Gabriel Leonard Kamiński Kiedy tonęła Natalie Wood Kiedy Natalie Wood tonęła u brzegów Catalina Island słuchałem Brygady Kryzys, czułem się jak Fidel Castro przed atakiem na koszary Moncada, zapuszczałem brodę, pisałem wiersze o wolności, byłem w opozycji do reżimowej telewizji i kartek na mięso, złorzeczyłem mojej ojczyźnie, iż skazywała nałogowych palaczy na zbieranie niedopałków, a porządnych ludzi na picie wódki po trzynastej, od czasu stanu wojennego nic mi się nie śniło, wszystko było widoczne na jawie, nawet zagubiony autobus z ZOMO, krążył bezradnie niczym ćma po naszej dzielnicy, byli przerażeni tak jak my, błądząc zatrzymali się przy barykadzie z dzikich gruszek, też lubiliśmy ich cierpki sok, płyta Brygady zacięła się na utworze Obudź się, obudź się, Brylewski śpiewał na okrągło, matka, podłączona do butli tlenowej, zdejmowała maskę i powtarzała szeptem: przestałbyś kręcić się tak w kółko, zrób coś ze swoim życiem, idź na studia, bez dyplomu będziesz kopał rowy jak ten spod szóstki. Mój but eksplodował jak płyta Miałem dość przejściowych trudności, mój but eksplodował jak płyta punkowej kapeli Expoited, stałem na bosaka w długim korowodzie, nawet pomnikowy Fredro z piórem w ręku pilnował kolejkowej listy, nosiłem długie włosy chociaż w duszy czułem się punkiem i wojskowe buty z demobilu, uważałem się za dezertera, słuchałem ostrej metalowej muzyki, z nudów uderzałem nimi o chodnik jak Chruszczow w ONZ-ecie, nie lubiłem papryki, byłem blady i niedotleniony jakbym dopiero co wrócił z piwnicy, często lubiłem wycieczki do podziemi, szczególnie gdy miałem wyobraźnię, zakopani Niemcy odstukiwali w sufit, a mama otwierała drzwi na oścież myśląc, że to dziadek Witek wraca z drugiej zmiany. Czułem, że punkowi przodownicy pracy nigdy nie zginą. Być jak Boskie Buenos Kora w kółko śpiewała Boskie Buenos, tynk z sufitu spadał na śniadanie, mogłem go jeść podobnie jak opłatki w czasie mszy, po raz kolejny odmówiono mi paszportu, zaproszenie do Anglii kończyło się w piątek, zaciskałem z wściekłości oczy i wyobrażałem siebie jako Horacia z Gry w klasy, gdy próbuję przedrzeć się do Londynu podwieszony do sznurów na bieliznę, byłem pewny, iż na strychu, między kominami jest szczelina