8 minute read
KAŻDA GŁOWA JEST DLA MNIE RZEŹBĄ MÓWI MONIKA SZUTA Z ATELIER MAROMI
KAŻDA GŁOWA JEST DLA MNIE RZEŹBĄ
MÓWI MONIKA SZUTA, WŁAŚCICIELKA ATELIER FRYZJERSKIEGO MAROMI W BIELSKU-BIAŁEJ
Advertisement
Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie włosem, fryzjerstwem, trychologią?
Zaczęło się to u mnie w wieku szkolnym, jeszcze w podstawówce, gdy dorabiałam sobie jako pomoc fryzjerska. Wtedy zakochałam się w tym zawodzie. Później były szkoła zawodowa i liczne szkolenia. Wciąż poszukiwałam możliwości dowiadywania się więcej o tym fachu. Potem była szkoła średnia i wyższa. Sześć lat temu zainteresowałam się trychologią. Powiem wprost, że z konieczności. Zachorowałam, zaczęły mi wypadać włosy, aż wypadły całkiem. Odwiedzałam dermatologów, ale niewiele mogli mi pomóc. A łysa fryzjerka nie wygląda zbyt dobrze, nie chciałam się nieustannie tłumaczyć klientom. Wtedy postanowiłam pojechać do Warszawy, do Małgorzaty Golińskiej, specjalisty w dziedzinie trychologii, której firma Hair-Derm jest wyłącznym dystrybutorem na Polskę i Wielką Brytanię innowacyjnych preparatów dermotrychologicznych Kapyderm. Powoli odbudowałam sobie włosy i zaczęłam się szkolić, najpierw na sobie. Kolejny etap nauki zaczął się u dr hab. n. med. Aleksandry Szlachcic z Krakowa, która w 2001 roku została honorowym członkiem North American Clinical Dermatologic Society i która prowadzi Akademię Dermotrychologii. Krakowska akademia powstała przy współpracy z Kapyderm Polska i kliniką Medistica, a jej opiekunem medycznym jest właśnie dr Aleksandra Szlachcic. Po akademii szkoliłam się również w bielskiej Klinice Chirurgii Plastycznej Dr Sirek MedCosmetic, miałam tam praktyki z kosmetologii. Dążenie do poszerzania wiedzy, poznawania nowych technik, szkolenia się i podnoszenia kwalifikacji jest u mnie nieustające. To po prostu pasja.
Wiedza trychologiczna przydaje ci się na co dzień w twoim salonie? Czy też bardziej skupiasz się na stylizacjach?
Fryzjerstwo nadal jest moją miłością. Tym głównie się zajmuję. Ale żeby być dobrym fryzjerem, trzeba w ten zawód włożyć coś więcej. Wiedzę. Nie tylko prostą umiejętność nakładania farby czy tworzenia mieszanek kolorów, żeby uzyskać określone odcienie, ale właśnie wiedzę, jak na przykład postępować z klientem, który ma skórę głowy zaatakowaną przez chorobę. Jak mogę mu pomóc. Fryzjerstwo współczesne jest na wysokim poziomie. Dobry fryzjer musi mieć wiedzę trychologiczną, ponieważ przypadłości skóry, ze względu na rozwój cywilizacji, zatrucie środowiska, złą dietę, jest coraz więcej. Cieszy mnie fakt, że ludzie z chorobami skórnymi czują się u mnie bezpiecznie, nie krępują się, przychodzą chętnie. Pracuję na preparatach antyalergicznych, mogę farbować klientów z łuszczycą, łysieniem i różnymi znamionami. Nie boję się wyzwań, bo wiem, jak sobie z nimi radzić. A kiedy widzę, że potrzebny jest dermatolog, tak długo „męczę” klientkę, póki nie zdecyduje się na wizytę u lekarza specjalisty. Ostatnio miałam osobę, która nie miała świadomości pojawienia się na skórze znamion nowotworowych. Wizyta u onkologa z wczesnym stadium raka uchroniła ją przed poważniejszymi konsekwencjami. To duża radość, że mogłam pomóc. Fryzjer powinien dążyć nie tylko do tego, żebyśmy pięknie wyglądali. Nim wspólnie osiągniemy piękno, musimy być zdrowi.
Twój zakład jest znany w Bielsku-Białej, żeby nie powiedzieć – oblegany. Powiedz, co twoim zdaniem leży u podstaw tej popularności?
Odpowiedź jest prosta: ludzie czują i widzą, że kocham to, co robię. To jest tajemnica sukcesu. Nie prowadzę typowego zakładu fryzjerskiego. Uczyłam się starego fryzjerstwa: z klasą, z charakterem, z duszą. I przy tym starym fryzjerstwie z klasą pozostałam. Liczy się nie tylko to, że ludzie przychodzą do mnie robić fryzury. Ważne są otoczenie, klimat, atmosfera. Wokół mojego salonu stworzyła się pewna społeczność, panuje w nim klimat rodzinny, familiarny. Każdy czuje się u mnie dobrze. Ludzie nie idą do fryzjera, lecz do koleżanki, by porozmawiać, pozwierzać się.
U ciebie jest sympatycznie, to fakt. Dla każdego masz czas, nikt się nie spieszy, nikt nikogo nie pogania, wizyta ma charakter towarzyski. No i ważne jest to, że szkolisz też uczniów, dajesz młodzieży szansę.
Kształcimy młodzież ze szkół zawodowych w Bielsku-Białej i pracujemy z młodzieżą z pewnymi dysfunkcjami z ośrodka w Czechowicach-Dziedzicach. Klienci nie mają problemu, że zajmują się nimi dzieciaki z lekkimi zaburzeniami, które czasami zrobią coś nie tak. Mój mąż pracuje w Norwegii, odwiedzam go czasami i widzę, że tam
STYLISTKA NIE STRZYŻE KLASYCZNIE, NIE JEST ZWYKŁYM BARBEREM
w salonach fryzjerskich pracują młodzi ludzie z zespołem Downa. Nie wykluczam, że w przyszłości, kiedy rozwinę salon w nowej siedzibie, u mnie też tak będzie. Trzeba pomagać. To są osoby bardzo oddane swojej pracy, wykonują ją z sercem, cieszą się z możliwości bycia użytecznym. Kiedyś usłyszałam, że nad drzwiami mojego zakładu powinien być napis „Ochronka”. Zazwyczaj nie odmawiam, gdy słyszę prośby o pomoc w zatrudnieniu takich osób, choć wymaga to troski i zaangażowania. Ja ich uczę nie tylko fryzjerstwa – często uczestniczę w ich problemach, pomagam w rozwiązywaniu kłopotów. Z wieloma takimi osobami mam kontakt do dziś. Dla mnie najważniejsze jest to, że ci uczniowie nabierają wiary w siebie, stają na nogi. Przychodzą zahukani, wystraszeni, niekiedy krzywdzeni i poniżani przez rówieśników, traktowani jako gorsi... A potem rozkwitają, upewniają się co do swojej wartości, patrzą na siebie inaczej. Niektórzy na pewno nie będą fryzjerami, mogą co najwyżej pomagać w salonach, ale wiara w siebie, jaką u mnie zdobywają, jest czymś najlepszym, co mogę im dać. Z tego jestem dumna. Zawsze jest dużo łez i wzruszenia, gdy kończą u mnie kursy i praktyki, lecz to mnie cieszy, ja tym żyję, mam satysfakcję, że pomogłam.
W połowie lutego zorganizowałaś w Sali Redutowej pasażu Pod Orłem galę Atelier Fryzjerskiego Maromi. Kolejną zresztą. Po co te gale, dla kogo? Dlaczego ci się chce je robić? Przecież zakład jest popularny, nie musisz go promować.
I nie o promocję chodzi. Gala była dla klientów salonu, nie sprzedawałam na nią biletów. Chodziło mi o podziękowanie ludziom, którzy są ze mną, wspierają mnie, przyjaźnią się, należą do wielkiej rodziny Maromi. I tolerują moich uczniów, mają dla nich dużo serca. Bawimy się, organizujemy pokazy mody, występy artystyczne a modelami są moi stali klienci. Przy okazji, bo to ważne, mamy zawsze jakiś cel charytatywny. Od pięciu lat jest ze mną Fundacja
MONIKA SZUTA ZAMIERZA OTWORZYĆ KLINIKĘ WŁOSA, W KTÓREJ ROZWINIE TRYCHOLOGIĘ
Pomaluj Nasz Świat. Tegoroczny event zorganizowany został na rzecz Lilianki i Stasia, podopiecznych fundacji, a prowadził go znany aktor Kuba Abrahamowicz. Staś ma 5 lat i bardzo stara się dogonić rówieśników. Jest dzieckiem urodzonym w zamartwicy, ma obniżone napięcie mięśniowe i więzadłowe, które utrudniają mu życie. Wymaga pomocy w najprostszych czynnościach i ciągle uczy się mówić. Wymaga dalszej rehabilitacji ruchowej i logopedycznej. Z kolei Lilianka urodziła się trzy lata temu z rzadką chorobą genetyczną – zespołem TAR, który charakteryzuje się małopłytkowością krwi i brakiem kości promieniowych w obu rączkach. Kilkukrotne przetaczania krwi, długi pobyt w klinice w Zabrzu, pełna mobilizacja lekarzy sprawiły że Lilianka jest dziś z nami. Po operacji rączek czeka ją operacja nóżek.
Współpracujesz też z Bielską Wyższą Szkołą im. Józefa Tyszkiewicza, jesteś studentką tej uczelni...
Tak, w tym roku się bronię. Jestem również przewodniczącą Samorządu Szkolnego. Studentki kierunku Kosmetologia BWS mocno mnie wspierały w czasie gali, malując modelki i modeli do pokazu fryzjersko-modowego. Udział w imprezie wzięły także posłanka Mirosława Nykiel, rektor BWS, Ewa Madoń, oraz najbardziej obecnie znana studentka tej uczelni, Magdalena Kasiborska, Miss Polski. Pokazy fryzur i makijażu, połączone z artystycznymi występami, stanowiły sedno imprezy. Wystąpili tancerki i tancerze Domu Kultury im. Wiktorii Kubisz, a w kolekcji Łukasza Dopieralskiego oraz Showroomu Agnieszki Jochemczyk modelki i modele Agencji Mody Prestige Edyty Dwornik. Cudowna atmosfera, dynamiczna muzyka, piosenki wykonywane na żywo, tańce, świetne jedzenie i humory sprzyjały okazywaniu serca dzieciom w potrzebie. Dzięki współpracy z uczelnią mogę się nadal rozwijać. W ubiegłym roku zorganizowałam ze studentkami BWS po raz pierwszy konkurs wizażowy w ramach Regionalnego Kongresu Kobiet Podbeskidzia. W tym roku w czerwcu będzie kolejna edycja. Widzę na co dzień, jak te dziewczyny uczą się i pracują, jakie są kreatywne, dlatego chciałam stworzyć pewną nową jakość, wypromować je, żeby miały łatwiejszy start w życie zawodowe. A skoro uczelnia jest nam przychylna, czemu nie skorzystać z okazji? W tym roku planuję zorganizować w czerwcu konkurs „Bitwa na charakteryzacje”, wykorzystać rzeczy używane, przeznaczone do recyklingu, pokazać w dniu Beauty Tyszkiewicz, że eko jest piękne. Dużo się będzie działo, już teraz zapraszam. Cel charytatywny oczywiście też będzie. Zamierzamy z Fundacją Pomaluj Nasz Świat zbierać fundusze na operację półrocznego Fabianka Fajfera.
Zdradź nam na koniec swoje marzenia związane z rozwojem salonu? Bo przy ulicy Sobieskiego 54 coraz ciaśniej...
Salon jest rzeczywiście mały, ale gromadzi dużo osób. Niektórzy klienci są przyzwyczajeni, że muszą spędzać u mnie po trzy- -cztery godziny, bo są obsługiwani z przerwami na rzecz innych klientów. Takie mam klimatyczne miejsce, ciężko je będzie kiedyś opuścić. Kiedy? Jeszcze nie wiem. Rozbudowa jest jednak konieczna, klientów wciąż przybywa. Poza tym chciałabym bardziej wyeksponować i rozwinąć dział trychologii, by dzięki niemu pomagać ludziom w szerszym zakresie. W dającej się przewidzieć przyszłości otworzę więc Klinikę Włosa, w której będziemy dbać o całe organizmy, o samopoczucie i psyche moich klientów. Gdzieś na obrzeżu miasta przy trasie szybkiego ruchu, z dobrym dojazdem i wygodnym parkingiem. To będzie także miejsce dla mężczyzn. Jestem wyszkolonym fryzjerem męskim, ta dziedzina nie ma dla mnie tajemnic. Nie strzygę klasycznie, nie jestem zwykłym barberem. Rzeźbię włosy. Każda głowa jest dla mnie rzeźbą, tworzę na niej swoje wizje. Dla mnie największym autorytetem w tej dziedzinie (każdy fryzjer ma swoje autorytety) jest Alex Chabot, jeden z globalnych artystów marki Matrix, z którą współpracuję. Dwa lata czekałam, nim dostałam się na szkolenie u niego w Montrealu w Kanadzie. Byłam, wiele się nauczyłam i chętnie znowu pojadę. Bo kocham moją pracę, uwielbiam, gdy ludzie po wizycie u mnie czują się piękniejsi, gdy wychodzą z uśmiechem. Prowadzę salon z duszą, jak kiedyś. Tak właśnie u mnie jest!
Powodzenia! Dziękuję za rozmowę.
ROZMAWIAŁ STANISŁAW BUBIN