Strona Kobiet Toruń grudzień-luty 2020

Page 1

Świąteczny stres nadciąga JAK SOBIE Z NIM RADZIĆ?

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020

JEDEN STYL

Jak ty wyglądasz? Dobrze!

Mówimy „DOŚĆ” kompleksom

Zuzanna Kuffel torunianka poznaje redakcję The New York Times

Aktywność rzeźbi mózg

Agnieszka Ważny z Laboratorium Edukacji „Ściśle Fajne”

to za mało! Sprawdź, jak bawić się modą Depresja czy problemy z sercem? Kąpiele w zimnej wodzie, czyli szaleństwo endorfin

Empatia Katarzyna Zbrzeska współzałożycielka firmy HELP

na wagę złota



3

Na dobry początek

Spokój, chwila dla najbliższych, moment dla siebie - tak kojarzy mi się grudniowa przerwa w pracy. Wam też? Nie? Może więc warto to zmienić.

REDAKCJA Redaktor naczelny: Paweł Fąfara Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch Teksty Jan Oleksy Kamil Pik Mariusz Sepioło Tomasz Skory Lena Szuster Joanna Jankowiak Lucyna Tataruch Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski WYDAWCA Polska Press Sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa, tel. 22 201 41 00 www.polskapress.pl Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes oddziału Marek Ciesielski Dyrektor Biura Reklamy Agnieszka Perlińska Projekt graficzny, dyr. artystyczny Tomasz Bocheński

Lucyna Tataruch „Strona Kobiet”

Grafik prowadzący Jerzy Chamier-Gliszczyński

P

oczątek grudnia to czas, gdy w wielu domach w najlepsze trwa już planowanie świąt. Wśród nas nie brakuje fanek tego klimatu, jednak nie oszukujmy się - mało kto potrafi spędzić ten okres bez choćby lekkiego stresu i nerwów. Co prawda staramy się, aby nie wszystkie obowiązki ciążyły na naszych barkach, ale gonitwa za prezentami, wizja idealnej kolacji czy spotkań z bliższą i dalszą rodziną niekiedy przysłania nam to, co ważniejsze. Spokój, chwila dla najbliższych, moment dla siebie - tak mi kojarzy się grudniowa przerwa w pracy. Wam też? Jesli nie, może warto to zmienić. Mówi o tym dr Remigiusz Koc w rozmowie z Tomaszem Skorym na stronach 18-21. Podpowiada również, co zrobić, aby nie przygniotły nas oczekiwania innych osób. Rady te z pewnością przydadzą się nie tylko raz w roku. O zgubnych skutkach kierowania się oczekiwaniami wszystkich dookoła pisze też Lena Szuster w reportażu „Jak ty wyglądasz?” na stronach 22-25. Zbyt odstające uszy, brzydki brzuch, profil nie taki, jak powinien być - każda z nas znajdzie

Produkcja: Dorota Czerko

w sobie coś, co powinno być inne. Mało tego, niejedna do dziś ma w głowie usłyszany dawniej komentarz - od matki, koleżanki czy partnera - na temat swojego wyglądu, który urósł do rangi poważnego kompleksu. Chcąc zadowolić innych, staramy się nawet wtedy, gdy nie mamy na to ochoty. Nie wyjdziemy przecież z domu bez makijażu. Nie ubierzemy się w coś wygodniejszego, bo nie wypada. Nie możemy się „zapuścić”, bo jak to o nas świadczy. Robimy to dla siebie? Być może w części. Jednak czytając nasz tekst same zadacie sobie pytanie, dlaczego te reguły obowiązują jedynie nas? O akceptacji swojego ciała, nawet wbrew obowiązującym kanonom, mówi także Kalina Zygowska, profesjonalna zawodniczka fitness IFBB wlidzie Elite Pro, zdobywczyni 5. miejsca w finale Women’s Fitness podczas Arnold Classic Europe 2019 w Barcelonie. Z wywiadu z nią na stronach 66-69 dowiecie się, czym procentuje ciężka praca i dlaczego warto walczyć o siebie. To oczywiście nie wszystko, co dla Was przygotowaliśmy. Sprawdźcie same! GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET

Public Relations: Joanna Pazio Sprzedaż reklam Bydgoszcz, tel. 697 770 285 lub 609 050 447 Toruń, tel. 697 770 284 lub 691 370 519 Inowrocław, tel. 668 957 252 Reklama na stronach: 2, 5,7-11, 16-17, 29-57, 61, 79-84 Redakcja nie odpowiada za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk i wykorzystywanie w jakiejkolwiek innej formie bez pisemnej zgody zabronione.


4

Spis tre ści GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020

36-38 AKTYWNOŚĆ RZEŹBI MÓZG

Od wczesnych lat warto zaszczepiać w dzieciach pewne postawy, a także dbać o ich naturalne umiejętności, by mogły szerzyć w swoim otoczeniu innowacyjne myślenie - mówi Agnieszka Ważny, założycielka Laboratorium Twórczej Edukacji „Ściśle Fajne”.

56 DEPRESJA CZY CHOROBY SERCA?

26-28

FOT. MATERIAŁY NADESŁANE

Te schorzenia łączy więcej niż myślisz!

12-15 JEDEN STYL TO ZA MAŁO

Beata Bujanowska z bloga „My way of...” pokazuje, jak bawić się modą.

18-21 WESOŁYCH I WOLNYCH OD STRESU ŚWIĄT...

62-65 DLA MORSA IM ZIMNIEJ, TYM LEPIEJ

Morsowanie to dla jednych szaleństwo, dla innych niesamowite przeżycie i korzyści zdrowotne. Co skłania ludzi do lodowatych kąpieli? Wyjaśnia w naszej rozmowie Małgorzata Zielińska, prezeska Bydgoskiego Klubu Morsa.

66-69 CIAŁO TO MAPA

- mówi Kalina Zygowska, zdobywczyni 5. miejsca w prestiżowych zawodach fitness w Barcelonie.

74-78 PISARKA ANETA JADOWSKA:

Chłopcy mają pod dostatkiem bohaterów literackich, z którymi mogą się utożsamiać, ale co z dziewczynkami? Kanon pełen jest historii kobiet ukaranych za to, że pragnęły w życiu czegoś więcej.

12-15

FOT. NATALIA MAZURKIEWICZ

Jak poradzić sobie ze świątecznymi nerwami?

22-25 JAK TY WYGLĄDASZ?

Dlaczego tak wiele z nas nadal pielęgnuje w sobie kompleksy? Body-shaming kontra body postive.

36-38

FOT. JACEK SMARZ

Torunianka Zuzanna Kuffel spełniła swoje marzenia biorąc udział w kursie organizowanym przez The School of New York Times. Opowiedziała nam o swoich wrażeniach z amerykańskiej redakcji.

FOT. MATEUSZ JAGIELSKI /IGO-ART

26-28 DZIENNIKARSKI AMERICAN DREAM

82-89 W MODELINGU TRZEBA MIEĆ STALOWE NERWY

- mówi Oskar Iński, zwycięzca polskiej edycji konkursu The Look of the Year 2019 w rozmowie o swoich początkach w branży, planach na przyszłość i kulisach prestiżowej imprezy.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET



Nie przegap

6

„ALGORYTM ADY” James Essinger premiera: 29 STYCZNIA

FOT. WYDAWNICTWO ZNAK

Era komputerów mogła rozpocząć się dużo wcześniej! Już w XIX wieku Ada Lovelace, córka słynącego ze skandali lorda Byrona, napisała algorytm, który można uznać za pierwszy program komputerowy. W czasach, w których edukacja nie przysługiwała kobietom, nikt nie spodziewał się, że jej odkrycie ma siłę zmienić świat. Algorytm Ady Lovelace uznano za szalony wymysł. W swojej książce James Essinger przedstawia losy tej nieprzeciętnie inteligentnej i ambitnej kobiety w świecie nauki zdominowanym przez mężczyzn.

JUDY. ODRODZENIE GWIAZDY reż. Rupert Goold Judy Garland (Renée Zellweger), cudowne dziecko sceny i wielkiego ekranu, w filmie poznajemy już jako zmęczoną artystkę, której największym pragnieniem jest zapewnienie spokojnego bytu ukochanym dzieciom. To żyjąca marzeniami kobieta, która prawie pogodziła się z faktem, że najlepsze już za nią. I wtedy pojawia się niezwykła propozycja. Okazuje się, że w Londynie wciąż jest wielką gwiazdą, a publiczność pragnie oglądać ją na najlepszych scenach. Czy Judy jest gotowa na skok w nieznane?

HONOR. OPOWIEŚĆ OJCA, KTÓRY ZABIŁ WŁASNĄ CÓRKĘ Lene Wold

FOT. WYDAWNICTWO CZARNE

premiera: 29 STYCZNIA Prawo obowiązujące w Jordanii bywa bezwzględne wobec kobiet, a surowa obyczajowość sprawia, że w rolę sędziów nierzadko wcielają się bliscy. Jordańczycy wierzą, że seks przedmałżeński sprowadza hańbę na całą rodzinę. Jedynym sposobem na przywrócenie utraconego honoru jest zabicie cudzołożnicy – matki, siostry, córki. Dotyczy to nie tylko związków przedmałżeńskich, ale również gwałtów czy relacji homoseksualnych. A jeśli kobieta, która czuje się zagrożona, zwróci się do służb publicznych po pomoc, najprawdopodobniej „dla ochrony” trafi do więzienia. Oprawcy zaś pozostaną bezkarni. Norweska dziennikarka Lene Wold na przykładzie historii Rahmana, Aiszy i Aminy próbuje zrozumieć, co kieruje Jordańczykami, którzy w XXI wieku wciąż kultywują krwawą tradycję honorowych zabójstw.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET

FOT. MONOLITH FILMS

premiera: 3 STYCZNIA


REWOLUCYJNY ZABIEG, PO RAZ PIERWSZY W TORUNIU, JEDYNIE W BEAUTY MEDICA

VOU NA Z CHER ABI IDE ALN EG Y NA ŚWI ĄTE CZN

Y PR

EZE

NT


ZAPRASZAMY DO CENTRUM HANDLOWEGO FOCUS

na Zakupy ze Stylistką ANGELINĄ FELCHNER

MODA NA JAKOŚĆ Rośnie nasza świadomość społeczna oraz ekologiczna, chcemy żyć odpowiedzialnie i dlatego sięgamy po ubrania, które można wykorzystywać na wiele sposobów i nosić dłużej niż jeden sezon. Najbardziej modne są dzisiaj wysokiej jakości materiały, uniwersalne kroje oraz ich ciekawe połączenia.

STYLIZACJA

JAKOŚĆ TO PODSTAWA Czy rzeczywiście jakość jest tak ważna? Z mojego doświadczenia wynika, że to istotny czynnik dla większości klientów - bizneswoman, młodych mam, studentek, chyba dla wszystkich, bez względu na budżet zakupowy. Na szczęście w CH Focus każdy znajdzie coś dla siebie. Na prawdziwe perełki trafiamy nie tylko w sklepach

marek premium, ale i sieciówkach, na przykład w H&M można znaleźć doskonale skrojone marynarki, a w Promod sukienki boho oraz swetry z domieszką wełny alpaki. Dobrze uszyte ubrania z wysokiej jakości materiałów to większy komfort noszenia, lepszy wygląd i wytrzymałość.

DETALE MAJĄ ZNACZENIE W każdej stylizacji olbrzymią rolę odgrywają dodatki. Buty, torebka, zegarek, biżuteria, okulary przeciwsłoneczne - to one nadają całości charakteru. Do pierwszego zestawu wybrałam dla Kornelii torebkę Promod oraz stylowe okulary od Chanel, pasujące do jeansów, sukienki, swetra, płaszcza, na lato i na zimę. Dzięki nim nawet zwykła sportowa bluza będzie wyglądała elegancko. W drugiej stylizacji uwagę zwracają buty od Deni Cler - wysokie, ciężkie, sznurowane, jeden z najmodniejszych modeli w tym sezonie. Podobne znajdziemy w wielu sieciówkach i sklepach obuwniczych. Warto mieć w szafie kilka uniwersalnych dodatków oraz ubrań, które będą pasować zarówno do stylizacji casualowych, jak i tych bardziej eleganckich. Taka inwestycja się zwróci.

Kornelia

Aleksander

BIG STAR JEANSY 289,99 ZŁ VENEZIA LAKIEROWANE BOTKI 319 ZŁ GUESS KURTKA BOMBERKA 769 ZŁ DENI CLER JEDWABNA KOSZULA 699 ZŁ LYNX OPTIQUE OKULARY CHANEL 2367 ZŁ PROMOD SWETER 119,90 ZŁ PROMOD TOREBKA 89,90 ZŁ

ROYAL COLLECTION PŁASZCZ 799,50 ZŁ ROYAL COLLECTION KOSZULA POLO 203,70 ZŁ BIG STAR JEANSY 259,99 ZŁ VENEZIA BUTY 289 ZŁ SWISS ZEGAREK 590 ZŁ LYNX OPTIQUE OKULARY RAY-BAN 627 ZŁ

Wejdź na www.focusbydgoszcz.pl/stylistka/

1.




TRENDY W PRAKTYCE PRZEGLĄD TRENDÓW

CZAS NA VINTAGE Vintage, czyli ubrania albo dosłownie wyciągnięte z szaf naszych babć, albo inspirowane dawną modą, koniecznie dobrej jakości, zestawiane z nowoczesnymi krojami i wzorami, to hit tego sezonu. W pierwszej stylizacji Kornelia ma na sobie bluzkę w stylu vintage, idealną do spodni, swetrów, spódnic albo sukienek z dekoltem. W drugiej stylizacji Olek prezentuje klasyczne oksfordy i bluzę w poziome paski, nawiązującą do estetyki lat 90. Bluzki w paski, prążki albo kratę stworzą zgrany duet z czarną marynarką. Do czerni świetnie pasuje też granat!

Brąz w każdym odcieniu w tym sezonie gości na wybiegach. Projektanci szczególnie upodobali sobie jasny brąz z lekkim deseniem w kratkę - taki jak płaszcz Olka w pierwszej stylizacji.

STYLIZACJA

ZNAJDŹ SWÓJ STYL Niektórzy mówią, że teraz modne jest właściwie wszystko. Co to oznacza w praktyce? Jak nawigować wśród nowych trendów? Który fason wybrać? To pytania, które często słyszę jako stylistka. Zawsze mówię moim klientom, że trendy są tylko wskazówką, nie musimy za nimi ślepo podążać, ale możemy dostosowywać je do siebie, swojego stylu, potrzeb, charakteru, sylwetki. Na przykład tak modne obecnie spodnie z wysoką talią oraz zaszewkami mają specyficzny fason, który mocno podkreśla talię - nie każdy musi się w nim dobrze czuć. I nie ma w tym nic złego.

Trend alert! Do łask wrócił gruby, surowy jeans, płaszcze w klasycznym kroju, w długości do kolan, a także wspomniane już wcześniej spodnie z zakładkami. Nosimy je z koszulami albo bluzkami wpuszczonymi do środka. Oversize. Obszerne płaszcze i swetry łączymy praktycznie ze wszystkim - od szerokich spodni typu kuloty, po spódnice midi z plisami. Luźny sweter i spódnica midi to gorący trend.

Świadomie i ekologicznie - coraz więcej marek sieciowych i dużych domów mody zwraca uwagę na to, skąd pochodzą używane przez nich tkaniny oraz jakiej są jakości, pojawiają się też pierwsze kolekcje wykorzystujące materiały z recyklingu!

Kornelia

Aleksander

GUESS WEŁNIANA KURTKA 679 ZŁ DENI CLER SZNUROWANE CIĘŻKIE BUTY 1399,30 ZŁ SUGARFREE SUKIENKA 349 ZŁ H&M CZAPKA BOSMANKA 59,90 ZŁ CALZEDONIA RAJSTOPY 39,90 ZŁ

TATUUM SPODNIE 229,99 ZŁ H&M BLUZA 59,90 ZŁ H&M MARYNARKA 229 ZŁ H&M SKARPETY Z DODATKIEM WEŁNY 24,99 ZŁ VENEZIA BUTY 179 ZŁ

ZDJĘCIA ZOSTAŁY WYKONANE WE WNĘTRZU BIERHALLE BROWAR RESTAURACJA

STYLIZACJA: ANGELINA FELCHNER MODELKA: KORNELIA MURAWSKA MODEL: ALEKSANDER ERDMANN

2.

ZDJĘCIA: PATRYCJA SKWARCZYŃSKA MAKIJAŻ: ANGELIKA BRZEZIŃSKA, INGLOT FRYZURA: CENTRUM STAŃCZYK

Umów się na bezpłatne dwugodzinne spotkanie ze stylistką - Angeliną Felchner!

Wejdź na www.focusbydgoszcz.pl/stylistka/


ZDJĘCIA N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

moda My way of


JEDEN STYL to za mało TEKST: Beata Bujanowska, autorka bloga modowego „My way of...”

Dziś moda rządzi się własnymi prawami, a tak naprawdę można nawet stwierdzić, że w tym temacie wszystkie chwyty są dozwolone.

O

Określenie własnego stylu czasem jest trudne - szczególnie, że zaciera się wyraźna granica pomiędzy rodzajami stylów, dzięki czemu mamy więcej możliwości rozmaitych połączeń. Jeszcze jakiś czas temu, gdy czytelnicy mojego bloga pytali, jaki jest mój styl, musiałam się mocno nad tym zastanowić. Dziś wiem, określenie jednego stylu nie jest ważniejsze - liczy się dobre samopoczucie w danej stylizacji, która łączy w sobie wiele elementów. Jednak budując swoją szafę, warto mieć choćby niewielkie pojęcie na ten temat. Ułatwi nam to stworzenie wymarzonej garderoby, a co za tym idzie - ułożenie zestawów, które będą idealnie dopasowane do naszego gustu, trybu życia i sylwetki.

STYL ELEGANCKI Stawiam na podstawowe rozróżnienie, które według mnie daje najlepszy obraz. Mam tu na myśli style swobodne oraz eleganckie, o których krótko Wam opowiem, zanim przejdę do meritum sprawy. Styl elegancki przede wszystkim charakteryzuje się tym, że jest ponadczasowy i klasyczny. Pasuje do każdego wieku, rodzaju sylwetki i świetnie sprawdza się nie tylko na co dzień, ale także na wyjątkowe okazje. Jego elementy mogą tworzyć bazę w szafie - są to na pewno eleganckie, dopasowane spodnie, biała koszula czy też klasyczna, dobrze skrojona marynarka. Odmianą stylu eleganckiego może być glamour, który wprowadza do ubioru błyszczące elementy w postaci połyskujących tkanin, czy też lśniących detali, miedzy innymi biżuterii.

KOMFORT NOSZENIA Najbliższy jest mi jednak styl swobodny, który pozwala na stworzenie rozmaitych połączeń. Kojarzy nam się on głównie z wygodą, komfortem noszenia oraz przyjemnymi tkaninami, ale to nie tylko ubiór sportowy w postaci bluzy dresowej i adidasów. Jeśli postawimy na smart casual, który oznacza sportową elegancję, będziemy czuć się komfortowo i nadal wyglądać kobieco oraz z klasą. Moim zdaniem najciekawszą opcją jest łączenie różnych stylów, na co zdecydowanie pozwalają nam obecne trendy. Ta zasada, a właściwie brak reguł, dotyczy nie tylko poszczególnych elementów garderoby, ale też faktur, printów czy rodzajów tkanin. Komponując swoje zestawy jednak nadal warto pamiętać o tym, żeby wybierać takie ubrania, które podkreślają nasze atuty i w których przede wszystkim czujemy się wyjątkowo.


Jeszcze jakiś czas temu nie połączyłabym delikatnej, zwiewnej sukienki ze skórzaną ramoneską i ciężkim obuwiem. Dziś to moja ulubiona kombinacja, na którą często się decyduję, w szczególności w codziennych zestawach.

Stylizacje z charakterem Jesień to idealny moment na to, żeby wypróbować, czy takie połączenia są dla nas. To okres, w którym ubieramy się na tak zwaną „cebulkę”, a kolejne warstwy pomagają nam w określeniu, w jakim kierunku idzie nasz ubiór. Załóżmy, że bazą w naszej konkretnej stylizacji jest subtelna suknia o długości maxi. Jeśli postawimy na jesienne trendy, może to być print, na przykład kwiaty. Kolejny krok to wybór dodatków oraz kolejnej warstwy. Już na etapie doboru detali decydujemy o tym, czy pozostajemy przy stylu klasycznym, eleganckim, czy może jednak odrobinę urozmaicimy nasz zestaw, stawiając na przykład na oryginalne, ciężkie buty. W moich stylizacjach często widać właśnie taki rodzaj obuwia, ale za to z delikatnymi perełkami, które wprowadzają kobiecy element. Dzięki temu akcentowi, łatwiej było mi zdecydować się na taki model butów. Jeśli natomiast chodzi o okrycia wierzchnie - ramoneska jest przykładem elementu z pazurem. Gdy jednak postawimy na klasyczny płaszcz lub marynarkę oraz botki na obcasie, zdecydowanie pozostaniemy przy elegancki, ponadczasowym stylu. Pamiętajcie, że nawet drobne rzeczy określają cały klimat naszych zestawów. Najbardziej uniwersalnym elementem jest z całą pewnością marynarka oraz jeansy. Tutaj możliwości jest naprawdę wiele, ponieważ te części garderoby świetnie odnajdują się dosłownie w każdym stylu. Jeansy połączymy z bluzą, białą koszulą, T-shirtem z ciekawym napisem, marynarką, a nawet z bluzką boho. To samo dotyczy marynarki, która idealnie współgra z koszulką oraz sportowymi butami, ale równie dobrze będzie wyglądać z sukienką i szpilkami. Warto choć odrobinę bawić się modą, tworząc dzięki temu własne, oryginalne połączeniu - to właśnie one najlepiej nas określają.


ZDJĘCIA N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

NAJCIEKAWSZĄ OPCJĄ JEST ŁĄCZENIE RÓŻNYCH STYLÓW, NA CO ZDECYDOWANIE POZWALAJĄ NAM OBECNE TRENDY.


Milimoda sklep w Toruniu z odzieżą i obuwiem dla dzieci W naszym asortymencie znajdą państwo: • odzież • obuwie • kapcie • bieliznę • rajstopy i skarpety • ozdoby do włosów • handmade • pościel

ul. Łukasza Watzenrodego 12/3 87-100 Toruń, Wrzosy Jar www.milimoda.pl

milimoda.torun


Zainspiruj się za święta!

30 salonów w jednym miejscu.

Wiemy jak ocieplić Twoje wnętrze. Toruń, Lelewela 33 | galeriawnetrzamc.pl | centrumbumar.pl Toruń, Lelewela 33 | galeriawnetrzamc.pl | centrumbumar.pl

TWOJA ZAKUPÓW TwojaPRZESTRZEŃ przestrzeń zakupów.


Rozmowa Psychologia

ZDROWYCH, WESOŁYCH, WOLNYCH OD STRESU

O tym, dlaczego spotkania przy wigilijnym stole wywołują w nas stres i jak sobie z nim poradzić, rozmawiamy z dr. Remigiuszem Kocem, psychologiem z Agencji Analiz i Doradztwa Personalnego Psychological Solutions Group.


19 ROZMAWIA TOMASZ SKORY

W 1967 r. amerykańscy psychiatrzy Thomas Holmes i Richard Rahe opracowali listę najbardziej stresujących wydarzeń życiowych. Wśród nich znalazły się święta. Zanim zapytam, dlaczego, wytłumaczmy może, jak rozumiemy sam stres?

Stres często rozumiany jest jako sytuacja, w której pojawiają się okoliczności, zdarzenia lub sytuacje wymagające konieczność dostosowania się do zmiany. Dla przykładu jedna z koncepcji psychologicznych, trochę już nieadekwatna jeśli chodzi o poprawność naukową, aczkolwiek dość ciekawa, mówiła, że wszystkie wydarzenia, które nas spotykają, da się uporządkować na pewnym kontinuum. Na szczycie tej listy znajdą się wydarzenia najbardziej stresujące - otrzymujące blisko 100 punktów - a na drugim krańcu sytuacje w niewielkim stopniu wywołujące stres. Holmes i Rahe, którzy byli autorami tej koncepcji, mówili, że takim stresującym wydarzeniem może być np. zmiana miejsca zamieszkania czy zmiana pracy, ale teoretycznie za takie stresujące sytuacje można uznać też święta. Bo jest to czas, w którym zmienia się nasze funkcjonowanie w nie jednym, ale kilku obszarach. Zawodowym – bo nie idziemy do pracy, rodzinnym – bo spędzamy więcej czasu z rodziną, organizacyjnym – bo plan dnia wygląda inaczej...

Czyli stres rozumiany jest tu poprzez zmiany. Ale nie wszystkie przecież są negatywne...

W końcu pochłaniają dużo czasu, wysiłku, pieniędzy...

Żyjemy w kulturze, w której od około 5 listopada reklamodawcy przypominają nam, że zbliża się czas świąt. Bardzo wyraźnie mówi się nam, że powinniśmy już o tym myśleć, przygotować się, zadbać o pewne rzeczy, dopilnować zakupu prezentów itd. Media pokazują obrazki przedstawiające „idealne święta”, sugerując nam, że wszystko musi być perfekcyjne. Stół suto nakryty, wszystko lśniące, wszyscy muszą być zadowoleni z prezentów i nie można się o nic pokłócić. Pojawia się więc pewien rodzaj zewnętrznego przymusu, zobligowania do pewnych zachowań, a wręcz do dobrego samopoczucia. Pamiętajmy, że może to być dla nas dodatkowo obciążające. Pytanie, czy w takiej sytuacji jesteśmy w stanie patrzeć na święta, jak na coś pozytywnego, czy traktujemy je tylko jak obowiązek.

Z badań przeprowadzonych przez Groupon wynika, że ponad 30 proc. z nas narzeka w święta na nadmiar obowiązków i konieczność spędzania czasu z mniej lubianymi członkami rodziny.

Warto się spinać, by było idealnie?

Każdy powinien sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Warto natomiast się zastanowić nad tym, na czym nam najbardziej zależy. Czy na tym, żeby był bardzo wystawnie nakryty stół, czy na tym, by czasami w nieco skromniejszych okolicznościach po prostu ze sobą pobyć, porozmawiać, pójść na spacer. Święta z założenia mają być okresem, w którym – poza aspektem religijnym istotnym dla znaczącej części naszego społeczeństwa – przede wszystkim spędzamy czas z bliskimi. Natomiast to, jak sobie zorganizujemy ten czas, zależy już tylko od nas.

Możemy tu sięgnąć po jeszcze jedną, klasyczną teorię stresu, która mówi, że istnieje coś takiego jak stres negatywny i stres pozytywny. Stres pozytywny, najogólniej ujmując, wystąpi wówczas, gdy jesteśmy narażeni na oddziaływanie stresorów, ale jednocześnie czujemy, że damy sobie radę z sytuacją, która nas spotkała. Stres pozytywny działa mobilizująco, gdyż wiemy, że dysponujemy odpowiednimi zasobami i kompetencjami, żeby tę sytuację opanować, a jednocześnie, co jest kluczowe, spodziewamy się pozytywnego rezultatu. Takimi klasycznymi przykładami, o których mówi się w kontekście stresu pozytywnego, są np.: wyjazd na wakacje, rozpoczęcie nowego projektu w pracy lub pójście na randkę. Osoba planująca podróż wakacyjną raczej spodziewa się, że będzie miło. W tym kontekście pojawia się pytanie, jakim stresem jest stres świąteczny? Może być pozytywnym, ale może też być negatywnym. W decydującej mierze zależy on od nas samych. Między innymi od tego, jak będziemy rozumieć, interpretować sytuację świąt, jaką będziemy nadawać im rangę itp.

Pewne nawyki związane ze spędzaniem świąt się zmieniają – obserwujemy to w badaniach socjologicznych. To, co kiedyś było wręcz nie do pomyślenia dla większości osób, czyli spędzenie świąt poza domem - w hotelu nad morzem czy w górach, w zasadzie zaczyna być czymś dopuszczalnym, a dla sporej części wręcz pożądanym. Mam wrażenie, że coraz większa grupa osób właśnie w ten sposób szuka ucieczki od tego źle pojętego przygotowania do świąt, z presją czasu, naciskiem na obowiązki itd. Wolą postawić na spokój, oczywiście kosztem domowej atmosfery.

Wydaje mi się, że dla wielu osób najwięcej tego negatywnego stresu wywołują nie tyle same święta, co przygotowania.

Tylko co zrobić, gdy rodzice z dziećmi wolą gdzieś wyjechać, a dziadkowie nie wyobrażają sobie świąt bez wnuków?

Tu pewnie uwidoczniają się różnice pokoleniowe. Nasze babcie przyzwyczaiły się, że spędzają święta między kuchnią i stołem, a my teraz mamy inne priorytety.

Ważna jest otwarta komunikacja. Niekiedy wpadamy w pułapkę tego, że ciocia czy babcia oczekują, by te święta wyglądały w taki sposób, a nie inny. Czasem jednak trzeba powiedzieć wprost, że nam zależy, by te święta trochę inaczej przebiegały, szanując oczywiście oczekiwania innych. Warto spróbować znaleźć kompromis, stworzyć coś na kształt umowy, że w czasie świąt chcielibyśmy znaleźć czas na aktywność, spacer, rozmowę, być może na wizytę u znajomych i zwyczajnie odpocząć. Kluczowe jest to, żeby otwarcie szczerze o tym porozmawiać, szanując jednocześnie potrzeby i przyzwyczajenia innych. Żeby powiedzieć, na czym nam zależy, nie musimy też krytykować i oceniać tego, co nam nie odpowiada.

Sporo osób wychodzi chyba z założenia, że święta to przede wszystkim jedzenie. Co więcej, nierzadka jest postawa typu „zastaw się, a postaw się”...

„Zastaw się, a postaw się” to jedno z przysłów, które opisuje część z nas. Mamy zupełnie inne podejście do tego tematu niż Skandynawowie czy mieszkańcy niektórych krajów zachodniej Europy. Oczywiście trudno wartościować, co jest lepsze, a co gorsze, bo każdy wychował się w innym kontekście kulturowym, opartym na innej tradycji. Czasami warto w okresie poświątecznym spojrzeć na to, ile jedzenia zostaje, i zastanowić się, czy warto było robić trzecią sałatkę, skoro nie została ona nawet napoczęta. Wszystko jest kwestią zdrowego rozsądku, który, mam wrażenie, jest niestety ograniczany przez przekazy reklamowe. Wszystko, co widzimy w mediach, mówi nam, że ma być wystawnie. Sam fakt, że tak dużą popularnością cieszą się kredyty brane w okresie przedświątecznym, pokazuje, że ludzie działają jednak trochę irracjonalnie. Są w stanie zadłużyć się tylko po to, by kupić drogie prezenty lub przygotować się ponad miarę. Zanim podejmiemy taką decyzję, powinniśmy zastanowić się, czy na pewno warto.

Przeanalizujmy może kilka sytuacji, które mogą nam popsuć humor w święta. Jedną z najczęstszych są chyba spory przy stole i spotkania z ludźmi, których niekoniecznie chcielibyśmy widzieć.

Święta trochę odkrywają te potencjalne trudności w rodzinie. Tym bardziej że w okresie świątecznym często spotykamy się z tą rodziną nie na trzy godziny, ale czasami na jeden lub dwa pełne dni, więc ryzyko sporów jest większe. Najczęściej mówi się o tym ryzyku w kontekście tematów politycznych, które mogą się pojawić przy stole. Nie ma nic lepszego, niż się po prostu umówić, że pewnych tematów „nie dotykamy”. Dla komfortu wszystkich. Święta nie muszą być też czasem „prostowania” pewnych trudnych tematów rodzinnych. Szukajmy przede wszystkim tych tematów, któ-

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


20

Psychologia re nas łączą, wywołują pozytywne emocje i wspomnienia.

Ale zawsze może znaleźć się ktoś, kto zacznie wygłaszać kontrowersyjne poglądy lub zadawać pytania typu „kiedy znajdziesz pracę”, „kiedy wyjdziesz za mąż”, „czemu nie macie jeszcze dzieci”. Jak w takich sytuacjach reagować?

Otwarcie mówiąc, że nie chcielibyśmy o tym rozmawiać. Że wolę nie rozmawiać o polityce, chciałbym odpocząć od pracy, a jeśli chodzi o moje plany małżeńskie, to wolałbym ich teraz nie omawiać. Najlepiej przy tym korzystać z technik komunikacyjnych, które nie będą prowadziły do konfliktów. Taką najczęściej przywoływaną techniką jest zasada formułowania komunikatów typu „ja”. Czyli zamiast atakować drugą osobę „TY nie masz racji”, „co CIĘ to obchodzi”, lepiej powiedzieć „przeszkadza MI to”, „JA nie chcę o tym mówić”, „zależy MI, żebyśmy rozmawiali o czymś innym”. Budując komunikaty w ten sposób, zmniejszamy ryzyko konfliktu, a jednocześnie wprost wyrażamy swoje potrzeby. Pamię-

tajmy też, że pewne tematy, które nie będą kontynuowane z naszej strony, będą umierały. Wątki polityczne nabierają znaczenia, gdy są przynajmniej dwie strony do rozmowy na ten temat. Natomiast gdy jest jedna, która wygłasza monolog, to się z reguły nim znudzi po pewnym czasie.

A czy jak już naprawdę mamy dość, wypada nam zdezerterować ze świąt?

Nie sugerowałbym dezercji. Jeżeli czujemy, że atmosfera nas przerasta, to mamy prawo wyjść na spacer, czy zająć się czymś innym, ale powiedzmy też otwarcie, że wychodzimy, żeby ochłonąć, bo zależy nam na dobrej atmosferze. Wyjście bez słowa jest czymś, co wywołuje dyskomfort wśród innych osób. Natomiast jeżeli powiemy na przykład, że poziom emocji politycznych jest ponad moje możliwości, jestem zmęczony tą dyskusją i chcę „przewietrzyć” głowę, to wtedy jest to dużo bardziej akceptowalne. Mamy do tego prawo.

Kolejna sytuacja, która wielu rodzinom przysparza trudności w święta, to dale-

Według TNS OBOP aż jednej trzeciej Polaków stres nie pozwala odpocząć i cieszyć się wolnymi dniami w trakcie świąt Bożego Narodzenia.

kie wyjazdy. Jak to rozegrać, gdy jedni dziadkowie mieszkają np. w Gdańsku, a drudzy w Krakowie?

Moim zdaniem musimy zaakceptować to, że nie zawsze planując święta uda nam się poukładać je w taki sposób, żeby wszyscy byli zadowoleni. Niestety, te ograniczenia wynikające z odległości, z samopoczucia lub innych okoliczności niekiedy powodują, że do kogoś przyjeżdżamy na krócej, później itd. To jest coś, co musimy zaakceptować. I tak samo trzeba zaakceptować to, że ktoś z tego powodu może być rozczarowany. Rozczarowanie jest naturalną reakcją babci na to, że spędziliśmy z nią mniej czasu, niż by chciała, ale pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. Nie oczekujmy, że rodzina z dwójką małych dzieci pokona w ciągu dwóch dni 600 km, bo to będzie udręką dla wszystkich. W różnych rodzinach różnie się to rozwiązuje – wprowadza coś na kształt systemu rotacyjnego, czyli raz zaczynamy święta od jednej rodziny, raz od drugiej. Bezpieczniejszym sposobem jest pewnie zaaranżowanie sytuacji, w której wszyscy spotykają się w jednym miejscu, ale nie zawsze są takie możliwości. Na pewno czynnikiem, który spowoduje mniejszy stres w takiej sytuacji, będzie uprzedzenie innych osób, jak chcemy, żeby te święta wyglądały. I jeżeli będziemy czuli, że poświęcamy którejś ze stron mniej czasu z przyczyn obiektywnych, to też poinformujmy, jakie to są przyczyny, żeby ten ktoś nie miał poczucia pominięcia.

Zdarza się, że na skutek odległości lub innych zawirowań życiowych spędzamy święta samemu. Czy samotność w tym okresie jest bardziej odczuwalna?

Choć w święta „nie wypada się kłócić”, paradoksalnie czas ten sprzyja właśnie konfliktom

Zdecydowanie. Święta Bożego Narodzenia z założenia są bardzo rodzinne, a wigilia jest momentem, w którym większość z nas siada do stołów w towarzystwie innych ludzi, bliskich, rodziny. Jest mnóstwo sygnałów płynących z otoczenia, które podkreślają ten rodzinny i społeczny wymiar świąt, więc osoba, która pozostaje w tym okresie samotna, na pewno odczuwa to dużo bardziej. Tym bardziej że te osoby z reguły pamiętają święta, które spędzały kiedyś z rodziną, więc może pojawić się też rodzaj tęsknoty za poczuciem bliskości, którego już nie ma. Oczywiście łatwo powiedzieć, a trudniej wykonać, ale chciałbym, żeby osoby, które czują, że grozi im samotność w święta, starały się wyjść do innych. Wydaje mi się, że większość ludzi, którzy zostaną odwiedzeni w wieczór wigilijny przez znajomego, który jest sam, na pewno przyjmie tę osobę i nikt nie będzie z tego powodu niezadowolony. Pamiętajmy też, żeby samemu zapraszać sa-

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


21 Serwowany w reklamach obraz świąt wywołuje frustrację wśród osób, które próbują doścignąć ideał

Wedle raportu Millward Brown aż 72 proc. z nas obawia się, że upominek wybrany pod choinkę dla bliskiej osoby będzie nietrafiony. motnych do siebie. Jest to niewielki wysiłek, a te osoby wnoszą też w święta coś nowego, jeśli chodzi o spędzanie tego czasu, i paradoksalnie... mogą też łagodzić różnego rodzaju spory. Bo gdy na wigilii jest z nami ktoś nowy, z zewnątrz, jesteśmy zwykle bardziej uważni na to, jak się zachowujemy, o czym rozmawiamy i jaką atmosferę tworzymy wspólnie.

Z jednej strony mamy tradycję zostawiania dodatkowego nakrycia dla niespodziewanego gościa, z drugiej – mam wrażenie – jesteśmy dość zamknięci na innych. Czy to się nie gryzie?

Zdaję sobie sprawę, że to są truizmy, bo łatwo powiedzieć, „zapraszajmy samotnych” albo „korzystajcie z gościny innych osób”. Niestety, żyjemy w takim społeczeństwie, w którym nierzadko nie mamy tej gotowości do łamania tego typu granic. Ale

warto próbować to zmienić. Pozytywne jest to, że cały czas realizowane są różnego rodzaju akcje charytatywne. Przeważnie są one skupione na aspekcie materialnym, typu Szlachetna Paczka, ale powodują też w większym stopniu zauważanie tych, którzy są samotni lub w trudnej sytuacji. Dobrze też, że coraz liczniej są organizowane różnego rodzaju spotkania wigilijne, na które może przyjść każdy, kto nie ma nikogo bliskiego, z kim mógłby spędzić ten dzień. Oby takich inicjatyw było jak najwięcej.

To jeszcze na koniec przytoczę opinię, że kiedyś święta nas bardziej cieszyły, bo niczego nie było, a dzisiaj wszystko możemy mieć na co dzień i nie ma już tej wyjątkowości. Zgodzi się Pan?

Rzeczywiście, kiedy byłem dzieckiem, pewne rzeczy pojawiały się tylko na święta. Niekoniecznie dlatego, że były tradycyjnymi potrawami, tylko po prostu ze względu na ograniczoną dostępność produktów. Było więc w tym coś bardziej wyjątkowego. Poza tym, gdybyśmy porównywali współczesne czasy do tych sprzed np. 30-40 lat, to nie mieliśmy wówczas tylu „dystraktorów”. Nie siedzieliśmy przy stołach z telefonami ko-

mórkowymi, a telewizja nie zastępowała np. wspólnego śpiewania kolęd. Święta były więc zdecydowanie bardziej sprzyjające budowaniu relacji bezpośrednich. To widać dobrze w całym trendzie wysyłania życzeń esemesowych. Jest to oczywiście miłe, że pamiętamy o innych i wysyłamy im wiadomości, natomiast wymaga to zupełnie innego nakład czasu i uwagi niż sytuacja, w której dzwoniło się do znajomych i bliskich z życzeniami, lub sytuacji, w której wysyłało kartkę. A dzisiaj to już bardzo rzadkie. Te wszystkie elementy powodowały, że wyjątkowość i autentyczność świąt była kiedyś silniejsza. Dzisiaj są one bardziej w formie „instant”. Natomiast tylko od nas zależy, czy będziemy w stanie to zmienić, czy nie.

dr Remigiusz Koc

absolwent psychologii oraz politologii, wykładowca Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy, założyciel Agencji Analiz i Doradztwa Personalnego Psychological Solutions Group. Prywatnie miłośnik tenisa ziemnego i kultury Hiszpanii.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


22

Psychologia

MĘŻCZYZNOM POZWALA SIĘ NA WIĘCEJ. SĄ DOCENIANI ZA INDYWIDUALIZM, INTELIGENCJĘ, POCZUCIE HUMORU ORAZ UMIEJĘTNOŚĆ PROWADZENIA BŁYSKOTLIWEJ KONWERSACJI. NIE MUSZĄ UKRYWAĆ CHARAKTERYSTYCZNYCH CECH SWOJEJ FIZJONOMII. KOBIETY ZA TO POWINNY PRZEDE WSZYSTKIM ŁADNIE WYGLĄDAĆ.

Jak ty wyglądasz? TEKST: LENA SZUSTER

Pytam znajome dziewczyny, czego nie lubią w swoich ciałach. Najczęściej brzuchów, dodatkowych kilogramów, zmarszczek, małych piersi, rozstępów, cellulitu. Ale pada też kilka zaskakujących odpowiedzi. – Moje uszy to koszmar – mówi Magda, której uszy wyglądają całkiem normalnie. – Według mnie są odstające, dziwnie długie, o, sama zobacz, takie placki. Staram się zasłaniać je włosami. Ola z kolei nie przepada za swoim prawym profilem. Lewy jest okej. – Muszę pilnować, żeby dobrze ustawiać się do zdjęć – zdradza ze śmiechem. – Zdarza się, że za mankament uważamy coś, na co nasze otoczenie w ogóle nie zwraca uwagi – tłumaczy mi Anna Dwojnych, socjolożka i filozofka, doktorantka w Zakładzie Badań Kultury w Instytucie Socjologii UMK w Toruniu. Jedną z jej naukowych pasji jest badanie estetyzacji ciała. – Kompleksy często wynosimy z dzieciństwa albo nieudanych związków. Powiedziałabym, że to właśnie relacje z rodzicami, brak akceptacji otoczenia czy krytyka ze strony partnera najbardziej wpływają na to, jak postrzegamy swoje ciała. Płeć, wiek, wykształcenie, narodowość, fizjonomia, cechy fizyczne

okazują się drugorzędne. Olbrzymie kompleksy miała na przykład Marilyn Monroe, okrzyknięta przecież wzorem kobiecości…! Kompleksy ma też Julia. Jest szczupła do przesady, dużo ćwiczy, wciąż liczy kalorie, unika tłuszczy, słodyczy i kolacji. – Chcesz wiedzieć, czego nie lubię w swoim ciele? No cóż, wszystkiego – odpowiada. – Według mojej matki wystarczy chwila nieuwagi, żeby się roztyć. A kobieta otyła to nie kobieta, tylko jakaś pokraka. Kto taką zechce? Gdzieś tam, na racjonalnym poziomie rozumiem, że to głupie myślenie. Ale nie potrafię przestać. Kiedy przeglądam się w lustrze, w głowie słyszę głos matki: „Jak ty wyglądasz?!” – pyta. I zawsze, naprawdę zawsze jest ze mnie niezadowolona.

PŁEĆ ZAWSZE PIĘKNA

Julia traktuje ciało jak wroga – i wcale nie jest w tym odosobniona. Z raportu Mental Health Foundation „Body image. How we think and feel about our bodies” wynika, że aż 20 proc. dorosłych wstydzi się swojego wyglądu, kolejnych 35 proc. ma z tego powodu depresję, a 13 proc. rozważa samobójstwo. Wiele problemów wynika z porównywania się do wyidealizowanych wizerunków w prasie, filmach, reklamach czy mediach społecznościowych. Chcąc im dorównać, zapominamy, że w rzeczywistości, w codziennym życiu,

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


23

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


24

Psychologia

KIEDY PRZEGLĄDAM SIĘ W LUSTRZE, W GŁOWIE SŁYSZĘ GŁOS MATKI: „JAK TY WYGLĄDASZ?!” – PYTA. I ZAWSZE, NAPRAWDĘ ZAWSZE JEST ZE MNIE NIEZADOWOLONA.

nikt nie jest perfekcyjny, nawet modelka czy aktorka. Wszyscy składamy się ze skaz. Co ciekawe, częściej negatywnie oceniają się kobiety (41 proc. w stosunku do 22 proc. mężczyzn). Dlaczego? – Obowiązują nas inne normy społeczne i inne wymagania – wyjaśnia Anna Dwojnych. – Świetnie pokazała to Naomi Wolf, amerykańska pisarka i feministka. W kultowym już „Micie urody” na przykładzie doboru prezenterów i prezenterek w amerykańskich stacjach telewizyjnych udowodniła, że mężczyznom pozwala się na więcej. Są doceniani za indywidualizm, inteligencję, poczucie humoru oraz umiejętność prowadzenia błyskotliwej konwersacji. Nie muszą ukrywać charakterystycznych cech swojej fizjonomii: siwizny, zmarszczek, łysiny, tęgiej postury. Natomiast od kobiet, które chcą zaistnieć w świecie show-biznesu, wymaga się młodości i piękna. Zostają sprowadzone do „ładnej buzi”, którą „po zużyciu” łatwo wymienić.

Zdaniem Wolf to kolejny przejaw patriarchatu, sposób na kontrolowanie kobiet, odpowiedź na ich emancypację. Dlatego wraz z postępem równouprawnienia wzrosła liczba profesji, w których uroda jest pożądaną „kompetencją”, ważniejszą nawet od wykształcenia czy doświadczenia. Dawniej atrakcyjności fizycznej oczekiwano wyłącznie od „zawodowych piękności”, czyli na przykład modelek i aktorek, w tym aktorek filmów erotycznych. Dzisiaj wszystkie musimy być piękne.

MÓWIMY: DOŚĆ!

Odpowiedzią na opresyjne wymagania i wyidealizowane wizerunki kobiet w mediach jest ruch body positive. Inaczej: ciałopozytywność. – To afirmacja każdej sylwetki – mówi Anna Dwojnych. – Każdego ciała: grubego, szczupłego, małego, dużego, zdeformowanego, przeciętnego, „brzydkiego” i „pięknego”. GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


25 Celowo użyłam tutaj cudzysłowów, bo jak zdefiniować brzydotę albo piękno? Ich postrzeganie jest bardzo subiektywne. Body positive narodziło się w mediach społecznościowych. To tam zwykłe kobiety zaczęły pokazywać swoje zwykłe ciała – z fałdkami tłuszczu, rozstępami, bliznami po cesarskich cięciach, z owłosieniem pod pachami. Bez makijażu. Bez filtra. Po prostu. Wkrótce dołączyły do nich aktorki i celebrytki, a później – z pewnym ociąganiem – duży biznes, koncerny oraz marki modowe. W londyńskim salonie Nike w końcu pojawiły się manekiny różnych rozmiarów, w sesji fotograficznej kostiumów H&M wystąpiła dziewczyna z cellulitem, a bieliznę od Victoria’s Secret promuje Winnie Harlow, modelka z bielactwem. W Polsce ruch body positive rozwija się wolniej, ale też możemy pochwalić się kilkoma ciekawymi inicjatywami. W tym roku na przykład po raz pierwszy odbył się flash-mob The Real Catwalk Polska, podczas którego na wybiegu na placu Zamkowym w Warszawie zaprezentowało się kilkadziesiąt kobiet – w różnym wieku, o różnej wadze, z różnymi sylwetkami. Za pomysł i organizację odpowiadała Zuza Zakrzewska, finalistka programu Supermodelka Plus Size. Więcej ciałopozytywnych inicjatyw znajdziemy w sieci, szczególnie na Instagramie. To właśnie tutaj zdjęcia z projektu „Body Mirror” zamieściła fotografka Magdalena Ławniczak. Jak sama mówi, jej celem było pokazanie naturalnego piękna kobiet, bez retuszu, sztuczności, poprawek. Na Instagramie, choć nie tylko, działają dziewczyny z fundacji Mamy Głos. W filmikach publikowanych na YouTube pod hasztagiem #bodystory opowiadają o swoich kompleksach, słabościach, lękach i ich przezwyciężaniu. „Jakiś czas temu zauważyłyśmy, że nagminnie pozwalamy innym ludziom oceniać i kategoryzować nasze ciała – wyjaśniają. – Fałdki, włosy, rozstępy, pryszcze i paznokcie powodują, że w miejscach publicznych potrafimy się skurczyć do tej jednej części ciała i zapomnieć o tym, jakim wszechświatem kolorów, umiejętności i emocji jesteśmy tak naprawdę. Jednak od kiedy zaczęłyśmy o tym rozmawiać, nagle okazało się, że mamy podobne zmartwienia, a podzieliwszy się nimi, w jakiś sposób uodporniłyśmy się na bzdury”.

MALUJESZ SIĘ? NIE JESTEŚ FEMINISTKĄ

Z zamierzenia pozytywny przekaz niekiedy budzi negatywne emocje. Z jednej strony ruchowi body positive zarzuca się popadanie w skrajności i promowanie otyłości, z drugiej – opresyjność. Bo znów w samym centrum stawiamy ciało, wygląd, fizyczność, a nie to, co dzieje się w naszych głowach. I zamiast wyzwalać się ze stereotypów, zaczynamy budować nowe. – Ze smutkiem zauważam, że nawet ciałopozytywność potrafi być dyskryminująca – stwierdza Anna Dwojnych. – Ideą body positive jest akceptowanie swojego ciała, ale też ciał i decyzji innych ludzi, jakiekolwiek by one nie były. Tymczasem niektóre „ciałopozytywne” kobiety krytykują koleżanki na przykład za makijaż, obcasy albo krótką spódniczkę. Mówią: „skoro się tak ubierasz, nie jesteś feministką”, „tylko próżne i głupie osoby poddają się operacjom plastycznym”, „jeżeli znasz swoją wartość, nie będziesz farbować włosów”. Bardzo bym chciała, żeby ruchy body positive niczego nie narzucały, a raczej uwalniały nas od presji dotyczącej wyglądu.

WSTYDŹ SIĘ SWOJEGO CIAŁA

NIEZALEŻNIE OD PŁCI, WIEKU, STATUSU SPOŁECZNEGO CZY WYKSZTAŁCENIA KRYTYKUJEMY WYGLĄD INNYCH ZNACZNIE CZĘŚCIEJ, NIŻ NAM SIĘ WYDAJE.

Trudno jednak uwolnić się od presji, skoro na każdym kroku słyszymy, jak bardzo jesteśmy niedoskonali. Z badań Fit Rating wynika, że aż 92,7 proc. kobiet i 86,5 proc. mężczyzn przynajmniej raz w życiu na własnej skórze doświadczyło body shamingu, czyli ośmieszającego, zawstydzającego komentowania wyglądu. Za podkopywaniem naszej samooceny zazwyczaj stoją matki, przyjaciele, siostry, ojcowie, współpracownicy, bracia i babcie – dokładnie w tej kolejności. Trochę przerażające jest to, że innych krytykują dużo częściej ci… którzy sami byli krytykowani. Istnieje więc całkiem spore ryzyko, że przeniesiemy na swoje dzieci te same niszczące, poniżające mechanizmy, jakich wcześniej doświadczyliśmy w domu rodzinnym. Koło się zamknie. A właściwie – koło wciąż się toczy. Matka Julii krytykuje wagę córki. Według przyjaciółki z liceum Ola wygląda fatalnie bez makijażu. Babcia Magdy zawsze porównuje ją z siostrą – wyższą, szczuplejszą, o bardziej klasycznych rysach twarzy. – Wieki temu, na jakimś rodzinnym zjeździe, w bardzo niewybredny sposób zasugerowała, że powinnam odpuścić sobie deser. Nazwała mnie brzydulą i kluską – wspomina Magda. – Miałam wtedy może z dziesięć lat, ale doskonale pamiętam, że na deser był sernik, wiesz, taki pusztysty, posypany cukrem pudrem. Do dzisiaj robi mi się niedobrze na widok podobnego, chociażby na sklepowej witrynie. –Body shaming jest odwrotnością body positive – dodaje Anna Dwojnych. – To zjawisko tak częste, że czasami nawet niezauważalne. Oczywiście dość łatwo „wykryć” body shaming w najbardziej typowych, jaskrawych sytuacjach, na przykład gdy grupa mężczyzn w nieprzychylny sposób komentuje wygląd kobiety. Trudniej – gdy o naszym ciele wypowiada się rodzina. Jeszcze trudniej – gdy to kobiety wytykają mężczyźnie „piwny brzuszek” lub nadmierne owłosienie. Body shamingiem będzie też wyśmiewanie tuszy polityka, wzrostu sportowca, fizjonomii aktorki. Inaczej mówiąc: każdy przypadek krytykowania czyjegoś wyglądu, często w połączeniu z deprecjonowaniem osiągnięć oraz umiejętności. Body shaming może także dotyczyć takich atrybutów, które w naszej kulturze niekoniecznie są uważane za defekt, czyli na przykład szczupłości („ale z niej wieszak”), opalenizny („solara”) czy powiększonych ust („wygląda, jakby ją użądliła pszczoła”). Niezależnie od płci, wieku, statusu społecznego czy wykształcenia krytykujemy wygląd innych znacznie częściej, niż nam się wydaje. Warto nad tym popracować. Na pewno nie uda nam się z dnia na dzień zmienić zachowania, ale dobrym początkiem będzie zrozumienie, gdzie w nas samych tkwi problem i jak możemy go naprawić.

ZŁE, DOBRE, MOJE CIAŁO

Pytam znajome dziewczyny, czy spróbujemy być lepsze dla siebie i innych. Zgadzają się. Razem idziemy do kawiarni, siadamy przy okrągłym stoliku, zamawiamy sernik. Magda zakłada włosy za ucho, Ola robi zdjęcie swojego złego profilu, Julia obiecuje, że pójdzie do lekarza. Później się żegnamy. Wracam do domu, spoglądam w lustro i zadaję sobie to samo pytanie, które Julii zadawała jej matka: „Jak ty wyglądasz?”. Nie wiem. Chyba po prostu jak ja. Czy to wystarczy? * Imiona bohaterek zostały zmienione. GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


Rozmowa P ra c a

Dziennikarstwo w Nowym Jorku jest wyjątkowe ze wzlędu na specyfikę tego miasta. Turysta zachwyca się, widząc drapacze chmur, a dziennikarz patrząc na nie myśli o osobach, które deweloper pozbawił domu, żeby je wznieść. Więcej widzi, patrzy bardziej krytycznie - mówi Zuzanna Kuffel, uczestniczka kursu w The School of The New York Times.

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

DZIENNIKARSKI AMERICAN DREAM. TORUNIANKA W THE SCHOOL OF NEW YORK TIMES


27 ROZMAWIA JAN OLEKSY

Nowy Jork jest marzeniem wielu osób. Jak to się stało, że Ty miałaś okazję nie tylko zobaczyć tę metropolię, ale także poznać od środka redakcję New York Timesa?

Szukałam, szukałam i znalazłam kurs dla młodych dziennikarzy. Od trzeciej gimnazjum pochłania mnie pisanie, artykuły publikowałam m.in. w „Gazecie Młodych”. Przez te lata uzbierało mi się spore portfolio. Stwierdziłam, że jestem gotowa, żeby zrobić krok naprzód. Przetłumaczyłam swoje teksty na angielski i wysłałam aplikację.

Rzucając się na głęboką wodę, do jednej z najważniejszych, opiniotwórczych gazet na świecie?

The School of The New York Times działa przy gazecie “The New York Times”. Ja wyjechałam akurat na kurs w ramach Summer Academy, ale organizują też program Gap Year i kilka innych kursów. Rekrutacja okazała się nieco trudniejsza dla osób spoza Stanów, ale organizatorzy od początku byli bardzo pomocni. To w końcu prestiżowy kurs, ma swoją cenę. Na miejscu przekonałam się, że jest adekwatna – zajęcia i ich prowadzący są na najwyższym poziomie, zakwaterowanie w sercu Manhattanu, wyjścia na miasto, na wystawy, do teatru w ramach zajęć. Dziennikarstwo w Nowym Jorku jest wyjątkowe ze względu na specyfikę tego miasta.

Płaciłaś za tę szkołę?

Dostałam wysokie stypendium od NYT, ponieważ stawiają na inkluzywność i starają się, żeby kwestie finansowe nie były dla nikogo barierą w rozwoju. W pokryciu kosztów pomogła mi też nagroda Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego za moje dotychczasowe dziennikarskie zaangażowanie. Z całą resztą poradziły sobie babcie.

Byłaś jedyną osobą z Europy?

W mojej grupie było 10 osób ze Stanów, dziewczyna z Panamy, Portugalka, która uczy się we Francji, Niemka i ja.

Zamieszkałaś w akademiku?

Mieszkaliśmy w sercu Manhattanu na kampusie Uniwersytetu Fordham. Po drugiej stronie ulicy była Metropolitan Opera, przy której w wakacje odbywa się Midsummer Night Swing, czyli specyficzny rodzaj zabawy tanecznej na świeżym powietrzu. Kilka razy i my się tam bawiliśmy, a muzykę słyszałam nawet na 19. piętrze. Mieszkaliśmy w pokojach dwuosobowych, ja z koleżanką z Panamy.

Co cię pociąga w dziennikarstwie?

Mam w sobie wielką ciekawość ludzi i świata oraz przekonanie, że zwykłe osoby mają często niezwykłe historie do opowiedzenia, a dziennikarską sztuką jest je wydo-

bywać. Ciągle spotykam niesamowite osoby. Moi rozmówcy mnie inspirują. Większość wywiadów przeprowadziłam z bardzo młodymi osobami, a przede wszystkim z wyjątkowymi dziewczynami, m.in. Zosią Kaczmarek – zwyciężczynią Olimpiady Astronomicznej, Agnieszką Wójcik – młodzieżową delegatką Polski do ONZ czy Aleksandrą Snuzik – nastolatką, która szuka leku na malarię.

Zatem, czy Nowy Jork oczami młodej dziennikarki inaczej wygląda niż oczami turysty?

W redakcji NYT spotkaliśmy się z Nikitą Stewart, która zajmuje się tematyką społeczną, imigracją, bezdomnością, etc. Powiedziała nam, że turysta zachwyca się, widząc drapacze chmur, a ona, patrząc na nie myśli o osobach, które deweloper pozbawił domu, żeby je wznieść. Dziennikarz widzi więcej, patrzy bardziej krytycznie. Kurs pozwolił mi na to miasto spojrzeć z innej perspektywy. Prowadząca zabierała nas w miejsca, w które nie udają się wycieczki turystyczne. Po kolektywie Bushwick oprowadził nas dokumentalista graffiti, a wystawę „Beyond the streets” poświęconą sztuce ulicznej zwiedzaliśmy z jej kuratorem.

Nowy Jork od podszewki, a nie od strony Times Square?

Byliśmy oprowadzani przez dziennikarzy NYT, poruszając się głównie metrem. Oczywiście w czasie wolnym zwiedzaliśmy, ale na własną rękę, bez przewodników.

Jak wyglądały zajęcia na kursie?

Codziennie w godz. 9-16 odbywały się zajęcia w około 15-osobowych grupach. Mój kurs „Writing the Big City: Reporting in New York” prowadziła Helene Stapinski – pisarka i freelancerka, która ma za sobą pracę w kilku redakcjach i publikacje w stałej kolumnie NYT. W ramach kursu powstały dwa artykuły. Helene zabierała nas na miasto, żebyśmy zbierali materiał, przeprowadzali wywiady. Pierwszy pisaliśmy o sztuce ulicznej, a drugi o WorldPride – światowej paradzie równości. Odbywała się ona w Nowym Jorku akurat w trakcie mojego pobytu. W tym roku przypadła 50. rocznica ataku policji na gejowski bar Stonewall. Spędziliśmy ten dzień w okolicy baru, gdzie przeprowadzaliśmy wywiady.

Bez problemu prowadziłaś wywiady uliczne z nieznanymi osobami?

W ten sposób zbieraliśmy materiały. Żaden temat nie był tabu. Rozmawiałam nawet z policjantami o ich udziale w paradzie, który budzi liczne kontrowersje. Powiedzieli, że cieszą się, że integrują się ze społecznością lokalną, będąc częścią tego wydarzenia. Dwaj mężczyźni – małżeństwo, widząc, że zbieramy materiał, sami zaproponowali, że z nami porozmawiają. Tamtego dnia poznałam wiele osobistych historii, często trudnych. Jeden nieheteronormatywny chłopak

powiedział mi, że niedawno przeprowadził się do Nowego Jorku i czuje, że może tu być kim chce.

Co Cię w Nowym Jorku szczególnie zainteresowało? O czym chętnie napisałabyś artykuł?

Pod tym kątem napisałam mój finalny tekst o paradzie równości. Kiedy zobaczyłam liczną grupę śpiewającą pod katedrą św. Patryka pod tęczowym banerem z napisem „Dignity” - „Godność” - to pomyślałam, że protestują jak u nas. Jednak po chwili zauważyłam wśród nich księdza i już nie było podobieństw. W wywiadzie okazało się, że Dignity to organizacja zrzeszająca osoby LGBT+ w Kościele Katolickim od kilku dekad. W niektórych kwestiach rozmijają się z opiniami biskupów, ale sam fakt, że obie strony dążą do porozumienia, mnie zafascynował.

Co jeszcze mogłoby być ciekawym nowojorskim tematem?

Pozostałości segregacji rasowej. Pół wieku po zamordowaniu Martina Luthera Kinga, ciemnoskórzy Amerykanie nadal nie doczekali się pełnego równouprawnienia. Od razu rzuciła mi się w oczy dysproporcja – osoby ciemnoskóre ciągle widziałam zatrudnione w usługach, w handlu, a białych spotykałam w... redakcjach. Rozmawiałam o tym z amerykańskimi znajomymi, którzy potwierdzili, że te dysproporcje biorą się z nierówności szans już we wczesnych latach życia. Uderzył mnie też wielki pomnik Kolumba, który mijałam codziennie, idąc do najbliższej stacja metra. Znając tragiczną historię Indian, z ogromnym rozczarowaniem patrzyłam na ten majestatyczny pomnik ludobójcy.

Co Cię najbardziej zaskoczyło w NYT, przeszło Twoje oczekiwania?

Różnice w pracy i prawie prasowym. Tam dziennikarze nie potrzebują autoryzacji. Szkoła organizowała też Photojournalism challenge, który wymagał robienia zdjęć ludzi obserwowanych na ulicy. Moi znajomi i znajome robili im zdjęcia i wrzucali na swoje profile w mediach społecznościowych bez zgody na publikację. Ja mam inne przyzwyczajenia i czułam się w tym niekomfortowo.

A Nowy Jork? Czy Twoje wyobrażenia w zderzeniu z rzeczywistością zmieniły się?

Miałam idealistyczne wyobrażenia i na pewno NYC mnie nie zawiódł. Wizja Nowego Jorku, na jaką złożyły mi się filmowe kadry, przede wszystkim te z komedii romantycznych, znalazła pełne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Wiedziałam, że będzie piękny, ale myślałam, że przytłaczający. O dziwo czułam się bezpiecznie. Ludzie byli życzliwi. Sam Nowy Jork bardzo mi się spodobał. Nie wiem, czy to dobre miejsce do życia, ale na pewno idealne miejsce dla

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


28

Praca

dziennikarki. Tam się zdarzają takie rzeczy, które się nie zdarzą nigdzie indziej na świecie...

Mówi się, że Nowy Jork albo się kocha, albo nienawidzi. Wywołuje skrajne emocje.

Nowy Jork kocham, ale Amerykę niekoniecznie.

American Dream jest przereklamowany?

Nie wiem. Byłam tylko w jednym mieście, o którym zawsze marzyłam. Gdybym przez dwa tygodnie mieszkała w domu w Beverly Hills, jeździła po Rodeo Drive kabrioletem i spacerowała po plaży w Los Angeles, bo to mi się kojarzy z utartym American Dream, to być może powiedziałabym, że jest przereklamowany. Ale ja miałam dziennikarski American Dream. I on się spełnił.

Co Ci dał pobyt w Nowym Jorku, warsztatowo i poznawczo? Fascynacja miastem czy gazetą?

Nie spodziewałam się, że aż tak wiele skorzystam w tak krótkim czasie. Nauczyłam się schematu pracy, jak pisać, by było ciekawie, plastycznie. Zdobyłam większą odwagę do przeprowadzania wywiadów na ulicach. Byliśmy w siedzibie NYT – gospodarza imprezy, w Associated Press na porannym spot-

kaniu, podczas którego nowojorska siedziba łączy się z korespondentami i korespondentkami z całego świata.

Otrzaskanie się z wielkim światem?

W dobie social mediów świat nie wydaje się już taki wielki. Długo przed wyjazdem przeprowadziłam wywiad z młodym syryjskim uchodźcą i australijską artystką konceptualną. Kurs był raczej szansą na rozwój osobisty i poprawę dziennikarskiego war-

Zuzanna Kuffel

uuczennica klasy maturalnej Liceum Akademickiego w Toruniu, w wakacje ukończyła kurs w The School of The New York Times, prowadzony przez nowojorskich dziennikarzy i dziennikarki. W 2017 roku jej krótkometrażowy film dokumentalny „Azyl” (współreżyserowany przez Marka Mikołajczyka) prezentujący ośrodek dla cudzoziemców w Grupie k. Grudziądza zajął pierwsze miejsce w kategorii filmów dokumentalnych w X Przeglądzie Amatorskich Filmów Uczniowskich ALBATROSY 2017. Uczestniczy w projekcie Urzędu Marszałkowskiego i „Gazety Wyborczej” - „Gazeta Młodych”. Współpracuje z Zespołem Edukacji Polskiej Akcji Humanitarnej.

sztatu. Liczę, że będzie też mocnym punktem mojej aplikacji na studia. Dostałam certyfikat i ewaluację - ocenę mojej osoby jako młodej dziennikarki, którą prowadząca zajęcia obserwowała w procesie tworzenia artykułów. O moim artykule na temat WorldPride Helene napisała: „artykuł o nieoczywistym temacie w takiej formie, że był gotowy, żeby go podesłać do NYT”.

Jako kierunek studiów wybierzesz oczywiście dziennikarstwo?

Na pewno nie! Warsztat dziennikarski najlepiej buduje się w praktyce. Chcę studiować stosunki międzynarodowe, a potem rozwój międzynarodowy, może coś związanego z globalizacją albo postkolonializmem.

Dlaczego?

Bo świat jest bardzo skomplikowany, warto go zrozumieć, żeby rzetelnie opisywać bieżące wydarzenia. Nie da się funkcjonować bez globalnych współzależności i jako dziennikarka chcę mieć ich pełną świadomość. Widzę ścisłe powiązanie stosunków międzynarodowych z globalnymi mediami. Dojrzałość dziennikarską osiągnę tylko wtedy, kiedy będę umiała rozebrać przed czytelnikiem lub czytelniczką aktualne konflikty czy zdarzenia na czynniki, bo sama będę je dobrze rozumieć.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


Obudźmy Kasię

Kasia byłaby dzisiaj czułą, kochającą mamą, stanowczą, ale o miękkim sercu. Nieoczekiwanie i niesprawiedliwie 3 lata temu jej serce stanęło w chwili, gdy kolejne bić zaczęło pełnią pięknego beztroskiego życia.

Tej tragedii nie sposób zrozumieć, nie sposób racjonalnie wytłumaczyć. Wystarczy spróbować wyobrazić sobie, że kilkudniowa zaledwie Julka przytula się instynktownie do swojej mamy, a ona nie może jej objąć. Jest tuż obok, ale nieobecna. Cesarka, która w toku porodu okazała się nieunikniona, na skutek nagłych komplikacji prowadzi do zatrzymania krążenia. Mózg nie dostaje tlenu przez długie minuty, a Kasia, pełna życia, utytułowana lekkoatletka, z nadludzkim wysiłkiem walczy o życie. Julka rodzi się zdrowa, silna, jakby nie stało się nic złego. Jej mamę z trudem udaje się uratować. Przebieg ciąży był prawidłowy, wręcz książkowy, co tylko potwierdza, że stać się to może każdemu i w najmniej oczekiwanym momencie. Później, gdy stan Kasi będzie już stabilny,

gdy lekarze ogłoszą druzgocącą diagnozę, jej najbliżsi odkryją, że takich przypadków w całej Polsce jest więcej. Poznają ludzi, którzy okażą im nieocenione wsparcie. Hubert, brat Katarzyny, wspomina, że ich pierwszą reakcją była bezkompromisowa wola walki. Walczyła też sama Kasia, bo obserwowali, jak z dnia na dzień staje się silniejsza. Wierzyli, że to tylko przejściowe, że za chwilę ich Królewna wyzdrowieje i być może nie będą się z tego śmiać, ale na pewno pozostawią to daleko za sobą. Nie wiedzieli wtedy, że ta nierówna bitwa trwać będzie o wiele za długo. Sytuacja wymagała natychmiastowych działań – fundacja Światło, zrzutka.pl, konto na Facebooku – fenomenalny odzew oraz wsparcie morza przecudownych serc z całego kraju i nie tylko! Rekordowy post

z historią Katarzyny przeczytało ponad półtora miliona osób! Pisali niemal wszyscy, były telewizje i reportaże. Dzięki temu już w pierwszych miesiącach udało się zabezpieczyć tak niezbędne środki. Salon z aneksem zmienił się w świetnie wyposażoną salę, przez którą przewijał się nieoceniony profesjonalny personel. Tak zresztą jest do dziś, wliczając okresowe wizyty w klinikach, a nawet eksperymentalne sesje z Cyber Okiem. – To zasługa wszystkich, którzy już od pierwszego dnia okazali nam niesamowitą pomoc – wspomina Maciej, mąż Kasi. – Moje, nasze podziękowania, to zwyczajnie zbyt mało. Angażowali się bliscy i zupełnie obcy. Sąsiedzi oraz znajomi z drugiego końca świata – Anglii, Australii, Stanów Zjednoczonych, wiadomości i wyrazy sympatii napływały w takim tempie, że nawet długie godziny przed komputerem nie wystarczały, aby odpisać każdemu. Bardzo nam to pomogło. Pozwoliło nie tracić nadziei. Tłumaczyliśmy sobie, że skoro tak wiele osób czeka na Kasię, tak wielu życzy jej jak najlepiej, to musi być dobrze. Czekając na cud, uświadomiliśmy sobie, że cudem jest to, że Kasia w ogóle żyje. Jak wygląda dzisiejsza codzienność? Intensywna opieka, rehabilitacja, logopeda, neurolog, masaże i aromaterapia. Mniej więcej kilka razy dziennie. Do tego niezliczona ilość materiałów sanitarnych i pielęgnacyjnych, medyczny sprzęt oraz specjalistyczna żywieniowa dieta. Łączny miesięczny koszt

przekracza finansowe możliwości całej rodziny, dlatego pomoc jest nadal kluczowa. – Dzisiaj, gdy emocje już nieco opadły, gdy musieliśmy pogodzić się z losem i nauczyć się żyć oraz walczyć razem z Kasią, zdajemy sobie sprawę, jak niewiele wiemy. Czy Kasia nagle się obudzi? Czy pozostanie w śpiączce przez kolejne lata? Z jednej strony nie daje to nam spokoju, z drugiej – próbujemy akceptować rzeczywistość i po prostu staramy się działać. Stąd wciąż intensywna współpraca z Fundacją i coroczna, tak ważna akcja z 1%. Walczymy i nie poddamy się za nic w świecie, jednak wiemy, że sami nie damy rady. Potrzebujemy wsparcia. Potrzebuje go Kasia, która chce żyć i będzie żyć jak przedtem. To jedynie bezlitosna kwestia czasu. W imieniu mojej kochanej siostry, w imieniu jej córeczki, męża oraz najbliższej rodziny proszę o pomoc, duchową i finansową, bo każda, nawet najmniejsza, to tak bardzo potrzebna iskra dla naszej nadziei. Tak potrzebna nadzieja na obudzenie Kasi. Wpłat dokonać możecie na konto fundacji Światło z dopiskiem „Obudźmy Kasię Przygodę”. Szczerze i z całego serca dziękujemy. Katarzyna Przygoda zapadła w śpiączkę 10 kwietnia 2016 roku. Do tej pory znajduje się w stanie wegetatywnym. Julka w przyszłym roku skończy 4 latka. Poznajcie Kasię i Julkę: /obudzmykasie


N A Z D J Ę C I U K ATA R Z Y N A Z B R Z E S K A , W S P Ó Ł Z A ŁO Ż YC I E L K A F I R M Y H E L P TOMASZ CZACHOROWSKI


EMPATIA NA WAGĘ ZŁOTA „Kiedy dorośniesz, odkryjesz, że masz dwie ręce. Jedną aby pomóc sobie, drugą by pomagać innym” - ten cytat zaczerpnięty od Audrey Hepburn to nasze motto - mówią Katarzyna Zbrzeska i Anna Błaszczak, założycielki firmy HELP, rekrutującej do pracy w opiece nad osobami starszymi na rynek niemiecki i luksemburski.

Praca w opiece to zawód, który będzie nam coraz bardziej potrzebny? Katarzyna Zbrzeska: Demografia jest nieubłagana. Opiekunek osób starszych potrzeba coraz więcej. Dziś ten trend widoczny jest szczególnie silnie w Europie Zachodniej. Nasza firma jest odpowiedzią na te trendy. W procesie rekrutacji dajemy szansę młodym kandydatkom. Nie wymagamy studiów pielęgniarskich czy fizjoterapeutycznych. Mile widziane są osoby, które wcześniej opiekowały się osobami bliskimi lub wyjeżdżały do opieki za granicę. Kandydatki mogą liczyć na szkolenia - nawet jeśli nie mówią po niemiecku, HELP zapewnia kurs językowy. W ofercie jest też „Akademia Opiekuna”, czyli cykl szkoleń medyczno-terapeutycznych. Pielęgniarka opowie, jak we właściwy sposób

wykonywać opatrunki, jak np. poradzić sobie z osobą na diecie cukrzycowej lub jak pobudzić pamięć u seniora. Opiekunka powinna jednak posiadać pewne cechy i umiejętności. Anna Błaszczak: Przede wszystkim empatię. Chcemy dotrzeć do osób, które są otwarte na doświadczenia. Seniorzy, którzy korzystają z usług naszych opiekunek, chętnie podejmują współpracę z młodszymi osobami. Ta współpraca ich wręcz ożywia, zyskują nową energię, stagnacja ustępuje miejsca chęci życia. Na pewno potrzebna jest też cierpliwość. Seniorzy wiele czynności wykonują wolniej, bywają mniej samodzielni. Czasem z powodu złego stanu zdrowia wiele osób nie może samodzielnie wstać czy się ubrać. By tego typu czynności przebiegały sprawnie,


TOMASZ CZACHOROWSKI

PANIE, KTÓRE WYJEŻDŻAJĄ DO PRACY W OPIECE, WCHŁANIAJĄ TĘ KULTURĘ I DO POLSKI WRACAJĄ INACZEJ NASTAWIONE, DZIELĄ SIĘ TYM DOŚWIADCZENIEM Z BLISKIMI. TO, CO PRZYWOŻĄ STAMTĄD, TUTAJ DAJE SAME KORZYŚCI.

bezstresowo i w miłej atmosferze, potrzeba często sporo cierpliwości. Na początku przydaje się komunikatywność. Bez względu na barierę językową, różnicę płci, wieku czy charakteru, dobrze jest odnosić się do swojego podopiecznego serdecznie, z zainteresowaniem. Miła atmosfera przez pierwsze dni współpracy jest bardzo ważna. Co daje praca opiekunki? A.B.: Otwiera głowę: na nowe tematy, bardziej życzliwe, u nas często niespotykane, podejście do człowieka. W Niemczech każdy mówi sobie w parku czy na ulicy „dzień dobry”, ludzie się sobą interesują, są pomocni i bardziej życzliwi. Panie, które wyjeżdżają do pracy w opiece, wchłaniają tę kulturę i do Polski wracają inaczej nastawione, dzielą się tym doświadczeniem z bliskimi. To, co przywożą stamtąd, tutaj daje same korzyści. Także te materialne. Wynagrodzenie to nawet do 1700 euro na rękę miesięcznie. W Polsce w tym zawodzie nikt nie jest w stanie zaproponować takiego wynagrodzenia. Dużą korzyścią jest legalne zatrudnienie. Cieszymy się zaufaniem pracowników oraz seniorów. Oferujemy w pełni legalne umowy zatrudnienia. Decydując się na pracę opiekunki w Niemczech, kandydatka może czuć się spokojna. Ubezpieczenie, wymagane składki oraz wszelkie inne


kwestie formalne są opłacane. Nasze pracownice nie muszą zajmować się formalnościami - bierzemy to na siebie. Jak wygląda praca na miejscu? K.Z.: Naszym klientom zależy na tym, by opiekunka czuła się u nich dobrze. Senior i jego rodzina zapewniają wszystko, czego opiekunka potrzebuje. Łącznie z dostępem do internetu, polskimi kanałami w telewizji, ale też np. rower, jeśli właśnie tak lubi spędzać wolny czas. Pytamy też czy rodzina jest w stanie udostępnić opiekunce samochód do łatwiejszego poruszania się po najbliższej okolicy. Niezwykle ważne w tej pracy jest także zadbanie o odpoczynek. Dlatego staramy się utrzymać tzw. tandem. Najpierw do klienta jedzie jedna pani, a po kilku tygodniach wraca, by spędzić czas z rodziną. Wtedy zastępuje ją inna opiekunka. W takim wypadku senior wie, na co może liczyć i z kim współpracuje. Z kolei opiekunki dobrze znają miejsce pracy, dom, potrzeby i tryb dnia seniora. Dwie panie tworzące tandem wymieniają się. Po wypoczynku w domu chętnie wracają do pracy. Wymaga to otwartości na zmianę i łatwości przystosowywania się do nowych warunków. Inny kraj to przecież inne zwyczaje, inne święta. Warto jednak zaznaczyć, że nasi klienci szanują życie prywatne opiekunek. Doskonale zdają sobie sprawę, że większość pracowników prowadzi życie rodzinne w swoim kraju. Opierając się na elastycznym grafiku zatrudnienia, istnieje możliwość dostosowania długości pobytu do własnych preferencji. Najczęściej w Niemczech spędza się dwa miesiące. Zdarzają się też wyjazdy na dwa lub sześć tygodni. Jakie są obowiązki opiekunki? A.B.: Zależą one od sytuacji danego klienta. Jeśli jest taka potrzeba, opiekunka dba o zachowanie higieny, przygotowuje i podaje posiłki, pilnuje godzin podawania leków. Wśród zadań jest też aktywizowanie seniora. Jeśli ma on zajęcia dodatkowe lub rehabilitację, obowiązkiem opiekunki jest dowożenie na takie zajęcia i pomaganie w ćwiczeniach.

Czasem ważne jest po prostu dotrzymywanie towarzystwa, bo coraz poważniejszym problemem w starszym pokoleniu jest samotność. Jeśli senior jest chory, często czuje się zagubiony i niepewny, wtedy opiekunka powinna dawać też wsparcie. Ważne jest reagowanie na nagłe sytuacje, doglądanie i pielęgnacja, po prostu dbanie jak o członka własnej rodziny. Tak naprawdę nie istnieje jedna lista zadań, jakie wykonuje się podczas opieki nad seniorem. Wszystko zależy od wieku, stanu zdrowia oraz potrzeb. Należy dostosować zakres wykonywanych czynności do wymagań podopiecznych. Nie wszyscy nasi klienci są niesamodzielni. Starsi ludzie często sami radzą sobie z codzienną pielęgnacją.

rem na podstawowym poziomie. Opiekunka musi wiedzieć, czy seniora coś boli, czy czegoś potrzebuje. Powinna też umieć zareagować w sytuacji kryzysowej - rozpoznać, że coś się dzieje i być w stanie wezwać pomoc. A.B.: Jeśli kandydatka znajdzie się w naszej bazie, następnym etapem jest wyszukanie odpowiedniej dla niej oferty pracy. Staramy się dopasować ofertę do kandydatki. Jeśli jest zainteresowana, wysyłamy jej kandydaturę klientowi. Wtedy pozostaje już tylko przygotować przejazd, odpowiednie dokumenty do umowy. Ze swojej strony kandydatka powinna mieć tylko konto w banku i dobre chęci. Wszystkie formalności załatwiamy za naszych pracowników.

W takiej pracy zagrożeniem może być wypalenie. Jak go uniknąć? A.B.: Rzeczywiście, rozłąka z rodziną, a nieraz spora odległość od domu sprawiają, że stres narasta. Umiejętność opanowania negatywnych myśli, przekucia ich w coś pozytywnego, ale też zdolność panowania nad sobą, dobrze wpływa na jakość usług. Mamy całe zaplecze, dzięki któremu możemy zapewnić opiekunce wszystko, by czuła się bezpiecznie. Zapewniamy także opiekę psychologów. Uruchomiliśmy też specjalną infolinię, na którą można zadzwonić, jeśli pojawią się jakieś problemy czy wątpliwości.

Firma HELP świętuje trzecie urodziny. A jakie były jej początki? K.Z.: HELP to wynik połączenia dwóch osobowości. Kasia miała doświadczenie germanistyczne, doskonale zna język niemiecki. Ja skończyłam liceum medyczne i zawsze chciałam pomagać potrzebującym. Obie jesteśmy po prostu wrażliwe na świat - osoby starsze, dzieci, zwierzęta. Nie jest nam obojętne to, co się z nimi dzieje. A jeśli dzieje się źle, nie potrafimy przejść obok tego obojętnie. Zauważyłyśmy, że na zachodzie coraz więcej starszych osób, coraz częściej samotnych, potrzebuje pomocy. Postanowiłyśmy założyć firmę, która tę pomoc zapewni.

Jak wygląda proces rekrutacji? K.Z.: Pierwszym krokiem jest wypełnienie formularza lub kontakt telefoniczny, bo to sama kandydatka powinna być zainteresowana współpracą z nami, mieć do tej pracy chęci i serce. Poznajemy to na podstawie wywiadu, ale też referencji. Pozytywna opinia byłego pracodawcy jest zawsze bardzo cenna. Jednak głównym źródłem informacji jest rozmowa. Pytamy przede wszystkim o dotychczasowe doświadczenia w opiece, ale też np. czy dana osoba umie i lubi gotować, czy lubi zwierzęta. Pytamy też o hobby i zainteresowania, o dyspozycyjność, o znajomość języka niemieckiego. Będzie on potrzebny w komunikacji z senio-

HELP AGENCJA ZATRUDNIENIA, GWARANTUJĄCA PRACĘ DLA OPIEKUNEK OSÓB STARSZYCH NA TERENIE NIEMIEC I LUKSEMBURGA. TEL. 518 788 038, 52 321 65 31 PRACA@HELP24.INFO | WWW.HELP24.INFO

Czego Was nauczyła ta praca? A.B.: Prowadzenie firmy dało nam świadomość, że młodość nie trwa wiecznie. Być może kiedyś sami będziemy mało mobilni, sprawni fizycznie, sami będziemy nieco wolniej wchodzić po schodach czy przechodzić przez ulicę. Będziemy oczekiwali tego, co dziś dajemy klientom: wsparcia, opieki, bezpieczeństwa. Chcemy, żeby nasza firma to poczucie dawała. Naszymi maskotkami są suczka Lilka i pies Benek, które można tu spotkać na co dzień. Nasze zwierzaki nie tylko pozwalają rozładować napięcia i stresy, ale dają również ciepło i serdeczność. Wartości, którymi kierujemy się na co dzień.


MOŻLIWOŚĆ ZAMIANY NA MIESZKANIE 3 SYPIALNIE, SALON KUCHNIA, 2 ŁAZIENKI, GARAŻ JUŻ OD 349 TYS. Z DZIAŁKĄ OKOLICE TORUNIA REALIZUJEMY INDYWIDUALNE PROJEKTY

TEL. 515 12 13 13

• POSADZKI MASZYNOWE • PRZYŁĄCZA WOD.-KAN. • PRACE ZIEMNE • WYBURZENIA

TEL. 668 462 536


www.pomocwdomu.pl

Praca dla opiekunek osób starszych

Dlaczego warto z nami pracować? - jesteśmy na rynku od 2006 roku - gwarantujemy bezpieczne, sprawdzone oferty - wysokie wynagrodzenia i premie - pakiet dodatkowych ubezpieczeń - opiekę biura 7 dni w tygodniu

Wyjedź do Niemiec jako opiekunka. Sprawdź co zyskujesz! - wynagrodzenie do 1500 euro za miesiąc - zakwaterowanie, wyżywienie, dojazd – bezpłatnie - do 300 euro premii za święta Bożego Narodzenia

Czego wymagamy? - doświadczenia w opiece nad seniorami, na przykład w rodzinie - co najmniej podstawowej znajomości języka niemieckiego

Zapraszamy do kontaktu z nami: Zadzwoń do nas: tel. 56 655 10 10 lub 536 080 880 Biuro w Toruniu: ul. Szewska 6/2. Zgłoś się online: www.pomocwdomu.pl | rekrutacja@pomocwdomu.pl

Zapraszamy na bezpłatne lekcje języka niemieckiego dla opiekunek!


AKTYWNOŚĆ RZEŹBI MÓZG Od wczesnych lat warto zaszczepiać w dzieciach pewne postawy, a także dbać o ich cudowność i naturalne umiejętności, by później mogły one szerzyć w swoim otoczeniu innowacyjne myślenie poza schematem - mówi Agnieszka Ważny, założycielka Laboratorium Twórczej Edukacji „Ściśle Fajne”. ROZMAWIA: Jan Oleksy


PA R T N E R T E M AT U

Rozmawialiśmy kiedyś o tym, jak ważny jest flow we wszystkich działaniach. Dotyczyło to ludzi dorosłych. Mówiła Pani wówczas, że marzy jej się wykorzystanie tych doświadczeń w pracy z dziećmi. Czy tak? Pracując jako coach biznesu z dorosłymi ludźmi, często słyszałam od nich „oj, gdybym wiedziała to, kiedy byłam dzieckiem, to moje życie mogłoby wyglądać inaczej”. Często ludzie bardzo późno odkrywają, co ich pasjonuje, i dopiero kiedy pozwolą sobie za tym pójść - zaczynają naprawdę żyć. Więc postanowiła Pani to zmienić i zajęła się odkrywaniem pasji u najmłodszych? Tak powstało „Ściśle Fajne” laboratorium - miejsce, w którym najmłodsi mają możliwość poznania swoich zasobów, rozwijania talentów. Dzieci mają bardzo dużo pasji, niestety dorośli często je gaszą. Krytykują, nazywają „słomianym zapałem”. Jedynym sposobem ich odkrycia jest ciągłe doświadczanie nowych aktywności w przeróżnych dziedzinach, np. artystycznych, naukowych czy sportowych. Czyli ważne jest danie szansy? I zainspirowanie. Tylko w ten sposób może objawić się talent. Jeżeli nie wejdziemy do wody, nie dowiemy się, że jesteśmy mistrzami w pływaniu. Niektórych rzeczy nie spróbujemy nigdy, jeśli nie znajdzie się ktoś, kto pokaże, że to może być fascynujące. Zarazi swoją pasją. Zasada jest taka, żeby wszystkiego spróbować? Im więcej próbujemy, tym lepiej, bo sami możemy się przekonać, czy nam to „smakuje”, czy nie. Nie jeżdżę na nartach, bo nie umiem... ...bo nie spróbowałam, więc nie wiem, czy mam talent! Znajomy zaczął pływać na desce surfingowej w wieku 60 lat. Wszyscy się śmiali, że dopiero w tak późnym wieku zaczyna. Dziś świetnie pływa, a gdyby 10 lat temu nie spróbował - nigdy nie odkryłby swego flow. Próbować warto wielu rzeczy, bez względu na to, czy będzie nam to wychodziło od samego początku, czy nie. Talent szlifuje się jak diament. Ważnym sygnałem dla rodziców powinien być fakt, że jakieś zajęcie sprawia dziecku wyjątkową przyjemność. I za tym należy podążać. A efekt nie musi być doskonały? Coś, co jest kreatywne, wcale nie musi być perfekcyjne. Bo co to znaczy perfekcyjne? Że jest zgodne z ustalonymi wcześniej kryteriami? Czyli jest przewidywalne, a wtedy ginie kreatywność. Następuje wpasowanie w określony model. A my chcemy wychodzić poza sztampę, chcemy budować w dzieciach postawę ciekawości i otwartej głowy. Tylko wówczas można odkryć coś nowego, innowacyjnego. Myśląc schematem, przewidujemy wynik, niczego nie odkrywamy, tylko cały czas krążymy wokół tego, co jest nam znane. I przestajemy być odkrywcą, którego cechą jest ciekawość świata. Ale jak tę ciekawość obudzić? Od zawsze pasjonował mnie proces uczenia i szukanie odpowiedzi na pytanie, jak motywować do nauki. Z pomocą przychodzi neurometodyka, która jest dziedziną wykorzystującą wiedzę na temat naszego mózgu do optymalizacji procesów uczenia w taki sposób, aby nauka i rozwój stały się naturalnym, radosnym, a równocześnie efektywnym procesem. Koncepcję „przepływu flow” - zwanego też stanem „doświadczenia optymalnego” - opracował prof. Mihaly Csikszentmihalyi, badacz zajmujący się tematyką twórczości i innowacyjności.

Proces uczenia w stanie flow często określany jest jako „euforia edukacyjna”. To jest moment, kiedy z ogromną ciekawością coś poznajemy, badamy, odkrywamy, doświadczamy. W tym stanie jesteśmy głęboko zaangażowani i w pełni skoncentrowani na działaniu, które samo w sobie sprawia nam przyjemność, daje satysfakcję, wydaje się łatwe i naturalne. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ w stanie flow mamy dostęp do wszystkich naszych zasobów, możliwości, talentów, w pełni realizujemy swój potencjał, stąd najtrudniejsze zadania wykonujemy z dużą łatwością, radością i efektywnością, bez stresu, strachu czy napięcia. Właściwe pomysły, rozwiązania przychodzą naturalnie. Następuje synchronizacja półkul mózgowych, uruchamiana jest kreatywność. W stanie flow układ nagrody w mózgu włącza „wewnętrzny napęd” ucznia, a tym samym wysoki poziom motywacji, zaangażowanie i działanie. To naukowe wyjaśnienie, ale jak pomóc rodzicom, którzy nie mają pomysłu na zmotywowanie dziecka do aktywnego działania? Gdy szukam odpowiedzi na to pytanie, przychodzi mi do głowy, że muszę być ciekawa, muszę chcieć to robić. Motywacja to jest owo „chcę”. A co zrobić, żeby było to „chcę”? Wystarczy wykreować sytuację, w której wiedza będzie budziła ciekawość poznawczą. Badania mózgu pokazują, że rodzimy się z nią, a mózg lubi się uczyć. Prof. Hüther, znany neurobiolog, wykazuje w swojej książce, że „Wszystkie dzieci są zdolne”. Nie jest to zbyt odważna teza? Dzieci potrzebują jedynie odpowiedniego środowiska edukacyjnego do rozwoju swoich talentów i potencjału. Równie ważne jest dopasowanie metody uczenia do konkretnego dziecka, żeby się odnalazło i czuło, że to, co robi, jest fajne, ciekawe - wtedy będzie chciało w to wejść. Wierzę głęboko, że dziecko potrafi, dlatego stwarzam w naszym laboratorium sytuacje, żeby ono samo mogło zbudować przekonanie, np. o chemii czy matematyce, że to jest łatwe i do... nauczenia. Zmiany przekonań malują się na twarzach dzieci, a ich ciała tańczą z radości, kiedy mogą robić coś, co ich fascynuje. Efekt? Na podstawie własnych doświadczeń odkrywają, że potrafią się tego nauczyć, że są zdolne. Wkładając wiedzę na siłę „łopatą do głowy”, jak to się popularnie mówi, czyli ucząc transmisyjnie, nie da się nauczyć. To, co należy zrobić, to pokazać dziecku, jak ma się uczyć. Dzieci mają zasoby, tylko nie zawsze mają do nich dostęp. Kiedy swego czasu udzielałam korepetycji z chemii, to nie zaczynałam od tłumaczenia reakcji i zjawisk, tylko od pracy na przekonaniach. Stwarzałam sytuacje, żeby dzieci same mogły odkryć, że to potrafią. Oczywiście, rodzice i nauczyciele też muszą być o tym przekonani. Dziecko musi czuć, że w nie wierzymy, musi widzieć wsparcie. Cudownie byłoby, gdyby nauczyciele w ten sposób myśleli o swoich uczniach. Jest wiele badań, które pokazują, że dzieci traktowane jak superuzdolnione, wkrótce zaczynały być wybitnymi w nauce. Widać, jak bardzo ważne jest pozytywne nastawienie, czyli przekonanie „potrafię”, „dam radę”, „to jest ciekawe” itp. Rozumiem, że takie nastawienie prowadzi bezpośrednio do osiągnięcia stanu flow? Właśnie przekonań dotyczy mój autorski projekt dla przedszkolaków z zakresu matematyki - uczyć dzieci w ciekawy, kreatywny, innowacyjny sposób nie tylko po to, żeby je nauczyć matematyki, lecz po to, żeby dać im doświadczenia, które pozwolą zbudować pozytywne przekonania. Bo kiedy pójdą do szkoły i spotkają się raz z trudniejszymi, a raz łatwiejszymi sytuacjami, to te dzieci, które mają pozy-


PA R T N E R T E M AT U

PROCES UCZENIA W STANIE FLOW CZĘSTO OKREŚLANY JEST JAKO „EUFORIA EDUKACYJNA”. TO JEST MOMENT, KIEDY Z OGROMNĄ CIEKAWOŚCIĄ COŚ POZNAJEMY, BADAMY, ODKRYWAMY, DOŚWIADCZAMY.

Jeżeli dziecko narysuje kota, który będzie niepodobny do niczego, to trzeba się pocieszać, że to surrealizm? To wyjście poza ramy. Gdyby krytykowany przez ówczesnych Picasso dał się wbić w schematy, to byśmy nie mieli sztuki, którą się dzisiaj wszyscy zachwycamy. To dobra metafora, którą możemy odnieść do każdej dziedziny.

tywne doświadczenia i przekonania, że matematyka jest fascynująca, nie zrażą się trudną sytuacją, tylko włączy im się nawykowo ciekawość i szukają rozwiązań. A te, które mają negatywne doświadczenia, są przerażone i zablokowane, a zatem przekonane, że sobie nie poradzą, nie próbują nic z tym zrobić. Zatem uczyć podczas zabawy? Z tym przesłaniem działacie w Laboratorium Edukacji? Dziecko zdobywa wiedzę, nie zdając sobie sprawy, że się uczy? Wiadomo, że ludzie uczą się najwięcej wtedy, kiedy nie zauważają, że się uczą, bo wówczas mózg człowieka chłonie wiedzę w naturalny sposób. Dotyczy to również dzieci. Z myślą o nich stworzyłam „Ściśle Fajne” laboratorium, w którym jest miejsce na eksperymenty, samodzielność i odkrywczość. Dzieci uczą się podczas zabawy, rozwiązują zadania, pytają i szukają odpowiedzi. Każdą uznajemy za wartościową, bo prowadzi do jakiegoś odkrycia. Słyszałam od pewnego profesora anegdotę, że fulereny odkryto dlatego, że coś się komuś nie udało. Okazuje się, że niekiedy błąd nie jest porażką, tylko innowacją, drogą do odkrycia czegoś nowego. Uczymy dzieci poczucia wartości, nie oceniania, krytykowania. Tłumaczymy, że każdy eksperyment może dawać inne wyniki, bo robił go ktoś inny i to jest właśnie niesamowite.

Już sama nazwa Waszego laboratorium „Ściśle Fajne” wywołuje zaciekawienie i sugeruje innowacyjne podejście do edukacji. W każdej dziedzinie, nie tylko w chemii czy matematyce, eksperymentujemy i doświadczamy, bo przecież uczymy się poprzez działanie, ruch, dotyk - zmysły. To jest jedyny sposób, kiedy mózg się uczy, a doświadczenia „zmieniają się” w neurozłącza. Towarzyszące im emocje, zapisują się w układzie limbicznym. Później każda podobna sytuacja uruchamia te emocje ponownie. Jeśli była to radość, ciekawość, to w takim stanie proces uczenia się następuje w sposób płynny, nie spinamy się, nie ślęczymy nad książką, tylko coś, co nas fascynuje samo wchodzi do głowy. Fascynacji towarzyszą odwołania. Każdy zna takie sytuacje, np. „jak cudownie nam było, kiedy jedliśmy pyszne ciasto u babci?”. Te emocje zaczynamy czuć w ciele, czy chcemy, czy nie. Tak działa mózg. Tak działa Wasze laboratorium? Na przykład uczymy matematyki przez sztukę, przez metaforę, stosując metody multimedialne. Nie powinno się uczyć matematyki na abstrakcji, bo mózg dziecka nie jest w stanie tego sobie wyobrazić. Tłumacząc maluchom figury geometryczne, takie jak pole czy obwód, robimy z ciastoliny płot, orzemy ziemię, wysiewamy nasiona. Dzieci uwielbiają metaforę, same odkrywają przez skojarzenia, że pole, na którym sieją nasiona, to jest właśnie pole figury. Dzieci

najlepiej się uczą, kiedy mózg jest ciekawy, gdy jest w stanie odkrywczym, czyli w stanie flow. Wtedy mogą nauczyć się wszystkiego. Tak też efektywnie można uczyć języków obcych. Czym się różnicie od zwykłego przedszkola czy szkoły? Jeżeli chodzi o organizację zajęć, to jesteśmy świetlicą, a w kwestiach merytorycznych różnimy się przede wszystkim postawą. Wierzymy, że dzieci są utalentowane, a my im dajemy dostęp do ciekawej wiedzy, by mogły obudzić swoje pasje, odkryć swoje talenty. Stosujemy innowacyjną formę zajęć, w których zabawa, doświadczenie, eksperymenty i odkrywanie czegoś nowego są na pierwszym miejscu. Odkrywcze są również nazwy warsztatów: „Chemicy-Magicy”, „Dociekliwi Detektywi” czy „Matematyka od kuchni”... W wakacje na zajęciach „Matematyka od kuchni”, np. przy okazji wspólnego przygotowywania pizzy, dzieci uczyły się liczenia, odkrywały zależność między objętością a wagą, przeliczały jednostki, tworzyły z dekoracji „dzieło sztuki”, które po przekrojeniu warstw posłużyło za niezwykłą lekcję... geologii. Okazuje się, że wspólnie gotując, piekąc, kisząc ogórki, można równocześnie rozwijać wiele kompetencji przydatnych w późniejszym życiu. A wszystko w atmosferze cudownej zabawy. Robimy to wszystko także z myślą o sobie? W trosce o siebie, a także o tych wszystkich, którzy dopiero pojawią się na świecie. Dlatego tak istotna jest edukacja i jej jakość. Trzeba inwestować w rozwój dzieci, w kształtowanie kompetencji społecznych, nawyków i postaw, w swoiste „rzeźbienie mózgów”, a przede wszystkim w innowacyjne myślenie. Od tego, co zasiejmy w młodych umysłach, będzie zależała nasza przyszłość.

Agnieszka Ważny coach, trener biznesu i rozwoju osobistego, wykładowca akademicki, z wykształcenia chemik kwantowy, informatyk, grafik komputerowy, pedagog, od ponad 16 lat fascynuje się zarówno neurometodyką jak i badaniem koncepcji „przepływu” tzw. stanów FLOW (zarówno w biznesie, jak i edukacji) oraz zastosowaniem nowych technologii w nauczaniu, założycielka „Laboratorium Twórczej Edukacji „Ściśle Fajne”.



WARTO BYĆ DLA SIEBIE DOBRYM Trudno czasami postawić siebie na pierwszym miejscu. To naturalne, że całą swą energię chcemy poświęcić naszym pociechom. Łatwo jednak przeoczyć moment, w którym nasze złe samopoczucie, przemęczenie czy wypalenie przeradza się w coś dużo bardziej poważnego. Co wtedy? Aleksandra Fajga, prezes zarządu Pracowni Wspierania Rozwoju AiM Sytuacja, w której dziecko przeżywa trudności i potrzebuje naszego działania, jest momentem pełnej mobilizacji. Liczy się dziecko, liczy się czas. Wszyscy są skupieni na dziecku i jego potrzebach. Jednak w pewnej chwili wszystkim brakuje sił. To pierwszy sygnał, że dzieje się coś złego. Potrzebna jest pomoc - ale nie dziecku. Pomocy potrzebują rodzice. Często sami tego nie widzą. Starają się być silni - niestety z boku widać, że np. pod maską „superwoman” kryje się po prostu przestraszona i wyczerpana kobieta - matka. Warto jednak pamiętać: w realnym życiu nikt nie jest ze stali. My, terapeuci, widzimy takie historie codziennie.

ZNAK CZASÓW Propozycja wsparcia psychoterapeutycznego często budzi sprzeciw i jest odrzucana. Tymczasem statystyki pokazują, że problem jest coraz poważniejszy. Psychiatrzy wskazują, że depresji poporodowej może doświadczyć 10-20 proc. mam. Z kolei zjawisko „baby blues”, czyli obniżonego nastroju po urodzeniu dziecka, może dotyczyć nawet 80 proc. Na występowanie depresji matek mogą wpływać zmiany cywilizacyjne. Z badania przeprowadzonego przez naukowców z University of Bristol w Wielkiej Brytanii na dwóch pokoleniach kobiet wynika, że poważne objawy depresji ciążowej występowały o 51 proc. częściej w młodszym, urodzonym w latach 90. pokoleniu kobiet. Z drugiej strony wiele badań naukowych dowodzi, że znacznie lepsze efekty terapii osiągają dzieci, których rodzice uzyskują pomoc psychoterapeutyczną. Rodzice posiadający wsparcie psychoterapeuty mają więcej siły i świadomiej pomagają swojemu dziecku. DEPRESJA TO NIE POWÓD DO WSTYDU! Trudno określić, jak wiele mam w naszym najbliższym otoczeniu boryka się z depresją poporodową lub znacznie obniżonym nastrojem wynikającym z trudów macierzyństwa, chronicznego przemęczenia oraz totalnej zmiany stylu życia i aktywności. Wiele z nich nie przyznaje się do tego przed znajomymi czy rodzicami, często nawet przed samą sobą. Dużo kobiet nadal przejmuje większość obowiązków związanych z pielęgnacją maleństwa, ojcowie

PRACOWNIA WSPIERANIA ROZWOJU AiM ul. Polna 100A w Toruniu

W jej skład wchodzą m.in.: z kolei bardziej poświęcają się pracy, chcąc zapewnić jak najlepsze warunki swojej rodzinie. Dla mam ten okres nie zawsze kojarzy się tylko z radością wynikającą z pojawienia się nowego członka rodziny. We wspomnieniach nie brakuje miejsca na przeżywaną w tym czasie frustrację, strach, a nawet smutek i złość. Często myślimy, że do depresji „nie wypada” się przyznać. Trzeba jednak podkreślić, że uświadomienie sobie problemu to pierwszy krok do jego rozwiązania.

SPOJRZENIE Z INNEJ PERSPEKTYWY Rodzice nie sięgają po pomoc, często uważając, że należy się ona przede wszystkim dziecku. Zapominają, że dzieci połączone są z nimi silną więzią i nie będą się rozwijać na miarę swoich możliwości, jeśli rodzice będą przemęczeni, rozczarowani sobą i nieszczęśliwi. W Pracowni Wspierania Rozwoju AiM nie pozostawiamy ich bez opieki. Rodzice, których dzieci objęte są wczesnym wspomaganiem rozwoju, mogą skorzystać z 3 godzin bezpłatnych konsultacji. To bardzo ważne, by po prostu zostać wysłuchanym, móc podzielić się swoimi troskami, frustracją, czy nawet dopytać o sposób postępowania z dzieckiem. Oczywiście trzy godziny nie rozwiążą żadnego problemu, ale pomogą zobaczyć z innej perspektywy sytuację, w której się znaleźliśmy. Być może pozwolą podjąć ważne decyzje. Wielokrotnie rodzice decydują się na kontynuowanie terapii - dla siebie. Warto zadbać o siebie i być dla siebie dobrym.

• Niepubliczny Ośrodek Rewalidacyjno-Wychowawczy, w którym bezpłatną terapię mogą otrzymać dzieci posiadające opinię o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju (WWR) oraz orzeczenie o potrzebie indywidualnych zajęć rewalidacyjno-wychowawczych • Wielospecjalistyczny Ośrodek Diagnozy i Terapii oferujący terapie we wszystkich zakresach

Więcej informacji na stronie internetowej www.wspomaganierozwoju.edu.pl oraz pod numerem tel. 518 300 414.


LUBIĘ

wyzwania Nie ma dla mnie projektów mniej ważnych, mniej angażujących. Gastronomia, duże hale produkcyjne, małe lokale rzemieślnicze, przestrzeń biurowa, wszystkie zlecenia są interesujące - mówi Emilia Kuhn-Zakurzewska, rzeczoznawca do spraw sanitarnohigienicznych, architekt i kierownik robót budowlanych.

Jest Pani jednym z najmłodszych rzeczoznawców sanitarnohigienicznych w kraju i pierwszą kobietą w Bydgoszczy z takimi uprawnieniami. Na czym polega Pani praca? Najprościej mówiąc: nadzoruję i wspieram procesy inwestycyjne - od koncepcji, przez budowę, po efekt finalny oraz oddanie lokalu do użytku. To może być blok mieszkalny, restauracja, kawiarnia, biuro, hala przemysłowa, przedszkole, klub fitness - każdy budynek musi spełnić określone normy i przypilnowanie tego jest moim zadaniem. Zajmuję się więc konsultowaniem, opiniowaniem i weryfikowaniem projektów pod względem zgodności z wymogami technicznymi, sanitarnohigienicznych oraz BHP. W praktyce oznacza to nie tylko sprawdzanie przepisów, ale przede wszystkim żywą pracę z ludźmi. Odwiedzanie inwestycji, rozmowy, poznawanie historii, które stoją za danym pomysłem na biznes, lokalem czy restauracją. Chyba to najbardziej podoba mi się w mojej pracy po prostu nie sposób się nudzić. Wciąż uczę się czegoś nowego. Jaki projekt najbardziej zapadł Pani w pamięć? Był najbardziej wymagający? Każdy projekt jest inny i ciekawy, więc trudno wskazać ten jeden wyjątkowy (śmiech). Na pewno dużym wyzwaniem było zaprojektowanie przestrzeni dla firmy kosmetycznej, która w Porcie Gdańskim chciała wytwarzać według swojej oryginalnej receptury kremy z kolagenem ze skóry ryb. Tutaj cały budynek,

laboratoria, przestrzenie dla pracowników musiały być ściśle podporządkowane technologii. Dodatkowym problemem okazała się współpraca z lokalnym, wewnętrznym Sanepidem. To było jednocześnie bardzo wymagające i bardzo satysfakcjonujące zlecenie! Dużo frajdy mam też z pracy przy inwestycjach gastronomicznych. Dlaczego właśnie gastronomia jest tak ciekawa? Bo przy okazji mogę spróbować nowych potraw (śmiech). Oczywiście żartuję, ale rzeczywiście podczas opiniowania inwestycji gastronomicznych mam okazję posmakować kuchni z całego świata i poznać fantastycznych, pełnych pasji ludzi. Pracowałam na przykład przy projektowaniu restauracji brazylijskiej, piekarni gruzińskiej, wegetariańskiej burgerowni, lokalu z fit ciastami, przy różnego rodzaju bistrach, kawiarniach, pubach czy cateringach. Każde takie zlecenie jest inne i do każdego trzeba podejść indywidualnie. To duże wyzwanie, a ja lubię wyzwania. Dlatego tak naprawdę nie ma dla mnie inwestycji mniej ważnych, mniej angażujących. Gastronomia, duże hale produkcyjne,

małe lokale rzemieślnicze, przestrzeń biurowa - wszystkie projekty są interesujące. Czy w pracy rzeczoznawcy pomagają Pani uprawnienia budowlane i wykształcenie architekta? Bardzo! Rzeczoznawcami często zostają osoby, które wcześniej przez wiele lat pracowały w Sanepidzie, znają więc teorię, ale niekoniecznie mają praktyczne doświadczenie. Ja na każdy projekt patrzę nie tylko od strony przepisów, ale też możliwości architektonicznych, technologii, tego, co fizycznie możemy w budynku zmienić, jak go przystosować pod biznes i wymogi konkretnego klienta. To szczególnie ważne w sytuacji, w której inwestycja nie powstaje od podstaw, a dotyczy już istniejącego lokalu. Prawo zezwala wówczas na pewne odstępstwa - na przykład w kwestii wysokości pomieszczenia, rodzaju oświetlenia czy wentylacji. Jako rzeczoznawca pomagam klientom interpretować przepisy, a jako architekt oraz kierownik robót budowlanych podpowiadam praktyczne rozwiązania. Mam po prostu szersze spojrzenie. Cieszę się, że udaje mi się w ten sposób łączyć całe zdobyte wykształcenie, doświadczenie i pasję. To praca marzeń!

EMILIA KUHN-ZAKURZEWSKA rzeczoznawca ds. sanitarnohigienicznych, inspektor BHP, architekt i kierownik robót budowlanych. Prowadzi biuro projektowe na ul. Gotowskiego 6 w Bydgoszczy, tel. 693 882 014.



KSIĘGOWOŚĆ - to nasza pasja PROSPERO Toruń, ul. Grudziądzka 110-114 (Business Park) www.biuroprospero.pl


DOMOWE SPA W TWOJEJ ŁAZIENCE Chcesz, by Twoja łazienka stała się nie tylko przestrzenią do higieny i pielęgnacji ciała, ale również miejscem, w którym będziesz mógł zażywać codziennego relaksu? Poznaj sposoby, dzięki którym stworzysz domowe SPA!

N

ic nie koi ciała i zmysłów tak, jak długa kąpiel w gorącej wodzie. Ułóż się wygodnie w wannie, zamknij oczy i pozwól, by okrywała Cię delikatna kołderka z gęstej piany. To świetny sposób na relaks po ciężkim dniu, w szczególności po treningu, pracy fizycznej czy dalekiej podróży. Czy wiesz jednak, że taki odpoczynek może być jeszcze przyjemniejszy? To wszystko za sprawą wanien z hydromasażem - silne strumienie powietrza będą tworzyły bąbelki, które delikatnie wymasują zmęczoną skórę i pozwolą Ci się efektywnie rozluźnić. Możesz wybrać gotowe wanny z systemem masującym lub też kupić maty do hydromasażu, które wystarczy ułożyć w dowolnej wannie.

SAUNA W DOMOWYCH WARUNKACH? POZNAJ KABINY PAROWE! Trudno wyobrazić sobie domowe SPA bez wanny, jednak nie jest to niemożliwe. Dla tych, którzy mają zbyt małe łazienki na takie rozwiązanie, z pomocą przychodzą kabiny prysznicowe zapewniające wcale nie mniejszy komfort kąpieli od tradycyjnych wanien. Mowa o modelach wyposażonych w panele do hydromasażu, ale nie tylko. Producenci w swoich projektach sięgają po nowatorskie pomysły, czego skutkiem są np. kabiny parowe, czyli przestrzeń prysznicowa połączona z domową sauną. Takie udogodnienia są możliwe nawet w najmniejszych kabinach natryskowych o wymiarach 80 x 80 cm, więc prywatne SPA jest także w zasięgu osób posiadających niewielkie łazienki!


AROMATERAPIA - UKOI TWOJE ZMYSŁY Domowe SPA to gratka dla niemal wszystkich zmysłów - najważniejszy jest oczywiście dotyk, ale relaks możesz spotęgować, korzystając także z węchu. Ulubione zapachy potrafią przenosić we wspomnieniach, przypominać o dalekich podróżach i ważnych wydarzeniach z życia. Jeśli więc i Ty masz swoje ukochane wonności, dzięki którym czujesz się lepiej, spróbuj je odtworzyć w swojej łazience. Wykorzystaj do tego celu zapachowe świece, kadzidełka, albo też specjalne zestawy z podgrzewaczami, do których można wlewać olejki eteryczne. Popularne stają się także urządzenia elektryczne o wysokiej wydajności, które również współpracują z olejkami, ale niezastąpione mogą okazać się świeże kwiaty wprowadzające naturalną świeżość do wnętrza. DOMOWE SPA - ZNACZENIE WYSTROJU WNĘTRZA Ogromne znaczenie dla Twojego samopoczucia w łazience będzie miał odpowiedni dobór wyposażenia - to on będzie świadczyć o tym, czy pomieszczenie będzie przytulne i ciepłe w odbiorze. Aby tak się stało, postaw na ceramikę sanitarną o subtelnych kształtach i swoistej delikatności wzornictwa. Idealnie sprawdzą się tutaj produkty z salonów Elements - wanna wolnostojąca DERBY oraz umywalka nablatowa DERBY style. Wyposażenie to dopiero początek! Wnętrze zyska na przytulności, jeśli dodasz do niego także rośliny doniczkowe - najlepiej takie lubiące wilgoć, jak np. storczyki - oraz dekoracje. Mogą to być suszone kwiaty, świeczki, a nawet miniaturowe fontanny, których przyjemny szum dodatkowo Cię zrelaksuje. Blask świec lub taśm LED rozciągniętych przy podłodze lub wokół lustra stworzy odpowiedni klimat, a Ty nie będziesz musiał zapalać rażącego światła głównego. W ten sposób zadbasz o perfekcyjną atmosferę domowego SPA.

Salon Elements Bydgoszcz ul. Hermana Frankego 1 85-862 Bydgoszcz tel. +48 52 326 96 26 / 21 / 48 bydgoszcz@elements-show.pl www.elements-show.pl/bydgoszcz

Salon Elements Toruń ul. Polna 105 87-100 Toruń tel. +48 56 619 48 39 torun@elements-show.pl www.elements-show.pl/torun




FOLKSTAR

PREZENTY NIE TYLKO NA ŚWIĘTA Jakie gadżety najchętniej kupujemy w okresie świątecznym? Czy folklor jest odpowiedni na święta? Oraz o tym, co sama poleciłaby na świąteczny prezent - rozmawiamy z Dorotą Salik-Zielińską, właścicielką sklepu Folkstar Bydgoszcz.

FOLKSTAR ul. Jezuicka 7, 85-102 Bydgoszcz godziny otwarcia od poniedzałku do niedzieli 10.00-18.00 FB/FolkstarBydgoszcz www.folkstar.pl

kilka różnych produktów i stworzyć z nich zindywidualizowany prezent, do tego będący symbolem regionu - czy naszego, czy dowolnego polskiego. Wzory ludowe są dla niektórych zbyt charakterystyczne i ktoś może nie lubić ich łączyć. Jest natomiast spora grupa osób, która robi to wręcz oszałamiająco. Na przykład idealnym dodatkiem w nowoczesnym mieszkaniu będzie kolorowa poduszka z Łowicza. Czy może Kurpie - mają taki mocny czarno-biały wzór. Albo np. kolorowy kubek, który uzupełnia przestrzeń i dodaje trochę ciepła.

Czy folklorystyczne wzory cieszą się dużym powodzeniem w okresie przedświątecznym? Nie możemy narzekać na brak zainteresowania. Już na początku listopada pojawiają się pierwsze osoby, które pytają o świąteczne bombki. A wybór mamy spory - od lekkich, słomianych, po delikatne, szklane ozdoby. Dominują w nich popularne wzory, m.in. łowicki. Mamy również bombki w postaci kobiet lub mężczyzn, ubranych w ludowe stroje - świetnie uzupełniają świąteczne kompozycje. Nie może u nas również zabraknąć bombek regionalnych twórców ludowych. Przykładowo, nasza niezawodna Pani Krystyna, nie dość że pięknie je przyozdabia, to dba o patriotyczny akcent - wykaligrafowany napis „Bydgoszcz”. Dzięki temu taka bombka może okazać się świetnym pomysłem na prezent dla rodziny za granicą. Na święta najbardziej czekają najmłodsi. Jakie upominki możemy znaleźć dla nich w Folkstar? Mamy bardzo dużo tradycyjnych zabawek, takich z drewna. Wielu klientów pamięta je ze swojego dzieciństwa. Zresztą często słyszymy tutaj w sklepie takie rozmowy, z których płynie ciepło wspomnień. Dziadkowie opowiadają np. swoim wnukom, że mieli takie zabawki w dzieciństwie, pokazują im, jak działają. Największą popularnością cieszą się chyba pukawki, czyli zabawka do pukania, strzelania, która przypomina z wyglądu broń palną. Mamy też rzeźbione, drewniane zwierzątka. Myślę, że to ciekawa propozycja w świecie przepełnionym zabawkami „na baterie”, które grają, śpiewają. W moim poczuciu te dawne „cacka” mają duszę i zostawiają pole do rozwoju kreatywności. Dlatego je tak bardzo lubię. A może jakaś inspiracja na prezent dla starszych? Możliwości jest u nas wiele. Może zestaw dla zmarzlucha? Proponuję ciepłe kapcie, kubek i herbatę w gustownej puszcze. Coś dla elegantki? Piękna chusta i korale mogą stać się eleganckim dodatkiem. Włożyłam dużo pracy w to, żeby stworzyć miejsce, które nie ogranicza możliwości. Tutaj można dobrać do siebie

Nie brakuje też tutaj magnesów na lodówkę. Czy ktoś w ogóle traktuje je jako opcję na świąteczny prezent? Oczywiście, że tak! Może zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale tak jest. Mamy wśród swoich klientów wielu zagranicznych gości, studentów z programu Erasmus. Chętnie kupują magnesy jako dodatek do prezentu. Nie dotyczy to jednak tylko obcokrajowców. Mamy taką piękną serię magnesów firmy Arte-fakt. Są wykonane ręcznie - od projektu poprzez rzeźbienie, kończąc na malowaniu. Te magnesy to takie małe dzieła sztuki, gdyż posiadają naprawdę niesamowicie dokładne odwzorowanie szczegółów. Niektórzy ludzie je kolekcjonują. A znajdziemy tu też coś dla osób wymagających, poszukujących rzeczy nie tylko ładnych, ale i praktycznych? Zdecydowanie. Nie wspominałam jeszcze o ceramice. To zdecydowanie opcja dla bardziej wymagających. Sprawdzi się na pewno jako prezent dla kogoś ceniącego jakość i wyjątkowość. W Polsce jeszcze nie zawsze, ale za granicą bardzo ceni się ręcznie wykonane rzeczy. Bardzo dużo osób spoza Polski docenia to, że mamy ręcznie robione i malowane naczynia, które do tego pochodzą z naszego regionu. Choć nie tylko. Wątkową propozycją jest ceramika z Manufaktury Bolesławiec. W tym mieście istnieje wiele firm tworzących naczynia. Co ciekawe, każdy z producentów ma swoje kształty, które czasem się powtarzają, czasem nie. Część ceramiki malowana jest stempelkowo, część ręcznie. To naprawdę wyjątkowy prezent. Nowocześniejsze wzory oferuje Fabryka Fajansu Włocławek. Niesamowite jest to, że w fabryce tej każda malarka ma swój konkretny styl malowania. Dodatkowo każda ma swoją pieczątkę, którą oznacza wykonaną pracę. Dzięki temu, jeśli kupimy jakiś konkretny kubek, to dobrze wiemy, kto jest jego autorem. Zupełnie inaczej pije się kawę czy herbatę, kiedy ma się świadomość, że ktoś własnymi rękoma wykonał filiżankę, którą trzymamy w dłoniach.


ODDYCHAJ ŚWIEŻYM POWIETRZEM Oczyszczacze powietrza dla alergików, astmatyków i palaczy z funkcją jonizatora, lampą UV i filtrem powietrza HEPA do małych i dużych pomieszczeń

Z

anieczyszczone powietrze w naszych domach i miejscach pracy może być przyczyną licznych dolegliwości zdrowotnych. Intensywny smog w okresie grzewczym, pylące wiosną i latem rośliny, a do tego jeszcze kurz, brzydkie zapachy, zarodniki pleśni i drobnoustroje sprawiają, że jakość powietrza w naszych domach może być bardzo niska. Na szczęście przed większością z tych zanieczyszczeń chroni oczyszczacz powietrza. Oczyszczacz powietrza to urządzenie, które filtruje powietrze i usuwa z niego zanieczyszczenia. Jest to wiec urządzenie, które może zapewnić czyste powietrze w pomieszczeniu, w którym przebywamy. Dlaczego oczyszczacze powietrza są nam potrzebne? Każdy z nas robi średnio 900 wdechów na godzinę. Wprowadzamy do płuc ok. 7,5 litra powietrza na minutę, czyli ponad 10 000 litrów powietrza na dobę. Szkodliwe pyły zawarte w powietrzu zwiększają ryzyko zachorowalności i śmierci w wyniku chorób płuc, nowotworów i dolegliwości układu krążenia. Pocieszeniem może być fakt, że większą część życia spędzamy w pomieszczeniach, gdzie możemy próbować kontrolować jakość powietrza. Pomimo to 30% domów w Polsce dotyka tzw. „syndrom chorego budynku”. Oznacza to, że jakość powietrza w pomieszczeniach może być dużo gorsza niż na zewnątrz! Niesprawna wentylacja, emisja szkodliwych substancji z nowych mebli lub wykorzystanie niekorzystnych dla zdrowia materiałów budowlanych mogą wywoływać negatywne dla życia ludzkiego konsekwencje (omdlenia, problemy z oddychaniem, mdłości, bóle głowy). Oczyszczacze powietrza są więc przeznaczone wszystkim osobom, które chcą zadbać o zdrowie swoje i swojej rodziny.

POSIADAMY MODELE ODPOWIEDNIE DLA HOTELI, PRZEDSZKOLI, PLACÓWEK SŁUŻBY ZDROWIA Oczyszczacz powietrza do auta

Sprawdź oczyszczacze powietrza w ofercie firmy TUDEN Dostępne modele z nawilżaczem powietrza oraz ze zdolnością wielostopniowego uzdatniania powietrza (7-8 filtrów)

ul. Polna 129, 87-100 Toruń tel. 56 659 81 21

www.tuden.com


Jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi, chcemy jeść jakościowo i chcemy dbać o środowisko. To bardzo dobry trend - mówią Sandra i Michał Banachowie, właściciele Restauracji Naturalna.

NATURALNA KUCHNIA Można zjeść u was na przykład rybę z selera albo śledzia z bakłażana. Skąd bierzecie pomysły na swoje dania? Sandra Banach: Cały czas szukamy inspiracji, smakujemy nowych rzeczy, sprawdzamy przepisy. Nasz zespół składa się z niesamowicie kreatywnych ludzi, wszyscy są bardzo zaangażowani, mają mnóstwo pomysłów, ale też dysponują konkretną wiedzą, na przykład dietetyczną. Czasem przez kilka godzin potrafimy omawiać jedną potrawę, dopracowywać ją, żeby była perfekcyjna - zdrowa, kolorowa, smaczna, pożywna. Michał Banach: Słyniemy z tego, że raz na kilka miesięcy zmieniamy menu, wykorzystujemy sezonowe warzywa i owoce, zaskakujemy. To dla klientów duży atut. Zawsze jest jakaś nowa potrawa, zupa dnia, pomysłowe zestawienie, nietypowe dodatki, po prostu coś, czego próżno szukać w innych restauracjach. Klienci cenią was również za jakość produktów. Sandra: Używamy wyłącznie produktów od sprawdzonych dostawców, nierzadko są to lokalni rolnicy, czasami z certyfikatami, czasami nie, ale zawsze prowadzący swoje biznesy w bardzo ekologiczny, etyczny sposób. Nasza kuchnia bazuje na warzywach i owocach, nie możemy więc pozwolić sobie na półśrodki czy tańsze zamienniki. To kłóciłoby się z ideą Naturalnej. Chcemy tworzyć miejsce przyjazne środowisku, gotować odpowiedzialnie, poka-

zywać, że taki sposób życia wcale nie jest trudny, a do tego może być naprawdę smaczny. Michał: Dlatego ważna jest dla nas nie tylko jakość produktów, ale też na przykład to, w co pakujemy dania. W Naturalnej pudełka na wynos są papierowe, mamy biodegradowalne słomki, ściany w lokalu są gliniane, oddychające, sami zajmowaliśmy się remontem. Skąd w ogóle pomysł na taką restaurację? Sandra: Zawsze chcieliśmy mieć swoją knajpkę, chociaż nigdy nie myśleliśmy o czymś aż tak dużym jak Naturalna (śmiech). Kiedy jednak trafiliśmy na ten lokal, stwierdziliśmy, że jest idealny. Podoba nam się jego położenie - na rogu ulicy Pomorskiej i zyskującej coraz większą popularność ulicy Cieszkowskiego. Nie jest to wprawdzie miejsce, obok którego przechodzi się ot tak, przez przypadek, trzeba tu zajrzeć, trafić, ale myślę, że to też ma swój urok. Michał: Na całym świecie popularne są właśnie takie restauracyjki ukryte gdzieś „za winklem”. Ludzie je znajdują i cenią za pyszne jedzenie, klimat, indywidualne podejście, nawet za tę nietypową lokalizację. Z tego, co widzę, rozwija się nam taka kultura podróżowania i smakowania - jedziemy za granicę albo do innego miasta, to wpadamy do jakiegoś fajnego lokalu, próbujemy czegoś nowego. Poznajemy smak tego miejsca. Naturalna też ma dużo takich gości - z Berlina, Warszawy, Krakowa, Gdańska, Poznania.

A jak Naturalną przyjęli bydgoszczanie? Sandra: Byliśmy pierwszym tego typu lokalem w mieście, można więc powiedzieć, że przetarliśmy szlaki (śmiech). Reklamy nigdy nie mieliśmy za dużej, a mimo to w restauracji wciąż jest ruch. Prowadzimy catering, bywamy na festiwalach zdrowej żywności, mamy stałych bywalców, fanów Naturalnej. Michał: Co ciekawe, przychodzą tutaj nie tylko weganie i wegetarianie. Większość naszych klientów normalnie je mięso, restaurację odwiedzają rodziny z dziećmi, alergicy, osoby z nietolerancją glutenu czy laktozy, fantastyczni seniorzy - do każdego podchodzimy indywidualnie. To się ludziom podoba. Goście chwalą naszą kuchnię za to, że jest zdrowa, a przy tym pożywna, można się naprawdę najeść, bo to są duże porcje, dobrze skomponowane, mają wszystko, czego człowiekowi potrzeba. Sandra: Myślę, że jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi - chcemy jeść jakościowo i chcemy dbać o środowisko. To bardzo dobry trend. Michał: I smaczny! Wpadnijcie do Naturalnej i przekonajcie się sami.

Restauracja Naturalna ul. Pomorska 48, tel. 512 320 910 www.naturalna.org.pl



PIĘKNA

W KAŻDEJ SYTUACJI Makijaż permanentny to rozwiązanie dla wszystkich, którzy chcą zaoszczędzić rano czas i wyjść z domu w dobrym humorze - mówi Malwina Trojanowska.

Kobiety przychodzą do Pani, bo chcą się bardziej podobać sobie, czy swoim partnerom? Zdecydowanie sobie! Kiedyś może było inaczej, ale myślę, że w dzisiejszych czasach 95 procent pań, które decydują się na makijaż permanentny, robi to przede wszystkim dla siebie. Kobiety są bardzo świadome siebie i coraz odważniejsze, wiedzą czego chcą i nie boją się podkreślić tego, co dała im natura. A co najczęściej podkreślają? Moje klientki przeważnie zaczynają pigmentację od brwi, potem decydują się na usta, a ostatnim etapem są kreski na powiekach. Zdarzają się oczywiście panie, które chcą podkreślić tylko jedną ze wspomnianych partii, ale wiele z tych, które zdecydowały się na pigmentację brwi, już w trakcie zabiegu zaczyna dopytywać o kolejne możliwości. Najtrudniejszy pierwszy krok? Tak, najtrudniejszy. Szczególnie, że wiele klientek ma na początku sporo obaw. Towarzyszą one im nie tylko w drodze do gabinetu, ale i po wyjściu, bo makijaż permanentny ma to do siebie, że zaraz po wykonaniu jest przerysowany. Zanim pigment ustabilizuje się w skórze na brwiach czy ustach, ma intensywną barwę. Pigmentacje są ciemniejsze od oczekiwanych, więc panie obawiają się, jak będzie wyglądać końcowy efekt. Natomiast gdy pojawiają się po raz drugi w gabinecie, na kontrolę lub dopigmentowanie, to wiedzą już czego się spodziewać i ten stres znika.

Malwina Trojanowska Linergista, studentka kosmetologii, dwukrotna finalistka Mistrzostw Polski w Makijażu Permanentnym. Właścicielka Medical Ink. Prywatnie szczęśliwa żona i mama trójki synów.

Dlaczego najczęściej zaczyna się od pigmentacji brwi? Od lat nasze prababcie i babcie wykonywały w salonach hennę. Podkreślony łuk brwiowy wydobywa piękno oka, dodaje twarzy charakteru. Należy wziąć pod uwagę także dzisiejszą modę i ogromnie powszechny trend stylizacji brwi. Stylizować brwi można w tej chwili na wiele sposobów. Makijaż permanentny jest jedną z najpopularniejszych opcji wybieranych przez klientki. Ale mamy w Medical Ink alternatywy. Z takim samym zapałem i sercem stylizujemy brwi przy pomocy henny pudrowej, która niczym nie przypomina sztucznego efektu sprzed lat. A co u linergistki można zrobić z ustami? Można przede wszystkim nadać im piękny kolor. Makijażem permanentnym możemy też deli-

katnie skorygować kształt, np. jeśli mamy lekką asymetrię. Kolejnym wartym uwagi przypadkiem są usta z bliznami np. po opryszczce, które „zgubiły” kształt i mają zanik czerwieni wargowej. Tu również makijaż permanentny niesie pomoc. Natomiast najczęściej panie pytają o kolor. Młodsze klientki zwykle chcą tylko lekko podkreślić naturalną czerwień wargową, a panie w średnim wieku i starsze częściej decydują się na bardziej intensywne barwy. W każdym przypadku tworzymy piękne kolory na ustach. Powtarzam zawsze klientkom, że makijaż permanentny nie jest makijażem wieczorowym, tylko codziennym - podkreślającym ich naturalne piękno. Podejrzewam, że w przypadku oczu też preferowane są delikatniejsze kreski? Kobiety w moim gabinecie wybierają przede wszystkim delikatną, subtelną i naturalną pigmentację. Np. zagęszczają sobie linię rzęs. Zabieg ten sprawia, że wyglądają ciemniej i oko tym samym wygląda atrakcyjniej. Następne, odważniejsze wybory, to eyeliner, pudrowa powieka czy cat eye. Te metody pigmentacji w większości wybierają kobiety, które na co dzień bardzo podkreślają oko. U osób bardzo młodych, odmawiam ciężkich i mocnych pigmentacji oka, bo wiem, że za 10 lat mogą tego bardzo żałować. Zdaję sobie sprawę, że w takiej sytuacji wybiorą inne gabinety, jednak staram się w swoich pracach być wierna swoim przekonaniom, a także swojemu poczuciu estetyki. Dla kogo makijaż permanentny jest dobrym rozwiązaniem? Moim zdaniem - dla wszystkich. Dla pań, które są na co dzień bardzo aktywne fizycznie i nie chcą by makijaż spłynął im w trakcie treningu, czy na basenie. Dla kochających podróże - makijaż zawsze będzie na swoim miejscu, nawet po nurkowaniu czy wspinaniu się. Dla młodych mam, które nie mają czasu zadbać o siebie, bo cały swój czas poświęcają dzieciom. Dla bizneswomen, które są zabiegane, co chwilę przepakowują walizki, śpią w hotelach i pędzą na kolejny lot. Dla osób starszych, które nie są już w stanie wykonać idealnego makijażu na co dzień. Dla wszystkich, którzy chcą zaoszczędzić rano czas i wyjść z domu w dobrym humorze. Od tego jest właśnie makijaż permanentny - żeby nam ułatwić codzienne życie.


Uczta dla zmysłów Na co warto zwrócić uwagę przygotowując świąteczne posiłki, jak ograniczyć ich kaloryczność i uniknąć przejedzenia, radzi Magdalena Mendel, kierownik sprzedaży i marketingu z firmy Prosiaczek Sp. z o.o. Wigilia i święta Bożego Narodzenia to chyba najpiękniejsze dni świąteczne w roku. Najważniejszą chwilą jest uroczysta kolacja, tradycyjnie postna, ale kolejne dni to często prawdziwa „uczta dla zmysłów”, w ramach której degustujemy różnorodne rarytasy - najlepsze wędliny, szynki, schaby czy pieczenie. Podczas świątecznych zakupów sięgamy po produkty z wyższej półki, co wynika głównie z tradycji i chęci zjedzenia czegoś innego niż na co dzień. I tak podczas świątecznego śniadania możemy delektować się kiełbasą, np. białą delikatesową, w wersji dietetycznej, czyli z wody, lub w wersji z mocniejszymi doznaniami smakowymi, czyli pieczoną w naczyniu żaroodpornym, z plastrami cebuli i majerankiem. Na obiad możemy przygotować wyszukane i jednocześnie dziecinnie proste dania: pieczeń z szynki gospodarskiej premium, upieczony w całości schab z kością, karkówkę w przyprawach czy schab ze śliwką. Dodana do schabu suszona śliwka nadaje nutę owocowej słodyczy, a jej aromat przenika do mięsa podczas pieczenia. Warto tutaj pomyśleć o zastosowaniu specjalnej folii, dzięki której piekąc mięso w piekarniku zachowamy aromaty, witaminy, składniki mineralne, a sama pieczeń będzie miała optymalną soczystość. Smaczne na pewno będą również zrazy z górnej zrazowej wołowej albo wieprzowej, które w naszym sklepie firmowym można kupić w wersji pociętej na plastry i rozbitej, czyli przepuszczone przez steakera. Do tego surówka z kiszonej kapusty, z dodatkiem startego jabłka i odrobiny cebuli - i mamy bogactwo witamin, probiotyków i prebiotyków. Z kolei na kolację możemy podać wędliny na zimno w formie kanapek np. z dziadkową szynką, szynką na boczku, ewentualnie zaserwować kiełbasę na ciepło - dziadkowe kiełbaski, parówki słoneczne czy kiełbasę białą z szynki. Wspólne jedzenie bardzo zbliża ludzi i trudno wyobrazić sobie święta bez spotkań przy stole, pamiętajmy jednak, że oprócz stro-

ny kulinarnej świąt jest też część duchowa, wspólne kolędowanie, rozmowy, chwila na zadumę i refleksję. Refleksję także nad naszym odżywianiem. Przygotowując świąteczne potrawy używajmy jak najmniej tłuszczu. Preferujmy duszenie, pieczenie, gotowanie, a dopiero na końcu smażenie. Przy smażeniu korzystajmy ze smalcu lub oleju kokosowego, a do doprawiania potraw używajmy przypraw naturalnych: majeranku, pieprzu, gałki muszkatołowej, kminku, kolendry, czosnku. Poprawiają one smak, aromat, zapach potraw, a większość z nich ułatwia też trawienie. Nasz organizm będzie nam wdzięczny, jeśli po świątecznym przejedzeniu zrobimy sobie jeden dzień postu lub przynajmniej nie zjemy śniadania. Generalnie, jeśli chcemy zrobić coś dobrego dla swojego zdrowia, to bardzo wskazane są takie krótkotrwałe głodówki, czyli np. raz w tygodniu nie jemy śniadania. Gdy czas od ostatniego posiłku, w tym przypadku kolacji, wynosi ok. 16 godzin, to pozwala już na włączenie tzw. odżywiania wewnętrznego. Organizm pozbywa się wtedy zbędnego tłuszczu i złogów. Jeszcze lepiej od czasu do czasu zrobić dłuższy post i np. przez 24 godziny pić tylko wodę lub soki warzywne. Dobrze robić to systematycznie, po wcześniejszej konsultacji z lekarzem czy dietetykiem.

Zapraszamy do zapoznania się z naszymi przepisami na kanale YouTube Prosiaczek Sp. z o.o. albo na naszym profilu na Facebooku. Smacznego!


ZIELONO I SMACZNIE

Miło jest odebrać telefon od kogoś, kto od czasu rozpoczęcia naszej diety nie miał żadnej kontuzji, zrzucił zbędne kilogramy, które do tej pory mu przeszkadzały lub ma wreszcie wystarczająco sił do treningów, pracy, albo po prostu więcej czasu dla siebie czy bliskich - mówią właściciele cateringu Diety od Brokuła. Catering dietetyczny jest trendy. Na rynku pojawia się coraz więcej firm oferujących dietę pudełkową. Jak wyróżnić się na tle konkurencji? Zasada jest bardzo prosta - uczciwość. Pracujemy z najlepszymi pomorskimi dostawcami żywności, na których do tej pory się nie zawiedliśmy. Kupujemy jedynie świeże i dobrej jakości produkty, z których następnie powstają nasze posiłki. Zachowujemy ciąg chłodniczy na każdym etapie przygotowywania i dostarczania diet, dzięki czemu jedzenie nie psuje się mimo braku konserwantów. Staramy się wychodzić na przeciw potrzebom naszych klientów szanując ich czas i zdrowie. Kto jest odpowiedzialny za menu? Jakie czynniki bierze się pod uwagę przy jego układaniu? Menu komponowane jest przez naszego dietetyka we współpracy z szefem kuchni. Przy jego tworzeniu brane są pod uwagę różne czynniki, m.in. sezonowość warzyw i owoców, dostępność najświeższych produktów czy wreszcie opinie naszych klientów. Pracujemy nad tym, aby menu było różnorodne i pozwalało naszym klientom odkrywać nieznane wcześniej smaki lub formy podania tradycyjnych potraw. Staramy się nie powtarzać dań, aczkolwiek są takie (zwłaszcza desery), które tak smakują naszym klientom, że dostajemy mnóstwo wiadomości z prośbami by znów je przygotować i wtedy serwujemy je ponownie za jakiś czas. Ilu ludzi, tyle opinii. Domyślamy się, że trudno stworzyć uniwersalne menu, które przypadnie do gustu każdemu. Jak szukać kompromisów? To prawda. W gastronomii - tak jak w każdej innej dziedzinie życia - ciężko jest dogodzić każdemu. Dlatego właśnie codziennie wsłuchujemy się w opinie naszych klientów. Każdego dnia dostajemy mnóstwo wiadomości, z których dowiadujemy się, co szczególnie im smakowało, lub co nie specjalnie przypadło do gustu. Jeśli widzimy, że jakaś ocena powtarza się, to jest to dla nas wymierna opinia, którą bierzemy pod uwagę na przyszłość. Jednak

www.dietyodbrokula.pl

kontakt@dietyodbrokula

nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakiś dzień powtórzył się w całości. Posiadamy kilkaset unikatowych receptur. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie. Wśród Państwa klientów jest wiele znanych osób. Z której współpracy są Państwo szczególnie dumni i dlaczego? Jesteśmy naprawdę dumni z tego, że zaufało nam tak wiele osób - nie tylko tych znanych. To cudowne uczucie widzieć, jak przy pomocy naszej diety sportowcy budują swoją formę i osiągają fenomenalne sukcesy. Ale nasi klienci to nie tylko sportowcy. To również aktorzy, modelki, przedsiębiorcy i inne osoby, których aktywny tryb życia nie pozwalał im dotychczas na korzystanie ze zbilansowanej diety. Miło jest odebrać telefon od kogoś, kto od czasu rozpoczęcia naszej diety nie miał żadnej kontuzji, zrzucił zbędne kilogramy, które do tej pory mu przeszkadzały lub ma wreszcie wystarczająco sił do treningów czy pracy, albo po prostu więcej czasu dla siebie czy bliskich. Jesteśmy w stanie dawać naszym klientom to, co chyba najważniejsze - czas i zdrowie, a oni zdają się to naprawdę doceniać. Cieszy nas również, że kluby sportowe, firmy, organizacje społeczne i fundacje charytatywne zgłaszają się do nas z propozycjami współpracy lub pomocy. Zawsze chętnie podejmujemy się tego typu działań.

DIETY OD BROKUŁA Catering dietetyczny, posiłki obiadowe i pakiety dla firm 100% bez konserwantów Zawsze świeże! Najniższe ceny - od 12 zł dziennie!

fb.com/dietyodbrokula

tel. 58 727 22 22


PA R T N E R T E M AT U

S

amobadanie należy przeprowadzać raz w miesiącu, między 6. a 10. dniem cyklu miesiączkowego (zawsze tego samego dnia cyklu). Jeśli zażywasz antykoncepcję hormonalną, zbadaj piersi w przerwie między kolejnymi opakowaniami tabletek. Jeżeli natomiast już nie miesiączkujesz, wyznacz sobie jeden dzień w miesiącu, kiedy badasz piersi, np. pierwsza sobota miesiąca. Pierwszą część badania wykonuje się przed lustrem, kolejną pod prysznicem i w łóżku.

PRZED LUSTREM Stań nago przed lustrem i unieś do góry obie ręce. Przyjrzyj się piersiom: czy zmienił się ich kształt lub kolor skóry? Czy brodawki nie są wciągnięte, a skóra zmarszczona? Następnie oprzyj ręce na biodrach i tak samo obserwuj swój biust. Na koniec ściśnij brodawki sutkowe - sprawdź, czy nic z nich nie wycieka.

CHCĘ BYĆ ZDROWA, MÓWIĘ: SPRAWDZAM Rak piersi to najczęściej występujący u kobiet nowotwór złośliwy. W Polsce co roku zostaje rozpoznany u kilkunastu tysięcy kobiet. Im większy stopień zaawansowania choroby w momencie jej wykrycia, tym trudniejsze i obarczone większym ryzykiem leczenie. Dlatego tak ważne jest wyrobienie sobie odpowiednich nawyków samobadania.

POD PRYSZNICEM To właśnie na namydlonej skórze najłatwiej wyczuć ewentualne zmiany. Lewą rękę połóż z tyłu głowy. Prawą zbadaj lewą pierś. Dłoń połóż w okolicy obojczyka - w trakcie badania będziesz kierować się wokół piersi, aż do jej środka. Trzema środkowymi palcami naciskaj na skórę, zataczając drobne kręgi. Nie omiń żadnego miejsca. Następnie połóż z tyłu głowy prawą rękę, a lewą w taki sam sposób zbadaj prawą pierś. W ŁÓŻKU Połóż się płasko. Badając lewą pierś: lewą rękę włóż pod głowę, a pod lewy bark połóż poduszkę lub zwinięty w rulon ręcznik. Analogicznie zrób z prawą piersią. Pamiętaj również o pachach i dołkach nadobojczykowych - tam też mogą znaleźć się guzki lub powiększone węzły chłonne. NIE KAŻDY GUZEK JEST RAKIEM Jeśli w trakcie samobadania cokolwiek cię zaniepokoi, umów się na konsultację do ginekologa. Może być to niegroźna torbiel lub gruczolakowłókniak, nie powinnaś ich jednak lekceważyć. NA CO NALEŻY ZWRÓCIĆ UWAGĘ? - zmiany kształtu i wielkości piersi - powiększone węzły chłonne - zmiany na skórze piersi: zaczerwienienia, zmarszczenia, wciągnięcia - zmiany kształtu i położenia brodawki sutkowej - wydzielina wydobywająca się z brodawki sutkowej - ból w piersiach i/lub pod pachami - wyczuwalne guzy i zgrubienia w badaniu palpacyjnym BADANIE U LEKARZA Samobadanie to podstawa w profilaktyce raka piersi, dlatego warto się go nauczyć i wykonywać je regularnie. Oprócz tego na każdej wizycie kontrolnej u ginekologa warto poprosić go o badanie piersi. Czym się różni od samobadania? Przede wszystkim tym, że lekarz ma większe doświadczenie i w razie czego może zlecić wykonanie dodatkowych badań diagnostycznych, takich jak mammografia czy USG.


DEPRESJA A SCHORZENIA KARDIOLOGICZNE Rozmowa z psychiatrą dr Sonią Łazarz oraz dr. Józefem Karwowskim, internistą pracującym w poradni kardiologicznej.

Depresja i zaburzenia kardiologiczne to powszechne w dzisiejszych czasach schorzenia. Jakie można dostrzec pomiędzy nimi powiązania? Dr Sonia Łazarz: Zazwyczaj ciężko nam uwierzyć, że nasze samopoczucie czy psychika mogą wywołać chorobę somatyczną. Musimy pamiętać, że depresja jest chorobą biologiczną, która ma podłoże w naszym mózgu. Dochodzi w nim do zaburzenia wydzielania neuroprzekaźników - serotoniny, noradrenaliny. I tutaj pojawia się istotna zależność. Mamy bowiem wspólne szlaki zapalne zarówno w chorobach kardiologicznych, jak i depresji. Podczas sytuacji stresowych wydzielają się w korze nadnerczy hormony, które mogą przyspieszać bicie serca, u pacjentów pojawia się uczucie kołatania, bólu serca, wrażenie, że się umiera. Im dłużej utrzymują się takie stany, tym większe jest prawdopodobieństwo, że objawy utrwalą się, powodując choroby serca i układu krwionośnego. Nasze stany psychiczne wpływają zatem na stan organizmu. Dr Józef Karwowski: Około 20 proc. pacjentów trafiających do poradni kardiologicznej nie jest osobami z „chorym sercem”. To pacjenci z zaburzeniami lękowymi, z depresją, którzy mają objawy sugerujące choroby kardiologiczne. Oczywiście tacy pacjenci wymagają diagnostyki, ale dopiero w poradni kardiologicznej okazuje się, że przyczyna jest inna. Czasem musimy zrobić komplet badań diagnostycznych, specjalistycznych, które potwierdzą dobry stan zdrowia pacjenta. Przychodzi on jednak do nas faktycznie z typowo kardiologicznymi objawami. Wszelkie kłucia serca, przyspieszony rytm traktowane są jako zapowiedź choroby serca. Natomiast przyczyn dolegliwości bólowych w klatce piersiowej jest tyle, że można by je zebrać w jednej, grubej książce. Czyli depresja jest czy nie jest wprost związana z chorobami kardiologicznymi? Dr Sonia Łazarz: Same zaburzenia lękowe nie powodują uszkodzenia serca czy układu krwionośnego. Ich objawy mogą pacjentom

sugerować, że dzieje się coś niedobrego. Trzeba jednak pamiętać, że depresja i stany lękowe sprzyjają obniżeniu aktywności fizycznej, która jest jednym z czynników chroniących przed chorobami naczyniowymi. Dodatkowo pacjenci depresyjni rzadziej dbają o swoje zdrowie, rzadziej chodzą do lekarzy, rzadziej robią badania, częściej palą papierosy - to istotne czynniki ryzyka w chorobach naczyniowych. Dr Józef Karwowski: Warto również zaznaczyć, że stany lękowe, leżące u podstaw chorób depresyjnych, występują zazwyczaj przed operacjami kardiologicznymi. Ludzie boją się tego, co ich czeka. Pojawia się więc i odwrotna zależność – choroby kardiologiczne mogą wywoływać, na skutek stresu, objawy depresyjne. Po większości operacji kardiologicznych, w trakcie pierwszych 3-4 miesięcy, pacjent czuje mnóstwo dolegliwości niezwiązanych z chorobą serca, tylko z uszkodzeniem tkanek miękkich w trakcie operacji, mostka, etc. Mówimy zatem o depresji czy o stanach lękowych? Dr Sonia Łazarz: Musimy odróżnić, czym są stany lękowe, a czym jest lęk jako objaw w depresji. Lęk jest całkowicie naturalny w obliczu choroby, nowej sytuacji. Wystarczy wówczas wsparcie psychologiczne. Jeśli jednak pojawia się przewlekłe zmęczenie, wycofywanie się z jakichkolwiek form aktywności społecznych, unikanie rodziny czy znajomych, niechęć do wykonywani jakichkolwiek czynności wówczas najprawdopodobniej do czynienia mamy z depresją. W jaki sposób można szukać tego wsparcia? Dr Sonia Łazarz: Poradnia psychiatryczna to jedna z niewielu poradni, do których można udać się bez skierowania. Terminy nie są aż tak odległe. Zwykle na oddziałach kardiochirurgicznych czy kardiologicznych jest psycholog oddziałowy. Dr Józef Karwowski: My, jako interniści w przychodni kardiologicznej, bardzo często kierujemy pacjentów do poradni zdrowia psychicznego. Ale niestety, w powszechnej opinii choroba psychiczna jest cały czas wstydliwa. Często słyszę od pacjentów: „Panie doktorze, nie pójdę. Ja jestem normalny”. A przecież jest to choroba, jak każda inna. Mało tego, dotyczy ona mnóstwa ludzi. Naprawdę nie bójmy się wizyty u specjalisty, który może nam pomóc.


MOJE DZIECKO NIE SŁYSZY… CO DALEJ?!

Bez odpowiedniej pracy nad rozwojem mowy dziecka nawet najlepsze urządzenie będzie bezużyteczne. Podstawą zawsze jest regularna terapia w gabinecie logopedy oraz nieustanna praca rodzica z dzieckiem w domu zgodnie ze wskazaniami terapeuty.

Z

badań przeprowadzonych przez Fundację Wielkiej Orkiestry świątecznej Pomocy wynika, że w Polsce co roku na świat przychodzi ok. 900 dzieci z wadą słuchu. Dzięki przesiewowym badaniom słuchu przeprowadzanym tuż po urodzeniu dziecka część rodziców dość szybko dowiaduje się o istniejącym problemie. W wielu jednak przypadkach wada słuchu wykrywana jest dużo później, na przykład gdy rodziców zaczyna niepokoić brak reakcji dziecka na hałasy otoczenia lub gdy nie widać postępu w rozwoju mowy. Diagnoza, że dziecko nie słyszy lub niedosłyszy jest zawsze dla rodziców ogromnym wstrząsem i stresem, z którym trudno sobie poradzić. W głowie pojawiają się pytania: Co dalej? Czy moje dziecko będzie mówić? Jak teraz będzie wyglądała jego przyszłość? Ważne, by w takim momencie na drodze tego rodzica pojawił się ktoś, kto pomoże przejść przez ten trudny moment, odpowie na nurtujące pytania, uspokoi. To może być lekarz pediatra, laryngolog albo terapeuta pedagog czy logopeda. Pomocne mogą okazać się także grupy wsparcia czy stowarzyszenia utworzone przez rodziców dzieci niesłyszących i niedosłyszących. Oni już przez to przeszli, doskonale rozumieją tę

sytuację oraz obawy związane z przyszłością dziecka. Chętnie służą swoim doświadczeniem i dobrą radą. Aparat słuchowy to wstyd? Moment diagnozy i przyjęcia przez rodzica informacji o problemie dziecka jest kluczowy dla postępu dalszej terapii. Jeżeli u twojego dziecka stwierdzono ubytek słuchu, a co za tym idzie konieczność zastosowania aparatów słuchowych czy wszczepu implantu ślimakowego - postaraj się nie wpadać w panikę. Dziecko od samego początku powinno wiedzieć i czuć w postawie rodzica, że aparaty czy implant mają być jego przyjacielem. Mają być czymś, co wprowadzi je w świat dźwięków, pozwoli na komunikację z otoczeniem. Nie możemy w dziecku kształtować poczucia winy, wstydu z powodu noszenia protezy słuchu. Niech to będzie kolorowy, przyjazny gadżet, którym będzie mogło pochwalić się kolegom. Dzięki temu będziemy mieć pewność, że aparat nie stanie się przedmiotem chowanym do kieszeni za każdym razem, gdy ktoś z otoczenia go zauważy. Aparat słuchowy czy implant ślimakowy? To, jaka proteza słuchu zostanie zastosowana u twojego dziecka w dużej mierze będzie

zależało od głębokości stwierdzonego ubytku słuchu, ale też od twojej decyzji. Zazwyczaj i tak jako pierwsze zakładane są aparaty słuchowe, by uruchomić połączenia nerwowe i reakcję dziecka na dźwięki. Implant wszczepiany jest zwykle około 6 miesiąca życia dziecka. W Polsce jest w tej chwili kilka świetnych ośrodków przeprowadzających tego typu operacje. Najbardziej znanym jest Światowe Centrum Słuchu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach pod Warszawą. Inne ośrodki znajdują się w Poznaniu, Bydgoszczy, Szczecinie czy Łodzi. Implant powinien być wszczepiany u dzieci, u których nie stwierdzono korzyści ze stosowania aparatów słuchowych, brak jest rozwoju mowy lub rozwój ten jest znacznie spowolniony. Rodzice takiego dziecka powinni jednak pamiętać, że taka operacja jest czymś nieodwracalnym. W sprawie doboru aparatu słuchowego powinni natomiast kierować się do osób, które posiadają doświadczenie w badaniu i protezowaniu dzieci. Trzeba również wybierać ośrodki, do których łatwo jest nam się umówić na wizytę i dojechać. Pamiętajmy, że na początkowym etapie doboru aparatów konieczne mogą być częste wizyty u protetyka, który obserwując reakcje naszego dziecka na dźwięki, jego postępy w rehabilitacji będzie weryfikował ustawienia w aparatach. Najważniejsza jest rehabilitacja To, o czym każdy rodzic dziecka niesłyszącego czy niedosłyszącego musi bezwzględnie pamiętać, to fakt że bez odpowiedniej pracy nad rozwojem mowy dziecka nawet najlepsze urządzenie będzie bezużyteczne. Podstawą zawsze pozostaje rehabilitacja w postaci regularnej terapii w gabinecie logopedy, ale też nieustanna praca rodzica z dzieckiem w domu zgodnie ze wskazaniami terapeuty. Dopiero połączenie odpowiednio dobranej protezy słuchu i zajęć rehabilitacyjnych daje dziecku z wadą słuchu szansę na prawidłowy rozwój i normalne funkcjonowanie w społeczeństwie.

Audiolux - Joanna Błachnio Diagnostyka zaburzeń słuchu Sprzedaż aparatów słuchowych ul. Antczaka 48/1, Toruń tel. 512 188 390


Rozmowa

PASJA CZY OBSESJA?

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


59 Pasja nadaje naszemu życiu sens. Ale może też skłaniać do niebezpiecznych zachowań, przerodzić się w obsesję, poważne uzależnienie albo pracoholizm – mówi Karolina Mudło-Głagolska.

wych przepisów, eksperymentuję i to daje mi satysfakcję, nikt nie musi mnie chwalić, ba, nawet jeżeli jakaś potrawa mi nie wyjdzie, nie będzie problemu. Samo działanie i zaangażowanie są nagrodami. Dlatego ludzie z pasją harmonijną często są bardziej pewni siebie i swojej wartości, lepiej też radzą sobie w pracy oraz relacjach.

A co z pasją obsesyjną?

ROZMAWIA: LENA SZUSTER

Wszyscy mamy pasje?

W większości. Z badań, które przeprowadziłam, wynika, że ponad 82 proc. Polaków posiada jakąś pasję. Tutaj wypada dodać, że pasje są bardzo, bardzo różne, większe, mniejsze i całkiem nieoczywiste. To może być nie tylko bieganie, gra w piłkę, wspinaczki górskie, szeroko pojęta twórczość, gotowanie, ale też na przykład czytanie książek, słuchanie muzyki, a nawet… oglądanie telewizji. Najkrócej rzecz ujmując, pasja to coś, co kochamy robić – integralna część naszej tożsamości.

Czyli trochę jak zainteresowania albo hobby, tylko…

Tylko inaczej (śmiech). Rzeczywiście pasje i zainteresowania są pod pewnymi względami podobne – poświęcamy im czas, angażujemy się, uważamy za istotne. Jednak z punktu widzenia psychologii wyraźne się różnią. Zainteresowania nas nie definiują, ale pasje już tak – to styl życia, sposób myślenia, nasza tożsamość. Zajęcie, z którym czujemy się głęboko związani. Dlatego pasjonat biegania będzie myślał o sobie jako o biegaczu, pasjonat surfowania nazwie się surferem i tak dalej. Często jest w tym ukryty wysiłek, motywacja, dążenie do czegoś, co uznajemy za przyjemne. Chociaż jako najważniejszą różnicę wskazałabym dwuwymiarowość pasji.

To znaczy?

Pasję dzielimy na harmonijną i obsesyjną. Takie rozróżnienie wprowadził Robert Vallerand, znany kanadyjski badacz i profesor. Zachodnia nauka zajmuje się tematem pasji na poważnie od dłuższego czasu, za to u nas wciąż jest to zagadnienie nieodkryte, trochę zapomniane. Nie dlatego, że nie mamy pasji… Ale może nie do końca je rozumiemy? To coś, co na pewno warto zmienić, bo pasje w znaczący sposób wpływają na całe nasze życie: relacje z bliskimi, pracę, umiejętność odpoczynku, zaangażowanie. Ten wpływ może być zarówno budujący, jak i destrukcyjny.

Domyślam się, że posiadanie pasji harmonijnej jest dla nas korzystne?

W tym wymiarze pasji to, co robimy, robimy dla siebie. Nasza motywacja jest wewnętrzna: lubię gotować, więc szukam no-

Jej motywacja jest zewnętrza – ktoś musi nas pochwalić, docenić i nagrodzić. Zadowolenie jest całkowicie uzależnione od opinii innych. Trzymając się przykładu kulinarnego: nie będziemy usatysfakcjonowani, dopóki nie usłyszymy, że nasza nowa potrawa jest smaczna i wszystkim przypadła do gustu albo na naszym blogu czy instagramie nie otrzymamy określonej liczby pozytywnych komentarzy i polubień. Nagrodą nie jest działanie – ale uwaga i aprobata społeczna. Uzależniamy się od niej i w efekcie tracimy kontrolę nad tym, co robimy. Jak łatwo się domyślić, stąd już tylko krok do różnych niebezpiecznych zachowań.

Na przykład jakich?

Takich, w których ze względu na pasję ryzykujemy zdrowiem lub życiem. W jednym z moich badań skupiłam się na rowerzystach sezonowych oraz całorocznych. Jak się okazało, ci drudzy znacznie częściej przejawiali cechy pasji obsesyjnej. Nie zwracali uwagi na niebezpieczne warunki pogodowe, lekceważyli kontuzje, nierealistycznie oceniali zagrożenia. Innymi słowy: byli skłonni podjąć większe ryzyko. Myślę, że wyniki tych badań można w dużym stopniu przełożyć też na inną aktywność sportową, uprawianą rekreacyjnie i zawodowo.

A czy nie jest tak, że niektóre pasje bardziej sprzyjają obsesji niż inne? Chociażby sporty ekstremalne?

W teorii nie ma znaczenia, co jest obiektem naszej pasji – czytanie, malowanie, nurkowanie, wspinaczka czy skoki ze spadochronem. Nawet tak bierna i zdawałoby się niewinna pasja jak oglądanie seriali może się przerodzić w obsesję albo uzależnienie. Kluczowa jest umiejętność realnego ocenienia swoich sił, stanu fizycznego i psychicznego, możliwości oraz skali niebezpieczeństwa. Jeżeli na przykład pomimo kontuzji i złych warunków pogodowych nie potrafimy odpuścić i dalej wchodzimy na górę, coś na pewno jest nie tak. Wówczas to nie my sprawujemy kontrolę – rządzi nami pasja. Tyle teorii. Pozwolę sobie jednak trochę pogdybać… Wydaje mi się, że rzeczywiście wśród ludzi uprawiających sporty ekstremalne, takie jak na przykład himalaizm, może być więcej pasjonatów obsesyjnych. W grę wchodzi duże zagrożenie, skłonność do szafowania swoim zdrowiem, niemałe nakłady finansowe, ale też mnóstwo innych czynników: adrenalina, charakter, ocena społeczna. To na pew-

no ciekawy temat. Może kiedyś będę mogła go dokładniej zgłębić!

Na razie przebadałaś na przykład środowisko hazardzistów. Co odkryłaś?

Że uzależnieni gracze mają wyższy wynik pasji obsesyjnej, a niższy harmonijnej. Podobne wyniki osiągnęli też inni zajmujący się tym tematem naukowcy. Wniosek z tego prosty: pasja obsesyjna wiąże się z uzależnieniem, może je nawet poprzedzać. W obu przypadkach problemem jest utrata kontroli.

Kiedy jeszcze możemy stracić kontrolę nad pasją?

Częstym problemem jest pasja obsesyjna w pracy. Na pewno słyszałaś powiedzenie: „Znajdź pracę, która będzie twoją pasją, a nie przepracujesz ani jednego dnia”. Rzeczywiście realizowanie się w sferze zawodowej, poczucie, że robimy coś fajnego, przekłada się na dużo pozytywnych, wymiernych korzyści. Jesteśmy na przykład mniej zmęczeni. Potwierdziły to badania, które przeprowadziłam na nauczycielach. Wyszło w nich, że nauczyciele z pasją harmonijną są bardziej zmotywowani, skoncentrowani i aktywni od kolegów z pasją obsesyjną… lub w ogóle bez pasji. Angażują się w pracę, cenią ją, czerpią przyjemność z wykonywanych zadań, czują się spełnieni, ale przy tym potrafią zachować równowagę pomiędzy pracą a innymi sferami życia.

Przy pasji obsesyjnej tej równowagi nie ma?

Jest bardzo zachwiana. Poświęcamy się pracy nawet kosztem życia osobistego, na przykład późno wracamy do domu, nie mamy czasu wolnego, na urlopie nie możemy odłożyć telefonu, zaniedbujemy rodzinę i tak dalej. To powoduje różnego rodzaju napięcia i konflikty.

Brzmi jak pracoholizm.

Bo pasja obsesyjna jest podobna do pracoholizmu – to przedkładanie obowiązków zawodowych ponad wszystko inne. Tylko powody są odmienne. Pracoholicy nie kochają swojej pracy i nie utożsamiają się z nią, właściwie nie ma dla nich znaczenia, czym się zajmują. To takie myślenie w stylu: „Muszę ciężko pracować, nawet jeżeli nie lubię tego, co robię”. Tymczasem dla pasjonatów obsesyjnych ważna jest konkretna praca i związane z nią benefity, aprobata społeczna, możliwość samookreślenia, nadania sobie znaczenia: „Jestem lekarzem”, „Jestem prawnikiem”, „To zajęcie mnie napędza”.

Taka osoba będzie ciężko przeżywać utratę pracy.

To bardzo interesujące zagadnienie! W planach mam badanie osób przechodzących na emeryturę. Chcę sprawdzić, jaki wpływ ma pasja na naszą zdolność adaptowania się do nowych sytuacji, szczególnie zawodo-

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


60

Rozmowa wych. Zakładam, że emeryci z pasją harmonijną poradzą sobie lepiej, wykażą się większą elastycznością, znajdą nowe zajęcia i zainteresowania. Z kolei pasjonaci obsesyjni będą kurczowo trzymać się przeszłości i zaangażowania w pracę, której już nie mogą wykonywać. W efekcie – poniosą psychiczne i fizyczne konsekwencje. Nierzadko mówi się przecież, że ktoś po przejściu na emeryturę „stracił sens życia” albo „nie może się odnaleźć”. Okazuje się więc, że pasja obsesyjna niesie ze sobą bardzo długofalowe, negatywne skutki.

Tylko – od czego zależy, czy nasza pasja będzie obsesyjna, czy harmonijna?

To bardzo indywidualna sprawa, chociaż… Na początku wspomniałam, że według moich badań ponad 82 proc. Polaków ma jakąś pasję. Czasem jest obsesyjna, czasem harmonijna, wiek nie gra tutaj żadnej roli, ale edukacja już tak – osoby z niższym wykształceniem bardziej skupiają się na oczekiwaniach społecznych, premiach lub wynagrodzeniu, czyli motywacjach zewnętrznych. To sprzyja rozwijaniu obsesyjnej pasji pracy. W takiej sytuacji wyuczony zawód i kompetencje stają się powodem do dumy oraz sposobem na zdobycie szacunku. Z kolei pasje osób z wykształceniem wyższym częściej przebiegają harmonijnie. Dlaczego? Przyczyną może być większa pewność siebie, większe zarobki, a więc też większa elastyczność i otwartość. Pasja jest wówczas zaspokojeniem wewnętrznej potrzeby, a nie odpowiedzą na jakieś zewnętrzne czynniki czy wymagania. Co ciekawe, pasja obsesyjna jest też częstsza u mężczyzn.

Skąd taka różnica?

Może to wynik wciąż mocno utrwalonych, tradycyjnych ról społecznych? Jest jeszcze przecież takie myślenie, że mężczyzna musi utrzymywać rodzinę, dbać o finanse, robić karierę, kobieta za to powinna zajmować się domem. I rzeczywiście we wczesnej dorosłości kobiety kładą spory nacisk na pasję relacji – na związki, budowanie rodziny, wychowywanie dzieci.

Skoro już o wychowywaniu mowa – czy możemy zaszczepić w dziecku pasję? I to jeszcze tę dobrą? Harmonijną?

Możemy, a nawet powinniśmy (śmiech). Choć tak naprawdę nie do końca jeszcze wiemy, skąd się biorą pasje. Rodzimy się z predyspozycją do jakiegoś konkretnego zajęcia? Zaczynamy je lubić dopiero z czasem? Odkrywamy w sobie? To pytania, na które my, psychologowie, wciąż szukamy odpowiedzi. Myślę jednak, że już jako dzieci mamy w sobie takie zalążki pasji, interesujemy się pewnymi tematami bardziej niż innymi, lubimy coś robić, pochłania nas jakieś zaję-

Jeżeli pomimo kontuzji i złych warunków pogodowych nie potrafimy odpuścić i dalej wchodzimy na górę, coś na pewno jest nie tak. Wówczas to nie my sprawujemy kontrolę – rządzi nami pasja.

cie. I to od postaw dorosłych, którzy nas otaczają, w dużej mierze zależy, co wydarzy się dalej. Jak się rozwiniemy. Co będzie nas motywować. Na pewno ważne jest stworzenie takich warunków, w których dziecko samo będzie odkrywało swoją pasję, bez odgórnego narzucania czy przymuszania. Nie można powiedzieć na przykład: „Dzisiaj przez cztery godziny grasz na pianinie” albo „Musisz się uczyć angielskiego”. To działa zupełnie w złą stronę, rodzi niechęć i presję. Oczywiście nasze pociechy potrzebują też ram i zasad, powinniśmy więc pokazywać im, jak działa świat, co można, a czego nie można zrobić, jak być uprzejmym dla innych, przestrzegać prawa i tak dalej. Ale w obrębie tych ram warto umożliwić maluchowi samodzielne podejmowanie inicjatyw. Dać mu autonomię. Nie kontrolować nadmiernie.

Chwalić za zaangażowanie i inicjatywę?

Chwalić – ale mądrze. Rozmawiać z dzieckiem, wspierać, doceniać samo działanie i proces, nie zaś efekt końcowy, jakikolwiek by on nie był. Zapytać: „Jesteś szczęśliwa, kiedy się tym zajmujesz?”. Albo powiedzieć: „Może tym razem ci się nie udało, ale ważne, że spróbowałeś”. Nie karać za niepowodzenia, ale też nadmiernie nie nagradzać za sukcesy. Bo kary i nagrody mogą zbudować negatywny wzorzec motywacji. Dla dziecka ważniejsze od pasji staną się pochwały, wywołanie reakcji rodziców czy opiekunów. A przecież właśnie tak działa pasja obsesyjna – skupiamy się na tym, co zewnętrzne, a nie na samym działaniu, naszym rozwoju, nie mamy radości z robienia tego, co lubimy. Oczekujemy efektów, efektów i jeszcze raz efektów.

Może problem wynika z tego, czego uczono nas w szkole – oceniania. Wkładania do przegródek. Myślenia, że albo robisz coś dobrze, albo źle. Nic pośrodku.

Niestety nasz system edukacji może sprzyjać rozwojowi pasji obsesyjnej. Dlatego tak ważna jest w nim rola nauczycieli. Powinni wspierać autonomię uczniów, motywować, zachęcać do rozwoju i podejmowania wyzwań. W jednym z badań naukowcy wyróżnili trzy konkretne strategie nauczycieli, które pozytywnie przekładają się na kształtowanie pasji w uczniach. Pierwszą z nich jest zapewnianie optymalnych wyzwań – optymalnych, czyli takich, które pobudzają do działania, a przy tym są realne, możliwe do osiągnięcia, nie zniechęcają już na starcie. Druga strategia to pozytywna informacja zwrotna, inaczej mówiąc – pokazywanie uczniom, co zrobili dobrze, a co mogliby w przyszłości poprawić. Wreszcie trzecia: skupienie na procesie, a nie na efekcie działania.Dobra wiadomość: tacy nauczyciele naprawdę istnieją. Praca jest dla nich pasją, zarażają uczniów entuzjazmem, są troskliwi, pokazują różne drogi i przede wszystkim pomagają się rozwijać.

Co jednak zrobić, gdy odkryjemy, że nasza pasja jest obsesyjna? Można to jakoś naprawić?

To trudne zadanie, bo wymaga zmienienia sposobu myślenia. Ale oczywiście można nad tym pracować. Nawet trzeba. Pasja harmonijna wiąże się z wieloma korzyściami – pozwala nam łatwiej się adaptować, sprawia, że jesteśmy bardziej elastyczni, zadowoleni ze swojego życia, spełnieni, a przy tym wszystkim mniej odczuwamy zmęczenie. Nasze życie ma sens. Dobrze się w nim czujemy. Jesteśmy szczęśliwi. Z drugiej strony pasja obsesyjna niesie ze sobą pewną sztywność, trzymanie się schematów, nieumiejętność radzenia sobie z nowymi sytuacjami, frustrację, wreszcie skłonność do niebezpiecznych zachowań, ryzykowania zdrowiem, bardzo poważnych uzależnień albo nawet pracoholizmu. Po prostu nam szkodzi. Dlatego warto przyjrzeć się swojej pasji. I w razie potrzeby przejąć nad nią kontrolę.

Karolina Mudło-Głagolska

Doktorantka na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Jako pierwsza w Polsce zajęła się badaniem pasji i jej wpływu na nasze życie. Szczególnie interesuje się rolą pasji w sytuacjach trudnych i kryzysowych. Zaadaptowała narzędzie do diagnozowania pasji harmonijnej i obsesyjnej. Skala ta może pomóc we wczesnym wykrywaniu zachowań ryzykownych, uzależnień oraz pracoholizmu. Prywatnie szczęśliwa mama i mężatka, pasjonatka nauki.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET



DLA MORSA IM ZIMNIEJ, TYM LEPIEJ Morsowanie to dla jednych szaleństwo, dla innych niesamowite przeżycie i korzyści zdrowotne. Co skłania ludzi do lodowatych kapieli? Wyjaśnia w naszej rozmowie Małgorzata Zielińska, prezeska Bydgoskiego Klubu Morsa.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


63

Zdrowie JOANNA JANKOWIAK

L

eczenie zimnem to jedna z najstarszych metod fizykoterapeutycznych - pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 2 500 r. p.n.e. z Egiptu. Zimne kapiele znane były w dawnej Polsce. Już Wojciech Oczko, nadworny lekarz króla Stefana Batorego i Zygmunta II Wazy, podawał przepisy kąpielowe i przeciwwskazania do ich stosowania. Z dzisiejszego morsowania również płyną niezaprzeczalne i udowodnione naukowo korzyści zdrowotne, jak choćby poprawa odporności organizmu czy działanie przeciwbólowe - ulga może trwać nawet do 24 godzin po wodnej przygodzie. Tak działa naturalnie wydzielająca się noradrenalina, hormon, który powstaje w reakcji na sytuację stresową, jaką dla naszego organizmu jest nagły kontakt z zimnem. Czy jednak kąpiel w lodowatej wodzie może być przyjemna? O kulisach morsowania w naszym regionie rozmawiamy z Małgorzatą Zielińską, wieloletnią prezeską Bydgoskiego Klubu Morsa.

Mówi się, że nic nie stresuje tak, jak pierwszy raz. Wystarczy pomyśleć o pierwszym dniu w nowej pracy, pierwszej randce… A jak to jest z morsowaniem?

W moim przypadku pierwsze morsowanie to był po prostu impuls. Mój wujek zaczął kąpiele w zimnej wodzie, a ja byłam wręcz obrażona, że mnie nie zabrał (śmiech). No bo jak – taka fajna sprawa, a mnie tam nie ma? I już tydzień później jechaliśmy na morsowanie wszyscy, całą rodziną. W styczniu minie równo 10 lat, jak rozpoczęła się dla mnie ta przygoda. Pierwsze wejście to na pewno ogromny szok. Wiele osób uprzedzamy, ze mogą czuć po nim totalną euforię albo mieć zupełny spadek napięcia. Na tyle duży, że będą się musieli przespać. Bo każdy organizm inaczej reaguje na kontakt z zimną wodą i to jest normalne. Mówi się jednak, że dopiero za trzecim razem tak naprawdę można realnie określić swoje doznania. I jest w tym dużo racji. Pierwszego razu się zazwyczaj nie pamięta. Przy drugim można mieć mylne wrażenia z pierwszego, co trochę wpływa na odbiór. Dlatego dopiero trzecie wejście jest właściwe

A Ty pamiętasz swój pierwszy raz?

Trudno sięgnąć tak daleko pamięcią... Chyba mi się podobało, skoro chciałam spróbować ponownie i nie mogłam się tego doczekać (śmiech). Jest w tym taka energia, tworzona przez ludzi atmosfera, nie chce się z tego tak łatwo rezygnować. Przynajmniej ja tak miałam. Oczywiście zdarzają się osoby, które przyjeżdżają, kąpią się, krzyczą do znajomych: szybko, zrób mi zdjęcie, wychodzą i więcej się nie pojawiają. Albo się im

to nie podobało, albo się z kimś założyli, albo po prostu chcieli zrobić wrażenie zdjęciami w mediach społecznościowych. Ich sprawa, nie wiedzą co tracą (śmiech).

Zawsze ciekawiło mnie, kto przeważa w środowisku amatorów zimnych kąpieli. Czy morsowanie jest domeną mężczyzn czy kobiet?

To naprawdę trudne pytanie. Środowisko morsów jest bardzo różnorodne. W naszym klubie mamy tak naprawdę pełen przekrój płci, wieku, zawodów. Fantastyczne jest to, że dogadujemy się pomimo tych różnic. Sama wychodzę z założenia, że jak poświęcam czemuś swój wolny czas i robię to dla przyjemności, to chcę, żeby atmosfera była przyjazna. Z resztą podobnie myślą i inne morsy u nas. W naszej grupie nie ma żadnego przy-

W ciele człowieka podczas morsowania dzieje się coś niezwykłego. Dzięki wyrzutom endorfin wyglądamy na szczęśliwszych. Do tego tej radości nie można wręcz opanować. Nigdy nie będę potrafiła do końca przedstawić tego doznania osobie, która tego nie doświadczyła. Zainteresowany powinien jak najszybciej nadrobić zaległości i sam spróbować. musu. Tutaj każdy spędza swój wolny czas – bywa, że jest to i parę godzin w tygodniu. Myślę, że dlatego też powstaje coraz więcej grup morsujących. Część z nich jest sformalizowana, część nie. Uważam to za pozytywne zjawisko. Dzięki temu każdy może spędzać czas w towarzystwie osób, które mu odpowiadają i na takich warunkach, jakie mu pasują. Wiadomo, że im większa grupa, tym łatwiej o konflikty. Na początku tego nie rozumiałam. Szczególnie, jak zostałam prezesem Bydgoskiego Klubu Morsów 7 lat temu. Zależało mi, żeby wszystko było idealne, ludzie zadowoleni. Muszę przyznać, że nie było mi wtedy łatwo. Nie wiem czy ze względu na to, że byłam kobietą, czy przez mój młody wów-

czas wiek - byłam jeszcze na studiach. Dzisiaj już wiem, że konflikty są naturalnym elementem rozwoju grupy. Kwestia różnicy zdań w dużej zbiorowości ludzi jest nie do uniknięcia. Naszym kluczem do sukcesu i przyjemności ze wspólnego morsowania jest wspólna pasja, która nas jednoczy - bo jesteśmy totalnie różni.

Mówisz o konfliktach w dużych zbiorowościach ludzi. Czy oznacza to, że nie zabiegacie o nowych członków dla swojego klubu?

To nie do końca tak. Nie jesteśmy grupą zamkniętą, serdecznie witamy każdego, kto chce sprawdzić, czy morsowanie jest dla niego. Prawda jest jednak taka, że niewielki odsetek osób zostaje z nami na dłużej. Działamy w mediach społecznościowych, mamy w najbliższych planach odświeżenie strony www. Osobiście nie jestem zwolenniczką szerokiej promocji Klubu, bo to zawsze oznacza niekontrolowany napływ dużej liczby nowych ludzi. Poza tym był w moim życiu taki okres, że non stop „wisiałam na telefonach” z różnymi dziennikarzami. Bardzo ucierpiało na tym moje życie prywatne. W pewnym momencie taki boom zainteresowania morsowaniem mnie po prostu zmęczył. Oczywiście, jak ktoś się zgłasza do nas z jakimś fajnym pomysłem, to go realizujemy. Robimy też pewne rzeczy tylko czysto z potrzeby serca, jak np. zbiórkę dla schroniska. Poza tym organizujemy wspólne kąpiele noworoczne, wypuszczamy karpia na święta.

Jeśli już ktoś do Was trafia i chce spróbować morsowania, to jak się to najczęściej dzieje?

W sezonie morsujemy co tydzień na Wyspie Młyńskiej. Wiele osób przechodząc wyraża swoje zainteresowanie, zagaduje nas i w końcu przyjeżdża spróbować. Bardzo dużo osób trafia do nas przez swoich znajomych – poczta pantoflowa nieźle się tutaj sprawdza (śmiech). W tym przypadku duże znaczenie ma taki specyficzny „autorytet”. Myślenie w stylu: jeśli mój znajomy, który wydaje się całkiem normalny, morsuje, to może jednak nie jest to takie duże wariactwo, na jakie wygląda.

No właśnie. Cieszę się, że zahaczyłaś o ten temat. Jestem bardzo ciekawa jak to wygląda z Twojej perspektywy. Jak najczęściej odbierają to, co robicie, inni? Spotykasz się ze zdziwieniem, przerażeniem czy może fascynacją?

Często słyszę, że morsowanie to istne szaleństwo. Dopiero jak ktoś do nas trafi, to zmienia zdanie. Nie jest bowiem tak łatwo przekonać kogoś, by do nas przyjechał, spróbował i zobaczył sam, jak to wygląda „od środka”. Istnieje jakiś taki dziwny dystans, że robimy coś zupełnie ekstremalnego, niemożliwego. Kiedy już się nas widzi z brzegu, gdy jesteśmy w strojach kąpielowych, roze-

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


64

Zdrowie

śmiani i nie widać po nas, że nie jest nam zimno, to dopiero przychodzą myśli: „a może ja też bym spróbował?” W ciele człowieka podczas morsowania dzieje się coś niezwykłego. Dzięki wyrzutom endorfin wyglądamy na szczęśliwszych. Do tego tej radości nie można wręcz opanować. Nigdy nie będę potrafiła do końca przedstawić tego doznania osobie, która tego nie doświadczyła. Więc nawet nie będę próbowała. Dlatego właśnie dążę do tego, by zainteresowany jak najszybciej nadrobił zaległości – przyjechał i spróbował. Bo ja nigdy mu tego nie opiszę. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi to ekstremalne przeżycie. Nigdy, przenigdy nie namawiam na morsowanie. Uważam, że trzeba samemu nabrać przekonania. Decyzja oparta o zakład ze znajomym czy chęć zaimponowania dziewczynie albo chłopakowi – to nie jest dobra motywacja do rozpoczęcia przygody z kąpielami w zimie. W ogóle da się zauważyć, że to kobiety trudniej przekonują się do idei morsowanie.

Czyli jednak. Rozumiem, ze panie najbardziej zniechęca chłód i konieczność rozebrania się, często przy minusowej temperaturze?

Tak, spotykam się z tym. Natomiast kobiety są też łatwiej wciągane w tę aktywność

przez członków swojej rodziny. Często jednak to właśnie panie działają ambicjonalnie na swoich mężów. No bo jak to - moja żona wejdzie, a ja nie? (śmiech). Inną kwestią są sprawy związane z kobieca biologią. Niektóre panie obawiają się, czy okres i wszelkie symptomy związane z miesiączką nie są przeciwwskazaniem. Dlatego myślę, że dobrze, że ja tam jestem - oczywiście razem z innymi kobietami. Pani prezes czasem jednak ośmiela nowe chętne do morsowania. Dzięki temu możemy swobodnie porozmawiać. A z kwestią menstruacji jest dokładnie tak, jak na basenie. Wiadomo, że dla niektórych jest to problem, dla innych nie. Dla mnie nie jest niczym złym, że kobieta ma swoje gorsze dni w miesiącu i że chce w nie zrezygnować z morsowania. Medycznie nie ma jednak żadnych przeciwskazań. Jeśli któraś z pań chce zrezygnować, to jej wybór.

Duzo się mówi o korzystnym wpływie morsowania na zdrowie. Jestem ciekawa, co ta aktywność daje Tobie? W końcu to już 10 lat i z jakiegoś powodu jesteś temu wierna.

Myślę, że najważniejsze są dla mnie przyjaźnie. W momentach kryzysowych widziałam na kim mogę polegać. Dla mnie morsowanie i relacje są na ten samej wysokości w hierarchii. Gdyby nie one, to samo morso-

wanie trwałoby może z 15 minut. Rozebranie się, rozgrzewka, kąpiel i do domu. Generalnie ludzie trafią do nas z 3 powodów. Po pierwsze dla zdrowia, po drugie dla przyjemności, no i w końcu dla towarzystwa. Aspekty zdrowotne są już niezaprzeczalne i udokumentowane. Pozostaje jeszcze kwestia psychiki. Morsowanie dostarcza nieprawdopodobnego wyrzutu endorfin. Dzięki temu jesteśmy roześmiani i szczęśliwi. To ta przyjemność. No i towarzystwo. U nas tworzą się całkiem mocne więzi. Mam na myśli tych, z którymi spędza się swój wolny czas bez przymusu, od wielu lat. Z resztą moje małżeństwo jest tego najlepszym przykładem. To właśnie na morsowaniu poznałam swojego wybranka. Wiele osób mówi też, że dzięki morsowaniu zima im szybciej mija. Często spotykam się z opinią, że ktoś nienawidził tej pory roku zanim nie zaczął morsować. Nagle ta zima ma sens. Mamy też fajną sieć kontaktów – każdy z nas pracuje w innym zawodzie, ma inne zainteresowania.

Jak często się spotykacie? Czy zdarzają się Wam też niemorsowe wyjścia – takie typowo integracyjne?

Spotykamy się trzy razy w tygodniu. Dwa razy na Wyspie Młyńskiej, raz w Pieckach. Najczęściej występuje taki podział, że kto

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


65 jest na wyspie, raczej nie przyjeżdża nad jezioro. Oczywiście, że pojawiają się przyjaźnie. Jeśli na kimś mogę polegać w sprawach klubowych, to przenosi się to również na życie prywatne. Jest też naturalna potrzeba spędzania czasu ze sobą. Czasem umawiamy się na kręgle, imprezy. Czujemy się dobrze, więc jest to całkiem spontaniczne. Jak poznajemy się na gruncie prywatnym, to też łatwiej nam się ze sobą dogadać. Wiemy kiedy trzeba odpuścić, kiedy nie warto wchodzić w dyskusję, czy ciągnąć tematu. Morsy to aktywne jednostki. Nie wszyscy, ale większość to osoby, które nie potrafią usiedzieć w miejscu. Nie wiem, co na nich wpłynęło – czy morsowanie, czy byli tacy wcześniej. Wszędzie ich pełno. Adrenalina ich życiowo trzyma. Są również osoby spokojniejsze. Mamy w naszej grupie pasjonatów sportu. Co za tym idzie, czasami wystawiamy reprezentację morsów w różnych amatorskich potyczkach, czy Terenowej Masakrze. Ale to jest taka opcja dla chętnych.

Czy widzisz u siebie jakieś pozytywne skutki po tylu latach morsowania?

Na pewno rzadziej choruję, co nie znaczy, że nigdy. Morsy nie są nadludźmi. Zdarzają się przecież okresy niższej odporności spowodowane np. stresem. Często jest mi wypominane, kiedy zachoruję: „No jak to! Morsujesz i jesteś chora?”. Zawsze powtarzam, że nasza aktywność nie daje żadnej magicznej tarczy chroniącej nas na 100 procent. Gdybyśmy dawali pełną gwarancję na niechorowanie, to pewnie plaży by dla wszystkich nie starczyło (śmiech).

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi to ekstremalne przeżycie. Dlatego nigdy, przenigdy nie namawiam na morsowanie. Uważam, że trzeba samemu nabrać do tego przekonania. Decyzja oparta o zakład ze znajomym czy chęć zaimponowania dziewczynie albo chłopakowi - to nie jest dobra motywacja do rozpoczęcia przygody z kąpielami zimą. A kiedy jest Was najwięcej nad wodą? Jaka pogoda najbardziej aktywizuje i zachęca do działania morsy?

To proste pytanie - kiedy spadnie śnieg, jest duży mróz i mamy przerębel w tafli lodu. Wtedy nagle na plaży liczba morsów się podwaja i trudno jest nam wychwycić nowe osoby. Są też tacy, którzy morsują tylko w takich warunkach. Jak jest jeszcze w miarę ciepło i zaczynamy sezon, to przychodzi z 20 do osób. Kiedy jest słońce, mróz, przerębel, zdarza się że jest koło 100. Nie wiem, czy można wtedy mówić o jakimkolwiek wpływie na organizm. Badania mówią, że kąpieli w zimnej wodzie powinno się zażywać przynajmniej raz w tygodniu, żeby zobaczyć jakiś efekt. Myślę jednak, że najważniejsze czy sprawia im to radość.

Wiele dowiedziałam się już od Ciebie o morsowaniu. Gdyby to tak podsumować: jakie trzy powody powinny zachęcić mnie do podjęcia tej aktywności, to co by to było?

Przede wszystkim powinnaś spróbować, bo na pewno nie pożałujesz (śmiech). Nawet jeśli nie spodoba ci się samo morsowanie, to myślę, że nie pożałujesz czasu spędzonego z nami. Może poznasz interesujące osoby. A może będzie to miało dobre skutki dla twojego zdrowia fizycznego bądź psychicznego? Morsowanie pomaga bowiem również na obniżony nastrój. Kiedyś trafiła do nas taka pani, która powiedziała otwarcie, że psycholog polecił jej morsowanie. Przez długi czas przychodziła na spotkania. Trudno mi wypunktować jednoznacznie powody, dla których warto morsować. Dla każdego co innego będzie miało znaczenie. Na pewno nie będzie to zmarnowany czas. Zawsze się czegoś nauczymy, np. jak w sytuacjach ekstremalnych reaguje nasz organizm. Morsowanie daje również wiedzę o tym, co robić, gdy będzie ci zimno, np. – ta rozgrzewka, skakanie z nogi na nogę. To są takie praktyczne rzeczy, potrzebne. Może się czegoś dodatkowego dowiesz, może męża spotkasz (śmiech). Nigdy nie wiadomo!

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


Jej pasja

FOT. TOMASZ CZACHOROWSKI

CIAŁO TO MAPA

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


67 Walczyłam o moje życie i o szczęście. O to, żebym mogła być dzisiaj w tym miejscu. Jeśli poddałabym się wtedy, ugrzęzłabym w tym, co nie dawałoby mi satysfakcji – mówi Kalina Zygowska, bydgoszczanka, która zajęła 5. miejsce w prestiżowych zawodach fitness w Barcelonie. ROZMAWIA MARIUSZ SEPIOŁO

Dyktafon Cię peszy?

Trochę. Nie mam parcia na szkło. Uprawiam fitness, bo rozwija mnie to jako osobę. Mam to we krwi. Miłość do muzyki, tańca i ekspresji za pomocą ruchów odziedziczyłam w genach – moja babcia, mama, starsza siostra, wszystkie uwielbiają tańczyć. Moje dzisiejsze pokazy tańca fitness są naturalną konsekwencją drogi, jaką dotąd przebyłam. Zawsze byłam wrażliwą osobą. Teraz rozumiem, że taniec to był i jest dla mnie sposób, by wyrazić to, co mam w środku.

Występowałaś od najmłodszych lat.

Zawsze to uwielbiałam, nigdy nie czułam stresu. Jasne, na scenie pojawia się coś w rodzaju tremy, ale nawet jako mała dziewczynka byłam tym raczej bardziej zmotywowana niż przestraszona. Byłam kapitanem grupy cheerleaderek drużyny Twardych Pierników i podczas występów czułam sie tak pewnie, że traktowałam to jak zabawę.

Jakie są tak naprawdę zadania cheerleaderki?

Dopingowanie zawodników i tworzenie dobrej atmosfery z publicznością. Czasem wychodziłam z siebie, żeby przekazać koszykarzom i kibicom tę pozytywną energię. Widziałam, że czasem opadają z sił, zaczynają wątpić, więc starałam się ich do tej walki zagrzać. Ale tak naprawdę działało to w obie strony - dawałam im energię, ale też dostawałam ją od nich. Zresztą nie tylko energię, również dobre słowo, sympatię. A kiedy zdecydowałam się skupić na fitnessie, klub postanowił mnie w tym wesprzeć i umożliwił mi start w Mistrzostwach Europy 2018.

W Twojej dziedzinie ważne jest też wsparcie ze strony bliskich.

To prawda. Kiedy tata wracał z pracy, puszczał muzykę z głośników i wszyscy, razem z czworgiem rodzeństwa, tańczyliśmy w dużym pokoju. Od zawsze byłam dzikim, wolnym, kreatywnym duchem. Jako małe dziecko uwielbiałam rysować. Zaraz po przebudzeniu, jeszcze rozczochrana i piżamie, brałam kartkę, kredki i rysowałam całymi godzinami. Zawsze zachwycało mnie życie i jego naturalne piękno, to budziło we mnie radość. Moja mama wspomina, że często mówiłam jej: „Mamo, zobacz, jaki piękny jest

świat…”. To wszystko dawało mi nadzieję, że jakkolwiek będzie - a trudne momenty też się zdarzały - w końcu wszystko ułoży się właściwie, że mimo wszystko będę szczęśliwa. Mogłabym gdzieś po drodze poddać się, zrezygnować z pasji, ale zawsze udawało mi się znaleźć siłę, by iść dalej. Na mojej drodze pojawiali się ludzie, którzy dobrze mi podpowiadali. Bardzo ważna jest też dla mnie wiara. Nie jestem fanatyczką religijną, wiary nie ograniczam tylko do jednego kościoła, mam na to globalne spojrzenie.

A ludzie?

wetkę i wyciskałam w nią widelcem nadmiar tłuszczu. Moi rodzice też byli wegetarianami, w naszym domu zawsze było dużo książek na temat zdrowego żywienia. Dzisiaj mam już inne podejście, mięso jest ważne w mojej diecie. Na przykład teraz widzę, że tego kurczaka w sałatce jest trochę za mało. Za chwilę podgonię orzeszkami, które mam w plecaku (śmiech).

Żyjemy w czasach, kiedy wszyscy chcą być fit, perfekcyjnie wyglądać na zdjęciach. I najlepiej, żeby efekty przyszły z dnia na dzień.

Ogromnie wiele zawdzięczam bliskim mi osobom. Cieszę się, że mogę czerpać z ich doświadczeń. Jeżeli chodzi o taniec, bardzo pomogła mi Agata Szybiak z Bydgoszczy. To bardzo silna i pracowita kobieta, dzięki której stanęłam na nogi – jest bardzo restrykcyjna technicznie i ja to uwielbiam. Dzięki niej zrozumiałam, jak ważną rolę odgrywają w tańcu stopy. Na początku, gdy miałam 7 lat, idąc wraz z moją sąsiadką na zajęcia taneczne, cieszyłam się, że „idziemy na imprezę”. Na treningu zawsze się starałam, wszystkie zadania wykonywałam z zaangażowaniem. Pani Kamila Bomba od razu zauważyła mój talent. Nazywała mnie „śmieszką”, bo podczas tańca byłam w dobrym nastroju. Przez lata praktyki zrozumiałam, że taniec to dla mnie transcendentalne doświadczenie. To nie tylko ruch fizyczny. Jeśli na scenie jest osoba, która naprawdę kocha ruch, to jesteśmy w stanie zobaczyć jej duszę. Jest to dla mnie piękny, pierwotny język człowieka, mowa jego ciała i sposób wyrażania siebie. Dlatego tak istotna jest czystość techniczna i umiejętności, by móc jak najdoskonalej przekazać to wszystko.

Z doświadczenia wiem, że to długi proces. To styl, filozofia życia. Za chwilę mam zawody i wiem, jak trudno jest pogodzić codzienne życie z treningami, wymagającą dietą. Zarabianie kasy dzięki zasięgom na Instagramie to nie jest mój cel. Wiem, że sukces w końcu przyjdzie i wtedy będę na niego gotowa. Lubię reggae, interesuję się tą kulturą i to właśnie Bob Marley powiedział kiedyś, że jego bogactwem jest to, że dzięki muzyce będzie żył wiecznie. Choć nie ma go już tuta, ludzie wciąż noszą jego przesłanie w sercach.

Dlaczego?

Co dał Ci taniec towarzyski na przyszłość?

Każdy ruch zaczyna się od tego, jak kierujesz swoją stopą. W balecie od tego zaczyna się trening, nawet najbardziej uznana balerina codziennie zaczyna od ćwiczeń przy drążku, właściwego ułożenia i rozgrzania nóg. Dzięki temu ma się w ciele dobry przepływ energii. To fundament, na którym buduje się całą resztę. Z kolei w bodybuilding’u fundamentem są ćwiczenia siłowe i właściwa dieta. Zaś dyscyplina fitness jest połączeniem możliwie jak najlepszej sprawności fizycznej i jak najbardziej proporcjonalnej sylwetki.

Właśnie na stole pojawiła się sałatka z kurczakiem i białym pieczywem, które od razu odłożyłaś na bok.

Odpowiednie żywienie to też coś, na co zwracałam uwagę instynktownie od dziecka. Już w podstawówce nie jadłam mięsa, unikałam słodyczy, chipsów, co nie było wtedy takie modne. Pamiętam, że wracając ze szkoły z przyjaciółką szłyśmy do warzywniaka i kupowałyśmy po marchewce, jabłku i mandarynce (śmiech). Babcia wspominała, że jak na obiad były naleśniki, brałam ser-

A co dla Ciebie znaczy być bogatą?

Mieć serce dla ludzi i siebie. Dbać o to, co kocham. Robić to. Może czasem będzie ciężko, może kiedyś zwątpię, ale będę czuła, że nie zaprzedaję samej siebie. Zawsze kiedy szłam na jakiś kompromis z rzeczywistością, naginałam się, to od razu była chora. Czułam się źle fizycznie. Mój organizm buntuje się przeciw działaniu wbrew sobie. Wierzę, że jesteśmy holistyczni, składamy się z ducha i z ciała, które ze sobą współgrają. Życie w równowadze daje szczęście. Bardzo dużo. Pozwolił mi się otworzyć na świat. Taniec stał się moim indywidualnym językiem, dzięki niemu nauczyłam się wyrażać siebie. Ale ważne było też dla mnie doświadczenie tańca w parze. Dzięki temu dzisiaj rozumiem więcej, jeśli chodzi o relacje damsko-męskie. Taniec te relacje odzwierciedla.

Jak?

Jesteśmy jak yin i yang. Każdy mężczyzna ma w sobie pierwiastek kobiecy, a każda kobieta męski. Mężczyzna widzi wszystko całościowo i praktycznie, kobieta wprowadza do relacji uczuciowość. Jednak te dwa przeciwstawne bieguny muszą mieć jakiś punkt zaczepienia. Mój tata jest waleczny, silny, wymagający od siebie. Mama dawała mi marzenia, przestrzeń na bycie kreatywną. Była w tym wszystkim równowaga. W tańcu to mężczyzna prowadzi, ale kobieta, kiedy potrzebuje, może tupnąć nogą, wyznaczyć ramy i granice. W życiu też. Kiedyś lubiłam obserwować podczas imprez tańczące pary. Widziałam ich wzajemny stosunek do siebie. Po gestach można rozpoznać

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


68

Jej pasja

wszystko. Sposób, w jaki mężczyzna dotyka w tańcu partnerkę, ich miny i gesty– to wszystko o czymś świadczy. Ciało to mapa.

Jak z tańca towarzyskiego przeszłaś do fitnessu?

W liceum chodziłam na mnóstwo dodatkowych zajęć, wszystko mnie interesowało, to była totalna jazda. Po szkole trenowałam taniec, fitness, śpiewałam w chórze, brałam lekcje śpiewu i aktorstwa, biegałam kilometrami po lesie. Dlatego wtedy marzyłam o aktorstwie, czułam, że w ten sposób można doświadczyć życia wielopłaszczyznowo. Zawsze dobrze się uczyłam, więc w liceum, kiedy na tę naukę po prostu nie było czasu, siadałam na lekcjach w pierwszych ławkach i dokładnie słuchałam nauczycieli, żeby jak najwięcej „wchłonąć”, zapamiętać i zrozumieć. Taką miałam taktykę (śmiech). Sam fitness zaczęłam uprawiać w I klasie 51 gimnazjum u pani Marleny Romaniuk w szkolnej sekcji, do której był specjalny casting. Już na miejscu dowiedziałam się, że trzeba było przygotować jakiś układ. Myślę sobie: „Przecież ja nic nie mam!”. Wszystkie dziewczyny w sekcji były starsze ode mnie, wysportowane. Puściły mi dancehallową piosenkę Seana Paula i po prostu zaimprowizowałam. Od razu im się spodobałam, polubiły mnie. Byłam wtedy troszkę taką maskotką Pani Marlenki, spotykamy się do dziś. Nigdy nie zapomnę wprowadzenia do gimnastyki, po którym wraz z moją przyjaciółką Isabelle śmiałyśmy się i chodziłyśmy jak kowboje – takie miałyśmy zakwasy. Ale było to wspaniałe.

Bolesne, a wspaniałe?

Tak. Bo wtedy czułam, że to jest to. Odkryłam, że praca nad swoim ciałem zawsze mi się podobała. W fitnessie mogę to rozwijać.

Dzisiaj należysz do IFBB, czyli federacji uznawanej za najlepszą na świecie i startujesz w zawodach ligi Elite PRO

Jestem z tego dumna, bo uważam, że w Elite Pro wszystko jest takie… smaczne. Kolory, stroje, wygląd kobiet, które prezentują się zdrowo. A poza tym układy dowolne mają wysokie walory artystyczne.

FOT.KRZYSZTOF BUCZYŃSKI

Dla wielu osób wygląd kobiet uprawiających fitness lub kulturystykę nie mieści się w kategoriach „piękna”.

Dla mnie jest to kanonem piękna. Prosta, gładka noga bez wyraźnego zarysu mięśni zwyczajnie mi się nie podoba. Zawsze podobały mi się szerokie barki i do tego dążę. Nie zależy mi zbytnio na bicepsach i tricepsach, ale wąska talia pięknie wyrzeźbione plecy – bardzo chętnie. A poza tym: jeśli komuś się to nie podoba, trudno. Nie bardzo mnie to obchodzi (śmiech). Ważne, czy kobieta jest szczęśliwa z tym, jak wygląda i jak się czuje. To przecież każdego indywidualna sprawa.

We wrześniu znalazłaś się w ścisłym finale zawodów IFBB ELITE PRO w Barcelonie,

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


69

imprezie firmowanej przez samego Arnolda Schwarzeneggera. Jak wygląda taka impreza?

Arnold Classic należą do najważniejszych zawodów wśród profesjonalistów. Na publiczności zasiada wiele znakomitych osobistości. Oczywiście cały czas podczas Elite Pro SHOW obecny jest Arnold Schwarzenegger, który osobiście składa gratulacje wszystkim finalistom. Mnie te gratulacje udało się przyjąć w Barcelonie już dwukrotnie w 2018 i 2019 roku. Jest to dla mnie ważne m.in. dlatego, że Arnold był idolem mojego taty w czasach młodości, a moja babcia i mama kochają flamenco.

Jak przygotowujesz się do takich zawodów?

Przed zawodami zmienia się moja dieta i trening. Po treningu siłowym robię jeszcze taki, który pozwala mi spalać tłuszcz. Uprawiam jogę, rozciągam się i układam choreografię, bo w zawodach wykorzystuję to, czego nauczyłam się przez lata treningów tańca. Ćwiczę także elementy gimnastyczne, siłowe i skoki. Dbam także o „właściwy przegląd” i w domu roluję się na małej piłce kauczukowej, bo piłka prawdę ci powie.

Co mówi?

Że nad partiami ciała, które mnie bolą, muszę jeszcze jakoś popracować. Podczas ciężkich treningów mięśnie się zbijają i tworzą skorupę, a ja muszę mieć jak największą mobilność. Tkanki są tak złożoną strukturą, że każdy najmniejszy ucisk daje o sobie znać. Dlatego tak ważne jest wyeliminowanie wad postawy przez wykonywanie jakiegokolwiek treningu siłowego.

A jak odpoczywasz?

Sauna, jacuzzi, integracja strukturalna u dr. Grzegorza Srokowskiego. A w domu często biorę herbatkę, kładę się na podłodze na kocyku i leżę na tej kauczukowej piłce. Puszczam wtedy sobie muzykę o odpowiedniej częstotliwości, np. 432 Hz.

Jak bardzo Twoje życie musiało się zmienić, od kiedy skupiłaś się na fitnessie?

Zmieniłam dietę. Zrobiłam coś odwrotnego, niż wielu ludzi, czyli z wegetarianizmu przyrzuciłam się na jedzenie mięsa, bo to dobry budulec mięśni. Na początku czymś nowym było też dla mnie podnoszenie dużych ciężarów. Kiedy patrzę na z perspektywy czasu, widzę, że moje dojście do Elite PRO

było czystym szaleństwem – czasem wyciskałam tylko siłą woli, ile byłam w stanie, przez łzy.

Wiele osób dałoby sobie spokój. Dlaczego Ty nie dałaś?

Walczyłam o moje życie i o szczęście. O to, żebym mogła być dzisiaj w tym miejscu. Jeśli poddałabym się wtedy, ugrzęzłabym tam, gdzie nie byłabym z siebie zadowolona. To nie dawałoby mi satysfakcji. Potem przez całe życie bym tej decyzji żałowała.

Będąc kimś innym, siedząc w biurze od 8 do 16, byłabyś nieszczęśliwa?

Ciągle z tyłu głowy miałabym głos: „Halo, a co z twoimi marzeniami?”.

Kalina Zygowska

urodzona w Bydgoszczy, profesjonalna zawodniczka fitness IFBB w lidze Elite Pro, tancerka. Podczas Arnold Classic Europe 2019 w Barcelonie we wrześniu zajęła 5. miejsce w finale Women’s Fitness

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


Rozmowa

NIE JESTEŚMY OZDOBAMI

Rozmawia: Lena Szuster

FOT. MARCIN RYSZARD OKONIEWSKI / ARCHIWUM WYDAWNICTWA SQN

Chłopcy mają pod dostatkiem bohaterów literackich, z którymi mogą się utożsamiać, ale co z dziewczynkami? Kanon pełen jest historii kobiet ukaranych za to, że pragnęły w życiu czegoś więcej – mówi Aneta Jadowska, pisarka z Torunia.


71 Usłyszałaś kiedyś, że piszesz „literaturę kobiecą”?

Chyba każda autorka słyszy coś takiego, nawet noblistka. Lata temu, jeszcze na studiach polonistycznych, jeden z moich profesorów powiedział, że nie będzie czytał Olgi Tokarczuk – bo to proza menstruacyjna, rozhisteryzowana, emocjonalna, pozbawiona sensu. Podobnych zarzutów nie stawia się mężczyznom. Tak jakby ich doświadczenia albo sposoby postrzegania świata były uniwersalnie ludzkie. Bardziej wartościowe.

A przecież każdy autor, bez względu na płeć, porusza właściwie te same tematy.

Z klasyki warto wymienić na przykład powieści Czesława Miłosza i Tadeusza Konwickiego, w których ważną rolę odgrywa motyw pierwszej miłości, dojrzewania, poznawania własnego ciała. Bardziej współcześnie i popkulturowo – bohaterowie kryminałów Henninga Mankella czy Jo Nesbø nieustannie wikłają się w różnego rodzaju romantyczne relacje. To jest normalne, akceptowalne. Wystarczy jednak choćby sugestia związku w książce napisanej przez kobietę, by od razu przypiąć jej łatkę romansu. Autorkom stawia się dużo wyższe wymagania.

Pewnie dlatego kobiety nie raz i nie dwa publikowały pod męskimi pseudonimami.

Szlak przetarła George Sand, później pojawiła się George Eliot, a na poletku fantastycznym Andre Norton i oczywiście J. K. Rowling. Można by tak wymieniać dalej. Dla wielu pisarek pseudonim był jedyną szansą na publikację – bo żaden mężczyzna, żaden chłopiec dobrowolnie nie sięgnie po coś, co wyszło spod pióra kobiety! Niemądre? Przestarzałe? Zamknięte podejście? Jasne. Jest przecież wielu wspaniałych, mądrych facetów, którzy wspierają kobiety i chcą poznać ich sposób patrzenia na świat. Niektórych wydawców to jednak nie przekonuje. Przypomnijmy, że pierwszy tom Harry’ego Pottera ukazał się w 1997 roku, czyli całkiem niedawno. Wciąż walczymy z tymi samymi stereotypami i wciąż zdarzają się ludzie, których dziwi, że mężczyzna jest w stanie napisać dobry romans, a kobieta – wszystkie inne gatunki.

Może to dlatego, że na liście lektur mamy więcej autorów niż autorek...

To się zmienia, choć według mnie nie tak szybko, jak powinno (śmiech). Marzę, żeby każdy czytelnik, bez względu na płeć, kolor skóry czy orientację seksualną, czuł się w literaturze reprezentowany, odnalazł swój głos, swoją narrację, swoje historie. Potrzebujemy różnorodności. Z tym nadal jest problem. Wprawdzie chłopcy mają pod dostatkiem bohaterów, z którymi mogą się utożsamiać, ale co z dziewczynkami? Kanon pełen jest historii kobiet ukaranych za to, że pragnęły w życiu czegoś więcej. Weźmy na przykład Anię z Zielonego Wzgórza – planowała pisarską karierę, zdobyła wyższe wykształcenie, ale ostatecznie musiała zrezygnować z ambicji literackich. Nie chcę, żeby moje siostrzenice rezygnowały z czegokolwiek. Są bystre, odważne, ciekawe świata. Zasługują na wszystko, co najlepsze. W tym – na silne bohaterki literackie, które pokażą im, że kobieta nie jest nagrodą, trofeum czy salonową ozdobą.

Silne bohaterki – czyli jakie?

Przede wszystkim wielowymiarowe, różnorodne, takie, które czasem błądzą lub czegoś nie wiedzą, ale mimo to się nie poddają. W tym tkwi prawdziwa siła.

Rzadko głównymi bohaterkami są starsze kobiety. Zupełnie jakby miały datę ważności i po trzydziestce, maksymalnie czterdziestce, do niczego już się nie nadawały. Co najwyżej do trzecioplanowej roli babci.

Nierzadko jednak rozumie się ją wyłącznie jako fizyczną krzepę. Spotkałam się z takim myśleniem w kontekście dwóch moich bohaterek – Dory Wilk i Nikity. Obie potrafią skopać tyłki złym ludziom, to fakt, ale nigdy nie powiedziałabym, że właśnie dlatego są naprawdę silne. Dora jest empatyczna, nieustępliwa, zawsze dba o innych, ma bardzo rozwinięty instynkt obronny. Nikita z kolei świadomie odrzuca traumatyczną przeszłość i uczy się budować relacje.

Siły nie sposób też odmówić twoim Garstkom. Może i są mikrej postury, ale to nie przeszkadza im stawać w obronie słabszych. Na przykład z gaśnicą w dłoniach.

Garstki to mój sposób na zmierzenie się z tematem przemocy domowej. Nie zgadzam się, żeby to było tabu, tajemnica, wina ofiary. Wstydzić powinien się oprawca. Tymczasem wciąż słyszymy, jak odpowiedzialnością za gwałt obarcza się kobietę, bo „sama tego chciała”, „ubrała się wyzywająco”, „na pewno zasłużyła”, „czemu nie odeszła od brutalnego męża?”. Odpowiem: nie odeszła, ponieważ nie mogła, nie miała dokąd. Przemoc zaczyna się od systematycznego odcinania rodziny i przyjaciół, kontrolowania finansów, obniżania poczucia własnej wartości, zastraszania. Na koniec ofiara zostaje całkiem sama – i doskonale o tym wie. Co gorsze, nawet jeżeli odważy się powiedzieć o swojej sytuacji znajomym albo zgłosić się na policję, nie ma gwarancji, że zostanie potraktowana serio!

Zapewne w imię starej, dobrej zasady, że co się dzieje za zamkniętymi drzwiami...

To niestety prawda. Nie lubimy wtrącać się w życie innych, ale jeżeli widzimy coś niepokojącego, powinniśmy reagować. Pamiętajmy, że przemoc domowa to nie zawsze podejrzane dzielnice, bieda i alkoholizm, ale też pozornie szczęśliwe, porządne, majętne rodziny. Bita i gwałcona może być żona nauczyciela, prawnika, lekarza albo posła. Nasza sąsiadka. Przyjaciółka. Siostra. Nie odwracajmy się od żadnej z nich. Czasem naprawdę wystarczy wyciągnąć dłoń, zauważyć problem, żeby zrobić wielką różnicę. Zmienić czyjeś życie na lepsze.

Tak jak Garstki, które organizują pomoc dla ofiar przemocy domowej.

Wiem, że to trochę sytuacja idealna – Garstki tworzą Przystań, miejsce, w którym ofiary przemocy domowej mogą się schronić, uwierzyć w siebie, zacząć leczyć ciało i umysł, uzyskać pomoc prawną oraz medyczną. W Polsce takiego systemowego wsparcia dla ofiar po prostu nie ma. Jest za to przyzwolenie na zło. Walczę z tym tak, jak potrafię – pisząc książki, snując opowieści, rozmawiając z czytelnikami. Często po spotkaniach autorskich podchodzą do mnie kobiety, które doświadczyły przemocy domowej. Do dziś pamiętam, jak jedna z nich przyznała, że dopiero czytając czwarty tom przygód Dory, zobaczyła swoją sytuację oczami córki. Ta zmiana perspektywy dała jej siłę i motywację, żeby wyrwać się z toksycznej relacji, zawalczyć o siebie i dzieci. Innym razem, po premierze pierwszych Garstek, spotkałam się z seniorkami z klubu czytelniczego w pewnej małej miejscowości. Były bardzo szczęśliwe, że w powieści kluczową rolę odgrywa starsza pani, zaradna seniorka, podobna do nich, ponieważ takich bohaterek w prozie i filmie jest mało. Zupełnie GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


72

Rozmowa jakby kobiety miały datę ważności i po trzydziestce, maksymalnie czterdziestce, do niczego już się nie nadawały. Co najwyżej do trzecioplanowej roli babci. Dodały też, że choć są przyjaciółkami od dawna, nigdy wcześniej nie rozmawiały o tym, co dzieje się w ich domach. To był sekret, tajemnica, wstyd. Dopiero po lekturze Garstek, pod pretekstem analizowania fabuły, zaczęły się otwierać. Porządkować różne sprawy. Rozliczać się z przeszłością.

uwierzyły w siebie, znalazły siły do działania. Czego chcieć więcej?

Może dzięki wam wydawcy będą chętniej publikować książki pisane przez kobiety?

Byłoby wspaniale! Widzisz, na początku kariery mój ówczesny wydawca zapowiedział, że nie mam co liczyć na promocję, bo jestem kobietą. A kobiety, jak wiadomo, gorzej się sprzedają, mają okropny zwyczaj zachodzenia w ciąże, porzucają pisanie dla dzieci, a jeszcze, nie daj Boże, robią kariery – i dalej w tym samym tonie. Nastawiano mnie przeciwko innym autorkom, mówiąc: „to przez nią zarabiasz mniej”, „to jej wina”, „na rynku jest miejsce tylko dla jednej z was”, „musisz z nią walczyć”. Nieprawda – pomyślałam wtedy. Nie musimy ze sobą walczyć. Możemy porozmawiać, zaprzyjaźnić się, razem znaleźć jakieś rozwiązanie. I tak właśnie zrobiłyśmy. Okazało się, że razem jesteśmy silniejsze. Dzisiaj każda z nas ma lepszego wydawcę – i przyjaciółki, na które może liczyć. Warto więc było trochę się pomęczyć.

To na pewno wymagało wielkiej odwagi. W Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia o przemocy głośno, na forum publicznym. Chyba trochę brakuje nam do tego języka. Bo jak przyznać, że jest się ofiarą? Jakich słów użyć?

Poruszyłaś ciekawy temat. Czy o poważnych sprawach wypada mówić inaczej niż szeptem, grobowym głosem, z pełną pompą? Według mnie – jak najbardziej. Lżejsza forma nie osłabia problemu, ale ułatwia konwersację na jego temat. Czasem pozwala zakraść się do czytelnika, zaskoczyć go, oswoić z trudnym tematem, nauczyć o nim rozmawiać. I to też jest cenne. Dlatego seria o Garstkach to nie tylko przemoc domowa, ale i dużo humoru, dobrej zabawy, rodzinnego ciepła, wreszcie – kobiecej solidarności.

A jeżeli już o kobiecej solidarności mowa… Należysz do Hardej Hordy, czyli grupy trzynastu fantastycznych pisarek. Jak zaczęła się wasza współpraca?

Od pogaduszek na Facebooku (śmiech). Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, najpierw na naszych tablicach, a później już w prywatnych wiadomościach. Motywowałyśmy się, wspierałyśmy, ale też dzieliłyśmy konkretną wiedzą, doświadczeniami z rynku: uważaj na tego wydawcę, bo jest nieuczciwy, przyjrzyj się zapisom w umowie, zasługujesz na wyższą stawkę. Tego typu rzeczy. W końcu postanowiłyśmy coś razem napisać. Tak powstała antologia opowiadań, w której zmierzyłyśmy się z ważnym dla nas tematem przekraczania granic. Co ciekawe, nad publikacją pracowały właściwie same kobiety: dwanaście pisarek, cztery ilustratorki, graficzka, redaktorka, korektorka, tylko składaniem zajmował się mężczyzna, ale obiecał, że specjalnie dla nas czasem ubierze spódniczkę, albo choć kilt. Celowo właśnie tak dobrałyśmy skład zespołu wydawniczego: chciałyśmy pokazać, że kobiety – wbrew stereotypowym opiniom – potrafią współpracować, tworzyć rzeczy niezwykłe, po prostu dobrze, rzetelnie wykonywać swoją robotę. Udało się. Teraz pracujemy nad kolejną antologią – z baśniowym motywem przewodnim.

Jak Harda Horda została przyjęta w środowisku? Entuzjastycznie? Czy raczej sceptycznie?

Oczywiście pojawiło się trochę niezadowolonych osób, wieszczących, że za chwilę zaczniemy palić mężczyzn na stosach (śmiech). Zarzucano nam na przykład mizoandryzm, co wydaje mi się strasznie zabawne, bo przecież w historii literatury znajdziemy wiele wyłącznie męskich klubów, których nikt jakoś z automatu nie posądza o mizoginię czy nienawiść do kobiet. Jednak poza tymi przypadkami Hardą Hordę przyjęto bardzo ciepło. Praktycznie codziennie dostajemy wiadomości zarówno od czytelników obojga płci, którzy dzielą się wrażeniami z lektury, jak i od koleżanek po piórze. To naprawdę niesamowite uczucie – usłyszeć, że dzięki nam poczuły się zainspirowane,

Piszecie różne gatunki – powieści obyczajowe, kryminały, książki dla dzieci, fantastykę. W której konwencji czujesz się najlepiej?

WCIĄŻ ZDARZAJĄ SIĘ LUDZIE, KTÓRYCH DZIWI, ŻE MĘŻCZYZNA JEST W STANIE NAPISAĆ DOBRY ROMANS, A KOBIETA – WSZYSTKIE INNE GATUNKI.

Uwielbiam obyczajowo-kryminalny klimat Garstek, bardzo cieszy mnie kreowanie historii dla najmłodszych, ale chyba najbardziej cenię fantastykę – jest twórcza i otwarta, daje wiele możliwości, a przy tym stawia wiele wyzwań. Nie ma w niej miejsca na schematyczność, przewidywalne rozwiązania czy utarte ścieżki. Fantastyka zmusza do szukania innych dróg, filtrowania świata, oglądania go przez różne soczewki. Pozwala spojrzeć na zupełnie zwykłe rzeczy w sposób niezwykły.

Na przykład zmienia nasz codzienny, zwykły Toruń w magiczny Thorn. W twoich powieściach miasta ożywają, mają swoje odrębne charaktery, stają się pełnoprawnymi bohaterami.

Trochę też determinują historię, kształtują bohaterów. Garstki nigdy nie powstałyby, gdyby nie moja wizyta w Ustce – wystarczył jeden dzień, krówki w kawiarni, spacer brzegiem morza, żebym zakochała się po uszy i przy okazji wymyśliła całą fabułę. Nikita potrzebowała Warszawy – jej ogromu i anonimowości. A Dora – magicznego Torunia, w którym warstwy historii nakładają się jedna na drugą, przeszłość zostawia ślady, gruby osad kurzu, nie tylko na murach i kamieniczkach starego miasta, ale też w ludziach. Dla mnie to miasto idealne, nie za duże i nie za małe, dziwacznie przedzielone rzeką, pełne tajemnic. Czasem strasznie mnie wkurza, ale mimo to nie mam ochoty z niego wyjeżdżać. Z moim zawodem mogłabym mieszkać wszędzie – wciąż jednak wybieram Toruń. Chyba jesteśmy na siebie skazani. Mi z tym dobrze, chociaż nie wiem, jak on to znosi (śmiech).

Aneta Jadowska

Pisarka z Torunia, filolożka, wielbicielka pomysłów niepraktycznych i niełatwych. Członkini Hardej Hordy. Pracoholiczka. Wydała m.in. serię o Dorze Wilk, trylogię Nikity, kilka zbiorów opowiadań i serię obyczajowo-kryminalną o Garstach z Ustki. GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


73

FOT. MARCIN RYSZARD OKONIEWSKI / ARCHIWUM WYDAWNICTWA SQN

MÓJ PIERWSZY WYDAWCA POWIEDZIAŁ, ŻE NIE MAM CO LICZYĆ NA PROMOCJĘ, BO JESTEM KOBIETĄ. A KOBIETY, JAK WIADOMO, GORZEJ SIĘ SPRZEDAJĄ, MAJĄ OKROPNY ZWYCZAJ ZACHODZENIA W CIĄŻE, PORZUCAJĄ PISANIE DLA DZIECI, A JESZCZE, NIE DAJ BOŻE, ROBIĄ KARIERY – MÓWI ANETA JADOWSKA.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


FOT. KATARZYNA BUBNIAK

Męskim okiem


75

JUŻ PO PIERWSZYM POKAZIE WIEDZIAŁEM, ŻE MNIE TO KRĘCI. JAK SIĘ WYCHODZI NA WYBIEG, WSZYSCY NA CIEBIE PATRZĄ, SĄ ZDJĘCIA, FLESZE, JESTEŚ W CENTRUM ZAINTERESOWANIA – CZUJESZ SIĘ GWIAZDĄ - MÓWI OSKAR IŃSKI, ZWYCIĘZCA POLSKIEJ EDYCJI KONKURSU THE LOOK OF THE YEAR 2019.

W modelingu trzeba mieć stalowe nerwy ROZMAWIA TOMASZ SKORY

Kiedy postanowiłeś spróbować swoich sił w The Look Of The Year?

Kilka miesięcy temu wziąłem udział w pokazie garniturów w ramach regionalnej gali Miss Polonia, która odbywała się w toruńskiej Plazie. Poznałem tam Oliwię Jesionowską, która jest organizatorką The Look of the Year. Zgłosiłem się przez formularz online i dostałem na casting, potem otrzymałem zaproszenie na półfinał, gdzie zakwalifikowałem się do finałowej dziesiątki. Tak rozpoczęły się przygotowania do finału, mieliśmy metamorfozy wizerunku we Wrocławiu, sesję zdjęciową i tygodniowe zgrupowanie w Łodzi, które zakończyło się galą finałową. W trakcie zgrupowania uczyliśmy się choreografii, pozowania, mieliśmy przymiarki kolekcji, a także warsztaty psychologiczne, np. jak radzić sobie ze stresem podczas wystąpień czy takich pokazów, jak finał The Look Of The Year.

Ile czasu to wszystko trwało?

W sumie wszystkie zajęcia rozłożyły się w czasie na około dwa miesiące. Na samym zgrupowaniu mieliśmy dużo pracy, ale też nie

było tak, że nie mieliśmy w ogóle czasu dla siebie. Dopiero ostatnie dni były bardzo zajęte. Na dwa dni przed finałem, gdy trwały już przymiarki i próby choreograficzne, siedzieliśmy od rana do wieczora w sali, gdzie odbywał się finał. W dniu finału zaczynaliśmy przygotowania o 8.00, a wyjeżdżałem stamtąd dopiero po 23.00.

Jaka była atmosfera w konkursie? Dało się odczuć rywalizację?

Jeśli chodzi o naszą grupę, to naprawę zżyliśmy się jak rodzina. Były małe sprzeczki, czasem sobie lekko dogryzaliśmy, jak komuś coś nie wychodziło, ale przede wszystkim sobie pomagaliśmy. Czuliśmy się grupą i zależało nam na tym, żeby jako grupa wypaść jak najlepiej. Każdy z nas prezentuje się na pokazie indywidualnie, ale jedna osoba nie czyni całego pokazu. Pokaz to my wszyscy. Chyba dlatego się tak zżyliśmy.

To był Twój pierwszy ogólnopolski konkurs?

Próbowałem jeszcze swoich sił w eliminacjach do programu Top Model. Natomiast cieszę się, że trafiłem akurat tutaj, bo w Polsce nie ma drugiego tak prestiżowego konkursu dla modeli. Organizuje go ta sama agencja, która jest odpowiedzialna za Miss Polonia, czyli najstarszy konkurs piękności w Polsce, a także wysyła osoby od nas na konkursy Miss i Mister World.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


76

FOT. MATEUSZ JAGIELSKI / IGO-ART

Męskim okiem

Zwycięstwo w The Look Of The Year otworzy Ci drogę do Mister World?

Kto wie, może za dwa lata? Na razie chcę się skupić na modelingu, wykorzystać swoją szansę i zwycięstwo w konkursie, by zaistnieć. W grudniu czeka mnie jeszcze wyjazd na Maltę, gdzie odbędzie się światowy finał The Look Of The Year. To dla mnie aktualnie priorytet.

A kiedy po raz pierwszy postanowiłeś spróbować modelingu?

Gdy byłem w pierwszej klasie technikum. Koleżanka ze szkoły podesłała mi link do castingu – w ramach święta ulicy Szerokiej w Toruniu organizowany był pokaz mody – i pomyślałem: „Czemu nie?”. Udało się, wziąłem udział, a już na pokazie ktoś mnie zauważył i zaprosił do swojej agencji w Toruniu. Zacząłem brać udział w małych pokazach w regionie, aż w końcu trafiłem na pokaz organizowany w Muzeum Wodociągów w Bydgoszczy. To było już wydarzenie na naprawdę wysokim poziomie. I tam właśnie zdałem sobie sprawę, że to jest coś, co naprawdę chcę dalej robić.

Zrozumiałeś, że to Cię kręci?

To już wiedziałem po pierwszym pokazie. Jak się wchodzi na wybieg, wszyscy na ciebie patrzą, są zdjęcia, flesze, jesteś w centrum zainteresowania – czujesz się gwiazdą.

Żeby zgłosić się na pierwszy casting, musiałeś czuć, że masz szansę. Jak to było? Od wczesnych lat słyszałeś, że jesteś najprzystojniejszy w klasie? Podobałeś się dziewczynom?

Szczerze? Nie. Kiedyś trenowałem, byłem sportowcem, ale przez kontuzję sporo schudłem i uwidoczniły mi się kości policzkowe. I wtedy ktoś mi powiedział, że mam taką uniwersalną urodę, że nadawałbym się na modela. I oczy - wszyscy mówią, że mam charakterystyczne oczy.

Nigdy nie miałeś kompleksów? Ani nie bałeś się, że jednak ktoś powie: „Nie nadajesz się”?

Miałem jeden kompleks związany z zębami, bo niestety mam szparę między jedynkami – rezultat pewnej przygody w dzieciństwie. Ale poszedłem do agencji, z którą podpisałem kontrakt po The Look Of The Year i zapytałem, czy mam pomyśleć o aparacie ortodontycznym. Usłyszałem, że nie mam nic zmieniać. Że to jest bardzo charakterystyczne, dzięki temu będę się wyróżniał. I w ten sposób zniknął mi ten kompleks.

Czy dzięki konkursowi stałeś się bardziej rozpoznawalny? Ludzie zaczepiają Cię na ulicy?

Nie odczuwam tego tak bardzo, chociaż na Instagramie przybyło mi trochę obserwujących i byłem na wywiadach w kilku ogól-

nopolskich telewizjach. Przy czym nie wiem, czy chciałbym być tak rozpoznawalny, żeby ludzie zaczepiali mnie na ulicy. Chciałby robić to, co robię, ale bez zostawania celebrytą. Chcę mieć swoje życie prywatne.

A czy popularnym nie jest przypadkiem łatwiej?

Trochę trzeba być rozpoznawalnym, bo to ułatwia pracę w tej branży. Jeśli masz grupę odbiorców w internecie, to łatwiej zdobyć zlecenia. Dlatego też, niestety, niektórzy próbują udawać w sieci kogoś innego. Ale to zawsze wychodzi na jaw. Ja mam niewielką grupę odbiorców, ale nie muszę przed nimi nic udawać. Zawsze zależało mi na tym, by być sobą.

Nie kusi Cię szybka sława, jaką można uzyskać udzielając się w sieci?

Na razie chcę skończyć szkołę, a dopiero potem zastanowię się nad popularnością. Jeśli dzisiaj bym zaczął działać w internecie na dużą skalę, to bym nie znalazł czasu na inne zajęcia, a już teraz się ledwo wyrabiam. Jak zdam maturę i jak już się czegoś nauczę, bo wciąż jestem zielony jeśli chodzi o modeling, będę mógł ruszyć pełną parą. Nie oszukujmy się, ta droga modelingowa dopiero się przede mną otworzyła, najpierw muszę zbudować wizerunek, swoje portfolio i wtedy dopiero zacznie się dla mnie ten wielki świat.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


FOT. MATEUSZ JAGIELSKI / IGO-ART

77

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET


78

Męskim okiem Wiesz już co chciałbyś robić w przyszłości, tak np. za 10 lat?

Za 10 lat chyba jeszcze cały czas będę działał w modelingu – zobaczymy. A że uczę się fotografii, to mam w planach, że jak już skończy się dla mnie okres pracy modela, to albo zostanę fotografem, albo sam zajmę się organizacją pokazów. Rynek pokazów modowych w Polsce jest bardzo mały, ale dużo osób pracuje nad tym, by go rozwinąć. W przyszłości chciałbym móc dalej działać na tym rynku, choć może już od strony zaplecza. No i za 10 lat będę już 28-latkiem, więc trzeba będzie też myśleć nad swoją rodziną.

Wiem też, że kręcisz teledyski.

Teraz już nie mam na to tyle czasu, ale kiedyś nagrywałem teledyski kolegom, którzy tworzą hip-hop, znajomej wokalistce, a także jednemu z finalistów The Voice of Poland. Brałem udział w konkursach i warsztatach filmowych. Zawsze mnie to ciągnęło – lubię tworzyć coś, co inni mogą obejrzeć i czerpać z tego jakąś przyjemność. Teraz już nie mam na to tak wiele czasu, ale myślę, że jeszcze kiedyś będę nagrywać. Może zacznę prowadzić swój kanał na YouTube?

A jak w szkole patrzą na Twoje pasje?

A znajomi jak zareagowali na Twoją wygraną?

Mam grupkę przyjaciół, którzy w trakcie konkursu zrobili całą strefę kibica u jednego z kolegów. Oglądali galę i wysyłali mi później filmiki, jak się cieszą. Chyba z piętnaście osób mi tam kibicowało. A jeśli chodzi o innych znajomych, z którymi nie mam takiego kontaktu, albo młodsze roczniki, które mijam na korytarzu, to słyszeli, że coś osiągnąłem, bo na mnie spoglądają, dziewczyny czasem zmierzą wzrokiem, ale nie zagadują o to.

łem jechać już do Warszawy. Jak wróciłem do domu, mieliśmy dla siebie może z cztery godziny i znów mnie nie było. A niektórzy znajomi potraktowali to tak, że teraz poczułem się gwiazdą i ich olewam.

Trochę to przykre.

Było trochę złośliwości, ale nie zwracam na to uwagi. Robię swoje i nie przejmuję się, bo nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy. Mam bardzo mocny charakter, trudno mnie wyprowadzić z równowagi. W modelingu trzeba mieć stalowe nerwy. Cały czas jesteśmy narażeni na psychiczną presję, dzień w dzień oceniani przez innych. Nie brakuje osób, które mówią, że chcą dla ciebie dobrze, a tak naprawę chcą ci zniszczyć karierę, rozsiewają o tobie plotki. To trudny świat. Dlatego trzeba wiedzieć kim się jest, czego się chce i być sobą, nie zważając na innych.

Nie boisz się, że Cię to zmęczy?

Nie. Jestem uparty, naprawdę ciężko mnie złamać.

Spotkałeś jakieś złośliwości?

Ta wygrana dużo zweryfikowała wśród moich znajomych. Bo niektórzy się odwrócili ode mnie, nie rozumiejąc, że ja naprawdę nie miałem czasu się z nimi spotkać. A ja nie miałem nawet czasu dla moich rodziców. Po wygranej widziałem się z nimi trzy godziny, jak przyjechali do Łodzi, a potem musia-

Oskar Iński

Urodzony w Bydgoszczy, mieszka w Papowie Biskupim, uczy się trzeciej klasie technikum w Toruniu. We wrześniu zajął pierwsze miejsce w ogólnopolskiej edycji konkursu modelingowego The Look of the Year 2019.

FOT. KAROL ZIEMOWIT

Szkoła mi bardzo pomaga. Z teledyskami też, bo wypożycza mi sprzęt do nagrywania. A jeśli chodzi o modeling, to pani dyrektor

zawsze była za mną murem. Zresztą cały oddział TEB Edukacji mi kibicuje. Po wygranej w konkursie dostałem podziękowania od szefowej całej sieci, zrobiono mi apel w szkole, dostałem prezent. Wszyscy są wyrozumiali, np. dzisiaj powinienem mieć lekcje, ale nie mam takiego problemu, że jak nie mogę się pojawić, to ktoś mnie za to ściga. Niedługo i tak prawdopodobnie będę miał nauczanie indywidualne.

GRUDZIEŃ 2019 - MARZEC 2020 // STRONA KOBIET



OSTRZYMY KŁY

TEKST: Lucyna Tataruch

A

rach - tak samo, jak wszystko inne na i-Cocuta z segmentu B są popularne Wygodnie, lekko, praktycznie w każdej grupie kpicie, wyświetlają się w 3D, co wygląda kierowców - wśród mężczyzn, naprawdę nieźle, szczególnie w połączeniu nowocześnie kobiet, starszych i młodszych. z nietypowym kształtem ekranu. O tym, co Służą małym rodzinom, jak na nim widzimy, po której stronie i w jakim i z uśmiechem i przydają się w charakterze dodatkowego kolorze, do pewnego stopnia możemy na twarzy samochodu dla jednej osoby. Z założenia decydować sami. przyjemnie ma się jeździć nimi po mieście, Multimedia obsługiwane są przez - tak jeździ się ale poradzą sobie także, gdy lekko zboczyekran dotykowy oraz znajdujące się pod nimi klawisze. System działa sprawnie, my z trasy. Postanowiliśmy sprawdzić, czy Peugeotem 208. choć trzeba się przyzwyczaić do tego Peugeot 208, w którym zdążyło zakochać konkretnego rozmieszczenia elemensię już wielu krytyków, faktycznie spełni te szerokie oczekiwania oraz czy mimo tów. Nie brakuje również gniazd USB, uniwersalnego charakteru wyróżni się wielu użytecznych schowków, miejsca czymś jeszcze. na kubek. Poza praktycznymi udogodnieTak naprawdę, widać to już na pierwniami, nie da się przejść obojętnie obok samego designu - wnętrze wykończone szy rzut oka: piękna linia, harmonijny jest ciekawymi materiałami o fakturze imitującej włókno węglokształt, wysmakowane i charakterystyczne dla tej marki akcenty. Kocie ledowe reflektory nawiązujące do pazurów lwa sprawią, że we, charakteru dodają przeszycia czy podświetlane na możliwy po zmroku każdy zwróci uwagę na ten samochód. Ponadto, ciekado spersonalizowania kolor linie. Bardzo nowoczesna i ciesząca oko wizja! wych detali przy światłach jest znacznie więcej, a każdy odkryty Podczas jazdy praktycznie nie słychać silnika, wnętrze jest znakoszczegół sprawia niesamowitą frajdę - projektanci zdecydowanie postarali się o to, aby nie było nudno. micie wygłuszone. Auto prowadzi się niezwykle lekko i przyjemnie. Być może nie jest to auto, którym na długą wycieczkę zabierzeNie brakuje wspomagaczy, w postaci systemów bezpieczeństwa (takich jak automatyczne hamowanie awaryjne), tempomatu, my czwórkę pasażerów powyżej 180 cm wzrostu. Siedząc z tyłu asystenta parkowania, kamery cofania i in. Nawigacja online dziakolana dotykają przednich foteli. Jest to jednak jedyny mankament. Wysokim osobom zdecydowanie wygodniej będzie z przoła wraz z rozpoznawaniem głosu, a wygodzie służy także funkcja łączenia smarfona z ekranem dotykowym auta. Do wyboru są trzy du, szczególnie przy wyraźnie przesuniętym ku szybie kokpicie. tryby jazdy: normal, eco i sport - na tym ostatnim można całkiem Dla niektórych zaskakującym rozwiązaniem może być umieszprzyzwoicie przyspieszyć. czenie sportowej kierownicy w taki sposób, by zegary widoczne Komfort jazdy sprawia, że w tym aucie można poczuć się były nad nią. Inni przyzwyczaili się już do tego rozwiązania pamięnaprawdę dobrze, a samą jazdę zaliczyć nie do codziennej koniecztając poprzednie generacje marki. Czy jest to użyteczne - zdania są podzielone. Ja akurat jestem fanką tego zręcznego małego ności, lecz wręcz rozrywki lub relaksu. Czego chcieć więcej? kółka, które idealnie leży w dłoni. A skoro już jesteśmy przy zega-


DO WYBORU SILNIKI I SKRZYNIE BIEGÓW

• Silniki PureTech o pojemności 1,2 l i mocach 75, 100 oraz 130 KM, • Silnik BlueHDi (o mocy 100 KM) nowej generacji spełniający wymagania normy Euro 6 (z rozpowszechnioną na szeroką skalę technologią SCR, jeśli chodzi o silniki BlueHDi), które zapewniają poziomy emisji CO2 Best in Class, • Silnik elektryczny o mocy 100 kW (136 KM), który zapowiada erę elektryfikacji PEUGEOT, z akumulatorem trakcyjnym o mocy 50 kWh i zasięgiem 340 km wg procedury WLTP, • Skrzynia biegów EAT8, zbudowana we współpracy z japońską firmą Aisin AW, dobrze znana z innych modeli marki, wyposażona w dźwignię zmiany biegów Shift and Park by wire.

Samochód do testów użyczył Novum Motors sp. z o.o. Au t o r y z owa ny d e a l e r P e u g e o t w B yd g o s z c z y i To r u n i u


WSCHODNIE ANIOŁY POSZUKIWANE W firmie „Ost Engel” Anny Epping praca w opiece nad osobami starszymi w Niemczech to nie tylko nowe doświadczenia i zetknięcie z inną kulturą. To także korzystne warunki materialne i zabezpieczenia socjalne, na które nie można liczyć w Polsce. - Szukam kobiet, które chcą pracować na terenie Niemiec przy opiece nad osobami starszymi i w gospodarstwie domowym. Praca jest odpowiedzialna, ale niesie ze sobą wiele korzyści. Kobiety na emeryturze, dzięki pracy w Niemczech, mogą sobie po prostu dorobić. Z kolei kobiety w wieku produkcyjnym mogą liczyć na wiele benefitów, jakie niesie ze sobą niemiecki system socjalny – mówi Anna Epping, z pochodzenia torunianka. W niemieckiej miejscowości, w której mieszka od 22 lat, znają ją już chyba wszyscy. Wiedzą, że w jej firmie można liczyć na dobrą, rzetelną opiekę. Anna Epping, z pochodzenia torunianka, to opiekunka osób starszych i właścicielka firmy „Ost Engel” (niem. wschodni anioł). - Polskich firm oferujących pracę w opiece nad osobami starszymi w Niemczech jest coraz więcej. Ale „Ost Engel” wyróżnia się przede wszystkim warunkami zatrudnienia – mówi Anna Epping. Kobiety zatrudnione w „Ost Engel” mogą liczyć m.in. na płace na poziomie niemieckim, niemieckie ubezpieczenie społeczne, a także wiele dodatkowych benefitów, których nie ma na polskim rynku. To m.in. dofinansowanie na dzieci uczące się i studiujące – odpowiednik polskiego 500+, ale dużo wyższy i dla dzieci w wieku ponad 18 lat. A także korzystny zwrot kosztów podróży. Kobiety zatrudnione w „Ost Engel” pracują w systemie zmianowym, co dwa miesiące odbywają podróż do kraju i po dwóch miesiącach wracają. Koszt transportu jest refundowany. - Większość firm zatrudniających na rynek niemiecki działa jak duże korporacje, zatrudniające wiele osób na dużym rynku – mówi Anna Epping. – Ja moją firmę prowadzę osobiście. To ja ustalam warunki współpracy z opiekunkami, dopasowuję odpowiednie osoby do odpowiednich rodzin, których wymagania wcześniej rozpoznaję. Sama przez wiele lat pracowałam jako pielęgniarka

i wiem, jak ważny jest kontakt z ludźmi i poznanie ich prawdziwych potrzeb. Zarówno ze strony klientów, jak i opiekunek. To bardzo ważne, by opiekunki czuły się dobrze w domach klientów oraz by klienci czuli się z nimi komfortowo. Moje motto to „Jakość, nie ilość”. W zachodnich społeczeństwach znacznie wydłuża się długość życia. Szybko rozwija się medycyna, pozwalająca na życie w coraz większym komforcie i dobrym samopoczuciu. Jednocześnie zmieniają się modele życia rodzin, coraz rzadziej spotkać można domostwa, w których żyje wiele pokoleń. Seniorzy coraz częściej spędzają jesień swojego życia samotnie. Potrzebna jest zatem całościowa opieka. Stąd nazwa „Ost Engel”. – Potrzebne są „anioły” ze wschodu, które obejmą opieką ludzi starszych w różnych sytuacjach życiowych troskliwą opieką i zatroszczą się o ład i porządek w ich domach – mówi Anna Epping. Wyjątkowość firmy pani Anny polega na tym, że poznaje każdy przypadek bezpośrednio na miejscu. Dobrze zna swoich klientów, ich potrzeby i sytuację rodzinną oraz zdrowotną. Dlatego jest w stanie z dużą pewnością określić, do której rodziny i do jakich zajęć przyporządkować daną kandydatkę do pracy.

relację z domownikami. Do pracy potrzebne są kobiety otwarte, komunikatywne i dyspozycyjne. Potrzebna jest też choćby podstawowa znajomość języka niemieckiego. Liczą się także cechy, które wiele ułatwiają, a osobom starszym z pewnością wiele ułatwią: silny charakter i dobre serce.

Zatrudnione opiekunki przyjeżdżają na miejsce, gdzie zapewnione mają warunki do życia i pełnienia codziennych obowiązków. Praca trwa w sumie pół roku, a odbywa się w systemie dwumiesięcznym: 2 miesiące pracy - 2 miesiące odpoczynku w Polsce. Dzięki temu uniknąć można zmęczenia i wypalenia, a jednocześnie zbudować trwałą i szczerą

(+49)5250/934172, (+49)1601623275 info@ost-engel-haushaltshilfen.de www.ost-engel-haushaltshilfen.de

Warto podkreślić, że praca w Niemczech jest w pełni legalna. Kandydatki na opiekunki nie muszą się martwić o formalności z tym związane. Wszystkie załatwia firma „Ost Engel”. - Tę pracę trzeba po prostu lubić. Nie można kierować się wyłącznie zarobkiem – mówi Anna Epping. Dodaje, że w tego rodzaju pracy korzyści są nie tylko materialne. – Sama jako pielęgniarka bardzo dużo czasu spędzam ze starszymi ludźmi. Często są to osoby pamiętające bardzo dawne czasy. Dzięki tej pracy mam okazję czerpać z ich mądrości życiowej i doświadczenia. Wiele się od nich nauczyłam – podsumowuje.




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.