bo trudno generalizować upośledzenie umysłowe. To w takim razie, jakie mogłoby być ich miejsce we współczesnym społeczeństwie? W niektórych kulturach to byli „święci wariaci�. A dzisiaj? Myślę, şe trzeba to rozpatrywać indywidualnie. Przede wszystkim społeczeństwo musi zrozumieć, şe nie wszyscy podlegają jego normom. To jedno. Po drugie, same rodziny tych osób nie są często w stanie sobie poradzić, poniewaş juş na samym starcie są w gorszej sytuacji, są na swój sposób „upośledzone�. Poza tym nie wszystkie osoby upośledzone mają aş tak wielką potrzebę integrowania się ze społeczeństwem, nie artykułują tego‌ Mają predyspozycje do odosobnienia? Nie da się ich do końca zintegrować? Jedną z cech terapii na warsztatach jest uspołecznienie. Pojawiamy się z tymi ludźmi w róşnych miejscach, w teatrze, kinie, wyjeşdşamy na obozy, gdzie sobie idziemy np. do knajpy. Powstała w Poznaniu galeria, która prezentuje prace naszych podopiecznych, oni pojawiają się na otwarciu. To pokazuje, şe to są artyści, którzy tworzą, którzy mają swoją wartość. Rozumiem, şe musiała powstać galeria, şeby moşna było te prace w ogóle pokazać. Czy to znaczy, şe pozostałe galerie, funkcjonujące w „normalnym� obiegu artystycznym, lekcewaşyły to? Są zamknięte dla takich ludzi? Myślę, şe nie są za bardzo otwarte. Nie zauwaşały tego, raczej traktowały tych ludzi jak dzieci. Robiliśmy tzw. aukcje i wtedy róşne galerie udostępniały przestrzeń wystawienniczą,
172
3JUB 9 JOEE
rys. Ĺ ukasz Owczarzak, z arch. Metysa
terapeutycznym. Staramy się nie zwracać na to uwagi, nauczyliśmy się tego po wielu latach.
nił, şe moşe tworzyć na sali, gdzie są inni, ale przy jego stole nikt nie powinien siedzieć. Jego ruchy są „totalne�, nie umiem tego nawet opisać słowami. Gada przy tym, powtarza słowa swojej matki i innych ludzi, mieszając je ze sobą, do tego jak dadaiści stwarza swój własny język.
Ilu jest wychowanków w ośrodku? 22.
Kiedy go widzisz przy pracy, wygląda na szczęśliwego?
Jakiego typu warsztaty artystyczne prowadzicie?
Wszyscy oni są szczęśliwi przy pracy twórczej. To jest sposób na oddanie ekspresji, która ich przerasta. Inny człowiek, który był u nas kiedyś, nagrałem ataki jego agresji, był bardzo zaniedbany przez rodzinę. Gdyby go nagrywać i popracować z nim, to moşe byłby dobrym muzykiem. To była jego twórczość. Lubił biegać przez cały dzień w kółko po wielkim pomieszczeniu, przygotowanym specjalnie dla niego, krzycząc, wydając róşne dźwięki i uderzając w podłogę róşnymi przedmiotami. Do tego sobie coś dośpiewywał. Bił się przy tym po twarzy, miał ataki autoagresji, rozdrapywał swoje rany i trzeba było wówczas temu zaradzić. A Šukasz jest dla mnie artystą totalnym, bo tak naprawdę nie interesuje go jego dzieło, tylko sam proces tworzenia. On moşe zostawiać swoje prace wszędzie, to go w ogóle nie interesuje, to dla niego nic nie znaczy. Na podstawie jego obrazków i jego ekspresji, zachowania się, powstaje film animowany, robiony przez osobę, która z nim kiedyś pracowała w pracowni ceramiki i która skończyła w Amsterdamie szkołę animacji. Robi film, wykorzystując jego postać, jego ruchy, jego rysunki. By to móc ująć, był nagrywany specjalnie na kamerę wideo. Šukasz, rysując, siedzi nieraz, kiwa się, powtarza coś w kółko, lubi teş kogoś czasem trzasnąć w dupę, to jest dla wielu ludzi kłopotliwe, moşe przy tym zrobić komuś krzywdę, próbujemy wywaşyć te niebezpieczne rzeczy. Ale poniewaş to równocześnie jego ekspresja, próbujemy na to nie reagować i nie wzmacniać tego. Bardzo często zachowania osób upośledzonych umysłowo, często te negatywne, powodowane są chęcią zwrócenia na siebie uwagi i dlatego nasze krytyczne reakcje bywają złe pod kątem
rys. Ĺ ukasz Owczarzak, z arch. Metysa
3JUB 9 JOEE
Jest warsztat ceramiczny, tkacki, warsztat gospodarstwa domowego, grupy pomiędzy nimi są przechodnie. Poza tym są zajęcia z psychologiem, logopedą, rehabilitantem. Działa teş uspołecznienie, czyli pobyty w róşnych miejscach, wyjazdy itd. A tak naprawdę to wszystko polega na bezpośrednim kontakcie. Na który często nie mamy czasu, a to juş inna bajka, są róşne ograniczenia urzędnicze, czasowe, przestrzenne. Najbardziej poznajemy naszych podopiecznych, kiedy na przykład wyjeşdşamy razem na dwa tygodnie w góry. Niektórzy z nich potrzebują ekspresji artystycznej, a niektórzy po prostu, şeby coś się działo. Jak zwykli ludzie – i my mamy to ułatwiać. Co szczególnie cenisz w swoich podopiecznych? Nieudawaną dosadność. My udajemy dosadność, przesadzamy, bo coś nas dotknęło, u nich tego nie ma. Oni nie grają? Im mniej jest osoba upośledzona, tym bardziej moşe nabyć cech tzw. normalnego społeczeństwa, czyli moşe naginać do siebie pewne sytuacje i grać. Im większe upośledzenie, tym mniej tego potrzebują. ŝeby tak naprawdę świat był prawdziwy, wszyscy powinniśmy być upośledzeni umysłowo, tylko nie wiem, czy świat mógłby wtedy funkcjonować‌ Oczywiście, oni potrzebują interakcji, lubią ludzi w pewnych sytuacjach, ale tak bardzo o nich nie zabie-
173
Pod względem realizacji tego marzenia jesteśmy opóźnieni w porównaniu z Zachodem.
gajÄ…. ReagujÄ… na jednych ludzi bardziej, na innych mniej. SÄ… tacy, ktĂłrzy w ogĂłle nie mĂłwiÄ…, ale teĹź potrzebujÄ… interakcji. U osĂłb autystycznych...
W zaleşności od stopnia upośledzenia, na Zachodzie takie osoby dostają mieszkania, mieszkają same, bardzo często bez opiekuna; to bardzo daleko posunięta indywidualizacja. Jak na razie, w Polsce nikogo nie stać na taki system. Chciałbym, şeby ośrodki dla upośledzonych umysłowo były budowane w taki sposób, by tworzyły osiedla z domkami, warsztatami, miejscami, które zapewniają wszechstronny rozwój. Na razie w Polsce tworzy się takie wspólnoty, w których razem, w jednym domu, mieszkają ludzie upośledzeni, niepełnosprawni i ich opiekunowie. Ci ludzie nie są wtedy przechowywani jak towar na półce. Razem şyją, razem pracują‌
Są takie w ośrodku? Są cechy autystyczne u niektórych wychowanków. U osób autystycznych odtrącenie świata zewnętrznego moşe odgrywać jakąś rolę, są róşne teorie na ten temat, skąd się to bierze i czym to jest wywoływane. Niektórzy twierdzą, şe to lęk przed kontaktem. Kiedyś ci ludzie nie şyli długo; odtrąceni, nie umieli funkcjonować w unormowanej kulturze. Teraz ich zauwaşono, ale na zewnątrz są traktowani jak „biedne dzieci�. Jak jest z ich wyuczaniem w ośrodku?
Czy rozpoczynając tę pracę, potrzebowałeś zbudować w sobie pewien dystans do ludzi upośledzonych? Czy jest duşy koszt takiej pracy?
Wtłaczamy ich w normalny świat, co jest pewnym niebezpieczeństwem, z uwagi na to, şe nigdy nie będą şyli na takim samym poziomie jak inni. Dlatego nie zakładamy, şe nasi podopieczni będą şyli w normalnym otoczeniu, raczej staramy się, şeby osiągnęli pewną samodzielność i moşliwość wyboru, by ulşyli swoim rodzinom, które będą się starzeć, umierać, a wtedy bardzo wielu z nich trafi do swoich krewnych albo do zamkniętych ośrodków, gdzie jest juş inna sytuacja, to nie są domowe warunki. Tam będą musieli jakoś sobie radzić.
To zaleşy od indywidualnego podejścia tak naprawdę. Mnie to duşo kosztowało. Trudno mi było na początku złapać dystans, ale tak czy inaczej go złapałem i właściwie on jest potrzebny. Potrzebne jest teş duşe zrozumienie, umiejętność odczytywania wielu róşnych sygnałów, bo często spotykamy się jedynie z namiastkami tego, z czym mamy do czynienia w normalnym świecie, albo na takim poziomie „abstrakcji�, który jest dosyć trudny do złapania. Od początku bardzo ostro to chłonąłem, fascynowało mnie to i dawało duşo do myślenia.
I to jest przygotowanie do tego? W jakiś sposób chcemy ich przygotować do tego, şeby umieli artykułować swoje potrzeby oraz umieli o nie jak najlepiej zadbać.
Trzeba być silnym psychicznie, şeby się podjąć takiej pracy?
Czyli to jest nieoďŹ cjalny cel warsztatĂłw w waszym oĹ›rodku?
Myślę, şe trzeba być odpornym. Ale czy silnym psychicznie? Myślę, şe nie do końca. Na przykład taka sytuacja: człowiek, który bardzo hałasuje, robi to po to, şebyś zwrócił na niego uwagę. On tego nie umie inaczej zrobić. I wtedy nie wiedząc tego, wzmacniasz cechę, która z jednej strony jest niepoşądana dla ciebie, poniewaş przeszkadza innym i tobie, a z drugiej strony, on wie o tym, şe po prostu jeśli chce, byś mu poświęcił uwagę, to zrobi to ponownie. Proste. Ale nie da się tego powstrzymać i reagujesz, choć właśnie nie powinieneś. I mimo wielu lat takiej pracy, mimo konsultacji u terapeutów, nie da się takich sytuacji uniknąć. Dlatego potrzebna jest odporność i cierpliwość, twardziele nie są zbyt giętcy.
Zakładamy sobie taki cel. Wiemy, şe ludzie z głębokim upośledzeniem nie będą mogli po prostu pracować. Wykorzystujecie pionierskie metody terapii? Są obecnie takie metody? Są, tylko şe upośledzenie umysłowe wiąşe się z wieloma innymi upośledzeniami. Ci ludzie nie doznali w swoim şyciu wielu bodźców zmysłowych, kontaktów ze światem zewnętrznym, uczymy ich na przykład dotyku, czy to jest szorstkie, czy nie, a co dopiero mówić o wyşszym poziomie. Normalne dziecko doświadcza setek wraşeń w ciągu dnia, a takie osoby nie doświadczają tego. Dlatego wszelkie metody się indywidualizuje.
Czyli twoi podopieczni miewają swoją taktykę. Bywają sprytni w działaniu? Bywają. Ale to bardzo często nie jest celowe. Wykorzystują pewne sytuacje, które dla ciebie nie mają na przykład znaczenia. Mają swoje ścieşki, takşe społeczne, i zaczynają się po nich poruszać, bo nasz ośrodek nie jest zamknięty, przychodzą tu ludzie z zewnątrz, jest wolontariat, są studenci, ludzie, którzy nas odwiedzają.
Czy istnieje utopia społeczna, która byłaby dla was probierzem postępowania? Dla społeczności upośledzonych? Chociaşby utopia anarchistyczna zakłada wolną ekspresję i moşliwości doznawania przez ludzi róşnorodnych doświadczeń i takiego kształtowania przestrzeni wokół, zarówno tej społecznej, jak i materialnej, aby ludziom było jak najlepiej i by odzwierciedlało to ich samych. Domyślam się więc, şe jeśli tego typu społeczeństwo będzie kiedyś w jakiś sposób funkcjonować, to na pewno jest w nim miejsce dla ludzi czy to upośledzonych umysłowo, czy w inny sposób niepełnosprawnych, z uwzględnieniem ich potrzeb i ich moşliwości. Ze zrozumieniem tego, şe oni nie muszą znać do końca działania tego mechanizmu czy być czynnymi i świadomymi uczestnikami takiego społeczeństwa.
Jak dĹ‚ugo pracujesz w oĹ›rodku? 10 lat. Czy traďŹ Ĺ‚eĹ› do pracy przypadkiem? Przypadkiem tak, bo zaczÄ…Ĺ‚em odrabiać wojsko. Ale jednoczeĹ›nie chciaĹ‚em pracować z ludĹşmi, wchodzić z nimi w interakcje, gdzie to mogĹ‚oby mi coĹ› dać i gdzie mĂłgĹ‚bym być przydatny innym. Tylko zawsze zaznaczaĹ‚em, Ĺźeby tam byĹ‚ element „jaâ€?. OdkrywaĹ‚em swojÄ…
174
3JUB 9 JOEE
Mnie się nasuwa taka analogia, şe oba środowiska – anarchiści i ludzie upośledzeni – były jeszcze w całkiem niedawnej przeszłości w jakiś sposób wykluczane ze społeczeństwa. Upośledzonych izolowano, anarchistów wsadzano do więzień. Co z tego wynika dzisiaj?
psychikę poprzez innych i pewne mechanizmy społeczne, relacje międzyludzkie, które często umykają w normalnym środowisku. W tym względzie ta praca duşo mi dała, miałem czas i moşliwości obserwowania, a później to wyostrzyło mi pewne „zmysły� do obserwacji ludzi w tzw. normalnym świecie. Dlatego ta nauka jest dla mnie bardzo cenna i później to raczej ja czułem się, jakbym był upośledzony umysłowo, ze względu na pewne braki – i myślę, şe całe społeczeństwo moşe się tak czuć – w percepcji rzeczywistości, percepcji, która została zatracona poprzez rozwój społeczny, cywilizacyjny. Dlatego w ten sposób wraca się do stanu anarchicznego, do bycia dzieckiem, do bycia wiecznym dzieckiem, ale z drugiej strony, do odpowiedzialności za siebie i za wszystko, co się dzieje wokół.
Tak było. Trzeba to zrozumieć. Dzisiaj mówi się: „w mniejszości siła� albo „mniejszości są większością�, bo jeśli się tego nie zauwaşy, to nie zrozumie się drugiego człowieka, nie zrozumiemy jego uwarunkowań; zamiast tego będziemy chcieli ciągle im coś narzucać, chrystianizować ich, ciągle cywilizować „tych dzikusów�. Często miałem obiekcje w mojej pracy w ośrodku, czy tak naprawdę, pokazując pewne moşliwości, kierunki rozwoju ludziom upośledzonym, czy nie zabijamy w nich czegoś. Pokazując im normy, które panują w normalnym świecie, stawiamy przed nimi róşne problemy, z którymi nie mogą sobie poradzić. Jeśli dzięki nam mają styczność z tak róşnorodnym światem, o wiele bardziej róşnorodnym niş ten, do którego byli przyzwyczajeni, to czy nie robimy im takiej krzywdy, şe ich naturalne moşliwości, które w nich tkwią, zostają przytępione, ukierunkowane na modłę którejś z terapii, teorii. Na pewno naleşałoby ich zaakceptować takimi, jakimi są. Z drugiej strony, chciałoby się postawić im takie wymagania, jakie się stawia normalnym ludziom, by ich nie traktować jak dziwolągów czy ulgowo, trzeba zapewne wypośrodkować. To nie jest rehabilitacja osób, które się uczy chodzić, to o wiele bardziej skomplikowane.
Działasz równocześnie na jednym z najbardziej znanych squatów w Polsce. Czy te dwa odmienne środowiska dają się jakoś porównać? Moşna je trochę porównać. Porównywałem wielokrotnie w konkretnych sytuacjach‌ Na korzyść którego? Nie, to nie o to chodzi, na korzyść którego. Chodzi bardziej o pewne mechanizmy, które kierują społecznościami, mechanizmy, które funkcjonują w grupach ludzkich. Chęć zrozumienia tego wszystkiego daje to, şe zauwaşa się takie podobieństwa. Wcale nie jesteśmy tak normalni, jak by się nam wydawało.
A jak to wygląda z leczeniem farmakologicznym? No, kwestie, które są spowodowane chorobami fizycznymi, to juş z przepisu lekarza. My nie wyznaczamy takich norm. Nasza terapia odbywa się przez zajęcia w małej społeczności. Są oczywiście nakazy lekarskie, niektórzy z nich łykają, i to dość ostre leki, które wyrównują pewne sytuacje, ale czasem widziałem, jak te leki zaczynały przeciągać daną osobę w jakąś stronę, agresji na przykład. Ale to juş nie zaleşy od nas, nie mamy do tego prawa, to zaleşy od rodziców. Choć zwracamy na to uwagę i często informujemy o ubocznych i negatywnych skutkach.
Czy mogłeś wykorzystywać swoją wiedzę stamtąd, o zachowaniach grupy, w squacie – i odwrotnie, zaszczepiać zachowania squaterskie tam, w ośrodku? Powiem ci, şe na przykład większa podejrzliwość wobec prikazów urzędniczych, które nakładają kaganiec, zluzowanie wobec nich, nieprzejmowanie się tym, nieprzesadzanie, şeby wszystko „się unormalniało� – to wszystko jest wzięte z Rozbratu: nic na siłę, brak działania na siłę. Tym ludziom robi się bardzo wiele krzywdy, działając na siłę. Nie moşna sterapeutyzować wszystkiego, bo to bez sensu, pewne rzeczy zostaną juş takimi, jakie są – nie zostaną unormowane tak, jak to się dzieje w tzw. normalnym świecie. Po co. Trzeba zrozumieć specyfikę tych ludzi i specyfikę ich środowiska. Nie powinno jej się narzucać pewnych ograniczeń. Pewne zachowania, które funkcjonują w środowiskach alternatywnych, anarchistycznych, są bardziej zblişone do świata upośledzonych niş do świata, jakby to powiedzieć, normalnego. To zresztą się wymieszało. Bardzo często ludzie upośledzeni sami z siebie potrzebują więcej porządku niş ludzie normalni, poniewaş jeśli zostają z niego wytrąceni, ich świat się zawala, ma bardzo kruchą konstrukcję. Więc trzeba zrozumieć, şe chcą mieć ustawiony pewien porządek; na ile on jest narzucony, to inna bajka. Z drugiej strony, skłonność do anarchicznych zachowań, takiego dada şyciowego, jest wyczuwalna i wśród ludzi upośledzonych, i wśród ludzi normalnych, moşe to być destrukcyjne dla takich ludzi, jak i twórcze. Jest dość cienka granica pomiędzy destrukcją a geniuszem, często nierozerwalna. Dzięki temu, şe ludzie upośledzeni są inaczej pojmowani w społeczeństwie, nie są skazani na aş takie odstępstwo od norm, a ludzie normalni – tak.
Czyli nie powtarza się syndrom Lotu nad kukułczym gniazdem? Myślę, şe takie sytuacje mogą się zdarzać w ośrodkach zamkniętych. A poza nimi? Rodzice często dla świętego spokoju mogą prosić lekarzy o przepisanie czegoś, ale to dlatego, şe sami sobie nie radzą. W sensie np. takim, şe mają za małe mieszkanie. Jest np. taka osoba, której rodzina pracuje, która robi tysiąc innych rzeczy i normalnie funkcjonuje, a tutaj się okazuje, şe ona jest nadpobudliwa, i co z tym zrobić. To są bardzo delikatne sprawy. W kaşdym razie nie są to juş takie ośrodki, şe się ludziom ładuje prochy i tak ich zostawia. [w tym momencie czas nam upłynął i rozmowę zakończyliśmy] Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: czervo01
175
3JUB 9 JOEE
NIN-DO droga niepełnosprawnych EWA MISZCZUK
„Rita� z wizytą w Warsztacie Terapii Zajęciowej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie
UpoĹ›ledzenie intelektualne tym siÄ™ róşni od chorĂłb psychicznych, Ĺźe jest trwaĹ‚Ä… cechÄ…, najczęściej od urodzenia, i towarzyszy na przykĹ‚ad zespoĹ‚owi Downa lub poraĹźeniu dzieciÄ™cemu. „Polega na obniĹźeniu ilorazu inteligencji, ktĂłry jest niĹźszy od przeciÄ™tnej. OprĂłcz tego wystÄ™puje niedyspozycja przynajmniej jednej z wymienianych dziesiÄ™ciu funkcji spoĹ‚ecznych. Tak wiÄ™c osoba upoĹ›ledzona ma zarĂłwno problemy intelektualne, jak i problemy z funkcjonowaniem spoĹ‚ecznymâ€? – wyjaĹ›nia Piotrek. Ciekawe jest to, Ĺźe taki nacisk kĹ‚adzie siÄ™ na mierniki spoĹ‚eczne, a wiÄ™c niepeĹ‚nosprawność uniemoĹźliwia peĹ‚nienie rĂłl spoĹ‚ecznych. W przypadku osĂłb z nieznacznym stopniem niepeĹ‚nosprawnoĹ›ci umysĹ‚owej potrzebne jest pewne wsparcie w peĹ‚nieniu „normalnychâ€? rĂłl. W amerykaĹ„skiej psychologii istnieje aktualnie istotny nurt, w ktĂłrym nie mĂłwi siÄ™ o upoĹ›ledzeniu, ale o wielkoĹ›ci wsparcia. „Osoba nieznacznie upoĹ›ledzona wymaga niewielkiego wsparcia, a o osobach gĹ‚Ä™boko upoĹ›ledzonych mĂłwi siÄ™: osoby wymagajÄ…ce znacznego wsparciaâ€? – wtajemnicza nas Piotrek. Osoby chore psychiczne natomiast zazwyczaj rodzÄ… siÄ™ zdrowe, ale z róşnych przyczyn tracÄ… zdrowie psychiczne. RĂłwnieĹź tu mamy uwypuklony wymiar przede wszystkim spoĹ‚eczny, ale jest to zaburzenie z zakresu medycyny i do postawienia diagnozy sÄ… uprawnieni psychiatrzy, ktĂłrzy, w odróşnieniu od psychologĂłw, stosujÄ… gĹ‚Ăłwnie leczenie farmakologiczne. „Najczęściej diagnozowanÄ… chorobÄ… psychicznÄ… jest schizofrenia. Do tego worka wrzuca siÄ™ rĂłwnieĹź wszelkiego rodzaju psychozy dwubiegunowe, depresje o postaci klinicznej czy zaburzenia osobowoĹ›ci. Nie jest to stan trwaĹ‚y, ale choroba, ktĂłra ogarnia czĹ‚owieka, najczęściej miÄ™dzy 20. a 35. rokiem Ĺźyciaâ€?. W zaĹ‚oĹźeniu „chorobaâ€? jest stanem przejĹ›ciowym, ktĂłry moĹźna i naleĹźy zmienić, a w przypadku chorĂłb nieuleczalnych – zagĹ‚uszyć lekami. ChociaĹź osoby chore moĹźna uznać za „czasowo niepeĹ‚nosprawneâ€? – wyjaĹ›nia nam inny pracownik z ul. Litomskiej. Osoby chore psychicznie zazwyczaj majÄ… teĹź wiÄ™kszÄ… niĹź niepeĹ‚nosprawni Ĺ›wiadomość swych zaburzeĹ„, co pewnie teĹź jest niezgodne, a wrÄ™cz sprzeczne z potocznÄ… wiedzÄ…. MoĹźe zdarzyć siÄ™ teĹź tak, Ĺźe osoba niepeĹ‚nosprawna intelektualnie zachoruje psychicznie. WiÄ™ksza część uczestnikĂłw warsztatĂłw, ktĂłre odwiedziliĹ›my, nie leczy siÄ™ farmakologicznie, tylko wtedy, gdy niepeĹ‚nosprawność jest sprzęşona z zaburzeniami ďŹ zjologicznymi, na przykĹ‚ad z epilepsjÄ….
Wybraliśmy się z wizytą do Warsztatu Terapii Zajęciowej przy ul. Litomskiej, funkcjonującego przy Wrocławskim Stowarzyszeniu „OSTOJA�. Juş przy wejściu zaskoczyła nas atmosfera tętniącego şyciem miejsca, w którym osoby niepełnosprawne intelektualnie biorą udział w zajęciach organizowanych w dziesięciu pracowniach zawodowych, artystycznych, a takşe takich, w których mogą kształtować swoje umiejętności społeczne i uczyć się, wydawałoby się nam, najprostszych codziennych czynności. Dlaczego „Rita� była zaskoczona? Bo chyba instytucje takie jak ta kojarzą się z cichymi, spokojnymi, jeśli wręcz nie ponurymi miejscami. Pracownicy warsztatów o osobach, którym świadczą pomoc, mówią „uczestnicy warsztatów�. Nie „podopieczni� czy „wychowankowie�. Wynika to, jak nas przekonują, z przyjętej zasady demokratycznego, równego traktowania uczestników warsztatów. Na zebraniach społeczności warsztatów niepełnosprawni mogą poddawać krytyce swoich terapeutów. Jak zauwaşa kierownik Warsztatu Terapii przy Litomskiej Robert Wieczorek: „Rodziców bardzo dziwi, şe ich dziecko mówi do terapeuty per ››ty‚‚, a nie per pan czy pani�. Uczestnicy decydują, czy chcą iść do kina, wychodzą z propozycjami wyjazdów na wycieczki. Ale wymaga się od niepełnosprawnych, şeby ocenili, co im dał na przykład wyjazd, czego się nauczyli. Terapeuci nie ingerują równieş w konikty pomiędzy osobami biorącymi udział w terapii, one same muszą nauczyć się je rozwiązywać.
Kwestia słów W warsztatach terapii uczestniczą przede wszystkim osoby ze zdiagnozowaną niepełnosprawnością intelektualną, ale zdarzają się teş chorzy psychicznie. Zarówno uşywanie zwrotu „niepełnosprawność intelektualna�, jak i „upośledzenie umysłowe� jest dopuszczalne i poprawne politycznie, zapewnia Piotrek Piecharczyk, psycholog i trener pracy. W potocznym języku niepełnosprawność umysłowa jest często mylona z chorobami psychicznymi. Rozróşnienie chorób psychicznych i niepełnosprawności umysłowej ma swoje przełoşenie instytucjonalne. We współczesnych społeczeństwach takie placówki jak szpitale psychiatryczne, poradnie psychiatryczne i psychiatrzy „obsługują� chorych mentalnie, natomiast ośrodki terapii, domy pomocy społecznej zajmują się ludźmi niepełnosprawnymi.
Zawód – terapeuta Co skłania do pracy z niepełnosprawnymi intelektualnie? Krzysztof (opiekun pracowni komputerowej) twierdzi, şe zadecydował o tym przypadek. Z niepełno-
176
3JUB 9 JOEE
rownik warsztatów przy ul. Litomskiej. Kiedy zaczął pracować z osobami niepełnosprawnymi, poczuł, „şe to jest to�, şe będzie się tu realizował i moşe wiele dać uczestnikom terapii. Podkreślano teş, şe niepełnosprawni mogą wiele dać innym ludziom, bo są otwarci, nie ma wśród nich „cwaniactwa�, są bardziej szczerzy. Oczywiście róşnie to bywa, bo przychodzą tu osoby o róşnym stopniu niepełnosprawności.
sprawnymi pracuje od 6 lat i w ten sposób trafił do wrocławskich warsztatów. Jako informatyk prowadził juş od kilku lat kursy dla niepełnosprawnych, a wcześniej równieş zajęcia z osobami, które wyszły z uzaleşnienia. Zapytaliśmy, czy widzi jakieś róşnice w prowadzeniu zajęć z osobami „normalnymi� i upośledzonymi. „Jeśli chodzi o osoby niepełnosprawne fizycznie, to często przewyşszają one mocą pojmowania te osoby, które funkcjonują normalnie. Natomiast z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie bywa róşnie, bo ich zakres przyswajania informacji jest oczywiście ograniczony, ale są teş i tacy, którzy radzą sobie z pracami edytorskimi czy wstawianiem arkuszy w programie Excel� – wyjaśnia. Inny terapeuta ma osobę niepełnosprawną w rodzinie, wybrał się na studia pedagogiczne, poniewaş chciał pracować z dziećmi, ukończył resocjalizację, a dopiero później ukierunkował się na osoby niepełnosprawne. Opiekun pracowni komputerowej, mówiąc o największych problemach w pracy z niepełnosprawnymi, podkreśla, şe nie moşna przeprowadzić typowego kursu komputerowego, poniewaş nie przyswajają oni z łatwością wiedzy; trzeba im wielokrotnie przypominać czynności, których juş się uczyli, aş wyuczą się je wykonywać niemal mechanicznie. Wracając ponownie do którejś z pracowni i powtarzając szkolenie, mogą zupełnie nie pamiętać tego, czego się nauczyli. Dlatego negatywną stroną jest ryzyko „wypalenia się w pracy� terapeuty. Pracownicy warsztatów uczą się więc przede wszystkim „cierpliwości� w pracy z niepełnosprawnymi, bo zdarza się, şe efekty włoşonej pracy są całkowicie niewidoczne. Ale taki regres teş się zdarza wśród pełnosprawnych – podkreśla Krzysztof Kuśnierz, prowadzący tutaj pracownię poligrafii. – „Nie pamiętamy przecieş wszystkiego, czego nauczyliśmy się w szkole�. ŝeby zostać terapeutą i pracować z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, trzeba być pasjonatem. „Pasja jest najwaşniejsza, a umiejętności przychodzą same. Wielkich pieniędzy z tego nie ma, trzeba więc być albo pasjonatem, albo męczennikiem� – podkreśla kie-
Terapeuta musi być osobą twórczą, poniewaş nie dostanie tu gotowego schematu działania. Sam musi i ma moşliwość stworzenia swojego programu, który ponadto powinien być interesujący dla osób biorących udział w terapii zajęciowej. Powinien teş mieć umiejętność „wchodzenia w buty� niepełnosprawnego, poniewaş jego zadanie polega na przewidywaniu sytuacji trudnych i obmyślaniu sposobów radzenia sobie z nimi, a następnie przekazania tego w jasny i zrozumiały sposób uczestnikom.
Filozofia działania
W pracowni gospodarstwa domowego, fot. z archiwum Ostoi
Stowarzyszenie „OSTOJA� jest organizacją skupiającą rodziny osób niepełnosprawnych. Robert Wieczorek opowiada o historii powstania Stowarzyszenia „OSTOJA�: „Na początku, ponad piętnaście lat temu, zebrała się grupa rodziców dzieci z poraşeniem mózgowym. Działali oni jako koło przy istniejącym juş Towarzystwie Walki z Kalectwem. Przy tej organizacji działały róşne grupy rodziców, na przykład dzieci z zespołem Downa i innych dzieci niepełnosprawnych�. Stowarzyszenie „OSTOJA� powstało jakieś 13 lat temu i na początku skupiało się na pomocy małym dzieciom. Po tym jak „maluchy wyrosły�, „OSTOJA� zajęła się pomocą osobom dorosłym w ramach Młodzieşowego Centrum Rehabilitacyjnego, które działa od około 8–9 lat. Organizacja się rozrosła i powstały wyspecjalizowane działy:
177
3JUB 9 JOEE
zajmujące się małymi dziećmi, prowadzące „wczesną interwencję� (jeden we Wrocławiu i jeden w Środzie Śląskiej); trzy warsztaty terapii (dwa we Wrocławiu i jeden w Środzie Śląskiej) oraz Młodzieşowe Centrum Terapeutyczne (działające na Budziszyńskiej i na Litomskiej we Wrocławiu). Kaşda z placówek jest jednakowo waşna. Całe stowarzyszenie zatrudnia około 100 osób. „Działamy lokalnie, myślimy globalnie� – stwierdza Robert Wieczorek. Na warsztaty uczestnicy przychodzą tu przede wszystkim z Młodzieşowego Centrum Terapeutycznego, inne osoby trafiają za pośrednictwem lokalnego MOPS-u, który kieruje osoby z umiarkowanym i nieznacznym stopniem niepełnosprawności do któregoś z siedmiu wrocławskich warsztatów terapii. Uczestnikami warsztatów przy ul. Litomskiej są osoby pochodzące z róşnie uposaşonych rodzin, ale wszyscy pomoc uzyskują tu bezpłatnie. Są to osoby, które ukończyły szkoły specjalne i warsztaty dla osób niepełnosprawnych, i warsztaty są jedynymi instytucjami, w których mogą dalej się rozwijać. Placówka przy Litomskiej współpracuje z duşą, pięćdziesięcioosobową grupą i nie kaşdy niepełnosprawny się tu dobrze czuje. Wtedy jest kierowany do mniejszego warsztatu. Aneta Wawrzyniak (trener, terapeuta zajęciowy) zwraca uwagę na jeszcze inny problem: „Niektórzy nie wytrzymują teş ciśnienia ciągłych zmian. Mamy tu 10 pracowni i uczestnicy muszą je zmieniać, dokonywać wyboru, pisać podania. Część osób potrzebuje jednak bezpieczeństwa i stabilizacji�. Warsztaty mają przede wszystkim przygotować niepełnosprawnych do wejścia na „otwarty rynek pracy�, ale terapeuci podkreślają teş inny zakładany efekt, jakim jest aktywizacja społeczna w szerszym rozumieniu. Uczestnicy są przekonywani do tego, şe nie naleşy wstydzić się swej niepełnosprawności, i uczą się szukania pomocy, kiedy się zgubią, czy posługiwania się w sytuacjach zagroşenia telefonem komórkowym. Wycieczki, wyjścia do kina czy na inne wydarzenia mają im podpowiedzieć, jak moşna ciekawie i twórczo spędzać czas. Ponadto kaşda z pracowni ma swoje określone zadania. „Celem jest to, şeby po zakończeniu szkolenia uczestnicy wiedzieli więcej niş przedtem. Bardzo istotne jest zindywidualizowane podejście� – informuje nas Krzysztof, opiekun pracowni komputerowej. Na razie şaden z uczestników warsztatów nie ma pracy związanej z komputerami, jednakşe posiadają komputery w domach. Innym ogólnym celem, jaki stawiają sobie terapeuci, jest rozwój społeczny osób, którym pomagają. Istotne jest równieş nawiązywanie kontaktów z innymi
ludźmi – rówieśnikami, pracownikami, a takşe spotykanie się z problemami, jakie wiąşą się z kontaktami międzyludzkimi i z funkcjonowaniem w şyciu społecznym. Młodzieş trafia tutaj ze swoich społecznych enklaw, jakimi są rodzinne domy, a nieliczne osoby dojrzałe z ośrodków opieki społecznej. „OSTOJA� ma być więc instytucją pośredniczącą pomiędzy rodzinnymi światami a szerszym kontekstem społecznym. Rozwijaniu umiejętności społecznych słuşy specjalna pracownia. Samodzielności uczą się przychodzący tu niepełnosprawni w pracowni gospodarstwa domowego. Wiele osób biorących udział w terapii było wyręczanych przez rodziców nawet przy wykonywaniu najprostszych czynności. Niektórym z rodziców jest więc trudno pogodzić się z samodzielnością ich dzieci, którą nabyły w ośrodku. „Przeznaczamy tu pewne środki na to, şe uczestnicy mają swoje portfele i raz w miesiącu idą z terapeutą na zakupy, i mogą sobie kupić prawie wszystko, co chcą, oprócz papierosów i alkoholu. Sami decydują, co kupią za te pieniądze, to jest ich decyzja. Mamy na przykład chłopaka, który za kaşdym razem chce sobie kupić odbiornik radiowy. Głównie wydają swoje fundusze na sprzęt komputerowy czy ubrania albo na inne swoje potrzeby� (Krzysztof, opiekun pracowni komputerowej). To jest nauka wydawania „zarobionych� pieniędzy, bo kwota zaleşy od tego, czy są punktualni, czy przychodzą na zajęcia i jak się na nich zachowują. Krzysztof Kuśnierz, obecnie opiekujący się pracownią poligraficzną, marzy o tym, şeby wprowadzić sporty ekstremalne, którym to pomysłem zarazili go Szwedzi. Nie udało mu się jednak zrobienie ścianki wspinaczkowej, bo taka inwestycja wymaga duşych funduszy, choć chętni juş się znaleźli. Udaje mu się natomiast realizacja własnego pomysłu – od dwóch lat prowadzi kurs samoobrony dla swych uczestników. Autor projektu NIN-DO („Droga osób niepełnosprawnych intelektualnie�) podkreśla, şe „to jest bardzo szeroko pojęta samoobrona. Nie tylko w sensie fizycznym, ale głównie psychologicznym�. Na tym szkoleniu moşna się nauczyć na przykład sztuki bezpiecznego przewracania się, poniewaş niepełnosprawni są szczególnie naraşeni na upadki. Dowiadują się równieş, jak się zachować w warunkach zagroşenia, na przykład w czasie poşaru, do kogo zadzwonić, w jaki sposób się uratować czy udzielić pierwszej pomocy. A takşe poznają tajniki sztuki asertywności – umiejętności jawnego odmawiania czy informowania o swych potrzebach. Dzięki ćwiczeniom niepełnosprawni zyskują na sprawności fizycznej, rośnie teş ich wiara w siebie. Na kursie samoobrony panują nieprzekraczalne reguły, za których złamanie grozi wyrzucenie ze szkolenia. Osoby biorące w nim udział są „indoktrynowane�, w jaki sposób naleşy i w jakich okolicznościach moşna wykorzystywać zdobyte umiejętności. Takie placówki jak warsztat terapii przy Litomskiej są powołane do okresowej pracy z niepełnosprawnymi intelektualnie. Po trzech latach uczestnicy powinni znaleźć pracę albo „poczynić pewne postępy�. W innym przypadku niepełnosprawni trafiają, przynajmniej w załoşeniu, do świetlicy terapeutycznej. Co się stanie, kiedy opiekunowie niepełnosprawnych umrą? „Większość z nich trafi do domów opieki społecznej albo do zakładów zamkniętych�. Krzysztof, opiekun pracowni komputerowej, nie zna takiego przypadku, şe osobie niepełnosprawnej udało się całkowicie usamodzielnić, a więc wyjść spod skrzydeł rodziny oraz instytucji pomocy. Twierdzi jednak, şe są takie osoby, które mogłyby same się utrzymywać W pracowni ceramicznej, fot. z archiwum Ostoi
3JUB 9 JOEE
oraz samodzielnie mieszkać, choć jest ich niewiele. Dlaczego tak się nie dzieje? „Bo nie ma systemu mieszkań chronionych, nie ma całego systemu socjalnego dla takich osób i dopóki şyją rodzice, mieszkają z rodzicami. Kiedy rodzice umierają, zaczyna się problem, bo trafiają albo do zaprzyjaźnionych rodzin, albo do domów pomocy społecznej – wylicza kierownik warsztatów na Litomskiej – i te osoby się cofają‌�. Głównym celem, jaki sobie zakładają tutejsi terapeuci, jest integracja przez pracę zarobkową. Jeśli osoby przejdą, czasem kilkakrotnie, przez kursy oferowane przez warsztaty, mogą zostać skierowane do pracy na zewnątrz ośrodka.
Integracja poprzez pracę Chociaş zajęcia prowadzone w pracowniach mają równieş pomóc nauczyć się umiejętności niezbędnych w codziennym şyciu, to terapia zajęciowa ma przede wszystkim przygotować do pracy na „otwartym rynku pracy�. I tak na przykład w pracowni poligraficznej zdobywają umiejętności w obsłudze sprzętu (bindownica, laminarka, gilotyna do papieru, ksero, skaner), aby móc pracować w przyszłości w jakimś zakładzie lub punkcie poligraficznym. Ale uczą się teş punktualności, sumienności, a takşe posługiwania się zegarem, kalendarzem. Warsztaty mają pomóc „sprowadzić na ziemię� uczestników poprzez wytyczanie celów realnych do osiągnięcia. Kiedy Aneta Wawrzyniak, (trener, terapeuta zajęciowy) zrobiła ankietę, w której zapytała uczestników o ich marzenia dotyczące pracy, okazało się, şe chcieliby być zatrudnieni jako stewardessy lub zostać kierowcami rajdowymi. Wrocławscy trenerzy realizują model wspomaganego zatrudniania na rynku pracy, zwanego z angielska „Job Coaching�. Idea ta powstała w latach 80. w USA. W 2001 roku wrocławscy trenerzy zostali przeszkoleni przez swych zachodnich kolegów. Od tego teş roku ruszył we Wrocławiu program „TRENER�. Trenerzy poszukują pracodawców, którzy by zgodzili się zatrudnić osoby niepełnosprawne intelektualnie, informują o załoşeniach i zasadach funkcjonowania programu, prowadzą rozmowy, spotkania z szefami i przyszłymi współpracownikami niepełnosprawnych. Zadaniem trenerów jest przedstawienie jak najdokładniejszej sylwetki osoby, która ubiega się o pracę – jaki jest stopień niepełnosprawności lub jaki jest jej stan, jeśli ma zaburzenia psychiczne. Jeśli pracodawca wyrazi chęć podjęcia takiej współpracy, wraz z trenerem wybiera odpowiednie stanowisko. Najpierw trener osobiście odbywa praktyki w danym zakładzie pracy. „Spędziłam na obieraku tydzień czasu. Pracowałam w kuchni, obierałam ziemniaki, wykonywałam wszystkie czynności, a dopiero potem szkoliłam tam kandydatki z naszych warsztatów. Dwa miesiące poświęciłam na kaşdą z nich� – wspomina Aneta Wawrzyniak. Kiedy trener zdecyduje, şe osoba niepełnosprawna jest gotowa do pracy, kończy się szkolenie, ale osoba jest cały czas monitorowana przez swego opiekuna; w ten sposób zwalnia się pracodawcę i współpracowników z odpowiedzialności za zatrudnioną osobę. Osoby, które podjęły pracę na „otwartym rynku�, są stale kontrolowane przez trenerów, jak się rozwijają oraz jakie mają ewentualne problemy w miejscu pracy. I to trenerzy mają za zadanie rozwiązywanie sytuacji konfliktowych, są oni pośrednikami pomiędzy niepełnosprawnymi, pracodawcami i pra-
cownikami zatrudnionymi w danym zakładzie pracy. „Nie jest tak, şe ››produkujemy pracowników‚‚ i o nich zapominamy. Są oni cały czas monitorowani� – podkreśla opiekun pracowni komputerowej. W taki sposób warsztatom udało się wdroşyć w rynek pracy ponad dwadzieścia osób, niektóre z nich pracują juş po kilka lat i – zgodnie z tym, co usłyszeliśmy w odwiedzonej przez nas organizacji – są oceniane bardzo pozytywnie przez swoich szefów. Najtrudniej osoby niepełnosprawne radzą sobie z krytyką ze strony pracodawcy lub współpracowników. Cztery osoby zrezygnowały z pracy z takich powodów. Warsztat terapii przy Litomskiej podjął współpracę z domem pomocy społecznej i kilkoma firmami, które oferują proste prace, polegające na sprzątaniu, czynnościach w kuchni czy obsłudze hotelowej. Krzysztof, opiekun pracowni komputerowej, twierdzi, şe jest kilka osób, które juş mogłyby wykonywać pracę biurową, polegająca na przepisywaniu tekstów, wprowadzaniu danych, jednakşe są trudności ze znalezieniem pracodawców, którzy by chcieli zatrudnić niepełnosprawną intelektualnie osobę w takim charakterze. Trudności ze znalezieniem zatrudnienia dla osób niepełnosprawnych wynikają ze stereotypów społecznych, zgodnie z którymi ludzie ci często chorują, są nieprzewidywalni. Ponadto przedsiębiorcy obawiają się, şe takie osoby są niewydajnymi pracownikami. Pracodawcy kierują się przecieş przede wszystkim bilansem zysków ekonomicznych. Jednak trwająca właśnie medialna kampania społeczna „Sprawni w pracy� (w której zresztą występuje Romek, były uczestnik wrocławskich warsztatów) zdecydowanie ułatwia zadanie trenerom. Aneta Wawrzyniak zauwaşyła, şe społeczny odbiór kampanii jest pozytywny i pracodawcom nie trzeba juş od początku tłumaczyć całej idei oraz korzyści związanych z zatrudnianiem osób niepełnosprawnych. Warsztaty stanowią pomost pomiędzy niepełnosprawnymi intelektualnie, ich rodzinami a szerszą rzeczywistością społeczną. „Ritę� ciekawiło, czy w warsztatach terapii proponuje się jakieś inne rodzaje więzi społecznych anişeli te, z którymi mamy do czynienia w dobrze nam znanej rzeczywistości. Czy wdraşanie osób niepełnosprawnych w rzeczywistość rynku pracy jest jedynym pomysłem na integrowanie ich ze społeczeństwem? Kilka osób gra w profesjonalnym teatrze „ARKA� wraz z pełnosprawnymi aktorami i otrzymują za to zapłatę. W jednym z warsztatów Robert Wieczorek współpracował z grupą niepełnosprawnych intelektualnie ceramików i twierdzi, şe gdyby powstało dla nich takie miejsce, zakład pracy, to mogliby się z tego utrzymywać.
Monika w pracy w McDonalds Polska, fot. z archiwum Ostoi
3JUB 9 JOEE
Póki co, wyszukiwanie uczestnikom indywidualnych miejsc na rynku pracy w juş istniejących przedsiębiorstwach stanowi główną ścieşkę integracji społecznej. „Wiadomo, şe integracja będzie zachodziła w znacznym stopniu, jeśli osoba niepełnosprawna będzie pracowała na otwartym rynku pracy, poniewaş ludzie będą się siłą rzeczy z taką osobą spotykać. Festyn, zabawa jest na jakiś czas. Moşna sporadycznie przyjść popatrzeć, natomiast jeśli jest w naszym otoczeniu konkretna osoba niepełnosprawna, z którą się widzę na co dzień, którą codziennie mijam, która przychodzi do pracy, to się do niej przyzwyczajam� – wyjaśnia ideę integracji poprzez pracę Krzysztof Kuśnierz. Program ma na celu przyzwyczajenie ludzi do tej myśli, şe osoby niepełnosprawne są w społeczeństwie i şe funkcjonują czy mogą funkcjonować tak jak pełnosprawni.
Współpraca i problemy z otoczeniem (społecznym)
Daniel Stachowski, Nocny kowboj
Warsztat Terapii Zajęciowej działa w ramach międzynarodowej sieci organizacji zajmujących się pomocą niepełnosprawnym intelektualnie. Podczas wizyt, konferencji następuje wymiana wiedzy i doświadczeń. Praca organizacji zagranicznych jest łatwiejsza, poniewaş są one finansowane przez państwo, natomiast ośrodki w Polsce, takie jak ten wrocławski, działają w ramach „trzeciego sektora�, w związku z czym ich sytuacja finansowa jest mniej stabilna i pewna. Pozyskiwanie środków polega na pisaniu projektów i wniosków o dofinansowanie. Terapeuci z Litomskiej zaprzeczają podejrzeniom, şe jest jakaś konkurencja pomiędzy organizacjami pracującymi z niepełnosprawnymi, pomimo konieczności ubiegania się o dotacje z tych samych źródeł. Okazuje się, şe krajobraz tych instytucji we Wrocławiu jest juş ukształtowany i poszczególne placówki „wyspecjalizowały się�: „Warsztat na ul. Litomskiej jest bardzo mocno nastawio-
ny na pracę i aktywizację zawodową. Inne warsztaty we Wrocławiu są nastawione albo na twórczość artystyczną czy sportową, albo na aktywizację społeczną� (Robert Wieczorek). Zapewne dlatego nie wchodzą sobie w drogę. Warsztaty przy Stowarzyszeniu „OSTOJA� są ponadto największe w stolicy Dolnego Śląska i moşe dlatego po prostu nie widać rywalizacji, która ma miejsce pomiędzy mniejszymi, młodszymi instytucjami. Kiedy pojawiają się „problemy wychowawcze�, pracownicy kontaktują się z rodzinami. Warsztaty utrzymują stały kontakt z rodzicami, poniewaş większość z nich przyprowadza tutaj swoje dzieci, wtedy teş następuje wymiana informacji o postępach. Co ciekawe, nasi rozmówcy dość pozytywnie oceniają społeczny odbiór osób niepełnosprawnych. Bardziej niş na bariery mentalne narzekają na biurokrację, bariery prawne, które utrudniają „wejście w rynek pracy�. W pracowni umiejętności społecznych, która działa na zasadzie grupy terapeutycznej, uczestnicy mogą mówić otwarcie o swoich problemach z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Reakcje zwykłych ludzi, niemających codziennych kontaktów z osobami niepełnosprawnymi, nie zawsze są przecieş pozytywne. „Stereotypy sprawiają, şe ludzie boją się, odsuwają się, boją się zarazić� – mówi Krzysztof Kuśnierz. Dodaje jednak, şe sytuacja ta się zmienia, zwiększa się akceptacja społeczna dla osób niepełnosprawnych. Pracownicy warsztatów, pomimo şe często bywają z młodzieşą z ich ośrodka w mieście na zakupach, w kinie, a nawet w dyskotece czy pubach, nie spotykają się z jawnymi negatywnymi reakcjami innych ludzi. Pomimo şe zachowanie niepełnosprawnych jest często hałaśliwe czy nietypowe i zwraca uwagę przechodniów. Czasami jednak zdarza się, şe będąc w pojedynkę, niepełnosprawni doznają nieprzyjemności. „Jest tu jeden chłopak, który sprawia wraşenie osoby agresywnej i jego arogancki sposób bycia spowodował, şe miał jakiś konflikt, ale udało mu się jakoś z tego wybronić. Był odbiera-
3JUB 9 JOEE
Osoby niepeĹ‚nosprawne sÄ… coraz bardziej widoczne w miejscach publicznych, bo „rodzice przestali siÄ™ bać wychodzić z nimi na ulicÄ™â€? – zauwaĹźa Robert Wieczorek. Osoby takie nie sÄ… juĹź zamykane w oĹ›rodkach czy w domach. Do niedawna to rodziny zajmowaĹ‚y siÄ™ dziećmi upoĹ›ledzonymi, natomiast teraz ich zadania przejmujÄ… takie instytucje jak wrocĹ‚awskie warsztaty, na ktĂłrych zarĂłwno dzieci, jak i rodzice uczÄ… siÄ™, jak moĹźna funkcjonować w spoĹ‚eczeĹ„stwie, nie zamykajÄ…c siÄ™ w czterech Ĺ›cianach. Autorka artykuĹ‚u i redakcja „Rityâ€? dziÄ™kujÄ… ekipie warsztatu przy „Ostoiâ€? za pomoc i udzielone informacje. Warsztat Terapii ZajÄ™ciowej DolnoĹ›lÄ…skiego Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i MĹ‚odzieĹźy z MPD „Ostojaâ€? (Litomska 10) we WrocĹ‚awiu w liczbach: (okoĹ‚o) 50 uczestnikĂłw warsztatu; 10 pracowni (po 5 uczestnikĂłw + 1 terapeuta): pracownia poligraďŹ i, komputerowa, arteterapii, fotograďŹ czna, gospodarstwa domowego, umiejÄ™tnoĹ›ci spoĹ‚ecznych, porzÄ…dkowa, przyrodniczo-porzÄ…dkowa, przygotowania zawodowego, ceramiczna); 10 terapeutĂłw; 2 logopedĂłw; 1 rehabilitant, 1 muzykoterapeuta, 1 psycholog; (liczby podane przez pracownikĂłw warsztatu).
Daniel Stachowski, Tych klientów nie obsługujemy
ny jako osoba niesympatyczna i agresywna, a z tego, co wiemy, jest to tylko powierzchowne wraşenie� (Krzysztof, opiekun pracowni komputerowej). Częściej mogą się spotkać z uśmiechem, şyczliwością obsługi niş negatywną reakcją i choć nie jest to sytuacja idylliczna, to terapeuci twierdzą, şe zmiany „in plus� są zauwaşalne gołym okiem. „Na pewno daleko nam do ideałów, ale jesteśmy juş bardzo daleko od zrzucania osób niepełnosprawnych ze skały, jak to miało miejsce w Sparcie� – ocenia sytuację opiekun pracowni poligraficznej. Blişej ideału są na pewno państwa takie jak Stany Zjednoczone czy Szwecja, gdzie dostosowuje się budynki i ulice do potrzeb osób niepełnosprawnych. „Są tam na przykład telefony dla osób głuchoniemych. U nas czegoś takiego nie ma. Osoby niepełnosprawne intelektualnie wszędzie tam trafią, bo są strzałki ze znaczkami prowadzące w określone miejsce – przynajmniej tak mówili nasi koledzy ze Szwecji� – zastrzega Krzysztof Kuśnierz. Powolne zmiany w naszym kraju wynikają częściowo z nawiązywania kontaktów z Zachodem, gdzie na przykład pomysły na integrację poprzez pracę są realizowane juş od dawna, dlatego teş więcej osób niepełnosprawnych tam pracuje. Znaczenie ma teş wzrost zainteresowania osobami niepełnosprawnymi jako mniejszościami społecznymi. A zatem zmiany mentalne, jak oceniają pracownicy z Litomskiej, zachodzą szybciej anişeli postęp w zakresie formalno-prawnym.
3JUB 9 JOEE
Swawolne spacerowanie, czyli rzecz o âneurach WALDEMAR BORZESTOWSKI
asfaltowej ścieşki. Zaglądałem do sal koncertowych, kaşdorazowo kilka godzin spędzałem w którymś z jakşe licznych muzeów. To były prawdziwe uczty – przez tydzień, dzień w dzień, smakowałem berlińską Pinakotekę i wciąş byłem głodny. „Prawdziwy spacerowicz – zapowiedział Hessel – jest jak czytelnik, który czyta tylko dla zabicia czasu i rozrywki – coraz rzadszy dzisiaj gatunek ludzi, poniewaş większość czytelników (...), powodowana fałszywą ambicją, czuje się w obowiązku wydać własny sąd�. Ach, te ciągłe osądy! I ja przeşywałem chwile zwątpienia, gdy Berlin zamieniał się w monstrualną budowę, dokładnie jak w latach trzydziestych, utrwalonych na gorąco przez Hessela we Flâneurze.... Wielkość przedsięwzięcia poraşała przybyszów wtedy i dzisiaj. Patrząc na szerokie ulice współczesnego Berlina, prawie zapomniałem o wędrujących nimi wojskowych defiladach z kronik filmowych, o wyprostowanym na trybunie honorowej Hitlerze, miłośniku twórczości Julesa Romainsa. Dziś tę samą trasę przemierzają tysiące tancerzy techno. „Love parade�, inny rytm niş ten, który wybijały buty równo maszerujących şołnierzy, nagość tam, gdzie kiedyś zapięte na ostatni guzik mundury, ale sens zgromadzenia podobny – zatracić się w grupie, doznać rozkoszy szaleństwa. To czasy, tak pisał o swoich czasach Hessel – „gdy własna normalność staje się osobliwym, szczęśliwym trafem�. Stojąc z boku na wysokim jak piedestał krawęşniku, zastanawiałem się nad jego słowami, ja – podejrzany obserwator na wyspie pośród rwącego nurtu. Tłumaczący Julesa Romainsa Hessel mógł do 1938 roku czuć się w Berlinie w miarę bezpiecznie, potem, po kryształowej nocy, wyjechał do Paryşa. Tam zmarł, internowany w 1941 roku. Następnego dnia po „love parade� obudziłem się wcześnie, zaparzyłem sobie kawę, a potem z okna domu, w którym się zatrzymałem, przyglądałem się psu śpiącemu w słońcu na sąsiednim balkonie. Sam nie wiem dlaczego, przypomniałem sobie fragment wiersza Rilkego – „Ach, zatem władcy równie są nietrwali i muszą odejść...�. Władcy, nie tylko władcy... wszyscy. Pies był tak cudownie spokojny, w pełni cieszył się słońcem i snem, miałem ochotę zejść tam do niego po balustradce i połoşyć się obok. Jak złodziej, ukraść część jego prostej, zwierzęcej mądrości.
Jeszcze przed napisaniem Tajemnego Berlina Franz Hessel znalazł w starym kalendarzu sentencję, co do której podejrzewał, şe powstała w wyniku jakiegoś cudownego błędu korektora, przekręcenia lub opuszczenia słów – „Rozkoszuj się radośnie tym, czego nie masz�. Pisarz wpisał ją do swego pamiętnika, umieszczał w listach do znajomych, zaprezentował pewnej redakcji jako rodzaj objawienia, jakie spłynęło nań podczas picia porannej kawy. Słowa padły na podatny grunt i juş niebawem odczuł Franz pilną potrzebę rozwinięcia kiełkującej w nim postawy wobec świata. Ustalił, şe spełnia się ona, moşna powiedzieć – idealnie – w osobie spacerowicza. Albowiem „Spacerowanie, niczym poezja, jest swawolą� – zauwaşył i niewiele się namyślając, ruszył ulicami, aby czytać miasto, zupełnie jak ja, kiedy opuszczałem wagon kolejowy na Ostbanhoff. On miał parasol, bo dzień był deszczowy, ja malutki plecak, a w nim kilka niezbędności, na przykład Flâneura w Berlinie Franza Hessela. Byłem w tym mieście wiele razy, w dzieciństwie, młodości i będąc człowiekiem dojrzałym, odkrywałem je powoli, przeczuwając, şe będę miał po temu wiele okazji i nie muszę niczego przyspieszać. Najpierw poznawałem je odrębnie, bywając raz tu, raz tam po obu stronach muru, potem, po zjednoczeniu, scalałem to miasto w sobie, podobnie jak wielu rodowitych berlińczyków, przeskakując z radością niewidoczną juş przeszkodę wielokrotnie w ciągu dnia. Jednak podczas tego pobytu postanowiłem zdać się absolutnie na przewodnika, zaufałem Hesselowi, idąc za jego radą, wędrowałem nieśpiesznie imponującą Unter den Linden, starając się doświadczyć en passant historii tego niezwykłego miejsca. Miałem tak wiele czasu, mogłem go marnować do woli. Berlin naleşał do mnie, ta myśl była upajająca, podobnie jak rześkie wiosenne powietrze. W sercu tej niezwykłej metropolii z łatwością mogłem odnaleźć swoje ulubione miejsca, było ich wiele: urocza kawiarenka na Kreuzbergu, piekarnia z ciepłymi bułeczkami, do których sprzedawca dodawał „smacznego� z taką szczerością i uśmiechem, şe bez nich, gdy odszedł, bułeczki smakowały znacznie gorzej, była teş wiosenna rowerowa trasa wokół miasta ze wskazaniem na Poczdam i Pawią Wyspę, setki czarownych miejsc nanizanych na wstęgę
182
3JUB 9 JOEE
Budzik ze swastykÄ… WALDEMAR BORZESTOWSKI
Ten budzik naleşał do Alberta Forstera. Czarny ze złotym, bardzo odpowiedni do gabinetu gdańskiego gauleitera. Podobno przywiózł go nad Motławę z dalekiej Bawarii. Miał mu go wręczyć razem z biletem kolejowym sam Fßhrer. To był symboliczny podarunek – Pilnuj go, Albert, i pamiętaj – któregoś dnia dam ci znak, a wtedy ty nastawisz go na budzenie. Zobaczysz, wstaną wszyscy, cały naród i świat. Taką mam wizję – Adolf poklepał młodzieńca po ramieniu, strzelił jego szelkami. – Liczę na ciebie i twój budzik. Albert włoşył go do walizki, między dwie brunatne koszule, mimo to budzik przez całą drogę z Mßnchen do Berlina, z Berlina do Szczecina, aş po Gdańsk, był słyszany, tykał jak głupi. Celnicy nie znali się na şartach, byli powaşni jak przedsiębiorcy pogrzebowi, a poniewaş tykający w walizce budzik bardzo przypominał im swoim tykaniem bombę zegarową, kilkakrotnie wywalali młodemu działaczowi SA zawartość jego bagaşy, wywracali mu kieszenie i obmacywali łydki. – To oburzające, to szykany wymierzone w Narodowosocjalistyczną Partię – wkurzał się Bert, ale celnicy nie przejmowali się tym zupełnie. Pognietli mu starannie wyprasowane koszule, a na koniec strzelili z prawej szelki prosto w pierś tak boleśnie, şe prawie pisnął. Nie bądź pan taki nerwowy – powiedział jeden z nich, taki z długim nosem. Pewnie ŝyd – zawyrokował Forster, a potem długo nie mógł zasnąć. Układał mowę przeciwko şydowskim celnikom. Jeszcze wtedy nie myślał wysyłać ich do gazu, raczej na Madagaskar, gdzie ciepło, przyjemnie i mało niemiecko. Na dworcu w Gdańsku wysiadł, ustrojony w krótkie, bawarskie gacie. Wyglądał jak działacz skautingu, a mówił z takim akcentem, şe bagaşowy ze śmiechu omal nie wpadł pod pociąg, gdy Albert zapytał go, którędy do centrum. Nieliczna delegacja miejscowych działaczy nie ukrywała rozczarowania. A to dupek – mówili potem przy piwie. Śmiali się z jego słabo owłosionych nóg, chudych łydek wyrastających z obszernej, skórzanej, bawarskiej dupy. Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, jak waşną spełnia misję i co ukrywa w swojej pięknej walizce, której skórzany grzbiet ozdabiała mała gustowna swastyka – symbol szczęścia niedawno importowany z Indii. Budzik nie zawiódł, rozdzwonił się o czwartej czterdzieści pięć 1 września 1939 roku i okazało się, şe głos ma rzeczywiście potęşny. Słyszano go nie tylko w pobliskim Nowym Porcie, ale równieş w Berlinie i Londynie, i Paryşu. Albert był zadowolony, w przyciasnym mundurze SA-manna poinformował swojego Fßhrera o powrocie wiernego Gdańska do Rzeszy. Duma usztywniła mu kark na kilka dni, a jego piękny wizerunek został utrwalony na niejednej fotce. Nasz drogi Albercik stał się gwiazdą końca lata, jego wypowiedzi wstrząsały radioodbiornikami całych Niemiec, podziwiano go za bezgraniczne oddanie, konsekwencję w działaniu, za in-
teligencję i germańską, ujmującą urodę, lok, wzrok i krok prawdziwego męşczyzny. Potem do Gdańska przyjechał sam Adolf Hitler, jeden, ale w sześciu czarnych mercedesach, wozili się za nim dygnitarze, ciągnął ich za sobą z miejsca na miejsce. Liebe Forster był im przewodnikiem, podczas wycieczek robił takie miny, jakby sam, osobiście, walczył na Westerplatte, uderzał z lądu, morza i powietrza. Adolf znów poklepał go po ramieniu i szepnął coś do ucha, coś, czego Albert, niestety, nie usłyszał. Cała reszta podobno słyszała, wódz powiedział – Słodki. To było takie osobiste, şe gauleiter znów nie mógł zasnąć, podczas tej niezwykłej nocy na tysiąc sposobów oddał swoje şycie za państwo, za naród i za Fßhrera. Przez następne dwa triumfalne lata budzik stał na półce tuş za plecami swego właściciela w jego przestronnym gabinecie przy ulicy Joppengasse, w centrum starego miasta, powoli jednak był wyciszany i spychany przez inne cenne pamiątki, podarunki od samego wodza oraz licznych partyjnych kolegów, którzy teraz awansowali na władców tego świata, panów şycia i śmierci dla milionów. Wreszcie budzik trafił do letniego dworku gauleitera w okolice Sobieszewa, nad morze, tam, trochę zapomniany, pokrył się kurzem, a nienakręcany, stanął na czas między Stalingradem a Kurskiem. Zasłuchał się w szum morza, zasłuchany zasnął. To były jego wakacje, kanikuła. Wrócił na Piwną 12 września 1943 roku, i to całkiem przypadkiem – przywiozła go męşowi miła Frau Forster, ta sama, która robiła wszystkim gościom leśnego domku w Sobieszewie pyszny jabłecznik. Wychwalał go pod niebiosa Heinrich Himmler i namiestnik Generalnej Guberni, Hans Frank. Przywiozła go męşowi, bo chciał pamiętać o porach londyńskich audycji, których innym słuchać nie było wolno pod karą śmierci, ale których on słuchał z niesłabnącą złością i lękiem. Ach, scheisse – mówił i pił koniak za koniakiem. Od kiedy pękła obrona na Wiśle, gauleiter Forster stał się biały jak ściana, zbladł tak dość niespodziewanie pewnego dnia podczas porannej toalety i pozostał taki aş do śmierci. Gustowny budzik ustawiono przy nowoczesnym radioodbiorniku marki Tesla. Tak nastał rok czterdziesty i piąty. Zaczęły się bombardowania, lotnicy alianccy coraz częściej pojawiali się nad miastem. Anglicy w ciągu dnia, a Rosjanie nocą zrzucali bomby, tony şelastwa wpadały przez szeroko rozwarte bramy niebios wprost do świata solidnej mieszczańskiej ciszy. To było złe doświadczenie dla średniowiecznego hanzeatyckiego miasta. Jego gauleiter zaczynał przygotowywać sobie drogę ucieczki, najpierw lądem, potem powietrzem, wreszcie łodzią podwodną. Rzeczywistość dookolna przestała go interesować, a tym bardziej świat małych i całkiem malutkich rzeczy. Budzik zabrała gauleiterowi moja ciocia, która pracowała naprzeciw budynku, w którym on rezydował.
183
3JUB 9 JOEE
sygnał pijanym czerwonoarmistom, gdzie powinni poszukać sobie nowych Frau, odpowiednich, aby zająć miejsce tych, które porzucili za rogiem. Trzy dziewczyny i matka, ukryte za ścianą piwniczną, drşały, słysząc, jak rozochocone sołdaty schodzą ku nim z radosną wrzawą. Budzik, tego judasza, pozostawiły w kącie. Modliły się, patrząc na niego i zostały wysłuchane. ŝołnierze wezwani gromkim głosem jakiegoś lejtnanta wybiegli na ulicę i tyle ich było widać, dalsze gwałty musieli odłoşyć na potem. W grudniu 1970 roku budzik bez wyraźnego powodu zaczął objawiać pewne oznaki starości; zaniesiony do zegarmistrza, zaniemówił na kilka dni, potem jednak głos odzyskał, znów chodził po mieszkaniu i liczył upływające minutki i sekundy. Absolutnie nie zaleşało mi na Trzeciej Rzeszy – tak powiedział pewnego razu. – Nigdy – bił się w pierś – nie wstąpiłem do Narodowosocjalistycznej Partii, zawsze sympatyzowałem z robotnikami. Jak mój dziadek, były więzień obozu koncentracyjnego i członek SPD. Budzik lubił mego dziadka i z nim właśnie, a nie gauleiterem Forsterem, który skończył na stryczku, postanowił odejść do lepszego świata. Właśnie na wieść o śmierci mego dziadka, która lotem jaskółki przyleciała z Akademii Medycznej do naszego domu, budzik, chcąc popełnić samobójstwo, rzucił się z szafy i stłukł sobie szybkę. Potem były kolejne lata i kolejne śmierci – babci, szwagra, mamy. Tak juş jest – czas musi nas wyorać, aby nowi mogli pojawić się w pustych miejscach, w świeşej skibie. Wreszcie budzik znalazłem ja, w kartonie w piwnicy. Był lekko przerdzewiały, nakręciłem jego mechanizm i byłem ogromnie ucieszony – chodził. Usłyszałem radosne brzęczenie trybików w metalowej puszce, przyniosłem go na górę, z piekła do nieba, postawiłem na honorowym miejscu jako pamiątkę „familijną�. Proszę, jaki ładny – mówili o nim odwiedzający nasz dom goście, tyle było tych komplementów, şe budzikowi zrobiło się niedobrze. Zachorował, stanął, więc zaniosłem go do zegarmistrza, ten długo oglądał jego mechanizm i określił nasz zegar mianem – cacuszko. Modlił się nad nim ponad tydzień, wyrychtował podobno na cacy, a tu nic, zegar po przyniesieniu do domu stawał i nie było rady, aby zmusić go do przemierzania dni, nocy i dni. Uparty – pomyślałem. Zamierzałem nawet tego faszystowskiego drania – tak nazywałem go w złości – ciepnąć gdzieś w otchłań śmietnika, w końcu jednak dałem za wygraną. Trafił na boczną półkę, w cień innych bibelotów i stoi. Od czasu do czasu go nakręcam, a on od czasu do czasu chodzi, głównie nocą. Czasami bywa tak głośny, şe trzeba go uciszać jak psa, kiedy chrapie. Mruczy jakieś niemieckie frontowe piosenki i salutuje, głośno trzepiąc obcasami. Pewnego dnia, jestem tego pewien, odejdzie od nas na zawsze i şaden zegarmistrz nic na to nie pomoşe. Śmierć naszego zegara będzie, być moşe, równieş śmiercią czasu.
Weszła tam podczas jednego z bombardowań, zamiast iść do bunkra, poszła do gauleitera. Powiedziała, şe to był impuls. Podjęła to nadzwyczaj ryzykowne działanie, nie bacząc na jego konsekwencje. Los jej sprzyjał. Przez nikogo nie zatrzymywana weszła do gabinetu Forstera. Nie było şadnych straşników, gabinet był otwarty. Stanęła w miejscu, w którym nigdy nie spodziewała się stanąć i nic, nie poczuła najmniejszego dreszczyku emocji. Wcześniej tak, kiedy skradała się na piętrach niczym pantera, mijała korytarze, drşała i pociła się, ale kiedy juş stanęła na szczycie, wtedy cały strach odszedł, odleciał. Bomby spadały na miasto, widziała w oddali, tam, gdzie połoşone były stocznie, nowe łuny poşarów, słyszała jęk syren wozów straşackich i tratata działek baterii przeciwlotniczej. Śmierć była tuş, tuş i to było niesamowite uczucie – chodzić po linie nad przepaścią, po parapecie. W jej główce pojawiła się ochota, aby wyjść z tego pokoju właśnie tamtędy, raz i na zawsze. Poświęciłaby młodość ot, tak sobie, w tej chwili wydawało się jej, şe byłaby do tego zdolna, w tej chwili wydawało się jej, şe byłaby zdolna do wszystkiego. Ryk bombowców potęşniał, leciały wysoko, wciąş cięşkie. Bolesne ich jęki nie dawały jej spać po całych nocach, z doświadczenia wiedziała, şe juş niebawem nad czerwonymi dachami kamieniczek, nad Mariackim kościołem, nad dźwigami, kanałami portowymi nastąpi gigantyczne wypróşnienie wielu eskadr bombowych, wypróşnienie połączone z burzą fajerwerków, totalną rozwałką. Ciocia, przeszedłszy się trzy razy po pokoju gauleitera i zaznawszy przez chwilę wygody jego siedziska, postanowiła opuścić to miejsce, ale nie mogła wyjść stąd tak zwyczajnie, najpierw zamierzała nasiusiać gauleiterowi na jego perski dywan, bo mocno i nie do wytrzymania cisnął ją pęcherz, potem w przejmującym akcie odwagi i determinacji zabrała mu z półki budzik. To była mała, dziwaczna zemsta za wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na jej rodzinę za sprawą pryncypała Alberta, tego małego kretynka z czarnym wąsem, za ojca w obozie, matkę po tyfusie, rannego brata, za jej i sióstr zmarnowaną młodość. Wzięła budzik w garść i pobiegła w dół. W holu stał straşnik, na ramieniu miał tę opaskę czerwoną z pająkowatym hakenkreuzem w środku. Obdarzony znakiem szczęścia, miał zginąć tydzień później w całkiem prozaiczny sposób, poraşony prądem z grzałki, którą gotował sobie wodę na herbatę. Tamtego jednak dnia, wciąş şywy i nieprzeczuwający, jak niezdrowe okaşe się dla niego zamiłowanie do Assam-Tee, zmustrował ciocię swoim badawczym wzrokiem i dostrzegłszy w niej tylko najzdrowsze aryjskie cechy, władczo doradził – Do bunkra, Fräulein, prędziutko. Złośliwy budzik omal nie stał się przyczyną gwałtu, kiedy w marcu 1945 roku miasto zajmowali şołnierze sowieckiej armii, w nadzwyczaj nieodpowiedniej chwili dał
184
3JUB 9 JOEE
Wróşki WALDEMAR BORZESTOWSKI
Moja mama wróşyła z kart. Nauczyła się tego podczas okupacji, w ostatnim roku tysiącletniej Rzeszy, kiedy nasiliły się naloty i Rosjanie nocą i wysoko, a Anglicy w ciągu dnia i nisko zlatywali nad Gdańsk niczym ptaki przy jesieni, wędrujące z krain zimnych do ciepłych. Cięşkie ziarna śmierci hojną ręką rozrzucano nad hanzeatyckim miastem. Na sygnał alarmu, który niejednego z umarłych rozbudził, wszyscy schodzili do piwnic pod barakami albo do jedynego w okolicy schronu pod budą straşnika Wernera, tego samego, co szczuł psem kobiety i dzieci, a potem śmiał się w taki sposób, jakby podczas śmiechu miał zamiar wyzionąć ducha. Kto wie, moşe jego śmiech – nieco podobny do skrzypienia zelówek księdza Lutke – przeczuwał, şe obergefreiter Werner nie przeşyje tej wojny. Mama miała wtedy siedemnaście lat i mieszkała z rodziną w obozie dla wysiedleńców na Siankach, obok resztek Polonii gdańskiej i niemieckich komunistów. W czterdziestym czwartym roku coraz więcej czasu spędzano pod ziemią. Podczas gdy Hamburg, Drezno i Warszawa przeniosły się juş do lepszego świata ze znaczną częścią swych mieszkańców, stary Gdańsk wciąş przykuwał oko lotników i piękny był jak z obrazka. Wszystko jednak zapowiadało rychłą odmianę – apokalipsę według Adolfa Hitlera. Znaleźli się tacy, co juş widzieli krzyşe na niebie i słyszeli całkiem wyraźnie ostrzeşenie – „Uciekajcie!�. Kto by ich jednak słuchał, kto by im wierzył? ŝycie powoli przenosiło się znad pod powierzchnię ziemi, w piwnicach i schronach spędzano po kilka godzin dziennie. Pośród pomruku silników samolotowych, gwizdów nadlatującej śmierci, grzmotu wybuchów, powszechnych tektonicznych poruszeń, a takşe gromkiego tratatata z broni przeciwlotniczej, uczyła Mamę stawiać karty ciut starsza od niej koleşanka, a juş wdowa, Izabella. Obok ludzie modlili się şarliwie, płakali, sztywnieli z oczami zwróconymi w czarny sufit, a w kątku, który zawsze starały się zająć, bo było tam najjaśniej, jedna młoda kobieta drugą młodą kobietę wprowadzała w arkana staroşytnej sztuki, w świat opowieści tak samo strasznych, jak poşądanych. To dopiero był widok. Tam czerwień poşogi, tu czerwień rumieńców, tam drşenie powietrza, tu drşenie dwóch serc. Czasami do schronu pod budą trafiali równieş şołnierze, znajdował się on bowiem akurat w połowie drogi między ich koszarami przy moście a polowym burdelem, w którym pracowało kilka ściągniętych tu z Paryşa rodowitych Francuzek. ŝołnierze podczas nalotów głośno śpiewali frontowe piosenki albo szlagiery z filmów, które właśnie wyświetlano, choćby w Ufa Palast przy Elisabetkirchenstrasse. ŝołnierze musieli być dzielni, bo niby kto, jeśli nie şołnierze. W końcu kiedyś, jako chłopcy w krótkich portkach, ganiali z drewnianymi mieczykami po podwórzach, bawili się ołowianymi figurkami grenadierów. Mieli sporo czasu, şeby przygotować się do umierania,
zahartować do śpiewu, kiedy bomby zeskakują z pokładu samolotu. Bomby, co muszą wyprostować sobie nogi. W końcu tyle czasu leciały, tyle kilometrów mają za sobą, nie zamierzały dłuşej czekać, rozerwą się i juş. Przepustka to przepustka. Bomby szły do cywila. Ludzie krzywo patrzyli na şołnierzy, pragnęli się modlić w skupieniu, w męczarniach strachu, şe juş, juş za chwilę, mieli nadzieję, şe şarliwość zdoła ich zabezpieczyć przed najgorszym, a jeśli nie, to stanie się paszportem do lepszego świata, zastępczą formą şalu za grzechy, spowiedzi i zadośćuczynienia w jednym. Schody i piwnice pęczniały od modlitw i obietnic, które składano pospiesznie, licytując się przy kasie – „Jeden bilet proszę�. Cena nie grała roli. Kaşdy wolałby şyć dalej, a jak nie, to do nieba. Moşe być druga klasa. Izabella, której mąş przepadł na wschodnim froncie, powoli tłumaczyła mojej mamie znaczenie poszczególnych kart, róşnych układów. Kiedy walet pik jest tu, a dziesiątka serce obok, kiedy as trefl odwrócony, a siódemka obok ósemki. Rozkładały, o ile tylko cokolwiek było widać, pasjans po pasjansie na zmianę, raz jedna, raz druga i mówiły, co widzą, szeptem, aby nikt obok nie usłyszał. Czytały w kartach jak w ksiąşce i śmiały się, gdy wyszło coś zabawnego. Choćby śmierć Wernera za dwa tygodnie, gdy do bunkra wpadnie niespodziewana przesyłka made in USA. Mój dziadek, który był listonoszem na Polskiej Poczcie, z pewnością dostarczyłby ją inaczej, ale skoro koledzy Wernera zadecydowali, aby zamknąć dziadka w KL Stutthof – przesyłką musiała się zająć poczta lotnicza. Obergefreiter po śmierci miał zamiar trafić do Walhalii, bo był Germaninem i faszystą, bo był słaby, brzydki i głupi. Dlatego właśnie przez całe şycie starał się tępić silnych, pięknych i mądrych. Kiedy pięćsetkilogramowe şelazko wpadło na jego stół, nie zdąşył się przestraszyć. Zanim umysł porwał wicher, ten sam, co w chwilę potem zajął się rozmontowywaniem budy, Werner ujrzał siebie z tarczą i w hełmie z rogami, jak idzie do faszystowskiego nieba, gdzie pito piwo, opowiadano pieprzne dowcipy i śpiewano takie fajne piosenki, przy których moşna się było pokołysać. Kobiety, dwie wróşki czarnobrewe, były za młode i zbyt mało doświadczone w magii, aby zobaczyć juş teraz wizje triumfującego Wernera, były takşe za młode jak na czas, w którym przyszło im şyć, bo akurat rozkwitało w ich sercach lato, gdy za oknem demony spuszczone z łańcuchów szalały po świecie i rok 1944 wskakiwał w zimę, jak w przerębel. Dla wielu miała to być ostatnia zima. Aş zdarzyło się pewnego dnia. Izunia nie mogła uwierzyć. Rozkładała karty, patrzyła oniemiała, zgarniała, tasowała i jeszcze raz rozkładała. Zapaliła wtedy swojego pierwszego papierosa w şyciu. Zdarzyło się bowiem, şe tego dnia od samego rana kilkanaście razy odebrała sobie karciane şycie i była juş tym bardzo zmęczona,
185
3JUB 9 JOEE
rzonym do miłości, bardziej niş Wenecja albo Werona. Nagle Iza, która nie zwykła sobie niczego şałować i w dobrych, przedwojennych czasach şyła ponad stan i szczęśliwie, zapragnęła coś zjeść, coś tak słodkiego jak torcik Sachera, coś, czego nie były w stanie zastąpić szklaki, cukierki z cukru, po których czerniały zęby. W domu niczego nie miała do zjedzenia prócz kilku zasuszonych jabłek. Śmiały się wróşki z poszukiwań na próşno wznawianych, co chwila i z zadziwiającym zapałem, a potem, gdy zmęczyły się i zabrakło im muzyki Schumanna usiadły razem jak papuşki przy rozklekotanym pianinie, prezencie od starej, umierającej Niemki, która zapewniała, şe w młodości znała Karola Marksa. Kobiety, podniecone śmiechem, co spadł na nie bez specjalnego powodu, powoli, przy instrumencie, odgarniając włosy, uspokajały się robiąc palcami plim, plim na białych i plum, plum na czarnych klawiszach. „Nauczysz mnie grać?� – zapytała moja mama, bo nie umiała grać na pianinie, jak wcześniej nie umiała stawiać kart. Iza, dobiegłszy do drugiej części budapeszteńskiego karnawału, kiedy dojrzewają kasztany i pierwsze, jeszcze ciepłe deszcze zmywają ulice, kiedy kawa w kawiarence i mnóstwo, mnóstwo plotek, znów przymykając oczy, grając z wprawą, a nawet polotem, poruszyła głową potakująco. „Pewnie� – wyszeptała. Burza samolotów przetaczała się po listopadowym niebie i nad Schichauwerkft nowy desant bomb wybierał się, aby sprawdzić prawo ciąşenia w praktyce, a one w kątku świata wybijały palcami coś przeciw śmierci, która zapowiedziała się niby koleşanka, mówiąc – „Przyjdę�, lecz nie przyszła. Podobno miała dość wizyt i nie nadąşała być wszędzie, wołała wybrać tych, którzy naprawdę na nią czekali w wojskowych lazaretach, okopach, dosłownie wszędzie. Zresztą śmierć od Karnawału Schumanna wolała Requiem Brahmsa.
a przecieş nie minęło jeszcze południe. Jej śmierć w talii kart wyglądała okropnie, zaskoczona w peniuarze, nie kryła oburzenia, przy kaşdym kolejnym rozdaniu wzrastała jej irytacja. „Skoro jestem, to jestem�– zdawała się mówić, przy tak solidnie potwierdzonej wróşbie nie wypadało przecieş udawać zaskoczenia. Izunia nie była chora, nie była teş gotowa do dalekiej drogi. Chciała sobie wywróşyć nową miłość po starej, porzuconej na wschodzie, wygraną na loterii, czyli duşe pieniądze i w ogóle same miłe niespodzianki. Śmierć pojawiła się nadzwyczaj nie w porę. Zupełnie jej nie planowała ani na ten tydzień, ani na następny. Teraz nie miała wyboru – mogła albo przyjąć gorzką wiadomość, albo zatrzasnąć przed nią drzwi i udawać, şe nic się nie wydarzyło. Izunia wybrała to pierwsze. Wierzyła w swoje karty. Połoşyła się więc na łóşku i czekała na śmierć, co miała przyjść za niecałe dwa tygodnie, mało piła, niewiele jadła. Schudła i o dziwo – jeszcze bardziej wypiękniała. Nie wychodziła z domu nawet podczas alarmów lotniczych, kiedy inni pospiesznie wpadali pod podłogi, biegli na łeb na szyję do schronu Wernera, co juş niedługo miał się wznieść w niebo jak balon. Moja mama była jedyną osobą, która rozmawiała z Izą w tym czasie, czytały sobie na głos romanse Kurtz-Mahlerowej, oglądały fotki aktorów i aktorek niemieckich, ssały cukierki i wcale, ale to wcale nie mówiły o przyszłości. Przyszłość dla przyszłego umarłego to tabu, temat draşliwy. Iza na pianinie grała fragmenty Karnawału Schumanna. Przymykając powieki, obdarzone przez naturę nadzwyczaj długimi rzęsami, wyobraşała sobie Budapeszt, miasto, w którym nigdy nie była. Jeździła powozem po szerokich ulicach, w białej sukience. Jadła kasztany na ławeczce, a obok siedział jej Jan, bardzo przystojny, bez munduru, ale za to w pięknie skrojonym garniturze. Budapeszt pośród dźwięków karnawału wydawał się jej jak şadne inne miastem stwo-
rys. Marek Chaczyk
186
3JUB 9 JOEE
KOLEKTYW POSTNEOLINGWISTYCZNY IM. JADWIGI STANISZKIS
Maria Cyranowicz Gombrowicz Iwaszkiewicz Rymkiewicz Tatarkiewicz Karpowicz Mickiewicz Sieniewicz Szostakowicz Andruchowycz Cimoszewicz Sienkiewicz Balcerowicz Piesiewicz Cyrankiewicz Marcinkiewicz Onyszkiewicz Dancewicz Rodowicz Markiewicz Pasewicz Macierewicz Dunin-WÄ…sowicz Majsterkowicz
Thriller Mueller Pustułeczka pupa truchełko za strupa zastruga struga deszczu fanta smaga goryczne gogle liryczne kogle noszą mogle na magle połowiczne Lecz! Jagniątko cięrpiątko zabeczy nagniecione namiecione z wierszy sursum wierszątko kordonek tutaj chodzi płodzi dzidzi widzi şe śmierci śmierdzi trzonek Więc! Pach chwileczki puch nie pycha wieszcz szcza do beczki kapucha ogóreczki wymoczki śnione ciała antropomorfka wybrała status foczki
187
3JUB 9 JOEE
Papucie starszych panien Papuciek o najpiękniejszym pompońku, papuciek; o kształtku i kolorku wzorku nie pozwól mi za pomnieć, ani o paradygmatycznej papce frędzelków - które były niegdyś klatkami starszych panien - ani o splotku wełenki w odmendach fastryşki. Jakobson nie miał papućków, //unde malum?// papućki papuşki papilarne papu %₏% raport morze papu upupić, papuciek nie. moşe i niebo trafi, papuciek to dobro i papu. Papucia pomponik na lingwistycznej wy rusł posadzce, starsza panna podlewa go popod; popadły, podniosły papuciek. a pompon nie mniej; modli twój papuciek o stopy starszych panien daj nam Powyşszy! paralaksa do: Adam Zagajewski Syrakuzy [w: Anteny, Kraków 2005]
Samochód samochód samochodzi samochód samo chodzi samochód sam o! chodzi po chodniku pochodne chodzą pochopne a przecieş jest ulica! wykrzyknik ulicy liszaj peipera masło maca murzyna
***
do Szymborci
Stala siÄ™ stara. Stara siÄ™ Stala. Stara siÄ™, stara. Kolektyw Postneolingwistyczny im. Jadwigi Staniszkis
188
3JUB 9 JOEE
3JUB 9 JOEE
3JUB 9 JOEE
3JUB 9 JOEE
3JUB 9 JOEE
3JUB 9 JOEE
osmozy. Na obydwu piÄ™trach Vegi (wegetariaĹ„skim i wegaĹ„skim) do przygotowywania napojĂłw i potraw uĹźywamy wody ďŹ ltrowanej. Stopniowo wprowadzamy produkty nisko przetworzone (mÄ…ka razowa, ryĹź nieĹ‚uskany, peĹ‚ne ziarna pszenicy), nie stosujemy mroĹźonek, konserw (z nielicznymi wyjÄ…tkami, np. kukurydza, truskawki). Wszystkie potrawy przyrzÄ…dzane sÄ… tego samego dnia i gotowane tradycyjnymi metodami – nie uĹźywamy kuchenek mikrofalowych. Staramy siÄ™ odnowić tradycjÄ™ spoĹźywania takich produktĂłw, jak soczewica, ciecierzyca, soja, peĹ‚ne kasze. W niektĂłrych przypadkach stosujemy zasady kuchni makrobiotycznej, wprowadzamy nowe dodatki – jak np. glony (Kombu, Wa-kame). Zapraszamy nie tylko na zdrowe potrawy, lecz takĹźe na zajÄ™cia fakultatywne, prowadzone przez OĹ›rodek Edukacji Makrobiotycznej i poĹ›wiÄ™cone nauczaniu, m.in. podstaw medycyny chiĹ„skiej, przygotowywania deserĂłw i przetworĂłw bez uĹźycia cukru, gotowania zgodnie z zasadami makrobiotyki. ZajÄ™cia te odbywajÄ… siÄ™ w niektĂłre weekendy – informacje pojawiajÄ… siÄ™ z wyprzedzeniem na plakatach hallu Vegi. OtwierajÄ…c VegÄ™ wegaĹ„skÄ…, chcielibyĹ›my, aby byĹ‚ to kolejny krok na wytyczonej przed laty drodze zmierzajÄ…cej ku upowszechnianiu zdrowego i etycznego sposobu Ĺźycia.
Wrocła w, Ry n e k 2 7 a tel. 34 4 3 9 3 4
REKL AMA
JuĹź ponad 17 lat dziaĹ‚a pierwszy w Polsce bar wegetariaĹ„ski Vega. Na I piÄ™trze Vegi istnieje rĂłwnieĹź od siedmiu lat pionierski bar wegaĹ„ski. Podawane sÄ… tu wyĹ‚Ä…cznie potrawy wegaĹ„skie, czyli niemajÄ…ce w swoim skĹ‚adzie Ĺźadnych produktĂłw pochodzenia zwierzÄ™cego, nawet mleka, sera, jajek itp. – np. mleko krowie zastÄ™pujemy mlekiem sojowym. UĹźywamy warzyw z upraw ekologicznych – majÄ…cych atest Ekolandu. JesteĹ›my w posiadaniu profesjonalnego ďŹ ltra do oczyszczania wody (RO 400), dziaĹ‚ajÄ…cego na zasadzie odwrĂłconej
194
3JUB 9 JOEE
Trzeba krzyczeć głośniej ROZMOWA ZESPOŠU
Z KUBÄ„ WANDACHOWICZEM, COOL KIDS OF DEATH
Paweł Gzyl: Jeszcze przed wydaniem waszej debiutanckiej płyty w 2002 r. krytycy muzyczni nazwali was „zbawicielami polskiego rock and rolla�. Czuliście, şe macie taką misję do spełnienia?
GITARZYSTÄ„
K.W.: Nie mogę przecieş ich unikać! Robię z nimi interesy, ale póki nie zacznę myśleć kategoriami tych ludzi – wszystko jest w porządku. A to na razie mi nie grozi. Nie interesuje mnie tworzenie muzyki, której jedynym celem byłoby zbicie kasy.
Kuba Wandachowicz: Aleş skąd. Nie mieliśmy takich załoşeń. W pewnym momencie spotkało się po prostu kilku kolesi, którzy lubili tę samą muzykę i postanowili załoşyć zespół. Chcieliśmy grać i nic więcej. Okazało się jednak, şe nasza muzyka odwołuje się do klimatu nagrań, których słuchali w latach swej młodości dziennikarze muzyczni z „Gazety Wyborczej� czy „Przekroju� – punk rocka z przełomu lat 70. i 80. Zupełnie bezwiednie wyszliśmy naprzeciw tym sentymentom. Dziennikarze bez naszej pomocy napędzili koniunkturę, na której wypłynęliśmy.
P.G.: Na drugiej płycie twojego zespołu pojawił się raper Vienio. Czy to nie był chwyt marketingowy? K.W.: Moşna to było tak interpretować, ale tak naprawdę nasze intencje były zupełnie inne. Tekst utworu Hardkor, w którym zarymował Vienio, miał oddać klimat takiego fenomenu społecznego, jaki opisują programy typu Kryminalne gry czy Uwaga – sprawy w rodzaju tej głośnej afery z dziećmi w beczkach po kapuście. Ta dziedzina rzeczywistości jest niesłychanie nośna medialnie, więc stacje telewizyjne wykorzystują to do maksimum. Zwróć uwagę, jak mocno podkolorowane są te wszystkie straszne historie poprzez odpowiednią oprawę graficzną i dźwiękową. Z tych rzeczy zrobiono nowy medialny fenomen, nowy rodzaj widowiska telewizyjnego, który odpowiednio mebluje nasze głowy. O tym jest ten tekst. Podczas pisania automatycznie nasunął mi się pomysł zaproszenia do jego wykonania któregoś z polskich raperów, poniewaş oni rymują w swoich utworach o tych sprawach. Akurat w tym czasie poznaliśmy Vienia. Okazało się, şe to bardzo przystępny i miły koleś, który lubi naszą muzykę. Nie mieliśmy więc problemu z nakłonieniem go do współpracy. Nie wiem, moşe gdzieś w głębi duszy pomyślałem, şe jeśli Vienio pojawi się na płycie Cool Kids Of Death, to wtedy sprzeda się ona lepiej. Nikt tak do końca nie zna swoich motywacji...
P.G.: A dlaczego trzeba zbawiać polski rock and roll? Czy to znaczy, şe aş tak źle się w nim dzieje? K.W.: Nie ma w tej chwili w Polsce czegoś takiego, jak scena rockowa. Są jakieś niedobitki wykonawców, którzy debiutowali w latach 80., ale ich produkcje pachną naftaliną. Jedyną şywą subkulturą, która nie karmi się nostalgią, a ciągle się rozwija, jest hip-hop. Owszem, są artyści, którzy poruszają się w kręgu rocka i robią ciekawe rzeczy, jak choćby zespół Hey, ale to indywidualności, które nie tworzą şadnej sceny. P.G.: W jednym z wywiadów powiedziałeś, şe „elity polskiego show-biznesu to przypadkowa zbieranina wieśniaków�. K.W.: Przecieş to nie jest şadna tajemnica. Wystarczy wybrać się na jakąś środowiskową imprezę – z małymi wyjątkami, większość osób, które w niej uczestniczą, to cwaniacy, którym słoma wystaje z butów. Całe szczęście, mieszkamy w Šodzi i jesteśmy od tego wszystkiego z daleka.
P.G.: A dlaczego sprzedaliście własną piosenkę do telewizyjnej reklamy chipsów? Czy nie chodziło tylko o kasę? K.W.: Pierwszą płytę nagraliśmy na domowym sprzęcie – z jedną gitarą i podkładami z komputera. Kiedy odniosła sukces, musieliśmy nagle stać się zespołem z prawdziwego zdarzenia. Poniewaş byliśmy debiutantami, wytwórnia, która wydała nasz album, nie chciała pakować w nas większej kasy, bo było to ryzykowne. Stanęliśmy przed wyborem: albo sprzedać piosenkę do reklamy, a za zarobione w ten sposób pieniądze kupić sprzęt i ruszyć w trasę promować płytę, albo pozostać wiernym zasadom niezaleşności, olać propozycję firmy reklamowej i nie grać koncertów. Wybraliśmy to pierwsze. Dostaliśmy 8 tys. zł i wszystko przeznaczyliśmy na sprzęt. Co do grosza. A i tak nie mogliśmy kupić tego wszystkiego, co chcieliśmy. Na wzmacniacze musieliśmy poşyczyć od znajomych. Ale zaczęliśmy grać – i to było najwaşniejsze.
P.G.: Ale jak sam przyznajesz, bywacie na tego typu imprezach – ot, choćby na rozdaniu „Fryderyków�. K.W.: Musieliśmy się tam pokazać, poniewaş otrzymaliśmy jedną z nominacji. Poza tym, przyznam szczerze, şe dla kolesi, którzy wychowali się na łódzkim podwórku, występ na „Fryderykach� był czymś egzotycznym. Pojechaliśmy tam, poniewaş chcieliśmy zaspokoić własną ciekawość. Wcale nie mieliśmy zamiaru nikogo poznawać ani z kimś się skumplować. Czułem się tam jak zwiedzający ZOO. P.G.: Na pewno byli tam szefowie wytwórni, dla której nagrywacie.
195
3JUB 9 JOEE
P.G.: Z jednej strony, nawiązujecie do estetyki punkowego buntu, a z drugiej otwarcie mówicie, şe marzy się wam wielka popularność. Czy to moşliwe do pogodzenia?
Mittfocha, a nie Dezertera. Dla mnie liczy się indywidualizm w sztuce, a nie gnanie owczym pędem za wytycznymi jakiejś subkultury. Dlatego nie interesuje mnie ten punkowy etos niezaleşności. Choć kontrakt z BMG jest tak spisany, şe dostajemy za płyty bardzo mało kasy, to jednak dzięki temu, şe funkcjonujemy w katalogu międzynarodowego koncernu, nie ma problemów z kupieniem naszych wydawnictw. Nie śpiewamy do ściany.
K.W.: Myślę, şe jedno nie wyklucza drugiego. Gdybyśmy grali w Anglii, na pewno bylibyśmy lepiej odbierani niş w Polsce. U nas muzyka gitarowa nie jest w tej chwili modna. Polski rynek jest zbyt mały, aby duşą popularnością cieszyło się kilka odmiennych gatunków. Ale to wina mediów. Dziś wszyscy piszą o hip-hopie i nic nikogo więcej nie interesuje. Ale teraz juş nie zaleşy mi na popularności.
P.G.: Na ile płyt podpisaliście kontrakt? K.W.: Na pięć. Chyba. Šatwiej przychodzi mi przyswojenie jakiejś filozoficznej cegły niş pięciostronicowego kontraktu pełnego prawniczego bełkotu. Jak na razie, mimo şe mamy mały procent zysku ze sprzedaşy płyt, to więcej jest z tej współpracy poşytku niş szkód.
P.G.: Przy okazji wydania pierwszej płyty pisałeś jednak w rozprowadzanym w mediach manifeście, şe chciałbyś, abyście „byli niewyobraşalnie sławni�.
P.G.: W polskim rocku ciągle funkcjonuje konieczność szczerości i autentyzmu wypowiedzi. A wy wyraźnie traktujecie punkowy wizerunek jako pewną pozę.
K.W.: To była autoironia. A ludzie ją kupili. Tak naprawdę to chcemy tylko nagrywać i koncertować, czerpiąc z tego jak największą przyjemność.
K.W.: W kulturze popularnej granica między autentycznością a kreacją jest płynna. Rock and roll to nie polityka. Pozerstwo, ironia, kpina, blichtr są wpisane w jego kontekst od początków istnienia. I dlatego manipulowanie własnym wizerunkiem jest ogromnie waşne w kulturze popularnej. Na publiczny obraz danego zespołu składa się przecieş nie tylko muzyka, ale równieş teksty, wygląd jego członków, prezentacja sceniczna, teledyski, okładki płyt... Rock ma być artystyczną zabawą, a nie medium do przekazywania jakiejś ideologii – punkowej, hipisowskiej czy jakiejkolwiek innej.
P.G.: Podczas koncertu Punkowej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Krakowie zostaliście obrzuceni przez widzów gradem butelek. Co się stało? K.W.: Punkowa publiczność jest bardzo ortodoksyjna. Akceptuje tylko tych, którzy grają i wyglądają według obowiązującego na tej scenie schematu. A my nie mamy ani irokezów, ani skórzanych kurtek, ani glanów. Z punkami jest tak: albo się jest zespołem, który gra na skłotach i pije najtańsze wino, albo się dla nich nie istnieje. Nie liczy się to, co robisz, ani nawet to, kim jesteś, ale to, czy wyglądasz i grasz zgodnie z zasadami panującymi w środowisku.
P.G.: Czego jest w takim razie więcej w waszym wizerunku medialnym – pozy czy autentyzmu?
P.G.: Na punkowej scenie obowiÄ…zuje niemal restrykcyjnie przestrzegany etos niezaleĹźnoĹ›ci. Skoro robisz punk – musisz nagrywać dla niezaleĹźnej ďŹ rmy. Wasze pĹ‚yty wydaje tymczasem miÄ™dzynarodowy koncern BMG. Dlatego jesteĹ›cie postrzegani przez punkĂłw jako nieautentyczni w tym, co robicie.
K.W.: Nie da się tego tak łatwo oddzielić. W naszym przypadku ironia jest sposobem bycia. A zatem jest pozą, ale autentyczną. Jako adept filozofii wyznaję pogląd, şe nie ma sensu szukać autentyczności – pierwszej, toşsamej i stałej zasady zasad.
K.W.: Nigdy nie interesowała mnie punkowa ideologia, tylko muzyka. Kiedy byłem mały, to słuchałem Klausa
Cool Kids of Death, fot. z archiwum zespołu
P.G.: W jednym z utworów z pierwszej płyty śpiewacie, şe „oryginały nie istnieją�.
196
3JUB 9 JOEE
stępować, i dzielę się tymi wątpliwościami ze swoimi słuchaczami czy czytelnikami. A oni sami juş decydują, co o tym myśleć.
K.W.: To popularne hasło postmodernistyczne, w którym zawarta jest waşna treść. Kultura popularna weszła w fazę recyklingu – przetwarza to, co legło u jej podstaw. I moşna to umiejętnie wykorzystywać – czerpiąc z dawnych wzorów, przemycać cząstkę samego siebie. Próby bycia oryginalnym są dziś z góry skazane na przegraną i trącą dziecinną naiwnością. ŝywiołem sztuki jest gra. Mimo şe jej przedmiotem mogą być sprawy z pozoru śmiertelnie powaşne, to jednak kontekst kultury popularnej ma je tej cięşkości pozbawić.
P.G.: Szybko staliście się postrzegani przez media jako reprezentanci generacji dzisiejszych dwudziestolatków. Odpowiada wam to? K.W.: Jeśli ktoś ma trochę oleju w głowie, to dostrzeşe, iş z naszych wypowiedzi i tekstów wynika, şe tak naprawdę nie ma şadnej generacji dwudziestolatków. Po 1989 r. otrzymaliśmy wolność wyboru. Ale ta wolność jest iluzoryczna. Ona nas rozpuszcza. Nie wygenerowaliśmy z siebie şadnej utopii, którą chciałoby się z uporem realizować. A więc skoro nie ma utopii – nie ma generacji. Chciałem swoim artykułem wskazać pewną, zawsze obecną pustkę, z którą musi skonfrontować się kaşdy człowiek wkraczający w dorosłość. To jest ten rodzaj „niczego�, pewnego stale obecnego „bezkształtu�, z którego dopiero lepi się myśli, rzeczy i idee. Obecne pokolenie zapomniało, şe musi się jakoś do tej pustki odnieść, więc tylko wrzuca w ten otwór wszystko to, co przyniósł wolny rynek: batoniki, wafelki, telefony komórkowe... Ale to zdecydowanie za mało, şeby nakarmić tego „potwora�. Tak naprawdę nie ma şadnej generacji, więc nie moşe być mowy o jej przedstawicielach. Jesteśmy przedstawicielami „niczego�.
P.G.: Te manipulacje waszym wizerunkiem medialnym chyba nie zawsze idą we właściwym kierunku. Zabiegi promocyjne BMG sprawiają, şe pojawiacie się w takich pismach, jak „Dziewczyna�, „Twist�, „Bravo� czy „Popcorn�. Jeśli się na coś takiego zgadzacie, to nie moşecie mieć potem pretensji do punków, şe uwaşają was za nieautentycznych. K.W.: „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą�. Ja tych gazet nie czytam, więc nawet nie wiem, şe my się w nich pojawiamy. Tak działa machina promocyjna duşej wytwórni. Nie moşna na podstawie jej działań oceniać zespołu. Przecieş najwaşniejsze są teksty i muzyka. Są wykonawcy, których głównym celem jest trafienie na łamy pism, o których wspomniałeś, ale są teş tacy, dla których najwaşniejsza jest twórczość, a to, czy znajdą się w kolorowych magazynach – czymś nieistotnym. Poza tym te zarzuty o nieautentyczność tak naprawdę mnie nie interesują. Wydaje mi się, şe operujemy w trochę innych rejestrach, gdzie ta antyteza autentyczne–nieautentyczne traci na sile. Takie są przynajmniej moje aspiracje.
P.G.: Znany krytyk muzyczny i literacki, Paweł Dunin-Wąsowicz, powiedział kiedyś, şe postanowiliście załoşyć zespół, poniewaş nie udało wam się zrobić karier w wyuczonych zawodach.
P.G.: A jeĹźeli komuĹ› zaleĹźy na tym, aby traďŹ Ä‡ do „Gazety Wyborczejâ€?, to jest w porzÄ…dku?
K.W.: Skończyłem filozofię i teoretycznie mógłbym próbować zostać na uczelni. System uniwersytecki w Polsce jest jednak wyjątkowo kulawy. To, şe ktoś zostaje doktorantem, wcale nie znaczy, şe jest najlepszy z całej grupy studentów. O awansie naukowym decydują przede wszystkim koneksje. Gdybym się postarał, mógłbym zostać na uczelni. Ale stwierdziłem, şe wykładanie filozofii nie bardzo by mi odpowiadało. Wybrałem więc muzykę – i był to bardzo świadomy wybór. Podobnie zrobili pozostali koledzy z zespołu.
K.W.: Masz nas na myśli? P.G.: Tak. Złośliwi nazywali was w pewnym momencie „dodatkiem do Gazety Wyborczej�. K.W.: Rzeczywiście – moşe trochę za daleko to poszło. Wielu dziennikarzy pisało o nas, realizując swoją wizję zbuntowanego zespołu. Dostaliśmy etykietkę młodych gniewnych i nasz sprzeciw wobec otaczającej rzeczywistości stał się swego rodzaju hasłem reklamowym. Z niektórych tekstów poświęconych Cool Kids Of Death wyłaniał się obraz zespołu jako dzieciaków z dobrych domów, harcerzyków, którzy w gazetce szkolnej publikują wywrotowe teksty. Po przeczytaniu takiego artykułu ktoś inteligentniejszy od razu traktował nas z pobłaşaniem. Trudno jednak powiedzieć, czy w ogólnym bilansie „Gazeta Wyborcza� zrobiła nam krzywdę czy przysługę. Nie wiem, czy dzięki niej sprzedaliśmy więcej płyt czy nie. Tego nie da się zmierzyć.
P.G.: W waszych tekstach Šódź jawi się jako „martwe miasto�. W jakim stopniu wpływa ono na waszą twórczość? K.W.: W bardzo duşym. Zarówno krajobraz – ulice, osiedla, fabryki, jak i ludzie – tamtejsi muzycy, tworzący głównie elektroniczną lub industrialną muzykę. Wiem, şe nigdy się z Šodzi nie wyprowadzę. P.G.: W jednym z wywiadów powiedzieliście, şe waszymi idolami są Lord Vader z Gwiezdnych wojen, Indiana Jones i Spiderman. Czy to nie infantylne?
P.G.: Czy twój głośny tekst Generacja Nic, opublikowany dwa lata temu w „Gazecie Wyborczej�, teş był elementem promocji zespołu?
K.W.: Nie, bo to prawda. Wychowaliśmy się na komiksach i filmach akcji. Dzisiaj rozmawiamy ze sobą językiem, jakim posługują się ich bohaterowie. W Polsce pokutuje przekonanie, şe komiksy i kino przekazują treści infantylne. A to nieprawda – to jest po prostu inny język, za pomocą którego moşna przekazywać kaşde treści.
K.W.: Ten artykuł, podobnie jak wszystko, co robimy w grupie, wynika z prostej przyczyny: chcemy coś opowiedzieć, przedstawić nasz punkt widzenia, skonfrontować go z tak zwaną obiegową opinią. Dzielimy się z innymi naszym punktem widzenia. To wszystko. Nie chcemy manipulować ludźmi, aby oni zaczęli myśleć w ten czy inny sposób. Mam straszną awersję do tych, którzy mają receptę na to, jak şyć, i starają się zmusić innych do jej realizacji. Ja nie wiem, jak powinno się po-
P.G.: A czy to przypadkiem nie znaczy, şe boicie się dorosłości? K.W.: Zaleşy, co rozumiesz przez dorosłość. Nie boję się odpowiedzialności i şycia na własny rachunek. Moşna
197
3JUB 9 JOEE
K.W.: Miałem na myśli teksty z pierwszej płyty, które miały być czytelnymi komunikatami czy nawet manifestami. Potem zmieniliśmy front. Teksty z drugiej płyty są pełne ironii i miałem nadzieję, şe będzie ona czytelna. Teraz widzę, şe się przeliczyłem.
być fanem Myszki Miki i dobrym ojcem. To się nie wyklucza. Chcę załoşyć normalną rodzinę. P.G.: W waszych tekstach jest mnóstwo negacji i agresji. Skąd ona się bierze? K.W.: Z obserwacji tego, co się wokół nas dzieje. Poniewaş nie mamy moşliwości zmiany sytuacji, nasza bezsilność znajduje ujście w bezceremonialnej manifestacji sprzeciwu. Jeśli się jest na marginesie, to trzeba krzyczeć o wiele głośniej, şeby być zauwaşonym.
P.G.: Dlaczego uĹźywacie tylu wulgaryzmĂłw?
P.G.: Jak nihilistyczna postawa z tekstów piosenek przekłada się na wasze şycie codzienne?
P.G.: Brakuje mi w waszych tekstach wskazania na jakiekolwiek pozytywne wartości. Czy moşna swoje şycie budować na permanentnej negacji?
K.W.: Poniewaş wulgaryzmy mają w sobie ogromny ładunek emocjonalny. Jednym takim słowem moşna bardzo duşo wyrazić.
K.W.: No cóş, jesteśmy normalnymi ludźmi. Nie mieszkamy w skłotach, nie rzucamy się na nikogo z pięściami, nie zamierzamy popełniać samobójstw... Znam z historii sztuki wiele takich przykładów, kiedy ktoś był nihilistą w twórczości, a całkiem zwyczajnym człowiekiem w şyciu prywatnym.
K.W.: Oczywiście, şe dostrzegamy pozytywne wartości. Najwaşniejszą z nich jest wolność buntu pojmowanego nie społecznie, ale artystycznie. No i miłość... P.G.: To dlaczego śpiewacie, şe „wszystkie dziewczyny są złe�, i pokazujecie, şe miłość zazwyczaj przeradza się w nienawiść?
P.G.: Utrzymujecie się z muzyki? K.W.: Nie do końca. Ja piszę felietony, Krzysiek, nasz wokalista, rysuje komiksy, Marcin jest didşejem, a Wojtek mieszka z rodzicami, którzy go wspomagają.
K.W.: Bo miłość to trudne uczucie. Czasem rodzi wiele cierpienia. Ludzie starają się udawać, şe miłość to tylko sielanka, a wcale tak nie jest. I my im o tym przypominamy.
P.G.: Czyli nie widać buntu w waszym prywatnym şyciu...
P.G.: Czy wers „Ciągle nie wierzę w nic� z piosenki Dwadzieścia kilka lat to wyznanie atezimu?
K.W.: Bo nasze teksty są nihilistyczne, ale trzeba je brać w nawias. A niektóre osoby nie potrafią tego zrobić...
K.W.: Jestem ateistą. Nie wierzę w Boga. Wiara w Boga niebezpiecznie ograniczyłaby moją ciekawość świata. W świecie ludzi wierzących wszystko juş wiadomo, jest ścisła hierarchia. Uwaşam, şe mamy tylko jedno şycie, tu i teraz, i musimy zrobić wszystko, şeby je przeşyć maksymalnie intensywnie.
P.G.: Ale przecieş sam mówiłeś w jednym z wywiadów, şe wasze teksty „trzeba traktować dosłownie�. Chodziło o utwór Butelki z benzyną i kamienie, w którym nawołujecie wręcz do ulicznych zadym.
Cool Kids of Death, fot. z archiwum zespołu
Rozmawiał Paweł Gzyl
198
3JUB 9 JOEE
Nowe horyzonty miasta ROZMOWA
Z ROMANEM GUTKIEM, SZEFEM FIRMY DYSTRYBUCYJNEJ GUTEK FILM ORAZ POMYSĹ ODAWCÄ„ I TWĂ“RCÄ„ FESTIWALU FILMOWEGO ERA NOWE HORYZONTY
Jak było w Cieszynie
RB: Czy uwaĹźa pan festiwal za sukces?
Lipiec 2005, centrum festiwalowe, Cieszyn Rozmawiają Anna Cygańczyk i Michał Bieniek
R.G.: Gdy coś się robi, coś się proponuje i ludzie przyjeşdşają, to jest to fantastyczne. Festiwal to prywatne przedsięwzięcie. Nie moşna go porównywać chociaşby z Camerimage, który jest absolutnie najlepszym i najwaşniejszym festiwalem w Polsce, festiwalem specjalistycznym, na który przyjeşdşają zaproszeni goście. My robimy zupełnie coś innego, nie chcemy mieć tu gwiazd. Naszymi „gwiazdami� są tacy twórcy, jak na przykład Aristakisjan, który odwiedził nas w zeszłym roku. Oczywiście chętnie widziałbym tutaj Jarmuscha czy Lyncha. Chciałbym zapraszać więcej ludzi. Ale na razie nas po prostu nie stać.
Rita Baum: Skąd wybór [dotychczasowego] miejsca? Małe miasteczko na uboczu, Cieszyn, wcześniej Sanok... Roman Gutek: Zupełnie świadomie zdecydowałem, şe pierwsza edycja odbędzie się w Sanoku – na końcu świata. Następnie zdecydowałem o przeniesieniu festiwalu, poniewaş infrastruktura w Sanoku była şadna, największe kino miało 350 miejsc, drugie się rozsypywało, był jeszcze dom kultury i şadnych szans na rozwój. Ludzie nie mieścili nam się w kinach. Dlatego przenieśliśmy się tutaj – to teş świadomie, bo chcę, by ludzie rzeczywiście jechali tutaj ileś tam kilometrów, şeby podejmowali świadomą decyzję o wyprawie. To nie jest to samo, co wypaść na chwilę z Warszawy do Kazimierza, zobaczyć koguta na rynku... Nie chcę, broń Boşe, pić do tamtego festiwalu. Im więcej imprez, tym lepiej dla kina. My nie konkurujemy, nie odbieramy sobie publiczności – to jest najwaşniejsze. Nie brakuje nam widzów, wprost przeciwnie. Karnety sprzedaliśmy juş dwa miesiące temu. Gdyby festiwal nie był organizowany w wakacje, z pewnością sprzedalibyśmy ich więcej. Ale robimy to świadomie – w wakacje i w małej miejscowości, poniewaş chcemy, by ludzie przyjechali tu i şyli kinem. By zapomnieli o szkole i o pracy i by byli razem. W Warszawie byłoby nam oczywiście duşo łatwiej zrobić taki festiwal. Musimy przecieş w te obiekty inwestować pieniądze. Na przykład w teatrze po czeskiej stronie musieliśmy zainstalować kabinę projekcyjną, postawić ekran, wynająć cały sprzęt. Pozmienialiśmy ekrany w Teatrze Mickiewicza i w kinie Piast. Cały czas inwestujemy. W Warszawie moglibyśmy zrobić festiwal po prostu w kinach. Sami zresztą prowadzimy kino Muranów. Ale byłby to juş zupełnie inny festiwal, nie byłoby tej atmosfery.
RB: A formuła festiwalu, rodzaj prezentowanego kina? Czy nie było ryzykowne pokazywanie kina trudnego w odbiorze, posługującego się językiem odmiennym od tego, do którego przywyka w multipleksach publiczność? Skąd czerpał pan pewność – mówię o pierwszej edycji – şe ludzie przyjadą, şe będą chcieli się z tym kinem zmierzyć? R.G.: Tego rodzaju ryzyko podejmuję właściwie przez cały czas. Zaczynałem przygodę z kinem bardzo dawno. Warszawski Festiwal Filmowy to teş moje dziecko. Wymyśliłem tę imprezę w 1985 roku. Nie mogliśmy wtedy jeszcze swobodnie wyjeşdşać, działała cenzura, nie mieliśmy şadnych sponsorów. Robiliśmy to zupełnie poza systemem. Myślę sobie, şe wszędzie są ludzie, którzy chcą oglądać dobre kino. Podróşuję i widzę takich jak u nas młodych ludzi w Wenecji, w Rotterdamie. W Cannes poznałem młodego człowieka, który dostał karnet na tamtejszy festiwal dzięki konkursowi organizowanemu przez francuskie Ministerstwo Oświaty. Na całym świecie jest wiele imprez, na które przyjeşdşają zainteresowani kinem młodzi ludzie. Ilya Krzanowski powiedział w tym roku w Cieszynie, şe ostatnio taką publiczność, tak inteligentne twarze widział rok temu na festiwalu w Buenos Aires. Moşe więc cieszyńska publiczność jest wyjątkowa nawet na tym tle – to jest przecieş festiwal dla ludzi. Nie chcemy robić festiwalu dla branşy, festiwalu gwiazd i czerwonych dywanów. Jestem przekonany, şe wszędzie są ludzie, którzy słuchają wyrafinowanej muzyki i tacy, którzy zadowalają się bardziej popularnymi rzeczami, jedni czytają science fiction, jeszcze inni romansidła, niektórzy natomiast Szymborską. Podobnie jest z filmem. Są ludzie, dla których kino jest waşne, którzy chcą sobie poszerzać horyzonty o to inne kino, trudniejsze.
RB: Atmosfera festiwalu jest rzeczywiście niepowtarzalna... R.G.: Waşni są ludzie. Myślę, şe uczestnicy festiwalu czują, şe jest to impreza dla nich, şe dbamy o nich, myślimy. Stałym elementem jest choćby to, şe co roku otwieram festiwal razem z moim synem, Kubą, şe nie zakładam garnituru, şe nie robimy z tego pompy. Jest teş klub festiwalowy. Nie wszyscy przecieş oglądają po pięć filmów dziennie. Niektórzy chcą zobaczyć jeden, dwa, a potem potańczyć, posłuchać muzyki. Ludzie się spotykają, poznają, wymieniają opiniami, rodzą się znajomości. W duşym mieście na pewno nie udałoby się tego osiągnąć.
RB: Moşna więc mówić o edukacyjnym wymiarze festiwalu?
199
3JUB 9 JOEE
RB: Czyli wybór publiczności jest wiąşący?
R.G.: Część festiwalu, jak choćby retrospektywy, publikacje, to oczywiście swego rodzaju działanie edukacyjne. Oprócz tego prowadzimy zajęcia dla dzieciaków i młodzieşy w Muranowie w Warszawie. Mamy kilka tysięcy dzieci. Nie jest oczywiście łatwo o kopie. Cały czas kupujemy filmy – niedawno nabyliśmy filmy Bergmana. Chcemy załoşyć klub filmowy, wydawać na DVD filmy „nowohoryzontowe�, spośród których, jak dotąd, sporo nie wyszło. Widzimy więc rzeczy szeroko: chcemy, by nasze filmy jeździły po Polsce, by publiczność miała równieş szansę zapoznawać się z klasyką.
R.G.: Tak. Choć czasami pewne czynniki mogą uniemoşliwić nam dystrybuowanie któregoś spośród filmów. Ktoś moşe, dajmy na to, zaşądać zbyt wygórowanej kwoty za prawa. Musimy wtedy zrezygnować i wziąć film tańszy, co nie znaczy, şe słabszy. RB: W jaki sposób konstruujecie państwo repertuar festiwalu? R.G.: Podróşujemy. Jesteśmy na duşych i małych festiwalach. Trzy osoby: Joanna Šapińska, Jakub Duszyński i ja jeździmy właściwie na większość festiwali, dzielimy się, bo niektóre nakładają się na siebie. Pod koniec sierpnia lecę do Wenecji, Jakub natomiast do Toronto. Joasia do Korei. Nowe Horyzonty powstały właśnie dzięki tym naszym podróşom. Wiedzieliśmy, şe moşemy wprowadzić piętnaście, osiemnaście obejrzanych filmów i şal nam było pozostałych osiemdziesięciu czy stu fajnych, ciekawych filmów, dla których nie było juş miejsca. Pomyśleliśmy więc: zróbmy festiwal. Zatoczyłem w şyciu koło – zacząłem od przeglądu festiwali, miałem taką przygodę z kinem jeszcze na studiach, a później stało się to moją pracą. Mam tu na myśli festiwal warszawski. Teraz do tego wracam, bo sama dystrybucja to juş trochę rutyna. Mam kilka osób w firmie, które doskonale sobie radzą.
RB: Festiwal powstał więc z pasji. Jak to się sprawdza w połączeniu z jego medialnością? R.G.: Powstał z pasji, ale myślę teş, şe z otwartości na ludzi i z ciekawości ludzi. Z przyglądania się ludziom. Nie byłoby problemem dla nas zrobienie konkursu, w którym pojawiłyby się same największe nazwiska kina, mielibyśmy komplet na kaşdym pokazie. Ale chcę, by było trudno. Kino, podobnie jak sztuka współczesna, moşe docierać głębiej, mocniej, choć oczywiście to czasem bolesne. To ogromna radość, gdy zamiast oczekiwanych przeze mnie 30–50 osób, widzę na projekcji eksperymentalnych realizacji Gabora Body jakieś 200 osób. Ludzie siedzą na eksperymentach, na krótkich metraşach, 200 osób było na filmie Meredith Monk, w zeszłym roku publiczność oglądała Tarra. Jednocześnie wiem teş, şe jest jeszcze bardzo duşo do zrobienia. Cały czas przyglądamy się temu, co dzieje się wokół festiwalu. Przyglądamy się publiczności. Być moşe rzeczywiście, jak postulują niektórzy, naleşałoby zmniejszyć liczbę festiwalowych tytułów. Chociaş z drugiej strony – kaşdy przecieş przywozi tutaj swój festiwal, układa swoje ścieşki. Jedni chcą oglądać to, inni tamto. Niektórzy uwaşają, şe konkurs jest zbyt radykalny i oglądają Panoramę, inni chodzą wyłącznie na Fassbindera. Dajemy więc publiczności wybór. Ale słyszę teş głosy, şe niektórzy czują się sfrustrowani, przytłoczeni ilością filmów. Tak do końca tego nie rozumiem... Kaşdy z większych festiwali na świecie pokazuje duşo filmów. Mamy tu ludzi, operatorów, sprzęt. To powoduje, şe po prostu musi być pięć seansów dziennie – ci ludzie są tu w pracy, trzeba ich najzwyczajniej w świecie opłacić. Pojawiają się teş zarzuty, şe festiwal zbytnio się rozrasta, şe publiczność się psuje. A my w tym roku sprzedaliśmy jedynie tysiąc karnetów. Oczywiście na pewno jest jakaś grupa osób, które przyjechały z powodu szumu medialnego wokół festiwalu. Ale ten szum jest efektem naszej umowy z Erą, która stawia nam pewne wymagania w tym zakresie. Nie promujemy festiwalu po to, by nie oglądając się na konsekwencje, sprowadzić tu jak najwięcej osób. Bez promocji w mediach nasz budşet byłby po prostu skromniejszy.
RB: Czym sÄ… nowe horyzonty w kinie, czym jest ďŹ lm „nowohoryzontowyâ€?? R.G.: Dla mnie takim wzorcem jest film Tarnation. Szukamy tego, co moĹźe nas zaskoczyć, co wyda siÄ™ „walniÄ™ciem po bebechachâ€?, jak choćby Wielka ekstaza... czy Proces. Jak juĹź mĂłwiĹ‚em, traktujÄ™ kino jak sztukÄ™ współczesnÄ…. NajbliĹźsi sÄ… mi twĂłrcy bardzo indywidualni, ktĂłrzy opowiadajÄ… to, co im leĹźy na sercu. Wydaje mi siÄ™, Ĺźe wyczuwam, kto robi filmy dlatego, Ĺźe myĹ›li o kasie, a kto z rzeczywistej potrzeby. RB: A co z zarzutami wobec niektĂłrych spoĹ›rĂłd konkursowych propozycji, oskarĹźeniami o zbytni radykalizm, brutalność, obscenÄ™ czy pornograďŹ Ä™? R.G.: JeĹ›li widzÄ™ czĹ‚owieka, ktĂłry opowiada o tym, ile pracy wĹ‚oĹźyĹ‚ w swĂłj film, w przygotowanie, kim siÄ™ inspirowaĹ‚, to wiem, Ĺźe ten czĹ‚owiek nie kĹ‚amie, Ĺźe nie robi swojego kina po to, by szokować, ale by opowiedzieć o tym, co jest dla niego waĹźne. SÄ… oczywiĹ›cie w programie filmy, o ktĂłrych niektĂłrzy uczestnicy pisali, Ĺźe powinniĹ›my je jakoĹ› specjalnie oznakować. Ĺťe sÄ… brutalne. Ale nie chcemy tego robić. Drukujemy przecieĹź teksty. Jest gazeta festiwalowa. Ludzie mogÄ… to czytać i dowiadywać siÄ™ na temat danego filmu. Rozumiem, Ĺźe sÄ… ludzie, ktĂłrzy kupujÄ… bilet dlatego, Ĺźe spodobaĹ‚ im siÄ™ tytuĹ‚, ktĂłrzy nie czytajÄ… tekstĂłw, omĂłwieĹ„. Pewna dziewczyna pisaĹ‚a do mnie, Ĺźe nie mogĹ‚a siÄ™ pozbierać po zeszĹ‚orocznym filmie Nowe Ĺźycie. Inna z kolei pisaĹ‚a o koĹ„cowej scenie Twenty nine palms, Ĺźe byĹ‚ to dla niej wstrzÄ…s. UwaĹźaĹ‚a, Ĺźe ja ponoszÄ™ za to odpowiedzialność. Nie wiem, co mĂłgĹ‚bym w zwiÄ…zku z tym zrobić... MoĹźe sprzedawać karnety ludziom powyĹźej osiemnastego roku Ĺźycia? Z tym Ĺźe dojdzie wtedy do absurdu, bo wystarczy przecieĹź wĹ‚Ä…czyć telewizjÄ™ i widzi siÄ™ bardziej brutalne rzeczy. Podobnie internet, gdzie pornografia jest powszechnie dostÄ™pna. Dlatego wydaje mi siÄ™, Ĺźe w dzisiejszym Ĺ›wiecie pokazywanie, Ĺźe wszystko jest piÄ™kne i kolorowe, nie ma sensu. Poza tym jestem przekonany, Ĺźe jakieĹ› dziewięćdziesiÄ…t procent ludzi przyjeĹźdĹźa na ten festiwal Ĺ›wiadomie, Ĺźe
RB: Czy spodziewa siÄ™ pan, Ĺźe w przyszĹ‚oĹ›ci bÄ™dzie moĹźna w polskich kinach zobaczyć wiÄ™kszÄ…, niĹź to miaĹ‚o do tej pory miejsce, liczbÄ™ ďŹ lmĂłw konkursowych? R.G.: W tym roku bÄ™dzie to prawdopodobnie siedem filmĂłw. Rzecz uzaleĹźniona jest oczywiĹ›cie od pieniÄ™dzy: telewizje kupujÄ… niewiele, rynek DVD jest Ĺźadnym rynkiem. Musimy pĹ‚acić za kopie. NiezaleĹźnie od tego, czy jest to Batman, czy Wielka ekstaza Roberta Carmichaela, metr taĹ›my kosztuje tyle samo, napisy tyle samo, przewiezienie tyle samo. Nie robimy przecieĹź stu pięćdziesiÄ™ciu czy dwustu kopii, ale dwie lub trzy, a mimo to mamy w plecy. Staramy siÄ™, by pięć do siedmiu filmĂłw konkursowych byĹ‚o dystrybuowanych, by byĹ‚a to swego rodzaju nagroda publicznoĹ›ci.
200
3JUB 9 JOEE
cenni ludzie. Festiwal nie jest przedsięwzięciem, które moşna zorganizować w ten sposób, şe dam ogłoszenie „Zatrudnię ludzi, którzy pracowali przy festiwalu. Proszę składać aplikacje� i wybiorę najlepsze według mnie czy najfajniejsze. Właśnie nie. Jeśli ktoś pozna specyfikę tego przedsięwzięcia, to jest wręcz bezcenny. Monika to samo. Ona wręcz zrezygnowała z innej pracy, załoşyła teraz rodzinę. Wie pan, stanąłem wcześniej przed takim problemem, şe nie miałem jej za co zapłacić... Proszę mi wierzyć, şe ja się zastanawiałem, czy w ogóle robić kolejną edycję festiwalu. Na to trzeba mieć czas. A trzy czwarte naszego czasu to było szukanie pieniędzy, wypełnianie aplikacji, jeşdşenie do Cieszyna, myślenie o autobusach, o wentylacji, o projektorach. I znowu – robią to ci sami ludzie. Stąd się bierze stres, zmęczenie przed festiwalem. Jednocześnie hotelarze w Cieszynie şądali od nas zapłaty przed festiwalem. Wtedy kiedy jest nam najtrudniej. Bo skurczybyki – juş nie powiem gorzej – wiedzą, şe sprzedadzą te miejsca komu innemu, jeśli im nie zapłacę. Rozmawiam z burmistrzem, a tu z kolei dzwoni drukarnia: „Panie Romanie, papier musimy kupić, proszę kasę, bo nie wydrukujemy�. Dlatego katalog jest na ostatni moment. To nie jest tak, şe my go nie moşemy przygotować wcześniej, ale po prostu drukarz nie dostał kasy, bo musimy akurat zapłacić za hotele. Robi się zamknięte koło. Bez większej kasy tego festiwalu nie dało się po prostu dalej robić. A jednocześnie muszę mieć pewien komfort. Chcę się skupiać na programie, myśleć o programie. I tak festiwal był w dogodnej sytuacji, bo siedział, jak pasoşyt, na firmie, na Gutek Film. A jednocześnie w kinach jest teraz bryndza. Ludzie nie chodzą do kin. Wenders gromadzi półtora tysiąca ludzi, nie wiem ile Dziecko zebrało. Aş się boję. Ten festiwal ma liczbę filmów porównywalną do festiwali, które się odbywają w stolicach europejskich, czyli np. Londyn – zaczął się teraz, dziewiętnastego. On, jeśli pan spojrzy na program, ma połowę filmów, które juş były w Cieszynie. To tyle jeśli chodzi o aktualność, rangę filmów wziętych z innych festiwali (mówię o festiwalach przeglądowych, nie porównuję się z Cannes, z Berlinem czy Wenecją, zresztą nie śmiem się porównywać). Londyn teş pokazuje ok. 130 czy 150 filmów, a budşet ma jednak dziesięciokrotnie czy dwudziestokrotnie (czy moşe jeszcze bardziej) większy. A jeszcze wracając: burmistrz od samego początku, odkąd przyszliśmy do Cieszyna, wiedział doskonale, jakie są nasze potrzeby. Ja oczywiście nie waliłem ręką w stół, nie mam takiej natury, nie stawiałem şadnych warunków, bo stwierdziłem, şe chcę pokazać po prostu, co moşemy zrobić, czym moşe być ten festiwal. Trzeba było przez kilka edycji z pokorą czekać. Jednocześnie cały czas rozmawialiśmy. Teraz, przed tym festiwalem, odbyła się bardzo powaşna rozmowa z burmistrzem o tym, gdzie jesteśmy. Bo, wie pan, jednocześnie mamy kredyt i musimy go spłacić, a musieliśmy zmniejszyć ilość karnetów, bo nie mieliśmy w tym roku kina Era. Wpływy są więc mniejsze. Pieniądze z miasta to było 1,2 procenta na całość. Rozmawiałem cały czas z burmistrzami o tym, czego potrzebujemy. Oni – şe OK, zrobimy remont kina. Ale ten remont miał ruszyć w tym roku w sierpniu. Nie widać tego remontu. Jeszcze wcześniej umówiłem się z burmistrzem Cieszyna, zaraz po festiwalu, pierwszego sierpnia, na bardzo powaşną rozmowę, podczas której powiedziałem, şe nie jestem w stanie dalej prowadzić tego festiwalu.
wiedzą, şe czasami jest cięşko. Nie mówimy przecieş nigdzie: przyjeşdşajcie, są wakacje, odpoczniecie, pokazujemy rozrywkowe filmy. Ale nie chcemy teş przesady. W „Wyborczej� ukazał się artykuł Pawła Felisa zatytułowany Ostro w Cieszynie. Rok temu ktoś napisał, şe pokazujemy same filmy pornograficzne. Oczywiście jest kilka tytułów, jak choćby Dziura w sercu, które nie są przyjemne, w których są bardzo mocne sceny. Ale przecieş nie tylko takie filmy pokazujemy. Boję się sytuacji, w których ludzie, nie oglądając filmów, piszą o nich. W konsekwencji tego pojawiają się na przeróşnych forach niesprawiedliwe wypowiedzi. Uwaşam, şe kaşdy z nas jest jakoś tam pokomplikowany. Ja chcę pokazywać takie, a nie inne filmy. Nie jest przecieş tak, şe wszystko w şyciu jest gładkie, şe jesteśmy czyści i świat jest czysty. Chcę pokazywać filmy, w których, jako ludzie, moşemy się przejrzeć. Wydaje mi się teş, şe nie jest sprawiedliwe oskarşenie, şe przyciągamy ludzi, bo szokujemy. RB: Jak więc wytłumaczy pan niechęć wobec tego rodzaju kina, agresywne wypowiedzi, histeryczne reakcje, o których Pan wspominał? Czy to wina przyzwyczajeń publiczności oczekującej od kina łatwej rozrywki? R.G.: W jakiejś mierze tak. Myślę teş, şe duşo w tym winy prasy, która, proszę nie zrozumieć mnie źle, ma prawo pisać jak najgorzej. Ale teksty są często zbyt jednoznaczne. Brakuje wprowadzenia jakiegoś dwugłosu, polemiki. Niedobre jest to, şe gazety pozostają pod presją wskaźników, pisania dla średniego czytelnika. Dlatego myślę, şe jest nam łatwiej, bo nie musimy ulegać tym presjom, jesteśmy niezaleşni. No i fajne jest to, şe moşna iść pod prąd.
Jak festiwal trafił do Wrocławia Listopad 2005, klub „Bezsenność�, Wrocław Rozmawia Michał Bieniek RB: Proszę przyblişyć nam przyczyny przeniesienia festiwalu do Wrocławia. R.G.: Zostałem dosłownie przyciśnięty do ściany. W tym sensie, şe festiwal zaczął się szybko rozwijać i wymagał – nie tylko w tym roku, ale od kilku lat – większego sprofesjonalizowania i stabilności. To się zrobiło za duşe przedsięwzięcie. Przecieş festiwal był robiony przez grupę kilku osób, które wykonywały kilka funkcji. A powinien być robiony przez kilkanaście czy kilkadziesiąt osób. Jednocześnie impreza wymagała biura po prostu, w którym ludzie pracowaliby przez cały rok. Inaczej się nie da. Wniosek do Unii, do programu Media Plus, trzeba było złoşyć do 30 sierpnia. A wniosek to nie jest wypełnienie dwóch stron papieru, tylko bardzo złoşona aplikacja. Trzeba było oczywiście rozliczyć poprzedni festiwal. ŝeby dostać część pieniędzy, trzeba było pokazać rachunki. Mieliśmy na to miesiąc czasu. Nawet wakacji prawie nie mieliśmy. Ja tu mówię o şyciu, o prozie. ŝeby mieć pieniądze, trzeba działać natychmiast. Inne fundusze, fundacje wymagają tego samego. Trzeba to rozliczyć. Pokazać, şe się wydało te pieniądze. To, co chcę pokazać, to ta proza. To, şe robienie tego festiwalu przez kilka osób nie było juş moşliwe. Powiedziałem, şe my w tych warunkach pracować nie będziemy, bo to jest ogromny wysiłek, krwawica wręcz. My to kochamy, tylko w pewnym momencie jest się zmęczonym i ma się tego dosyć. Ja chcę mieć z tego frajdę. I inni ludzie teş. Kilka osób jest tutaj ze mną: Joasia Šapińska, która koordynuje ten festiwal, czy Monika Treichel. Joanna akurat skończyła studia i pyta mnie – co dalej? To są bez-
RB: Jaka była reakcja miasta? R.G.: ŝadna. Gdy byłem w Wenecji, zadzwonił do mnie Krzysiek Głuchowski, dyrektor festiwalu, w związku z wnioskiem, do złoşenia którego przygotowywaliśmy się
201
3JUB 9 JOEE
RB: To prezydent miasta zwrócił się do państwa, nie na odwrót?
przez cały rok. Dotyczyło to turystyki kulturalnej. Miasto miało czy powinno było złoşyć ten wniosek, upowaşnione są do tego jedynie gminy. Na turystykę kulturalną. Czyli gdy coś się dzieje w regionie, jakieś wydarzenie, które powoduje, şe przyjeşdşają ludzie z innych stron, z zagranicy, gdy promuje się miasto. Nasz festiwal był idealnym miejscem, idealnym przedsięwzięciem pasującym do tej formuły. No i umówiliśmy się tak, şe pracowaliśmy wcześniej, mieliśmy ludzi z Akademii Ekonomicznej z Krakowa i oni przygotowywali ten wniosek dla nas i równieş my przygotowywaliśmy – dla miasta. Oni mieli przygotować 30% całej aplikacji związanej stricte z gminą – z informacjami, jakich my nie znamy, nie chcemy znać, bo to są ich jakieś dane, budşety i tak dalej. Mieli zrobić studium wykonalności. My im dostarczyliśmy wszystkie dane. Cztery dni przed terminem złoşenia wniosku Krzysiek przyjechał do Cieszyna. W Wenecji odebrałem od niego telefon. Okazało się, şe nic miasto nie zrobiło. Zero. Wzięliśmy jakąś firmę z zewnątrz, Krzysiek spędził tam cztery dni i w końcu dowiózł te wnioski. Ale co z tego? To była dla mnie bardzo konkretna informacja. Wcześniej myśleliśmy o sali widowiskowej. Miasto ogłosiło jakiś konkurs na projekt wstępny tej sali. Nie informowali nas o tym, mimo şe chcieliśmy ogłosić to takşe w Warszawie. Znamy paru architektów, którzy się wręcz w tym specjalizują. Okazało się, şe ogłosili to, ale tak nieudolnie, şe burmistrz musiał odwołać czy uniewaşnić konkurs, dlatego şe wpłynęły tylko dwa wnioski. Dwa projekty na budowę powaşnej sali... Kolejny przykład: remont kina Piast. Ogłosili, şe ruszy w sierpniu. Nie ruszył. Nic. A z kolei dyrektor Silesia Film z Katowic, pan Brzeziński, proponował jeszcze przed pierwszą edycją, şe zrobi remont tego kina. Ufam mu, bo w Katowicach uruchomił kino Rialto, przebudował jedno z najstarszych kin w Polsce. Teraz przebudowuje kino Kosmos, ogromne kino, na filmotekę regionalną. Kilka sal projekcyjnych, archiwum. Robi to za pieniądze unijne, za pieniądze ministerstwa. I zrobiłby równieş kino w Cieszynie. Nie wiem, z jakich względów burmistrz powiedział, şe nie, şe to jest niemoşliwe, şe wyremontujemy to sami. Wie pan, ja wkładam prywatne pieniądze, po kilkaset tysięcy rocznie, dokładam do tego – ale świadomie. Oni nie reagują na tę naszą rozmowę. Rzecz odbyła się pierwszego sierpnia, zaraz po festiwalu. Burmistrz się dziwił: o co chodzi? Przecieş mamy sukces, ludzie przyjechali, prasa świetna, organizacja w porządku – o co więc chodzi? Dostawaliśmy od nich 30 tys. rocznie. I musieliśmy płacić za wszystko: za kino, za teatr, za wszystkie obiekty.
R.G.: Tak. Myśmy nie szukali. Ja jednak, jeśli miałbym festiwal przenieść, to do Warszawy. Zawsze mówiłem, şe jak będę musiał, to do Warszawy. Nie przypuszczałem, şe zrobię to szybko. Ale ludzie byli juş zmęczeni. A przecieş chcemy mieć z tego frajdę. Odpowiedziałem więc na mail z Wrocławia. Zadzwoniłem. Okazało się, şe pan Wojtek Król był osiemdziesiąt kilometrów od Warszawy. Jechał na jakieś inne spotkanie. No więc umówiliśmy się. To był wtorek. W piątek byliśmy juş u prezydenta. Po 15 minutach rozmowy byliśmy po słowie. Takie były kulisy. RB: W internecie bardzo szybko pojawiły się informacje na ten temat. Jakie były reakcje publiczności? R.G.: Oczywiście, gdy czytałem posty, które nadeszły po tym, jak wiadomość przedostała się do mediów, spośród których jakieś 30% stwierdzało, şe Gutek poszedł za szmalem, to oczywiście robiło mi się głupio. Ja rozumiem tych ludzi, są młodzi, to są anarchiści. Stąd te hasła, şe zdradził, bo dostał szmal. Próbowałem tłumaczyć to na forum internetowym... Musieliśmy przecieş podnieść ceny biletów, czyli przerzucić część kosztów festiwalu na widzów. Siłą rzeczy, przecieş mieliśmy kredyt. Nie mówię juş o wyjazdach zagranicznych, o tym, şe musimy podróşować jeszcze więcej, jeździć teş na mniejsze festiwale, szukać, robić şywszą stronę internetową. Ktoś musi być od tego na stałe. I szereg innych rzeczy. No i jakaś taka czysto ludzka potrzeba poczucia bezpieczeństwa... RB: Przewaşyło poczucie bezpieczeństwa? R.G.: Oferta wrocławska stwarza taką moşliwość. Jest bardzo konkretna. Będziemy więc tutaj. Chcę się skoncentrować na programie. Chcemy zapraszać twórców. Reşyser Tarnation na przykład chciał przyjechać na festiwal. Musieliśmy się jednak wycofać, bo on nie chciał z Nowego Jorku lecieć klasą ekonomiczną, ale bussines class. To kosztowało 9 tys. złotych. A ja chcę, şeby byli ci ludzie. Pokazujemy rzeczy trudne, kontrowersyjne i chcę, by ci ludzie nie tłumaczyli, nie uzasadniali tej swojej twórczości – ale rozmowa jest potrzebna, zwłaszcza o takim kinie. Ludzie chcą gadać między sobą, ale teş z twórcami. Niech będzie więc taka şywa wymiana. To jest dla mnie bardzo waşne. Ale teş jakość projekcji. Nigdy nie wyciągałem tych słabości Cieszyna. Szedłem pozytywnie. Ktoś wyciągnął z sieci moją wypowiedź sprzed trzech lat, w której mówię, şe nie chciałbym robić festiwalu w duşym mieście, takim jak Wrocław. Ktoś coś takiego znalazł. Chociaş ja nie pamiętam. No nie wiem... Muszę znaleźć to źródło. Nie miałem jeszcze czasu. No więc jakość projekcji w Cieszynie. Na przykład kino Central...
RB: Miasto nie ponosiło więc właściwie şadnych kosztów w związku z festiwalem? R.G.: Oczywiście. Nie traktowali moşe tego tak jak w czysto komercyjnym przypadku, ale więcej tych pieniędzy wracało. Te 30 tys. to w ogóle nic. Myśmy więcej musieli płacić za tych kilka obiektów. Z drugiej strony uniwersytet. Miesiąc przed przywieźliśmy klimatyzatory. Dwanaście klimatyzatorów. Technicy wyznaczyli dla nich miejsca. Chcieliśmy za zgodę na zainstalowanie tych klimatyzatorów i samo zainstalowanie zostawić je uniwersytetowi w prezencie. Pisma w tej sprawie poszły. Porozumieliśmy się. Została podpisana taka miniumowa. Tydzień przed festiwalem klimatyzatory leşały w tym samym miejscu... W takiej mniej więcej atmosferze dostałem maila z Wrocławia z propozycją od prezydenta zrobienia tu czegoś, po prostu czegoś w związku z filmem...
RB: Ale, z drugiej strony, uczestnicy doskonale zdawali sobie sprawę z tych warunków. Mimo to przyjeşdşali. To się juş jakoś w festiwal wpisało... R.G.: Ale chcę juş jednak troszkę wyşej. Mam juş dosyć historii z przegrzanym sprzętem, niestartującym dźwiękiem. Myślę, şe waşne są filmy i nasz program się nie zmieni. Liczę na to, şe będzie więcej sponsorów. Myślę, şe ta propozycja Wrocławia pozwoli nam na stabilizację, na powaşną, profesjonalną pracę. Na zatrudnienie kilku osób na stałe. Widzę same plusy. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, şe atmosfera będzie inna, şe ludzie nie
202
3JUB 9 JOEE
R.G.: Klub chcemy zrobić za Teatrem Lalek. Tam będzie zbudowana zadaszona scena. Postawimy namiot lub kilka połączonych namiotów. Tutaj są puby, przeróşne ciekawe miejsca. Oglądaliśmy tylko same kina, teatry, sceny. Dworzec Świebodzki, Scenę Kameralną i Teatr Współczesny, i Wytwórnię Filmów, i Halę Ludową. Krzysiek pojechał jeszcze do Browaru Mieszczańskiego. Być moşe i tam pojawią się jakieś pomysły. Dlaczego nie? Tu się moşe pojawić mnóstwo pomysłów z Wrocławia, które my moşemy włączyć do programu. I to bardzo chętnie. I powiem to, niech ktoś to przeczyta: chcemy wypromować miejsca, pomysły.
chcÄ… jechać do wielkiego miasta. A teĹź wydaje mi siÄ™, Ĺźe uda nam siÄ™ tutaj stworzyć swego rodzaju festiwalowe terytorium... RB: UwaĹźa pan, Ĺźe uda siÄ™ to powtĂłrzyć, tÄ™ cieszyĹ„skÄ… specyďŹ kÄ™? To byĹ‚o jednak przede wszystkim poczucie bycia razem, rodzaj specyďŹ cznej komuny. Ludzie obÄłali siÄ™ niemalĹźe o siebie... R.G.: Tu bÄ™dzie podobnie... RB: Spodziewa siÄ™ pan jakichĹ› zmian w obrÄ™bie festiwalu tutaj, we WrocĹ‚awiu?
RB: W poprzedniej rozmowie wspominał pan o planach rozwoju festiwalu, który w przyszłości będzie stać na to, by zapraszać artystów formatu Jarmuscha czy Lyncha. Czy przeniesienie Nowych Horyzontów do Wrocławia to krok w tym właśnie kierunku?
R.G.: Nie zrobimy zmian. Przeşyliśmy nawet swoiste dÊjà vu wchodząc do Opery Wrocławskiej (wygląda prawie zupełnie tak, jak cieszyński Teatr Mickiewicza). Tam będzie konkurs. I zrobię wszystko, łącznie z tym, şe powiem, şe się wyniosę [śmiech], jeśli miałoby do tego nie dojść. Technicznie wszystko da się zrobić. Tylną projekcję równieş. Będzie więc opera. Teatr Lalek to teş piękne miejsce. Z tyłu, tam gdzie jest park, chcemy zrobić klub, scenę. W Mediatece z kolei – Centrum Festiwalowe. Cały plac Teatralny chcielibyśmy zawłaszczyć dla nas. No i Helios. Blisko jest Stare Miasto. Zrobimy takie fajne terytorium. Dlaczego nie? I tyle. ŝadnych więc zmian nie będzie. Nie chcemy z tego robić jakiegoś giganta. Nie chcę tego rozszerzać.
R.G.: No, moşe będzie nas stać, by płacić takim ludziom, jak reşyser Tarnation... Więc – tak, chcemy zapraszać jak najciekawszych twórców. Jarmusch, Lynch... Myślę, şe to jest wszystko realne. Raz, to są pieniądze, dwa – pieniądze, a trzy... Wie pan, oczywiście Camerimage, şeby mieć Malkovicha, wysyła prywatny samolot do Paryşa. Ja tego robił nigdy nie będę. Ale będę więcej pracować. Tak, więcej pracować. I tyle. Poza tym, myślę, şe jest coś w tym mieście fajnego. Jest bardzo otwarte. Myślę, şe będziemy tutaj pracować w lepszej atmosferze niş dotąd.
RB: Co wobec tego z imprezami towarzyszącymi festiwalowi? Dotąd wystawy i koncerty skumulowane były właściwie w jednym, najwyşej dwóch miejscach. Klub Festiwalowy był sercem Nowych Horyzontów.
RB: Dziękuję za rozmowę.
REKL AMA
Rozmawiali Anna Cygańczyk, Michał Bieniek
203
3JUB 9 JOEE
ZAGUBIENI W GLOBALNEJ WIOSCE Wizje współczesności na Berlinale 2006 MAŠGORZATA RADKIEWICZ
le nie dostrzega ona tego, iş şyje teraz w bezpiecznych, komfortowych warunkach. Jej egzystencję nadal określa strach o siebie, a przede wszystkim o najblişszych. W filmie Zbanic ciekawy jest równieş portret córki głównej bohaterki – şywiołowej, zwariowanej nastolatki. Okres dojrzewania to dla niej ciągłe zmaganie się ze swoją toşsamością. Zbuntowana dziewczyna wyraźnie gubi się pośród wzorców, jakie jej pokolenie czerpie z dwóch źródeł. Pierwszym są wojenne realia, stale obecne w otoczeniu młodzieşy, drugim – współczesność z komercjalizacją, atrakcyjnymi sklepami, rozrywką. Szaleństwo lokalnego konfliktu zostało zastąpione szaleństwem zglobalizowanego świata, w którym przeciętnemu człowiekowi równie trudno się odnaleźć. O podobnej konfrontacji dorastających bohaterek z brutalnością czasów współczesnych opowiada film Blisko domu (Close to Home, reş. Dalia Hager, Vidi Bilu, 2005). Akcja rozgrywa się na ulicach Jerozolimy, patrolowanych przez młode dziewczyny odbywające obowiązkową słuşbę wojskową. Przepisowe mundury upodabniają kobiece sylwetki, lecz tylko pozornie pozbawiają je indywidualności. Pod wojskowym uniformem kryją się róşne osobowości, o odmiennym temperamencie, objawiające się w relacjach z koleşankami, z kadrą oficerską, a przede wszystkim w stosunku do wykonywanych obowiązków. Film rozpoczyna się sceną na şydowskim posterunku granicznym, gdzie rewiduje się palestyńskie kobiety. Nagle jedna z funkcjonariuszek odmawia wykonania rozkazu, zmuszając pozostałych do zaprzestania rutynowych czynności. Za swoją niesubordynację dziewczyna zostaje ukarana karcerem. Początkowo trudno wskazać na przyczyny histerycznego wybuchu. Poznajemy je dopiero w trakcie akcji, pokazującej losy jednego z damskich patroli. Jedynym obowiązkiem dwuosobowych ekip jest przemierzanie wyznaczonych odcinków ulic i kontrolowanie przechodzących osób – zwłaszcza palestyńskich męşczyzn. Kolejne godziny słuşby upływają na rutynowych działaniach, nieprzynoszących, jak się zdaje, şadnych rezultatów. Czynności te nabierają znaczenia, gdy w dzielnicy patrolowanej przez główne bohaterki wybucha bomba. Dopiero wówczas uświadamiamy sobie napięcie, w jakim młode şołnierki wykonują swoje obowiązki. Bunt z początku filmu okaşe się desperackim aktem sprzeciwu wobec şycia w zagroşeniu, w ciągłej gotowości do obrony, do walki. W kontekście ataku terrorystycznego zrozumiałe stają się uwagi oficerek o moşliwości skorzystania z porad psychologów pozostających do dyspozycji wojskowych. Takşe w tym izraelskim filmie szaleństwo współczesnego człowieka wynika z nieumiejętności odnalezienia się w brutalnym świecie, udźwignięcia cięşaru historii, ideologii.
Oglądając program tegorocznego Berlinale, odnosiło się wraşenie, şe zarówno kino – jak i współczesny świat – przesiąknięte są atmosferą szaleństwa. Filmy portretowały zwykłych ludzi. Ale w ich zachowaniu, motywacjach wyczuwało się skutki „oszalałych� czasów, w których przyszło im şyć. Szaleństwem była wojna w byłej Jugosławii, tocząca się według okrutnych reguł w samym środku współczesnej Europy. Wspomnienia tego okrutnego konfliktu odcisnęły piętno na mieszkańcach tytułowej Grbavicy (reş. Jasmila Zbanic, 2005) – dzielnicy Sarajewa. Traumatyczne przeşycia wojenne powracają w şyciu samotnej matki w prozaicznych sytuacjach, niczym obsesje szaleńca. W jednej ze scen kobieta musi wysiąść z zatłoczonego autobusu, poniewaş nie do zniesienia jest dla niej bliskość męskich ciał. O wojennych doświadczeniach głównej bohaterki niczego nie mówi się wprost, moşemy się ich jedynie domyślać. Brak w filmie scen retrospektywnych, pokazujących gwałt o tym epizodzie dowiadujemy się dopiero z końcowej sceny. Odsłonięcie przed córką bolesnych wspomnień potwierdza wcześniejsze wyobraşenia o wojennym losie Esmy (Mirjana Karanovic), fragmentaryczny obraz jej przeşyć stopniowo wyłania się w kolejnych scenach z drobnych gestów, spłoszonych spojrzeń, grymasów twarzy. Reşyserka świadomie zrezygnowała z realistycznych inscenizacji, zakładając, şe ludzkie emocje przekazują znacznie więcej o minionych wydarzeniach niş paradokumentalne wizje. Film ma charakter kobiecocentrycznej opowieści, pokazującej wojenną historię z perspektywy jej ofiary. Przedstawione w Grbavicy spotkania kobiecej grupy terapeutycznej odbiegają od tradycyjnego schematu. ŝadna z uczestniczek nie korzysta z porad psycholoşki, nie szuka ulgi w zwierzeniach. Większość chodzi na seanse, bo kończą się one wypłatą niewielkiej zapomogi od organizacji humanitarnych. Oryginalność filmu polega na tym, şe z tego rodzaju prozaicznych sytuacji zbudowano całą fabułę. Młoda reşyserka pokazała, şe bośniackie realia to nie fakty z pierwszych stron gazet, lecz szara rzeczywistość. Próby uporania się z powojenną traumą nie mogą sprowadzać się do ścigania przywódców politycznych oskarşonych o ludobójstwo. Konieczne jest stworzenie warunków pozwalających „oszalałym� w czasie wojny ludziom powrócić do normalności. Matka jednego z bohaterów nie chce jeść şadnych posiłków, nie wykazuje w ogóle zainteresowania przygotowanymi przysmakami. Od czasu do czasu skubie jedynie kawałeczki suchego chleba. Cały czas martwi się przy tym głośno, czy wystarczy jej i synowi racji şywnościowych i czy na pewno pojawią się następne przydziały od organizacji humanitarnych. Szaleństwo tej kobiety polega na niemoşności wyjścia z pułapki własnej świadomości. Jakby w ogó-
204
3JUB 9 JOEE
taryzmu, muszą odnaleźć w sobie wiarę oraz gotowość walki o godność i humanizm. Obraz systemu totalitarnego w W jak wendetta przypomina orwellowską wizję świata, gdzie nad wszystkim czuwa Wielki Brat. W filmie McTeigue gra go John Hurt, który w adaptacji 1984 (reş. Michael Raford, 1984) wystąpił w roli uciemięşonego robotnika. Ciekawą kwestią jest tu rola mediów, pokazanych jako główna siła kreująca szaleńców – zarówno takich, jak członkowie ekipy rządzącej, jak i szlachetny mściciel „V�. Wszyscy oni zaistnieli w świadomości ekranowej społeczności dzięki przekazom telewizyjnym. Za pośrednictwem ekranów dotarli do szerokiej publiczności, zyskując przy tym środki, by nią manipulować, kształtować jej światopogląd i system wartości. O odpowiedzialności ciąşącej na twórcach mediów opowiada wątek producenta telewizyjnego, ukrywającego swój homoseksualizm w obawie przed prześladowaniem. Autorytarny reşim pozwala mu realizować talk-show, czyniąc z niego formę zawoalowanego wsparcia dla systemu. W chwili buntu popularny prezenter przygotowuje alternatywną wersję programu, dokonując tym jednym wydaniem mentalnej rewolucji. Gwiazdor małego ekranu ogranicza się do wypróbowanych wcześniej konwencji, ale uşywa ich wbrew przyzwyczajeniom widzów. Zamiast apoteozy systemu na wizji pojawia się parodia głowy państwa, odartej z patetyczności i pozbawionej autorytetu. Oswojona w ten sposób, karykaturalna postać przywódcy przestaje wzbudzać strach. Władza traci swą demoniczną siłę, w szarych obywatelach rodzi się chęć wyzwolenia z totalitaryzmu. Odbiorcy uświadamiają sobie, şe media mogą równie łatwo wynosić na piedestał, co z niego zrzucać. Wszystko zaleşy od przyjętej przez nadawców strategii oraz określającej ją ideologii. Szaleństwem byłaby utrata dystansu i obdarzenie ekranowych przekazów zbyt wielkim zaufaniem. Inną formę mówienia o szaleństwie świata za pomocą konwencji telewizyjnej proponuje film Mydło (En soap, reş. Pernille Fischer Christensen, 2005). Juş sam tytuł wskazuje na telewizyjną operę mydlaną jako źródło inspiracji. Serialowe opowieści to nie tylko ulubiona rozrywka głównego bohatera. To takşe forma, jaką reşyserka nadaje kameralnej historii. Akcja rozgrywa się w zamkniętych pomieszczeniach wielorodzinnego domu, a kolejne epizody rozgrywają się w dwóch sąsiadujących mieszkaniach. Jedno z nich zamieszkuje kobieta usiłująca po odejściu od męşa uporządkować swoje şycie emocjonalne. Osamotnienie i zagubienie w nowej sytuacji sprawia, şe Charlotte (Trine Dyrholm) szuka kontaktu z sąsiadami. Przez przypadek trafia do Veroniki (David Dencik), która okazuje się samotnym męşczyzną, marzącym o zmianie płci. W oczekiwaniu na decyzję o dopuszczeniu do operacji, tworzy on namiastkę kobiecej toşsamości za pomocą ubrań, makijaşu, sposobu zachowania. Pogmatwana sfera uczuciowa w jakiś sposób zblişa bohaterów, choć trudno początkowo mówić o przyjaźni między nimi. Ich osobiste dramaty nabierają ostrości dzięki zastosowaniu formuły telewizyjnego tasiemca. Kontrast, jaki melodramatyczna forma stanowi dla treści poszczególnych epizodów, tylko wzmacnia tragizm opowieści. Szczególnie ironicznie brzmią w kontekście wydarzeń – separacji Charlotte, próby samobójstwa Veroniki – patetyczne komentarze wygłaszane przez zewnętrznego narratora. Podobnie jak w serialach, głos spoza kadru podtrzymuje napięcie pytaniami o dalsze losy. Wszechwiedzący opowiadacz przypomina o nierozwiązanych konfliktach, komentuje przebieg akcji, sugeruje potencjalne rozwiązania. Kontrapunktem dla optymistycznych uwag są dramatyczne obrazy. Zamiast cukierkowej fabuły ze
Przyczyną wewnętrznego rozchwiania i frustracji jednostki moşe być teş obowiązujący porządek społeczno-kulturowy. Jego represyjne reguły są szczególnie dotkliwe dla osób, których toşsamość odbiega od powszechnego modelu. Bohaterka filmu Z odsłoniętą głową (Unveild, reş. Angelina Maccarone, 2005) podejmuje dramatyczne zmagania z wzorcami kobiecości. Akcja rozpoczyna się na pokładzie samolotu, którym z Iranu ucieka do Niemiec młoda kobieta. Jako lesbijka przyłapana na romansie z męşatką, została ona w kraju skazana na śmierć. Liczy, şe zawód tłumaczki ułatwi jej rozpoczęcie za granicą nowego şycia. Fariba (Jasmin Tabatabai) z niecierpliwością czeka na niemieckim lotnisku na decyzję o udzieleniu azylu, boi się jednak przyznać do swojej orientacji seksualnej. Mówi więc, şe opuściła kraj z powodów politycznych; z tej samej przyczyny uciekł z ojczyzny młody opozycjonista. Natychmiast dostaje on zezwolenie na pobyt, ale przy tym dowiaduje się, iş aresztowany zamiast niego brat nie şyje. Męşczyzna popełnia samobójstwo, a zdesperowana Fariba, przekonana, şe zaraz ją odeślą do domu, przebiera się w garnitur i podszywa pod zmarłego. Cała sprawa wychodzi na jaw dopiero wówczas, gdy Iranka zakochuje się w jednej z pracownic zakładu, w którym nielegalnie dorabia do zasiłku. Samotna Niemka odwzajemnia zainteresowanie cudzoziemca, nawet wówczas, gdy poznaje prawdę dotyczącą jego płci. O wszystkim dowiaduje się policja, a deportacja nielegalnej emigrantki okazuje się nieunikniona. Zawsze jednak lepiej wrócić do Iranu jako męşczyzna, na pokładzie samolotu dokonuje się więc kolejna genderowa przemiana bohaterki. Śledząc desperackie poczynania Fariby, zaczynamy się zastanawiać, gdzie tkwi szaleństwo – w jej psychice czy raczej w warunkach zewnętrznych. Przyczyną wszystkich kłopotów jest nieprzystawalność młodej Iranki do obowiązującego ją modelu kobiecości. Nie ma w nim miejsca na indywidualizm, poddany takim samym restrykcjom jak kobieca seksualność. W patriarchalnej kulturze Iranu toşsamość płciową wyznacza szereg norm określających relacje między męşczyznami a kobietami, ich zachowania, sferę aktywności, zakres obowiązków i przywilejów. Znormalizowane wizerunki gender traktowane są jako wzorzec, od którego nie moşna uciec – chyba şe w szaleństwo. W pokazywanych w Berlinie fabułach źródłem psychicznej destabilizacji był dominujący system – polityczny, religijny, kulturowy, w którym bohaterowie tkwili jak w pułapce. Wyzwolenie się oznaczało utratę poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Ceną za funkcjonowanie w świecie własnych wartości jest marginalizacja, na jaką skazani są wszyscy odmieńcy, dziwacy i szaleńcy. Czy kino ze swą eskapistyczną naturą daje moşliwość schronienia się przed szaleństwami świata? Formą ucieczki jest konwencja komiksu, do której odwołuje się film W jak wendetta (V for vendetta, reş. James McTeigue, 2005). Scenariusz napisali bracia Andy i Larry Wachowscy w oparciu o brytyjski komiks Alana Moore’a. Jak przewiduje konwencja tego rodzaju obrazów, oglądamy mroczną opowieść z komfortowym przekonaniem, şe dobro zatriumfuje, a wszechobecne zło zostanie pokonane. Wiara w realizację ideałów pozwala przez chwilę odnaleźć się w szalonym chaosie ponowoczesności. Nadzieja na lepsze jutro umacnia się w widzach w toku akcji, wraz z rosnącym zaangaşowaniem w dramatyczną narrację i losy bohaterów. Identyfikacja z postaciami przychodzi o tyle łatwo, şe są one wyraziste, zagrane z werwą i wyczuciem konwencji. Tajemniczy „V� (Hugo Weaving) z pomocą Evey (Natalie Portman) uświadamia ludziom, şe aby zmierzyć się z oszalałą machiną totali-
205
3JUB 9 JOEE
Bohater filmu Jordana jest w pewien sposób reprezentatywny dla ekranowych odmieńców z tegorocznego Berlinale. W jego wizerunku swoboda ponowoczesnego nomada miesza się z frustracjami człowieka zagubionego w globalnej wiosce. „Kitten� oraz podobni do niego bohaterowie miotają się między róşnymi środowiskami, nie potrafiąc odnaleźć się w wartościach şadnego z nich. Poczucie ciągłej nieprzystawalności do otoczenia tylko umacnia większość z nich w przekonaniu, by zawsze pozostawać sobą. Status szaleńca nie wydaje się dla nikogo wygórowaną ceną.
szczęśliwym końcem pokazuje się utarczki Charlotte z porzuconym męşem, rozmowy Veroniki z matką, odwiedzającą syna w tajemnicy przed ojcem, który wyrzekł się dziecka-odmieńca. Wbrew zasadom opery mydlanej trudno tu jednoznacznie zawyrokować, czy bardziej szalone są pomysły bohaterów na własną toşsamość, czy ich otoczenie, wrogo reagujące na niekonwencjonalne próby autoekspresji. Filmowi bohaterowie, nawet najbardziej niekonwencjonalni, są przekonujący w swojej odmienności, poniewaş okazuje się ona jedynym sposobem na to, by pozostać sobą w szalonych czasach. Doskonale pokazuje to film Neila Jordana Śniadanie na Plutonie (Breakfast on Pluto, 2005). W campowym stylu reşyser portretuje dzieje irlandzkiego transwestyty, którego barwny şyciorys jest jednocześnie komentarzem do tradycyjnej obyczajowości, konserwatyzmu oraz fasadowej moralności katolickiego społeczeństwa. Patrick „Kitten� Braden (Cillian Murphy) jest nieślubnym dzieckiem księdza, co nie ułatwia mu egzystencji w realiach Irlandii lat 70. Dodatkowym źródłem kłopotów jest jego dwuznaczna toşsamość płciowa, wzbudzająca odrazę w rodzinie zastępczej oraz u kierującego szkołą biskupa. Coraz bardziej wyobcowany „Kitten� wpada na szaleńczy pomysł wyjazdu do Londynu, gdzie spodziewa się odnieść sukces w przemyśle rozrywkowym. Tymczasem jedyną korzyścią z przenosin do metropolii jest to, şe nie musi on juş dłuşej ukrywać swojej orientacji seksualnej. Rzeczywistość jest jednak brutalna. Warunki zmuszają naiwnego optymistę do pracy jako męska prostytutka. Występy w roli gwiazdy peep-showu wydają się w tym kontekście awansem.
NajwaĹźniejsze nagrody 56. BerliĹ„skiego Festiwalu Filmowego: – ZĹ‚oty NiedĹşwiedĹş dla najlepszego ďŹ lmu: Grbavica , reĹźyseria Jasmila Zbanic – Srebrny NiedĹşwiedĹş – Grand Prix Jury: En soap (MydĹ‚o ), reĹźyseria Pernille Fischer Christensen, oraz Offside (Spalony) , reĹźyseria Jafar Panahi – Srebrny NiedĹşwiedĹş – Najlepszy reĹźyser: Michael Winterbottom i Mat Whitecross za ďŹ lm Droga do Guantanamo – Srebrny NiedĹşwiedĹş – Najlepsza Aktorka: Sandra Hueller za rolÄ™ w ďŹ lmie Requiem – Srebrny NiedĹşwiedĹş – Najlepszy Aktor: Moritz Bleibtreu za rolÄ™ w filmie CzÄ…stki elementarne – Nagroda Jury Ekumenicznego w cyklu „Panoramaâ€?: Komornik , reĹźyseria Feliks Falk – Nagroda Specjalna Jury KinderďŹ lmfest: Jestem , reĹźyseria Dorota KÄ™dzierzawska
NIEZALEĹťNIE I PO SĹ OWIAĹƒSKU O X WrocĹ‚awskim Festiwalu Filmowym „Najnowsze Kino Polskieâ€? MAR CZER
cławiu) bardzo utrudnione, takich seansów praktycznie się nie organizuje. Dlatego połączenie „Najnowszego Kina� z „Cinegradem� (oficjalna nazwa przeglądu wyszehradzkiego), wspieranym przez International Visegrad Fundation, dobrze rokuje na przyszłość. Tym razem moşna było obejrzeć węgierski film o robieniu filmu nad Dunajem pt. Odrobinę Ameryki (reş. Gåbor Herendi) z roku 2001 i zupełnie świeşą (polska premiera!) węgierską wersję South Parku (reş. à ron Gauder), zatytułowaną The District! (2005). Ta animacja dla dorosłych opowiada o dzieciach z dwóch rywalizujących gangów w pewnej wieloetnicznej dzielnicy Budapesztu. Jeśli chodzi o kino czeskie, pokazano dwie
W grudniu zeszłego roku odbył się juş po raz dziesiąty Wrocławski Festiwal Filmowy „Najnowsze Kino Polskie�. Specyfiką tego festiwalu jest prezentacja zarówno filmów niezaleşnych, jak i powstających w szkołach filmowych. Dodatkowo jubileuszowa edycja imprezy została wzbogacona o przegląd filmów z wybranych krajów Grupy Wyszehradzkiej. Były to produkcje węgierskie i czeskie; moşna by mieć nadzieję, şe na kolejnym festiwalu pojawiają się teş filmy ze Słowacji, Rumunii czy Słowenii, tak by oferta objęła wschodnio-południową część kontynentu. Trzeba przyznać organizatorom, şe wpadli na bardzo dobry pomysł, bo zapoznawanie się z kinem Europy Środkowej jest aktualnie (nie tylko chyba we Wro-
206
3JUB 9 JOEE
P. i złodzieje rowerów (tytuł przypadkowo nawiązuje do głośnego reprezentanta neorealizmu włoskiego, wyreşyserowanego przez Vittorio De Sicę) wygrali w tej kategorii. Bodo Kox (kto wie, jak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko...) zbudował prostą, ale trzymającą w napięciu fabułę, pełną surrealistycznych gagów oraz zabawy konwencjami gatunkowymi kina, która bardzo mocno dotyka współczesnej, polskiej rzeczywistości. Chodzi o zahaczającą o tytuł kradzieş roweru, co moşe spotkać kaşdego z nas (rowerzystę), chociaş dalej akcja przenosi się w zupełnie inne rejony, którymi rządzi logika wyimaginowanej wendetty. Zaczynają się wtedy pojawiać liczne cytaty z filmów o mafii, kina akcji czy gore. Bodo Kox umie şonglować tym wszystkim bardzo przekonująco i zabawnie, a przy tym historia, którą opowiada, jest spójna i konsekwentnie doprowadzona do końca. Z filmami braci Matwiejczyków (Dominika i Piotra) łączy go podobne poczucie humoru, które zresztą dobitnie wyróşnia te offowe produkcje. W Ugorze Dominika Matwiejczyka sceneria jest bardzo polska – akcja toczy się gdzieś na zapyziałej wsi, gdzie mieszka dwóch braci z matką. Obaj powoli wyprzedają gospodarstwo, ukrywając to przed staruszką. Absurdalny humor wkracza tu raz po raz, kiedy np. jeden z głównych bohaterów (grany przez Bodo Koksa) wyobraşa sobie, şe jego rygorystyczny brat jest gestapowcem; nie brakuje teş wątku uczuciowego, zupełnie jak w komedii romantycznej, ale zagranego ze świetnym dystansem. Warto dodać, şe Ugór dostał główną nagrodę na zeszłorocznym offie festiwalu w Gdyni. W Homo father znów Piotr Matwiejczyk podejmuje problem związku dwóch gejów mieszkających w Polsce oraz adopcji przez nich dziecka i znów jest to pokazane humorystycznie, ale spod całej zabawy, komizmu i karykatury przeziera klimat bardzo liryczny, nawet kiedy reşyser parodiuje Almodovara. Zaznaczam tu wszędzie problematykę „polską�, bo filmy te, mimo şe cytują licznie produkcje zachodnie, to nie naśladują ich ślepo i świetnie pokazują, na swój, bardzo swoisty, wyróşnialny sposób, to, jak się şyje w kraju nad Wisłą. Równocześnie są bardzo uniwersalne. Najmniej chyba dotyczył Polski długi metraş Piotra Matwiejczyka pt. Emilia, a to z tego powodu, şe przede wszystkim była to parodia słynnej francuskiej Amelii, a więc film skupiał się głównie na odniesieniach do parodiowanego obrazu. W Emilii surrealistyczny humor braci Matwiejczyków dochodzi zenitu, a momentami jest uroczo doskonały; jedyny problem tkwi w tym, şe film rozmywa się w bezmiarze gagów, wspaniale absurdalnych często, ale tylko gagów. Brakuje mu jakby spoiwa w postaci dobrze ulepionej fabuły. Moşna jednak mniemać, po obejrzeniu tych wszystkich filmów made by Matwiejczyk Brothers, włącznie z nagrodzoną dwa lata temu, podczas poprzedniej edycji „Najnowszego Kina�, Krwią z nosa, şe tych dwóch reşyserów związanych z Wrocławiem nakręci jeszcze wiele świetnych komedii, które wykroczą poza ramy gatunku i powiedzą coś waşnego o naszym czasie, miejscu, şyciu. Bo na pewno pomysłów na nowe kino bracia mają wiele. I takich seansów şyczę takşe podczas kolejnej edycji wrocławskiego festiwalu.
produkcje z lat 90., słynnego Kolę Jana Sveråka, łączącego wątek melodramatyczny i polityczny (akcja toczy się tuş przed upadkiem komunizmu), oraz Jazdę (1994) tego samego reşysera – świetnie zrobione kino drogi. Do przeglądu konkursowego w kinie „Lalka� stanęło 18 filmów, wśród których znalazły się zarówno dokumenty, jak teş krótka i długa fabuła. Jury (w którego skład weszli wrocławscy dziennikarze piszący o kinie, Maciej Dudzik i Magdalena Piekarska, oraz piszący te słowa) miało jednak kłopot z tradycyjnym podziałem tylko na krótki i długi metraş. Okazało się bowiem, şe trudno jest w ramach którejś z tych kategorii porównywać ze sobą filmy „szkolne� z zupełnie niezaleşnymi produkcjami albo z dokumentami – środek cięşkości leşał w kaşdej z tych grup zupełnie gdzie indziej, stanowiły one jakby odrębne kosmosy. Dlatego ostatecznie nagrody przyznano w trzech zmodyfikowanych kategoriach: film dokumentalny, film offowy i wreszcie film zrealizowany przez studenta/absolwenta szkoły filmowej i wyprodukowany przez szkołę. Najlepszym dokumentem festiwalu został Koniec ulicy w reşyserii Anny Stępczak-Patyk, wyprodukowany przez Mistrzowską Szkołę Reşyserii Andrzeja Wajdy. Film opowiada o ludziach zamieszkujących górnośląskie familioki, odchodzące do lamusa, poniewaş cała ulica przeznaczona jest do wyburzenia pod trasę szybkiego ruchu. Mieszkańcy sprzed upadku ulicy Piekarskiej są pokazani w róşnych tonacjach; widzimy ich w sytuacjach pełnych liryzmu, melancholii, ale teş często poprzez pryzmat typowego, śląskiego humoru. Dzięki temu Koniec ulicy nie staje się typowym filmem zaangaşowanym społecznie, lecz jest głównie świadectwem końca pewnej małej rzeczywistości, mikrośrodowiska, które znika, i pokazuje ludzi w ogóle, w ich całej pełni. Wśród filmów „szkolnych�, czyli zrealizowanych przez absolwentów/ studentów szkół filmowych, dał się zauwaşyć nurt podejmujący temat prowincji i przyszłości młodego pokolenia, stojącej pod znakiem zapytania. Bohaterowie z reguły uciekają czy przynajmniej mają zamiar uciec z prowincji. Bohater Mojego miejsca w ostatniej scenie wsiada do pociągu do Warszawy, która jawi się jako perspektywa lepszej pracy czy w ogóle pracy, jako marzenie wyşszego statusu społecznego. Co ciekawe, to odmienny obraz stolicy, niejednokrotnie wyszydzanej dotąd na prowincji „warszawki�. Wspomniany film Leszka Dawida, Moje miejsce, wygrał w omawianej kategorii; przyczyniły się do tego piękne, subtelne psychologicznie sceny, a takşe gra aktorska Romana Ślefarskiego (w roli głównej). Na uwagę w tej kategorii filmów zasługiwał teş Korytarz Anny Jadowskiej, nakręcony według opowiadania reşyserki, publikowanego kiedyś w „bruLionie�, oraz – podobnie jak częściowo Korytarz – podejmujący tematykę dojrzewania seksualnego oraz fundamentalnej potrzeby uczucia Melodramat Filipa Marczewskiego. No i wreszcie pora na ostatnią kategorię, kino offowe. Pokazane zostały tu m.in. filmy braci Matwiejczyk (aş 4 produkcje) oraz związanego z nimi artystycznie Bodo Koksa (2 filmy), który obok aktorstwa zajął się teş reşyserią. Nie wyszło mu to na złe, bo właśnie jego Marco
207
3JUB 9 JOEE
WRO 05 czyli Wrocławskie (Wizualne) Realizacje Okołomuzyczne pod znakiem interakcji, synestezji i medialnych transgresji MARCIN PUSZKAREWICZ
Zeszłoroczna, XI edycja Biennale Sztuki Mediów WRO’05 (11–15 maja) nie miała jasno skonkretyzowanego tematu przewodniego, co moşe wynikało z ogromu nadesłanych prac (74). Równolegle (w międzyczasie) odbywały się pokazy instalacji, wystaw, performance’ów i koncertów. Trzeba przyznać, şe organizatorzy postarali się o to, aby widzowie dosłownie nie mieli czasu na strawę fizyczną, a jedynie na duchową: zostaliśmy tak zbombardowani dawką informacji, technologii i nowoczesnej (medialnej) sztuki, şe po zakończeniu tego pięciodniowego maratonu nie mogłem patrzeć na komputer, nie mówiąc juş o konieczności jego uşytkowania. Być moşe wędrówka uczestnika wzdłuş planu biennale miała odzwierciedlać koneksjonistyczne2 funkcjonowanie własności nowych mediów elektronicznych3? Jeśli tak, to chyba mój kanał dostępu miał o kilka synaps za mało ;). Przede wszystkim WRO 05 odbywały się równocześnie w kilku miejscach: Teatrze Współczesnym – głównie prace konkursowe, rozmowy z artystami, instalacje, performances, pokazy autorskie (tu: scena główna, scena na strychu, rekwizytornia i foyer), Muzeum Narodowym: otwarcie wraz z performance’em Pawła Janickiego Ping Melody, wystawa Inna ksiąşka; w Mediatece: instalacja Iry Marom Audio Images i pokaz prac sieciowych oraz na CD-ROM-ach, w galerii Entropia: instalacja wideo Zorana Naskovskiego pt. Death In Dallas, a w nocy – w klubie Rura – trunki przy koncertach progresywnej i eksperymentalnej muzyki elektronicznej. Dlatego z powodu braku moşliwości wygenerowania wielokrotnych manifestacji awatarów własnej osoby w tak wielu miejscach, będę zmuszony opisać powyşsze wydarzenia w perspektywie grupy jednoosobowej. Biennale rozpoczęło się w Muzeum Narodowym, gdzie po krótkim aperitifie mieliśmy okazję uczestniczenia w dźwiękowo-sieciowym performance’ie Pawła Janickiego (za konsoletą laptopa) z udziałem Jakuba Kruka (za wiolonczelą). Popis pomysłowości na wdroşenie sztuki elektronicznej i tradycyjnej w technologię sieci
przez wielokrotnego uczestnika WRO PawĹ‚a Janickiego zasĹ‚uguje na pewne wyjaĹ›nienie. „Muzyk gra na instrumencie akustycznym, dĹşwiÄ™ki pochodzÄ…ce z instrumentu sÄ… dzielone na pakiety danych informacyjnych, nastÄ™pnie wysyĹ‚anych do okreĹ›lonych lokalizacji internetowych (w formie komendy unixowej ››ping‚‚). Kolejność powrotĂłw pakietĂłw, opóźnienia pakietĂłw, ostrzeĹźenia o bĹ‚Ä™dach w przekazie informacji sÄ… wcielane w strukturÄ™ dĹşwiÄ™kowÄ…, a informacje pochodzÄ…ce z tych dziaĹ‚aĹ„ kontrolujÄ… w czasie rzeczywistym przetwarzanie wydobywajÄ…cego siÄ™ dĹşwiÄ™kuâ€?4. – ZnalazĹ‚em bardzo wczesne wersje obecnego oprogramowania Ping opracowanego w DARPA (laboratorium systemĂłw militarnych w Stanach Zjednoczonych) – dodawaĹ‚ PaweĹ‚ Janicki. – Jest to oprogramowanie dla technikĂłw, ktĂłre dziÄ™ki swojej prostocie stwarza jednoczeĹ›nie wiele moĹźliwoĹ›ci manipulacji. Natomiast bazÄ…, ktĂłra umoĹźliwiĹ‚a mi przetwarzanie ruchu na dĹşwiÄ™k, byĹ‚ stworzony w uniwersyteckim laboratorium muzycznym w Genui modularny system, pozwalajÄ…cy na Ĺ‚Ä…czenie i przetwarzanie róşnych aspektĂłw fizykalnych na inne, np. umoĹźliwiajÄ…cy sterowanie siĹ‚Ä… ruchu natęşeniem dĹşwiÄ™ku. System ten skĹ‚ada siÄ™ z prostych moduĹ‚Ăłw, w ktĂłre implementowaĹ‚em swĂłj Ping. Jednak Ping jest wciÄ…Ĺź modyfikowany i za kaĹźdym razem inny. Zapytany o inspiracje, odparĹ‚, Ĺźe z jednej strony jest to jego staĹ‚a współpraca ze studiem muzyki elektro-akustycznej w Amsterdamie, z drugiej jest to estetyka microsound – czyli sfera dĹşwiÄ™kĂłw na pograniczu fizjologii sĹ‚yszenia i kompozycji muzycznej (np. odbioru gĹ‚oĹ›noĹ›ci w zaleĹźnoĹ›ci od czÄ™stotliwoĹ›ci oscylacji dĹşwiÄ™ku). Co ciekawe, artyĹ›ci microsound propagujÄ… w swej sztuce rĂłwnieĹź aspekt ideologiczny, bo tworzone przez nich alternatywne oprogramowanie kontestuje tradycyjne, komercyjne dystrybucje software’u. Do tego nurtu naleĹźy zaliczyć rĂłwnieĹź nagrodzonÄ… wyróşnieniem honorowym pracÄ™ konkursowÄ… Lynn Pook A Fleaur de Peau: Soundinstallation for one body (Francja/ Niemcy). Instalacja – ktĂłrÄ… autorka na panelu prezentacyjnym „artists’ talksâ€? okreĹ›liĹ‚a „na przekĂłr wszechobecnym prezentacjom interaktywnymâ€? mianem „interpasywnejâ€? – skĹ‚adaĹ‚a siÄ™ ze splotu przewodĂłw zakoĹ„czonych maĹ‚ymi gĹ‚oĹ›niczkami podĹ‚Ä…czonymi do komputera, ktĂłry generowaĹ‚ dĹşwiÄ™ki z róşnÄ… czÄ™stotliwoĹ›ciÄ… i natęşeniem. W tejĹźe instalacji uĹźytkownik „podĹ‚Ä…czony byĹ‚ do dĹşwiÄ™kuâ€? na potylicy, Ĺ‚okciach, przegubach, kolanach i kostkach oraz na piersi. Podczas seansu mieliĹ›my uszy zatkane stoperami, a dĹşwiÄ™k tak rezonowaĹ‚ i wibrowaĹ‚, Ĺźe przenikaĹ‚ przez tkankÄ™ mięśniowÄ… i docieraĹ‚ do kośćca, a przezeĹ„ przewodzony byĹ‚ bezpoĹ›rednio do ucha wewnÄ™trznego. Efektem odczuwanym przez uczestnika instalacji byĹ‚a dziesiÄ™ciominutowa seria przeĹźyć powodowana przez niesamowiFotograďŹ e z WRO - z arch. autora
3JUB 9 JOEE
te, w miarę upływu czasu przyśpieszające wibrowanie, skutkujące mrowieniem w miejscach styku skóry z membraną. Jednocześnie czuliśmy dźwięk uderzeń; na początku z delikatnym szelestem, później coraz głośniejszy i intensywniejszy, z przeróşnymi efektami przesterowań i pogłosów dającymi w rezultacie dźwiękowo-dotykowe wraşenia synestezyjne. Trochę przypominało to wariację muzyki elektronicznej w stylu transowym. W pewnym sensie nasze ciało w tym eksperymencie zostało potraktowane jako „pudło rezonansowe� dla przepływającego przezeń dźwięku, które w zaleşności od swej budowy reagowało dotykowo albo słuchowo. Praca, przełamując nawykowy sposób myślenia o naszej percepcji, pokazywała nam, jak róşnie nasze ciało moşe jednocześnie doświadczać bodźców dźwiękowych i dotykowych. Tym samym ukazywała płynność i efemeryczność granic doświadczania rzeczywistości. Wychodzenie technologii naprzeciw człowiekowi i jego sferze psychosomatycznej było chyba istotniejszą częścią instalacji i performance’ów tegorocznych WRO, poniewaş kolejna praca autorstwa Orny Portugaly, Daphny Talithman i Sharon Younger z Portugalii, zatytułowana Heartbeats, składała się z czterech pulpitów z sensorami termoczułymi na palce uşytkownika, wyczuwającymi rytm bicia serca i powołujący do şycia [nasz awatar]. Instalację pokazano na ekranie LCD, który był umieszczony w jej miejscu centralnym. Kaşdemu z czterech, jednocześnie biorących udział w tejşe interakcji, uşytkowników odpowiadał inny awatar, który – jak postać w grach komputerowych – był z góry ustalony. Cała zabawa polegała na tym, şe awatar „rodząc się� z białej przestrzeni, po której później się poruszał, najpierw nawiązywał kontakt wzrokowy z uşytkownikiem, potem w zaleşności od szybkości bicia naszego serca poruszał się z róşną prędkością. Jeşeli puls uşytkowników był wystarczająco szybki i wzajemnie skorelowany, awatary spotykały się, obejmowały, wyrzucały w powietrze itp. Jednak ich wirtualne şycie było bardzo krótkotrwałe i juş po kilkunastu sekundach odchodziły, spowijając się w prześcieradła białej przestrzeni. Instalacja juş po chwili sprawiała, şe inni uşytkownicy (będący przecieş dla siebie obcymi ludźmi) stawali się nam nieco blişsi, jakbyśmy ich juş skądś znali. Nastąpiło tu interesujące przełoşenie naszego wewnętrznego rytmu – bicia serca – na rytm funkcjonowania wirtualnej istoty. Prędkość bicia naszego serca powodowała teş swoisty feed-back w reakcji innych uşytkowników, dąşących do wspólnego spotkania na ekranie. Dzięki tej instalacji zauwaşyliśmy teş coś jeszcze: jak bardzo w świecie realnym jesteśmy oddaleni od siebie i jak czasem technologia moşe nas do siebie zblişyć. Z kolei w Mediatece mogliśmy obejrzeć multimedialną wideoinstalację niemieckiego artysty Iry Moroma, zatytułowaną Piasek i media i odwołującą się do ewolucji mediów w kontekście kultury ludzkiej. Instalacja została zaprojektowana na krzyşowej przestrzeni. Z jednej strony mieliśmy podświetloną gablotkę (nazwijmy ją elementem artefaktowym) – konsolę ze znajdującym się w niej nadrukowanym na piasku słowem. Na prawym „modlitewniku� – zrobionym z panelu LCD – ukazywane były słowa, które rozbrzmiewały z pobocznych głośników i które pod względem brzmieniowym były chyba celowo zniekształcone. Dźwięk wypowiadanego słowa powodował obsuwanie się piasku. Na drugiej osi natomiast znajdowały się plansze projekcyjne, ukazujące ten sam proces dezintegracji piaskowych słów pod wpływem głosu. Całość – oczywiście po uprzednim zapoznaniu się z opisem instalacji – moşna interpretować jako ukazanie dwóch równoległych porządków: (1) artefaktowego (piasek – krzem: nośnik ulotny),
inaczej technoewolucyjnego i kontynuacji tego wątku przez (2) element przedstawiany na panelu ciekłokrystalicznym (tzn. tworzenie z krzemu elementów komputerowych, które manipulują na nośniku – twardym – ulotnymi informacjami, tu: pisma i jego właściwości zapośredniczonych przez otaczającą nas materię4). Do tego dochodzi medium głosu, które będąc najbardziej efemeryczne spośród powyşej opisanych elementów, swą wibracją w przestrzeni dezintegruje zapis na piasku. Jest tu ciekawe przejście czy teş zapętlenie, bo w porządku ewolucyjnym mamy pierwotnie: głos –> pismo na piasku –> pismo krzemowe (komputery). Rozbrzmiewający głos jakby zagarnia swoim charakterem dwa pozostałe ewolucyjne elementy; jak by to nazwał Marschall McLuhan: imploduje swój sens na panelu LCD powodowanym wibracjami. Z panelu konkursowego, z działu performance’ów ciekawym przeşyciem było obejrzenie pracy Juliena Marie pt. Demi-Pas. Ten trochę zwariowany artysta pokazywał (na panelu „artists talks�), jak eksperymentował z róşnymi sprzętami do rejestracji i reprezentacji obrazu oraz codziennego uşytku i jak włączał je do swego multimedialnego projektu. Jego projekcja, dzięki wymyślnemu (skonstruowanemu przez samego artystę) urządzeniu, pokazywała prostą historię z şycia męşczyzny. Narracja mikrorzeczywistości zwykłego dnia dzięki technikom zaczerpniętym równieş z otaczającej nas rzeczywistości na skutek nałoşenia się kilku multimedialnych obrazów o róşnorakiej proweniencji, z przewagą analogowych (przy zastosowaniu róşnej techniki przetwarzania samego obrazu), ukazała całkiem nowe oblicze zagadnienia oczywistości, w której obracamy się na co dzień. Lwią część pokazów konkursowych zajęły jednak projekcje wideo z zakresu tradycyjnej (analogowej) techniki tworzenia ruchomego obrazu, mieszanej oraz wyłącznie cyfrowej. Spośród filmów emitowanych przez cztery dni co najmniej kilkanaście zasłuşyło na blişsze przyjrzenie się, a zgoła ponad dziesięć, na mniejsze lub większe wyróşnienie. Zacznę jednak od tych, które zrobiły na mnie największe wraşenie, choć moşe nie zawsze zostały dostrzeşone przez jury. Film Yanna Bertranda i Damiena Serbana z Francji pt. Chrysalide stanowił świetną animację, stworzoną przy zastosowaniu miksu techniki komputerowej i wideo (techniki czasem były czyste gatunkowo, czasem mieszane w jednym kadrze), do której została dołączona dynamiczna i mroczna muzyka elektroniczna. Klip w czarno-białym klimacie szybkich cięć kadrowych przedstawiał narodziny spotworniałej, wychudzonej postaci ludzkiej, która rozsypuje się i składa na nowo. Obraz ten był metaforą zeskorupienia i izolacji współczesnego człowieka. Kolejna animacja – Bitcrusher (wyróşnienie honorowe) – trochę przypominała sposób projektowania w Autocadzie. W czasie konstruowania budynku, który
209
3JUB 9 JOEE
niającej się z mroków dopiero, gdy rzucono na tę przestrzeń światło z zewnątrz. Efekt był zblişony do tego, jakbyśmy siedzieli nocą w ciemnym pokoju, kiedy na zewnątrz takşe jest ciemno, i jakby od czasu do czasu przejeşdşał samochód, rzucając snop światła poprzez kraty i jakieś inne materialne przeszkody. Dopiero wtedy zauwaşamy, şe ogląd perspektywy jest ograniczony przez budynek. Tu jakby po ciemku przemierzamy komnaty, a snopy światła raz za razem rozświetlają wnętrze tego budynku. Oglądając film, czujemy się trochę jak uwięzieni wewnątrz tajemniczego molocha. Przypomina to nieco motyw poruszających się komnat w pierwszej części filmu Cube. Praca AI + AI Perpertual Motion In the Land of Milk and Honey grupy z Wielkiej Brytanii, którą mieliśmy okazję obejrzeć juş wcześniej, na pokazie projektu 4x4 grupy Ecceda w maju roku 2005 we wrocławskiej galerii BWA, była bardzo ciekawą mieszanką: technika wideo przetwarzana przez komputer. Całość utworu była bardzo dynamiczna i skomplikowana formalnie. Praca opowiadała historię dwóch chłopaków oglądających przez dziurkę od klucza starszego człowieka, który zapadł się, a następnie odnalazł w centrum jakiegoś ołtarza, na którym stała istota w białym garniturze z głową owcy zamiast ludzkiej. Klip posiadał logikę rwanego, zwariowanego snu, przesyconego symboliką chrześcijańską, wrośniętą w metafory apokaliptyczno-technologiczne. Odnajdziemy tu motywy jaja płynącego po morzu, które chwilę później porusza się wzdłuş diagramu czy jakiejś koncentrycznej figury geometrycznej znajdującej się w centrum ołtarza. Zaraz potem widzimy motywy nawiązujące do biblijnego ukrzyşowania. Chwilę później pojawia się labirynt, w którym şeńska postać pozbawiona twarzy biega po spirali, kierując się ku jej środkowi, gdzie znajduje się jakaś fabryka – figura przestrzenna. Całość, pomimo wariackiego tempa podkreślanego dynamiczną muzyką, była bardzo spójna. Mogliśmy zauwaşyć silne inspiracje motywami malarstwa Hieronima Boscha. W tym kontekście jednak człekokształtne postacie zostały przetworzone na współczesny obraz prezentowania kawalkad przedziwnych istot pozbawionych twarzy. Przewijający się motyw jaja, ruch postaci z tendencją ruchu po obwodzie do centrum, wreszcie tęsknota za iluminacją: tu stworzenia darmowej energii dla ludzkości. Praca Markusa Soukupa Suport to Fly prezentowała semiotyczny charakter znaku (pisma) w sposobie reprezentacji przestrzeni realnej. Realne przedmioty były zastępowane przez znaki językowe. Praca przypominała trochę poezję konkretną, z tą róşnicą, şe poprzez róşne napisy zakreślała przestrzeń, nie tyle znakując ją, ile raczej określając zakres działania przedmiotów, ludzi, akcji6. Film Dana Boorda i Luisa Valdovino z USA pt. Themes dotyczył ewolucji technicznej naszej cywilizacji, zwłaszcza w roku 2000. Opowiadał głównie o miastach typu Las Vegas, które mieszczą w sobie inne miasta. Mówił w rzeczy samej o efekcie symulakrum, czyli mapowania przestrzeni realnej i zamraşania jej, tworzenia dziwnych, sztucznych replik miejsc (dla zabawy, chęci posiadania wszystkiego naraz, a w końcu dla pieniędzy – jak Disneyland, gdzie wszyscy dorośli udają, şe są dziećmi), które „istnieją juş gdzie indziej�. Film nie miał bezpośrednich konotacji baudrillardowskich, jednak takowe dało się wyraźnie wyczuć. Jan Verbeek w On a Wednesday Night in Tokyo pokazywał statyczną kamerą obrazek z tokijskiego metra. Męşczyzna w jasnych spodniach stoi przy drzwiach, przepuszczając innych ludzi, którzy zaczynają tłoczyć się w wagonie. Tuş przed odjazdem nadbiega grupka po-
jest krok po kroku kreowany w pustej, białej przestrzeni, co pewien czas mamy najazd kamery na jakieś biuro, w którym znajduje się komputer, na monitorze którego moşemy zaobserwować grę w Pacmana. Po chwili pojawia się odbita na monitorze, od wewnątrz, twarz chłopaka. Wraz z rozbudową biurowca przyśpiesza tempo gry (Pacman unika coraz szybciej spadających stworków). Gdy tempo gry jest na tyle oszalałe, şe nie moşemy dostrzec juş şadnej formy, tylko smugi kolorów, konstrukcja komputerowego budynku zaczyna czernieć, blednąć i ginąć. Na końcu pozostaje tylko jedno piętro, od którego rozpoczynała się animacja filmu, jednak tok gry w Pacmana trwa nieprzerwanie. Okazuje się, şe po drugiej stronie monitora znajduje się chłopak, który gra na komputerze. Animacja pokazywała w bardzo spójny sposób funkcjonowanie komputera podczas tworzenia form uşytkowych (w sensie technicznym) w wirtualnej przestrzeni skorelowanej z (by tak rzec) prototypem gry komputerowej – Pacmanem. Całość, przy uşyciu minimum środków i dzięki maksymalnej prostocie, została bardzo zgrabnie opowiedziana i skonstruowana. Podobny, techniczny wydźwięk miała praca Erica Siu Chi-Man pt. Sliding Whites (wyróşnienie honorowe) z Chin, charakteryzująca się mieszaną strukturą: prostym ujęciem ze stacjonarnej kamery i cyfrową symulacją zmiany perspektyw widzenia nośnika obrazu, jakim jest ekran. Film na początku ukazywał biały prostokąt pośrodku czarnego tła. Później, w miarę zblişania się kadru kamery, moşna było zauwaşyć czarne kropki za jakąś siatką – przypominające muchy chodzące po lampie. Dopiero później stopniowo okazywało się, şe jest to monitor, przez który przebiega pionowy, ustrukturowany pas, który za kaşdym razem coraz bardziej podnosił rozdzielczość obrazu. Chwilę potem mogliśmy zobaczyć, şe czarne kropki to łyşwiarze na lodowisku. Wideoklipowi, zwłaszcza w momencie przemieszczania się pasa o podwyşszonej rozdzielczości i zmianie sposobu rastrowania, towarzyszyły róşne dźwięki, których częstotliwość była skorelowana z poprawą szczegółowości obrazu. Dopiero po zakończeniu filmu mogliśmy zrozumieć, o czym opowiadał; ukazywał nasz sposób odbioru medialnej rzeczywistości proweniencji elektronicznej w perspektywie technicznej – jak techniczne aspekty reprezentacji obrazu wpływają na sposób odbioru rzeczywistych form przez wyobraźnię obserwatora. In the Dark‌ to bardzo dynamiczny, ekspresyjny wideoklip o szybkich cięciach obrazu, trochę w nurcie kontestacyjnym. Skonstruowany był w klimacie ekspresjonistycznego, czarno-białego i gruboziarnistego filmu. Chropowatość obrazu pogłębiały mocne beety, zaznaczające przy tym wzrastanie tempa emocji przekazu. Animacja komputerowa Building Anouka de Clerq pokazywała grę światłocienia pewnej przestrzeni wyła-
210
3JUB 9 JOEE
dróşnych, która z impetem wpycha stawiającego opór męşczyznę. Niemieszczący się juş w wagonie ludzie dosłownie upychani są przez pracownika metra. Jednak on sam nie ma dość siły, by podołać tak trudnemu zadaniu. Pomagają mu dwaj konduktorzy i razem, we troje, dopychają z całych sił ludzi. W końcu udaje się domknąć drzwi i ludzie upchani, bardziej niş sardynki w puszce, jadą metrem. Na odchodne pracownicy machają dłońmi odjeşdşającym. Najciekawsze, şe jest to dokument ze zwykłego dnia w tokijskim metrze. Cultural Quarter Mike’a Stubsa jest dokumentem robionym (chyba) z teleobiektywu. Ukazuje agresję i wandalizm dzieci z przedmieść jakiegoś angielskiego miasta, które demolują samochód stojący na ulicy. Robią to długo, metodycznie i bezwzględnie, jednak rodzice stojący na gankach jednorodzinnych domów nie reagują na to bestialskie zachowanie. Twarze najbardziej agresywnych dzieci i ich rodziców są pokazywane na przemian jako odsłonięte i zapikselowane (jak robi to telewizja w wiadomościach z twarzami przestępców). Na WRO mieliśmy równieş okazję obejrzenia prac takich sław sztuk multimedialnych i eksperymentalnych, jak Józef Robakowski oraz Robert Cahen. Pierwszy jest stałym bywalcem Biennale Sztuki Mediów WRO, a pomimo tego wciąş zaskakuje odbiorców swej sztuki świeşym i nowatorskim podejściem do zagadnienia energii w świecie przezeń obserwowanym. Tym razem zaprezentował przekrój dorobku filmowego z lat 1971-2004. Natomiast francuski artysta techniki wideo swym dwudniowym pokazem filmów z lat 1973-2005 przygotował prawdziwą ucztę kina inspirowanego tajemniczością natury ludzkiej i przyrody, opowiadaną nieraz językiem somnabulicznej asocjacji form6. Istotnym wydarzeniem była równieş projekcja filmu THE NET. Unabomber, LSD & Internet Lutza Dammbecka. Głównym tematem filmu był fenomen czy teş nowe zagroşenie: technoterroryzm, którego przedstawicielem był Ted Kaczyński – Unabomber8. Festiwal WRO 05 jest ewenementem na polskim rynku kulturalnym i choć z roku na rok przybywa zainteresowanych sztuką mediów, wśród publiczności pojawiają się z reguły wciąş te same twarze. Po krótkiej rozmowie z kilkoma przypadkowo spotkanymi osobami doszliśmy do wspólnego wniosku: przyjechaliśmy głównie po to, by oglądać i doświadczać nowatorskiej i nowoczesnej twórczości, bazującej głównie na nowych technologiach, a nie na klasycznym kinie. Naleşałoby zatem zastanowić się, jaki profil miałby przybrać festiwal. Kolejną przyczyną takiej refleksji jest werdykt jury, dotyczący prac konkursowych. Pomimo olbrzymiej ilości prac posługujących się nowoczesnymi technikami animacji komputerowej – których wyşszość nad tradycyjnymi polega na stworzeniu przeróşnych, abstrakcyjnych form, mających swe miejsce w świecie myśli, idei, emocji, filozofii (czego zaledwie musnąć mogą tradycyjne techniki jedynie drogami pośrednimi) – jury przyznało najwyşsze nagrody pracom z rejonu problematyki społecznej i kulturowej (np. Cultural Quarter, Kontestator). Na szczęście został oddany hołd twórcom, którzy kreują na pograniczu róşnych dziedzin: muzyki, performance’u, komputerowego obrazowania i kultury sieciowej, chodzi tu o prace: Chamanic Interferences Briana Mackerna, Resonan City Sary Kolster i Dereka Holzera, Bitcrusher Haralda Holby, A Fleaur de Peau: Soundinstallation for one body Lynn Pook. Naleşy mieć nadzieję, şe WRO (Wizualne Realizacje Okołomuzyczne) pójdą raczej drogą akceptacji nowych technik (oczywiście z wykorzystaniem moşliwości, jakie
3JUB 9 JOEE
niosą ze sobą techniki analogowe), które przeobraşają jakość wyraşania dotychczasowej sztuki przez wielkie S. Zanim jednak komputerowa twórczość zostanie dostrzeşona w inny sposób niş Katedra Tomasza Bagińskiego (hollywoodzki splendor i duşe pieniądze związane z efektami specjalnymi oferowanymi przez animacje komputerowe), w Odrze upłynie wiele wody. Przypisy:
1. KoneksjoniĹ›ci (zajmujÄ… siÄ™ tematykÄ… funkcjonowania mĂłzgu z perspektywy informacyjnej) uwaĹźajÄ…, Ĺźe dzieje siÄ™ to na zasadzie rĂłwnolegĹ‚ego przetwarzania danych, dziÄ™ki czemu, na zasadzie pÄ™tli rekurencyjnych zbioru trzech procesorĂłw (wejĹ›ciowego, ukrytego, wyjĹ›ciowego) poĹ‚Ä…czonych w zasadzie w sposĂłb permutacyjny, tworzÄ… zaawansowane oddolne algorytmy (John R. Searle, Ĺšwiadomość, inwersja wyjaĹ›nieĹ„ i nauki kognitywne, [w:] Modele umysĹ‚u, zbiĂłr tekstĂłw, wybĂłr, redakcja naukowa i wprowadzenie ZdzisĹ‚awa ChlewiĹ„skiego, Warszawa 1999, s. 145), tzw. „sieci neuronoweâ€? (David E. Rumelhart, Architektura umysĹ‚u . PodejĹ›cie koneksyjne, [w:] Modele umysĹ‚u , dz. cyt., s. 240-272.) CudzysĹ‚owem zaznaczam tu zasadniczÄ… nieadekwatność pojÄ™cia, pod ktĂłrym rozumie siÄ™ architekturÄ™ mĂłzgu zbudowanego z usieciowionych neuronĂłw do obwodĂłw sztucznej inteligencji, ktĂłra „zdaje siÄ™â€? podobna architektonicznie, a co za tym idzie, funkcjonalnie do dziaĹ‚ania mĂłzgu. Problem z dzisiejszymi naukami kognitywnymi polega na ciÄ…gĹ‚ym mnoĹźeniu modeli umysĹ‚u i nakĹ‚adaniu tych reprezentacji na rzeczywistość. Niestety, taki jest los nauk wciÄ…Ĺź jeszcze trudnych do zweryďŹ kowania w obecnym paradygmacie naukowym. ZdzisĹ‚aw ChlewiĹ„ski, Wprowadzenie, [w:] Modele umysĹ‚u , dz. cyt., s. 7-15. 2. Patrz: „Katalogâ€?: PaweĹ‚ Janicki, Konkurs [Przetaktowanie?] , [w:] XI MiÄ™dzynarodowe Biennale Sztuki MediĂłw WRO 05, s. 6. 3. Performance, Ping Melody, „Katalogâ€?, s. 74. http://ping. wrocenter.pl. 4. Pierwsze malowidĹ‚a na skaĹ‚ach jaskiĹ„, później pismo obrazkowe, nastÄ™pnie fonetyczne wzorowane na formach nas otaczajÄ…cych. 5. PrzypominaĹ‚o to trochÄ™ jeden z teledyskĂłw grupy muzyki elektronicznej Fat Boy Slim. 6. WiÄ™cej na stronie www.ritabaum.serpent.pl (w dziale kultura, info z dnia 15.05.2005): Marcin Puszkarewicz, Cahen, Cahen . 7. WiÄ™cej na stronie www.ritabaum.serpent.pl/medium (strona z 18.05.2005) Marcin Puszkarewicz, The Net‌, czyli Ted
Kaczyński wg Lutza Dammbecka.
LABIRYNT I COŚ JESZCZE‌ Sztuka zdobywania GABRIELA DRAGUN
zapomniane, zahibernowane – Dworzec Główny we Wrocławiu (SURVIVAL 4) – przeludniony, otwarty dla wszystkich – wymagały odczarowania. Na nowo zdobywane i oznaczane, zyskują nowy wymiar. „Oşywają� za sprawą rozmaitych strategii twórczych: performance’u, environmentu, instalacji, działań parateatralnych, projektów multimedialnych.
Od czterech lat, raz w roku peryferia Wrocławia stają się centrami – centrami sztuki. Artyści z róşnych stron Polski, a takşe goście z zagranicy, zdobywają i adaptują zapomnianą przestrzeń miasta, na tyle plastyczną i dostępną, by moşna było zmierzyć się w niej ze stereotypami (równieş dotyczącymi działań twórczych), narzuconymi modelami zachowania, kontaktu czy wreszcie wyraşania emocji. Odwracalna ingerencja, dostosowanie, oswajanie i zmiany dokonywane w obszarze zewnętrznym wpływają pośrednio na świat wewnętrzny uczestnika przeistaczanej przestrzeni, sprzyjają wtajemniczeniu, umoşliwiają przemianę. Artyści, biorący udział w festiwalu sztuki SURVIVAL organizowanym przez wrocławską Galerię !SPUTNIK, Michała Bieńka i Przemka Pintala, w nowych, specyficznych okolicznościach doświadczają inicjacji i/lub przemiany artystycznej. Zrujnowane budynki po koszarach wojskowych (SURVIVAL 2), tereny dawnego Browaru Mieszczańskiego (SURVIVAL 3) – opuszczone,
Wtajemniczenia dostępują równieş odwiedzający festiwal. Przemierzając korytarze, błądząc w półmroku ledwie oświetlonych sal, pokonując schody prowadzące nie wiadomo gdzie, zmuszeni są do pełnego przeşywania i aktywnego uczestnictwa. Tereny wystawiennicze Survivalowców to nie muzea, galerie, gdzie jest się skazanym na bierne patrzenie, zobowiązanym do przestrzegania ściśle określonych zasad. Tu widz staje przed wyborem: czuć czy myśleć? Aby nie zgubić się w labiryncie, trzeba zaktywizować i wykorzystywać informacje płynące ze wszystkich zmysłów, zdać się na intuicję. Niektóre instalacje tak bardzo wtopione są w otoczenie, şe mogą być pominięte, przeoczone przez nieuwaşnych, a moşe raczej mało ciekawskich. Często teş to, co widoczne, odczuwalne dla jednych, dla drugich staje się przezroczyste, nieuchwytne. Przegląd sztuki w ekstremalnych warunkach implikuje ekstremalnie zintensyfikowane i zmultiplikowane doznania: od poczucia lęku do fascynacji; od zaşenowania, chęci wycofania się i ucieczki, po przyjemność płynącą z patrzenia (podglądania), dotykania (obmacywania), wsłuchiwania się (podsłuchiwania)‌ Pokonywanie barier architektonicznych ściśle wiąşe się z pokonywaniem barier psychicznych, sprzyja przełamywaniu rozmaitych tabu. Główną zasadą obowiązującą w świecie dla wytrwałych zdobywców jest aktywność. Puste ramki, krzesła, nawet stryczki‌czekają na uşytkowników, prowokują, jak przyczepa campingowa – happening Katarzyny Goleń, Kariny Marusińskiej i Agnieszki Rzeźniak – z przewrotnym napisem: „Baw się (ze) mną�. Wystarczy podejść, pociągnąć za sznurki, by oşywić zamknięte w środku dziewczyny-marionetki. Przystępność i zaleşność lalek sugeruje kontakt sprowadzony do aktów zakamuflowanej przemocy, perwersyjnej zabawy erotycznej. Podobnie dzieje się w przypadku instalacji „Hellow� Anny Szczepańskiej (SURVIVAL 2006). Chcąc podać rękę osobie stojącej po drugiej stronie szklanej ściany, trzeba najpierw włoşyć rękę w ogromną gumową rękawicę. Co dla jednych jest zabawą, dla drugich okazuje się próbą – rękawice nie wyglądają zachęcająco i nigdy nie wiadomo, co kryje się w czarnym środku. Zaburzona komunikacja, a nawet jej brak, autyzm, izolacja – tak w kilku słowach moşna określić atmosferę prze1.
3JUB 9 JOEE
2.
strzeni domu, wykreowanej przez Piotra Asfelda. Czarne pokoje o ścianach wydzielonych şółto-czarną taśmą zaludniają piktogramy. Ruch zostaje zastąpiony dźwiękiem – odgłosami, jakie czasem dobiegają zza ścian, z mieszkań naszych sąsiadów – który doprecyzowuje sytuację. Dystans wobec przedmiotu poşądania, brak kontaktu i jego potrzebę podkreśla instalacja Macieja Panasa. Do gołębia – symbolu Ducha Świętego – nie sposób dotrzeć (niezwykłe w mieście pełnym gołębi); moşna zobaczyć go na ekranie telewizora umieszczonego na wieşy, a wszystko to ogląda się przez lunetę. Innego rodzaju paradoksy patrzenia unaocznia instalacja Michała Dracza. Prześwietlone obrazy – konstrukcje z kafelków, rur, zaworów – są ekspansywne, pochłaniające do tego stopnia, şe pozostają w nas, utrwalone na siatkówce, nawet kiedy zamkniemy oczy – jak wtedy, gdy zbyt długo wpatrujemy się w słońce. W pamięci zaznaczają się równieş sceny z instalacji wideo Tomasza Ryndaka. Tworzą one swoistą galerię „dokonań�, fotograficzny zapis kataklizmów, zniszczeń, spustoszeń, dokonanych nie przez şywioły natury, ale przez człowieka, jego nieposkromioną chęć podporządkowania sobie i panowania nad wszystkim.
Skoro zewnętrzna metamorfoza Ci nie wystarczy, koniecznie podłącz się do drzewa Kaliny Wińskiej. Jego soki – płynące siecią podświetlonych, przezroczystych şyłek – gdy przedostaną się do krwiobiegu, pogłębią Twoją świadomość. Z kolei kładąc głowę na „patrzące� poduszki Renaty Szułczyńskiej lub zaglądając do kołyski Danieli Tagowskiej, powrócisz do genialnej epoki i skonfrontujesz się z własnymi lękami lub marzeniami. „Wejdź w şycie. Zrób kolejny krok�. Porwie Cię karuzela i przekonasz się, şe „labirynt jest cyklem�– cyklem narodzin i śmierci (instalacja Dagmary Hoduń).
Przestrzeń nienaruszona, dziewicza i jak po katastrofie, w rozkładzie, odpychająca, nieruchoma, obie martwe w dojmujący sposób, nie do zniesienia, łączą się na festiwalowych obszarach SURVIVAL 2 i SURVIVAL 3. Mają jakąś historię, ale są oznaczane po raz kolejny. Na starą mapę nanoszona jest nowa, bez wymazywania czegokolwiek, bez korekt. To Thenemos, strefa wyznaczona do katharsis, gdzie przychodzi się oczyścić ze znaczeń. Rytualne obmycie nie jest jednak moşliwe. Do sterylnej łazienki – instalacja Michała Bieńka – nie moşna wejść. Białe ściany bronią dostępu do równie białych, nietkniętych umywalek; nie ma kranów, więc nie poleci z nich woda‌ Jedyne co moşna, to zajrzeć do wnętrza przez szyby i przejrzeć się w wypolerowanych lustrach. Doskonała okazja, by zobaczyć prawdziwego siebie, zajrzeć w głąb duszy. Innym sposobem na oczyszczenie moşe być wejście do Ogrodu niemoşliwego i ponowna konfrontacja z mitem rajskim. Przekraczanie granicy, jak sięganie po owoc z drzewa zakazanego, jest pociągające, niekiedy wyzwalające. Ewa i Adam, bohaterowie performance’u Moniki Koniecznej i Józefa Markockiego, zrzucają z siebie ubrania – atrybuty współczesnego świata – by w kontakcie z ziemią przygotować się do wejścia na kolejną gałąź Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego. Ich celem jest połączenie rozdzielonych pierwiastków: kobiecego i męskiego, scalenie rozdartych sfer sacrum i profanum. Póki co, nie są do tego gotowi, ziemia zatrzymuje ich przy sobie. Przeczuwa się jednak, şe w Ogrodzie niemoşliwym wszystko jest moşliwe i wszystko moşe się zdarzyć‌
„Zrelaksuj się�‌, uruchom swoją wyobraźnię. Czy na dachu dworca widzisz kołyszące się ukwiały (kolejna praca Moniki Koniecznej z cyklu „Ogrody niemoşliwe�), a w holu, w towarzystwie huśtających się na trapezie dziewcząt („Huśtawki� Katarzyny Goleń, Kariny Marusińskiej i Agnieszki Rzeźniak), unosi się samolot („Środek� – instalacja Michała Bieńka)? To nie halucynacje. Po prostu, cudowny sen się ziścił. SURVIVAL powstał jako spontaniczna akcja grupy młodych artystów manifestujących niezgodę na marginalizację sztuki w przestrzeni publicznej. Jest odpowiedzią na potrzebę wspólnego tworzenia i kontaktu, dialogu z widzem poza strefami oddziaływania wszelkich instytucji. Lokalizacja pierwszego przeglądu – poradzieckie pustostany przy ulicy Koszarowej we Wrocławiu – wpisała SURVIVAL w kontekst tworzony przez funkcjonowanie podobnych inicjatyw, na przykład Galerii Bezdomnej, która, poszukując miejsc do prezentowania fotografii, zajmuje budynki opuszczone, przeznaczone do rozbiórki lub remontu.
Artyści prezentujący prace na SURVIVALU 4 stawiają kolejny krok. Zachęcają do eksperymentów. Wiedzą, şe zabawa uczy, a niewinna gra moşe okazać się transgresją. Zachęcają do współdziałania, wchodzą w dialog z widzem: chcesz być szybki niczym światło i świecić w ciemnościach? Jeśli tak, przyłącz się do białych cieni pędzących na perony, wystarczy ich dotknąć i naznaczyć się specjalną farbą (praca Jarosława Smolaka i Macieja Staneckiego). Mały przeszczep, zmiana twarzy‌ Czego tylko zapragniesz. Dowodem są fotografie Patrycji Mastej. Masz ochotę zgubić swoje ciało? Moşesz zniknąć, wnikając w świat biało-czarnych pasów, okrywając się wcześniej pasiastą „pelerynką niewidką� (performance Dominiki Sobolewskiej).
213
3JUB 9 JOEE
3.
4.
Ostatnia, czwarta edycja miała miejsce w maju tego roku na terenie Dworca Głównego we Wrocławiu. Wyznaczyła kierunek rozwoju: poszukiwanie miejsc znajdujących się w sferze pełnej widoczności, gdzie nietrudno o konfrontację z widzem – przede wszystkim przypadkowym. Nie tylko dopisała kolejny rozdział w historii Przeglądu Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach, ale pokazała, şe SURVIVAL juş chyba na stałe wpisał się w kalendarz imprez artystycznych Wrocławia. Nie sposób podsumować bądź ocenić wydarzenia, które właściwie trwają. Rzeczywistość survivalowa nie ogranicza się do tu i teraz, otwiera się na to, co dopiero przyjdzie, zadzieje się‌ bo na dzianiu przecieş się opiera. Wiele jest jeszcze labiryntów do odkrycia i zdobycia dla tych, którzy będą chcieli wziąć udział w kolejnych edycjach SURVIVALU. Organizatorzy rozrysowują juş nową mapę.
Artystyczne realizacje pierwszej i drugiej edycji przeglądu „adoptowały� znalezione przestrzenie – zazwyczaj małe pomieszczenia – do intymnych wypowiedzi. Sytuacja taka zapewniała artystom autonomię i przekształcała widza z „gościa� w „domownika� – aktywnego uczestnika wydarzeń, niezbędną część przedsięwzięcia. W wernisaşu drugiej edycji SURVIVALU wzięło udział około dwustu osób, a wystawę obejrzało dwukrotnie więcej. Kolejna edycja przyciągnęła do Browaru Mieszczańskiego około tysiąca pięciuset widzów. Labirynt pomieszczeń browaru wypełniły działania niemal osiemdziesięciu artystów z Polski i sześciu krajów Unii Europejskiej.
Dodatkowe informacje na stronie: www.survival.art.pl FotograďŹ e, archiwum Survivalu: 1. Performance Katarzyny GoleĹ„, Kariny MarusiĹ„skiej, Agnieszki RzeĹşniak i Natalii RzeĹşniak. 2. Instalacja Moniki Koniecznej. 3. Instalacja Dominiki Sobolewskiej. 4. Praca Anny SzczepaĹ„skiej. 5. Praca PawĹ‚a Jarodzkiego.
5.
214
3JUB 9 JOEE
I(E)NTER – więcej niş literówka JOANNA ROSZAK
Galeria Enter to enklawa nowego gustu, demonstracji nowych ekspresji. Anna Polony mówiła mi o swojej galerii, şe to miejsce, gdzie się rozmawia o obrazach. Gdy patrzę na galerię ENTER, i skróciłabym to zdanie, i jednocześnie je rozszerzyła: „galeria to miejsce, gdzie się rozmawia�. Enter to przede wszystkim przestrzeń dyskursu, dyskusji o sztuce, konfrontacji postaw artystycznych, zjawisk i wyborów kuratorskich. Enter to miejsce szansy i komfortowych warunków pracy dla młodego artysty, często pierwsze jego zetknięcie z powaşną przestrzenią wystawową. Dociekania, polemiki naleşą do uprawy galerii. Jej twórcy nie poruszają się jak lunatycy. Interesuje ich aktywny kontakt, odrzucają kluczenie w pojedynkę. Wystawa centruje inne zdarzenia, jest i punktem wyjścia, i dojścia, wernisaşe nie wyglądają jak pogrzeb sztuki. Kaşdy pokaz rodzi się w dialogu i konfrontacji (odsyłam do wywiadu, gdzie Małgosia i Wojtek mówią o roli kuratora). Autorzy programu galerii stawiają na bezpośredni kontakt, na intensywne wspólne poznawanie, od obrazu do obrazu, od instalacji do instalacji, od granicy do granicy, od człowieka do człowieka. Sprawdzają, gdzie blişej. Enter to wreszcie miejsce, gdzie bada się ciekawe i ignorowane przez inne środowiska problemy, zagospodarowuje niszowo w Polsce uprawiane sfery nauki. Zbiór Tekst-tura – gdybym miała ułoşyć rym, powiedziałabym po prostu: hurra! To pokłosie sesji naukowej Konstrukcja poprzez dekonstrukcję. Wokół nowych form tekstu literackiego i tekstu jako dzieła sztuki (odbyła się 28 X 2005 z udziałem badaczy zajmujących się liberaturą i hipertekstem, m.in. Katarzyny Bazarnik, Šukasza Jeşyka, Ewy Wójtowicz, Piotra Mareckiego). W hipertekście, liberaturze i poezji konkretnej, bo to one twórców tomu zajmowały, „co� namacalnie integruje się z „jak�, w tle pojawia się idea dzieła totalnego. Šacińskie textere przypomina, iş tekst kaşe się obserwować, rozplątywać. Pluralizm zakłada, iş o poznaniu decyduje wielość czynników, wpływających na zblişanie się do prawdy. Róşnorodność łączy się z otwartością, a zamieszanie, jakie wprowadzają liberatura (coś więcej niş literówka!), hipertekst, poezja przestrzenna – jest, być moşe, zbawienne. Wokół galerii wytworzyło się więc środowisko. Następna sesja (styczeń 2007) dotyczyć będzie wizualności w hipertekście. Kolejne pokaşą być moşe inną stronę malarstwa, wrócą do jego korzeni, do wartości pierwotnych – konstrukcji, koloru. Enter przeszczepia interesujące zjawiska, organizuje warsztaty dla młodzieşy, staje się punktem edukacyjnym. Idea, integracja, interakcja, interdyscyplinarność, inter-net, inter-pretacja i... (otwarcie) – tak scharakteryzowała-
bym program galerii. Inter – nie interes, a za-inter-esowanie. Inter, enter, prawie literówka. A tę galerię interesują szczegóły, autorzy ostrzą czujność. Pozorna literówka pojawia się teş w tytule enterowej wystawy Sylwii Ludas, Konstalacje, która wyzyskuje przestrzeń między instalacją a konstelacją (artystka mieszka w Niemczech, stąd taki lapsus). Ale nie idzie o błąd. Idzie o idiom, o enterakcję, enterdyscyplinarność, enter-pretację. Nie o wymianę liter, ale myśli, o znalezienie wspólnej przestrzeni istnienia. O maksymalną wolność, o nieczynienie galerii galerą. Rozmowa staje się w Enterze modelem kaşdego działania. Mówić to mówić do kogoś. Więc to rozmowa znacząca. Enterowcy nie przegapiają spotkania, młodemu artyście pomagają spotkać samego siebie. Spotkanie funkcjonuje jak podarunek – przecina (splata) róşne spojrzenia. Budowanie się nowych idei idzie w parze z otwarciem się na innego i inne, wielogłosem. W Enterze spotyka się wiele systemów nerwowych, by przywołać głośną frazę Ezry Pounda „artysta to system nerwowy gatunku�. A zatem reprezentuje całość, jego punkt widzenia bywa odniesieniem dla całości lub jeszcze inaczej – z niej właśnie wypływa. Kultura stanowi przecieş – jak zauwaşyła Maryla Hopfinger – rodzaj filtru. Enter ukazuje prace wyrosłe z waşnych oddziaływań, ze wspólnoty, zgody i negowania, tak wolne, iş trudno juş przyjąć metaforę mówiącą o sali ekspozycyjnej jako o więzieniu sztuki.
Justyna Scheuring, Partyzantka , fot. z archiwum galerii Enter
3JUB 9 JOEE
Wrocławskie balkony Rity NATALIA BUDZAN
głos, zwłaszcza we Francji; na WROSTJA równieş została uhonorowana nagrodami. Nadzieja w tym, şe po Becketcie nie zostaje tylko nicość i ostatecznie gusty nie muszą być w teatrze odmierzane według niemieckiego czy sewrskiego wzorca. ŝyczliwie przyjęto to, co od dawna uznane, Sny Iwana Wyrypajewa, za które młoda aktorka Agata Kucińska dostała Nagrodę Dziennikarzy. Oleksij Wertyński w spektaklu Jarosława Stelmacha Błękitny samochód podobał się jako męşczyzna słusznej postawy i zręcznie, z duşą muzykalnością poruszający się po scenie, moşe za bardzo zagraconej (ksiąşki!). Groteska i naturalizm, delikatny patos i radość dla wrocławskich widzów były świeşe, po latach grania spişowego Szewczenki, a w końcu „to fragment historii narodu ukraińskiego�, jak wołał po spektaklu jeden z reşyserów. Wertyński otrzymał Grand Prix Geras na równi z Feliksem Kamą i Janem Peszkiem. Ten ostatni oraz popularny aktor Andrzej Grabowski zagrali w sztukach Bogusława Schaffera, raz i drugi był to popis warsztatu, wysokich i niskich lotów; potwierdza się jakby opinia o braku dobrych, współczesnych dramatów. Po „Teatrze Narodów� Grotowskiego, ze środowiskiem artystycznym i młodzieşą jak tam, pojawił się bardzo szczęśliwy pomysł Grzegorza Brala, aby zorganizować Brave Festival. W programie dyrektor Teatru Pieśni Kozła zapowiadał swoje cele, „uwolnić i wzbogacać wraşliwość i siłę młodych, pokazać im wzory şycia i tworzenia odmienne od lansowanych przez kulturę mass mediów i konsumpcji�. Była okazja zobaczenia sztuki artystów wywodzących się z małych ojczyzn, sięgających do źródeł, równieş posłuchania muzyki, która stanowi rzadki fenomen dalekich w czasie i przestrzeni kultur, jaki zaproszeni artyści chcą przekazać innym. Tak się złoşyło, şe moşna było obejrzeć dwa bardzo róşne spektakle grup teatralnych, które na własny sposób odczytały sztuki szekspirowskie, poszukując w nich własnego mitu. Widzowie mogli się dowiedzieć o istnieniu offowej sceny: Centrum Sztuki Współczesnej DAKH w Kijowie. Kieruje nim jako reşyser, choreograf, a równieş kierownik artystyczny i producent zespołu muzycznego DahaBraha Vladislav Troitsky. Młodzieş z Centrum zbierała przez lata stare pieśni i melodie. Troitsky w sztuce Makbet-Prolog brawurowo połączył wykonywaną muzykę z nurtu tzw. etno-chaosu z najlepszymi tradycjami kijowskiej i moskiewskiej szkoły teatralnej. Kijowską inscenizację moşna odczytać jako obraz nieświadomości psyche narodu, którego przywódcy artykułują Logos i popychają do coraz dalszych zbrodni w walce o władzę, a szalona kobieta (lady Makbet) uosabia nieartykułowany głos ludu, poziom egzystencji kierowanej przez instynkty. Natomiast eksperymentująca grupa turecko-francuska Ayna zaprezentowała prace nad projektem Gubert (tur. Wy-
W listopadzie odbyĹ‚y siÄ™ we WrocĹ‚awiu dwa festiwale miÄ™dzynarodowe. ObrosĹ‚e tradycjÄ… 39. WROSTJA (WrocĹ‚awskie Spotkania Teatralne Jednego Aktora) oraz mĹ‚ody Brave Festiwal. Ten ostatni nagradzaĹ‚ róşnych artystĂłw, dla ktĂłrych zwoĹ‚ania posĹ‚uĹźyĹ‚o motto „magia gĹ‚osuâ€?, ktĂłrzy majÄ… odwagÄ™ podejmowania trudu ratowania skarbĂłw dawnej kultury, odwracania perspektywy wyglajszachtowanej kultury masowej. Na WROSTJA sukces odnieĹ›li „aktorzy wÄ™drowniâ€?, ktĂłrych moĹźna nazwać „opowiadaczamiâ€?. Felix Kama (z Kamerunu) ciÄ…gle pokonuje granice miedzy AfrykÄ… i EuropÄ…, zaskakuje i jest zaskakiwany, rĂłwnieĹź przez podobieĹ„stwa ze swoim reĹźyserem Andrijem Kretenko; sztuka pt. Gdzie jest lepiej (tytuĹ‚ jak z telewizyjnego quizu) jest kilkuwarstwowym tortem, ciskanym w publiczność; co sprytniejsi Ĺ›ledzili, jak przygotowuje saĹ‚atkÄ™. Jego poetycka podróş w sztuce moĹźe zbić z pantaĹ‚yku niejednego europejczyka, pewnego swego punktu widzenia. Georg Kaser wystÄ…piĹ‚ w konwencji bliskiej sztuce dell’arte. Stara komedia wĹ‚oska wzbudzaĹ‚a zaraĹşliwy Ĺ›miech; jako fragment historii walki o demokracjÄ™ w Europie pokazuje niezmiennÄ… naturÄ™ czĹ‚owieka i niezmiennÄ…, naiwnÄ… wiarÄ™ ĹźoĹ‚nierza w sĹ‚usznÄ…, sprawiedliwÄ… wojnÄ™, na ktĂłrej moĹźna siÄ™ wzbogacić. Fascynacja krajan wĹ‚oskiego aktora z Tyrolu sztukÄ… niejakiego Rosante okazaĹ‚a siÄ™ strzaĹ‚em w dziesiÄ…tkÄ™ rĂłwnieĹź w Nowym Yorku, gdzie byĹ‚a wystawiana jako opera. Tymczasem we WrocĹ‚awiu Kaser otrzymaĹ‚ za monodram PowrĂłt Keitla z wojny, wyreĹźyserowany przez Ferruccio Cainero, NagrodÄ™ DyrektorĂłw Festiwali Jednego Aktora. Felix Kama otrzymaĹ‚ GĹ‚ĂłwnÄ… NagrodÄ™ PublicznoĹ›ci im. Lidii Zamkow i Leszka Herdegena. ReĹźyser Andrij Kretenko, z ktĂłrym aktor przyjaĹşni siÄ™ i pracuje od dziesiÄ™ciu lat, po zdobyciu za spektakl nagrody w zeszĹ‚ym roku rĂłwnieĹź w Kijowie, marzy o zagraniu w Rosji. ZdradziĹ‚ mi, Ĺźe w tej sztuce jest zawsze tĹ‚umaczem, zna pięć jÄ™zykĂłw (podczas gdy Kama – osiem). Nawet puryĹ›ci gatunku nie mieli powodĂłw do narzekania, toĹź to siebie mogliĹ›my zobaczyć, nasz sos sĹ‚owiaĹ„ski, i posmakować organoleptycznie nawet francusko-kameruĹ„skich Ĺ›limakĂłw. Brook miaĹ‚ racjÄ™ w swojej mowie w Poznaniu, o jedzeniu czy teatrze moĹźna mĂłwić powaĹźnie. Kto pamiÄ™ta ksiÄ…ĹźkÄ™ Dubrawki UgresiÄ? AmerykaĹ„ski fikcjonaĹź i ustÄ™p, w ktĂłrym pisze „rozumiem, Ĺźe nasz narĂłd (JugosĹ‚owianie) moĹźe być dla was gĂłwnem, niedorozwiniÄ™tÄ… kuzynkÄ… Europy, ale... to jest straszneâ€?. Ze SĹ‚owenii przyjechaĹ‚a Mirjana ĹšajnoviÄ?a, jej antywojenny i antyglobalistyczny teatr absurdu, mimo Ĺ›miechu publicznoĹ›ci, niemal nieustannego, moĹźe przez swĂłj skatologiczny temat okazaĹ‚ siÄ™ zbyt trudny dla widzĂłw. Aktorka graĹ‚a sztukÄ™ o symbolicznym tytule Nea Vinco Pizmića (w reĹźyserii Maji Gal), ktĂłry zdobyĹ‚ dosyć duĹźy roz-
216
3JUB 9 JOEE
gnanie). We własnej wizji dramatu Król Lear wykorzystała tradycyjne śpiewy sufi-alevi. Wyróşnienie otrzymał Haig Yazdian, kontynuator tradycji pieśni ormiańskiej, równieş z diaspory egipskiej i libańskiej, wykorzystując przy tym bogate instrumentarium lutni i fletu arabskiego oraz bębnów. W jego powracającej melodii jest niezwykła siła autentyczności; artysta czuje i gra muzykę bliską tradycji greckiej, bizantyjskiej, arabskiej, jeşeli nawet ludowej, to niezmiernie wysublimowanej. Moşna się tylko domyślać walorów poezji, którą śpiewa. Zespół Alasz, załoşony przez Ondar Kongara-ool, pedagoga i jazzmana, złoşony z młodych filharmoników, dał koncert na instrumenty gardła, za co dostał wyróşnienie. Ich styl śpiewania, określany jako chomiej, moşe zafascynować nie tylko znawców pieśni alikwotowej, których jest coraz więcej. Wykonawcy z Alasza śpiewali pieśni swoich dziadków, dzięki nim i pracy Ondara przekaz po-
koleniowy trwa. Te małe narody, Tuwy, Chakasji i Jakucji, nie miały teatru, ale wciąş jest w nich şywa tradycja eposu. W Jakucku powstaje teraz teatr związany z tym gatunkiem. Moskiewski zespół ŝAR, wyróşniony „za naturalność�, mógł uświadomić widzom w Polsce, jak mało wiemy o kulturze muzycznej i przywiązaniu do słowa Rosjan, nawet tych nie tak daleko mieszkających. Główną nagrodę festiwalu otrzymał zespół Irkutsk Ensemble Authentic Music Aleksandra Rogaczewskiego. Ich występ to rezultat długiej pracy nad uratowaniem starych pieśni rosyjskich i starego stylu ich wykonywania. Dzięki rekonstrukcji przetrwa fragment z przeszłości, folkloru wiosek, które zostały zatopione przy budowie Bajkału, nadaremnie! Zdaniem Rogaczewskiego, pieśni i zabawy dziecięce ułatwiają dziecku poznanie świata, utrwalają rozeznanie zła i dobra. Więcej o Brave Festiwal ponişej.
W poszukiwaniu ocalonej toşsamości KRZYSZTOF DOBROWOLSKI
Na naszych oczach niemal codziennie z powierzchni Ziemi znika jakiś gatunek zwierząt. Odchodzi bezpowrotnie, juş nigdy o nim nie usłyszymy, nie zobaczymy go, nie poznamy. Podobnie rzecz się ma z tradycją, jej poszczególnymi elementami. Czasem całymi kulturami, które trwają, dopóki trwa i jest przechowywana, utrwalana pamięć o nich – pamięć pokoleń, rodzin, pojedynczych ludzi. Czym jest tradycja? Składnikiem toşsamości, tym, co sankcjonuje obecność, daje moşliwość samookreślenia, odpowiedzi na podstawowe pytanie: kim jestem? Czym jest „Brave�? Przede wszystkim szansą poznania bardzo interesujących, a często spychanych na margines şycia, skazywanych na powolne umieranie, tradycji z całego świata. Tradycji, których inaczej często nie mielibyśmy szans poznać. Tych, które istniejąc od wieków jako rdzenne i głęboko zakorzenione doświadczenie poszczególnych kultur, wpisują się w duşo szerszy kontekst, tworząc nasze ogólnoludzkie doświadczenie. „Brave� jest odwagą mówienia o sobie własnym głosem, róşnorodnością i równorzędnością tych głosów w jednym miejscu
i czasie. Jest odwagą ocalania dziedzictwa i podstawowych wartości; świadectwem pamięci pokoleń i pamięci jednostek przeciw narzucającej się, dąşącej do mainstreamowej homogenizacji, kulturze produktu i konsumpcji. Właśnie w tym celu – Przeciw wypędzeniom z kultury – powstał wymyślony przez Grzegorza Brala i organizowany przez prowadzony przez niego wrocławski Teatr Pieśń Kozła Brave Festival. Jego pierwsza edycja, opa-
Teatr ŝar, Moskwa, materiały festiwalu
3JUB 9 JOEE
trzona bardzo pojemnym i nośnym tytułem Magia Głosu, odbyła się między 24 a 27 listopada ubiegłego roku. I faktycznie, te cztery dni festiwalu, de facto eksperymentu, zaczarowały publiczność.
U góry: Julia Czarkova, fot. Magda Piejko, ponişej: Pieśń Kozła, Lacrimosa , Marcin Rudy (jako biskup Albert), fot. Arkadiusz Chruściel, materiały festiwalu
Formuła festiwalu, otwarta na rozmaite formy twórczości, pozwala rozumieć tradycję bardzo szeroko. Do współpracy zaproszono bowiem z jednej strony zespoły i twórców reprezentujących zapominaną, ginącą, wypieraną z kultury twórczość oraz tych, którzy podjęli trud i ryzyko rekonstrukcji, wskrzeszenia i przeşycia na nowo artystycznego dziedzictwa swoich przodków. Ale teş, z drugiej strony, te grupy, które podejmują dialog z tym dziedzictwem, by poddać je twórczej reinterpretacji, by wykorzystać tę tradycję w sposób indywidualny i nowoczesny, stworzyć nową jakość. Podczas pierwszej edycji Brave Festiwal główną uwagę skierowano na Wschód, stąd większość uczestników stanowiły grupy reprezentujące rdzenną sztukę Ukrainy (DahaBraha, DAKH), Rosji (grupa ŝAR z Moskwy), Tuwy (Alasz), Chakasji (Siergiej i Julia Czarkow) i głębokiej Syberii (Jakucji – Ayarhaan czy Irkucka – Irkutsk Ensamble Authentic Music). Ale nie tylko. Moşna było takşe zobaczyć i posłuchać artystów z Włoch i Niemiec (Amelia Cuni i Werner Durand), łączących tradycyjny staroindyjski śpiew dhrupad z muzyką eksperymentalną, Armenii i Grecji (Haig Yazdjian Oriental Project), Konga (opowiadacz Abdon Fortune Koumbha), a takşe Polski (zespół Pieśni Kozła zaprezentował swój nowy spektakl – Lacrimosę, prowadzony przez Jarosława Freta Teatr ZAR – projekt Ewangelie dzieciństwa, a gardzienickie Stowarzyszenie Teatralne CHOREA – Tańce labiryntu). Gościem specjalnym festiwalu był znany polski operator filmowy, Jacek Petrycki. Jego dokumenty – dosadne w wymowie, artystyczne w formie – prezentowane w cyklu Odwaga reportera, swą tematyką i sposobem jej ujęcia doskonale współgrały z ideą wydarzenia. Tytułowa odwaga cechuje całe przedsięwzięcie. Trzeba zauwaşyć, şe wykazali się nią takşe organizatorzy, podejmując ryzyko tak duşego przedsięwzięcia, jakim niewątpliwie było zaproszenie do pierwszej edycji tak wielu znakomitych zespołów z tak wielu róşnych krajów, reprezentujących tak róşnorodne tradycje artystyczne. A przy tym poprzeczkę zawiesili sobie naprawdę wysoko. Od samego bowiem początku uznanie budził bardzo dobry i wyrównany poziom artystyczny festiwalu oraz to, şe w pierwszej edycji zgodzili się wziąć udział artyści o ugruntowanej światowej renomie. Wystarczy wspomnieć, şe festiwal otwierał koncert Llorenca Barbera, od trzydziestu lat mieszkającego w Madrycie włoskiego muzykologa, performera i eksperymentatora, zatytułowany Latająca muzyka. Barber znany jest głównie ze swoich spektakularnych koncertów komponowanych na dzwony; zazwyczaj są to dzwony miejskich kościołów. Tak było i we Wrocławiu. Tu, w kościele św. Elşbiety, przez godzinę przestrzeń wibrowała dźwiękiem rozwieszonych we wnętrzu świątyni instrumentów. Nie był to pierwszy koncert Barbera w Polsce. Wcześniej jego kompozycje usłyszeć moşna było między innymi w 1994 roku w Warszawie i w 2000 roku w Krakowie. W koncercie finałowym z kolei wystąpiła hiszpańska gwiazda – Fatima Miranda. Jej popisowy, zaskakujący spektakl zatytułowany został Głosy głosu II (nazwę tę zresztą wymyślił Barber jako prezent dla Mirandy – swojej byłej şony). Tytuł ten doskonale oddaje to, czego doświadcza się, słuchając jej śpiewu. Momentami trudno było uwierzyć, şe to faktycznie ona śpiewa, tak wieloma rozmaitymi dźwiękami, często operując kilkoma naraz
3JUB 9 JOEE
(w technice alikwotowej), wypełniała przestrzeń wrocławskiej synagogi Pod Białym Bocianem. Niełatwe zadanie mieli jurorzy, przyznający nagrody „Brave�. Nagrody dość kontrowersyjne, bo nie za osiągnięcia czy poziom artystyczny, ale właśnie za odwagę. I to kryterium (bo jak wartościować odwagę?) rodziło pytania i wątpliwości, takşe samego jury. Ostatecznie odwaşono się przyznać wyróşnienie zespołowi Alasz z Tuwy, posługującemu się tradycyjnym tuwieńskim śpiewem gardłowym chomiej – za twórczą kontynuację tradycji; armeńsko-grecki zespół Haig Yazdjian Oriental Project wyróşniono za odwagę łączenia muzyki chrześcijańskiej Armenii z muzyką muzułmańskiego Bliskiego Wschodu, natomiast prezentującą w udramatyzowany sposób tradycyjne folklorystyczne pieśni grupę ŝAR z Moskwy – za odwagę naturalności. Pierwszą nagrodę na pierwszym Brave Festival otrzymał Irkutsk Ensemble Authentic Music. W uzasadnieniu podkreślano odwagę rekonstrukcji utraconego dziedzictwa, poniewaş grupa z Irkucka podjęła trud odtworzenia, na podstawie materiałów zbieranych w archiwach i podczas ekspedycji etnograficznych, pieśni osadników zamieszkałych niegdyś nad rzeką Angarą, a wysiedlonych przy budowie irkuckiej elektrowni wodnej. Jak zauwaşa autor projektu, Aleksander Rogaczewski, w ten sposób razem ze swoim zespołem daje moşliwość poznania nie tylko muzyki, ale teş swoistego kodeksu moralnego, etosu przodków zawartego w ich pieśniach. Nagrodą dla zespołów, poza jej prestişowym wymiarem, jest automatyczne zaproszenie do udziału w następnej edycji. Listopadowa odsłona „Brave’u� aş do końca, i to dla wszystkich, była zagadką. Alternatywna w stosunku do innych festiwali formuła nie została jeszcze sprawdzona. Trudno było przewidzieć, jak wypadnie i jak zostanie przyjęta we Wrocławiu twórczość artystyczna tak mocno związana ze swoim naturalnym kontekstem, tu go pozbawiona. Jednak, jak się okazało, sztuka doskonale obroniła się sama. Drugą edycję zaplanowano juş na dziesięć dni – między 7 a 16 lipca br. – pod hasłem Głosy Azji. Juş dziś, po zeszłorocznym sukcesie i poparciu zarówno władz Wrocławia, jak i komentatorów polskich i zagranicznych, projektowana jest z bardzo duşym rozmachem: organizatorzy zapowiadają udział ponad dwudziestu zespołów, w tym między innymi dwóch tajwańskich grup teatralnych – Republic of Performance i Taipei Dance Circle, przedstawicieli staroşytnej syberyjskiej kultury Kuzhebar oraz artystów z Japonii, Korei, Tuwy, Bali i Kurdystanu.
ka Arden 2 – instytucji organizującej teatralną wymianę między USA i Europą, czy Judie Christie i Richard Gaugh z walijskiego Centre for Performance Research. Zastanawia, czy nie zachodzi tu w takim razie pewna sprzeczność, między przyświecającą festiwalowi ideą prezentacji sztuki niemedialnej, wypieranej z kultury, a próbą stworzenia duşego, głośnego wydarzenia artystycznego. Jednak, jak podkreśla Grzegorz Bral, by pomóc tym twórcom ocalać ich kulturę, trzeba ich sztukę prezentować i propagować. Ich głos, ze swą magią, musi być dostatecznie donośny, by mógł zostać usłyszany. I takim rezonatorem chce być właśnie Brave Festival. Brave Festival 2005 – Przeciw wypędzeniom z kultury
Magia GĹ‚osu
Wrocław, 24–27 listopada 2005
Bardzo ciekawie zapowiada się takşe tegoroczny cykl filmowy, w ramach którego znów będzie moşna zobaczyć filmy Jacka Petryckiego (zaplanowano teş prowadzone przez niego warsztaty). Swój udział zapowiedziała Hanna Polak, twórczyni szokującego obrazu – Dzieci z Leningradzkiego. Ten film to przykład dokumentu, który realnie zmienił przedstawioną w nim sytuację, wymógł jej zmianę, zwracając uwagę na problem. Zobaczymy teş Przeznaczone do burdelu, film Zany Briski i Rossa Kauffmana, ukazujący drastyczną sytuację kobiet i dzieci w najbiedniejszych dzielnicach indyjskich miast. „Brave�, poprzez swą alternatywną formułę i ideę wypełniając puste jak dotąd miejsce na europejskiej mapie festiwalowej, rozwija się bardzo dynamicznie, budząc şywe zainteresowanie w Polsce i na świecie. Świadczy o tym teş fakt, şe w jury podczas tegorocznej edycji zasiądą między innymi David Sefton z Los Angeles, dyrektor UCLA Live – największego teatralnego festiwalu na Zachodnim Wybrzeşu Stanów, Joanna Klass, załoşycielNa samej górze: Alasz, zespół z Tuwy, nişej: Siergiej Czarkov; fot. Magda Piejko, materiały festiwalu
3JUB 9 JOEE
UjeĹźdĹźanie muzyki JERZY OLEK
Mój przyjaciel architekt mawia, şe współczesna muzyka jest wyłącznie dla kompozytorów, (niektórych) muzyków i (nielicznych) krewnych oraz zaprzyjaźnionych znajomych. Reszta jej potencjalnych odbiorców jest doskonale obojętna na kolejne prowokacje twórców i formalne eksperymenty. Są jeszcze ci, którzy próbują podjąć dialog z najnowszą produkcją kakofoniczno-polistylistyczną, ale często – z powodu przeintelektualizowania i odhumanizowania najnowszej muzyki – wycofują się, zniechęceni. Charakteryzując obecny stan szeroko rozlewającej się dźwiękowej lawiny, Krzysztof Pomian napisał: „Patrząc na minione stulecie, warto zauwaşyć, şe w jego czasie zmieniło się generalnie tylko (aş!?) jedno. W miejsce postępu jakoś liniowego, od–do, zaczął się rozwój muzycznych idei na kształt rozszerzającego się balonu. Juş nikt ani nie moşe się czuć, ani nie moşe być postrzegany jako Weber lub Strawiński naszych czasów. Skończył się czas awangard i eklektyków, choć nie czas epigonów. Muzyka, i my z nią, wylądowała w przestrzeni estetycznego pluralizmu, jakiego nie znały czasy poprzednie. Krzywa Gaussa uczy nas, şe wraz ze wzrostem jakiejś populacji, względem tego wzrostu geometrycznie rośnie liczba idiotów. Takşe i osobników uzdolnionych nieprzeciętnie�.
zła się na zakręcie. Ma juş za sobą spokojną stabilizację, którą zapewniały jej obowiązujące normy, typu dur-moll, na przed sobą ewentualny okres spełnień telepatyczno-wirtualnych. Moşe właśnie dlatego muzyka muzyków zaczęła oddawać pole muzycznym kreacjom multimedialnych artystów, spełniających się na obszarze sztuki dźwięku. Stąd coraz więcej rozmaitych działań ulicznych, w których główną rolę grają mniej lub bardziej artykułowane tony, a takşe parateatralnych spektakli z uşyciem nietypowego instrumentarium czy wreszcie przedziwnie skonstruowanych maszyn, natęşeniem głosu reagujących na zmienną obecność w ich sąsiedztwie widza-słuchacza, pojawia się w akustycznym pejzaşu współczesnej kultury. Wiele z nich ma charakter niszowy. Wynika to z tego, iş niektórzy autorzy uciekają w alienację, traktując ją jako bezpieczne schronienie. Bywa to wyrazem ignorowania tradycji, a takşe symptomem potrzeby bycia wolnym, cokolwiek by to oznaczało. To nic, şe muzyka progresywna karmi się tym, co zastała, şe nie jest zatem bezwzględnie nowa, generując wyłącznie neostyle. Być moşe musi tak być w okresie porzucania historii na rzecz nieokreślonej jeszcze postmuzyki. Gdzieś tutaj właśnie, obok i niezaleşnie od sztuki zwanej muzyką, pojawia się music-art: alternatywny i nonszalancki.
Jak wobec tego ewentualny meloman ma poruszać się w tej magmie? Jak wyławiać wartości, które toną w dźwiękowym bełkocie i artystycznej tandecie? Jak nie ma stracić sympatii dla tego, co ubierając się w uniform hermetyzmu, samo skazuje się na odrzucenie? Są to pytania retoryczne zwaşywszy, şe muzyka znala-
Atutem artystów innych dyscyplin jest to, şe nie mają şadnych obciąşeń i uprzedzeń. Z pewnością naleşy do nich Gisela Weimann, która wielokrotnie w swoich instalacjach i akcjach uşywała dźwięku. Jej najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem była zrealizowana w Berlinie w 2001 roku Opera na cztery autobusy. Do współpracy zaprosiła kompozytorów i wykonawców z czterech krajów: Anglii, Finlandii, Niemiec i Rosji. Autorzy piętnastominutowych utworów skomponowali muzykę akustyczno-elektroniczną w taki sposób, by mogli ingerować w jej przebieg i kształt wsiadający do autobusów pasaşerowie-słuchacze. Na karoserie i wnętrza autobusów naklejone zostały pasy luster, które zwielokrotniały zewnętrzny pejzaş miejski oraz sytuacje, jakie wytwarzały się w ich środkach. Krąşąc po berlińskiej Wyspie Muzeów, zabierały na przystankach przygodną operową publiczność. Niecodzienne działanie Giseli Weimann, która wyprowadziła operę na ulicę, adresując ją do kaşdego, doprowadziło do wielorakich przekształceń najbardziej podstawowych doświadczeń codzienności. Podróşowanie stało się aktywnym uczestnictwem. Kolejność czterech aktów opery nie była raz na zawsze ustalona, zaleşąc od dokonywanego wyboru tych, którzy wsiadali i wysiadali. Aleatoryczna kompozycja całości wywoływała napięcie niemoşliwe do zaistnienia na tradycyjnej scenie. Klasyczna przestrzeń teatralna zastąpiona została niestabilną przestrzenią miejską, nadając rzeczywistości, w której
1.
3JUB 9 JOEE
220
się spełniała, wieloznaczny sens. W ten sposób powstała tymczasowa rzeźba przestrzenna bez jasnej kompozycji, łącząca wiele stylów artystycznych. Jej zmieniająca się w trakcie przedstawienia forma okazała się niezwykle giętka, będąc podatną na wszelkie nieprzewidziane zmiany, jakie dokonywały się w tym niezwykłym dziele-procesie. Opera na cztery autobusy jest podwójnie niekonwencjonalna. W sferze muzycznej dokonane zostało rozłoşenie jej na części, składane następnie w coraz to inny sposób. Jest w tym działaniu nie tylko ironia i prowokacja, ale i wyraz chęci uczynienia z opery dzieła otwartego. Równy udział mają w nim śpiewacy, publiczność i orkiestra. Jeden z dźwiękowych motywów przewodnich to Pieśń silnika, której takty zlewały się z dźwiękami wydawanymi przez silniki prawdziwe. Operową muzykę wykonywały nie tylko instrumenty, ale i to, co stanowiło zwykłe wyposaşenie pojazdu. Tak np. w autobusie fińskim rolę perkusji grały m.in. rury i poręcze, a całość dodatkowo przekształcana była elektronicznie. Z kolei w sferze wizualnej zupełnie zatarta została granica między zewnętrzem a wnętrzem. Podzielone pasami luster okna, wpuszczając do środka przesuwające się obrazy otoczenia, potęgowały zarazem zrytmizowany wygląd wnętrza. Postrzeganie całej sytuacji zdawało się kontrolowane wzajemnymi odbiciami. Lustra płaskie, a takşe krzywe zwierciadła, skutecznie generowały nierealną iluzję przestrzeni. Przybierające postać zwierciadlanych refleksów rzeczy stawały się absolutnie bliskie, jakby pozbawiono je perspektywy. Odbijając się w innych wizerunkach jeszcze bardziej zagęszczały optycznie tę niekończącą się grę złudzeń. W taki to sposób ewoluowała nieustannie zmieniająca się scena, tworzona ze świata wokół. Wizualny i akustyczny dialog z otoczeniem, spowodowany przez Weimann, był nie tylko dekonstrukcją totalnego dzieła sztuki operowej, ale i frapującą mozaiką – zmienną konstrukcją, konstrukcją niepokorną i nie do końca spełnioną, jak improwizacja w jazzie. Berlińska opera „w drodze� miała jedno wykonanie. Jest mało prawdopodobne, by była odgrywana w wielkich salach koncertowych. W pewnej mierze moşe być to uznane za nieuchronne skazanie jej na niebyt. Ale czy na pewno? Tadeusz Róşewicz mądrze wyrokował, pisząc:
2.
3.
Pamiętajcie: dobra poraşka jest zawsze lepsza od tandetnego sukcesu A wracając do architekta. Jest zdeklarowanym miłośnikiem supernowoczesnej architektury, wszelkich jej neo- i post-, ale i transstylów, w których naczelną zasadą jest łamanie wszelkich zasad. Problem w tym, şe ludzie nie chcą w takich awangardowych domach mieszkać. Co nie zmienia faktu, şe ja je lubię.
Na fotograďŹ ach 1-3: premierowa realizacja opery Giseli Weimann w roku 2001 w Berlinie. Na fot. 4: wnÄ™trze operowego autobusu podszas berliĹ„skiego spektaklu Opery w drodze ( Opera en Route ) w 2004 roku.
4.
1., 3. fot. DRAMA, 2. fot. Karin Fleischer, 4. fot. Patrick Kosk.
221
3JUB 9 JOEE
Autorzy numeru
Waldemar Borzestowski niedawno skończył czterdzieści lat; od kilkudziesięciu juş lat jest z tą samą kobietą, ma dwójkę dzieci i mieszka – cały czas – w Gdańsku. Choć czuje się antykwariuszem, to z wykształcenia przygotowany jest do wykonywania zawodu motorniczego. Pracował w wielu miejscach, był kierownikiem działu sprzedaşy w duşym koncernie prasowym oraz robotnikiem torowym, kupował stare ksiąşki na aukcjach i oprowadzał konie po parkurze. Sporo podróşował. Drukował swoje króciutkie opowiastki w wielu czasopismach, były najdziwniejsze, takşe za granicą, w Niemczech, na Węgrzech, we Francji i Kanadzie. Uşywał równieş pseudonimu Dawid Rainer – od Rajzender (podróşnik) bo był nim rzeczywiście w myśl definicji Bowlesa: wyruszając w drogę, nie wiedział, czy zdoła z niej powrócić. Zainteresowała się nim prasa katolicka (?), pewnie dlatego, şe często pisał o Bogu, a większość jego wędrówek przybierała charakter pielgrzymek do miejsc, z róşnego względu i dla niego świętych. Jego felietony drukowała cyklicznie „Gwiazda Morza�, nieistniejący juş dwutygodnik, oraz miesięcznik poznańskich dominikanów „W drodze�. To oni zaproponowali mu wydanie zbioru tekstów, w ten sposób na rynek księgarski trafił Nocny sprzedawca owoców. Zajął się dziennikarstwem – co podobno psuje pióro – i oddalił od rzeczywistości, zagłębiając w wypadki dziejowe odległe i bezpieczne. Został stałym współpracownikiem „30 dni�, miesięcznika popularyzującego historię Gdańska i Pomorza. Jego poniekąd spirytystyczne zainteresowania – z podejrzeniem o nekrofilię – trwają juş kilka lat i w pewnym momencie stanowiły główne źródło jego dochodów.
(HYDE PARK)
Maciej Bachryj ur. 1978; członek stowarzyszenia „ATTAC-Polska�. Człowiek, który wie o sobie mniej niş powinien i więcej nişby chciał. Marcin Bałczewski polonista, kulturoznawca, pedagog. Obecnie dokształca się jako edytor. Urodzony w 1981 roku w Šodzi. Publikował na łamach m.in. „Lampy i Iskry Boşej�, „Portretu�, „Toposu�, „Zabudowy Trawnika� i „[fo:pa]�. Współpracuje z „Zabudową Trawnika� i Puzdro.pl. Debiutował ponowoczesną powieścią W poszukiwaniu straconego miejsca (2002, seria literacka ZWL WSHE, Šódź). W tym roku, jeśli się uda, pojawi się jego zbiór opowiadań pt. Dziecko u Rana. Pisuje scenariusze komiksowe, realizuje filmy, a dawniej przedstawienia teatralne. Więcej na www.balczewski.ir.pl. Monika Bakalarz absolwentka filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego, mieszka we Wrocławiu. Interesuje się myślą Michela Foucault i Theodora W. Adorno. Piotr Biegasiewicz włóczęga, moşe nawet pielgrzym. Niepokojąca mieszanka: pokory, dumy, tęsknoty za miłością, wdzięczności za najlşejszy gest przyjaźni, furii urazy za cień upokorzenia.
Roman Bromboszcz zajmuje się sztuką i filozofią. Przygotowuje pracę doktorską o szumach. Z Hanią Kuśmirek kuratoruje Galerię ProjektO.R. i Inner Spaces w Poznaniu. Udział w projektach: „cybernetyka� (perfokarta.net), „kaleka� (kaleka.net), „medium� (ritabaum.serpent.pl), „bromboxy� (bromboxy. proarte.net.pl), „HyGrid� (sito.org).
Michał Bieniek absolwent wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, dyplom na Wydziale Malarstwa i Rzeźby w 2004 roku; laureat nagrody „Dyplom Roku 2004�; współtworzy wrocławską Galerię !SPUTNIK, organizuje Przegląd Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach SURVIVAL; publikuje w recenzowanym czasopiśmie artystyczno-literackim „Dyskurs�; stypendysta Ministra Kultury (2006); od 2005 Prezes Zarządu Fundacji „Art Transparent�; zajmuje się rzeźbą, instalacją, wideo, bywa kuratorem; szczególnie zajmuje się zagadnieniami percepcji, złudzenia, stereotypu i schematyczności, koncentruje się na sytuacjach niemoşliwych, na ograniczeniach i przekroczeniach, moşliwych wariantach toşsamości i fenomenach świadomości; wybrane wystawy: realizacja Game-Garden (Michał Bieniek i Monika Konieczna, More or Less. Art and Society, Museu da Ciencia e da Industria, Porto, Portugalia, 2006), udział w wystawie Sacrum i płeć (Galeria „Wzgórze Zamkowe�, Lubin 2006), udział w IV edycji SURVIVALU (Dworzec Główny we Wrocławiu, 2005), „Dyplomy Roku� (Galeria „Na Solnym�, Wrocław 2005).
Paweł Brylski rocznik 1980, typ wielobiegunowy, podróşnik po stanach świadomości, pomysłodawca i uczestnik zdarzeń. W młodości miłośnik Zaczarowanego ołówka, później między innymi sekretarz Jerzego Ficowskiego, autor pierwszej jednoosobowej parady jedności, dwuznacznych działań futurystycznych i kilku piosenek science fiction. Zainteresowania: duch i materia. Natalia Budzan freelancerka, zmiennocieplna. W ciepłych miesiącach moşna ją zobaczyć w Grecji albo gdzieś koło Madagaskaru. Chodzi o to, by zjeść miskę kaszy z tubylcami i potańczyć. Po lekcji pięknej natury lubi wrócić do deszczowego Wrocławia, aby podziwiać sztuczne şycie na scenie. Czasem pisze, szczególnie wiosną, wiersze. Marek Chaczyk ur. 1958 w Warszawie; od ponad 20 lat uprawia rysunek, grafikę ksiąşkową i prasową. Publikował w ok. 200 czasopismach politycznych, literackich, artystycznych i naukowych w Polsce i na świecie (Holandia, Niemcy, USA). Dotychczas miał 16 wystaw indywidualnych, m.in. w Bibliotece Narodowej oraz warszawskiej Galerii Młodych, galerii Pokaz i w Stodole. Uczestniczył równieş w kilkudziesięciu prezentacjach zbiorowych w kraju i za granicą. Jego prace były eksponowane w Zachęcie, Muzeum Karykatury w Warszawie, Muzeum Kinematografii w Šodzi oraz Muzeum Plakatu w Wilanowie. W latach 1995-
William Blake ur. 28 listopada 1757 w Londynie – zm. 12 sierpnia w Londynie, angielski poeta, pisarz, rytownik, malarz, drukarz i mistyk. Jeden z najsłynniejszych. Marcin Bogusławski student filozofii UŠ, redaktor Internetowego Magazynu Filozoficznego „Hybris�, członek-korespondent Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu. Publikuje m.in. w „[fo: pa]�, „Folia Philosophica�, „Kulturze i Edukacji�, „Nowej Krytyce�, „Przeglądzie Filozoficznym�.
222
3JUB 9 JOEE
glądzie Filozoficzno-Literackim� itp. Jest autorem m.in. zbiorów wierszy: Samoobsługa (1997), Półmrok (1998), Języki lodowca (2000), zbiorów opowiadań: Trzy historye (2000), Szmermele (2004), Algi, kalki, zębatki (2004) oraz rozprawy o Sartrze i Gombrowiczu Rzecz o nierzeczywistości (2003). Niebawem ukaşe się jego powieść Przymierzalnia. Redaguje pismo literacko-artystyczne „Nowy Wiek�. Uczy na UJ oraz w PWSZ w Tarnowie.
-2000 brał udział w wystawach z cyklu Współczesna polska sztuka ksiąşki. W 1999 roku otrzymał stypendium twórcze MKiS. Anna Cygańczyk studentka czwartego roku ASP we Wrocławiu (malarstwo), ponadto zajmuje się scenografią, fotografią, instalacją... Właśnie wróciła ze stypendium na Kunst-Universitet w Linzu, w Austrii.
Zuzanna Gawron ur. w 1983, studentka filologii hiszpańskiej w Granadzie w Hiszpanii. Odkryła niedawno niesłabnącą słabość do wachlarzy, którymi jednak dzieli się z rodziną i przyjaciółmi. Woli się z tego nie tłumaczyć. Mieszka z dala od swojej kotki, Funi. Jest to powodem niekończącej się i odnawiającej co dzień traumy. No bo jak tu şyć bez swojego kota?
Marcin Czerwiński / mar czer / czervo01 ur. 1971; redaktor „Rity�, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Kolejne pseudonimy zaświadczają, şe nie naleşy go utoşsamiać ze słynnym profesorem socjologii o identycznych inicjałach, więcej, o identycznym imieniu i nazwisku. Krzysztof Dobrowolski studiuje polonistykę i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Wrocławskim. Pochodzi ze Zgorzelca.
Ewa Groszewska zaangaşowana od dziecka, czyli od stanu wojennego. Działająca tu i ówdzie – przeciwko neoliberalizmowi – partyjnie i bezpartyjnie, spontanicznie i regularnie. W głębi serca: wolnościowa socjalistka; pragmatycznie: utylitarna reformistka.
Gabriela Dragun doktorantka w IFP Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się tematyką gender i pisze rozprawę doktorską o toşsamości kobiet w literaturze po 1989 roku.
Paweł Gzyl rocznik 64. Dziennikarz muzyczny. Pisał do „Non Stopu�, „Rock And Rolla�, „Music Globu� i „Kaktusa�. Obecnie współpracuje z „Dziennikiem Polskim�, „Miastem Kobiet�, „Ruahem� i internetową „Gaz-Etą� (www.gaz-eta. vivo.pl). Skończył z droşdşówkami – odchudza się.
Šukasz Drobnik ma na swoim koncie opowiadanie opublikowane w „Lampie�, parę numerów sieciowego kwartalnika literacko-artystycznego „Instynkt� i sporadyczne występy w kilku literackich zakątkach internetu. Mieszka w Poznaniu.
Dorota Heck ur. 1962, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Autorka (m.in.) W stronę morfologii kultury oraz Itinerariusza intruza. Ostatnio publikowała w „Toposie� i „Przeglądzie Powszechnym�. Mieszka we Wrocławiu.
Bogusław Duch ur. 24 września 1966, malarz, poeta, grafik komputerowy. Jego wiersze publikował „bruLion�. Izabela Filipiak autorka powieści (Absolutna amnezja, 1995; Alma, 2003), opowiadań (Śmierć i spirala, 1992; Niebieska menaşeria, 1997), podręcznika do twórczego pisania (Twórcze pisanie dla młodych panien, 1999), zbioru komentarzy prasowych (Kultura obraşonych, 2003), zbioru poezji (Madame Intuita, 2002), dramatu (Księga Em, 2005), monografii naukowej (Obszary odmienności. Rzecz o Marii Komornickiej; w przygotowaniu) oraz wielu artykułów, recenzji, esejów i felietonów, które ukazywały się od początku lat 90. w prasie wysokonakładowej, jak i w pismach literackich. W styczniu 2005 otrzymała tytuł doktorski w Instytucie Badań Literackich PAN. Obecnie affiliated scholar w centrum badawczym Beatrice M. Bain Research Group przy University of California, Berkeley.
Šukasz Jarosz ur. 1978, wokalista, perkusista i autor tekstów grupy Lesers Bend (www.lesersbend.prv.pl). Laureat wielu konkursów poetyckich, m.in. Wojaczka, Kajki, Baczyńskiego, Rilkego. W czerwcu 2006 roku nakładem Biura Literackiego ukaşe się jego debiutancka ksiąşka Soma, która zdobyła I nagrodę w literackim konkursie im. Witolda Gombrowicza, zorganizowanym przez Fundację Kultury w Warszawie. Adam Kadmon ur. 1982 w Šodzi (zmarły pewnie niebawem teş w Šodzi); dawniej student bibliotekoznawstwa i informacji naukowej, obecnie filologii słowiańskiej. Osiągnięć szczególnych brak. Prozę publikował juş w „Ricie� nr 7.
Marek Florek tymczasowo w Holandii. Tajna broń cybernetystów. Michał Fostowicz ur. 1948 w Warszawie; poeta, eseista, malarz, znawca twórczości Williama Blake’a; w jego opracowaniu i wyborze ukazały się pisma Blake’a, pt. Wieczna Ewangelia (1998). Autor zbioru esejów pt. Świat bez prawdy. Poezja jako światopogląd (2003). Obecnie przygotowuje ksiąşkę o sztuce Blake’a. Wykłada filozofię na Uniwersytecie Zielonogórskim. Mieszka w Międzygórzu.
Agnieszka KĹ‚os znana jako *agniusza*. Stypendystka Ministra Kultury na warsztatach literackich prowadzonych przez Jerzego Pilcha, Tadeusza SĹ‚obodzianka i Ingmara Villqista. Laureatka wielu konkursĂłw literackich, m.in. Uniwersytetu GdaĹ„skiego, w ktĂłrym otrzymaĹ‚a wyróşnienie ex aequo z DorotÄ… MasĹ‚owskÄ…. PracowaĹ‚a w „Gazecie Wyborczejâ€? i „DuĹźym Formacieâ€?. Jest redaktorkÄ… pisma „Rita Baumâ€? i magazynu internetowego www.ritabaum.serpent.pl. Publikuje analizy, krytyki, felietony i recenzje m.in. w „Pozytywieâ€?, portalach www.e-teatr.pl, www.swiatobrazu.pl, www.feminoteka. pl. WykĹ‚ada fotograďŹ Ä™ prasowÄ… w DolnoĹ›lÄ…skiej Szkole WyĹźszej Edukacji TWP we WrocĹ‚awiu. Prowadzi literackie i dziennikarskie blogi w sieci (www.agniusza.blog.pl,
Jerzy Franczak ur. w 1978 r. Kiedyś pisał wiersze, teraz prozę oraz eseje i szkice o literaturze. Publikuje w „Twórczości�, „Odrze�, „Kresach�, „FA-arcie�, „Kursywie� itp., a takşe w „Tekstach Drugich�, „Tekstualiach�, „Ruchu Literackim�, „Prze-
223
3JUB 9 JOEE
Artysta plastyk-machinotwĂłrca – mobile (przedmioty ze szlachetnie starzejÄ…cych siÄ™ metali o urojonej funkcji, z dyskretnym udziaĹ‚em prÄ…du elektrycznego, luster oraz retromodelek); malarz – pejzaĹź miejski. W latach 1980-81 dziennikarz, takĹźe fotograf i scenograf. PracowaĹ‚ we wrocĹ‚awskiej WytwĂłrni FilmĂłw Fabularnych i Teatrze Współczesnym. SiedemnaĹ›cie wystaw w kraju i za granicÄ…. Istotniejsze z nich: Akcja Artefakt – Brama 97; warszawska KrĂłlikarnia – finaĹ‚ konkursu na przedmiot dekoracyjny roku ‘98; wrocĹ‚awska Entropia – InfundybuĹ‚a Chronosynklastyczna (2001) – www.entropia.art.pl; ATH – Zurich/Szwajcaria (2003); Alte Kaserne – Winterthur/ Szwajcaria (2003) – www.polenverein.ch; Manufaktura „Za SzafÄ…â€? – Transfiguracje – WrocĹ‚aw (2006) –www.manufaktura.wroc.pl. Laureat konkursu (I miejsce) „Gazety Wyborczejâ€? na Magiczne Miejsca WrocĹ‚awia.
www.iďŹ genia.blog.pl), prezentuje fotograďŹ e oraz instalacje podczas indywidualnych i zbiorowych wystaw. PublikowaĹ‚a swoje fotograďŹ e m.in. w „Gazecie Wyborczejâ€?, „Le Mondeâ€?, „Magazynie Cafeâ€?, „Kamerzeâ€?, „Arteonieâ€?, „Ricie Baumâ€?. Na co dzieĹ„ dziennikarka, krytyk sztuki, performerka (prezeska nieformalnej grupy miejskich Ĺ›wiĹ„). Nieco fotograďŹ i: www.mffkwadrat.wroc.pl. Szczepan Kopyt ur. 1983 we WrocĹ‚awiu. Poeta i basista (www.prototyp. com.pl). Wiersze publikowaĹ‚ w „Pro Arteâ€?, „Tyglu Kulturyâ€? i w „Czasie Kulturyâ€?. ZwiÄ…zany niefinansowo z portalem rynsztok.pl. Laureat nagrody gĹ‚Ăłwnej w konkursie im. Jacka Bierezina (rok 2004). DebiutowaĹ‚ zbiorkiem [yass] (Ĺ ĂłdĹş 2005), ktĂłry ze strony wydawcy nie doczekaĹ‚ siÄ™ Ĺźadnej dystrybucji. Po wakacjach ukaĹźe siÄ™ jego drugi tomik pt. moĹźesz czuć siÄ™ bezpiecznie (bÄ™dzie to split zawierajÄ…cy w sobie takĹźe [yass]). Niebuddysta. Lubi dziewczyny z krĂłtkimi wĹ‚osami. Studiuje i mieszka w Poznaniu.
Marcin Ĺ agocki trzydziestoletni kapitan. Tomek Majewski adiunkt w Instytucie Teorii Literatury, Teatru i Sztuk Audiowizualnych UĹ .
Piotr Korczyński (zw. teş Grzegorzem). Ur. 1974, rysownik, grafik i malarz. Swoje prace wielokrotnie publikował w prasie literackiej i artystycznej, takşe w „Ricie�. Ma na swoim koncie wystawy m.in. w warszawskim Le Madame, na Rozbracie w Poznaniu i w galerii Komuny Otwock. Na co dzień pracuje jako redaktor; jako historyk z wykształcenia jest takşe autorem ksiąşki o polskich oddziałach specjalnych w czasie II wojny światowej. Mieszka w i koło Krakowa.
Anna Małczyńska urodziła się w 1979 roku w Częstochowie. Ukończyła filologię polską. Obecnie studiuje filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim. Bartosz Małczyński urodził się w 1978 roku w Częstochowie. Ukończył filologię polską oraz filozofię. Pisze wiersze i prozę. Przygotowuje pracę doktorską o twórczości poetyckiej Tymoteusza Karpowicza. Mieszka we Wrocławiu.
Aleksandra Koś ur. 1978 w Szczecinie; ukończyła 3-letnie studia licencjackie na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu na kierunku realizacja obrazu filmowego, telewizyjnego i fotograficznego, w zakresie fotografii (rozprawa teoretyczna pod kierunkiem prof. R. Przybylskiego, pt. O istocie fotografii), ukończyła studia magisterskie na Uniwersytecie Szczecińskim na kierunku politologia i filozofia, obecnie jest doktorantką w Zakładzie Estetyki Instytutu Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim oraz prowadzi ćwiczenia z filozofii społecznej na Uniwersytecie Szczecińskim. Publikuje teksty literackie, publicystyczne i naukowe.
bartosz maz fotografik i czytelnik. urodzony dnia zadusznego, co wiele wyjaśnia, roku 79. wieloletni student uniwersytecki, absolwent Wyşszego Studium Fotografii afa. inicjator i współzałoşyciel grupy twórczej in spe oraz chi chi studio. od maja 2006 element składowy portalu kultury g-punkt. mieszka i łudzi się we Wrocławiu. Maciej Melecki ur. w 1969 r. Autor wielu tomów wierszy. Współautor scenariuszy filmowych: Wojaczek (1997), Autsajder (2000), Dzień oszusta (2000). Jego wiersze tłumaczone były na angielski, niemiecki, czeski, hiszpański, słoweński. Mieszka w Mikołowie.
Marcin Kowalczyk mieszka i pracuje we Wrocławiu. Z „Ritą� i ASP związany zawodowo, z grafiką – z zamiłowania, z şoną i psem – uczuciowo. Z şyciem – przypadkiem (zaplanowanym). ŝeglarz i maniak gier komputerowych.
Tomasz Misiak doktorant w Instytucie Filozofii UAM. Przygotowuje rozprawę zatytułowaną Estetyczne konteksty audiosfery. W wolnych chwilach KALeKA. Ostatnio ojciec.
Ola Kwiatkowska Członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Absolwentka Wyşszego Studium Fotografii „afa�; studia na Wydziale Sztuk Pięknych UZ oraz w katedrze kulturoznawstwa UWr. Oprócz fotografii zajmuje się animacją, instalacją, malarstwem i projektowaniem graficznym. W twórczości fotograficznej preferuje metodę inscenizacji jako sposobu wypowiedzi artystycznej. Interesuje się równieş teoretyczną refleksją na temat fotografii. Brała udział w wielu wystawach w kraju i za granicą. Obecnie pracuje na Nowej Funlandii (Kanada).
Ewa (FK) Miszczuk nadal kobieta i nadal socjolog, nadal oboje zaangaĹźowani.
Katarzyna Liszka kulturoznawca, pracuje nad doktoratem, studiuje i mieszka we Wrocławiu.
Monika Mosiewicz urodzona w 1975 r. Drukowała w „Toposie�, „Nowej Okolicy Poetów�, „Odrze�, „Kursywie�, laureatka kilku konkursów literackich, związana z serwisem poetyckim nieszuflada.pl. Pracuje jako prawnik, mieszka w Pabianicach.
Robert Lenard ur. w Szczecinie w 1963, od roku 1978 z wyboru wrocławianin. Wykształcenie techniczne i humanistyczne.
Patrycja Musiał ur. 1977, historyk sztuki, dziennikarz, fotograf, na stałe współpracuje z wydawnictwem „Ha!art�.
224
3JUB 9 JOEE
Joanna Roszak (1981); doktorantka w Zakładzie Poetyki Historycznej IFP UAM, krytyczka literacka, poetka, współpracowniczka redakcji internetowej Polskiego Radia. Publikowała m. in. w „Liparze� (Serbia), „Pro Femina� (Serbia), „Trag� (Serbia), „Literaturze na Świecie�, „Res Publice Nowej�, „Nowych Ksiąşkach�, „Odrze�, „Toposie�. Mieszka i pracuje w Poznaniu.
Jerzy Olek ur. 1943 r. Artysta i teoretyk. Wystawia w kraju i za granicą. Od 1991 r. realizuje Bezwymiar iluzji. W 1977 r. stworzył ruch artystyczny i Galerię „Foto-Medium-Art�. Miał liczne publikacje w periodykach polskich i obcych. Jest profesorem, wykłada na ASP w Poznaniu i Gdańsku. Izabella „Degardo� Pajonk absolwentka krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych (malarstwo), stypendystka rządu włoskiego. Brała udział w wielu wystawach zbiorowych, ma na swoim koncie liczne wystawy indywidualne. Fotografuje, zdjęcia przywozi z podróşy do Włoch, Nepalu. Mieszka w Krakowie.
Jacek Sieradzan historyk religii, buddolog i tłumacz. Jest autorem wielu przekładów z literatury buddyjskiej i poezji współczesnej, około 20 artykułów naukowych i kilkunastu haseł do encyklopedii Religia. Przygotował antologie tłumaczeń: Buddyzm (1987), Drogi karmy i ścieşka Dharmy. Antologia poezji buddyjskiej Ameryki (1993), Śmierć i umieranie. Tradycja tybetańska (1994), Buddyjska wizja śmierci i umierania (1997), ŝycie po şyciu w Tybecie (1997) oraz zbiory esejów: Staroşytna mądrość a nauka współczesna (1993), Buddologia w Polsce (1993), Przekroczyć próg mądrości (1997). Zredagował teş monograficzny numer czasopisma „Nomos� o buddyzmie (nr 18/19, 1997). Jego najnowsza publikacja ksiąşkowa to kolosalny projekt Szaleństwo w religiach świata (2005), pierwsza część trylogii o związkach szaleństwa z religiami. Dwie kolejne to Ekscentryzm i szaleństwo w religiach XX wieku oraz słownik Boskie szaleństwo. Z Ekscentryzmu‌ właśnie pochodzą artykuły publikowane w tym numerze „Rity�.
Alejandra Pizarnik argentyńska poetka, urodzona w 1936 r. w Avellaneda, w şydowskiej rodzinie pochodzącej z Ukrainy. Studiowała filologię, malarstwo i dziennikarstwo. W latach 60. wyjechała na stypendium do Paryşa, gdzie współpracowała z czasopismami literackimi i tłumaczyła francuskich poetów. Tam teş poznała gwiazdy literatury iberoamerykańskiej na uchodźstwie: Paza, Cortazåra, Chacel, i francuskiej (Mandiargues, Duras), których równieş tłumaczyła. Za şycia opublikowała kilka tomów poezji. Dopiero po jej śmierci w 1972 wydano jej dzieła zebrane. Jej poezja, szczególnie w Argentynie, wciąş ma bardzo duşy wpływ na młodych poetów Ameryki Południowej. Jej kontrowersyjna postawa i styl şycia równieş po śmierci jest obiektem cenzury, jakiej poddano, wydane dopiero niedawno, Dzienniki i Prozy.
Joanna Skrzypiec ur. 1981; abecadło sztuki poznała parę ładnych lat temu, teraz pracuje nad własnym alfabetem, jej ulubione litery to „s�, „t� i „x�, chociaş podczas pracy nad „Ritą� polubiła teş literkę „o�.
Daniel Płatek ur. 1979, absolwent socjologii, doktorant w Katedrze Bliskiego Wschodu UJ. Student europeistyki. Artysta kolaşysta – dwie indywidualne wystawy w Krakowie. Fan kontrkultury, kolekcjoner rewolucji, antropozof.
Jakub Sosnowski ur. w Białymstoku, lat 23. Publikował wiersze m.in. w: „Ha!arcie�, „Pro Libris�, „Portrecie�, prozę w „Czasie Kultury�.
Šukasz Podgórnik nieobliczalny futurysta. Preparuje teksty i dźwięki.
Iwona Stachowska ur. 1980, doktorantka w Zakładzie Etyki, Instytutu Filozofii UMK. Poszukuje związków kultury audiowizualnej z ciałem, a dokładniej tego, jaki sposób wartościowania i spojrzenia na własną cielesność proponują nam media. Szczególną inspirację stanowi dla niej teoria queer, estetyka campu, polska sztuka krytyczna lat 90., jak równieş strategie obrazowania ciała stosowane w filmie, reklamie. Wynikiem tych poszukiwań jest artykuł opublikowany w „Formacie� – Wizualne gry z ciałem – oraz dwa teksty pokonferencyjne: Ciało a zło; negatywne aspekty cielesności i ich odbicie w sztuce współczesnej i Ciało jako moşliwość zła; uprzedmiatawiająca rola spojrzenia. E-mail: ivsta@wp.pl
Adam Poprawa ur. 1959, historyk literatury, krytyk literacki i muzyczny; opublikował m.in. Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (1999) oraz zbiór szkiców Formy i afirmacje (2003); pracuje w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Marcin Puszkarewicz sprawdza w-/wy-/od-/po-/prze-/pod- .../-łączenia i co z tego wyniknie...-/. Małgorzata Radkiewicz filmoznawczyni, adiunkt w Instytucie Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autorka ksiąşek: o twórczości kobiet-reşyserek, o Dereku Jarmanie oraz licznych publikacji związanych z problematyką toşsamości kulturowej oraz toşsamości płci (gender) we współczesnym kinie i w mediach. Załoşycielka i koordynatorka Podyplomowych Studiów z Zakresu Gender na UJ.
Marta Szabat doktorantka II roku filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Sandra Szczepańska ur. 1986; studentka psychologii Uniwersytetu Šódzkiego. Wrocławianka.
Jasmina Radovanović ur. 1974 w Belgradzie (Serbia). Od roku 1998 przebywa w Polsce. Jest absolwentką i doktorantką Uniwersytetu Wrocławskiego, na kierunku filozofii. Interesuje się problematyką z pogranicza filozofii, socjologii, psychologii i kognitywistyki. Doktorat pisze na temat pojęcia racjonalnego działania w świetle etnometodologii.
Maciej Tacher ur. 27 grudnia 1979 w Koszalinie; od siedmiu lat związany z Toruniem; magister filozofii, plastyk, muzyk, wokalista zespołu Manchester; uwielbia Beatlesów, Gombrowicza i długo spać; drukował w „Undergruncie� i „Przeglądzie Filozoficzno-Literackim�.
225
3JUB 9 JOEE
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki ur. 1962 w Wólce Krowickiej k. Lubaczowa. Autor dziewięciu tomów poezji oraz tomu prozy pt. Zaplecze. Laureat nagród literackich w Polsce i za granicą, wielokrotnie nominowany do Paszportu Polityki. Jego poezja, łącząca w niepowtarzalny sposób tradycję (m.in. metafizycznej poezji baroku) ze współczesną dykcją, doczekała się wielu recenzji i opracowań. Skupieni wokół pisma Ha!art młodzi krytycy poświęcili Tkaczyszynowi-Dyckiemu ksiąşkę Jesień juş Panie a ja nie mam domu. Eugeniusz Tkaczyszyn Dycki i krytycy. Ostatnio wydał zbiór wierszy z lat 1988-2003 zatytułowany Poezja jako miejsce na ziemi. Aida Warzyńska rocznik 1979, poetka miejska, autorka piosenek i słuchowisk dla dzieci, niespokojna dusza, inspiracja dla wielu ludzi, dopingowała najbardziej ekstremalne projekty literackie, lubiła czytać blogi, odkrywać niezwykłe zjawiska w sieci, zginęła śmiercią tragiczną 9 grudnia 2004 roku w Warszawie, miała 25 lat.
Grzegorz Wróblewski ur. 1962 w Gdańsku, w latach 1966-1985 mieszkał w Warszawie, od 1985 w Kopenhadze. Publikował w wielu antologiach i pismach, m.in. w „brulionie�, „Kulturze�, paryskim „Kontakcie�, „Tygodniku Powszechnym�, „Odrze�, „FA-arcie�, „Lampie�, „Twórczości�, „London Magazine�, „Magma Poety�, „Jacket Magazine�, „Lyric Poetry Review�. Wydał zbiory wierszy: Ciamkowatość şycia (1992, 2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Symbioza (1997), Prawo serii (2000), Wybór (2003), Pomieszczenia i ogrody (2005), szkice/prozę poetycką Kopenhaga (2000). Wraz z Bobim Peru nagrał płytę PROJEKT1 (Ars Mundi, 2006). W przygotowaniu wybór dramatów Hologramy. Ksiąşki w języku duńskim: Siesta pa Norrebro (1994), Hvis hver fluevinge er talt (1999), Kopenhaga (2000), Den ny koloni (2003); w Bośni-Hercegowinie wybór wierszy Pjesme (Mostar 2002). Tłumaczony takşe na język czeski, niemiecki i słoweński. Krzysztof Zygmunt / Garudor właściciel hurtowni kropek z muchomorów
REKL AMA
Adam Wiedemann ur. 24 grudnia 1967 w Krotoszynie. Poeta, prozaik, krytyk literacki i muzyczny. Współzałoşyciel Grupy Artystycznej Bankomat, uczestnik działań Blichartu. Wydał 5 tomów wierszy: Samczyk (1996), Bajki zwierzęce (1997), Roz-
rusznik (1998), Konwalia (2001) i Kalipso (2004) oraz 3 tomy prozy: Wszędobylstwo porządku (1997), Sęk Pies Brew (1998) i Sceny łóşkowe (2005). Jego ksiąşki ukazały się równieş po niemiecku, słoweńsku i rosyjsku. Mieszka w Krakowie.
3JUB 9 JOEE
Poczta
G.G. Jotha, Trzy eseje nie tylko o sztuce, przeĹ‚. Lucyna Grozicka, Biblioteczka KlasykĂłw MyĹ›li XXI Wieku, Puma Press, Warszawa 2050; Maciej Kaczka, Wiosna, Lampa i Iskra BoĹźa, Warszawa 2005; JarosĹ‚aw Klejnberg, Cud nad WisĹ‚Ä…, Mamiko, Nowa Ruda 2005; MichaĹ‚ KobyliĹ„ski, Gil gilling, Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2006; Leszek KoĹ‚akowski, Czy diabeĹ‚ moĹźe być zbawiony i 27 innych kazaĹ„, Wydawnictwo Znak, KrakĂłw 2006; MichaĹ‚ KoĹ‚odziejczyk, Plan miasta, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. BaczyĹ„skiego, Ĺ ĂłdĹş 2005; Bartosz Konstrat, thanatos jeans, Biblioteka LaureatĂłw OgĂłlnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, Ĺ ĂłdĹş 2005; Robert KrĂłl, Habitat, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; Emil Laine, Pod sĹ‚oĹ„cem – urlop oraz inne wiersze, Wydawnictwo Zielona Sowa, KrakĂłw 2005; PaweĹ‚ Lekszycki, PozwĂłlcie dzieciom przychodzić do mnie, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; Made in Poland, dziewięć sztuk teatralnych z Polski, w wyborze Romana PawĹ‚owskiego, pod red. Henryka SuĹ‚ka, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2006; StĂŠphane MallarmĂŠ, Rzut kośćmi nigdy nie zniesie przypadku, tĹ‚um. Tomasz Róşycki, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; MiĹ‚osz Kamil Manasterski, Sztuka czytania, Dom Kultury w Ĺ omiankach, Wydawnictwo IBiS, Warszawa 2005; Piotr Maur, Bezmiar miĹ‚oĹ›ci, Biblioteka „Studiumâ€?, Wydawnictwo Zielona Sowa, KrakĂłw 2006; Piotr Mierzwa, GoĹ›cinne pokoje, Wydawnictwo Zielona Sowa, KrakĂłw 2005; MĂłwi Bydgoszcz, antologia poetycka pod red. PawĹ‚a Skuteckiego, Firma Misty, Bydgoszcz 2005; Maciek Miller, Pozytywni, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; Maciek Miller, ZakrÄ™t hipokampa, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2006; Ewa B. MoĹ›cicka, DziĹ› jestem, Dom Kultury w Ĺ omiankach, Wydawnictwo IBiS, Warszawa 2005; Brane MozetiÄ?, To nie jest ksiÄ™ga seksu, tĹ‚um. Agnieszka BÄ™dkowska-Kopczyk, Wydawnictwo Zielona Sowa, KrakĂłw 2005; Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i‌, t. 1 i 2, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2006; RadosĹ‚aw Nowakowski, Koniec Ĺ›wiata wedĹ‚ug Emeryka, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; Oczekiwanie wartoĹ›ci w polityce, pod red. Marii Szyszkowskiej, Instytut Wydawniczy „KsiÄ…Ĺźka i Prasaâ€?, Warszawa 2005; Jerzy Olek, Bezmiar bezwymiaru, KĹ‚odzki OĹ›rodek Kultury, KĹ‚odzko 2004; Marian Pankowski, Bal wdĂłw i wdowcĂłw, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2006; Marian Pankowski, Rudolf, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; Edward Pasewicz, th, kserokopia.art.pl, Kielce 2005; Piotr Paschke, Wanny puchnÄ… w dĹ‚oniach, Oficyna Wydawnicza „Topâ€?, PoznaĹ„ 2005; MichaĹ‚ Piotrowski, Dirty Danzig, Korporacja Ha!art, KrakĂłw 2005; Po drodze, almanach Ĺ‚omiankowskiego klubu literackiego, Dom Kultury w Ĺ omiankach, Wydawnictwo IBiS, Warszawa 2005; Adam RaczyĹ„ski, Obce wanny, doM wYdawniczy tCHu, Warszawa 2006; PrzemysĹ‚aw Roztropowicz, Ucieczka z Krety, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. BaczyĹ„skiego, Ĺ ĂłdĹş 2005;
Nadesłane czasopisma: „Albo albo�, nr 3/2004, 1-2/2005, 3/2005; „Bezogródek� nr 4/2006 (Pismo uczniów PZS nr 3, Sobótka); „Cegła�, nr 6 2005; „Czas Kultury�, nr 1, 2, 3-4, 5, 6 2005, 1, 2 2006; „Egoistova Pazucha� (zin, Słowacja); „Floppy Myriapoda� (zin, Niemcy); „Ha!art�, nr 20, 21 2005; „Kaleka� nr 5 (zin, Poznań); „Kropla�, nr 1/2005; „Kursywa�, nr 1-2 (8-9), 6 (13) 2005; „(op. cit.,)� nr 22 (1/2005); „Lewą Nogą� nr 17/05 „LiteRacje� nr 2 (7), 3 (8) 2005; „Nowa Krytyka� nr 18 2005; „Portret�, nr (1) 19, 2 (20) 2005; „Pro Arte�, nr 21 2005, nr 22 2006; „Studium� nr 3 (51), 4-5 (52-53) 2005, 2 (56), 3(57)-4(58) 2006; Otrzymane publikacje: Dariusz Adamowski, Adamowo, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Šódź 2006; Mariusz Appel, Kotochwile, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2005; Autostop polski. PRL i współczesność, zebrał i opracował Jakub Czupryński, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Hakim Bey, Millennium, przeł. Konrad Szlendak, Wydawnictwo „Inny Świat�, Mielec 2005; Tomasz Białkowski, Dłuşyzny, Wydawnictwo Portret, Olsztyn 2005; Tomasz Białkowski, Pogrzeby, Wydawnictwo Portret, Olsztyn 2006; Wojciech Brzoska, Sacro casco, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2006; Piotr Cegiełka, Sandacz w bursztynie, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Adam Chmielewski, Dwie koncepcje jedności. Interwencje filozoficzno-polityczne, Oficyna Wydawnicza Branta, Bydgoszcz 2006; Marta Cywińska, Bulimia emocjonalna, Eneteia, Warszawa 2006; Piotr Czerski, Ojciec odchodzi, Korporacja Ha!art, Kraków 2006; Jacek Dehnel, Wyprawa na południe, Biblioteka Tyskiej Zimy Poetyckiej, Teatr Mały, Tychy 2005; Paweł Demirski, Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Cezary Domarus, Wiersze po(lity/tyli)czne, wydawnictwo Sien, 2005; Dima Dumas, Litery pomiędzy i razem, wyd. dwujęzyczne, przeł. Jerzy Korzeń, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Šódź 2006; Jacek Durski, Uderza ziemia, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2005; Marta Dzido, Małş, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Radek Fridrich, Z dziennika ŝybrzyda, z czeskiego tłum. Jana i Piotr Kępscy, Wydawnictwo Portret, Olsztyn 2005; Juliusz Gabryel, Laboratoria, Biblioteka „Studium�, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2006; Andrzej Januszewski, Gorzko, Wydawnictwo Eneteia, Warszawa 2005;
227
3JUB 9 JOEE
Redakcja
Maciej Ruciński, Maciej Ruciński show, Wydawnictwo Mur, Sopot 2004; Alan Sasinowski, Sukces, Stowarzyszenie Operahaus, Szczecin 2006; Ewa Schilling, Głupiec, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Sławomir Shuty, Produkt Polski, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Adam Sikora, Między wiecznością i czasem, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006; Marcin Siwek, Nekyja, Biblioteka „Studium�, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2006; Ewa Sonnenberg, Lekcja zachwytu, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005; Ewa Sonnenberg, Paź królowej. Bajka dla zakochanych, WiR Partner, Kraków 2006; Klemens Stróşyński (D.I. Le Thant), U nas, za kołem polarnym, Stowarzyszenie Czasu Kultury, Poznań 2005; Agnieszka Szczepaniak, Ślady są coraz częściej, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Šódź 2005; Tone Škrjanec, Pilnowanie chwil, tłum. Michał Kopczyk, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005; Jacek Uglik, Jeszcze nie całkiem umarły, Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret�, Olsztyn 2005; Adam Wiedemann, Sceny łóşkowe, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Michał Witkowski (czyta), Lubiewo, CD-book, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Marcin Włodarski, Po własnych śladach, Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret�, Olsztyn 2005; Michał „Wu� Wójcik, Kamp i wamp, Korporacja Ha!art, Kraków 2005; Marcin Zegadło, Nawyki ciał śpiących, Biblioteka „Studium�, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2006;
Roman Bromboszcz (sztuka, media) /xbromboszcz@tlen.pl/, Piotr Czerniawski (poezja) /piotrczerniawski@wp.pl/, MichaĹ‚ Fostowicz, Agnieszka KĹ‚os (kultura, rita w sieci) /agniusza@gmail.com/, Ewa Miszczuk, Darek Orwat, Ewa Sonnenberg. Red. nacz. Marcin CzerwiĹ„ski [mar czer, czervo01] ritabaum@interia.pl Współpraca Natalia Budzan, Aldona Kopkiewicz, Bartosz MaĹ‚czyĹ„ski, Krzysztof Matuszewski, Ryszard Róşanowski, Sas, Adam Wiedemann. Projekt okĹ‚adki Joanna Skrzypiec Opracowanie graďŹ czne Joanna Skrzypiec / Marcin Kowalczyk SkĹ‚ad komputerowy Marcin Kowalczyk Korekta Alicja Kobel
Inne materiały nadesłali: Tadzio R.L. Duda ze Szczecina; Tomasz Drzazgowski z Przechlewa; Justyna Paluch z Wrocławia; Ryszard Wasilewski z Gdańska; Leszek ŝuk z Wrocławia.
Adres do korespondencji „Rita Baum� Box 971 50-950 Wrocław 2 e-mail: ritabaum@interia.pl
http://www.ritabaum.serpent.pl Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam, nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo skracania i redagowania tekstów. Wydawca: Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Rita Baum� Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zrealizowano w ramach mecenatu Samorządu Wrocławia. www.wroclaw.pl ISSN 1429-852X
REKL AMA
Nakład 1000 egz.
228
3JUB 9 JOEE
������������������������������������
fot. Garudor
Autoluminator
jest niezaleşnym od róşnych prądów urządzeniem świecąco-sterczącym. Zwany czasem Membrum Vibratus, ale to z innych powodów
ďż˝
ďż˝
ďż˝
��
��
��
���
3 5 14 21
William Blake Listy (Do Thomasa Buttsa; Do Williama Hayleya; Do Richarda Philipsa). Tłumaczył Michał Fostowicz Jacek Sieradzan Georgij Gurdşijew. Legendy i nauka idiotyzmu Jacek Sieradzan Szaleni mesjasze. O współczesnych NRR Michał Fostowicz Szaleństwo jako komunikat. O ksiąşce Szaleństwo w religiach świata Jacka Sieradzana
22 23
Pro Zuzanna Gawron Usuwanie Alejandry. Wprowadzenie do Usuwania kamienia obłędu Alejandry Pizarnik Alejandra Pizarnik Usuwanie kamienia obłędu (fragm.). Tłumaczyła Zuzanna Gawron
26 29 32 37
Tomasz Majewski IkonograďŹ a SalpĂŞrière: spektakl histerycznego ciaĹ‚a Maciej Tacher Bataille – szaleĹ„stwo suwerennej autodestrukcji Monika Bakalarz De- i mitologizacje szaleĹ„stwa. PrĂłby interpretacji zjawiska w kontekĹ›cie rozumnoĹ›ci W objÄ™ciach Czerwonego KrĂłla. Z Šukaszem (CatTheGamer) rozmawia Ewa Miszczuk
46 49
A.W. Schizofreniczna lav (fragmenty niesystematycznych zapisków) Bogusław Duch *** (Był ciepły lutowy wieczór 2o45 roku w Brakowicach Wielkich‌)
50
Bogusław Duch Higiena Psychiczna; Arymanum 2002; Jednak napiszę wiersz o tolerancji na buchanie dymem; Kanapka z szynką i spermą Roberta Redforda; Krew z nousa; Mity Szwedzkie; *** (Zmięty jak papier‌)
55 57 60
Agnieszka KĹ‚os Twarz i genitalia. SzaleĹ„stwo w fotograďŹ i, czyli o potrzebie mĂłwienia i wyraĹźania Iwona Stachowska CiaĹ‚o. TwĂłrca a tworzywo Marta Szabat Ekshibicjonizm w perspektywie ďŹ lozoďŹ i ciaĹ‚a. Wokół poezji RafaĹ‚a Wojaczka oraz reeksji
ďż˝
Za
Szaleństwo
Proza Wiersze
Ciałoi
płeć
65 69
Maurice’a Merleau-Ponty’ego Jasmina Radovanović PĹ‚eć, seks, transseksualizm. Kilka uwag natury ďŹ lozoďŹ cznej MiĹ‚ość niejednÄ… ma orientacjÄ™. Z Philippe Bessonem rozmawia Katarzyna Szumlewicz
73
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki 5 wierszy
76 78 87 90 92
Adam Poprawa Po części dla Julie Christie Jerzy Franczak Saga; Gra Paweł Brylski Rodrigo Adam Wiedemann Przygoda (Coralville) Jakub Sosnowski Staşysta
Robert Lenard, Autoluminator
Wiersze
Proza
czyli Machinotwórstwo Przedmioty o urojonej uşyteczności, wykonane ze szlachetnie starzejących się metali, przekombinowanych mechanizmów znanych skądinąd, z nienamacalnym udziałem retromodelek, przy dyskretnym udziale luster i prądu elektrycznego. Całość jest pod wielkim wpływem wzorów Hertza, kąta Brewstera, przegubów Cardana, sprzęgła Oldhama, zegarka Junghansa i innych wielkich kreatorów. Duchowy patronat sprawuje rabbi Lowa ben Becalel. Przy czym autor nie powołuje się na şadne nazwiska z dziedziny zwanej sztuką. Autor zwany z niemiecka Kunstler Maschinenschopler jest hybrydą inşyniera i plastyka. Robert Lenard
nr indeksu 366129
Feminograf ukazuje kobietÄ™ w graďŹ cznym rozwiniÄ™ciu. W tym celu naleĹźy uchwycić manipulator prawy lub lewy i nim pokrÄ™cić, oraz ustawić oko na interesujÄ…ce fragmenty ISSN 1429-852X