TF # 62

Page 1

ISSN 1897-3655

INDEKS 233021

CENA: 13zł w tym 8%VAT

NR 62/06/2012 CZERWIEC





18

66

52

24

56

6 8 18 24 28 34 40 46 52 56 62 66

34

40

28

Słowo od redakcji i newsy Wrocław Tattoo Konwent – Odsłona pierwsza Loïc aka Xoil - Stare z nowym Łukasz Żera, czyli Luk z Art Force’a Matthis Th. Graul - Poczucie komfortu Miss Arianna i jej osobista wersja traditionalu Eddy Avila R - Uzależniony od farb olejnych III Rock’n’Ink Festival w niemieckim Chemnitz Pepa - Z Czech do Nowej Zelandii Wspomnienia z Rzymu Kudi chick - Daria Awdziejczyk Tattoofestowa galeria prac

6

8

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc aS As zym zyńs ia ki czy k, K aro lina Sku REDA lska KTOR Aleksa NACZ ndra S E koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków

st.pl attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

WA N

Y:

46

CO

ISSN 1897-3655

tatt

Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE com NG ail. ETI @gm t RK MA oofes

RA

IC : N to fo W A rek O , a C ga DK cz A a R ,R Ł A l Ow OK e ŁP l) n r Ó rt.p ki Ko SP .a ws W fala o LI 3 rw A k ( Ka ST are id D aw D

OP

polski magazyn dla ludzi kochających tatuże

62


polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

C

óż mogę napisać na dzień przed Tattoofestem? Kocioł! Prawie rok temu, ze względu na rozpoczynające się w Polsce mistrzostwa Europy w piłce nożnej, zdecydowaliśmy się na zrealizowanie konwencji w nieco wcześniejszym terminie. Dziś myślę, że wiele oddałabym za to, żeby mieć przed sobą jeszcze ten tydzień! Gdy wyznaczaliśmy termin imprezy na pierwszy, czerwcowy weekend nie wiedzieliśmy, jak wiele chaosu wprowadzi w życie naszej redakcji to postanowienie. Tattoofest niekorzystnie zbiega się z oddaniem magazynu do druku, więc „zespół” dwoi się i troi aby być jednocześnie w dwóch miejscach na raz. Na szczęście, co jakiś czas nerwowe sytuacje przerywają odwiedzający nas goście, którzy przybyli do Krakowa wcześniej, chcąc nacieszyć się jego klimatem. Kogo tu u nas dzisiaj nie było! Nie widać końca listy spraw do załatwienia, ale mimo tego wykreślenie pojedynczej pozycji przynosi wszystkim minutę ulgi… Co do samego magazynu to wspomnę, że ze względu na nasz aktualny, bardziej międzynarodowy charakter musieliśmy wprowadzić pewne zmiany. Jedną z nich jest zastąpienie „Ciekawych/Nadesłanych”, które do tej pory prezentowały prace tylko polskich artystów, rubryką gdzie publikować będziemy tatuaże wykonane przez tatuatorów z całego świata, z którymi wywiady mogliście przeczytać na łamach TF. Mimo tego obiecujemy, że miejsca dla naszych rodaków na pewno nie zabraknie i jak zwykle gorąco zachęcamy do dzielenia się z nami i czytelnikami Waszymi dokonaniami. Swój żywot zakończył także dział „Street Team”, prezentujący wytatuowanych Polaków, zatrudnionych na przeróżnych stanowiskach. Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy się w nim znaleźli za to, że tak chętnie chcieli się u nas pokazywać. O kolejnych pomysłach rodzących się w głowach naszych i białoruskich współpracowników będziemy informować Was na bieżąco.

W poprzednim numerze nieśmiało wspomnieliśmy jedynie, że nasz magazyn doczekał się swojego rosyjskojęzycznego wydania. W tym momencie możemy napisać już nieco więcej na ten temat. Pierwszy numer został wydrukowany i jest aktualnie rozprowadzany na terenie Rosji i Białorusi. Swoją premierę tamtejszy „TattooFest” miał podczas konwencji tatuażu w Moskwie i dotarły do nas sygnały, że spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem. Mamy nadzieję, że dzięki temu krokowi uda nam się dotrzeć do artystów ze Wschodu, z którymi do tej pory, ze względu na barierę językową mieliśmy ograniczony kontakt, a jak wiemy, to właśnie w tamtej części świata powstaje wiele świetnych, hiperrealistycznych tatuaży. Na pewno w polskim wydaniu będziemy informować Was na bieżąco o tym, jak ma się kondycja tatuażu za naszą wschodnią granicą i co słychać u redakcji w Mińsku. Trzymajcie kciuki za powodzenie tego projektu! www.tattoofestmag.ru

Krysia

Tattoo Fakt # 2

Jednym z marynarskich przesądów było tatuowanie świni na jednej, a koguta na drugiej nodze w celu ochrony przed utonięciem. Żadne z tych zwierząt nie potrafi pływać, dlatego posiadanie ich podobizn na ciele miało pomóc w szybkim wydostaniu się na brzeg temu, kto znalazł się za burtą. TATTOOFEST 6

Tattoo lFpiakertwsz#eg1o,

znaWłaścicie iał m u aż tu nego historii tarów. Był y to na sobie 58 wzo i linie. Wiek głównie kropki w lodzie tej zamrożonego się na około mumii szacuje 53 00 lat.


Przypominamy, że podczas pierwszej odsłony „Soundrive Festivalu” zagrają gwiazdy światowego formatu, m.in. Tito & Tarantula, N.O.H.A czy Gablé. Uruchomiona zostanie muzyczna „Strefa Shoppingowa”, gdzie dostępne będą: koszulki, gadżety, płyty CD oraz winyle. Kolejnym elementem Festiwalu jest czekająca na wszystkich adrenalinowych freaków „Strefa Extremalna”. To właśnie na jej terenie odbędzie się „Mad Race” szalony wyścig w błocie. Dla uczestników przygotowano 3.333 metrów trasy w wersji Mega MUD. Tam również będzie miała miejsce pierwsza edycja „Soundrive North Dirt Open 2012”, największych na północy Polski zawodów rowerowych w kategorii DIRT! W ramach wydarzenia zorganizowane zostały dwa konkursy: Multimedialny Soundrive Festival 2012 oraz konkurs dla zespołów, w ramach którego zgłoszone grupy walczą o główną wygraną, czyli występ na dużej scenie Soundrive Festivalu. Bilety dostępne w sprzedaży na oficjalnej stronie www.festival.soundrive.pl/bilety oraz przez TICKETPRO

Album zatytułowany „Japanese Mythical Creatures” zawiera prace przedstawiające stworzenia z japońskiej mitologii, jak: Kappa, Kirin, Baku, Nue, Kitsune i Tsuchighumo. Każdy rozdział poprzedzony jest szczegółowym opisem historii i symboliki danej postaci w języku japońskim i angielskim. Autorami ilustracji jest 120 tatuatorów z całego świata, wśród nich Horiyoshi III, Dan Sinnes, Saxe i Daveee. Wydrukowano jedynie 300 egzemplarzy w twardej oprawie, które zostały rozesłane jako prezenty dla artystów. Wersja w miękkiej okładce dostępna jest w sklepie internetowym wydawnictwa Gomineko Press. Więcej informacji o tym i innych albumach znajdziecie na: www.gominekobooks.com.

Prenumerata

Tattoo Fest!! 1.

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można także kupić

w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu/sklep • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

TATTOOFEST 7


Wystawa „Rytuał” autorstwa Gregora Laubscha

TATTOOFEST 8

DaGi i Marianna ;)

Modelka - Daria, stylizacja - Diana Błażków

Jurorzy przy pracy


M Kącik piwny

Customowe rowery

am jakiś niewytłumaczalny sentyment do Wrocławia. Dziwny, ponieważ byłam w tym mieście niewiele razy i znam go bardzo pobieżnie, za to odkąd wprowadziłam się do Krakowa, aglomeracja położona ponad 200 km na zachód zaczęła wzbudzać moją ciekawość i wydawać się bardziej interesująca. Być może działa tu zasada „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, albo faktycznie ma ona w sobie coś wyjątkowego, co pozwoliłoby mi się w niej odnaleźć. Tak się złożyło, że podczas jednego z niewielu pobytów w stolicy Dolnego Śląska, spędziłam kilkanaście godzin w budynkach Browaru Mieszczańskiego i było to dokładnie rok przed Tattoo Konwentem. Oszczędzę Wam opisu tamtej imprezy, wspomnę tylko, że mimo pogodnego dnia, potwornie zmarzłam przebywając w środku. Na szczęście tegoroczny, ostatni weekend kwietnia okazał się być ekstremalnie ciepły, a surowe, lodowate niegdyś ściany stanowiły doskonałe schronienie przed promieniami słonecznymi.

T

en wyjazd był niejako „chrztem bojowym” naszej nowej, redakcyjnej koleżanki Karoliny, ponieważ pierwszy raz wyruszyła z nami na konwent i to od razu w roli kierowcy. Był także formą rozgrzewki, niebawem bowiem udamy się razem w dużo dłuższą podróż, podczas której Wrocław będzie prawdopodobnie pierwszym przystankiem na trasie. Test zdany na piątkę, niestety moja towarzyszka po przybyciu na miejsce zupełnie straciła głos, co nieco utrudniało jej wypełnianie obowiązków sprzedawcy i było przeszkodą w kontaktach towarzyskich. Karolina przeprasza za drobną niedyspozycję i obiecuje nadrobić zaległości przy najbliższej okazji ;).

Zabytki motoryzacji

I trochę nowszy model ;)

2 szatany - Karol i Jawor oraz Tofi Ink-Ognito team

N

a odnalezienie się na terenie Browaru potrzebowałam kilku minut, wszystko stało się prostsze, gdy ktoś sympatyczny wręczył mi do ręki mapę. Z nią poszło mi o wiele łatwiej niż z wieczornym czytaniem tej, pokazującej drogę do hotelu. (Pozdrowienia dla tych co zabłądzili ;)). Osoby, które nie dotarły na imprezę muszą wyobrazić sobie kilka długich, dość wąskich, połączonych ze sobą sal, wzdłuż których pod ścianami ulokowano tatuatorskie boksy. Scena, na której odbywały się konkursy, różnego rodzaju pokazy i koncerty znajdowała się w osobnym pomieszczeniu, ozdobionym fotografiami Gregora Laubscha, zebranymi w wystawę pod tytułem „Rytuał”. Ponieważ stoisko magazynu ulokowane zostało na przeciwległym końcu, najlepszą drogą na dotarcie do sceny było przejście na zewnątrz budynku. Przy panującej pogodzie była to raczej przyjemność, plus możliwość zobaczenia, kto ukrył się pod żółtymi parasolkami, przygotowanymi z myślą o degustatorach złotego napoju. Była to także okazja do przegryzienia czegoś po drodze, zapoznania się z atrakcjami prezentowanymi pod gołym niebem, czyli Lowriderami i customowymi rowerami.

Saski, Tofi i Siwy pozdrawiają

TATTOOFEST 9


II Tatuaż neotradycyjny - Domin, Tattoo Lucky, Tychy

Arek Małecki, Tattoo Jokers, Ostrów Wlkp.

I Tatuaż pierwszego dnia - Kosa, Art Line, Rybnik

Jarosław Baka, Rock Tattoo, Opole

Piotr Olejnik, Evil Tattoo, Kalisz

Adrian Gruszczyński, Tattoo-Zone, Poznań


III Tatuaż duży kolorowy - Marcin Łukasiewicz, Juniorink, Warszawa

II Tatuaż pierwszego dnia - Kuba Krzemiński, Blackstar, Warszawa

TATTOOFEST 11

Kuba Kujawa, On the road

Tomek, Sauron, Ruda Śląska

Piti, Kult Tattoo Fest, Kraków


Łukasz, Tattoo Lucky, Tychy

I Tatuaż mały czarno-szary - Maurycy, Kamea, Łódź

Luk, Art Force, Warszawa

TATTOOFEST 12 Kosa, Art Line, Rybnik

II Tatuaż duży kolorowy - Kosa, Art Line, Rybnik


TATTOOFEST 13

II Tatuaż kolorowy mały - Jarosław Baka, Rock Tattoo, Opole

Luk, Art Force, Warszawa

Aivaras Lee, Totemas Tattoo, Litwa

Jarosław Baka, Rock Tattoo, Opole

Vova, Białoruś

I Tatuaż duży kolorowy - Igoryoshi, Slayer Tattoo, Lublin


Adrian Gruszczyński, Tattoo-Zone, Poznań

II Tatuaż tradycyjny prosty - Paweł Reduch, On the road

III Tatuaż neotradycyjny - Mariusz, Gulestus, Warszawa

TATTOOFEST 14 Piti, Kult Tattoo Fest, Kraków

II Tatuaż mały czarno-szary - Tomasz Bujacz, Cleanfun Tattoo, Wrocław

Domin, Tattoo Lucky, Tychy

Spider, Spider Tattoo, Gliwice

II Tatuaż drugiego dnia - Jarosław Baka, Rock Tattoo, Opole


Anton Oleksenko, D3XS, Gliwice

I Tatuaż drugiego dnia - Tomek, Sauron, Ruda Śląska

T

Łukasz, Tattoo Lucky, Tychy

Komarenko, Stoneheads Tattoo, Wrocław

rzy i pół roku pracy w magazynie i kilkanaście wyjazdów w roku na konwenty różnych rozmiarów kształtuje poglądy, na pewne rzeczy znieczula i pozwala patrzeć z dystansem. Nie pamiętam jak to jest pójść na tego typu imprezę i nie pracować, nie robić zdjęć czy też nie brać udziału w organizacji. Znajdując się na takiej pozycji niełatwo jest odgadnąć czego oczekują od nas osoby przychodzące na konwent w celu miłego spędzenia czasu. Jak już nieraz wspominaliśmy w naszych relacjach, Polska jest jedynym krajem, w którym tak bardzo dba się o zapewnienie rozrywki osobom przybyłym na konwent. Za granicą panuje chyba przekonanie od dzieciństwa wpajane mi przez moją mamę w sytuacjach, gdy nie mogłam znaleźć sobie miejsca i bezczynnie plątałam się po domu, że „inteligentni ludzie się nie nudzą”… Organizatorzy wrocławskiej imprezy postarali się trafić w gust każdego, nawet łowca autografów mógł coś dla siebie upolować, a za drobną opłatą osoby chętne się edukować miały szansę zgłębić tajniki sztuki przekłuwania ciała. Na wspomnienie zasługuje na pewno pokaz Diany Błażków pod tytułem „Las Chicas Muertas”. Jak wiadomo, klimat muerte od lat cieszy się ogromną aprobatą fanów tatuażu, dlatego myślę, że starannie przygotowana stylizacja jednej z modelek mogłaby śmiało posłużyć jako projekt na kolejną pracę. Nieprzerwanie utrzymuje się również zainteresowanie podwieszaniem ciała, więc akrobacje dobrze znanej grupy „The Hooked Friends” zgromadziły grono obserwatorów. Jeśli komuś nadal było mało imprezowego klimatu, lub ze względu na obowiązki nie miał okazji porozmawiać z napotkanymi znajomymi, czas na nadrabianie zaległości znalazł podczas wieczornego afterparty, odbywającego się w jednym z klubów w centrum miasta. Ja, poza zacieśnieniem więzi, jak zwykle skupiłam się na najistotniejszym dla mnie punkcie programu, czyli powstających i prezentowanych podczas konkursów tatuażach. Jako, że udział w imprezie brało kilku moich ulubionych, polskich artystów, mogłam nieco zaspokoić wygłodniałe oczy. Miłą niespodzianką były prace autorstwa Marcina Łukasiewicza z warszawskiego studia „Juniorink”, docenione również przez jurorów. Modele prezentowali noszone na sobie tatuaże w ośmiu kategoriach. Niektóre z nich były dość oblegane, inne nie znalazły zbyt wielu zwolenników, ale mimo tego poziom prac polskich artystów mnie nie zawiódł i do Krakowa wróciłam z dużą ilością zdjęć dobrych tatuaży. W tym miejscu serdecznie dziękuję wszystkim osobom wychodzącym na scenę za poświęcony mi czas, dobrą współpracę i zabawne anegdoty. Sezon konwentowy rozpoczęty, wierzę więc, że w najbliższych miesiącach spotkamy się jeszcze kilka razy, a póki co, niech ta relacja będzie dla Was miłym wspomnieniem tego ciepłego, kwietniowego i kolorowego weekendu. Krysia

TATTOOFEST 15




O

tym, że nie zawsze można zrozumieć przekaz artysty wiedzą wszyscy. W tym wypadku większy problem stanowił dla nas ten słowny niż twórczy. Nasze doświadczenia mówią także, że wśród Francuzów istnieje zamiłowanie do tworzenia prac graficznych, nietypowych i takich, którymi w kilka godzin pokrywa się spory fragment skóry. Myślę, że Loïc aka Xoil niejako zalicza się do tej grupy, choć sam tatuator w żaden sposób nie próbuje nazywać swojego stylu. Krysia

TF: Cześć Loïc. Znamy twoje prace, ale nie znamy jeszcze ciebie. Loïc: Kontaktuję się z ludźmi przez Facebooka i nie odczuwam potrzeby, aby zamieszczać gdzieś informacje o sobie. To nie czyni mnie skrytym człowiekiem, ale jeśli poszuka się wystarczająco dobrze, na pewno znajdzie się istotne fakty. TF: Jak wyglądały początki twojej kariery? Loïc: Nigdy właściwie nie odbyłem prawdziwej praktyki. Zacząłem od popełniania błędów - tatuowałem na squacie. Zajmowałem się wtedy mnóstwem rzeczy, ale też kręciłem koło jednego studia, gdzie w końcu otrzymałem propozycję pracy. Tam także miałem sposobność spotkania wielu tatuatorów, jak Patrick Chaudesaigues, Dan czy Noon. TF: Opisz miejsce, w którym żyjesz, swoje studio i współpracowników.

TATTOOFEST 18

Loïc: Mieszkam we francuskim, małym miasteczku Thonon les Bains. Ludzie tu są wyluzowani i mili. W „Needles Side” pracuje ze mną Loren, mój przyjaciel od czasów, gdy byliśmy nastolatkami. Na Facebooku znajdziecie go wpisując „ToKo Lören”. Jest również Cham, który wcześniej był klientem studia, a obecnie pełni funkcję menadżera. Ostatni członek ekipy to mój uczeń Big Little Kev, jego prace możecie obejrzeć po wklepaniu w wyszukiwarkę „Expanded Eye”. TF: Twoje projekty są abstrakcyjne, nietrudno również zauważyć zamiłowanie do przedmiotów z przeszłości. Jak nazwiesz swój styl? Loïc: Sam nie wiem, czy potrafię go opisać. Nie zastanawiam się nad tym i nie próbuję znaleźć dla siebie odpowiedniej szufladki. Ale to prawda, chętnie w swoich pracach nawiązuję do tego typu rzeczy. Jednocześnie uwielbiam nowoczesność i abstrakcję. Podoba mi się mieszanie starego z nowym!


TF: Skąd czerpiesz pomysły na swoje prace? Loïc: Inspiracje znajduję wszędzie, najczęściej wśród rzeczy, które nie spełniają ogólnie rozumianych norm piękna. Uwielbiam wykorzystywać w projektach to, co udało mi się znaleźć na ulicy czy w śmietniku. Czasami w poszukiwaniu pomysłów zaglądam do ulubionych książek i albumów. TF: Twoje prace zawierają sporo szczegółów, linie położone są bardzo blisko siebie, jasne plamy nie są otoczone konturami. Wiele osób twierdzi, że tego typu tatuaże po upływie dłuższego czasu staną się nieczytelne, niewyraźnie barwy wypłowieją a cienkie kreski rozmyją się. Co sądzisz na ten temat? Loïc: Rozumiem ten punkt widzenia, ale tatuaż rozwija się bardzo dobrze dlatego, że my artyści myśleliśmy o nowych rozwiązaniach. Nie uważam, żeby po wielu latach tatuaże wykonane w stylu, który preferuję wyglądały źle. Z pewnością nie będą tak pełne detali jak po krótkim czasie od ich wykonania, ale najważniejsze jest prawidłowe utrzymanie równowagi pomiędzy czernią a kolorami. Tatuaż po upływie lat może się zmienić, co jednak nie musi wpłynąć na pogorszenie efektu wizualnego. To jak np. z obrazem olejnym, choć nie jest szczegółowy, gdy popatrzysz na niego z daleka powiesz, że jest piękny, wszystko dzięki współgraniu ze sobą kolorów i ich zbalansowaniu. TF: Jak wyobrażasz sobie scenę tatuażu w przyszłości? Loïc: Aktualnie wszystko prężnie się rozwija i idzie do przodu, jest wielu artystów tworzących interesujące prace w „świeżym” stylu. Myślę, że po jakimś czasie nastąpi przestój, aż do momentu pojawienia się kolejnych tatuatorów o nowatorskich pomysłach. TF: Jesteś również malarzem… Loïc: …ale nie takim prawdziwym. Używam po prostu innych narzędzi niż maszynka, jednak robię to dla podciągnięcia swoich umiejętności tatuatorskich oraz poprawy postrzegania

przestrzeni i kompozycji. Po każdym spotkaniu z malarstwem czuję, że się rozwijam. Ma to spory wpływ na jakość tatuaży, które wykonuję. Sporadycznie potrzebuję zająć się czymś innym, ale niestety bardzo często po prostu nie mam na to czasu. TF: Jaką najważniejszą naukę wyciągnąłeś ze swoich licznych podróży? Loïc: Dzięki nim dotarło do mnie, że w każdym kraju ludzie mówią innym językiem i to ja jestem cudzoziemcem. Należę do bardzo zapracowanych osób i chociaż uwielbiam podróżować, to ze względu na rodzinę zależy mi na stacjonarnej działalności. Obecnie ciągle żyję na walizkach i jestem tym zmęczony. Bycie w ciągłym ruchu na dłuższą metę jest wyczerpujące. W przyszłości planuję odbywać jedynie kilka guest spotów u znajomych. Mimo wszystko uważam, że raz na jakiś czas miło jest pojechać do kogoś z wizytą i zrobić coś dla rozwoju własnych, artystycznych umiejętności. Każdy taki wyjazd to jak nabranie wiatru w żagle. TF: Co jest dla ciebie priorytetem przy tworzeniu tatuażu? Loïc: W pierwszej kolejności zależy mi na dobrej komunikacji z klientem i spełnieniu jego oczekiwań, ale oczywiście pozostawiam sobie swobodę co do kompozycji. W ten sposób jestem trochę jak szaman czy znachor – przygotowuję miksturę przeciwko chorobom ludzkim. TF: Jakie motywy wykonujesz najchętniej, za co nawet się nie zabierasz? Loïc: Nie mam ulubionych motywów. Czy jest coś, czego nie wytatuuję? To chyba zależałoby od sytuacji. TF: Czy chciałbyś jeszcze coś dodać? Loïc: Tym razem nie, dziękuję jednak za to, że mnie doceniłyście.

TATTOOFEST 19


TATTOOFEST 20


TATTOOFEST 21


Facebook: Xoïl, Needles Side TattOo

znajduję wszędzie, najczęściej „Inspiracjwśe ród rzeczy, które nie spełniają kna. ogólnie rozumianych norm pię ”

TATTOOFEST 22


TATTOOFEST 23


Łukasza Żerę

z warszawskiego studia „Art Force”. Po raz kolejny potwierdziła się zasada, że na żonę zapracowanego tatuatora zawsze można liczyć. Partnerki naszych bohaterów ratowały sytuację już wielokrotnie, czy to podsyłając zdjęcia, czy w ostatniej chwili rezerwując ukochanemu bilet na samolot. No cóż, artystom można wiele wybaczyć, w końcu przede wszystkim kochamy ich za to, co tworzą, a nie jacy są.

Krysia: Tradycją jest już, że każdy musi opowiedzieć nam o swoich trudnych początkach w branży. Zatem, zaczynajmy. Luk: Zamiłowanie do rysowania i malowania zaszczepił we mnie mój dziadek Wiesio. Kiedy potrafiłem już utrzymać w ręce ołówek pokazał mi, że dzięki niemu mogę spędzać czas tworząc, przy okazji wyciszyć się, i może to dziwne, ale oderwać od rzeczywistości. Nie potrzebowałem jak inni telewizora czy Pegasusa. W tym czasie poznałem również sąsiada dziadka,

TATTOOFEST 24

Luk z żoną Magdą i Czesio fot. Bartek Śnieciński, www.artb.com.pl

W tym numerze na tapetę bierzemy

pana Henia, którego przedramiona zdobiły nieśmiertelne motywy - kotwica i goła baba. To było coś!!! Wtedy wiedziałem już, że kiedyś będę wytatuowany, ale nie marzyłem nawet, że sam zajmę się kolorowaniem ludzi. Na poważnie zaangażowałem się jakieś 10 lat temu. Podglądałem powstałe fora internetowe, które były jedyną skarbnicą wiedzy i miejscem, w którym można było porozmawiać i obserwować doświadczonych ludzi o podobnych zainteresowaniach. Pojawiły się też pierwsze sklepy ze specjalistycznym sprzętem, przez co jego dostępność znacznie wzrosła.


rce.pl .art fo ra * w w w Łu ka s z Ż e Facebook:

Potem, podczas konwentów tatuażu podpatrywałem pracujących artystów i nieśmiało zadawałem pytania. Moje początki wyglądały standardowo, tatuowałem siebie i kolegów. Pracowałem, aby opłacać szkoły, a po godzinach przyjmowałem klientów w domu. Gdy teraz to wspominam, to dziwię się, że starczało mi na wszystko sił… W tamtym czasie wiele osób, m.in. Junior, Zappa, Gonzo, miało na mnie bardzo duży wpływ. Analizowałem ich prace starając się wyciągać wnioski, zacząłem także tatuować się w „Azazelu” i z perspektywy klienta poznawałem techniki tamtejszych artystów. W 2010 roku dostałem propozycję pracy w nowo powstającym studiu „Art Force” i z resztą ekipy tworzyłem to miejsce od podstaw. Krysia: Rozumiem, że chętnych na tatuaż od ciebie należy odsyłać właśnie tam? Luk: Tak, studio znajduje się w centrum Warszawy. Jeśli chcecie zrealizować swoje pomysły z zakresu tatuażu realistycznego, albo szukacie jego tradycyjnej odmiany, to spodoba się Wam to miejsce. Ekipę tworzę wraz z Pablo, który zajmuje się piercingiem i czuwa abyśmy mogli skupić swoją uwagę na tatuowaniu, oraz z Wąsem, specjalizującym się w tatuażu oldschoolowym. Krysia: Jaką wiedzę i pomoce naukowe powinna posiadać osoba, aby ułatwić waszą współpracę? Luk: Zawsze staram się nawiązać więź z klientem. Trudno po szybkiej wymianie zdań domyślić się, jaki jest dany człowiek. Usiłuję uzyskać dużo informacji i dowiedzieć się, w jakim kierunku podążać szukając materiałów i inspiracji do pracy. Następnie omawiamy wspólnie koncepcję tatuażu, dogadujemy szczegóły, zatwierdzamy projekt i przystępujemy do realizacji. Cieszę się, że ludzie powoli zaczynają inaczej postrzegać tatuowanie. Nie wynajdują gotowych wzorów wpisując słowo „tattoo” w Google, coraz częściej odwołują się do zdjęć, ilustracji czy szkiców. Dzięki temu powstają całkiem oryginalne prace, a tatuatorzy mają większą satysfakcję. Krysia: Różnorodność tego, co wykonujesz jest ogromna, w których pracach odnajdziemy prawdziwego Łukasza i to, co chodzi mu po głowie? Luk: Oj tak! Ich rozrzut jest spory, choć myślę, że w większości można dopatrzeć się dążenia do realizmu i poszukiwania nowych sposobów jego interpretowania. W takim stylu czuję się najlepiej. Poza tym, mam inne pomysły, które w mniejszym lub większym stopniu usiłuję realizować. Ostatnio przy współpracy z Elegans.pl zająłem się malowaniem czapek na zamówienie.

TATTOOFEST 25


Lubię też grafikę komputerową, ale przede wszystkim staram się poświęcać czas różnym rodzajom malarstwa. Krysia: Wiele osób nie przepada za pracami bez konturu. Zdarza się, że w twoich go brakuje. Z czego wynika ten fakt? Jak często świadomie rezygnujesz z tego elementu? Luk: Jak mówił mój nauczyciel od rysunku „kontur w przyrodzie nie istnieje, istnieją tylko kontrasty między walorami”. Tą zasadę wykorzystuję w tatuowaniu realistycznym, zarówno w czarno-szarym, jak i kolorowym. Jeśli dodaję kontur, inaczej rozkłada się waga poszczególnych elementów, tło i plany wyraźniej odcinają się od siebie, a tatuaż może lepiej znieść próbę czasu. Najlepsze w tatuowaniu jest ciągłe szukanie nowych rozwiązań, łączenie technik i eksperymentowanie, aby znaleźć to, co najlepsze dla siebie i własnego stylu. Krysia: Z moich obserwacji wynika, że masz swoje ulubione, wypróbowane zestawienia kolorów. Co ty na to? Luk: Staram się utrzymywać prace w konkretnej tonacji. Nie mieszam kolorów jak kiedyś, wybieram kilka bazowych i operuję ich odcieniami, oraz oczywiście czarnym. Sęk w tym, żeby nie przesadzić. W moich pracach najczęściej przewijają się: zielony, brązowy, żółty i ich wariacje, ale nie jest to reguła. Lubię, gdy barwy współgrają ze sobą, łatwiej jest mi przejść z jednej w następną i stworzyć bardziej spójną pracę. Krysia: Twoja pięta Achillesowa? Luk: Nosy. Przynajmniej według mojej żony ;). A tak serio, to wszystkie geometryczne projekty, gdzie nie można poszaleć i nie ma miejsca na własną interpretację (choć z drugiej strony lubię skomplikowane, realistyczne formy, im trudniej, tym lepiej). Wiem, że oldschool nie jest dla mnie, bo zawsze go przekombinuję robiąc za gruby kontur czy dodając światłocień. Nie znoszę tribali i zrobiłem w życiu trzy celtyckie motywy. Krysia: Jaką rolę odgrywają w twojej twórczości symbole? Czy sam świadomie po nie sięgasz? Po jakie najchętniej? Luk: Oczywiście po czaszki - to wiedzą wszyscy, wystarczy zobaczyć moje stanowisko pracy. Kiedy chcę coś narysować, pierwsze co przychodzi mi na myśl to właśnie czaszka. Jeżeli przyjdziesz na cover, to najpierw zaproponuję… czaszkę! To chyba jakieś fatum tatuatorów. Dla mnie ten motyw jest tajemniczy, mistyczny, przypomina o przemijaniu, życiu i śmierci. Jest po prostu uniwersalny. Gdy poruszam jakąś konkretną tematykę, używam symboli zgodnych z ideą projektu. Krysia: Rozmowy o tatuażach poza miejscem pracy. Jak myślisz, na ile wytatuowana osoba jest w stanie „zostawić” je wychodząc z domu? Luk: Heh, o to raczej trudno. Często obcy zagadują mnie na ulicy. Znajomi dzwonią, bo ktoś z rodziny chce się czymś ozdobić. Kiedy jadę tramwajem, to ludzie wokół zaczynają szeptać o tym między sobą myśląc, że nie słyszę. Wracając do domu opowiadam żonie o tym, co tatuowałem i pokazuję zdjęcia. Spotykając się ze znajomymi, często też tatuatorami, prędzej czy później ktoś zejdzie na ten temat. W wolnej chwili przeglądam prace innych artystów, szukam nowych inspiracji… W mordę! I wychodzi na to, że tatuaż z całą swoją otoczką wypełnia moje życie po brzegi :). Krysia: Co tam u Czesia? Jaką najśmieszniejszą cechę posiada twój pies? Luk: Czesio i jego ADHD mają się dobrze. Wszędzie go pełno, jego pluszowych szczurów także. Ogólnie to grzeczny maluch, ale sprytny i z charakterkiem.

TATTOOFEST 26


TATTOOFEST 27


Matthis Th. Graul bardzo prosił nas o zwrócenie szczególnej uwagi na powszechnie myloną pisownię jego imienia, także drodzy czytelnicy, tym razem to nie drukarski chochlik, brak literki „a” jest jak najbardziej uzasadniony. Artysta prezentowany na tych stronach to młody Niemiec ceniący uroki życia w niewielkim miasteczku i podchodzący do wykonywanego zajęcia z ogromnym zaangażowaniem.

Krysia TF: W jaki sposób znalazłeś się w tym pokolorowanym świecie? Matthis: Po szkole średniej musiałem zdecydować, czy rozpoczynam studia czy naukę konkretnego zawodu. Żadna z tych opcji nie była jednak dla mnie. Pragnąłem bowiem pracować kreatywnie, rysować i mieć kontakt z ludźmi. Kiedy w moim rodzinnym mieście zostało otwarte pierwsze studio tatuażu, poszedłem tam, w celu wykonania piercingu i od razu bardzo polubiłem tamtejszą atmosferę oraz artystyczne podejście do tatuowania. Z czasem poczułem, że to środowisko coraz bardziej mnie pociąga i w końcu zapytałem o możliwość nauki. Za pierwszym razem odmówili, ponieważ nie potrzebowali dodatkowej osoby w załodze. Mój upór spowodował jednak, że po 1,5 roku udało mi się ich przekonać. Było to 7 lat temu.

TATTOOFEST 28


TF: Jacy ludzie otaczają cię w studiu? Matthis: Kiedy odszedł tatuator, który mnie uczył, przez długi czas pracowałem sam. Pewnego dnia pojawił się Daniel i jak ja przed laty, zapytał o możliwość odbycia stażu. Ogromną zaletą współpracy z innym artystą jest krótszy czas oczekiwania klientów. Z dnia na dzień

www.facebook.com/matthis13

TF: Myślałeś od tamtej pory o prowadzeniu własnego biznesu? Matthis: Branża tatuatorska wciąż się zmienia i ewoluuje. Każdy dzień jest inny, klienci mają różnorodne pomysły, a technika stale się rozwija. To wszystko czyni środowisko bardziej interesującym. Ważne jest też poczucie komfortu. Jeśli chcesz posiadać własne studio - otwórz je. Jeśli nie odpowiadają ci klienci wchodzący z ulicy, przenieś się do prywatnego atelier. Lubisz podróżować - zorganizuj sobie wystarczającą liczbę guest spotów. Musisz podjąć osobistą decyzję. W obecnej chwili nie chciałbym prowadzić własnego studia. Jestem usatysfakcjonowany moją sytuacją i dobrze czuję się w rodzinnej miejscowości, ale też coraz częściej tatuuję gościnnie. Nie widzę wielkiej różnicy między posiadaniem swojej pracowni, a byciem częścią zespołu. Sam decyduję kogo chcę wytatuować, jak ma wyglądać stanowisko pracy, jakich tuszy czy maszyn potrzebuję i z kim chcę przebywać. Robię więc wszystko to, czym zajmowałbym się jako właściciel. Cieszę się jednak, że ktoś prowadzi księgowość, umawia klientów i zamawia sprzęt. Dzięki temu mogę skoncentrować się na sztuce i osobach, które przychodzą do mnie po tatuaż.

mam ich coraz więcej i czuję się źle z myślą, że ktoś musiałby miesiącami czekać w kolejce. Staramy się, by nasze style korespondowały z oczekiwaniami osób, pojawiających się w studiu, bo tu każdy może zaproponować własny pomysł. Spędzam w pracy mnóstwo czasu, dlatego uczyniłem otoczenie bardzo komfortowym. Mamy również sporo przestrzeni, aby gościć innych tatuatorów. Bardzo nam miło, że odwiedzają nas artyści tacy jak: Jule Müller z „Prime Art Connection” (Rostock) czy Clemens Hahn z „Electric Circus Classic Tattooing” (Mannheim). Pracuje z nami również Manu, która jest piercerką i menadżerem. TF: Co w tatuowaniu zafascynowało cię najbardziej?

Matthis: Połączenie sztuki i rzemiosła, a im bardziej wsiąkam w branżę, tym pewniejszy jestem słuszności mojej decyzji. Pokochałem ten zawód i nie wyobrażam sobie innego zajęcia niż rysowanie i tworzenie tatuaży. Ludzie noszą na sobie moje artystyczne prace, a ja jeszcze dostaję za to pieniądze. Czy można chcieć więcej? TF: Co charakteryzuje tworzone przez ciebie obrazy? Matthis: Używam zarówno ekspresyjnych, wyraźnych linii jak i przesadnie tłustych konturów do obrysowania całości. Porządne kreski to podstawowa sprawa, znacznie przedłużająca trwałość tatuażu. Ponadto, w kolorowych pracach uwydatniam kontrast poprzez mocne czarne cienie,

TATTOOFEST 29


przechodzące w kolor. Barwy stają się dzięki temu niesamowicie wyraźne i nawet po jakimś czasie tatuaż pozostaje czytelny. Z drugiej strony, obecnie nie trzeba martwić się o nadmierne blaknięcie, bo dostępne tusze są naprawdę dobrej jakości. TF: Co jest źródłem twoich pomysłów? Matthis: Inspiracje można znaleźć wszędzie. Szukam ich w komiksach, kreskówkach, grach komputerowych i codziennych sytuacjach, które automatycznie przekształcam w swojej głowie w obrazy. Duży wpływ mają na mnie oczywiście pomysły i życzenia klientów oraz innych, otaczających mnie osób. TATTOOFEST 30

TF: Po małych tatuażach przychodzi czas na większe kompozycje… Matthis: Jestem w trakcie pracy nad kilkoma takimi projektami, ale przeważająca część moich klientów jest bardzo młoda i to naturalne, że zaczynają od mniejszych. Lubię, gdy praca jest gotowa po kilku godzinach i od razu widać efekt końcowy. Nie znaczy to jednak, że preferuję tylko te jedno- lub dwusesyjne. Ostatecznie to decyzja osoby, która do mnie przychodzi. TF: Na jakich innych, artystycznych polach działasz? Matthis: Ostatnio próbuję wkręcić się w scenę graffiti. Korzystam ze wszystkich

nabytych umiejętności - operowania kolorem czy zachowania proporcji obrazu. W malowaniu murów największą radość sprawia mi praca na świeżym powietrzu. TF: Ciągle jeszcze nie wiemy, gdzie dokładnie mieszkasz! Matthis: W Salzwedel. To moja rodzinna miejscowość, niewielka (20 tyś. mieszkańców), senna i niezbyt rozrywkowa. Jednak dla mnie to idealne miejsce, daje mi intymność, której potrzebuję, aby czuć się dobrze. Muszę wspomnieć o tym, że posiada prężnie działającą scenę hardcore’ową (grywają tu takie zespoły, jak np. Biohazard). Co więcej, ma świetną


lokalizację. W dwie godziny dojeżdżam do Berlina, Hamburga lub Magdeburga. Jeśli mam ochotę, zawsze mogę wybrać się na imprezę do któregoś z tych miast. TF: Jakie wartości są dla ciebie istotne na co dzień? Co poza tatuażem przyciąga twoją uwagę? Matthis: Lubię się śmiać i mam do siebie dystans. Przyjaciele są dla mnie bardzo ważni i mogą liczyć na mnie w stu procentach. Kocham zwierzęta (moi rodzice są weterynarzami), ale nie posiadam żadnych, bo niestety nie mógłbym poświęcić im wystarczającej ilości czasu. W wolnych chwilach zajmuję się

rysunkiem. Tak się dzieje, gdy pracujesz w zawodzie, który jednocześnie jest twoim hobby. Rysuję nie tylko dla klientów i siebie, tworzę również projekty T-shirtów i okładek płyt dla różnych zespołów. Aha! W ramach relaksu gram na konsoli. Tak, kocham gry! TF: Dobre i złe strony bycia tatuatorem. Matthis: Uwielbiam moje zajęcie, ludzi którzy do mnie przychodzą i dzielą się interesującymi i inspirującymi historiami. Czasem udaje się nawiązać naprawdę ciekawe znajomości. Ponadto czuję się świetnie, gdy mogę pomóc innym w wyrażeniu siebie i zwizualizować ich

pomysły. Osobom postronnym trudno jest dostrzec możliwości, jakie daje ten zawód. Nawet będąc tatuatorem, nie jesteś w stanie pojąć tego od razu. To ciągły rozwój. Najgorszym aspektem mojej pracy jest niemożność spełnienia oczekiwań każdej osoby. Do negatywów mogę dodać jeszcze długi okres oczekiwania na termin oraz to, że mam bardzo mało czasu dla siebie. Tatuowanie jest jak zazdrosna żona :). Niemniej jednak, możesz zdecydować, jak wiele chcesz poświęcić temu, co robisz. Ja uważam siebie za perfekcjonistę. Na koniec chciałbym pozdrowić mojego brata Fredla ;) TATTOOFEST 31




Jeśli kiedykolwiek będziecie spędzać wakacje we włoskim Rimini pamiętajcie, że oprócz słońca, Adriatyku i Mostu Tyberiusza, znajdziecie tam również studio „Skinwear”. Pracuje w nim nasza rozmówczyni, MISS ARIANNA . Ta lokalna patriotka jest autorką tatuaży w stylu tradycyjnym, potraktowanym jednak według jej własnej wizji. Uczestniczy w wielu prestiżowych, międzynarodowych konwencjach, zdarza jej się pracować 24 godziny na dobę i na własnej skórze przekonała się, że osiągnięcie celu wymaga poświęceń. Poznajcie Ariannę! Karolina

TATTOOFEST 34

TF: Jak stawiałaś pierwsze kroki w branży? Miss Arianna: Ten świat intrygował mnie od zawsze. Między 20 a 22 rokiem życia zorientowałam się, że to właśnie może być moja praca. Wtedy w Rimini była przyzwoita liczba tatuatorów, jednak żaden z nich nie był zainteresowany przyjęciem praktykantki. Jedynie artysta, u którego się tatuowałam dostrzegł moje maksymalne zaangażowanie i mniej więcej po roku wysłuchiwania próśb, zgodził się uczyć mnie pracy z maszyną. Zdobyłam u niego fundamentalną wiedzę. Tatuaże nie były wtedy tak popularne jak są obecnie, a stażysta musiał przepracować wiele godzin dziennie, szczególnie w lecie. Do tego zarabiał bardzo mało, a czasami nie dostawał nic. Ja sama przez dwa lata nie dotknęłam maszynki. Jednak nawet w najtrudniejszych momentach czułam, że właśnie tym chcę się zajmować. Moja rodzina i przyjaciele od zawsze wspierali mnie w tym co robię, są dumni, gdy wyjeżdżam na międzynarodową konwencję lub gdy w jakimś magazynie ukazuje się artykuł na mój temat. Miałam wiele chwil zwątpienia (najlepiej wie o tym właściciel studia), jednak to właśnie dzięki najbliższym nie rzuciłam tego wszystkiego. Całą swoją ciężką pracę dedykuję mojemu tacie, który odszedł 2 lata temu. Pamięć o tym,


jak silnym był człowiekiem, motywuje mnie do działania. Obecnie niełatwo już o coś takiego, jak odbywanie praktyk u tatuatora. Jeśli chcesz robić tatuaże, po prostu płacisz za prywatny, trwający dwa dni kurs, a następnie otwierasz studio. Przynajmniej tak działa to we Włoszech. Tym samym powstała przepaść między artystami kontynuującymi tradycję a ludźmi, którzy traktują ten zawód jako drogę do szybkiego zarobku. Ci drudzy nie mają szacunku do klientów oraz sztuki tatuowania, wyznacznikiem jest dla nich ilość, nie jakość. Przez takich „tatuatorów” covery i laserowe usuwanie wzorów stają się coraz popularniejsze. Ten rodzaj pseudokultury nie powinien mieć prawa bytu, a działalność magazynów branżowych oraz prestiżowych konwencji powinna prowadzić do tego, że potencjalny klient będzie potrafił wybrać między dobrym i złym artystą. TF: Jakie są tatuaże, które tworzysz? Miss Arianna: Moje prace to osobista wersja traditionalu. Są takie jak ja proste i wyraziste, posiadają unikalną siłę i równowagę. Uwielbiam klasyczne projekty i uzyskiwany dzięki nim efekt retro. Poza tym, są wiecznie świeże, lekko nostalgiczne i po prostu czarujące. Jestem pełna podziwu wobec prac ikon tatuażu takich jak Sailor Jerry, jednak uważam, że pójściem na łatwiznę jest korzystanie z ich flashy, delikatnie tylko zmieniając kolory czy kształt. Osobiście wolę tworzyć własne szkice, to dużo bardziej interesujące. Zawsze słucham, co klient ma do powiedzenia, a następnie przedstawiam jego wizję w mojej wersji stosując solidne kontury, czerń i mnóstwo jasnych, ale kontrastujących kolorów. Tatuaże w tym stylu mają jeszcze jedną zaletę - wyglądają dobrze nawet po wielu latach. TF: Co jest kopalnią twoich inspiracji? Miss Arianna: Każda z osób, z którą pracowałam miała na mnie spory wpływ, w końcu ilu ludzi, tyle różnorodnych postaw wobec sztuki. Jestem pod wrażeniem starszych ode mnie tatuatorów, którzy tworzą z takim zapałem, jakby dopiero zaczynali swoją karierę. Do działania popycha mnie również atmosfera na dużych, międzynarodowych konwencjach. Inspirują mnie głównie książki, które niekoniecznie mają coś wspólnego ze sztuką: albumy o symbolach, anatomii czy etologii. Na moją twórczość spory wpływ ma europejskie malarstwo z XIII, XIV i XV wieku oraz ilustracje propagandowe z pierwszej połowy XX. Nie potrafię stwierdzić, czy edukacja artystyczna jest przydatna w tatuażu. W odróżnieniu od innych tatuatorów, nie zajmuję się malarstwem. Co więcej, nie widzę związku między pracą maszynką, a używaniem pędzla i farb. TF: Twój guru tatuażu to? Miss Arianna: Do moich faworytów należą Chris Dettmer, Heinz, Rudy Fritsch, Mo Coppoletta, Juho, Lina Stigsson i Spillo.

TF: Opowiedz o miejscowości, w której znajduje się twoje studio i o nim samym. Miss Arianna: Rimini to dobrze znana w Europie miejscowość wypoczynkowa, więc studia tatuażu są w większości zlokalizowane w miejscach łatwo dostępnych dla turystów. Ten fakt spowodował, że wielu klientów patrzy na tatuaż w komercyjny sposób, a tatuatorów postrzega się jako maszyny do odbijania wzorów z katalogów. Proponowanie kolorowych tatuaży i autorskich projektów ludziom, którzy znali tylko czarne tribale nie należało do najłatwiejszych zadań. Teraz nie mam już tego problemu, przychodzący do mnie klienci dobrze znają mój styl. Po wielu latach ciężkiej pracy mogę stwierdzić, że udało mi się zdobyć zaufanie wielu osób, które zostawiają mi wolną rękę. Szczerze mówiąc, to najlepsza droga do uzyskania dobrego tatuażu. Gdy ktoś zbyt nachalnie ingeruje w pracę tatuatora czy upiera się przy projekcie, który nie do końca jest trafiony, efekt końcowy może nie być zadowalający. Moje studio nosi nazwę „Skinwear” i jest zlokalizowane w wielkim mieszkaniu w zabytkowej kamienicy z 1700 roku. Miałam więc mnóstwo miejsca na stworzenie funkcjonalnej przestrzeni, w której panować będzie pozytywna atmosfera. Mamy 5 stanowisk (jedno z nich zajmuje piercer), które są od siebie odseparowane, aby zapewnić tatuowanym komfort i prywatność. Ściany studia są ozdobione naszymi projektami, bo chcemy pokazać przychodzącym ludziom prace jakie wykonujemy i tym samym ich zainspirować. Moi współpracownicy i ja sprawiliśmy, że „Skinwear” stało się studiem na wysokim poziomie, promującym dobry tatuaż i międzynarodowych artystów.

również nie myślą o własnym rozwoju artystycznym. Niedawno natknęłam się na człowieka, który skopiował piętnaście moich prac i oczywiście zamieścił je na Facebooku.

TF: Co sądzisz o kolaboracjach z innymi artystami? Brałaś już udział w takim projekcie czy raczej cię to nie interesuje? Miss Arianna: Uwielbiam kolaboracje! W „Skinwear” często organizujemy guest spoty. Uważam, że spotkania z kolegami po fachu i wymiana spostrzeżeń oraz doświadczeń są czymś bardzo istotnym. TF: Jakie są wady i zalety zawodu, który wykonujesz? Miss Arianna: Każda praca ma swoje plusy i minusy. Uważam siebie za szczęściarę, ponieważ po wielu latach dążenia do celu, w końcu udało mi się go osiągnąć. Klienci darzą mnie zaufaniem i są usatysfakcjonowani tatuażami, które dla nich wykonuję. Wielu z nich przyjeżdża do Rimini z innych krajów i to napawa mnie dumą. Czasami jest ciężko, moja praca trwa tak naprawdę 24 godziny na dobę, ponieważ nawet gdy nie tatuuję, zajmuję się rysunkiem czy tworzę projekty na następny dzień. Momentami mnie to przerasta. Niestety, ostatnio znalazłam w sieci wiele kopii moich prac. Ludzie zwyczajnie ściągają zdjęcia z mojej strony lub fanpage’a i na ich podstawie wykonują tatuaże. To przykre, że ci „tatuatorzy” nie tylko nie mają szacunku dla mojej pracy, ale TATTOOFEST 35


TF: Czyje dzieła nosisz na sobie? Miss Arianna: Prawie wszystkie zostały wykonane przez osobę, która pomagała mi stawiać pierwsze kroki w zawodzie. Do tego dochodzą projekty od Rudy Fritscha, Heinza z „Romes Psycho” i Mallo z „Romes Bottega”. Jednym z moich ulubionych wzorów są dwie niesamowite róże od Mo Coppoletty zrobione w 2002 roku w trakcie konwencji w Mediolanie. „Skinwear” odwiedza wielu artystów, którzy są również moimi znajomymi, więc z każdym ich przyjazdem pojawia się okazja na zdobycie nowego tatuażu. Bardzo chciałabym uzyskać coś od Juho, świetnego tatuatora z Finlandii, z którym miałam przyjemność dzielić boks podczas „London Tattoo Convention”. TF: Jakie są twoje plany na przyszłość, zarówno tą bliższą jak i bardziej odległą? Miss Arianna: Chciałabym zwiększyć ilość guest spotów i poznać więcej godnych zaufania osób, dzięki którym mogłabym uczestniczyć w nowych konwencjach i odwiedzać kolejne studia z całego świata. TF: Chciałabyś coś dodać? Miss Arianna: Nigdy nie zapominam o podziękowaniu osobom, które w jakikolwiek sposób pomogły mi lub udzieliły rady. Moi rodzice, najlepsi przyjaciele oraz Andrea, mój partner życiowy i zawodowy to ludzie, którzy wspierają mnie od samego początku. Chcę również wyrazić swoją wdzięczność wobec tych wszystkich, którzy są w stanie przebyć wiele kilometrów, aby następnie wyjechać z Rimini z kawałkiem mnie na skórze. Na koniec ogromne podziękowania dla was za to, że dałyście mi możliwość przedstawienia siebie i bycia częścią tak fajnego magazynu. Wykonujecie kawał dobrej roboty, gratulacje!

TATTOOFEST 36


Zdjęcia Miss Arianny: NICOLA DE LUIGI nicdeluigi@gmail.com Zdjęcia tatuaży: ANDREA ALBERGHINI andrea@skinweartattooshop.com

TATTOOFEST 37

www.missarianna.com

FB: Miss Arianna




Eddy Avila R zajmuje się

malarstwem, natomiast czas wolny spędza na... malowaniu. Wystarczy jeden rzut oka na jego prace, aby zauważyć, że ten młody artysta jest wielkim pasjonatem tatuażu i innych modyfikacji ciała. Tworzy realistyczne portrety wytatuowanych osób, projektuje plakaty konwencji i bierze udział w wielu innych przedsięwzięciach, o których możecie przeczytać poniżej. Poznajcie Eddiego, Wenezuelczyka uzależnionego od farb olejnych. Karolina

TATTOOFEST 40


TATTOOFEST 41


TF: Znalezienie w sieci informacji na twój temat nie należy do najprostszych zadań… Eddy: Jestem młodym człowiekiem pochodzącym z Wenezueli. Studiuję komunikację społeczną, a także realizuję się jako artysta wizualny. Malarstwa uczyłem się samodzielnie. Moje prace są ściśle powiązane ze światem tatuażu i modyfikacjami ciała. Tworzę portrety osób rozpoznawalnych w branży, takich jak pisarka Jinxi Boo czy modelki Miss Ivi i Katy Gold. W moim życiu istotne miejsce zajmuje również muzyka. W tej chwili skupiam się na paru projektach dla rockowych kapel z mojego kraju. TF: Jak rozwijało się twoje zamiłowanie do malarstwa? Eddy: Od zawsze było ono moim hobby, a po narodzinach syna stało się dodatkowo źródłem utrzymania. Początkowo zajmowałem się głównie pracami surrealistycznymi, bo jestem wielkim pasjonatem tego stylu. To dramatyczna, mógłbym powiedzieć teatralna wizja świata realnego. Oczywiście, od zawsze pociągały mnie portrety. Kiedy zetknąłem się ze światem tatuażu, poczułem przypływ kreatywności. Od tego czasu inspiruję się pracami tatuatorów i ludźmi, w których żyłach płyną spore ilości tuszu :). TF: Co powiedziałbyś o klimacie swoich prac? Eddy: Obrazy mojego autorstwa są realistyczne. Sporo osób szufladkuje je jako mroczne i w wielu przypadkach niepokojące.

TATTOOFEST 42

Możliwe, że niektórzy mają ku temu powody, wszystko bowiem zależy od charakteru odbiorcy. Patrzę na malarstwo bardziej z dziennikarskiego niż sentymentalnego punktu widzenia. Jako artysta dostrzegam piękno nie tylko w łagodnych krajobrazach, ale w codziennych, życiowych sytuacjach. Wolę zobrazować scenę z obskurnej tawerny niż rozległy pejzaż. Sztuka to krytyka systemu, jest jak głos reportera, który nawet jeśli próbuje być obiektywny i tak wyraża swoje zdanie. Ważne, by żyć zgodnie z własnymi przekonaniami i realizować marzenia. TF: Twoje obrazy są realistyczne i pełne detali. Czy częściej patrzysz na zdjęcie portretowanej osoby czy zapraszasz ją do pracowni? Eddy: Wszystko zależy od koncepcji, ale obydwa sposoby nie są mi obce. Gdy maluję ze zdjęcia, korzystam z bardzo wielu fotografii, na których dana osoba jest przedstawiona w różnych pozach. Gdy pracuję z modelem, nie eksperymentuję z ustawieniami i oświetleniem. TF: Przy pomocy jakich narzędzi powstają twoje dzieła? Eddy: Aby wypracować swój styl, wypróbowałem bardzo wiele różnorodnych technik. Przez długi czas malowałem wyłącznie akrylami. Jednak wystarczyło jednorazowe użycie farb olejnych, abym przekonał się, że ich właściwości odpowiadają moim


wszelkim potrzebom. Tworzę wyłącznie na płótnie. Czasami dla relaksu rysuję kredkami. TF: Czym jest dla ciebie tatuaż? Eddy: To ważny element w mojej twórczości, jestem nim zafascynowany. Sztuką jest dla mnie cały proces jego powstawania, a następnie „życia” i starzenia się razem z właścicielem. Moim zdaniem tatuowanie ciała jest idealną drogą do indywidualizmu i sposobem na wyróżnienie się z tłumu. Dzięki niemu stajemy się wyraźni. Mniej więcej od roku bliżej przyglądam się działaniom pewnego tatuatora i mam nadzieję, że w niedługim czasie sam będę mógł zająć się pracą z maszyną. TF: Czy eksperymentujesz z jeszcze innymi dziedzinami sztuki? Eddy: Jestem wielkim pasjonatem rzeźby. Przepadam również za wszelkimi pracami stworzonymi z metalu. Aktualnie jednak w pełni poświęcam się malarstwu i nauce tatuowania. TF: Co uznajesz za swoje największe artystyczne osiągnięcie? Eddy: Projekt mojego autorstwa promuje „Venezuela Tattoo Expo” w 2012 i 2013 roku. Ta impreza to najważniejsze tego typu wydarzenie w Ameryce Łacińskiej. Miałem też przyjemność

portretować Emilio Gonzaleza, który zajmuje się modyfikacjami ciała i podobnie jak ja pochodzi z Wenezueli. W 2010 roku światło dzienne ujrzała książka „50/50” autorstwa francuskiego artysty Henriego Buro. W projekcie wzięło udział 100 artystów z całego świata, wśród nich także ja. W tym roku zajmuję się realizacją strony tytułowej nowej książki Henriego - „Skull”. Postanowiłem również nawiązać artystyczną współpracę z tatuatorem Yomico Moreno oraz legendą tatuażu Lyle Tuttlem. TF: Dla wielu artystów pojęcie „czas wolny” nie istnieje. Jak jest u ciebie? Eddy: Sztuka jest moim źródłem utrzymania, ale jednocześnie stanowi życiową pasję. Mogę śmiało stwierdzić, że jestem uzależniony od malowania. Wszelkie próby odpoczęcia od obowiązków kończą się tak, że po chwili znów zajmuję się tym, co tak naprawdę mógłbym uznać za pracę. Wciąż szukam obiektów do namalowania. Na tego typu przemyśleniach spędzam mnóstwo czasu, oczywiście w przerwach w portretowaniu członków mojej rodziny :).

www.facebook.com/eddy.avila.r eddyavilar.wordpress.com

TATTOOFEST 43




Podczas konkursów

arzyszył mdyi w o t z it n m e ie h odróży do ęCoraz pełniącego ntiekkim p w m e z a r Za każdypmracownikiem Karołlyinmnie przede wszyzsy, . y n o ł s d o j e wszej j e nazywaną nowym Rock’n’Ink” ciągnę cznej strony impre ieobecności r ie p d o ie z w tej imprpeadło na wciąż jeszocjztka. Od zawsze nad„zo zadowolona z mutzaywców, i nawet mimo n ę z ic n t s e z c U razem la magazynu W głym byłam bar ię na liście wys ac... m y T . y n in ś kto garza, przyjacie ty. W roku ubie tórzy pojawili s ka dobrych pr rolę tra ące się tam koncer iska tatuatorów, kdało wyłowić się kil odbywaj wały mi także nazw ch, i tak w tłumie zaimpono ch z zapowiedziany niektóry

na

TATTOOFEST 46

soli, z antre Widok pół Perkele zes scenie


T

popołudnie o godzinie 16.00. Tego dnia nie odbywał się żaden konkurs tatuażu, udało mi się sfotografować zaledwie 3 świeże prace, co wpędziło mnie w lekki niepokój. Z drugiej strony, na ten właśnie wieczór zaplanowano występy najbardziej wyczekiwanych grup - Demented Are Go i The Bussines, więc towarzystwo wyraźnie nastawione było na picie piwa i bujanie w rytmach dobrze znanych utworów. Pogodzeni z tym faktem, z nadzieją na „bardziej tatuażową” sobotę, wmieszaliśmy się w tłum przed sceną. Potem, po 21 godzinach na nogach nadszedł w końcu czas na wypoczynek.

Karolina i Krysia

Roman Abrego

Mick Squires przy pracy

ym razem nie było tak kolorowo, zarówno dosłownie jak i w przenośni. Pełny skład artystów poznaliśmy dopiero na kilka dni przed oczekiwanym weekendem, wiedziałam jedynie, że ponownie pojawią się Crispy Lennox, Roman Abrego, Mick Squires i Tommy Lee. Dołączył do nich jeszcze Paul Acker oraz znani z udziału w Tattoofeście Grecy – Kostas i Alex Gotza. Poza tym, warto było zatrzymać się przy boksie Mr. Halbstarka, Chrisa Schmidta i pracującej na coraz wyższym poziomie, obserwowanej przeze mnie od jakiegoś czasu Moni Marino. Festiwal ruszył w piątkowe

Moni Marino

Coś dla fanów motoryzacji

TATTOOFEST 47


TATTOOFEST 48

Sebastian Reschke, Farbaffäre, Niemcy

Szabolcs Oravecz, Dark Art Tattoo, Węgry

Moni Marino, Austria

Dome, Sign of Liberty, Niemcy Szabolcs Oravecz, Dark Art Tattoo, Węgry

Crispy Lennox, Black Garden Tattoo, UK

Chris Schmidt, Farbschock Tattoo, Niemcy

Tom Lennert, Evil Fantasies Tattoo, Niemcy


Julian Corpsepainter Tattoo, Niemcy

Julian Corpsepainter Tattoo, Niemcy

TATTOOFEST 49


o temat gastronomi to muszę wspomnieć o świetnie przygotowanym cateringu dla wystawców, zapewniającym dwa zróżnicowane, ciepłe posiłki każdego dnia.

N

Mark Halbstark, Niemcy

iedziela była już tylko oczekiwaniem na powrót do domu. Największą atrakcją dnia uczyniono wybory „Miss Tattoo”, przyznam, że niezbyt bacznie przez nas śledzone, no

TATTOOFEST 50

Julian Corpsepainter Tattoo, Niemcy

Chris Schmidt, Farbschock Tattoo, Niemcy

Victor, Hell Yeah Tattoo, Niemcy

Mark Halbstark, Niemcy

wydarzenia. Moje nadzieje na skompletowanie materiału do relacji dość szybko zostały rozwiane. Zdecydowanie dużo bardziej na miejscu byłby tu konkurs na największego „babola”, choć ten mógłby trwać w Chemnitz w nieskończoność. Rozgoryczenie złagodził wieczorny występ zespołu Perkele i duża ilość czeskiego, marynowanego tofu podarowana przez „kamratów.” A skoro już zahaczyliśmy

Roman Abrego, Artistic Element Tattoo, USA

S

obota wbrew oczekiwaniom nie przyniosła wielu zmian. Mimo, że był to pierwszy dzień weekendu, liczba gości nie zwiększyła się. Gdy nadszedł czas konkursów, mających na celu wyłonić najlepsze tatuaże, z nadzieją ruszyłam za kulisy. Prace, ku chyba swojej wielkiej rozpaczy, oceniali niektórzy z wymienionych wyżej zagranicznych gości oraz Randy z „Heaven of Colours”, współorganizator


Gra The Business

może tylko przez Wojtka ;). Koncert niemieckiej grupy Haudegen występującej na zakończenie trzydniowego festiwalu również nie znalazł wielu zwolenników. Po ogłoszeniu wyników konkursów, niestety z lekkim poczuciem straconego czasu, wyruszyliśmy w drogę powrotną…

Bammer, Sign of Liberty, Niemcy

Dla każdego coś modnego

Hmmm?

Solo na małej scenie

Kostas Tzikalagias

Krysia

TATTOOFEST 51


Najgorsze

juz za mna Choć bohater tego materiału mieszka aktualnie na drugim końcu świata, to tak naprawdę jest chłopakiem zza miedzy, pochodzi bowiem z czeskiego miasta Liberec. Podczas naszej rozmowy wyszły na jaw inne zaskakujące informacje, jak np. nazwisko jego mentora. Mnie osobiście zainteresowały prace, które

Pepa

wykonuje w kolorze, jego serce skradły natomiast wzory maoryskie, bardzo popularne w rejonie, w którym się osiedlił. Krysia

TATTOOFEST 52


TF: Wiemy, że fachu uczył cię Scott Ellis z Austin! Wraz z rodziną był niegdyś gościem naszego konwentu. Gdzie się poznaliście? Pepa: Miałem 19 lat gdy spotkałem mojego tatuatorskiego guru. Scott przyjął mnie na naukę w swoim studiu, które mieściło się samym sercu starej Pragi. Byłem świeżo po powrocie z podróży do Australii, gdzie zrobiłem sobie pierwszy tatuaż i przez to zacząłem poważnie interesować się ich tworzeniem. W czeskiej stolicy spędziłem kilka miesięcy, ucząc się zarówno teorii jak i praktyki. Później wraz z bratem Martinem otworzyliśmy małe i przytulne „Tattoo Hornet” w Liberec. TF: Jak w takim razie trafiłeś z Czech do Nowej Zelandii? Pepa: Udałem się tam w 2000 roku. Początkowo miała to być sześciomiesięczna podróż z uwzględnieniem guest spotów. Aotearoa (czyli Nowa Zelandia po maorysku), to państwo o najbardziej wytatuowanej populacji, więc znalezienie studia, w którym mógłbym pracować było dziecinnie proste. Miałem dobry start, bo odwiedzało mnie wielu klientów, a to oznaczało sporą ilość skóry, na której mogłem ćwiczyć. Osiadłem w mieście Rotorua, gdzie spędziłem ponad dwa lata, następnie wraz z żoną zdecydowaliśmy się otworzyć własne studio w pobliskim Tauranga. Nazwaliśmy je „Bohemian Tattoo Arts”. Nowa Zelandia jest nadzwyczajnym państwem, scena tatuażu jest potężna, życie toczy się wolniej niż w Europie, ludzie są bardziej zrelaksowani, a przyroda jest piękna. Oczywiście tęsknię za domem i zawsze jestem szczęśliwy, kiedy odwiedzam rodzinne strony. Wtedy zdarza mi się rozważać powrót na stałe, jednak potem, gdy znowu jestem w Nowej Zelandii, wszystko się zmienia… TF: Wiemy, że bardzo lubisz styl maoryski i wykonujesz dużo prac w takim właśnie klimacie. Co cię w nim ujęło?

Pepa: Tatuażami Maori (Kiri Tuhi) poważnie zainteresowałem się przebywając w Rotorua. To miejsce zamieszkane przez wielu Maorysów, co naturalnie wpływa na liczbę i styl wykonywanych prac. Rodzaj tradycyjnego i poprawnego kulturowo tatuażu jest przez tych ludzi nazywany Ta Moko. Nieważne jak się na to mówi, ja zachwycam się pięknem spiral, wolnością w tworzeniu nowych form i przekształcaniem realistycznych obiektów (w moim przypadku najczęściej morskich stworzeń) w sztukę maori. TF: Szczerze mówiąc, bardziej zachwyciły nas twoje kolorowe, niemalże realistyczne prace. Pepa: Skupiłem się na nich 4 lata temu, kiedy Kamil Mocet zaproponował mi pracę w jego świeżo otwartym, londyńskim studiu. Czułem się niesamowicie uprzywilejowany i nie mogłem odmówić. Prace Kamila wywarły na mnie ogromne wrażenie, a przez znajomość z nim rozkwitała moja miłość do kolorowych wzorów. Potem zrobiłem rękaw u Borisa z Węgier i to było to! Najbardziej przepadam za motywami roślinnymi i zwierzęcymi, a do tworzenia prac wykorzystuję głównie zdjęcia znalezione w sieci. Zazwyczaj uwydatniam kolory, dodaję albo przekształcam tło i to wszystko. Prosta sprawa :). TF: Znasz jakiś przepis na mocny tatuaż? Pepa: Jeśli wzór na papierze wygląda na zbyt duży, niech na skórze będzie jeszcze większy! To jedna ze złotych zasad, jednak przede wszystkim musi zostać zachowany sens kompozycji i umiejscowienia. Podoba mi się, gdy są one duże i nieskomplikowane, nie powinny być zbyt szczegółowe i dobrze gdy ich przekaz jest jasny dla odbiorcy. Oczywiście, nawet pełna detali, pokaźnych rozmiarów praca może wyglądać wspaniale, jeśli tylko ktoś potrafi ją dobrze wykonać.

TATTOOFEST 53


TATTOOFEST 54


TF: Czy to znaczy, że namawiasz klientów na jak największe tatuaże? Pepa: Zazwyczaj robię wielosesyjne kompozycje i jestem z tego zadowolony. Przychodzi do mnie bardzo wielu ludzi, tak więc mogę wybierać spośród licznych projektów. TF: Z kim aktualnie współpracujesz? Pepa: W studiu jest czterech artystów, a prace każdego z nich są trochę inne. K.T. Realist z Japonii zajmuję się tatuażem od 6 lat, a do nas dołączył 2 lata temu. Jego dzieła opisałbym jako bazujące na realizmie, wyraźne i multikolorowe. Louis z Anglii spędził z nami podobną ilość czasu, a zaczynał jako mój uczeń. To bystry, utalentowany, młody człowiek. Ostatnią osobą jest nowoprzybyły Norton, tatuuje od około 2 lat i robi duże postępy. TF: Najgorsza i najlepsza strona twojej pracy? Pepa: Hmm, po spojrzeniu wstecz na swoje dokonania mogę stwierdzić, że mój styl i umiejętności bardzo się rozwinęły. Dlatego „najgorsze” już za mną, a najlepsze jest to, co robię aktualnie ;). Przynajmniej mam taką nadzieję.

www.facebook.com/pepa.bohemiantattoo www.bohemiantattooarts.com

TF: Czy widzisz się w innym zawodzie? Pepa: Tatuowanie jest definitywnie tym, co kocham i chcę robić. Jednocześnie nie miałbym nic przeciwko byciu piratem, instruktorem nurkowania, zawodnikiem wyścigów konnych, albo profesjonalnym skydiverem… Gdy byłem mały, w grę wchodził śmieciarz i kosmonauta. TF: Zazwyczaj tatuatorzy pragną wyrażać się także za pomocą innych narzędzi niż maszynka… Pepa: Niestety, nie jestem zbytnio zaangażowany w pozostałe formy sztuki, skupiam się głównie na tatuowaniu. Wiem, że dobrze byłoby to zmienić i znaleźć więcej czasu na malarstwo olejne, rysunek czy pracę z tabletem, którego używam sporadycznie. Ostatnio zaprojektowałem okładkę książki autorstwa Keri Hulmes i przyznam, że było to dla mnie bardzo interesujące wyzwanie. TF: Co dalej? Pepa: Widzę siebie w roli tatuatora jeszcze przez długi czas. Chciałbym używać więcej kolorów w moich tatuażach Kiri Tuhi i generalnie wciąż rozwijać moje style, wszystko to oczywiście zależne będzie również od potrzeb klientów. Ich życzenia i pomysły mają wpływ na kształt mojej sztuki.

TATTOOFEST 55


K

K

P

N

olejna konwencja, kolejny raz w Rzymie. Pakowanie, samochód, tysiąc sześćset kilometrów, czyli szesnaście godzin za kółkiem, szesnaście godzin skupienia i wypatrywania policyjnych radiowozów, bo może prędkość nieco przekroczona… Najpierw Polska i godzina szukania drogi prowadzącej do granicy, bo tak nijak, autostrada się urywa. Po prostu kończy a nawigacja upiera się, że przecież jest, że trzeba podążać dalej, a tu wsie jakieś, brak znaków, ciemność tylko upierdliwa. Wreszcie Czechy, byle do Wiednia – to już jedna trzecia drogi. W tym Wiedniu to nas jakoś nie chcą… Dwie konwencje, wiosną i jesienią, piszemy, obiecują, a i tak kontakt się urywa. Nieopodal Bratysława. Raz było tam święto tatuażu, ponoć udane, ponoć było sympatycznie, ale więcej nie zrobili. atrzę przed siebie, czasami na pobocze. Właśnie wróciliśmy z konwencji we Wrocławiu, o północy przepakowanie i wyjazd z Krakowa. Teraz Wiedeń, piąta rano, oko się zamyka, ale ten kryzys minie, wiem o tym, bo to nie pierwszyzna. Dwa miesiące temu w tym miejscu dziewczyny skręcały do Budapesztu, spędzały weekend z tatuującymi braćmi Węgrami, ale to już wiecie, to już odległa historia.

W

idzę drogowskazy kierujące na Gleisdorf, dzieli nas od niego tylko 16 km, mieszka tam niecałe 5,5 tysiąca osób. Trochę mniej, niż na moim osiedlu w Krakowie. Konwencję zrobili, a jakże! Byliśmy! Jägermeister piliśmy i świetnie się bawiliśmy! Hot rody, rockabilly, Johnny Cash, Fuel Girls, wybory Miss pin-up, artist show, tattoo top i hop - cztery lata robili i skończyli, za dobrze robili… TATTOOFEST 56

olejny kawałek przejechany, powieka spadła tylko raz, zobaczyłem zjazd na Graz i ożywiłem się na chwilę wspomnieniami. Oczywiście konwencja. Zapamiętałem z niej Austriaka, dramat - wąs i pewny wzrok, koszula rozpięta i wyglądająca spod niej kępa siwych włosów dodająca wigoru. Miły w sumie był, przywitał się i chciał pojawić na Tattoofeście w Krakowie. Zazdrość mnie chwyciła, nasza gazeta słabo się sprzedawała, a jego tatuaże wręcz przeciwnie. Chciałem krzyczeć, ludzie opanujcie się, nie widzicie, że kaszanę wam robi, okalecza, a wy jeszcze zadowoleni, w policzek całujecie i wpychacie kolejne stówki w kieszeń. To ukryta kamera czy sen koszmarny? Nie, to rzeczywistość przeklęta. Co pod skórę wkłute to już tatuaż, a ja przecież w jego świecie funkcjonuję, więc pokory się uczę i milczę. a szczęście już jasno, przebudziłem się. Włoska granica i Dolomity. Tak mi się przynajmniej wydaje, ale nie o nazwę tu chodzi, bo i tak czuję się jak w Alpach. Widziałem już to miejsce nie raz, nie dwa, z góry, z samolotu, a zaledwie trzy miesiące temu z tej samej pozycji, zza tej samej kierownicy. Oczywiście konwencja w Mediolanie, a jakże, nie mogło nas tam zabraknąć. Relacja napisana, zdjęcia zrobione, koszulki i magazyny sprzedane. Degustujemy wino i jedzenie, jakiego w kraju nie mamy. Pizza prawdziwie włoska, nie


boksie Tofi i Mauro w

Nagrody El Rana

....

Wybory miss pin-up

Pokaz charakteryzacji

na grubym cieście, ociekająca serem i podana z kotletem. A może kuchnia tajska, afrykańska? Wszystko się miesza, a my smakujemy i znów przepijamy winem. Tu sushi, tam indyjska i sklep spożywczy, byle tani.

K

oniec widoków. Już bliżej niż dalej. Wenecja, Padwa, Werona. To tutaj ponad rok temu zatrzymywaliśmy się wracając z Mediolanu, zwiedzaliśmy te piękne miejsca delektując się zapachem włoskiej północy. Teraz gazu. Dwie trzecie drogi pokonane, Rzym przed nami! Wcześniej jednak raj, czyli Toskania. Aż dreszcz po plecach przebiega. Winnice, zieleń, średniowieczne zamki na wzgórzach, miasta wykute w skałach i wyglądające bajecznie, nie wiemy jakim

TATTOOFEST 57


Michele Agostini, Tribal Tattoo, Włochy

Antonio Prioetti, Camdentown Tattoo, Włochy

Lorenzo di Bonaventura, Italian Style, Włochy

TATTOOFEST 58

Steve Soto, USA


Valerio Serpetti, Włochy

Angelo La Rovere, Włochy

TATTOOFEST 59 Kostas Tzikalagias, Dirty Roses, Grecja

Johnny Domus Mesquita, Portugalia


cudem i czyimi rękami zbudowane. Zachwyt. Jest przepięknie. Dopada nas zmęczenie. Już niedaleko.

P

od wieczór wjechaliśmy do Rzymu. Prysznic. Pizzeria. Wino. Spanie. Tak minęła pierwsza doba. Może nawet trochę więcej, bo telefon wskazywał wtorek. Pierwszy dzień w Rzymie - Wzgórze Pincio, Zegar Wodny, Galleria Borghese, kościoły, bazyliki, kawiarnie, ulice. Drugi dzień w Rzymie - Watykan, Zatybrze, złoto, obrazy, lody, makaron. Dzień trzeci w Rzymie - Forum Romanum, Koloseum, Palatyn, Panteon, Schody Hiszpańskie, pałace, zamki, fontanny, espresso, grappa, słońce, bolące nogi, turyści, najlepsza pizza na świecie.

D

TATTOOFEST 60

Marco Biondi, 16th Ball Tattoo, Włochy

Klown, Life Style, USA

Antonio Gabriele, Anglia

zień czwarty w Rzymie. Taki sam jak piąty i szósty. Konwencja. Jak było? To przecież relacja z niej miała pojawić się na tych stronach, a jakoś o niej pisać się nie chce. Opowiedzieć o Rzymie się nie da. Sami musicie zobaczyć. O konwencji? Popatrzcie na zdjęcia. Było jak zwykle - występy, pokazy, koncerty, artyści, partacze, koszulki, piwo, kolczyki, słabe tatuaże, wysokie ceny, panini, dobre tatuaże, jeszcze wyższe ceny, w piątek pustki, w niedzielę tłumy, konkursy, nagrody i pakowanie. I znowu tysiąc sześćset kilometrów i szesnaście godzin za kółkiem. I co? I warto było! Czas planować następny wyjazd! Radek


Joao Pinto, Włochy Tofi, Ink-Ognito, Rybnik

XIII International Tattoo Expo 4-6.05.2012

Giorgio Landi, Left Hand Tattoo, Włochy

Victor Chill, Blood For Bloood, Hiszpania

TATTOOFEST 61


Zbieg okoliczności sprawił, że druga w tym roku Polka występująca w magazynie w roli Kudi Chick, nosi takie samo imię jak jej poprzedniczka. W tym miesiącu przed przystąpieniem do lektury „TattooFestu”, swoim spojrzeniem przywita Was

Daria Awdziejczyk.

TATTOOFEST 62

fot.

Mic ha

ł Br

yłka

Wbrew regule, tatuaże i sesje zdjęciowe są tylko tłem tej rozmowy.


fot. Jagoda Walczak

Krysia: Zacznijmy od kilku podstawowych informacji. Daria: Niezbyt dobrze wychodzi mi mówienie o sobie, ale spróbuję. Pochodzę z Wrocławia i tu mieszkam 20 lat, co mam nadzieję niebawem się zmieni. Nie to, że nie lubię tego miasta, ale chciałabym w moim życiu czegoś nowego, a przeprowadzka z pewnością wywróci wszystko do góry nogami i przyniesie nowe możliwości. Zgadzam się jednak z opinią, że Wrocław ma swój klimat, wszędzie jest stosunkowo blisko i można znaleźć tu dużo ciekawych miejsc. Krysia: Dokąd w takim razie planujesz się przenieść? Daria: Chcę w tym roku pójść wreszcie na studia. Marzy mi się Berlin albo Kraków. Aktualnie skupiam się na przyjemnościach i rozwijaniu swoich pasji, nie chodzę do żadnej szkoły i nie pracuję. Zrobiłam sobie przerwę po zdaniu matury, bo nie wiedziałam dokładnie co chcę robić i myślę, że wyszło mi to na dobre. Ostatecznie wybrałam projektowanie ubioru. Będąc dzieckiem stylizowałam wszystkich dookoła i dlatego, między innymi zdecydowałam się na edukację w szkole plastycznej.

fot. Jagoda Walczak

Krysia: Opowiedz o czasie tam spędzonym. Daria: Szkoła trwała 6 lat, także w sumie w niej się wychowałam. Może dlatego teraz jestem taka dziwna… Uczęszczałam do klasy ukierunkowanej na „Reklamę wizualną”, czyli prościej mówiąc, uczyłam się grafiki komputerowej. W ramach pracy dyplomowej wykonałam oprawę graficzną dla firmy odzieżowej, także oprócz pieniędzy, mam już wszystko potrzebne do otworzenia swojego sklepu. Krysia: Rozumiem, że taki właśnie jest twój cel. Daria: Może bardziej marzenie… Chciałabym mieć własny sklepik z alternatywną, szytą przeze mnie odzieżą, najlepiej połączony ze studiem tatuażu i znajdujący się gdzieś w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg.

fot. Jagoda Walczak

Krysia: Czyli stolica Niemiec nie jest ci obca? Daria: Może nie znam jej bardzo dobrze, ale byłam tam kilka razy i wydaje mi się, że bezproblemowo mogę się po niej poruszać. Najczęściej jeździłam do Berlina na imprezy, autostopem z moją przyjaciółką. Oczywiście zawsze miałyśmy jakieś dziwne przygody. Podoba mi się tamtejszy klimat i przede wszystkim ludzie. Poza tym, jest trochę podobny do Wrocławia. No i odmienność jest tam bardziej tolerowana, nikt nie patrzył na nas ze zdziwieniem, gdy chodziłyśmy w piżamach po ulicy. U nas w najlepszym wypadku zostałybyśmy obrzucone wyzwiskami.

TATTOOFEST 63


fot. Jagoda Walczak

TATTOOFEST 64

fot. Daniel Macidłowski

fot. Jagoda Walczak

fot. Daniel Macidłowski fot. Daniel Macidłowski

fot. Daniel Macidłowski

fot. Arian M

fot. Ewelina i Marcin Kochan

fot. Michał Bryłka


fot. Michał Bryłka

Krysia: Nie uczysz się, nie pracujesz, więc obstawiam, że mieszkasz z rodzicami? Daria: Hmmm, różnie bywa. Aktualnie można powiedzieć, że mieszkam na squacie. We Wrocławiu jest takie miejsce, dawny kemping, zwany „Wagenburgiem”, gdzie osiedlili się ludzie. Niektórzy żyją w starych wagonach, inni w camperach lub domkach. Nie chcę, żeby brzmiało to jakoś strasznie, bo tak nie jest. Mój chłopak i ja jesteśmy lokatorami domu-autobusu. Mamy większość rzeczy, jakie posiadalibyśmy mieszkając w „normalnych” warunkach, także nie możemy narzekać. „Wagenburg” położony jest przy grobli, nad Odrą. Wstając rano słyszę pianie koguta i szum wody, więc czuję się tu jak na wakacjach. Co więcej, panuje tu rodzinna atmosfera i ludzie są w porządku. A co do rodziców to przyznam, że wciąż pomagają mi finansowo. Zatrudnienia szukałam kilka razy, ale z różnymi skutkami, najczęściej kończyłam pracę po miesiącu. Krysia: Słyszałam, że miasto ma inny pomysł na zagospodarowanie terenu nad Odrą. Daria: Plac raczej całkiem nie zniknie, bo budynek powstaje obok, tyle że zabrali

fot. Ewelina i Marcin Kochan

fot. Diana Błażków

fot. Michał Bryłka

Krysia: Nie przepadasz za polską mentalnością… Daria: Najbardziej denerwuje mnie chyba to, że ludzie po prostu za mało w życiu widzieli i patrzą na świat przez okno swojego, małego mieszkania. Wiem, że jest coraz więcej osób otwartych i odstających od przyjętej normy, ale jednak jadąc autobusem wolałabym nie czuć na sobie spojrzeń wszystkich dookoła i nie słyszeć komentarzy w stylu „O Jezu!”. No, cóż…

nam trochę miejsca i teraz od strony ulicy widać budowę, a my jesteśmy jakby za nią. Nie mieszkamy tam całkiem nielegalnie, są jakieś układy z miastem, ale nie orientuję się dokładnie jakie. Krysia: Tatuujesz się we Wrocławiu? Daria: Tak, do tej pory wszystkie prace powstały na miejscu. Ich autorem jest głównie Sławek Wasiak ze studia „Manta”, jestem żywą reklamą jego umiejętności. Najbardziej odpowiada mi klimat oldschoolowy lub jego bardziej nowoczesne wydanie z użyciem większej ilości kolorów. Słyszałam gdzieś, że mówią na to „nowy oldschool”, ale nie wiem czy to prawda ;). Bardzo podobają mi się prace Adriaana Machete. Może kiedyś uda mi się zrobić coś u niego, ma studio w Berlinie, więc dobrze się składa. Krysia: Jesteś tu niejako z powodu zamiłowania do bycia fotografowaną, więc jeszcze proszę o kilka słów na ten temat. Daria: Myślę, że dzięki pozowaniu walczę ze swoimi kompleksami, a mam ich całkiem sporo. Oczywiście bardzo lubię oglądać efekt końcowy pracy mojej i fotografa, oceniać i wyciągać wnioski na przyszłość. Poza tym, to dobra pamiątka. Kiedy będę stara i pomarszczona, powieszę sobie zdjęcia na ścianie. Chciałabym prosto z „TattooFestu” pozdrowić i ucałować Tosię! I fajnie by było, gdyby ludzie częściej się do siebie uśmiechali.

www.facebook.com/blackieDar

TATTOOFEST 65


A

, US

Bugs

rs,

be Cham Myke USA

TATTOOFEST 66


Mรกximo Lutz, Blood & Tears, H iszpania

Hakan, Lugnet efter sto rmen, Szwe cja

ambers, Myke Ch USA

TATTOOFEST 67


o, mir ecja Szw

Dal

TATTOOFEST 68


Dalmiro, Szwecja

f Ste USA ites, R t s La

TATTOOFEST 69

,

tara

lcan

A ano


Luk, Art Force,

Warszawa

lka, k Mo Tome a Tat2, Demolk Bydgoszcz

, orce Art F Luk, zawa Wars

rink

TATTOOFEST 70

nio in, Ju Marc awa Warsz


rce, rt Fo A , k Lu zawa Wars

attoo, Anabi, Anabi-T Szczecin Sławek Myśkó w, Nautilu s, Wroc ław

rycy, Mau ź a, Łód Kame

TATTOOFEST 71


Kuba Kujaw a, On the road

Marcin, J

uniorink,

Warszawa

Latoch, a Grzegorz rszaw o, Wa o tt a tt Stree

Zwierzak, Till Dea th Tatto o, Toruń

TATTOOFEST 72


oshi, Igory Lublin Tattoo, Slayer

e,

Art Lin Kosa, Rybnik

TATTOOFEST 73





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.