11 minute read

AGATA BIZUK AUTORKA: PIELĘGNUJĘ W SOBIE MAŁĄ DZIEWCZYNKĘ

PIELĘGNUJĘ W SOBIE MAŁĄ DZIEWCZYNKĘ WIDZIANE Z DUBLINA

Z AGATĄ BIZUK, AUTORKĄ POCZY TNYCH POWIEŚCI OBYCZAJOWYCH, W T YM NAJNOWSZEJ, ZIELONA 13, WYDANEJ W ST YCZNIU 2020 PRZEZ WYDAWNICT WO DRAGON W BIELSKU-BIAŁEJ, ROZMAWIA STANISŁAW BUBIN

Advertisement

Zanim zaczniemy rozmowę o twojej najnowszej powieści, Zielona 13, musimy się lepiej poznać. Jakie losy zawiodły cię do Irlandii i co, poza pisaniem, robisz w Dublinie? Do Dublina wyjechaliśmy, jak większość rodaków, na fali emigracji w 2006. Któregoś razu zarezerwowaliśmy bilety, zaraz po skończeniu studiów, spakowaliśmy po jednej walizce i wylecieliśmy w nieznane. Mieliśmy wynajęty przez internet pokój w domu, gdzie mieszkali Polacy, i tak naprawdę na tym skończyły się nasze przygotowania do życia w nowym kraju. Zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. W założeniu mieliśmy zostać rok i wrócić, ale jakoś nam się przeciągnęło i zapuściliśmy korzenie. Zawodowo jestem specjalistą do spraw zarządzania zasobami ludzkimi i pracuję dla sieci klinik dentystycznych. A po pracy... cóż, głównie stoję w korkach. Niestety, Dublin jest bardzo zatłoczony, więc kolejne pół etatu zajmują mi dojazdy. Na uprawianie życia towarzyskiego nie zostaje mi zbyt wiele czasu, zwłaszcza że mam rodzinę, no i moje ukochane pisanie.

Wyznałaś gdzieś, że piszesz, bo musisz. Skąd ten przymus? Dlaczego upodobałaś sobie powieści obyczajowe – gatunkowo bardziej jako powieści społeczne niż romanse, choć wątków miłosnych w nich nie brakuje. Piszę w zasadzie od zawsze. Już w podstawówce ciągnęło mnie do wymyślania i spisywania różnych historii. Potem, po szkole średniej, przez kilka lat pracowałam jako dziennikarka, próbowałam też zostać blogerką, a nawet zaczęłam pisać książkę. Wszystko zapisywałam na dyskietce 3,5”, której nie da się otworzyć. Powieści obyczajowe są mi chyba najbliższe. Lubię obserwować ludzi, patrzeć, jak się zachowują i zastanawiać, co nimi kieruje. Takie studium człowieka przekłada się potem na pisanie. Moje książki są o zwykłym życiu i zwykłych ludziach, a wokół nas nie brakuje zarówno dramatów, jak i romansów. Marzy mi się jednak napisanie kryminału. Jestem wielką fanką „krwi i flaków”, ale do konstruowania takich fabuł muszę się wiele nauczyć. Na pewno kiedyś spróbuję. Sama jestem ciekawa, co z tego wyniknie.

Kilka słów na temat techniki pisarskiej, warsztatu, nawyków, rozkładu dnia... Jak zaczęło się twoje pisanie? Od namowy rodziny, przyjaciół? Z potrzeby we

wnętrznej? I co jeszcze, prócz tworzenia, cię zajmuje? Moje poważne pisanie zaczęło się na urlopie macierzyńskim. Mieszkaliśmy w Irlandii od kilku lat, ale to były czasy, kiedy dostęp do książek w języku polskim nie był jeszcze tak powszechny, więc nie miałam co czytać. Żeby dać upust emocjom związanym z książkami, postanowiłam coś napisać. Nikomu nie mówiłam, zwyczajnie było mi wstyd. Zwierzyłam się tylko jednej osobie, Michałowi Wyszowskiemu, wałbrzyskiemu dziennikarzowi, z którym kiedyś pracowałam. Michał wydał swoją książkę Na lewej stronie świata i to on dopingował mnie najbardziej. Dzięki niemu dowiedziałam się, do kogo napisać, żeby książkę wydać, wspierał mnie i namawiał. I krzyczał czasem, jak to on, żebym brała się do roboty. Niestety, Michała nie ma już wśród nas, ale to dzięki niemu odważyłam się pokazać moje pisanie innym i dzięki niemu jestem teraz gdzie jestem. Zawsze będę mu bardzo, bardzo wdzięczna. Na pisanie, niestety, nie mam zbyt wiele czasu. Codziennie wychodzę do pracy o 7 i wracam około 19, więc cały dzień jestem poza domem. Dlatego piszę wtedy, kiedy mam czas i siłę. Wymyślam historie na bieżąco i staram się je chować do szufladki w głowie, żeby o nich nie zapomnieć. Siedzą we mnie, dopóki nie przeleję ich na papier. Miętolę i przetwarzam je w głowie, nim się ich nie pozbędę. Z systematycznością u mnie ciężko. Czasami po ciężkim dniu zasypiam w ciągu kilku sekund, a potem mam wyrzuty sumienia, że nic nie napisałam.

Czy już możesz powiedzieć Mój zawód – pisarka, czy też książka życia dopiero przed tobą? Słowo pisarka ma dla mnie ogromny ładunek emocjonalny i bronię się, kiedy ktoś mnie tak nazywa. Jakoś nie czuję, żebym dorosła do bycia pisarką i zasłużyła na to miano, więc zwykle mówię: autorka. Obiecałam sobie, że zacznę nazywać się pisarką po piątej premierze, więc to już niedaleko. Na razie jestem autorką i tego się trzymam. Bardzo chciałabym, żeby pisanie, oprócz pasji, stało się moim zawodem i mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła wpisywać w rubryce zawód słowo pisarka. Co do książki życia – każda kolejna taką jest. Cały czas się uczę, rozwijam i ciągle odkrywam w sobie kolejne pokłady pomysłów. Szlifuję też warsztat. Jestem pewna, że książką mojego życia będzie ta następna! A potem kolejne.

W jakich kategoriach traktujesz swoje pisarstwo? Zawodowych czy jako lekarstwa dla duszy? A może baśni ku pokrzepieniu? Przetwarzasz życiowe doświadczenia własne i znajomych, czy zdajesz się wyłącznie na wyobraźnię i fikcję? Moje książki to stuprocentowa fikcja. Oczywiście korzystam z zaobserwowanych sytuacji, czasami podsłuchuję ludzi, ale na pewno nie przetwarzam doświadczeń własnych ani cudzych. Nawet jeśli jestem świadkiem jakiejś sytuacji albo usłyszę coś zabawnego, nigdy nie przekładam tego w całości. Zwykle na tym buduję pomysł i dopiero go opisuję. W Zielonej 13 nie ma sytuacji, która przydarzyła się komukolwiek z mojego otoczenia ani też nie korzystałam z czyichś doświadczeń. Za to w każdej mojej książce jest pewien powtarzający się schemat. Może ktoś już dostrzegł, że przemycam moje miasto kawałek po kawałku? Czasem jest to piekarnia u pani Ani z najlepszymi na świecie bułkami z przedziałkiem, czasami opis okolicy, w Narzeczonej był plebiscyt na najlepszego biznesmena organizowany w Wałbrzychu, a w Zielonej 13 moja kamienica. W książce może te kawałki miasta nie wyglądają dokładnie jak w rzeczywistości, ale większość szczegółów się zgadza, z opisem zakładu snycerskiego włącznie. Tylko sąsiedzi są inni. Mimo że mieszkam daleko, myślami i sercem zawsze jestem w Polsce, w moim Wałbrzychu, i cieszę się, że miasto tak pięknie się rozwija. cej niż inni, więc i nie miał czego zazdrościć. Teraz jest inaczej. Sąsiadów właściwie nie znam, jedynie tych najbliższych, o całej reszcie nie mam pojęcia. Mój mąż rozpoznaje ich po samochodach, a ja najczęściej nie wiem, o kim mówi. Nikt się nikim nie interesuje. Gdyby coś się komuś stało, mało kto by zareagował. Większość się nie wita, przechodząc obok. To smutne, ale tak teraz wygląda nasze życie. Nie staramy się dbać o sąsiedzkie relacje, jesteśmy zabiegani, a tym samym coraz bardziej samotni.

Twoja sztuka pisarska jest obrazowa. Gdy czytałem Zieloną 13, widziałem fabułę. To niemal gotowy scenariusz filmu obyczajowego. Nie kusi cię, by zaistnieć w telewizji? Ach, oczywiście! Chyba każdemu autorowi marzy się, żeby jego książka została przetworzona na obraz. Kiedy piszę, wyobrażam sobie, jak to wszystko mogłoby wyglądać, pokazuję czytelnikom świat widziany moimi oczami. Może nie zostawiam wyobraźni zbyt wielkiego pola manewru, ale staram się jak najwierniej odtworzyć to, co mam w głowie i co widzę przed oczami. Jestem

Stworzyłaś w Zielonej 13 studium pewnej zbiorowości, galerię osób poszukujących bliskości innych, miłości. Trochę ci mieszkańcy kamienicy przypominają bohaterów popularnych seriali: raz Domu, innym razem Alternatyw 4. Od początku miałaś zamiar zaprezentowania samotności w tłumie? Świat pędzi tak szybko, że większość z nas jest samotna. Kiedy byłam dzieckiem, w naszej okolicy każdy znał każdego. Nie tylko od plotkarskiej strony, ale od takiej zwykłej, życiowej. Moja mama zawsze wiedziała, kto w kamienicy potrzebuje pomocy, kto jest chory i komu trzeba przynieść zakupy. Sąsiedzi wspólnie cieszyli się z każdego ślubu, razem świętowali imieniny i równie mocno przeżywali pogrzeby. Odkąd pamiętam, działała u nas niezwykła „poczta” – wystarczyło wyjść na balkon i zawołać sąsiada po imieniu, żeby natychmiast się odezwał. Oczywiście, jedni plotkowali na drugich, ale to były akurat czasy, że nikt nie miał wię

KONKURS Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dragon w Bielsku-Białej (www.wydawnictwo-dragon.pl) mamy dla Was 4 egzemplarze powieści Agaty Bizuk Zielona 13. Otrzymają je Czytelniczki, które pierwsze odpowiedzą na pytanie: Z jakimi ulicami w Wałbrzychu, rodzinnym mieście autorki, łaczy się prawdziwa Zielona?

Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

ciekawa, jak mógłby wyglądać film stworzony na podstawie mojej książki? Byłoby to doskonałe doświadczenie.

Każda postać w książce skrywa jakąś tajemnicę i nosi maskę. Ale mam wrażenie, że przekaz brzmi: zło nie zawsze jest złem, a dobro – dobrem. Nie oceniajmy szybko i pochopnie, człowiek to konstrukcja nieschematyczna, nikt nie składa się z samych wad czy zalet. Czy o to chodziło? Miłość zawsze utoruje sobie drogę przez wszystkie przeszkody? Nie lubię oceniać innych i nie lubię, kiedy ktoś mnie ocenia. Tak naprawdę nasze życie składa się z malutkich elementów, zdarzeń, wspomnień i przeżyć, o których inni nie mają pojęcia. Nasze wybory są podyktowane wiedzą i doświadczeniem. To, co dla nas jest logiczne, innym może wydawać się głupie. Nic nie jest takie, jakie się może innym wydawać. Trochę przeżyłam i zetknęłam się z różnymi sytuacjami, ale cały czas naiwnie wierzę w ludzi i w to, że nie każdy jest do końca zły. Nic nie jest tylko białe albo czarne, każdy ma jakąś historię, która determinuje jego losy. U moich bohaterów również tak jest. Najbardziej lubię Romana, człowieka, którego większość z góry by przekreśliła. A Roman po prostu dużo przeżył, przez lata obudował się pancerzem, który pozwala mu grać twardziela. A naprawdę chce być samotny. Nie wiem, jak to jest z miłością, nie jestem specjalistką, ale wierzę, że dobro rodzi dobro. Czasami wystarczy iskierka, żeby odmienić drugiego człowieka.

Jakie masz relacje z czytelnikami? Pytają o dalsze losy bohaterów i sugerują tematy? Uwielbiam moich czytelników! Są ze mną zawsze, od początku tworzenia książki aż po jej koniec. Wspierają mnie i cieszą się ze mną. Nie jestem typem celebrytki i słabo się czuję, gdy ktoś mówi do mnie per pani. Jestem zwykłą Agatą, taką z sąsiedztwa. Wstaję rano do pracy, przeklinam parszywą pogodę i cieszę się, gdy uda mi się kupić ciuch na wyprzedaży. Staram się kumplować z moimi czytelnikami i nie dać im odczuć, że jestem ponad, bo tak nie jest. Oczywiście czytelnicy pytają o dalsze losy bohaterów, podpowiadają mi różne rzeczy. Na przykład Kasia wymyśliła wstążeczki na rękach czworaczków, a Asia podpowiedziała mi Radea, który miał być Kamilem, ale przecież Radeo pasuje do niego idealnie. Większość pomysłów rozwijam, przetwarzam i umieszczam w książkach, bo są świetne, więc dlaczego nie? Dla mnie pisanie to zabawa, dawanie innym radości. Ludziom jest miło, kiedy zobaczą swoje pomysły w książce.

Czy możesz pokusić się o definicję szczęścia? Możemy być szczęśliwi w oceanie brutalności, agresji, hejtowania, rozpolitykowania? Moja recepta na szczęście brzmi: nie przejmuj się rzeczami, na które nie masz wpływu. Potrafię jednak efektownie marudzić, czasem potrzebuję, żeby pogłaskać mnie po głowie, kiedy życie obchodzi się ze mną wyjątkowo brutalnie, ale generalnie staram się patrzeć na świat pozytywnie. Bo po co się denerwować? Życie jest za krótkie na nerwy, a przecież jest jeszcze tyle fajnych rzeczy do zrobienia! Są momenty, że nie wyrabiam, ale wtedy stresuję się do środka, nie widać tego po mnie, co, niestety, odbija się na moim zdrowiu. Po dużym stresie zwyczajnie zaczynam chorować, ale na to też nie mam wpływu. Wtedy mówię sobie: będzie dobrze. Wypłaczę swoje, otrzepuję się, wstaję i idę dalej. Może za rogiem czeka rozwiązanie mojego problemu. Jedyne, co mnie boli, to czas, kiedy tracę najbliższych. Wtedy żadne zaklęcia nie pomagają. Ale też trzeba się w końcu pozbierać i iść dalej, z cudnymi wspomnieniami i wiarą, że jeszcze może być pięknie. Hejt, agresja i brutalność zawsze już chyba będą w naszym życiu. I to kolejna rzecz, na którą nie mamy wpływu, więc nie warto się przejmować. Choć z drugiej strony nie wolno pozwalać nikomu, żeby w jakikolwiek sposób nas krzywdził.

Dlatego w twojej książce jest więcej dobra niż zła, wiary w pozytywne emocje, w życiową energię, w uczucia łączące ludzi. Stąd przekonanie, że dobro i szczęście muszą zwyciężać, mimo przeciwności losu? Że harmonia w kontaktach z innymi jest najważniejsza? Mam za sobą parę lat i doświadczeń nie zawsze przyjemnych, ale gdzieś tam pielęgnuję w sobie tę małą dziewczynkę, która wierzy, że życie jest piękne, a ludzie dobrzy. Poza tym dużo łatwiej iść przez życie z uśmiechem, niż być wiecznie niezadowolonym.

Nie poczujesz się urażona, gdy powiem, że Zielona 13 to czytadło o miłości, macierzyństwie, tęsknotach i marzeniach? I że nawet sklep monopolowy (sorry, atelier z trunkami) może je wyzwolić? Postaci są zwykłe, jak większość z nas. Nie ma bohaterów nadzwyczajnych ani podziału na charaktery białe i czarne. Nie ma brutalnych wątków kryminalnych ani szczególnego draństwa. Czy zwykłe, choć poplątane losy mogą być atrakcyjne? W życiu! Nie aspiruję do bycia wieszczką narodową ani drugą Olgą Tokarczuk. Tak, moje książki to czytadła na jeden wieczór i jestem z tego dumna. Wielcy pisarze niech tworzą wielkie dzieła, a ja się skupiam na dostarczaniu rozrywki. Piszę o zwykłych ludziach, dla zwykłych ludzi. I to jest atrakcyjne, oczywiście. Każdy lubi poczytać o celebrytach, superbohaterach i jednostkach wybitnych. Ale potem i tak wszyscy wracają do własnego, czasami poplątanego życia i obserwowania sąsiadów zza firanki. Tak już mamy. Skoro sąsiad kupił nowy samochód, to ja nie mogę? Czasami zazdrościmy, czasami się cieszymy, a kiedy indziej życzymy innym wszystkiego najgorszego, bo musimy się dowartościować. Jak się przeczyta, że żona Szczepana znalazła sobie młodszego, a sąsiadka z góry znów zalała mu łazienkę, to z jednej strony współczuje się biednemu Szczepanowi, a z drugiej zapomina o własnych kłopotach, bo w tym momencie ktoś ma gorzej od nas. Nie piętnuję tego, tacy jesteśmy, tak po prostu mamy.

Nad czym teraz pracujesz? Czym nas jeszcze zaskoczysz? Niestety, nie mogę zdradzić, ale obiecuję, że to będzie coś zdecydowanie innego, choć w moim stylu. Mam nadzieję, że się wszystkim spodoba.

Dziękuję za rozmowę. Ijadziękuję. Pozdrawiam czytelników magazynu Lady’s Club.

AGATA BIZUK Autorka mieszkająca i pracująca w Dublinie. W 2012 roku wydała debiutancką książkę Piątek trzynastego. Napisała powieści Emigrantka, Narzeczona z second-handu i Zielona 13. Optymistka ze skłonnościami do marudzenia. Kocha ludzi i rollercoastery. Prywatnie mężatka, ma synka, kota i psa. Urodziła się w Wałbrzychu na Dolnym Śląsku, na stałe mieszka w Irlandii.

This article is from: