3 minute read

NIE MÓJ WIERZCHOŁEK. LISTY Z MONACHIUM

Wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Gabriel García Márquez, pisarz kolumbijski, laureat Nagrody Nobla 1982

Do Katow ic w padłam na krótko pozałatw iać najw ażniejsze spraw y, odw iedzić znajom ych i Śląskie Targi Książki. Nim dotarłam do Centrum Kongresow ego, jakaś siła zaciągnęła m nie na targ, który nie znajdow ał się po drodze. Nie byłam na nim w ieki. O ile sam e Katow ice zm ieniają się w błyskaw icznie, a centrum m iasta nabrało w yjątkow ego charakteru, o tyle m oje targow isko nic się nie zm ieniło. Spacer po nim to jak pow rót do m łodości. T e sam e stragany, tak sam o poukładane w arzyw a i ow oce, jajka, a naw et suszone plasterki jabłek. Obok kw iaty i drew no do kom inka. U wielbiałam tam chodzić o każdej porze roku i nadal uwielbiam. Nigdy nie zdarzyło mi się być w Katowicach i nie odwiedzić targowiska. Latem kwitnie, zimą grzeje. Tym razem na dworze było chłodno, lecz na straganach wrzało. Głośno, hucznie i wesoło. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Gdzieś w skomputeryzowanym świecie, gdzie młodzi robią zakupy przez internet, a supermarkety dostarczają żywność do domów, istnieje dawny świat mojego dzieciństwa, straganów, przekupek i codziennych spotkań miejscowych. Świat, który powoli odchodzi do lamusa, ale nadal jest i zachwyca. W pośpiechu przemykałam między warzywniakami i z zapartym tchem podziwiałam wystawiony towar. Przyglądałam się suszonym jabłkom i grzybom, obranym włoskim orzechom w woreczkach i świeżym kwiatom. Odetchnęłam z ulgą, że wszystko jest na swoim miejscu i nic się nie zmieniło. Uzmysłowiłam sobie po chwili, że umówiłam się i muszę lecieć. Jaka siła zaciągnęła mnie przed spotkaniem na jarmark? Jak poparzona ruszyłam do wyjścia. Masz czas, zdążysz – powtarzałam sobie w myślach, gdy niespodziewanie usłyszałam znajomy głos: – Aldona?! Dziwne, że z wiekiem ludzie się zmieniają, lecz głos pozostaje taki sam. – To ty? – zdziwiłam się. – Niesamowite! Ile to lat? – przyjaciółka o mało nie podskoczyła z radości. – Już piętnaście – uściskałam ją jak wariatka. – Co ty! Ze dwadzieścia – odparła. – A co tu robisz? – zapytałam, wiedząc, że od lat przebywa we Włoszech. – Mieszkam. Niedaleko. A ty? – Ja też – moja radość nie miała końca, lecz szybko została stłumiona przez poczucie obowiązku: jeśli się nie pośpieszę, to się spóźnię. Pokusa porozmawiania z przyjaciółką była wielka, ale jeszcze większa odpowiedzialność. Szybko wymieniłyśmy się telefonami i umówiłyśmy na wieczór, który przeciągnął się do północy. Na tym jednym spotkaniu się nie skończyło. Nie mogłyśmy uwierzyć w szczęście. Ona wpadła na krótko z Włoch, ja z Niemiec. Ją choroba wygoniła z domu po lekarstwa i szła do apteki na skróty przez targowisko. Mnie nostalgia za dawnymi czasami zaprowadziła w to samo miejsce w tym samym czasie. Wpadłyśmy na siebie, nie szukając się. Ona nie mogła się nagadać, ja słuchałam. Do tej pory zawsze było odwrotnie. Poznałyśmy się, mając po piętnaście lat. Chodziłyśmy do tej samej szkoły. Naszą pasją były języki obce. Jako dziewiętnastolatki biegle władałyśmy trzema. Po maturze nasze drogi rozeszły się, aby po jakimś czasie znowu się skrzyżować. Nasze życie dziwnym trafem przeplatało się co pewien czas. Ona imponuje mi jak nikt inny. Jest panią prezes wielkiej szwajcarskiej firmy, do wszystkiego doszła sama. Nie mogła liczyć na rodziców. Piękna, dumna i inteligentna. Osiągnęła wszystko, co w życiu można osiągnąć. Luksusowy dom, parę mieszkań, jeszcze więcej samochodów. Tylko po to, by dojść do wniosku, że rzeczy materialne nie mają żadnej wartości. Cieszy ją tylko dziecko. Gdy rozstawałyśmy się, powiedziała: – Całe życie wspinałam się na górę, dałam z siebie wszystko. A jak już dotarłam, okazało się, że to nie mój wierzchołek. W życiu tak naprawdę nie chodzi o osiągniecie najwyższego szczytu, ale o samo wspinanie się, o fascynację podróżą, o pasję, która pozwala się rozwijać. Często zdobycie celu nie daje satysfakcji. Wymarzony związek okazuje się pomyłką, a upragniona praca koszmarem. Każdy z nas ma inne potrzeby i pragnienia. Każdemu podoba się coś innego i w czymś innym znajduje spełnienie. Każdy choć raz chciałby być na szczycie, aby powiedzieć: byłem, widziałem, przeżyłem. Nieuleczalnie chory Gabriel García Márquez w pożegnalnym Liście do przyjaciół napisał: Tylu rzeczy nauczyłem się od Was... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Wyznaczajmy więc sobie cele, snujmy marzenia i cieszmy się z ich realizacji, lecz nie traćmy zdrowia i radości ducha, jeśli nie uda nam się wejść na szczyt. Bo a nuż okaże się, że tonie nasz wierzchołek. ALDONA LIKUS-CANNON Fot. Patrycja Mazurek

Advertisement

This article is from: