Lady's Club nr 1 (52) 2018

Page 1

NATALIIA VOLKOVA Właścicielka Foto Atelier Madame History w Bielsku-Białej » WYWIAD STR. 6



reklAmA

NAJLEpszE sMAKI

w gronie PrZyjaciół AMICI to miejsce dla Ciebie i Twoich Przyjaciół. Miejsce, w którym możesz spędzić czas w komfortowych warunkach. Cały zespół AMICI, zgodnie z nazwą, w przyjacielskiej i serdecznej atmosferze przyjmuje i obsługuje gości jak kogoś bliskiego. AMICI w kuchni preferuje to, co na świecie najlepsze. To kuchnia nowoczesna, międzynarodowa, w której dużo akcentów śródziemnomorskich i azjatyckich. Jest tu także kuchnia polska, ale w nowym wydaniu, ze znakomitymi połączeniami smaków. – Określają nas hasła Fresh-Homemade-Creative. Świeżość potraw, otwartość, kreatywność. Każdy, kto zamówi danie, może zajrzeć do kuchni i podejrzeć, jak kucharz je przygotowuje. Menu jest krótkie, są w nim startery, zupy, dania główne, desery i dodatki, ale dzięki temu podajemy potrawy zawsze świeże, bez udziału mrożonek – mówi Krzysztof Trzopek, właściciel AMICI. I podkreśla, że hitem restauracji jest pierś z kaczki na ziołach, z owocami, sałatą i kluskami francuskimi. AMICI co miesiąc organizuje własne festiwale smaków. To święto dla smakoszy, bo można wówczas rozkoszować się rybami, makaronami, potrawami indyjskimi, meksykańskimi, hiszpańskimi itd. Było nawet święto street food, a w planach jest festiwal owoców morza. To festiwale nie tylko na talerzu, ale połączone z muzyką i występami na żywo, w odpowiednim wystroju. Wchodząc do środka z ulicy Cechowej, nagle przenosimy się, jak za dotknięciem różdżki, w inny region świata, do innej kultury czy innej metropolii.

AMICI Restaurant & Bistro • Cechowa 23 • Bielsko-Biała • www.amicibistro.pl • info@amicibistro.pl •

AmiciBistroBielsko

AmiciBistroBielsko

• Obiekt polecany w TripAdvisor

ZAREZERWUJ STOLIK +48 33 823 09 60 • +48 797 191 650

AMICI to nietypowa restauracja i bistro. Atmosfera jest luźna, goście siedzą blisko siebie, rozmawiają o jedzeniu i ulubionych smakach. Pyszne dania zbliżają ludzi, łączą. Niewiele jest takich lokali, w których sprawdza się otwarty model europejski. Nie ma też takiego, w którym rządziłoby dwóch szefów kuchni. To fenomen! Szefowie kuchni Filip Suski i Marcin Gacek zgodnie ze sobą współpracują, a cały zespół AMICI to fachowcy w branży z wieloletnim doświadczeniem. Nic dziwnego, że na popularnym portalu TripAdvisor AMICI od 7 miesięcy znajduje się na pierwszym miejscu jako najlepsza restauracja w Bielsku-Białej – wśród 131 ocenianych. Dlatego przybywający do miasta goście z zagranicy uwielbiają to miejsce, zwłaszcza że cały personel mówi biegle po angielsku. AMICI komfortowo, na najwyższym poziomie, na każdą okazję. Tu nigdy nie zamyka się drzwi przed gośćmi, nawet jeśli ktoś inny organizuje urodziny, przyjęcie firmowe czy towarzyskie spotkanie. Tak szanuje się klientów. A ponieważ lokal ma określoną pojemność i jest kameralny – konieczne są wcześniejsze rezerwacje. Do AMICI po prostu trzeba się umówić!


oD REDAktoRA

W

tym numerze łączymy historię ze współczesnością – od okładki poczynając, na edytorialu kończąc. To nie było wcześniej planowane. Nataliia Volkova, dziennikarka i politolog, też nie planowała, że zamieszka w Bielsku-Białej

i otworzy Foto Atelier Madame History. Czasami tak się układa, choć niektórzy z Was Fot. Magdalena Ostrowicka

będą przeciwni tezie, że życiem rządzą przypadki. Kiedy 5 stycznia czekałem w Kolonii na samolot do Katowic i ze współpracownikami układałem na telefon zawartość pierwszego w tym roku magazynu Lady’s Club, nie mogłem wiedzieć, że za chwilę zadzwoni Iwona Purzycka, dyrektor Muzeum Historycznego, i zaproponuje mi wywiad z cudzoziemką mieszkającą u nas od 9 miesięcy. Ktoś inny miał być na okładce i nie wnętrza zamku Sułkowskich miały stanowić tło do głównego wywiadu. Tak, tak – przypadki rządzą jak chcą. Działa też zasada domina. Wkrótce okazało się, że Madame History będzie miała w marcu

STANISŁAW BUBIN, redaktor naczelny 509 965 018 redakcja@ladysclub-magazyn.pl s.bubin.ladysclub@gmail.com www.ladysclub-magazyn.pl

wystawę u Sułkowskich, a sam zamek pojawi się również na zdjęciach Magdaleny Ostrowickiej w edytorialu „Vintage girl”, z pięknymi stylizacjami Beaty Bojdy. W wielu tekstach historia interesująco przeplata się u nas z teraźniejszością. Czytajcie, na pewno warto!

W NUMERzE 6 NATALIIA VOLKOVA NIE CHCE KONTEMPLOWAĆ HISTORII – CHCE W NIEJ ŻYĆ! 12 ANGELIKA WICIEJOWSKA PRZEJMUJE SIĘ NAUCZYCIELAMI 14 EDYTA DWORNIK, AGENCJA MODY PRESTIGE: MAM LICENCJĘ NA SUKCES 26 O DĄŻENIU DO NIEŚMIERTELNOŚCI PISZE DOROTA BOCIAN 28 PUSZCZA BIAŁOWIESKA JEST JAK WAWEL – PRZEKONUJE ADAM WAJRAK 30 RENATA KUKLA PREZENTUJE NAM SWÓJ PARYŻ 32 ZDROWIE UKRYTE W ŁYŻCE MIODU 34 DIETETYK JUSTYNA CIEŚLICA PRZESTRZEGA: NIE KARM RAKA! 36 WARTO INWESTOWAĆ W ZDROWĄ SKÓRĘ – RADZI JOANNA SKOREK-KOPCIK

NA OKŁADCE NATALIIA VOLKOVA, WŁAŚCICIELKA FOTO ATELIER MADAME HISTORY W BIELSKU-BIAŁEJ ZDJĘCIE MAGDALENA OSTROWICKA / WWW.COBRAOSTRA.PL MAKIJAŻ BeAtA BojDA / WWW.FACEBOOK.COM/BEATA.PACHNIDLO

38 MARCIN GACEK: Z PIÓRKAMI W RZYCI DO POLITYKI 40 PAULINA PASTUSZAK PRZEDSTAWIA LISTĘ PAZNOKCIOWYCH GRZECHÓW

®

42 DZIWNE PRZYCZYNY TRĄDZIKU W OPISIE ANNY ADAMUS 46 TRENER DAWID CEMBALA ZACHĘCA: ROZPAL W SOBIE PŁOMIEŃ MOTYWACJI

50 NIEOCZEKIWANY POWRÓT KSIĘCIA MYSZKINA 52 ANDRZEJ PILIPIUK: W KAŻDYM JEST TROCHĘ Z DZIECKA 54 LISTY Z MONACHIUM ALDONY LIKUS-CANNON

WYDAWCA FIRMA WYDAWNICZA LADY’S CLUB

55 WYWIAD Z ANNĄ TABAK, AUTORKĄ POWIEŚCI OBYCZAJOWYCH

ADRES REDAKCJI 43-309 BIELSKO-BIAŁA, UL. SUCHA 32

57 CHARYTATYWNY POKAZ MODY 58 PREZENTY KSIĄŻKOWE NA WIOSNĘ 60 BROAD PEAK – GÓRA WCIĄŻ MILCZY 62 MAGDA KUYDOWICZ: ŚMIAĆ SIĘ TRZEBA ZAWSZE 66 NOŚ SIĘ WYGODNIE I SEKSOWNIE – ZACHĘCA BRAFITTERKA MONIKA NIEMIEC 69 VINTAGE GIRL. EDYTORIAL MAGDALENY OSTROWICKIEJ I BEATY BOJDY 74 STRONY EKOLOGICZNE „ZAGRAJMY W ZIELONE” 76 FELIETON EWY KASSALI

2 L a dy ’ s C L u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

REDAKTOR NACZELNY STANISŁAW BUBIN, S.BUBIN.LADYSCLUB@GMAIL.COM, TEL. 509 965 018 REKLAMA TEL. 509 965 018, REDAKCJA@LADYSCLUB-MAGAZYN.PL, WWW.LADYSCLUB-MAGAZYN.PL WSPÓŁPRACA ANNA ADAMUS, ROMAN ANUSIEWICZ, DOROTA BOCIAN, JUSTYNA CIEŚLICA, EDYTA DWORNIK, BARTOSZ GADZINA, LUCYNA GRABOWSKA-GÓRECKA, MARZENA JANKOWSKA, ANNA JURCZYK, KRZYSZTOF KOZIK, ALDONA LIKUS-CANNON, KRZYSZTOF ŁĘCKI, MAGDALENA OSTROWICKA, EWA PACZYŃSKA, PAULINA PASTUSZAK, NATASHA PAVLUCHENKO, ALEKSANDRA RADZIKOWSKA, KRZYSZTOF SKÓRKA, JOANNA SKOREK-KOPCIK, DOROTA STASIKOWSKA-WOŹNIAK, EWA STELLMACH, ANIKA STRZELCZAK-BATKOWSKA, BEATA SYPUŁA, WIOLETTA UZAROWICZ, MIKOŁAJ WOŹNIAK, MAGDALENA WOJDAŁA, EWA ZALOT, AGNIESZKA ZIELIŃSKA, KATARZYNA GROS LAYOUT PAWEŁ OKULOWSKI ISSN

1899–1270


Artykuł sponsorowany

SAMOCHÓD ELEKTRYCZNY lekarstwem na smog?

Pyły zawieszone, czyli smog... wdychamy powietrze, które niewątpliwie nam szkodzi. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, zanieczyszczenia powietrza zabijają co roku nawet 6,5 mln ludzi na świecie. W Polsce szacuje się, że jest to blisko 50 tys. osób rocznie. To zatrważające dane!

C

hoć statystyki pokazują, że głównym źródłem smogu są przydomowe kotłownie, to poważnym źródłem zanieczyszczeń jest również branża transportowa (głównie samochody z silnikami spalinowymi). W polskich miastach na 1000 mieszkańców przypada obecnie więcej aut niż w wielu miastach Europy Zachodniej. Niestety, są to często pojazdy stare, emitujące bardzo duże ilości zanieczyszczeń do atmosfery.

Samochody elektryczne przyszłością motoryzacji

Większość marek samochodowych pracuje obecnie nad modelami elektrycznymi, ale temat ten jest wciąż jeszcze mało znany. Samochody elektryczne to dla nas ciągle coś abstrakcyjnego. Dealer samochodowy BMW Sikora, posiadający 3 oddziały w Bielsku-Białej, Mikołowie i Opolu, zrobił milowy krok w stronę ekologii i już od lutego zaczął udostępniać bezpłatnie swoim klientom na czas naprawy całkowicie elektryczny model – BMW i3. Przy okazji okresowego przeglądu samochodu lub naprawy, każdy klient może sam przetestował takie „technologiczne cudo”. Charakterystyka samochodu elektrycznego BMW i3

Elektryczne BMW i3 to samochód z założenia miejski. Jego wnętrze jest wykończone detalami wysokiej klasy. W środku jest naprawdę dużo miejsca, mimo że samochód jest stosunkowo niewielki. Silnik elektryczny ma moc 125 kW, co odpowiada mocy ok. 170 koni mechanicznych. Maksymalny

moment obrotowy to 250 Nm, a do 100 km/h samochód przyspiesza w około siedem sekund. Podczas przyśpieszania słychać jednostajny dźwięk silnika elektrycznego. Jeśli jedzie się spokojnie, samochód jest prawie bezszelestny. Na uwagę zasługują hamulce, które działają w sprawny i nietypowy sposób. BMW i3 hamuje już po zdjęciu nogi z pedału gazu. Tak działa system odzyskiwania energii. Przewidując to, co dzieje się na drodze, można praktycznie nie naciskać hamulca, obsługując auto tylko jednym pedałem.

Nie da się ukryć, że obecnie elektryczna motoryzacja coraz bardziej nas otacza. Już dziś w krajach zachodnich z wysoko rozwiniętymi dotacjami ze strony rządu, pojazdy elektryczne sprzedają się bardzo dobrze. Ciekawostką jest fakt, że dealer BMW Sikora jest liderem sprzedaży samochodów elektrycznych BMW w Polsce. Przetestować bezpłatnie elektryczne BMW i3 może teraz każdy, kto zostawi swój samochód na przegląd lub naprawę w serwisie BMW Sikora lub po prostu umówi się na jazdę testową.

Zasięg BMW i3 to ok. 200 km, a wersji Rex – nawet 330 km. Koszt energii elektrycznej potrzebnej do przejechania 100 km to 7,75 zł. BMW i3 ładuje się „do pełna” z przydomowej instalacji w ciągu 8 godz., w stacji ładowania prądem zmiennym zajmuje to od 3-6 godz., natomiast w publicznych punktach ładowania prądem stałym ten czas skraca się do 30-45 min. To jest przyszłość!

Pełnosprawne samochody elektryczne jakiś czas temu były tylko śmiałą wizją przyszłości.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3


reklAmA


reklAmA


WYWIAD NUMERU

Nie chcę kontemplować historii,

Fot. Magdalena Ostrowicka • Make Up Artist Beata Bojda

chcę w niej żyć

Mówi NATALIIA VOLKOVA, właścicielka Foto Atelier Madame History w Bielsku-Białej Jest pani Ukrainką pochodzącą z Kijowa, a rozmawiamy w Bielsku-Białej, gdzie powstało Foto Atelier Madame History. Jakie drogi przywiodły panią do naszego miasta?

Przyjechałam dziewięć miesięcy temu na zaproszenie narzeczonego. Mieliśmy wielkie plany bizne-

6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

sowe, ale – niestety – sześć miesięcy temu przytrafiła mu się ciężka choroba i teraz nasze wspólne plany staram się ze wszystkich sił realizować sama. Nie żal było opuścić Kijowa?

Wcześniej nigdy nie myślałam, że trafię do Polski na stałe

i że zamieszkam na Podbeskidziu. Owszem, często przejeżdżałam przez Polskę tranzytem, w drodze na Zachód, bo dużo podróżowałam po Europie, ale do tej pory Polska dla mnie była tylko przystankiem na drodze do innych krajów. W Kijowie byłam redaktorem naczelnym

politycznego wydawnictwa – jako że z zawodu jestem dziennikarką. I także reżyserką. Pracowałam jako redaktor naczelny przez 15 lat, byłam producentką programów, przeprowadzałam i drukowałam wywiady z politykami, publikowałam rozmaite komentarze i artyku-


Jak się pani podoba miasto? W porównaniu z Kijowem wydaje się małe, prawda?...

Miasto jest faktycznie niewielkie w porównaniu z Kijowem, ale ładne i żyje się w nim wygodnie. Dla mnie jest rzeczywiście trochę za małe, ale to mi nie przeszkadza. Kijów jest przecież metropolią tętniącą życiem, a w Bielsku-Białej żyje się po prostu wolno. I powoli przyzwyczajam się do tego spokojniejszego rytmu. Kiedy zrodziła się myśl, żeby zrealizować projekt Madame History?

Po raz pierwszy pomyślałam o Madame History w 2006 roku. Zobaczyłam podobny biznes na zachodzie Europy, w Austrii i Holandii. Od razu zakochałam się w tej idei. Sfotografowałam nawet te miejsca na pamiątkę. Nie sądziłam jednak, że kiedykolwiek będę się czymś takim zaj-

nikarstwo zajmują dużo czasu, są absorbujące. Jako redaktor naczelna, zarządzająca ludźmi, aktywna i energiczna, mogłam co najwyżej marzyć o takim salonie. Wtedy była to wizja daleka od możliwości spełnienia. Ale gdy przyjechała pani do Polski, stała się bliska...

Kiedy pojawiła się propozycja wyjazdu z Ukrainy, zdałam sobie sprawę, że już nie będę mogła uprawiać dotychczasowego zawodu. Nawet nie chciałam. Z oczywistych względów, choćby językowych czy nieznajomości tutejszych realiów. Zdałam sobie sprawę, że tamten rozdział jest zamknięty, że zaczynam zupełnie nowe życie. I że mogę nareszcie spełnić swoje marzenia. To, co kiedyś wydawało się odległą wizją, niespełnionym hobby, teraz staje się biznesową rzeczywistością. Jak zareagowali znajomi, przyjaciele, kiedy zdradziła im pani swoje plany?

Szczerze mówiąc, nie wierzyli! Wielu z nich uważa rezygnację z zawodu, zmianę środowiska i rozpoczęcie od zera za szaleństwo. Moi przyjaciele obserwowali to, co robię – i nie oceniali pozytywnie. Rodzina też była przeciwna radykalnym zmianom. Ale okoliczności zaczęły się zmieniać, bez względu na moją wolę, mam na myśli na przykład chorobę narzeczonego. Wtedy zrozu-

Kiedy pojawiła się propozycja wyjazdu z Ukrainy, zdałam sobie sprawę, że już nie będę mogła uprawiać dotychczasowego zawodu. I że mogę nareszcie spełnić swoje marzenia. To, co kiedyś wydawało się odległą wizją, teraz staje się biznesową rzeczywistością.

mować. Zobaczyłam, zaczęłam śnić o takim studiu, tworzyłam je w wyobraźni, ale życie dziennikarskie, jakie prowadziłam, wykluczało możliwość zrealizowania tej idei. Polityka i dzien-

miałam, że z moim charakterem i temperamentem nie wchodzi w grę spakowanie rzeczy i ucieczka – tylko dlatego, że zostałam w obcym kraju, bez wsparcia, znajomości języka

Fot. Magdalena Ostrowicka • Make Up Artist Beata Bojda

ły. Lubiłam tę pracę, znałam się na niej bardzo dobrze. Ale uczucie nie wybiera, więc zostawiłam to wszystko – ku zaskoczeniu znajomych i rodziny – i z narzeczonym przyjechałam do Bielska-Białej. Oczywiście jakiś sentyment do pracy dziennikarskiej we mnie został, byłam przecież w centrum wydarzeń, żyłam nimi od rana do wieczora, więc to zrozumiałe. Ale stało się, jak się stało, wybrałam, jak wybrałam, i teraz mieszkam w Bielsku-Białej.

MADAME HISTORY

i pomocy. Dlatego też kontynuuję swój pomysł. Wszyscy zdziwili się również, kiedy zaczęłam szyć historyczne suknie według własnych projektów. Z początku nawet bez maszyny do szycia! A kapelusze wymagają tylko i wyłącznie pracy ręcznej. Wspomniałam wcześniej, że moim drugim zawodem jest reżyseria teatralna. Ukończyłam kurs historii kostiumów, poznałam dobrze stroje różnych epok, wiem, kto i jakie nosił kapelusze, rękawiczki... Teraz

mogę tę wiedzę w pełni wykorzystać, więc zaczęłam szyć, zademonstrowałam pierwsze suknie i kapelusze, spodobały się i zarejestrowałam w Polsce działalność gospodarczą. To był pierwszy krok do spełnienia marzeń. Chcę, żeby w przyszłości moje studio stało się miejscem magicznym, wyjątkowym, podobnym do starego zamku w zabytkowym śródmieściu. To nie jest zwyczajny biznes, zakład, w którym po prostu robione są zdjęcia. To jest miejsce,

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7


w którym udostępniane są rzeczy ekskluzywne, niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju. Miejsce, które wkrótce stanie się turystyczną atrakcją miasta. Wyczaruje to pani dzięki historycznym kostiumom?

Od czasów starożytnych ludzie chętnie przymierzają się do postaci znanych, wpływowych i tajemniczych w historii i kulturze świata. Dzięki temu przekazują kolejnym pokoleniom najlepsze wzorce ze swojej spuścizny kulturowej: literaturę, muzykę, tradycje, w tym także umiejętność ubierania się i prezentowania. Historyczne kostiumy odzwierciedlają ducha czasów. Zakładając kostium, można się przenieść do dowolnej epoki, zostać bohaterem z innych czasów i poczuć historyczną atmosferą. Za pomocą strojów możemy wcielić się w wyrafinowa-

Sułkowskich i innymi placówkami kultury. To będzie jedyne takie miejsce w Polsce. Oczywiście projekt musi się rozwinąć – i rozwinie się, bo ja poświęcam całą siebie, to moja pasja. Kiedy szyję suknie i kapelusze, wkładam w to całe serce, nie zwracając uwagi na obolałe i pokłute palce. Uwielbiam kapelusze, ale teraz wszystko się zmieniło, nikt ich nie nosi. Większość ludzi chodzi obecnie w odzieży sportowej z „sieciówek”. Nie rozumiem tej maniery ubierania się i zgadzam się z Madame History, że trzeba to zmienić. Cieszę się jak dziecko, gdy kończę każdą nową rzecz i widzę, jaka jest piękna. Czy nikt nie zapytał, po co pani to robi, dla kogo?

Być może to pana zaskoczy, ale robię to dla siebie: po pierwsze, nie lubię pustych słów,

Ludzie lubią się przebierać, wcielać w inne postaci. Każdy przecież odgrywa jakąś rolę, nosi w swojej wyobraźni postać, do której chciałby się upodobnić. Kiedy ubierzemy strój historyczny, stajemy się kimś, kim chcielibyśmy być.

ną lady, angielskiego dżentelmena, damę dworu z czasów Ludwika XIV, księżną Daisy, cesarza Franciszka Józefa I lub też paryską kwiaciarkę. A może ktoś nosi w sobie obraz uwodzicielskiego Figara z „Cyrulika sewilskiego” i chciałby go przymierzyć? Proszę bardzo! W moim salonie wszystko jest możliwe. Przyznam, ambitne wyzwanie.

Dlaczego nie? Chciałabym, żeby w moim atelier odbywały się lekcje historii strojów, aby można w nim było w kostiumach odtwarzać sceny historyczne, fragmenty przedstawień. Wyobrażam sobie na przykład, że zapraszam 6-7 osób, przebieram je w stroje z czasów Rewolucji Francuskiej. Jest Robespierre, są Marat i La Fayette, ktoś został Marią Antoniną, ktoś inny Ludwikiem XVI czy Dantonem. I oni wczuwają się w te postaci, odtwarzają je, improwizują. Chcą dotknąć historii. To ma być miejsce spotkań dla ludzi twórczych, wrażliwych, inteligentnych. Miejsce, w którym będzie można odpocząć i otrzymać intelektualną pożywkę dla twórczego rozwoju. To może być Rewolucja Francuska, ale równie dobrze starożytny Rzym czy okres przedwojenny. Chcę to robić we współpracy z Muzeum Historycznym na zamku

8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

a po drugie, nie chcę po prostu kontemplować historii – chcę w niej żyć. No i oczywiście dla miasta, które mnie przygarnęło, dla jego mieszkańców, którzy stają się moimi przyjaciółmi. Kiedy rejestrowałam firmę, pani urzędniczka zdziwiła się, że chcę prowadzić właśnie taką działalność. Zapytałam: „A czy pani nie chciałaby spróbować? Zapraszam do siebie, przebiorę panią i zmienię w kogoś innego”. Uśmiechnęła się i odparła: „Dobrze, trzymam panią za słowo”. Wiem, że ona wyjdzie po wizycie u mnie szczęśliwa i pokaże całej rodzinie swój portret. Będzie pokazywać siebie – ale jakże inną. Ludzie lubią się przebierać, wcielać w inne postaci. Każdy przecież odgrywa jakąś rolę, nosi w swojej wyobraźni postać, do której chciałby się upodobnić. Kiedy ubierzemy strój historyczny, stajemy się kimś, kim chcielibyśmy być. Co ciekawe, chętniej w inne postacie wcielają się mężczyźni. Wiem to ze swojej poprzedniej pracy. Po przebraniu ludzie otwierają się, zmieniają nie tylko wygląd, ale także wyraz twarzy. Stają się ładniejsi. Nawet ludzie zwykli po przebraniu się w stroje księcia czy króla stają ludźmi szlachetnymi. Wszyscy jesteśmy aktorami. A kiedy zdejmiemy strój i wracamy do rzeczywistości, skrzydła i ramiona nam opadają, garbimy się... Zro-

zumiałam, że w postaci Madame History umożliwiam ludziom wejście do innego świata i daję poczucie szczęścia. W strojach z dawnych epok ludzie rozkwitają jak kwiaty, stają się piękni. Łączy pani biznes ze sztuką, a także wpływa na zmianę kontaktów polsko-ukraińskich. U nas stereotyp jest taki, że kobieta z Ukrainy to najczęściej sprzątaczka.

Dla mnie ten wątek jest szalenie ważny. Dla dziennikarki i Ukrainki. Znam te relacje, znam uprzedzenia, wiem, jakie są stereotypy. Ukrainki albo grają na bandurach, czyli ludowych instrumentach muzycznych, albo są gosposiami domowymi. Takie, niestety, macie o nas wyobrażenia. Natomiast Ukraina jest zupełnie inna. Jest to kraj zurbanizowany, nowoczesny, dynamiczny, rozwinięty. Ogromny i różnorodny. Nie chcę, żeby na Ukrainę patrzeć tylko i wyłącznie przez wiejskie, ludowe klimaty i postrzegać jej kulturę jako wiejską i tradycyjną, ponieważ większość Ukraińców zorientowanych jest na kulturę nowoczesną, urbanistyczną. Jak w każdym rozwiniętym państwie. Jak to będzie wyglądać w praktyce? Wejdzie człowiek z ulicy i wybierze sobie strój?

Nie wybierze. Ja mu podam, a on się przebierze. Madame History popatrzy na niego i zdecyduje w co go ubrać. Mamy na to nie więcej niż 30 minut – od wejścia, przez zrobienie zdjęcia, wydrukowanie, aż do otrzymania portretu formatu A4 w sepii, oprawionego w passe-partout. Gdyby to miało trwać dłużej, gdybyśmy chcieli dyskutować, nie będzie biznesu. To nie jest wypożyczalnia strojów. Co dzieje się teraz w pani salonie?

Przygotowuję się do wystawy Madame History w zamku Sułkowskich. Szyję 20 wyjątkowych kapeluszy z różnych epok. W tych kapeluszach będą mieć portrety fotograficzne współczesne kobiety biznesu, na co dzień zadbane, nowoczesne i silne, w pełni korzystające ze zdobyczy ruchu feministycznego. Jak wiemy, dopiero 100 lat temu przyznano kobietom powszechne prawo wyborcze. Za sprawą fotografii i muzeum te panie zostaną przeniesione w czasy historyczne. Jak odnajdą się w tym świecie? Uroczyste otwarcie wystawy fotografii nastąpi 8 marca, w Dniu Kobiet, o godz. 19. Panie będą


pozować na zamku w historycznych kapeluszach, specjalnie uszytych na potrzeby tego projektu. Zdjęcia wielkości 40x30 cm pojawią się w stylizacji starych, historycznych fotografii, w passe-partout i ramach. To oryginalny, ciekawy zamiar!

Zgadzam się. Wystawa powstaje dzięki życzliwości i idei dyrektor Muzeum Historycznego, pani Iwony Purzyckiej, do której zaprowadziła mnie pani Grażyna Staniszewska. Otacza mnie dużo ludzi życzliwych, pomocnych i serdecznych. Nieznajome osoby wspierają mnie w najcięższych chwilach. Zupełnie bezinteresownie. Ale chcę szczególnie wyróżnić panią Grażynę Staniszewską, byłą posłankę i wielką działaczkę społeczną, która stała mi się bardzo bliską osobą. Ona więcej robi dla poprawy relacji polsko-ukraińskich niż wszystkie urzędy i ministerstwa. Genialna, fantastyczna kobieta! Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiła. Tu chciałabym zwrócić uwagę na szczególną cechę, jaka mnie zaskoczyła w Polsce: im więcej przeszkód biurokratycznych, tym bardziej otwarte jest społeczeństwo. Kiedy zdarzyła się u mnie

bieda, z pomocą przyszli mi zwykli ludzie, moi sąsiedzi: jedni wyprowadzali na spacer mojego psa, kiedy nie miałam siły i czasu, inni biegali ze mną po urzędach, a jeszcze inni zostawiali pod drzwiami butelkę mleka. Zwykli Polacy. I tyle! dzięki życzliwym ludziom witamy więc w świecie Madame history!

Już wkrótce, w otoczeniu unikalnych dekoracji, każdy będzie mógł wcielić się w jakąś postać historyczną: czy to wyrafinowaną damę dworu, czy oficera z czasów monar-

chii austro-węgierskiej. Magiczny świat postaci z minionych epok i kameralna atmosfera działają na wyobraźnię. Zapewniam wspaniałe chwile i zapraszam niedługo całe rodziny do mojego atelier. dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁ STANISŁAW BUBIN Redakcja dziękuje dyrekcji Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej za udostępnienie wnętrz zamku książąt Sułkowskich na sesję zdjęciową.

Foto Atelier Madame History ul. Nad Niprem 7 • Bielsko-Biała • tel. 691 791 264 madamehistory@gmail.com www.facebook.com/madamehistory

reklAmA

ATELIER FRYZJERSKIE AGNIESZKA WAŁĘGA

ATELIER FRYZJERSKIE AGNIESZKA WAŁĘGA + 48 502 991 818 Broniewskiego 34 Bielsko-Biała

www.facebook.com /AgaWaAtelier

Używam profesjonalnych produktów do włosów


Fot. Wojciech Koszowski

Artykuł sponsorowany

Szukając pomocy, w końcu trafiłam we właściwe miejsce W Instytucie Kosmetyki i Medycyny Estetycznej LILI w Kętach dokonują się nieprawdopodobne

przemiany i metamorfozy. Pasja, profesjonalizm, wykwalifikowany personel, dbałość o najdrobniejsze

W

ażnym, wręcz najważniejszym elementem stawiającym Instytut LILI wśród najbardziej cenionych i prestiżowych miejsc jest najwyższej klasy sprzęt medyczny włoskiej firmy Biotec. Praca na urządzeniach tej marki (X-lase Plus, MesoTherm, IntraJect, CoaxMed) daje nieskończenie wiele możliwości zabiegowych i terapeutycznych. Każda, nawet najtrudniejsza dolegliwość skórna, nie stanowi przeszkód, a wszystkie terapie zakończone są sukcesem i wywołują uśmiech na twarzy klientów. Przekonała się o tym – dosłownie – na własnej skórze Pani RENATA JEKIEŁEK z Osieka koło Oświęcimia. Oddajmy jej głos: – Kiedy w styczniu 2017 roku, szukając pomocy, pojawiłam się w Instytucie LILI, byłam w okropnym stanie. Chodziło głównie o mój wygląd zewnętrzny, który stopniowo rujnował

1 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

– tak można scharakteryzować obraz tego miejsca.

również moją psychikę. Byłam kompletnie rozbita i zniechęcona do życia. Twarz, plecy, ramiona i ręce pokryte były wypryskami, ropnymi guzami, zaczerwienieniami i bliznami po strupach. Nie dawałam sobie rady z własnym wyglądem. Na twarzy było najgorzej, oszpecały ją wielkie guzy i blizny. Każdy nowy wyprysk strasznie bolał i swędział, nie mogłam zapanować nad od-

ruchami i rozdrapywałam je do krwi. Mój problem trwał od 1985 roku. Początkowo przebieg był łagodny, lecz z roku na rok stan mojej skóry pogarszał się. Chodziłam do dermatologów i innych specjalistów. Leczona byłam tabletkami, antybiotykami, różnymi rodzajami kremów i maści, na lekarzy i lekarstwa wydawałam mnóstwo pieniędzy. Niewiele to pomagało, poprawa

wyglądu była niewielka i chwilowa. Lekarze podejmowali wiele prób diagnozy: od łojotokowego zapalenia skóry przez trądzik różowaty, atopowe zapalenie skóry, po świerzbiączkę guzkową. W końcu stwierdzono, że można jedynie minimalizować objawy, ale całkowicie nie da się mnie wyleczyć. Najgorszym okresem była dla mnie zima. Skóra robiła się tragiczna. Byłam Po przeszło 30 latach pani Renata Jekiełek odzyskała zdrową skórę w Instytucie Lili

Fot. Instytut Lili

szczegóły i rodzinna atmosfera


zdesperowana i traciłam wiarę w to, że będę kiedyś wyglądać normalnie. Nie poddałam się jednak i postanowiłam poszukać pomocy w innym miejscu. Trafiłam do Instytuty LILI. Tam zajęła się mną kosmetolog Marta Rybak, która po szczegółowym wywiadzie i analizie stwierdziła, że będzie w stanie mi pomóc. Z wielkim zaangażowaniem, profesjonalizmem i pasją podjęła wyzwanie. Moja skóra jest wreszcie zdrowa, po przeszło 30 latach!

Fot. Instytut Lili

Mówi MARTA RYBAK, kosmetolog Instytutu LILI: – Przychodzi do nas wiele osób, zarówno młodych, jak i dorosłych, z problemem cery trądzikowej. W każdym przypadku przeprowadzam staranną diagnostykę, aby dobrać najskuteczniejszą formę terapii. Problem Pani Reni był poważny, zmiany bardzo rozległe. Swędzenie i drapanie guzów ropnych, nad

REnATA JEkIEłEk I MARTA RYBAk PRzY lASERzE X-lASE PluS

którym nie mogła zapanować, powodowało rozsiewanie bakterii i powstawanie kolejnych ognisk zapalnych i blizn na jej skórze. Po dogłębnej analizie podjęłam decyzję o zastosowaniu serii zabiegów z wykorzystaniem medycznego lasera X-lase Plus. Z pomocą jednej z głowic tego urządzenia, dobierając odpowiedni rodzaj rozpiętości emisji światła, doprowadzamy do redukcji poziomu bakterii beztlenowych, takich jak gronkowce czy paciorkowce, a zarazem do obkurczenia gruczołu łojowego. Te czynniki

powodują wyleczenie zmian ropnych i stanu zapalnego skóry, co w przypadku Pani Reni było priorytetem. Dla pewności i potwierdzenia skuteczności wykonałyśmy testy skórne, po których nastąpiła właściwa reakcja. Pani Renia poddała się serii zabiegów, po każdym robiłam analizę postępów i ustalałyśmy strategię dalszego postępowania. Leczenie wymagało także zmiany nawyków pielęgnacyjnych i dietetycznych, dawałam wskazówki dotyczące profilaktyki, higieny ciała i odżywiania. Cera trądzikowa jest bardzo wymagająca, wszystkie elementy są istotne dla osiągnięcia sukcesu. Z zabiegu na zabieg skóra Pani Reni wyglądała coraz piękniej. Podczas naszych spotkań widziałam też poprawę jej stanu emocjonalnego i to również sprawiało mi wielką radość. Efekt końcowy serii zabiegów okazał się absolutnie bezbłędny. Światło lasera stymulowało także skórę do produkcji nowych włókien kolagenu i elastyny, co dało dodatkowy efekt odmłodzenia skóry. Guzy i zaczerwienienia zniknęły, koloryt skóry pięknie się wyrównał, a uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, był BEZCENNY. Pani Renia miała wykonaną serię sześciu zabiegów. Tego typu schorzenia mają jednak tendencję do remisji, dlatego należy czujnie obserwować stan skóry i co jakiś czas wykonać zabieg prewencyjny. Po ok. 3 miesiącach od zakończenia terapii laserowej i wyleczeniu stanów zapalnych i ropnych, zajęłyśmy się redukcją blizn i przebarwień. W tym celu wykonałyśmy zabieg radiofrekwencji mikroigłowej urządzeniem MesoTherm firmy Biotec. Po nim skóra wyraźnie się wygładziła, ujędrniła, była odżywiona i nabrała blasku, a blizny zostały spłycone. W dotychczasowej mojej pracy był to jeden z najtrudniejszych przypadków.

Fot. Instytut Lili

Artykuł sponsorowAny

OD lEwEJ: kOSMETOlOg MARTA RYBAk, PAnI REnATA JEkIEłEk, STYlISTkA BARBARA kOłTun, kTóRA uczESAłA PAnIą REnIę, I kOSMETOlOg nATAlIA SIkORA, kTóRA zROBIłA JEJ MAkIJAż

Po tym sukcesie utwierdziłam się jeszcze bardziej w przekonaniu o skuteczności zabiegów z użyciem aparatury medycznej firmy Biotec. W LILI mam możliwość pracy na sprzęcie absolutnie najwyższej – światowej klasy. Sprawia to, że z każdego zabiegu, który wykonuję, czerpię ogromną satysfakcję. O TYCH URZĄDZENIACH NAPISZEMY SZERZEJ W KWIETNIOWYM NUMERZE NASZEGO MAGAZYNU. Zdaniem Pana PAWŁA SZCZERBOWSKIEGO, właściciela Instytutu LILI, w przypadku Pani Reni dokonała się nieprawdopodobna przemiana i to nie tylko pod względem urody. – Pamiętam, kiedy przyszła do nas pierwszy raz: skromna, wylękniona, cichutka jak myszka. A teraz wita pięknym uśmiechem, jej radosny głos słychać w całym Instytucie. Nabrała pewności siebie, odzyskała wigor i żyje pełnią życia. Zupełnie inna kobieta! Jesteśmy szczęśliwi mogąc dokonywać tak

wielkich przemian. Naszą misją jest „Najlepsi specjaliści w najlepszym miejscu”. Jestem dumny ze swojego zespołu.

Dzięki profesjonalistom z Instytutu LILI i zabiegom laserem X-lase Plus życie Pani Reni odmieniło się całkowicie. Kiedy odzyskała twarz i jej skóra zrobiła się gładka, jędrna i świeża, już w czerwcu 2017 znalazła pracę, z czym wcześniej miała problemy. Stała się osobą pewną siebie, świadomą swojej wartości, przedsiębiorczą. – Pokochałam LILI tak, że teraz korzystam na co dzień z usług Instytutu: podstawowej kosmetyki i fryzjera. Dzięki nim zmieniło się moje życie. Warto było tu przyjść. Sama się przekonałam i na swoim przykładzie inspiruję innych – zapewnia Pani Renata. LILI – piękny wybór...

Instytut Kosmetyki i Medycyny Estetycznej LILI Kęty • Kościuszki 14 (Galeria Park Kościuszki) tel. 884 069 523 • kontakt@instytut-lili.pl www.instytut-lili.pl www.facebook.com/lili.instytut

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 1 1


fElIEtoN

odwrócona dRabina Praca nauczyciela Poniekąd zbliżona jest do kaPłańskiej. dobrze by było, gdyby brała się z Powołania. każda Praca z dziećmi i młodzieżą należy do najtrudniejszych, nie mówiąc o odPowiedzialnoŚci za Świat, w którym będziemy funkcjonować. o tym najczęŚciej się nie mówi. łatwiej krytykować, Podważać autorytety i zazdroŚcić długich wakacji.

WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W DOMU. Wzorce podpatrywane u rodziców w znacznej mierze definiują to, w jaki sposób dzieci, gdy dorosną, będą się zachowywać. Im więcej krytyki pod adresem systemu edukacji, tym chętniej następcy będą te opinie powielać. Jeżeli dzieciak zapamięta, że nauczyciel to ten, który ma w życiu za dobrze i nie wie, co to normalna praca, że wyleguje się na długich wakacjach – jak można wymagać, by potem grzecznie odnosił się do nauczyciela, który dla niego mistrzem nie jest? Nastały czasy, w których naukę uważa się za jedną z usług. Rodzice zachowują się tak, jakby zapisując dziecko do szkoły, liczyli na to, że za parę lat odbiorą gotowy produkt. Niezależnie od tego, czy mówimy o szkole prywatnej czy publicznej, rodzic stawia się w roli klienta, który wymaga i oczekuje. Jeżeli dziecko nie umie matematyki i przynosi do domu coraz słabsze oceny, winny jest nauczyciel, bo nie potrafi uczyć. Nie dziecko, które nie ma motywacji ze strony rodziców, któremu w domu nie poświęca się czasu, które nie przejawia najmniejszych chęci zdobycia wiedzy. Winny jest nauczyciel i to on, zdaniem Państwa Roszczeniowych, powinien tłumaczyć się ze złych wyników dzieci. ABSURD, Z JAKIM SPOTYKAM SIĘ CZĘSTO – traktowanie nauczyciela jako osoby, która w pracy nic nie robi. Wymaga, niczego od siebie nie dając. Kiedy przypo-

1 2 L a dy ’ s C L u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

minam sobie swoją naukę i swoich nauczycieli, mam przed oczami inne obrazy. Ile to godzin spędzali na sprawdzaniu naszych zadań, testów i próbnych matur! Ile razy przychodzili do pracy wcześniej lub zostawali dłużej, by dać nam szansę poprawienia ocen. Ile razy zdarzało się, że oceny w dzienniku elektronicznym wskakiwały o godz. 3 w nocy lub 5 nad ranem. Ile razy zastanawiałam się, jak można funkcjonować, kiedy całą noc sprawdzało się dyktanda? Może miałam szczęście? Zostawili mi w głowie niemal same pozytywne wspomnienia. Pamiętam niezwykłego nauczyciela – jak w Stowarzyszeniu Umarłych Poetów wszedł na ławkę, fundując nam lekcję polskiego, której nie zapomnę do końca życia. Pamiętam profesor historii, która stawała za mną murem i z moich sukcesów była szczerze dumna, dodając mi sił do walki o następne. Pamiętam polonistkę, która obudziła we mnie ciekawość świata i w ciągu trzech lat stała się w moich oczach skarbnicą wiedzy i wzorem do naśladowania. I pamiętam wychowawców, których mogłam traktować jak prawdziwych przyjaciół. Jeśli więc nauczyciele są takimi pedagogami, jak ci moi, dlaczego młodzież jest coraz trudniejsza? MAMY DO CZYNIENIA Z ODWRÓCONĄ DRABINĄ AUTORYTETÓW. Kiedyś u podstaw wiedzy młodego człowieka leżały mądrości zdobyte od starszych. Mama wiedziała dużo, ale babcia więcej. Teraz dziadek prosi wnuka o pomoc w obsłudze telefonu. Młodzi uczą starszych, jak działa ten świat. Głodny doświadczeń dzieciak szuka wzorców w internecie – dość wątpliwym źródle mądrości, jeśli źle się szuka. Dlatego tak ważni są nauczyciele. Tacy, którzy

zbudują z uczniami więź opartą na zaufaniu i uświadomią im, że gramy wszyscy do tej samej bramki. Pedagog? Tak, mentor i osobisty przewodnik po życiu. Nie ze wszystkim przecież chce się iść do rodziców, a od rówieśników często uczyć się nie warto.

ANGELIKA WICIEJOWSKA

Fot. Arkady Raczek

K

iedyś nauczyciel to był ktoś. Figura, autorytet, dawca wiedzy i mądrości. Profesorowi należał się szacunek, a uczeń miał być posłuszny i pracowity. Za zlekceważenie obowiązków nauczyciel bił linijką po rękach, a rodzic poprawiał w domu. Takie były czasy, przyjaźnie uczeńmistrz raczej się nie zdarzały. Mimo że dawne metody wychowawcze to dzisiaj czysta abstrakcja, młodzież od najmłodszych lat uczona była szacunku i pokory, czyli tego, czego współcześnie tak brakuje.


reklAmA


Fot. tomasziskrzycki.ig.pl / Stylizacja: Episode-Konfekcja Damska

wywiad

1 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8


Mam licencję na sukces

Z EDYTĄ DWORNIK, właścicielką Agencji Mody Prestige w Bielsku-Białej, rozmawia Stanisław Bubin

Już 19 lat, z tego w Bielsku-Białej działam od 15. Organizujemy prestiżowe pokazy mody, gale biznesowe, konkursy piękności. Dwa lata temu wprowadziłam ofertę dla firm. To organizowanie eventów na wysokim poziomie w formie show, w otoczeniu mody i sztuki. A wcześniej?

Agencja powstała w Jastrzębiu-Zdroju, skąd pochodzę. W Bielsku-Białej znalazłam się dzięki mężowi, który prowadzi firmę Bestline Kuchnie & Wnętrza. Wcześniej sama pracowałam jako modelka, brałam również udział w konkursach piękności. Od zawsze interesowałam się modą, już w wieku 24 lat miałam swoje 3 butiki. Dlaczego zajęłaś się modą, modelkami, hostessami?

W ciągu 19 lat twojej działalności sporo się chyba zmieniło?

Zaczynałam od pokazów mody w Domu Kultury. Dzisiaj organizuję pokazy w galeriach, hotelach i nietypowych miejscach, na przykład w zamku książąt Sułkowskich. Jest więcej firm odzieżowych, projektantów mody, z którymi współpracuję, i rozmaitych imprez. Ludzie starannie wybierają, w jakich chcą uczestniczyć, nie zadowalają się już czymś zwyczajnym, mają porównania, więc oczekują wydarzeń i eventów

Fot. Agencja Limon

Zaczynałam w Domu Kultury w Jastrzębiu-Zdroju w wieku 18 lat jako instruktorka zajęć, kursów i warsztatów modelingowych dla dzieci i młodzieży. Uczyłam chodzenia,

poruszania się na scenie i wybiegu. Później włączyłam się także w organizowanie pokazów mody. I tak to się w Jastrzębiu-Zdroju zaczęło. Praca z młodzieżą to pasja, jestem dumna, że moje podopieczne modelki osiągają sukcesy. Cieszy mnie to, że pomagam spełniać marzenia młodych ludzi. Dzięki mojemu doświadczeniu, oprócz nauki prezentacji na wybiegu czy pozowania do zdjęć, uczę pewności siebie, otwartości i stawiania pierwszych kroków w zdobyciu pracy, co z pewnością pomaga wejść w dorosłe życie...

Fot. Maciej Rojczyk / Foto-Videorejestracja

Od jak dawna istnieje twoja Agencja i czym się zajmuje?

Uczestniczki i organizatorka The Look Of The Year Bielsko-Biała 2017

Projektantka mody Natasha PAVLUCHENKO i Edyta Dwornik, czerwiec 2017

wyprodukowanych i wyreżyserowanych na wysokim, profesjonalnym poziomie. Nie masz więc problemu z pozyskiwaniem i prezentowaniem nowych marek odzieżowych?

Najmniejszych. Zgłaszają się do mnie producenci odzieży, projektanci, butiki. Najchętniej wystawiają się poprzez konkursy piękności, zwłaszcza te licencjonowane, bo to dla nich gwarancja jakości i najwyższego poziomu. Moja agencja ma licencję na organizowanie regionalnych wyborów Miss Polonia i The Look of The Year Bielsko -Biała. To najstarszy i najbardziej prestiżowy konkurs modelingowy na świecie, organizowany od ponad 30 lat w przeszło 50 krajach. Wcześniej byłam organizatorem Miss Podbeskidzia i Miss World Poland Bielsko-Biała. Publiczność chętnie przychodzi na te konkursy ze względu na bardzo wysoki poziom, wartość prezentowanych kolekcji, świetną muzykę i oprawę oraz urodę modelek i mo-

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 1 5


Fot. tomasziskrzycki.ig.pl

Fot. Łukasz Kitliński

Właścicielka Agencji Mody Prestige na zdjęciach Łukasza Kitlińskiego i Tomasza Iskrzyckiego

A jak znajdujesz modelki?

Dziewczyn chętnych do pokazywania się na wybiegu jest zawsze dużo, świadczą o tym organizowane przez nas castingi. U nas każda modelka i model mają szansę na sukces. Projektanci odzieży, producenci często stawiają wysokie wymagania – i musimy się z ich oczekiwaniami liczyć. Sito jest więc bardzo gęste, a po castingu trzeba jeszcze długo i ciężko pracować, nim dziewczyny jako profesjonalne modelki pojawią się na wybiegu w blasku jupiterów, przy aplauzie publiczności. Znajdujemy w Bielsku-Białej prawdziwe skarby – dziewczyny piękne, zgrabne i niepospolite. Również niewysokie, które mogą zostać profesjonalnymi fotomodelkami. Wymień, proszę, te modelki, które są diamentami w twojej kolekcji.

W pierwszej kolejności trzeba powiedzieć o bielszczance Dominice Twardzik, finali-

1 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

stce The Look of The Year 2014, która teraz robi ogólnopolską i światową karierę. W 2017 roku piękna Małgosia Mitura została finalistką ogólnopolskiego konkursu Miss Polonia. Warto jeszcze wymienić takie nazwiska, jak: Agnieszka Śleziak (finalistka Miss Polonia 2011), Anita Sikorska

(Miss Polonia Podbeskidzia 2014), Angelika Bąk (Miss Podbeskidzia 2015), Kinga Adamczyk (Miss World Poland Bielsko-Biała 2016). Większość z nich bierze udział w pokazach znanych projektantów mody. Często ich zdjęcia można zobaczyć w prestiżowych pismach modowych.

Fot. Arkadiusz Górowski

deli. Organizujemy je w hotelach i restauracjach, które dysponują największymi salami. Tylko tam można zainstalować profesjonalny, 12-metrowy wybieg.

Widzowie doceniają profesjonalizm imprez organizowanych przez Agencję Mody Prestige


Fot. www.fotojurczak.pl

Robię je, wciąż jako jedyna, od 4 lat. Wspomniałam, że moja przygoda z dziećmi zaczęła się w Domu Kultury w Jastrzębiu--Zdroju. Robiłam tam dość długo pokazy z udziałem dzieci. Cieszyły się ogromnym powodzeniem. Tak wielkim, że któregoś dnia odwiedziła nas ekipa TVN, a po emisji programu do zapisów na kolejne występy tworzyły się kolejki. Pamiętając o tamtych doświadczeniach, postanowiłam powtórzyć sukces w Bielsku-Białej – i udało się! Zaczęłam organizować pokazy mody i targi Fashion Kids, które podobają się rodzicom, producentom dziecięcych marek odzieżowych, a przede wszystkim dzieciom, jako że wcześniej takich wydarzeń w naszym mieście w ogóle nie było.

Fot. Maciej Rojczyk / Foto-Videorejestracja

Obecnie perełką w działalności Agencji są pokazy mody dla dzieci.

Paulina Kubisz wygrała regionalną edycję The Look Of The Year Bielsko-Biała 2017

Małgosia Mitura, finalistka ogólnopolskiego konkursu Miss Polonia 2017

gala miss polonia Bielsko-Biała

Targi Fashion Kids

I na koniec: czy prowadzenie Agencji Mody może się znudzić?

dużo adrenaliny i pobudzają do działania. Publiczność i klienci doceniają nasz profesjonalizm, jakość i frekwencję na imprezach. Nagrodą jest zdanie, które często słyszę: „Nikt tak nie robi pokazów jak ty!” I o to właśnie chodzi!

Inne sukcesy Agencji?

To przede wszystkim osiągnięcia naszych modelek: Adrianny Sieklińskiej i Joli Wilczek, które zajęły pierwsze miejsca w prestiżowym konkursie The Look of The Year Polska. Sukcesem dla mnie jest również duże zainteresowanie młodzieży, dzieci i firm naszą ofertą. To produkcje pokazów mody, które cieszą się wielkim powodzeniem i uznaniem gości. Przed pokazami zawsze brakuje wolnych miejsc. W 2014 roku zorganizowałam charytatywny pokaz mody. Wielkim dokonaniem było zebranie dużej kwoty na Szpital Pediatryczny w Białej-Białej. Niesamowita satysfakcja.

Fot. www.fotojurczak.pl

Oczywiście, ponieważ targi przyjęły się i są oczekiwane. Zorganizujemy je do wakacji, podobnie jak konkursy Miss Polonia Bielsko-Biała i The Look of The Year Bielsko-Biała. Niewykluczone, że pokazy Fashion Kids odbędą się także jesienią, ze względu na sezonowość kolekcji dla dzieci. Poza tym z dziećmi fajnie się pracuje, a one traktują to jako dobrą zabawę.

Fot. Arkadiusz Górowski

W tym roku też się odbędą?

Nigdy w życiu! To jest tyle zdarzeń, przygód i wyzwań, tyle oczekiwań i sytuacji, z których trzeba szybko wybrnąć, że ta praca nie może się znudzić. Przygotowanie wybiegu, wysokiej jakości ekranu, muzyki, nagłośnienia, kolekcji, make-upu i fryzur modelek, konferansjerów, spełnianie wymogów każdego klienta – to niekończące się pasmo wyzwań, które dają

Czyli zdobyłaś licencję na sukces?

Tak.

Dziękuję za rozmowę.

Agencja Mody PRESTIGE Edyta Dwornik Bielsko-Biała • Mireckiego 17a www.amprestige.pl • biuro@amprestige.pl +48 600 077 609

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 1 7


THE lOOk Of THE YEAR BIElSkO BIAłA 2017

ROzDAnIE HOnOROwYcH STATuETEk PODczAS gAlI MISS POlOnIA. EDYTA DwORnIk z DOkTOREM BOgDAnEM SzYMAlą

THE lOOk Of THE YEAR BIElSkO-BIAłA w kAMElIOwYM zAkąTku

THE lOOk Of THE YEAR BIElSkO-BIAłA w zAMku SułkOwSkIcH

gAlA MISS POlOnIA BIElSkO-BIAłA

AnIA SOcAłA – MISS POlOnIA PODBESkIDzIA 2010

MISS PODBESkIDzIA 2015

MISS wORlD POlAnD RYBnIk

reklAmA

1 8 L a dy ’ s C L u b • n r 5 2 / 2 0 1 8


promocja


Superbrands

Polska Marka 2018

R

odzinna firma Mokate z Ustronia i jej produkt – lider rynku herbaty LOYD otrzymały tytuły Superbrands Polska Marka 2018 w najnowszym, prestiżowym badaniu konsumenckim w ramach największego niezależnego badania marek w Polsce. Kluczowym kryterium branym pod uwagę, było polecanie marki, wyrażające zaufanie do niej i uznanie jej jakości. Mokate i LOYD dostały po raz kolejny certyfikaty Superbrands na podstawie opinii ponad 10 tys. respondentów w badaniu przeprowadzonym we wrześniu 2017 przez instytut ARC Rynek i Opinia. Konsumenci pytani byli o opinie na temat prawie 2000 marek. Ankieta Superbrands jest największym badaniem siły marki w Polsce, wyróżniającym najlepsze znaki towarowe i wspierającym ich dalszy rozwój. Indeks siły marki mierzony jest przez międzynarodową organizację, działającą od ponad 20 lat w 80 krajach. W naszym kraju w ciągu 12 lat działalności metoda wyboru najlepszych marek rynkowych przeszła swoistą ewolucję – od wyboru przez grono ekspertów marketingu, aż do uznania głosu klientów, którzy

Certyfikaty Superbrands 2018 dla Mokate i LOYD

jako jedyni mają prawo oceniać marki. Metodologia uwzględnia strukturę społeczną pod względem płci i przedziału wiekowego, co gwarantuje pełny obiektywizm opinii. – To kolejny dobry rok dla herbat spod marki LOYD i Minutka. Umacniamy naszą pozycję, stale rozszerzając ofertę. Dowodem na to są liczne nagrody, jakie trafiły do nas w uznaniu herbacianych marek Mokate.

Z pewnością mocnym akcentem jest też kampania reklamowa marki LOYD, którą rozpoczęliśmy aż na 9 rynkach, a która będzie miała swoją kontynuację w kolejnych miesiącach 2018 roku – stwierdziła Sylwia Mokrysz, prokurent Mokate SA. Firma z Ustronia i jej herbaciane produkty wyróżniane są certyfikatami Superbrands corocznie od 2012 roku.

Firma Mokate funduje nagrody w konkursach dla studentów

Pamiątkowe zdjęcie z obchodów ćwierćwiecza uczelni

ła im. J. Tyszkiewicza. W tym roku w listopadzie minie 8 lat od uroczystego posiedzenia założycielskiego, w czasie którego

ści, przedstawiciele instytucji naukowych i kulturalnych, osoby bezpośrednio związane z biznesem. Rada to organ opiniotwórczy, kształtujący politykę edukacyjną uczelni, dzięki czemu umiejętności

Rada Pracodawców

N

iewiele jest uczelni, które by tak ściśle współpracowały z firmami z regionu i nie tylko, jak Bielska Wyższa Szko-

2 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

JM Rektor dr Jerzy Chrystowski powołał Radę Pracodawców BWS im. J. Tyszkiewicza. W jej skład wchodzą parlamentarzy-


absolwentów BWS są w pełni zgodne z oczekiwaniami ryku pracy. Uczestniczące w Radzie firmy umożliwiają też studentom BWS odbywanie u siebie praktyk zawodowych i realizację prac dyplomowych. W skład Rady Pracodawców wchodzi m.in. Sylwia Mokrysz,

prokurent Mokate SA w Ustroniu i jej przewodnicząca. Rodzinna firma Mokate od lat współpracuje z BWS im. J. Tyszkiewicza, dzieląc się wiedzą jako doświadczony potentat na rynku kawy i herbaty, umożliwiając zdobywanie praktycznych umiejętności studentom w swo-

brze oceniane przez studentów. Mury bielskiej uczelni opuściło dotąd blisko 3 tys. absolwentów z dyplomami licencjatów bądź inżynierów. Część z nich znalazła później zatrudnienie w firmie Mokate i pracuje w niej nadal. n

ich firmach i fundując nagrody w konkursach z marketingu i architektury. W październiku ub.r., w czasie jubileuszowej inauguracji roku akademickiego, Sylwia Mokrysz otrzymała Honorowy Medal 25-lecia BWS w uznaniu wybitnych zasług dla uczelni. Mokate jest bardzo do-

Bal Gorolski w Mostach

uż po raz 40. w pierwszą styczniową sobotę 2018 roku w Mostach koło Jabłonkowa na Zaolziu (Republika Czeska) odbył się tradycyjny Bal Gorolski w sali Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego. Dom PZKO pękał w szwach. Tradycyjnie rodzinna firma Mokate z Ustronia fundowała dla wszystkich gości herbaty LOYD i kawy Caffetteria Mokate. Bal Gorolski poprzedził jak zazwyczaj Międzynarodowy Przegląd Kapel Ludowych i Zespołów Folklorystycznych, w którym wystąpiły grupy Šmykňa, Istebna, Železiar, Honvéd, Wałasi, Muzika Milana Rendoša, Nowina, Ľudová hudba Terchová, Gorole i Friš. Zabawę gorolską rozpoczęto później od tradycyjnego chodzonego, po czym wesoło bawiono się do białego rana. Do Mostów przyjechali goście z całej Europy, między innymi z Węgier, Francji, Rumunii i Polski. Wszyscy

Fot. Wiesław Przeczek / zwrot.cz

J

czuli się jak u siebie w domu. W czasie zabawy odbyła się też licytacja szopki rzeźbiarza ludowego Pawła Kufy. Jej cena wyjściowa 15 tys. koron czeskich została wylicytowana na 220 tys. koron. Pieniądze zostaną przeznaczone w całości na remont mosteckiego Domu PZKO.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 2 1


Fot. Roman Anusiewicz

Artykuł sponsorowAny

RODzInnY PORTRET PAńSTwA ORTYl: RODzIcE gEnOwEfA I JózEf ORAz IcH SYn PAwEł

25 lat wytwórni narzędzi skrawających ortyl w Bielsku-Białej

ROdzinne

doświadczenia

józef ortyl, założyciel obchodzącej w tym roku 25-lecie wytwórni narzędzi skrawających ortyl, Przyjechał do bielska-białej z małoPolski. to były lata siedemdziesiąte. jak wielu innych, Ściągnęły go do miasta Świetlane PersPektywy w tworzącej się wtedy fabryce samochodów małolitrażowych. gierek obiecywał „malucha” dla każdego kowalskiego, fabryka Potrzebowała fachowców, a Pan józef znał się na swojej robocie jak mało kto, Pracował Przecież w mieleckiej wsk.

N

iespokojnym duchem byłem – mówi. – Robiłem na państwowym, a cały czas chodziło mi po głowie, że trzeba mieć własną firmę. Po zmianie ustroju marzenia o własnej firmie odżyły. Spory udział miała w tym żona Genowefa, wtedy pracująca jako intendentka w przedszkolu. – Wcale mi w tych planach nie przeszkadzała – żartuje pan Józef. Na początku lat 90. państwo Ortylowie wyjechali na wczasy do Jugosławii, ale zanim przekroczyli granicę, pan Józef zdążył złożyć w FSM wypowiedzenie z pracy. Już wiedział, co chce robić. Miał upatrzoną

2 2 L a dy ’ s C L u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

do wydzierżawienia halę produkcyjną przy ulicy Traugutta. – Wtedy były ogromne trudności z nabyciem maszyn, toteż zanim się zwolniłem, zabezpieczyłem sobie tyły. W tym sensie, że miałem od fabryki samochodów gwarancję otrzymania potrzebnych maszyn w użyczenie, ponieważ w FSM uznany zostałem za kooperanta i głównego dostawcę narzędzi skrawających. Miałem umowę na odbiór produkcji. Pani Genowefa: – Dali nam maszyny najpierw nieodpłatnie, a później je wydzierżawili. Po jakimś czasie zaproponowali odkupienie ich. Fiat te maszyny wycenił

i odsprzedał nam. A było tych maszyn 10: tokarki, frezarki, szlifierki. To był czas reorganizacji FSM, fabrykę zaczęli przejmować Włosi i Fiat likwidował narzędziownię. Sporo tych maszyn poszło do ludzi, część na złom, bo oni przywieźli swoje, jeszcze lepsze. UMOWA Z FIATEM BYŁA DOBRA DLA JÓZEFA ORTYLA, ale... nie za dobra. Gwarantowała zbyt produkcji, lecz przecież wiadomo, że gdy ma się do czynienia z jednym odbiorcą, może być różnie. Co będzie, gdy się rozmyśli albo znajdzie


Artykuł sponsorowany

Zdjęcia: archiwum firmy Ortyl

był petentem, wisiał u klamki wielkich firm. Nie to co dzisiaj! Pan Józef: – Ja byłem kierowcą, żona przewodnikiem. Nie było wtedy autostrad i GPS-ów.

faktury, odbierała telefony, bo przecież nie było komórek, był jeden numer wewnętrzny, pakowała detale i razem z mężem jeździła po materiały i do hartowni. O trzeciej rano pobudka, o czwartej wyjazd – i w drogę! Stale narzędziowe szybkotnące były wówczas trudne do zdobycia, trzeba było jeździć za nimi po całej Polsce. Nie było firm transportowych, człowiek

Inżynier Paweł Ortyl: To trudna dziedzina. Trudność, ale i wyzwanie polega na tym, że nie ma stałej, powtarzającej się produkcji. To nie jest taśma. Codziennie można otrzymywać inne zlecenia. To są narzędzia specjalne

Fot. Roman Anusiewicz

innego dostawcę? – Obawiałem się, że Fiat może od umowy odstąpić i wtedy będę załatwiony, więc intensywnie szukałem innych odbiorców. Znalazłem na szczęście, jako że przez dłuższy czas byliśmy jedyną prywatną firmą narzędziową na Podbeskidziu. Tak tworzyła się nasza marka. To były czasy, kiedy na rynku rządzili producenci. Dzisiaj rządzą odbiorcy, w końcu minęło ćwierć wieku. Nie warto jednak narzekać, trzeba się dostosowywać do zmian, wyprzedzać oczekiwania. Pan Józef wspomina: – Bardzo dobrze się czułem w roli prywatnego przedsiębiorcy. Nie było łatwo, ale wreszcie na swoim! Na początku zatrudniałem ludzi wziętych z Fiata. Tych, co chcieli odejść. Ja ich znałem, oni znali mnie i mieli zaufanie. Na początku to było ich kilku. Z czasem interes zaczął się rozkręcać. – Wpierw dzierżawiłem jedną halę, potem dwie, trzy. Z trzech pracowników zatrudnienie wzrosło do pięćdziesięciu. To trochę jednak trwało... Mamy tu takich, którzy u nas pracują od szkoły, po dwadzieścia lat. Wtedy ludzie do pracy byli, nie to co dzisiaj. Trudno teraz o fachowców. Poszukujemy szlifierzy, ostrzarzy i innych. Ludzi z doświadczeniem w zawodzie i bez doświadczenia, do nauki. Oferujemy dobre i stabilne warunki pracy. Pani Genowefa zastanawia się, kiedy zostawiła przedszkole i przeszła do wytwórni? Po trzech czy czterech latach jej istnienia. – Kiedy mąż zakładał firmę, nasi synowie byli już duzi. Jeden miał wtedy 22 lata, drugi 13. Obaj wyrośli w atmosferze firmy, uczyli się pracować na maszynach. Poznawali fabrykę od najniższych szczebli. W firmie od wielu lat kieruje administracją, księgowością, finansami. Kiedyś była jedyną kobietą w zakładzie, ładnych parę lat. Pisała wszystko: oferty, zamówienia,

DO ROZMOWY WŁĄCZA SIĘ INŻ. PAWEŁ ORTYL, młodszy syn, dziś właściciel wytwórni, menadżer: – Przykład rodziców działał na mnie niesamowicie. Z pasji i praktyki zostałem frezerem. I dodaje: – To trudna dziedzina, wymaga wielu lat nauki. Trudność, ale i wyzwanie polega na tym, że u nas nie ma stałej, powtarzającej się produkcji. To nie jest taśma. Codziennie możemy otrzymywać inne zlecenia. To są narzędzia specjalne. Pod każde zamówienie trzeba stworzyć wszystko: oprogramowanie, rysunki, dokumentację, modele. Chociaż są też sytuacje, że najbardziej skomplikowane zadania robi się na maszynach konwencjonalnych, ręcznie. CNC, maszyna sterowana numerycznie, to zaawansowana technologia, po-

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 2 3


Artykuł sponsorowany

trafi wiele, ale... to tylko komputer. Są takie detale, których po prostu nie da się zaprogramować. Trzeba stanąć przy maszynie konwencjonalnej i zaufać rękom mistrza. – Dlatego oprócz maszyn najnowszej technologii mamy też maszyny konwencjonalne, tradycyjne, nieuniknione w naszej branży. Często stoją i czekają na swoją kolej, aż przychodzi zlecenie na jakiś detal i okazuje się, że dwa razy szybciej mistrz zawodu zrobi go ręcznie, nim przygotujemy program i model w maszynie sterowanej numerycznie. Takie są realia tej branży – podkreśla inż. Paweł Ortyl.

2 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Firma Ortyl ma kilkudziesięciu odbiorców, wśród nich wielu znaczących, począwszy od lotnictwa, przez producenta kaloryferów, na motoryzacji skończywszy

ZAŁOŻYCIEL WYTWÓRNI OD 2010 ROKU JEST NA EMERYTURZE. Przeszedł na nią w wieku 65 lat. I oddał firmę synowi. Na pytanie, czy ciężko się było rozstać z firmą, śmieje się: – Człowiek do śmierci się nie rozstanie, trudno jest przecież opuścić swoje dziecko. Przychodzi do zakładu raz, dwa razy w tygodniu, służy radą, zagląda we wszystkie kąty. Szczerze mówi, że już się na tych

komputerowych maszynach nie wyznaje, od tego są młodzi. Paweł jest inżynierem po Politechnice Śląskiej w Gliwicach i Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Sukcesywnie przejmował firmę, aż dokonała się zmiana pokoleniowa. Teraz firma działa we własnych halach przy ulicy Grażyńskiego. Planowali od dawna, że zbudują własną wielką halę, ale kryzys gospodarczy, któ-


Artykuł sponsorowAny

inżynier PAWEŁ ORTYL: najbardziej sKompliKowane zadania robi się na maszynach Konwencjonalnych, ręcznie. cnc, maszyna sterowana numerycznie, to zaawansowana technologia, potraFi wiele, ale są detale, Których nie da się zaprogramować. trzeba stanąć przy maszynie Konwencjonalnej i zauFać ręKom mistrza

ry rozpoczął się w Ameryce w 2007 roku i ogarnął później świat, zastopował inwestycję. Jeśli gospodarka ma problemy, firmy nie kupują narzędzi, więc nie ma co ryzykować. Przy spadku zamówień – a narzędziownie jako pierwsze odczuwają tąpnięcia na rynku – zaczynają się problemy. Wszystko jest powiązane. W dużych firmach nikt nie robi zapasów, a firma Ortyl ma kilkudziesięciu odbiorców, wśród nich wielu znaczących, począwszy od lotnictwa, przez producenta kaloryferów, na motoryzacji skończywszy. Paweł Ortyl: – Frezowanie to nie tylko zawód, ale i pasja. Kiedy kończyłem szkołę, mama chciała, żebym poszedł studiować prawo. Nawet podchodziłem do egzaminów, ale jednak bardziej mnie techniczne kierunki pociągały. Na politechnikę dostałem się od strzału. Zacząłem w Gliwicach, lecz później przeniosłem się na uczelnię w Bielsku-Białej, żeby połączyć studia z pracą. W DOMU STARAJĄ NIE ROZMAWIAĆ O PRACY. Tego byłoby za wiele. Nie przenoszą problemów zawodowych na domowe, trzeba umieć je rozdzielać. Ale kiedyś, przyznaje mama, bardzo dużo pracowali i w firmie, i w domu. Kiedy ma się własny biznes, głowa cały czas jest nim zajęta. Pani Genowefa przyznaje, że po otwarciu firmy nie wyjeżdżali nigdzie przez dziesięć lat. Wie, co mówi. Ona też jest na emeryturze od paru dobrych lat, mimo to pracuje. Nie potrafi inaczej. Przyzwyczaiła się, że jest emerytem pracującym. Paweł Ortyl: – Gdyby ktoś na poważnie wysłał moich rodziców na emeryturę i zabronił im tu przychodzić, to jakby spalił najcenniejszą księgę. Encyklopedię wiedzy i doświadczeń. Nie wyobrażam sobie tego! Niejeden wykładowca z tytułem profesorskim „wymiękłby” przy moich rodzicach. Szeroka wiedza i umiejętności, jakich nie znajdzie się w żadnym podręczniku! FIRMA ORTYL ŚWIĘTUJE W TYM ROKU 25 LAT. Co dalej, jaką wizję przyszłości ma rodzina? Inż. Paweł Ortyl od-

powiada krótko: – Kolejne 25 lat. A potem jeszcze więcej. Mama i tata są zadowoleni, że firma została w rodzinie. Bo gdyby syn nie zakochał się we frezarce? Żartują, że wtedy trzeba by ją sprzedać i przenieść się na Malediwy.

A poważnie – mieli już propozycję sprzedaży, lecz jej nie ulegli. Nie sprzedaje się marzeń ani swojej pasji. Cały czas Paweł Ortyl myśli o dalszym rozwoju, stworzeniu wielkiej fabryki. Plany są, działka pod inwestycję też. Ta dziedzina produkcji nie znosi zastoju. Kto nie inwestuje – cofa się. Marzy mu się zatem, że na 25-lecie, które przypada w sierpniu, zacznie budować halę w podstrefie ekonomicznej w Jasienicy. Może więc w sierpniu zatknie wiechę? Tego firmie Ortyl szczerze życzymy. STANISŁAW BUBIN

ORTyL

Wytwórnia Narzędzi Skrawających ORTYL rozpoczęła działalność w 1993 roku. Powstała na bazie wieloletnich doświadczeń w zakresie produkcji i regeneracji narzędzi skrawających. Produkuje wysokiej jakości narzędzia skrawające z węglika spiekanego i stali szybkotnącej, m.in. wiertła prawo- i lewoskrętne, wiertła wielostopniowe, przeciągacze i przepychacze, rozwiertaki, pogłębiacze, frezy palcowe i obwiedniowe do kół zębatych, noże kształtowe, walce do gwintów i gwintowniki. Często o nietypowych kształtach i niespotykanych wymiarach. Bogate, 25-letnie doświadczenie, stałe podnoszenie jakości produkcji, a co za tym idzie podnoszenie jakości świadczonych usług i zastosowanie nowoczesnych technologii produkcji sprawiają, że oferowane przez firmę produkty są zawsze najwyższej jakości i znajdują zastosowanie zarówno w produkcji masowej, jak i jednostkowej. Wytwórnia gwarantuje wysoką jakość i pomoc technologiczną, która jest uznawana przez odbiorców w kraju i za granicą. Wykonuje detale według przekazanej dokumentacji technologicznej, jak i według własnej. Posiada wysokiej jakości zaplecze technologiczne, korzysta ze sprawdzonych rozwiązań i najnowszych innowacji technologicznych.

Wytwórnia Narzędzi Skrawających ORTYL Grażyńskiego 38/40 • Bielsko-Biała tel. 33 816 86 49, 33 496 99 71, 509 899 034 www.ortyl.pl • poczta@ortyl.pl

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 2 5


nauka

BĘDZIEMY NIEŚMIERTELNI?

W centrum handlowym zobaczyłam mężczyznę. Rzadko obracam się za panami, ale tym razem zrobiłam to! Był wysoki i poruszał się pewnie. P o chwili uświadomiłam sobie, na czym skupiła się moja uwaga – miał protezę nogi . G dyby nosił długie spodnie , a nie bermudy, nie zauważyłabym pewnie jego przypadłości . W ruchach nie miał nic z inwalidy. W tedy przypomniałam sobie sąsiada , który lata temu uległ wypadkowi w kopalni i chodził o lasce . M iędzy nimi różnica była kosmiczna !

W

spółczesne protezy umożliwiają użytkownikom powrót do normalnego, aktywnego życia. Nie mówię tylko o samodzielnym chodzeniu, bez kul czy wózka. Wielką nowinką techniczną są teraz elektroniczne kolana, które przez mikroprocesory sterowane są komputerowo. W trakcie chodzenia, kiedy noga jest obciążona, kolano analizuje siłę nacisku i rodzaj podłoża, aby użytkownik poruszał się możliwe najsprawniej. Prócz „zwyczajnego” chodzenia, dzięki ustawieniu kolana w trzech trybach, proteza umożliwia bieganie lub jazdę na rowerze. Są też protezy, w których paraolimpijczycy mogą pływać. Kilka lat temu powstała bioniczna proteza ręki, przekazująca bodźce dotykowe do mózgu. Neuronowy interfejs łączy układ nerwowy pacjenta z sensorami wbudowanymi w protezę, co pozwala użytkownikowi kontrolować skomplikowane ruchy ręki i palców. Dzięki takiej ręce można już rozróżniać fakturę materiałów i substancji, np. bawełny lub wody. System, łącząc czujniki z siecią neuronową, przywraca ludziom wrażenie czucia, a nawet posiadania dłoni. Pomaga też w likwidowaniu bólów fantomowych po utracie kończyn. ZDOBYCZE NAUKOWCÓW stają się coraz bardziej wyrafinowane, co daje pa-

2 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

DOROTA BOCIAN

służy przede wszystkim do leczenia pacjentów dotkniętych retinopatią barwnikową. Choroba atakuje w wieku młodzieńczym i w ciągu kilku-, kilkunastu lat całkowicie pozbawia wzroku. Cierpi na nią ok. 1,5 mln ludzi na świecie. Argus składa się z dwóch elementów. Pierwszy to implant siatkówkowy, łączący się ze zniszczoną przez chorobę siatkówką naturalną. Drugi element to kamera na okularach pacjenta. Oba połączone są bezprzewodowo. Obraz z kamery przesyłany jest do implantu, tam 60 elektrod pobudza wciąż sprawne komórki siatkówki, by wysłały do nerwu wzrokowego informację o obrazie. Proteza pomaga ludziom, którzy wzrok utracili, a nie niewidomym od urodzenia, lecz to ma się wkrótce zmienić – ba, sztuczne oko ma być doskonalsze od naturalnego!

cjentom możliwości, o jakich wcześniej nikomu się nie śniło. Utrata wzroku to rzecz straszna. Tak jak opracowujemy sztuczne odpowiedniki narządów wewnętrznych i kończyn, tak uparcie dążymy do stworzenia sztucznego oka, które pozwoli niewidomym ponownie oglądać świat. Pierwszy na świecie implant czytania nazywa się Argus II. Testy trwają od 2008 r. Bioniczny system przywraca wzrok w podstawowej, prostej formie, ale w nowszej wersji umożliwia już rozpoznawanie liter i cyfr. Argus II

NATURA INSPIRUJE NAUKOWCÓW do tworzenia technologicznych wymienników części ciała. Świetnie sprawdzają się sztuczne stawy: oprócz wspomnianego wcześniej kolanowego, wymienia się stawy biodrowe, skokowe, barkowe, łokciowe. Fragmenty kości, chrząstki, części kręgosłupa, więzadła stawowe, ścięgna. Implanty w mózgu przywracają sparaliżowanym zdolność chodzenia, a słuch – ślimakowe implanty osobom z obustronną głuchotą


KOLEJNYM WYMIENNYM ORGANEM ma być nerka. Wszczepialna sztuczna nerka to biohybrydowe urządzenie naśladujące pracę nerki i usuwające zanieczyszczenia, sól i wodę. Ma ono zastąpić dializy. Istnieje też prototyp ludzkiego płuca, który może ratować życie chorym na mukowiscydozę. Naukowcom z RPA udało się wyprodukować sztuczną krtań, która osobom po operacji pozwoli odzyskać głos. Pod koniec roku ma być dostępna w pełni automatyczna syntetyczna trzustka, samodzielnie dozująca insulinę. Zespół prof. Tomasza Ciacha z Wydziału Inżynierii Chemicznej i Procesowej Politechniki Warszawskiej pracuje nad sztuczną krwią, która wygląda jak zabielona woda.

Teraz wymieniamy tylko części, a kiedyś pewnie powstanie sztuczny człowiek

lub poważnym niedosłuchem. Od lat trwają badania nad sztuczną skórą. Pracuje nad nią wielu naukowców. Na Uniwersytecie Stanforda udało się „wyhodować” tworzywo imitujące prawdziwą skórę i reagujące na dotyk. Materiał poddano testowi, który polegał na przecięciu go na pół przy pomocy skalpela. Następnie obie części ściśnięto z sobą na kilka sekund. Po chwili struktura odnowiła się w 75%, a po upływie 30 minut – w 100%! Na dodatek może ona regenerować się więcej niż raz. Chyba tylko Wolverine z X-Mena tak potrafi!... Są to fantastyczne rozwiązania, a cóż dopiero, gdy pomyślimy o sztucznych narządach wewnętrznych. W 2013 r. w szpitalu Georges Pompidou w Paryżu przeprowadzono operację wszczepienia sztucznego serca. Naśladuje ono ludzki organ i przeznaczone jest dla pacjentów z ciężkimi schorzeniami kardiologicznymi, głównie w podeszłym wieku i z nadwagą (ze względu na rozmiar i wagę serca, bo jest ono trzykrotnie cięższe od ludzkiego). Próby wszczepienia urządzenia podejmowano wcześniej, ale były to sytuacje przejściowe, stosowane u pacjentów oczekujących na przeszczep żywego organu. Główną przeszkodą w szerokim stosowaniu sztucznego serca jest jednak nie technologia, lecz cena. Tytanowe serce kosztuje ok. 160 tys. euro. W maju 2013 r. w Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu zaczęto produkować polskie protezy serca, z założenia tańsze od wspomnianego serca tytanowego.

Projektanci mody nie zostają w tyle – oto bioniczne legginsy

Futurystyka frapuje też artystów. Album Christiny Aguilery nosi tytuł „Bionic”

Bionika to dziedzina łącząca biologię i technologię, wykorzystująca zasady działania żywych organizmów do budowy urządzeń technicznych, które bez wątpienia przyczyniają się do ratowania życia ludzkiego. Ale – jak bywało w wielu innych dziedzinach naukowych – daje ona także możliwość manipulacji. Niektórzy przewidują nawet, że wymiana pewnych części ludzkich będzie wygodna i modna, bo dostaniemy „lepsze modele”. Ba, może

będziemy mogli sięgnąć po... nieśmiertelność! Czy jeśli pokryję się skórą Wolverina już nigdy nie będę mieć zmarszczek? A gdy się zużyje – skóra bądź inne organy – to je sobie wymienię?! Czy nasze dzieci i wnuki będą tak robić? Czy dzięki rozwiniętym technologiom staną nieśmiertelne i będą się bawić w poprawianie Pana Boga? Naprawdę istnieją granice, których nie ośmielimy się przekroczyć? Póki co, nie ukrywam, że wynalazki rodem z Terminatora robią na mnie duże wrażenie. Autorka od 6 lat prowadzi Open Business Boutique. Promuje działalność na własny rachunek i harmonię w życiu. Dzieli życie i pracę między Polskę a Włochy, tworząc dwa wielokulturowe domy.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 2 7


Fot. Waldemar Gorlewski / Agencja Gazeta

wywiad

Puszcza Białowieska jest jak Wawel Mówi ADAM WAJRAK, dziennikarz, ekolog i społecznik

Za co kocha pan Puszczę Białowieską?

Za to, że pozwala na kontakt z wielką przygodą i wielką przyrodą. Puszcza każdego dnia, o różnych porach, wygląda inaczej, zmienia się, ewoluuje, rozwija. Odwiedziny na szlaku przypominają codzienne nurkowanie, zanurzanie się w czymś wyjątkowym i mistycznym, odkrywanie nowych, zjawisk i istot tu żyjących. A Teremiski?

Decyzję, by zrezygnować z mieszkania w Białowieży (w 1996 opuściłem Warszawę, z której pochodzę) i przenieść się w samo serce puszczy, do miejsca, gdzie przyroda otacza człowieka dookoła, podjęliśmy z żoną Nurią Selvą Fernandez przypadkiem. Nie mieliśmy wyboru, a okres wynajmu w Białowieży się kończył. Dom w Teremiskach był jedynym, jaki mogliśmy kupić. Ale nie żałuję. Pod naszym domem, dziwną chatą z polanek opałowych polepionych wapnem, często bywają żubry, czasami wilki, nie wspominając o innych zwierzętach, które zaglądają codziennie. Wychowaliśmy w tym domu masę zwierząt: wydrę, kuny... Stąd książka Kuna za kaloryferem.

2 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Życie z dala od cywilizacji wiąże się jednak z pewnymi niewygodami.

Zawsze jakąś cenę za własne wybory trzeba zapłacić. Życie w Teremiskach wymaga, by porąbać drewno na opał do pieców, ściąć trawę wokół domu. Jak mogę, robię to – choć coraz rzadziej – kosą, nie kosiarką elektryczną czy spalinową. Naprawy dachu są kosztowne i trudne. Mało kto wie, jak to zrobić dobrze. Za to dom jest ciepły zimą i chłodny latem, a magia miejsca wynagradza trud. Ukochana osoba, z którą pan mieszka...

Pokochałem Nurię, Hiszpankę z Sewilli, od pierwszego wejrzenia. Za piękne kruczoczarne włosy. Najpierw na nie zwróciłem uwagę, kiedy ją poznałem. Nuria w ramach programu Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży badała w Polsce życie ssaków padlinożernych (kruki, bieliki, kuny, borsuki, lisy) i traktowała te zajęcia poważnie. Przygotowywała pracę naukową na temat puszczy. Jak mówił Jacek Kuroń, gwarancją udanego związku są wspólne pasje między obojgiem partnerów. Nas połączyła miłość do Puszczy Białowieskiej. Nuria to piękna, wrażliwa, mądra i poukładana osoba. Jestem


szczęściarzem, że mogę dzielić z nią życie i mieszkać w Puszczy Białowieskiej...

Czego najbardziej obawia się pan teraz?

Jestem optymistą, ale boję się, że Polska zacznie się wycofywać z Unii, poza poukładane europejskie zasady, a to miałoby katastrofalny wpływ na przyrodę. Stalibyśmy się podatni na wpływy korporacji i międzynarodowych lobbystów. Boję się też drastycznych zmian klimatu, które będą działać na naszą szkodę. Z tym problemem można sobie radzić tylko wspólnie, na forum międzynarodowym. Plany na przyszłość?

Wracam do mojej puszczy, a potem planuję kolejną podróż do Arktyki, żeby wypocząć. Tu jest mi za gorąco. Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA AGNIESZKA ZIELIŃSKA

Fot. Materiały prasowe

To polskie wielowiekowe dziedzictwo narodowe. Jak Wawel (to porównanie Czesława Miłosza). Wymaga ochrony przede wszystkim dla zwierząt, które w niej mieszkają, takich jak dzięcioł trójpalczasty, dzięcioł białogrzbiety, sóweczka włochatka, żubry, wilki, jelenie (58 gatunków ssaków!). Prawie połowa polskiej populacji żubra europejskiego jest skupiona w Puszczy Białowieskiej. W końcu 2014 żyły w puszczy 522 żubry. To ich matecznik. Losy żubra są przykładem, jak można w krótkim czasie doprowadzić gatunek do krawędzi zagłady i ile trudu wymaga potem jego ratowanie. A w puszczy żyją też rzadkie owady, jak bogatek wspaniały, i rzadkie grzyby, porosty, śluzowce. To ostatni tak dobrze zachowany las naturalny na Niżu Europejskim. Puszcza jest jedynym polskim obiektem przyrodniczym wpisanym przez UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa. Wycinka drzew (także z powodu kornika drukarza), to pozbawianie środowiska życia wielu gatunków porostów, mszaków i chrząszczy, a także miejsc lęgowych ptaków i miejsc życia gryzoni. Pośrednio to także pozbawianie pokarmu innych zwierząt. Dla mnie puszcza jest czymś w rodzaju Wielkiej Rafy Koralowej, gdzie wszystko opiera się na bogactwie żywych i martwych drzew. Owszem, puszcza jest poraniona przez rozpoczętą sto lat temu przez niemieckiego okupanta wycinkę i przez ciągłe starania leśników, by zamienić ją w zwykły las, jednakże naturalne procesy życiowe są tu na tyle silne, że nawet ta część puszczy, która została przekształcona przez ludzi, może wrócić do pierwotnego stanu. Musimy tylko przestać w nią ingerować całkowicie albo bardzo tę ingerencję ograniczyć. Zamach na puszczę jest nie tylko skokiem na przyrodniczy skarb i światowe dziedzictwo ludzkości, nie tylko zagrożeniem dla wielu rzadkich gatunków, ale zamachem na naszą narodową tożsamość, na jedną z najpiękniejszych rzeczy, pozwalających nam, obywatelom, identyfikować się z naszym krajem.

Fot. Wydawnictwo Agora

...która wymaga ochrony!

serwatywne, twórcy teorii spiskowych, nie doceniają polskiego społeczeństwa, jego miłości do przyrody. Polacy potrafią być bardzo zdeterminowani, są inteligentni i umieją myśleć strategicznie. Gdy walczyliśmy o Dolinę Rospudy w 2007, równie wyjątkowe miejsce na polskiej mapie przyrody, w badaniach CBOS ponad 40% ankietowanych całkowicie popierało ideę obrony przyrody, a przeciw było tylko coś 20%.

Czyli za zamach na puszczę nie lubi pan Szyszki?

Czy lubię byłego ministra, czy nie – kompletnie nie ma znaczenia. Zresztą, mamy nawet wspólne zdjęcie z 1999: stoimy z Janem Szyszką obok siebie i rozmawiamy przyjaźnie o chrząszczach biegaczowatych, których życie Szyszko badał. Był doskonałym znawcą tej tematyki. I gdyby pozostał przy badaniach chrząszczy biegaczowatych, zamiast zajmować się polityką, byłoby dla wszystkich o wiele lepiej. Nie przerażają pana oskarżenia o eko-terroryzm?

Ekolodzy broniący puszczy, jak ja, nie walczą z ludźmi. To walka z pewnymi przekonaniami, postawami. Słyszałem już, że jestem eko-terrorystą, zielonym nazistą, eko-żydem. Powiem szczerze, nawet lubię nazwę eko-terrorysta, choć trudno sobie wyobrazić działacza Greenpeace z dredami, który biegnie podłożyć bombę. Gdzie i przeciw komu miałby to robić? To groteskowe! Środowiska kon-

ADAM WAJRAK

Rocznik 1972. Dziennikarz związany z Gazetą Wyborczą. Opublikował m.in. (Za)piski Wajraka, Przewodnik prawdziwych tropicieli, To zwierzę mnie bierze, Wilki, wspólnie z żoną Nurią Selva Fernandez Zwierzaki Wajraka i Kuna za kaloryferem, wspólnie z Tomaszem Samojlikiem Umarły las. Jest ekologiem, obrońcą zwierząt. Angażuje się w akcje ochrony przyrody, m.in. w obronę Doliny Rospudy, a obecnie walczy z wycinką drzew w Puszczy Białowieskiej. Jako jedyny Polak został w 2005 uznany za Bohatera Europy przez amerykański tygodnik Time za obronę środowiska naturalnego. Niedawno był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Dąbrowie Górniczej.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 2 9


Fot. Ryszard Kukla

podróże

Nasza autorka przed bazyliką Sacre Coeur

Magia Paryża Korespondencja własna z Francji Renata Kukla

Przed

katedrą

Notre Dame

znajduje się wbudowana w chodnik gwiazda , od której odmierza się odległo -

ści dzielące francuską stolicę od innych miast

Sekwanę

z powrotem .

To pokochałam to miasto.

L

działa !

Znalazłam

Francji . Podobno

się w tym samym miejscu już dwa miesiące później

abirynt starych, brukowanych uliczek, placyki i ogrody, eleganckie butiki, galerie sztuki – wszystko to tworzy niesamowity klimat Paryża. Można w nim być, ale przede wszystkim trzeba go poczuć. Mnie się udało, miałam szczęście. Każdy powinien sam znaleźć przepis na zwiedzanie Paryża, lecz nie każdemu się udaje. Zawiedziesz się, jeśli będziesz się trzymać utartych szlaków. Ja wybrałam spacer po miejscach, o których niekoniecznie można przeczytać w przewodnikach. Żydowska dzielnica Le Marais. Specyfikę tego miejsca tworzą przytulne kawiarenki, restauracje, bary z niebanalnym menu. Oczywiście wszystkie koszerne, choć szyld Koszerna Pizza nieźle nas ubawił. To właśnie w Marais zjedliśmy kawałek najpyszniejszego sernika pod słońcem. Wiedzeni cudownym zapachem, weszliśmy do koszernej piekarni Korcarza przy 29 Rue des Rosiers, której założycielem w 1946 roku był Polak, łodzianin, Józef Korcarz. Ogromne blachy

3 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

gdy dotkniesz tego miejsca , wrócisz nad

– tak

bardzo

pełne ciast i świeżego chleba przyciągają z ulicy niemal wszystkich. Obsługą piekarni zajmują się do dziś dzieci i wnuki Korcarza. Wzgórze Montmartre to jedyne naturalne wzniesienie Paryża. Można na nie wejść lub wjechać kolejką. Miesza się na nim towarzystwo z całego świata. Atmosferę tworzą malarze, rzeźbiarze i innej maści artyści. Urocze wąskie uliczki wokół bazyliki Sacré-Cœur zachęcają do spacerów. Zapach Crêpes Suzette, płonących naleśników z syropem pomarańczowym, przyjemnie rozchodzi się wokół. To najbardziej popularne danie w tym miejscu. Na wzgórzu Montmartre mieliśmy szczęście trafić na jarmark, gdzie można było spróbować miejscowych specyfików: sera, wędlin i pieczywa. Każde z nich smakowało zupełnie inaczej niż polskie odpowiedniki. Francuzi często suszą wędliny, więc nie wymagają one przechowywania w lodówce. Sery we Francji to zdecydowanie najbardziej popularny produkt. Trudno było ich nie zauważyć, bo specyficzny zapach rozciągał się daleko


Fot. Ryszard Kukla

Fot. ARC Piekarnia Korcarza

Wewnątrz Galerii Lafayette

Galeria Lafayette w świątecznym klimacie

siątki innych kawiarenek. Dlaczego? Amélie Poulain to bohaterka komedii romantycznej „Amelia” z 2001 roku. Dziewczyna zmieniała życie ludzi na lepsze. Nieświadomie filmowa fikcja spełniła się naprawdę. Sceny do filmu kręcono w tej właśnie kawiarni. Przed rozpoczęciem zdjęć do „Amelii” właściciel kafejki rozważał jej zamknięcie z powodu kłopotów finansowych. Jednak po premierze filmu oprócz obowiązków zawodowych musiał znaleźć czas na udzielanie wywiadów i pozowanie do zdjęć z turystami, a kawiarnia stała się żyłą złota. Cieszy się tak ogromna popularnością, że zawsze jest tam mnóstwo ludzi. Wystrój kawiarni jest

RENATA KUKLA Autorka mieszka w Jaworzu, jest kosmetyczką i wizażystką. Jej hobby to mafia. Zbiera książki i kolekcjonuje filmy poświęcone przestępczości zorganizowanej. Uwielbia podróże, sama planujac swoje trasy. Żeby dotrzeć do miejsc, które chciała zobaczyć i rozmawiać z ludźmi, których chciała poznać, nauczyła się kilku języków.

Fot. Jerzy Ronkiewicz

Fot. ARC

poza obszar straganu. Sklepy spożywcze możdokładnie taki, jak w filmie. Dodano tylko na wyczuć na ulicy kilka metrów wcześniej – zdjęcia Amelii, którą zagrała Audrey Tautak mocny aromat mają francuskie sery. Mimo tou. Film zdobył wiele prestiżowych nagród, że zapach nie zawsze jest zachęcający, smak sew tym pięć nominacji do Oscara. rów jest niepowtarzalny! Przepyszne, a każdy Jako kobieta nie byłabym sobą, gdybym nie inny, niepodobny do poprzedniego. wspomniała o zakupach. Gdzie mogą być Trudno uwierzyć, że Pola Elizejskie (Avenue wspanialsze niż w Paryżu? Tutaj każdy znajdes Champs-Élysées) były kiedyś zwykłym podzie coś dla swojej kieszeni. Galeria Lafayette Pola Elizejskie lem uprawnym, a tak właśnie było. Dziś okrena dwie godziny stała się moim domem. Warślane są mianem najpiękniejszej ulicy świata. Jest szeroka, a Łuk to dodać, że w Lafayette znajduje się piękna kopuła z witrażem, pod Triumfalny stanowi jej zwieńczenie. To naprawdę robi wrażenie. którą warto przystanąć, by rozkoszować się jej widokiem. Po Paryżu najwygodniej poruszać się metrem. Doskonałe po- Panuje dość powszechna opinia, że Francuzi nie znają angielskiego. łączenia pomagają uniknąć korków. W ten sposób dostałam się To krzywdzący stereotyp – nie zdarzyło mi się, by ktoś poproszodo pewnego niesamowitego miejsca. Ludzie tłoczą się nawet ny o pomoc nie znał tego języka. Są mili i uprzejmi, uśmiechnięci. na chodniku, by wypić filiżankę kawy, mimo że obok stoją dzie- Dlaczego mają taka opinię? Może to stereotyp sięgający korzeniami dziesiątek lat wstecz, kiedy rzeczywiście tak było? Paryż obecnie postrzegany jest jako miasto niebezpieczne ze względu na zamachy terrorystyczne. Czy jest jednak miejsce, o którym można powiedzieć, że jest całkowicie bezpieczne? Mam nadzieję wrócić do Paryża jeszcze wiele razy. Jak każde duże miasto, ma ono też swoje ciemne oblicze. Sporo bezdomnych, a po niektórych dzielnicach strach przechadzać się nawet w dzień. To „urok” światowej metropolii. Jednak usiąść w jednej z kafejek na placu Jean-Marais, obok bazyliki, obserwować ulicznych grajków, malarzy, ludzi pozujących do portretów, turystów, paryżanki spacerujące z pieskami – bezcenne! Lub popijać francuskie wino, myśleć o wszystkim i o niczym. Bo Paryż to nie tylko bieganie po zabytkach, Mona Lisa, Luwr i wieża Eiffla. Paryż to magia ukryta w uliczkach. Wystarczy dać się jej ponieść...

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 1


Zdrowie w miodzie

Fot. Jakub Skop

natura

Wszystko, co pochodzi od pszczół, jest przydatne i niezmiernie korzystne dla człowieka. Zwykle myślimy o słodyczy miodu, tymczasem pszczoły dostarczają o wiele więcej cenniejszych rzeczy

N

iewiele istot na ziemi posiada tak bogatą literaturę, jak te małe dzielne oblatywaczki. Niedziwne też są legendy krążące wokół nich i ich produktów, zwłaszcza w kontekście zdrowia. Czy miód naprawdę jest tak korzystny, czy to tylko pszczelarski marketing? Odpowiem wprost: rola, jaką miód odgrywa w żywieniu i profilaktyce zdrowotnej, jest dziś aktualna bardziej niż kiedykolwiek w historii. Coraz więcej ludzi interesuje się naturalnymi sposobami żywienia i leczenia. Dzięki nowym badaniom, przeprowadzonym przez wybitnych dietetyków i lekarzy, rozwikłaliśmy wiele zagadkowych procesów zachodzących w miodzie, a rezultaty tych badań medycyna mogła zastosować w leczeniu ludzi. NAJSTARSZY DOKUMENT PISANY, traktujący o właściwościach leczniczych

3 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

niż sama słodycz

pii – leczeniu jadem pszczelim. Dawkowanie i czas stosowania zależą od wieku, masy ciała i samopoczucia. Zawsze trzeba pamiętać o naczelnej zasadzie sformułowanej przez Hipokratesa: po pierwsze nie szkodzić. Trzeba więc zwracać uwagę na ewentualne alergie i jakość produktów pszczelich, które na różnych ludzi działają różnie – na jednych silniej, na innych słabiej.

JAKUB SKOP

miodu, pochodzi z Egiptu sprzed 4000-5000 lat. W antycznej Grecji tacy mężowie, jak Hipokrates i Pitagoras, twierdzili, że siły, zdrowie i długowieczność zawdzięczają pszczelim produktom. Także i dziś fascynują one naukowców i laików, nieskłonnych do łykania tabletek. Słyszy się więc o apiterapii – leczeniu produktami pszczelimi, i apitoksynotera-

NAJCENNIEJSZĄ WŁAŚCIWOŚCIĄ MIODU jest zdolność do hamowania rozwoju mikroorganizmów. Za bakteriobójcze działanie miodu odpowiada inhibina, substancja pochodząca z organizmu pszczół. Zauważono też, że z rozcieńczeniem miodu wzrasta jego aktywność antybiotyczna. Badania bakteriologiczne wykazały, że miód silnie działa inhibicyjne na bakterie powodujące próchnicę zębów. Ponieważ zawiera bardzo mało sacharozy, nie stwarza warun-


ków do jej rozwoju. Zbawienny wpływ miodu pszczelego na układ oddechowy można tłumaczyć jego właściwościami antybakteryjnymi, przeciwzapalnymi i wykrztuśnymi. Miód wspomaga regenerację uszkodzonego nabłonka dróg oddechowych, przyspiesza gojenie błony śluzowej poprzez wchłanianie wody z chorej tkanki. Najlepsze efekty uzyskuje się w początkowej fazie choroby. Może być stosowany w ostrych i przewlekłych stanach zapalnych oskrzeli, płuc, gardła, nosa, migdałków, w nieżycie śluzówki gardła, strun głosowych i stanach alergicznych. Przyspiesza działanie olejków eterycznych, co ułatwia wykrztuszanie i oddychanie. DZIĘKI DUŻEJ ZAWARTOŚCI GLUKOZY I FRUKTOZY miód jest łatwo przyswajalny. Obecna w nim cholina wpływa korzystnie na pracę mięśnia sercowego. Systematyczne spożywanie miodu wzmaga siłę skurczu i wydolność mięśnia sercowego, reguluje akcję serca i poprawia ukrwienie naczyń wieńcowych. Wpływa również na rozszerzenie naczyń i w efekcie obniża ciśnienie tętnicze krwi. W terapii chorób układu krążenia i serca miód stosuje się przede wszystkim jako środek wspomagający podstawowe leczenie lub zapobiegawczo. Profilaktycznie można go stosować w przypadku niedokrwistości spowodowanej niedoborem żelaza, gdyż podwyższa poziom hemoglobiny we krwi. Często jest też spożywany przez kobiety ciężarne cierpiące na nadciśnienie tętnicze, a niemogące brać leków syntetycznych. Miód stymuluje przewód pokarmowy, może być stosowany we wszystkich schorzeniach układu trawiennego. Nie zakwasza organizmu, przeciwdziała fermentacji, a kwasy i enzymy w nim zawarte ułatwiają szybsze i dokładniejsze trawienie pokarmów. Jest przydatny w leczeniu zapaleń żołądka i jelit zarówno pochodzenia bakteryjnego, jak i wirusowego. Reguluje czynności wydalnicze i motorykę jelit. Pomaga w zwalczaniu przewlekłych biegunek i zaparć, zarówno u dorosłych, jak i dzieci. Miód jako produkt zawierający ponad 70% glukozy i fruktozy, jest łatwo przyswajalny przez wątrobę i dlatego bardzo przydatny w leczeniu jej schorzeń. Cukry te nie podlegają procesom trawiennym w przewodzie pokarmowym, lecz są bezpośrednio wchłaniane do krwiobiegu już w jamie ustnej. Glukoza odżywia komórki wątroby i spełnia ważną funkcję w odtruwaniu organizmu, warto więc spożyć miód

PSzczOłA ROBOTnIcA

zapobiegawczo przed... piciem alkoholu. Osłabia on także działanie kawy czy tytoniu. MIÓD MOŻE BYĆ WYKORZYSTYWANY DO LECZENIA wirusowego i przewlekłego zapalenia wątroby, żółtaczki mechanicznej, zapalenia pęcherzyka i dróg żółciowych czy kamicy żółciowej. Miód nie obciąża nerek, a rozszerzając naczynia krwionośne, zwiększa filtrację. Dzięki temu jest środkiem wspomagającym w lecze-

niu chorób układu moczowego. Działa też ożywczo na system nerwowy, szczególnie w stanach przemęczenia, wyczerpania psychicznego, napięcia nerwowego, depresji, wycieńczenia, apatii i otępienia starczego. Dzięki właściwościom uspokajającym jest przydatny w leczeniu bezsenności. W wielu krajach kuracje miodowe są cennym środkiem wspomagającym leczenie nerwic i depresji. Jest też często wykorzystywany w leczeniu chorób oczu. W tych przypadkach zalecane jest stosowanie świeżo przygotowanych wodnych roztworów na bazie miodu w formie kropli czy kompresów. Przeciwbakteryjne właściwości miodu powodują, że można go stosować także w przypadku schorzeń zewnętrznych. Przyspiesza bowiem gojenie ran, oparzeń, owrzodzeń, żylaków, leczy alergiczne liszaje i egzemy. Jest skuteczny w łagodzeniu stanów zapalnych jamy ustnej, a także w paradontozie. Twierdzenie ojca medycyny nowożytnej, Paracelsusa, jakoby nasze łąki i lasy były prawdziwymi aptekami, zyskuje na nowo utracone znaczenie. Pszczoły w tym kontekście zasługują na najwyższy szacunek i nietykalność. Są po prostu świętością, o której wiedzieli nasi przodkowie, lecz nam zdarzyło się o tym zapomnieć. Oby na krótko!

Autor jest kapitanem Krauzy Miodu (www.krauzamiodu.pl), pszczelarzem skansenu Zagroda Wsi Pszczyńskiej, członkiem Śląskiego Związku Pszczelarzy, wiceprezesem Stowarzyszenia Pszczelarzy Ziemi Pszczyńskiej i organem nadzorczym Fundacji Rój. Zamienił wielką pasję – archeologię, na jeszcze większą – pszczelarstwo. reklAmA

książka, która otwiera oczy

„Bosko nieidealna” Jowita Trzaska Surowy, bezpretensjonalny, pozbawiony lukru opis zdarzeń, jakie przychodzą nam do głowy, gdy otwieramy drzwi przeszłości. Książka, w której każdy znajdzie cząstkę siebie.

M

ocna jak czarna kawa – taka właśnie jest ta książka. Autorka w prosty, ale dosadny sposób opowiada o realiach swojego życia. Bez zbędnego koloryzowania i głaskania czytelnika wymierza cios prawdą prosto w serce. I ta prawda dociera, obezwładnia, krzyczy. To książka dla każdego, kto jest gotowy na przyjęcie faktu, że nie jesteśmy idealni (i nigdy tacy nie będziemy), ale możemy z tym żyć i czerpać z tego radość. To książka również dla tych, którzy robią wszystko, aby walczyć ze swoimi wadami, a w tym czasie przegapiają swoje życie. Autorka otwiera oczy na wiele spraw. Pozwól, aby otworzyła też Twoje. Polecam! Monika Mróz

Książkę można zamówić na stronie www.boskonieidealna.pl


Dietetyk radzi

NIE KARM RAKA!

PRZEWIDYWANIA DLA KRAJÓW ROZWINIĘTYCH wskazują, że na raka zachoruje co trzeci mieszkaniec, z czego połowa umrze z powodu nowotworów złośliwych. Poskromienie raka stanowi więc jedno z najważniejszych wyzwań naszej cywilizacji. Na rozwój zmian nowotworowych ma wpływ wiele czynników: • palenie tytoniu, • nadmierna masa ciała – nadwaga i otyłość, które zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia choroby, • picie alkoholu, • nadmierne spożywanie produktów zawierających substancje rakotwórcze (aflatoksyny, benzopiren), a także zawierających spore ilości barwników i konserwantów, • spożywanie czerwonego mięsa, • ekspozycja na promienie UVA i UVB latem, korzystanie z solarium, • spożywanie nadmiernych ilości cukrów prostych (słodyczy), • zbyt małe spożycie warzyw i owoców zawierających substancje biologicznie czynne, które potrafią neutralizować niekorzystne działanie innych czynników, • brak aktywności fizycznej.

3 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Fot. Magdalena Ostrowicka

Największym wyzwaniem współczesnego człowieka, dbającego o zdrowie, jest zapobieganie nowotworom złośliwym i ich leczenie. Rak zbiera żniwo coraz szybciej i w coraz większym stopniu – jest główną przyczyną śmierci Polaków przed 65. rokiem życia.

JUSTYNA CIEŚLICA

CO TRZECI PRZYPADEK RAKA może być rezultatem nie tyle niewłaściwego stylu życia, co przede wszystkim błędnego sposobu żywienia. Dowodem na to są liczne badania doświadczalne czy epidemiologiczne. Pod lupę wzięto skład diety, jakość odżywiania się, w tym nieregularność ja-

dania posiłków, sposób ich przygotowania, obecność substancji dodatkowych, które przenikają do organizmu przez celowe ich umieszczanie w produktach spożywczych, a także niewłaściwe przechowywanie żywności czy jej przygotowanie. Czynników jest naprawdę sporo i warto im się przyjrzeć. Można bowiem zawczasu uchronić siebie i bliskich przed chorobą. Choć uznawane za cenne źródło energii i wartości odżywczych, w tym witamin i minerałów – bakalie, płatki zbożowe czy orzeszki mogą być skażone aflatoksynami wytwarzanymi przez grzyby. Toksyny te silnie działają na komórki wątrobowe, zwiększając ryzyko rozwoju raka wątroby. W żadnym razie nie powinno się zjadać produktów nadpleśniałych, zwłaszcza tych, które zawierają tłuszcz! Aflatoksyny idealnie się w nich rozpuszczają, więc powinniśmy omijać nie tylko spleśniałe orzechy, ale także śmietanę, sery i ciasta. Nie mamy pewności co do ich przydatności do spożycia? Nie dajmy się skusić! Aflatoksynami mogą być zanieczyszczone również mięso i mleko, ponieważ przedostają się one do organizmu zwierząt ze skażoną paszą.


TRZEBA UNIKAĆ PRODUKTÓW obfitujących w środki konserwujące, zwłaszcza najbardziej niebezpieczne azotany i azotyny. A te obecne są w produktach, które pojawiają się na naszych stołach dość często. Są to sery żółte, szynki, kiełbasy i wszelkie przetwory mięsne. Są one dodawane celowo lub powstają w procesie przetwórstwa. Obecne są również w warzywach, ponieważ związkami tymi nawozi się glebę, co jest procesem nagminnym i niekontrolowanym. Kiedy związki takie znajdą się w organizmie ludzkim, zostaną przekształcone w nitrozoaminy, wykazujące silne działanie nowotworowe. Podobne działanie wykazują policykliczne węglowodory aromatyczne, w tym benzopiren, powstający w czasie wędzenia czy grillowania. Toksyczne węglowodory zaburzają pracę genów odpowiedzialnych za prawidłowe podziały komórkowe, co może przynieść w konsekwencji wytworzenie niebezpiecznych ognisk nowotworowych. Ten sam skutek może przynieść obecność w diecie akrylamidu, powstającego w czasie przetwarzania produktów zawierających skrobię. Dokładniej – w czasie smażenia. Będą to więc chipsy, frytki, pączki, a także wszelkiego rodzaju produkty panierowane, np. ryby smażone na tłuszczu wielokrotnie wykorzystywanym. Unikajmy więc smażonych produktów w restauracjach i barach szybkiej obsługi! NIE DA SIĘ POMINĄĆ ROLI CUKRU, a dokładniej – jego nadmiernej ilości. Mechanizm powstawania raka jelita grubego, żołądka czy jajników jest dość złożony, ale nadwaga i otyłość nie ułatwiają wyjścia

PODSTAWOWE ZASADY DIETY ANTYRAKOWEJ

• jedzmy posiłki regularnie, w równych odstępach czasu, • pijmy wodę i napoje niesłodzone, w tym herbatę ziołową lub zieloną, • nie jedzmy produktów smażonych na głębokim tłuszczu i w panierce, grillowanych i wędzonych, • zrezygnujmy z szynek, konserw, gotowych przetworów mięsnych nasyconych związkami azotu, zastępując je samodzielnie przygotowanymi produktami, • jedzmy regularnie warzywa i owoce, najlepiej ze sprawdzonych, gospodarstw; są one źródłem antyoksydantów, czyli przeciwutleniaczy – naturalnych substancji chroniących przed rakiem (buraki, aronia, wiśnie, pomidory, czarna porzeczka, maliny, jeżyny, jabłka, śliwki, marchew), • unikajmy alkoholu i papierosów, • słodycze ograniczmy do minimum, zastępując je naturalnymi słodkimi produktami, np. owocami suszonymi, • wyrzucajmy produkty nadpsute, dotknięte pleśnią, • omijajmy żywność przetworzoną, zawierającą barwniki, substancje zapachowe itp. • nie jedzmy zbyt dużych ilości czerwonego mięsa (ścisły związek z zapadalnością na nowotwory wykryto przy spożyciu 160 gramów czerwonego mięsa dziennie). z choroby, raczej przyśpieszają jej rozwój. Następstwem zwiększenia ilości cukru rafinowanego w diecie jest zmniejszenie ilości zjadanych owoców i warzyw, które mają spore ilości błonnika (usuwającego to, Nie daj rakowi szansy, stosuj się konsekwentnie do reguł diety przeciwnowotworowej

co zbędne dla organizmu) i dostarczają cennych narzędzi do walki z rakiem – witamin i minerałów. Podwyższony poziom insuliny powoduje zwiększone wydzielanie czynnika wzrostu IGF-1, który silnie przyśpiesza podział komórek, a tym samym powstawanie ognisk zapalnych. Wszystko to ma olbrzymi wpływ na nasze zdrowie i walkę z potencjalnym czy atakującym już wrogiem, jakim jestem nowotwór. Jeśli chcemy ograniczyć lub wyeliminować jego ryzyko, koniecznie musimy przyjrzeć się najczęściej popełnianym błędom żywieniowym, znacząco odbiegającym od zaleceń dietetyków i lekarzy. No i nie wolno nam unikać ruchu! Codzienna dawka aktywności fizycznej to podstawa. Autorka jest inż. biotechnologii, ekspertem ds. żywienia, dietetykiem i konsultantem żywieniowym. Prowadzi indywidualną praktykę zawodową. Współpracuje z siecią poradni dietetycznych. Uczestniczy w konferencjach i szkoleniach nt. poradnictwa żywieniowego, żywienia w sporcie, alergiach i nietolerancjach pokarmowych.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 5


kosmetologia

INWESTYCJA

W ZDROWĄ SKÓRĘ Dostaję dużo zapytań dotyczących sposobów na poprawę kondycji skóry. Jakich preparatów używać i co robić, żeby mieć piękną cerę. Jeśli chcemy się cieszyć dłużej dobrym wyglądem i piękną cerą, należy w nią zainwestować. Nie bez powodu artykuł nosi tytuł „Inwestycja w zdrową skórę”. I nie jest to wyłącznie kwestia, ile wydamy, ale jaki mamy dla siebie program.

3 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Fot. Magdalena Ostrowicka

W

poprzednich numerach Lady’s Club opisałam pięć ważnych etapów skutecznej pielęgnacji, przedstawiłam propozycję zmiany stylu życia, zachęcałam do wprowadzenia zdrowych nawyków w odżywianiu. Ci z Państwa, którzy mieli okazję przeczytać niektóre z moich artykułów, wiedzą, że w codziennej pracy kosmetologa propaguję holistyczną koncepcję zdrowia i urody. Mocno skupiam się na harmonii i życiu w równowadze, gdyż tylko taki stan organizmu prowadzi do zdrowia. Uczę, jak te proste zasady rutyny wprowadzać w codzienne życie, jak przez odpowiednią pielęgnację, odżywianie i ćwiczenia fizyczne odzyskać energię do działania, czuć się zadbaną, zdrową i piękną – dosłownie i w przenośni. Często bowiem pozytywna aura czy blask bijący z wnętrza organizmu, to właśnie zmiana nastawienia do życia i systematyczna dbałość o zdrowie. Jak wspomniałam, nie bez powodu zatytułowałam artykuł „Inwestycja w zdrową skórę”. Często używam tego sformułowania w rozmowach z paniami przychodzącymi do mojego salonu, gdy pytają, jak zadbać o kondycję skóry. Omawiam wtedy program pielęgnacyjny, doradzam odpowiednie zabiegi i dobieram właściwe preparaty, które należy stosować w domu. Tylko zintegrowana pielęgnacja w salonie i w domu przyniesie spodziewane rezultaty. Zakup kremu dedykowanego do potrzeb danej skóry to nie zbytek czy próżność, lecz inwestycja w siebie.

JOANNA SKOREK-KOPCIK SKÓRA TO NASZ NAJWIĘKSZY ORGAN, pełni wiele funkcji, między innymi ochronną. Zabezpiecza przed szkodliwymi czynnikami środowiska i dlatego musimy o nią dbać codziennie, systematycznie – nie tylko od święta. Na zabiegi do salonu przychodzimy raz na miesiąc czy rzadziej, więc nie zwalnia nas to od codziennej dbałości o skórę twarzy i ciała. Niedobrze jest, gdy zaczynamy oszczędzać na zdrowiu, jedzeniu i pielęgnacji. Skórę mamy jedną i nie będzie ona taka sama do końca życia. Jeśli chcemy cieszyć się dłużej dobrym wyglądem i piękną cerą, należy w nią inwestować. Prowadząc warsztaty urodowe, często zadaję uczestniczkom pytania o najważniejsze

obszary ich życia. Na jednym z pierwszych miejsc pojawia się zdrowie. Okazuje się jednak, że nie robimy zbyt wiele dla poprawy urody i kondycji organizmu. Jesteśmy niecierpliwi i oczekujemy szybkich rozwiązań: tabletki na dobry nastrój, zastrzyku z botoksu, zabiegu odsysania tkanki tłuszczowej. Wiem, że wprowadzanie zmian jest trudne. Ciężko utrzymać dyscyplinę w odżywianiu, ćwiczeniach i pielęgnacji. Dlatego do zmiany sposobu myślenia zachęcam panie swoim przykładem. Od kilku lat praktykuję jogę, co sprawia, że czuję świetnie. Ustąpiły bóle kręgosłupa, mam dobrą kondycję, prostą sylwetkę i dotleniony organizm. Niezmiennie od lat rozpoczynam każdy dzień szklanką ciepłej wody z cytryną (czasem, wedle uznania, dodaję imbir i miód na odporność), płuczę usta olejem (o zaletach oleju pisałam w poprzednim numerze LC). Wstaję przed 6 rano, żeby mieć 30 minut ciszy i spokoju tylko dla siebie. Ograniczam produkty źle wpływające na cerę: cukier, mąkę, słodycze, tłuszcze zwierzęce. Wzbogacam codzienny jadłospis o ciepłe zupy warzywne, kasze i zdrowe oleje. Dwa razy w roku wykonuję badania krwi i określam poziom witamin. Są na rynku urządzenia (skanery) służące do badania poziomu karotenoidów (naturalnych antyoksydantów) w organizmie. Ich wysoki poziom świadczy o dobrej kondycji systemu immunologicznego i większej odporności na działanie wolnych rodników. Osoby dbające o urozmaicone posiłki i dietę bogatą w warzywa


i minerały mają piękną skórę. Pozytywne zmiany można zaobserwować już po 2-3 miesiącach od rozpoczęcia planu zdrowego odżywiania i pielęgnacji. SUPLEMENTACJA TEŻ JEST WAŻNA i ma duży wpływ na jakość skóry. Nie jesteśmy w stanie w codziennym pożywieniu dostarczyć organizmowi zalecanych wartości witamin i minerałów. Zrobiłam kiedyś doświadczenie i przez 4 miesiące przestałam zażywać witaminę D3. Kiedy potem zrobiłam badanie, okazało się, że wartości spadły poniżej wymaganego poziomu. Podobnie jest z innymi witaminami. Odczuwam wyraźną poprawę formy psychofizycznej, kiedy systematycznie stosuję dostosowaną do moich potrzeb suplementację. Aby móc zadbać o siebie w domu, warto wykonywać automasaż twarzy. Kiedy jednak ta metoda pielęgnacji nam nie odpowiada, wówczas z pomocą mogą przyjść urządzenia wykonujące zabiegi na twarz i ciało. Są one idealnym rozwiązaniem dla zapracowanych – umożliwiają wykonanie zabiegu na twarz w 15 minut. Takim urządzeniem, które stosuję i polecam jest Galvanic Spa System, podręczny galwanizator. Sprawia on, że skóra po zabiegu jest odżywiona, nawilżona, delikatnie rozświetlona i napięta, a to za sprawą bogatych w składniki odżywcze ampułek wtłaczanych do skóry. Efekt zabiegu jest podobny do mezoterapii igłowej,

Jednym z godnych polecenia zabiegów domowych jest automasaż twarzy

ale bardziej naturalny i mniej bolesny. Natomiast oczyszczanie twarzy i jednoczesny masaż pobudzający możemy wykonać oscylatorem mikropulsacyjnym LumiSpa. Jeśli dobrze poszukamy, zapewne znajdziemy różne technologie pielęgnacyjne, które mogą być przydatne w domu. Najlepiej opierać się na sprawdzonych urządzeniach dobrych marek lub poprosić o rekomendację osoby, które z takich metod korzystają i są zadowolone, ponieważ widzą efekty zabiegów. Uważam, że nie ma lepszej inwestycji, niż we własne zdrowie i dobre samopoczucie. Stare powiedzenie mówi: Lepiej wydać na piekarza niż na lekarza. Dodam, że lepiej zadbać o profilaktykę anti-age, niż stanąć

przed dylematem: tabletka, igła czy zabieg skalpelem? Jeśli w odpowiednim czasie należycie zadbamy o skórę, będziemy dłużej cieszyć się dobrym wyglądem i będzie to proces naturalny. Życzę Czytelniczkom Lady’s Club uważności i świadomych wyborów, a także zachęcam do zadawania pytań: joanna.kopcik@cityspa.com.pl. Autorka jest kosmetologiem, ekspertem ds. zdrowia i urody, współwłaścicielką salonu City Spa & Wellness przy ul. Jordana 19 w Katowicach, www.cityspa.com.pl

Zabiegi i suplementy niewiele pomogą, jeśli nie zadbamy o codzienną porcję ruchu

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 7


fElIEtoN

z piórkami w rzyci do polityki legenda uniwersytecka głosi, że w przeszłości jeden z wykładowców, zdegustowany wynikaMi egzaMinu, Miał krzyknąć do studentów: „w waszyM wieku aleksander Macedoński podbijał świat”. tę potyczkę wygrali żacy, ripostując: „no tak, ale jego nauczycieleM był arystoteles”. Morał? trudno być MentoreM, szczególnie politycznyM.

W

historii różnie z tym bywało. Władysław Warneńczyk na przykład też miał doradców. Dzisiaj fake mentorzy, odwrotnie niż Szatan z Mistrza i Małgorzaty, mają dobre chęci, ale wychodzi im jak zwykle, czyli do rzyci. W tym miejscu Czytelnikowi należy się wyjaśnienie, dlaczego lepiej tu pasuje staropolskie określenie pośladków. Współczesny język dyskursu tak schamiał, że przy ordynarnych określeniach używanych w przestrzeni publicznej stara poczciwa d..a stała się niegorszącą potocznością. Kwestią nierozwiązaną pozostaje jednak dwuznaczność, a nawet wieloznaczność określeń typu człowiek d..a, z d..y strony etc. Niepoprawne politycznie, a dla autora felietonu samobójcze są skojarzenia, o których w epoce #MeeToo nawet nie wolno pomyśleć. Stąd dla przeżycia dużo bardziej życiowe pozostaje użycie słowa rzyć. Można je analizować w kontekście językowym, antropologicznym, socjologicznym, kulturowym bądź jakimkolwiek innym. W czasach szerzenia się mody na regionalizmy i autonomie, poszukiwania wszystkiego co wyróżnia (bo przecież nie dzieli), prapolska rzyć nieodwołalnie łączy. Znajdziemy ją w gwarze góralskiej, śląskim dialekcie, ale i warszawiak z purystą językowym „rzyć” zrozumieją i docenią. W skrócie rzecz ujmując: Rzyciom przeciwko separatyzmom! Hiszpanie i Katalończycy takiego słowa nie mają, stąd ich nieporozumienia. Prof. Miodek twierdzi, że gwary są skamielinami języka polskiego. Rzyć jest ponad wszystko: neutralna i koncyliacyjna, a zatem – bez skojarzeń – pożądana. Robić coś z piórkiem w rzyci, znaczy silić się na wulgarną i prostacką oryginalność. Określa się tak kogoś bez osobowości, usilnie starającego się zaistnieć. Puszy się taki jak paw, tyle że ten ma co zaprezentować. Kiedyś celebrytka Doda zrobiła furorę z powodu

3 8 L a dy ’ s C L u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

(nie)banalnego tła, jakie stworzyła dla nowo wybranej Głowy Państwa. Kilka lat temu redaktor Żakowski w Polityce wygłaszał peany na temat inteligencji wspomnianej piosenkarki. I proszę: mentor opozycyjnych polityków Jacek Żakowski skrytykował ich za absencję w wigilię 2017 roku w trakcie czytania Konstytucji pod Pałacem Prezydenckim. Wygarnął im, że sprzedali demokrację za karpia, choinkę i święta. Taka rada to pocałunek śmierci. Trzeba być pozbawionym elementarnego wyczucia pulsu społecznego, by proponować takie działanie. Jedni, dla których jest to czas magiczny, śpiewają kolędy i idą na pasterkę, bo wiedzą, że takiej tradycji nie ma nigdzie. Drudzy – kontestatorzy – opuszczają Polskę, by spędzić ten czas z dala od świątecznej gorączki. Wszystkich można zrozumieć. Jednak ani jedni, ani drudzy pod pałac nie przyjdą. Logiczne! Pomysł czytania Konstytucji w wieczór wigilijny był rozpaczliwą próbą zaistnienia, z góry skazaną na śmieszność i niską frekwencję. W polityce nic tak nie hańbi, jak śmieszność. Żakowski następnym razem powinien zaproponować opozycji polityczne seppuku. Efekt będzie ten sam. Jaskrawym przykładem modłów o przedłużenie medialnego bytu była też prezentacja Planu Petru. Szkoda kopać leżącego. Warto zauważyć, że nie tylko wybór mentora świadczy o błyskotliwości ucznia. Można odwrócić tę zasadę. Podobno Petru należał do najlepszych uczniów Balcerowicza. Niedaleko pada następczyni od poprzednika. Pani Lubnauer, przywódczyni partii, najpierw chciała się z wściekłości samozawiesić, no ale liderce nie wypada. Dzień później dokonała drugiego samounicestwienia, przyznając, że dwuletni staż parlamentarny na koszt podatnika dla ultranowoczesnych wybrańców narodu to za mało, by zrozumieć tajniki procedowania ustaw. Im pawian wyżej na drzewie, tym bardziej widać, że...

nie ma piórek, ale i tak bardzo niezręcznie. Rządzący też mieli wpadki. Obok wyjścia przed szereg w sprawie Komisji Weneckiej i zaproponowania poszerzenia stolicy o okoliczne gminy bez konsultacji społecznych, najgorszym błędem było bezdialogowe zderzenie Szydło z Komisją Europejską. Teraz to wyzwanie dla Morawieckiego (i chyba jedyny powód dobrej zmiany na jeszcze lepszą). Pomyłki wizerunkowe siły wiodącej są, póki co, wymazywane z pamięci publicznej przez cudowną gumkę błazenad oponentów. Nie wolno przekraczać Rubikonu samobójczej pewności siebie, podlanej sosem autouwielbienia, prowadzącego do ogłoszenia się boskim Cialdinim sceny politycznej. Wtedy, wbrew regule marketingu, głoszącej, że w walce Dawida z Goliatem większość ludzi sympatyzuje z tym pierwszym, można bezkarnie doradzać każdemu sztabowi wyborczemu, by nie robił nic, bo ma wybory wygrane i kandydat musiałby przejechać po pijaku ciężarną zakonnicę na przejściu dla pieszych, by przegrać. Wyniki znamy. Lewitujący nad rzeczywistością społeczną fake mentorzy mogą doradzać wyjście na ulicę z piórkiem w rzyci. Słuchacze tych rad powinni wziąć pod rozwagę, że konsekwencji politycznych nie ponosi ten, co doradzał, ale ten, co majtał nim w przestrzeni medialnej. Szczególnie gdy otoczenie lizusów wmawia mu, że to były skrzydła kircholmskiej husarii. Dr Marcin Gacek – socjolog, pracownik Instytutu Socjologii UŚ. Zajmuje się socjologią polityki, marketingiem politycznym, mediacjami i negocjacjami. Poza artykułami naukowymi publikował w kwartalniku „Opcje” i miesięczniku „Śląsk”. W latach 2008-2012 stały komentator w audycji „Temat do dyskusji” w Polskim Radiu Katowice.


reklAmA

Twoje Spa w środku miasta

Jesteśmy z Państwem od 14 lat. Działamy z pasją i zaangażowaniem. Nasza misja: Zadowolenie i komfort każdego klienta

BESTSELLERY Spa Najchętniej wybierane zabiegi Romantyczny masaż dla dwojga z powitalną lampką szampana. Idealny pomysł na prezent. Relaks dla ciała i zmysłów. Cena 250 zł

PODARUNEK PIĘKNOŚCI Pomysł na prezent

Popołudnie w Spa. Specjalna kompozycja zabiegów na twarz i ciało. Niezapomniana chwila tylko dla Ciebie. Cena 400 zł

Podarunek Piękności to idealny pomysł na wyjątkowy prezent, który na pewno sprawi radość obdarowanej osobie. Możesz wybrać dowolny zabieg lub wykupić podarunek na określoną kwotę. Satysfakcja gwarantowana!

CITY SPA & WELLNESS • Katowice • Jordana 19 • 32/ 25 10 199 www.cityspa.com.pl • www.prezentyspa.pl • katowice@cityspa.com.pl


paznokcie

Stylizacja Joanny. Nailash Academy

KLIENTKI I ICH GRZESZKI

Tipsy zniszczyły mi paznokcie! Po hybrydzie moja płytka jest w katastrofalnym stanie! – ileż razy słyszałam podobW takich sytuacjach ledwo powstrzymuję się przed pytaniami: – Czyli hybryda cię zaatakowała i wgryzła się w paznokcie? A może żel krwiożerczo wbił się w płytkę i odrywał ją płatami? ne... hmm... brednie.

Ż

arty żartami, ale problem jest istotny. Z branżą stylizacji paznokci jestem związana od wielu lat. Prowadzę prelekcje, szkolę na całym świecie, piszę książki, artykuły, rozmawiam ze stylistami... I ze zgrozą zauważam, że poziom wiedzy przeciętnej klientki nie podniósł się ani o milimetr. To naprawdę przykre i dołujące, że wiele kobiet wciąż powtarza zasłyszane gdzieś banialuki, za nic mając rady i sugestie profesjonalnych stylistów paznokci. Nie generalizuję! Wiele z Was w pełni świadomie dba o swoje dłonie, lecz niestety istnieje też liczna grupa, postępująca wręcz odwrotnie. Pozwólcie zatem, że w kilku prostych słowach przybliżę Wam budowę paznokcia naturalnego. To pozwoli zrozumieć, DLACZEGO i JAK należy obchodzić się z pazurkami wystylizowanymi. W procesie ewolucji paznokieć powstał jako element zwiększający chwytliwość i motorykę precyzyjną. Jego zadaniem jest także

4 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

PAULINA PASTUSZAK ochrona opuszków palców kończyn górnych i dolnych przed skaleczeniami. Nasi przodkowie używali dłoni jako narzędzi do skubania i drapania. Ale jacy przodkowie? My też tak postępujemy! Paznokcie, podobnie jak włosy, są przydatkiem skóry, wytworem naskórka zbudowanym z dachówkowo ułożonych komórek (korneocytów) które nadają paznokciom odpowiednią grubość i twar-

dość. W praktyce – uwaga! – oznacza to, że płytka jest MARTWA. Nie żyje, nie czuje, nie oddycha. Tej płytce jest obojętne, czy położymy na nią żel, akryl, polygel, hybrydę czy bitą śmietanę. Nie ma to dla niej najmniejszego znaczenia, nijak nie wpływa na jej stan i kondycję! W obrębie aparatu paznokciowego istnieje tylko jeden ŻYWY element i jest nim macierz – zbudowana z komórek macierzystych, onychokeratynocytów, komórek Langerhansa, komórek Merkla i melanocytów. Pełni superważną funkcję – odpowiada za produkcję komórek nawierzchniowych, które, początkowo miękkie, spłaszczają się, stają przezroczyste i rogowacieją. To właśnie nasza płytka. Co istotne, jest ona ukryta pod skórą i jedynie mocna ingerencja frezami, cążkami czy nożyczkami może ją uszkodzić. Poza tym nie mamy do niej bezpośredniego dostępu. Co z tego? – pomyślicie. Po co ten wykład? Po pierwsze, solidny opis anatomii paznok-


cia zająłby spokojnie 20 stron, to dopiero wstęp. Po drugie, zmierzam do tego, że w absolutnej większości przypadków to czynnik ludzki NISZCZY paznokcie. Opcji do wyboru nie mamy zbyt wiele, bo to albo odpowiedzialna jest stylistka, albo Wy same. Tak, tak! Celuję w Was paluchem, ponieważ wiem doskonale, jak często nie stosujecie się do zaleceń stylistów. A co gorsza, wiem także, że często próbujecie ich robić w bambuko: – Pani Zosiu, samo odpadło! – Pani Kasiu, ja nic nie skubałam, po prostu się odkleił! Kochane Czytelniczki, nie czujcie się urażone. Nie twierdzę, że jesteście oszustkami i naciągaczkami. Nie! Ale zbyt często nie zdajecie sobie sprawy, że naruszacie konstrukcję Waszych stylizacji i niszczycie sobie paznokcie! W jaki sposób? Czytajcie dalej! LISTA PAZNOKCIOWYCH GRZECHÓW GŁÓWNYCH 1. Przeciąganie czasu między uzupełnieniami. Naprawdę nie namawiamy Was na regularne, comiesięczne wizyty, bo chcemy tylko wyciągać kasę. Powiem nawet, że przeciwnie! Jeśli przyjdziecie za 6-7 tygodni, lepiej dla naszego budżetu – w napięty harmonogram wciśniemy nową klientkę. Tylko w trosce o stan Waszych paznokci zapraszamy regularnie co miesiąc, bo inaczej odrost, jaki stopniowo pojawia się od strony skórek, doprowadzi do bolesnego nadrywania paznokcia. Im większy wzrost, tym mocniejszy efekt dźwigni, czyli nacisk na końcówkę paznokcia. Najlepiej położona masa nie utrzyma się na paznokciu, co skutkuje powstawaniem bruzd i pęknięć na powierzchni (fot. 1). 2. Samodzielne spiłowywanie masy. Wiem, że to wygląda bajecznie łatwo. Kilka machnięć pilnikiem, kilka przejazdów frezem – i gotowe! Ale wierzcie mi, bezinwazyjne usunięcie żelu/akrylu/hybrydy nie jest takie proste. Wymaga posiadania fachowego i zróżnicowanego sprzętu, dużej wiedzy i sporego doświadczenia. Kilka pociągnięć za dużo i... katastrofa! (fot. 2). Przepiłowana i zaczerwieniona płytka powoduje bolesność łożyska, wrażliwość na ciepłą i zimną wodę, czyli ogólny dyskomfort przy każdej czynności. 3. Urazy mechaniczne. Zdarzają się i takie, które zaszły znacznie głębiej (fot. 3). To paznokcie, z których klientka samodzielnie zrywała masę. Nie spiłowywała. Zrywała, podważała, zahaczała, zgryzała zębami. Nie

muszę chyba mówić, jaki potworny to ból? I czy winny był żel? Nie sądzę. Jeśli to mało, zobaczcie jeszcze bardziej dramatyczny przykład (fot. 4). To autentyczny obrazek, jaki podesłała mi ostatnio jedna z instruktorek, z którymi współpracuję – Ewelina Keck. Jakie było tłumaczenie tej nieszczęśniczki? Chciała tylko pomóc i ściągnąć żel, żeby było szybciej... Domyślacie się, że szybciej nie było.

4. Samodzielne próby poprawiania pracy stylisty. Zbyt często klientki próbują na własną rękę (nomen omen) dokonywać zmian w stylizacji, a naprawdę nie powinny tego robić. Profesjonalista zna konstrukcję stylizowanego paznokcia, odpowiednio kieruje linie boczne, nadbudowuje apex, wznosi s-line, piłuje pod odpowiednim kątem krzywizny, zalewa wolny brzeg. Nie znając tych zasad, same doprowadzacie do bolesnych złamań i pęknięć, których spokojnie można by uniknąć. 5. Samodzielne próby uzupełniania. Bywa i tak, że połakomicie się na zestaw z marketu za 99 zł i uznacie, że „sama dam radę”. Jasne! Tysiące razy oglądałam skutki takich samoróbek. Nikt Wam nie zabrania eksperymentów, ale bardzo proszę – gdy przeholujecie i zniszczycie sobie paznokcie, nie opowiadajcie później koleżankom,

że to hybryda. Niedozwolone jest skrobanie płytki kopytkiem, matowienie jej zbyt mocnym pilnikiem lub haratanie frezem o ostro zakończonej krawędzi. To wszystko prowadzi do uszkodzeń, których często nie da się później ukryć bądź naprawić. Czemu na filmikach rosyjskich stylistek, lubujących się w manicurze kombinowanym, tak często trzeba hybrydą zalewać dziury w paznokciu? Bo ktoś te dziury miesiąc wcześniej wywiercił! Czy tylko ja zauważyłam, że BOOM na manicure kombinowany totalnie zbiegł się w czasie z szałem na „nadbudowujące bazy hybrydowe”? Kochane Panie, nie wszystko co modne i co przyszło ze wschodu jest zdrowe i racjonalne. 6. Aplikacja lakierów i odżywek. Oczywistym domowym zabiegiem, mającym ochronić i wzmocnić lekko podniszczoną płytkę, jest aplikacja lakierów i odżywek specjalnie przeznaczonych do paznokci tuż po zdjęciu masy. Bądźmy jednak uważne i nie dajmy się namówić na zakup nieprofesjonalnych odżywek z drogerii, które zawierają formaldehyd i toluen. Mogą one przynieść więcej szkody niż pożytku, dodatkowo osłabiając płytkę. Pamiętajcie o podstawowej kwestii – odżywka odżywia tylko z nazwy. Nie da się zregenerować czegoś, co jest martwe! Emalia usztywni i ustabilizuje płytkę, samą swoją obecnością nada jej grubość, ale... nic poza tym. Uszkodzony paznokieć po prostu musi zrosnąć! Na uszkodzenia natury mechanicznej nie ma innej rady. Niczym mantrę powtarzam na szkoleniach: po zabiegach stylizacji płytka paznokcia nie ma prawa być w gorszym stanie niż przed aplikacją produktu. Jeśli tylko niesubordynowana klientka nie majstrowała na własną rękę przy paznokietkach i jeśli stylista zna się na rzeczy, gwarantuję, że taki stan rzeczy nie jest niczym niemożliwym.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 4 1


ZDROWIE

DZIWNE PRZYCZYNY TRĄDZIKU

Trądzik jest skomplikowanym problemem, bez względu na wiek. Jego przyczyn i rodzajów jest mnóstwo. W swojej karierze zawodowej zajmuję się głównie dwiema kwestiami: odmładzaniem i leczeniem trądziku. Moje panie śmieją się, że jestem prawdziwą wiedźmą, bo w kilka sekund z całą pewnością wiem, co jest przyczyną wysypu, nawet gdy nie zdążą mi nic powiedzieć. I w 9 przypadkach na 10 moje domniemania się potwierdzają. Oto opowieść o tym, co powoduje trądzik . 1. Rzadkie zmiany poszewek poduszek. Ano, niestety. Zdecydowana większość z nas zmienia poszwy raz na miesiąc albo i rzadziej. Moja niedawna rekordzistka zmieniała co 3 miesiące! Wyobraźcie sobie smakowity obrazek: pot + łój + resztki niedoczyszczonego makijażu (podkłady, cienie, pudry, róże, tusze) + kremy, maseczki, mleczka, silikony + martwy naskórek + pył i kurz + bakterie + wirusy + grzyby + roztocza + wszelkie zanieczyszczenia (dym, drobinki drewna z kominków, sadza, chemikalia, tynki). A teraz połóżcie ten „piękny koktajl” na swoją poszewkę i przez 8 godzin przyciskajcie do niego twarz, która w dodatku grzeje to wszystko ciepłem ciała. I trzymajmy tak twarz przez miesiąc albo trzy. Bajeczna ropna pizza na całej paszczy! A potem ja wykańczam

4 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Was po 3-4 godziny, czyszcząc cerę do najmniejszego zaskórniaczka. Komuś się robi się od tego niedobrze? Świetnie! Jeśli nie będziecie zmieniać poszewki co 5-7 dni, istna bakteriologiczna bomba zafunduje Wam „piękny” trądzik! Zmiana pościeli to pierwszy krok w eliminacji trądziku, wierzcie mi! 2. Dotykanie twarzy rękoma lub komórką. Przyczyna podobna jak wyżej. Nadkażenie skóry i podgrzewanie jej ciepłem telefonu i dłoni powoduje trądzik. Ma nawet swoją nazwę: Acne Mechanica – trądzik mechaniczny. Widać od razu, gdy ktoś pociera sobie twarz, podpiera się ręką, nieświadomie dotyka ją palcami lub dużo gada przez telefon. Trądzik występuje wtedy w miejscach dotyku i ucisku. Czyli nie tykajmy twarzy

i przemywajmy często ekrany telefonów spirytusem. 3. Silikony w kosmetykach do włosów. Szok? To częsta przyczyna trądziku i panie nie zdają sobie sprawy, że winowajcami mogą być ich lakiery/pianki czy inne „cuda” do włosów (jedwab, serum i olejki). W kosmetykach jest wiele silikonów, naprawdę ciężkich do usunięcia (np. silikony niezmywalne, jak Phenyl Trimethicone). Kontrolujcie więc składy szamponów i odżywek, a jeśli lądują też na twarzy przy rozpylaniu lakieru do włosów lub przy poruszaniu włosami – pory zaczopowane macie jak w banku. Zawsze myj głowę w pozycji mocno pochylonej, nigdy pod prysznicem, bo przy zmywaniu głowy silikony osadzają się na skórze, a piana z siarczanami strasz-


nie ją wysusza. Dlatego doskonały i długi demakijaż to podstawa, a zasłanianie buzi przed strumieniem lakieru czy pianki też ważne. Trądzik od kosmetyków zwie się Acne Kosmetica. Często widać go na linii włosów, czole i na dole twarzy.

4. Twarda woda. Znowu szok, prawda? Twarda kranówa to najlepsze, co może być dla zdrowia – bo kamień to po prostu wapń, a my potrzebujemy wapnia. Jest świetna do picia, ale dla skóry fatalna, bo zostawia na niej cząsteczki wapna, które mają postać płytek. I kiedy takie płytki zaczepią się o nierówności na skórze (pory, zmarszczki, włoski) i osiądą na niej w większej ilości – mamy nowe zanieczyszczenia skóry, nowe zaskórniki i trądzik w efekcie. Jeśli myje się często twarz twardą wodą, wapno się nadbudowuje i ciężko to zmyć, nie mówiąc o wyleczeniu zmian zapalnych. Boże, ileż ja mam ciężkich przypadków trądziku po twardej wodzie. Zawsze wiem, która z pań była w Niemczech, Zakopanem czy nad morzem – tam woda jest najgorsza. 5. Alergia na nabiał. Nie musi powstać wysypka, choć ona jest wyznacznikiem skazy białkowej. Cienie pod oczami i trądzik też są jej skutkami. Wiele osób nie wiąże ich z nabiałem. Najbardziej szkodzi mleko. Zrób eksperyment: odstaw nabiał na tydzień i obserwuj skórę – trądzik zapalny z dziwnie przetłuszczającą się skórą powinien ładnie się wyciszyć. U mnie jest tak, że gdy wypiję po szklance mleka przez dwa dni, potem dwa tygodnie leczę trądzik. 6. Cukier. O nim i jego roli w silnym niszczeniu skóry napiszę innym razem, ale jest on też powodem trądziku. Widzę, kto je dużo słodyczy/ciast czy innych rzeczy. Cukier to pożywka dla bakterii, które mając jej pod dostatkiem, „odwdzięczają się” pryszczami. Unikam jak ognia słodkości, ale są przyjęcia, a latem lody, człowiek coś

ANNA ADAMUS

Właścicielka gabinetu kosmetyki medycznej Zaciszek Piękna w Czechowicach-Dziedzicach (www.zaciszekpiekna.pl), II Vice Miss Polski Kosmetyczek 2012, wykładowca, szkoleniowiec i pedagog. A także fotomodelka. Laureatka II miejsca w konkursie na najlepszy salon kosmetyczny 2016 powiatu bielskiego. tam podjada, i od razu na drugi dzień trądzik wysypuje mi się na ramionach, dekolcie i plecach. Momentalnie! A pomyślcie, ile ukrytego cukru jemy w keczupie, musztardzie, chlebie, wędlinach... Zgroza! I uwaga też na owoce. Naturalne cukry w nadmiarze też szkodzą. 7. Tłuszcze zwierzęce i fast foody. Masło, czerwone mięso i jego przetwory, chipsy, cola. Wegetarianie nie dość, że ładniej pachną, to nie znajdziemy u nich cellulitu i problemów ze skórą. A my to wszystko mamy. W dużej mierze można za to winić właśnie mięso (świninę i wołowinę, ryby i drób najmniej). Oczywiście nie każę nikomu stawać się jaroszem i sama nie planuję, ale trzeba pilnować ilości spożywanych mięs i smalcu – smażonego i tłustego, bo związki, które w sobie mają, oraz tłuszcz zwierzęcy lubią bakterie i powodują gęstnienie sebum i łoju w skórze. Im gęstszy łój i sebum wydostające się ze skóry, tym jest ona bardziej zanieczyszczona. Bo jeśli się wydostanie ze skóry – na twarzy i ciele mamy smalec, tłusty

i ciężki film, który działa komedogennie (czyli zapycha pory). A jeśli się nie wydostanie, bo jest tak gęsty, wtedy mamy piękne pryszcze ropne, podskórne, bolące i jątrzące się w nieskończoność gule, mnóstwo zaskórników i fatalny kolor skóry. Warzywa i owoce sprawiają, że łój i sebum są rzadkie, płynne i pomagają skórze się oczyszczać, nie zalegają na niej. Zatem – zielona broń do dzieła! 8. Brudne pędzle do makijażu. Tyle brudu na pędzlach do podkładu, różu i pudru mamy chyba tylko na poszewce poduszki. Zwykle pędzle nie są myte, a to bomba bakteriologiczna, niwecząca demakijaż, superdietę, sport i inne czary-mary. Takim pędzlem każdego dnia zakażamy skórę i przenosimy resztę na kosmetyki. Kiedyś komuś umyłam taki pędzel. Wyglądał jak kołtun sklejony tłuszczem i miodem. Woda w zlewie była czarna jak ściek, a właścicielka... Ech! Trzeba co tydzień myć swoje przybory w szamponie i polewać spirytusem. A w salonach pilnujcie, czy konsultantki/wizażystki czyszczą i dezynfekują pędzelki, bo można się pięknie zarazić nie tylko trądzikiem, ale też gronkowcem, demodexem, grzybicami czy nawet chorobami wenerycznymi. 9. Lato i filtry przeciwsłoneczne. O tym mało kto wie (a Wy już wiecie), że ma piękną nazwę Mallorca Acne. Trądzik wakacyjny albo z Majorki pojawia się zwykle latem, na zagranicznych wyjazdach, w gorących miejscach. Występuje na dekolcie, ramionach, plecach – i jest okrutnie ciężki do wyleczenia. Skóra pokryta grubą warstwą ciężkich, wodoodpornych filtrów z silikonami w kontakcie z upałem mocno się poci. A ten pot nie może wydostać się spod warstwy filtrów, a gdy się już wydostanie – „fermentuje” na skórze wraz z łojem. Podgrzany słońcem – szybko powoduje silny trądzik. Leczy się go inaczej niż inne rodzaje trądziku i występuje w specyficznych rejonach ciała, wiec rozpoznaję go od razu. Dlatego aby nie dopuścić do Mallorca Acne, używaj lekkich filtrów w sprayu i kilka razy dziennie przemywaj ciało tonikami antybakteryjnymi.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 4 3


10. Próchnica. Ona zafunduje Wam okrutny trądzik, nie do zlikwidowania. Jedynie wyleczenie bądź wyrwanie chorego zęba to zrobi. Często widzę od razu, które zęby są popsute, bo w tych właśnie miejscach znajduje się trądzik. Jedna moja pani miała aż 6 mocno zepsutych zębów i kazałam jej natychmiast je wyleczyć, inaczej nici z zabiegów. Próchnica i trądzik powodowane są przez tę samą bakterię i nawet doskonały zabieg nie wyleczy przyczyny, czyli zęba. Więc nie wyleczy też trądziku. 11. Gronkowiec, Escherichia coli, Demodex. Czyli nadkażenia skóry i trądziku paskudnym pasażerem na gapę. Nigdy się nie myliłam, gdy stwierdzałam, że ktoś ma coś reklama

niedobrego na skórze. Od razu posyłam na posiew. Kilkadziesiąt osób miało na skórze różne gatunki gronkowca, w tym lekoopornego i niemal niemożliwego do ukatrupienia. A także pasożyty (wyglądają jak „normalny” biały zaskórnik, ale kiedy przyjrzeć się z bliska, to się ruszają). Jeśli swędzi Cię skóra nocami, to chyba masz nużeńca. Chodzi wtedy w porach i składa jaja. Od razu zdradzę Ci coś, czego nie powie Ci żaden lekarz, bo im zależy na faszerowaniu Cię silnymi prochami, a nie na wyleczeniu. Aż 99% ludzi leczonych dermatologicznie antybiotykami i innymi lekami, którzy nie mieli żadnego efektu w leczeniu – ma takich pasażerów na gapę. Lekarze nikogo z moich pań i panów nie posłali na posiew, który od razu

pokazuje, co masz leczyć i czym. Konkretny lek na konkretny szczep i po krzyku. Oni walą na oślep! Jeśli sądzisz, że masz ten sam problem – zadzwoń, zajmę się Tobą i na 100% pozbędziesz się trądziku.

12. Brak demakijażu, niestaranny demakijaż i parafina w kosmetykach. Napiszę wprost – nie zmywasz makijażu i nie robisz porannego oczyszczania dobrym płynem micelarnym – trądzik przesłoni Ci świat. A parafina w kosmetykach (szukaj: Paraffinum Liquidum, Isoparaffin, Vaselin, Mineral Oil, Petrolatum) jest niezmywalna i trądzik przez nią powstały jest najgorszy do zlikwidowania.


reklAmA

WyRzeŹbi twoje ciało i ujędRni skórę Zabiegi Maximus TriLipo™ zapewniają NATYCHMIASTOWY i DŁUGOTRWAŁY efekt. Lifting skóry Potrójna redukcja tkanki tłuszczowej Redukcja cellulitu Stonowanie mięśni Modelowanie ciała i twarzy

Efekt jest ZACHWYCAJĄCY. Skóra NAPIĘTA i JĘDRNA, bez ZMARSZCZEK Brzuch PŁASKI JĘDRNE pośladki, uda i ramiona DETOKSYKACJA i drenaż limfatyczny Poprawa krążenia krwi i DOTLENIENIE

T

o jedyne urządzenie działające na skórę, tłuszcz i mięśnie. Maximus™ stosuje opatentowaną technologię Trilipo® RF, gwarantującą skuteczność i bezpieczeństwo. Podgrzewa

skórę właściwą, skracając włókna kolagenowe i stymulując produkcję nowych. W efekcie następuje długotrwała i natychmiastowa poprawa napięcia i zagęszczenia skóry. Trilipo® RF rozgrzewa też komórki tłuszczowe, upłynniając ich zawartość. Jednoczesne uruchomienie rozwiązania Trilipo® DMA (mechanicznej aktywacji mięśni) powoduje drenaż limfatyczny, pomagający opróżnić płynną zawartość komórek tłuszczowych.

Maximus TriLipo™ UWOLNIJ, USUŃ, WYMODELUJ

Pierwszy zabieg GRATIS!

SPELNDOR HAIR & CARE Bielsko-Biała Komorowicka 60A

608 038 669 888 104 040 Szukaj nas na Facebooku

DO WYNAJĘCIA TRZY STANOWISKA FRYZJERSKIE


Trening

Motywacja: Rozpal w sobie płomień DAWID CEMBALA

Motywacja jest jednym z najważniejszych i najczęściej omawianych tematów wśród osób uprawiających sport. Zastanawiacie się, dlaczego nie jesteście tak silnie zmotywowani, jakbyście chcieli? Zachodzicie w głowę, dlaczego tak się dzieje? W tym artykule postaram się przybliżyć Wam tajniki motywacji i obalę kilka rozpowszechnionych na jej temat mitów.

O

d dziesięcioleci motywacja jest przedmiotem dyskusji i badań, ale mity na jej temat wciąż się utrzymują. 1. Źródłem motywacji mogą być inni ludzie. Istnieje tylko jeden rodzaj prawdziwej motywacji – ta, która rodzi się wewnątrz Ciebie. Inni ludzie i ich doświadczenia zmotywują Cię na krótko. Trwała motywacja zawsze płynie z Twojego wnętrza. Gdy trenujesz pod okiem trenera, uważasz, że jego głównym zadaniem jest motywowanie, a kiedy entuzjazmu zaczyna brakować, oskarżasz go o nieudolność. Prawda jest jednak

4 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

taka, że za Twoją motywację nie odpowiada nikt inny, tylko Ty sama. Ludzie mogą Ci pomóc w zwiększeniu motywacji, jednak to Ty jesteś całkowicie odpowiedzialna za swoją motywację i masz kontrolę, jaka ona będzie. 2. Sława i bogactwo są dobrym źródłem motywacji. Sława i bogactwo to czynniki, które z całą pewnością mają wpływ na poziom motywacji. Gdyby jednak zależała ona tylko od nich, każdy byłby zmotywowany do pracy nad osiągnięciem tych dóbr. Zadaj sobie pytanie: czy uprawianie sportu daje Ci pieniądze i sławę? Z dużym

prawdopodobieństwem możesz odpowiedzieć, że tak nie jest. Zarówno sława, jak i bogactwo mogą być czynnikami motywującymi w sporcie, ale nie wystarczą do podtrzymania chęci do ciężkiej pracy przez cały rok. By zmotywować się na długo, potrzebujesz wszechogarniającej pasji. 3. Motywacja sama w sobie prowadzi do sukcesu. Motywacja sama w sobie nie będzie wystarczającym czynnikiem do osiągnięcia sukcesu. Jest ona jednak niezbędna, by był trwały. Na sukces wiele innych rzeczy ma wpływ, a zaliczyć do nich można talent, kondycję fizyczną, dyscyplinę, wiedzę, ciężką pracę, zasoby finansowe i dobrego trenera. Pewnie słyszałaś o zawodnikach, którzy mogliby osiągnąć wielki sukces, gdyby tylko byli bardziej zmotywowani. Lub o silnie zmotywowanych sportowcach, którym zabrakło talentu. Rozróżniamy dwa rodzaje motywacji: wewnętrzną i zewnętrzną.

Motywacja wewnętrzna wiąże się z uprawianiem sportu dla przyjemności i satysfakcji – lubisz daną dyscyplinę i odczuwasz chęć rywalizacji. Chętnie doskonalisz umiejętności techniczne. Mimo występujących przeciwności, masz dużą zdolność do podtrzymania swojej motywacji. W przypadku motywacji zewnętrznej, Twoja chęć uprawiania sportu wynika z takich czynników, jak chęć zdobywania nagród, pochwał, trofeów. Wahania poziomu takiej motywacji mogą wynikać z potrzeby otrzymywania coraz większych i lepszych nagród. Szybko jednak możesz się przekonać, że jeżeli uprawiasz sport tylko dla pochwał, trudno Ci będzie utrzymać motywację cały czas na wysokim poziomie. Motywacja zewnętrzna musi być uzupełnieniem motywacji wewnętrznej i miłości do sportu. Ciężko powiedzieć, który rodzaj motywacji jest lepszy. Większość uważa, że ważniejsza jest motywacja wewnętrzna, jednak oba jej rodzaje mają zalety. Jeżeli


reklAmA

Gabinet medycyny estetycznej i kosmetologii W nowoczesnym, doskonale wyposażonym gabinecie, kompleksowo zajmujemy się dbaniem o zdrowy i piękny wygląd

USTROń Rynek 3 (przy Ratuszu) www.beautyclinic.com.pl tel. 727 420 727

laser Frakcyjny co2 Złoty standard w odmładzaniu Trwała i całkowita regeneracja skóry oraz stymulacja syntezy nowego kolagenu.

icoone® Programy medyczne i kosmetyczne optymalnie dostosowane do potrzeb pacjenta Idealne rozwiązanie dla osób z problemami naczyniowymi i obrzękami, walczącymi z głęboko zlokalizowanym tłuszczem, nadwagą i cellulitem, mającymi problemy z luźną skórą, cierpiącymi na blizny pooperacyjne i pooparzeniowe.

dePilacja laserowa Najskuteczniejsza na świecie technologia do trwałego usuwania owłosienia Głowice zabiegowe z systemem chłodzącym służą do skutecznej, bezbolesnej, trwałej i precyzyjnej depilacji dowolnych obszarów ciała, jak również miejsc trudno dostępnych.

ZAPRASZAMY


Czy trenujesz dla przyjemności i satysfakcji, czy dla nagród i medali?

4 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

8-9 godz. nieprzerwanego snu, żeby odzyskać siłę i motywację. • Dieta. Bardzo ważny czynnik. Często uprawiając sport, zapominamy o odpowiedniej diecie. Trzeba jeść wystarczająco dobrze, by zrekompensować ciału potężny wydatek energetyczny związany z uprawianiem danej dyscypliny. • Ogólny stan zdrowia. Bez względu na to, co Ci dolega (zwykłe przeziębienie, grypa, anemia czy inna dolegliwość), Twoja motywacja zawsze będzie obniżona. Jeżeli czujesz, że stan Twojego zdrowia jest słabszy, zrób przerwę w treningach. Wróć do uprawiania sportu, gdy będziesz znowu w pełni sił. Pamiętaj o badaniach kontrolnych. • Pewność siebie. Jeżeli czujesz, że przestałaś wierzyć w siebie, nie potrafisz wykonywać poprawnie technicznie jakichś ćwiczeń, cofnij się. Zaakceptuj ten stan i wróć do podstaw. Przejdź po kolei jeszcze raz wszystkie elementy danego ćwiczenia. Zobaczysz, że ponowne przejście wszystkich etapów wzmocni Twoje umiejętności, a ćwiczenie na nowo zacznie sprawiać Ci przyjem-

ność. Nie zrażaj się, jeżeli coś Ci nie wychodzi. • Wypalenie. Ponieważ sport uprawia się cały rok, naturalną rzeczą jest pojawiające się co jakiś czas znudzenie. Niekiedy rozczarowanie. Najlepszym rozwiązaniem na ponowne odzyskanie zapału do uprawianej dyscypliny jest porzucenie jej na kilka dni. Jeżeli jesteś biegaczem, zacznij pływać. Jeżeli pływasz, zacznij biegać.

Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, napisz: dawid@twojtrener.bielsko.pl

Fot. Szymon Wójcik

chcesz zmaksymalizować swoją motywację, używaj ich obu. Pamiętaj jednak, że motywacja wewnętrzna jest ważniejsza dla długoterminowego sukcesu. Jeżeli kochasz sport, masz silną motywację wewnętrzną, a mimo to doświadczasz spadku motywacji ogólnej, powinnaś poszukać przyczyn. Oto kilka możliwości: • Zmęczenie fizyczne. Uprawianie Twojej ulubionej dyscypliny wymaga ogromnego wysiłku fizycznego, praktycznie każdego dnia w roku. Możesz czuć się zmęczona, a wręcz wyczerpana. Kiedy Twoje mięśnie są zmęczone, będziesz odczuwać brak energii. Pamiętaj, odpoczynek jest tak samo ważny jak trening, Dając ciału czas na regenerację, na pewno zaobserwujesz wzrost motywacji. • Brak snu. Trudno w to uwierzyć, ale brak wystarczająco długiego snu może doprowadzić do pogorszenia wyników w sporcie i osłabienia motywacji. Zrób rachunek sumienia: ile godzin poświęcasz na sen i jak wpływa to na Twoją energię w ciągu dnia? Może się okazać, że potrzebujesz nawet

Spadek motywacji może wynikać z różnych przyczyn. Rozwiązaniem tych problemów jest dostrzeżenie ich i zastanowienie się, które znajdują się pod Twoją kontrolą. Jeżeli chcesz zmaksymalizować swoją motywację, musisz być całkowicie szczera wobec siebie. Może wydawać Ci się to przerażające, ale jednocześnie motywujące. Odpowiedz sobie szczerze, jaki jest poziom Twojej motywacji, dlaczego uprawiasz daną dyscyplinę, jakie są Twoje sportowe cele, jak dobra jesteś, które umiejętności wymagają doskonalenia, jak bardzo odporna jesteś psychicznie, w czym nie jesteś dobra. Całkowita szczerość bywa bolesna, ale motywacja zawsze rośnie po odrzuceniu wymówek. Nie musisz ograniczać się do rozmowy tylko z sobą. Nie bój się zapytać o zdanie ludzi, którym ufasz, poproś ich o uczciwą opinię. Pozwoli Ci to zrozumieć Twoją aktualną pozycję i rozpali w Tobie święty ogień. Czyli chęć do dalszej pracy.

DAWID CEMBALA

Absolwent Beskidzkiej Wyższej Szkoły Umiejętności w Żywcu na kierunku fizjoterapia. Pasjonat sportów siłowych, wytrzymałościowych, narciarstwa, treningu funkcjonalnego. Jako trener przede wszystkim stawia na bezpieczeństwo. Ważna jest dla niego technika wykonywanych ćwiczeń i dostosowanie poziomu zaawansowania. Wciąż poszerza wiedzę i doskonali umiejętności, biorąc udział w licznych szkoleniach i konwencjach. Więcej na www.twojtrener.bielsko.pl.


FOREVERLIFE cLINIc

Artykuł sponsorowAny

nych, co daje efekt 100-procentowej wchłanialności podanych składników. Metoda infuzji dożylnej charakteryzuje się bezpieczeństwem, natychmiastowym efektem, 100-procentową wchłanialnością, krótkim czasem podania, certyfikowaną jakością składników i przewagą nad podaniem drogą doustną. Dowiedz się więcej: www.foreverlifeclinic.pl www.facebook.com/foreverlifeclinicbb

F

oreverLife Clinic to pierwsza placówka medyczna na Podbeskidziu, której celem jest poprawa jakości życia i przyspieszenie procesów regeneracji organizmu poprzez uzupełnienie witamin, minerałów, mikro- i makroelementów za pomocą kroplówek witaminowych. Metoda podania substancji leczniczych drogą dożylną, stosowana w ForeverLife Clinic, ma za zadanie dostarczanie ich bezpośrednio do krwiobiegu, dzięki czemu zaaplikowane substancje czynne nie podlegają wpływowi enzymów trawien-

MgR fARM. REnATA POlAk-cHAłuPnIk, SPEcJAlISTA w DzIEDzInIE fARMAcJI APTEcznEJ, POMYSłODAwcA I zAłOżYcIEl fOREVERlIfE clInIc

ForeverLife Clinic • Bielsko-Biała • Kazimierza Wielkiego 26 • tel. 608 066 110 kontakt@foreverlifeclinic.pl Artykuł sponsorowAny

ORTO MED spORT Bielsko-Biała O

rto Med Sport Bielsko-Biała to nowo powstałe na bielskim rynku medycznym centrum ortopedyczno-rehabilitacyjne, łączące tradycyjny profesjonalizm z innowacyjnymi metodami leczenia. Naszą placówkę charakteryzuje indywidualne podejście do każdego pacjenta, kompleksowość stosowanych metod leczenia, działanie zespołowe w gronie dobrze wyedukowanych lekarzy i fizjoterapeutów, praca z wykorzystaniem sprzętu na poziomie światowym. Swoje usługi kierujemy zarówno do sportowców, jak i osób niezwiązanych ze sportem.

MgR fIzJOTERAPII DOMInIk cHAłuPnIk, zAłOżYcIEl ORTO MED SPORT BIElSkO-BIAłA

Problem zdrowotny każdego pacjenta jest dla nas tak samo ważny! Zapraszamy!

Orto Med Sport Bielsko-Biała • Nowoczesne spojrzenie na medycynę i rehabilitację Bielsko-Biała • Kazimierza Wielkiego 26 • tel. 698 101 503 • www.ortomedsport.bielsko.pl www.facebook.com/ortomedsportbielsko • kontakt@ortomedsport.bielsko.pl


Recenzja

NIEOCZEKIWANY POWRÓT

KSIĘCIA MYSZKINA

Od premierowego spektaklu pt. „Ś w. Idiota” dla widzów powyżej 16. roku życia ( piękna i powabna Oriana Soika , grająca N astasję F ilipowną B araszkową, rozbiera się do naga przed tłumem otaczających ją mężczyzn ) rozpoczął się nowy sezon w T eatrze P olskim w B ielsku -B iałej.

R

ozpoczął bardzo dobrze, choć szczególnie gorących oklasków po trzygodzinnym przedstawieniu nie słyszałem. Może dlatego, że nie wszyscy czytali „Idiotę” Fiodora Dostojewskiego albo czytali dawno (jak ja), a znajomość tej powieści jest kluczem do zrozumienia niełatwego widowiska. Zwłaszcza że reżyser i autor adaptacji scenicznej, Janusz Opryński, odniósł sztukę również do książki filozofa Cezarego Wodzińskiego o rosyjskich jurodiwych – obłąkanych, pomyleńcach – którzy z rozmysłem nakładali maski idiotów, czyli innych, by skrywać pod nimi swoją mądrość. Właśnie w hołdzie Wodzińskiemu reżyser nazwał tę adaptację „Św. Idiota”. Jurodiwi zostali wypędzeni z Zachodu i znaleźli schronienie w Rosji. Ci boży opętańcy idealnie wpasowali się w ro-

5 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

syjską duszę. Jurodiwymi byli Lebiediew, Rogożyn i Myszkin. Taką mistyczną postacią stała się Nastasja. Autor przedstawienia powiedział nam o nich, że nie byli to ludzie ewidentnie źli, raczej cierpiący, jak Hipolit Terentiew (w tej roli rewelacyjny Grzegorz Margas), „a takich Pan Bóg lubi”. Idiotyzm to nie wariactwo, lecz inność, odmienność, obcość. Stan wyzwalający wielkie, głębokie emocje. Dostojewski – zdaje się – jurodiwych bardzo lubił i dlatego w „Idiocie” wiele zdarzeń ma cechy happeningu, skandalu, który ci szaleńcy tak lubili. Odważnych – choć w moim przekonaniu nienoszących znamion skandalu – scen w tej sztuce nie brakuje. Widocznie jednak nie wszyscy byli na to przygotowani, bo jakaś pani wyszła z teatru w przerwie, twierdząc, że jest zniesmaczona, na co i ja, i siedzący obok mnie

Janusz Palikot (tak, tak – ten sam) popatrzyliśmy ze zdziwieniem, acz bez zrozumienia. Przedstawienie rozpoczyna się od powrotu księcia Lwa Myszkina (w tej roli wyrazisty, mocny Rafał Sawicki), który przybywa ze Szwajcarii po leczeniu w sanatorium dla znerwicowanych, i spotyka Rogożyna. Rozpoznaje w nim oczywiście swojego „mrocznego brata”. Przybycie Myszkina do domu Jepanczynów zostało świetnie rozwiązane inscenizacyjnie! Nie zdradzę jak, by nie psuć przyjemności tym, którzy dopiero na sztukę pójdą. No i oczywiście zaraz po przybyciu książę, który jest jurodiwym, zaraża spokojny, senny do tej pory świat, wprawia go w drżenie swoją padaczką. Rodzina Jepanczynów od tej chwili nie będzie już taka sama. Nic już nie będzie takie, jak było. Od tego wewnętrznego drżenia, od rozdra-


pywania ran, od wzmożenia uczuć wszystko się zmienia. Gorączka udziela się pięknym kobietom – Agłaja (Wiktoria Węgrzyn) i Nastasja ruszają w tan za księciem, wpadają w ekstazę. Próbuje się bronić przed spojrzeniami jurodów Warwara (Daria Polasik-Bułka). Lebiediew (Tomasz Lorek), badacz Apokalipsy, i owładnięty żądzą pieniędzy Gania także włączają się w ten taniec. Hipolit, żywy trup, chce na oczach wszystkich skończyć ze swoim życiem, ale pistolet dziwnym trafem się zacina, nie wypalił. Nic się nikomu nie udaje, od tego wirowania tłuką się garnki, lecą na podłogę porcelanowe filiżanki, przewracają się stoliki i fotele... Nawet stu tysięcy rubli w paczce nie udaje się porządnie spalić. Świat drży, ciała płoną namiętnością, wyginają się jak drzewa targane silnym wiatrem, pękają dotychczasowe więzi i układy. Starego porządku nic już nie ocali, choćby nie wiadomo jak starała się o to generałowa Lizawieta Prokofiewna Jepanczyn (Marta Gzowska-Sawicka), choćby nie wiadomo jakimi łańcuchami próbował zahaczyć się w przeszłości emerytowany generał Ardalion Aleksandrowicz Iwołgin (świetny w tej postaci Kazimierz Czapla). W bielskim teatrze wielowątkowej, trudnej prozie Dostojewskiego twórcy rzucili wyzwanie i trzeba powiedzieć – z niezłym efektem, mimo że zdarzają się irytujące dłużyzny, zwłaszcza w drugiej części spektaklu. Reżyser nie ograniczył jednak aktorów, dał im dużo swobody twórczej w wyrażaniu archetypów rosyjskich, z czego jedni skorzystali znakomicie, a drudzy z pewną taką nieśmiałością, jakby dopiero szukali właściwych dla siebie środków wyrazu. Na szczególne uznanie zasługują Oriana Soika jako ekscy-

tująca Nastasja (jej nagość to feministyczny okrzyk, że kobieta nie jest przedmiotem seksualnego pożądania ani towarem wystawionym na sprzedaż), Daria Polasik-Bułka jako Warwara, Rafał Sawicki (Myszkin) i partnerujący mu Mateusz Wojtasiński (Rogożyn), a także Adam Myrczek (Ferdyszczenko), wspomniany Kazimierz Czapla i genialny Grzegorz Margas. Godne podziwu są także układy choreograficzne, na co miał wpływ TWÓRCY Adaptacja i reżyseria Janusz Opryński; Scenografia Jerzy Rudzki; Kostiumy Monika Nyckowska; Muzyka Rafał Rozmus; Ruch sceniczny Mateusz Wojtasiński; Multimedia Aleksander Janas, Paweł Szarzyński. OBSADA Nastasja Filipowna Baraszkowa Oriana Soika; Generałowa Lizawieta Prokofiewna Jepanczyn Marta Gzowska-Sawicka; Agłaja Iwanowna Jepanczyn Wiktoria Węgrzyn; Adelajda Iwanowna Jepanczyn Anna Figura; Aleksandra Iwanowna Jepanczyn Jagoda Krzywicka; Warwara Ardalionowna Iwołgin Daria Polasik-Bułka; Lew Nikołajewicz Myszkin Rafał Sawicki; Parfien Siemionowicz Rogożyn Mateusz Wojtasiński; Łukian Lebiediew Tomasz Lorek; Iwan Fiodorowicz Jepanczyn Grzegorz Sikora; Gawriła Ardalionowicz Iwołgin Michał Czaderna; Ardalion Aleksandrowicz Iwołgin Kazimierz Czapla; Ferdyszczenko Adam Myrczek; Pticyn Piotr Gajos; Hipolit Terentiew Grzegorz Margas; Keller Sławomir Miska; Afanasij Iwanowicz Tocki Jerzy Dziedzic. Premiera 30 września 2017.

aktor Mateusz Wojtasiński, oprawa muzyczna Rafała Rozmusa, świetnie prowadząca narrację (autor nie zawahał się użyć cytatu z „Traviaty” Verdiego i aktorskich komentarzy chóralnych, wchodzących w zdarzenia na scenie), a także nowoczesne projekcje multimedialne Aleksandra Janasa i Pawła Szarzyńskiego do scenografii Jerzego Rudzkiego i kostiumów Moniki Nyckowskiej. Zdjęcia twarzy (oczu, ust, powiek, włosów), a także drzew i powiewających na wietrze liści w technice laserowej robią naprawdę wrażenie. Widać, ile serca włożyli twórcy w ten spektakl i jak bardzo udzieliła im się fascynacja Opryńskiego twórczością Dostojewskiego, rosyjską duszą. „Św. Idiota” nie jest spektaklem łatwym i przyjemnym (w sensie – rozrywkowym), momentami denerwuje i drażni, wymaga skupienia i refleksji. Ma też swoistą pulsację. Od drżenia pękającego świata i nierównego rytmu, od zmiennych nastrojów widzowie wprowadzani są w niepokój i niepewność. Ale to adaptacja godna uwagi, zrealizowana z ogromnym szacunkiem dla literackiego pierwowzoru, lecz bez szczególnego nawiedzenia. „Św. Idiota” według Dostojewskiego zagrany został ryzykownie, ze świadomością kosztów własnych, jakie trzeba zapłacić za grzech przeniesienia t a k i e j prozy na scenę, lecz bielski zespół potwierdził po raz kolejny, że stać go na takie ryzyko i artystycznie zawsze się obroni. Z przedstawienia wychodzimy skupieni, nabierając głęboko zimnego powietrza w płuca i powoli je wypuszczając. Jest nad czym pomyśleć. Tekst: STANISŁAW BUBIN Zdjęcia: JOANNA GAŁUSZKA

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 51


wywiad

W każdym jest trochę z dziecka

Fot. © Fabryka Słów

O rubasznym Jakubie Wędr o wyczu, wampirach z M-3 i sło wiańskości z ANDRZE JEM PILIPIUKIEM, pisarzem fantasy, r ozmawia Agnieszk a Zielińsk a

Blisko 30 wydanych książek w ciągu półtorej dekady i kolekcja nagród, a mówi pan o sobie, że jest Wielkim Grafomanem. Zatem Grafoman czy Homo Literatus?

Jestem Wielkim Grafomanem. To, co tworzę, nie jest literaturą wybitną. To wyłącznie rozrywka. Czasami tylko przemycam w tekstach głębsze treści. Myślę, że z czasem osiągnę poziom Waldemara Łysiaka czy Joanny Chmielewskiej. Nie mam ambicji posiadania rządu dusz. Wystarczy mi, co mam. Jakub Wędrowycz, najpopularniejszy bohater pana książek, to ochlaptus, egzorcysta, bimbrownik, kłusownik, a przy

5 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

tym osobnik o przenikliwym umyśle, nieprzejednany tropiciel wszelkiego zła. Ile w panu jest z Wędrowycza?

Niewiele. Jestem życzliwy światu, nie piję alkoholu, nie zabijam sąsiadów i nie mam wrogów. Lubię swoje otoczenie.

Dlaczego literatura fantasy stała się tak popularna? Z getta przeniosła się do mainstreamu...

Powiedzmy jasno: większość nurtów literatury głównonurtowej nie istnieje. Tak zwana literatura wysoka zdechła. Utrzymuje się tylko dzięki dotacjom, jest pisana pod krytyków i urzędników. Zastąpiła ją literatura popularna, między innymi fantastyka, kryminały, romanse. U nas nadal są bohaterowie i fabuła.

Jeśli przejrzymy Wikicytaty, znajdziemy wiele sformułowań z pana książek. Na przykład „Ciapuś, uduś pana!” Ciapuś to pyton. Albo: „Gdy zobaczysz złotą rybkę – żadnych trzech życzeń. Tylko patelnia”. Czy: „Widziałem Czerwonego Kapturka, powiedział, że nazywa się Jakub Wędrowycz”.

Ciapusia spotkałem w rzeczywistości, hodował go kolega z pracy mojej mamy. A złota rybka i Czerwony Kapturek to postaci z bajek. W każdym z nas jest trochę z dziecka. Napisał pan, że kobieta jest jak ruski bank: wpłacasz pieniądze i nigdy nie widzisz ich z powrotem. Z drugiej strony


Projekty © Fabryka Słów

Sformułowanie z bankiem to przysłowie. Połowa społeczeństwa to kobiety, nie mogło więc zabraknąć ich w literaturze. Mój ideał? Na pewno żona. Kobieta ciepła, z poczuciem humoru, która ma wspólne ze mną zainteresowania. To zresztą jest gwarancją stałości uczucia. Wspólne pasje. W naszym przypadku żona stanowi intelektualne zaplecze rodziny. Napisała i obroniła doktorat o oboju barokowym, koncertuje. Zawodowo podróżuje po Europie. Chętnie sięga pan po elementy tradycji słowiańskiej. Pana książki są tłumaczone m.in. na ukraiński i czeski. W Polsce słowiańskość to Donatan i Cleo w kiczowatym stylu, hymn polskiej reprezentacji „Koko Euro spoko” i jeleń na rykowisku nad łóżkiem. Jak pan rozumie słowiańskość?

Donatan jest Rosjaninem, ma bodaj tylko jedną czwartą polskiej krwi. Wieś na pewno w Polsce jest niedoceniana. Najczęściej pokazuje się ją w satyrze, a to spojrzenie z perspektywy mieszczuchów, którzy zresztą reprezentują dokładnie taką samą wiejskość. Tradycje słowiańska, germańska czy ugrofińska w jakiś sposób są dalej obecne we współczesności, lecz tylko jako odpryski. W Polsce daleko odeszliśmy od kultury szlacheckiej, nie ma już etosu przedwojennej inteligencji ani samej inteligencji w dawnym rozumieniu. Zawsze jednak jest nadzieja, że się odrodzi, a wraz z nią wrócą idee patriotyzmu. Polsce bliżej jest do Wschodu czy Zachodu?

Bliżej nam do Zachodu. Ze Wschodem łączyły nas Kresy, które odpadły. Wschód jest w Polsce słabo reprezentowany.

Pana plany na przyszłość?

28 czerwca ukaże się „Wilcze leże”, kolejny zbiór opowiadań „bez-Jakubowych”. Ich bohaterem jest dr Paweł Skórzewski, archeolog (otrzymał mój zawód wyuczony). Także w tym roku planuję wydanie III tomu „Wampira z M-3”, z akcją na warszawskiej Pradze. Książka pokazuje, co robiły polskie wampiry, gdy zdechła komuna. Planuję też wydanie felietonów podróżniczych z podróży po mojej ukochanej Norwegii i Skandynawii w ogóle. Jesienią 2018 ukaże się kolejny Wędrowycz.

Pisarz, aby w Polsce przeżyć, musi wydawać dwie-trzy książki rocznie. Pisze pan głównie dla młodzieży. Jaka jest polska, europejska młodzież?

Nie jest z nią źle. Oczywiście w czasie promocji książek czy na konwentach fantastyki spotykam się z elitami, ale naprawdę nie jest źle. Nie tak, jak czasami przedstawia się młodzież w mediach. Dziękuję za rozmowę.

ANDRZEJ PILIPIUK

Urodził się w 1974 w Warszawie, z wykształcenia archeolog. Od lat sercem związany z Wojsławicami k. Lublina, skąd pochodzi jego najbardziej znany bohater Jakub Wędrowycz. Postać Jakuba po raz pierwszy pojawiła się w opowiadaniu z 1996. Od tego czasu opublikował „Kroniki Jakuba Wędrowycza”, „Czarownik Iwanow”, „Weźmisz czarno kure”, „Zagadka Kuby Rozpruwacza”, „Wieszać każdy może”, „Homo Bimbrownikus”, „Trucizna”. Sam siebie nazywa największym piewcą polskiej wsi od czasów Reymonta. Jest także autorem19 tomów kontynuacji przygód Pana Samochodzika, „Wampira z M-3”, trzytomowego „Norweskiego dziennika”, trylogii „Kuzynki”, „Księżniczka”, „Dziedziczki” i antologii „2586 kroków”, „Czerwona gorączka”, „Rzeźnik drzew”, „Aparatus” i „Szewc z Lichtenrade”. W 2008 rozpoczął pracę nad 6-tomowym cyklem powieści „Oko Jelenia”. Jego 26 książek sprzedało się w ok. 600 tys. egz. Nominowany 9-krotnie do nagrody im. Janusza A. Zajdla, uhonorowany nią w 2002 za opowiadanie „Kuzynki”, które w 2003 rozwinął w powieść. Mieszka w Krakowie. W maju był gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Dąbrowie Górniczej.

Fot. © Fabryka Słów

są kuzynki Kruszewskie i Monika z CBŚ, która jest wampirem. Piękne, twarde i świadome siebie. Jaki jest pana ideał płci pięknej?

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 3


Listy z Monachium

W imię dobra dziecka? Fot. Allan Richard Tobis

Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat – Janusz Korczak

Aldona Likus-Cannon Za oknem padał deszcz i wiał silny wiatr, ściemniało się. Pobiegłam do szkoły po córkę. Umówiłyśmy się, że gdy będzie późno kończyć lekcje, zawsze będę ją odbierać. We dwójkę raźniej. – Czy Chiara może wrócić z nami? – zapytała Sarah na szkolnym korytarzu. – Jak najbardziej – ucieszyłam się na widok jej nowej, czarnowłosej przyjaciółki.

W

tedy Sarah zapytała: – A czy może mnie odwiedzić? W jej oczach pojawiło się błaganie. – Oczywiście – odparłam ochoczo i zwróciłam się do Chiary: – Zapytaj tylko mamę, kiedy możesz do nas przyjść? Czarnowłosa dziewczynka o słodkim wyrazie twarzy odparła nieśmiało: – Ale ja mamę zobaczę dopiero za dwa tygodnie. – To zapytaj tatę – rzekłam bez namysłu. Wtedy Sarah szybko zaczęła mi wyjaśniać, że jej koleżanka mieszka w domu dziecka. – W takim razie przejdziemy się tam i zapytamy – stwierdziłam. Luksusowa, dwupiętrowa willa w głębi ulicy,

5 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

z pięknym ogrodem przerobionym na plac zabaw, w niczym nie przypominała typowego domu dziecka. Nigdzie nie było tablicy czy wywieszki, że pełni taką rolę. W życiu nie przyszłoby mi na myśl, że to dom dziecka. Opiekunowie byli zdziwieni moją wizytą, lecz jednocześnie bardzo mili. Poprosili, żebym zastanowiła się nad swoją propozycją, gdyż dzieci po odwiedzinach rodzin w innych domach bardzo to przeżywają i tęsknią. Dodali przy tym, że nie widzą problemu, aby to moja córka odwiedzała przyjaciółkę w domu dziecka, co bardzo ucieszyło obie dziewczynki.

Chiara trafiła do domu dziecka decyzją sądu, ze względu na rozwód rodziców. Oboje chcieli mieć dziecko tylko dla siebie i kłócili się o to. W domu dziecka miała pozostać dopóki sąd nie wyda decyzji, które z rodziców otrzyma opiekę. W jaki sposób nastąpiło przekazanie dziewczynki instytucji opiekuńczej nie chciałam wiedzieć i nie zapytałam. Bez wątpienia musiało być tragiczne. Historia Chiary nie różni się od historii tysięcy dzieci mieszkających w Niemczech i odbieranych rodzicom, czasami z błahych powodów. Tylko w 2016 (na dane za rok 2017 przyjdzie nam jeszcze poczekać) Jugendamt, silny i wpływowy urząd ds. zarządzania młodzieżą, przejął opiekę nad 78 tys. nieletnich. W większości przypadków odebranie dzieci dotyczyło rodzin niemieckich i jak stwierdziły kontrole, w stosunku do 44 tys. dzieci ich dobro nie zostało zagrożone. Zazwyczaj urzędy ds. dzieci i młodzieży otrzymują wskazówki dotyczące ewentualnego zagrożenia dobra dziecka od sądów i policji, ale też donoszą sąsiedzi, szkoły i przedszkola, a co dziesiąta informacja jest anonimowa. Zgodnie z niemieckim prawem, Jugendamt może z pomocą policji o każdej porze wejść do domu, jeśli uważa, że zagrożone jest dobro dziecka. Jednak pojęcie „dobra dziecka” nigdzie nie zostało zdefiniowane i czasami wystarcza donos sąsiada, by urząd wkraczał do akcji. Często stwierdza się, że Jugen-

damt kieruje się własnym interesem, bo miesięczne koszty opieki nad odebranym dzieckiem wynoszą minimum 190 euro dziennie i sięgają 12 tys. euro miesięcznie. Praktyki Jugendamt budzą wiele kontrowersji – zarówno wśród Niemców, jak i obcokrajowców, a niedawno były tematem krytycznego raportu Parlamentu Europejskiego, który badał skargi rodziców z różnych państw UE, w tym Polaków, Włochów i Francuzów, o odbieranie dzieci lub uniemożliwianie kontaktu z nimi. Ostatnio znowu dużo się mówi o Jugendamt – i nigdy dobrze. Działalność tej ponad stuletniej instytucji, funkcjonującej częściowo jeszcze w oparciu o przepisy z lat 30., więc z okresu nazistowskiego, budzi wiele kontrowersji. Wiele też pisze się o odbieraniu dzieci polskim rodzicom, ich dramacie i beznadziejnej sytuacji, lecz po raz pierwszy obecne władze starają się pomagać poszkodowanym matkom. W Niemczech codziennie przekazywanych jest pod opiekę Jugendamt ponad 200 dzieci, a każde odebrane dziecko to tragedia, odciskająca się ogromnym piętnem na ich psychice. Czasami trzeba lat, żeby zapomnieć o tej traumie. Historia Chiary zakończyła się wyjątkowo szybko i szczęśliwie. W grudniu decyzją sądu wróciła do mamy, która odtąd codziennie odbiera ją ze szkoły. Zawsze, gdy nas widzi, radośnie macha ręką i śmieje się, a w życiu nie ma nic piękniejszego niż uśmiech dziecka.


Fot. Robert Krawczyk

wywiad

Skupiam się na tym, co pozytywne Z ANNĄ TABAK, autorką powieści obyczajowych, rozmawia Stanisław Bubin

Powiada się, że łatwo napisać i wydać pierwszą książkę, lecz schody zaczynają się przy drugiej. Debiutancka powieść „Bursztynowy Anioł” ukazała się w 2017, a już w styczniu 2018 mamy „Deadline na szczęście”. Ma pani niebywałą łatwość pisania? Jest pani przecież po ekonomii, nie filologii polskiej!

Przyznaję, że studia – finanse i rachunkowość oraz zarządzanie – wybrałam raczej z rozsądku, niż zamiłowania. Jak widać, mimo że pracuję w zawodzie, pasja i tak w końcu doszła do głosu. Książki od zawsze były obecne w moim życiu. W dzieciństwie bardzo dużo czytali mi rodzice i szybko jednym z moich ulubionych miejsc stała się biblioteka. Dzięki książkom miałam mocno rozwiniętą wyobraźnię. Już

jako dziewczynka wymyślałam i zapisywałam przeróżne historie. Sporo czasu zajęło mi natomiast uwierzenie w siebie jako autorkę. Ale gdy już odważyłam się wysłać tekst „Bursztynowego Anioła” do wydawnictwa i machina wystartowała... mogę obiecać kolejne książki. W pierwszej powieści w życiu Aśki pojawia się idealny mężczyzna, przystojny, bogaty, w dodatku dżentelmen. Lubi pani romantyczne historie o księżniczkach? Trochę mi to pachnie, bez urazy, twórczością licealistki.

Z tą licealistką trafił pan w punkt! Pierwszy szkic „Bursztynowego Anioła” powstał, gdy byłam nastolatką. Pamiętam jak dziś: wakacje, sporo wolnego czasu, tony książek

z biblioteki i ta pierwsza, nieśmiała myśl: „A może ja też potrafię napisać powieść?”. W przypływie natchnienia opisałam głównych bohaterów, nakreśliłam plan wydarzeń i „wyprodukowałam” kilkadziesiąt stron. Niestety, jako nastolatka miałam głowę pełną pomysłów i... słomiany zapał. Do „Bursztynowego Anioła” wróciłam dopiero na studiach; wtedy założyłam bloga i postanowiłam publikować na nim fragmenty powieści. Pozytywne komentarze pierwszych czytelników motywowały do dalszego pisania. Mimo to zakończenie napisałam dopiero w 2016, na urlopie macierzyńskim. Można zatem śmiało stwierdzić, że ta debiutancka książka powstawała – z przerwami – ładnych kilka lat i według niektórych czytelniczek da się to odczuć.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 5


Inaczej pisze beztroska nastolatka, marząca o księciu na białym koniu, a inaczej żona i mama, bogatsza o te kilka lat życiowych doświadczeń. Na pani blogu przeczytałem, że uwielbia pani czytać. Pada określenie książkoholiczka:. (...) mogę czytać właściwie wszędzie. Na kanapie, na leżaku, na tarasie, na balkonie, w drodze... Czy między stronicami książek znajduje pani czas na normalne życie, rodzinę i pracę?

Powiedziałabym, że obecnie jest raczej na odwrót: pomiędzy rodziną i pracą łapię chwile na kilka stron książki. Staram się zachować równowagę i pamiętać o tym, co stoi najwyżej w mojej hierarchii wartości. Zdarzają się dni, które w całości poświęcam synkowi, a stosiki książek do przeczytania pokrywają się kurzem. Ale bywa i tak, że mieszkanie pokrywa się kurzem, a ja wieczorami, gdy synek już zaśnie, pochłaniam jeden rozdział za drugim. Najchętniej sięgam po powieści obyczajowe. Lubię, gdy w książce poruszane są problemy z życia wzięte, gdy bohaterowie są prawdziwi, z krwi i kości, a ich historie budzą emocje i skłaniają do refleksji. Od czasu do czasu nie pogardzę również dobrym kryminałem lub thrillerem. Tytuł pani drugiej powieści odsyła nas do życia korporacyjnego. Tego, w którym mówi się nie tylko deadline, ale także feedback, reset, bekap, sendowanie mesydża, updejtowanie, forwardowanie... Nie boi się pani zarzutu o zaśmiecanie polszczyzny? Czy też wśród młodych po prostu tak już?

Pracuję w korporacji od ponad 5 lat i dlatego korporację wybrałam jako tło drugiej powieści. Główna bohaterka mogłaby być równie dobrze lekarką, dziennikarką, prawniczką... Chodziło mi o pokazanie jej stosunku do pracy i kariery, a pracoholikiem można być w każdym zawodzie. Jednak mam zasadę, której mocno się trzymam – piszę o tym, na czym się znam, bo tylko wtedy mogę być w 100% wiarygodna. Żaden, nawet najlepiej przeprowadzony research, nie zastąpi własnego doświadczenia. I tak się składa, że właśnie takiego języka – korponowomowy – często używają moje koleżanki i koledzy z pracy. Używam i ja sama! Firma Ewy jest fikcyjna, lecz specyfika pracy w międzynarodowym środowisku jak najbardziej prawdziwa. Myślę, że trudno

5 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

byłoby mi oddać w tekście atmosferę biura open space, rezygnując ze zwrotów, jakie padają tam raz po raz. Jak zrodziła się historia Ewy, ambitnej menedżerki? Porte-parole? Daleko ma do szczęścia?

Gdy kilka lat temu stawiałam pierwsze kroki w korporacyjnym świecie, nie miałam najmniejszego pojęcia, czego mogę się spodziewać. Byłam jeszcze studentką bez zawodowego doświadczenia i początkowo rzeczywiście dałam się wciągnąć w pułapkę deadline’ów. Wyrabiałam sporo nadgodzin, zdarzało mi się kończyć pracę w późnych godzinach wieczornych. Na szczęście miałam dość zdrowego rozsądku, by w odpowiednim momencie zreflektować się, że nie tędy droga. Zmieniłam godziny pracy na bardziej przystępne, dość wcześnie podjęłam decyzję o powiększeniu rodziny. Historia Ewy nie jest moją historią. Dziś łączę macierzyństwo z obowiązkami zawodowymi bez większej szkody dla którejś z tych płaszczyzn. Pracuję bez presji, nawet z poczuciem satysfakcji i odrobiną czasu na rozwijanie pisarskich zamiłowań. Jak się okazuje, nawet w tak wymagającym środowisku można znaleźć własny złoty środek. Niestety, obserwowałam i nadal obserwuję, jak kolejne osoby gubią się w obliczu spektrum możliwości oferowanego przez tego typu firmy. To właśnie te obserwacje i przemyślenia stały się impulsem, by na przykładzie chorobliwie ambitnej Ewy zwrócić uwagę na problem powszechnego dziś pędu

po więcej – więcej pieniędzy, więcej uznania, więcej wyzwań. Czy w trakcie pisania kieruje się pani misją? Jaki jest pani przekaz w kierunku czytelników?

Zdarza mi się czytać w recenzjach czy listach od czytelniczek, że moje książki inspirują, skłaniają do przemyśleń, dodają odwagi w walce o swoje marzenia. I to jest super! Cieszy mnie każda wiadomość, że moje pisanie wniosło coś wartościowego w czyjeś życie. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy będzie doszukiwał się w tych historiach głębszego sensu, sięgnie po nie jedynie dla rozrywki. Jeśli więc czytelnik w czasie lektury kilka razy się uśmiechnie i po prostu miło spędzi czas – to mój cel również został osiągnięty. W jakich kategoriach traktuje pani pisarstwo? Lekarstwo dla duszy, szukanie sensu życia? Przetwarza pani życiowe doświadczenia czy też zdaje się na wyobraźnię?

Lubię obserwować ludzi, ich reakcje na różne sytuacje, sposoby wyrażania emocji. Pisząc, łączę tę zdolność obserwacji z własnymi doświadczeniami i przemyśleniami, okraszam dużą dawką wyobraźni. Mam naturę introwertyczki, raczej nie jestem gadułą, więc pisanie to dla mnie pewien sposób na wyrażenie tego, co mi w duszy gra. Nie utożsamiam się z moimi bohaterkami, nigdy też nie opisałam znajomych. Niemniej muszę przyznać, że czasami pożyczam pew-


ne cechy od różnych osób bądź dzielę się wybranymi elementami z własnego życia. Choćby takimi, że zarówno Aśka, jak i Ewa mają podobne wykształcenie jak ja i obie mieszkają w Krakowie. Jest w pani pisaniu więcej wiary w dobro czy zło? Skąd przekonanie, że dobro, miłość i szczęście zawsze muszą zwyciężać, mimo przeciwności losu?

Wierzę, że każdy jest panem własnego losu. W powieściach zwracam uwagę, że w największej mierze od nas samych zależy, gdzie aktualnie się znajdujemy i czy jesteśmy z tego stanu rzeczy zadowoleni. Każdy wybór ma swoje konsekwencje i mam nadzieję, że historie moich bohaterek zainspirują czytelniczki do tego, aby zastanowiły się nas swoimi wyborami. Czy moje zajęcie daje mi satysfakcję? Czy czuję się spełniona w związku? Jakimi ludźmi się otaczam? To niektóre z pytań, jakie można sobie zadać w trakcie lektury. Oczywiście w prawdziwym życiu, mimo najszczerszych chęci, nie zawsze wszystko kończy się happy endem. Ja jednak pisząc, zdecydowanie wolę skupiać się na tym, co pozytywne i dążyć

ku dobremu – cenię książki, które dodają siły i nadziei, zamiast je odbierać. Ile czasu poświęca pani na pisanie i co jeszcze, prócz tworzenia, panią zajmuje? W jakim momencie odczuła pani, że pisanie książek jest ważne? Czy udaje się pani utrzymać równowagę między pracą a życiem osobistym? Jakim kosztem?

Pewna część „Bursztynowego Anioła” i „Deadline na szczęście” powstały w 2016, gdy byłam na urlopie macierzyńskim/wychowawczym. Pisałam głównie w trakcie drzemek synka. Na moje szczęście, trafiło mi się dziecko, które sporo spało w dzień. Właśnie wtedy moje marzenie o wydaniu swojej książki nabrało wyraźnych kształtów. Choć uwielbiam być mamą, potrzebowałam odskoczni od domowych obowiązków, musiałam czymś zająć myśli. Z dala od biura i codziennej gonitwy miałam też możliwość zastanowić się nad tym, jak swoją pasję przekształcić w realne zajęcie. Obecnie znów pracuję na etacie, więc czasu na pisanie mam znacznie mniej. Każdego dnia po pracy i w weekendy próbuję zna-

leźć chwilę na zabawę z dzieckiem, pisanie, odpoczynek z książką, rozmowę z mężem, spotkania z rodziną. Czasami udaje mi się to lepiej, innym razem trochę gorzej – jak w życiu. Nie wszystko da się zaplanować z zegarkiem w ręku. Myślę, że najważniejsze to nigdy nie tracić z oczu tego, co jest dla nas priorytetem i nauczyć się wyciskać maksimum z każdej chwili. Dziękuję za rozmowę.

Mamy dla Was 3 powieści „Deadline na szczęście”

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka (www.zysk.com.pl) mamy dla Was 3 egz. powieści Anny Tabak „Deadline na szczęście”. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy szczerze i najpełniej odpowiedzą na pytanie: Czym jest dla Ciebie szczęście? Podaj własną definicję szczęścia. Odpowiedzi wysyłajcie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl. Więcej informacji o autorce znajdziecie na stronie www.annatabak.pl

Charytatywny pokaz mody

W

Domu Muzyki Bielskiego Centrum Kultury w sobotę 10 lutego odbył się XV Charytatywny Pokaz Mody Ludzi Wielkiego Serca. W tym roku dochód został przekazany na Dom Dziecka przy ul. Pocztowej w Olszówce i Hospicjum im. Jana Pawła II. Obie instytucje otrzymały czeki na kwotę 11.750 zł. Na imprezę zaproszono dzieci z Domu Dziecka, które z modelkami wystąpiły w kolekcji Lulu Design w Szczyrku. Uczestnicy wydarzenia – znane osobistości ze świata sztuki, kultury, medycyny i biznesu – zaprezentowali się w kilku kolekcjach, ale najbardziej efektownie wypadli w staropolskich strojach udostępnionych przez Teatr Polski, w których odtańczyli poloneza. Organizatorką pokazu była Lucyna Grabowska-Górecka, właścicielka Agencji Grabowska Models. FOT. LUCJUSZ CYKARSKI / BCK

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 7


książki

PREZENTY

na wiosnę Nowości Wydawnictwa ZYSK I S-KA

Jadwiga Skibińska-Podbielska „W krainie dębów i krwi” Porywająca saga rodzinna, licząca 648 stron. Powieść „W krainie dębów i krwi” z epickim rozmachem i dbałością o prawdę historyczną przywołuje obraz życia Polaków na Wołyniu w I połowie XX w. Dramatyczne wydarzenia tych lat ukazane są przez pryzmat losów rodziny Korzeniowskich. Opowieść zaczyna się przed I wojną światową, około Bożego Narodzenia 1913 roku. W tym czasie rodzi się pierwszy syn Adama i Róży Korzeniowskich... Wraz z bohaterami mamy okazję uczestniczyć w tworzeniu się legionów Piłsudskiego, w Bitwie Warszawskiej, w II wojnie światowej. A także w roku 1943 – tragicznym dla Wołynia. Historyk prof. Mieczysław Ryba: „W krainie dębów i krwi” to powieść barwna, pełna sarmackiego temperamentu i nadziei na wielkie polityczne zmiany w otwierającym się XX wieku. Autorka z wielką siłą pokazuje, jak Wołyń duszony w okowach bezwzględnego władztwa carów i jego polscy mieszkańcy, dzięki nieprzerwanym związkom historycznym i kulturowym z I Rzeczpospolitą, uczestniczyli we wszystkich przełomowych wydarzeniach. Pomimo niezwykłych wstrząsów i nieszczęść, które naznaczyły dzieje Polski, powieść nie jest przesiąknięta katastrofizmem i duchową klęską.

5 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Michał Kruszona „Reifstein albo Podróż Trzech Króli” Andrzej, pochodzący z miasteczka Reifstein, trafia na front I wojny światowej. Chęć zysku okazuje się dla niego ważniejsza od narodowej solidarności i Andrzej staje się denuncjatorem jednego z polskich towarzyszy broni. W nagrodę za wzorową postawę pruskiego żołnierza zostaje zabrany z frontu i skierowany do majątku księcia Hochberga w Iłowej. Stamtąd przez Rumunię i Turcję jedzie do Afryki, gdzie ma dbać o interesy Hochberga. Jan Grzegorczyk, pisarz: Pod osłoną Wielkiej Wojny bohaterowie Kruszony próbują ubić swoje małe interesy. Chociaż czy małe? Zabić, żeby zdobyć żonę albo żeby nie wydała się kradzież roweru?... Kruszona ze zrozumieniem i współczuciem patrzy na ich poczynania. Zupełnie jak ten anioł na okładce książki. Ale kara musi nadejść. I pokuta, która zmusza winowajców do podróży przez egzotyczne krainy. Arundhati Roy „Ministerstwo niezrównanego szczęścia” Na cmentarzu pod murami Starego Delhi, na wytartym perskim dywanie, przesiaduje Andźum. Na betonowym chodniku znienacka, tuż po północy, pojawia się malutkie dziecko. W zaśnieżonej dolinie zrozpaczony ojciec pisze do pięcioletniej córki list, w którym opowiada, kto zjawił


się na jej pogrzebie. W mieszkaniu na drugim piętrze samotna kobieta, odpalając papierosa od papierosa, czyta swoje dawne notatki. W zajeździe Jannat dwoje ludzi, którzy znali się przez całe życie, śpi tak mocno się obejmując, jakby dopiero się spotkali... Narracja na 478 stronach toczy się szeptem i krzykiem, z radosnymi łzami, ale i gorzkim śmiechem. Bohaterowie „Ministerstwa niezrównanego szczęścia”, bliscy i dalecy, zostali złamani przez świat, w którym żyjemy, ale zlepieni no nowo przez miłość. Dlatego też nigdy się nie poddadzą. Książka zabiera nas w wieloletnią podróż po indyjskim subkontynencie, lecz przede wszystkim wnika głęboko w życie wyśmienicie odmalowanych postaci, z których każda szuka bezpiecznego miejsca, sensu, uczuć. To niezwykła, pięknie opowiedziana historia, głęboko ludzka i ogromnie czuła. Autorka na każdej stronie demonstruje nam, jak cudownym darem narratorskim jest obdarzona. Jerzy Besala „Alkoholowe dzieje Polski. Czasy rozbiorów i powstań” To kontynuacja niezwykle poczytnego tomu „Alkoholowe dzieje Polski. Czasy Piastów i Rzeczypospolitej szlacheckiej”. Mamy wiek XIX, czasy przełomu cywilizacyjnego, także w produkcji i piciu alkoholu. Staropolskie biesiadowanie odchodzi w niepamięć, węgrzyna zastępuje coraz częściej szampan. W dobrym towarzystwie nie wypada pić wódki, arak zaś coraz częściej dolewa się do herbaty. Autor, wybitny historyk, na 800 stronach barwnie opisuje, jakie były nowe wzorce, mody i trunki w różnych warstwach i grupach społecznych, w jaki sposób pito i jakie były motywy spożywania alkoholu, nie zapominając przy tym o tle zdarzeń i wiernie oddając ducha czasów.

Elle Kennedy „Cel” Ona wie, jak osiągać swoje cele... Sabrina James ma zaplanowaną przyszłość: ukończyć college, dać z siebie wszystko na wydziale prawa, dostać dobrze płatną pracę w jednej z najlepszych kancelarii. Nade wszystko chce zerwać z nieciekawą przeszłością i dlatego w jej planach nie ma już miejsca dla pewnego niesamowitego hokeisty, który wierzy w miłość od pierwszego spojrzenia. Ona może mu ofiarować co najwyżej jedną upojoną noc. Na pożegnanie. Ale czasami jedna noc wystarczy, by życie stanęło do góry nogami, a zasady gry wielce się skomplikowały. Tucker, ów hokeista, wierzy w siłę drużyny. Na lodowisku nie musi stać w centrum uwagi, ale gdy w wieku 22 lat ma zostać ojcem, nie chce grzać ławki rezerwowych. I świetnie się składa, że matką jego dziecka jest piękna i inteligentna dziewczyna. Sęk w tym, że serce Sabriny jest szczelnie zamknięte i brunetka uparcie odmawia przyjęcia jego pomocy. Jeśli pragnie spędzić życie z kobietą swoich marzeń, będzie musiał ją przekonać, że niektórych celów nie można osiągnąć bez asysty... Powieść z modnego obecnie nurtu Young Adult, pełna seksu i namiętności, dzieło jednej z najpoczytniejszych współczesnych autorek romansów.

TE KSIĄŻKI SĄ DLA WAS! Dzięki życzliwości poznańskiego Wydawnictwa Zysk i S-ka (www.zysk.com.pl), wszystkie rekomendowane przez nas bestsellery możecie szybko zdobyć, odpowiadając na pytanie: Ile lat istnieje Wydawnictwo Zysk i dlaczego tak się nazywa? Prawidłowe rozwiązania przysyłajcie na adres mailowy: redakcja@ladysclub-magazyn.pl. Życzymy uśmiechu szczęścia przy zdobywaniu książek!

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 9


Fot. Alex Txikon / altitudepakistan.blogspot.com

recenzja

GÓRY MILCZĄ

Góry milczą, wszystko, co milczy nadaje się do przechowywania ludzkich tajemnic Ks. Józef Tischner

Na profilu Polskiego Himalaizmu Zimowego 5 marca 2013 roku o godz. 14.46 pojawił się wpis: „Szczyt zdobyty. O godzinie od 17.30 do 18.00 czasu lokalnego wszyscy 4 wspinacze zespołu szturmowego dokonali pierwszego zimowego wejścia na szczyt Broad Peak 8047 m. O pełni sukcesu będzie można mówić wtedy, gdy zespół zejdzie do bazy, co jest planowane na 6.03”. 6 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Radość ze zwycięstwa zakomunikowanego na Facebooku trwała krótko. Zaczął się szum medialny, informacje były sprzeczne, narastał niepokój. Cała Polska na żywo śledziła wydarzenia. Dwóch doszło do bazy, dwóch nie. Czekanie w himalaizmie to codzienność, ale czekanie rodzin jest straszne. Najpierw szły lapidarne komunikaty, później nastąpił zalew doniesień. Sieć huczała, a to bolało i paraliżowało. Nie dało się przed tym schować. Wydarzenie, które po pierwszej informacji miało być niebem, przerodziło się w piekło. I taki podtytuł, Niebo i Piekło, ma książka Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego o tragedii na Broad Peak. Motto z księdza Tischnera, zresztą znakomite, także z niej pochodzi.

Przed piątą rocznicą tragicznej wyprawy Wydawnictwo Poznańskie wznowiło jedną z najpopularniejszych polskich książek o górach. Jej pierwsze wydanie ukazało się w 2014 roku i do dziś ta opowieść, należąca do kanonu reportażu górskiego, cieszy się niesłabnącą popularnością. Nowe, uzupełnione wydanie, powinno znaleźć się na półce każdego miłośnika gór (i nie tylko, bo to po prostu dobra literatura). Uczestnicy wyprawy mieli kontynuować sukcesy polskich wspinaczy, zdobywając pięć ośmiotysięczników w Karakorum i Zachodnich Himalajach, które nie zostały zdobyte zimą. Wszystko na początku szło zgodnie z planem. W 2012 roku Polacy zdobyli Gasherbrum, a w 2013 przyszła


Książka Dobrocha i Wilczyńskiego jest rzetelną analizą zimowej wyprawy na Broad Peak. Na ponad 540 stronach autorzy mozolnie i tak spokojnie, jak tylko się da, przebijają się przez medialny jazgot, jaki podniósł się po tragedii, pokazując całą sytuację ze wszystkich, najbardziej złożo-

nych stron. Przytaczają wszelkie możliwe opinie i wypowiedzi na ten temat, żebyśmy sami wyrobili sobie zdanie. Tłumaczą także laikom, czym jest wysokogórska wspinaczka i jak narodził się polski himalaizm. Dzięki nim poznajemy szczegóły wyprawy i jej bohaterów. I dzięki nim rozumiemy (a przynajmniej tak nam się wydaje), dlaczego na żadną z podstawowych wątpliwości, wiążących się z tą tragedią, nie ma i nigdy nie będzie jednoznacznych odpowiedzi. Milczące góry są przecież idealnym miejscem do przechowywania ludzkich tajemnic. Tak było i będzie.

Mamy dla Was 3 egzemplarze „Broad Peak. Niebo i piekło” Dzięki życzliwości Wydawnictwa Poznańskiego (www.wydawnictwopoznanskie.com) mamy dla Was 3 egz. książki Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego „Broad Peak. Niebo i piekło”. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą w pełni na pytanie, co oznacza nazwa Broad Peak, kto ją wprowadził i dlaczego? Odpowiedzi wysyłajcie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

Co ciekawe, choć reportaż w tytule odnosi się do Broad Peak, nie jest to książka tylko o tej jednej górze, jednym szczycie, jednej wyprawie i jednej tragedii. To emocjonująca opowieść o wspinaczach i ich rodzinach, o ludziach i ich pasjach, o sile i słabości człowieka. Marek Kamiński, polarnik i podróżnik, powiedział po lekturze: „Wydaje mi się, że ścieżka osądzania i szukania winnych jest łatwiejszą drogą. Dużo trudniejsza jest próba zrozumienia skomplikowanego życia ludzkiego, które jak w soczewce skupiło się na Broad Peaku 5 marca 2013 roku. Warto przerobić lekcję, która płynie z tej tragedii”.

STANISŁAW BUBIN

Fot. Darek Załuski / redbull.com

pora na Broad Peak. Autorzy analizują krok po kroku najważniejsze wydarzenia z tej misji, przeprowadzają dramatyczne rozmowy ze świadkami wydarzeń, przyjaciółmi tragicznie zmarłych i ich rodzinami. Dokonują wiwisekcji etyki polskiego himalaizmu. Piszą o granicach pasji, zastanawiając się, czy wspinaczka była hymnem wolności czy szczytem egoizmu. To najbardziej udany zapis zimowego wejścia na Broad Peak przez Adama Bieleckiego, Macieja Berbekę, Artura Małka i Tomasza Kowalskiego. Wyprawa miała ulokować Polaków na najwyższym stopniu wysokogórskiego podium. Jej przebieg był relacjonowany na żywo przez telewizje, stacje radiowe i media elektroniczne. Euforyczne wiadomości o historycznym sukcesie przerodziły się błyskawicznie w doniesienia z czeluści piekieł. 7 marca w obozie znajdowali się tylko Adam Bielecki i Artur Małek. 8 marca Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zostali uznani za zmarłych.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 61


Fot. Marcin Kaliński

wywiad

6 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8


Śmiać się trzeba zawsze Z MAGDĄ KUYDOWICZ, autorką komedii kryminalnej „Stało się”, rozmawia Stanisław Bubin

A więc stało się! Mamy nowy kryminał, o którym Katarzyna Bonda, Jakobe Mansztajn, Robert Górski, Michał Rusinek i Magda Mołek powiedzieli, że jest zabawny, uroczy, wartki, wciągający i świetny. I że Joanna Chmielewska byłaby dumna... Nie kręci się pani w głowie od tych rekomendacji?

Trochę mi się zakręciło, fakt. Pierwsza była Katarzyna Bonda i podskoczyłam tak wysoko, że myślałam, że przebiję głową sufit. Mail z rekomendacją od niej przyszedł w sobotę o siódmej rano, gdy tylko zajrzałam do telefonu, więc pewnie sąsiedzi mieli ubaw. Kubę męczyłam pytaniami o kilka scen, z którymi miałam problem, i on wtedy powiedział to świetne zdanie: „To jedyny i najlepszy kryminał, jaki przeczytałem”. Robert akurat kupił sobie bieżnię, żeby ćwiczyć w domu i stwierdził, że jeśli „przebiegnie” trening czytając i mu się nie znudzi, to rekomendację da. Michał najpierw napisał pół strony „dysertacji językowej na temat”, ale, niestety, ją skasował i skrobnął w końcu dwa zdania. A z Magdą to była zupełnie inna historia... Dzięki niej i programowi „W roli głównej” poznałam samą Joannę Chmielewską i od tego wszystko się zaczęło. Stąd jej (Magdy, nie Chmielewskiej) wtrącenie o marzeniach. Bo to było spełnienie moich dziennikarskich marzeń – poznać Królową Kryminału Pierwszą. I stało się! Proszę nam przybliżyć pani związki z Joanną Chmielewską.

Spotkałam ją w trakcie dokumentacji do programu „W roli głównej”, którego była bohaterką. Pomógł mi w tym Tadeusz Lewandowski, jej ówczesny agent. Pewnego dnia zawiózł mnie do domu pisarki na daleki Wilanów. Było tam pełno książek, kotów i przedziwnych architektonicznych wynalazków, bo jak pan zapewne wie, Chmielewska była architektem. Siedziała na fotelu, do którego wchodziło się po schodkach, ćmiła papierosa za papierosem i przewiercała mnie wzrokiem. A ja drżałam. Potem powoli zaczęłyśmy rozmawiać. Celowo użyłam kilku cytatów z jej kryminałów, które

znam chyba na pamięć, aż w końcu powiedziała: „No dobra, proszę siadać!”. Usiadłam więc i tak przez miesiąc, spotykając się co kilka dni, rozmawiałyśmy. Przy zimnym piwie i gotowanym bobie najczęściej. Nie tylko o jej życiu, ale i ulubionych książkach, bursztynach i diamentach, a także o odchudzaniu i dbaniu o włosy, konkretnie o perukach. To był niezły intelektualny roller coaster, nadążyć za Chmielewską! Wspaniałe kilka tygodni, zakończone nagraniem wywiadu rzeki dla TVN Style. Gdy powiedziałam pani Joannie, kto wywiad poprowadzi, pokiwała tylko głową i rzekła: „Ta Mołek nawet może być”. I tak razem z Magdą Mołek przeżyłyśmy tę niezwykła przygodę z Królową Kryminału – niebywale dowcipną i dzielną kobietą. Takich kobiet już nie robią, proszę pana...

Jakie kryminały pani preferuje? Kto jest dla pani mistrzem gatunku?

Dobre! Uwielbiam klasykę: Raymonda Chandlera, Rossa McDonalda, Patricię Highsmith, Agathę Christie, Lemaitre'a, rzeczoną Chmielewską. Powieść „Florystka” Katarzyny Bondy uważam za mistrzowską. Wspaniały jest Håkan Nesser, Mankell. Z polskich „kryminalistek” wielbię jeszcze Kasię Puzyńską, doceniam warsztat powieści domestic noir Anny Fryczkowskiej i pełne wdzięku mikropowieści Marty Matyszczak. Ubolewam, że Zygmunt Miłoszewski porzucił postać Szackiego, ale trudno. Mogłabym długo jeszcze wymieniać, choć czytam nie tylko kryminały.

Dlaczego dziennikarka, głównie telewizyjna, a nadto teatrolożka, autorka poradników psychologicznych i książek kulinarnych, zapragnęła napisać kryminał? I to od razu śmieszny? Chce się pani śmiać w nieśmiesznych czasach?

Śmiać to się trzeba, uważam, zawsze. A napisałam komedię kryminalną, bo nie wiedziałam, jakie to trudne. Czyli, jakby powiedziała Chmielewska, z głupoty. Miałam w głowie historię, ale jak się okazało (co mi uświadomiła na warsztatach twórczego pisania Katarzyna Bonda właśnie), nie umiałam dobrze napisać nawet jednej sceny. Poszłam więc na kurs do Maszynadopisania.pl i tam w bólu i znoju, przez miesiąc, całymi weekendami pisałam, poprawiałam i uczyłam się tego (ze znanym już „kryminalistą” Robertem Małeckim między innymi), jak napisać kryminał. Reguły są jasne, trudne do przyswojenia na początku. A żeby było jeszcze śmieszniej, to już kolejne wyzwanie. Na szczęście poczucie humoru mam po babci. Wszyscy w rodzinie dużo się śmiejemy i dowcipkujemy, tak się dystansując od rzeczywistości. Więc tak – napisałam tę książkę także na tak zwaną pocieszkę. Bo teraz nam się to bardzo wszystkim przyda.

Mamy dla Was 4 powieści „Stało się” Dzięki życzliwości Wydawnictwa Prószyński i S-ka (www.proszynski.pl) mamy dla Was 4 egz. komedii kryminalnej Magdy Kuydowicz „Stało się”. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie dotyczące patronki książki, Joanny Chmielewskiej. Jaki tytuł nosiła komedia z Kaliną Jędrusik i Andrzejem Łapickim, zrealizowana na podstawie jej debiutanckiej powieści? Prawidłowe odpowiedzi wysyłajcie na adres redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 6 3


Gdzieś przeczytałem, że na kolację chętnie poszłaby pani z Chandlerem, Chmielewską i Antonim Czechowem. Dlaczego w takim zestawie? Co by pani dla nich zamówiła (ulubione potrawy, wina) i o czym chciałaby pogadać, gdyby Chandler, jak to on, z wisielczą miną zaczął marudzić: „Trouble is my business”... Czy dopuściłaby pani do stolika Agathę Christie?

Chandler to by golił samą whisky z ponurą miną, dla Chmielewskiej zamówiłabym najlepsze owoce morza i dobre wino. Może alzackie? Białe i schłodzone. No, a z Czechowem to wypiłabym cały samowar herbaty, bo wódki nie pijam. Dlaczego taki zestaw? Bo to wspaniali styliści, ich język, lekkość i dowcip cenię wysoko. Czytał pan kiedyś dramaty Czechowa? Jaka to piękna literatura! Pełne sarkazmu i ironii kryminały Chandlera to Ameryka w pigułce. A Chmielewska? Wiadomo – jest tylko jedna. Agatha raczej się nadaje na pielenie ogródka i obmawianie sąsiadów niż na królewską ucztę, ale zgoda, mogłaby przyjść! Dostałaby swoje ulubione marynowane i smażone śledzie na osobnym półmisku.

Czy powieść „Stało się” ma być w zamierzeniu początkiem serii? Spełnieniem największego literackiego marzenia? A może planem na serial telewizyjny w przyszłości?

Myślę, że moja bohaterka Matylda Kwiatek może jeszcze wiele nawywijać, panie redaktorze, więc tak nieskromnie przyznam, że mam pomysł na kolejne jej przygody. Na obozie jogi. Wybieram się tam niebawem na dokumentację. Napisanie kryminału było oczywiście moim marzeniem. Ale i ciężką pracą, orką na ugorze tak naprawdę. Zajęło mi aż trzy lata, Reklama

bo na co dzień intensywnie pracuję jako dziennikarka telewizyjna. Ale wiedziałam, że chcę i muszę to zrobić. A bywam na szczęście także i uparta. Choć, jak mówią moi bliscy, mam tak zwaną słabą silną wolę. O serialu nie myślałam. Ale wiem, kto by zagrał porucznika Kudełkę w razie potrzeby – tylko Robert Górski! Jak wygląda pani pisanie od strony technicznej, w natłoku wielu zajęć? W nocy, gdy wszyscy śpią? W czasie weekendów? W kuchni między podwieczorkiem a kolacją? Z dokładnym scenopisem?

No, jakby pan przy tym był: weekendy, noce, popołudnia w moim ulubionym „Kafelku” na Ursynowie – knajpce, gdzie z niewiadomych przyczyn dobrze mi się pisze przy hektolitrach herbaty. Scenopis był. Dokładny i wymęczony przez Kasię Bondę. Kazała nam na kursie napisać dokładny przebieg akcji, wszystkich bohaterów, intrygi, trupy. Prześwity. Wszystko. A potem zacząć od końca – od sceny rozpoznania. A ona potrafi być groźną i skuteczną nauczycielką. Jak nikt. Prowadziła nas za rękę. Była bardzo wymagająca. Klęła jak szewc. Ale cztery osoby z tego kursu już opublikowały książki. Wiedziała co robi. Korzystała pani z usług i pomocy ekspertów? Policjantów, sędziów, toksykologów?

Tak, bardzo pomógł mi Robert Duchnowski, policjant i konsultant wszystkich chyba polskich seriali kryminalnych, występujący w powieściach Bondy jako Duch. Słynna postać w tym kryminalnym światku. A także Krzysztof Śpiechowicz – dziennikarz śledczy z Uwagi TVN, fachowiec od tematów trudnych i niebezpiecznych. Bez nich nie byłoby tej książki. Panowie, dziękuję raz jeszcze!

Inspiracją były też doświadczenia własne i szeroko pojęte życie?

Dla każdego piszącego życie i kradzieże cudzych historii to podstawa. Kilka własnych historii też w mojej książce jest. Wczasy sportowe nad morzem, gdzie jeżdżę co roku. Adopcja Soni ze schroniska w Falenicy. Czyszczenie w nocy rodowych sreber w silnym stresie mam po ciotkach. Parę toksycznych historii miłosnych też by się u mnie znalazło. Na koniec: co panią śmieszy najbardziej? Czy łatwo panią rozbawić? Powiadają, że najlepsze komedie piszą najwięksi ponuracy. Jak jest w pani przypadku?

Chyba jestem raczej pogodna na co dzień. Ale nie z każdym i nie ze wszystkiego będę się śmiała. Rzeczywiście jestem w tym względzie dość wybredna. Najbardziej śmieszy mnie humor absurdalny. No wie pan – Antoni Słonimski, Mrożek. Uwielbiam panów z Make Life Harder, pełnego sublimacji doktora Rusinka, Mumio, ale śmieszy mnie też potwornie Louis de Funès. W Polsce taką vis comica na scenie, jak de Funès w filmie, ma chyba tylko Wojciech Pszoniak. Irena Kwiatkowska była mistrzynią dla mnie absolutną. Anna Seniuk i jej Pchła Szachrajka. Stand up to teraz kopalnia komediowych talentów – Rafał Rutkowski, Rafał Pacześ i wielu innych młodych, niebywale zdolnych ludzi. Jest i wspaniała Joanna Kołaczkowska i kabaret Hrabi, Spadkobiercy, Pożar w burdelu z Maksem Hardcorem – Ostatnim Hetero, Teatr Montownia. Maciej Stuhr robił taki genialny kabaret na studiach Po-żarcie. W obśmiewaniu rzeczywistości my, Polacy, jesteśmy, uważam, w ścisłej światowej czołówce. Dziękuję za rozmowę.


reklama


Brafitting

1. SCULPTRESSE

WYGODNA I SEKSOWNA

Kobiety coraz świadomiej kupują bieliznę. Zwracają uwagę na markę, jakość, stawiają na kolory i estetykę. Często korzystają z porad profesjonalnych brafitterek, aby jak najlepiej dopasować rozmiar i fason biustonosza. Wszystko po to, by bielizna była jak „druga skóra”, a do tego zmysłowa i „z pazurem”. Bielizna to przecież nie tylko jeden z elementów ubioru, ale też coś, co wpływa na nasze samopoczucie i daje pewność siebie. NIKT NIE WIDZI, JAKIE FIGI ZNAJDUJĄ SIĘ NA POŚLADKACH, pod materiałem spodni czy sukienki, ale kobieta ma całkowitą świadomość, co na siebie założyła. W bieliźnie damskiej chodzi o to, aby czuć się komfortowo i wyglądać pięknie. Dlatego teraz tak wielką uwagę przykładamy do tego, aby biustonosze były prawidłowo dopasowane do rozmiaru biustu. Odpowiednio dobrany biustonosz doskonale podtrzymuje piersi i nadaje im pożądany kształt i nie przesuwa się po ciele. Z kolei uniesiony i zebrany biust odsłania talię, dzięki czemu sylwetka staje się lżejsza i szczuplejsza. Dodatkowo odciążony zosta-

6 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

je kręgosłup, a idealnie dopasowany stanik dba o zdrowie i kondycję piersi. Czy możemy znaleźć bieliznę nie tylko komfortową i wygodną, ale też zmysłową i sensualną? Oczywiście!

MONIKA NIEMIEC

PANIE STAWIAJĄ CORAZ BARDZIEJ NA ODWAŻNE STYLIZACJE bieliźniane. Bielizna nie stanowi już tylko niewidocznej bazy, ale często staje się dopełnieniem i elementem ozdobnym ubioru. To, jaką bieliznę mamy na sobie, ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Nawet jeśli okrycie wierzchnie to zwykłe dżinsy i koszulka, to świadomość tego, co mamy pod spodem


sprawia, że jesteśmy odważniejsze. Badania psychologów wykazały, że kobieta czuje się znacznie pewniej, gdy założy seksowną bieliznę. A gdy jest to bielizna w czerwonym kolorze, to mamy dodatkowo sporą dawkę pozytywnej energii. TRENDY. Jaką wybrać bieliznę, żeby czuć się wygodnie i seksownie? Paski, paseczki. To trend, który pojawił się już w ubiegłym stuleciu w fetyszyzmie i erotyce. Dzisiaj różnego rodzaju układy pasków, gumek czy elementów skórzanych zdobią codzienną bieliznę (fot. 1). W biustonoszach najczęściej paseczki umiejscowione są w miejscu dekoltu, czyli nad miseczką. Wykonane są w taki 2. DALIA

sposób, aby nie przecinały piersi, tylko je ładnie podkreślały i uwydatniały. Głębszy dekolt w sukience czy rozpięta koszula subtelnie pokazujące paseczki, dodają kobiecie tajemniczości i zmysłowości. Z ich pomocą możemy nadać każdej stylizacji niepowtarzalny charakter. Układ pasków doskonale sprawdza się również w różnego rodzaju gorsetach (fot. 4). W połączeniu z przezroczystym tiulem bielizna staje się już nie tylko zmysłowa, ale i seksowna. Warto podkreślić, że nadal jest to bielizna, sprawdzająca się zarówno na co dzień pod ubraniem, jak i wieczorem w czasie randki. Koronki i tiule. Tu możemy mówić o gamie różnego rodzaju fasonów i modeli biustonoszy. Producenci prześcigają się w co3. CLEO

raz to nowszych rozwiązaniach, aby użyte przez nich tkaniny nie tylko dobrze podtrzymywały piersi i nadawały im wymarzony kształt, ale przede wszystkim by były jak najbardziej delikatne i miłe dla skóry. Subtelne koronki to biustonosze na fiszbinach (fot. 5) ze sprytnie umieszczonymi panelami bocznymi w miskach, aby zapewnić maksymalne podtrzymanie nawet przy większym biuście. Doskonały krój miseczki pozwala wtedy paniom o cięższych biustach wybrać tak subtelny biustonosz. Kobiety te często obawiają się, jak delikatna koronka da sobie radę. Obawy są niepotrzebne, bo bardzo często tego typu biustonosze najlepiej okalają piersi i nadają im odpowiedni kształt. Braletki. Mówiąc o koronkach, musimy się też pochylić nad coraz bardziej popularnymi braletkami (fot. 3). To miękki biustonosz, zwykle delikatnie podszyty i bez fiszbinów. Dedykowany mniejszym i średnim biustom, gdyż nie zapewnia tak doskonałego podtrzymania, jak biustonosz na fiszbinach. Urzeka nas jednak delikatnością i subtelnością. Niektóre marki proponują te biustonosze do rozmiaru G brytyjskiego, więc coraz więcej kobiet może już sięgać po te wyjątkowe modele. Tatuaże. Kolejny mocny trend, jaki pokochały kobiety, to bielizna typu tatuaż (fot. 2). Jej bazą jest delikatna siateczka (tiul w cielistym kolorze), na której umieszczono haft w kolorze czarnym. Dzięki temu po założeniu wygląda tak, jakby piersi zdobił tatuaż. Niesamowita i pobudzająca zmysły

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 6 7


4. BLUEBELLA

5. PANACHE

bielizna. Na ciele wygląda zjawiskowo, a kobieta w takiej bieliźnie czuje się wyjątkowo. ABY KOBIETA CZUŁA SIĘ PEWNIE I ZMYSŁOWO, najlepiej postawić na komplet. Doskonałym uzupełnieniem biustonosza z paseczkami będą figi czy stringi z elementami paseczków. Koronkowy stanik najlepiej prezentuje się, kiedy ta sama koronka podkreśla kobiece pośladki. Uzupełnieniem

kompletu bielizny może być również pas do pończoch i same pończochy. Wtedy już tryskamy seksapilem. Pewność siebie i zachowania w ciągu dnia, stymulowane zjawiskowo piękną bielizną, to fenomen. Cóż z tego, że nikt nie widzi, jaką kobieta ma na sobie bieliznę, kiedy jej ruchy, gesty i sposób mówienia przykuwają uwagę. Wygodna i seksowna bielizna robi swoje! Sukces tkwi nie tylko w tym, co widać.

Autorka od 18 lat związana jest z branżą bieliźniarska, a od 10 lat profesjonalnie zajmuje się brafittingiem. Właścicielka MiG Brafittingowego Salonu z Bielizną w Katowicach. Z pasji i zamiłowania pomaga kobietom w dobieraniu bielizny i szkoli nowe brafitterki. Współpracuje ze stylistami i projektantami, klubami dla kobiet, salonami kosmetycznymi, klubami fitness. Więcej na stronie www.salonmig.pl.

6 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8


MoDA

vintage girl

W

spółczesna moda często sięga do przeszłości. Obok bardzo nowoczesnych, minimalistycznych konstrukcji, mamy wiele propozycji inspirujących się stylem wiktoriańskim (widocznym choćby w najnowszej kolekcji ERDEM), modą z lat 40., 50. i późniejszych. Beata Bojda, makijażystka, stylistka i projektantka mody (słynny projekt Etno) często w swoich pracach odwołuje się do mody lat minionych, sztuki ludowej czy zanikających rzemiosł, związanych z ręcznym wykonywaniem dodatków. Prezentowany tu edytorial jest kolażem jej projektów, uzupełnionym ubraniami vintage, będącymi jej własnością.

concept, photo Magdalena Ostrowicka CobraOstra.pl make up, stylist, mode of expression Beata Bojda Make up Artist & Designer model Nikola Pasterny premium headwear (projekty Beaty Bojdy) Skoczowska Fabryka Kapeluszy Polkap SA polkap.pl space Muzeum Historyczne – zamek książąt Sułkowskich w Bielsku-Białej muzeum.bielsko.pl especially for Lady’s Club ladysclub-magazyn.pl

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 6 9


Czarne szerokie spodnie z wełny – Beata Bojda; wieczorowa wiązana bluzka z lat 70. – własność projektantki

7 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8


Wieczorowa sukienka z tafty, bluzka z białego tiulu, jedwabna róża na aksamitnej taśmie – Beata Bojda

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7 1


Aksamitne spodnie – Beata Bojda; tunika z różowej błyszczącej lamy z lat 80. – własność projektantki

7 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8


Czarna plisowana spódnica – sklep Portofino Bielsko-Biała; czerwona wełniana kurtka – Beata Bojda; jedwabny szal w groszki – własność projektantki

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7 3


zAgr A jmy w zielone Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

seRCe ChORuje Od zaTRuTegO POWieTRza ukazała się praca zawierająca Materiały naukowe z katowickiej konfe-

rencji dotyczącej wpływu zanieczyszczeń powietrza na nasze zdrowie. konferencję zorganizowała polska izba ekologii – ze wsparcieM finansowyM wfośigw w katowicach. wśród wielu interesujących wystąpień naszą uwagę zwrócił artykuł prof. dr hab. n. Med. andrzeja lekstona ze śląskiego centruM chorób serca w zabrzu, poświęcony szkodoM, jakie zanieczyszczenia powietrza wywierają na układ krążenia.

Z

według danych gus, województwo śląskie jest jednym z trzech z najwyższą umieralnością z powodu chorób sercowo-naczyniowych: ponad 490 zgonów na 100 tys. ludności. umieralność ta jest o ok. 10% wyższa niż średnia krajowa i ok. 20% wyższa w stosunku do najniższej w województwie podlaskim! według rządowej rady ludnościowej, województwo śląskie w standaryzowanych współczynnikach zachorowalności na ostry zawał serca zajmuje jedno z czołowych miejsc. zachorowalność ta jest o 1/3 wyższa u mężczyzn w stosunku do najmniejszej w województwie podlaskim. podczas alarmów smogowych aż o 6% wzrasta ryzyko zgonu, w tym z przyczyn sercowo-naczyniowych o 8%.

74 L a dy ’ s C L u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Na świecie, co wynika z raportu WHO, jest ok. 3 mln przedwczesnych zgonów spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza. W Polsce, według raportu Europejskiej Agencji Środowiska, rocznie stwierdza się prawie 50.000 zgonów z podobnymi proporcjami. Statystyczny mieszkaniec UE żyje z tego powodu osiem miesięcy krócej, Polak aż dziesięć miesięcy. Powietrze jest siódmym czynnikiem ryzyka rozwoju wielu schorzeń: po nieodpowiedniej diecie, nadciśnieniu tętniczym, paleniu papierosów, wysokim poziomie cholesterolu, otyłości i nadwadze oraz cukrzycy. Materiały z konferencji można znaleźć na stronie Polskiej Izby Ekologii www.pie.pl.

Fot. Lady’s Club

anieczyszczenie powietrza stało się głównym zagrożeniem środowiskowym dla zdrowia i przyczyną przedwczesnych zgonów. Jak pisze prof. Andrzej Lekston, wyniki pokazują, że równie groźnym zabójcą co smog przemysłowy są pyły węglowe i sadze z wiejskich piecyków opalanych węglem, drewnem czy biomasą. Największy zasięg terytorialny mają zanieczyszczenia wynikające z tzw. niskiej emisji, czyli spaliny emitowane w okresie zimowym z domowych palenisk. Chodzi głównie o pyły PM2,5 i PM10, ale także benzo(a)–piren. Eksperci podkreślają, że wśród grup najbardziej narażonych

PROf. AnDRzEJ lEkSTOn

na zanieczyszczenia atmosfery są dzieci, ludzie w podeszłym wieku, kobiety ciężarne i osoby z chorobami dróg oddechowych. Długotrwała obecność trujących gazów w atmosferze wywołuje schorzenia naczyniowe, zawały serca, udary, astmy i alergie już na etapie życia płodowego. Oddziaływanie zanieczyszczonego powietrza na żywe organizmy to oddziaływanie i narażenia krótko- i długotrwałe. Krótkotrwałe – to incydenty zatorowo-zakrzepowe (zawał serca, udar mózgu), długotrwałe – to przewlekłe choroby tkanki płucnej, rozwój miażdżycy czy nowotwory.


zagr a jmy w zielone Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

UMOWY ZE SPÓŁDZIELNIAMI ojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, wspierając poprawę efektywności energetycznej w budynkach mieszkalnych, udzielił w styczniu 2018 dofinansowania w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych dla 87 projektów związanych z kompleksową termomodernizacją i likwidacją niskiej emisji w spółdzielniach i wspólnotach mieszkaniowych województwa śląskiego. Wcześniej Fundusz otrzymał z Ministerstwa Energii dokument zatwierdzający dotychczasowe wyniki i udzielający pozytywnej oceny wszystkim działaniom, wspierającym podniesienie efektywności

Fot. WfoŚigw Katowice

W

Umowy z prezesami spółdzielń i wspólnot mieszkaniowych podpisał prezes WFOŚiGW Andrzej Pilot

energetycznej w budynkach mieszkalnych regionu. Beneficjentami projektów zostały m.in. spółdzielnie mieszkaniowe Środula, Lokum i Nasza w Sosnowcu, SM Wspólno-

ta w Będzinie, Szobiszowice i Stare Gliwice w Gliwicach oraz wspólnoty mieszkaniowe w Piekarach Śląskich, Chorzowie, Gliwicach i Tychach.

Wymiana ciepłociągów w Bielsku-Białej

J

alizowane do 2023 r. Therma zamierza sukcesywnie wymieniać sieci cieplne wodne w technologii tradycyjnej na nowe – w technologii rur preizolowanych (12 zadań) oraz stare, zdegradowane izolacje cieplne rurociągów napowietrznych na nowoczesne, w technologii pianki poliuretanowej (6 zadań). Inwestycja,

Fot. WfoŚigw Katowice

eszcze w tym roku spółka komunalna Therma z Bielska-Białej rozpocznie realizację projektu pod nazwą „Przebudowa systemu ciepłowniczego miasta Bielska-Białej” w ramach programu kompleksowej likwidacji niskiej emisji w województwie śląskim. Przedsięwzięcie składa się z 18 zadań i będzie re-

W połowie stycznia 2018 prezes Thermy, Józef Niedokos, podpisał z prezesem Funduszu, Andrzejem Pilotem, stosowną, szczegółową umowę na dofinansowanie przebudowy systemu ciepłowniczego w Bielsku-Białej. Planowany całkowity koszt realizacji projektu wyniesie 41.093.681,31 zł, w tym koszty kwalifikowane 33.391.497,00 zł. Planowane dofinansowanie to 45% kosztów kwalifikowanych, czyli 15.026.174,00 zł.

z WFOŚiGW otrzymały firmy Fortum Power and Heat Polska na budowę osiedlowej sieci ciepłowniczej przy ul. Pankiewicza w Częstochowie, Zabrzańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej na modernizację sieci ciepłowniczej w Zabrzu, przedsiębiorstwo Termika na przebudowę sieci ciepłowniczych w Jastrzębiu-Zdroju i Energetyka Cieszyńska na przebudowę sieci cieplnych wraz z budową przyłączy i węzłów grupowych w Cieszynie. Beneficjenci tych 6 projektów otrzymali dofinansowanie łączne w kwocie ponad 46,3 mln zł.

wyliczona na 41 mln zł, zostanie wsparta kwotą 15 mln zł z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Bielskie sieci cieplne i izolacje rurociągów napowietrznych są stare i wyeksploatowane, co powoduje znaczne straty energii na liniach przesyłowych. Projekt nie tylko ograniczy te straty, ale także wpłynie na poprawę jakości powietrza w Bielsku-Białej poprzez spadek emisji pyłów i gazów cieplarnianych do atmosfery. W tym samym czasie co bielska Therma dofinansowanie

n r 5 2 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7 5


felieton

W

publikacji „The New York Times” aż 29 kobiet oskarżyło go o molestowanie seksualne. Lista jego ofiar stale się powiększa. Na wezwanie Amerykanek w krótkim czasie miliony kobiet na świecie, korzystając z portali społecznościowych, oznaczyło się hasztagiem #MeToo. W ciągu doby na Facebooku pojawiło się 12 mln takich wyznań, a na Twitterze 500 tys. „Tak, ja też tego doświadczyłam!” – krzyczały media na świecie, nawet w Chinach. Setki aktorek, celebrytek i zwykłych kobiet solidaryzowało się z tymi, które spotkało molestowanie. #MeToo wywołało jednak ostre podziały. Wytworzyły się obozy zwolenników i przeciwników akcji. Po jednej stronie stanęły m.in. Angelina Jolie, Salma Hayek, Nicole Kidman, Reese Witherspoon, Michelle Pfeiffer, Catherine Zeta-Jones, Lady Gaga, Gwineth Paltrow czy Cara Delevingne. Z drugiej – Catherine Deneuve, Brigitte Bardot i dziesiątki Francuzek, które w „Le Monde” napisały, że „uzasadniony protest przeciwko przemocy seksualnej przerodził się w polowanie na czarownice”. I dodały: „Nie godzimy się na feminizm, który poza potępieniem nadużyć zyskuje twarz nienawiści do mężczyzn i seksualności. Gwałt jest zbrodnią, ale uporczywa czy niezręczna próba podrywania nie jest przestępstwem, a szarmanckość nie jest szowinistyczną agresją”. W trakcie gali rozdania Złotych Globów gwiazdy założyły czarne stroje, chcąc w ten sposób zamanifestować sprzeciw wobec molestowania seksualnego. Było to równocześnie wsparcie dla kolejnej inicjatywy #Time’sUp, zorganizowanej przez artystki z Hollywood. „Koniec z napaściami seksualnymi, molestowaniem i nierównościami w miejscu pracy” – orzekły ambasadorki akcji, wśród nich Reese Whiterspoon, Natalie Portman, Meryl Streep, Emma Stone, Cate Blanchett i Eva Longoria. Wyjątkowe

76 L a dy ’ s C l u b • n r 5 2 / 2 0 1 8

Fot. Łukasz Jungto

Czy jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o #MeToo? Dla niewtajemniczonych – to światowa akcja przeciwstawiania się różnym formom przemocy seksualnej, zapoczątkowana przez aktorkę Alyssę Milano. Napiętnowała ona Harvey'a Weinsteina, producenta filmowego z Hollywood, który przez 30 lat dopuszczał się gwałtów na aktorkach.

EWA KASSALA

RÓŻOWA MAGIA Przerażająca skala #MeToo przemówienie wygłosiła Oprah Winfrey: „Zbyt długo nie słuchano lub nie wierzono tym, które miały odwagę mówić prawdę o wykorzystujących swoją władzę, ale nadszedł na to czas. Niedługo dzięki wspaniałym kobietom i mężczyznom żadna z nas nigdy już nie będzie musiała powiedzieć „ja też”. Zwolenniczki akcji, z którymi rozmawiałam, mówią na temat #MeToo to samo, co hollywoodzkie gwiazdy. Przeciwniczki podkreślają głównie jeden aspekt tej sprawy: „Być molestowaną przez mężczyznę raz, można to zrozumieć – mówią – ale po tak traumatycznym doświadczeniu pójść kolejny i kolejny raz do tego samego faceta i pozwalać mu na takie rzeczy?”. I dodają: „Te kobiety były dorosłe, kiedy je to spotykało, wiedziały, w co i o co grają. To były ich decyzje. Pozwalały na takie traktowanie, by uzyskać korzyści. Miały wybór!” Dla mnie granica między flirtem, grą towarzyską i uwodzeniem a molestowaniem seksualnym jest płynna i cienka,

ale jednak dostrzegalna. Nie wyobrażam sobie utrzymywania bliskich kontaktów z kimś, kto by tej granicy nie zauważał albo ją przekraczał. Litościwie darowuję „urocze” teksty mocno starszym panom, dla których czas w relacjach z kobietami zatrzymał się dawno temu. Są dla mnie swoistymi dinozaurami i, głównie ze względu na szacunek dla wieku, tak ich traktuję (zwłaszcza że w moim otoczeniu jest ich niewielu, może dwóch). A sprawa #MeToo jest poważna i trzeba o niej mówić. Bądźmy jednak roztropni: nie potępiajmy, jeśli nie wiemy na pewno. I bądźmy wrażliwi na krzywdę, która dzieje się blisko nas. Bo coś mi się wydaje, że gwiazdy Hollywood pewnie sobie w życiu poradzą, a nasze sąsiadki i znajome bez wsparcia nie będą miały odwagi, by mówić o „takich” rzeczach. Równocześnie pamiętajmy, proszę, angażując się w różne akcje, żeby nie wylewać dziecka z kąpielą! Sporo osób pamięta plakaty z posiniaczonymi kobietami „Bo zupa była za słona”. Albo nie tak dawne czasy, gdy poklepywanie kobiet po pośladkach (także przez ministrów) uważane było za coś swojskiego. Także bicie dzieci niedawno było uważane za właściwe. Nim zaczęliśmy głośno mówić o przemocy w rodzinie czy molestowaniu seksualnym, przejawy takich zachowań były uważane za coś odwiecznego i naturalnego. A przecież w kulturze i obyczaju określenia „odwieczne” czy „niezmienne” można stosować jedynie umownie. Piszę to z perspektywy osoby tworzącej powieści o silnych kobietach, które żyły 2-3 tysiące lat temu. Wierzcie mi – choć jestem przekonana, że to wiecie – świat się wciąż zmienia. Często bywa tak, że to, co kiedyś uważano za „naturalne”, dziś już takie nie jest. Dzięki akcji #MeToo zmieniają się standardy zachowań. I dobrze! Przecież to właśnie z tych standardów tak bardzo jesteśmy dumni. Dbajmy o nie i windujmy na coraz wyższy poziom. Kiedyś bogom składano ofiary z ludzi, później ze zwierząt, a przecież od wieków już tego nie robimy. Niewiele ponad 100 lat temu kobiety nie miały praw wyborczych, nie mogły studiować ani decydować o własnym majątku. Trudno w to uwierzyć, a jednak! To się nie stało samo. Ktoś te prawa dla nas wywalczył. Życzyłabym sobie, żeby za 50 lat nasze wnuczki nie musiały ze wstydem wyznawać, że #OneTeż... Oby już nigdy nie było powodów do takich akcji.




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.