NR 1 (64) LUTY - MARZEC 2020
DWUMIESIĘCZNIK
ISSN1899-1270
EGZEMPLARZ BEZPŁATNY
SARA KARCZ-KANIK właścicielka studia SKmakeup by Sara dyrektor agencji Grabowska Models » WYWIAD STR. 6
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
OD REDAKTORA
J
ak Wam się zaczął rok przestępny? Cytując klasyka można powiedzieć, że nieważne, jak wystartował – ważne, jak się skończy. Nie sądź dnia po obietnicy poranka. Nam zaczął się trochę nerwowo, pod górkę, ale w tej pracy tak już jest. Można się przyzwyczaić. Trzymam
się zasady, żeby nie martwić się na zapas i nie oglądać za siebie. Robić swoje – to się z reguły Fot. Magdalena Ostrowicka
sprawdza. Dowody? Choćby zawartość tego numeru. Zespół znowu stanął na wysokości zadania (ale to standard, chyba już wiecie, mam świetnych współpracowników) i naprawdę jest co poczytać. Klub naszego magazynu poszerzył się o osoby bardzo młode i dynamiczne, ale też wiekowe. Dosłownie! Nasza najstarsza bohaterka i zarazem Czytelniczka, bielszczanka z Wiednia, z początkiem lutego 2020 świętowała 100 lat! Dużo zdrowia, Pani Joanno – te słowa kieruję do Pani Johanny Krumpholz z domu Kuś. Koniecznie przeczytajcie o Niej artykuł. Więc jeśli ktoś Was zapyta z perspektywy kilku minionych tygodni, jak Wam się zaczął nowy
STANISŁAW BUBIN, redaktor naczelny 509 965 018 redakcja@ladysclub-magazyn.pl s.bubin.ladysclub@gmail.com www.ladysclub-magazyn.pl
rok, spójrzcie na kobietę, która przeżyła już 100 lat i nadal jest w świetnej formie. To właściwa miara osiągnięć życiowych. Zakreślając więc plany i zadania na przyszłość, tej miary się trzymajcie. Czego sobie i wszystkim Czytelnikom życzę.
W NUMERZE 6 ROZMOWA Z SARĄ KARCZ-KANIK, WŁAŚCICIELKĄ STUDIA SKMAKEUP BY SARA I DYREKTOR AGENCJI GRABOWSKA MODELS 11 AGATA BIZUK, AUTORKA: PIELĘGNUJĘ W SOBIE MAŁĄ DZIEWCZYNKĘ 14 NAJPIĘKNIEJSZE POLKI SĄ OD NAS 16 100 LAT! JUBILEUSZ JOHANNY KRUMPHOLZ 26 JOLANTA KUBATEK ZAPEWNIA, ŻE TWÓJ MÓZG OSZUKUJE 30 WYWIAD Z WOKALISTKĄ KAROLINĄ LESZKO 37 #POLISH BEAUTY. BĄDŹ DLA SIEBIE DOBRA – ZACHĘCA MARTA KRUPIŃSKA 39 HAIKU. WIOSENNY WIATR
NA OKŁADCE SARA KARCZ-KANIK WŁAŚCICIELKA STUDIA SKMAKEUP BY SARA DYREKTOR AGENCJI GRABOWSKA MODELS W BIELSKU-BIAŁEJ FOT. MAGDALENA OSTROWICKA / WWW.COBRAOSTRA.PL
40 RAJSKI PTAK KALINA 44 OSIĄGNIJ EFEKT MŁODEJ CERY. PORADY KOSMETOLOG JOANNY SKOREK-KOPCIK
®
46 ZACZĄŁ SIĘ SEZON NA KLESZCZE 49 BIOGRAFIA GENIUSZA: LEONARDO DA VINCI 50 FELIETON MARTY ZDANOWSKIEJ 51 NIE MÓJ WIERZCHOŁEK. LISTY Z MONACHIUM 52 DOROTA BOCIAN WYBIERA SIĘ W LUKSUSOWĄ PODRÓŻ 54 PIOSENKA JEST DOBRA NA WSZYSTKO. STARSZY PAN B
WYDAWCA FIRMA WYDAWNICZA LADY’S CLUB ADRES REDAKCJI 43-309 BIELSKO-BIAŁA, UL. SUCHA 32
59 HOROSKOP NUMEROLOGICZNY WRÓŻKI MARGITY
REDAKTOR NACZELNY STANISŁAW BUBIN, S.BUBIN.LADYSCLUB@GMAIL.COM, TEL. 509 965 018
62 STANISŁAW BAREJA JAKIEGO NIE ZNACIE
REKLAMA TEL. 509 965 018, REDAKCJA@LADYSCLUB-MAGAZYN.PL, WWW.LADYSCLUB-MAGAZYN.PL
64 PREZENTY WIOSENNE Z WYDAWNICTWA ZYSK I S-KA
WSPÓŁPRACA ANNA ADAMUS, ROMAN ANUSIEWICZ, DOROTA BOCIAN, DAWID CEMBALA, EDYTA DWORNIK, MAGDALENA FIRLEJ-PRUŚ, LUCYNA GRABOWSKA-GÓRECKA, KATARZYNA GROS, EWA HECZKO, MARZENA JANKOWSKA, ANNA JURCZYK, KRZYSZTOF KOZIK, ALDONA LIKUS-CANNON, KRZYSZTOF MACHA, KRZYSZTOF ŁĘCKI, MAGDALENA OSTROWICKA, PAULINA PASTUSZAK, NATASHA PAVLUCHENKO, ALEKSANDRA RADZIKOWSKA, KRZYSZTOF SKÓRKA, JOANNA SKOREK-KOPCIK, DOROTA STASIKOWSKA-WOŹNIAK, EWA STELLMACH, ANIKA STRZELCZAK-BATKOWSKA, BEATA SYPUŁA, WIOLETTA UZAROWICZ, MIKOŁAJ WOŹNIAK, MAGDALENA WOJDAŁA, MARTA ZDANOWSKA, ADAM ZDANOWSKI, AGNIESZKA ZIELIŃSKA
66 MIROSLAV KLOSE – DOBRY ZŁY NIEMIEC 69 ZAGUBIENI W PRAGNIENIACH – FELIETON ANGELIKI WICIEJOWSKIEJ 70 SPRING MOOD. EDYTORIAL MAGDALENY OSTROWICKIEJ 75 OBCY NASZYCH MARZEŃ W RECENZJI ADAMA ZDANOWSKIEGO 76 EWA KASSALA NAMAWIA: NIE KUPUJ PRZEZ ROK!
4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
LAYOUT PAWEŁ OKULOWSKI ISSN
1899–1270
REKLAMA
Piękno jest w Tobie - profesjonalny wizaż - dermotrychologia- uzdrawianie włosa - kompleksowe usługi fryzjerskie - usługi pielęgnacyjne - najwyższej jakości produkty, - doradztwo, SOS dla włosów zniszczonych - profesjonalne usługi barberskie
ATELIER FRYZJERSKIE MAROMI ul. Sobieskiego 54, Bielsko-Biała tel. 793 051 015
Monika Szuta- mistrzyni fryzjerstwa z 20 letnim stażem, szkolenia m.in. w Kanadzie- Alex Chabot. Dyplomowany dermotrycholog, wizażysta i kreator wizerunku. Edukator, organizator wielu pokazów i konkursów fryzjerskich. Laureat prestiżowych konkursów fryzjerskich i wizażowych. Jej motto to: "Jeżeli robisz coś z sercem efekt zawsze będzie oszałamiający".
NAJWAŻNIEJSZY JEST
Fot. Magdalena Ostrowicka
WYWIAD NUMERU
UŚMIECH ZADOWOLENIA Z SARĄ KARCZ-KANIK, WŁAŚCICIELKĄ STUDIA SKMAKEUP BY SARA W BIELSKU-BIAŁEJ I DYREKTOR AGENCJI GRABOWSKA MODELS, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Zawsze miałam dryg artystyczno-plastyczny i cieszyło mnie odkrywanie swojej kreatywności. Od najmłodszych lat w szkole moimi ulubionymi zajęciami były plastyka i technika. Chodziłam na zajęcia ceramiczne, więc ta kreatywność i zmysł artystyczny formowały się u mnie już od najmłodszych lat. Mój pradziadek był znanym w Bielsku-Białej artystą malarzem, a babcia swojego czasu uczyła plastyki w szkole, więc może to geny... Właśnie dlatego postanowiłam zrobić coś w tym kierunku. Tak zrodził się pomysł wizażu. Jest to zdecydowanie jedna z moich pasji. Tym sposobem połączyłam coś, co zawsze sprawiało mi przyjemność i łączyło kreatywność z pracą. W agencji Grabowska Models pracuję oczywiście nadal. Prężnie działamy w kwestii modelingu i konkursów piękności w Polsce i za granicą.
Czy zawodowe malowanie twarzy jest trudne? Czym różni się zwykły makijaż od artystycznego? Wystarczą do tej działalności tylko zmysł artystyczny, znajomość trendów i obecność na Instagramie, czy też trzeba mieć solidną wiedzę, warsztaty i jakieś studia? Na jakim kierunku kształciłaś i szlifowałaś swój talent?
Między zwykłym makijażem, jaki robimy sobie na co dzień, wychodząc na przykład na uczelnię czy do pracy, a makijażem okazjonalnym, wieczorowym, jest kolosalna różnica. Do takiego makijażu trzeba specjalnie przygotować cerę i użyć odpowiednich kosmetyków. Tu nie wystarczy tylko zmysł artystyczny, lecz trzeba mieć solidną wiedzę i przygotowanie. Należy też odpowiednio dopasować kosmetyki do rodzaju cery. Powinno się uwzględniać typy urody (wiosna, lato, jesień, zima), wizerunki ciepłe i chłodne. Nie wystarczy być na Instagramie, to ważne narzędzie, ale nie najważniejsze. Ja swoją wiedzę zdobywałam w szkole Biar Beauty w Katowicach, gdzie uzyskałam tytuł Makeup Artist. Ukończyłam również I i II stopień Foundation Pro
i III stopień Makijażu Advanced oraz odbyłam szkolenie Celebrity Makeup z Magdaleną Pieczonką, ekspertką urody, znaną makijażystką i youtuberką. Mam za sobą warsztaty w Krakowie, między innymi na ASP, i szkolenia indywidualne. Śledzę na bieżąco najnowsze trendy. Zawodowe malowanie nie jest trudne, jeśli jest się do tego odpowiednio przygotowanym. Nie bez znaczenia jest tworzenie miłej atmosfery, przyjaznego klimatu. Rozmowa z klientką pomaga mi ustalić, w jakim makijażu będzie się czuła dobrze. Omawiam z nią wszystko i proponuję, w czym będzie wyglądała dobrze, co należy wyeksponować, a co ukryć. Każdy makijaż staram się indywidualnie dopasować do urody, ponieważ nie zawsze to, co wygląda dobrze na kimś, będzie dobrze wyglądało na nas. Dlatego ważne jest, żeby makijaż był dopasowany do cech indywidualnych. O profesjonalizmie wizażystki świadczą jej prace, opinie zadowolonych klientek, sesje zdjęciowe. Czy zdobiłaś już jakieś znane twarze? Jakie cechy wyróżniają twój styl?
Fot. Magdalena Ostrowicka
Do tej pory znaliśmy cię głównie z działalności w agencji Grabowska Models, gdzie aktywnie wspierałaś Lucynę Grabowską-Górecką w organizacji prestiżowych konkursów piękności. Co zdecydowało, że postanowiłaś zacząć działalność w dziedzinie nowoczesnego, artystycznego makeupu?
MAKEUP BY SARA DLA AKTUALNEJ MISS POLSKI, MAGDALENY KASIBORSKIEJ
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7
Fot. Żaneta Kostrzewińska
nia twojego studia powinna przygotować się do makijażu? Jakie znaczenie ma rodzaj cery?
Dla mnie najważniejszy jest zawsze uśmiech zadowolonej klientki. Cieszą mnie ich komentarze i SMS-y, że makijaż był piękny, trwały, szkoda go było zmywać. Miałam okazję współpracować na przykład z aktualnie panującą Miss Polski 2019 Magdaleną Kasiborską. Robiłam jej kilkukrotnie makijaże do różnych sesji zdjęciowych i na eventy. Magda w dalszym ciągu, jeśli potrzebuje makijażu na jakąś okazję, dzwoni do mnie. Malowałam również finalistki konkursu Queen of Poland w Grecji, wśród nich Roksanę Pietraszko, która wygrała, a także Klaudię Kucharską, Miss Polski Nastolatek, i wiele innych dziewczyn, które odnosiły sukcesy w konkursach piękności i modelingu. Brałam udział w wielu sesjach kreatywnych, katalogowych, między innymi dla marek Loman i Piumo, jak i dla osób prywatnych, które potrzebowały makijażu na sesje zdjęciowe. Myślę, że dużo zależy od tego, jaki wprowadzam nastrój, od nastawienia. To ważne! Wyróżniają mnie w moich projektach wizażowych dokładność i precyzja, a ponadto miła atmosfera i dobra muzyka. Na jakich materiałach przeważnie pracujesz? Jak osoba chętna do odwiedze-
8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Grzegorz Moskal
KIEDY PRACA JEST PASJĄ, MOŻNA RÓWNIEŻ ZASZALEĆ ARTYSTYCZNIE. MODELKA OLA KIECKO
Makijaże wykonuję na najwyższej jakości profesjonalnych kosmetykach takich firm, jak Estée Lauder, Dior, La Prairie, Farsáli, Morphe, Mac, Tarte, Smashbox, Fenty Beauty, Too Faced, Anastasia Beverly Hills, Huda Beauty, Affect, Clarins, Benefit, The Balm, Kryolan, Arbonne. Pracuję też na kosmetykach i pielęgnacji botanicznej, połączonej z najwyższą technologią, opartą na ziołach, minerałach i warzywach. Nim zaproszę klientkę do gabinetu, zawsze wysyłam jej SMS z informacją, jak powinna się przygotować do makijażu. Jedną z bardzo ważnych kwestii jest zadbanie o cerę. Robimy peeling enzymatyczny, nawilżamy twarz, staramy się pić dużo wody. W okresie zimowym tym bardziej należy zwrócić na to uwagę, ponieważ nasza skóra jest bardziej wysuszona niż zwykle. Warto zwrócić uwagę na usta. Jeśli są spierzchnięte, należy wykonać delikatny peeling i je nawilżać. Ważne jest zadbanie o regulację brwi przed makijażem. Nie wykonuję pełnej regulacji brwi w trakcie makijażu, ponieważ skóra po wyrywaniu jest podraż-
W TOWARZYSTWIE MAGDALENY KASIBORSKIEJ, MARTYNY WALI I WOJCIECHA GRYCHNIKA
delingu doradzasz także w sprawach ubioru, stroju na ślub, studniówkę czy bal karnawałowy?
Wieloletnie doświadczenie w pracy w agencji Grabowska Models pozwala mi niejednokrotnie pomagać paniom w doborze kreacji czy stylizacji fryzur. Często robię za zgodą klientki zdjęcia przed i po, żeby ukazać w pełni metamorfozę. Cieszą mnie
zadowolone miny po wykonaniu makijażu i coraz częstsze miłe komentarze w mediach społecznościowych i SMS-ach. Cieszy mnie również fakt, że zadowolone klientki polecają mnie koleżankom i osobom bliskim. To miłe, kiedy po wykonaniu makijażu próbnego panny młodej, na makijaże u mnie decydują się panie z jej rodziny.
PAMIĄTKA ZE SZKOLENIA CELEBRITY MAKEUP Z MAGDALENĄ PIECZONKĄ
niona, czerwieni się, a czasami krwawi. Na początku zawsze trzeba ocenić rodzaj cery – czy jest normalna, sucha czy tłusta, ponieważ na tej podstawie należy dobrać odpowiednią pielęgnację przed makijażem, bazy, podkłady, żeby makijaż był trwały, naturalny i nic się z nim nie działo. Nie każdy podkład, jak i nie każda pielęgnacja jest odpowiednia dla danego rodzaju cery.
Zapisując się do mnie na makijaż, klientka precyzuje, jaki to ma być rodzaj makijażu: ślubny, wieczorowy, biznesowy, fotograficzny, okazjonalny, sylwestrowy itp. W dniu makijażu zawsze pytam klientkę, jaką ma wizję, czego oczekuje, czy maluje się na co dzień, czy nie. Często panie mówią, że zdają się na mnie i dają mi wolną rękę. Wtedy dopasowuję makijaż do urody klientki i do tego, jaką mamy porę roku, jakie kolory będą pasowały, czy to typ urody chłodny, czy ciepły. Na tej podstawie dobieram kosmetyki i kolorówkę. Czasami przychodzą panie ze zdjęciem makijażu, który im się podoba. Wtedy mówię, czy będzie do tej osoby pasował, czy nie, co ewentualnie zmienić, żeby na niej wyglądał lepiej. W zależności od rodzaju makijażu dobieram produkty, ponieważ inne są do makijażu dziennego, inne do ślubnego, a zupełnie inne do sesji zdjęciowej.
SARA KARCZ-KANIK: WIELOLETNIE DOŚWIADCZENIE W PRACY W AGENCJI GRABOWSKA MODELS POZWALA MI NIEJEDNOKROTNIE POMAGAĆ PANIOM TAKŻE W DOBORZE KREACJI CZY STYLIZACJI FRYZUR
Co w swojej pracy lubisz najbardziej? Czy jako specjalistka w dziedzinie mo-
Fot. Magdalena Ostrowicka / stylizacja Gabriela Kowalewska MDM
Inaczej kobiety malują się na karnawał, inaczej na ślub czy do rozmowy kwalifikacyjnej. Czy jesteś w tej dziedzinie doradcą, czy po prostu wykonujesz taki rodzaju makeupu, o jaki klientka poprosi?
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 9
Fot. Sara Karczkanik
PRZYKŁAD METAMORFOZY I PIĘKNEGO WIZAŻU WYKONANEGO PRZEZ SARĘ. ZADOWOLENIE MODELKI JULII ŻUREK JEST NAJLEPSZĄ NAGRODĄ
Wolisz klasykę malowania buzi, czy też potrafisz zaszaleć, jeżeli klientka jest na to gotowa? Czy czujesz się już spełniona zawodowo, czy też masz marzenia – chciałabyś na przykład robić makeup gwiazdom filmowym albo aktorom w teatrze?
Lubię klasykę, ale potrafię zaszaleć. Cały czas rozwijam się, uczę i planuję w najbliższym czasie zapisać się na szkolenie z charakteryzacji teatralnej. Jestem krytyczna wobec siebie, więc zbyt wcześnie mówić o wielkim spełnieniu. Spełniam się na swój sposób każdego dnia. Gdybym dostała propozycję zrobienia makijażu aktorce filmowej czy teatralnej, z pewnością bym nie odmówiła.
Młodym dziewczynom radziłabym nie malować się zbyt wcześnie. To okres dojrzewania, kiedy skóra nie powinna być zbytnio obciążona. Oczywiście można poczytać w internecie o pielęgnacji, jednak wizyta u profesjonalnej wizażystki nie zaszkodzi i na pewno da lepsze rezultaty. Do swojej oferty wprowadziłam indywidualne kursy makijażu. Podczas tego szkolenia klientka uczy się doboru odpowiednich kosmetyków do swojej cery i urody. Zapoznaje się z kosmetykami pielęgnacyjnymi, a także uczy samodzielnego makijażu, który szczególnie podkreśli jej atuty. Dziękuję za rozmowę.
1 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Grzegorz Moskal
I na koniec: jakich rad udzieliłabyś dziewczynom, które dopiero wchodzą w dorosłe życie i zaczynają się malować. Czy mają szukać porad w internecie, czy jednak powinny pójść na konsultacje do zawodowej wizażystki?
SARA KARCZ-KANIK makeup artist SKmakeup by Sara Bielsko-Biała, Międzyrzecka 26, tel. 512 226 366 skmakeup.bysara • Skmakeup by Sara e-mail: makeup.bysarakarcz@gmail.com www.skmakeupbysara.pl • www.grabowskamodels.pl
WIDZIANE Z DUBLINA
PIELĘGNUJĘ W SOBIE MAŁĄ DZIEWCZYNKĘ
Z AGATĄ BIZUK, AUTORKĄ POCZY TNYCH POWIEŚCI OBYCZAJOWYCH, W T YM NAJNOWSZEJ, ZIELONA 13, WYDANEJ W ST YCZNIU 2020 PRZEZ WYDAWNIC T WO DRAGON W BIELSKU-BIAŁEJ, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN Zanim zaczniemy rozmowę o twojej najnowszej powieści, Zielona 13, musimy się lepiej poznać. Jakie losy zawiodły cię do Irlandii i co, poza pisaniem, robisz w Dublinie?
Do Dublina wyjechaliśmy, jak większość rodaków, na fali emigracji w 2006. Któregoś razu zarezerwowaliśmy bilety, zaraz po skończeniu studiów, spakowaliśmy po jednej walizce i wylecieliśmy w nieznane. Mieliśmy wynajęty przez internet pokój w domu, gdzie mieszkali Polacy, i tak naprawdę na tym skończyły się nasze przygotowania do życia w nowym kraju. Zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. W założeniu mieliśmy zostać rok i wrócić, ale jakoś nam się przeciągnęło i zapuściliśmy korzenie. Zawodowo jestem specjalistą do spraw zarządzania zasobami ludzkimi i pracuję dla sieci klinik dentystycznych. A po pracy... cóż, głównie stoję w korkach. Niestety, Dublin jest bardzo zatłoczony, więc kolejne pół etatu zajmują mi dojazdy. Na uprawianie życia towarzyskiego nie zostaje mi zbyt wiele czasu, zwłaszcza że mam rodzinę, no i moje ukochane pisanie. Wyznałaś gdzieś, że piszesz, bo musisz. Skąd ten przymus? Dlaczego upodobałaś sobie powieści obyczajowe – gatunkowo bardziej jako powieści społeczne niż romanse, choć wątków miłosnych w nich nie brakuje.
Piszę w zasadzie od zawsze. Już w podstawówce ciągnęło mnie do wymyślania i spisywania różnych historii. Potem, po szkole średniej, przez kilka lat pracowałam jako dziennikarka, próbowałam też zostać blogerką, a nawet zaczęłam pisać książkę. Wszystko zapisywałam na dyskietce 3,5”, której nie da się otworzyć. Powieści obyczajowe są mi chyba najbliższe. Lubię obserwować ludzi, patrzeć, jak się zachowują i zastanawiać, co nimi kieruje. Takie studium
człowieka przekłada się potem na pisanie. Moje książki są o zwykłym życiu i zwykłych ludziach, a wokół nas nie brakuje zarówno dramatów, jak i romansów. Marzy mi się jednak napisanie kryminału. Jestem wielką fanką „krwi i flaków”, ale do konstruowania takich fabuł muszę się wiele nauczyć. Na
pewno kiedyś spróbuję. Sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Kilka słów na temat techniki pisarskiej, warsztatu, nawyków, rozkładu dnia... Jak zaczęło się twoje pisanie? Od namowy rodziny, przyjaciół? Z potrzeby we-
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 1
wnętrznej? I co jeszcze, prócz tworzenia, cię zajmuje?
Moje poważne pisanie zaczęło się na urlopie macierzyńskim. Mieszkaliśmy w Irlandii od kilku lat, ale to były czasy, kiedy dostęp do książek w języku polskim nie był jeszcze tak powszechny, więc nie miałam co czytać. Żeby dać upust emocjom związanym z książkami, postanowiłam coś napisać. Nikomu nie mówiłam, zwyczajnie było mi wstyd. Zwierzyłam się tylko jednej osobie, Michałowi Wyszowskiemu, wałbrzyskiemu dziennikarzowi, z którym kiedyś pracowałam. Michał wydał swoją książkę Na lewej stronie świata i to on dopingował mnie najbardziej. Dzięki niemu dowiedziałam się, do kogo napisać, żeby książkę wydać, wspierał mnie i namawiał. I krzyczał czasem, jak to on, żebym brała się do roboty. Niestety, Michała nie ma już wśród nas, ale to dzięki niemu odważyłam się pokazać moje pisanie innym i dzięki niemu jestem teraz gdzie jestem. Zawsze będę mu bardzo, bardzo wdzięczna. Na pisanie, niestety, nie mam zbyt wiele czasu. Codziennie wychodzę do pracy o 7 i wracam około 19, więc cały dzień jestem poza domem. Dlatego piszę wtedy, kiedy mam czas i siłę. Wymyślam historie na bieżąco i staram się je chować do szufladki w głowie, żeby o nich nie zapomnieć. Siedzą we mnie, dopóki nie przeleję ich na papier. Miętolę i przetwarzam je w głowie, nim się ich nie pozbędę. Z systematycznością u mnie ciężko. Czasami po ciężkim dniu zasypiam w ciągu kilku sekund, a potem mam wyrzuty sumienia, że nic nie napisałam. Czy już możesz powiedzieć Mój zawód – pisarka, czy też książka życia dopiero przed tobą?
Słowo pisarka ma dla mnie ogromny ładunek emocjonalny i bronię się, kiedy ktoś mnie tak nazywa. Jakoś nie czuję, żebym dorosła do bycia pisarką i zasłużyła na to miano, więc zwykle mówię: autorka. Obiecałam sobie, że zacznę nazywać się pisarką po piątej premierze, więc to już niedaleko. Na razie jestem autorką i tego się trzymam. Bardzo chciałabym, żeby pisanie, oprócz pasji, stało się moim zawodem i mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła wpisywać w rubryce zawód słowo pisarka. Co do książki życia – każda kolejna taką jest. Cały czas się uczę, rozwijam i ciągle odkrywam w sobie kolejne pokłady pomysłów. Szlifuję też warsztat. Jestem pewna, że książką mojego życia będzie ta następna! A potem kolejne.
1 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
W jakich kategoriach traktujesz swoje pisarstwo? Zawodowych czy jako lekarstwa dla duszy? A może baśni ku pokrzepieniu? Przetwarzasz życiowe doświadczenia własne i znajomych, czy zdajesz się wyłącznie na wyobraźnię i fikcję?
Moje książki to stuprocentowa fikcja. Oczywiście korzystam z zaobserwowanych sytuacji, czasami podsłuchuję ludzi, ale na pewno nie przetwarzam doświadczeń własnych ani cudzych. Nawet jeśli jestem świadkiem jakiejś sytuacji albo usłyszę coś zabawnego, nigdy nie przekładam tego w całości. Zwykle na tym buduję pomysł i dopiero go opisuję. W Zielonej 13 nie ma sytuacji, która przydarzyła się komukolwiek z mojego otoczenia ani też nie korzystałam z czyichś doświadczeń. Za to w każdej mojej książce jest pewien powtarzający się schemat. Może ktoś już dostrzegł, że przemycam moje miasto kawałek po kawałku? Czasem jest to piekarnia u pani Ani z najlepszymi na świecie bułkami z przedziałkiem, czasami opis okolicy, w Narzeczonej był plebiscyt na najlepszego biznesmena organizowany w Wałbrzychu, a w Zielonej 13 moja kamienica. W książce może te kawałki miasta nie wyglądają dokładnie jak w rzeczywistości, ale większość szczegółów się zgadza, z opisem zakładu snycerskiego włącznie. Tylko sąsiedzi są inni. Mimo że mieszkam daleko, myślami i sercem zawsze jestem w Polsce, w moim Wałbrzychu, i cieszę się, że miasto tak pięknie się rozwija.
cej niż inni, więc i nie miał czego zazdrościć. Teraz jest inaczej. Sąsiadów właściwie nie znam, jedynie tych najbliższych, o całej reszcie nie mam pojęcia. Mój mąż rozpoznaje ich po samochodach, a ja najczęściej nie wiem, o kim mówi. Nikt się nikim nie interesuje. Gdyby coś się komuś stało, mało kto by zareagował. Większość się nie wita, przechodząc obok. To smutne, ale tak teraz wygląda nasze życie. Nie staramy się dbać o sąsiedzkie relacje, jesteśmy zabiegani, a tym samym coraz bardziej samotni. Twoja sztuka pisarska jest obrazowa. Gdy czytałem Zieloną 13, widziałem fabułę. To niemal gotowy scenariusz filmu obyczajowego. Nie kusi cię, by zaistnieć w telewizji?
Ach, oczywiście! Chyba każdemu autorowi marzy się, żeby jego książka została przetworzona na obraz. Kiedy piszę, wyobrażam sobie, jak to wszystko mogłoby wyglądać, pokazuję czytelnikom świat widziany moimi oczami. Może nie zostawiam wyobraźni zbyt wielkiego pola manewru, ale staram się jak najwierniej odtworzyć to, co mam w głowie i co widzę przed oczami. Jestem
Stworzyłaś w Zielonej 13 studium pewnej zbiorowości, galerię osób poszukujących bliskości innych, miłości. Trochę ci mieszkańcy kamienicy przypominają bohaterów popularnych seriali: raz Domu, innym razem Alternatyw 4. Od początku miałaś zamiar zaprezentowania samotności w tłumie?
Świat pędzi tak szybko, że większość z nas jest samotna. Kiedy byłam dzieckiem, w naszej okolicy każdy znał każdego. Nie tylko od plotkarskiej strony, ale od takiej zwykłej, życiowej. Moja mama zawsze wiedziała, kto w kamienicy potrzebuje pomocy, kto jest chory i komu trzeba przynieść zakupy. Sąsiedzi wspólnie cieszyli się z każdego ślubu, razem świętowali imieniny i równie mocno przeżywali pogrzeby. Odkąd pamiętam, działała u nas niezwykła „poczta” – wystarczyło wyjść na balkon i zawołać sąsiada po imieniu, żeby natychmiast się odezwał. Oczywiście, jedni plotkowali na drugich, ale to były akurat czasy, że nikt nie miał wię-
KONKURS
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dragon w Bielsku-Białej (www.wydawnictwo-dragon.pl) mamy dla Was 4 egzemplarze powieści Agaty Bizuk Zielona 13. Otrzymają je Czytelniczki, które pierwsze odpowiedzą na pytanie: Z jakimi ulicami w Wałbrzychu, rodzinnym mieście autorki, łaczy się prawdziwa Zielona? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
ciekawa, jak mógłby wyglądać film stworzony na podstawie mojej książki? Byłoby to doskonałe doświadczenie. Każda postać w książce skrywa jakąś tajemnicę i nosi maskę. Ale mam wrażenie, że przekaz brzmi: zło nie zawsze jest złem, a dobro – dobrem. Nie oceniajmy szybko i pochopnie, człowiek to konstrukcja nieschematyczna, nikt nie składa się z samych wad czy zalet. Czy o to chodziło? Miłość zawsze utoruje sobie drogę przez wszystkie przeszkody?
Nie lubię oceniać innych i nie lubię, kiedy ktoś mnie ocenia. Tak naprawdę nasze życie składa się z malutkich elementów, zdarzeń, wspomnień i przeżyć, o których inni nie mają pojęcia. Nasze wybory są podyktowane wiedzą i doświadczeniem. To, co dla nas jest logiczne, innym może wydawać się głupie. Nic nie jest takie, jakie się może innym wydawać. Trochę przeżyłam i zetknęłam się z różnymi sytuacjami, ale cały czas naiwnie wierzę w ludzi i w to, że nie każdy jest do końca zły. Nic nie jest tylko białe albo czarne, każdy ma jakąś historię, która determinuje jego losy. U moich bohaterów również tak jest. Najbardziej lubię Romana, człowieka, którego większość z góry by przekreśliła. A Roman po prostu dużo przeżył, przez lata obudował się pancerzem, który pozwala mu grać twardziela. A naprawdę chce być samotny. Nie wiem, jak to jest z miłością, nie jestem specjalistką, ale wierzę, że dobro rodzi dobro. Czasami wystarczy iskierka, żeby odmienić drugiego człowieka. Jakie masz relacje z czytelnikami? Pytają o dalsze losy bohaterów i sugerują tematy?
Uwielbiam moich czytelników! Są ze mną zawsze, od początku tworzenia książki aż po jej koniec. Wspierają mnie i cieszą się ze mną. Nie jestem typem celebrytki i słabo się czuję, gdy ktoś mówi do mnie per pani. Jestem zwykłą Agatą, taką z sąsiedztwa. Wstaję rano do pracy, przeklinam parszywą pogodę i cieszę się, gdy uda mi się kupić ciuch na wyprzedaży. Staram się kumplować z moimi czytelnikami i nie dać im odczuć, że jestem ponad, bo tak nie jest. Oczywiście czytelnicy pytają o dalsze losy bohaterów, podpowiadają mi różne rzeczy. Na przykład Kasia wymyśliła wstążeczki na rękach czworaczków, a Asia podpowiedziała mi Radea, który miał być Kamilem, ale przecież Radeo pasuje do niego
idealnie. Większość pomysłów rozwijam, przetwarzam i umieszczam w książkach, bo są świetne, więc dlaczego nie? Dla mnie pisanie to zabawa, dawanie innym radości. Ludziom jest miło, kiedy zobaczą swoje pomysły w książce. Czy możesz pokusić się o definicję szczęścia? Możemy być szczęśliwi w oceanie brutalności, agresji, hejtowania, rozpolitykowania?
Moja recepta na szczęście brzmi: nie przejmuj się rzeczami, na które nie masz wpływu. Potrafię jednak efektownie marudzić, czasem potrzebuję, żeby pogłaskać mnie po głowie, kiedy życie obchodzi się ze mną wyjątkowo brutalnie, ale generalnie staram się patrzeć na świat pozytywnie. Bo po co się denerwować? Życie jest za krótkie na nerwy, a przecież jest jeszcze tyle fajnych rzeczy do zrobienia! Są momenty, że nie wyrabiam, ale wtedy stresuję się do środka, nie widać tego po mnie, co, niestety, odbija się na moim zdrowiu. Po dużym stresie zwyczajnie zaczynam chorować, ale na to też nie mam wpływu. Wtedy mówię sobie: będzie dobrze. Wypłaczę swoje, otrzepuję się, wstaję i idę dalej. Może za rogiem czeka rozwiązanie mojego problemu. Jedyne, co mnie boli, to czas, kiedy tracę najbliższych. Wtedy żadne zaklęcia nie pomagają. Ale też trzeba się w końcu pozbierać i iść dalej, z cudnymi wspomnieniami i wiarą, że jeszcze może być pięknie. Hejt, agresja i brutalność zawsze już chyba będą w naszym życiu. I to kolejna rzecz, na którą nie mamy wpływu, więc nie warto się przejmować. Choć z drugiej strony nie wolno pozwalać nikomu, żeby w jakikolwiek sposób nas krzywdził. Dlatego w twojej książce jest więcej dobra niż zła, wiary w pozytywne emocje, w życiową energię, w uczucia łączące ludzi. Stąd przekonanie, że dobro i szczęście muszą zwyciężać, mimo przeciwności losu? Że harmonia w kontaktach z innymi jest najważniejsza?
Mam za sobą parę lat i doświadczeń nie zawsze przyjemnych, ale gdzieś tam pielęgnuję w sobie tę małą dziewczynkę, która wierzy, że życie jest piękne, a ludzie dobrzy. Poza tym dużo łatwiej iść przez życie z uśmiechem, niż być wiecznie niezadowolonym. Nie poczujesz się urażona, gdy powiem, że Zielona 13 to czytadło o miłości, ma-
cierzyństwie, tęsknotach i marzeniach? I że nawet sklep monopolowy (sorry, atelier z trunkami) może je wyzwolić? Postaci są zwykłe, jak większość z nas. Nie ma bohaterów nadzwyczajnych ani podziału na charaktery białe i czarne. Nie ma brutalnych wątków kryminalnych ani szczególnego draństwa. Czy zwykłe, choć poplątane losy mogą być atrakcyjne?
W życiu! Nie aspiruję do bycia wieszczką narodową ani drugą Olgą Tokarczuk. Tak, moje książki to czytadła na jeden wieczór i jestem z tego dumna. Wielcy pisarze niech tworzą wielkie dzieła, a ja się skupiam na dostarczaniu rozrywki. Piszę o zwykłych ludziach, dla zwykłych ludzi. I to jest atrakcyjne, oczywiście. Każdy lubi poczytać o celebrytach, superbohaterach i jednostkach wybitnych. Ale potem i tak wszyscy wracają do własnego, czasami poplątanego życia i obserwowania sąsiadów zza firanki. Tak już mamy. Skoro sąsiad kupił nowy samochód, to ja nie mogę? Czasami zazdrościmy, czasami się cieszymy, a kiedy indziej życzymy innym wszystkiego najgorszego, bo musimy się dowartościować. Jak się przeczyta, że żona Szczepana znalazła sobie młodszego, a sąsiadka z góry znów zalała mu łazienkę, to z jednej strony współczuje się biednemu Szczepanowi, a z drugiej zapomina o własnych kłopotach, bo w tym momencie ktoś ma gorzej od nas. Nie piętnuję tego, tacy jesteśmy, tak po prostu mamy. Nad czym teraz pracujesz? Czym nas jeszcze zaskoczysz?
Niestety, nie mogę zdradzić, ale obiecuję, że to będzie coś zdecydowanie innego, choć w moim stylu. Mam nadzieję, że się wszystkim spodoba. Dziękuję za rozmowę.
I ja dziękuję. Pozdrawiam czytelników magazynu Lady’s Club.
AGATA BIZUK
Autorka mieszkająca i pracująca w Dublinie. W 2012 roku wydała debiutancką książkę Piątek trzynastego. Napisała powieści Emigrantka, Narzeczona z second-handu i Zielona 13. Optymistka ze skłonnościami do marudzenia. Kocha ludzi i rollercoastery. Prywatnie mężatka, ma synka, kota i psa. Urodziła się w Wałbrzychu na Dolnym Śląsku, na stałe mieszka w Irlandii.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 3
Fot. Grzegorz Moskal
Fot. Marta Macha / Miss Polski
MISS POLSKI I INNE KRÓLOWE
MAGDALENA KASIBORSKA
MAGDALENA KASIBORSKA, MARTYNA WALA I WOJCIECH GRYCHNIK
NAJPIĘKNIEJSZE POLKI SĄ OD NAS!
rzez wiele tygodni pracownikom agencji Grabowska Models w Bielsku-Białej towarzyszyły wielkie emocje. Jak nam powiedziała Lucyna Grabowska, właścicielka agencji, Magdalena Kasiborska z Zawady koło Zbrosławic (20 lat, 179 cm), Miss Beskidów 2019 i studentka Bielskiej Wyższej Szkoły im. Józefa Tyszkiewicza, wystąpiła w niedzielę 8 grudnia w finale konkursu MISS POLSKI 2019. I wygrała bezapelacyjnie! Finał odbył się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach. Zobaczyliśmy w nim 24 najpiękniejsze Polki ze wszystkich zakątków kraju. Konkurs był transmitowany na żywo w Polsacie. Pretendentki do korony podziwialiśmy w sześciu pokazach. Ta edycja była wyjątkowa, jako że prestiżowy konkurs odbywał się po raz 30. Nasz region reprezentowały dwie przepiękne dziewczyny – oprócz Magdaleny Kasiborskiej także Dominika Konarska z Sosnowca, Miss Śląska 2019 (23 lata, 180 cm). Konkurencja była silna, bowiem wszystkie finalistki prezentowały się zjawiskowo i każda chciała pokazać, że zasługuje na tytuł Miss Polski 2019. Poza niezwykle nobilitującym tytułem, upoważniającym do udziału w międzynarodowym konkursie o koronę najpiękniejszej kobiety świata, do zdobycia była też nagroda w wysokości 50 tysięcy złotych. *** Piękna Magda Kasiborska powitała nowy rok na balu kostiumowym w Golubiu-Dobrzyniu. W lutym ma polecieć na 10 dni do USA. W programie wywiady dla polonijnych stacji RTV w Chicago i udział w targach ślubnych. Pobyt najpiękniejszej Polki organizuje firma, z którą Magda współpracowała już na pokazach mody w Paryżu, Mediolanie i
1 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Magdalena Ostrowicka
P
PIĘKNA MAGDA KASIBORSKA JAKO MISS BESKIDÓW 2019 W SESJI DLA NASZEGO MAGAZYNU
Barcelonie. Ta sama firma przygotuje jej także kreację na wybory miss w prestiżowym, międzynarodowym konkursie, który odbędzie się w 2020 roku. Miss Polski i agencja Grabowska Models włączyły się również do 28. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Magda ofiarowała na licytację srebrny pierścień Miss Polski. *** W 2019 agencja Grabowska Models miała wiele osiągnięć. Warto wymienić te najważniejsze. W finale Queen of Poland na Wyspach Zielonego Przylądka wystąpiły Klaudia Waleczek i Małgorzata Habdas. Z kolei Katarzyna Berdychowska, Paulina Maślanka, Magdalena Kasiborska, Natalia Rabaszowska, Justyna Najbor i Martina Czeszak brały udział w pokazach mody w Essen, Mediolanie, Paryżu, Barcelonie, Düsseldorfie, Monachium i Warszawie. W konkursie Foto Models Poland 2019
w Turcji wystąpiły Kinga Stach, Sandra Matlak i Sylwia Mika, a w finale Miss Polski Nastolatek – Amelia Koc, Sára Skoupilová z Czeskiego Cieszyna i Martyna Wala. Do finału Mistera Polski zakwalifikowali się Wojciech Grychnik i Mateusz Kuboszek. W konkursie Bursztynowa Miss Lata w Gniewie i Sopocie wystąpiły Alicja Tabaka, Marta Machowska, Ewelina Pindel i Natalia Kachel, a Kinga Stach zdobyła tytuł Bursztynowej Miss Polski. Pięć modelek (Roksana Pietraszko, Julia Żurek, Anita Szewczyk, Kinga Stach i Urszula Lis) reprezentowało agencję w finale konkursu Queen of Poland na greckiej wyspie Kos. Tytuł Queen of Poland 2019 zdobyła Roksana Pietraszko. Natomiast Anna Maria Jaromin, Miss Beskidów i finalistka Miss Polski 2018, miała zaszczyt reprezentować nasz kraj w konkursie Miss Globe 2019 w Albanii i Czarnogórze.
MISS POLSKI W FINALE WOŚP 2020
ANNA MARIA JAROMIN W SUKNI ŚLUBNEJ I LUDOWEJ. FINAŁ MISS GLOBE
KINGA STACH, BURSZTYNOWA MISS POLSKI
QUEEN OF POLAND ROKSANA PIETRASZKO Z SARĄ KARCZ-KANIK
PIĘKNE MODELKI Z AGENCJI LUCYNY GRABOWSKIEJ
Fot. Małgorzata Kubicius
ANNA MARIA JAROMIN I MAGDALENA KASIBORSKA
MISSKI KWESTOWAŁY W FINALE WOŚP
UCZESTNICY ZIMOWEGO KURSU MODELINGU W HOTELU NA BŁONIACH Z UDZIAŁEM MISS POLSKI
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 5
100. URODZINY
JUBILEUSZ JOHANNY KRUMPHOLZ W hotelu Golden Tulip Magnus w Bystrej koło Bielska-Białej w sobotę 8 lutego 2020 roku odbyła się niezwykła uroczystość z udziałem przedstawicieli bielskich władz samorządowych, członków rodziny, przyjaciół i znajomych. PORTRET JOANNY KUŚ Z 1937 ROKU Z ATELIER BIELSKIEGO FOTOGRAFA JANA DROZDA (1902-1960)
P
ani Johanna, a właściwie Joanna (Janina) Helena Kuś, urodziła się 5 lutego 1920 roku w Bielsku, mieście, z którym jej rodzina związana jest od pokoleń. Dlatego właśnie solenizantka przyjechała z Austrii do Polski, ponieważ nie wyobrażała sobie obchodów tak zacnego jubileuszu w otoczeniu innym niż beskidzkie. Silny patriotyzm, przywiązanie do ojczyzny, do polskich tradycji zawsze stanowiły najsilnieszy kierunkowskaz w jej działaniu. – Mama jest w doskonałej kondycji i często wspomina swoje beztroskie dzieciństwo w dobrze sytuowanym mieszczańskim domu. Od najmłodszych lat miała wiele zainteresowań i ogromny talent muzyczny i plastyczny – powiedziała nam jej córka, Vera Winter, dzieląca swoje życie na dwa domy: Bielsko-Białą i Wiedeń. Młoda Joanna Kuś kształciła się w Gimnazjum św. Hildegardy. Z lat młodości pamięta między innymi występy w teatrze amatorskim i kilkakrotny udział w niezwykle popularnych wówczas Jasełkach, wystawianych corocznie w bielskim Teatrze. W sierpniu 1939 roku, tuż przed wybuchem wojny, młoda kobieta wyszła za mąż. Lata
1 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
na
Goście przybyli z wielu stron
100. urodziny Johanny Krumpholz z Wiednia.
wojny i okupacji 1939‒1945 były bardzo ciężkie. W 1941, a później w 1943 roku przyszły na świat jej dzieci. Po ustaniu działań wojennych, w 1945 roku, rodzina została zmuszona do przeprowadzki do Bytomia, gdzie jej mąż, inżynier górnictwa, otrzymał nakaz pracy. Takie były realia nowego ustroju. Rodzina trzymała się jednak razem i radziła sobie najlepiej jak umiała. Pani Joanna w 1949 roku, po długich eliminacjach, przyjęta została do Operetki Śląskiej w Gliwicach; wszakże rozpoczęcie pracy, ze względu na liczne obowiązki domowe, okazało się niemożliwe. Trzeba się było skupić na wychowaniu dzieci. – Żyło się wtedy ciężko, więc Babcia musiała jednak pójść do pracy. Przez kilka lat zatrudniona była w firmie odzieżowej Telimena, także jako modelka. Pracowała sumiennie, została nawet szefową oddziału Telimeny w Bytomiu – stwierdził jej wnuk Andrzej (Andreas) Orczykowski z Wiednia. Po śmierci męża pani Joanna zdecydowała się w 1971 roku wyjechać ze Śląska do Austrii. Jej ponowne zamążpójście nastąpiło w roku 1973 w Wiedniu. Pracowała naj-
ROK 1923. JOASIA MIAŁA 3 LATKA. NA ZDJĘCIU ZE SWOIM OJCEM JANEM
pierw w firmie męża, a następnie jako tłumaczka języka polskiego w wiedeńskim Sądzie Krajowym. Z tym okresem wiąże się nawiązanie kontaktów poprzez Polski Klub, a wkrótce długoletniej przyjaźni z książęcą rodziną Sułkowskich, którzy onegdaj byli właścicielami zamku bielskiego. Te związ-
ki z Sułkowskimi, a poprzez potomków bielskiej linii książęcej również z Muzeum Historycznym w Bielsku-Białej, trwają już ponad 40 lat. Z drugim mężem Johanna Krumpholz przeżyła wspólnie 23 lata. Po raz kolejny wdową została w roku 1996. W tym czasie podtrzymywała i rozwijała swoje zainteresowania kulturalne, zwłaszcza związane z literaturą, muzyką i malarstwem, z czasem także z historią i polityką. Jej pasją zawsze była też kuchnia – legendarnie dobra kuchnia, szczególnie wypieki cukiernicze. Uwielbiała je przyrządzać na różne sposoby i serwować. – Z czasem utarło się u nas wesołe powiedzenie, którym „ostrzegaliśmy” gości: W tym domu możesz robić wszystko, nawet coś stłuc czy zniszczyć, ale jeśli będziesz za mało jadł, to przepadłeś u Babci z kretesem – dodał Andreas. Do listy wielu pasji Johanny Krumpholz trzeba też koniecznie dopisać podróże: zwiedziła wiele krajów i kontynentów. Wojażuje zresztą do tej pory, mimo sędziwego wieku. Ostatnia udana podróż, jaką odbyła (nie licząc tych do Polski, bo to zwyczajność), był wyjazd do ukochanych Włoch w czerwcu 2019 roku, a więc w wieku 99 lat! Podziwiała wtedy Padwę i urocze wybrzeże Adriatyku. W latach 1983‒2004 niemal corocznie wylatywała z Austrii na kilkumiesięczne pobyty u syna Jerzego w RPA – do czasu jego nagłej śmierci przed kilkoma laty. Mocna, niezachwiana wiara dała jej
JUBILATKA W 2005 ROKU, W WIEKU 85 LAT
WIEDEŃ, LUTY 1981. KSIĄŻĘ ALEKSANDER SUŁKOWSKI Z JOHANNĄ (Z LEWEJ) I ŻONĄ HALINĄ, JUŻ NIEŻYJĄCĄ
siłę, by przetrwać ten cios od losu. Johanna Krumpholz zawsze była silną i zdecydowaną kobietą. Nadmiar energii i witalności życiowej wykorzystywała w pracy socjalnej. Między innymi pomagała wielu emigrującym lub szukającym zatrudnienia Polakom w Austrii, organizując im noclegi i angażując się w poszukiwanie miejsc pracy. Regularnie wspierała organizacje charytatywne i aktywnie działała w niezależnym politycznie Kole Kobiet Polskich w Wiedniu. – Od chwili wyjazdu do Austrii stałe i silne były jej związki także z Polską i ukochanym rodzinnym Bielskiem. W ciężkich latach dawnego systemu regularnie i różnorodnie wspierała wielu przyjaciół i znajomych. Babcia zawsze była również niezwykle go-
ścinna. Do dziś nasz wiedeński dom jest szeroko otwarty dla gości z Polski i wielu innych krajów, którzy ku jej wielkiej radości nadal chętnie i licznie przybywają – podkreślił Andreas Orczykowski. Ciekawość świata i ludzi, chęć pomocy innym, pozytywne myślenie i, co najważniejsze, dobre zdrowie nie opuściły Johanny Krumpholz do tej pory. Przekonali się o tym goście 100. urodzin Johanny Krumpholz w hotelu Golden Tulip Magnus w Bystrej. Okazji do składania życzeń jeszcze długich lat w zdrowiu i pomyślności, wspominania, żartowania, wznoszenia toastów lampkami szampana tego wieczoru nie zabrakło. Ad Multos Annos, Pani Joanno! STANISŁAW BUBIN
100-LETNIA JOHANNA KRUMPHOLZ TUŻ PRZED SWOIMI URODZINAMI
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 7
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
PIĘ(K/T)NO Wystawa fotografii i malarstwa w oprawie tekstowej
O IDEI Trzy podziwiające się wzajemnie artystki. Trzy sposoby patrzenia. Trzy rodzaje narzędzi i technik tworzenia. Dorota Koperska (aparat), Karina Czernek (pędzel) i Jagoda Krzywicka (pióro). Jeden wspólny cel spotkania w przestrzeni sztuki – wielowarstwowość człowieka i nasza niepowtarzalna piękna niedoskonałość. Czasem uciążliwa, a często nie do zniesienia. Na podstawie 10 sesji zdjęciowych, wnikających w poprzecierane ścieżki ludzkiego ciała, powstały bardzo osobiste, prawie rentgenowskie fotografie, skupione na tym, co w nas najbardziej bezbronne i wymagające troski. One stały się bazą trójwymiarowych, transparentnych, niezwykle uduchowionych obrazów, które w zależności od kąta patrzenia szepczą do nas inne wyznania.
To wszystko zanurzone zostało w atmosferze słownych, metaforycznych dopełnień. Wszystkie prace są terapeutyczną przeprawą z najdalej odsuniętych od pola naszej akceptacji wysp zwątpień, do przylądków nadziei i poczucia indywidualnej, głębokiej wartości. Naszym wspólnym zdaniem PIĘTNO pojawia się tam, gdzie z powodu zmęczenia ciężarem lęków brakuje nam apetytu na degustację PIĘKNA. Jako autorki podjęłyśmy próbę uruchomienia procesu samoleczenia przez zatrzymanie i danie sobie szansy odpoczynku od napięć wiecznych konkursów. To, co niewygodne, wstydliwe, bolesne, zależy od punktu oparcia w drugim człowieku i w sobie samym. Czasem dobrze nam robi pełne akceptacji odbicie w lustrze – zamiast odbicia od ściany.
Wszyscy uczymy się dystansu i spokoju w przyjmowaniu odmienności wyglądu i poglądu. To wymaga poruszenia skorup obronnych. Tylko wtedy woda życia ma szansę wsączyć się w popękane struktury. Przez symboliczny żołądek fizyczności chcemy dotrzeć do sedna naszych odrobinę zaniedbanych potencjałów i doświetlając je – odkryć świeże zauroczenia. JAGODA KRZYWICKA
O TECHNICE Prace malarskie Kariny Czernek i fotografie Doroty Koperskiej łączy, oprócz tematu i motywów, ich wielowarstwowość. Artystki nie boją się stereotypu sztuki kobiecej – miękkiej, koronkowej, pastelowej. Uważają, że piękno i delikatność wciąż mogą istnieć w sztuce i być wytchnieniem dla widzów spraDOROTA KOPERSKA, JAGODA KRZYWICKA, KARINA CZERNEK gnionych zmysłowych doznań. Karina Czernek od kilkunastu lat wykonuje obrazy w autorskiej technice malarskiej, dzięki której osiąga efekt przenikania płaszczyzn. Stosowana przez nią technika pomaga jej w wydobyciu i podkreśleniu wyjątkowej natury kobiet. Dzięki zastosowaniu nakładanych na siebie półprzezroczystych tkanin, które poddaje obróbce malarsko-hafciarskiej, uzyskuje efekt bliski miękkości i dekoracyjności tkaniny. Artystka bawi się łączeniem technik, zacieraniem granic między malarstwem i tkaniną, eksperymentuje, poszukuje nowych rozwiązań. Dorota Koperska od wielu lat szuka w fotografii impresji, malarstwa. Jej prace są dynamiczne, pełne napięć wyczuwanych w strukturze obrazu, wynikających z miękkich przepływów małej i dużej głębi ostrości. Walory malarskie zdjęć uwypukla techniką mieszania warstw: nakładania na siebie kilku zdjęć, które się przenikają. Jej fotografie charakteryzują się dużą wibracją światłocienia i kolorystyki.
1 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
O AUTORKACH KARINA CZERNEK ukończyła Uniwersytet Śląski w Katowicach,
Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Cieszynie. Dyplom z wyróżnieniem w pracowni malarstwa prof. Jerzego Wrońskiego w 1998. W 2018 otrzymała tytuł doktora sztuki w dziedzinie sztuk plastycznych na Wydziale Pedagogicznym i Artystycznym Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Zajmuje się malarstwem i tkactwem artystycznym, wykonuje ilustracje do książek dla dzieci i prowadzi zajęcia artystyczne dla dzieci i młodzieży. Autorka 20 wystaw indywidualnych i uczestniczka 23 wystaw zbiorowych, m.in. Biennale Malarstwa Bielska Jesień w Galerii BWA w Bielsku-Białej (2005, 2011, 2017) i Triennale Małych Form Malarskich w Galerii Sztuki Wozownia w Toruniu (2016, 2019). Na Ogólnopolskim Biennale Sztuki 45. Salon Zimowy (2018) otrzymała II nagrodę Prezydenta Miasta Radomia. Laureatka nagrody dyrektora Galerii Bielskiej BWA podczas 3. Bielskiego Festiwalu Sztuk Wizualnych 2014 – zaproszenia do wystawy indywidualnej w Galerii Bielskiej BWA. W 2015 otrzymała stypendium Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki. karinaczernek.pl facebook.com/karinaczernekart instagram.com/karinaczernek DOROTA KOPERSKA, MEDYTUJĘ
DOROTA KOPERSKA ukończyła Uniwersytet Śląski w Katowicach,
Wydział Pedagogiczno-Artystyczny w Cieszynie. Dyplom z malarstwa pod kierunkiem prof. Zygmunta Lisa uzyskała w 2001. Jest malarką, fotografką i projektantką. Zajmuje się głównie fotografią teatralną (Teatr Polski w Bielsku-Białej), reportażową i muzyczną. Od 6 lat prowadzi serwis fotograficzny Bielskiej Zadymki Jazzowej. Wykonywała zdjęcia dla festiwalu Jesień Jazzowa im. Tomasza Stańko i do okładek albumów muzycznych. Współpracowała z wydawnictwami Otwarte i Pascal. Autorka kilku wystaw indywidualnych i zbiorowych. Dorota-Koperska-Photography Instagram.com/koperskadorota JAGODA KRZYWICKA. Aktorka dramatu i miłośnik słowa. Od 1997
zagrała na scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej ponad 40 ról. W latach 2007‒2010 pracowała w Studium Teatralnym im. Juliusza Osterwy, tworząc autorskie spektakle z własnymi adaptacjami tekstów. Dwukrotnie nominowana do nagrody Złota Maska (2004, 2015). Laureatka Nagrody Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie teatru (2017). Autorka zbioru poezji Kwiaty dla gąsienic z ilustracjami Anny Kocurek (wersja elektroniczna 2001) i wydanego pod patronatem Wydziału Kultury i Sztuki UM w Bielsku-Białej albumu poetycko-fotograficznego Biała szarość Bielska ze zdjęciami Darka Czernka (2005). teatr.bielsko.pl/Jagoda Krzywicka
KARINA CZERNEK, POMIĘDZY SZYBAMI, POMIĘDZY SŁOWAMI
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 1 9
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
KARINA CZERNEK, DIALOG DUSZ
DOROTA KOPERSKA, ROSNĘ
2 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
DOROTA KOPERSKA, DOSIĘGAM MOCY II
KARINA CZERNEK, YIN I YANG
ZAPROSZENIA
W niedzielę 1 marca 2020 o godz. 11 zapraszamy dzieci z opiekunami do Starej Fabryki na towarzyszący wystawie rodzinny warsztat KOBIETY – światłem, pędzlem i słowem. Cena 10 zł/osobę. Liczba miejsc ograniczona. Rezerwacja miejsc tel. 33/821 03 03. 7 marca o godz. 12 polecamy wykład na temat przemocy w rodzinie, przygotowany przez klub Soroptymist International (wstęp z biletem na wystawę). W niedzielę 8 marca o godz. 12 odbędzie się spotkanie autorskie. Wstęp z biletem na wystawę. Serdecznie zapraszamy!
WERNISAŻ W STAREJ FABRYCE, 23 STYCZNIA 2020. GOŚCI I AUTORKI WYSTAWY WITA DYREKTOR MUZEUM HISTORYCZNEGO W BIELSKU-BIAŁEJ, IWONA PURZYCKA
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 1
Zdjęcia: Tomasz Iskrzycki
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
ASIA, ELA I ANIA. ANIOŁY GÓRSKIEGO ZAKĄTKA: JOANNA PIECHOTA, ELŻBIETA SZUKIS I ANNA BUCZEK
NASZ DOM NASZA WSPÓLNOTA ROZMOWA Z ELŻBIETĄ SZUKIS, WŁAŚCICIELKĄ DOMU GÓRSKI ZAKĄTEK W WILKOWICACH
Proszę się przedstawić naszym Czytelnikom i określić rodzaj działalności, jaką pani prowadzi? Musimy też uściślić terminologię – nazwę obiektu i przebywających w nim ludzi. Mówimy o pacjentach, podopiecznych czy seniorach?
Dom jest wpisany na listę placówek całodobowej opieki w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, a co za tym idzie – nadzoruje go Wydział Rodziny i Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego. Obiekt w Wilkowicach koło Bielska-Białej jest nowy, niedawno oddany został do użytku. Czy ma pani doświadczenia w opiece nad osobami starszymi? Rodziny mogą mieć pewność, że to miejsce bezpieczne, pełne ciepła i zrozumienia? Jakie standardy trzeba spełniać, żeby otworzyć dom opieki?
Dzień dobry, nazywam się Elżbieta Szukis i z rodziną prowadzę Górski Zakątek – miejsce, w którym nasi podopieczni znajdują opiekę, rehabilitację i zrozumienie swoich sytuacji życiowych. Wiele osób nazywa to miejsce domem opieki, domem starości, domem seniora, a my chcemy być Domem, jesteśmy Domem i mówimy Dom. Po prostu. Jego mieszkańcy tworzą wspólnotę ludzi wzajemnie pomagających sobie. Kto sprawuje nadzór nad waszą działalnością?
2 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
ELŻBIETA SZUKIS
Mam wieloletnie doświadczenie w pracy z osobami starszymi i niepełnosprawnymi. Ale nie wystarczą doświadczenia, żeby pracować w tej branży. Trzeba mieć zespół ludzi, którzy są specjalistami. Mam wiel-
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
kie szczęście i przywilej, że mogę współpracować z osobami, które nie tylko są fachowcami w swojej dziedzinie, ale także mają wielkie pokłady empatii i niesamowite podejście do pracy. To właśnie dzięki współpracownikom udało mi się stworzyć dom pełen ciepła, śmiechu, szacunku do życia i do chorób, z jakimi przyszło się zmagać naszym mieszkańcom. Można nas odwiedzać w każdej chwili. Zawsze cierpliwie wysłuchujemy rodziny mieszkańców, co powoduje, że cieszymy się zaufaniem z ich strony. To dla nas bardzo ważne. Budujemy pozytywne relacje, ponieważ staramy się być dla rodzin wsparciem w trudnych chwilach choroby ich bliskich. Jeżeli chodzi o standardy domu, należy dobrze zapoznać się z ustawą o pomocy społecznej i spełniać wszystkie jej zapisy, to oczywiste. My postawiliśmy na duże powierzchnie części wspólnych – takich jak jadalnia, salon, biblioteka i gabinety rehabilitacji. Dobrze jest spędzać czas razem lub zapraszać gości, organizować imprezy, koncerty, na co zawsze jesteśmy otwarci. Taki rozkład domu sprzyja wysokim standardom usług i dobremu spędzaniu wolnego czasu. Jakie warunki zapewniacie w domu i co go wyróżnia spośród innych? Ile osób może w nim przebywać jednorazowo? Jakie formy opieki proponuje Górski Zakątek?
Dom posiada przestronne części wspólne: jadalnię, balkony, wielki taras, ogród, salę telewizyjną, bibliotekę, kaplicę. Ważnym
miejscem jest sala rehabilitacji i terapii oraz masażu. Posiadamy przestronne pokoje 1-, 2- i 3-osobowe z łazienkami. W pokojach mamy telewizję i internet. Zaopatrujemy podopiecznych w prasę, zgodnie z życzeniami. Mają dostęp do wszystkich powierzchni wspólnych i bardzo dobre domowe jedzenie (pięć posiłków dziennie). A także wiele rozmaitych zajęć terapeutycznych, muzycznych, rehabilitacyjnych. Czy istnieje możliwość przywiezienia własnych mebli i elementów wyposażenia, żeby podopieczni czuli się jak we własnym domu?
Staramy się wprowadzać do każdego pokoju elementy wystroju wnętrz, które przywozi domownik. Jesteśmy otwarci na umeblowanie pokoju po swojemu. Przygotowując pokoje, bierzemy pod uwagę sugestie podopiecznych i ich potrzeby. Do kogo skierowana jest wasza oferta?
Do osób, które chcą korzystać z pobytu dziennego, to znaczy dowożenia przez nas w godzinach porannych i spędzania z nami całego dnia, korzystania z zajęć i dobrego wyżywienia. Kolejną proponowaną formą pobytu jest opieka krótko- i długoterminowa, to znaczy, że dana osoba przebywa z nami w dzień i w nocy, jest po prostu stałym mieszkańcem. Usługi rehabilitacji i masażu świadczymy zarówno dla naszych mieszkańców, jak i klientów z zewnątrz. Mając świetnych specjalistów, organizuje-
my turnusy rehabilitacyjne dla osób dotkniętych wypadkami, udarami, chorobą Parkinsona. Nasz obiekt przeznaczony jest dla 45 osób – i tyle docelowo będzie mieszkać. Dom jest tak zaprojektowany, by można było wygodnie mieszkać zarówno osobom przebywającym z nami na krótko, jak i osobom pozostającym z nami do końca życia. Wyróżnia nas zdecydowanie oferta mieszkań dla seniorów: bez barier, z zapewnieniem wyżywienia, z serwisem sprzątającym i dostępem do wszystkich wspólnych pomieszczeń. To oferta dla osób mających trudności z czynnościami dnia codziennego, ale niewymagających całodobowej opieki. Czy taki dom może być alternatywną formą opieki dla dużych domów seniora? Każdy podopieczny może u was godnie i spokojnie spędzić jesień życia? Jakie są zasady przyjmowania podopiecznych? Czy na przykład przyjmujecie ludzi cierpiących na Alzheimera, demencję starczą, niepełnosprawnych, czy tylko osoby samotne?
Nasz dom jest kameralny i alternatywny, jednak nie należy do najmniejszych placówek dostępnych na rynku. Mimo wszystko standardy i poczucie domu jest u nas na co dzień odczuwalne. Nie przyjmujemy osób z głębokimi zaburzeniami psychicznymi. Jak najbardziej znajdą u nas miejsce osoby z Alzheimerem, otępieniem, chorobą Parkinsona czy niepełnosprawnością. JeWIDOK NA NOWY GÓRSKI ZAKĄTEK PRZY ULICY WYZWOLENIA W WILKOWICACH
„…to Wy, aniołowie na ziemi, których zesłał nam Pan Bóg, stworzyliście DOM pełen ciepła, szacunku dla starości i niepełnosprawności, DOM pachnący czystością, pieczonym ciastem, tętniący życiem, DOM, w którym jest zawsze miejsce dla Pana Boga” Fragment jednego z podziękowań
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 3
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
steśmy dla osób chodzących, jak i leżących. Nie sprawia nam kłopotu osoba z cukrzycą czy chorobą wieńcową. Przed przyjęciem odwiedzamy takie osoby w ich domach czy szpitalu, aby się poznać. Dzięki temu osoby, które mają z nami zamieszkać, są spokojniejsze, a my możemy lepiej przygotować się, by spełniać ich oczekiwania. Jak kwalifikowany jest personel do opieki i jakie warunki musi spełniać?
A jakimi zasadami kieruje się pani na co dzień, prowadząc tę wspólnotę?
Fot. Arc/LC
Nasz personel posiada odpowiednie wykształcenie i certyfikaty do pracy z niepełnosprawnymi i starszymi. Są to osoby o wspaniałych charakterach i wielkich pokładach empatii. Każdy pracownik jest zaangażowany i przekazuje swoje doświadczenia i pomysły, jak poprawiać jakość opieki.
W KAPLICY W KAŻDĄ NIEDZIELĘ ODPRAWIANE SĄ NABOŻEŃSTWA
ORGANIZACJA CZASU WOLNEGO MÓWI KIEROWNIK I TERAPEUTA MGR JOANNA PIECHOTA
JOANNA PIECHOTA
N
asi mieszkańcy biorą udział w wielu zajęciach, między innymi rehabilitacji grupowej i indywidualnej, w lekcjach wf dla seniorów. Ważne są zajęcia muzyczne, gra w karty czy gry planszowe. Nasi opiekunowie poświęcają każdemu indywidualnie czas na rozmowy, motywację czy wysłuchanie. Prowadzimy zajęcia z zakresu ergoterapii dla osób, które
2 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
mogą w nich uczestniczyć. Terapie prowadzone w naszym domu dzielimy na ruchowe, intelektualne i manualne. Te ostatnie to na przykład tkactwo i hafciarstwo, wyklejanie, rysowanie czy układanie puzzli. Panie seniorki z chęcią wyszywają serwety, robią na drutach czapki, szaliki, ubrania, usprawniając funkcje dłoni i ćwicząc procesy myślowe. Prowadzimy też malarstwo i dekoratorstwo, pozwalając podopiecznym wyrazić swoje emocje. Wiosną i latem uprawiamy ogródek. Zajęcia na świeżym powietrzu, kontakt z przyrodą i pięknym otoczeniem, nazywamy estetoterapią. Organizujemy grille, ogniska i spotkania rodzinne, by nasi mieszkańcy czuli się bezpieczni, wartościowi, pełni życia i nie zapominali o swoich bliskich. Biblioterapia, choreoterapia, muzykoterapia, drobne prace w ogrodzie i kuchni, na przykład przy dekorowaniu ciast i ciasteczek, sprzyjają zachowaniu wspólnoty terapeutów i opiekunów z podopiecznymi, a przed wszystkim dają możliwość rozwoju. Związane są zawsze z zabawą, śpiewem, tańcem, czyli motywują do wspólnej aktywności. To zalety wielowymiarowości naszej terapii zajęciowej. Bardzo ważnym elementem jest zaspokajanie potrzeby samorealizacji i stałego kontaktu
z ludźmi. Najczęściej prowadzimy zajęcia w grupach, co daje możliwość nawiązania kontaktu z mieszkańcami, zacieśnienia więzi, poznania drugiej osoby. Istnieje też możliwość zapewnienia podopiecznym terapii indywidualnej. To kwestia umowy między rodziną seniora a nami. Prowadzimy również filmoterapię – puszczamy stare filmy, aby przypominać seniorom czasy młodości. Poza tym wyjeżdżamy na wycieczki, na przykład do muzeów czy miejsc kultu. Staramy się również odwiedzać kawiarnie czy uczestniczyć w różnych imprezach kulturalnych, w miarę możliwości podopiecznych. I wreszcie znajdujemy czas na zajęcia relaksacyjne przy spokojnej muzyce, szumie fal, śpiewie ptaków, co pozwala na odprężenie, rozładowanie napięcia mięśniowego i psychofizycznego. Terapie zawsze są dostosowane do potrzeb i stanu zdrowia podopiecznych. Rezultaty są niesamowite! Osoby starsze, w różnych stadiach choroby, odzyskują chęć do życia, usamodzielniają się w prostych czynnościach, na przykład spożywania pokarmów czy samodzielnego ubierania się. Dla nas bardzo ważną kwestią jest komfort psychiczny i fizyczny seniorów, ich radość z każdego dnia. No i uśmiech.
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Najważniejsza tu jest dla mnie zasada: traktować drugą osobę tak, jak sami chcemy być traktowani. W jakiej okolicy zlokalizowany jest Górski Zakątek, co znajduje się w otoczeniu? Czy jest blisko szpitala i czy mieszkańcy mają dostęp do kościoła i księży różnych wyznań?
Nasz dom jest zlokalizowany w otulinie Żywieckiego Parku Krajobrazowego. Otoczeni jesteśmy górami beskidzkimi, co pięknie widać z tarasu, balkonów i okien. Jeśli chodzi o szpitale, najbliższy Szpital Kolejowy jest raptem 5 minut drogi od obiektu. Kolejny szpital, w Bystrej – to około 10 minut jazdy samochodem.
Nasz obiekt może pochwalić się piękna kaplicą. Co niedzielę odprawiana jest msza św. Większość mieszkańców jest wyznania katolickiego, ale jesteśmy otwarci również na inne wyznania, ze względu na ekumeniczny charakter ośrodka. Dziękuję za rozmowę.
REHABILITACJA GERIATRYCZNA
R
MÓWI FIZJOTERAPEUTA MGR ANNA BUCZEK
ehabilitacja geriatryczna opiera się na jak najdłuższym zachowaniu sprawności ruchowej osób starszych. Jest dostosowywana do wzmacniania ich zasobów funkcjonalnych w różnych okresach starości. Program rehabilitacyjny jest indywidualizowany. Ma na celu osiągniecie i utrwalenie sprawności ruchowej. Pacjent w zaawansowanym wieku cierpi zazwyczaj na kilka chorób przewlekłych, a z wiekiem wzrasta ryzyko wystąpienia tzw. zespołu słabości – dotyczy on ponad połowie pacjentów w wieku 80+. Zespół słabości, kruchości (ang. frailty syndrome), to dość nowe pojęcie w geriatrii. Kruchość nie jest jeszcze niepełnosprawnością, ale wstępem do niej. Osoba z zespołem słabości jest sprawna, ale każdy bodziec może spowodować, że ten wąski zakres homeostazy ulegnie łatwemu zaburzeniu. Za-
palenie płuc, uraz czy hospitalizacja mogą spowodować niepełnosprawność lub nawet śmierć. Dlatego tak ważna jest nie tylko rehabilitacja prewencyjna, zmierzająca do utrzymania dotychczasowych kompetencji seniora w celu jak najdłuższego unikania chorób, niesprawności i niesamodzielności, ale także ogólna – skierowana do seniorów przewlekle chorych i polegająca na ich uaktywnianiu. Z kolei rehabilitacja celowa dopasowana jest do poszczególnych jednostek chorobowych i potrzeb pacjentów. W naszej ofercie znajdują się: kinezyterapia grupowa, indywidualna, masaż klasyczny, masaż limfatyczny, terapie metodami PNF, Neurac i tkanek miękkich, kinesiotaping (plastrowanie dynamiczne), okłady borowinowe. Pracujemy z pacjentami neurologicznymi, ortopedycznymi i geriatrycznymi.
ANNA BUCZEK
POMIESZCZENIA WSPÓLNE DOMU OPIEKI SĄ PRZESTRONNE I KOLOROWE. NA ZDJĘCIACH JADALNIA I BIBLIOTEKA
Górski Zakątek Opieka | Rehabilitacja ul. Wyzwolenia 168 • 43-365 Wilkowice tel. +48 698 295 621, +48 505 422 054 gorskizakatek@gmail.com • www.gorskizakatek.com.pl
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 5
Fot. Pixabay.com
PSYCHOLOGIA
TWÓJ MÓZG CIĘ OSZUKUJE
Uproszczone mechanizmy analizy danych i szybkiego wyciągania wniosków określane są w psychologii jako heurystyki. Mechanizmy te włączają się automatycznie i co istotne – nie wymagają od naszego umysłu większego wysiłku. Taki sposób działania prowadzi jednak do częstych błędów w osądach, wnioskach i decyzjach.
S
wieku, będzie ci trudniej zaufać 30-letniej kobiecie na tym samym stanowisku, nawet jeśli jej kompetencje są wysokie.
HEURYSTYKA DOSTĘPNOŚCI Wpływa ona na powstawanie kilku błędów poznawczych. W skrócie – polega na występowaniu bezrefleksyjnego wnioskowania. Przypisujemy większe prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zjawiska czy zdarzenia, kiedy możemy przypomnieć sobie podobne zdarzenie, zwłaszcza gdy jest ono dla nas nacechowane emocjonalnie. Przykłady: 1) Osoby, którym skradziono samochód będą częściej twierdziły, że w Polsce kradzieże samochodów występują na szeroką skalę. 2) Będziemy twierdzić, że jest więcej zabójstw niż samobójstw, gdy w mediach przeczytamy o kolejnym już zabójstwie. 3) Będziemy bardziej obawiać się dramatycznych wydarzeń (na przykład ataków terrorystycznych) i uważać, że jest ich coraz więcej, jeśli często będziemy oglądać relacje na ten temat w telewizji. HEURYSTYKA REPREZENTATYWNOŚCI Polega na subiektywnej ocenie nowych zjawisk i osób przez pryzmat tego, jak bardzo są podobne do wzorca, jaki posiadamy w głowie. Jak twoim zdaniem powinien wyglądać skuteczny prawnik? Ocena będzie
2 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Łukasz Bera
ą one wszakże częścią ludzkiej natury i wpływają na błędy poznawcze, których nie jesteśmy świadomi w momencie ich występowania. Mechanizmy te mogą na przykład rozszerzać naszą podatność na manipulację.
JOLANTA KUBATEK zależała od tego, jakie miałaś doświadczenia z prawnikami w przeszłości. Czy prawnik powinien nosić garnitur i wyglądać na zadbanego, pewnego siebie? Jak powinien się zachowywać? Czy zaufałabyś prawnikowi w dresie i podkoszulce, żującemu gumę? Opisywana heurystyka może prowadzić do wydawania niesprawiedliwych osądów na temat innych osób, oceniania, czy ktoś jest fachowcem, czy nie przez pryzmat własnych doświadczeń. Jeśli miałaś pozytywne doświadczenia we współpracy z menadżerami, którzy byli mężczyznami w średnim
HEURYSTYKA ZAKOTWICZENIA Ta z kolei polega na ocenie zjawiska czy przedmiotu przez jakiś punkt odniesienia. Opieramy się na informacji i do niej dostosowujemy swój osąd. Dobrym przykładem są wszelkiego rodzaju promocje i przeceny. Punktem odniesienia (zakotwiczenia) jest cena wyjściowa produktu, a następnie natychmiastowe stwierdzenie, że nowa, niższa cena jest atrakcyjna. Im większa różnica między ceną wyjściową a promocyjną, tym bardziej produkt będzie dla nas kuszący; będziemy więc twierdzić, że trafiła nam się świetna okazja. Skupiamy się tylko na cenie, nie oceniając innych aspektów produktu. Kolejnym przykładem mogą być doświadczenia związane z wizytą w restauracji. Jeśli nie smakowało ci danie, możliwe, że ocenisz całą restaurację przez pryzmat tego jednego dania, nawet jeśli pozostałe potrawy będą smaczne. EFEKT UTOPIONYCH KOSZTÓW Ten mechanizm znakomicie opisuje szkoleniowiec i wykładowca Piotr Bucki na stronie bucki.pro w artykule Wytrzymam z tobą, czyli efekt utopionych kosztów. Taki efekt utopionych kosztów to kolejny błąd poznawczy, który często, niestety, przynosi wiele strat. Dobrze obrazuje go nieudany, wieloletni związek. Zainwestowałaś w niego
EFEKT OCZEKIWAŃ SPOŁECZNYCH Oszukiwanie siebie i innych, często nieświadome. Efekty tego błędu poznawczego doskonale widać podczas wszelkiego rodzaju sondaży i badań ankietowych. Respondenci udzielają takich odpowiedzi, jakie uważają za stosowne i społecznie akceptowalne. Dodatkowo chętnie zawyżamy częstotliwość zachowań pożądanych, a zaniżamy tych niemile widzianych przez ogół. Na przykład pytani o to, czy nadużywamy alkoholu, często kłamiemy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że respondenci zaniżają częstotliwość występowania
Fot. Charlesledge
tyle czasu i energii, że nie chcesz go zakończyć i usprawiedliwiasz się konsekwencjami swojego postępowania. Przykłady: 1) Rozpoczęłaś studia jakiś czas temu, finansowo pomogli ci rodzice. Jesteś na czwartym roku i widzisz, że to jednak nie ta droga zawodowa, którą chciałabyś podążać przez najbliższe lata. Jednak kontynuujesz i kończysz ten kierunek – z jednej strony pod presją poniesionych przez rodziców wydatków, z drugiej strony z powodu poświęconego na studia czasu, czyli utopionych kosztów. 2) Bierzesz udział w szkoleniu, które jest dla ciebie nudne, nie tak interesujące jak zakładałaś. Ale kontynuujesz uczestnictwo, ponieważ za to szkolenie już zapłaciłaś. Nawet jeśli nic z niego nie wyniesiesz, nie przyznasz się do poniesionej straty i będziesz doszukiwała się mimo wszystko pozytywnych aspektów udziału i poniesionych wydatków.
ABY ODNIEŚĆ SUKCES TRZEBA ZOBACZYĆ RZECZYWISTOŚĆ TAKĄ, JAKA JEST, A NIE TAKĄ, JAK BYŚ CHCIAŁA
takich zachowań u siebie. Ale odpowiedzi na pytania dotyczące segregacji śmieci czy zdrowego odżywiania także będą niemiarodajne – z uwagi na tendencję zawyżania pozytywnych stwierdzeń. Dlatego nie warto zadawać pytań czysto deklaratywnych. Istnieją oczywiście sposoby i metody, aby minimalizować efekt oczekiwań społecznych i uzyskiwać odpowiedzi miarodajne, lecz badania takie trwają dłużej i z reguły są kosztowne.
*** Podane tutaj błędy poznawcze zostały wybrane spośród wielu możliwych. Świadomość występowania najpewniej nie ustrzeże nas przed ich popełnianiem, ponieważ z reguły nie wiemy, że je popełniliśmy, bo to automatyczne reakcje mózgu. Jednak konsekwencje, zwłaszcza w przypadku decyzji inwestycyjnych czy wydawania opinii o innych, mogą być poważne. Kluczem do unikania tego rodzaju błędów jest poddawanie w wątpliwość swojej nieomylności, trafności decyzji czy osądów. I dopuszczenie do głosu najzwyklejszej pokory.
Fot. Pixabay.com
JOLANTA KUBATEK
MÓZG ZBUDOWANY JEST Z PONAD 100 MILIARDÓW NEURONÓW, A KAŻDY MOŻE NAWIĄZAĆ 10 TYSIĘCY POŁĄCZEŃ. BŁĘDY POZNAWCZE TO JEDNA Z DRÓG NA SKRÓTY NASZEGO MÓZGU
Marketing manager z praktyką trenerską i konsultacyjną w firmach i korporacjach od 2006. Pomaga firmom zaistnieć w internecie i social mediach, wspiera rozwój rynkowy. Jednym z filarów jej działalności są autorskie szkolenia dotyczące marketingu internetowego i skutecznej komunikacji. Wiedzę zdobywała w Bielskiej Wyższej Szkole im. J. Tyszkiewicza, Wyższej Szkole Ekonomiczno-Humanistycznej i krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, gdzie ukończyła studia podyplomowe z zakresu digital marketingu. Więcej na stronie www.fasteps.pl.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 7
Zdjęcia Volkswagen Auto-Gazda
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
WEJŚCIE DO SALONU VOLKSWAGENA AUTO-GAZDA PRZY ULICY KRAKOWSKIEJ 27 W BIELSKU-BIAŁEJ
NOWOŚCI W SALONIE VOLKSWAGENA
Rodzinna firma motoryzacyjna Auto -Gazda istnieje w naszym regionie już ponad 50 lat, Jej oddziały, działające w oparciu o najwyższe standardy obsługi klientów, można znaleźć nie tylko w Bielsku-Białej, ale również w Pszczynie, K atowicach, Gliwicach i Rybniku.
D
otychczas w grupie Auto-Gazda można było znaleźć takie marki, jak Citroën, Mazda, Seat i Škoda. Od maja 2019 roku w sieci dealera Auto-Gazda działa również salon Volkswagena przy ulicy Krakowskiej 27 w Bielsku-Białej. Jest to jedyny autoryzowany punkt sprzedaży tej marki na Podbeskidziu. – Obiekt przy ulicy Krakowskiej 27 jest naszą tymczasową siedzibą. W Bielsku-Białej powstaje od podstaw nowy salon Volkswagena, zgodny z najnowszymi standardami architektonicznymi marki. Otworzymy go nieopodal salonów Citroëna, Mazdy i Seata przy ulicy Warszawskiej. Inwestycja firmy Auto-Gazda zostanie oddana do użytku
2 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
W SALONIE ZNAJDUJĄ SIĘ W SPRZEDAŻY I DO TESTOWANIA WSZYSTKIE NOWE SAMOCHODY OSOBOWE VOLKSWAGENA
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
w 2021 roku – informuje Robert Potoczny, kierownik Działu Handlowego Volkswagen Auto-Gazda. Do tego czasu w salonie przy ulicy Krakowskiej 27 młoda, w pełni wykwalifikowana kadra doradców zapewnia obsługę na najwyższym poziomie. Na miejscu można uzyskać informacje dotyczące nowych samochodów osobowych marki Volkswagen, ich finansowania, produktów komplementarnych (pakietów serwisowych, przedłużonych gwarancji, części i akcesoriów) oraz ubezpieczeń komunikacyjnych. Oferta skierowana jest zarówno do klientów indywidualnych, jak i firmowych. – Docelowo sprzedaż i serwis będą znajdowały się w jednym dużym, nowoczesnym obiekcie. Jednak na tę chwilę autoryzowany serwis Volkswagena grupy Auto-Gazda funkcjonuje w salonie Seata przy ul. Warszawskiej 330 – dodaje Robert Potoczny. – Choć na rynku motoryzacyjnym działamy niespełna rok, już możemy pochwalić się najwyższymi ocenami jakości obsługi klienta, o czym świadczą nie tylko wysokie opinie w Google – mówi Marcelina Faber, specjalista ds. marketingu – ale także oceny firmy Volkswagen, która z poziomu centrali monitoruje i mierzy poziom zadowolenia klientów oraz publikuje wyniki ankiet przeprowadzonych wśród klientów, którzy dokonali u nas zakupu samochodów. Osiągnęliśmy ocenę 4,9 w skali 5,0. Jest to dowodem staranności i indywidualnego podejścia do każdego klienta. Tym właśnie chcemy się wyróżnić – podkreśla Marcelina Faber.
NA MIEJSCU MOŻNA UZYSKAĆ INFORMACJE NA TEMAT ZASAD FINANSOWANIA ZAKUPU SAMOCHODU, PRODUKTÓW KOMPLEMENTARNYCH I UBEZPIECZEŃ
Jakie nowości pojawią się w salonie w 2020 roku? Już wkrótce dostępna będzie nowa, ósma generacja Volkswagena Golfa, którego premiera planowana jest na marzec bieżącego roku. Sensacją stanie się także długo oczekiwany ekologiczny, w pełni elektryczny
Volkswagen ID.3. Akcję wprowadzania tych modeli na rynek poprzedzą Dni Otwarte, warto więc zaglądać na strony internetowe i portale społecznościowe Volkswagen Auto-Gazda. n
Jedyny Autoryzowany Salon Volkswagena w Bielsku-Białej Volkswagen Auto-Gazda
ul. Krakowska 27, Bielsko-Biała tel. 33 822 30 10, www.auto-gazda.pl
BIELSKI SALON VOLKSWAGENA AUTO-GAZDA EFEKTOWNIE WYGLĄDA RÓWNIEŻ W NOCY
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 2 9
Fot. Magda Rymarz
ESTRADA
ŁUT SZCZĘŚCIA NIE ZASZKODZI
Z KAROLINĄ LESZKO, WOKALISTKĄ, AUTORKĄ TEKSTÓW I MUZYKI, ROZMAWIA AGNIESZKA ZIELIŃSKA Czy konkursy muzyczne dodają artystom skrzydeł, czy raczej je podcinają?
Różne są opinie na ten temat, ale z mojej perspektywy mogę stwierdzić, że pomagają. Zaczęłam występy na scenie od udziału w pierwszej edycji The Voice of Poland. Byłam wtedy za młoda, żeby wiedzieć, czym to się je. Tkwiłam w przekonaniu, że program od razu i na długo zapewni mi splendor i sławę. Dziś już wiem, że to ciężka praca i tylko uparte dążenie do celu robi robotę. Programy tego typu na pewno sprzyjają młodym. Poznaje się więcej osób, zdobywa fanów (choć wrogów też), jesteśmy jakoś tam rozpoznawalni. Do dziś utrzymuję kontakt z niektórymi uczestnikami programów
i mam z nimi bardzo dobre relacje. Bardzo dobrze wspominam te czasy. Polecam udział w konkursach muzycznych każdemu, kto ma ochotę przeżyć ciekawą przygodę. Bycie atrakcyjnym pomaga w karierze scenicznej?
Dożyliśmy czasów, kiedy bycie atrakcyjnym na scenie stało się równie ważne, jeśli nie ważniejsze od tego, jak się śpiewa. Owszem, jest to istotne, bo dzisiejszy fan, to nie tylko słuchacz, ale i widz. Smutno mi jednak, kiedy tylko wygląd wygrywa... A, niestety, tak się zdarza. Atrakcyjność pomaga w karierze, a w połączeniu z młodością – podwójnie.
Jak znani artyści chronią swoją prywatność? Opowiada pani w mediach o miłości, swoich bliskich, samotności? Gdzie leży pani granica intymności?
Mhm, trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze nie jestem tak rozpoznawalna, że muszę bać się wścibstwa reporterów. Nie znalazłam się jeszcze w sytuacji, że ktoś natrętnie pytał mnie o życie prywatne. Więc nie mam dylematu, jak chronić prywatność. W czasie wywiadów skupiam się na mówieniu o pracy i planach zawodowych. I przyznam, że jestem z tego zadowolona. Życzę sobie, żeby tak pozostało. Radości i smutki dnia codziennego zostawiam za drzwiami mojego domu.
Fot. Sebastian Kosoń
Czym jest dla pani muzyka? Jakie są pani muzyczne autorytety?
3 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
NAJNOWSZY PROJEKT ARTYSTKI ALL THAT JAZZ POWSTAJE WE WSPÓŁPRACY Z FILHARMONIA FUTURA
Zwykle mówię, choć brzmi to banalnie, że muzyka jest dla mnie wszystkim. Od dziecka się nią zajmuję i nie mam zamiaru tego zmieniać. Absolutnie! Jeśli chodzi o autorytety, nie będzie tajemnicą, że jest wśród nich Michael Bublé. Oczywiście wielu innych artystów też wpłynęło na to, kim dzisiaj jestem i jaką muzykę chcę wykonywać. Co ciekawe, są oni zróżnicowani stylistycznie. Wymienienie wszystkich nazwisk zdominowałoby tę rozmowę, więc podam kil-
Fot. Łukasz Michalak
KAROLINA LESZKO
MICHAEL BUBLÉ PORÓWNAŁ BARWĘ JEJ GŁOSU DO CÉLINE DION
ka najważniejszych: David Foster, Natalie Cole, Céline Dion, Whitney Houston, Etta James. Kocham wszystkich i czerpię inspirację z ich utworów. Od czego zależy sukces w branży wokalnej? Decyduje talent?
Na sukces wpływa wiele czynników. Oczywiście talent i ciężka praca to podstawa. Hołduję też przysłowiu, że każdy jest kowalem własnego losu. Oj tak! Myślę jednak, że łut szczęścia nikomu jeszcze nie zaszkodził, wręcz przeciwnie!
Plany na przyszłość?
Opowiem o zawodowych: koncerty, koncerty, koncerty. Mój najnowszy projekt to All That Jazz we współpracy z Filharmonia Futura. Zaczynamy właśnie trasę po Polsce. Proszę, śledźcie o nas informacje w mediach społecznościowych. Równolegle gramy koncerty z piosenkami Marka Grechuty, a już niebawem kolejny singiel z wymarzonym producentem z Berlina. Tak że Ahoj przygodo, niech się dzieje! Bądźcie ze mną. Dziękuję za rozmowę.
Rocznik 1986. Pochodzi z Krakowa. Absolwentka wokalistyki jazzowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Przełomowym momentem jej kariery wokalnej było zajęcie I miejsca w konkursie Korowód podczas Grechuta Festival 2009, czego efektem była płyta Ścieżki przedeptane. Szerokiej publiczności dała się poznać jako uczestniczka telewizyjnych programów muzycznych The Voice of Poland (2011, 2015) i Must be the Music (2014). W 2017 wystąpiła z singlem Oboje wiemy w koncercie Debiuty na festiwalu w Opolu. Współpracowała z Grażyną Łobaszewską, Kasią Kowalską, Hanną Banaszak, Justyną Steczkowską, Zbigniewem Wodeckim, Staszkiem Soyką, Markiem Piekarczykiem, Jackiem Wójcickim i wieloma innymi artystami. W 2013 nawiązała stałą współpracę z kilkoma renomowanymi orkiestrami w Norwegii, z którymi koncertuje do dziś. 20 września 2019 na koncercie Michaela Bublé w krakowskiej Arenie spełniła jedno ze swoich największych marzeń – wspólnie z nim wykonała piosenkę When I Fall In Love. Artysta porównał jej głos do Céline Dion. Duet stał się medialną sensacją – film z tego występu w ciągu kilku dni osiągnął ponad milion odsłon. REKLAMA
WSTĄP W WS Ą DO O ŚWIATA ŚŚW WI TA TA YASUMI Y YA ASU SUM UMI U UM MII M CH SIĘ W PROFESJONALNEJ C SSJON O ALNE NEJ EEJ PIELĘGNACJI AC I ROZKOCHAJ E KRAJEM EJ K KWIT KW W ĄC WIŚNI Ą INSPIROWANEJ KWITNĄCEJ -ZABIEGI NA TWARZ -MASAŻE -RYTUAŁY JAPOŃSKIE -KOSMETOLOGIA ESTETYCZNA -TRYCHOLOGIA -DEPILACJA -ZABIEGI NA CIAŁO -BONY PODARUNKOWE UMÓW SIĘ NA WIZYTĘ
tel. 792 102 103 www.bielsko.yasumi.pl
B Bielsko-Biała Bi "PRZĘDZALNIA" u ul. Powstańców Śląskich 3
KUPON 20% 0 R RA RABATU B U BA NA A WS W WSZYSTKIE SSZ Z TK TKI KI ZABIEGI ABIEGI
NA HASŁO ASŁ S SŁ „LADY’S LAD CL CLUB” WAŻNY DO KOŃCA KWIETNIA 2020
JESTEŚMY NA
Fot. Diana Lapin
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
3 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
JESTEM ZWOLENNICZKĄ ZŁOTEGO ŚRODKA Z LEK. MED. MANUELĄ DROZD-SYPIEŃ, SPECJALISTĄ CHORÓB WEWNĘTRZNYCH, DIABETOLOGIEM, DIETET YKIEM KLINICZNYM I LEKARZEM CERT YFIKOWANYM PROFESJONALNEGO LECZENIA OT YŁOŚCI PTBO, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN
U nas, w naszym domu w Rybniku, skąd pochodzę, medycyna to tradycja rodzinna. Moje studia i zainteresowania są kontynuacją pasji po tacie, który jest laryngologiem, i po starszym bracie, który jest psychiatrą. Ukończyłam studia na Wydziale Lekarskim Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu. Po studiach rozpoczęłam swoją medyczną karierę od zdobycia specjalizacji w zakresie chorób wewnętrznych, ponieważ żeby móc wykonywać specjalizację, jaką jest diabetologia, trzeba wcześniej zdobyć tytuł specjalisty z zakresu chorób wewnętrznych. Wybrałam ten kierunek ze świadomością, że na tym nie poprzestanę. Chciałam zostać diabetologiem. Ta specjalność już podczas studiów bardzo mnie interesowała. W tym czasie pisałam prace naukowe, poruszając się w kręgach diabetologicznych i ginekologicznych. To z kolei poszerzyło moje horyzonty o dietetykę, która pomaga mi bardziej zrozumieć pacjenta, a jego samego nauczyć rozumienia swojej choroby i zarządzania nią. Nauczenia odpowiedzialności za swoje wybory. Uważam, że dieta powinna być dostosowana do wyników badań laboratoryjnych, leki to tylko dodatek. Te trzy dziedziny wiedzy są w mojej praktyce lekarskiej komplementarne, uzupełniają się. Z badań wynika, że aż 26% chorych na cukrzycę w Polsce w ogóle nie wie, że choruje. A przecież cukrzyca nazywana jest epidemią XXI wieku. Na świecie choruje na nią 415 milionów dorosłych. Dlaczego nie badamy poziomu cukru we krwi i tak rzadko konsultujemy się u specjalistów? Bo cukrzyca nie boli? Jak ją rozpoznać i jak zapobiegać rozwojowi choroby?
Żartem mogę powiedzieć, że pracy nigdy mi nie zabraknie. Co więcej, poszerzając kompetencje zawodowe o dietetykę, zwiększyłam nie tylko sposób widzenia rozmaitych, często złożonych problemów zdrowotnych swoich pacjentów, ale również zakres ilościowy osób przyjmowanych. Jest mi po prostu łatwiej dobierać formy leczenia i poszerzać je o wprowadzenie na przykład probiotykoterapii czy suplementacji. Pamiętam, że jedna z moich pierwszych prac naukowych, jeszcze z okresu pracy na oddziale kardiologii, gdzie odbywałam staż specjalizacyjny z chorób wewnętrznych, była pracą, która miała odpowiedzieć na pytanie, jaki procent osób przyjmowanych do oddziału kardiologicznego z rozpoznaniem ostrego incydentu wieńcowego, czyli z podejrzeniem zawału bądź z zawałem mięśnia sercowego, ma podwyższony poziom cukru we krwi. Wyniki pracy bardzo mnie zaskoczyły. Nie byłam wtedy jeszcze specjalistą diabetologiem. Okazało się, że 51% osób przyjmowanych na oddział miało podwyższony poziom cukru, przy czym niewielu pacjentów, a dokładnie 1/5, wiedziało, że ma cukrzycę. Reszta pacjentów nie miała tej świadomości. Potem te dane były oczywiście weryfikowane, bo przy ostrych stanach zawsze poziom cukru jest wyższy, działają przecież takie hormony, jak kortyzol i adrenalina, jednak po weryfikacji i tak okazało się, że 30% pacjentów cierpiało na cukrzycę, a 50% miało stan przedcukrzycowy. Pacjenci o tym niestety nie wiedzą, dopóki nie zaczynają się powikłania, między innymi zaburzenia widzenia, przyśpieszona miażdżyca, choroby nerek. Rzeczywiście cukrzyca nie boli, więc o niej nie myślimy. Gdy wydzielanie insuliny jest zaburzone, a co za tym idzie, poziom cukru we krwi jest zbyt wysoki, chory diagnozowany jest w kierunku cukrzycy, ale dużo czasu mija, nim to się stanie. Dużo
bardziej boimy się innych chorób, na przykład schorzeń serca, a cukrzycę z reguły lekceważymy. Do momentu, gdy zaczynają się objawy takie, jak zwiększone pragnienie, częste oddawanie moczu, chroniczne zmęczenie, suchość języka, uporczywe zmiany ropne czy otyłość. No właśnie, na czym polega w pani praktyce zawodowej kompleksowe prowadzenie chorych z cukrzycą i innymi zaburzeniami gospodarki węglowodanowej? Czy udziela pani również konsultacji żywieniowych w różnych stanach chorobowych, bo przecież zajmując się w swojej pracy cukrzycą, może łączyć pani swoją wiedzę medyczną z doświadczeniem dietetycznym?
Fot. Diana Lapin
Dlaczego, decydując się na studia medyczne, wybrała pani jako specjalizację diabetologię i dietetykę kliniczną? Skąd u pani ta pasja zawodowa?
MANUELA DROZD-SYPIEŃ
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 3
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Dopiero poziom cukru we krwi powyżej 250 mg/dl zmusza mnóstwo osób do działania, ale taki wynik już oznacza cukrzycę, którą rozpoznajemy przecież od poziomu 126 mg/dl. Niestety, jest to o wiele za dużo i często oznacza już rozwój wspomnianych przeze mnie wcześniej powikłań. W mojej praktyce zdarza się, że przychodzą pacjenci z wynikami 300, a nawet 400 mg/dl. Są to często ludzie młodzi. Jeszcze w czasie studiów uczyłam się tradycyjnego podziału na cukrzycę typu pierwszego i typu drugiego, a granicą między nimi był wiek pacjenta. Dziś granica wieku mocno przesunęła się w dół. Wśród moich pacjentów cukrzycowych jest wielu dwudziestoparolatków. To oczywiście negatywny wpływ cywilizacji: stresu, tempa życia, niedostatecznej aktywności fizycznej, nieumiejętności zadbania o regenerację organizmu, czyli odpoczywania, no i złej diety. Jemy w pędzie, w ruchu, często byle co – fast-foody i przetworzoną żywność o wysokim indeksie glikemicznym,
która sprzyja wyrzutom insuliny. Niewiele wiemy i mało się o tym mówi, ale opakowania plastikowe, ich mikro- i nanocząsteczki po wprowadzeniu do organizmu również działają jak hormony. Wpływa to na rozwój takich stanów, jak insulinooporność, bezpłodność czy otyłość. Często to obserwuję, bo współpracuję z ginekologami i uczestniczę czasem w wykładach toksykologicznych. Już dawno toksykolodzy ustalili, że toksyny gromadzące się w tkance tłuszczowej rozpuszczają się w tłuszczach i oddziałują negatywnie między innymi na układ hormonalny tarczycy czy narządy rodne. O tym oczywiście informuję moich pacjentów. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez World Wildlife Fund (WWF), człowiek spożywa średnio 5 g plastiku tygodniowo w postaci mikrocząsteczek, głównie w wodzie pitnej, a 5 g to waga plastikowej karty kredytowej, nakrętki na butelkę lub pojemność łyżki stoło-
WŚRÓD MOICH PACJENTÓW CUKRZYCOWYCH JEST WIELU DWUDZIESTOPAROLATKÓW. TO NEGATYWNY WPŁYW CYWILIZACJI: STRESU, TEMPA ŻYCIA, NIEDOSTATECZNEJ AKTYWNOŚCI FIZYCZNEJ, NIEUMIEJĘTNOŚCI ZADBANIA O REGENERACJĘ ORGANIZMU, CZYLI ODPOCZYWANIA, NO I ZŁEJ DIETY
wej. Rocznie jest to około 250 g plastiku, czyli tyle, co wypełniony talerz obiadowy. W ciągu 10 lat jedna osoba spożywa 2,5 kg plastiku, a w ciągu życia – trwającego przeciętnie 79 lat – średnio 20 kg plastiku.
To są przerażające dane. Używamy plastiku od dziesięcioleci, ale nadal nie rozumiemy wpływu mikro- i nanocząsteczek plastiku na nasze zdrowie. Ciągle jesteśmy bombardowani różnymi sygnałami, informacjami z telefonu, telewizji i radia, które budzą niepokój, nerwowość. W konsekwencji rośnie poziom kortyzolu i adrenaliny. To wywołuje falę zaburzeń. Niezależnie jednak od rodzaju cukrzycy i metody leczenia, walka cały czas toczy się o prawidłowy poziom glikemii, który wynosi od 70 do 99 mg/dl na czczo, a w dwie godziny po posiłku poniżej 140 mg/ dl. Nie jest to łatwa walka. Przeszłam dodatkowo dwa szkolenia dotyczące nietolerancji pokarmowych i celowanej probiotykoterapii. Ta ostatnia mnie zachwyciła, ponieważ prostym doborem probiotyków do stanu chorego można wyleczyć wiele chorób. Współpracuję z gastrologami i leczę również pacjentów z rozpoznaniem zespołu jelita drażliwego. W tym przypadku doborem probiotyków można minimalizować objawy choroby, tylko z konieczności stosując leki. Probiotykami można leczyć znacznie skuteczniej, warto i należy wspomagać się kiszonkami, ale można też preparatami. Trzeba jednak wiedzieć, jakimi. Stosowanie probiotyków ułatwia trawienie pokarmu, wzbogaca nas w witaminy, w produkcję dopaminy i serotoniny.
Fot. Diana Lapin
Czy jednak można uchronić się przed chorobami cywilizacyjnymi? Jest pani znana jako zadeklarowana ekolożka, zwolenniczka zdrowego, świadomego stylu życia. Czy to, co jemy i jak żyjemy może mieć zdecydowany wpływ na nasze zdrowie? Niektórzy mówią, że o wszystkim i tak decydują geny!
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ważną rolę w funkcjonowaniu naszego organizmu odgrywa mikroflora jelitowa. Współcześnie mamy dużo osób z zaburzeniami emocji, stanami depresyjnymi czy nadpobudliwością. Takie stany chorobowe można właśnie leczyć, doprowadzając do równowagi mikroflorę jelitową. Że nie wspomnę o poprawie stanu skóry, na który również mają wpływ bakterie jelitowe. Leczenie objawowe, w postaci maści czy kremów stosowanych zewnętrznie, jest leczeniem skutków
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 5
Fot. Diana Lapin
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
3 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Propaguje pani także na co dzień metodę Kaizen. Powoli, małymi kroczkami do celu. Ale co to dokładnie jest? Praktyka czy filozofia?
Jest to bardzo praktyczna i skuteczna metoda, jeśli człowiek pragnie dokonać zmian i zacznie stosować je w swoim życiu. Kaizen po japońsku oznacza poprawę, polepszenie, pozytywną zmianę. Cała koncepcja polega na wykonywaniu jak najmniejszych kroków w drodze do osiągnięcia zamierzonego celu, w każdej dziedzinie, osobistej czy zawodowej. Jak wcześniej wspomniałam, o stanie zdrowia w 30% decydują geny, a w 70% nasz styl życia, w tym dieta i wysiłek fizyczny. Przy czym dieta ma największe znaczenie. Zauważmy, że każdy produkt, jaki spożywamy, jest albo lekiem, albo trucizną. Wybór, podkreślam świadomy wybór, należy do nas. To metoda z Dalekiego Wschodu, którą bardzo lubię stosować, bo pozwala poruszać się zawsze do przodu, małymi krokami, nigdy w tył. Tak jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani, że nie lubimy zmian, na zmiany reagujemy stresem. W tej metodzie chodzi o to, żeby systema-
tycznie, ale w sposób prawie niezauważalny, wprowadzać świadome zmiany, które nie potęgują stresu. Żeby organizm nie reagował gwałtownie. W ten sposób możemy na przykład oduczyć się słodzenia, codziennie redukując dawkę o minimalną ilość, czy palenia papierosów. Albo nauczyć się spacerowania czy biegania. Dziś dwa kroki, jutro cztery itd. Konsekwentnie do przodu. Te zmiany nie wiążą się ze stresem dla organizmu i ogromnym jednorazowym wysiłkiem. Takie wprowadzanie zmian zalecam moim pacjentom. Zresztą, metoda Kaizen upraszcza wiele dziedzin naszego życia. Dla przykładu swoim pacjentom cukrzycowym mówię, żeby stosowali się do trzech zaleceń i to na początek wystarczy. Na przykład: jeść to, co się je, ale o połowę porcji mniej, zrezygnować z pieczywa pszennego na korzyść ciemnego i zwiększyć dawkę ruchu, choćby to było tylko zamiatanie podłogi, praca w ogródku czy spacer z psem. Ważne, żeby to nie była rewolucja, lecz świadoma ewolucja naszego stylu życia. Dziękuję za rozmowę.
Fot. Diana Lapin
choroby, a nie przyczyn. Pomóżmy sobie od wewnątrz poprzez stosowanie probiotyków, które zaleca się też przy terapii astmy i chorobie Hashimoto. Pamiętajmy, że stan naszego zdrowia w około 70% zależy od tego, co zjadamy. Pomagam pacjentom komponować posiłki i doradzam, w jakim czasie powinni je spożywać. To wiedza wyniesiona z różnych szkoleń, z wielu dziedzin. Wszystko po to, by spoglądać na zjawiska chorobowe wielokierunkowo, ze wszystkich możliwych stron. Bardzo ważnym tematem poruszanym podczas konsultacji w moim gabinecie jest kwestia celowanej suplementacji, dobieranej do schorzenia pacjenta. Dla przykładu: osoba cierpiąca na przewlekłe zapalenie tarczycy powinna zwiększyć suplementację witaminy D3, magnezu, selenu i cynku. Oczywiście przeprowadzam szczegółowy wywiad lekarski, zlecam dodatkowe badania, próbuję znaleźć złoty środek, żeby pacjentowi pomóc, a wiedza z wielu dziedzin jest do tego bardzo przydatna. Suplementacja musi być dobrana precyzyjnie do schorzeń i dolegliwości pacjenta. Nie chodzi o to, by stosować wszystkie dostępne i reklamowane tabletki, bo to raczej nie ma sensu. Powinniśmy pamiętać o naszej wątrobie, która każdą tabletkę musi zmetabolizować. Jeśli zażywamy garściami leki, suplementy, to prędzej sobie zaszkodzimy niż pomożemy. Sytuacja ta dotyczy również ziół, które też są lekami, bo zawierają substancje czynne. Jest taka niepisana zasada, że jeżeli zażywamy powyżej trzech leków jednocześnie, to każdy następny albo osłabia, albo w sposób niekontrolowany nasila działanie poprzedniego. Zatem nie powinniśmy zażywać bez kontroli leków w połączeniu z wieloma lekami ziołowymi. Nasz lekarz powinien przejrzeć listę przepisywanych medykamentów. Chodzi o to, żeby sobie pomagać, a nie szkodzić. Sama jestem zwolenniczką suplementacji, ponieważ współcześnie żywność produkowana jest masowo w glebach nasyconych nawozami sztucznymi i środkami owadobójczymi, więc często jest uboga w minerały i inne składniki odżywcze. Dlatego musimy żywność starannie myć, a dietę obligatoryjnie wzbogacać o minerały i witaminy, przede wszystkim o witaminę D3 i magnez (pamiętajmy o skutkach smogu!). Jednak zawsze warto zasięgnąć porady specjalisty na temat kompozycji diety i dawek suplementów, bo internet niekoniecznie jest wiarygodnym źródłem informacji.
MANUELA DROZD-SYPIEŃ Specjalista chorób wewnętrznych, diabetolog, dietetyk kliniczny, lekarz certyfikowany profesjonalnego leczenia otyłości PTBO (Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością)
Gabinet lekarski DIABETICA ul. Piastowska 67a • 43-300 Bielsko-Biała • tel. +48 537 03 05 05 manuela@sypien.pl • www.diabetica.me
#POLISH BEAUTY
BĄDŹ DLA SIEBIE
DOBRA Z MARTĄ KRUPIŃSKĄ, AUTORKĄ WYDANEGO PRZEZ BURDA KSIĄŻKI #POLISH BEAUT Y. PRZEWODNIKA NATURALNEGO PIĘKNA DLA POLEK, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN
#Polish beauty. Przewodnik naturalnego piękna dla Polek to książka dla kobiet w każdym wieku, które chcą cieszyć się pięknym i naturalnym wyglądem jak najdłużej. Oczywiście, że jest to możliwe. Kluczem jest edukacja i świadomość. Dlatego cały rozdział poświęciłam pielęgnacji antysmogowej. Piszę w nim nie tylko o tym, jak smog wpływa na urodę i jak się przed nim chronić, ale też – jak zanieczyszczone powietrze oddziałuje na cały nasz organizm. Bo piękno to dodatek, liczy się przede wszystkim zdrowie. Pytam o adresatki książki także dlatego, że u nas, niestety, mało się czyta. Większość dziewczyn woli „ogarniać” oczami, na zdjęciach, kwestie związane z branżą beauty. Czyli na Instagramie i w innych komunikatorach. Czy nie do tego nawiązują hasztagi w tytule i nazwach rozdziałów? Jak chce pani Polki do siebie przekonać?
Żyjemy w erze Instagrama, obraz coraz częściej wygrywa ze słowem. Między innymi dlatego zależało mi, żeby książka była atrakcyjna wizualnie, utrzymana w instagramowej estetyce. Stąd też nawiązanie do hasztagów w tytule i rozdziałach. Ale z drugiej strony, jako szefowa działu urody ELLE i dziennikarka od początku związana z prasą, zwracam ogromną uwagę na wartość merytoryczną, a ta, niestety, w internecie
Fot. Marcin Klaban
Zacznijmy od prostych pytań. Dla kogo napisała pani ten liczący 288 stron podręcznik? I czy można jeszcze tutaj, w Polsce, osiągnąć naturalne piękno, zważywszy, że żyjemy w jednym z najbardziej zatrutych krajów europejskich? Chce pani wygrać ze smogiem?
często kuleje. Instagram jest świetnym polem do wymiany opinii, najszybszym i bardzo łatwo dostępnym źródłem informacji, lecz wiele z nich, nad czym ubolewam, jest nierzetelnych, niesprawdzonych. Stąd też bardzo zależało mi na tym, aby przekazać moim czytelniczkom jak najwięcej rzetelnej wiedzy z branży beauty w jak najbardziej przystępny sposób. Jakie autorytety wypowiadają się w przewodniku? Musimy przecież komuś zaufać!
Oczywiście, zwłaszcza że w internecie każdy może dziś stać się samozwańczym autorytetem. Dlatego też do udziału w książce
zaprosiłam kobiety od lat związane z branżą beauty, które znają ją od podszewki. Są to uznana lekarz medycyny estetycznej Iwona Radziejewska, kosmetolożka z wieloletnim doświadczeniem Wioletta Kaniewska, makijażystka Sylwia Rakowska, która pracuje przy sesjach zdjęciowych dla najważniejszych magazynów i maluje największe polskie gwiazdy oraz kosmetolożka i ekspertka w dziedzinie naturalnych metod pielęgnacji Anna Grela. Wspaniałe kobiety, które zgodziły się podzielić ze mną i z czytelniczkami swoją wiedzą. A pani własne doświadczenia związane z pielęgnacją ciała, skóry?
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 7
Jaki ma pani stosunek do trendów i mody w kosmetologii i dermatologii? Dużo tego do nas napływa...
Uwielbiam trendy i nowości, ale staram się podchodzić do nich z dystansem i zdrowym rozsądkiem. Lepiej wybierać to, co znane i sprawdzone niż na własne życzenie być królikiem doświadczalnym. Omówmy sytuację na polskim rynku kosmetycznym. Jaki jest, jakie widzi pani potrzeby? Wciąż pojawiają się nowe marki i linie kosmetyków – i wszystkie są the best! Młode kobiety (i nie tylko młode) śledzą trendy, mają teraz szero-
kie możliwości czerpania wiedzy z internetu, lecz czy potrafią z tej wiedzy korzystać? Łatwo się w tym pogubić. Czy nie to panią bezpośrednio zainspirowało do napisania przewodnika?
Polskie rynek kosmetyczny bardzo dynamicznie się rozwija. Kupujemy coraz więcej produktów, mamy dostęp do marek z całego świata, jesteśmy otwarte na zagraniczne nowości, czego dowodem choćby trwający już od kilku lat boom na K-beuaty, czyli koreańską pielęgnację. Ale z drugiej strony coraz więcej Polek (i Polaków również) ma problemy ze skórą, pojawiają się u nich alergie, podrażnienia, również na skutek niewłaściwie dobranej pielęgnacji. Dlatego też na drugim biegunie mamy coraz silniejszy segment kosmetyków naturalnych. Ich popularność wiąże się również z coraz większą świadomością Polaków jako konsumentów. Chcemy wiedzieć za co płacimy, co jest w środku, jak działa, ale też w co jest opakowane i czy nie zaszkodzi nam samym i środowisku. Jesteśmy wymagającymi klientami. I bardzo dobrze, bo dzięki temu producenci kosmetyków muszą nieustannie się rozwijać i ulepszać swoje produkty. Jest pani dość krytyczna wobec nowinek przychodzących do nas z różnych zakątków świata, a także w stosunku do niektórych popularnych praktyk pielęgnacyjnych. Polskie lepsze?
KONKURS
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Burda Książki (www.burdaksiazki.pl) mamy dla Was 4 egzemplarze świetnego przewodnika Marty Krupińskiej #Polish beauty. Otrzymają je Czytelniczki, które pierwsze odpowiedzą na pytanie: Kto, kiedy i pod jaką nazwą wypuścił pierwszy zapach uniseks, czyli perfumy bez podziału na płeć? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
3 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Nie do końca. Wiele zagranicznych trendów, jak choćby koreański wieloetapowy demakijaż, uważam za dobre praktyki pielęgnacyjne. Kluczem jest jednak to, jak dobrać pielęgnację do potrzeb skóry. A to związane jest z szerokością geograficzną, w jakiej żyjemy, dietą, stylem życia. Dlatego warto wybierać to, co lokalne. Ale jest też mnóstwo świetnych kosmetyków z zagranicy, do których mamy dziś prosty dostęp. Jeśli nam służą – stosujmy je. Kosmetyki mają przecież też aspekt zmysłowy, to rytuał, chwila dla siebie, przyjemność. Lecz zgodnie z łacińską maksymą primum non nocere, przede wszystkim mają nam nie szkodzić. Skąd nacisk na #Polish beauty, na chęć stworzenia społeczności #Polish beauty? Czy jest coś, czym możemy zaimponować światu, co nas może wyróżniać? A może też chodzi o to, być mieć własny styl i po prostu nie przepłacać za rzeczy zagraniczne?
Fot. Materiały prasowe
Szczerze i bez ogródek dzielę się nimi w książce, więc nie chcę wszystkiego zdradzać. Mogę tylko powiedzieć, że moja droga do naturalnej pielęgnacji była wyboista i kręta. Mam na koncie liczne nieudane eksperymenty, również z makijażem. Dopiero po latach zrozumiałam, że mniej – znaczy więcej, zarówno w kwestii make-upu, jak i dbania o siebie. I że drogie, zagraniczne kosmetyki wcale nie muszą być lepsze od naszych rodzimych.
POD PRESJĄ
Makijaż, choć zamaskuje, to nie rozwiąże problemów, z którymi boryka się skóra. Może je wręcz zaostrzyć, bo jeszcze bardziej zapcha pory. Nie wyleczy też z kompleksów, a ich nam, niestety, nie brakuje. Jak pokazują badania (…), Polki wciąż należą do najbardziej niedowartościowanych kobiet w Europie (…), zaledwie 40% Polek uważa się za piękne. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia, jeszcze mniej z nas, bo tylko 5%, akceptuje swoje ciało i dobrze czuje się nago. Fragment rozdziału #Makeup revolution Polskie kosmetyki mogą być (i zresztą już są) świetną wizytówką Polski za granicą. Mamy superskładniki, na przykład zioła, jak macierzanka, swojski chaber, rumianek, kozieradka czy krwawnik, oleje z czarnuszki, rokitnika czy pestki malin, fantastyczne hydrolaty, czyli wody na bazie ekstraktów z roślin, naturalne glinki, z których można robić maseczki, idealne nawet dla problematycznych cer. Oczywiście dochodzi do tego kwestia ceny – polskie kosmetyki często są tańsze niż zagraniczne, właśnie ze względu na lokalną produkcję. No i aspekt eko: korzystając z lokalnych składników, marki mogą zmniejszyć swój ślad węglowy i ograniczyć zanieczyszczenie środowiska, związane choćby z transportem surowców. Pojawiają się również u pani dość znane zaklęcia typu bądź sobą, bądź piękna, bądź naturalna, odkryj swoją prawdziwą urodę, a tymczasem co widzimy często? Fascynację makijażami kolorowymi do granic absurdu, brwi
I właśnie moja książka ma być antidotum dla tej sztuczności. Niestety, dla wielu Polek przesadny makijaż to lekarstwo na kompleksy i niskie poczucie własnej wartości. Wydaje im się, że w zamalowanej wersji będą wyglądać lepiej, bo przestaną przypominać siebie. To jest, niestety, bardzo poważny i wielopłaszczyznowy problem. Nikt nas nie uczy samoakceptacji, za surowo oceniamy same siebie, ale też koleżanki, córki, siostry i inne kobiety w naszym otoczeniu. Ten pęd do bycia najlepszą wersją siebie wcale nie pomaga. Chciałabym, żeby Polki spojrzały na siebie bardziej łaskawym okiem, zaczęły traktować się z większą wyrozumiałością i czułością, oswoiły się ze swoimi ciałami. A czy można być bliżej siebie i własnego ciała, niż dbając o nie?
Jak można szybko i skutecznie nauczyć kobiety dobrego smaku? I czy w ogóle można, bo przecież każda to Zosia-Samosia...
Dobry smak to kwestia względna. Ja wierzę w indywidualizm i dopasowywanie trendów do siebie. Uwielbiam kobiety, które mają własny styl, nawet jeśli jest on zupełnie nie z mojej bajki. Charyzma, osobowość, odwaga, pewność siebie, błysk w oku – to składa się na styl.
Czy nie pomyślała pani o stworzeniu kanału #Polish beauty, na przykład na YouTube, w którym mogłaby pani, rozdział po rozdziale, ze swoimi ekspertkami, przekładać na język praktyki to, o czym mowa w książce? Żyjemy przecież w świecie cywilizacji obrazkowej.
HAIKU Obraz Maria Poliakova / Artstation.com
permanentne, rzęsy sztuczne i wielkie jak firany, tipsy w złym guście, opaleniznę z solariów i nienaturalne tapety. Często chińską taniochę. To z tym pani walczy? Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, nie generalizujmy, ale mówimy o przeglądzie mody i urody z perspektywy chodnika.
WIOSENNA DZIEWCZYNA
WIOSENNY WIATR
Przedwiośnie to w życiu poety haiku moment, który zapada w pamięć bodaj najbardziej. Na trawniku leżą jeszcze liście z jesieni, na spacerze jego i ją rozdzielają puchowe kurtki, a niepokorne słońce późno wciąż wschodzi i wcześnie zachodzi. Ale jednak już coś czuć. Ptaki żywiej się kręcą, córka sąsiada pierwszy raz wyszła w butach na obcasie, pod nosem wnuczka pojawił się meszek. Poeta haiku widzi tę zmianę – w rozchylających się łuskach pąków, w świergocie wróbli, w rozpiętych guzikach jej płaszcza z kaszmiru, w obróconym do tyłu daszku czapki syna. Haiku „z przednówka” są chyba wierszami pisanymi najbardziej z serca ze wszystkich. Bo choć haijin zawsze pisze tak, by emocje wybrzmiały „w tle” zapisanych słów, to z pewnością u uważnego czytelnika za każdym razem wybrzmią one raczej w sercu. Te kilka haiku, które wybrałem do prezentacji, takimi właśnie są. Może z wyjątkiem jednego, tak aż „za bardzo” polskiego w treści. Ale wybaczcie mi, proszę, to już inna historia...
KRZYSZTOF MACHA
Kto wie... Nie mówię nie!
Na nic zdadzą się kosmetyki, choćby najlepsze, jeśli się nie wysypiamy, stresujemy, gonimy za czymś, denerwujemy i źle się odżywiamy. Jakaś holistyczna rada na koniec? Jak dążyć do równowagi wewnętrznej i zewnętrznej?
Codziennie znaleźć choćby parę minut tylko dla siebie. Dbać o dobre nawyki, celebrować rytuały, sprawiać sobie drobne przyjemności. Po prostu być dla siebie dobrą. Dziękuję za rozmowę.
MARTA KRUPIŃSKA
Szefowa działu urody ELLE i ELLE MAN. Wcześniej pisała między innymi dla Wysokich Obcasów i Viva! Moda. Testuje dziesiątki kosmetyków. Znajomi żartują, że jej mieszkanie zmieniło się w drogerię. Chce być kosmetyczną minimalistką, ale podejrzewa, że uda jej się to dopiero w następnym wcieleniu. Ma słabość do brokatu, kadzidlanych perfum i kredek do brwi. Kocha podróże, jednak najlepiej czuje się na warszawskim Mokotowie. Szybko mówi i chodzi, dużo czyta, słucha i ogląda. Żałuje, że nie urodziła się w latach 70. Z natury jest choleryczką. Próbuje być zen, wyginając się w asanach.
rozmokła ziemia po śladach mego męża wracam do domu Anna Plaskowska dnia przybywa coraz krótsze sukienki dziewczyn
piątek, koniec dnia jeszcze tylko trzy maile i zaraz wiosna
salon toyoty od godziny podziwiam nogi hostessy Andrzej Dembończyk
wiosenny wiatr to gaśnie to powraca ciepłe tchnienie kaszmirowy płaszcz rozpięła dwa guziki wiosna
ociera łzy przy oknie stoi cicho czeka na wiosnę
dwójka Polaków już mają trzy opinie jeszcze przedwiośnie Krzysztof Macha
łaty wśród śniegu spoglądam i tu i tam same krokusy Helena Lena Kołodziejek
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 3 9
Zdjęcia Dorota Koperska
RECENZJA
RAJSKI PTAK
KALINA STANISŁAW BUBIN
Tego
Takim zdaniem zaczyna się trwający niemal półtorej godziny monodram W yspa K alina , który robi furorę w B ielsku -B iałej. N a razie tylko w T eatrze P olskim , lecz jeśli zaprezentowany zostanie gdzieś w P olsce , zasłużenie okryje się sławą , bo to przedstawienie doskonałe . Bilety zostały już wyprzedane do końca marca. dnia w
PRL- u
nie zdarzyło się nic szczególnego.
ZŁOŻYŁY SIĘ NA TO DWA POWODY. Pierwszy to Kalina Jędrusik, wciąż obecna w naszej społecznej pamięci, drugi – rewelacyjna Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt, której emploi predestynowało do tej roli szczególnie. Ze względu na wiek, typ urody, wygląd, prezencję, styl gry i siłę wyrazu. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby Zuzanna Bojda tej sztuki nie napisała, ktoś kiedyś musiałby to zrobić specjalnie dla Wiktorii Węgrzyn. Po prostu urodziła się Kaliną. TO KOLEJNE PRZEDSTAWIENIE MŁODEJ, niezwykle utalentowanej Zuzanny Bojdy, której spektakl Ciało Bambina w reżyserii Agaty Puszcz był wydarzeniem
4 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
wiosną 2018. Również monodram o Kalinie wyreżyserowała młoda i zdolna Agata Puszcz, więc widać, że między paniami układa się dobrze, rozumieją się znakomicie, i że owocami ich współpracy można się zachwycać. Do tego zespołu trzeba jeszcze dopisać młodą i kreatywną kostiumolożkę Igę Sylwestrzak – i mamy feministyczne (w dobrym tego słowa znaczeniu) trio, które wysoko postawiło sobie artystyczną poprzeczkę, osiągając rezultaty godne uwagi. Dlaczego jednak młodzież teatralna (excusez-moi!) wzięła się za Kalinę, która odeszła z tego świata 29 lat temu? Proste. Ponieważ o Kalinę poprosiła Bojdę sama Wiktora Węgrzyn, a inicjatywie przyklasnął dyrek-
tor bielskiego teatru Witold Mazurkiewicz. Sztuka powstała w ramach Off-Road, projektu polegającego na tym, że aktorzy zgłaszają formy dramaturgiczne na Małą Scenę. To przedstawienie jest już czwartą realizacją z tego cyklu. Wiktoria Węgrzyn chciała zostać Kaliną, marzyła o wykreowaniu Kaliny, pragnęła odczarować tę niejednoznaczną, barwną, soczystą postać – i to jej się udało. Bo, jak wspomniałem, cała sobą jest Kaliną i nieomal jej sobowtórem. TWÓRCZYNIE SPEKTAKLU ULOKOWAŁY Kalinę na wyimaginowanej wyspie (okrągła obrotowa estrada na środku sceny jest jej symboliczną imitacją), lecz oczywi-
ście tytułowa wyspa to określenie wielowymiarowe, o różnych znaczeniach. Kalina jest na wyspie sama, tylko z sobą, ze swoimi okruchami wspomnień, z opowieściami o swojej kobiecości, seksapilu, dojrzewaniu, menopauzie, z dyskursem o życiu teatralnym i towarzyskim „za socjalizmu”, z rozważaniami o wolności w PRL-u, zasypana skrawkami wywiadów, recenzji i artykułów, ścinkami taśm z dawnych, czarno-białych kronik filmowych i programów telewizyjnych. Sztuka utkana została z wielu wątków biograficznych – z refleksji o rodzinnym Gnaszynie, o mężu Stanisławie Dygacie, o ojcu i innych mężczyznach jej życia, o kobietach i pruderyjnym Władysławie Gomułce (podobno rzucał kapciem w telewizor, kiedy ją widział na ekranie), o sztukach i filmach, w których zagrała i w których chciała zagrać, lecz nie mogła, ponieważ ze względu na warunki (wydatny biust, kształtną figurę, zmysłowy głos i olśniewającą urodę) reżyserzy jej nie obsadzali, bali się. Tej wspaniałej aktorce należy się jednak od nas coś więcej, niż tylko plotki i stereotypy. Była prawdziwa we wszystkich odsłonach życia. Kalina była odważna, umiała nie udawać i być sobą. Była wielobarwnym rajskim ptakiem w szarzyźnie ówczesnego życia. Wyrządzono jej krzywdę, lansując ją na pierwszą seksbombę Polski Ludowej, na naszą polską Bardotkę, polską Marilyn Monroe – zapewniają twórczynie widowiska, przypominając we wspaniałym wykonaniu Wiktorii Węgrzyn jej liryczne,
refleksyjne piosenki, zaprzeczające stereotypowi demona seksu. Artystce akompaniuje na żywo pianista Piotr Matusik, który przy okazji wciela się w postać strażaka. To w monodramie odrębna, godna zauważenia postać sceniczna, nawiązująca do postaci strażaka ze słynnej pikantnej anegdoty, którą lata temu opowiadał o Kalinie wybitny aktor i facecjonista Gustaw Holoubek (szkoda, że zabrakło jej w przedstawieniu, ale kto ciekaw, niech sobie wyszuka w internecie). WYPRAWA NA WYSPĘ pozwala nam spojrzeć na Kalinę mniej znaną, często smutną, samotną, pozbawioną przez złych i zawistnych ludzi nadziei na szczęście, na prawdziwą karierę artystyczną. Rajski ptak cierpi w klatce z powodu pomówień, plotek, złych języków. Jak się broni przed zaszufladkowaniem, przed schematami i rodzimym maglem? Wulgaryzmami, prowokacjami i… talentem. W telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów była mistrzynią piosenek, które wykonywała charakterystycznym, omdlewającym półszeptem. Do filmu jednak szczęścia nie miała. Jak już się wreszcie razu pewnego świetnie pokazała w Ziemi obiecanej, to reżyser filmu, Andrzej Wajda, drastycznie ocenzurował jej kreację Lucy Zuckerowej. BIELSKI MONODRAM TO OCZYWIŚCIE tylko próba oczyszczenia ze złogów kłamstw, plotek i zwyczajnych pomówień artystki zdolnej, wyrazistej, niebanalnej,
na swój sposób jednak kontrowersyjnej. Ale próba znakomita, pełna śpiewu i muzyki, zapadająca w pamięć, skłaniająca do refleksji, że nie tylko w PRL-u, ale także dzisiaj ktoś taki jak Kalina nie miałby w życiu lekko, że również współcześnie na jej wizerunek aktorski i prywatność nieustannie wylewałaby się fala hejtu. Wyrazisty dekolt, krzyżyk między piersiami, kąpiele w szampanie, nieuleganie presji purytańskich, drobnomieszczańskich norm, odwaga w mówieniu prawd niepopularnych byłyby także dzisiaj powodem do brutalnych, bezwzględnych napaści. Zakłamanie obyczajowe i obłuda trwają bowiem wiecznie, niezależnie od ustrojów. Unaoczniła to świetnie wmontowana w spektakl współczesna sonda uliczna, w której młoda osóbka, zapytana o Kalinę, symbol kobiecości, prychnęła drwiąco: Ona symbolem?! Po prostu gruba była! Tak się kiedyś robiło i tak się robi z delikatnej, lirycznej kobiety rozpustną zdzirę. Nic nowego pod słońcem, ale zobaczyć trzeba koniecznie. TWÓRCY: Tekst Zuzanna Bojda, reżyseria Agata Puszcz, scenografia Szymon Szewczyk, kostiumy Iga Sylwestrzak, aranżacje piosenek Dawid Sulej Rudnicki, multimedia Joanna Kurtyka. OBSADA: Kalina Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt, strażak, pianista Piotr Matusik. TEATR POLSKI Mała Scena, Bielsko-Biała. Premiera 30 listopada 2019. ZDJĘCIA Dorota Koperska.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 1
NIE MARNUJ! Jedz odpowiedzialnie
Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak ogromne ilości jedzenia marnujemy. W Polsce rocznie wyrzuca się blisko 9 mln ton żywności – w skali świata 100 mln ton! Najczęstszą przyczyną pozbywania się produktów żywno ściowych jest przegapienie terminu przydatności do spożycia. Na drugim miejscu znalazło się niewłaściwe przechowywanie żywności, a inne przyczyny wyrzucania, to między innymi kupno produktów złej jakości, zbyt duże zakupy, zły smak jedzenia.
Fot. Marta Gworek-Kędzierska
Fot. ARC
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
PRZEDŁUŻENIE TRWAŁOŚCI Czasem zdarza się, że faktycznie nie jesteśmy w stanie wykorzystać zakupionych produktów. Warto zawczasu skorzystać ze sprawdzonych sposobów przedłużenia trwałości, czyli mrożenia, suszenia, wekowania. Oczywiście sposób przechowywania zakupionych przez nas artykułów ma również wpływ na jakość i trwałość towaru.
w ilościach, które na pewno wykorzystasz. Poza tym warto raz w tygodniu przygotować posiłek ze wszystkich produktów, których data spożycia jest bardzo krótka.
PRZECHOWYWANIE ŻYWNOŚCI Stosuj się do zasady FIFO (First in, First out) – produkty o krótszym terminie przydatności powinny być zużywane w pierwszej kolejności. Mówiąc wprost:
Co możemy zrobić, żeby straty nie były aż tak ogromne? PRZEMYŚLANE ZAKUPY Przed wyjazdem na zakupy warto stworzyć listę potrzebnych produktów, żeby uniknąć kupowania pod wpływem impulsu, ponieważ potem może się okazać, że zanim uda nam się je wykorzystać, stracą datę przydatności do spożycia. Świetnym rozwiązaniem jest ustalenie menu na cały tydzień, dzięki czemu zakupy będziemy robić rzadziej i zmniejszymy prawdopodobieństwo kupowania towarów nieużytecznych. Kupując w promocji, zwracajmy uwagę na datę ważności,
4 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
MAŁGORZATA SKÓRZAK gdyż często jest ona krótka. Może się okazać, że rzeczy kupione taniej o połowę i tak się zmarnują. Dania i produkty z krótką datą spożycia (nabiał, mięso, wędliny, sery) kupuj
a w temperaturze pokojowej od 7‒14 dni. Tłuszcze jadalne Powinny być przechowywane w miejscach chłodnych i zaciemnionych (np. w spiżarni). Oleje roślinne i oliwa odpowiednio przechowywane zachowują dobrą jakość nawet przez kilka miesięcy. Masło, margaryna i smalec powinny się znajdować w lodówce. Warzywa i owoce Większość warzyw i owoców należy trzymać w lodówce. Są jednak wyjątki: nie wkładaj do lodówki bananów, pomidorów, ogórków, cukinii, dyni czy melona, ponieważ stracą swój zapach i smak. Jeśli chcemy przyspieszyć dojrzewanie owoców egzotycznych (mango, awokado, ananasy), przechowujmy je poza lodówką. LODÓWKA Prawidłowe rozmieszczenie produktów Czy zastanawialiście się, wkładając zakupy do lodówki, gdzie tak naprawdę powinien dany produkt się znaleźć, aby jego jakość i świeżość została jak najdłużej zachowana? Jeżeli zapychacie lodówkę byle jak, przeczytajcie uwagi na temat rozmieszczenia produktów w odpowiednich miejscach. Górna półka To idealne miejsce do przechowywania dżemów, mleka, kefirów i jogurtów. Górne półki w lodówce mają wyższą temperaturę niż te położone w środku
Fot. Free Images
wcześniej kupione, wcześniej zjedzone. Ten angielski skrót dotyczy właśnie takiego zarządzania zapasami. Od tego, w jakich warunkach i gdzie będziemy przechowywać produkty żywnościowe, zależy ich trwałość, jakość, smak. Należy też pamiętać, że niekoniecznie wszystko powinno być przechowywane w lodówce. Na przykład niektórym owocom niskie temperatury szkodzą. Jak przechowywać pewne grupy produktów Pieczywo Świeże pieczywo najlepiej zachowuje jakość, gdy trzymamy je w torbie papierowej w chlebaku lub zawinięte w bawełnianą ściereczkę. W zamrażarce pieczywo (tosty, chleb) można przechowywać przez kilka miesięcy. Mąka, kasza, przetwory Mąkę, kasze, przetwory zbożowe (makarony, płatki) powinno się przechowywać w opakowaniach fabrycznych lub specjalnych pojemnikach (najlepiej szklanych) w suchym, ciemnym i chłodnym miejscu. Trzeba pamiętać, żeby produkty przesypane oznaczać datami ważności z opakowań fabrycznych. Mleko i produkty mleczne Mleko pasteryzowane, przetwory mleczne fermentowane, sery białe i żółte oraz śmietanę trzeba przechowywać w temperaturze do 10º C. Jak długo? To zależy oczywiście od daty ważności. Jajka Mogą być przechowywane w lodówce przez 2‒3 tygodnie,
RÓB LISTĘ ZAKUPÓW, CHOĆBY NA TABLECIE – NIE KUPUJ PRODUKTÓW ZBĘDNYCH
Fot. Materiały Prasowe
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
SPRAWDZAJ PRZYDATNOŚĆ DO SPOŻYCIA KUPOWANEJ ŻYWNOŚCI
i na dole. Zazwyczaj wynosi ona 8‒10º C. Środkowa półka Ta wysokość idealnie nadaje się do przechowywania produktów, które szybko się psują, czyli białego sera, twarogów i twarożków, wędlin. Jest to również najbardziej optymalna temperatura do przechowywania obiadu na następny dzień (4‒6º C). Warto pamiętać o przykryciu przygotowanych dań i szczelnym zamykaniu pojemników z żywnością, żeby zapachy nie przenikały na zewnątrz. Dolna półka Na tym poziomie temperatura jest zdecydowanie najniższa i wynosi około 2° C, co zmniejsza możliwość rozwoju drobnoustrojów i zabezpiecza jedzenie przed zepsuciem. To najbardziej optymalne miejsce do przechowywania wszelkiego rodzaju kawałków mięsa i ryb. Produkty te nie powinny jednak być przechowywane dłużej niż dwa dni (świeże mięso) lub dłużej niż dzień (świeże ryby). Dodatkowo należy pamiętać, że nie wolno trzymać na tej samej półce surowego mięsa i produktów gotowych do spożycia. Dolne szuflady Przeważnie temperatura w lodówce na tej wysokości wynosi 8‒10° C. Ze względu na panującą w szufladach wyższą wilgotność, to właściwe miejsce do przechowywania owoców i warzyw. Folię, która jest teraz obecna na prawie wszystkich warzywach i owocach, trzeba usunąć przed włożeniem do lodówki – ze względu na możliwość wytworzenia się szkodliwych bakterii i szybkiego gnicia.
Boczne półki na drzwiach Drzwi lodówki to najcieplejsze miejsce, przeznaczone na produkty, które wymagają jedynie schłodzenia. Idealne miejsce na słoiki z przetworami, butelki z sosami, soki w kartonach i inne napoje. Na drzwiach lodówki znajduje się też zazwyczaj pojemnik na jajka. Można je przechowywać w tych warunkach do 2‒3 tygodni, ale absolutnie nie należy ich myć, bo mają naturalną barierę ochronną przed drobnoustrojami. *** Pamiętaj: data przydatności do spożycia dotyczy artykułów fabrycznie zamkniętych, natomiast gdy je otworzymy, trzeba w miarę szybko wykorzystać. Warto wypracować w sobie zdrowy odruch sprawdzania dat ważności na wszystkich kupowanych w sklepie towarach, dzięki czemu będziemy mieli pewność, że zdążymy je zjeść, nim się przeterminują i trzeba je będzie wyrzucić.
Autorka Małgorzata Skórzak jest dietetykiem, pracuje od lat w Centrum Dietetycznym Naturhouse przy ul. Gazowniczej 1 w Bielsku Białej tel. 504 160 442 www.naturhouse-polska.pl bielsko.gazownicza @naturhouse-polska.pl
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 3
Fot. Materiały Prasowe
PROJEKT JESTEM PIĘKNA
TRAKTUJ SWOJE CIAŁO Z UWAGĄ I CZUŁOŚCIĄ
EFEKT MŁODEJ CERY
Czy można przedłużyć efekt młodej cery? To pytanie nurtuje prawie każdą kobietę. Odpowiedzi na nie szuka także wielu naukowców i lekarzy medycyny estetycznej. Chcemy wyglądać pięknie i młodo. Współczesne czterdziestolatki nie wyglądają tak samo, jak ich mamy w tym wieku. Wpływ na to mają styl życia, sposób ubierania się i nowoczesne zabiegi pielęgnacyjne w klinikach medycyny estetycznej.
J
STALI CZYTELNICY MAGAZYNU Lady’s Club znają moje holistyczne podejście do pielęgnacji, dlatego nie będą specjalnie zaskoczeni, gdy stwierdzę, że można cieszyć się zdrową i piękną skórą w każdym wieku. Wymaga to tylko świadomości własnego ciała i systematycznej pielęgnacji. W swoich artykułach często pokazuję, jak można zadbać o ciało i umysł w duchu ajurwedy – tradycyjnej medycyny indyjskiej. Propaguję holistyczne metody dbania o zdrowie i urodę, ponieważ wierzę w ich skuteczność i pozytywnych efek-
4 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Łukasz Jungto
eśli tylko chcemy i stać nas na kosztowne zabiegi, możemy sporo poprawić w swoim wyglądzie. Kobiety decydują się na korekty nosa, ust i brwi, powiększenie biustu, odsysanie tłuszczu i wiele innych zabiegów, które mają sprawić, że poczują się piękne.
JOANNA SKOREK-KOPCIK
tów doświadczam na sobie każdego dnia. Bardzo ważne jest zrozumienie, że dbać należy o organizm całościowo, wprowadzając zmiany zarówno w pielęgnacji, jak i odżywianiu. Zwolenniczki naturalnych terapii odmładzających na pewno spotkały się z pojęciem „żywienie skóry”. Nie jest tajemnicą, że to, co jemy, ma olbrzymi wpływ na kondycję organizmu, a więc także na stan cery i samopoczucie. Wprowadzając w życie zdrowe nawyki i mając świadomość, co nam szkodzi, możemy zdecydowanie przedłużyć efekt młodej cery. Z pełnym przekonaniem mogę dodać, że osiągniemy to bez igieł! Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych to proces niemożliwy, bo wymagający w ich odczuciu zbyt wielu wyrzeczeń. Czasem prościej jest skorzystać z zabiegów medycyny estetycznej. Ze swej strony mogę jedynie zachęcać
NA WYGLĄD SKÓRY MAJĄ WPŁYW czynniki zewnętrzne i wewnętrzne: zanieczyszczenie środowiska (w mieście z powodu zanieczyszczeń skóra potrzebuje większej ilości antyoksydantów do walki z wolnymi rodnikami), promieniowanie słoneczne (należy dbać o ochronę skóry, stosując filtry SPF), emocje, stres, stany depresyjne, choroby autoimmunologiczne, palenie tytoniu, alkohol. To wszystko nie dodaje urody. Dlatego tak ważne jest nasze własne podejście do pielęgnacji. Można machnąć ręką, że jakoś to będzie, ale można też powiedzieć: tak, mam wpływ na to, co jem, i zależy mi na zdrowiu, na wyglądzie cery. Odpowiednio zbilansowana dieta to klucz do wydobycia piękna twojej cery. Dla prawidłowego funkcjonowania skóra potrzebuje białek, tłuszczy, wody i witamin. Dlatego przy komponowaniu posiłków musimy zwrócić uwagę na to, co jest skórze szczególnie potrzebne. Białka budują komórki i tworzą układ odpornościowy.
Kolagen to białko, które występuje w organizmie w największej ilości. Procesy starzenia są związane m.in. z ubytkiem kolagenu w skórze, stąd w codziennej diecie powinny znaleźć się ryby, nabiał, jaja i rośliny strączkowe. Tłuszcze są bardzo potrzebne, szczególnie bogate w NNKT, ponieważ budują komórki i utrzymują w nich wodę, chronią przed przedwczesnym starzeniem. Szczególnie potrzebne są kwasy omega-3, których nie mamy w dostatecznej ilości w pożywieniu, więc warto je suplementować. Z kolei zła proporcja kwasów omega-6 do omega-3 może powodować nadprodukcję sebum i wypryski na skórze. Najwięcej zdrowych tłuszczy znajduje się w tłustych rybach morskich, awokado, orzechach, oleju rzepakowym, oleju lnianym, oliwie z oliwek i owocach morza. Woda jest jednym z najtańszych sposobów na piękną skórę. Ma olbrzymie znaczenie w nawilżeniu skóry i oczyszczaniu organizmu z toksyn. Należy pić od 2 do 3 litrów wody dziennie. Częste objawy odwodnienia to sucha skóra, zawroty głowy, żółty mocz, spieczone usta, uczucie niepokoju i bóle głowy. Witaminy zawarte w warzywach i owocach to silne źródło antyoksydantów, czyli przeciwutleniaczy, które walczą z wolnymi rodnikami i zapobiegają tym samym przedwczesnemu starzeniu. Zbyt mała ilość antyoksydantów powoduje, że organizm nie radzi sobie z atakiem wolnych rodników. Pojawia się zjawisko stresu oksydacyjnego, który w stanie ciągłym może powodować choroby nowotworowe. Największe antyoksydanty
Fot. Free Images
i pokazywać korzyści, jakie niesie ze sobą odpowiednia dieta. Kiedy uświadomimy sobie jej zdrowotne efekty, zaczniemy z radością patrzeć, jak zmienia się cera, a skóra staje się świeża, promienna i lepiej odżywiona. Tak wiele zależy od nas samych! Potraktujmy ciało z większą uwagą i czułością. Piszę o tym, ponieważ właśnie na sobie obserwuję, jak korzystnie zmienia się cera, kiedy dobrze śpię i piję wodę, dbam o prawidłowe dostarczanie składników odżywczych i odpowiednią pielęgnację.
PEELINGI TO JEDEN Z ZEWNĘTRZNYCH SPOSOBÓW UTRZYMANIA SKÓRY W DOBREJ KONDYCJI
to witaminy C, E, D, karotenoidy, polifenole, koenzym Q10, zielona herbata, NNKT, resweratrol. Witaminy w takiej postaci należy dostarczać od wewnątrz, ale również w odpowiednio dobranych kremach, którymi chronimy skórę przed oznakami starzenia. No i kiszonki! Trzeba też pamiętać o kiszonkach – źródle cennych bakterii odbudowujących florę bakteryjną i chroniących układ immunologiczny. Warto pokochać kiszonki – pisałam o tym szerzej w nr 62/2019 magazynu Lady’s Club. WIEMY JUŻ, NA CO ZWRACAĆ UWAGĘ w żywieniu skóry, ale dla pełni szczęścia musimy też wiedzieć, co przeszkadza w utrzymaniu pięknej cery. Najwięksi wrogowie to cukier (słodycze, ciasteczka, napoje barwione), pasteryzowane produkty mleczne, mięso z chowu masowego i dieta niskotłuszczowa. Jeśli zatem chcesz cieszyć się zdrową i piękną skórą, poczuć się młodo i mieć energię, rozpocznij własny projekt Jestem Piękna, o którym szczegółowo pisałam w nr 58/2019 magazynu Lady’s Club (wspomniane artykuły można przeczytać online na stronie ladysclub-magazyn.pl w zakładce Czytaj, przyp. red.). Twój krótki plan od dziś: idź spać o godz. 22, oczyszczaj skórę, pij wodę, pamiętaj o ciepłym śniadaniu, ruszaj się. A także uśmiechaj się do ludzi. Ja już trwam w takim projekcie od lat i stał się on moim sprawdzonym sposobem na życie.
Fot. ARC
Jeśli chcesz wiedzieć więcej, napisz do mnie: Joannaskorekkopcik@gmail.com
JEŚLI JELITA FUNKCJONUJĄ ŹLE, NIE MA MOWY O DOBRYM SAMOPOCZUCIU I ODPORNOŚCI NA CHOROBY
Autorka jest kosmetologiem, ekspertem ds. zdrowia i urody, właścicielką gabinetu Holistyczna Pielęgnacja
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 5
ZDROWIE
ZACZĄŁ SIĘ
SEZON
NA KLESZCZE
jeśli Myślicie, że jeszcze nie pora na kleszcze, to jesteście W Błędzie. one atakują nie tylko Wiosną i lateM! aktyWność kleszzaczynają się ruszać, kiedy zieMia podGrzeje się do teMperatury 5 stopni celsjusza, a Więc Właśnie teraz! kleszcze przeryWają ziMoWanie W ściółce, W norach Gryzoni, pod dreWneM – i zaczynają Być aktyWne. co trzeBa Wiedzieć, żeBy nie dać się ukąsić i zarazić? czy zaczyna się już W Marcu i trWa do końca listopada.
POZNAJMY SIĘ
Pajęczak z podgromady roztoczy, czyli kleszcz, wyglądem przypomina brązowego albo czarnego pajączka. Przed ukąszeniem ma kilka milimetrów. Dopiero po nasyceniu się krwią znacznie zwiększa objętość, zamienia się w szarą kulkę i wtedy jest już widoczny gołym okiem. Naukowcy doliczyli się w Polsce kilkunastu gatunków kleszczy, a najbardziej znany z nich to kleszcz pospolity (Ixodes ricinus), który szczególnie wyczulony jest na amoniak i kwas
4 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Michel Braun
B
orelioza to podstępna choroba, choć leczy się ją prosto, w co trudno uwierzyć. Problem polega na tym, że wielu lekarzy ma kłopot z jej wykryciem, a im później ujawniona, tym większe powoduje problemy zdrowotne. Do śmierci włącznie! Dlatego Parlament Europejski chce wpisać boreliozę na listę chorób zwalczanych na poziomie unijnym. Zapowiada też kontynuowanie prac nad szczepionką, która zablokowałaby wzrastającą liczbę zachorowań. Na boreliozę choruje już milion Europejczyków. Staje się też coraz bardziej powszechna w Polsce. Według danych Instytutu Zdrowia Publicznego i Państwowego Zakładu Higieny, boreliozę stwierdza się u ok. 20 tys. osób rocznie. Od 2004 do 2017 roku liczba zachorowań wzrosła ponad pięciokrotnie. W krajach takich jak Austria zapadalność jest dwa razy większa. Co utrudnia diagnostykę? To, że wielu lekarzy pierwszego kontaktu nie jest w stanie jej zdiagnozować. Szybka terapia antybiotykami zakończyłaby problem, ale nieleczona borelioza może pozostawić w organizmie poważne ślady: do zapalenia ośrodkowego układu nerwowego lub zapalenia układu kostno-stawowego.
masłowy w ludzkim pocie, a także na dwutlenek węgla w wydychanym powietrzu. Kleszcz wrażliwy jest też na zmiany temperatury (gdy człowiek rzuca cień) i wibracje towarzyszące poruszaniu się. Nie opada na nas z drzew czy wysokich zarośli, choć potrafi wspiąć się na wysokość 120-150 cm – najchętniej przebywa w trawie i na nisko zwieszonych liściach. Miasta nie są wolne od kleszczy. Można je spotkać na trawnikach, w ogródkach i parkach. Gdy nas dopadną, po prostu wspinają się od stóp w górę, szukając pod ubraniem (nogawką, rękawem, linią kołnierza) dogodnego, wilgotnego miejsca na wkłucie. Typowe miejsca ukąszeń to głowa (na linii włosów, karku lub uszu), zgięcia stawów, pachy i pachwiny. Kleszcz jest sprytny: w momencie ukąszenia podaje nam substancję znieczulającą, więc nie czujemy bólu. Podaje też substancję rozpuszczającą skórę, żeby ułatwić sobie penetrację, i substancję antykrzepliwą, żeby łatwiej po-
NIE WSZYSTKIE KLESZCZE SĄ NOSICIELAMI GROŹNYCH BAKTERII, PRZYJMUJE SIĘ, ŻE OK. 20% Z NICH ROZNOSI BORELIOZĘ
bierać krew. Dlatego najczęściej nie zauważamy ugryzienia, a wysysanie krwi może trwać nawet kilka dni. Po nasyceniu się, pajęczak odpada od żywiciela. IDĄ KRĘTKI!
Ugryzienie kleszcza to ryzyko zarażenia się chorobami. Najgroźniejsze z nich to odkleszczowe zapalenie mózgu (wirus atakuje ośrodkowy układ nerwowy i może prowadzić do porażenia, a nawet śmierci) oraz borelioza (inaczej zwana krętkowicą kleszczową lub chorobą z Lyme). Ta ostatnia wywoływana jest przez bakterie należące do krętków typu Borrelia i może prowadzić do zapalenia stawów lub mięśnia sercowego, a także powikłań neurologicznych. Wirus kleszczowego zapalenia mózgu przekazywany jest ze ślinianek kleszcza w ciągu kilku minut od ukąszenia i nawet natychmiastowe wyjęcie pasożyta nie daje gwarancji uniknięcia zakażenia.
KLESZCZ PRZED WYSSANIEM KRWI I ZARAZ PO NASYCENIU, PO ODPADNIĘCIU OD ŻYWICIELA
Z kolei krętki boreliozy znajdują się zazwyczaj w jelitach kleszcza i przekazywane są do ciała ofiary dopiero po kilkunastu godzinach od ukąszenia. Czy można zabezpieczyć się przed chorobami odkleszczowymi? Przeciw boreliozie – nie. Chorobę leczy się antybiotykami. Przed kleszczowym zapaleniem mózgu można chronić się przez szczepienia. Jeśli nie zaszczepimy się i dojdzie do zakażenia, leczenie jest objawowe – bo na tę chorobę nie ma leku. Oczywiście najprościej chronić się przed kleszczami nosząc w lesie ubrania zakrywające całe ciało, a po powrocie do domu dokładnie oglądając skórę, by wykryć ewentualne ukąszenia. Stosujmy też środki odstraszające na skórę (tzw. repelenty), na spacerze omijając wysokie trawy i zarośla, a także skupiska paproci, leszczyn i... dębów. To najczęstsze miejsca ich bytowania. NIE URWIJ MU GŁOWY
Wkłutego w ciało kleszcza trzeba natychmiast usunąć (nie panikując), najlepiej pęsetą, nigdy ręką! Wystarczy, że go dotkniemy, a potem nie umyjemy rąk i ryzyko choroby pewne. Krętki boreliozy znajdują się także w kale kleszcza, którym łatwo zanieczyścić palce podczas jego dotykania. Podobnie zgubne w skutkach może być zgniecenie kleszcza na uszkodzonej skórze. Wtedy do ranki trafi jego ślina z bakteriami. Zwyczajowe sposoby, jak smarowanie kleszcza masłem czy przypalanie go są nieskuteczne. Trzeba chwycić go jak najbliżej skóry i pewnym, ale delikatnym ruchem wyciągnąć, nie naciskając na niego, żeby nie spowodować wstrzyknięcia toksyn. Jeśli pod skórą zostanie główka, też trzeba ją usunąć, bo nawet niewielki kawałek kleszcza może spowodować zakażenie.
Ranę zdezynfekujmy wodą utlenioną lub spirytusem salicylowym, a potem miejsce ukąszenia obserwujmy. Jeśli pojawią się takie objawy, jak rumień, obrzęk, wysypka, gorączka, dreszcze – trzeba pójść do lekarza. Nie zawsze jednak zaczerwienienie i swędzenie skóry świadczą o boreliozie – mogą być jedynie reakcją alergiczną, niemniej lepiej na zimne dmuchać i pójść do doktora. Rumień można dostrzec najwcześniej po 3 dniach od ukąszenia (zwykle po 7). Najpierw ma postać czerwonej grudki lub plamki. Szybko się powiększa i osiąga średnicę powyżej 5 cm. Potem przypomina pierścień. Zanika po 3-4 tygodniach, co jednak nie świadczy o zwalczeniu choroby przez organizm. Tak dzieje się u co drugiej osoby, która została ukąszona i zarażona boreliozą. Natomiast u pozostałych chorych rumienia brak. Może natomiast pojawić się ziarniak chłonny – niebolesny, sinoczerwony guzek, który umiejscawia się na płatku ucha, brodawce sutkowej, a u mężczyzn na mosznie. Borelioza może też wywoływać objawy podobne jak przy grypie: gorączkę, osłabienie, ból głowy i mięśni. Jeśli jednak ktoś ma dobrą odporność i silny organizm, nie zachoruje. Sprawny układ odpornościowy poradzi sobie z chorobotwórczymi bakteriami. Według badań, kilkanaście procent dorosłych spotkało się w przeszłości z kleszczami i krętkami boreliozy, osoby te jednak nie zapadły na boreliozę dzięki silnym mechanizmom obronnym. Specjaliści obliczyli, że kleszcz potrzebuje co najmniej dobę, żeby przekazać nam krętki boreliozy. Jeśli więc szybko go zauważymy i usuniemy, nie powinien nam zaszkodzić.
TESTY I ANTYBIOTYKI
Borelioza, jak wspomnieliśmy, jest chorobą niebezpieczną dla stawów, serca i układu nerwowego. W ciągu kilku tygodni (lub miesięcy) krętki boreliozy mogą przemieścić się ze skóry do różnych narządów. Najczęściej atakują stawy: barkowy, kolanowy, biodrowy. Wywołują ich stan zapalny, obrzęk i ból. Ofiarą bakterii może też paść mięsień sercowy, co skutkuje zaburzeniami rytmu. Gdy poszkodowany jest układ nerwowy, pojawiają się bóle głowy, zaburzenia widzenia, słuchu, czucia. Chorobę można wykryć przez analizę krwi. Pierwsze badanie diagnostyczne, przesiewowe, robi się po 4 tygodniach od ukąszenia przez kleszcza. Jest to test Elisa, który ma wysoką czułość, ale niską swoistość, czyli potrafi zmylić (jest wiarygodny w 30% przypadków). Pokazuje nam, czy występują przeciwciała przeciwko krętkom Borrelia burgdorferi. Gdy w teście Elisa stwierdzi się obecność przeciwciał, potwierdza się to drugim testem Western Blot (70% wiarygodności), który ma wysoką swoistość, a zatem naprawia błędy pierwszego testu. Naukowcy nie wynaleźli dotąd idealnego testu. Najdokładniejszą diagnozę daje PCR, czyli badanie polegające na poszukiwaniu we krwi lub moczu, płynie stawowym lub mózgowo-rdzeniowym DNA bakterii. Można je zrobić w kilku miejscach w Polsce zaraz po ukąszeniu, nie ma ono bowiem związku z przeciwciałami. Najczęściej diagnoza stawiana jest na podstawie objawów klinicznych, po wykluczeniu innych schorzeń. Test PCR polega na wykryciu obecności w DNA bakterii odpowiedzialnych za wywoływanie boreliozy, zanim nastąpi odpowiedź immunologiczna organizmu. Do przeprowadzenia testu PCR również potrzebna jest krew.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 47
NIE PRÓBUJMY OGLĄDAĆ PAJĘCZAKÓW Z BLISKA, SĄ DLA NAS ZBYT NIEBEZPIECZNE
Aby się wyleczyć, trzeba brać antybiotyki. Lekarz dobiera odpowiedni lek w zależności od tego, na ile zaawansowana jest choroba i jakie występują objawy. Stosowane są m.in. amoksycylina, doksycyklina, cefuroksym. Terapia trwa od 2-4 tygodni. Zdrowienie mogą też ułatwić naturalne produkty – niektóre zioła i owoce ułatwiające walkę z boreliozą (rozmaryn z leczniczym kwasem rozmarynowym, kokos z tzw. monolaurynem, algi bogate w jod). STAN PRZEWLEKŁY
Województwo śląskie jest drugie pod względem liczby zachorowań. Przyjmuje REKLAMA SPOŁECZNA
4 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
się, że od 10-20% kleszczy jest zakażonych bakterią Borrelia burgdorferi. Następuje stały wzrost zachorowań, co ma związek m.in. z ociepleniem klimatu (okresy silnych mrozów są zbyt krótkie). Ale jest też dobra wiadomość: borelioza jest chorobą uleczalną, gdy zostanie szybko wykryta – i to się coraz częściej dzieje. Bywa niestety tak, że aby postawić diagnozę, musi minąć wiele miesięcy, a czasami nawet lat. I wtedy mamy do czynienia z poważnymi powikłaniami tej choroby. Jeżeli leczenie nie zostanie wdrożone w odpowiednim czasie, wczesne objawy ustępują do 3 miesięcy od ugryzienia, a bore-
lioza przechodzi w fazę rozsianą, w której po kilku miesiącach pojawiają się objawy wtórne – najczęściej pod postacią zapalenia stawów lub neuroboreliozy (stany depresyjne). Choroba atakuje układ nerwowy, powodując postępujący proces zapalny tkanki nerwowej, rzadziej zapalenia mięśnia sercowego. Po roku borelioza przechodzi w fazę przewlekłą, najgroźniejszą, która może doprowadzić do nieodwracalnych zmian i uszkodzeń w organizmie. Faza przewlekła jest trudna do rozpoznania, ponieważ występują niespecyficzne objawy, głównie gorączka i dreszcze, przewlekłe zmęczenie, osłabienie. Jeśli ten stan trwa długo, mogą pojawić się objawy neurologiczne: zapalenie opon mózgowych i zapalenie mózgu (wysoka gorączka, nawet do 40 st., silne bóle głowy, wymioty, nudności, ogólne osłabienie, nadwrażliwość na dźwięk i światło). Przewlekła borelioza może również trwać bezobjawowo przez wiele lat. Po przejściu boreliozy człowiek nie nabywa odporności. Nadal musi chronić się przed kleszczami wszelkimi dostępnymi metodami. OPRAC. STANISŁAW BUBIN Źródła: poradnikzdrowie.pl, portal.abczdrowie.pl, polki.pl, borelioza.org, siegnijpozdrowie.org, medonet.pl, onkolmed.pl UWAGA! Ten artykuł nie może zastąpić wizyty u specjalisty. W przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
LEKTURY OBOWIĄZKOWE
BIOGRAFIA GENIUSZA
Zdecydowanie łatwiej powiedzieć, kim nie był – aniżeli kim był i czym zajmował się włoski renesansowy geniusz z przełomu
XV i XVI wieku. A jednak po 500 latach od śmierci Leonarda da Vinci (zmarł, mając 67 lat, 2 maja
1519) nadal nie potrafimy wyliczyć wszystkich jego pasji i zajęć.
B
LEONARDO DA VINCI
ył malarzem, architektem, filozofem, muzykiem, pisarzem, odkrywcą, hydrologiem, anatomem, matematykiem, mechanikiem, biologiem, wynalazcą, geologiem, rzeźbiarzem... Na tym nie koniec, jednak nie umiemy wyjść poza krąg stereotypowych zaklęć na jego temat. Wiemy, że stworzył „Monę Lisę”, „Ostatnią wieczerzę”, „Damę z gronostajem”. Co jeszcze? Wiele jego dzieł funkcjonuje jako ikony popkultury, dając natchnienie kolejnym
DAMA Z GRONOSTAJEM, OK. 1489. MUZEUM NARODOWE KRAKÓW
pokoleniom twórców. Jeśli jednak chcecie wyjść poza typową wiedzę szkolną, z pełnym przekonaniem polecam barwną biografię genialnego Toskańczyka, pióra Luby Ristujcziny, która... waży ponad 2 kg (ciężko w rękach utrzymać), ale zawiera kilkaset reprodukcji prac Leonarda i zdjęć z nim związanych, a także rozdziałów opisujących koleje jego życia, od narodzin w Anchaino w kwietniu 1452 roku, po śmierć i pochówek w krużganku kościoła St. Florentin w Amboise. Da Vinci do dziś pozostaje najdoskonalszym wyobrażeniem człowieka renesansu. Z pasją oddawał się tak odmiennym dziedzinom, jak obserwacja fauny i flory, malowanie obrazów i fresków, projektowanie budowli, konstruowanie machin oblężniczych i latających, tworzenie map, odwracanie biegu rzek i melioracja rowów. Na trwałe odmienił oblicze sztuki europejskiej, kształtując nowe kanony postrzegania świata i obrazowania rzeczywistości. Nie było dziedziny sztuki i nauki, która nie pochłaniałaby całkowicie jego twórczego umysłu. Historia życia autora „Mona Lisy” uświadamia nam, jakie znaczenie mają pasje, trudne pytania, odwaga w myśleniu. Poznajemy dzięki tej lekturze postać jednocześnie znaną i wciąż tajemniczą. Nie pomnikową. Był wszak nieślubnym dzieckiem, jednak mimo trudnego startu niezwykłe uzdolnienia doprowadziły go do europejskich dworów i zapewniły trwałe miejsce w historii. Jawi nam się Leonardo jako człowiek z krwi i kości – genialny, ale i próżny. Mańkut. Wegetarianin i obrońca zwierząt. Samouk i eksperymentator. Bystry obserwator i wizjoner. Konstruktor rowerów, latawców i balonów. Jednym słowem wielki artysta, którego dokonania zostały docenione dopiero w XX wieku. I który jest wciąż na nowo odkrywany. Dowodem zaginiony obraz „Zbawiciel świata”, uważany wcześniej za kopię jego ucznia Boltraffia i jeszcze w 1958 wystawiany za 125 dolarów. W 2017, już jako oryginał, na aukcji w Christie’s w Nowym Jorku
MONA LISA, 1503-1507. MUZEUM SZTUKI LUWR
obraz sprzedany został za 450 mln dolarów. Dzięki tak wszechstronnemu ujęciu, po lekturze biografii Leonardo staje się nam bliski i... jeszcze bardziej fascynujący. (BUS)
Luba Ristujczina, Leonardo da Vinci, Wydawnictwo Dragon, Bielsko-Biała 2019, str. 400, oprawa twarda, format 24,6 x 33,6 cm.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 4 9
FELIETON
GWIAZDKI
Większość
studniówkowych zabaw już za nami.
Stud-
niowe odliczanie ruszyło z kopyta jak francuska jazda
Waterloo. Z perspektywy dzisiejszych maturzystów byłoby lepiej, gdyby ta szarża zakończyła się inaczej niż atak francuskich kirasjerów na flandryjskich wzgó rzach, który skończył się koszmarną klęską Napoleona.
C
zas na krótką zabawę w skojarzenia. Szarża to oczywiście atak kawalerii, ale również dawne określenie wyższego stopnia wojskowego. Wyższe stopnie wojskowe szczycą się zaś pagonami zaopatrzonymi w gwiazdki. Pomijając tę z czapki krasnoarmiejca, gwiazdka to piękne, na ogół dobrze kojarzące się słówko. Takie ciepłe, przyjemne, jasne i świąteczne. Czy to Gwiazdka przynosząca prezenty w okresie Bożego Narodzenia, czy gwiazdka z nieba, symbol wymarzonego podarunku, czy gwiazdka z telewizyjnego serialu – wszystkie one budzą w nas pozytywne odczucia. Okazuje się jednak, że dla części młodych ludzi gwiazdka kojarzy się z czymś koszmarnym. Szczególnie gdy występuje w zestawieniu z lekturą szkolną. Sto dni przed maturą to okres podobny do ogłaszanych co jakiś czas końców świata. Uaktywniają się wtedy wszelkiej maści „znafcy” i prorocy, wieszczący prawdy objawione, jedyne i ostateczne. Przedmaturalny koniec świata następuje co roku, więc w mediach społecznościowych prym wiodą złote pomysły na to, jak zaorać maturę i porady typu „matura w weekend”. Nie martw się, nie ucz, nie czytaj żadnych lektur, kup nasze wydawnictwo za … zł i przygotuj się do matury w tydzień… Okropieństwo! Z jednej strony mam nadzieję, że te „apele” trafiają w próżnię, z drugiej – skoro z roku na rok jest ich więcej – zaczynam się poważnie niepokoić o stan umy-
5 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
słowy młodzieży. Od lat wpajam uczniom, jak ważne jest czytanie i dlaczego powinni czytać lektury. Nie będę tych argumentów powtarzać, bo mądry je zna, a głupiemu i traktatu nie wystarczy. Zwrócę za to uwagę na rolę, jaką w zachęcaniu do czytania powinni odgrywać rodzice. Skoro jutro to dziś, tyle że jutro, a wychowanie dziecka zaczyna się dwie dekady przed jego urodzeniem, powinniśmy spojrzeć w lustro i odpowiedzieć na pytanie: co zrobiliśmy w tej sprawie? Czy nasze dzieci widziały nas przy czytaniu? Co czytaliście im w dzieciństwie? Czy podsuwaliście książki, które powinny przeczytać, bo kiedyś i dla nas były ważne? Czy rozmawialiście z nimi o tym, co do przeczytania zadano im w szkole? Możemy nie czuć się na siłach wspierać naszych latorośli w chemii, fizyce, matematyce czy w egzotycznych językach obcych, ale mówimy o języku polskim, o naszym ojczystym języku. To język kształtuje nas od najmłodszych lat, to dzięki niemu funkcjonujemy w społeczeństwie, to dzięki niemu jesteśmy świadomymi (bądź nie) odbiorcami i współtwórcami kultury i tradycji. I naprawdę nie myślę o omawianiu zagadnień z nauki o języku, czy też meandrów światopoglądowych krakowskiej bohemy z przełomu XIX i XX stulecia. Nie, od tego jest szkoła. Chodzi o rzeczy proste, aby na przykład zachęcić do przeczytania Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Wyjaśnić, czemu trza być w butach na we-
Fot. Magdalena Ostrowicka
pod
MARTA ZDANOWSKA selu i o co chodzi z Chińczykami, którzy trzymają się mocno. Wspólnie obejrzeć jedną z wielu adaptacji albo – to już wyższy poziom – obejrzeć również Wesele Smarzowskiego i poszukać kontekstów. Rodzice i literatura wypełniają (w pewnym zakresie) te same zadania. Uczą, bawią, mówią o przeszłości, niosąc przestrogi na przyszłość, przekazują wartości moralne i godne naśladowania wzorce. Weźmy na ten przykład tego „nudziarza” Wokulskiego. Jego losy to doskonały pretekst do tego, aby porozmawiać o wartościach. O tym, co w życiu ważne, o naszym kompasie moralnym, może o miłości? Stach Wokulski i panna Izabela z Łęckich to postaci, przy których większość dzisiejszych serialowych bohaterów wygląda jak z papier-mâché. Czytanie to nie jest bierne pochłanianie kolejnych stron tekstu. Czytając interpretujemy go, przetwarzamy, przepuszczamy przez siebie i przez swoje doświadczenia. Pamiętam taki cytat z powieści Miłoszewskiego: Fajnie było przeczytać Mistrza i Małgorzatę w liceum, ale zazdroszczę tym, którzy mają to dopiero przed sobą. Czytając razem, rozmawiając o tym, co czytają nasze dzieci, poszerzamy ich perspek-
tywę o nasze spojrzenie, stajemy się w ten sposób współtwórcami tego odbioru, a tym samym wpływamy na myśli i emocje, które lektura wywołuje. Że co? Zbyt wiele wymagam? Tych demonizowanych lektur z gwiazdką jest raptem 8 w programie liceum i 5 w gimnazjum. Trzynaście lektur, w tym Bajki, Treny i Bogurodzica, które cegłami przecież nie są. W mojej ulubionej stacji radiowej, szczęśliwie bardzo odbiegającej od komercyjnego chłamu w eterze, trafiłam niedawno na wywiad z Bardzo Mądrą Panią z wieloma tytułami, która mówiła o naprawdę ważnych rzeczach dotyczących wychowania młodzieży. I nagle zaczęła wychwalać zalety świadomego parentingu. Czar prysł! Najpierw myślałam, że się przesłyszałam. Potem, kiedy przekonałam się, że jednak nie – kokardy mi opadły. Naprawdę potrzebujemy PARENTINGU zamiast swojskiego rodzicielstwa? Z kolejną chwilą przyszła mi jednak myśl – a dlaczego by nie? Jeśli efektem uprawiania tegoż parentingu będzie wspólny lecturing, to proszę bardzo. W tym konkretnym przypadku gotowa jestem przyznać, że cel uświęca środki.
LISTY Z MONACHIUM
NIE MÓJ WIERZCHOŁEK Wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Gabriel García Márquez, pisarz kolumbijski, laureat Nagrody Nobla 1982
Do Katowic wpadłam na krótko pozałatwiać najważniejsze sprawy, odwiedzić znajomych i Śląskie Targi Książki. Nim dotarłam do Centrum Kongresowego, jakaś siła zaciągnęła mnie na targ, który nie znajdował się po drodze. Nie byłam na nim wieki. O ile same K atowice zmieniają się w błyskawicznie, a centrum miasta nabrało wyjątkowego charakteru, o tyle moje targowisko nic się nie zmieniło. Spacer po nim to jak powrót do młodości. Te same stragany, tak samo poukładane warzywa i owoce, jajka, a nawet suszone plasterki jabłek . Obok kwiaty i drewno do kominka.
Fot. Patrycja Mazurek
U
wielbiałam tam chodzić o każdej porze roku i nadal uwielbiam. Nigdy nie zdarzyło mi się być w Katowicach i nie odwiedzić targowiska. Latem kwitnie, zimą grzeje. Tym razem na dworze było chłodno, lecz na straganach wrzało. Głośno, hucznie i wesoło. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Gdzieś w skomputeryzowanym świecie, gdzie młodzi robią zakupy przez internet, a supermarkety dostarczają żywność do domów, istnieje dawny świat mojego dzieciństwa, straganów, przekupek i codziennych spotkań miejscowych. Świat, który powoli odchodzi do lamusa, ale nadal jest i zachwyca. W pośpiechu przemykałam między warzywniakami i z zapartym tchem podziwiałam wystawiony towar. Przyglądałam się suszonym jabłkom i grzybom, obranym włoskim orzechom w woreczkach i świeżym kwiatom. Odetchnęłam z ulgą, że wszystko jest na swoim miejscu i nic się nie zmieniło. Uzmysłowiłam sobie po chwili, że umówiłam się i muszę lecieć. Jaka siła zaciągnęła mnie przed spotkaniem na jarmark? Jak poparzona ruszyłam do wyjścia. Masz czas, zdążysz – powtarzałam sobie w myślach, gdy niespodziewanie usłyszałam znajomy głos: – Aldona?! Dziwne, że z wiekiem ludzie się zmieniają, lecz głos pozostaje taki sam. – To ty? – zdziwiłam się. – Niesamowite! Ile to lat? – przyjaciółka o mało nie podskoczyła z radości. – Już piętnaście – uściskałam ją jak wariatka. – Co ty! Ze dwadzieścia – odparła. – A co tu robisz? – zapytałam, wiedząc, że od lat przebywa we Włoszech. – Mieszkam. Niedaleko. A ty? – Ja też – moja radość nie miała końca, lecz szybko została stłumiona przez poczucie obowiązku: jeśli się nie pośpieszę, to się
ALDONA LIKUS-CANNON spóźnię. Pokusa porozmawiania z przyjaciółką była wielka, ale jeszcze większa odpowiedzialność. Szybko wymieniłyśmy się telefonami i umówiłyśmy na wieczór, który przeciągnął się do północy. Na tym jednym spotkaniu się nie skończyło. Nie mogłyśmy uwierzyć w szczęście. Ona wpadła na krótko z Włoch, ja z Niemiec. Ją choroba wygoniła z domu po lekarstwa i szła do apteki na skróty przez targowisko. Mnie nostalgia za dawnymi czasami zaprowadziła w to samo miejsce w tym samym czasie. Wpadłyśmy na siebie, nie szukając się. Ona nie mogła się nagadać, ja słuchałam. Do tej pory zawsze było odwrotnie. Poznałyśmy się, mając po piętnaście lat. Chodziłyśmy do tej samej szkoły. Naszą pasją były języki obce. Jako dziewiętnastolatki biegle władałyśmy trzema. Po maturze nasze drogi rozeszły się, aby po jakimś
czasie znowu się skrzyżować. Nasze życie dziwnym trafem przeplatało się co pewien czas. Ona imponuje mi jak nikt inny. Jest panią prezes wielkiej szwajcarskiej firmy, do wszystkiego doszła sama. Nie mogła liczyć na rodziców. Piękna, dumna i inteligentna. Osiągnęła wszystko, co w życiu można osiągnąć. Luksusowy dom, parę mieszkań, jeszcze więcej samochodów. Tylko po to, by dojść do wniosku, że rzeczy materialne nie mają żadnej wartości. Cieszy ją tylko dziecko. Gdy rozstawałyśmy się, powiedziała: – Całe życie wspinałam się na górę, dałam z siebie wszystko. A jak już dotarłam, okazało się, że to nie mój wierzchołek. W życiu tak naprawdę nie chodzi o osiągniecie najwyższego szczytu, ale o samo wspinanie się, o fascynację podróżą, o pasję, która pozwala się rozwijać. Często zdobycie celu nie daje satysfakcji. Wymarzony związek okazuje się pomyłką, a upragniona praca koszmarem. Każdy z nas ma inne potrzeby i pragnienia. Każdemu podoba się coś innego i w czymś innym znajduje spełnienie. Każdy choć raz chciałby być na szczycie, aby powiedzieć: byłem, widziałem, przeżyłem. Nieuleczalnie chory Gabriel García Márquez w pożegnalnym Liście do przyjaciół napisał: Tylu rzeczy nauczyłem się od Was... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Wyznaczajmy więc sobie cele, snujmy marzenia i cieszmy się z ich realizacji, lecz nie traćmy zdrowia i radości ducha, jeśli nie uda nam się wejść na szczyt. Bo a nuż okaże się, że to nie nasz wierzchołek.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 51
Fot. Audley Travel
NASZ WIEK XXI
WSIĄŚĆ DO POCIĄGU...
LUKSUSOWEGO
Ostatnio przeglądałam półki w poszukiwaniu czegoś do czytania. W ręce wpadł mi kryminał Morderstwo w Orient Expressie Agaty Christie. Niemal z rozczuleniem wzięłam książkę do ręki. Ostatni raz czytałam ją jako dziewczyna i pamiętam, jak marzyłam, by pojechać w podróż tym najsłynniejszym pociągiem świata.
J
ak to z marzeniami bywa, życie i obowiązki odsuwają je często na dalszy plan lub całkiem daleki. Częściej śpiewamy refren z piosenki Maryli Rodowicz Wsiąść do pociągu byle jakiego... Gdyby nie odkrycie po latach starej i wciąż popularnej książki (doczekała się aż trzech ekranizacji), pewnie nie przypomniałabym sobie nigdy młodzieńczych marzeń. A tak... powstał ten artykuł.
DOROTA BOCIAN
Fot. Spain Train Tours
BYŁ NIEKWESTIONOWANĄ PERŁĄ KOLEI, bodaj najsłynniejszym pociągiem świata, symbolem komfortu i dostatku. Jeździł linią długości 2.880 km z Paryża do Konstantynopola (dziś Stambuł), przewożąc arystokratów, dyplomatów i bogaczy. Orient Express na historycznej trasie z Paryża do Stambułu – via Strasburg, Monachium, Wiedeń, Bukareszt i Warna –
kursował z przerwami wojennymi w latach 1883‒1914, 1919‒1939 i 1945‒1977. Później trasę zaczęto skracać – najpierw do Bukaresztu i Budapesztu, potem do Wiednia. Pierwszą podróż pasażerowie Orient Expressu odbyli z przesiadką na prom i kolejny pociąg. W 1889 bez przesiadek jazda po szynach trwała 67 godzin przy średniej prędkości 80 km/h. Od 1919 zaczął kursować południową trasą Simplon Orient Express – przez najdłuższy w tamtych czasach tunel kolejowy Simplon (19,8 km), wydrążony w masywie Monte Leone na wysokości 634‒705 m n.p.m. Łączył on Brig w kantonie Valais w południowej Szwajcarii i Domodossolę w regionie Piemontu we Włoszech przez Lozannę, Mediolan, Wenecję i Triest. Trzecią trasą kursował Arlberg Orient Express, który docierał do Aten przez Zurych, Innsbruck,
TRANSCANTABRICO GRAN LUJO ZABIERA W PODRÓŻ TYLKO 28 PASAŻERÓW
5 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Fot. Times Magazine
Fot. Belmon.com WAGON VENICE SIMPLON-ORIENT EXPRESS W ŚRODKU (PO LEWEJ) I NA ZEWNĄTRZ
Budapeszt i Bukareszt. Złoty okres pociągu przypadł na lata 30. XX wieku, kiedy Agata Christie wydała bestsellerowy kryminał z Herkulesem Poirot w roli głównej (1934).
Fot. Traveller
NIE OBYŁO SIĘ TEŻ BEZ TRAGEDII. W 1931 w zamachu bombowym na pociąg zginęły 24 osoby. Po II wojnie światowej połączenie wznowiono, jednak z ominięciem Aten, ponieważ trasa przebiegała przez komunistyczną Jugosławię, której granice były zamknięte. Ponowne otwarcie linii do Aten nastąpiło w 1951. Z powodu konfliktu Bułgarii z Turcją i zamknięcia granicy między tymi państwami w tym samym roku wstrzymano podróże do Stambułu. Żelazna kurtyna i zimna wojna były kolejnymi przeszkodami na trasie Orient Expressu. Państwa komunistyczne zmieniały oryginalne wagony kompanii Wagons-Lits na swoje obskurne składy, więc trudno było mówić o luksusowym Orient Expressie. Jednak w latach 50. pociąg wciąż kursował regularnie z Paryża do Stambułu i Aten trzy razy w tygodniu. Dopiero w 1962 wstrzymane zostały dwa z tych trzech połączeń. Jedynym ciągle kursującym był Simplon Orient
AMERYKAŃSKI ROCKY MOUNTAINEER
Express, który został zamieniony na wolniejsze połączenie Direct Orient Express. Od 1977 posiadaczem marki stały się koleje francuskie SNCF (Société nationale des chemins de fer français – francuski państwowy przewoźnik kolejowy). Ostatni regularny przejazd Orient Expressu na trasie Paryż-Stambuł odnotowano 19 maja 1977. Jednak skład pod nazwą Orient Express nadal kursował na trasie Paryż-Bukareszt. W 2001 linia została skrócona do Wiednia, gdzie była dołączana do ekspresu Paryż-Strasburg. Ostatecznie kursy Orient Expressu zawieszono w grudniu 2009. CZY WSPÓŁCZEŚNIE KURSUJĄ POCIĄGI KLASY LUX? Moje marzenia odżyły, więc zaczęłam sprawdzać. Okazało się, że tak! W 1982 milioner James Sherwood założył prywatną spółkę Venice Simplon-Orient Express, która odkupiła oryginalne Wagon-Lits z lat 20. i 30. (komplet składał się z 35 wagonów). Firma podjęła się renowacji przedziałów i restauracji, żeby przywrócić im dawną świetność. Wyposażenie było wzorowane na wystroju Wagons-Lits z roku 1903. Nowy Orient Express 25 maja 1982 wyruszył w podróż przez Europę trasą Londyn-Wenecja. Zmieniono mu tylko nazwę, ponieważ koleje francuskie SNCF nie wyraziły zgody na używanie starej. Od razu zachciało mi się wyruszyć w podróż pociągiem, którym jechali Michael Jackson i John Travolta, rozkoszować się szampanem i słuchać pianisty na żywo! Chciałam zrobić rezerwację, ale – ups! – spadłam z nieba na ziemię: cena biletu Londyn-Wenecja to około 3 tys. funtów. Poza sezonem. Moje marzenia jeszcze trochę poczekają... Zaczęłam szukać dalej. Nadal jednym z najbardziej ekskluzywnych pociągów jest szkocki Belmond Royal Scotsman (nie miałam już odwagi sprawdzić ceny). Oferuje SPA, werandę dla tych, co pragną zaczerpnąć świeżego powietrza, bar, gdzie
SMAK SZKOCJI W POCIĄGU BELMOND ROYAL SCOTSMAN
można spróbować 50 gatunków whiskey. No i bajkowe widoki. Z kolei Golden Eagle to kolej transsyberyjska dla wielbicieli długich podróży. Do przebycia jest ponad 9 tys. km i osiem stref czasowych. Przedziały mają 11, 7 i 5 m kw. Podróż trwa 2 tygodnie trasą z Moskwy przez Jekaterynburg, Nowosybirsk, Irkuck, w pobliżu Bajkału, Ułan Ude, Ułan Bator do Władywostoku. Hiszpański luksusowy pociąg El Transcantabrico Gran Lujo zabiera tylko 28 pasażerów, zapewniając im najbardziej intymne wrażenia z podróży. Przybliża kulturę północnej Hiszpanii poprzez jedzenie, wino i muzykę. Każdy przedział ma około 40 m kw. Prócz tego są wagony do użytku publicznego, czyli bar i pub z parkietem do tańczenia. Belmond Grand Hibernian, należący do tej samej spółki co Venice Simplon i Royal Scotsman, oferuje natomiast różne warianty wycieczek, między innymi 7-dniowy tour po Irlandii. Może zabrać maksymalnie 40 pasażerów. Przemierza urocze miasteczka, legendarne zamki, duże miasta i wybrzeża. To połączenie nowoczesnego luksusu z tradycyjnym designem. Na każdym kontynencie znajdziemy luksusowe pociągi, jak choćby afrykański Rovos Rail Pride of Africa czy północnoamerykański Rocky Mountaineer. Z pewnością chciałabym też przejechać się Shangri-La Express po Chinach i Maharaja’s Express po Indiach. O ofercie PKP cicho!... *** Dzięki staremu kryminałowi Agaty Christie otworzyły się przede mną nowe możliwości. Marzenia wróciły. Koleje to całkiem niezły, choć kosztowny sposób zwiedzania świata. Jak dobrze mieć marzenia, warto dla nich żyć. Autorka prowadzi projekt Sensitive & More – Coaching Osób Wysoko Wrażliwych. Dzieli życie i pracę między Polskę a Włochy.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 3
JEREMI PRZYBORA
PIOSENKA JEST DOBRA NA WSZYSTKO
Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory nie lubił podobno Władysław Gomułka, najważniejszy ko munistyczny dygnitarz w czasach
PRL. Bo nie cierpiała ich jego żona. Rzekomo za sprawą występującej w telewizyjnym K abarecie Starszych Panów pięknej i powabnej Kaliny Jędrusik , symbolu seksu ówczesnej siermiężnej Polski. Może to anegdota, może prawda, w każdym razie mimo niechęci I sekretarza partii K abaretowi Starszych Panów udało się przetrwać w telewizji aż osiem lat
– od 1958 do 1966 roku.
N
ie była to jednak obecność łatwa. Kabaret był pod szczególną opieką cenzury, która z zapałem tropiła wszelkie aluzje polityczne. Problem polegał na tym, że w poetyckich wieczorach Przybory i Wasowskiego ciężko je było wyłapać. Przybora musiał często chodzić na Mysią w Warszawie, gdzie mieścił się urząd cenzury, i tłumaczyć „na polski” swoje teksty. Wiesław Michnikowski, wykonawca takich przebojów jak „Adios pomidory”, „Już kąpiesz się nie dla mnie”, „Jeżeli kochać to nie indywidualnie” czy „Wesołe jest życie staruszka”, opowiadał, że już sama nazwa kabaretu była nieprawomyślna, wyrażała tęsknotę za minioną epoką, którą Wasowski i Przybora silnie czuli: „Przecież w Polsce Ludowej, gdzie władza na piedestale stawiała nie inteligencję, ale klasę robotniczą, oni reprezentowali pewien rodzaj elegancji duchowej, która wtedy nieomal zanikła” – mówił Michnikowski w jednym z wywiadów. Program był ewenementem nie tylko w polskiej telewizji, ale w całych „demoludach”, jak nazywano państwa obozu socjalistycznego. Pełen był odniesień do utworów literatury wyższej, propagował szlachetny snobizm, staranne wychowanie, elegancję,
5 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
JEREMI PRZYBORA NA ZDJĘCIU Z 1948 ROKU
dobre urodzenie i tradycyjne wartości. To nie mogło się podobać władzom, ale – o dziwo – podobało się publiczności. „Nie rozumiem, kogo mogą bawić ci dwaj mizdrzący się, autentycznie podstarzali faceci” – napisał w recenzji usłużny wobec władz Gustaw Morcinek. Jakby w odpowiedzi Antoni Słonimski stwierdził w 1964 roku: „Kabaret Starszych Panów to jedyna dziś firma, która pracuje niekomercjonalnie i dostarcza na rynek produkty przedniej jakości.
Mała działka prywatna przy pegeerach radia i telewizji. Operuje wdziękiem. A jest to taka cholerna rzecz, bez której piosenka oraz tak zwane życie ludzkie niewiele mają sensu”. Kabaret był już wtedy programem uwielbianym. Eleganckim, kulturalnym, dowcipnym. Z czołówką artystów polskiej sceny. Występowali w nim Irena Kwiatkowska, Barbara Krafftówna, Aleksandra Śląska, Krystyna Sienkiewicz, Kalina Jędrusik, Zofia Kucówna, Wiesław Gołas, Wiesław
TUTAJ JEREMI PRZYBORA JAKO STARSZY PAN B
Michnikowski, Mieczysław Czechowicz, Edward Dziewoński, Czesław Roszkowski, Bohdan Łazuka, Bronisław Pawlik, Zdzisław Leśniak, Jarema Stępowski. I wielu, wielu innych wspaniałych aktorów. Stanisław Barańczak w książce „Pegaz zdębiał” napisał o Jeremim Przyborze: „Jeśli poeta nas szczerze śmieszy, zamiast zbudować mu pomnik na Krakowskim Przedmieściu (...), nazywamy go satyrykiem albo w najlepszym wypadku humorystą i wciskamy do szufladki z napisem Poezja II kategorii. A tymczasem może się zdarzyć, że po latach odkryjemy ze zdumieniem, iż to właśnie ten niepoważny poeta stał się nieoczekiwanym klasykiem i jego ranga w ojczystej literaturze dalece przerasta rangę dostojniejszych współczesnych”. Harmonia i melodia, radość płynąca z fraz i rymów wpływają na kolejne pokolenia ar-
PRZYBORA MIAŁ WTEDY 43, WASOWSKI 45 LAT
tystów i słuchaczy, sięgających po utwory duetu Przybora-Wasowski. Można o nich powiedzieć, że tworzyli idealny duet twórczy. Nawet nie zdając sobie sprawy, do dziś myślimy i mówimy Przyborą i podśpiewujemy sobie Wasowskim, bo przecież „piosenka jest dobra na wszystko”. Byli obaj niezwykłymi kreatorami naszej poetyckiej wyobraźni i mistrzami wysublimowanego humoru. Ukazała się właśnie nowa opowieść o Jeremim Przyborze, autorze niezrównanych tekstów piosenek, poecie, reżyserze i scenarzyście. Rzecz o arcyciekawym życiu Starszego Pana B, o czasach, w których działał, i ludziach, których znał. Książka bogato ilustrowana prywatnymi zdjęciami rodziny Przyborów oraz z archiwów teatralnych, telewizyjnych i filmowych. Od czasu, gdy zakończył się żywot Kabaretu Starszych
Panów, minęło już przeszło pół wieku, a to niezwykłe, przepełnione czarem i niepowtarzalnym stylem zjawisko nie przestaje fascynować widzów kolejnych emisji Kabaretu, nałogowych oglądaczy powtórek nagrań archiwalnych. Autor biografii, Dariusz Michalski, 15 lat temu (w 2005) opublikował opowieść o Jerzym Wasowskim pt. „Starszy Pan A”, opartą głównie na wspomnieniach wdowy po artyście, Marii Wasowskiej. Teraz ukazała się rzecz o Starszym Panu B, Jeremim Przyborze. Z właściwą sobie klarownością i potoczystością opowiada Michalski na 500 stronach o kolejnym ze swoich bohaterów. Jeremi Przybora – powiedział Michalski w jednym z wywiadów radiowych – większość swoich piosenek pisał dla kobiet. Kobiet jego życia, kobiet, które mu się podobały, kobiet, które cenił i kobiet, które powinny śpiewać, ale często to, co on jako mężczyzna chciał wyrazić od siebie. To pewnego rodzaju paradoks w piosenkach Jeremiego Przybory. Nie łapmy się szybko, że to jest słowo od kobiety, wejdźmy głębiej w tekst. To Jeremi Przybora jako mężczyzna pisze o tym, co sobie wyobrażał – stwierdził biograf. Dariusz Michalski odwołuje się w swojej książce do słynnej już elegancji i łatwości pisania Pana B, przedstawia Przyborę na niwie rodzinnej, odnotowuje kolejne jego zmiany życiowe. Są to wiadomości z różnych źródłach. Autor posiłkuje się rozmowami z Marią Wasowską i Kotem Przyborą, sięga do opracowań i wspomnień bohatera oraz jego znajomych, przyjaciół i artystów z Kabaretu Starszych Panów. Przedstawia ich przyjaźnie, często podkreślająć kontekst czasów i warunków, w jakich przyszło im działać. Szczerze polecam! (BUS)
CZOŁOWI ARTYŚCI KABARETU: MIECZYSŁAW CZECHOWICZ, EDWARD DZIEWOŃSKI I WIESŁAW MICHNIKOWSKI
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 5
TO PAN NAPRAWDĘ ISTNIEJE! Fragment rozdziału „Starsi Panowie” z książki „Starszy Pan B. Opowieść o Jeremim Przyborze” DARIUSZ MICHALSKI
Kabaret to połączenie w jednym spektaklu monologów, skeczy, deklamacji, piosenek , blackoutów, gagów, czasami także tańca i baletu – takie jednak , aby poszczególne numery bawiły, zaś przedstawienie dało publiczności satysfakcję: że nie straciła ani czasu, ani pieniędzy. Rzadkością w historii kabaretu jest przedstawienie z akcją, czyli takim ułożeniem wszystkich wymienionych artystycznych składowych, żeby łączyła je sensowna fabuła. E wenementem – spektakl, który nie tylko bawi, śmieszy i weseli, nie tylko zmusza do myślenia (...), ale na długo pozostaje w pamięci, ba, wywołuje głośne medialne halo – ostre recenzje, namiętne polemiki, prasowe dyskusje. Kabaret Starszych Panów Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego takim właśnie przedstawieniem był: niezapomnianym, artystycznie dosko nałym, mądrym, do tego kochanym przez kilka pokoleń Polaków.
O
tyle to dziwne, że w dniu jego telewizyjnej premiery odbiorników w gomułkowskiej PRL było co najwyżej 84.000, trudno więc mówić o masowości, powszechności czy dostępności tego kabaretu. A jednak! Późno w 1957 lub na początku następnego roku Zbigniew Byrski – dawny znajomy radiowiec Jeremiego Przybory, teraz już na stanowisku w Komitecie ds. Radia i Telewizji – zamówił u niego „jakiś bliżej nieokreślony program telewizyjny”. Nieuchronność wywiązania się z umowy i przykra konieczność zwrotu pobranej zaliczki, czego Przybora bardzo nie lubił, zmobilizowały autora do napisania scenariusza oraz do realizacji programu, który – bił się potem w piersi – „uważaliśmy z Jerzym za niezbyt udany. Może z wyjątkiem piosenek. Dalekie to było od tego, czym potem, a właściwie już w drugim programie, Kabaret zaczął w jakiś sposób być. Byliśmy raczej negatywnie ustosunkowani do tego naszego debiutu telewizyjnego”. To była biedna telewizja. Raczej biało-czarna niż czarno-biała, siermiężna, żebraczo uboga. Tak ją zapamiętał Starszy Pan B: „Oszczędności telewizyjne w czasach prezesury Pańskiego i Sokorskiego polegały nie tylko na bardzo niskich stawkach dla aktorów i autorów, ale również na oszczędności godzin studia, których było zawsze za mało. Przed premierą, która odbywała się wtedy na żywo, mówiło się: Słuchajcie, teraz lecimy bez przerw. Jak będzie, tak będzie. Właściwie to była dopiero generalna próba, pierwsza próba, którą »przelatywało się« bez zatrzymywania”.
muzycznym Jerzego Wasowskiego, zaprezentował postaci „doraźne” (Bard, Dama, Gallikates Delikatellux, Dziewczyna z Zasłonami, Ładna Dziewczyna, Sąsiad), które w świecie Dwóch Starszych Panów już nigdy się nie pojawiły. Wcielili się w nie: Andrzej Bogucki, Kazimierz Brusikiewicz, Barbara Fijewska (odpowiedzialna także za choreografię), tancerka Hanna Tycówna oraz Cezary Julski – uczestnicy jednorazowej przygody. To tam właśnie, na szklanym ekranie, i wtedy pojawili się „całopostaciowo” (przepraszam za moje rozpoetyzowanie) dwaj „koryfeusze wzorcowo skonstruowanej piosenki, propagatorzy mistrzowskiego humoru, luminarze kultury szczególnie wysokiej, bo przez dekady coraz powszechniej zapominanej”. Jerzy Wasowski, czyli Starszy Pan A („z włosami tu i ówdzie przyprószonymi siwizną”), i Jeremi Przybora, czyli Starszy Pan B („z głową tu i ówdzie przyprószoną włosami”). Zazwyczaj z atrybutami swego wieku, a więc każdy w getrach, sztuczkowych spodniach, z perłowym plastronem na białej koszuli ze stojącym kołnierzykiem o odgiętych rogach, w żakiecie i jasnej kamizelce, z goździkiem w butonierce, w szapoklaku. O obuwiu, skarpetkach oraz paskach obu Starszych Panów historia wciąż milczy. Konstanty, syn Jeremiego Przybory: „Tata nie chciał nadawać tym postaciom nazwisk, więc wymyślił Pana A i Pana B. Ponieważ był dobrze wychowany, pierwszego w kolejności alfabetycznej postawił swojego partnera i przyjaciela”.
W czwartek 16 października 1958 roku o godzinie 20.30 jedyna antena Telewizji Polskiej przewidywała prezentację odbywającego się na żywo – i, niestety, niezarejestrowanego w żadnej formie – Kabaretu Starszych Panów (...). Zatytułowany „Popołudnie Starszych Panów” (ale chyba nie od razu, nie wtedy) tamten Wieczór I według tekstu i w reżyserii Jeremiego Przybory, w opracowaniu
Starszy Pan A i Starszy Pan B zapowiedzieli się swej, odtąd wiernej, publiczności kupletami. I znaleźliśmy się w tym wieku – trudna rada – Że się człowiek przestał dobrze zapowiadać. Ale z drugiej strony również cieszy się – Że się również przestał zapowiadać źle.
5 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Starsi Panowie, Starsi Panowie, Starsi Panowie dwaj! Już szron na głowie, już nie to zdrowie – A w sercu ciągle maj! I ta trwoga, i ta trwoga – trudna rada – Że się nie wie, czy się człowiek dla dam nada. Ale z drugiej strony chwili takiej wdzięk – Gdy rozwieje dana dama taki lęk! Starsi Panowie, Starsi Panowie... (...) W chwili swego telewizyjnego debiutu Przybora kończył czterdzieści trzy lata, Wasowski był równie dziarskim czterdziestopięciolatkiem; już dziewięć lat był wtedy premierem i miał być nim jeszcze dwanaście lat Józef Cyrankiewicz (starszy od Wasowskiego ledwie o dwa lata). Dlaczego nazwali się Starszymi Panami? Maria Wasowska: „To była tęsknota za minionym światem. Jerzy bardzo tęsknił do tego świata, który zniknął. Nie czuł się zbyt dobrze w obecnym. Przybora i Wasowski na tamtym, minionym świecie się znali, oni go czuli. W nim przecież się wychowali”. Jeremi Przybora (w książce „Uśmiech na małym ekranie”): „Nie myśleliśmy bynajmniej o mechanicznym przenoszeniu cyklu radiowego [najpierw pod tytułem »My z Przyjacielem«, potem Kabaret Starszych Panów – przyp. DM] do telewizji, kiedy przydarzył się ów pierwszy wieczór telewizyjny. Pomyślany był on jako dosyć luźna składanka scenek i piosenek, prezentowana przez dwóch konferansjerów w żakietach, cylindrach i sztuczkowych spodniach. Tylko ten kostium był dla nas sprawą oczywistą. Reszta, jeżeli nie milczeniem, to w każdym razie cichą, niepewną propozycją. Ale właśnie kostium z jego niecodzienną odświętnością na co dzień określił raz na zawsze styl bycia Starszych Panów, a dwie piosenki z tego pierwszego wieczoru pozostały już stałymi elementami cyklu. Jedna z nich to »Kuplety Starszych Panów«, które odtąd ze zmienną zwrotką i z niezmiennym refrenem pojawiały się na wstępie każdego programu, a druga to »Herbatka«, której melodia stała się sygnałem wywoławczym Kabaretu. Nam samym ten pierwszy program nie podobał się tak dalece, że wielkim zaskoczeniem była dla nas, po jego premierze, propozycja ze strony telewizji – kontynuowania cyklu”. To miało być wydarzenie jednorazowe, okazjonalne, w jego kontynuację nikt bowiem nie wierzył, nikt jej też nie planował. Nikt – poza Adamem Hanuszkiewiczem i Ryszardem Lindenbergiem. Pierwszy był twórcą i szefem Teatru Telewizji, drugi – kierownikiem działu muzyki i rozrywki, który bronił później Kabaretu na kolegiach programowych. Adam Hanuszkiewicz: „»Myśmy to jednogłośnie zdjęli« – powiedział mi na korytarzu [Jerzy] Pański, szef Telewizji. Byłem wtedy naczelnym artystycznym. Miałem obowiązek uczestniczyć w cotygodniowym kolegium omawiającym programy. A ja nie chodziłem. Ale któregoś dnia zobaczyłem pierwszy program Kabaretu. Postanowiłem pójść, powiedzieć, że genialne. Spóźniłem się! Pański zdziwił się, że przyszedłem. Odpowiedziałem: – Jestem zachwycony Kabaretem Starszych Panów i chciałem to powiedzieć na zebraniu. Wtedy usłyszałem, że zdjęli. Nie wytrzymałem. – Co?! Jeżeli nie
NIEZAPOMNIANI STARSI PANOWIE DWAJ...
ustąpisz, to będę walił pięścią w stół. Żądam, żebyście to jeszcze dwa razy puścili, a potem ludzie wam nie pozwolą tego zdjąć. Pański przekonał wtedy pozostałych: – Wiecie, on chyba coś więcej wie na ten temat niż my”. Magda Umer: „Człowiekiem, którego nie zachwycał Kabaret Starszych Panów, był wtedy opiniotwórczy Aleksander Bardini, jeden z doradców prezesa Pańskiego. Był nieczuły na ten rodzaj poczucia humoru, nie rozumiał, o co im chodzi. I nie ukrywał tego”. Przybora: „Kiedy szef działu muzyki i rozrywki zaprosił nas na rozmowę po tym pierwszym programie, to szliśmy z bardzo mieszanymi uczuciami, a właściwie nie bardzo mieszanymi, a raczej z jednolitymi uczuciami, że to nie bardzo wyszło i że pewno usłyszmy jakieś takie zdawkowe »dziękujemy panom za już, a jeżeli chodzi o jeszcze, to może, jeżeli kiedyś panowie wpadną na jakiś lepszy pomysł«... I ku naszemu osłupieniu nie tylko zostaliśmy potraktowani z niesłychaną atencją, ale i – jak się okazało – nasz program przyjęto z zadowoleniem. Zaprosił nas również pan Lindenberg do dalszych działań. Prosił, żeby to koniecznie był cykl, żebyśmy z tego nie zrezygnowali po pierwszym programie. Coś w tym zobaczono”. Włodzimierz Sokorski, prezes Radiokomitetu, zaoferował Jeremiemu Przyborze pół etatu z półpensją 1500 złotych. A tak naprawdę przeniósł go do Telewizji z radiowego pełnego etatu, „na którym byłem za jego prezesury i miałem pensję w wysokości trzech tysięcy złotych. Niewiele w tej telewizji robiłem poza pisaniem do niej tekstów, ale to i tak była suma naprawdę niewielka, znikoma, można powiedzieć, nawet jak na ówczesną wartość pieniądza”. Powtórek tamtego Kabaretu nie było – ani pierwszej, ani tym bardziej drugiej. Nikt go nie zarejestrował, nikt bowiem nie miał do niego głowy. Otworzyły się przecież przed jego twórcami drzwi, których telewidzowie już nie pozwolili zamknąć. Dyrektor Telewizji co prawda narzekał, że „Kabaret jest przede wszystkim jakiś antyproletariacki”, zaś jego prowadzący „jakoś nie tak ubrani”. Ale to nie miało żadnego znaczenia. Tygodnik „Radio i Telewizja” w numerze z 4 stycznia 1959 zamieścił na okładce zdjęcie obu Starszych Panów, zaś wewnątrz pisma laurkę: „Podobał się pierwszy program nowego satyrycznego Kabaretu Starszych Panów warszawskiej TV odbiorcom. Był lekki, dowcipny, sentymentalny, pełen zabawnych sytuacji i do-
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 7
IRENA KWIATKOWSKA ZASŁYNĘŁA W KABARECIE PIOSENKAMI „SZUJA”, „PRYSŁY ZMYSŁY” I „TANGO KAT”
stępny dla szerokiego kręgu widzów”. Barbara Kaźmierczak w tygodniku „Ekran” oceniła go entuzjastycznie: „Brawo spółka Przybora i Wasowski! Podobał nam się pierwszy program Kabaretu Starszych Panów. Warto chyba kontynuować kameralną scenkę dla amatorów tego typu humoru i satyry. Tutaj – specjalna pochwała dla autora muzyki Jerzego Wasowskiego – piosenki były ładne i melodyjne. Całość – naprawdę sympatyczna. Brawo spółka Przybora i Wasowski!”. W tym debiutanckim programie Przybory i Wasowskiego zatytułowanym „Popołudnie Starszych Panów” (...) wszystkich piosenek było raptem sześć (...); ta i kolejne odmiany kolejnych „wieczorów” zawsze czymś się, mniej czy bardziej, wzajemnie różniły – obsadą, piosenkami, tekstami. Jedno je łączyło: przywiązanie pęczniejącego z premiery na premierę audytorium do Starszych Panów i ich Kabaretu. Przywiązanie graniczące z miłością, pragnieniem, a kiedy takiej rozrywki po latach zabrakło – z tęsknotą, wręcz nostalgią. Przyborze i Wasowskiemu udało się swym programem idealnie trafić w oczekiwania najpierw rodzimej inteligencji, a później myślącej, ambitnej części Polaków. Ba! Choć „nie to zdrowie”, obydwaj dziarscy niby-seniorzy stworzyli modę, wręcz snobizm, na swój telekabaret: za ich poduszczeniem polska piosenka wyszlachetniała, jej interpretacja zmierzała w stronę sztuki estradowej (skarykaturowana potem jako „piosenka aktorska”), zmienił się język poezji śpiewanej, której ton i sens szybko podchwycili Agnieszka Osiecka i Wojciech Młynarski. Kabaret Starszych Panów był w latach sześćdziesiątych najprawdziwszym programem kultowym! Wasowska: „Te pierwsze Kabarety w naszym domu przyniosły czas ożywionego życia towarzyskiego. Pierwszy program mój syn Grześ i ja oglądaliśmy w Telewizji, w specjalnej salce, ale już drugi – we własnym telewizorze. Mieliśmy go jako pierwsi wśród przyjaciół, więc przyjacioły przychodziły do nas na wspólne oglądanie, no a potem czekaliśmy wszyscy na powrót do domu bohatera”. Wieczór II Kabaretu Starszych Panów został pokazany 6 czerwca 1959 rzeczywiście dość późno, bo o 22.15 (w radiu zaprezentowano go już po trzech tygodniach). Autorzy przygotowywali go z przekonaniem, że będzie trzeci, więc i z nadzieją, że może też czwarty i piąty?... Wieczór Starszych Panów awizował telewidzom stałych uczestników-gości (Wiesławowie Gołas i Michnikowski, Barbara Krafftówna; także Barbara Wrzesińska), piosenek zaprezentował tylko sześć – szczególnych, bo aż dwie były zagraniczne, obie dobrze znane: „A ma Pola” – na melodię hiszpańskiej rumby „Amapola› (Michnikowski), i „Ubóstwiam drakę!” – w oryginale „Le Rififi” (właściwie „Du rififi chez les hommes”) z popularnego francuskiego filmu gangsterskiego pod tym samym tytułem (Krafftówna). (...)
5 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Barbara Krafftówna: „Skąd ja wtedy w Starszych Panach? U Wasowskiego i Przybory? W telewizji? Dzięki Mańce, mojej koleżance z Teatru Młodej Warszawy. Niedawno przyjechałam z Wrocławia, zaangażowałam się do teatru, w którym grała Wasowska, bardzo się polubiłyśmy – i tyle. Bo mojego występu w przedstawieniu „Studencka miłość” nie pamiętam. Ale Kabaret, pierwszy w mojej karierze, oczywiście! Skąd ja tam? Marysia szepnęła o mnie swojemu mężowi, Przybora napisał dla mnie rólkę niejakiej Rififi. I ja tę artystyczną drakę w moim artystycznym życiu natychmiast polubiłam, pokochałam, ja ją wręcz ubóstwiałam. I wszystkie piosenki obu Starszych Panów: „Dziewica Anastazja”, „Przeklnę cię!” w duecie z Łazuką, jazzujący walczyk „Zakochałam się w czwartek niechcący”, „Szarp pan bas!”, „Rzuć chuć”, w radiu „Wesoły deszczyk”. Kabaret Starszych Panów to była wtedy edukacja społeczeństwa: jak odbierać finezyjny żart, taki sam kostium, scenografię, reżyserię w tamtej siermiężnej rzeczywistości. Dzisiaj powiedziano by, że wszystko tam było „od czapy” – i co z tego? To była w polskiej rozrywce naprawdę Nowa Era. Dwa takie talenty, muzyczny i literacki? To się zdarza raz na wiek”. Krafftówna w Kabarecie Starszych Panów była potem Ciepłą Wdówką, Imogeną, Krwawą Basią. Później Wdówką. Postacią szczególną: ni to wampem, ni to ekskryminalistką, ni to kobietą tajemniczą. „Na pewno to się zaczęło ode mnie. Bo ja byłam bardzo pojętną uczennicą. Nieźle przygotowana zawodowo, już mocno stałam na nogach, więc to wszystko „samo się interpretowało”. Tylko że tam wszyscy wzajemnie się inspirowaliśmy. Autor pomysłem tekstu inspirował kompozytora piosenki, Wasowski, który wiedział, jakimi głosami potrafimy śpiewać, w jakiej poruszamy się skali dźwięków, jakie wariacje w nutach są dla nas bezpieczne, otóż Jerzy inspirował z kolei nas, my później Przyborę – i tak to powstawało. Rodziła się rola. Tworzyła postać. Jako efekt wspólnej pracy. I niebywałej radości. Ale też Przybora miał wyobraźnię ogromną. Nieprawdopodobną!”. Przybora (w 1998): „Do serca przypadła mi szczególnie dość niekonwencjonalna wypowiedź na temat Kabaretu. Pewnego wiosennego, słonecznego dnia szedłem Krakowskim Przedmieściem w stronę Nowego Światu. Na wysokości Uniwersytetu zobaczyłem przed sobą młodą, przyjemną dla oka panią, która szła krokiem energicznym w przeciwnym kierunku. Na mój widok pani zwolniła i zachodząc mi drogę, stanęła na wprost mnie tak, że musiałem się zatrzymać. Wtedy, patrząc mi w oczy z wyrazem miłego zaskoczenia na twarzy, powiedziała jakby do siebie: „To pan naprawdę istnieje!”, i natychmiast – nim ochłonąłem z wrażenia – ruszyła w swoją stronę”. (…) Kabaret Starszych Panów miał szesnaście wydań (wieczorów), które zawierały 111 wyśmienitych piosenek czy raczej utworów (…). Chciałoby się zakrzyknąć, że wszystkie stały się przebojami – tak jednak nie było. Ale przecież do programów radiowych, na estradę, później do repertuaru kolejnych pokoleń śpiewającej młodzieży trafiły – bagatela! – aż 33 Przyborowo-Wasowskie perełki słowno-muzyczne. Dariusz Michalski, „Starszy Pan B. Opowieść o Jeremim Przyborze”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2019 (www.iskry.com.pl). Str. 500. Tytuł i skróty pochodzą od redakcji.
Fot. Free Image
MARZEC I KWIECIEŃ 2020
HOROSKOP NUMEROLOGICZNY
ROK 2020 posiada wibrację 4 (2+0+2+0=4), natomiast MARZEC wibruje 7 (3+4=7). Ta wibracja skłania do filozoficznego podejścia do życia. Ważne są sprawy wewnętrzne, rozwój osobisty, pytania wyższego rzędu, czyli – dokąd zmierzam, po co żyję, w jakim kierunku podążać? Wibracje 7 dają możliwość realnego podejścia do zarabiania pieniędzy. Stąd 7 powoduje czasem wewnętrzne dylematy, szarpanie się, skłania do zapoczątkowania przełomów w życiu. Najważniejsze jednak: zachować równowagę w każdej dziedzinie życia. Dobry miesiąc na skupienie się na własnych sprawach. Z kolei KWIECIEŃ posiada wibrację 8 (4+4=8), która sprzyja twardemu stąpaniu po ziemi, wyraźnej ocenie wszystkich tematów, pomysłów, marzeń pod kątem możliwości ich zrealizowania. To świetna wibracja dla pomnażania pieniędzy i sprawdzonych inwestycji. Dobrze jednak, aby przed podjęciem decyzji finansowych zastanowić się spokojnie i wszystko sprawdzić. Wibracja 8 posiada też aspekt metafizyczny. Przyda się równowaga między materialistycznym podejściem do życia a jego duchowym obliczem.
PROGNOZY WRÓŻKI MARGITY NA MARZEC I KWIECIEŃ 2020 z wibracjami Miesiąca Osobistego dla każdej z Dróg Życia osobno
O
BLICZAMY MIESIĄC OSOBISTY. Dodaj do siebie liczbę Roku Osobistego + numer miesiąca. Przykład. Dodaj po kolei wszystkie cyfry ze swojej daty urodzenia, aż otrzymasz wynik jednocyfrowy. Jeśli urodziłaś się 24.04.1980, to: 2+4+0+4+1+9+8+0=28, a 2+8=10, czyli 1 to twoja Droga Życia. Jesteś więc Jedynką, a rok 2020 jest Czwórką. Dla Jedynki rok
2020 będzie zatem piątym Rokiem Osobistym (1+4=5). Teraz do liczby Roku Osobistego dodajemy liczbę oznaczającą dany miesiąc, w tym wypadku MARZEC, czyli 3. Dla Jedynek MARZEC będzie Miesiącem Osobistym o wibracji 8 (5+3=8), natomiast KWIECIEŃ dla Jedynek będzie Miesiącem Osobistym o wibracji 9 (5+4=9).
MARZEC Jedynka Miesiąc Osobisty o wibracji 8. Czas, żeby zająć się finansami i uporządkowaniem spraw z nimi związanych. Jest to wibracja silnie ziemska. Jedynki raczej nie będę interesowały się w marcu sprawami ducha. Poczują się mocne i bezpieczne, a z nimi pozostali członkowie rodziny, którzy będą
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 5 9
Fot. Fotolia
liczyli na wsparcie. W związkach Jedynek może być burzliwie, dojdzie do kłótni o pieniądze. Jedynki mogą rozstawiać wszystkich po kątach. Samotne Jedynki będą mieć zbyt wysokie wymagania od ewentualnych partnerów, dlatego wibracja 8 nie sprzyja nowym związkom. Uwaga na przemęczenie pracą, Jedynki łatwo mogą wtedy łapać infekcje. Dwójka Miesiąc Osobisty o wibracji 9, dającej dystans do trudnych spraw. Dwójki powinny wtedy zwolnić tempo, wyciszyć się, spokojnie przemyśleć ważne tematy, bo wibracja 9 pomaga zamykać i sprzątać, np. porzucić nielubianą pracę, rozstać się z partnerem. W związkach trudny czas wypominania starych krzywd. Wibracja 9 bardziej sprzyja zainteresowaniu sprawami świata niż własnym życiem. Dwójki powinny w marcu słuchać swojego ciała, a każdy sygnał o przemęczeniu i słabości potraktować poważnie. Trójka Miesiąc Osobisty o wibracji 1, gwarantującej zastrzyk energii i przypływ sił życiowych. Trójki mogą więc wykorzystać ją z korzyścią dla siebie w każdej sprawie. W pracy przypływ energii i inspiracji, w stałych związkach powiew nowości i zmian na lepsze.
6 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
Zdrowie kwitnąco. Samotne Trójki mogą poznać kogoś interesującego i zakochać się na serio. Przy tej wibracji mogą oczekiwać szczęścia w różnych sprawach, korzystnych zbiegów okoliczności i rozwiązania starych problemów. Ten miesiąc jest także początkiem skutecznych przedsięwzięć, choć będą wymagały sporo pracy przy ich kontynuowaniu. Czwórka Miesiąc Osobisty o wibracji 2. W tym miesiącu doświadczenia Czwórek będą związane z innymi ludźmi, ich planami, potrzebami i problemami. Główne hasło tej wibracji: współpraca. Czwórki mogą być bardziej podatne na wpływy innych, bardziej wrażliwe, pełne wątpliwości. Nie powinny w tym miesiącu podejmować poważnych decyzji życiowych. Powinny poradzić się przyjaciół, rodziny. W stałych związkach wibracja ta przynosi dobrą passę. W pracy spokój i korzystne relacje. Samotne Czwórki mogą zakochać się prawdziwie i z wzajemnością. W marcu Czwórki mogą mieć słabszą odporność, trzeba zadbać o odpoczynek i właściwą suplementację. Piątka Miesiąc Osobisty o wibracji 3. Życie i miłość to punkty wokół których kręci się ten miesiąc. Kreatywność, radość życia, wyrażanie samej siebie. Miesiąc pozytywnej energii, imprezowania, dobrego towarzystwa i szczęścia. Marzec dostarczy Piątkom tak dobrego nastroju, że mało co może go popsuć. Dobre i radosne wibracje będą działać na każdym polu, służbowym i prywatnym. Świetna wibracja dla stałych związków i dla nowych, choć Piątki będą skłonne do flirtowania niż poważnych rozmów i decyzji. Wszystko co sobie wymyślą, ma szansę się spełnić. Szóstka Miesiąc Osobisty o wibracji 4. To wibracja pracowita, więc Szóstki nie powinny w marcu siedzieć z założonymi rękoma. Bezczynność i bierność nie będą premiowane. W pracy stabilnie, może nawet nudno. Nie jest to dobra wibracja na flirtowanie. W stałych związkach spokojnie i stabilnie. Jest to wibracja ucząca cierpliwości, spokoju i równowagi. Szóstki mogą wrócić do niedokończonych projektów i pomysłów, dobry czas na ich kontynuowanie. Umowy i formalności powinny być załatwiane ostrożnie. Szóstki powinny też uważać na zdrowie. Mogą odezwać się stare kontuzje.
Siódemka Miesiąc Osobisty o wibracji 5, która może wprowadzić wiele zmian, tak osobistych, jak i zawodowych. Siódemki będą bardziej pewne siebie. Mogą brylować w towarzystwie, łatwo przekonają innych do swoich pomysłów. Świetna wibracja na podróżowanie lub zmianę miejsca zamieszkania. Może zdarzyć się także szansa na przeżycie ekscytującego romansu lub odbudowanie więzi emocjonalnej i erotycznej w stałych związkach. Ta wibracja pomaga odejść od rutyny. Siódemki w marcu mogą być narażone na różne wypadki, szczególnie powinny uważać na drodze. Ósemka Miesiąc Osobisty o wibracji 6. Wibracja ta uświadomi Ósemkom, że w rodzinie jest siła, która pozwala przetrwać trudne chwile. Hasło dla tej wibracji: rodzina i odpowiedzialność. Ósemki mogą przyjąć na siebie w marcu zbyt wiele obowiązków. Może to skutkować przemęczeniem i kłopotami ze zdrowiem. W stałych związkach harmonia i spokój, natomiast nowe mają szansę dotrzeć do ołtarza. Ósemki mogą mieć ochotę na przyjemne zakupy i mogą sobie na nie pozwolić. Dziewiątka Miesiąc Osobisty o wibracji 7, skłaniającej do rozważań i przemyśleń filozoficznych nad sensem istnienia. Nie sprzyja związkom. Mogą się pojawić wzajemne pretensje, rozczarowania, nawet rozstania. Dobra wibracja dla różnego rodzaju warsztatów i szkoleń, rozwoju duchowego. Życie towarzyskie Dziewiątek może w marcu stracić na atrakcyjności, będą miały ochotę na odrobinę samotności. W pracy Dziewiątki zostaną docenione za profesjonalizm i talent organizacyjny. Zdrowie będzie wymagać uwagi. Zalecane zrobienie kompletu badań okresowych. KWIECIEŃ Jedynka Miesiąc Osobisty o wibracji 9, skłaniającej do refleksji i zastanowienia się nad sensem życia. Jest wibracją kończącą, sprzątającą. Może być trudna dla Jedynek nieomylnych, pewnych siebie, nie lubiących krytyki. Jedynki potrafią zarządzać rodziną, zespołem ludzi czy firmą. Mają naturalną energię, aby przeć do przodu, realizować zamiary. Jednak wibracja 9 stonuje te zapędy, pozwoli na wyciszenie, wysłuchanie innych. W stałych związkach czas rozliczeń, w nowych
Fot. Free Image
– chwila odpoczynku, dystansu. W pracy stagnacja. Dobry czas na zmianę zajęcia. Zdrowie da o sobie znać. Dwójka Miesiąc Osobisty o wibracji 1. To wibracja początku, gwarantuje taką dawkę energii życiowej, że można sprostać nowym wyzwaniom. Dwójki bywają wrażliwe, łatwo poddają się nastrojowi, nie zawsze kończą, co zaczynają. Ta wibracja rozrusza je na tyle mocno, że wszystko wyda im się łatwe do zrealizowania, przeszkód nie zauważą. Powinny to wykorzystać w pracy, w związkach i towarzystwie. Ich energia będzie w kwietniu promieniować także na innych ludzi. Stałe związki rozkwitną, nowe mają szansę stanąć przy ołtarzu. Zdrowie w stanie raczej kwitnącym. Trójka Miesiąc Osobisty o wibracji 2, szczególnie przychylnej związkom i współpracy. Trójki, z natury lubiane, zyskają dodatkowe bodźce, aby w domu i w pracy stworzyć dobry nastrój i chęć współdziałania. W stałych związkach spokój i chęć planowania przyszłości rodziny. W nowych – pora zakochania się z wzajemnością. W pracy premiowane będą umiejętności nawiązywania kontaktów i dyplomacja. Trójki powinny też zwrócić uwagę na słabszą w tym miesiącu odporność, uzupełnić witaminy i minerały. Czwórka Miesiąc Osobisty o wibracji 3. Świetna dla solidnych i zapracowanych. Pozwoli złapać oddech, oddać się radości i zabawie. Czwórki dostaną wiatru w skrzydła, a życiowe tarapaty znajdą szczęśliwy finał. W pracy nowe pomysły i idee zostaną docenione. Jeśli Czwórki chcą poszukać nowej pracy, to pora do tego idealna. Duża dawka optymizmu i radości dostarczy też lżejszej atmosfery w stałych związkach. Nowe znajomości mogą być jednak traktowane przez Czwórki zbyt lekko i mało poważnie. Zdrowie Czwórek w porządku, powinny jednak uważać na wagę. Piątka Miesiąc Osobisty o wibracji 4 dla osób z temperamentem. Główne hasła: praca, stabilność, równowaga, spokój. Żywiołowe Piątki mogą czuć się niepewnie w tej wibracji, która skłania raczej ku cierpliwemu trudzeniu się niż szalonej kreacji. Wibracja ta pozwoli jednak Piątkom na uspokojenie wewnętrznego rozedrgania, co wyjdzie im na dobre. W pracy może wydać się Piątkom
nudnie, lecz stabilnie. W stałych związkach powieje nudą, dla samotnych Piątek dobry czas na romans. Zdrowie narażone jest na przepracowanie, lecz Piątki umieją sobie z tym poradzić. Szóstka Miesiąc Osobisty o wibracji 5. Zrównoważone Szóstki dostaną w kwietniu zastrzyk energii. Może to spowodować nieoczekiwane zwroty w ich życiu, które okażą się zmianami na lepsze. Hasła tej wibracji: ruch i zmiana. Szóstki będą mogły zaplanować wyprawę w nieznane lub wyjechać na święta. To dobra wibracja na spotkania towarzyskie, zabawy i wysiłek fizyczny. W stałych związkach może być ciekawie, Szóstki okażą spory temperament erotyczny. Dla samotnych dobry czas na flirtowanie. W pracy ciekawie, Szóstki mogą doznać nagłych olśnień. Zdrowie w normie. Siódemka Miesiąc Osobisty o wibracji 6. Ta wibracja skłania do zajęcia się sprawami rodziny. Może być dla Siódemek trudna, gdyż z natury bardziej są zainteresowane rozmyślaniem, sprawami ducha. Jeśli nie będą zajmować się pretensjami, powinny sprostać wymogom tej wibracji. Siódemki mogą poznać kogoś na tyle interesującego, by pomyśleć o poważnym kontynuowaniu tej znajomości. W pracy raczej spokojnie. Jeśli Siódemki w kwietniu nie będą się przepracowywać, nie wezmą na siebie zbyt wielu obowiązków, zdrowie powinno im dopisywać. Ósemka Miesiąc Osobisty o wibracji 7. Ta wibracja może przynieść sporo myśli o niepewnej przyszłości. Można ją wykorzystać na chwilowe wycofanie się z szybkiego nurtu życia, aby przyjrzeć się, gdzie zmierzamy, czy ten kierunek nam odpowiada. Wibracja sprzyja medytacjom i wyciszeniu się. W pracy
może to być dobry czas, spokojne Ósemki będą skoncentrowane na obowiązkach. W stałych związkach Ósemki nie będą skłonne zagłębiać się w problemy innych, mogą okazywać partnerom irytację. Niezbyt dobry czas na nowe relacje. Zdrowie będzie wymagać większej uwagi. Dziewiątka Miesiąc Osobisty o wibracji 8. Ta wibracja przyniesie pewność siebie, pozwoli uwierzyć, że wszystko jest możliwe. Szczególnie przyjazna wibracja dla zarabiania pieniędzy. Dziewiątki będą w kwietniu postrzegane jako ostoja rodziny, nie powinny jednak dać się wykorzystywać. W stałych związkach trudny okres, gdyż Dziewiątki nie będą zważać na kryzysy domowe. Nie jest to także dobry czas dla samotnych, w kwietniu mogą nie mieć głowy do subtelnych gier we dwoje. W pracy ambicja Dziewiątek znajdzie uznanie. Zdrowie poprosi o zrobienie przerwy od intensywnej pracy. n
WRÓŻKA MARGITA
Numerolog i runistka zafascynowana Aniołami i Duchami Natury. Zgłębia tajemnice wszechświata i rodzaju ludzkiego, pomaga w rozwoju duchowym. E-mail: margita55@interia.pl.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 61
BESTSELLER
CO MOGŁEM, TO ZAŁATWIŁEM swoim krótkim, bo
58-letnim życiu, naznaczonym ciężką chorobą serca i udarem mózgu, nakręcił zaledwie 14 filmów i seriali. Aż 16 jego scenariuszy poszło do kosza. W czasach PRL nie był pupilem władzy ani pieszczochem środowiska. Nigdy nie zapisał się do partii i mocno wspierał opozycję. Człowiekiem, który nie cierpiał go najbardziej, był K azimierz Kutz, mimo że razem studiowali w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi na Wydziale Reżyserii i należeli do nieformalnej grupy przyjaciół, zwanej Kolektywem. To Kutz wymyślił pod koniec lat 60. określenie „bareizm” na oznaczenie filmów źle zrobionych, pod publiczkę, dla niewybrednych widzów.
Z
a pomocą tego złośliwego określenia władze, prominenci środowiska filmowego i usłużni dziennikarze atakowali Stanisława Bareję, zarzucając mu niską jakość filmów, antysocjalistyczną wymowę, kłamstwa i nienawiść do klasy robotniczej, a termin „bareizm” stał się na długo synonimem kiczu w polskiej kinematografii. Skutkiem tego była niechęć reżyserów do obsadzania aktorów, którzy wcześniej grali u Barei. Dziś o twórcach kina moralnego niepokoju nikt już prawie nie pamięta, ustrój się zmienił, a filmy Barei wciąż mają wielomilionową widownię i należą do grona kultowych. Przykładem może być „Miś”. Miało tej komedii nie być, przynajmniej nie w takiej formie, jaką znamy obecnie. Najpierw „Misia” rozłożyła cenzura, żądając 37 skrótów i poprawek, później film przez rok przeleżał na półkach, by w końcu stać się obiektem ataku wspierających partię dziennikarzy. A jednak „Miś” przeżył i wygrywa we wszystkich rankingach na najbardziej kultową komedię w historii polskiego filmu. Zwrot Oczko się odlepiło temu misiu należy do najczęściej cytowanych i wszedł do języka potocznego. Cała komedia to wyborne dialogi, setki żartów (świetnych, rewelacyjnych i genialnych), doskonała intryga i śmieszny opis
6 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
ustroju komunistycznego, który przecież śmieszny nie był, lecz po prostu straszny. Pamiętacie wypowiedź reżysera Zagajnego z tego filmu, kwintesencję komuny? Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”. Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy... Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa. Niech on się odszczekuje swoim
prześladowcom z pańskiego dworu. Niech on nie miauczy… Dziś pojęcie „bareizm” jest stosowane w innym kontekście – na oznaczenie absurdalnych wypowiedzi, haseł, napisów i sytuacji jakby żywcem przeniesionych z czasów PRL. To kolejne zwycięstwo Barei, artysty, który nie doczekał ani uwielbienia za życia, ani upadku komunizmu, a którego nazwisko teraz, po 33 latach od jego śmierci, jest powszechnie znane i wciąż upamiętniane.
Fot. Filmoteka Narodowa
W
STANISŁAW BAREJA NA PLANIE FILMOWYM. MIMO KŁÓD RZUCANYCH MU POD NOGI, NIGDY NIE TRACIŁ HUMORU
Fot. ARC
Zasłużenie ogłoszony został w 2008 roku najlepszym reżyserem komediowym stulecia, choć przecież za życia koledzy reżyserzy pogardliwie nazywali go Wędliniarzem! Jego dziadek i ojciec prowadzili przed wojną firmę wędliniarską na warszawskim Mokotowie, a po wojnie, gdy rodzina Barejów przeprowadziła się do Jeleniej Góry, ojciec trafił do Państwowych Zakładów Przetwórstwa Mięsnego jako kierownik ubojni. Wątki dotyczące mięsa, szczególnie wędlin, często pojawiają się w filmach Barei. W „Misiu” parówki cielęce, będące rekwizytem na planie filmowym, zrobione zostały ściśle według przedwojennej receptury. Nieśmiertelny, uwielbiany przez kolejne pokolenia widzów mistrz polskiej komedii, Stanisław Bareja, powrócił teraz w obszernej biografii Macieja Replewicza, wydanej z okazji 90. rocznicy urodzin reżysera. Po raz pierwszy w książce pojawił się opis debiutanckiego filmu Barei, wojennej etiudy sprzed 66 lat, zamieszczono także kilkadziesiąt nieznanych zdjęć. Mistrza wspominają w niej także aktorzy i reżyserzy, wśród nich Jerzy Gruza, Krzysztof Kowalewski, Stanisław Tym, Jacek Fedorowicz. Książka Replewicza to gratka dla kinomanów, zwłaszcza miłośników filmowej twórczości i humoru Barei. To również ciekawe spojrzenie na rodzime komedie i rzeczywistość PRL. Mało kto wie, że Bareja, który nigdy nie ukrywał negatywnego stosunku do komunizmu, związał się z aktywnie z opozycją w 1977 roku. Wstąpił do KOR-u, a piwnicę swojego domu udostępnił na 10 lat na tajną drukarnię. W 1980 roku Bareja na dachu malucha przywiózł z Wiednia do Warszawy ważący 50 kg powielacz offsetowy (zdemontowany, owinięty namiotem i obłożony papryką i bakłażanami). Maszyna, nazywana „offsetem Barei”, pracowała potem dla podziemnego wydawnictwa NOWA i Solidarności Regionu Mazowsze. Autor książki starannie (choć drobnych błędów się nie ustrzegł) opisał prywatne i zawodowe życie Barei, pokazując, jak bardzo te dwie sfery były ze sobą związane. Reżyser niejednokrotnie korzystał z wątków wyjętych z historii własnej rodziny, a także znajomych, przyjaciół i kolegów po fachu. Opowieść pełna jest także informacji o Barei wszechstronnym – uzdolnionym plastycznie, potrafiącym świetnie gotować, znakomicie współpracującym z ludźmi (na aktorów nigdy nie krzyczał, zwykle dawał im wolną rękę, zezwalał na improwizację), o Barei
KRYSTYNA PODLESKA I STANISŁAW TYM W KOMEDII „MIŚ” Z 1981 ROKU
prawym, pogodnym i odważnym, mimo szykan i krzywd, jakie go spotykały. Lektura tej książki sprawiła mi przyjemność, polecam ją z przekonaniem, ponieważ czuje się od pierwszej karty, że jej autor szanuje bohatera, docenia jego twórczość i potrafi w niej dostrzec to, czego wcześniej inni nie widzieli. Jako wielbiciel „Misia” i serialu „Alternatywy 4” sięgnąłem po nią bez wahania. W trakcie czytania doświadczyłem wielu odkryć, choć wydawało mi się, że o filmach Barei wiem dużo. Wiedzieliście na przykład, że w komedii z 1978 roku „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” postać pewnej paryskiej damy, żony Newtona, wołającej z okna do męża Isaak, ty kończ tę rozmowę, na ciebie sznycel oczekuje (i odpowiedzi Newtona: Honyszke kojo! Niech oczekuje. Ty jego powiedz, że ja zaraz idę) zagrał sam Bareja? Autor wylicza wszystkie rólki, jakie Bareja, wzorem Alfreda Hitchcocka, zagrał w swoich filmach. Od tak ewidentnych, jak Krokodylowy w „Zmiennikach”, po śladowo obecne na ekranie, jak kobieta w czerwonym kapeluszu z „Bruneta wieczorową porą”. Te rólki były oczywiście żartami, a czasem po prostu formą oszczędności – taniej było zagrać samemu niż wynająć epizodystę bądź statystę (dlatego reżyser zagrał też właściciela polskich delikatesów w Londynie, któremu Ryszard Ochódzki przywiózł pamiątkowy święty kamyk z Jeleniej Góry – zamiast z Jasnej Góry). Książkę kończy pełna lista filmów i seriali Stanisława Barei i lista filmów, w których reżyser wystąpił jako aktor. Dla podsumowania własnego życia i warunków, w jakich pracował, Bareja mógłby posłużyć się cytatem Ochódzkiego z „Misia”: Co mogłem, to załatwiłem. Wprawdzie słowa te padły po wyjściu z toalety w komendzie milicji,
lecz my nadajmy im wymiar uniwersalny. Stanisław Bareja załatwił wiele. Zdecydowanie przyczynił się też do załatwienia poprzedniego systemu, za co mu chwała. STANISŁAW BUBIN Maciej Replewicz, Stanisław Bareja alternatywnie, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2019. Stron 464.
KONKURS
Dzięki uprzejmości Zysk i S-ka (www.zysk. com.pl) mamy dla Was 2 egzemplarze książki Stanisław Bareja alternatywnie. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie: Kto jest autorem tej opinii: Cała szkoła moralnego niepokoju nie jest warta jednego filmu Barei. Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 3
NOWOŚCI WYDAWNICZE
KSIĄŻKI NA WIOSENNE PRZESILENIE
przystępnie, aby ułatwić dzieciom jej zrozumienie. Prof. Steve Peters jest psychiatrą specjalizującym się w funkcjonowaniu ludzkiego umysłu. PYTANIE: Na czym polega paradoks Szympansa, stosowany przez prof. Petersa?
KURT VONNEGUT Matka noc Dramat człowieka uwikłanego w grę sił, które go przerastają. Pisarz Howard W. Campbell jr, umieszczony w czasie wojny przez amerykański wywiad w sercu nazistowskiej machiny propagandowej, po latach staje przed sądem państwa Izrael jako zbrodniarz wojenny. Jego osobą interesuje się również wywiad sowiecki. Życie nieszczęsnego Howarda zamienia się w koszmar, z którego jedynym wyjściem może okazać się śmierć. To pierwsza polityczna powieść słynnego autora sci-fi. W 1996 Keith Gordon zekranizował tę powieść – w roli głównej wystąpił Nick Nolte. PYTANIE: W jakiej powieści Vonneguta pojawia się Kościół Boga Doskonale Obojętnego?
CAMILLA STEN Osada Sześćdziesiąt lat temu prawie dziewięciuset mieszkańców górniczej osady Silvertjärn zniknęło bez śladu. Nikt nie wie, co się wtedy wydarzyło: tajemniczy kataklizm, zbiorowe szaleństwo czy masowe samobójstwo. Alice, młoda dokumentalistka, od dzie-
6 4 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
ciństwa słyszała opowieści swojej babci o Silvertjärn. Postanawia więc na własną rękę rozwiązać zagadkę zniknięcia osady. Ze swoją ekipą spędza pięć dni w opuszczonym miasteczku. Przeszłość nadal jednak rzuca złowieszczy cień na Silvertjärn. Poszukiwanie prawdy szybko przeradza się w straszliwą walkę o przetrwanie. PYTANIE: Jakie książki Camilla Sten napisała z matką, autorką szwedzkich kryminałów?
świecie miłość i przyjaźń splatają się z ambicją i zdradą. PYTANIE: Co oznacza przydomek barona narkotykowego z kartelu Sinaloa?
PROF. STEVE PETERS Milczący przewodnicy. Jak rozumieć i doskonalić swój umysł
ANDRÉS LÓPEZ LÓPEZ Joaquín Guzmán „Chapo”. Król kobiet i narkotyków
Joaquín Archivald Guzmán Loery. Słynny „Chapo”. Książka opisuje historię potężnego i groźnego handlarza narkotyków, a zwłaszcza okoliczności jego drugiej ucieczki z więzienia. Autor prowadzi nas w mroczny świat narkobiznesu. W mającym ogromną władzę „Chapo” trudno rozpoznać ubogiego chłopaka z wioski La Tuna w meksykańskiej prowincji Sinaloa. Przeszedł długą drogę, by stać się jednym z najbogatszych na świecie baronów narkotykowych – skrajnie niebezpiecznym i przez lata poszukiwanym. W jego
PROF. STEVE PETERS Siedzi w tobie Szympans Uważaj na Szympansa! Edukacyjna książka dla dzieci, z której mogą korzystać same lub z pomocą dorosłych. Rodzice, nauczyciele i opiekunowie znajdą w niej pomysły, jak pomóc dzieciom w rozwijaniu zdrowych nawyków na całe życie. Podbudowa naukowa przedstawiona jest w praktyczny sposób za pomocą ciekawych ćwiczeń i zadań. Wiedza na temat budowy i zasad funkcjonowania mózgu została podana
Książka w przystępny sposób opisuje niektóre aspekty neuronauki i psychologii rozwijającego się mózgu: podświadomości, formowania się nawyków i innych powiązanych tematów, po czym przedstawia dziesięć pomocnych sposobów, ułatwiających autoanalizę. Pomaga zrozumieć możliwe źródła niezdrowych, destrukcyjnych, wyuczonych zachowań i przekonań, a następnie przedstawia sposoby zastąpienia ich nawykami konstruktywnymi. Wspiera rodziców, nauczycieli i opiekunów w pracy z dziećmi, oferując konkretne pomysły rozwijania zdrowych i konstruktywnych nawyków. PYTANIE: Podaj 3 przykłady niekonstruktywnych zachowań i nawyków, które można zmienić?
kim i niczym. Tematem książki jest miłość i to, co ją utrudnia: przywiązanie, pragnienia, żądza, chciwość, system wierzeń lub przekonań. W jaki sposób można się od nich wyzwolić, żeby wiedzieć i kochać? Anthony de Mello, jezuita, łączył mistykę europejską z filozofią Wschodu. Wykorzystywał szeroko psychoterapeutyczne umiejętności w pracy duszpasterskiej. PYTANIE: Czego dotyczyła krytyka ze strony Kościoła pod adresem poglądów jezuity?
CARL SAGAN Miliardy, miliardy Słynny astronom, futurolog i pisarz zabiera nas w bezmiar kosmosu i zakamarki ludzkiego umysłu, zadając fascynujące pytania o to, jak powstał wszechświat i jaki będzie jego koniec. Przenikliwa analiza najważniejszych kwestii dotyczących życia, świata i kosmosu. Mamy też okazję poznać samego autora, czytając o jego walce o życie, o miłości do rodziny i o osobistych przemyśleniach na temat śmierci i Boga. Książka przenikliwa, spuścizna jednego z największych umysłów naszych czasów. Carl Sagan nie dożył nowego tysiąclecia, ale dla popularyzowania wiedzy zrobił najwięcej. PYTANIE: Jaki tytuł nosił film z Jodie Foster, który powstał na podstawie powieści Sagana?
Niezwykła, fascynująca podróż po serialu „Gra o tron”, od pierwszego do ostatniego odcinka. Autorka prowadzi nas przez wszystkie sezony, opowiada historię kręcenia serialu i tłumaczy, dlaczego stał się sensacją, podając mnóstwo ciekawostek i szczegółów z planu. Ta książka zachęca nas do ponownego obejrzenia produkcji HBO. Poznajemy dzięki niej fabułę i dzieje postaci, a także możemy przeczytać wywiady z aktorami, reżyserami i całą ekipą filmowców. Dowiadujemy się ponadto, jakie znaczenie ma zakończenie serialu i... czy nastąpi ciąg dalszy „Gry o tron”. PYTANIE: Który aktor wystąpił w rekordowej liczbie 67 odcinków serialu (spośród 73) i jaką postać kreował?
GEORGE R.R. MARTIN Lodowy smok
DAVID WALLACE-WELLS Ziemia nie do życia Autor przekonująco przedstawia skutki globalnego ocieplenia w każdej dziedzinie naszego życia. Przerażająca podróż do najbliższej przyszłości. Niedobory żywności, klęski żywiołowe, epidemie, kryzysy polityczne i gospodarcze oraz wynikające z nich konflikty zbrojne w ciągu najbliższych dziesięcioleci zmienią
KIM RENFRO Nieoficjalny przewodnik po „Grze o tron”
świat nie do poznania, wpływając na kształt przyszłej kultury, stosunek do rozwoju i technologii oraz na sposób, w jaki ludzkość postrzega swoje miejsce na Ziemi. Stawką kryzysu klimatycznego nie jest już ocalenie natury, lecz przetrwanie naszego gatunku. PYTANIE: O ile podniesie się średnia temperatura powierzchni Ziemi w XXI w. według oficjalnych modeli klimatycznych?
ANTHONY DE MELLO Wezwanie do miłości Ostatnie medytacje Anthony’ego de Mello. Zapiski mistyka, który miał odwagę zobaczyć rzeczywistość i dlatego był pełen współczucia i miłości dla wszelkich istot i rzeczy, który rozkoszował się wszyst-
Opowieść o odwadze, miłości i poświęceniu, ozdobiona pięknymi rysunkami hiszpańskiego artysty Luisa Royo. Lodowy smok był przerażającą, legendarną istotą. Nikomu nie udało się go oswoić. Tam, gdzie przeleciał, zostawiał zimne pustkowie i zamarzniętą ziemię. Ale Adara nie czuła strachu, była zimowym dzieckiem, urodzonym podczas mrozów tak srogich, że najstarsi takich nie pamiętali. Adara dostrzegała go w oddali, bawiąc się w lodowatym śniegu. W czwartym roku życia dotknęła go, a w piątym po raz pierwszy poleciała na jego szerokim mroźnym grzbiecie... PYTANIE: Ile książek dla dzieci znajdziemy w dorobku George’a R.R. Martina?
WSZYSTKIE TE PIĘKNE KSIĄŻKI SĄ DLA WAS. WYSTARCZY ODPOWIEDZIEĆ NA PROSTE PYTANIA! Dzięki życzliwości Wydawnictwa ZYSK i S-ka (www.zysk.com.pl) wszystkie rekomendowane przez nas bestsellery (mamy aż 12 egzemplarzy!) możecie zdobyć, odpowiadając na pytania zamieszczone pod notatkami o każdej z książek i przysyłając prawidłowe odpowiedzi na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl. Uprzejmie informujemy, że jedna osoba ma prawo do jednego tytułu. Życzymy uśmiechu szczęścia przy zdobywaniu tych tytułów!
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 5
PIŁKARZ LEGENDA
MISTRZOSTWA ŚWIATA 2014 W BRAZYLII, NIEMIECKI NAPASTNIK CELEBRUJE STRZELONEGO GOLA
DOBRY ZŁY NIEMIEC
Ta książka może się wydawać nudna komuś, kto nigdy nie interesował się piłką nożną. Ale nie jest nudna, ponieważ nie dotyczy tylko futbolówki. To opowieść o człowieku, który kojarzy się z Polską i Śląskiem, z Niemcami i całym światem. Z różnymi kontekstami społecznymi, obyczajowymi, kulturowymi, etycznymi, a także – last but not least – politycznymi. No i z pięknymi bramkami. Bo był przecież jedynym tego rodzaju napastnikiem. Lecz przede wszystkim jest to baśń o spełnionych marzeniach. Nikt przed nim i nikt po nim nie przeszedł z okręgówki do Bundesligi, by zostać mistrzem świata i najskuteczniejszym strzelcem w historii reprezentacji Niemiec. UKAZAŁA SIĘ PIERWSZA OFICJALNA BIOGRAFIA MIROSLAVA KLOSE. We współpracy z piłkarzem świetny niemiecki dziennikarz Ronald Reng opowiada o sportowcu znanym nam wszystkim z telewizji, ale tak naprawdę... nieznanym nikomu. Najkrócej można o nim powiedzieć tak: w wieku 8 lat trafił z Polski do Niemiec, gdzie wyuczył się zawodu cieśli i został gwiazdą światowej piłki, specjalistą od techniki i gry głową. W jednym z wywiadów Reng powiedział, że Miro był ostatnim piłkarzem z bajki: To chłopak, który mając jeszcze 19 lat był zawodnikiem z okręgówki, jak wielu innych, i pracował na dachach domów. Marzenia o profesjonalnym piłkarstwie wydawały mu się nierealne, a przecież został nie tylko zawodowcem, ale i najlepszym strzelcem w historii reprezentacji Niemiec. TA BIOGRAFIA JEST WAŻNA DLA POLSKIEGO CZYTELNIKA także z innego względu. Odkłamuje piłkarza, przywraca mu honor i godność. Rozbija w pył stereotyp Miro Klose zły Niemiec, co to nie
6 6 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
MIROSLAV KLOSE, GWIAZDA REPREZENTACJI NIEMIEC
kochał Polski i odwracał się od niej plecami. Dobrym Niemcem dla nas był rzekomo tylko Łukasz Podolski. Kiedy więc na stadionie
w Gdańsku gwizdało 40 tys. ludzi (Polska-Niemcy, 6 września 2011, wynik 2:2), Miro nie miał pojęcia, że buczą przeciwko niemu.
Przeżył szok, gdy się o tym dowiedział. Nie miał większego pojęcia, dlaczego polscy kibice tak go traktują – gwiazdę niemieckiej kadry. Szczegóły związane z tamtym meczem i kulisy powstania niechęci do niego, a potem ogromnej wściekłości, Miro ujawnił dopiero w swojej książce. Pamiętacie? Dobry Niemiec Podolski na mistrzostwach Europy w 2008 paradował w koszulce biało-czerwonych, a Klose... no cóż, Klose nie kochał kraju, w którym się urodził i nie chciał z nikim rozmawiać po polsku. Taką propagandą i plotką przez lata karmieni byli polscy kibice. W swojej biografii najlepszy strzelec reprezentacji Niemiec (71 goli) rozprawia się z tą bzdurą. Urodził się w Opolu w 1978. Jego ojciec Józef przyszedł na świat w Sławięcicach, dziś dzielnicy Kędzierzyna-Koźla. Józef był jednym z najwybitniejszych napastników w historii Odry Opole, którą reprezentował w latach 1966‒1978. Strzelił dla niej 39 bramek. Mama Barbara grała w piłkę ręczną. Aż 45 razy wystąpiła w reprezentacji Polski. Niedługo po urodzeniu Mirosława cała rodzina wyjechała do Francji, bo Józef dostał kontrakt w AJ Auxerre (59 meczów, 11 goli). Wrócili w 1984, lecz tylko na 3 lata. Prawdopodobnie z tamtego czasu Miro zapamiętał bloki na opolskim osiedlu Chabry niedaleko stadionu Odry Opole i smak dzieciństwa – śmietankowe lody Śnieżka obłożone z dwóch stron waflami, o których w 2012 opowiadał w wywiadzie dla Die Zeit. Do Kusel, miasteczka pod Kaiserslautern, wyjechali w 1987. Jak wielu Ślązaków, za lepszym życiem. W tym samym wywiadzie Klose nie ukrywał, że
EURO 2012 W POLSCE, MIRO GRA W MECZU NIEMCY-GRECJA
z rodzicami przyjechał do Niemiec jako późny przesiedleniec. Wspominał pobyt w obozie przejściowym we Friedlandzie i oczekiwanie na nową, nieznaną przyszłość w Niemczech. Nieznaną, ale nie tak całkiem obcą, bo przecież rodzice mają niemieckie korzenie. Rodzina osiadła w Kusel w Nadrenii-Palatynacie. Początki nie były łatwe. Mirosław miał wtedy 8 lat. Na pierwszym dyktandzie po niemiecku napisał bez błędów tylko dwa wyrazy: ja i danke. Długo jeszcze nie poznał języka, nauka szła mu opornie. Pozycję wśród rówieśników zdobywał jedynie za pomocą goli, podziwiali talent do piłki tego zamkniętego w sobie chłopaka z Polski. Mimo że rodzice byli sportowcami, postawili mu twarde warunki: Miro będzie mógł grać w piłkę, ale tylko jeśli się wykształci i zdobędzie za-
wód. Nastolatek pracował więc jako cieśla budowlany. – Nie miałem lęku wysokości, za to mocne nogi. Idealne, by łazić po dachach – wspominał. W końcu ojciec zapisał go do akademii piłkarskiej. W 1998 trafił do FC Homburg, a potem do klubu Kaiserslautern. Tam poznał legendarnego Fritza Waltera, mistrza świata z 1954. On, jego brat Ottmar i Horst Eckel, którzy również grał w słynnym finale ze złotą jedenastką Węgier, wspominali często dawne dzieje, a Miro chłonął ich opowieści godzinami. W reprezentacji Niemiec zadebiutował 24 marca 2001 w meczu z Albanią. Gry w reprezentacji Polski w ogóle nie rozważał. Wprawdzie selekcjoner Jerzy Engel jeździł do niego, próbował go przekonać do występów w polskiej drużynie, ale Klose powiedział: nie.
PO KAŻDEJ STRZELONEJ BRAMCE MIRO WYKONYWAŁ W POWIETRZU EFEKTOWNE SALTO
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 7
MIRO STRZELIŁ 71 BRAMEK W 137 SPOTKANIACH ROZEGRANYCH DLA NIEMIECKIEJ REPREZENTACJI
OBRAZ ZIMNEGO NIEMCA WYŁONIŁ SIĘ TAK NAPRAWDĘ Z JEDNEGO ZDANIA, które nie on, lecz jego ojciec wypowiedział pięć lat wcześniej w tabloidzie Fakt. Mirek piłkarsko wychował się w Niemczech i dopiero tam zaczął grać. W Polsce spędził nie więcej niż trzy lata swojego życia, nawet we Francji mieszkał dłużej. Wszystko, co ten chłopak osiągnął w piłce nożnej, zawdzięcza niemieckim zespołom i mnie – powiedział ojciec. A w Fakcie w podpisie pod zdjęciem znalazło się zdanie: Józef Klose: W szkole mówili na niego Niemczor, a w Niemczech – Polak. Sam mówi, że jest Ślązakiem i Europejczykiem. Wkrótce w Süddeutsche Zeitung ukazała się opinia: Jeśli prasa w dalekiej Warszawie pisze, że bez Polaków, Klosego i Podolskiego, reprezentacja Niemiec nie byłaby taka dobra, to oburzenie wśród Ślązaków z niemieckim pochodzeniem jest ogromne. Nagłówek w tekście brzmiał: Ojciec Miroslava Klose nie chce uchodzić za Polaka. Do dyskusji włączyły się inne gazety, między innymi Frankfurter Allgemeine Zeitung, która napisała: Josef Klose denerwuje się na swoją dawną ojczyznę. Komentarze zaczęły się toczyć z prędkością lawiny śnieżnej. Polskie gazety podchwyciły temat i ostro odnosiły się do poszczególnych artykułów z niemieckiej prasy, a Miro, choć nie miał z tym nic wspólnego, stał się przypadkową ofiarą tej nagonki. Zaczęto go wzgardliwie nazywać die Klose (po zmianie rodzajnika – toaleta) i wmawiano opinii publicznej, że zarozumiały piłkarz nie chce mieć nic do czynienia z Polską. To była nieprawda, lecz pogląd, że nie chce rozmawiać po polsku, mocno się utrwalił. I tak Miro wyrósł na wyrzekającego się wła-
6 8 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
snych korzeni aroganta, choć w domu mówił po polsku z żoną Sylwią, Polką, i ze swojego polskiego pochodzenia i polskości nigdy nie robił problemu. Przecież jeszcze w 2002 na mundialu w Azji udzielał wywiadów po polsku. Jednak przed meczem z Polską w Dortmundzie na niemieckim mundialu w 2006 wymsknęło mu się, że jedyne, w czym Polska góruje nad Niemcami, to dziewczyny. A przed Euro 2008, gdy drużyna Leo Beenhakkera znów mierzyła się z Niemcami, rzucił: Nie mogę już słuchać, że zdecydowałem się grać w reprezentacji Niemiec dla pieniędzy i że nie mam honoru. DOPIERO W 2012 NASTĄPIŁO POJEDNANIE. Gdy reprezentacja Niemiec wybierała się do Polski na Euro, za sprawą rzecznika kadry, Haralda Stegnera, piłkarz udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej. To wtedy wyjaśnił: Tu się urodziłem, tu spędziłem część dzieciństwa, tu mam rodzinę. Poza tym moja żona pochodzi z Polski. Z dziećmi rozmawiamy po polsku i po niemiecku. Jak pan słyszy, mój polski jest nie najgorszy, choć czasem wtrącam niemieckie słowa. Nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę. Dopiero jednak biografia piłkarza ma szansę przywrócić sprawiedliwy wizerunek Miro Klose – króla strzelców mistrzostw świata z 2006, wicemistrza świata z 2002 i mistrza świata z 2014. Najskuteczniejszego piłkarza w historii mundiali (16 goli) i najlepszego strzelca reprezentacji Niemiec w historii (71 goli). Miro 1 listopada 2016 oficjalnie zakończył karierę. Dodam od siebie, że nigdy nie był uważany za piłkarskiego geniusza, co najwyżej za genialnego rzemieślnika, ale
to on zdobył na mundialach więcej goli niż Pele, Maradona, Messi i Ronaldo (nawiasem mówiąc, CR7, mimo wielu próśb autora książki, nie zdecydował się na rozmowę o wielkim napastniku Niemiec). I jeszcze jedno konieczne podkreślenie, dla zachowania proporcji: to nie jest książka o Polaku. Jeśli ktoś tak podejdzie do lektury, to się głęboko rozczaruje. To książka o dzieciaku, który trafił do obcego kraju, miał trudności w szkole, ale dzięki piłce nożnej przyjął się w nowym środowisku, a następnie został gwiazdą światowego formatu i legendą. Za podsumowanie niech zaś wystarczy cytat z książki: Miał dwie wyjątkowe cechy, dzięki którym przebił się na szczyt – fantastyczne przyspieszenie na pierwszych metrach i kapitalny strzał głową (…). Jest jednak jeszcze jeden ważny i często pomijany aspekt, który umożliwił mu zrobienie tak wielkiej kariery i który rzuca się w oczy podczas długich rozmów z nim: jego wielka pasja do futbolu. To też jest sztuka i talent: wykonywać swoje obowiązki z wielką radością. Nie każdy to potrafi. W 2018 MIROSLAV KLOSE OTRZYMAŁ TYTUŁ HONOROWEGO OBYWATELA OPOLA. Podobno spośród wszystkich potraw wciąż najbardziej lubi polski bigos. STANISŁAW BUBIN
Ronald Reng, Miro. Oficjalna biografia Miroslava Klose. Przekład Michał Jeziorny, Tomasz Urban. Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2019 (www.zysk.com.pl). Stron 508.
FELIETON
ZAGUBIENI W PRAGNIENIACH
Na początku było słowo... Gdyż właśnie od słowa wszystko się zaczęło, tam wzięło początek każde zjawisko. W tym również fetysz. Czym jest fetysz według słownika? „W religiach pierwotnych to przedmiot, któremu przypisywano siłę magiczną lub przedmiot, dzięki któremu fetyszysta zaspokaja popęd płciowy ”.
N
kimś nieprzewidywalnym porządku i rezultacie. Jesteśmy jak płatki śniegu, idealnie-nieidealni, prawdziwi i nieprawdziwi, czasowi i przemijający jak one po zimie. W epoce fetyszu, nieakceptującej błędów i niedociągnięć, człowiek z trudem godzi się na kompromisy, dlatego nieustannie dąży do ulepszania wszystkiego i wszystkich. Stale też rozwija chęć posiadania – pragnie mieć więcej od innych, zdobywać na własność RZECZY lepsze, piękniejsze, doskonalsze technologicznie. Galopujący konsumpcjonizm znakiem czasów. Lawina rozpędza się, odbiera zdrowy rozsądek. Sukces to stan konta i te nowe zabawki. To nas wyróżnia pośród innych. Kiedyś samochód był oznaką statusu, dziś w każdej rodzinie jest parę aut, dlatego ilość przestała być istotna. Trzeba mieć jakość niedostępną dla innych. Auto z wyższej półki, rzucające się w oczy kolorem lakieru, designem, klangiem silnika, ilością koni...
PRZECIEŻ JESZCZE JEŹDZI! Taki był argument, żeby nie kupować auta nowego, nowszego. To zdanie, kiedyś tak popularne, dawno przestało mieć znaczenie przy wymianie samochodu. Dziś ludzie do szczęścia nie potrzebują auta, które jeździ, bo każde jeździ. Muszą mieć model NAJNOWSZY, który pozwoli im postąpić krok, może nawet dwa kroki bliżej nieba. Nowy lepszy samochód sprawia, że człowiek czuje się bosko. Dlaczego tak się dzieje? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, ale tak działa fetysz. Jedno jest pewne – brak nowej zabawki pozbawia nas atrybutu osoby, której się powiodło. Oznacza więc nieszczęście. Własnoręczne wpisanie się na listę gorszego sortu. Samochody w naszych czasach nie służą tylko do jeżdżenia. Już dawno ich główną funkcją przestało być sprawne przemieszczanie pasażerów z punktu A do punktu B. Dobre auto, dobry znaczek na masce, najdroższa marka to prestiż, spełnienie marzeń, przedmiot doskonały. Inteligentny, skomputeryzowany fetysz rozumieją-
Fot. Dawid Szulkin
ietrudno zauważyć, że fetysz, przynajmniej z definicji, powinien być przedmiotem. Pierwotnie tak było, a czy jest również teraz? Wygląda na to, że oddaliliśmy się od dawnego znaczenia i stworzyliśmy pojęcia własne, znacznie dalej idące. Nie wdając się w szczegóły można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy fetyszystami – i błędu nie będzie – choć każdy w innym stopniu i sensie.
ANGELIKA WICIEJOWSKA cy potrzeby i niezadający pytań. Doskonały właśnie dlatego, że jest przedmiotem, a nie żywą istotą. Wszystko co żywe i naturalne posiada wady, nad którymi nie do końca możemy zapanować. Irytujące, denerwujące... Współczesny człowiek pragnie być panem i władcą wszystkiego materialnego – powołuje do życia wciąż nowe rzeczy, stwarza sztuczne byty wedle własnego upodobania. Chce być bogiem na ziemi. Do przodu pcha go mania nowości i wielkości. Im
WSPÓŁCZESNE FETYSZE KIERUJĄ ŻYCIEM, dyktują warunki, modelują schematy myślenia. Tworzą obiekty i rzeczy święte, do których należy biec na złamanie karku. Ale też fetysze ogłupiają, odbierają zdolność samodzielnego myślenia i rzeczowej analizy. Działają jak drogowskazy w świecie przepychu, gdzie trudno obrać jakiś jasny kierunek. Zagubiliśmy się w pragnieniach. Nie potrafimy odróżniać marzeń i dążeń własnych, naprawdę potrzebnych – od tych, które nam wmówiono.
bardziej sam jest niedoskonały, tym mocniej dąży do stworzenia świata idealnego, rodem z filmów science fiction. Fetyszyzuje rzeczywistość! SAM CZŁOWIEK, PRZYNAJMNIEJ NA TEN MOMENT, jest wciąż dziełem przypadku. Efektem losowego połączenia komórki jajowej i plemnika, nie wiedzieć czemu tej kobiety i tego mężczyzny, a nie akurat innych ludzi, w innym czasie i miejscu. Rezultatem chaotycznego wymieszania genów w ja-
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 6 9
MODA
7 0 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
spring mood wiosenny nastrój
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7 1
7 2 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7 3
concept & photo Magdalena Ostrowicka www.CobraOstra.pl scenery Magdalena Ostrowicka design Janina Wawrzynek / firma JA. DESIGN model Natalia Cieplińska, Julia Chluba, Nadia Żarow Grabowska Models / www.grabowskamodels.pl makeup Ewa Heczko / facebook.com/ewazalotmakeup especially for Lady’s Club www.LadysClub-Magazyn.pl
74 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
RECENZJA
OBCY NASZYCH MARZEŃ
Organizowaliście kiedyś imprezę? Nie raucik , nie garden party, koktajl czy herbatkę dla ciotki Gryzeldy, ale prawdziwą imprezę? Taką, na której pojawić się mogą setki, tysiące osób i na dodatek nie wiemy, kto przyjdzie, z kim, w jakim stanie i jakim zamiarem? Ile rzeczy trzeba zgrać ze sobą, ile ustaleń poczynić, nad iloma sprawami i ludźmi zapanować! Jest wyzwanie, prawda?! A gdyby założyć, że życie na Ziemi to specyficzna, trwająca już czas jakiś impreza? K toś, coś, jakaś siła musiała zadbać o to, żeby do tej „imprezy ” doszło, a potem – by było bezpiecznie.
J
aka to siła? Skąd się wzięła? Skąd wzięliśmy się my, ludzie, i jaką mamy rolę we Wszechświecie? Przebija się pogląd, że kosmos istnieje sam dla siebie, nie zważając na mrowisko ludzkie, które wysyła ku niemu swe tęskne westchnienia. Z drugiej strony wiemy, że z powodu skrajnie niekorzystnych warunków bytowania w kosmosie, nie ma poza Ziemią miejsca dla człowieka i najprawdopodobniej w tym bezmiarze jesteśmy sami. Czyżby więc Wszechświat, tak ogromny nadmiar masy, energii i czasu, pracował na to, aby w jednym miejscu wytworzyć cywilizację rozumną? Taką tezę stawia Marek Oramus, pisarz, dziennikarz, krytyk i popularyzator nauki, dzięki wykształceniu i rozległej wiedzy pewnie prowadzący nas przez gąszcz teorii, twierdzeń, hipotez, o których większość z ludzi nie ma pojęcia, choć łatwo można się było z nimi zetknąć. Wystarczyło w szkole przyłożyć się do fizyki, biologii, geografii, matematyki itp. Teraz możemy w części nadrobić zaległości, sięgając po znakomitą pozycję, przygotowaną na okoliczność przypadającej w 2019 roku 50. rocznicy lądowania na Księżycu. Kulisy tego spektakularnego wydarzenia stanowią punkt wyjścia do fascynującej opowieści, a właściwie serii opowieści o człowieku i Wszechświecie. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że wśród większości widzów, z zapartym tchem śledzących przed półwiekiem telewizyjną relację ze Srebrnego Globu, zapanowała euforia. Słynne zdanie To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości (Neil Armstrong, 21 lipca 1969) zdawało się otwarciem nowego etapu w dziejach Ziemi. Właśnie, zdawało się... Tym większe rozczarowanie, że po upływie półwiecza jesteśmy wciąż w tym samym miejscu. Załogowe programy kosmiczne w zasadzie skasowano, uznając je za zbytkowne fanaberie, a cud lądowania na Księżycu spłynął po ludzkości jak woda po kaczce. Podboje kosmiczne ziemian są skromne. Podróże międzyplanetarne
ADAM ZDANOWSKI (o międzygalaktycznych nie wspominając) pozostają domeną twórców SF, a parafrazując brytyjskiego pisarza Roberta Godwina, wydaje się całkiem prawdopodobne, że ślady kosmonautów z Apolla będą jedynym dowodem świetności, jaki ludzkość pozostawiła na Księżycu.
Marek Oramus, Wszechświat jako nadmiar, Zysk i S-ka Wydawnictwo 2019 (www.zysk.com.pl), str. 448.
Dlaczego, tak się stało? Jedną z możliwych przyczyn, na które wskazuje Oramus, jest upadek mitu o romantyzmie kosmicznych wypraw. Znane nam technologie nie oferują nic innego poza monotonią wieloletnich podróży, bez najmniejszej gwarancji sukcesu. Inną może być, paradoksalny w laicyzujących się społeczeństwach, odwrót od racjonalizmu, widoczny nie tylko w popkulturze (J.K. Rowling czy George R.R. Martin zamiast Lema czy Philipa K. Dicka), ale i w takich rzeczach, jak niechęć do nauk ścisłych czy zdawania matury z matematyki (to przykład z naszego podwórka). W jaki sposób docierać do ludzi z wiedzą o paradoksie Fermiego czy bozonie Higgsa? Jak mówić o kolapsie grawitacyjnym, koniunkcji planet czy Pasach Van Allena? Jak w przystępny sposób objaśnić, czym jest oumuama, a czym terreformowanie? Jak promować niełatwą wiedzę w społeczeństwach, które skoncentrowane są raczej na zabawie i konsumpcji bez umiaru? Może właśnie tak, jak to robi Marek Oramus! Wróćmy do wzmiankowanej we wstępie „imprezki” w klubie znanym jako Błękitna Planeta i sięgnijmy po znane symbole, jak Jowisz i Saturn. Większość z nas kojarzy te czołowe bóstwa z mitologii starożytnych Rzymian. Niektórzy zaawansowani wiekiem mogą przywoływać w pamięci odbiorniki TV z czasów PRL, a jeszcze inni pomyślą o planetach wchodzących w skład Układu Słonecznego. Saturn i jego pierścienie to chyba jedna z najbardziej znanych i charakterystycznych planet w tym układzie. Wiedza o Jowiszu jest bardziej uboga, a tymczasem okazuje się, że to para kosmicznych wykidajłów, którym w dużej mierze zawdzięczamy fakt, że życie, jakie powstało na Ziemi z grubsza 4 mld lat temu, przetrwało do dzisiaj. Wiedzieliście? Nawet jeśli tak, koniecznie powinniście sprawdzić, w jaki sposób Marek Oramus opisał tę historię.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 7 5
KOCHANE BOGINIE, KRÓLOWE, KAPŁANKI, CZARODZIEJKI, CZAROWNICE, WRÓŻKI. MÓWIĘ DO WAS WSZYSTKICH, BEZ WZGLĘDU NA TO, CO I JAK O SOBIE MYŚLICIE I JAK SAME SIĘ NAZYWACIE. MYŚLCIE O SOBIE DOBRZE. TYLKO DOBRZE. JESTEŚMY TU PRZECIEŻ RAZ. TYLKO RAZ DANE SĄ NAM CIAŁA, W KTÓRYCH FUNKCJONUJEMY. DBAJMY I KOCHAJMY SIEBIE. TYLKO KTOŚ, KTO POTRAFI CENIĆ SIEBIE, MOŻE BYĆ PRAWDZIWIE DOCENIONY PRZEZ INNYCH. TO SAMO DOTYCZY MIŁOŚCI: POKOCHAJMY SIEBIE, A SPŁYNĄ NA NAS UCZUCIA INNYCH – I CAŁEGO ŚWIATA. ŻYJMY TAK, JAK BOGINIE, KTÓRYMI JESTEŚMY. W KAŻDEJ Z NAS JEST ICH CZĄSTKA.
Kochajmy siebie i Matkę Ziemię. Zróbmy coś dla niej i dla siebie. CZUŁOŚĆ. Czy traktujesz Matkę Ziemię z czułością? Spójrz, co się z nią dzieje. Przecież wiesz, znasz sytuację. Ma problem z uniesieniem ciężarów, jakimi ją obarczamy. Jest jak my, a my jesteśmy jak Ona. Szkodzą nam smog i sztuczne jedzenie nafaszerowane hormonami. I niszczone bez opamiętania lasy. Tak jak my płacze nad losem mieszkańców mórz i oceanów, po których unoszą się tony plastiku. Nie cierpi ciuchów ze sztucznych włókien, które rozkładają się po tysiącach lat – albo wcale. Czy woła o pomoc? Jasne! Każdego dnia dostajemy od niej sygnały: zmiana klimatu, topniejące lodowce, susze, pożary... Wyliczać dalej? Czy mamy być nadal obojętni? Mamy ukrywać się przed odpowiedzialnością i udawać, że nas to nie dotyczy? Przecież wiemy, że to również nasza sprawa. Tak czy nie? EMPATIA. Co myślicie o tym, by zamiast ubolewać na Facebooku nad losem świątecznych karpi, żubrów, bobrów, dzików i żółwi z żołądkami wypchanymi plastikiem, zrobić coś konkretnego? Może warto zostać eko-działaczką, przystąpić do eko-
76 L A DY ’ S C L U B • N R 6 4 / 2 0 2 0
EWA KASSALA
Fot. Sylwia Stasikowska-Wieczorek
FELIETON
RÓŻOWA MAGIA Nie kupuję przez rok -rebeliantów, założyć kobiecy eko-klub? To nie dla nas? To może trzeba ograniczyć jedzenie mięsa i nie używać plastikowych toreb? Albo zebrać koleżanki czy tylko rodzinę i zamiast bawić się na kolejnej imprezie przy suto zastawionym stole – posadzić 100 drzew. Albo raz w tygodniu, na przykład przez rok, chodzić do schroniska dla zwierząt i sprzątać klatki? Czujemy, że ze światem coś jest nie tak, prawda? I mniej lub bardziej nad tym bolejemy. Jest nam przykro, złościmy się na rządzących, że bezmyślnie szkodzą albo nic lub niewiele w tych sprawach robią i... oczekujemy, że świat sam się naprawi. Kochane, nie wiem jak Wy, ale ja obawiam się, że nasza empatia, płacz nad tygrysami podróżującymi w strasznych warunkach, niewiele zmienią. Modlitwy i dobra energia wysyłana w określonym kierunku mogą, owszem, zdziałać cuda, ale generalnie nie wystarczą. ROZSĄDEK. Bądźmy mądre. Weźmy się do konkretnego działania. Ta dziewczynka,
obojętnie co o niej sądzicie, Greta, dała nam impuls. Może dzięki niej zaczęłyśmy czytać poważne opracowania i słuchać naukowców. Może wiemy już na pewno, że to nie przelewki, a zapewnienia tzw. wielkich tego świata, że zmiany klimatu to bzdura, mają się nijak do prawdy, którą poznajemy coraz bardziej. Poznajemy i boimy się. Boimy się – nie tyle o siebie, bo pewnie damy radę, ale o nasze dzieci i wnuki. Widzimy, jak często chorują i cierpią, ile mają rodzajów alergii, jak ciężko oddycha im się w miastach, szczególnie zimą. Taki świat im zostawimy? DZIAŁANIE. Od dawna słyszę, że na spotkaniach autorskich pojawiam się w tych samych ciuchach. Że na zdjęciach z wyjazdów wciąż jestem w tej samej sukience, tych samych koszulkach i spodniach. Owszem, tak właśnie jest. Nie widzę potrzeby kupowania nowych strojów, gdy „stare” wciąż są jak nowe. I powiem coś dla wielu obrazoburczego: cenię wyroby ze skóry. Nie tylko funkcjonują wieki, ale też, gdybym zdecydowała się je wyrzucić na przykład do eko-jamy w ogrodzie, tej na bioodpady, już po roku nie będzie po nich śladu. Tak, Matka Ziemia ceni to co naturalne. Funkcjonujemy w jednym kręgu życia, także wtedy, gdy stąd odchodzimy. Wymądrzam się? Owszem, trochę. Co więcej, mam propozycję, która może się nie spodobać tym moim koleżankom, które prowadzą sklepy. Ale co tam! Otwórzmy szafy! Mamy w nich ciuchów, które wystarczyłyby nam do końca życia i jeszcze dłużej, czyż nie? Nie kupujmy więc kolejnych. Przestańmy kupować! A jeśli już musimy, to w second handach. Albo umówmy się z koleżankami i powymieniajmy się tym, co mamy. Okropne? Nie, skądże! Postanówmy wspólnie, że od dziś przez rok nie kupimy niczego nowego. Dla dobra Matki Ziemi i naszego własnego. Spróbujecie? Przystąpmy do ekskluzywnego klubu „Nie kupuję przez rok”. Ja już w nim jestem! Zapraszam na moją autorską stronę na Facebooku.