JO T S A W
Z Łodzi do Wschodnich Karpat 1.
W o ro c h ta
II.
Ż a b ie
III.
Jarem cze
IV.
K u ty
V.
Zaleszczyki
Z 9 rycinam i i
1
9
m a p k q
2
7
C zc io n k am i D r u k a m i P aństw ow ej w Ł od zi
Hucułka nad Czeremoszem
JOTSAW
Z Łodzi do Wschodnich Karpat ]. Worochta. IV.
U. Żabie.
Kuty.
V.
11). Jaremcze.
Zaleszczyki.
Z 9 rycinami i m apkq
19 2 7 C zcionkam i Drukarni P a ń stw ow ej w Łodzi
Miastu Łodzi drobną
tą p r a c ę p o ś w i ę c a m .
Monasterzyska, Buczacz, Pyszkow ce, Dżuryn i Biała Czortkowska wreszcie. Godzina 6-ta wiecz. Chłodnawo. Je stem śmiertelnie znużona. Dm ytro z Kajtkiem dawno już w Kutach, a ja do 10-ej jeszcze tłuc się będę! M ała stacyjka. Jest nas kilkoro towarzyszów niedoli: dwie siostry z Tarnowa, jadące do Jagielnicy, dóbr hr. Lanckorońskiego (pierwsza stacja za Białą C zortkow ską), w ojskow y i ja. M onotonję urozmaica mała Danusia, córka naczelnika sta cji. W esoła, rezolutna i rozm owna dziewczynka. O ficer szcze gólniej się nią zajął i rozm awiają. W tem naczelnik stacji nad chodzi. M ała doń biegnie i drobi bosemi nożynami w ok oło nie go, podśpiew ując sobie: „N a ok oło tata! Na ok oło tata!“ Ładny obrazek. O godz. 7 i pół pociąg zaleszczycki nadchodzi. Stacyjny wnosi mi rzeczy i jestem już w wagonie, który ma mię do ostatecznej mety zawieźć. Ciemno. O kolica tonie w mroku. T yle tylko widzę, że równia doskonała. O godz. 9 min. 45 stajem y w Zaleszczykach. Jestem nie przytomna ze zmęczenia. Ktoś chwyta m oje rzeczy, prowadzi mnie do dorożki, wiezie do ,,G rand-H otelu". Przez salę restau racyjną i brudny korytarz w iodą mnie na piętro do niezłego po koju za 3 złote. W szędzie zapach czosnku. Niedobrze mi. P ro szę o herbatę z cytryną, prędko łykam, wtulam się w poduszkę (czysta!) i kamiennym snem natychmiast zasypiam.
V. Zaleszczyki. N azajutrz o 6 zrana konstatuję z radością primo: że żyję i wcale dobrze nawet się czuję, secundo: że pogoda wspaniała i niebo włoskie. W id ok tylko z okna o brzydkich firaneczkach na brzydkie miasto — brzydki! Ubieram się czem prędzej, w y mawiam od proponow anej kawy i w ychodzę na ulicę. P ył i za duch małom iasteczkowy. G orąco; z utęsknieniem myślę o Dnie strze. Mija mię młoda osoba z teczką. Pytam o drogę do Dnie stru, dodając, że szukam pokoju na cztery dni. O kazuje się, że jest to urzędniczka Magistratu. Proponuje mi udać się z nią
do kierownika działu letniskowego w Magistracie. Ucieszona idę. — O trzym uję adresy: p. M arji Lubinieckiej i M edyka T eo dora oraz szczegółow ą charakterystykę Zaleszczyk pióra jedne go z lekarzy tutejszych. Podw ójnie uradowana dziękuję uprzejmemu urzędnikowi i śpieszę nad Dniestr. M ijam kościół, pocztę, udając się na Sta re Zaleszczyki. — Błądzę. Biorę do pom ocy chłopca z ulicy i trafiam zamiast wskazanych mi adresów do „Parku letniskowe go" „ K ijó w “ tuż nad Dniestrem, jednego z nielicznych pierw szo rzędnych pensjonatów zaleszczyckich. Zachęcona miłem o b e j ściem inteligentnych dzierżawczyń zostaję, godząc się wbrew swemu zw yczajow i na całodzienne utrzymanie: 8 zł. dziennie — przeciętna cena m ajowa, waha się i tu od 8 do 10 zł. M im ochodem zawieram znajom ość z p. radcą Lepkim, świadkiem (przez okno) moich zabiegów ok oło zdobycia locum. Sympatycznem u i rozkochanemu w Zaleszczykach panu radcy zaw dzięczam dużą garść inform acyj. Spokojna, że biorę rozbrat z Zaleszczykami-miastem , śpie szę obejrzeć „K ra jo w y Naukowy Zakład O grodniczy" przy ulicy G runwaldzkiej. Nie zastawszy dyrektora, zahaczam młodziutką osóbkę, spacerującą z przyjaciółką w ogrodzie, pytając, ktoby m ógł w zastępstwie p. dyrektora udzielić mi nieco szczegółów o zakładzie? O kazuje się, że jest to żona nauczyciela przyrody, m łode go 29-letniego p. A dam a Lewickiego, rodem z Odesy, ucznia Edm unda Jankowskiego, mieszkańca M ikołajow a przed wojną, rozm iłow anego w swoim fachu przyrodnika-entologa. Dzięki niemu dowiedziałam się, że „K ra jow y Naukowy Zakład O grodn iczy" w Zaleszczykach powstał w 1899 r. z inicja tyw y K rajow ego W ydziału Sam orządow ego we Lwowie. Celem zakładu — kształcenie m łodych sił ogrodniczych. Obecnie jest w Zakładzie uczniów 20-u. Kurs trzyletni, w marcu b. r. skoń czy ło Zakład 8 w ykw alifikow anych ogrodników. Siły nauczy cielskie: dyrektor, nauczyciel przyrody i nauczyciel specjalista od przetw orów ow ocow ych i winnic, które są muzyką przyszło ści narazie. O gród przy Zakładzie ma 17 ha obszaru. W zeszłym roku w yszło z Zaleszczyk — w paczkach pocztow ych tylko — ok oło 2-ch w agonów moreli, nie licząc innych dużych transportów.
W inogron bardzo m ało. Stara winnica bowiem została zniszczona podczas w ojny, nowa zaś istnieje trzeci rok dopiero. H odow la brzoskwiń również zniszczona, zachowało się w zakła dzie jedno tylko drzew o brzoskwiniowe przedwojenne, obok któ rego rosną dwie jego małe córeczki. Teraz posadzono ok oło 200 brzoskwiń. Przy Zakładzie jest stacja m eteorologiczna 1-go rzędu, urządzona przez naszego polskiego m eteorologa, prof. dr. Stenza z Gdańska i przyw ilejow ana, bo ma niektóre przyrządy, które nie zawsze się na stacji m eteorologicznej pierwszego rzędu spo tyka, jak Solarimeter do mierzenia promieniowania słońca np. W obecnych czasach, kiedy fizjoterapja odgrywa w lecz nictwie olbrzym ią rolę, ożyw iają się poszukiwania okolic, gdzie siła usłonecznienia um ożliwiałaby skuteczne leczenie pewnych chorób w kraju, a nie zagranicą. Za takie m iejsce uznały koła lekarskie Zaleszczyki nad Dniestrem. Na podstawie garści m aterjału zaleszczyckiej stacji m eteorologicznej można przeprow adzić porównanie, świadczące o tem, że nazwa „R iviera polska" w obec bezprzykładnie w yso kiej średniej temperatury letniej, nie jest bynajmniej przesa
Temperatura
dzoną. Obserw acje przeprow adzone od lipca do listopada 1926 r. dają następujące wartości: Miesiąc
L ip iec
Sierpień
W rzesień
Śred.- mies.
21,0
16,7
14,1
9,6
7,8
Maximum
34,0
27,9
30,7
24,7
26,9
Minimum
11,5
6,2
2,4
4,5
4,6
Dnie z opadami
4
11
4
4
2
Zupełna cisza w powietrzu
15
10
7
1
14
P aździernik
Listopad
U przyw ilejow anie Zaleszczyk w ystąpi we właściwem świe tle, gdy je porównam y z ruchem średniej temperatury mies. in nych okolic Polski i zagranicy.
W lipcu
W paździer niku
Poronin
Poronin
15,3
6,3
W ilno
W ilno
18,3
6,2
W paździer niku
W lipcu
W paździer niku
Lw ów
Charków
Charków
7.8
20 ,9
7 ,4
Poznań
Z alesz czyki
Zalesz czyki
18,7
8,2
21,0
9,6
Horodenka
Horodenka
Kiszyniów
19,7
7,6
W lipcu
'
W arszawa 18,4
W arszawa 7,2
Kraków
Kraków
18,4
8,2
Lw ów 18,7
Poznań
Kijów 19,8
Kijów 7,1
22,0
Konstanza 22,0
Kiszyniów 10.1
Konstanza 13,3
D odać należy, że miesiące, w których przeprow adzano obserw acje temperatury, a zw łaszcza sierpień i początek w rze śnia były stosunkowo chłodne. Zaleszczyki leżą w kotlinie płaskow yżu podolskiego w y żłobionej erezyjną działalnością Dniestru, który otacza terytorjum Zaleszczyk miasta i wsi szerokim łukiem nakształt p od kowy. Przeciw ległe południow e brzegi, należące do Rumunji są po części zalesione i wznoszą się, jako strome ściany do w yso kości 300 metr. nad poziom morza, podczas gdy poziom Zalesz czyk wynosi 190 m. W yjątkow e warunki termiczne nadają faunie i florze Zaleszczyk piętno południow o-europejskie. G łów ny czynnik leczniczy w Zaleszczykach nie w skar bach mineralnych leży, ale w powietrzu i promieniach słońca. Z chorób, które nadają się do leczenia w Zaleszczykach, na pierwszem m iejscu postawić należy pewne form y gruźlicy, gruźlicy kości i stawów mianowicie. Z darzają się tu niejedno krotnie cudowne prawie w yleczenia rozpaczliw ych już nieraz v w ypadków gruźlicznego schorzenia stawów biodrowych, łok cio wych, kolanow ych i innych. Tak samo nieda się zaprzeczyć bardzo korzystny w pływ słońca zaleszczyckiego na gruźlicę jamy brzusznej i na formę
gruczołow ą tejże. R ów nież bardzo korzystnie w pływ a klimat tutejszy na dusznicę płucną. Jak długo Zaleszczyki posiadać będą to słońce, którem się dziś cieszą, tak długo przyszłość ich jako uzdrowiska i letniska jest w pełni zabezpieczoną, a w miarę tego, jak je będzie można do tego przysposobić, korzystanie z tych darów przyrody będzie dla szerszego ogółu przystępniejsze, a zakres m ogącego tu być zastosowanego lecznictw a będzie m ógł być pogłębiony i rozsze rzony. Zaleszczyki już oddaw na m iały bardzo poważne widoki na m iejscow ość klimatyczną. W ob ec tego jednak, że leżały one na półn ocy b. m onarchji austrjackiej musiały zawsze ustępować pierwszeństwa m iejscowościom , położonym bardziej na południe lub nad morzem, jak Meran, A b a zja i inne. Obecnie gdy Zaleszczyki skutkiem zmian politycznych zna lazły się na najbardziej południow ych rubieżach R zeczyposp o litej Polskiej, szanse ich i znaczenie p o szły w górę; nic też dziw nego, że i świat lekarski zw rócił na nie baczną uwagę. Dniestr toczy tu swe w ody w zakrętach ku południo-w schodowi, a fala jego posiadając po stronie zewnętrznej łuku naj większą chyżość, uderza o skały i pokryw a ciągle brzeg, w ytw a rzając z biegiem czasu owe strome urwiska zwane jarami. W m iejscach, gdzie w ystępuje jar niepokryty roślinnością, zarysow ują się prześliczne warstwy geologiczne płyty czarno m orskiej. Na grubych oliw kow o-szarych warstwach ilastych Syluru leży czerw ony dewon, a na nim u łożyły się białe w ap niaki mieceny, m iejscam i przerwane gniazdami gipsu. W arstwa dyluwialna, składająca się ze żwiru, jest tylko m iejscami głęboka, a na niej leży m aterjał aluwialny, wiotki — loess próchniczy, tw orzący niezwykle urodzajny czarnoziem. Ku półn ocy obszar Zaleszczyk wznosi się łagodnie ku w y żynie Podolskiej do w ysokości 300 m. nad p. m. G eograficzne położenie (48‘38‘ szerokości geogr., 25‘44‘ długości geogr. od G renw ich), struktura fizyczna o znacznem pochyleniu ku południow i oraz naturalny w ał ścianek Dniestru, chroniący Zaleszczyki przed ostremi wichrami stepowemi, na dają tej m iejscow ości w yjątkow e wartości klimatyczne. Już w lutym, kiedy pobliska w yżyna P odola leży jeszcze pod pow łoką śniegu, pojaw ia się w chaszczach i dąbrowach nad-
dniestrzańskich cały szereg kwiatów wiosennych, gdyż w zacisz nych jarach łamie się siła przym rozków, a ścianki nachylone ku słońcu silnie się rozgrzew ają. Dniestr k oło Kreszczatiku (ścianka rumuńska na wprost „Parku k ąpielow ego" „K ijó w ") jest prawie nieruchomy; mimow oli na myśl przychodzą „M artw e dusze” G ogola. Idąc brze giem na prawo napotykam y zniszczony most cyw ilny, przez k tó ry dawniej ciągnęły karawany handlowe do Rumunji i Turcji (tak zwany szlak m ołdaw ski). Dziś zastój z pow odu granicy. K iedy się pom yślnie rozstrzygnie sprawa 7-u gmin przy znanych właściwie Polsce i most będzie odbudowany, ruch han dlow y z pewnością się ożyw i. Dniestr przy m oście cyw ilnym płynie nieco chyżej z p o wodu zakrętu, co natychmiast ożyw ia krajobraz. W ok olicy mostu jest w illa Szym ańskiego; m ieszkający już tam letnicy płacą za 2 duże p ok oje z kuchnią 300 zł. miesięcznie za przeciąg czasu od kwietnia do października; jeden pokój m niejszy kosztuje 75 zł. miesięcznie. K o ło 7 i pół w róciw szy ze spaceru zastałam już śniadanie u siebie w pok oju ; porcja (2 filiżanki) dobrej kawy, 2 bułeczki 1 kawałek chleba, 1 kawałek dom ow ej bułki (b. sm acznej), ma sło i miód. Nie dawszy wszystkiemu rady, pośpieszyłam zaraz do p. Zochny Lewickiej (żony przyrodnika nauczyciela), która mi obiecała pokazać parę ładnych zaleszczyckich widoków. Czekając, aż gosposia skończy z rozporządzeniam i wedle obiadu, rozglądam się po pokoju. W koszyczku na stoliku pi sanki, inne, niż kosmackie i żabiowskie: czarne w deseń. Na ścia nie 2 ilustrowane w ysoce ciekawe tablice chmur górnych i d ol nych. Idziem y nad Dniestr od ulicy Grunwaldzkiej. Ze stromej góry schodzim y w dół; plaża daleko lepsza od plaży przy pen sjonacie „K ijó w "; pow iększają ją jeszcze obecnie i m ają nawieść piasku (piasek w Zaleszczykach jest koloru szarego). M alow ni czy w idok na cukrownię rumuńską i zniszczony most w ojskow y. Dniestr tutaj żyw szy i daleko ładniejszy. Letnicy i stali m ieszkańcy dawno już używ ają kąpieli. Za staliśmy kilku m ężczyzn w ygrzew ających się na słońcu i kilku zaw zięcie pływ ających .
Fot. M. Baumer
IW A N IE ZŁOTE.
Widok ogólny.
Termometr wczoraj wskazywał 37 stopni, dziś lepiej je szcze, bo 40 stopni podobno. Generał Neugebauer, inspektor armji, który przyjechał na zakończenie roku szkolnego w szkole podoficerów , miał zaw ołać: — A le ż u was A fryka! Zakład sprzedaje pierwsze czereśnie (31 m aja). Kwitną róże, olbrzym ie maki. Zaleszczyki toną niemal w dzikim bzie i akacjach, które już zaczynają przekwitać. O durzający zapach wszędzie, a słońce praży (g. 10-a rano). Idziem y z panią Zochną jakiś czas brzegiem Dniestru, p óź niej w chodzim y do zapylonego i zalanego palącemi promieniami słońca śródmieścia z lichemi hotelami, restauracjami, cukiernia mi i sklepikami, zbliżając się do pałacu i parku p. Turnauowej nad Dniestrem w pobliżu mostu cywilnego. M alow niczy widok. Park p. Turnauowej dochodzi do sa mego Dniestru, widać piękne stare drzewa i winnicę, ale wstęp do parku wzbroniony. Na komisji uzdrowiskow ej proponowano bezskutecznie w łaścicielce, aby pozw oliła na zwiedzanie parku trzy razy tygo dniowo za opłatą, która pokryw ałaby koszta utrzymywania d o zorcy. Jest to podobno bardzo nieużyta kobieta. Kursuje po Zaleszczykach w ersja tego rodzaju : „w jednem z pism warszaw skich zjaw iła się jakoby wzmianka, że p. Turnauowa ofiaruje na sezon letni swój pałac do rozporządzenia p. marszałkowej Piłsudskiej i p. R a ta jow ej". Zainteresowana, dow iedziaw szy się o tem, formalnie pieni się ze złości. W tem telefon: burmistrz miasta, do którego p o głoska pow yższa również doszła, śpieszy złoży ć hojnej obyw a telce miasta w yrazy uznania i w dzięczności. D oprow adzona do pasji p. Turnauowa miała mu podobno odpow iedzieć: ,,Nic z te go, mój pałac dla m nie!" (za co kupiłam, za to sprzedaję). Park M iejski — parodja co do rozm iarów — jest ponadto w p oża ło waniu godnym stanie. N ow y burmistrz od paru dni dopiero krząta się ok oło zaprowadzenia porządku. P. Zocha Lewicka dała mi nieco cy fr o cenie pokoi do w y najęcia: pokój z kuchnią naprzeciwko Zakładu O grodniczego (ul. Grunwaldzka) 75 zł. miesięcznie; pokój z osobnem wejściem dość dobrze um eblowany w tym samym mniej więcej punkcie 50 zł. miesięcznie. Są p ok oje i po 25 złotych miesięcznie. Jak
widzim y ceny różne. P ok oje w wiłach i domkach nad Dnie strem o wiele droższe. Ledwie zdążyłam na obiad, który się składał z zupy z ła zankami, pieczeni z kartoflami i szparagami, galaretki i szklanki herbaty. B ardzo m iły jest ogródek przy pensjonacie ,,K ijów “ ; pełno drzew ow ocow ych : czereśni, moreli, wspaniałych dużych, jak pięść dorosłego m ężczyzny, gruszek, śliwek, jabłek, mnóstwo jarzyn, W idok na Dniestr i Kreszczatik. Dniestr o tej porze jest ładny. Brzydka piana (szumowi ny z cukrowni rumuńskiej) zawsze z rana pokryw ająca rzekę, znika i ludziska pluskają się w szm aragdowej wodzie. P odw ieczorek: półtorej filiżanki kawy, doskonałe domowe rogaliki, bułka, m asło! G dybym się przez miesiąc tak od ży wiała, jak tu w „K ijo w ie ” w kafar-bym się zamieniła. W racam do siebie. Letniczki, m ieszkające razem zemną w dworku — (pani M aksym ow iczow a w ydzierżaw iła również p ok oje w domkach sąsiednich) — m łode mateczki pracują ze swemi dziecinami: trzyletnią M arysią i 6-letnim M ichasiem przy piasku, który za 5 zł. kupiły; zsypano go w m iejscu zbyt ocienionem, przy ganku; w ięc go przesypują dalej nieco, w miejsce, więcej na operację słońca wystawione. M ateczki dwiema m ied nicami, dzieci sw ojem i miseczkami i kubkami. Jutro zamierzam wstać o godz. 4-ej, by p ójść brzegiem Dniestru na lew o do wsi „D obrow lan y", oddalonej o 2 kilometry od Zaleszczyk i bardzo, podobno, m alow niczo położon ej. K to rozporządza czasem i pieniędzmi powinien koniecznie zrobić w ycieczkę do Iwania Złotego, Czerwonogrodu i Torskiego (pow. Zaleszczyki). C zerw onogród jest odległy od Zaleszczyk o 3 i p ół mili — 25 kilom. M ożna pojechać furmanką albo dorożką wprost z Za leszczyk do Czerwonogrodu za 25 zł. lub co wygodniej — d o je chać k oleją przez Dźwiniacz — Żeżawę, Torskie, Chartanowce do W orw oliniec, skąd już tylko 5— 6 kilom, kołow ej drogi do Czerwonogrodu. Jestto dawny gród Czerwieński nad Seretem, zwany Castrum rubrum w latopismach Nestora (czerw onogród) najstarsza osada w pow. zaleszczyckim , a jedna z najstarszych w Polsce. Zamek Czerwonogrodzki, w ciągu w ieków kilkakrotnie przebu-
Fot. M. Baumer
CZER WONOGRÓD. Wodospad i figura św. Jana Chrzciciela.
dowywany, jest dziś bardzo zniszczony. Z czasów prastarych pochodzą bezsprzecznie dwie narożne baszty (stołpienie). Podczas tatarskich, tureckich i wołoskich najazdów nie jedna burza przeszła przez zaleszczycką część P odola mimo, że ziemia ta nie leżała bezpośrednio na czarnym szlaku, a zamki i fortyfikacje w Bilczu, N ow osiołce, Kostiukowie, Tłustem i Czerwonogrodzie musiały być świadkami niejednej rozpaczliwej tragedji. O siadły tu możne dom y Buczackich, Jazłowieckich, Lubo mirskich, Chodorowskich i innych, stale do obrony gotowych, gdyż poprzez Kamieniec Podolski przeciskały się ciągle bezkar ne i swawolne żyw ioły, a najazdy zorganizowane pow tarzały się niemal rok rocznie. Podczas ciągłych najazdów rabowano i niszczono osady doszczętnie i zabierano tysiące ludzi do niewoli, co przeryw ało bezustannie rozw ój gospodarczy. Ludność kryła się po jarach i lasach ze swoim dobytkiem; do dziś dnia istnieją u ludu podania i pieśni o Turkach i Tata rach, opisy niewoli bisurmańskiej podawane są z pokolenia w pokolenie. Pierwiastki etniczne turecko-tatarskie przebijają w stro jach, obyczajach i m uzyce lu dow ej; istnieją również nazwiska tatarskie i słow a turecko-tatarskie do dziś dnia po wsiach. W szystkie te szczegóły historyczne, zarówno jak geologiczno-geograficzne i przyrodniczo-etniczne czerpię z charaktery styki Zaleszczyk pożyczonej mi uprzejm ie przez kierownika działu letniskowego w M agistracie zaleszczyckim . K oło Czerw onogrodu jest w odospad na Serecie, z w ido kówki wnosząc większy niż na Prucie w Jarem czu; przy w od o spadzie stoi figura św. Jana Chrzciciela. C zerw onogród może się ponadto poszczycić rzeźbą Thorwaldsena — mauzoleum ks. Lubomirskich, przedstawiaj ącem dw oje dzieci, prow adzonych przez anioła i rozpaczającą matkę. O zmierzchu poszłam znowu nad Dniestr. W ieczorna zo rza różow ą poświatą słała swe blaski na lewą stronę nieboskło nu. Ciemną linją na niebie znaczyła się wyraziście rumuńska ściana dniestrowa. Jedna samotna gwiazda na czystej bez chmurnej kopule niebieskiej. Nieruchomą taflę rzeczną m ąciły raz po raz wpędzane konie i krowy. Jakieś kobiety prały swe
szmaty. — Na piaszczysto-błotnistym brzegu pięć brudnych ło dzi rybackich. Niebaczna na pełen prozy życiow ej krajobraz, orkiestra żabia gdzieś od Dobrow lan gwarne w iodła rozhowory, a ukryty w gęstwinie zalesionej ściany dniestrowej liryk-słowik, od ziemi oderwany, Bogu, sobie i swej niebodze śpiewał trele tkliwe... G dyby nie ponura ściana Dniestru „fa jn y " byłby obrazek, jak m ówią huculi z Kut. R ozstrojona nieco pośpieszyłam na k olację — między ludzi!
Dobrow/any. Nazajutrz o 5 rano już jestem w drodze do Dobrowlan. Pogoda. Świeżo jeszcze. R ozkoszny spacer. Idę brzegiem Dniestru, m ijając po kolei: dużą plantację wierzb w zarodku, sztuczną tamę z kamieni dla ochrony od zalew ów tłok i zagaj ników pobrzeżnych, cegielnię z w ysoko dom inującym nad k raj obrazem kominem, pensjonat dobrowlański „P rym ulę", aż ucie szyw szy się ław eczką przy drożynie, w ijącej się w śród gęstwi w ierzbow ej, w ykorzystuję nadarzającą mi się w poyę sposobność w ygodnego spoczynku. B ardzo ładnie. Jedna za drugą sznurem ciągną włościanki z mlekiem do Zaleszczyk w takt kapeli żabiej i gęsiej (całe ich stada na tłokach), piania kogutów, świegotu ptasiego, naw oły wań pastuchów i, górujących nad tym chaosem dźwięków, sło w iczych wzruszeń serdecznych. Poprzez wierzby Dniestr w słońcu migoce. G orąco, ale w zaroślach w ierzbowych nie zanadto upalnie i bardzo zacisznie. Powietrze przesycone m iodow ym zapachem akacyj w bieli. M onotonne w swej jednolitej ciągłości brzęczenie pszczół pier wsze dzierży skrzypce w m ozaikowej w a rjacji tonów przyrody z jej władnym , a słabym w swej m anji naśladow czej, panem stworzenia — człowiekiem na czele. W ieśniak kieruje mnie z w ierzbowego gąszczu na drogę ku lasowi p. Turnauowej (4 kim. od Z aleszczyk). Na wsi chyba jeszcze piękniej. W wieńcu zielonej ściany dniestrowej łany dojrzew ającego żyta, dość już duża kukurydza, kartofle i inne jarzyny, sady.
Fot. M . Baumer.
Zakręt Dniestru pod Dobrowlanami.
G odzina 7-ma, niebo włoskie. Słoneczna topiel. G orąco. Do lasu pół kilometra jeszcze. O 7 i pół jestem w lesie na reszcie. Z dejm u ję pantofle z obolałych nóg i wyciągam się pod drzewami na trawie. D o lasu wstęp wzbroniony, ale jeden z hu cułów dodał mi tupetu, m ówiąc: — Świato (wniebowstąpienie u greko-katolików) — pobereżnikiw ne maje, idit‘ spoczyw ajte! Spoczyw am tedy. Bezchmurny, bezobłoczny błękit nieba. — Słońce prze ziera przez kopułę liściastą. Zieleń nademną, zieleń podemną, zieleń w ok oło mnie. Leżę na wznak, w słuchując się w orkiestrę przyrody. W wielostrunnej sym fonji leśnej ani rusz się rozeznać: trele słow icze, gruchanie, ćwierkanie, gwizd ptasi, brzęczenie owadów, wszystkie niedosłyszalne, a tak głośne szmery ciszy leśnej do snu kołyszą. P odłożyw szy torebkę od lornetki pod ucho, by je od nie proszonych uchronić gości, przym ykam oczy. Coś się rusza, szemrze zcicha... o sw oje prawo woła...
Jakieś życie pod torebką
Podnoszę głowę... usuwam torebkę... patrzę... słucham... drgnęły z lekka trawy listeczki i cicho... Nagle... drgnęłam, odruchow o prawą nogą szarpnąwszy. Jakieś silne ukłucie w okolicy kostki. Zrywam się na równe nogi... Szukam sprawcy mego bólu... Niema! T ylk o czerwona plamka na kostce się znaczy. Nie dane mi zaznać spokoju w tym lesie! Po półgodzin nym odpoczynku tedy o godz. 8 zabieram się do odwrotu. Nogi bolą, czerw one piętno dolega. P ojd ę boso! A le co zrobić z pan toflam i? W zakamarkach mych szat „w y k o p u ję" agrafkę, przew le kam przez nią paski, obuwie przytraczam do torebki z lornetką, wszystko razem przewieszam przez prawe ramię i z parasolką w lewem ręku... chodu! Na skraju lasu, u barjery i słupka z tabliczką: „w stęp w zbroniony", stoi niewielki pomnik: skromny kamienny krzyż na kamiennym cokole z napisem:
,,Piae „M em oriae „Stanislai Biliński „h ic f 8/X I 1923. P rzejeżd żający wieśniak objaśnia mię, że jakiś porucznik tu się zabił. O d p. Lepkiego dow iedziałam się później ok olicz ności śmierci por. Bilińskiego: jadąc konno z p. Turnauówną p o pisyw ał się przed nią, skacząc z w ierzchowcem kilkakrotnie przez barjerę, aż zleciał z konia i zabił się na miejscu. Upał. Niech Bozia da zdrow ie p. Zochnie Lewickiej za parasolkę. Spacer boso w cale dobrze mi idzie. O dp oczyw ając raz po raz, zbliżam się do Zaleszczyk. Łańcuchem ciągnie lud do cerkwi zaleszczyckiej. D obrow lany należą do parafji w Za leszczykach, m ają jednak cerkiew własną. Ksiądz odprawia na bożeństw o to w jednej, to w drugiej cerkwi na zmianę. — Dziś w ypada kolej na Zaleszczyki, nieszpory zato odbędą się w D obrowlanach. Czarny kolor jest w idocznie uprzyw ilejow any u włościanek tutejszych. K obiety noszą koszule z grubem czarnem naszyciem u górnej części rękawów, podczas gdy dolna, rozszerzona, ma w yszycie w prążki. W ygląda to żałobnie wprawdzie, ale ładnie, gustownie i oryginalnie. Spódnice ciemne i gęsto fałdow ane; fartuszki czarne z białem z wstawką koronkow ą, nieraz też i jaskraw o-kolorow e; chusteczka na głow ie u kobiet zamężnych, głow a odkryta u dziewcząt, kilka rzędów paciorków na szyi, trochę wstążek z tyłu głow y spada aż do kolan na spódnicę. M ężczyźni noszą długie spodnie z białego grubego płótna, takież do kolan niemal długie koszule, przepasane pasem w eł nianym z sam odziału i słom kowe jasne kapelusze z dużem ron dem — bez ozdób. D obrowlanie zakochani są w swej wiosce rodzinnej; pod niebo wynoszą jej istotne piękno i zdrow e powietrze.
Zaleszczyki. O godz. 10 min. 15 dobrze zm ęczona jestem znowu w Za leszczykach. O bolałe nogi zanurzam w Dniestrze; oglądam czerwoną plam kę: przybladła i noga nie puchnie. N iejadowite zatem stworzenie godziło na me życie. N apiło się tylko m ojej
krwi serdecznej i tyle mej krzyw dy. Niech mu Pan Bóg nie pamięta! O rzeźw iw szy się u siebie studzienną wodą, na parę godzin położyłam się do łóżka. Już jestem w ypoczęta. Skrobię piórem. M oje sąsiadki w dworku, ow e m łode mateczki, o których w yżej wspomniałam, nie zadow olone z Zaleszczyk, twierdzą bowiem, że niema tu nic poza słońcem i powietrzem (Dniestrem i słowikami dodać dla spraw iedliw ości potrzeba). Zapewne! Skoro są do dzieci przykute i nie mogą ładnych w idoków szukać! W samych Zaleszczykach bowiem ich skąpo, nie suną się same przed oczy. Dobrowlany za to są piękne, prze konałam się o tem naocznie, o Iwaniu Złotem zaś, Czerwonogrodzie i Torskiem na każdym kroku słyszę zachwyty. W ogóle jednak Zaleszczyk nie należy traktować jako m iejscow ości roz ryw kow ej, lecz par excellence leczniczej. Ludzie wyczerpani fizycznie i duchowo, pragnący spokoju, chorzy na nerki lub gruź licę kości, matki, pośw ięcające się zawsze dla skrofulicznej swej, do gruźlic w szelkiego rodzaju skłonnej dziatwy, śpieszyć zawsze będą do cudotw órczego słońca Zaleszczyk, jeśli m iarodajne czynniki dołożą starań, by im uciążliwą dziś komunikację uła twić, a pobyt kulturalniej szemi urządzeniami znośniejszym uczynić. R ozw ój Zaleszczyk, jako stacji klim atycznej, nie leży b y najmniej w interesie stałych ich m ieszkańców, pow od u jąc dro żyznę. Leży jednak w interesie państwa i narodu wstrzymać ku racjuszów w ich pędzie ku uzdrowiskom zagranicznym, zawsze skorym do nabicia sw ojej kieszeni polskim hojnym groszem. Obywatelskim obowiązkiem każdego polskiego patrjoty jest zatrzymanie złotego polskiego w kraju. Pam iętajm y zawsze słowa Masaryka, że nie ojczyzn a nas, lecz my ojczyzn y potrze bujem y i jeśli o skarb ten, którego miniaturą — dom własny, „m y hom e” — sami dbać nie będziem y, z własnej winy łacno go utracić m ożemy. Zapew ne: trudno, bardzo trudno dla dobra ojczyzn y w y rzec się w ygód i kulturalnych urządzeń, któremi takie nprz. G rado kuracjuszów nęci. O bohaterstwo zawsze niełatwo. T o też dobrze czynią pierwsi obywatele kraju, świecąc przykładem, a sfery rządzące winny wszelkich starań dokładać, by spełnie
nie obyw atelskiego obowiązku społeczeństwu z każdym rokiem lżejszem uczynić. Z dniem 23 czerw ca Zaleszczyki otrzym ają pono ośw ietle nie elektryczne. W „W arszaw ian ce" Szponarskiego już dziś wieczoram i muzyka przygrywa. B liższych inform acyj co do mieszkań i pobytu udziela biu ro kom isji uzdrowiskow ej, m ieszczące się na dworcu kolejow ym i w Magistracie. Letnicy chętnie też w ynajm ują mieszkania w D obrow lanach. Całodzienne utrzymanie otrzym ać można w prywatnych domach (u pani Lubinieckiej i p. M edyka T eodora naprzykład), w restauracji „W arszaw ianka", hotelach „C entral" i „G ra n d " oraz w pensjonatach „S łon eczn a " (Zaleszczyki miasto), „K ijó w " (Zaleszczyki stare) i „P rym u la" w Dobrowlanach. Ja bardzo jestem zadow olona z pobytu w „K ijo w ie ". Mam duży, widny, a niegorący pokój z niezbędnem umeblowaniem, łóżko z siennikiem wprawdzie, ale na sprężynowej siatce, czy stość bez zarzutu, wikt aż nadto obfity dla mnie, towarzystwo dobrane przytem : miłe i inteligentne. Na gawędkę przychodzi p. radca Lepki, bliski i sym patyczny sąsiad, któremu sporą garść szczegółów o Zaleszczykach zawdzięczam . Owa nieuczynna obyw atelka polska p. Turnauowa ma u nas 2500 m orgów gruntu, oprócz 500 w Rumunji. Pierwsze morele w Zaleszczykach zaczął hodow ać przed 70-ciu laty ksiądz ruski Knihenicki, nakłaniając również i miesz kańców do tego intratnego przedsiębiorstwa; jedno bowiem śre dnie drzew o m orelow e daje 100 złotych zysku. W r. 1925 ruski ksiądz — kawaler — wziął za same m orele 1650 dolarów . Ks. Chomyszyn, biskup stanisławowski, dow ie dziawszy się o tem, na podstawie konkordatu, zabrał proboszczo wi trzy czwarte sadu do sw ojej d y sp ozy cji na cele filantropijne. Księżyna jednak z tropu niezbity, zaraz kupił 2 morgi gruntu, na których posadził 350 moreli, w dole zaś pół morgi cebuli i drugie pół czosnku! O godzinie 7 w ieczorem siedzę sobie na murawie nieco w yżej „p la ż y " dniestrowej, przyglądając się ruchowi w ieczor nemu na rzece. W tem : „m eee... m eee..."
Słyszę z lewej strony. Patrzę: sunie pow oli śliczna czarna w białe łaty kózka, a za nią chłopczyna — trzyletni co najw y żej prowadzi ją na postronku. Pocieszny widok! Idący w ślad za tą parą siwy staruszek mówi do mnie: — Duży pastuch, c o ?
Ja pomagam!
I wybucham y oboje śmiechem. Już m yślę o w yjeździe z Zaleszczyk. Byłam w Magistracie.
Oto kilka cyfr statystycznych:
Obszar Zaleszczyk-m iasta 18 ha. Ilotć ludności 4840, w tem: Polaków 1804, Rusinów 526, Żydów 2510. W Zaleszczykach starych ludności 1028. Dom ów w Zale szczykach - mieście — 519, w Zaleszczykach starych — 166, w Dobrowlanach — 286. Pomieszkań do w ynajęcia w Zaleszczykach-m ieście, Zale szczykach starych i Dobrowlanach ok oło 300. Szkół powszechnych w Zaleszczykach-m ieście 2, w Zale szczykach starych 1, w Dobrowlanach 1. Prócz tego w Zaleszczykach-m ieście jest 1 gimnazjum pry watne, państwowe seminarjum nauczycielskie. Z innych instytucyj kulturalnych: „S o k ó ł" (we własnym gmachu), Związek Rzem ieślników „G w ia zd a" z siedzibą w Kasynie Urzędniczem, Czytelnia i „Ukraiński Narodnij D om "! Jest kilku lekarzy i szpital. G rono pań żydow skich pow oław szy do w spółudziału całe Zaleszczyckie, Czortkowskie i Tarnopolskie zakupiło od p. Turnauowej 2 morgi gruntu k oło koszar i zabiera się do budow y ochronki i sanatorjum dla dzieci chorych na gruźlicę kości, w e dług najnow szych zdobyczy w iedzy m edycznej ze specjalnemi, przepuszczaj ącemi ultrafioletowe promienie szybami w oknach. Tak! Żydzi m ają kapitały, inicjatyw ę i ruchliwość! Polacy mają też kapitały skoro mogą po kilkadziesiąt złotych np. za jednem posiedzeniem na pstrągi w ydaw ać, ale gdzie inicjatywa, ruchliw ość i zm ysł sp ołeczn y?! W raca jąc z Magistratu — mi jam „W arszaw iankę". — Panie, gdzie wino, likier, koniak, m uzyka? C o to jest — w oła na całą ulicę do restauratora jeden z trójki złotej m łodzieży
zaleszczyckiej, siedzącej przy stoliku w ogródku. Restaurator gnie się w ukłonach i sumitacji, a grupka dziatek włościańskich zebrana w uliczce patrzy i słucha... Byłam zrana w skromnym kościółku na M szy św. W id zia łam słynnego na całe Zaleszczyki starego żebraka Janka Pokut nika o rozwichrzonej siwej głowie, w głębokie bruzdy pooranej twarzy, ciem nych jak przepaść oczach pod krzaczastemi brwia mi. Charakterystyczna postać. K lęczał w przedsionku kościel nym ca ły w strzępach bronzow ych łachmanów, bijąc raz po raz pokłony. M ów ią o nim, że otrzym any od czasu do czasu garnitur umyślnie na strzępy rwie i obwiesza się niemi dla wzbudzenia litości. M ówią jeszcze, że z ofiarowanej jałm użny resztę w ydaje, jeśli ją za zbyt hojną uzna!.. Zaryzykow ałam 50 groszy, reagu jąc na błagalne spojrzenie jego wym ow nych oczu. Reszty jednak nie zobaczyłam . A leż ludzie bają, bają... Śmiano się zemnie do rozpuku przy obiedzie, gdym opow iedziała sw oją przygodę. Dobrze przy najmniej, że nie dałam całej złotów ki! Bo się wahałam! Idę pożegnać się z Dniestrem. N iebo włoskie. U pał afry kański. Dniestr, jak zwykle, k oło godziny 11-ej z rana, ładny, lazurowy od ciemnego błękitu nieba i szm aragdowej ścianki ru muńskiej. K to nie chce pierwszego złego wrażenia z Zaleszczyk, niech przedewszystkiem ominie m iasteczko i jedzie wprost nad Dniestr; nie wczesnym rankiem jednakże, pokryw ająca go bo wiem piana, szumowiny z cukrowni rumuńskiej, szpecą go o tej porze bardzo. A le ż bractwo zaleszczyckie w ygrzewa się na słońcu i kąpie w rzece! Razem z krówkami, konikami, gąskami i świnkami copraw da, ale się kąpie, pluszcze, pokrzykując w esoło! Godzina 6-ta rano. W yjeżdżam . Już jestem w pociągu. Ciemny błękit nieba. Cisza w powietrzu. Z wieczora łuna b ły skawic oślepiającem światłem raz po raz przerzynała firmament niebieski. Długo zasnąć nie mogłam. O w p ół do 5-ej zaś byłam już na nogach. Zam ówiona dorożka o 5 i pół stanęła przed dworkiem, no i jazda. Życie to kalejdoskop sytuacyj, wrażeń, przeżyć i uczuć!...
F o t. M . Bau m er.
Ĺťebrak Janko Pokutnik.