10 minute read

OD KUCHNI Lalkarstwo oczami Agaty Kucińskiej Rozmawia Aneta Młyńska

Lalkarstwo oczami Agaty Kucińskiej

Rozmawia Aneta Młyńska

Advertisement

Aneta Młyńska: Opowiedz proszę, na czym dokładnie polega praca aktora lalkarza?

Agata Kucińska: Praca aktora lalkarza polega na przełożeniu emocji ludzkich na formę animowaną, czy to jest lalka, czy to jest jakiś przedmiot, czy to jest kawałek materiału. Ponieważ animowana forma bardzo często nie jest w stanie jeden do jednego oddać ludzkich subtelności, animacja opiera się na odnajdywaniu odpowiedniego kodu. Trzeba w nienaturalistyczny, inny sposób opowiedzieć o jakimś stanie i sytuacji. Załóżmy, że jakaś postać animowana jest w stanie zakochania. Człowiek zupełnie innymi środkami wyrazi owo zakochanie, bo ma oko, usta, całe bogactwo mimiki oraz inne narzędzia ekspresji, których lalka nie posiada. Za to animowana forma może wzlecieć ku górze i zupełnie odlecieć z tego zakochania. Ostatnio w naszej szkole wydarzyła się taka etiuda, w której z brzucha lalki nagle wyleciały motyle, co – jak wiadomo – jest metaforą zakochania i miłości. Lalka za pomocą określonego kodu odgrywa te same stany, które przeżywa człowiek. Animator stosuje język symboliczny, opowiadając historię w sposób nieoczywisty i nie wprost. Oczywiście, istnieje całe gros lalek, które są bardzo mimiczne, naturalistyczne i powtarzają ruchy ludzi, ale ja wolę się skupić na tych, które mówią w sposób odmienny od ludzkiego.

A.M.: Jakie są dla Ciebie najistotniejsze składniki w budowaniu spektaklu lalkowego?

A.K.: Praca nad lalkami wymaga pewnej wszechstronności, bo trzeba je ulepić i zaanimować, powiedzieć tekst i jeszcze wkomponować te elementy w określoną historię. W moim przypadku były to dopiero dwa spektakle, ale w obu lalki powstawały od zera. Najpierw wymyślałam dla nich formę, dobierałam materiały i kupowałam je. Następnie rzeźbiłam laleczki, sklejałam, wprowadzałam w ruch, dobierałam odpowiednie miejsce dla umocowania, żeby ruch był jak najbardziej właściwy. Bardzo ważnym elementem jest umocowanie kołka na głowie, w zależności od tego, pod jakim kątem się go umieści, głowa postaci inaczej się porusza i ma inny ciężar, a tym samym inaczej chwyta kontakt z otoczeniem. Równie istotne jest samo umocowanie, ponieważ to może być zarówno kołek, jak i szmatka, którą trzyma lalkarz. Tak samo precyzyjne umocowania muszą znaleźć się również na rękach lub dłoniach lalki. Dopiero po tych technicznych zabiegach nadawałam życie tym postaciom, obdarzałam je charakterem, ludzkimi rysami, by następnie umieścić je w konkretnych zdarzeniach scenicznych.

A.M.: Jakie są najtrudniejsze elementy w budowaniu postaci scenicznej lalki?

A.K.: Na wstępnym etapie pracy szalenie istotnym elementem w budowaniu postaci scenicznej jest znalezienie odpowiedniej formy, która dobrze opowiadałaby zdarzenie. Trzeba wyszukać plastyczne rozwiązanie, które daje możliwości animacyjne i metaforyczne. Przy teoretyzowaniu należy pomyśleć, jak postać będzie wyglądać, w jaki sposób będzie animowana i z czego będzie zbudowana. Drugi etap to włożenie postaci w dramaturgię, która nie jest mimiczna, nie powtarza ruchów ludzkich, ale jest innym sposobem na opowiedzenie o człowieku. W późniejszym etapie, gdy jest już jakiś ogólny rys, staram się również kłaść nacisk na znalezienie rytmu przedstawienia. Lubię spektakle, które są muzyczne, w których ruch nie jest przypadkowy, ale za każdym razem powtarzalny, ułożony w partyturę obrazowo — dźwiękową.

A.M.: Czy tekst determinuje materiały wybierane do budowania postaci lalkowych?

A.K.: Trzeba wyczuć klimat i konwencję tekstu – na ile ona jest metaforyczna, abstrakcyjna lub realistyczna. Tekst i jego wymowa zawsze determinuje wygląd lalek. W moim spektaklu dyplomowym Sny, opartym na dramacie Iwana Wyrypajewa, lalki były po części zbudowane ze sznurka, bo jest wiotki, miękki, lekki. Ze względu na to, że lalki miały około piętnastu centymetrów wysokości, odpowiedniej długości sznurek mógł spokojnie zastąpić ich kończyny. Nie musiałam tych rączek i nóżek z niczego szyć, dziergać czy rzeźbić, bo doskonale sprawdził się sznurek, który bez problemu przyjął farbę i z łatwością poddał się animacji.

A.M.: Jaki wpływ ma tekst na ogólną aparycję Twoich postaci?

A.K.: Literatura działa na naszą wyobraźnię i zawsze wyobrażamy sobie bohaterów. Przy każdej lalce działa to troszkę inaczej. W Żywotach… charakterystyczną aparycję ma Angelika (dziewczyna, która do słoików wykrzykuje złe emocje). Lidia Amejko pisze o niej, że to jest osoba, która żyje w tle, po cichu, porusza się na palcach, nikomu nie chce przeszkadzać, snuje się tak jak cień pod murami. Bierność i rodzaj altruizmu robi z niej katalizator ludzkich napięć oraz agresji. Z tego powodu Angelika jest stworzona z takiej przezroczystej spódnicy, przez co wygląda trochę jak duch, nie ma ciała, a ja użyczam jej tylko swoich dłoni. Jest jeszcze Apollonia, która jest prostytutką. Jej sztuczne plastikowe nogi są po to, by mogły się łatwo rozkładać, czyli robić to, do czego skłania ją jej zawód (śmiech). Oczywiście mogłabym rozłożyć swoje nogi, ale to nie byłoby tak atrakcyjne scenicznie. W tym spektaklu jest również postać Digitala, który zarazem jest i go nie ma – chociaż nie ma jego lalki, jest równorzędną postacią w stosunku do innych bohaterów. Ten zabieg został przeprowadzony ze względu na dramaturgię legendy Digitala. Uznałam, że wszelka próba uplastycznienia i przełożenia na obraz jego osoby będzie skazana na fiasko, dlatego jest opowiadany tylko za pomocą słowa.

A.M.: Skąd pomysł na różnorodność rozmiarów lalek w jednym spektaklu?

A.K.: W Żywotach świętych osiedlowych według tekstu Lidii Amejko tak było, ale nie jest to żadna zasada mojej twórczości. W tym spektaklu najmniejsze lalki żyją na makiecie, która przedstawia jeden z przepełnionych antenami dachów wrocławskich wieżowców. Rozmiar lalek po prostu jest związany z przestrzenią, po której się poruszają. Są sceny, w których animuję na przemian dwie, trzy lub nawet cztery postaci, a ich niewielkie gabaryty ułatwiają mi dostanie się do nich i wprawianie ich w ruch. Jeśli chodzi o duże formy, to ich rozmiary wynikają z faktu, że do animacji użyczam im własnego ciała. Z tego samego powodu ich głowy są proporcjonalnie zbliżone do wielkości głowy ludzkiej. Moim pomysłem na lalki było łączenie sztucznych i sztywnych materiałów z elementami ciała ludzkiego. pokrywana farbami wodnymi oraz uzupełniana dodatkowymi elementami, takimi jak pióra tworzące włosy albo brwi. Lalki malutkie były robione z gliny, rzeźbione igłami oraz wykałaczkami, a na koniec malowane.

A.M.: Wyjaśnij proszę, na czym polega proces ożywiania lalek i nadawania im konkretnego wyrazu.

A.K.: Przede wszystkim trzeba postać wprawić w jakiś ruch, dać jej oddech, poruszyć w niej krew i pozwolić jej płynąć. To wszystko wynika z naszej wyobraźni i wrażliwości. Zależy też mocno od tego, kogo i co trzymam w ręku. Jeżeli animator zajmuje się tylko poruszaniem lalki, powinien zadziałać w taki sposób, aby skoncentrować uwagę odbiorcy na swojej formie. Żeby to osiągnąć, musi sam się skupić, patrzeć na lalkę w momencie, gdy nią porusza, wyciszyć własny organizm, żeby nie był zbyt pobudzony i rozwibrowany, bo ruch człowieka zawsze odwraca uwagę od lalki. To wymaga pokory oraz wycofania własnego ciała na rzecz ożywienia formy. Lalkę animator winien trzymać przed sobą najlepiej w obu rękach, obserwować ją z góry i wprawiać w ruch, a w zależności od tego, czy to jest maska, czy może kawałek materiału, ten ruch zawsze będzie inny. Ciężko teoretyzować, musiałabym to zaprezentować (śmiech).

A.M.: Czy często pracujesz ze swoimi formami przed lustrem?

A.K.: Na etapie powstawania spektaklu i rysowania ogólnej koncepcji zawsze pracuję z lalkami przed lustrem. W moim przypadku praca reżysera i scenografa, czyli trzy czwarte procesu tworzenia spektaklu, odbywa się przy użyciu zwierciadła. Natomiast gdy muszę lalki ożywić i nadać im konkretne emocje, odkładam lustro i staram się wypełniać partyturę grą aktorską. W Snach miałam inną sytuację, bo tam lustra towarzyszyły mi podczas każdego spektaklu, lalki znajdowały się w kubikach i za pleksi. Ten materiał przy odpowiednim oświetleniu działał jak zwierciadło, co mnie zaskoczyło, ponieważ nie spodziewałam się, że będę widzieć lalki. Potem grając spektakle, oglądałam i kontrolowa

A.M.: Opowiedz, w jaki sposób powstały głowy postaci tego spektaklu.

A.K.: Z racji ich zamierzonych wielkości, główki postaci Żywotów… powstawały na bazie styropianu, który jest lekki i tworzył ogólny kształt głowy ludzkiej. Na styropian nakładałam masę plastyczną i rzeźbiłam rysy twarzy. Gdy ta warstwa wyschła, kawałeczkami przyklejałam gazę, by wzmocnić strukturę, nadać twarzy ciekawą fakturę oraz dodatkową mimikę – zmarszczki, bruzdy, łuki brwiowe. Owa gaza po wyschnięciu była

Ag ata Kucińska z Eg onem ; fot. Mag dalena López-Pawłowicz

łam bez przerwy ten ruch sceniczny, także bardzo długo korzystałam z pomocy lustra do samokontroli.

A.M.: Jak wygląda współczesna typologia lalek?

A.K.: Istnieje akademicki podział lalek, ale to jest podział, który jest sztuczny i nieprawdziwy. Wymyślono go, by pomóc studentom lalkarstwa poznać różne techniki i pokazać wszechstronność tego fachu. Natomiast praktycznie takiego podziału nie ma. Jeżeli chodzi o rodzaj materiałów, to wszystko, co jest na świecie, może być zastosowane do budowy lalki (czy jakiegoś ożywionego bohatera, bo to nie zawsze musi być lalka). Bohater może być skonstruowany z piór, może być młotkiem albo dźwiękiem. Na naszym wydziale lalkarskim jednym ze sposobów stworzenia etiudy teatralnej jest użycie światła, które ma być głównym bohaterem. To jest właśnie fenomen teatru lalek – wszystko może stać się jego bohaterem i wszystko służy do opowiedzenia o człowieku w sposób, którego żaden inny teatr nie jest w stanie wykorzystać.

A.M.: Opowiedz proszę, jak powstają lalki w teatrach instytucjonalnych.

A.K.: Każdy dobry teatr instytucjonalny ma pracownię plastyczną, w której zatrudniony jest sztab ludzi – konstruktorów lalek oraz pań szyjących. W takim miejscu lalki powstają na podstawie projektów scenograficznych do konkretnego spektaklu. Poszczególne projekty są analizowane pod względem wielkości, doboru materiałów i konstrukcji, żeby mogły wyrażać zaplanowaną postać oraz jej ruch. Potem lalki są budowane, często nawet metodą eksperymentu, są robione w różnych wariantach, wypróbowywane i poprawiane dopóki nie uzyskają właściwej motoryki. Nie ma żadnej recepty na robienie lalek, bo to nie jest ciasto drożdżowe, a każda lalka jest inna. Szczególnie współczesny teatr lalkowy poszukuje różnorodności i nie powiela już klasycznych wzorów lalek z lat 60. i 70. ubiegłej dekady. Wciąż szuka się nowych form z oryginalnych materiałów, które nas ciągle zaskakują. A.M.: A Ty masz swoje ulubione formy?

A.K.: Bardzo lubię lalki z połączenia żywego ciała ludzkiego i elementów sztucznych, bo mają duże pole działania. Gdy biorę do ręki lalkę, odzywa się we mnie aktor dramatyczny. Dlatego też sięgam po lalki, które dają mi możliwości głębokiego, psychologicznego aktorstwa. Koncentruję się wówczas na stworzeniu wiarygodnej, ciekawej i głębokiej emocjonalnie postaci. Oprócz tego bardzo lubię marionetkę za całą jej metaforykę. Wzrusza mnie to, że gdy trzymam w rękach krzyżak, na którym zawieszona jest lalka, doskonale widzę jej zależność ode mnie. Marionetka jest trochę jak dziecko z matką, które uczy się chodzić. Jak alegoria człowieka i Pana Boga, który go prowadzi – jeden niewłaściwy ruch albo skręt powoduje fałsz.

A.M.: Kto stanowi dla Ciebie źródło inspiracji w tworzeniu lalek?

A.K.: To są moi koledzy z zachodniej granicy, którzy są absolutnymi mistrzami w dziedzinie konstrukcji lalek. Mam tu na myśli Wile & Vogel Theater, ale również Franka Soehnle’a. Oni robią wręcz obłędne marionetki, lalki o fantastycznej motoryce, zawsze stworzone w oryginalny sposób. To są lalki bardzo wyraziste, niepokojące i intrygujące, a przy tym niegrzeczne i nierealistyczne. Bazują na odrealnionym elemencie człowieka i to jest niesamowite, bo na scenie powstaje zupełna abstrakcja. Oprócz tego, że ich formy świetnie się poruszają, są także pięknymi rzeźbami. Zawsze jestem pełna podziwu dla ich pomysłów i inwencji. Regularnie podpatruję pracę tych twórców i myślę, że robię lalki zainspirowane ich warsztatem…

A.M.: Czego najbardziej chcesz nauczyć swoich studentów na zajęciach w PWST?

A. K.: Na pierwszych spotkaniach staram się uczyć moich studentów ożywiania wszelakiej materii i stosunku animatora do przedmiotu. Następnie poszukujemy charakterystycznych cech animowanych przedmiotów

Postać anim owana przez Ag atę Kucińską na m akiecie; fot. Mag dalena López-Pawłowicz

i za ich pomocą staramy się opowiadać jakąś historię. Nie chodzi tu o naśladowanie człowieka za pomocą przedmiotów, ale np. o przedstawienie „gazetowatości” gazety w momencie opowiadania o człowieku.

A.M.: Jakie umiejętności posiada absolwent wrocławskiego PWST?

A.K.: Nie chciałabym tutaj nikogo skrzywdzić ani mówić, co nasza szkoła oferuje, bo mogłabym coś pominąć. Moim zdaniem bardzo dużo zależy od tego, kto zaczyna i kończy tę szkołę. Tak jak przez wiele innych akademickich kierunków można się przez nią po prostu prześlizgnąć, wykonując tylko minimum swoich obowiązków. Jednak można też znacznie więcej. Szczególnie, gdy ktoś działa ponadprogramowo, organizuje koła naukowe, jest pełen inwencji na zajęciach, ma własne pomysły na lalki i koncepcje spektakli. To wszystko potem się zwraca, a studenci dużo więcej uczą się na zajęciach, inspirując też pedagoga. Szkoła z pewnością daje warsztat, uczy operowania głosem i dykcją, pokazuje kulturę słowa. Uczy też animacji różnych form, zarówno tradycyjnych i konwencjonalnych, jak i mimicznych oraz zupełnie abstrakcyjnych – materialnych, ale zupełnie niezwiązanych z ciałem ludzkim lub zwierzęcym. Student po takich studiach potrafi śpiewać i tańczyć, jest w stanie sam zbudować prostą formę i animować ją, a przy odrobinie inwencji samodzielnie stworzyć cały spektakl. Absolwenci – tak często robią moi studenci – potrafią obsadzić siebie w spektaklu i jednocześnie wyreżyserować go tak, żeby można go było przedstawiać zarówno dzieciom w przedszkolach, jak i przechodniom na ulicy w dowolnym miejscu na świecie.

A.M.: Czym jest dla Ciebie teatr lalek?

A.K.: Przestrzenią dla nieograniczonej wyobraźni.

A.M.: Dziękuję za rozmowę.

A.K.: Dziękuję.

Postaci Żywotów... na m akiecie; fot. Mag dalena López-Pawłowicz

This article is from: