TF # 61

Page 1

CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 61/05/2012 MAJ

ISSN 1897-3655

INDEKS 233021





66

18

62

40

28 8

54

20. International Tattoo Convention Frankfurt - relacja

18 22

Tomasz Madej - Nie taki tribal straszny

24 28 34 40 46 50 54 62 66

Johanna Thor - Zasady na bok

Tofi zapowiada wystawę „3d Art Tattoo Projects” Paweł „Vini” Konieczny - Szlifowanie warsztatu Silvano Fiato - Ekspresyjny i ekscytujący Ramon Maiden - Kwestia przypadku Jonasa i Jacoba Pedersen - Rodzinnie Chris Crooks - Rozum i serce Stefan Johnsson - Bez przesady Kudi chick - Amy DeLaCroux Prace artystów Tattoofest 2012

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc aS As zym zyńs ia ki czy k, K aro lina Sku REDA lska KTOR Aleksa NACZ ndra S E koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

WA N

Y:

46

CO

ISSN 1897-3655

tatt

Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE com NG ail. ETI @gm t RK MA oofes

RA

34

8

IC : N to fo W A O , C ga DK e A a R ,R Ł A ell OK h S ŁP l) t i Ó rt.p ki Ke SP .a ws W fala o LI 3 rw A k ( Ka ST are id D aw D

OP

22

magazyn dla ludzi kochających tatuże

24

polski

50


polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

J

ak wspominamy w jednym z materiałów, to wydanie to ostatnia szansa na zaprezentowanie artystów biorących udział w tegorocznym Tattoofeście. Wiadomo, że można by przygotować wywiad w późniejszym terminie i pewnie tak się zdarzy, dlatego bardziej mam tu na myśli poznanie twórczości przybywających tatuatorów, by skorzystać z tej niezwykłej okazji i zrobić tatuaż u jednego z nich. Od początku działalności, i to a różnych polach, nasze wysiłki, to jak najszersze pokazanie różnorodności, jaka panuje w tatuażu. Co roku, ich zwieńczenie to właśnie festiwal, na który zapraszamy wyselekcjonowanych artystów, niejednokrotnie przybywających z odległych krajów, czy zakątków Europy. Staramy się, by krakowski festiwal wyróżniał się nie tylko ilością przybyłych gości ale i poziomem na jakim pracują.

W dobie internetu śledzenie branży jest dużo łatwiejsze i w zasadzie każdy codziennie ma możliwość obserwowania swoich faworytów. Jednak już niebawem kilku z nich pojawi się w naszym kraju i będzie to szansa bliższego z nimi kontaktu a także co istotne, właśnie wykonania u nich jakiejś pracy. Temu, kluczowemu założeniu konwentu tatuażu towarzyszy jeszcze inne. Poza samymi tatuatorami, w tym roku czekają na zwiedzających także pasjonaci tatuażu, jak Tomasz Madej, który poprowadzi jeden z wykładów, o czym więcej możecie przeczytać w prezentowanym w majowym numerze wywiadzie. Podczas paneli dyskusyjnych będziecie mieli również okazję spotkać się z Tobiaszem, który od jakiegoś czasu na łamach Tattoofestu opowiada o historii i obliczu współczesnych Chin, a w czerwcu zaprezentuje bliżej tematy związane z tamtejszym tatuażem. Słuchacze, odczuwający niedosyt po zeszłorocznym wykładzie Rdzy, także nie powinni czuć się rozczarowani biorąc udział w kolejnym spotkaniu z nią. Mam nadzieję, że ich wysiłki i wiedza zaowocują rozwijaniem pasji osób, które interesują się tatuażem jako zjawiskiem kulturowym dotykającym zarówno przeszłości jak i teraźniejszości. W tym roku możemy też liczyć na Tofiego,

W dniach 1-3 czerwca odbędzie się święto muzyki metalowej, czyli polska edycja objazdowego festiwalu „Metalfest Open Air 2012”. Przypominamy, iż gwiazdą festiwalu jest legendarna grupa Megadeth, obok której zobaczymy m.in. Blind Giardian, Kreator, W.A.S.P. oraz Fear Factory. Dwoma kolejnymi, które dołączyły w ostatnich dniach do line up’u, są: Eluveitie - wyczekiwana w Polsce, światowa gwiazda folk metalu oraz rodzime Acid Drinkers, załoga której fanom metalowego grania przedstawiać chyba nie musimy. Obydwa zespoły zagrają podczas drugiego dnia festiwalu. Inne potwierdzone już grupy to: Heidevolk, Emergency Gate, Totem, Obscure Sphinx, Horrorscope, Heart Attack oraz legenda polskiego metalu, pochodzący z Jaworzna Stos. Do 31 maja możecie kupić karnety w następujących cenach: 3-dniowy - 269 zł 3-dniowy + pole namiotowe VIP (800 miejsc) - 289 zł 3-dniowy + pole namiotowe (2000 miejsc) - 279 zł Bilety jednodniowe w przedsprzedaży w cenie 129 zł do nabycia w sieci Ticketpro na terenie całej Polski oraz na ebilet.pl. W dniu koncertu zapłacicie 149 zł. Bilety kolekcjonerskie do nabycia w: Jaworznie, „Po Schodkach”, ul. Sienkiewicza 9 Krakowie: „Metal Shop”, ul. Długa 13A, „Carton Shop”, ul. Floriańska 36 Katowicach: „All”, ul. Adama Mickiewicza 14 Łodzi: „Strefa Biletów”, ul. Piotrkowska 59 Warszawie: „TicketClub-Traffic Club”, ul. Bracka 25 www.blackcomp.pl - sprzedaż wysyłkowa Szczegółowe informacje na: www.pl.metalfest.eu

TATTOOFEST 6


który od dłuższego czasu pracował nad zupełnie nowymi rozwiązaniami skierowanymi stricte do tatuatorów, ale jakie z pewnością wpłyną na samych potencjalnych klientów i możliwości realizacji ich oczekiwań względem tatuażu. Pokrótce możecie przeczytać o jego projekcie a podczas konwentu przekonać się jak w praktyce wygląda jego wizja współczesnego tatuażu korespondującego z rozwojem technologii. Do konwentu pozostało jeszcze trochę czasu, dlatego nie zdradzamy wszystkich atrakcji zaplanowanych na 7. edycję Tattoofestu. Zachęcam do śledzenia naszej strony, a także profilu na Facebooku, a co najważniejsze do przyjazdu do Krakowa 2-3 czerwca. Do zobaczenia, Ola

P.S. Z ogromną radością możemy już poinformować, iż numer majowy jest pierwszym wydaniem, które ukaże się w wersji rosyjskojęzycznej i będzie dostępne w Rosji oraz na Białorusi. Trzymajcie kciuki za powodzenie projektu!

„Knock Out Productions” zaprasza na ekskluzy wny, jedyny w kraju koncert Amerykanów z LAMB OF GOD. Po blisko dwóch latach przerw y, po genialnym koncercie w Warszawie, grupa wraca do Polski, by promować najnowszy album „Resolution”. Tym razem chłopaki zagrają w krakowskim klubie „Studio” 5 czerwca 2012 roku. Jako gość specjalny w ystąpi zespół Decapitated. Bilety: 89 zł/99 zł www.knockoutprod.net

Czy mieliście już okazję doświadczyć wejścia w świat muzyki alternatywnej, granej na żywo w plenerze oraz sportów ekstremalnych w jednym? I edycja Soundrive Festival Wam to zapewni! Na dwóch scenach wystąpi 12 zespołów z Polski i zza granicy, reprezentujących różnorodne style i gatunki muzyczne z tzw. nurtu alternatywnego oraz jego pogranicza. Znajdziecie tam również strefy gastronomiczne, „miasteczko shoppingowe” oraz inne atrakcje. Ponadto, Kolibki Adventure Park to jedno z niewielu miejsc w Trójmieście, dające szerokie pole do popisu ludziom uprawiającym sporty ekstremalne. Publiczności zapewnione zostaną niezapomniane przeżycia i duża dawka adrenaliny! Data: 14.07.2012 www.festival. soundrive.pl

Redakcja bardzo przeprasza Dawida Andruszkiewicza za użycie i niepodpisanie zdjęć jego autorstwa. Fotografie te znalazły się w 60 numerze magazynu na 59 stronie. www.facebook.com/daanphoto

12 maja w „Underground Pub” w Rzeszowie odbędzie się finał III edycji konkursu na „Najlepszy tatuaż Podkarpacia”, na którą zostaną zaproszeni właściciele najlepszych 10-ciu prac. Zdjęcia swoich tatuaży mieszkańcy województwa mogli wysyłać do końca kwietnia. Podczas imprezy finałowej odbędzie się koncert, a jury nagrodzi 3 osoby. Organizator - Endorfine Studio, www.endorfinestudio.pl TATTOOFEST 7


D

wudziesta edycja imprezy to poważna sprawa. Swoją drogą ciekawe, jak wyglądała jej pierwsza odsłona… Jedno jest pewne, przez lata konwencja we Frankfurcie nad Menem rozrosła się do potężnych rozmiarów. Jest ona nieco inna niż wiele niemieckich, na których bywam. Trudno powiedzieć, na czym polega jej fenomen, może wynika ze specyfiki Zachodnich Niemiec. Zawsze odwiedzają ją tłumy, mimo że obecnie, jednodniowy bilet kosztuje 20 euro, co wbrew pozorom, nawet dla tutejszych mieszkańców nie jest błahostką. Warte wspomnienia jest także to, że każdy z kilkuset prezentujących się tatuatorów znajduje swoich zwolenników. Niestety, stoły wielu z nich uginają się od katalogów pamiętających lata 90. minionego wieku. No cóż, należy chyba pogodzić się z wspomnianym faktem i pocieszyć tym, że artyści pracujący na wysokim poziomie i oferujący autorskie prace są oblegani w podobnym stopniu.

W

podróż do Frankfurtu wyruszyliśmy już w czwartkowy poranek, aby wypocząć przed pierwszym dniem pracy i nabrać zapału do działania. Po przybyciu na miejsce wybraliśmy się do centrum metropolii, by pozwiedzać i przekonać się o istnieniu innych, niż typowych dla okolic konwentu, przeszklonych budynków biurowych i hoteli. Co prawda, starzy „wyjadacze” w postaci Radka i mnie znają już miasto, ale był z nami „świeżak” Kuba, który pierwszy raz odwiedził zagraniczną konwencję i bawił się najlepiej z naszej trójki. Korzystał ze wszystkich atrakcji, które oferowała impreza, od możliwości porozmawiania z wytatuowanymi modelkami - Sabiną Kelly i Miss Ivy, do wmieszania się w tłum licznie przybyłych, niemal całkowicie wytatuowanych Tajwańczyków, pozujących do zdjęć. Piątek zawsze jest rozgrzewką przed kolejnymi dwoma dniami, podczas których następuje kumulacja atrakcji i konkursów. Dlatego, między innymi, wykorzystaliśmy ten dzień do zacieśniania więzi towarzyskich. Wieczór spędziliśmy poznając okoliczne restauracje i parki w asyście Osy i Waldiego, również stałych bywalców tej imprezy, a także z Tofim, Kosą i dobrym znajomym Mauro z włoskiego „Tamata Tattoo”. Polaków we Frankfurcie nigdy nie brakuje, pojawiają się zarówno ci pracujący w lokalnych studiach, jak i po prostu mieszkający gdzieś w okolicy. Poza naszymi rodakami pełno jest tu ludzi z przeróżnych zakątków świata. W tym roku jedną z atrakcji byli wspomniani już Tajwańczycy, przybyli w towarzystwie przesympatycznej tłumaczki, by pokazać

TATTOOFEST 8


Wiosenny make-up ;)

Nieśmiertelny Ski King Ciekawe czy znalazły właścicieli?

Dzielny klient Tofiego

Tegoroczne nagrody Modele z Tajwanu…

…robili furorę!

Jak zwykle na swoim miejscu ;)

Zwiedzanie parku z Mauro, Kubą, Waldim, Tofim, Osą i Kosą Na piątkowej kolacji

TATTOOFEST 9


Tara, Schattenwerk, Niemcy

Florian Karg, Flo-Vicious Circle, Niemcy

swoje mocno wytatuowane ciała. Pokornie brali udział w konkursach, we wszystkich odpowiednich dla nich kategoriach, a także prezentowali się na scenie w grupie. Nie zabrakło też gości ze Stanów Zjednoczonych, dobrze już zadomowionych na europejskich konwentach. Reprezentował ich między innymi Carlos Torres, Steve Soto, Daniel Rocha i Tony Mancia.

„Crazy” przyciągnęła wielu swoich fanów, tak (na szczęście) panie wykazały się większą nieśmiałością i zignorowały konkurs mający wyłonić najseksowniejszy tatuaż. Co do pozostałych atrakcji warto wspomnieć, że okrągłą rocznicę uczczono ogromnym tortem zaprezentowanym na scenie, który potem szczęściarze mogli pałaszować w sali cateringowej.

uwiecznianiu przebiegu konkursów pomagał mi Kuba, więc reporterskie obowiązki wypełniane były całkiem sprawnie, do tego na bieżąco mogliśmy dzielić się wrażeniami i spostrzeżeniami. Niestety, czas rozpoczęcia poszczególnych kategorii nie był znany właściwie do ostatniej chwili, co było problemem dla nas, jak i modeli, licznie zgromadzonych obok sceny. Poziom prezentowanych prac był bardzo różny, a konkurencje dość dziwnie, bo podzielone ze względu na płeć. O ile tutejsza ulubiona kategoria

ak zwykle przyjemnym akcentem były spotkania z ludźmi. Nieobecność jednych zapowiadanych, rekompensował widok tych zupełnie niespodziewanych, wypatrzonych gdzieś w tłumnie. Do tego kilka razy usłyszałam od kogoś, że wybiera się na krakowski Tattoofest, co napełnia nadzieją, że nasze zabiegi mające na celu przyciągnięcie zachodniego widza w końcu zaczynają przynosić rezultaty.

W

TATTOOFEST 10

J

Krysia


Máté Miklós, Niemcy

Steve Soto, Goodfellas Tattoo, USA

TATTOOFEST 11

Indio Reyes, Meksyk Tofi, Ink-Ognito, Rybnik


TATTOOFEST 12

Michele Agostini, Tribal Tattoo, Włochy

Máté Miklós, Niemcy

Horváth Gábor, Your Mind Tattoo, Węgry

Robert Ebner, VooDoo Tattoo, Węgry

Chen, Brave Tattoo, Tajwan

Dzikson, ADHD, Irlandia


TATTOOFEST 13

Randy, Heaven of Colours, Niemcy

Florian Karg, Flo-Vicious Circle, Niemcy

Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Heinz Graynd, Niemcy

Moni Marino, Austria

Cayo, Micromutazioni, WĹ‚ochy


Tofi, Ink-Ognito, Rybnik

TATTOOFEST 14 Giorgio Guido, Magic Tattoo, Włochy

A-Tat Chen, Top Tattoo, Tajwan

Fabio, South Ink Tattoo, Włochy

Gennady Sots, King Colors Tattoo, Dania


Kosa, Art Line, Rybnik

TATTOOFEST 15

Shr-Yung Chen, Brave Tattoo, Tajwan

Szabolcs Oravecz, Dark Art Tattoo, Węgry Andy Shou, Tajwan

A-Tat Chen, Top Tattoo, Tajwan


Michele Agostini, Tribal Tattoo, WĹ‚ochy

Hori Hui, Tajwan

Randy, Heaven of Colours, Niemcy

Max, From Hell Tattoo, Austria

Chen, Brave Tattoo, Tajwan

TATTOOFEST 16


Mini, Tattoos by Mini, Austria

30.03-1.04.2012

Ivan Langella, Love Ink, Włochy

FRANKFURT

20. International TATTOO CONVENTION

Gill, Gill’s Bodyart, Niemcy Eddy, Eddy Tattoo, Litwa

Carlo Formisano, Indelebile Tattoo, Włochy

TATTOOFEST 17

Kosa, Art Line, Rybnik


Tomasz Madej

na swoim blogu i w zaciszu Muzeum Azji i Pacyfiku pokazuje, że nie taki tribal straszny jak go przedstawiają podwórkowi scratcherzy. Wprowadza nas w świat tatuażu etnicznego, gdzie niegdyś magia i moc kryły się w każdej kropli krwi, wbiciu igły, każdej kresce i kropce, a tusz nie znaczył tylko skóry, ale duszę i serce. Rdza: Polska scena tatuażu to firmament, na którym mają okazję zabłysnąć przedstawiciele przeróżnych profesji, muzycy, fotografowie czy dziennikarze. Niezmienie jest to jednak środowisko żywe i kolorowe. Jak w tym wszystkim odnajduje się muzealnik, i co przyciągnęło go w te rejony? Tomasz: Pasja do tatuażu towarzyszyła mi od zawsze, prawdopodobnie była zakorzeniona gdzieś głęboko w mojej podświadomości. Na wierzch wydobyła ją dopiero pierwsza lektura książki H. G. Robleya, poświęconej tatuażowi maoryskiemu. Na sile przybrała podczas studiów w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, by później zmaterializować się w trakcie pracy w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie. Na polską scenę tatuażu przywiodła mnie ciekawość, którą na początku zaspokajałem z perspektywy widza. Sprawy przybrały nieoczekiwany obrót, gdy od Piotra Wojciechowskiego otrzymałem zaproszenie na wystawę jego kolekcji, która była prezentowana podczas konwentu w Gdańsku. Pojechałem i już zostałem… Rdza: Jeszcze wcześniej zacząłeś pisać bloga, dzięki któremu wprowadzasz tatuaż etniczny pod strzechy, pokazując, że tribal to nie tylko krzaki na ramionach osiłków, ale wzory pełne znaczeń. Tomasz: Blog to naturalna konsekwencja moich zainteresowań. Zbierałem materiały do pracy doktorskiej i ogrom megabajtów w komputerze i sterta książek na półce sprawiły, że powstał pomysł podzielenia się zebraną wiedzą z innymi. Tak zrodził się blog o nazwie „Tatuaż Etniczny”, który w moim zamierzeniu miał być zbiorem ciekawostek dotyczących tej, szeroko pojętej tematyki, począwszy od tatuażu w społecznościach tradycyjnych, a skończywszy na jego współczesnych inspiracjach. Rdza: Równie aktywnie działasz w świecie rzeczywistym... Tomasz: Obecność w sieci nigdy nie stanowiła dla mnie treści życia, była tylko środkiem do komunikacji i wymiany myśli z innymi pasjonatami. O wiele bardziej cenię sobie kontakt twarzą w twarz, a ten mogłem TATTOOFEST 18

mieć dzięki pracy w muzeum. I tak, przy poparciu dyrekcji i przy udziale Ambasady Nowej Zelandii powstawały mojej pierwsze imprezy przygotowane dla mieszkańców Warszawy. Ukoronowaniem trzyletniej współpracy była (pierwsza w Polsce) zeszłoroczna wystawa „Moko, Maoryski tatuaż - twórczość Francisa Pottera”. Cieszę się, iż dzięki obcowaniu ze sztuką Francisa, zwiedzający mógł się dowiedzieć, czym jest Ta Moko i jaką wagę przykładają do niego mieszkańcy Nowej Zelandii. Oczywiście, jako młody stażem ojciec nie zapomniałem o najmłodszych. Cyklicznie prowadzę zajęcia z tatuażu maoryskiego, a w tym roku dołożyłem jeszcze tatuaż indonezyjski. Na zajęciach dzieci i ich rodzice się nie nudzą ;). Rdza: Jeśli już jesteśmy przy interesujących przedsięwzięciach, to w ubiegłym roku na Tattoofeście zapoczątkowano nową tradycję - prelekcje i panele dyskusyjne. Do dziś bardzo pozytywnie wspominam słuchaczy i reakcje na mój wykład o wpływie tatuażu na kulturę i sztukę, i nie mogę doczekać się, aż podczas zbliżającej się edycji usłyszę ciebie. Tomasz: Tym razem nic nie stoi na przeszkodzie i na pewno dotrę. Jestem bardzo podekscytowany zaproszeniem od Aleksandry. Melduję się drugiego czerwca w Krakowie i jestem do Państwa dyspozycji. A co do paneli dyskusyjnych i prelekcji uważam, że to dobra droga obrana przez organizatorów polskich konwencji. Cieszę się, że szukają oni nowych rozwiązań na uatrakcyjnienie programu i dotarcie do szerszej publiczności. Tatuaż już dawno wyszedł poza ramy cielesności, inspiruje różnych artystów z wielu dziedzin sztuki. Konwent to dobre miejsce, aby widownia zapoznała się również z ich twórczością. Dzięki takiemu podejściu te eventy zaczynają wymykać się utartej formule, którą niektórzy określają jako impreza organizowana przez tatuażystów dla tatuażystów. Jest to powiew świeżości, nowa jakość nie tylko na polskiej, ale i europejskiej scenie. Tak trzymać. Rdza: Zdradzisz o czym opowiesz w Krakowie? Na twoim blogu i fanpage’u tatuaż etniczny ma dziesiątki twarzy, od zdjęć z podróży, przez wizerunki wytatuowanych kobiet z XIX wieku, po „pokolorowanych” sportowców i prace współczesnych artystów. Tomasz: Specjalnie na Tattoofest przygotowuję prezentację, która związana jest po części z moją pracą doktorską. Kładę nacisk na teraźniejszość, więc prelekcja dotyczyć będzie renesansu tatuażu etnicznego w Europie.

Magiczny wzór tzw.Yant umieszczony na koszuli Suea Yant, Tajlandia


Hand-poking czyli wprowadzanie płatków złota pod skórę, Ferank Manseed

Mentawai hand-tapping, Aman Durga Sipatiti, Indonezja

Pat Dee Wan i jego Sak Yant, Ritual Tattoo, Belgia

Dot Work, Matt Black, Divine Canvas, Anglia Inuickie wyszywanie skóry, Colin Dale, Skin & Bone, Dania

Hand-tapping na nosie, Brent McCown, Tattoo Tatau, Austria

Drewniana szkatułka z trzyczęściowym przyrządem do tatuowania oraz książeczką – wzornikiem, Birma, wł. T. Madej

Maoryskie Hand-tapping, Te Rangitu Netana, Nowa Zelandia

Powrót do korzeni - festiwal w Irlandii

TATTOOFEST 19


Rdza: Tego samego roku spotkała cię jeszcze jedna przygoda, tym razem na Mentawai… Tomasz: Mentawai to moje jądro ciemności, wyjazd który wywrócił całe moje życie do góry nogami. Na wyprawę ruszyłem z Amanem Durgą Sipatiti, właścicielem studia tatuażu w Dżakarcie, stolicy Indonezji. Aman należy do ekipy zajmującej się projektem „Mentawai Tattoo Revival”, który ma na celu dokumentację zwyczajów panującym wśród społeczności zamieszkujących wyspy archipelagu Mentawai, oczywiście z naciskiem położonym na kwestie związane z titi - tatuażem. Naszym celem był „tradycyjny długi dom” położony w wiosce Butui na wyspie Siberut. Oddalony od miejsca naszej zbiórki, portu w Padang na Sumatrze, zaledwie o czternaście godzin płynięcia rozlatującą się krypą, osiem godzin wąską łódką w górę rzeki i pół godziny na piechotę. Tam właśnie spędziłem kilka dni u przywódcy duchowego, szamana Amana Lau Lau. Czas przemieszkany w miejscu, gdzie zwyczaj tatuowania jest praktykowany (mimo interwencji indonezyjskiego rządu) od XVI wieku, był dla mnie bezcenny. W dodatku Aman Lau Lau wykonał dla mnie własnoręcznie kompletny zestaw do tatuowania. Było to jedno z najważniejszych przeżyć, jakich dotąd doświadczyłem. Nazwałbym to moim, antropologicznym obrzędem przejścia. Zestawu do tatuowania nie odstępowałem na krok do końca mojego pobytu w Indonezji. Ostatniego dnia dane mi było usłyszeć jeszcze odgłos uderzania młoteczkiem o trzonek zaopatrzony w igłę, gdy Aman Durga tatuował moje plecy.

Rdza: A twoja tożsamość i ciało? Tomasz: Mapa mojego ciała jest efektem współpracy różnych artystów specjalizujących się w odmiennych technikach. Do tego grona oprócz wcześniej wymienionych osób należy jeszcze David Rudziński z warszawskiego studia „Theatrum Symbolica”. W czeluściach jego pracowni moja skóra „płonęła” po dwakroć. Szczególnie cenię Davida za niesamowity styl pracy, kunszt artystyczny, a może przede wszystkim za ogromną wiedzę, jaką posiadł o świecie, który istnieje poza tym widzialnym. Rdza: A więc wciąż szaman, tylko tym razem z miejskiej dżungli ;). Rozumiem, że to nie koniec i już planujesz kolejne podróże do dalekich krajów i w głąb skóry? Tomasz: Poprzedni rok dał mi nieźle w kość. Nie zdążyłem jeszcze ochłonąć po Mentawai i Irlandii, więc bieżący dedykuję rodzinie i pracy naukowej. Na szczęście, są wciąż miejsca na świecie, gdzie tradycja tatuażu bulgocze od zarania dziejów i w tamtą stronę będę spoglądał planując swoje kolejne podróże. Nie ulega wątpliwości, iż ponownie odwiedzę Amana Lau Lau, a później udam się dalej na wschód do źródła Tatau, gdzie symbolicznie rozpoczęło się wszystko dla nas Europejczyków. Dziękujemy Rdzy za przeprowadzenie rozmowy ;) .

TATTOOFEST 20

Ozdobne zakończenie do tatuażu, kształt ogra Belu, kość zwierzęca, Birma

Rdza: Niewątpliwie tatuaż etniczny w takim natężeniu to nowość na polskiej scenie. Czy zainspirował cię udział w ubiegłorocznej konwencji w Irlandii? Tomasz: Tak, o doświadczeniach z „Traditional Tattoo & World Culture Festival” usłyszałem od Karoliny z „Primitive Tattoo”. Na drugiej odsłonie konwentu stawiłem się już osobiście. To był istny festiwal tatuażu etnicznego. Na polanie, w tzw. magicznym kręgu, ustawione były tipi, jurty i namioty. Pracowali w nich specjaliści od tradycyjnych technik z całego świata. Wszędobylska cisza, brak brzęczenia maszynek i pozytywna energia były ujmujące. Tego nie da się znaleźć nigdzie indziej. Nikt nie prężył muskułów by zdobyć nagrody, a zgromadzeni tam ludzie pojawili się z czystej pasji do tatuowania. Philowi Cumminsowi (The Antahkarna) i Ferankowi Manssedowi (Mudra Ink Family/North Side Tattooz) udało się stworzyć imprezę, która przerosła nawet ich oczekiwania. Wyjazd do Irlandii okazał się dla mnie przełomowy. Przywiozłem stamtąd wspaniałe wspomnienia, nowe przyjaźnie i tatuaże. Pat Dee Wan (Ritual Tattoo, Buksela) wykonał na moim karku tajski motyw Yant Gao Yord. Natomiast Phil i Ferank wykonali mi tatuaż jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem imprezy. Dzięki nim pokochałem maszynki rotacyjne Uncle Roya, bo urzekła mnie ich melodia. Niestety, w tym roku z przyczyn niezależnych od organizatorów, kolejna odsłona imprezy się nie odbędzie.

Rdza: Domyślam się, że powrót do betonowej dżungli był dość trudny, choć i tu tatuaż etniczny zdobywa coraz większą popularność. Co twoim zdaniem ma takiego, że uwodzi i inspiruje? Tomasz: Faktycznie, ciała Polaków nie doświadczyły tatuażu etnicznego w takim stopniu jak te z krajów Europy Zachodniej. W tym zakresie prężnie działa jedynie wspomniana Karolina z „Primitive Tattoo”. Obecnie, nie licząc maszynki, wykorzystuje dwie techniki tatuażu: hand-poking - nakłuwanie skóry igłą oraz hand-tapping, do którego używa się młoteczka i krótkiej rękojeści zaopatrzonej w igły. W zeszłym roku wrócił do Polski Piotr Wojciechowski ze studia „D3XS”, który prezentował na konwentach tatuowanie z wykorzystaniem obiektów ze swojej kolekcji i na pewno w tym temacie nie powiedział ostatniego słowa. Myślę, że nadal pokutuje pogląd, iż tatuaż etniczny jest tak naprawdę tribalem. Niestety, przeciętny mieszkaniec tej betonowej dżungli, jak to pięknie ujęłaś, szuka inspiracji wpisując odpowiednie hasło do przeglądarki. I tak siedząc sobie wygodnie w fotelu, zapoznaje się z tysiącem odpowiedzi na swoje zapytanie. To istny supermarket kultury. Wszystkie wzory stłoczone w jednym miejscu są na wyciągniecie ręki. Źle gdy na tym nasze poszukiwania się kończą i z wydrukowanym zdjęciem Dwayna „The Rock” Johsona bądź Angeliny Jolie wędrujemy do przypadkowego tatuażysty. Żyjemy w globalnej wiosce. Ciało stało się naszą własnością i mamy szeroką gamę środków do jego dekorowania. Dawniej na tatuaż było trzeba sobie zasłużyć, otrzymanie go związane było z pewną obrzędowością, a dziś wystarczy mieć na niego pieniądze. Tradycyjny tatuaż był swoistym kodem, mówił o przynależności plemiennej, randze osoby, jej historii i miejscu skąd przybywa. Niektóre wzory były związane z magią, miały zapewnić nosicielowi ochronę przed chorobami, czy pomyślność na wojnie. Myśląc o takiej pracy, powinniśmy mieć to na uwadze. A co w nim uwodzi? Myślę, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. W przypadku młodych mieszkańców Indonezji czy wysp Oceanii odpowiedz jest oczywista, to część ich dziedzictwa. Natomiast w przypadku mieszkańców Europy, gdzie jedyny autentyczny, ludowy zwyczaj tatuowania był w Bośni i Hercegowinie, musimy już sami odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czy jest to sposób budowania swojej tożsamości, czy pociąga nas jego wieczność i nieschlebianie gustom? Czy może jest to tylko upiększanie ciała, będące naśladownictwem „wzoru cielesności” jaki dostarczają nam współcześnie mass media…

Zakończenie w postaci mitycznej postaci Nata, mosiądz, Birma

Tomasz Madej * Facebook.com/ethnictattoo * Tatuazetniczny.blogspot.com

Tematem przewodnim będą „wzory cielesności”, gdzie pigment przeważnie wprowadzany jest pod skórę za pomocą tradycyjnych metod, a tatuaże inspirowane są motywami pochodzącymi ze społeczności etnicznych, bądź sięgają do bogatej symboliki buddyjskiej. Prezentację zilustruję bogatym materiałem fotograficznym. Uczestnicy spotkania będą mogli zobaczyć na materiale filmowym, jak wyglądają pierwotne techniki wykorzystywane przez współczesnych twórców, np.: hand-tapping, inuickie wyszywanie skóry, meksykańskie scarri-tattoo, czy hand-poking. Przywiozę również część obiektów z mojej prywatnej kolekcji, w tym zestaw do tatuowania z Mentawai. Serdecznie zapraszam.


Rękaw Sakury wykonał Adam Sage, Into You, Anglia

Wojownicy piktyjscy, grafika, XVIII w., wł. T. Madej

Skaryfikacja, grafika, Papua Nowa Gwinea, wł. T. Madej.

Magiczna chwila, kolaboracja na mojej nodze, Phil Cummins i Ferank Manseed

Scaryfikacja, Iestyn Flye, Divine Canvas, Anglia

Peace and love w sanskrycie na palcach Sakury, Flying Swastika - Raoul

TATTOOFEST 21

Ozdobne zakończenie o kształcie Hanumana, postaci z eposu Ramajana, mosiądz, Birma

Aman Lau Lau i Tomasz Madej, Wioska Butui, Wyspa Siberut, Indonezja

Lard Yao Peter i jego „traditional thai prison technique”


TATTOOFEST 22

www.ink-ognito.pl

3D ART TATTOO 3D ART


PROJECTS TF: Opowiedz o swoim projekcie, co cię zainspirowało i jaki jest cel tego działania? Tofi: Zaczęło się tak: po pobieżnym zapoznaniu się z techniką modelowania 3D, postanowiłem rozszerzyć wiedzę o narzędziach oraz całym procesie powstawania tychże modeli, nadawania im odpowiednich kształtów oraz tekstur. Na własną rękę uczyłem się podstaw i oswajałem ze środowiskiem. Gdy poczułem, że robię to z coraz większą łatwością, zacząłem przemycać te formy do swoich projektów. W międzyczasie narodził się pomysł zapowiadanej właśnie wystawy. Przez 10 lat tatuowania przebrnąłem przez wszystkie stylistyki, zarówno w tatuażu czarno-szarym, jak i kolorowym. Wyciągnąłem z tego odpowiednie wnioski i usystematyzowałem tematy, wokół których się poruszam, czyli realizm oraz surrealizm. Zawsze jednak brakowało mi przestrzeni i perspektywy w pracach rysowanych. Dzięki grafice trójwymiarowej zyskałem je, a także osiągnąłem efekt realistycznego światłocienia oraz rozmycia drugiego planu. Tego właśnie potrzebowałem, żeby płaski rysunek stal się fotorealistycznym przedstawieniem autorskiego projektu. Możliwe jest wykorzystanie tego np. w biomechanice, której realistycznego wydania jeszcze nikt nie prezentuje.

Tofiego

raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak tematem tej rozmowy nie były tatuatorskie inspiracje ani ulubione modele maszynek. Przeczytajcie, jaki pomysł zrodził się tym razem w jego głowie i czego będzie dotyczyła wystawa, którą zaplanował na Tattoofest 2012.

TF: Czy uważasz, że w tatuażu jest miejsce na tego typu rozwiązania? Tofi: Tak. Myślę, że świat tatuażu daje nam wiele możliwości i inspiruje do coraz bardziej nowatorskich posunięć. Jestem z natury człowiekiem, który woli chodzić swoimi ścieżkami, a nie kopiować wszystkich dookoła. Lubię być szczery z samym sobą.Ponadto, ciekawość oraz świadomość, że nikt do tej pory tego nie zrobił (i raczej nie zrobi, a jeśli tak, to będzie potrzebował jeszcze umiejętności realistycznego tatuowania), skłoniła mnie do próby wykorzystania na tak szeroką skalę tego, co pokazuję. Nie uważam, że prace bazujące na modelach są mniej rysunkowe, ponieważ sam podczas procesu tatuowania nadaję im miękkości oraz malarskiego stylu, czyli niejako wykorzystuję wszystkie opanowane dotąd umiejętności do stworzenia finalnego produktu, widocznego na ilustracjach. Poza tym, grafiki trójwymiarowe są samowystarczalnymi pracami plastycznymi, które mogę, ale niekoniecznie muszę wykorzystać w tatuażu. TF: Czy nie odbierasz tym samym ducha tatuażu, który z założenia jest rysunkowy? Tofi: Wydaje mi się, że w pewnym stopniu tak, jednak nie przeszkadza mi to. I tak każdy model najpierw szkicuję, a następnie bazuję na powstałym rysunku. Najważniejsze, aby efekt finalny pokrywał się z zamysłem klienta na zrealizowanie jego wizji surrealizmu. TF: Jakie są twoje dalsze plany z tym związane? Tofi: Zamierzona wystawa to ponad 8 miesięcy mojej pracy po nocach, jednak traktuję ją jako wstęp do czegoś większego. Przez ten czas zrozumiałem i uświadomiłem sobie, w jakim kierunku chciałbym pójść dalej. Widząc kolejne, pozytywne efekty moich działań i ich przełożenie na tatuaż, mam mnóstwo świeżych pomysłów. Nauczyłem się również, że istnieją pewne ograniczenia, ale jest także sporo nowych rozwiązań do wykorzystania. Chciałbym stworzyć również coś na kształt seminarium dla osób, które byłyby zainteresowane tą stylistyką, ale od strony metodyczno - logistycznej mam dopiero sprecyzowany ogólny zarys tego typu zajęć. Posiadam również sporą kolekcję instruktażowych materiałów filmowych, które są w stadium montażu oraz publikacji.

TATTOOFEST 23


Johannę Thor

mogę śmiało wpisać na listę artystów, z którymi zrealizowanie materiału niesamowicie rozciągnęło się w czasie. Wpadła mi w oko ponad rok temu na konwencie tatuażu w Mediolanie i od tamtej pory próbowałyśmy coś wspólnie stworzyć. W końcu zmobilizował nas jej zapowiedź przylotu do Krakowa. Jestem pewna, że podczas 7. edycji Tattoofestu znajdzie wśród Was zwolenników swojego zabawnego, ilustratorskiego stylu. Krysia

TF: Każdy zaczyna od opowiedzenia nam swojej historii… Johanna: Rysowałam od dziecka, więc wybranie kariery tatuatorki nie było niczym dziwnym dla mojej rodziny. Sądzę, że domyślali się, co będę robić w przyszłości jeszcze zanim ja to odkryłam, bo namiętnie bazgrałam po ramionach mojego brata (biedny chłopak, ha, ha). W końcu, ostatniego dnia szkoły, kiedy miałam skończone 18 lat, udałam się do

TATTOOFEST 24

sztokholmskiego „Tattoo Zone” i zapytałam właściciela Nobyego, czy zgodzi się przyjąć mnie na praktykę. Zaczęłam w sierpniu 2001 roku. Spędziłam tam mniej więcej 8 miesięcy. Noby już na początku zaznaczył, że nie mogę zostać u niego na dłużej. Jestem mu wdzięczna, bo pomógł mi wejść w ten biznes. Następnie, przez 2,5 roku pracowałam w „street shopie” w Södertälje, a jesienią 2004 otworzyłam „Bluebird Tattoo”.


TF: Powiedz parę słów o tym miejscu. Johanna: Studio znajduje się w centrum małego miasteczka Västerås. Przewinęło się przez nie wielu tatuatorów, a obecny skład to Wez, Dalmiro i ja. Panuje u nas luźna atmosfera, nie lubimy stresu, za to kochamy swoje zajęcie. Gdy tylko pojawia się jakiś problem, staramy się natychmiast go rozwiązać. Jesteśmy bardziej jak rodzina niż współpracownicy. Wszyscy często podróżujemy, co oznacza, że zdarza mi się pracować osobno, ale nie mam nic przeciwko temu, każdy potrzebuje czasem odrobiny samotności. TF: Czy podróżujesz tylko „służbowo”? Jakie kraje odwiedzasz? Johanna: Staram się wyjeżdżać tak często, jak tylko mogę. Lubię poznawać nowe miejsca i ludzi. Byłam już na południu Afryki, w Peru, Kanadzie, Danii, Finlandii, Norwegii, Hiszpanii, Anglii… Kolekcjonuję tatuaże i często odwiedzam znajomych tatuatorów lub niesamowitych artystów, których styl mnie fascynuje. Uważam, że to najlepsza droga do uzyskania dobrego tatuażu i świetnych wspomnień. Jestem trochę jak chodzący pamiętnik. TF: Co powiesz o pracach, które oferujesz ludziom? Johanna: Nie trzymam się sztywno zbyt wielu zasad. Nigdy nie uczęszczałam do szkoły artystycznej, byłam za to na kilku kursach rysunku. Narzucanie wytycznych odnośnie twórczości jest dla mnie czymś nienaturalnym, chociaż wydaje mi się, że to podejście dotyczy również innych dziedzin. Ogólnie nie przepadam za przestrzeganiem reguł. Uważam, że do wykonania tatuażu konieczny jest dobry kontakt z klientem i znalezienie wspólnego języka. Wtedy rysując dla tej osoby czujesz się wolny i możesz stworzyć naprawdę wspaniałą pracę. Tak właśnie działa mój mózg. Najbardziej odpowiada mi, gdy ludzie przychodzą z luźnym pomysłem, który mogę rozbudować według swojej wizji i oczywiście, gdy dostaję wolną rękę. Nie potrafię scharakteryzować moich tatuaży, na ten temat powinni wypowiedzieć się raczej inni. Po prostu robię to, co czuję. Niektórzy twierdzą, że przemycam sporo elementów humorystycznych… Myślę, że mogę się z nimi zgodzić.

TF: Jaka więc była najzabawniejsza rzecz, którą wytatuowałaś? Johanna: Hmmm, miałam okazję wykonać samochód na przyrodzeniu znajomego. Mój chłopak pomagał mi naciągając skórę! To był wyjątkowo szalony wieczór, śmialiśmy się przez cały czas! Wszyscy faceci w studiu byli przerażeni i odwracali wzrok. TF: Co gwarantuje powstanie tatuażu, z którego będziesz zadowolona? Johanna: Ważne, by mój dzień zaczął się najlepiej jak to możliwe. Podstawa to dobry sen i pożywne śniadanie, a druga rzecz, to dobrze przygotowany projekt. TF: Poza tatuażem, spełniasz się jeszcze poprzez graffiti… Johanna: Przedstawianie obrazów przy użyciu farby w sprayu jest moją kolejną pasją. Nie jestem w tym mistrzynią, ale uwielbiam ten rodzaj twórczości. Robię to podczas każdej podróży. Swego czasu dużo malowaliśmy z Punko, świetnym artystą i tatuatorem z Barcelony. TF: Jesteś również ilustratorką książek dla dzieci, opowiedz o tym. Johanna: To prawda. Uwielbiam tatuować, ale (nie zrozumcie mnie źle) chciałabym zajmować się także wieloma innymi rzeczami. Jedną z nich jest właśnie tworzenie ilustracji. Pewna pisarka skontaktowała się ze mną w tej sprawie, nie wahałam się ani chwili i zaczęłam od razu. Aktualnie jesteśmy w trakcie pracy nad drugą książką i mamy przy tym sporo zabawy. Któregoś dnia zamierzam zrealizować w całości autorski projekt. TF: Bardzo cenimy szwedzką scenę tatuażu, a co ty o niej sądzisz? Johanna: Nie wiem czy tutejsza scena jest większa czy lepsza niż w innych częściach świata, jednak uważam, że wciąż wiele brakuje nam do artystów z innych krajów, np. z Singapuru. Są naprawdę dobrzy i moim zdaniem wyprzedzają wszystkich, choć oczywiście Szwecja również ma niezłych TATTOOFEST 25


www.bluebird-tattoo.com www.facebook.com/johanna. thor.Bluebird.Tattoo.est04

TATTOOFEST 26


tatuatorów tworzących prace na wysokim poziomie. Brakuje tu jednak czegoś niekonwencjonalnego. Mniej zasad, więcej wolności! TF: Domyślamy się, że twoje podróże obejmują również konwencje tatuażu. Świadczy o tym choćby twój przyjazd do Krakowa. Johanna: Tak, staram się uczestniczyć w jak największej ilości takich imprez. Głównie odwiedzam te poza Szwecją, ale z tutejszych mogę polecić „Stockholm Ink Bash”, to naprawdę świetne wydarzenie. Przyjazd do was będzie moją pierwszą wizytą w Polsce i jestem bardzo podekscytowana. Wiem, że czeka mnie wiele nowych rzeczy do zobaczenia i niesamowita zabawa! Dzielę boks z Evą Schatz, dlatego

już mogę być pewna, że konwencja się uda :). W przerwach w pracy na pewno będę krążyć poszukując inspiracji i podziwiać dokonania innych artystów. Przylecę już w piątek, więc postaram się zwiedzić Kraków i zrobić dużo zdjęć. Słyszałam, że to cudowne miasto. Chciałabym również pojechać do kopalni soli w Wieliczce. Nie mogę się już doczekać! Całkiem pokaźna ilość osób mówiła mi, że wasz kraj ma wiele do zaoferowania w kwestii sceny tatuażu. Cieszy mnie wizja poznania ludzi, od których będę mogła nauczyć się czegoś nowego. Myślę, że artysta nie powinien być w pełni zadowolony ze swoich prac, przecież zawsze można postawić sobie poprzeczkę trochę wyżej. Do zobaczenia!

TATTOOFEST 27


K r ysia TATTOOFEST 28

fot. Katarzyna Myia Piotrowska

Z aw s ze ciesz y m y się, g scenie d y na p pojaw ia olsk iej się now r ej do k o a pos t a nania m ć , k tóo ż na o b mimo s ser wow zer ok ie a j ć. Po do s t ęp ilości śm no ś c i s ia pr zę t u k r ok i w łków s t aw iając i ych pier d w s ze sz y ldem omow y m zac is zaprz y ja z c zęs t o źnioneg u lub pod k t oś t a o s t udia, n k i w p ad k ilku m ie a nam w iesiąca oko. Po ch w ir t nia do ualnego „V zagląda śmy, że ini Tat t oo” z de c y d na owały w iać z je dszedł czas, ab y p o r go w o z ma Koniecz łaścicielem, Paw nym. ł em

TF: Co działo się z tobą, zanim dałeś o sobie usłyszeć? Vini: Siedziałem w moim studio i szlifowałem warsztat. Przez długi czas uważałem, że jestem po prostu zbyt słaby technicznie, aby pokazywać się szerszemu gronu. Podchodzę do swoich prac bardzo krytycznie, co też mnie blokowało. Tak naprawdę, gdyby nie garstka znajomych i moja żona, to nadal pracowałbym w przysłowiowych czterech ścianach. TF: Do kogo zwracasz się po zawodową radę? Vini: Jestem samoukiem i obserwatorem. Pamiętam moment, gdy szukałem tatuażysty, który zrobiłby mi rękaw i równocześnie człowieka, którego prace poruszyłyby mnie tak bardzo, że chciałbym się od niego uczyć. W końcu trafiłem do Bartka Konwińskiego. Tatuowanie się u niego i wspólne rozmowy bardzo


Jes tem samoukiem m. i obserwatore Pamiętam moment, gd y szukałem ry ó tatuażys ty, kt w ka rę i m y iłb b o zr ie i równocześn rego ó kt , ka człow ie ył yby prace porusz , zo rd mnie tak ba ę si ym że chciałb ć. zy c u o od nieg

mi pomogły. Analizowałem jego twórczość, wyciągałem wnioski i dużo pracowałem. Bardzo liczę się ze zdaniem jego i innych artystów, którzy według mnie mają dużą wiedzę na ten temat. TF: Czy „Vini Tattoo” to jednoosobowa działalność? Opowiedz o funkcjonowaniu studia. Vini: Zbudowałem je od podstaw wraz z żoną. To właśnie ona kupiła mi pierwszy profesjonalny sprzęt i zabrała do swojego rodzinnego miasta Wałcza, w którym nie działało żadne studio. Początki były bardzo trudne. Poświęciliśmy się całkowicie, aby stworzyć miejsce, w którym panuje dobry klimat. Na co dzień wzajemnie sobie pomagamy, jednak role są podzielone. Ja zajmuję się tatuażem i sprawami związanymi ze sztuką, a Kasia całą resztą. Jesteśmy jedynym profesjonalnym studiem w okolicy. Do „Vini Tattoo” trafiają przeważnie miejscowi. Wałcz jest niewielki, ma około 30 tysięcy mieszkańców, ale to miasto młodych i bardzo szybko się rozwija. Mamy też stałą grupę klientów przyjeżdzających spoza granic naszego kraju, którzy zostawili tu rodziny i wyruszyli na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia. Ogólnie miasto jest bogate, a ludzie idą z duchem czasu, nie żałują sobie na przyjemności, chcą być modni i oryginalni. TF: A ty nie myślałeś o tym, aby wyjechać? Vini: Jasne, że tak. Dostałem już kilka propozycji, ale to jeszcze nie to, na co czekam. Mam rodzinę i muszę myśleć o moich bliskich. Z natury jestem domatorem i lubię swój kraj. Obietnica wysokich zarobków jest bardzo kusząca i wiem, że gdzieś indziej mógłbym lepiej żyć. Na razie jest mi jednak dobrze i nie mam powodu, aby coś zmieniać. Wiem, że przyjdzie taki moment, w którym wyjedziemy, ale na razie nic nie planuję. TF: Różnorodność twoich prac wymusza pytanie, w jakim kierunku będziesz podążał? Vini: Na dzień dzisiejszy nie potrafię do końca na nie odpowiedzieć. Nie zawsze trafiają mi się projekty, które tatuuję z radością. Czuję się w miarę dobrze w każdym stylu, aczkolwiek najbardziej lubię malarskie, kolorowe i czarno-szare tatuaże. Wydaje mi się, że będę szedł raczej w tą stronę. A jeśli chodzi o różnorodność moich prac, to jest to podyktowane oczekiwaniami klientów. TF: Wykonywanie jakich tatuaży przychodzi ci najswobodniej? Vini: Czarno-szare są dla mnie pewnego rodzaju relaksem, robiąc je odpoczywam. Przede wszystkim nie muszę myśleć tak dużo jak przy kolorach. Kładę po prostu gradienty i zostawiam wolne miejsca.

TF: Co uważasz za swoją mocną stronę? Vini: Myślę, że moją najlepszą i zarazem najgorszą cechą jest upór, czasami nie potrafię odpuścić. Przez to jestem pracoholikiem. Może nie w stopniu zaawansowanym, ale wszystko przede mną. Nie lubię dni przymusowo wolnych od pracy. Moje studio to moje życie i cieszę się, że mogę robić to, co kocham i co sprawia mi przyjemność. TF: Zdaje się, że talent plastyczny nie jest twoim jedynym? Vini: Tak, od najmłodszych lat kręci mnie muzyka. Obecnie gram na 4 instrumentach i tworzę utwory za pomocą programów komputerowych. Podobnie jak tatuaż, jest to dla mnie bardzo ważne, dlatego w wolnych chwilach sięgam po gitarę i robię hałas ;). TF: Myślisz, że tatuowanie czaszek może ci się kiedyś znudzić? Vini: Raczej nie! Lubię je w każdej postaci, zwierzęce i ludzkie… Zwłaszcza ludzkie. W tej „martwej naturze”, jak w żadnej innej, jest ukryta jakaś mistyczna moc. Myślę, że każdy tatuator chętnie je obrazuje i w swoim życiu wykonał ich już bardzo wiele. Poza nimi, wielką frajdę sprawia mi oddawanie podobieństwa ludzkich twarzy. TF: Gościnne tatuowanie. Czy to dla ciebie coś obcego? Vini: Nie, co prawda takich okazji było niewiele, ale to tylko ze względu na ciągły brak czasu. Dość często zdarza nam się jeździć do Koszalina do zaprzyjaźnionego studia „Electric Anchor”. Takie spotkania to świetna sprawa. Wymieniamy się z chłopakami doświadczeniami, spostrzeżeniami i tworzymy ciekawe rzeczy. Jestem bardzo otwarty na tego typu doświadczenia. Lubię nawiązywać nowe znajomości i pracować, bawiąc się przy okazji. TF: Jeszcze do niedawna konwencje tatuażu wydawały ci się mało interesujące. Dlaczego zmieniłeś zdanie? Vini: Na festiwale jeździłem podziwiać tych, którzy robią kosmiczne prace i podpatrując wyciągałem wnioski. Jak już wspominałem, byłem za słaby żeby się pokazywać. Zawsze sądziłem, że nie odnajdę się w takich warunkach. Chyba obawiałem się, że nie dam rady. Pierwszy raz, za namową Mr. Lucky’ego, wystawiłem się w Poznaniu. Zaproponował podzielenie się boksem, a ja się zgodziłem. Tam poczułem klimat i przyznam, że mi się spodobało. To chyba najwyższy czas, żeby wyjść do ludzi, świadczy o tym też ten wywiad. Dziękuję!

TATTOOFEST 29


Facebook: Pawe

TATTOOFEST 30

y ł Vini Konieczn


TATTOOFEST 31




Jeżeli przepadacie za realizmem w tatuażu, powinniście zwrócić uwagę na dokonania Silvano Fiato. Przeglądając portfolio tego włoskiego artysty miałam wrażenie, że niektóre ze sportretowanych przez niego osób zaraz coś powiedzą, albo przynajmniej się poruszą. Jednak, zdaniem naszego rozmówcy, dobra, realistyczna praca nie opiera się wyłącznie na prawidłowym odwzorowaniu i sporej ilości szczegółów. Na czym jeszcze? Dowiecie się z poniższego wywiadu.

Karolina

TF: Od czego zaczniemy? Silvano: Może od tego, że uwielbiam sztukę, a rysunek i malarstwo były obecne w moim życiu od zawsze. Ze światem tatuażu zetknąłem się około 10 lat temu, a 4 lata później otworzyłem studio w Genui we Włoszech i nazwałem je „Eternal Tattoo”. Kiedy po raz pierwszy w ręce wpadł mi magazyn o tatuażach i zobaczyłem realistyczne prace stworzone przez wspaniałych artystów, zakochałem się w tej formie twórczości. Poczułem, że projekty, które dotychczas wykonywałem na papierze, chcę przenosić na skórę. TF: Co cię tak ujęło w realizmie? Silvano: Zdecydowałem się na tatuowanie w tym stylu, ponieważ moim zdaniem jest on najbardziej ekspresyjny i ekscytujący. Każdego dnia staram się poprawiać swoje umiejętności i małymi kroczkami próbuję zbliżyć się do perfekcji.

TATTOOFEST 34


TF: Na jakie istotne elementy zwracasz uwagę pracując? Silvano: Staram się uchwycić duszę tatuowanego motywu. Moim celem jest wzbudzenie emocji i zrobienie wrażenia na odbiorcy. Chcę, by tatuaż był czymś więcej niż tylko wzorem na skórze. Nie posiadam ulubionych tematów. Wszystko może zostać przedstawione w piękny, niepowtarzalny sposób. Podczas tworzenia portretu najważniejszy jest dla mnie dobór odpowiedniego zdjęcia, na podstawie którego powstanie tatuaż, właściwe umiejscowienie projektu oraz pełne zaufanie klienta. Na szczęście, na to nie mogę narzekać. Trafiające do mnie osoby mają dobre podejście, wierzą w moje możliwości i umiejętności oraz słuchają rad. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. TF: Współpracujesz z innymi artystami? Silvano: Zawsze byłem wybredny w dobieraniu współpracowników. Chcę być otoczony profesjonalistami, którzy poważnie podchodzą do wykonywanego zawodu. Właśnie takimi osobami się otaczam, dlatego w naszym studiu panuje świetna atmosfera. TF: Wspomniałeś na początku coś o zamiłowaniu do malarstwa… Silvano: Tatuowanie jest moją największą pasją, wkładam w nie całe serce i poświęcam tak dużo czasu, jak tylko mogę. Jestem fanem wszelkich form sztuki, ale tym, co zaraz po tatuażach pociąga

mnie najbardziej, jest właśnie malarstwo. Niestety, obecnie jestem niezmiernie zapracowany. Mam wielką nadzieję, że pewnego dnia będę mógł znowu poświęcić się temu rodzajowi twórczości. TF: Jak oceniasz włoską scenę tatuażu? Silvano: Bardzo rozwinęła się w ostatnim czasie, szczególnie pod względem artystycznym. Ten kraj zaczyna liczyć się w branży, głównie właśnie dzięki pracom realistycznym i wielu utalentowanym osobom. TF: Do czego dążysz? Silvano: Moim głównym celem jest zaprezentowanie całemu światu wykonywanych przeze mnie tatuaży i efektów innych, kreatywnych działań. Od tego roku zamierzam uczestniczyć w wielu konwentach, zarówno we Włoszech, jak i poza nimi. Jestem skromnym, nieskomplikowanym człowiekiem o wielkich chęciach i ambicjach. Uważam, że w życiu od każdej napotkanej osoby można się czegoś nauczyć. Zawsze aspirowałem do bycia najlepszym w tym, czym się zajmuję. Daje mi to siłę do samodoskonalenia i podnoszenia poprzeczki coraz wyżej. TF: Słowo na koniec. Silvano: Bardzo dziękuję ekipie „TattooFestu” za chęć zrealizowania tego materiału. Dziękuję również wszystkim osobom, które od zawsze wierzyły w moje możliwości.

Facebook: Silvano Fiato ternaltattoostudio.com w.e ww

TATTOOFEST 35


TATTOOFEST 36


TATTOOFEST 37




Pracoholik, podróżnik, eksperymentator - te słowa automatycznie nasuwają się podczas próby opisania naszego rozmówcy. Chociaż sam nie tatuuje, jest silnie związany z tym środowiskiem. W swojej twórczości stawia na różnorodność i swobodę. Przed Wami obszerny wywiad z Ramonem Maidenem. Karolina

TATTOOFEST 40


TF: Jak rozpoczęła się twoja artystyczna kariera? Ramon: To była bardziej kwestia przypadku niż wola poświęcenia się sztuce. Chociaż malowałem od małego, nigdy nie myślałem, że w przyszłości stanie się to czymś poważniejszym i nabierze profesjonalnych wymiarów. Z wykształcenia nie jestem artystą tylko pracownikiem socjalnym i do dzisiaj łączę te dwie dziedziny. Nazywam to przypadkiem, bo nic co jest związane z Ramonem Maidenem jako artystą nie było zaplanowane. Sukces i akceptacja to dla mnie spore zaskoczenie. Tworzenie zawsze było dla mnie wewnętrzną potrzebą, sposobem na wyrażenie siebie i rozładowanie napięcia. Nigdy nie myślałem o uzyskiwaniu czegokolwiek w zamian. Trudno mi określić, jak i kiedy dokładnie rozpoczęła się moja przygoda ze sztuką. Mam wrażenie, że to wszystko trwa od niedawna i wiem, że przede mną jeszcze długa droga. TF: Jakie są twoje najwcześniejsze wspomnienia związane z twórczością? Ramon: Jak mówiłem, sięgają one czasów dzieciństwa. Pamiętam, że dekorowałem wszystkie moje podręczniki i przybory szkolne. Wciąż posiadam niektóre rysunki z tamtego okresu. TATTOOFEST 41


TF: Tworzysz mnóstwo różnych rzeczy: figury, t-shirty, ozdabiasz drewniane modele dłoni, malujesz obrazy… Powiedz nam o źródłach twoich inspiracji. Czy jest jakaś osoba, która ma wpływ na to, czym się zajmujesz? Ramon: Moje pomysły i inspiracje są bardzo dynamiczne i zmienne, tak samo jak techniki, którymi się posługuję. Staram się nie skupiać przesadnie na niczym konkretnym, korzystam z wielu źródeł, a swoje doświadczenie wzbogacam poprzez eksperymenty. Praca socjalna, zamiłowanie do podroży, historia mojej rodziny, kultura wizualna… Wszystko to jest bardzo różnorodne, dzięki czemu mój zakres twórczy jest naprawdę szeroki. Nie jestem w stanie wymienić jednej osoby, która na mnie wpływa. Muszę jednak wspomnieć o mojej matce. Jest bardzo kreatywna, zachęcała mnie do tworzenia i wspierała moją pasję. TF: Przy pracy stosujesz wiele technik. Powiedz nam więcej o twoich ulubionych narzędziach. Ramon: Staram się eksperymentować z różnymi technikami i udoskonalać je. Chętnie poznaję nowe metody. Ostatnio często miksuję akwarele z markerami, przez co uzyskuję spójny i mocny efekt. Używam też barwników roślinnych, które mieszam z wodą, kwasami, barwnikiem mątwy i ośmiornicy. Wygląda to bardzo ciekawie. Jakiś czas temu zacząłem malować na drewnie, to pracochłonne, ale bardzo satysfakcjonujące. Interesuje mnie również wszystko, co jest związane z ponownym użyciem zapomnianych przedmiotów: starych czasopism i plakatów, obrazów religijnych, przestarzałych akcesoriów wojskowych. TF: Często tworzysz prace na wzór tatuatorskich projektów. Nie zastanawiałeś się nigdy nad podążeniem w tym kierunku? Ramon: Prawdę mówiąc, proponowano mi to wiele razy. Jednak moim zdaniem energia potrzebna do tatuowania różni się od tej używanej w innych dziedzinach. Nie wykluczam tej możliwości, ale to jeszcze nie jest właściwy moment. Jestem związany ze światem tatuażu od dawna. Mam przyjaciół w tej branży. Moja sztuka, ze względu na jej treść i odniesienia, zawsze była dobrze przyjmowana w tych kręgach. Miałem przyjemność współpracować z wieloma artystami, studiami, konwencjami i czasopismami. TF: Jakich artystów podziwiasz? Ramon: Tatuaże są dla mnie sztuką. Śledzę poczynania wielu osób, które je wykonują i jednocześnie są bardzo dobre w innych dziedzinach. Lola Garcia, Seth Wood, Cris Cleen, Annie Frenzel, Sebastian Domaschke, Matthias Boettcher czy Amina Charai to doskonali tatuatorzy oraz wielcy artyści. Spośród nieżyjących twórców szczególnie podziwiam Alfonsa Muchę i Daliego. Cenię ich za przesłanie i ze względu na specyfikę ich historii osobistych.

TATTOOFEST 42

TF: Jesteś stuprocentowym pracoholikiem czy raczej zdarza ci się leniuchować? Ramon: Zawsze mam jakieś zajęcie. Bardzo to lubię i nie wyobrażam sobie, że mógłbym tak po prostu nic nie robić. Jestem osobą aktywną, zorganizowaną i dążę do osiągnięcia perfekcji we wszystkim. To pozwala mi być produktywnym. Osiem godzin dziennie poświęcam się społecznie, drugie tyle spędzam w moim atelier. Na szczęście nie jestem miłośnikiem snu. Nawet gdy nie pracuję fizycznie, mój umysł działa na wysokich obrotach. Podczas podróży wykorzystuję każdą wolną chwilę by rysować: na lotnisku, w samolocie, pijąc kawę, w parku. Wszystkie miejsca są dobre. TF: Co uważasz za swój największy sukces na polu artystycznym? Kiedy czujesz, że to, co robisz, ma sens? Ramon: Właściwie nie przywiązuję zbyt dużej wagi do tego, co na mój temat mówią ludzie, aczkolwiek odczuwam satysfakcję, gdy ktoś docenia moje prace. Często dostaję propozycje dotyczące publikacji na blogach, w czasopismach, czy na stronach internetowych. To bardzo przyjemne. Jest mi niezmiernie miło, gdy słyszę pochwały od ludzi, których sam podziwiam. Niedawno napisano o mnie krótki artykuł w wydaniu internetowym „Juxtapoz”, publikacji, którą śledzę od dawna. Sprawiło mi to dużą radość. Moje prace były wystawione również w Stolen Space Gallery w Londynie, jednej z moich ulubionych galerii. Poza tym, największą nagrodą jest dla mnie możliwość robienia tego, na co mam ochotę. Moja swoboda twórcza nie jest w żaden sposób ograniczana. TF: Jak przez lata zmieniała się twoja kariera i jakiego rodzaju projektami zamierzasz zająć się w najbliższej przyszłości? Ramon: Moja kariera jest raczej nietypowa. Podążam za własnymi zainteresowaniami i nie poddaję się standardom. Od paru lat często angażuję się we współpracę z innymi artystami. Niedawno rozpocząłem projekt z Vanessą (Miss Van), francuską artystką, która mieszka w Barcelonie. Jestem otwarty na takie działania, jeśli projekt wydaje mi się ciekawy. W tym samym czasie zacząłem też pracę nad książką z wydawnictwem Error Design. Jeśli chodzi o przyszłość, mam już ustaloną datę mojej wystawy w nowojorskiej galerii Mighty Tanaka, odbędzie się ona w 2013 roku. TF: Jak radzisz sobie z krytyką? Ramon: Przyjmuję ją dobrze pod warunkiem, że jest oparta na wiedzy i szacunku. W sztuce jest miejsce na tysiące możliwych interpretacji i to miłe, gdy ludzie wyrażają swoje zdanie. Jestem samoukiem i niektóre moje techniki nie są zbyt wyrafinowane. Opanowałem je metodą prób i błędów, dlatego wszelkie konstruktywne uwagi są mile widziane. Zresztą, sam jestem swoim najostrzejszym krytykiem i moje wysokie wymagania to prawdziwa via crucis. Gdy kończę jakąś większą pracę, zawsze pytam o zdanie moją mamę.


TF: Czy zdarzyło ci się wątpić w siebie? Ramon: Myślę, że wątpliwości i refleksja są częścią artystycznego rozwoju. Wielokrotnie zastanawiałem się czy to, co robię jest słuszne czy nie. Fakt, że sztuka nie jest moim jedynym zainteresowaniem i mogę łączyć życie zawodowe z innymi dyscyplinami, daje mi swobodę w tworzeniu. Zazwyczaj nie pracuję dla kogoś, przez co nie odczuwam żadnej presji. TF: A co w sytuacji, kiedy brak ci weny? Jak sobie z tym radzisz? Ramon: Podróżuję. Nie ma nic bardziej wzbogacającego i pobudzającego niż poznawanie innych kultur, artystów i miejsc. Na szczęście moja praca pozwala mi na regularne wyjazdy, dlatego staram się odwiedzać inne kraje co najmniej dwa razy w miesiącu. Moi przyjaciele są rozproszeni po całym świecie i zawsze znajduję jakiś pretekst, żeby ich odwiedzić. Regularnie bywam w Nowym Jorku, Londynie, Berlinie, Kopenhadze. Mam tam moje ulubione zakątki, księgarnie, muzea, rynki, biblioteki, kafejki, restauracje. Znajduję tam idealną scenerię i materiały do nowych projektów. TF: Nowy Jork lubisz chyba najbardziej. Na twoim profilu na Facebooku możemy zobaczyć wiele jego zdjęć. Co cię w nim pociąga? Ramon: W Nowym Jorku mieszkałem przez pewien okres i obok Barcelony jest to miasto, które oferuje mi najwięcej. Jest niewyczerpanym źródłem inspiracji oraz domem dla wielu artystów, których podziwiam i szanuję. Mieszkam w Barcelonie, ale staram się wymykać tam dwa razy w roku. Niemniej jednak, nie jest to najlepsze miejsce do mieszkania na stałe. Tempo życia jest tam bardzo intensywne i lepiej przyjmować je w małych dawkach. TF: Parę słów na zakończenie? Ramon: Wierzę, że w sztuce, jak i w wielu aspektach życia, wszystko jest dozwolone, jeśli robisz to co chcesz i czujesz się z tym dobrze. Pomimo pewnych ograniczeń i ciężkiej pracy wiem, że prowadzę życie, jakie sobie wymarzyłem. Dla mnie sztuka jest czymś niezbędnym, od osiągnięć i poklasku bardziej cenię sam proces twórczy i możliwość rozwoju. www.ramonmaiden.com www.ramonmaiden.tumblr.com

TATTOOFEST 43


TATTOOFEST 44


TATTOOFEST 45


M

ajowy numer to ostatnia okazja, by przed krakowską konwencją wziąć pod lupę przybywających do nas artystów. W tym wydaniu całkiem przypadkowo padło na trójkę pochodzącą ze Szwecji. Poznajcie braci Pedersen - Jonasa i Jacoba. Chłopcy pracują w zupełnie odmiennych stylach, co czyni ich duet jeszcze bardziej interesującym. Krysia TF: Który z was pierwszy zajął się tatuowaniem? Jonas: Nie wydaje mi się, że kiedykolwiek zacząłbym, gdyby nie mój brat. Po półrocznej praktyce wykonał na mnie kilka prac. Byłem w tamtym okresie bezrobotny i często zaglądałem do studia, w którym pracował, nie tylko po tatuaże, ale i w celach towarzyskich. W końcu złapałem tam posadę. Pewnego dnia tatuator, który uczył Jacoba zapytał mnie, czy mógłbym coś naszkicować i czy chciałbym zająć się robieniem tatuaży. Pomyślałem: „człowieku, ja nie potrafię rysować!”. Mimo tego czułem, że powinienem spróbować. Moja przygoda z maszyną trwa 4 lata, mam jednak świadomość, że ciągle muszę się uczyć. Jacob: Moim marzeniem było zostanie malarzem lub fotografem. W latach 90. znałem ludzi, którzy robili tatuaże, ale nie miałem o tym zbyt dobrego zdania. Sam zainteresowałem się tematem 10 lat później. Chciałem sprawdzić, czy mam jakąkolwiek szansę w tym zawodzie i zacząłem rozglądać się za studiem, w którym mógłbym zahaczyć się jako praktykant. Po niecałym roku udało mi się znaleźć idealne miejsce. Spędziłem tam 3 lata intensywnie ucząc się podstaw tatuowania i prowadzenia studia. Mój nauczyciel kazał mi dużo rysować, dzięki czemu wyrobiłem rękę. Po mniej więcej roku Jonas zajął się sprzątaniem lokalu, w którym pracowałem. Resztę już znacie… TATTOOFEST 46

TF: Wasze style bardzo się różnią. Opowiedzcie o tym, co tworzycie. Jonas: Postawiłem na traditional. Rysowanie tego typu motywów zawsze wydawało mi się prostsze do nauczenia niż innych. To oczywiście nie oznacza, że chcę iść na łatwiznę. Staram się, aby moje szkice były pomysłowe i oryginalne. Na tą chwilę jestem wkręcony w amerykański klimat, czyli Indian, tipi i tomahawki. Inspiruje mnie mnóstwo rzeczy, ale np. ostatnio nie mogę pracować, gdy z głośników nie słyszę grupy „Ultralyd” - norweskich, awangardowych rockmanów. Tak, powinnyście napisać, że muzyka niesamowicie mnie nakręca! Bardzo duży wpływ ma na mnie to, co widzę w sieci. Każdego dnia spędzam co najmniej godzinę lub dwie na wyszukiwaniu i obserwowaniu dokonań innych. Jacob: Moje tatuaże można nazwać graficznymi… Głównym źródłem pomysłów są obrazki znalezione w internecie. Czasami są to zdjęcia zwierząt czy kobiecych twarzy, innym razem zaglądam do świata lalek czy Mangi. Myślę, że to moja wrodzona wrażliwość skłania mnie ku tym motywom. Zawsze staram się być uczciwy i artystycznie interpretować zdjęcia, które wybieram. Zależy mi głównie na wywoływaniu w ludziach emocji. W ciągu ostatnich kilku lat bardzo wiele dały mi moje podróże do Francji i Belgii. Jest tam sporo artystów tatuujących w podobnym stylu i choć ten nurt znany jest nie od dziś, w moich pracach usiłuję stworzyć bardziej realistyczne wrażenie. TF: Czy jesteście zżyci również poza studiem? Jonas: Poza nim spędzamy niewiele czasu. Jacob mieszka na wsi, a ja w mieście. Wspólne godziny pracy w zupełności nam wystarczają. Nie rywalizujemy ze sobą, bo to droga donikąd. Gdy tatuuję klienta, który chce mieć także coś od Jacoba, napełnia mnie to radością. Dokonania mojego brata inspirują mnie każdego dnia. Uważam, że tworzy wspaniałe rzeczy. Jacob: Praca z bliskim członkiem rodziny to ogólnie dość ciężka sprawa, ale działamy razem już od prawie 4 lat i zdążyliśmy nauczyć się, jak radzić sobie z różnicami między nami i efektywnie współpracować. Poza studiem nie spędzamy ze sobą zbyt wiele czasu, głównie ze względu na odległość jaka dzieli nasze domy. Mamy jednak sporo wspólnych znajomych, z którymi często wychodzimy na imprezy.


TF: Przyjeżdżacie do nas pod szyldem „Crooked Moon Tattoo”, więc nastąpiły chyba jakieś zmiany… Jonas: Tak, kiedyś obydwaj pracowaliśmy we wspomnianym wcześniej studiu. Jednak tamto środowisko nie wpływało pozytywnie na nasz rozwój. Pewnego dnia zdaliśmy sobie sprawę, że najwyższy czas odejść. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy. „Crooked Moon” zbudowaliśmy razem od podstaw. Działamy dopiero od grudnia zeszłego roku, jednak wszystko idzie bardzo sprawnie. Mamy naprawdę sporo klientów i chyba nie ma nic bardziej motywującego niż to. Jacob: Zrobiliśmy wszystko, by nowe otoczenie było inspirujące zarówno dla nas, jak i dla osób przychodzących po nasze prace. Wielu artystów przyjeżdża do nas gościnnie tatuować i myślę, że to ważny element w działalności „CMT”. Chcemy dać klientom więcej możliwości, a także sami się napędzać do działania.

Jonas, Ebba, Jacob

TF: Po jaki tatuaż lepiej do was nie przychodzić? Jacob: Oczywiście nie wykonujemy rasistowskich symboli i tym podobnych rzeczy. Gdyby ktokolwiek zgłosił się po coś takiego, zostałby natychmiast wyrzucony. Odmawiamy również klientom, którzy chcą mieć tatuaż w pobliżu miejsc intymnych. TF: Skoro zdecydowaliście się na przyjazd do Krakowa, to chyba inne konwencje też nie są wam obce? Jonas: Moim zdaniem, te spotkania są jak Wigilia Bożego Narodzenia dla katolików. Kocham je! To dla mnie największa przyjemność, gdy mogę spotkać starych znajomych, poznać nowych, robić tatuaże i konkretnie poimprezować. Świetna okazja, żeby oderwać się od codzienności. Jacob: Również je uwielbiam! Jestem ambitną osobą i lekki stres dobrze na mnie wpływa. Wydaje mi się, że wtedy działam bardziej wydajnie. Bardzo często jeżdżę na różne festiwale. Teraz próbuję wyszukiwać coraz lepsze konwencje i uczestniczyć tylko w takich. Mój styl jest dość charakterystyczny i dostaję zaproszenia na wiele świetnych eventów. Jonas i ja zawsze staramy się podróżować razem, jednak ponieważ nasza twórczość znacznie się różni, zdarza się, że tylko jeden z nas ma możliwość udziału w imprezie. TF: Jacy tatuatorzy zasługują na wasz szacunek? Jonas: Moi przyjaciele: Jesper Lagergren, Johannes Bengtsson i Håkan Hävermark są zdecydowanie największą inspiracją! Ta trójka robi wspaniałe tatuaże, plus oczywiście mój brat. Ostatnio spod jego maszynki wychodzą naprawdę szalone prace. Jacob: Muszę wspomnieć o jednym tatuatorze, którego naprawdę podziwiam. Jest to Lionel Fahy z Francji. Jego sposób podejścia do tego „przemysłu” jest bardzo indywidualny, tak samo jak i to, co tworzy. Robi wszystko po swojemu i niezmiernie mi się to podoba! TF: Jonas - wiem, że malujesz i udzielasz się w zespole. Czy na rzecz muzyki mógłbyś zrezygnować z pracy w studiu? Jonas: Staram się malować jak najwięcej, niestety mój czas dzielę głównie pomiędzy tatuowanie, rysowanie i muzykę. Niebawem nastąpi premiera debiutanckiego albumu zespołu „Odyssey”, którego jestem członkiem. Jesteśmy nieco zmęczeni, ale jednocześnie podekscytowani. Nie wydaje mi się, żebym mógł porzucić tatuowanie, nie zrezygnowałbym nawet, gdybym bardzo dużo podróżował z zespołem. Najwyżej będę woził ze sobą sprzęt! TATTOOFEST 47


TF: Jacob - zdaje się, że twoją pasją są rowery? Jacob: Tak! To moje wielkie hobby. Przez wiele lat poświęcałem im sporo wolnego czasu, jednak teraz, gdy mamy własne studio, ciężko znaleźć dla nich choć chwilę. Mam nadzieję, że nadrobię to w przyszłości. TF: Czy spotykają was jakieś problemy w relacjach z klientami? Jacob: Myślę, że obecnie w Szwecji, jak i w innych krajach, panuje moda na tatuaże. Dzięki temu, zdolnym artystom dobrze się żyje. Wydaje mi się, że w niedalekiej przyszłości może pojawić się dużo więcej ograniczeń prawnych, które utrudnią naszą pracę. Co do ludzi, jest mnóstwo sympatycznych klientów, przychodzących

TATTOOFEST 48


z nieprzeciętnymi pomysłami. Rzadko mam z nimi spięcia. Wybierają mnie, ponieważ podoba im się mój styl i dzięki temu każdego dnia zyskuję coraz więcej artystycznej swobody. Jedynym problemem są odległe terminy, a niektóre osoby nie chcą lub nie lubią czekać. Z drugiej strony, mogą dokładnie przemyśleć decyzję o tatuażu.

www.facebook.com/Jacobvesti www.facebook.com/jonasfirstcut www.facebook.com/crookedmoon

TF: Czy tatuowaliście razem jednego klienta? Jacob: Nie, taka sytuacja nie miała jeszcze miejsca, ale jest to pomysł, który w przyszłości może okazać się warty realizacji. Musielibyśmy tylko znaleźć do tego właściwą osobę.

TATTOOFEST 49


TF: Kiedy po raz pierwszy wziąłeś do ręki maszynkę? Chris: Zacząłem w wieku 17 lat, ale na poważnie wciągnęło mnie to gdy skończyłem 20. Na początku moje dokonania oscylowały wokół oldschoolu. Dzięki niemu nauczyłem się wielu podstawowych zasad, które obecnie są często ignorowane przez tatuatorów z mojego pokolenia. Obserwuję wielu ludzi, którzy zaczynają pracę w tym fachu i przykro mi, gdy widzę, że nie mają do tego serca. Żeby tworzyć prawdziwą sztukę, trzeba używać głowy, dłoni i co najważniejsze, właśnie serca. Jeżeli któryś z tych elementów zawodzi, nie odkryje się właściwej drogi a efekty pracy nie będą zadowalające. Uczyłem się metodą prób i błędów. Gdy zaczynałem, wiele razy zdarzało mi się płakać, nieraz czułem się pokrzywdzony i nieszanowany, ale dzięki temu stałem się silniejszy. Nie wybrałem zawodu tatuatora, nigdy nie podjąłem decyzji, że będę robił właśnie to. Myślę, że urodziłem się by tatuować… TF: Jak „japonia” wyparła oldschool? Chris: Od zawsze lubiłem japońskie motywy, najpierw w sztuce, potem w tatuażu. Każdego dnia coś nowego z tego klimatu działa na moje zmysły. Inspirują mnie dawni japońscy artyści ukiyo-e i mistrzowie, którzy odeszli z tego świata zanim ja się na nim pojawiłem. Pochodzę z Północnej Irlandii i nigdy w pełni nie zrozumiem sztuki Wschodu, jednak nieustannie próbuję i honoruję ją w swoich pracach. Przyglądam się wielu zachodnim artystom, którzy tworzą piękne tatuaże w tym stylu, jak Filip Leu, Jess Yen czy Henning Jorgensen. Niektórzy z nich udzielają mi rad, podczas gdy inni nawet nie wiedzą, że się od nich uczę. Oczywiście podziwiam też wspaniałych azjatyckich tatuatorów - Horiyoshiego, Shige, Horimasę, Chinga i jego ekipę z „East Tattoo”. Jest mnóstwo osób pokazujących, jak wiele można odkryć w tej sztuce. TF: Jakie są twoje tatuatorskie cele? Chris: Ebisu i Daikoku to moje ulubione postacie japońskiej mitologii. Posiadam wiele dedykowanych im obrazków i figurek. Mają dla mnie duże znaczenie, ponieważ symbolizują długowieczność i sukces, do których dążę jako artysta. TATTOOFEST 50

Górnolotnie mówiąc, zadowolenie i satysfakcja są dla mnie najważniejsze, wiem jednak, że nie jest łatwo znaleźć równowagę między ciężką pracą i dążeniem do bycia coraz lepszym, a odprężeniem i życiem w harmonii z samym sobą. Moje bardziej przyziemne aspiracje, to tworzenie tatuaży konkretnie pokrywających ciało. Skala i kompozycja są dla mnie istotne, ale nie zapominam o kształtach i kolorach, które muszą być trwałe. Moje inne założenia to wyrazistość, ale i zawarcie szczegółów, tatuaż powinien być piękny, ale i mocny! Uzyskanie harmonii zawsze jest wyzwaniem, a sekret tkwi w planowaniu i ciągłym rysowaniu. Nigdy nie kupuję szkicowników, tylko całe rolki papieru, które nie ograniczają ;). Ciało jest płótnem, które chcę wypełnić jedną opowieścią. Dla mnie to nie jest album na zdjęcia, który owszem, może opowiadać historię podróży, jednak uważam, że to body suit stanowi wielki finał. TF: Czy to oznacza, że nie wykonujesz niewielkich tatuaży? Chris: Zdarza mi się skończyć pracę podczas jednej sesji, ale zwykle tatuuję wtedy kogoś znajomego. TF: Wykonanie kompozycji pokrywającej całe ciało wymaga sporo cierpliwości… Chris: Mam jej dużo, ale przydałoby się więcej ;). Obecnie pracuję nad ukończeniem 25 tatuaży na całych plecach, a do tej pory udało mi się sfinalizować 10. Staram się również doprowadzić do końca kilka body suitów. Każdy, kto do mnie przychodzi, prędzej czy później będzie miał wytatuowane całe ciało, tylko jedni zdają sobie z tego sprawę, a inni póki co temu zaprzeczają. Jednak ja wiem, że i tak wytatuują się cali. To nie do uniknięcia, japoński styl jest niesamowicie wciągający. TF: Podczas długich sesji możesz dobrze poznać klienta. Czy znalazłeś w taki sposób przyjaciela? Jacy ludzie do ciebie trafiają? Chris: Tak, spotkałem wiele interesujących osób. Spędzamy ze sobą setki godzin, czasem ktoś z nas jest nagi ;), tak więc


naturalnie, stajemy się sobie bliscy. Większość klientów pozwala mi wybrać motyw, rozmiar i dobrać kolory, nawet ci, którzy mają własne pomysły, podzielają moją miłość do tego stylu. Najważniejsze, by byli oni dojrzali i świadomie uczestniczyli w całym procesie. Zwykle nie podejmuję się pracy z bardzo młodymi ludźmi, zresztą jest tak, że przyciągam raczej tych starszych. Zdolność do angażowania się przychodzi z wiekiem, a body suit wymaga poświęcenia. TF: Opowiedz o „White Dragon Tattoo”. Chris: Stworzyłem prywatną przestrzeń dla mnie i klienta, żeby móc wspólnie odkrywać sztukę. Może dziwnie to brzmi, ale tatuowanie jest dla mnie przeżyciem duchowym i napełnia mnie pozytywną energią. „White Dragon” działa od 6 lat. Gdy otwierałem studio już wiedziałem, że tatuowanie w stylu japońskim to moje życie, dlatego wygląd pracowni odzwierciedla moje zamiłowanie do orientalnej sztuki i tatuażu. TF: Rzeczywiście widać te wpływy na zdjęciach lokalu. Czy w twojej kolekcji znajduje się rzecz, z której jesteś szczególnie dumny? Chris: Wyjątkowo cenię wytwory ludzkich rąk, niesamowicie rzadkie zwoje i oryginalne dzieła sztuki liczące sobie setki lat. Mógłbym z dumą i z niemal 100% pewnością powiedzieć, że posiadam jeden z największych, prywatnych zbiorów w Irlandii. Małe rzeczy są najważniejsze, np.: oryginalna wizytówka Sailor Jerry’ego z jego pierwszych lat pracy na Hawajach, którą dostałem od znajomego (oldschoolowego tatuatora Johnny’ego Eagle’a z NY) oraz ręcznie rzeźbiona figurka Buddy od Shige. Te drobnostki są świadectwami przyjaźni i są mi szczególnie bliskie. TF: Wiemy, że nie możesz wysiedzieć długo w jednym miejscu… Chris: Zgadza się. Podróżuję głównie sam, a czasem towarzyszy mi żona i nasz syn Jackson. Pomimo tego, że ma zaledwie 10 miesięcy, był już z nami na konwencji w Londynie, w studiu Filipa Leu i w Ameryce. Dzięki wyjazdom zyskuję wiele energii i pomysłów, potrafię świeżym okiem spojrzeć na tatuaż i rozwijać umiejętności. Oczywiście podróże do Japonii są dla mnie najcenniejsze. Kiedy znalazłem się tam po raz pierwszy, byłem bardzo szczęśliwy i podekscytowany. Miałem świadomość, że jestem w miejscu, w którym zaczęło się wszystko, co mnie fascynuje. W 2010 byłem tam 6 razy, tatuowałem się u Shige w „Yellow Blaze”. Dla mnie jako artysty to najważniejsze doświadczenie. TF: Podczas tak dalekich wypraw mogą przytrafić się różne niespodzianki. Czy spotkało cię coś nietypowego? Chris: Chyba nie. Jestem dobrze zorganizowany i w przeciwieństwie do plotek na temat Irlandczyków, nie piję dużo, więc szalone rzeczy mi się nie przytrafiają ha, ha. Pewną niezwykłą sytuacją, którą pamiętam, była wizyta u Horirena w Japonii i przyglądanie się jak na ciele mojej żony wykonywał tatuaż techniką tebori. Spędziliśmy tam niesamowite chwile. W ogóle podróże dostarczają ich bardzo wiele. TF: Wiemy, że lubisz też golfa i stare samochody. Chris: Gdy nie pracuję, spędzam wiele godzin na rysowaniu projektów, a pozostały czas przeznaczam dla żony i syna. Rodzina jest bardzo ważna. Interesuję się amerykańskimi samochodami o wysokich osiągach, tak więc np. tego lata zjeździłem trochę Północną Irlandię moim Mustangiem z 1965 roku. W golfa gram z dziadkiem, jest w tym bardzo dobry, w przeciwieństwie do mnie. TF: Aktualne plany. Chris: Odpowiadam na te pytania w samolocie do Szwajcarii. Lecę do Filipa Leu odpowiedzialnego za mój back piece, dlatego najbliższy cel to ukończenie tej pracy. Wśród tych długoterminowych znajduje się przede wszystkim ciężka praca aż do momentu, gdy po latach bycia pod wpływem innych, sam będę mógł kogoś zainspirować. Każdy ma marzenia i ambicje, ale czasami spędzamy za dużo czasu na myśleniu o przyszłości, a zapominamy o codzienności. Życie jest naprawdę krótkie, więc cieszmy się chwilą.

TATTOOFEST 51


TATTOOFEST 52

Facebook: Chris Crooks www.facebook.com/whitedragontattoo


TATTOOFEST 53


Stefan Johnsson

w internecie prowad zi całkiem akty wną dz iałalność – posiada bloga oraz dwa profile na Facebooku, na któr ych regularni e uzupełnia swoje portf olio. Niestety, po przeprow adzeniu z nim wy wiadu nie m ożemy zaliczyć go do najbar dziej wylewnych rozmówcó w. Cóż… nie od dziś wi adomo, że złota zasada: rób więcej, gadaj mniej, znalazł a zastosowanie w wielu różnych przypadkac h i sytuacjach. Widocz nie nasz tatuator należy do gr ona ludzi funkcjonującyc h w ten praktyczny sp osób.

TATTOOFEST 54


N

a pewno zauważyliście coś znajomego i swojskiego w imieniu pana J. Chociaż wychowywał się w szwedzkim mieście Västerås, posiada polskie korzenie. Jego matka urodziła się w kraju nad Wisłą i sentymentalnie nazwala syna Stefanem. Obecnie jest dostępny w Kalifornii, gdzie mieszka wraz z żoną. Kariera tatuatora była dla tego artysty wielkim marzeniem, na szczęście spełnionym. Tusz pod skórę wbija od pięciu lat i trzeba przyznać, że wychodzi mu to zupełnie przyzwoicie. Stefan działa w studiu „Lovedog” w Santa Cruz, gdzie, jak sam twierdzi, ma przyjemność pracować ze swoim mentorem i nauczycielem sztuki tatuowania, Woodym. Artysta konsekwentnie trzyma się stylu neo-traditional, w jego portfolio nie znajdziecie innych prac. W przeciwieństwie do wielu tatuatorów, Stefan Jonhnsson nie skupia się na tworzeniu unikalnych, zaskakujących wzorów. Motyw musi być wyraźny oraz perfekcyjnie wykonany, gotowy, by przetrwać lata w niezmienionej formie i kolorze. Kluczowym punktem jest ustalenie podstawowych elementów danej pracy i wyeksponowanie ich. Jeśli chodzi o detale, pewna ich ilość jest niezbędna do zainteresowania odbiorcy, jednak Stefan nie lubi przesady i uważa, że mniej znaczy więcej. Jego zdaniem, dobra praca to taka, która jest zakorzeniona w tradycyjnym wyobrażeniu o tym rodzaju sztuki. Przykładem mogą być kobiece popiersia, które bardzo chętnie wykonuje, motywy ptaków i ozdobnych akcesoriów. Po prostu „lubi tatuaże,

które wyglądają jak tatuaże”. Bez zbędnej filozofii. W kwestii kontaktu z klientem Stefan stawia na dokładne ustalenie oczekiwań przychodzącej do niego osoby. Podstawą jest jej zaufanie wobec artysty i jego umiejętności. Ważne, by szczegółowo przedstawić swoje wyobrażenie planowanego wzoru, jednak - i to chyba najistotniejsza rzecz - konieczna jest świadomość, że nie każdy projekt stworzony na papierze będzie dobrze wyglądał po przeniesieniu na skórę. Tutaj rozpoczyna się rola tatuatora. Do jego obowiązków należy udzielenie informacji o sposobie wykonania pracy, specyfice i czasie gojenia oraz pielęgnacji. Klient musi wiedzieć, że umiejętne wbicie tuszu to nie wszystko, bardzo wiele zależy od jego postępowania w późniejszym czasie. Poza typowo tatuatorskimi tematami, w rozmowie ze Stefanem zapytałyśmy o jego życie prywatne. Przyznał, że jest wielkim fanem Morriseya, pasjonuje się starymi plakatami reklamowymi oraz ilustracjami związanymi z modą i botaniką. Jeśli chodzi o formy wyrażania kreatywności inne niż ta, w której używa się maszynki, zdarza mu się sięgnąć po akwarele. Dzieła artystów często odzwierciedlają ich osobowość… Być może uda się Wam odkryć coś więcej o naszym skrytym rozmówcy po obejrzeniu jego prac :). Zapraszam do zapoznania się z nimi. Karolina

TATTOOFEST 55


TATTOOFEST 56


TATTOOFEST 57


Klient mu si wiedzieć , że umiejętn e wbicie tu sz nie wszy u to stk bardzo w o, ie zależy od le je postępow go ania w późnie jszym czasie.

TATTOOFEST 58


TATTOOFEST 59

w w w.face b stefanjoh ook.com/ nssontat too




Wszyscy znamy powiedzenie „pozory mylą”, a jednak wciąż zdarza nam się oceniać ludzi na podstawie wyglądu i tak zwanego, pierwszego wrażenia. To cecha, której trudno się wyzbyć mimo tego, że niejednokrotnie, zdanie wyrobione na czyjś temat na podstawie pobieżnych obserwacji okazało się niesłuszne. Zdjęcia Amy

fot. Marz Photography

DeLaCroux były już publikowane na okładkach tatuatorskich magazynów z całego świata, więc oglądając jej portfolio, ani przez chwilę nie pomyślałam, że patrzę na nieśmiałą dziewczynę. Czy więc można jej wierzyć? Ocenę pozostawiam każdemu z Was.

TATTOOFEST 62


fot. Andy Luton

fot. Holly West

fot. Marz Photography

Krysia: Co powiesz o sobie na początek? Amy: Bycie w centrum uwagi sprawia, że nie czuję się komfortowo! Chętnie uczestniczę w sesjach zdjęciowych i gościnnie występuję na pokazach Hot Rodów. Na ogół jednak nie przepadam za zainteresowaniem, które wzbudzam i tym, że ludzie się na mnie gapią. Wierzcie lub nie, ale jestem bardzo skromną osobą. Gdy wychodzę z domu, zazwyczaj chowam tatuaże pod ubraniami, by uniknąć ciekawskich spojrzeń.

Krysia: Co jeszcze kochają Amerykanie? Amy: Reality shows! Osobiście bardzo chętnie je oglądam, pomimo tego, że większość z nich jest reżyserowana. Jest coś wciągającego w byciu bezpośrednim świadkiem zdarzeń! Uczestnicy tych programów są tak absurdalni, że śmiejesz się z nich i nic nie możesz na to poradzić.

Krysia: Dlaczego styl pin-up jest wciąż tak popularny w Ameryce? Amy: Myślę, że wynika to z faktu, iż nawiązuje on do czasów, kiedy życie w naszym kraju było zdecydowanie prostsze. Muzyka, styl bycia i ubiór - nie było w tym nic skomplikowanego, a kobiety były seksowne, tajemnicze i miały klasę.

Krysia: Opowiedz o najbardziej interesującym projekcie, w który byłaś zaangażowana. Amy: Jak już mówiłam, uwielbiam brać udział

fot. Andy Luton

Krysia: Stawiam na to, że powstawały one w długim czasie i u różnych osób. Amy: Mam na sobie prace bardzo wielu artystów, ale staram się aby układały się w spójną całość. Kocham tradycyjny styl, czyli solidne, grube kontury i kontrastowe wypełnienia. Kolekcjonuję je od 19-stego roku życia. Obecnie jestem w trakcie kończenia obu rękawów, powinny być gotowe latem. Tatuuję się u Dewayne’a Nortona w „Tower Tattoo” w San Diego. To jeden z niewielu artystów, co do których mogę być pewna, że wykonują kawał dobrej roboty. Jestem bardzo wybredna! Mój kolejny tatuaż będzie umiejscowiony w górnej części brzucha, ale jeśli chcecie wiedzieć, co to będzie, musicie jeszcze trochę poczekać.

Krysia: „Sons of Anarchy” - opowiedz o przygodzie z tą produkcją. Amy: Mój przyjaciel, którego znam jeszcze z czasów szkolnych, Chris Reed, gra w tym serialu postać Filthy’ego Phila. Pewnego dnia skontaktowałam się z nim i powiedziałam, że byłabym zainteresowana jakąś dodatkową pracą. Poprosiłam o przekazanie tej informacji osobom zajmującym się castingami. Nie oczekiwałam wiele, a jednak tydzień później dostałam telefon. Po dwóch byłam już na planie! Spędziłam tam około 15 godzin i poznałam dużą część obsady. Świetnie się bawiłam i pomimo tego, że zagrałam tam gościnnie, poświęcono mi wiele uwagi.

TATTOOFEST 63


fot. Evolve Photography

fot. Andy Luton

fot. Evolve Photography fot. Keith Selle

fot. Jenna Kraczek

w pokazach Hot Rodów. To moja ulubiona forma rozrywki, ponieważ mogę podróżować, przyglądać się niesamowitym dziełom motoryzacji i spotykać fanów. Jednym z bardziej niesamowitych projektów była dwudniowa sesja wykonana przez Holly West w San Francisco. Pierwszego dnia zrobiłyśmy zdjęcia na okładkę pewnego magazynu, a drugiego pozowałam przy pięknym, różowym Packardzie tuningowanym przez Johna D’Agostino. To był cudowny weekend przepełniony pin-up’owymi fryzurami, czerwoną szminką i wysokimi obcasami. Nie muszę chyba dodawać, że zdjęcia wyszły naprawdę pięknie! Krysia: Masz regularną pracę? Utrzymywanie się z bycia alternatywną modelką jest chyba niemożliwe? Amy: Na co dzień piastuję stanowisko asystentki dentysty. Zajmuję się tym od 5 lat i czuję się w tym świetnie. Wydaje mi się, TATTOOFEST 64

że bycie modelką na pełen etat jest wyczerpujące. Praca w tej branży nie zawsze jest stała, no i obecnie mamy wysyp wytatuowanych dziewczyn pozujących do zdjęć, więc rywalizacja jest spora. Krysia: Wspomniałaś coś o fanach, w jaki sposób okazują ci swoją sympatię? Amy: Są osoby, które bardzo często do mnie piszą, chwalą stylizacje i zdjęcia. Zawsze miło czytać takie słowa. Jedna ze znajomych modelek, której imienia nie będę przytaczać, dostaje naprawdę dziwne wiadomości od fanów. Przykro mi z tego powodu, ponieważ ci ludzie wydają się szaleni, są natrętni i czasami niesamowicie opryskliwi. Na szczęście ona dobrze sobie z nimi radzi, zachowując przy tym klasę, za co ją podziwiam.


fot. Marz Photography

fot. Evolve Photography

Facebook: Amy DeLaCroux

fot. Evolve Photography

Krysia: Chciałabyś zdradzić nam coś bardziej osobistego? Amy: To trochę smutne, ale moi obydwoje rodzice nie żyją. Ojciec odszedł, gdy byłam bardzo mała, a mama zmarła 4 lata temu. Wychowała mnie na silną, niezależną kobietę i jestem jej wdzięczna za wpojone mi wartości. Na pierwszy rzut oka mogę wydawać się ludziom wulgarna, ale taka nie jestem, a moją mocną stroną jest na pewno pracowitość. To ważne, szczególnie, gdy próbujesz zyskać szacunek w tym świecie.

fot. Holly West

Krysia: Ulubiona część garderoby to… Amy: Najlepszy zestaw to biały tank top i jeansy. Stawiam na prostotę i komfort.

TATTOOFEST 65


ro, Fishe o, d Tatto Freihan Czechy

vist, Lรถfq Carl wecja oo, Sz d Tatt e k ic W

Calin a Hain , Tato uage Cha tte N o

ire, N

TATTOOFEST 66

iemc

y

ste, l Nye gry Lehe oo, Wฤ op Tatt h s rk o Skin W


Ma

Ad riaa nM che ach te ete Ink , Ga ller y, N ie

mc

y

ro, ayale ia Jee S iszpan dio, H tu S ly nF Huma

TATTOOFEST 67


TATTOOFEST 68


n),

i Ye (Hor Yen Jess A oo, US My Tatt

TATTOOFEST 69


Nick Morte, Lucky 7 Ta ttoo Oslo,

Norwegia

ro, ayale ania Jee S Hiszp tudio, S ly F n Huma

TATTOOFEST 70


i, owsk Cukr tania z s a lka Bry Tom io, Wie d tu S Tattoo Alan’s

Body Tattoo, Smyku, Dead Włocławek

mir ławo

S

a Czaszk

t, Pozn

i sztyle

,

oo i-Tatt

nab abi, A

An

hke,

Nitsc

cin

Szcze

TATTOOFEST 71


Deadi,

On the road

Dare k Dar ecki, Darkne ss Tatto o, Świd n

ica

Igoryosh

i,

Slayer Tattoo, Lu

blin

Darek Darec ki, Dark ness Tatto o, Św

idnic

TATTOOFEST 72

a


Mauryc

y Szym czak, Kamea, Łódź

zel,

Aza siek, Krzy wek Milanó

ek, ysi Krz a aw rsz Wa

wa, Kuja Kuba road On the

o,

tto

yta

er Sz

TATTOOFEST 73





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.