94
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
ŁÓ DŹ
w którym , o t s Mia grawitacja ni istnieje! e Łódź jest kobietą o bardzo dyskusyjnej urodzie. Nieoczywiste piękno tego miasta zachwyci jedynie tych, którzy mają bardzo wyrafinowany gust, dużo czasu i dobrego przewodnika. Trudno jest ją kochać – jest posępna i niezamożna. Zawsze w cieniu stolicy, wciąż żyje przeszłością swego dziewiętnastowiecznego splendoru i włókienniczej hegemonii. Jaka jest Łódź naprawdę? : Elżbieta Maciejewska
Ł
ódź irytuje, intryguje, ale bardzo często też inspiruje, a nawet zachwyca. Przyznają się do tego David Lynch i Michał Urbaniak, Muniek Staszczyk czy Manuela Gretkowska. Co zrobić, żeby doświadczyć tych stanów? Wejść w jej powolny nurt? Tu obcy jest pośpiech i pęd, warto to miasto obserwować z różnych perspektyw, koniecznie podpatrywać w dzień i podglądać w nocy. Pozbawione dostępu do wielkiej wody, ale w nazwie skupione na żegludze. Tylko tutaj kibice dwóch łódzkich klubów wymieniają się na murach oryginalnymi uprzejmościami – „ŁKS robi sobie herbatę z wody po pierogach”, a „RTS je banany w skórce”. Ze względu na liczbę zabytków secesyjnych, Łódź jest jedynym polskim miastem w związku miast secesyjnych Réseau Art Nouveau Network, ale nikt z secesją jej nie kojarzy. Jest też jednym z największych miast polskich, w którego granicach istnieje największy kompleks leśny w Europie – Las Łagiewnicki.
Poza światem
ZDJĘCIE: MAŁGORZATA STRZELECKA
W Łodzi, jak żadnym innym mieście, nie poczuje się oddechu wielkich korporacji na plecach i nie zobaczy wyścigu szczurów z napisem „mety brak”. W żadnym innym też nie widać tak wielkich kontrastów – od skrajnego zaniedbania po rozpychający się w biedzie luksus. Taka atmosfera służy
95
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
absurdowi, który bardzo trafnie portretuje Marek Raczkowski w cyklicznych rysunkach „Przygody Pana Stanisława z Łodzi”. „Piotrusiu, czy to naprawdę wszystko, co możesz napisać o swoim Tacie? Że jest z Łodzi?”. Tyle i aż tyle. Absurd, przymusowe zwolnienie tempa życia czy to z wyboru, czy z narzuconego wariantu ekonomicznego, sprawiają, że i miasto, i jego mieszkańcy żyją w pewnym zawieszeniu, nie do końca świadomi swej uroczej „inności”. Nie każdy dostrzega ów „brak grawitacji”, który występuje we wszystkich tych miejscach, w których czas się zatrzymał, „oazach” kompletnie niewrażliwych na pęd komercji i wielkich pieniędzy. I pomimo tego, że każdy łodzianin ma wyryty w sercu cytat z Ziemi Obiecanej: „Ja chcę, żeby moja Łódź rosła, żeby miała pałace wspaniałe, ogrody piękne, żeby był wielki ruch, wielki handel i wielki pieniądz”,
Masa Krytyczna na Placu Wolności. Od tego miejsca pnie się w dół ulica Piotrkowska – kręgosłup miasta.
å
OFF Piotrkowska Klubokawiarnia Spaleni Słońcem tętni życiem o każdej porze dnia i nocy. Około północy trudno znaleźć wolny leżak i tak aż do świtu. Główny pasaż „OFFa”. Pomiędzy restauracją Drukarnia, mebloteką Yellow i sklepem „Pan tu nie stał”. W powietrzu unosi się zapach świeżo pieczonego chleba, a zatem pora zrobić przystanek na dobre jedzenie.
to każdy przecież wie, że obecnie Łódź uwodzi nurtem „slow & off ”, bez zamieszania i ruchu, bez widoku na wielkie pieniądze. Pamiętajcie, że w tym mieście dosłownie wszystko się może zdarzyć, bo sprzeczności i absurdy gonią się nawzajem. Pewnie dlatego ostatnio Łódź samozwańczo ogłosiła, że jest „hipsterem polskich miast”, mimo, że nie ma tu Starbucksa i pewnie jeszcze długo go tutaj nie będzie.
Co tam panie na Pietrynie? Ulica Piotrkowska – kręgosłup Łodzi, wokół którego rozrastało się centrum – była niegdyś częścią traktu piotrkowskiego łączącego Zgierz i Łęczycę z Piotr-
ZDJĘCIA: ARKADIUSZ DZIKI (5)
áä
kowem Trybunalskim. W tym mieście nigdy nie było rynku, za to jego funkcje spełniała „Pietryna” – od zawsze pępek łódzkiego świata artystycznego, handlowego i rozrywkowego. Tu spacerowali i Tuwim, i Rubinstein. To tu w końcu, jak na przyszłą stolicę filmu polskiego przystało, powstało w 1899 roku pierwsze polskie kino, nazwane „Teatrem Żywych Fotografii”. Deptak z ograniczonym ruchem samochodów chętnie oddaje miejsce rowerzystom i spacerującym. Niegdyś mekka kupujących i imprezowiczów, Piotrkowska traci sklepy na rzecz banków i biur, ale nadal kusi kawiarniami, pubami, ogródkami, klubami, restauracjami i intensywnym życiem nocnym. W weekendy praktycznie nie zasypia, a potok przechodniów utrudnia swobodne spacerowanie. Częste parady, happeningi, manifestacje, koncerty, a nawet konferencje prasowe to jej codzienność. Nic dziwnego, że to ta ulica zatrzymuje i łodzian, i przyjezdnych na dłużej. Pomimo wiecznych remontów wprowadzających chaos pozostaje miejscem, do którego dobrze jest wrócić na długi spacer lub nocne odwiedziny klubów. Popołudniowa kawa w którymś z kilkudziesięciu ogródków to niemal pewność, że spotkamy przechodzących znajomych, przyjaciół na rowerach czy rozpoznamy twarze lokalnych celebrytów. Łodzianie kochają Piotrkowską nie tylko za jej „leniwy” charakter, ale i za piękno kamienic, w których fasadach zapisana jest historia miasta. Niemal każda z nich,
97
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
gdyby potrafiła mówić, mogłaby zadziwić opowieściami godnymi kryminałów Agathy Christie.
Łódzkie podwórka – skok w bok Nie ma takich w żadnym innym mieście – piękne, stylowe, zielone, wypełnione śladami po wielokulturowej Łodzi sprzed wieków, ozdobione muralami, ale też i zaniedbane, niszczejące, budzące grozę. Wystarczy jeden krok i natychmiast przenosimy się do innego świata, wypełnionego ciszą i uwodzącym spokojem. Zwłaszcza te podwórka na ulicy Piotrkowskiej to świadectwa historii. Odwiedzając je należy uważnie patrzeć, sycić wzrok i podziwiać. Możemy też ã
Podwórko 102 – najbardziej imprezowe w mieście. Kultowa Łódź Kaliska i dbająca o piękne i bardzo fotograficzne wnętrze Cafe Foto 102. Jest też Lordi’s Club dla fanów klubowych dyskotek.
ã
Łódź kocha murale. Ten „ZwyKły” powstał dzięki grupie Twożywo w podwórku przy Piotrkowskiej 28.
98
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
trafić na takie, które nigdy nie zasypiają, a ich gwar nas wciągnie na tyle, że nie zauważymy kiedy zacznie świtać. Taką moc ma podwórko przy Piotrkowskiej 102, które znają wszyscy – to miejsce rezydencji kultowej Łodzi Kaliskiej i Cafe Foto 102. Podwórko pod nr 89 nazywane jest Secesją, niegdyś mieściła się tutaj wytwórnia szkła, dziś to wypełnione zielenią miejsce kawiarni i restauracji. W podwórzu na Piotrkowskiej 88 znajduje się drewniana kuczka – zakryty balkon, którą budowali Żydzi dla uczczenia Święta Sukkot. Niektórych podwórek pilnują maszkarony, innych ozdobą są witraże i fontanny, jeszcze inne zwracają uwagę ozdobnymi pachołkami, które strzegły ścian wjazdowych przed kołami powozów. W podwórku pod nr 78 mieszkał Artur Rubinstein, a do tego pod 88 bardzo często zaglądał Julian Tuwim, odwiedzając wuja. Są też takie, które można oglądać przechodząc z jednego do drugiego, bez wchodzenia na główną ulicę. Podwórka budzą tęsknotę za Łodzią, której już nie ma. To żywe fotografie portretujące miasto i jego atmosferę niemal sprzed wieków. Niektóre prawie się oparły upływowi czasu, jeszcze inne są labiryntem, w którym można całkowicie się zagubić na długie godziny. Kontrastują z hałaśliwymi ulicami i zdają się miejskimi oazami, wypełnionymi historią mieszkańców miasta. Czasami wydaje się, że jeszcze słychać w oddali dźwięk kataryniarza i śmiech dzieci, dla których do czasów ery komputerów podwórka były wychowawcami i naturalnymi przestrzeniami do całodziennych zabaw. Bywa, że dochodzą nas dźwięki pracujących dziewiętnastowiecznych maszyn, praca wre, a nam się wydaje, że właśnie wysiedliśmy z kapsuły czasu.
ä
Kamienica „Pod Gutenbergiem” przy Piotrkowskiej 86 „Miss” łódzkich kamienic od zawsze związana była z profesją drukarską - to tutaj wychodziła pierwsza łódzka gazeta. Podziwiamy jej fasadę, ale ogromne wrażenie robią piękne, secesyjne wnętrza klatki schodowej.
Podwórka budzą tęsknotę za Łodzią, której już nie ma. To żywe fotografie portretujące miasto i jego atmosferę niemal sprzed wieków. Niektóre prawie się oparły upływowi czasu, jeszcze inne są labiryntem, w którym można całkowicie się zagubić na długie godziny.
OFF Piotrkowska „15 minut sławy” Spacerując Pietryną przy numerze 138 skręcamy w bramę, która odsłoni nam obrazki niczym z Nowego Jorku. Surowe, ceglane budynki, zewnętrzne schody przeciwpożarowe, dziedziniec, dużo ludzi przy stolikach stojących na zewnątrz, muzyka i wrażenie „łódzkiej swojskości”. Jeszcze dwa lata temu to miejsce straszyło pustką, budkami z chińskim jedzeniem i wszędobylskimi armiami gołębi. Idealny plan zdjęciowy dla horroru, miejskiego Blair Witch Project. Teraz ta opuszczona i niszczejąca stuletnia fabryka bawełny Franciszka Ramischa z rozległymi terenami wokół niej to miejsce niemal kultowe dla łodzian. Pulsuje intensywnym życiem dzięki klubokawiarniom, najmodniejszym restauracjom, sklepom odzieżowym, z serami i winami, klubom muzycznym. Tutaj też w każdą sobotę amatorzy ekologicznej żywności szukają pośród straganów unikatowych serów, ryb z małych wędzarni, swojskich aromatycznych wędlin, świeżych soków, ciast własnej produkcji, oryginalnych przypraw, miodów, chlebów na zakwasie, przetworów. Zakochanym w popularnych markach i galeriach handlowych to miejsce nie przypadnie do gustu. OFF Piotrkowska to zdecydowanie nie ich bajka – jest zbyt surowa i nieokrzesana,
ZDJĘCIA: ELŻBIETA MACIEJEWSKA (4), ARKADIUSZ DZIKI (1)
Stuletnia fabryka bawełny Franciszka Ramischa to miejsce niemal kultowe. Tutaj np. w każdą sobotę amatorzy ekologicznej żywności szukają unikatowych serów, ryb z małych wędzarni, swojskich wędlin, świeżych soków, ciast...
odremontowana małymi nakładami fi nansowymi, niemal dumie nosi ślady zrujnowania. Atmosferę tworzą ludzie tam przebywający i to oni decydują o unikatowym „mikroklimacie” OFF Piotrkowskiej. Są i tacy, którzy chcieliby widzieć w tym miejscu wyłącznie mekkę naznaczonych kreatywnością, ale jak dotąd nikt tam nie chodzi tyłem i nie przylatuje na paralotni. Natomiast dobrze jest np. wpaść do jej Drukarni nie po wydruki, a na wielkie śniadanie lub pyszną ciabattę z rostbefem i karmelizowaną cebulką, soczystego burgera albo po prostu wypiekane na miejscu pieczywo.
Księży Młyn bez księży Ruszamy Kocim Szlakiem i powałęsamy się po wpisanym do rejestru zabytków Księżym Młynie. Niegdyś była to dzielnica, stanowiąca część imperium włókienniczego należącego do Karola Scheiblera, obok Poznańskiego, największego przemysłowca
100
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
łódzkiego. Do tej pory ta żywa scenografia jest pretekstem do powolnych spacerów i odwiedzin pobliskiej palmiarni, Muzeum Kinematografii, parku Źródliska lub Pałacu Herbsta – oddziału Muzeum Sztuki. Bliźniacze domy familijne, w których mieszkali robotnicy pobliskich przędzalni wyróżniają się czerwoną cegłą, są surowe i proste, pozbawione ozdób. Pomiędzy nimi znajdują się małe ogródki, drogi z „kocimi łbami” i zakamarki, w których poszukują inspiracji pasjonaci fotografii lub fi lmu z pobliskiej Filmówki – nb. Księży Młyn występował i występuje nadal w wielu teledyskach i fi lmach. Musimy powrócić na Koci Szlak, bo to m.in. w obrębie tej alejki raz w miesiącu odbywa się artystyczny pchli targ „Mów do rączki”. Oryginalne rękodzieło – biżuteria, maskotki i przytulanki, gadżety dedykowane Łodzi, książki, obrazy oraz warsztaty gitarowe, gry miejskie i rowerowa kawiarnia „Pan Rowerski” są jego głównymi atrakcjami. Odważni zdecydują się zobaczyć panoramę Księżego Młyna z wysięgnika hydraulicznego. Michał Kędzierski reprezentujący „Pociąg do Łodzi”, który organizuje kiermasz, ma szczególny senty-
W budynku ms2, w bardzo miłej symbiozie funkcjonują, pomimo sąsiedztwa licznej konkurencji kawiarnia i księgarnia.
æ
ment do tego miejsca. – To wyspa spokoju i dobrego życia w nurcie pośpiechu i podporządkowania się wskaźnikom „efektywności”. Rodzina mojego taty mieszka tu od bardzo dawna, a moi dziadkowie zaś mieszkają tam do dziś. W miejscu, gdzie sadziłem ze znajomymi głóg, mój tata pewnie zdzierał ostatnie trampki grając w piłkę. To dla mnie niesamowite. Sam Księży Młyn jest niezwykłym i pełnym uroku miejscem, które robi wrażenie niemal na każdym, kto je odwiedzi. I, na szczęście, jest bardzo prawdopodobne, że tak właśnie zostanie – opowiada.Księży Młyn uosabia zbiorową nadzieję łodzian na przeistoczenie tego obszaru w dzielnicę artystyczną, tętniącą życiem, edukującą i skupiającą mieszkańców.
Muzeum w centrum handlowym Enklawa spokoju i sztuki w świątyni komercji – zestawienie z pozoru nieobliczalne, aby mogło istnieć i żyć ze sobą w symbiozie. A jednak, udało się
Koncepcja funkcjonowania ms2 inspirowana jest działalnością takich muzeów jak belgijskie MuHKA czy holenderskie Van Abbemuseum – czyli placówek maksymalnie otwartych na gości. Od momentu otwarcia ms2 Muzeum Sztuki udostępnia swoje zbiory w zupełnie nowy sposób.
ZDJĘCIA: ARKADIUSZ DZIKI (1), MATERIAŁY PRASOWE ms2: M. STĘPIEŃ (1) i P. TOMCZYK (1)
W miejsce akademickich barier i podziałów wprowadzono podziały tematyczne. Wystawy są po prostu ‘o czymś’. i ms2, oddział najsłynniejszego polskiego muzeum sztuki nowoczesnej na świecie – po nowojorskiej MoMA posiada największą kolekcję zbiorów, funkcjonuje na tyle dobrze, że stało się najpopularniejszym łódzkim muzeum. Jego otoczenie i najbliższe sąsiedztwo to Manufaktura – centrum handlowe, które powstało w miejscu istnienia ogromnego, samowystarczalnego kompleksu fabrycznego z XIX wieku, należącego do jednego z największych łódzkich fabrykantów – Izraela Poznańskiego. Nowy oddział muzeum, narodził się w „tkalni wysokiej”, ulokowanej właśnie obok hotelu, sklepów i restauracji, które odwiedzają codziennie tysiące gości. Gromadzona w Łodzi od 1929 roku kolekcja sztuki nowoczesnej – unikatowa w skali światowej – do niedawna była tak obszerna, że znalezienie nowych powierzchni wystawienniczych stało się w ostatnich latach dla władz muzeum priory-
tetem. Stała ekspozycja zajmuje w nowej fi lii około 3 tys. m 2 – ponad trzy razy więcej niż w głównym budynku ms1, gdzie kolekcję prezentowano przez 50 lat. Sama koncepcja funkcjonowania ms2 inspirowana jest działalnością takich muzeów jak belgijskie MuHKA czy holenderskie Van Abbemuseum – czyli placówek maksymalnie otwartych na gości. Od momentu otwarcia ms2 Muzeum Sztuki udostępnia swoje zbiory w zupełnie nowy sposób. W miejsce akademickich barier i podziałów wprowadzono podziały tematyczne. Wystawy są po prostu ‘o czymś’. Tematy te, rozpisane na cztery pojęciowe triady, stanowią podstawę organizacji przestrzeni ekspozycji. Są to: „ciało, trauma, proteza”, „konstrukcja, utopia, polityczność”, „oko, obraz, rzeczywistość”, „obiekt, fetysz, fantazmat”. Dzięki temu dzieła prezentowane w ms2 nie są jedynie ilustracją konkretnych kierunków w sztuce, ale komunikują kwestie, które są dla widzów aktualnie najbardziej istotne. – Utworzenie filii Muzeum przy wielkim, tętniącym życiem centrum handlowym pozwala nam dotrzeć do dużo szerszej grupy odbiorców, niż miałoby to miejsce w innych lokalizacjach. Odbiorcy mają zaś okazję zapoznać się ze sztuką awangardową, wymagającą pewnego zatrzymania i skupienia na przekazie. W ten sposób proponujemy im moment spowolnienia i wyciszenia, spotkania z wartościami innymi niż dominująca wokoło konsumpcja – mówi Aneta Dalbiak z Muzeum Sztuki. W jego budynku, w bardzo miłej symbiozie, funkcjonują, pomimo sąsiedztwa licznej konkurencji, kawiarnia i księgarnia.
102
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
W głowach dźwięczy piosenka Jeremiego Przybory „Na ryby – w każdziuteńki wolny dzień”. To one niczym syreni śpiew Odyseusza ściągać nas będą do osady rybackiej o nazwie Sereczyn. Tam zacumujemy, w lesie, nad stawami, pomiędzy Łodzią a Pabianicami. Będzie bardzo mazursko, choć bez sielaw, ale w Sereczynie wybór ryb z grilla i rusztu jest ogromny.
Mazury pod Łodzią Wychodzimy z naszej Łodzi, aby wreszcie poszukać wodnych klimatów i dobić do brzegu na smaczne i treściwe „co nieco”. W głowach dźwięczy piosenka Jeremiego Przybory „Na ryby – w każdziuteńki wolny dzień”. To one niczym syreni śpiew Odyseusza ściągać nas będą do osady rybackiej o nazwie Sereczyn. Tam zacumujemy, w lesie, nad stawami, pomiędzy Łodzią a Pabianicami. Będzie bardzo mazursko, choć bez sielaw, ale w Sereczynie wybór ryb z grilla i rusztu jest ogromny. Potrawy przygotowywane są wyłącznie z ryb złowionych w danym dniu, na miejscu, to dla nas najlepsza gwarancja ich jakości. Trudno będzie się zdecydować – pstrąg, karp,
sum afrykański czy europejski, może jednak jesiotr? Flaczki z lina? Ryba w pomidorach, z mozarellą, a może w grzybach i kapuście lub z czosnkiem? Winę za niełatwe podjęcie decyzji ponosi nasze łakomstwo i wyjątkowo bogate menu. Przymusowo należy zajrzeć do sklepiku z domowymi wyrobami, w którym oprócz świeżych ryb, można kupić i biały ser wędzony, wędliny – także i te z ryb – lub wiejski chleb. Osada jest ogromna, jej obszar pozwala przyjąć nawet 500 gości. Spacer po posiłku, wśród zieleni i stawów, powinien być obowiązkowy i rzeczywiście, wszyscy chętnie korzystają z takiej formy „poobiadkowego” ruchu. Dla tych, którzy wolą wylegiwać się na trawie, czas na pewno zatrzyma się w miejscu i może okazać się, że zostaniecie tam także i na kolację. W niedzielę sereczyńska rybka znajduje bardzo wielu wielbicieli, w ciągu tygodnia jest bardziej spokojnie i klimatycznie. Brak pośpiechu musi nam towarzyszyć przy planowaniu dojazdu do Sereczyna – czy to na randkę, wypad z rodziną lub przyjaciółmi. Zegarki muszą przestać odmie-
103
Podróże. Łódź. Za co mógł pokochać ją Lynch? 09 / wrzesień-październik 2013
ZDJĘCIA: ARKADIUSZ DZIKI (4)
rzać czas, głowy pozbawić myśli o „natychmiast”, „teraz” i „zaraz”. Namiastka wakacyjnych wyjazdów, która towarzyszy takiej wyprawie – łodzianie o dobrej kondycji, na pewno pomyślą o rowerowej eskapadzie – i pyszne ryby każą nam wybierać kurs na Sereczyn w każdym wolnym dniu. Wojciech Oleśko, gospodarz, kreśli plany powiększenia osady i zapowiada: – Jeszcze w tym roku zamierzam sprowadzić oswojone zwierzęta, które będzie można z oddali podglądać: jelenie, bydło szkockie, konie rasy huculskiej. Zimą być może pojawią się renifery. To wszystko dla naszych gości, ponieważ dbamy nie tylko o ich podniebienia, ale też pełny kontakt z przyrodą – podkreśla. ●
Potrawy przygotowywane są wyłącznie z ryb złowionych w danym dniu, na miejscu, to dla nas najlepsza gwarancja ich jakości. Trudno będzie się zdecydować – pstrąg, karp, sum afrykański czy europejski, może jednak jesiotr? Flaczki z lina? Ryba w pomidorach, z mozarellą, a może w grzybach i kapuście lub z czosnkiem?