Rok XVIII nr 1/2015
Miasto buduje nas jako architektów Zbigniew Maćków o architekturze kiedyś i dziś
StoColor Dyronic
StoColor Photosan
Suche elewacje niezależnie od warunków
Czystsze powietrze każdego dnia
StoColor X – black Skuteczna ochrona ciemnych elewacji
2
Miasto buduje nas jako architektów Jak wyglądała architektura dekadę temu, czy modernizm to tylko puste hasła, jakie tajemnica skrywa wrocławska Renoma i czy miasto to najlepsze, co mogło przytrafić się człowiekowi? Odpowiedzi na te pytania udzielić może tylko architekt, który Wrocław - przynajmniej w części - zbudował. Ze Zbigniewem Maćkowem rozmawiali Tymoteusz Mitlewski oraz Magdalena Tyrka.
Architekt jest bardziej artystą czy konstruktorem? Czy to może połączenie jednego i drugiego? Ciężkie pytanie na początek. To tak jakby zapytać, czy mój pies jest bardziej krokodylem czy owcą. Gdy leży z tą płaską paszczą, jako żywo przypomina krokodyla, ale gdy zaczyna biec, jest ewidentną owcą. Na co dzień jest jednak wyżlicą niemiecką szorstkowłosą. Z architektem jest podobnie. W różnych sytuacjach bywa: inżynierem, księgowym, szachistą, gangsterem, artystą, psychologiem, mediatorem, politykiem, rzemieślnikiem, prawnikiem i robotnikiem. Jak widać, artystą bywa. Jak to wszystko się zaczęło? Architektura to u Pana rodzinna tradycja? Zaczęło się pewnie tak jak zwykle, czyli od jednej deski kreślarskiej w domu, przy łóżeczku płaczącego dziecka, chociaż może nawet jeszcze wcześniej, a łóżeczko zostało ustawione później. Także od deski kreślarskiej i telefonu, którego oczywiście za żadne skarby nie można było załatwić. Konieczne było kupienie niebotycznie wtedy drogiej komórki, która na dodatek miała zasięg tylko w jednym miejscu - w toalecie. Na domiar złego trzeba było jeszcze wejść na muszlę i stanąć tak wysoko, żeby telefon zaczął działać. Jeszcze na studiach zacząłem pracować robiąc różne „fuchy” dla pojedynczych architektów (biur prawie wcale nie było), a potem wyjechałem na stypendium do Londynu, gdzie skończyłem drugi stopień studiów i znalazłem pracę. Ale wrócił Pan do kraju? Po roku, który tam spędziłem, bardzo dużo się nauczyłem, a w głowie nie dawała mi już spokoju niesłychana niecierpliwość, aby założyć swoje własne biuro. Wiedziałem, że mam dwie drogi, spośród których mogłem wybrać. Opcja pierwsza - próbuję od razu wskoczyć w ten najbardziej rwący nurt architektury przez duże „A”, czyli
konkursy, robiąc duże, czasem międzynarodowe i licząc na wygraną. Ale to jest opowieść, która wymaga żelaznej psychiki i absolutnej odporności na frustrację. Świadomość, że choć bierze się udział w konkursach to niekoniecznie się je wygrywa, zaś nagroda główna przychodzi nierzadko bardzo późno, czasem wcale i w żaden sposób nie da się tego zaplanować i zgrać z tzw. „życiem”, jest paraliżująca. Uznałem, że ten kierunek nie zgrywa się z moim dość poukładanym usposobieniem i że nie jestem w stanie tak się spalać, robić wszystko na maksymalnym poziomie, by potem czekać w zawieszeniu na decyzję jury. Dlatego zdecydowałem się na stworzenie swoistego zakładu rzemieślniczego. Kiedyś, jeszcze za czasu „komuny”, funkcjonowały w punktach usługowych takie czerwone tabliczki z napisem „zakład świadczy usługi dla ludności”. I właśnie taki szyld przybiłem mentalnie do drzwi swojego biura zakładając, że robimy wszystko. Dokładnie wszystko. Ktoś chce gołębnik – proszę bardzo. Garaż, ubojnię dla kurczaków, stację benzynową czy przebudowę toalety – nie obrażam się. Przy czym założenie bazowe było jedno - robimy najlepszy gołębnik, na jaki nas architektonicznie stać. Naprawdę wykonał Pan ubojnię? Chyba na szczęście ta realizacja nie doszła do skutku, tylko zatrzymała się na poziomie koncepcji. Ale kiedy przejrzałem listę wszystkich zrealizowanych przez nas projektów, to okazało się, jak by to pewnie zgrabnie napisał jakiś brukowiec, że śmiało można mnie nazwać królem toalet. Mianowicie w latach ‘90 Polska dostała zastrzyk pieniędzy na modernizację węzłów sanitarnych w budynkach użyteczności publicznej, ze szczególnym uwzględnieniem osób niepełnosprawnych. Czyli wszędzie tam, gdzie nadal funkcjonowały przestarzałe toalety, trzeba było je od środka dosłownie wypruć i zbudować nowe pomieszczenia uwzględniające obowiązujące przepisy i najnowsze standardy. Nagle okazało się, że we Wrocławiu jest cała masa przetargów na przebudowę węzłów sanitarnych,
3
Kurkowa 14, kompleks mieszkaniowo – biurowy, Wrocław fot. Maciej Lulko
które organizowały wszystkie instytucje publiczne, w tym m.in.: Uniwersytet Wrocławski, Politechnika czy ZUS. Zgodnie z przyjętą strategią uznaliśmy, że jest to praca jak każda inna i nie ma się czego wstydzić, ani na co obrażać. I że jest to tak naprawdę kawał porządnej nauki zawodu. Zrealizowaliśmy pierwszy taki przetarg, na bazie tych doświadczeń następne. W którymś momencie takich zleceń uzbierało się naprawdę dużo i dziś, można by ruchem konia szachowego wzdłuż ul. Szewskiej, zbudować całkiem konkretną trasę wycieczkową śladem naszych sanitarnych realizacji. Teoretycznie to mało spektakularne realizacje. Tak, ale my na ówczesną rzeczywistość się nie obrażaliśmy. Wręcz przeciwnie – traktowaliśmy ten czas jak intensywny poligon do zbierania doświadczeń i rozwiązywania problemów w praktyce, budowaliśmy powoli zespół, uczyliśmy się rozmawiać z klientem, współpracować z branżami. Zbieraliśmy szlify, których nie daje żaden uniwersytet. Było wtedy łatwiej, czy może trudniej niż teraz? Inaczej. Zaletą była z pewnością słaba konkurencja. To nie była Anglia, w której zawód architekta kształtował się od pokoleń i możliwość zaistnienia w zawodzie wiedzie tylko przez wygrane konkursy. W Polsce miała miejsce zmiana systemu, duże biura poupadały, zapanował pewnego rodzaju chaos. W tym zamieszaniu można było rozpocząć coś swojego, rynek nie był ani tak trudny, ani tak posegmentowany jak teraz. I to był plus. Minusem było natomiast to, że nie było od kogo się uczyć, nie było właściwie żadnej ciągłości, nie mieliśmy u kogo terminować. Praktycznie codziennie wynajdywaliśmy koło, wykonując nawet najprostsze, administracyjne czynności. Teraz jest zupełnie inaczej – młodzi ludzie pracują 5, 7, maksymalnie 10 lat, po czym idą na swoje, co zresztą jest całkowicie naturalne. Pracownia uczy ich wszystkiego w zakresie praktycznego uprawiania zawodu.
Teatr Muzyczny Operetka Wrocławka, projekt konkursowy
Co nastąpiło po węzłach sanitarnych? Wykonując te nasze codzienne zlecenia, przez cały czas próbowaliśmy jednak jakoś „oderwać się od peletonu” robiąc konkursy. Nie było to jednak naszym „być albo nie być”, traktowaliśmy to jako szansę i odskocznię od szarej codzienności. Decydowaliśmy, że skoro mamy spokojniejszy moment, chwilę przerwy między jednym, a drugim projektem, możemy wyskoczyć na taką intelektualną siłownię. I w końcu udało nam się. Po przeszło pięciu latach wygraliśmy duży, prestiżowy konkurs na Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego. W tym samym czasie, po kilku dobrze zrobionych niewielkich projektach, zostaliśmy zaproszeni do współpracy przy modernizacji parteru Renomy. Jak widać, zadziałały nasze dwie strategie w tym samym czasie. I rzeczywiście, po tych dwóch projektach wszystko potoczyło się już jakby łatwiej. Należy tylko cały czas pamiętać, że stało się tak po pięciu latach od założenia pracowni, więc czasem trochę mnie śmieszy obserwowana u młodszych kolegów taka niecierpliwość i marudzenie. Jak zmieniła się architektura od tamtego czasu pod względem estetyki? Trzeba przede wszystkim pamiętać, że my zaczynaliśmy w dobie wybujałego ponad miarę, szczególnie tu we Wrocławiu, „wojującego” postmodernizmu. W tej estetyce projektowali wszyscy ówcześni „duzi”. To są czasy Solpolu, kamienicy z Wyspiańskiego, Heliosu, Wrozamet – u czy Parkingu przy Szewskiej. Łatwo zatem zrozumieć, że na wejściu byliśmy w ostrej, estetycznej kontrze do takiego świata, choć sam pamiętam swój zachwyt na publicznej prezentacji Solpolu. To był roku 1993, galeria BWA, siedziałem na podłodze szczęśliwy, że udało mi się w ogóle wcisnąć do środka. Takie czasy. Wszystkie nasze pierwsze projekty w zasadzie negowały w całości postmodernistyczne widzenie świata. Była to swego rodzaju „antypostmodernistyczna” partyzantka, choć towarzyszyło jej zawsze prawdziwe uznanie dla naszych starszych kolegów architektów.
4
Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna, Wrocław fot. Maciej Lulko
To był aż tak duży sprzeciw?
Dom Handlowy Renoma, Wrocław fot. Krzysztof Smyk
Wpłynęło to na rozwój samego studia?
Tak, zdecydowanie. To był kolejny ważny moment w samookreśleniu się i budowaniu naszej własnej, architektonicznej tożsamości. Rok później zorganizowana została kolejna ważna wystawa, tym razem przez Centrum Kultury i Sztuki Japońskiej Manggha w Krakowie. Nazywało się to bodajże „3-2-1 - Młoda polska i japońska architektura”. Cała inicjatywa polegała na tym, że wyselekcjonowano 10 młodych pracowni architektonicznych z Polski oraz 10 z Japonii i każda z nich miała zaprezentować dwa własne projekty, przy czym jeden musiał być Mieliście potrzebę dookreślenia tych Mogłoby się wydawać, że już zrealizowany. Na całość ekspozycji, czasów, nazwania ich? w sytuacji, w której budujemy oprócz standardowych plansz, składały się imponujące modele wykonane w skali już 25. duży budynek we Niekoniecznie. Choć znamiennym był fakt, 1:200. Po Krakowie wystawa ruszyła w świat. że w tym samym czasie, w różnych miastach, Wrocławiu, to budujemy to Pokazywano ją w wielu miastach - właściwie mniej więcej te same roczniki opowiadały miasto. W rzeczywistości jest ciężko powiedzieć gdzie tak naprawdę nie się po tej samej stronie architektury. jednak zupełnie na odwrót – była. Przyznam szczerze, że my jeszcze przez Niezwykle istotne było dla naszego pokoto ono buduje nas, kształtuje kilka kolejnych lat czerpaliśmy wizerunkowe lenia spotkanie, które odbyło się w maju profity z tego wydarzenia, bowiem zdarzał jako architektów. 2003 roku pod hasłem „Młodzi do Łodzi”, nam się klient, który znał nasze projekty zorganizowane przez redaktor Architekturywłaśnie z katalogu tej wystawy. Przy okazji Murator, panią Ewę Przestaszewską – Potego spotkania odbyło się bardzo istotne rębską. Tam właśnie wszyscy się poznaliśmy, seminarium, na którym znów mogliśmy a byli: Medusa z Bytomia, HS99 z Koszalina, powymieniać się przemyśleniami, tym razem już w międzynarodoz Warszawy Grupa 5 i Marek Szcześniak, Darek Hyc i Grzegorz wym składzie. Stiasny, Robert Konieczny, czy Piotr Lewicki i Kazimierz Łatak Nasze pokolenie wyrosło na pożywce kontestacji. Zmiana wisiała w powietrzu. Rysowaliśmy proste linie, racjonalizowaliśmy rzuty, brzydziliśmy się ozdobnikami. Jerzy Stefan Majewski, jeden z bardziej uznanych krytyków architektury napisał, że we Wrocławiu swoistym zamknięciem rozdziału postmodernizmu były 2 budynki, które pojawiły się w tym samym czasie: siedziba Europeum pracowni BC Comm oraz nasz Wydział Prawa UWr. To był rok 2003, dekadę po tym jak otwarto Solpol.
z Krakowa oraz wielu innych, dziś znakomitych architektów. W tym arcydoborowym towarzystwie, po raz pierwszy na poważnie, przez trzy dni i noce dyskutowaliśmy o kondycji młodej polskiej architektury, naszych problemach, marzeniach i wyzwaniach. Cała ta integracja, a później także zbudowane na niej relacje, dały nam naprawdę bardzo dużo i były z całą pewnością jednym z ważniejszych momentów w naszym zawodowym życiu.
O architekturę pytamy również w kontekście warunkujących ją trendów. Jeśli się przyjrzeć, minimalizm dalej obowiązuje i nasuwa się pytanie – czy to dobrze oraz ile będzie to jeszcze trwać? Ciężkie pytanie. Nie jestem dobry w rozpoznawaniu i ocenie trendów. W ogóle nie jestem pewien, czy my wyznajemy jakiś określony
5
Tak, ale czasami mam wrażenie, że jest zbyt dużo tej wymiany, a za mało naszej, jak by nie patrzeć, jednak unikalnej tożsamości. To znaczy? Coraz częściej zauważam, że podejmowane w projektach decyzje mają bardzo płytkie podłoże, wyłącznie estetyczne. Wygląda na to, że ktoś zakochał się w jakimś obrazku i podświadomie go sobie „nuci pod nosem” przez następne kilka projektów. Nie zadajemy sobie niewygodnego pytania „dlaczego”, ani tym bardziej nie szukamy na nie odpowiedzi. Oczywiście, możliwość śledzenia tego, co aktualnie dzieje się na świecie jest bardzo pożyteczna, tylko trzeba umieć z tego korzystać - w przeciwnym razie zaczyna być niebezpiecznie. Kiedyś ludzie najpierw terminowali, jeździli przez cały rok po świecie, szkicowali, dotykali tych budynków, aby je poznać i zrozumieć. Teraz nasze podróże studialne ograniczają się do trzech dni, a jeśli coś zobaczymy, to raczej przypadkiem. Główne „studia” odbywają się na co dzień za pośrednictwem Internetu.
Zintegrowany Węzeł Przesiadkowy MPK - PKP Euro 2012, Wrocław fot. Thomas Lewandovski
trend i jeżeli nawet, czy jest to właśnie minimalizm. Oczywiście z jednej strony należy zaznaczyć, że wszyscy z tego pokolenia zostaliśmy wychowani na modernistycznym elementarzu i niejako wyssaliśmy tę estetykę z mlekiem matki. Tym samym nasza tożsamość estetyczna rzeczywiście została ukształtowana właśnie przez umiarkowanie i racjonalizm. Do tego dochodzi fakt, że bardzo zmieniła się sama technologia budowlana - budynki, które obecnie stawiamy, nie składają się z tak wielu niezbędnych niegdyś elementów. W związku z tym detal ma zupełnie inną typologię, nie ma ani tych gzymsów, ani nadokienników – nie ma już tego naturalnego miejsca, w którym detal mógłby się rozwinąć. Nawet jeśli spojrzymy na nasze projekty takie jak Renoma, to gzymsy na nowym skrzydle teoretycznie nie są do niczego potrzebne. Jednak w rzeczywistości one tworzą tzw. drugą skórę tego budynku, sprawiają, że jest homogeniczny i przez to dialoguje ze starą częścią. Nasza architektura nie jest minimalistyczna w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale generalnie zmierza do umiarkowania. Ten gzyms - to jest ten kontekst, o którym wielokrotnie, również jako pracownia, wspominacie? W jakimś wymiarze - tak. Aby zbudować między jednym a drugim budynkiem relację, żeby one ze sobą rozmawiały, należy stworzyć jakieś sieci powiązań. Można to zrobić na wiele sposobów, można też - tak jak w przypadku Renomy - wypreparować język architektury oryginału, rozebrać go na czynniki pierwsze, a potem przetransponować ten język na współczesne „brzmienia” i w odwrotnej kolejności to wszystko złożyć. Tu, jak widać, nie ma żadnego przyjętego z góry założenia minimalizmu. Niemniej pewnie funkcjonujemy gdzieś w szerokim nawiasie tej estetyki. W codziennym życiu nieustannie mieszają się kolory i smaki, przemieszczamy się, wzajemnie na siebie oddziałujemy, ma miejsce nieprzerwana interakcja. W architekturze też to tak wygląda?
Jaka jest w ogóle kondycja młodej architektury? Odnoszę się też poniekąd do tego, co mówił Pan na temat zjazdu „Młodzi do Łodzi”, w którym Pan uczestniczył. Są właśnie tacy bezrefleksyjni? Nie, nie można tak powiedzieć. Powiedziałbym, że są przede wszystkim inni. Zagrożenia zawsze były takie same, różniły się tylko narzędzia. My chodziliśmy do biblioteki, w której były zagraniczne magazyny i kartkowaliśmy je godzinami, tak samo zakochując się w obrazkach. Zawsze można było przestudiować budynek i wyciągnąć z niego jakąś naukę, albo bezrefleksyjnie zatrzymać się tylko na obrazie. Mechanizmy są od zawsze takie same, zmieniła się tylko technologia i łatwość uzależniania. Czy to jest dobre, czy złe – ciężko mi to ocenić. Na pewno jest to nowe pokolenie, na którego formowanie wpłynie zapewne ta niesłychana łatwość w dostępie do wszelkich informacji. Socjologowie piszą zresztą na ten temat obszerne opracowania. Jednak wracając do młodej polskiej architektury, mam spory niedosyt. Brakuje mi takiego naszego, polskiego nasiąknięcia treścią i formą tego kraju. Tymi jakże niezwykłymi kontekstami, w których przychodzi nam żyć. Moje pokolenie w jakimś sensie jest już stracone. Musieliśmy posprzątać i przygotować teren; zbudować od zera biura i nauczyć się pracować w nowej rzeczywistości. Poustawiać wszystko. Teraz jesteśmy już zmęczeni, zawodowo mocno poobijani, a intelektualnie otłuszczeni. A na horyzoncie nie widzę na razie niczego świeżego, pachnącego tym polskim bałaganem, z naszym ułańskim błyskiem w oku. I żeby było jasne - nie chodzi mi tu o żaden pseudonarodowy bełkot. Odwołam się do przykładu z muzyki. Tu mamy niezwykle bogate romantyczne tradycje. Każdy młody pianista, od wczesnego wieku gra Chopina we wszystkich możliwych deklinacjach - i jak potem wyrasta z niego dojrzały muzyk, i zabiera się choćby za współczesny jazz, to już na zawsze zostaje w jego graniu taka postromantyczna fraza, która buduje jego muzyczną tożsamość. Takie DNA znad Wisły, zalatujące lekko beznadziejną nudą mazowieckich krajobrazów. Czarny pianista z Luizjany zagra ten sam kawałem zupełnie inaczej. Podobnych subtelności na razie nie znajduję w naszej architekturze i za tym trochę tęsknię. Robimy domy takie same jak młodzi Estończycy czy Słoweńcy. Ostatni raz coś takiego czuło się w domach z lat 60-tych i 70-tych. Wydaje mi się, że tak bardzo wstydzimy się naszej szyldowo-styropianowo-pastelowej rzeczywistości, że staramy się przed nią uciec w zgrabny i bezpieczny estetycznie internacjonalizm. Gdy tymczasem ta nasza wszechotaczająca siermięga ma potężny ładunek energetyczny i tożsamościowy, zupełnie jeszcze nieodkryty i niedoceniony. Mówi Pan o jakości życia w mieście. Czy władze współpracują bezpośrednio z architektami, by wspólnie je kształtować?
6
Zdarza się to coraz częściej. Samorządy zaczynają dostrzegać możliwość budowania pozytywnego wizerunku miasta na bazie dobrej architektury. Wystarczy popatrzeć na Szczecin i nowy budynek Filharmonii. Również Katowice bardzo mocno postawiły na architekturę. Przecież to, co wydarzyło się w okolicach Spodka jest niesłychane nawet w skali europejskiej. Za chwilę powstanie Centrum Kongresowe, mamy już Muzeum Śląskie, CiNBA i NOSPR. W promieniu 500 metrów powstało kilka budynków, każdy z najwyższej półki architektonicznej. Wrocław od jakiegoś czasu też promuje dobrą architekturę i tą dobrze pojmowaną przestrzeń. Potwierdzeniem tego może być fakt, że jest liderem jeśli chodzi o organizowanie konkursów architektonicznych. Buduje się tutaj dużo i dobrze, wystarczy popatrzeć na nominacje do wszelkiego autoramentu nagród. A co z funkcją rekreacyjną miasta? Bo mam wrażenie, że we Wrocławiu zostało to nieco zaniedbane. Kiedy obserwuje się rozwój dzisiejszych miast, to daje się zauważyć poszczególne jego etapy. Pierwszym celem rozwojowym są z reguły miejsca pracy. Miasto musi skłonić inwestorów, aby pojawił się zastrzyk gotówki, a tym samym rynek mógł się rozwinąć. Rozwój rynku pracy bezpośrednio stymuluje dynamiczny rozwój rynku mieszkaniowego. Dokładnie to samo stało się we Wrocławiu. Najpierw pojawiły się oferty pracy w przemyśle, potem weszły również firmy usługowe. W konsekwencji deweloperzy mogli dla tych tysięcy młodych ludzi zapewnić mieszkania. Po tym okresie podstawowego rozwoju następuje zwykle czas korekty i zwrot w kierunku poszukiwania wysokiej jakości życia. Istotne jest, aby tej potrzeby nie lekceważyć i nie spychać na koniec listy priorytetów. W dobie tak dużej mobilności społeczeństw, miasta będą starały się budować swoje przewagi konkurencyjne inwestując właśnie w te „czynniki miękkie”. Zatem przyszłość to: dobre, piesze miasto, z bardzo bogatą ofertą kulturalną i rekreacyjną. Inaczej się już dziś nie da, i młodzi tak szybko jak się tu pojawili, przeskoczą do innych ośrodków, które na tych polach oferują im więcej i lepiej. Tylko, co zabawne, Wrocław na wodzie stojący całkowicie ją pominął. Woda rzeczywiście przez lata była zupełnie zapomniana. Co prawda wydaje mi się, że świadomość korzyści wynikających z jej wykorzystania była, czemu towarzyszyły konkretne hasła, ale niestety niewiele za nimi szło. Jednak to zmienia się na naszych oczach. Pierwsze założenia mieszkaniowe otwarte na rzekę i czerpiące korzyści z tego współistnienia już powstały, i zaczynają powoli kształtować nowy image miasta. Lada moment zakończy się największy w historii program modernizacji nabrzeży i niedługo zobaczymy je w nowej odsłonie. Budując Angel Wings czy Kurkową 14 mieliśmy okazję przekonać się, jaki potencjał ma woda, przy czym nie chodzi o to, aby przy każdym obiekcie była przystań. Chodzi bardziej o relacje przestrzenne, długie otwarcia widokowe, które w centrum miast zazwyczaj nie występują - tu natomiast są, i to dodatkowo wzmocnione atrakcyjną wodą. A czy ma Pan wrażenie, że Wrocław ma odgórną wizję, pomysł na siebie? Wie, w jakim kierunku iść, czy raczej działa na zasadzie: jest inwestor - jest budowa, czyli dość przypadkowo? Myślę, że ma, chociaż należy pamiętać, iż ta wizja musi być elastyczna ze względu na to, jak dynamiczna jest rzeczywistość. Wystarczy popatrzeć, co zadziało się na przestrzeni ostatnich 5 lat. Jeszcze kilka lat temu nasza pracownia nie zaprojektowała żadnego biura, a dziś robimy jedno za drugim, i to w samym centrum miasta. To pokazuje jak niezwykle zmienne są trendy i jak bardzo należy być uważnym i elastycznym w budowaniu długoterminowej strategii rozwoju.
Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego fot. Wojciech Kryński
No i trzeba mieć jeszcze wszędzie blisko, gdyż czas jest wartością bezcenną. Tak, czas jest dziś jednym z mierników jakości życia – ilość czasu dobrze wykorzystanego w stosunku do czasu straconego, na przykład z powodu korków. To jeden z pierwszych, najbardziej wizerunkowo obciążających papierków lakmusowych, pomagających szybko wyrobić sobie pogląd na temat jakości zorganizowania miasta. W tej rywalizacji na oferowaną jakość życia, kwestia odpowiedniej gęstości prawdziwego miasta staje się jedną z najistotniejszych. Bo odpowiednio gęste, homogeniczne w tkance i dobrze nasączone miasto, to dobre miasto. I jak widać po przykładach wokół, nasze miasta ten wyścig albo wygrywają, albo zostają w tyle. Niezwykle istotny jest też taki generalny pomysł na miasto. W świecie, gdzie wizerunek jest jedną z największych wartości, trzeba tworzyć i wysyłać proste, atrakcyjne komunikaty. Takim komunikatem w przestrzeni społecznej jest właśnie „pomysł” na miasto. I nie chodzi tu o jakieś marketingowe hasła typu „miasto ogrodów”, czy osławiony „don’t give up - you are in Kielce”, tylko o taki pomysł, który da się wynieść z ogólnego czytania miasta. Mam wrażenie, że Wrocław wysyła tu bardzo czytelne i atrakcyjne komunikaty, w przeciwieństwie np. do Łodzi, która choć jest większa, o całe niebo lepiej skomunikowana, dostępna z każdej części Polski, na ogólnym obrazku stoi w miejscu. No tak, Łódź to dość puste miasto. Dokładnie, a przecież to ona powinna być w tej chwili liderem, a Wrocław zapyziałą prowincją. Przecież na starcie nie mieliśmy z nią żadnych szans. Od dziesięcioleci mamy chyba najgorsze połączenia z Warszawą i resztą kraju, co nigdy nie pozostaje bez wpływu na rozwój, a jednak to nam się udało. Pokazuje to, że miasto umie w niektórych obszarach świetnie zarządzać i wykorzystać tzw. momentum. Nie oznacza to oczywiście, że dzieje się tak we wszystkich dziedzinach i że nie ma dziedzin zapuszczonych. Na
7
Thespian, budynek apartamentowo – usługowy, Wrocław fot. Krzysztof Smyk
Silver Tower Center, kompleks biurowo - usługowy, Wrocław fot. Maciej Lulko
razie, według wszelkich statystyk, najwięcej do zrobienia mamy w temacie ogólnie pojętej rekreacji miejskiej.
Wspominał Pan wcześniej o technologii. To ona ciągnie architekturę, czy jest może na odwrót?
No właśnie – co z parkami? One rzeczywiście są, ale zasadniczo niewiele się w nich dzieje.
Staramy się, aby to architektura ciągnęła technologię. Oczywiście dużo łatwiej jest, gdy powiedzmy projektujemy szklaną ścianę, spotkać się z doradcą technicznym, a potem skopiować do projektu całą masę gotowych detali, ale nigdy tak nie pracowaliśmy. Od samego początku mamy klarowne założenia, chcemy żeby budynek wyglądał i działał w określony sposób, więc najpierw testujemy systemy, na ile one te oczekiwania spełniają. Przeważnie jest tak, że gotowe produkty nie rozwiązują nam problemu, trzeba coś dodać, przemodelować, stosować często złożenia od różnych producentów. Oczywiście zajmując się fasadami korzystamy z pomocy firm specjalizujących się tylko w tej dziedzinie, które nie są powiązane z żadnym producentem, przy czym nie oznacza to, że nie korzystamy z całej doskonałości technologicznej, którą współczesne materiały oferują.
Cóż, parki są, bo ktoś je kiedyś wybudował. To cudowne miejsca w mieście, ale niestety my, jako społeczeństwo, jeszcze nie do końca potrafimy ich używać. Musimy się tego nauczyć - a gdy wykreujemy potężny popyt, zapewne szybko pojawi się dążenie do poprawy całej infrastruktury z nimi związanej. Najbardziej brakuje miejsc, które funkcjonalnie dopełniają i wzmacniają tereny rekreacyjne, takich, w których można spokojnie usiąść na kawę, poczytać książkę, mieć sensowną toaletę. W większości naszych parków nie ma takiego miejsca. A czy jest w ogóle takie miasto tudzież miejsce, które absolutnie zachwyca Pana swoją architekturą? Pod kątem skali oraz organizacji, jest to Barcelona. To podręcznikowy przykład miasta, w którym dobrze się żyje. Jest zorganizowane, ma dobrą architekturę i dużo dobrej i różnorodnej przestrzeni publicznej. A przede wszystkim jest bardzo przyjazne dla ludzi. Lubię również Londyn, być może ze względu na sentyment, ostatecznie spędziłem tam kilka lat swojego życia. Generalnie uwielbiam miasta i turystykę miejską, eksplorowanie miast sprawia mi dużą przyjemność. Kiedy trafi się kilka dni wolnego, to spędzam je w jednym z nich. W ostatnim czasie spędziłem dużo czasu w Monachium, które wydawało mi się raczej nieciekawym miejscem, natomiast okazało się być bardzo frapującym organizmem. Każde z miast ma swoją charakterystykę, inaczej działa, a tym samym na swój sposób jest jak nowa, niezwykle wciągająca książka.
A czy nie jest trochę tak, że gdy pojawia się nowy materiał – lepszy, bardziej wytrzymały, o szerszym zastosowaniu – to wówczas staje się on nagminnie wykorzystywany? Pilnujemy się, aby nie wpadać w pułapki powierzchownych zauroczeń. Pokażę to na historii Renomy i tworzenia powłoki dla rozbudowywanej części. Po kilku miesiącach ćwiczeń, kilkunastu koncepcjach i niezliczonej ilości modeli, stworzyliśmy pewną zasadę geometryczną. To znaczy wiedzieliśmy, że do zrobienia fasady potrzebujemy okładzinę, którą nie tylko da się wygiąć na stosunkowo niewielkim promieniu, ale również zakrzywić w 3. wymiarze. Do tego musi ona być odporna na wszystkie możliwe czynniki atmosferyczne. Zaczęliśmy szukać i po kolei weryfikować wszystkie dostępne produkty. Dostępne w tamtym czasie na rynku eternity teoretycznie można było wygiąć w dwóch płaszczyznach, robiliśmy zresztą takie próby w pracowni, ale producent nie dawał wówczas żadnej gwarancji.
8
Kurkowa 14, kompleks mieszkaniowo – biurowy, Wrocław fot. Maciej Lulko
Innymi słowy – płyta jest nitowana, przy tym wygięciu występują naprężenia, więc jeśli nit puści albo nawet delikatnie skoroduje, to z powrotem odbije. Nie poddaliśmy się, testowaliśmy kolejne materiały – wszystkie możliwe laminaty, dostępne praktycznie w każdym kolorze, jednak z żadnym nie udało się uzyskać zakładanej przez nas geometrii. Rozważaliśmy również, aby te pasy pociąć i z poszczególnych elementów ułożyć łuki, ale złączenia wyglądały po prostu fatalnie. Jeździliśmy więc po wszystkich możliwych targach w kraju i za granicą, i w końcu, jak to zwykle bywa przez całkowity przypadek, znaleźliśmy materiał fibreC, czyli beton zbrojony włóknem szklanym. Ten materiał był w ogóle dostępny na polskim rynku? W tamtym czasie nikt go w Polsce nie stosował, a to oznaczało, że nie miał żadnych atestów, więc sami weryfikowaliśmy jego możliwości. Ten rodzaju okładziny produkuje się w formach. Powstaje cieniutka płyta wzmocniona włóknami, którą formuje się w dowolnym kształcie i w tej postaci pozostawia do zastygnięcia. Tym samym był to materiał wprost stworzony na potrzeby naszych założeń w tym projekcie. Co więcej, okazało się, że jego faktura doskonale koresponduje z okładziną ceramiczną, istniejącą na starym budynku Renomy. W tym momencie wiedzieliśmy, że to może być tylko ten materiał, żaden inny, i choć kosztował sporo, a w Polsce nie było żadnego dystrybutora, udało nam się namówić inwestora i prawdopodobnie jako pierwsi w kraju wykorzystaliśmy go w budowie. Później Zaha Hadid użyła go w swoim projekcie pawilonu-mostu w Saragossie. Zakładam, że to nie jedyny problem, jaki napotkaliście Państwo podczas budowy Renomy. To był zdecydowanie nasz najbardziej skomplikowany i to pod wieloma względami projekt. Podobna sytuacja miała miejsce z gzymsami. Długość nowego skrzydła Renomy to ok. 60 metrów, zaś szerokość każdego pojedynczego gzymsu to 1 metr. Mimo takich wymiarów wymagaliśmy dokładności na poziomie 2 mm -
Projekt konkursowy Narodowe Forum Muzyki, wizualizacja Maćków Pracownia Projektowa
to wartości stosowane w przemyśle lotniczym. Zgodnie z naszym projektem, skrzydła miały mieć kolor brudnego złota. W żadnym próbniku kolorów nie ma takiego odcienia. I któregoś razu ktoś przy nas rozpakował paczkę Marlboro i okazało się, że ten papierek w środku jest dokładnie w tym kolorze, jakiego potrzebujemy. Więc cały zespół zakupił te papierosy, powyciągał „złotka”, i chodziliśmy z nimi na spotkania i budowę, używając ich jak próbnika. Najprościej było wykonać te elementy z aluminium; jednak w czasie rozlicznych prób, choć pierwszy efekt był absolutnie zabójczy, uzmysłowiliśmy sobie, że za kilka lat aluminium zacznie śniedzieć, wyglądać na brudne. Tego oczywiście nie chcieliśmy, bowiem bardzo ważnym elementem w rozbudowie Renomy była trwałość poszczególnych materiałów. Ponownie ruszyliśmy na targi i tym razem w Monachium znaleźliśmy płytę z alucor - jest ona jakby plastrem miodu, zrobionym z tworzywa sztucznego z płatami z aluminium. Jego technologia wykonania była jednak zupełnie inna, dzięki czemu nie anodowało się go, w zamian pokrywając specjalistyczną folią utwardzaną chemicznie, która zabezpiecza płytę i nadaje jej kolor. W bardzo podobny sposób maluje się kadłuby samolotów pasażerskich, dzięki czemu mieliśmy gwarancję, że ten materiał zniesie wszelkie czynniki atmosferyczne, w tym także promieniowanie UV. Ale to, o czym Pan mówi, wymaga niezwykłego inwestora, pasjonata wręcz. Paradoksalnie na koniec dnia okazuje się, że to nie są aż tak znacząco droższe produkty. Kiedy rozpocznie się negocjacje, a przy okazji okaże się, że producent po raz pierwszy wchodzi na dany rynek, dostanie budynek referencyjny, który będzie mógł następnie wszędzie pokazywać, to udaje się uzyskać naprawdę dobrą cenę, często porównywalną, a nawet lepszą niż w przypadku standardowych materiałów. Ten proces wymaga bardzo cierpliwego inwestora, który zaufa architektom i nie będzie oczekiwać rezultatów z dnia na dzień, dając tak potrzebny do przemyśleń i poszukiwań komfort
9
Dom Handlowy Renoma, Wrocław fot. Michał Sokołowski
Projekt konkursowy Teatr Muzyczny Operetka Wrocławska, wizualizacja Maćków Pracownia Projektowa
Zdecydowanie Renoma. Również bardzo dużo prac wykonywanych wewnątrz tej inwestycji było niezwykle skomplikowanych. Ostatecznie przecież nie pracowaliśmy tylko nad nową częścią, ale również stara część musiała zostać poddana kompletnej przebudowie i renowacji. Między innymi przepiękna ceramiczna fasada, a na niej 256 rzeźb i 104 egzotyczne główki, o których nic nie wiedzieliśmy. Musieliśmy odtworzyć całą historię, w archiwum nie było Ale czy to oznacza, że tak jak zmienił się rynek architektokompletnie żadnych informacji. Krążyły jedynie miejskie legendy, niczny, zmienił się również rynek inwestorski? że te główki to niby karykatury rajców miejskich. Ale jeśli się zastanowić, to jakim cudem jest to Myślę, że strona inwestorska, co stwiermożliwe, skoro przedstawiają Chińczyka czy dzam z ubolewaniem, zmienia się Nasze pokolenie wyrosło na Eskimosa? Sami musieliśmy sobie odtworzyć tę szybciej i sprawniej niż my. Trzeba przyznać, pożywce kontestacji. Zmiana historię. Dopiero rozumiejąc dlaczego, można że projekt Renomy był też specyficzny. odpowiedzieć na pytanie „jak”. Pracowaliśmy wisiała w powietrzu. RysoRozbudowywaliśmy budynek należący nad tym kilka dobrych lat, bardzo dużym waliśmy proste linie, racjonado pierwszej piątki obiektów wpisanych i znakomicie przygotowanym merytorycznie lizowaliśmy rzuty, brzydziliw historię architektury Wrocławia. Tu zespołem, pod kierunkiem dr arch. Krystyny podejście musiało być wyjątkowe. Inwestor śmy się ozdobnikami. Kirschke. Przeczesaliśmy wszelkie możliwe archiwa, zdawał sobie z tego sprawę, było to daliśmy nawet ogłoszenie w prasie niemieckiej, również wielokrotnie komunikowane we że poszukujemy każdego, kto mógłby nam wszystkich instytucjach uczestniczących przybliżyć historię tego budynku. I ponownie, zwykle w procesie projektowania. Więc zupełnie przypadkiem, któregoś dnia odezwał to niepisane porozumienie utrzymania się do nas syn jednego z rzeźbiarzy pracujących najwyższej możliwej jakości, zawarte nad wystrojem fasad. Okazało się, że jego znajoma między władzami, konserwatorami, adprzejeżdżała przez Wrocław właśnie obok ministracją i inwestorem, zostało dotrzymane Renomy, która była już wtedy przygotowywana do renowacji, cała i wypracowano dobry kompromis. Zupełnie innymi prawami rządzi zasłonięta rusztowaniami i przestraszyła się, że my ten budynek się rynek komercyjny, który szybko buduje zwykłe biurowce lub rozbieramy, i że wszystkie główki znikną, co też mu przekazała. budynki mieszkalne. W takich przypadkach często nie starcza On przejąwszy się, z pomocą sąsiadki, która mówiła po polsku czasu, cierpliwości ani budżetu na prowadzenie projektu w tak zadzwonił do mnie z Berlina prosząc, aby mu jedną główkę oddać profesjonalny sposób. na pamiątkę po ojcu. Tydzień później był już we Wrocławiu z całym własnym archiwum. Co ciekawe, analizując wszystkie Który obiekt był dla Pana największym wyzwaniem – na zapiski jego ojca doszliśmy do wniosku, że te główki to była jedna poziomie technologicznym lub całościowym? z pierwszych, jak nie pierwsza, reklama podprogowa. Mianowicie czasowy. Nie są to ostatecznie rozwiązania, które da się znaleźć ot, tak po prostu, w Internecie czy w segregatorach na naszych półkach. Konieczne jest jeżdżenie po targach, opukiwanie budynków znajdujących się nierzadko na drugim końcu Europy, aby móc wszystko zweryfikować. Ten proces nie zajmuje tygodnia czy dwóch, lecz trwa miesiącami.
10
Wertheim, oferując towary z całego świata, chciał właśnie w ten sposób pokazać różnorodność swojej oferty. W czasie kiedy Renoma powstawała, na rynku wychodziło również niemieckie czasopismo Atlantis – pismo na miarę dzisiejszego National Geographic. Na jego okładkach pojawiły się właśnie takie egzotyczne twarze, co w tamtym czasie odbiło się szerokim echem. Okazało się, że modele, które Hans Klakow stworzył, były dokładnie takie same jak twarze przedstawione na okładce Atlantis. Przeprowadziliśmy bardzo dokładne śledztwo, znaleźliśmy większość oryginalnych portretów ludzkich. Ostatecznie dotarliśmy do umowy, która jasno określała, że Klakow miał wyrzeźbić dokładnie 26 typów egotycznych główek, po cztery z każdego rodzaju, a następnie przemieszać je na fasadzie. W dalszym dochodzeniu odkryliśmy, że złamał tę zasadę. Mianowicie wyrzeźbił 25 typów i podobiznę swojej żony Hedwig. Jedna tajemnica do dziś pozostała nieodkryta. Jest to zasada, według której przemieszał te 104 głowy na fasadzie. Próbowaliśmy chyba wszystkich algorytmów i kombinacji - i nic. Odrębną kwestią było odnalezienie złóż gliny, z której oryginalnie wykonano te kształtki. I tak dalej, i tak dalej… Jak do tego dotarliście? To również długa historia z elementami szczęśliwych zbiegów okoliczności. Potem nastał naturalnie kolejny, bardzo długi okres prac, testowania i wypalania płytek na okładzinę fasad. Zwykle przygotowywano nam kilkanaście próbek jednego typu, z czego po wizji lokalnej i porównaniach wybieraliśmy tylko jedną, bo miała najbardziej zbliżony odcień. Przyjeżdżaliśmy ponownie za jakiś czas, czekały na nas kolejne partie do decyzji. Trwało to tak długo, aż uzyskaliśmy pożądany kolor. Należy tutaj dodać, że w przypadku Renomy mieliśmy jeszcze 11 różnych typów gzymsów, mosiężne witryny, złocenia. Do tego oczywiście dochodziło wykonanie replik brakującego wystroju rzeźbiarskiego. Tyle dobrego, że były to elementy powtarzalne. Wówczas powstała, metodą prób i błędów, bardzo skomplikowana technologia wypału i złocenia rzeźb. Przygotowaniem form zajęła się pani Paulina Ziemba, artystka rzeźbiarka z Wrocławia. Najpoważniejszym problemem okazało się kurczenie gliny podczas wypału, ponieważ nie działo się to liniowo. Innymi słowy główki kurczyły się asymetrycznie. Dlatego musiały być przygotowywane tak zdeformowane, aby dopiero po wypaleniu przybierały oczekiwany kształt i proporcje. Ponieważ za każdym razem kurczyły się one inaczej, były to dziesiątki prób, zanim została znaleziona ostateczna metoda. Jednym słowem - tytaniczna praca. Wszystkie prace utrudniał fakt, że podpisano umowę na wynajem powierzchni biurowej z firmą Hewlett Packard, więc po około pół roku remontowania górnych pięter, do budynku na stałe weszło i pracowało tam w trakcie całej budowy prawie 1000 osób. Codziennie wchodzili tam korytarzem liczącym około 50 metrów długości, który prowadził ich do wind i nie zdawali sobie sprawy, że nad i pod nimi buldożery tną konstrukcję, spawają. Gdyby zrobić wtedy poprzeczny przekrój budynku to można byłoby zobaczyć, jak mężczyźni w bardzo drogich garniturach rozmawiają przez komórki z centralą w Nowym Jorku, a wokół nich bucha jakieś piekło Dantego. Firma Arup, która pełniła rolę inżyniera kontraktu, opracowała cały scenariusz uruchamiania i odłączania poszczególnych wind, części budynku, wejść, instalacji. Było to w sumie 27 skomplikowanych etapów. Co bardzo ważne, biura HP obsługiwały wtedy cały świat i prace budowlane nie mogły w najmniejszym stopniu wpływać na jakość wykonywanych obowiązków. Nigdy później nie uczestniczyłem już w tak skomplikowanym logistycznie projekcie. Dość często wspomina Pan o zszywaniu przestrzeni miejskiej. Zakładam, że częściowo wiąże się to z już wspominanym kontekstem. Ale jak wygląda ta sytuacja gdy kontekstów nie ma, albo jest ich za dużo, by wybrać tylko jeden klarowny?
Dom Handlowy Renoma, Wrocław fot. Michał Sokołowski
Mogłoby się wydawać, że w sytuacji, w której budujemy już 25. duży budynek we Wrocławiu, to budujemy to miasto. W rzeczywistości jest jednak zupełnie na odwrót – to ono buduje nas, kształtuje jako architektów. Ponieważ za każdym razem działamy w tym specyficznym kontekście urbanistycznym – miasta, które w pewnym momencie w 70% zniknęło, musimy je teraz zszywać i zapełniać ubytki. Dobrą ilustracją takiego naszego cerowania jest Thespian. To było zszycie zupełnie dwóch różnych światów, wywodzących się z dwóch różnych genotypów przestrzennych. Z jednej strony mamy dziewiętnastowieczne, eklektyczne kamieniczki, a tuż obok dziesięciopiętrowe bloki, które pojawiły się tam w latach 60. Należało jakoś to połączyć. Musieliśmy działać na styku tych odmiennych rzeczywistości, połączyć je w miasto. To jest najlepszy przykład tego, na czym konkretnie polega operowanie wśród kontekstów. Paradoksalnie po tych 20 latach działalności okazuje się, że jesteśmy już tak mocno ukształtowani właśnie przez pracę w tych konkretnych warunkach, że nie jestem pewien czy moglibyśmy robić coś gdzieś indziej. Oczywiście, zdarzają się również projekty, w których kontekst jest tak skomplikowany, że nie wiadomo od czego zacząć, albo po prostu nie ma go wcale. Jesteśmy jednak przyzwyczajeni, że zawsze jest jakiś punkt odniesienia: dach, kalenica, pierzeja. Projektem, w którym w ogóle nie mieliśmy do czego nawiązać, był węzeł przesiadkowy przy wrocławskim Stadionie Miejskim. Kiedy pojechaliśmy zobaczyć to miejsce po raz pierwszy, to jedyne co na nas czekało, to rozpościerające się po horyzont chaszcze. Mało tego, nawet te chaszcze nie mogły być dla nas kontekstem, gdyż ten miał powstawać równolegle. Stadion, autostradowa obwodnica, wszystkie te nowe drogi – dopiero to miało być punktem zaczepienia. Nowe wyzwanie? Przyznam szczerze, że to był naprawdę koszmar senny architekta. Oczywiście przygotowaliśmy 10 modeli tego węzła, każdy był
11
Green Towers, zespól handlowo - usługowy, Wrocław fot. Maciej Lulko
inny, ale jednocześnie każdy z nich był dobry w tym znaczeniu, że estetycznie nam pasował. Tylko jak teraz wybrać właściwy? To było dla nas nowe doświadczenie, jak pracuje się bez jakiegokolwiek kontekstu. Projektem, z którego jest Pan do tej pory najbardziej dumny, jest Renoma? Z projektami jest trochę jak z dorastającymi dziećmi. One już są samodzielne, więc raczej jest się z nich po prostu dumnym i obserwuje, czy nic złego im się nie dzieje. Co chwila piszemy listy z prośbą, aby zdjąć jakiś baner, odkleić folię, plakietkę czy kartkę, którą przyklei do szyby jakiś estetyczny analfabeta. Ale raczej niewiele osób nas słucha. To jest ta pewnego rodzaju kultura estetyczna, która wymaga jeszcze czasu i cierpliwości. Tym samym aktualnie jesteśmy raczej zafrasowani projektami, nad którymi właśnie pracujemy, one nas pochłaniają. Tamte już są, funkcjonują, a my je obserwujemy z rodzicielską troską. Opowiadamy o nich, pokazując ich naturalny rozwój czy przedstawiając problemy, jakie napotkaliśmy w czasie budowy, ale skupiamy się na nowych wyzwaniach. Może nie są tak skomplikowane jak Renoma, ale nie oznacza to, że są banalnie łatwe i powstają bez naszego udziału. A czy Pan, jako architekt lub Maćków, jako pracownia, preferujecie określony typ budownictwa? Mógłbym raczej powiedzieć, czego zdecydowanie nie robimy domów jednorodzinnych. Co prawda wykonaliśmy kilka projektów, przy czym współpraca przy ich realizacji nigdy nie doszła do poziomu, z którego moglibyśmy być w pełni zadowoleni. Być może jest to kwestia pewnej obawy przed odpowiedzialnością? Może jeszcze do tego nie dorośliśmy? W przypadku domów jednorodzinnych relacja zaczyna być bardzo intymna, budujemy dla konkretnego człowieka, który przez następne 20-40 lat będzie żył w tej przestrzeni razem ze swoimi najbliższymi, ona będzie na nich bezpośrednio
oddziaływać. Świadomie nie wchodzimy w tę dziedzinę, nie czujemy się wystarczająco dojrzali i emocjonalnie gotowi. Być może nie znaleźliśmy jeszcze takiego klienta, który dałby nam na tyle swobody, aby ta obawa zniknęła. Także poza tym wyjątkiem, nie mamy określonych preferencji. Gdzie w Polsce znajdziemy 10 ikon architektonicznych? Nie lubię tego hasła – ikona. Ono powoduje bardzo dużo niepotrzebnych napięć zarówno u inwestora, jak i projektantów. Sprawia, że budynek traktowany jest głównie przez pryzmat rażenia zmysłów, co nie zawsze idzie w parze z rozwiązywaniem rzeczywistych problemów, jakie niesie dane miejsce czy funkcja. Na pewno są takie obiekty, które współtworzą coś z przestrzenią. Czynią ją lepszą, człowiek się w niej dobrze czuje. Rekonfigurują i tworzą nowy kawałek miasta. Mam wrażenie, że zaczynamy pomału dostrzegać, iż jakość to niekoniecznie epatowanie formą, materiałem czy kolorem. Dlatego w moim odczuciu ikoniczność była chorobą, przez którą już na szczęście przeszliśmy. Na pewno są budynki ważne. Czy są ikoniczne – tego nie wiem. Ostatnio odbyła się wystawa Architektury – Murator w MSN Warszawa z okazji dwudziestopięciolecia, gdzie duża część tych wyborów pokrywa się z moimi typami. Według mnie są takie obiekty, które świetnie działają i w jakiś sposób odcisnęły swoje piętno. Przykładowo w Bydgoszczy stoi budynek BRE Banku. Dzisiaj nikt by go tak nie zaprojektował, ale budynek stoi już kilkanaście lat, dobrze się starzeje, nadal świetnie pełni swoją funkcję. Podobnych budynków w Polsce jest dużo. Na pewno są to niektóre z ostatnich realizacji: CiNBA w Katowicach, Cricoteka w Krakowie, Centrum Konferencyjne w Katowicach, Filharmonia w Szczecinie, które świetnie wpisują się w miasta.
12
Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna, Wrocław fot. Maciej Lulko
Dom Handlowy Renoma, Wrocław fot. Krzysztof Smyk
Żałuje Pan, że któryś z projektów nie został zrealizowany? Chwilę po jakiejś przegranej pewnie tak. Ale krótko. Zaraz potem odwracam się do przodu. A czy dla odmiany jest taki budynek, o którym Pan marzy, żeby go zrealizować? Nie ma takiego. Każdy następny jest wyzwaniem i jest tak naprawdę bardzo ważny, niezależnie czy jest to duży projekt, czy gołębnik. Marzę o tym, by ten, który ma się pojawić, był zrobiony dobrze w znaczeniu, by pokonać go na maksymalnym intelektualnym pułapie. Żeby patrząc na niego było czuć, że zrobiliśmy kolejny krok do przodu.
Zbigniew Maćków W 1996 r. ukończył wydział architektury Politechniki Wrocławskiej, studiował także w Kingston University w Londynie (1993-94). Od 1995 r. prowadzi autorskie biuro Maćków Pracownia Projektowa, obecnie jedno z największych we Wrocławiu. Zajmuje się projektowaniem zarówno budynków mieszkalnych, komercyjnych i przemysłowych, jak i użyteczności publicznej.
5 13
14
Casa Diamante dom pasywny
Wszystko zaczęło się od równoległoboku usytuowanego w Rovereto w północnych Włoszech. Wykorzystując jego geometryczny kształt jako podstawę, architekci ze Studio Leoni & Leoni zaprojektowali wolnostojący dom, uwzględniając przy tym zarówno naturalne ukształtowanie terenu, jak i stopień nasłonecznienia działki. Ten trzykondygnacyjny budynek stworzony został w oparciu o plan przeciętego równoległoboku, który zwęża się w południowowschodnim kierunku działki miejscu, które wychodzi na drogę i prowadzi odwiedzających bezpośrednio do wejścia. Salon, jadalnia oraz aneks kuchenny rozplanowane zostały na całej długości parteru, z którego dzięki przeszklonej fasadzie roztacza się urzekający widok na ogród. Sypialnie oraz łazienki ulokowano na pierwszym piętrze, podczas gdy ostatnie zarezerwowano dla gości oraz imponującej wielkości studio z dostępem do tarasu. Projekt fasady zainspirowany został otaczającą architekturą, stąd też różnorodność zastosowanych kolorów i faktur. Dół budynku pokryty został marmurkową, brązowo – szarą powłoką z metalicznym połyskiem, zaś ramy okien na wyższych kondygnacjach wykonano z jasnych, drewnianych paneli oraz hartowanego szkła. Ponieważ dom zbudowano według standardów budownictwa pasywnego, przewidziano szereg rozwiązań optymalizujących zużycie energii. Dwie sondy geotermalne zasilające pompę cieplną, panele fotowoltaiczne oraz kontrolowany system wentylacyjny to tylko niektóre z nich.
ARCHITEKT Studio Leoni&Leoni, Rovereto, Włochy LOKALIZACJA Rovereto, Włochy ZASTOSOWANE PRODUKTY STO Systemy ociepleń StoTherm Vario i StoVentec R, tynk elewacyjny Stolit Milano, farba elewacyjna do wnętrz StoColor Metallic
15
16
Nowoczesny minimalizm budynek biurowy
Znajdujący się w Balingen zakład produkcyjny Eschler Textil GmbH można było jeszcze do niedawna opisać jako zwykłą halę. Jednak dzięki projektowi Riehle + Assoziierte powstał prestiżowy budynek z imponującą recepcją oraz przestrzenią dostępną dla wszystkich pracowników.
Siedziba Eschler Textil GmbH, przedsiębiorstwa zajmującego się produkcją specjalistycznych materiałów technicznych, usytuowana jest w przemysłowej części miasta, zaś wszystkie pomieszczenia biurowe jeszcze nie tak dawno znajdowały się bezpośrednio przy produkcji. Dzięki powstaniu nowego budynku zostały przeniesione do nowoczesnego obiektu połączonego z główną halą. Jednopiętrowa bryła wyraźnie wyróżnia się na tle otaczających ją obiektów przemysłowych, głównie za sprawą swojej wyjątkowej, ciemnej fasady oraz rzędu imponującej wielkości okien. Aby dodatkowo podkreślić nową lokalizację teren, na którym znajduje się lokal, został delikatnie podniesiony. Ta niewielka różnica wysokości widoczna jest szczególnie wieczorami, za sprawą rozświetlonej wstęgi okien sięgającej niemal sufitu. Poza otwartą częścią biurową, przestronną recepcją oraz niewielkim magazynem, architekci pomyśleli także o pracownikach. Z myślą o nich zaprojektowali równie wygodną przestrzeń, z której mogą korzystać w czasie przerwy. Doskonale oświetlone wnętrze budynku, zaprojektowane w prosty, na wskroś współczesny sposób zapewnia idealne warunki do właściwej prezentacji produktu. Zaś dodatki w intensywnych odcieniach, jak czerwone kanapy w poczekalni urozmaicają minimalistyczną część biurową, dodając jej koloru i charakteru.
-
ARCHITEKT Riehle+Assoziierte GmbH+Co. KG. Reutlingen, Niemcy LOKALIZACJA Max – Planck – Straβe, Balingen, Niemcy ZASTOSOWANE PRODUKTY STO System ociepleń StoTherm Classic, tynk elewacyjny Stolit Milano (efekt betonu), farba do wnętrz StoColor Rapid
17
18
Wina czar stara winiarnia
Wyzwaniem, którego podjęła się pracownia Bolanzo, była przebudowa starej winiarni znajdującej się w piwnicach jednego z włoskich domów. Mając na uwadze wszystkie wytyczne architekci zaprojektowali nową, sześcienną bryłę, która pozwala w pełni cieszyć się przyjemnością z degustacji wina. „Montevino”, czyli winne wzgórza – to stare włoskie określnie, którym niegdyś opisywano malownicze St. Nikolas w północnym Tyrolu. Otoczona sadami, położona na łagodnie opadających wzgórzach wioska ma długoletnią tradycję w produkcji wina, którą podtrzymuje aż do dziś. To właśnie tutaj znajduje się niewielka winiarnia, która z biegiem lat stała się zbyt mała, by można było organizować w niej regularne degustacje. Konieczne było dobudowanie dodatkowej przestrzeni. Mając na uwadze historię obiektu, jak i topografię terenu, architekci Willeit i Niderstätter zaprojektowali charakterystyczną, zupełnie nową bryłę, wykorzystującą przy tym naturalne nachylenie terenu. Dzięki temu goście mogą teraz zaparkować na płaskim dachu nowego budynku. Aby nie zasłonić widoku roztaczającego się ze starej części winiarni, tylko pokój przeznaczony do degustacji ulokowany został na parterze. Wszystkie pozostałe pomieszczenia, w tym magazyn oraz warsztat umieszczone zostały na niższym poziomie, pozostając tym samym niewidoczne dla odwiedzających. W swoim projekcie architekci uwzględnili zachwycającą złotą fasadę z horyzontalną strukturą przełamaną dużymi przeszkleniami, które zapewniają dostęp do naturalnego światła w podłużnej sali degustacyjnej. Ponieważ okna zamontowane zostały na południowej ścianie budynku, umożliwiają jednocześnie podziwianie malowniczego widoku na niedalekie jezioro Kaltern. Zastosowane wewnątrz kolory oraz tekstury tworzą wyjątkową, ciepłą atmosferę. Naturalne materiały pełnią tutaj niebagatelną rolę -– wino w ciemnych regałach dopasowanych do krzywizny ściany, stół z litego drewna oraz dwanaście krzeseł, które idealnie współgrają z białymi, drewnianymi panelami na ścianach i podłogą z lastryko. Wszystko to podkreślone odpowiednio zbalansowanym światłem.
ARCHITEKT WN Architekci, Bolzano, Włochy LOKALIZACJA St. Nicolas, Włochy ZASTOSOWANE PRODUKTY STO System ociepleń StoTherm Classic, tynk elewacyjny Stolit Effect
19
20
21
22
Nowe horyzonty studio telewizyjne
Arabskojęzyczna stacja telewizyjna Al Jazeera swoje pierwsze regionalne studio telewizyjne w południowo wschodniej Europie otworzyła w listopadzie w 2011 roku. Na potrzeby pomieszczeń biurowych zaaranżowane zostały dwa piętra, zaś studio nagrań ulokowano dla odmiany na samych dachu budynku.
Charakterystyczny, obłożony w całości czarnymi panelami pawilon znajduje się na płaskim dachu sześciopiętrowego centrum handlowego. To właśnie w nim mieści się nowoczesne studia nagrań, z którego codziennie nadawane są wiadomości oraz poranny program. Ściany, sufit oraz podłogi zaprojektowano w ciemnych kolorach i tylko jedno okno na południowo wschodniej ścianie pozwala światłu dziennemu dotrzeć do wnętrza. Dzięki temu podświetlone biurko prowadzącego zdecydowanie wyróżnia się na tle pomieszczenia, podobnie jak imponującej wielkości ekran, na którym wyświetlane są uzupełniające materiały wizualne. Biura redaktorów oraz pozostałych pracowników telewizji, choć połączone bezpośrednio ze studiem, znajdują się w sąsiadującej wieży. Cała przestrzeń zaaranżowana została tak, by zapewnić jak najlepsze warunki pracy oraz swobodę przemieszczania licznej kadrze. Długie rzędy biurek zarezerwowane zostały dla researcherów, zaś stoły pozostałych pracowników ustawiono w większe stanowiska, dzięki czemu praca zespołowa jest szybsza i prostsza. Gruby dywan oraz specjalne sufity akustyczne minimalizują hałas oraz pogłos, zaś podłogi wykonane z jasnych drewnianych paneli oraz ściany w ciemnych kolorach tworzą przyjemną atmosferę.
ARCHITEKT Sead Gološ LOKALIZACJA Sarajewo, Bośnia i Hercegowina ZASTOSOWANE PRODUKTY STO Powłoka posadzkowa StoPox BB T 200, system płyt akustycznych StoSilent
23
StoPox BB T 200
Odporność przede wszystkim Bezspoinowa posadzka StoPox BB T 200 to produkt stworzony z myślą o różnorodnych zastosowaniach, gdzie niezwykle ważna jest zarówno odporność, łatwość utrzymania czystości jak i estetyka.
StoPox BB T 200 to posadzka, która dzięki swojej trzywarstwowej budowie pozostaje odporna na czynniki mechaniczne, chemiczne oraz zarysowania. Przystosowana do wytrzymania zarówno intensywnego ruchu pieszego, jaki lekkiego ruchu pojazdów ogumionych, może być nakładana na wiele rodzajów podłoża, w tym m.in. beton, stare powłoki żywiczne, podłoża niskochłonne, jastrych magnezjowy, anhydrytowy oraz cementowy. Jest przy tym bezwonna, łatwa w czyszczeniu, wodoszczelna i nienasiąkliwa. Amber
Desert
Forest
Granite
-
Powłoka posadzkowa StoPox BB T 200 znajdzie zastosowanie w przemyśle kosmetycznym, farmaceutycznym, w laboratoriach, w pomieszczeniach produkcyjnych i socjalnych, ale również gabinetach lekarskich, butikach i apartamentach. Co więcej, StoPox BB T 200 to produkt, który stworzony został z myślą również o architektach oraz projektantach wnętrz. Dzięki efektowi terazzo dostępnemu w 10 żywych odcieniach, może być swobodnie wykorzystywany w dowolnie zaaranżowanych pomieszczeniach, stanowiąc idealne rozwiązanie wszędzie tam, gdzie ważna jest zarówno trwałość posadzki, jak i jej estetyka.
-
Havanna
Laguna
Pacific
Quartz
Sand
Terra
24 6
StoColor Dryonic Suche elewacje, niezależnie od warunków StoColor Dryonic to najnowsza farba generacji inteligentnych powłok elewacyjnych IQ – Intelligent Technology. Dzięki swojej wyjątkowej strukturze oraz właściwościom umożliwia błyskawiczne odprowadzanie wody pochodzącej z deszczu, rosy lub mgły. Nie po raz pierwszy inspiracją dla technologii Sto stała się natura. Tym razem to pancerz chrząszcza Onymacris unguicularis zamieszkującego pustynię Namib, posłużył jako wzorzec hydrofilowo-hydrofobowej mikrostruktury, będącej podstawą innowacyjnej Dryonic Technology. Nowa powłoka czerpiąc z dorobku bioniki pozwala nie tylko na bardzo szybkie odprowadzanie wilgoci z powierzchni elewacji, równocześnie hamuje rozwój alg i grzybów (bez konieczności stosowania biocydów), zwiększa również odporność mechaniczną elewacji. StoColor Dryonic może być nakładana na wszystkie standardowe powierzchnie budowlane. Jest również dostępna ze zintegrowaną warstwą ochronną i co równie istotne, w bardzo szerokiej gamie odcieni. Wyjątkowa ochrona przed wilgocią, odporność mechaniczna oraz stabilność kolorów – farba StoColor Dryonic to długoletnia gwarancja trwałej i pięknej elewacji.
zwykła farba
StoColor Dryonic
25 7
StoColor X-black Skuteczna ochrona ciemnych elewacji Długotrwałe działanie światła słonecznego na elewację budynku może prowadzić do pęknięć oraz deformacji. Dotyczy to szczególnie tak modnych dziś ciemnych powierzchni, które nagrzewają się znacznie szybciej. StoColor X-black z nowej generacji farb Sto IQ – INTELLIGENT TECHNOLOGY przesuwa granicę bezpiecznej temperatury w aranżacji kolorystycznej. Dzięki zastosowaniu specjalnej pigmentacji farba StoColor X-black niweluje negatywne skutki insolacji, zapobiegając spękaniom nawet na czarnej elewacji. Aby osiągnąć ten efekt, Sto wykorzystało zjawisko niewidocznej dla ludzkiego oka strefy refleksji bliskiego promieniowania podczerwonego. Farba StoColor X-black zawiera działające na podobnej zasadzie pigmenty NIR, za sprawą których ciemne kolory zamiast Mikrostrukturaodbijają pancerza chrząszcza absorbować, światło. Dzięki temu temperatura na powierzchni ściany nie przekracza 70° C, czyli jest o 20% niższa w porównaniu do farb tradycyjnych. Zastosowanie farby StoColor X-black praktycznie znosi ograniczenia w wyborze kolorystyki, a zastosowana technologia pozwala zachować przez długie lata piękny i nawet najbardziej intensywny kolor elewacji.
StoColor Photosan
Czystsze powietrze każdego dnia W życiu codziennym coraz częściej zwracamy uwagę na ochronę środowiska. Dzieje się tak również na budowie. Do użytku wchodzą materiały proekologiczne, które dzięki swoim właściwościom pozytywnie wpływają na środowisko naturalne. Ich przykładem jest najnowsza farba StoColor Photosan.
fotokatalizacji. Oznacza to, że osadzające się na powierzchni elewacji tlenki azotu przekształcane są w niegroźne, łatwo rozpuszczalne azotany, które są następnie spłukiwane z powierzchni budynku przez zwykłe opady atmosferyczne. Dodatkowo podczas tej reakcji szkodliwe tlenki ozonu zamieniają się w tlen.
Dewastacja środowiska jest problemem, który widać szczególnie na silnie uprzemysłowionych terenach. Stale rosnący ruch samochodów czy nieustanny rozwój przemysłu mają negatywny wpływ nie tylko na stopień zanieczyszczenia powietrza czy nasze zdrowie, ale też na kondycję samych budynków.
Co istotne, wraz z upływem czasu nie maleje skuteczność powłoki StoColor Photosan, a powietrze jest cały czas efektywnie oczyszczane z niebezpiecznych substancji. Warto podkreślić, że może ona być stosowana praktycznie na wszystkich podłożach, jest wodoodporna, a także zapewnia bardzo dobrą dyfuzję pary wodnej.
Odpowiedzią na tę sytuację jest aktywna farba StoColor Photosan, która poddana działaniu promieni UV, oraz światła widzianego uruchamia proces
StoJournal: Czasopismo architektów i inwestorów. Nr 1/2015. Wydawca: Sto sp. z. o.o., 03-872 Warszawa, ul. Zabraniecka 15 Redakcja: Aleksandra Zych-Mączka (Sto sp. z o.o.), Magdalena Tyrka, Maciej Wojciechowski, Tymoteusz Mitlewski (Agencja inplusPR), redakcja@sto.com
1. Ruch samochodów powoduje przedostawanie się tlenków azotu do środowiska.
2. Tlenki azotu osiadają na aktywnej powłoce StoColor Photosan.
3. Pod wpływem świata słonecznego uruchamiany jest proces fotokatalizacji.
4. Tlenki azotu przekształcają się w bezpieczne azotany, które spłukiwane są z powierzchni elewacji podczas deszczu.
Wydania archiwalne dostępne na www.sto.pl.