Nr 11 / G R U D Z I E Ń 20 17 I S S N 2 5 4 3 -9 57 X
od kuchni
Wigilia smaków w Szarlotta Bistro pres ti żowa rol a
Marta Siembab
Jak pachną święta? raport prestiżu
Tylko u nas znani i lubiani
o pustym miejscu przy wigilijnym stole
JOANNA GRZEMSKA DOLCE VITA PO POZNAŃSKU
Grudzień to miesiąc wyjątkowy. I nie tylko dlatego, że mam urodziny, że są Mikołajki, a potem święta, chociaż trochę też. Dokładnie rok temu zaczęłam pracę nad „Poznańskim prestiżem”. To było na początku grudnia, kiedy nikt do końca jeszcze nie wiedział, czy magazyn się przyjmie, czy poznaniacy będą chcieli go czytać. Wiedziałam, jak trudno będzie przekonać do czegoś nowego, do gazety drukowanej, która – zdaniem niektórych specjalistów od mediów – odchodzi do lamusa. Wiedziałam, jak trudno będzie przebić się przez gąszcz mediów poznańskich, żeby zaistnieć. Obawialiśmy się wszyscy, wymyślając właśnie taką jego formę. Z miesiąca na miesiąc dopracowywaliśmy treść, grafikę, materiał zdjęciowy i formę przekazu. Nad „Poznańskim prestiżem” pochylił się zespół wspaniałych dziennikarzy, grafik, fotograf, specjaliści od sprzedaży – najlepsi pośród najlepszych. I choć oficjalnie rok ukazywania się gazety minie w styczniu, dziś chciałam im serdecznie podziękować. Bo wszystko tworzą ludzie i bez nich nigdy nic by się nie udało. Kiedy po dwóch miesiącach wydawania „Prestiżu” otrzymaliśmy od magazynu „Press” wysokie 4. miejsce w rankingu na najlepszy magazyn miejski w Polsce, wiedzieliśmy, że to dobra droga. Zauważyli nas poznaniacy, którzy regularnie nas czytają, zauważyli nas klienci, bo dziś gazeta jest praktycznie wszędzie, a nasz przekaz jest prawdziwy, bo… płynie z serca… Było trudno, niekiedy bardzo trudno. Były łzy, momenty, kiedy chciałam się poddać. Ale udało się. Dziękuję wszystkim, dzięki którym się nie poddałam, którzy mi pomogli i którzy są obok. Dziękuję moim przełożonym, że dali mi szansę i we mnie uwierzyli. W tym miesiącu mija rok mojej pracy. To dla mnie ważna data. Przez ten rok poznałam
3
wspaniałych ludzi. Z niektórymi nawet się zaprzyjaźniłam, choć początek tego nie wróżył. Z częścią mocno się zżyłam, raz nawet się zakochałam, mimo iż myślałam, że to już się nigdy nie wydarzy. To wszystko zbudowało mnie od nowa. Pomimo bardzo trudnych dla mnie ostatnich dwóch lat, ludzie, których spotkałam na swojej drodze pokazali mi, że nie należy tracić wiary w człowieka, bo prawdziwe serca wciąż biją obok nas. I są jeszcze na świecie ci, dla których liczą się wartości, a nie przysłowiowe robienie kasy. Że jest obok nas szacunek do człowieka, i to, że dobro wraca, jeśli tylko się w to wierzy. Ja wciąż wierzę w czas, który pozwala zapomnieć, nabrać sił, zostawić, co złe i zepsute, a docenić i pielęgnować to, co w życiu najważniejsze. I robić rzeczy wielkie. Życzę wszystkim Państwu świąt wyjątkowych. Żebyście nigdy nie zapomnieli o tym, że nawet jeśli dzisiaj pada deszcz, jutro musi wyjść słońce. Życzę Wam pięknych chwil spędzonych wśród bliskich, rodziny, przyjaciół – tych, których kochacie. Wreszcie życzę spokoju i tego, by nie zgubić się w codziennym pędzie życia. I kiedy intuicja podpowiada, że coś trzeba zrobić, to po prostu to zróbcie, żeby nigdy nie żałować – ani minuty życia, które przecież tak szybko przemija. Dobrych świąt! Joanna Małecka, redaktor prowadząca „Poznański prestiż”
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAKA
WYDAWCA Top Media & Publishing House Sp. z o.o.
REDAKTOR PROWADZĄCA: Joanna Małecka joanna.malecka@poznanskiprestiz.pl
PREZES: Jarosław Olewicz WICEPREZES: Karolina Kałdońska WICEPREZES: Edyta Kochman WICEPREZES: Alicja Kulbicka
SEKRETARZ REDAKCJI: Piotr Chabzda piotr.chabzda@poznanskiprestiz.pl
WYDAWCA: Jarosław Olewicz
FOT. BONDER.ORG
REDAKTOR NACZELNA: Alicja Kulbicka DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCA: Hanna Kowal hanna.kowal@poznanskiprestiz.pl
poznanskiprestiz.pl fb.com/poznanskiprestiz
WSPÓŁPRACA: Sławomir Brandt, Michał Gradowski, Elżbieta Podolska, Małgorzata Rybczyńska
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Sławomir Brandt PROJEKT GRAFICZNY I SKŁAD: Sarius Grafika i Media KOREKTA: Pracownia Ad Iustum ADRES REDAKCJI: ul. Grunwaldzka 43/1 a, 60-784 Poznań tel./faks 61 831 74 20 DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o. NAKŁAD: 5000 egzemplarzy MAGAZYN BEZPŁATNY
Redakcja nie bierze odpowiedzialności za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Przedruk w całości lub części dozwolony jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody Wydawnictwa Top Media & Publishing House Sp. z o.o. Wszelkie przedstawione projekty podlegają ochronie prawa autorskiego i należą do osób wymienionych przy każdym z nich. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić ich publikacji bez podania przyczyny.
32 42 18
Spis treści te mat z okł adki
6 JOANNA GRZEMSKA: Dolce vita po poznańsku miejsca warte poznania
12 Mobilny symulator zagrożeń dobry
wzór
14 Skazani na sukces biznes
po
poznańsku
18 W świecie Kaskady 22 Event wyjątkowy prawo
25 Przedsiębiorstwo w spadku prestiżowa
marka
26 Siła drzemie w kobietach inwestycje
30 Jeśli rozwijać biznes, to tylko na Jeżycach moto
32 Dwie twarze jeepa na
zdrowie
36 Po pomoc do laryngologa raport
prestiżu
38 T ylko jedno takie miejsce
48 prestiżowy lokal
46 Delikatesy Zagrodnicza Monika Gellert od
kuchni
48 Wigilia smaków w Szarlotta Bistro spacerem po
54 Wola (nie) tylko dla lotników familijnie
86 Wydarzenia, na scenie, w teatrze, w kinie
58 Autyzm to nie wyrok
po
prestiżowa
rola
62 MARTA SIEMBAB: Powąchać świat podróże
66 Ucieczka przed zimą z poznania
70 PIOTR LIBICKI: Odzyskujemy przestrzeń dla mieszkańców 74 DR ERYK MATUSZKIEWICZ: Wigilia na oddziale
42 Bielizna idealna uroda
będzie się działo
44 Kompleksowa pielęgnacja ciała w Instytucie Salamandra
godzinach
93 To była Era Jazzu, Kulinarnie w Poznaniu 94 25 lat Fundacji TESPIS 95 Praca w zasięgu ręki 96 Babie Lato vol. 4 już za nami 97 Betlejem Poznańskie gdzie nas znaleźć
98 Punkty, w których dostępny jest magazyn
ku lt u r a ln a r oz m owa
78 ANDRZEJ LAJBOREK: Życie to nie tylko teatr
moda
62
dzielnicy
82 Miss Zuzanna Słaboszewska 84 Otul się na święta
66
6
te mat
z okładki
/
Dolce vita po poznańsku Otworzyła Delikatesy Włoskie Peretti na poznańskich Jeżycach. Można tu kupić świeże, oryginalne sery, jak mozzarella di bufala, peccorino, szynkę prosciutto crudo, wyśmienite oliwy z oliwek oraz wino, a także podstawowe produkty kuchni włoskiej. Joanna Grzemska serwuje pyszną włoską kawę illy i wino na kieliszki. Te specjały można też kupić na stoisku w Starym Browarze, które będzie otwarte do 24 grudnia. I chociaż kocha Poznań, bo tutaj się urodziła, to część jej serca bije dla Włoch, z którymi na co dzień współpracuje zawodowo, i nie wyobraża sobie, żeby to się mogło kiedyś zmienić rozmawia: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt
oanna Grzemska czeka na mnie w delikatesach przy ulicy Mickiewicza 15. Od wejścia pachnie serami i włoską szynką. Uśmiechnięte ekspedientki proponują kawę. Na regałach makarony, oliwy, słodycze, produkty śródziemnomorskie. Na ścianach wiszą mapy Włoch z dokładnie opisanymi regionami. Na końcu sala z winami. Obok stoją kieliszki, na stole świeżo pokrojone sery. – Czego się Pani napije? – pyta Joanna i wyciąga z lodówki wino. Skąd pomysł na tego typu miejsce? JOANNA GRZEMSKA: Jest to miejsce, które jest efektem miłości do Włoch, osobistej i zawodowej pasji. Przebywając często we Włoszech poznałam bardzo dobrze specyfikę tamtejszych sklepów, a w Polsce zawsze brakowało mi miejsca, gdzie mogłabym na co dzień zaopatrywać się w produkty włoskie. Oczywiście w Poznaniu istnieją delikatesy włoskie i nie jest to nowy pomysł, natomiast w ich ofercie jest wiele pojedynczych, drogich produktów, które klienci traktują jako prezentowy, niecodzienny zakup. Ideą naszych delikatesów jest mieć ofertę produktów delikatesowych w przystępnych cenach. Firma rodzinna IndexFood, w której pracuję, od 30 lat jest importerem produktów kuchni śródziemnomorskiej do sklepów w całej Polsce. Kolejnym, naturalnym krokiem rozwoju naszej firmy było uruchomienie własnego sklepu z wyselekcjonowanymi przez nas produktami. W ramach delikatesów oferujemy produkty włoskie podstawowe, jak makarony, passaty, sosy pesto, a także te z wyższej półki, bardziej wyrafinowane, te, które niekoniecznie przyjęłyby się na dużą skalę, przykładowo 25-letnie octy balsamiczne. W ofercie są również wybrane, a niekiedy odkryte przez nas wina, świeże sery i wędliny od małych rzemieślniczych producentów. Peretti – skąd ta nazwa? Ogłosiliśmy konkurs na nazwę delikatesów wśród znajomych i przyjaciół. Pojawiały się różne propozycje, jak chleb i wino, delikatesy włoskie itp. Mamy zaprzyjaźnionego księdza, Polaka, który mieszka we Włoszech i to on zaproponował nazwę Peretti. Początkowo brzmiało to dziwnie i nie wiedziałam, skąd to Peretti. Okazało się, że gruszka to po włosku pera, a moje panieńskie nazwisko to właśnie Gruszka. Według reguł gramatyki włoskiej Peretti mogłoby być zdrobnieniem od pera – Gruszeczki i o to mu chodziło. Spodobała mi się ta koncepcja i tak zostało.
7
Długo szukała Pani lokalu? Tak. Bardzo zależało mi na Jeżycach, bo to miejsce z ogromnym potencjałem, które mocno się rozwija. Poza tym mieszkam niedaleko. Pamiętam, jak chodziliśmy tutaj z dziećmi na spacery i szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Zajęło to rok czasu. Nic nam się nie podobało. Aż trafiliśmy tutaj. Sama ulica Mickiewicza jest piękną i zabytkową ulicą, która świetnie się rozwija i otwierają się coraz to nowe restauracje (Modra, Oskoma, Południe, Pawlina). Ale udało się stworzyć tutaj namiastkę Włoch… Dzisiaj mogę powiedzieć, że tak, chociaż wciąż udoskonalam to miejsce. Wspólnie z moim zespołem wymieniamy produkty, wprowadzamy nowe. Reagujemy na potrzeby i zapytania klientów. Do pełnej oferty brakuje nam jeszcze świeżych warzyw, ale nad tym już pracujemy. Zimą można u nas kupić świeże sycylijskie pomarańcze i cytryny. Brakuje tu Pani czegoś? Może takiego włoskiego luzu, gadających głośno i roześmianych klientów, wymieniających się przepisami na włoskie potrawy przy wypitej w spokoju filiżance porządnego espresso. Jak wygląda współpraca z Włochami? O tym można długo opowiadać. Nie ukrywam, mamy, oględnie mówiąc, ciekawe relacje z dostawcami. Oni żyją w trochę innych realiach. I nigdy nie wiemy, co nam przyślą. (śmiech) Przykładowo, zamówiliśmy 20 sztuk produktu, a przyszło 40. Na pytanie dlaczego, Włoch odpowiedział: „a bo tak mi się wydawało, że to by się u was w Polsce dobrze sprzedawało”. Nie tak dawno zamawialiśmy szynki. Dostaliśmy informację, że kawałek waży ok. dwa kilogramy. Poprosiłyśmy o prosciutto crudo w liczbie czterech-pięciu kawałków. Okazało się, że nie ważyły one dwa, a siedem kilogramów. I nagle w sklepie pojawiło się 35 kilogramów wędlin, które mają przecież termin przydatności. Byłam przerażona. Zastanawiałam się, czy my to w ogóle sprzedamy. Jakoś się udało, ale dziś wiemy, że trzeba zadać im kilkanaście pytań, zanim złożymy zamówienie. Współpracujemy też z zaprzyjaźnionym restauratorem toskańskim Robertem Rossim, który prowadzi restaurację z gwiazdką Michelin, a wypieka dla nas przepyszne panettone – babki włoskie
8
bardzo popularne we Włoszech na święta. Teraz na Boże Narodzenie będzie je można u nas kupić w wersji 100-gramowej albo półkilogramowe. Poza tym w okresie świątecznym na pewno poszerzymy ofertę słodyczy. Wino na kieliszki – to dość nietypowe w sklepie… Chodzi nam o to, żeby spróbować przynajmniej niektórych rodzajów wina, zanim klient dokona wyboru lub przyjść po pracy na kieliszek wina. Przy okazji można dowiedzieć się, z którego regionu Włoch pochodzą, jaka jest ich ogólna charakterystyka, z czym je łączyć. Do tego można zamówić sobie przekąski w postaci sera, czy świeżo i cieniutko pokrojone szynki. Regularnie, przynajmniej raz lub dwa razy w miesiącu, organizujemy tematyczne degustacje win, które prowadzi moja siostra Ola – certyfikowana sommelierka. To ona dba o ciekawą ofertę win, śledzi polską i światową prasę winiarską, jeździ na degustacje producentów i importerów. W ofercie mamy zarówno wina proste, codzienne, jak i te bardziej wykwintne, białe, czerwone, z bąbelkami. Jak rodzina zareagowała na pomysł otwarcia delikatesów? Nie było to łatwe. To projekt mojego męża i mój. Musieliśmy przygotować się do rozmowy z tatą,
który jest prezesem naszej rodzinnej firmy, zebrać wszystkie dane i mocne argumenty. Dla mnie to było bardzo ważne, ponieważ to nowość w naszych dotychczasowych działaniach, a sprzedaż detaliczna to zupełnie inne wyzwania niż sprzedaż do dużych sieci handlowych. Mama zareagowała bardzo pozytywnie, tata sceptycznie podszedł do tematu, ale teraz wiem, że podoba mu się pomysł i wierzy w to, że się uda. W przyszłym roku Państwa rodzinna firma, którą zarządza Pani wspólnie z tatą, kończy 30 lat. Początki chyba nie były łatwe… Wtedy w Polsce nic nie było w sklepach. Rodzice w latach 80. jeździli do Włoch na pielgrzymki, zwiedzali muzea, podziwiali naturę i poznawali kulturę jedzenia. I zakochali się w tym kraju. Na początku lat 90. tata rozkręcał firmę, która była lokalnym dystrybutorem różnych produktów spożywczych, nie tylko włoskich. Wtedy w Polsce było wielkie zapotrzebowanie na produkty ze świata, z Europy. W pewnym momencie tato odkrył, że włoskie produkty szczególnie dobrze przyjmują się w naszym kraju. Są znane ze zdrowej diety śródziemnomorskiej i swoimi smakami dobrze wpisują się w gusta Polaków. I skupił się właśnie na tym. Jako pierwsi wprowadziliśmy na polski rynek oliwę
9
z oliwek, o której wartościach odżywczych i zdrowotnych powstają prace naukowe. A Pani kiedy zakochała się we Włoszech? Kiedy miałam 12 lat. Po raz pierwszy pojechałam tam z rodzicami i rodzeństwem. Pamiętam, jak męczyliśmy się chodząc po muzeach. Nie dorosłam jeszcze wtedy do kultury picia wina, ale zaczynałam pojmować, o co chodzi w dobrym jedzeniu. Z roku na rok wyjazdy stawały się ciekawsze i coraz więcej odkrywałam zarówno w sztuce, jak i w kuchni – latem na wakacje, głównie do Toskanii, zimą na narty w Dolomity. Dziś mamy gospodarstwo rolne w Toskanii i stałe punkty wycieczek. Co Panią tam urzekło? Są takie momenty, kiedy siedzi się na tarasie, je kolację, popija wino, a w tle zachodzi słońce. I to jest ta magia. Ma Pani swoje ulubione włoskie danie? Może nie danie, ale naszą tradycją jest, że kiedy dojeżdżamy do domu w Toskanii, przygotowujemy kolację: talerz z włoską oliwą, typowym toskańskim chlebem bez soli, tuńczykiem, serem straciatella i słodkimi pomidorami. Chyba zrobiłam się głodna (śmiech).
Sprzedając na co dzień produkty włoskie postanowiliśmy spróbować własnych sił w produkcji. Jeździliśmy zawsze latem na rodzinne wakacje do Toskanii i obserwowaliśmy lokalnych małych producentów, winiarzy, serowarów, masarzy, cukierników i degustowaliśmy. Równocześnie poszukiwaliśmy idealnego miejsca, z dala od głównych traktów turystycznych, a jednocześnie docenianego z punktu widzenia produkcji rolniczej. I tak jako pierwsi Polacy zaczęliśmy wytłaczać oliwę z oliwek Monte Curiano dostępną w polskich sklepach. Tutaj nieocenioną pomocą i wsparciem była znana włoska kiperka oliwy, Alissa Mattei. Skąd pomysł na gospodarstwo rolne w Toskanii? Sprzedając na co dzień produkty włoskie postanowiliśmy spróbować własnych sił w produkcji. Jeździliśmy zawsze latem na rodzinne wakacje do Toskanii i obserwowaliśmy lokalnych małych producentów, winiarzy, serowarów, masarzy, cukierników i degustowaliśmy. Równocześnie poszukiwaliśmy idealnego miejsca, z dala od głównych traktów turystycznych, a jednocześnie docenianego
10
z punktu widzenia produkcji rolniczej. I tak jako pierwsi Polacy zaczęliśmy wytłaczać oliwę z oliwek Monte Curiano dostępną w polskich sklepach. Tutaj nieocenioną pomocą i wsparciem była znana włoska kiperka oliwy, Alissa Mattei. Teraz wyjeżdżacie tam regularnie? Tak. Zawsze w listopadzie na zbiory oliwek. Poza tym trzeba regularnie pilnować i kontrolować, co się dzieje na miejscu. Mamy taką tradycję, co roku, 15 sierpnia w Ferragosto (przesilenie letnie), jedziemy tam z całą rodziną. W tym czasie całe Włochy zamierają. To jest taki psychologiczny koniec lata i powód do świętowania. My też świętujemy… Bardziej sercem jest Pani tam, czy tu? Myślę, że tutaj, chociaż serce mam rozdarte. Tam jest wszystko, co kocham i dobrze się tam czuję, a z drugiej strony tu mam firmę, rodzinę, tu mieszkam. Bardziej rozdarci są chyba jednak rodzice, którzy w Toskanii spędzają bardzo dużo czasu. Mówi Pani po włosku? Tak. Zdawałam nawet maturę z włoskiego. Zresztą włoski jest w miarę łatwym językiem i szybko można się go nauczyć. A Włosi cieszą się, jak ktoś mówi w ich języku i chętnie podpowiadają, pomagają znaleźć właściwe słowo. Toskańczycy mają swoje słynne toskańskie ‘h’, to znaczy literę ‘k’ wymawiają z przydechem. Na przykład coca-cola w wydaniu toskańskim brzmi w przybliżeniu jak ‘chocha-chola’, a urocze imię Luca to już dużo gorzej brzmi – ‘lucha’. Mama jest wyczulona na takie subtelności, jest językoznawcą. Mój brat Janek, kiedy miał pięć lat, zamawiał w restauracji płynnie po włosku tortellini in brodo (rosół z uszkami) i spaghetti bolognese, wszyscy się rozpływali z zachwytu, a on zawsze zamawiał to samo, bo tylko to umiał powiedzieć. W tych delikatesach ma Pani swoją namiastkę Włoch? Wciąż ją próbuję stworzyć. Codziennie Pani tu przychodzi? Niestety nie. Moją pierwszą pracą jest firma rodzinna, gdzie jestem dyrektorem zarządzającym. Po godzinach pracy, wracając do domu, zaglądam
do delikatesów. Bywa tak, że mam bardzo mało czasu, bo spieszę się do dzieci. Na co dzień delikatesami zajmuje się nasza managerka Kinga. Zdarza mi się w soboty stać na kasie. Macie tutaj swoje produkty? Wino Monte Curiano – wyszukane przez nas i produkowane tylko dla nas oraz oliwę, która nazywa się tak samo. Robimy ją z własnych oliwek, ale też często kupujemy od sąsiadów, zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy z powodów naturalnych np. złej pogody, albo szkodników w Toskanii od lat powiększa się susza. Zbiory bardzo się wahają. Dobra, świeża oliwa toskańska jest lekko pikantna, najlepiej smakuje z niesolonym chlebem, jako dressing do sałat, polewamy nią steki, gotowane warzywa. W zasadzie jest dobra do wszystkiego. Ma taki specyficzny, trawiasto-karczochowy smak i zapach.
11
Całą rodziną zbieracie oliwki? Tak, zawsze w listopadzie. Pierwszy raz kiedy zbieraliśmy oliwki oberwanie jednego drzewa zajęło nam pięć godzin. To była męczarnia. Oddzielaliśmy ogonki, łodygi, listki i zepsute oliwki. Uzbieraliśmy ośmiokilogramowy kosz. A przed nami jeszcze kilkadziesiąt drzew. Staliśmy załamani. Wtedy postanowiliśmy poprosić o pomoc panie, które się tym profesjonalnie zajmowały. Przyjechały i w jeden dzień pozbierały całą resztę. Nie mogliśmy się nadziwić, jak to im sprawnie idzie. Potem zawieźliśmy nasze oliwki do lokalnej tłoczni. Wszyscy się śmiali i robili zdjęcia, bo jeszcze nie widzieli, żeby ktoś tak dostarczył takie czyściutkie oliwki. Nie wiedzieliśmy, że są specjalne maszyny do ich selekcji i oddzielania. Dziś idzie nam to sprawniej. Zawsze Pani chciała to robić? Właśnie nigdy. Studiowałam w Warszawie biznes międzynarodowy i finanse. Nie chciałam wracać do Poznania. Od początku chciałam pracować w korporacji. Ale tata namawiał mnie, żebym przyjechała i mu pomogła. Opierałam się bardzo długo. Rodzice użyli wtedy argumentu, że ciężko będzie mi znaleźć dobrą pracę bez doświadczenia. To mnie przekonało. Początkowo byłam przedstawicielem handlowym, a potem przechodziłam przez wszystkie działy: logistykę, księgowość. Pracowałam w marketingu, a teraz jestem dyrektorem generalnym. Wciąż jest trudno, ale to dla mnie wyzwanie. Czyli dostała Pani od taty duży kredyt zaufania. Oj tak. Tata cały czas jest właścicielem i prezesem, a ja jestem w zarządzie razem z nim, odpowiadam za coraz więcej obszarów, aktualnie za sprzedaż i marketing. Tak to jest w firmach rodzinnych. (śmiech)
W domu rozmawiacie o firmie? Cały czas. Mam tego pecha, że mój mąż też prowadzi swoją firmę, więc jak nie z tatą, to z mężem ciągle rozmawiamy o tematach i wyzwaniach związanych z prowadzeniem firmy. Kłócicie się czasami? Oczywiście. Myślę, że jeśli prowadzi się rodzinny biznes, to jest nieuniknione. Każdy ma inne spojrzenie na różne rzeczy. Najważniejsze, że dochodzimy do porozumienia. Tata jest dla mnie ogromnym autorytetem. Czy Włochy kiedyś się Pani znudzą? Nigdy! Już mamy zaplanowany wyjazd na narty, potem targi spożywcze w Parmie i spotkania z naszymi dostawcami. Wigilię Bożego Narodzenia spędzamy w Dolomitach, Toskania w tym czasie jest smutna, szara i deszczowa. W samochodzie pod nogami jadą z nami garnki z kapustą, bigosem i barszczem. Tylko rybę kupujemy na miejscu. Mamy ze sobą bombki, łańcuchy, ubieramy choinkę. Zawsze przychodzi Święty Mikołaj. Dookoła domu leży śnieg, jest strasznie zimno, ale bajkowo. Lepimy bałwana, jeździmy na sankach. Zresztą nie wyobrażam sobie spędzać świąt bez rodziny, rodzeństwa. Jakie życzenia na święta Bożego Narodzenia chciałaby Pani usłyszeć od bliskich? Życzyłabym sobie chyba trochę spokoju. Dziś żyję w takim natłoku różnych spraw i tematów, że brakuje mi czasu dla rodziny. No i może więcej zadowolonych klientów w delikatesach. I tego Pani życzę. Dziękuję.
12
miejsca
warte poz nan ia
/
Mobilny symulator zagrożeń To jedyna tego typu konstrukcja w Polsce. Ujrzała światło dzienne w październiku tego roku. Interaktywny dom, który prezentowany jest na targach, w szkołach i firmach ma ostrzegać przed zagrożeniami, na jakie codziennie jesteśmy narażeni. Pokazuje, co dzieje się, kiedy zapali się w domu choinka, jak reagować w przypadku zadymienia, symuluje niebezpieczną zabawę z zapałkami czy zwarcie instalacji elektrycznej. – Przede wszystkim ma edukować – mówią strażacy, którzy oprócz wyjazdów do akcji prowadzą szeroką akcję informacyjno-edukacyjną w zakresie bezpieczeństwa tekst: Joanna Małecka
T
o autorski projekt – pierwszy w Polsce – i jedyny tak zaawansowany technologicznie model przeznaczony do prowadzenia zajęć i szkoleń z zakresu edukacji przeciwpożarowej i ekologicznej. Powstał z inicjatywy Komendy Wojewódzkiej PSP w Poznaniu, która wspólnie z Komendą Miejską PSP w Poznaniu przygotowały wniosek o udzielenie dotacji ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Poznaniu. Mobilny symulator zagrożeń pożarowych i ekologicznych w domu jednorodzinnym – potocznie zwany przez strażaków „domkiem” – został wykonany przez poznańską firmę MLabs Sp. z o.o.
Wygląda jak jedna z poznańskich kamienic. Makieta sterowana jest przez specjalnie stworzoną aplikację. Budynek jest wykonany w skali 1:12, posiada sześć pomieszczeń rozmieszczonych na trzech kondygnacjach. W poszczególnych pomieszczeniach symulatora, takich jak kuchnia, sypialnia czy łazienka, zaaranżowano potencjalne zagrożenia: począwszy od zagrożeń pożarowych, poprzez porażenie prądem elektrycznym, aż po zatrucie czadem. – Dzięki zainstalowanej w domku zadymiarce obrazowo można pokazać
rozprzestrzenianie się dymu w budynku podczas pożaru np. sadzy w kominie, a także jak działają czujki dymu czy tlenku węgla – wyjaśnia st. kpt. Alicja Borucka, koordynator wojewódzki ds. prewencji społecznej Komendy Wojewódzkiej PSP w Poznaniu. – Symulator został wyróżniony jako produkt nowoczesny, innowacyjny, wytworzony w oparciu o najwyższej klasy technologię
FOT. KWPSP
Mobilna kamienica
13
Wszystkim steruje komputer. Intuicyjne sterowanie oświetleniem, drzwiami i innymi elementami odbywa się za pomocą dedykowanej aplikacji. Umożliwia ona manualne włączanie/ wyłączanie wszelkich urządzeń wewnątrz domku. – Miniaturowe czujki, monitorowane przez komputery domku, wykrywają dym i alarmują jego mieszkańców o niebezpieczeństwie. Zainstalowane w budynku kamery pozwalają na wirtualne uczestnictwo w sytuacjach niebezpiecznych. Odbiorcy czują się tak, jakby rzeczywiście znajdowali się wewnątrz zagrożonych pomieszczeń – dodaje st. kpt. Alicja Borucka.
Główne zalety symulatora
i nagrodzony Złotym Medalem Międzynarodowych Targów Poznańskich 2017. Będzie służył do demonstracji zagrożeń pożarowych i ekologicznych w przestrzeni prywatnej.
Pośrodku pożaru W domku można zaaranżować kilka scenek tematycznych, w poszczególnych pomieszczeniach.
Widzowie, którzy biorą udział w pokazie zagrożeń, mogą wejść w role postaci umieszczonych w domku i spróbować wezwać pomoc za pomocą umieszczonych przy ekranie telefonów. Dodatkowo, żeby wzmocnić pokaz, podczas prezentacji symulatora wyświetlane są filmy z prawdziwych akcji czy pożarów, co jeszcze bardziej pobudza wyobraźnię. Dziś strażacy edukują dzieci w szkołach, przedszkolach, a także pracowników dużych firm. Wkrótce domek trafi do właśnie powstającej salki edukacyjnej „Ognik” w Komendzie Miejskiej PSP na poznańskich Ratajach.
14
dobry wzór
/
Skazani na sukces Ich historia potwierdza tezę, że nie trzeba mieć milionów na koncie, aby osiągnąć sukces w biznesie. Trzech studentów, innowacyjny pomysł i wsparcie ludzi, którzy w nich uwierzyli to ich przepis na sukces. Tak powstała jedna z najpopularniejszych aplikacji mobilnych – jakdojade, która w kilkudziesięciu miastach w Polsce podpowiada, jak szybko i wygodnie dojechać z punktu A do punktu B. O intuicji w biznesie, pracy zespołowej i planach na przyszłość rozmawiamy z prezesem zarządu spółki City-Nav, Bartoszem Burkiem rozmawia: Piotr Chabzda | zdjęcie: Łukasz Malepszak
Udało nam się spotkać – punktualnie! BARTOSZ BUREK: (śmiech) Mamy niedaleko biuro – dobrze znam to miejsce. Często korzystasz z jakdojade? Podróżując po Polsce często zdarza mi się korzystać z naszej aplikacji. Dzięki temu w szybki i bezpieczny sposób mogę przemieszczać się między różnymi lokalizacjami korzystając z komunikacji miejskiej i tym samym ograniczać wydatki na podróże. Cofnijmy się w czasie. Był rok 2006. Dwóch studentów Politechniki Poznańskiej wpada na pomysł stworzenia aplikacji mobilnej, która pomagałaby w wyszukiwaniu połączeń miejskiej komunikacji… Wszystko się zgadza. Jedenaście lat temu narodził się pomysł stworzenia narzędzia, które pomoże dostać się z jednego punktu do drugiego, bez problemu, za pomocą komunikacji miejskiej. Moi koledzy – Artur Szychta i Mikołaj Grajek – chcieli wykorzystać technologię lokalizacji, która była wtedy stosowana w telefonach i można było dzięki niej zlokalizować urządzenia telefoniczne. To był ich temat pracy inżynierskiej. Warto było do tego
stworzyć jakąś funkcjonalność. Chłopacy wymyślili więc, że stworzą narzędzie, które pozwoli użytkownikowi pokazać, jak dojechać do wybranego przez niego miejsca. Przyświecała temu taka idea, że miała to być nawigacja samochodowa, której będzie mógł użyć każdy podróżujący komunikacją miejską. Pozyskiwanie danych z wydziałów MPK, rozkładów jazdy, pisanie programów… Sporo pracy. To racja. W dodatku trzeba było też popracować nad dokładnością lokalizacji. Czasem pojawiały się różnice między rzeczywistą lokalizacją a tą
15
wskazaną nawet o 500 metrów. Trzeba było to udoskonalić. Warto dodać, że ogromne wsparcie chłopacy otrzymali od środowiska akademickiego, które uwierzyło w ten projekt. Produkt z tak ogromnym potencjałem i wsparciem merytorycznym musiał osiągnąć sukces. Obecna wersja jakdojade odbiega od tej, na której prowadzone były prace w 2006 roku? Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem aplikację. Było to przydatne narzędzie. Ale zdawało się, że produkt wyprzedza technologię o całą epokę. Aplikacja napisana w JAVIE była przeznaczona na telefony komórkowe. Jednakże problemy z lokalizowaniem telefonów, ograniczony i drogi dostęp do Internetu spowodował, że Artur i Mikołaj pomyśleli o stworzeniu strony internetowej, na której można było zaplanować swoją podróż dokładniej. I to miał być pomysł na biznes. W międzyczasie promotor Artura i Mikołaja, Andrzej Jaszkiewicz, zaprosił do współpracy inne osoby, które stały się inwestorami projektu. Tak powstała grupa pięciu inwestorów plus nasza trójka [Bartosz dołączył do zespołu w 2008 roku i doprowadził do powstania firmy – przyp. red.].
Stworzyliście biznesplan przedsięwzięcia. Został on w pełni zrealizowany? (śmiech) Patrząc na to, co zakładaliśmy dziewięć lat temu, na to jak potoczyła się nasza droga, mogę powiedzieć, że został zrealizowany z nawiązką. Stworzyliśmy stronę internetową. Dołączaliśmy dodatkowe miasta, co też nie było do końca proste, ponieważ każdy przewoźnik posiadał swoje strony internetowe z rozkładami jazdy i nie widział potrzeby posiadania nowych narzędzi. Jednak ostatecznie się udało. Moment przełomowy dla Was to? Przede wszystkim dodanie Warszawy w połowie 2009 roku, ale pamiętam też, jak ukazał się artykuł w „Gazecie Wyborczej” w marcu 2009 roku, kiedy to po całostronicowej publikacji statystyki na stronie skoczyły do góry. Kolejnymi dla nas ważnymi momentami było dołączanie nowych miast do sieci punktów jakdojade. Już w grudniu 2008 roku uruchomiliśmy stronę internetową dostępną na mobile. Dzięki niej można było korzystać z usług Mjakdojade na telefonach komórkowych. Była to bardzo uproszczona wersja, która miała działać przy minimalnym zużyciu transferu danych.
16
Myśleliśmy, że w tę stronę będziemy się rozwijać – nie w stronę aplikacji mobilnych, tylko strony mobilnej. Szybko jednak zweryfikowaliśmy swoje plany i pod koniec 2010 roku zaczęliśmy tworzyć aplikację na system Android. We wrześniu 2011 roku nasi użytkownicy mogli już korzystać z aplikacji, która w krótkim czasie znalazła rzesze oddanych odbiorców. W międzyczasie mieliście jakieś chwile zwątpienia, załamania? Nigdy nie wątpiliśmy w powodzenie projektu, nad którym pracowaliśmy. Oczywiście były momenty, kiedy trzeba było się zastanowić, w którym kierunku podążać i skąd pozyskać pieniądze na dalsze funkcjonowanie firmy. Jednak dzięki funduszom unijnym mogliśmy nadal realizować nasz projekt. Jakdojade od razu miała taką nazwę? Pierwsza nazwa tego projektu to molbas. Było to dosyć ciężkie do przyjęcia. Później pojawiła się dopiero nazwa jakdojade, z którą wyszliśmy na światło dziennie w momencie oficjalnego uruchomienia po założeniu firmy. Dzisiaj Wasza aplikacja jest ogólnodostępna zarówno na system iOS, jak i Android. Zgadza się. Na samej aplikacji mamy ponad milion użytkowników. Na stronie około dwóch milionów użytkowników. Z czego użytkownicy aplikacji wchodzą na nią średnio pięćdziesiąt razy w miesiącu, przy zaledwie trzech-czterech odwiedzinach przypadających na użytkownika strony internetowej. Jak młodzi prezesi odnajdują się w wielkim biznesie? Bardzo dobrze. Racjonalne podejmowanie decyzji to podstawa zrównoważonego rozwoju. Chociaż muszę przyznać, że nadal jakdojade traktujemy jak nasze dziecko. Przeżywamy każdą negatywną opinię. Staramy się rozwijać i obserwować, gdzie jeszcze można udoskonalić nasz serwis. Dystansujemy się od popularności aplikacji i staramy się podchodzić do pracy normalnie bez
Działamy obecnie w 28 regionach w Polsce. Warto wspomnieć, że jakdojade to nie tylko planowanie przejazdów komunikacją miejską. To również planowanie dalszych podróży Kolejami Regionalnymi. Aktualnie jesteśmy na etapie wprowadzania funkcjonalności zakupu biletów przez naszą aplikację. Wprowadziliśmy to w Lesznie oraz w Trójmieście. Planujesz podróż i kupujesz bilety. Chcemy kompleksowo podejść do naszych odbiorców. wariowania. Z każdej pochwały czujemy się dumni. Jest to nasze dziecko, które wychowujemy i rozwijamy. Mamy ogromne poczucie wartości rozwoju zespołu. Zaczynaliśmy we trzech, teraz zatrudniamy łącznie osiemnaście osób. Racjonalnie podchodzicie do rozwoju firmy i również zatrudnienia. Zgadza się. Jeżeli mamy potrzebę oraz możliwości kogoś zatrudnić, to to robimy. Powiększamy zespół stopniowo, ucząc się cały czas zarządzania ludźmi. Chcemy wiedzieć, co słychać u naszych pracowników. Działać z nimi partnersko. Nie chcemy masowo zatrudniać ludzi, a później ich zwalniać. Bartku, w zeszłym roku nastąpił u Was przełom. Waszym partnerem biznesowym został ONET, który wykupił niecałe 70 procent udziałów. Co Wam daje współpraca i wsparcie ONET-u? Przede wszystkim zaplecze sprzedażowe związane ze sprzedażą powierzchni reklamowych u nas w serwisie. ONET to duży gracz na polskim rynku. Dobrze mieć takiego partnera w biznesie. Nadszedł czas, kiedy trzeba było podejść do naszego projektu bardziej biznesowo, aby znaleźć inwestora, który pozwoli nam rozwijać nasz serwis jeszcze bardziej. Wprowadzać nowe funkcjonalności. Nasza firma to firma technologiczna. Brakowało nam działu sprzedaży i marketingu, a ONET nam to gwarantuje. Możemy również
17
liczyć na wsparcie wizerunkowe, merytoryczne. Daje nam to bezpieczeństwo.
Planujesz podróż i kupujesz bilety. Chcemy kompleksowo podejść do naszych odbiorców.
Pomimo tego nie działacie jak korporacja, a nadal jest u Was wyczuwalny duch pracy w start-upie. Na tym nam również zależało. Abyśmy mogli spokojnie działać i podejmować decyzje tak jak robiliśmy to do tej pory.
Dziesięć lat temu jakdojade dopiero startowała. Teraz jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych aplikacji w Polsce. Gdzie widzisz Wasz biznes za kolejne dziesięć lat? Ciężko jest powiedzieć, co nas czeka za dziesięć lat. Wraz z rozwojem technologii będziemy na pewno chcieli wprowadzać nowe funkcjonalności, które pozwolą nam udoskonalać biznes, a tym samym samą aplikację. Musimy być na czasie. Jest przed nami dużo pracy rozwojowej i technologicznej. Chcemy być must have dla każdego.
Jakdojade to aplikacja działająca w całej Polsce. W ilu regionach Polski jest obecnie dostępna? Działamy obecnie w 28 regionach w Polsce. Warto wspomnieć, że jakdojade to nie tylko planowanie przejazdów komunikacją miejską. To również planowanie dalszych podróży Kolejami Regionalnymi. Aktualnie jesteśmy na etapie wprowadzania funkcjonalności zakupu biletów przez naszą aplikację. Wprowadziliśmy to w Lesznie oraz w Trójmieście.
Pozostaje tylko trzymać kciuki i śledzić Wasze dalsze poczynania. Dzięki! REKLAMA
SALE Atrakcyjne rabaty na łóżka ekspozycyjne OGRANICZONA ILOŚĆ LOZ K A H A S T E N S . P L | HAS T E N S . COM
SOPOT 81-861 SOPOT, AL. NIEPODLEGŁOŚCI 940 SOPOT@LOZKAHASTENS.PL TEL.: 58 342 47 35 WARSZAWA 03-286 WARSZAWA, UL. MALBORSKA 41 (DOMOTEKA) WARSZAWA@LOZKAHASTENS.PL TEL.: 22 331 17 07 WARSZAWA 2 02-844 WARSZAWA, UL. PUŁAWSKA 523 WARSZAWA@LOZKAHASTENS.PL TEL.: 22 30 00 460 POZNAŃ 60-104 POZNAŃ, UL. GŁOGOWSKA 265A POZNAN@LOZKAHASTENS.PL TEL.: 61 646 00 66
18
biznes po
poznańsku
/
W świecie Kaskady Od 19 lat z powodzeniem ubierają kobiety noszące każdy rozmiar. Ich ubrania zachwycają. Wykonane z wysokiej jakości materiałów podkreślają walory sylwetki, a ukrywają jej niedoskonałości. Kinga Roth-Perek i Andrzej Perek, właściciele poznańskiej marki Kaskada, dokładają wszelkich starań, by panie zakładając ich rzeczy poczuły się wyjątkowo rozmawia: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt
K
iedyś tu mieszkali, dziś cały dom to jedna wielka pracownia krawiecka. Na poznańskim Świerczewie praca wre. Panie sortują ubrania, słychać maszyny do szycia. Na samej górze, na wieszakach prototypy ubrań, które za chwilę założą kobiety w całej Polsce. – A to nasza nowa propozycja, proszę przymierzyć – mówi Kinga Roth-Perek i niesie mi piękną długą czarną suknię. To tutaj powstają projekty? KINGA ROTH-PEREK: Tak, jesteśmy w sercu Kaskady. Tutaj się projektuje, wymyśla, konsultuje. Tu powstają kolejne kolekcje. Dlaczego Kaskada? K.R.-P.: Na studiach miałam zajęcia z marketingu. Jedna z rzeczy, która rzeczywiście utkwiła mi w pamięci, to rozmowa o nazwie firmy. Powinna być krótka, łatwa do zapamiętania i dobrze się kojarząca. Wzięłam wtedy słownik polsko-angielski i szukałam haseł, które dobrze brzmią. Wpadła mi do głowy właśnie Kaskada. I wtedy koleżanka powiedziała, że to jest ta nazwa, brzmi bardzo pozytywnie i jest fajna. I tak zostało. Ale zanim to nastąpiło, firma nazywała się Roki. Tak, teraz to zabawne, ale wtedy był taki trend, że łączyło się pierwsze litery imienia i nazwiska, w efekcie czego powstawał akronim stanowiący nazwę przedsiębiorstwa. Z czasem dotarło do mnie, że wygląda to i brzmi w najlepszym przypadku zabawnie. Dlatego od prawie 20 lat mamy Kaskadę. Co to za kolekcja, którą widzimy obok nas? K.R.-P.: To aktualna kolekcja wizytowo-świąteczna. Mamy tu np. eleganckie zestawy bluzek i tunik
połączonych ze spodniami lub spódnicami. Nie brakuje również sukienek. W kolekcji tej łączymy dzianiny z koronkami, szyfonami i subtelnymi siateczkami. Klasyczna kolorystyka utrzymana jest w odcieniach écru, czerwieni, amarantu, granatu i czerni. Wiele dzianin rozświetlonych jest delikatnym i subtelnym połyskiem, który dodaje stylizacji świątecznego szyku. Projektujecie ubrania dla wszystkich kobiet, macie bardzo rozległą rozmiarówkę. To dziś rzadkość. K.R.-P.: Większość firm szyje do rozmiaru 42-44. Niektórzy uważają, że tak jest bardziej prestiżowo, bo szczupłe panie we wszystkim będą dobrze wyglądać. A przecież każda z nas chce być piękna i dobrze czuć się w tym, co nosi, bez względu na rozmiar, figurę i wiek. Postanowiliśmy pójść w tę stronę, bo widzieliśmy, że jest nisza. I tak od zawsze? K.R.-P.: Jesteśmy na rynku już ponad 19 lat. Nauczyliśmy się współpracować z naszymi klientami. Polega to na nieustannych konsultacjach, rozmowach. Dziś nie sztuką jest coś zaprojektować i wypuścić na rynek. Ubrania muszą się podobać, a klient musi chcieć je nosić. A wszystko zaczęło się niemal przypadkiem. Ucząc się w liceum odzieżowym obszywałam znajomych, żeby zwyczajnie dorobić. Potem studiowałam projektowanie ubioru. W międzyczasie postanowiłam iść z koleżankami do studium ekonomicznego. Wytrzymałam tam trzy miesiące. Ekonomia była zupełnie nie dla mnie. Potem zrobiłam sobie rok przerwy. I tak się poukładało, że trafiłam do wujka, który miał firmę odzieżową ulicę obok nas. Zatrudniał około 50 osób. Przeszłam przez różne działy, pracowałam na różnych maszynach. Produkowaliśmy męskie spodnie – jeden fason, zmieniały się tylko tkaniny. Tam zdobywałam praktyczną wiedzę o tym, jak funkcjonuje zakład odzieżowy. Po pewnym czasie rozpoczęłam studia w Wyższej Szkole Sztuki Stosowanej, prowadzonej przez profesor Urszulę Plewkę-Schmidt – wspaniałą artystkę i wykładowcę. Jej fenomen polegał również na tym, że potrafiła ściągnąć najlepszych fachowców z całej Polski, w tym oczywiście z Łodzi. Studiowałam projektowanie
19
ubioru. Osobą, od której bardzo wiele się nauczyłam, był też Jan Finkstein, projektant ubioru, inżynier włókiennik, który poza projektowaniem uczył nas poruszania się w świecie mody. Mówił, z jakimi problemami i zagadnieniami będziemy musieli się spotkać w praktyce, i na co się nastawić. Niektóre jego słowa do dziś mam w głowie. Pamięta Pani jakąś szczególną wskazówkę? K.R.-P.: Mówił: „słuchaj, Ty nie zostawaj tutaj w szkole”, bo miałam taką propozycję. „Ty rób swoje, bo w Tobie jest potencjał i na pewno będziesz w tej branży”. To Panią zmotywowało? K.R.-P.: Na pewno dodało mi skrzydeł i pomogło, bo Jan Finkstein zawsze był dla mnie dużym autorytetem. Bardzo miło to wspominam. Poza tym miałam jeszcze kilku świetnych wykładowców. Kiedy zaczęła się ta właściwa przygoda z modą? K.R.-P.: W trakcie nauki miałam kilka epizodów z pokazami mody. Pamiętam pokaz, podczas którego prezentowałam sukienki ogrodniczki. Od tego właściwie zaczęła się moja przygoda z rynkiem odzieżowym. Takie same ogrodniczki uszyłam potem dla młodzieży i wtedy ktoś polecił mnie dziewczynie, która miała butik w galerii odzieżowej przy ulicy Półwiejskiej. Szyłam jej po kilka sztuk z danego modelu. W którymś momencie ona mówi: „słuchaj, a może te ogrodniczki zaczniemy szyć bardziej masowo?”. Zrobiliśmy partię sukienek i spodni sztruksowych – wszystko dobrze się sprzedawało. Nagle stwierdziła, że ubrania ode mnie są za drogie i znalazła sobie kogoś tańszego. Nie da się ukryć, że byłam tym bardzo poirytowana. Wsiadłam w samochód i pojechałam do Bydgoszczy po sztruks, bo tam był o wiele tańszy niż w Poznaniu. Był rok 1997. Znalazłam pierwszych odbiorców mojej kolekcji: na ulicy Święty Marcin w pasażu i u sąsiadki na straganie na Rynku Jeżyckim. Towar zaczął się fajnie sprzedawać. Potem jeździłam po Wielkopolsce i szukałam kolejnych kontrahentów. Pewnego dnia wpadło mi w rękę czasopismo branżowe z listą hurtowni odzieżowych. I tak trafiłam do Centrum Handlowego Ptak, do kogoś, kto
miał tam stoisko. Poszerzałam też listę odbiorców w Wielkopolsce. A potem poznałam mojego męża. Czym Pan się wtedy zajmował? ANDRZEJ PEREK: Pracowałem jako informatyk i manager, wcześniej jako programista. Krótko po tym jak się poznaliśmy, zacząłem wspierać żonę „po godzinach”. Zaczęło się od pomocy przy remoncie i adaptacji sklepu w GH Panorama, a potem już poszło – otwieranie kolejnych punktów, sprawy organizacyjne, wyjazdy do Łodzi... I nie powiem, wkręciłem się w świat mody (uśmiech). W pewnym momencie musiałem jednak zdecydować się, w którą stronę pójść, bo doba zrobiła się za krótka. Podjąłem decyzję, że pomogę żonie. Początkowo zajmowałem się sprawami organizacyjnymi, logistyką, dziś oboje zarządzamy firmą i wspólnie podejmujemy decyzje, te zwykłe, codzienne i te dotyczące kierunków rozwoju firmy. K.R.-P.: Pozwól, że się wtrącę, bo jesteś zbyt skromny. Na pewno nie bylibyśmy w tym miejscu, gdybyśmy nie działali razem. Mąż umie patrzeć długofalowo, a ja działam tu i teraz. Kiedyś mieliśmy więcej sklepów stacjonarnych, dziś mamy bardzo rozwinięty dział handlowy, współpracujemy z różnymi sklepami w całej Polsce, mamy świetny dział dystrybucji, rozwijamy sklep internetowy. A mąż ogarnia również wszystkie tematy związane z systemami komputerowymi, które wspierają sprzedaż i ogólnie działalność firmy, czyli to czego szczerze nie znoszę (śmiech). A.P.: No dobrze, niech będzie. Zajmuję się wszystkim poza produkcją i projektowaniem, bo na tym zwyczajnie się nie znam. Mogę zaopiniować ubrania i to tyle.
20
Pyta Pani męża o zdanie? K.R.-P.: Oczywiście – przychodzę i pytam o opinię. Zdarzyło się, że coś się Panu nie podobało? A.P.: Pewnie. Jestem wzrokowcem i muszę być przekonany, że projekt jest fajny, a jeśli coś jest nie tak, to powiem, co konkretnie mi się nie podoba. A po tylu latach mam oko do pewnych szczegółów. K.R.-P.: Bardzo cenię sobie męża zdanie, bo przecież my kobiety chcemy się podobać. Poza tym między nami nie ma rywalizacji, mamy wspólny cel i świetnie się uzupełniamy. Ile osób liczy zespół Kaskady? K.R.-P.: Niespełna 50 osób, przy czym niektóre z nich pracują z nami od samego początku firmy! Mamy kilka działów mi.in: projektowy, marketingu i grafiki, handlowy, produkcyjny itd. To właśnie przede wszystkim ludzie, z którymi na co dzień działamy tworzą Kaskadę. W ciągu tych prawie 20 lat udało nam się zbudować zespół naprawdę świetnych fachowców, a przy tym osób, z którymi chce się przebywać i wspólnie działać. To daje nam niebywały komfort, wynikający z zaufania i tego, że można na nich polegać. A.P.: Pytała Pani wcześniej jak to jest, że potrafimy ubrać kobietę w każdym rozmiarze. To jest właśnie w dużej mierze efekt kumulacji doświadczenia wielu osób w firmie, w tym choćby naszego niezawodnego konstruktora, który podpowiada wiele rozwiązań technicznych. Skąd bierzecie modelki na przymiarki? K.R.-P.: Pierwsze przymiarki zawsze zaczynają się ode mnie. Mierzę pierwowzory, moja mama sprawdza, jak leżą większe rozmiary. Mamy jeszcze kilka dziewczyn, każdą w innym rozmiarze, z którymi również testujemy prototypy. Ostatnio naszym wielkim hitem sprzedażowym było kilka modeli spodni – naprawdę świetnie skrojonych i skonstruowanych z pomysłem. W efekcie są niesamowicie wygodne, świetnie leżą i świetnie się sprzedają. Sztuką jest uszyć właśnie takie, żeby na każdej kobiecie dobrze leżały, nie były opięte, a do tego wyszczuplały. Muszę bez fałszywej skromności powiedzieć, że wiemy, jak to robić i jesteśmy w tym fachowcami. Czym się inspirujecie? K.R.-P.: Oczywiście jesteśmy na bieżąco z trendami i z wielkimi świata mody, natomiast wiemy też, kim jest nasza klientka i jakie są jej oczekiwania W efekcie nasze projekty są wypadkową tego, co nowe i modne, ale z zachowaniem umiaru, dobrego stylu i ponadczasowości. Działamy intuicyjnie i to się sprawdza.
A.P.: Sukces marki w dużej mierze bierze się również z kumulacji doświadczeń i dobrej intuicji Kingi, która ma świetne wyczucie potrzeb rynkowych. Ten czynnik jest nie do przecenienia! Wasze ubrania to nie tylko moda biznesowa, ale też ubrania na co dzień. K.R.-P.: Tak, staramy się dopasowywać do potrzeb rynku. A długofalowe trendy są takie, że chcemy się ubierać przede wszystkim coraz bardziej wygodnie, w odzież raczej uniwersalną niż na pojedyncze okazje. Jednocześnie coraz większą wagę przykładamy do naturalnych surowców i szeroko rozumianej ekologii w noszonej odzieży. Gdzie dzisiaj można kupić Wasze ubrania? K.R.-P.:W Poznaniu posiadamy dwa salony firmowe: w CH M1 oraz w GH Panorama. W całej Polsce współpracujemy z około 200 sklepami multibrandowymi; mamy oczywiście również sklep internetowy e-kaskada.pl Od jakiegoś czasu uczestniczymy w imprezach targowych przeznaczonych tylko dla polskich producentów. Pozyskujemy w ten sposób nowych odbiorców, również spoza naszego kraju np. ze Słowacji, Czech, Niemiec. Wchodzimy zatem na rynki europejskie. Sklep internetowy to Wasze nowe dziecko? K.R.-P.: Tak, projekt ten to wbrew pozorom duże wyzwanie, bo sklep internetowy to właściwie firma w firmie – zupełnie nowy kanał dystrybucji, który rządzi się swoją specyfiką i wymaga niezwykłej staranności w opracowaniu dobrych procedur na jego „zapleczu”, jak i atrakcyjnej i funkcjonalnej realizacji po stronie klienta. Pani ubrana jest w swoją kolekcję? K.R.-P.: Tak, i zawsze noszę rzeczy, które jeszcze nie są wprowadzone do produkcji. Lubię je dobrze przetestować, zanim zaproponuję je swoim klientkom. Chciałaby Pani kiedyś robić coś innego? K.R.-P.: Nie, nigdy. Ja chyba mam to we krwi. Odkąd pamiętam mama i babcia zawsze coś dziergały, potem ja dziergałam i siłą rzeczy moje córki też dziergają (śmiech). Babcia robiła na drutach kapcioszki, w których chodziła cała rodzina. Mama haftowała. Nasza starsza córka ma już maszynę do szycia, po którą sama sięgnęła. Ostatnio uszyła kołderkę i poduszkę do wózka swojej młodszej siostrze. Ubieracie znajomych, rodzinę, bliskich? K.R.-P.: Jak najbardziej i sprawia nam to dużą radość. Ale najbardziej cieszę się, kiedy spotykam na ulicy kogoś nieznajomego i widzę, że osoba ta ubrana jest w nasze rzeczy. Wtedy szeroko się uśmiecham.
21 
Foto sesja: Krzysztof Ĺšlachciak
Sklep internetowy: e-kaskada.pl
22
biznes po
poznańsku
/
Event wyjątkowy Wyjazdy integracyjne, firmowe, motywacyjne, eventy dla firm, nietuzinkowe konferencje – to tylko część oferty Sky Dreams, która od dziesięciu lat spełnia marzenia nawet najbardziej wymagających klientów. Z Anną Nowotną-Nadziejko, właścicielką Sky Dreams rozmawia: Joanna Małecka
Czym zajmuje się firma Sky Dreams? ANNA NOWOTNA-NADZIEJKO: Sky Dreams organizuje eventy dla wyjątkowych firm, które pragną zadbać o swoich pracowników, nawiązać wartościowe relacje z klientami i w przekonujący sposób powiedzieć o swoich nowych, ekscytujących projektach. Zaangażowanie i wieloletnie doświadczenie Sky Dreams sprawia, że organizowane przez nas wyjazdy czy konferencje nabierają wyjątkowego wymiaru. Nie wystarczy być w ciekawym miejscu i wygodnie tam dojechać, mieć świetne zakwaterowanie i wykwintne posiłki. Kongresy i konferencje nie muszą być „takie jak zawsze”, mogą być „takie jak nigdy dotąd”, stać się okazją do przeżycia czegoś niezapomnianego. Wystarczy tylko dobry pomysł i sprawna organizacja. Każdą ofertę dopasowujemy do wymagań, celu oraz budżetu naszych klientów. Wyjazdy organizujemy wyłącznie do sprawdzonych przez nas wcześniej miejsc. W szczególny sposób dbamy o bezpieczeństwo naszych grup, współpracując wyłącznie z profesjonalistami w danej dziedzinie. Jesteśmy w stanie przygotować zarówno imprezę pobytową jak i objazdową. Nasze propozycje mogą mieć charakter wypoczynkowy, sportowy lub mieszany. Narciarstwo, windsurfing, nurkowanie, golf to tylko niektóre ze sportów, które mogą być częścią naszej oferty. Kto może skorzystać z Waszych usług? Swoją ofertę kierujemy do klientów biznesowych, którzy szukają solidnego i zaufanego partnera.
Wiemy, jak ważne jest budowanie relacji z pracownikami i klientami. Dlatego dbamy o najdrobniejsze szczegóły realizowanych przez nas projektów. Organizacja zgodna z otrzymanymi założeniami oraz nieszablonowe pomysły i ciekawe rozwiązania dopasowywane są do każdego klienta indywidualnie. Jakie korzyści mogą mieć firmy wchodząc z Wami we współpracę, czyli dlaczego warto Wam zaufać? Od wielu lat osiągamy sukcesy w organizacji nietypowych wyjazdów zagranicznych i imprez krajowych. Byliśmy z naszymi klientami w ponad 80 krajach, zorganizowaliśmy ponad 350 wyjazdów na sześciu kontynentach. Mamy wielu stałych klientów, którzy co roku korzystają z naszych usług. Lubimy dopinać wszystko na ostatni guzik! Wierzymy, że marzenia są po to by je spełniać – Impossible is nothing. (uśmiech).
MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAK A
Chcesz być zawsze na bieżąco? Dołącz do nas na facebooku Fb/poznanskiprestiz Magazyn dostępny bezpłatnie w punktach dystrybucji www.poznanskiprestiz.pl/gdzie-nas-znalezc/ „Poznański prestiż” w Twoim domu! Zamów prenumeratę już dziś – 12 miesięcy za jedyne 99 zł Czytaj także na www.poznanskiprestiz.pl
pr awo
/
25
Przedsiębiorstwo w spadku W lipcu bieżącego roku rozpoczęto prace nad projektem ustawy o zarządzie sukcesyjnym przedsiębiorstwem osoby fizycznej. To nowe rozwiązanie, stanowiące odpowiedź na problemy pojawiające się w wypadku śmierci osoby fizycznej, prowadzącej jednoosobową działalność gospodarczą (przedsiębiorcy). A problem jest realny tekst: Tomasz Filipowski, radca prawny
S
zacuje się, iż nawet 80 procent przedsiębiorstw to firmy jednoosobowe. W samym Poznaniu działa ich około 90 tysięcy. Sporo z nich prowadzą ludzie, którzy swą działalność zaczynali jeszcze na początku okresu transformacji. Aktualnie śmierć przedsiębiorcy w zasadzie niweczy byt prawny jego przedsiębiorstwa. Wygasają kontrakty handlowe, umowy, decyzje administracyjne (np. licencje i koncesje). Powstaje problem z kredytami i leasingami. Zabezpieczenie interesów przedsiębiorstwa na wypadek śmierci wymaga konieczności skorzystania z usług prawników i doradców podatkowych. Nie jest to łatwe i wymaga ukształtowanej wizji tego, jak firma ma funkcjonować po śmierci właściciela. Niedogodnościom tym ma zapobiec nowa, przywołana regulacja. Propozycja ta ma dawać możliwość kontynuowania działalności gospodarczej. Tworzy nowe pojęcia tzw. „przedsiębiorstwa w spadku” oraz „zarządu (zarządcy) sukcesyjnego”. Daje szansę dalszego prowadzenia firmy. Co trzeba będzie zrobić? Przede wszystkim powołać zarządcę. Co ważne, będzie mógł tego dokonać już sam przedsiębiorca, za swojego życia. Gdy to zrobi, od razu wiadomo będzie, kto takim zarządcą zostanie. W przeciwnym wypadku zarządcę będą mogli powołać spadkobiercy także po jego śmierci. Wymagana będzie jednak jednomyślność. Dane zarządcy ujawniane będą w ewidencji. Będzie on prowadzić sprawy firmy, kontynuując dzieło przedsiębiorcy do czasu uregulowania spraw spadkowych. Zarząd sukcesyjny będzie rozwiązaniem tymczasowym. Nie powinien trwać dłużej niż dwa lata. Z ważnych przyczyn można przedłużyć ten okres do pięciu lat.
Zachowana ma być także ciągłość przedsiębiorstwa w sferze prawa administracyjnego, w szczególności związane z przedsiębiorstwem decyzje (w tym także różnego rodzaju pozwolenia i koncesje). Na zajęcie się tymi sprawami ustawa przewiduje sześć miesięcy. W projekcie przewidziano także możliwość dodatkowego zwolnienia z podatku od spadków osób, które nabędą przedsiębiorstwo i będą je prowadziły, niezależnie od pokrewieństwa ze zmarłym przedsiębiorcą. Ustawa dotyczyć będzie osób fizycznych prowadzących działalność oraz wspólników spółek cywilnych. Prace legislacyjne jeszcze trwają. Ma ona wejść w życie na początku 2018 roku.
26
pres ti żowa mark a
/
Siła drzemie w kobietach Przyjeżdżają do Poznania z całego świata razem ze swoimi mężami, którzy pracują tutaj na międzynarodowych kontraktach. Kobiety, które założyły Poznań International Ladies Club wspierają się wzajemnie i organizują akcje charytatywne na różne cele. O działalności klubu rozmawiamy z Lilą Tymowski, prezes Poznań International Ladies Club rozmawia: Piotr Chabzda | zdjęcia: Archiwum PILC
27
medycznej, bieżących programach kulturalnych w Poznaniu i przede wszystkim wymianą codziennych doświadczeń. Uczestnicząc w jednym z Waszych spotkań zauważyłem, że w klubie członkiniami są również kobiety pochodzące z zagranicy… Tak, jesteśmy międzynarodową mozaiką, grupą raczej kameralną, co roku w innym składzie. Jak wspomniałam członkinie pochodzą z różnych krajów, przyznaję, że w większości z Europy, ale też z USA, Kanady, Meksyku, Brazylii, Republiki Południowej Afryki, Kenii, Dominikany, Iranu, Indii, Korei Południowej, Chin, Japonii i Australii. Poznań International Ladies Club to dość nietypowy jak na polskie warunki sposób stowarzyszenia się kobiet. Gdyby miała Pani określić założenia klubu – Waszą misję – co by Was charakteryzowało? LILA TYMOWSKI: PILC (Poznań International Ladies Club) jest klubem skupiającym panie z różnych krajów, wielu kontynentów, a wspólnym językiem komunikowania się jest język angielski. Jednym z głównych celów działalności klubu jest wspieranie nowo przybyłych obcokrajowców do Poznania lub okolic w podstawowych sprawach organizacyjnych, ich rodzin w nowym, nieznanym mieście, poznawania i dostosowania się do innych może zwyczajów kulturowych. Pani prezes, skąd pomysł na jego powstanie? Pomysł zrodził się na parkingu Szkoły Międzynarodowej w Poznaniu, gdzie mamy oczekujące na swoje dzieci po zajęciach szkolnych wymieniały się poradami, zawiązywały znajomości – przyjaźnie, organizowały spotkania dla dzieci i rodzin. I tak te spotkania pod szkołą przeistoczyły się w stałe zebrania w jednej z poznańskich restauracji. Jeszcze kilkanaście lat wstecz, kiedy Internet i media społecznościowe nie były tak powszechne, spotkania PILC były bardzo ważnym miejscem wymiany informacji o szkołach, opiece
Wspieracie się wzajemnie? Wsparcie to głównie wymiana podstawowych informacji o życiu i funkcjonowaniu w Poznaniu, wspólne zajęcia kulturalne, sportowe, wycieczki do ciekawych zabytków kultury Wielkopolski i wycieczki krajoznawcze, organizujemy również pokazy kulinarne z różnych krajów, warsztaty plastyczne i fotograficzne, zapraszamy na wykłady ciekawych ludzi. PILC to mini ONZ. Każda z członkiń dzieli się wiedzą o swoim kraju, kulturze i zwyczajach, a członkinie z polskimi korzeniami są świetnymi ambasadorkami Polski. W jaki sposób można przystąpić do Waszego klubu? Informacje o klubie można znaleźć na Facebooku Poznan International Ladies Club – PILC lub przyjść na nasze spotkanie, które odbywa się w każdą pierwszą środę miesiąca w Andersia Hotel Flavoria. Co roku organizujecie akcję charytatywną, podczas której organizujecie zbiórkę pieniędzy na wybrane cele charytatywne. Jakie działania wspieracie swoją inicjatywą? PILC rozpoczęło swoją działalność charytatywną w 1999 roku. Wspieraliśmy: Centrum dla dzieci Niewidomych w Owińskach,
28
Fundację Samotnej Matki, Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom z Chorobą Nowotworową, Dom Dziecka w Gościeszynie, Lokalny Komitet Ochrony Praw Dziecka, Hospicjum Palium, Klinikę Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej, Zintegrowane Przedszkole Nr 81 w Poznaniu, Społeczną Fundację „Ludzie dla Ludzi”, Socjoterapeutyczne Centrum Dzieci i Młodzieży „Nibylandia”, Fundację „Bread of Life”, Terapeutyczne Centrum „Krzemień”, Dom Pomocy Społecznej dla Seniorów, Terapeutyczne Centrum „Na Tak”, Terapeutyczne Centrum „Matki i Dziecka”, Wędrującą Szpitalną Bibliotekę dla Fundacji Serdecznik, najbliższa akcja dobroczynna będzie naszą 19. z kolei, a jej pierwszym etapem była „Darowizna na rzecz ofiar nawałnicy z 11 sierpnia 2017”. Każda z akcji kończy się corocznym balem. Jak narodził się pomysł na jego organizację? Okres świąteczny i noworoczny to czas celebrowania i dzielenia się z innymi. Podczas balu organizujemy loterię fantową i małą aukcję ofiarowanych wyrobów artystycznych, które zasilą akcję dobroczynną. Kobiety, które przybywają do Poznania za mężem i jego pracą całkowicie zmieniają otoczenie. Często są osamotnione. Jakie działania podejmujecie, aby je zasymilować i pomóc im funkcjonować w naszym mieście? Członkinie PILC to przeważnie żony czy partnerki mężczyzn pracujących w Poznaniu na kontraktach firm zagranicznych, w większości bez możliwości podjęcia pracy. Klub stwarza okazję poznania kobiet znajdujących się w podobnej sytuacji, uczestnictwa w wielu wspólnych zajęciach, również dla ich rodzin i dzieci. Pierwszą ulgą dla nowo przybyłej członkini jest możliwość porozumiewania się w znajomym języku. Wiele pań stara się podjąć naukę języka polskiego, ale nie jest to łatwe zadanie.
Wsparcie to głównie wymiana podstawowych informacji o życiu i funkcjonowaniu w Poznaniu, wspólne zajęcia kulturalne, sportowe, wycieczki do ciekawych zabytków Wielkopolski, pokazy kulinarne z różnych krajów, warsztaty plastyczne i fotograficzne. Zapraszamy na wykłady ciekawych ludzi. PILC to mini ONZ. Każda z członkiń dzieli się wiedzą o swoim kraju, kulturze i zwyczajach, a członkinie z polskimi korzeniami są świetnymi ambasadorkami Polski. W styczniu odbędzie się kolejna edycja balu charytatywnego organizowanego przez PILC. Na jaki cel w tym roku będzie organizowana zbiórka? Wielkopolskie Stowarzyszenie Wolontariuszy Opieki Paliatywnej – Hospicjum Domowe jest celem naszej obecnej akcji. Zebrane fundusze pozwolą hospicjum na zakup drobnego sprzętu medycznego, jak pulsometry, ssaki medyczne itp. Czy można w jakiś sposób wesprzeć akcję z zewnątrz, nie będąc członkiem klubu? Jak najbardziej, poprzez dar pieniężny, nagrodę lub podarunek na loterię fantową [kontakt via FB Poznan International Ladies Club – PILC – przyp. red.]. Dziękujemy wszystkim sponsorom za wszelką pomoc w naszej działalności charytatywnej.
30
inwestycje
/
Jeśli rozwijać biznes, to tylko na Jeżycach Już niedługo zostaną oddane do użytku komercyjne lokale w budynkach I etapu inwestycji Zajezdnia Poznań. Jako że pierwsi mieszkańcy wprowadzą się na przełomie 2017 i 2018 roku, już dzisiaj warto pomyśleć o prowadzeniu swojego biznesu w kwartale ulic Kraszewskiego, Sienkiewicza, Zwierzynieckiej oraz ulicy Prusa. Obecnie dostępne są lokale idealnie nadające się na salony kosmetyczne, gabinety lekarskie, atelier fryzjerskie czy studio fotograficzne
D
FOT. REF EASTERN OPPORTUNITIES SP. Z O.O.
zielnica Jeżyce przeżywa obecnie swój rozkwit. Mieszkania tutaj cieszą się ogromną popularnością, o czym świadczą wyniki sprzedaży; w I etapie swoich nabywców znalazły wszystkie mieszkania, a w etapie II dostępnych jest już tylko 40% lokali. Jak grzyby po deszczu powstają tutaj kolejne kawiarnie i restauracje. Do mieszkania oraz inwestowania zachęca lokalizacja w centrum miasta, rozwinięta infrastruktura komunikacji miejskiej, bogata oferta handlowa i kulturalna, bliskość wszelkich placówek edukacyjnych, terenów zielonych. Jeśli mieszkać bądź inwestować w centrum miasta, to najlepiej na Jeżycach! Dla tych wszystkich, którzy są zainteresowani zakupem lokalu w celach inwestycyjnych oferujemy pomoc w określeniu najlepszego profilu działalności w wybranym lokalu. Niezależnie od tego, czy będą Państwo prowadzić w nim własną działalność, czy też wynajmą go firmie, warto dokonać analizy i sprawdzić, jak bardzo atrakcyjna jest lokalizacja w Zajezdni Poznań. Zachęcamy szczególnie do zapoznania się z ofertą lokali usytuowanych od strony ulic Prusa i Sienkiewicza, na których zwiększył się ruch po zakończeniu remontu ulic dookoła Zajezdni Poznań. Są to przestronne lokale o powierzchniach
Do mieszkania oraz inwestowania zachęca lokalizacja w centrum miasta, rozwinięta infrastruktura komunikacji miejskiej, bogata oferta handlowa i kulturalna, bliskość wszelkich placówek edukacyjnych, terenów zielonych. Jeśli mieszkać bądź inwestować w centrum miasta, to najlepiej na Jeżycach! od 100-140 m kw. z atrakcyjnymi witrynami (na szerokość całej ściany). Z uwagi na możliwość indywidualnego dostosowania do potrzeb inwestora, idealnie nadają się na placówki bankowe, apteki oraz gabinety lekarskie czy kosmetyczne. – W bardzo bliskim sąsiedztwie jest planowana budowa budynku biurowego, zrewitalizowana zostanie hala po starej zajezdni tramwajowej, w której planowana jest działalność usługowo-handlowo-artystyczna, co sprawi, że zwiększy się różnorodność klientów, a nowi najemcy uzupełnią ofertę dla całości dzielnicy – podkreśla Patrycja Masiarek, dyrektor sprzedaży, prezes Estate Fellows Poznań Sp. z o.o. odpowiedzialnej za sprzedaż Zajezdni Poznań. Biuro Sprzedaży Poznań, ul Gajowa 1A tel. 790 506 006 www.zajezdniapoznan.pl
31
32
moto
/
Dwie twarze jeepa Cieszyłam się na spotkanie z nim prawie jak na pierwszą randkę. Jeep – brzmiało dumnie i równie dumna byłam, kiedy wręczano mi kluczyki. Tą marką podróżowałam po raz pierwszy w życiu. W głowie miałam dane techniczne, przed oczami obraz z jazdy. I jakieś oczekiwania, jak względem mężczyzny, którego spotykam po raz pierwszy. Nie spodziewałam się atrakcji, liczyłam bardziej na jego inwencję. I tu muszę przyznać, że mnie zaskoczył tekst: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt
S
tał w deszczu przed salonem Voyager Group, uszykowany do startu. Krople wody spływały po masce. Wydawał się nie za duży, nie za mały. Taki wręcz w sam raz. Spojrzałam na maskę i zrozumiałam, że jest
bardzo pewny siebie, co miało jeden zasadniczy plus – mogłam się od niego wiele nauczyć. Wdrapałam się do środka. Dostosowałam fotel, spojrzałam przed siebie. Duże zegary, masywne wnętrze dodatkowo pokazały mi, że mogę tu
33
czuć się bezpieczna. Sprawdziłam ciśnienie w oponach, ile pali, które systemy bezpieczeństwa są włączone. Pomiędzy fotelami mogłam regulować radio na siedmiocalowym, kolorowym wyświetlaczu, który dobrze się ze mną zgrał. Mogłam skoordynować ulubioną stację radiową, połączyć się przez Bluetooth z moim telefonem i swobodnie rozmawiać. Podał mi rękę, kiedy go uruchomiłam. Skórzana kierownica idealnie grała z moją pozycją, wszystkie potrzebne funkcje miałam w zasięgu palców. Ale było coś jeszcze. Dotknęłam jej spodu, a tam, ku mojemu zdziwieniu, znajdowały się przyciski radia. Dzięki zintegrowanym przyciskom sterowania radiem, systemem głośnomówiącym i tempomatem kierowca może przez cały czas trzymać ręce na kierownicy i skupiać uwagę wyłącznie na drodze.
Parkowanie w mieście Wystartował płynnie, czego oczekujemy na pierwszym spotkaniu. Nie mówił do mnie, był wręcz cichutki, więc to ja mogłam coś powiedzieć.
Automatyczna, dziewięciostopniowa skrzynia przy napędzie na cztery koła była jak najbardziej uzasadniona. Przesunęłam sobie podłokietnik, żeby oprzeć się jak na męskim ramieniu, poczuć tę bliskość i jeszcze bardziej się z nim zgrać. Muszę powiedzieć, że byliśmy kompatybilni. On nie zwracał na siebie uwagi na zewnątrz, może dlatego, że padało, a był w kolorze granatu. Ja cieszyłam się, że nikt mi się nie przygląda i mogę skupić się na jeździe. W mieście sprawdził się bardzo dobrze – był moim oparciem, SUV-em, z którego kabiny czułam się tak, jakbym wystawała ponad innych kierowców. Jak na silnik 2.0 MJD i 140 KM palił niedużo, bo nieco ponad 6 litrów. Czujnik deszczu reagował na mocne opady, więc sterowanie wycieraczkami zostawiłam jemu. Zresztą radził sobie z tym doskonale. W ścisłym centrum miasta skręcaliśmy bez trudu, on reagował, kiedy przekraczałam linię pasa dzięki asystentowi pasa ruchu. Kiedy się zatrzymywaliśmy, wystarczyło delikatnie dotknąć przycisku P, znajdującego się pośrodku. Elektroniczny hamulec postojowy reagował
34
W mieście sprawdził się bardzo dobrze – był moim oparciem, SUV-em, z którego kabiny czułam się tak, jakbym wystawała ponad innych kierowców. Jak na silnik 2.0 MJD i 140 KM palił niedużo, bo nieco ponad 6 litrów. W ścisłym centrum miasta skręcaliśmy bez trudu, on reagował, kiedy przekraczałam linię pasa dzięki asystentowi pasa ruchu. Kiedy się zatrzymywaliśmy, wystarczyło delikatnie dotknąć przycisku P... natychmiast. Przy okazji mogłam sprawdzić mojego nowego iPhone'a. Funkcja Apple CarPlay pozwalała mi na uzyskanie dostępu do aplikacji Apple Maps i Apple Music, wysyłanie i odbieranie wiadomości oraz obsługiwanie telefonu za pomocą poleceń głosowych w systemie Siri. Jeep, jak to facet, miał też mankament. W wąskich uliczkach Starego Miasta trzeba było gdzieś zaparkować. Ku mojemu zdziwieniu nie miał kamery cofania, jedynie czujniki parkowania. Szkoda, bo w tego typu samochodzie to powinno być w standardzie.
W warunkach ekstremalnych Tym razem nie pojechaliśmy na autostradę, a do… lasu. Zabrałam go tam, gdzie do tej pory nie zabierałam żadnego auta. W końcu nazwa „jeep” zobowiązuje. Żeby potwierdzić i przekonać się, że mogę mu w pełni zaufać, pojechaliśmy na żwirownię. Po drodze dokonaliśmy pewnych zakupów, żeby później nie zapomnieć. Przymocowaliśmy je w bagażniku specjalnymi uchwytami do mocowania bagażu. Kilka metrów od żwirowni pod Mosiną przełączyłam tryb AUTO na SAND. Poza tym zostały mi jeszcze dwa inne warianty – na śnieg (SNOW) i błoto (MUD). O co chodzi? A o to, że Jeep Compass, dzięki systemowi zarządzania trakcją, sam reguluje sobie napęd i dostosowuje go do wybranych warunków. – No to już! – krzyknęłam i wjechałam w hałdy piasku. Wyłączyłam ABS. I tu mnie zaskoczył. Pokonywał trasę niczym prawdziwy rycerz, zapewniając mnie, że nie ma warunków, z którymi sobie nie poradzi. Zakręcając ani razu nie wszedł w poślizg, nie odbił mi kierownicy i zrobił wszystko, bym czuła się komfortowo. I choć byłam już go pewna, to wiadomo, że nigdy nie można do końca
35
być pewnym mężczyzny. Po drodze wjeżdżaliśmy w ogromne kałuże, wertepy, dziury. Nie dał mi odczuć nierówności, które dla mnie pokonywał. Sunął właśnie jak jeep. Wjechaliśmy nawet pod górkę i choć wydawało mi się, że zaraz spadniemy, on, dzięki systemowi ruszania pod górę HSA i przeciwdziałającemu przewróceniu się pojazdu, kurczowo trzymał się drogi, podśmiechując się ze mnie, że nieważne, co wymyślę i tak da radę. Mimo naszych szaleństw, choć na pierwszej randce nie przystoi, palił niewiele ponad 5 litrów.
Bezpiecznie na drodze Wracając wjechaliśmy na myjnię, bo dawał mi znak, że nie lubi być brudny. Otworzyłam maskę, a tam, ku mojemu zdziwieniu, ani śladu piasku i błota. Po spłukaniu wyglądał jak idealnie skrojony mężczyzna na pierwszej randce: w granatowym garniturze, czysty, z błyskiem w reflektorze. Wracaliśmy do Poznania z zakupami, które nawet się nie poruszyły. W pojemnych schowkach ukryłam różnej maści napoje i przekąski. Mój pasażer nawet zasnął, bo samochód na drodze po prostu
płynął. Kiedy trąciłam go ręką i na chwilę spojrzałam w jego stronę, mój partner Jeep Compass Limited zareagował natychmiast poprzez system ostrzegania o najeżdżaniu na poprzedzający pojazd. I w porę zahamowałam. Pokonaliśmy wspólnie kilkaset kilometrów. Było nam ze sobą dobrze, ale poza kamerą cofania zabrakło mi jeszcze podgrzewanych foteli. Cóż, nie można mieć wszystkiego…
36
na
zdrowie
/
Po pomoc do laryngologa Skomplikowana operacja przegrody nosowej nie musi być bolesna, a po wszystkim można zastosować opatrunek, który sam się rozpuszcza. Zabieg usunięcia migdałków można przeprowadzić małoinwazyjną metodą przy użyciu jednego z nielicznych w Wielkopolsce koblatora, specjalnego urządzenia, a pacjent nie musi cierpieć. Tarczycę nie zawsze trzeba wycinać w całości, często wystarczy usunąć jej chory płat. – Nie należy bagatelizować też przewlekłego zapalenia gardła czy zatok, które mogą prowadzić do wielu niebezpiecznych powikłań – mówi dr hab. n. med. Paweł Golusiński, specjalista otolaryngologii, chirurg głowy i szyi oraz tarczycy ze Szpitala Św. Wojciecha. – Zawsze lepiej skonsultować się ze specjalistą, żeby uniknąć niepotrzebnych kłopotów zdrowotnych rozmawia: Joanna Małecka
Czy infekcja migdałów może być niebezpieczna? Jak każda przewlekła infekcja. Może prowadzić do występowania zmian skórnych, problemów z sercem, nerkami i bólu stawów. U małych dzieci zawsze bardzo ostrożnie podejmujemy decyzję
FOT. SZPITAL ŚW. WOJCIECHA
Zima to czas wzmożonych zachorowań i infekcji. Z czym najczęściej zgłaszają się do Pana pacjenci? PAWEŁ GOLUSIŃSKI: Zimą pacjenci często zgłaszają się do Szpitala Św. Wojciecha z powodu infekcji górnych dróg oddechowych i gardła. Główne objawy to nieżyt nosa, nasilony ból gardła, którym towarzyszy podwyższona temperatura i kaszel. Najczęściej tego typu dolegliwości związane są ze zwykłym przeziębieniem i nie wymagają specjalnego postępowania poza odpoczynkiem w domu i leczeniem farmakologicznym. Bywa jednak, że objawy te mogą być
związane z poważniejszymi chorobami laryngologicznymi, zwłaszcza jeśli występują często, a nie tylko raz w roku i nie poddają się standardowemu leczeniu. Wtedy należy skontaktować się z laryngologiem i wykonać odpowiednie badania. Do Szpitala Św. Wojciecha trafiają dzieci i osoby dorosłe. U najmłodszych najczęściej mamy do czynienia z przerostem migdałka gardłowego, a co za tym idzie nawracającymi infekcjami ucha środkowego. U dorosłych to przewlekłe zapalenie zatok, przewlekłe zapalenie migdałków podniebiennych, problemy z bezdechem sennym i chrapaniem. Oprócz tego zdarzają się pacjenci z wczesnymi objawami nowotworów głowy i szyi, ponieważ w szpitalu prowadzimy diagnostykę w tym kierunku. Coraz częściej pojawiają się też pacjenci wymagający zabiegów operacyjnych tarczycy. Wiele osób przychodzi z powodu niedosłuchu. Mamy tu w pełni wyposażone centrum diagnostyki słuchu zarówno u małych dzieci, jak i dorosłych, i jesteśmy w stanie zaproponować całą gamę nowoczesnych aparatów słuchowych bardzo często niewidocznych dla otoczenia.
37
o operacji. Jeżeli jednak pacjent ma wskazania do usunięcia migdałków w wieku lat 30 czy 40, to należy to zrobić. Pamiętajmy, że usunięcie migdałów po 15. roku życia nie ma nic wspólnego z ewentualną utratą ochrony immunologicznej, bo migdałki spełniają swoją funkcję do maksymalnie 12. roku życia. Poza tym obecnie obserwujemy lawinowy wzrost zachorowań na raka migdałka – związane jest to z infekcją wirusem brodawczaka ludzkiego. W Szpitalu Św. Wojciecha operujemy pacjentów, którzy zgłaszają się ze zmianami w obrębie gruczołów ślinowych. Operujemy tutaj również nowotwory niezłośliwe tarczycy, przy użyciu najnowocześniejszych metod. Należy pamiętać, że obecność guzków w obrębie tarczycy nie musi oznaczać usunięcia całej tarczycy i suplementacji hormonów do końca życia. Mogą to być zabiegi oszczędzające, polegające na usunięciu tylko jednego płata tarczycy. Dzięki systemowi monitorowania nerwu krtaniowego, który posiadamy w szpitalu możemy precyzyjnie i bezpiecznie wykonać tego typu zabieg minimalizując ryzyko uszkodzenia nerwu, co czasem zdarza się przy klasycznych operacjach. Co może nas zaniepokoić? Wszystkie objawy, które pojawiają się często i które utrzymują się pomimo zastosowanego standardowego leczenia. W przypadku kataru czy bólu gardła objawy powinny ustąpić po 10-14 dniach. Podobnie z bólem gardła. A jeśli utrzymują się dłużej? Jeśli chodzi o objawy ze strony nosa, to przedłużająca się infekcja lub jej zaostrzenie może świadczyć o przewlekłym zapaleniu zatok przynosowych, które wymaga oceny endoskopowej oraz wykonania tomografii komputerowej zatok. To badanie pokaże nam, czy trzeba zastosować ewentualne leczenie operacyjne. Co jeśli rzeczywiście zbagatelizujemy objawy? Mechanizm rozwoju przewlekłego zapalenia zatok to nie tylko infekcja, najczęściej występują tutaj predyspozycje anatomiczne w postaci zwężonych ujść zatok, skrzywionej przegrody nosa, a także na przykład alergia. Jeżeli nie podejmiemy w porę
leczenia, to jakość życia pacjentów będzie się pogarszała: utrudnione oddychanie przez nos może prowadzić do rozwoju bezdechu sennego, zaczniemy oddychać wyłącznie przez usta, zaczną pojawiać się częste infekcje górnych dróg oddechowych. Oczywiście w skrajnych sytuacjach może dojść do różnego rodzaju groźnych powikłań: ropnego zapalenia oczodołu, zapalenia opon mózgowych, a nawet ropnia mózgu. Dziś chcemy szybko wyzdrowieć i nie mamy czasu na pójście do lekarza, pewnie stąd takie podejście do infekcji. Poza tym boimy się interwencji specjalisty… Tu się nie ma czego bać. W Szpitalu Św. Wojciecha proponujemy pełną diagnostykę, na światowym poziomie. Mamy wysokiej klasy mikroskop do badania uszu, endoskopy do badania krtani, gardła dolnego, nosa i ujść zatok przynosowych. Badanie nie jest bolesne, natomiast zastosowanie nowoczesnych systemów optycznych pozwala na precyzyjne obejrzenie w dużym powiększeniu i wszystkich okolic anatomicznych, które są trudno dostępne w zwykłym badaniu. To pozwala trafnie postawić diagnozę. Co bardzo ważne – w trakcie jednej wizyty mogę skierować pacjenta od razu na tomografię komputerową zatok, po chwili omówić wyniki badania i zaproponować leczenie farmakologiczne bądź operacyjne. Przez to proces włączenia leczenia nie jest odwlekany. Jeśli chodzi o wyposażenie sali operacyjnej, tutaj również mamy bardzo nowoczesny sprzęt, system sal operacyjnych i układ jest niezwykle komfortowy zarówno dla pacjentów, jak i dla nas. Mamy najwyższej klasy system do operacji endoskopowych zatok wyposażony w tor wizyjny w systemie HD, jako jedni z nielicznych w Wielkopolsce mamy koblator – urządzenie do zimnej ablacji, które pozwala w sposób małoinwazyjny przeprowadzać zabiegi usunięcia migdałków podniebiennych. Metoda ma tę przewagę, że pozostawia torebkę migdałka na mięśniach gardła, przez co dolegliwości bólowe są dużo mniejsze. Muszę powiedzieć, że większość zabiegów usunięcia migdałków podniebiennych czy migdałków gardłowych u dzieci wykonywanych jest właśnie tą metodą i wszyscy bardzo ją chwalą. Poza tym technologia ta pozwala nawet na operowanie małych dzieci, do trzeciego roku życia. Oprócz tego w tej technice wykonujemy szereg zabiegów eliminujących chrapanie. A co z przegrodą nosową? Ciekawe jest to, że pacjenci po operacji przegrody nosowej nie narzekają na dolegliwości bólowe podczas samego zabiegu, ale po. Samo usunięcie opatrunku jest bolesne. W Szpitalu Św. Wojciecha stosujemy najnowocześniejsze opatrunki, które wykonane są z materiałów całkowicie biodegradowalnych. Pacjent następnego dnia po operacji wychodzi do domu z opatrunkiem, który po upływie 24-48 godzin ulega samorozpuszczeniu, a więc minimalizujemy dyskomfort pooperacyjny.
38
raport prestiżu
/
Tylko jedno takie miejsce Dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole to jedna z najważniejszych tradycji świąt Bożego Narodzenia. Dzisiaj przeznaczone jest dla wędrowca, kogoś, kto niespodziewanie zjawi się w naszym domu. Okazuje się, że nie tylko… Niektórzy zostawiają to miejsce dla bliskich, którzy odeszli, dla innych to symbol obecności Chrystusa. Bywa i tak, że czasem, niespodziewanie, ktoś zapuka do drzwi i miejsce to już nigdy nie będzie puste… tekst: Elżbieta Podolska | zdjęcia: Marek Kamiński, Sławomir Brandt, Fotolia
Z
wyczaj ten ma swoje korzenie w czasach pogańskich. To był czas przesilenia zimowego, który wyznaczał początek nowego roku. Już wtedy stawiano dodatkową miskę dla zmarłych, by zaskarbić sobie ich przychylność. Potem, kiedy przyjęto katolicką obrzędowość świąt Bożego Narodzenia, bardzej do niej pasowało to, że jest to miejsce dla wędrowca,
którego tego dnia przyjmiemy pod swój dach. Zwyczaj tak bardzo wszedł do naszej tradycji, że prawie w każdym polskim domu na wigilijnym stole stawiane jest jeszcze jedno nakrycie. I zdarza się, że rzeczywiście ktoś przy nim zasiada… Zapytaliśmy znanych poznaniaków dla kogo zostawiają wolne nakrycie przy wigilijnym stole.
39
Joanna Karlik-Knocińska, zarządza marką Volvo Karlik W moim domu od zawsze kultywujemy tradycję stawiania pustego talerza na wigilijnym stole, jednak nie zdarzyło się dotąd, ani w dzieciństwie w domu moich rodziców, ani w moim dorosłym życiu, aby ktoś w ten wyjątkowy wieczór zapukał do naszych drzwi. To puste miejsce ma dla mnie osobiście szczególne znaczenie, to takie „miejsce wspomnienie” zwłaszcza o bliskich, których z nami już nie ma, i z którymi nie możemy już spędzić świąt. Tego dnia bardziej niż kiedykolwiek odczuwam ich brak.
Tomasz Purol, szef kuchni restauracji hotelu Blow Up Hall 5050 Od wielu lat mój brat przebywa z rodziną w Irlandii. Kiedy zbliżają się święta, to już czekamy z rodzicami, aż ich cała trójka pojawi się w naszym rodzinnym domu i będziemy mogli wspólnie zasiąść do stołu. I tak naprawdę wolne nakrycie kojarzy mi się z nimi. Nie wyobrażam sobie świąt bez nich. To czas, kiedy wszyscy ludzie powinni być z najbliższymi, bo to jest w życiu najważniejsze.
Jagoda Kram, wokalistka zespołu Shalom Zostawiamy zawsze puste nakrycie dla kogoś, kto niespodziewanie zapuka do drzwi. Dla nieznajomego, tak jak mówi o tym tradycja.
40
Andrzej Lajborek,
Katarzyna Grochola,
aktor Teatru Nowego w Poznaniu
pisarka
Stawiam dla wszystkich osób nieżyjących z mojej rodziny. To są i rodzice, i żona, i brat, ale też moi sąsiedzi i nauczyciele. Wszyscy, którzy towarzyszyli mi w życiu krócej lub dłużej. Warto ich w tym niezwykłym dniu wspominać. Robię tak, że kiedy połamię się opłatkiem z tymi obecnymi przy stole, to potem jeszcze z dziesięć minut łamię się z tymi, których już nie ma. Z tymi, którzy mogliby zasiąść przy tym nakryciu, ale...
Wolne nakrycie u mnie przy stole jest przygotowane zawsze. Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to śmiesznie, ale przygotowuję je dla Chrystusa, który będzie akurat obok przechodził i zajrzy. Wiem, że to dla zagubionego wędrowca, ale ja tak sobie myślę, że może to będzie On albo może jakiś święty. Nigdy nie wiadomo, jaki cud wydarzy się w życiu. Moje życie obfituje w różne dziwne sytuacje i cuda.
Halina Zimmermann,
Agnieszka Różańska,
wokalistka
aktorka Teatru Nowego w Poznaniu
Zawsze wtedy myślę o tych, których znam, a którzy mają bardzo trudną sytuację i kieruję do nich zaproszenie i jest mi bardzo miło, kiedy korzystają z niego, a wtedy święta mają jeszcze większą wartość. Ten talerz stawiany dodatkowo ma ogromny sens. Rodzina się już przyzwyczaiła do tego, że ktoś może jeszcze usiąść przy stole i będzie to niekoniecznie przyjaciel, lecz ktoś, kto się zdarza właśnie tego jednego dnia. U nas to miejsce nie jest puste.
Zazwyczaj dla osób nam najbliższych, które odeszły, a teraz jest to szczególnie tata mojego męża. Ale dzięki temu nakryciu tata jest z nami, czujemy jego obecność, często go cytujemy, opowiadamy o tym, co lubił, co powiedział. Nie wyobrażamy sobie, by tego dodatkowego nakrycia mogłoby zabraknąć. Wigilię zawsze organizujemy na wsi i ten talerz czeka też na kogoś zagubionego, wędrowca, który zapuka do drzwi. Zdarzają się takie sytuacje.
41 Marta Klepka, dyrektor hotelu Blow Up Hall 5050 Rodzice zawsze dbali o to, abyśmy z siostrą były otwarte na innych ludzi i miały wokół siebie przyjaciół. Dla nas święta Bożego Narodzenia to magiczny czas i zwłaszcza w tych dniach chcemy mieć przy sobie najbliższych i dlatego w naszym rodzinnym domu do wigilijnej kolacji zasiadała nie tylko rodzina. Od kiedy pamiętam wigilię spędzali z nami bliscy przyjaciele rodziców. Była z nami przez lata pani Zuzanna, nazywana przeze mnie ciocią Zuzią, którą poznaliśmy mieszkając w Myśliborzu. Była naszą sąsiadką. Potem po naszej przeprowadzce do Gorzowa Wielkopolskiego tata w okolicach świąt jechał po ciocię Zuzię i spędzała z nami świąteczne dni. Była bardzo ciepłą i serdeczną osobą, która uczyła nas miłości do teatru i muzyki operowej. Później dołączył do nas wieloletni przyjaciel
taty – Stefan. Jest z nami do dziś. Wprowadza w nasze życie dużo humoru i jest głównym bohaterem wielu zabawnych anegdot. Zarówno dla mnie, jak i dla mojego męża przyjaźń jest ważna. I już dziś kontynuujemy tradycję wyniesioną z domu…
Michał Grudziński,
Piotr Andrzejewski (Peter Lukas),
aktor Teatru Nowego w Poznaniu, kabareciarz
aktor znany z filmów polskich i amerykańskich
Przygotowuję to miejsce z myślą, że może mama i ojciec przyjdą. I dla nich chyba głównie to robię. Mówi się, że jest to nakrycie dla wędrowca, a przez lata nikt do mnie nie zawędrował. Raz tylko przyszła sąsiadka, którą zaprosiliśmy do stołu. Jednak najczęściej myślimy o najbliższych, którzy odeszli, których już nie ma, a których chcielibyśmy mieć przy sobie i zaśpiewać z nimi kolędę. Kiedy dzieci wyszły już z domu, nie mam mamy, nie mam taty, to zjadam kolację, całuję żonkę, daję jej prezencik, szybko się przebieram za Gwiazdora i pędzę, bo mam zamówienia od kilku zaprzyjaźnionych sąsiadów.
Przyznam szczerze, że w związku z tym, że mieszkałem dość długo w Stanach Zjednoczonych, ten piękny zwyczaj nie jest podtrzymywany. Moja mama zawsze go celebrowała. Ja tę piękną tradycję kojarzę z niesamowitym wydarzeniem, bo pojawił się u nas właśnie w momencie wieczerzy i zasiadł do tego pustego talerza wujek, który nigdy wcześniej u nas nie był. To był szwagier mojej mamy, mieszkający w małej wiosce. Postanowił wsiąść do pociągu i przyjechać. I wtedy zrozumiałem potrzebę kultywowania tej tradycji. Teraz, kiedy wróciłem do Polski, chciałbym go znowu wpoić moim synom. Nie wiem, czy tak robimy tylko w Polsce, ale jest to piękny zwyczaj pojednania, wyjścia naprzeciw ludziom, którzy tego potrzebują. Tak naprawdę nigdy nie myślałem o tym, kto ma przy nim usiąść, po prostu zawsze było to miejsce dla kogoś, kto się pojawi.
42
moda
/
Bielizna idealna Anna Rubach-Hamela – przedsiębiorcza kobieta zarządzająca salonami z bielizną w Środzie Wielkopolskiej i Śremie pod jakże tajemniczą nazwą CHABUR. W ofercie jej butików kobiety znajdą rozmiary biustonoszy od 60 cm do 115 cm pod biustem i miseczki od A do K. Najważniejszy jest nie sam produkt, a właśnie klientki, dlatego w salonach pracują tylko wyszkolone brafitterki, które specjalizują się w profesjonalnym doborze bielizny w każdym rozmiarze, a ułatwia to szeroki asortyment wielu marek tekst: Katarzyna Ziomek / Wizerunek w kolorach
Z
bliżają się święta Bożego Narodzenia, najbardziej radosny czas w całym roku. Dzieci z utęsknieniem czekają na choinkę, przybycie Gwiazdora. Ale i dorośli bardzo cieszą się ze świąt – i to wcale nie tylko z powodu kilku wolnych dni od pracy. Dla kobiet jest to okres szczególny – chwila relaksu, ale i też wzmożonych działań w domu i pracy. Rodzinne kolacje, firmowe spotkania, wszystko to wymaga przygotowań i najważniejsze, aby te świąteczne kreacje i stylizacje były eleganckie, a zarazem kobiece. Jednak co z bielizną? Przecież to właśnie od niej zależy doskonałe samopoczucie każdej kobiety i nienaganna sylwetka. Prezent w postaci pięknej bielizny, nieważne od kogo, a może samej siebie, będzie doskonałym sposobem na poprawienie humoru i wprawienie się w świąteczny nastrój. Nikt lepiej nie zna przecież własnych potrzeb i pragnień, jak my same. Co wybrać? To już kwestia gustu i indywidualnych preferencji – może coś, czego jeszcze nie ma
43
Doskonała sylwetka to marzenie każdej pani – szczególnie gdy w grę wchodzą dopasowane i obcisłe kreacje. Drobne mankamenty można zamaskować odpowiednią bielizną modelującą czy kobiecym body. Taka bielizna przyda się na wigilijny czas, ale to jednocześnie doskonała inwestycja na sylwestra, gdy sprawdzi się w czasie noworocznego balu. w szafie? Coś z nowości? A może odrobina szaleństwa? Doskonała sylwetka to marzenie każdej pani – szczególnie gdy w grę wchodzą dopasowane i obcisłe kreacje. Drobne mankamenty można zamaskować odpowiednią bielizną modelującą czy kobiecym body. Taka bielizna przyda się na wigilijny czas, ale to jednocześnie doskonała inwestycja na sylwestra, gdy sprawdzi się w czasie przygotowań do noworocznego balu. Biała elegancka koszula wraca do łask i jest często elementem świątecznej kreacji. Na firmowym spotkaniu wigilijnym będzie to idealny akcent. Aby jednak lekka, biała koszula wyglądała idealnie, bielizna nie może się odznaczać spod materiału. Do tego celu najlepszy będzie biustonosz w cielistym kolorze. Zapraszamy serdecznie do salonów bielizny CHABUR oraz sklepu online Chabur.pl oraz kolejnych inspiracji, które przedstawimy Państwu w następnych wydaniach „Poznańskiego prestiżu”.
44
uroda
/
Kompleksowa pielęgnacja ciała w Instytucie Salamandra Zima to czas, kiedy zamiast biegać czy uprawiać inny sport wolimy schować się pod ciepłym kocykiem. Zimno, wiatr i mróz sprawiają, że nie chce się wychodzić z domu, warto jednak zadbać o swoje ciało, bo przed nami święta, sylwester i karnawał. Instytut Salamandra pomoże wyszczuplić ciało i przywrócić mu idealny wygląd tekst: Renata Zielezińska
Zabiegi dla ciała W zależności od potrzeb i oczekiwań klientów możemy zaproponować innowacyjne zabiegi wykonane nowatorskimi i najwyższej jakości urządzeniami, które wyróżniają bezinwazyjne technologie. – Jednym z nich jest masaż próżniowy wykonywany najnowszym na rynku aparatem Icoon z laserem biostymulacyjnym. Innym jest aparat Coaxmed, który posiada kilka technologii. Z jego pomocą możemy przykładowo wykonać kawitację ultradźwiękową, która rozbija tkankę tłuszczową czy kriolipolizę, która jest nieinwazyjną metodą usuwania tkanki tłuszczowej.
Ekspresowe odchudzanie W dzisiejszych czasach chcielibyśmy chudnąć w szybkim tempie. Wydaje nam się to niemożliwe, ale istnieją takie „magiczne” sposoby zrzucania nadmiernego tłuszczyku, potwierdzone przez wiele zadowolonych klientek Instytutu Salamandra. – Mamy do dyspozycji treningi personalne EMS, których atutem jest ekspresowy czas trwania treningu (20 minut), natomiast wysiłek porównywalny jest
z dwiema godzinami intensywnych ćwiczeń na siłowni. Muszę wspomnieć, że klientki osiągają świetne efekty, kiedy po zabiegu na urządzeniu schodzą do salki na ćwiczenie. Wtedy jeszcze szybciej dochodzi do spalania tego, co zostało usunięte z komórek tłuszczowych podczas zabiegu wykonanym Coaxmedem lub Icoonem – mówi Barbara Salamandra. Pragniesz pozbyć się cellulitu lub ujędrnić ciało? To propozycje idealne dla Ciebie! Instytut Salamandra dostrzega potrzeby każdego klienta. Jeśli z jakichś przyczyn nie możesz skorzystać z opisanych wcześniej urządzeń, wybierz odchudzające masaże manualne. Aby kompleksowo zadbać o ciało, Instytut Salamandra zaprasza na konsultacje dietetyczno-holistyczne, podczas których dietetyczka łączy tradycyjną dietetykę z elementami medycyny chińskiej, aby zapewnić klientkom najbardziej satysfakcjonujące rezultaty.
Prezent na Mikołajki i pod choinkę Nie masz pomysłu na prezent dla najbliższych, a pragniesz im ofiarować coś wyjątkowego? Zamiast niepotrzebnego gadżetu, który obdarowana osoba wrzuci do szafy, podaruj jej wyjątkowe chwile. Sprezentuj najbliższym Piękny Podarunek w postaci świątecznego vouchera na zabiegi w Instytucie Salamandra. Prezent ten sprawdzi się również jako alternatywa nowoczesnego wynagrodzenia pracownika, programu premiowego dla klienta, partnera biznesowego czy też może być formą podziękowania. Przyjdź, a przygotujemy indywidualną ofertę dla Twojej firmy. Bądź piękna z Instytutem Salamandra: www.instytutsalamandra.pl
FOT. INSTYTUT SALAMANDRA
W
Instytucie Salamandra, znajdującym się w Poznaniu przy ulicy Grunwaldzkiej, zrodziła się fantastyczna inicjatywa. Jest ona odpowiedzią na to, czego nie akceptujemy w swoim wyglądzie. Projekt ten polega na przyjrzeniu się problemom pacjentki oraz omówieniu jej oczekiwań. Po konsultacjach z kosmetologiem oraz analizie składu ciała, która wykonana jest specjalnym innowacyjnym urządzeniem, zostają dobrane indywidualnie programy pielęgnacyjne dostosowane do potrzeb danej osoby.
46
prestiżowy
lokal
/
Delikatesy Zagrodnicza Monika Gellert ul. Literacka, 60-461 Poznań awsze marzyła o własnej cukierni. Po dwudziestu latach pracy w korporacji, wspólnie z marką Zagrodnicza, we wrześniu 2016 roku, stworzyła wyjątkowe delikatesy na terenie poznańskiej prestiżowej dzielnicy – Strzeszynie Greckim. Nazywają się Delikatesy Zagrodnicza Monika Gellert. Przyjeżdżają do niej klienci z całego miasta, a nawet z Warszawy i Gorzowa Wielkopolskiego. Wszędzie panuje porządek, na półkach towary wysokiej jakości, ściągane od najlepszych polskich lokalnych producentów. Flagowym produktem jest sernik domowy i chleb firmowy. Klienci przychodzą tutaj codziennie po wspaniały chleb, doceniają miłą obsługę i – jak sami mówią – czują bijące tu serce. – W ofercie mamy też chleb wiejski, domowy, czyste ziarno polecane dla kobiet na diecie – mówi Monika Gellert. – Jest żytni, razowy, jaglany, pomidorowy, owocowy, graham, rustykalny, kresowy, gwarek, IG dla diabetyków, na czystym zakwasie. Proponujemy też wyśmienite tarty na słodko z malinami i czekoladą, z ciemną czekoladą i rumem, kajmakowo-budyniową oraz gruszkę zapiekaną pod pierzynką, a także w wersji na słono: ze szpinakiem, z serem gorgonzola i gruszką, łososiem. Wszystkie te produkty pochodzą oczywiście z Zagrodniczej. Dodatkowo na półkach znajduje się ponad 50 rodzajów herbat, 30 rodzajów kaw z całego świata, naturalnie słodzone słodycze, wyroby mleczarskie prosto od gospodarza, czyli serek biały, jogurt naturalny, mleko. W delikatesach kupić można włoskie szynki i sery, wyroby nadwarciańskie, szynki od Maryniaka bez konserwantów, 35 rodzajów wód mineralnych i chleby bezglutenowe. Są wszystkie rodzaje mleka: owsiane, ryżowe, migdałowe,
kokosowe, bez laktozy i oczywiście tradycyjne. Codziennie kuszą świeże owoce i warzywa, 13 rodzajów mąk, m.in.: orkiszowa, razowa, owsiana, z ciecierzycy, a nawet kokosowa i bezglutenowa. Sezonowo w delikatesach u Moniki Gellert dostępne są Rogale Świętomarcińskie. – W tym roku wysłaliśmy je do Singapuru, Niemiec, Szwecji i Dublina – dodaje właścicielka. – Oczywiście to wszystko byłoby niemożliwe, gdyby nie fantastyczna obsada, z którą pracuję, a sukces zawdzięczamy naszym wymagającym klientom, którym wychodzimy naprzeciw i spełniamy ich oczekiwania. Poza zakupami można tutaj napić się pysznej kawy i zamówić kanapkę – na miejscu lub zabrać ze sobą do pracy czy szkoły. Kanapki robione są na oczach klientów, z różnymi dodatkami: trzema rodzajami sera, szynką, salami, łososiem, pastą bazyliową, z ogórkiem zielonym lub kiszonym własnej roboty, pomidorem i sałatą. Najnowszym dostępnym produktem są owoce w miodzie od poznańskiego producenta BeHarmony i chrzany własnej roboty bez dodatku kwasku cytrynowego. Są tez powidła strzeleckie, smażone w miedzianych kotłach, doskonałe dżemy, węgierska kiełbasa prosto z Węgier oraz oryginalna oliwa z oliwek extra virgin Bertolio z Hiszpanii, nowość na rynku. Do 18 grudnia można składać także zamówienia na wyroby świąteczne: makowiec tradycyjny zawijany, makowiec zawijany z kruszonką, sernik z bezą i brzoskwiniami, domowy, strucle.
FOT. MATERIAŁY PRASOWE
Z
48
đ&#x;Ą
Paweł Rozmiarek
od kuchni
/
Wigilia smaków w Szarlotta Bistro Święta Boşego Narodzenia to wyjątkowy czas. Juş niedługo wszyscy usiądziemy do uroczystej kolacji. Na stole, jak co roku, pojawią się m.in.: karp, kapusta z grzybami, makiełki. A moşe by tak odświeşyć wigilijne menu i ugotować coś innego? Wraz z kucharzami z Szarlotta Bistro postanowiliśmy trochę odczarować wigilijny stół, wciąş dochowując wierności tradycji tekst: Joanna Małecka  |  zdjęcia: Sławomir Brandt
C
ała ulica Świętosławska na Starym Rynku pachnie kapustą z grzybami i świeşą rybą. Jest godzina 8:00. Paweł Rozmiarek, szef kuchni, kroi szalotki i zieloną pietruszkę. Tatar ze śledzia wymaga jeszcze drobnych poprawek. – Zorba, trzeba poszatkować pietruszkę – woła do Marcina Rusiewicza. – Moment, wydaję tatar! – odpowiada Zorba. Na talerzu pojawia się tatar ze śledzia z pumperniklem. Wygląda wspaniale. Na stole lądują sztućce, obok mnie siada Natalia Matuszczak, właścicielka Szarlotta Bistro. Stworzyła to miejsce z męşem Sławkiem, z miłości do gotowania, ale takiego prawdziwego – z serca. To miejsce, gdzie doskonała kuchnia łączy dwa kraje – Polskę i Francję. Dania są proste, przygotowywane
z najlepszych, lokalnych składników, a karta zmienia się sezonowo, kiedy na rynku pojawiają się świeşe produkty. – Gotujemy na wywarach, wszystko przygotowujemy od podstaw. Sami robimy makaron, wypiekamy pieczywo – mówi Natalia Matuszczak. – Pamiętam, kiedy jeszcze rok temu wykańczaliśmy ten lokal. Wszystko było w proszku. Malowaliśmy i kładliśmy tapety własnoręcznie. – Oj tak, pamiętam – wtrąca się z kuchni Paweł Rozmiarek. – Znajomi, którzy przyszli nas odwiedzić, najpierw myśleli, şe to nasz lokal – mój i Bartka Budzyńskiego,
z którym współpracuję juş kilkanaście lat i w sumie rozumiemy się bez słów. Staliśmy tu wszyscy umazani farbą, w brudnych rzeczach, bo kaşdemu zaleşało. I proszę, udało się. Menedşerką Szarlotta Bistro jest Joanna, przyjaciółka właścicieli. Joanna pochodzi z rodziny gastronomicznej i wychowała się w kultowej restauracji Kresowa. Przez lata szkoliła swoje umiejętności w najlepszych restauracjach w Genewie, Paryşu, Nicei i Lyonie. Swoje doświadczenie wykorzystuje przy organizacji imprez firmowych i rodzinnych. – I robi to naprawdę świetnie – chwali ją Natalia Matuszczak. Całość restauracji dopełnia wystrój opierający się na luźnej elegancji, co sprawia, şe jest to naprawdę miejsce wyjątkowe‌ Wystarczyła dosłownie minuta, şeby tatar zniknął z naszych talerzy.
Wigilia po nowemu – Jedzcie, bo za chwilę będą pielmieni z kapustą i grzybami – woła z kuchni Paweł. Na patelni ląduje masło, szalotki, kapelusze borowików, przyprawy, a na samym końcu śmietana. Pieroşki juş gotowe – Zorba czeka,
şeby dopełnić je resztą. Pachnie obłędnie. Szef kuchni z uśmiechem na ustach delikatnie przekłada danie na talerz. Obok, na desce leşą juş świeşo pokrojone owoce, które za chwilę trafią do szynki świątecznej. Na palnikach patelnia gotowa na przyjęcie sandacza. – Znam wiele osób, które nie lubią karpia i zawsze zastanawiają się, jaką rybę przygotować na kolację wigilijną – tłumaczy Paweł Rozmiarek. – Postanowiłem im trochę pomóc i dziś zaserwuję sandacza z pierogami z kapustą i sosem piernikowym. Nad patelnią unosi się korzenny zapach, sandacz juş lekko zarumieniony. Panowie biegają od stołu do palnika, şeby zdąşyć ze wszystkim. Na desce powstają juş makiełki w ravioli, które uzupełnią nasz wigilijny stół. – Chcesz spróbować? – pyta Paweł i idzie w moim kierunku z talerzem z szynką złotnicką, która za chwilę stanie się kolejnym daniem świątecznym. – To najlepsze mięso wieprzowe, na którym moşna pracować. I pochodzi z Wielkopolski. Rzeczywiście, smakuje obłędnie. Do Szarlotta Bistro wchodzą kolejni goście. Część schodzi na dół, do ogromnej, ale przytulnej sali, gdzie czeka rozpalony kominek
49 
đ&#x;ĄŻ
Marcin Rusiewicz
50
i z głośników leci łagodna muzyka. Jedni zamawiają kawę, inni raczą się wyśmienitym sernikiem i szarlotką, wypiekanymi na miejscu, w ich własnej cukierni. Para przy stole pod oknem zamawia śniadanie, a kobieta przy barze ma ochotę na wyśmienitą przystawkę, czyli malutkie pierożki z dzika, z sosem jałowcowym, karmelizowaną dynią i jarmużem. – Smakuje mi, makiełki w ravioli są pyszne – mówię do szefa kuchni, a on posyła mi uśmiech. – A wiesz, co dla mnie jest najpiękniejszą nagrodą w tej pracy? Kiedy komuś smakuje i reaguje tak jak Ty. Wtedy wiem, po co to robię – odpowiada.
Polsko-francuska kompozycja Paweł Rozmiarek jest jedynym kucharzem w kraju, który dwukrotnie wygrał Kulinarny Puchar Polski. Startował w kilkunastu innych konkursach, odbył szkolenie we francuskim Lyonie. Dziś zasiada w jury najlepszych konkursów kulinarnych i to on ocenia. Kiedy po raz pierwszy trafił do Bistro Szarlotta, chciał uciec.
Przeraziła go niewielka, otwarta kuchnia, bo do tej pory pracował w znacznie większych i zamkniętych dla gości. No i schody do drugiej kuchni, bo wyobraził sobie, jak będzie musiał biegać. – Przespałem się z tym i finalnie uznałem, że warto podjąć wyzwanie – mówi szef kuchni. – Poza tym widziałem, że w przeciwieństwie do innych restauracji tutaj nie ma nadęcia i mogę skupić się na gościu, a na tym zależy mi najbardziej. Rzeczywiście, w restauracji jest przyjemnie. Czerwone cegły po poprzednim lokalu przemalowano na biało, nadano mu charakter francuskiego bistro. Jest piękny, wyrzeźbiony bar, wygodne fotele, krzesła. Z sufitu zwisają ozdobne lampy, na ścianach wiszą obrazy, tablice z menu lunchowym, błyszczy się szkło. Menu zostało dopracowane od samego początku. Kucharze gotują na oczach klientów. – Jestem zwolennikiem świnki złotnickiej i serwujemy jej różne modyfikacje – czy to w postaci pasztetu, czy marynowanego boczku z musem z dyni i gołąbkiem z włoskiej kapusty. Z drobiu
– Jedzcie, bo za chwilę będą pielmieni z kapustą i grzybami – woła z kuchni jej szef, Paweł Rozmiarek. Na patelni ląduje masło, szalotki, kapelusze borowików, przyprawy, a na samym końcu śmietana. Pierożki już gotowe – Marcin Rusiewicz czeka, żeby dopełnić je resztą. Pachnie obłędnie. Na palnikach patelnia gotowa na przyjęcie sandacza. – Znam wiele osób, które nie lubią karpia i zawsze zastanawiają się, jaką rybę przygotować na kolację wigilijną – mówi Paweł. mamy wyselekcjonowanego kurczaka, z ryb doradę z salsą z mango i do tego świeże, sezonowe dodatki – mówi Paweł. – Połączenie kuchni polskiej z francuską wychodzi idealnie. Wbrew pozorom są one bardzo zbliżone do siebie i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Przykładowo, wspomnianą już świnkę można podsmażyć, udusić i polać sosem, który jest wykończony masłem, tak po francusku. I tak oto mamy połączenie dwóch krajów. (śmiech)
Mistrz Rozmiarek w Szarlotta Bistro Paweł już od końca szkoły podstawowej wiedział, że chce być kucharzem. – Moim sąsiadem był wtedy jeden z najlepszych kucharzy, Leszek Gryka, i to on podpowiedział mojemu tacie, że jeżeli marzę o byciu kucharzem, to najlepiej będzie, jak zacznę od szkoły zawodowej – mówi. – Pamiętam, jak wezwano mnie do szkolnego psychologa, który zapytał z niedowierzaniem, dlaczego wybrałem szkołę zawodową, a nie liceum jak wszyscy – opowiada szef kuchni Szarlotta Bistro. – A ja po prostu stwierdziłem, że będę gotować. I tak będąc w szkole trafiłem do Hotelu Park, gdzie dostałem prawdziwą szkołę życia. Podczas gdy w domu smażył schabowe z kapustą, w pracy mógł jedynie szatkować surówki. Był 1998 rok. Potem przyszedł pierwszy konkurs – Wielkopolskie Igraszki Kulinarne, w którym wystartował i… wygrał. Tematem było jajko. – Wbrew pozorom bardzo trudny temat – przyznaje Paweł Rozmiarek. W Park Hotelu dużo się nauczył. Jeździł na szkolenia, bez przerwy się rozwijał. Rafał Jelewski i Dominik Brodziak, których tam poznał, to jego autorytety kulinarne. – Byłem zastępcą Rafała w Hotelu Park, potem w tej samej konfiguracji pracowaliśmy w Brovarii – mówi. – Chciałem się jeszcze wiele od niego nauczyć. Niestety, zginął tragicznie w 2013 roku. Nauczył mnie pokory, a to w tym zawodzie jest bardzo ważne. I to on wprowadził mnie do kuchni. Pamiętam, że kiedy do niego trafiłem, był zasadniczy, stanowczy. Wręczył mi wiaderko, płyn i szmatę, i miałem sprzątać. Dopiero w drugiej klasie szkoły pozwolił mi
51
samodzielnie przygotować coś w kuchni. Nauczył mnie pracować na najwyższej jakości produktach, które trzeba trzy razy obejrzeć, sprawdzić i dotknąć. I takie właśnie mamy tutaj. Dziś w Szarlotta Bistro serwuje wspaniałe dania. Jest zwolennikiem prostej kuchni, ale nie gotuje sztampowo. Lubi kreatywność. Menu wymyśla najczęściej rano. Łączy smaki i próbuje. Po pracy wraca do domu, gdzie gotuje dalej, tym razem dla swoich dzieci i żony, chociaż te i tak wolą zupę pomidorową mamy…. W wolnej chwili gra na organach i śpiewa w chórze. Mimo napiętego grafiku znalazł czas i dla Państwa, i specjalnie dla Was przygotował kilka potraw na wigilijny stół, które można ugotować w domu. Życzymy smacznego!
Tatar ze śledzia z pumperniklem Składniki: • • • • • • •
Śledź á la matias Cebula Oliwa Pomidor suszony Kapary Szalotka Crème fraîche
320 g 30 g 100 ml 40 g 40 g 40 g 80 g
• • • • • • • •
Koperek Sól Pieprz Ogórek zielony Pumpernikiel Śliwka Miód Suszone czarne oliwki
10 g 5g 3g 50 g 120 g 100 g 20 g 5g
Przygotowanie: Namoczonego śledzia marynujemy w cebuli i oliwie dwa dni. Odsączamy i kroimy w kostkę razem z pomidorem, kaparami i szalotką, łączymy ze śmietaną, przyprawiamy i formujemy na wyciętym kawałku pumpernikla. Ze śliwek i miodu przygotowujemy coulis, przecieramy. U góry posypujemy pudrem z suszonych oliwek.
52
Pielmieni z kapustą i grzybami Składniki:
Przygotowanie:
Ciasto pierogowe: • Mąka • Jaja • Masło • Sól
0,2 kg 2 szt. 10 g 2g
Kapusta: • Kapusta kiszona • Grzyby suszone • Cebula • Masło • Liść laurowy • Ziele angielskie
100 g 10 g 30 g 20 g 5g 5g
Sos: • Śmietanka 30% • Pasta truflowa • Borowik • Skorzonera • Żurawina • Wino czerwone • Pestki słonecznika • Sól • Pieprz
50 g 3g 40 g 40 g 20 g 20 g 5g 5g 2g
Z mąki, jajek i masła przygotowujemy ciasto. Grzyby namaczamy, kroimy w paski i zasmażamy z cebulą na maśle, dodajemy kapustę i gotujemy. Z ciasta i kapusty formujemy pielmieni. Gotujemy w osolonej wodzie. Następnie delikatnie zasmażamy na maśle podlewając śmietanką z truflą. W międzyczasie zasmażamy borowika, skorzonerę i namoczoną w czerwonym winie żurawinę, nakładamy na pielmieni, posypujemy pestkami słonecznika.
Makiełki w ravioli Składniki:
Przygotowanie:
Ciasto jak do pielmieni
Przygotowujemy ciasto, mak namaczamy, gotujemy, mielimy, dodajemy bakalie, gotujemy, przyprawiamy miodem. Z ciasta i farszu formujemy ravioli. Podajemy z musem z marchwi i karmelizowanym pieczonym burakiem.
Nadzienie: • Mak biały • Mleko • Śliwka suszona • Morela suszona • Orzechy laskowe • Orzech włoski • Żurawina susz • Rodzynki • Miód
100 g 50 g 20 g 20 g 15 g 15 g 15 g 15 g 20 g
Mus z marchwi: • Marchew • Śmietanka • Wywar drobiowy
100 g 50 g 30 g
• Burak • Miód
150 g 20 g
53
Sandacz z pierogami z kapustą i sosem piernikowym Składniki: • Sandacz filet • Klarowane masło
Przygotowanie: 120 g 10 g
Pierogi: • Ciasto jak na pielmieni 200 g • K apusta z grzybami jak na pielmieni 100 g • • • •
Żółty burak Masło Miód Płatki migdałów
Sos piernikowy: • Wywar rybny 100 g • Miód 20 g • Przyprawa korzenna 5 g • Imbir, goździk, cynamon, gałka muszkatołowa • Masło 20 g
Z kapusty i ciasta przygotowujemy pierogi i gotujemy, buraka pieczemy i pokrojonego w krążki zasmażamy i karmelizujemy z miodem. Sandacza smażymy na klarowanym maśle od strony skóry. Przygotowujemy sos, zaciągamy masłem. Układamy na talerzu, rybę posypujemy solą w płatkach.
150 g 20 g 15 g 10 g
Szynka świąteczna Składniki: • • • • • • • • • • • • • • • •
Szynka ze świni złotnickiej 1 kg Pomarańcza 100 g Grapefruit 100 g Liście laurowe 5g Ziele angielskie 5g Jałowiec 2g Goździki 2g Sól 5g Pieprz 3g Włoszczyzna 100 g Wino czerwone 100 ml Koncentrat pomidorowy 20 g Kapusta modra 1 główka Jabłka 300 g Szalotka 50 g Smalec 20 g
Kopytka: • Ziemniaki • Mąka pszenna • Mąka ziemniaczana • Jajko
1 kg 0,3 kg 0,05 kg 1 szt.
• Żółty burak pieczony karmelizowany
50 g
Przygotowanie: Szynkę marynujemy w cytrusach i ziołach przez 2 dni, następnie obsmażamy, dodajemy warzywa i zasmażamy z koncentratem pomidorowym, podlewamy winem czerwonym oraz wywarem warzywnym i dusimy do miękkości. Mięso wyciągamy, sos redukujemy do uzyskania mocnego smaku, zaciągamy masłem. Mięso kroimy na plastry, zapiekamy z pomarańczą i grapefruitem. Przygotowujemy kopytka, gotujemy. Zasmażamy kapustę modrą z szalotką i smalcem, doprawiamy octem winnym, solą i miodem. Wszystkie gorące składniki układamy na talerzu, polewamy sosem z pieczeni i dekorujemy.
54
s pacerem po
dzielnicy
/
Wola (nie) tylko dla lotników Kiedyś naleşała do Jeşyc. Wyodrębniona administracyjnie w latach 90., dziś trochę zapomniana. To na Woli są Fort VII, który otrzymał rekordową dotację na modernizację, wciąş działające Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne, tor dla BMX-ów, hipodrom i lotnisko Šawica. I to właśnie na Woli mieszkają piloci, którzy do dziś organizują nocne loty tekst i zdjęcia: Joanna Małecka
đ&#x;ĄŽ
Fort VII
S
łońce delikatnie pada na Muzeum Martyrologii Wielkopolan Fort VII. Przy bramie pali się kilka zniczy. Kilku męşczyzn przechadza się leniwie przed wejściem robiąc zdjęcia. Mokre jeszcze liście leşą na chodniku. Trzeba uwaşać,
şeby się nie poślizgnąć. Magda Nowecka z grupą przyjaciół zaczynają fotograficzny spacer po Woli. – Chodź, dołącz do nas – mówią, a ja oczywiście doklejam się do grupy. Na dziedzińcu muzeum słychać jeszcze strzały i czuć strach więzionej tu inteligencji. Brama prowadząca do fortu wciąş przeraşa, a w głowie przenikają się obrazy. To jeden z osiemnastu obiektów, który wchodził w skład Twierdzy Poznań. Budowany w latach 1876-1880 jako obiekt militarny nie spełnił do końca swoich załoşeń.
Na Woli ginęli Polacy‌ W październiku 1939 roku utworzono tutaj obóz koncentracyjny. Wiąşe się z nim na tyle trudna historia, şe sami Niemcy mówili o nim, şe jest to obóz krwawej zemsty. Zginęło tu ok. dwadzieścia tysięcy Wielkopolan. Byli rozstrzeliwani, torturowani, wieszani, zrzucani ze schodów lub umierali z powodu cięşkich warunków panujących w celach więziennych. W obozie juş w październiku 1939 roku po raz pierwszy w Europie uşyto gazu do mordowania ludności cywilnej. W bunkrze 17 zamordowano ok. 400 pacjentów i personel medyczny szpitala psychiatrycznego w Owińskach oraz oddziału psychiatrycznego szpitala przy ul. Grobla w Poznaniu. Mało kto wie, şe Fort VII w Poznaniu był pierwszym obozem koncentracyjnym na terenie Polski. W przyszłym roku rozpocznie się modernizacja obiektu, dzięki której wróci do wyglądu z 1939 roku. Poznań uzyskał 11,4 mln zł dotacji z funduszy unijnych na projekt zachowania, ochrony i udostępnienia zamkniętych dotąd obiektów fortu. Prace zakończą się za dwa lata. Krzyş nad bramą główną wciąş przypomina szubienicę i‌
kawał naszej historii. Wokół Fortu VII rozciąga się park. Nie ma tu wybrukowanych uliczek ani ławek. Po śliskich liściach moşna wspiąć się na samą górę, z której rozciąga się widok na starą fosę. W płocie jak zwykle wyrwana dziura – znowu jakiś złomiarz potrzebował na chleb‌ Z kaşdej strony leşą połamane drzewa, w jednej z alejek biega wolno pies. – Chodź tutaj, zostaw państwa – woła za nim męşczyzna w średnim wieku.
‌i do dziś nie ma tu autobusu‌. Wychodzimy na osiedle Lotników Wielkopolskich. Ulice tu podzielone są na cztery grupy: te związane z lotnictwem, od nazwisk pilotów, największych konstruktorów polskiego lotnictwa, od rzek i pasm górskich. Główna zabudowa na Woli to domy jednorodzinne lub szeregowe. Obok wyrasta osiedle Nowe Ogrody. Nigdy nie jeździł tutaj tramwaj ani autobus. – Chcielibyśmy, şeby w końcu ktoś doprowadził do osiedla chociaş jedną linię autobusową, ale na razie nic z tego. Moşe kiedy to osiedle powstanie, miasto coś zrobi w tym temacie – mówią mieszkańcy. Po urokliwych uliczkach przejeşdşają samochody. Słońce grzeje pomimo późnej jesieni. Dwóch męşczyzn gra w tenisa na Lotniskowcu. To obiekt, z którego moşna korzystać za darmo. – Robimy tutaj spotkania sąsiedzkie – mówi Magda, która mieszka na osiedlu Lotników Wielkopolskich. – Były podchody halloweenowe, a 9 grudnia w Nowych Ogrodach odbędzie się świąteczne spotkanie na nieodpłatnie udostępnionej przestrzeni od dewelopera.
‌są za to opuszczone tory kolejowe‌ Osiedla dzielą tory kolejowe. Jeszcze dziesięć lat temu dojeşdşały tu pociągi. Dziś na dukcie leşą resztki potłuczonego szkła. Papiery, regularnie sprzątane przez mieszkańców, rozwiał wiatr. Zostały po sobotniej imprezie. Po obu stronach
55 
wykopu rosną drzewa, krzewy, dzieci układają kamienie. Cisza i spokój. A moşna by było wstawić tu stary wagon i zrobić z niego centrum kultury‌ Gdy idzie się wzdłuş torów słychać lądujące samoloty. Nikomu nie przeszkadzają. Po prawej stronie wyrastają hangary Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych. Istnieją od 1945 roku. To tutaj kiedyś dojeşdşały pociągi z czołgami. Naprawia się tu sprzęt pancerny, gąsienicowy. Z poziomu torów nie widać, czy na plac właśnie nie wyjechał jakiś czołg. Grupa fotograficzna, z którą spaceruję skręca w lewo. Na wojskowych nieuşytkach wznosi się kilka górek, wydeptany piach, specjalnie przygotowane ścieşki zjazdowe. Jeszcze kilka godzin temu biegały tu dziki. – Tanki Trails to poznańskie hopy z piętnastoletnią historią – mówi Natalia Rogowska. – Spotykają się tu pasjonaci BMX-ów, którzy trenują akrobacje. Zapoczątkował to Michał, potem dołączyli znajomi. Obszar jest przez nich utrzymywany przez cały rok.
‌działki‌ Dalej, w kierunku lotniska, ogródki działkowe. Błoto takie, şe cięşko przejść. ŝeby dostać się na drugą stronę nie da się nie wdepnąć w kałuşę. Pan Stefan właśnie wyprowadza rower. Rozgląda się wokół. – Nie wiem, czy przejadę – śmieje się. – Pani zobaczy, trochę deszczu i nie idzie się stąd wydostać. Działkę ma tutaj od 1964 roku. Pokazuje na stos leşących przy drodze gałęzi: – Tutaj był kiedyś poligon, a teraz widzi Pani, same nieuşytki. Tu nigdy nie jest spokojnie, bo przecieş latają samoloty. Czasami trafi się F16. Wiele lat słuşyłem w lotnictwie, więc absolutnie mi to nie przeszkadza. Idźcie zobaczyć, czy coś nie ląduje.
đ&#x;ĄŻ
Tank Trails
Potem powiedzą, że to nielegalne. A ja po prostu tutaj trenuję. Na murze powstaje kolejny obraz, który – jak w przypadku każdego grafficiarza – jest jego imieniem lub ksywą. Wygląda imponująco. Tory za chwilę się kończą. Dukty są coraz bardziej śliskie, więc wychodzimy na asfalt pod ulicą Dąbrowskiego. Na górze, na rogu ulicy Skalskiego dom. Kiedyś mieszkała tu Urszula Sipińska.
56
…stare lotnisko wojskowe…
...pas startowy lotniska… Przy płocie okalającym drogę zejścia samolotu wysoki, kolczasty płot. Lądują małe samoloty, jeden za drugim. Kilka rodzin wysypało się właśnie z samochodów. – Zobaczcie, jak pięknie, schodzą nam nad głowami – mówi grupa dzieciaków. Rzeczywiście, droga naprowadzania znajduje się pomiędzy ogródkami działkowymi. Można stąd zobaczyć pas startowy. – Pani, kiedy tu duża maszyna ląduje, to jest dopiero widok, jakby na głowie siadała – opowiada mężczyzna spacerujący z psem. Magda Nowecka zamyślona patrzy w niebo. – Któregoś dnia, późnym wieczorem zabrałam się za porządki w domu. Włączyłam radio, a tu nagle słyszę dialog pilota z wieżą kontroli lotów, która go naprowadza. Zwątpiłam – mówi. – Któregoś dnia z kolei widziałam, jak ogromny boeing podchodził do lądowania i dokładnie nad moim domem był tak nisko, że myśleliśmy, że spada. Prawdopodobnie nie dostał zgody na lądowanie i musiał wzbić się z powrotem do góry. Wychodzimy z działek. Idąc dalej torami dochodzimy do bramy zakładów wojskowych. – Szybko – krzyczą uczestnicy fotograficznego spaceru. – Czołg jedzie. Ogromny czołg przejeżdżał właśnie z jednego hangaru do drugiego. – Pewnie testują nowe gąsienice – śmieje się grupa. Przed wjazdem dyżurka. Pan dziwnie się przygląda, gdy wszyscy robią zdjęcia. – Dobra, chodźmy, bo jeszcze nas wylegitymują. Spokojnie odchodzimy dalej.
…grafficiarze… Idąc dalej nieczynnymi już torami, schodzimy coraz bardziej w dół. Na ścianach graffiti, każde inne. Piotr stoi pośrodku tunelu. Na nasz widok odkłada farby i spraye, i odsuwa się na drugą stronę. – Ja tu nic nie robię, nie róbcie mi proszę zdjęć – krzyczy z daleka. Na torach stoją różnokolorowe opakowania, są pędzle, kilka szablonów. – Niby nikomu to tutaj nie przeszkadza, ale różnie bywa.
Przechodzimy na ulicę Startową, którą idziemy do samej Lotniczej. Mijają nas mieszkańcy, którzy grzecznie się kłaniają. Dochodzimy do ogromnej bramy. Obok tablica 76. Dywizjon Rakietowy Obrony Powietrznej. Kilka starych, opuszczonych budynków, pozostałe otoczone blachą. W środku trwa remont. Ogromna brama z napisem „zakaz wstępu”. Wchodzę. Po prawej stronie powstaje Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu. Kiedyś stacjonowało tu wojsko. I kiedyś właśnie tutaj było lotnisko Ławica. Nazywało się wtedy Stacja Lotnicza Poznań. Powstało w 1913 roku. Przed I wojną światową, a także w czasie jej trwania, na lotnisku funkcjonowała szkoła pilotów, obserwatorów i mechaników, poza tym naprawiono tu samoloty i składowano sprzęt lotniczy. Po wojnie, kiedy zabór pruski pozostał w obrębie rzeszy niemieckiej, lotnisko odegrało kluczową rolę w Powstaniu Wielkopolskim. - Halo, halo, tu nie wolno wchodzić – krzyczy pani ochroniarz i wybiega z jednego z opuszczonych budynków. – Musicie mieć państwo zgodę, bo to teren wojskowy. Tam dalej nie można iść. Zatrzymuję się. Na parapecie przeciąga się kot. Nie ma tu już wojska, nie jeżdżą samochody. Trzeba się cofnąć. Gdy obchodzimy wojskowy obiekt, widzimy jeszcze wieżyczki strażnicze, wszystko okala drut. Na samym końcu ulicy Łobżenickiej stoi stary budynek mieszkalny. Pod nogami plączą się koty. Klatka schodowa dawno nie widziała remontu. Cisza i spokój. Kobieta pcha wózek po zniszczonym
chodniku. Za domem można dojść do płotu lotniska Ławica. Stare, nieczynne już baraki, straszą. Kamienny płot, zalepiony, żeby nikt nie wchodził. – Chodźmy dalej – mówi Magda i prowadzi na drugą stronę ulicy Dąbrowskiego. Do dziś czynna jest tu klimatyczna stacja kolejowa Poznań – Wola. Za płotem wisi pranie, wietrzy się pościel. Kilku pasażerów czeka na pociąg. Dochodzi godzina osiemnasta. Za chwilę przyjedzie kolejny skład jadący w kierunku Szamotuł.
57
…a piloci wciąż latają po nocach Za przejazdem kolejowym jest Hipodrom Wola – po I wojnie światowej był to drugi w Polsce obiekt, na którym wznowiono przedwojenne wyścigi konne. Dziś nic się tu nie dzieje. – Wracamy, bo za chwilę zaczną się nocne loty – dodaje Magda i prowadzi nas z powrotem. Dochodzimy do ulicy Drzewieckiego. Stanisław Nowecki, emerytowany już pilot, siedzi w fotelu w domu na osiedlu Lotników Wielkopolskich. Mieszka tu od 1992 roku. Pochodzi z kielecczyzny. Obok leżą albumy z dawnych lat – wszędzie samoloty, piloci, akcje. – A wie Pani, że mój ojciec mówił na poznaniaka poznańczyk? – śmieje się Stanisław Nowecki. Chodził do szkoły, kiedy wezwano go na komisję wojskową. Jako zdolny do obrony ojczyzny ludowej, mając osiemnaście lat pojechał na komisję kwalifikacyjną do szkoły oficerskiej we Wrocławiu. – Chcieli mnie dać do szkoły do Dęblina. A ja zapierałem się rękami i nogami – mówi. Pojechał tam na początku września. – Pamiętam, jaka była piękna pogoda tego dnia – mówi. – Stojąc na moście w Dęblinie widziałem wieżę spadochronową. I wtedy coś we mnie pękło. Dojechałem. Latały samoloty, był niesamowity huk. Na polu stało trzydzieści namiotów, w każdym trzydziestu chłopa. Wszyscy czekali na badania wstępne do szkoły. Na swoją kolej czekał pięć dni. Komisja specjalna przyjechała z Warszawy i przesiewała. Na sześćdziesiąt osób około dwanaście przechodziło selekcję zdrowotną. – U nas z grupy zostało piętnaście osób – wspomina Stanisław Nowecki. – Kolejnego dnia, na drugiej bazie, był już jeden namiot. Zdawaliśmy egzaminy teoretyczne. Zostało nas dziesięciu. Szkoła trwała prawie trzy lata bez przerwy, bez urlopu. Pierwsze wolne dni mieliśmy w grudniu 1955 roku, w okresie świątecznym. Od 1954 października do kwietnia 1956 uczyliśmy się dzień w dzień. Na mój kurs bombowy przyjęli 107 osób. Do egzaminów dotrwało pięćdziesiąt sześć. Potem zaczęliśmy loty na samolocie Jag 16. Pierwsze wrażenie w samolocie to było coś. Rozejrzałem się wokół i jakby ziemia się zatrzymała. Kolejny – Jak 11 – to był samolot piekielnie trudny. Lataliśmy w Radzyniu. I do tej maszyny pasuje określenie, że pilot myli się
tylko raz. Z pięćdziesięciu sześciu po tym kursie zostało nas dwudziestu jeden. Potem był Ił-28, samolot dwusilnikowy. Latali w szykach. Stanisław Nowecki dostał przydział do 15. Dywizji Bombowej w Modlinie. Jego 7. pułk stacjonował w Powidzu. – Przyjechaliśmy tu samochodem ciężarowym. Nikt nas nie witał, a dowódca nawet stwierdził, że jesteśmy niepotrzebni. Ale okazało się później, że jesteśmy bardzo potrzebni – opowiada. – Służyłem tam od 1957 roku do 1975. Mieszkałem w Witkowie. Wybudowali nam nawet klub, kino. Tam to zażywaliśmy kultury. Były przeglądy zespołów, teatrów, wszystko było. Były sale dla szachistów, brydżystów, pokerzystów. Ale mieliśmy też ciężkie lądowania. Zginęło mniej więcej czterdziestu kolegów. Po latach zamarzył, żeby dostać się do LOT-u i napisał stosowne pismo. Został przeniesiony na lotnisko Ławica, ale marzenia szybko uleciały. – Warunki były bardzo słabe i nie chciałem tam pracować – mówi. – Poprosiłem o przejście w stan spoczynku. Rok mieszkał na Woli. Za namową kolegi przeszkolił się na śmigłowce. Latał na Mi-2. – Egzaminy na śmigłowiec zdawałem, kiedy Karol Wojtyła został papieżem – dodaje. – A potem wysłano mnie do Libii, gdzie spędziłem trzy i pół roku. Tam było jak na wojnie. Na szczęście znał język angielski, choć nie w takim stopniu, w jakim potrzebował. Zaparł się jednak i nauczył się władać nim perfekcyjnie. Awansował na dowódcę eskadry. W Libii pracowali cywile i wojskowi, a ci pierwsi nie byli dobrze przygotowani. Nie znali podstawowych pojęć, nie latali w szykach, w nocy. – I my musieliśmy tych wszystkich pilotów przepuszczać przez ręce – mówi Stanisław Nowecki. Wrócił do Poznania, gdzie powstała spółdzielnia wojskowa, która przydzieliła mu teren na osiedlu Lotników Wielkopolskich. W 1992 roku wprowadził się tu razem z rodziną i mieszka do dziś. Ma tutaj kilku kolegów, też pilotów. Codziennie około dwudziestej wychodzą na tzw. nocne loty i codziennie patrzą w niebo, wracając pamięcią do swoich historii. Historii polskich pilotów.
58
familijnie
/
Autyzm to nie wyrok Początek grudnia to Europejski Tydzień Autyzmu. Na poznańskie ulice znów wyjdą dzieci z Przedszkola Integracyjno-Terapeutycznego „Miś” ubrane na niebiesko, z balonami i ulotkami informacyjnymi. Będą uświadamiać, że autyzm jest wśród nas, często niewidoczny i niezauważalny, i że dzięki odpowiedniej terapii można z nim normalnie żyć tekst: Joanna Małecka
59
W
Przedszkolu Integracyjno-Terapeutycznym „Miś” uczy się niespełna 60 dzieci. Każde inne i niepowtarzalne, objęte indywidualnie dostosowaną terapią realizowaną przez wyjątkową kadrę. W tym roku po raz kolejny zorganizują Europejski Tydzień Autyzmu. – To europejskie święto upamiętniające i wskazujące na to, że osoby ze spektrum autyzmu są wśród nas – mówi Grzegorz Wilkiel, wicedyrektor placówki. – W ubiegłym roku do akcji włączyła się Fundacja „Miś”, która wspomaga pracę przedszkola i Szkoły Podstawowej Uni-Terra. W tym roku standardowo dzieci z opiekunami wyjdą na ulice i rozdadzą mandarynki. Będą ulotki informujące o autyzmie, wszyscy ubrani będą na niebiesko. – Chodzi nam o to, żeby na chwilę się zatrzymać i przeczytać, czym jest autyzm i choć trochę się nad tym pochylić – dodaje Małgorzata Skorupska z Fundacji „Miś”. – W przedszkolu zorganizujemy także kiermasz ozdób świątecznych, podczas którego chcemy zebrać pieniądze na zakup sprzętu rehabilitacyjnego i pomocy terapeutycznych.
FOT. ARCHIWUM
Niedoinformowany rodzic
Zorganizowane zostaną też lekcje akceptacji w placówkach partnerskich. Nauczyciele opowiadać będą uczniom – starszym i młodszym – czym jest autyzm, a poprzez specjalne techniki dzieci zobaczą, jak ich autystyczni koledzy i koleżanki doświadczają i odbierają świat. – Pokazujemy w jaki sposób odczuwa się dotyk, zapach, hałas – mówi Ewelina Wilniewicz ze szkoły Uni-Terra. – Często jadąc autobusem czy stojąc w sklepie oceniamy zachowania dzieci. Najczęściej padają komentarze, że są źle wychowane, rozpieszczone, a rodzice niewydolni wychowawczo. Niejednokrotnie okazuje się jednak, że takie zachowanie może być wynikiem pewnej dysfunkcji rozwojowej, której nie jesteśmy w stanie dostrzec na pierwszy rzut oka. To może być właśnie autyzm. Z okazji Europejskiego Tygodnia Autyzmu w Przedszkolu „Miś” odbędą się też konsultacje specjalistów, na które mogą przyjść rodzice, jeśli zauważą, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego. Będzie logopeda, specjaliści integracji sensorycznej, psycholog. – Widzimy, że takie akcje są potrzebne
– mówi Grzegorz Wilkiel. – Dlatego zorganizujemy specjalne warsztaty terapeutyczne, czyli bezpłatne zajęcia dla dzieci z zewnątrz i ich rodziców. Wiemy, że nie każdy z rodziców na co dzień ma dostęp do specjalistów, bo na ogół wiąże się to z kosztami. A do nas można przyjść z dzieckiem przez cały rok. Jesteśmy od tego, żeby zobaczyć jak ono się zachowuje, odbiera bodźce, a przede wszystkim po to, by być drogowskazem zarówno w tym pierwszym okresie, kiedy rodzic zauważa dopiero pewne nieprawidłowości rozwojowe, jak i później, podczas określania rodzaju i formy terapii.
Nie wszystkie symptomy to autyzm
Dziś, w dobie Internetu, często tam szuka się pomocy. Niestety w całym gąszczu informacji, dokumentacji, urzędów można zwyczajnie się pogubić. Poza tym rodzice jeszcze nie rozumieją, że jeśli dziecko nie do końca rozwija się tak jak powinno, należy reagować. – Autyzm to przede wszystkim nie jest choroba – mówi Ewelina Wilniewicz. – Z jednej strony mamy dziś obszerniejszą diagnostykę, gdzie spektrum autyzmu możemy wykryć już u dzieci 18-miesięcznych. Z drugiej strony granice autyzmu zaczęły się załamywać, bo zaburzenia komunikacyjne może mieć przykładowo dziecko ze specyficznymi zaburzeniami językowymi. Kiedy przychodzą do nas dzieciaki z podejrzeniem spektrum autyzmu, okazuje się, że problem może dotykać zupełnie innej sfery, np. integracji sensorycznej, percepcji, przetwarzania bodźców. Trudno postawić tu jednoznaczną diagnozę. Pamiętajmy, że zespół, który diagnozuje dzieci w poradniach psychologiczno-pedagogicznych często ma na to mało czasu, a one mogą różnie na nich reagować. Zaburzenia rozwojowe są dziś bardzo trudne do jednoznacznego określenia. – Przyczyny autyzmu są jeszcze niejasne, a możliwości leczenia o udowodnionej skuteczności jest niewiele – dodaje Grzegorz Wilkiel. – Dlatego pojawia się wiele teorii na temat przyczyn i leczenia tego zaburzenia. Całkiem niedawno mówiono o związku ze szczepieniami, ale podejrzenia te absolutnie się nie potwierdziły. Z autyzmem żyje się całe życie, a odpowiednia terapia może poprawić funkcjonowanie i jakość życia naszych podopiecznych i ich rodzin.
60 Indywidualna terapia pomaga dzieciom
Bal dla dzieci i ich przyjaciół
W styczniu w Piano Barze odbędzie się Niebieski Bal Charytatywny przyjaciół Przedszkola Integracyjno-Terapeutycznego „Miś”. Oprócz
spotkania i długich rozmów będzie okazja na zbiórkę pieniędzy. – Chcielibyśmy zorganizować naszym dzieciakom salę doświadczeń świata – kwituje Grzegorz Wilkiel. – To pomieszczenie, w którym dziecko może stymulować wszystkie zmysły: czucie, wzrok, słuch przy pomocy najwyższej klasy atestowanego sprzętu. Sala jest zaciemniona, panuje tam spokój, w tle słychać muzykę relaksacyjną. Chodzi o to, by dzieci mogły się tam wyszaleć, wyskakać na łóżkach wodnych, zobaczyć iluminacje świetlne, poznać instrumenty. Bal odbędzie się 13 stycznia pod patronatem honorowym Prezydenta Miasta Poznania.
Autyzm
Autyzm to właściwie nie jedno, a cała grupa zaburzeń, które obecnie nazywamy całościowymi zaburzeniami rozwoju lub zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Podłoże nie jest do końca jasne, obecnie najpopularniejsze są hipotezy o nieprawidłowym rozwoju układu nerwowego lub jego wczesnym uszkodzeniu. Główne cechy zaburzeń ze spektrum autyzmu to trudności w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi, utrata zainteresowania otoczeniem, nieprawidłowości rozwoju mowy i komunikacji oraz stereotypowe zachowania i zabawy. Zaburzenia te cztery razy częściej występują u chłopców niż u dziewczynek, ale dokładna częstotliwość występowania jest trudna do oszacowania ze względu na bardzo zmienny obraz, przebieg i nasilenie. Znani, u których zdiagnozowano autyzm: Temple Grandin, Wolfgang Amadeusz Mozart, Daryl Hannah…
FOT. ARCHIWUM
W „Misiu” żadne dziecko nie jest samo. Pracuje z nimi cały zespół świetnie wykwalifikowanych specjalistów. – Najważniejszą zasadą pracy z dzieckiem jest dobranie terapii indywidualnie. Spotykamy się wtedy z całym zespołem i dokładnie analizujemy każdy przypadek – mówi wicedyrektor placówki. – To są spotkania wielopłaszczyznowe. Zaczynamy od obserwacji dziecka: jak się zachowuje, jak reaguje na miejsce, grupę, nauczycieli, czy nawiązuje kontakt, sygnalizuje potrzeby. Dopiero potem dobieramy odpowiedni sposób pracy z nimi. Czasem jest tak, że dziecko z jednym terapeutą nie chce nawiązać relacji, a drugiego wręcz uwielbia. Wszyscy dążymy do tego, aby usprawnić każdą sferę dziecka: motoryczną, poznawczą, emocjonalną, społeczną oraz komunikacyjną. Zdarza się, że to „zanurzenie w języku” ma charakter bardzo globalny, wsparty niejednokrotnie komunikacją wspomagającą i alternatywną, taką jak np. PECS, makaton, gesty artykulacyjne, czy usprzętowione AAC w postaci programu „Mówik”. Musimy odkryć, co nasz podopieczny lubi, jakie ma mocne strony i to rozwijać, a potem przychodzi czas na resztę. Innymi słowy, musimy mieć plan działania. Po zakończeniu nauki w przedszkolu „Miś” dzieci idą do szkoły podstawowej. W tym roku ruszyła Szkoła Podstawowa Uni-Terra, do której najczęściej trafiają. Mają tam wykwalifikowaną kadrę i gwarancję pracy indywidualnej. Takich miejsc wciąż jest w Polsce za mało, brakuje specjalistów. – W Poznaniu jest kilka tego typu placówek, z tą różnicą, że najczęściej są one masowe – wyjaśnia Ewelina Wilniewicz. – My realizując podstawę programową, musimy dostosować ją do umiejętności tych dzieci. Poza tym szkoły często narzucają metody terapeutyczne, które wcale nie muszą się sprawdzić w danym przypadku.
62
pres ti żowa rol a
/
Powąchać świat Senselier brzmi tajemniczo, magicznie. I rzeczywiście Pani Marta pochyla się nad fiolkami, wyciąga kolejne, otwiera, wącha, przestawia. Potrafi wyczarować każdy zapach, który przypomni nam odległe wakacje, babcię, dom rodzinny, ale też pomoże zdobyć wymarzoną pracę, sprawi, że do sklepu będą przychodzili klienci, a w biurze każdy poczuje się swobodnie. To magia, jaką mają w sobie zapachy, a Marta Siembab jest tą osobą, która zna ich moc i wie, jak ją wykorzystać. Poznanianka, jedyny w Polsce senselier, tylko nam zdradza, jak pachną święta rozmawia: Elżbieta Podolska | zdjęcia: Agnieszka Szenrok
Czym pachną polskie święta? MARTA SIEMBAB: Nie wszystkim pachną tym samym. Młode pokolenie nie kojarzy ich z takimi zapachami jakie nasuwają się ich rodzicom czy dziadkom. Dla nich pomarańcze nie są już zapachem typowo świątecznym, ponieważ dzisiaj to już nie jest rarytas, towarzyszący dreszczykowi przygotowań do świąt, a skojarzenia budują się na zasadzie emocji. Sam zapach pojawiający się w kontekście różnych wydarzeń nabiera znaczenia tylko wtedy, kiedy towarzyszą mu silne emocje. Jeśli kiedyś jedliśmy pomarańczę, tę jedną jedyną w roku, to do dzisiaj jej woń wywołuje żywsze bicie serca, kojarzy się z uczuciem, bliskością rodziny, miłymi chwilami, prezentami. Lecz nie są to zapachy uniwersalne. Teraz krajobraz zapachowy Bożego Narodzenia zmienił się i bardzo zróżnicował. Kiedyś mogliśmy mówić, że święta pachną choinką, kompotem z suszonych owoców, makiem, piernikami – dziś nie w każdym domu znajdziemy na stole wigilijnym ten sam zestaw potraw. Myślę, że w centrum tego zapachu pozostały właśnie
pierniki, bo nadal je pieczemy, kupujemy, dostajemy od przyjaciół. W wielu domach kupuje się już inne drzewko choinkowe np. jodłę, która nie pachnie, nie pastujemy już podłogi, a przecież to był zapach, który także kojarzył nam się z tamtymi czasami, z przygotowaniami do świąt. No tak, takiej pasty do podłóg już nie ma... Zapach ten możemy sobie przypomnieć, wąchając perfumy Muse‘a Muglera. Część osób kocha, a część nie cierpi tego, co robi Mugler. Te perfumy nie są łatwe w odbiorze i lepiej używać ich na otwartej przestrzeni. Mnie jednak zachwyciły nutą, której początkowo nie mogłam uchwycić. Pomyślałam sobie, że trochę pachną fenolem, a potem dopiero skojarzyłam, że jest to zapach właśnie pasty do podłogi. Podsumowując pytanie o zapach świąt, to myślę, że on się dzisiaj niestety bardzo rozrzedził. Młodym ludziom bardziej kojarzą się już z dźwiękiem, piosenkami świątecznymi czy światłem. Każdy tworzy osobisty kod zapachowy świąt.
63
Małym dzieciom kiedyś też będą się z czymś kojarzyły, bo w domu jest jedzenie i to potrawy, których na co dzień nie jemy, jest też specyficzny nastrój. To w nich pozostanie. Jak się zostaje pierwszym nosem w Polsce? Nie jestem nosem, bo nie jestem perfumiarzem. Jest to określenie zarezerwowane dla tych, którzy komponują perfumy, a żeby zostać nosem, trzeba skończyć szkołę dla perfumiarzy. Ja jestem senselierem. I jest to zawód, który sama stworzyłam. Słowo weszło też na stałe do języka polskiego, choć wcześniej nie istniało. Początkowo było tylko nazwą mojej pracowni, ale szybko okazało się nośne jako określenie zajęcia. Łatwo można je zapamiętać przez analogię – tak jak sommelier zajmuje się winami, tak senselier zmysłami, głównie zmysłem węchu. To jak się zostaje senselierem? Często słyszę to pytanie i powiem szczerze – nie wiem. Nie mam na to przepisu. To się zaczęło, jak
u wszystkich pasjonatów, już we wczesnym dzieciństwie. Trzeba zacząć wcześnie i myśleć o tym dużo, bo wiedza o zapachu bierze się z ciekawości i kojarzenia, nie tylko z wąchania. Zapachami otaczam się od małego. Jak sięgam pamięcią zawsze tak było, a zaczynałam zgłębianie swoich zainteresowań w czasach bardzo temu niesprzyjających. Zaczęło mnie to interesować tak już konkretnie w połowie szkoły podstawowej. Poszłam do szkoły o rok wcześniej i myślę, że mogłam mieć dziewięć-dziesięć lat, kiedy zaczęłam poświęcać zapachowi świadomą uwagę. To był koniec lat 80., jeszcze przed Internetem, w czasach kiedy nie podróżowało się tak łatwo po świecie. To, co było wtedy dla mnie dostępne do przeczytania, dotyczyło aromatoterapii i były to głównie informacje związane z roślinami, pochodzącymi z nich olejkami eterycznymi. Od tego zaczęła się moja pasja. Zawsze interesowałam się też medycyną, psychologią, sztuką i co ciekawe, zapach w naturalny sposób łączy się z tymi wszystkimi dziedzinami.
64
Rodzice pomagali? Od rodziców dostałam wrażliwość zmysłową, oboje są bardzo wrażliwi na zapachy i na smaki; także mój brat jest sensorykiem. Myślę, że łatwość wysławiania się również odziedziczyłam po rodzicach, mama jest nauczycielką, a ojciec adwokatem, a ponieważ mama nauczyła mnie czytać, jak tylko skończyłam trzy lata, ze słowami mam dobry kontakt od zawsze. Zawsze dziękuję mamie, że pozwalała mi robić w życiu wszystko to, na co miałam ochotę, począwszy od tego, że jako czternastoletnia
dziewczyna obcięłam włosy prawie na zero, a na początku lat 90. było to bardzo szokujące – tylko Sinéad O'Connor miała taką fryzurę, ogolone na zero dziewczyny oglądało się w MTV, nie w tramwaju. Dzięki mamie od początku miałam w sobie otwartość, która nigdy nie była blokowana. To na pewno mi pomogło. Kiedy zaczęłam studiować, pojawił się Internet, wtedy otworzył się przede mną dostęp do wiedzy o zapachach. Jednak tak naprawdę uczę się codziennie. To daje mi niesamowitą siłę i nieustannie mnie kręci.
Nie jestem nosem, bo nie jestem perfumiarzem. Jest to określenie zarezerwowane dla tych, którzy komponują perfumy, a żeby zostać nosem, trzeba skończyć szkołę dla perfumiarzy. Ja jestem senselierem. I jest to zawód, który sama stworzyłam. Słowo weszło też na stałe do języka polskiego, choć wcześniej nie istniało. Początkowo było tylko nazwą mojej pracowni, ale szybko okazało się nośne jako określenie zajęcia. Łatwo można je zapamiętać przez analogię – tak jak sommelier zajmuje się winami, tak senselier zmysłami, głównie zmysłem węchu.
Praca pochłania Panią bez reszty? Jestem osobą, która interesujący temat chce zgłębić do końca. Lubię te chwile, w których czuję, że coś mnie naprawdę zainteresowało, tak od początku do końca – wówczas pochłania mnie to w całości. Lubię być na takim poznawczym haju. Dla mnie wielkim przywilejem i szczęściem jest też to, że mogę pracować z utalentowanymi ludźmi, którzy są otwarci, kreatywni, którzy łączą ze mną swoje światy, jak choćby niesamowita Anna Orska, projektantka biżuterii, która zaprosiła mnie do współpracy. To dzięki niej pojawiłam się w świecie biżuterii artystycznej. Jestem jej bardzo wdzięczna, że powierzyła mi stworzenie zapachu dla swojej kolekcji i rośnie mi serce, kiedy słyszę od ludzi, że pokochali ten zapach i chcą go mieć na stałe przy sobie. Osoby otwarte na zmiany i nowe wymiary myślenia spotykam także wśród swoich klientów, również w tych branżach, których na pierwsze skojarzenie nie łączymy z zapachem, jak choćby producenta laminatów, dla którego zapach stał się inspiracją do rozwoju. To jest niesamowite, że w ostatnich latach osoby z branż takich jak elektronika, IT, tworzywa sztuczne czy bankowość i finanse zwracają się do mnie, żeby zainspirować zapachem ludzi, którzy u nich odpowiedzialni są za rozwój produktów. Ma to im poszerzyć horyzonty, otworzyć głowę i pobudzić do działania i zmiany. To jest niezwykłe. Dotykam miejsc, o których nigdy bym nie pomyślała, że mogę się w nich kiedyś przydać. Jaka jest prywatnie Pani Marta? O, to jest najtrudniejsze pytanie na świecie, bo jak odpowiem na nie szczerze, to wiele osób będzie zakoczonych. Przede wszystkim absolutnie nie postrzegam siebie jako Pani. Jestem, w mojej głowie, cały czas kimś bez wieku, trochę nastolatką, może dlatego dobrze rozumiem się z dziećmi. Mam zerowy dystans władzy i to jest cecha, którą u siebie lubię, bo pozwala mi to pracować z wieloma osobami na wysokich stanowiskach na zasadzie profesjonalnej równości. Oczywiście mam
szacunek do autorytetów, ale on mnie nie peszy i nie przeraża. Jestem też typowym introwertykiem. Moja ulubiona impreza to ja z książką i herbatą. Czasem do herbaty dołącza mój chłopak, przyjaciółka lub brat, ale na tym się kończy moje pojmowanie imprezy. Unikam hałasu, tłumów, intensywnych świateł, dźwięków. Natomiast jestem introwertykiem, który umie być z ludźmi, umie mówić do ludzi i bardzo lubi ludzi – powiedziałabym nawet, że potrzebuję ich energii do życia, zatem nie jestem całkowitym odludkiem. Przyznam jednak, że nieswojo czuję się w sytuacjach, w których prywatnie nagle staję w centrum uwagi. To pytanie, które mi Pani zadała trochę mnie speszyło, bo jestem osobą, która raczej odwraca uwagę od siebie i woli mówić np. o zapachach albo emocjach i uczuciach swojego rozmówcy. No dobrze, to wróćmy do pachnących spraw. Czym pachnie Poznań? Pół żartem, pół serio większość ludzi odpowiada, że psią kupą. One oczywiście są i jest to naturalny element krajobrazu zapachowego miasta. Ale przecież tych zapachów jest wiele. Jeżyce w okolicach Kościelnej pachną czekoladą. Z drugiej strony pachną owocami i ziołami z Herbapolu. Każda dzielnica ma swój zapach pochodzący z parków, ogrodów, bliskości rzeki. Także gastronomia wyznacza mocne punkty na mapie zapachowej – wiele miejsc kojarzymy z zapachem chleba, ciasta, lodów, orientalnych przypraw, waty cukrowej czy grzanego wina. Ale Poznań to też lipy, akacje czy jaśmin w porze kwitnienia. Każdy ma też swoje zapachy dookoła, bo np. sąsiad ma na balkonie rośliny czy obok znajduje się zakład produkcyjny, z którego unosi się zapach palonej kawy. Czasem też miasto pięknie pachnie koszoną trawą. Teraz, w grudniu, zachęcam do spacerów na jarmarku świątecznym, gdzie w nostalgiczny, ciepły nastrój wprowadzi nas zapach grzańca, prażonych migdałów, dymu z płonących polan... Już na samą myśl o tym cała zamieniam się w uśmiech!
65
66
đ&#x;Ą
Ateny
podróşe
/
Ucieczka przed zimą Wahania nastroju, deficyt şyciowej energii, wzmoşona draşliwość – to tylko niektóre efekty uboczne zimy. Doskonałą receptą na te sezonowe przypadłości są podróşe – trochę słońca lub po prostu zmiana otoczenia naprawdę mogą zdziałać cuda. Dzięki tanim liniom Ryanair wszystko to jest w zasięgu ręki – wystarczy tylko kupić bilet i pojechać na Šawicę tekst: Michał Gradowski
O
dskocznią od polskiej zimy moşe być na przykład wypad do stolicy Grecji – tym bardziej, şe o tej porze roku jest tam idealna temperatura do zwiedzania i mniej turystów niş w szczycie sezonu. W Atenach koniecznie trzeba zobaczyć Partenon na szczycie Akropolu, słynną jońską świątynię Erechtejon, zabytkową dzielnicę Plaka, pełną urokliwych starych domów, uliczek i klimatycznych tawern czy bazarową, orientalną dzielnicę Monastiraki. Warto teş wspiąć się na Lakavitos, najwyşsze wzniesienie w Atenach (jest teş opcja wjechania
kolejką), z którego rozpościera się wspaniały widok na miasto, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku oraz odwiedzić liczne muzea z imponującymi zbiorami nie tylko greckiej sztuki. Wypad do Aten nie moşe się teş obyć bez souvlaków, baklavy na deser czy ouzo wieczorową porą.
Nie tylko dla fanów Lego Nowością w rozkładzie lotów z Poznania jest teş Billund – niewielkie duńskie miasteczko (nieco ponad sześć tysięcy mieszkańców) z wielkim potencjałem na czas wypełniony nieskrępowaną
zabawą. Na czele tych atrakcji jest oczywiście Legoland – wielki park rozrywki nie tylko dla miłośników klocków i nie tylko dla tych niepełnoletnich. Na licznych kolejkach górskich, karuzelach i innych wymyślnych machinach nawiązujących do róşnych serii Lego dobrze będą bawić się takşe dorośli, a koneserzy mogą podziwiać niezliczone konstrukcje z klocków w skali XXL – w tym najbardziej znane zabytki na świecie. A jeśli do Legolandu dodamy wielki park wodny Lalandia i safari zoo Givskud, otrzymamy zestaw atrakcji na co najmniej kilka dni. Otwarcie sezonu w Legolandzie juş 24 marca, ale bilety warto kupić z wyprzedzeniem.
Odkryj skarby Izraela Kolejnym miejscem, które moşe zapewnić nam świetny zimowy „reset� jest Tel Awiw, jedno z najciekawszych miast na Bliskim Wschodzie. Nowoczesna metropolia, „która nigdy nie zasypia� to doskonałe miejsce nie tylko dla miłośników nocnego şycia. Warto zobaczyć tam ulicę Rothschilda – długi bulwar z pasem zieleni połoşony w najstarszej części Tel Awiwu, promenadę Tayelet czy Neve Tzedek, dzielnicę artystów pełną
małych sklepików i urokliwych uliczek. W stolicy Izraela nie moşna teş przegapić wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO Białego Miasta, duşego zgrupowania budynków wzniesionych w stylu Bauhaus oraz atrakcji, która dla wielu turystów jest kwintesencją Tel Awiwu – pięknych, szerokich, piaszczystych plaş. Kolejnym miastem zimowego eskapizmu moşe być teş Eilat, najdalej na południe wysunięte miasto w Izraelu, popularny kierunek wycieczek samych Izraelczyków, ale przede wszystkim turystów z całego świata. To miejsce na styku Afryki, Europy i Azji oferuje gwarantowaną słoneczną pogodę oraz morze z olśniewającymi rafami koralowymi – prawdziwy raj dla miłośników nurkowania i innych sportów wodnych. Mnóstwo niezapomnianych wraşeń dostarczy takşe Rezerwat Przyrody Harei Eilat, a zaledwie szesnaście kilometrów za miastem moşemy zobaczyć Czerwony Kanion i zafundować sobie godzinny spacer wzdłuş niesamowitych czerwonych formacji skalnych. Warto teş wypoşyczyć auto i udać się do Timna Park – to malownicza dolina, w której w staroşytności wydobywano miedź.
67 
đ&#x;ĄŻ
Eljat
68
i będziemy pewni, şe jesteśmy w centrum prawdziwej metropolii.
Rodzinna Walencja
đ&#x;ĄŠ
Madryt
đ&#x;Ą
Oslo
đ&#x;ĄŞ
Walencja
Rozmach wart stolicy Madryt, tętniąca şyciem metropolia pełna historycznych perełek i nowoczesnej zabudowy, to doskonałe miejsce, aby zapomnieć o charakterystycznym dla naszego kraju zimą krajobrazie pośniegowego błota. O przepychu stolicy Hiszpanii najlepiej świadczy Pałac Królewski, który powstał w miejscu dawnej mauretańskiej fortecy i jest obecnie oficjalną siedzibą króla Hiszpanii. W Madrycie koniecznie trzeba teş zobaczyć Prado, jedno z najlepszych muzeów klasycznego malarstwa na świecie – z obrazami takich mistrzów jak El Greco, Goya, Tycjan czy Rembrandt oraz Świątynię Debod – oryginalną świątynię podarowaną Hiszpanom przez Egipcjan. Obowiązkowym punktem na trasie zwiedzania jest teş Plaza Mayor – najwaşniejszy plac miasta otoczony pięknymi kamienicami z arkadami, wśród których wyróşniają się Dom Cechu Piekarzy i Dom Cechu Rzeźników. Na placu znajduje się takşe pomnik Filipa II, jedna z pocztówkowych wizytówek miasta. Nie moşna teş zapomnieć o przepięknym parku Retiro, w którym warto odpocząć po intensywnym zwiedzaniu, a jeśli chcemy posmakować trochę nowoczesnej strony miasta, to wystarczy kilka minut spędzonych na Gran Via, jednej z głównych ulic Madrytu
Hiszpania to wiele ciekawych miejsc, nie tylko Madryt czy Barcelona, a na liście obowiązkowej miast do odwiedzenia na pewno powinna znaleźć się takşe Walencja. To doskonałe miejsce zwłaszcza na wypad z rodziną. Miasteczko Sztuki i Nauki – najbardziej nowoczesna część miasta z wielkim Oceanarium oraz Bioparc – ogród zoologiczny, w którym nie ma krat to tylko dwie z wielu atrakcji, które będą dla dzieci niezapomnianą przygodą. W Walencji trzeba teş koniecznie zobaczyć katedrę – gotyk w wersji katalońsko-śródziemnomorskiej z XIII wieku, a takşe arenę walk byków, czyli corridy. Przez co najmniej kilka dni na pewno nie będziecie się tu nudzić.
Czas na Oslo Doskonałą ucieczką od ponurej zimy moşe być takşe Oslo, choć tym razem nie ze względu na bardziej przyjazne temperatury, ale wiele atrakcji. Średnie temperatury w styczniu, lutym i marcu to w Oslo kilka stopni mrozu, ale nie jest to şadną przeszkodą w zwiedzaniu miasta. Dobrze zacząć je od spaceru główną ulicą – Karl Johans gate, który moşna zakończyć w Pałacu Królewskim. Warto wejść takşe na dach gmachu Opery i podziwiać nowoczesne oblicze miasta oraz zobaczyć z bliska Wyspę Złodziei – dawniej zagłębie przestępców i kobiet lekkich obyczajów, dziś luksusową dzielnicę stolicy Norwegii. Fani Adama Małysza i jego następców nie mogą natomiast przegapić skoczni narciarskiej Holmenkollen, a miłośnicy sztuki muszą odwiedzić National Gallery i zobaczyć m.in. Krzyk Muncha. Będąc w Oslo trzeba teş spróbować lokalnych przysmaków – przede wszystkim rybnych – ale teş kiełbasy z renifera i oczywiście wypić morze kawy – Norwegowie to wielcy smakosze tego napoju. 
70
z poznania
/
Odzyskujemy przestrzeń dla mieszkańców Wrażliwość na estetykę w mieście jest dziś znacznie większa niż jeszcze cztery lata temu, kiedy zaczynałem pracę w Urzędzie Miasta. Coraz więcej właścicieli firm zdaje sobie sprawę, że mniejszy wcale nie oznacza gorszy i dzisiaj założyliby inny szyld niż jeszcze kilka lat temu. Eksplozja barw w latach 90. była reakcją na 45 lat szeroko rozumianej szarości. Dzisiaj kontrujemy ten wybuch kolorów – mówi Piotr Libicki, plastyk miejski rozmawia: Michał Gradowski | zdjęcia: Agata Łakińska
71
Jak wygląda dzień plastyka miejskiego? PIOTR LIBICKI: Pozornie dość schematycznie – stałe godziny pracy, 8-16, jak w urzędzie, ale w rzeczywistości jest znacznie bardziej różnorodnie. Sporą część pracy poświęcamy na spotkania – z mieszkańcami, radami osiedli czy w ramach komisji rady miasta – rewitalizacji czy polityki przestrzennej. Mamy taką zasadę, że nie wydajemy opinii dotyczącej danego obiektu czy miejsca bez pojechania w teren – mapy Google to zdecydowanie za mało. Kiedy jest więc ładna pogoda i świeci słońce, łączymy przyjemne z pożytecznym. A do tak zwanej czarnej roboty związanej z dokumentami przystępujemy oczywiście z mniejszym zapałem, ale to element każdej pracy. Bardzo cieszy mnie jednak fakt, że zarówno wewnątrz urzędu, jak i w naszych relacjach z wnioskodawcami opieramy się głównie na bezpośrednich interakcjach, a nie „wymianie papierów”. Taka biurokratyczna metoda jest nie tylko czasochłonna, ale też mało skuteczna. Bezpośredni kontakt jest kluczowy dla szybkiego osiągania celów. W grudniu mijają cztery lata od początku Pana pracy na stanowisku plastyka miejskiego. Będzie świętowanie? Jakie najważniejsze cele udało się osiągnąć w tym czasie? Z moim zespołem na pewno się gdzieś wybierzemy. Zaczynałem sam, dzisiaj jest nas piątka.
Fenomenalna grupa ludzi, każdy ma inne umiejętności, doskonale się uzupełniamy, co daje nam o wiele większe możliwości. Nie lubię oceniać własnej pracy, ale na pewno przez te cztery lata udało się skutecznie wdrożyć reformę kolorystyczną w elementach infrastruktury, ten słynny już „grafit Libickiego”. Efekty naszej pracy widać także w kolorystyce budynków – tutaj nie mówimy już o grafitowym, ale o bardziej stonowanych barwach w termomodernizowanych blokach czy szkołach. Często sięgamy też do archiwum, żeby odtworzyć pierwotną kolorystykę lub chociaż się nią kierować. Wzorcowa jest na przykład nasza współpraca ze Spółdzielnią Mieszkaniową Osiedle Młodych, która zaowocowała zmianą kolorów budynków znacznego fragmentu miasta. Co bardzo istotne, w tym przypadku nie ma żadnych formalnych wymogów, aby plastyk miejski zajmował w tej sprawie zdanie. Także konserwator nie może nic narzucić, bo to budynki poza strefą ochrony konserwatora zabytków. Kierownictwo spółdzielni doszło jednak do wniosku, że warto się z nami skonsultować. Przyczyniliśmy się także, wraz z Estradą Poznańską i konserwatorem zabytków, do zmiany wyglądu ogródków gastronomicznych, nie tylko na Starym Rynku, ale w całym mieście. Ich struktura jest lżejsza, są bardziej stonowane, lepiej dopasowane do przestrzeni, w mniejszym stopniu przesłaniają budynki. Wiele z nich nie ma już wysokich podestów i ogrodzeń oraz obrandowanych parasoli. Rocznie opiniujemy ok. 200 ogródków. Konsekwentnie ograniczamy też liczbę reklam w przestrzeni publicznej, nie tylko na Starym Mieście. Obecnie jesteśmy natomiast w trakcie dyskusji i zbierania opinii na temat naszego projektu zapisów do uchwały krajobrazowej, czyli zasad, na bazie których będzie można zamieszczać reklamy w przestrzeni publicznej. To nasza propozycja, która po ewentualnych modyfikacjach i zatwierdzeniu przez Radę Miasta Poznania stanie się obowiązującym prawem. Planujemy też stworzenie programu promującego i finansującego artystyczne działania przestrzenne w mieście – instalacje i obiekty, które zostawią trwały ślad w tkance miejskiej.
72
Co Pana obecnie w Poznaniu najbardziej kłuje w oczy? Pawilony i budy handlowe na miejskich gruntach – zrobiliśmy niedawno audyt i wyznaczyliśmy ok. 20 z nich, które powinny zniknąć lub przejść proces estetyzacji. Większym wyzwaniem są natomiast podobne obiekty zlokalizowane w miejscach o skomplikowanej strukturze własnościowej, takich jak plac Wiosny Ludów, teren przy kościele św. Marcina, na którym znajduje się parking czy przestrzeń przy skrzyżowaniu ulic Roosevelta i Dąbrowskiego – to miejsca, które koszmarnie szpecą Poznań. Inwestycji w centrum miasta jest jednak coraz więcej, będziemy robić wszystko, aby również te tereny udało się zagospodarować. Jak często spotyka się Pan z zarzutem, że promuje Pan w mieście swój prywatny gust? Estetyka, w tym estetyka miast, nie jest wcale sprawą tak subiektywną, jak mogłoby się wydawać. Poruszamy się tutaj w obrębie pewnych obiektywnych zasad. Inaczej działa kolor grafitowy, a inaczej jaskrawopomarańczowy i nie jest to kwestia gustu. Podobnie jest z kształtami – inaczej
Estetyka, w tym estetyka miast, nie jest wcale sprawą tak subiektywną, jak mogłoby się wydawać. Poruszamy się tutaj w obrębie pewnych obiektywnych zasad. Inaczej działa kolor grafitowy, a inaczej jaskrawopomarańczowy i nie jest to kwestia gustu. Podobnie jest z kształtami – inaczej działają formy obłe, a inaczej te zakończone ostrymi krawędziami. Jeśli zbudujemy kompozycję z tych form i kolorów, to ona działa siłą tych elementów, która jest precyzyjnie określona. Chodzi więc o to, aby zasady – np. taka, że infrastruktura jest mniej ważna niż budynki czy ludzie – modelowały rzeczywistość.
działają formy obłe, a inaczej te zakończone ostrymi krawędziami. Jeśli zbudujemy kompozycję z tych form i kolorów, to ona działa siłą tych elementów, która jest precyzyjnie określona. Chodzi więc o to, aby zasady – np. taka, że infrastruktura jest mniej ważna niż budynki czy ludzie – modelowały rzeczywistość. Wtedy, jeśli przestrzeń jest uporządkowana, otwiera się pole do łamania zasad – ale samo łamanie zasad nie może być obowiązującą normą. Podobno ma Pan trasę, którą oprowadza Pan zagranicznych gości po Poznaniu? Standardowa trasa zwiedzania Poznania zwykle zaczyna się na Śródce – Katedra, przechodzimy przez Wartę, oglądamy centrum, dochodzimy do placu Mickiewicza i po sprawie. Zupełnie inny obraz miasta – i taki pokazywałem kiedyś szwajcarskim architektom – uzyskamy zaczynając od parku Wilsona, podziwiając Łazarz i okazałe, wielopiętrowe budynki na ul. Matejki i Kasprzaka, gdzie widać luksus, w jakim żyli ówcześni mieszkańcy. W mieście, które przez wiele lat było ściśnięte pierścieniem fortyfikacji, nie było miejsca na duże budynki mieszkalne, dlatego kiedy jesteśmy w centrum, mamy wrażenie małego miasteczka, a kiedy staniemy np. na ul. Głogowskiej – widzimy skalę metropolii. Po Łazarzu idziemy na Jeżyce, które – podobnie jak Łazarz i Wilda – mają strukturę niezależnego miasta z rynkiem, kościołem, szkołą i parkiem. I dopiero po takim wstępie warto zwiedzać centrum miasta. Gdyby miał Pan wybrać jedno ulubione miejsce w Poznaniu, to co by to było? Trudne pytanie. Na pewno Sołacz ze względu na swoją unikatowość – tak dobrze utrzymanej, ładnie urbanistycznie rozplanowanej dzielnicy willowej nie ma w całym kraju. Mieszkam na ul. Ogrodowej, więc lubię spędzać czas na ul. Taczaka, która przeszła ostatnio spore zmiany. Dużym sentymentem darzę też Grunwald i Winiarnię Pod Czarnym Kotem – miejsce kultowe, nie tyle w wymiarze materialnym, co patrząc przez pryzmat jego „ducha” i poetyki, którą tworzą stali bywalcy.
73
Czy plastyk miejski jest w Poznaniu rozpoznawalny? Zdarza się, że ktoś zatrzyma mnie na ulicy i zada kilka pytań. Zastrzeżenia i wątpliwości co do estetyki w mieście często są formułowane w mocny sposób. Nie mam o to pretensji – to nasza cecha narodowa, że wolimy dostrzegać mankamenty niż zmiany na lepsze. Pozytywne głosy też się oczywiście zdarzają, a równowaga pomiędzy docenianiem tego, co już zostało zrobione i dostrzeganiem tego, co wymaga poprawy, jest najlepszą mobilizacją do pracy. Czy choinka z plastikowych butelek, która stanęła kilka lat temu na Starym Rynku zyskałaby dzisiaj akceptację plastyka miejskiego?
Centralna, najważniejsza miejska choinka bezwzględnie powinna być naturalna. Nie wyobrażam sobie świąt bez pachnącej choinki. Plastikowa, ekologiczna choinka z butelek mogłaby stanąć w mniej eksponowanym miejscu, jako element promowania recyclingu. Jak spędzi Pan Wigilię i sylwestra? Wigilię spędzam z rodziną, ale w wąskim gronie. Cenię sobie kameralne spotkania – wolę więcej mniejszych niż jedno duże. W sylwestra zwykle natomiast wyjeżdżam – też raczej nie na wielki bal, ale małe przyjęcie. Tak dużo doświadczam miasta każdego dnia w pracy, że kilka dni przerwy dobrze mi zrobi, choć oczywiście Poznania nigdy dosyć!
74
z poznania
/
Wigilia na oddziale Do poznańskiego Szpitala im. Franciszka Raszei jak co roku w okresie świątecznym znów trafi więcej pacjentów. Często samotnych, w depresji, niechcianych i chorych. Będą życzenia, pasterka, na której co roku brakuje miejsc siedzących, choinki i miłe słowa. Na toksykologii znów będzie wigilia, personel wymieni się prezentami i jakby nigdy nic wróci do pracy. W tym roku na dyżurze zabraknie doktora Eryka Matuszkiewicza, który pomimo wieczoru wigilijnego z rodziną wciąż zerkać będzie na telefon, na wypadek gdyby dzwonili koledzy z pogotowia ratunkowego, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znów ktoś będzie potrzebował pomocy rozmawia: Joanna Małecka | zdjęcia: Sławomir Brandt
E
ryk Matuszkiewicz jak zwykle ubrany jest w marynarkę, eleganckie spodnie. Zdradza go muszka, których ma w szafie kilkadziesiąt. Jest lekarzem już 15 lat. Pracuje na Poznańskim Oddziale Toksykologicznym w Szpitalu im. Raszei w Poznaniu. To jeden z dziesięciu Regionalnych Ośrodków Toksykologii Klinicznej w Polsce. Przyznaje, że okres świąteczno-noworoczny to czas wzmożonej pracy lekarzy.
Za chwilę święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Notujecie wtedy zwiększoną liczbę pacjentów? ERYK MATUSZKIEWICZ: Biorąc pod uwagę pracę na moim oddziale, czyli toksykologii i internie, gdzie wcześniej pracowałem, to mogę powiedzieć, że rzeczywiście przyjmuje się wtedy więcej pacjentów. Oczywiście staramy się jak najwięcej osób
wypisać do domu, jeśli jest to możliwe, bo każdy jednak w tym czasie chce być z bliskimi. Jest też druga strona medalu. Wiele osób oddaje do szpitali tzw. kłopotliwych członków rodziny, bo chcą gdzieś wyjechać, spędzić czas w miłej atmosferze, a ta osoba mogłaby tę atmosferę zakłócić. Pamiętam, jak koleżanka pojechała kiedyś z wizytą do pacjenta. Wyobraź sobie, że rodzina siedziała przy stole, elegancko ubrana, a ich krewny leżał w kotłowni, w przyziemiu. Stanęła jak wryta i powiedziała: „dopóki tej osoby nie umyjecie i nie ubierzecie, to ja nic nie zrobię”. I nie powiedziała tak, bo nie chciała mu pomóc, ale to było tak straszne, że tylko w ten sposób mogła spowodować, że oni w ogóle się nim zainteresują. To się nie mieści w głowie, ale ludzie tak robią. Czasem jest tak, że rodzina nie chce odebrać chorych ze szpitala, bo przecież trzeba się nimi zająć i dopytują się jak długo mogliby jeszcze zostać. Mniej pacjentów jest w Wigilię, dużo więcej w pierwsze święto i Nowy Rok. W święta, kiedy spotykamy się przy wspólnym stole, a długo się nie widzieliśmy, czasem pojawiają się zadawnione
konflikty. W tle jest alkohol, często puszczają hamulce. Do tego dochodzą leki, a te pomieszane z alkoholem nie wróżą nic dobrego. Mamy zatem więcej zatruć. Z drugiej strony jest wiele osób samotnych, które żeby jakoś przetrwać ten czas, sięgają po wszelkiego rodzaju tabletki. A to kończy się różnie… W Nowy Rok z kolei jest więcej pacjentów po przedawkowaniu narkotyków. Ostatnio mieliśmy przypadek nastolatka, nad którym z powodu nadwagi psychicznie znęcali się rodzice i nie dawali mu jedzenia. Wpadł w depresję. Trafiła do nas osiemnastolatka, która poza heroiną próbowała wszystkich narkotyków. Każdy trafia do nas z jakiegoś powodu. Czasami nie chcą o tym mówić, bo się wstydzą. Ważnym jest, aby nazywać rzeczy po imieniu, żebyśmy potem mogli pomóc. Psycholog, którego mamy na miejscu, w szpitalu robi świetną robotę, jest także psychiatra. I to żaden wstyd przyznać się do problemu. Wstyd to nic z tym nie robić. Mamy też takich pacjentów, którzy ciągle wracają. To są ci najbardziej uzależnieni. Nie chcą podjąć terapii, nie próbują albo pójdą raz i odpuszczają, mówią, że sami sobie poradzą, a to się nigdy nie udaje. Co jest najbardziej
75
76
przerażające, to coraz większa grupa uzależnionych młodych ludzi. I to przeraża. Co robicie z takimi osobami w okresie świątecznym? Staramy się dać im opiekę i jakoś umilić im ten czas, w miarę możliwości. W okresie świątecznym na każdym oddziale jest choinka, wiszą lampki, mamy też inne menu, bardziej świąteczne. Pacjenci są wtedy jakoś bardziej przyjaźni, dużo między sobą rozmawiają, pomagają. Kiedyś u mnie na toksykologii była taka tradycja, że wszyscy siadaliśmy do jednego stołu i jedliśmy kolację wigilijną. W Nowy Rok składaliśmy sobie z pacjentami życzenia. Czasem ten klimat umyka, bo zagonieni na dyżurze zapominamy, że są święta. Często dyżurujesz w święta? Ostatnio tak. Dyżurujemy w systemie rotacyjnym – niektórzy w święta, inni w Nowy Rok. Chodzi o to, żeby równomiernie rozłożyć pracę. W tym roku chciałbym pojechać do rodziców na święta, ale wiadomo, że jak będzie trzeba, to zostanę. Na szczęście oni to rozumieją. Z tego co wiem, jest już rozpisany dyżur wigilijny w szpitalu, ale na pewno będę jeździł w pogotowiu. Ile świąt spędziłeś w szpitalu? Muszę powiedzieć, że przez długi czas – o dziwo – udawało mi się omijać ten okres. I tak jak pracuję 15 lat w zawodzie, to przez 12 lat nie miałem dyżuru w święta. Raz miałem drugie święto, raz sylwester. Trzy lata temu i rok temu pracowałem w Wigilię. Rodzina dzwoniła z życzeniami? Ja dzwoniłem. Pytałem, czy są już po kolacji, składaliśmy sobie życzenia. Następnego dnia byłem już z nimi. Dużo o nich wtedy myślałeś? Tak. Patrzyłem na zegarek i zastanawiałem się, czy już usiedli do stołu, czy mama smaży właśnie ryby, czy już były prezenty. I przypominałem sobie ubiegłe lata, jak byliśmy tego dnia razem. Mimo woli uciekamy myślami do bliskich. Daleko masz do domu? Na szczęście nie, rodzice mieszkają w Kaliszu, więc samochodem około półtorej godziny. Pamiętam
kolegów, koleżanki ze studiów, którzy mieli rodzinę na drugim końcu Polski. Miałem takiego znajomego z Przemyśla, który wyjeżdżał wieczorem, jechał całą noc i dopiero nad ranem był w domu. Jak wygląda Wigilia w szpitalu? Mamy taką tradycję, że zbieramy się całym personelem pracującym w szpitalu, dzielimy się opłatkiem, śpiewamy kolędy. I to jest bardzo miłe, bo nigdy nie ma czasu, żeby na chwilę się zatrzymać, porozmawiać. Ludzie są bardziej serdeczni wobec siebie. I nie ma barier pomiędzy personelem, wszyscy są na równi. Mamy też wigilie oddziałowe, gdzie każdy losuje osobę, której kupuje drobny upominek. I to jest bardzo mile. Byłem nawet raz w szpitalu na pasterce. Jest żłóbek, przychodzi ksiądz, który odprawia mszę. Zawsze przyjeżdża dyrekcja. I wtedy jesteśmy razem z pacjentami i wspólnie spędzamy ten czas. Aż chciałoby się zatrzymać taką atmosferę… Oj tak. Chociaż z drugiej strony jeśli to wszystko dzieje się raz w roku, to docenia się pewną wyjątkowość tego okresu świątecznego, na który wszyscy czekamy. I sami pacjenci wydają się bardziej wyciszeni, dzielni. Dlaczego zostałeś toksykologiem? To dość trudna specjalizacja… Trochę z przypadku, podobnie jak interna, na której pracowałem. Kiedy kończyła mi się specjalizacja z interny, musiałem opuścić to miejsce. Wszedłem na trzecie piętro, gdzie znajdowała się toksykologia i oddział chorób wewnętrznych. I zapytałem, czy nie potrzebują kogoś do pomocy. Był 2008 rok. I tak to się zaczęło. Nie wiedząc kompletnie z czym to się je i na czym to polega, zacząłem. I tak jestem tam do dziś. (śmiech) Praca jest szczególna, ale mamy świetny, młody zespół. To specjalizacja z pogranicza, bo mamy tu trochę neurologii, interny, intensywnej terapii. Trafiają do nas ludzie nie tylko z marginesu, chociaż tak by się wydawało, ale znaczna część z dobrych domów, elitarnych środowisk. Mamy lekarzy, policjantów, nauczycieli, prawników, księży. Wszyscy jesteśmy ludźmi i czyhają na nas te same zagrożenia. Zdarzają się też zatrucia przypadkowe. Teraz mamy sezon na zatrucia tlenkiem węgla, kończą się zatrucia grzybami.
77
Więcej jest kobiet, czy mężczyzn? Różnie. Statystycznie wychodzi pół na pół, aczkolwiek nadużycia leków są bardziej typowe dla kobiet. Panowie to ta grupa osób bardziej uzależnionych, zwłaszcza od alkoholu. Mieliśmy jeden przypadek samobójstwa rozszerzonego, czyli para w wieku siedemdziesięciu paru lat, obciążona problemami zdrowotnymi, próbująca popełnić samobójstwo z bezradności i osamotnienia. Najpierw leki zażył mąż, potem żona. Uratowaliśmy ich, ale okoliczności zatrucia były strasznie smutne.
ludzi od jednych do drugich drzwi, limity, rodzą w nich frustrację – też idiotyzm. Pacjent w końcu wpadnie w szał. Trzeba szanować pacjentów, jeśli chcemy, żeby oni szanowali nas. Druga sprawa to zarobki. Jeżeli jedynym motywatorem do pracy jest zarabianie i kalkulacja, ile z tego będę miał, to lepiej od razu dać sobie spokój. Słyszałem o takiej sytuacji na pokładzie samolotu. Pasażer zasłabł. Jakiś lekarz, który akurat też tam był, udzielał mu pomocy, a potem wystawił rachunek liniom lotniczym.
Czy dziś trudno być lekarzem? Myślę, że tak. Czasami czuję się jak urzędnik, bo mam mnóstwo dokumentacji do przygotowania. Jeden dokument rodzi drugi. To zabiera dużo czasu. Taka anegdota: w życiu można mieć albo spokój, albo rację, czasem nie ma sensu uparcie trwać przy swoim, trzeba ustępować, negocjować. Pacjenci bywają roszczeniowi, trudni, często wywołują konflikty. I teraz my musimy wiedzieć jak z nimi rozmawiać, żeby nie zaogniać konfliktu, ale wytłumaczyć, na spokojnie porozmawiać. Poświęcić im czas. Sytuacje konfliktowe często wynikają z tego, że lekarze nie rozmawiają z pacjentami, nie mają dla nich czasu, są zmęczeni. A tego nie można unikać, bo pacjent ma prawo wiedzieć co się dzieje, dlaczego tutaj jest i co będzie dalej. Uważam, że nie powinno się nosić głowy za wysoko, na zasadzie, że ja tu jestem najważniejszy, bo jestem lekarzem, a pacjent jest nic nieznacząca osobą. Odsyłanie
To tak jakby policjant po służbie skasował za interwencję… Dokładnie. Na Boga, bądźmy ludźmi. Jesteś lekarzem, to pomóż, kiedy ktoś potrzebuje Twojej pomocy! Jeżeli ktoś jest dobrym i oddanym lekarzem, ludzie potrafią to docenić. Myślę, że dziś niektórym lekarzom, ale nie tylko, brakuje empatii i pokory. Masz rację. We wszystkim i zawsze trzeba widzieć człowieka. Ja staram się zawsze wejść w skórę pacjenta, czyli traktować ich tak, jak ja sam chciałbym być potraktowany. Ostatnio mój tata był pacjentem jednego z poznańskich szpitali. Kompletna dezinformacja, nie wiedzieliśmy czy operacja się odbędzie, a jeśli tak, to kiedy. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego u mnie w szpitalu. Czego Ci życzyć na święta? Spokoju chyba. No i zdrowia.
78
k u lt u r a l n a r o z m owa
/
Życie to nie tylko teatr Nie jest poznaniakiem z urodzenia, ale teraz mówi już, że to miasto to jego miejsce na ziemi. A wydawało się, że przyjechał tutaj na chwilę, by ruszyć dalej do Warszawy i tylko zawierucha historyczna spowodowała, że te plany uległy zmianie rozmawia: Elżbieta Podolska | zdjęcia: Wiktor Napierała, Marek Kamiński
A
ndrzej Lajborek jest aktorem Teatru Nowego w Poznaniu. To bard kochający rosyjskich poetów, który potrafi opowiadać niezliczone anegdoty o innych aktorach i wybitnych twórcach, a jednocześnie nieustępliwie broni swoich kolegów jako przewodniczący poznańskiego oddziału ZASP-u. W teatrze można go oglądać w kilku przedstawieniach, ale też w recitalu, którego jest pomysłodawcą, a który nosi tytuł Dwie drogi. Co Pana tak gna w kierunku tych pieśni, piosenek, wierszy rosyjskich? ANDRZEJ LAJBOREK: Przywracając sobie wolność, odebraliśmy sobie całkowicie możliwość kontaktu kulturalnego ze Wschodem. Znalezienie w tej chwili rosyjskich płyt to wielka sztuka. Owszem, istnieje sklep płytowy z takimi zasobami w Białymstoku, ale tylko dlatego, że jest to jedyne polskie miasto odwrócone w tym kierunku. Interesowałem się tym zawsze. Moja mama urodziła się na przedwojennym pograniczu polsko-rosyjskim. Kiedy okazało się, że część rodziny cudem przeżyła, bywaliśmy tam z mamą wielokrotnie. Te tereny należą obecnie do Białorusi. Słuchałem tam wielu ludowych artystów, np. pięciu kobiet, które śpiewały pięcioma białymi głosami. Szklanki drżały, a niesamowite wrażenie pozostało do dzisiaj. Czyli ten repertuar ma Pan we krwi? Z repertuarem Wysockiego, Okudżawy i innych spotkałem się będąc już na studiach. Zaczęliśmy tch teksty tłumaczyć z jednym z kolegów, a tłumaczenie wlazło mi w krew. Po raz pierwszy zrobiłem
program oparty o piosenki Okudżawy, kiedy byłem w Szczecinie w roku 1972. Spotkał się z nieprawdopodobnym aplauzem. Było takie zapotrzebowanie na ten recital, że pamiętam w Dniu Kobiet miałem sześć występów. Pierwszy zaczynałem o godz. 9.30 rano, a ostatni o godz. 22.00. Wszędzie byłem przyjmowany entuzjastycznie. Potem śpiewałem w Teatrze Adekwatnym na zakończenie sezonu i pamiętam, że w telewizji pokazywano jakiś szalenie ważny premierowy spektakl, a na recitalu widownia pękała w szwach. Trzy razy śpiewałem i było pełniusieńko. Kiedy już znalazłem się w Poznaniu w 1975 roku, pośpiewałem raz, drugi i zaproponowałem Izie Cywińskiej, że zrobię spektakl złożony z różnych piosenek. Iza się zgodziła i mogłem z zespołu wziąć sobie kogo chciałem. Udało mi się zrobić go w ten sposób, że był to spektakl bez żadnego słowa. Piosenki układały się w całość, opowiadały historię. Graliśmy go pewnie ze 150 razy. Robiłem też przedstawienia oparte na piosenkach amerykańskich i francuskich. Potem była długa przerwa. Kiedy szefem teatru został Janusz Wiśniewski chciałem zrobić takie kilkuosobowe widowisko złożone z piosenek The Beatles. Wszystko było przygotowane, ale agencja Michaela Jacksona, bo ona miała wtedy prawa do nich w Europie, nie wyraziła zgody. Po angielsku mogliśmy śpiewać, ale po polsku już nie i projekt upadł. Czas płynął i kiedy nastał Piotr Kruszczyński jako dyrektor Teatru Nowego zaproponowałem mu recital złożony z utworów Rosjan, zgodził się. Tak powstał pierwszy wieczór z Okudżawą w roli głównej, a teraz drugi oparty głównie o Wysockiego. Myślę sobie, że gdyby kiedyś doszło do trzeciego,
79
przewodnikiem byłby Aleksander Rosenbaum, który jest teraz najpopularniejszy. Kiedy zapytać na ulicy o Pana, każdy odpowie, że jest Pan poznaniakiem. A przecież to nieprawda. Urodzony w Grajewie, potem był Toruń, Kraków, Szczecin... Zawodowo pracowałem tylko w dwóch teatrach: w Szczecinie i w Poznaniu. Gdy byłem na ostatnim roku szkoły teatralnej w Krakowie przyjeżdżało mnóstwo dyrektorów, którzy chcieli nas angażować, był w teatrach głód młodych aktorów. Przyjechał również Józef Gruda ze Szczecina. To był wtedy niesłychanie ambitny i duży teatr. Tam się działy rzeczy fantastyczne, ale ja o nich tylko słyszałem, nie widziałem ich. Na spotkaniu Gruda powiedział, że jest w stanie zaryzykować i jak ktoś przyjedzie, obejrzy spektakle i nie podpisze kontraktu, on i tak zwróci za bilety na pociąg. Zapytałem kolegę, czy był kiedyś w Szczecinie. Tak jak ja nie był, więc pojechaliśmy i zostaliśmy.
Kiedy szefem teatru został Janusz Wiśniewski chciałem zrobić takie kilkuosobowe widowisko złożone z piosenek The Beatles. Wszystko było przygotowane, ale agencja Michaela Jacksona, bo ona miała wtedy prawa do nich w Europie, nie wyraziła zgody. Po angielsku mogliśmy śpiewać, ale po polsku już nie i projekt upadł. Grał Pan tam bardzo dużo bardzo dobrych ról. Cały czas był Pan obsadzany, to skąd pomysł na zmianę Szczecina na Poznań? Grałem w Operze za trzy grosze i nagle, tuż przed rozpoczęciem spektaklu, zawołali mnie do telefonu. „Dzień dobry, mówi Iza Cywińska. – Dzień dobry Pani dyrektor. – Mam propozycję: czy przyszedłby Pan do mnie do teatru? – Zaskakująca propozycja, a ile mam czasu na odpowiedź? – A kiedy
80
Grałem w Operze za trzy grosze i nagle, tuż przed rozpoczęciem spektaklu, zawołali mnie do telefonu. „Dzień dobry, mówi Iza Cywińska. – Dzień dobry Pani dyrektor. – Mam propozycję: czy przyszedłby Pan do mnie do teatru? – Zaskakująca propozycja, a ile mam czasu na odpowiedź? – A kiedy ma Pan przerwę? – Za 50 minut. – To ja zadzwonię“. ma Pan przerwę? – Za 50 minut. – To ja zadzwonię“. Tak mniej więcej wyglądała ta rozmowa. I proszę sobie wyobrazić: tu gram przedstawienie, a myśli kłębią się w głowie, co zrobić. W końcu się zgodziłem. W Poznaniu był też mój kolega z roku Wiesiek Komasa, pomyślałem sobie, że może to jest dobry czas, żeby z marszu przejść do Poznania. To był 1975 rok. I jakie wrażenie zrobiło miasto? Szczecin był szalenie otwarty. Każdego przybysza witano z otwartymi ramionami. Natomiast Poznań był zamknięty. Zabrało mi kilka miesięcy, żeby
do niego przywyknąć. I hasło, że w Poznaniu jest „najmniej źle” okazało się bardzo słuszne. Ale taka jest prawda. Kiedy w całej Polsce zaczęły się wielkie kłopoty z aprowizacją, tutaj w sklepach były jeszcze dwa gatunki sera żółtego. Pamiętam w 80. roku moi znajomi wyjeżdżali na stałe do Niemiec. Ostatni przystanek mieli w Poznaniu. Poszliśmy coś zjeść do „Turystycznej“ na Starym Rynku. Znajomy zapytał ze śmiechem kelnera, czy do obiadu można poprosić o piwo, którego już nigdzie nie było. W odpowiedzi usłyszał „a które Pan sobie życzy?“. Okazało się, że są trzy do wyboru. Tę historię znajomy wspomina do dzisiaj. I tak było ze wszystkim.
Ale z tego co wiem, Poznań nie od razu był Pana miejscem na ziemi? Myślałem o zmianie teatru. Zacząłem rozmowy z Edwardem Dziewońskim. Taka forma teatru, jaki on prowadził, szalenie mnie interesowała. Przyjechał nawet do Poznania mnie zobaczyć. Czarne okulary na nosie, przyklejona bródka, żeby nikt go nie poznał. „Tak dobrze, ja Pana chcę“ – usłyszałem po spektaklu. „Ale teraz nie mam etatów, dopiero od przyszłego sezonu“. Był rok 1981, umówiliśmy się na następny sezon. Przyszła zmiana historyczna, Dziewoński przestał być dyrektorem i tak nie pojechałem do Warszawy. Zostałem poznaniakiem do dzisiaj. Poznaniak bardziej z przypadku niż z wyboru? Pewnie tak, ale dzisiaj Poznań na tyle kocham, że nie wyobrażam sobie, by z niego wyjeżdżać. Jest Pan nie tylko zakotwiczony w teatrze, ale także jako szef poznańskiego oddziału ZASP-u pomaga Pan kolegom. Od czasu studiów chciałem być w ZASP-ie. Jeszcze jako student chciałem wejść do klubu w Sopocie i mnie nie wpuszczono, bo nie miałem legitymacji. I wtedy sobie postanowiłem, że jak tylko będę mógł, natychmiast zostanę członkiem ZASP-u. Jesteśmy środowiskiem, które potrzebuje wsparcia. Aktorzy to osobowości, indywidualiści. I trzeba czasem ich bronić, wspierać, pomagać, taka jest rola tej organizacji.
Hasło, że w Poznaniu jest „najmniej źle” okazało się bardzo słuszne. Kiedy w całej Polsce zaczęły się wielkie kłopoty z aprowizacją, tutaj w sklepach były jeszcze dwa gatunki sera żółtego. Pamiętam w 80. roku moi znajomi wyjeżdżali na stałe do Niemiec. Ostatni przystanek mieli w Poznaniu. Poszliśmy coś zjeść do „Turystycznej“ na Starym Rynku. Znajomy zapytał ze śmiechem kelnera, czy do obiadu można poprosić o piwo, którego już nigdzie nie było. W odpowiedzi usłyszał „a które Pan sobie życzy?“. Okazało się, że są trzy do wyboru. Tę historię znajomy wspomina do dzisiaj. I tak było ze wszystkim. Jaki jest Pana Poznań? Jest fantastyczny. Rozwija się, zmiany widać na każdym kroku. Wystarczy iść na Śródkę, by zobaczyć, jak wszystko się zmienia, ale też na Jeżyce, Wildę. Tak naprawdę do każdej dzielnicy, by gołym okiem móc obserwować zmiany. Nie tylko chodzi o remonty czy budownictwo, ale też i świadomość. Poznań złapał wiatr w żagle. To inny Poznań niż ten, do którego przyjechałem.
81
82
będzie się działo
/
Miss Zuzanna Słaboszewska Jest jedyną Wielkopolanką, która zakwalifikowała się do finału konkursu Miss Polski 2017. W tym miesiącu poznamy laureatki. Pochodzi z Grodziska Wielkopolskiego, ale na stałe mieszka w Poznaniu. Piękna wysoka brunetka studiuje inżynierię produkcji na Uniwersytecie Ekonomicznym i dorabia jako hostessa. Czy wygra? Trzymamy za nią kciuki rozmawia: Joanna Małecka zdjęcia: Bartosz Piasecki, www.bartekpiasecki.pl | www.facebook.com/bpfotograf
S
potykamy się tuż przed samym finałem, pod koniec listopada. Zuzanna Słaboszewska, elegancko ubrana, siada naprzeciwko mnie w Kuchni Wandy. Ma 21 lat, piękne brązowe oczy, długie włosy, wyjściową sukienkę i buty na obcasie. Wygląda zjawiskowo. Denerwujesz się? ZUZANNA SŁABOSZEWSKA: Tak, im bliżej finału, bardziej się denerwuję. Kumulacja na pewno nastąpi, kiedy rozpocznie się konkurs. Przygotowujesz się jakoś? Wcześniej mieliśmy sesje zdjęciowe i na razie nie mamy specjalnych przygotowań. Skupiam się bardziej na szkole, bo zbliża się koniec roku. Na zgrupowaniu w Nowym Sączu dopiero zaczniemy ćwiczyć układy i będą pierwsze przymiarki. Harmonogram jest już gotowy. Rodzice i przyjaciele Ci kibicują? Oczywiście. Wszyscy przyjeżdżają na finał do Krynicy, chociaż to strasznie daleko. Z drugiej strony bardzo się cieszę, bo mam w nich ogromne wsparcie. Co Cię skłoniło do wzięcia udziału w takim konkursie? Zaczęło się od konkursu regionalnego, czyli Wielkopolskiej Miss. Namówiła mnie koleżanka. Trzeba powiedzieć, że akurat ten konkurs pomaga, kiedy pracujesz jako hostessa. Studiując dziennie nie mogę pozwolić sobie na etatową pracę, więc dorabiam w weekendy. A kiedy dziewczyna jest bardziej rozpoznawalna, łatwiej o lepsze zlecenia.
W trakcie finału konkursu regionalnego namówiono nas, żebyśmy spróbowały swoich sił w Miss Polski. Jak wygląda casting? Wysyła się zgłoszenie, kandydatki przechodzą wstępną selekcję. Następnie jest casting, gdzie wybiera się – w przypadku Miss Polski – około sto dziewczyn. W drugiej turze odpada połowa, a te, które zostają, biorą udział w półfinałach i finałach. Jakie są wymogi? Właściwie nie ma sztywnych ram. Jest jury, które wybiera. Jak wspominasz casting do Wielkopolskiej Miss? Chyba wtedy najbardziej się denerwowałam. Nie wiedziałam, co będzie, bo to była moja pierwsza tego typu przygoda. Nigdy nie czułam się pewnie w wysokich butach, w stroju kąpielowym, więc na pewno było to trochę krępujące. Ćwiczyłaś w domu, przed lustrem? Pewnie (śmiech). Pamiętam, że przed półfinałem sprzątałam i gotowałam w butach na wysokim obcasie. Nogi bolały, ale dziś wiem, że to kwestia przyzwyczajenia. No i dużo dają lekcje chodzenia z choreografem, które na szczęście zapewniają organizatorzy konkursu. A najgorsze są układy taneczne. Nie ukrywam, że trochę się tego boję. Czy te dwa konkursy coś Ci dały? Myślę, że nabrałam pewności siebie, jestem bardziej odważna. Dzięki zajęciom z wystąpień przed kamerą dziś jestem z nią na tyle obyta, że mniej się stresuję. To też ułatwia rozmowy kwalifikacyjne. Pomogło mi to też w pracy, bo będąc w gąszczu hostess, ciężko się było przebić. Po półfinale Miss Polski miałam nawet rozmowę w poznańskiej telewizji, gdzie miałam zostać pogodynką. Nie udało się, bo miałam wtedy inne zajęcie, ale może kiedyś… Wiele osób pyta mnie, czy coś zarobiłam startując w konkursach. Nie, na tym się nie zarabia, wręcz trzeba zainwestować, przykładowo w dojazd na sesje zdjęciowe, castingi. Jak oceniasz swoje szanse na wygraną? W ogóle nie oceniam, bo trudno ocenić siebie. Wiem, że dam z siebie wszystko i będę się dobrze bawić. Co będzie, czas pokaże. Co poradziłabyś dziewczynom, które dopiero zaczynają? Przede wszystkim, by traktowały to jako przygodę i szansę. Studiujesz inżynierię produkcji na UE. To trudny kierunek… Zawsze lubiłam matematykę i nigdy nie miałam z nią problemu. Zanim złożyłam dokumenty, zastanawiałam się długo, bo miałam inny pomysł na siebie. Mieszkałam wtedy w Anglii i chciałam studiować filologię angielską. Potem uznałam, że po co iść na ten kierunek, skoro ja w sumie znam angielski. Na inżynierię produkcji namówiła mnie siostra. Jestem bardzo zadowolona. Na uczelni wiedzą, że jesteś w finale Miss Polski? Tak. Nawet na stronie uczelni znalazła się o mnie mała wzmianka. Mam nadzieję, że moi wykładowcy spojrzą na mnie przychylnie, kiedy wyjadę na zgrupowanie i będę musiała opuścić kilka zajęć. Co trzeba zrobić, żeby tak wyglądać? Dzisiaj nie mogłam wstać (śmiech), więc pewnie nie jest najlepiej. Chodzę na siłownię, ale to bardziej dla zdrowia. Staram się zdrowo odżywiać, zresztą gotuję w domu. Urodę odziedziczyłaś po mamie, czy po tacie? Chyba po mamie, chociaż charakter mam taty.
83
Na pewno podobasz się mężczyznom… Pamiętasz swojego pierwszego chłopaka? To było w przedszkolu i kolega oświadczył mi się w toalecie. Miał na imię Kuba. Nigdy tego nie zapomnę. Kiedy zapytał mnie, czy za niego wyjdę, to uciekłam. Kiedy skończyłam 18 lat, mama mi powtarzała, że za wcześnie na chłopaka i powinnam się skupić na nauce. Dziś wiem, że nie ma się co spieszyć. Nie ukrywam, że podobają mi się mężczyźni, którzy mają coś do powiedzenia. Lubię merytoryczne dyskusje. Czego oczekujesz po tym konkursie? Chyba niczego. Nadal będę studiować i mieszkać w Poznaniu. To dla mnie wspaniała przygoda i cieszę się, że się zdecydowałam. Mimo opinii, że to jest konkurs dla pustych dziewczyn, które nie mają nic do powiedzenia, uważam, że to nie jest tak do końca. Oczywiście, że tutaj ocenia się urodę, ale nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Biorą w nich udział naprawdę fajne, inteligentne dziewczyny. Co ciekawe, pracując jako hostessa, często spotykałam się z niemiłym przyjęciem ze strony innych kobiet. A wiesz dlaczego? Nie mam pojęcia. Może one zwyczajnie Ci zazdrościły… Może, tylko to trochę nie fair. Jesteś w pracy i wykonujesz swoje obowiązki jak każdy. Czego Ci życzyć? Żebym się nie przewróciła na finale (śmiech).
będzie się działo
/
FOT. PAULINA KANIA PHOTOGRAPHY
84
Otul się na święta Okres przedświąteczny to prawdziwa gorączka zakupów. Szturmem odwiedzamy galerie handlowe. Zaopatrujemy się w produkty, które będą nam niezbędne podczas gotowania świątecznych potraw. Wybieramy prezenty dla bliskich nam osób. W tym pędzie warto jednak znaleźć chwilę na relaks. Usiąść, wypić pyszną kawę, otulić się kocem i odpocząć. O wyjątkowej akcji przedświątecznej: Wełniane Święta rozmawiam z Magdą Polaszek, starszą specjalistką ds. marketingu w centrum handlowym King Cross Marcelin rozmawia: Piotr Chabzda
Ciepły wełniany koc to chyba nieodłączny element chłodnych zimowych wieczorów? MAGDA POLASZEK: To fakt. Koc doskonałej jakości jest stałym elementem wyposażenia domu, który służy wszystkim domownikom, a w okresie jesienno-zimowym jest szczególnie doceniany. Ma on wiele zastosowań: ogrzewa nas oraz dekoruje wnętrze. Często również stanowi element dziecięcych zabaw, w których odgrywa rolę namiotu lub skrytki na skarby. W moim odczuciu jest on również nieodzownym atrybutem świąt! Otulamy się nim, cieszymy ciepłem i odpoczywamy. Koc dla Pani to synonim… Domowego ciepła, spokoju, wyciszenia. To również czas spędzony w miłej, przyjemnej atmosferze wśród najbliższych lub samym sobą, książką i kubkiem gorącej herbaty. Rozumiem już inspirację związaną z akcją przedświąteczną organizowaną w Centrum Handlowym King Cross Wełniane Święta. W ten sposób chcemy podziękować naszym klientom za to, że są z nami od prawie trzynastu lat. Wielu z nich, jeszcze jakiś czas temu, przychodziło do nas z rodzicami, a teraz robi zakupy z własnymi dziećmi. Chcemy, aby prezent, który od nas otrzymają, służył im przez lata i miło kojarzył się z King Cross Marcelin – tak po „domowemu”. Na czym polega tegoroczna akcja? Mamy do rozdania 630 koców włoskiej marki Coincasa. By taki upominek otrzymać, wystarczy w terminie od 1 do 17 grudnia dokonać w King Cross Marcelin zakupów na kwotę co najmniej 500 zł.
Warto dodać, że do uzyskania tej kwoty można łączyć dwa paragony. Z takim dowodem zakupu należy udać się do specjalnego stoiska, gdzie będzie można odebrać koc. Wełniane Stoisko będzie funkcjonowało każdego weekendowego dnia akcji. Koce, które będą rozdawane, to prawdziwy upominkowy rarytas. Dokładnie tak! Jednym z partnerów akcji jest Coincasa – renomowana włoska marka oferująca elementy wyposażenia i dekoracji wnętrz. W naszej galerii mieści się ich jedyny sklep w Polsce. Wełniane, ekskluzywne koce, które mamy do sprezentowania, posiadają w składzie co najmniej 50 procent wełny i produkowane są w samym sercu Italii. Jest to produkt premium, który idealnie wpisuje się w klimat świąt. Oprócz koców Państwa klienci będą mogli również skorzystać z wyjątkowych atrakcji przygotowanych przez Waszych partnerów. Jest to dodatkowy element Wełnianych Świąt, o który zadbał Starbucks oraz Meble VOX. Specjalne atrakcje przygotują również Księgarnia Autorska oraz marka CUBE. O szczegółach będziemy informować klientów na naszej stronie internetowej oraz Facebooku. Na pewno będzie ciepło, przytulnie i smacznie, a to wszystko w naszej specjalnej wełnianej strefie. Pozostaje tylko zaprosić poznaniaków na zakupy do Centrum Handlowego King Cross Marcelin i do udziału w akcji Wełniane Święta. Zapraszam i do zobaczenia na świątecznych zakupach.
86
będzie się działo
/
Uratowane skarby podziemnego Lwowa 1 grudnia 2017 – 30 kwietnia 2018 Muzeum Archeologiczne, dziedziniec Pałacu Górków Dzięki tej wystawie przeniesiemy się w czasie. Ekspozycja pozwoli nam zgłębić historię ukraińskiego miasta widzianą przez pryzmat 15 lat ratowniczych badań archeologicznych. Mamy okazję odbyć podróż przez wieki – począwszy od czasów sprzed założenia książęcego miasta (1300-1100 lat temu) aż po czasy współczesne. Na wystawie znajdziemy plansze tematyczne, dokumentujące przebieg prac wykopaliskowych, a także artystyczne wizje znanych lwowskich malarzy i reprodukcje starych map oraz krajobrazów miasta. Na ekspozycji prezentowanych jest prawie 500 artefaktów, w tym rzadkie i unikalne znaleziska, np. taca cynowa z najstarszym godłem Lwowa wykonanym na przedmiocie metalowym, staroruskie enkolpiony, brązowa gotycka figurka błazna, kości do gry i wiele innych przedmiotów.
wydarzenia
/
Niebieski Bal Charytatywny
#wolęrozmawiaćniżosobiepisać – wystawa
13 stycznia 2018, godz. 19 Restauracja Piano Bar
Galeria FWD, ul. Święty Marcin 47, Pasaż Różowy Wystawa czynna do 6 stycznia 2018
Zapraszamy Państwa do wzięcia udziału w organizowanym pod naszym patronatem Niebieskim Balu Charytatywnym. Pomysłodawcą tego wydarzenia jest Fundacja MIŚ. Bal jest organizowany po raz drugi i odbędzie się 13 stycznia 2018 r. o godz.19:00 w Restauracji Piano Bar w Poznaniu. Honorowym Patronem jest Prezydent Miasta Poznania. Zapraszamy wszystkich tych, którzy mieliby ochotę wesprzeć szczytny cel. W tym roku zbieramy fundusze na budowę sali sensorycznej dla dzieci autystycznych, które na co dzień uczęszczają do przedszkola Miś na ul. Łozowej. W przedszkolu realizowane są idee wspólnego, korzystnego dla wszystkich, wychowania i edukacji dzieci niezależnie od ich stanu zdrowia, zdolności, specyficznych potrzeb i ograniczeń. Głęboko wierzymy, że marzenia są po to, aby je spełniać. Dlatego razem z firmą Sky Dreams wspieramy tę akcję i zapraszamy Państwa do udziału w tym wyjątkowym wydarzeniu.
Kreowanie wirtualnej egzystencji jest równie pracochłonne, co przeżywanie realności. Internet jest elementarnym medium komunikacyjnym, nierozerwalnie związanym z codziennością, a tym samym projektującym także intymne relacje. Ale czy „romantyczność” Internetu nie skończyła się wraz z zamilknięciem dźwięku modemu? Interakcje międzyludzkie balansują pomiędzy trybem online i offline, ale dualizm tych dwóch jakości jest chwiejny. Wyposażeni w urządzenia mobilne jesteśmy nieustannie obecni i w realności, i w wirtualności. Jak na ten problem spoglądają zanurzeni w sieci młodzi twórcy? Zapraszamy serdecznie do odwiedzenia wystawy, na której będzie można zobaczyć prace Marka Mardosewicza, Laury Mulic, Anety Sieniawskiej, Emilii Turek, Franka Warzechy, Doroty Wójcik. Kuratorem wystawy jest Anna Sienkiewicz.
87
w te atr z e
/
Maria Callas. Master Class 22 stycznia 2018, godz. 19 Teatr Wielki w Poznaniu Bilety: 40-180 zł Powrót Callas. Po latach, po wielu nowych opracowaniach jej życia, setkach materiałów zamieszczonych przez ostatnie 20 lat, wywiadów i filmów na YouTube, po dwóch biograficznych filmach kinowych i kilku telewizyjnych, nowa interpretacja niezwykłego tekstu teatralnego Terrence’a McNally’ego Maria Callas. Master Class. I znów reżyseruje Andrzej Domalik, w roli Marii Callas na nowo Krystyna Janda, w nowym ujęciu. To wielokrotnie nagradzany, grany na całym świecie tekst. O miłości do sztuki. Do muzyki. Fascynujący. Dowodzący tezy, że życie bez sztuki nie ma sensu. Że sztuka potrafi sprawić, że wszystko, nawet codzienność, nabiera bogactwa i wartości. Opowieść o artystce, która z kolei sztuce oddała wszystko. Sztuce, która uczyniła ją szczęśliwą i podziwianą, a jednocześnie – samotną i zawiedzioną życiem. Wielka opowieść o pracy, warsztacie i relacji artysty z publicznością.
Legenda Bałtyku
Feliks Nowowiejski
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
8, 10, 12 grudnia, godz. 19 Teatr Wielki w Poznaniu Historia libretta zasadza się na konflikcie dwóch mężczyzn – rybaka Domana i kupca Lubora. Obaj starają się o rękę Bogny. Ojciec dziewczyny sprzyja bogatemu Luborowi. Wysyła Domana po koronę Juraty, władczyni zatopionego miasta i ma nadzieję nigdy więcej go nie zobaczyć. Miłość i heroizm bohaterów przeplata fantastyczny świat topielic i strzyg, ozdobiony morskimi roślinami podwodnego grodu. Nowowiejski, twórca między innymi muzyki do Roty i oratorium Quo vadis mieszkał i tworzył w Poznaniu niemal 30 lat. Zainspirowany słowiańską legendą stworzył muzykę bogatą w ludowe motywy, romantyczną fabułę pełną
zwrotów akcji i monumentalne partie chóralne. Arię Domana Czy ty mnie kochasz? rozsławił Jan Kiepura, wykonując ją na całym świecie. Opera ta nie pierwszy raz pojawia się na poznańskiej scenie. Światowa premiera dzieła miała miejsce właśnie tu, w Poznaniu 8 listopada 1924 roku. Spektakl okazał się sukcesem i w sezonie 1924/1925 został pokazany 50 razy. Pokaz premierowy będzie 150. spektaklem Legendy granym na teatralnych deskach. Wystawienie tej jednej z najlepszych polskich oper zakończy oficjalnie obchody Roku Feliksa Nowowiejskiego.
Mamy nadzieję 18 grudnia, godz. 19 Scena na Piętrze Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Fundacja Sceny na Piętrze Tespis i Stowarzyszenie Wiedza Kultura Pomoc zapraszają na II Koncert Charytatywny pt. „Mamy nadzieję“, podczas którego zbierane będą fundusze na rehabilitację Kubusia Gołębowskiego. W koncercie wystąpią: Magdalena Nowacka i Michał Marzec, soliści Teatru Wielkiego w Poznaniu, Wanda Marzec, pianistka, Andrzej Lajborek, Natalia Kraśkiewicz, Jagoda Kram. Zabrzmi różnorodna muzyka, a wszystko zakończy się wspólnym odśpiewaniem kolędy.
88
Poznański Koncert Noworoczny 13 stycznia 2018, godz. 17 oraz 20 MTP, Sala Ziemi, bilety: od 80 zł do 300 zł/ tixer.pl Po raz 8. Poznański Koncert Noworoczny rozpocznie kolejny rok dźwiękami kompozycji Straussa, a także muzyką rozrywkową w doskonałym wykonaniu. Nie zabraknie wspaniałych artystów, takich jak: Malwina Kusior (Teatr Roma), Janusz Kruciński (Teatr Rampa, Roma) oraz Marek Sośnicki (Tamerlane), gościem specjalnym będzie dama polskiej sceny muzycznej – Krystyna Prońko. O oprawę muzyczną zadba Orkiestra Symfoniczna Collegium F pod batutą maestro Marcina Sompolińskiego. Całość uświetnią tancerze formacji Art Of Move.
Selfie.com 8 grudnia, godz.18, Kino Teatr Apollo Reżyseria: Maria Seweryn Bilety: 105 zł W małym mieszkanku wielkiego blokowiska mieszka Brygida, przebojowa, nowoczesna kobieta. Brygida, zraniona w przeszłości przez mężczyznę swojego życia, nigdy mu tego nie wybaczyła. Mało tego, nigdy nie wybaczyła tego żadnemu mężczyźnie i od tamtej pory jest wrogiem wszystkich mężczyzn. Brygida ma córkę Julię, która ciągle jest sama. Mimo trzydziestki na karku
całym jej życiem są książki, nie ma znajomych, nie ma Facebooka, nie ma chłopaka, nigdy nie zrobiła sobie selfie... Brygida podejrzewa nawet, że Julia może być dziewicą. Stara się nakłonić córkę do skorzystania z dobrodziejstw mediów społecznościowych. Od lat umawia ją na randki, jednak wszystkie dotychczasowe skończyły się rozczarowaniem. Julia ma dość. Ucieka w świat książek. Na scenie wystąpią znani i lubiani przez widzów aktorzy: Dorota Pomykała, Mirosław Baka, Julia Kamińska, Filip Bobek.
Triathlon story, czyli chłopaki z żelaza 9 grudnia, godz. 17 oraz 20 Kino Teatr Apollo, bilety: 95-130 zł Sztuka Triathlon Story to wyjątkowo energetyczna i dynamiczna komedia, która rozgrywa się w przeddzień zawodów Ironman. W hotelowym pokoju, wieczorem, przypadkowo spotykają się czterej uczestnicy tych najbardziej prestiżowych triathlonowych zmagań. Każdy z nich zjawia się tam z innego powodu i każdy z nich czegoś
Kraina lodu 9-10 grudnia, godz. 11, Kino Teatr Apollo, bilety: 40 zł Zapraszamy na interaktywny spektakl dla dzieci! Odwiedź Krainę Lodu razem z Elzą, Anną i Olafem! Arendele to spokojne królestwo, którego królową jest, siostra księżniczki Anny, Elza. Od czasu gdy nie zagraża już nikomu niebezpieczeństwo ze strony księcia Hansa, Anna jest szczęśliwa z Kristoffem, natomiast bałwanek Olaf upaja się ciepłem słoneczka, dzięki swojemu niżowi skandynawskiemu. Ale, ale… czy takie sielskie Arendele wszystkim odpowiada? Czy wszyscy są zadowoleni z rządów królowej Elzy? Królestwu Arendele grozi kolejne niebezpieczeństwo, a Elza, Anna i Olaf ponownie muszą stawić czoła czyhającemu niebezpieczeństwu. Tak drogie dzieci, zbliża się hrabia Szwądękaunt, a on, jak pamiętamy, nie ma przyjaznych zamiarów.
Prywatna Klinika 10 grudnia, godz. 17 oraz 20 Kino Teatr Apollo, bilety: 95-130 zł Prywatna Klinika to inteligentna i prawdziwie śmieszna farsa, w której humor rozwija się aż po ostatnią scenę. Lekka treść, wyraziste postaci, zawrotne tempo, zaskakujące zwroty akcji oraz świetna obsada zapewniają rozrywkę na wysokim poziomie. Sztuka napisana w 1983 roku przez mistrzów gatunku – Johna Chapmana i Dave’a Freemana. Nie traci na aktualności, a farsa na związki damsko-męskie bawi kolejne pokolenia widzów. Na scenie wystąpi grono popularnych aktorów m.in.: Rafał Cieszyński, Klaudia Halejcio, Tomasz Oświęcimski, Michał Czarnecki.
REKLAMA
innego oczekuje od startu. Triathlon story rozbraja szczerością, uwodzi potężną dawką dobrego humoru i nie zwalnia tempa ani na chwilę. Bawi widzów od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu. Nieoczekiwane zwroty akcji, brawurowe sytuacje i mistrzowska gra aktorska: Bartłomieja Topy, Leszka Lichoty, Waldemara Błaszczyka, Michała Żurawskiego oraz Piotra Nowaka, który jest jednocześnie reżyserem sztuki, gwarantują doskonałą, pełną pozytywnych emocji rozrywkę.
na
scenie
/
Gwiazda przed gwiazdą 8 grudnia, godz. 19 Aula Uniwersytecka
bilety: 15-50 zł
Szykuje się nie lada gratka dla wszystkich wielbicieli muzyki klasycznej. Wraz z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej wystąpi Alexandra Soumm, światowej sławy skrzypaczka. Zadyryguje Marek Pijarowski. Alexandra Soumm urodziła się w Rosji, studiowała w Austrii, mieszka we Francji, a dzięki swemu talentowi jest obywatelką świata. W 2002 roku, 13-letnia wówczas skrzypaczka, wygrała konkurs Konserwatorium Wiedeńskiego, gdzie wtedy studiowała. Dwa lata później zdobyła pierwszą nagrodę na Konkursie Eurowizji dla młodych muzyków w Lucernie, a w kolejnym – stypendium Herberta von Karajana. Jej kariera potoczyła się błyskawicznie. Dziś gra z najsłynniejszymi orkiestrami świata, występuje w najbardziej prestiżowych salach, pojawia się na znaczących festiwalach. I wszędzie zachwyca swą grą i urodą. W Filharmonii Poznańskiej wystąpi po raz drugi. Podczas koncertu będzie można wysłuchać takich utworów jak Nad snem (utwór zamówiony przez Filharmonię Poznańską), Koncertu As-dur na trąbkę i orkiestrę oraz I Symonię d-moll op. 13. Gorąco zapraszamy.
Agnieszka Chylińska – koncert 8 grudnia, godz.19 MTP, Pawilon nr 2, ul. Głogowska 14 bilety: 69-99 zł Zaskakujący muzyczny powrót Agnieszki Chylińskiej z płytą Forever Child i trasą koncertową Forever Child Tour to najważniejsze wydarzenie muzyczne tego sezonu. Bez zapowiedzi, bez singli przed premierą krążka. Z dnia na dzień, zaskakując wszystkich słuchaczy, Agnieszka Chylińska
wydała album Forever Child, opublikowała pierwszy teledysk i zapowiedziała trasę koncertową. Płyta natychmiast stała się bestsellerem (1. miejsce Oficjalnej Listy Sprzedaży), teledysk Królowa łez ma już ponad 37 milionów odsłon w serwisie YouTube. Forever Child Agnieszki Chylińskiej jest zaskakującą i nieoczywistą wypowiedzią artystki, której twórczość najlepiej określa ukute przez nią hasło: „nigdy taka sama”. Tym razem Agnieszka Chylińska postanowiła połączyć rockową siłę swojego charakterystycznego głosu z nowoczesnym brzmieniem.
Koncert Finałowy Festiwalu Mozartowskiego 13 grudnia, godz. 19 Aula Uniwersytecka, bilety: 40-80 zł 14 grudnia 1791 roku, zaledwie 10 dni po śmierci Wolfganga Amadeusza Mozarta, zakochani w jego geniuszu Prażanie uczcili przedwcześnie zmarłego kompozytora. W kościele św. Mikołaja, będącego bliźniaczą świątynią poznańskiej Fary, zespół Teatru Narodowego wykona Requiem Es-Dur Antonio Rosettiego. W programie koncertu znajdą się ponadto kompozycje, które zabrzmiały podczas kolejnego praskiego koncertu ku czci Mozarta, który odbył się 7 lutego 1794 roku w Konviktsaal na uniwersytecie w Pradze, w obecności Konstancji i synów kompozytora.
Legendy Batuty
Pamięci Sir Neville’a Marrinera i Stanisława Skrowaczewskiego 15 grudnia, godz. 19 Aula Uniwersytecka, bilety: 15-50 zł Muzyka klasyczna w najlepszym wydaniu zagości na scenie Auli Uniwersyteckiej już 15 grudnia. Zapraszamy na koncert Legendy batuty. Orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod batutą Eiji Que wykona między innymi: XXVII Koncert fortepianowy B-dur KV 595 W. A. Mozarta, I Symfonię c-moll op. 68 Johannesa Brahmsa oraz Preludium symfoniczne op. 76 Edwarda Elgara. Na fortepianie grać będzie Ingrid Jacoby. Tematykę koncertu przybliży nam Róża Światczyńska.
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
90
Koncert z okazji 99. Rocznicy Wybuchu Powstania Wielkopolskiego
91 
27 grudnia, godzina 19 Aula Uniwersytecka, bilety: 10 zł Zapraszamy na koncert z okazji 99. Rocznicy Wybuchu Powstania Wielkopolskiego, podczas którego będziemy mogli usłyszeć pieśni oraz kolędy wykonywane przez Chór Chłopięcy i Męski Filharmonii Poznańskiej Poznańskie Słowiki. Na fortepianie grać będzie Mirosław Gałęski, na organach Maciej Bolewski. Koncert odbędzie się pod batutą Macieja Wielocha. Podczas koncertu usłyszymy pieśni powstańcze oraz najpiękniejsze polskie kolędy. 
Gwiazdo świeć, kolędo leć 28 grudnia, godz. 17:30 Sala Ziemi / MTP, bilety: 55-115 zł Zapraszamy Was w muzyczną podróş do krainy najpiękniejszych polskich kolęd i pastorałek w wykonaniu Alicji Majewskiej, Olgi Bończyk, Šukasza Zagrobelnego i Włodzimierza Korcza. Świąteczny koncert pełen radości, optymizmu, w którym kaşdy znajdzie dla siebie nutkę refleksji. Poza tradycyjnymi, znanymi wszystkim utworami, takimi jak Dzisiaj w Betlejem, Bracia patrzcie jeno, czy Pójdźmy wszyscy do stajenki, w programie zabrzmią przebojowe kompozycje Włodzimierza Korcza z tekstami Wojciecha Młynarskiego, Magdy Czapińskiej, Wojciecha Kejne oraz Ernesta Brylla, wszystkie w brawurowych, trzygłosowych opracowaniach. 
Atmosfera Cugowscy 15 grudnia, godz. 19 Hala ARENA, bilety: 51-119 zł Zespół CUGOWSCY to nowy muzyczny projekt Krzysztofa Cugowskiego, wieloletniego frontmana Budki Suflera i jego synów – Piotra i Wojciecha tworzących grupę Bracia. Pomysł wspólnego występowania przybrał realne kształty w 2014 roku podczas jubileuszowej i zarazem poşegnalnej trasy koncertowej Budki Suflera. Piotr i Wojtek Cugowscy kilkukrotnie wsparli wówczas zespół na największych polskich scenach. Połączenie sił ojca i synów zostało sfinalizowane juş na początku 2015 roku. Od tego momentu Krzysztof Cugowski regularnie występuje jako gość specjalny podczas koncertów zespołu Bracia. Obecnie zespół CUGOWSCY jest w trakcie trasy koncertowej Zaklęty krąg, promującej płytę. 
Słowicze Kolędowanie 126. Koncert Targowy 28 grudnia, godz.19 Aula Uniwersytecka, bilety: od 15 do 50 zł Klimat świąt Boşego Narodzenia jest niepowtarzalny. Chcemy, aby panował u nas przez długi czas. 28 grudnia zapraszamy na Słowicze Kolędowanie 126. Koncert Targowy, podczas którego usłyszymy najpiękniejsze kolędy. Podczas wydarzenia wystąpią: Maciej Bolewski (organy), Chór Chłopięcy i Męski Filharmonii Poznańskiej oraz gość specjalny Capella Zamku Rydzyńskiego. Koncert poprowadzi Krzysztof Szaniecki. 
Wieczór Sylwestrowy z muzyką, tańcem i niespodziankami 31 grudnia, godz. 19 Aula Uniwersytecka, bilety: 280-350 zł Koniec roku to zabawy sylwestrowe. Ciekawym pomysłem na spędzenie sylwestrowego wieczoru moşe być koncert sylwestrowy organizowany w Auli Uniwersyteckiej. Podczas wieczoru wystąpią Barbara Tritt (sopran), Andrzej Lampert (tenor) oraz Orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod batutą Jakuba Chrenowicza. Podczas koncertu usłyszymy słynne arie, duety i przeboje znad Dunaju. Koncert poprowadzi Bartosz Michałowski. 
đ&#x;ĄŻ
Cugowscy wystÄ…piÄ… w Arenie juĹź 15 grudnia
92
w kinie
/
Mikołaj i spółka Najsłynniejszy brodacz świata musi czym prędzej wezwać zaprzęg najdzielniejszych reniferów, chwycić lejce i pomknąć magicznymi saniami na poszukiwanie lekarstwa, które uzdrowi jego pomocników… i uratuje tegoroczne święta. Na swojej drodze spotyka zakręconą rodzinę, która pomoże Mikołajowi w jego szalonej misji. Gwiazdka tuż, tuż – liczy się każda sekunda! Zapraszamy Was serdecznie do obejrzenia komedii familijnej, która pozytywnie nastroi nas już w klimat świąt Bożego Narodzenia.
Redwood Ten horror zaskakuje nową, przewrotną interpretacją znanego mitu, tworząc film, który sprawi, że widzowie nie będą w stanie wysiedzieć spokojnie w fotelu. Zapamiętają też, by zastanowić się dwa razy, zanim sami zdecydują się wyruszyć na camping. Film dla widzów o mocnych nerwach.
Wojna płci Najnowszy film Jonathana Daytona i Valerie Faris, twórców oscarowej Małej miss, rozbawi każdego widza. Legendarny mecz tenisowy z 1973 pomiędzy liderką światowych rankingów Billie Jean King (nagrodzona Oscarem Emma Stone) i bezczelnie pewnym siebie byłym mistrzem Bobby Riggs (nominowany do Oscara Steve Carrell), zwany Wojną płci, stał się najbardziej oglądanym wydarzeniem sportowym w historii telewizji. Podczas gdy media kreowały King i Riggsa na zaciętych przeciwników, poza kortem każde z nich stawiało czoło skomplikowanym przeciwnościom losu. King miała u swego boku kochającego męża, który zachęcał ją do walki o równe prawa dla obu płci, zmagała się jednak z prawdą o własnej seksualności. Riggs ryzykował wszystko, stawiając na jedną kartę całą swą reputację, by pokazać światu, że stać go na tryumfalny powrót. Wspólnie dali popis, którego skutki wykroczyły daleko poza arenę zmagań sportowych, a konsekwencje trwają po dziś dzień.
W najnowszej produkcji Lucasfilm Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi bohaterowie Przebudzenia Mocy wraz z legendarnymi postaciami gwiezdnego uniwersum odkrywają zaskakujące sekrety przeszłości i niezgłębione dotąd tajemnice Mocy. Rey, którą poznaliśmy w filmie Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy oraz Finn, Poe i Luke Skywalker kontynuują swoją wielką podróż w kolejnej odsłonie gwiezdnej sagi Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi. Zapraszamy Was do kin na kontynuację kultowego filmu.
FOT. MATERIAŁY ORGANIZATORÓW
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
93
po
godzinach
/
To była Era Jazzu zdjęcia: Bartosz Seifert / Era Jazzu
R
on Carter Trio i Krzesimir Dębski All Stars wystąpili w Auli UAM w ramach Ery Jazzu. Tego koncertu publiczność długo nie zapomni. Po koncercie legendarnego kontrabasisty w towarzystwie gitarzysty Russella Malone'a i pianisty Donalda Vegi scena należała do Krzesimira Dębskiego i jego all stars, czyli znamienitych, nie tylko poznańskich, gości. Wieczór poprowadził organizator Ery Jazzu – Dionizy Piątkowski.
Kulinarnie w Poznaniu zdjęcia: Kasia Szopka
S
tworzone przez troje przyjaciół: Karolinę Bajon-Pawłowską, Krystiana Szopkę oraz Wojciecha Świątkiewicza. Studio kulinarne The Kitchen znajduje się na ul. Wichrowej na Smochowicach. Cała przestrzeń studia podzielona jest na strefy. Część warsztatowa może pomieścić na samodzielnych stanowiskach do gotowania 24 osoby i nawet do 50 osób na spotkaniach dla firm czy integracjach podczas warsztatów i pokazów kulinarnych. W sąsiadującej z nią części jadalnianej spokojnie można skonsumować przyrządzone potrawy czy odpocząć w przerwie od gotowania. W studio znajduje się również kącik z książkami, prasą kulinarną oraz wygodną kanapą. W The Kitchen odbywają się warsztaty kulinarne z różnych kuchni świata. Prowadzącymi są właściciele, ale również znani w całej Polsce kucharze renomowanych restauracji. The Kitchen – studio kulinarne, ul. Wichrowa 18A, Poznań-Smochowice, www.thekitchenstudio.pl
94
25 lat Fundacji TESPIS
To był wspaniały wieczór. Scena na Piętrze pękała w szwach podczas jubileuszu 25-lecia Fundacji Sceny na Piętrze TESPIS. Wydarzenie otworzył – jak zwykle zresztą – Romuald Grząślewicz. Wraz z nim w roli prowadzącej pojawiła się sama Katarzyna Grochola, pochodząca z Poznania zdjęcia: Marek Kamiński
N
a scenie mogliśmy podziwiać występy wspaniałych aktorów, muzyków i artystów. W niezwykłym repertuarze zaprezentował się Emilian Kamiński, który publiczność rozbawił do łez, podobnie jak Michał Grudziński. Można było posłuchać Jagody Kram, Agnieszki Chrzanowskiej, Haliny Zimmermann, Piotra Andrzejewskiego, który zagrał na gitarze. Pojawił się także znany doskonale wszystkim poznaniakom Andrzej Lajborek. Wszyscy wspólnie świętowali 25-lecie fundacji, wszyscy – przyjaciele Sceny.
95
Praca w zasięgu ręki zdjęcia: Piotr Chabzda
T
argi Pracy Career Expo odbyły się na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Podczas wydarzenia można było skorzystać z usług agencji pracy oraz firm rekrutujących pracowników na różnorodne stanowiska, a także porozmawiać z profesjonalistami zajmującymi się naborem kandydatów. Dodatkowo każdy odwiedzający mógł wykonać sobie zdjęcie do CV oraz zasięgnąć porad w sposobie tworzenia swojego życiorysu i sprawdzić aktualne oferty pracy.
96
BABIE LATO vol. 4 już za nami
To było prawdziwe „Flower Power” i tyle pozytywnej energii, że moglibyśmy nią obdzielić cały Poznań – tak projekt opisuje inicjatorka tego wydarzenia, Marta Klimowska, dyrektor marketingu i sprzedaży agencji VIP-ART, do której między innymi należy Piano Bar Restaurant & Cafe zdjęcia: Wojciech Marciniak
P
iano Bar Restaurant & Cafe w Starym Browarze już po raz czwarty miało przyjemność organizować wyjątkowy event skierowany do kobiet. Wieczór, jak co roku, zapowiadał się bardzo ciekawie, a motywem przewodnim były KWIATY / FLOWER POWER /, które można było zauważyć w niemal każdej stylizacji gości. Wydarzeniu towarzyszyły niezwykle kobiece i idealnie dobrane do charakteru imprezy pokazy mody marek, obecnych w butikach Starego Browaru: MaxMara Weekend, Marella, TuTu – Polscy Projektanci oraz Patrizia Pepe. Podczas całej imprezy można było wylosować cenne i oryginalne nagrody od partnerów wydarzenia, którymi byli: Zajezdnia Poznań, poznański oddział Estate Fellows Sp. z o.o. Good Time Day Spa, butik Anna Orska, Brodziak Gallery Poznań, Multikino Stary Browar, Wine Bureau, Mooia, Candeo Clinic Poznań, Berlitz Stary Browar, Klub Kobiet Przedsiębiorczych, Filharmonia Poznańska, Remplus Fitness, Red Fitness Swarzędz. Po części fashion nastąpiła krótka przerwa, podczas której panie degustowały przekąski w formie fingerfood przygotowane przez szefów kuchni Piano Bar, Krystiana Szopkę i Wojtka Świątka z zespołem. Całości dopełniał kieliszek delikatnie musującego prosecco Bortolomio. Finałem wydarzenia był niezwykle energetyczny koncert Marty Podulki z zespołem. Sponsorem koncertu i partnerem wydarzenia byli Zajezdnia Poznań oraz poznański oddział Estate Fellows Sp. z o.o.
97
Betlejem Poznańskie
Słodycze, grzaniec, ciepłe potrawy, dekoracje świąteczne czekają na wszystkich gości na placu Wolności zdjęcia: Sławomir Brandt
Z
adbano też o tych, którzy szybko marzną – miniaturowe ogniska w specjalnie przygotowanych misach pozwalają na ogrzanie dłoni. Wyjątkową atrakcją jest w tym roku ogromne młyńskie koło, z którego podziwiać można panoramę miasta. Podczas trwania Betlejem będą organizowane liczne konkursy. Nagrodami w nich będą m.in. bilety wstępu na wielką karuzelę. Tegoroczne Betlejem Poznańskie odbywa się w dwóch najpopularniejszych przestrzeniach w sercu Poznania: na placu Wolności oraz – już wkrótce – na Starym Rynku. Tam jarmark rozpocznie się 2 grudnia. Uroczyście zainauguruje go rozświetlenie wielkiej bożonarodzeniowej choinki przed poznańskim Ratuszem.
gdzie nas znaleźć 1 239, ul. Sczanieckiej 10/2 2 36minut MySquash, ul. Górecka 108 3 36minut Podolany, ul. Strzeszyńska 67a 4 36minut Polanka, ul. Milczańska 1 5 36minut WestPoint, ul. Wichrowa 1a 6 A Nóż Widelec, ul. Czechosłowacka 133 7 Adam Szulc Barber, os. Stare Żegrze 38 8 Adam's Cafe, ul. Matejki 62 9 Air Hair Team, ul. Grochowe Łąki 5 10 Akacjowy Dwór, ul. Parkowa 3 11 Akademia Piękna, ul. Solidarności 38a 12 Akademia Wierzbicki & Schmidt, ul. Ostrowska 363 13 Al Capone, ul. 28 Czerwca 1956 r. 187 14 Alhambra Hotel, ul. Przechodnia 7 15 Altana Pałacu Wąsowo, Posnania, ul. Pleszewska 1 16 Amarena, ul. Nowowiejskiego 20 17 Apartament, ul. Orzeszkowej 10/LU3 18 Apartamenty Pomarańczarnia, ul. Rybaki 12 19 Art Sushi, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 20 Artisan, ul. Szkolna 9 21 Art-Medica s.c., ul. Rakoniewicka 23a 22 Auto Centrum, ul. Wojciechowskiego 7-17 23 Auto Club Peugeot, ul. Opłotki 15 24 Auto Lama, ul. Nizinna 21 25 Auto Wache Józef Wache, ul. Poznańska 10, Baranowo 26 Auto Wache sp. z o.o., ul. Rolna 29, Baranowo 27 Auto-Watin, ul. Obornicka 4, Poznań – Jelonek 28 Avocado, ul. Dąbrowskiego 29 29 Bagels & Friends, ul. Wyspiańskiego 26 30 Bar-a-Boo, ul. Jana Pawła II 14 31 Bar-a-Boo, ul. Taczaka 11/2 32 Basilium, ul. Woźna 21 33 Bazar Poznański, ul. Paderewskiego 8 34 Bemo Motors, ul. Mogielińska 50 35 Bemo Motors, ul. Opłotki 19 36 Bemo Motors salon FordStore, ul. Bukowska 146 37 Berdychowski sp.j, ul. Owsiana 27 38 Beverly, ul. 3 Maja 47 39 Biblioteka PTPN, ul. Mielżyńskiego 27/29 40 Big Mik, ul. Głogowska 59 41 BLIKLE, ul. Pleszewska 1 42 Blooms Boutique Hostel Inn & Apartments, ul. Kwiatowa 2 43 Blow Up Hall 50 50, ul. Kościuszki 42 44 Blubra Kafe, ul. Szamarzewskiego 14 45 Błogostan restauracja, ul. Kościelna 21 46 BO.MEDICA Lekarz Specjalista, ul. Rynkowa 18 47 Bo.Poznań, ul. Kościuszki 84 48 Brocci, ul. Kraszewskiego 14 49 BUCZYŃSKI CITY SALON, ul. Kantaka 1 50 BulwaR, ul. Stary Rynek 37 51 BUSHIMI, ul. Towarowa 41 52 Było nie było, ul. Taczaka 2 53 CACAO Republika, ul. Zamkowa 7 54 Cafe Misja, ul. Gołębia 1 55 Cafe Bar Bistro Flirt, ul. Na Murawie 3 56 Cafe Da Vinci, pl. Wolności 10 57 Cafe La Ruina, ul. Śródka 3 58 Cafe Soho, ul. Wroniecka 2/3 59 Candeo, ul. Bednarska 6 60 Carte D'or Plaza, ul. Drużbickiego 2 61 Centrum Dermatologii Estetycznej LENIS, ul. Wierzbowa 6 62 Centrum Genetyki Medycznej GENESIS, ul. Grudzieniec 4 63 Centrum Infiniti Poznań, ul. Głogowska 446 64 Centrum Informacji Miejskiej, ul. Ratajczaka 44 65 Centrum Inicjatyw Senioralnych, ul. Mielżyńskiego 24 66 Centrum Medicover, Poznań Malta, ul. abpa Baraniaka 88 67 Centrum Medicover, Poznań Plac Andersa, pl. Andersa 5 68 Centrum Medyczne Enel-Med, Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2 69 CENTRUM MEDYCZNE MED-LUX, ul. Rynkowa 63 70 CENTRUM MEDYCZNE MED-LUX, ul. Żeromskiego 1 71 CENTRUM MEDYCZNE SOLUMED, ul. Dąbrowskiego 77a 72 Centrum Rehabilitacji Med-Lux, ul. Rynkowa 76 73 Centrum Zdrowia La Vie, ul. Paczkowska 9A 74 Centrum Zdrowia Małych Zwierząt, os. Władysława Jagiełły 33 75 City Solei boutique Hotel, ul. Wenecjańska 10 76 CM CORDIS, al. Niepodległości 2 77 CM LUX MED, ul. Półwiejska 42 78 CM LUX MED, ul. Roosevelta 18 79 CM LUX MED, ul. Wichrowa 1A 80 CM LUX MED Medycyna Rodzinna, ul. Serbska 11 81 CM POLMED, ul. Górecka 1 82 Cocorico Café & Restaurant, ul. Świętosławska 9 83 Concordia Taste, ul. Zwierzyniecka 3 84 COOK LOOK BOOK, ul. Kochanowskiego 1/12b 85 COSTA COFFEE, ul. Dworcowa 2 86 COSTA COFFEE, ul. Stary Rynek 53/54 87 COSTA COFFEE Malta Poznań, ul. Maltańska 1 88 COSTA COFFEE Malta Poznań II, ul. Maltańska 1 89 COSTA COFFEE Posnania, ul. Pleszewska 1 90 COSTA COFFEE Posnania II, ul. Pleszewska 1 91 COSTA Express SHELL, ul. 28 Czerwca 1956 r. 419 92 COSTA Express SHELL, ul. Bolesława Krzywoustego 309 93 COSTA Express SHELL, ul. Bułgarska 119 94 COSTA Express SHELL, ul. Lechicka 2 95 COSTA Express SHELL, ul. Obornicka 337 96 Cucina 88, City Park, ul. Wyspiańskiego 26a 97 Cukiernia Kandulski, ul. Sarmacka 44a 98 Cukiernia Kandulski, ul. Działyńskiego 1h lok. 203 99 Cukiernia Kandulski, pl. Ratajskiego 1 100 Cukiernia Kandulski, ul. Wierzbięcice 46 101 Cukiernia Kandulski, Auchan Komorniki, ul. Głogowska 432 102 Cukiernia Kandulski, Auchan Swadzim, ul. św. Antoniego 2 103 Cukiernia Kandulski, Górczyńskie C.H., ul. Głogowska 132/140 104 Cukiernia Kandulski, King Cross Marcelin, ul. Bukowska 156 105 Cukiernia Kandulski, Plaza, ul. Drużbickiego 2 106 Cukiernia Kandulski Cafe, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 107 Cukiernia Sowa, os. Bolesława Chrobrego 24 108 Cukiernia Sowa, Avenida, ul. Matyi 2 109 Cukiernia Sowa, GH Panorama, ul. Górecka 30 110 Cukiernia Sowa, C.H. M1, ul. Szwajcarska 14 111 Cukiernia Sowa, Malta Poznań, ul. Maltańska 1 112 Cukiernia Sowa, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 113 Cyryl Lunch Coffee Wine, ul. Libelta 1a 114 Czerwona Papryka, ul. Stary Rynek 49 115 Czerwone Sombrero, ul. Piekary 17 116 Czerwone Sombrero, ul. Stary Rynek 2 117 DAMYAN SALON Damian Walendowski, ul. Zgoda 30 e 118 Dark Restaurant, ul. Garbary 48 119 Dealer Olszowiec sp. z o.o. sp.k., ul. Ostrowska 330 120 Delicjusz Hotel – Restauracja, ul. Poznańska 1, Trzebaw 121 DELIK s.c., ul. Składowa 17 122 Delikatesy Włoskie Peretti, ul. Mickiewicza 15 123 Depicenter, ul. Święty Marcin 58/64 124 Derm Expert Beauty Clinic, ul. Strzeszyńska 96 125 Derm Expert SPA, ul. Strzeszyńska 96 126 Deutsche Bank, ul. Kaliska 21 127 Deutsche Bank, pl. Andersa 7 128 Diagnostyka Obrazowa, ul. Dąbrowskiego 77A 129 Dobra i wino restauracja, ul. Za Bramką 1 130 Dobra Kawiarnia, ul. Nowowiejskiego 15 131 Don Prestige, ul. Święty Marcin 2 132 DRAGON, ul. Zamkowa 3 133 Drukarnia Skład Wina i Chleba, ul. Podgórna 6 134 Drwal Barber, ul. Palacza 131 135 Duda-Cars S.A. Autoryzowany Dealer i Serwis Mercedes-Benz, ul. Ptasia 4
/
136 Dworek Jeziorki, Jeziorki 1 137 Dworek Staropolski, ul. Okólna 40 138 Dylemat, ul. Mickiewicza 27 139 Dynx, ul. Ostrówek 12 140 Eatalia, ul. Gołębia 6 141 Egurrola Fitness Club, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 142 ESTETIQ POZNAŃ, ul. Towarowa 41/207 143 Exclusive Dental Studio, ul. Katowicka 81e/111 144 Fabryka Formy, ul. Obornicka 85 145 Fabryka Formy, Bałtyk, ul. Roosevelta 22 146 Fabryka Formy, Galeria A2, ul. Głogowska 440 147 Fabryka Formy, Green Point, ul. Hetmańska 91 148 Fabryka Formy, Kinepolis, ul. Bolesława Krzywoustego 72 149 Fabryka Formy, Mallwowa, ul. Malwowa 162 150 Fabryka Formy, Posnania, ul. Pleszewska 1 151 Family Cafe, ul. Grunwaldzka 136 152 FIESTA DEL VINO, ul. Czechosłowacka 106a 153 FIGA, ul. Grunwaldzka 512 154 Fit For Free Poznań Stadion, ul. Bułgarska 17 155 FITNESS KLUB MAESTRO, ul. Dąbrowskiego 27a 156 FITNESS KLUB MAESTRO, ul. Newtona 2 157 FITNESS KLUB MAGIEL, ul. Nowowiejskiego 8/5 158 Fitness Point, Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 159 Francuski Łącznik, ul. Żydowska 30 160 Francuski Łącznik, pl. Spiski 1 161 Francuski Łącznik, ul. Dominikańska 7 162 Gabinet Stomatologiczny Małgorzata Skibińska-Kaiser, ul. Kórnicka 16 163 Garden Boutique Hotel, ul. Wroniecka 24 164 Gardens Spa, ul. Maratońska 3b/1 165 Ghiacci Stary Browar, ul. Półwiejska 42 166 Goko Restauracja Japońska, ul. Ratajczaka 18 167 Good Time Day Spa, ul. Grunwaldzka 52 168 Gospoda Poznańska, ul. Stary Rynek 82 169 Gościniec Sucholeski, ul. Sucholeska 6 170 Green City Ekspress, ul. Na Miasteczku 12 171 GringoBar, ul. Piekary 25 172 Gromadziński Zespół Medyczny, ul. Falista 4a/12N 173 Grupa Ciesielczyk sp. z o.o., ul. Sucholeska 3 174 Grycan, Avenida, ul. Matyi 2 175 Grycan, C.H. King Cross Marcelin, ul. Bukowska 156 176 Grycan, C.H. M1, ul. Szwajcarska 14 177 Grycan, C.H. Panorama, ul. Górecka 30 178 Grycan, Galeria Malta, ul. Maltańska 1 179 Grycan, Kupiec Poznański, pl. Wiosny Ludów 2 180 Grycan, Posnania poziom +1, ul. Pleszewska 1 181 Grycan, Posnania poziom 0, ul. Pleszewska 1 182 Gusto Food & Wine, ul. Szarych Szeregów 16 183 HAIR BRAND Artur Raczkiewicz, ul. Słowackiego 20 184 Hana Sushi, ul. Pleszewska 1 185 Hanami Sushi, ul. Marcinkowskiego 16 186 Harmony Live Spa, ul. Naramowicka 240 187 Helse Clinic – Instytut Kobiety, ul. Święty Marcin 11 188 Hostel Bailando, ul. Wrocławska 25 189 Hostel TEY, ul. Świętosławska 12 190 HOT_elarnia****HOTEL&SPA, ul. Morenowa 33 191 Hotel Śródka, ul. Śródka 6 192 Hotel 222, ul. Grunwaldzka 222 193 Hotel Astra, ul. Lutycka 31 194 Hotel Brovaria, ul. Stary Rynek 73/74 195 Hotel Campanile, ul. św. Wawrzyńca 96 196 Hotel Caro, ul. Santocka 6 197 Hotel COMM, ul. Bukowska 348/350 198 Hotel Dorrian, ul. Wyspiańskiego 29 199 Hotel Forza, ul. Dworska 1 200 Hotel Gaja, ul. Gajowa 12 201 Hotel Gold, ul. Bukowska 127a 202 Hotel Grand Royal, ul. Głogowska 358 A 203 Hotel Grodzki, ul. Ostrowska 442 204 Hotel Gromada, ul. Babimojska 7 205 Hotel Henlex, ul. Spławie 43a 206 Hotel IBB Andersia, pl. Andersa 5 207 Hotel IBIS, ul. Kazimierza Wielkiego 23 208 Hotel IBIS, ul. Konwaliowa 3 209 Hotel IKAR, ul. Kościuszki 118 210 Hotel Ilonn, ul. Szarych Szeregów 16 211 Hotel Inter Sport Sobieski, os. Jana III Sobieskiego 22g 212 Hotel IOR, ul. Węgorka 20 213 Hotel Kolegiacki, pl. Kolegiacki 5 214 Hotel Korel, ul. 28 Czerwca 1956 r. 209 215 Hotel Księcia Józefa, ul. Ostrowska 391/393 216 Hotel Lawender, ul. Leszczyńska 7-13 217 Hotel Lech, ul. Święty Marcin 74 218 Hotel Malta, ul. Krańcowa 98 219 Hotel Mat's, ul. Bułgarska 115 220 Hotel Max, ul. Kościuszki 79 221 Hotel MTJ, ul. Górecka 108 222 Hotel Naramowice, ul. Naramowicka 150 223 Hotel NH Poznań, ul. Święty Marcin 67 224 Hotel Novotel, pl. Andersa 1 225 Hotel Novotel Poznań Malta, ul. Termalna 5 226 Hotel Olimpia, ul. Taborowa 8 227 Hotel Palazzo Rosso, ul. Gołębia 6 228 Hotel Park, ul. abpa Baraniaka 77 229 Hotel Puro, ul. Stawna 12 230 Hotel Quay, ul. Karpia 22 231 Hotel Rezydencja Solei, ul. Wałecka 2 232 Hotel Rodan, ul. Poznańska 5d, Skrzynki 233 Hotel Rzymski, ul. Marcinkowskiego 22 234 Hotel Safir, ul. Żmigrodzka 41/49 235 Hotel Sheraton Poznań, ul. Bukowska 3/9 236 Hotel Stare Miasto, ul. Rybaki 36 237 Hotel Sunny, ul. Kowalewicka 12 238 Hotel System Premium, ul. Lechicka 101 239 Hotel T&T, ul. Metalowa 4 240 Hotel Tango, ul. Złotowska 84 241 Hotel Topaz, ul. Przemysłowa 34A 242 Hotel Twardowski, ul. Głogowska 358a 243 Hotel u Mocnego, ul. Złotowska 81 244 Hotel Włoski, ul. Dolna Wilda 8 245 Hotel Zieliniec, ul. Sarnia 23 246 HumHum, ul. Ostrówek 15 247 Hyćka Restauracja, ul. Rynek Śródecki 17 248 INCHCAPE Dealer BMW i MINI, ul. Wschodnia 9 249 Inna Piekarnia, ul. Ratajczaka 39 250 INSTYTUT IDEA FIT & SPA, ul. Majakowskiego 349 251 Instytut Zdrowia i Urody Lucyna Cecuła, ul. Słomińskiego 5 252 Instytut Zdrowia i Urody Salamandra, ul. Grunwaldzka 113 253 Jatomi Fitness, Avenida, ul. Matyi 2 254 Jatomi Fitness, Galeria Malta, ul. abpa Baraniaka 8 255 Jatomi Fitness, Galeria Pestka, al. Solidarności 47 256 JONETSU SUSHI, ul. Obornicka 85 257 Karlik Autoryzowany Salon JAGUAR, ul. Poznańska 30 258 Karlik Autoryzowany Salon LANDROVER, ul. Poznańska 30 259 Karlik Volvo, ul. abpa Baraniaka 4 260 KARTELL FLAGSTORE, al. Marcinkowskiego 21 261 Kawiarnia Gołębnik, ul. Wielka 21 262 Kawiarnia Kamea, ul. Wroniecka 22 263 Klinika Estetyki Ciała, ul. Margonińska 22 264 Klinika Esthetique, ul. Pilotów 2 265 Klinika InviMed, ul. Strzelecka 49 266 Klinika Ivita, Nobel Tower, ul. Dąbrowskiego 77A 267 Klinika Kolasiński, ul. Staszica 20 A 268 Klinika MedART, ul. Omańkowskiej 51 269 Klinika Okulistyczna Optegra, ul. Wenecjańska 8 270 Klinika ProfMedica, ul. Kutrzeby 16 G/116
271 Klinika Promienista, ul. Promienista 98 272 Klinika Urody Mona Lisa, ul. Marcelińska 96c lok. 218 273 KLINIKA WETERYNARYJNA, ul. Naramowicka 68 274 Klinika Weterynaryjna dr. Grzegorza Wąsiatycza, ul. Księcia Mieszka I 18 275 Kliniki Ziemlewski, al. Niepodległości 31 276 KOCIAK, ul. Święty Marcin 28 277 Kombinat, ul. Kościelna 48 278 Kortowo, ul. Kotowo 62 279 KROTOSKI-CICHY Dealer Volkswagen, ul. Poznańska 33 280 Kuchnia YEŻYCE, ul. Szamarzewskiego 17 281 Kuro by Panamo, ul. Wodna 8/9 282 Kyokai Sushi Bar, ul. Wojskowa 4 283 La Bottega, ul. św. Wojciecha 7/1 284 Labija, ul. Święty Marcin 24 285 Lafayette SALON EXPERT, ul. Rynkowa 114 286 Lafayette SALON EXPERT, al. Solidarności 47 287 Lars Lars Lars Bistro Pub, ul. Wojskowa 4 288 Lavenda Gastro & Cafe, ul. Wodna 3 289 Le Grand Salon, ul. Kozia 15 290 Le Grand Salon Akademia, ul. Czajcza 2 291 LeTarg Bistro&Bar, Stary Browar, ul. Półwiejska 42 292 LEVEL X Salon Fryzjerski, ul. Święty Marcin 24 293 Lexus Poznań, ul. Lechicka 7 294 Lion’s Bank, ul. Paderewskiego 6 295 Lizawka HRPC sp. z o.o., ul. Bałtycka 79 296 MADLEINE Salon sukien ślubnych i wizytowych, ul. Głogowska 32 297 MAGAZYN Food Concept, ul. Księcia Mieszka I 1 298 Mandala Beauty Clinic, ul. Chwiałkowskiego 28/7 299 MANEKIN, ul. Kwiatowa 3 300 Maniok Restauracja, al. Marcinkowskiego 27A 301 Maraga Spa, ul. Mateckiego 22/124 302 Marcelino – chleb i wino, ul. Marcelińska 96A/206 303 Marchewkowe Pole, pl. Andersa 5 304 Marvel sp. z o.o., ul. Obornicka 223 305 Massymilinao Ferre, pl. Wolności 14 306 Matii, pl. Andersa 5 307 MB Motors, ul. Bolesława Krzywoustego 71 308 Mc Tosiek – Bistro, ul. Zamenhofa 133 309 M-CLINIC, ul. Święciańska 6 310 Med World Transport Specjalistyczny i Pogotowie Ratunkowe, ul. Zorza 9 lok. 3 311 MEDI PARTNER POZNAŃ, ul. Kolorowa 2 312 Mediart Instytut, ul. Kochanowskiego 17A 313 Medical Prestige, ul. Barana 15 314 MedicaNow, ul. Piątkowska 118 315 MedPolonia, ul. Obornicka 262 316 MedPolonia, ul. Starołęcka 42 317 Mercure Poznań, ul. Roosevelta 20 318 Meridian's Restauracja & Hotel, ul. Litewska 22 319 MEXICAN, ul. Kramarska 19 320 Miler Spirits & Style, ul. Podgórna 4 321 Ministerstwo Browaru, ul. Ratajczaka 34 322 Min's Onigiri, ul. Taylora 1 323 MIÓD CYTRYNA fitness club, ul. Górna Wilda 74/65 324 MIÓD CYTRYNA fitness club, ul. Jeleniogórska 16 325 MK Bowling, Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 326 Moliera2, Bazar Poznański, al. Marcinkowskiego 10 327 MOMO love at first bite, ul. Szewska 2 328 MotiMed Gabinety Lekarskie, ul. Dąbrowskiego 77A 329 Moto Watin, ul. Obornicka 4, Poznań – Jelonek 330 MOTOCYKLE INDIAN V CRUISER, ul. Bułgarska 63/65 331 Mount Blanc, Avenida Poznań, ul. Matyi 2 332 Mount Blanc, Galeria MM, ul. Święty Marcin 24 333 Muga, ul. Krysiewicza 5/3 334 Mykonos, pl. Wolności 14 335 Na Winklu, ul. Śródka 1 336 Nagoya Sushi, ul. Wierzbięcice 7, lok. 2A 337 Naleśnikarnia Nasz Naleśnik, ul. Marcelińska 23 338 neoMedica Centrum Medyczne, ul. Świetlana 25 339 NIFTY No. 20, ul. Żydowska 20 340 Niku Bowling, ul. Piątkowska 200 341 Niku Fitness, ul. Piątkowska 200 342 Nissan Polody, ul. Tymienieckiego 38 343 No Gravity SPA, ul. Grunwaldzka 519 344 Nova Motylarnia, ul. Bogusza 2 345 NSZOZ Endomedical, ul. Chwaliszewo 19a 346 NUTS & BERRIES, ul. Pleszewska 1 347 NZOZ Klinika Grunwaldzka, ul. Grunwaldzka 324 348 NZOZ Klinika Grunwaldzka – PORADNIE, ul. Ząbkowicka 4/6 349 Oberża Pod Dzwonkiem, ul. Garbary 54 350 Ognisty Wok, ul. 23 Lutego 7 351 Olandia | RTM sp. z o.o., Prusim 5 352 Olivio, ul. Świętosławska 11 353 Opel Szpot, ul. Wrzesińska 191 354 Ośrodek Przywodny Rataje, os. Piastowskie 106a 355 Pałac Będlewo, ul. Parkowa 1 356 Pałac Białokosz HOTEL, Białokosz 16 357 Pałac Mierzęcin Wellness & Wine Resort, Mierzęcin 1 358 Pałac Szczepowice, Szczepowice 14 359 Pałac Tłokinia HOTEL, ul. Kościelna 46 360 Pałac w Brodnicy | GLOBAL sp. z o.o., ul. Śremska 37 361 Pałac w Kobylnikach, Kobylniki 362 Pałac w Pakosławiu, ul. Parkowa 14 363 Pałac w Wąsowie, Hotel, ul. Parkowa 1 364 Pałac Witaszyce Hotel, al. Wolności 35 365 Papierówka, ul. Zielona 8 366 Papis, ul. Armii Poznań 37 367 PARLE Lounge & Patisserie, ul. Grunwaldzka 33 368 Parma i Rukola, ul. Głogowska 36 369 Pastela Restaurant & Cafe, ul. 23 Lutego 40 370 Pączuś i Kawusia, ul. Rynek Łazarski 8 371 Pekin, ul. 23 Lutego 33 372 Petit Paris, ul. Półwiejska 42 373 PGK, ul. Marcelińska 90 374 Piano Bar Restaurant & Café, ul. Półwiejska 42 375 Piech Pol, ul. Grunwaldzka 464 376 Piwna Stopa, ul. Szewska 7 377 Pizzeria Sorella, ul. Ślusarska 4 378 Pizzeria Tivoli, ul. Wroniecka 13 379 Platinum Fitness Club, ul. Przybyszewskiego 44a 380 Pod Nosem, ul. Żydowska 35A 381 Pod Pręgierzem, ul. Stary Rynek 25/29 382 POD_NIEBIENIEM, ul. Stary Rynek 64/65 383 Pol Car, ul. Gorzysława 9 384 Pol Car, ul. Wierzbięcice 2A 385 Południe Kuchnia Tango Klub, ul. Mickiewicza 24a/2 386 Porannik, ul. 23 Lutego 9 387 Porsche Salon Skody, ul. Obornicka 249 388 Porsche Centrum Poznań Salon Porsche, ul. Warszawska 67 389 Porsche Franowo Salon Audi, ul. Bolesława Krzywoustego 70 390 Porsche Volkswagen, ul. Krańcowa 40/42 391 Porta Fortuna, ul. Zamenhofa 133 392 Poznańskie Centrum Otolaryngologii, ul. Straży Ludowej 37 393 Pracownia Fryzjerska CutCut, ul. Meissnera 2C 394 Praktyka Weterynaryjna MY PET, os. 1000-lecia 30 395 Proestetica, ul. Słupska 31 396 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Dąbrowskiego 262/280 397 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Poznańska 15 398 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Wagrowska 6 399 Prywatna Lecznica CERTUS sp. z o.o., ul. Grunwaldzka 156 400 Przychodnia ORTOP, ul. Kosińskiego 16 401 Przychodnia ORTOP, ul. Umińskiego 21 402 Pyra Bar, ul. Strzelecka 13 403 QKA Medycyna Estetyczna Michał Kukulski, ul. Maratońska 3/1 404 QUANTUM sp. z o.o., ul. Obornicka 330 405 Ramen-Ya, ul. Kościelna 4
406 Rehasport Clinic C.H. Panorama, ul. Górecka 30 407 Rehasport Clinic Szpital, ul. Jasielska 14 408 Republika Róż, pl. Kolegiacki 2a
409 Republika Słoneczna, ul. Słoneczna 19a
410 Restauracja 3 KOLORY, ul. Obornicka 55A 411 Restauracja 77 Sushi, ul. Woźna 10
412 Restauracja Blow Up Hall 50 50, ul. Kościuszki 42 413 Restauracja BULWAR, ul. Stary Rynek 37
414 Restauracja Dąbrowskiego 42, ul. Dąbrowskiego 42 415 Restauracja Delicja, pl. Wolności 5
416 Restauracja Dwa Asy, ul. Malwowa 11B 417 Restauracja Egoist, ul. Wojskowa 4
418 Restauracja Fortezza, ul. Dworska 1
419 Restauracja Gajowa 12, ul. Gajowa 12
420 Restauracja Galeria Tumska, ul. Ostrów Tumski 5a 421 Restauracja Gusto Food & Wine w Ilonn Hotel, ul. Szarych Szeregów 16 422 Restauracja Hacjenda, ul. Morasko 38
423 Restauracja i Cukiernia Kasztelańska, os. Piastowskie 64 424 Restauracja Modra Kuchnia, ul. Mickiewicza 18/2 425 Restauracja Montownia 48, ul. Stary Rynek 48 426 Restauracja Pióro Feniksa, ul. Stary Rynek 78
427 Restauracja Słoń Seafood, ul. Wyspiańskiego 26A/1 428 Restauracja Tarasy Cytadeli, park Cytadela 429 Restauracja Tośka Cantine, ul. Fredry 9
430 Restauracja TRYBUNA, ul. Pleszewska 1
431 Restauracja-Browar BIERHALLE, ul. Pleszewska 1 432 Restauracja Cybina 13, ul. Cybińska 13/2 433 Rezydencja Solei B&B, ul. Szewska 2 434 Rimini, ul. Słowiańska 38H
435 ROOM, ul. Stary Rynek 80/82
436 Rosenthal Cafe, pl. Wiosny Ludów 2 437 Rozmaitości, Pławno 17
438 Rusałka Sama Frajda, ul. Golęcińska 27 439 RYNEK 95, ul. Stary Rynek 95
440 Rzepecki Mroczkowski, ul. Wiatraczna 5
441 Salon Fryzjerski Bo Włos Ma Swój Głos, ul. Kościelna 44 442 Salon Fryzjersko-Kosmetyczny, ul. Kościelna 39 B 443 Salon Kosmetyczny AZYL, ul. Grunwaldzka 40/1 444 Salon Saphona, ul. Łaskarza 5
445 Salon SPA Natura, ul. Gronowa 67
446 Salon Subaru, ul. Dąbrowskiego 529 A 447 Salon Tupet, ul. Owsiana 17 448 Salon Urody, ul. Rybaki 13
429 Salon Venus, os. Piastowskie 40 450 Salon VOGUE, ul. Rybaki 10
451 Salon z Ogrodem, ul. Limanowskiego 5/1 452 Samui SPA, ul. Nad Seganką 3
453 Scarface Barber, ul. Wroniecka 2
454 Składak jadłodajnia i kawiarnia, ul. Ratajczaka 32 455 Sleep in Hostel, ul. Stary Rynek 77
456 Smorawiński i Spółka sp. j. Dealer BMW, ul. Obornicka 235 457 SOFA Cafe &Lunch, ul. Żydowska 30
458 Solange Beauty & Spa, ul. Literacka 131
459 SOLUMED – CHIRURGIA PLASTYCZNA, ul. Wyrzyska 18 460 SPA_larnia DAY SPA, ul. Czarnieckiego 56 461 SPASSION, ul. Marcelińska 96b/209 462 Spice House, ul. Kraszewskiego 24
463 SPORT & BEAUTY Fabianowo, ul. Kowalewicka 14 464 SPOT., ul. Dolna Wilda 87
465 STARBUCKS CAFFE, ul. Dworcowa 2
466 STARBUCKS CAFFE Bałtyk, ul. Roosevelta 22
467 STARBUCKS CAFFE CH M1, ul. Szwajcarska 14
468 STARBUCKS CAFFE Pasaż MM, ul. Święty Marcin 24 469 STARBUCKS CAFFE Plaza, ul. Drużbickiego 2
470 STARBUCKS CAFFE Posnania Atrium, ul. Pleszewska 1
471 STARBUCKS CAFFE Posnania Rotunda, ul. Pleszewska 1 472 STARBUCKS CAFFE Stary Browar, ul. Półwiejska 42 473 Stary Młynek, ul. Żydowska 9
474 Stowarzyszenie PSYCHE SOMA POLIS, ul. Wierzbięcice 18/5 475 Stragan Kawiarnia, ul. Ratajczaka 31
476 Studio Urody Magia MM, ul. Władysława Jagiełły 29 477 Suszone Pomidory, ul. św. Czesława 13
478 Szpital Św. Wojciecha | Wielkopolskie Centrum Medyczne, ul. Bolesława Krzywoustego 114 479 Świetlica – Kawiarnia w Zamku, ul. Święty Marcin 80/82 480 Taczaka 20, ul. Taczaka 20
481 TAPAS BAR, ul. Stary Rynek 60
482 Tartovnia Tarty Francuskie, ul. Orna 20 483 TASAKY restauracja, ul. Za Bramką 1 484 Tavaa, ul. Ratajczaka 30
485 Tawerna Gdyńska, ul. Kantaka 8/9 486 Thalgo, ul. Słowackiego 33 487 Toga, pl. Wolności 13A
488 TOKYO TEY, ul. Półwiejska 22
489 Tomasz i Pomidory, ul. Wojska Polskiego 84/1 490 Toyota Bońkowscy, ul. Platynowa 2
491 Toyota Centrum Poznań, ul. Bobrzańska 5 492 Trattoria Donatello, ul. Grunwaldzka 29 C 493 Tutti Santi, ul. Ogrodowa 10
494 U Przyjaciół Kawiarnia Klub Teatr, ul. Mielżyńskiego 27/29 495 U Rzeźników, ul. Kościuszki 69 496 UMAMI SUSHI, ul. Wodna 7/2 497 Verona, ul. Żabikowska 66
498 Vine Bridge, ul. Ostrówek 6
499 Violet Sushi & Yakitori, ul. Święty Marcin 9 500 Viva Pomodori, ul. Fredry 3
501 Voyager Group Autoryzowany Dealer i Serwis, ul. św. Michała 20 502 W Bramie, ul. Fredry 7
503 W & S i Lekarze, ul. Ostrowska 363 504 Warzelnia, ul. Stary Rynek 71
505 WEDEL Pijalnia Czekolady, ul. Pleszewska 1 506 Weranda Stary Browar, ul. Półwiejska 42 507 Whiskey in the Jar, ul. Stary Rynek 56 508 Why Thai, ul. Kramarska 7
509 Wiejskie Jadło, ul. Stary Rynek 77
510 Wielkopolska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, ul. Piekary 19 511 Wirtuozi Smaków, ul. Poznańska 24
512 World Trade Poznań, ul. Bukowska 12
513 Wypiekarnia Kawa & Wypieki, ul. Kościelna 17/U4 514 W-Z Kawiarnia, ul. Fredry 12 515 Yasumi, ul. Libelta 14A
516 Yetztu Poznań, ul. Krysiewicza 6 517 Yoshi, ul. Wysoka 12
518 Yuzu Restaurant, ul. Roosevelta 22 519 Za Groblą 5, ul. Za Groblą 5 520 Za Kulisami, ul. Wodna 24
521 Zamek von Treskov, ul. Park 3, Strykowo 522 ZenOn Restaurant, ul. Zwierzyniecka 3
523 Zespół Pałacowo-Parkowy Pałac Biedrusko HOTEL, ul. 1 Maja 82