Kiedy kota nie ma - Program

Page 1

Johnnie Mortimer Brian Cooke

Kiedy kota nie ma...

Komedia dla dorosłych w dwóch aktach


Johnnie Mortimer Brian Cooke Tłumaczenie: Michał Ronikier

Kiedy kota Komedia dla dorosłych Dyrekcja Teatru Muzycznego w Lublinie Dyrektor Naczelny: Krzysztof Kutarski Dyrektor Artystyczny: Tomasz Janczak


Dw małż a e w sile ństwa wi i dwi eku kocha e nki

Andrzej Gałła owski ne: Szymon Mak rownictwo Muzycz

Reżyseria i inscenizacja:

Kie

Scenografia i Kostiumy: Współpraca reżyserska: Współpraca muzyczna:

Andrzej Gałła

Tomasz Janczak Agnieszka Tyrawska-Kopeć

Muzyka i aranżacja orkiestry :

Teksty piosenek:

Monika Gałła Artur Kusaj

nie ma... w dwóch aktach Premiera: 09-06-2012


Szanowni Państwo, Drodzy Widzowie, Kolejny sezon artystyczny zbliża się do końca. Był to sezon ciekawy i pracowity. Już w grudniu 2011 mieliśmy wielką przyjemność zaprezentować Państwu nowe przedstawienie baletowe - Pan Twardowski, zaś w marcu przedstawiliśmy naszą najnowszą i najbardziej wymagającą - tak pod względem artystycznym, jak i technicznym - ze wszystkich dotychczasowych premier: musical Phantom Maury’ego Yestona. Tytuły te, jak wszystkie wcześniej zrealizowane - cieszą się wielkim Państwa - naszych widzów - uznaniem. Za to uznanie i za to, że jesteście Państwo z nami - dziękujemy. Wyrazem naszej wdzięczności niech będzie kolejna premiera. Tym razem zapraszamy Państwa do Teatru aby się wspólnie trochę pośmiać i aby dać Państwu możliwość oderwania się od problemów dnia codziennego. Okazją do tego niech będzie farsa muzyczna Kiedy kota nie ma... Jest to nasza odpowiedź na trudne czasy kryzysu i wszechogarniające czarnowidztwo. Mamy nadzieję, że śmiejąc się z niezwykłych zwrotów akcji i problemów ludzi takich jak... nasi sąsiedzi oczywiście ;) skutecznie naładujecie Państwo baterie dobrego samopoczucia i humoru. Z wyrazami szacunku, Dyrektor Naczelny Teatru Muzycznego w Lublinie

Szanowni Państwo, Po raz kolejny w tym sezonie zapraszamy na Premierę. Będzie to wydarzenie wyjątkowe. Wiem, co Państwo mogą pomyśleć... każda premiera jest wyjątkowa! Lecz ten spektakl jest naprawdę czymś nowym w naszym teatrze. Podejmujemy cały czas nowe wyzwania, dla przypomnienia: pierwsza w historii Lublina superprodukcja operowa La Traviata G. Verdiego, wystawienie jedynego w Polsce - Hrabiego Luxemburga F. Lehara, entuzjastycznie przyjętego przez publiczność od Krynicy po Warszawę, czy niedawna musicalowa premiera Phantoma M. Yestona, na którą czekaliśmy w Lublinie kilkanaście lat. Jednakże angielska farsa Kiedy kota nie ma... otwiera nowy rozdział w repertuarze Teatru Muzycznego. Nasi artyści zaprezentują się bowiem jako aktorzy dramatyczni! Proponujemy Państwu świetną komedię o perypetiach małżeńskich, okraszoną dowcipną muzyką. Mamy nadzieję, że ta nowa forma sceniczna przypadnie Państwu do gustu. Znajdziecie tam wszystko: żart, wzruszenie, nagłe zwroty akcji, ironię i refleksję. A zatem to, co powinna nieść ze sobą sztuka rozrywkowa. Życząc miłej zabawy, zapraszamy do Teatru Muzycznego w Lublinie, choć nowy sezon artystyczny przyniesie nam zmianę adresu na trzy kolejne lata, to proszę nam wierzyć, że nie damy Państwu o sobie zapomnieć.

Dyrektor Artystyczny Teatru Muzycznego w Lublinie 4


Realizatorzy

Andrzej

Gałła

reżyseria, inscenizacja i scenografia: Andrzej Gałła Kierownictwo Muzyczne: Szymon

Makowski

Urodził się w 1952r. we Wrocławiu. Tam ukończył w 1973r. Studium Kulturalno-Oświatowe, a w 1981r. Studio Teatralne przy Teatrze Kalambur. Pracował jako aktor na terenie całej Polski (Wrocław, Gorzów Wlkp., Zielona Góra, Toruń, Wałbrzych). W 1997r. zdał egzamin eksternistyczny z reżyserii dramatu. Od tej pory na stałe związany jest z Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu, gdzie gra i reżyseruje.

Szymon Makowsk i

Ma na swoim koncie ponad 100 ról teatralnych (grał m.in. w przedstawieniach: Barbara Radziwiłłówna, Zemsta (4 realizacje), Pluskwa, Sługa dwóch panów, Moskwa-Pietuszki, Emigranci, Wesele, Skrzypek na dachu, Sztukmistrz z Lublina (2 realizacje), Opera za trzy grosze (3 realizacje) , West Side Story, Dzieje grzechu, Zemsta nietoperza (2 realizacje) i wiele, wiele innych. Wyreżyserował m.in. Jedookiego Maneta, Nienawidzę i Życie wewnętrzne M. Koterskiego, Oświadczyny i Niedźwiedzia A. Czechowa, Mieszczanina szlachcicem Moliera, Willę Esselingów P. Dorina, Pewien mały dzień R. Zuckowskiego. Stworzył też kilkadziesiąt ról filmowych m.in. w filmie Głośniej od bomb, czy Królowa chmur, a także serialach filmowych: Stacyjka, Świat według Kiepskich, Warto kochać, Bulionerzy, czy Pierwsza miłość. Trzy razy reżyserował Mały czarodziejski flet, pierwszy w Teatrze Muzycznym we Wrocławiu (1987r.), drugi raz w Teatrze Muzycznym w Kownie (1997r.) i trzeci w Teatrze Muzycznym w Lublinie (2009r.). Studia muzyczne rozpoczął w 2006 roku na dwóch kierunkach - Dyrygentura Symfoniczna i Operowa (w klasie profesora Marcina Sompolińskiego) oraz Skrzypce. W tych specjalnościach otrzymał tytuł licencjata w roku 2009. W tym samym roku pracował jako asystent dyrygenta w Teatrze Wielkim w Poznaniu, oraz jako asystent prof. Marcina Sompolińskiego w projektach realizowanych przez orkiestrę Collegium F. W trakcie swoich studiów uczestniczył w wielu kursach mistrzowskich w Polsce i Europie prowadzonych przez wybitnych profesorów takich 5


jak Jose Miguel Rodilla Tortajada (Murcia), Gabriel Chmura (Kraków), Alexander Polishchuk (Faro). Uczestniczył w międzynarodowych konkursach dyrygenckich - w Atenach (im. Dmitri Mitropoulosa) oraz w Białymstoku (im. Witolda Lutosławskiego). Podczas uczestnictwa w kursach mistrzowskich w Sienie, w latach 2010 i 2011, prowadzonych przez Gianluigi Gelmettiego prowadził koncerty finałowe oraz został wyróżniony stypendium ufundowanym przez Accademia Chigiana. W 2011 roku po zaledwie dwóch latach studiów w Sienie, otrzymał Diploma di Merito - dyplom za zasługi. W pierwszej połowie roku 2011 był asystentem maestro Waltera E. Gugerbauera w Operze Wrocławskiej, współpracując przy przedstawieniu Parsifal Richarda Wagnera. W tym samym roku obronił pracę magisterską na Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu oraz poprowadził orkiestrę Filharmonii Poznańskiej podczas swojego koncertu dyplomowego. Tego samego roku poprowadził Orchestra Sinfonica di Sanremo na koncercie upamiętniającym setną rocznicę urodzin Franco Ferrary. Występował również z takimi zespołami jak Orquesta do Algarve, Sofia Festival Orchestra oraz z Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach. Aktualnie współpracuje na stałe z Teatrem Muzycznym w Lublinie, Teatrem Muzycznym w Poznaniu oraz z orkiestrą Collegium F.

6


Słowo od reżysera

Prawie w każdym teatrze, a już szczególnie w teatrach muzycznych, obowiązuje, albo przynajmniej powinna obowiązywać zasada, że wielkie realizacje dopełniają małe, które poniekąd „pracują” na możliwość wystawiania tych gigantycznych. Kiedy kota nie ma... to rzecz na sześć osób. Drobiazg wobec np. Greka Zorby Kandera i Steina, musicalu wystawianego od 1997 r. w Teatrze Muzycznym Operetce Wrocławskiej, placówce, z którą jestem artystycznie najsilniej związany. To tam, we Wrocławiu, zaproponowałem w 2001 pokazanie umuzycznionej wersji farsy Johnnie Mortimera i Briana Cooke’a. Idea realizacji była niemal analogiczna do tej, która przyświeca obecnej, prezentowanej Państwu. Czyli pomysł wynikający z sytuacji, w jakiej znalazł się dziś lubelski Teatr Muzyczny, za chwilę - z powodu finalizowania po 40 latach inwestycji zwanej Teatr w Budowie, obecnej jego siedziby - skazany znowu na tułaczkę. W teatrze ze stolicy Dolnego Śląska trwał też remont i chodziło o pokazanie sztuki kameralnej, odskoczni od gigantów, rzeczy tworzonej z myślą o graniu w różnych warunkach - i na miejscu i w terenie. Przy tym relaksującej, zabawnej, może właśnie w brytyjskim stylu... Sztandarowy, natychmiast kojarzony u nas przykład takiej farsy, to wędrujący przez wiele polskich scen Mayday Raya Cooney’a. Okazało się jednak, że sztuka wspomnianej spółki to farsa równie wysokich lotów. Doszedłem przy tym do wniosku, że skoro mam do dyspozycji aktorów śpiewających, walory przedstawienia podniosą wykonywane przez nich piosenki. Żeby jednak nie były to bzdury z kapelusza, poprosiłem o napisanie tekstów wrocławskiego poetę Artura Kusaja, znanego z sukcesów na legnickim Satiriconie. Wówczas się okazało, że musimy wystąpić do agencji autorskiej o akceptację tego dopełnienia przez twórców z Wysp. Mortimer już wówczas nie żył, ale Cooke podszedł do muzycznych aneksów wręcz entuzjastycznie, stwierdzając, że piosenki są dokładnie o tym spektaklu, wynikają z jego treści i natychmiast te dodatki zaakceptował, a my dysponujemy zgodą ZAiKS-u na eksploatację takiej wersji. Nie odpowiadała mi natomiast - autora zmilczmy - muzyka z tamtej realizacji, była zbyt „plastikowa”, oparta na grze keyboardu. Poprosiłem zatem córkę Monikę, studiującą kompozycję we wrocławskiej Akademii Muzycznej, zresztą pod opieką wielkich sław, żeby wskoczyła na głęboką wodę i stworzyła swoją wersję. Efekty ocenicie Państwo sami. 7


Produkcja sprzed prawie dekady, niewątpliwie odnosząca sukcesy (pierwszą pozytywną recenzję zawdzięczam wizycie na próbie ekipy tv - operator miał kłopoty z nakręceniem materiału, bo ze śmiechu cały czas trzęsła mu się kamera), wiele mnie nauczyła. Już nie mówię, o takich anegdotycznych sytuacjach, że do teatru dzwoniły nauczycielki z wynikającymi z niewinnego tytułu pytaniami, w jakim wieku dzieci można przyprowadzić na tę bajeczkę. Odpowiadałem, iż takie... od 18 do 108 lat, ale już mam świadomość, że teraz wyraźnie trzeba zaznaczać: „spektakl dla dorosłych”. Obecnie wiem również, jak bardzo mnie denerwuje ocena, że małoobsadowe spektakle tworzy się lekko, łatwo i przyjemnie. Nic bardziej mylnego! Po 20 w sumie latach podejść do gatunku, doszedłem wreszcie, jak robić farsy, jak je podawać. Następuje tu zbieżność z podstawową formą ekspresji teatru, w jakim Państwo gościcie. W farsie, jak w muzyce, najważniejsze są rytmy i tempa. Tyle, że dialogu. Kolejna rzecz. W filmie i teatrze obowiązuje inny sposób narracji, bo w tym pierwszym kamera przybliża twarz aktora, a w drugim musi on tak grać, żeby widz na którymś piętrze balkonów także go słyszał. W farsach zaś dochodzi do tego podawanie puent, co jest wielką sztuką. Niedoświadczony w tej formie aktor albo je - miną, gestem - „zatupuje”, albo przesadza w ich wyrażaniu. Musi, a w tym też dzieło reżysera, znaleźć złoty środek. W dialogu musi najpierw kwestię, dowcip zrozumieć widz, a dopiero potem partner ze sceny. Konieczna jest ta sekunda przerwy w wypowiedzi, w której odbiorca poczuje się mądrzejszy od scenicznego adresata rozśmieszających bon motów. To stara zasada. Proszę spojrzeć na burleski filmowe, obrazy z Chaplinem, Flipem i Flapem czy Patem i Patachonem... Oni stosowali tę metodę z żelazną konsekwencją. Praca nad tym to dla mnie ogromne wyzwanie, tym trudniejsze w Lublinie, że artyści tej sceny przez ostatnie lata przyzwyczaili się do dużych produkcji, opartych na innych zasadach aktorskiej ekspresji. Jestem natomiast przekonany, że nasza współpraca, szlifowanie ich scenicznego warsztatu i wspólne, płynące z mitręgi dzieło przyniesie interesujące owoce. Dla nich to również wyzwanie, podobne do tego, jakie staje przed aktorami dramatu, którzy - powiedzmy - w Operze za 3 grosze Bertolta Brechta muszą nagle zaśpiewać songi Kurta Weilla. Pragnę na koniec dodać coś dla mnie bardzo ważnego. Wywodzę się z dramatu i z przerażeniem konstatuję, 8


że teatr dramatyczny zabrnął w obecnym czasie w ślepą uliczkę. We Wrocławiu są trzy takie placówki i wszystkie grają to samo. Spektakle „poszukujące”, których realizatorzy żyją świetnie z akceptującymi taką działalność krytykami, ale już zdecydowanie gorzej z publicznością. Nie wykształciliśmy widza, nie wprowadziliśmy na te poziomy, a teraz epatujemy go czymś, co pozostaje poza jego imaginacją i oczekiwaniami. Karawana poszła dalej, a widz pozostał w innej rzeczywistości. Nastąpił sławetny, spotykany w dziejach sztuki przerost formy nad treścią. Wszystko przez to, że zapomnieliśmy o jednej z najważniejszych funkcji teatru, jaką jest rozrywka. Mam nadzieję, że to, co robimy w ramach teatru de nomine muzycznego, przywróci Państwu wiarę, że ona nadal na polskich scenach funkcjonuje. Licząc się z tym, że nasza premiera przypada na czas rozkręcania się Euro 2012, polecamy spektakl tym, którzy poza futbolem widzą inne aspekty życia i tym, którym nasza szara rzeczywistość tak dokucza, że szukają od niej odskoczni. Słowem, muzyczną farsę Kiedy kota nie ma... przeznaczamy dla tych, którzy bardziej cenią śmiech niż sport i politykę. Andrzej Gałła

9


Farsa jest klasycznym gatunkiem teatralnym, na dodatek jednym z najtrudniejszych Maciej Englert

Dlaczeg

o farsa

Są gatunki teatralne i rodzaje scenicznych widowisk, które przepadły w przestworach dziejów lub takie, które miarowo dokonują żywota współcześnie. Przykładem pierwszego niech będzie chociażby dramat satyrowy, trzeci obok tragedii i komedii gatunek zadomowiony w starożytnej Grecji, dziś raczej, - chociaż korzystał z elementów burleski - źródło tragikomedii. Exemplum dla drugich może być pantomima, którą ze scen wyrugowały na przełomie XX i XXI w. tylko pozornie oparte na podobnych środkach ekspresji, podbijające obecnie świat teatry tańca.

Są też w bogactwie scenicznego dziedzictwa odmiany przedstawień, które zwyczajnie nie mają szczęścia u - przynajmniej części - krytyków, podważających ich wartość, obarczających przewinami nieprzystającymi Melpomenie, Terpsychorze, Polihymnii czy Talii... Do nich bez wątpienia należy farsa i wzbogacona o kolejny środek ekspresji farsa muzyczna, a to w tym gatunku mieści się prezentowane Państwu przez nasz teatr dzieło brytyjskiej spółki Johnnie Mortimer & Brian Cooke Kiedy kota nie ma... (When the Cat’s Away). Nawet w słownikowych definicjach farsy wyczuwa się niechęć w sformułowaniach typu: „obejmuje utwory sceniczne o błahej problematyce”. Goryczy dopełniają spotykane w nich, włącznie z mizdrzącą się na nowoczesność internetową Wikipedią zdania typu: „Obecnie farsa jest podstawowym gatunkiem wykorzystywanym do budowania repertuaru teatrów komercyjnych”. Szczególnie w naszym kraju wybujałych ambicji artystycznych i pogardy dla ewentualnych sukcesów finansowych takich przedsięwzięć brzmi to jak wyrok. Tymczasem...

10


Farsa wywodzi się od samego mistrza spod Akropolu Arystofanesa i w przeciwieństwie do starożytnego dramatu satyrowego, pozostała żywa po dziś dzień. Szczególnie bujnie rozwinęła się w średniowiecznej Francji, czerpiąc ze źródła podstawowego, jakim były komiczne przerywniki - intermedia, wypełniające przerwy między aktami i scenami. Wtedy już była przeznaczona dla najszerszej publiczności, miała ją bawić i śmieszyć. Oparta głównie na żywej akcji, błazenadzie, karykaturze i przejaskrawieniach, obfitowała - z czasem zauważymy, że to wciąż obowiązuje - w zawikłania, niespodziewane zwroty, przedstawiając zabawne, a często niezwykłe sytuacje posługiwała się gagami i zaduszoną dziś przez nowe media pantomimą. Błazenadę i - bywało - wulgarny dowcip oraz groteskę łączyła nierzadko z satyrą

11


12


polityczną i obyczajową. Arcydziełem farsy francuskiej (farce w podstawowym znaczeniu z tego języka, to nadzienie, po naszemu farsz), która odrodzeniowy wykwit zaliczyła w XIX w. jest Mistrz Pathelin (ok. połowy XV stulecia), paradny żart o adwokacie bez studiów prawniczych. Jedna z najsympatyczniejszych (czyt. najsolidniejszych) definicji farsy głosi, że to odmiana komedii, w której łatwowierni, naiwni bohaterowie zostają wciągnięci w serię coraz bardziej nieprawdopodobnych wydarzeń. „Dobra farsa to farsa precyzyjnie skonstruowana. W farsach niewiarygodne sytuacje, w które zostają wciągnięci bohaterowie, najczęściej są spowodowane ich wadami takimi jak np. próżność, sprzedajność lub chciwość. Wysiłki podejmowane przez bohaterów w celu wybrnięcia z niewygodnych lub kompromitujących sytuacji prowadzą jedynie do dalszego zapętlenia i jeszcze większej kompromitacji, aż do momentu, w którym w komicznych punktach kulminacyjnych wady zostają odpowiednio upokarzająco i przykładnie ukarane, po czym następuje względnie szczęśliwe zakończenie. Farsy prawie zawsze są poświęcone bezlitosnemu obnażaniu ludzkich słabości, a widzowie się śmieją, ponieważ łatwo mogą sobie wyobrazić siebie w sytuacji, w której to ich słabości zostają tak okrutnie obnażone”. I jeszcze clou: „akcja farsy musi od samego początku rozwijać się błyskawicznie i być budowana precyzyjnie. Jej konstrukcja nie pozostawia miejsca na przypadek. Farsy nazywa się komediami na haju”. Czyż można tego nie lubić? A jeszcze, na intelektualnej szali, wgłębiając się w historię światowej i polskiej dramaturgii, odkryjemy smaczki, które bez wątpienia powinny otrzeźwiać krytyków gatunku i stopować ich radykalne zapędy. Droga do weryfikacji sądów jest prosta. Wystarczy sobie uświadomić, że na farsie - nie licząc nawet tego, iż jej doświadczenia wpłynęły na rozwój innych gatunków, np. commedia dell’arte - budowany jest cały zestaw klasycznych dziś komediowych sztuk, ot, na przykład Szekspira Komedia omyłek czy też Chory z urojenia Moliera, a u nas Damy i huzary Fredry. Mało? W brytyjskiej Wikipedii jako polskie przykłady gatunku są wymieniane Moralność pani Dulskiej Zapolskiej i... Tango Mrożka.

13


o farsa muzycz na

W swych długich powojennych dziejach nasz teatr repertuarowo bazował przede wszystkim na operetce (przez 20 lat - 1957-1977 - nosił nawet nazwę Państwowa Operetka w Lublinie). Jeśli zatem przypomnieć sobie, że - zbliżona ale i lżejsza od opery - jako gatunek spokrewniona jest ona przede wszystkim z wodewilem (także singspielem i operą komiczną), znajdziemy najpełniejsze uzasadnienie dla sięgania po takie sztuki, jak akurat umuzyczniona w naszym Teatrze Muzycznym farsa Kiedy kota nie ma... Wodewil (vaudeville), to komediowy utwór sceniczny, właśnie o cechach farsy. Od XV w. tak nazywano kuplety satyryczne, później spektakle wędrownych teatrzyków, których wykonawcy śpiewali razem z publicznością. Jako odrębny gatunek pojawił się we Francji w XVIII w. zyskując dużą popularność, zwłaszcza w okresie Rewolucji Francuskiej. Rozkwit przeżył w XIX w. dzięki takim mistrzom jak Meilhac, Halévy czy Labiche i Feydeau.

Dlaczeg

Spójrzmy na przykład międzygatunkowych wpływów w postaci doskonale znanej z naszej sceny operetki, a w zasadzie opery buffa Johanna Straussa syna Zemsta nietoperza. Do Wiednia trafił tekst podbijającego Paryż wodewilu Reveillon, autorstwa librecistów Offenbacha, Meilhaca i Halevyŕo. Gdy okazał się kopią niemieckiej komedii Benedixa Więzienie, kolega kompozytora, wydawca Lewy wpadł na pomysł, żeby już dokonane tłumaczenie Haffnera w postaci scenicznej krotochwili przerobić na libretto dla tegoż Straussa. Dokonał tego kapelmistrz i autor tekstów Theater an der Wien (gdzie Zemsta miała premierę) Richard Genee, który jednak bazował na francuskim oryginale. Libretto okazało się najlepszym jakie kiedykolwiek Strauss otrzymał i jednym z najlepszych w całej operetkowej literaturze. Francuski pierwowzór zdecydował o pikanterii sytuacji i dialogów. Wielki Gustaw Mahler, określił utwór jako dzieło dokładnie tej samej rangi, co opera, ale na wesoło.

14


15


16


17


Dzieło M o oraz portimera i Cook lskie do e pełnien’a ie

Jeśli w farsie źle ustawię daną sytuację, to pojazd akcji dalej nie pojedzie, kółka intrygi nie zechcą się kręcić. Ryszard Maciej Nyczka

Równie pokrętna jak rodowód libretta Zemsty, pozostaje historia powstawania sztuki Kiedy kota nie ma... Jest typowym dziełem z obrębu farsy brytyjskiej, biorącej swój początek chce się ponownie zakrzyknąć: właśnie! - z XIX-wiecznej farsy francuskiej od Labiche`a i Feydeau. Polskie teatry szczególnie chętnie sięgają po teksty autorstwa Raya Cooney’a, który zdobył się nawet na Instrukcję pisania farsy, w której znajdziemy i takie np. passusy: „Na początku jest intryga. Nie szukam intrygi komediowej czy zabawnej. Szukam tragicznej. Farsa, bardziej niż komedia nawiązuje do tragedii. I tak na przykład w znanym wszystkim Mayday główny bohater jest bigamistą. Taka sytuacja w realnym życiu jest przecież całkowicie tragiczna. Ale moja sztuka nie mieści się w tragedii, bowiem farsa służy do wywoływania śmiechu. Jednak widownia instynktownie rozumie, że stawka, o jaką chodzi jest niebagatelna. W Oknie na parlament nielegalna schadzka rządowego ministra ma niecodzienny przebieg, który mógłby się zakończyć upadkiem nie tylko małżeństwa, ale i rządu. Ten zwariowany wieczór na scenie przynosi salwy uśmiechu, natomiast w tzw. realu mógłby wyłącznie prowadzić do prawdziwej tragedii” [wg The Rules of Farce by Ray Cooney;1995].

Nasz duet to przy nim święci. Bardziej znany Johnnie Mortimer (19301992) był przede wszystkim telewizyjnym (później radiowym) scenarzystą nie przez wszystkich kochanych sitcomów, w których rozbrzmiewa realizowany obecnie na trzy sposoby śmiech publiczności. Jego płodność 18


jako autora pomysłów - devisera i writera powala na kolana. Obejmuje ok. 30 komedii sytuacyjnych, w większości złożonych z kilkunastu epizodów, w tym interesującej - zaraz się wyjaśni, dlaczego - nas serii z lat 1976-79 George & Mildred w pięciu częściach i 38 epizodach. Brian Cooke (ur.1937), również scenarzysta top sitcomów dołożył ręki i do tv-wersji naszej farsy. Spotkali się autorzy na cartoonists convention, działali razem, aż wreszcie napisali dwie sztuki teatralne, w tym o powyższym - pierwotnie - tytule. Zmienili go na When the Cat’s Away, gdy zmarła Yootha Joyce, która i w serialu grała Mildred (drugą z fars zatytułowali poniekąd symbolicznie Situation Comedy, tak jak nazywany jest na Wyspach uprawiany przez nich gatunek). Sztuka Kiedy kota nie ma... miała polską premierę w 1995 w warszawskim Teatrze Kwadrat, nota bene w reżyserii znanego ze stworzenia w Lublinie 19


studenckiego Gongu 2, a na przełomie lat 80-90 dyrektora Teatru Osterwy Andrzeja Rozhina, który nie tak dawno w naszym Muzycznym przygotował Ptasznika z Tyrolu. Później miały miejsce realizacje w Kielcach (Żeromskiego), Łodzi (Powszechny) i - ostatnia - na Scenie Polskiej w Czeskim Cieszynie w 2005. W ten ciąg produkcji dramaturgicznych wpisało się wiosną 2001 przedstawienie Teatru Muzycznego-Operetki Wrocławskiej, wynoszące sztukę do rangi farsy muzycznej, bowiem dopełnionej siedmioma piosenkami. Realizatorzy osiągnęli już od początku ogromny sukces, gdy wciąż żyjący współautor sztuki Brian Cooke, zaakceptował z pełnym uznaniem muzyczne dodatki i taka wersja otrzymała obligatoryjnie wymagane prawa autorskie. O szczegółach tej realizacji mówi na początku tego programu w Słowie od reżysera autor inscenizacji i całego uroczego zamieszania Andrzej Gałła, obecnie odpowiedzialny - w wielu rolach - za prezentowany Państwu w naszym teatrze spektakl.

20


W co si ę bawim y

- Nie, nie, nie, nie! Przykro mi, Mildred. Moja decyzja jest nieodwołalna. Nie jadę. Nie chcę słyszeć na ten temat ani słowa więcej! - wykrzykuje na początku Kiedy kota nie ma... George na propozycję żony odbycia drugiej zagranicznej podróży poślubnej po 25 latach małżeństwa. Upór skutkuje. Damska połowa stadła wyjeżdża w ten wojaż z żoną Humphreya, Ethel, zresztą swoją siostrą. A panowie?

To nie jest opera czy operetka, żeby, dla zachowania dobrej zabawy, przekazywać Państwu pełne szczegółów akacji libretto. Mamy, bowiem do czynienia z farsą, rządzącą się rudymentarną zasadą zaskoczenia widza rozwojem wydarzeń. W zasadzie każdy z polskich teatrów, pokazujący dzieło Mortimera i Cooke’a (zawsze w świetnym tłumaczeniu Michała Ronikiera), typową „małżeńską komedię pomyłek”, ograniczał się w zapowiedziach do rozwinięcia tytułu farsy, że... „ Wszyscy doskonale wiemy, co podczas nieobecności kota potrafią wyrabiać osławione powiedzonkiem myszy. Gdy jednak do harcowania zabierają się słomiani wdowcy w średnim wieku, nigdy nie wiadomo jak dalece komicznym i żenującym może się okazać niewinny skok w bok”.

Bądźmy litościwi i uchylmy jeszcze rąbka tajemnicy, w co się bawimy. Oj, nie dzieje się zbyt dobrze w obu małżeństwach! Dwaj gentlemani stają do klimakteryjnej wojaczki ze swymi małżonkami. Bogaty biznesmen Humphrey, owszem, spełnia wszystkie zachcianki Ethel, ale zdradza ją ze swą sekretarką Jennifer, a żona, wyprowadza się do rodziny, słusznie kierowana podejrzeniami o notoryczne zdrady męża. Natomiast George jest zniechęconym do życia nieudacznikiem, nieumiejącym zapewnić żonie wymarzonego 21


komfortu i statusu, czy też bladego „blasku ognia”, bo ten od ćwierćwiecza nie rozpłomienił się dostatecznie. W końcu siostrzyczki, zdegustowane mężami, postanawiają wyjechać na wakacje do Francji. Dwaj słomiani wdowcy - szwagrowie, postanawiają znaleźć atrakcyjne i sprawne zastępstwo dla swych połowic i zabawić się. Zapraszają ekspansywną, wyzwoloną Jennifer oraz jej neurotyczną koleżankę Shirley. Komplikacją okazuje się brak planu B. Bo jakże by mogło być inaczej? W trakcie balangi zjawiają się (niespodziewanie?) ich żony, które nie odleciały z lotniska w Londynie z powodu strajku personelu. Sarkazm angielskich fars wznosi się na szczyty. Dowcipne dialogi i dobrze napisane, pełne humoru role całkiem „przypadkowo”, z farsowym wdziękiem układają się w tyleż śmieszną, co gorzką refleksję na temat pożycia w łonie nie tylko british middle class. Opowiastka o „popędach i frustracjach obecnych w życiu nas wszystkich”? Ależ tak! Czy zdradzimy zatem puentę, donosząc, iż w finale - kolejno - George i Mildred mówią: - Dobranoc? Dla ułatwienia: czynią to chichocząc.

22


23


24


Obsada er:

Mildred Rop

Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak Agnieszka Kurkówna

George Roper:

Grzegorz Szostak Andrzej Witlewski

Ethel Pomfrey: Dorota Dominiczak-Laskowiecka Małgorzata Rapa

Humphrey P

Andrzej Gałła Tomasz Janczak

omfrey:

Jennifer Frazer: Krystyna Górska

Shirley:

Barbara Królikowska Magdalena Rembielińska

25


Skład orkiestry

I Skrzypce

Dominika Kołszut koncertmistrz orkiestry Anna Krzemińska–Patroń zastępca koncertmistrza Piotr Kulczyński

II Skrzypce

Emilia Kojder-Zamiejska w Marta Pędzisz w Anna Poliszuk

Altówki

Stanisław Dziesiński w Anna Czaplińska

Wiolonczele

Maria Ziarkowska w Halina Furmanek

Kontrabas

Kajetan Wiśniewski

Klarnety

Piotr Czarny / Artur Figiel

Puzon

Benedykt Jurkowski

Instrumenty klawiszowe Tomasz Jusiak

Perkusja

Janusz Baca

Trąbka

Piotr Kociubowski

Aranżacja Bandu: Agnieszka Tyrawska-Kopeć Skład Bandu: Fortepian w Agnieszka Tyrawska-Kopeć Instrumenty klawiszowe w Tomasz Jusiak Perkusja w Janusz Baca Kontrabas w Stanisław Błach 26


Inspicjent: Iwona Jarzyna-Manel Sufler: Krystyna Ekielska / Anna Markiewicz

Kostiumy i dekoracje wykonały pracownie techniczne Teatru Muzycznego w Lublinie. Pomocą przy realizacji spektaklu służą charakteryzatorki, garderobiane i fryzjerki oraz dźwiękowcy, oświetleniowcy i montażyści sceny. 27


Redakcja programu w Magdalena Kolary Autor tekstów w Andrzej Molik Korekta tekstu w Paweł Majsiej Projekt okładki w Ewelina Kruszewska (www.kimonoprojekt.pl) Zdjęcia w Dawid Jacewski (www.jacewski.pl) Opracowanie graficzne i skład w Kinga Słomska Wydawca w Teatr Muzyczny w Lublinie Druk w COMERNET SP. Z O.O.

REZERWACJA BILETÓW Dział Sprzedaży i Promocji: ul. Marii Curie-Skłodowskiej 5, 20-029 Lublin tel. 81 532 25 21, tel./fax: 81 534 20 25 e-mail: widownia@teatrmuzyczny.eu

www.teatrmuzyczny.eu www.facebook.com/tmlublin 28


SPRZEDAŻ BILETÓW Kasa Teatru Muzycznego, ul. Marii Curie-Skłodowskiej 5, tel. 81 532 96 65 czynna: od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 - 18.00 w sobotę w godz. 14.00 - 18.00 i w niedzielę na 2 godziny przed planowanym spektaklem Bilety na spektakle można nabyć również drogą elektroniczną na stronie: www.interticket.pl 29


ISBN nr 978-83-927586-5-5 30


SPONSORZY:

Patroni Medialni:

Partnerzy:

prawa autorskie Autor贸w do w/w sztuki reprezentuje w Polsce Agencja

El偶bieta Manthey.


www.teatrmuzyczny.eu www.facebook.com/tmlublin


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.