LISTY Z MONACHIUM
NIE MÓJ WIERZCHOŁEK Wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Gabriel García Márquez, pisarz kolumbijski, laureat Nagrody Nobla 1982
Do Katowic wpadłam na krótko pozałatwiać najważniejsze sprawy, odwiedzić znajomych i Śląskie Targi Książki. Nim dotarłam do Centrum Kongresowego, jakaś siła zaciągnęła mnie na targ, który nie znajdował się po drodze. Nie byłam na nim wieki. O ile same K atowice zmieniają się w błyskawicznie, a centrum miasta nabrało wyjątkowego charakteru, o tyle moje targowisko nic się nie zmieniło. Spacer po nim to jak powrót do młodości. Te same stragany, tak samo poukładane warzywa i owoce, jajka, a nawet suszone plasterki jabłek . Obok kwiaty i drewno do kominka.
Fot. Patrycja Mazurek
U
wielbiałam tam chodzić o każdej porze roku i nadal uwielbiam. Nigdy nie zdarzyło mi się być w Katowicach i nie odwiedzić targowiska. Latem kwitnie, zimą grzeje. Tym razem na dworze było chłodno, lecz na straganach wrzało. Głośno, hucznie i wesoło. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Gdzieś w skomputeryzowanym świecie, gdzie młodzi robią zakupy przez internet, a supermarkety dostarczają żywność do domów, istnieje dawny świat mojego dzieciństwa, straganów, przekupek i codziennych spotkań miejscowych. Świat, który powoli odchodzi do lamusa, ale nadal jest i zachwyca. W pośpiechu przemykałam między warzywniakami i z zapartym tchem podziwiałam wystawiony towar. Przyglądałam się suszonym jabłkom i grzybom, obranym włoskim orzechom w woreczkach i świeżym kwiatom. Odetchnęłam z ulgą, że wszystko jest na swoim miejscu i nic się nie zmieniło. Uzmysłowiłam sobie po chwili, że umówiłam się i muszę lecieć. Jaka siła zaciągnęła mnie przed spotkaniem na jarmark? Jak poparzona ruszyłam do wyjścia. Masz czas, zdążysz – powtarzałam sobie w myślach, gdy niespodziewanie usłyszałam znajomy głos: – Aldona?! Dziwne, że z wiekiem ludzie się zmieniają, lecz głos pozostaje taki sam. – To ty? – zdziwiłam się. – Niesamowite! Ile to lat? – przyjaciółka o mało nie podskoczyła z radości. – Już piętnaście – uściskałam ją jak wariatka. – Co ty! Ze dwadzieścia – odparła. – A co tu robisz? – zapytałam, wiedząc, że od lat przebywa we Włoszech. – Mieszkam. Niedaleko. A ty? – Ja też – moja radość nie miała końca, lecz szybko została stłumiona przez poczucie obowiązku: jeśli się nie pośpieszę, to się
ALDONA LIKUS-CANNON spóźnię. Pokusa porozmawiania z przyjaciółką była wielka, ale jeszcze większa odpowiedzialność. Szybko wymieniłyśmy się telefonami i umówiłyśmy na wieczór, który przeciągnął się do północy. Na tym jednym spotkaniu się nie skończyło. Nie mogłyśmy uwierzyć w szczęście. Ona wpadła na krótko z Włoch, ja z Niemiec. Ją choroba wygoniła z domu po lekarstwa i szła do apteki na skróty przez targowisko. Mnie nostalgia za dawnymi czasami zaprowadziła w to samo miejsce w tym samym czasie. Wpadłyśmy na siebie, nie szukając się. Ona nie mogła się nagadać, ja słuchałam. Do tej pory zawsze było odwrotnie. Poznałyśmy się, mając po piętnaście lat. Chodziłyśmy do tej samej szkoły. Naszą pasją były języki obce. Jako dziewiętnastolatki biegle władałyśmy trzema. Po maturze nasze drogi rozeszły się, aby po jakimś
czasie znowu się skrzyżować. Nasze życie dziwnym trafem przeplatało się co pewien czas. Ona imponuje mi jak nikt inny. Jest panią prezes wielkiej szwajcarskiej firmy, do wszystkiego doszła sama. Nie mogła liczyć na rodziców. Piękna, dumna i inteligentna. Osiągnęła wszystko, co w życiu można osiągnąć. Luksusowy dom, parę mieszkań, jeszcze więcej samochodów. Tylko po to, by dojść do wniosku, że rzeczy materialne nie mają żadnej wartości. Cieszy ją tylko dziecko. Gdy rozstawałyśmy się, powiedziała: – Całe życie wspinałam się na górę, dałam z siebie wszystko. A jak już dotarłam, okazało się, że to nie mój wierzchołek. W życiu tak naprawdę nie chodzi o osiągniecie najwyższego szczytu, ale o samo wspinanie się, o fascynację podróżą, o pasję, która pozwala się rozwijać. Często zdobycie celu nie daje satysfakcji. Wymarzony związek okazuje się pomyłką, a upragniona praca koszmarem. Każdy z nas ma inne potrzeby i pragnienia. Każdemu podoba się coś innego i w czymś innym znajduje spełnienie. Każdy choć raz chciałby być na szczycie, aby powiedzieć: byłem, widziałem, przeżyłem. Nieuleczalnie chory Gabriel García Márquez w pożegnalnym Liście do przyjaciół napisał: Tylu rzeczy nauczyłem się od Was... Nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę. Wyznaczajmy więc sobie cele, snujmy marzenia i cieszmy się z ich realizacji, lecz nie traćmy zdrowia i radości ducha, jeśli nie uda nam się wejść na szczyt. Bo a nuż okaże się, że to nie nasz wierzchołek.
N R 6 4 / 2 0 2 0 • L A DY ’ S C L U B 51