Strona Kobiet Bydgoszcz maj-lipiec 2019

Page 1

INNA PERSPEKTYWA Jak uratować naszą planetę?

MODA

Uniwersalne trendy na lato

ROZMOWA

NATALIA LIETZ mistrzyni barberów

maj - lipiec 2019

EDUKACJA

OCENY TO NIE WSZYSTKO



od redakcji

PO WASZEJ STRONIE Od dawna piszemy o rzeczach, które Was bezpośrednio dotyczą. Przedstawiamy Wasze pasje, sukcesy i osiągnięcia. Wspieramy w chwilach zwątpienia, pomagamy rozwiązywać problemy. Nie ograniczamy się przy tym do jednej wizji kobiecości i konkretnych ról, w jakich niekiedy widzi nas świat. Stawiamy na różnorodność. Nigdy nie powiemy Wam, jakie musicie być i co powinnyście robić. Za to chętnie Was wysłuchamy. Jesteśmy ciekawi Waszych pomysłów, poglądów, podejścia do ważnych i mniej istotnych spraw. Zawsze stoimy po Waszej stronie. „Strona Kobiet” to nasza nowa propozycja - kwartalnik, który powstał na bazie wieloletnich doświadczeń przy tworzeniu lubianych przez Was „Miast Kobiet”. Nadal znajdziecie u nas angażujące wywiady i artykuły. Wciąż będziemy prezentować najlepsze babskie inicjatywy, a za cel stawiać sobie promowanie kobiecej aktywności na wielu polach. Zmieniamy się jednak, aby móc przekazać te treści w jeszcze lepszej formie i nowoczesnym stylu. Przekonajcie się same i twórzcie „Stronę Kobiet” razem z nami!

WYDAWCA: Polska Press sp. z o.o. Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes oddziału: Marek Ciesielski Redaktor naczelny: Paweł Fąfara Dyrektor biura reklamy: Agnieszka Perlińska Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch, tel. 52 326 31 65 lucyna.tataruch@polskapress.pl Redakcja: Maja Erdmann maja.erdmann@polskapress.pl Jan Oleksy jan.oleksy@polskapress.pl Kamil Pik kamil.pik@polskapress.pl Mariusz Sepioło mariusz.sepiolo@polskapress.pl Tomasz Skory tomasz.skory@polskapress.pl Lena Szuster lena.szuster@polskapress.pl Lucyna Tataruch lucyna.tataruch@polskapress.pl Projekt graficzny: Ilona Koszańska-Ignasiak Dagmara Potocka-Sakwińska Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski Makijaż na okładce: INGLOT CH FOCUS Angelika Brzezińska Sprzedaż reklam: Bydgoszcz: tel. 697 770 285, 609 050 446 Toruń: tel. 697 770 284, 691 370 519 Inowrocław: tel. 668 957 252

LUCYNA TATARUCH redaktorka prowadząca „STRONY KOBIET”

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Reklamy: 2, 5, 7-11, 24-27, 35-43, 53-57, 68-89, 95, 97-100.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 3


spis treści

MODA / Zawsze powtarzam, że jeśli czujemy się atrakcyjnie w konkretnej stylizacji, to bardzo często właśnie tak w niej wyglądamy - mówi Beata Bujanowska, autorka bloga modowego „My way of…”

12-15

8-9 ROZMOWY Natalia Lietz - Dla golibrody nie ma drogi na skróty / 16 Beata Wójtowicz - Oceny w szkole to nie wszystko / 24 Aleksandra Tatulińska - Kobieta z żelaza / 58 Agnieszka Siejka - Lubię podróżować sama / 62

90-94 NA PEWNO NIE WSKOCZĘ DO WRZĄTKU / wywiad z Dawidem Hemke, modelem od sesji ekstremalnych Lubię sesje, które wymagają ode mnie pewnego poświęcenia. Nie mam problemów, by radykalnie schudnąć, mocno przytyć, przypakować czy się zapuścić. Czasami wyglądam naprawdę fatalnie.

4 strona kobiet

Ślub inny niż wszystkie / 20 Zdrowie Gdy niebieska ściana boli / 28 Rodzina Mamo, pamiętaj o sobie / 32 Różowa wstążka Terapia teatrem / 36 Inna perspektywa Jak uratować planetę? / 44 Jej pasja Kolekcjonerka wspomnień i lalek / 48

TREND NA LATO - ROCKOWO I ROMANTYCZNIE

MY WAY OF…

MODA / Każda z nas sama może tworzyć trendy i dowolnie się nimi bawić



nie przegap f

i

l

m

TAJEMNICE JOAN reż. Trevor Nunn premiera: 14 CZERWCA Rok 2000, przedmieścia Londynu. Spokojne życie starszej pani, Joan Stanley (Judi Dench), przyjmuje nieoczekiwany obrót, kiedy zostaje aresztowana przez MI5 i oskarżona o szpiegostwo na rzecz komunistycznej Rosji. Rok 1938. Młoda Joan (Sophie Cookson) studiuje fizykę w Cambridge. Nieśmiała i łatwowierna dziewczyna szybko daje się uwieść uroczemu i tajemniczemu Leo (Tom Hughes). Romantyczna idylla trwa aż do wybuchu II wojny światowej. Joan pracuje w ośrodku badań nad bombą atomową, gdy Leo prosi ją o przekazanie Rosjanom ściśle tajnych akt. Joan dowiaduje się, że jest tylko narzędziem w rękach ukochanego.

k

WYBRAŁA: Lena Szuster

s

i

ą

Leah Hazard z pasją opowiada zarówno o blaskach, jak i cieniach pracy na oddziale położniczym. Jako położna widziała ciężarne nastolatki, wcześniaki urodzone na granicy 24 tygodnia ciąży, uchodźczynie, ofiary handlu ludźmi czy kobiety, których narządy rodne zostały okaleczone na skutek praktyk religijnych. Hazar opowiada, jak pośród tego tygla ludzi, kultur i problemów położne starają się zachować profesjonalizm, empatię i poczucie humoru. Ich praca wymaga olbrzymiej odporności fizycznej i psychicznej, umiejętności radzenia sobie ze stresem, a jednocześnie niekończących się zasobów cierpliwości i przytomności umysłu wobec przerażonych, pogrążonych w bólu pacjentek.

premiera: 28 CZERWCA

premiera: 5 CZERWCA

premiera: 28 CZERWCA Kiedy rodzice dwunastoletniej Bo się rozwodzą, dziewczyna musi wraz z matką i bratem przeprowadzić się na przedmieścia Amsterdamu. Jej sąsiadka trenuje kick-boxing i Bo także postanawia spróbować swoich sił w tym sporcie. Okazuje się, że jest naturalnym talentem i ma szanse na udział w mistrzostwach Holandii. Lecz najpierw musi poradzić sobie z agresją oraz brakiem samokontroli, skutkami ubocznymi rozwodu rodziców.

6 strona kobiet

a

premiera: 5 CZERWCA

ANNA reż. Luc Besson

KICKBOKSERKA | reż. Johan Timmers

k

ZAWÓD POŁOŻNA. ZAPISKI Z DYŻURÓW Leah Hazard

INSTRUKCJA NADUŻYCIA. HISTORIA KOBIET SŁUŻĄCYCH W DZIEWIĘTNASTOWIECZNYCH DOMACH Alicja Urbanik-Kopeć

Wczoraj była narkomanką i zawodową oszustką w moskiewskim półświatku. Dziś jest topową modelką w największych paryskich domach mody. Być może żadne z tych wcieleń nie jest prawdziwe. Kim naprawdę jest Anna? Odkryta przez paryskiego łowcę talentów Anna Poliatowa (Sasha Luss) błyskawicznie trafia do ekskluzywnego kręgu supermodelek. Urodą i wdziękiem posługuje się jak niebezpieczną bronią. Ulegają jej najpotężniejsi mężczyźni oraz najpiękniejsze kobiety. Zna tajemnice, o jakich nie śniło się zwyczajnym śmiertelnikom. Uwikłana w walkę dwóch największych potęg wywiadowczych, Anna zdaje sobie sprawę, że dla mocodawców warta jest tyle, ile sekrety, którymi dysponuje. Dzięki nim, gdy przyjdzie czas, będzie mogła zmienić zasady gry, w której stawką okaże się jej życie.

ż

Pod koniec XIX wieku w samej tylko Warszawie pracowało prawie 40 tysięcy pokojówek, garderobianych i panien do wszystkiego. Często były to młode imigrantki ze wsi, samotne w dużych miastach, bezbronne. Ta książka jest opowieścią o nadużyciach, jakich na służących dopuszczali się właściwie wszyscy, którzy się z nimi stykali. Od Kościoła, zainteresowanego zbawieniem ich dusz, ale już nie sprawiedliwą karą dla molestujących pracodawców, przez panie domu, które służbę ignorowały, poniżały i zwalniały z byle powodu, aż do emancypantek i socjalistów, którzy chcieli pomóc, ale nie wiedzieli jak. A wszystko to w czasach wynalazków, odkryć naukowych i walki o prawa kobiet. Ta książka przypomina, że nawet w wieku pary i elektryczności nowoczesność była, ale tylko dla wybranych.

NA MARNE Marta Sapała premiera: 19 CZERWCA Mówi się, że z roku na rok marnujemy coraz więcej żywności, a w śmietnikach lądują kilogramy resztek, które mogłyby stanowić pełnowartościowe pożywienie. Wyrzucamy to, co wydaje nam się niejadalne. Marta Sapała postanowiła sprawdzić, czy marnotrawstwo żywieniowe rośnie w tak szybkim tempie, jak straszą media. Autorka rozmawia z ludźmi, którzy żywią się tym, co znajdą w śmietnikach, zagląda do kompostowników i kuchennych szafek, szpera w kontenerach przy dyskontach spożywczych, oddaje głos ludziom bez domu i tym, którzy oszczędzanie mają we krwi. Odwiedza miejsca, w których powstaje żywność, i te, w których kończy się jej droga. Zagląda do magazynów w supermarketach i bankach żywności. Ludzkie portrety splata ze statystykami i opiniami ekspertów. Ta książka to doskonała lekcja odpowiedzialnej konsumpcji.


PRZYJĘCIE? TAM, GDZIE NAJLEPSZA KUCHNIA

Szubińska 32, Bydgoszcz rezerwacje: 532 758 987 Restauracja Szafran Bydgoszcz


moda CH FOCUS ZAPRASZAMY DO CENTRUM HANDLOWEGO FOCUS

na Zakupy ze Stylistką ANGELINĄ FELCHNER

Ta sesja była wyjątkowa pod wieloma względami. Do udziału w niej zaprosiliśmy dwie fantastyczne kobiety - Sylwię i Paulinę. Żadna z nich nie jest zawodową modelką, ale obie kochają modę. Możliwość poznawania odważnych, pięknych, niesamowitych kobiet, pomaganie im, obserwowanie, jak rozkwitają i zaczynają wierzyć w siebie, to największe plusy mojej pracy. W stylizacjach Sylwii i Pauliny wykorzystałam ich niesamowitą energię, osobowości i ulubione ubrania. Razem postanowiłyśmy pokazać, że moda jest nie tylko dla celebrytów, gwiazd i aktorów. Jest dla każdej z nas.

ROCKOWO

I ROMANTYCZNIE

1. PAULINA Stylizacja na modelce

AŻUROWA BIEL Do tej odważnej, rockowej stylizacji wybrałam biały top z ażurowym wykończeniem od H&M. W tym sezonie to modny motyw. Przezroczyste, delikatne tkaniny, biel i koronki w eterycznym wydaniu możemy na przykład znaleźć w wiosennej kolekcji Johna Galliano, nawiązującej do kultowego już filmu „Piknik pod wiszącą skałą” w reżyserii Petera Weira. Top zestawiłam z jeansem, ale świetnie sprawdzi się rówież z białą spódnicą, koronkowymi spodenkami i delikatnymi dodatkami. Uzyskamy wtedy bardzo romantyczną, dziewczęcą kreację, w sam raz na wiosnę i lato. SUROWY JEANS Biel dobrze współgra z jeansem - to ponadczasowe połączenie. Zamiast po elastyczne, mocno dopasowane spodnie, sięgnij po najnowszy hit: gruby, surowy, klasyczny jeans. To idealny sposób na przełamanie stylizacji. Przy wyborze jeansów koniecznie zwróć uwagę na szycie, jakość materiału oraz rozmieszczenie tylnych kieszeni. Powinny być średniej wielkości, rozstawione niezbyt szeroko, żeby ładnie podkreślić pośladki. W zestawieniu z bielą szczególnie dobrze sprawdza się jasny odcień jeansu. Do tego klasycznego zestawienia dodałam czarną marynarkę z H&M oraz buty z ćwiekami od Guess. To właśnie dzięki nim stylizacja nabrała mocnego, rockowego charakteru.

30+ H&M MARYNARKA 129,99 ZŁ H&M TOP Z AŻUROWYM WZOREM 79,99 ZŁ PROMOD JEANSY 119,90 ZŁ DENI CLER TOREBKA 1399,00 ZŁ GUESS SANDAŁY 689,00 ZŁ STYLIZACJA: ANGELINA FELCHNER MODELKA: PAULINA STANISZEWSKA ZDJĘCIA: NATALIA KULIGOWSKA MAKIJAŻ: INGLOT FRYZURA: JEAN LOUIS DAVID

wejdź na www.focusbydgoszcz.pl/stylistka/ 8 strona kobiet


CROPP BIAŁY TOP 69,99 ZŁ

W.KRUK NASZYJNIK SREBRNY 239,00 ZŁ

SOLAR TOREBKA 249,00 ZŁ

SINSAY CZARNY TOP 39,99 ZŁ

WRANGLER JEANSY 349,00 ZŁ

OCHNIK PLECAK 249,90 ZŁ

CCC SZPILKI 119,99 ZŁ

1.

YES NASZYJNIK Z PEREŁ 135,00 ZŁ

SINSAY SPÓDNICA 49,99 ZŁ

CCC SANDAŁY 129,99 ZŁ


YES ZŁOTY PIERŚCIONEK 280,00 ZŁ

MOHITO KOSZULA 99,99 ZŁ

KAZAR SANDAŁY KHAKI 499,00 ZŁ

WITTCHEN SHOPPERKA Z RĄCZKĄ 699,00 ZŁ

HOUSE DWURZĘDOWA MARYNARKA 159,99 ZŁ

HEXELINE SPODNIE W CZARNE PRĄŻKI 745,00 ZŁ

2.

WOJAS BEŻOWE KLAPKI 239,00 ZŁ

CROPP SPODNIE 89,99 ZŁ

QUIOSQUE TOREBKA Z MOTYWEM PLECIONKI 89,99 ZŁ

YES BRANSOLETKA Z CYRKONIAMI 80,00 ZŁ

YES ZŁOTE KOLCZYKI KOLEKCJA MAGNOLIA 799,00 ZŁ

TATUUM MARYNARKA LNIANA 549,99 ZŁ

MOHITO SPODNIE 149,99 ZŁ

KAZAR BEŻOWE SANDAŁY 399,00 ZŁ


moda CH FOCUS

SZEROKIE SPODNIE CZAS NA KULOTY W tej stylizacji bardzo ważną rolę odgrywają szerokie, brązowe spodnie z Promod, które świetnie wyszczuplają całą sylwetkę i biodra. To jeden z mocniejszych trendów na tę wiosnę i lato: odchodzimy od modeli w typie skinny, rurek, wąskich nogawek, na rzecz różnego rodzaju modeli spodni - kulotów i palazzo, zarówno długich, jak i sięgających do połowy łydki. Kuloty wracają do mody w wielkim stylu. Możemy je nosić ze szpilkami albo obuwiem sportowym, do T-shirtów, marynarek i topów. Wbrew pozorom, szerokie spodnie będą odpowiednie dla bardzo różnych figur. Kluczowe jest tylko zadbanie o proporcje, odpowiednią górę, tkaninę oraz szycie. Złej jakości

materiał nigdy nie będzie się dobrze prezentował, bez względu na to, jaką sylwetkę mamy.

PONADCZASOWE DODATKI Całość uzupełnia brązowy, skórzany pasek, pięknie podkreślający talię. To bardzo aktualny i ponadczasowy trend, tak samo jak duża, żółta torebka z zamszu marki Venezia. Energetyczny kolor ładnie przełamuje stylizację, ożywia ją i przyciąga uwagę. Podczas zakupów z klientkami staramy się wybierać właśnie takie ubrania i dodatki, które będą modne nie tylko w jednym sezonie, ale również w kolejnych. Zawsze warto mieć w szafie kilka ponadczasowych trendów, pasujących do wielu stylizacji.

2. SYLWIA Stylizacja na modelce

40+ VENEZIA ZAMSZOWA TOREBKA 379,00 ZŁ GUESS PASEK 229,00 ZŁ PROMOD SPODNIE 119,90 ZŁ PROMOD TOP 79,90 ZŁ RYŁKO ZAMSZOWE CZÓŁENKA 329,99 ZŁ PIERRE MODA POLSKA MARYNARKA 199,00 ZŁ STYLIZACJA: ANGELINA FELCHNER MODELKA: SYLWIA BUDZISZAK ZDJĘCIA: NATALIA KULIGOWSKA MAKIJAŻ: INGLOT

Umów się na bezpłatne dwugodzinne spotkanie ze stylistką - Angeliną Felchner!

Jak powstają trendy? Nowy sezon, nowa moda, nowe trendy. Zastanawiałyście się kiedyś, jak powstają? Wbrew pozorom nie tylko projektanci odpowiadają za ich kreowanie. Moda musi być żywa, praktyczna, nigdy nie powstaje w próżni. Wiedzą o tym największe marki i firmy, które chętnie korzystają z pomocy tzw. „poszukiwaczy trendów” („trendwatchers”). Co ciekawe, często są to humaniści, ekonomiści, marketingowcy czy filozofowie, niekoniecznie osoby zawodowo związane z branżą modową. Ich zadaniem jest obserwowanie ludzi, odwiedzanie wystaw i pokazów, chodzenie na koncerty, do kin i kawiarni, a przy tym analizowanie rynku, naszych potrzeb oraz sytuacji politycznej, ponieważ ona również ma wpływ na modę. Na przykład konflikt w Zatoce Perskiej przyczynił się do zwiększenia popularności wzorów moro i safari. To dzięki poszukiwaczom trendów projektanci wiedzą, co będzie modne w przyszłych sezonach. Wniosek stąd taki - sami tworzymy trendy. Możemy bawić się modą. Ważne tylko, żebyśmy dobrze się czuły w swoich ciałach i ubraniach.

wejdź na www.focusbydgoszcz.pl/stylistka/ strona kobiet • maj - lipiec 2019 11


ZDJĘCIA N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

moda My way of temat

12 strona kobiet


moda

Uniwersalne trendy na lato! Zawsze powtarzam, że jeśli czujemy się atrakcyjnie w konkretnej stylizacji, to bardzo często właśnie tak w niej wyglądamy.

TEKST: Beata Bujanowska, autorka bloga modowego „My way of…”

L

Lato rządzi się swoimi prawami. To czas, w którym mamy ochotę się zrelaksować i stawiamy w dużej mierze na wygodę (w szczególności podczas wymarzonych wakacji), ale także odkrywamy więcej ciała - ramiona, plecy czy nogi. Wszystkie chwyty dozwolone, choć oczywiście w granicach rozsądku. Na co dzień wiele zależy od tego, jaką pracę wykonujemy i czy możemy sobie na to pozwolić. Wyczucie smaku, w szczególności latem, to podstawa. Ważne jest również nasze dobre samopoczucie w danym zestawie. Zawsze powtarzam, że jeśli czujemy się atrakcyjnie w konkretnej stylizacji, to bardzo często właśnie tak w niej wyglądamy.

JAK TO SIĘ MA DO MODY? Letnie trendy z jednej strony co roku odrobinę się zmieniają, z drugiej wiele z nich jest tak uniwersalnych, że sprawdzają się w każdym sezonie. Wśród nowości, które pojawiły się na wybiegach znanych projektantów, znajdziemy kolorowe garnitury w soczystych kolorach, błysk w postaci cekinów oraz metalicznych tkanin, „cyclings shorts”, czyli szorty o specyficznej długości, kokardy w rozmiarze XXL, frędzle i pióra. To zdecydowanie propozycje dla odważnych. Z kolei dla zwolenniczek klasyki, którą sama uwielbiam, przygotowałam letni „must have” w wersji długoterminowej, czyli obowiązującej właściwie co roku. KOLORY LATA Zacznijmy od białej sukienki, która idealnie sprawdzi się w upalne dni. Może być krótka lub maxi, z odkrytymi ramionami w hiszpańskim klimacie lub z dekoltem w zmysłowym wydaniu, z romantycznej

koronki lub gładkiej tkaniny. Każda jest idealną bazą do stylizacji. Białe sukienki powinny zagościć w letniej szafie każdej z nas. Pięknie współgrają z delikatną opalenizną oraz dodatkami. Są ultradziewczęce, w szczególności w wydaniu boho, który jest najgorętszym trendem każdego lata. Pozostając przy modnej kolorystce, w czołówce znajduje się czerwień, która kojarzy się z kobiecością. Jest niezwykle zmysłowa i rzuca się w oczy, nawet przy najprostszym fasonie. Jeśli więc tego lata podczas jakiejś okazji chcemy być zauważone - na przykład na ważnej uroczystości - postawmy na ten kolor. Miłośniczkom romantycznego stylu polecam pastele - synonim subtelności. Taka kolorystyka pięknie prezentuje się w delikatnych, szyfonowych tkaninach, a także plisach, które pokochały influencerki modowe, pokazując je na przeróżne sposoby. Na listę moich ulubieńców zdecydowanie trafiła plisowana spódnica midi w pudrowym kolorze, która świetnie się sprawdzi z elegancką bluzką i szpilkami oraz T-shirtem i trampkami. Oba połączenia to hit tego roku.

KLASYCZNE WZORY Zawsze o tej porze roku wśród ulubionych kobiecych trendów znajdziemy też kwiatowe wzory - pojawiają się już w sezonie wiosennym i pozostają z nami aż do jesieni. Latem postawmy na suknie z tym printem na zwiewnych tkaninach, najlepiej długości midi lub maxi. Kwiaty są dużym urozmaiceniem dla gładkich stylizacji, które zdecydowanie częściej wybieramy. Jednym z moich ukochanych letnich trendów są groszki. Pokochałam je w zeszłym roku i z ogromną radością wróciłam do nich w tym sezonie. Często spotkacie je na moim blogu, głównie w wersji black & white. Z tego względu, że najczęściej sięgam po minimalistyczne stylizacje w odcieniach beżu, groszki są dla mnie alternatywą dla codziennych zestawów. Taki czarno-biały look można podkręcić kontrastowym detalem, na przykład czerwonymi butami, które także idealnie wpisują się w letnie trendy. TRENDY Z ROZWAGĄ Bardzo często podkreślam, że oczywiście warto podążać za trendami, ale z ogromną rozwagą, dopasowując je indywidualnie do siebie. Jeśli nie jesteśmy do końca przekonane, że dana rzecz jest dla nas, warto postawić na detale, które odgrywają często główną rolę w stylizacjach. strona kobiet • maj - lipiec 2019 13


moda

Dodatki do letnich stylizacji Detale to najważniejszy element każdej stylizacji, w szczególności tej, która jest minimalistyczna. Pozwalają również na zmianę charakteru całości, a co za tym idzie, nawet jej stylu. Na jakie dodatki warto postawić latem?

KAPELUSZ najlepiej słomkowy, nadaje stylizacji elegancji oraz klasy. Wybierany zwykle przez odważne kobiety, w letnim wydaniu jest nieco mniej nonszalancki. Świetnie sprawdzi się na co dzień i oprócz tego, że urozmaici wakacyjny zestaw, dodatkowo chroni przed słońcem. BIŻUTERIA wiele wprowadza do całości. Zazwyczaj wybieram delikatną i subtelną, jednak latem lubię tę, która bardziej rzuca się w oczy. Mam na myśli oryginalne kolczyki, między innymi kolorowe frędzle lub zwierzęce printy w połączeniu ze złotem.

TORBA-KOSZYK to detal, który wprowadza ciekawy klimat do letnich stylizacji. Koszyki pięknie komponują się ze zwiewnymi sukienkami maxi, nadając im nieco więcej luzu. Takie torby w wersji XL idealnie sprawdzą się na wakacyjne wypady nad morze. Moda na torebki koszykowe wraca do nas co roku, często w nowej odsłonie. Tym razem nie ma jednego określonego typu - wszystkie kształty są dozwolone. Koszyki najlepiej pasują do stylu boho.

LETNIE OBUWIE to głównie sandałki, w tym roku na wygodnym słupku, który w codziennym pędzie umożliwi nam nawet bieganie. Numerem jeden są także espadryle - nie tylko wygodne, ale również idealne do letnich zestawów w stylu safari. W tym roku postawmy na modele w naturalnych kolorach.

14 strona kobiet


ZDJĘCIA N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

moda

CZARNO-BIAŁY LOOK MOŻNA PODKRĘCIĆ KONTRASTOWYM DETALEM, NA PRZYKŁAD CZERWONYMI BUTAMI, KTÓRE TAKŻE IDEALNIE WPISUJĄ SIĘ W LETNIE TRENDY.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 15


temat

16 strona kobiet


kobieca perspektywa

DLA GOLIBRODY NIE MA DROGI NA SKRÓTY Gdy damy panom gwarancję, że jest to ich męski świat, znikają wszelkie bariery. Mężczyźni decydują się na depilację policzków, peelingi twarzy, regulację brwi czy hennę - mówi Natalia Lietz, zwyciężczyni największej w Polsce bitwy barberów International Barber Battle. ROZMAWIA: Tomasz Skory

Barbering to dla Pani sztuka czy rzemiosło? Coś pomiędzy, bo żeby być dobrym barberem, trzeba mieć w sobie trochę artysty. To jak rzeźbienie we włosach i zaroście. Nadanie im kształtu, stworzenie z nich czegoś interesującego wymaga poczucia smaku, estetyki i wyobraźni. A tego, jak uzyskać taki efekt już trzeba się nauczyć. Strzyc wszystkich „na jedno kopyto” każdy się może nauczyć, ale artystycznego zmysłu nic nie zastąpi? Absolutnie. To już zresztą dawno się zmieniło i nie do pomyślenia jest dziś, że przyszłoby kilku klientów i każdy wyszedł ostrzyżony tak samo. Każdy jest obsługiwany indywidualnie, bo ma inny kształt głowy czy brody i nie we wszystkich fryzurach będzie dobrze wyglądał. Zresztą rzadko kiedy ktoś przychodzi z konkretną wizją. Część ma pewne pomysły, ale wielu jest ciekawych, co my im zaoferujemy - i dość często się zdarza, że nasze wizje spotykają się gdzieś w pół drogi. W dużej mierze nasza praca polega właśnie na doradzaniu. Bez wyobraźni w takim przypadku ani rusz. Tak się zastanawiam, czy włosy kobiet nie dają w tym wypadku więcej pola do popisu? Nie tyle same włosy, co zakres usług - dla kobiet jest znacznie szerszy. Damskie salony zajmują się strzyżeniem, pielęgnacją, stylizacją, przedłużaniem, koloryzacją… i tak dalej. Męskie fryzjerstwo jest z części

tych elementów obcięte, ale też nie ma nudy. Szczególnie że usług dla panów cały czas przybywa. Dla osoby, która ma potrzebę ciągłego rozwoju, ważne jest, żeby dużo się działo. Dlatego trochę pracuję w fryzjerstwie damskim i trochę w barber shopie. Dlaczego zdecydowała się Pani stworzyć takie miejsce - tylko dla mężczyzn? Zaczynałam przygodę z barberingiem jakieś osiem-dziewięć lat temu w tureckim barber shopie. Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że to może przyjść do nas do Polski i tak się rozwinąć. Gdy wróciłam z zagranicy, otworzyłam dwa salony damsko-męskie, w których działał taki „kącik dla panów”. I to na początku wystarczało. Natomiast z czasem zauważaliśmy, że klienci odczuwają lekki dyskomfort. Wiadomo - kobiety w salonie zachowują się inaczej niż mężczyźni. On sobie siedzi, a obok pięć kobiet w papierkach na włosach, plotkują, jest głośno, w powietrzu czuć farbę. Nie każdy facet w takich warunkach czuje się „u siebie”. Pomyślałam więc, że byłoby dobrze te dwa światy rozgraniczyć. Stworzyć miejsce, w którym panuje męski klimat, czuć zapach wody kolońskiej, można w spokoju poczytać gazetę, napić się whisky. Pamięta Pani swojego pierwszego klienta? Pamiętam, jak pojechałam na pierwsze szkolenie z barberingu u Adama Szulca, który jest legendą fryzjerstwa. Wróciłam i mówię do męża: „Chodź, ogolę cię, bo muszę na kimś poćwiczyć”, po czym...

strona kobiet • maj - lipiec 2019 17


kobieca perspektywa

W SALONIE KOBIETY ZACHOWUJĄ SIĘ INACZEJ NIŻ MĘŻCZYŹNI. ON SOBIE SIEDZI, A OBOK PIĘĆ KOBIET W PAPIERKACH NA WŁOSACH, PLOTKUJĄ, JEST GŁOŚNO, W POWIETRZU CZUĆ FARBĘ. NIE KAŻDY FACET W TAKICH WARUNKACH, CZUJE SIĘ „U SIEBIE”.

ZDJĘCIE PAWEŁ WARLINSKI

zupełnie nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Zezłościł się, powiedział, że nic się nie nauczyłam, i sam się ogolił. To mnie tak zdołowało, że zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie się do tego nadaję. Ale na szczęście nie poddałam się. Patrząc bardzo pragmatycznie - kobiety są chyba lepszymi klientami, bo można na nich więcej zarobić? Niekoniecznie. Przy jednej kobiecie czasem musimy spędzić kilka godzin, a u panów są szybsze wizyty. Nieraz zrobię paniom tylko dwie koloryzacje w ciągu dnia, a panów mogę w tym czasie ostrzyc ośmiu i jak podsumuję utarg, to wychodzi na to samo. Panowie chętniej kupują też kosmetyki do pielęgnacji w domu. Prawie każdy z naszych klientów ma już od nas szczotkę i olejki do pielęgnacji brody, balsamy do zarostu czy pianki do stylizacji włosów. Może panowie chcą wziąć sprawy w swoje ręce, a panie wolą zaufać fachowcom? Wydaje mi się, że to kwestia łatwiejszej pielęgnacji. Miałam takiego klienta, który przyszedł do mnie bardzo zarośnięty, kilka miesięcy nie był u fryzjera, a ja mu zaproponowałam rodzaj fryzury pompadour połączony z fadem. Jak zobaczył, co robię, powiedział: „Ale ja się w domu będę męczyć, by uzyskać taki efekt, tragedia”. Odpowiedziałam, że wcale nie, bo to jest tak cięte, że wystarczy pianka. I przy następnej wizycie przyznał, że faktycznie zajmuje mu to teraz minutę. Tym się właśnie różni wyszkolony barber od takiego zwykłego fryzjera, który pół życia tnie tylko trzy rodzaje fryzur. My przy okazji edukujemy i pokazujemy klientowi, co on powinien robić z tą brodą czy włosami, by nie stwarzały mu problemu. Obcięcie włosów może trwać nawet 45 minut, połączone jest od razu z pielęgnacją. W niektórych salonach tną nawet w 10 minut, ale potem te włosy nie chcą się układać. Dla mnie, jako golibrody, nie ma

18 strona kobiet


kobieca perspektywa

drogi na skróty - są pewne rytuały, które choćby z szacunku dla miejsca, jakim jest barber shop, muszą być wykonane. Kto się u Pani strzyże? Jacy to faceci? Przede wszystkim mężczyźni, którzy są znudzeni pospolitymi fryzurami. Ludzie, którzy chcieliby zobaczyć siebie w nowej odsłonie i mieć na głowie coś innego niż dotychczas. Połowa przychodzi po coś nowego, mówiąc: „Skończyły mi się pomysły, proszę mnie czymś zaskoczyć”. Sporo osób wpada też z ciekawości, bo nigdy nie byli goleni brzytwą, albo chcą przekonać się, jak wygląda strzyżenie u barbera. Dbanie o siebie, długie przesiadywanie u fryzjera kojarzy się jednak z czymś stereotypowo kobiecym. Klienci nie mówią, że chcieliby dobrze wyglądać, ale… …ale żeby nikt nie widział, że coś jest przy nich robione? (śmiech) Tak było w tych pierwszych salonach, gdzie siedzieli obok siebie mężczyźni i kobiety. Przychodził pan i może czasem chciał coś więcej, widział jednak, że kobiety obserwują, i nie zawsze miał odwagę się odezwać. Jak ktoś ma wyrywane włosy z nosa, to raczej nie chce, by taka Grażynka siedziała obok, komentowała i nie daj boże nagrywała telefonem. Ale kiedy damy panom gwarancję, że jest to ich męski świat, to znikają wszelkie bariery. Mężczyźni decydują się na depilację policzków, maski, peelingi twarzy, regulację brwi, hennę. Bez skrępowania, bo wiedzą, że facet siedzący obok na fotelu to rozumie. Uważam, że jeżeli mężczyzna chce o siebie zadbać, ale nie przesadza, to nie ma w tym nic wstydliwego. Gdzie w takim razie przebiega granica przesadnego dbania o siebie? Kobiety lubią zadbanych facetów, ale z drugiej strony nie podoba im się, gdy mężczyzna poświęca zbyt wiele czasu na zajmowanie się wyglądem. Wydaje mi się, że odpowiednie proporcje są wtedy, gdy mężczyzna spędza w łazience o połowę mniej czasu niż kobieta. Nie jestem za tym, by facet przez pół godziny się stylizował, układał każdy włos oddzielnie. Pięć-dziesięć minut z rana wystarczy na przeczesanie włosów i brody - to nie są zabiegi, które wymagają więcej czasu. Nałożenie olejku i wyszczotkowanie brody zajmuje dziesięć sekund, nic więcej przy tym nie trzeba robić. Co parę dni musimy podgolić boki i szyję, resztą zajmuje się barber przy kolejnej wizycie. Myślałem, że przy takiej bardziej pokaźnej brodzie jest więcej zachodu. Czasami się wydaje, że przy brodzie jest dużo pracy, i faktycznie początki są dość trudne - szczególnie gdy dopiero się ją zapuszcza, jest sztywna, swędzi. Ale jeśli to przetrwamy, idzie już z górki. Przy dłuższej brodzie nie musimy się już golić codziennie lub co dwa dni. Tylko najpierw musimy się trochę zaniedbać? Te pierwsze dwa miesiące, gdy broda nie jest jeszcze taka, jak byśmy chcieli, to dla panów najtrudniejszy okres. Każdy by chciał, aby od początku była ona piękna i gęsta, ale czasem w zaroście są ubytki, w jednym miejscu rośnie, w innym nie chce. Na to też mamy jednak sposoby - preparaty, które stymulują porost włosów.

Wyczytałem, że takim „złotym okresem” dla barberów była pierwsza połowa XX wieku, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Jak zmienił się ten zawód od tego czasu? W tamtym okresie barber shopy stanowiły takie męskie kluby. Panowie przychodzili tam codziennie przed pracą, by poczytać gazetę i ogolić się na gładko. Teraz coraz mniej jest klientów, którzy przychodzą tylko na golenie, aczkolwiek się to zdarza. Niektórzy się dziwią, po co przychodzić się golić tutaj, skoro można zrobić to w domu. Ale w domu łatwo o podrażnienia, wypryski, czasem się ktoś zatnie, a tu golenie obejmuje cały rytuał. Jest zmiękczenie, pielęgnacja przed, porządna nowa brzytwa, odpowiedni balsam, ręcznik, woda kolońska - i nie ma żadnych podrażnień. Komfort i jakość skóry po takim goleniu są nieporównywalne. Dla wielu to też nowe doświadczenie. Coś wręcz tak abstrakcyjnego, że niektórzy klienci nagrywają się telefonami i komentują: „Patrz, kobieta goli mi twarz brzytwą”! Na International Barber Battle była Pani jedyną kobietą? Przyznam, że gdy jadę na zawody, największym stresem dla mnie nie jest to, jak mi pójdzie, ale czy będę jedyną kobietą i co na to inni zawodnicy. Bo to jednak trochę włażenie w butach w ten męski świat. Oczywiście mamy do tego prawo, ale widzieć kobietę, która rywalizuje na tym polu z mężczyznami, to wciąż rzadkość. A jednak w Pani zespole przeważają kobiety. Poznałam osobiście Lady Barber, której babcia była golibrodą, więc to nie jest tak, że nagle porwałyśmy się na męski zawód. Przez długi czas faktycznie było nas dość mało, ale to się zmienia. Ja, gdybym była mężczyzną, chyba wolałabym iść do barberki. W końcu panowie chcą się podobać kobietom, a nie innym mężczyznom, a my strzyżemy ich tak, jak podpowiada nam gust. Poza tym wydaje mi się, że panowie raczej wolą, jak to kobieta ich mizia po twarzy czy szyi (śmiech). Pani ulubionym stylem jest old school. Dlaczego taki? Jestem zakochana w takim męskim, tradycyjnym fryzjerstwie. Old school to moja ulubiona stylizacja, bardzo elegancka, ponadczasowa, pasująca niemal każdemu. W takich fryzurach możemy pokazać też najwyższą jakość warsztatu i nasz kunszt. W old schoolu pracuje się tylko i wyłącznie nożyczkami i grzebykiem. Tu nie pomogę sobie maszynką, nie wykończę nic trymerem. To styl wymagający największego doświadczenia. Czy chodząc po ulicach i obserwując bydgoszczan, potrafi Pani powiedzieć, kto chodzi do doświadczonego barbera, a kto do zwykłego fryzjera? Może to zabrzmi nieładnie, ale… czasem to widać. To już taki nawyk, że najpierw patrzę, jakie ktoś ma włosy i brodę, a dopiero potem na pozostałe elementy. Natomiast z roku na rok jest zdecydowanie coraz lepiej. Jeżeli widzę mężczyznę z brodą, to zazwyczaj jest ona zadbana, a nie sygnalizuje, że zapomniał się - wielokrotnie - ogolić. Widać, że coraz więcej osób nosi te brody świadomie i albo korzysta z usług barbera, albo samemu potrafi o nią dobrze zadbać. W ogóle panowie coraz lepiej dbają o włosy, a i ich stylizacje w ubiorze są bardziej przemyślane. Cieszy mnie to.

NATALIA LIETZ właścicielka trzech salonów w Bydgoszczy i Łochowie. Fryzjerstwem zajmuje się od 15 lat. Pierwsze kroki w barberingu stawiała w tureckim barber shopie w Irlandii. W 2018 roku zdobyła pierwsze miejsce w mistrzostwach International Barber Battle. Jest też specjalistką w mikropigmentacji skóry głowy oraz zagęszczaniu włosów.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 19


temat

20 strona kobiet


kobieca perspektywa

ŚLUB PONASZEMU Wiele osób wciąż uważa, że ślub i wesele to procedury rutynowe. Co zrobić, żeby zmienić te opinie? Słuchajcie siebie - to wskazówka, którą jako pierwszą kieruję do narzeczonych. Ślub i wesele to dzień, który należy przede wszystkim do pary młodej, nie wujka, nie siostry i nie teściowej. Jeśli uzmysłowimy sobie, że naszym obowiązkiem nie jest podążanie ścieżką przetartą przez kuzynki i przyjaciółki, to okaże się, że jedyne, co nas ogranicza, to wyobraźnia. Grunt to porzucić strach.

Pomyśl jednak, co jest gorsze - podążanie za oczekiwaniami innych czy złe samopoczucie po weselu, które nie było spełnieniem naszych marzeń? - pyta mistrzyni ceremonii Bernadetta Kowalczyk. ROZMAWIA: Agata Maksymiuk

Ale co z zawiedzioną babcią i mamą, które miały swoje wizje? W takich sytuacjach zwykle pojawiają się wyrzuty sumienia. To naturalne i trzeba się z tym zmierzyć. Pomyśl jednak, co jest gorsze - podążanie za oczekiwaniami innych czy złe samopoczucie po weselu, które nie było spełnieniem twoich marzeń? Przyznaję, zdarza mi się organizować mediacje między stronami podczas ślubnych przygotowań. Ustalenie jasnych „zasad gry” pokazuje, jak ważna jest to rozmowa. Słowa „dziękujemy za waszą pomoc, doceniamy ją, ale chcemy to zrobić po swojemu” sprawiają, że później jest łatwiej. W wielu przypadkach obecność wedding plannerki, czyli niejako osoby z zewnątrz, pomaga w otwarciu się i spojrzeniu na problem z innej perspektywy. Spore dyskusje na pewno dotyczą wyboru sukni ślubnej. Zdarza Ci się być stylistką? Towarzyszę narzeczonym na wszystkich etapach przygotowań, a wybór sukni jest jednym z nich. Staram się nigdy nie narzucać swoich wizji i pomysłów, w każdej sytuacji muszę być obiektywna. Stąd też odradzam zapraszanie na przymiarki kilkunastu przyjaciółek, mamy i teściowej. Skoro na co dzień dajemy sobie radę same na zakupach, to i w salonie sukni ślubnych pójdzie nam doskonale. Zbyt duża grupa „asystentek” preferujących inne style i kroje może się skończyć tylko w jeden sposób - łzami i niezdecydowaniem. A przecież nie o to chodzi. Z założenia taką suknię wybiera się raz w życiu. Czy masz jakąś metodę dotarcia z panną młodą do odpowiednich salonów?

strona kobiet • maj - lipiec 2019 21


kobieca perspektywa

Po pierwsze, jestem za tym, żeby wybierać salony, które zaproponują nam jak najwięcej modeli w jak najróżniejszych stylach. Po drugie, salony te powinny umożliwiać poprawki krawieckie, dzięki którym z dwóch, a nawet z trzech sukni stworzymy jedną. Lubię salony, w których można znaleźć kreacje zarówno na huczne wesela dla pół tysiąca gości, jak i kameralne przyjęcie, otwarte na totalnie alternatywne pomysły klientek - jak choćby czarna suknia ślubna czy biała suknia, ale ze spodniami. W którym momencie zabrać się za wybór fryzury i makijażu? Fryzurę i makijaż najlepiej mierzyć z suknią, żeby widzieć, jak wygląda całość, i być pewną, że kucyk nie wplącze się w guziki czy wsuwki nie doprowadzą nas do migreny. Wybierając się do fryzjera, możemy wziąć kilka zdjęć wybranych upięć, które przypadły nam do gustu, ale nie należy z tym przesadzać. Są fryzjerzy specjalizujący się w tematach ślubnych, niektórzy nie tylko pomagają przy dopasowaniu fryzury do urody, ale i asystują przy sesjach ślubnych. Podobnie jest z makijażem, z decyzją zaczekajmy do wyboru sukni, bo niewykluczone, że zamiast bieli pójdziemy w czerwieni czy wspomnianej czerni. Czarna suknia ślubna… Jest coś, co może gości zaskoczyć bardziej podczas wesela? Zdecydowanie są to nowinki kulinarne. Pary idą teraz w kierunku wegetariańskim, a nawet wegańskim. Coraz częściej zdarzają się wesela bezalkoholowe. I tak na stole zamiast tatara ląduje tofu, a zamiast wódki koktajle 22 strona kobiet


kobieca perspektywa na bazie soków. Są to mocno alternatywne rozwiązania, które zawsze wprawiają gości w zdziwienie. Jak wybrać miejsce, które sprosta naszym wymaganiom? Podstawą przy wyborze odpowiedniej sali lub domu weselnego jest lista gości. To ona determinuje grono możliwych usługodawców. Nie każde miejsce oferuje nocleg, nie każde ma ogród i nie każde pomieści np. dwieście osób. Mam jednak poczucie, że wybór odpowiedniego zespołu lub DJ-a nie jest już tak prosty. Tu trudno podeprzeć się liczbą gości czy gustem kulinarnym. Muzykę, podobnie jak salę, należy zarezerwować na samym początku ślubnych przygotowań. Szczególnie jeśli upatrzyliśmy sobie danego wykonawcę wcześniej, ponieważ istnieje duże ryzyko, że ktoś nam go „podkradnie”. I tu złota zasada - wynajęliście profesjonalistę, to nie mówcie mu, jak ma pracować. Odradzam narzucanie własnej playlisty. To, co nam się podoba, nie zawsze nadaje się do zabawy. Można podać kilka ulubionych utworów, ale zostańmy przy kilku. Natomiast polecam zrobienie „czarnej listy”, czyli składanki utworów, których nie chcielibyśmy usłyszeć. Dzięki dobrej muzyce nie tylko zabawa będzie świetna, ale też zdjęcia i filmy wyjdą wspaniale. Zdjęcia i film? W jaki sposób to się łączy? Jeśli jest dobra muzyka, to parkiet płonie. Jeśli parkiet jest pełen, to fotograf i operator kamery mają pełne ręce roboty. A jeśli mają pełne ręce roboty, to znaczy, że powstanie bogaty reportaż ślubny. To wszystko działa bardzo łańcuchowo. Dziś odchodzi się od kilkugodzinnych relacji filmowych, raczej skupia się na klipach, prezentujących przekrój wydarzeń. Tworzenie i łapanie niezapomnianych momentów to spore wyzwanie dla pracowników branży ślubnej.

FOTOGRAF: NATALIA SOBOTKA, FB: @FOTOSOBOTKA MODELKA: ALICJA MAJKOWSKA, INSTAGRAM: @MAJALICJA_ SUKNIE: CENTRUM MODY ŚLUBNEJ W SZCZECINIE, FB: @CMS.SZCZECIN FRYZURA: IZABELA SIMONIDES, SALON FRYZJERSKI SZYK, FB: @SZYKSALONLANGIEWICZA MAKIJAŻ: EWELINA SZYMAŃSKA, BEAUTY ROOM, POLICE, FB: @BEAUTY-ROOM-EWELINA-SZYMAŃSKAARTIST MODEL: TOMASZ MARTYNIAK

BERNADETTA KOWALCZYK mistrzyni ceremonii, czyli wedding & event planner, zajmuje się kompleksową obsługą organizacji i koordynacji wesel.

MIEJSCE: SKLEP NETTO PRZY ULICY MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO 43 W POLICACH ORGANIZACJA: AGATA MAKSYMIUK Specjalne podziękowania dla sieci sklepów Netto za udostępnienie przestrzeni do realizacji sesji zdjęciowej.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 23


edukacja

24 strona kobiet


edukacja

OCENY

TO NIE WSZYSTKO Nie oczekujmy od wybitnego matematyka, że będzie równie świetnym humanistą. Nie niszczmy entuzjazmu dzieci do ich ukochanej dziedziny, oczekując samych piątek i szóstek ze wszystkich przedmiotów - mówi Beata Wójtowicz, dyrektorka Międzynarodowej Szkoły Podstawowej „Sokrates” w Bydgoszczy. ROZMAWIA: Tomasz Skory

Zbliżają się wakacje, ulubiony czas uczniów… Czy to nie oznacza, że dzieci nie lubią szkoły? Uczniowie zdecydowanie lubią szkołę, ale podobnie jak dorośli cenią sobie możliwość odpoczynku po wytężonej pracy. Wakacje to okres, kiedy nie trzeba rano wstawać, myśleć o codziennych szkolnych obowiązkach. Wreszcie jest czas na wypoczynek, realizacje własnych celów, wyjazd z najbliższymi czy spotkania w grupie rówieśników. Można zwolnić tempo, zwyczajnie poleniuchować, a nawet ponudzić się, co często wyzwala pokłady pomysłowości i kreatywności. Mam jednak wrażenie, że u większości dzieci powrót do szkoły budzi raczej mieszane uczucia. Tak, towarzyszą temu zarówno obawy, jak i nadzieje. Szczególnie dotyczy to tych uczniów, którzy w szkole pojawiają się po raz pierwszy lub rozpoczynają kolejny etap edukacyjny. Zawsze w pewnym stopniu wpływa to na strefę komfortu dziecka. Uczniowie stawiają sobie nowe cele, pojawiają się „noworoczne postanowienia”, a także oczekiwania rodziców. Bardzo często życzymy naszym dzieciom powodzenia, dobrych wyników w nauce, samych piątek i szóstek. To sprawia, że uczeń zaczyna myśleć o czekających go nowych obowiązkach, zadaniach, ciężkiej pracy, jaką musi wykonać, aby spełnić te życzenia. Nauczyciele i rodzice powinni pamiętać, że wyniki edukacyjne to tylko jeden z wielu aspektów szkolnego życia. Równie ważna jest przestrzeń na rozwijanie pasji, zainteresowań, umiejętności interpersonalnych, emocjonalnych oraz innych istotnych kompetencji potrzebnych teraz i w przyszłości. Dlatego w szkole, już od pierwszych dni września, powinniśmy stwarzać warunki, które zapewnią dzieciom poczucie bezpieczeństwa, komfortu, ograniczą stres i niepotrzebne napięcie.

Da się stworzyć takie warunki? Szkoła to przecież nieustanne udowadnianie, że coś się potrafi, wystawianie się na oceny, czasem niepowodzenia. Dzieci i młodzież gorzej sobie z tym radzą niż dorośli. Sukcesy i niepowodzenia są stałym elementem naszego życia, podobnie sytuacje stresowe. Towarzyszą nam w różnych momentach, nie tylko w szkole. Ważne jest, aby poza realizacją wymaganych treści, uczyć dzieci radzenia sobie z trudnymi emocjami. To bardzo istotne zadanie dla grona pedagogicznego, a w szczególności dla wychowawców, pedagoga i psychologa szkolnego. Sprawdzanie wiedzy i umiejętności jest czymś, czego w szkole nie da się uniknąć. Jesteśmy zobligowani do tego chociażby ze względu na egzaminy zewnętrzne. Podczas lekcji uczniowie często porównują się z sobą nawzajem, widzą, w czym są lepsi, a w czym radzą sobie gorzej od rówieśników. Porównują swoje stopnie i osiągnięcia w nauce. Dlatego powinniśmy też uświadamiać dzieciom i młodzieży, że trudno jest być najlepszym we wszystkich dziedzinach i odnosić sukcesy na każdym polu. Rozwijajmy i doceniajmy mocne strony, talenty naszych pociech. Dzięki temu będą znały swoją wartość i łatwiej zniosą niepowodzenia na innych obszarach. Nie oczekujmy od wybitnego matematyka, że będzie równie świetnym humanistą. Nie niszczmy entuzjazmu dzieci do ich ukochanej dziedziny, oczekując samych piątek i szóstek ze wszystkich przedmiotów. A jak na entuzjazm uczniów wpływają oceny? Chyba każdemu z nas oceny wydają się nieodłącznym elementem szkoły. Podobne odczucia mają uczniowie. Często ich główną motywacją do nauki jest zdobycie jak najwyższego stopnia. Nie możemy

ZDJĘCIA TOMASZ CZACHOROWSKI

strona kobiet • maj - lipiec 2019 25


edukacja

ATRAKCYJNOŚĆ I RÓŻNORODNOŚĆ ZAJĘĆ, TAKŻE SPORTOWYCH, TO PODSTAWA W PRACY Z DZIEĆMI. SZKOŁA DYSPONUJE ŚCIANKĄ WSPINACZKOWĄ.

jednak zapominać o tym, że każdy człowiek, a przede wszystkim dziecko, ma naturalną potrzebę uczenia się nowych rzeczy. Wszyscy mamy wrodzone predyspozycje do rozwijania wiedzy i umiejętności. Naszym motorem jest wewnętrzna motywacja, którą dodatkowo da się wspierać poprzez pozytywne wzmacnianie. W szkole mogą to być pochwały, docenianie wysiłku włożonego w dane zadanie. Jeżeli bazujemy tylko na ocenach formalnych, uczniowie szybko tracą wewnętrzny zapał do uczenia się. Ich głównym motywatorem staje się cyfra w dzienniku. Często pojawiają się wówczas na lekcjach pytania: „czy to na ocenę?”. Dziecięca motywacja do nauki nowych rzeczy dla siebie ginie. Uczeń zaczyna stosować zasadę: zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Dlatego w naszej szkole duży nacisk kładziemy na przekazywanie informacji zwrotnych, dawanie wskazówek i czasu na opanowanie materiału. Uwzględniamy indywidualne możliwości, styl i tempo uczenia się. Program nauczania wymusza, by każdy uczył się tego samego, niezależnie od predyspozycji. I np. ktoś, kto nie ma głosu ani słuchu, musi śpiewać na muzyce przed całą klasą. To też może być nieprzyjemne doświadczenie... Szkoły muszą realizować podstawę programową z każdego przedmiotu. Jednak sposób, metody i narzędzia stosowane do osiągnięcia tego celu zależą przede wszystkim od pomysłowości i kreatywności nauczyciela. Dzisiejsza edukacja oparta jest w dużej mierze na indywidualnym podejściu do ucznia, uwzględnieniu jego predyspozycji oraz specjalnych potrzeb. Na wszystkich zajęciach, w szczególności lekcjach muzyki, plastyki i wychowania fizycznego, bierze się pod uwagę zaangażowanie, włożony wysiłek, chęci ucznia. Nie możemy wymagać od każdego dziecka, że będzie świetnie malowało czy bezbłędnie wykonywało ćwiczenia gimnastyczne. Każdy z nas 26 strona kobiet

jest inny. Przy takim podejściu nauczyciela uczniowie chętniej próbują swoich sił w różnych dziedzinach i nie obawiają się, że dostaną negatywną ocenę np. za brak talentu muzycznego czy umiejętności sportowych. Najlepsze efekty są wtedy, gdy nauka sprawia uczniom frajdę, stąd tak często podkreśla się hasło „nauka poprzez zabawę”. Czy w szkołach stosuje się takie metody? Zdecydowanie tak, w szczególności na etapie edukacji wczesnoszkolnej. Dziecko od najmłodszych lat interesuje się otaczającym go światem. Najchętniej poznaje go właśnie poprzez zabawę oraz własne doświadczenia. Dlatego najlepsze efekty przynoszą metody nauczania wzorujące się na naturalnych zachowaniach, bazujące na aktywności ucznia. Przykładem takich działań są np. gry edukacyjne, doświadczenia i eksperymenty, lekcje w terenie, w szczególności na łonie natury. W dzisiejszych czasach dużym wsparciem dla nauczycieli jest dostępność różnorodnych pomocy dydaktycznych. Są to zarówno nowoczesne programy komputerowe, tablice interaktywne, a nawet roboty. Równocześnie nie możemy zapomnieć o sprawdzonych metodach, takich jak pedagogika Marii Montesorii, której elementy wykorzystujemy również w naszej szkole. Największą frajdę naszym uczniom sprawiają lekcje w „Zielonej klasie”, gdzie dzieci uczą się na świeżym powietrzu, w otoczeniu zieleni. Dbają o szkolny ogródek, prowadzą obserwacje przyrodnicze i mają okazję do sporej dawki ruchu na świeżym powietrzu. Czy zwykła klasa już nie wystarczy? Większość lekcji w naszej szkole, podobnie jak w innych, odbywa się w salach lekcyjnych. Ważne jest jednak, aby zadbać o to, jak ta przestrzeń wygląda, w jaki sposób nauczyciel ją organizuje i jak wykorzy-


edukacja

Czy dla starszych uczniów, od których wymaga się więcej, metody aktywne i nauka przez zabawę to też dobry kierunek? Aktywne metody pracy z powodzeniem mogą, a wręcz powinny być stosowane w przypadku starszych grup. Większa ilość materiału absolutnie nie wyklucza takiego sposobu nauczania, raczej ułatwia przekazanie i przyswojenie nawet rozbudowanych treści. Liczne badania wskazują na to, iż szybciej i efektywniej uczymy się, gdy jesteśmy zaangażowani i aktywni w tym procesie. Przeprowadzając na lekcji eksperyment lub realizując projekt edukacyjny, uczeń zapamięta o wiele więcej niż z wykładu i spisania notatki w zeszycie. Tradycyjne metody nauczania, które my, dorośli, pamiętamy jeszcze z własnych lat szkolnych, nie sprawdzają się w dzisiejszych czasach. Dlatego jako szkoła poszukujemy nowych rozwiązań. W tym roku szkolnym duży nacisk położyliśmy na wprowadzenie alternatywnych metod nauczania. Jedną z naszych inspiracji są narzędzia TOC, które rozwijają myślenie krytyczne u dzieci i młodzieży. Nasi nauczyciele z powodzeniem korzystają z nich podczas lekcji. Jesteśmy przekonani, że to jedna z kluczowych kompetencji, niezbędna w dorosłym życiu. Nowe metody nauczania są wyzwaniem dla wielu nauczycieli, wymagają zmiany podejścia, wyzbycia się stereotypów i przyzwyczajeń. Jednak po efektach widzimy, że warto wprowadzać je do codziennej praktyki szkolnej. Jakie jeszcze wyzwania stoją przed współczesnymi nauczycielami? W ostatnich latach zmieniła się z pewnością rola nauczyciela. Kiedyś był głównym źródłem wiedzy. Dziś wszelkie informacje są na wyciągnięcie ręki, a nawet kciuka na ekranie smartfona. Rolą współczesnego nauczyciela, ale także i wyzwaniem, jest bycie głownie mentorem, przewodnikiem w procesie nauczania, wyszukiwanie różnych metod i rozwiązań w dochodzeniu do wiedzy czy rozwijaniu umiejętności. Kolejnym wyzwaniem jest interdyscyplinarność. Wiele współczesnych odkryć naukowych wynika z połączenia kilku czasami zupełnie odmiennych dyscyplin. Tak naprawdę zjawiska zachodzące wokół nas trudno jest zaszufladkować do konkretnego przedmiotu. Łatwiej zrozumieć otaczający nas świat z perspektywy kilku dziedzin. Powinno to mieć odbicie w rzeczywistości szkolnej. Od nauczycieli takie podejście wymaga współpracy, łączenia treści z różnych przedmiotów. Z powodzeniem działa to w naszej szkole w ramach międzyprzedmiotowych projektów edukacyjnych.

Podsumowując, jaka powinna być szkoła, aby dzieci chciały do niej wracać we wrześniu? Podstawa to przyjazna atmosfera. Uczniowie muszą czuć się w szkole przede wszystkim bezpiecznie i komfortowo. Ważne są dobre relacje - nie tylko z rówieśnikami, ale także z nauczycielami - oparte na wzajemnym zaufaniu, szacunku i zrozumieniu. Lekcje powinny wzbudzać ciekawość, zachęcać do rozwijania wiedzy i umiejętności oraz zainteresowań czy talentów. W szkole nie może być miejsca na nudę i rutynę. Dokładamy wszelkich starań, aby właśnie tak było w Sokratesie.

ZDJĘCIE JAN SZLAGOWSKI

stuje jej możliwości. Dokładamy wszelkich starań, aby przestrzeń edukacyjna w naszej szkole była dostosowana do potrzeb uczniów, wyposażona w nowoczesne narzędzia oraz umożliwiała prowadzenie lekcji z wykorzystaniem aktywnych metod pracy.

JEŻELI BAZUJEMY TYLKO NA OCENACH FORMALNYCH, UCZNIOWIE SZYBKO TRACĄ WEWNĘTRZNY ZAPAŁ DO UCZENIA SIĘ. DZIECIĘCA MOTYWACJA GINIE POMIĘDZY KOLEJNYMI CYFRAMI W DZIENNIKU.

PRZEPROWADZAJĄC NA LEKCJI EKSPERYMENT LUB REALIZUJĄC PROJEKT EDUKACYJNY, UCZEŃ ZAPAMIĘTA O WIELE WIĘCEJ NIŻ Z WYKŁADU I SPISANIA NOTATKI W ZESZYCIE

strona kobiet • maj - lipiec 2019 27


GDY NIEBIESKA ŚCIANA BOLI Dzieci ze spektrum autyzmu mogą wydawać się obojętne na innych, odcięte od świata, zamknięte w swoim wnętrzu. Z jednej strony sprawiają wrażenie, jakby nikogo nie potrzebowały, z drugiej są po prostu samotne - mówi psycholożka Magdalena Markowska, zajmująca się diagnozą i terapią dzieci z zaburzeniami rozwoju. ROZMAWIA: Lucyna Tataruch 28 strona kobiet


rodzina

Pamiętasz swojego pierwszego małego pacjenta ze spektrum autyzmu? Jeszcze zanim zajęłam się tym zawodowo, w moim bliskim otoczeniu pojawiło się dziecko, u którego podejrzewałam tego typu zaburzenia. Zaniepokoiły mnie niektóre jego zachowania. Przykładowo: przed ukończeniem pierwszego roku życia ten maluch bez problemu zostawał sam z obcymi ludźmi. Powrót rodziców też nie robił na nim wrażenia. Prawidłowo rozwijające się dziecko płacze, gdy mama bądź tata znikają, i uspokaja się, kiedy znowu ich widzi. U niego w ogóle nie było takich reakcji. Poza tym każda kąpiel, karmienie czy podnoszenia musiały odbywać się według ściśle określonych rytuałów, bo inaczej bardzo się denerwował. Z czasem dochodziły kolejne sygnały. Choćby to, że po wejściu do domu zawsze kompulsywnie dotykał tych samych przedmiotów. Najpierw musiał podejść do zegara, potem do obrazu i ekspresu. To są typowe objawy takich zaburzeń? Na pewno jest to już sygnał ostrzegawczy dla rodziców, który powinien stać się impulsem do konsultacji w poradni specjalistycznej. Objawy spektrum autyzmu mogą być bardzo różne, bo mówimy o dużej grupie problemów neurorozwojowych - najpowszechniej znane to autyzm dziecięcy i zespół Aspergera, ale wszystkich zaburzeń tego typu jest dużo więcej. Dlatego używamy pojęcia „spektrum” i skrótu ASD, od angielskiego wyrażenia „autism spectrum disorder”. Diagnoza jest zawsze wieloetapowa - biorą w niej udział lekarze różnych specjalizacji, terapeuci, psycholodzy, często wykonuje się przy tym badania neurologiczne, okulistyczne czy laryngologiczne. Bo nie ma dwóch takich samych autystyków i nie da się tych dzieci zmierzyć jedną, ściśle określoną miarą. W jakim wieku stawia się diagnozę? W Polsce zwykle jest to okres między 2. a 3. rokiem życia dziecka. Rodzice zauważają wówczas różne nietypowe zachowania społeczne - najczęściej na placu zabaw, w kontakcie z innymi. Widzą, że ich dziecko jest wycofane, nie lubi rówieśników, nie potrafi się z nimi bawić. I to jest ten moment, gdy powinno się już coś zrobić. Im dłużej zwlekamy z terapią, tym trudniej pomóc. Co ciekawe, są badania pokazujące, że pewne objawy u dzieci pojawiają się już dużo wcześniej. W 2016 roku gościem Międzynarodowej Konferencji z cyklu „Wczesna interwencja - Interdyscyplinarne spojrzenie na wsparcie dziecka i jego rodziny” w Cieszynie była dr Hanna Aalonin z Uniwersytetu Bar Ilan w Tel Awiwie. To ceniona na świecie ekspertka od spektrum autyzmu, która zajmuje się terapią dzieci do 2. roku życia. Podczas wykładu zaprezentowała swoją pracę, z której wynikało, że dzieci z ASD w wieku niemowlęcym m.in. mają asymetrię ciała, większą o 5-10 proc. główkę niż rówieśnicy. Tylko który rodzic zwróci na to uwagę u tak małego dziecka? Jakie są kilkulatki z ASD? Oczywiście wszystko zależy od konkretnego dziecka, ale większość z nich może wydawać się obojętna na innych, odcięta od świata, zamknięta w swoim wnętrzu. Z jednej strony sprawiają wrażenie, jakby nikogo nie potrzebowały, z drugiej są po prostu samotne. Takie dzieci z trudem nawiązują i utrzymują relacje, nie reagują na emocje

innych ludzi. Mają kłopoty z komunikacją niewerbalną i z mową. Jeden z naszych przedszkolaków co prawda wypowiada zdania, ale nigdy nie czeka na reakcje, nie patrzy przy tym w oczy - co również jest charakterystyczne przy spektrum. Podobnie jak ogromne przywiązanie do rutyny, której przykład podałam na początku. Dzieci z ASD odbierają też wszystko bardzo dosłownie. Jedna z naszych dziewczynek, gdy usłyszała „wstaw wodę na herbatę”, to postawiła czajnik na pudełku z herbatą. Inny przypadek: uczennica pierwszej klasy szkoły podstawowej nie rozumiała, dlaczego w drzewie genealogicznym, gdzie ma się znaleźć jej najbliższa rodzina, trzeba umieścić babcię i dziadka, skoro oni są daleko. Dla niej najbliższą rodziną, poza mamą i tatą, był wujek z ciocią - bo mieszkali w tym samym domu, co ona. Jak wygląda zabawa maluchów ze spektrum? Inaczej niż u dzieci neurotypowych, czyli rozwijających się prawidłowo. Kilkulatki z ASD nie potrafią naśladować prostych czynności, odtwarzać ról społecznych. Przekłada się to na brak tzw. zabawy symbolicznej. Inne dziecko weźmie do ręki resorak, zacznie nim jeździć po podłodze, spowoduje kraksę, zbuduje garaż. Mały autystyk skoncentruje się za to na jakimś fragmencie tego samochodu, będzie kręcił kołami, wpatrując się w wirujące opony. Może też zacząć uderzać czymś o podłogę. Zabawki ułoży w idealnej linii - skoncentruje się mocno na tym narzuconym sobie zadaniu. Będzie nietypowo stymulować swoje zmysły - intensywnie coś wąchać, włączać i wyłączać światła. Często nieświadomie wzmacniamy w dzieciach takie zachowania. Np. mały Jasiu na spotkaniu rodzinnym bawi się lampkami, a cała rodzina bije brawo i żartuje, że chłopiec zostanie elektrykiem. Czytałam kiedyś wypowiedź osoby z autyzmem, która twierdziła, że np. czuje ból, gdy patrzy na niebieską chropowatą powierzchnię. Jest to związane z zaburzeniami procesów sensorycznych, innego odbierania bodźców zewnętrznych. Bywa i tak, że dzieci są obojętne na ból. Mogą stłuc żarówkę, podeptać szkło bosymi stopami i pobiec dalej. Mają autoagresywne zachowania, chcą się uderzyć, żeby coś poczuć, dostymulować się. Z drugiej strony część autystyków jest nadwrażliwa na dotyk czy dźwięk. Skąd biorą się te zaburzenia? Spotkałam się z twierdzeniem, że szukanie przyczyny autyzmu to układanie puzzli bez informacji o tym, jak ma wyglądać cały obraz i z ilu elementów powinien się składać. To dobre porównanie. Przyczyny są bardzo złożone. Na pewno istotną rolę odgrywają tu mutacje genów, mówi się również o interakcji czynników genetycznych i środowiskowych. W 2018 roku w Gdańsku na międzynarodowym sympozjum naukowym dotyczącym ASD podano, że za spektrum może być odpowiedzialnych aż 816 genów. U jednej osoby będzie to mutacja kilku, u innej kilkudziesięciu. Badania potwierdzają, że skłonności do ASD niekiedy się dziedziczy - zaburzenia występują u bliźniaków jednojajowych i częściej w rodzinach, gdzie pojawiały się cechy autystyczne, np. nadwrażliwość dotykowa. Fakt, że musimy obcinać metki z ubrań, bo nas drażnią, jeszcze nie wystarczy do diagnozy „autyzm”, ale jest to już tego typu cecha. strona kobiet • maj - lipiec 2019 29


rodzina

WARTO, ABY KAŻDY Z NAS CZASEM POMYŚLAŁ, ŻE OBOK MOŻE ŻYĆ AUTYSTYK. ŻE INNI DOŚWIADCZAJĄ TRUDNOŚCI, KTÓRYCH NIE BĘDZIEMY W STANIE ZROZUMIEĆ.

Możliwe są również mutacje genów de novum, czyli takie, które pojawiają się po raz pierwszy w jakimś pokoleniu. Wiemy, że istotny jest wiek ojca - ryzyko wzrasta co pięć lat od 35. roku życia mężczyzny. Dawniej przyczyn dopatrywano się też w chłodzie emocjonalnym matki. To tak zwana teoria zimnej matki - całkowicie obalono ją w latach 60. Co więcej, obecnie uważa się, że ewentualny chłód emocjonalny między matką a dzieckiem jest objawem, a nie przyczyną zaburzenia. Obwiniano również cięcia cesarskie, brak kangurowania itp., przez co swego czasu wiele kobiet nalegało na porody naturalne wbrew zaleceniom lekarskim. Powiedzmy więc jasno - nie są to powody występowania u dzieci spektrum autyzmu. Bada się jeszcze sam wpływ warunków życia płodowego - nie mamy póki co jednoznacznych odpowiedzi, bo określone okoliczności nie pojawiają się we wszystkich przypadkach zaburzeń. Jest jeszcze spora grupa osób uważających, że autyzm wywołują szczepienia. Nie ma badań, które potwierdziłyby taki wpływ. Przeciwnie - ogromne metaanalizy wielu badań dowodzą, że szczepienia nie wywołują żadnych zaburzeń ze spektrum autyzmu. Sprawdzano to wiele razy. Rodzice jednak łączą ze sobą te dwie rzeczy, bo objawy ASD zaczynają być widoczne właśnie wtedy, gdy dziecko przechodzi szczepienia. Tak, i jest to jedynie zbieg okoliczności. ASD w tym samym wieku objawia się też u dzieci, które nie były szczepione. Jednak determinacja i desperacja rodziców w poszukiwaniu pomocy jest ogromna. Zwolennicy tej pseudoteorii przeważnie uważają, że szczepionki zawierają w składzie metale ciężkie i to one powodują autyzm. Należy więc je wypłukać z organizmu. Jak? Podam przykład z życia. Znałam dziecko, które w pewnym momencie zaczęło wydzielać bardzo intensywny, nieprzyjemny zapach. Zapytałam rodziców, co się dzieje. Okazało się, że jest to efekt terapii suplementami. Maluch przyjmował dziennie po 30 tabletek jakiegoś specyfiku, który nie został przebadany tak, jak robi się to z lekami przed dopuszczeniem ich do obrotu. Lekarz tłumaczył rodzicom, że towarzysząca dziecku woń to właśnie wydzielające się metale ciężkie. Lekarz? Właśnie. Gdyby jeszcze poszli do znachora… Ale odwiedzili lekarza, laryngologa. W jego pieczątce poza specjalizacją była też informacja o tym, że zajmuje się ziołolecznictwem, homeopatią, leczeniem dietami i suplementacją. Kuracja, którą zaproponował, kosztowała ok. 5 tys. zł. 30 strona kobiet

Rodzice mówili: „Pani Magdo, proszę nam pozwolić próbować różnych rzeczy, my dla swojego dziecka zrobimy wszystko”. Nie mogłam jednak tak tego zostawić, zgłosiłam ten przypadek do Naczelnej Izby Lekarskiej. Bo lekarz, wykorzystując desperację tych ludzi, jawnie ich oszukiwał i przede wszystkim narażał zdrowie dziecka. Terapie suplementami i dietą zostały pod tym kątem przebadane - żadne z nich nie działają przy ASD. A co działa? Nie ma „lekarstwa na autyzm”. Są jednak inne terapie, które pomagają osobom z ASD. Ich skuteczność pokazał choćby raport organizacji National Autism Center, wydany w tym roku po sześciu latach analiz. Terapie podzielono w nim na trzy kategorie: ustanowione - czyli te, które faktycznie działają; obiecujące - warte dalszych badań i obserwacji, oraz nieustanowione - te, których skuteczności nie potwierdzają żadne badania. W pierwszej grupie są np. oddziaływania behawioralne. W drugiej, wśród obiecujących, jest choćby komunikacja alternatywna, trening językowy, terapia masażem, muzykoterapia. Natomiast nieustanowione to m.in. diety, suplementacja, treningi słuchowe, zooterapia czy bardzo popularna integracja sensoryczna. Przy czym to, z jakich metod korzystają terapeuci, zależy od ich etyki. Rodzice mają prawo wszystkiego nie wiedzieć. Szczególnie że bombardowani są kolejnymi pomysłami na terapie. Zawsze podkreślam: można próbować różnych rzeczy, o ile wiemy na sto procent, że nie szkodzą i rodzic nie jest okłamywany. Powiedzmy to wprost - na fali popularności tematów związanych z autyzmem robi się też biznes. Znam stadninę koni, która istnieje od lat, nic w niej się nie zmieniło, a jednak nagle ogłasza, że leczy autyzm hipoterapią. Spotkałam się też z czymś takim, jak legoterapia. Wysłałam do prowadzących zapytanie, na czym to polega, na jakiej podstawie teoretycznej oparli swoją terapię i w jaki sposób przeprowadzają ewaluację, czyli jak pokazują rodzicom postęp. Nie dostałam konkretnej odpowiedzi. Dowiedziałam się jedynie, że to autorska metoda pani psycholog. Układanie klocków z pewnością jest rozwijające na wielu płaszczyznach, ale to nie wystarczy do nazwania tych działań „terapią”. Rodzice zawsze chcą dobrze dla swojego dziecka, jednak nierzadko nie mają jak zweryfikować tego, co się im oferuje. Jak rodzice Twoich pacjentów przyjmują diagnozę o zaburzeniach ze spektrum u swoich dzieci. Początki są zawsze trudne i nie ma co się dziwić. Trzeba w pewnym sensie pożegnać plany, które mieliśmy względem dziecka. Oswoić się z myślą, że nasze i jego życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. U jednych to pożegnanie trwa dłużej, inni bardzo szybko zaczynają


rodzina działać zadaniowo. Ale często widzę też różne mechanizmy obronne. Choćby wyparcie i przekonanie, że „mojemu dziecku nic nie jest” lub „może i ma jakieś zaburzenie, ale dzięki temu jest wyjątkowe”. W tym drugim przypadku - to zła postawa? Zła, jeśli w ten sposób wzmacniamy w dziecku zachowania, które utrudnią mu życie albo wręcz wystawią go na niebezpieczeństwo. Podam przykład, sytuacja z zoo: dziecko z podejrzeniem ASD zobaczyło lwa i było nim tak oczarowane, że gdyby tylko mogło, to weszłoby do klatki. Matka pochwaliła je za bycie niezwykle odważnym - nie to, co inne dzieci, które płaczą i chowają się za rodzicem. Tylko że strach w takiej sytuacji jest naturalną reakcją. Ten maluch powinien bać się lwa, jasno określić zagrożenie, szukać pomocy u matki. A jak to jest z wybitnymi uzdolnieniami? O kilku geniuszach mówi się, że mieli autyzm bądź zespół Aspergera. Mówi się tak na przykład o Einsteinie, co mocno działa na wyobraźnię. Przez to niektórzy zaczynają widzieć te zaburzenia niemalże w kategoriach zalety. Każdemu łatwiej byłoby zaakceptować to, że dziecko może i będzie miało problemy w relacjach, ale zostanie wybitnym ekspertem w jakiejś dziedzinie. Tak się zdarza, choć rzadko. Warto pamiętać, że osoby ze spektrum autyzmu mogą być niskofunkcjonujące, niepełnosprawne intelektualnie, całkowicie niesamodzielne. Na drugim biegunie są jednostki wysokofunkcjonujące, które w dużej mierze potrafią realizować się w społeczeństwie, znajdują dla siebie miejsce i sposób na życie. Częściej niż wybitne uzdolnienia mają po prostu nietypowe zainteresowania, są mocno skupione na jakiejś wąskiej dziedzinie. Znam ucznia, który jest tak zafascynowany Titanikiem, że aktualnie pisze czwartą część tej historii. Ma natomiast ogromne problemy z motywacją przy czymkolwiek innym, np. uważa, że matematyka jest kompletnie niepotrzebna, bo nie pomoże mu stworzyć tej książki. Do naszego przedszkola chodzi też pięciolatka z zespołem Aspergera, która bez problemu pisze, czyta, dodaje i odejmuje. Jednak wszystkie dzieci z ASD, niezależnie od uzdolnień, napotykają rozmaite trudności w życiu codziennym i należy im pomóc. W tym kontekście nazywanie takich zaburzeń zaletą wywołuje u mnie mieszane uczucia. Jak wygląda edukacja dzieci z ASD - jaka szkoła jest dla nich odpowiednia? Niestety obecnie nie ma dobrego systemowego rozwiązania dla dzieci ze spektrum w wieku szkolnym. Jest za to trend, by przyjmować je do szkół masowych. Jeśli nie mają orzeczenia o niepełnosprawności intelektualnej, to nie mogą chodzić do placówek specjalnych, ale znam rodziców, którzy celowo na papierze „upośledzają” swoje dzieci, żeby się tam dostały. Szkoły masowe nie są przystosowane dla takich uczniów. Łatwo sobie wyobrazić, jakim koszmarem dla dziecka z nadwrażliwością słuchową jest dzwonek, jak trudno autystykowi odnaleźć się w dużym budynku, jak działają na niego niezliczone bodźce i tłum ludzi. Gdy na lekcji dziecko zacznie mieć tzw. zachowania trudne - np. sprowokowane czymś zacznie się kręcić wokół własnej osi albo uderzać piórnikiem w ławkę - to wyprowadza się je z sali, co tylko wzmacnia w nim taką reakcję. Dla uczniów z ASD co prawda przewidziano nauczyciela wspomagającego, ale to nie wystarcza. Na plus w ostatnich latach jest to, że wiele szkół stara się podejmować współpracę ze specjalistami. Świadczy o tym choćby liczba szkoleń dla pedagogów, które prowadzę na zaproszenia dyrekcji placówek. Jest jeszcze opcja nauczania indywidualnego. Wielu rodziców wybiera taką drogę? Często są to rodziny, które sprawdziły już na własnej skórze kilka bądź kilkanaście placówek. Wybierają tę opcję z bezradności. Niestety w ten sposób dzieci zamyka się w domu i pozbawia się je możliwości nauki życia w społeczeństwie. Nie jest to dobre rozwiązanie dla osób ze spektrum. Dlatego, prowadząc przedszkole, za jeden z głównych celów obrałam sobie przygotowanie dzieci z ASD do rozpoczęcia edukacji w szkole masowej. W wielu przypadkach, szczególnie przy wczesnej terapii, okazuje się to możliwe. Uważam, że taka powinna być rola nauczycieli i terapeutów, bo osoby z zaburzeniami ze spektrum całe życie będą doświadczać różnych bodźców, spotykać innych ludzi.

MAGDALENA MARKOWSKA psycholożka, prowadzi integracyjne Niepubliczne Przedszkole Akademia Kota Leonarda oraz Ośrodek Rozwoju i Wsparcia Żółta Kukułka. Szkoli pedagogów w placówkach z całej Polski. Wraz z zespołem diagnozuje i prowadzi terapię dzieci z zaburzeniami rozwoju.

Coraz więcej mówimy o tych zaburzeniach, można więc mieć nadzieję, że świat będzie z czasem nieco bardziej przyjazny dla osób z ASD. Warto, aby każdy z nas czasem pomyślał, że obok może żyć autystyk. Że inni doświadczają trudności, których nie będziemy w stanie zrozumieć. Na pewno pomogłoby, gdybyśmy wyzbyli się chęci oceniania i komentowania czyichś dziwnych zachowań. Dla wielu osób ze spektrum internet i nowe technologie są wybawieniem. Coraz więcej rzeczy jesteśmy w stanie załatwić bez kontaktu twarzą w twarz z drugim człowiekiem. Nie chodzi jednak o to, by te osoby zamykały się w czterech ścianach. Świat co prawda nigdy nie stanie się cichy, łatwy w odbiorze, dosłowny i w pełni przyjazny, ale po moich małych pacjentach widzę, że można nauczyć się w nim funkcjonować, nawet z ASD. strona kobiet • maj - lipiec 2019 31


temat

ZDJĘCIE RADOSŁAW KAPELA

MAMO, PAMIĘTAJ O SOBIE

32 strona kobiet

Czasem mamy się obwiniają. A ja zawsze im powtarzam: „Jest pani cudowną mamą i cudowną kobietą. Koniec, kropka” - mówi położna Monika Kozankiewicz. ROZMAWIA: Mariusz Sepioło


rodzina

Napisała Pani kiedyś, że stając się mamą, warto pozostać kobietą. Macierzyństwo potrafi bardzo „wciągnąć”. W pewnym momencie można zapomnieć, że w tej nowej sytuacji nadal pozostaje się kobietą. Jeśli mama będzie pamiętała, by poświęcać czas także sobie, partnerowi czy przyjaciołom, pełniejsza i szczęśliwsza będzie cała rodzina. Wiem - to nie jest łatwe. Dziecko staje się pępkiem świata, przy nim zapominamy o całej reszcie. Ale warto zawalczyć także o siebie. Mam dwóch synów. Przyznam, że sama w pewnym okresie zatraciłam się w macierzyństwie. Na początku było to przyjemne, wydawało mi się, że poświęcając w 100 proc. czas dzieciom, stanę się idealną mamą. Zrozumiałam jednak, że ja też jestem ważna, że moje potrzeby są ważne. Czułam, że brakuje mi czasu na rozwijanie pasji. W młodości byłam bardzo aktywna, trenowałam akrobatykę, tańczyłam. Kiedy uświadomiłam sobie, że nie muszę rezygnować z przyjemności, moi synowie zyskali szczęśliwą i spełnioną mamę. Dziś podpowiada to Pani przyszłym mamom. Już w czasach studiów marzyłam o założeniu własnej szkoły rodzenia. Przez kilka lat pracowałam w szpitalu na oddziale ginekologii oraz na sali porodowej. Poród i pierwsze tygodnie po nim są niezwykłymi momentami w życiu każdej rodziny. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w tych chwilach, pomagać, wpierać. Będąc w drugiej ciąży, postanowiłam w końcu zrealizować swoje marzenie, miesiąc przed porodem udało mi się założyć przychodnię. Kurs edukacji przedporodowej trwa u nas ok. 2,5 miesiąca. Moim celem jest wzajemne poznanie się na zajęciach, zbudowanie dobrych relacji. Kiedy już po porodzie wybieram się na wizytę patronażową, mamy czekają na mnie, witają z uśmiechem. Mają do mnie zaufanie. Poczucie, że mogę pomóc i być potrzebną, dodaje skrzydeł i motywuje do dalszej pracy. To ważne? Bardzo. Dziś kobieta na każdym etapie ciąży może wybrać sobie położną, która zajmie się nią indywidualnie także po porodzie. Dla mnie ważne jest to, by mamy mogły liczyć na pomoc praktycznie 24 godziny na dobę. Często dzwonią z wątpliwościami, pytają, nie są pewne. Czasem wystarczy, że powiem: „Pani Kasiu, wszystko jest dobrze, proszę się nie martwić”. Chodzi o dobre słowo, wsparcie. Zdarzają się momenty trudne? Najczęściej wtedy, gdy panie przychodziły na zajęcia, ale straciły ciążę. Albo sytuacje, kiedy odwiedzam mamę w ramach wizyty poporodowej i dziecka nie ma, ponieważ zmarło. Spotykałam się wtedy z rodzicami, którzy doświadczyli najgorszej tragedii. Ta praca to stosowanie psychologii na co dzień. Umiejętność rozmowy, dialogu, słuchania. Dlatego nie bardzo lubię określenie „szkoła rodzenia”. Traktuję to jako wprowadzenie w macierzyństwo, pokazanie ewentualnych problemów, które mogą się pojawić. Moją rolą jest przygotować rodziców do życia w czasie ciąży i po porodzie. Rodzicielstwo bywa trudne. Przyszłe mamy często są przekonane, że np. jak nakarmią dziecko, to ono po prostu zaśnie. W codziennym życiu przekonują się, że nie zawsze tak jest i nie w przypadku każdego dziecka. Czytają podręczniki, w których wszystko jest wyidealizowane. Prawdziwe życie wyglą-

da inaczej. Na zajęcia przychodzą też panowie, których wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Czego się dowiadują? Na przykład tego, jak kąpać i pielęgnować noworodka, jak przebiega poród. Przyszli rodzice mogą zobaczyć salę porodową. Zachęcam pary, aby rozmawiały ze sobą o porodzie, o swoich oczekiwaniach, obawach. Wtedy jest szansa, że panowie będą ogromnym wsparciem dla partnerek. W jaki sposób? Mężczyźni oczekują konkretnych zadań, ale takiej listy nie ma. Wszystko zależy od sytuacji i potrzeb rodzącej kobiety. Można podać wodę, przytulić, trzymać za rękę. Poród dla mężczyzny, który świadomie decyduje się towarzyszyć kobiecie, może stać się najważniejszym wydarzeniem w życiu. Dla kobiet najważniejsza jest chyba obecność bliskiej osoby. Warto też nawiązać dobrą relacje z położną, bo to właśnie ona przyjmuje poród, jej zadaniem jest poprowadzenie wszystkiego tak, aby przyszli rodzice czuli się bezpiecznie i mieli jak najlepsze wspomnienia. Co jest największym problemem przyszłych rodziców? Chyba lęk, niepewność tego, co może się stać. Dlatego stawiam sobie cel, by przyszłych rodziców wspierać, przeprowadzić ich przez czas ciąży i porodu. Sama będąc w ciąży nie wiedziałam, co mnie spotka. Dzisiaj rozumiem, że pozytywne nastawienie, relaksacja, pozbycie się paraliżującego lęku nawet w czasie porodu są możliwe. Jak to zrobić? Trzeba przede wszystkim uwierzyć w siebie, w swoje możliwości. W Stanach Zjednoczonych i Australii coraz modniejszy jest tzw. hipnoporód. To technika, która ma zmniejszyć strach, zmienić nastawienie do porodu, nauka relaksacji, odprężenia. Pamiętam, jak pracowałam na sali porodowej i kiedy kobieta miała bóle krzyżowe, czasem przyłożenie chłodnych dłoni w okolice kręgosłupa skutkowało zmniejszeniem nieprzyjemnych doznań. Dziś staram się zaczynać zajęcia od relaksu. Chwila spokojnego oddechu, zamknięcie oczu i posłuchanie przyjemnej muzyki - to wbrew pozorom może bardzo pomóc. A wie pan dlaczego? Bo w dzisiejszym zagonionym świecie nie mamy na to czasu. W ciągu dnia, wypełnionego po brzegi, nie ma miejsca na chwilę dla siebie. Często też nie potrafimy się relaksować. Czy jesteśmy w ciąży, czy nie - głowę zaprzątają nam setki spraw. Tym większą sztuką jest wyłączyć złe myśli podczas porodu. Niektóre panie zabierają na salę płytę z ulubioną muzyką. Bardzo do tego zachęcam. Warto, by poród stał się wspomnieniem, do którego będziemy chcieli wracać.

JUŻ PRZY WYBORZE POŁOŻNEJ WARTO ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA TO, CZY MIĘDZY NIĄ A MAMĄ COŚ ZAISKRZYŁO. TAK BUDUJĄ SIĘ RELACJE, Z KTÓRYCH PÓŹNIEJ ZAWSZE COŚ ZOSTAJE.

A co z bólem, którego nie da się znieść? U każdej kobiety próg bólowy jest nieco inny. Na zajęciach rozmawiamy na temat naturalnych metod redukcji bólu porodowego. Często pomaga prysznic, kąpiel w ciepłej wodzie, masaż. Dziś wiemy już, że dla rodzącej zbawienny jest ruch, który zmniejsza odczucia bólowe. Kilka lat temu kobieta mogła wstać z łóżka tylko wtedy, gdy musiała iść do toalety i ruszała się wyłącznie przy zmianie boku z lewego na prawy. Na strona kobiet • maj - lipiec 2019 33


rodzina

NIE LUBIĘ OKREŚLENIA „SZKOŁA RODZENIA”. DLA MNIE TO WPROWADZANIE W MACIERZYŃSTWO, PRZYGOTOWANIE RODZICÓW DO ŻYCIA W CZASIE CIĄŻY I PO PORODZIE.

szczęście w położnictwie zaszło wiele zmian. Dziś kobiety w ciąży mają swoje prawa - do wyboru położnej, miejsca porodu i obecności osoby towarzyszącej. Kiedy zaczynałam pracę, w 2001 roku, obecność męża przy porodzie była prawie niemożliwa. Nie mieliśmy warunków do porodów rodzinnych. Ojciec mógł najwyżej poczekać na korytarzu, a kiedy dziecko przychodziło na świat, dostawał informację o wadze i przy odrobinie szczęścia pozwalano mu zobaczyć noworodka. Dziś może nie tylko uczestniczyć w porodzie, ale również nawiązać pierwszy kontakt ze swoim maleństwem poprzez kangurowanie. Jak wpływa ono na rozwój dziecka? Bliskość daje poczucie bezpieczeństwa, rozluźnia, zapobiega napięciom mięśniowym, zmniejsza dolegliwości ze strony układu pokarmowego, np. kolki. Zawsze zachęcam rodziców, by kangurowanie nie kończyło się na sali porodowej, ale żeby był to rytuał również w domu - by w ciągu kolejnych dni, tygodni któryś z rodziców zapewniał dziecku poczucie ciepła i bliskości. To również znam z osobistego doświadczenia. Mój starszy syn kangurował młodszego. Miał wtedy sześć lat. Wieczorami, po kąpieli, dostawał na klatkę piersiową młodszego brata. Narodziła się między nimi niezwykła więź. Obaj do tej pory uwielbiają przytulanie, bezpośredni kontakt, czułość nie jest dla nich żadnym problemem. Nasze ciało to później pamięta. Co więcej, niektóre dzieci potrzebują bliskości bardziej niż inne. Jeśli im to zabierzemy, będzie to miało konsekwencje w przyszłości. Dzieci przytulane od najwcześniejszego okresu życia są pewniejsze siebie, lepiej się rozwijają, nie wstydzą się okazywać czułości innym. Pani również pamięta tę bliskość? Tak, moi rodzice mi ją dawali. Okazywali mi dużo miłości, czułości. Mam wspaniałych rodziców, wiele im zawdzięczam. Nawet jako nastolatka potrafiłam wskoczyć mamie na kolana, żeby się przytulić. Dlatego teraz wiem, jakie to ważne. Zachęcam rodziców, żeby jak najczęściej przytulali, nosili swoje pociechy. By potem nie nadrabiać straconych chwil? One uciekają, tak czy inaczej. Na początku nam, rodzicom, wydaje się, że minie jeszcze tyle lat, zanim nasze maluchy wyrosną. A to tylko wrażenie. Czas mija bardzo szybko. Czego nie warto odkładać na później? Wspólnych momentów. Mimo zmęczenia, warto cieszyć się każdą chwilą. Każdy etap w życiu dziecka jest dobry, ciekawy, cudowny. Na każdym etapie może-

my się od dziecka wiele nauczyć. I przypomnieć sobie, jak to było, gdy sami mieliśmy tyle lat. W pewnym momencie zauważyłam, że w piaskownicy czuję się lepiej niż moje chłopaki (śmiech). W czasie dzieciństwa naszych dzieci sami trochę wracamy do własnego. Macierzyństwo to piękna przygoda, która daje możliwość, by czasem się zapomnieć, poczuć beztrosko, powygłupiać. Po prostu być? Być świadomie. I dawać przykład. Jak wspomniałam na początku, ważne jest, żeby dzieci widziały, jak ich mama się realizuje. Współpracuję z wieloma specjalistami z różnych dziedzin, na przykład z moją byłą pacjentką Wandą Dyrdą, która jest trenerką CrossFit i sama trenowała w ciąży. Okazuje się, że wbrew powszechnemu przekonaniu, kobieta może, a nawet powinna być aktywna w czasie ciąży, jeśli nie ma przeciwwskazań. A jak to się zaczęło w Pani życiu? Chyba już w dzieciństwie (śmiech). Moją ulubioną książką od małego był podręcznik położnictwa, który mieliśmy w domu. Mam go do dzisiaj - cały pokreślony i z notatkami. Mama opowiadała, że jako mała dziewczynka zabierałam książkę, chowałam się z nią pod stół i wertowałam. Wypytywałam mamę, czy znajomym urodzi się chłopiec, czy dziewczynka, interesowało mnie, ile dzieci rodzi się w danym momencie na świecie. Sprawdźmy… 15 tys. dzieci rodzi się w ciągu godziny, 250 w ciągu minuty. Położne są ludzkości niezwykle potrzebne. Początkowo myślałam o tym, by zostać pielęgniarką. W takim zawodzie pracowała mama mojego chłopaka z lat młodości. Opowiadała o tym dużo. W końcu zostałam położną i pielęgniarką. Nie żałuję, choć na początku musiałam wiele wyobrażeń zweryfikować. Jestem osobą, która lubi wprowadzać nowe rozwiązania. Praca w szpitalu to uniemożliwiała. Dopiero pracując we własnej przychodni, mogłam w pełni realizować swoje pomysły. Czy poród łączy położną i mamę na zawsze? Coś w tym jest. Już przy wyborze położnej warto zwrócić uwagę na to, czy między nią a mamą coś zaiskrzyło. Często tak jest. Budują się relacje, z których później zawsze coś zostaje. Choćby uśmiech i „dzień dobry”. To także rola położnej: by wspomnienia o ciąży i porodzie były przyjemne. Czasem mamy potrafią się obwiniać. Za to, że coś zrobiły nie tak, jak powinny, albo o czymś zapomniały. Ale każda z nas popełnia błędy, powinnyśmy być tego świadome. Myślę, że w kobietach jest siła. Powinnyśmy być dla siebie wsparciem i motywować się do działania. Dlatego zawsze powtarzam: „Jest pani cudowną mamą i cudowną kobietą. Koniec, kropka”.

MONIKA KOZANKIEWICZ założycielka przychodni NZOZ „Twoja Położna” w Toruniu. Położna z wieloletnim doświadczeniem, położna środowiskowo-rodzinna. W swojej przychodni oferuje bezpłatne zajęcia z edukacji przedporodowej dla przyszłych mam, wizyty patronażowe u położnic i noworodków, konsultacje laktacyjne, warsztaty z udzielania pierwszej pomocy dziecku w nagłych wypadkach. Prywatnie szczęśliwa mama dwóch synów.

34 strona kobiet


WAKACJE NA „44 WYSPACH” - WYPOCZYNEK I ZDROWIE DLA RODZINY

OSW BARBARKA w Świnoujściu 22.06 - 31.08.2019 1680 zł / w pokoju 1-osobowym 1540 zł/ osoba w pokoju 2-osobowym 1365 zł/ osoba w pokoju 3-osobowym W PAKIECIE: 7 noclegów w przytulnych i wygodnych pokojach wyżywienie urozmaicone, zdrowo przyrządzane i wyjątkowo smaczne (bufet śniadaniowy i kolacyjny, dwa zestawy obiadowe do wyboru serwowane do stołu) kameralna kawiarenka, w której przy dźwiękach nastrojowej muzyki pobudzą się zmysły aromatyczną kawą, domowym ciastem i lampką wina z różnych zakątków świata. bezprzewodowy Internet cykliczne koncerty skierowane do odbiorców muzyki klasycznej w miękkim wydaniu, muzyki popularnej i folkloru. BONUS – 10 zabiegów GRATIS! BONUS - voucher do kawiarni wartości 30 zł.

Dodatkowo płatne: masaż klasyczny, hydrojet, kąpiel perełkowa, hydromasaż, masaż podwodny, masaż wibracyjny zwierzęta - 30 zł/doba parking monitorowany niestrzeżony – 25 zł/doba obowiązkowa opłata uzdrowiskowa płatna w recepcji w wysokości 4 zł/doba – dzieci do lat 7 bez opłaty

RABATY:

Dzieci do 5,99 lat – bezpłatnie (wspólne spanie na łóżku z osobą pełnopłatną) Dzieci 6- 13,99 lat – 50 % na dostawce Dorośli – 50% noclegu /wspólne spanie

Zabiegi dla zdrowia i relaksu: profesjonalnie wyposażona baza zabiegowa dla Twojego zdrowia z czuwającym personelem medycznym sprawi, że poczujesz się zregenerowany i taki zdrowszy. Aerodyn Ultradźwięki Magnetoterapia Diadynamic Lampa Sollux Masaż wirowy kończyn górnych Galwanizacja, Inhalacje, Masaż wirowy kończyn dolnych Jonoforeza Tlenoterapia Laser Borowina – okłady Krioterapia punktowa

REZERWACJE OSW BARBARKA Kasprowicza 8, 72-600 Świnoujście tel. 91 321 25 31, 91 321 54 06, 94 366 26 86, 94 366 21 65, kom. 887 874 975 www.uzdrowisko-polczyn.pl www.interferie.pl/barbarka e-mail: barbarka@uzdrowisko-polczyn.pl


różowa wstążka

PA R T N E R T E M AT U

CHCIAŁAM CI POWIEDZIEĆ Przez cały spektakl siedzę tyłem do widowni. Odrwacam się dopiero w ostatniej scenie, gdy głośno mówię „Paklitaksel” - nazwę leku stosowanego w chemioterapii. Po moich słowach kobiety upadają na ziemię - mówi dr Małgorzata Rębiałkowska-Stankiewicz, psychoonkolożka z Akademii Walki z Rakiem Fundacji „Światło”. ROZMAWIA: Jan Oleksy

Jaki może mieć związek teatr z chorobą nowotworową? W 2014 roku wpadłam na pomysł wprowadzenia do programu Akademii Walki z Rakiem terapii dramą. Miałam już wcześniej osobiste doświadczenia wyniesione ze współpracy z grupą teatralną „Efata”, działającą przy Fundacji „Światło”. Występując na scenie wiedziałam, że teatr i ekspozycja publiczna mogą dać siłę, przełamać wewnętrzne bariery, ale również sprawić dużą frajdę. Uważałam, że to wszystko może okazać się przydatne w terapii psychonkologicznej. Na początku miały to być tylko warsztaty teatralne, praca z ciałem, z głosem, poszukiwanie siebie, środków wyrazu, wyrzucanie emocji itd. Jednak pod koniec wspólnej pracy stwierdziliśmy, że warto zrobić z tego spektakl. Rok później wystawiliśmy pierwszą sztukę „Jaka Pani piękna”, po niej „Igraszki z diabłem”, następnie „Klasycznie, czyli On i One” - w reżyserii i według scenariusza Ani Magalskiej z Teatru Wilama Horzycy. W tym roku, po półrocznych warsztatach pod okiem Anny 36 strona kobiet

Katarzyny Chudek z Teatru Baj Pomorski, przygotowaliśmy spektakl zatytułowany „Chciałam Ci powiedzieć”. No właśnie, co chciałam powiedzieć? Chciałam ci powiedzieć, jaka jestem, jak się czuję w swojej chorobie. Chciałabym opowiedzieć o sobie, co lubię, a czego nie, co mi w życiu przeszkadza, z czym mam kłopot, jak siebie postrzegam. I chciałabym też zadać pytania, jaki ty jesteś, widzu, jak ty siebie postrzegasz, co ciebie na co dzień denerwuje, co myślisz o raku... Refleksja po obu stronach sceny... …wywołana swoistym dialogiem z publicznością. Spektakl oparty jest na scenariuszu Anny Katarzyny Chudek, która spotykała się z pacjentkami na tematycznych warsztatach poświęconych poszukiwaniu tożsamości w chorobie. Wiadomo, że choroba wpisuje się bardzo trwale w nasze


różowa wstążka

PA R T N E R T E M AT U

życie i właściwie już nigdy nie będziemy tacy, jacy byliśmy przed nią. Nigdy nie pozbędziemy się tego „raka”? Nie pozbędziemy się raka ze swojej biografii. Człowiek, który znalazł się w tej trudnej sytuacji choroby nowotworowej, ocierając się o śmierć, powinien, obok walki z chorobą w sensie biologicznym, podjąć próbę poszukiwania nowego „ja”, odkrywania, budowania i akceptowania nowej tożsamości. Temu właśnie służyły warsztaty teatralne, na których Ania Chudek skrupulatnie zapisywała wypowiedzi uczestniczek, dotyczące ich codzienności z chorobą, refleksji, wartości, zauważonych przemian, ale także postrzegania własnej cielesności, ograniczeń i możliwości. To było kanwą scenariusza? Tak, scenariusz jest oparty na narracjach pacjentek onkologicznych. W ten sposób Ania wyodrębniła pewne wątki tematyczne, tworzące akty w spektaklu „Chciałam Ci powiedzieć”. Pierwszy zatytułowany jest „Kolor”, następne „Słowo”, „Ocena”, „Nerwy”, „Ciało”, „Choroba” - wszystkie zawierają omawiane na warsztatach treści, są zapisem wypowiedzi pacjentek. Poszczególne akty są również próbą rozmowy z widzem. Na przykład w pierwszej scenie, nazwanej „Kolor”, dziewczyny próbowały odpowiedzieć na pytania: Jakim jestem kolorem? Jaki kolor mnie określa, definiuje? Dominował szary? Właśnie, większość mówiła, że jest szarym kolorem. Ale czy bycie szarym kolorem jest takie złe? Nie, bo na tle szarego inne kolory mogą błyszczeć! Bo szary wcale nie jest taki szary. Na końcu aktu pojawia się pytanie do widza: a jakim kolorem ty jesteś? Każda scena kończy się refleksyjnym zwrotem do widowni? Ten spektakl zmusza publiczność do myślenia, zadawania sobie pytań. Dla moich aktorek występ na scenie jest przełamaniem tabu związanego z chorobą nowotworową. To nie takie łatwe - mówić w świetle reflektorów o sobie z imienia i nazwiska, o tym, że choruję na raka. Jest to szczególnie trudne, bo w naszym społeczeństwie rak jest ciągle jeszcze tematem odsuwanym za parawan milczenia, a osoby chore wielokrotnie czują się marginalizowane. Nie wiemy, jak z nimi rozmawiać, boimy się tych kontaktów, bo rak w naszej świadomości to wciąż wyrok. Nikt nie chce być stygmatyzowany, a tu dziewczyny robią coś w rodzaju coming outu? Jedna z uczestniczek warsztatów poprzez spektakl teatralny chciała powiadomić swoją dalszą rodzinę, że przeszła chorobę nowotworową. Zaprosiła ich na spektakl, żeby dowiedzieli się o tym ze sceny. Nie powiedziała, bo nie chciała współczucia? Pewnie też nie chciała ich obciążać, martwić, a dodatkowo ma osobowość „Zosi Samo-

si”, woli sama radzić sobie z trudnościami. Jednak na pewnym etapie stwierdziła, że bliscy powinni się dowiedzieć. I taką formę wybrała. Choroba wywołuje u niektórych skrępowanie, człowiek się zmienia. O tym mówi jedna ze scen zatytułowana „Ciało”. W chorobie nowotworowej jest ono umęczone, umordowane, operowane, poddawane chemioterapii, radioterapii, często okaleczone, np. przez mastektomię czy stomię. Dlatego ciało w chorobie trzeba zaakceptować na nowo, odzyskać do niego zaufanie, docenić je. Owszem, w pewnym sensie zawiodło, ale przechodzi z nami bitwę, zwaną chorobą nowotworową. Dla kobiet z rakiem ich kobiecość i cielesność powinny być ważne. Przecież nadal są kobietami i tak samo jak kobiety zdrowe zwracają uwagę na wygląd zewnętrzny. A Ciebie jako naukowca bardziej interesuje scena czy widownia? Mnie jako badaczkę bardziej interesują pacjentki i korzyści terapii teatrem. Wracając do spektaklu, bardzo trudna była ostatnia scena, czyli „Choroba”, w której dziewczyny miały głośno powiedzieć: „zdarzyło się, przyszło to do mnie”. W trakcie prób były łzy i sygnały, że przez to nie przebrną, nie będą w stanie tego przekazać, bo to do nich wraca. Natomiast już po występie poczuły ulgę, że głośno o zachorowaniu powiedziały, że potrafiły wrócić do tego trudnego momentu rozpoznania raka, trudu leczenia. Oswoiły raka. Przekaz jest do głębi prawdziwy, aktorki niczego nie udają.

bliskich, aby w ten sposób się z nimi pożegnać. To było niesamowicie mocne, wzruszające. Ania, pomimo że choroba wyraźnie przechylała już szalę na swoją korzyść, chciała i była z nami do końca. Mówiła, że wtedy czuje się zdecydowanie lepiej, że jeszcze coś może z siebie dać, że jej życie nie polega jedynie na czekaniu, kiedy choroba jeszcze bardziej się posunie. Ania grała z nami w trzech spektaklach. Marta, pomimo że na wózku, to jeśli tylko stan jej zdrowia na to pozwalał, uczestniczyła w próbach. Choroba nie dała jej zagrać w spektaklu, więc wyświetliliśmy na ścianie nagraną na próbach scenę z jej udziałem. W ten sposób była z nami… Nasz teatr ma ogromną wartość terapeutyczną na każdym etapie choroby, zarówno w długiej remisji, przy wznowie, w trakcie i tuż po zakończeniu leczenia. Nie sposób nie zgodzić się z mistrzem Młynarskim: „Bo teatr to jest śmiech, kolego, bo teatr to jest płacz, kolego! To są te trzy elementy.” Wydawałoby się, że chore raczej powinny uciekać od tych tematów, a przecież na warsztatach, a później na scenie ciągle do nich wracają. Właśnie temu służy ten rodzaj terapii, by nie wypierać choroby, tylko umieć żyć z cieniem raka, nauczyć się tłumaczyć chorobę innym, ale również znaleźć w niej sens, budować „nową siebie”. Choroba już się zdarzyła, tego nie odwrócimy, a zatem trzeba ten fakt przyjąć. Pojawiają się pytania: „może to się stało po coś, może coś w swoim życiu powinnam zmienić, może chciałabym być inna, może bardziej asertywna, odważniejsza, mieć lepsze relacje z innymi ludźmi, lepiej dogadywać się z rodziną, bardziej o siebie

CIAŁO W CHOROBIE TRZEBA ZAAKCEPTOWAĆ NA NOWO, ODZYSKAĆ DO NIEGO ZAUFANIE, DOCENIĆ JE. OWSZEM, W PEWNYM SENSIE ZAWIODŁO, ALE PRZECHODZI Z NAMI BITWĘ.

To bardzo prawdziwy spektakl, a teatr ma moc terapeutyczną. W poprzednich trzech spektaklach grały z nami na scenie kobiety w terminalnym stanie choroby. Ela była już po zakończeniu leczenia ze świadomością, że lekarze nie mogą już jej pomóc. Wiedziała jednak, że sama może jeszcze coś dla siebie zrobić. Jak tylko była w stanie, to przyjeżdżała na próby. Wystąpiła w premierowym spektaklu „Jaka Pani piękna”. Kolejnego już nie była w stanie zagrać, ale spełniła swoje marzenie - żeby do końca żyć, wystąpić na scenie i zebrać na widowni swoich

zadbać, docenić życie, wykorzystać każdą chwilę?”. W szukaniu odpowiedzi pomaga terapia psychoonkologiczna, której efekty są widoczne, bo pacjenci często mówią o lepszej jakości swojego życia po chorobie, czyli o tzw. wzroście potraumatycznym. A zatem paradoksalnie można znaleźć dobre strony choroby? Choroba może przynieść wiele dobrego - między innymi teatr. Kobiety mówią wprost: „gdyby nie choroba, to bym nigdy w teatrze nie zagrała, nie pojawiła się strona kobiet • maj - lipiec 2019 37


różowa wstążka na scenie, nie poznałabym wielu wspaniałych ludzi, nie doświadczyła nieznanych wcześniej emocji, ja siebie teraz bardziej lubię niż przed chorobą”. Zmiany na lepsze? Swego czasu realizowałam autorski projekt „Onkobaba - instrukcja obsługi”. Na spotkania zapraszałam partnerów, mężów kobiet, które przeszły leczenie onkologiczne i terapię psychoonkologiczną w Akademii Walki z Rakiem. Niemalże wszyscy potwierdzali, że „ona zmieniła się pod każdym względem!” cóż, nie zawsze ku uciesze mężczyzn. Bo teraz więcej wychodzi z domu, bo zaczęła chodzić na języki, bo bardziej dba o siebie, bo jakaś taka „pyskata” się zrobiła. Warsztaty „Onkobaba” były po to, żeby wytłumaczyć mężczyznom, że ich żona, partnerka wróciła z wojny i już nigdy nie będzie taka jak wcześniej. Opisywane przez panów zmiany świadczą, że naprawdę tę walkę z chorobą wygrywa.

PA R T N E R T E M AT U

ze stresem, radości, dobrych związków, uważności. Choroba staje się w pewnym sensie pretekstem, aby uczyć się siebie i życia. Chodzi o to, aby nauczyć się żyć z chorobą, a nie żyć chorobą. To bardzo ważne dla jakości życia pacjentów.

Czy ta praca nie wprowadza w stan depresyjny? Nie, bo choroba to też życie, a śmierć to nic nienaturalnego, wszyscy umieramy. Ale w naszej kulturze temat śmierci jest przemilczany. Zwykle słyszymy: o chorobie i śmierci lepiej nie rozmawiajmy. Żyjemy w świecie, w którym mamy być piękni, młodzi, zdrowi i… wieczni. Mamy udawać, że nie ma choroby, starości, cierpienia, nie ma śmierci. Twoje podopieczne nie mają dosyć tematu choroby? Nasze spotkania w Akademii Walki z Rakiem nie opierają się na analizowaniu choroby, objawów, zagrożeń, skutków leczenia. Poruszamy tematy dotyczące marzeń, celów, asertywności, komunikacji, radzenia sobie

Akademia to ciężka praca. Trudna, ale piękna. To misja. Jeśli misja, to jestem szczęśliwą i spełnioną „misjonarką”. Pracuję z cudownymi, prawdziwymi ludźmi, którzy znaleźli się w skrajnych, kryzysowych sytuacjach, a ja mam możliwość i zaszczyt wspierania ich, niesienia pomocy w tej trudnej sytuacji. Jeśli już mówimy o misji, to spektakl „Chciałam Ci powiedzieć” też ma do spełnienia misję profilaktyczną, edukacyjną. Kobiety w pewnym momencie zadają publiczności pytanie: „a ty, kiedy się badałeś, na co czekasz, myślisz, że cały czas będziesz zdrowy, zadbaj w końcu o siebie”. Zwróć uwagę, że ponieważ mówią to osoby, które same chorują na chorobę nowotworową, brzmi to przejmująco i przekonująco.

A Ty od pacjentek też się czegoś nauczyłaś? Z pacjentami onkologicznymi pracuję od 2007 roku i twierdzę, że to są moi nauczyciele, bo ja sama, dzięki nim, mocniej rozkochałam się w życiu, bardziej zwracam uwagę na swoje potrzeby, lepiej nazywam emocje, a przede wszystkim oswoiłam lęk przed chorobą, śmiercią. Naprawdę? Zawsze są obawy i strach… Na pewno boję się tego, jak będę umierała, w jakich okolicznościach, kto będzie przy mnie, czy będę cierpiała, odchodziła szybko, czy długo… Ale nie ma we mnie lęku, który powoduje, że unikam tematu, odrzucam myśli o własnym odchodzeniu, kiedy już przyjdzie ten czas.

wani na ewentualnych objawach. Nieważne jest, jak długo będziemy żyli, ważne, jakie to życie będzie, jaki nadamy mu sens.

Ty też występujesz na scenie? Jeśli występuję z pacjentkami na scenie, to w dwóch rolach - aktorki i, powiedzmy, „pilnującej emocji”, bo bywa tak, że w trakcie spektaklu czasem trzeba komuś pomóc.

Słowa „walka z rakiem” wprowadzają groźny nastrój. Zgadzam się, zwłaszcza niedobrze brzmi słowo „walka”. W tej chwili chętnie naszą Akademię nazwałabym Akademią Bycia (Radzenia sobie) Życia z Rakiem, bo słowo „walka” budzi agresywne skojarzenia, wymusza pewne zachowania, sugeruje przegranych. Często słyszymy: „Musisz walczyć!” Wcale nic nie musisz. My akceptujemy pacjenta bez względu na jego decyzje. Niektórzy po kolejnej wznowie nie decydują się na dalsze leczenie, chcą spokojnie dotrwać do końca. Przegrywają walkę? Bywa tak, że mój pacjent umiera. Wtedy buntuję się, gdy ktoś mówi, że „przegrał z chorobą”. Wielu moich pacjentów, którzy zmarli - wygrali z chorobą, chociażby przez to, że do końca byli aktywni, walczyli o swoją jakość życia, marzenia i do końca żyli mądrze, pięknie, twórczo. Oni przegrali jedynie z biologią. Znam też takie osoby, które stereotypowo wygrały z chorobą, czyli są w długiej remisji, a tak naprawdę z nią przegrały, bo przebyta choroba zawładnęła ich życiem, myślami, są bierni, skoncentro-

Zdarza się, że aktorka się „rozsypie”? Trudny był dla moich aktorek ostatni akt spektaklu - „Choroba”. Na scenie, według zamysłu reżyserki Ani Chudek, kobiety występowały ubrane na szaro, jedynie ja w czerwonej sukni. Cały spektakl siedzę tyłem do widowni i nie wiadomo, jaka jest moja rola. Ujawniam się dopiero pod koniec, gdy wygłaszam medyczny tekst i objaśniam, co to jest Paklitaksel - lek stosowany w chemioterapii. Kiedy wymieniam tę nazwę, wszystkie upadają na ziemię. To bardzo mocna scena. Kim jestem? Niektórzy widzą w tej postaci śmierć, inni chorobę, chemioterapię. Praca metodą dramy daje chyba wiele przemyśleń Tobie jako psychoonkolożce. Bardzo dokładnie analizuję proces terapii poprzez sztukę, teatr. Mam nadzieję, że podzielę się swoimi refleksjami poprzez publikację naukową opisującą ten rodzaj pracy z chorymi onkologicznie. Warsztaty teatralne jako metoda pracy z chorymi na raka są moim autorskim pomysłem, a grupa teatralna OnkoŚwiat, złożona z aktorów-pacjentów onkologicznych, jest chyba jedyną w Polsce. Jestem dumna, że dzięki toruńskiej Fundacji „Światło” udało się zrealizować ten pomysł z takim z rozmachem, na prawdziwej scenie, przed prawdziwą publicznością.

DR MAŁGORZATA RĘBIAŁKOWSKA-STANKIEWICZ psychoonkolożka, adiunkt na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, inicjatorka wielu akcji społecznych na rzecz pacjentów chorych onkologicznie. W Toruniu prowadzi Akademię Walki z Rakiem. Pracuje z pacjentami onkologicznymi i ich rodzinami, prowadzi grupę wsparcia dla rodziców po stracie dziecka oraz warsztaty dla rodzin pacjentów w śpiączce. Jest autorką wielu publikacji na temat funkcjonowania pacjentów i ich rodzin w sytuacji choroby. 38 strona kobiet



zdrowie

Do wszystkich informacji na temat swojego zdrowia będziemy mieli dostęp z komputera lub telefonu komórkowego. Ma być szybciej, wygodniej i bez zbędnej „papierologii”. Dzięki temu będzie więcej czasu na rozmowę z pacjentem - mówi wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński.

TECHNOLOGIA W SŁUŻBIE PACJENTOM Jakie korzyści niesie cyfryzacja służby zdrowia i czy jest konieczna? Ochrona zdrowia stanowczo za długo czekała na nowoczesne rozwiązania. E-mail, media społecznościowe, internetowe konto w banku czy e-PIT - to już codzienność w życiu Polaków. Dlatego stawiamy na cyfryzację i wykorzystanie technologii w służbie pacjentom. W praktyce oznacza to, że do wszystkich informacji na temat swojego zdrowia będziemy mieli dostęp z komputera lub telefonu komórkowego, a zamiast papierowej dokumentacji, będziemy mieli formę elektroniczną. Szczególnie skorzystają na tym rodziny - w Internetowym Koncie Pacjenta mama będzie widziała informacje na temat zdrowia swoich dzieci, a wnuk, za zgodą babci, będzie mógł sprawdzić, czy wykupiła potrzebne leki. Oprócz tego zyskają też lekarze i inni pracownicy medyczni. Ma być szybciej, wygodniej i bez zbędnej „papierologii” - dzięki temu będzie więcej czasu na rozmowę z pacjentem. Jednym z priorytetów tego rządu jest informatyzacja ochrony zdrowia i już dziś widać konkretne efekty tych działań, m.in. od grudnia 2018 roku ZUS obsługuje wyłącznie w formie cyfrowej wszystkie zwolnienia lekarskie, od stycznia 2019 r. w każdej aptece można zrealizować e-receptę. Aktualnie trwa pilotaż elektronicznych skierowań, a w ministerstwie prowadzone są prace nad ustawą o elektronicznej dokumentacji medycznej. Zatem - czy cyfryzacja jest konieczna? Pewnie nie, ale i tak warto na nią postawić. Korzystamy z e-rozwiązań w wielu dziedzinach życia, bo dają nowe możliwości, a przede wszystkim są wygodniejsze od papieru. Historia stanu zdrowia w telefonie komórkowym? To już nie „science fiction”, tylko naturalna kolej rzeczy. Od ubiegłego roku trwa pilotaż, w ramach którego wystawiane są e-recepty. Jakie korzyści ma z tego pacjent? E-recepty z powodzeniem przeszły przez pilotaż i teraz można je realizować w aptekach w całej Polsce. Każdego dnia kolejni lekarze

40 strona kobiet

odkładają papierowe bloczki i zaczynają korzystać z recept elektronicznych. W systemie jest już kilka tysięcy medyków, kilkaset placówek i ponad milion recept w nowej postaci. E-recepta to przed wszystkim wygoda - nie można jej zgubić ani zniszczyć, a jej treść jest zawsze czytelna. Przy takiej recepcie unikniemy też pomyłek - brakującej pieczątki czy podpisu. Recepty elektroniczne można realizować częściowo, a jeśli jest na niej więcej niż jeden lek, to każdy z nich możemy wykupić w innej aptece. To także ułatwienie dla lekarza - badania z krajów, w których e-recepty działają od dawna, wskazują, że to nawet 15-30 minut więcej dla pacjentów każdego dnia. Aby zrealizować e-receptę, wystarczy w aptece podać otrzymany SMS-em lub mailem kod oraz swój numer PESEL. Jeśli wolimy pozostać przy tradycyjnej formie, zawsze możemy poprosić o wydruk z kodem kreskowym, który zeskanuje farmaceuta. Ale nawet wtedy informacja o niej będzie widoczna na platformie e-zdrowie, do której będą mieli dostęp pacjenci oraz upoważnieni przez nich lekarze. Czy e-recepta pomoże w monitorowaniu postępu leczenia pacjentów, np. przez analizę wykupionych lub niewykupionych leków? Czy może być ona pomocna dla lekarzy? Dokładnie tak. Na podstawie informacji z pilotażu już dziś wiemy, że nawet 17 proc. leków nie jest wykupywanych przez pacjentów. To może być kluczowe dla skuteczności terapii i dlatego system, który stworzyliśmy, da możliwość sprawdzenia tego przez upoważnionego lekarza albo członka rodziny. Od 2018 zwolnienia lekarskie otrzymujemy w formie elektronicznej, do takiej formy już się przyzwyczailiśmy. W przyszłym roku wszystkie recepty będą w formie elektronicznej. Natomiast w 2021 u lekarza otrzymamy też e-skierowanie. W jaki sposób może to usprawnić system opieki zdrowotnej?


zdrowie

BYDGOSZCZ - OD 16 LUTEGO W 12 PLACÓWKACH WYSTAWIONO 3490 E-RECEPT TORUŃ - OD 6 MARCA W TRZECH PLACÓWKACH WYSTAWIONO 38 E-RECEPT

GDZIE WYSTAWIĄ E-RECEPTY? BYDGOSZCZ • Centrum Medyczne Bydgoszcz - Witold Włódarczak • MEDIC KLINIKA Anna Aniukiewicz-Kubas

Po pierwsze, e-skierowanie umożliwi korzystanie z rejestracji internetowej lub telefonicznej. Wystarczy podać kod skierowania i numer PESEL, aby zapisać się do specjalisty czy zarezerwować termin zabiegu w szpitalu. Nie trzeba już będzie wybierać się do placówki tylko po to, aby dostarczyć papier. Po drugie, przy e-skierowaniu unikniemy rejestrowania się do tego samego specjalisty w więcej niż jednej placówce przez jedną osobę. Dziś mamy sygnały o takich sytuacjach, które niestety oddalają termin dostępny dla innych pacjentów. Na portalu Pacjent.gov.pl można uzyskać dostęp do Internetowego Konta Pacjenta, w jaki sposób usprawnia ono nasz, pacjentów, kontakt ze opieką zdrowotną? Internetowe Konto Pacjenta to internetowa aplikacja, dzięki której w łatwy, szybki i bezpieczny sposób każdy odnajdzie ważne informacje na temat swojego zdrowia. Znajdziemy tam recepty i skierowania wystawione dla nas oraz naszych dzieci, a także wszystkie świadczenia i leki, za które zapłacił Narodowy Fundusz Zdrowia. Dzięki krótkiej ankiecie sprawdzimy, czy nie warto skorzystać z jednego z programów profilaktycznych finansowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Na portalu pacjenta znajdziemy także informacje o tym, jak dbać o zdrowie i jak korzystać z opieki zdrowotnej finansowanej przez NFZ. W przyszłym roku ma rozpocząć się digitalizacja dokumentacji medycznej. Starsze osoby obawiają się, że nie będą miały dostępu do „chmury” ze swoimi badaniami. Informację, która jest już w systemie, można łatwo wydrukować i przechowywać taki wydruk w domu. Niestety, w drugą stronę to tak nie działa. Wyobraźmy sobie, że te wyniki chcemy pokazać lekarzowi, który przyjmuje w innym mieście. Jeśli mamy tylko papier, to musimy udać się do niego osobiście. Natomiast jeśli wszystko jest w systemie, wystarczy wyrazić zgodę na to, aby taki specjalista uzyskał dostęp do niezbędnych informacji. To znacznie wygodniejsze i bezpieczniejsze niż noszenie ze sobą pliku dokumentacji medycznej. Czy przewiduje się wprowadzenie sztucznej inteligencji do procesów obsługi ochrony zdrowia? Komputer nigdy nie zastąpi lekarza, ale może mu bardzo pomóc, np. poprzez aplikacje, które ułatwiają nam odnalezienie się w obcym mieście, albo zdobycie potrzebnej informacji spośród miliardów stron w Internecie. Żeby to było możliwe, musimy zacząć od podstaw i przenieść informacje na temat naszego zdrowia z papieru do systemów informatycznych.

• Wojewódzka Przychodnia Zdrowia Psychicznego • Bydgoskie Centrum Diabetologii i Endokrynologii • Przychodnia na Szwederowie • NZOZ Praktyka Lekarza Rodzinnego - Krzysztof Buczkowski • Wojewódzki Szpital Obserwacyjno-Zakaźny im. Tadeusza Browicza • DAN-MED • Przychodnia Przyjazna • NZOZ „Lekarz Rodzinny” - Monika Iwaszko • NZOZ „RODZINA” • Centrum Medyczne SALMEDIC

TORUŃ • Przychodnia Rodzinna Na Sadowej • Praktyka Lekarza Rodzinnego i Przychodnia Specjalistyczna • NEUCA MED

strona kobiet • maj - lipiec 2019 41



zdrowie

SERCE W ROZTERCE

Serce jest nie tylko miejscem, gdzie podobno znajduje się miłość. Pilnując regularności badań tego ważnego narządu, dajemy sobie szansę na długie i szczęśliwe życie. TEKST: Dorota Kowalewska

C

zy można mieć dosłownie złamane serce? - Z takim przypadkiem się nie spotkałem - uspokaja kardiolog doktor Bartosz Topoliński. - Aczkolwiek serce może pęknąć. Jest to groźne powikłanie zawału ściany przedniej tego narządu. Na szczęście takich problemów, jak i wielu innych związanych z sercem, można uniknąć. Nie poprzez miłość, lecz dzięki czemuś o wiele bardziej prozaicznemu, czyli regularnym badaniom. Większość tych podstawowych jest nieinwazyjna. Dzisiejsza medycyna pozwala nam zajrzeć w głąb serca, i to dosłownie. Wiele tam można dostrzec, chociaż nie wiem, jak wygląda na ekranie miłość, i u żadnego z pacjentów jej nie zauważyłem - żartuje specjalista.

JAKIE BADANIA WARTO WYKONAĆ - RADZI DR TOPOLIŃSKI Podstawowe badanie zalecane przez kardiologów to pomiar ciśnienia. Nadciśnienie jest chorobą bardzo podstępną. Po pierwsze, niestety nie boli. To paradoks, bo zazwyczaj, chociaż boimy się bólu, pełni on bardzo ważną rolę w organizmie. Powiadamia nas, że dzieje się coś niepokojącego. W przypadku nadciśnienia tylko niewielka liczba osób odczuwa dyskomfort z tym związany. Mogą być to bóle i zawroty głowy, ucisk. Większość pacjentów przez lata nie wie, że dzieje się coś niedobrego, choć nadciśnienie wyrządza już znaczne szkody w narządach wewnętrznych. Ważne są również okresowe badania laboratoryjne: lipidogram, czyli poziom cholesterolu i jego frakcji, poziom glukozy na czczo, kreatynina, jonogram, morfologia. Podstawowym badaniem w kardiologii jest też EKG. Wykonuje się je za pomocą elektrod przyłożonych do określonych miejsc, połączonych z urządzeniem rejestrującym czynność elektryczną serca. Pacjent najczęściej leży przez kilka minut, nie wykonując żadnych ruchów. Wynik od razu jest zapisywany na specjalnej taśmie. Badanie pozwala na diagnozowanie i określenie dokładnej lokalizacji zaburzeń rytmu oraz przewodnictwa w sercu. Pokazuje także niedokrwienie mięśnia sercowego.

Wykonuje się także EKG wysiłkowe, czyli próbę wysiłkową, poprzez obserwację zmian w zapisie podczas narastającego wysiłku (na bieżni lub specjalnym rowerze stacjonarnym). W ten sposób można diagnozować np. chorobę niedokrwienną serca. Badaniem powiązanym z EKG jest tzw. 24-godzinna elektrokardiografia (tzw. Holter EKG). Rejestrując dobowy zapis pracy serca (a w niektórych przypadkach nawet dłuższy), lekarz może diagnozować napadowe arytmie, bloki. Oceniać częstość pracy serca. Podobna idea przyświeca dobowej rejestracji ciśnienia tętniczego (ABPM). To urządzenie, które przez całą dobę regularnie mierzy ciśnienie tętnicze (co 15 minut). Na podstawie oceny pomiarów kardiolog modyfikuje stosowaną farmakoterapię. Może również wykluczyć nadciśnienie u osób z tzw. nadciśnieniem białego fartucha, czyli takich, które mają podwyższony poziom ciśnienia przy pomiarach w gabinecie lekarskim. Niezastąpionym badaniem jest echo serca. To inaczej USG serca. Do ciała pacjenta jest przykładana sonda. Obraz ukazuje się na ekranie monitora. Podobnie jak badanie opisane powyżej, jest ono bezbolesne i trwa kilka minut. - Dzięki niemu mamy możliwość oceny budowy anatomicznej mięśnia sercowego. Opisujemy wielkości poszczególnych jam serca, aorty. Kurczliwość mięśnia lewej i prawej komory, a także budowę i działanie zastawek serca, czyli diagnozujemy nabyte lub wrodzone wady - tłumaczy doktor Topoliński. Należy podkreślić, że takich badań nie zaleca się wyłącznie osobom starszym. Wykonuje się je także u młodych i zdrowych pacjentów, np. u sportowców - zarówno tych zawodowych, jak i amatorów.

GABINET KARDIOLOGICZNY www.topolinski.pl miasta kobiet • maj - lipiec 2019 43


inna perspektywa

KONIEC ŚWIATA

Czy rzeczywiście chcemy, żeby nasze dzieci i wnuki żyły w świecie bez jeży, żyraf, bez lodowców i wody pitnej, za to z kataklizmami, suszami, w ciągłym niebezpieczeństwie? - pyta filozofka i socjolożka Ewa Bińczyk. ROZMAWIA: Lena Szuster

44 strona kobiet


inna perspektywa

Świat się kończy? Cały świat nie, ale nasz - na pewno. Bez względu na to, którą drogę wybierzemy, zmiany są nieuniknione. Mamy ostatnią szansę, żeby wpłynąć na ich kształt. Możemy posłuchać naukowców i zatroszczyć się o Ziemię, wybrać niskoemisyjne źródła energii, ograniczyć konsumpcję, zacząć żyć w inny, bardziej odpowiedzialny sposób. Możemy też zignorować ostrzeżenia. Co się wtedy stanie? To właściwie już się dzieje. Wymierają gatunki, zagrożone są rafy koralowe. Mamy też zaśmiecenie, zakwaszenie oceanu, utratę żyznych gleb, wojny klimatyczne, migracje, kataklizmy. Tak się składa, że większości z tych problemów w Polsce jeszcze nie widzimy, nie zdążyły do nas dotrzeć, być może dlatego czasem trudno uwierzyć, że rzeczywiście coś się zmienia na gorsze. Że powinniśmy się zatrzymać i zastanowić. Ale doświadczamy już zmian klimatycznych - chociażby suszy. Opadów jest coraz mniej, za to rośnie temperatura - w efekcie zaczyna brakować wody. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że wodę zawsze mamy w kranie, a jedzenie w sklepie na półkach, więc nie do końca pojmujemy, co ta susza może oznaczać. Podpowiem: najpierw pożary, zamiecie piaskowe, słabsze zbiory, potem wyższe ceny i rachunki, gorsze funkcjonowanie elektrowni, przerwy w dostawach prądu… Problemy będą się piętrzyć, bo Ziemia to system naczyń połączonych, jedne rzeczy wpływają na inne - i w końcu wpłyną też na nas.

Świat bez jeży. Bez żyraf, nosorożców, niedźwiedzi polarnych. Strasznie trudno mi to sobie wyobrazić. To jest coś, co nazywamy „problemem nieodwracalnej straty”. Niestety musimy się z nim zmierzyć, wziąć na siebie odpowiedzialność, bo nawet jeżeli teraz posłuchamy naukowców i zaczniemy dbać o planetę, pewnych rzeczy nie da się cofnąć. Pomyślmy jednak o tym jak o przestrodze, wyciągnijmy naukę i działajmy. Bo to, co robimy tu i teraz, ma bezpośredni wpływ na nasze dzieci i wnuki. Mówimy nie o jakichś anonimowych, hipotetycznych ludziach, którzy jeszcze się nie urodzili, a o naszych najbliższych. Spójrzmy im w oczy i zastanówmy się, czy rzeczywiście chcemy, żeby żyli w świecie bez jeży i żyraf, bez raf koralowych, bez lodowców, bez wody pitnej, za to z kataklizmami, suszami, w ciągłym niebezpieczeństwie? Ich przyszłość naprawdę zależy od nas. Co więc możemy zrobić? Musimy wszyscy, jako społeczeństwo, naciskać na polityków - wymagać od nich realnego zajęcia się problemem zmian klimatycznych. Pytajmy: co zamierzacie zrobić? Jakie rozwiązania proponujecie? Czy temat jest dla was w ogóle istotny? Zmuszajmy do myślenia w perspektywie dłuższej niż cztery lata. Gospodarki światowe są niestety nastawione na krótkoterminowe zyski, szaleńczy wzrost PKB, jak największą konsumpcję, wszystko to bez myślenia o kosztach. Tymczasem nam są potrzebne zgoła inne rozwiązania. Takie jak na przykład te proponowane w paryskim porozumieniu klimatycznym albo w pracach Williama Nordhausa, ubiegłorocznego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. W najbliższych latach powinniśmy znacząco obniżyć emisję gazów cieplarnianych - do 2050 roku do zera! - i opodatkować u źródła paliwa kopalne, nakładając podatki na koncerny i odchodząc od subsydiów.

PRZEZ NASZE POCZYNANIA STOPNIAŁA DUŻA CZĘŚĆ POKRYWY LODOWEJ GRENLANDII, ZMNIEJSZYŁ SIĘ JEJ CIĘŻAR, A PRZEZ TO ZMIENIŁA OŚ NACHYLENIA ZIEMI.

Wciąż jednak uważamy, że „jakoś to będzie”. Albo: „przecież i tak nic nie poradzimy”. Często pojawia się taka myśl, że nie mamy realnego wpływu na sytuację - co z tego, że będziemy unikać plastiku albo wybierać publiczne środki transportu, skoro inni dookoła nas śmiecą, konsumują na potęgę i niczym się nie przejmują? Popadamy w odrętwienie, stajemy się obojętni, uważamy, że nie ma o co walczyć. W swojej książce nazywam to uczucie marazmem. Ale niektórzy są też dumni… Z czego tu być dumnym? Na przykład z tego, że przez nasze poczynania stopniała duża część pokrywy lodowej Grenlandii, zmniejszył się jej ciężar, a przez to zmieniła oś nachylenia Ziemi. Czy nie jesteśmy więc wspaniali? Potężni? Supersprawczy? Naprawdę pojawiają się takie wypowiedzi. Dla mnie to przejaw arogancji. Tak naprawdę większość z nas nie ma siły sprawczej, jesteśmy raczej bezradni. Już teraz ze względu na utratę łowisk albo żyznej ziemi wielu ludzi głoduje. Zaczęło się szóste wielkie wymieranie. Czy naprawdę powinniśmy być dumni z czegoś takiego? Co zamierzamy po sobie zostawić przyszłym pokoleniom?

Brzmi świetnie, ale też… bardzo globalnie. Z jednej strony mamy wielką politykę, koncerny, pieniądze i władzę, a z drugiej zwykłego obywatela, który sądzi, że nie ma na nic wpływu. Ale właśnie ma! Pamiętajmy, że polityka jest dla ludzi, a nie ludzie dla polityki. To my ją tworzymy. Razem możemy osiągnąć naprawdę wiele. Świetnym przykładem jest szesnastoletnia Greta Thunberg, która zainspirowała Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Zaczęło się od tego, że Greta stanęła pod szwedzkim parlamentem z transparentem: „Strajk szkolny dla klimatu”. Była całkiem sama. Dzisiaj razem z nią protestuje młodzież na całym świecie, także w Toruniu. Co by było, gdyby Greta pomyślała, że jej głos nie ma znaczenia? Że nic nie może zmienić? Dlatego powtarzam: mamy wpływ. Musimy się tylko ośmielić, działać razem. Bierzmy udział w strajkach, podpisujmy petycje, pokazujmy, że sprawa klimatu jest dla nas ważna i że nie zamierzamy odpuścić. strona kobiet • maj - lipiec 2019 45


inna perspektywa

WCHODZIMY W ZUPEŁNIE NOWĄ EPOKĘ I BYĆ MOŻE NIE BĘDZIEMY W STANIE DOSTOSOWAĆ SIĘ DO ZMIAN. POJAWIAJĄ SIĘ TAKIE POJĘCIA, JAK KATASTROFA KLIMATYCZNA, PUNKT PRZEŁOMOWY, SAMOZAGŁADA, EKOLOGICZNE PIEKŁO.

opakowane produkty przez Internet. Tymczasem moglibyśmy domagać się regulacji, ekologicznych materiałów, produktów, które będą służyć nam przez lata, a nie przez piętnaście minut. Każde takie działanie ma sens. Mówiłyśmy wcześniej o marazmie, o tym przeświadczeniu, że nic nie można zrobić… Jest na to chyba tylko jedno lekarstwo - zacząć działać. Nie uda się zmienić wszystkiego od razu, ale spróbujmy postawić ten pierwszy krok. A potem następny. I następny. I następny. Dla dobra klimatu można na przykład przesiąść się na rower. Zdaje się, że obie jesteśmy fankami jednośladów. Bo są najlepsze! Oczywiście nie zawsze da się zrezygnować z samochodu, ale mamy coraz lepszą komunikację publiczną i systemy miejskich rowerów. Korzystajmy z nich. Rower daje niesamowitego kopa energii, całe mnóstwo endorfin, pozwala nie tylko gdzieś dojechać, ale też świetnie się przy tym bawić. Polecam z całego serca. Jeżeli chcemy zmniejszyć emisję, warto też postawić na lokalnych rolników, ograniczyć jedzenie mięsa, nie kupować produktów z olejem palmowym, w ogóle - nie kupować tak dużo. Nie potrzebujemy tego wszystkiego. Sama łapię się na obrastaniu w różne rzeczy i staram się z tym walczyć, wymieniać ubrania z przyjaciółkami, naprawiać sprzęty, cieszyć się tym, co już mam.

ANTROPOCEN TO NOWA EPOKA GEOLOGICZNA - MÓWI DR EWA BIŃCZYK, FILOZOFKA I SOCJOLOŻKA Z UNIWERSYTETU MIKOŁAJA KOPERNIKA W TORUNIU.

Potrzebna jest nam globalna zmiana, działania na szeroką skalę. Co jeszcze? Czy małe, codzienne wybory też mają znaczenie? Jak chociażby słynne rezygnowanie ze słomek…? Ktoś mógłby zapytać - co znaczy ta jedna słomka? Jeden plastikowy kubek? Foliówka? Przecież to niewiele. Ale czy na pewno? Gdyby każdy z nas, z tych siedmiu miliardów ludzi żyjących na planecie, zrezygnował ze słomek, reklamówek, plastikowych opakowań, to nie byłoby niewiele, tylko bardzo, bardzo dużo. Myślę, że często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak niszczymy Ziemię. Wyrzucamy śmieci do kosza pod blokiem, ktoś je potem wywozi, nie widzimy więc ich skali, objętości, nie czujemy wagi. Dosłownego ciężaru. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy przez tydzień, miesiąc albo dwa nie mogli tak po prostu wynieść naszych śmieci? Utonęlibyśmy w plastiku. Już toniemy. Nasze oceany i lasy są pełne śmieci. Praktycznie każdy produkt w sklepie jest ofoliowany. Zamawiamy szczelnie i grubo 46 strona kobiet

Ale jak to tak - nie kupować? Rezygnować? Jesteśmy nauczeni czegoś innego. Nie chcemy mieć mniej. Tylko więcej, wciąż więcej. To prawda. Spotykam się czasem z taką obawą, może nawet oskarżeniem, że klimatolodzy i ekologowie próbują zagonić ludzkość z powrotem do jaskiń. Pozbawić nas czegoś. Ale to zupełnie nie tak. Są świetne rozwiązania i pomysły, które pokazują, że możemy pogodzić ambitne cele społeczne z odpowiedzialnością o planetę. Polecam na przykład jedną z moich ulubionych książek - „Dobrobyt bez wzrostu” Tima Jacksona - w której autor pokazuje, jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy postawili na niskoemisyjne rozrywki: jogę w parku, spotkania, działania społeczne, ale też krótszy dzień i tydzień pracy. Bo w społeczeństwie dobrobytu nie powinno przecież chodzić o obieg pieniądza i zalewanie naszych dzieci gadżetami, ale przede wszystkim o czas wolny, spędzany aktywnie i twórczo, o wartościowe relacje społeczne i równość. Wiem na pewno, że warto zrezygnować z zakupów i zamiast tego wsiąść na rower, pójść na spacer, po prostu być - z przyrodą i naszymi bliskimi. Chociaż tej przyrody do oglądania nie ma już za dużo. Wycinamy lasy, ingerujemy, śmiecimy, niszczymy. Dlatego naukowcy zaczynają używać takich terminów, jak postnatura czy postśrodowisko. Chcą w ten sposób powiedzieć, że zmieniliśmy przyrodę - nie jest już czysta i dzika, tylko skażona ludzkim wpływem. Nasze ślady można znaleźć wszędzie. Za mało jest rezerwatów, takich miejsc całkowicie pozostawionych naturze. Żyjemy coraz bardziej zamknięci w miastach, nasze dzieci nie mają kontaktu z przyrodą, a przynajmniej z tym, co z niej jeszcze zostało. Zabieramy im tę ważną przestrzeń. Skoro mówimy już o naukowych terminach, wytłumaczmy też, czym jest antropocen. Antropocen to nowa epoka geologiczna. Wcześniej mieliśmy na przykład plejstocen czy holocen, a teraz właśnie antropocen, czyli epokę, w której działania ludzi destabilizują funkcjonowanie całej planety.


inna perspektywa

Czyli po przekrojeniu Ziemi na pół moglibyśmy wskazać: tu była kreda, tu żyły dinozaury, tutaj spadł wielki meteoryt, a tutaj ludzie zniszczyli planetę? Dokładnie tak. Antropocen jest jeszcze stosunkowo nowym terminem. Zdaniem naukowców zaczął się wraz z rewolucją przemysłową albo nawet później - po drugiej wojnie światowej. I to jest chyba najbardziej wstrząsające: epoki geologiczne zazwyczaj trwają miliony lat, a antropocen niewiele ponad pół wieku! W tak krótkim czasie zdążyliśmy doprowadzić do zatrważających zmian: szóstego wielkiego wymierania, destabilizacji oceanów, degradacji lasów, zwiększenia ilości dwutlenku węgla w atmosferze - czegoś takiego nie widzieliśmy na Ziemi od 66 milionów lat! Skala problemu jest olbrzymia. W swojej książce zbieram i przedstawiam głosy naukowców z całego świata - klimatologów, stratygrafów, ekonomistów, politologów, wielkich umysłów. Wszyscy oni mówią, że nasz świat się przekształca. Wchodzimy w zupełnie nową epokę i być może nie będziemy w stanie dostosować się do zmian. Pojawiają się takie pojęcia, jak katastrofa klimatyczna, punkt przełomowy, samozagłada, ekologiczne piekło. Profesor Szymon Malinowski, od lat przestrzegający Polaków przed zmianą klimatyczną, w jednym z wywiadów powiedział, że wszyscy wymrzemy w następnym pokoleniu. A nawet jeżeli nie wymrzemy… Wzrośnie problem nierówności, na pewno pojawią się wojny o wodę, dramatyczne straty dla rolnictwa, załamie się znany nam porządek polityczno-ekonomiczny. Scenariusze te mogą się ziścić już około 2050 roku. Chyba, że posłuchamy naukowców. Tak, wciąż jeszcze mamy szansę. Ale musimy wprowadzić w życie zalecenia z drugiego ostrzeżenia naukowców do ludzkości oraz paryskiego porozumienia klimatycznego. Konieczne jest to, o czym mówiłyśmy wcześniej, czyli wyzerowanie globalnych emisji gazów cieplarnianych i dyskusja o tym, jak zrobić to sprawnie, zachowując troskę o najsłabszych. Ci, którzy wolą ciepełko i ignorują ryzyko wzrostu globalnej temperatury o dwa stopnie Celsjusza zupełnie nie rozumieją istoty problemu. Są też inne pomysły na ratowanie ludzkości, na przykład geoinżynieria albo przeprowadzka na Marsa. Trochę to nie fair, że chcemy zostawić za sobą bałagan i zabrać się za niszczenie kolejnej planety… Takie wizje są kuszące, bo odsuwają od nas odpowiedzialność. Łatwiej myśleć, że nie musimy działać, ograniczać się, rezygnować z czegoś, problem rozwiąże się sam, w bliżej nieokreślonej przyszłości, dzięki jakiejś technologii, coś się wymyśli i tak dalej. Tymczasem nawet gdybyśmy mogli polecieć na Marsa, czy mielibyśmy do tego prawo? Skoro tak bardzo zniszczyliśmy Ziemię? I czy powinniśmy dalej bawić

się w bogów? Bo do tego w gruncie rzeczy sprowadza się geoinżynieria. Jedną z dyskutowanych technologii jest rozpraszanie siarki w stratosferze, trochę tak jak podczas wybuchu wulkanu. To mogłoby obniżyć temperaturę o parę stopni, ale przy tym spowolnić fotosyntezę, uszkodzić warstwę ozonową, zmienić kolor nieba na biały. To nie jest żaden plan awaryjny, ale prowizoryczne lekarstwo - gorsze od choroby. Nie wiemy przecież, jak w dłuższej perspektywie takie działanie wpłynęłoby na planetę i na nas samych. Może zmienilibyśmy się nie do poznania. Jasne, kupilibyśmy sobie kilka lat, tylko za jaką cenę? I czy naprawdę chcielibyśmy żyć w takim świecie? Wynika z tego, że jesteśmy dobrzy w niszczeniu, ale gorsi w naprawianiu. Może jednak nie zasługujemy na ratunek? Kiedy stykam się z ludzkim geniuszem, fantastycznymi rzeczami, które udało się nam zrobić, czytam książki, rozprawy filozofów, widzę przejawy wielkiego współczucia i odwagi, myślę, że jeszcze zasługujemy na szansę. Chcę wierzyć, że będziemy potrafili się zmobilizować i zmienić. Mam taką nadzieję.

DR HAB. EWA BIŃCZYK, PROF. UMK filozofka i socjolożka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, autorka m.in. książki „Epoka człowieka. Retoryka i marazm antropocenu”, pozycji obowiązkowej dla wszystkich zainteresowanych zmianami klimatycznymi, ekologią i wpływem człowieka na środowisko.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 47


48 strona kobiet


jej pasja

KOLEKCJONERKA WSPOMNIEŃ Arturek ma szklane oczy, porcelanowe zęby i ciężki, wypchany trocinami tors. Patrzy na Ankę, ona patrzy na niego, a potem na inne lalki. - Szkoda, że nie możecie opowiedzieć o wszystkim, co was spotkało - mówi. TEKST: Lena Szuster

ZDJĘCIA TOMASZ CZACHOROWSKI

L

alki porcelanowe, celuloidowe, szmaciane - mam wrażenie, że wszystkie patrzą na mnie. Siedzą na parapetach, półkach, stoliku, w wózkach i kołysce. Pokój należy do nich. Dostrzegam chłopca z muchą i eleganckim kaszkietem, utapirowaną damę, kosmatego skrzata, pyzatą dziewczynkę z loczkiem na głowie. Niektóre wyglądają trochę niepokojąco, inne - uroczo i zabawnie. Nie wszystkie są bardzo stare czy wartościowe - mówi Anka Pawlak, która kolekcjonuje je od trzech lat. - Ale każda ma swoją historię. I dlatego każda jest dla mnie niezwykła.

SERCE LONDYNKA Zaczęło się od Adasia. Grzywa ciemnych włosów, pochmurne spojrzenie, nadąsane usta. Anka znalazła go w sklepie ze starociami, zupełnie przez przypadek. Chciała kupić mamie prezent na urodziny - może jakąś książkę, dzbanuszek, filiżankę, fajną pamiątkę z przeszłości, bo obie uwielbiają tego typu rzeczy. Ale zobaczyła Adasia - i już, w jednej chwili, wszystko było przesądzone. Po prostu musiała go mieć. Od tego czasu Anka ratuje lalki przed zapomnieniem. - A one ratują mnie - śmieje się. - Wiesz, trzy lata temu byłam w złym miejscu, nie miałam marzeń, nosiłam w sobie taką pustkę, skupiałam się tylko na tym, żeby przetrwać kolejny dzień. Potem trafiłam na Adasia, zaczęłam szukać informacji o lalkach, ich historii, poznawać nowych ludzi, nawet snuć wielkie plany na przyszłość. Pasja oczywiście nie rozwiązała wszystkich moich problemów. Sama widzisz, jak tutaj jest. W Londynku króluje bieda i alkohol. Ale chciałabym pokazać sobie, tobie, innym, że otoczenie nie determinuje tego, kim jesteśmy. Nawet w sercu bydgoskiego Londynka może wydarzyć się coś dobrego. POKAŻ MI SWOJĄ SYGNATURĘ, A POWIEM CI, KIM JESTEŚ Na początku Anka myślała, że Adaś jest starą lalką: ma perukę z prawdziwych włosów, szklane oczy i sygnaturę na karku. Sygnatury to wyższa szkoła jazdy - są podkowy, żółwie, gwiazdy, trójkąty, inicjały.

Od razu się w tym gubię, ale Anka wszystko cierpliwie mi tłumaczy. To właśnie dzięki sygnaturze możemy się dowiedzieć, gdzie i kiedy lalka została wyprodukowana. Bardzo poszukiwane są polskie lalki celuloidowe - z fabryk w Częstochowie i Kaliszu. - Na rynku jest dużo lalek niemieckich i rosyjskich - mówi Anka. - Ale polskich, ze względu na zabory i wojnę, już znacznie mniej. Celuloidowe skończono produkować w latach sześćdziesiątych. To łatwopalny materiał, więc zwyciężyły względy bezpieczeństwa. Są też oczywiście lalki z małych, przydomowych zakładów, w żaden sposób niesygnowane, albo takie, które przez lata przeszyły wiele przeróbek, więc ustalenie ich wieku czy pochodzenia jest trudne, czasem niemożliwe. Wtedy Anka korzysta z pomocy innych kolekcjonerów, przegląda fora, szuka informacji w specjalnych katalogach. Właśnie tak udało się ustalić, że Adaś powstał w 1998 roku w Niemczech. Wyjątkowo przystojną aparycję zawdzięcza temu, że był robiony ręcznie. W swojej kolekcji Anka ma lalki z Kalisza i Częstochowy. Z Kalisza pochodzą między innymi panna z loczkiem i szrajerka, nazwana tak na cześć przedsiębiorcy i przedwojennego zarządcy tamtejszej fabryki, Adama Szrajera. Lalka ma charakterystyczne, grube warkocze, wystające ząbki, kubraczek, czerwoną spódnicę, biały kołnierzyk i fartuszek. W sygnaturze - ASK wpisane w trójkąt. - Moja szrajerka jest z lat pięćdziesiątych - tłumaczy Anka. - Mam nadzieję, że z czasem uda mi się zdobyć starszą, przedwojenną. Chciałabym też częstochowską lalkę z tego okresu.

CO SIEDZI W GŁOWIE LALKI W pewnym momencie dołącza do nas mama Anki, pani Małgorzata. To ona pokazuje mi, jak są zbudowane lalki, co znajduje się w ich głowach, ciałach oraz stawach. - Większość lalek ma ręce i nogi na gumach - mówi. - Te gumy trzeba wymieniać, bo parcieją, nowe mocno związać i zaczepić na hakach. Trochę jest z tym roboty. Zdarzają się też kończyny mocowane strona kobiet • maj - lipiec 2019 49


jej pasja

ANKA ZBIERA LALKI OD TRZECH LAT. KIEDY ZACZYNA O NICH OPOWIADAĆ, CAŁA SIĘ ROZPROMIENIA. ZNIKA BYDGOSZCZ, ZNIKA LONDYNEK, ZNAJDUJEMY SIĘ W ZUPEŁNIE INNYM ŚWIECIE.

PANI MAŁGORZATA CZASEM ZŁOŚCI SIĘ NA BYŁYCH WŁAŚCICIELI LALEK - ŻE ŹLE JE TRAKTOWALI, NIEUMIEJĘTNIE ODNAWIALI, COŚ POPSULI, NIE ZADBALI. WZRUSZAJĄ JĄ PĘKNIĘCIA I NIEDOSKONAŁOŚCI. W NICH JEST CAŁA HISTORIA.

na obręczach, o, tak jak tutaj, albo czasem w pachwinie można znaleźć metalową łezkę, proszę zobaczyć. We trójkę pochylamy się nad jedną z lalek. Łezka rzeczywiście jest - niewielka, ukryta w stawie. - Trzeba cierpliwości, żeby to naprawić, ale właśnie to mi się podoba - dodaje pani Małgorzata. - Dzisiaj wszystko pędzi do przodu, raz-dwa i musi być zrobione, nie ma czasu na zastanowienie: po co tak się spieszymy? Co jest dla nas ważne w życiu? A w przeszłości było skupienie. Taka dokładność, skrupulatność, uwaga. Najpierw myślenie, potem działanie. Kiedy do Anki przyjeżdżają nowe lalki, to właśnie pani Małgorzata naprawia je, pierze ubranka, pieczołowicie dłubie we wnętrznościach, skleja połamaną skórę, rozmontowuje na części pierwsze i znów składa w całość. Czasem złości się na byłych właścicieli - że źle lalkę traktowali, nieumiejętnie odnawiali, coś popsuli, nie zadbali. Wzruszają ją pęknięcia i niedoskonałości. - W nich jest cała historia - mówi. Pani Małgorzata zwraca dużą uwagę na szczegóły wykonania - fryzury lalek, rzęsy, porcelanowe zęby, języki, sposób malowania brwi, róż na policzkach. Po tym też można poznać wiek lalki. Przed wojną i w okresie międzywojennym, jak mi tłumaczy, modne były tak zwane szneki, czyli włosy gładko zaczesane u góry, a za uszami zwinięte w ruloniki. Niektóre lalki całą główkę, łącznie z fryzurą, mają z celuloidu, inne noszą peruczki z moheru albo prawdziwych włosów. - Peruka jest mocowana na metalowej kopułce - tłumaczy pani Małgorzata. - Kopułkę można zdjąć i zajrzeć do głowy lalki. Zaglądamy. Gałki oczne od tyłu, metalowe wahadełko, młoteczek. - Przerażające? - pyta Anka. - Nie - odpowiadam. - Fascynujące. Możemy zajrzeć jeszcze gdzieś?

SŁUCHANIE PRZESZŁOŚCI Zaglądamy w przeszłość. Anka pokazuje swoje najcenniejsze, najstarsze lalki - chłopiec ulepiony z papier-mâché, gipsu i przedwojennych gazet, grubo malowany farbą, ze zdartymi palcami, dalej lalka od Szildkrota z żółwiem w sygnaturze, trochę zdekompletowana, z oryginalną celuloidową głową i ciałem złożonym z przypadkowych elementów, wreszcie armandka, czyli panna z głową z biskwitu, drewnianym korpusem i najmniejszymi stopami świata, oznaczona sygnaturą Armanda Marseille’a. Do tego Arturek - przechadzam się po całym pokoju, a on wciąż śledzi mnie wzrokiem. - To zalotnica - śmieje się Anka. - Tak się nazywa ten typ lalek. 50 strona kobiet


jej pasja Arturek ma szklane oczy, porcelanowe zęby i ciężki, wypchany trocinami tors. Patrzy na Ankę, Anka patrzy na niego, a potem na inne lalki. - Szkoda, że nie możecie opowiedzieć o wszystkim, co was spotkało - mówi. Historii większości z nich trzeba się domyślać, składać z fragmentów, szukać w pęknięciach, dziurach, uszkodzonych mechanizmach. Ale są i takie lalki, o których Anka wie bardzo dużo - od poprzednich właścicieli. - Ewę kupiłam od starszej pani ze Śląska. - Anka sięga po lalkę, która na początku wydaje mi się całkiem zwyczajna, niepozorna. Dopiero po chwili zauważam, że brakuje jej lewej ręki. - Ta starsza pani zachorowała na raka - kontynuuje Anka. - Wiedziała, że nie ma już wiele czasu i że córka nie lubi lalek, szukała więc dla swojej gromadki nowego domu. Bardzo się martwiła, że nikt nie zechce takiego egzemplarza bez ręki… A to była jej ukochana lalka z dzieciństwa. Całe życie spędziły razem. Te dobre chwile i te złe też. Obiecałam, że zajmę się Ewą, że z czasem znajdę jej nową rączkę i zadbam o to, żeby nigdy nie trafiła na śmietnik. Ewa nie ma sygnatury i z takiego czysto kolekcjonerskiego punktu widzenia nie jest specjalnie wartościowa, ale ma swoją historię, jest pamiątką, dlatego dla mnie jej wartość jest olbrzymia.

W TYM DOMU STRASZY - Tę lalkę też kupiłam bezpośrednio od właścicielki - tym razem Anka wskazuje ubraną w czerwienie i czarne koronki blond piękność. Lalka wygina wargi w sztucznym uśmiechu. - Żartujemy z mamą, że to nasza prywatna Annabelle. Jak z filmu. Kojarzysz może ten horror z morderczą lalką? Sprawa jest szalenie ciekawa. Scenariusz powstał w oparciu o historię lalki, takiej sympatycznej, szmacianej, z wielkimi oczami, z wyglądu zupełnie niegroźnej, która rzekomo smarowała ściany krwią i tak dalej. Skończyło się egzorcyzmami i zamknięciem Annabelle w szklanej gablocie z napisem „Nie otwierać”. Anka pokazuje mi zdjęcia prawdziwej Annabelle, miękkiej i uroczej, z rudymi sznurkami włosów i trójkątnym nosem, a potem filmowej Annabelle - trupio

ZAGLĄDAMY DO GŁOWY LALKI. GAŁKI OCZNE OD TYŁU, METALOWE WAHADEŁKO, MŁOTECZEK. - PRZERAŻAJĄCE? - PYTA MNIE ANKA.

bladej i aż do przesady brzydkiej. - No, musieli ją mocno ustrasznić, inaczej nie byłoby efektu - zauważa. - Ale wracając do naszej Annabelle… Jej poprzednia właścicielka twierdziła, że dokoła lalki dzieją się dziwne rzeczy. A to jakieś hałasy w środku nocy, a to poprzesuwane bibeloty, u nas jednak zachowuje się spokojnie. Wie, że się nie boimy i nie może za bardzo podskakiwać, bo zrobimy z nią porządek. - Chociaż uśmieszek ma trochę podejrzany - żartuje pani Małgorzata. - W ogóle w lalkach jest coś takiego, że ludzie często się ich boją, wymyślają różne historie. Nawet jak do wnuczek przychodzą w odwiedziny inne dzieciaki, to zaraz wielkie oczy i szepczą między sobą. Zawsze wtedy pytam, czy chcą dotknąć lalek, pobawić się, zobaczyć z bliska - i strach zaraz znika.

NIE BÓJ SIĘ MARZYĆ Pytam Ankę, skąd jeszcze bierze lalki. - Zewsząd! - odpowiada. - Przeglądam aukcje internetowe, chodzę do sklepów ze starociami, na różne pchle targi, korzystam z pomocy znajomych i bliskich. Jak gdzieś widzą lalkę, od razu do mnie dzwonią. Niedawno na urodziny sprezentowali mi autorską ślicznotkę, jedno oko ma różowe, drugie fioletowe, wypuszczono tylko pięćset sztuk. Poza tym dużo moich lalek pochodzi z sortów. Pracuję w sklepie z odzieżą używaną w Bydgoszczy, na rogu Gdańskiej i Świętojańskiej. W dostawach

KIEDY PRZECHADZAM SIĘ PO POKOJU, ARTUREK WCIĄŻ ŚLEDZI MNIE WZROKIEM. - TO ZALOTNICA - ŚMIEJE SIĘ ANKA.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 51


jej pasja

NIE WSZYSTKIE LALKI W KOLEKCJI ANKI SĄ BARDZO STARE CZY WARTOŚCIOWE. ALE KAŻDA Z NICH MA SWOJĄ HISTORIĘ. I DLATEGO KAŻDA JEST NIEZWYKŁA.

często można wygrzebać prawdziwe cuda, czasem też kupuję albo dostaję coś od klientów, a przy okazji odkrywam historie - lalek i ludzi. To najciekawsza i najważniejsza część. Dzięki zbieraniu lalek poznałam mnóstwo wspaniałych osób i wysłuchałam mnóstwa ciekawych opowieści. Anka mówi, że choć przez te trzy lata zdążyła się już sporo dowiedzieć, przed nią wciąż wiele nauki. Ma całą listę wymarzonych lalek: przedwojenna szrajerka, lalka z wosku, cmentarna, biskwitowa od Heubacha, Kiki z częstochowskiej fabryki. Ta ostatnia jest obiektem pożądania każdego kolekcjonera, choć nie jest ani ładna, ani specjalnie stara - produkowano ją w PRL-u. - Miałam taką, jak byłam mała - wtrąca pani Małgorzata. - Prawdziwe paskudztwo. Robili je w czterech kolorach: czerwonym, zielonym, żółtym i niebieskim. - I gdzie jest teraz twoja Kiki? Pewnie oddałaś? Ładnie to tak? - Anka z udawaną powagą grozi mamie palcem. - Ano, oddałam. Wyrosłam, to chciałam innym dzieciom sprawić przyjemność. A nie trzymać dla siebie tak bez sensu - kwituje pani Małgorzata. Na liście znajduje się jeszcze jedno marzenie. - Tak najbardziej, najbardziej na świecie to chciałabym otworzyć muzeum lalek - mówi Anka. - Dzielić się swoją pasją z innymi. W Toruniu jest już Muzeum Zabawek i Bajek, ale w Bydgoszczy czegoś podobnego nie mamy. Moje muzeum nie byłoby zresztą takim standardowym muzeum, ze sztywnymi zasadami, z eksponatami odgrodzonymi od ludzi. Wyobrażam sobie, że każdy mógłby bawić się lalkami, oglądać je od środka, konstruować nowe zabawki, rozmawiać, po prostu fajnie spędzać czas i przy okazji uczyć się, że warto pamiętać, wysnuwać wnioski z przeszłości. Do tego potrzeba oczywiście funduszy, lokalu, więcej ludzi, wiedzy… Anka zamyśla się, rozgląda, uśmiecha. - Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się uda - dodaje. - Ale kiedyś nawet nie odważyłabym się snuć takich planów, a teraz… Teraz nie boję się marzyć. 52 strona kobiet


Nazywam się Justyna Tessa. Sprzedaję drzwi i książki. Niezwykle dobre drzwi i fascynujące książki.

www.tessa.com.pl FB: Justynapolecadoczytania justyna@tessa.com.pl Lisi Ogon k/Bydgoszczy ul. Spokojna 1

www.tessa.com.pl


tabu

Czasem myślę

„TO MÓGŁ BYĆ MÓJ SYN”

Klient nie musi być dla nas miły. Przecież właśnie umarło mu dziecko. Nie jesteśmy od tego, by kogokolwiek pouczać, jak ma przeżywać żałobę. W tej pracy ważna jest cierpliwość i wyrozumiałość - mówi Filip Hołysz, kierownik bydgoskiego zakładu pogrzebowego Zieleń Miejska. ROZMAWIA: Lucyna Tataruch

Praca w zakładzie pogrzebowym ułatwia pogodzenie się z myślą o własnej śmierci? Hm… niekoniecznie. Pomóc w tym może określony światopogląd, świadomość, że nas wszystkich to czeka. Ale czy sama praca? Nie sądzę. Zresztą chyba każdy ma w sobie naturalny bunt przed tym, że kiedyś przestanie istnieć na Ziemi. Bunt czy strach? Myślę, że jedno i drugie. Pracując w takim miejscu na pewno mamy więcej okazji do tego, by pomyśleć o własnym pogrzebie. Ludzie, którzy wcześniej nie chowali swoich bliskich, raczej nie zastanawiają się nad wyborem trumny, przebiegiem ceremonii. Jeśli już, to rozważa się np. kwestię swojej kremacji - wiele osób deklaruje z wyprzedzeniem chęć takiego pochówku. Mnie również ta opcja jest bliższa. Czasem nawet, widząc jakąś urnę, pomyślę: „O, taka byłaby odpowiednia”. Ale gdybym miał iść o krok dalej i wyobrażać sobie ten 54 strona kobiet

moment, to jednak nie - na pewno nie jestem z tym w pełni pogodzony. I nie znam nikogo, kto tak naprawdę by był. Sytuacje, z jakimi stykają się Państwo w pracy, zostają na dłużej w pamięci? Są pogrzeby, na których człowiek myśli: „To mógł być mój syn”. Parę razy w życiu miałem łzy w oczach podczas ceremonii, mimo że chowano obcych mi ludzi. Najtrudniej jest, gdy odchodzą dzieci - potwierdzi to każdy z tej branży. W firmie mamy taką zasadę, że żaden z pracowników nie może jechać sam do ciała dziecka. Teoretycznie nie potrzeba do tego dwóch osób, jednak nikt nie chciałby zostać w takiej sytuacji sam w chłodni. Pamiętam jeden pogrzeb, który został ze mną na dłużej. Dziecko miało 10 lat, wiele osób zdążyło je już pokochać. Miało za sobą parę lat walki o życie. Na pożegnanie do kościoła oprócz rodziny przyszedł personel ze szpitala, lekarze, pielęgniarki… Wolałbym, żebyśmy w ogóle nie organizowali takich pogrzebów.


tabu Ale na tym też Państwo zarabiają. Nie na pogrzebach dzieci. Oczywiście nie organizujemy ich po kosztach, ale w takich przypadkach wyceniamy nasze usługi bardzo nisko. Niestety tragedie się zdarzają i ktoś musi zadbać o wszystko, co związane z pochówkiem. Proszę mi wierzyć, tutaj nikt nie trzyma kciuków za to, żeby coraz więcej ludzi umierało. Staramy się po prostu wykonywać naszą pracę najlepiej, jak się da. Bo śmierć jest nieodłącznym następstwem życia, a przecież nie chciałaby pani sama np. ubierać ciał swoich bliskich. To trzeba zlecić profesjonalistom, by móc skupić się na pożegnaniu i zrzucić z siebie choć część ciężaru tej sytuacji. Powiedział Pan, że ktoś musi się tym zająć… Co stoi za wyborem takiej profesji? Na pewno trzeba tę pracę wybrać świadomie.

Co konkretnie ma Pan na myśli? Usługi pogrzebowe nie mogą być owiane tajemnicą. Klient powinien dokładnie wiedzieć, za co płaci. Musi także mieć pewność, co będzie się działo z ciałem zmarłego. Oddaje nam przecież pod opiekę bliską osobę, która jest już absolutnie bezbronna. Jej ciało na każdym etapie zostanie potraktowane w sposób godny, z szacunkiem. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek niedopowiedzenia. Bliscy zmarłych chcą słuchać o szczegółach, czy raczej zdają się na Państwa, by uciec od tego tematu? Bardzo różnie, zależy od człowieka. Trafia do nas coraz więcej świadomych klientów, którzy zadają konkretne pytania. Ale nie dziwi nas też to, gdy ktoś zdaje się na sprzedawcę, bo nie chce się w to wszystko zagłębiać, nie ma czasu, ochoty, siły.

Przydają się jakieś szczególne predyspozycje? Na każde stanowisko inne. Co ciekawe - u nas przy obsłudze klienta bardzo dobrze radzą sobie osoby, które skończyły pedagogikę. Natomiast np. zatrudniając żałobników, zwracamy uwagę na umiejętność podejmowania decyzji i poczucie estetyki. Na pewno potrzebna jest też ogromna cierpliwość. Są klienci, którzy mówią na spotkaniu: „Przepraszam, wiem, że pan powtarzał to już dwa razy, ale ja nic nie rozumiem”. I nie ma co się dziwić, takim chwilom towarzyszą ogromne emocje. Nie możemy okazać zniecierpliwienia czy rozdrażnienia. Zdarza się i tak, że klient przychodzi wściekły. Jest zły, również na nas, chociaż nawet jeszcze nie zaczęliśmy rozmowy. Nie musi być miły. Przecież właśnie umarło mu dziecko. Nie jesteśmy od tego, by kogokolwiek pouczać, jak ma przeżywać żałobę. I to jest ta cenna umiejętność - potrafić w kontakcie z klientem zachować spokój, nie brać niczego do siebie, być wyrozumiałym. Spełniać jego życzenia, odpowiadać na pytania. Tak samo podczas ceremonii, gdzie nawet drobne rzeczy mogą wyprowadzić człowieka z równowagi.

Takiego klienta łatwo naciągnąć. Pewnie tak, ale to droga donikąd. Ceny da się porównać. Oszustwo w takiej sytuacji nie zostanie firmie wybaczone, klient już nigdy nie wróci, choć przecież bardzo prawdopodobne jest, że w jego rodzinie wydarzy się jeszcze kiedyś pogrzeb. Do nas ludzie nie trafiają przez przypadek - najczęściej dowiadują się od kogoś innego, że warto nam zaufać lub sami chowali już z nami swoich bliskich. Bywa i tak, że ktoś w jednym roku traci rodziców, potem dziecko… I wraca tutaj. Nie byłoby go, gdybyśmy wykorzystywali ludzką słabość. Zresztą, dostajemy wiele podziękowań, nawet w formie listów.

Na przykład jakie? Choćby odcień kwiatów. Rodzina zmarłego chce jasnoróżowe - takie zamawiamy, ale jeden kwiat będzie bardziej blady, drugi mocniej nasycony. Trzeba zrozumieć te nerwy. Na tym polega specyfika branży, nie sprzedajemy pomidorów. Muszę jednak zaznaczyć, że zdarzają się też klienci z szalonym dystansem, którzy potrafią nam opowiedzieć dowcip o śmierci. Oni również przeżywają stratę, ale są już w pewnym sensie pogodzeni z tym, co się stało.

Jakie formalnością są Państwo w stanie załatwić za rodzinę zmarłego? Bardzo często klienci dzwonią do nas z pytaniem: „Co teraz?”. Prowadzimy ich po kolei przez wszystkie kwestie formalno-prawne - tłumaczymy, jak odebrać kartę zgonu, co z nią zrobić. Przejmujemy na siebie wizytę w Urzędzie Stanu Cywilnego w związku z wydaniem aktu zgonu. Rozliczamy ZUS bezgotówkowo, kredytujemy zasiłek na miejscu. Obecnie wynosi on 4 tysiące złotych i gdyby klient załatwiał to sam, czekałby na te pieniądze miesiąc. My po prostu odliczamy od tej kwoty cenę usług pogrzebowych i wydajemy resztę. Staramy się również pomóc przy formalnościach w parafiach, choć niekiedy rodzina musi się tam pojawić osobiście. W takich przypadkach próbujemy przynajmniej umówić spotkania. Jeśli klient sobie tego życzy, koordynujemy też sprawy związane z cmentarzem. Doradzamy ze wszystkim, co związane jest z organizacją samego pogrzebu. Zwykle wystarczy jedna wizyta u nas, by to omówić i załatwić.

Wrażliwość w tej pracy pomaga czy przeszkadza? Myślę, że jest ważna, ale… powinna być na takim przeciętnym poziomie. Pracowała z nami pani, która po trzech miesiącach stwierdziła, że nie wytrzyma dłużej. Bardzo dobrze jej szło, mówiła nawet, że będzie jej brakowało atmosfery w zespole. Jednak psychicznie nie dawała rady. Na pewno nie można wracać do domu i rozpamiętywać, że kolejna osoba straciła rodzica. Pracując tu, musimy akceptować, że tak się po prostu dzieje. Niektórymi rzeczami nie podzielimy się np. ze znajomymi na imprezie, bo ludzie raczej uciekają od takich tematów. Nie będziemy też zamęczać tym swoich rodzin. Wentylem dla nas bywa więc rozmowa w firmie. Wielu osobom to pomaga. A jak Pan związał się z tą branżą? Zaczęło się od muzyki. Skończyłem Akademię Muzyczną, byłem organistą w różnych parafiach, grałem na wielu ceremoniach pogrzebowych. Obserwowałem, jak to wygląda. Nie planowałem co prawda związać się z branżą funeralną, ale nadarzyła się okazja i skorzystałem. Miałem już wtedy swoje spostrzeżenia - wiedziałem, jak to powinno wyglądać. Pracę w Zieleni Miejskiej zacząłem od nadzorowania jakości usług. Później ukończyłem też studia zarządzania i teraz prowadzę cały dział pogrzebowy firmy. Wcześniej widział Pan błędy innych? Widziałem i błędy, i rzeczy, którymi warto się inspirować. Po latach mogę powiedzieć, że cała branża zmienia się na lepsze. Z pewnością nadal jest jeszcze zbyt mocno konserwatywna i to jest dla nas duże pole do popisu. Mam na myśli choćby wdrażanie różnych nowoczesnych rozwiązań technologicznych. Niezwykle ważna jest też transparentność.

Co ludzie w nich piszą? Najczęściej zwracają uwagę, że nasza pomoc w przygotowaniu pogrzebu czy załatwieniu formalności z tym związanych była dla nich ogromnym wsparciem. To miłe, choć zaznaczę, że my nie oczekujemy wcale, by ktoś w tak trudnych chwilach okazywał nam wdzięczność. Większość naszych klientów chce po prostu zamknąć już ten etap. Rozumiemy to.

ZIELEŃ MIEJSKA www.zielenmiejska.pl infolinia 24 h: 52 324 99 98 Firma działa na rynku ponad 185 lat. Oferuje: sprzedaż trumien, urn, grobowców, przewóz, przechowanie i przygotowanie zwłok, kompleksową organizację kremacji, pogrzebu, stypy, pielęgnację grobu. Właściciel jedynego w regionie krematorium, dwóch kwiaciarni, administrator pięciu miejskich cmentarzy. Przeprowadza także pogrzeby podopiecznych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Collegium Medicum (dla osób, które poświęciły swoje ciało na rzecz nauki).

strona kobiet • maj - lipiec 2019 55



WINO DO DAŃ - konkretnie!

Jakie wino dobrać do konkretnych potraw - doradza Ewelina Szczepaniak, sommelier z Piwnicy Win przy ul. Cieszkowskiego 20.

nie sprawdzi się do nich delikatne wino z Chile szczepu merlot. Te wina chilijskie są bardzo owocowe, leżakują w amerykańskim dębie, dzięki czemu nabierają aromatów korzennych oraz waniliowych. W merlocie dominują aromaty wędzonej śliwki, która ładnie się komponuje z wieprzowiną.

• RUKIEW WODNA Z SEREM GRUYER I PIECZONĄ PAPRYKĄ Podstawą tej sałaty jest smak intensywnego sera gruyer, możemy go więc podkreślić pikantnym winem z Alzacji szczepu pinot gris, który jest soczysty i bogaty w aromaty przypraw, gęsty i złożony. • PIERŚ Z KACZKI Z ZIEMNIACZANYM FONDANT I SAŁATĄ RADICCHIO Dominuje tu smak piersi i wątróbki kaczej, które są bardzo wyraziste, więc wymagają dobrze zbudowanego, gęstego czerwonego wina. Proponuję dobrać hiszpańskie wino szczepu monastrell. Monastrell jest winem gęstym, bogatym w aromaty leśnych, ciemnych owoców, końcówka jest podkreślona aromatami dymnymi - efekt leżakowania we francuskim dębie. • POLĘDWICZKA WIEPRZOWA ZE SZPINAKIEM I ZIEMNIACZANYM GALLETE Wieprzowina i szpinak to dość delikatne smaki, wymagają więc wina czerwonego, jednak trzeba uważać, aby nie zdominowało ono potrawy. Ideal-

• DORADA Z SALSĄ VERDE Podstawą tego dania jest delikatna ryba podkreślona smakiem cytrynowo-pietruszkowej salsy. Znakomicie pasuje do tego hiszpańskie wino szczepu verdejo, które jest eleganckie, delikatne i świeże, połączone z aromatami gruszek, orzechów, a niekiedy także miodu i minerałów. Te wina walczą o miano najlepszych białych win hiszpańskich. • KREWETKI W TEMPURZE Z DŻEMEM Z POMIDORÓW I CHILI Danie delikatne, a jednocześnie pikantne za sprawą chili. Proponuję do tego dania półwytrawne wino musujące z Katalonii, czyli hiszpańską cavę. Cava może nam bezproblemowo zastąpić szampana, ponieważ metoda produkcji jest taka sama, z tym że zostały tu użyte lokalne szczepy winogron - macabeo, xarel, paradellada. • TARTA CYTRYNOWA Tarta na kruchym cieście jest niezwykle bogata w aromaty cytrusowe, kremowa i wyrazista. Połączyłabym ją z półsłodkim białym winem z Francji. Podstawą tego wina są trzy białe szczepy: semillon, muscadelle i sauvignon blanc. Jest to aromatyczne wino o lekko słodkawym smaku. W nosie intensywne aromaty cytrusowe, kwiatowe i migdałowe. Na podniebieniu delikatne, odrobinę orzeźwiające, w posmaku suszone morele i dżem pomarańczowy.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 57


ZDJĘCIE TOMASZ CZACHOROWSKI

jej pasja

KOBIETA Z ŻELAZA Wiedziałam, że jestem konsekwentna, ale nie sądziłam, że potrafię być aż tak uparta i zdeterminowana. To miłe, kiedy mężczyźni mi mówią, że nigdy w życiu nie dokonaliby tego, co ja - przyznaje Aleksandra Tatulińska, autorka bloga ocotubiega.pl, nauczycielka, biegaczka, która ukończyła wyścig Ironman. ROZMAWIA: Mariusz Sepioło

58 strona kobiet


jej pasja Opowiedz mi o wyzwaniu. OK. Przez całe zawodowe życie uczyłam w gimnazjum. Po reformie edukacji zaczęłam uczyć w klasie czwartej szkoły podstawowej. I przeżyłam szok. Mówiłam do dziewięciolatków językiem, którym wcześniej posługiwałam się z gimnazjalistami, i okazywało się, że te maluchy mnie nie rozumieją. Z nastolatkami można operować bardziej złożoną metaforyką, a dzieci wszystko odbierają dosłownie. Musiałam zacząć wykorzystywać zupełnie nowe narzędzia i metody, by w ogóle do nich dotrzeć. Z tym problemem mierzyłam się nie tylko ja, ale większość koleżanek i kolegów w podobnej sytuacji. Ta zmiana była dla mnie największym wyzwaniem w zawodowej karierze. Ale Ty nie boisz się takich sytuacji. Nie, ale widzę, ile mnie ta zmiana kosztuje. Wiesz, dziś wracam po pracy i ze zmęczenia muszę się zdrzemnąć. Nie znałam tego stanu przez czternaście lat. Nie twierdzę, że praca w gimnazjum była łatwa. Była inna. To tak, jakby lekarza, który przez całe życie specjalizował się w leczeniu serca, nagle skierować na oddział neurologiczny. Da sobie radę, ale przystosowanie się do nowej sytuacji będzie bardzo trudne. Gimnazjum było dobrym czasem dla uczniów, naturalnym łącznikiem między podstawówką i liceum. Wytworzył się pewien stereotyp, że gimnazjum to miejsce, w którym rodzą się patologie i dysfunkcje społeczne. A czy twoje gimnazjum takie było?

zawodu, który potrafi rozwijać ich talenty. W każdej profesji są artyści i rzemieślnicy. Co decyduje o tym, że nauczyciel jest artystą, a nie rzemieślnikiem? To, czy potrafi wychodzić poza schematy. Zadaniem każdego nauczyciela jest realizacja podstawy programowej. Ale prawdziwą miarą jego pracy jest to, jaki ma pomysł na każdą lekcję. Moja śp. opiekunka stażu w pierwszym roku mojej pracy powiedziała: „Ola, pamiętaj, lekcja to teatr jednego aktora”. Niezwykle ważne jest, jak nauczyciel tę lekcję prowadzi, czy jest otwarty na zmiany, czy słucha. Nie zawsze w pełni udaje się zrealizować scenariusz, ale to, co uda się osiągnąć po drodze, jest najcenniejsze. Prof. Duch lekcję o baroku zaczynała od wejścia między ławki i okrzyku: „Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki!”. Dzięki temu cytatowi z Sępa Szarzyńskiego na zawsze zapamiętałem, o co chodzi w baroku. Tak, poezja barokowa miała zaskakiwać, bo taki był jej cel. Artyzm w tym zawodzie to wyjście poza ustalony szablon, ale też umiejętność dialogu, słuchania, spontanicznej reakcji na to, w jakim kierunku idzie dyskusja. Z uśmiechem wspominam, gdy w pierwszym roku pracy, tłumacząc uczniom problematykę „Ferdydurke”, przeszłam się po ich ławkach. To był dla wielu uczniów szok. Aktualnie prowadzę dwie czwarte klasy. Czasem zakładam sobie jakiś scenariusz i w jednej klasie udaje mi się go zrealizować w całości, w drugiej - w 50 procentach. Na początku nie umiałam się z tym pogodzić. Jak to? Tak bardzo się staram, przygotowuję i nie wychodzi? Teraz już odpuszczam. Wiem, że każda klasa jest inna. Nawet jeśli nie zrealizujemy wszystkich celów dydaktycznych, zrealizuje-

Nie. Sam widzisz, ile w tym stereotypie prawdy. Ja mam to szczęście, że pracuję w szkole bezpiecznej i przyjaznej uczniom. Uczymy samodzielności i umiejętności odnalezienia się w dorosłym życiu. W każdej klasie jest co najmniej troje uczniów niepełnosprawnych. Czerpią z tego IRONMAN WYMAGA OGROMNEGO zarówno dzieci niepełnosprawne, SAMOZAPARCIA, ZMIANY które mogą się uspołeczniać, jak i te w pełni sprawne, które uczą się PRZYZWYCZAJEŃ, WŁAŚCIWIE tolerancji. Rozmawiamy, konsultujeCAŁEGO SWOJEGO ŻYCIA. NIE ŻAŁUJĘ. my różne sytuacje na przykładach. GDYBYM WTEDY POSŁUCHAŁA KILKU Poświęcamy temu każdą godzinę wychowawczą, wspólnie jeździ„DOBRYCH RAD”, DZIŚ NIE MOGŁABYM my na wycieczki czy wychodzimy SIĘ SZCZYCIĆ MIANEM CZŁOWIEKA na zajęcia dodatkowe. Robimy to razem, ucząc się od siebie nawzaZ ŻELAZA. KOLEJNY RAZ W ŻYCIU jem. W tym roku jako polonistka PRZEKONAŁAM SIĘ, ŻE TRZEBA „żegnam” ostatni rocznik gimnazjum PODĄŻAĆ ZA GŁOSEM SERCA. i już myślę, jakie sukcesy będą odnosić moi uczniowie w przyszłości. Jakich ludzi wypuszczasz w świat? Dobrze przygotowanych do życia. Lekcje zawsze przepracowujemy intensywnie od pierwszej do czterdziestej piątej minuty. Dużo dyskutujemy. O życiowych wyborach czy przyszłości. Oni są… spokojni. Nie mówię o spokoju wobec tego, co czeka ich w liceum, gdzie od września spotkają się dwa roczniki. Mówię o dojrzałości, mądrości, samodzielności. Kiedy odwiedzają mnie czasem moi absolwenci, opowiadają o swoich doświadczeniach z nauczycielami na innych szczeblach. Dlatego wiem, jak ważne jest, by trafić na człowieka z pasją i miłością do tego

my wychowawcze. Szkoła to nie tylko nauka, to także wychowanie. Rozmawiamy o wartościach, relacjach, problemach życiowych. Dla mnie od zawsze było i jest najważniejsze to, czy ze szkoły wyjdziesz jako dobry człowiek. Na blogu pisałaś, że jedną z ważnych dla Ciebie wartości jest patriotyzm. strona kobiet • maj - lipiec 2019 59


jej pasja

NA MOJEJ DRODZE STAJĄ MĘŻCZYŹNI, KTÓRZY W PIERWSZEJ CHWILI MI IMPONUJĄ, A PÓŹNIEJ OKAZUJĄ SIĘ SŁABI. SŁABSI ODE MNIE. I NIE O BIEGANIE MI CHODZI, CHOĆ IM NAJCZĘŚCIEJ TAK. UWAŻAJĄ, ŻE JEŚLI NIE ZROBILI IRONMANA, TO NIE SPROSTAJĄ MOIM OCZEKIWANIOM, NIE PODOŁAJĄ. JA TAK NIE MYŚLĘ. FACET MOŻE MI ZAIMPONOWAĆ CZYMŚ ZUPEŁNIE INNYM NIŻ SPORTEM.

Patriotyzm tak, ale bez bufonady i egzaltacji. Miłość do ojczyzny to nie nacjonalizm. Moich uczniów uczę uczciwości… …to też patriotyzm. No właśnie. Uczę ich także odwagi. Odwagi cywilnej. By nie bali się mówić tego, co myślą. By nie bali się wyrażać swoich poglądów. By świadomie i konsekwentnie realizowali swój potencjał, również jeśli chodzi o pasje. By mieli coś, w czym będą się spełniać. Ponad wszystkim jednak jest dla mnie życie w zgodzie ze sobą. Wierność tej zasadzie wcale nie jest łatwa, ale w ostatecznym rozrachunku przynosi spokój i ukojenie. Nie zamieniamy się w cyników, którzy pod koniec życia i tak stwierdzą: przegrałem. To wynika z Twojego życiowego doświadczenia? Tak. Gdy kilka lat temu stanęłam w obliczu pewnego dylematu, zrozumiałam, że najważniejsze jest moje dobro. Dokonałam wyboru. Sprawdziło się? Nikt nie zadba o nas lepiej niż my sami. Ta dewiza daje mi poczucie szczęścia i spokoju. Pozwala na rozwój. Realizuję się, co nie znaczy, że zaniedbuję wszystko inne. Nie ma to nic wspólnego z egoizmem. To się nazywa „wolność”. Rezygnuję z tego, co jest dla mnie obciążeniem, co mnie zatruwa i dusi. W ostatnim czasie świadomie zrezygnowałam z kilku znajomości. Nie zabiegam już o relacje tak jak kiedyś. Od pewnego czasu wiem, że telefon działa w dwie strony. Postanowiłam, że nie będę warunkować swojego szczęścia obecnością innych osób. Kiedy założyłam blog, uświadomiłam sobie, że oprócz wielu czytelników pojawili się też wrogowie. Dlatego cieszę się, że mam do tego dystans i sporo pokładów samoświadomości. Nie przejmuję się, biegnę dalej.

ZDJĘCIE TOMASZ CZACHOROWSKI

Na blogu ocotubiega.pl piszesz o sporcie, życiu kobiety, nauczycielki, o swoich pasjach i przemyśleniach. Przez to dorobiłaś się wrogów? Odpowiem przewrotnie. Źródłem większości konfliktów jest moim zdaniem zazdrość. Jeśli realizuję się zawodowo, mam wspaniałego syna, zdrowie, blog i Ironmana na koncie, to dla niektórych ludzi jest to już o wiele za dużo. Kiedyś Kuba Wojewódzki powiedział: „Jestem Polakiem, zawiść to moja religia”, i to, niestety, prawda. Nie umiemy cieszyć się szczęściem innego człowieka.

60 strona kobiet

To, jak o nas mówią, świadczy głównie o mówiących. Na pewno. Jakiś czas temu jeszcze bym to przeżywała. Poddawałabym to niekończącym się analizom, roztrząsałabym, może nawet podejmowała próbę konfrontacji. Dziś uśmiecham się i myślę: „To nie ja mam problem”. Znam swoją wartość. Otaczam się ludźmi, których znam od 20-30 lat. Patrzę na syna i jestem dumna. Staram się dysponować czasem tak, by ten mój ogródek pielęgnować i nie liczyć się z opinią innych. Nikt mojego życia za mnie nie przeżyje. To mój sposób na zazdrość. W tej chwili jestem w fazie przygotowań do spełnienia kolejnego marzenia: wydania książki. Wiem, że kiedyś mój zbiór opowiadań się ukaże, bo przekonują mnie do tego moi czytelnicy. Jest ich całkiem sporo. Moja strona ocotubiega? jest miejscem interakcji. To bardzo cenne i niezwykle inspirujące. Dzięki temu wiem, że często moje wpisy stają się dla innych motywacją. Dostaję wiele komentarzy i wiadomości prywatnych o tym, że dzięki temu, co i jak piszę, komuś udało się zrobić coś dla siebie: zacząć biegać, pływać, odkryć w sobie pasję. To niesamowi-


jej pasja

te, jaką siłę ma słowo pisane. Jak bardzo potrafi wpłynąć na drugiego człowieka. Napisałaś na blogu, że zawsze chciałaś być aktorką i w końcu zostałaś aktorką występującą przed uczniami. Od wczesnego dzieciństwa występowałam na akademiach, deklamowałam wiersze. Moja polonistka dostrzegła we mnie potencjał recytatorski i podpowiedziała mi, żebym wzięła udział w konkursie. Uczestniczyłam w nich potem przez wiele lat, a w ostatniej klasie liceum dostałam wyróżnienie na szczeblu międzywojewódzkim - dla mnie coś wielkiego. Jednym z jurorów był wykładowca wrocławskiej filii łódzkiej Filmówki, który wypatrzył mnie i powiedział: „Zdaj teorię, praktykę masz już zdaną”. Do domu wróciłam uskrzydlona: „Mamo, mamo, będę aktorką!”. Na co mama ze smutkiem w oczach odrzekła, że mój czteroletni wówczas brat nie może mieć w dzieciństwie gorzej niż miałam ja. Zdecydowałam, że wybiorę kierunek, który będzie najbliższy mojej pasji, stąd polonistyka u nas w Bydgoszczy. Ale miłość do aktorstwa jest we mnie cały czas. Ostatnio miałam swój debiut: wieczorek poetycko-muzyczny zorganizowany wspólnie z koleżanką. Czytałam teksty z mojego bloga. To była dla mnie próba zmierzenia się z czymś zupełnie nowym. Tekst pisany to jedno, przeczytany na głos, przed publicznością, to drugie. Czego się wtedy o swoim pisaniu dowiedziałaś? Utwierdziłam się w przekonaniu, że to, co piszę, jest autentyczne, takie po prostu z życia wzięte. Odbiór był bardzo przyjazny, niezwykle mnie to podbudowało. Czytelnicy bloga piszą do mnie czasem, że w moich tekstach odnaleźli siebie. To bardzo motywujące. Moje opowiadania czytają nawet moje uczennice. Jedna z nich wyznała, że po przeczytaniu pewnego opowiadania nie mogła spać, tak bardzo go przeżywała. A wracając do aktorstwa - czuję, że jeszcze coś w tej dziedzinie zrobię. Myślę o zapisaniu się do amatorskiego teatru, może napisaniu dla siebie dramatu. Mam w sobie dużo niespożytej energii. Zawsze byłam uparta i konsekwentna. Jeśli sobie coś wymyśliłam, to do tego dążyłam. Ważne jest dla mnie ciągłe poznawanie siebie, swoich słabości i przekraczanie swoich granic. Bieganie też jest dla Ciebie przekraczaniem granic? Tak. Miałam 23 lata, kiedy zaczęłam. Jeśli nie pobiegłam jednego dnia, to następnego biegłam dwa razy. W tamtych czasach byłam jedną z nielicznych. Czasem kiedy szłam na trening, ludzie patrzyli na mnie jak na Forresta Gumpa. Dziś jest już inaczej, bardzo dużo ludzi traktuje to jak hobby. Dla mnie sport jest okazją do ciągłego rozwoju. Mówi się o tzw. pamięci mięśniowej. Mój trener dostrzegł, że dzięki bieganiu od wczesnych lat mam w sobie potencjał do dużych wyzwań, np. Ironmana. Przebiegłam pierwszy maraton, potem kolejne zawody i zaczęłam stawać na podium. Niedawno miałam kilkumiesięczną przerwę spowodowaną kontuzją, ale wracam już do pełni sił. Chciałabym reaktywować mój projekt skierowany do uczniów „Biegamy po szkole”. Biegaliśmy w weekendy po 6, 8, nawet 10 kilometrów. Mam nadzieję, że nawet kiedy pożegnam się z gimnazjalistami, „polatam” z moimi wychowankami z niższych klas. Liczę, że zarażę ich tym sportem. Rok temu wystartowałaś w Ironmanie. Wyobrażam sobie, że to ekstremalny wysiłek. Trzeba się do niego porządnie przygotować. 3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze, a na koniec 42 km biegu to morderczy wysiłek. Psychiczny i fizyczny. Ale do zrobienia!

Jak przygotowałaś się do startu w tym wyścigu? Przewartościowałam cały mój świat. Świadomie zrezygnowałam z życia towarzyskiego. Nim podjęłam decyzję o rozpoczęciu przygotowań, musiałam też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mogę trenować tak intensywnie w momencie, kiedy mój syn ma kilkanaście lat. Jednocześnie szykowałam się do zmian w pracy. Dlatego Ironman wymaga ogromnego samozaparcia, zmiany przyzwyczajeń, a właściwie całego swojego życia. Nie żałuję. Gdybym wtedy posłuchała kilku „dobrych rad”, dziś nie mogłabym się szczycić mianem człowieka z żelaza. Kolejny raz w życiu przekonałam się, że trzeba podążać za głosem serca. Nie zwątpiłaś? Kiedy po dwóch godzinach pływania kolejnych siedem jechałam na rowerze, wiedziałam, że czeka mnie jeszcze maraton. Nie schodząc z siodełka, odwracałam głowę i wymiotowałam. Przez upał byłam odwodniona, ale czułam, że jeśli zejdę z tego roweru, już na niego nie wsiądę. Wiedziałam, że zniweczę cały swój misterny plan. Ironman był dla Ciebie zwieńczeniem czy przełomem? Zwieńczeniem pewnego procesu. Jak byś go dzisiaj nazwała? Poznawaniem siebie. Wiedziałam, że jestem konsekwentna, ale nie sądziłam, że potrafię być aż tak uparta i zdeterminowana. To miłe, kiedy słyszy się słowa mężczyzn, że nigdy w życiu by tego nie dokonali. Nigdy w życiu bym tego nie dokonał. To nie tak… Pamiętam, kiedy jechałam na swój pierwszy półmaraton w 2015 r. W autobusie podróżowali ze mną maratończycy. Czułam się bardzo dumna, że w ogóle stanę na starcie, ale miałam wrażenie, że przebiegnięcie pełnego maratonu nie jest kompletnie w moim zasięgu. Rok później to zrobiłam. Z drugiej strony, Ironman był trochę strzałem w kolano. Mam tu na myśli relacje z mężczyznami. Lubię ludzi i lubię mężczyzn, mam z nim świetny kontakt… Ale? Ale coraz bardziej się przekonuję, że dzisiejszy mężczyzna jest często niepewny siebie, nie wie, czego chce, jest zakompleksiony. Moja przyjaciółka powiedziała: „Nie opowiadaj facetom o tym, co osiągnęłaś. Nie lubią silnych kobiet”. Owszem, na krótką metę im to imponuje. W długotrwałych relacjach staje się to problemem. Tak się składa, że na mojej drodze stają mężczyźni, którzy w pierwszej chwili mi imponują, a później okazują się słabi. Słabsi ode mnie. I nie o bieganie mi chodzi, choć im najczęściej tak. Uważają, że jeśli nie zrobili Ironmana, to nie sprostają moim oczekiwaniom, nie podołają. Ja tak nie myślę. Facet może mi zaimponować czymś zupełnie innym niż sportem. Na blogu napisałaś, że dziś już „potrafisz prosić o pomoc”. Co to znaczy? To przychodzi z wiekiem. Pokora, umiejętność przyznania się do porażki. Wiesz, silni ludzie stawiają sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Są przekonani, że w każdej sytuacji mogą sobie poradzić. A czasem po prostu potrzebujemy pomocy. Wiele potrafię i w życiu zrobiłam już tyle rzeczy, że mam prawo nie umieć naprawić zepsutej spłuczki albo wywiercić dziury w ścianie. Daję sobie prawo, by nie zawsze być doskonałą.

ALEKSANDRA TATULIŃSKA bydgoszczanka, nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 12 w Bydgoszczy. Biegaczka, triathlonistka. W 2018 r. ukończyła wyścig Ironman, uznawany za jeden z najtrudniejszych na świecie. Prowadzi blog ocotubiega.pl.

strona kobiet • maj - lipiec 2019 61


temat

62 strona kobiet


LUBIĘ WĘDROWAĆ SAMA

kobieta w podróży

Gdy podróżuję sama, to wszyscy zwracają na mnie uwagę, nie z powodu rudych włosów, bielszej skóry, ale dlatego, że prawdopodobnie trzeba mi będzie jakoś pomóc. W ten sposób mam otwartą drogę do poznawania innych kultur od kuchni - mówi podróżniczka Agnieszka Siejka. ROZMAWIA: Jan Oleksy ZDJĘCIA: Agnieszka Siejka

Wiem, jak trudno wejść do obcego domu, jaki to problem poznawania życia od kuchni, zwłaszcza w innych kulturach. Jak Ci się to udaje? Zwykle podróżuję sama i właśnie to daje mi więcej możliwości. Kiedy podróżujemy z grupą, a w szczególności w towarzystwie mężczyzny, to droga się zamyka. Wyjaśnię, że głównie podróżuję do krajów kultury i religii islamu, a tam jest oddzielenie domu na część męską i kobiecą. Zatem, wędrując z mężczyzną… …masz furtkę zamkniętą. Tak, gdyż w społeczności muzułmańskiej jestem wtedy uważana za osobę, która ma już opiekę, więc nie trzeba się nią interesować. Natomiast, gdy jestem sama, to wszyscy zwracają na mnie uwagę, nie z powodu rudych włosów, bielszej skóry, ale dlatego, że prawdopodobnie trzeba mi będzie w jakiś sposób pomóc. Często inicjatywę w pierwszym kontakcie przejmują mężczyźni, oni zagadują na ulicy, proponują kawę lub herbatę i chętnie zapraszają do siebie do domu. Kiedy przekroczę próg, to jestem już we władaniu domowych kobiet, spędzam z nimi czas, poznaję ich obyczaje, a przede wszystkim przyglądam się ich życiu, które wcale nie jest takie, jakie nam kreślą media. Okazuje się, że w większości przypad-

strona kobiet • maj - lipiec 2019 63


kobieta w podróży

WIECZOREM BIESIADA, WSZYSCY ZASIEDLI NA PODŁODZE, TYLKO DLA MNIE MIEJSCE PRZY STOLE Z ZASTAWĄ I SZTUĆCAMI. OCZYWIŚCIE USIADŁAM Z NIMI I JADŁAM TAK JAK ONI. WTEDY USŁYSZAŁAM KOMPLEMENT: „FAJNA DZIEWCZYNA, NIBY Z EUROPY, A POTRAFI JEŚĆ ŁYŻKĄ”.

UKRAINA LWOWSKIE SCENKI ZE STAREGO MIASTA I BAZARU

64 strona kobiet


kobieta w podróży

ków to właśnie kobiety, podobnie jak w Polsce, rządzą domowym ogniskiem, a na zewnątrz dom reprezentuje mężczyzna. Przełamujesz jeden ze stereotypów, że w krajach muzułmańskich o wszystkim decydują mężczyźni. Trochę tak… Bardzo chciałam zobaczyć Newroz, czyli kurdyjski Nowy Rok. To ich największe święto, tak jak u nas Boże Narodzenie. Myślałam, że największe obchody będą w stolicy Irackiego Kurdystanu w Erbilu, ale okazało się, że w tym celu trzeba się udać do Akra. Od koleżanki dostałam adres do jej znajomych. Trafiłam do przesympatycznej rodziny akurat na imprezę noworoczną. Chyba ze 40 osób. Dom pełen gości, tak jak kiedyś u nas, a ja trochę speszona, bo nie spodziewałam się aż takiego „nalotu”. Biesiada, obiad jedzony na zmiany, najpierw kobiety, potem mężczyźni. Po posiłkach nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czułam się jak taka żaba, ani mądra, ani piękna. Dołączyłam do kobiet, ale szybko zostałam zaproszona do męskiego grona. Było około 20 mężczyzn w różnym wieku. O czymś dyskutowali. Naraz jeden ze starszych panów zadał mi pytanie po angielsku: „A ty wódkę pijesz?”. Pomyślałam sobie - herezja, siedzę w islamskim domu w ich najważniejsze święto, a tu takie pytanie.

GRUZJA ORMIANKA MIESZKAJĄCA NA POGRANICZU

Konsternacja? Tak. Sprawa wróciła trzy dni później, gdy mężczyźni zapytali, czy mam ochotę iść z nimi na wódkę? W głowie mam stereotyp, że muzułmanie nie piją alkoholu, a tu taka propozycja i to w piątek - święty dzień. W efekcie nie skorzystałam z zaproszenia, bo kobiety stwierdziły, że jednak nie wypada, żebym ciągała się z facetami. Nastąpiła zmiana planów i wszyscy pojechaliśmy na czekoladę. Zaprzyjaźniłaś się z tą kurdyjską rodziną? Bardzo. Pani domu wyżalała się, że ma czterech synów, a zawsze chciała mieć córkę, więc postanowiła mnie… adoptować. I w ten sposób stałam się przyszywaną córką, mam tam swoje sukienki, więcej kurdyjskich niż polskich w moim toruńskim domu. Odwiedzasz tę swoją przyszywaną familię? Ostatnio byłam u nich w 2017 roku podczas referendum niepodległościowego. Siedziałam wśród kobiet, które prowadziły zażartą i burzliwą dyskusję polityczną. Gdy mężczyzna próbował przerwać te dysputy, został zakrzyczany. Kobiety kurdyjskie są świadome. Jeżeli ktoś mówi stereotypowo, że o sprawach poważnych w krajach islamskich decydują wyłącznie mężczyźni, to jest w błędzie. Dodam, że dzięki wejściu do takiego domu i współuczestniczeniu w życiu codziennym można się wiele dowiedzieć. To są zupełnie inne wrażenia z podróży i także atuty eskapady bez męskiego towarzystwa. Bez mężczyzn więcej zobaczysz? W tym roku wybrałam się z koleżanką do Jordanii. Nie chciałyśmy wędrować utartymi szlakami, czyli zaliczyć Amman, Petrę, Akabę… Wymyśliłyśmy własną trasę, ale przedtem wybrałyśmy się na krótki nadmorski spacer. Miałyśmy na to 15 minut, bo taki napięty program, a wyjechałyśmy stamtąd półtora dnia później. Otóż, na plaży spotkałyśmy grupkę młodych kobiet z dziećmi, którym towarzyszyła starsza babcia. Po krótkiej rozmowie zaprosiły nas do siebie.

MAROKO TAKIE OBRAZKI MOŻNA ZOBACZYĆ NA MAROKAŃSKIEJ PROWINCJI

D A G E S TA N KOBIETA Z UNCUKUL PRZY WYROBIE DEKORACYJNYCH POCHW DO SZABLI

strona kobiet • maj - lipiec 2019 65


kobieta w podróży

D A G E S TA N W KUBACZI KOBIETY W TRADYCYJNYCH STROJACH CODZIENNIE RANO CHODZĄ PO WODĘ DO STUDNI

My zaciekawione, jak żyją Jordanki, a one zadowolone, że mają gości na „pokładzie”. Wieczorem zorganizowały babską imprezę, która trwała do północy. Facetom wstęp wzbroniony. Babcia - 78 lat - paliła papierosa za papierosem, a dziewczyny pokazywały nam arabski makijaż i przebierały się w swoje suknie, które później nam podarowały. Słuchałyśmy arabskiej muzyki, uczyłyśmy się lokalnych tańców. Tak również wygląda życie na Bliskim Wschodzie. Masz swój wypróbowany sposób na poznawanie świata w podróży? Często poznaję ludzi na ulicy, idę z nimi do domu, czasami korzystam z couchsurfingu. Ten portal umożliwia nawiązywanie ciekawych kontaktów z otwartymi ludźmi, którzy mnie goszczą, oprowadzają po miejscach, do których zwykły turysta nie dociera. W ten sposób trafiłam kiedyś w Turcji do chłopaka, u którego miałam spać jedną noc, a zostałam na trzy dni, bo jego mama nie pozwoliła mi wyjechać, dopóki nie spróbuję specjałów jej kuchni. Przez cały dzień kleiła dla mnie pierożki, żebym mogła posmakować tradycyjnej potrawy. Wieczorem biesiada, wszyscy zasiedli na podłodze, tylko dla mnie miejsce przy stole z zastawą i sztućcami. Oczywiście usiadłam z nimi i jadłam tak jak oni. Wtedy usłyszałam komplement: „Fajna dziewczyna, niby z Europy, a potrafi jeść łyżką”. Czego się dowiadujesz o kobietach w krajach islamu? Tego, że choć podlegają zasadom innej religii i obyczajowości, to zawsze dbają o swoje rodziny,

66 strona kobiet

marzą o spokoju, szczęściu i miłości. Mają dokładnie takie same potrzeby, jak my, kobiety w Europie. Różnią je tylko możliwości, np. w Jordanii poznałam dziewczyny, które są wykształcone, ale dotyka je 70-procentowe bezrobocie. Podobnie jest w irackim Kurdystanie, gdzie moje znajome zatrudnione są tylko przez trzy dni w tygodniu. Nie ma pracy. Wędrując poza utartym szlakiem, udaje Ci się odkrywać prawdziwy świat. W Czeczenii absolutnym przypadkiem trafiłam na wiejskie wesele. Bardzo chciałam zobaczyć, jak ono tam wygląda. Poznany chłopak wymyślił, że zaprosi mnie na wesele dalekiego kuzyna. Podwiózł mnie do domu weselnego i oddał w ręce cioci, która potraktowała mnie jak honorowego gościa. W Czeczenii panna młoda siedzi w osobnym pokoju. Goście przychodzą do niej, przywitać się i pogratulować. Nie spędza czasu z zaproszonymi. Wesele było na około 350 osób i trwało raptem trzy-cztery godziny, nie tak jak u nas. Świeżo poznana ciocia nie pozwoliła mi po weselu jechać do hotelu, spałam u niej. Dzięki temu miałaś wyjątkową okazję zobaczyć czeczeński dom. O siódmej rano była pobudka. Ciocia wzięła torbę cukierków oraz słoik miodu i poszłyśmy do domu panny młodej, żeby okazać jej szacunek. „Nevestka”, gdy chce mieć dobre stosunki ze wszystkimi, to musi dla porannych gości przygotować również ciasta i miód. Jeżeli goście obdarują ją tym samym, to dobra wróżba na przyszłość. Dzięki nowym znajomościom miałam okazję poznać zwyczaj, z którym


kobieta w podróży

nie zetknęłabym się, gdybym spała w hotelu czy wędrowała ze zorganizowaną grupą. Masz co wspominać! Któregoś razu w planach mojej dagestańskiej podróży znalazło się Kubaczi, wioska znana z wyrobów ze srebra. Tam umówiona byłam z Ajszą, która miała się mną zająć. Miejscowość leży powyżej 2 tys. metrów, to jedna z bogatszych wiosek. Mieszkańcy mają gaz, ale borykają się z brakiem wody. W całej wsi było tylko kilka studni. Tam miałam okazję poznać lokalny zwyczaj towarzyski. Codziennie rano kobiety ubierane w tradycyjne stroje zakładały dzbany na plecy i chodziły po wodę. Była to dla nich okazja, by się pośmiać, pogadać, poplotkować. Ich charakterystycznym ubiorem był zielony wełniany koc w kratę i biała chusta zakładana inaczej niż w islamie. Na pożegnanie dostałam taką od Ajszy wraz z instruktażem, jak ją zakładać. Mam od niej też skarpety wełniane, które zrobiła mi w ciągu nocy, gdy narzekałam, że jest mi zimno w stopy.

CZECZENIA NEVESTKA, CZYLI PANNA MŁODA NASTĘPNEGO DNIA PO WESELU

Kobieta wędrująca samotnie przez niebezpieczny Kaukaz czy Kurdystan. Nie bałaś się? Zawsze czuję się tam bezpiecznie, a gdy ktoś mi nie pasuje, to nie wchodzę z nim w bliższe kontakty. Utrwalany schemat myślowy o kobiecie wykorzystywanej seksualnie na Kaukazie czy w krajach muzułmańskich jest dla mnie nie do przyjęcia. Nikt mnie tam nie zaczepia, nie dotyka, nie robi awansów. Ani niemoralnych propozycji? W Dagestanie na wszelki wypadek udzielano mi rady: „Nigdy nie mów, że jesteś turystką, mów, że dziennikarką, wtedy będą cię lepiej traktowali i będziesz miała spokój”. Niczego się nie obawiasz i nic cię już nie zaskakuje? Nic mnie już nie dziwi. Czasami to ja bywam obiektem zdziwienia. Przypomina mi się pewna humorystyczna sytuacja, gdy starałam się być bardziej papieska od papieża. Podczas pierwszej wizyty w Irackim Kurdystanie chciałam ubrać się zgodnie z lokalnym obyczajem. Wymyśliłam sobie, że tunika szczelnie zakrywająca wszystkie części ciała będzie odpowiednim ubiorem. Tak wystrojona zostałam zaproszona przez mojego gospodarza z couchsurfingu na kolację do restauracji. A tam wino, piwo, wszyscy normalnie ubrani, a ja w sukni. Wydawało mi się, że tak będzie dobrze. Koledzy mojego znajomego dopytywali się, skąd jestem, a on tłumaczył, że z katolickiej Polski, gdzie kobiety tak się noszą. Na to jego przyjaciel rzucił: „Miałem kiedyś dziewczynę z Polski, ale ona się tak nie ubierała”. Co Ci zostaje z tych podróży, oczywiście oprócz pamiątek? Otwartość na świat, a przede wszystkim kontakty. Zawsze mogę się odezwać, wrócić… Mam całą masę wspomnień, którymi później dzielę się na moich pokazach i przekonuję, że świat nie jest taki, jak nam się przedstawia.

LIBAN DZIEWCZYNA KULTYWUJE TRADYCJE MYDLARSKIE W WARSZTACIE ODZIEDZICZONYM PO DZIADKU

*Agnieszka Siejka - biolożka, podróżniczka i edukatorka,

pracuje na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska UMK. W czasie wolnym podróżuje i poznaje świat. Choć odwiedza różne miejsca, najczęściej wraca na Bliski Wschód, do Turcji, Jordanii czy Kurdystanu. Organizatorka imprez o charakterze podróżniczym, cyklu spotkań „Hanza Globtroter” oraz „Świat na wyciągniecie ręki”. Uczestniczka Spitsbergen Polish Female Expedition 2012. Pomysłodawczyni i współzałożycielka Fundacji VERDA, w ramach której prowadzi zajęcia z zakresu edukacji międzykulturowej, warsztaty edukacyjne i spotkania podróżnicze. strona kobiet • maj - lipiec 2019 67


praca

OPIEKUN OSÓB STARSZYCH ZAWODEM PRZYSZŁOŚCI

Za 50 lat liczba emerytów w Europie zwiększy się ponad dwukrotnie. Coraz więcej seniorów będzie wymagało profesjonalnej opieki - mówi Agata Dwojak, Regionalny Manager ds. Rekrutacji w Promedica24. Jakie trzeba mieć kompetencje, żeby zostać opiekunem osób starszych? Najważniejsze są umiejętności miękkie: empatia, cierpliwość, łatwość w nawiązywaniu kontaktów, zainteresowanie drugim człowiekiem. Praca opiekuna w dużej mierze polega na słuchaniu, rozmowie, byciu obok i wspieraniu starszej osoby, dlatego właśnie te cechy są kluczowe. A co z doświadczeniem? Też oczywiście jest istotne, ale może to być doświadczenie rodzinne. Wśród naszych opiekunów, poza takimi z wykształceniem medycznym, mamy bardzo dużo osób, które wcześniej zajmowały się na przykład swoimi mamami, babciami, dziadkami itp. To świetna podstawa do dalszego rozwoju w zawodzie. My ze swojej strony dodatkowo zapewniamy szkolenia, które pozwalają zdobywać i podnosić kwalifikacje, dostarczają mnóstwo praktycznej wiedzy, prowadzimy też kursy językowe. Można więc na przykład nauczyć się niemieckiego od podstaw i zostać wykwalifikowanym opiekunem za granicą. Wyjazd do pracy za granicę jest bezpieczny? Jeżeli zostanie dobrze zorganizowany - jak najbardziej! W Promedica24 szczegółowo sprawdzamy oferty, wszystko jest załatwiane legalnie, nasi opiekunowie mają odprowadzane składki ZUS i są wspierani na każdym etapie. Począwszy od wyjazdu spod domu w Polsce, poprzez cały czas trwania kontraktu w Niemczech, a później także po powrocie, na różnych szkoleniach. Mogą liczyć na naszą pomoc bez względu na porę dnia czy nocy - mamy specjalny telefon alarmowy, który zapewnia 24-godzinne wsparcie tutaj, w Polsce, na miejscu są też regionalni niemieccy koor-

dynatorzy. To nie jest tak, że wysyłamy kogoś za granicę i mówimy: „Radź sobie sam”. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy po to, żeby pomagać. Jak długo może trwać kontrakt? Jesteśmy w tym względzie elastyczni. Najczęściej kontrakty są zawierane na około dwa miesiące, po tym czasie opiekun wraca do Polski, może odpocząć, wziąć udział w szkoleniach i - jeżeli chce - znów wyjechać, albo do tego samego podopiecznego, albo w zupełnie nowe miejsce. Nic nie narzucamy. Zależy nam na tym, żeby zarówno opiekun, jak i senior czuli się dobrze, komfortowo, bo to jest najważniejsze. To zawód dla każdego? Na pewno dla ludzi, którzy chcą się rozwijać. Nie ma tutaj żadnego ograniczenia płci, choć ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że tę ścieżkę kariery zawodowej częściej wybierają kobiety. Polki są za granicą wysoko cenione jako opiekunki. Cechują się ogromną cierpliwością, są empatyczne i zaangażowane, sumiennie wykonują swoje obowiązki. Zapotrzebowanie na opiekunki osób starszych jest duże? Bardzo! Z danych statystycznych wynika, że za 50 lat liczba emerytów w Europie zwiększy się ponad dwukrotnie. Coraz więcej seniorów będzie wymagało profesjonalnej opieki, więc to naprawdę zawód przyszłości. Co ważne - jest też dobrze płatny. Zarobki są wysokie, stabilne i bezpieczne. Każdego, kto chciałby się dowiedzieć więcej o pracy opiekunów osób starszych, zapraszamy do kontaktu - w Polsce mamy 54 oddziały, najbliższe znajdują się w Bydgoszczy i Toruniu. Z chęcią odpowiemy na wszystkie pytania!

P rome dica 2 4 Oddział w Bydgoszczy, ul. Gdańska 92/2, tel. 517 174 948 Oddział w Toruniu, ul. Fosa Staromiejska 26, tel. 519 690 440 www.promedica24.pl

68 strona kobiet


w prezencie

PRZYGODA

Stąd wszyscy wychodzą uśmiechnięci - mówi Dariusz Makowski, który uczy latania w tunelu aerodynamicznym w Prądkach. To jedyny taki obiekt w naszym regionie i w całej północnej Polsce.

Z ZDJĘCIA TOMASZ CZACHOROWSKI

tunelu korzystają zawodowi skoczkowie i spadochroniarze, ale też całe rodziny z dziećmi. - Latać w tunelu można już od czterech lat - zapewnia Dariusz Makowski. - A jeżeli chodzi o górną granicę… Nasz najstarszy śmiałek miał 84 lata! To bardzo zdrowa forma ruchu, poza chorobami kręgosłupa nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby przyjść i po prostu dobrze się bawić. Lot w tunelu aerodynamicznym może być świetnym prezentem: na urodziny, komunię, bez okazji, dla siebie, przyjaciółki, córki, dla małych chłopców i dla tych całkiem dużych też. Zamiast kolejnego przedmiotu możemy podarować naszym bliskim coś znacznie lepszego - dobre emocje, przygodę, niezapomniane przeżycia. - To też ciekawy pomysł na przykład na integrację albo wieczory panieńskie i kawalerskie - dodaje Dariusz Makowski. - Przy tunelu mamy bardzo fajną strefę na imprezy oraz pikniki. Zapraszamy!

Tunel Aerodynamiczny Maxfly Ku Stawom 3, Prądki www.podarujemocje.pl


test

ELEGANCKO I EKOLOGICZNIE Pierwsze wrażenie: niesamowita lekkość jazdy. Unibike Energy to rower świetnie skonstruowany, przyjemny w prowadzeniu i bardzo wszechstronny. TEKST: Lena Szuster

TESTUJEMY ROWER ELEKTRYCZNY UNIBIKE ENERGY

K

iedy wsiadałam na Unibike Energy, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zastanawiałam się, czy rower elektryczny to dla mnie dobra opcja? Który z wariantów wspomagania wybrać? Na jak długo wystarczy bateria? Szybko okazało się, że Energy jest niezwykle łatwy w obsłudze, bardzo intuicyjny, inteligentnie wspomaga nas wtedy, kiedy tego potrzebujemy, tak żebyśmy czerpali z jazdy jak największą przyjemność. To zupełnie nowy poziom wolności.

ROWER Z DOBRĄ ENERGIĄ Sercem Energy jest centralnie umieszczony silnik Shimano Steps o mocy 250 wat. Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim efektywne wspomaganie jazdy w trzech trybach do wyboru: Eco, Normal i High. Pierwszy wspomaga mniej intensywnie, ale pozwala w znaczący sposób zwiększyć zasięg użytkowania roweru. Drugi sprawdza się na przykład na asfaltowych ścieżkach rowerowych czy utwardzonych duktach leśnych. Przy trzecim trybie siła wspomagania jest największa - to idealne rozwiązanie na strome podjazdy. Przełączanie się pomiędzy nimi, tak jak i obsługa całego bogatego systemu Energy, jest bajecznie prosta - opcje możemy zmieniać za pomocą manetek. Co ważne, silnik uruchamia się podczas pedałowania, a więc bardzo naturalnie, dostosowując się do naszego tempa, wymagań i warunków panujących na drodze. Dzięki temu jazda jest płynna, nie ma zrywów, mechanizmy pracują lekko, nawet pod górkę. 70 strona kobiet


test

ZDJĘCIA TOMASZ CZACHOROWSKI

na, a przy tym powoli, sukcesywnie budować kondycję i rehabilitować. Wreszcie - to wymarzony sprzęt dla wielbicieli długich, weekendowych wycieczek. Jest wygodny, prowadzi się niezwykle stabilnie, ma szerokie opony oraz 28” koła, a na trudniejszych etapach trasy wspomaga nas silnikiem.

W zależności od wybranego trybu wspomagania bateria wystarczy nam na około sto kilometrów. Później bezproblemowo naładujemy ją w domu, bez konieczności wyjmowania z ramy roweru, w zwykłym sieciowym gniazdku. Zawsze też - jeżeli chcemy - możemy wyłączyć silnik i pedałować bez wspomagania. Ciekawą opcją jest tryb Walk, z którego warto skorzystać, kiedy musimy zsiąść z roweru i przez chwilę prowadzić go obok. Stopień naładowania baterii, poziom wspomagania, prędkość jazdy i mnóstwo innych rzeczy możemy sprawdzić na elektronicznym wyświetlaczu.

WSZECHSTRONNOŚĆ I JAKOŚĆ WYKONANIA Największy plus Energy? Dla mnie to przede wszystkim wszechstronność. Energy odnajduje się na miejskich ulicach i na szlakach turystycznych, na dłuższych i krótszych dystansach, na sportowo i na biznesowo - pasuje do każdego. Jest elegancki, ekologiczny, właściwie samoobsługowy, więc podczas jazdy niczym nie musimy się przejmować. Możemy po prostu dobrze się bawić. Wprawdzie Energy, jak każdy rower elektryczny, waży trochę więcej niż zwykły jednoślad, w praktyce jednak zupełnie tej różnicy nie odczuwamy, wręcz przeciwnie - przy wspomaganiu jedziemy lżej i szybciej. Nie bez znaczenia jest też jakość wykonania. To oczywiście przekłada się na cenę, ale w tym wypadku wiemy, za co płacimy - dostajemy bowiem produkt dopracowany w każdym szczególe, z dobrej jakości materiałów i ze sprawdzonymi, markowymi podzespołami. Taki rower będzie nam służył przez długie lata.

Rower do testów użyczył Salon Firmowy Unibike w Bydgoszczy ul. Przemysłowa 28B tel. 52 348 96 11 www.unibike.pl

SZCZEGÓŁY SĄ WAŻNE Na tym zalety Energy się nie kończą. W pakiecie dostajemy jeszcze całą masę fajnych rozwiązań, na czele z automatyczną zmianą przełożeń Di2, hydraulicznym amortyzatorem przedniego koła i wzmocnionym paskiem Gates Carbon Drive, który jest znacząco bardziej wytrzymały od standardowych łańcuchów, odporny na wodę i piasek, zawsze czysty, nie wymaga smarowania i zwiększa płynność jazdy. Dodajmy do tego stylową ramę, wygodne żelowe siodełko oraz wyprofilowaną kierownicę, a otrzymamy rower, z którego po prostu nie będziemy chcieli zsiadać. Wśród atutów Energy warto też wymienić wysokiej jakości oświetlenie, pozwalające na komfortowe i bezpieczne podróżowanie w nocy. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu i czemuś służy. Co w sumie nie powinno dziwić, bo Unibike słynie z jakości wykonania oraz dbałości o szczegóły. W Energy bardzo podobały mi się różne małe udogodnienia - pompka sprytnie przymocowana do bagażnika, miejsce na sakwy, ergonomiczne chwyty. Takie rozwiązania w realny sposób poprawiają komfort jazdy. DLA KOGO? Energy łączy w sobie funkcje roweru miejskiego i trekkingowego, będzie się więc świetnie sprawdzał w wielu sytuacjach. To doskonały sposób na codzienne dojazdy do pracy, nawet na większych dystansach, bo dzięki wspomaganiu elektrycznemu wszędzie dotrzemy nie tylko szybko, ale też zdrowo, ekologicznie i bez stania w korkach. A do tego elegancko - w sukience, garsonce, biznesowym stroju. Do roweru możemy podpiąć sakwy, w których zmieścimy ważne dokumenty i potrzebne nam drobiazgi. Rower elektryczny to też dobra opcja dla osób po różnych kontuzjach albo seniorów, ponieważ pozwala maksymalnie odciążyć stawy biodrowe i kolastrona kobiet • maj - lipiec 2019 71


uroda

WONDERLAND

MIEJSCE DLA CIEBIE Czy dobrze zrobiony manicure może poprawić nastrój? Czy po ciężkim dniu pedicure może odprężyć i zrelaksować? TAK, MOŻE! My to wiemy, sprawdziliśmy na sobie. W naszym studio WONDERLAND manicure & pedicure staramy się w profesjonalny sposób sprostać oczekiwaniom klientów i sprawić, żeby znaleźli u nas odrobinę wytchnienia.

W

ONDERLAND to również starannie wybrane prowdukty, na których pracujemy. Bardzo długo szukaliśmy firm, które nie idą na kompromis i trzymają najwyższe standardy jeśli chodzi o jakość i bezpieczeństwo produktów. Te poszukiwania zaowocowały podpisaniem umowy dystrybucyjnej z FollyNail - polskim producentem lakierów hybrydowych, żeli i produktów SPA do pielęgnacji dłoni. Drugą umowę zawarliśmy z Revel Nail paznokcie tytanowe - jedyną na rynku marką posiadającą certyfikaty dermatologiczne. To właśnie dzięki współpracy z Revel Nail mogliśmy podnieść swoje kwalifikacje i dziś WONDERLAND jest również centrum szkoleniowym metody tytanowej. Nieustannie stawiamy sobie nowe wyzwania, aby każdego dnia być dla Was małą oazą relaksu. Bezpieczną oazą z nowoczesnym autoklawem na zapleczu. Wyznajemy zasadę: Jedna klientka - jeden pilnik. Do tego zawsze świeżo wysterylizowane pakiety narzędzi i frezów. Taka praca to czysta przyjemność!

72 strona kobiet


uroda

Zapraszamy - zespół Wonderland: Marta, Monika „Na Pilniku”, Iwona „Madame”, Krzysztof Studio Wonderland ul. Gdańska 136, 85-022 Bydgoszcz • Zapisy manicure, pedicure: 602 363 467 • Dystrybucja FollyNail, Revel Polska: 602 315 076 • Szkolenia manicure tytanowy: 602 363 467 wonderland.bydgoszcz@gmail.com www.facebook.com/wonderland.bydgoszcz

strona kobiet • maj - lipiec 2019 73


uroda

SKÓRA

GOTOWA NA LATO Skąd się biorą przebarwienia? Przebarwienia powstają, gdy komórki barwnikowe w naszej skórze, czyli melanocyty, z jakiegoś powodu nie rozkładają się równomiernie. Najczęściej dzieje się tak w wyniku nadmiernej ekspozycji na słońce, po opalaniu albo wizycie w solarium, dlatego bardzo ważna jest ochrona przeciwsłoneczna. To coś, o czym nigdy nie powinniśmy zapominać! Warto też wiedzieć, że na naszą skłonność do przebarwień wpływają inne, dodatkowe czynniki: zaburzenia hormonalne, styl życia, odżywianie, antykoncepcja. Wiele kobiet nie zdaje sobie sprawy z tego, że właśnie stała antykoncepcja bardzo uwrażliwia nas na światło, bo skóra jest ostatnim odbiornikiem hormonów. A jak na powstawanie przebarwień wpływają kosmetyki albo to, co jemy? Na światło mocno uwrażliwiają antybiotyki, leki przeciwzapalne, lukrecja, cytrusy, niektóre zioła, na przykład dziurawiec czy bergamotka. Tak samo kosmetyki z witaminą A, witaminą C albo z wysokim stężeniem alkoholu. Powinniśmy ich unikać latem, w duże upały, szczególnie wtedy, gdy planujemy kąpiele słoneczne. To zmniejszy ryzyko przebarwień.

Przed latem warto bardzo mocno nawilżyć skórę. Nie można też zapominać o ochronie przeciwsłonecznej. To podstawa - mówi Magdalena Rucińska, kosmetolog i specjalista medycyny estetycznej. ROZMAWIA: Lena Szuster

74 strona kobiet

Można się opalać? Korzystajmy ze słońca, byle mądrze i z umiarem. Podstawą jest stosowanie kremów z wysokimi filtrami, które ochronią nas nie tylko przed promieniem UVA i UVB, ale również przed światłem widzialnym oraz podczerwonym. Proszę pamiętać, że taki krem trzeba nakładać na skórę co dwie godziny! Często pytam moich pacjentów, czy używają filtrów. Okazuje się, że tak, ale na przykład… tylko raz dziennie, rano, przed wyjściem z domu. Tymczasem krem, jak każdy inny kosmetyk, wchodzi w reakcje z naszą skórą i jego składniki aktywne przestają działać mniej więcej po dwóch godzinach. Innym częstym błędem jest nakładanie bardzo grubej warstwy filtra. Tak naprawdę nie ma znaczenia, ile kremu nałożymy, ale czy będziemy stosować go regularnie. Co jeszcze zrobić, żeby dobrze przygotować skórę do lata? Bardzo polecam różnego rodzaju mezoterapie - na przykład z witaminami, mikroi makroelementami, kwasem hialuronowym albo peptydami, które regulują proces melanogenezy, czyli właściwego układania się barwnika w skórze. Mamy teraz naprawdę fantastyczne koktajle, można je dobierać pod

potrzeby pacjentów i walczyć z konkretnymi problemami: przebarwieniami, suchością skóry, jej jędrnością, kolorytem, grubością i odżywieniem. Są nawet koktajle stworzone specjalnie dla delikatnej skóry pod oczami, na tzw. brown ring czy eye bag, albo do skóry głowy, stymulujące wzrost włosa i odżywiające cebulki. Na jakiej zasadzie działa mezoterpia? Podczas mezoterapii igłowej za pomocą ampułkostrzykawki wprowadzamy substancje aktywne do głębszych warstw skóry. Można powiedzieć: bezpośrednio ją suplementujemy i bardzo skutecznie odżywiamy. Mezoterapia ma zastosowanie w wielu sytuacjach, świetnie się sprawdzi właśnie jako przygotowanie przed latem - pięknie nawilży i rozświetli. Ale nawet po mezoterapii musimy stosować filtry! Zawsze powtarzam pacjentkom, że skóra ma pamięć - możemy osiągnąć świetne efekty, wygładzić, usunąć przebarwienia, ale jeżeli potem zabraknie dbałości, jeżeli nadużyjemy kąpieli słonecznych, wszystkie problemy do nas wrócą. Z drugiej strony mezoterapia będzie też dobrym rozwiązaniem już po lecie, kiedy nasza skóra jest przesuszona. Świetnie sprawdzi się też przed i po zabiegach laserowych. Czy mezoterapia jest popularnym zabiegiem? Coraz bardziej! Jest lubiana zarówno przez panie, jak i przez panów. I nie ma się co dziwić, skoro efekty są widoczne już po kilku zabiegach. Dla mnie to powód do radości, bo uważam mezoterapię za kwintesencję nowoczesnej medycyny estetycznej. Wcześniej medycyna estetyczna kojarzyła się tylko z popularnym botoksem oraz wypełnionymi ustami czy policzkami. A prawdziwa medycyna estetyczna to coś zupełnie innego, przede wszystkim skupia się na wspieraniu naturalnych procesów skóry, jej regeneracji i zachęcaniu, żeby pracowała, produkowała białka i nowe włókna kolegenowe, czego z czasem skórze zaczyna brakować. Celem jest nie tylko ładny wygląd, ale też dobre samopoczucie i po prostu zdrowie. MAGDALENA RUCIŃSKA kosmetolog z wieloletnim doświadczeniem, specjalista medycyny estetycznej, zajmuje się m.in. leczeniem trądziku i usuwaniem blizn, prowadzi gabinet odnowy skóry na ul. Sierocej 21/5u, tel. 601 999 206.


Nowy wymiar odchudzania – najnowsza technologia ENDERMOLOGIE® Cellu M6 Alliance Medical

Bydgoszcz, Kopernika 7A, tel. 796 22 33 33


W naszej ofercie znajdziecie nowoczesne sofy, łóżka, fotele, stoły, stoliki kawowe, krzesła i dodatki

Sofa Spot Toruń ul. Dąbrowskiego 6 87-100 Toruń tel. 694 090 075 sklep@sofaspot.pl

Sofa Spot Bydgoszcz ul. Fordońska 156 85-752 Bydgoszcz tel. 664 005 353 bydgoszcz@sofaspot.pl

www.sofaspot.pl www.facebook.com/sofaspotdesign www.instagram.com/sofaspot


KWAS HIALURONOWY bez tajemnic

uroda

Daria Lietz-Szafrańska kosmetolog ul. Tapicerska 2A Osielsko tel. 506 65 84 41, 791 55 99 70

Nie zajmujemy się stricte powiększaniem ust - raczej konturowaniem i modelowaniem. Bo u jednej pani trzeba nadać kształt, u innej delikatnie go zmienić, a u kolejnej jedynie nawilżyć usta. Dlatego też często odradzam kwas hialuronowy, gdy widzę, że klientka go nie potrzebuje - mówi kosmetolog Daria Lietz-Szafrańska. Do czego używa się w kosmetologii kwasu hialuronowego? W takich zabiegach jak mezoterapia igłowa używamy mniej usieciowanego kwasu, który służy głównie do nawilżenia, delikatnej poprawy stanu skóry. Bardziej znane zastosowanie to choćby powiększanie ust czy korygowanie zmarszczek i bruzd. W tym przypadku preparat jest gęstszy, bardziej stężony, traktujemy go niejako jak implant. Musi on jednak najpierw odpowiednio ułożyć się w skórze, rozprężyć się. Przez to niekiedy cały proces trwa dłużej, a ostateczne efekty nie zawsze są widoczne bezpośrednio po pierwszym zabiegu. W niektórych przypadkach wystarczą dwie wizyty, w innych musimy zaplanować więcej spotkań, żeby przykładowo stworzyć nowy kształt ust. Z każdą panią rozmawiam o tym, jak ta substancja będzie się zachowywać pod skórą, pokazuję jej konsystencję, tłumaczę, że w pierwszych dniach może być nawet wyraźnie wyczuwalna, ale to się zmieni. Na koniec daję informację o ilości użytego preparatu, jego nazwę, rodzaj i numer seryjny, żeby nie było najmniejszych wątpliwości, co do jakości stosowanych u nas ampułek. Często mówi się, że tego typu zabiegi są dla starszych kobiet. Faktycznie tak jest? Niekoniecznie. Stan naszej skóry jest uwarunkowany czynnikami środowiskowymi, stylem życia, ale też genami. Spotykam kobiety, które po 40. roku życia nie potrzebują żadnych zabiegów, nie widać u nich bruzd nosowo-wargowych. Z drugiej strony, czasem już u dwudziestoparolatek zaczynają robić się wyraźne zmarszczki. Jeśli natomiast chodzi o powiększanie ust, to tutaj wiek ma jeszcze mniejsze znaczenie. A co ma? Zdarzają się sytuacje, w których nie podejmuję się powiększania komuś ust, bo na przykład uważam, że zbyt mocno podkreśliłoby to jakąś wadę. Sugeruję wtedy choćby makijaż permanentny zamiast kwasu hialuronowego, szczególnie jeśli usta mają naturalnie ładny kształt, a brakuje im jedynie koloru. Można powiedzieć, że w ogóle nie zajmujemy się stricte powiększaniem ust - raczej konturowaniem i modelowaniem. Bo u jednej pani trzeba nadać kształt, u innej delikatnie go zmienić, a u kolejnej jedynie nawilżyć. Dlatego też często odradzam kwas hialuronowy, gdy widzę, że klientka tak naprawdę tego nie potrzebuje. Wiele kobiet obawia się, że po takim zabiegu efekt będzie karykaturalny… Dobry specjalista potrafi zaplanować zabieg tak, aby efekt był bardzo naturalny. Nikt nie posądzi nas w takim przypadku o jakąkolwiek ingerencję. Karykaturalny wygląd po użyciu kwasu to ogromna antyreklama dla kosmetologów i lekarzy medycyny estetycznej. Niestety, gdy trafi się w nieodpowiednie miejsce, można tak skończyć. Dlatego ważne jest wcześniejsze sprawdzenie salonu. Specjalista zajmujący się wizerunkiem twarzy będzie potrafił zachować umiar i przede wszystkim wykaże się asertywnością. Niestety widzę czasami

dziewczyny po takich przesadzonych ingerencjach, ale nie oceniam ich. Zastanawiam się tylko, kto podjął się podania takich ilości preparatu. Często zdarzają się klientki, które chcą bardzo wyraźnej zmiany? Tak, gdy jednak widzę, że jest to zły pomysł, odmawiam. Właściwie w każdym przypadku planuję przynajmniej dwie wizyty i działam stopniowo, żeby oswoić klientkę z efektem, dać jej czas na przyzwyczajenie się. Po dwóch tygodniach od naszego spotkania umawiam darmową konsultację i ewentualną korektę. Dzięki temu nie zdarzają mi się sytuacje, gdy po tygodniu klientka dzwoni i pyta, czy da się ten kwas jakoś rozpuścić, bo jednak nie czuje się z tym dobrze. A da się go rozpuścić? Tak, można odwrócić efekt używając enzymu, który rozpuszcza kwas, ale jednocześnie bardzo często uczula. Zabieg ten trzeba kilkukrotnie powtarzać, to długi proces. Zdecydowanie nie warto doprowadzać do sytuacji, gdy jest to konieczne. Czy to prawda, że raz wykonany zabieg z kwasem hialuronowym trzeba już ciągle powtarzać? Można go powtarzać, jeśli chce się utrzymać efekty, bo one faktycznie z czasem ustępują. Dużo zależy od tego, jaki preparat został użyty - jeden może utrzymywać się 4-6 miesięcy, drugi 12-16. Nie jest to jednak drastyczna różnica z dnia na dzień. Na trwałość kwasu wpływa również nasz tryb życia - ciepło i metabolizm organizmu mają ogromne znaczenie. Słońce, solarium, sauna czy intensywne treningi osłabią efekt.


uroda

Wszystko do włosów, ciała i paznokci

Lady Si to hurtownia fryzjerska oferująca najlepsze profesjonalne kosmetyki do każdego rodzaju włosów, ciała i paznokci.

LADY SI, UL.GDAŃSKA 54, TWARDZICKIEGO 33B, BYDGOSZCZ

P

osiadamy szeroki wybór szamponów, odżywek i masek, a także kosmetyków i sprzętów do stylizacji włosów, preparatów do ciała i paznokci. W swoim asortymencie mamy produkty takich marek, jak: JOICO, LISAP, LOREAL, ALFAPARF, PAUL MITCHELL, WELLA, MATRIX czy FOX, STAPIZ, NeoNAIL. Ciągle powiększamy swoją ofertę! Od niedawna znaleźć u nas można np. produkty dla brodaczy! Godne polecenia są również specyfiki do pielęgnacji twarzy i ciała APIS Natural Cosmetics, które produkowane są lokalnie w Łochowie pod Bydgoszczą. Nasz asortyment - w przeciwieństwie do drogeryjnego - działa silniej i efektywniej, co widać już po pierwszym użyciu. Posiadamy kosmetyki do każdego rodzaju włosów. Twoje włosy za szybko się przetłuszczają? Mamy na to rozwiązanie. Twoje włosy wypadają? Proponujemy sprawdzone ampuł-

78 strona kobiet

ki z placentą lub szampony bez SLS i parabenów. Chcesz pomalować lub odświeżyć swój kolor włosów, ale nie wiesz jak? Nasz zespół odpowie na wszystkie Twoje pytania. Nie wiesz, który product wybrać? Nasz wykwalifikowany personel zawsze chętnie doradzi w wyborze kosmetyków, farb do włosów oraz produktów do pielęgnacji twarzy i ciała. Ogranizujemy szkolenia dla salonów fryzjerskich z najnowszych trendów koloryzacji oraz technik strzyżeń - wszystkich szczegółów udzielamy telefonicznie lub mailowo. Zapraszamy na zakupy do jednego z naszych sklepów, ul. Gdańska 54 lub Twardzickiego 33b (Fordon) oraz do sklepu online www.ladysi.com.pl, gdzie można dokładnie poznać nasz asortyment i złożyć zamówienie z dostawą do domu lub z odbiorem w jednym z punktów stacjonarnych.


uroda

polecamy 2. 4. 1.

5. 3. 1. LOREAL PROFESSIONNEL VOLUMETRY szampon na objętość 300ml - 29,90 zł 2. MATRIX SLEEK odżywka wygładzająca 300ml - 24,90 zł 3. BIOSILK SUMMER THERAPY olejek na słońce - 16,90 zł 4. OREVLE SOFT INTENSE szampon nawilżający 1l - 12,90zł 5. MATRIX STYLE FIXER lakier bardzo mocny 75ml - 14,90zł

strona kobiet • maj - lipiec 2019 79


temat

80 strona kobiet


SKALPEL USTĘPUJE MIEJSCA LASEROWI

Transfer technologii medycznych do gabinetów weterynaryjnych to proces trwający od dawna i ciągle. Jednym z zaadaptowanych rozwiązań jest użycie laserów przy zabiegach chirurgicznych.

C

zasy, gdy lekarza weterynarii odwiedzało się jedynie w bardzo poważnych przypadkach, powoli odchodzą w niepamięć. Obecnie posiadacze zwierząt domowych poświęcają im coraz więcej troski i uwagi. Starają się zadbać o właściwe leczenie nawet najdrobniejszych dolegliwości psa czy kota. W efekcie do gabinetów weterynaryjnych trafia coraz liczniejsza grupa klientów wymagających i świadomych. A w ślad za nimi do przychodni napływają coraz to nowsze technologie medyczne. W wielu przypadkach wcześniej stosowane w medycynie. Dobrym przykładem tego zjawiska są zabiegi laserowe w technologii CO2. Wcześniej znane były przede wszystkim pacjentom gabinetów kosmetycznych i dermatochirugicznych. Teraz służą także w leczeniu zwierząt. - W weterynarii szczególnie cenną zaletą zabiegów laserowych jest ich niewielka inwazyjność - zaznacza lekarz weterynarii Bartłomiej Babiński z Przychodni Weterynaryjnej „Przy Kładce. - Dzięki temu w wielu przypadkach można uniknąć stosowania pełnej narkozy i głębokiego znieczulenia, wystarczy wprowadzić zwierzę w sedację. Dodatkowo skorzystanie z tej techniki skraca czas wykonywania zabiegu oraz gojenia się rany. - Lasery, podobnie jak u człowieka, można zastosować, gdy chcemy usunąć u zwierzaka np. rozmaite brodawki czy blizny. Jednak z tej technologii korzystamy również przy zabiegach typowo chirurgicznych, podczas których w klasycznej wersji zwierzę mocno krwawi. Laser CO2 odparowuje tkankę, więc do minimum ogranicza krwawienie. Przy tym oczywiście możemy liczyć na dużo większą precyzję cięcia - tłumaczy Bartłomiej Babiński. - W przypadku części zabiegów, dzięki wykorzystaniu lasera, unikniemy także zakładania szwów czy wystąpienia pooperacyjnych obrzęków, co jest bardzo

istotne np. przy operacjach na drogach oddechowych. Jak zauważa Bartłomiej Babiński, lasery przydają się przy zabiegach wykonywanych na psach ras brachycefalicznych, czyli tych z krótką częścią czaszkową, np. u buldogów angielskich, shitzu, pekińczyków. - Nie jest do końca tak, że chrapanie czy charczenie u tych ras jest ich wrodzoną urodą. To problem hodowlany. Często ściąga on na psa inne problemy układu oddechowo-sercowego. Lekarze starają się z tym walczyć. Zabieg laserowy skutecznie im w tym pomaga. I nie tylko w tej dolegliwości. Mam w tym wypadku na myśli rozmaite zabiegi na drogach oddechowych, począwszy od nozdrzy, aż po usuwanie polipów pozapalnych w okolicach krtani. Możemy dzięki temu np. korygować skrzydełka nosowe, podniebienie miękkie czy też usuwać migdałki,

Przychodnia Weterynaryjna „Przy Kładce”

|

ograniczając do minimum uciążliwość okresu pooperacyjnego. Plusem z pewnością jest brak konieczności zakładania szwów i bardzo szybko gojące się miejsce zabiegu. Korzystanie z lasera jako zastępstwa skalpela pozwala również zniwelować ryzyko zainfekowania ran w trakcie zabiegu. Podgrzewanie przez laser tkanek do wysokiej temperatury jednocześnie je dezynfekuje. Laser CO2 może też posłużyć np. do uelastycznienia tkanek gruczołu mlekowego u suk. - Wszystkie wspomniane zabiegi to oczywiście tylko kilka spośród wielu weterynaryjnych zastosowań tej zaczerpniętej z medycyny technologii. Jeśli jednak miałbym mówić o sposobach na to, aby nasz pupil podczas zabiegów i po nich nie cierpiał lub cierpiał mniej i krócej, to laser jest w tym niezwykle pomocny - dodaje Bartłomiej Babiński.

www.weterynarz-przykladce.pl strona kobiet • maj - lipiec 2019 81


wnętrza

OCHRONA PRZED SŁOŃCEM, nie przed włamaniem O właściwościach rolet i żaluzji zewnętrznych rozmawiamy z Rafałem Penkowskim, współwłaścicielem firmy Carpenter. opuścić - np. do połowy i wtedy pół pokoju będziemy mieli w cieniu, a pół oświetlone całkowicie - to żaluzje można sobie ustawić w dowolny sposób. A jak te rozwiązania różnią się cenowo? Żaluzje to nieco droższe rozwiązanie, bo sterowanie nimi jest bardziej skomplikowane, ale za to pozwalają nam bardzo precyzyjnie ustawić stopień nasłonecznienia, bez podziału mieszkania na strefę zacienioną i słoneczną. Mamy tu do wyboru dwa rodzaje piór - C-80 i Z-90. Model Z-90 po zamknięciu tworzy płaską, równą zasłonę, jak roleta, co wygląda bardzo estetycznie. C-80 się tak równo nie zamyka, pióra nakładają się lekko na siebie, jak przy żaluzjach wewnętrznych. Natomiast mają możliwość ustawienia pod kątem aż do 180 stopni, tak by w ogóle nie blokowały promieni słonecznych. Jakie są plusy żaluzji zewnętrznych w porównaniu do wewnętrznych? Bo wydawałoby się, że podstawowe funkcje zostają te same. Taka żaluzja jest masywniejsza, solidniejsza i wygląda lepiej od zewnątrz. Jednak największa różnica polega na tym, że wewnętrzna chroni tylko przed światłem, a zewnętrzna także przed nagrzewaniem się szyby, a w rezultacie i pomieszczenia. Co sprawdzi się w bloku, jeśli chcemy ograniczyć nagrzewanie się mieszkania? Żaluzja byłaby lepszym rozwiązaniem, natomiast pozostaje kwestia montażu. Puszka do żaluzji zajmuje dużo więcej miejsca. Najniższa zabiera około 30 cm, a więc prawie dwa razy więcej niż ta od rolety, którą zwykle da się zamontować we wnęce okiennej. Tymczasem puszkę od żaluzji trzeba byłoby zamontować na elewacji, a na to nie zawsze zgodzi się administrator budynku. Właściciele domów mają tu łatwiej, bo nie muszą się nikogo pytać o zgodę, a poza tym często jest to element wstawiany już na etapie budowy, więc można go schować lub wyrównać z elewacją. W blokach, gdzie wprowadzamy się „na gotowe”, nie ma takich możliwości.

Przyjęło się u nas, że rolety zewnętrzne mają przede wszystkim zabezpieczać dom przed kradzieżą... Tymczasem jest to mit. Ktoś kiedyś wymyślił nośne hasło „rolety antywłamaniowe”, które podchwyciło bardzo wiele osób, i do tej pory rolety zewnętrzne są postrzegane przede wszystkim jako zabezpieczenie przed włamaniem. A prawda jest taka, że jak ktoś będzie chciał się do nas dostać, to sobie bez problemu poradzi z takim „zabezpieczeniem”. Nie tylko nie spełni ono więc oczekiwanej funkcji, ale co więcej, przy zasłoniętych oknach nikt z zewnątrz nie zauważy, że ktoś podejrzany się nam kręci po domu. W jakim celu montujemy więc takie rolety? Rolety zewnętrzne służą głównie do ochrony przed słońcem. Montujemy je, żeby latem pomieszczenie się nadmiernie nie nagrzewało, natomiast zimą do pewnego stopnia ograniczają one uciekanie ciepła na zewnątrz. Coraz częściej klienci decydują się na żaluzje zewnętrzne, które nie tylko zapewniają do pewnego stopnia izolację termiczną, ale i pozwalają dodatkowo regulować dopływ słońca. Podczas gdy roletę możemy tylko 82 strona kobiet

A czy to prawda, że porządne rolety lub żaluzje, są w stanie też ograniczyć hałas docierający z zewnątrz do domu? Żaluzja na pewno nie, bo nie jest tak szczelna jak roleta, natomiast roleta w pewnym stopniu go ogranicza. Jednak, tak jak przy drzwiach czy oknach podaje się dzwiękoizolacyjność, tak przy roletach nigdy się z tym nie spotkałem. Więc raczej nie przeprowadzano badań, w jakim stopniu pochłaniają ten hałas. Czy decydując się na rolety lub żaluzje mamy do wyboru jakieś ciekawe wzory i kolory? Więcej ich mamy w przypadku rolet, być może dlatego, że są już dłużej na rynku. Oprócz tego, że są do wyboru różne kolory pancerzy, to przy samych prowadnicach czy puszkach można np. zastosować okleiny drewnopodobne. Natomiast przy żaluzjach zewnętrznych jest to kilka standardowych kolorów - i tak największym wzięciem cieszą się srebrny, szary i antracyt.

w w w . c a r p e n t e r . c o m . p l


„Najwyższą jakość i design gwarantują najlepsze włoskie produkty marki Novellini” w SALONACH BLU

BLU SALON ŁAZIENEK BYDGOSZCZ 85-027 Bydgoszcz ul. Jagiellońska 94A E-MAIL bydgoszcz@blu.com.pl TELEFON (52) 341 51 50

www.blu.com.pl


wnętrza

Klasyka W TRZECH ODSŁONACH

Szukasz pomysłu na łazienkę? W Leroy Merlin w Bydgoszczy znajdziesz aż 300mkw. przykładowych aranżacji w różnych stylach!

1.

1. BASIC Uproszczona wersja stylu klasycznego, stawiająca na ergonomię i praktyczne rozwiązania. Meble w stylu skandynawskim, niewielka umywalka, toaleta i prysznic - to wszystko, na co zwykle pozwala nam ograniczona przestrzeń. Ma być tanio, szybko i prosto, ale to nie znaczy, że musi być nudno. Można wprowadzić nietuzinkowe elementy, zagrać kolorem, położyć cegłę lub płytki w nietypowym kształcie. To styl, który sprawdza się w mieszkaniach na wynajem. Nieważne kto się wprowadzi, będzie mógł spersonalizować łazienkę prostymi dodatkami. A jak się coś zniszczy, można od ręki i niskim kosztem dostać taki sam element. 2. CLASSIC To styl, który przypadnie do gustu większości z nas. Uniwersalny, ponadczasowy, stawiający na proste formy, skromność, ład i symetrię. Wśród materiałów dominuje tu drewno i kamień, a w kolorach - prócz tradycyjnej bieli - szarości, brązy i beże. Wszystko w jednej, stonowanej konwencji. Klasyczna łazienka szybko się nam nie znudzi, bo łatwo można ją urozmaicić różnymi dodatkami, np. wprowadzając nowe kolory w postaci ręczników. To rozwiązanie sprawdzi się zarówno w większych, jak i mniejszych pomieszczeniach.

2.

3. GLAMOUR Łączy przepych i elegancję z klasycznymi rozwiązaniami. Marmury, zdobiona kostka, a wszystko utrzymane w czerni i bieli - to kompozycja, która wpisze się w gusta bardziej wymagających osób. Klasy dodaje wolnostojąca wanna, która pełni funkcję nie tylko użytkową, ale i dekoracyjną. Przestronne wnętrza pozwalają zainstalować zarówno wannę, jak i kabinę prysznicową, ale nie jest to rozwiązanie do mniejszych łazienek, dlatego ten styl sprawdza się przede wszystkim w apartamentowcach i domach. Styl glamour też możemy urozmaicić różnymi dodatkami - tylko trzeba pamiętać, by robić to ze smakiem.

3. *doradzają Justyna Jabłońska i Małgorzata Maciejczyk z punktu projektowania łazienek Leroy Merlin

84 strona kobiet


wnętrza

#POMYSŁNASZKŁO DLA TWOJEGO OGRODU W aranżacjach ogrodów często możemy spotkać się z betonem, kamieniami, drewnem czy metalem, jednak dużo rzadziej ze szkłem. Tymczasem to idealny sposób na stworzenie większej, pełnej światła i lekkości przestrzeni. Podpowiadamy, jak w nietypowy sposób wykorzystać szkło w ogrodzie!

DONICZKA ZE SZKŁA

POMYSŁ PIERWSZY - MEBLE OGRODOWE Szkło w zestawieniu z metalem, rattanem lub drewnem to idealne rozwiązanie do letniego kącika wypoczynkowego. Lustra, szkła przezroczyste, kolorowe lub ich połączenia dobrze sprawdzą się na przykład jako blaty stołów. Możemy tutaj osiągnąć naprawdę niesamowite efekty wizualne: 3D, rzeźbienia, fakturę, fantazyjne kształty, podświetlenia, geometryczne wzory, głębię. Powinniśmy tylko pamiętać o tym, żeby wybierać szkło hartowane, odpowiednio przygotowane i grube, tak żeby było odporne na temperaturę, wytrzymałe i bezpieczne. Z kolorowego szkła możemy także zrobić… wytrzymałe i eleganckie donice. Nadadzą charakteru każdemu ogrodowi! POMYSŁ DRUGI - PRZESTRZEŃ INNA NIŻ WSZYSTKIE Wprowadzając do ogrodu lustra, optycznie go powiększymy. Lustro wbudowane w murowaną bramę będzie niczym przejście do magicznego świata. Dzięki takiemu zabiegowi ogród wyda się bardziej przestronny i rozświetlony. Lustra i szkła możemy także wykorzystać w sadzawkach oraz oczkach wodnych, nadając im głębi, koloru i niepowtarzalnego charakteru. POMYSŁ TRZECI - OCHRONA PRZED WIATREM Technologia, którą dysponujemy, pozwala na stworzenie balustrady ze szkła, w cieplejszy dzień opuszczanej do połowy, a przy chłodzie albo wietrze podnoszonej do góry. Jesteśmy więc chronieni przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, a przy tym - nie zasłaniamy sobie wspaniałego widoku na ogród. Różnego rodzaju szklane przepierzenia to też ciekawa opcja na aranżację patio. Dodatkowo po szkło warto sięgnąć podczas projektowania altan i szklarni - w lecie będziemy mogli uprawiać w nich pomidory, truskawki i inne smakowitości, a podczas chłodniejszych miesięcy przekształcić w zimowy ogród z funkcją podgrzewania.

ZIMOWY OGRÓD

Ale czy szkło to rzeczywiście dobre rozwiązanie do ogrodu? Może jest zbyt delikatne? Zbyt kruche? Co z bezpieczeństwem? Odpowiadamy: wbrew pozorom, to bardzo wytrzymały i solidny materiał. Odpowiednio wykonane, hartowane i zabezpieczone świetnie poradzi sobie nawet w ciężkich warunkach, na mrozie, deszczu i przy silnym wietrze. Jest też bezpieczne - lustro możemy zamontować w taki sposób, żeby po stłuczeniu poszczególne kawałki pozostały na miejscu. Dzięki temu możemy być spokojni o bezpieczeństwo nasze i naszych dzieci. Doradzają właściciele z Zakładu Szklarskiego Nowak, od ponad 35 lat na Ujejskiego 21 w Bydgoszczy, tel. 537 440 793.




temat test

SPRAWDZAMY: JEEP RENEGADE

TEKST: Lucyna Tataruch

T

Niektóre kształty od razu kojarzą się z czymś stylowym. Tak jest w przypadku Jeepa Renegade, wyraźnie nawiązującego do klasyki.

o auto nie próbuje zrywać z charakterystyczną linią marki i bardzo dobrze - bowiem za słowem „jeep” kryje się ogrom tradycji i aż żal byłoby z tego nie korzystać! Oczywistym skojarzeniem jest tu choćby słynny Willys MB z okresu II wojny światowej, którego kanciasta sylwetka na dobre zagościła w pamięci wielu osób, nie tylko fanów motoryzacji. Nawiązania do klasycznego terenowego auta bardzo mi się podobają. Już na pierwszy rzut oka widać to w mocnych elementach, takich jak: duży grill, okrągłe ledowe światła (rewelacyjnie wyglądają po zmroku) czy kwadratowe nadkola - choć okala je plastik, ten kształt nadal się wyróżnia i dodaje charakteru całości. Wnętrze podtrzymuje tę linię - kanty, kwadraty i inne z pozoru toporne figury są tu wykorzystane absolutnie świadomie. Jeep Renegade nie udaje lekkości, pozostaje wierny swoim korzeniom w najdrobniejszych szczegółach. Jednocześnie wszystko wykonane jest z materiałów dobrej jakości, przyjemnych w dotyku i miłych dla oka, co odróżnia auto od wielu innych tej klasy. Z przodu miejsca jest bardzo dużo i z pewnością potwierdziłaby to również naprawdę wysoka osoba. Fotele z dodatkowymi poduszkami po bokach stabilizują pozycję podczas jazdy. Warto docenić ergonomię poszczególnych rozwiązań - za kierownicą odnajdziemy się intuicyjnie, wszystkie funkcje są dostępne, widoczne i łatwe w obsłudze. W zasięgu ręki jest praktycznie wszystko, co potrzebne do przyjemnej jazdy.

88 miastakobiet.pl strona kobiet

Nie zawodzi także system multimedialny, sterowanie radiem z tylnej części kierownicy, nawigacja czy dwustrefowa klimatyzacja. Jedną z moich ulubionych opcji, tak niezbędnych w zimne dni, są podgrzewane fotele i kierownica. W wyposażeniu znajduje się także gniazdko 12V i wejścia na USB z przodu i z tyłu - niezwykle przydatna rzecz, choćby podczas podróży z dziećmi oglądającymi bajki! Siedząc za kierownicą, mam wrażenie, jakbym prowadziła naprawdę duży samochód, co dla mnie jest plusem. Sześciostopniowa skrzynia biegów jest precyzyjna. Jazdę ułatwiają liczne systemy bezpieczeństwa, choćby czujniki martwego pola czy tryb trzymania pasa ruchu, którego dynamika w pierwszej chwili aż zaskakuje (można go wyłączyć), system unikania kolizji czołowych, rozpoznawanie znaków czy tempomat. Na wsparcie można liczyć również podczas parkowania, korzystając z podpowiedzi przednich czujników i kamery cofania. Podczas jazdy słychać silnik - w testowanym modelu jest to 1.0 l. 120 KM - i dźwięk ten idealnie oddaje charakter auta. W trasie można przekonać się, że to, co pod maską, absolutnie wystarcza - zarówno w mieście, jak i kawałek dalej w terenie. Renegade poradzi sobie z wysokimi krawężnikami, dziurami lub innymi niedogodnościami w centrum oraz z grząskim gruntem, błotem czy niezbyt często uczęszczanymi trasami. W podstawowej wersji auto dostępne jest już od ok. 70 tys. zł. Zdecydowanie warto!


test

T E S T O WA N Y MODEL

Jeep Renegade Limited pojemność skokowa 999 cm3, moc 120 KM, skrzynia biegów manualna, napęd na przednie koła

Samochód do testu użyczył Multi-Salon Reiski w Bydgoszczy. Jedyny autoryzowany salon i serwis Jeep w Bydgoszczy.


ZDJĘCIE ANTONINA DOLANI

temat

90 strona kobiet


męskim okiem

NA PEWNO NIE WSKOCZĘ DO WRZĄTKU Lubię sesje, które wymagają ode mnie pewnego poświęcenia. Nie mam problemów, by radykalnie schudnąć, mocno przytyć, przypakować czy się zapuścić. Czasami wyglądam naprawdę fatalnie - mówi Dawid Hemke, pielęgniarz na oddziale intensywnej terapii dzieci i model od sesji ekstremalnych. ROZMAWIA: Tomasz Skory

Słyszałem, że miał Pan szansę na międzynarodową karierę? Z tą szansą to za dużo powiedziane. Współpracowałem z jedną z warszawskich agencji, która chciała mnie wysyłać za granicę, ale w ogóle się tego nie podjąłem. Nie chciałem. Międzynarodowa kariera, a nawet krajowa, specjalnie mnie nie kręciły. Jednak nie każdy dostaje takie propozycje, a z kontraktem w Paryżu czy Mediolanie przeważnie wiążą się przyzwoite pieniądze. Nie kusiło? W świat modelingu wszedłem dość późno, bo w wieku 27 lat. Pracowałem już wówczas jako pielęgniarz, a to, co zarabiam w szpitalu, wystarcza mi na chleb oraz jedyny mój nałóg - komiksy. Nie mam potrzeby pławienia się w luksusie i chwalenia bogactwem. Ale nie zaprzeczy Pan, że lubi wyzwania i ciekawe projekty. Wydaje mi się, że bycie sławnym ułatwia do nich dostęp. Mogłoby tak być, ale praca agencyjna jest bardzo restrykcyjna i wiążąca. Owszem, byłoby miło pozwiedzać świat, być może współpracując z modowymi gwiazdami. W gruncie rzeczy to jednak praca jak każda inna. Mówiąc brzydko, chałturzy się, wykonuje zlecenia dla fajnej kasy, na które niekoniecznie ma się ochotę. Może w międzyczasie trafiłby się ciekawy projekt, natomiast po drodze musiałbym robić wiele rzeczy, które mnie nie kręcą. Możemy sobie podywagować, jakby to było być modelem z najwyższej półki, przebierać w ofertach jak w ulęgałkach, ale tu już wchodzimy w sferę fantazji. Jeśli ani pieniądze, ani sława Pana nie kręcą, to jak znalazł się Pan w agencji modelingowej? Moja przygoda z modelingiem zaczęła się od przypadku. Kiedyś nad morzem wypatrzył mnie fotograf i zapytał, czy może mi zrobić parę

zdjęć. Powiedział, że potem przyśle mi je pocztą - internet wtedy jeszcze raczkował. Do końca nie wierzyłem, że je kiedyś dostanę, ale jednak dotarły. Pokazywałem je znajomym jako wakacyjną pamiątkę, a oni mówili: „dobrze wyglądasz, może coś byś dalej w tym kierunku zrobił”. A ja pukałem się w czoło. Gdzie ja, pochodzący z małej wsi pielęgniarz, modelem zostanę? Ale jak mi już któraś osoba z kolei to samo powiedziała, pomyślałem, że spróbuję i nie będę się rozdrabiać, tylko pójdę na całego. Wysłałem zdjęcia do jednej z topowych wówczas agencji modelingowych w Polsce i zaprosili mnie do współpracy. Teraz nie jest Pan z nikim związany, ale ogranicza się do fotografii artystycznej. Z tego pieniędzy nie ma żadnych, robię to, by dać ujście swoim artystycznym zapędom oraz mieć odskocznię od prozy życia. Sam decyduję, co chcę, z kim chcę i kiedy chcę, wybierając tylko te projekty, które mocno mnie inspirują. Obecnie prawie już nic nie tworzę, bo to, co naprawdę chciałem zrobić, już powstało, a powielać się nie ma sensu. Pana najbardziej pracowity okres to chyba rok 2015 i konkurs Hasselblad Masters? Hasselblad to jeden z najbardziej prestiżowych konkursów na świecie, a portret zrobiony z Piotrkiem Pietrygą dostał się do ścisłej dziesiątki. W tym konkursie jest tylko jedno miejsce na podium, zwycięzca bierze wszystko, ale pocztą pantoflową dotarło do nas, że nasz „Marynarz” otarł się o pierwsze miejsce. Po tym zdjęciu zacząłem być rozpoznawany i rozchwytywany. Trzy kolejne lata to był okres hossy, poznawania wielu ludzi i robienia z nimi różnych zdjęć. strona kobiet • maj - lipiec 2019 91


męskim okiem

ZDJĘCIE MONIKA CICHOSZEWSKA

JAK OPOWIADAM, ŻE ROBIĘ ZDJĘCIA I NA TYM NIE ZARABIAM, A NAWET CZASEM DOPŁACAM, TO WSZYSCY ROBIĄ WIELKIE OCZY. „PRACUJESZ W SZPITALU, JAKO JAKIŚ PIELĘGNIARZ, A NIE BIERZESZ KASY ZA ZDJĘCIA? COŚ JEST NIE HALO!”.

W tym czasie zrealizował Pan dużo ciekawych projektów i ma na swoim koncie nietypowe sesje. Które najbardziej zapadły Panu w pamięć? Jak Pan zauważył wcześniej, uwielbiam wyzwania. Z racji tego, że mało co mnie ogranicza i nie mam potrzeby, by bez przerwy wyglądać dobrze, jak z żurnala, lubię sesje, które wymagają ode mnie pewnego poświęcenia. Nie mam problemów, by radykalnie schudnąć, mocno przytyć, przypakować czy się zapuścić. Czasami wyglądam naprawdę fatalnie. Teraz na przykład postanowiłem się zagłodzić, by wyglądać jak Christian Bale w „Mechaniku”. To już chyba trochę niebezpieczne? Niebezpieczne, więc nie wiem, czy się uda. Traktuję to jak wyzwanie, ale bez spiny. Gdyby mi za to płacili, to pewnie wyglądałoby inaczej, ale robię to dla siebie, więc nie będę płakać, jak się nie uda. Natomiast wracając do pytania, to z takich rzeczy, które sprawiły mi frajdę: umówiłem się kiedyś z fotografką na sesję, którą mogę nazwać roboczo „więzienne rosyjskie tatuaże”. Przez kilka miesięcy ćwiczyłem z trenerem, by nie tyle przypakować, co się wyżyłować, a potem wizażystka przez kilka godzin malowała na mnie tatuaże. Wymagało to od wszystkich dużo czasu i cierpliwości.

ZDJĘCIE MONIKA CICHOSZEWSKA

Trenować kilka miesięcy dla paru klatek... Mam taką zasadę, że w każdą rolę chcę wejść całym sobą. Bardzo fajnym doświadczeniem była sesja, gdzie wcielałem się w bezdomnego, na którą się umówiłem z Michałem Buddabarem. Musiałem się bardzo zaniedbać - zapuściłem się, zarosłem, nieco schudłem. Na kilka dni przed sesją przestałem się myć, a dzień przed mocno się upiłem. Wieczorem Michał chciał mnie położyć do łóżka, jednak zaprotestowałem i położyłem się w kącie na ziemi. Wcześnie rano budziłem się cały obolały, z ostrym kacem i w takim stanie pojechaliśmy na miasto. To było bardzo interesujące przeżycie, szkoda tylko, że nawet najlepsze zdjęcia nie oddadzą całego wkładu przygotowań. W ramach projektu „All day Ophelion” przez cały rok, codziennie udawał Pan topielca, nawet w lodowatej wodzie, stąd między innymi opinia, że jest Pan modelem od zadań ekstremalnych. Czy było jakieś wyzwanie, którego Pan odmówił? Jest coś, czego nie zrobiłby dla zdjęcia? Na pewno nie wskoczę do wrzątku (śmiech). Choć w zeszłym roku zaliczyłem gorące źródło na Islandii, razem z Moniką Cichoszewską. Natomiast odmówiłbym sesji, w której mogłaby się zdarzyć krzywda drugiej osobie. Miałem duży problem psychologiczny, gdy pewna modelka zaprosiła mnie do zdjęć w klimacie BDSM i chciała, żebym ją bił. Żeby coś wyszło dobrze, trzeba się w to mocno wczuć, a ja miałem opory, żeby sprać kobietę po tyłku.

92 strona kobiet


ZDJĘCIE RENATA MŁYNARCZYK

męskim okiem

A jakich wyzwań chciałby się Pan jeszcze podjąć? Marzę o zrobieniu wystawy ze wspomnianego projektu ofelionowego. Natomiast w kwestii samych zdjęć, to już chyba zostało mi do zrobienia tylko porno (śmiech). Takie artystyczne, bardzo sensualne i niedopowiedziane. Nie wiem, jak to ująć, bo każdy człowiek inaczej odbiera, co jest pornografią, erotyką czy sztuką. Jeżeli wyjść z założenia, że zdjęcie ze stojącym penisem to pornografia, to takie już powstało. Zrobiłem to z Renatą Młynarczyk i do tej pory jest moim najtrudniejszym zrealizowanym wyzwaniem fotograficznym, tak fizycznie, jak i psychicznie. Na czym polegała ta trudność? Na podzieleniu się swoją intymnością, zaufaniu fotografowi? Reni ufam bezgranicznie i bardzo lubię z nią współpracować. Natomiast trudność polegała na takim fizycznym pobudzeniu się przy drugiej osobie, gdy nie jest to sytuacja erotyczna. Wydawało mi się wcześniej, że to będzie proste, natomiast w trakcie wyglądało dość komicznie. Jedno zdjęcie w potrójnej ekspozycji, utrwalane aparatem wielkoformatowym, robiliśmy prawie godzinę, bo nie stawałem na wysokości zadania (śmiech). Na co dzień pracuje Pan jako pielęgniarz. Jak Pan trafił do tego zawodu? Zawsze lubiłem nauki przyrodnicze, więc po liceum zdawałem na biologię i na leśnictwo. Wtedy wyglądało to tak, że część punktów na studia była z egzaminu, a część ze świadectwa maturalnego, które niestety w moim przypadku nie było wysokich lotów. Zabrakło mi kilku punktów, więc nigdzie się nie dostałem, ale byłem tuż pod kreską. Złożyłem pismo, że jak ktoś zrezygnuje, to ja z chęcią zajmę jego miejsce, a w międzyczasie, żeby uciec przed wojskiem, zapisałem się do studium medycznego. Jesienią okazało się, że jednak dostałem się na biologię, więc postanowiłem zrobić obydwa kierunki. A jak skończyłem studium medyczne, drugi raz spróbowałem dostać się na leśnictwo i tym razem mi się udało. Tym sposobem mam trzy zawody - biolog, leśniczy i pielęgniarz. Ostatecznie wybrał Pan pracę w szpitalu. Nadal najbardziej kręci mnie biologia, jednak moja mama była nauczycielką, więc znam dobrze plusy i minusy tego zawodu. Pracy w lesie po prostu się przestraszyłem, uważając, że nie poradzę sam sobie na leśniczówce. Natomiast z pielęgniarstwem jest tak, że jest pięcioletni okres karencji od otrzymania dyplomu i jeżeli nie podejmie się pracy w zawodzie, przepada prawo do jego wykonywania. W ostatnim roku olewania tego kierunku mama wyszukała ogłoszenie w gazecie, że szpital szuka pracowników, i wysłała mnie w końcu do roboty. I tak mija mi już 15 lat w tym zawodzie. Coś chyba musi Pana trzymać w tym miejscu? Łatwo przywiązuję się do ludzi i miejsc. Nie lubię zmian w najbliższym otoczeniu, więc jak już się czegoś złapię, to się tego trzymam. Zdecydowanie to nie jest nudna praca, gdzie robi się codziennie to samo, ściele łóżko, rozdaje leki i tyle. Pracuję na intensywnej terapii. Dużo się tu dzieje, więc można się wykazać. Kolejna rzecz to dziewczyny, z którymi bardzo dobrze mi się współ-

ZDJĘCIE RENATA MŁYNARCZYK

strona kobiet • maj - lipiec 2019 93


męskim okiem

Tak stereotypowo, czy rodzice małych pacjentów nie wolą, jak zajmują się nimi kobiety? Bo „matczyny instynkt” i tak dalej? Nie, nigdy nie spotkałem się z taką prośbą. Natomiast zdarza się, że przytomne nastolatki wolą, by zajmowały się nimi pielęgniarki, bo się wstydzą. Na intensywnej terapii, gdzie walczy się o życie, płeć ratownika traci jednak znaczenie. Jakich cech wymaga zawód pielęgniarza? Cierpliwość to podstawa! Konieczne są też sumienność, pokora oraz bardzo obszerna wiedza medyczna. Czy te cechy korespondują jakoś z cechami dobrego modela? Myślę, że doskonale z nimi korespondują. Cierpliwość przydaje się w fotografii analogowej, gdzie proces powstawania zdjęcia trwa bardzo długo. Pokora również, bo ci, co gwiazdorzą, bardzo szybko są wycinani ze środowiska. Natomiast różnorakie zainteresowania mocno inspirują.

ZDJĘCIE MONIKA CICHOSZEWSKA

Usłyszał Pan kiedyś, że się marnuje w szpitalu? Że powinien żyć z pozowania do zdjęć? Pewnie! Dużo osób mi tak mówi. Jak opowiadam, że robię zdjęcia i na tym nie zarabiam, a nawet czasem dopłacam, to wszyscy robią wielkie oczy. „Pracujesz w szpitalu, jako jakiś pielęgniarz, a nie bierzesz kasy za zdjęcia? Coś jest nie halo!”. Jednak, jak już wspomniałem, dość wcześnie zdałem sobie sprawę z tego, że nie zależy mi na karierze. Nie chcę, by moje życie zmieniło się w wyścig szczurów. Praktycznie nie istnieję medialnie, nie mam instagrama, fanpage’a czy strony internetowej, a na portalu fotograficznym, gdzie założyłem konto, nic już nie publikuję. Wolę robić, co chcę, i żyć, jak chcę. Więcej do szczęścia nie potrzebuję. W wolnym rytmie delektuję się chwilą.

pracuje. Zrezygnowałbym, gdyby mój pracodawca w jakikolwiek sposób blokował mnie artystycznie. Wiele modelek z tego powodu robi zdjęcia pod pseudonimami, obawiając się, że mogłyby mieć nieprzyjemności w pracy. Na szczęście nie mam tego problemu.

A fakt, że jest Pan mężczyzną, których w tym zawodzie wciąż jest niewielu, ma jakieś znaczenie? W przypadku dużych pacjentów przydaje się siła fizyczna (śmiech). Nie wiem, jak to wygląda na Zachodzie, ale polskie społeczeństwo mocno deprecjonuje i upraszcza pielęgniarstwo, nad czym strasznie ubolewam i jak tylko mogę, zwalczam takie zachowania. Spory procent ludzi z automatu mówi do mnie „panie doktorze”, wyłącznie z racji mojej płci. Od razu wyprowadzam ich z błędu, ale wiele osób, jak słyszy, że jestem pielęgniarzem, nagle nie wie, jak się do mnie zwracać, bo do pielęgniarki najczęściej woła się „siostro”, a „bracie” przecież brzmi jeszcze bardziej głupio.

94 strona kobiet

ZDJĘCIE SONIA FIRLEJ

Zajmuje się Pan dziećmi. Ciekaw więc jestem, czy jak przychodzi Pan czasem zarośnięty i zaniedbany, bo przygotowuje się do jakiejś sesji, to rodzice pacjentów nie patrzą na Pana z niepokojem? Już samo to, że czyjeś dziecko trafia na oddział, jest traumatycznym przeżyciem, więc gdy przychodzi taki dziwnie wyglądający osobnik i zaczyna się zajmować ich maleństwem, początkowo bywają zaskoczeni. Jednak rodzice widzą, że nie jestem osobą z przypadku, tylko wykonuję swój zawód profesjonalnie. Z czasem przestają zwracać uwagę na wygląd, tylko na to, co robię, zawierzając życie swojego dziecka moim umiejętnościom.


Stowarzyszenie Księgowych w Polsce Oddział Okręgowy w Bydgoszczy

działamy dla księgowych od 1907 roku

Jesteśmy liderem na rynku szkoleń

Centrum Edukacji Stowarzyszenia Księgowych w Bydgoszczy oferuje: pełen wachlarz kursów i szkoleń dających możliwość rozwoju zawodowego, aktualizację specjalistycznej wiedzy, zdobycie nowych kwalifikacji i praktycznych umiejętności niezbędnych w zawodzie księgowego. KurSy:

SzKolEnia KrótKiE, aKtualizująCE wiEdzę:

 KSIĘGOWOŚĆ DLA POCZĄTKUJĄCYCH I ZAAWANSOWANYCH  PODATKI - VAT I DOCHODOWE  KADRY I PŁACE  ROZLICZANIE CZASU PRACY  KURSY KOMPUTEROWE W SYSTEMIE „SYMFONIA”  EXCEL DLA KSIĘGOWYCH

 RACHUNKOWOŚĆ  PRAWO PODATKOWE  PRAWO PRACY  PRAWO GOSPODARCZE

Dołącz do najlepszych!

Zapraszamy również do członkostwa w Stowarzyszeniu! Więcej informacji na

www.bydgoszcz.skwp.pl

Bydgoszcz, ul. Toruńska 24, tel. 52 348 43 80/77


felieton

KRÓLOWA LAWET Najpierw zapaliła się żółta kontrolka. Chwilę potem czerwona. „Dojedzie” - pomyślałem. Komputer wariował już nieraz i nie z takimi awariami docierało się do celu. TEKST: Mariusz Sepioło

MARIUSZ SEPIOŁO reportażysta, dziennikarz, autor książek „Nanga Dream - opowieść o Tomku Mackiewiczu”, „Ludzie i gady” o codzienności w polskich więzieniach i „Himalaistki” o Polkach zdobywających najwyższe szczyty świata. 96 strona kobiet

W pewnym momencie przestało działać wspomaganie. Obroty silnika zaczęły powoli spadać, pedał hamulca nie wpadał w podłogę, a przeciwległym pasem nadjeżdżał tir z wyładowaną naczepą. Z całych sił skręciłem w lewo, auto potoczyło się siłą rozpędu na parking przy jedynej w tej okolicy stacji benzynowej. „Szczotki alternatora” - taką diagnozę potem usłyszałem. Określenia „królowa lawet” użył laweciarz, który jako jedyny odebrał telefon o godz. 23. Szara renault laguna serii II, rocznik 2004, jechała na pace do warsztatu, a my w szoferce narzekaliśmy, jak to samochód może dać się we znaki. Jeździłem nią cztery lata. Wsiadałem rano, chwilę po tym, jak zadzwonił telefon ze zleceniem w drugim końcu Polski. Jechałem pięć-sześć godzin, załatwiałem, co było do załatwienia, i często wracałem, nadwerężając zawieszenie, filtry, podzespoły, a także własny kręgosłup. Jechaliśmy wspólnie przez autostrady, ekspresówki, krajowe i wojewódzkie. Przez polne ubite i polne błotne. Korzystaliśmy z kilku rodzajów nawigacji, map, a zawsze i tak najlepiej było po prostu zapytać. Czasem droga przechodziła z szerokiej w wąską, bo polskie szosy biegną głębokimi lasami, przekształcają się w asfaltowe ścieżki szerokości pobocza, a w pewnym momencie się po prostu kończą. Nieraz nawigacja rozkazywała „w lewo”, gdzie zaczynał się podjazd na prywatne gospodarstwo, tam przed domem siedział dziadek, palił papierosa i pierwszy raz od tygodnia widział w tej okolicy samochód. Pierwszy walnął amortyzator. Po kontakcie z wybojem zaczął uderzać w maskę od dołu tak, że blacha podskakiwała na każdym dołku. Potem były „końcówki drążka” (chyba już na zawsze pozostaną dla mnie tajemnicą), akumulator, anonimowa dla mnie część tłumika i znowu coś z zawieszeniem, bo do dziś słychać stukanie, którego nikt jeszcze nie zdiagnozował. Przeklinałem „królową lawet” w drodze do Olsztyna, kiedy to klimatyzacja nagle przestała dmuchać i w upalny dzień, na chwilę przed burzą, szyba zaszła grubą warstwą pary. Wkurzałem się na „złośliwość rzeczy martwych”, bo przecież dmuchawa nie może się wyłączyć, ot tak, po prostu, akurat w takim momencie! Przed wyjazdem w długą trasę wypowiadałem zaklęcie, jakie mój tata wypowiadał przed wyrusze-

niem do pracy: „wola Boska!”. „Mam to samo” - mówili pracownicy stacji benzynowych, kiedy słyszeli terkotanie spod maski. Na twarzy wypisane mieli współczucie i zrozumienie, jak właściciel syrenki z „Bruneta wieczorową porą”. „Królowa lawet” potrafiła wyprowadzić z równowagi. Ale nie zamieniłbym jej na żadną inną. Przejechałem nią ponad 100 tys. kilometrów. A raczej „z nią” - tak wolę mówić. Pisałem i redagowałem w niej teksty, przeprowadzałem wywiady na żywo i telefonicznie. Godzinami czekałem na spotkania, słuchałem radia, podcastów, wypiłem setki litrów kawy, którą Jakub Żulczyk we „Wzgórzu psów” nazwał wodą z grzybami, zjadłem dziesiątki niezdrowych hot dogów. Przedzierałem się w przez mgłę i ulewę deszczu ze śniegiem, widząc 20 metrów drogi przed maską i zjeżdżając na każdą stację, by otrzeć pot z czoła. Zaliczyłem jedną stłuczkę. Wstyd się przyznać: „królowa” zatruwała środowisko. Silnik Diesla, pojemność 1.9, 140 koni. Ale przyjemność z jazdy była ogromna. Na szóstym biegu obroty się stabilizowały, silnik tylko lekko szemrał. Kiedy laguna wchodziła na rynek, była stosunkowo niedrogą limuzyną o wysokim standardzie. W środku była wygodna, miała swoje „bajery”, radio z odtwarzaczem CD i solidnymi głośnikami. Nie zapomnę dnia, kiedy termometr wskazywał 35 stopni, po lewej było jezioro, przez uchyloną szybę wpadał letni wiatr, a ja zadowolony omijałem bocznymi drogami zakorkowaną Łódź. Zawieszenie mogło sobie wtedy stukać do woli. Mój samochód służył nie tylko jako środek transportu. W trudnych momentach można było do niego uciec. Zamknąć drzwi, opuścić fotel i odpocząć. „Królową lawet” oddałem w dobre ręce. Dostała nowe kołpaki i odświeżacz powietrza. Widuję ją od czasu do czasu. Wielu twierdzi, że najlepiej podróżuje się pociągiem. Że prawdziwą Polskę można zobaczyć dopiero z okien wagonu. To nieprawda. Prawdziwą Polskę widzi się w Kowalewie Pomorskim, gdzie na zakręcie drogi przez centrum miasta zwalnia się tak, że przez otwarte okno można dojrzeć, co starsza pani ogląda w telewizji. Bez „królowej” bym tego nie dostrzegł.



wnętrza

Mieszkania

PRZYSZŁOŚCI Nietuzinkowa architektura, bliskość przyrody, nowoczesne systemy, bezpieczeństwo i wiele, wiele więcej - zajrzyjcie razem z nami do Perłowej Doliny.

PRZESTRZEŃ DO ŻYCIA Czy nawet na stosunkowo niewielkim metrażu można zaprojektować wygodne i funkcjonalne mieszkanie? Takie pytanie zadaliśmy Patrykowi Bewiczowi, dyrektorowi projektu Perłowa Dolina. - Kluczem jest dostosowanie przestrzeni do potrzeb mieszkańców, a nie na odwrót - usłyszeliśmy w odpowiedzi. - Dlatego jeszcze przed rozpoczęciem naszej inwestycji przeprowadzaliśmy konsultacje z architektami i szukaliśmy najbardziej optymalnych rozwiązań. W efekcie powstały mieszkania bardzo różnorodne, od 25 m2 do 187 m2, w tym dwupoziomowe lofty. Przykładem projektowania pod konkretne potrzeby jest mieszkanie, w którym na 50 m2 znajduje się pokój dzienny, przeznaczony do odpoczynku i wspólnego spędzania czasu, a także dwie odrębne sypialnie - dla rodziców i dziecka. Do tego dochodzi taras, a na parterze duży ogródek, w którym można swobodnie urządzić wygodne miejsce do relaksu i strefę dla najmłodszych, wstawić trampolinę, piaskownicę czy zjeżdżalnię. - Zależało nam na tym, żeby mieszkańcy Perłowej Doliny mogli się cieszyć stałym i żywym kontaktem z naturą - podkreśla Patryk Bewicz. - Stąd obszerne tarasy i ogródki, siłownia na świeżym powietrzu, plac zabaw i przede wszystkim lokalizacja przy Dolinie Pięciu Stawów. To niezwykły w skali miasta park, z kaskadowo połączonymi stawami, dużymi terenami rekreacyjnymi, przestrzenią dla najmłodszych i pięknymi terenami spacerowymi. Blisko stąd również do szkół, przedszkoli, centrów handlowych i Wyspy Młyńskiej. NAJNOWSZE TECHNOLOGIE Bezpieczeństwo jest ważne dla każdego z nas, a już szczególnie dla rodziców małych dzieci. - W tym względzie na pewno pomocny będzie system Gerdalock, dzięki któremu za pomocą aplikacji na telefonie automatycznie otworzymy drzwi, wystarczy, 98 strona kobiet

że się do nich zbliżmy - mówi Patryk Bewicz. Klucz można zdalnie udostępnić (czasowo, regularnie, na stałe) na przykład babci, dziadkowi, opiekunce dziecka albo gościom, to też wygodne rozwiązanie w przypadku wynajmu. Bezpieczeństwo dodatkowo zapewni monitoring i ogrodzenie osiedla. - Innym ciekawym rozwiązaniem jest system Fibaro - dodaje Patryk Bewicz. - Świetna sprawa, bo przekłada się na realne oszczędności. Aplikacja Fibaro steruje m.in. ogrzewaniem podłogowym, które w Perłowej Dolinie mamy w standardzie, oświetleniem oraz roletami. System łatwo rozbudować, na przykład o czujniki ruchu, zalania albo dymu, właściwie z każdego miejsca możemy więc sprawdzić, czy w naszym mieszkaniu, z naszymi dziećmi i najbliższymi nie dzieje się nic złego.

BOGATE WNĘTRZE A co z wystrojem i urządzeniem wnętrza? Wiadomo, że chcemy jak najlepiej wykorzystać przestrzeń, którą mamy w mieszkaniu, marzymy o wygodzie i elegancji, ale ważny jest też aspekt praktyczny. - Naszym klientom bezpłatnie oferujemy konsultację z projektantką wnętrz - zaznacza Patryk Bewicz. - Często usługi projektantów uważa się za ekskluzywne i bardzo drogie, ale my chcieliśmy, żeby każdy mógł się skonsultować i porozmawiać z profesjonalistą o tym, jakie rozwiązania będą w jego przypadku funkcjonalne, co sprawdzi się najlepiej. Bo zależy nam na komforcie życia i wygodzie wszystkich mieszkańców Perłowej Doliny.

PERŁOWA DOLINA www.perlowadolina.pl | 669 790 050



BYDGOSZCZ, ul. Modrzewiowa 7, tel. 52 360 25 60, CHOJNICE, ul. Gdańska 68, tel. 52 397 30 66, www.uni-car.com.pl, kontakt@uni-car.com.pl 100 strona kobiet


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.