Lady's Club nr 6 (57) 2018

Page 1

 NR 6 (57) GRUDZIEŃ 2018 – STYCZEŃ 2019

DWUMIESIĘCZNIK

ISSN1899-1270

EGZEMPLARZ BEZPŁATNY

EWA SYCHOWSKA

PODĄŻAM DO CELU SWOIMI ŚCIEŻKAMI Właścicielka firmy Evegroups.pl i manager Hotelu Arena w Tychach » WYWIAD STR. 6



Reklama


Reklama


Reklama


oD ReDAktoRA

N

ataliia Volkova, Marta Zdanowska, Beata Drzazga, Beata Chrobak, Jolanta Jakubowska i Ewa Sychowska... Co łączy te panie? Rok 2018! Wszystkie były bohaterkami okładek i fascynujących wywiadów w tegorocznych wydaniach naszego magazynu.

Uczyniły nam zaszczyt, że zgodziły się współpracować z Lady’s Club, zaprezentować swoje osoFot. Magdalena Ostrowicka

bowości i znakomite osiągnięcia. Rozmowy z nimi możecie znaleźć na naszej stronie internetowej w zakładce Czytaj. To naprawdę ciekawe lektury, układające się – jak witraż w słońcu – w wielobarwny obraz dokonań współczesnych kobiet w różnych dziedzinach: sztuce, oświacie, kulturze, medycynie, ekonomii. Podkreślam przy tym, że chodzi o rok szczególny, jubileuszowy, rok 100-lecia praw wyborczych kobiet w Polsce. Nie składamy parasolek – deklarują panie i to cieszy, nie tylko ze względów politycznych. Kobiety rozwijają się lepiej, szybciej, doskonalej we wszystkich sferach życia. Wspólnota pań – okładkowych bohaterek magazynu – powięk-

STANISŁAW BUBIN, redaktor naczelny 509 965 018 redakcja@ladysclub-magazyn.pl s.bubin.ladysclub@gmail.com www.ladysclub-magazyn.pl

szyła się o 6 osób, a nasze klubowe grono liczy już ich ponad 50. Powodów do dumy mamy niemało i już teraz pragnęlibyśmy wiedzieć, kim będą bohaterki Lady’s Club w 2019. Proszę się nie pchać, dla każdej z pań znajdzie się miejsce. Zapraszamy na łamy!

W NUMeRze 6 ROZMOWA Z EWĄ SYCHOWSKĄ, WŁAŚCICIELKĄ FIRMY EVEGROUPS.PL W T YCHACH 14 WYJĄTKOWY KALENDARZ NA ROK 2019 15 HEJ KOLĘDA, KOLĘDA – FELIETON MARTY ZDANOWSKIEJ 16 NA CZERWONYM DYWANIE. FOTORELACJA Z FASHION KIDS 18 ŚWIĘTA, KOCHANY KOSZMAR – UWAŻA ANGELIKA WICIEJOWSKA 22 DOROTA BOCIAN MA SOBOWTÓRA 26 PORUCZNIK BOREWICZ: DZIEWCZYNY TO JA LUBIĘ WYTRAWNE! 28 MELODIA LITNY 29 PISARKA AGATA KOŁAKOWSKA O NOWEJ POWIEŚCI „POKREWNE DUSZE” 32 WĘDRÓWKA PO REJONACH NAWIEDZONYCH – MACIEJ ZEMBATY

NA OKŁADCE EWA SYCHOWSKA WŁAŚCICIELKA FIRMY EVEGROUPS.PL I MANAGER HOTELU ARENA W T YCHACH ZDJĘCIE MAGDALENA OSTROWICKA / WWW.COBRAOSTRA.PL MAKIJAŻ ARTYSTYCZNY EWA HECZKO / WWW.FACEBOOK.COM/EWAZALOTMAKEUP

40 ROZWODU JEJ SIĘ ZACHCIAŁO! 42 KOBIETY NIEIDEALNE: WSZYSTKO MAM POD KONTROLĄ

®

44 BIAŁY MAZUR RODU KOSSAKÓW. RECENZJA 46 TEATR: ODLOTOWA OPOWIEŚĆ O MIŁOŚCI 48 TRZEBA CZYTAĆ CONRADA 49 PIĄTE URODZINY DOTYKU URODY 50 JOANNA SKOREK-KOPCIK PROPONUJE DOMOWE SPA NA ZIMĘ 52 SERCE POD KONTROLĄ

WYDAWCA FIRMA WYDAWNICZA LADY’S CLUB

56 PIONIERSKA OPERACJA AORTY BRZUSZNEJ

ADRES REDAKCJI 43-309 BIELSKO-BIAŁA, UL. SUCHA 32

58 POSTAWCIE NA JAKOŚĆ – ZACHĘCA PAULINA PASTUSZAK

REDAKTOR NACZELNY STANISŁAW BUBIN, S.BUBIN.LADYSCLUB@GMAIL.COM, TEL. 509 965 018

61 PIĘKNY OGRÓD W STYLU BIO

REKLAMA TEL. 509 965 018, REDAKCJA@LADYSCLUB-MAGAZYN.PL, WWW.LADYSCLUB-MAGAZYN.PL

62 ANNA ADAMUS RADZI, JAK RATOWAĆ SKÓRĘ PRZED SMOGIEM 65 ALDONA LIKUS-CANNON O SPRZĄTACZKACH Z MONACHIUM 66 TRENER DAWID CEMBALA: ZACHĘCAJ, A NIE ZMUSZAJ DO SPORTU 68 BEFORE MEETING YOU. EDYTORIAL MAGDALENY OSTROWICKIEJ 74 STRONY EKOLOGICZNE „ZAGRAJMY W ZIELONE” 76 FELIETON EWY KASSALI

4 L a dy ’ s C L u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

WSPÓŁPRACA ANNA ADAMUS, ROMAN ANUSIEWICZ, DOROTA BOCIAN, JUSTYNA CIEŚLICA, EDYTA DWORNIK, BARTOSZ GADZINA, LUCYNA GRABOWSKA-GÓRECKA, MARZENA JANKOWSKA, ANNA JURCZYK, KRZYSZTOF KOZIK, ALDONA LIKUS-CANNON, KRZYSZTOF ŁĘCKI, MAGDALENA OSTROWICKA, EWA PACZYŃSKA, PAULINA PASTUSZAK, NATASHA PAVLUCHENKO, ALEKSANDRA RADZIKOWSKA, KRZYSZTOF SKÓRKA, JOANNA SKOREK-KOPCIK, DOROTA STASIKOWSKA-WOŹNIAK, EWA STELLMACH, ANIKA STRZELCZAK-BATKOWSKA, BEATA SYPUŁA, WIOLETTA UZAROWICZ, MIKOŁAJ WOŹNIAK, MAGDALENA WOJDAŁA, EWA HECZKO, AGNIESZKA ZIELIŃSKA, KATARZYNA GROS LAYOUT PAWEŁ OKULOWSKI ISSN

1899–1270


Style

Twój dom na zimę Wieczór pod ciepłym kocem, z ciekawą książką i rozgrzewającą herbatą, to remedium na srogą zimę. Poznaj produkty, dzięki którym sprawisz, że T wój dom będzie przygotowany na chłody.

P

rawdziwym kompanem mogą stać się stylowe lampy, świece i lampiony, które nie tylko rozświetlą wnętrze, ale sprawią, że będzie przytulnie. Modne lampiony sprawdzają się jako elementy dekoracyjne. Dostępne w wielu wzorach i kolorach można ustawiać samodzielnie bądź tworzyć z nich oryginalne kompozycje. Niezastąpionym towarzyszem zimowych wieczorów są też ciepłe tekstylia – koce, poduchy, narzuty czy dywany. Wszystkie te elementy wizualnie ocieplą przestrzeń i sprawią, że... nie będzie nam się chciało z niej wychodzić. Nie tylko miękkie koce, dopasowane do stylu wnętrza, ale również wygodne poduszki dekoracyjne są ważnym kompanem relaksu. Im więcej – tym lepiej! Możemy swobodnie miksować formy i kolory, dzięki czemu wnętrze zyska swój charakter. Warto też pamiętać o rozgrzaniu ciała. Doskonale sprawdzą się dzbanki z zaparzaczem. Do dłuższej lektury przyda się żeliwny dzbanek, utrzymujący i równomiernie rozprowadzający temperaturę w środku naczynia. Stylowe kubki i szklanki dobrze odnajdą się wśród miłośników kakao czy yerba mate. W poszukiwaniu funkcjonalnych dodatków warto wybrać się do najbliższego salonu Black Red White lub na stronę www.brw.com.pl. To największa polska

grupa meblarska, producent i dystrybutor mebli oraz artykułów wyposażenia wnętrz

z ok. 20% udziałem w rynku pod względem wartości sprzedaży. Reklama


Fot. Magdalena Ostrowicka / Mua Ewa Heczko

WYWIAD NUMERU


PODĄŻAM DO CELU SWOIMI ŚCIEŻKAMI Rozmowa z EWĄ SYCHOWSKĄ, właścicielką firmy Evegroups.pl i managerem Hotelu Arena w T ychach

Musielibyśmy zacząć od mojego wczesnego dzieciństwa (śmiech). Zawsze byłam osobą niezależną, z charakterem, co pewnie wynika z faktu, że jestem góralką. Moi rodzice dobrze wiedzieli, że podążam do celu swoimi ścieżkami. Po ukończeniu gimnazjum zdecydowałam się kontynuować naukę. Byłam zdecydowana pójść dalej, rozwinąć skrzydła, a w Węgierskiej Górce na Żywiecczyźnie, skąd pochodzę i z czego jestem dumna, nie było takich możliwości. Poszłam więc do renomowanego LO im. Mikołaja Kopernika w Bielsku-Białej i zamieszkałam w internacie, co mnie szybko usamodzielniło. Byłam całkowicie zdana na siebie... To godne podziwu. Rodzice nie pomagali?

Rodzicom byłoby ciężko, choć na pewno chcieliby we mnie zainwestować. Mam jednak pięcioro rodzeństwa, więc postanowiłam ich odciążyć i utrzymywać się sama. Uczyłam się i zarabiałam na życie, pracując jako hostessa w akcjach promocyjnych i eventach w regionie. Współpracowałam z różnymi firmami, zleceń przybywało. Tak zaczęła się moja kariera zawodowa. Jednocześnie cały czas dbałam o to, aby nie mieć opóźnień w nauce.

Nie oprę się pokusie, by nie powiedzieć, że jest pani osobą atrakcyjną, pełną wdzięku. Nie próbowała pani sił w konkursach piękności albo jako modelka?

Ależ tak, to była naturalna konsekwencja tego, co już robiłam. Ktoś mnie wypatrzył, zaproponował sesję zdjęciową i moje fotografie zaczęły się pojawiać w materiałach reklamowych, na banerach, ulotkach, w prasie. Później, w 2008, padła propozycja udziału w konkursie piękności o tytuł Miss Żywiecczyzny. Spróbowałam i... wygrałam! Przy silnej konkurencji, jako że do finału doszło około 15 dziewczyn. To był przełom. Nie tylko wygrałam główne wybory, ale dostałam też dwa inne ważne tytuły: Miss Publiczności i Miss Foto. Choć od tego momentu minęło już 10 lat, do dziś pamiętam stres, jaki mi wtedy towarzyszył. Na pamiątkę zachowałam gazety, które pisały wtedy o moim sukcesie. Miło się wraca wspomnieniami do takich wyjątkowych chwil. To wydarzenie otworzyło pani drzwi do kariery?

Owszem, można tak powiedzieć. Nadeszły kolejne udane konkursy: zostałam Miss Wdzięku w regionalnym konkursie Miss Foto Models Poland w 2009 roku, Miss Zimy na Śląsku w 2010, a także I Wicemiss w konkursie regionalnym Miss Polski. Dalej jednak tej drogi nie kontynuowałam, po-

nieważ matura i studia były dla mnie ważniejsze. Maturę zdałam w 2005. Następnie poszłam na filologię polską ze specjalnością medialną w Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej, którą dodatkowo rozwinęłam o kulturoznawstwo. Udział w konkursach piękności dał mi sporo doświadczeń, poznałam wiele ciekawych osób, toteż wybór kierunku był konsekwencją tej drogi – chciałam zostać dziennikarką, bardzo mi na tym zależało. Ukończyłam studia w 2010, na piątkę, a kontakty zdobyte wcześniej przydały się, gdy założyłam firmę. Zaraz po studiach zaczęła pani działalność biznesową?

Ależ skąd! Dużo wcześniej, w 2006 roku – i cały czas ją prowadziłam. Także wtedy, gdy już pracowałam w radiu, po wypełnieniu swoich obowiązków służbowych i w czasie weekendów. Gdy trzeba było „dopiąć” jakiś event, zatrudniałam dodatkowe osoby! W 2010 roku, jak wspomniałam, związałam się z radiem RMF FM w oddziale katowickim. Chciałam być reporterką z pierwszej linii, ale to nie było takie proste, miejsca w newsroomie były zajęte, toteż przez 5 lat pracowałam w jako specjalista ds. reklamy i patronatów medialnych. To była ciekawa praca, dużo mi dała. Odeszłam jednak z radia z przyczyn osobistych. Pomyślałam o założeniu rodziny i macierzyństwie. SąFot. Marcin Pytlowany / e-pyton.com

Zacznijmy naszą rozmowę od opowieści, jaka była pani droga do biznesu?

Dziesięć lat temu Ewa Sychowska zdobyła tytuł Miss Żywiecczyzny 2008

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7


Fot. Maciej Ochman / badcompany.pl

Fot. Maciej Ochman / badcompany.pl

Fot. Andrzej Korsak / fotografgliwice24.pl

Pięć lat temu grupa powiększyła się o branżę Eve Weddings

Eve Ladies Event pozwala kobietom oderwać się od codzienności

dzę, że mój szef z RMF-u, którego bardzo dobrze wspominam, ucieszyłby się, gdybym teraz chciała wrócić, lecz radio to już dla mnie etap zamknięty. Nawiasem mówiąc, gdy pracowałam w Grupie RMF, po raz pierwszy zetknęłam się z magazynem „Lady’s Club” – i to były pozytywne wrażenia. Do tej pory przechowuję wśród pamiątek wydanie sprzed 8 lat.

dia magisterskie: marketing i zarządzanie w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach. Żeby nauczyć się kierowania firmą, wzmocnić ją, ustabilizować. Efekty pojawiły się szybko: w 2013 dołączyłam do dotychczasowej działalności nową branżę – Eve Weddings, czyli Ekskluzywną Agencję Ślubną. Rodzina wcale mi w tym nie przeszkadzała – przeciwnie, to właśnie dzieci są dla mnie siłą motoryczną, one wprawiają w ruch całe moje życie i motywują do działania. Dlatego... na dwóch tytułach magisterskich nie poprzestałam, jako że teraz clou mojej edukacji są studia doktoranckie na Uniwersytecie Śląskim. Jestem na IV roku. Decyzję podjęłam sama, ponieważ kulturoznawstwo od dawna jest moją pasją życiową. Uwielbiam kulturę orientalną i afrykanistykę, chciałam się jeszcze bardziej rozwinąć w tym kierunku i napisać rozprawę doktorską, właśnie o Afryce. Moja pani promotor przekonała mnie jednak, że powinnam wrócić do źródeł, do miejsca swojego pochodzenia, do regionu, który znam najlepiej. I dlatego rozpoczęłam badania regionalne nad instytucjami kulturalnymi na Żywiecczyźnie, nad ich tożsamością, jak one budują przywiązanie do tradycji, realizując na przykład Gody Żywieckie. Chciałabym w 2019 otworzyć przewód doktorski. Jestem na dobrej drodze, 3 lata nauki zaliczone, pozostała mi do dokończenia sama praca doktorska, no i w późniejszym etapie obrona. Szczycę się również tym, że czasopismo naukowe „Anthropos” przy Wydziale Filologicznym UŚ w Katowicach,

istniejące od 2002, przyjęło niedawno do publikacji mój artykuł, który ukaże się w grudniu tego roku.

Jak pani łączy pracę zawodową z nauką i życiem rodzinnym?

Fot. Maciej Ochman / badcompany.pl

Powiem szczerze, że przekonanie, iż muszę kiedyś pójść na swoje, tkwiło we mnie od dawna, ale w trakcie pracy w radiu, w 2011, poszłam na kolejne 2-letnie stu-

Szyjemy zamówienia na Wasze marzenia – hasło w kampanii Eve Weddings

8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Fot. Andrzej Korsak / 2nd floor studio

Piękna i uśmiechnięta w stylowej sesji pin-up

Tutaj jako prowadząca Eve Ladies Event

Praca naukowa jest żmudna, czasochłonna i, powiedzmy szczerze, ciężko z niej wyżyć. Kiedy zaczęła pani poważnie myśleć o działalności gospodarczej?

Pierwszą firmę Ewmal założyłam z koleżanką Malwiną z Bytomia, kiedy miałam 18 lat, w 2006 roku. Nazwa powstała ze złożenia naszych imion. Poznałyśmy się na jakimś evencie i utworzyłyśmy agencję, która zajęła się działalnością promocyjną i reklamową. Przygotowywałyśmy materiały reklamowe, organizowałyśmy pokazy mody. Miałyśmy sporo klientów, ale nasza spółka nie przetrwała roku. Rozstałyśmy się w zgodzie, każda poszła w swoim kierunku. Profil mojej działalności pozostał ten sam, tyle że Ewmal przekształcił się w Eve Models i w tej branży funkcjonuje nieprzerwanie do dziś. Pięć lat temu dołączyła branża Eve


Weddings, a cztery lata temu – Eve Ladies Event. Trzeba mieć dużo odwagi, żeby u progu pełnoletności założyć firmę?

Owszem! Albo młodzieńczej fantazji. Wtedy z Malwiną chciałyśmy zdobywać świat, nie zastanawiałyśmy się, skąd weźmiemy pieniądze na ZUS i inne niezbędne przy prowadzeniu firmy opłaty. Swoją drogą, muszę przyznać, właśnie wtedy rzucałam się na organizację największych imprez i wszystkie mi wychodziły. Kiedy jest się młodym, człowiek nie ma takiego oporu i stresu. I nic do stracenia (śmiech). Organizowałam więc duże pokazy mody w plenerze w Płocku, Warszawie, Zamościu, między innymi dla marek Deni Cler, La Femme, Ewtex, Butik i dla różnych projektantek, współpracowałam z wieloma gwiazdami telewizji i estrady. Niektóre znam do dziś. Bez obaw skakałam na głęboką wodę, nie mając nawet portfolio. Po prostu wychodziłam do ludzi. Wsiadałam do pociągu, jechałam do Warszawy, pukałam do gabinetów prezesów i dyrektorów marketingu największych firm i instytucji. I udawało się.

Prowadzi pani firmę o trzech profilach branżowych. Czemu właśnie tak?

Najpierw, jak wspomniałam, była Eve Models – organizacja eventów, targów, pokazów mody, akcji promocyjnych w całej Polsce. Kiedy poznałam koleżankę Elwirę i zaprosiłam ją do współpracy, rozwinęłyśmy dotychczasową działalność o organiza-

Pani Ewa jako organizatorka Dni Historii Płocka

cję ślubów, czyli Eve Weddings, na co było duże zapotrzebowanie. Naszym patentem były konferencje ślubne pod hasłem „Przepis na doskonały ślub”. Projekt polegał na tym, że para, która dotarła na taką konferencję, mogła kompleksowo zebrać wszystkie „składniki” niezbędne do przygotowania doskonałego przyjęcia weselnego. Tak działamy do tej pory – młodzi nie muszą nawet znać terminu, wystarczy chęć za-

warcia związku małżeńskiego, a my wszystko załatwimy i zorganizujemy: datę ożenku, salę, stroje, orkiestrę, fotografa, gadżety przewodnie, zaproszenia, dodatkowe atrakcje... Naturalną konsekwencją był profil Eve Ladies Event, czyli organizacja spotkań kobiet. Mamy klientów, którzy wiedzą, czego chcą. Jeśli przychodzą w sprawie ślubu, to po co im wiedza o pokazach mody czy spotkaniach kobiet? Dlatego rozdzieliłyśmy Fot. Michał Wagner / impression.net.pl

Zapewne jest w tym racja, ale... to tak nie działa (śmiech). W każdym razie nie zawsze. Nikt nie zaufa osobie, która tylko ładnie wygląda. Trzeba mieć wiedzę, a przede wszystkim pomysł. Ale to jeszcze mało – trzeba ów pomysł odpowiednio „sprzedać”. Myślę, że to decydowało o powodzeniu.

Fot. Archiwum domowe

Kiedy ma się urodę i wdzięk, to łatwa sprawa. Mężczyźnie mogłoby się nie udać...

Hotel Arena spa & wellness zaprojektowany został z myślą o potrzebach gości biznesowych

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 9


działalność na trzy pokrewne, ale odmienne marki. Tak jest profesjonalnie i wszyscy są zadowoleni. Każdy może wybrać to, co go interesuje, a my... szanujemy czas naszych klientów.

Hotel Arena spa & wellness jest własnością mojego partnera, Tomasza Daneckiego. On go przepięknie rozbudował i rozwinął. To trzygwiazdkowy hotel w centrum Tychów, zaprojektowany z myślą o potrzebach gości biznesowych, którzy mają do dyspozycji 49 pokoi, 2 eleganckie apartamenty, 3 sale konferencyjne, 4 restauracje i luksusowy ośrodek spa & wellness z 12-metrowym basenem. Idealne miejsce na romantyczne spotkania i nie tylko. Chciałabym zwrócić uwagę na spa & wellness – najnowocześniejsze w Tychach. Strefa wypoczynku i relaksu składa się z 8 pomieszczeń: jacuzzi z hydromasażem, cedrowej sauny fińskiej, groty solankowej, wanny do masażu kręgosłupa, aromaterapeutycznych pryszniców, łaźni parowej, odprężającego Rest Roomu ze ścianką wodną, VIP Roomu, no i wspomnianego basenu. To idealne miejsce nawet dla bardzo wymagających klientów. Jakie atrakcje jako manager proponuje pani w najbliższym czasie?

Przede wszystkim zapraszam na nasz pierwszy Bal Sylwestrowy na około 50 par w Sali Gold. O zorganizowanie takiego balu od dawna prosili nasi partnerzy i goście. Sylwester odbędzie się w stylu lat 20. Zapewniamy wykwintne menu, pokazy tańca, fajerwerki, loterię z nagrodami i wystrój z epoki. Szalona zabawa potrwa do białego rana w rytmie najlepszych przebojów. O pyszne jedzenie zadbają oczywiście nasi kreatywni kucharze z Restauracji Arena, która głosami gości oraz czytelników „Dziennika Zachodniego” i portalu NaszeMiasto.pl została uznana za najlepszą restaurację w Tychach.

Fot. Magdalena Ostrowicka / Mua Ewa Heczko

do licznych pani obowiązków należy dopisać jeszcze funkcję managera w hotelu arena w Tychach. Czym konkretnie się pani zajmuje, jaką hotel ma ofertę dla swoich gości?

EVE MODELS Ekskluzywna Agencja Modelingu • Tychy tel. + 48 696 656 958 • www.evemodels.pl • biuro@evemodels.pl EVE WEDDINGS Ekskluzywna Agencja Ślubna • Tychy tel. + 48 696 656 958 • www.eveweddings.pl • biuro@eveweddings.pl EVE LADIES EVENT • Tychy • tel. + 48 696 656 958 www.eveladies.pl • biuro@evemodels.pl

Czy mogę prosić o krótkie résumé naszej rozmowy? Jaką dewizą kieruje się pani w życiu?

Zawsze podążaj zdecydowanie swoimi ścieżkami, nie zostawiaj niczego na jutro. Ważne jest tu i teraz!

1 0 L a dy ’ s C L u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

HOTEL ARENA spa & wellness • Gen. de Gaulle’a 8 • 43-100 Tychy +48 (32) 32 32 222 • www.hotelarena.com.pl • hotel@hotelarena.com.pl


Reklama

oficjalny partner PZN

Auto Salon Sp. z o.o. Auto Salon5,Sp. z o.o. ul. Wiejska 10-200 Warszawa ul. Wiejska 5, 10-200 tel. 22 542 44 faksWarszawa 22 542próbne, 44 56 WEKTOR – 56, salon, jazdy finansowanie, ubezpieczenia tel. 22 542 44 56, faks 22 542 44 56

Bielsko-Biała ul. Warszawska 295, tel. 33 829 56 10 lub 33 829 56 00 11118104 Prasa partnerska-Skoczkowie-199,2x240,4 v2.indd 1

www.wektor.pl

Prasa partnerska-ZOE-199,2x240,4.indd 1

26/10/2018 16:00

kontakt e-mail: klient@wektor.pl

24/07/2018 14:2

Numer 3 (13)

medyk Beskidzki

3


Nagroda Entrepreneur Magnus

CEO Grupy Mokate został nagrodzony przez Europejski Klub Biznesu Polska za szeroką ekspansję marek firmy na rynkach światowych oraz wybitne i efektywne wdrażanie nowoczesnego zarządzania w połączeniu z dobrymi tradycjami rodzinnego biznesu. Dr Adam Mokrysz został też uhonorowany tytułem Wybitny Przedsiębiorca. Nagroda została wręczona w czasie gali z okazji 100. rocznicy odzyskania

przez Polskę niepodległości. Entrepreneur Magnus przyznawana jest osobom fizycznym za wybitne osiągnięcia i zasługi gospodarcze. – Europejski Klub Biznesu Polska hołduje bardzo bliskim nam wartościom i ideałom. Kultura, etos, etyka i solidarność społeczna to w naszym działaniu bardzo istotne kwestie, dzięki którym możemy wpływać na rozwój gospodarczy i społeczny. Dlatego niezmiernie cieszy taka właśnie nagroda, w uznaniu nie tylko mnie, ale przede wszystkim całego zespołu Mokate – podkreślił dr Adam Mokrysz. Zakład produkcyjny Mokate w Żorach

Nadanie sztandaru

U

czniowie, nauczyciele, rodzice i przedstawiciele Mokate wzięli udział w nadaniu sztandaru Szkole Podstawowej im. Orła Białego w Kiczycach

na Śląsku Cieszyńskim. Uczniowie i opiekunowie przygotowali program pokazujący Orła Białego jako symbol państwa, oznaczający siłę, niezależność

Adam Mokrysz, CEO Grupy Mokate

To niejedyne wyróżnienie dla CEO Grupy Mokate – Adam Mokrysz znalazł się również w gronie finalistów prestiżowego konkursu EY Przedsiębiorca Roku 2018. EY Przedsiębiorca Roku jest inicjatywą wyróżniającą człowieka – przedsiębiorcę, wizjonera, lidera, a nie firmę. Najlepsi zostali wyłonieni spośród 13 przedsiębiorców z 10 firm. Zwycięzca pojedzie w czerwcu 2019 na finał EY World Entrepreneur Of The Year do Monte Carlo. W kategorii „Produkcja i usługi” grono finalistów tworzyli: Adam Mokrysz (Mokate), Edward Bajko (Spomlek), Bartłomiej Skrzydlewski (Amplus) i Wiesław Żyznowski (Mercator Medical). Jurorzy zweryfikowali przedsiębiorczość kandydatów, strategię ich firm, wyniki finansowe, innowacyjność i działalność międzynarodową. Ważne były także relacje przedsiębiorcy z pracownikami i zaangażowanie na rzecz lokalnej społeczności.

i męstwo. Później nastąpiło poświęcenie sztandaru i przekazanie go szkole, co uczynili burmistrz Skoczowa i sołtys Kiczyc. Odebrała go dyrektor

SP, Joanna Radwan-Kmiecik, i przekazała chorążemu pocztu sztandarowego. Przedstawiciele poszczególnych klas złożyli na sztandar ślubowanie. Nie zabrakło tego dnia wielu życzeń i smacznych upominków od Mokate.

Chorąży pocztu prezentuje nowy sztandar szkoły • Goście uroczystości skosztowali pysznej kawy Caffetteria Mokate i herbaty LOYD

1 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8


Osobowość Rynku Spożywczego W łaścicielka Grupy Firm Mokate, Teresa Mokrysz, otrzymała niedawno prestiżowe wyróżnienie za przekształcenie niewielkiej rodzinnej firmy w kawowe i herbaciane imperium oraz stworzenie jednej z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek na świecie. Nagrodę wręczono podczas XI Forum Rynku Spożywczego i Handlu w Warszawie. Wyróżnienie w kategorii Osobowość Rynku Spożywczego przyznano po raz

pierwszy. W ocenie kapituły Teresa Mokrysz dała się poznać jako odważna innowatorka – od podstaw zbudowała dwa kombinaty produkcyjne na Śląsku, a trzeci w Voticach pod Pragą w Czechach znacznie rozbudowała. Wdrożyła pionierską technologię wytwarzania półproduktów dla przemysłu spożywczego, wprowadzając Mokate dzięki kolejnym inwestycjom do ścisłej światowej czołówki w tym segmencie rynku.

Teresa Mokrysz, właścicielka Grupy Firm Mokate

Laureaci Forum Rynku Spożywczego i Handlu

W gronie laureatów, oprócz Teresy Mokrysz, znaleźli się przedstawiciele firm: Maxima Group, Colian, Mlekpol, Orlen, Fermy Drobiu Woźniak, Bakalland i Żabka. W imieniu właścicielki Mokate nagrodę odebrała Jadwiga Witek, rzecznik prasowy firmy.

Nigdy! Nie poddawaj się

Sylwia Mokrysz, prokurent Mokate SA, uhonorowana została ostatnio prestiżowym tytułem Ambasadora Przedsiębiorczości Kobiet. Tytuł ten przyznała pani Sylwii międzynarodowa organizacja PREMIER International Business Club (www.premieribc.org) z siedzibą w Wielkiej Brytanii, stwo-

Sylwia Mokrysz ma wiele pasji, między innymi lotnictwo, fotografię, no i naturalnie herbatę LOYD

rzona dla ambitnych, odpowiedzialnych i przedsiębiorczych osób działających w Polsce i za granicą. W tym samym czasie na rynku pojawiła się książka „Nigdy! Nie poddawaj się”, której Sylwia Mokrysz jest współautorką. Książka powstała we współpracy z przedsiębiorcami, którzy

postanowili zainspirować czytelników do osiągania wyznaczonych celów. Opisali swoje przeżycia, zaskakujące porażki i podjęte działania. Odpowiedzieli też na kilka ważnych pytań: co to jest przedsiębiorczość, na czym polega twórczy sposób myślenia, jak radzili sobie z porażkami wielcy biznesmeni? A także, co na temat osiągania sukcesu wykazały badania Instytutu Gallupa? Jaki sposób myślenia okazuje się skuteczny w polskich realiach? W publikacji (352 str.) znalazły się niepublikowane wcześniej historie 21 wybitnych kobiet. Autorki pokazują na własnym przykładzie, jak myślą przedsiębiorcy w sytuacjach kryzysowych, jaki wpływ na ich sukcesy miały długoterminowa wizja

Książkę w wersji polskiej i angielskiej można kupić na stronie www.ambas.org

i samodyscyplina w działaniu. Nigdy się nie poddawaj, bo jeśli przejdziesz najgorsze chwile, to znaczy, że zasługujesz na te najlepsze – napisały Ambasadorki Przedsiębiorczości.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 1 3


Nie kupuj, zaadoptuj

LIPIEC. Modelka Colleen Moore, konik Tatar, koziołek Stefan, kotek Filemon. MUA Katarzyna Zaręba. Fot. Małgorzata Kubicius

LISTOPAD. Modelka Angelika Adamek, pies Aria. MUA BlondiiShock Mua/lashes. Fot. Grzegorz Moskal

SIERPIEŃ. Modelka Anna-Maria Jaromin, Miss Beskidów 2018, finalistka Miss Polski 2018. Koń Medal ze stadniny Arabka. Fot. Grzegorz Moskal

Wyjątkowy kalendarz 2019

T

o już piąte wydanie kalendarza charytatywnego agencji Grabowska Models. W Kameliowym Zakątku w Bielsku-Białej odbyła się 24 listopada premiera wyjątkowego kalendarza na rok 2019. Jego wyjątkowość polega na tym, że promuje adopcję bezdomnych zwierząt. Lucyna Grabowska, właścicielka agencji, poinformowała nas, że przygotowania do sesji zaczęły się latem, a piękne dziewczyny musiały przejść przez

STYCZEŃ. Modelka Kinga Stach, pies Cassie. MUA Ewa Heczko, kreacja Łukasz Dopieralski. Fot. Magdalena Ostrowicka

1 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

wysoki próg – casting z udziałem najlepszych fotografików regionu w towarzystwie swoich czworonożnych przyjaciół, nie tylko psów i kotów, lecz także... koni i kóz. – O mierze człowieczeństwa świadczy nasz stosunek do tych, którzy są od nas zależni, nie mogą nam nic dać poza miłością, przyjaźnią, bezgranicznym przywiązaniem – podkreśliła pomysłodawczyni. Do konkursu zgłosiły się 42 modelki; do zdjęć próbnych dopuszczono 21, profesjonalne jury wybrało 12. Charytatywny cel akcji – Nie kupuj, zaadoptuj – na pewno zwróci uwagę miłośników zwierząt. Na kartach kalendarza pojawiły się modelki, które o swoich podopiecznych mogą opowiadać godzinami. W tym wyjątkowym wydawnictwie poszczególne miesiące reprezentują: Kinga Stach, Natalia Błahut, Klaudia Waleczek, Krystyna Zaręba, Patrycja Więcek, Luiza Szczerbowska, Colleen Moore, Anna-Maria Jaromin, Nadia Dudzic, Dominika Czudek, Angelika Adamek, Maja i Weronika Ostrowickie i Sara Karcz (okładka). Fotografie wykonali Małgorzata Kubicius, Magdalena Ostrowicka, Katarzyna Zdrowak, Grzegorz Moskal i Ireneusz Zdrowak. Pomagały im wizażystki Ewa Heczko, Sabina Pruchnicka, Dominika Mizia, Katarzyna Zaręba, Natalia Pietrzak, Paulina Miodońska.

OKŁADKA. Modelka Sara Karcz, kotek Frytka. Fot. Grzegorz Moskal

Dochód z wydawnictwa zostanie przekazany dla Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt Reksio, domów tymczasowych dla zwierząt i Stowarzyszenia dla Braci Mniejszych. (BUS)


FelIetoN

hEJ KOLęda, KOLęda

boże narodzenie to, moim zdaniem, najpiękniejsze, najbardziej czaroWne śWięta W całym roku. urzekają niezWykłą atmosFerą. Wniknęły W naszą kulturę i stały się jej integralną częścią. kojarzą się z Wyciszeniem, ciepłem, szczęściem, serdecznością i bliskością rodziny. magii ulegamy Wszyscy. te śWięta WyjątkoWo WpłyWają na ludzi, czynią nas lepszymi i WproWadzają W stan błogiej hipnozy. Czekamy cały rok na ten niepowtarzalny klimat, na wspólną kolację przy dźwiękach kolędy. Więc dlaczego, gdy nadejdzie ten czas, nie potrafimy się cieszyć? Dlaczego wieczerza wigilijna staje się przykrym obowiązkiem, a nie przyjemnością? Dlaczego wyczekujemy końca świąt, zamiast wczuć się w ich magię? Może tym razem warto skupić się na wspólnych przeżyciach, nie na oczekiwaniach wyimaginowanych i telewizyjnych wzorcach? Bądźmy razem w te święta! W trwających wciąż obchodach 100-lecia odzyskania niepodległości Polski na pierwszy plan wybijało się wspólne śpiewanie patriotycznych pieśni i piosenek. W marszu, na wiecu, akademii czy na koncercie, gdy zabrzmiały pierwsze takty znanych od dzieciństwa utworów, przyłączaliśmy się – w miarę znajomości słów – do chóru. W zasadzie wszędzie tam, gdzie spotkała się grupa Polaków, wystarczył jeden dobry zapiewajło, a wkrótce pozostali zaczynali chrząkać, mruczeć, „murmurandzić” albo przynajmniej przytupywać w rytm melodii. Zwykle wtedy pieśń tężeje i nabiera mocy, a my z nią. Budzą się wspomnienia, wzrok się rozjaśnia, a twarze pogodnieją. Tak, muzyka łagodzi obyczaje, a wspólne śpiewanie – jak nic innego – buduje więzi emocjonalne. Zacierają się różnice światopoglądowe i przekonania polityczne, zapominamy o sporach i swarach, śpiew daje nam poczucie jedności i przynależności do wspólnoty. Śpiewajmy zatem i kolędujmy! Jest ryzyko, że jako przebierańcy z instrumentami, wydzierający się wniebogłosy po klatkach schodowych, że oto pastuszkowie „Przybieżeli do Betlejem”, poczujemy się jak samotny biały żagiel, ale... „Tam idź, gdzie słyszysz śpiew. Tam dobre serca mają. Źli ludzie wierzaj mi – nigdy nie śpiewają”. Nieważne, kto

był autorem tych słów, Goethe czy Norwid, nieważne, czy nasz śpiew będzie przypominał chór parafialny z Klockowa Górnego, czy zaśpiew koła gospodyń wiejskich z Zapiecka. Kolędujmy i cieszmy się sobą, bliskimi. A może w Wigilię spadnie śnieg i w drodze na pasterkę, z kolędą na ustach, poczujemy pełnię tej magicznej nocy? Wesołych Świąt!

Fot. Magdalena Ostrowicka / mua Ewa Heczko

N

ie sposób jednak nie zauważyć, że z pokolenia na pokolenie zmienia się sposób spędzania świąt. Żyjemy w czasach, w których coraz trudniej pielęgnować więzi rodzinne i w okresie Bożego Narodzenia widać to wyraźnie. Wciąż żywe są moje wspomnienia z dzieciństwa. Tęsknię za magią świąt, jaką tworzyła wielopokoleniowa rodzina. Kiedyś przy wigilijnym stole zasiadało dwadzieścia i więcej osób – obecnie wolimy być sami, tylko z najbliższymi. Niemniej faktem jest, że w okresie świątecznym ludzie stają się bardziej wyrozumiali i otwarci na bliźnich. Niestety, współcześnie święta mają bardziej komercyjny wymiar. Coraz rzadziej wiążą się z duchowym przeżyciem, refleksją i wspólnym śpiewaniem kolęd. Bez wątpienia natomiast należą do TOP 10 najbardziej stresujących, zwłaszcza dla perfekcyjnej pani domu. Wszechobecne reklamy kreują sielankową wizję świąt. Karmią nas – w rytm dzwoneczków – pięknymi obrazkami, dalekimi od rzeczywistości, za to skutecznie prowadzącymi do frustracji i prowokującymi do wzdychania: Dlaczego ja tak pięknie nie wyglądam? Nie jestem taka wypoczęta i radosna? Nie mam tak zastawionego stołu, cudnej choinki, nowych dekoracji i grzecznych dzieci zachwycających się prezentami? Dlaczego mój dom nie błyszczy, mimo że sprzątam od miesiąca? Dlaczego? Warto wtedy uświadomić sobie, że wizja świąt, jaką kreują media, jest całkowicie utopijna. To tylko fantazja twórców reklam. Święta to nie konkurs ani egzamin. Boisz się, czy ze wszystkim zdążysz? Czy rodzina będzie zadowolona z prezentów? Czy odkurzyłaś każdy kąt? Czy ryba dobrze dosolona i nie za bardzo wysmażona, a sałatka odpowiednio doprawiona? Czy obrus wystarczająco biały? Czy zastawa pasuje? Nie ulegaj presji, nie daj się zwariować! Nie nakręcaj się i nie zapominaj, co jest najważniejsze w czasie Bożego Narodzenia.

marta zDanowska

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 1 5


Fot. jacekrokowski-fotografia.pl

FASHION

NA CZERWONYM DYWANIE

Z

a nami Fashion Kids 2018 na czerwonym dywanie w bielskiej restauracji Słowianka, czyli pokaz kolekcji ubrań dla najmłodszych, zorganizowany przez Agencję Mody Prestige Edyty Dwornik. Dzieci w gustownej odzieży, bawiąc się w modeli, prezentowały znane marki odzieżowe, między innymi Monika Sałapat, Kid’s by Voga Italia, Fiorino, Strojmisie, Madmuazelle. Odważne maluchy wychodziły na czerwony dywan samodzielnie, a niektóre wolały z modelkami lub rodzicami. Po finale wszystkie dzieciaki dostały upominki. Nie zabrakło animacji prowadzonych przez panią Kasię z Niezapominajki, wielkich baniek mydlanych i... ognia na dłoni, a wszystko oprawione wesołą muzyką. Za rok kolejna edycji Fashion Kids. Wieczorem AM Prestige przygotowała pokazy mody dla partnerów i sponsorów imprezy, z udziałem marek Mimika, Vanilla Body Shop, Monika Sałapat i innych. W strojach i eleganckiej bieliźnie prezentowały się finalistki Miss Polonia Bielsko-Biała i The Look of The Year Bielsko-Biała. Magazyn Lady’s Club był patronem medialnym wydarzenia. Stanisław Bubin

1 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8


Fot. jacekrokowski-fotografia.pl

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 1 7


felieton

Koszmar który kochamy ANGELIKA WICIEJOWSKA

Boże Narodzenie

to najpiękniejsze święta w roku. Ich

magiczny czar zaczyna unosić się w powietrzu od listopada, kiedy na sklepowych półkach znicze ustępują

Od pierwszego „Last Christmas” w radiu – do pierwszej gwiazdki. T yle mniej więcej trwa coroczne, zbiorowe postradanie zmysłów. A później, kiedy przychodzi już właściwy moment i cała rodzina zasiada przy stole, bywa, że nikt nie wie, po co naprawdę są te święta. Z CZYM KOJARZY NAM SIĘ GRUDZIEŃ? Z zakupami! Prezenty same się nie zdobędą. Można co prawda zaryzykować i szarpnąć się na coś z gatunku handmade, ale ryzyko, że ręcznie malowana bombka będzie wyglądała jak dzieło przedszkolaka jest zbyt duże i większość z nas wybiera tradycyjną formę, a co za tym idzie, godziny w kolejkach i nerwy. Widok bezcenny – szeregi poirytowanych i poddenerwowanych ludzi, którzy dostają wścieklizny na dźwięk zapętlonej w komputerze melodii „Jingle Bells”. Zaciskają zęby i przeklinają, że w tym roku znowu wszystko na ostatnią chwilę. Pojawia się stres, bo przecież czasu coraz mniej, a zapomnieć o nikim nie można. No przecież nie wypada nie dać komuś z rodziny prezentu, jeżeli on nam da, a wiemy, że da. Nie można też dać za mniej. Ale jak odgadnąć tegoroczną siłę gestu wujka? Styki w mózgu się przegrzewają! LADA MOMENT ZACZNIE SIĘ ROZPLĄTYWANIE tych cholernych światełek i ubieranie choinki. Wszystkie światełka ładnie poskładaliśmy przed rokiem, więc dlaczego są poplą-

1 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

tane? Ktoś musi być winny. Kot na sto procent spróbuje zdobyć wierzchołek drzewka, a pies – jeśli masz psa – pociągnie za bombkę. Im bliżej uroczystej kolacji, tym większe ciśnienie. Dwanaście potraw, bo jak nie – babcia strzeli wykład o nieposzanowaniu tradycji. A jeżeli kuzynka siądzie obok kuzyna, to wojna na tle religijnym (albo politycznym) murowana. Na dodatek dziadek po roku spotka się z bratem i też Bóg wie, co z tego wyniknie. I weź się, człowieku, nie denerwuj! No dobra, wystarczy. To wszystko brzmi jak zapowiedź horroru. A co w takim razie sprawia, że kochamy święta? Na przekór tym wszystkim nieznośnym przygotowaniom. Cóż, to proste. Chodzi o bliskość. Tak po prostu. Najważniejsze jest to, że wreszcie wszyscy jesteśmy razem. Nie przez telefon, nie przez komunikatory, tylko zwyczajnie po staremu, fizycznie, przy jednym stole. PRZYJACIELE, RODZINA. Albo w prawidłowej kolejności: rodzina i przyjaciele. Rodzina zawsze na pierwszym planie. Ci, których bardzo kochamy

Fot. Patryk Kamrowski

miejsca czekoladowym mikołajom.

i trochę mniej niż bardzo, ale to są nasi bliscy, najbliżsi, swoi, na wyciągnięcie ręki, a nie gdzieś tam, zatopieni w obowiązkach i problemach, przez cały rok niby wokół nas, ale jednak daleko. Mówi się, że współczesne święta zbyt często okryte są płaszczem hipokryzji, że wszyscy są mili na pokaz, a pod koniec grudnia albo zaraz po sylwestrze znów stają się obojętni, osobni, dla siebie. Ale przecież tak nie musi być. Tak być nie powinno! CO ZROBIĆ, ŻEBY NIE STAŁY SIĘ KOSZMAREM? Po prostu wyluzować. Nie dać sobie wmówić, że ich konsumpcyjne oblicze jest jedynym, jakie coś znaczy. Należałoby wziąć głęboki oddech i skupić się na tym, co naprawdę ważne, czego nigdzie kupić nie można.

Dlatego byłoby wskazane zadbać o dobre stosunki rodzinne na długo przed wspólnym kolędowaniem. Święta mają sens tylko wtedy, kiedy relacje z najbliższymi są co najmniej poprawne. Oczywiście można się wzajemnie ignorować przez cały rok i liczyć na bożonarodzeniowy cud, który w parę chwil naprawi to, co szwankowało przez wiele miesięcy. Ale chyba lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. Nie ma przecież nic gorszego niż napięta atmosfera, skrywana pod płaszczykiem sztucznego uśmiechu i wymuszonych, nieszczerych życzeń. Miejmy więc wszyscy wspólne postanowienie na święta i nowy rok. Bardzo proste: więcej czasu poświęcajmy tym, których kochamy. Miłość topi lody nie tylko w grudniu po południu.


Artykuł sponsorowany

TYLKO DLA DOROSŁYCH • TYLKO DLA DOROSŁYCH • TYLKO DLA DOROSŁYCH • TYLKO DLA DOROSŁYCH Polecamy „Fruwające figurki”! Zabawną, pełną erotyki, utrzymaną w żartobliwej konwencji powieść o życiowych wyborach dokonywanych pod wpływem ambicji oraz pod presją bliskich i otoczenia. Perspektywa zarobienia dużych pieniędzy, wielostronne relacje damsko-męskie oraz dowód na odwiecznie znaną tezę, że los, jeśli chce z nas zakpić, spełnia nasze marzenia.

EROTYKA

JAK POWIETRZE

Rozmawiamy z autorem, ADAMEM MOLENDĄ Skąd wziął się pomysł na powieść, która mówi o seksie w tak zabawny sposób?

Wydawnictwo AKRONIM 34-300 Żywiec • Krasińskiego 15/9 tel. 33 861-41-32 sklep@wydawnictwo-akronim.pl redakcja@wydawnictwo-akronim.pl www.wydawnictwo-akronim.pl

Ceny książek podane na stronie internetowej Wydawnictwa AKRONIM zawierają koszt wysyłki.

O autorze:

Adam Molenda jest dziennikarzem i pisarzem, autorem książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Prowadzi oficynę autorską pod nazwą Wydawnictwo AKRONIM.

ADAM MOLENDA: Seks zajmuje w naszym życiu miejsce bardzo ważne, ale rzadko mówimy o nim swobodnie. Polacy funkcjonują w dość surowej tradycji obyczajowej, która sprawia, że łóżko, do którego kładzie się para ludzi, najczęściej okrywa ciemność – również w utworach literackich lub filmowych. Jeśli porównać polskie piśmiennictwo okresu średniowiecza z dzisiejszym, okazuje się, że niektóre utwory dawnych mistrzów pióra były bardziej frywolne niż dzieła autorów tworzących współcześnie. Cytuję zresztą w powieści wielu poetów i pisarzy bulwersujących opinię publiczną rozmaitych epok i krajów. Pisząc „Fruwające figurki” chciałem zerwać ze schematem,

podług którego erotyka jest czymś mrocznym, budzącym obawę i wstyd, odpychającym. Moi bohaterowie traktują „te sprawy” bez pruderii, wręcz radośnie, docierając do zaskakującego finału. Pragnienie pieniędzy i seksu – akcja powieści zbudowana jest na tych dwóch filarach.

ADAM MOLENDA: Podobnie jak życie większości z nas. Nawet niematerialiści są zmuszeni zarabiać, żeby żyć, erotyka zaś jest dla ludzi niczym powietrze. Kiedy jednak przesadzi się, traktując te dwie kwestie jako cele naczelne, można wpaść w tarapaty. I o tym jest moja książka. Dziękujemy za rozmowę i zachęcamy do lektury!

TYLKO DLA DOROSŁYCH • TYLKO DLA DOROSŁYCH • TYLKO DLA DOROSŁYCH • TYLKO DLA DOROSŁYCH

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 1 9


Artykuł sponsorowany

SAUNA WULKANICZNA

ABSOLUTNA NOWOŚĆ WELLNESS & SPA W poprzednim numerze „Lady’s Club” napisaliśmy o pierwszym bielskim Studio Floatingu i SPA – AquaRest Clinic, które dzięki Barbarze Jamie i Marcie Sowińskiej powstało w centrum miasta w budynku odrestaurowanej Przędzalni. To niejedyna atrakcja, jaką możecie tam znaleźć dzięki właścicielkom AquaRest Clinic. Całkowitą nowością jest również japońska sauna skalna, która zdobyła wielką popularność w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Sauna jest dostępna we wszystkie dni tygodnia oprócz niedziel. Warto jednak wcześniej zadzwonić i umówić się na termin.

2 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

bezpośredni kontakt ze skórą minerały wulkaniczne przekazują organizmowi promienie regeneracyjne i lecznicze trzy razy szybciej i skuteczniej niż klasyczne sauny. Promieniowanie przenika na 3-5 cm w głąb ciała, pobudzając liczne przemiany komórkowe. Badania potwierdziły, że takiego działania

terapeutycznego nie ma żadna inna sauna na świecie. Jak korzysta się z sauny skalnej? – W czasie sesji leżymy rozebrani lub w wygodnej odzieży sportowej na rozgrzanej skale wulkanicznej – mówi Marta Sowińska. – Głowę opieramy o zwinięty ręcznik, dla lepszego

Zdjęcia Roman Anusiewicz / floatrest – www.japanspa.pl

O

d ponad 1000 lat Japończycy wykorzystują fenomenalne działanie minerałów wulkanicznych w zwalczaniu wielu dolegliwości zdrowotnych. Takie sauny skalne nazywają Ganbanyoku. Specjaliści z branży Wellness & Spa zainteresowali się zbawiennym działaniem Ganbanyoku i doszli do przekonania, że to jeden z najciekawszych zabiegów medycyny holistycznej na świecie o wspaniałych właściwościach odmładzających i regeneracyjnych. – Nie trzeba jechać do Japonii, żeby się o tym przekonać, mamy taką nowoczesną saunę w Bielsku-Białej – informuje Barbara Jama. – Jej wyjątkowość polega na zastosowaniu oryginalnych płyt z czarnej krzemionki, czyli ze skały magmowej bogatej w kryształy minerałów. Płyty, rozgrzane do komfortowej temperatury 40-45 st. C, emitują lecznicze promieniowanie podczerwone, zwane głębokim ciepłem. Przez

Płyta ze skały magmowej, rozgrzana do komfortowej temperatury 40-45 st. C, emituje lecznicze promieniowanie podczerwone, zwane głębokim ciepłem

komfortu. Ciepło z kamienia wnika do wnętrza ciała, powodując rozluźnienie mięśni, otwarcie porów i uwalnianie toksyn. Odczuwamy przyjemne ciepło, lecz nie jest nam gorąco. Zabieg stymuluje krążenie i poprawia metabolizm, nie przyspieszając rytmu serca. Nie pocimy się nadmiernie, nie występuje typowe dla innych saun uczucie gwałtownego gorąca, utrudniającego oddychanie. A po sesji kamień wulkaniczny jest dezynfekowany, gwarantując następnemu klientowi najwyższy poziom higieny. Średni czas zabiegu trwa od 45 do 90 minut. Sauna marki JapanSpa®, co warto podkreślić, perfekcyjnie oczyszcza organizm z toksyn. Zabieg uważany jest za jeden z najbardziej skutecznych w detoksykacji z metali ciężkich (aluminium, rtęci), a także amoniaku, nikotyny i kwasu siarkowego. Japońscy lekarze stwierdzili, że wydzielanie potu


aRtykuł sponsoRowany

podczas zabiegu jest naturalnym balsamem, mającym charakter kosmetycznego sebum z silnymi właściwościami bakteriobójczymi. Następuje błyskawiczna regeneracja naskórka, a także nawilżenie, poprawa napięcia, jędrności i kolorytu skóry. Wygładzają się zmarszczki i goją rany. Antyseptyczne działanie skały wulkanicznej łagodzi wiele dolegliwości związanych z cerą, naskórkiem i włosami. Po wizycie w saunie Ganbanyoku odczuwalne jest ogólne odprężenie. Zabieg jest pomocny w odchudzaniu, modelowaniu sylwetki i redukcji cellulitu. Promieniowanie pod-

w saunie oDczuwamy Przyjemny relaks, a PonaDto zabieg wzmacnia organizm i PoPrawia konDycję

JAPoŃSkA SAUNA GANBANYOKU Dla osób pracujących zawodowo • oczyszcza organizm z toksyn i metali ciężkich • regeneruje i nawilża naskórek • inhaluje ujemnymi jonami (tzw. witaminy powietrza) • odchudza (utrata od 600 do 1200 kcal w trakcie zabiegu) • działa bakteriobójczo • modeluje i odmładza sylwetkę (anti-aging) • wspomaga leczenie chorób skóry • redukuje cellulit • zmniejsza stres • leczy bezsenność Dla sportowców i osób aktywnych • poprawia ukrwienie i regeneruje • wzmacnia organizm i kondycję • chroni przed kontuzjami • wyrównuje poziom tlenu w mięśniach • redukuje kwas mlekowy • inhaluje ujemnymi jonami (tzw. witaminy powietrza) • ułatwia stretching (rozciąganie mięśni) Dla osób starszych • łagodzi problemy zdrowotne i zapewnia profilaktykę • zwiększa odporność • wspomaga ukrwienie i krążenie krwi • redukuje reumatyzm, artretyzm • redukuje bóle pleców, stawów, mięśni • działa zdrowotnie w chorobach układu ruchowego

czerwone zabezpiecza przed kontuzjami i bólami mięśniowymi, rozszerza żyły i wzmaga cyrkulację krwi. A lepsze krążenie krwi zwiększa ilość tlenu docierającego do uszkodzonych komórek i przyspiesza proces leczenia. Energia podczerwieni korzystnie wpływa na układ sercowo-naczyniowy, oddechowy, czynności nerek i wielu innych gruczołów. Poza tym obniża napięcie mięśni, zmniejsza pobudliwość nerwową i wrażliwość receptorową, przez co działa uspokajająco i przeciwbólowo. Ponadto kamień wulkaniczny w czasie sesji emituje jony ujemne, tzw. witaminy powietrza, które naturalnie inhalują organizm. Jony ujemne (aniony) to atomy obdarzone ujemnym ładunkiem elektrycznym. Jeżeli w powietrzu zachowana jest względna równowaga jonów ujemnych i dodatnich,

jesteśmy przyjemnie zrelaksowani i nasz organizm funkcjonuje prawidłowo. luksusowa sauna skalna w AquaRest Clinic wykonana została z najwyższej jakości skały wulkanicznej z czarnej krzemionki, zapewniającej promieniowanie podczerwone i działanie prozdrowotne, w japońskim wzornictwie. Sauna pokryta jest oryginalną jednolitą skałą magmową o długości ponad 2 metrów. Rozwiązanie takie gwarantuje największą skuteczność i komfort zabiegu. Wszystkie funkcje nadzorowane są przez sterownik mikroprocesorowy, dzięki któremu można ustawiać różne parametry sauny z dokładnością do 0,1 st. C. Specjalne skalne łóżko marki JapanSpa® chronione jest przez Urząd Patentowy RP w Europie i na świecie.

Aquarest Clinic – Studio Floatingu i SPA Powstańców Śląskich 3 (Przędzalnia) • Bielsko-Biała www.aquarest.pl • kontakt@aquarest.pl AquaRest Clinic – studio floatingu i spa tel. 512 211 055, 791 900 474

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 2 1


Fot. twinstrangers.net

TAJEMNICE

Szwedka Sara Nordstrom (17 lat) i Irlandka Shannon Lonergan (21 lat) nie są bliźniaczkami, poznały się przez internet

Mam sobowtóra

Już w szkole chciałam mieć bliźniaka. Siostrę konkretnie. W ostateczności brata, bo przeważnie nosiłam krótkie włosy. Bliźniak potrzebny mi był, żeby odpowiadać za mnie z chemii i geografii. Wizja z sobowtórem nie spełniła się z oczywistych względów, ale niedawno spotkała mnie historia jak ze szkolnych marzeń. O mało nie straciłam przyjaciółki, gdy ta stwierdziła, że widziała mnie w Poznaniu na kongresie, na który nie pojechałam. O wszem, wybierałam się, lecz w końcu zostałam w domu. Więc kto był za mnie? Próbowałam udowodnić, że nie mogłam tam być, bo byłam gdzie indziej, ale nie dała się przekonać. Podobno wyglądałam identycznie i miałam nawet włoską torebkę, która tak jej się podobała. Czyli że mam sobowtóra? Na to wychodzi. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu słyszał podobną historię. Albo sam wzięty został za kogoś innego, albo spotkał się ze swoim sobowtórem oko w oko. SPRAWA PODOBIEŃSTWA LUDZI niespokrewnionych ze sobą, a łudząco do siebie podobnych trochę nas przeraża, jak i z pewnością fascynuje. Obcy brat bliźniak, kopia, sobowtór, twin brother, Doppelgänger, podwójny wędrowiec, skandynawski Vardøger, fiński Etiäinen... Fenomen z sobowtórem zakorzeniony jest w kulturze ludzkiej od sta-

2 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

DOROTA BOCIAN

rożytności – funkcjonuje we wszystkich wierzeniach i sztukach, od malarstwa poczynając, na literaturze i filmach kończąc. Większość kultur zdecydowanie uważa, że zobaczenie sobowtóra nie wróży nic dobrego. Z pewnością co do tego przekonany jest Richard Anthony Johnes z Kansas w USA, który został skazany na 19 lat więzienia za napad z bronią w ręku. A napadu dokonał sobowtór Johnesa, nie on. Nie pomogło alibi. Odsiedział 17 lat za czyn, którego nie popełnił. Mogłoby to być nawet śmieszne, gdyby pomyłka sądowa nie okazała się tak dotkliwa w skutkach dla tego młodego człowieka. Czy fizyczny brat bliźniak mógł być w tym przypadku złym duchem, który sprowadził na niego nieszczęście? Czy 7 miliardom ludzi na świecie może przydarzyć się podobna historia?


Fot.jooinn.com

CO ROBI NASZ MÓZG, gdy widzi łudząco podobną twarz? Mózg rozpoznaje znajome cechy, linię włosów, kolor skóry. To bardziej mapa, aniżeli szczegółowy obraz. Drobne szczegóły nie są dla niego ważne. Decyduje suma poszczególnych wrażeń. Żeby powiązać wszystkie informacje, mózg wykorzystuje obszar zwany zakrętem wrzecionowatym. Tak to działa: widzimy na mapie zarys buta i od razu rozpoznajemy Włochy. Mózg sprowadza widziane obiekty do schematów, odrzucając szczegóły nieistotne. Jeżeli ktoś jest do kogoś mniej lub bardziej podobny – mózg uznaje go za znajomego i dopiero po bliższym przyjrzeniu pozwala nam dostrzec niepasujące szczegóły. Dlaczego właśnie twarz jest ważna? Dlaczego tak mocno związana jest z naszą tożsamością? Wszystkie relacje – nie tylko z bliskimi osobami – związane są z twarzą. W pierwszej kolejności na podstawie analizy twarzy oceniamy nowo poznane osoby. Jeśli określimy je jako godne zaufania,

Naukowcy wciąż niewiele wiedzą na temat tajemnic bliźniąt

Fot. pexels.com

W 2015 roku Teghan Lucas, antropolożka z Uniwersytetu w Adelajdzie (Australia) badała kwestię, czy niewinna osoba może być wzięta za sprawcę przestępstwa tylko na podstawie fizycznego podobieństwa. Poprzez specjalny software przeanalizowała ponad 4 tys. ludzkich twarzy, sprawdzając główne parametry, takie między innymi, jak odległość między oczami i uszami. Wyszło jej, że wśród istniejącej na ziemi populacji tylko 135 osób ma szansę znalezienia idealnych swoich sobowtórów, mających z nimi aż 8 wspólnych wymiarów. Tyle dokonał precyzyjny program komputerowy.

Dzięki więzi łączącej bliźnięta żyją one dłużej niż ich rówieśnicy przychodzący na świat w pojedynkę

prawdopodobnie nawiążemy przyjazne stosunki. Gdy na podstawie pierwszego wrażenia nie wzbudzą w nas zaufania, raczej nie zostaniemy bliskimi przyjaciółmi. Często tak się dzieje na poziomie zupełnie nieświadomym. A jeszcze lepiej, jeżeli nowo poznana osoba w jakiś sposób nas samych przypomina, ma z nami fizyczne cechy wspólne. To spadek ewolucyjny. Prawdopodobnie podświadomie zakładamy, że podobieństwo fizyczne sugeruje pokrewieństwo, więc mamy do czynienia ze swojakiem – a nie obcym, którego należy się obawiać i od którego trzeba trzymać się z daleka. TWARZ MAMY W DOWODZIE i paszporcie, dzięki twarzy wpuszczają nas do niektórych miejsc. W dobie zaawansowanych technologii dzięki zdjęciom twarzy możemy identyfikować się i wyszukiwać w sieci. Możemy nawet wyszukać własnego Doppelgängera. A podobno ludzi, którzy dla naszego mózgu wyglądają tak jak my, jest co najmniej 7, a nawet 10 na świecie. Co roku 21 kwietnia możemy również świętować Dzień Sobowtóra (wypada przed Światowym Dniem Pieczarek). Do tego czasu z pewnością uda nam się własnego sobowtóra znaleźć na portalach twinstrangers.net czy ilooklikeyou.com. Ci, którzy są łudząco podobni do osób znanych, mogą nawet na tym nieźle zarobić. Gwiazdy często korzystają z usług dublerów, również ze względów bezpieczeństwa. Niektórzy ludzie w naturalny sposób są podobni do sławnych postaci, często są z nimi myleni, a inni specjalnie czynią różne zabiegi, żeby się

do sław upodobnić. Chęć poklasku, sławy, zdobycia pieniędzy czy chorobliwa miłość do idoli często jest powodem przekraczania wszelkich granic zdrowego rozsądku, jak i... progu bólu. Kiedyś dziewczyny fryzurą i makijażem upodabniały się do Brigitte Bardot czy Merlin Monroe. Dzisiaj ludzie poddają się bolesnym operacjom plastycznym, żeby tylko przypominać ulubioną czy modną w danej chwili gwiazdę. Nie są to tanie zachcianki. Sara Burge, gospodyni domowa, przeszła kilkaset operacji plastycznych, żeby upodobnić się do żywej lalki Barbie. Z kolei Justin Jedlica poddał się aż 300 operacjom, żeby stać się Kenem! Inna pani zaliczyła ponad 50 operacji, żeby zostać współczesną Nefretete. Dziewczyny chcą mieć pupę jak Kim Kardashian, usta Angeliny Jolie, nogi Cameron Diaz, a oczy Charlize Theron. Gotowe są zatracić własną indywidualność, żeby tylko żyć przez jakiś czas namiastką cudzego splendoru. Po incydencie w Poznaniu, w którym przecież nie byłam, kusi mnie teraz, żeby sprawdzić, co porabia mój sobowtór. Kim jest, czy się dobrze prowadzi? Może lepiej trzymać rękę na pulsie, żeby któregoś dnia... nie stracić twarzy! Autorka od 7 lat prowadzi Open Business Boutique. Promuje działalność na własny rachunek i harmonię. Dzieli życie i pracę między Polskę a Włochy, tworząc dwa wielokulturowe domy.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 2 3


Artykuł sponsorowany

ODPORNOŚĆ

KRYJE SIĘ W JELITACH

CORAZ WIĘCEJ DZIECI RODZI SIĘ z nieprawidłową florą bakteryjną. Może to być spowodowane złym stanem zdrowia matki, a konkretnie – jej jelit i... rodzajem porodu. Mało która kobieta uświadamiana jest, że wybierając cesarskie cięcie, silnie wpływa na jakość bakterii zasiedlających jelita noworodka, a co się z tym wiąże – na jego odporność. Tak więc od narodzin nasza flora bakteryjna – najpierw nieświadomie, później przez świadome działania – jest coraz bardziej niszczona, co przekłada się na kiepską odporność. Przepisy na niszczenie mikroflory jelit są proste i szybkie: antybiotyki (zwłaszcza w pierwszych latach życia) i inne leki (choćby przeciwzapalne), przetworzona żywność, przewlekły stres, nadmierna aktywność fizyczna, alkohol i inne używki. Skutkuje to właśnie złym samopoczuciem, częstymi przeziębieniami, alergiami czy nawet chorobami autoimmunizacyjnymi. WARTO ZDAĆ SOBIE SPRAWĘ, że powierzchnia jelit człowieka w przybliżeniu równa jest powierzchni kortów tenisowych. Wtedy zapewne inaczej podejdziemy do troski o nie. Na szczęście jelita można zregenerować, choć z własnego doświadczenia wiem, że po latach terapii antybiotykowej jest to proces trudny i czasochłonny. Z pomocą przyjdą nam celowane kuracje probiotyczne, preparatami zawierający-

2 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Fot. Katarzyna Pietraszko

Jeszcze niedawno nikt nie wspominał, że układ pokarmowy jest niezwykle ważny w budowaniu naszej odporności. Co bowiem wspólnego mogą mieć jelita i to, co się w nich znajduje, z odpornością? Dziś już wiemy, że niszcząc mikroflorę jelit, narażamy się, niestety, na złe samopoczucie, częste przeziębienia i alergie, a nawet choroby autoimmunizacyjne.

AGNIESZKA MAZUREK mi duże dawki. Generalnie jednak o zdrowiu warto myśleć cały rok, nie tylko w okresie nadmiernych zachorowań. Położenie Polski sprzyja niedoborom witaminy D3, która ma ogromny wpływ na odporność. Często zdarza się, że nawet po słonecznym lecie poziom tej witaminy nie jest wystarczający. Mają na to wpływ różne czynniki, np. przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach w czasie, gdy witamina D3 może syntetyzować się przez skórę albo nadmierne smarowanie się kremami przeciwsłonecznymi w obawie przed rakiem skóry. Oczywiście powinniśmy używać naturalnych filtrów i przewiewnej odzieży, jeśli jesteśmy przez dłuższy czas narażeni na promieniowanie słoneczne, ale trzeba korzystać ze słońca, ponieważ nie ma lepszej formy witaminy D, jak naturalna. Jeśli odczuwamy jej niedobór, należy podnieść poziom witaminy, stosując odpowiednio dobrane suplementy czy też dobrej jakości

tran. Przy problemach z florą bakteryjną jelit trzeba też wziąć pod uwagę niedobory witaminy K2, zwłaszcza przy takich objawach, jak krwawienie z dziąseł, siniaki, popękane naczynka. W SEZONIE GRYPY I PRZEZIĘBIEŃ staram się stosować naturalne sposoby szybkiego pozbywania się niechcianych wirusów i bakterii, wspomagając w ten sposób odporność, ale i... budżet domowy, bo zakupy w aptece do tanich nie należą. Mam dla Was parę rad, jak walczyć domowymi sposobami z wirusami i bakteriami. Zapewniam, że nie są wymyślne – to częstokroć znane metody naszych babć, zapomniane w czasach nowoczesnych technologii (a przecież nie wiemy, jakie skutki będą miały te szybkie rozwiązania za lat kilka czy kilkanaście). Bardzo ważną rolę pełni oczywiście szeroko pojęta dieta. Podstawą jest rezygnacja z cukru, który potrafi zastopować po-

prawne funkcje systemu odpornościowego na długi czas. Warto wprowadzić jak najwięcej warzyw i owoców do posiłków i zrezygnować z olejów roślinnych, których nadmiar może podnieść stan zapalny organizmu. Pewne produkty, które nie są składnikami naszej codziennej diety, mogą być pomocne w walce z przeziębieniami, np. znany wszystkim czosnek. Nie bez powodu nazywa się go naturalnym antybiotykiem. Kilka ząbków czosnku 3-4 razy dziennie potrafi zdziałać cuda. Aby łatwiej nam było przełknąć świeżo wyciśnięty czosnek, można go zmieszać z dobrej jakości miodem, który też poprawia odporność. Ja często dodaję świeżo wyciśnięty czosnek do pasty z awokado – to smaczne i zdrowe rozwiązanie. Bardzo często do potraw dodaję również kurkumę, szczególnie gdy robi się chłodno i zimno. W niewielkich ilościach ma smak neutralny – w większych staje się gorzkawa i cierpka, dlatego najlepiej samemu wyczuć, jaka ilość będzie odpowiednia. Kurkuma jest fenomenem natury, zawiera unikalny składnik, zwany kumaryną, posiadający właściwości antynowotworowe i przeciwzapalne. Genialnie oczyszcza wątrobę i nerki, a jak wiadomo – bez tych sprawnie funkcjonujących organów trudno w ogóle mówić o zdrowiu i dobrym samopoczuciu. Kurkuma przyjmowana w odpowiedni sposób leczy zapalenia stawów i generalnie je wzmacnia. Zło-


aRtykuł sponsoRowany

te mleko zawierające kurkumę od starożytności było napojem joginów. Gdy kogoś z domowników zaczyna dopadać przeziębienie, przygotowuję ten niezwykły napój na bazie mleczka kokosowego i właśnie kurkumy, pieprzu, cynamonu, miodu. To silnie rozgrzewająca mikstura, pomaga w szybkim powrocie do dobrego samopoczucia. NiE MoGĘ TU NiE WSPoMNiEĆ o roSolE – prawdziwym, domowym rosole i jego wspaniałym działaniu. Jak tylko coś zaczyna wisieć w powietrzu, to wiadomo, że na obiad będzie rosół, pełen mikroelementów, witamin i aminokwasów, pobudzajacy system odpornościowy. Warto do niego dodać czosnek, cebulę, imbir, pieprz czy też trochę kurkumy. Rosół jest idealny przy katarze, grypie i zatkanym nosie. Dzięki zawartej w nim naturalnej cysteinie rozrzedza i pomaga usuwać wydzieliny z gardła, nosa i płuc. Dodatkowo

rosół „uszczelnia” jelita – pomaga leczyć błony śluzowe, a jak wspomniałam – to z jelit pochodzi nasza odporność. Przy każdej chorobie należy się odpowiednio nawadniać. Z pomocą przychodzą suszone zioła i kwiaty. Kwiat lipy jest istotnym elementem wyposażenia mojej domowej apteczki. Herbata na przeziębienie z kwiatu lipy działa napotnie, przeciwzapalnie, obniża stany gorączkowe. Często robię również herbatkę imbirową. Kawałek świeżego imbiru wystarczy pokroić w plasterki, dodać plaster lub dwa niepryskanej cytryny, zalać gorącą wodą i przykryć. Kiedy przestygnie do temperatury zdatnej do picia, można dodać łyżeczkę prawdziwego miodu i wcisnąć cytrynę. Pamiętajcie, by w razie przeziębienia pić ten napar tylko wieczorem, przed położeniem się do łóżka. A co robić, gdy gardło zaczyna boleć? Jednym z rozwiązań są płukanki ziołowe. W celu zmniejszenia stanu zapalnego

gardła i krtani można płukać je kilka razy dziennie herbatą z rumianku i szałwii z dodatkiem łyżki stołowej octu jabłkowego. Kiedy akurat brak w apteczce odpowiednich ziół, z pomocą przychodzą mi bakteriobójczy płyn lugola (wodny roztwór jodu) i woda utleniona. Ja używam samodzielnie przygotowanej lugoli, bo tak też można. Do 100 ml wody dodaję kilka kropel płynu lugola (6 lub 7) i łyżeczkę wody utlenionej. Tak przygotowanym roztworem płuczemy gardło. Nie jest to zbyt smaczne, lecz skuteczność olbrzymia – dla mnie to najlepszy sposób. W czasie przeziębienia warto też wspomóc się suplementacją cynku, który powstrzymuje wirusy przed rozprzestrzenianiem się i pozytywnie wpływa na układ oddechowy. Na koniec do tego zestawu dołóżmy kwasy omega-3, czyli na przykład od dawna znany i raczej nielubiany tran. Nienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 wspierają układ immunologiczny

i pomagają w walce z infekcjami, niwelując stany zapalne. Wskazane jest zatem spożywanie tłustych ryb morskich (dziki łosoś, śledź, makrela, szprotki). Niestety, ciężko dziś kupić dobrej jakości rybę, a tylko taka jest zasobna w omega-3, dlatego lepiej rozważyć suplementację tranem. Pamiętajcie! o jelita i naturalną odporność trzeba dbać cały rok. Dzięki temu unikniecie poważniejszych infekcji. Jeśli jednak dopadnie Was choróbsko, wypróbujcie opisane wyżej proste domowe sposoby, a organizm na pewno Wam się odwdzięczy.

Autorka jest dyplomowanym specjalistą dietetyki, właścicielką Poradni Dobry Dietetyk w Bielsku-Białej przy ulicy Generała Stanisława Maczka 41. Pasjonatka zdrowego odżywiania i stylu życia, matka dwóch nastolatków.


Fot. Materiały prasowe

TELEWIZJA

Dziewczyny

to ja lubię wytrawne! Z BRONISŁAWEM CIEŚLAKIEM, serialowym porucznikiem Borewiczem, rozmawia Agnieszka Zielińska

W Sławkowie obchodził pan 70. urodziny, w Dąbrowie Górniczej całkiem niedawno 75. Czy to z sympatii dla Zagłębia?

Często bywam w Zagłębiu i na Śląsku, mam tam wielu przyjaciół. Zresztą, z Krakowa, z którym jestem związany, do Zagłębia niedaleko. Z tymi rocznicami tak wyszło, to przypadek.

Czego życzył pan sobie z okazji urodzin?

Zdrowia i spokoju. Niczego wyjątkowego. Gdyby miał pan jednym słowem określić swoją karierę

2 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

zawodową, to powiedziałby pan...

...że jestem dziennikarzem. Mam w sobie ciekawość świata, a to prowadziło mnie w różnych kierunkach – i do więzienia, i do ośrodka odwykowego. I na duży ekran, i na mały. Głównie jednak w zawodzie dziennikarza przepracowałem całe życie. Właśnie jako dziennikarz telewizyjny trafiłem do serialu. Podobnie zostałem namówiony do wejścia w politykę. Wszedłem w nią z ciekawości. Chciałam zobaczyć i poczuć środowisko polityków. Dobrze się czułem jako polityk opozycji. Byłem posłem SLD, gdy lewica doszła do wła-

dzy. Ale bycie politykiem przestało mi się podobać. Do jakiej postaci Borewiczowi jest najbliżej? To polski Columbo, Kojak, James Bond?

Porównanie do Bonda jest irytujące. Nie mieliśmy nigdy z Krzysztofem Szmagierem, głównym reżyserem serialu, aspiracji, by ścigać się z agentem Jej Królewskiej Mości. Byłoby to śmieszne. Borewicz w porównaniu z Bondem jest biednym, prowincjonalnym stróżem prawa. Nie te samochody, nie te pieniądze. Może tylko dziewczyny, które otaczały Borewicza, były równie ładne, co partnerki

Jamesa Bonda. Takie porównania świadczą o prowincjonalnym kompleksie. Tak było też z Maciejem Zakościelnym, świetnym aktorem, po jego rolach w serialach „Kryminalni” i „Czas honoru”. Mówiło się wtedy polski Brad Pitt. Nie można się tak nadymać! Każdy aktor, każdy człowiek jest inny, niepowtarzalny. Porucznik Borewicz, którego grałem, jest postacią wymyśloną, i – co z tym związane – pewne zachowania są w tę postać wpisane. Swoje postaci stworzyli też Peter Falk czy Telly Savalas. I one także są wyjątkowe. Grając Borewicza nie wzorowałem się na amery-


kańskich policjantach. Tytuł polskiej produkcji też nie był odpowiedzią na popularność filmów o agencie 007, a jedynie nawiązaniem do radiowego numeru wywoławczego dla operacyjnych jednostek Milicji Obywatelskiej w miastach wojewódzkich. To kryminał o stróżu prawa, którego rolą było łapanie przestępców. I to Borewicz robił. A że gdy serial powstawał socjalistyczna rzeczywistość kwiczała, to już coś innego. skąd bierze się popularność „07 zgłoś się”? Z zapartym tchem śledzą ten serial kolejne pokolenia Polaków.

To nie jest pytanie do mnie. Tworząc serial nie mieliśmy takich ambicji. Kiedy patrzę po 40 latach na tamte wydarzenia, jedno jest dla mnie pewne – zainteresowanie serialem to wyraz nostalgii za młodością i towarzystwem pięknych, młodych dziewczyn. Nie za PRL-em w sensie politycznym, lecz za własnym życiem wtedy. Wszystko pokrywa kurz, przemija. Czasy się zmieniają. Mamy inne samochody, telefony, jest inny sprzęt policyjny. Jedna z moich córek niedawno zapytała mnie, czy kremplina, czyli taka tkanina, to był jakiś rodzaj dragów. Nie znała tego popularnego kiedyś słowa. Gdy w serialu prostytutka z hotelu Victoria mówiła o jednym zielonym, to określała wielką wartość. Dolar amerykański to było coś. A co dziś można kupić za dolara? dzięki serialowi był pan symbolem mężczyzny tamtych czasów!

Nie wykorzystywałem popularności w sferze prywatnej. Podrywanie dziewczyn bez porucznika sprawiało mi większą przyjemność. Wiedziałem, że dziewczyna jest zainteresowana mną, a nie aktorem. Nie można dać się zwariować przez popularność. borewicz mówił: „dziewczyny, droga pani, to ja lubię wytrawne, nie słodkie”.

Pamiętam, to kwestia z odcinka „Dziwny wypadek”. To oczywiste, że woli się kobiety z charakterem i poczuciem humoru. Czy porucznik z „07 zgłoś się” to starszy brat bronisława Malanowskiego?

Nie mam nic przeciwko takim porównaniom. Ustrój się zmienił, zmieniło się wszystko. Dawny stróż prawa to współczesny detektyw. Niestety, Malanowski nie mówi językiem Borewicza, chociaż bardzo chciałem. Dialogi Malanowskiego nie dorastają do pięt tamtemu scenariuszowi, nie mają tego wdzięku i dowcipu. Ktoś powiedział, że seriale i filmy powstają teraz w formacie dużo, szybko, tanio. Dowód: „07 zgłoś się” w 12 lat – 21 odcinków, „Malanowski” w 7 lat – 807 odcinków, czyli 2-3 tygodniowo. Czego pan żałuje z przeszłości?

Żałuję?! Że czas ucieka i się starzejemy... Powinny pojawić się nowe odcinki z borewiczem? Krzysztof szmagier, który zmarł w 2011, planował kontynuację...

ostatnio w muzeum sztygarka w Dąbrowie górniczej aktor uczestniczył w Detektywistycznej grze terenowej

Nie! Po rewolucji 1989 powiedziałem Krzysztofowi: „Nie miej złudzeń, dziś nie można już tego kontynuować”. Borewicz, o ile go znam, przeszedłby tak zwaną weryfikację i mógłby służyć w policji państwowej, jednak gdyby serial został wznowiony, na przykład w 1997, trzeba by było z konieczności wpaść w pułapkę polityki. Taki scenariusz nawet powstał. Borewicz śledzi młodocianą szajkę, w której jest syn prominentnego dygnitarza PRL. Przez prowokację zostaje wyrzucony z milicji, zdegradowany, ląduje w więzieniu, gdzie siedzi z działaczami z Solidarności. Zaprzyjaźnia się z nimi, co pomaga mu odnaleźć się w realiach po przełomie 1989. To jednak nie było to! Za wysoka cena za uwiarygodnienie Borewicza w nowych realiach. Nic z tego by nie wyszło. Powiedziałem więc Szmagierowi: „Zostaw ten serial tam, gdzie go urodziłeś”.

Pana plany na przyszłość?

Nie mam zawodowych planów. Teraz liczy się dla mnie spokój ducha. Odpoczywam od cywilizacji, choć nie postrzegam tego jako emerytury. Trwają zdjęcia do nowej komedii kryminalnej, reżyser Szymon Jakubowski powierzył mi rolę skorumpowanego polityka. Chętnie biorę też udział w spotkaniach z miłośnikami serialu „07 zgłoś się”.

Bronisław Cieślak urodził się 8 października 1943 w Krakowie. Dziennikarz, aktor, prezenter. Debiutował w 1976 w serialu „Znaki szczególne”. Odtwórca roli por. Sławomira Borewicza w serialu „07 zgłoś się” (21 odcinków w latach 1976-1987). Jako Bronisław Malanowski wystąpił w serialu paradokumentalnym „Malanowski i Partnerzy” (2009-2016). Twórca programu Telewizyjne Biuro Śledcze.

kaDry z serialu „07 zgłoś się”

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 2 7


KSIĄŻKA

W kręgu wykluczonych

Głośno o sporze między Andrzejem Sapkowskim, autorem sagi o Wiedźminie, a twórcami gry komputerowej, opartej na pomyśle pisarza. Gra Wiedźmin 3 stała się światowym bestsellerem, a wpływy z jej sprzedaży przekroczyły miliard złotych. Autor książek o Geralcie nie wierzył w 2002 r. w powodzenie tego przedsięwzięcia, więc zamiast proponowanego mu przez firmę udziału w zyskach, wybrał jednorazową zapłatę za prawo do wykorzystania po mysłu. Po 16 latach uznał, że należy mu się jednak procent od zysku i skierował sprawę do sądu.

Z

apowiada się pasjonujący proces, a orzeczenie sądowe będzie mieć znaczący wpływ na rynek wydawniczy w Polsce. Może to być ważne również dla Łukasza Jabłońskiego, debiutującego powieścią z gatunku fantasy „Melodia Litny”. Rzut oka na okładkę i lektura kilkudziesięciu pierwszych stron nie dała mi asumptu do zestawiania ikonicznego cyklu o Wiedźminie z pierwszą książką Jabłońskiego, jednak po przeczytaniu całości i w kontekście opisanego sporu myślę sobie, że autor mógłby rozejrzeć się za fachowcem od praw autorskich i doradcą finansowym. Jakkolwiek od pozycji Sapkowskiego dzieli go jeszcze długa droga, jej początek wygląda wcale obiecująco. Jestem wymagającym czytelnikiem i zwolennikiem tezy, że życie jest zbyt krótkie, by czytać dobre książki – należy czytać tylko bardzo dobre. Podchodzę to tego bezkompromisowo, więc odrzuciłem „Dziewczynę z pociągu”, Dana Browna w całości i przygody Greya. „Melodia Litny” też była bliska odrzucenia. Po pierwsze, przez okładkę w konwencji „Zmierzchu” (innych może zachęcić, kwestia gustu). Po drugie, przez nagromadzenie niedających się do wymówienia nazw, imion i cudacznych stworzeń, wspartych panteonem bóstw i demonów, podań i prastarych ksiąg, co generalnie przytłacza. Po trzecie, przez przesadny barokowy styl opowieści. Taki na przykład poranek. Mógłby po prostu nadejść albo nastać, ale u Jabłońskiego „rozjaśnia fiolet przestworzy pierwszymi bladymi pęknięciami”. Po czwarte, przez otwierające każdy wątek cytaty z dzieł takich, jak „Boskie przesłanie Kiassutha”, „Księga Samotnego Klifu”, „Przestrogi wieszczki Kalhae”. I jeszcze po piąte..., po szóste... W głowie zaczęło mi kołatać ostrzeżenie o przeroście formy nad treścią. A jednak „Melodię Litny” przeczytać warto!

2 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

ADAM ZDANOWSKI Z czasem niezliczone wątki zgrabnie się zaplatają, a opowieść wciąga i gna do przodu z chyżością rumaka. Dużym plusem dla mnie była zaskakująca niejednoznaczność i wielowymiarowość postaci w „Melodii...”. Wiele można powiedzieć o bohaterach Jabłońskiego, ale nie to, że są płascy i papierowi. Nie sposób też łatwo obdarzyć ich

Łukasz Jabłoński, Melodia Litny, Wydawnictwo Zysk i S-ka (www.zysk.com.pl) Poznań 2018, str. 576. Seria: Rozdroża cienistego szlaku.

sympatią czy antypatią, bo autor nie skąpi niespodzianek, kreśląc ich sylwetki i dramatyczne losy. Ten tom otwiera cykl opowieści z „Rozdroży cienistego szlaku”, warto więc zasygnalizować najważniejsze, w mojej opinii, wątki nadające bieg historii. Quedheram – najwyższy mag, odprawia tajemny obrzęd ku czci krwawego Shinandu, boga wojny i zemsty, w wyniku którego Seltion Vespeira da Illoi, prawowity Cesarz Dwóch Oceanów, zostaje obdarzony dwoma potomkami. Wiele lat później do osady zagubionej pośród bezkresów Cesarstwa trafia skazany na banicję tajemniczy Malbo. Dom przywódcy wspólnoty Wyklętych, Thoregara i jego żony Santi, wydaje się bezpieczną przystanią. Jednak jak niepokojące memento brzmią w uszach słowa Litny z gildii rabowników, że „nic nie jest tak do końca białe i nic nie jest do końca czarne, świat składa się z różnych odcieni szarości”. Fraza wyświechtana jak onuce sowieckiego sołdata, prawda? Autor nie ma jednak zamiaru odkrywać Ameryki. Korzysta ze znanych motywów i opisuje bliskie nam emocje, wprawnie oprawiając je w atrakcyjny anturaż powieści fantasy. Władza, bogactwo i seks to triada, która mąci umysł człowieka od zarania ludzkości, a jednocześnie uznawana jest przez wielu za koło zamachowe historii. Te same namiętności, które rządzą cesarzami, królami, generałami i innymi szlachetnie urodzonymi, towarzyszą ich poddanym – urzędnikom, kupcom, wojakom, żebrakom, banitom i wykluczonym. A ludzka natura sprawia, że i wykluczeni mają w swoim gronie tych, którzy są wykluczeni bardziej. Władza może być afrodyzjakiem jednakim dla króla i wójta – wystarczy dać komuś władzę, by poznać jego prawdziwa naturę... W ten dość nieoczywisty sposób udało się Łukaszowi Jabłońskiemu zaprosić mnie do przemierzania „Rozdroży cienistego szlaku”. Pozostaje mi zachęcić i Was do tego samego.


Samotność

WYWIAD

to najgorsza kara Z AGATĄ KOŁAKOWSKĄ, autorką powieści Pokrewne dusze, rozmawia Stanisław Bubin

Czy identyfikuje się pani ze słowami Marty Woźniak, jednej z głównych bohaterek powieści, że samotność to najgorsza kara? Za co kara? Stworzyła pani interesujące studium o osobach poszukujących bliskości innych. Czy od początku miała pani zamiar zaprezentowania samotności w różnych odmianach?

Tak to widzi bohaterka, która w spaczony sposób pojmowała bliskość. Więź z siostrą była dla niej niezbędna do szczęścia, do spokojnego życia. Gdy zabrakło tej relacji, uznała, że nic gorszego już nie może jej się przytrafić. To nie była jedyna strata, jakiej doświadczyła, ale najbardziej dojmująca. Myślę, że mogła postrzegać samotność jako swoistą karę za wcześniejsze szczęśliwe życie. Taki rachunek, który przyszło jej zapłacić za radość. Ta powieść porusza wiele aspektów, ale samotność i bliskość były jednymi z tematów, które chciałam podjąć. Sama nie pojmuję samotności jako kary. Raczej jako naturalną konsekwencję. Ludzie czasem przestają się dogadywać, nie jest im ze sobą po drodze, odchodzą, umierają. I nagle robi się pusto. Często zdarza się również, że czujemy się samotni wśród ludzi. I to jest chyba najtrudniejszy stan. Chciałam się przyjrzeć tym tematom, bo intryguje mnie sposób, w jaki tworzymy więzi i jakim procesom podlegają. Jak długo przygotowywała się pani do napisania tej książki? Pytam o podręczniki psychologii, badanie różnych typów relacji łączących ludzi? Skąd taka znajomość psychoterapii i wiedzy na temat poszukiwania sensu życia?

Do napisania tej książki tak naprawdę przygotowywałam się całe życie. To, co obserwuję, czego doświadczam, co zmusza mnie do przemyśleń, często w takiej czy innej formie, trafia na karty książki. Lubię rozmawiać z ludźmi i poznawać ich punkty widzenia, często zupełnie odmienne od mo-

Agata Kołakowska: Miłość to jedyna rzecz na świecie, o którą warto zabiegać

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 2 9


ich. Wiedziałam jednak, że aby rzetelnie napisać tę powieść, niezbędna mi będzie fachowa pomoc, dlatego konsultowałam się z psychoterapeutką. Chciałam, żeby każde zachowanie postaci były umotywowane i spójne z jej rysem psychologicznym i przemianami, którym podlega. Zależało mi, żeby wydarzenia były wiarygodne. Interesuję się psychologią, ale amatorsko. Fascynuje mnie ludzka psychika, dlatego w powieściach dużo miejsca poświęcam temu, co się dzieje wewnątrz człowieka, za fasadą. Powieść dzieli się na dwie części – jedna jest psychologiczna, druga nieoczekiwanie staje się thrillerem. Dzieje się tak w momencie, gdy Marta, zagubiona po stracie siostry, przestaje przyjeżdżać do miasta na sesje do psycholożki Mileny i namawia ją do odwiedzenia swojego pensjonatu na wyspie, odciętego od świata. Milena ma jej zastąpić – na siłę, wbrew własnej woli – siostrę, która zginęła w Portugalii. Szatański plan... znakomicie się powiódł, odnalazły się pokrewne dusze. Sądzi pani, że nie ma takich spraw, które nie mogłyby zbliżyć ludzi do siebie?

3 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Czasami to, co nas dzieli, paradoksalnie jest właśnie tym, co przy odrobinie dobrej woli mogłoby nas połączyć. Rzadko jest to jednak możliwe, bo od otwarcia się przed drugim człowiekiem często powstrzymuje nas lęk. Obawa przed zranieniem, odrzuceniem, oceną. Boimy się pokazać prawdę o sobie, bo wtedy możemy wystawić się na cios. Druga osoba pozna nasze słabe punkty. Pokażemy czułe miejsca. Często obie strony obawiają się dokładnie tego samego, tylko przybierają różne maski. Przez nie właśnie trudno jest się do siebie zbliżyć. A szkoda, bo warto. Udało się pani zaprezentować w książce galerię postaci, mniej lub bardziej łączących się z Mileną i Martą, pokiereszowanych psychicznie. Każda skrywa jakieś tajemnice i nosi wspomniane maski. Mnie najbardziej zafascynowała psychoterapeutka, angażująca się w ludzkie sprawy bardziej, niż pozwalała jej na to etyka zawodowa. Milena prowokuje i aranżuje rozmaite sytuacje, jakby bawiła się emocjami. To konstrukcja literacka, czy też słyszała pani o kimś takim, kto nami manipulował?

Całe szczęście, nie słyszałam o takim terapeucie. Literacko zaintrygowała mnie koncepcja, że klienci przychodzą po pomoc do kogoś, kto sam jej dramatycznie potrzebuje, i „leczy siebie” w dość pokrętny sposób, przekraczając granice etyki. Psychoterapeuci bowiem to także ludzie, z takimi samymi problemami. I to chciałam właśnie pokazać. Każdy z nas jest tylko człowiekiem. I czasami najbardziej pomaga ten, kto sam potrzebuje wsparcia. Oczywiście etyka zawodowa nie pozwala na zachowania, jakie prezentuje Milena. Patrząc bardziej ogólnie, mam poczucie, że każdy z nas odrobinę manipuluje bądź jest poddawany temu procesowi – i ma to miejsce w wielu dziedzinach życia. Czasem dzieje się to w sprawie drobnostek, czasami zahacza o większe sprawy, jak choćby polityka. Wiemy nie od dziś, że człowiek jest nieodgadniony, złożony, nieprzewidywalny. Pani bohaterowie też tacy są. Co z tego wynika? Mam wrażenie, że przekaz brzmi: zło nie zawsze jest złem, a dobro – dobrem. Nie oceniajmy szybko i pochopnie, człowiek to konstrukcja nieschematyczna, nikt nie składa się z samych zalet czy wad. A może nie tylko o to chodziło?


Chciałam właśnie takie tematy podrzucić do rozważenia czytelnikom. Zło czasami rodzi się z konkretnych pobudek. Często stoi za nim jakaś wielka rana, co oczywiście nie zmienia faktu, że zło nadal jest złem, a błąd – błędem. Podobnie jest z dobrem. Czasami czyni się je z bardzo ukrytych, egoistycznych pobudek, niekoniecznie dlatego, że jesteśmy tacy szlachetni. Bywa, że dajemy w nadziei, że sami wreszcie coś otrzymamy od drugiego człowieka. A to bardzo zwodnicze i rozczarowujące. W swojej twórczości zawsze zachęcam do tego, aby widzieć szerzej i patrzeć głębiej. Nie tylko na drugiego człowieka, ale także na siebie, bo to od nas wszystko się zaczyna. Mogłaby pani książka stać się podstawą do napisania scenariusza filmowego. Trzyma nas pani w niepewności do ostatnich stron, a zakończenie, jak w dobrym suspensie, jest nieprzewidywalne. Po jakimś czasie okazuje się, że dziwne relacje nie są dziwne, przeszłość zawsze rzutuje na przyszłość, a miłość i tak utoruje sobie drogę przez wszystkie przeszkody. Chyba nieprzypadkowo wykreowany przez panią ośrodek psychoterapii nazywa się AlterEgo? Wszyscy cierpimy na rozdwojoną jaźń?

To pewnie zbyt daleko idące stwierdzenie, ale coś w tym jest. Czasami mam wrażenie, jak obserwuję ludzi – i siebie także – że jest w nas naprawdę wiele osób. Wszystko zależy od czasu, miejsca i okoliczności, w jakie rzuci nas życie. Zgadzam się z powiedzeniem, że tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. I wierzę, że nie jesteśmy w stanie ręczyć za siebie na sto procent. Bywa, że zadziwiają nas inni, ale także potrafimy zadziwić sami siebie. Całe szczęście nie tylko negatywnie. Mamy również dobre strony, ale i wiele twarzy. I jeszcze jeden ciekawy aspekt z pani książki: nikt nie jest słaby i nikt nie jest silny psychicznie. Nasze role społeczne, zależnie od kontekstu, mogą się zmieniać. Łatwo z kata stać się w ofiarą – i na odwrót. Sytuacje Marty i Mileny są tego najlepszym dowodem. Czy to rodzaj ostrzeżenia dla czytelników, żeby nie byli łatwowierni i nie ufali bezkrytycznie, bo zbyt wielu chce nami sterować? Na lep „bratnich duszy” niejedna osoba już się nabrała i... boleśnie to odczuła.

Nie chcę czytelnika popychać w strach przed drugim człowiekiem, ale staram się pokazywać, że w sumie wszystko może się zdarzyć. Że ten, z kim się nie dogadujemy, tak naprawdę może budzić w nas nieprzepracowane rzeczy. Że osoba, do której lgniemy, może chcieć nas wykorzystać. Zaufanie to piękna rzecz, ale zwodnicza. Jestem z tych osób, które uważają, że trzeba na nie zasłużyć. Nie obdarzam nim na początek z rozdzielnika. Może to złe podejście, ale chyba zbyt wiele rzeczy już widziałam.

nie jest dla mnie – lubię tworzyć zamknięte całości. Poza tym nie interesuje mnie twórcza stagnacja. Bywa, że ktoś podsunie mi jakiś temat, ale podejmuję tylko rzeczy, które czuję całą sobą. Zatem muszę je sama wymyślić. Oprócz pisania kocham sztukę. Nic nie porusza mnie tak jak muzyka. Lubię też malarstwo, bo mnie wycisza. Przepadam za teatrem. Ale tak najbardziej to kocham czas spędzony wspólnie z mężem. Miłość, według mnie, to jedyna rzecz na tym świecie, o którą warto zabiegać.

W jakich kategoriach traktuje pani swoje pisarstwo? Zawodowych czy jako lekarstwa dla duszy (swojej i ogółu czytających). A może baśni ku pokrzepieniu, szukania sensu życia? Przetwarza pani życiowe doświadczenia, czy też zdaje się wyłącznie na wyobraźnię i fikcję?

Dziękuję za rozmowę.

ZDJĘCIA: ARCHIWUM AUTORKI

Pisanie to przede wszystkim moja pasja, która towarzyszy mi od najmłodszych lat. Mieszam swoje obserwacje, przemyślenia i doświadczenia z wyobraźnią, której mi nie brakuje. A skoro już mogę pisać dla szerszego grona, staram się podejmować ważne tematy. Mój czytelnik nie zawsze dostanie plaster na zbolałe serce, co może nie jest dobrym zabiegiem, myśląc w kategoriach sprzedażowych. Ale staram się pokazywać rzeczy takie, jakimi są, a refleksja, którą czytelnik zabierze ze sobą po lekturze może służyć mu do konkretnych działań. Wtedy sam będzie mógł zalepić sobie to, co zalepienia potrzebuje. Proszę zdradzić na koniec, jaki jest rozkład pani dnia? Nad czym pani teraz pracuje? Ile czasu poświęca na pisanie i co jeszcze, prócz tworzenia, panią zajmuje? No i jakie ma pani relacje z czytelnikami? Czy pytają o dalsze losy bohaterów i sugerują tematy książek?

Pracuję od rana do obiadu, a później poprawiam to, co napisałam do południa. Nałożyłam na siebie taki rygor i jest mi z nim dobrze. Już od niemalże dziesięciu lat jestem w stanie ciągłej pracy nad jakąś książka. Polubiłam ten stan, kiedy mam w głowie alternatywny świat. Nigdy jednak nie opowiadam o książce, nad którą obecnie pracuję. Nawet mój wydawca rzadko coś o tym wie. W dobie internetu kontakt z czytelnikami jest ułatwiony, więc bardzo mnie to cieszy. Często też bywam na wieczorach autorskich w bibliotekach. Zdarzają się prośby o kontynuację jakiejś powieści, ale to raczej

Agata Kołakowska, Pokrewne dusze, Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Str. 496. Premiera 6 listopada 2018. Więcej o autorce na stronie www.agatakolakowska.pl.

KONKURS Dzięki uprzejmości wydawcy (www.proszynski.pl) mamy dla Was 4 egz. powieści Pokrewne dusze. Otrzymają je Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie, ile powieści opublikowała do tej pory Agata Kołakowska i w której występuje tajemniczy XYZ? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 1


książka

MACIEJ ZEMBATY

Wędrówka po rejonach nawiedzonych HENRYK WANIEK

W

gronie, które było naszym towarzyskim kosmosem,

o chorobach zasadniczo się nie mówiło.

Był

to temat

Byliśmy młodzi, raczej zdrowi. Jakieś przeziębienia, grypy, drobne urazy i dolegliwości umykały naszej uwagi (…). Wszystkim dopisywało zdrowie, a tylko w przypadku szczególnej potrzeby ktoś tam coś symulował. Dodać jednak muszę, że naszego trybu życia nie dałoby się nazwać zbyt zdrowym. Nocne, czasem całonocne sesje, odbywane dzień w dzień, raz tutaj, raz tam, może nie opływały w alkoholowe orgie, jakkolwiek nie nazwałbym ich abstynenckimi.

W

miarę możliwości, które dzisiaj trudno sobie wyobrazić, akceptowaliśmy umiarkowane upojenia haszyszowe, jako że wtedy – lata 1976-1979 – haszyszu było pod dostatkiem. I to w najlepszym gatunku, o którym dziś można tylko pomarzyć. Marihuana, a jakże, nie mówiąc o bardziej niewinnych używkach, również była na porządku dziennym i na każdym poziomie społecznym. Dzisiaj jest to do obrzydliwości nagminne, tak jak wtedy było jednak dość elitarne. Pamiętam, jak na jedną z naszych sesji Maciej Z, nie uprzedzając nikogo, przyciągnął ze sobą jakiegoś, już trochę łysiejącego pracownika z ulicy Mysiej. Widok krążącego jointa przyjął jako coś oczywistego. Chętnie skorzystał, a gdy się rozweselił, sypnął opowiastkami o codziennym życiu cenzora.

3 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Gdy niedyskretnie zaczął zdradzać kulisy współpracy cenzury kościelnej ze świecką, czyli „komunistyczną”, pokładaliśmy się ze śmiechu. Myślę, że przez swoje nieuchronne kontakty z cenzorami Maciej Z jakoś też ich trochę demoralizował. I równocześnie obśmiewał. Jedynie materiały uzależniające nie pociągały nas zanadto. Kto tam chciał ryzykować – jego sprawa. Staraliśmy się jednak – jak to się mówi – trzymać klasę (...). Więc żadne tam morfiny, heroiny, kompoty, kokainy, meta-amfetaminy i tym podobne buzery nie cieszyły się wśród nas uznaniem. Chyba w ogóle ich nie było, bo większość z nich została wynaleziona później, jak mi się wydaje. Wtedy jeszcze natura miała przewagę nad syntetykami. Niemniej, jakkolwiek by tam było, nawet całkiem niewinnego cannabis indica nie

Fot. Materiały prasowe

absolutnie „non grata”.

można nazwać lekiem. Chociaż w opowieści Macieja Z raz wystąpiło ono jako panaceum. Rzecz miała miejsce podczas wyprawy do Indii i Nepalu, gdy dama uczestnicząca w tej eskapadzie doznała porażenia słonecznego. Lokalny znachor, jakiś guru czy sadhu, zalecił posłużenie się tym środkiem jako niezawodnym. I rzeczywiście. Po trudnej nocy o poranku porażenie, przerażone dużą ilością haszyszu, zniknęło bez śladu. Biorąc rzecz teoretycznie, upalanie się niemal każdego wieczoru powinno się odbijać na zdrowiu. A jednak się nie odbijało, jeśli pominąć nie tak znów częste i połowicznie zabawne reakcje. Jakieś urojenia, paranoiczne natręctwa. Na szczęście, nieczęste (…). Naszym panaceum na wszystko był zdrowy śmiech. Filozoficzny – jeśli to nie za duże słowo.

Droga nam wszystkim ojczyzna była wtedy, zresztą tak samo jak dzisiaj, dość kabaretowa. Maciej Z był tęgim palaczem. Zdarzało się, że palił po kilka papierosów równocześnie. Wtedy jeszcze nikomu nie zaświtała idea zakazów palenia. Paliło się wszędzie. W samym studiu nagraniowym w radiu może nie, ale w reżyserce, na korytarzach, wszędzie czuło się aromaty tytoniu różnych gatunków. Knajpki i knajpy, palarnie w teatrach i kinach, wszelkie poczekalnie, przedziały dla palących w pociągach. Pamiętam nawet popielniczki w tramwajach i autobusach. A trzeba pamiętać, że żyliśmy w środowisku skrajnie łatwopalnym. Z jakichś powodów Maciej Z, znalazłszy się kiedyś w Hamburgu, miał przy sobie sławetne polskie papierosy o nazwie sport. Wieczorem w jakimś ba-


Fot. ARC W 1981 artysta w czasie festiwalu Zakazane Piosenki wystąpił z utworem „Sejm kalek”, do którego pomysł i refren podsunął mu Jacek Kleyff. Piosenka do dziś nie straciła na aktualności

jego sprawa. Już nie wracałem do tego tematu, który z roku na rok wydawał mi się coraz bardziej śmieszny, tym bardziej że Maciej Z zaczął gubić się w wielości swych notatek. Coś zapisał, ale gubił notesy, nie mógł odnaleźć, więc ratował się pamięcią otaczających go osób. Zapominał o umówionych spotkaniach i terminach. Dziwne tylko było, że gdy jedne rzeczy zapominał gruntownie, to inne zapamiętywał z fotograficzną dokładnością. No, ale pamięć to jednak dzikie zwierzę. Każdy ma z nią swój własny problem i na to chyba nie ma lekarstwa. Kiedyś przybyłem na ulicę Myśliwiecką na umówione nagranie. Też już tam na Macieja Z czekał Andrzej Garczarek. Przegadaliśmy dobre dwie go-

Fot. Henryk Kotowski / Wikipedia

rze zapalił więc sporta. Natychmiast zjawił się zdenerwowany właściciel. Żądał od Macieja Z, aby bezzwłocznie opuścił lokal. „No dope here!”, krzyczał, sądząc, że polski papieros jest niezbyt aromatyczną odmianą jakiegoś nieznanego mu narkotyku. Z tego, co pamiętam, Maciej Z palił wszystko, najchętniej jednak marlboro, które w latach siedemdziesiątych były oznaką naszego zbliżenia się do Zachodu. A ostatecznie rodzime carmeny, które nie były wcale złe. Zapalał jednego, odkładał do popielniczki. Albo zostawiał na krawędzi stołu, żeby zapalić następnego. I następnego. Zapominał. Powiedzmy, że taki miał rodzaj roztargnienia. Bo też, mimo pozorów dobrego zorganizowania, był roztargniony. Widząc kiedyś, że każde, nawet najbłahsze głupstwo – jakiś termin, godzinę, adres, numer telefonu –Maciej Z zapisuje skrupulatnie w swoim kalendarzu, zasugerowałem mu, by może więcej użytku robił ze swojej pamięci. Zaprzeczył gwałtownie. Był przekonany, że jego pamięć nie nadaje się do niczego. Szczególnie do liczb, cyfr, numerów i godzin. Każda niezapisana rzecz jest automatycznie stracona. Co w takim razie powiedzieć o ogromnej liczbie tekstów, które pamiętał bezbłędnie? No cóż, jego pamięć,

Występ Macieja Zembatego w Warszawie, 2009

dziny, czekając na Macieja. W końcu uznaliśmy, że jednak wszystko ma swoje granice. Nie było wtedy telefonów komórkowych, więc dopiero nazajutrz, gdy zadzwoniłem do Macieja Z, okazało się, że wszystko zapisał pod mylną datą. I to powoli stawało się u niego notoryczne. Nie pojawiał się, gdy był oczekiwany. Albo przychodził niespodziewanie. Poza tym nie zauważałem jednak niczego, co w Macieju Z odstawałoby od normy. Żył dynamicznie, twórczo, z uśmiechem na ustach, w uroczym roztargnieniu. Jego zamiłowanie do egzystencjalnego absurdu tamtych czasów czuło się jak u siebie w domu. Ale w połowie lat osiemdziesiątych, gdy po przerwie stanu wojennego wznowił współpracę z radiem, a jego wierni przyjaciele nie odmawiali mu w tym udziału, zauważyłem, że w miejsce tego zapisywanego porządku pojawił się – również zapisywany – nieporządek. Ale wracam do bałaganiarstwa, które z wolna rozkwitało wokół Macieja Z. Odrobina bałaganu zawsze może liczyć na moje zrozumienie. Sam trochę taki jestem. Niemniej to było zdecydowanie szkodliwe dla magazynu Zgryz, który przez to stracił wiele ze swego daw-

nego uroku. Stało się aż nadto widoczne, że coś w Macieju Z zaczyna szwankować. Pozory zdawały się temu przeczyć. Można by od biedy to usprawiedliwiać faktem, że czas zrobił się kiepski. W latach siedemdziesiątych Zgryz był atrakcyjną ofertą radiową, ale do roku 1986 apetyt społeczny zmienił się radykalnie. W powietrzu unosiło się jeszcze odium tak zwanego bojkotu. Osobiście uważałem tę formę walki politycznej za godną politowania, choć dziś przez niektórych postrzegana jest jako heroizm. Lecz Maciej Z trochę się z tym problemem mocował. Uznał jednak, że kontynuacja tego, co już trochę się zestarzało, ma sens. Zatem usiłował reanimować swój Zgryz. Oczywiście, jak to on, mnożył również projekty, z których urzeczywistniały się jedne, podczas gdy o innych zapominał. Niemniej w roku 1988 napisał całkiem sympatyczną książeczkę, do której mnie nawet zaprosił jako ilustratora. Pracował nad nią pilnie. Splatała się tam cudza, choć bardzo mu bliska poezja ze strumieniem jego własnych doświadczeń. Wyszła rok później w serii Ośrodka Teatru Otwartego Kalambur we Wrocławiu. A niebawem pojawiło się jej drugie wydanie. Nosiła tytuł Mój Cohen (...). Nasze ro-

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 3


Okładki najlepszych płyt z piosenkami i balladami Leonarda Cohena

bocze spotkania były wtedy częste i całkiem owocne. Potwierdzały tylko, że Maciej Z jest taki, jak zawsze, pełen skutecznego polotu. Możliwe, że on sam postanowił, albo ktoś mu poradził, by co bardziej odważne – a było tego sporo – fragmenty usunąć. Obecne jeszcze w maszynopisie nie znalazły się już w wersji drukowanej. Przez długie lata byłem przekonany, że ten astrologiczny Byk nosi na karku bardzo pragmatyczną głowę i w ogóle wszystko jest w jego codzienności dobrze zorganizowane. Może dałem się tylko nabrać na złudzenie porządku wywołane tą jego manią nadużywania notesów i ka-

lendarzy? Tymczasem w jego życiu zacząłem postrzegać coś, co tamtemu zaprzeczało – czyste i naiwne marzycielstwo. No tak. Niemniej nasze spotkania rzeczywiście straciły dawną gęstość. Życie niosło nas w różnych kierunkach. Nasze dzieci dorastały. Sprawy społeczne i polityczne tężały i czuło się w powietrzu zapowiedzi czegoś jeszcze nie całkiem jasnego. Odnosiłem wrażenie, że Maciej Z – w przeciwieństwie do mnie – dobrze czuł się w tym klimacie dojrzewającej rewolty, która ostatecznie okazała się tak zwanym Okrągłym Stołem. Jest o tym mowa gdzie indziej, a w tym miejscu fakt ten

Maciej Zembaty

3 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

ma zasygnalizować pojawienie się pewnego cienia, jaki położył się na naszych kontaktach. A także na jego stosunkach z gronem pozostałych przyjaciół i znajomych. Już nie chodziło tylko o wpadki w Zgryzie. Gdy się spotykaliśmy, wydawało mi się, że Maciej Z przybywa z jakiejś nieznanej, a raczej obcej rzeczywistości. Dokonywała się w nim przemiana, której nie potrafiłem nazwać. Tyle że właściwie wszyscy byliśmy dość przemienieni. Czasami nie do poznania. Różnie komentowało się przyczyny tej w nim przemiany i jakiegoś kryzysu, który również dał się zauważyć. Małżeński? Tego nie wiem, ale tak się mówiło. Po latach oczekiwania na własny dom Maciej Z zamieszkał ostatecznie z rodziną w sympatycznej, acz niewielkiej budowli, w dość odległej dzielnicy Warszawy (...). Wyprawianie się w tamte rejony wymagało każdorazowo silnej determinacji. Jechało się długo i jeszcze dłużej wracało. Żeby dotrzeć na Zacisze, trzeba było pokonać niemały labirynt. Zanim ten krajobraz się ustabilizował, długo jeszcze był właściwie regularnym placem budowy, z charakterystycznym nieporządkiem. Również z powodu tej odległości intensywność naszych spotkań nieznacznie się osłabiła. Ale wiadomości, dawniej roznoszące się lotem

błyskawicy, teraz chodziły drogami okrężnymi, czasem ulegając zniekształceniom na lepsze lub gorsze. I tak też przyjąłem pogłoskę, że Maciej Z uznał za wskazane poddać się leczeniu psychiatrycznemu. Przekonany, że słuszniej jest pójść do dentysty niż psychiatry, podejrzewałem naiwnie, że zrobił to pod jakąś zewnętrzną presją. Bo chyba nie wewnętrzną? Wszak każdy z nas miał w sobie jakąś szczyptę dewiacji. Byliśmy niegroźnymi szaleńcami, których ekscesy są nieodłączną częścią twórczej inwencji, a anomalie przemieniają się w anegdoty. Wcale nam to nie przeszkadzało w życiu, a nawet trochę je wzbogacało. I co tu do rzeczy może mieć psychiatria? Fakt się jednak potwierdził i musiałem się z nim pogodzić, jakkolwiek nigdy w rozmowach z nim samym nie podejmowaliśmy tego tematu. Tym bardziej że uznałem to chyba za przelotny epizod, bo też Maciej Z rychło powrócił do swej aktywności zawodowej. Z pozoru wszystko toczyło się po staremu, tyle że w odmienionych warunkach społecznych. W kapitalizmie, który należałoby chyba nazwać jakoś inaczej. A w jego życiu doszły do tego kontrowersje rodzinne, o których sam, jakkolwiek tylko półgębkiem, wspominał, a ja go za język nie ciągnąłem. Pewnego dnia Maciej Z zatelefonował do mnie i gadu-gadu,


spytałem, skąd mu się wziął ten pomysł z psychiatrą. Odpowiadał bardzo ogólnie, ale właściwie unikał odpowiedzi. Bo to nie na telefon i obszerniej może mi to przedstawić podczas osobistego spotkania. Ale w terminie, który zaproponował, miałem już umówione zobowiązania. A on również prowadził życie bardzo aktywne. I dowiedziałem się tylko, że wiele jeździ z koncertami (nieodłączny Cohen!), pracuje w radiu, pisze wcale udane scenariusze filmowe, przygotowuje interesujące programy telewizyjne. Pełnia zadowolenia. Pewnego dnia wpadł do mnie jak po ogień i zanim natychmiast zniknął, zdążył mi przekazać pozdrowienia od Lecha W. (którego widziałem jedyny raz w życiu), jako że właśnie wrócił z Trójmiasta. Przekazywał mi też serdeczne uściski od Jacka Kuronia, którego wcale nie znałem. Przywoływał dawne nasze wspólne przygody, które w moim przeświadczeniu wcale nie miały miejsca. Więc może mylił zdarzenia i osoby? Ale wiedziałem przecież, że tak wyraża się jego życie na bardzo wysokich obrotach. Żył w rzeczywistości legendarnej, którą miałem trochę za polski kicz. Już od czasu, gdy wyznał mi (rok był chyba 1983), że jego syn został ochrzczony przez księdza Jerzego Popiełuszkę, czułem, jak bardzo go wciągnęło wałęsanie się po rejonach nawiedzonych. Za sprawą stanu wojennego rzeczywistość społeczna została podzielona jakby przez barykadę. Za barykadami nigdy nie przepadałem i obie strony w swoim zacietrzewieniu były mi jednakowo obce. A on, przeciwnie, zdawał się czerpać jakąś przyjemność w eskalowaniu skrajności. Coś w rodzaju gorączkowego patriotyzmu. No, ale wtedy było to dość nagminne. Mniej więcej w tym samym czasie, nieco

koloryzując swe biograficzne dane, zaczął lansować tezę o tym, że podobnie jak Karol Wojtyła, również urodził się w Wadowicach. Nie uznałbym tej konfabulacji za rzecz naganną, tym bardziej że sam dałem się na to nabrać. W klimacie tamtych lat, z powodów, które ostatecznie potrafię zrozumieć, Maciej Z zaczął konstruować sobie, nieco ją ubarwiając, jakąś dodatkową tożsamość. Ale w gruncie rzeczy nadal pozostawał sobą; gotowym do aktów przyjaznych, kimś, kogo się darzy sympatią i podziwem. *** Teraz spojrzę na tę garść faktów z nieco późniejszej perspektywy, czyli roku – jeśli się nie mylę – 1999, gdy pewnej niedzieli postanowiliśmy odwiedzić Macieja Z, wówczas ponownie pacjenta szpitala w Tworkach. Był koniec sierpnia. Może początek września? Już wiedziałem i nie mogłem wątpić, że z pewną regularnością jego kondycja wymaga fachowej pomocy psychiatrycznej. Bo też trzeba tu powiedzieć, że kontakt z tą dziedziną działa czasem uzależniająco. Po otrzymaniu pomocy Maciej Z powracał do swej zwykłości, czyli do działania z właściwą sobie dynamiką. Że czasem ryzykowną, o tym już nie wspomnę. Ale wtedy, w Tworkach, szybko zorientowałem się, że również w takich warunkach Maciej Z pozostaje sobą i cieszy się statusem gwiazdy pawilonu. W swoim „gabinecie”, czyli jednoosobowym pokoju, miał komputer i na nim pracował. Prowadził kursy angielskiego dla pacjentów. Był ich ulubieńcem, bo zawsze miał papierosy i nikomu ich nie odmawiał. A także pupilem ordynatora. Dawno go nie widziałem w tak dobrym nastroju, choć bytowanie na wikcie szpitalnym wykluczało wszelkie luksusy. Chyba był skrajnie wygłodzony.

wet próbował malować. W każdym razie nie narzekał. Żyć, nie umierać. Gdy wychodziliśmy, szli go właśnie odwiedzić jego synowie – Łukasz i Wojtek. Zdaje się, że trochę byli zażenowani, bo to chłopcy delikatni. Usiłowali nas nie dostrzegać. A może rzeczywiście nie do-

Rzucił się na jakieś smakołyki, które mu przywieźliśmy. Barwnie streścił nam swoją sytuację, która go trochę bawiła, chociaż cenił sobie nadzwyczajną komitywę z personelem. Pisał powieść. Autobiograficzną. Szybko streścił jej pierwsze rozdziały. A poza tym coś tam na-

KONKURS

„Historia Macieja Z” Henryka Wańka, malarza, grafika, publicysty i krytyka, to osobiste wspomnienie o kultowym artyście, człowieku wyzwolonym, niepokornym, szalonym, naznaczonym poetycką melancholią. To również osobista opowieść o środowisku twórców z lat 80. i 90. minionego wieku. Książka nie jest biografią, lecz zbiorem wspomnień. Autor ze swoim bohaterem pozostawali w dużej zażyłości. Henryk Waniek stworzył nieco chaotyczny, jednak treściwy i barwny portret Macieja Zembatego i jego życia, będący jednocześnie hołdem dla przyjaciela. Drukowana przez nas opowieść jest fragmentem tej książki, opublikowanej przez Wydawnictwo ISKRY (Warszawa 2018). Dziękujemy za udostępnienie rozdziału. Tytuł i skróty pochodzą od redakcji. Dzięki uprzejmości wydawcy (www.iskry. com.pl) mamy dla Was 3 egzemplarze książki Henryka Wańka. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na proste pytania: Jak się nazywał słynny kot filmowy, związany z Maciejem Zembatym, gdzie się pojawił i jak brzmiało jego zaklęcie? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 5


strzegali? Ale przecież – między przyjaciółmi – nie ma wstydu. Nie ma powodu. Pomyślałem wtedy, że przy wszystkich nieszczęściach, jakie nas mogą spotkać w życiu, dobrze mieć oparcie w udanych synach (…). *** Mogło to być w rok, może nawet niecały, przed śmiercią Macieja Z, gdy wstąpiła w niego kolejna fala twórczej weny. Oznaki depresji ustąpiły bez śladu. Można by rzec, że właśnie otwarł się

kolejny rozdział jego twórczej aktywności. Niestety, wszystkie te rozdziały były krótkie, coraz krótsze pod presją recydywy choroby dwubiegunowej. W tym wypadku stan ożywienia, możliwe, że stymulowany radosną wiadomością, że zostanie dziadkiem – syn Wojtek ożenił się z uroczą Japonką – sprawił, że Maciej Z w formie ballady zapisał swój stan. Rękopis tego wiersza powielił kserograficznie i rozdawał przyjaciołom (…).

Przy śmietniku trzech meneli Pod wodzą Śmierdziela Na mój widok chórem pyta: Gdzie tak zapierdziela?

Pcham przed sobą go jak Syzyf Po krzywym chodniku Zaraz skręcę i odpocznę W cieniu przy śmietniku

Gdybym wiedział, to zapewne Doszedłbym do celu Tego jednak nie wiem wcale Mój zacny Śmierdzielu

Kółka skrzypią przeraźliwie Że aż zęby bolą Zardzewiały, odrapany Doloż moja, dolo.

Kółka skrzypią, stawy trzeszczą Mam już swoje lata A do tego coraz bardziej Puchnie mi prostata

Miałem Merca i Austina Nawet Mitsubishi Dziś wystarczy mi balkonik Muszę przy nim ćwiczyć

Jesień życia kolorowa To wspaniała sprawa Po co komuś w moim wieku Pieniądze i sława

Doktor mówi: za pół roku Zaczniesz chodzić z laską Starość może być wspaniała Przyszłość widzę jasno

Starość może być wolnością Nawet z balkonikiem Chciałbym zdążyć pójść na spacer Z wnuczkiem Japończykiem.

Fot. Wikipedia

Zamiast chodzić na spacery Z wnuczkiem Japończykiem Zapierdzielam po podwórzu Z moim balkonikiem.

Grób Macieja Zembatego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach

3 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Reprodukcja: Wikipedia

Balkonik

Portret artysty wykonany przez Zbigniewa Kresowatego

MACIEJ ZEMBATY

Ur. 16 maja 1944, zm. 27 czerwca 2011. Poeta, satyryk, scenarzysta, artysta kabaretowy, radiowiec, muzyk, bard i tłumacz, głównie piosenek Leonarda Cohena. Uważany za klasyka polskiego czarnego humoru. Pracę magisterską na UW napisał na temat piosenki i gwary więziennej. Debiutował w 1965 na festiwalu w Opolu, gdzie zdobył nagrodę za najlepszy debiut autorski. W 1972 dzięki Jerzemu Skolimowskiemu zetknął się z piosenkami Cohena. Przetłumaczył ich ponad 60. Wydał także kilka płyt z własnymi aranżacjami i wykonaniami piosenek kanadyjskiego autora. W latach 70. związał się z radiową Trójką, gdzie prowadził autorską audycję Zgryz. W 1972 we współpracy z Jackiem Janczarskim stworzył słuchowisko Rodzina Poszepszyńskich z Piotrem Fronczewskim i Janem Kobuszewskim w rolach głównych. Znany z takich szlagierów, jak ułożona do dźwięków marsza żałobnego Fryderyka Chopina Ostatnia posługa czy prowokacyjne W prosektorium. Jego ironiczny, makabryczny humor, łamiący obyczajowe tabu mówienia o śmierci, do dziś szokuje i zachwyca. Tłumaczenie piosenki Cohena Partisan stało się jednym z nieoficjalnych hymnów Solidarności stanu wojennego. Album Alleluja sprzedał się w ponad 400 tys. egzemplarzy, dzięki czemu w 1986 uznany został za złotą płytę. W latach 80. występował w duecie z Johnem Porterem. W 1. rocznicę Sierpnia '80 zorganizował Przegląd Piosenki Prawdziwej Zakazane Piosenki, antyfestiwal sopocki prezentujący twórców spoza cenzury PRL.


Artykuł sponsorowany

GDY BOLĄ PLECY

Określeń dolegliwości, z jakimi pacjenci zgłaszają się do gabinetów lekarskich, rehabilitacyjnych czy poradni przeciwbólowych jest wiele: korzonki, ból pleców, rwa, lumbago albo po prostu „coś mnie łupnęło”. Dla bardziej wtajemniczonych – chodzi o dyskopatię, przepuklinę, stenozę. Mniejsza o nazwy – ważne i przerażające jest to, że cierpi coraz więcej osób. Coraz młodszych, niestety. Dr n. med. MAGDALENA FIRLEJ-PRUŚ

D

olegliwości bólowe kręgosłupa – zarówno odcinka szyjnego, jak i lędźwiowo-krzyżowego – to epidemia XXI w. Jak wynika z danych światowych, od 60-80% populacji doświadcza bólu kręgosłupa. Do poradni z bólami i dysfunkcjami kręgosłupa trafiają nawet dzieci. Te bóle są nieprzyjemne, uciążliwe, uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Warto poznać naszego wroga i... skutecznie mu przeciwdziałać. Najczęściej występuje ból nieswoisty, czyli taki, któremu nie da się przypisać czynników sprawczych. Z reguły nie oznacza on poważnej choroby i mija bez leczenia, choć ma tendencję do nawrotów. Tylko u co 10. pacjenta ból krzyża ma konkretną przyczynę, wymagającą dalszej diagnostyki. W większości przypadków jest wynikiem mechanicznego uszkodzenia struktur tworzących i otaczających kręgosłup: kręgów, krążków międzykręgowych (tzw. dysków), stawów międzykręgowych, mięśni, ścięgien, więzadeł i nerwów. Jego przyczynami mogą być:

Przyczyną dyskopatii może być nagłe przeciążenie kręgosłupa. Ale przyczynami mogą też być zmiany zwyrodnieniowe, postępujące z wiekiem. Czynniki sprzyjające wystąpieniu dyskopatii: • wiek (najczęściej pojawia się między 30. a 60. rokiem życia) • wystąpienie bólu krzyża w przeszłości • czynniki psychiczne – przewlekły stres, niezadowolenie z pracy, depresja • słaba kondycja fizyczna i otyłość • długie siedzenie przy biurku, praca fizyczna, podnoszenie ciężkich przedmiotów, częste schylanie się i skręcanie tułowia • palenie papierosów • współistnienie innych chorób Głównym objawem jest silny ból, pojawiający się bezpośrednio po wykonaniu ruchu lub zaraz po nim. Ból kręgosłupa w okolicy lędźwiowej może promieniować w kierunku miednicy, a później wzdłuż nóg. Dolegliwości mogą być tak silne,

Od 60-80% ludzi na świecie doświadcza stale bólu kręgosłupa – to plaga naszego wieku

• przeciążenia mięśni, ścięgien lub więzadeł przykręgosłupowych • uszkodzenia krążka międzykręgowego, czyli dysku (dyskopatia) • wady postawy i budowy ciała, wady wrodzone kręgosłupa • zmiany zwyrodnieniowe, prowadzące np. do przesunięcia struktur kręgosłupa w stosunku do siebie lub zwężenia kanału kręgowego • złamania kręgów w przebiegu osteoporozy Do rzadszych przyczyn bólu krzyża należą: choroby reu-

matyczne (np. zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa), zakażenia, nowotwory, choroby narządów jamy brzusznej i miednicy (np. tętniak aorty, choroby nerek, trzustki, narządów rodnych). Warto zauważyć, że ból krzyża może być jedynie objawem innych chorób – czasem ciężkich, wymagających pilnego kontaktu z lekarzem. W wielu przypadkach ból odcinka lędźwiowego kręgosłupa jest spowodowany dyskopatią. Schorzenie to w zdecydowanej większości przypadków dotyczy części lędźwiowej kręgosłupa.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 3 7


Artykuł sponsorowany

Dolegliwości krzyżowe powstają przez niewłaściwe dźwiganie ciężarów i długotrwałe siedzenie za biurkiem w niewygodnej pozycji

że utrudniają wyprostowanie się i poruszanie. Dobrze zebrany wywiad lekarski w znacznym stopniu pozwala na poznanie przyczyny bólu, dlatego istotne jest, aby pacjent odpowiedział na konkretne pytania: • czas trwania bólu – może trwać krótko i w miarę szybko ustąpić albo przedłużyć się na lata • natężenie – od tępego pobolewania do bardzo silnego, rwącego bólu, który blokuje niemal każdy ruch kręgosłupa • lokalizacja – może ograniczać się do kręgosłupa lub promieniować do pośladka, uda, łydki, nawet do stopy (po jednej lub po obu stronach) • czynniki nasilające – zależnie od przyczyny wzmagają się w ruchu lub spoczynku, przy zgięciu lub wyprostowaniu pleców, niekiedy są wywoływane przez kaszel i kichanie (mogą pojawiać się nad ranem i wybudzać ze snu)

• czynniki towarzyszące – gorączka, osłabienie, nieuzasadnione chudnięcie, ból wielu stawów, choroby współistniejące, stosowane leki. Dzięki tym informacjom można wstępnie określić podłoże dolegliwości. 1. Ból nieswoisty (ok. 90% przypadków) związany jest z przeciążeniem struktur tworzących kręgosłup. Pojawia się po wysiłku lub niewielkim urazie i zmniejsza w spoczynku, choć dolegliwości może wywoływać też długie pozostawanie w jednej pozycji. Najsilniej odczuwany jest w dolnej części kręgosłupa, ale może promieniować po stronie zewnętrznej uda do poziomu kolana. Mija najczęściej w ciągu kilku dni – do 3 miesięcy zmniejsza się u 90% osób. Często nawraca. 2. Ból związany z zespołem korzeniowym lub zwężeniem kanału kręgowego wywołany jest uciskiem rdzenia kręgowego lub wychodzących z niego

Aby zapobiec bólowi krzyża, trzeba się ruszać i utrzymywać prawidłową wagę ciała

3 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

nerwów przez zwężone struktury kręgosłupa (przyczyny: najczęściej wpuklanie się dysku do kanału kręgowego lub zmiany zwyrodnieniowe). 3. Ból prawdopodobnie spowodowany inną chorobą. Sporadycznie ból krzyża może być manifestacją innej choroby kręgosłupa lub sąsiadujących narządów. W przebiegu zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa ból pojawia się w godzinach porannych, wybudzając ze snu; ból i sztywność kręgosłupa zmniejszają się w czasie ruchu. Przyczyną bardzo silnego bólu nieustępującego w spoczynku i w nocy może być nowotwór lub zakażenie występujące w obrębie kręgosłupa; chorobom towarzyszą z reguły pogorszenie samopoczucia, chudnięcie lub gorączka. Ból krzyża może wystąpić również w przebiegu chorób sąsiadujących narządów – na rozpoznanie wskazują wówczas charakterystyczne objawy. 4. Ból psychogenny – nie należy zapominać, że ból krzyża może być też niecharakterystyczną oznaką pogorszenia stanu psychicznego, wynikającego z przewlekłego stresu lub depresji. Leczenie dyskopatii rozpoczyna się od leczenia zachowawczego, podczas którego pacjent przyjmuje leki przeciwzapalne, przeciwbólowe i rozluźniające. Poza tym zaleca się odpoczynek, unikanie dźwigania, a także fi-

zykoterapię i masaże. Gdy takie leczenie nie przynosi pożądanych efektów, zaleca się leczenie neurochirurgiczne. Zanim poddamy się radykalnym terapiom, zwróćmy uwagę, jak wykonujemy proste czynności. Sposób, w jaki podnosimy ciężkie przedmioty, wyraźnie wpływa na obciążenie kręgosłupa. Aby zapobiec bólowi krzyża i zmniejszyć ryzyko nawrotów: • dbaj o kondycję fizyczną i prawidłową postawę ciała poprzez: – ćwiczenia usprawniające (pływanie, jazda na rowerze, szybki marsz przez co najmniej 30 min., minimum 3 razy w tygodniu) – ćwiczenia wzmacniające mięśnie pleców i brzucha – rozgrzewkę przed ćwiczeniami i stopniowe „schładzanie” mięśni po zakończeniu • pozbądź się nadwagi • w pozycji siedzącej podkładaj poduszkę pod kręgosłup lędźwiowy lub korzystaj ze specjalnego fotela, rób przerwy na rozruszanie się • nie dźwigaj ciężkich przedmiotów, naucz się prawidłowej techniki podnoszenia (nie pochylaj się nad przedmiotem, tylko przykucnij, a wstając – używaj mięśni nóg i brzucha) • śpij na średnio twardym materacu, najlepiej na boku (lekarz lub rehabilitant może dobrać


aRtykuł sponsoRowany

indywidualną pozycję do odpoczynku i snu) • noś wygodne buty na niskim obcasie, stosuj wkładki korygujące płaskostopie • dbaj o właściwą dietę i dostarczaj kościom odpowiednią ilość wapnia i witaminy D • nie pal papierosów UWAGA: smartfonowy kark, techniczna szyja – te określenia niebawem pojawią się w oficjalnej klasyfikacji chorób. Jak smartfon obciąża kręgosłup? Naukowcy z Spine Surgery and Rehabilitation Medicine w USA obliczyli, że pozycję ze schyloną głową utrzymujemy łącznie przez 2-4 godziny dziennie, co rocznie daje do 1400 godzin dodatkowego nacisku na kręgosłup. To uśrednione dane, nieuwzględniające tych, którzy siedzą nad laptopem dla przyjemności i którzy muszą, np. uczniów. W szkodliwej dla zdrowia pozycji spędzają oni po kilka tysięcy godzin rocznie. Do smartfona zaglądamy wiele razy dziennie – wszędzie widać skulone, zapatrzone w wyświetlacze postacie. A wystarczy tylko pilnować się i jak najczęściej trzymać głowę pionowo. Trzeba też ustawić monitor tak, żeby nie wymagał pozycji pochylonej. Ergonomia ponad wszystko! UWAGA: zespoły bólowe u dzieci i młodzieży to kolejne wyzwanie współczesnej medycyny. Poza znanymi przyczynami mamy też do czynienia z grupą tzw. bólów niespecyficznych. Ich występowanie wiąże się z licznymi czynnikami

zabiegi z wykorzystaniem aParatu inDiba activ znacząco łagoDzą zesPoły bólowe kręgosłuPa

ryzyka i obciążeniami cywilizacyjnymi. Czynniki ryzyka: • znaczący wzrost częstości występowania powyżej 12 roku życia • znacząca przewaga dziewcząt • parametry antropometryczne • mobilność kręgosłupa • asymetria napięć mięśniowych • aktywność fizyczna niewielka lub... zbyt nasilona (sporty współzawodnictwa) • nieprawidłowa długotrwała pozycja siedząca • telewizja, smartfon, gry komputerowe absorbujące ponad 2 godz. dziennie • obciążenie plecakiem/torbą szkolną o ciężarze stanowiącym ponad 20% masy ciała • czynniki psychologiczne Świadomość swojej postawy człowiek osiąga między 18. a 21. rokiem życia. Dlatego dorośli muszą obserwować, upominać i eliminować czynniki ryzyka u dzieci. Nieprawidłowe zachowania we wczesnym okresie rozwoju komplikują później całe dorosłe życie, czasem nieodwracalnie.

Diagnostyka • konsultacja lekarzy specjalistów • wywiad medyczny • wykluczenie przyczyn specyficznych, charakterystycznych dla grupy wiekowej • diagnostyka obrazowa: rezonans magnetyczny jest doskonałym narzędziem diagnostycznym, najmniej obciążającym i najdokładniejszym. zapobieganie i leczenie • farmakologiczne objawowe i przyczynowe • fizjoterapeutyczne i usprawniające • operacyjne Centrum Medyczne MEDEA oferuje: • konsultacje lekarzy specjalistów: neurochirurga, ortopedy, neurologa, lekarza medycyny bólu • konsultacje fizjoterapeutów • program Szkoły Pleców dla osób, które jeszcze nie odczuwają dolegliwości bólowych i chciałyby uniknąć konsekwencji złych nawyków w życiu codziennym, jak również dla osób z rozpoznanymi już schorzeniami

• pełną diagnostykę • leczenie farmakologiczne, usprawniające, operacyjne • indywidualnie dobrane plany rehabilitacyjne – zarówno w fazie ostrej, jak i przewlekłej • zabiegi z wykorzystaniem aparatu INDIBA ACTIV • dobór sprzętu ortopedycznego zapobiegającego i usprawniającego Zapraszamy osoby z już rozpoznanymi problemami, jak i te, które chcą powalczyć o zdrowy kręgosłup, osoby aktywne, czynnie uprawiające sport, starsze, jak i rodziców, którym nie jest obojętny stan kręgosłupów ich dzieci. Zapraszamy też po pakiety prezentowe dla najbliższych. Z okazji Bożego Narodzenia najlepsze życzenia zdrowych, radosnych, rodzinnych Świąt pełnych magii i szczęścia, a w Nowym Roku spełnienia marzeń i powodów do zadowolenia życzą MAGDALENA i GRZEGORZ PRUŚ, właściciele Centrum Medycznego MEDEA.

MEDEA Centrum Medyczne Mazańcowice 1045 k. Bielska-Białej tel. 531 550 105 www.medea-mazancowice.pl kontakt@medea-mazancowice.pl Centrum Medyczne Medea

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 3 9


KSIĄŻKA

ROZWODU JEJ SIĘ ZACHCIAŁO! ALDONA LIKUS-CANNON

Nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Uchyliła je po cichu. W korytarzu zdjęła buty i weszła do kuchni. Nie było w niej nikogo. Na piecu stały garnki z odsuniętymi pokrywkami. Znak , że Marek musiał tu być. Zajrzała do garnków. Były pełne. Zaskoczyło ją, że Marek nic nie zjadł, chociaż chyba jeszcze bardziej byłaby zdziwiona, gdyby sam się obsłużył. Włączyła kuchenkę, żeby podgrzać jedzenie, i zaczęła nakrywać do stołu. Wyciągnęła dwa głębokie i dwa płytkie talerze, porcelanową wazę i półmiski. Gdy kończyła układać sztućce, wszedł Marek . – Po co to robisz? – Miał minę człowieka, którego właśnie spotkało wielkie nieszczęście. – Myślałam, że nie jadłeś – spojrzała na niego, kładąc łyżkę obok noża. – Bo nie jadłem – zapienił się. – I nie jesteś głodny? – Spojrzała na niego ze zdziwieniem. – No chyba nie sądzisz, że będę jadł odgrzewany obiad? – wsadził ręce do kieszeni, jakby czegoś się obawiał.

4 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

– Nie rozumiem, co w tym złego – udawała, że nic się nie stało, choć intuicyjnie czuła, że zanosi się na burzę. – Nie po to pracuję cały dzień, a ty siedzisz w domu, żebym jadł podgrzewany obiad – położył nacisk na „podgrzewany”, a jego ton nie wróżył nic dobrego. – Ty chyba trochę przesadzasz – pokiwała głową, a ramiona opadły jej, przez co poczuła się jeszcze mniejsza, niż była w rzeczywistości.

– Przesadzam? Ja przesadzam? – powtórzył dobitnie, bez zastanowienia zrobił krok w stronę kuchenki i podniósł garnek z zupą. Patrzyła na niego osłupiała. Starała się zrozumieć, co zamierza. Tymczasem on zdjął pokrywkę i nie namyślając się długo, przechylił garnek. Cała zawartość wylądowała w zlewie. Powoli spływała rurami do ścieków. – Ty chyba żartujesz! – krzyknęła, chcąc go powstrzymać, ale było za późno.


– Nie. Nie żartuję! – ryczał. – Pracuję jak osioł cały dzień i jak przychodzę do domu, chcę, żeby czekał na mnie ciepły obiad. To wszystko! To jedyne, co masz do roboty przez cały dzień, a nawet tego nie potrafisz zrobić. – Walnął garnkiem o kuchenkę. – Ale zupa była jeszcze ciepła – broniła się rozpaczliwie. – Nie. Nie była – stanowczość jego głosu mieszała się z pogardą. – Czy my zawsze musimy się kłócić bez powodu? – zapytała błagalnie, chcąc uniknąć sprzeczki. – Ale my się nie kłócimy. Ja po prostu chcę mieć codziennie obiad na stole. To wszystko. – To mógłbyś przynajmniej powiedzieć, o której będziesz w domu, to byłoby mi łatwiej czekać na ciebie. Ty każdego dnia przychodzisz o innej porze – tłumaczyła się jak przestępca, który popełnił największe wykroczenie i teraz stara się uniknąć kary. – A czy ty myślisz, że ja siedzę za biurkiem, i jak zegar wybije trzecią, to zamykam szufladę, chowam długopis i wychodzę? W robocie nigdy nie wiadomo, co się stanie. Ale zawsze jestem w domu przed szóstą – był zły, że go nie rozumie. – To w takim razie powiedz mi, jakim cudem obiad pomiędzy trzecią a szóstą ma być cały czas ciepły? – ciągnęła, nie zdając sobie sprawy, że zamiast łagodzić spór, tylko go zaostrza. – A co ty mnie pytasz o takie rzeczy? To ty jesteś gospodynią i powinnaś wiedzieć, jak to zrobić! A jak nie wiesz, to możesz zapytać mojej matki albo każdej innej kobiety, a nie włóczyć się nie wiadomo gdzie – teraz wściekł się nie na żarty, a Magda pożałowała, że w ogóle się odzywała. Stał przy zlewozmywaku zły jak wilk. Magda dużo by dała, żeby załagodzić ten spor, cofnąć czas i podać mu ciepłą zupę. Cały dzień upływał jej na próbie cofania czasu, jakby do niej nie dotarło, że pewne rzeczy są niemożliwe. Jedną z nich był właśnie powrót do przeszłości, a drugą – zadowolenie męża. Magda wciąż się łudziła, że jednak wszystko można zrobić. – Nie byłam byle gdzie, tylko u rodziców – tłumaczyła spokojnie. – Poszłaś poskarżyć się mamusi, że ci źle ze mną? – kipiał ze złości, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. – A skąd wiesz, że mi źle? – wycedziła jak osłupiała.

– Bo ty zawsze lubisz narzekać. Każda inna skakałaby ze szczęścia i dziękowała, że ma tak dobrze i nie musi chodzić do roboty – mówił rozczarowany jej zachowaniem. – Ale ja chcę chodzić do pracy. Chcę mieć własne pieniądze, chcę zarabiać – starała się wytłumaczyć, co ją boli, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę. – I ile tam zarobisz? Nędzne gorsze? – drwił z niej, jakby była skończoną idiotką. – To nie ma znaczenia. Inni pracują, zarabiają i dają sobie radę, to i ja dam radę – wychodziła ze skóry, żeby wreszcie ją zrozumiał. – Nie po to tak ciężko pracuję i nie po to się żeniłem, żeby moja żona za marne grosze latała do pracy. Romansu w biurze ci się zachciewa? – rozognił się do reszty. – Nie. Własnych pieniędzy – odparła stanowczo, patrząc mu w oczy. – A czego ci brakuje? Masz wszystko, czego chcesz. A nie mówiłem, że ty nigdy nie jesteś zadowolona? – tak bardzo się rozjątrzył, że zaczęła się go bać. – Jeśli mamy się tak kłócić każdego dnia, to lepiej się rozstańmy – poprosiła, nie zastanawiając się nad skutkiem własnych słów. – Masz innego? – spojrzał na nią rozwścieczony. – Nie mam nikogo. Ja po prostu nie potrafię codziennie tak się kłócić o nic – opadła zrezygnowana na krzesło, chowając twarz w dłoniach. – To weź się do roboty i wszystko będzie w porządku, a nie myśl o jakichś głupotach! – ryknął i trzaskając drzwiami, znikł. – Rozwodu jej się zachciało! – krzyczał z korytarza tak głośno, żeby usłyszała. Siedziała jak osłupiała. W kuchni po raz kolejny zapanowała cisza. Dziwna cisza, bo znajoma. Taka sama, jak parę dni wcześniej. A może trochę inna? Powinna się już do niej przyzwyczaić, ale nie potrafiła. Chciała wybiec za nim i go przeprosić, ale jakaś siła kazała jej siedzieć w miejscu i się nie ruszać. Trwała więc w bezruchu. Znajoma cisza także. Ku zaskoczeniu ich obu, przerwał ją silnik motoru. Marek dodawał gazu, siedząc w swojej ulubionej beemwicy. Nie wytrzymała. Wybiegła. Łudziła się, że ją zabierze, że pojadą razem. Na próżno. Na horyzoncie mignęła jej sylwetka Marka, a za nią ciągnąca się smuga dymu. Chciała mu pomachać, zapytać, dokąd jedzie i kiedy wróci. Chciała pojechać razem z nim, jak dawniej, jak wtedy, gdy

byli narzeczeństwem, gdy każdego popołudnia wybierali się na długie przejażdżki i tylko narzekania i zakazy rodziców nie pozwoliły im cieszyć się szybką jazdą. Wtedy nie mogli się doczekać, kiedy wreszcie się pobiorą i nikt nie będzie im mówił, co mają robić, a czego nie. Kiedy nikt nie będzie im niczego zabraniał. Markowi się udało. Magdzie nie. Zamiast mniejszej kontroli, miała jeszcze większą. Wróciła do domu. Zamknęła drzwi. Włączyła telewizor, zrobiła sobie kawę i usiadła w fotelu. „Dosyć tego, dosyć płakania. Przepłakałam cały miesiąc miodowy i na tym koniec” – zdecydowała, trzymając w ręku gorący kubek. Dawał jej ciepło, którego potrzebowała, i rozkosz, której tak jej brakowało (…) Fragment książki Aldony Likus-Cannon Tylko mnie dotknij, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2018, str. 426. Recenzja pt. Współczesna niewolnica ukazała się w poprzednim wydaniu Lady’s Club nr 5 (56) 2018, można ją przeczytać na stronie www.ladysclub-magazyn.pl

KONKURS

Dzięki uprzejmości Autorki (www.aldonalikus.com) i Wydawnictwa Adam Marszałek (www.marszalek.com.pl) mamy dla Was 5 egzemplarzy powieści Tylko mnie dotknij. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy jako pierwsi dość szeroko napiszą, jak rozumieją tytuł książki i z jaką akcją społeczną on się kojarzy? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 4 1


książka

WSZYSTKO MAM POD KONTROLĄ MAŁGORZATA HAYLES • MAGDALENA KAWKA

Kur...

mać

zmęłłam w ustach przekleństwo, gdy tylko spojrzałam w okienko wideodomofonu. Takie fanaberie zainsta-

lował w naszym apartamentowcu na początku marca pan Jarek , który odpowiadał za ochronę kilku budynków zbitych w

– zdawało się – przerażoną kupkę, podczas gdy dookoła hulał nadwarciański wiatr. Pan Jarek najwyraźniej uwielbiał, gdy czuliśmy ulubioną emocję z jego zawodowego słownika: POCZUCIE ZAGROŻENIA. Gdyby to od niego zależało, nasze niewielkie osiedle, szumnie zwane na plakatach dewelopera „enklawą spokoju”, a odkąd się wprowadziliśmy „Apartamentowcami nad Wartą”, zmieniłoby nazwę na „Nie zbliżać się. Ja tu pilnuję”.

S

woją drogą, kto wie, jak długo będzie mnie stać na mieszkanie tu i spłacanie rat, które wcześniej po prostu z jednego konta na inne zasysał sobie bank, dyskretnie, jakby bez mojego udziału. Obecnie zlikwidowałam wszelkie polecenia zapłaty, aby każdy wydatek mieć pod kontrolą. Owszem, miałam trochę oszczędności, ale poczyniłam kilka długoterminowych, czytaj dupnych, inwestycji na giełdzie, a półroczna odprawa, którą dostałam od firmy, musiała wystarczyć na czas mojego bezrobocia. Wróć. Zanim nie znajdę nowej pracy. To brzmiało dużo lepiej. – Wisisz mi pięć złotych! – z dawno niewietrzonych czeluści swojego pokoju wykuśtykał blady Harumi, który coraz lepiej radził sobie z kulami. W prawej ręce trzymał słoik, który teraz wyciągnął w moim kierunku, jedną z kul wkładając sobie pod pachę. – Jakie pięć? Umawialiśmy się na złotówkę. – Kurwa mać – zaczął mój przewrotny synek z udawaną powagą – jest wyjątkowo okropnym przekleństwem, bo obraża honor mojej matki. Znaczy twój honor. Dobrze o tym wiesz. Dlatego razy pięć. Jak to się mówi? Patrz i płać. – Płacz i płać. – Jego potyczki z językiem polskim nie przestawały mnie bawić. Dzię-

4 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

ki Bogu za korepetytora, który przychodził do nas kilka razy w tygodniu. Jego zadaniem było tak zwane wyrównanie poziomu i przygotowanie Harumiego do rozpoczęcia od września nauki z Tolkiem w siódmej klasie. Uparli się, że będą chodzić do jednej klasy, i obie z Magdą już współczułyśmy wychowawczyni, a tymczasem Harumi mocno odstawał na plus z matematyki i angielskiego, ale miał sporo do nadrobienia z historii, polskiego i przyrody. – Sam popatrz – przy postaci widocznej w okienku wideofonu przybywało właśnie walizek, które z zapałem dostawiał brodaty kierowca taksówki. Najwyraźniej liczył na wysoki napiwek. Matka zaczęła energicznie machać do kamerki. To nie był sen. – Babcia! – krzyknął Harumi i wcisnął przycisk, by wpuścić moją matkę do środka. Pohamowałam impuls, by trzepnąć go po ręce. Może jakby tam jeszcze chwilę postała, to by jej się znudziło? – Niespodzianka! – Rozentuzjazmowana matka przycisnęła na chwilę umalowane usta do powietrza na centymetr od mojego policzka i owiał mnie słodki zapach jej perfum. Odsunęła się, by kierowca mógł wnieść do środka cztery walizki w różnych rozmiarach i kolorze landrynkowego różu.

Podobny komplet cieszył dziewczynki z domu dziecka, gdzie go odwiozłam, gdy tylko odsłużył obowiązkowe trzy lata w czeluściach piwnicy. Wyprzedawałam, oddawałam, wyrzucałam wszystko, co nie¬używane dłużej niż trzy lata, choć ten akurat zestaw mogłam wydać już pierwszego dnia. Cóż, liczą się podobno intencje... – Solidne walizki, twoje też nadal ci służą? Ale ty wyrosłeś i całe szczęście nie jesteś podobny do swojego ojca. Przystojny chłopak z ciebie rośnie. – Można było na nią liczyć. Potrafiła obrazić i skomplementować na jednym wdechu. Obrzuciłam syna uważnym spojrzeniem. Nadal był drobny, ale faktycznie, przez ostatnie tygodnie wyrósł. Jego egzotyczne, lekko azjatyckie rysy wydelikatniały. Na kościach policzkowych Harumiego, których pozazdrościłaby mu niejedna modelka, wykwitły dwa ślady po babcinej różowej szmince. Cóż, on od małego miał u niej specjalne względy. – Cześć, babciu – Harumi odstawił kule i rzucił jej się z impetem na szyję. – Jaka babciu, jaka babciu. Ile razy prosiłam, żebyś mi mówił po imieniu? Po prostu Kate – zarumieniła się, wkładając banknot w rękę kierowcy i machając w jego kierunku


Fragment książki Małgorzaty Hayles i Magdaleny Kawki Kobiety nieidealne. Iza, Wydawnictwo Replika, Poznań 2018, str. 400. Iza lubi mieć wszystko pod kontrolą. Ma świetną figurę i jeszcze lepsze CV, a gdy potrzebuje pomocy mężczyzny, po prostu za nią płaci. Gdy na jaw wychodzi pewna rodzinna tajemnica, okazuje się, że nad wszystkim nie da się zapanować i nie wszystko można kupić, a życie lubi płatać figle. W sprzedaży znajdziecie także tom 1 Kobiety nieidealne. Magda, str. 383. Recenzję Jak się wyrwać z kuchennej makatki z poprzedniego Lady’s Club nr 5 (56) 2018 można przeczytać na www.ladysclub-magazyn.pl. W przygotowaniu kolejne tomy tych autorek: Kobiety nieidealne. Joanna (premiera w lutym 2019) i Kobiety nieidealne. Baśka. rzęsami, które, jak znam życie, zdopingowała do nadmiernego wzrostu jakąś bardzo drogą i nowatorską kuracją. Ze zdumieniem zauważyłam stówę. Jezu, zważywszy obecną sytuację, sama bym jej te walizy wniosła na górę. Zaraz zbeształam się w głowie za tę myśl. Czy to nie ja jestem... jak to mnie ostatnio nazwały dziewczyny? Wykształconą, korporacyjną suką, która zna milion języków? Przecież za chwilę coś znajdę. Headhunterzy rzucą się jak sępy i telefon się rozdzwoni. Od autorek:

Bohaterki tej opowieści istnieją naprawdę, jesteśmy nimi my wszystkie: Ty, Twoja przyjaciółka, sąsiadka, matka, nauczycielka Twojego dziecka, Twoja dentystka i wszystkie kobiety, które codziennie spotykasz. Zamyślone, smutne, porzucone, ale również te szczęśliwie zakochane, szalone, niekonsekwentne, zwariowane, poważne, zdystansowane. Młode, starsze, miłośniczki trampek i te, które na co dzień biegają w szpilkach. Te walczące z nadwagą i te, którym zdarza się wypić za dużo wina. Przemądrzałe i niepewne siebie. Jednym słowem: kobiety nieidealnie wyjątkowe. Magda Kawka, Gosia Hayles

Gdy tylko za kierowcą zamknęły się drzwi, matka zrzuciła wrzosowe szpilki i ciężko usiadła w fotelu, masując sobie stopy. Musiała traktować Harumiego jak swojego wnuka, choć nie znosiła tych postarzających ją określeń, bo najwyraźniej nie dotyczyła go Wielka Przemiana. Moja matka była największą kokietką, jaką znałam, i gdy tylko w promieniu kilku metrów pojawiał się jakikolwiek mężczyzna, wchodziła w rolę najbardziej uwodzicielskiej z kobiet. Przemiana była niemal fizyczna, trudno było podrobić czy namalować ten błysk w oku, zaróżowienie policzka, niższy, zmysłowy tembr głosu, żwawszy krok. Gdy mężczyzna wychodził, matka jakby rozpinała kostium. Niemal dosłownie schodziło z niej powietrze. – Pomyślałam sobie, że ci trochę pomogę, skoro Harumi postanowił tak nawywijać z tą nogą. Mogę prosić o filiżankę herbaty? I jeszcze szklankę wody z cytryną. Tylko błagam, niech będzie zimna. A tu masz moje żelowe okulary, wstaw je, proszę, do lodówki, muszę sobie zrobić okład, bo po tym długim locie mam tak zmęczone oczy, że nie mogę na siebie patrzeć. A to maseczka. Też włóż do lodówki. Mam tak poszarzałą skórę, klimatyzacja w samolotach to zabójstwo dla cery – szybko oceniła stan swojej twarzy w ręcznym lusterku i najwyraźniej nie była zadowolona, bo szybko zamknęła je z cha-

rakterystycznym dźwiękiem, który wyrwał mnie z chwilowego osłupienia. – Już ja się tu wami wszystkimi zajmę. Dobrze, że niczego akurat nie piłam, bo trysnęłabym niczym zraszacz montowany wcześniej na trawniku przed naszym blokiem pod nieufnym spojrzeniem pana Jarka. Podejrzewał chyba jakiś złodziejski fortel. Nie byłam złym człowiekiem, kochałam moją matkę, ale była to osoba zagarniająca sobie każdy wolny fragment przestrzeni, poświęcająca większość czasu i energii sobie, swojemu wyglądowi i swoim romantycznym, wydumanym wizjom. Jednym słowem, była ostatnią osobą, do której zwróciłabym się w obecnej sytuacji po pomoc. Poza tym nie potrzebowałam pomocy. Wszystko miałam jak zawsze pod kontrolą (…). KONKURS

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika w Poznaniu (www.replika.eu) mamy dla Was 3 powieści Kobiety nieidealne. Iza. Otrzymają je ci Czytelnicy, którzy szeroko uzasadnią odpowiedź na pytanie, czy powinien powstać cykl powieści obyczajowych o mężczyznach nieidealnych i kto spośród znanych polskich autorów mógłby go napisać? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 4 3


KSIĄŻKA

Rekomendujemy

Biały mazur

Joanny Jurgały-Jureczki „Kossakowie. Biały mazur”. Autorka ze Śląska Cieszyńskiego po raz kolejny pochyliła się nad rodziną Kossaków. Na koncie ma już biografię Zofii Kossak, publikację „Kobiety Kossaków”, a teraz przekazała nam fascynującą opowieść o Tadeuszu i Wojciechu Kossakach, bliźniakach urodzonych w Paryżu w noc sylwestrową z roku 1856 na 1857, pierworodnych synach słynnego malarza Juliusza. nową książkę

Joanna Jurgała-Jureczka, Kossakowie. Biały mazur, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2018. Str. 366.

4 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Fot. dworkossakow.pl

P

ierwszy na świat przyszedł Wojciech 31 grudnia przed północą. Drugi Tadeusz – 1 stycznia po północy. I choć od przyjścia na świat dzielił ich tylko kwadrans, w dokumentach różnili się rokiem. Czy miało to wpływ na ich życie? Wkrótce okazało się, że Wojtek będzie malarzem, jak jego ojciec, a Tadzio, który chciał być medykiem, ostatecznie został majorem kawalerii Wojska Polskiego i ziemianinem. Po przyjeździe z Paryża na ziemie polskie Wojciech zakochał się w Marii Kisielnickiej, posażnej pannie z Łomżyńskiego, a Tadeusz w jej kuzynce Annie Kisielnickiej. Obie były drobne, niewysokie, jasnowłose. Ze związku Tadeusza i Anny urodziła się znana później pisarka Zofia Kossak-SzczuckaSzatkowska, a ze związku Wojciecha i Marii – poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, pisarka i satyryczka Magdalena Samozwaniec i malarz Jerzy Kossak.

Bliźniacy Tadeusz i Wojciech Kossakowie w Górkach Wielkich, lata 30. minionego wieku

Wojciechowie mieszkali wówczas w Kossakówce w Krakowie, a Tadeuszowie najpierw w dworku w Kośminie na Lubelszczyźnie, a od 1922 roku w Górkach Wielkich, gdzie przyjechali z ogarniętych pożogą bolszewicką Kresów Wschodnich. Jak to się stało, że domy podobnych do siebie jak dwie krople wody braci bliźniaków, które prowadziły tak podobne do siebie kobiety, prawie siostry – kuzynki Kisielnickie – były odległe jak dwa różne światy. Jak dwie strony księżyca... – pyta we wstępie autorka biografii. Jej opowieść o rodzie Kossaków jest tak niezwykła, że aż nieprawdopodobna. Jest w niej wszystko, do czego udało się dotrzeć wnikliwej badaczce dziejów tej rodziny: romanse pozamałżeńskie, skandale, dwie niezawinione śmierci, najskrytsze tajemnice, nieznane fakty, sekrety i zdrady, dramaty i upadki. A także dokonania wielkie i wzniosłe, osiągnięcia, które pozostały nam do dziś. Są w historii tej familii chwile mroczne, ciemne i ponure – i są sławne, pełne chwały i pasji. Od ćwierćwiecza Joanna Jurgała-Jereczka splotła swoje życie z czteropokoleniową rodziną Kossaków, która, jak niewiele innych,

silnie wrosła w polska świadomość i tradycję. Dawno temu pani Joanna przyjechała tylko na parę godzin – wówczas jako dziennikarka – do Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej w Górkach Wielkich koło Skoczowa, żeby napisać jeden artykuł, a została z Kossakami do tej pory. Można by rzec – na zawsze. Przez dobrych parę lat była nawet kierownikiem góreckiego Muzeum Zofii Kossak, a w 1999 roku uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych za pracę napisaną pod kierunkiem prof. Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz pt. Oswajanie „nieznanego kraju”. Śląsk w życiu i twórczości Zofii Kossak. Kolejna książka biografki Kossaków ujawnia wiele nieznanych, zaskakujących faktów z dziejów tej ziemiańskiej i artystycznej rodziny. Ale nie wszystkie. W jednym z wywiadów autorka przyznała, że pozostało jeszcze sporo tajemnic tego rodu, białych plam, niedopowiedzeń. I dodała: trzeba być jednak ostrożnym w ocenie ludzkiego życia, trzeba brać pod uwagę wiele rzeczy. Czekamy więc na nowe publikacje, a tymczasem wyjaśnijmy jeszcze podtytuł książki: Biały mazur. Zazwyczaj na każdym balu


Fot. wikipedia.org Wojciech Kossak: Portret własny z paletą

wydała mi się w tym przypadku najwłaściwsza. Byłam na sali balowej, widziałam ich świetność i upadek. Zaprosili mnie prawie dwadzieścia pięć lat temu. Całe lata tańczyłam z Kossakami. Aż po białego mazura – wyjaśnia Joanna Jurgała-Jereczka. Po balu, po białym mazurze, trzeba wszakże wrócić do życia. Autorka zapowiedziała, że już pracuje nad nową książką o Kossakach, studiując między innymi listy Wojciecha Kossaka do arystokratki Zofii Hoesickowej z domu Lewenthal, żony Ferdynanda Hoesicka, którą artysta portretował i, jak wszystko wskazuje, darzył namiętnym uczuciem. On miał wtedy 50, ona 26 lat... O znanych ludziach myślimy często schematycznie, koturnowo – zdobimy ich z brązowniczego nawyku w zalety, a pozbawiamy wad. Tymczasem, pamiętajmy, oni byli przede wszystkim ludźmi, poszukującymi, kochającymi, błądzącymi ludźmi. Często popełniali błędy i nisko upadali. Autorce należy się podziękowanie, że z precyzją naukowca i wnikliwością detektywa-historyka przywraca nam ich właściwy, właśnie czysto ludzki, pełnokrwisty wymiar. Dzięki temu tę książkę się czyta! (BUS)

Fot. ipsb.nina.gov.pl

to ostatni taniec nad ranem. Uczestnicy balu muszą się jeszcze raz poderwać, wykrzesać z siebie nowe siły. Kobiety poprawiają fryzury, układają fałdy sukienek, panowie wciągają brzuszki, żeby z wigorem i fantazją zatańczyć po raz ostatni. I ta metafora tańca

Pisarka Zofia Kossak, córka Anny i Tadeusza, na pocztówce wydanej w 1933 roku

KONKURS

Dzięki uprzejmości wydawcy (www.zysk.com.pl) mamy dla Was 3 egzemplarze opowieści biograficznej Kossakowie. Biały mazur. Otrzymają je Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie, w czym specjalizował się „mniej znany” Kossak, Tadeusz, ziemianin z Górek Wielkich? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl reklama


Zdjęcia: Dorota Koperska

TEATR

ODLOTOWA OPOWIEŚĆ

O MIŁOŚCI STANISŁAW BUBIN

To duża sztuka , choć na Małej Scenie. Przez dwie godziny, w niezłym tempie, piękna i powabna Oriana Soika (Helena) oraz przystojny, rzec by można charyzmatyczny Mateusz W ojtasiński (Bob ) przykuwają uwagę widzów do tego stopnia , że nikt czasu nie liczy, a wszyscy bawią się przednio. J est i do śmiechu, i do utoczenia refleksyjnej łezki , a warto też – jeśli kto w pierwszym rzędzie siedzi – napić się z aktorami w czasie spektaklu dobrego wina . J ak szaleństwo, to szaleństwo !...

W

Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbyła się premiera spektaklu „Szaleństwo nocy letniej”, który powstał w ramach nowego projektu Off Road – cyklu kameralnych realizacji, tworzonych obok głównego repertuaru z inspiracji samych aktorów. Sztukę szkockich autorów, Davida Greiga i Gordona McIntyre’a, znakomicie wyreżyserował Witold Mazurkiewicz, wprowadzając do dwuosobowej obsady dodatkowe postaci (z dykty), pomysłowo animowane jak w teatrze lalkowym, obrazy generowane komputerowo oraz znakomite ilustracje muzyczne i wykonywane na żywo piosenki. Brawo za aranżacje muzyczne i kostiumy inspirowane epoką, to jest przełomem lat 80. i 90., kiedy toczy się – w Edynburgu – akcja przedstawienia.

4 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

O czym jest ta słodko-gorzka komedia o zabarwieniu kryminalnym? Odpowiedź ogólna brzmi: o stanie umysłu trzydziestopięciolatków, którzy przedstawiają nam się w trzeciej osobie, co nadaje przedstawieniu swoistego, specyficznego wydźwięku. Bob opowiada o Helenie, ona – o nim. Jak się widzą i co przy tym czują. W warstwie fabularnej to zgrabnie, ze świetnymi skrótami myślowymi i wizualnymi opowiedziana historia o prawniczce specjalizującej się w rozwodach i drobnym gangsterze, którzy pewnej weekendowej nocy spotkali się w pubie, jak to w Szkocji! Ona samotna, po uczuciowych, boleśnie zakończonych przejściach, on z życiowym dorobkiem w postaci krnąbrnego 16-latka i bossem

mafii na karku, ponieważ zwinął mu kasę ze sprzedaży auta. Nie chciał tego robić, lecz nie zdążył do banku, gdzie miał ją złożyć w sejfie, toteż trzymał forsę przy sobie i rozważał, gdzie ją schować. Helenę spotkał przypadkiem. Co można robić, gdy zapada duszna, parna noc, zbiera się na burzę, a napięcie seksualne – w miarę wypitego alkoholu – rośnie i rośnie? I gdy oboje wydają się sobie coraz piękniejsi? Hamulce puszczają! Można próbować wypić jeszcze więcej, a potem rzucić się w otchłań dzikiego, namiętnego, zachłannego seksu, co też oboje czynią. Sytuacja łóżkowa zaprezentowana została rewelacyjnie, a nogawka rajstopy, smętnie zwisająca nazajutrz na udzie Heleny, to drobny, lecz mistrzowski smaczek tej sceny.


Wygląda na to, że dla kochanków liczy się tylko dziś, jutra może nie być. Jednak po skacowanej i roznegliżowanej nocy Bob i Helena rozstają się z lekkim zażenowaniem – to było przeżycie jednorazowe, świetne, lecz nic poza tym. On musi coś zrobić z forsą, ona przebrać się, by zdążyć na ślub w roli druhny. Dzwony kościelne już wzywają! Jest oczywiście za późno, żeby dotrzeć na miejsce tam, gdzie chce się dotrzeć. Trzeba biec, żeby zdążyć, ale zdążyć się nie da. Głowa boli, w ustach zasycha... W tej galopadzie po ulicach Edynburga wpadają na siebie po raz kolejny, na schodach do katedry. I nagle dociera do nich, że owa noc przesilenia letniego nie była zwykłą przygodą, że są dwojgiem w średnim wieku, na życiowym zakręcie. I być może jeszcze mogą coś zrobić ze swoim życiem, jeśli nie chcą wypaść z tego zakrętu. Oboje mają po trzydzieści pięć lat i dochodzą do wniosku, że jeśli czegoś nie zrobią teraz – nie zrobią już nigdy. I Bob namawia Helenę, żeby wydali piętnaście patyków, które ma w torbie. Nie jest łatwo, ale próbować trzeba. Wysyłają kasę do biednych i bezdomnych (ja też

dostałem kopertę z odpowiednią zawartością), wydają na gitarę, ubrania i alkohol. I na prom do Belgii, choć tego akurat nie wiemy. Do końca weekendu daleko, prom odpływa w poniedziałek, dużo czasu, szaleństwo obojga dopiero się zaczyna... Gdyby tę opowieść traktować poważnie, byłaby to niespecjalnie budująca historyjka o dzikiej miłości, seksie, używkach i rocku. W sam raz dla młodej, niezbyt wymagającej widowni, dla której ważny jest tylko feeling. Na szczęście tak się nie stało, bo komedia romantyczna (choć nie do końca romantyczna, biorąc pod uwagę soczyste słownictwo kochanków) rządzi się swoimi prawami – to nie moralitet, lecz refleksyjna, zwariowana, odlotowa opowieść o rodzącym się uczuciu, o miłości, która ma szansę rozwinąć się i przetrwać dłużej niż tylko tę jedną gorącą noc. O miłości silniejszej, niż pieniądze do wydania, która jest w stanie trwale połączyć prawniczkę i złodzieja. Musimy wierzyć, że tak się stanie, że oboje odetną się od tego, co było i zaczną budować przyszłość na pokładzie poniedziałkowego promu do Zebrugge. Początek tygodnia, początek nowego życia.

Jednak nie wybiegajmy zanadto w przyszłość, bawmy się dobrze z Orianą Soiką i Mateuszem Wojtasińskim, bo widać po przedstawieniu, że oboje też się świetnie bawią. Wierzmy, że rankiem czar nie pryśnie i życie bohaterów nie wróci na poprzednie tory. I że będą żyli długo i szczęśliwie, nucąc piosenki szkockiego zespołu Jesus and Mary Chain. Gorąco polecam to przedstawienie, jako że zawiera ono sporo ciekawych rozwiązań scenicznych, włączających także publiczność do zabawy. Poza tym w kostiumach Igi Sylwestrzak, w muzyce i aranżach do songów Krzysztofa Maciejowskiego i scenografii Małgorzaty Jankowskiej ukrytych zostało sporo cytatów i nawiązań do filmów i wydarzeń z tamtych czasów. Na przykład wężowa marynarka, w której paraduje Bob, zainspirowana została marynarką Nicolasa Cage’a z kryminału „Dzikość serca” z 1990 roku. Można się zatem dodatkowo zabawić, odgadując kolejne znaczenia ukryte w „Szaleństwie nocy letniej”. TWÓRCY: David Greig, Gordon McIntyre, Szaleństwo nocy letniej. Obsada: Helena – Oriana Soika, Bob – Mateusz Wojtasiński. Przekład Elżbieta Woźniak, reżyseria Witold Mazurkiewicz, scenografia Małgorzata Jankowska, kostiumy Iga Sylwestrzak, muzyka ilustracyjna i aranże songów Krzysztof Maciejowski, oprac. muzyczne Witold Mazurkiewicz, przekład piosenek Tomasz Dutkiewicz, Elżbieta Woźniak, reż. wideo Michał Łuka. Premiera 26 października 2018.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 47


BIOGRAFIA

Trzeba czytać Conrada

Był prawdziwym polskim wieszczem i był wieszczem światowym – uważa Maya Jasanoff, historyczka z Harvardu, autorka znakomitej, wydanej właśnie w Polsce biografii Josepha Conrada, okrzykniętej przez recenzenta „The Guardian” mianem arcydzieła, a przez krytyków „New York Timesa” – książki roku. szyscy dotychczasowi recenzenci zgodnie przyznają, że to najważniejsza publikacja na temat kolonializmu i globalizmu, jaka powstała w tym stuleciu. Przesłanie Jasanoff jest proste: Trzeba czytać Conrada, nikt lepiej niż on nie opisał naszych czasów! Konrad Korzeniowski, urodzony w 1857 roku w Berdyczowie na terenie dzisiejszej Ukrainy, w polskiej rodzinie, wtedy w rosyjskim zaborze, w wieku 16 lat opuścił pozbawione dostępu do morza serce Europy, by zostać marynarzem. „Przez następne 20 lat, nim wydał choć słowo drukiem, pracował jako zawodowy marynarz, pływając na Karaiby, do południowo-wschodniej Azji, Australii i Afryki” – pisze autorka biografii. Jego rodzice – ojciec Apollo i matka Ewa – powtarzali mu, że ma być wzorowym Polakiem, katolikiem i szlachcicem, lecz on samodzielnie wybrał inaczej – został marynarzem, Anglikiem i pisarzem. Nie chciał być beznadziejnym polskim romantykiem, męczennikiem za ojczyznę i, jak ojciec, nieudolnym rewolucjonistą. Wybrał życiowy pragmatyzm – chęć uzyskania możliwie jak najwięcej w ramach zastanej rzeczywistości. I mimo że dorastał w atmosferze polskiego nacjonalizmu – lub, jak kto woli, patriotyzmu – religijnego i arystokratycznego, w miarę dorastania odrzucił tę ideologię i przyjął świadomie wszelkie wartości swojej nowej ojczyzny, Anglii. Języka polskiego nie zapomniał i nie wyrzekł się jednak nigdy, choć wielką światową literaturę tworzył wyłącznie w języku angielskim, już jako Joseph Conrad – nie Konrad Korzeniowski. Angielskiego, co godne podkreślenia, wyuczył się na brytyjskich statkach i potem starannie cyzelował tę znajomość. Po zejściu na ląd stał się naturalizowanym obywatelem brytyjskim i pod koniec lat 80. XIX wieku zaczął pisać powieści, które sławę i pieniądze przyniosły mu dopiero pod koniec życia (zmarł w 1924 roku w posiadłości Bishopsbourne). Conrad nie znał słowa globalizacja, które powstało dopiero w latach 80. XX wieku, „ale droga, którą przebył z prowincji

4 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Grafika / thedailybeast.com

W

imperialnej Rosji przez morza i oceany do podlondyńskich hrabstw była uosobieniem tego terminu. Przekuł swoje globalne spojrzenie na prozę opartą w przeważającej mierze na osobistym doświadczeniu i prawdziwych wydarzeniach” – stwierdziła Maya Jasanoff.

Maya Jasanoff, Joseph Conrad i narodziny globalnego świata (oryg. The Down Watch: Joseph Conrad in a Global World). Przekład Krzysztof Cieślik, Maciej Miłkowski. Wydawnictwo Poznańskie 2018. Str. 391.

Przez biografię pisarza i jego cztery największe powieści autorka opisuje zjawiska równie aktualne dziś, jak i na przełomie XIX i XX wieku: integrację rynków finansowych, pojawienie się nowych technologii, kolejnych fal migracji na ogromną skalę, terroryzmu, chciwości wielkiego kapitału, wyzysku. Conrad był istotnie niezwykle bystrym obserwatorem. Terroryzm? Opisał go w „Tajnym agencie”. Krach na rynkach finansowych? Jest w „Nostromo”. Niszczenie starego porządku przez nowe technologie? Etyczne dylematy? Prześledził je w „Lordzie Jimie”. Rasizm, neokolonializm, wyzysk? O tym przeczytamy w „Jądrze ciemności”. Powieści Conrada, Polaka, który odniósł w XX wieku rzeczywisty międzynarodowy sukces, nie powinny – zdaniem biografki – także w naszym stuleciu kurzyć się na półkach, ponieważ pisarz znakomicie opisał mechanizmy rządzące światem i mroki ludzkiej natury. A więc Conrada trzeba czytać, studiować, analizować, choćby po to, by zrozumieć hipokryzję stojącą – i w jego czasach, i teraz – za najważniejszymi ideałami Zachodu. Ta biografia, wykraczająca daleko poza ramy gatunku, porywająca intelektualnie i zwyczajnie głęboko ludzka, prowadzi nas nie tylko do mrocznego świata Josepha Conrada – ale stamtąd również wprost do naszego własnego jądra ciemności. STANISŁAW BUBIN


fotorelacja

Piąte urodziny Dotyku Urody

W

hotelu Villa Barbara 23 listopada Marta Wawrzyczek, właścicielka Dotyku Urody, Centrum Kosmetyki Estetycznej w Jaworzu, ze swoją rodziną, zespołem i wieloma gośćmi świętowała 5. urodziny renomowanego salonu. Gościem specjalnym była Patrycja Wieja, znana z programu TVN Projekt Lady i autorskiej koncepcji Project Jump. Dzięki niej i jej kursantkom uczestnicy eventu zobaczyli, na czym polega dyscyplina, którą promuje. Wieczór znakomicie poprowadziła Katarzyna Górna-Oremus. Panie poznały też

tajniki pielęgnacji skóry i nowoczesnego wizażu kosmetykami marek Diego dalla Palma, RVB Skin, Bogdani Dermatologia, Natural Aromas i wielu innych oraz zapoznały się z nowoczesnymi urządzeniami medycyny estetycznej HiFu i Venus Legacy. Modelki z agencji Grabowska Models w Bielsku-Białej zaprezentowały propozycje firmy Fashion Boom International. Nie zabrakło atrakcyjnych upominków, nagród i tortu urodzinowego. Magazyn „Lady’s Club” był patronem medialnym wydarzenia.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 4 9


Domowe SPA na zimę

Pielęgnacja twarzy i ciała będzie bardziej skuteczna, jeśli wprowadzimy do niej odpowiednie rytuały. Kiedy dobieram właściwy dla konkretnej skóry program pielęgnacyjny, jest on ściśle powiązany z porą roku. Oczywiście ważne jest też, żeby preparaty odpowiadały potrzebom skóry w zależności od wieku i problemów, jakie chcemy zniwelować, ale pamiętajmy przy tym, że należy wybierać kosmetyki dostosowane składem do pory roku.

W

czasie konsultacji i diagnozowania stanu skóry wyjaśniam szczegółowo, co należy stosować zimą, co latem – jakie produkty są wskazane, a jakich lepiej unikać. To ważne, ponieważ często spędzamy ferie zimowe w ciepłych krajach. W kraju mamy mrozy, a na wyjazd trzeba wziąć lekkie emulsje nawilżające i kremy z filtrem ochronnym. Zdecydowanie należy wtedy odstawić preparaty złuszczające na bazie retinolu czy innych składników fotouczulających. PIELĘGNACJA SKÓRY ZIMĄ, gdy przebywamy w ogrzewanych, suchych pomieszczeniach, jest najbardziej wymagająca. Różnice temperatur między domem a tym co za oknami są tak znaczne, że źle wpływają na skórę. W sposób szczególny powinniśmy w tym czasie zatroszczyć się o ochronę skóry przed wiatrem i mrozem. Nie należy przy tym zapominać o pielęgnacji całego ciała i włosów, które stają się suche i matowe.

5 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

netowej i profesjonalnych zabiegach upiększających. Wówczas działamy na przyczyny problemu i pracujemy nad poprawą jakości skóry. Jednak są pewne rytuały, które idealnie sprawdzają się zimą u każdej z nas. Moja zimowa pielęgnacja (stosuję ją od lat i doskonale zdaje egzamin) oparta jest na prostych sposobach w domowym SPA. Polecam ją serdecznie wszystkim paniom, które chcą zadbać nie tylko o twarz i ciało, lecz także wprowadzić do swojego dnia pewne rytuały, które pozwolą przetrwać długie zimowe wieczory, a jednocześnie korzystnie wpłyną na urodę.

Fot. Magdalena Ostrowicka

Fot. lovely images

kosmetologia

JOANNA SKOREK-KOPCIK Każda skóra wymaga indywidualnego podejścia i spersonalizowanej pielęgnacji, zwłaszcza gdy mówimy o pielęgnacji gabi-

OCHRONA I NATŁUSZCZENIE. U mnie zimą doskonale sprawdza się olej sezamowy, którym 1-2 razy w tygodniu wykonuję automasaż całego ciała, nakładając go również na włosy. To pielęgnacja skóry zaczerpnięta z Ajurwedy, w której olej sezamowy wykorzystywany jest do masażu ciała, gło-


Fot. arc

KĄPIEL Z AROMATYCZNYMI OLEJKAMI. To kolejny rytuał, stosowany i polecany przeze mnie. Ja najbardziej lubię wyciszającą lawendę, ale każda z nas pewnie ma inne preferencje zapachowe. Jeśli chcemy zadziałać terapeutycznie, zachęcam

Masaż olejem sezamowym zachęca organizm do wytwarzania większej ilości oksytocyny, hormonu dobrego samopoczucia

Fot. arc

wy i twarzy. Odmładza skórę, tonizuje mięśnie, ale przede wszystkim eliminuje toksyny z organizmu oraz przywraca równowagę w ciele i uspokaja emocje. Najlepiej wykonywać masaż ciepłym olejem. Ja w tym celu wkładam miseczkę z olejem do drugiej, większej, wypełnionej gorącą wodą. Przed masażem proponuję wykonać peeling całego ciała. Można go zrobić z brązowego cukru z dodatkiem oleju kokosowego i cynamonu lub też użyć pół szklanki soli morskiej z dodatkiem małej ilości letniej wody. Do tego pół szklanki zmielonej na grubo kawy i kubeczek tłustego jogurtu naturalnego. Te dwa peelingi wykonuję naprzemiennie i już nie pamiętam, kiedy kupiłam jakiś gotowy produkt ze sklepu. Moje peelingi są tanie i zdrowe, a skóra po nich staje się aksamitna, pachnie kawą lub cynamonem. Ciało oczyszczone i złuszczone peelingiem lepiej wchłonie olej sezamowy. Wykonanie masażu nie jest skomplikowane. Należy pamiętać, aby rozpocząć olejowanie (masowanie) ciała od stóp, a następnie przechodzić w górę do kolejnych partii ciała. Kończyny masujemy ruchami posuwistymi, a na stawach wykonujemy ruchy koliste. Skóra sucha podziękuje nam za taką pielęgnację i od razu wchłonie większość oleju. Resztę możemy zmyć ciepłą wodą pod prysznicem i delikatnie osuszyć ciało ręcznikiem. Oleje to najlepsze, czego potrzebuje skóra zimą. Stanie się dobrze odżywiona i elastyczna, a my same – mniej nerwowe i bardziej skupione.

Zimą sprawdzają się maseczki na twarz, odżywiające i natłuszczające skórę

do stosowania dobrej jakości olejków naturalnych. Kąpiel w ciepłej wodzie nie powinna trwać dłużej niż 15 minut. Ja w tym czasie nakładam olej sezamowy na włosy i czekam, aż pod wpływem ciepła z unoszącej się pary wodnej składniki aktywne lepiej się wchłoną. Na koniec spłukuję i myję włosy delikatnym szamponem, a na wilgotne ciało nakładam olej migdałowy – bardzo dobry dla suchej skóry. Czasem lubię też nałożyć balsam z baobabu z dodatkiem masła shea, które z kolei jest źródłem NNKT i witaminy E. BOGATE KREMY OCHRONNE. To z kolei moja pielęgnacja twarzy zimą. Sprawdzam, aby w swoim składzie miały olej jojoba, masło shea, olej makadamia i witaminy C, E i A. W czasie wyjazdów narciarskich konieczne są także filtry ochronne SPF50. Jednak tym, co sprawdza się najbardziej i co szczerze polecam, jest nakładanie na twarz maseczek, najlepiej 2 razy w tygodniu. Zimą skóra bardzo potrzebuje dodatkowego odżywienia i natłuszczenia, dlatego maseczki sprawdzają się idealnie. Mam ulubioną maskę w tubie, którą nakładam grubą warstwą na twarz i czekam 20 minut, aż skóra przyjmie jej składniki odżywcze. Czasem nawet kładę się w tej masce spać. Rano skóra jest elastyczna i miękka, a przede wszystkim nie czuje się suchości, co zimą, niestety, jest częste. Lubię też nakładać maskę z dyni, bogatą w antyoksydanty, którą wykonuję sama. Kawałek dyni i pół jabłka ścieram na drobnej

tarce, do tego dodaję dwie łyżki płatków owsianych zmielonych w młynku i dwie łyżki płynnego miodu. Wszystko ucieram dodatkowo w moździerzu i na koniec dodaję dwie łyżki gęstej śmietany. Gotową mieszankę nakładam na oczyszczoną twarz i zostawiam na 20 minut. Można też delikatnie wmasować ją w skórę twarzy kolistymi ruchami. Na koniec zmywam ciepłą wodą i nakładam odpowiedni krem pielęgnacyjny. Po takim domowym SPA skóra jest miękka i odżywiona. MNIEJ KAWY I HERBATY. Zimowe wieczory i chłód sprawiają , że o tej porze roku pijemy kawę i herbatę w dużych ilościach, co nie wpływa korzystnie na ogólny stan skóry. Kawa wypłukuje cenne mikroelementy i podobnie jak herbata – odwadnia organizm. Proponuję zamiast nich napary ziołowe z czystka i rumianku, a także moją ulubioną ciepłą wodę z miodem, do której wrzucam cytrynę, pomarańczę, rozgrzewający imbir, cynamon i goździki. Stosując się do tych kilku prostych sposobów, będziecie mogły cieszyć się zdrową, piękną skórą, czego Wam życzę z całego serca. Spokojnych, rodzinnych świąt Bożego Narodzenia i miłej lektury magazynu! Autorka jest kosmetologiem, ekspertem ds. zdrowia i urody, współwłaścicielką salonu City Spa & Wellness przy ul. Jordana 19 w Katowicach, www.cityspa.com.pl

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 51


KARDIOLOGIA XXI WIEKU Współczesna kardiologia to połączenie medycyny, techniki i ekonomii. Dziedzina wielu wyzwań i możliwości. Z jednej strony lekarze walczą z rosnącą epidemią chorób sercowo-naczyniowych i niedofinansowaniem służby zdrowia, z drugiej – coraz skuteczniej mogą leczyć udary mózgu i zapobiegać groźnym chorobom układu krążenia i ich powikłaniom. W XXI wieku nadrzędną wartością stało się nie tylko życie ludzkie, ale i jego jakość. W Polsko-Amerykańskich Klinikach Serca to podejście stosowane jest od dawna.

Serce pod kontrolą P

olsko-Amerykańskie Kliniki Serca (PAKS) powstały w 2000 roku z inicjatywy polskich i amerykańskich naukowców, lekarzy i inwestorów, żeby oferować Polakom dostęp do kardiologii na światowym poziomie. Medyczne usługi PAKS cenione są zarówno przez pacjentów, jak i samorządowców, o czym świadczy wybór PAKS na dostawcę nowoczesnego sprzętu do usług telemedycyny w Bełchatowie (w ramach inicjatywy „Bezpieczne serce 24h pod kontrolą”). Projekt sfinansowany został z budżetu obywatelskiego, a wybrali go sami mieszkańcy. Wiadomo nie od dziś, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Wspomniany projekt to przykład wykorzystania nowoczesnej technologii do opieki nad pacjentami cierpiącymi na choroby sercowo-naczyniowe. Niestety, od roku obserwuje się w kraju wzrost liczby takich pacjentów. Coraz więcej osób

5 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

cierpi z powodu zawałów i niewydolności serca. To efekt obniżenia wyceny świadczeń w kardiologii! DOSZŁO DO PARADOKSALNEJ SYTUACJI: są pieniądze na leczenie powikłań chorób serca, lecz nie ma na zapobieganie. Rokowania pacjentów są złe, co przekłada się na wzrost śmiertelności sercowo-naczyniowej w Polsce – przestrzega prof. Paweł Buszman, prezes

American Heart of Poland, grupy, do której należą Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca. – Niestabilna choroba wieńcowa w 2017 skreślona została z listy procedur nielimitowanych. Pacjenci zmuszeni są więc do czekania w długiej kolejce na planową hospitalizację. Część z nich takiej wizyty nie doczeka i trafi do szpitala z zawałem serca. Zamiast więc gasić iskrę, czekamy, aż wybuchnie pożar – martwi się dr hab. Piotr

Centrum Badawczo-Rozwojowe AHP jest miejscem przyjaznym dla młodych lekarzy i naukowców

Buszman, wicedyrektor ds. badań przedklinicznych Centrum Badawczo-Rozwojowego American Heart of Poland, kierownik pracowni doświadczalnej CBR AHP w Kostkowicach na Śląsku Cieszyńskim. Zmiany w wycenach świadczeń kardiologicznych premiują leczenie pacjentów z niewydolnością serca, gdy tymczasem, zdaniem prof. Buszmana, należałoby zwiększyć wydatki na prewencję. – Zabiegi chroniące przed niewydolnością serca wyceniane są nisko, a przecież wczesne wykonanie rewaskularyzacji mięśnia sercowego u pacjentów z chorobą wieńcową lub zabiegi kardiochirurgiczne u chorych z wadami serca pozwalają znacząco zminimalizować ryzyko dalszego rozwoju niewydolności u tych pacjentów – tłumaczy prof. Paweł Buszman. Do tej pory udawało się w kraju skutecznie zapobiegać zawałom serca. Z danych szacunkowych


Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca w Bielsku-Białej

wynika, że 50-60% przypadków to były stany przedzawałowe, łatwiej poddające się leczeniu, dające lepsze rokowania. Zmiany wycen poszczególnych świadczeń w kardiologii doprowadziły do kuriozalnej sytuacji – teraz ci pacjenci muszą czekać na leczenie w długich kolejkach, lecz większość z nich nie doczeka się wizyty u specjalisty i trafi do szpitala z zawałem, któremu przecież można było zapobiec! Prowadzi to oczywiście do wzrostu liczby zawałów serca i śmiertelności sercowo-naczyniowej w Polsce – podsumowuje prof. Buszman. I dodaje: – To, co możemy aktualnie oferować pacjentom z niewydolnością serca, to jedynie leczenie paliatywne i perspektywa kilku lat życia, bez możliwości powrotu do dawnej aktywności zawodowej. Dlatego trzeba zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do rozwoju choroby.

NAJWAŻNIEJSZYM WYZWANIEM, przed jakim stoi obecnie polska kardiologia, jest zapobieganie niewydolności serca. Choroby tej nie da się skutecznie leczyć. Medycyna oferuje jedynie leczenie paliatywne, przedłużające życie o kilka lat. Wysiłki lekarzy powinny zatem skupiać się na wczesnym wykrywaniu i leczeniu choroby, żeby zapobiegać rozwojowi niewydolności serca. – W kontekście prewencji niewydolności serca istotne jest wczesne wykrywanie i leczenie rozsianej zarostowej miażdżycy tętnic i tętniaków aorty. To najczęstsze przyczyny zawałów w Polsce. Ich powikłania są groźne, często prowadzą do niepełnosprawności i śmierci. W przypadku miażdżycy szacuje się, że prowadzi ona nawet do 30 tys. amputacji kończyn rocznie. Głównie z powodu ich niedokrwienia. Skala kalectwa i ludzkiej tragedii jest

Bielska klinika jest placówką przyjazną pacjentom i świetnie wyposażoną

NA WŁĄCZENIU KARDIOLOGÓW W LECZENIE UDARÓW MÓZGU najwięcej zyskaliby pacjenci. Inwazyjne leczenie pozwala na zmniejszenie rozległości udaru, skrócenie czasu hospitalizacji i szybszą rehabilitację. Dzięki temu wielu z nich miałoby szansę uniknięcia niepełnosprawności, szybszego powrotu do zdrowia i samodzielnego funkcjonowania. Tradycyjne leczenie udarów daje o wiele gorsze wyniki. Uszkodzenia mózgu są często tak rozległe, że pacjenci wymagają stałej opieki i są w dużym stopniu niepełnosprawni. Śmiertelność przy tego typu leczeniu sięga od 30 do 40% – wyjaśnia prof. Paweł Buszman. Obecnie większość neurologów to lekarze zachowawczy, nie in-

niewyobrażalna – podkreśla prof. Paweł Buszman. Kardiologię czeka też w najbliższych latach nawiązanie współpracy z neurologami w leczeniu udarów mózgu. Istniejąca infrastruktura, doświadczenie kardiologów interwencyjnych i chirurgów naczyniowych powinny wspomagać pracę neurologów. Szersze zastosowanie metod inwazyjnych w leczeniu udarów mózgu pozwoliłoby poprawić rokowania pacjentów i uniknąć przypadków ciężkiej niepełnosprawności, jak to ma miejsce w wielu krajach zachodnich czy u naszych sąsiadów w Czechach. W Polsce funkcjonuje 150 całodobowych ośrodków wyposażonych w urządzenia angiograficzne,

PAKS w województwie śląskim wizytowali niedawno dziennikarze medyczni z całego kraju

terwencyjni, więc minie jeszcze wiele lat, nim wdrożą się do nowych metod leczenia udarów mózgu i zdobędą doświadczenia. Już teraz jednak możemy uczyć się od Czechów – tam przy współpracy neurologów i kardiologów powstał program inwazyjnego leczenia udarów mózgu, z powodzeniem wdrażany w praktyce. Współpraca lekarzy i inżynierów czy biotechnologów, ale także lekarzy różnych specjalizacji powinna być w medycynie XXI wieku codziennością. Tak samo jak dzielenie się doświadczeniami i know-how. Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca są na to otwarte. Prowadzone

których można używać zarówno do przeprowadzania zabiegów na sercu, jak i na naczyniach mózgowych. Ze względu na zbyt małą liczbę neoradiologów, ich potencjał nie jest wykorzystywany. Neoradiologów, zdolnych przeprowadzać inwazyjne procedury leczenia udarów, mamy w Polsce... 10. Zabiegi te mogliby wykonywać kardiolodzy interwencyjni i chirurdzy endowaskularni, których mamy około 600. Niestety, przepisy nie zezwalają im na przeprowadzanie zabiegów wewnątrzczaszkowych i inwazyjne leczenie udarów mózgu, a takich przypadków występuje ok. 80 tys. rocznie.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 3


w klinice pracują znakomici specjaliści

przez Centrum Badawczo-Rozwojowe AHP badania przyjmowane są z uznaniem i zainteresowaniem m.in. w Stanach Zjednoczonych, a CBR stał się miejscem przyjaznym dla młodych lekarzy, naukowców i start -upów. Usługi PAKS, zwłaszcza zabiegi z zastosowaniem technik przezskórnych, wymagające jednodniowej hospitalizacji, cieszą się uznaniem pacjentów i zainteresowaniem zagranicznych placówek. – Młodzi ludzie to dla nas doskonała inwestycja, więc stawiamy na młodych lekarzy, rezydentów i studentów, nie tylko z wydziałów lekarskich, ale też inżynierów, biotechnologów czy farmaceutów. Jeśli pojawi się sposobność, zatrudniamy najzdolniejszych jak najszybciej – zapewnia dr hab. n. med. Krzysztof Milewski, dyrektor generalny CBR American Heart of Poland w Kostkowicach koło Ustronia. Polscy kardiolodzy interwencyjni w ciągu ostatnich lat stali się w Europie liderami w leczeniu choroby wieńcowej i interwencjach u osób z zawałem. Dzięki rewolucji technologicznej, zapoczątkowanej wykonaniem pierwszego hybrydowego zabiegu wszczepienia zastawki aortalnej TAVI bez otwierania klatki piersiowej, polska kardiologia weszła w erę małoinwazyj-

5 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

nych zabiegów wykonywanych przezcewnikowo. Dla pacjentów oznacza to większe bezpieczeństwo i szybsze wyjście ze szpitala. A dla wielu szansę na życie, której dotychczas nie mieli. Wady zastawkowe serca są drugim największym, po chorobie niedokrwiennej serca, schorzeniem kardiologicznym w kraju. Dotychczas chorzy poddawani byli klasycznym zabiegom kardiochirurgicznym z przecięciem mostka, otwarciem klatki piersiowej i zatrzymaniem czynności serca. Natomiast starsi pacjenci, niekwalifikujący się do takiej operacji, po prostu umierali. Zabiegi przezskórne są dużo mniej inwazyjne, często nie wymagają nawet uśpienia czy znieczulenia ogólnego, a jedynie lokalnego. Zapoczątkowana przez Polskie Towarzystwo Kardiologiczne społeczna kampania Zastawka to Życie (w ramach europejskiej inicjatywy Valve for Life), przyczyniła się do rozpropagowania wiedzy o przezcewnikowych implantacjach zastawek aortalnych metodą TAVI, przeznaczoną głównie dla pacjentów wysokiego i średniego ryzyka operacyjnego, w zaawansowanym wieku. – Dzięki kampanii liczba zabiegów TAVI w ciągu niecałych 3 lat wzrosła z 453 w 2015 – do ponad 1000 w 2017

roku (ok. 27 zabiegów na milion mieszkańców). To połowa zapotrzebowania społecznego, które wynosi co najmniej 2000 zabiegów rocznie – podkreśla prof. Adam Witkowski, prezes -elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Z ODWROTNĄ SYTUACJĄ mamy do czynienia w przypadku małoinwazyjnych implantacji zastawek mitralnych. Ośrodków leczących tą innowacyjną metodą jest w Polsce tylko 9. Dominują Zabrze, Warszawa i Kraków. O ile zabiegi TAVI do zastawek aortalnych wykonuje się głównie u osób starszych, co jest spowodowane ich uszkodzeniem związanym z wiekiem, to w przypadku zastawek mitralnych sytuacja wygląda inaczej. Tu dochodzi do zwężenia i uwapnienia płatków oraz pierścienia zastawki w wyniku choroby reumatycznej. Nie trzeba być w zaawansowanym wieku, jak w przypadku zwężenia zastawki aortalnej. Coraz częściej występująca niedomykalność zastawki mitralnej może powstawać w wyniku uszkodzenia mięśnia lewej komory, np. przy zawale serca, dlatego poważne problemy z zastawką mitralną dotyczą też młodych ludzi.

W Polsce 7 lat temu wykonano pierwsze przezskórne zabiegi korekty niedomykalności zastawki mitralnej bez otwierania klatki piersiowej. Zabiegi te dotyczą głównie trzech obszarów – klipsowania płatków zastawki mitralnej, zabiegów na strunach ścięgnistych aparatu mitralnego i korekty pierścienia mitralnego. Przezcewnikowe korekty zastawek mitralnych dokonywane są różnymi technikami, dużo bardziej skomplikowanymi niż w przypadku zastawki aortalnej. Najczęściej stosowanym i w zasadzie jedynym dostępnym zabiegiem w Polsce, jeśli chodzi o finansowanie przez NFZ, jest klipsowanie płatków zastawki mitralnej. Zabieg dotyczy chorych, którzy z różnych powodów nie kwalifikują się do klasycznej operacji kardiochirurgicznej. Podobnie jak TAVI, zabieg korekcji niedomykalności zastawki mitralnej wykonywany jest z nakłucia w pachwinie (jednak nie tętnicy, a żyły udowej). W 2017 w Polsce wykonano 140 tego typu zabiegów, co w przeliczeniu na milion mieszkańców daje 3,69 zabiegu, podczas gdy we Włoszech już w 2015 liczba ta wynosiła 11,5 zabiegów na milion, a w Szwajcarii 32,5 zabiegów na milion mieszkańców – wylicza prof. Dariusz Dudek, ordynator II Kliniki Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych Collegium Medicum UJ, koordynator kampanii Zastawka to Życie. Jeszcze gorzej przedstawia się dostępność do nowoczesnego leczenia zastawki trójdzielnej, ponieważ w Polsce nie ma de facto zabiegów korygujących wady (głównie niedomykalność) zastawki trójdzielnej, finansowanych przez NFZ. Poza tym technologie pozwalające na skuteczne leczenie wad zastawki trójdzielnej są dopiero w fazie badań klinicznych. Dlatego kardiolodzy liczą


na szybką ewolucję i zwiększenie dostępności tych potrzebnych zabiegów. Dla pacjentów przezskórne zabiegi to nowoczesna technologia, większe bezpieczeństwo, krótsza hospitalizacja i szybszy powrót do pełni życia społecznego i zawodowego. NIEKTÓRE TECHNIKI STOSOWANE W KOREKCJI zastawki mitralnej mogą być skutecznie używane także w leczeniu zastawki trójdzielnej – uważa prof. Dudek. – Na jednej z ostatnich konferencji naukowych nasi niemieccy koledzy przedstawili przypadek chorego, u którego z powodzeniem w czasie jednego zabiegu dokonano naprawy trzech zastawek jednocześnie: metodą TAVI dla zastawki aortalnej oraz metodami klipsowania płatków zastawki mitralnej i trójdzielnej. To ograniczenie narażenia pacjenta na powikłania pozabiego-

we, ogromna optymalizacja czasu i kosztów leczenia. Uważamy, że sytuację chorych zdecydowanie poprawiłaby większa ilość zabiegów klipsowania płatków zastawki mitralnej, ponieważ tę technikę efektywnie można stosować zarówno w przypadku korekcji wad mitralnych, jak i w zastawce trójdzielnej – dodaje prof. Dudek. Według ekspertów, do 2020 roku powinniśmy dojść do minimum 16 zabiegów przezskórnej naprawy zastawki mitralnej na milion mieszkańców, a w tym roku przynajmniej podwoić liczbę z roku 2017, aby nie zostać w tyle Europy. Przezcewnikowe implantacje na zastawkach mitralnych, zdaniem kardiologów, są przyszłością medycyny i szansą niższego ryzyka operacyjnego, nawet dla pacjentów młodszych.

Stent Chopin

OPRACOWAŁ STANISŁAW BUBIN

Kilkanaście lat temu procedura wszczepienia stentu wieńcowego była dla krajowego płatnika tak droga, że mimo wysokiej efektywności zabiegu, skuteczne udrażnianie naczyń stanowiło dla Polaków barierę nie do przebycia. Dyktat zachodnich producentów powodował, że to powszechne obecnie rozwiązanie dla wielu pozostawało niedostępne lub wiązało się z długim oczekiwaniem. Dziś kardiolodzy z całego świata posługują się polskim metalowym stentem o nazwie Chopin – tańszym i doskonale spełniającym swoje zadanie. Jego wdrożenie przyniosło przełom w tej dziedzinie, doprowadzając do spadku cen o połowę i zwiększając dostęp do procedury ratującej życie. Nową rzeczywistość dla pacjentów kardiologicznych stworzył zespół naukowców pracujących obecnie pod szyldem Centrum Badawczo-Rozwojowego American Heart of Poland. Ów zespół pracuje nad dalszymi wdrożeniami krajowych odpowiedników światowych produktów, które powtórzą sukces stentu Chopin, m.in. nad pierwszą polską zastawką przezskórną z materiału biologicznego, jak i utkaną z włókien syntetycznych. reklama

JESIENNO-ZIMOWA OFERTA PROMOCYJNA yczne elektr zki ó w i y ych Skuter iepełnosprawn zych i n

dla osób stars

Wysoka jakość, komfort i swoboda poruszania się. y próbne!

Zapraszamy na jazd

ACUMOBIL • ul. Konopnickiej 14 • 43-520 Chybie tel. 668285117 • www.acumobil.pl • e-mail: acumobil@wp.pl n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b

55


MEDYCYNA

W trakcie operacji lekarz komunikował się z goglami z pomocą specjalnych gestów i komend

PIONIERSKA OPERACJA AORTY BRZUSZNEJ

Chirurg naczyniowy w goglach, przesuwający obrazy w powietrzu w czasie operacji tętniaka aorty brzusznej. Zupełnie jak w matriksie! Lekarze Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Angiologii na Pomorzanach w Szczecinie jako pierwsi na świecie skorzystali z innowacyjnej technologii rozszerzonej rzeczywistości, która pozwoliła im na precyzję, o jakiej dotąd nie marzyli. TĘTNIAK AORTY BRZUSZNEJ to nieprawidłowe poszerzenie aorty – głównego naczynia tętniczego wiodącego krew z serca. Takie poszerzenie grozi pęknięciem, które zazwyczaj kończy się śmiercią. Standardem leczenia jest operacja metodą wewnątrznaczyniową, polegająca na implantacji protezy naczyniowej (stent-graftu) ze strony światła naczynia. Do zabiegu lekarze przygotowują się, korzystając z obrazów tomografii komputerowej. Część z nich jest drukowana w postaci dwuwymiarowej i służy jako nawigacja w trakcie zabiegu. Sam proces wszczepienia stent-graftu odbywa się wewnątrznaczyniowo, a więc lekarze nie widzą bezpośrednio

5 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

wszczepianej protezy. Plusem takiej operacji jest fakt, że wykonuje się ją bez konieczności „otwierania” pacjenta. Do jej obrazowania lekarze używają fluoroskopii – obrazu uzyskiwanego przy pomocy promieni rentgenowskich. Obraz rzucany jest na monitor w postaci dwuwymiarowej, dlatego określenie przestrzennego rozmieszczenia naczyń jest trudne i czasochłonne. Odejścia kątów, zagięcia naczyń, powyginana geometria tętniaka – to wszystko zaciera się w płaszczyźnie dwuwymiarowej. Im bardziej złożona przestrzennie siatka naczyniowa, tym trudniejsze jest wprowadzenie prowadników, cewników, stentów czy stent-graftów.

CHIRURDZY NACZYNIOWI z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie sięgnęli więc odważnie po nowatorską metodę operacji. Polega ona na użyciu specjalnych gogli rozszerzonej rzeczywistości, które wyświetlają w powietrzu, w formie hologramów, rekonstrukcję naczyń pacjenta w trójwymiarze. Rozszerzona rzeczywistość to system łączący świat rzeczywisty z generowanym komputerowo. Chirurg widzi obraz sali operacyjnej w czasie rzeczywistym, a oprócz tego elementy naniesione komputerowo. W tym konkretnym przypadku był to model naczyń otrzymany z tomografii


komputerowej pacjenta, stanowiący wierne odzwierciedlenie jego anatomii. Obraz utworzony został jako hologram i mógł być wyświetlony w dowolnym miejscu sali operacyjnej. Urządzenie zapamiętuje jego położenie w przestrzeni i wyświetla hologram tam, gdzie akurat patrzy operator. Dzięki temu obraz nie nakłada się na pole operacyjne i nie powoduje ograniczenia żadnego widoku ważnego dla zabiegu. W CZASIE PIERWSZEJ OPERACJI z udziałem technologii rozszerzonej rzeczywistości model został wyświetlony obok tradycyjnego monitora do fluoroskopii, tuż przy stole operacyjnym. W trakcie operacji lekarz komunikował się z goglami z pomocą specjalnych gestów i komend. Takie podejście zagwarantowało pełną sterylność sterowania – operator nie dotykał niejałowego sprzętu. Możliwe było dowolne obracanie modelu, a także uzyskiwanie jego przekrojów. Wychylając się lub patrząc pod różnymi kątami na model, lekarz widział za każdym razem inną jego część, jakby patrzył w trójwymiarze na wyjętą z człowieka część danego organu, w tym przypadku tętniaka. Angiochirurg miał więc możliwość dokładnego przeanalizowania trudnej anatomii. Wiedział też dokładnie, jak zagięte były naczynia i pod jakim kątem odchodziły gałęzie tętnicze. Ułatwiło to manipulowanie prowadnikami i cewnikami w ciele człowieka. Lekarze z zadowoleniem stwierdzili później, że podejście trójwymiarowe usprawniło przeprowadzenie operacji naczyniowych, skróciło czas zabiegu, zmniejszyło dawki promieniowania i kontrastu.

Hologram pozwala w trójwymiarze oglądać pod każdym kątem odwzorowane organy pacjenta

Operacja dzięki temu stała się bezpieczniejsza dla pacjenta. GOGLE WYKORZYSTANE PRZY ZABIEGU to marka Microsoft HoloLens. Jednak same gogle to za mało – są jak komputer bez oprogramowania. System CarnaLife Holo zostały stworzony przez firmę MedApp z Krakowa, która w krótkim czasie zdobyła zaufanie specjalistów na świecie. Polscy specjaliści stworzyli unikalne algorytmy przekształcające obrazy tomograficzne w hologramy 3D, wysyłane do gogli i wyświetlane w powietrzu. Ponadto przygotowali interfejs, umożliwiający obsługę hologramów bezdotykowo. Rzeczywistość rozszerzona to technologia, która dopiero raczkuje, ale plany są obiecujące. Po udanej

Wszczepienie stent-graftu do tętniaka aorty odbyło się szybciej i bezpieczniej niż do tej pory

operacji chirurdzy ze Szpitala Klinicznego nr 2 w Szczecinie omawiają teraz z ekspertami z MedApp przypadki, z jakimi mają do czynienia, by w przyszłości nowatorską technikę dostosować do praktycznych aspektów ich pracy. – Kolejnym przełomem będzie zintegrowanie hologramu z obrazem śródoperacyjnym, uzyskiwanym w czasie fluoroskopii, czyli tworzenie tak zwanej fuzji – uważa dr n. med. Paweł Rynio, chirurg z Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Angiologii szpitala na Pomorzanach, który brał udział w operacji. – Pozwoli to na podanie pacjentowi mniejszej dawki kontrastu i promieniowania jonizującego. PIONIERSKI ZABIEG wszczepienia stent-graftu do tętniaka aorty brzusznej z wykorzystaniem rozszerzonej rzeczywistości odbył się 18 października 2018 w Klinice Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Angiologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie. Operację przeprowadzili prof. dr hab. n. med. Piotr Gutowski, kierujący tą kliniką, i dr n. med. Paweł Rynio. Od strony informatycznej w zabiegu uczestniczyli Jakub Kamiński, dyrektor technologii 3D, i Jakub Serafin z firmy MedApp w Krakowie (www.medapp.pl). Fachowców od IT wspomagał dr n. med. Arkadiusz Kazimierczak, chirurg naczyniowy z zespołu prof. Gutowskiego. Pacjent po operacji aorty brzusznej czuje się dobrze i już wyszedł do domu.

OPRAC. BUS FOT. ELEVEN ZETT PRODUCTIONS

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 7


NAIL ART

Tanio, taniej... katastrofa!

Scenka pierwsza u stomatologa. Lekarz dentysta zwraca się do pacjentki: „Pani Katarzyno, dzisiaj zaplombujemy przy użyciu nowego produktu! Zamówiłem na portalu aukcyjnym, zapłaciłem niecałe 3 dolary, więc dla pani będzie zniżka. To co? Ze znieczuleniem, czy bez?”. Scenka druga w gabinecie medycyny estetycznej. Dermatolog sięga po strzykawkę, przymierzając się do podania kwasu hialuronowego: „Pani Zosiu, mam nowy preparat, zamówiłam niedrogo. Wprawdzie czekałam kilka tygodni, ale warto było! Więc co robimy? Usteczka?”. Scenka trzecia w salonie manicure. Stylistka sięga po lakier „no name”, który kupiła za 2 dolary w bardzo dalekim kraju. Zadowolona z interesu, jaki ubiła, zaczyna malować klientce paznokcie... zy te sytuacje nie wydają Wam się niestosowne, mówiąc delikatnie? Czy chciałybyście być obsługiwane przez specjalistów, którzy w ramach oszczędności wybierają produkty nieznanego pochodzenia, pozbawione jakichkolwiek badań i atestów, śmiesznie tanie? Zakładam, że nie. Dlaczego więc tego typu praktyki są coraz bardziej popularne? I nie przemawia do mnie argument, żebym nie porównywała poważnych zabiegów do zwykłego malowania paznokietków, bo o potencjalnej szkodliwości nieprawidłowo wykonanych zabiegów manicure piszę, opowiadam i dyskutuję od 10 lat! Jeszcze niedawno domorosłe fanki zabaw z paznokietkami próbowały mnie wyśmiewać, twierdząc, że malowanie paznokci to nie wyprawa w kosmos, nie potrzeba do tego specjalnych umiejętności. A teraz co się dzieje? Dziesiątki, setki, tysiące poszkodowanych,

5 8 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Fot. Semilac

C

PAULINA PASTUSZAK

którym skóra płatami schodzi z dłoni. Liczne przypadki onycholizy, poparzeń chemicznych, uczuleń, uszkodzeń macierzy... Długo by wymieniać. Skoro więc wiele pasjonatek przekonało się już, że stylizacja paznokci wymaga kwalifikacji – umiejętności praktycznych i wiedzy teoretycznej – oraz dobrej klasy produktów, to może czas powiedzieć STOP nieodpowiednim praktykom? Przecież mnóstwo komplikacji wynika właśnie z zastosowania średniej jakości zamienników. WY, klientki, same często wpędzacie profesjonalistów w zaklęte koło zniżek, rabatów, promocji i upustów, licząc na to, że można wykonać zabieg znakomicie, szybko i niedrogo. A to niemożliwe! Jakość kosztuje i jeżeli trafiacie na zabiegi w wyjątkowo okazyjnej cenie, może się, niestety, okazać, że zostaną na Was zastosowane słabej jakości kosmetyki z niepewnego zagranicznego źródła.


Listopad 2018, szkolenie z modelowania paznokci w Hanoi (Wietnam)

• Frezarki. Też powinny być wybierane z rozwagą. Pilniczki elektryczne kupowane w zagranicznych punktach sprzedaży albo multiszlifierki ze sklepów budowlanych nie spełniają swojej roli. Przenoszą na dłoń mocne wibracje i wprawiają frezy w ruch obrotowy wokół własnej osi, co sprawia, że frez „bije” w powierzchnię paznokcia, a stąd już tylko krok do wydrążenia rowków lub bolesnych skaleczeń w rejonie fałdy proksymalnej.

regulacje prawne sprawiają, że korzystając z certyfikowanych produktów, możemy czuć się bezpiecznie (przy założeniu, że używamy tych produktów zgodnie z przeznaczeniem). Bo wykonywanie testów polegających na nacinaniu powierzchni skóry i aplikowaniu tam kropli lakieru hybrydowego do takich nie należy!... Co w praktyce oznacza używanie produktów poddanych wspólnej notyfikacji? Głównym aktem regulującym wpro-

Fot. Semilac

• Cleanery. Kolejnym istotnym elementem jest wybór dobrej jakości cleanera. Rola tego preparatu polega przede wszystkim na odtłuszczeniu, czyli związaniu cząsteczek tłuszczu i wymieceniu ich z powierzchni paznokcia. By jednak te cztery czynności udało się wykonać idealnie, trzeba wybrać dobrej jakości preparat. Nadmiar wody, kiepskiej jakości substancje zapachowe lub barwiące mogą mocno wpłynąć na jego działanie. Wpłynąć negatywnie i wywoływać alergie lub podrażnienia. Dlatego tak istotna jest praca przy użyciu produktów, które zostały poddane odpowiednim badaniom i dopuszczone do obrotu na rynku europejskim. Obowiązujące obecnie

Fot. Semilac

Jakie produkty często kupowane są na wschodnich, nieprofesjonalnych portalach aukcyjnych? Wątpliwą popularnością cieszą się: • Materiały światłoutwardzalne, czyli żele, lakiery hybrydowe, lakierożele, żelolakiery, akryżele. • Frezy – należy wspomnieć, że istnieją specjalne frezy przeznaczone do przygotowania płytki: są tak zaprojektowane, że idealnie usuwają nabłonek lub wysuszone skórki, a jednocześnie nie zostawiają ani śladu ingerencji na paznokciu. A kupując w internecie, na odległość (kilku tysięcy kilometrów), wszystkie frezy wyglądają tak samo. I co gorsza – specyfiki pracy konkretnymi wiertłami nie rekomenduje żaden specjalista.

Znakomita stylistka paznokci prowadziła Nail Show na Malediwach

wadzanie kosmetyków do krajów UE jest Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009. Akt ten skupia się na bezpieczeństwie kosmetyku wprowadzanego do obrotu – mówi o warunkach, jakie musi spełnić produkt, treściach wymaganych na opakowaniu, rozkłada na czynniki pierwsze informacje o substancjach w nim zawartych. Co ważne, jedna instytucja i identyczna we wszystkich krajach notyfikacja przypadków niepożądanych znacznie upraszcza procedury i likwiduje dotychczasowe różnice pomiędzy krajami Unii. Jaka to korzyść dla konsumentów? Wyjaśnię to w dość prosty sposób, bazując na najważniejszych dla nas założeniach, bez zagłębiania się w legislacyjne meandry. Po pierwsze, aby produkt mógł być wprowadzony do obrotu musi najpierw zostać poddany ocenie bezpieczeństwa przez wykwalifikowaną osobę – safety assessora. To bardzo odpowiedzialne stanowisko, gdyż osoba z wykształceniem z zakresu chemii, farmacji, toksykologii i pokrewnych dziedzin musi posiadać udokumentowane doświadczenie z zakresu safety as-

sessmentu. Taka osoba przygotowuje pełną analizę produktu, od pojedynczych składników do produktu gotowego, i na jej podstawie tworzy raport bezpieczeństwa produktu kosmetycznego. Jest to najważniejszy dokument warunkujący możliwość wprowadzenia do obrotu. Po drugie, dość konkretnie określono obowiązki dystrybutorów kosmetyków. Są oni odpowiedzialni za przestrzeganie zgodności z przepisami językowymi konkretnego kraju. Dodatkowo zadaniem dystrybutorów jest monitorowanie i przestrzeganie terminów trwałości kosmetyków. Najistotniejsza jest jednak zmiana dotycząca śledzenia każdej partii produktu w łańcuchu dostaw, czyli traceability. Dystrybutorzy zobowiązani są do tego, by zidentyfikować wszystkich dostawców, od których kupili produkty kosmetycz-

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 5 9


ne i wszystkich odbiorców, którym sprzedali dane materiały. Po trzecie, poszerzono zakres notyfikacji. Prócz nazwy i kategorii kosmetyku, adresu przechowywania dossier, danych kontaktowych i państwa UE, w którym produkt jest wprowadzany na rynek, osoba odpowiedzialna musi notyfikować obecność substancji z grupy CMR kat. 1A i 1B i tzw. nanomateriałów. Dodatkowo, już po wprowadzeniu produktu na rynek, podmiot odpowiedzialny musi zgłosić kopię oznakowania, np. w postaci zdjęcia produktu. Co istotne, dystrybutorzy są zobowiązani do notyfikacji produktów sprowadzanych z innego kraju UE. To niejedyny akt prawny, chroniący konsumentów rynku europejskiego. Rozporządzenie Komisji (UE) nr 655/2013 z 10 lipca 2013, określające wspólne kryteria dotyczące uzasadniania oświadczeń stosowanych w związku z produktami ko-

smetycznymi, to kolejny ważny dokument. Dotyczy on bardziej sfery sprzedażowej, jednak pozwala klientom czuć się pewniej w gąszczu marketingowych obietnic. Jakie zapisy warto szczególnie wyróżnić? • Opis działania produktu nie może wykraczać poza to, co da się potwierdzić dostępnymi dowodami. • Oświadczenia nie mogą przypisywać danemu produktowi szczególnych cech (tzn. niepowtarzalnych), jeśli podobne produkty mają te same cechy. • Oświadczenia dotyczące produktów kosmetycznych muszą być obiektywne i nie mogą przedstawiać w złym świetle konkurencji ani legalnie stosowanych składników. Procesy legislacyjne, regulujące funkcjonowanie rynku kosmetycznego, nadal trwają. Najlepszym przykładem jest Ustawa z 4 października 2018 o produktach kosmetycznych. Jej zapisy są o tyle ważne, że penalizu-

ją nieprzestrzeganie wymogów. I tak na przykład kto wprowadza do obrotu produkt kosmetyczny bez spełnienia wymogów dotyczących oceny bezpieczeństwa, o której mowa w art. 10 Rozporządzenia nr 1223/2009, podlega karze pieniężnej w wysokości do 100.000 zł. To chyba dobra wiadomość dla konsumentów? Ktoś wreszcie sprawuje kontrolę nad wprowadzanymi na rynek produktami. Czy to samo można powiedzieć o kupowanych daleko za granicą słoiczkach? Zdecydowanie nie! Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Na gorąco dyskutowaną kwestię testowania kosmetyków na zwierzętach. W Chinach tego typu testy są wymogiem – bez ich wykonania nie da się wprowadzić kosmetyków na rynek. Z kolei w Europie takie testy są zabronione (właśnie dzięki Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1223/2009). Warto więc kupować rodzime produkty, czyż nie?

Mam nadzieję, że tych kilka uwag wywoła w Was, Drogie Czytelniczki, chwilę refleksji. Często spotykam się bowiem z efektami pracy tzw. stylistek paznokci, które kupiwszy produkty za kilka dolarów zaczynają rzeźbić arcydzieła na paznokciach swoich ofiar. I jakich argumentów używają, by bronić swoich racji? Przecież Chińczycy też na tym pracują! No tak, więc może wspomnę, że Chińczycy praktykują też karę śmierci, stosują tortury wobec więźniów i jedzą psy obdzierane żywcem ze skóry. Dlatego pozwólcie, że pozostanę przy swojej opinii. Wybierajcie specjalistów pracujących na renomowanych, sprawdzonych produktach. Podejmując decyzję o zabiegu, korzystajcie z usług stylistki paznokci, która konkuruje doświadczeniem i świetnym portfolio – nie atrakcyjną ceną. Wyjdzie Wam to na zdrowie. n

PAULINA PASTUSZAK

Dyrektor ds. merytorycznych Akademii Semilac Jedna z nielicznych edukatorek prowadzących kursy od Meksyku, przez większą część Europy, Indie, Sri Lankę, Mongolię, Mauritius aż po Tajlandię. Zwyciężczyni pucharu świata WorldCup Nail Art w Monachium. Kilkukrotna finalistka mistrzostw Polski, niemal trzydziestokrotna jurorka polskich i zagranicznych mistrzostw stylizacji paznokci, ponad trzydziestokrotna prelegentka największych edukacyjnych kongresów kosmetycznych. Autorka przeszło 230 artykułów w prasie branżowej na świecie. Autorka technik Deep Gel Manicure, MetaLOVE i CoverEXPRESS, zestawów ćwiczeniowych do One Stroke i zdobień klasycznych. Więcej szczegółów na stronie www.paulinapastuszak.pl.

6 0 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8


Piękny ogród w stylu BIO

PORADNIK 2019

Kolejny poradnik „Wpływ Księżyca” niewątpliwie ucieszy miłośników ogrodów. Dzięki niemu przyjrzymy się roślinom dobrze znanym z parków, tarasów i balkonów, jak i nowościom kwiatowym, warzywnym, ziołowym i owocowym. Poznamy fachowe trendy w pielęgnacji, jak i eko-sposoby walki z chwastami i szkodnikami, na przykład ze ślimakami bez skorupek . Warto już teraz poznać wskazówki z kalendarza księżycowego i liczyć na szybkie nadejście wiosny.

W

itold Czuksanow jest znanym autorem książek o tematyce ogrodniczej, współtwórcą programów telewizyjnych „Laur dla ogrodnika” i „Rok w ogrodzie”. Już w podstawówce pomagał w uprawie przydomowego warzywnika. W czasie wakacji pracował w szkółce przy okulizacji róż. Jak twierdzi, początkowo te zajęcia nie sprawiały mu radości, jednak poszedł do Technikum Ogrodniczego, a później na Wydział Leśny SGGW w Warszawie. Ogrodnictwo i rośliny stały się jego życiową pasją. Od wielu lat uczy, jak najlepiej pielęgnować rośliny i zdradza tajniki ogrodnictwa. Przekonuje, że praca w ogrodzie może być największą przyjemnością. Ma już na koncie 13 corocznych poradników z cyklu „Wpływ Księżyca”, a także takie tytuły, jak „Zapytaj ogrodnika”, „Tulipany”, „Ogród dla początkujących”, „Bitwa o pietruszkę i nie tylko”. W 2019 roku przewodnim tematem poradnika jest BIO. Modne, zdrowe i na czasie. Ale czy wyeliminowanie chemii z ogrodu i upraw jest możliwe? Zdaniem autora, prędzej czy później zostaniemy do tego przymuszeni. Coraz częściej ze sprzedaży wycofuje się preparaty ochrony, do tej pory

dostępne w opakowaniach dla amatorów. „To prawda, że w skali niewielkiego ogródka nierzadko z nimi przesadzamy, a nadmierne stosowanie przynosi więcej szkody niż pożytku. W tym roku chcę przekonać, że w wielu wypadkach to, co syntetyczne, da się wyeliminować. Zastąpić domowymi metodami” – czytamy we wstępie. Wszystko, co w ogrodzie stosujemy, jest w jakimś stopniu „chemią”. Nawet gnojówka z pokrzyw, którą Czuksanow zaleca od lat, powstaje przecież jako efekt chemicznych przemian zachodzących w parzących roślinach zalanych wodą. Jest to jednak „naturalna chemia” i to ona króluje w najnowszej edycji kalendarza księżycowego. Oczywiście temat naturalnego ogrodnictwa jest znacznie bogatszy, wymaga rozpoznania gleby i warunków klimatu w naszych królestwach, dbania o żyzność, studiowania wymagań roślin, owadów i ptaków, prowadzenia obserwacji. Żeby „bawić się” w BIO ogrodnictwo, trzeba mieć elementarną wiedzę, co otacza nasze kwiaty, zioła, warzywa i rośliny owocowe, co im zagraża i co je wspiera. Sprawy BIO bywają skomplikowane, a działania wspomagające

ogród naturalnymi metodami – wielopłaszczyznowe. Autor poradnika cierpliwie uczy nas, jak działać pozytywnie dla dobra przyrody. Akcje destrukcyjne należy podejmować w ostateczności. W każdym razie starać się o ogród BIO warto, bo tylko najbardziej naturalny podzieli się z nami wyrazistymi kolorami, bujnymi kształtami, głębią smaków i upojnych aromatów.

Witold Czuksanow, Wpływ Księżyca 2019. Poradnik ogrodniczy z kalendarzem na cały rok, Wydawnictwo Zysk i S-ka Poznań 2018, str. 160.

Fot. czuksanow.pl

KONKURS

Pokazy organizowane przez ogrodnika interesują także dzieci, wrażliwe na ochronę środowiska

Dzięki uprzejmości wydawcy (www.zysk. com.pl) mamy dla Was 3 egz. poradnika ogrodniczego Wpływ Księżyca 2019. Otrzymają je Czytelnicy, którzy pierwsi odpowiedzą na pytanie, jakie prace powinien ogrodnik wykonywać w styczniu? Odpowiedzi wysyłajcie na adres: redakcja@ladysclub-magazyn.pl.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 61


KOSMETYKA MEDYCZNA

Smog a nasza skóra

Zaczęła się najgorsza dla mnie pora roku. Szaro, wstrętnie i przygnębiająco. I jakby tego było mało – dochodzi smog. Miliony pojazdów spalinowych, tony różnego rodzaju paliw, w tym oczywiście śmieci, no i zmiany w klimacie tworzą wokół nas szczelną chmurę smogową. Już żaden wróg nie musi zrzucać bomb – sami się zabijamy!

G

6 2 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

nowej i w kryształowym powietrzu sprawia, że wracam tu, jakbym miała znowu 25 lat. Skóra gładka, jędrna, zdrowa, promienna. W Czechowicach-Dziedzicach staję na rzęsach, żeby też taka była, ale po całodniowej „kąpieli” w smogowej mieszance wygląda fatalnie. Za mało blasku, za mało nawilżenia...

Fot. Janusz Morawski

odzina „na powietrzu” o tej porze roku to dla płuc równoważnik wypalenia 16 papierosów. Dziadostwo, jakim oddychamy, powoduje rozmaite zatrucia, choroby płuc, raka. Co roku z tego powodu przedwcześnie umiera 50 tys. Polaków. A co ze skórą? Płuca można chronić maską założoną na buzię, ale kto taką nosi? Skóry nie da się pokryć żadną bezpieczną warstwą, cały czas narażona jest na fatalny stres oksydacyjny – proces niszczenia (starzenia) skóry i organizmu przez wolne rodniki. A że wolne rodniki kancerują skórę na każdym jej poziomie – tym gorzej dla nas. Jakie są skutki stresu oksydacyjnego dla cery? Trądzik, plamki, suchość, wiotkość, swędzenie, egzemy, atopie, alergie. Szaro i buro w otoczeniu, szary odcień skóry. I zniszczona bariera ochronna. Aż 80% z nas ma, niestety, rozwaloną tę barierę. Z wielu przyczyn! Dlatego moje zabiegi i zalecenia oscylują przede wszystkim wokół odbudowy bariery ochronnej, bo tylko ona broni skórę przed smogiem.

ANNA ADAMUS Zauważyłyście, jak pięknie wyglądacie nad morzem, na wsi, w górach, czyli poza miastem? No właśnie, czyste powietrze robi cuda z ciałem i skórą. Ja mam fajnie, jestem spod Szczecina i jeżdżę do domu rodzinnego średnio co 2-3 miesiące. I za każdym razem nie mogę się nadziwić, że przy porannym czyszczeniu pyszczydła płatek jest czyściusieńki. A w Czechowicach-Dziedzicach rano płatki są czarne, jakbym starła nimi brudne półki, a nie czystą buzię po wieczornym demakijażu. Kilka dni z rześką wodą ze studni głębi-

Co robić, kiedy nie ma się dostępu do dobrej wody i czystego powietrza? CHRONIĆ, OCZYSZCZAĆ, WZMACNIAĆ Musimy regularnie szpikować skórę od środka i z zewnątrz jak największą ilością antyoksydantów niszczących wolne rodniki. Czyli dogłębnie i starannie wykonywać demakijaż skóry, bo to zmywa z niej wiele zanieczyszczeń i wspiera odbudowę uszkodzonej bariery lipidowej, która z kolei zapobiega wnikaniu cząsteczek pyłu w głąb skóry. • Bardzo dokładnie wykonuj demakijaż skóry wieczorem i czyszczenie poranne. Im staranniej będziesz to robić, tym zdrowsza będzie skóra. Polecam wszyst-


Fot. Materiały Prasowe Świadoma i regularna pielęgnacja skóry powinna być na szczycie listy naszych priorytetów

Fot. Materiały Prasowe

kim myjkę GLOV, która przyciąga do siebie i wymywa ze skóry wszelkie nieczystości. Naprawdę! Będziecie w szoku! Taka rękawiczka dzięki elektrostatycznym właściwościom to nie tylko demakijaż, lecz i zachowanie prawidłowego pH skóry, delikatny peeling i poprawa mikrocyrkulacji cery. Z pomocą samej tylko wody! Zaskórniaki oczywiście, niczym drzazgi, nadal będą w niej siedzieć, ale będą płytsze, a pory mniejsze. Skóra zacznie pięknie oddychać i stanie się bardziej promienna! Świadoma pielęgnacja skóry powinna być na szczycie listy Waszych priorytetów. • Po 2-3 minutach demakijażu GLOV pora na płyn micelarny. Najlepsze na rynku są, moim zdaniem, Hydrabio Bioderma i Avène Eau Thermale (z białą nakrętką). Zmywaj starannie, aż płatki będą czyste. Jeśli zostanie na nich odrobina brudu, to znak, że jeszcze musisz zmywać. A jeśli przestaniesz, pozostałe zanieczyszczenia i drobinki pyłów ze smogu zostaną w skórze, niszcząc ją i postarzając. I tyle zostanie Ci z młodej skóry. • Pora na serum. Ważne, żeby miało dużo witamin. Ja na dzień używam DermoFuture Precision. Kuracja z 30-proc. zawar-

Maski kosmetyczne dostarczają skórze o wiele więcej witamin niż kremy i wygładzają zmarszczki

tością wit. C i innych składników. Można używać też wieczorem, bez względu na wiek i porę roku. Działa bosko. Szukajcie również kosmetyków o nazwie Pollution Anti – zawierają składniki ochronne przeciw smogowi i starzeniu się skóry, dostarczając witamin i mikroelementów. Zakochałam się ponadto w maseczce żelowej na noc Matcha Urban D-Stress. Droższa, lecz za to jak cudnie działa: detoksykuje w oparciu o wyciąg z japońskiej zielonej herbaty Matcha, zmniejsza produkcję hormonu stresu – kortyzolu, relaksuje, przywraca piękno zmęczonej i niedotlenionej skórze, narażonej na smog i mikropyły, stymuluje produkcję dopaminy. Rano paszcza jest piękna – jasna, gładka, wypoczęta. • Po serum pamiętajcie o filtrach SPF50. Bez tego nic nie zadziała. Koniecznie muszą być filtry, bo tylko one są w stanie zahamować starzenie się skóry. Przenikające nawet przez szyby UVA jest groźne o każdej porze roku. Promieniowanie UVA jest obecne przez cały rok, nawet w pochmurne dni, i stanowi 95% promieniowania ultrafioletowego docierającego do ziemi – przenika przez chmury, szkło i naskórek. Nie wywołuje bolesności skóry, ale może wnikać w nią głęboko i docierać do komórek skóry właściwej. UVA jest odpowiedzialne za tworzenie się wolnych rodników, a w długim okresie może prowadzić do zmian w komórkach. Dlatego na policzki daję sobie gęsty filtr La Roche -Posay Anthelios SPF50, bo skóra musi być pokryta warstewką czegoś cięższego

i bogatszego, chroniącego przed parowaniem wody i wnikaniem w nią toksyn. • Uważajcie na peelingi ziarniste. Ścierają ochronną barierę, więc trzeba pokryć skórę osłaniającym kremem, np. z wit. C. Smog niszczy barierę lipidową, a ziarenka peelingu dokumentnie ją zjadają, więc skóra jeszcze bardziej jest niszczona przez toksyny. Odbudowanie bariery trwa wiele tygodni. Większość moich pań zaczynam leczyć od przywracania im warstwy hydrolipidowej. • Wieczorami możecie się poprzytulać do kosmetyków z węglem. Robią ostatnio szał na rynku. Maski, toniki, płyny... wszystko z węglem. Ja robię sobie maskę węglową sama: parę kapsułek węgla + odrobina jogurtu. Efekt rewelacyjny! Seria kosmetyków nie da takiego. Ewentualnie możecie herbatę Matcha połączyć z jogurtem i węglem. Skóra będzie cudowna. • Glinki. Trzeba smarować nimi ciało i buzię. Działają podobnie jak węgiel. OD ŚRODKA • Jesienią i zimą łykam każdego dnia chlorellę, spirulinę bogatą w białko, witaminy A, B, C, D, E, K, magnez i beta-karoten. Lub węgiel, który wiąże toksyny i metale ciężkie – i wydala je, odżywiając i mineralizując nas od środka. • Na noc łykam mieszankę: 2 kapsułki wit. C 1000 mg, 2 kapsułki resveratrolu (zestaw antyoksydantów), 5 kapsułek oleju z wiesiołka, 1 kapsułkę węgla lub 3 tabletki chlorelli/spiruliny, magnez rozpuszczalny 375 mg, multiwitaminę.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 6 3


• Na smog dobre są soczki bez cukru, owsianka, ryby morskie, warzywa na parze lub z patelni. Albo kiszonki. Cudowna, odmładzająca broń! • No i ruch! Treningi też pomagają czuć się i wyglądać lepiej. Dotlenisz skórę i wydalisz z potem sporo paskudztwa. • Sauna parowa bardzo dobrze ujędrnia i czyści ciało z toksyn. Broń boże taka na podczerwień, bo hamuje produkcję kolagenu i ścina go niczym białko na patelni. Odradzam też suchą saunę, odwadnia. A parowa jest jak izotonik – nawadnia, ujędrnia i wypaca wszystko z trzewi i ciała. ZABIEGI • Maski algowe. Cudnie odmładzają, ujędrniają, robią detoks niczym izotoniczne kąpiele morskie. Kasują szary kolor skóry, rozświetlają. • Kwasy. Po pierwszym etapie kontrolowanego stanu zapalnego potrafią wzmocnić, odmłodzić i naprawić wiele szkód w skórze! Ja kwaszę dziewczyny cały rok, a zimą głównie migdałowym.

Dokładnie wykonujcie demakijaż. Im staranniej będziecie to robić, tym skóra będzie zdrowsza

• Mezoterapia igłowa. Koktajl z 57 składników + 8% kwas hialuronowy do skóry właściwej, więc smog nie ma szans, a skóra jest o niebo młodsza i spłyca zmarszczki. Nic lepszego na ekspresowe, dogłębne odmłodzenie i ujędrnienie skóry.

Autorka jest właścicielką gabinetu kosmetyki medycznej Zaciszek Piękna w Czechowicach-Dziedzicach (www.zaciszekpiekna.pl), II Wicemiss Polski Kosmetyczek 2012, wykładowcą, szkoleniowcem i pedagogiem, a także fotomodelką. Laureatka II miejsca w konkursie na najlepszy salon kosmetyczny 2016 powiatu bielskiego.

NOWA TOYOTA CAMRY

J

edyny na Podbeskidziu salon Toyoty – Carolina Toyota Bielsko (www.toyotabielsko.pl) – zorganizował na placu przed Bielskim Centrum Kultury przedpremierowy, dynamiczny pokaz nowego, hybrydowego modelu Toyoty Camry, który będzie miał premierę w Polsce w 2019 roku. Fani motoryzacji mieli niepowtarzalną okazję obejrzeć samochód nowej generacji i zachwycić się kolejnymi rewelacyjnymi rozwiązaniami, proponowanymi przez japońskiego giganta.

6 4 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

W 2019 toyota camry uzupełni gamę modeli hybrydowych dostępnych na naszym rynku. Nowy sedan z segmentu E będzie wyposażony w najnowocześniejszy układ hybrydowy czwartej generacji, opracowany na bazie platformy TNGA – Toyota New Global Architecture. Powracająca po 14-letniej przerwie Toyota Camry nowej generacji będzie dostępna z napędem hybrydowym składającym się z 2,5-litrowego silnika benzynowego z serii Dynamic Force Engine i silnika elektrycznego. Układ o mocy 218 KM (160 kW) rozpędzi

auto do 100 km/h w 8,3 sek., przy czym charakteryzować się ono będzie bardzo niskim średnim zużyciem paliwa (od 4,3 l/100 km) i emisją CO2 (od 100 g/km). Chcąc zapewnić jednostce napędowej maksymalny potencjał, skonstruowano ją od podstaw. Nowy silnik odznacza się najwyższymi na świecie wartościami sprawności cieplnej i mocy jednostkowej, doskonałą dynamiką, wysokimi osiągami i niewielką masą. Wszystko to poprawia właściwości jezdne samochodu i sprawia, że jest on przyjazny dla środowiska.


Listy z Monachium

Opowieść o sprzątaczkach

Fot. Allan Richard Tobis

Czekam na taki czas, gdy zwykli ludzie staną się sławni właśnie dlatego, że są zwykli – Al Pacino

Aldona Likus-Cannon Wspomnienia towarzyszą nam przez całe życie, ale święta – bardziej niż inne dni – szczególnie skłaniają do refleksji nad tym, co było. W gronie bliskich i znajomych. Co roku przypomina mi się ten dzień, gdy zakładowym zespołem siedzieliśmy przy długim wigilijnym stole z białym obrusem, piękną zastawą i czerwonymi świecami. Wokół uwijali się kelnerzy, a my przyglądaliśmy się im z uśmiechem. Okolicznościowa atmosfera udzieliła się każdemu, jako że po raz pierwszy wspólnie zasiedliśmy do świątecznej kolacji.

N

iespodziewanie uroczysty nastrój przerwała sprzeczka dwóch pracownic. Każda chciała siedzieć bliżej prezesa. Udało im się usadowić w niewielkiej odległości od niego – jedna o krzesło bliżej od drugiej. Lecz to nie było problemem. Problem tkwił w czymś innym. Sprzeczały się niezbyt głośno, ale wystarczająco dobitnie, by ich słowa dotarły do każdego, także do prezesa. – Czy coś się stało? – zapytał szef, przy-

glądając im się uważnie. – Nie będę siedziała w takim towarzystwie – uśmiechając się najmilej jak mogła, lecz z nutą ironii, stwierdziła młoda dziewczyna, nasza księgowa. – Nie po to tyle się uczyłam, żeby teraz siedzieć koło sprzątaczki – wycedziła słodziutko, układając usta w serduszko. Zapadła kompletna cisza. Oczy wszystkich skierowały się w stronę kobiet, po czym przeniosły na szefa. A prezes popatrzył na mnie wymownie,

chium kilkanaście lat temu i nadal mieszkają w Bawarii. Na moje pytanie, czy lubią to co robią, najczęściej odpowiadają, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale czasami nie jest łatwo. Oczywiście wolałyby robić coś innego, siedzieć za biurkiem i stukać w komputer, lecz brak znajomości języka i czasu na naukę przekreśla możliwości znalezienia innej pracy. Irenka, mimo że sprząta od wielu lat, nigdy nie pogodziła się z tym, co robi i nawet to, że pracodawcy ją doceniają, nie zmienia faktu, że w głębi serca czuje się niedowartościowana i cierpi. Ewa, przemęczona nadmiarem pracy, poszukuje kogoś, kto by jej pomógł, bo sprzątania ma tak wiele, że nie jest w stanie wyrobić się ze wszystkim, a po latach harowania brakuje jej sił. I tylko Zosia pogodziła się z tym, co robi, a nawet to lubi. Dorobiła się już takiej pozycji, że to ona decyduje, komu będzie sprzątać, a komu nie. Gdy zdarza się ktoś, kto chodzi za nią z zegarkiem, a później odlicza pięćdziesiąt centów, bo skończyła kilka minut wcześniej, nie wraca do takiej osoby. – Szkoda nerwów – śmieje się – teraz stać mnie już na to, by przebierać w klientach. – Prawdziwe kobiety sukcesu – żartuję na głos, gdy je widzę. Mają swoje firmy, mieszkają w ładnej dzielnicy Monachium i jeżdżą świetnymi samochodami. Każda jest wyjątkowa i niezwykła, choć wielu powiedziałoby, że są przecież zwykłe. Tymczasem ja, podobnie jak Al Pacino, „czekam na taki czas, gdy zwykli ludzie staną się sławni właśnie dlatego, że są zwykli”. To właśnie w nich tkwi najwięcej wewnętrznego piękna.

jakby chciał powiedzieć: – Twoje pracownice, twój problem, rozwiąż go! A ja kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Moje szare komórki pracowały na zwiększonych obrotach, lecz nie mogły nic wymyślić. Patrzyłam na nie w szoku i usilnie szukałam rozwiązania. Starsza kobieta cichutko podniosła się ze stołka i powoli skierowała do wyjścia. W tym samym momencie podniósł się także prezes i ruszył w jej kierunku. Dotknął jej ramienia i powiedział: – Pani Marysiu, proszę usiąść obok mnie. Na twarzach wszystkich obecnych pojawiło się zdziwienie. – Moja mama też była sprzątaczką – rzekł prezes ze stoickim spokojem, przystawiając stołek obok siebie i wskazując go pani Marysi. – Całe życie ciężko pracowała, sprzątając domy amerykańskich konsulów, żebym mógł skończyć studia i wykształcić się. Do nikogo nie mam tak ogromnego szacunku, jak do niej i do tego, co robiła – dodał. Nic bardziej niż to zdarzenie nie pokazało mi wielkości człowieka. Bo wielkość nie polega na tym, jaki ma się zawód i jaką pozycję, lecz jak traktuje się innych – z szacunkiem czy bez. W Niemczech mieszkają i pracują tysiące Polek. Opiekują się starszymi osobami, sprzątają domy, biura i co jeszcze się da. Pracują od rana do wieczora, starając się utrzymać rodziny i zapewnić dzieciom jak najlepsze wykształcenie. Często wykonują prace poniżej swoich kwalifikacji i to właśnie im chciałam zadedykować tę historię. A przede wszystkim trzem dziewczynom – Irence, Zosi i Ewie. Przyjechały do Mona-

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 6 5


Wychowanie

młodego sportowca DAWID CEMBALA

Wychowanie sportowca to zadanie trudne i pełne wyzwań. Sport młodzieżowy jest dziś zupełnie inny niż wtedy, kiedy sami byliśmy dziećmi. Poważniejszy i bardziej złożony. Jak pomóc dziecku w przygotowaniu się do rywalizacji? Co zrobić, kiedy zauważysz, że czuje się wypalone? Jak zachęcić je do pracy bez przymuszania? To może być niezwykła przygoda – pod warunkiem jednak, że zdasz sobie sprawę z pewnych priorytetów.

R

odzice z różnych powodów pragną, żeby dziecko uprawiało sport. Być może sami byli kiedyś sportowcami lub nadal nim są i chcą, żeby dziecko doświadczyło tego samego dreszczu rywalizacji i przypływu adrenaliny. A może nie zdają sobie sprawy ze swoich sportowych ambicji i marzą, żeby je realizować za pośrednictwem dziecka? Mają oczywiście prawo do własnych motywów i powinni szczerze przyznać się do nich przed sobą. Jednocześnie muszą zrozumieć powody, dla których ich dziecko ma (lub chce) uprawiać sport, ponieważ one są najważniejsze. Zadaniem

6 6 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

rodziców jest przyjęcie do wiadomości (uświadomienie sobie) różnicy między własnymi motywami a motywami dziecka, skłaniającymi je do aktywności sportowej. Trzeba po prostu zaakceptować te różnice i umożliwić dziecku bawienie się sportem po swojemu. Zmuszanie dziecka do sportu oznacza, że Wasze motywy biorą górę nad intencjami dziecka. Musisz uchwycić równowagę między zachęcaniem a zmuszaniem dziecka do uprawiania sportu. Rywalizacja jest naturalnym elementem sportu, od dziecka trzeba

Fot. Szymon Wójcik

Fot. Fernando Corts

TRENER OSOBISTY

oczekiwać odpowiedzialności. To ważny składnik jego rozwoju. Zachęcanie dziecka do uprawiania sportu bez zmuszania go jest sporym wyzwaniem. Rywalizacja sportowa to emocjonalne doświadczenie – czasem intensywne i bolesne, czasem pozytywne i ekscytujące. Właśnie przez tę zmienność jako rodzic powinieneś trzy-


Motywacja do uprawiania sportu jest zawsze sprawą indywidualną, nie należy wywierać presji

mać emocje na wodzy, co ułatwi zachęcanie dziecka do sportu – bez zmuszania go. Zawsze na pierwszym miejscu stawiaj potrzeby dziecka. Zmuszanie służy do realizacji Twoich ambicji, nie jego! Szczodrze udzielaj pochwał. Dorośli chętnie wytykają błędy, ale nie spieszą się z udzielaniem pochwał za osiągnięcia (nie tylko sportowe). Oczywiście nie trzeba zakłamywać rzeczywistości i chwalić nawet wtedy, kiedy Twoja pociecha ewidentnie poniosła porażkę. Należy chwalić, gdy to jest uzasadnione. Dzięki zajęciom sportowym dzieci uczą się dyscypliny, ciężkiej pracy i odpowiedzialności, pokonywania przeciwieństw i bólu, a także radzenia sobie z porażkami. Zadaniem rodzica jest przekazywanie tej wiedzy w sposób pozytywny, motywujący, lecz bez surowości i wywoływania poczucia winy.

trenować cały rok i poświęcać coraz więcej czasu na opanowanie swojej dyscypliny.

Wypalenie u sportowca obejmuje dwa aspekty. Pierwszy – fizyczny. Objawia się on przetrenowaniem i może doprowadzić do wycieńczenia organizmu czy dotkliwej kontuzji. Drugi – psychiczny. Polega na wyczerpaniu emocjonalnym, utracie motywacji, braku zainteresowania sportem, mniejszym zaangażowaniem, apatią, nawet depresją. Dlaczego obserwujemy coraz więcej przypadków wypalenia u młodych sportowców? • Młodzi zawodnicy trenują i rywalizują przez cały rok, bez wypoczynku. Brakuje im przerw między sezonami. • Zaczynają się specjalizować w jednej dyscyplinie w młodym wieku. Wielu rodziców tkwi w błędnym przekonaniu, że jeśli dziecko nie wyspecjalizuje się w wybranej dyscyplinie do końca szkoły średniej, nie będzie miało szans na karierę sportową w dalszych latach. • Współcześnie od dzieci oczekuje się więcej niż od ich rówieśników w latach ubiegłych. Mają rywalizować bez przerwy,

Zarówno rodzice, trenerzy, jak i młodzi sportowcy muszą pamiętać o zachowaniu równowagi w życiu, czyli o zgodnym traktowaniu nauki, treningów i życia towarzyskiego. Potrzeba dużo dyscypliny i samozaparcia, żeby być dobrym w jakiejś dyscyplinie. Jeśli zajmujemy się czymś przez dłuższy czas, musimy mieć przeciwwagę. Twoje dziecko też tego potrzebuje! To, na czym skupia się rodzic, wpływa na motywację dziecka. Kiedy skupisz się głównie na wynikach i nagrodach, dziecko ma wyższy poziom motywacji zewnętrznej, ukierunkowanej na wygrywanie. Gdy z kolei podkreślasz znaczenie rozwijania umiejętności i doskonalenia się, wzmacniasz jego motywację wewnętrzną, której paliwem jest miłość do sportu na dłużej i radość z jego uprawiania. Sport sprawia dzieciom o wiele większą radość, gdy nie odczuwają presji ze strony rodziców. Im bardziej pozytywne będzie Twoje podejście do kariery sportowej dziecka, im bardziej będziesz się w nią angażował, tym lepsze będą jego doświad-

Fot. vigorin

Fot. death to stock

Rodzice muszą uchwycić równowagę między zachęcaniem a zmuszaniem dziecka do sportu

JEŚLI CHCESZ SPOWODOWAĆ, by SPORT STAł SIĘ POZYTYWNĄ SFERĄ W ŻYCIU DZIECKA, WEŹ POD UWAGĘ KILKA WSKAZÓWEK: • Motywacja jest sprawą indywidualną – każdy uprawia sport z innego powodu. Niektóre dzieci pragną rywalizować i wygrywać, inne chcą się dobrze bawić z kolegami i mieć lepszą samoocenę. Każdy z tych powodów jest dobry, żeby zaangażować się w sport. • Upewnij się, że rozumiesz motywy, jakimi kieruje się Twoje dziecko – zadawaj mu pytania otwarte i unikaj zamkniętych. Źródła motywacji dziecka mogą się zmieniać, więc powinieneś rozmawiać z nim kilka razy w roku, dlaczego chce uprawiać sport. • Jeżeli to możliwe, dobierz trenera lub ligę do motywacji dziecka. • Zadawaj sobie trudne pytania i szczerze na nie odpowiadaj. Przez cały czas trwania przygody dziecka ze sportem sam siebie pytaj, czy działasz w jego interesie. Który rodzic nie chce dbać o dobro dziecka? Jeżeli masz trudności z obiektywną oceną swojego postępowania, poproś o pomoc kogoś bliskiego. Nie licz na to, że dziecko samo Ci powie, czy dobrze postępujesz. Może nie powiedzieć prawdy, jeśli będzie to prawda niewygodna dla mamy albo taty. czenia i tym większą satysfakcję będzie czerpało ze sportu. Masz wpływ na dziecko i jego uczestnictwo w sporcie – zarówno negatywny, jak i pozytywny. Kiedy uświadomisz sobie, jak ważna jest Twoja rola, będzie Ci łatwiej spowodować, by był on tylko pozytywny. Czytelnikom „Lady’s Club” życzę zdrowych, pogodnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia, a także wytrwałości w dążeniu do celów i samych sukcesów w nadchodzącym Nowym Roku. Absolwent Beskidzkiej Wyższej Szkoły Umiejętności w Żywcu na kierunku fizjoterapia. Pasjonat sportów siłowych, wytrzymałościowych, narciarstwa, treningu funkcjonalnego. Jako trener przede wszystkim stawia na bezpieczeństwo. Ważna jest dla niego technika wykonywanych ćwiczeń i dostosowanie poziomu zaawansowania. Wciąż poszerza wiedzę i doskonali umiejętności, biorąc udział w licznych szkoleniach. Więcej na www.twojtrener.bielsko.pl.

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 6 7


moda


before meeting you przed spotkaniem

photo & concept Magdalena ostrowicka www.CobraOstra.pl model Marcelina ziętek www.facebook.com /marcel.zietek.5 Sabina Bielańsky www.facebook.com /bielan.sabajna make-up artist Ewa Heczko www.facebook.com /ewazalotmakeup hair Wioletta Wójtowicz-kasperek Studio fryzur Cięcie jewellery la Bizu kolekcje Ti Sento, Nomination www.labizu.pl especially for lady’s Club www.LadysClub-Magazyn.pl

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C L u b 6 9



n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7 1



n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7 3


zagr a jmy w zielone

Fot. Wfośigw Katowice

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

Zielona sfera w przyszowicach, gmina gierałtowice • Pracownia w Wodzisławiu Śląskim jest naprawdę zielona, nauka w niej to przyjemność

Nowe Zielone Pracownie

K

olejne szkoły w naszym regionie doczekały się ostatnio – dzięki finansowemu wsparciu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach – otwarcia Zielonych Pracowni. Zadowoleni są uczniowie w Przyszowicach oraz SP nr 10 im. Janusza Korczaka w Wodzisławiu Śląskim – mogą już korzystać z nowoczesnej Eko-Stacji, którą uroczyście otwarto na początku listopada. Stara pracownia przeszła kapitalny remont. Kupione zostały mikroskopy, ławki, krzesła, pomoce dydaktyczne i multimedia, żeby młodzież mogła rozwijać wiedzę na temat ekologii, a także poznawać przyrodę najbliższego otoczenia. Otwarta została także Zielona Pracownia w SP im. Jana Klicha w Wieprzu. Dzięki dofinansowaniu z WFOŚiGW i Urzędu Gminy w Radziechowych-Wieprzu szkoła może poszczycić się klasą Hydro-Eko-Life do zdo-

Ekolonadia w Kłobucku to przykład nowocześnie wyposażonej pracowni do nauki przyrody

bywania wiedzy przyrodniczej. W pracowni odbywają się lekcje chemii, biologii, przyrody, fizyki i geografii. Uroczyście otwarta zo-

stała też Ekolandia w Zespole Szkół nr 2 im. Jana Długosza w Kłobucku. Nauka w świetnie wyposażonej sali to czysta przyjemność.

N

a zakup karmy, czyszczenie budek lęgowych, wywieszenie nowych budek dla ptaków i nietoperzy przeznaczona zostanie dotacja Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, jaką otrzymało niedawno Nadleśnictwo Świerklaniec. Kwota ok. 16,5 tys. zł wspomoże w ciągu roku ochronę zagrożonych rodzimych gatunków ptaków i nietoperzy. Jak poinformował tygodnik „Gwarek” w Tarnowskich Górach,

74 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

na terenie nadleśnictwa występują rzadkie i chronione gatunki ptaków i nietoperzy, dla których należy stworzyć optymalne warunki bytowe i lęgowe. Chodzi o puchacze, sóweczki, uszatki, włochatki, sikorki bogatki, modraszki, pełzacze, muchołówki, pleszki. Głównym czynnikiem zagrażającym tym gatunkom jest degradacja siedlisk. Nadleśnictwo Świerklaniec to lasy w II i III strefie uszkodzeń przemysłowych, dlatego konieczna jest przebudowa drzewostanu.

Fot. gwarek.com.pl

Budki dla ptaków i nietoperzy


zagr a jmy w zielone Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

SMOG ZABIJA

W

czasie 8. Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw odbyła się sesja Polska bez smogu, którą prowadził Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Uczestniczyli w niej m.in. minister środowi-

ska Henryk Kowalczyk, prezes WFOŚiGW Tomasz Bednarek, a także eksperci z resortu energii, NFOŚiGW, PGNiG i samorządów śląskich. WFOŚiGW w Katowicach z innymi wojewódzkimi funduszami od 19 września przyjmuje wnioski dotyczące poprawy efektywności ener-

Nie jesteśmy klockami

Z powodu rakotwórczego powietrza co roku przedwcześnie umiera ok. 50 tys. osób. Fundacja Ekologiczna Arka w Bielsku-Białej zorganizowała 14 listopada z okazji Dnia Czystego Powietrza happening, w czasie którego przedstawiła w formie klocków ofiary smogu. Życie ludzkie to nie zabawa, a my nie jesteśmy klockami, którymi

Dyskusja o smogu w czasie katowickiego kongresu

można się bawić – twierdzili młodzi ekolodzy. Warto przyłączyć się do akcji na stronie www.dzienczystegopowietrza.org.

getycznej, zmniejszenia emisji pyłów i innych zanieczyszczeń. Tylko w ciągu pierwszego miesiąca trwania programu Czyste Powietrze mieszkańcy Polski złożyli ponad 6,2 tys. wniosków – poinformowała wiceprezes NFOŚiGW, Anna Król. Program będzie realizowany do roku 2029, łączne środki przewidziane na dofinansowanie wyniosą 103 mld zł. W 2019 r. resort środowiska chce rozpocząć prace nad programem antysmogowym obejmującym budynki

wielorodzinne – zadeklarował minister Henryk Kowalczyk. CZYSTE POWIETRZE w internecie www.portal.wfosigw.katowice. pl/strona-glowna-programu www.nfosigw.gov.pl/czyste -powietrze/dofinansowanie-/ osiem-krokow-do-dofinansowania www.youtube.com/results?search_query=czyste+powietrze www.miastodobrejenergii.pl/ aktualnosci/program-czyste -powietrze/ www.powietrze.gios.gov.pl/ pjp/current

Fot. Wfośigw Katowice

Ideą konkursu i kongresu było zachęcenie młodzieży szkół średnich do sformułowania swojego punktu widzenia na zmiany klimatyczne i oczekiwań względem władz w tym zakresie, właśnie poprzez opracowanie Młodzieżowego Przesłania Klimatycznego dla Przyszłości. Uczestnicy Młodzieżowego Kongresu Klimatycznego

Przesłanie klimatyczne W czasie Międzynarodowych Targów Poznańskich Pol-Eco-System odbył się Młodzieżowy Kongres Klimatyczny, będący jednocześnie finałem konkursu Młodzieżowe Przesłanie Klimatyczne dla Przyszłości, ogłoszonego we wrześniu br. Jego

organizatorami były Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, współorganizatorem – Międzynarodowe Targi Poznańskie, a partnerem Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

ZWYCIĘZCY Kapituła konkursu, złożona z przedstawicieli WFOŚiGW, NFOŚiGW i naukowców wyłoniła zwycięzców. W tym roku zostali nimi uczniowie III LO w Piotrkowie Trybunalskim, Zespołu Szkół Akademickich Politechniki Wrocławskiej i LO w Boguchwale. Laureatem konkursu w naszym regionie zostali uczniowie z Zespołu Szkół w Czerwionce-Leszczynach. Gratulujemy!

n r 5 7 / 2 0 1 8 • L a dy ’ s C l u b 7 5


Słowa mają wielką moc. Mogą stać się rzeczywistością. Dbajmy o to, by używać ich właściwie. Liczmy się z nimi. Troszczmy się o te, które wpływają z naszych ust. Na początku – mówią – było słowo. Ono ma siłę sprawczą. Podobnie jak myśli. Mówmy więc i myślmy pozytywnie. Nie tylko od święta. KOCHAM MOICH BLISKICH. Tych, którzy są nieopodal, na wyciągnięcie ręki, tych z daleka i tych, których już tutaj nie ma, czasami od dawna. Kocham możliwość odczuwania wszystkimi zmysłami, cieszenia się tym, że istnieję, żyję, czuję, tworzę, cierpię, zachwycam się, mogę dawać i czerpać. Kocham urodę życia we wszystkich jego jasnych i ciemnych odcieniach. Żeby nie zapeszyć, nie wymienię imion tych, których kocham najbardziej i którzy są mi najbliżsi. Nie jestem przesądna. Oczywiście, że nie – tfu, tfu, tfu przez lewe ramię – ale nie podam ich imion i już. LUBIĘ LUDZI GENERALNIE. Są barwni, interesujący, mają ciekawe historie, przemyślenia, są wrażliwi. Uważam, że są dobrzy i mają dobre intencje. A jeśli tak nie jest, pewnie spotkało ich w życiu coś, co ich skrzywiło, bo przecież rodzimy się jako te czyste niezapisane karty. No, może coś tam dziedziczymy po przodkach, więc jeśli nie do końca jest tak, jak trzeba – to pewnie wina DNA. Lubię też zapach kawy o poranku, szczególnie gdy jestem w domu, nigdzie się nie wybieram i mogę dłużej pochodzić w piżamie. Lubię promienie słońca padające na twarz, lody bakaliowe i porządek (względny). Lubię mieć poczucie komfortu czasowego, co – niestety – rzadko się zdarza. I wierzę, że każdy chce dobrze. Że ma dobre intencje. Także w polityce. Chcę wierzyć, że każdy, kto się w nią angażuje, zamierza realizować swój najlepszy pomysł. Na przykład na Polskę. I że działa z przekonaniem, że to co robi, będzie dobre dla innych. Chcę wierzyć, że ci, których wybieramy i którzy dla nas pracują, dbają o nas i naszą przy-

76 L a dy ’ s C l u b • n r 5 7 / 2 0 1 8

Fot. Łukasz Jungto

felieton

EWA KASSALA

RÓŻOWA MAGIA Pozytywne myśli szłość zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą i umiejętnościami. Dlatego, że nadchodzą święta, nie będę pisać o Kałuży. Szczerze mówiąc, o nim jednym nie chcę nawet myśleć. Słowa mają wielką moc – zdrada jeszcze większą. Generalnie jednak ufam ludziom i chcę, żeby tak było zawsze. Co z tego, że nie raz się zawiodłam? Nie szkodzi. Wciąż ufam. Przypuszczam, że są tacy, których zawiodłam i ja. Przykro mi, przepraszam, jeśli tak było. Wszyscy bywamy słabi (choć mówi się, szczególnie ostatnio, że są wodzowie z żelaza o takich zasadach i tak nieposzlakowanej opinii, że spokojnie, jakby co, mogą pierwsi rzucać kamieniem). Życie jest wielobarwne, pełne niespodzianek i oszałamiających zaskoczeń. Ale ufajmy innym. Ja będę, nawet gdybym kolejny raz miała się sparzyć. Może jestem naiwna, ale równocześnie wiem, że co nas nie zabije to nas... wiadomo.

ZACHWYCAM SIĘ MOIM SYNEM, że tak wyrósł i jest, jaki jest (kiedy to się stało?), wschodami i zachodami słońca, połączonymi w uścisku ludzkimi dłońmi, łzami w oczach, które pojawiają się ze szczęścia, cudem życia, troskliwością, wrażliwością jednych w stosunku do drugich, wsparciem, jakie potrafimy dawać w trudnych chwilach, wyrozumiałością. Zachwyca mnie świeżość, z jaką dzieci poznają świat, moim kotem, który usiłuje łapkami uchwycić słoneczny odblask pierścionka na ścianie. Zdarza się, że zachwycają mnie przedstawienia, filmy, koncerty, książki, obrazy i inne dzieła ludzkiego geniuszu. Czasami z zachwytu płyną mi łzy. Zresztą, pojawiają się one w wielu różnych sytuacjach, także właśnie tych, gdy jest mi wyjątkowo dobrze. Ponoć to dlatego, że jestem kobietą. DBAM O TYCH, KTÓRYCH KOCHAM i lubię. Troszczę się o przyjaźnie, staram się pamiętać o znajomych. Dbam o mój dom, zwierzęta, środowisko (tak strasznie dużo mamy jeszcze do zrobienia: duszący smog i niezdrowa żywność to tylko wierzchołek góry lodowej). Dbam o świat wokół mnie i tradycje. Przenoszę je dalej. Piszę o nich i mówię na warsztatach, które prowadzę, na przykład na tych, które dotyczą organizacji przyjęć, zachowania się przy stole, podejmowania gości, etykiety towarzyskiej. Moim pragnieniem jest, by przetrwały i były przenoszone przez kolejne pokolenia. A Pani, Pan? Kogo lubicie? W co wierzycie, o co dbacie najchętniej? I dlaczego? Ów czas świąteczny jest dobry na takie przemyślenia. Kogo kochamy? Co nas zachwyca naprawdę, autentycznie, szczerze, uczciwie, do końca? Zastanówmy się, używając tylko dobrych słów i myśli (nie dotyczy Kałuży), bo to przecież one kształtują nasz świat. Życzę Świąt, o jakich każdy marzy. A w Nowym Roku niech słowa najpiękniejsze staną się rzeczywistością.




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.