BIULETYN
Ambasada RP w Santiago de Chile
Nieznane oblicze Puerto Montt Dorota Stańczyk
CO
KRAJ TO OBYCZAJ Monika Trętowska
ZIEMIA, KTÓRA SIĘ OTWIERA
POLSKA PACHNIE KWIATAMI
Wywiad z Katty Kowaleczko
1
WSTĘP
„
ZATRZYMAJ SIĘ, POMYŚL Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami” napisała w wierszu „Nieczytanie” polska poetka Wisława Szymborska, laureatka nagrody Nobla. Te słowa celnie przewidują szaleństwo naszych czasów, często ich bezrefleksyjność i powierzchowność. Żyjemy w epoce, w której coraz trudniej przychodzi nam to „zatrzymanie się”, znalezienie chwili na namysł, zadumę. Wszystko jest dziś na wyciągnięcie ręki, wszystko otrzymujemy niemal natychmiast. Współcześni nie chcą czekać. Właściwie bez względu na to gdzie los ich rzucił, stoją przed ogromem wyborów i wybierają wśród niemal niekończącej się różnorodności. Czy to tylko powód do radości? Nie jestem tego taka pewna. Jesteśmy wobec tej wielości możliwości często bezbronni, zdajemy sobie jak współczesny świat jest nieprzewidywalny, sam nieświadomy kierunku w jakim zmierza. Warto się nad tym zastanowić, najlepiej idąc na spacer. Może po zmroku, aleją Alameda przez centrum Santiago. Uśpioną we mgle, pustą, nierzeczywistą jak obraz ze snu. I próbować szukać odpowiedzi w „Księdze pytań” Pablo Nerudy, chilijskiego poety, również noblisty. „Czy bardziej cierpi ten, kto czeka zawsze, czy ten, kto nigdy nie czekał na nikogo?”
Aleksandra Piątkowska Ambasador RP w Chile
2
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
SPIS TREŚCI 4-9
Wywiad: Katty Kowaleczko
10-12
Co kraj to obyczaj Monika Trętowska
14-17
Nieznane Oblicze Puerto Montt Dorota Stańczyk
18-27
Ziemia, która się otwiera
28-29
Ratuję chilijskie psy Jolanta Polk
30-31
Muzyk, twórca, artysta Anna Wiesner
32-34 35
Moja mała Hiszpania Karolina Bodych Gwardziści przed pałacem La Moneda Nano Fernández
36-37
Smaki Polski Cristobal del Castillo Camus
38-42
Kupię, zjem, poszukam
43
Chile o Polsce i Polakach
44
Witamy na końcu świata
45
Calle sin salida
Wydawca Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Santiago de Chile Zespół redagujący: Jacek Piątkowski jacek.piatkowski@msz.gov.pl Anna Kowalczyk anna.kowalczyk@msz.gov.pl Monika Trętowska monika.tretowska@gmail.com Agata Sękowska (pomoc w tłumaczeniach) Zdjęcie na okładce: Magdalena Owsiak Photography www.magdaowsiak.com Mar del Plata Providencia-Santiago tel (0056-2) 2 204 12 13 Santiagodechile.embajada@msz.gov.pl http://santiagodechile.msz.gov.pl https:twitter.com/PLenChile http://www.facebook.com/ambasadachile
3
WYWIAD
POLSKA PACHNIE KWIATAMI ROZMAWIA MONIKA TRĘTOWSKA
‘Tak naprawdę nie wiem gdzie w moim domu przebiega granica między tym gdzie się kończy coś chilijskiego, a zaczyna coś polskiego. Po drodze wszystko się wymieszało’. O Polsce i polskich korzeniach, z popularną chilijską aktorką Katty Kowaleczko rozmawia Monika Trętowska. 4
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
C
zuje się Pani Polką?
Jakaś część mnie jest bardzo polska. Mam w Polsce rodzinę, z którą utrzymuję stały kontakt. Mój tata Tadeusz Kowaleczko, który wyemigrował z Polski do Chile zmarł w 1988 roku w Santiago, ale jest pochowany w swoim rodzinnym mieście, Lublinie. Zawsze kiedy tylko mam okazję być w Europie odwiedzam Polskę, choćby przejazdem. Bardzo dobrze się tam czuję. Bardzo lubię Polaków. Dlaczego? Bo są bardzo gościnni, bo doceniają kiedy ktoś mówi choć trochę po polsku. Polacy mają świetne poczucie humoru i są niezwykle podobni do Chilijczyków. Lubią rozmawiać i lubią się bawić. Poza tym, języka polskiego używa się tylko w Polsce, więc Polacy wiedzą, że istnieje wiele różnych sposobów, nie tylko werbalnych, aby się porozumieć. Można na przykład używać mimiki, kiedy jesteś na spotkaniu i niczego nie rozumiesz i nikt nie ma „słownik” (śmiech). Można też spróbować coś narysować. Jeżeli komuś zależy na wzajemnym zrozumieniu się, środki które temu służą, są niczym nieograniczone. W Polsce zauważyłam dużo większą gotowość do zrozumienia obcokrajowców, niż ma to miejsce w innych krajach. Czy mówi Pani po polsku? Nie, znam tylko kilka słów, chociaż bardzo chciałabym nauczyć się polskiego. Każdy mój pobyt w Polsce jest jak zastrzyk motywacji. Niestety w Chile nie mam z kim porozmawiać po polsku, więc stopniowo zapominam kolejne zwroty i słowa. Trudno się uczyć samemu.
Ma Pani swoje ulubione polskie słowo? Dżdżownica (śmiech). Uważam, że jest urocze! Pani ojciec używał języka polskiego w domu? Uczył Panią? Tylko niektórych słów. Kiedy tata przyjechał do Chile w latach 50– tych XX wieku, powiedział „Tutaj chcę zacząć nowe życie. Pragnę być szczęśliwy i wciąż mam na to szansę”. W moim domu rodzinnym mówiono czasem po polsku, tatę odwiedzali polscy znajomi, ale mnie nie nauczył zbyt wiele. Zapisał mnie do szkoły, gdzie uczono wyłącznie po hiszpańsku. Znacznie później, jeden z moich przyjaciół udzielił mi kilku lekcji przed moją pierwszą wyprawą do Polski. W Chile Pani ojciec poświęcił się sztuce i malarstwu. Czy bardzo tęsknił za Polską? To był kraj jego młodości, a potem traumy wojennej, kiedy stracił rodzinę. Jak Pani o swojej Polsce opowiadał? Myślę, że tata był w Chile bardzo szczęśliwy. Miał tu rodzinę i pracę, którą uwielbiał. Zwiedził Chile i uważał je za piękny i przyjazny kraj do życia. Bardzo je cenił. Z drugiej strony nostalgia to bardzo silne uczucie, zwłaszcza u emigrantów, którzy nie mogą wrócić do swojego kraju. Jednym z wielkich snów taty był sen o powrocie do Polski. Zostawił nam wskazówki, co mamy robić w dniu kiedy umrze. Tak jak tego chciał został pochowany w Lublinie obok swojej matki i babci. Nostalgia za ojczyzną zmusza do wspomnień, snucia opowieści, rozpamiętywania przeszłości. Są choćby smaki czy kolory, których
nie można przywieźć ze sobą i to uczucie zostaje na zawsze. W Chile, niektóre rzeczy przenosiły tatę myślami na chwilę do Polski. Na przykład ciemny chleb czy masło. Sprawiały mu zawsze ogromną przyjemność, mówił o nich zawsze z nutką nostalgii. Pamiętam jak bardzo tęsknił za Polską. Kiedy była w Pani w Polsce po raz pierwszy, jak wypadła konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością? Czy coś Panią zaskoczyło? Kiedy pojechałam razem z mamą do Polski po raz pierwszy, czekał na nas mój przyrodni brat. To co zobaczyłyśmy przerosło nasze oczekiwania. Byłyśmy zachwycone miejscami, kolorami, potrawami, o których opowiadał nam tata i których uczył gotować moją mamę w Chile. To, w jaki sposób zostałyśmy ugoszczone, jak nas traktowano było niebywałe. Czasami chodziłyśmy po mieście same, jak wtedy, kiedy szukałyśmy z mamą „poczta” i trochę się pogubiłyśmy. Nagle ktoś do nas podszedł, pytając ‘Czego szukacie? Chodźcie ze mną.’ Zupełnie bezinteresownie nam pomógł, odprowadził nas na miejsce. To było bardzo miłe. Zwiedziłyśmy dużą część Polski. Mój przyrodni brat wziął ponad miesiąc wolnego w pracy, więc mogłyśmy ruszyć we wspaniałą
W POLSCE ZAUWAŻYŁAM DUŻO WIĘKSZĄ GOTOWOŚĆ DO ZROZUMIENIA OBCOKRAJOWCÓW NIŻ MA TO MIEJSCE W INNYCH KRAJACH. 5
WYWIAD pamiątkowe, wiszące na rogach ulic, upamiętniające śmierć polskich żołnierzy czy zabójstwa osób cywilnych. I te wszystkie miejsca są wciąż żywe, leżą tam kwiaty i palą się świeczki, właśnie po to aby nie zapomnieć. Czy w Pani rodzinie w Chile przetrwały jakieś polskie tradycje czy zwyczaje?
podróż do wielu pięknych miejsc, ważnych dla historii Polski i dla mojej rodziny. Ja też zapamiętuję kraje kierując się ich smakiem i kolorem. Jakie ma według Pani Polska? Nigdy nie byłam w Polsce w zimie i nie wiem czy chcę (śmiech). Jej kolory w innych porach roku są jasne, intensywne. W powietrzu unosi się jesienią zapach dymu, a wiosną i latem pachną kwiaty, które Polacy bardzo cenią. Natomiast polskie domy pachną dobrym jedzeniem i przyprawami, między innymi czerwoną papryką. Nie ma za to ají, popularnej przyprawy w Chile, za którą nieco tęsknię będąc w Polsce. Zauważyła Pani inne różnice? Inny jest podział terytorialny i gęstość zaludnienia. Kiedy ktoś przyjeżdża do Santiago, od razu napotyka taką masę ludzi, którzy niemal zderzają ze sobą, a miasto wydaje się hałaśliwą dżunglą. W Polsce wszystko jest lepiej zorganizowane, również dzięki przyjaźniejszej geografii kraju. Poza tym będąc w Polsce naprawdę uświadomiłam sobie, że urodziłam się i wychowałam na
Nowym Kontynencie. Kiedy odwiedził nas w Chile mój przyrodni brat, pokazałam mu budynek z 1800 roku, który nie zrobił na nim większego wrażenia. Ja stojąc przed słynnym Żurawiem w Gdańsku, drewnianym, zabytkowym dźwigiem portowym z 1444r. nie mogłam w to uwierzyć! Chilijczycy w tym czasie pewnie nie czuli się nawet Chilijczykami. Ma Pani swoje ulubione miejsce w Polsce? Zawsze kiedy jadę do Polski odwiedzam Lublin, cmentarz św. Agnieszki, gdzie leży mój tata. Inne ulubione miejsca... hmm, jest ich dużo, Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Kraków, który jest wyjątkowo piękny. To miejsca, które żyją zarówno w dzień, jak i w nocy. W Polsce jest wiele wyjątkowych miejsc, o których nikt w Chile nie ma pojęcia, jak na przykład kopalnia soli niedaleko Krakowa (Wieliczka – red.). To prawdziwy klejnot, który trudno opisać. Moją szczególną uwagę zwraca stosunek Polaków do historii. W Polsce przeszłość jest wciąż obecna. Zawsze bardzo mnie wzruszają te wszystkie tablice
Mam oczywiście kilka butelek polskiej wódki, które są schowane w domu niczym skarb! Dopiero co mieliśmy święto uchwalenia w Polsce Konstytucji 3-go Maja. Co roku mamy w zwyczaju wypijać z tej okazji kieliszek, wznosząc toast „Na zdrowie” za polską konstytucję. Lubimy polską wódkę i zawsze ją kupujemy, uważając, że jest zdecydowanie lepsza np. od szwedzkiej, która jest bardzo w Chile popularna. Często dajemy ją też w prezencie. A zwyczaje? Do dziś przetrwały te mocno zakorzenione w rodzinie tradycje wielkanocne czy bożonarodzeniowe. Przetrwał też zwyczaj zdejmowania butów w domu, choć w Chile nikt tego nie robi. Poza tym moja córka maluje pisanki wielkanocne, szuka pierwszej gwiazdy w Wigilię, przyjmuje Komunię Św. w Boże Narodzenie. To są te tradycje, które pielęgnujemy do dziś. Tak naprawdę nie wiem gdzie w moim domu przebiega granica między tym gdzie się kończy coś chilijskiego, a zaczyna coś polskiego. Wszystko się wymieszało. Jest coś bez czego nie może Pani wrócić z Polski? Papierosy ‘Sobieski’. Palę i lubię je mieć przy sobie. Zawsze przywożę też jako pamiątkę drewnia6
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
ZAWSZE KIEDY JADĘ DO POLSKI ODWIEDZAM LUBLIN, CMENTARZ ŚW. AGNIESZKI, GDZIE LEŻY MÓJ TATA. INNE ULUBIONE MIEJSCA... HMM, JEST ICH DUŻO, GDAŃSK, GDYNIA, SZCZECIN, KRAKÓW...
7
WYWIAD
W PRACY KOLEDZY PODKREŚLAJĄ, ŻE JESTEM POLKĄ, BO JESTEM BARDZO PUNKTUALNA I ZORGANIZOWANA... MI NATOMIAST WYDAJE SIĘ, ŻE JESTEM TEŻ BARDZO CHILIJSKA. ne, ręcznie robione pudełka i ozdobne, kolorowe, pięknie powycinane papiery. Jak one się nazywają? Wycinanki? Tak, wycinanki! Z folklorystycznym motywem kogutów i kur. Moi przyjaciele bardzo je sobie cenią. To coś co zawsze im przywożę na pamiątkę.
Pani córka była już w Polsce? Jeszcze nie i to jest dług jaki mam wobec niej, zwłaszcza, że bardzo chce jechać. Urodziła się już po śmierci dziadka, ale odczuwa z nim silną więź. Podtrzymują ją nasze rozmowy o nim, troska z jaką obchodzimy się z jego rzeczami, które zostawił, jego obrazy, które wiszą w naszym domu. Moja córka ma nawet podobne upodobania artystyczne. Również maluje? Lubi malować i chce studiować sztukę. Kiedyś zapytała mnie, gdzie studiował dziadek, bo chce zdawać tą sama uczelnię. Mój ojciec bardzo wpłynął na moje dzieciństwo i później ja, jako mama, która często nie wiedziała jak być mamą, imitowałam to jak mnie wychowywano. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale rezultat jest ciekawy. Moja córka lubi pisać, czytać, interesuje się litera-
turą i sztuką. Poza tym często rozmawiamy o teatrze. Któregoś dnia widziałyśmy polski plakat. W Chile plakat to tylko medium informacyjne, w Polsce zaś to sztuka, w dodatku wysoko ceniona na świecie. Chcąc nie chcąc zmotywowało to moją córkę do zwrócenia uwagi na to co się dzieję w Polsce i na to, że w innych częściach globu niektóre rzeczy przybierają inne formy po to, żeby osiągnąć ten sam cel. Myślę, że to cenna lekcja. Ma Pani więcej z mamy czy z taty? Nie wiem (śmiech). W pracy koledzy podkreślają, że jestem Polką, bo jestem bardzo punktualna i zorganizowana. Może dlatego, że moje otoczenie to aktorzy, z reguły dość bałaganiarscy, roztrzepani i często nieobecni duchem. Mi natomiast wydaje się, że jestem też bardzo chilijska. 8
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
Jestem dumna z tego, gdzie się urodziłam. Uwielbiam chilijskie rękodzieło, folklor, lubię tańczyć cuekę (chilijski taniec narodowy – red.). Jednocześnie tańczyłam też kiedyś mazurki, kiedy przygotowałyśmy prezentację szkolną mojej córki i bardzo mi się to podobało. Zatańczyłyśmy nawet w naszych krakowskich strojach! Wszystko to sprawia mi ogromną przyjemność, ale nie stawiam jednego wyżej od drugiego. Z jakiegoś powodu urodziłam się tutaj. Może wspaniale byłoby urodzić się w Polsce, która może się np. poszczycić wspaniałym teatrem, bo polski teatr, aktorzy, reżyserzy i ich sztuki są naprawdę imponujące. Jednak przyszło mi tworzyć teatr tutaj i to w Chile wybrałam go jako ścieżkę życiową. Nie żyję nostalgią, żyję chęcią do podróży, do odkrywania nowych miejsc i ludzi, ale korzenie zapuściłam tutaj, w Chile i tutaj mam rodzinę. A propos sztuki, planuje Pani pewien projekt związany z polskim teatrem. Żebyśmy niczego nie zapeszyły! (śmiech) Tak, to prawda. Polska ma wspaniałych, wielkich dramaturgów i cudownych reżyserów. W zeszłym roku w Hawanie natknęłam się na festiwal teatru polskiego. Widziałam afisze polskich spektakli w Meksyku i w Hiszpanii. Zapytałam wtedy samą siebie „Dlaczego polskiego teatru nie ma w Chile?”. Dlatego też chciałabym kupić prawa autorskie i zacząć pokazywać w Chile czym jest polski teatr i prezentować sztuki polskich dramaturgów, którzy są tutaj zupełnie nieznani. Niedawno, w dzielnicy w której mieszkam, zaangażowałam się w inicjatywę związaną z czy-
Katty Kowaleczko (Katarzyna Helena Kowaleczko), znana również jako Katty Ko, chilijska aktorka polskiego pochodzenia. Jej ojciec, Polak Tadeusz Kowaleczko, po II wojnie światowej wyemigrował do Chile, gdzie rozpoczął karierę artystyczną. Jego rysunki ukazywały się m.in. w gazecie ‘El Mercurio’. W wieku 15 lat zaczęła pracować jako modelka, występowała także w konkursach piękności dla nastolatek. Od czasu swego debiutu w serialu telewizyjnym ‘La invitación’ w 1987 r. wystąpiła w ponad 30 serialach i filmach fabularnych. Ponowne uznanie publiczności przyniósł jej udział w produkcji ‘Los 80’. Kowaleczko jest również prezenterką programów rozrywkowych w telewizji Canal 13 i autorskiego programu w Radio Imagina. Ma córkę Micaelę.
taniem książek młodzieży szkolnej. Każdy z nas, ochotników, mógł wybrać autora, którego pokaże młodym ludziom. Zabrałam wtedy ze sobą Sławomira Mrożka, którego uwielbiam. To była wielka niespodzianka, bo ani uczniowi ani profesorowie nie znali tego autora, twórcy o tak wielkim przecież dorobku. Nauczycielom filozofii spodobał się na tyle, że prosili mnie później o kontakty do wydawnictw, gdzie można kupić jego książki. Odkryli coś zupełnie nowego i to samo chcę zrobić z polskim teatrem. Odkryć go dla Chile. Gościliśmy już w Chile polskie zespoły teatralne, które przywiozły wspaniałe sztuki. Pamiętam, że widzowie byli zachwyceni. Dlatego myślę, że jest tutaj miejsce dla polskich artystów. Kluczową sprawą dla mnie jest teraz zdobycie dobrych tłumaczeń z języka polskiego bezpośrednio na hiszpański. Trzymam kciuki, żeby się udało. Ja też! Bardzo dziękuję! Wielu Chilijczyków zna historię Polski pełną
NIE ŻYJĘ NOSTALGIĄ, ŻYJĘ CHĘCIĄ DO PODRÓŻY, DO ODKRYWANIA NOWYCH MIEJSC I LUDZI, ALE KORZENIE ZAPUŚCIŁAM TUTAJ, W CHILE I TUTAJ MAM RODZINĘ. bólu i cierpień wojennych. Niewiele osób jednak wie, co się działo wcześniej i dlaczego Polacy są tacy jacy są. Tak patriotyczni, tak romantyczni, tak waleczni. Czym dla nich jest polskość. W chilijskich księgarniach można łatwo znaleźć albumy ze zdjęciami wieży Eiffela czy krzywej wieży w Pizie, ale z fotografiami Zamku Królewskiego w Warszawie już nie. Ludzie nie wiedzą nawet co to jest Wawel. Kiedy moi przyjaciele pojechali do Krakowa, zachwycili się nim na tyle, że chcieli zostać w Polsce i studiować właśnie tam! Są w Polsce miejsca, które na pewno spodobałyby się Chilijczykom. 9
FELIETON - AMERYKA ŁACIŃSKA MOIMI OCZAMI
CO KRAJ TO OBYCZAJ MONIKA TRĘTOWSKA
Są takie kraje na świecie, gdzie za pocałunek na ulicy możemy trafić do więzienia, prezentem w postaci zegarka śmiertelnie obrazić gospodarza, a popularnym gestem ‘OK’ narazić się na guza. Każde społeczeństwo ma swoje zwyczaje, które mogą nam ułatwić bądź utrudnić aklimatyzację i pobyt w danym kraju, zwłaszcza pierwszy. Nie trzeba sięgać głęboko, ot, życie i sprawy codzienne jak zakupy, transport czy jedzenie mogą nas nieco zdezorientować. Ile razy w Polsce zagraniczny gość zdziwił się na prośbę zdjęcia butów po wejściu do domu i siedzenia w samych skarpetkach albo kapciach! Ile razy w Chile zdumiałam znajomych naszą typową polską mizerią, dodając śmietanę do ogórków!
O
dkąd mieszkam w Santiago z ciekawością śledzę owe chilijskie różnice życia codziennego. Momenty, które dezorientują polskiego turystę, zbijają z tropu jego polskie przyzwyczajenia. Na co dzień, na ulicy, w sklepie, w metrze. Choć Polska i Chile są zadziwiająco do siebie podobne, znalazłam kilka takich sytuacji na bazie własnych przygód i obserwacji zagubionych, zagranicznych turystów. Oto moje Top 10. Może przyda się planującym wizytę w kraju wina i pustyni Atacama. MONIKA TRĘTOWSKA
TO POLSKA DZIENNIKARKA I PODRÓŻNICZKA, KORESPODENT POLSKIEGO RADIA W CHILE. JEST TEŻ AUTORKĄ BLOGA WWW.TRESVODKA.COM
W PRAWO CZY W LEWO? Pytając Chilijczyka o drogę trzeba być przygotowanym na odpowiedź 'idź w gorę' albo 'idź w dół'. Równie często możemy usłyszeć radę ‘idź w stronę gór’.
W wąskim kraju wciśniętym między Andy a Pacyfik rządzi geografia, nasze swojskie 'w prawo' - 'w lewo' zastępuje odniesienie do wielkich gór na horyzoncie. O ile jesteśmy na ulicy i łatwo dostrzec szczyty jest to całkiem logiczna i jasna rada, ale będąc w podziemiach metra w mieście którego nie znamy, położenie Andów jest dla biednego turysty raczej zagadkowe. Kilkakrotne dopytanie się czy to znaczy prawo czy lewo może przynieść pożądany przez nas skutek. Nie warto nie tracić nadziei.
BIPNIJ BIP-EM Skoro o metrze mowa, to i tu czekają na turystę niespodzianki. Na próżno dopytywać się w Santiago o bilet dniowy, tygodniowy czy miesięczny, jak w Warszawie. W Santiago biletem jest tzw. kar10
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
ta BIP, należy ją doładowywać i płacić nią za każdy przejazd w bramkach metra czy przy wejściu do autobusu. Nie ma innej opcji, nie warto męczyć pytaniami biednej pani w kasie. Po bipnięciu w metrze przysługują nam za to dwa przejazdy za darmo autobusem, choć tylko w przeciągu godziny.
METRO ZIELONE - METRO CZERWONE Zaraz zaraz, metro nie zatrzymało się na stacji! Była przecież w spisie przystanków i była przecież po drodze! To pewnie dlatego, że jedziemy w godzinie szczytu, kiedy każda linia oznaczona jest światłem zielonym albo czerwonym. To nie tyle sposób na upiększenie wagonów, co znak, że metro zatrzymuje się wtedy na co drugiej stacji. Tak Chilijczycy próbują rozładować nieco tłok w metrze. Wsiadając, trzeba zer-
knąć na kolor wagonu i kolor naszej stacji docelowej… Niejeden turysta, który spieszył się na lotnisko bądź autobus, wie jak bardzo te kilka straconych minut może być ważne.
W KOLEJCE DO… AUTOBUSU Dużym zaskoczeniem dla polskiego turysty mogą być kolejki do autobusów miejskich. Chilijczycy grzecznie czekają jeden za drugim, by wsiąść do pojazdu frontowymi drzwiami, i tylko frontowymi! W odróżnieniu od Polski te środkowe i tylne zarezerwowane są dla wysiadających. Co ciekawe, czasem kolejki są nawet dwie! To moje niedawne odkrycie z okolic metra Los Leones w Santiago: pierwsza, podstawowa kolejka to ludzie, którzy chcą koniecznie w autobusie usiąść, druga to ludzie, którzy są gotowi stać. Kiedy kończą się
PYTAJĄC CHILIJCZYKA O DROGĘ TRZEBA BYĆ PRZYGOTOWANYM NA ODPOWIEDŹ 'IDŹ W GORĘ' ALBO 'IDŹ W DÓŁ'
NA PRÓŻNO DOPYTYWAĆ SIĘ W SANTIAGO O BILET DNIOWY, TYGODNIOWY CZY MIESIĘCZNY, JAK W WARSZAWIE. 11
FELIETON - AMERYKA ŁACIŃSKA MOIMI OCZAMI miejsca siedzące, do akcji wkracza kolejka nr 2. Można więc czasem przyjść później, a pojechać wcześniej niż inni!
CHILIJSKA ENIGMA Prawdziwą enigmą dla cudzoziemca będzie niemalże całkowity brak rozkładów na przystankach autobusowych. Nie ma godzin, nie ma tras, nie ma nazw poszczególnych przystanków linii… Znajdziemy jedynie znak z numerami autobusów i nazwami stacji końcowych. A co po drodze? Strzelaj i zgaduj, albo pytaj... Dopiero na przedniej szybie autobusu, jak już podjedzie, zobaczyć można 4 czy 5 głównych przystanków. I tyle! Jak zauważyłam, Chilijczycy jeżdżą ‚na pamięć’. Jak tajemniczy jest to system dla cudzoziemców nie znających miasta, Chilijczycy orientują się dopiero wtedy, kiedy muszą wytłumaczyć komuś‚ z zewnątrz’ jak dojechać do’… Pomocna w tej sytuacji okaże się aplikacja mapcity.com. Warto ją mieć pod ręką.
można zapomnieć o wzięciu numerka. Nie tylko na poczcie, ale i w supermarkecie na dziale serów i mięsa, a nawet w aptece. Ciągle widzę cudzoziemców, którzy czekają w nieskończoność, zdezorientowani sytuacją. Bez numerka ani rusz!
ZAKUPOWE 3 W 1 Sklep z kosmetykami też może być przygodą. To właśnie tam odkryłam jeden z najbardziej zaskakujących chilijskich systemów. Otóż, okazało się, że w sklepach, gdzie kupuje się ‘za ladą’ u jednej pani ekspedientki należy wybrać produkt, po czym z kwitkiem udać się do kasy w innej części sklepu, a w trzecim miejscu (i u trzeciej pani) odebrać zakup. Dla polskiego turysty może to się wydać stratą czasu i błędem logistycznym szefa, bo w Polsce wszystko to robi zwykle jedna i ta sama osoba. Tłumaczę to sobie jednak tym, że takim sposobem w Chile bezrobocie jest naprawdę niskie.
SPECJALNE TAKSÓWKI
PRZESŁUCHANIE W KASIE
Jeśli nie metro i nie autobus to może taksówka? Tu uwaga na colectivos, zwłaszcza w małych miastach. Colectivios to specjalne taksówki, które ruszają dopiero wtedy, kiedy zbierze się w nich czwórka pasażerów mieszkających w tej samej dzielnicy. Są dużo tańsze od zwykłych, ale siłą rzeczy podróż może trwać dłużej. Jak je poznać? Jeśli na przystanku nie widać oznaczenia colectivos, naprowadzić na to mogą napisy dzielnic na dachu samochodów.
Sytuację z poprzedniego punktu można ominąć udając się do sklepu samoobsługowego albo supermarketu. Tu jednak przygotowanym być trzeba na zalew pytań przy kasie. Jeśli ktoś nie mówi po hiszpańsku, trudno odgadnąć co to za wywiad skoro kupujemy rzeczy tak niegroźne jak chleb, ser czy wodę. Tymczasem panie lub panowie w chilijskiej kasie zapytają nas czy zbiera się punkty danej sieci, czy ma się kartę członkowską, a potem jeszcze czy zechcemy podarować kilka peso z reszty na fundację dobroczynną. W sumie nic strasznego, ale pytań co niemiara!
WSZĘDOBYLSKIE NUMERY Robiąc zakupy w Santiago nie
ROBIĄC ZAKUPY W SANTIAGO NIE MOŻNA ZAPOMNIEĆ O WZIĘCIU NUMERKA. NIE TYLKO NA POCZCIE, ALE I W SUPERMARKECIE NA DZIALE SERÓW I MIĘSA, A NAWET W APTECE.
ZAGINIONE PIĘTRO Dział damski jest na drugim piętrze, mówi ktoś. Wspinacie się na drugie, a tam są zabawki albo sprzęty sportowe? To pewnie dlatego, ze w Chile nie istnieje coś takiego, jak parter, czyli piętro 0. Numeracja zaczyna się od razu od 1. Rzecz ma się tak samo z budynkami mieszkalnymi czy biurami. Właśne dlatego Chilijczycy w Polsce popełniają czasem ten sam błąd, ale na odwrót, lądując za to piętro niżej. Tu nie winna jest błędna matematyka turystów tylko inny pomysł rynków nieruchomości. Chilijskich inności na pewno jest znacznie więcej. Życie codzienne każdego z nas jest pełne nawyków, których sobie czasem nawet nie uświadamiamy. Często robimy rzeczy machinalnie, jak Chilijczycy i ich autobusowa jazda na pamięć. Jedną z największych przyjemności podróżowania jest m.in. obserwowane i odkrywanie owych zwyczajów w różnych zakątkach świata, innych sposobów organizacji spraw, innych rozwiązań i metod, by osiągnąć ten sam cel. Można się czegoś wzajemnie nauczyć. W końcu inaczej nie zawsze znaczy gorzej. 12
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
ODWIEDŹ I POLUB NASZEGO FACEBOOKA www.facebook.com/ambasadachile
13
ZOBACZ W CHILE
NIEZNANE OBLICZE
PUERTO MONTT Każdego ranka Puerto Montt budzi się spoglądając na niebieskie wody Zatoki Reloncavi oraz wypatrując w oddali Patagonii. To deszczowe miasto, dom żeglarzy i rybaków, często traktowane jest tylko jako brama do tego co ukryte na ekstremalnym południu. DOROTA STAŃCZYK
DOROTA STAŃCZYK, Z WYKSZTAŁCENIA POLITOLOG, MIESZKA W PUERTO MONTT OD STYCZNIA 2012 R. AUTORKA BLOGA PEWNEGORAZUWCHILE.CO
P
uerto Montt zostało założone w 1853 roku przez Vincente Pereza Rosales i zbudowane przez niemieckich i chilijskich osadników na brzegu Zatoki Reloncavi. Od początku było wiadomo, że terytorium to stanie się głównym centrum biznesu na południu kraju, ze swoim bogactwem ryb, nieprzebranymi lasami, przygotowywało do tego co nieznane na połu-
dniowym krańcu kraju. Obecnie Puerto Montt, mimo swojej długiej i ciekawej historii oraz szerokiego zakresu usług oferowanych turystom, staje się - niestety - tylko krótkim epizodem w czasie ich podróży. Często można spotkać się z opinią, że jedyną zaletą tego miasta jest to, że można się z niego szybko wydostać. A przecież Puerto Montt to nie tylko terminal autobusowy... 14
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
Kropla deszczu na szybie Puerto Montt jest typowym miastem południa Chile, co oznacza życie tutaj toczy się o wiele wolniej niż w stolicy. Na ulicach nie widać pośpiechu, mieszkańcy dzień w dzień wędrują do pracy, dzieci i młodzież w mundurkach kroczą rano powoli i ospale do szkoły. Tak naprawdę miasto ożywa, dopiero gdy przychodzi okres turystyczny (listopad – marzec). Codziennie w porcie, pojawiają się statki rejsowe wraz z tysiącami turystów, przez co, na ulicach robi się nieco tłoczniej i można poczuć się bardziej anonimowo. Ponieważ Puerto Montt jest jednym z miast o największej ilości opadów deszczu w roku, każdy słoneczny dzień celebrowany jest tutaj dwa razy bardziej niż w innych miastach Chile. Wtedy niemal z każdego ogródka roztacza się zapach grillowanego mięsa oraz słychać gwarne rozmowy mieszkańców. Na pierwszy rzut oka, Puerto Montt, może wydawać się miastem mało atrakcyjnym, ale bardzo zyskuje po bliższym poznaniu. Miejsce, w którym leży oraz niezwykłe, często zjawiskowo piękne okolice sprawiają, że nie tylko jest idealnym miejscem na turystyczne wypady, ale również dobrym miejscem do życia.
Osadnicy, najstarsze drzewo i patache Centralnym punktem miasta jest rynek (Plaza de Armas). Był to pierwszy element planu budowy Puerto Montt oraz pierwszy chilijski plac, którego częścią były ogrody. Znajdujący się na nim pomnik imigrantów niemieckich, przypomina turystom o pierwszych mieszkańcach oraz
o tym jak istotny wpływ mieli oni na tradycję i obyczaje tej części kraju. Ważnym miejscem wokół placu jest Kościół im. Matki Boskiej z Góry Karmel (Catedral de Nuestra Señora del Carmen de Puerto Montt) wybudowany w 1856 r., w stylu gotyckim, z najstarszego drzewa na świecie (Alerce). Niedaleko centrum, na jednym ze wzniesień, znajduje się pomnik historyczny - Dzwonnica Campanario należąca do szkoły im. Św. Franciszka Ksawerego (Torre Campanario Colegio San Francisko Javier). Decyzję o budowie podjął, w 1893 roku, ówczesny rektor szkoły, jezuita Lorento Wolter. Parę metrów od rynku znajduje się również deptak Diego Portales, którego częścią jest molo (Muelle). To z niego roztacza się niesamowity widok na zatokę, okoliczne wyspy oraz Andy. Prowadząca wzdłuż wybrzeża aleja prowadzi do zbudowanego pod koniec XIX w. najsłynniejszego portu i targu w mieście – Angelmo. Z portu odpływają promy do Aysén, Puerto Natales oraz na wyspę Chiloé, a targowisko uważane jest serce miasta. Po zakupach można usiąść w jednej z wielu znajdujących się tam restauracji i spró-
bować chilijskich potraw. Dominują dania ze świeżych owoców morza jak curanto – tradycyjna potrawa z wyspy Chiloé, patache, pastel de jaiba (zapiekanka z kraba) oraz ryby - merluza, konger i łosoś.
Spoglądając z góry W przeszłości indianie Mapuche nazywali ówczesne tereny Puerto Montt – Mellipulii, co oznaczało w języku mapudungun „Cztery Wzgórza”. Rzeczywiście miasto położone jest na wzniesieniach i praktycznie z każdego miejsca roztacza się malowniczy widok na okolicę. Najlepsze panoramy można oglądać z trzech specjalnie przygotowanych punktów obserwacyjnych. Pierwszy z nich znajduje się ok. 400 m. od rynku, tuż przy Urzędzie Gminy. Drugi – Cerro Miramar - znajdziemy parę metrów od terminalu autobusowego, skąd widać wyspę Tenglo oraz Angelmo. Wulkany Osorno i Calbuco, czy wyspa Maillen to tylko niektóre wyjątkowe miejsca, które zobaczymy z głównego i zarazem najlepszego tarasu widokowego Manuel Montt, który znajduje się na najwyższym wzgórzu Puerto Montt.
15
ZOBACZ W CHILE
Zanim ruszymy na Carretera Austral Gminę Puerto Montt tworzą również najbliższe wsie i wyspy. Najważniejszą z nich jest wyspa Tenglo. Na jej szczycie znajduje się sanktuarium, które zostało wybudowane na pamiątkę wizyty Jana Pawła II w 1987 r. Dużą atrakcją cieszą się letnie rejsy po zatoce, w czasie których można podziwiać np. wyspy Maillen i Guar oraz okoliczne widowiskowe krajobrazy. W Puertro Montt swój początek ma także kultowa i legendarna wśród podróżników Carretera Austral (R-7). Zanim rozpoczniemy podróż po bezkresach Patagonii, możemy zatrzymać się w jednej z okolicznych wsi i odpocząć na plaży. Najpiękniejsze
znajdziemy w rejonie Piedra Azul, Lenca oraz Metri.
Gra muzyka Każdego lata, tysiące turystów, bierze udział w tzw. Szlaku Tradycji (La Ruta de los Tradiciones). Jest to wydarzenie kulturalne, które umożliwia odwiedzającym poznanie zwyczajów i sposobu życia mieszkańców Puerto Montt oraz okolicznych wsi. Na przełomie stycznia i lutego, w każdą sobotę i niedzielę, odbywają się fiesty w różnych miejscach miasta. Wszędzie oferowane są unikalne smaki chilijskiej kuchni, gra muzyka, można kupować lokalne rzemiosło. Fiesta oznacza przede wszystkim dużo niezapomnianej zabawy. Inną letnią
rozrywką są wydarzenia artystyczne organizowane w parku La Paloma, który znajduje się ok. 6 km od centrum. Na tym cztero-hektarowym obszarze znajdują się ponadto boiska sportowe, miejsca piknikowe i restauracje. W okresie zimowym, przede wszystkim w lipcu, kiedy za oknem leje deszcz, można wybrać się do Domu Sztuki Diego Rivera (La Casa del Arte Diego Rivera), gdzie obywają się Międzynarodowe Dni Teatru (Temporales Internacionales de Teatro). Impreza ma historię, która sięga już dwóch dekad, a udział w nim jest darmowy. W dodatku, przez cały rok w Domu Sztuki, odbywają się wystawy prac znanych chilijskich artystów oraz tymczasowe ekspozycje twórców ze świata. 16
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
Tekstem o Puerto Montt rozpoczynamy publikację nowego cyklu , którego celem jest zachęta do podróżowania po Chile. W poprzedniej serii artykułów próbowaliśmy odpowiedzieć na pytania najbardziej uniwersalne - czym i jak podróżować, gdzie spać, z jakich źródeł informacji korzystać przy planowaniu wyjazdu do Chile. Teraz chcemy zwrócić uwagę na chilijskie miasta, zmierzyć się ze stereotypami, którymi obrosły, pokazać je z perspektywy osób, które w nich mieszkają. Osób, które widzą i wiedzą więcej niż przeciętny turysta. W końcu Chile, to nie tylko Santiago.
17
CHILE
ZIEMIA, KTÓRA SIĘ OTWIERA W Chile ziemia trzęsie się praktycznie każdego dnia. Z różnym natężeniem, w różnych miejscach i z różnym skutkiem. Warto wiedzieć dlaczego tak się dzieje, czego możemy się spodziewać przyjeżdżając do Chile i jak się chronić przed skutkami trzęsień i wstrząsów tektonicznych. Ruchy ziemi tłumaczą specjaliści, a ich konsekwencje wspominają, ci którzy je przeżyli. DLACZEGO W CHILE SIĘ TRZĘSIE?
C
zęsto słyszymy lub czytamy w wiadomościach o trzęsieniach ziemi w różnych części świata. Zwykle pojawiają się w nich państwa takie jak Chile czy Japonia, ale trzęsienia zdarzają się też w Turcji lub we Włoszech. Skąd się biorą? Dlaczego w niektórych stronach świata można stąpać twardo po ziemi, a w innych nierzadko całe osiedla legną w gruzach? Ziemia jest planetą dynamiczną i tak jak możemy obserwować wybuchy wulkanów i ich skutki, tak również w geologicznej skali czasu obserwujemy jak zmieniają się i poruszają kontynenty. Wyobraźmy sobie pływający Półwysep Indyjski, który zderza się w pewnym momencie z kontynentem azjatyckim. W taki właśnie sposób w uproszczeniu powstały najwyższe góry na świecie, Himalaje. Ściślej mówiąc, to płyta Indyjska naparła na płytę Euroazjatycką. Już na początku ubiegłego wieku niemiecki geofizyk i meteorolog Alfred Wegener przedstawił teorię wędrówki kontynentów. Zakłada ona, że skorupa ziemska nie jest jednolita i składa się z płyt tektonicznych, które są ruchome. Patrząc na mapę świata łatwo zauważyć, że brzegi Afryki i Ameryki Południowej pasują do siebie jak ulał i rzeczywiście ok. 135 mln lat temu były częścią jednego kontynentu, Gondwany. Na początku teoria ta nie cieszyła się uznaniem w kręgach naukowych, gdyż dla geologów była jak teoria Kopernika i zmieniała całkowicie sposób widzenia naszej planety. Została uznana dopiero po śmierci tego wielkiego naukowca. W Chile mamy do czynienia ze zbieżnością płyt tektonicznych. Powstaje tutaj tak zwana strefa subdukcji, czyli miejsce gdzie płyta oceaniczna Nazca napiera na płytę Południowoamerykańską i
wsuwa się pod nią stopniowo wypiętrzając Andy. Ruch ten produkuje ogromne ilości energii, która uwalniana jest podczas trzęsień ziemi. To że Chile leży w strefie subdukcji jest zarówno przekleństwem, ze względu na ilość aktywnych wulkanów i trzęsień ziemi związanych z tą strefą, jak i błogosławieństwem, które obdarza ten kraj bogactwem złóż mineralnych. Trzęsienia ziemi mierzy się w skali Richtera, która jest skalą logarytmiczną. Wzrost o dwa stopnie w tej skali, to 1000-krotny wzrost energii. Znaczy to, że różnica siły między trzęsieniem 2 a 3 stopnia jest niewielka, natomiast pomiędzy 7 a 8 stopnia jest już poważna. Na świecie trzęsienia czy raczej wstrząsy poniżej 2 stopnia w skali Richtera występują średnio 8000 razy dziennie! Chilijczycy są przyzwyczajeni do tego i na wstrząsy o 18
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
niewielkiej sile prawie nikt nie reaguje. Dzięki zastosowaniu odpowiedniej technologii w budownictwie, tak w Chile jak i w Japonii, ilość ofiar nawet przy silnych trzęsieniach jest znikoma. Nierzadko skutkiem trzęsień ziemi są tsunami, które mogą dokonać szkód w miejscach odległych nawet o tysiące kilometrów od epicentrum. Trzęsień ziemi na razie nie da się przewidzieć, wiadomo gdzie występują z najwyższym prawdopodobieństwem i w jaki sposób się przed nimi chronić. Najbezpieczniej przebywać na wolnym powietrzu z dala od czegokolwiek, co mogłoby na nas spaść. Jeżeli jednak nie uda nam się wydostać z budynku,
to należy schować się obok solidnego mebla, który mógłby utrzymać ścianę, tworząc tak zwany trójkąt życia. Siedząc zaś na egzotycznej plaży jeżeli zauważymy bardzo silny odpływ, zamiast podziwiać muszle i spacerować po dnie morza, należy uciekać jak najdalej i najwyżej, bo to oznaka nadchodzącej fali tsunami.
Katarzyna Staniewska, z wykształcenia geolog, ze specjalizacją w mineralogii stosowanej i geochemii. Studiowała w Berlinie na Technische Universität. Mieszka w Chile od 2007 roku.
CO ROBIĆ KIEDY ZIEMIA SIĘ TRZĘSIE? Przed trzęsieniem 1. Sprawdź czy budynek jest odporny na wstrząsy. Jeżeli nie, oznacza to, że wewnątrz nie istnieją bezpieczne miejsca. Zidentyfikuj Strefę Bezpieczeństwa znajdującą się na zewnątrz budynku. 2. Jeżeli budynek jest odporny na wstrząsy zidentyfikuj bezpieczne miejsce wewnątrz budynku. Takie miejsce powinno znajdować się daleko od okien oraz od obiektów, które mogłyby spaść (np. meble, lampy lub urządzenia klimatyzacyjne). Bezpieczne miejsce może znajdować się pod drewnianym stołem lub pod strukturalną ścianą budynku. 3. Sprawdź gdzie znajdują się zawory wody, gazu oraz prądu i naucz się jak je wyłączyć w przypadku trzęsienia ziemi. 4. Upewnij się, że instalacje elektryczne są w dobrym stanie. 5. Utrzymuj strefy drzwi i korytarze wolne od przeszkód takich jak piecyki, rośliny i meble. 6. Rekomenduje się, żeby drzwi sypialni były otwarte i podparte, zwłaszcza jeżeli są to sypialnie dzieci, osób starszych albo niepełnosprawnych. 7. Duże przedmioty powinny znajdować się wewnątrz mebli, a meble w których znajdują się rzeczy szklane powinny być zamykane na kluczyk. Podczas trzęsienia ziemi 8. Jeżeli twój budynek jest odporny na wstrząsy nie wychodź z niego. Nie używaj windy, klatek
schodowych ani zewnętrznych schodów przeciwpożarowych. 9. Otwórz drzwi wewnętrzne i zewnętrzne i zostań w bezpiecznym miejscu. 10. Jeżeli jesteś na zewnątrz w otoczeniu wysokich budynków, skieruj się na środek ulicy uważając na samochody (kierowcy mogą nie zauważyć, że ziemia się trzęsie) w bezpiecznej odległości od kabli elektrycznych i drzew. 11. Jeżeli prowadzisz samochód zmniejsz prędkość i zatrzymaj się w bezpiecznym miejscu daleko od drzew i kabli elektrycznych. Jeżeli znajdujesz się w tunelu, staraj się z niego wyjechać, a gdyby to nie było możliwe włącz światła awaryjne i zatrzymaj się. Po trzęsieniu 12. Jeżeli znajdujesz się na wybrzeżu bezzwłocznie udaj się do wyznaczonej Strefy Bezpieczeństwa, która znajduje się na wyższej wysokości. 13. Zakręć zawory prądu, gazu i wody wyjdź do Strefy Bezpieczeństwa na zewnątrz budynku. Należy być przygotowanym na kolejne trzęsienia lub wstrząsy powtórne. 14. Nie używaj zapałek ani świec gdyż gaz może się ulatniać. Jeżeli widoczność jest ograniczona najlepiej użyj latarki. Więcej informacji o tym jak zadbać o własne bezpieczeństwo można znaleźć w „Antes, durante y después de sismos y terremotos”, wydanym przez chilijskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Bezpieczeństwa Publicznego. 19
CHILE
DLA WTAJEMNICZONYCH PRĄDY KONWEKCYJNE, SUBDUKCJA I MAGNITUDA
C
hile leży w tzw. "pierścieniu ognia" najaktywniejszym sejsmicznie obszarze świata, co przekłada się na dziesiątki silnych trzęsień ziemi rocznie, zagrożenie falami tsunami, a także obecność ponad 2000 wulkanów, z czego 55 jest wciąż czynnych. Przyczyną tych zjawisk są ruchy płyt tektonicznych, które dryfując na powierzchni ziemskiego płaszcza nieustanie się ścierają poruszane siłą ciążenia oraz prądami konwekcyjnymi. Do najsilniejszych zjawisk sejsmicznych dochodzi w strefach subdukcji, czyli tam gdzie płyty bezpośrednio na siebie nachodzą. W takim przypadku jedna z płyt wsuwa się pod drugą powodując jej wypiętrzenie. W taki sposób, w wyniku kolizji płyty indyjskiej z kontynentem azjatyckim, powstały Himalaje. Podobnie na terenie Chile poprzez wsuwanie się płyty Nazca pod płytę południowoamerykańską jesteśmy świadkami powolnego wypiętrzania się Andów, których najwyższy szczyt - Aconcagua - wznosi się na wysokość 6961 metrów nad poziomem morza. Średnia prędkość ruchu płyt w tutejszej strefie subdukcji jest jedną z największych na świecie i wynosi około 8 cm na rok. Choć ta wielkość nie wygląda imponująco, to jednak należy pamiętać, że mówimy tu o przesunięciu całego
Źródło: http://web.mit.edu/12.000/www/m2009/teams/5/ smorphology.html
kontynentu! Przy tak olbrzymich masach z upływem czasu prowadzi to do ogromnego wzrostu ciśnienia i wewnętrznych naprężeń. Energia sprężysta, kumulująca się całymi dekadami, ostatecznie zostaje gwałtownie uwolniona. Zjawisko zwane “trzęsieniem ziemi”, to nic innego jak rozładowanie się tektonicznych naprężeń poprzez nagły przeskok mas skalnych. Chile z wybrzeżem o długości prawie 4500 km musi się dodatkowo liczyć z bardzo groźnym zjawiskiem bezpośrednio związanym z procesami sejsmicznymi, a mianowicie falami tsunami. Powstają one przez zaburzenie ogromnych mas wody przy podwodnym trzęsieniu. Powstała fala rozchodzi się w każdym kierunku prowadząc do spiętrzenia wody przy płytkich wybrzeżach i wysokiej, niezwykle niszczącej fali wdzierającej się głęboko w ląd, która zawsze zbiera krwawe żniwo. Dawniej do opisu amplitudy drgań wstrząsów sejsmicznych używano skali Richtera. Każdy kolejny stopień tej logarytmicznej skali oznaczał 10-krotnie większą poziomą amplitudę drgań oraz około 32-krotnie większą wyzwoloną energię. Wstrząs o wartości 7 stopni ma więc tysiąc razy większą energię niż ten o wartości 5. Choć nazwa “skala Richtera” wciąż pojawia się w mediach, to współczesna sejsmologia do oceny wielkości wstrząsów sejsmicznych wykorzystuje tzw. magnitudę. W przedziale typowych trzęsień ziemi (między 3 a 7) pokrywa się ona ze skalą Richtera, jednak różni się poza tym przedziałem. Bardzo małe wstrząsy z przedziału 3,5-4,2 są odczuwane tylko przez niektórych ludzi. Czasem trudno je odróżnić np. od drgań wywołanych przez przejeżdżającą nieopodal ciężarówkę lub autobus. Na świecie rejestruje się ich około 30 tysięcy rocznie. Wstrząsy z przedziału 4,3-4,8 (ok. 4800 rocznie na świecie) są wyraźnie odczuwalne, lecz właściwie nieszkodliwe. W Chile te zjawiska są równie powszednie, co np. opady śniegu zimą w Polsce i wielu Chilijczyków nawet nie zauważa wstrząsów słabszych niż 5. Przy magnitudzie 7, występującej kilkanaście razy na
20
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
[Źródło: wolframalpha.com] Chile 2004-2014: wstrząsy o magnitudzie większej niż 5
świecie w skali roku, mamy już do czynienia z poważnymi zniszczeniami. Silniejsze niż 8 można określić już jako katastrofalne. Trzęsienie ziemi o magnitudzie 8.3 zdarza się raz na kilka lat i odpowiada energii jaka została uwolniona podczas detonacji najpotężniejszej bomby termojądrowej o nazwie “Car”, samej w sobie równoważnej 3000 bomb, które spadły na Hiroshimę. Najsilniejszy wstrząs tektoniczny odnotowany w dotychczasowej historii pomiarów sejsmicznych miał magnitudę 9.5, co można przyrównać do jednoczesnej detonacji pięćdziesięciu kilku bomb “Car” w jednym miejscu. Doszło do niego w Chile 22 maja 1960 roku w Valdivii. Szacuje się, że uwolniona wtedy energia stanowiła prawie 1/4 sejsmicznej energii wszystkich trzęsień ziemi na naszej planecie w całym XX wieku. Oprócz zmian w naturalnym krajobrazie i olbrzymich zniszczeniach, wstrząs wywołał fale tsunami. Nie tylko “zaatakowały” one w wybrzeże południowoamerykańskie, osiągając w niektórych miejscach wysokość kilkunastu metrów, ale pokonały cały Pacyfik i uderzyły w Hawaje, Japonię i Filipiny zabijając tam łącznie ponad 200 ludzi. Razem na skutek wstrząsu i fal tsunami zginęło wtedy około 5 tysięcy osób, co biorąc pod uwagę skalę kataklizmu graniczy z cudem. Dla porównania trzęsienie z 2004 roku o sile 9,1 na Oceanie Indyjskim pochłonęło życie 294 tysięcy ofiar. W pierwszej dziesiątce światowych rekor-
dów możemy też znaleźć trzęsienie ziemi sprzed 4 lat z epicentrum u wybrzeży centralnej części Chile. Wstrząsy o sile 8,8 spowodowały wtedy śmierć ponad 500 osób. W czasie ich trwania płyty tektoniczne przesunęły się względem siebie na odległość 11 metrów. Przez ruch mas skalnych należących do płyty Nazca, które w wyniku tego znalazły się bliżej środka Ziemi, doba skróciła się o 1,26 milionową część sekundy. Nieznacznie zmienił się też środek ciężkości Ziemi, przez co oś ziemska przesunęła się o 8 cm. W marcu tego roku na głębokości 10 km pod dnem Oceanu Spokojnego w odległości 100 km od 180-tysięcznego miasta Iquique znowu dość silnie zatrzęsła się Ziemia. Mimo ogromnej magnitudy, oszacowanej na 8,2, na szczęście straty nie były duże. Szacuje się, że łącznie ciągu ostatnich 60 lat w trzęsieniach ziemi w Chile śmierć poniosło prawie 41 tys. ludzi, jednakże dzięki rozsądnej zabudowie i wdrożeniu specjalnych technologii antywstrząsowych Chile wydaje się coraz lepiej przygotowane na kolejne kataklizmy... dr Remigiusz Durka fizyk teoretyk, aktualnie przebywający na stażu podoktorskim w Instituto de Física, Pontificia Universidad Católica de Valparaíso
21
CHILE
PRZEŻYLIŚMY TRZĘSIENIE ZIEMI W CHILE WSPOMNIENIA
O
budziłam się w nocy, co oznacza, że zatrzęsło naprawdę porządnie. Wcześniej zdarzało mi się już czytać o wstrząsach w gazetach, których ja w ogóle nie czułam. Tym razem było inaczej. Wyskoczyłam z łóżka, żeby obudzić moją córkę. Spotkałyśmy się w przedpokoju, trzymałyśmy się framug drzwi i patrzyłyśmy na siebie w osłupieniu. Hałas był ogromny, budynek trzeszczał, skrzypiał, przechylał się na boki, ale… wytrzymał. W pewnym momencie zatrzęsło wyjątkowo silnie. Zobaczyłam tylko jak w jednej chwili z półki wyplute zostały wszystkie książki. Słyszałam jak w kuchni bije się szkło, spadają garnki i inne przedmioty. Miałam wrażenie, że to nigdy się nie skończy. W pewnej chwili zgasło światło, słyszałam jak za oknem wyją alarmy samochodowe. Wreszcie po około trzech Elżbieta Jedlewska minutach wszystmuzyk, od 23 lat pracuje i ko się uspokoiło. mieszka w Chile. Jedynym źródłem światła okazał się telefon komórkowy. Dzięki temu znalazłam spodnie, sweter, klucze od mieszkania. Szybko zeszłyśmy z córką po schodach przed budynek. Na klatce schodowej paliło się światło alarmowe, wokół widziałam mnóstwo tynku i płytek ceramicznych, które odpadły ze ścian. Dopóki nie przyszedł świt siedziałam przed budynkiem razem z sąsiadami. Powoli zaczynały do nas docierać pierwsze informacje, o pierwszych ofiarach śmiertelnych na południu Chile... Dopiero po 12 godzinach zobaczyłam rozmiar katastrofy w telewizji, bo przez cały dzień nie było prądu, nie mieliśmy dostępu do internetu i nie działały telefony. Tam gdzie mieszkam, nie było widać, że trzęsienie ziemi było tak silne. Nic się nie zawaliło, było tylko bardzo pusto na ulicach. Trzeba przyznać, że budownictwo antysejsmiczne w Chile jest naprawdę bardzo bezpieczne…
W
Chile grzmi zawsze wtedy kiedy wybierają nowego prezydenta. No, prawie zawsze. Sam przeżyłem tu co najmniej pięć naprawdę silnych trzęsień ziemi. Wiążą się z nim zarówno wspomnienia dramatyczne, mrożące krew w żyłach, jak i zabawne, do dziś prowokujące uśmiech na twarzy. Pamiętam, kiedy mieszkałem w Vina del Mar, kilka wstrząsających obrazów, które zobaczyłem po kolejnych silnych wstrząsach. Pod ludźmi spacerującymi w nocy nagle rozstąpiła się ziemia, żeby za chwilę znów się zamknąć. Unieruchomionym musiano amputować nogi na miejscu. Innym razem wstrząsy były tak
Raul Nałęcz-Małachowski malarz, w Chile od 1950 r. silne, że z cmentarza w Valparaiso, położonego na jednym wzgórz, zaczęło wyrzucać trumny, wraz z ludzkimi szczątkami. Widok był makabryczny. Ludzkie zwłoki leżały na ulicach, podwórkach, dachach domów. Widziałem dorosłych mężczyzn, często 40., 50. letnich, szlochających ze strachu, uspakajanych przez swoje znacznie starsze mamy. Mi na szczęście, nigdy, nic się nie stało. Raz tylko, kiedy zatrzęsło w środku nocy, moi ówcześni sublokatorzy, niemal siłą wyciągnęli mnie z łóżka i wypchnęli z domu. Dopiero po chwili zorientowałem się że jestem kompletnie goły. Na szczęście poszukiwania szlafroka nie trwały zbyt długo…
22
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
By Claudio Núñez [CC-BY-SA-2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons
23
CHILE
B
ył to dość niecodzienny piątek. Postanowiłam zostać w Agnieszka Lisowska domu, ale około 245 nad ranem zadzwoniła do mnie znajoma z pro- projektantka wnętrz, absolwentka kierunku diseno integral na pozycją spotkania się. Pomyślałam, Universidad de Chile . że to jakieś szaleństwo i powiedziałam jej, że to jeszcze przemyślę. Rozbudzona, nie wiedziałam, czy iść, czy nie iść, czy wstać z łóżka, czy nie, czy powiedzieć mamie, że wychodzę, czy nie przerywać jej snu. W końcu ta letnia noc dobiegała końca i można było leniwie z niej korzystać… Obróciłam się więc na drugi bok i zaczęła zasypiać, kiedy moje łóżko zaczęło się kołysać. Eh, kolejny wstrząs, pomyślałam, które zaraz przejdzie, jak wszystkie inne, pomyślałam. Jednak tak się nie stało. Ziemia nie przestawała drżeć. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie jest żaden zwykły wstrząs. Zdezorientowana zerwałam się z łóżka. Wszystko dookoła poruszało się z jakąś wielką siłą, co chwilę gasło światło, czemu towarzyszył gigantyczny hałas. Pobiegłam w stronę pokoju mamy, którą znalazłam skuloną na korytarzu. Przez okno widać było błyski, jakby ktoś pstrykał zdjęcia. Były to pozrywane kable elektryczne, które iskrzyły oświetlając spowite w ciemnościach miasto. Naokoło słychać było dźwięki tłuczonego szkła, huk spadających z półek rzeczy. Z zaskoczeniem spostrzegłam, że jedną stopę mam wyżej od drugiej o jakieś dziesięć centymetrów. Jak to możliwe w mieszkaniu na czwartym piętrze? Budynek falował raz za razem na wszystkie strony, a ja prosiłam wszystkich świętych, by się nie rozleciał i byśmy nie znalazły się pod jego gruzami. Po chwili wszystko ustało. Spojrzałam na mamę i bez słów zaczęłyśmy schodzić najszybciej, jak to możliwe. W tej samej chwili rozległy się krzyki ludzi, którzy wybiegli ze swoich mieszkań w piżamach. Wszyscy przerażeni, wielu z nich po raz kolejny doświadczyło tej nieokiełznanej siły natury, inni, jak ja i moja mama, zetknęli się z nią po raz pierwszy w życiu. Wyszłyśmy, żeby zgromadzić się razem z innymi w bezpiecznym miejscu. Wszyscy byli zdezorientowani, telefony nie odpowiadały, nie było światła. Ktoś miał radio, a tam coś mówiono o tsunami, lecz nikt nie wiedział, ani gdzie, ani kiedy zaatakowało Chile. Cały czas czekaliśmy w ciemnościach, kiedy nastąpiły wstrząsy wtórne. Wtedy to, po raz pierwszy, stanowiliśmy prawdziwą sąsiedzką wspólnotę, poznaliśmy nasze imiona, wspólnie dodawaliśmy sobie odwagi. Niektórym udało się dodzwonić do swych bliskich. Dowiedziałam się, że mojemu bratu, który nocował poza domem, nic się nie stało. Zaczęło świtać i dopiero wtedy odważyliśmy się wrócić do domów – w świetle dnia wszystko wydaje się bezpieczniejsze. W naszym mieszkaniu wszystko było poprzewracane. Na ziemi leżały książki, partytury muzyczne, obrazy, talerze, rozbite butelki. Nasz dom przypominał nieco pole walki po suto zakrapianej alkoholem imprezie w barze. Ale, jak to w życiu, wszystko udało się zacząć od nowa.
24
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
Fasada Muzem Sztuk Pięknych w Santiago po trzęsieniu ziemi w 2010 r. Źródło: http://es.wikipedia.org/wiki/Terremoto_de_Chile_de_2010#mediaviewer/ 25 Archivo:Museo_de_Arte_Contempor%C3%A1neo_Earthquake_in_Chile.jpg
CHILE
T
o był bardzo intensywny dzień, w którym wydarzyło się naCris Sandoval prawdę dużo. Jednak aktor chilijski, studiował design w cały czas miałem dziwne Buenos Aires, nauczyciel yogi przeczucie, jakby coś naprawdę ważnego miało jeszcze nastąpić. Jednak intensywność codziennych zajęć i racjonalny sposób myślenia, który się siłą rzeczy przyjmuje, żyjąc w społeczeństwie, gdzie wszystko dzieje się z zawrotną prędkością, sprawiło że nie przywiązywałem większej wagi do wewnętrznego głosu, który wołał we mnie: „Uwaga, dziś czeka Cię coś naprawdę niezwykłego!”. Pamiętam, że to był piątek. Około 2200 wróciłem do mojego domu w samym sercu Santiago – dzielnicy Lastarria, gdzie zajmowałem lokum na szóstym piętrze. Zastanawiałem się, co robić w tę piątkową noc, może wyjść na imprezę, spotkać się ze znajomymi, czy może najnormalniej w świecie pójść spać? Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w siebie myśląc, która z opcji byłaby najlepsza. Ostatecznie zostałem w domu, żeby spędzić spokojnie czas, zrelaksować się – jednak mimo to nie opuszczało mnie uczucie niepokoju. Kiedy w końcu położyłem się, czułem się cały czas dość nieswojo i nie mogłem zasnąć, przewracając się z boku na bok. Gdzieś około 230 wreszcie udało mi się zasnąć, jednak godzinę później, dokładnie o godzinie 3, 34 minuty i 8 sekund, usłyszałem huk i poczułem jak ziemia zaczyna tańczyć, a budynek, w którym mieszkałem rozchodzić się w dwie strony. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem, jak fragmenty najstarszych kamienic spadają na ziemię, a uliczne lampy pękają jak zapałki. Wyglądało to niczym inwazja Marsjan… Budynek przypominał łódź na pełnym morzu albo galaretkę, która się trzęsła z boku na bok… Nie wiem nawet, w jaki sposób zdołałem wydostać się z budynku i dotrzeć do jakiegoś bezpiecznego miejsca, przecież nawet chodzenie wydawało się niemożliwe… Razem z resztą mieszkańców zgromadziliśmy się na patio, niektórzy z moich sąsiadów właśnie wrócili z fiesty, inni w piżamie zerwali się ze snu, jedni płakali, inni trzęśli się ze strachu. Było to okropne doświadczenie. Po kilku godzinach dostrzegłem wszystkie zniszczenia, jakie przyniosło trzęsienie i niestety, dowiedziałem się, ile osób w całym kraju zginęło tej nocy. To było dla nas wszystkich najstraszniejsze. Sam zrozumiałem, jak niesamowicie ważna jest umiejętność wsłuchania się w siebie, w swoje przeczucia i umiejętność zrozumienia ich. Ponadto, zdałem sobie sprawę, iż jesteśmy całkowicie bezradni wobec sił natury, że w każdym właściwie momencie my i świat wokół nas może przestać istnieć. Stałem się bardziej świadomy tego, co dzieje się tu i teraz, uznałem że należy cieszyć się chwilą tak, jakby ta miała być ostatnią. To właśnie chwile i momenty kształtują nasze życie i to, że możemy się czuć naprawdę szczęśliwi. 26
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
By Jorge Barrios[CC BY-SA 3.0(http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons 27
POLONIA
RATUJĘ CHILIJSKIE PSY Jeden z pierwszych obrazów ulic Santiago, które zostają w pamięci, to widok bezdomnych psów. Są niemal wszędzie, leżą na przystankach autobusowych, szczekają na przejeżdżające samochody, trzymają się razem nawet przed pałacem prezydenckim. Co ciekawe przez ulice przechodzą tylko na zielonym świetle. O „pieskim szczęściu” w Chile, pisze Jolanta Polk, agregada comercial Ambasady Wielkiej Brytanii w Chile.
28
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
P
ierwszy pies wkroczył do mojego życia w najmniej oczekiwanej chwili – w dniu mojej pierwszej komunii. Pamiętam bardzo dobrze, jak ubrana w długa białą sukienkę i lakierowane pantofelki, z wałkami we włosach i zdobiącymi je małymi, białymi kwiatuszkami, trzymałam w ramionach malutką kremową kuleczkę – mojego pierwszego szczeniaczka. Wcześniej rodzice nie pozwalali mi mieć psa. Na podwórku bawiłam się z Zolką, suczką pani Koralewskiej, naszej sąsiadki. W dniu mojej pierwszej komunii – dniu, który dla każdego Polaka jest wyjątkowym wydarzeniem – dowiedziałam się, że Zolka wpadła pod samochód i osierociła trzy szczeniaczki. Mama nie chciała żebym tego dnia pogrążyła się tylko w rozpaczy. W ten sposób stałam się właścicielką mojego pierwszego pieska. Od tego momentu minęło już wiele lat. Zdążyłam w tym czasie wyjechać z Polski, mieszkać i pracować w wielu krajach. W 1999 r. przyjechałam do Chile. Jadąc z lotniska do mojego nowego domu w dzielnicy Ñuñoa, patrzyłam zaskoczona na wałęsające się po ulicach psy. Obok pałacu prezydenckiego La Moneda zebrała się ich cała gromada. Wszystkie bez właściciela, bez obroży, bez smyczy. Niektóre w sweterkach, niektóre z wełny, inne z polaru. Wszystkie leniwie grzały się w zimowym słońcu. Sądzę, że właśnie wtedy zakiełkowała w mojej głowie myśl, ze muszę coś zrobić żeby to zmienić. Żeby psom nigdy nie zabrakło nadziei na
lepsze jutro. Od tamtego pamiętnego dnia nasz dom stał się tymczasowym schroniskiem dla przeszło 30 psów, którym szukaliśmy nowych właścicieli. Jeden z nich pozostał z nami na zawsze, a dziś ma jeszcze dwóch kolegów. To Noelia, Dalia oraz niedawno przybyła Julieta. W tym czasie ja i moje dzieci poświęciliśmy wiele godzin troszcząc się o bezdomne psy z Ñuñoa w jedynym chilijskim schronisku miejskim, które w pełni zasługuje na tę nazwę. Od 2010 roku należymy do Centrum Ratownictwa Psów (www.facebook.com/ voluntarioscrc?fref=ts) i wspieramy jego działania m.in. uczestnicząc w dniach adopcyjnych, wyprowadzając psy na spacer poza ośrodek, prowadząc wyprzedaże garażowe i zbierając darowizny. Od dwóch lat jesteśmy partnerem Matpet (www.facebook.com/ pages/Matpet-Refugio-dePerritos/281548868545066? fref=ts), dość specyficznego schroniska w Curacavi, w którym 150 psów otrzymuje pożywienie i opiekę weterynaryjną dzięki ludziom dobrej woli, którzy każdego miesiąca przekazują niewielkie sumy pieniędzy na jego utrzymanie. Niestety, nasza praca to tylko kropla w morzu potrzeb. Sytuacja psów jest opłakana, brakuje choćby przepisów prawa, które chroniłyby psy i ustanawiały sankcje dla tych, którzy je porzucają. Proponowana przez wielu eutanazja wydaje się być najprostszą metodą rozwiązania problemu, jednak nie jest najbardziej efektywna. W Europie, w tym
w Polsce, coraz powszechniejsza jest tendencja stosowania sterylizacji oraz prowadzenia szeroko zakrojonych działań społecznych, których celem jest wzrost wśród właścicieli psów odpowiedzialności za swoich pupili. Nie mam prawa żeby pouczać kogokolwiek jak ma żyć i postępować. Jedyne, co mogę zrobić, to przyczynić się choćby trochę, zupełnie bezinteresownie, poświęcając własny czas i odrobinę serca, żeby chronić zwierzaki z ulicy. Od redakcji: Niezdecydowanych na adopcję psa lub kota zachęcamy do obejrzenia teledysku Moby’ego do utworu „Almost home” - http:// www.youtube.com/watch? v=qr_qFHF7Zr0
W 1999 R. PRZYJECHAŁAM DO CHILE. JADĄC Z LOTNISKA DO MOJEGO NOWEGO DOMU W DZIELNICY ÑUÑOA, PATRZYŁAM ZASKOCZONA NA WAŁĘSAJĄCE SIĘ PO ULICACH PSY. 29
POLONIA
MUZYK, TWÓRCA, ARTYSTA… Wiolonczelistka Anna Wiesner, mieszka w Santiago od 2008 roku. Pisze o genialnych dzieciach, chilijskich orkiestrach i współpracy z… Peterem Gabrielem.
C
hociaż zarabiam na życie ucząc w szkole, jestem przede wszystkim wiolonczelistką związaną z wieloma projektami artystycznymi. Dla mnie muzyka to nie tylko hobby, ale również sposób na życie. Mam to szczęście, że moje miejsce pracy jest stabilne i zawsze pozostawia mi odrobinę wolnego czasu na realizację innych pasji. Elitarna, międzynarodowa szkoła Nido de Aguilas w Santiago, w której pracuję, to nie tylko bardzo dobra placówka jeżeli chodzi o poziom nauczania, ale także fantastyczne środowisko pracy. Uczę dzieci grać na wiolonczeli wykorzystując tzw. metodę Suzuki, którą stworzył japoński skrzypek i pedagog Shinichi Suzuki. Stosując ją, dzieci uczą się gry na instrumencie w podobny sposób w jaki uczą się mówić w języku ojczystym. Wierzymy że każde dziecko może nauczyć się grać na danym instrumencie, tak jak każde dziecko może się nauczyć mówić. Najważniejsze jest stworzenie odpowiedniego środowiska, które będzie sprzyjało nauce. Dzieci mogą uczyć się grać tą metodą, nie musząc zdawać żadnych egzaminów, gdyż według Shinichi Suzuki, każde dziecko rodzi się geniuszem. Jego rozwój zależy od otoczenia i w dużej mierze od dorosłych. Niestety to właśnie
oni „zabijają” w dziecku różne talenty, ograniczają je i hamują jego postępy. W Nido de Aguilas nauczyciele mają czas na planowanie zajęć, komunikację z rodzicami, organizację zajęć, czy sprawdzanie prac domowych. Dlatego prawie nigdy nie muszę „zabierać” swojej pracy do domu, na co niestety nie mogą sobie pozwolić nauczyciele w innych szkołach. Dzięki temu mam czas na zajmowanie się pracą artystyczną i tak ważną dla każdego rodziną. Jeżeli pozwala mi na to czas biorę udział w różnych projektach artystycznych, często z udziałem sławnych artystów czy gwiazd muzyki pop jak np. Peter Gabriel czy Richard Clayderman (akompaniowałam w orkiestrze towarzyszącej im podczas występów w Chile). Od czasu do czasu gram w kameralnej orkiestrze Camerata Universidad de los Andes pod batutą Eduardo Browne oraz biorę udział w projektach musicalowych (My Fair Lady, The Soun of Music, Martin Rivas). Zanim rozpoczęłam pracę pedagogiczną w Nido de Aguilas miałam możliwość grania w wielu orkiestrach chilijskich tj. Orquesta Sinfonica de Chile, czy Orquesta Filharmonica Teatro Municipal de Santiago de Chile. Byłam także asystentem kon-
KOCHAM SWOJĄ PRACĘ, UWIELBIAM UCZYĆ I WYSTĘPOWAĆ. NIE JEST TO ŁATWE, BO WYMAGA OGROMNEGO WKŁADU SIŁY, ENERGII I KREATYWNOŚCI. certmistrza wiolonczel w orkiestrze kameralnej w Talce, gdzie miałam okazję występować również jako solista. Nadal współpracuję z santiagińskim Teatro Municipal i wraz z kwartetem Egmont, który działa przy teatrze koncertuję i udzielam lekcji mistrzowskich w wielu regionach Chile. Obecnie planuje również cykl koncertów kameralnych wraz z japońską pianistką Kunika Shikarawa. Kocham swoją pracę, uwielbiam uczyć i występować. Nie jest to łatwe, bo wymaga ogromnego wkładu siły, energii i kreatywności. Pewnie ktoś z Państwa spyta co ma twórczość do wykonywania muzyki i czy muzyk instrumentalista jest twórcą czy odtwórcą? To jednak temat na zupełnie inną historię.
30
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
31
ZOBACZ W SANTIAGO
Moja mała
Hiszpania Gdzie szukać w Santiago dobrej hiszpańskiej restauracji? Dokąd pójść na tradycyjną paellę? Gdzie wieczorami przypada najwięcej Hiszpanów na metr kwadratowy? Na spacer śladami kuchni półwyspu Iberyjskiego zaprasza Karolina Bodych, autorka bloga “Moja wielka przygoda w Santiago”. KAROLINA BODYCH
La Balbona
KAROLINA BODYCH, PRAWNIK. W SANTIAGO OD STYCZNIA 2014 R. PRACUJE W FIRMIE PACIFIC CONSULTING SPA, ZAJMUJĄCEJ SIĘ DORADZTWEM PRAWNYM I FINANSOWYM.
Z
anim przyjechałam do Santiago, mieszkałam w słonecznym Madrycie przez prawie trzy lata. W stolicy Chile nie brakuje mi jednak towarzystwa Hiszpanów. Często mam wrażenie, że urządzili sobie tutaj swoją małą ojczyznę. Mój partner jest z Extremadury, firma w której pracuje prowadzona jest przez wyjątkowo sympatycznych Hiszpanów (Nicolás jest z Salamanki, a José Ignacio z Madrytu), a nasz najlepszy
przyjaciel Gorka pochodzi z Bilbao. Każdy jest z innego regionu, ale łączy ich jedno - pasja do dobrej kuchni.
Życie ulicy Hiszpania to kraj, który nie bez przyczyny, znany jest z życia "na ulicy". Na każdej, dosłownie każdej, ulicy znajduje się co najmniej jeden bar, knajpa lub chociaż kawiarnia. Hiszpanie uwielbiają życie poza domem, 32
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
spotkania z przyjaciółmi, kolacje z rodziną czy imprezy do rana. Jednocześnie trzeba pamiętać, że kuchnia hiszpańska charakteryzuje się przede wszystkim prostotą. Co zatem stoi za magicznym smakiem tych potraw? Przede wszystkim świeże składniki krajowego pochodzenia. I choć sekretny składnik nie istnieje to na przykład tortilla tortilli jest nierówna. "Moja mama robi najlepszą" - tak zawsze twierdzi Juan, mój "pololo". W ciągu prawie trzech lat spróbowałam pewnie około pół tysiąca egzemplarzy. I wierzcie mi, że każda smakowała inaczej. Czy zatem kuchnia hiszpańska smakować będzie tak samo w innych miejscach na ziemi? Jako fanatyk dobrego jedzenia i amator potraw z półwyspu Iberyjskiego postanowiłam zbadać, ku wielkiej radości Juana, jak wygląda kondycja hiszpańskiej kuchni w Santiago.
La Balbona La Balbona (Av. Vitacura 3891) to restauracja, która cieszy się chyba największą popularnością. Właściciel i pracownicy to Hiszpanie. Doskonale rozumieją potrzeby klientów i są w stanie zaoferować dania i serwis na wysokim poziomie. Dania w stu procentach oddają ducha tradycyjnej kuchni hiszpańskiej, choć w nieco bardziej nowoczesnym wydaniu. Napić sie tam można również hiszpańskiego piwa, co klienci bardzo sobie cenią. To jedno z tych miejsc, gdzie sobotni obiad z rodziną nagle zamienia się w długie popołudnie zakrapiane ulubionym przez Hiszpanow ginem z tonikiem czy rumem z colą. Drinki podawane są "jak w domu", czyli w dużym kieliszku, przypominają-
El Magdalena
cym ogromną koniakówkę, ze smakowitą dekoracją. Klientela to w większości Hiszpanie, choć nie brakuje przedstawicieli innych nacji.
La Boqueria Tuż za rogiem znajduje się restauracja specjalizująca się w daniach z Katalonii - La Boquería (Pasaje el Manio 1637). Tutaj z pewnością nasz portfel ucierpi bardziej, ale będziemy mieli okazję spróbować potraw, w naprawdę nowoczesnym wydaniu. Atmosfera nie jest już tak luźna jak w Balbonie, a wśród klientów nie znajdziemy tylu Hiszpanów co w lokalu obok. Choć jedzenie jest wyjątkowo smaczne, to nie poleciłabym tego miejsca "początkującym". W końcu lepiej zawsze zacząć od klasyki.
La Cocina de Javier Przykładem dobrej, klasycznej kuchni hiszpańskiej mogą być dania z restauracji La Cocina de Javier (Av. Vitacura 7482). Javier, założyciel i przez lata szef kuchni, to Hiszpan, który był prawodopodobnie jednym z pierwszych w Chile, którzy zaczęli serwować dania typowe dla swojej ojczyzny. W karcie
HISZPANIA TO KRAJ, KTÓRY NIE BEZ PRZYCZYNY, ZNANY JEST Z ŻYCIA "NA ULICY". NA KAŻDEJ, DOSŁOWNIE KAŻDEJ, ULICY ZNAJDUJE SIĘ CO NAJMNIEJ JEDEN BAR, KNAJPA LUB CHOCIAŻ KAWIARNIA znajdziemy również i inne propozycje, zatem najedzą się na pewno wszyscy. Ja miałam okazję zapoznać się ze zdolnościami tamtejszego kucharza nad jeziorem Vichuquen (na południe od Santiago), gdzie serwował wielką paelle dla gości miejscowej mariny. Sukces restauracji dał życie filii, mieszczącej się na tej samej ulicy, która serwuje jedynie dania na wynos.
La Iberica La Iberica (Santa Isabel 462, róg z Avenida Italia) to zdecydowanie najbardziej hiszpańskie z hiszpańskich miejsc w Santiago. Właściciel i szef kuchni, Fernando, to przesympatyczny Kata33
ZOBACZ W SANTIAGO La Ibérica
HISZPANIE UWIELBIAJĄ ŻYCIE POZA DOMEM, SPOTKANIA Z PRZYJACIÓŁMI, KOLACJE Z RODZINĄ CZY IMPREZY DO RANA.
lończyk. Jego restauracja znajduje się w miejscu tak charakterystycznym, że podczas przechadzki po Avenida Italia w godzinach obiadowych podczas weekendu, nie sposób przegapić widoku paelli przygotowywanej niejako “na żywo”, w oknie knajpy. Choć sam zapach wabi przechodniów już zdecydowanie wcześniej... Paella Fernando to zdecydowanie nie ta sama paella, której spodziewamy się po spędzeniu wakacji w Walencji czy innym nadmorskim kurorcie. To nie jest jej charakterystyczna wersja, z której wyłaniają się muszle muli czy ogony krewetek. Fernando swoją sztandarową paelle przygotowuje na bazie warzyw i kurczaka. W mojej subiektywnej skali dostaje 10/10! W karcie oczywiście znajdziemy i inne rodzaje paelli – z czarnym ryżem, który swój kolor zawdzięcza atramentowi mątwy czy wersję klasyczną z owocami morza oraz wiele innych cha-
rakterystycznych przysmaków jak ser manchego czy dania mięsne. Fernando dodatkowo na zamówienie robi paelle podczas przyjęć, która cieszy się dużym powodzeniem. Już nie mogę doczekać się obchodów własnych urodzin... Choć restaurację Fernando odwiedzają w większości Hiszpanie, to przyznaje z zadowoleniem, że liczba chiliskich gości stale rośnie.
El Magdalena Przenieśmy się teraz do serca dzielnicy Providencia, na ulicę Las Urbinas. Tu znajduje się knajpa El Magdalena (Las Urbinas 27), której właścicielem jest przezabawny i sympatyczny Javi. Javi jest Chilijczykiem, ale na kuchni hiszpańskiej zna się naprawdę nieźle. Jego szef kuchni pochodzi z kraju Basków i razem tworzą bardzo zgrany duet. Miejsce to popularne jest szczególnie w czwartkowe wieczory, gdy liczba Hiszpanów przekracza prawdopodobnie
dozwoloną ilość na jeden metr kwadratowy. Wieczory to często niekończące się happy hour na hiszpańskie piwo. Do tego serwowane są typowe tapas i zabawa trwa tam czasem do samego rana. Co ciekawe, Javi musiał nieco zmodyfikować swoje menu ze względu na wybredny gust swoich chilijskich klientów. Typowy hiszpański ser manchego nie sprzedawał się w ogóle i praktycznie został wycofany z karty.
Pamiętajmy chwile I choć jak widać, nie brakuje w Santiago miejsc, w których można dobrze zjeść, to należy pamiętać też, że Hiszpanie przede wszystkim cenią sobie życie rodzinne. Ci którzy tutaj są sami lub tylko ze swoją drugą połową również lubią organizować wspólne obiady czy asado. Często z właśnie poznaną w Chile "rodziną" czy chociażby ze znajomymi czy współpracownikami. Tak jak to było w moim przypadku, kiedy jeden z ostatnich weekendów spędziłam w domu José Ignacio przy wielkiej paelli autorstwa Nicolasa. I to właśnie te chwile będę pamiętać z mojej przygody w Chile najmocniej.
34
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
GWARDZIŚCI PRZED PAŁACEM LA MONEDA NANO FERNÁNDEZ GALLARDO
NANO FERNÁNDEZ GALLARDO JEST REDAKTOREM I DYREKTOREM URBAN SANTIAGO MAGAZINE ORAZ REDAKTOREM BARRIO ITALIA TV. TWITTER: @URBANSANTIAGO
J
edną z ceremonii, które można podziwiać na placu Konstytucji w Santiago jest uroczysta zmiana warty Gwardii Prezydenckiej przed pałacem la Moneda. Gwardziści chronią prezydenta republiki oraz pałac , w którym urzęduje już od czasów kolonialnych. Na gwardii spoczywa również obo -wiązek czuwania nad bezpieczeństwem wszystkich poprzednich prezydentów kraju oraz szefów obcych państw w trakcie ich wizyt w Chile. To zadanie wykonują począwszy od momentu ich powitania, a skończywszy na wszystkich uroczystościach i innych punktach programu ich wizyt w Chile. Gwardia jest podporządkowana Departamentowi Bezpieczeństwa Prezydenta, który jest odpowiedzialny także za eskortę prezydencką towarzyszącą szefowi państwa podczas wszystkich czynności publicznych i prywatnych realizowanych w kraju i za granicą. Poza tym, ochrania jego najbliższą rodzinę oraz dom, w którym mieszka prezydent. Dawniej La Moneda była ochraniana zarówno przez wojsko jak i carabineros, jednak w roku 1932 ówczesny prezydent Arturo Alessandri Palma postanowił, iż obowiązek ochrony pałacu prezydenckiego zostanie przekazany wyłącznie tym ostatnim. Od tamtej pory reguła ta jest przestrzegana nieprzerwanie. Ceremonię zmiany warty można podziwiać co drugi dzień roboczy około godziny 9 rano na Placu Konstytucji przy dźwiękach marszów wojskowych oraz tradycyjnych pieśni chilijskich. Te pierwsze mają budzić pewność siebie, te drugie zachęcać Chilijczyków i turystów do
uczestnictwa w ceremonii. Plac znajduje się pomiędzy ulicami Agustinas, Morandé, Moneda oraz Teatinos. Stoją na nim dumne pomniki niektórych chilijskich prezydentów, a wokół niego można podziwiać majestatyczne gmachy ministerstw, finansów, sprawiedliwości oraz spraw zagranicznych. W momencie przybycia kolejnej zmiany gwardii na plac, gwardia ustępująca przekazuje wartę i opuszcza pałac La Moneda. Nowy kontyngent jest zobowiązany strzec go przez kolejne czterdzieści osiem godzin. Dowódcą Gwardii jest porucznik carabineros. Począwszy od 2001 roku istnieje jednostka kobiet-policjantek, stąd nie należy się dziwić widząc panią porucznik wydająca rozkazy korpusowi bezpieczeństwa i gwardzistom. Mundury, które noszą gwardziści są replikami uniformów carabineros z roku 1927. 35
WIZYTA W POLSCE
SMAKI POLSKI Cristóbal del Castillo Camus, historyk pracujący dla Muzeum Historycznego i Wojskowego w Santiago, otrzymał zaskakujący prezent na zakończenie studiów - podróż w wybrane przez siebie miejsce. Wybrał Kraków i Śląsk. Opowiada nam o spacerach po parkach, uczcie wielkanocnej i o rytmie życia w południowej Polsce.
J
akie było twoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do Polski? Moje pierwsze wrażenie było dość zaskakujące: trzeba być cierpliwym... W Santiago jesteśmy przyzwyczajeni, że wszystko dzieje się w biegu, jesteśmy szybko zniecierpliwieni, jeżeli musimy czekać. Na szczęście o
tym aspekcie życia w Polsce uprzedziła mnie wcześniej znajoma, Justyna, która wyjechała po mnie na lotnisko. Nie pozostało mi nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i skupić na podziwianiu widoków, spacerowaniu po uliczkach Krakowa i korzystać w pełni tego słowa znaczeniu z pobytu w Polsce.
Co Ciebie najbardziej zaskoczyło podczas wizyty w Polsce? Tego co mnie najbardziej zaskoczyło doświadczyłem w domu mojej znajomej, Natalii w Krakowie (byłem tak przez kilka dni), a później u Magdy z okolic Gliwic. Tam poznałem, co oznacza prawdziwa polska gościnność - niesłychanie przy36
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
jazna atmosfera, szczera chęć ugoszczenia mnie, jedzenie, no i oczywiście typowe polskie trunki. Dane mi było poznać całą paletę smaków polskiej kultury kulinarnej, smak pierogów ruskich i placków ziemniaczanych, Żubrówkę z sokiem jabłkowym w przytulnym barze na krakowskim Kazimierzu, czy też domową nalewkę, idealną w chłodną wiosenną noc. Ponadto, miałem okazję uczestniczyć w obchodach Wielkiej Nocy, którą w Polsce świętuje się zupełnie inaczej niż w Chile. My, Chilijczycy, obchodzimy głównie Wielki Piątek i przygotowujemy wtedy specjalne posiłki – głównie ryby i owoce morza. W Wielką Niedzielę panuje zwyczaj jedzenia czekoladowych jajeczek. W Polsce natomiast jajka – te prawdziwe – maluje się, święci w kościele w koszyczku, a w niedzielę rano cała rodzina razem uczestniczy w śniadaniu wielkanocnym dzieląc się gotowanymi na twardo jajkami oraz innymi pysznymi smakołykami.
Co najlepiej zapamiętasz po wizycie w Polsce? Tym co najbardziej zapamiętałem z Polski, to ludzie i pejzaże. Miałem wiele okazji, żeby rozmawiać z Polakami, zwłaszcza z rodzicami i dziadkami Magdy na temat historii Polski. Istnieje wiele więzi miedzy Chile a Polską, zwłaszcza w historii najnowszej, które pogłębiły moje zainteresowanie Waszym krajem. Dlatego też uczę się języka polskiego i planuje kolejne wakacje w Polsce. 37
KUPIĘ, ZJEM, POSZUKAM
Przyjeżdżając na krócej lub dłużej do innego kraju, od razu, niemal bezwiednie zaczynamy szukać punktów odniesienia w nowej codzienności. Najbliższego sklepu, piekarni, targu, gdzie można kupić dojrzałe pomidory. Wiemy, ze przyjaźń z rzeźnikiem jest nieoceniona, a adres restauracji, gdzie karmią „dobrze i tanio” jest na wagę złota. Publikujemy drugą część naszego przewodnika zakupowego po Santiago, dobre adresy i rekomendacje. Zapraszamy jednocześnie do jego współredagowania, czekając na Państwa sugestie, rady i pytania.
TARGI STAROCI
K
iermasz staroci jest w każdym zakątku ziemi świadectwem epok i przemian, tradycji i mód, przemijania technologii, po prostu dowodem ciągłości życia w danym miejscu. Dlatego po przyjeździe do nieznanego wcześniej kraju, obok cmentarza i bazaru z rękodziełem, ciekawość zaraz mnie pcha do staroci. Powie mi ktoś, że w Chile starzyzna to nie starocie i że nie warto się nawet włóczyć w poszukiwaniu rzeczy trącących myszką. Odpowiem, że ja ich generalnie nie kupuję, tylko szperam, wącham, dotykam, głaszczę i czuję się jakbym była co chwilę w innej epoce. I wcale nie dostaję od tego zawrotu głowy. Bo do Chile rzeczywiście nie przyjeżdżamy po relikty odległych epok. Skoro wyjaśniliśmy sobie rzeczy pryncypialne, ruszajmy naszym szlakiem. Szperanie wśród staroci w Santiago zaczynamy od Bio Bio (stacja metra Franklin), gdzie można znaleźć mydło i powidło. Kto chce upiec kilka pieczeni na jednym ogniu - polecam. Można kupić różyczki do ogrodu, trochę rąbanki, maść na reumatyzm, torebkę z wężowej skórki, stare książki w dobrej cenie. Mi się wydaje, że jest to miejsce dla „zaangażowanych” włóczęgów i hobbistów. Tam występują najciekawsze i najlepiej zachowane stare sprzęty i instrumenty muzyczne, a jak się dobrze rozejrzeć to i tanie okazy starego malarstwa. Wyprawę na bazar Bio Bio najlepiej zaplanować na cały dzień. Ale jakby ktoś chciał poszwędać się bliżej i przy okazji zobaczyć fajny kawałek Santiago, polecam
spacerek (he, he) Avenidą Brasil od Alamedy do rzeki Mapocho. Pełni wrażeń ze spaceru po prawdziwej starówce miasta (z pięknymi palmami!) docieramy do hangaru (dawna zajezdnia), który jawi się jak przeciwieństwo Bio Bio. Targ jest uporządkowany, każdy zna tu swoje miejsce w szeregu, zwłaszcza miejski pachołek i klient. To siedlisko cwaniaków, gdzie niczego nie kupisz okazyjnie, nie wytargujesz, nie pobiesiadujesz, a gdyby nie to swoiste, zwolnione tempo, można by rzec, że ludzie jak mrówki kręcą się by nam to co stare odkurzyć, wypucować, podhajcować i oddać za dwa razy tyle. Tutaj panuje konkret. Jak szukasz dreszczyku odkrywania i swobody bajania, to idź gdzie indziej. No chyba, że faktycznie ciekawią cię meble i metaloplastyka, stare wyroby z miedzi oraz piękne, niepowtarzalne (byleby dotknąć!) wyroby drewniane Mapuchów - stołki, balie, dzieże, niecki, stolnice, kociuby. Te ostatnie piękne, pamiętające tysiące przyrządzonych i wypieczonych w pionierskich warunkach chlebków… Poza samą przyjemnością docierania w to miejsce, obok głównej hali gnieżdżącej przede wszystkim meble, napotykasz cały kwartał składzików, zakładzików i warsztacików, gdzie jeszcze nie wytarto kurzu, nie wszystko wywleczono na światło dzienne. Jeżeli nie pasuje ci dłuższa wyprawa spacerem wśród wiekowych palm, wpadasz taksówką w sobotę na Plaza Peru. Ten bazarek to magnateria bazarków ze starociami, co również dotyczy cen. Może dlatego tu upodobałam sobie to co malutkie, tycie-tycie: stalówki, szydełka do repasacji 38
„SZPERANIE WŚRÓD STAROCI W SANTIAGO ZACZYNAMY OD BIO BIO (STACJA METRA FRANKLIN), GDZIE MOŻNA ZNALEŹĆ MYDŁO I POWIDŁO. KTO CHCE UPIEC KILKA PIECZENI NA JEDNYM OGNIU - POLECAM”
pończoch (czy ktoś to jeszcze pamięta?). Ale nie powiem, inne ciekawostki też się trafiają. Ten placyk jest ważny z tego powodu, że skromni bazarowi sprzedawcy mają własne najprawdziwsze sklepy, więc jak ktoś jest nowicjuszem, może zawrzeć znajomość na potem, do kolejnych poszukiwań. Żeby w Chile poczuć się jak odkrywcą trzeba poszukać rzeczy typowych dla jego tradycji. Najlepiej blisko i w warunkach pełnego komfortu. Na przykład w ,,caracol”, koło lwów na ulicy… Los Leones. Tu znajdziemy bodaj trzy pięterka obrazów, sztućców, srebrnych naczyń, naczyń ze szkła wykonanych przez nieliczne w historii Chile huty, ale za to typowe dla zwyczajów miejskich andyjskiego ludu: kompotiery, dzbany, naczynia na oliwę, karafki, szklanice, flachy, flaszki, butelki, buteleczki, butelczyny… Gdzieśmy jeszcze nie doszli? A no, do Barrio Italia, gdzie w soboty uliczny bazar staroci przeplata się z malutkimi restauracjami, sklepikami i spacerującymi turystami. Gdzieś między ulicami Caupolican i Lautaro można poprzebierać w naczyniach z tradycyjnych stopów, przedmiotach do de-
es.wikipedia.org/wiki/Persa_Bio_B%C3%ADo#mediaviewer/Archivo:Galpones_Biob%C3%ADo_5.JPG
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
koracji, poprosić o renowację właśnie zakupionych mebli. Komu zaś nie spodobały się okazy sztuki starej, może parę kroków dalej zapytać o Trece - jedną z najbardziej znanych galerii malarstwa w Chile (która czując znak czasów, przeniosła się w to jakże obecnie modne miejsce) i zamiast włóczyć się po ulicy w zimną porę roku, zobaczyć co nowego na warsztacie u współczesnych twórców pędzla. Im bliżej końca roku, tym mniej czasu na nowości sezonowego bazaru staroci przed Municipalidad de Providencia. Uwierzcie, że to nie miejsce spotkań biznesowych, a towarzyskich. Tego pana co sprzedaje książki z ta panią co starą zastawę, nas – zwiedzających tu, z tymi, co sprzedają gdzie indziej. Na potwierdzenie zaś tezy z pierwszej linijki powiem, że od kiedy tu jestem, zawsze widzę ten sam mebel postawiony w grudniu w tym samym miejscu przy Pedro de Valdivia. Na oczach starej lalki, co to właśnie wywraca oczami, utrwala się tradycja myszkowania. No bo przecież nie o prawdziwe zakupy w tym wszystkim chodzi… Grażyna Machałek, Konsul RP w Chile 39
KUPIĘ, ZJEM, POSZUKAM
Muzyka
P
ierwszą płytę w Chile kupiłam w sklepie Kind of Blue w dzielnicy Lastarria (ulica Merced 323). Od tamtej pory jest jednym z moich ulubionych. Klasyka z najwyższej półki, wydawnictwa dla koneserów i właściciel pasjonat, który sprowadzi dla nas na zamówienie płyty ze Stanów Zjednoczonych - to miłe niespodzianki dla melomana. Jak zapowiada nazwa sklepu nawiązująca do słynnej płyty Milesa Davisa, z wizyty zadowoleni będą przede wszystkim miłośnicy bluesa i jazzu, ale znaleźć tam można również półki z salsą, bossa novą, tzw. muzyką świata czy dobrym popem. Nie wszyscy wiedzą, że sklep ma również drugie piętro, pełne winyli. Jeżeli ktoś szuka muzyki stricte chilijskiej, zwłaszcza współczesnej i mało znanej, powinien wystapić do La Tienda Nacional , kilka kroków dalej (ulica Merced 389), gdzie odbywają się też spotkania z artystami i małe koncerty. Po winyle wybieram się regularnie do sklepu Sonar w podziemiach przy stacji metra Los Leones (Av. Providencia 2209, Paseo Las Palmas, 2209, lokal 017). Tamtejsze półki wypełnia głównie rock, pop, elektonika i alternatywa, ale znajdą też coś dla siebie miłośnicy jazzu, bluesa i klasyków latynoamerykańskich. To tu kupuję limitowane wydania winyli czy strony B wydawnictw. Są też płyty i koncery na DVD. Sonar to kolejny sklep, w którym właściciel doskonale wie co ma w ofercie i można z nim spędzić całe godziny na rozmowach o swoich ulubionych artystach czy koncertach życia. Płyty i winyle sprowadza też na zamówienie. Wyprawa w okolice metra Los Leones będzie tym bardzej owocna, że poza wspomnianym sklepem Sonar, znajdują się tam też inne: Disquería Billboard (Providencia 2124 Local 5, Galería Boulevard Drugstore), Funtracks (Nueva de Lyon 029) i Needle Vinyls (Avenida Providencia 2124, Galeria Drugstore), gdzie poza muzyką można kupić też stylowe adaptery. Moją wielką trójkę ulubionych muzycznych miejsc w Santiago zamyka rynek staroci Bío Bío przy metrze Franklin ze stoiskiem pana Orlando na czele (Galpon 5, stoisko nr 100). Wielki fan Elvisa Presleya sprzedaje winylowe perły i perełki, wy-
dawnictwa z lat 60-tych czy 70-tych, klasyków i artystów, którzy święcili kiedyś triumfy, ale dziś pamiętają o nich tylko pasjonaci. Choć jego stoisko nie jest duże, wizyta i rozmowa z Orlando może stać się prawdziwą kopalnią wiedzy i nowych inspiracji. Po prostu nie można wyjść od niego z pustymi rękami. Zwłaszcza jeżeli ktoś kocha funk, sambę albo bossa novę. Dodatkowym atutem jest fakt, że każdy winyl można przesłuchać, a ceny zaczynaja się już od kilku tysięcy pesos. Na Bío Bío warto zresztą rozejrzeć się dookoła. Rynek staroci pełen jest muzycznych stoisk i zakurzonych, wysłużonych płyt, które niejednego jeszcze mogą uszczęsliwić. Znaleziska bywają naprawdę zaskakujące. W zeszłym roku kupiłam tam m.in. winyl Ireny Santor za dwa tysiące pesos! Podobne okazje zdarzają się też w malutkich sklepach na Avenida Italia, gdzie właściciele wyprzedając stare, używane meble, pozbywają się często starych płyt swoich rodziców czy dziadków. Miłośnicy latynoamerykańskiej, tradycyjnej muzyki powinni wybrać się za to do sklepu Discomanía niedaleko Plaza de Armas (ulica 21 de Mayo 583, lokal 894), który działa tam od lat 50-tych. Cueca, musica andina, folklor, etno, Nueva Cancion Chilena, Canto Nuevo, bolero, tango – do wyboru do koloru. Discomanía ma też stronę internetową, przez którą działa jak sklep internetowy (www.chilediscomania.com). Warto też śledzić informacje o lokalnych targach muzycznych w poszczególnych dzielnicach stolicy, z Feria Internacional de la Musica w Centro Cultural Estacion Mapocho na czele. Coroczny, kilkudniowy przegląd chilijskiej sceny muzycznej to świetna okazja na zakup płyty, a przy okazji zobaczenie artysty na żywo (www.feriapulsar.cl) Tym, którzy przed zakupem lubią poczytać sobie o historii tutejszej muzyki albo przejrzeć najświeższe recenzje polecam stronę www.musicapopular.cl z wiadomościami ze świata muzyki w Chile. Monika Trętowska, dziennikarka, podróżniczka, korespondent Polskiego Radia. Autorka bloga tresvodka.com
40
A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE
„WIELKI FAN ELVISA PRESLEYA SPRZEDAJE WINYLOWE PERŁY I PEREŁKI, WYDAWNICTWA Z LAT 60-TYCH CZY 70-TYCH, KLASYKÓW I ARTYSTÓW, KTÓRZY ŚWIĘCILI KIEDYŚ TRIUMFY, ALE DZIŚ PAMIĘTAJĄ O NICH TYLKO PASJONACI” 41
KUPIĘ, ZJEM, POSZUKAM
ROWERY
O
d ponad czterech lat obserwuję jak kultura rowerowa w Chile rozkwita. Na ścieżkach i ulicach jest coraz więcej rowerzystów, powstają nowe sklepy z bogatą ofertą, warsztaty, a nawet rowerowe pchle targi, a w każdą niedzielę działa "recreociclovia" (kilka głównych ulic Santiago jest zamknięta w godz. 9-14 i przekazana na użytek sportowo-rekreacyjny—przyp. red.). Cieszę się, że powoli miasto staje się coraz bardziej przychylne dla amatorów dwóch kółek. Jeżeli ktoś zastanawia się nad kupnem roweru warto najpierw zrobić rozeznanie co oferuje nam rynek. Dobre sklepy. Na ulicy San Diego w centrum Santiago, nazywanej zagłębiem rowerowym, mamy kilkanaście sklepów rowerowych, które oferują rowery każdego typu, dla dużych i małych, tanie i droższe: kolarki, składaki, bmx’y, rowery miejskie, trekkingowe, górskie i dla dzieci itd. oraz akcesoria i osprzęt rowerowy. Każdy tam znajdzie coś dla siebie. Sklepy te oferują też serwis gwarancyjny. Mamy tam popularne marki chilijskie takie, jak Oxford i Bianchi, ale również i zagraniczne Schwinn, Trek, Scott, Schwalbe, Raleigh. Można tam kupić również polskie rowery marki Kross. Warto wymienić niektóre sklepy znajdujące się przy ul. San Diego: Rey de las Bicicletas (www.elreydelasbicicletas.cl), Bikenew (www.bikenew.cl), Outlet Bicicleta (www.eloutletdelabicicleta.cl), San Diego Bike Shop (www.sdbikeshop.cl), Mundo Bikes (mundobikes.cl), Terrbike (www.terrabike.cl), MKR (www.mkr.cl), MAQ Bike (www.maqbike.cl), Bicicletas Vargas (bicicletasvargas.cl), Caupolican (www.icbikes.cl), czy Esper Bicicletas (www.casaesper.cl). Polecam również sklepy rowerowe (Full Bike, Trek Bicycle, Belda Cycles, Belda Kids, Scott) mieszczące się w Mall Sport przy Av. Las Condes 13 451. Warto zajrzeć również do sklepów inter-
Na ścieżce rowerowej na ulicy Marin, róg Salvador. W tle jeden ze sklepów i warsztatów rowerowych z charakterystycznym muralem.
netowych www.beldabikes.com czy www.urbant.cl. I jeszcze dwa linki dedykowane miłośnikom i użytkownikom rowerów - www.chilebikes.cl i www.bicicultura.cl. Wściekli rowerzyści. A dla tych najbardziej zagorzałych polecam śledzenie strony internetowej Movimiento de Ciclistas Furiosos, czyli Ruchu Wściekłych Rowerzystów, gdzie znajdziecie ciekawe informacje i zapowiedzi wydarzeń związanych z promocją kultury rowerowej. - www.furiosos.cl Warto pamiętać, że rząd chilijski i władze miejskie zapowiadają rozwój systemu ścieżek rowerowych w całym kraju. Tylko w Santiago do 2025 roku ma powstać ich w sumie 1000 km, wliczając już ok. 200 km istniejących. Do tego celu wykorzystane ma być również koryto rzeki Mapocho przepływające przez miasto. Do zobaczenia na trasie! Radosław Smyk, sekretarz ds. ekonomicznych Ambasady RP w Santiago.
42
PRASA CHILIJSKA
CHILE O POLSCE I
POLAKACH
W naszym przeglądzie mediów chilijskich chcemy pokazać jak różnorodne są informacje, które kreują wizerunek naszego kraju. Czasem nawet niewielka wzmianka o tym co polskie, może mieć znacznie większy wpływ na świadomość czytelników i być dla nich czymś bardziej atrakcyjnym, niż wielostronicowe analizy i poważne komentarze z pierwszych stron gazet. Na nasz wybór informacji do biuletynu spójrzmy też z przymrużeniem oka. Tym bardziej, że w Chile słońce świeci naprawdę ostro.
C
hilijskie media sporo miejsca poświęciły zaproszeniu przez Michelle Bachelet, prezydenta Chile, międzynarodowych ekspertów, którzy mają podjąć się analizy i rekomendować zmiany w chilijskim systemie emerytalnym. Wśród nich znalazła się Polka, profesor Leokadia Oreziak ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Chilijski portal ekonomiczny Pulso podkreśla jej krytyczny stosunek do systemów emerytalnych opartych na prywatnych funduszach inwestycyjnych.
Wybitny chilijski pisarz Jorge Edwards z entuzjazmem pisze w dzienniku „La Segunda” o wystawie dzieł z kolekcji Grażyny Kulczyk, zaprezentowanych w Madrycie pod wspólnym tytułem „Każdy dla kogoś jest nikim”. Podkreśla jej nie tylko artystyczne, ale i ważne intelektualne przesłanie.
Dziennik „La Tercera” opublikował całostronicowy tekst pod znamiennym tytułem „El milagro polaco en educacion”. Artykuł jest poświęcony świetnej pozycji Polski w międzynarodowych rankingach, w których ocenia się poziom edukacji w poszczególnych krajach. Dziennikarze gazety podkreślają dwie wartości, na których oparta została polska reforma edukacji – autonomia i decentralizacja.
Juan Antonio Munoz, dziennikarz muzyczny z gazety „El Mercurio”, dość krytycznie odniósł się do jednej z najważniejszych premier tego roku Teatro Municipal w Santiago. Inscenizację opery „Katia Kabanova” czeskiego kompozytora Leosa Janacka nazwał „nierówną”, ale zwrócił jednocześnie uwagę na świetny występ polskiego śpiewaka operowego Aleksandra Teligi. Nasz bas dał czadu.
„El Mercurio” recenzuje na całej kolumnie ostatnią książkę Anne Applebaum, której hiszpański tytuł brzmi „El telon de acero. La destruccion de Europa del Este 1944-1956”. Autorem tekstu jest Alejandro San Francisco, profesor Universidad Catolica de Chile.
Portal Terra prezentuje inicjatywę dziewięciu państw Europejskich, w tym Polski, utworzenia Europejskiego Instytutu Pokoju. Jego celem jest stworzenie mechanizmu skutecznego rozwiazywania konfliktów na poziomie globalnym.
Dziennikarze sportowi z „La Tercera” wspominają wspaniałą grę Polaków podczas Mundialu w 1974 r. Tekst w całości poświęcony „Orłom Górskiego”, ilustruje zdjęcie z pamiętnego półfinałowego meczu RFN-Polska, na którym Grzegorz Lato walczy z Paul’em Breitnerem.
El Dia” opisuje wyprawę dwóch chłopców z Coquimbo, Rubena (l.13) i Claudio (l.10), do Polski. „Ich marzenia się spełniły” pisze dziennikarz o ich wizycie, która była możliwa dzięki wymianie uczniowskiej między gimnazjami im Jana Pawła II w Lubinie i Coquimbo. 43
KLUB MAŁEGO POLAKA
WITAMY NA KOŃCU ŚWIATA Fizyk, a może architekt? Tancerka czy gitarzystka? Znawca X Muzy albo projektant najbezpieczniejszego statku pasażerskiego na świecie? A może po prostu dobry człowiek? Kto wie, kim będą te maluchy w przyszłości. Rośnie nowe pokolenie Polaków, którzy urodzili się tu w Chile. Pokazujemy ich dziś i trzymamy kciuki. Jedno wiemy na pewno – już teraz są zupełnie wyjątkowi. Kolumnę objął patronatem Klub Małego Polaka w Chile (www.klubpolaka.cl). Gabriela
Lucas
Rodzice: Anita Dzieciątkowska i Francisco Briceño Wzrost, waga: 52 cm, 3,400 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: tancerką i poliglotką Według taty: gitarzystką klasyczną
Rodzice: Justyna Skrobańska i Cristián Maze Wzrost, waga: 51 cm, 3,265 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: krytykiem filmowym Według taty: projektantem statków
Ignacio
Miłosz Humberto
Rodzice: Ula Wnorowska i Mauricio Javier Fuentes Vega Wzrost i waga: 51 cm, 3,890 kg Kim będzie w przyszłości? Wg mamy: naukowcem i odkrywcą (tak jak Ignacy Domeyko, zresztą znajomi nazywają go już "mały Domeyko") Wg taty: mam nadzieję że będzie dobrym człowiekiem.
Rodzice: Agnieszka Aniela Muchalska i Humberto Alejandro Carrasco Gomez Wzrost, waga: 55 cm, 4,380 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: Hmm… wielkim (oby nie dosłownie, bo i tak urodził się dość duży : ), kochanym i kochającym człowiekiem oraz wspaniałym lekarzem medycyny lub biorąc pod uwagę tradycje rodzinne – architektem. Według taty: wynalazcą w dziedzinie fizyki 44
ZWIERZAK
CALLE SIN SALIDA
M
am na imię Pędzel. Podobno dlatego, że mój ogon trochę go przypomina. Jestem psem pani Ambasador RP w Chile. I jestem z tego bardzo dumny. Jednak nie zawsze tak było. Wcześniej wałęsałem się sam po ulicach Santiago. O takich jak ja mówi się tu różnie, „vagabondo” albo „callejero”. Miałem kiedyś dom, ale ktoś mnie z niego wyrzucił. Nie pamiętam już kiedy i dlaczego. A może nie chcę pamiętać? Kiedy znalazłem się na ulicy byłem często bardzo głodny, było mi zimno i czasami bardzo się bałem. Szczególnie jak robiło się ciemno, a ja przecież jestem taki mały. Pewnego dnia (nawet nie wiedziałem, że to był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia) postanowiłem przecisnąć się przez płot pewnego domu. Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem. Coś kazało mi to zrobić i już.
Nagle wyszła z niego jakaś pani (dopiero później dowiedziałem się, że jest panią ambasador i jest bardzo ważna), krzyknęła i złapała się za głowę. Czułem, że się strasznie mnie przestraszyła. Nie ukrywam, że mi też trzęsły się nogi ze strachu. Po chwili popatrzyła jednak na mnie tak, że byłem pewny że z nią zostanę. Dała mi kawałek parówki, pogłaskała i zaraz poszliśmy na pierwszy spacer. Trzymała mnie na długiej czerwonej wstążce, bo przecież nie miała smyczy. Wyglądałem trochę głupio, a koledzy zza rogu strasznie się ze mnie naśmiewali. Nie myślałem jednak wtedy o tym. Byłem po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę szczęśliwy. Sądziłem przecież że znalazłem się na ulicy bez wyjścia. Jednak w końcu udało mi się je znaleźć. Dlaczego? Nie umiem odpowiedzieć. 45