nr 1/57 wrzesień 2013
n a s z a
g a z e t a
rok szkolny 2013/2014
Witamy Was w pierwszym w tym roku szkolnym numerze naszej gazetki ! Wakacje już za nami i niektórzy zdążyli o nich nawet zapomnieć w wirze nauki i innych zajęć. Inni z kolei nie martwią się, że tak szybko minęły, bo przecież następne wakacje już za … 9 miesięcy! W nowym numerze m.in.: ciekawe wspomnienia z małych i dużych podróży po Polsce i za granicą Waszych koleżanek i kolegów, refleksje związane z początkiem nowego roku szkolnego i pierwszymi ciekawymi wydarzeniami w szkole. Przeczytacie także wiersz Waszej młodszej koleżanki. Może i ktoś z Was popróbuje sił na tym polu? Zapraszamy do lektury!
NOWY ROK SZKOLNY Kiedy wakacje się kończyły i został jeden dzień do rozpoczęcia nowego roku szkolnego, przygotowałem strój galowy, plecak ,zeszyty i książki. Następnego dnia wstałem rano ubrałem się, zjadłem śniadanie i pojechaliśmy razem z moim bratem do kościoła na Mszę Św. Po skończonej Mszy inauguracyjnej wszyscy spotkaliśmy się na sali gimnastycznej, na akademii. Tam przywitała nas Pani dyrektor. Później rozeszliśmy się do swoich klas. Nasza pani wychowawczyni przywitała wszystkich serdecznie po wakacjach i podała nam nowy plan lekcji oraz imiona i nazwiska nauczycieli. Nazajutrz w szkole wszyscy nauczyciele rozdawali nam informacje dotyczące oceniania i rozmawialiśmy o dalszych planach w roku szkolnym np. jakie mamy wziąć podręczniki, o
czym się będziemy uczyć. Zawsze na początku września każda klasa wybiera przewodniczącego, zastępcę oraz skarbnika klasowego. W mojej klasie wybory już się odbyły. Bardzo się ucieszyłem, gdyż wybrano mnie na zastępcę przewodniczącego klasy. Jest to bardzo odpowiedzialna funkcja, dlatego już od teraz będę wypełniał bardzo sumiennie swoje zadanie. Jak przystało na ucznia powinniśmy już od początku się uczyć, ale nie tylko... Każdy z nas musi być życzliwy dla innych, koleżeński i uprzejmy. Jeśli każdy z nas taki będzie, to nasze szkolne życie stanie się o wiele lepsze i będziemy z przyjemnością chodzić do szkoły. Mateusz Warzecha, klasa 5c
a w naszej świetlicy... Podczas zajęć czytelniczych omawiamy różne ciekawe książki. Ostatnio wspólnie czytane zabawne wierszyki spodobały nam się tak bardzo, że sami postanowiliśmy napisać kilka rymowanek. Oto kilka z nich: Jeżyk zbierał pomidory, Jego żona zbiera pory, Jego córka buraczki, A synek ma baczki. Telefony i smartfony! W świetlicy masz się bawić A nie nos w ekran wsadzić! W świetlicy się nie biega, Jeszcze potknie się kolega! Julia Kozub, klasa 3e
KONFRONTACJA Z LEGENDĄ
Podczas tegorocznych wakacji byłam w wielu miejscach. Na początku lipca zwiedziłam rodzinne strony mojego taty, czyli Warmię. Urlop spędzaliśmy w Ostródzie, jednak byliśmy też w Biskupcu oraz pod Grunwaldem, w miejscu i w muzeum sławnej bitwy. W drugiej połowie lipca odwiedziłam stolicę, a w sierpniu pojechałam nad moje ulubione, polskie morze. Nad morzem mieszkaliśmy w malowniczej Karwi, gdzie jest chyba najpiękniejsza plaża w Polsce. Biały piasek za każdym razem robi na mnie wspaniałe wrażenie. Mimo że pierwszą część wakacji spędziłam niezwykle ciekawie, to szczególne wrażenie zrobiła na mnie Kruszwica, gdzie pojechałam odwiedzić moje kuzynki – Marysię i Weronikę. Otóż, z czego słynie Kruszwica? Oczywiście z Mysiej Wieży, gdzie według legendy (mojej ulubionej) Popiela myszy zjadły. Wcześniej na wzgórzu zamkowym znajdującym się na Półwyspie Rzępowskim (w czasach świetności zamku była to wyspa) można było zwiedzać tylko Mysią Wieżę. Teraz po pracach archeologicznych jest tam również zamek. Jak to możliwe? Otóż archeolodzy odkryli wspaniale zachowane resztki dawnego zamku. Wygląda to naprawdę niesamowicie. Szczególnie kiedy wie się o tym, że mury i kamienie, obok których idziesz, pamiętają Piasta i Rzepichę. W pewnym miejscu można było wejść do podziemi (właściwie zamku, bo tam gdzie są teraz „podziemia” tak naprawdę był zamek). Było tam mnóstwo zdjęć produktów bursztynowych (Kruszwica leży przecież na sławnym Bursztynowym Szlaku), ale przede
2
wszystkim chodziło o kamienne komnaty. Na początku było z nami jeszcze parę osób, ale w ostatniej komnacie zostaliśmy sami. W pewnym momencie zgasło światło. Moje kuzynki i ja od początku byłyśmy dosyć sceptycznie nastawione do odwiedzenia ostatniej, ciemnej komnaty, a teraz jeszcze taki numer… Na szczęście ktoś z dorosłych zapalił światło. Szybko opuściliśmy dziwną komnatę. Kiedy już mieliśmy wychodzić, zatrzymaliśmy się jeszcze raz przy galerii zdjęć. Obejrzałam zdjęcia pierwsza i zaczęłam oglądać dziwny korzeń wystający ze ściany. Nagle oparłam się ręką o mur, z którego sypnęło się parę kamyczków, a następnie wypadł duży płaski kamień. Na szczęście udało mi się go włożyć z powrotem. Nie chciałabym być odpowiedzialna za rozwalenie zamku z XIV wieku. Mimo wszystko szybko opuściłam podziemia namawiając resztę do ruszenia się w tempie szybszym niż 1m/10 minut. Skierowałam się w stronę pięknego mostu zwodzonego, ale moją uwagę przykuło dziwne wejście. Zakratowane i zamknięte. Od wujka dowiedziałam się, że prace archeologiczne są zawieszone, ale kiedy rozpoczną się znowu, to archeolodzy zaczną przekopywać to miejsce za kratą. Co ciekawsze, w tym właśnie miejscu miał być legendarny tunel, łączący zamek z kolegiatą. Przebiegać on miał pod jeziorem Gopło. Coś nie wierzę w tę historię – byłoby tam strasznie mokro. Chyba, że tunel był bardzo głęboki, a tego przecież nie wiemy. Tunelowi fanatycy z Kruszwicy szukają tego przejścia od lat, na razie bez powodzenasza gazeta
nr 1 (57)
nia. Gdyby go znaleźli, zrobiliby maraton pod Gopłem. Podobnie jak tunelu, wiele ludzi poszukuje Czakramu. Ale ja chyba znalazłam miejsce wylotu jego energii. Jeden kamień w ścianie Mysiej Wieży był podejrzanie ciepły. Może to słońce go nagrzało? Tak to sobie tłumaczyłam. Tylko dziwna sprawa – w tym miejscu był cień! Wracając do tunelu, chętnie weszłabym tam, pod warunkiem, że udałoby mi się otworzyć kłódkę, ale to szczegół. Niestety moje plany spełzły na niczym z dwóch powodów. Po pierwsze – było bardzo dużo ludzi i chyba rzucałabym się w oczy, a po drugie – mieliśmy iść obejrzeć most zwodzony. Ale, kto wie, może dostałabym się do kolegiaty? I znalazłabym zasuszone mysie szczątki? I czy legendarny tunel istniał naprawdę? Ja oczywiście głęboko wierzę, ale muszą potwierdzić to archeolodzy i chyba nie znajdą go pod Gopłem. Co do kolegiaty, pierwszego dnia mojego pobytu w Kruszwicy poszliśmy o 22.30 zrobić jej fotografię, kiedy jest oświetlona. Wygląda niesamowicie, ale porównywalnie niesamowity jest powrót do domu – przez cmentarz. Wiadomo, co mam na myśli… Warto jest odwiedzić Kruszwicę, ale nie tylko dla Mysiej Wieży, która w ogóle pochodzi z innych czasów. Nie chcę jednak podważać legendy o Popielu, którego myszy zjadły, ponieważ – jak pisałam – lubię tą legendę. Pozostaje nam życzyć powodzenia archeologom , bo nie wiem jak inni, ale ja bardzo cieszyłabym się z potwierdzenia legendarnej historii… Anna Budzyńska, klasa 5c
BARDZO WAŻNY LIST !
nasza gazeta
nr 1 (57)
3
Ach! Cóż to były za wakacje… A tu rok szkolny czas zacząć!
minęły wakacje...
Wakacje rozpoczęły się dla mnie bardzo ciekawie i radośnie. W pierwszym tygodniu wyjechałam na oazę do nadmorskiej miejscowości Łącko, koło Jarosławca. Morza szum i piękna pogoda pozwoliły na to, że byłam bardzo opalona i wypoczęta. Szkoda, że trzeba było wracać do Krakowa, bo morska bryza wpływała na mnie bardzo dobrze. W domu czekali na mnie mama i brat. Przygotowali mi niespodziankę - kolejną wyprawę, tym razem w góry. Radość moja nie znała granic, gdyż pojechałam autokarem do Szczawnicy. Zwiedziłam tam Czerwony klasztor,
przekroczyłam nawet granicę, spacerowałam po Słowacji. Górskie powietrze jest bardzo zdrowe, więc oddychałam pełną piersią. Tego wyjazdu nigdy nie zapomnę i na pewno będę chciała tam wrócić. W tym wakacyjnym czasie podróżowałam nie tylko po Polsce. 1 sierpnia o godzinie 18.15 wsiadłam do samolotu, który leciał do Egiptu. Podróż samolotem na kontynent afrykański była dla mnie wielkim przeżyciem. W trakcie pobytu miałam możliwość nurkowania i obserwacji rafy koralowej. To są niezapomniane
chwile, ale to co dobre szybko się kończy. Czas powrotu przyszedł bardzo szybko, wróciłam do Krakowa. Zaczęłam przygotowywać się do szkoły. Tęskniłam za koleżankami ze szkolnej ławki i ciekawa byłam tego, co czeka mnie w V klasie. Wakacje to wspaniały czas, ale szkoła też jest ważna. Bardzo się cieszę, że rozpoczęłam już naukę, bo przecież wakacje z każdym dniem są coraz bliżej. Julia Świegoda, klasa 5c
Grubasy i tłuste kiełbasy w „Dwójce”
4
Dyrektor Jolanta Gajęcka. Rozpoczęło się wspólne recytowanie wiersza. Podczas wymieniania pasażerów lub przedmiotów przewożonych w tuwimowskim pociągu, uczniowie każdej z klas podnosili bilety z odpowiednimi rysunkami; żyrafy, słonie, banany, fortepiany itd... Na koniec p. Dyrektor dostała olbrzymią
kopertę z listem poświęconym m.in. postaci Juliana Tuwima, który odczytała na głos. Choć pewnie wszyscy z nas znali wcześniej wiersz „Lokomotywa”, to po odwiedzinach stacji Tuwimowo zapamiętamy go na dłużej... Zofia Mroczka, klasa 5c
fot. M. Kalinowska
„Stoi na stacji lokomotywa...” - tak zaczyna się jeden z najpopularniejszych polskich wierszy dla dzieci. Jego autorem jest Julian Tuwim. Rok 2013 został ogłoszony przez Sejm Rokiem Tuwimowskim. Z tej okazji w naszej szkole 13 września odbyła się niezwykła akcja poświęcona twórczości poety, szczególnie jego najbardziej znanemu wierszowi „Lokomotywa”. Wszyscy uczniowie wchodzący tego dnia do klas otrzymywali bilety na przejazd lokomotywą do stacji Tuwimowo. Oprócz tego, przewodniczący każdej klasy dostawał dodatkowy bilet dla grupy, na którym widniały rysunki ludzi, zwierząt lub przedmiotów, które podróżowały w wagonach tuwimowskiej lokomotywy. Chwilę później szkolny radiowęzeł zamienił się w dworcowe głośniki, z których popłynął komunikat wzywający do zajęcia miejsc w pociągu. Przy dźwiękach znanej piosenki Ryszarda Rynkowskiego „Jedzie pociąg z daleka” uczniowie każdej z klas, jeden za drugim, utworzyli swoje „pociągi” i udali się na salę gimnastyczną. Tam odbyła się dalsza część szkolnej imprezy poświęconej poecie. Sylwetkę Juliana Tuwima przybliżyła wszystkim zebranym p. Dorota Skoczylas, a do wspólnego przeczytania „Lokomotywy” zaprosiła p.
nasza gazeta
nr 1 (57)
Moje wakacje w Szczawnicy. 21 sierpnia 2013r. Był zwyczajny dzień. Tata siedział na kanapie i szukał czegoś w komputerze. Ja czytałam „Zosia z ulicy kociej” (polecam ). Małgosia i Andrzej(moje rodzeństwo) grali w coś na piętrze. Tata odłożył komputer i poleciał jak na skrzydłach do ogrodu, gdzie mama razem z babcią piły kawę. Potem rodzice oznajmili nam ,że wyjeżdżamy na parę dni do Szczawnicy. Jak zwykle nie mogłam dopiąć walizki! Wysypałam całą jej zawartość na podłogę i jeszcze raz wszystko przepatrzyłam. Znalazłam tylko parę niepotrzebnych rzeczy (trampek bez pary, dwie zbędne kurtki, dziurawe dresy i lalkę mojej siostry?!). 22 sierpnia 2013r. Szczawnica powitała nas widokiem na piękny zabytkowy kościół, wspaniałe góry (po których tata na pewno nas przeciągnie!) oraz
trzema parkami linowymi (będzie co robić). Po małych problemach z dojazdem wreszcie dotarliśmy do miejscowości Szlachtowa. Na powitanie wyszła do nas starsza pani wołając : „Witajcie moje słodkie kruszynki! Niechże ja was uściskam!” Przytuliła nas i wycałowała. Gospodyni zaprowadziła nas do pokoiku na dole. Pokój był bardzo ładny ale taki… mały! Jakoś sobie poradzimy! Po krótkim odpoczynku poszliśmy zwiedzać okolicę oraz na wycieczkę do wąwozu Homole. Tata wziął jeszcze mnie i Andrzeja na górę Wysoką, bo mama i Małgosia już umierały ze zmęczenia. Mama zapytała tatę kiedy wrócimy ? Tata popatrzył na górkę i powiedział coś w stylu „Za jakąś godzinkę- najwyżej”. No wiecie, pomylił się tylko o, godzinę!!!!!!! Mama i Małgosia musiały czekać na nas dwie godziny! Czekały na polu namiotowym.
Małga bawiła się przy rzeczce (zrobiła nawet tamę. My musieliśmy wchodzić po kamieniach stromo pod górę, a zbiegać też się nie dało! Potem okazało się ,że już w pierwszym dniu pobytu w Pieninach weszliśmy na najwyższy szczyt! Byliśmy jeszcze na kolejce linowej na Palenicę oraz zwiedzaliśmy zamek w Niedzicy ,skąd spacerkiem przeszliśmy 6 kilometrów do miejscowości Kąty skąd spłynęliśmy na tratwie „zaledwie” w dwie i pół godziny do Szczawnicy prosto pod zaparkowany samochód. W Szczawnicy było naprawdę super. Jeżeli będziesz kiedykolwiek w tym miejscu musisz popłynąć spływem Dunajca, gdzie zachwycą Cię piękne widoki i dowcipni flisacy którzy opowiadają o okolicy i zadają ciekawe zagadki. Te wakacje były super! Julka Kowalska, klasa 5d
MOJE ZAKRECONE WAKACJE ,
Pierwsze dni wakacji spędziłam na obozie pływackim w Sielpi. Z samego rana, czyli o 7.00 jedliśmy śniadanie a zaraz po nim, gdy było w miarę ciepło, chodziliśmy na plażę. Opalaliśmy się i chłodzili w wodzie. Chodziliśmy także na basen i tam uczyliśmy się pływać. W Sielpi byłam też w parku linowym. Przed zjazdem na linie odczuwałam się strach. Były tam trzy poziomy: Kapitan Huck, Czarnobrody i Bocianie Gniazdo. Po obozie od razu wyjechałam do Podolan, niedaleko Gdowa. Mieszka tam moja znajoma Pani Teresa, która ma
dwa psy i dwa koty. Hexa to wilczur, Puncia to pies nie wiem jakiej rasy oraz Kotki Boluś i Loluś. Boluś ma charakter prawdziwego kota, czyli jednym słowem „robi, co chce”. Loluś jest inny, spokojny i grzeczny. Może to dlatego, że ma złamaną łapkę. Mama mówi, że Bolek traktuje dom jak hotel. Gdy wróciłam z Podolan, pojechałam na działkę, którą mamy w Prądniku Koszkiewskim. Mieszka koło mnie mój kolega Alex. Mama jego kuzynów jest aktorką. Gdy usłyszałam od Alexa, że przyjechała Maja Ostaszewska (ta ciocia), poszłam od razu po autograf. Maja Ostaszewska nasza gazeta
nr 1 (57)
jest osobą miłą, ciepłą i sympatyczną. W czasie wakacji byłam w różnych miejscach, ale najbardziej wspominam wyjazd do Chabówki na PAROWOZJADĘ. Impreza ta poświęcona była starym parowozom. Odbywały się tam różne zawody i miały miejsce śmieszne sytuacje. Można było przejechać się zabytkowym pociągiem do Mszany Dolnej. Wakacje w tym roku uważam za udane. Pogoda dopisała, poznałam nowe osoby. Wróciłam uśmiechnięta i zadowolona. Julia Pęczak, klasa 3b
5
Lekarz za granicą nie taki straszny.... Niedawno skończyły się wakacje. Wielu ludzi wyjechało za granicę aby odpocząć. Ja również wyjechałem z rodzicami - do Chorwacji. Już wcześniej byliśmy tam na kempingu, pod namiotami, więc wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Woda w Chorwacji jest krystalicznie czysta, a plaże kamieniste. Pamiętaliśmy o zabraniu masek do nurkowania, butów do chodzenia po kamieniach, kąpielówek ,czapek z daszkiem i okularów przeciwsłonecznych. Moi rodzice nie zapomnieli także o ubezpieczeniu podróżnym i kartach EKUZ, czyli o Europejskich Kartach Ubezpieczenia Zdrowotnego, co – jak się okazało – bardzo się nam przydało. Wszyscy wzięliśmy także dowody osobiste i paszporty. W tym roku wyjazd zapowiadał się równie dobrze jak w ubiegłym. Zanim dotarliśmy do Chorwacji, zwiedziliśmy Weronę, Wenecję i muzeum Ferrari w Maranello. Potem pojechaliśmy na Istrię w okolice miejscowości Bale. Przez kilka dni odpoczywaliśmy kąpiąc się w morzu i opalając. Aż nagle pewnego ranka zaczęło mnie boleć gardło. Na początku myślałem, że mi przejdzie, ale na następny dzień czułem się jeszcze gorzej. Bardzo bolały mnie mięśnie i nie miałem siły ani ochoty wychodzić z namiotu. Mama stwierdziła, że chyba mam temperaturę i powiedziała, że musimy jechać do lekarza. Przestraszyłem się, że trzeba będzie wrócić do Polski i wakacje się skończą. Niedaleko od naszego kempingu znajdowało się miasto Rovinji, gdzie jest przychodnia i szpital. Pojechaliśmy tam jeszcze tego samego dnia, chociaż było już późne popołudnie. W przychodni nie było kolejki. W rejestracji pan zapytał moją mamę, co mi dolega. Rozmowa odbywała się po angielsku. Powiedziano nam, że wizyta będzie płatna, jeśli nie okażemy paszportów, więc tata pojechał po nie. Po chwili przyszedł młody lekarz i zaprosił nas do gabinetu. Doktor zbadał mnie i powiedział, że mam anginę ropną. Zapytał mnie po angielsku, jak mam na imię, ile mam lat i jak się czuję. Nie miałem problemu z odpowiedzią, ale potem już nie wszystko rozumiałem. Wtedy do rozmowy włączyła się mama. Lekarz
6
przepisał mi antybiotyk i powiedział ,że przez trzy dni nie powinienem się opalać i wchodzić do morza. Stwierdził też, że nie musimy wcale wracać do Polski. Dowiedzieliśmy się także, że w Chorwacji wszyscy lekarze muszą biegle mówić po angielsku i włosku, bo większość turystów rozumie język angielski z wyjątkiem Włochów, którzy go nie znają,bo nie lubią się uczyć języków obcych. Potem pobiegliśmy do apteki, żeby kupić przepisane lekarstwa. Trzy dni później czułem się już dobrze i zostaliśmy w Chorwacji do końca planowanego terminu. Tegoroczne wakacje nauczyły mnie, że warto się uczyć języków obcych i że nie trzeba się bać lekarza za granicą. Następnym razem chciałbym się sam porozumieć z lekarzem, chociaż szczerze mówiąc wolałbym więcej nie chorować za granicą. Miłosz Andruchowycz, klasa 4a
:-) - wierzysz w cuda? - tak. - to widzisz kolejny cud! Przeszedłem do następnej klasy ;-) Jaś na kolonii dostaje list od rodziców: ,,Synku, oto twoje 50 zł, o które prosiłeś PS 50 zł pisze się jednym zerem a nie dwoma.’’ ;-) Syn wraca ze szkoły. - Jak było? - pyta mama. - Na pięć! - Naprawdę? - Tak! Dwójka z polskiego,dwójka z matmy i jedynka z historii. ;-) Przychodzi żaba do lekarza w skarpecie na głowie. - Co pani jest? - Bez żartów ,koleś to napad! zebrał Andrzej Kmiecik, klasa 5a
Polish your English
redaguje zespół: Anna Budzyńska klasa 5c - redaktor naczelna, p. Magorzata Korybko, p. Barbara Pęcikiewicz i p. Agnieszka Urban - opieka merytoryczna, p. Teresa Diaczuk - skład komputerowy www.sp2.krakow.pl nasza gazeta
nr 1 (57)