TF # 66

Page 1

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655

CENA: 13zł w tym 8%VAT

NR 66/10/2012 PAŹDZIERNIK





8

Stockholm Ink Bash Pierwsza relacja Karoliny

16

Łukasz „Bam” Kaczmarek Swobodnie i romantycznie

22

Ozone z greckiego „Nico Tattoo”

28

Ien Levin Linearnie…

32

Horitada Tradycyjny japoński tatuaż

40

Inspiracje Angel Roy

46

Konwencja w Sankt Petersburgu

50

Chiński tatuaż dziś i w przeszłości, czyli Tobiasz powraca

54

Tatuaż w formalinie

56

Szwecja po raz drugi, relacja z Goth Ink Fest

62

Kudi chick Červená Fox

66

To warto zobaczyć Galeria prac

REDAKTOR NACZELNA: Aleksandra Hałatek REDAKCJA: Radosław Błaszczyński, Krystyna Szymczyk, Karolina Skulska STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Darek (3fala.art.pl), Raga, Dawid Karwowski OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków www.tattoofest.pl tattoofest@gmail.com MARKETING I REKLAMA: tattoofest@gmail.com DRUK: IntroMax, www.intromax.com.pl ISSN 1897-3655 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.


N

ieco przypomina mi się sytuacja z piątku przed tegorocznym Tattoofestem, kiedy to na wszystko brakowało czasu i trzeba było być jednocześnie w dwóch miejscach. Wtedy, w najbardziej nieodpowiednim momencie, powierzono mi jeszcze napisanie kilku, comiesięcznych słów do czytelników. Tym razem lista moich obowiązków nie jest tak długa jak tamtego, pamiętnego dnia, ale i tak nie jest łatwo. W pośpiechu, jednak skrupulatnie i po kolei wypełniam wszystkie pozostawione mi zadania. Całe to zamieszanie zawdzięczam zaczynającej się już za 2 dni, kolejnej odsłonie konwencji tatuażu w Londynie. Pozostała część mojego zespołu jest już w drodze i zazdrości mi, że jako osoba nieprzydatna za kierownicą samochodu, do miasta czerwonych autobusów i budek telefonicznych dotrę drogą powietrzną dopiero jutro. Mimo, że będzie to moja trzecia wyprawa na tą imprezę, ekscytacja miesza się ze zdenerwowaniem. Stan ten ma związek z pierwszą w życiu samotną podróżą samolotem, przemieszczaniem się po Londynie i brakiem pomysłu w co spakować tych kilka potrzebnych rzeczy. Pozytywne odczucia wiążą się oczywiście z samym wydarzeniem. To tam przyjeżdżają najlepsi na świecie artyści tatuażu i jego zagorzali fani, nie można zapomnieć o klimacie budynku oraz miasta, w którym ma miejsce to spotkanie, bo on również jest wyjątkowy. Zdradzając przy okazji jakie imprezy zrelacjonujemy

w kolejnym wydaniu dodam, że zaraz po powrocie ze wspomnianego wyżej tatuatorskiego „zjazdu”, udaję się do Barcelony na kolejny. Jako, że nie umiem za bardzo wybiegać w przyszłość (za to świetnie wychodzi mi wracanie do przeszłości), niespecjalnie dociera do mnie świadomość, że niebawem odwiedzę Hiszpanię, pospaceruję po plaży i zobaczę na własne oczy znaną jedynie z widokówek katedrę Sagrada Familia. Moje przygotowania póki co zaczęły się i skończyły na kupieniu planu miasta i zidentyfikowaniu na nim miejsca noclegowego, ale chyba dobre i to ;). Co do samego magazynu, to zapewne niektórzy z Was zwrócą uwagę na drobne, graficzne zmiany. Mamy nadzieję, że przypadną Wam do gustu i jesteście gotowi na następne. Jeśli natomiast mowa o jego zawartości, to najistotniejszym dla mnie materiałem jest ten prezentujący sylwetkę i artystyczne dokonania Bama. Powodem tego wyboru jest oczywiście moja zażyłość z tatuatorem i obserwowanie jak z biegiem miesięcy poprawiają się jego umiejętności. Dodatkowo sympatię potęguje powstała niedawno praca, którą noszę na udzie. Na opowiadanie o osiągnięciach innych brakuje już czasu, zachęcam więc do przejścia na dalsze strony, podziwiania prac i zagłębienia się w lekturę. Krysia

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!!

Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

OKŁADKA - fot. Julian M Kilsby

Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com



Widok z tarasu

od koniec sierpnia udałam się na 16. edycję „Stockholm Ink Bash”. Chociaż nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w tej konwencji, wydawała mi się bardzo prestiżowa, nie tylko ze względu na jej długą historię czy lokalizację, ale przede wszystkim przez wymienienie na liście wystawców wielu znanych w świecie tatuażu nazwisk. Po jej przejrzeniu, byłam podekscytowana wyjazdem. Jak się okazało, moje wyobrażenie delikatnie różniło się od rzeczywistości… Podczas lotu przywoływałam wspomnienia i rozmyślałam. Kiedyś miałam już przyjemność odwiedzić Sztokholm i wtedy TATTOOFEST 8

to miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Nie chodziło tylko o czystość powietrza, dbałość o środowisko i piękne widoki. Ludzie na ulicy wydali mi się inni, bardziej wyluzowani i nowocześni. Mnóstwo młodych osób miało kolorowe włosy, kolczyki, gdzie nie spojrzałam, widziałam kogoś z tatuażem (niekonieczne godnym podziwu, ale jednak). To, że modyfikacje nie wzbudzają kontrowersji, wydało mi się aż dziwne. Pamiętając o ówczesnych odczuciach, próbowałam wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała konwencja, na którą się wybieram. Optymistycznie stwierdziłam, że społeczeństwo jest zaznajomione z tematem, w Szwecji znajduje się wiele studiów tatuażu, więc impreza musi być na dobrym poziomie.


Bujanie w obłokach przerwały dwie rzeczy. Pierwszą było oczywiście lądowanie, drugą niska temperatura powietrza, która zadziałała jak zimny prysznic. Po dotarciu na miejsce zakwaterowania oraz przywitaniu się z Radkiem i pozostałą częścią załogi, myślałam już tylko o wypoczynku przed nadchodzącymi, trzema dniami imprezy. Jej plan lekko zaskoczył mnie już wcześniej. Organizatorzy przewidzieli rywalizację w aż 13 kategoriach, co więcej, w piątek i sobotę „Best of Day” zaplanowano na godzinę 24:00. Może i nie chodzę spać z kurami, ale północ to jak dla mnie zbyt późna godzina na przeżywanie konkursowych emocji. Konwencja rozpoczęła się o 15:00. Dzięki współpracy siedmiu osób, stoisko magazynowo-koszulkowe udało się rozłożyć w bardzo szybkim tempie i po niedługim czasie mogłam wybrać się na obchód. Już od samego wejścia spodobało mi się to, że „Ink Bash” odbywa się na 3 piętrach, w kilku sporej wielkości pomieszczeniach. Niepokojąca wydała się jednak mała ilość

wszystkim, poziom wystawianych tatuaży nie był wygórowany. Po drugie, zbyt duża ilość kategorii doprowadziła do tego, że niektórzy modele startowali po dwa (lub więcej) razy, co oficjalnie nie było dozwolone, w praktyce nikt nie zwrócił na to uwagi. Trzecia rzecz - kilka tatuaży wystawiono nieadekwatnie do kategorii. Śmiało mogę stwierdzić, że więcej wrażeń dostarczała obserwacja powolnego powstawania ich w boksach, niż wytężanie wzroku pod sceną. Sobota przyciągnęła jak zwykle najwięcej zwiedzających. Ponieważ liczba konkursów tego dnia wynosiła aż 7, odbywały się właściwie jeden za drugim, przerywane były jedynie krótkimi popisami Toby’ego Fakira. Nie zabrakło także Ski Kinga, który swoim śpiewem „umilał” czas publiczności. Godziny mijały, a atmosfera konwencji stawała się coraz gorętsza. Jak powszechnie wiadomo, w Polsce poza oszałamiającą ilością banków oraz aptek, na każdym rogu mamy również mnóstwo otwartych przez całą dobę sklepów monopolowych. W Szwecji takie miejsca nie funkcjonują, dlatego konwentowy bar pełen różnorodnych napojów wyskokowych, czynny do późnych godzin wieczornych, przyciągnął wielu spragnionych imprezowiczów. O północy miał odbyć się ostatni konkurs, okazało się jednak, że będący w doskonałym humorze Ski King wcale nie zamierza zejść ze sceny, część jury tajemniczo zniknęła, a chętnych do wystawienia prac w konkursie jak na lekarstwo (żeby nie powiedzieć, że w ogóle ich nie było). Wszystko przeciągnęło się o półtorej godziny i chociaż jestem pewna, że sporo osób dobrze się bawiło i naprawdę miło spędziło czas, to jednak nas sytuacja delikatnie poirytowała.

Kawa i papierosy

LUDZIE NA ULICY WYDALI MI SIĘ INNI, BARDZIEJ WYLUZOWANI I NOWOCZEŚNI. MNÓSTWO MŁODYCH OSÓB MIAŁO KOLOROWE WŁOSY, KOLCZYKI, GDZIE NIE SPOJRZAŁAM, WIDZIAŁAM KOGOŚ Z TATUAŻEM.

miejsca w pobliżu sceny. W późniejszych godzinach faktycznie trudno było się tam przemieszczać. Większość tatuatorów otrzymała boks w największej sali. Przechadzając się tam, doszłam do wniosku, że naprawdę jest na czym zawiesić oko, i nie mam tu na myśli walorów zewnętrznych artystów. Znalazł się tam między innymi Don Fat, Seth Wood, Carl Löfqvist, Victor Portugal i Ed Perdomo. Dwaj ostatni radośnie wykrzykiwali „dzień dobry” za każdym razem, gdy ich mijałam. Wszystko zapowiadało się interesująco, mistrzowie zaczynali pracę, wielu klientów postawiło na naprawdę duże projekty. Niestety, gdy rozpoczęły się konkursy, mój entuzjazm zdecydowanie opadł i nie podniósł już do końca imprezy. Przede

W niedzielę wyglądający na zmęczonych wystawcy wypełniali przestrzeń, snując się między boksami. Dużo więcej ludzi można było zobaczyć na tarasie, z kawą i papierosem. Nam również udzielił się nastrój i po cichu odliczaliśmy minuty do końca. Żeby wydźwięk nie był negatywny muszę powiedzieć, że konwencja miała też swoje plusy. Przede wszystkim była to obecność wielu znanych tatuatorów. Jeżeli ktoś przyszedł po to, aby podpatrzyć mistrzów przy pracy, z pewnością się nie nudził. Druga sprawa, wspomniane 3 piętra budynku zagospodarowane na potrzeby konwencji były strzałem w dziesiątkę. Ludzie wciąż byli w ruchu i dzięki temu (przynajmniej przez 2 dni) nie było mowy o sennej atmosferze. Ktoś powiedział mi, że Szwedzi są zamknięci w sobie i nie najlepiej nastawieni do obcych. Wcale tego nie odczułam, wręcz przeciwnie, każda nowo poznana osoba wydawała się bardzo sympatyczna, ludzie odnosili się do siebie życzliwie i to również pozytywnie wpłynęło na klimat. Wspominałam już na łamach TF o zamiłowaniu do jedzenia, muszę więc pochwalić catering dla wystawców - to taki element każdego branżowego eventu, który początkowo nie jest istotny, a po paru godzinach staje się największą atrakcją wydarzenia. Niestety, wspominane już minusy: zbyt duża ilość konkursów przedłużonych do późnych godzin nocnych, słaby poziom wystawianych prac, niezbyt porywające publiczność atrakcje i pewne niedociągnięcia organizacyjne sprawiły, że jestem lekko zawiedziona. Zwłaszcza, że była to już XVI edycja popularnej w Europie imprezy. Wiem jednak, że w porównaniu do moich współpracowników, w niewielu miejscach byłam i mało widziałam. Za rok, posiadając już większe doświadczenie, chętnie ponownie odwiedzę Sztokholm i ocenię kolejny „Ink Bash” bardziej wprawnym okiem. Karolina TATTOOFEST 9


TATTOOFEST 10

BigFatJoe, Porky Royale Tattoo, Szwecja

Iain Mullen, Imperial Tattoo, Szwecja

Jimmy Lajnen, Fisheye Ink, Szwecja

Carl Lรถfqvist, Wicked Tattoo, Szwecja


TATTOOFEST 11

Fru Duva, Bl채ckbyr책n, Szwecja

Remis Cizauskas, Irlandia

Bond Siamese IV, Fetto Tattoo, Szwecja

Jolly Jonny, King Carlos Tattoo, Szwecja

Jolly Jonny, King Carlos Tattoo, Szwecja

Nat Fullmads, Fetto Tattoo, Szwecja

Linus Salava, True Tattoo, Szwecja


TATTOOFEST 12

Benjamin Moss, Apocalypse Tattoo, Niemcy

Den Yakovlev, Rosja

Victor Policheri, Heidi Hay, Szwecja

Dmitriy Samohin, Ukraina

Victor Policheri, Heidi Hay, Szwecja


TATTOOFEST 13

Bella, Rough Stuff Tattoo, Szwecja

Fru Duva, Bl채ckbyr책n, Szwecja

Jimmy Lajnen, Fisheye Ink, Szwecja

Mikael Nordquist, Infamousstudio, Szwecja


TATTOOFEST 14 Daniel Ekdahl, Ekdahl Family Tattoo, Szwecja

Johan Losand, Imperial Tattoo, Szwecja Den Yakovlev, Rosja

Bella, Rough Stuff Tattoo, Szwecja


TATTOOFEST 15

Jimmy Lajnen, Fisheye Ink, Szwecja

Den Yakovlev, Rosja

Pontus Jonsson, Alternative Art, Szwecja Johan Losand, Imperial Tattoo, Szwecja

Electric Linda, Attitude Tattoo, Norwegia

Laila Thorsen, Infinity Tattoo, Szwecja


TATTOOFEST 16


Rozmawiamy z Łukaszem Kaczmarkiem, szerzej znanym po prostu jako Bam. Sytuacja jest o tyle zabawna, że kiedyś był on częścią redakcyjnego zespołu, a potem nieraz żartowaliśmy, że nadejdzie czas, gdy stanie po tej drugiej stronie i znajdzie się w krzyżowym ogniu pytań. Poniższa rozmowa odbyła się ostatniego dnia lata na redakcyjnych kanapach, obecni byli przepytywany, Ola, dyktafon i ja. Krysia TF: Choć od dłuższego czasu jesteś częścią studia „Kult Tattoo Fest” tatuujesz krótko. Opowiedz czym zajmowałeś się wcześniej. Bam: Faktycznie, spędziłem w nim już kilka lat. Kiedy analizuję daty, okazuje się, że jestem jedną z osób z najdłuższym stażem. Ola przyszła jakieś pół roku przede mną, były dziewczyny, które zaplatają warkoczyki, a z tatuatorów tylko Daveee. Swoją przygodę z tym miejscem rozpocząłem 5 lat temu i mógłbym sporo opowiedzieć o jego historii. Wpadłem tu raz czy dwa po jakiś kolczyk, a kilka tygodni później dostałem sms z propozycją dorywczej pracy. Coraz częściej zastępowałem piercera podczas jego nieobecności, aż w końcu zostałem na stałe. Z czasem dochodziły nowe obowiązki, np. dzięki mojej znajomości angielskiego (mam licencjat z filologii zdobyty na uczelni w pięknym mieście Płocku), zacząłem pracę w magazynie, z którym związany byłem przez 2 lata. Najpierw tłumaczyłem teksty, potem nawiązywałem kontakty z tatuatorami, zadawałem pytania i otrzymywałem odpowiedzi, czyli robiłem to, co wy teraz. TF: A jaką rolę w tym czasie odgrywał tatuaż? Bam: W sumie nie wiem jak to się stało, że zacząłem interesować się tatuowaniem. Oczywiście nie chodzi mi o własne ciało, bo w tamtym czasie pod skórą miałem sporo tuszu, ale nie myślałem o tym, że sam złapię kiedyś za maszynkę. Rysować zacząłem pod koniec podstawówki, wcześniej chciałem strzelać z karabinu :). TF: Jak przez lata zmieniały się twoje zainteresowania? Bam: Gdy miałem kilkanaście lat, byłem najczarniejszym białym w dzielnicy - bardzo fascynowało mnie graffiti. Wiadomo, z biegiem lat człowiek się rozwija. Zacząłem poznawać środowisko tatuatorskie i interesujące stały się dla mnie inne rzeczy. Największe znaczenie miał kontakt z konkretnymi ludźmi, szczególnie to, że poznałem Daveee’a. Wtedy był dla mnie ogromną inspiracją, tzn. jest nadal, ale już na innej płaszczyźnie. TF: A co dała ci praca w magazynie? Bam: Bardzo dużo. Z perspektywy czasu trudno mi powiedzieć, czy zaczynając wiedziałem już sporo o tatuażu, czy jeszcze nie. Na pewno dzięki wywiadom, moja wiedza znacznie się poszerzyła. Poznałem wielu artystów, różne style i postacie, które wniosły ogromny wkład w rozpowszechnienie się tego zjawiska. TF: Poza tym, że kontaktowałeś się z nimi wirtualnie, to także dość często brałeś udział w konwentach i spotykałeś ich osobiście. Czy pamiętasz jakiś jeden konkretny moment, TATTOOFEST 17


TATTOOFEST 18


TATTOOFEST 19


kiedy zobaczyłeś coś lub kogoś i pomyślałeś: „też chcę robić takie rzeczy”? Bam: Pomysł pokierowania mojej twórczości w stronę, nazwijmy to „swobodnej grafiki”, nie zrodził się dawno. Jakieś 1,5 roku temu poczułem, że właśnie taki styl fascynuje mnie najbardziej. Wiadomo, że za jakiś czas wszystko może się zmienić, ale nigdy nie byłem tak pewny wyboru właściwej drogi. Moje propozycje cieszą się sporym zainteresowaniem klientów, co utwierdza mnie w przekonaniu, że obrałem odpowiedni kierunek. Pytałyście o jakiś moment… Nie, nie pamiętam konkretnej inspiracji. Bywały chwile głębokiej fascynacji, jak np. ta, gdy po raz pierwszy zobaczyłem prace Simone i Volkera z „Buena Visty”. Są one bardzo oryginalne, ale nigdy nie chciałem wykonywać czegoś podobnego. Zresztą wtedy nie myślałem jeszcze o tatuowaniu. TF: W takim razie, kiedy nadszedł ten mement? Pamiętamy twoje prace sprzed kilku lat, ale po nich nastąpiła długa przerwa… Bam: Pierwszy tatuaż, który zacząłem i skończyłem, powstał w 2007 roku i było to „Hello Kitty”. Potem nie tatuowałem. Nie wiedziałem czy jestem do tego stworzony i czy udźwignę związaną z tym odpowiedzialność. Przez długi czas obserwowałem co dzieje się w studiu, więc wiedziałem, z czym ta praca się wiąże, nie należy do łatwych, lekkich i przyjemnych. Nie chciałem podejmować żadnej decyzji pochopnie, a raczej do niej dojrzeć. Po prostu miałem świadomość, że nie jestem jeszcze gotowy. Czasami tylko umawiałem się ze znajomymi na tatuowanie po godzinach. Dzięki temu zdałem sobie sprawę, w czym czuję się dobrze, a w jakim klimacie absolutnie się nie odnajdę. Nie porywałem się na rzeczy przerastające moje możliwości, jakich wykonanie nie byłoby satysfakcjonujące dla mnie, ani dla tej drugiej osoby. Od początku nie chciałem przyczyniać się do tego, aby ludzie życzyli mi śmierci, bo zrobiłem im pierwsze, brzydkie tatuaże. Jestem wdzięczny tym kilku znajomym i przyjaciołom, którzy mi zaufali i nadal wracają. TF: Jak na tatuatora z krótkim stażem, sporo podróżujesz w celach zawodowych. Bam: Bywam na guest spotach, ale nie powiedziałbym, że zaliczyłem ich jakąś ogromną ilość. Byłem 2 razy w Norwegii i zdarzyło mi się pracować również w bardzo fajnym studiu w Niemczech. Poza tym, było trochę wyjazdów na konwencje, ale teraz z nimi przystopowałem na rzecz gościnnego tatuowania. Wolę spędzić w jednym miejscu tydzień lub 2, a nie kilka dni, do tego odczuwając zmęczenie po podróży, samą imprezą i tłumem ludzi. Nie jestem jakimś zaprawionym podróżnikiem. Interesujący jest już sam wyjazd, ale jeszcze bardziej cieszy mnie to, że mogę wrócić do miejsca, do którego należę. Każdemu polecam takie doświadczenia, bo są rozwijające, dobrze jest pokazać to co się robi w jakimś innym miejscu na świecie, a jeszcze lepiej jest pojawić się tam za rok i tatuować te same osoby i ich znajomych, którym mnie zachwalają. Nie można siedzieć cały czas w jednym miejscu! TF: Czyli udało ci się stworzyć już małą bazę klientów? Bam: Taką w wersji mini na pewno tak. Pozytywne sygnały docierają do mnie z miejsc gdzie zdarzyło mi się być, ale nie tylko, także z zakątków, które są mi zupełnie nieznane. TF: Podróże, nowi znajomi…, ale tatuatorski lifestyle chyba cię nie interesuje? TATTOOFEST 20

Bam: Nie przemawia do mnie otoczka gwiazdy rocka. Zawsze lubiłem robić różne rzeczy, miałem swoje zainteresowania i raczej nie czuję się częścią tego środowiska. Oczywiście niczego nie neguję, ale nie uważam, że samo bycie tatuatorem ma determinować do wyglądania w jakiś sposób, słuchania określonej muzyki, czy do konkretnych zachowań. Ogólnie jestem spokojnym człowiekiem, nie imprezuję. Lubię spędzać czas w domu, coś ugotować, wypić lampkę wina i obejrzeć film. TF: Mamy tu (w zakładzie ;)) do czynienia z różnymi osobowościami… Zauważamy, że ty często robisz coś tylko dla siebie i własnej radości. Z jednej strony jesteś nieco zamknięty, a z drugiej znamy twój stosunek do klientów, obserwujemy cię od lat i wiemy, że świetnie dogadujesz się z ludźmi… Bam: To trafne spostrzeżenie. Zawsze twierdziłem, że jestem małym socjopatą, ale jak trzeba potrafię się porozumieć. Chyba, że ktoś należy do gatunku ludzi z natury bardzo trudnych. Generalnie wiem jak się zachować, więc rodzice się spisali. Zawsze szukam nici porozumienia z klientem i rozmawiam jak równy z równym. Nie oczekuję, że ktoś przychodzący na tatuaż jest doskonałym znawcą tematu, więc czasem łopatologicznie uświadamiam pewne rzeczy. I wcale nie uważam, że tatuaże są dla wszystkich, tym bardziej moje, one nie muszą podobać się ogółowi, wręcz przeciwnie. TF: Czy Polacy „lubią przeboje”? Jak coś zobaczą, to dopiero mogą powiedzieć, że właśnie to chcą? Bam: Ogólnie ludzie tak mają. Większość ma problem z wyobraźnią, łatwiej jest zdecydować się na coś, co już wcześniej widzieli. Tak po prostu jest. Dobrze, gdy klient posiada zdolność wizualizacji, bo wtedy nie trzeba przygotowywać projektu „na gotowo”, można coś dodać, ująć, zmienić w trakcie. TF: Bam, ty jesteś chyba bardzo romantyczny, skoro tatuujesz tyle serduszek… Bam: Jest kilka motywów, które bardzo lubię… TF: Wytatuowałeś chyba tylko 3 czaszki! Bam: Nie wiem nawet czy aż tyle, ale zdecydowanie najwięcej serduszek. Serduszka wszędzie! Serduszek nie odmawiam! Lubię też gdzieś wcisnąć szubienicę. TF: Każdego dziwi informacja, że masz brata bliźniaka… Bam: Tak, obaj jesteśmy wysocy i przystojni, poza tym niewiele nas łączy. On też próbuje tatuować, ale wybrał karierę za granicą, z czego jest bardzo zadowolony. TF: Jak wspomniałeś, zanim zacząłeś kolorować ludzi, miałeś już dużo tatuaży. Na pewno nieraz słyszałeś pytania czy opinie dotyczące obaw o twoją przyszłość. Bam: Uważam, że jeśli ktoś ma mocne postanowienie, że coś osiągnie, stara się ze wszystkich sił, nie tworzy sobie ograniczeń, dąży wytrwale do celu, to wszystko jest możliwe. Ludzie często mówią: „tatuujesz, to znaczy, że masz wielki talent”. Wcale tak nie uważam, daj małpie do ręki ołówek, a po 3 latach nauczy się rysować. Gdy robisz coś długo, angażujesz się i jesteś zdeterminowany, to dojdziesz do celu. Puenta - tatuaże nie ograniczają w niczym, jeśli sam się nie ograniczasz.


www.facebook.com/getbambam

www.kulttattoo.pl TATTOOFEST 21


J

eszcze niedawno w ogóle nie kojarzyłam Grecji z tatuażem, jednak na przestrzeni ostatnich miesięcy sporo się zmieniło. Duża część artystów, których poznaję, pochodzi właśnie stamtąd. Co ciekawe, w jakim stylu by nie tworzyli, wszyscy przyznają się do swojej miłości sprzed lat, czyli graffiti. W pracach mojego rozmówcy raczej nie uda Wam się tego dostrzec, za to od razu powiązałabym je z zamiłowaniem autora do ciężkich brzmień. Nic dziwnego, że taka myśl przychodzi mi do głowy, gdyż czarno-szare tatuaże pełne są mroku i demonów. Krysia

OZONE’A

TF: Słowem wprowadzenia… Ozone: Tatuuję 3,5 roku. Wcześniej zajmowałem się graffiti, studiowałem sztukę na uniwersytecie w Atenach i nie miałem nic więcej do roboty. Kiedyś wszedłem do studia tatuażu i poznałem Spyrosa (mojego przyjaciela i szefa), któremu powiedziałem, że jestem zainteresowany nauką tatuowania. Obejrzał moje rysunki, i tak oto w skrócie zostałem wkręcony w ten biznes. Zanim zacząłem, nigdy nie widziałem tatuażu, który zrobiłby na mnie piorunujące wrażenie i zastanawiałem się, dlaczego. Chciałem zebrać wszystkie moje pomysły i przenieść je na skórę, tak jak robiłem to w przypadku sztuki ulicznej. Gdy już rozpocząłem swoją działalność, wciąż się uczyłem i zgłębiałem wiedzę. Okazało się, że jest naprawdę wielu świetnych tatuatorów, wykonujących niesamowite rzeczy. TF: Większość greckich artystów, z którymi miałyśmy kontakt, było silnie związanych z graffiti i okazuję się, że ty również! Ozone: Tak. Zajmuję się tym od 12 lat. Jako dziecko włóczyłem się ze znajomymi kolorując legalne i nielegalne ściany czy pociągi. Z malowaniem wiążą się moje najlepsze wspomnienia. Dzięki tej scenie jestem kim jestem i nigdy nie będę żałował czasu

TATTOOFEST 22

spędzonego przy murach. Inspirowałem się komiksami, grami komputerowymi, sztukami pięknymi, muzyką metalową i hardcore’ową i oczywiście moją ekipą. Byliśmy pełni idei i pasji… Dzięki temu rozwinąłem również swoją kreatywność. Aktualnie, z podobną zaangażowaniem tworzę używając farb akrylowych. TF: W tatuażu wybrałeś realizm… Ozone: Tak, realizm to „moja rzecz”. Właściwie wszystko zaczęło się od graffiti, moim zdaniem idzie ono w parze z tatuowaniem. Różni się jedynie materiałami i techniką. Zacząłem w bardzo młodym wieku od klasycznej sztuki, uczyłem się anatomii, operowania światłem i cieniem, pochłaniałem akademicką wiedzę, która jest niezbędna, jeśli chcesz być dobry w jakiejś artystycznej dziedzinie. Dlatego zarówno malowanie na ścianie, jak i wbijanie tuszu pod skórę, nie było dla mnie nierealnym wyzwaniem. Wiedziałem co zrobić, żeby cała kompozycja była spójna i logiczna. Z drugiej strony, przez lata nauczyłem się wielu nowych rzeczy, z czego jestem bardzo zadowolony, ponieważ robienie wszystkiego wciąż tą samą metodą sprawia, że zaczynasz się nudzić. Zawsze staram się o dokładność przy detalach i często wprowadzam pewne rozwiązania, które przychodzą mi do głowy już w trakcie samego tatuowania.


TF: Jakie aktualnie przyświecają ci założenia? Ozone: Są dwie rzeczy, na których mi zależy. Pierwsza to właściwe wygojenie się tatuażu. Nie jestem doświadczony w tym zawodzie, dlatego zawsze chcę zobaczyć wykonaną przeze mnie pracę po 15 dniach, następnie po roku, dwóch, pięciu, itd. Zależy mi, aby nadal była perfekcyjna. Myślę, że nie wystarczy podrasowanie zdjęcia w Photoshopie i wrzucenie go na Facebooka. Odczuwam satysfakcję dopiero wtedy, gdy po długim czasie tatuaż nadal wygląda bez zastrzeżeń. Po drugie, chciałbym nauczyć się gospodarować czasem i mieć go więcej dla siebie. Zawód tatuatora jest dość „mechaniczny”, a ja potrzebuję czasem się od niego odciąć i móc tworzyć głębsze, większe i bardziej interesujące prace rysunkowe. To mnie relaksuje. TF: Gdzie można cię spotkać? Ozone: Pracuję w „Nico Tattoo Studio” w Atenach, ale mamy też filię w Salonikach. Towarzyszą mi: mój szef (który nienawidzi gdy tak się go nazywa) Spyros, Dimitris, Ners - mój znajomy z ekipy graffiti, Taxis, Siemor i Betty. Jeśli chodzi o drugie studio, pracują tam Nico, Thommas Gramm, De Loop, Christos Serafeim i Peter M. Phill. Możecie zapoznać się z ich galeriami na naszej stronie. TF: W ostatnim czasie świat poznał wielu greckich tatuatorów, zdaje się, że scena w waszym kraju ma się dobrze? Ozone: Tak, jest tu sporo zdolnych artystów i środowisko stale się rozrasta. Wciąż jednak marzę o większej ilości klientów otwartych na nowe pomysły i chętnych na duże prace. Problem nie tkwi więc w tatuatorach, ale w ludziach, którzy są bardziej powściągliwi. Co do panującego kryzysu muszę przyznać, że szczególnie na nas nie wpływa, nie działa na nikogo, kto jest dobry w swoim fachu. Jeśli warunki życia pogorszą się i społeczeństwo będzie zmuszone do większych oszczędności, na pewno to odczujemy. Wciąż jednak jestem zdania, że jeśli komuś bardzo zależy na tatuażu, zaoszczędzi na niego pieniądze. Poza tym, w porównaniu z innymi krajami, nie jesteśmy aż tacy drodzy. TF: Co szczególnie cenisz w wykonywanym zajęciu? Ozone: Klimat studia. Jesteśmy ze sobą bardzo związani, dzięki czemu dobrze nam się razem pracuje. Miło spędzamy czas i cieszymy się z tego, co robimy. To bardzo ważne w każdym zawodzie. Chętnie i często żartuję sobie z Nersa. Śmieszy mnie wszystko co z nim związane, od czasu potrzebnego mu na wykonanie tatuażu, po sposób udzielania klientom instrukcji dbania o świeży nabytek ;). TF: Co motywuje cię, aby dawać z siebie jeszcze więcej? Ozone: To, gdy udaje mi się przekonać trudnych, upartych klientów do odrobiny szaleństwa. Kolejnym motorem jest obserwowanie gojącego się i wygojonego tatuażu, o czym wspominałem już wcześniej. Za każdym razem, gdy widzę ostateczny efekt, chcę wykonać następną, jeszcze lepszą pracę. TF: Wiemy już trochę o twoim stosunku do tatuaży, może teraz coś z innej beczki? Ozone: W wolnym czasie maluję, tworzę graffiti, palę i piję duże ilości piwa, spotykam się ze znajomymi i starszym bratem. Razem chodzimy na metalowe i hardcore’owe koncerty. Mam dziewczynę o imieniu Despina, która jest miłością mojego życia. Oprócz tego wszystkiego, sporo czasu spędzam na graniu w „ Dota2”. TF: Co powiesz o Atenach? Ozone: Poza wyżej wspomnianymi koncertami, nie ma tu nic do roboty. To brudne miasto, w którym prawie każdy jest wkurzony na kryzys i ogólną sytuację. Mimo tego, jeśli ktoś chce spędzić tutaj czas na kreatywnym działaniu czy zabawie w dobrym towarzystwie, myślę, że jest w stanie to osiągnąć. TF: Co będzie działo się z tobą w najbliższych miesiącach? Ozone: Aktualnie moim priorytetem jest przebywanie z rodziną, przyjaciółmi, dziewczyną i oczywiście praca w studiu. Są jeszcze dwie sprawy, co do których nie jestem pewien. Pierwsza to ukończenie uniwersytetu w Atenach, a druga pójście do wojska, co raczej się nie zdarzy. Poza tym, bardzo chciałbym uczestniczyć w większej ilości konwencji i móc połączyć to z podróżowaniem wraz z Despiną.

TATTOOFEST 23


TATTOOFEST 24


TATTOOFEST 25


TATTOOFEST 26


TATTOOFEST 27

www.facebook.com/ozone.nicotattoo www.tattoo.gr


Podczas wizyty w Kijowie warto odwiedzić studio „Bone House”, bo pracującego tam Iena Levina nie spotkacie raczej na konwencjach. Ten artysta jest autorem minimalistycznych, czarnoszarych tatuaży, często wykonywanych metodą dotworku. Nie ogranicza się tylko do pracy z maszynką i cały czas poszerza swoje zainteresowania. Uważa, że w twórczości należy postawić przede wszystkim na jakość i niepowtarzalność. Karolina

TATTOOFEST 28


TATTOOFEST 29

www.facebook.com/ien.levin www. ienlevin.com


TF: Od czego rozpocząłeś swoje artystyczne działania? Ien: We wczesnym dzieciństwie uwielbiałem rysować po tapetach. Rodzice „zachęcali” mnie do tego w prosty sposób – poprzez zakaz. Musiałem ciągle łamać domowy regulamin, żeby poczuć smak życia ;). Moje początki w charakterze tatuatora nie były oryginalne. Miałem 20 lat, gdy zrezygnowałem z ówczesnego zawodu i poszukiwałem czegoś nowego. Praca z maszynką wydała mi się interesująca i przyszłościowa, zdecydowałem więc, że spróbuję. Przez pierwszy rok byłem typowym scratcherem bez własnego stylu, działałem w domu kopiując projekty innych. TF: Gdzie uczyłeś się rysować? Ien: Na szczęście lub nieszczęście, nigdy nie brałem udziału w kursach rysunku i nie uczęszczałem do szkoły artystycznej. Wszystkie umiejętności nabyłem samodzielnie. TF: Niełatwo jest zdefiniować twój styl, chociaż sporo w nim nawiązań do old schoolu… Ien: Lubię miksować geometrię i motywy związane z naturą. Wykonuję je najczęściej linearnie lub metodą dotworku. Inspiruję się Kabałą, Buddyzmem Zen, symboliką mistycznych zgromadzeń, drzeworytami, rosyjskimi tatuażami więziennymi i op-artem. TF: Co jest dla ciebie najważniejsze podczas tworzenia tatuażu? Ien: Hedonizm i jakość to moja religia. Wykonuję tylko takie projekty, które będą według mnie wyglądać dobrze i praca nad nimi przyniesie mi satysfakcję. TF: Dlaczego nie używasz kolorów? Ien: Do wielu kwestii mam bardzo konserwatywne podejście. Czerń to najgłębsza i najbardziej klasyczna barwa. Te soczyste po prostu nie są dla mnie. TF: Za czym nie przepadasz w swojej pracy? Ien: Najgorsi są ludzie, którzy mimo braku wiedzy próbują przekonać do swoich racji lub wymusić na mnie jakieś zachowanie. Poza tym lubię wszystko– od tworzenia flashy po robienie zdjęć skończonych tatuaży. TF: Kto towarzyszy ci w studiu? Ien: Jestem współwłaścicielem „Bone House” w Kijowie, które wraz z Kostyą Makyhą otworzyłem w 2011 roku. Następnie zaproponowałem dołączenie do nas Alexowi Arnautovi. To miejsce

TATTOOFEST 30

jest dla mnie jak drugi dom, a koledzy z pracy jak rodzina. Nasza przyjaźń jest naprawdę silna. TF: Wiemy, że robisz też inne, kreatywne rzeczy. Ien: Tak. Tatuaż to niejedyny sposób na wyrażenie siebie. Zanim zacząłem, zajmowałem się malowaniem aerografem i fotografią. Teraz spędzam dużo czasu na rysowaniu i nie są to wyłącznie wzory tatuaży, projektuję grafiki, T-shirty, a nawet naczynia. Jestem w trakcie przygotowywania mojej pierwszej wystawy i uwierzcie, nie ma w niej żadnych odniesień do tatuażu. TF: Jesteś z Białorusi, mieszkasz na Ukrainie. Dlaczego się przeprowadziłeś? Czy powodem była sytuacja polityczna? Ien: Znacie „God Save the Queen” Sex Pistols? Nie wiem na ile miało to sens w Anglii, ale jeśli chodzi o Białoruś, pasuje idealnie. Boże chroń króla, ostatniego europejskiego dyktatora… Po prostu nie miałem tam nic do roboty. Ukraina również nie jest krajem moich marzeń, ale mimo wszystko żyje się tu znacznie lepiej. TF: Opisz tamtejszą scenę tatuażu. Ien: Nie ma tu czegoś takiego jak branża tatuatorska. Jest zaledwie kilku artystów, którzy posiadają własny, rozpoznawalny styl. Myślę, że rysować potrafi może jeden na pięciu z tych, którzy łapią za maszynkę. Smutne, ale prawdziwe. TF: Co sądzisz o konwentach tatuażu? Ien: Są dobrym sposobem na popularyzowanie tego rodzaju sztuki i zdarza się, że to całkiem fajne i ciekawe widowiska. Udział w tego typu imprezach może być niezłą zabawą, jednak tatuowanie na nich nie jest dla mnie atrakcyjne, nie znoszę tłumów i hałasu. TF: Jakich artystów podziwiasz? Ien: Szanuję każdą osobę, która robi coś niezwykłego i dobrego jakościowo. Nieważne, czy jest to tatuaż, obraz, czy łyżeczka do herbaty. TF: Co planujesz? Ien: Za cel postawiłem sobie poszerzenie pola moich artystycznych działań. Jestem zafascynowany sztuką nowoczesną, tworzeniem instalacji i udziałem w wystawach. Chcę dać ludziom możliwość zetknięcia się z moją sztuką nie tylko poprzez wbicie tuszu w skórę.


TATTOOFEST 31


T

ermin wabisabi określa japoński sposób patrzenia na świat. Ta zaczerpnięta z nauk buddyjskich koncepcja koncentruje się na akceptacji przemijalności i niedoskonałości. W estetyce wyraża się na kilka sposobów, między innymi poprzez surowość i prostotę, która paradoksalnie stanowi największą jej siłę. Zasad tych nie brakuje oczywiście w Irezumi, czyli sztuce japońskiego tatuażu, skupionej na minimalizmie. Prace Horitady, w których unika wszelkiej niezgodności z tradycją, nie tylko w kwestii doboru motywu ale i techniki, doskonale wpisują się tą filozofię. Ola

TATTOOFEST 32


TATTOOFEST 33


TF: Kiedy zaczęła się twoja przygoda? Horitada: Profesjonalnym tatuatorem jestem od 12 lat, wcześniej byłem praktykantem. Początkowo pasjonowałem się tatuażami i kolekcjonowałem je na własnej skórze. Jako, że od zawsze rysowałem, w pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, żeby spróbować pracy maszynką. Założyłem, że skoro potrafię posługiwać się ołówkiem, będę dobry również w tym. Mój optymizm był na wyrost. Szybko odkryłem, że to wcale nie takie proste, a zdolny rysownik nie zawsze sprawdza się w tym zawodzie. Uczyłem się od mistrza i czerpałem z podstawowego źródła, jakim jest japońska mitologia. Mogłem też w różnych kwestiach liczyć na znajomych z branży, którzy radzili np. w jaki sposób przy użyciu faksu zamówić sprzęt ze Stanów Zjednoczonych. Nie dziwcie się, to było 15 lat temu, kiedy internet nie był jeszcze powszechny. Przez pierwszy rok tatuowałem tylko własne ciało, dopiero po upływie tego czasu pozwolono mi ćwiczyć na skórze innych. TF: Co najbardziej pociąga cię w tatuażu? Horitada: Trudno odpowiedzieć na to pytanie w prosty sposób… Chyba to, że jest trwały. TF: Jakie wskazałbyś wady i zalety twojego zawodu? Horitada: Pozytywnym aspektem jest możliwość osiągnięcia samozadowolenia i uznania wśród fanów tatuażu. Wadą jest w dalszym ciągu brak akceptacji tej sztuki. TATTOOFEST 34


W Japonii prawie nikt nie podchodzi do niej entuzjastycznie. Mogę powiedzieć, że tylko dzięki wierze w karmę lub z jakichś innych niewytłumaczalnych powodów, podjąłem się tak trudnej pracy. TF: Na co klient i ty musicie zwrócić uwagę przygotowując projekt? Horitada: W przypadku dużych prac, tatuowanie jest jak maraton długodystansowy, dlatego bardzo istotne są mentalna stabilność i kontrola emocji. Oczywiście, rozplanowanie w czasie to przy takim dziele obowiązek. Trzeba wziąć pod uwagę to, że nie każda sesja jest taka sama, wpływ na samopoczucie moje i klienta mają chociażby warunki atmosferyczne. Aby w ogóle zabrać się za przelewanie pomysłów na papier a potem na skórę, konieczne jest zetknięcie się z japońską kulturą, odwiedzenie świątyń, sanktuariów, zapoznanie się z mitologią i innymi źródłami. TF: Czego oczekujesz od trafiających do ciebie osób i vice versa? Horitada: Ważne jest, aby rozumiały mój sposób działania i wizję tatuażu. Zajmuję się projektami pokaźnych rozmiarów, do ukończenia których potrzeba wielu sesji. Bardzo zależy mi na doprowadzeniu do finiszu wszystkich rozpoczętych prac. Chciałbym, aby dla klienta tatuaż nie był tylko wzorem na skórze. Przeważnie są one pełne symboli i znaczeń, które mają przypominać o wartościach i priorytetach, z tego względu charakter osoby musi pasować do wykonanego motywu. Klienci oczekują ode mnie po prostu jakości. Staram się ziścić pokładane we mnie nadzieje TATTOOFEST 35


i wykonywać wszystko jak najlepiej. Tatuaż jest wspólną pracą, dlatego ważne jest zbudowanie relacji opartej na zaufaniu, dobre maniery i wzajemny szacunek. To kooperacja jak w zabawie „bieg na trzech nogach”. Zajmowanie się tatuażem było moim marzeniem. Spełniło się, dlatego teraz staram się robić wszystko, aby iść do przodu i respektuję to, co już osiągnąłem. Sława mnie nie interesuje. TF: Wykonania jakich projektów się nie podejmujesz? Horitada: Ponieważ specjalizuję się w wabori - tradycyjnym tatuażu japońskim, nie dodaję żadnych motywów, które do niego nie pasują. Odmawiam wykonania takich, których nie rozumiem lub jeśli nie zgadzam się z ich treścią. Nie pracuję również z ludźmi, którzy nie potrafią się właściwie zachować. Nie zdarza się to często, jednak czasem nie mam innego wyjścia. Gdy trafia do mnie ktoś nieposiadający żadnej wiedzy o tatuażu, zawsze staram się wytłumaczyć wszystko szczegółowo. Poświęcam na to dużo czasu i absolutnie nie uważam go za zmarnowany. TF: Sporo podróżujesz, które miejsca na świecie najbardziej zapadły ci w pamięć? Horitada: Najlepiej wspominam Amerykę. Tam odbyłem swoją pierwszą, daleką podróż. Zarówno Europa, jak i USA są zupełnie różne od Japonii, to dla mnie inny świat. Uwielbiam Kalifornię, zaintrygował mnie Teksas. Jako, że jestem ogromnym fanem „Beatlesów”, pobyt w Liverpoolu był dla mnie dużym przeżyciem. Jeśli kiedykolwiek będzie to możliwe, zwiedzę całe Stany Zjednoczone i Stary Kontynent. Nie pominę również Polski.

TATTOOFEST 36


TF: Z czego jeszcze czerpiesz radość? Horitada: Moją drugą wielką pasją jest muzyka. Uwielbiam rocka, rockabilly, jazz. Szczerze mówiąc, zanim zdecydował się na zdobieniem skóry, myślałem o wyborze kariery instrumentalisty. Uważam, że z tatuażem jest podobnie jak z muzyką – aby utwór miał sens, muszą współgrać ze sobą wszystkie jego elementy. I tak na przykład suzibori (kontury) są jak bas i perkusja, bokashi (cieniowanie) jak wokal i gitara, a sitae (projekt) stanowi kompozycję. Umiejętnie i starannie wykonany tatuaż powinien poruszyć serca odbiorców. Kocham również amerykańskie wozy z dawnych lat! Studiowałem inżynierię mechaniczną i pasjonuję się odrestaurowywaniem starych pojazdów i motoryzacją. Teraz w moim życiu jest jeszcze jedna istotna rzecz - rodzina. TF: Jak scharakteryzowałbyś siebie? Horitada: Jestem nerwowy i wrażliwy. Nie jestem duszą towarzystwa, raczej trzymam się z dala od tłumów. TF: Słowo na koniec? Horitada: Wasze zainteresowanie moimi pracami i osobą to dla mnie ogromny zaszczyt. Dziękuję. www.facebook.com/horitada.tokyo www.horitada.com

TATTOOFEST 37




Tym razem w „Inspiracjach” prezentujemy Wam coś innego, niż obrazy olejne. znany w sieci pod pseudonimem Autoreverse Graphikart , Roy, zajmuje się obróbką fotografii i robi to w bardzo osobliwy sposób. Stawia na ponurą atmosferę, a słodkie Pin-up girls zamienia w zombie. Mimo, że próby tatuowania, które podejmował, zakończyły się na wykonywaniu wzorów henną, nie jest obcy w naszym świecie - jego prace możecie zobaczyć nie tylko w galeriach sztuki, ale i na ścianach studiów tatuażu. Graficzne dzieła tego, pochodzącego z Francji artysty zyskują coraz większą popularność, jednak on sam pozostaje bardzo skromnym człowiekiem. Karolina

ANGEL ROY

TF: Od czego powinniśmy zacząć rozmowę o twojej twórczości? Angel Roy: Chyba od tego, że jestem samoukiem, bez plastycznego wykształcenia, a swoją karierę rozpocząłem 20 lat temu. Pierwsze kroki stawiałem na artystycznym squacie w Paryżu, gdzie malowałem ściany. W tym samym czasie organizowałem wiele imprez łączących muzykę elektroniczną i sztukę, na których gromadziło się sporo kreatywnych osób. Próbowałem również rzeźby, grafiki, architektury wnętrz… a nawet robienia tatuaży henną. TF: W jaki sposób powstają twoje prace? Angel Roy: To co tu oglądacie jest rezultatem mojego wielkiego zamiłowania do fotografii i grafiki. Najpierw znajduję interesujące zdjęcie, a następnie używam narzędzi graficznych aby nadać poszczególnym elementom nowy kształt i klimat. Ogólnie skupiam się na fizyczności. W mojej twórczości człowiek jest maszyną w ruchu, za działanie której odpowiadają poszczególne elementy tworzące jedną całość. Lubię zmieniać fotografię w taki sposób, aby zyskała zupełnie nowy, niepokojący nastrój. W przeszłości, gdy malowałem i rzeźbiłem, mój styl również był mroczny. Od 4 lat pracuję wyłącznie z materiałami zdjęciowymi, ale nie chcę być przypisywany do konkretnego gatunku. TF: Co wpływa na twoją wyobraźnię i pobudza do kreatywnego działania? Angel Roy: Inspirują mnie dokonania H. R Gigera i Joela Petera Witkinsa. Często też przeglądam rysunki z XVI-XVIII wieku. Nowy Jork to również świetne miejsce na poszukiwanie pomysłów, tkwią w architekturze, na ulicach i w graffiti. Ludzie, których tutaj spotkałem, są bardzo otwarci. TF: Żyjesz tam od niedawna. Jakie to miasto? Angel Roy: Potrzeba czasu, żeby uczynić go swoim domem i się w nim odnaleźć. Z pewnością jest dla mnie ogromnym źródłem inspiracji i miejscem, gdzie mogę naładować baterie. TF: Wiemy, że zdarza ci się kooperować z innymi artystami. Angel Roy: Tak, kolaboracje bardzo mnie pociągają, dlatego współdziałam z wieloma różnymi osobami. Przykładem może być Marie Loulataï, z którą aktualnie przygotowuję kolekcję akcesoriów, czy Mila Reynaud – amerykańska fotografka dostarczająca mi zdjęcia tancerek burleski. Po ich otrzymaniu przerabiam twarze i ciała dziewcząt, a cały ten projekt nosi nazwę „Zombie Burlesque Serie”. TF: Nad jakimi projektami pracujesz obecnie? Angel Roy: Niedawno skończyłem te zaplanowane na wrzesień. Nazwa jednego z nich to „Smoke Town” i jest nawiązaniem właśnie do Nowego Jorku. Niebawem światło dzienne ujrzy też „Les Ombres

TATTOOFEST 40

Inconscientes” – wspólne dzieło wielu artystów. Obie ekspozycje zostaną zaprezentowane w Paryżu. TF: Zdaje się, że miałeś dużo wystaw? Angel Roy: O tak, nie jestem w stanie ich policzyć, w zeszłym roku wziąłem udział również w kilku zbiorczych. Indywidualnie pokazywałem swoje prace w wielu paryskich barach i galeriach, w Brukseli i w Barcelonie. W kolejnym projekcie stawiam na autoprezentację, choć w przyszłości nie zabraknie tych z innymi artystami. TF: Jakie korzyści daje pokazywanie się w galeriach? Angel Roy: To dobra i bardzo ważna dla mnie rzecz. Współpracuję z nimi od wielu miesięcy, większość sama nawiązała ze mną kontakt, ale zdarza się, że to ja piszę pierwszy. Dzięki wernisażom uzyskuje się recenzje, które pozwalają ludziom spojrzeć na sztukę z innej strony. Poza tym, poszerzam sieć kontaktów i mobilizuję się do ciągłego podnoszenia poziomu swoich prac. TF: Z jakich osiągnięć jesteś naprawdę zadowolony? Angel Roy: Jestem dumny z tego, że twórczość artystyczna stała się moją pracą. To wszystko. Cieszę się z wydarzeń ostatniego roku, mnóstwa wystaw i nowych znajomości, które udało mi się nawiązać. TF: W pewnym sensie wydajesz nam się być powiązany ze światem tatuażu. Co ty na to? Angel Roy: Macie rację, lubię tatuaże i całą tą branżę. To również część życia wielu moich klientów. Pracuję w oparciu o ludzkie ciała, korzystam ze zdjęć modelek Pin-up i innych źródeł, dobrze znanych tatuatorom. Wkrótce rozpoczynam współpracę z artystami z pewnego studia, zamierzamy zrobić coś razem, a następnie pokazać to ludziom. Startujemy już niebawem. TF: Kim jest Angel Roy, gdy nie przerabia zdjęć? Angel Roy: Wolę mówić o moich dokonaniach, ponieważ moja praca to ja! TF: Czy stwierdzenie „czas wolny” widnieje w twoim słowniku? Angel Roy: Spędzam go mnóstwo na robieniu zdjęć a następnie ich graficznej obróbce. Gdy mam chwilę, odpowiadam na maile od klientów, kontaktuję się z galeriami, negocjuję kontrakty, przygotowuję ulotki dotyczące moich wystaw lub po prostu czytam wiadomości ze świata. Właściwie gdy nie tworzę, staję się swoim menedżerem. Tak wygląda moje życie. TF: Słowo na pożegnanie. Angel Roy: Chciałbym tylko powiedzieć, że nie jestem artystą. Po prostu coś stworzyłem.


TATTOOFEST 41


TATTOOFEST 42

www.autoreversegraphikart.com www.facebook.com/Angelautoreversegraphikart www.facebook.com/angelroy.autoreverse


TATTOOFEST 43




S

ankt Petersburg słynie ze swojego piękna. Znajduje się w pierwszej dziesiątce miast świata najchętniej odwiedzanych przez turystów. Nic więc dziwnego, że kusi także nas. W tym roku było już pewne, że na tamtejszej imprezie tatuatorskiej pojawi się ktoś z redakcji, niestety, wypadki losowe sprawiły, że chcąc zaprezentować Wam powstałe i pokazywane tam tatuaże, musimy zdać się na pomoc znajomych z Mińska. Kilka słów na temat tego wydarzenia napisała Ksenia, czuwająca nad rosyjską wersją TF.

Organizatorzy podjęli praktyczną decyzję, aby wystawców podzielić na grupy i ulokować na poszczególnych poziomach. Na najniższym znalazły się boksy z odzieżą, magazynami i różnego rodzaju akcesoriami, które mogłyby zainteresować miłośników tatuażu, ale i zwiedzających przybyłych ze zwykłej ciekawości (a takich nie brakowało). Środkowy poziom wypełniły stanowiska tatuatorów, zaś na samej górze, praktycznie na poddaszu, swoje miejsce mieli sprzedawcy sprzętu. Niestety, znalezienie ich dla wielu stanowiło niemały problem. Mnie osobiście cieszyła duża ilość konkursowych kategorii. Jury oceniało m.in. tatuaże małe i duże, czarno-białe i kolorowe, ornamentowe, autorskie, crazy. Niektóre z nich dzieliły się jeszcze na żeńskie i męskie. Program atrakcji był równie bogaty. Zwiedzający mieli okazję zobaczyć pokaz tańca współczesnego, występy zespołów muzycznych, grup teatralnych, prezentację sztuk walki i barmańskie popisy. Wyjątkową uwagę widzów przykuł konkurs na królową festiwalu. Wygrała najbardziej utalentowana uczestniczka Sofii, grająca na elektrycznej wiolonczeli. Pewien tatuator z Kopenhagi demonstrował zadziwiającą dla współczesnych ludzi technikę hand tappingu. Tłum z zainteresowaniem oglądał autentyczne narzędzia, jednak bardzo nieliczni zdecydowali się wypróbować tą tradycyjną metodę. Nie można zapomnieć, że petersburski festiwal jest poświęcony także sztuce malowania na ciele. Profesjonaliści z dziedziny body paintingu rywalizowali ze sobą tworząc ekscentryczne obrazy i moim zdaniem, spisali się świetnie. Czas spędzony na tej konwencji wspominam bardzo dobrze. Aż wyrywają się podziękowania dla organizatorów za trzy wspaniałe dni i masę pozytywnych emocji! Petersburg to miasto o niezwykłej atmosferze, wprawiające w wyjątkowy, nostalgiczny nastrój, do którego chce się wracać. Ksenia P.S. Serdeczne podziękowania dla „Soul X-ray” i Siergieja Czernowa za udostępnienie zdjęć.

TATTOOFEST 46

Sergey, Custom Rose, Rosja

W połowie czerwca miałam przyjemność uczestniczyć w kolejnej edycji festiwalu tatuażu i body artu w Petersburgu. W ciągu 10 lat konwencję odwiedziły setki, jeśli nie tysiące tatuatorów z całego świata. Drugi rok z rzędu organizatorami tego ogromnego wydarzenia były petersburskie studia: „Extreme-Art” i „Baraka”. Ponownie też konwencja odbyła się w klubie koncertowym „Aurora”, położonym przy brzegu Newy. Przez trzy dni nieskończony potok wytatuowanych ludzi przelewał się w jego wnętrzach i po okolicy.


TATTOOFEST 47

Sergey Serebrov, Rosja

Stepan Negur, Tattoo 3000, Rosja

Daniil Shumkov, Maruha Studio, Rosja Vova Mult, Tattoo Studio Angel, Rosja

Eugene Shevchenko, Baraka Studio, Rosja

Vova Babchuk, Saigon, Rosja

Alexey Jazz Konovalov, Rosja


TATTOOFEST 48

Artem, On the road

Maksim Kokin, Baraka Studio, Rosja

Andrey Flerko, Rosja

Aleksandr Grim, Rosja Stepan Negur, Tattoo 3000, Rosja


Talgat Tell Isabekov, Uzbekistan

George Des-Fonteines, Status Studio, Rosja

Kirill Putyatin, Lucky Tattoo, Rosja

Slava Filitov, Rosja

Jarosław Gorbunov, Maruha Studio, Rosja

Sergey Erus, Freedom&Pain, Rosja

TATTOOFEST 49


Muzeum w Szanghaju

K

orzystając z wakacyjnej przerwy, gdzieś pomiędzy załatwianiem formalności wyjazdowych związanych z kursem językowym na Tajwanie, a oprowadzaniem tajwańskich wycieczek po Krakowie, postanowiłem powrócić na łamach magazynu do tematu Chin. Dzięki uprzejmości Oli i Krysi, na tegorocznym Tattoofeście miałem okazję przybliżyć go licznym zainteresowanym, zgromadzonym w sali konferencyjnej. Chciałbym jeszcze raz serdecznie podziękować wszystkim za przybycie, jak również za późniejszą dyskusję, która zakończyła się moją improwizowaną prezentacją dotyczącą chińskiego slangu. W dzisiejszej odsłonie pragnę, nawiązując do niedawnego wystąpienia, opowiedzieć o dwóch twarzach współczesnego, chińskiego tatuażu. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia ze wzrostem jego wagi w kulturze popularnej. Z drugiej, zjawisko stopniowo zanika pośród mniejszości etnicznych. Minęły czasy prześladowania, jak choćby miało to miejsce podczas Rewolucji Kulturalnej (lata 60. i 70. XX wieku), kiedy Mao Zedong zakazał tatuowania nazywając je: „manifestacją nieczystości oraz antyspołecznej aktywności”. Uderzyło to szczególnie mocno w mniejszości, doprowadzając do zaprzestania tej praktyki w ich kręgach. Renesans nastapił dopiero w latach 80., gdy kurs partii stał się bardziej liberalny. Zachodzące wtedy zmiany dobrze oddaje maksyma Deng Xiaopinga, który otworzył chiński rynek na

TATTOOFEST 50

świat: „nieważne czy kot jest biały czy czarny, ważne, żeby łowił myszy”. Obecnie w Chinach, jak praktycznie wszędzie na świecie, tatuaż stopniowo przenika do popkultury. Jest chętnie noszony przez sportowców, aktorów, modeli, muzyków, itp. Początkowo nowe nabytki zawodników chińskiej drużyny piłkarskiej, budziły społeczne kontrowersje, jednakże w końcu przeważył argument, że przecież w zachodnim świecie wielu piłkarzy, w tym ubóstwiany w Hongkongu David Beckham, zdobi swoje ciało. Drugorzędną kwestią jest niski poziom wykonania, który podobno jak i w przypadku polskich sportowców, jest wprost proporcjonalny do poziomu gry. Porównania do Zachodu, połączone z pewnym kompleksem na punkcie zacofania sprawiły, że tatuaże stały się swojego rodzaju symbolem nowoczesności i zyskują coraz większą popularność w chińskim społeczeństwie. Świadczy o tym choćby całkiem niedawna kampania reklamowa magazynu modowego „L’Officiel Hommes”. Jeden z modeli, prawdopodobnie o mieszanych, europejsko - chińskich korzeniach, posiadał całkiem ładną kolekcję prac orientalnych. Jego koledzy natomiast, zmuszeni byli pokryć swoje ciała malunkami, które w przeważającej części ograniczały się do napisanej gotykiem nazwy magazynu. Dobre jednak i to. Chyba najbardziej rozpoznawalną, wytatuowaną postacią w Chinach jest niejaki Liu Xinming. Ten entuzjasta zdobienia


Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się w wypadku mniejszości etnicznych. Opisy ich praktyk pozostawił nam już Marco Polo, który podróżując po Yunnanie spotkał plemiona ze złotymi zębami oraz ciałami pokrytymi trwałymi malunkami. „Tatuaże te wykonywano używając pięciu igieł złączonych razem. Nakłuwano nimi ciało aż pojawiła się krew, następnie aplikowano czarny barwnik”. Mniejszość etniczna Dai, blisko spokrewniona z Tajami, wciąż wyróżnia się swoimi tatuażami. Bywa, że są one wykonywane tą samą metodą, na jaką wskazywał słynny Wenecjanin. Wśród tej ludności mają znaczenie mistyczne, ochronne, są silnie powiązane z wyznawanym przez nich buddyzmem therevada (przypomnijmy, że w Chinach króluje jednak buddyzm mahajany), mają przynosić ich posiadaczom siłę i powodzenie w życiu. Poza wspomnianą już mniejszością Dai, istnieją jeszcze inne, które praktykowały lub praktykują ten zwyczaj. Wspomnieć mogę o 3 wytatuowanych kobietach w wieku pomiędzy 68-73 lat z plemienia Dulong. Bardzo ważnym wydarzeniem było zaproszenie ich na pierwszą konwencję w Pekinie przez „China Association of Tattoo Artists”, co miało udowadniać, że tatuaż jest częścią chińskiej kultury, a nie tylko trendem wśród młodych ludzi. Jedna ze staruszek komentując to wydarzenie wspomniała, że dopiero w stolicy, do której wcześniej nie miała okazji przyjechać ze względu na brak środków zauważyła, że może budzić zainteresowanie. Według pewnej teorii, praktyka tatuowania twarzy wywodzi się z czasów, kiedy w rejonie istniały liczne, wojownicze księstwa tybetańskie i miała ustrzec matki i żony przed schwytaniem w niewolę. Jak stwierdziła w wywiadzie przeprowadzonym przez chińską agencję Sinhua wytatuowana Yan Xiulian: „Jednym z powodów zdobienia jest kwestia estetyki, wyglądu, a drugim nasz zwyczaj”. Motywy często przypominają motyle. Zgodnie z wierzeniami plemienia Dulong, są one powiązane z rytuałem przejścia i mają wcielać się w nie dusze zmarłych. Od dawna

jednak, żadna z młodych kobiet nie zdecydowała się na ten bolesny zabieg. Tak radykalna modyfikacja skutecznie zamyka wszelką drogę ucieczki do miasta, a o tym marzy większość ludzi, licząc na poprawę warunków bytowych, karierę i społeczny awans. Ciekawostką turystyczną w rejonie pozostał jednak performance, podczas którego pozoruje się proces tatuowania pokrywając zmywalnym pigmentem twarze kobiet z plemienia. Za dodatkową opłatą można sobie zrobić zdjęcie z jedną z wytatuowanych babć. Kolejną z mniejszości etnicznych praktykujących sztukę tatuażu jest Li, zamieszkująca wyspę Hainan, określaną czasem jako chińskie Hawaje. Zgodnie ze źródłami historycznymi, grupa ta zamieszkuje rejon od około 3 tysięcy lat i obecnie liczy 1,247,814 osób. Do dziś ich wierzenia opierają się o animizm. Tatuaże Li różnią się bardzo pomiędzy poszczególnymi plemionami i na ich podstawie można bez trudu stwierdzić, z jakiego pochodzi dana kobieta. Wzory zazwyczaj przedstawiają ptaki i mają dodawać powabu i urody. Tatuażami pokrywano jedynie ciała pań, również ich wykonywanie było zarezerwowane wyłącznie dla płci pięknej. Podobnie jednak jak w przypadku Dulong, aktualnie zdobią one ciała staruszek, co w niedalekiej przyszłości może doprowadzić do tego, że oglądać je będzie można tylko na fotografiach, w zlokalizowanym na wyspie muzeum etnograficznym.

Typowy tatuaż tatuażu tekstualnego

Kobieta z mniejszości etnicznej Li, z wyspy Hainan

Kobieta z mniejszości Dulong, prowincja Yunann

skóry (pokrył 90% ciała) zasłynął w swoim kraju z kilku powodów. Przede wszystkim, jako pierwszy zdecydował się na wytatuowanie twarzy. Po drugie, wydarzenie to zbiegło się z wielkim narodowym świętem, czyli Olimpiadą w Pekinie. Dodatkowo, prace noszone przez Liu przedstawiają Chiński Wielki Mur, logo olimpiady oraz jej maskotki. Wśród społeczeństwa wzbudził autentyczną ekscytację oraz dyskusje na temat posiadania tatuaży. Patriotyczna deklaracja Liu wywołała także kontrowersje, nie tylko wśród gawiedzi, ale i osób bezpośrednio zainteresowanych, tzn. lokalnych tatuatorów. Wszyscy zgodnie przyznają, że chwilowa popularność Liu była przełomem, jednakże wielu uważa, że chiński tatuaż znalazł sobie w jego osobie niezbyt fortunnego ambasadora i reprezentanta, ponieważ najpierw w atmosferze skandalu został oskarżony o kradzież, a następnie skazany na trzy i pół roku więzienia. Kolejna więc próba przełamania stygmatyzacji tego zjawiska w Chinach, została zaprzepaszczona. Zainteresowanie tematem ma też oczywiście swoje uwarunkowania ekonomiczne. Według miarodajnych statystyk, to jedna z najszybciej rozwijających się gałęzi przemysłu XXI wieku. Tylko same Stany Zjednoczone w 2008 roku z dystrybucji akcesoriów tatuatorskich osiągnęły dochody rzędu miliardów dolarów. Chiny będące największą manufakturą świata, nie zrezygnują na pewno z możliwości wejścia na ten rynek.

Ostatnim zagadnieniem, któremu chciałbym poświęcić trochę miejsca, jest trwająca już od wielu lat moda na tzw. „chińskie znaczki”. Ma ona charakter nieprzemijający, wzbudza grozę lub wesołość wśród osób znających choćby w ograniczonym stopniu język chiński. Dodam jeszcze, że przeglądanie zachodnich stron internetowych z tatuażami jest popularną wśród chińskich artystów rozrywką podczas oczekiwania na klienta. To łatwy i szybki sposób, by poprawić sobie nastrój. Oczywiście z drugiej strony, wiele prac w języku angielskim, które widziałem w Chinach, charakteryzowała nieznajomość gramatyki spod znaku „google translator”. Warto jednak zastanowić się nad tym, że w nawet najbardziej rozbudowanym alfabecie łacińskim, liczba liter nie przekracza kilkudziesięciu, podczas gdy w wypadku Chin, ilość znaków sięga tysięcy, a każdy z nich to inne słowo. Te tatuaże, które miałem okazję „podziwiać” w Europie, graficznie przypominały „kulfony” siedmiolatka. Pisane niewprawną ręką, której właściciel nie miał nawet pojęcia o podstawach starożytnej sztuki kaligrafii, bardziej straszyły niż cieszyły oko. Efektem tej niekompetencji jest oczywiście noszenie tatuażu, którego znaczenie jest zgoła odmienne od zamierzonego. Widziałem na skórze jeden, określający kurczaka, którego dumny właściciel uważał za symbol swojej odwagi. Praktyka „Ci zi” (dosłownie „przebić ciało znakami”), czyli zdobienia się właśnie takimi pracami, ma w Chinach długą i bogatą tradycję, która w świecie zachodnim nie występuje. Polecam więc poświecić trochę czasu na upewnienie się, czy tatuujemy sobie coś, co rzeczywiście niesie ze sobą informację, którą mamy na myśli. Tymczasem żegnam się i wyruszam w stronę Tajwanu, gdzie zamierzam spędzić trochę czasu. Będzie to mój pierwszy, dłuższy pobyt na „Pięknej Wyspie”, a przy tym szansa zobaczenia dawno niewidzianych znajomych, w tym tatuatora Diau An, którego darzę największym podziwem i szacunkiem. Tobiasz

TATTOOFEST 51


TATTOOFEST 52

fot. Michał Gołąb

fot. Michał Gołąb

Konwencja tatuażu w Fujian

W studiu Xiao Tang fot. Michał Gołąb

Konwencja tatuażu w Fujian Konwencja tatuażu w w Fujian


TATTOOFEST 53

fot. Michał Gołąb

fot. Michał Gołąb


W Polsce mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia zbiorów Muzeum Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej UJ w Krakowie , czy miał okazję zobaczyć je na żywo. Być może ktoś kojarzy fotografie Katarzyny Mirczak, prezentowane na wielu wystawach pod nazwą „Znaki specjalne”, o których było głośno jakiś czas temu. Z pewnością szerszym echem, zarówno informacje o zgromadzonych eksponatach jak i wspomniany projekt, odbiły się za granicą. Slava Starkov, tatuator z Petersburga, przywiedziony pasją kolekcjonowania tatuatorskich artefaktów, a także przy okazji towarzyskiej wizyty, w asyście Aleksandra Miheenko postanowił przyjrzeć się sprawie z bliska. Oprowadzał oraz udzielał informacji dr Tomasz Konopka.

Dr T.K.: Znajdujemy się w Muzeum Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać patrząc na te szafy i słoje, nie jest to kolekcja trofeów zbrodniarza psychopaty. Mamy przed sobą zbiór dydaktyczny pochodzący z czasów, kiedy nie używano jeszcze zdjęć ani slajdów. Wtedy, aby pokazać studentom jakie są efekty działania broni palnej, dźgnięcia nożem, albo jak poprzez tatuaże można identyfikować zwłoki, gromadzono tego typu eksponaty i konserwowano je w formalinie. Z naszych ustaleń wynika, że najstarsze pobrano na początku XX wieku.

TATTOOFEST 54

Aleksandr: Kto wpadł na pomysł, aby je zbierać? Dr T.K.: Było to obowiązkiem naszych pracowników. Wiele rzeczy nie przetrwało do dziś. Słoje traciły szczelność, a tkanki zmieniały wygląd, więc trafiały do utylizacji i gromadzono nowe. Wszystkich preparatów w formalinie mamy tu około 700-800, a tatuaży kilkadziesiąt. Nie wiem czy w Polsce występuje drugi taki zbiór. Przypuszczam, że w zakładzie moskiewskim, który istnieje tak samo długo jak nasz, również moglibyście znaleźć coś podobnego, a na 100% w Wiedniu.


Aleksandr: Do czego dziś służą te rzeczy? Dr T.K.: Aktualnie już ich nie używamy, są lepsze sposoby identyfikacji, chociażby kod DNA. Dwadzieścia lat temu tatuaże były jednak pomocne. Pamiętam taką sprawę, gdy w lesie zostały znalezione spalone zwłoki i zachował się jedynie fragment ręki z tatuażem. Właśnie na jego podstawie wstępnie wytypowano, kim może być ofiara. Poza tym, miały swoją symbolikę, sporo można było dowiedzieć się o posiadaczu. Między innymi określić, w jakim więzieniu dany człowiek odbywał karę i jak długi był jej wymiar. Wśród eksponatów można też znaleźć fragment skóry z wytatuowanymi czerwonymi ustami, które wskazywały niegdyś na osobę o orientacji homoseksualnej. Aleksandr: Czy tatuaże, które oglądamy należały tylko do skazanych? Dr T.K.: Nie tylko, także do osób, którym przeprowadzano sekcję zwłok. Wykonuje się je ludziom, którzy zmarli w wyniku wypadku, zabójstwa, samobójstwa, gdy zgon był nagły i jego okoliczności nie są jasne. Wycinki ich skóry z obrazkami zbierane były jako ciekawostka. Dzięki książce inwentarzowej można dowiedzieć się, kim była dana osoba i w jakich okolicznościach zmarła.

Redakcja serdecznie dziękuje dr Tomaszwowi Konopce za poświęcony czas i udostępnienie zbiorów.

Aleksandr Miheenko

TATTOOFEST 55


Henry, Big Slick Tattoo, Szwecja

i będącym w doskonałym nastroju Noi’em Siamese III. Przyjechał Volko i Simone z „Buena Vista Tattoo Club”, z którymi widziałem się tydzień wcześniej w Sztokholmie, wszędobylski, charakterystyczny, rubaszny i ogólnie rzecz biorąc, wesoły Don Fat, fantastyczny Nick Morte, będący z nami w ciągłym kontakcie, czy Remis, który jeszcze raz przepraszał, że nie dotarł w tym roku na Tattoofest i zapowiedział swój przyjazd w następnym. Był też Stotker, u nas bardziej pamiętany jako Szczotka, który otworzył w Krakowie trzecie studio w Polsce, z czego obecnie niewiele osób zdaje sobie sprawę. Z drugiej strony, świadomie się odcina i niezbyt tęskni za ojczyzną. Pojawiło się również kilkunastu innych, świetnych tatuatorów ze Skandynawii. Najliczniejszą grupę stanowili oczywiście Szwedzi, tacy jak np. robiący wciąż duże wrażenie Carl Löfqvist. Oczywiście nie mogę pominąć Eda Perdomo, który jako osoba pracująca u Heidi Hay, był w pewnym sensie gospodarzem. Dało się zauważyć przewagę artystów zafascynowanych stylem tradycyjnym i nie da się ukryć, że wielu z nich osiągnęło najwyższy, techniczny poziom. Na konwencie obok „TF” pojawili się również Tofi, Daveee i Edek z krakowskiego „KTF”. Wszyscy w ramach małego eksperymentu pt. „KultTattooFestStockholm”, który został zakończony. Może kiedyś napiszemy o tym fajnym i mimo wszystko pozytywnym doświadczeniu, dziś wspomnę jedynie, że kilka miesięcy spędzone w Szwecji wiele nas nauczyło. Przy okazji ogromnie dziękuję Tofiemu za poświęcony czas, a jego żonie za cierpliwość! Wracając do tematu, był z nami również Michał z „TattooMe” ze swoimi maszynkami, który przygotowywał dla Was relację video z tego wydarzenia. Jego podejście, zaangażowanie i profesjonalizm, to dla mnie również niezła szkoła życia.

Roger Ferrando, Lunatic Tattoo, Hiszpania

Gustavo Viani, Amigo Ink, Szwecja

TATTOOFEST 56

Gustavo Viani, Amigo Ink, Szwecja

o nie będzie ekscytująca opowieść. Po prostu relacja z kolejnego konwentu, tym razem z pierwszej edycji tego w Gothenburgu (czy Göteborgu, ponieważ obie te nazwy się zastępują). Impreza była przygotowana przez jedną z najbardziej rozpoznawanych artystek skandynawskiego świata tatuażu - Heidi Hay oraz Nikiego, który okazał się bardzo sympatycznym i dbającym o wystawców człowiekiem. Sam jednak festiwal został oparty na standardach, czyli boksach, scenie, konkursach i piwie. Organizatorzy zapowiadali powiew czegoś nowego, wykraczającego ponad wyobrażenia o współczesnej konwencji. Dało się słyszeć głosy, że ma to być odpowiedź na lekkie znudzenie po mającym miejsce weekend wcześniej evencie w Sztokholmie. Tamten, odbywający się od kilkunastu lat i posiadający bardzo dobrą reputację, mnie osobiście nieco rozczarował, ale o nim w innej relacji opowiada Wam Karolina. Tak więc wszystko wskazywało na to, że w Göteborgu zobaczymy coś świeżego, może uda się przyciągnąć inny rodzaj miłośników tatuażu, dotrzeć do nowych grup społecznych, czy… Sam w sumie nie wiem, czego się spodziewałem. I na tym koniec narzekania, bo sama konwencja była zorganizowana bardzo dobrze. Zacznijmy od miejsca. Niezbyt duża hala widowiskowa z trybunami, na jej parkiecie boksy wystawców, wszystko w zasięgu wzroku, więc łatwo było rozeznać gdzie co jest, i kto gdzie pracuje. Nie sprawiało to trudności również z tego powodu, że zaproszonych zostało około 60 starannie dobranych artystów, czyli tatuujących na poziomie. To oni mieli stworzyć atmosferę święta tatuażu, imprezy i integracji. Pojawił się więc Robert Hernandez, który jak zwykle z zainteresowaniem wypytywał co dzieje się w Polsce. Zamieniłem kilka słów z rozpromienionym


Shanghai Kate, uczennica Sailora Jerrego

Lucky Gold, Experience Tattoo, Argentyna

Rille, Sick Boys Tattoo, Szwecja

Daveee, Kult Tattoo Fest, Kraków

Scena stała w centralnym miejscu hali. Odbywały się na niej konkursy, czasami jakiś występ. Pomimo wielu wspaniałych artystów uczestniczących w festiwalu, poziom prac był na bardzo niskim poziomie. W poszczególnych kategoriach pojawiało się po kilka, czasami kilkanaście osób, z czego 80% tatuaży nie nadawało się do oceniania. Podest został wykorzystany także przez DJ Kiiinga, rockową grupę „Husband feat Sara Löfgren”, tancerzy breakdance, oraz znaną niektórym chociażby z Tattoofestu z 2011 roku, Japonkę Sannę. Ta ostatnia pojawiła się z nowym występem pt. „Geisha Fox”. Nie mam nic do zarzucenia doborowi tych „czasoumilaczy”, ale trzy dni tego samego programu i występów, to albo pójście na łatwiznę albo przekonanie, że jeśli ktoś jest w piątek, to nie będzie go w sobotę czy niedzielę. Podejrzewam, że w Polsce za podobne praktyki organizatorzy zostaliby na dzień dzisiejszy zlinczowani. Z drugiej jednak strony, właśnie tak wygląda to na większości zachodnich festiwali, co niejednokrotnie już podkreślaliśmy. Na pewno największą i najciekawszą atrakcją było uczynienie głównym tematem festiwalu idei Steampunk. Jak dowiedziałem się z „Wikipedii”, jest to: „nurt stylistyczny w kulturze (literatura, film, komiks, moda), odmiana fantastyki naukowej, boczna gałąź cyberpunku. W przeciwieństwie do cyberpunku, technologia otaczająca bohaterów nie jest oparta na elektronice lecz na mechanice (np. odpowiednikiem komputera jest maszyna różnicowa). Charakterystyczne dla steampunku zainteresowanie rozwojem techniki często prowadzi do kreowania wynalazków nieznanych w naszej historii, dlatego nurt ten bywa zaliczany do tzw. historii alternatywnych. Akcja utworów steampunkowych przeważnie rozgrywa się w epoce wiktoriańskiej – erze rewolucji technicznej, wieku pary (stąd nazwa gatunku: steam, ang. – para). Steampunk

Ed Perdomo, Heidi Hay Tattoo, Szwecja

Kreacje w stylu steampunk

TATTOOFEST 57


TATTOOFEST 58

Remis Cizauskas, Irlandia

Stina, Eye Scream Tattoo, Szwecja

Stina, Eye Scream Tattoo, Szwecja

Stina, Eye Scream Tattoo, Szwecja

nawiązuje do twórczości ojców fantastyki: Juliusza Verne’a, Herberta George’a Wellsa czy Marka Twaina. Nurtem powiązanym ze steampunkiem jest neowiktorianizm (naśladowanie dziewiętnastowiecznej stylistyki). W samym steampunku występuje też nurt fantasy - vide Arcanum - gdzie technika łączy się z magią i fantastycznymi rasami, takimi jak krasnoludy czy elfy.” Tą stylistykę dało się zauważyć na plakacie i drugiego dnia konwencji, kiedy zorganizowany został konkurs na najlepsze przebranie w tym klimacie. Stroje były bardzo specyficzne, ciekawe, interesujące, przygotowane z ogromnym zaangażowaniem. Brawo! Jeszcze króciutkie podsumowanie. Impreza fajna, ale nie zapadnie szczególnie w pamięć, artyści byli bardzo dobrzy i miejmy nadzieję, że ten poziom uda się utrzymać w przyszłym roku. Steampunk zdecydowanie na plus. Zadaję sobie pytanie, dlaczego takie nieduże konwencje trwają trzy dni i kończą się o północy? Za dużo, za długo, zdecydowanie niepotrzebne rozciągnięcie w czasie. Względy finansowe? Być może, ale odbija się to również na frekwencji. Tylko w sobotę była dobra, w piątek i niedzielę pojawiło się niewiele osób. Tak czy inaczej, serdecznie pozdrawiam organizatorów, jednocześnie bardzo dziękując im za zaproszenie i trzymając kciuki za następny rok! Radek


Victor Policheri, Heidi Hay Tattoo, Szwecja

Jacob Pedersen, Crooked Moon Tattoo, Szwecja

Ed Perdomo, Heidi Hay Tattoo, Szwecja

TATTOOFEST 59

Noi Siamese III, 1969 Tattoo, Norwegia

Victor Policheri, Heidi Hay Tattoo, Szwecja

David Ottosson, Szwecja




TATTOOFEST 62 fot. Joseph O’Brien


Krysia: Skąd twój pseudonim? Červená: Ze względu na kolor włosów wszyscy znajomi nazywali mnie „Red” albo „Foxy”. Kiedyś prześledziłam rodzinne drzewo genealogiczne i dowiedziałam się, że moi przodkowie wywodzą się z różnych krajów. Zaczęłam więc sprawdzać jak „red fox” brzmiałoby w innych językach. Najbardziej spodobało mi się czeskie „Červená”. Krysia: Od jak dawna mieszkasz w Londynie? Červená: Przeprowadziłam się tutaj po pierwszej sesji zdjęciowej dla „Total Tattoo”. Jazda pociągiem z miejsca gdzie mieszkałam zajmuje około godziny, ale akurat wtedy było opóźnienie. Jeszcze chwila i moja współpraca z tym magazynem przeszłaby do historii, jako niespełnione marzenie. Bardzo się denerwowałam, na szczęście ekipa zgodziła się zaczekać. Miesiąc po tej sytuacji zdecydowałam się na przeprowadzkę. Było to 3 lata temu. Wiedziałam, że na miejscu będzie mi łatwiej wdrożyć się w świat modelingu i osiągać moje cele. Londyn jest wspaniały! Tętni życiem i jeśli jest się nastawionym na robienie kariery, do pewnych rzeczy trzeba się przystosować. Takim minusem jest dla mnie wszechobecny smród i hałas. Są miejsca, w których trudno złapać oddech. Od czasu do czasu wybieram się na wieś, aby przypomnieć sobie, czym jest cisza i świeże powietrze. Krysia: Masz pewne osiągnięcia jako alternatywna modelka… Červená: Modelingiem zajęłam się mając 17 lat. Gdy mówiłam ludziom w szkole o swoim marzeniu, wyśmiewali mnie, a za plecami słyszałam, że jestem brzydka i gruba. Zdecydowałam wtedy, że muszę umocnić samoocenę i udowodnić wszystkim dookoła, na co mnie stać. Nie spodziewałam się nawet, że zajdę aż tak daleko. Cały ten biznes niesamowicie mnie pociąga, uwielbiam ludzi z mojego otoczenia. Każdy skupia się na właściwym wykonaniu swojej pracy i powolnym wchodzeniu po szczeblach kariery. Oczywiście, jest też sporo osób, które chętnie podłożą ci nogę, ale to przypadłość każdej branży. Mogę powiedzieć, że dzięki temu zajęciu bardzo się zmieniłam i nauczyłam mnóstwa rzeczy. Moje umiejętności stylizacji, kreowania fryzur i wykonywania makijażu poprawiły się w stu procentach!

Krysia: Wiem, że w celach zawodowych odwiedziłaś Stany Zjednoczone. Červená: Byłam w New Jersey, Nowym Jorku, Bostonie, Los Angeles i San Diego. Bardzo chciałabym przeprowadzić się kiedyś do Hollywood, założyć rodzinę i rozwijać moje zainteresowania. Podróżuję do Stanów kilka razy w roku, odpisując na twoje pytania przebywam właśnie w Kalifornii. Uwielbiam wyjazdy i każdemu życzę okazji do zwiedzania świata. Na początku 2013 roku zamierzam wybrać się do Niemiec, Francji, Hiszpanii i Szwecji, więc jeśli ktokolwiek z tamtych okolic chciałby nawiązać ze mną współpracę, niech da mi znać!

fot. Julian M Kilsby

Krysia: Z pewnością to nie jedyne twoje zajęcie? Červená: Jestem typem pracoholiczki i nie lubię leniuchować w domu. Wolny czas staram się wykorzystać kreatywnie, ewentualnie spotykam się ze znajomymi.

TATTOOFEST 63


Krysia: Podczas sesji preferujesz lateksowe stroje, a na co dzień? Červená: Latex jest dla mnie jak druga skóra, to niesamowicie wygodne tworzywo. Warunkiem jest właściwe nałożenie go i dobranie odpowiedniego rozmiaru – w przeciwnym razie można zapomnieć o poczuciu komfortu. Mój typowy strój to skórzana kurtka, T-shirt z logo ulubionego zespołu i spodnie z lycrą. Uwielbiam kowbojki i buty od Jeffrey Campbella. Chciałabym mieć kiedyś zdjęcia właśnie w takich ubraniach, aby pokazać jaka jestem naprawdę. Krysia: Tatuaże. Wiem, że jeden z nich ma specjalne znaczenie i nawiązuje do życia rodzinnego. Červená: To klepsydra na moim udzie… Niania, która się mną zajmowała zmarła 2 lata temu, co było dla mnie dość trudnym przeżyciem. Była jedyną osobą, która wierzyła, że osiągnę coś w życiu. Kiedyś, wraz z nią i moim tatą pojechaliśmy na pchli targ, aby pozbyć się paru niepotrzebnych przedmiotów. Tam natknęłam się na klepsydrę, która bardzo mi się spodobała. Opiekunka kupiła ją dla mnie! Zostawiłam nowy nabytek u niej w domu i podczas każdej kolejnej wizyty bawiłam się obserwując przesypujący się piasek. Gdy niania odeszła, pojechaliśmy uporządkować jej rzeczy. Wtedy zabrałam klepsydrę do domu i postanowiłam ją sobie wytatuować.

fot. Claire Seville

Krysia: Jaki jest twój związek ze światem tatuażu? Červená: Odwiedzam kilka konwencji rocznie, ludzie proszą mnie o wspólne zdjęcie i chcą porozmawiać. Udało mi się znaleźć na kilku okładkach branżowych magazynów. Sukcesem był plakat z moim wizerunkiem, który dołączono do jednego z numerów „Skin&Ink”. Wiele osób wysłało mi potem fotografie, na których widać, że zdobią ich ściany! Krysia: Chciałabyś przekazać coś jeszcze naszym czytelnikom? Červená: Jeśli gdzieś mnie spotkacie, podejdźcie się przywitać! Nie gryzę zbyt mocno ;).

fot. Julian M Kilsby

fot. Kat Attack Photography

www.facebook.com/cervenafox www.cervenafox.bigcartel.com www.whosthatfox.com

TATTOOFEST 64


TATTOOFEST 65

fot. Joseph O’Brien


1

2

3 4 TATTOOFEST 66


1 - Piotr Olejnik, Evil Tattoo, Kalisz 2 - Paweł Reduch, On the road 3 - Dante, Hard To Forget, Łódź 4 - Gabriel Maniak, Tattoo Familia, Kraków 5 - Gozdi, Blackstar Studio, Warszawa 6 - Jarek, Rock Tattoo, Opole 7 - Gozdi, Blackstar Studio, Warszawa 8 - Jarek, Rock Tattoo, Opole

5

6

7

8 TATTOOFEST 67


1

2 3

TATTOOFEST 68

4


1 - Maciek, Southmead Tattoo, UK 2 - Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok 3 - Maciek, Niuans, Toruń 4 - Maciek, Niuans, Toruń 5 - Sławek Myśków, 4 Dęby, Lwówek Śląski 6 - Maciek, Niuans, Toruń 7 - Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa

6

5

7

TATTOOFEST 69


1

2

3 4 TATTOOFEST 70


1 - Crispy Lennox, Black Garden Tattoo, UK 2 - Jonathan Montalvo, USA 3 - Ania Belozerova, Tattoo-X, Rosja 4 - Crispy Lennox, Black Garden Tattoo, UK 5 - Stefano Alcantara, Stefano’s Tattoo, USA 6 - Tibor Galiger, Woodpecker Tattoo, Austria 7 - Stefano Alcantara, Stefano’s Tattoo, USA 8 - Stefano Alcantara, Stefano’s Tattoo, USA

5 7

6

8

TATTOOFEST 71


1

TATTOOFEST 72

2


1 - Saigon, Rosja 2 - Stefano Alcantara, Stefano’s Tattoo, USA 3 - Disa Disney, Rosja 4 - Saigon, Rosja

3

4

TATTOOFEST 73





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.