18 minute read

Wnętrza

Next Article
Sztuka

Sztuka

DIY doskonałego wnętrza

W jej wirtualnych progach rozgościło się już ponad 22 tysiące osób - a wśród nich my. Iwona Jarosiewicz, autorka profilu na Instargarmie @iwona.jar, zdradziła nam - jak stworzyć spójny, modny styl w domowych wnętrzach i przy okazji... nie zbankrutować.

Advertisement

ROZMAWIAŁA ANNA BRÜSKE-SZYPOWSKA / FOTO ARCHIWUM IWONA JAROSIEWICZ, @IWONA.JAR

Patrząc na pani zdjęcia, można odnieść wrażenie, że oglądamy wielki dom. Ale gdy przyjrzałam się dokładniej, dostrzegłam, że metraż wcale nie jest taki

duży. Jak go pani „ogrywa?” - Nasze mieszkanie ma 63 mkw. To, że wydaje się większe niż jest w rzeczywistości, to zasługa białych ścian i białych mebli. Salon z aneksem kuchennym również otwiera przestrzeń do zdjęć.

Biały kolor to jedyny sposób na powięk-

szenie przestrzeni? - W małej przestrzeni trudno uchwycić ładny kadr, więc jeżeli chcemy robić zdjęcia takim kątom, to proponuję urządzić mieszkanie niedużymi, lekkimi meblami i najlepiej na nóżkach! Wtedy przestrzeń nabierze oddechu. Ponadto właśnie kolor - dobór barw ma ogromne znaczenie.

Ale dodatki, jak rozumiem, są niezbędne? Na pani zdjęciach widać ich mnó-

stwo. - (Śmiech) Większość zrobiliśmy z małżonkiem sami. Prace manualne nas odprężają i lubimy w ten sposób spędzać razem czas. To także odskocznia od pracy biurowej. W naszym garażu, przerobionym na warsztat, przenosimy się do świata kreacji. Tworzymy nie tylko dodatki, ale i proste meble. Lubimy podłubać w drewnie.

Fakt, dużo u was drewna i luster w kli-

macie boho. - Na początku nasze mieszkanie było urządzone w skandynawskim stylu, ale dość szybko odkryliśmy, że ten wystrój jest dla nas za zimny, więc zaczęliśmy dodawać drewno. Gdy przyszła moda na boho, zaczęliśmy pozbywać się szarości i postawiliśmy na lustra, które są właśnie w takim klimacie.

Trudne jest stworzenie takiego boho lu-

stra samemu? - Nie jest to trudne. Wystarczy trochę dobrych chęci (uśmiech). Własnoręcznie wykonane lustro na pewno wychodzi dużo taniej. Poza tym razem z lustrem pojawia się satysfakcja z pracy własnej. Teraz w sklepach dostępne są ładne dodatki boho, ale jeszcze rok czy dwa lata temu był to towar trudno dostępny, mogliśmy je raczej podziwiać na zagranicznych forach internetowych. To pani źródło inspiracji? - Tak, ogólnie czerpię z Internetu i telewizyjnych programów wnętrzarskich.

A jak często zmienia pani wystrój

mieszkania? - Nasze wnętrze naturalnie zmienia się wraz z porami roku za sprawą poduszek dekoracyjnych i plakatów czy dekoracji sezonowych. Latem i wiosną na stole królują kwiaty, jesienią suszone trawy, a zimą gałązki świerku.

Na czym nie warto oszczędzać przy aranżacji wnętrz, a kiedy szukać oka-

zji lub pokusić się o hand made? - Nie należy oszczędzać na materiałach wykończeniowych. Kreatywność warto wykorzystać przy mniejszych meblach i dekoracjach: zrobić coś samemu lub przerobić to, co mamy, a nam się znudziło. Fajnie jest pokusić się o przerobienie mebli z sieciówki lub z drugiej ręki. Wystarczy np. wymienić blat na drewniany lub obkleić fronty szuflad okleiną i mamy coś nowego i wyjątkowego.

Czym subtelnie podkreślić klimat je-

sienny i zimowy we wnętrzach? - To bardzo proste. Ciepły koc, kilka świec i już mamy jesienny klimat. Ze spaceru można przynieść dary natury: suche trawy włożyć do wazonu, kasztany do miski, w ramki wsadzić zasuszone liście, porozkładać dynie, prawdziwe lub ceramiczne. Zimą polecam girlandy świetlne, szyszki i gałązki świerku.

Zdradzi nam pani pomysły na szybkie i efektowne DIY dla początkujących?

- Proponuję wianek na drzwi czy ścianę. Potrzebna będzie obręcz ze styropianu lub ze słomy. Może być kupna lub można upleść samemu z brzozowych witek uzbieranych na spacerze. Do tego trochę zasuszonych kwiatów z ogródka, parku, starych bukietów. Mogą się też przydać małe styropianowe dynie. Wszystko wg swojego gustu mocujemy na klej na gorąco lub na druciku. Zimą dynie możemy zastąpić szyszkami, a kwiaty bombkami.

Ulotne nastroje złapane w kadr

Kasia Piekarska... zajmuje się kreatywną fotografią produktową. Efektami swojej pracy dzieli się na instagramowym profilu, gdzie zgromadziła prawie 14 tysięcy obserwujących . Jak to zrobiła? - Nam zdradziła odpowiedź na to pytanie.

ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO @ULOTNE_NASTROJE

Czym rządzi się dziś Instagram? Chodzi o modę, konkretne

kadry, sezon? - Myślę, że na Instagramie panuje totalna dowolność, choć mimo wszystko dobrze jest się wpasować w aktualny sezon i zaprezentować go na swój unikalny sposób. Zdjęcia typowo letnie nie będą miały brania jesienią i na odwrót (uśmiech). Aktualnie królują przytulne kadry - pełne lampek, dyń i smakołyków. Wybijają się wszelkie kolory jesieni i to one rzucają się w oczy podczas przeglądania tablicy. Ludzie chcą oglądać zdjęcia, które nawiązują do aktualnej pory roku. Lubią wprowadzać się w klimat i szukać inspiracji, a twórcy starają się odpowiedzieć na te potrzeby.

Czy to w ten sposób udało ci się zbudować i utrzymać tak

dużą społeczność?- Kiedy zaczynałam, bardzo pomogły mi wyzwania na Instagramie. Dużo osób bierze w nich udział i łatwiej jest do dotrzeć do nowych osób. Można zbudować kontakty oraz trafić na nowe, interesujące profile, których algorytm Instagrama wcześniej nam nie podrzucał. To jest pierwszy krok do zbudowania społeczności. Drugim krokiem, i moim zdaniem najważniejszym, jest kontakt z ludźmi. Udzielanie się na ich profilach, odpisywanie na komentarze oraz pytania. Instagram to nie są tylko ładne zdjęcia. To głównie ludzie, którzy za nimi stoją - każdy chce zostać zauważony. Dlatego myślę, że jak już ktoś poświęca nam czas i chce zostawić komentarz, to wręcz musimy podjąć z taką osobą dialog i pokazać, że jest dla nas ważna, że cieszymy się z jej obecności. Ja mam bardzo dobry kontakt ze swoimi obserwatorami. Zawsze odpowiadam na komentarze, zaglądam do ludzi, którzy wpadają do mnie i odpisuję na prywatne wiadomości. Staram się tworzyć dobre relacje, by ludzie chcieli u mnie zostać i często mnie odwiedzać. Kilka razy zdarzyło mi się zostawić u kogoś komentarz i nie uzyskać odpowiedzi – wiem, jakie to słabe i nie chcę takiej sytuacji serwować swoim obserwatorom. Myślę, że to byłoby bardzo nie w porządku.

Czy nie obawiasz się hejtu na temat wtórności zdjęć?- Hejt jest bardzo powszechny i prędzej czy później każdy się z nim zetknie. Myślę jednak, że zarzuty co do wtórności kadrów nie byłyby dla mnie dotkliwe, bo Instagram to jednak bardzo specyficzne miejsce, gdzie przy takiej liczbie użytkowników nie da się być zawsze oryginalnym. Dlatego dobrze znaleźć swój styl, który sprawi, że każdy od razu będzie wiedział, do kogo należą dane zdjęcia - nawet jeśli to będzie kolejny kubek kawy (uśmiech). Mam tutaj na myśl głównie obróbkę, która naprawdę potrafi dużo zmienić w fotografii i przedstawić ją na wiele sposobów.

Jakim sprzętem wykonujesz zdjęcia? Czy jest możliwe uzyskanie podobnej jakości bez inwestowania w oświetlenie czy

drogie aparaty? - Oczywiście, że można zrobić dobre zdjęcie bez kupowania drogiego sprzętu. Swoją przygodę na Instagramie zaczynałam uzbrojona w telefon Samsunga i 15-letnią lustrzankę, która przy kiepskim oświetleniu robiła gorsze zdjęcia niż telefon. Dopiero niedawno zainwestowałam w nowy sprzęt - Canon Eos 90D, który bardzo ułatwił mi pracę, ale nadal staram się robić zdjęcia w godzinach, gdy jest dobre naturalne oświetlenie. Nie lubię korzystać ze sztucznego, a wiadomo, że światło odgrywa ważną rolę w fotografii. Chyba że zajmuję się sesjami dla klientów, to wtedy wspomagam się lampą, by wszystko wyszło idealnie.

Ile czasu dziennie spędzasz na Instagramie? Jak długo trwa

praca nad jednym postem?- Aplikacja pokazuje mi, że dziennie spędzam około 2-3 godzin na Instagramie i to jest czas, który poświęcam na wrzucenie zdjęcia, dobranie tagów i odpowiadanie na komentarze lub udzielanie się u innych. Poza aplikacją dzieje się dużo więcej, przygotowanie dobrego zdjęcia zajmuje dużo czasu. Rzadko się trafia złoty strzał, trzeba sporo kombinować, poćwiczyć swoją kreatywność oraz kompozycję. Orientacyjnie mogę powiedzieć, że przygotowanie samego zdjęcia zajmuje około dwóch godzin, wliczam w to przygotowanie kadru, edycje zdjęcia oraz napisanie postu. Dobrze, że chociaż obróbka zajmuje chwilę, bo mam od dawna gotowy preset, który nakładam jednym kliknięciem i zdjęcie jest gotowe do wysłania w świat.

40% Rabat*

Szczecin Concept Store - został stworzony z myślą o kobietach, które cenią sobie jakość i unikatowość. Nasz sklep to multibrand polskich marek stworzonych z myślą o kobietach, które czerpią z życia pełnymi garściami. Każda marka łączy w sobie elegancje, wygodę oraz funkcjonalność. Chcemy pokazać, że każda klientka zasługuje na to by o siebie zadbać i poczuć się wyjątkowo każdego dnia. W butiku znajdują się między innymi: Bunt of Color, Bunny The Star, Clooe, Echo Poland, Moelle, Redi Fashion, Tova.

Wojska Polskiego 29/1 (dawne Sugarfree & Cardio Bunny )

*19.11 odbędzie się Event dla kobiet od godziny 17.00 do 21.00 na którym będzie rabat -40% na całe zakupy

Perseusz, małe - wielkie re-otwarcie słynnej włoskiej restauracji

Perseusz Ristorante, choć działa na Warszewie, to jego smaki są doskonale znane w centrum Szczecina, a nawet na Prawobrzeżu. Na czas pandemii lokal na chwilę musiał zamknąć drzwi swojej sali. Jednak ta chwila właśnie mija i Perseusz znów zaprasza w swoje progi, kusząc nowościami. - Jakimi? - O tym opowie Aleksander Wilusz, menadżer restauracji.

Perseusz wraca do nas po krótkiej przerwie. Zespół miał czas by złapać oddech i nowe inspiracje. Jakie kulinarne nowości

będziecie teraz serwować? - Przerwa to za dużo powiedziane (uśmiech). Choć rzeczywiście na chwilę wyłączyliśmy możliwość jedzenia na miejscu w lokalu, to cały czas dynamicznie działaliśmy w dostawach. To dało nam sporo czasu, aby udoskonalić nasze dania i wprowadzić kilka nowości - w tym opcje wegańskie. Zachęcamy do obserwowania naszego Facebooka i Instagrama, gdzie dzielimy się zdjęciami naszych przepysznych potraw.

Restauracja słynęła z wyjątkowej pizzy, która zdobyła rzeszę oddanych fanów. Czy „pizzowe” menu teraz się zmieni?

- Zdecydowanie! Pizzowe menu zmienia się cały czas. Mamy całą gamę własnych kompozycji, często dodajemy sezonowe i oryginalne propozycje, które następnie trafiają do stałego menu - oczywiście pod warunkiem, że zdobędą uwielbienie naszych klientów (uśmiech). Ostatnio wzięliśmy nawet udział w „Szczecińskim Pizza Forum”, gdzie zaczerpnęliśmy wielu nowych inspiracji, jak również podzieliliśmy się naszymi pomysłami.

Zostając w temacie pizzy, w czym tkwi jej sekret? Skąd re-

ceptura?- Nie ma wielkiego sekretu w tym, że przez wiele lat pracowałem w Italii, poznając tajniki tamtejszej kuchni i odbywając kulinarną podróż po całym półwyspie. Receptura na nasze legendarne ciasto, pochodzi z jednej z rzemieślniczych pizzerii z Wenecji. Została udoskonalona i przystosowana do naszego klimatu. Można powiedzieć, że naszym sekretem jest ciężka praca, najwyższa jakość i ciągłość produkcji, za to wszystko pokochali nas nasi klienci.

Są też makarony. Włoskie pasty wielu osobom spędzają sen z powiek. Jakimi propozycjami planujecie zdobyć podnie-

bienia tych osób?- Aktualnie skupiamy się na dwóch obszarach naszej działalności czyli pizza&pasta. Pasta, czyli z włoskiego makaron, jest filarem przyciągającym zarówno osoby, które chcą przypomnieć sobie jak smakują klasyki włoskiej kuchni, jak i te które chcą zaskoczyć swoje podniebienia nowoczesnym i niebanalnym połączeniem smaku. W Perseuszu mamy opcję dla obu tych grup.

Posiłki znów będzie można jeść na miejscu, ale czy opcja „na

dowóz” zostanie? - Nic nie smakuje tak dobrze jak pizza prosto z pieca, ale wiemy, że nie zawsze jest możliwość, by samemu nas odwiedzić. Opcja „na dowóz” oczywiście zostaje. Za symboliczną opłatą jesteśmy w stanie dostarczyć nasze potrawy w praktycznie każde miejsce lewobrzeżnej części Szczecina, obsługujemy nawet klientów z Pilchowa, Bezrzecza i Mierzyna.

Zbliża się okres firmowych wigilii i zimowych chrzcin, czy lokal będzie można zarezerwować na wybraną uroczystość?

- Charakter naszej restauracji nie pozwoliłby nam na przeprowadzenie takich uroczystości, ale pewnie jak, co roku będziemy rozchwytywani, aby przygotować świąteczny catering na dostawę.

A co czeka na nas w środku lokalu? Ile miejsc, jaki wystrój? Doskonale pamiętamy unikatowe obrazy wiszące na ścianach

- czy sztuka nadal będzie obecna we wnętrzu lokalu? - Jesienna pogoda zmusza nas do złożenia ogródka, ale nasza przestronna sala z pewnością pomieści wszystkich spragnionych śródziemnomorskich smaków. Jeśli chodzi o sztukę - jest dla nas bardzo ważna. Tak jak dobre jedzenie, pozwala oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść w „inny świat”. Dzięki współpracy z Jackiem Karolczykiem i jego projektem „Sztuka u Fryzjera”, na naszych ścianach goszczą obrazy artystów ze Szczecina i całego świata.

Na koniec najważniejsze - w jakich dniach i godzinach działa

teraz lokal? - Dostosowaliśmy nasze godziny otwarcia do oczekiwań naszych gości. Działamy bez przerwy, siedem dni w tygodniu, 12.30 – 23 od poniedziałku do czwartku i od 12 - 23 przez cały weekend.

Szczecinianka, która uczy o feminizmie i normalizuje rzeczywistość

Martyna Kaczmarek dorastała w Szczecinie i to właśnie tu nauczyła się podstaw feminizmu i postawiła pierwsze kroki w imię równości. Na co dzień prowadzi profil na Instagramie, na którym porusza trudne tematy, pomaga w samoakceptacji i tłumaczy, czym tak naprawdę jest feminizm.

ROZMAWIAŁA MONIKA PIĄTAS / FOTO ARCHIWUM MARTYNY KACZMAREK

Jesteś aktywistką i feministką od wielu lat. Jaki moment w twoim życiu sprawił, że obrałaś tę drogę? Może nie był to

moment, a osoba? - Moment, w którym zaczęłam działać i bardziej angażować się społecznie, to moment, kiedy rodzice zabrali mnie i moją siostrę do domu rodziny zastępczej, aby wręczyć tam prezenty z okazji świąt Bożego Narodzenia. W rzeczywistości te prezenty w 90 procentach stanowiły środki podstawowej higieny. Mocno mnie to poruszyło i uświadomiło, co mam jako „rozwydrzona nastolatka”. Wtedy zaczęłam się mocniej angażować. Pierwszym takim zaangażowaniem wolontaryjnym była Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, później zostałam przewodniczącą samorządu uczniowskiego w II Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinie i zaczęłam inicjować oraz współorganizować różne akcje - nie tylko samorządowe, ale i społeczne. To był czas kiedy narodził się Dzień dla Życia - pierwsza naprawdę duża inicjatywa, która przerodziła się w fundację. W tym wszystkim dużą rolę odegrali moim rodzice. Układało się nam finansowo, ale tak mnie wychowali, że nabrałam wrażliwości społecznej.

W jaki sposób wybierasz tematy, które pojawiają się na twoim Instagramie? Czy są to problemy, z którymi sama się mie-

rzysz? - Odkąd zaczęłam interesować się feminizmem i równouprawnieniem, tematy warte poruszenia pojawiają się same. Jest ich naprawdę dużo. Spisałam całą listę i planuję ją zrealizować (uśmiech). Staram się, aby każdy opublikowany post był poparty danymi. Chcę, żeby moje treści były rzetelne również od strony naukowej. Oczywiście część dotykanych problemów dotyczy również mnie, jako kobiety żyjącej w społeczeństwie, w którym nadal mamy wiele do przepracowania. Mimo wszystko dokładam wszelkich sił, żeby treści, które zamieszczam, były jak najbardziej inkluzywne i zawierały różne punkty widzenia. Mimo że wszystkie jesteśmy kobietami, to nasze punkty widzenia różnią się.

Otwarcie mówisz o problemach, które są częścią codzienności każdego/każdej z nas. Cellulit, rozstępy, blizny itp. Czy spoty-

ka cię za to hejt? Dla wielu osób to wciąż tematy tabu. - Tak, ale mam wrażenie, że poza popularnym stwierdzeniem, że „mówienie o ciałopozytywności to promowanie otyłości” (co oczywiście jest nieprawdą) nie spotyka mnie hejt za to, co mówię, tylko za to, jaka jestem. Przykładowo: wstawiam post na temat cellulitu i tego, że jest on trzeciorzędową cechą płciową wśród kobiet i ma go około 90 procent z nas. Po chwili otrzymuję komentarz, że jestem grubą, spasioną świnią. W porządku, mam parę kilogramów nadwagi, ale miałam cellulit, będąc nastolatką, która uprawiała regularnie i wyczynowo sport. Trzeba to zaakceptować. A co się tyczy hejtu, jest to ciągła walka z brakiem szacunku w internecie i uświadamianiem, że po drugiej stronie monitora siedzi osoba, która czuje i ma emocje, a jej ciało (zwłaszcza kobiety) nie jest i nie musi być ozdobą.

Za tobą wiele inicjatyw społecznych i akcji zakończonych sukcesami. Często mówisz o ciężkiej pracy, ale też przywilejach, jakie posiada biała, heteronormatywna kobieta z klasy średniej - myślisz, że to właśnie w tym tkwi powodzenie twoich działań? Czy może jednak chodzi o odwagę, pewność siebie, intuicję

albo po prostu samodzielność? - Myślę, że sukces moich działań opiera się o kilka spraw. Przede wszystkim – temat feminizmu i ciałopozytywności w ostatnich latach, a szczególnie po „wyroku” Trybunału Konstytucyjnego nabrał na sile. Pierwsze „czarne protesty” przyczyniły się do coraz częstszych i odważniejszych rozmów na temat feminizmu. Ja również płynę na tej „fali” (uśmiech) i cieszę się, bo to sprawia, że jesteśmy coraz bardziej świadomi/ świadome. Z drugiej strony mam poczucie, że ten sukces może wynikać z mojej empatii i zrozumienia swojego przywileju. Jeszcze te 7 lat temu napisałabym na Facebooku, że aby osiągnąć wszystko, wystarczy ciężko pracować - teraz się z tego śmieję. Zdałam sobie sprawę, jak wiele zawdzięczamy temu, na co nie mamy wpływu. Dlatego uważam, że powiedzenie „każdy jest kowalem swojego losu” jest nie do końca odpowiednie. Są takie aspekty jak płeć, to w jak zamożnej rodzinie się urodziliśmy – do jakich szkół mogliśmy chodzić… to są elementy, na które nie mamy wpływu, a fundamentalnie wpływają na to, jakie mamy potem możliwości. Jest jeszcze trzecia strona. Moje działania spotykają się z tak pozytywnym odbiorem również dlatego, że potrafię dobrze przedstawiać treści. Umiem pokazywać dane tak, by były jak najbardziej przystępne dla odbiorcy. Wyniosłam to akurat z pracy w korporacji, robiąc prezentacje w PowerPoincie (uśmiech).

Co stawiasz na pierwszym miejscu w swoim systemie warto-

ści? - Najważniejsze w działaniach są dla mnie dwie rzeczy. Najważniejsze – ludzie. Właśnie założyłam firmę i wydaję książkę. Pracuję z ludźmi - ich bezpieczeństwo, samopoczucie, ilość pracy – jest dla mnie najważniejsze. Tym kieruję swoje decyzje, bo tak sama chciałabym być traktowana i to jest bardzo proste. To ogromny przywilej móc stworzyć firmę i z tego wynika wiele plusów, ale i wielka odpowiedzialność. Wielu przedsiębiorców o tym zapomina, że są odpowiedzialni za swoich pracowników. Drugą wartością jest transparentność. Bardzo mocno cenię ją w prowadzeniu biznesu. W kontekście Her Storii wygląda to tak, że cenę produktu rozkładamy na czynniki pierwsze, aby było jasne, z czego ona wynika, ile pieniędzy będziemy przelewać na cele feministyczne. Ale jest to również transparentność w życiu codziennym, w rozmowach z ludźmi. To jest dla mnie bardzo istotne, że kiedy rozmawiam ze współpracownikami, to mówię transparentnie o swoich oczekiwaniach i o tym, co mogę dać ze swojej strony.

Na koniec chcę jeszcze zapytać o feminatywy. Stale ich używasz i edukujesz innych na ich temat. Od zawsze z łatwością przychodziło ci mówienie: chirurżka, inżynierka, pilotka…? Czy nauczyłaś się tego z czasem? - To dobre pytanie (uśmiech). Kiedy jako dzieci zaczynamy się uczyć mówić, nie mówimy wszystkiego poprawnie od samego początku. Mając kilka, kilkanaście lat, umiemy mówić płynnie w języku polskim, ale zaczynamy uczyć się „łamaczy języka”, jak np. stół z powyłamywanymi nogami. Widzisz, nawet teraz tego nie powiedziałam dobrze (śmiech), bo po prostu nie używam tego powiedzenia. Tak samo jest z feminatywami, tymi, których nie używamy na co dzień. Pielęgniarka, asystentka są powszechnie znane, ale kiedy dochodzimy do określeń psycholożka, chirurżka, architektka, to jest to kwestia osłuchania i powiedzenia ich wiele razy. Nie należy się przejmować, jeśli nie wychodzi to od razu, bo stół z powyłamywanymi nogami też na początku nie był łatwy. Po prostu trzeba się przyzwyczaić.

Metamorfoza Przychodni Dom Lekarski Rydla w dwudziestolecie jej założenia

Od lewej:Karolina Akusz, Jacek Chmielewski (Członkowie Zarządu Dom Lekarski S.A.), Piotr Lach (Prezes Zarządu Dom Lekarski S.A.), Aleksandra Polak (Kierownik Centrum Medycznego Dom Lekarski Rydla).

Po gruntownym remoncie i całkowitej metamorfozie wnętrz, Przychodnia Dom Lekarski Rydla ponownie otworzyła się we wrześniu dla Pacjentów. Minęło właśnie dwadzieścia lat jej działalności, a placówka zyskała odświeżoną, wygodniejszą przestrzeń, a także wzbogaciła swoją ofertę o zupełnie nowe usługi. Powstało w niej Centrum Zdrowia Mentalnego oraz Centrum Medycyny Pracy. W Przychodni przyjmują również specjaliści innych dziedzin, między innymi neurolog, logopeda, okulista czy dietetyk.

Początki Domu Lekarskiego w Szczecinie

Pierwsze Centrum Medyczne Domu Lekarskiego powstało dwadzieścia lat temu, w 2001 roku, przy ulicy Rydla 37 na Prawobrzeżu Szczecina w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie na usługi zdrowotne. Przychodnia szybko zyskała renomę wśród personelu medycznego oraz zaufanie Pacjentów. Misją Założycieli Przychodni było stworzenie miejsca o atmosferze profesjonalizmu i bezpieczeństwa, w którym zarówno lekarze, pielęgniarki czy laboranci, jak i przede wszystkim — Pacjenci czuliby się istotni i szanowani. W ciągu ostatnich dwudziestu lat Dom Lekarski otworzył pięć Centrów Medycznych w różnych częściach Szczecina. Są to: Przychodnia Rydla, Przychodnia Struga, Przychodnia Turzyn, Piastów Office Center z oddziałem szpitalnym i nowoczesną salą operacyjną oraz niezależne centrum zabiegowe — Oddział Szpitalny Gombrowicza.

W 2021 roku Dom Lekarski stał się częścią Medicover. Ta współpraca pozwala pracownikom Centrów Medycznych kontynuować doskonalenie i szlifowanie swoich umiejętności z zakresu świadczenia usług leczniczych i opieki na najwyższym poziomie. Pracownicy wiedzą, że mając na uwadze dobro Pacjentów, warto być na bieżąco z najnowszymi zaleceniami, stosować innowacyjne rozwiązania i metody terapeutyczne.

Poszerzona oferta Przychodni Dom Lekarski Rydla

Po ponownym otwarciu wyremontowana Przychodnia przy ulicy Rydla 37 zaskakuje nie tylko nowoczesnymi i wygodnymi wnętrzami, ale także swoją kompleksową ofertą. W placówce funkcjonuje teraz Centrum Zdrowia Mentalnego. Jest to zespół specjalistycznych gabinetów ekspertów psychiatrii, psychologii oraz pokrewnych dziedzin. Centrum zapewnia kompleksową opiekę Pacjentom potrzebującym wsparcia mentalnego. Dotyczy to nie tylko osób cierpiących z powodu chorób psychicznych, ale również dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy czują się obciążeni i zmęczeni z powodu dotykających ich codziennych problemów. Częstymi Pacjentami Centrum Zdrowia Mentalnego są osoby doświadczające trudności z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Rozmowa z psychologiem, psychiatrą, trenerem mentalnym czy coachem to często dla nich pierwszy krok do uzyskania psychicznego komfortu i lepszego samopoczucia. Wszyscy specjaliści mają swoje gabinety w jednym miejscu, w Przychodni Rydla. Potrzebami najmłodszych Pacjentów zajmuje się doświadczony psycholog dziecięcy, który wie, w jaki sposób poprowadzić rozmowę, aby maluch zyskał poczucie bezpieczeństwa i przyjął oferowaną przez otoczenie pomoc. W Przychodni Rydla powstało również Centrum Medycyny Pracy. Dzięki niemu Pacjenci Domu Lekarskiego mogą w jednym miejscu w ciągu jednego dnia wykonać wszystkie potrzebne badania diagnostyczne i profilaktyczne. Pozwala to na szybkie uzyskanie niezbędnych zaświadczeń oraz informacji o swoim stanie zdrowia. W Centrum Medycyny Pracy kompleksowa opieka obejmuje specjalistyczne konsultacje, psychotesty, a także badania laboratoryjne. W ciągu dwudziestu lat od swojego założenia Przychodnia Rydla przeszła wiele zmian, jednak niezmienny pozostaje wysoki standard świadczonych w tym miejscu usług medycznych, koncentracja na potrzebach drugiej osoby oraz satysfakcja Pacjentów odwiedzających placówkę. Nowe Centrum Zdrowia Mentalnego to odpowiedź Domu Lekarskiego na dużą społeczną potrzebę stworzenia bezpiecznej przestrzeni dla emocji, natomiast Centrum Medycyny Pracy — na kompleksową opiekę medyczną dla pracowników. Centrum Medyczne Dom Lekarski Rydla,

ul. Rydla 37, 70-783 Szczecin tel. 91 469 22 82 | www.domlekarski.pl

This article is from: