Poznanski prestiz nr 5

Page 1

Nr 5 /

M A J 20 17 I S S N 2 5 4 3 -9 57 X

PRES TI ŻOWA ROLA

JOANNA JANOWICZ Szczęście to stan umysłu

NA ZDROWIE K U LT U R A LN A ROZ MOWA

RENATA BOROWSKA– -JUSZCZYŃSKA W operze widzowie też płaczą

JACEK WACHOWIAK Profesor od nowotworów

PETER J. LUCAS POZNANIAK W HOLLYWOOD


Toyota Bońkowscy

Autoryzowany dealer i serwis Toyota

Odwiedź salon Toyota Bońkowscy i poznaj nas • niezależnie czy szukasz samochodu nowego czy używanego z gwarancją, • fachowego serwisu czy stacji kontroli pojazdów, • bezpiecznego mycia serwisowego czy też specjalistycznej kosmetyki samochodowej.

Zapraszamy Dominika i Dariusz Bońkowscy

Toyota Bońkowscy ul. Platynowa 2, 62-052 Komorniki tel. +48 61 84 94 500

www.toyota.bonkowscy.pl

Sprawdź nas!


3

„To był maj, pachniała…” Zamiast Saskiej Kępy możemy wpisać dowolne miejsce, zamiast szalonego, zielonego bzu – dowolny zapach, bo w maju wszystko jest jakby piękniejsze – niezależnie od miejsca i okoliczności przyrody. Wtedy, zwłaszcza w naszym kapryśnym klimacie, wszystko na dobre budzi się do życia, a tłumiona zimą energia domaga się rozładowania. W majowym wydaniu „Poznańskiego prestiżu” jest bardzo dużo tej pozytywnej energii. Znajdziecie ją w zwłaszcza w naszych rozmowach z poznaniakami z urodzenia i wyboru, którzy codziennie dzielą się swoją pasją z innymi – w biznesie, modzie, teatrze, a nawet w gabinecie dentystycznym. Gorączkowe planowanie majówki przypomniało nam też, że wakacje coraz bliżej. Warto już teraz wybrać wymarzony kierunek, oczywiście z punktem startowym na Ławicy. Może w tym roku Albania albo Maroko? Nowe wakacyjne połączenia czarterowe z poznańskiego lotniska oferują szereg nowych możliwości. A jeśli zostaniemy w Poznaniu, na pewno nie będziemy się nudzić – możemy na przykład wyruszyć w rejs z Przystani Rzecznej Stary Port nad Wartą.

MAGAZYN NOWOCZESNEGO POZNANIAKA

FOT. BONDER.ORG

Joanna Małecka, redaktor prowadząca magazyn „Poznański prestiż”

WYDAWCA Top Media & Publishing House Sp. z o.o.

REDAKTOR PROWADZĄCA: Joanna Małecka joanna.malecka@poznanskiprestiz.pl

PREZES: Jarosław Olewicz WICEPREZES: Karolina Kałdońska WICEPREZES: Edyta Kochman WICEPREZES: Alicja Kulbicka

REDAKTOR: Piotr Chabzda piotr.chabzda@poznanskiprestiz.pl tel. 508 326 967

WYDAWCA: Jarosław Olewicz

SPECJALISTA DS. SPRZEDAŻY: Ewelina Paluszyńska ewelina.paluszynska@poznanskiprestiz.pl tel. 61 820 41 75, 510 841 097

REDAKTOR NACZELNA: Edyta Kochman DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCA: Hanna Kowal hanna.kowal@poznanskiprestiz.pl

poznanskiprestiz.pl fb.com/poznanskiprestiz

Co nam zagra w duszy w maju? W kulturze mamy w tym miesiącu prawdziwy urodzaj. W teatrze m.in. festiwal Bliscy Nieznajomi, a na scenie zjawiskowe koncerty – wystąpią m.in. Pat Matheny i Nigel Kennedy. Warto też posłuchać przebojów muzyki filmowej na Łęgach Dębińskich w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Poznańskiej – w maju w plenerze naprawdę będzie się działo. Mam nadzieję, że ten majowy optymizm pozostanie z nami na dłużej i będzie jak w Kabarecie Starszych Panów: „A w sercu – ciągle maj!”.

WSPÓŁPRACA: Sławomir Brandt, Michał Gradowski, Elżbieta Podolska, Małgorzata Rybczyńska, Anna Skoczek

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Archiwum prywatne Petera J. Lucasa PROJEKT GRAFICZNY I SKŁAD: Sarius Grafika i Media KOREKTA: Pracownia Ad Iustum ADRES REDAKCJI: ul. Grunwaldzka 43/1 a, 60-784 Poznań tel./faks 61 831 74 20 DRUK: CGS drukarnia Sp. z o.o. NAKŁAD: 5000 egzemplarzy MAGAZYN BEZPŁATNY

Redakcja nie bierze odpowiedzialności za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów. Przedruk w całości lub części dozwolony jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody Wydawnictwa Top Media & Publishing House Sp. z o.o. Wszelkie przedstawione projekty podlegają ochronie prawa autorskiego i należą do osób wymienionych przy każdym z nich. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić ich publikacji bez podania przyczyny.


18

44

Spis treści TEMAT Z OKŁ ADKI

6 Poznaniak w Hollywood MIEJSCA WARTE POZNANIA

12 Nowoczesny wymiar polibudy 16 Posnania warta Poznania BIZNES PO

POZNAŃSKU

18 Idealny uśmiech dla każdego FELIETON

22 Relaks drugiej świeżości 24 Zawsze bądź prawdziwy DOBRY

PRESTIŻOWA ROL A

44 Szczęście to stan umysłu NA ZDROWIE

22

48 Profesor od nowotworów MODA

46

54 Tressore, czyli skarb PRESTIŻOWY LOKAL

DAWNY

58 Restauracja i Hotel Meridian’s, Restauracja Winestone

76 Dzień grozy

FAMILIJNIE

WZÓR

26 Jeszcze więcej Pixeli DO ZAMIESZKANIA

30 Mieszkania z prywatną szklarnią SPACEREM PO

32

DZIELNICY

32 Sołacz – i wszystko jasne! 38 Auta z duszą

OD KUCHNI

80 Czas na szparagi BĘDZIE SIĘ DZIAŁO

60 Motorówką przez Wartę

84 Wydarzenia, na scenie, w teatrze, w kinie

POZNAŃSKIE LOTY

62 Gorące połączenia

PO

GODZINACH

90 Kto się boi Virginii Woolf?, Era Jazzu 2017 91 Gwiazdy dla Drużyny Szpiku 92 Rekordowe Motor Show, Premiera Volvo XC60 94 Urodziny GACA CENTRUM Poznań!, Poznań Whisky Show 92 Rozbili Szklane Sufity

KU LTU R A LN A ROZ M OWA

66 W operze widzowie też płaczą 72 Muzyka łączy pokolenia

MOTO

POZNAŃ

GDZIE NAS ZNALEŹĆ

66

26

98 Punkty, w których dostępny jest magazyn



6


TE MAT

Z OKŁADKI

/

7

Poznaniak w Hollywood Grał w filmach najwybitniejszych reżyserów, partnerował gwiazdom. Był jedynym poznaniakiem w Hollywood. Wyjechał z Polski dla dziewczyny i wrócił też dla kobiety. Typowy Bliźniak. Robi w życiu tyle rzeczy, że trudno za nim nadążyć. Rozmawiamy z Peterem J. Lucasem, właściwie: Piotrem Józefem Andrzejewskim e a o o ka

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PETERA J. LUCASA

Urodził się Pan we Wrześni, ale do szkoły chodził w Poznaniu. Jak Pan wspomina tamte czasy spędzone na Grunwaldzie? PETER J. LUCAS: Po przeprowadzce do Poznania mieszkaliśmy w bloku przy ulicy Promienistej. Dzisiaj już go nie ma, został wyburzony. Kiedy bylem w 6 klasie, przenieśliśmy się na ul. Arciszewskiego. Bylem jednak tak przywiązany do mojej Szkoły Podstawowej nr 44, że przez ostatnie dwa lata chodziłem do niej pieszo. Z tyłu bloku, do którego się przeprowadziliśmy, były ogródki i przysłowiowe podwórko. Tam mogliśmy biegać, grać w piłkę, rodzice nie musieli się martwić o nasze bezpieczeństwo. Wtedy dzieci spędzały więcej czasu ze sobą. Dzisiaj są wszędzie wożone przez rodziców, wpatrzone w swoje tablety lub telefony. Mają kompletnie inne dzieciństwo. Już jako dziecko przejawiał Pan talenty muzyczne i wokalne, ale na studia wybrał się Pan na Politechnikę Poznańską. Dlaczego? Nie przesadzajmy. Wprawdzie gdy miałem 10 lat rodzice zorganizowali dla mnie naukę gry na akordeonie, nawet należałem do zespołu akordeonistów, ale dopiero w liceum kolega nauczył mnie pierwszych chwytów na gitarze i wtedy odkryłem, że rówieśnikom, może częściej rówieśniczkom, podoba się moje podśpiewywanie. Tak bardzo chciałem grać i śpiewać ballady Leonarda Cohena, że zacząłem się pilnie uczyć. Wkrótce dołączyłem do zespołu

muzyki country i zespołu w kościele pallotynów. Muzyka stała się moją pasją. Niemniej rodzice przekonali mnie, że muszę mieć jakiś zawód. Myśląc o przyszłości musiałem wybrać studia. Kochałem wieś, tam się wychowywałem, spędzając każde wakacje u rodziny mamy lub taty. Chciałem być rolnikiem, a w związku z tym, że biologia mi nie leżała, a miałem rzekomo zdolności matematyczno-fizyczne, wybrałem Politechnikę Poznańską, Wydział Maszyn i Pojazdów Rolniczych, specjalność: eksploatacja. Wybrał Pan sobie bardzo różnorodną i skomplikowaną drogę... Typowy Bliźniak, bo to nie wszystko. Na studiach stwierdzono, że całkiem nieźle biegam i tak rozpocząłem kolejną pasję. Bieganie w AZS potraktowałem tak poważnie, że po trzech latach skończyło się kontuzją ścięgna Achillesa. A przerwa na rehabilitację spowodowała, że ponownie wróciłem do muzyki. Po swoich pierwszych wojażach zagranicznych bardzo chciałem podróżować po świecie, a w tamtych czasach było to niezmiernie uciążliwe. Wymyśliłem sobie, że jeśli zdobędę zawodowe papiery na gitarę lub akordeon, to mógłbym grać na statku albo w knajpie za granicą. Niestety, w szkole muzycznej w Poznaniu powiedziano mi, że jestem na to za stary. Miałem wtedy 23 lata. Poradzono, że mogę spróbować w Zawodowym Studium Piosenkarskim. Spróbowałem, zdałem


8

i moje życie zaczęło podążać w trochę innym kierunku. Muzyka zaczęła dominować? Tak. Wziąłem dwuletni urlop na politechnice i zacząłem naukę w Studium Piosenkarskim, biorąc udział w różnych festiwalach. Pana talent był zauważany i doceniany. Zagrał Pan w Teatrze Wielkim w Poznaniu, ale też wystąpił na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Jak to się stało, że dopuszczono Pana do przeglądu, bo przecież nie był Pan profesjonalnym aktorem? Zabawne, ale właśnie będąc ostatnio na Benefisie Romualda Grząślewicza w Scenie na Piętrze, zdałem sobie sprawę, że to dzięki niemu pojawiłem się na scenie. Andrzej Borowski, znakomity muzyk, który był moim akompaniatorem w szkole, stwierdził, że mój repertuar nadaje się na imprezy estradowe i namówił Romka, żeby mnie zatrudnił. Zacząłem z nimi jeździć na występy estradowe. Romek później wymyślił przedstawienie dla dzieci i zaoferował mi rolę dziadka. Próby odbywały się w Scenie na Piętrze. To wtedy spotkałem Michała Grudzińskiego, który nie szczędził mi cennych rad. Bądź

co bądź, miałem zagrać dziadka mając 25 lat. Zaczęła mnie pasjonować piosenka aktorska, która była w tym okresie bardzo popularna. Na jedną z imprez Romek zaprosił Kalinę Jędrusik. Jej spodobał się mój repertuar i uznała, że powinienem brać udział w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. I tak naprawdę dzięki jej wsparciu, bo to ona przekonała Aleksandra Bardiniego, który był wtedy przewodniczącym jury, mnie przyjęto. Rzeczywiście, byłem wtedy pierwszym nie-aktorem, którego dopuszczono do tego festiwalu. Dostał tam Pan dwie nagrody: wyróżnienie i nagrodę programu III Polskiego Radia. A dokładnie sesję nagraniową, której nie zdążyłem wykorzystać, bo wyjechałem do Anglii. Do Anglii? A jak znalazł się Pan w Hollywood? Do Anglii pojechałem za moją dziewczyną. Postanowiła zostać tam na dłużej, a ja podjąłem decyzję, że do niej dołączę. Szybko się jednak rozstaliśmy, a ja nie mając po co wracać do Polski, zamieszkałem i zacząłem pracować w rezydencji dla amerykańskich studentów. Moja brytyjska przyjaciółka, która była aktorką, poleciła mnie do castingu serii reklam,


9

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PETERA J. LUCASA

do których poszukiwano Polaka. Poszedłem więc na pierwszy w moim życiu casting. Ku mojemu zaskoczeniu tak bardzo mnie chciano, że w ciągu kilku dni załatwiono mi wszystkie pozwolenia na pracę, członkostwo w Brytyjskiej Unii aktorskiej oraz wizę pracowniczą do Włoch, gdzie reklamy były kręcone. To właśnie na planie pierwszy raz usłyszałem, że powinienem wyjechać do Hollywood. Patrzyłem na to z przymrużeniem oka, ale postanowiłem spróbować. I wyjechałem. Marzenia o graniu w filmach spełniły się od razu, czy musiał Pan walczyć, jak wiele innych gwiazd, by zadzwonił agent z propozycją? Myślę, że wielu aktorów z sukcesami na swoim lokalnym rynku, w Polsce lub w innym kraju, jedzie do Hollywood i myśli, że od razu zaczną grać. A tam nikt na nikogo nie czeka. Kiedy tam jechałem, wiedziałem, że wiele pracy przede mną. Musiałem nauczyć się sztuki aktorskiej, języka, poznać rynek i przemysł filmowy. Pomimo że miałem agenta od samego początku i to całkiem niezłego, on nie mógł ze mną nic zrobić, bo nie byłem gotowy. Zacząłem najpierw pracować jako statysta, potem zatrudniano mnie jako tzw. „standin” osobę podobną

Pomimo że mija właśnie 18 lat od nakręcenia Killerów dwóch, to właśnie z niewielkiej roli Szakala najczęściej jestem rozpoznawany. A ukoronowaniem pracy w Hollywood była dla mnie rola w Inland Empire i współpraca z Davidem Lynchem

budową, wzrostem i karnacją do gwiazdy filmu, zamiast którego brałem udział w próbach oświetleniowych i kamerowych. W ciągu dwóch lat zrobiłem w ten sposób cztery filmy, będąc dublerem Billa Campbella i Kevina Kline’a. Nauczyłem się czuć kamery, światła, hierarchię na planie. Jednocześnie miałem możliwość obserwowania przy pracy największych twórców i filmowe gwiazdy. Bezcenna zawodowa dwuletnia szkoła planu filmowego. Nie przestawałem oczywiście chodzić na lekcje aktorskie i uczyć się języka. Pamiętam, że śmiali się ze mnie na planie, że czytam nawet instrukcje maszyn, żeby szkolić język. Podobno to rodzice namówili Pana, by wytrwał Pan w Hollywood? I w końcu się udało. Zagrał Pan w wielu filmach i serialach, ale która rola jest dla Pana osobiście najcenniejsza? Trudno powiedzieć ale chyba rola w Ostrym dyżurze. Grałem archeologa, czekającego na wyrok. Musiałem znaleźć w sobie podobne


10

emocje i potrafić do nich wracać, bo każdą scenę kręci się kilkakrotnie. Natomiast jeśli chodzi o polskie produkcje, to pewnie Ostatnia misja i Killerów dwóch, które stały się filmami kultowymi. Pomimo że mija właśnie 18 lat od nakręcenia Killerów dwóch, to właśnie z niewielkiej roli Szakala najczęściej jestem rozpoznawany. A ukoronowaniem pracy w Hollywood była dla mnie rola w Inland Empire i współpraca z Davidem Lynchem.

Przełomem dla Pana był udział w czwartej edycji Tańca z gwiazdami w 2006 roku. Zajął Pan drugie miejsce i zmienił swoje życie. Zawsze lubiłem tańczyć i kiedy dostałem tę propozycję, pomyślałem sobie, że w końcu będę się mógł się tego nauczyć. Podjąłem to wyzwanie i ten program przypomniał mi, że nie mam już 20 lat. Codzienne ośmiogodzinne

treningi przez trzy miesiące skończyły się trzema operacjami kolan. Przestałem grać w tenisa. Po 20 latach porzuciłem Hollywood i zacząłem nowe życie w Polsce, w kraju, którego do tej pory nie potrafię zrozumieć. Ten program i serial Oficerowie, który był jednocześnie emitowany spowodował, że wtedy zrozumiałem, z czym muszą borykać się gwiazdy.

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE PETERA J. LUCASA

Ma Pan na swoim koncie ciekawą nagrodę w kategorii Najlepszy Czarny Charakter Roku. Za jaką rolę Pan ją otrzymał? W 1996 zagrałem w przełomowej grze komputerowej The Beast Within: A Gabriel Knight Mystery, w której pierwszy raz użyto prawdziwych aktorów. Ta nagroda została mi przyznana za rolę barona Von Glowera, który w nocy stawał się wilkołakiem. Gra została wydana w wielu językach i do tej pory dostaję maile od fanów z całego świata doceniających ten projekt.


Paparazzi! Panowie z kamerami, którzy śledzą każdy krok. Chcąc zachować prywatność, zaszyłem się pod Warszawą. Tak, po tym programie moje życie się bardzo zmieniło. Jakie są Pana ulubione miejsca w stolicy Wielkopolski? Dzisiaj, kiedy przyjeżdżam z synami odwiedzić babcię, to nie mamy zbyt dużo czasu na zwiedzanie Poznania. Jest to czas poświęcony bardziej rodzinie niż wycieczkom. Jednakże często odwiedzam razem z Mamą Teatr Nowy. Będąc studentem bardzo dużo czasu spędzałem na Malcie i trenując w Lasku Marcelińskim. Wiążę z tym rejonem wiele wspaniałych wspomnień. Ostatnio, jak byłem z synem w Poznaniu, wybraliśmy się do Maltańskich Term. Byliśmy zachwyceni. Nie mogę o to nie zapytać: jakie ma Pan plany filmowe? Kiedy zobaczymy Pana znowu

na małym lub dużym ekranie w polskim albo zagranicznym filmie? Mam już na tyle ułożoną sytuację rodzinną, że mam zamiar przypomnieć się rynkowi amerykańskiemu. Show-biznes w Polsce kieruje się dziwnymi zasadami, które ja do końca nie rozumiem. Hollywood, mimo dużo większej konkurencji, w pewnym sensie było dla mnie łaskawsze. Mimo zarejestrowanych w unii aktorskiej ponad 90 tysiący aktorów udało mi się tam znaleźć swoje miejsce. Byłem obsadzany, akceptowany, a tutaj nie potrafię się do końca odnaleźć. Jestem jednak zawsze otwarty na fajne propozycje i dlatego z grupą pełnych pasji entuzjastów ze Słubic zrobiliśmy pilota do serialu. Nosi tytuł Korepetytor. Dla mnie był to pasjonujący temat i rola pełna wyzwań. Obecnie czekamy na odpowiedź z TVP, ale w związku z ciągłymi zmianami to, niestety, trochę trwa. Mam nadzieję, że realizacja dojdzie do skutku.

11


12

MIEJSCA WARTE POZ NAN IA

/

Nowoczesny wymiar polibudy W tym roku rozpocznie się budowa kolejnego obiektu Politechniki Poznańskiej na Kampusie Warta, w którym siedzibę znajdą Wydział Architektury oraz Wydział Inżynierii Zarządzania. To druga wśród najczęściej wybieranych uczelni w Polsce. O jedno miejsce na studia stacjonarne pierwszego stopnia w ubiegłym roku starało się średnio sześciu kandydatów. Studenci mają do wyboru 27 kierunków studiów na 100 specjalnościach, a zajęcia prowadzone są w nowoczesnych budynkach Joanna Małecka


FOT. O NN

M

E

R H W M PO TE HN

POZN

S

E

W

nowoczesnym budynku Centrum Wykładowego Politechniki Poznańskiej na Piotrowie wybiła godzina 8:00. W szatni studenci zostawiają kurtki, dziewczyny dopijają resztki kawy. Za chwilę rozpoczną się zajęcia. Przy informacji stoi Irena Lisowska z Działu Projektów uczelni. – Tutaj mamy sale wykładowe i konferencyjne. Ten budynek połączony jest z nową częścią, w której mieści się Biblioteka Techniczna. Przechodzimy przez szklane drzwi. Pośrodku okrągła winda, po prawej stronie wystawa prac studentów. Pod sufitem wisi miniatura samolotu. Wjeżdżamy na piętro. Na wprost sale wykładowe, nowocześnie wyposażone, przeszklone. W każdej z nich siedzą studenci, trwają wykłady. Jednym z trzech pasaży rozchodzących się z półkolistej agory dochodzimy do samego końca budynku, skąd roztacza się widok na centrum miasta i Wartę. Słońce delikatnie odbija się w szybach. W drugiej części budynku Biblioteka Techniczna. Rzędy regałów, na których znajduje się ponad 850 tys. wolumenów materiałów bibliotecznych z szeroko pojętej techniki oraz z zasobami elektronicznymi licencjonowanymi, odpowiednio dedykowanymi dla kierunków i specjalności wykładanych na politechnice. Pośrodku centrum sterowania całym kampusem. Żeby wejść, trzeba mieć kartę identyfikacyjną z odpowiednimi uprawnieniami. Jeden komputer i BMS – system zarządzający budynkami, czyli serce PP. Do sterowania z tego pomieszczenia potrzebne są specjalne uprawnienia. Ma je pięć osób, pracują tu siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Wśród nich Sławek Skibicki: – Proszę spojrzeć, na tej grafice mamy wszystkie budynki, które monitorujemy i którymi sterujemy. Możemy sprawdzić centralę wentylacyjną i zobaczyć, czy działa prawidłowo. Jeśli cokolwiek się dzieje, zapala się czerwona lampka, dzięki czemu możemy reagować na bieżąco. Poza tym sprawdzamy tryb pracy, ciśnienie, wilgotność. Każdy budynek ma swoje centrale wentylacyjne, układy chłodzenia. Żeby wyjść, trzeba ponownie odbić kartę. Schodzimy w dół.

Drzwi do rzeki

Centrum Wykładowe zostało oddane do użytku w 2004 roku. Oprócz biblioteki w budynku są również sale wykładowe na parterze i pierwszym piętrze (ogółem 44 pomieszczenia dydaktyczne) przeznaczone dla studentów wszystkich wydziałów Politechniki Poznańskiej. Natomiast na piętrach I i II siedzibę ma Instytut Informatyki oraz

13

Centrum Genomiki i Bioinformatyki Wydziału Informatyki i Zarządzania. To w pomieszczeniach dydaktycznych i laboratoryjnych wspomnianego centrum realizowane są specjalistyczne zajęcia m.in. dla studentów makrokierunku bioinformatyka, prowadzonym wraz z Uniwersytetem Adama Mickiewicza, który stanowi jeden z priorytetowych kierunków rozwoju nauki i jeden z ważniejszych nośników gospodarki opartej na wiedzy. Wychodzimy za informacją, z tyłu. Taras z roślinami, mężczyzna sprząta resztki leżących liści. Obok ławeczki i stoliki, a w tle Cybina i Warta. – Mamy koncepcję zagospodarowania tego terenu. Chcielibyśmy wybudować przystań kajakową, zejścia nad rzekę, miejsca wypoczynku – mówi Irena Lisowska. Dookoła budynku ścieżka pieszo-rowerowa. Przechodzimy dalej.

Centrum młodych chemików

Berdychowo 4. Centrum Dydaktyczne Wydziału Technologii Chemicznej Politechniki Poznańskiej to powierzchnia ponad 20 tys. m kw. Nowoczesna bryła robi wrażenie. Budynek zaprojektowano w kształcie litery H i oddano do użytku w 2014 roku. Po stronie północnej znajduje się dwukondygnacyjna hala technologiczna, połączona z głównymi skrzydłami budynku szklanym łącznikiem. Po stronie południowej oraz pomiędzy skrzydłami budynku zaprojektowano tereny zielone. Każde piętro ma swój kolor: niebieski, fioletowy, żółty i łososiowy.


14

Pracownicy politechniki zdobywają najwyższe państwowe nagrody naukowe. Fundacja Nauki Polskiej, premiująca najlepszych polskich uczonych, trzykrotnie wyróżniła profesorów tej uczelni tzw. „polskim Noblem” – w roku 2000 prof. Jana Węglarza, w roku 2005 prof. Romana Słowińskiego, a w roku 2011 prof. Elżbietę Frąckowiak.

Klub Uczelniany AZS Politechniki Poznańskiej to pod względem liczebności drugie tego typu miejsce w Polsce. Jest jedną z najliczniejszych organizacji studenckich poznańskiej uczelni. Obecnie działa w nim 36 sekcji sportowych, w których regularnie ćwiczy niemal 1500 studentów.

Noc Naukowców to jedyna taka noc w Europie. Każdego roku w tym samym czasie – w ostatni piątek września – w setkach miast odbywają się imprezy popularno-naukowe i rozrywkowe pod hasłem Researchers’ Night.

Hala (nie tylko) gimnastyczna

Po jednej stronie akademik, po drugiej ogromne hale laboratoryjne. Tu tutaj pracują studenci budownictwa i konstruktorzy. Na wprost stare budynki polibudy, charakterystyczne dla Piotrowa. Kiedyś straszyły, dziś są pięknie odmalowane i odnowione wewnątrz. Przy ulicy

S POZN R H W M PO TE HN

przyglądają… Panowie stoją wokół mikroskopu. Wykładowca zwraca uwagę, żeby nie przeszkadzać. Zaglądamy dyskretnie przez szyby do kolejnego laboratorium, w którym wiszą egzoszkielety. Na klatce schodowej pachnie płynem do mycia. Piętro niżej skręcamy w prawo. Układ pomieszczeń jest taki sam. Budynek wyposażony jest w najnowocześniejszą infrastrukturę technologiczną, techniczną i informatyczną (ICT). Wychodzimy tylnym wyjściem.

E

Politechnika Poznańska jako pierwsza z polskich uczelni została przyjęta do grona członków CESAER-a (Conference of European Schools for Advanced Engineering Education and Research) – europejskiej organizacji zrzeszającej najlepsze wyższe szkoły techniczne. Jest członkiem SEFI (La Société Européenne pour la Formation des Ingénieur), EUA (European University Association), ADUEM (Alliance of Universities for Democracy) oraz IAU (International Association of Universities).

E

Schodzimy na dół. Każdy detal idealnie dopracowany – od podłogi, przez ściany, po rozkład pomieszczeń. Elżbieta Dolińska, projektantka budynku, na pewno jest z niego dumna. Żeby dojść do pięciokondygnacyjnego Centrum Mechatroniki, Biomechaniki i Nanoinżynierii trzeba przejść przez Piotrowo w kierunku ulicy Jana Pawła II. Po wejściu do środka witają nas ostre kolory. Na początek zieleń. Pośrodku długiego korytarza winda. Po prawej bar, gdzie studenci jedzą śniadanie. Dużych sal wykładowych jest osiem, pozostałe są mniejsze. Poza tym działają 82 laboratoria. We wszystkich pomieszczeniach dydaktycznych zasiądzie w sumie ponad 2,5 tysiąca osób. Na każdym piętrze znajduje się 12 mniejszych salek, część z nich sterowana jest automatycznie, przy pomocy specjalnych paneli. Wchodzimy po kolei do różnych pomieszczeń. Studenci ubrani w białe kitle dziwnie nam się

M

Międzywydziałowe Centrum Mechatroniki, Biomechaniki i Nanoinżynierii

Na uczelni studiuje ponad 20 tysięcy studentów studiów I i II stopnia, studiów doktoranckich oraz studiów podyplomowych. O ich wykształcenie troszczy się ponad 1200 nauczycieli akademickich.

FOT. O NN

Wjeżdżamy na pierwsze. To tutaj znajdują się dwie amfiteatralne sale wykładowe dla 248 studentów. Pomiędzy nimi laboratorium demonstracyjne, używane np. podczas Nocy Naukowców. Wyżej zlokalizowanych jest 12 sal seminaryjnych i komputerowych, 69 kompleksowo wyposażonych laboratoriów. Studenci odpoczywają na wygodnych krzesłach w korytarzach. Jedni wertują notatki, inni nadrabiają zaległości. Na multimedialnej tablicy informacyjnej znaleźć można numery sal, a nawet zajęcia, które właśnie się odbywają. – Tu mamy laboratorium, proszę spojrzeć – Irena Lisowska otwiera drzwi. Na stołach słoiki, pipety, mikroskopy. Wokół mnóstwo różnych narzędzi. Obok pokoje konsultacyjne. Kilka osób krząta się po korytarzu. – Jeszcze pusto, bo po świętach – śmiejemy się. Schodzimy piętro niżej. Układ pomieszczeń podobny. Laboratoria po zewnętrznej, po wewnętrznej stronie korytarza sale konsultacji.


15

Czy wiecie, że… Naukowcy z Politechniki Poznańskiej tworzą dla przemysłu urządzenie naśladujące ruchy ręki? Robotyczna dłoń, która zastąpi w przemyśle człowieka i będzie w niezwykle precyzyjny sposób naśladować ruch ludzkiej ręki — to nie tylko wizja przyszłości, ale cel, jaki obrali naukowcy z Instytutu Automatyki i Inżynierii Informatycznej Politechniki Poznańskiej. Prace nad wynalazkiem są już w toku. Kolejna faza badawcza finansowana będzie przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach programu Lider VII. Kierownikiem projektu „Percepcja i sterowanie w zadaniu robotycznej manipulacji obiektami elastycznymi” jest dr Krzysztof Walas. Realizują go Tomasz Mańkowski i Jakub Tomczyński — koncept stworzenia dłoni-robota pojawił się już na etapie pisania przez nich pracy magisterskiej. Wówczas opracowywany był w trzyosobowym zespole (jeden z jego członków wybrał jednak pozauczelnianą ścieżkę kariery). Teraz ma być kontynuowany. Projekt jest rozpisany na najbliższe trzy lata. A to tylko jeden z całej gamy ciekawych projektów realizowanych w murach Poznańskiej Politechniki.

uwagę zwraca ogromne boisko, na którym trwa rozgrzewka przed meczem. W tle najmłodsze „dziecko” uczelni – hala sportowa, oddana do użytku w 2015 roku. Jeszcze pachnie świeżością. Dziewczyny wychodzą z szatni w krótkich spodenkach, panowie szukają sal. Pośrodku w witrynach stoją puchary, medale i dyplomy. Na końcu biuro kierownika obiektu. Tomasz Szczot wita nas uroczym pocałowaniem w rękę. – To co, zwiedzamy? – pyta. I wychodzimy. Schody prowadzą w dół. Na tablicach ogłoszeniowych informacje o Międzynarodowych Mistrzostwach w Futsalu, Akademickich Mistrzostwach Polski w Koszykówkę. Na końcu ogromna hala. W poprzek to pełnowymiarowe trzy boiska do koszykówki, ale oczywiście podczas ważnych meczy zawodnicy grają wzdłuż. Pod ścianą trybuny na 600 osób – mówi Tomasz Szczot. Na wszystkich boiskach toczy się gra. Idziemy dalej. Są szatnie, wszystkie nowocześnie urządzone, mają prysznice i toalety. Dalej kolejne pomieszczenia, w tym męska siłownia. Na końcu korytarza bowling. W kręgle może zagrać każdy, nie trzeba być studentem, wystarczy wynająć tor. Wracamy na główny korytarz. Widną wjeżdżamy na samą górę. Tomasz Szczot na bieżąco tłumaczy

i opowiada o hali. Piętro drugie – informuje damski głos w windzie. Mamy tu pomieszczenia gospodarcze, toalety. Na sali aerobiku trwają zajęcia. Kilkanaście kobiet ćwiczy w rytm muzyki. Obok siłownia damska, szatnie. – A to jest sala do szachów i brydża – mówi Tomasz Szczot. – Nie wiem, czy pani wie, ale politechnika ma wiele sukcesów w tych dyscyplinach. Tylnymi drzwiami wychodzimy na kolejny korytarz. – Dzień dobry – panie w sekretariacie witają nas z uśmiechem. Wchodzimy na górę hali gimnastycznej. Normalnie nikt nie może tutaj wejść poza dziennikarzami. Po drugiej stronie – na balkonie – znajduje się bieżnia. W obiekcie jest też sala judo, pokój sędziowski z turkusową kanapą i krzesłami, sala VIP z kuchnią i oknem z widokiem na mecz. Kilku chłopaków trenuje na kortach do squasha. – To jedyna w Poznaniu hala pasywna, na której studenci mają zajęcia wychowania fizycznego i… wyniki. I chyba więcej sukcesów odnoszą kobiety. Nasi studenci co roku zdobywają Mistrzostwo Wielkopolski. Mamy też zajęcia dla pracowników, a po godzinach z kortów korzystać mogą poznaniacy – mówi Bartosz Gogolewski, którego tam spotykamy. Na terenie hali znajdują się także: pomieszczenie pierwszej pomocy i fizjoterapii/kontroli antydopingowej, salki dla ergometrów wioślarskich, sportów walki. Na zewnątrz powoli gromadzą się studenci. Jest kilka minut po godzinie 10:00. Zimny wiatr wygania wszystkich z boiska. Nie dzwoni dzwonek, nikt nie pospiesza. Każdy zna swój czas. Tomasz Szczot żegna nas w drzwiach. Politechnika Poznańska rozpoczyna kolejny dzień zajęć.


16

MIEJSCA WARTE POZ NAN IA

/

Posnania warta Poznania Uznawana za jedno z największych centrów handlowo-rozrywkowych w Europie Posnania podbiła serca poznaniaków. O miejscu, które na stałe wpisało się w krajobraz miasta i dba o potrzeby mieszkańców Poznania, rozmawiamy z Agnieszką Juszkis, dyrektor marketingu Posnanii Joanna Małecka

rozrywkowej. Znaleźć tu można: kino Helios, centrum rozrywki Gravitacja oraz centrum fitness Fabryka Formy z basenem.

Od wielkiego otwarcia Posnanii minęło już 6 miesięcy. Jak może Pani podsumować ten okres? AGNIESZKĄ JUSZKIS: Pierwsze pół roku funkcjonowania Posnanii było dla nas bardzo intensywnym okresem. Wyzwaniem było przekonanie mieszkańców regionu do kolejnego, dużego obiektu w Poznaniu. Udało nam się tego dokonać dzięki zaoferowaniu im unikalnego połączenia nowoczesnych technologii, usług i oferty zakupowej. Doskonale wpisaliśmy się w trendy wielkomiejskiego stylu życia, co przełożyło się na spektakularną frekwencję – 6 milionów klientów w 6 miesięcy. Pod jednym dachem Wasi klienci mogą zrobić kompleksowe zakupy. Skąd pomysł na taki dobór oferty? Oferta Posnanii obejmuje 300 światowych i lokalnych marek. Na 100 tys. m kw. znajduje się 260 butików i sklepów oraz 40 kawiarni i restauracji. Swoje salony mają tu zarówno znane sieci odzieżowe, jak i marki premium oraz polscy projektanci. Wiele z naszych butików to absolutne debiuty na poznańskim rynku handlowym. Nasi klienci mogą skorzystać również z oferty

Wydzielili Państwo strefę dedykowaną markom premium. Jak odbierana jest ona przez poznaniaków? Crystal Forum wypełniło pewną niszę na poznańskim rynku modowym. Od lat w Poznaniu brakowało marek premium, które cieszą się coraz większym zainteresowaniem w Polsce. Lokalizacja Posnanii powoduje, że jest ona jedynym miejscem między Warszawą a Berlinem, w którym można znaleźć najszerszy wybór awangardowych i luksusowych marek. Swoje salony mają tutaj Tru Trussardi, Rolex, Davidoff czy Likus Concept Store oraz czołowi polscy projektanci, m.in.: Łukasz Jemioł, Jacob, Kuszyńska i Ewert. Ostatnio ofertę marek luksusowych uzupełniły dwa salony: Impressa di Lusso Ladies i Impresa Di Lusso Grand, oferujące selektywny wybór najlepszych światowych marek, m.in.: Versace, Armani, Elisabetta Franchi, Cavalli Class, Just Cavalli, Joop! czy Luisa Spagnoli. Oprócz niezwykle rozbudowanej oferty modowej posiada także szeroki wybór kawiarni i restauracji. Co odróżnia pod tym względem Posnanię od innych obiektów tego typu? Nasi klienci mogą skorzystać z 40 kawiarni i restauracji. Większość z nich skupiona jest w Dinning Village – specjalnym miejscu, gdzie można zjeść i odpocząć. Oprócz dań kuchni polskiej i europejskiej można tu spróbować również orientalnych smaków, a także


skorzystać z oferty restauracji fast food. Na parterze znajdują się kawiarnie i restauracje z niezależnymi wejściami, obsługą kelnerską oraz ogródkami dostępnymi przez cały rok. Dodatkowo wiosną i latem nasi klienci mogą wygodnie usiąść i zrelaksować się na tarasie, z widokiem na plac główny z fontanną. Posnania podkreśla również wyjątkowo bogatą ofertę usług dodatkowych. Do kogo są skierowane i na czym polegają? Klienci Posnanii mogą skorzystać z ponad trzydziestu wyjątkowych usług, które pojawiły się na polskim rynku centrów handlowych po raz pierwszy. Wiele z nich to świadczenia bezpłatne, które przede wszystkim mają poprawić komfort robienia zakupów. To m.in. usługa concierge pozwalająca na rezerwację biletów i stolików w restauracjach, toru w kręgielni lub biletu do kina czy collect & try, dzięki której odbierzemy zamówioną odzież i skorzystamy z możliwości przymierzenia i pomocy w ewentualnym zwrocie. W ofercie znajduje się również wiele udogodnień dla osób niepełnosprawnych oraz rodziców z małymi dziećmi. Wśród usług zapewniających najwyższy komfort jest valet parking, czyli pomoc wykwalifikowanego personelu w parkowaniu samochodu oraz zakupy z dostawą do domu. Unikatową usługą jest także handsfree shopping, czyli możliwość swobodnego robienia zakupów i odbioru toreb na koniec wizyty. Duże zainteresowanie klientów budzi – Posnania Premium Lounge, w której można wygodnie spędzić czas lub odbyć spotkanie biznesowe.

FOT. GALERIA POSNANIA

Do tej pory w Posnanii można było spotkać wiele znanych osobistości. Czy to jest Państwa pomysł na przyciągnięcie klientów? W naszych wydarzeniach biorą udział międzynarodowe i polskie gwiazdy. Do tej pory odwiedzili nas: Eva Longoria znana z popularnego serialu „Gotowe na wszystko”, Hanna Lis, Ekskluzywny Menel, Omenaa Mensah, Weronika Rosati i Filip Chajzer, którzy testowali nasze innowacyjne usługi i opowiadali o nich w, stworzonej przez nas na potrzeby otwarcia, telewizji Posnania Live. Znane osoby zapraszamy również w ramach organizowanych wydarzeń. Jessica Mercedes, Maja Popielarska oraz uczestniczki Masterchefa prowadziły w Posnanii warsztaty, w ramach których można było poznać najnowsze wiosenne trendy w modzie, designie i gastronomii. Nasze kampanie wspieramy nowatorskimi działaniami komunikacyjnymi, które odpowiadają charakterowi Posnanii. Informacje o bieżących wydarzeniach można znaleźć na naszej stronie internetowej, kanałach w social mediach czy w aplikacji mobilnej. Jakie wydarzenia do tej pory udało Wam się zorganizować i do kogo były one skierowane? Od samego początku stawiamy na współpracę z ciekawymi partnerami. Do tej pory zorganizowaliśmy ponad 30 wyróżniających się wydarzeń, takich jak 9. edycja HUSH Warsaw w Posnanii, wielka loteria Posnania Airlines, w której wzięło udział ponad 50 tys. klientów. Chętnie angażujemy się również w działania CSR, wspierając lokalne instytucje. Przez cały grudzień trwała akcja „Miej gwiazdkę z nieba, daj gwiazdkę z nieba!”, dzięki której można było wspomóc Rodzinny Dom Dziecka nr 1

17

na poznańskich Ratajach oraz schronisko dla zwierząt. Na początku grudnia zainaugurowaliśmy najbardziej spektakularne iluminacje świąteczne w mieście oraz lodowisko. Powstała też jedyna w regionie, bajkowa Alpejska Wioska Św. Mikołaja z licznymi atrakcjami dla dzieci. W ferie stanął w Posnanii Zamek Magii i Iluzji wraz z wystawą „Magiczny Świat Harry’ego Pottera” z ilustracjami Jima Kaya, które ściągnęły do nas klientów z Poznania i regionu. Wiosnę powitaliśmy trzytygodniowym wydarzeniem Posnania Future Trends, w ramach którego klienci mogli poznać najnowsze tendencje w obszarze Food, Fashion i Form. Uwagę przyciąga również wystrój Posnanii. Jej wnętrze wzbogacają ciekawe instalacje artystyczne. Kto jest autorem tych dzieł? Dopełnieniem naszej oferty jest kolekcja Art Touch z 14 instalacjami europejskich artystów. Do współpracy zaprosiliśmy projektantów z Polski, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii, którzy stworzyli swoje dzieła specjalnie dla nas. Przed głównym wejściem stoi największa, niemal 9,5-metrowa rzeźba autorstwa Davida Mesguicha „Lucie”. Dwie kolejne prace tego samego artysty znajdują się wewnątrz Posnanii. Powiedziała Pani o wystroju wewnątrz Posnanii. A co znajdziemy w przestrzeni na zewnątrz? Znajdująca się wokół Posnanii przestrzeń publiczna została zaprojektowana tak, aby była wygodna i przyjazna dla odwiedzających. Stworzyliśmy miejsce, w którym można wypocząć i zrelaksować się po udanych zakupach. Plac przed głównym wejściem to tętniąca życiem przestrzeń otoczona zielenią, ławkami i ogródkami kawiarnianymi, w których ludzie chętnie spędzają czas. Centralnym punktem placu jest multimedialna fontanna, która zimą zmienia się w lodowisko. Od strony ronda Rataje powstała 135-metrowa promenada, której częścią jest, pierwsza w mieście, stała konstrukcja umożliwiająca organizację wystaw plenerowych oraz zaprojektowany przez Dorotę Koziarę i Tomasza Augustyniaka mebel miejski „Scena Posnania”.


18

BIZNES PO

POZNAŃSKU

/

Idealny uśmiech dla każdego Zęby powstające na drukarkach 3D, truskawkowy gaz rozweselający dla pacjentów, nowy uśmiech w pakiecie ze zwiedzaniem Poznania i dostęp do bazy najpiękniejszych ludzkich zębów w ramach najnowszego projektu rodem z Brazylii – to tylko część oferty Exclusive Dental Studio, położonego niedaleko jeziora Maltańskiego. Ten niezwykły gabinet założyła Agnieszka Kulik, prawdopodobnie jedyna stomatolog w Poznaniu, która gra na ukulele M c ał

a o

k

W

nętrze poczekalni bardziej przypomina bibliotekę na Harvardzie niż gabinet stomatologiczny. Ciemne drewno, półki wypełnione książkami, efektowny żyrandol, wygodne fotele, a dookoła kwiaty i miniaturowe lasy zamknięte w butelkach. Ani śladu charakterystycznego „zapachu dentysty” – latem poczujemy tutaj woń trawy cytrynowej i mięty, a zimą – goździków i cynamonu. Do tego malinowa herbata przygotowana według domowej receptury i jesteśmy już bardzo blisko relaksacyjnej drzemki… Nie chodzi tu jednak tylko o nastrój, ale przede wszystkim o wyjątkowe podejście do pacjentów i unikatowe, najnowocześniejsze metody leczenia. Już niedługo Exclusive Dental Studio, jako jedyny gabinet stomatologiczny w Polsce, będzie stosował metodę Skyn Concept, pozwalającą stworzyć idealny, naturalny uśmiech perfekcyjnie dopasowany do jego właściciela. Dlaczego została Pani stomatologiem? AGNIESZKA KULIK: Kiedy miałam 6 lat, chciałam zostać weterynarzem. W podstawówce, dzięki mojej wspaniałej nauczycielce, pokochałam biologię i od tego czasu marzyłam, żeby zostać lekarzem. Później jeszcze bardziej doprecyzowałam te plany – chciałam być medykiem sądowym. Mama była przerażona tym pomysłem i wpadła na genialny plan, żeby mnie od niego odwieść – wysłała mnie do prosektorium. To doświadczenie, ale też obserwacja codziennej pracy lekarzy, uświadomiły mi, że zawód chirurga byłby dla mnie zbyt ciężki i dlatego wybrałam stomatologię. Dzięki temu mogę łączyć dwie rzeczy, które sprawiają mi

ogromną przyjemność – lubię upiększać, a praca z ludźmi daje mi niesamowitą satysfakcję. Na ostatnim roku studiów pracowałam jako przedstawiciel handlowy firmy z branży stomatologicznej. Odwiedzałam gabinety dentystyczne w całej Wielkopolsce i nie tylko, obserwowałam jak wyglądają, podsłuchiwałam, co mówią pacjenci w poczekalniach, a w głowie układałam sobie plan, jak można to udoskonalić. I tak 10 lat temu powstało Exclusive Dental Studio.


19

FOT. EXCLUSIVE DENTAL STUDIO

specjalistów. Kamil Szewczyk, z którym tworzymy to przedsięwzięcie, jest doskonałym chirurgiem – jego specjalizacją jest implantologia. Mamy również Konrada Kaczmarka, doświadczonego specjalistę od endodoncji pod mikroskopem czy Noemi Konopelski, która zdobywała doświadczenie w najlepszych klinikach dentystycznych w Berlinie. Robiliśmy także pełne metamorfozy, które obejmowały nie tylko usługi dentystyczne, ale też porady stylistki, specjalistki od makijażu, profesjonalną sesję zdjęciową. W tych projektach brały udział osoby pracujące z niesamowitą pasją, które – patrząc z zewnątrz – inspirowały i pomagały wprowadzać pozytywne zmiany. Przede wszystkim jednak oferujemy naszym pacjentom dostęp do najlepszych specjalistów, ekskluzywnych materiałów, najnowszych technologii i sprzętu do zabiegów stomatologicznych. Nie pobieramy tradycyjnych wycisków, ale robimy trójwymiarowe skany jamy ustnej. Dysponujemy nowoczesnymi frezarkami i drukarkami 3D, na których powstają plomby, korony, nakłady. Mamy mikroskopy, rentgeny, studio fotograficzne, nagrywamy filmy, aby ocenić, jak pracują mięśnie twarzy, pokazujemy pacjentom na ekranie, jak będzie wyglądał ich nowy uśmiech. Stosujemy też naszą autorską metodę wybielania, dającą doskonałe i długotrwałe rezultaty.

Czym się wyróżnia? Sama bałam się wizyt u dentysty, dlatego naszym pacjentom staramy się zapewnić maksymalny komfort już po przekroczeniu progu. Postawiliśmy na drewno i klasyczne formy, w poczekalni jest mnóstwo zieleni, która stwarza poczucie bezpieczeństwa, są wygodne fotele, specjalnie dobierane zapachy, a w tle słychać miłą, relaksacyjną muzykę. Chcemy, aby wizyty u nas nie przebiegały mechanicznie. Pacjenci bardzo chętnie dzielą się z nami opowieściami o swoich zainteresowaniach i pasjach. Czasem siedzimy i po prostu rozmawiamy. Pamiętam wszystkich swoich pacjentów z ostatnich 10 lat, dwie z moich najlepszych przyjaciółek poznałam w gabinecie. Oferujemy pełną gamę usług stomatologicznych, ale na pierwszych konsultacjach – które są u nas bezpłatne – opowiadamy też o tym, jak pacjenci mogą poprawić swój uśmiech. Jest to możliwe, ponieważ tworzymy komplementarny zespół

Już w lipcu powstanie tutaj innowacyjne laboratorium – jedyny w naszym kraju gabinet oferujący licówki w technologii wynalezionej w Brazylii przez specjalistów stomatologii estetycznej. Na czym polega ta metoda? Kiedyś technik, który robił korony, nie widział nawet pacjenta – nie wiedział, jaką ma twarz czy kształt ust. W naszym gabinecie na początku robiliśmy więc pacjentom zdjęcia, aby technik – oprócz gipsowego modelu – mógł zobaczyć także osobę i zindywidualizować projekt. Później wprowadziliśmy metodę Digital Smile Design, pozwalającą zaprezentować pacjentom końcowy efekt. Nie zawsze zgadza się on jednak w 100 proc. z rzeczywistym modelem. Szukając metody, która daje jeszcze lepsze efekty, znaleźliśmy z Kamilem Szewczykiem


20

w Rumunii nowoczesne laboratorium Florina Cofara, który zakładał licówki w technologii Skyn Concept. Twórcy tej metody, Paolo Kano i Livio Yoshinaga wraz z doskonałym technikiem Lórántem Stumpfem, wykonali bazę najpiękniejszych ludzkich zębów o idealnych proporcjach. Dzięki programowi, który stworzyli, możemy dobrać uśmiech i kształt zębów idealnie do twarzy pacjenta, a efekt jest maksymalnie naturalny. Ok. 3 tys. różnych kombinacji pozwala nam stworzyć idealny uśmiech dla każdego. Powstaje w ten sposób doskonała niedoskonałość – takie zęby mają załamania, zaokrąglenia, bruzdy, przepiękną wargową powierzchnię. Nawet najlepszy technik nie jest w stanie idealnie odwzorować natury, a dzięki Skyn Concept jest to możliwe. Hipotetycznie możemy nawet założyć, że jeżeli mama chciałaby skopiować zęby córki, bo uważa, że miała identyczne w młodości, wystarczy, że przyprowadzi ją do gabinetu. Dzięki tej metodzie możemy zeskanować jej zęby i stworzyć idealną kopię. Oczywiście przy założeniu, że będą one pasowały do układu twarzy. Kiedy odkryliśmy tę metodę, od razu chcieliśmy wprowadzić ją do naszego gabinetu. Później na konferencji w Krakowie poznaliśmy Livio Yoshinagę i po kilku kolejnych spotkaniach zaczęliśmy krok po kroku wdrażać ten koncept w Exclusive Dental Studio. Jak dużo jest pacjentów, dla których zbitka „dentysta-sadysta” nie jest tylko żartem? Lęk przed wizytą u dentysty jest dość powszechny. Pokutują doświadczenia z lat 80., 70. i jeszcze wcześniejsze, kiedy nie stosowało się

znieczuleń, były inne metody pracy i standardy leczenia, a dentyści korzystali z zupełnie innych materiałów. Bardzo cieszy mnie fakt, że dla najmłodszego pokolenia ten strach jest czymś zupełnie obcym. Czasem dzieci symulują, że boli je ząb tylko po to, żeby nas odwiedzić. Podobny komfort zapewniamy też dorosłym pacjentom. Stosujemy łagodzący żel w miejscu znieczulenia, a samo znieczulenie dozowane jest za pomocą specjalnego aplikatora sterowanego przez komputer – dzięki temu nie ma efektu odrętwienia całej twarzy czy połowy języka. Stosujemy też gaz rozweselający, czyli maseczkę, która pachnie truskawkami, czekoladą lub wanilią. Te stereotypy pomagają nam też przełamywać gwiazdy, które z chęcią przychodzą na wszystkie wizyty i bardzo dbają o zdrowe zęby. Ostatnio Grażyna Wolszczak podzieliła się na swoim profilu w mediach społecznościowych tym, jak sprawdza się w „roli stomatologa” w naszym gabinecie. Cieszymy się z takich sympatycznych i zabawnych zdjęć, zawsze pamiętamy jednak o tajemnicy lekarskiej, dlatego tym bardziej dziękujemy za zaufanie. Jak bardzo od tego czasu zmieniła się stomatologia? To dziedzina wiedzy, która rozwija się błyskawicznie. Widać to wyraźnie na największych targach stomatologicznych w Kolonii, gdzie pokazywane są nowinki technologiczne i sprzętowe, ale też ciekawostki np. wybielająca czarna pasta do zębów z aktywnym węglem. Odbudowy, które wcześniej powstawały w laboratorium protetycznym około tygodnia, obecnie jesteśmy w stanie zrobić w ciągu jednego dnia. Dzięki specjalnemu programowi ortodontycznemu, który właśnie testujemy, robimy trójwymiarowe skany jamy ustnej, wirtualnie naklejamy zamki u pacjenta i przygotowujemy szynę. Dzięki temu w przyszłości czas zakładania aparatu ortodontycznego skróci się z ok. 1,5 godz. do 20 minut. Taki aparat nie jest też teraz powodem do wstydu – dzięki mediom stał się nawet modny i systematycznie pojawiają się nowe kolekcje ligatur, czyli kolorowych gumek zakładanych na aparat, dostępnych w kolorach tęczy – w czasie rozgrywek Euro w Polsce modne były kolory biało-czerwone, a Irlandczycy chętnie wybierają zielony na Dzień Św. Patryka.


Są też przezroczyste lub ceramiczne aparaty korygujące zgryz, a także aparaty płytkowe, wyjmowane na czas jedzenia, picia i mycia zębów, wymieniane co 10 dni na inny rozmiar. Wszystko po to, aby zwiększyć komfort leczenia. Exclusive Dental Studio działa też czasami jak biuro podróży. Jak to się zaczęło? Nasi zagraniczny pacjenci przez formularz kontaktowy zadawali coraz więcej pytań dotyczących pobytu w Poznaniu, dlatego postanowiliśmy rozwinąć usługi w ramach turystyki stomatologicznej – pomagamy w zorganizowaniu hotelu, atrakcji, polecamy restauracje i miejsca, które warto odwiedzić. Najwięcej naszych zagranicznych pacjentów przyjeżdża z Anglii, Irlandii, Norwegii czy Szwecji, ale mieliśmy także gości z Kanady, Bahrajnu czy Indii. Wszyscy byli zachwyceni Starym Rynkiem, Ostrowem Tumskim oraz Starym Browarem, ze wszystkimi jego atutami. Często korzystają z oferty Blow Up Hotelu i zajadają się francuskimi specjałami w Petit Paris.

FOT. EXCLUSIVE DENTAL STUDIO

Podobno jeszcze do niedawno w gabinecie można było usłyszeć muzykę na żywo – w Pani wykonaniu? Muzyka to moja wielka pasja, kilka dni temu dostałam od męża kolejny instrument – ROLI. Wygląda jak zwykłe

21

klawisze, ale można z jego pomocą imitować bardzo różnorodne dzięki, od wokalu operowego po gitarę basową. W szkole muzycznej uczyłam się grać na fortepianie i wiolonczeli. Już pracując, zaczęłam grać na saksofonie – czasem rzeczywiście robiłam sobie godzinę przerwy między pacjentami i grałam w gabinecie. Grywam też na ukulele, chciałam zagrać na swoim weselu Somewhere over the rainbow, ale zjadła mnie trema. Co jeszcze poza graniem? Naszą wielką pasją jest podróżowanie, poznawanie nowych kultur, miejsc i smaków. Lubię też piec i gotować, zwłaszcza późnym wieczorem. Piekę chleby, ciasta, muffiny, torty, które później przynoszę do pracy. Tę pasję zaszczepiła we mnie babcia. W naszym wielopokoleniowym domu z niezwykłą cierpliwością przekazywała mi rodzinne przepisy. Maliny do herbaty, którą podajemy naszym pacjentom, pochodziły początkowo z jej ogrodu. Wraz z coraz większą liczbą pacjentów, ogród babci nie nadążał z ich „produkcją” – dlatego obecnie maliny do naszej firmowej herbaty kupujemy w ekologicznym gospodarstwie. Jakie są Pani ulubione miejsca w Poznaniu, oczywiście poza gabinetem? Mieszkam w Poznaniu już od 17 lat i przez ten czas pokochałam to miasto. Urodziłam się w Blachowni pod Częstochową, do Poznania przyjechałam na studia. Mieszkałam wtedy na Jeżycach i do dzisiaj darzę tę dzielnicę ogromnym sentymentem. Do Poznania – z Gorzowa Wielkopolskiego – przeprowadził się też dla mnie mąż. Mieszkamy teraz w okolicy Malty – uwielbiam niepowtarzalny klimat Śródki, często spacerujemy w okolicach Starego Rynku. W Poznaniu i okolicach mamy swoje ukochane miejsca na wypady. W niedzielne popołudnia ruszamy do Puszczykowa po naturalne lody z piekarni Natura, kolacje w specjalne okazje jemy w Blow Up Bar, często odwiedzamy też Teatr Wielki, gdzie wkrótce wybieramy się na Annę Kareninę.


22

FELIETON

/

Relaks drugiej świeżości Origami to japońska sztuka układania papieru. A czy słyszał ktoś o… „weekendami”? To polska sztuka czytania kalendarza, w której czas odmierza się weekendami. Najlepiej długimi. Niestety, nie idzie za nią w ślad sztuka wypoczynku dr Tomasz Kozłowski / Katedra Edukacji i Nowych Mediów, Wydział Nauk Społecznych ollegium Da inci Pozna

W

yobraźmy sobie taką sytuację: zostało nam do wykorzystania kilka dni zaległego urlopu. Na horyzoncie kalendarza majaczy niedaleki długi weekend. Wystarczy wpleść w harmonogram tygodnia jeden, dwa wolne dni i wychodzi nam z tego tydzień świętego spokoju. Całkiem przyjemne ćwiczenie wyobraźni, prawda? Ale jest jeden haczyk: wyobraźmy sobie, że tego nie robimy. Że roszadę wolnych dni odpuszczamy sobie w imię… wyższych wartości. Jakich? Na przykład pracy. Oszczędności. Emerytury. Dołożenia się do PKB… Wolne żarty! A jednak nie do końca, przynajmniej nie w Japonii. W Kraju Kwitnącej Wiśni wykorzystanie ostatnich dni prawnie gwarantowanego urlopu uznawane jest za nietakt, i to całkiem powszechnie. Każdemu, kto w Japonii chwali się zręczną żonglerką wolnymi dniami celem jak najdłuższego leniuchowania, odpowie niepyszna cisza. Tymczasem między Bugiem a Odrą jeśli ktoś nabiera biegłości w sztuce „weekendami”, może spodziewać się pochwał, a nawet niegroźnej zawiści: a to chwat, wybiera urlop po trochu, a wypoczywa znacznie dłużej

niż inni. W kolektywnej kulturze Japonii jest to przejaw lenistwa, braku zaangażowania, egoizmu. W Polsce – sprytu i doskonałego work-life balance. Ale – jak okazuje się – to tylko połowa sukcesu. Weekendowa ekwilibrystyka Polaka nie idzie w parze z umiejętnością wypoczywania. Uwielbiamy planować długie weekendy, ale cieszyć nimi wciąż się chyba uczymy. I idzie nam ta sztuka jak po grudzie. Jaka więc z tego korzyść? Z różnych badań przeprowadzanych na polskich pracownikach wynika, że raptem 13 proc. z nich czuje, że potrafi wypoczywać. Zdecydowana większość wraca do domu zmęczona tak samo lub nawet bardziej, a ponad 60 proc. w planowanym czasie wolnym… nadal wykonuje zadania zlecone przez szefa. Jak to możliwe, że wolny czas w niczym nie pomaga, skoro wcześniej wszystko zostało tak misternie poskładane? Być może w Polsce ugruntowała się już kultura miernego relaksu, który nijak nie odpręża? Może tak po prostu jest? Co więcej – najbardziej cieszymy się na myśl o wolnym jakieś 3-4 dni wcześniej. Z tego wniosek, że największą radość z zaplanowanego wypoczynku czerpiemy… jeszcze w pracy.


23

Dla odmiany, w czasie wolnym wykańcza nas „back to work blues”, czyli chandra wywołana powrotem do pracy, która niszczy co najmniej połowę wypoczynku, zadręcza nas pytaniami o piętrzącą się pocztę, o niedokończone projekty i która każe wreszcie pytać o sens wykonywanego zawodu. Kunsztownie wydziergane w kalendarzu dzieło sypie się pod naporem negatywnych emocji. Przychodzi mi do głowy jedno, przewrotne dość wytłumaczenie. Niedawno media huczały o tym, ze wśród nastolatków panuje niebezpieczna moda na depresję. W jakiś pokrętny sposób fajnie jest afiszować się z własnym zdołowaniem. Zrzędzić, na czarno się ubierać, mieć po młodopolsku „wylane”. Spytajcie gimnazjalistów. Ale z drugiej strony, kto powiedział, że moda ta obejmuje tylko nastoletnią kohortę? Być może i wśród dorosłych krajanów zapanowała taka fiksacja? Wśród nich co prawda nie wałkuje się tematów egzystencjalnych, rzadziej słucha gotyckiego rocka, nie utyskuje się też na bezsens żywota i opresję rodziny. Zrzędzi się za to na wachlarz oferty do konsumowania. Wszystko jest na dłuższą metę poniżej oczekiwań, nie do końca jak być powinno, wszystko

już było, a nawet jeśli jest nowe, to gorsze niż w katalogach, wadliwe, nijakie. Czy to możliwe, że trwała nieumiejętność wypoczynku (a co za tym idzie w parze – cieszenia drobiazgami) jest przykładem jednego z wielu „problemów pierwszego świata” w rodzaju „przez nowy zegarek mam nierówną opaleniznę”? Eksperci zalecają na owe pseudobolączki trening uważności, czyli – w ogromnym skrócie – doskonalenie umiejętności skupienia się na bieżącej chwili. Wówczas to ponoć zmienić się ma perspektywa, drażniące detale ustępują miejsca fascynującemu całokształtowi. Brzmi to pięknie, problem jednak w tym, że kultura słabego relaksu, czyli to, co tak chętnie przeciętny Polak uprawia, lansuje wszystko, tylko nie skupienie: odpuszczenie sobie, lenistwo i luz, hołdowanie masowej modzie, zblazowanie i bierne wystawienie na jakie bądź bodźce, przeważnie drugiej świeżości. Warto by zatem, zanim wybierzemy się do kadr znowu „pożonglować”, zastanowić się, co by tu zrobić, by wolny czas autentycznie zajmował i cieszył. Nie tylko jako misterna konstrukcja samonośna w naszym kalendarzu.


24

FELIETON

/

Zawsze bądź prawdziwy Miał 7 lat, gdy choroba spowodowała, że musiał usiąść na wózek inwalidzki. Dzisiaj Łukasz Krasoń ma 27 lat – po latach walki z chorobą zdecydował, że opowie swoją historię i postara się pomóc wszystkim tym, którzy szukają motywacji do lepszego, innego życia Łukasz Krasoń / mówca motywacyjny autor książki Wstań i jedź jest pierwszym niepełnosprawnym trenerem rozwoju osobistego w Polsce. e dzi i spotyka się w całej Polsce z lud mi i opowiada zebranym że każdy może realizować swoje marzenia


25

P

ewne predyspozycje fizyczne lub intelektualne bardziej niż inne pomagają nam osiągnąć sukces lub wyróżnić się w danej grupie społecznej. Dobrze zbudowany, niemal z bloków, facet staje się obiektem pożądania. Piętnastoletnia dziewczyna mająca piękny głos niemal od ręki zaskarbia sobie uwagę wszystkich wokoło. Pokazują swoje talenty, dzięki czemu ludzie do nich lgną. Ale nie każdy jest dobrze umięśniony, śpiewa jak anioł, jest geniuszem matematycznym lub świetnym kucharzem. Co robić w momencie kiedy Twoja „lista talentów” bardziej przypomina „listę wstydu”? Z niedoskonałości zrobić atut i wyeksponować go światu! Szaleństwo, ale w tym szaleństwie jest metoda. Im dłużej jestem na tym świecie, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jedna cecha jest niesamowicie elektryzująca i pożądana przez wszystkich – umiejętność bycia sobą i życia na własnych zasadach. Granica tego, co jest słabością, a co jest atutem, jest bardzo cienka i tak naprawdę mocno subiektywna. Nie zapomnę do końca życia, kiedy znajomy zarzucił mi, że ponieważ jeżdżę na wózku, to jako mówcy jest mi znacznie łatwiej niż innym. Otaczają nas utarte kanony, które w pewnym sensie wskazują nam jak mamy żyć, co niestety często skutkuje tym, że osoby odbiegające w jakiś sposób od tych kanonów zaczynają się maskować. I tak dziewczyna z przerwą między przednimi zębami przestaje się uśmiechać, żeby przypadkiem nikt nie zrobił zdjęcia i nie wrzucił go do Internetu. Chłopak lubiący sklejać modele samolotów unika mówienia o swojej pasji, aby nie zaczęto wyzywać go od mięczaka. A dorastająca osoba nie w pełni

sprawna, w momentach kiedy jej rówieśnicy mówią o „swoim pierwszym razie”, zapada się pod ziemię i błaga w duchu, by nikt nie skierował w jej kierunku wzroku. Pewne rzeczy łatwo zmienić, inne znacznie trudniej, i teraz, wiedząc to, mamy przynajmniej kilka opcji do wyboru. Możemy wziąć listę naszych cech do ręki i powiedzieć do siebie, że to bardziej jakiś żart niż coś, czym warto się pochwalić, co pewnie skończy się narzekaniem, a w najlepszym wypadku założeniem maski i skryciem się pod tożsamością kogoś innego. Opcją drugą jest spojrzenie na naszą listę jako na listę wyróżniającą nas od wszystkich, co jeśli odpowiednio wykorzystamy, stanie się naszą przewagą. Działanie pomimo świadomości niewpisywania się w obowiązujące kanony jest prawie od razu interpretowane jako oznaka pewności siebie, charyzmy oraz wyjątkowości takiej osoby. Trzeba wykazać się odwagą i wyjść przed szereg. Co zabawne, z czasem możemy wywrzeć tak wielki wpływ na nasze środowisko, że przemodelujemy dany kanon (co się obecnie dzieje np. w świecie mody, gdzie kobiety o pełniejszych kształtach zaczynają dominować na okładkach wielkich magazynów). Jak mawiał Mahatma Gandhi, „Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą, a na końcu wygrywasz”. Do czego chcę Cię namówić? Przyjrzyj się swoim „słabościom” jeszcze raz, sprawdź co możesz zmienić w atut i wyeksponuj to! Być może to, co dzisiaj wydaje Ci się powodem Twojej porażki w życiu, jutro będzie Twoim największym skarbem. Na świecie prawdziwość jest tak deficytowym towarem, że możesz mi wierzyć – wszyscy czekają na prawdziwego Ciebie.


26

DOBRY WZÓR

/

Jeszcze więcej Pixeli Na jednej z działek na pozna skim Grunwaldzie z ziemi wyrastają Pi ele. To kolejne dwa elementy kompleksu biurowego. Pierwszy z budynków jest dla wielu obietnicą tego że powstanie tu najbardziej przyjazny kompleks budynków biurowych w kraju Anna Skoczek


27

zrobić przy pracach wykończeniowych, ale w efekcie jest albo brzydko, albo tandetnie. A jak w takiej sytuacji młodzi ludzie pracujący w takich biurach i chłonący bylejakość mają potem tworzyć piękne rzeczy? Przy takim podejściu przestrzeń musi być dobrze zaprojektowana, przyjazna i… ekologiczna.

Terminy

FOT. G R EST RE

EST TE

W

Warszawie kilka tysięcy młodych i ambitnych pracowników każdego dnia jeździ do tak zwanego „Mordoru przy Domaniewskiej”. Tak prześmiewczo nazywany jest kompleks budynków, w których korporacje mają swoje biura i gdzie z trudami firmowego życia w pośpiechu zmagają się zatrudnieni w nich ludzie. W Poznaniu również nadszedł czas na ogromny zespół biurowy, ale z zupełnie innej bajki. Przy ulicy Grunwaldzkiej powstają kolejne elementy kompleksu dla ludzi, gdzie dba się o ich dobre samopoczucie, o zieleń, przestrzeń wspólną dla wszystkich. Jak to możliwe? To wszystko kwestia zasad, bo jak tłumaczą inwestorzy, partnerzy Garvestu Wim Perquy i Michał Włodarczyk, na konstrukcji, instalacji i systemach nie da się oszczędzić. Można to

W marcu 2018 roku gotowy będzie już budynek Pixel4, w lipcu Pixel5 oraz pawilon konferencyjny usytuowany po środku placu. Jak będą wyglądać biurowce? Wzorem pierwszego budynku będą z jednej strony gładkie jak tafla szkła, z drugiej elewację stworzą przesunięte piksele. Ale w tej konstrukcji nie chodzi jedynie o efekt, bo kostki to przyjazne dla ludzi, pokryte drewnem cedrowym tarasy z ogrodami. Ogrodom na dachach daleko jest do przeciętnych balkonów. Nie znajdziemy tam na przykład tradycyjnych, balkonowych pelargonii, bo rosną tam… graby. – To bardzo plastyczna roślina. Czy ma pół- czy trzy metry, można ją modelować jak plastelinę. Nie ma wygórowanych wymagań, a w zamian oferuje zielone bloki liści, które zostają na gałęziach do późnej zimy i spadają dopiero wczesną wiosną – tłumaczy ogrodnik Bartosz Byczkowski, szef Garte, firmy tworzącej i opiekującej się zielenią w Pixelu. Zresztą w projekcie całego kompleksu biurowego zieleń jest nie dodatkiem, a właściwie elementem konstrukcji. Również między budynkami powstanie docelowo niebanalna, zielona przestrzeń z szumiącymi trawami odbijającymi się w szklanych ścianach oraz strefami relaksu wyposażonymi w ławki i stoliki. Po zielonym skwerze będą leniwie wiły się chodniki i ścieżki dla rowerzystów. Dla tej grupy pracowników powstaną też kolejne wiaty rowerowe, a w nowych budynkach znajdzie się więcej miejsca na prysznice, szatnie i suszarnie. – Pixel oferuje dobry dojazd komunikacją


PIXELE W LICZBACH

28

15 40 16

tysięcy m kw. powierzchni

to docelowa powierzchnia kompleksu biurowego przy ulicy Grunwaldzkiej

gatunków roślin

posadzono na dachu pierwszego biurowca

kilkudziesięcioletnich lip

rosnących na placu budowy uratowano w trakcie budowy pierwszego Pixela

miejską, a mimo to wielu młodych ludzi wybiera zdrowszy sposób dotarcia do pracy. Chcemy promować taki styl życia – tłumaczy Wim Perquy, partner Garvestu. Nie tylko zieleń sprawia, że kompleks biurowy będzie ekologiczny. Nowe budynki wzorem swojego starszego brata również

zostaną zbudowane z naturalnych, przetworzonych w minimalnym stopniu materiałów, takich jak beton, drewno, sklejka, czy też lastriko. Jeśli tak jak w przypadku pierwszego budynku inwestor będzie częściowo urządzał wnętrza, to warto zauważyć, że dotychczas meble obite naturalnym lnem, a podłogi


29

wyłożone są wyjątkowymi winylowymi wykładzinami. Ten materiał prawie w stu procentach pochodzi z recyklingu. Ale to tylko część zastosowanych i planowanych ekorozwiązań. Dzięki poszanowaniu wody i opisanej wcześniej zieleni, także nowe biurowce z pewnością uzyskają certyfikat BREEAM. Pierwszy Pixel może zachowywać nawet 80 procent wody opadowej, a jak mówi Bartosz Byczkowski, reszta płynie do zbiorników retencyjnych, które są podłączone do inteligentnego systemu nawadniania. – Tak czy tak ta woda tam wróci, mamy w pewnym sensie obieg zamknięty – dodaje ekspert.

Co nowego? W nowych Pixelach znajdą się między innymi gabinety lekarskie i klub fitness. Co jeszcze? Przedstawiciele firmy nie chcą jeszcze ujawniać

szczegółów, choć przyznają, że celują w firmy z branży IT. Jak mówią partnerzy Garvestu, Wim Perquy i Michał Włodarczyk, koncepcja takiego zespołu biurowców ma sens, ale o sukcesie będą mówić dopiero, jeśli uda się stworzyć klaster pięciu budynków, gdzie znajdą się firmy, które będą dla siebie komplementarne i jeśli stworzy się między nimi sieć wymiany usług. Partnerzy Garvestu tłumaczą też, że od samego początku chcieli, żeby ich domy miały inną jakość i choć bronią się przed używaniem tego określenia, to ich standard wykonania ma być „niepolski”. – Inwestycja musi się oczywiście bilansować, ale chcemy udowodnić, że za te same pieniądze, wkładając w to dużo serca, pasji, jakiejś tam wiedzy i znajomości rynku, można robić rzeczy, które są ponadstandardowe – mówią Wim Perquy i Michał Włodarczyk.


30

DO ZAMIESZKANIA

/

Mieszkania z prywatną szklarnią Wiosna w rozkwicie. Parki i ogrody kuszą zapachem kwiatów, feerią kolorów i perspektywą relaksu na łonie natury. Warto się nimi nacieszyć, zanim nadejdzie jesień. A gdyby tak mieć na wyciągnięcie ręki ogród z prawdziwego zdarzenia, kwitnący nie tylko wiosną, lecz cały rok?

S

łynący z niekonwencjonalnych rozwiązań przestrzennych poznański deweloper Masterm zaczerpnął z dawnego trendu domowych oranżerii i na skrzyżowaniu ulic Bukowskiej i Grochowskiej, a dokładnie przy ulicy Jutrzenka 8, wybudował Evergreen365 – pierwsze w Poznaniu mieszkania wyposażone w prywatną szklarnię. Można w nich urządzić ekohodowlę, kwietną rabatę, miejsce zabaw dla dzieci, strefę relaksu z hamakiem, kącik

czytelniczy, a nawet klimatyczną jadalnię! Zawarta w nazwie inwestycji obietnica całorocznej zieleni nie ogranicza się do szklarni – jest także na dachach wyższych kondygnacji, które pokryto zieloną przez cały rok trawą. A wszystko to w pobliżu kluczowych punktów, jak przedszkole czy przychodnia, doskonale skomunikowane z resztą miasta. Na parterze znajdują się punkty usługowe, m.in. siłownia i apteka. Pozostał jeszcze jeden, ostatni lokal


31

Biuro sprzedaży Evergreen365 JET OFFICE ul. Piątkowska 163, I p. 60-650 Poznań kom. 516 140 159 Więcej informacji: www.evergreen365.pl www.masterm.pl

FOT. ARCHIWUM MASTERM

do wynajęcia lub na sprzedaż – idealne miejsce na lokalny biznes. Strefa mieszkalna to 51 komfortowych, ustawnych i wykończonych z dbałością o każdy detal mieszkań oraz korespondująca z nimi, elegancka część wspólna. Do wyboru są mieszkania dwu-, trzy- lub czteropokojowe. Cena brutto za metr kwadratowy waha się od 6700 do 7400 złotych. Większość mieszkań znalazła już swoich nabywców, dlatego wszyscy ci, którzy czują, że Evergreen365 może stać się ich miejscem na ziemi, nie powinni zwlekać.

Firma Masterm nie po raz pierwszy z sukcesem wykracza poza schemat. Poprzednie inwestycje były wielokrotnie doceniane m.in. przez jeden z najbardziej prestiżowych portali poświęconych architekturze, ArchDaily, trafiały do ogólnopolskich rankingów inwestycji deweloperskich, np. portali otodom.pl i Bankier.pl, doczekały się także nominacji do nagrody Jana Baptysty Quadro w kategorii najlepszej realizacji architektonicznej w Poznaniu.


32

S PACEREM PO

DZIELNICY

/

ð&#x;¡­

T

K

???


33

Sołacz – i wszystko jasne! Willa – to słowo króluje w tej części Poznania. Tu się w willi mieszka, willę się wynajmuje, buduje czy sprzedaje. To nic dziwnego, bo Sołacz to szczególne miejsce, gdzie malownicze, przedwojenne wille miejskie wtopione są w bujną zieleń ogrodów. Gdzie dojeżdża się cenną przyrodniczo aleją kasztanowców, a spaceruje wśród lip, dębów czy akacji. Gdzie miasto pokazuje swoje dostojne oblicze Mał o a a

c

ka


34

T

a poznańska dzielnica, choć oddalona od Starego Rynku zaledwie 15 minut tramwajem, jest enklawą spokoju i żyje własnym rytmem. Osiedle zaprojektował na początku XX wieku niemiecki architekt Joseph Stübben wpisując je w malowniczą dolinę Bogdanki. To on jest także twórcą projektu Dzielnicy Cesarskiej. I choć teren Sołacza włączono w granice Poznania 1 kwietnia 1908 roku, to na stronie przewodników PoPoznaniu.pl można znaleźć następującą informację: „(…) okazuje się, że ze względu na ciągłość osadnictwa na stokach Bogdanki, nad którą jest położony, Sołacz ma starszą metrykę nie tylko od lokowanego w XIII wieku na lewym brzegu Warty Poznania, ale także od wielkopolskich książąt Popiela i Piasta”. Wróćmy jednak do tych pojedynczych lub bliźniaczych domów. O ich wartości świadczy fakt, że zespół urbanistyczno-architektoniczny Sołacza od 19 stycznia 1983 roku figuruje w rejestrze zabytków. Są tu prawdziwe perełki, np. willa przy ul. Grudzieniec 8,

która zdaniem Piotra Korduby z Instytutu Historii Sztuki UAM jest najlepszym przykładem poznańskiej secesji w budownictwie jednorodzinnym. Powstała na początku XX wieku. Na parterze znajdowały się pokoje gościnne, gabinet, jadalnia i salon, na piętrze sypialnie i pokój naukowy, w przyziemiu kuchnia, pokoje dla pokojówek, kucharek i niań. Osobny budynek w ogrodzie mieścił mieszkanie ogrodnika, wozownię i stajnię, w okresie międzywojennym zamienioną na garaż. Drzwi wejściowe bogato zdobione są motywem drzewka pomarańczy. W latach 70. XX wieku w miejscu, gdzie stoi willa, zaplanowano nową ulicę. Budynek udało się uratować przed rozbiórką dzięki zaangażowaniu Feliksa Marii Nowowiejskiego. Tak, tak – z tych Nowowiejskich – syna kompozytora Feliksa Nowowiejskiego, który mieszkał niedaleko, przy alei Wielkopolskiej 11. Od 2008 roku w domu polskiego kompozytora i twórcy m.in. Roty i Oratorium Quo vadis działa Salon Muzyczny – Muzeum Feliksa Nowowiejskiego. W „Willi wśród róż” odbywają


35

FOT. FOTOPORTAL.POZNAN.PL / ROBERT WYSOCKI, MICHAU_W

się kameralne koncerty, nawiązujące do tradycji rodziny Nowowiejskich z okresu międzywojennego i powojennego, z udziałem zwłaszcza młodych wykonawców. To nie jedyny muzyczny akcent osiedla. Do niedawna w parku Sołackim na tarasie Hotelu Restauracji Meridian, w okresie letnim organizowane były Koncerty Sołackie, które gromadziły wierną publiczność. Sama restauracja położona nad stawkiem też ma swoje miejsce w historii Sołacza. Było to ulubione miejsce poznańskich elit, gdzie bawiono się na karnawałowych balach czy letnich garden party. Restauracja działała ponad 20 lat, zamknięto ją w 2015 roku. Powodem były pieniądze. Teraz budynek ma nowego najemcę, który także chce podtrzymać renomę tego miejsca. Nie będzie to chyba aż tak trudne, skoro restauracja znajduje się w samym centrum zielonej enklawy Sołacza, a więc parku Sołackim nad stawami sołackimi. Na jego terenie znajduje się staw, kilka mostów, oświetlone lampami spacerowe ścieżki oraz wiele ciekawych przyrodniczo drzew. Są też w parku rzadko spotykane kaczki mandarynki czy dzięcioły.

Park, jak i sam Sołacz trafiły też do literatury pięknej. Małgorzata Musierowicz autorka popularnego cyklu „Jeżycjada” – w książce pt. Żaba pisała: „Stare drzewa parku, okryte młodą zielenią, otaczały oko stawu, lśniące obłędnym blaskiem. Na mostku, przerzuconym ponad sztuczną kaskadą, słaniało się już znużone koło teatralne w ilości dziesięciu osób plus nauczycielki”. A w Brulion Bebe B. znalazła się także wspomniana już restauracja: „Aniela i Krystian, których deszcz złapał w parku Sołackim, zdołali dobiec w ostatniej chwili na taras parkowej restauracji, która niestety była w remoncie. Stanęli więc pod drewnianym daszkiem, ciągnącym się przez całą długość tarasu i dzięki temu mieli możność podziwiać niezwykłą ulewę, bijącą w sołacki stawek”. Ofiarą pierwszej z trzech zbrodni jest natomiast konserwator zabytków mieszkający w willi na Sołaczu w debiutanckiej powieści kryminalnej Joanny Jodełki z 2009 roku pt. Polichromia. Z książką lub bez możemy usiąść na ławce w parku Sołackim, ale też w przytulnej tarciarni


M FOT. O NN

„Francuski łącznik” na placu Spiskim, gdzie podają słodkie i wytrawne tarty. Urządzona nieco eklektycznie, z ogródkiem, przyciąga zarówno na krótki lunch, jak i popołudniową kawę. A jeśli znad talerza rzucimy okiem na przeciwną stronę ulicy w kierunku Wołyńskiej, to zobaczymy zabytkową, unikatową, drewnianą Poczekalnię tramwajową z początków XX wieku – jedyną zachowaną w Poznaniu i jedną z nielicznych w Polsce. Jej szerokie okapy chroniły podróżnych przed deszczem również na zewnątrz. Żeby rzucić okiem na ten stary willowy Sołacz warto wspiąć się schodami kościoła rzymskokatolickiego św. Jana Vianneya zbudowanego w latach 1928-1930 według projektu Stanisława Mieczkowskiego przy ul. Mazowieckiej. Jego bryła, zwieńczona kopułą góruje nad pobliskim placem. Do świątyni prowadzą szerokie schody, chętnie wykorzystywane do zdjęć przez nowożeńców. Rozciąga się stąd widok na część parku Sołackiego i domy mieszkalne. Sołacz to także Uniwersytet Przyrodniczy, zbudowany na obszarze dawnej siedziby rodziny Kapelów. Collegium Maximum oraz przylegające budynki to jeden z pierwszych w Poznaniu

modernistycznych zespołów uczelnianych. Akt erekcyjny wmurowano w 1968 roku. I tu ciekawostka, bezpośrednio przed Collegium przy ul. Wołczyńskiej stoi Pomnik Siewcy. Nie jest to oryginał, a kopia. Oryginał autorstwa Marcina Rożka stoi w Luboniu przed tamtejszymi Zakładami Chemicznymi. Kopia powstała w dzisiejszym Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, ponieważ władze Lubonia nie zgodziły się na przeniesienie oryginału. Pomnik przedstawia rolnika siejącego garściami zboże z chusty. Opuszczając dzielnicę willową warto też zwrócić uwagę na nieczynne dziś baseny pływackie przy ul. Niestachowskiej. To też Sołacz. Zaprojektował je, ostatni z takim tytułem, marszałek Polski, Marian Spychalski. 26 lipca 1938 roku „Nowy Kurier” donosił: „Kilka lat temu przy ul. Niestachowskiej widniały jeno bagna i glinianki; dzisiejsi mistrzowie skoków próbowali swych zdolności, nurkując w gliniankach. Nowa pływalnia na Sołaczu przy ul. Niestachowskiej jest jedną z najlepiej urządzonych w Polsce. Wieża do skoków jest natomiast jedyną tego rodzaju w Europie; dziesięciometrowa o estetycznych kształtach i śmiałej konstrukcji żelbetonowej, jest niejako symbolem kilkuletnich wysiłków, ukoronowanych w swym pierwszym etapie wspaniałą pływalnią”. Dziś niestety to już wspomnienie. Ale urok i klimat Sołacza, zwłaszcza willowej części pozostał, a grono jego miłośników i działaczy samorządowych, jak Rada Osiedla i Towarzystwo Przyjaciół Sołacza stara się, aby to, co najlepsze zachować nie tylko dla poznaniaków.

E

Jeśli rzucimy okiem od strony „Francuskiego Łącznika” na przeciwną stronę ulicy w kierunku Wołyńskiej, zobaczymy zabytkową, unikatową, drewnianą Poczekalnię tramwajową z początków XX wieku – jedyną zachowaną w Poznaniu i jedną z nielicznych w Polsce

36



38

MOTO

/

Auta z duszą Mówi o nich pieszczotliwie „staruszki”, ma ich kilkanaście, najstarszy obchodzi w tym roku 94. urodziny. Motoryzacyjne perełki, niektóre unikatowe na skalę światową – kupuje zardzewiałe, czasem nadpalone i przywraca im pełny blask. Kolekcji starych samochodów rodziny Roszkiewiczów spod Poznania nie powstydziłoby się żadne muzeum M c ał

a o

k o

o ce


39

e o a o a k a oc c ec o ło ack e o kc

Z

zawodu jest energetykiem. Przez wiele lat marzył o tym, aby kolekcjonować stare samochody. Dziś w kolekcji ma kilkadziesiąt zabytkowych aut, m.in. takich marek jak Rolls-royce, BMW czy Jaguar. Andrzej Roszkiewicz z rodziną ma jedną z najciekawszych kolekcji oldtimerów w Polsce, jest sekretarzem polskiej sekcji Rolls-royce Enthusiasts Club, a w Automobilklubie Wielkopolskim czynnie działa w Sekcji Pojazdów Zabytkowych. Jak spełniło się jego marzenie? – Zawsze podziwiałem starą motoryzację, niebanalne linie karoserii i eleganckie detale wykończenia. Nie mógłbym patrzeć na samochód tylko jak na środek transportu. Pierwszym autem, które trafiło do mojego warsztatu, było BMW 326 z 1937 roku. Tak rozpoczęła się przygoda, która trwa już od ponad 20 lat – wyjaśnia.

Kabriolet z miejscem dla teściowej Ta przygoda wypełniona jest rajdami, pokazami starych samochodów, ale przede wszystkim niezliczonymi godzinami spędzonymi w warsztacie. Pierwszy samochód Pana Andrzeja zagrał nawet w filmie – w Tajemnicy twierdzy szyfrów. Najcenniejsze eksponaty w kolekcji? – Rolls-royce z 1934 r. Być może jedyne takie auto na świecie. Wyprodukowane w Anglii jako limuzyna, w Australii w fabryce Rolls-royce’a przekarosowane na kabriolet.

Później przebyło jeszcze długą drogę, bo ja kupiłem je od Muzeum Rolls-royce’a w Austrii. Jest bardzo charakterystyczne, bo ma tylko troje drzwi – opowiada Pan Andrzej. Bardzo cennym eksponatem w kolekcji jest także kupiony w Nowej Zelandii nash z 1926 r. Ten produkowany w USA samochód to kabriolet w wersji 2+2 – obok dwóch miejsc pod dachem są także dwa siedzenia rozkładane z tyłu auta, tzw. miejsca dla teściowej. Jednym z ulubionych


40

– Kupuję tylko samochody do remontu. Kiedyś w Monachium nabyłem rolls-royce’a z 1959 r., z oficjalnego klubu tej marki. Po jakimś czasie zauważyłem, że lakier zmienił odcień i zaczął matowieć. Dopiero u lakiernika przekonałem się, że auto ma dorobione progi z żywicy. Dla mnie takie przeróbki są nie do przyjęcia. Zawsze poszukuję oryginalnych części. Zdarza się, że przez półtora roku szukam jednego reflektora – tak było w przypadku dixi, pierwszego samochodu wyprodukowanego pod marką BMW – mówi Andrzej Roszkiewicz

aut w garażu właścicieli kolekcji jest również overland z 1923 r. – samochód z 4-cylindrowym silnikiem o mocy 27 KM, który rozwija zawrotną jak na tamte czasy prędkość 50 km/h. – Jak na możliwości ówczesnej motoryzacji to rewelacyjne auto, nawet w porównaniu z dzisiejszymi samochodami. Niezawodne, lekkie, minusem są może tylko hamulce jedynie na tylne koła – wyjaśnia kolekcjoner. W garażu nie brakuje także nowszych eksponatów, takich jak Jaguar E serii II z 1969 roku czy Corvette’a Daytona z 1979 roku z prawie 6-litrowym silnikiem. – Syn mnie namówił, a teraz nikt nią nie jeździ, bo pali tyle, ile chce – żartuje. Wszystkie auta są sprawne i na chodzie, choć problemy z ubezpieczeniem „staruszków” są z roku na rok coraz większe.

Od Swarzędza po Nową Zelandię

e an , e no on c a ła c c e ko ekc

Kolekcja starych samochodów rządzi się swoimi prawami. Nie ma tutaj katalogów, w których szuka się brakujących eksponatów – chyba, że ktoś dysponuje nieograniczonym budżetem. Często decyduje przypadek czy szczęście.

Czasem auto uda się kupić w bezpośredniej okolicy np. w Swarzędzu, a czasem, jak w przypadku nasha, trzeba je ściągnąć z drugiego końca świata. – Wiele aut upolowałem w czasie regularnych wizyt na bazarach w całej Europie. W ten sposób w Mannheim kupiłem np. Aero 18, bardzo rzadki samochód czechosłowackiej produkcji – mówi Pan Andrzej. – Pierwszego przedwojennego rolls-royce’a kupiłem natomiast w Szwecji. Jego pierwszym właścicielem, mam na to dokumenty, była żona Roberta Flaminga, jednego z najbardziej znanych finansistów na świecie. Woziła nim dzieci do szkoły – dodaje.

Akcja renowacja Większość laików, którzy zobaczyliby stan niektórych starych aut kupowanych przez Andrzeja Roszkiewicza, uznałaby, że nadają się tylko na złom. Czasami odzyskiwane są dosłownie ze zgliszczy, z częściowo nadpaloną karoserią. – Kupuję tylko samochody do remontu. Kiedyś w Monachium nabyłem rolls-royce’a z 1959 r., z oficjalnego klubu tej marki. Po jakimś czasie zauważyłem, że lakier zmienił odcień i zaczął


41

matowieć. Dopiero u lakiernika przekonałem się, że auto ma dorobione progi z żywicy. Dla mnie takie przeróbki są nie do przyjęcia. Zawsze poszukuję oryginalnych części. Zdarza się, że przez półtora roku szukam jednego reflektora – tak było w przypadku dixi, pierwszego samochodu wyprodukowanego pod marką BMW – mówi. Taka renowacja może zająć nawet dwa lata. Auto jest rozbierane na części i przechodzi kapitalny remont. Pan Andrzej bierze na siebie najtrudniejsze zadanie – organizację pracy, zdobywanie części i nadzór nad mechanikami. – Zwłaszcza w przypadku amerykańskich samochodów dokumentacji praktycznie nie ma. Muszę posiłkować się zdjęciami i informacjami od zaprzyjaźnionych kolekcjonerów. W starych rolls-royce’ach wykorzystywano np. niespotykane dzisiaj stopy metali. Renowacja każdego samochodu to ogromna porcja wiedzy o historii motoryzacji – wyjaśnia kolekcjoner.

Złote lata 30. Andrzej Roszkiewicz i jego rodzina lubią nie tylko zabytkowe samochody, ale też klimat minionych czasów, odtwarzany np. w ramach Moto Classic Wrocław w Zamku Topacz. Są stroje z epoki i elegancki bal. Dzięki rajdom i zlotom starych samochodów mógł też zwiedzić wiele miejsc na świecie i poznać ludzi,

którzy pokazali mu swoje miasta od zupełnie innej strony, niż oglądają je turyści. Ulubiony okres w historii? – To lata 30. Wtedy rozwój był namacalny, spektakularny. Zmiany były ogromne, każdy dzień przynosił coś nowego. Dziś w kolejnych modelach nowych samochodów jest właściwie tylko więcej elektroniki. Poza tym wszystko jest „podawane na tacy” i większość ludzi tak naprawdę nie wie, jak to auto działa, włączając w to szeregowych pracowników koncernów samochodowych, którzy montują jeden element. Specjalizacja w produkcji przyspiesza pracę, ale gdzieś po drodze gubimy też całościową wizję końcowego produktu – mówi.

M


42

o ce, e o e ła c c e k ła ona o e a a n a

k

o

Pan Andrzej zbiera też motocykle, rowery, w tym także dziecięce, ma stare młynki do kawy, radia, oryginalne angielskie kije do krykieta… Można by jeszcze długo wymieniać. W rodzinnych zbiorach jest także unikatowy eksponat związany z historią Poznania – 8-tonowy agregat prądotwórczy po byłym kinie Słońce, które istniało kiedyś przy placu Wolności, ale zostało zniszczone w czasie II wojny światowej. To jedno z największych kin w Europie mieściło wtedy 1600 widzów, a agregat był zabezpieczeniem przed przerwami w projekcji. Jego rozmiar był jak najbardziej uzasadniony – wnętrze kina oświetlało wtedy 3600 żarówek. Pan Andrzej chętnie zająłby się renowacją agregatu, który mógłby się stać świetną miejską atrakcją, ale brakuje chętnych na sfinansowanie tego przedsięwzięcia. Podobne problemy ma Muzeum Motoryzacji, które w latach 1996-2012 działało pod Kaponierą i do dzisiaj nie udało się go uruchomić w nowym miejscu. – To wielka strata dla miasta, w Niemczech muzeów motoryzacji z prawdziwego zdarzenia jest kilkadziesiąt – mówi Andrzej Roszkiewicz.

„Staruszki” rządzą Niezapomniane chwile? – Rajd ze startem w Monachium przez 10 państw Europy, w sumie 4 tys. kilometrów, w którym zająłem 3. miejsce. Wystartowałem w nim w 2001 roku., z okazji 25-lecia niemieckiego klubu BMW, którego byłem wtedy członkiem. Kiedyś przeżyłem też dwie burze za kierownicą rolls-royce’a z 1936 roku. Ja byłem prawie suchy, ale moja pasażerka kompletnie mokra. Wbrew pozorom szyby dość dobrze chroniły nas przed deszczem, ale tiry zalewające nas wodą spod kół zrobiły swoje – opowiada Pan Andrzej. Jaka przyszłość czeka jego unikatową kolekcję? – Wspólnie z rodziną

podjęliśmy decyzję, że dla niektórych aut znajdziemy nowych właścicieli. Już się na nie napatrzyłem, a nie jestem w stanie wszystkich użytkować. Jeśli ma się więcej niż pięć samochodów, trudno znaleźć wolną chwilę, żeby nimi regularnie jeździć. Każdy samochód, nawet taki, który ma prawie 100 lat, musi regularnie jeździć. A czas pracuje na ich niekorzyść, dlatego staram się jak najczęściej zapraszać przyjaciół i pożyczać im auta na weekendowe wypady – mówi kolekcjoner. – Młodzi ludzie nie przywiązują dziś wagi do historii samochodów. Liczy się nowoczesność, warunki techniczne, wyposażenie, prędkość. Prawda jest jednak taka, że nie ma większej różnicy czy auto ma 4 cylindry, czy 12. Kiedy wyjeżdżamy na drogę autem z 12-cylindrowym silnikiem nasze prawo jazdy wisi na włosku – dodaje. Jaka jest historia jego „użytkowych” pojazdów? – Moim pierwszym samochodem była DKW-ka. Długo jednak nią nie pojeździłem – zahaczyłem o tory na przejeździe kolejowym, cały kufer zgubiłem, a drewniana konstrukcja nie nadawała się do odbudowy. Później miałem jeszcze malucha, warszawę i moskwicza, a następnie już same marki zachodnie. Teraz jeżdżę Renault Captur, wygodny, mało pali, ale to nie to, co „staruszki”.



FOT. M TER

PR SOWE

44


PRES TI ŻOWA ROL A

/

45

Szczęście to stan umysłu Niebawem rusza jej Akademia Szczęścia. Joanna Janowicz, uśmiechnięta blondynka twardo stąpająca po ziemi, godzi wiele ról. Doradca, konsultant biznesowy w zakresie komunikacji interpersonalnej, budowania strategii marki i personal brandingu. Wyróżniona nominacją do tytułu „Człowiek Roku BRIEF” za profesjonalną komunikację związaną z UEFA Fan Zone. Jej projekty PR realizowane na EURO 2012 zostały docenione główną nagrodą Złotych Spinaczy. Podpowiada kobietom, jak osiągnąć szczęście i nie zwariować Joanna Małecka

Czym jest dla Ciebie szczęście? JOANNA JANOWICZ: Szczęście to stan umysłu. Ostatnio jedna z aktorek powiedziała, że nie da się cieszyć cały czas, że szczęście to tylko chwile. Nie najlepiej, że takie słowa padają w mediach, bo to krzywda dla ludzkości. Szczęście jako stan umysłu to umiejętność cieszenia się tym, co nam się przytrafia dobrego i wyciągania mądrych wniosków z tego, co jest dla nas trudne, a stanowi naturalną przecież część życia. Polska jako kraj jest na 71. miejscu w Światowym Indeksie Szczęścia (Happy Planet Index), który bierze pod uwagę nie tylko zamożność obywateli kraju, ale też ich samopoczucie, długość życia oraz wpływ gospodarki kraju na środowisko naturalne. Trzeba mieć świadomość, że chwilowa euforia to zupełnie inny stan niż codzienne dbanie o to, by być szczęśliwym człowiekiem. Czy Joanna Janowicz dziś jest szczęśliwa? Jestem idealistką i szczęśliwa jestem, gdy wiem, że komuś pomagam, więc robię to każdego dnia. Prywatnie, zawodowo, spontanicznie. Tak, wiem, zabrzmi jak banał, ale to prawda. JOANNA JANOWICZ aureatka nagrody specjalnej PRoton TER Z PO S za zmianę wizerunku Stadionu Narodowego w Warszawie. Występuje na kon erencjach w Polsce Włoszech i . Pracuje w języku polskim i włoskim. utorka audiobooków Wizerunek w biznesie. Zarabiasz na nim czy tracisz Pewność siebie. Bąd jak diament i iedy Wenus gada z Marsem. omunikacja w związku . ocha talię i sport biega nurkuje patent WD je dzi na snowboardzie. Zwiedziła ponad krajów. Poznanianka z krwi i kości od lat pomaga kobietom które straciły wiarę w szczęście

Cieszę się, gdy moja wiedza, doświadczenia, styl życia komuś zmieniły myślenie, zainspirowały. A wiesz, jak najłatwiej uzyskać odpowiedź na pytanie, czy jest się szczęśliwym? Zadawać je sobie każdego dnia. I kolekcjonować te małe i duże rzeczy, które się wydarzyły i budować z nich poczucie radości, spełnienia i satysfakcji. Codziennie to robię. Jak wyglądała Twoja droga do spełnienia? Samoakceptacja i docenienie siebie. To wszystko. Joanny to chyba silne kobiety, jak uważasz? Myślisz? Ja zawsze byłam cholernie konsekwentna i wychodziłam poza stereotypy. Już wtedy, gdy nie miałam jeszcze pojęcia, że tak się te zachowania w ogóle nazywa. Konsekwencja jest niezbędna, gdy na czymś w życiu nam zależy, a przecież nieraz mamy mocno pod górkę. Myśl o tym, że chwilowe niedogodności są niczym w porównaniu z satysfakcją z realizacji celu pomaga te trudne etapy przejść. Łamanie stereotypów było moim sposobem na pokonanie nieśmiałości małej kiedyś dziewczynki. Nauczyłam się mądrze wyróżniać.


46

Akademia Szczęścia – co kryje się pod tą nazwą? A co, gdyby ktoś powiedział Ci, że prawdziwą miarą życiowego sukcesu jest radość, jaką odczuwasz? Dziś bezrefleksyjne nastawienie na sukces rozumiany jako kolejne szczeble w pracy, spełnianie norm społecznych, wielofunkcyjność i własne ego, powodują, że większość ludzi zmierza w kierunku przeciwnym do szczęścia. Akademię wymyślił mój mąż, który łączy twardy biznes ze społeczną odpowiedzialnością. Jest inspirowana filozofią Richarda Bransona, właściciela czterystu firm i fundacji Virgin Unite. W Polsce kojarzony jest z poczucia humoru i niekonwencjonalnego sposobu bycia. W rzeczywistości to typ człowieka, który już

PR SOWE

Jesteś doradcą biznesowym, trenerem, coachem, strategiem marki, motywatorem. Wszędzie Cię pełno. Co Cię motywuje do działania? Wiem, czego chcę. Niezależnie od tego, czy jest to ambitny projekt, długi dystans na zawodach, czy zrobienie piątkowych zakupów.

Zawsze dbam o dwa kluczowe aspekty: znajduję powody, by ta czynność mnie cieszyła i przekonanie, że ma ona wyższy sens. Mówiąc wprost: co biorę dla siebie i co daję innym. Kiedy byłam mała, myślałam o sobie, że nie ma takiej rzeczy, która powstrzymałaby mnie w zrobieniu tego, co chcę i nazywałam się „twardzielką”. Jeśli czegoś bardzo chcesz, to kieruje Tobą motywacja wewnętrzna. Jeśli ktoś mówi, że nie może rzucić palenia lub awansować, to znaczy, że nie chce. Nie znalazł jeszcze odpowiednio silnej motywacji, czyli powodu. Ale dobra wiadomość jest taka, że motywację się trenuje, tak, jak każdy inny mięsień.

FOT. M TER

Jak nauczyć kobiety tego, by odnajdywały szczęście w życiu? Wszystko zależy od przekonań, od własnej subiektywnej interpretacji tego, co się nam przytrafia. Tam, gdzie jeden się poddaje, inny idzie dalej. W książce Człowiek w poszukiwaniu sensu Viktor Frankl wyjaśnia założenia filozofii, dzięki której wbrew wszystkim przeciwnościom losu udało mu się przeżyć w kilku obozach koncentracyjnych. Nie mów więc „oby do piątku”, bo przestajesz planować szczęście przez całe pięć dni swojego życia. Niedziela nie ma żadnego „syndromu poniedziałku” – to normalny dzień, który może przynieść wiele dobrego. Człowiek szczęśliwy ma pewną doskonałość: określa cel, na jakim mu zależy, mówi o nim światu, a później stara się odnaleźć jak najwięcej przyjemności w jego realizacji. Tak działam. Na moich treningach wiele kobiet zadaje mi to pytanie, które Ty stawiasz, a ja im pomagam. Wychodzą szczęśliwe i świadome siebie. Czasem po trzygodzinnej sesji, a czasem układamy indywidualny plan miesięczny, roczny, bo ktoś chce stale się doskonalić.


Człowiek szczęśliwy ma pewną doskonałość: określa cel, na jakim mu zależy, mówi o nim światu, a później stara się odnaleźć jak najwięcej przyjemności w jego realizacji. Tak działam

dawno dostrzegł konieczność interpretowania sukcesów w biznesie poprzez działanie o wysokiej wartości społecznej. Mamy wokół mnóstwo przyjaciół i mało kto potrafi powiedzieć, co dla niego jest prawdziwym szczęściem. Sami nad tym też pracowaliśmy. Co Akademia daje uczestniczkom? Człowiek dojrzały mentalnie przestaje gonić i zaczyna odczuwać potrzebę mądrego życia. W Akademii Szczęścia spotka ludzi, którzy świadomie chcą stworzyć swój plan na szczęśliwe życie, często korzystając z doświadczenia innych, fascynujących osób. Na czym polegają zajęcia i czego uczą? Bycia sobą i odpowiedzialności za styl życia. Akademia pomaga odkrywać prawdziwe potrzeby i własny potencjał. Uczy pewności siebie, by mieć odwagę sięgać po więcej. Nie ulegać stereotypom, brać to, na co zasługujesz i być otwartym na dawanie tego, co wspiera planetę, a więc nas: ludzi, zwierzęta, przyrodę. To równowaga pomiędzy życiowymi rolami, które każdy z nas pełni. To stan umysłu, więc uczy, jakimi pozytywnymi bodźcami się otaczać, by nigdy niczego w życiu nie żałować! (śmiech). Kobieta ma dziś do odegrania wiele ról, jak to wszystko zrobić i nie zwariować? Wyznaczać swoje własne „maksimum” w każdej roli. Nie ulegać zewnętrznej presji bycia doskonałą w każdej z ról, bo to jest niemożliwe. Nie ma czegoś takiego jak perfekcjonizm. To, co dla Ciebie będzie miało znamiona

doskonałości, dla kogoś będzie przeciętne. I odwrotnie. Trzeba samej sobie wyznaczać swoje indywidualne standardy: co według mnie oznacza bycie mamą, świetnym szefem, najlepszą przyjaciółką? I żyć według swoich zasad, a nie oczekiwań społecznych. Nie porównywać się, nie ganić, nie ścigać. Nie frustrować. Doceniać siebie i swoje życie. To, kim jesteśmy. Osoby, które pracują ze mną na Work&Life Balance Program mówią, że dając sobie przyzwolenie na odpuszczenie i bycie sobą, czują, jakby wygrały milion dolców (śmiech). Budowanie pewności siebie, autoprezentacja, eliminowanie stresu, nauka przyjaznej asertywności – każda umiejętność, która pomaga nam w komunikacji z innymi, pomaga w komunikacji ze sobą. Tego uczę. Najbliższy Work&Life Balance Program dla grup odbędzie się 12 maja br. Szczegóły na www.joannajanowicz.com „Poznański Prestiż” ma przyjemność być partnerem tego wydarzenia oraz Akademii Szczęścia.

47


48


NA

ZDROWIE

/

49

Profesor od nowotworów W tym roku obchodzi 40-lecie swojej pracy. Profesor Jacek Wachowiak jest kierownikiem jedynej w Wielkopolsce Kliniki Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Na jego oddziale leży dzieci chorych na nowotwór. odziennie walczy o ich życie jednocześnie zbierając pieniądze na budowę nowego skrzydła szpitala by zapewnić małym pacjentom i ich rodzicom godną opiekę i warunki Joanna Małecka

FOT. M TER

PR SOWE F ND

W

szpitalu przy ulicy Szpitalnej w Poznaniu tłoczno. Pod głównym wejściem dwie karetki pogotowia. Korytarzem, na pierwszym piętrze, spokojnie kroczą lekarze. Nie widać pacjentów. Po lewej stronie gabinet kierownika Kliniki. Pukam. – Proszę zaczekać na korytarzu, teraz nie – informuje mnie pani w sekretariacie. Po kilku minutach drzwi otwiera sam profesor Jacek Wachowiak. – Proszę wejść i się rozgościć – uśmiecha się. – Mamy tu małe zamieszanie. Na samej górze szafy leży stos kartonów. – Jeszcze świeżutka, gotowa dokumentacja związana z budową nowej Kliniki – dodaje. Siadamy na kanapie. Profesor jest elegancko ubrany, na biurku leży sterta dokumentacji medycznej. Właśnie skończył kolejną konsultację.

Gdzie obecnie się znajdujemy? Profesor JACEK WACHOWIAK:

Jesteśmy w jedynym ośrodku onkologii i transplantologii dziecięcej w Wielkopolsce, gdzie dyżur pełnimy 365 dni w roku, 24 godziny na dobę i robimy wszystko, by żadne dziecko z podejrzeniem choroby nowotworowej nie czekało na przyjęcie. Dziś staramy się je realizować na bieżąco, niestety czasem kosztem planowych przyjęć. Żeby to się mogło odbywać jeszcze sprawniej, konieczna jest budowa nowego skrzydła szpitala. Trzeba wiedzieć, że leczenie w onkologii dziecięcej jest długotrwałe, bardzo intensywne i związane z kolejnymi pobytami w klinice. Jak trudne jest leczenie pacjentów onkologicznych? Nie ma drugiego tak intensywnego leczenia w pediatrii, jak leczenie stosowane u dzieci z chorobą nowotworową. Póki co nie da się


50

ad oz os i a izowa dzisia a w i rz mam ua z u ko u ka d o z i r a izu m ko a z ia o ko o i z o To z a z u ka d o z i odł zo s s rz kawki au oma z om i uz i a ara ura mo i oru a z i w oddziała K i iki rowadzo s rz z si d m d i w od iu d i w roku

uniknąć objawów ubocznych związanych z zahamowaniem czynności szpiku skutkującym spadkiem odporności, niedokrwistością i małopłytkowością ze skłonnością do krwawień oraz z toksycznym uszkodzeniem narządów. Wszystko dlatego, że chemioterapia, która stanowi podstawę leczenia onkologicznego, działa na wszystkie komórki, także te zdrowe, stąd powikłania i potrzeba wysokiej jakości warunków pobytu: wyłącznie sal jednoosobowych ze śluzą, zapleczem sanitarnym dla każdego dziecka, z warunkami do stałego pobytu rodziców. My takich warunków dziś nie mamy. Ale oddział jest po remoncie? Tak, zrobiliśmy, co się dało. Wybudowaliśmy nowy oddział transplantologii, wyremontowaliśmy i zmodernizowaliśmy dwa oddziały onkologiczne, ale większość łóżek w oddziale dzieci starszych znajduje się w salach 4-osobowych, a w oddziale dzieci młodszych – 3-osobowych, na dodatek bez zaplecza sanitarnego. Ubolewam nad tym, że nie mamy warunków, które ułatwiałyby rodzicom wielotygodniowy, czy nawet wielomiesięczny pobyt przy dziecku. Jedyne, co możemy zaproponować, to krzesło pomiędzy łóżkami, małą kuchenkę. Nie ma nawet szatni. Już w 2009 roku, w dziesiątą rocznicę powstania Stowarzyszenia Dzieciaki Chojraki – Stowarzyszenia Wspierania Transplantacji Szpiku i Onkologii Dziecięcej, którym kieruję, doszliśmy do wniosku, że musimy wybudować nowe skrzydło szpitala, które gwarantowałyby bezpieczny pobyt i leczenie, a jednocześnie odpowiednie warunki pobytu rodziców. W nowym budynku zwiększyłaby się też liczba łóżek, a więc moglibyśmy przyjąć o ok. 1/3 więcej pacjentów.

Macie projekt, niezbędne pozwolenia. A środki? Nasz projekt został wpisany w jeden z trzech kluczowych priorytetów Urzędu Wojewódzkiego w zakresie ochrony zdrowia, jesteśmy też uwzględnieni w mapach potrzeb zdrowotnych opracowanych przez Ministerstwo Zdrowia i przyjętych 31 grudnia 2016 roku. Prognozuje się, że w ciągu najbliższych 15, 20 lat wzrost nowych rozpoznań i wznowień choroby w naszym ośrodku zwiększy się o 30 procent. Z czego to wynika? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, ponieważ wpływ na to ma wiele czynników. Jest to jakość środowiska, a więc powietrze, woda, żywność. I przyjmiecie te wszystkie dzieci tutaj? Żeby móc prowadzić ośrodek onkologii dziecięcej, trzeba mieć także odpowiednie zaplecze ambulatoryjne, szpital dzienny. Dziś służy do tego świetlica. Musi być odpowiednia diagnostyka cytofluorymetryczna, która ma znaczenie w precyzyjnej diagnostyce np. białaczek, będących najczęstszym nowotworem u dzieci. W przypadku guzów litych duże znaczenie ma wczesne wykrycie i leczenie operacyjne, zanim dojdzie do przerzutów. Żeby rozpoznać nowotwór musi być odpowiednia pracownia patomorfologii, która u nas pracuje w niezwykle trudnych warunkach. Pracownia cytofluorometrii znajduje się w byłym gabinecie stomatologicznym. A przecież my ścigamy się z czasem, więc musimy pracować w odpowiednich warunkach. W nowym skrzydle zaplanowaliśmy wszystkie pracownie, łącznie z rehabilitacją, która ma ogromne znaczenie przy guzach ośrodkowego układu nerwowego


51

i guzach kości. W przypadku nowotworów niezwykle ważne jest też wsparcie psychologiczne. Proszę sobie wyobrazić rozmowę psychologa z pacjentem na sali czteroosobowej w obecności trojga innych dzieci i ich rodziców, bo tak to dzisiaj wygląda. Poza tym nie mamy gdzie spotykać się z rodzicami, rozmawiać z nimi, szkolić ich. W nowym skrzydle oprócz pracowni jest zaplanowana salka seminaryjna. Na jakim etapie jest budowa nowego skrzydła szpitala? Mamy działkę, o tu, za oknem, szczegółowy projekt techniczny i wykonawczy ze wszystkimi niezbędnymi zgodami i pozwoleniami, czyli z punktu widzenia projektowego inwestycja jest gotowa do realizacji od zaraz. Kosztorys opiewa ogółem na 31 milionów złotych. Największe szanse uzyskania tych środków byłyby z programu WRPO 2014-2020, ale powinniśmy uzbierać ok. 4,5 miliona złotych 15-procentowego wkładu własnego. Na koncie stowarzyszenia mamy milion, a więc brakuje 3,5 miliona. W jaki sposób stowarzyszenie pozyskuje środki? Pomaga nam wiele życzliwych ludzi. Staramy się pozyskiwać fundusze z 1 procenta. Rozmawiamy z różnymi instytucjami. Nawiązaliśmy współpracę z Urzędem Miasta Poznania, a pan prezydent Jacek Jaśkowiak podjął walkę z Przemysławem Saletą, podczas której zebrano aż 250 tysięcy złotych na wspomniany wkład własny. Nie mogę nie wspomnieć, że od 12 lat wspierają nas organizatorzy i uczestnicy Tennis Art Cup, za co na bieżąco kupujemy specjalistyczny sprzęt (m.in. automatyczne strzykawki, pompy infuzyjne,

osprzęt do cytofluorymetru, ultrasonograf). Państwo Lisowie ze Środy Wielkopolskiej ofiarowali już cztery, jeśli nie pięć pomp infuzyjnych, i namawiają do tego innych. Polski Związek Łowiectwa, przy okazji dożynek, zbiera dla nas pieniądze. Ta lista jest bardzo długa. Darczyńcy przekazują na rzecz Stowarzyszenia od kilku tysięcy do nawet 1,5 miliona euro – akurat za tę kwotę ukończyliśmy budowę i wyposażenie oddziału transplantacji szpiku. Każda wplata ma swoją historię. Agencja Chigo zupełnie bezinteresownie buduje promocję naszego stowarzyszenia, którego ambasadorem jest Kasia Bujakiewicz, i to z jej udziałem został nakręcony spot promujący rozbudowę Kliniki. Pani Dorota Raczkiewicz również od lat wspiera nasze działania. Przez rok pracownicy Volkswagena odprowadzali złotówkę ze swojego wynagrodzenia i wpłacali na nasze konto.


52

Najmłodszy pacjent, który trafił do Kliniki? To jednodniowy noworodek. W nowym skrzydle szpitala ma powstać stanowisko neonatologiczne, właśnie dla noworodków. Dwa do czterech razy w roku przyjmujemy noworodka z wrodzonym nowotworem. U tak małego dziecka leczenie onkologiczne jest szczególnie obciążające i wymaga doskonałych warunków hospitalizacji. Jakie są szanse, że tak małe dziecko z tego wyjdzie? Wszystko zależy od rodzaju nowotworu, ale każdy ma szanse. Większość udaje się uratować, ale tak jak wspomniałem, muszą być stworzone do tego odpowiednie warunki. Ponadto Europejska Karta Praw Dziecka w Szpitalu wyraźnie wskazuje, że hospitalizowane dziecko ma prawo do stałej obecności rodzica przy sobie. U nas w szpitalu mamy śpią na matach pod łóżkami, bo inaczej się nie da i bardzo chcemy to jak najszybciej zmienić. Jak długo pracuje Pan z chorymi dziećmi? Od 1977 roku. W tym roku mija 40 lat. To bardzo trudna specjalizacja, bo nowotwór nie wybiera. Część Pana pacjentów udaje się wyleczyć, ale bywa, że dzieci odchodzą. Jak po tych 40 latach reaguje Pan na śmierć dziecka? Największy nasz dramat to powikłania, zwłaszcza infekcyjne, które, nie daj Boże, mogą mieć przebieg zagrażający życiu dziecka będącego w remisji choroby nowotworowej. Dawno nic takiego nam się nie zdarzyło, ale – powtórzę – do tego potrzebne nam są odpowiednie warunki. Im one są lepsze, tym lepsze są rezultaty. Nie ma leczenia onkologicznego bez spadku odporności. Jest to leczenie bardzo obciążające. Druga sprawa – na szczęście jest stały postęp w onkologii, między innymi dlatego zostałem onkologiem dziecięcym, chociaż chciałem być tylko pediatrą. Uważam, że trzeba działać tam, gdzie jeszcze jest coś do zrobienia.

Ale jest to trudna specjalizacja… Tak, i wcale nie jest tak, że my obojętniejemy, że przechodzimy nad śmiercią do porządku dziennego. Wręcz przeciwnie, im dłużej pracujemy, tym bardziej przeżywamy przegraną walkę o życie dziecka. Nie ma nic gorszego niż śmierć dziecka, przed którym było całe życie.


a i s ak m o o i m rz odzim ad mi r i do orz dku dzi o r z rz iw i im dłu ra u m m ardzi rz wam rz ra wa k o i dzi ka i ma i orsz o i mi r dzi rz d k r m ło ał i Ilu pacjentów ma Pan dziś na oddziale? Dokładnie 37. Ilu lekarzy? Za mało. Młodzi lekarze są fantastyczni, mam wielu rezydentów. Chodzi o to, że powinny powstać nowe standardy dotyczące onkologii dziecięcej, które określałyby minima kadrowe – onkologia to jest coś na pograniczu intensywnej terapii. Żadnego z 37 hospitalizowanych dzisiaj pacjentów nie trzymamy tutaj bez celu, tylko u każdego z nich realizujemy kolejny etap leczenia onkologicznego. To znaczy, że u każdego z nich podłączone są strzykawki automatyczne, pompy infuzyjne i aparatura monitorująca. Leczenie w oddziałach Kliniki prowadzone jest przez siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku. Pamięta Pan swój najtrudniejszy przypadek? Było ich wiele. Dziewczynka z Białegostoku, chorująca na aplazję szpiku, gdzie leczeniem z wyboru jest transplantacja komórek krwiotwórczych. W tym przypadku jeśli nie ma dawcy wśród rodzeństwa, zaczyna się od tzw. immunoablacji i to wykonał zespół kliniki w Białymstoku. Niestety nie było poprawy, a choroba zagrażała życiu. Znaleziono dawcę niespokrewnionego i skierowano dziewczynkę do nas. Przeprowadziliśmy transplantację, niestety z różnych powodów pierwsza się nie przyjęła, a więc wykonaliśmy drugą. Co ważne, pacjentka trafiła do nas z ciężką grzybicą płuc. Po kolejnej transplantacji nastąpiła reaktywacja zakażenia wirusowego, któremu uległa jeszcze przed wszystkimi zabiegami i rozwinął się chłoniak zlokalizowany w ośrodkowym układzie nerwowym o średnicy około 8 centymetrów. Był to jeden z pierwszych tego typu przypadków na świecie i trzeba było ustalić, jak to leczyć. Na naszym oddziale spędziła rok i ostatecznie udało się. Dziewczyna zdała maturę, dostała się na studia, a dziś działa w fundacji Mam Marzenie. Inna nasza pacjentka z okolic Poznania w 1998 roku musiała przejść

ka

53

transplantację. Wykonaliśmy ją, ale doszło do wznowy choroby i po raz pierwszy w Polsce zastosowaliśmy immunoterapię za pomocą infuzji leukocytów dawcy, czyli z krwi brata pobraliśmy limfocyty i podaliśmy je pacjentce. W czasie leczenia kontynuowała naukę, poszła na studia, dziś mieszka w Australii i urodziła dwoje zdrowych dzieci. Czy dziś mamy problem z dawcami? Zawsze najlepszym dawcą będzie brat lub siostra zgodna w zakresie antygenów zgodności tkankowej. Jeżeli ma się przynajmniej jednego brata lub siostrę, istnieje 25 procent szans, że on będzie zgodny. Na szczęście od początku lat 90. rozwijają się w Polsce i na świecie rejestry dawców niespokrewnionych, w których do chwili obecnej zarejestrowano ogółem aż ok. 28 milionów dawców niespokrewnionych, dzięki czemu aż ok. 70% chorych nieposiadających zgodnego rodzeństwa może liczyć na znalezienie odpowiedniego dawcy niespokrewnionego. Czego Panu życzyć, Profesorze? Bardzo chciałbym zrealizować plany i wybudować nowe skrzydło onkologiczne przede wszystkim po to, aby każdemu dziecku z chorobą nowotworową, które trafia do naszej Kliniki zagwarantować największe szanse na wyleczenie. Każde nowe rozpoznanie nowotworu to kolejna bitwa, a my – zespół Kliniki – chcemy każdą z tych bitew wygrać.

JAK POMÓC? Pieniądze na rozbudowę Kliniki można wpłacać na konto: PKO BP: 23 1020 4027 0000 1702 0031 2207 Dzieciaki Chojraki, Stowarzyszenie Wspierania Transplantacji Szpiku i Onkologii Dziecięcej Klinika Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej UM w Poznaniu ul. Szpitalna 27/33, 60-572 Poznań


54


MODA

/

55

Tressore, czyli skarb Jej ubrania nosiły już m.in.: Dorota Wellman, Ewa Kuklińska, Agnieszka Kaczorowska i Aneta Teodorczuk-Perchuć. Wymyśla stroje dla kobiet inspirując się trochę światem mody. Wszystko, co wychodzi spod jej ręki, musi być użyteczne, czyli do założenia na co dzień. W swoim butiku w Galerii Sucholeskiej sama stoi za ladą, bo lubi być blisko swoich klientek i im doradzać. Joanna Zając, właścicielka marki Tressore, kocha modę, ale na pierwszym miejscu zawsze stawia swoją rodzinę, dla której też projektuje… Joanna Małecka

B

utik marki Tressore znajduje się w podpoznańskim Suchym Lesie. Na wieszakach sukienki, bluzki, żakiety, koszule. Wszystko uszyte na kobiecą miarę tak, by każda z pań znalazła coś dla siebie. Są pastele, zieleń, limonka, błękit i nieśmiertelne czerń i biel. Na półkach statuetki zdobyte w różnych konkursach: Bestseller roku 2015 w kategorii Moda przyjazna kobietom, Prestiżowy produkt roku 2016. W głębi, za ladą, uśmiecha się Joanna. Skromna blondynka, ubrana w sukienkę własnego projektu idzie w moim kierunku: – Kawa, herbata, co mogę Ci zaproponować? – pyta. Siadamy na wygodnej kanapie..

FOT. M TER

PR SOWE

Tressore – co kryje się pod tą nazwą? JOANNA ZAJĄC: Tressore to skarb, który każda kobieta chciałaby mieć. Coś jedynego w swoim rodzaju, unikatowego, coś, co sprawiłoby, że poczuje się wyjątkowa. Mogą to być perfumy, biżuteria, ale przede wszystkim sukienka, która doda jej blasku. Przecież każda z nas to skarb w wyjątkowej oprawie. Skąd pomysł na ten butik? Zaczynałam od swojego autorskiego butiku na Piekarach, ale zrezygnowałam. To taka ulica, gdzie nie ma ruchu. Potem dostarczałam ubrania do innych sklepów, aż zatęskniłam za kontaktem z klientkami i postanowiłam wrócić do swojego miejsca. I dziś jesteśmy tutaj.

Kobiety wiedzą, że to Ty je obsługujesz? Zdarzają się takie, które mnie rozpoznają i jest mi wtedy bardzo miło. Najczęściej jednak panie myślą, że jestem po prostu ekspedientką. Lubię moje klientki, chętnie im doradzam. Jakiego typu masz ubrania? Przede wszystkim są to rzeczy użytkowe, a więc na co dzień. Proponuję też sukienki na uroczystości, żakiety, dodatki, okrycia wierzchnie, T-shirty. Mam też taki projekt „mama i córka”, czyli szyjemy ubrania w jednym stylu, przykładowo na konkretną uroczystość. Muszę podkreślić, że nie jesteśmy standardowym butikiem, czyli nie ograniczamy się do tego, co na wieszakach. Możemy każdej klientce uszyć to, czego zapragnie, biorąc pod uwagę jej atuty, ale też zwracając uwagę na drobne elementy, które chciałaby ukryć. Fajne jest to, że przychodzą do mnie klientki od 25 lat wzwyż i każda znajduje coś dla siebie. Jaka jest tu rozmiarówka? Standardowa, od 36 do 40, ale nie ograniczamy się tylko do tego, bo jesteśmy w stanie uszyć każdy rozmiar.


56

Dlaczego wybrałaś akurat ten kierunek? Mogłaś sprzedawać np. samochody… Jestem mamą trzech dziewczynek. Przez dziesięć lat nie pracowałam, tylko zajmowałam się dziećmi. Poznałam wtedy mnóstwo osób, także tych związanych z modą. Mam koleżanki krawcowe, konstruktorki ubrań. Wielokrotnie siedziałyśmy przy kawie i wymyślałyśmy kolejne ubrania. Aż w końcu podjęłam decyzję, że trzeba coś z tym zrobić. Postawiłam przysłowiową „kropkę nad i” i ponownie uruchomiłam butik. Podział jest taki, że ja wymyślam projekt, druga koleżanka konstruuje ubrania, a trzecia szyje.

Podglądasz to, co dzieje się na świecie? Każdy podgląda. Światowe wybiegi może inspirują, ale nie są wykładnią, bo to są raczej odważne projekty. My, Polki, wolimy bardziej stonowane ubrania. Ile razy jest tak, że panie wchodzą do sklepu szukając koloru, a wychodzą z czymś czarnym lub białym.

PR SOWE

Jak często wymieniacie kolekcję? Bardzo często. U nas nie ma sezonowości, co dwa, trzy tygodnie zmieniamy ekspozycję. Teraz w butiku mamy fasony i kroje wiosenne i letnie. Kolorystyka też odpowiada pogodzie za oknem, czyli zielenie, limonki, fuksje, róże, ale też klasyczna czerń czy biel.

Co było najpierw? Chyba sukienki. Ale zaczęło się od mojej podróży do Włoch, skąd przywiozłam tkaniny. Rozłożyłam je dziewczynom i zastanawiałyśmy się, co można z tego zrobić. Przygotowałyśmy szablon, obszyłyśmy i powstały pierwsze ubrania. Jeśli chodzi o konkretne kroje, nigdy długo się nie zastanawiałyśmy. Można powiedzieć, że szyłyśmy pod siebie i nasze potrzeby. Z czasem okazało się, że trafiłyśmy w gusta naszych klientek. Początkowo kolekcja dostępna była tylko w Internecie. Butik pojawił się później.

FOT. M TER

Co najlepiej się sprzedaje? Chyba sukienki, bo to przecież kompletny strój. Do tego wystarczy dobrać jakiś dodatek, torebkę.


Nie jesteśmy standardowym butikiem, nie ograniczamy się do tego, co na wieszakach. Możemy każdej klientce uszyć to, czego zapragnie, biorąc pod uwagę jej atuty, ale też zwracając uwagę na drobne elementy, które chciałaby ukryć W Twoich sukienkach wystąpiło już wiele gwiazd, m.in. Agnieszka Kaczorowska, czy Aneta Teodorczuk-Perchuć. To oznacza, że ubrania się podobają… Bardzo się z tego cieszę, bo to znaczy, że każda z nich znalazła spośród moich projektów coś dla siebie. Warto dodać, że nie są to drogie kreacje i każda z pań może sobie na nie pozwolić. Szyjemy je w Polsce, z wysokiej jakości materiałów i mam nadzieję, że nigdy nie zawiedziemy. Skąd u Ciebie zainteresowanie modą? Moja babcia była krawcową i pracowała na takiej starej, pięknej maszynie. Podpatrywał ją tata, który kroił i szył, głównie spodnie. A ja z kolei patrzyłam na niego i szyłam stroje dla lalek. Jak widzisz, szycie towarzyszy mi od zawsze.

57

Projektujesz dla córek? Szewc bez butów chodzi (śmiech). Czasem na jakąś galę, uroczystość coś zaprojektuję. Gdzie masz pracownię? W Swarzędzu, więc trochę daleko. Ale nie przeszkadza mi to. Z kolei z domu tutaj, do galerii, mam blisko. Jak godzisz pracę z opieką nad dziećmi, z pracownią, z mężem? Jakoś idzie to wszystko pogodzić. A jeśli na końcu widzę uśmiech zarówno moich bliskich, jak i klientek, to jest to najlepsza nagroda. Dziś wiem, że otwarcie butiku to była trafna decyzja. Jakie masz marzenia? Chciałabym rozszerzyć działalność, a więc otworzyć w każdym polskim mieście swój butik. A co z tego wyjdzie, zobaczymy. Tego Ci życzę. Dziękuję.


LOKAL

/

Restauracja i Hotel Meridian’s ul. Litewska 22, park Sołacki, Poznań

T

o wyjątkowe miejsce położone w samym sercu parku Sołackiego. Historia gastronomiczna lokalu sięga ponad 100 lat. Eleganckie wnętrze tworzy niepowtarzalną atmosferę, w której smakowanie potraw kuchni polskiej i śródziemnomorskiej jest niezapomnianym doświadczeniem. Menu zmienia się wraz z porami roku i za każdym razem intryguje połączeniami składników

Restauracja Winestone w Hotelu Mercure Poznań Centrum ul. Roosevelta 20, Poznań

R

estauracja Winestone to koncept gastronomiczny charakterystyczny dla marki Mercure. Opiera się na dwóch najważniejszych filarach: wyselekcjonowanych winach i potrawach podawanych na les planches. Zawsze w menu obok standardowych dań znajdują się

i unikalnymi smakami. Zaplecze noclegowe to 10 kameralnych pokoi, wszystkie w pełni wyposażone. Ich niewielka liczba sprawia, że obsługa hotelowa może indywidualnie podejść do potrzeb każdego z gości. Meridian’s od wielu lat specjalizuje się w zakresie organizacji bankietów, szkoleń oraz konferencji. Do dyspozycji oddaje dwie niezależne sale centralne, które idealnie sprawdzają się podczas dużych uroczystości rodzinnych lub firmowych oraz konferencji – mieszczą nawet 170 osób. Bogata oferta, profesjonalna obsługa, a także stylowe i funkcjonalne wnętrza restauracji i hotelu, zapewniają komfort .

potrawy charakterystyczne dla danego regionu. W Poznaniu goście mogą spróbować rumpucia. Winestone to oryginalny pomysł na restaurację odchodzący od tradycyjnej hotelowej gastronomii na rzecz coraz bardziej popularnych w Polsce wine barów. Takie miejsce musi mieć swoją atmosferę, bez której nie ma sukcesu. Tworzy ją wystrój, pracujący w nim ludzie, muzyka oraz oferta dedykowana dla zmieniających się potrzeb gości. Niezbędne jest miejsce, gdzie można pochwalić się winem i przeprowadzić degustację. Tam można zakupić ulubione wino oraz przekąski na wynos. Zaplanowany kalendarz wydarzeń kulinarnych i ofert sezonowych przyciąga gości hotelowych oraz lokalnych smakoszy.

PR SOWE

PRESTIŻOWY

FOT. M TER

58



60

FAMILIJNIE

/

Motorówką przez Wartę Już 14 maja odbędzie się oficjalne rozpoczęcie sezonu wodniackiego. Będą regaty w centrum miasta, warsztaty dla dzieci i dorosłych, konstruowanie łodzi, szkolenia i wiele innych atrakcji. A wszystko to w Przystani Rzecznej Stary Port nad Wartą, zlokalizowanej po północnej stronie ul. Estkowskiego, między osiedlem przy ul. Szyperskiej a ul. Panny Marii Joanna Małecka


Miłośnicy łodzi oraz spędzania wolnego czasu na wodzie będą mogli wypożyczyć np. motorówkę, nawet jeśli nie posiadają patentu sternika motorowodnego – wystarczy tylko dowód osobisty i trochę entuzjazmu. – Chętni przejdą krótkie przeszkolenie. Grupa może liczyć maksymalnie do czterech osób dorosłych

61

Miłośnicy łodzi oraz spędzania wolnego czasu na wodzie będą mogli wypożyczyć np. motorówkę, nawet jeśli nie posiadają patentu sternika motorowodnego – wystarczy tylko dowód osobisty i trochę entuzjazmu. – Chętni przejdą krótkie przeszkolenie, które przeprowadzimy dla każdej z załóg, wybierających się w rejs po Warcie – mówi Katarzyna Lesińska z Przystani. Grupa może liczyć maksymalnie do czterech osób dorosłych.

Będzie się działo

W

tym roku Stary Port będzie działał do października. Poza możliwością wypożyczenia łodzi, poznaniacy będą mieli okazję wziąć udział w konstruowaniu i budowaniu nowych jednostek pływających, w ramach specjalnych warsztatów szkutniczych. Po raz kolejny zorganizowane zostaną jedyne na polską skalę regaty w środku miasta, w tym także regaty modeli żaglowych. Ponadto zaplanowano aktywności dla małych i dużych, sąsiedzkie spotkania kreatywne, wycieczki i poznawanie historii rzeki Warty. Na najlepszych i najbardziej wytrwałych uczestników tych zabaw czekają nagrody.

FOT. SEA ADVENTURE

Książka w przystani

Organizatorzy zapraszają wszystkich poznaniaków na zajęcia ze służbami miejskimi, dotyczące bezpieczeństwa nad wodą i w czasie wakacji, pikniki oraz koncerty. Nad rzeką, dzięki współpracy z Biblioteką Raczyńskich, nie zabraknie książek do poczytania i miejsca do odpoczynku – będą leżaki, stoliczki i plaża. A kiedy słońce schowa się za horyzont, przystań zmieni się w kino plenerowe.

Pierwszą z dużych imprez, która zostanie zorganizowana w Przystani Rzecznej Stary Port nad Wartą będzie oficjalne rozpoczęcie sezonu wodniackiego. 11 czerwca rozegrane zostaną Regaty Rekreacyjne na rzece Warcie i w rejonie Przystani, a 15 czerwca ruszą Bezpłatne Warsztaty Szkutnicze, które potrwają do 15 września. Każdy, kto pojawi się w przystani, weźmie udział w nietypowym projekcie. W ubiegłym sezonie zbudowane zostały od podstaw dwie ponadczterometrowe łodzie (kanadyjki sklejkowe typu HURON) projektu Wojciecha Kasprzaka, który zaangażował w budowę wiele osób. Budowa została podzielona na kilka etapów, które każdorazowo nawiązywały do wcześniejszych części. W uroczystym wodowaniu jednostek brał udział m.in. Mariusz Wiśniewski, wiceprezydent Poznania. Pod koniec lipca mieszkańcy zaśpiewają szanty nad Wartą, a w ostatni weekend sierpnia odbędzie się wielkie święto forteczne, organizowane w Poznaniu – wówczas będzie można zobaczyć Wartę z ubiegłego wieku, natomiast 27 sierpnia wystartuje Rzeczny Match Racing – Przystań Rzeczna Stary Port.


62

POZNAĹƒSKIE LOTY

/

Gorące połączenia Wakacje w Albanii? Nic prostszego! Wyjazd do Maroka? o a o o e o oc nek ec o na ka a ca c a a no e akac ne oł c en a c a e o e k e nk na a o a en e Je no e e ne ok o nan ac o nn a ano na a e k ka e c Anna Skoczek

đ&#x;Ą­

eck e

ak

k

W

tym sezonie z poznańskiej Šawicy wylatuje lub wylatywać będzie 10 touroperatorów. Z ostatnich badań CBOS wynika, şe turystów nie zabraknie. W tym roku prawie 60 procent dorosłych Polaków planuje wyjazd urlopowy, a i branşa turystyczna ma się dobrze, bo na rynku usług pojawili się nowi gracze. Wśród nich jest Mouzenidis Travel, który oferuje wyloty z Poznania do ukochanej przez urlopowiczów Grecji, a konkretnie na Półwysep Chalkidiki.

Rajska Grecja Kolor morza, który widzimy na kaşdym z półwyspów, powoduje, şe często Chalkidiki porównywany jest do europejskich Karaibów. Lazur wody i zmieniające się barwy – z jasno-

niebieskiej na ciemnogranatowÄ… – powoduje, Ĺźe wiele plaĹź wyglÄ…da jak te na najbardziej egzotycznych, rajskich wyspach. Wszystko to oddalone jest od Poznania nieco ponad 2 godziny. To mniej niĹź dziĹ› zajmuje podróş pociÄ…giem do Warszawy. Chalkidiki to coĹ›, co doceniajÄ… turyĹ›ci, czyli „prawdziwaâ€? Grecja. Jest jeszcze nie do koĹ„ca zdobyta przez przemysĹ‚ turystyczny, co sprawia, Ĺźe moĹźna spotkać tam miĹ‚ych i skromnych ludzi, ktĂłrzy znajdÄ… czas na pogawÄ™dkÄ™ przy szklaneczce wyĹ›mienitego, miejscowego wina. Chalkidiki skĹ‚ada siÄ™ z trzech półwyspĂłw – Kassandry, Sithonii i Athos. Obok malutkich, cichych miejscowoĹ›ci mamy ciekawe, turystyczne miasteczka, jak poĹ‚oĹźona na zachodzie Kassandry Fourka,


Kolor morza, który widzimy na każdym z półwyspów, powoduje, że często Chalkidiki porównywany jest do europejskich Karaibów

czy też tętniące życiem Kalithea lub Hanioti. Kassandra dysponuje najszerszą bazą noclegową. Szczególnie w północnej jej części mamy bardzo dużo hoteli 3, 4 i 5-gwiazdkowych, w lubianej przez Polaków formie all inclusive. Mniej więcej w połowie półwyspu zmienia się krajobraz z łagodnej niziny w zielony, pagórkowaty teren. Na południu szata roślinna, z dominującymi drzewami piniowymi bardzo przypomina sąsiednie półwyspy – Sithonię i Athos. Sithonia jest zdecydowanie bardziej spokojnym miejscem, hotele są tam zazwyczaj mniejsze, wciśnięte pomiędzy przepiękne, zielone dolinki i zatokowe, piaszczyste plaże. Ten środkowy półwysep to miejsce na relaks i odpoczynek wśród dzikiej przyrody, nad kryształowo czystym morzem. Sam Athos jest w większości niedostępny dla turystów – to „republika mnichów”, miejsce praktycznie odizolowane,

63

gdzie miejscowi mnisi oddają się medytacji i skupieniu. Aby tam się dostać, potrzebne jest specjalne pozwolenie, które mogą otrzymać jedynie mężczyźni. Nie ma za to przeszkód, aby obejrzeć Athos i republikę mnichów od strony wybrzeża, i jest to doskonała atrakcja turystyczna.

Turystyczny hit Jeśli egzotyka Grecji to za mało, warto wybrać się z Itaką na przykład do Albanii. Kraina orłów, kraj ludzi mówiących otwarcie – to nazwy, których używają Albańczycy, mówiąc o swojej ojczyźnie. Wspaniałe zabytki, góry, plaże, jeziora, śródziemnomorski klimat i gościnność mieszkańców sprawiają, że coraz częściej odwiedzają ten niewielki kraj turyści szukający nowych, autentycznych miejsc do odkrycia. Jedną z najbardziej znanych miejscowości wypoczynkowych jest Saranda – stolica Riwiery

Agadir w Maroku


Z ostatnich badań CBOS wynika, şe turystów nie zabraknie. W tym roku prawie 60 procent dorosłych Polaków planuje wyjazd urlopowy

64

đ&#x;Ą­

Ma a a w Egipcie

Albańskiej z piękną nadmorską promenadą z palmami, mnóstwem knajpek i barów. Turyści ukochali równieş Durres z piaszczystą plaşą, lokalnymi restauracjami i barami. Ale na wakacje moşna wyrwać się teş poza kontynent. W te wakacje Itaka zabiera swoich turystów na przykład do marokańskiego Agadiru‌

Afryka na wyciągnięcie ręki Tylko 14 km dzieli Maroko od Europy, a jednak ciągle pozostaje ono tajemniczym królestwem. Bogata przeszłość, której świadectwem są zabytki z czasów rzymskich, perły Lanzarote, Wyspy Kanaryjskie

sztuki islamskiej, bezkres pustyni, barwne targi z legendarnymi dywanami, tajemnicze kazby poruszajÄ… wyobraĹşniÄ™ i kuszÄ… egzotykÄ…. NajsĹ‚ynniejszym kurortem Maroka jest Agadir – nowoczesne miasto z tysiÄ…cem knajpek, restauracji, dyskotek, pubĂłw i nocnych klubĂłw. 10-kilometrowa, piaszczysta plaĹźa w ksztaĹ‚cie półksięşyca to idealne miejsce na relaks. WzdĹ‚uĹź plaĹźy biegnie tÄ™tniÄ…ca Ĺźyciem promenada Corniche d’Agadir. Na turystĂłw, ktĂłrzy zastanawiajÄ… siÄ™ nad wylotem do Afryki, czekajÄ… teĹź w Egipcie piÄ™kne i sprawdzone kurorty. Jednym z najpopularniejszych jest Marsa Alam, poĹ‚oĹźony z dala od duĹźych oĹ›rodkĂłw, znany z wysokiego standardu hoteli i wspaniaĹ‚ych warunkĂłw do uprawiania sportĂłw wodnych. To kultowe miejsce dla pasjonatĂłw kitesurfingu i najpiÄ™kniejsza rafa koralowa w Egipcie. Magia kolorĂłw podwodnego Ĺ›wiata zachwyca turystĂłw z caĹ‚ego Ĺ›wiata. Podczas wakacji w Marsa Alam moĹźna zwiedzić monumentalne Ĺ›wiÄ…tynie Luxoru i okrywać tajemnice faraonĂłw, przeĹźyć niezapomniane jeep safari na pustyni, pojechać quadem do wioski beduiĹ„skiej czy wybrać siÄ™ w rejs Ĺ‚odziÄ… ze szklanym kadĹ‚ubem. Zamiast Egiptu moĹźna teĹź wybrać siÄ™ z ItakÄ… w podróş do Tunezji. WspaniaĹ‚a pogoda, piÄ™kne


Kraina orłów, kraj ludzi mówiących otwarcie – tak Albańczycy mówią o swojej ojczyźnie

65

Durrës w Albanii

WAKACYJNE POŁĄCZENIA Z ŁAWICY Poznań

Chorwacja Włochy

Czarnogóra Bułgaria Albania

Portugalia

Hiszpania

Grecja

Tunezja Wyspy Kanaryjskie

Turcja

Cypr

Maroko

Egipt

ALBANIA Tirana BUŁGARIA Burgas, Warna CHORWACJA Dubrovnik

GRECJA Ateny, Chania, Heraklion, Korfu, Kos, Patras/Araxos, Rodos, Saloniki, Zakynthos

CZARNOGÓRA Podgorica

HISZPANIA Barcelona, Gerona, Fuerteventura, Teneryfa, Gran Canaria, Lanzarote, Malaga, Palma

EGIPT Hurghada, Marsa Alam

MAROKO Agadir

CYPR Paphos

PORTUGALIA Faro TUNEZJA Enfidha TURCJA Antalya, Bodrum, Dalaman, Izmir WŁOCHY Sardynia, Sycylia, Lamezia – Terme

plaże i ciepłe morze sprawiają, że od lat przyjeżdżają tam turyści z całego świata. Księżycowe krajobrazy, oazy i orientalne medyny kuszą egzotyką. Największym ośrodkiem turystycznym Tunezji jest Hammamet na Półwyspie Cap Bon pachnącym jaśminem i hibiskusem. Monastir ma szerokie piaszczyste plaże, amatorów zakupów ucieszy medyna z licznymi kramami i sklepikami. Na piaszczystych plażach Sousse są liczne ośrodki sportów wodnych. Dla aktywnych: surfing i nurkowanie – czysta woda, liczne zatoki i szerokie plaże, golf, pustynne safari na quadach, czyli idealne atrakcje.

Wyspy na Atlantyku Itaka uruchamia od czerwca loty na Lanzarote – jedną z Wysp Kanaryjskich. Lanzarote leży na północny zachód od wybrzeży Afryki i jest idealnym miejscem na wypoczynek w oceaniczno-subtropikalnym klimacie. Zachwyca egzotyczną urodą wulkanicznych krajobrazów, kolorami nieba, zalanymi słońcem plażami, intensywnym błękitem oceanu i elegancją miejscowego budownictwa. Warto odwiedzić Mirador del Rio – punkt widokowy na La Graciose, Los Hervideros – Wrzące Wybrzeże, Jardin de Cactus – kaktusowy ogród, Park Narodowy Timanfaya, El Golfo – krater wulkanu z zielonym jeziorkiem.


66

K U LT U R A L N A R O Z M OWA

/

W operze widzowie też płaczą Budynek poznańskiego Teatru Wielkiego ma 107 lat. Wchodzę do niego nie od frontu, jak publiczność, ale wejściem dla pracowników i artystów. Nie widać tu piękna oficjalnych wnętrz tego gmachu. Dziwią mnie takie skromne, schowane, małe drzwi, wąski korytarz i malutka portiernia. To tędy wchodzą gwiazdy, które wywołują aplauz na stojąco? – zastanawiam się, idąc do gabinetu dyrektorki Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, Renaty Borowskiej-Juszczyńskiej. Operą kieruje od 2012 roku, a poprzednio była zastępcą dyrektora ds. artystycznych tej instytucji Mał o a a

c

ka


67

Zapytam z przymrużeniem oka, po co ludziom dziś opera? RENATA BOROWSKA-JUSZCZYŃSKA: To tak jakby zapytać, po co ludziom teatr! Opera istnieje od zarania dziejów, jest potrzebna i ważna, jest trochę poligonem emocjonalnym, to taka skondensowana emocja. Rzeczywiście? Jest w stanie wzbudzić takie emocje, jak bohaterowie masowej wyobraźni np. w kinie? O tak, zaręczam, że ja w kinie o wiele rzadziej widzę płaczących ludzi niż w operze. Są widzowie, którzy przychodząc tutaj, mają pełną świadomość, że kolejny raz zetkną się z historią Violetty (Traviata G. Verdiego oparta na Damie kameliowej A. Dumasa) , ponownie ją przeżyją i wzruszą się losami bohaterki. Potrzebują tego, to jest ich katharsis! Są też widzowie, którzy uważają się za twardzieli i są przekonani, że opera na pewno ich nie poruszy. Że to jest przerysowane, niemal kicz. Przychodzą na naszą Halkę, która jest wystawiona w sposób nietradycyjny, bez charakterystycznych kierpców i bezpośrednich odwołań do góralskiego folkloru. To, co pozostaje, to mięsista historia o mezaliansie, który w naszej przestrzeni cywilizacyjnej – świata, który się uniformizuje – nie istnieje. Istnieje natomiast pomiędzy nami a krajami tzw. „trzeciego świata”, obszarami prawdziwie biednymi, jak np. Haiti. Bohaterom pochodzącym z tych dwóch tak różnych światów będzie bardzo trudno zbudować wspólną przestrzeń. Badania pokazują jednak, że statystyczny Polak chodzi do opery raz na 40 lat. Polska sopranistka Aleksandra Kurzak, gwiazda Metropolitan Opera w Nowym Jorku mówi, że ludzie boją się opery. I powtarzają, że trudna, elitarna, nudna, że nic się nie dzieje. Tak, absolutnie się z nią zgadzam. Boją się, bo jej nie znają. Dlatego dużo uwagi poświęcamy najmłodszym widzom, a także tym najbardziej wymagającym, tym, których do niczego się nie zmusi – studentom. Oni muszą dostać coś, co ich zwyczajnie zainteresuje. Student szybciej przyjdzie do opery, dlatego że ktoś z jego

znajomych właśnie ten spektakl, to konkretne wydarzenie polecił, niż dlatego, że śpiewa wielki artysta. Skąd bierze się to przekonanie, że opera jest elitarna? Przede wszystkim z braku edukacji. Przeciętny uczeń szkoły podstawowej o wiele częściej chodzi wspólnie z klasą do kina, niż przyjeżdża do opery. Jeżeli w czasie całego procesu edukacji podstawowej będzie miał zorganizowaną jedną wycieczkę do opery, to znaczy, że jest to dobra szkoła. Poza tym nie ma także podstawowej edukacji muzycznej. Czyli instytucje artystyczne o takim profilu jak nasza, czy filharmonie mają teraz dodatkowe zadania, żeby edukować młodego widza. To, że my mamy mniej widzów w wieku lat 20-45 wynika z działalności, którą prowadzili moi poprzednicy. Pewnie nie przywiązywali takiej wagi do edukacji muzycznej dzieci i młodzieży. Moje działania przyniosą efekty za 10-15 lat, bo te dzieci, które teraz na foyer gotują zupę z dyni przed Kopciuszkiem, czują się na tych marmurowych posadzkach i wśród tych złoceń o wiele lepiej niż ich rodzice. I to one kiedyś tu wrócą i przyprowadzą rodziców, a potem swoje dzieci. Gotowanie zupy w foyer? Opera się bardzo zmieniła. Nie ma tam już „koturnowych” śpiewaków, z pięknym głosem, ale stojących w charakterystycznej pozie w jednym miejscu. Jest taka anegdota o Montserrat Caballé. Podczas prób reżyser poprosił legendarną Hiszpankę, by śpiewając arię, przeszła parę kroków. Ta miała odpowiedzieć: „Jak śpiewam, nie chodzę”. „No dobrze, to pani partner podejdzie do pani”. „Chyba się nie rozumiemy: jak śpiewam, to nikt na scenie się nie rusza”. (śmiech) Solista jest też aktorem, ale opera to więcej niż teatr. Są soliści, którzy od wielu lat funkcjonują na scenie, wymienię np. Andrzeja Ogórkiewicza z naszego zespołu. To jest genialny aktor, który na scenie czuje się bardzo swobodnie, nie ma żadnych problemów ze świadomością swojego ciała i gestu. Czy ma leżeć, stać, czy tańczyć – nie ma z tym problemu.


68

Mamy bardzo dużo działań okołopremierowych, np. spotkanie z Karolem Wójcickim z Centrum Nauki Kopernik, który przed Space Operą opowiadał o potrzebie zdobywania kosmosu. Przed Don Giovannim zorganizowaliśmy spotkanie z Katarzyną Miller, która opowiadała o osobowości narcystycznej, pozbawionej umiejętności tworzenia trwałych związków. Prowadzimy cykl „Stany Zjednoczone Opery” czy „Laboratorium operowe”, gdzie młodzi ludzie przygotowują premierę pod okiem tutorów

Są tacy artyści, którzy mają charyzmę, są gwiazdami, a cała ich siła bierze się z tego, że na scenie mogą zrobić wszystko, a przede wszystkim pięknie śpiewać. Wyśpiewać wszystkie emocje i jeszcze zagrać! Jak dobiera Pani repertuar – wybiera te spektakle, które wypełnią widownię? Nie kieruję się tylko frekwencją i popularnością opery. Publiczność także powinna się rozwijać. Jesteśmy teatrem repertuarowym, instytucją publiczną, gramy średnio 5 razy w tygodniu. Przyjęliśmy zasadę 80 proc. klasyki, 20 proc. nowych tytułów. Zamawiamy nowe opery, żeby się rozwijać, aby realizować misję teatru operowego. W świecie, w którym funkcjonują transmisje z MET (Metropolitan Opera), ludzie naprawdę wiedzą, co jest dobre. Jeśli brałabym pod uwagę tylko frekwencję, to w repertuarze znalazłyby się niemal wyłącznie takie spektakle jak Skrzypek na dachu, Jezioro łabędzie, Dziadek do orzechów, Kopciuszek, Aida i Traviata. A jednak okazuje się, że 5-godzinnego Parsifala Wagnera graliśmy przy wypełnionej widowni i ludzie stali w kolejce po bilety. Dlatego nieustannie walczymy o jakość, by to ona, razem z intrygującymi propozycjami repertuarowymi, stała się wyznacznikiem naszej marki.

Czyli opera nie taka trudna i nudna – jak niektórzy twierdzą. Zresztą dane dotyczące frekwencji za poprzedni sezon, które znalazłam, mówią, że do poznańskiego Teatru Wielkiego przyszło 100 tys. widzów. To jest dużo. W ciągu pięciu lat podnieśliśmy frekwencję o 20 procent. Poznań nie jest miastem turystycznym, ale my pracujemy dla widza w całym regionie. Przekrój proponowanych przez nas w sezonie tytułów jest szeroki, w sumie z baletami to około 30 różnorodnych propozycji.


69

Widownia jest i wracają też ludzie młodzi … Młodzi ludzie nie mają dobrych skojarzeń z operą. Pewnie gdyby poprosić ich o wizualizację, to opera wyglądałaby jak nieco szalona ciotka-ekscentryczka (śmiech). Przez wielorakie działania, które podjęliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat, staramy się do młodego widza wyjść, zobaczyć, w jakim świecie żyje, co go interesuje. To jest zupełnie inna widownia. Przede wszystkim ma kontakt z nowymi technologiami, opera nie może być oderwana od tej rzeczywistości. Spektakle wprowadzane na scenę nie mogą wyłącznie posługiwać się kodem

i językiem sprzed kilkudziesięciu lat, bo nie będą zaakceptowane. Historie zawarte w operach są wiecznie aktualne i uniwersalne, choćby libretto Halki, to przecież opowieść o trudnej, niespełnionej miłości – temat czytelny także teraz. Młodzi funkcjonują w kulturze obrazkowej i opera też musi się do tego dostosować, to jest ich język, a my chcemy się z nimi komunikować. Czyli? Dlatego właśnie w naszych spektaklach pojawiają się projekcje, ale w sposób inteligentny i nienachalny np. w Jenůfie Alvisa


70

Hermanisa zostały wprawione w ruch obrazy Alfonsa Muchy, a w Parsifalu Hotelu Pro Forma minimalistyczne projekcje pozwoliły na symboliczne wprowadzenie motywów lasu czy ogrodu. Mamy bardzo dużo działań okołopremierowych, np. spotkanie z Karolem Wójcickim z Centrum Nauki Kopernik, który przed Space Operą opowiadał o potrzebie zdobywania kosmosu. Przed Don Giovannim zorganizowaliśmy spotkanie z Katarzyną Miller, która opowiadała o osobowości narcystycznej, pozbawionej umiejętności tworzenia trwałych związków. Prowadzimy cykl „Stany

Zjednoczone Opery” czy „Laboratorium operowe”, gdzie młodzi ludzie przygotowują premierę pod okiem tutorów. Proponujemy też warsztaty dla dzieci w ramach projektu „Mamo, tato, chodź do opery!”. Rodzice oglądają przedstawienie, a dzieci uczestniczą w zorganizowanych zajęciach. Latem zrealizujemy projekt pod hasłem MovINg Opera, do którego zapraszamy mieszkańców Wildy – rodowitych i napływowych. Najpierw będą warsztaty, w czasie których chętni opowiedzą swoje historie i na tej podstawie powstanie eksperymentalne wildeckie libretto.


A co zobaczymy na scenie? Już niedługo baletowa Anna Karenina R. Szczedrina, a na koniec obecnego sezonu jedno z najbardziej cenionych przez publiczność dzieł – Czarodziejski flet W. A. Mozarta – na obydwa spektakle serdecznie zapraszam! My tymczasem intensywnie pracujemy też nad kolejnym sezonem. Rok 2017 to Rok Feliksa Nowowiejskiego – tak się składa, że zakończenie działań związanych z tym ogólnopolskim projektem odbędzie się w naszej operze. Przypomnijmy, że właśnie w Poznaniu w 1924 roku miała miejsce premiera Legendy

Bałtyku Nowowiejskiego. Odwołując się do tradycji, zaplanowaliśmy jej inscenizację w reżyserii Roberta Bondary na 8 grudnia i to będzie ostatni akcent obchodów roku kompozytora. Rok 2018 to z kolei 100. rocznica Powstania Wielkopolskiego. Zastanawiałam się, co my możemy zrobić dla promocji tego wydarzenia w Polsce. Samo hasło nie wystarczy, ale z Powstaniem związana jest postać, której waga symboliczna dla wydarzenia jest niekwestionowana – Ignacy Jan Paderewski. Planujemy wystawienie jego wyjątkowej opery Manru w koprodukcji z Teatrem Wielkim Operą Narodową w Warszawie. Manru jest to jedyna opera stworzona przez kompozytora, którego uroczysty przyjazd do Poznania w grudniu 1918 roku stał się przyczynkiem do manifestacji uczuć patriotycznych Wielkopolan i zapisał się w historii jako symboliczne rozpoczęcie Powstania Wielkopolskiego. Planujemy też jeszcze jeden absolutnie niezwykły projekt! Wystawienie w marcu 2018 roku opery Richarda Wagnera Śpiewacy Norymberscy, która nie była obecna w teatrach operowych w Polsce od 1932 roku. To potężna produkcja, dłuższa niż Parsifal. Komedia, z wątkiem romansowym, która jest całkowitym przeciwieństwem mrocznych dramatów muzycznych Richarda Wagnera.

71

Zdarza się Pani podpatrywać widownię podczas przedstawień? Zwracam uwagę bardziej na to, co się dzieje na scenie, ale trudno nie obserwować publiczności. Lubię, kiedy jest zasłuchana, wtedy wiem, że spektakl zrobił wrażenie, że konkretna scena wprawia w taki rodzaj osłupienia, budzi silne emocje, a napięcie jest wyraźnie wyczuwalne.

Planujemy absolutnie niezwykły projekt! Wystawienie w marcu 2018 roku opery Richarda Wagnera Śpiewacy Norymberscy, która nie była obecna w teatrach operowych w Polsce od 1932 roku. To potężna produkcja, dłuższa niż Parsifal. Komedia, z wątkiem romansowym, która jest całkowitym przeciwieństwem mrocznych dramatów muzycznych Richarda Wagnera


72

K U LT U R A L N A R O Z M OWA

/

Muzyka łączy pokolenia Spotykamy się w Bagels & Friends, w poznańskim City Parku. Jagoda Kram zamawia cappuccino i delikatnie przeczesuje włosy. Jest gustownie ubrana i umalowana. – Proszę pozwolić zaprosić się na kawę – mówi i pokazuje okładkę nowej płyty, która ukazała się na dniach. Śpiewa, odkąd pamięta. Muzykę, którą ma w genach, przekazała dzieciom. Jej wnuk – Piotr Scholz, który gościnnie wystąpił na nowej płycie, jest znanym gitarzystą, kompozytorem i dyrygentem. Koncert promujący nową płytę Jagody odbędzie się 16 października w Scenie na Piętrze Joanna Małecka


73

Mam w ręku Pani nową płytę, ale jeszcze nie miałam okazji przesłuchać. Co to za materiał? JAGODA KRAM: To jest płyta, która nosi tytuł „Klezmerska po polsku”. Są to piosenki żydowskie, zebrane i przetłumaczone na język polski. To utwory zarówno tradycyjne, jak i klasyka, do których teksty napisała m.in. Agnieszka Osiecka. Chciałam przybliżyć kulturę, muzykę żydowską szerszemu gronu odbiorców. Wcześniej, wspólnie z zespołem Shalom, wydaliśmy płytę o tej tematyce, ale teksty nie były w naszym języku, co komplikowało odbiór. Tym razem wszystko jest po polsku i – co ważne – jest to mój autorski projekt. Ale to nie jest Pani pierwsza płyta… Nie, ta jest trzecia, ale dwie poprzednie nagrałam z zespołem Shalom. Można powiedzieć, że ta jest moją wymarzoną, długo wyczekiwaną, autorską. Od początku miałam wątpliwości, czy porwać się na to, czy nie. W końcu się odważyłam i będzie, co ma być. Czasem, jak słucham tego materiału, myślę, że może się podobać, bo jest refleksyjny, nastrojowy, a potem przechodzi w folklor. Publiczność oceni. Jak długo pracowała Pani nad płytą? Mniej więcej pół roku. Widzę, że na płycie, oprócz Pani, wystąpio kilku innych artystów. Jakich? Do współpracy zaprosiłam moje trzy córki, które grają partie fletowe i śpiewają, zięcia (wokal), zespół oraz mojego wspaniałego wnuka Piotra Scholza, który pojawił się ostatnio na festiwalu Ery Jazzu. Muszę powiedzieć, że jestem z niego bardzo dumna. Kiedy słuchałam go na koncercie, byłam wzruszona. Na mojej płycie gra na gitarze, wiele piosenek zaaranżował. W projekcie uczestniczy także mój mąż, który gra na akordeonie. Cały materiał rozpoczyna siedmioletnia wnuczka śpiewając kilka taktów. Dlaczego ich zaprosiłam? Bo oprócz muzyki najważniejsza jest dla mnie rodzina, więc kto, jeśli nie oni mogli wziąć udział w tym przedsięwzięciu? (śmiech)

Od jak dawna jest Pani związana z muzyką? Chyba od dziecka. Całe życie śpiewałam w chórze w operetce, a później w Teatrze Wielkim. Skończyłam śpiew solowy, ale nie mogłam się skupić na jednej konkretnej gałęzi. Zaczęłam śpiewać piosenki poznańskich wspaniałych twórców: Lecha Konopińskiego, Henryka Kuczyńskiego, Leszka Paszko pod pseudonimem Jagoda Mark. Był też czas duetu z poznańskim wokalistą i kompozytorem Piotrem Żurowskim. Potem była przerwa ze względu na dzieci. Jakieś dziesięć lat temu do Shalom zaprosił mnie kierownik zespołu, Bogusław Łowiński, i tak zaczęła się moja przygoda z muzyką żydowską. Mam dużo


74

serdeczności dla Romka Grząślewicza, który uczestniczy w tej mojej śpiewającej drodze od dawna, ponieważ współpracowałam z Estradą Poznańską. Obecnie głównie udzielam się w zespole Shalom. Rodzice też byli muzykami? Tak, ale wojna przekreśliła wszystko i zajęli się czymś innym. Myślę, że głos odziedziczyłam po tacie, który pięknie śpiewał. A dzieci, siłą rzeczy, czerpały od Pani? Chyba były trochę skazane na muzykę, która ciągle nam towarzyszyła. Mąż długie lata był pierwszym klarnecistą w Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej. Śpiewałam dzieciom taką kołysankę Idzie niebo ciemną nocą. Moja córka do dziś wspomina, że bała się kulawego kota, który w niej występuje. Miała 3-4 lata, a do dziś to pamięta. Jej synem jest właśnie Piotr Scholz, któremu prawdopodobnie śpiewała tę piosenkę do snu. Nie wiem, czy też bał się kota, trzeba by było go zapytać. Pamięta Pani swoje początki? Pewnie. Pierwszą piosenkę zaśpiewałam, gdy miałam 16 lat, na obozie w domu kultury. Była to Mexicana. Wtedy dotarło do mnie, że właśnie to chcę robić. Pierwszy występ przed dużą publicznością był z Estradą Poznańską. Nauczyłam się dwóch piosenek, które zaśpiewałam i wtedy nie przypuszczałam, że dostanę takie duże brawa. Schodząc ze sceny chyba ich nawet nie słyszałam, tak byłam podekscytowana. Nie docierało do mnie, że one były dla mnie. Ze wzruszenia nie słyszałam głosu konferansjera, który ponownie wołał mnie na scenę. Pamiętam jakby to było wczoraj. Zaśpiewała Pani podczas benefisu Romualda Grząślewicza w Scenie na Piętrze… Znamy się z Romkiem bardzo długo. Można powiedzieć, że to mój duchowy przyjaciel. Jest to wspaniały człowiek, który ma wielki szacunek dla wszystkich artystów. Nie wyobrażam sobie Sceny na Piętrze bez Romualda Grząślewicza, bo on jest duszą tego miejsca.

P

iotr Scholz sam przyznaje, że jest skazany na muzykę, którą dostał w genach. Ten 26-latek to laureat wielu prestiżowych nagród. Pojawia się zarówno w autorskich zespołach (np. Weezdob Collective, Piotr Scholz Sextet oraz PJPOrchestra), ale jest także muzykiem sesyjnym grup, towarzszącym gwiazdom muzyki jazzowej i rozrywkowej (od Zbigniewa Wodeckiego i Ewę Bem po Włodka Pawlika i Orkiestrę Filharmonii Poznańskiej). Jagoda Kram, czyli Twoja babcia, wspomniała o kołysance, którą śpiewała Twojej mamie. Tobie też śnił się kulawy kot? PIOTR SCHOLZ: (śmiech) Nie i nie pamiętam tej piosenki. Może mama śpiewała mi coś innego. Muzykę chyba masz w genach… Myślę, że tak. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku lekarzy, prawników, których dzieci zazwyczaj zmierzają w tym samym kierunku. Pamiętam, że u mnie początkowo było ciężko, bo jako dziecko chciałem grać w piłkę nożną, spędzać czas na podwórku z kolegami, a zamiast tego musiałem ćwiczyć. Zresztą w szkole muzycznej, którą ukończyłem, było wiele dodatkowych przedmiotów, przez co często przebywało się w niej do późnych godzin wieczornych. Po jakimś czasie przyszedł moment przełamania i zacząłem odkrywać w sobie miłość do muzyki. W domu gonili Cię do grania? W szkole muzycznej chodziłem do klasy z moją ciocią Marleną. Graliśmy wtedy w domu krótkie koncerty i dzięki temu czasami darowano nam ćwiczenie na instrumencie. Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? W sumie od siódmego roku życia. Początkowo była to muzyka poważna, a w wieku gimnazjalnym odkryłem muzykę jazzową, którą zacząłem się interesować i inspirować. Rozpocząłem naukę gry na gitarze elektrycznej i od tego momentu ćwiczenie stało się przyjemnością. Dlaczego jazz? W końcu w Polsce to trochę kierunek niszowy… Wydaje mi się, że jest niszowy dlatego, że nie jest promowany. Gdyby często leciał w radio byłoby zupełnie inaczej. Każdy ma inny wymiar wrażliwości. Dla jednego dobry będzie rock, dla innego disco, a jeszcze dla innych – jazz.


Pamiętasz swój pierwszy koncert? Nie pamiętam, byłem zestresowany.

75

Na swoim koncie masz wiele nagród i wyróżnień. Co Ci to daje? Żyjemy w dziwnych czasach. Kiedyś były może dwa liczące się konkursy jazzowe. Zwycięzca był rozchwytywany przez menedżerów i praktycznie od zaraz miał pracę. Dziś jest wielu wspaniałych artystów i znacznie trudniej się przebić. Nie ukrywam, że konkursy pomogły mi w dalszym rozwoju np. Nagroda Ery Jazzu dała mi możliwość zagrania koncertu w tegorocznej edycji festiwalu z wieloma wybitnymi muzykami, a także zaaranżowania kompozycji Jeana-Luca Ponty’ego. Ale Ty jesteś rozpoznawalnym artystą. Dużo masz propozycji? Nigdy nie jest kolorowo i nic nie spada z nieba. O wszystko trzeba zadbać samemu. Rano wstaję, wysyłam maile i dzwonię. A po południu tworzę muzykę, mam próby albo gram koncerty.

Pierwszą płytę jazzową dostałem od mamy pod choinkę. Zauroczyła mnie ta muzyka. Miałeś swój wzór/autorytet? Na początku chyba George Benson, a z czasem, jak się rozwijałem, miałem więcej swoich idoli z różnych gatunków muzycznych. Kiedy tak na poważnie zacząłeś myśleć o jazzie jako sposobie na życie? W liceum. Wiedziałem już, że to jest to, co chcę robić. Byłem na profilu jazzowym. Pamiętam, jak zdawałem egzamin do tej szkoły. Miesiąc wcześniej złamałem palec. Miałem unieruchomione trzy palce prawej ręki. Jeden z profesorów zaprosił mnie na egzamin słowami: „…Teraz ty, kaleko. A ty nam w ogóle coś zagrasz?”. Zagrałem, zdałem egzamin i dostałem się. Miałem też trochę szczęścia, bo trafiłem na wspaniałych ludzi na roku, z którymi gram do dzisiaj i świetnie się rozumiemy. A tak na poważnie, to muzyka stała się sposobem na życie dopiero na studiach. Skończyłem gitarę jazzową, kompozycję i aranżację, a teraz kończę dyrygenturę jazzową, z którą również wiążę swoją przyszłość.

Pracujesz codziennie? Tak. Muzyka towarzyszy mi każdego dnia. Kiedy nie mam czasu ćwiczyć, to słucham jej nawet w samochodzie. Rodzina Cię wspiera? Tak, oczywiście. Nad czym teraz pracujesz? Nad festiwalem Made in Chicago, który odbywać się będzie w dniach od 25 do 28 maja w Poznaniu. Przygotowuję kilka kompozycji, ale także będzie możliwość usłyszenia mnie na gitarze. Zaproszeni zostali artyści z Chicago, z którymi wspólnie z moją orkiestrą zagramy na jednej scenie, na placu Kolegiackim 28 maja, na który serdecznie zapraszam.

Dziś jest wielu wspaniałych artystów i znacznie trudniej się przebić. Nie ukrywam, że konkursy pomogły mi w dalszym rozwoju np. Nagroda Ery Jazzu dała mi możliwość zagrania koncertu w tegorocznej edycji festiwalu z wieloma wybitnymi muzykami, a także zaaranżowania kompozycji Jeana-Luca Ponty’ego


76

DAWNY POZNAŃ

/

Dzień grozy W dawnym Poznaniu życie płynęło inaczej. Dziś pozostały nam wspomnienia żywe w pamięci ludzi i budynki - niemi świadkowie historii - które gdyby mogły, sporo by nam opowiedziały. Miejska Gazownia na pewno wspomniałaby o pewnym tragicznym wydarzeniu... o e ła

e

k

M

oje dzieciństwo związane jest nierozłącznie z fyrtlem pomiędzy Rochem a Chwaliszewem, dokładniej między mostem Rocha a mostem Chwaliszewskim, w trójkącie ulic Za Groblą, Mostowa, Grobla. Miejscem zabaw był skwer przed rodzinnym domem. Dziś nosi nazwę Ignacego Łukaszewicza, a stojąca postać zapalająca latarnię to Zyga – Latarnik, autorstwa znanego rzeźbiarza, Romana Kosmali. Stoi tuż obok biurowca Miejskiej Gazowni przy Grobli, gdzie godzinami przesiadywaliśmy na schodkach prowadzących do biur. Gmach zwieńcza ogromna kopuła, przez którą rozproszone światło wpada do okrągłego holu. Fasada budynku była tylko częściowo uszkodzona przez pociski w okolicach herbu miasta. Dość szybko ją zresztą wyremontowano. I to przemysłowe urządzenia tego obiektu budziły moje zainteresowanie. Jednak od strony Warty dostępu bronił wysoki ceglany mur, na który trudno było się wdrapać. Za nim widoczny z daleka wznosił się czarny, posępny masyw pieca koksowniczego, z którego niekiedy widać było płomienie. Od strony Chwaliszewa dojścia nie było. Skarpa przy murze dochodziła bezpośrednio do wody. Można było jedynie wleźć


Początkowo prężnie rozwijający się zakład na przełomie XIX i XX wieku przeżywał trudności związane z konkurencją energii elektrycznej, jednak po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zakład ponownie zmodernizowano, prowadząc jednocześnie szeroko zakrojoną akcję reklamową na pierwsze przęsło zburzonego mostu kolejowego. Stało blisko brzegu i przy letnim niskim stanie wody można było chwilę na nim posiedzieć. Opodal widoczny był zsyp, którym dostarczano koks na stojące przy brzegu barki. Projektantem gazowni na zlecenie nadburmistrza Eugena Naumanna był brytyjski architekt John Moore. Rozruch aparatury do produkcji gazu koksowniczego z węgla kamiennego nastąpił 14 listopada 1856 r., a pierwsze dostawy gazu zaopatrywały 414 miejskich latarni podłączonych do instalacji. Już po roku działalności gazownia zaopatrywała około 1500 odbiorców.

77

Moor oszacował koszt budowy zakładu na 420 tys. marek, podczas gdy w rzeczywistości wydano około 720 tys. marek. Węgiel początkowo dostarczany był z Anglii statkami do Szczecina, gdzie przeładowywano go na barki, które dostarczały go do gazowni. Jednak po wybudowaniu linii kolejowej do Wrocławia węgiel zaczęto sprowadzać ze Śląska koleją. Zbudowano nawet specjalną bocznicę z Garbar przez Chwaliszewo, Czartorię na Groblę. Początkowo prężnie rozwijający się zakład na przełomie XIX i XX wieku przeżywał trudności związane z konkurencją energii elektrycznej, jednak po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zakład ponownie zmodernizowano, prowadząc jednocześnie szeroko zakrojoną akcję reklamową. W wyniku tych działań 96 proc. mieszkańców w 1939 roku korzystało z gazu wytwarzanego w miejskiej gazowni, a łączna długość sieci wynosiła 250 km. Największe wrażenie sprawiał widok z bramy wjazdowej przy Grobli. Ogromna hałda koksu, nad którą piętrzyła się skomplikowana konstrukcja. Gdzieś wysoko w górze przesuwały się podwieszone wagoniki. Kiedy nadjeżdżały nad hałdę, zatrzymywały się i wywracały,


78

zrzucając koks. Ten koks zbierał wysoko osadzony dźwig, który ładował go na czekające ciężarówki. Poniemieckie diesle – krupp, opel czy hanomagi – po załadunku wyjeżdżały za bramę i skręcały w Groblę. Przeładowane przechylały się niebezpiecznie na jedną stronę, a część koksu spadała na jezdnię. Na ten widok stojące na chodniku starsze kobiety rzucały się z koszykami i zbierały bryły koksu. Przed zimą, kiedy brakowało opału, zarówno kobiety, jak i dzieci mieszkające na Grobli rzucały się w kierunku ciężarówki i małymi grabkami zgarniały koks na jezdnię. Potem zbierały go do koszyków. Tak wyglądała siermiężna powojenna rzeczywistość PRL-u. Idąc Groblą w kierunku Mostowej dochodziło się do ulicy Łaziennej. Ślepy zaułek, ciemny i otoczony brudnymi kamienicami. Kończył się wysokim murem, za którym widać było olbrzymi zbiornik gazu. Sceneria robiła przytłaczające wrażenie i raczej nie zapuszczaliśmy się w ten kąt. Zresztą ostrzegano nas, że zbiornik może wybuchnąć. A ponieważ robił on dość nieprzyjazne wrażenie, Łazienna była swoistym tabu. Jak donosiły „Kurier Poznański” i „Dziennik Poznański” wybuch nastąpił 26 lutego 1926 o godzinie 13:30. Prawdopodobnie w wyniku wady konstrukcyjnej (wkleszczenie się płyty naciskowej zamykającej rezerwuar) wybuchł największy ze zbiorników z gazem (nr 5), wart 2 miliony guldenów gdańskich, mieszczący 50 000 m3 tego paliwa (tego dnia nie był napełniony w całości – zawierał około 20 000 m3 gazu). Pokrywa zbiornika, odrzucona siłą wybuchu, spadła na dach budynku przy ul. Łaziennej (około 500 m dalej). W promieniu kilometra (m.in. na Chwaliszewie i placu

Bernardyńskim) powypadały prawie wszystkie szyby, zerwane zostały blachy dachowe, pospadała część gzymsów i dachówek, w wyniku czego rannych zostało 40 osób (w tym dwie ciężko na terenie samego zakładu). W wielu kamienicach popękały piece. Pożar gasiło pięć zastępów straży pożarnej z ul. Masztalarskiej i trzy sanitarne z ul. Grunwaldzkiej. Loty rozpoznawcze wykonywały dwa samoloty z lotniska na Ławicy. Kłęby czarnego dymu zasnuły dużą część Starego Miasta. Teren otoczyła policja i wojsko, a akcją gaśniczą dowodził osobiście naczelnik poznańskiej Straży Pożarnej, Jan Kiedacz. Pożar wywołał początkowo zainteresowanie tłumu. Ale plotka o ponownym wybuchu wywołała panikę i bezładną ucieczkę


79

Pożar wywołał początkowo zainteresowanie tłumu. Ale plotka o ponownym wybuchu wywołała panikę i bezładną ucieczkę mieszkańców okolicznych ulic mieszkańców okolicznych ulic. Akcję gaśniczą zakończono około godziny 18:15. Zbiornik, który eksplodował, został zbudowany w 1916 roku przez firmę Maschinenfabrik Augsburg-Nurnberg. Był to pierwszy w Polsce zbiornik bezwodny. Był corocznie regularnie kontrolowany, a drobne usterki od razu usuwano. Na żądanie gazowni zbiornik został sprawdzony przez przedstawiciela producenta na tydzień przed wybuchem i nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. Niektórzy pracownicy twierdzili, że na dzień przed wybuchem (wieczorem) czuli zapach gazu przy zbiorniku. Skala zdarzenia wywołała nawet podejrzenia o zaplanowany zamach.

Uszkodzenia były jednak ogromne. Na Grobli wybite szyby pokryły jezdnię grubą warstwą. Na Garbarach wypadło wiele szyb wystawowych. Na narożniku Wodnej rozbite zostało okno wystawowe firmy Glabisz. Podobnie na Wszystkich Świętych i Mostowej. Na Wielkiej 15 wypadła szyba w cukierni. Na Wodnej szyba firmy Białkowski. Na Starym Rynku wypadła szyba firmy Roestal, przy narożniku Szkolnej w firmie Bazar. Na ulicy Wielkiej wypadały szyby między Domem Konfekcyjnym a ulicą Szewską. Na alejach Marcinkowskiego pękła szyba firmy Skóra. Straty odnotowano nawet na placu Wolności. Wypadły szyby w księgarni św. Wojciecha, w firmie Kałamajskie i na podwórzu gmachu Polskiego Banku Handlowego. Wypadły szyby w Drukarni Polskiej na Święty Marcin 70 i ul. Ratajczaka w księgarni Gebethner i Wolff. Po drugiej stronie Warty zarysowały się domy na Czartorii. Prezydent Cyryl Ratajski, nie dysponując praktycznie żadnymi środkami z kasy miejskiej dla ofiar katastrofy, postanowił odwołać się do ofiar obywatelskich, samemu dając przykładowy datek w wysokości stu złotych. Do 1 marca 1926 roku uzbierano łącznie 5446 zł i z tych pieniędzy wypłacono ofiarom zapomogi w wysokości od 15 do 50 zł. Przyczyną była usterka techniczna. Pokrywa zamykająca zbiornik przesuwa się w pionie w zależności od ciśnienia gazu, podobnie jak pływak w spłuczce. W pewnym miejscu zakleszczyła się i ustawiła lekko skośnie. Rosnące ciśnienie gazu wypchnęło pokrywę w powietrze. Nigdy więcej do ponownego wybuchu nie doszło. A dziś po gazowni na Grobli zostało jedynie kilka budynków.


80

OD KUCHNI

/

Czas na szparagi Od dawna przysmak poznaniaków. Zielone i białe rzadziej oletowe w maju królują na bazarkach i straganach z warzywami. Dusimy je gotujemy w specjalnych garnkach które są obowiązkowym wyposażeniem wielkopolskiej kuchni smażymy pieczemy. Oto kilka szparagowych inspiracji Avocado Restaurant & Wine

S

karbnica witamin oraz substancji mineralnych inspiruje kucharzy do przyrządzania coraz to nowszych połączeń smakowych. Pyszne, zdrowe i chrupiące idealnie sprawdzają się zarówno w postaci zupy krem, jak i bardziej wyszukanych dań oraz deserów. Ubarwienie szparaga uzależnione jest od sposobu uprawy. Szparagi białe mają delikatny, łagodny smak. Posiadają twardą skórkę, przez co muszą zostać obrane przed gotowaniem. Rosną pod ziemią, są więc pozbawione dostępu do promieni słonecznych. Zielona odmiana szparaga wyrasta wysoko ponad powierzchnię ziemi. Ma bardziej aromatyczny, wyrazisty smak. Zielone szparagi bogate są w potas, magnes, fosfor czy wapń. Dostarczają nam wielu mikroelementów potrzebnych

1

do prawidłowego funkcjonowania. Na rynku można również spotkać szparagi o barwie purpurowo-fioletowej. Mają w sobie więcej cukrów, mają obniżoną zawartość błonnika. Sezonowość szparagów pokazuje, jak są delikatnym warzywem. Odpowiednia uprawa, obróbka pozwala wydobyć kwintesencję ich smaku. Dobrze smakują gotowane w wodzie lub na parze. Oprócz wszystkich wartości odżywczych są jednym z najskuteczniejszych afrodyzjaków. Uparowane oraz skropione odrobiną oliwy z oliwek oraz z sokiem z cytryny działają podobnie jak lubczyk czy kawior.

Zielone szparagi z kremem z białych szparagów z cebulką dymką, mus z czarnego bzu, rzodkiewka i zielony groszek

Składniki:

Przygotowanie:

• • • • • • • • • • •

Zielone szparagi myjemy i odłamujemy zdrewniałe końcówki. Gotujemy w osolonej wodzie 2 minuty, po czym odsączamy na ręczniku papierowym. Białe szparagi myjemy, obieramy i również odłamujemy końcówki. Te zdrewniałe wrzucamy do 0,2 l zimnej wody i gotujemy ok. 10 minut, cedzimy i pozostawiamy wodę szparagową do podlania kremu. Pozostałe surowe białe szparagi smażymy na rozgrzanym maśle, dorzucamy tymianek, dodajemy sok z cytryny i podlewamy białym winem. Redukujemy i podlewamy 0,1 l wody szparagowej. Ponownie redukujemy o połowę, doprawiamy solą i cukrem, dodajemy śmietankę i zagotowujemy. Następnie blendujemy na gładki krem i przecieramy przez sito. Z cukru trzcinowego przygotowujemy karmel, podlewamy czerwonym winem i gotujemy aż uzyskamy gęsty syrop, dodajemy sok z czarnego bzu i agar, musimy dobrze wszystko ze sobą wymieszać i gotować 1-2 minuty. Zostawiamy do ostudzenia. Z cebulki dymki wycinamy łódeczki, rzodkiewkę kroimy na bardzo cieniutkie plasterki, groszek zielony blanszujemy w osolonym wrzątku przez 1 minutę. Zielone szparagi smażymy przez ok. 1 minutę na 1 łyżce masła z czosnkiem, doprawiamy solą i cukrem.

• • • • •

1/2 pęczka zielonych szparagów 1/2 pęczka białych szparagów 1 łyżeczka listków tymianku sok z 1/2 cytryny 0,1 l śmietanki 30% 1 cebulka dymka 0,1 l czerwonego wina wytrawnego 0,1 l białego wina wytrawnego 0,05 l soku z czarnego bzu 2 łyżki cukru trzcinowego 1 g agaru (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością) 2 rzodkiewki 2 łyżki zielonego groszku 2 łyżki masła sól, cukier 1 ząbek czosnku


1

2 81

2

Białe szparagi z pianą z palonego masła, rostbef grillowany, ciastko z polskiego sera emiligrana, papier z ananasa i oliwa koperkowa oraz gąbka z natki pietruszki

Składniki:

Przygotowanie:

• 14 białych szparagów • 0,1 l białego wina • 1 łyżka octu z białego wina • 3 gałązki rozmarynu • 5 szt. owoców jałowca • 1 łyżka syropu z pędów sosny • 2 łyżki masła • 0,1 kg rostbefu • 2 trawy żubrowe • 20 ml oliwy z oliwek • 0,03 kg sera emiligrana (lub podobnego sera twardego np. parmezan) • 1/4 ananasa • 1 pęczek koperku • 100 ml oleju rzepakowego • 1 pęczek natki pietruszki • 0,1 kg mąki pszennej • 3 jajka • sól, pieprz świeżo mielony • syfon + 2 naboje, mikrofalówka, papierowy kubek

Białe szparagi myjemy, obieramy i odłamujemy końcówki. Marynujemy w białym winie, occie, rozmarynie, jałowcu i pędach sosny. Zostawiamy w lodówce na 1 h. Rostbef doprawiamy świeżo mielonym pieprzem, trawą żubrową i oliwą z oliwek, i również pozostawiamy na 1 h w lodówce. Ananasa mielimy blenderem na gładkie purée i przecieramy przez sito. Gęstą masę przelewamy na blaszkę z papierem do pieczenia lub z matą silikonową i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego na 80°C na 4 h. Po wyciągnięciu z pieca pozostawiamy do wyschnięcia w przewiewnym miejscu. Koperek blanszujemy przez 10 sekund w gotującej się wodzie, a następnie szybko przekładamy do miski z zimną wodą z lodem. Po chwili wykładamy na ręcznik papierowy i bardzo dokładnie odsączamy, aby pozbyć się wody. Przekładamy do blendera i miksujemy z olejem rzepakowym. Jajka, natkę pietruszki i mąkę blendujemy mikserem, doprawiamy solą i cukrem, przekładamy do syfonu i nabijamy 2 nabojami. Ser emiligrana trzemy na tarce do cytrusów na papier do pieczenia lub matę silikonową, wstawiamy do piekarnika rozgrzanego na 180°C na 8 minut. Po tym czasie pozostawiamy do ostygnięcia. Białe szparagi zagotowujemy w marynacie i odsączamy, rostbef smażymy na patelni grillowej po 3 minuty z każdej strony. Kubek papierowy nacinamy z każdej strony i na krzyż na dnie. Wyciskamy masę z syfonu i wstawiamy do kuchenki mikrofalowej na 40°C na stopień mocy 700 W.

3

Sorbet szparagowy z rabarbarem i limonką, maliny i crunch orzechowy

3

Składniki:

Przygotowanie:

• • • • • • • • • • • • • •

Szparagi obieramy, odłamujemy zdrewniałą końcówkę i tniemy na mniejsze kawałki, to samo robimy z rabarbarem. Wszystko wkładamy do blendera, ocieramy skórkę z limonki i wyciskamy z niej sok. Wszystko razem blendujemy na gładkie purée. Piekarnik nagrzewamy na 140°C z termoobiegiem. Orzechy, migdały i dynie bardo drobno mielimy blenderem. Przesypujemy do miski i dodajemy posiekaną żurawinę, sezam, miód, mleko, płatki i cynamon. Wyrabiamy masę, jeśli będzie za sucha, dodajemy miodu. Rozlewamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wkładamy do piekarnika na 30-40 minut, tak aby ładnie się zrumieniło. Pozostawiamy do ostygnięcia i łamiemy na kruszonkę.

1 pęczek zielonych szparagów 30 g szpinaku baby leaf 4 łodygi rabarbaru 1 limonka kilka świeżych malin 4 łyżki orzechów laskowych 2 łyżki migdałów 1 łyżka żurawiny suszonej 1 łyżka sezamu 1 łyżka pestek dyni 4 łyżki miodu lipowego 1 łyżka mleka 1 szklanka płatków owsianych 1/2 łyżeczki cynamonu



www.smeg.pl


Tydzień Bibliotek 8-15 maja, Biblioteka Raczyńskich, pl. Wolności 19

84

Kryminał, literatura dziecięca, reportaş, wspomnienia, piękne ilustracje – wszystkie strony literatury w jednym Tygodniu Bibliotek. Na początek, 8 maja, słuchowisko na şywo Morderstwo na urodziny inspirowane twórczością A. Christie. Następnego dnia spotkania – z pisarką i malarką Ewą Kuryluk (sala 5) oraz czeskim dziennikarzem Erikiem Taberym (sala 1). Oprócz tego takşe spotkanie poświęcone Atanazemu Raczyńskiemu, bratu Edwarda (10 maja), warsztaty malowania na wodzie dla dzieci (11 maja) oraz rodzinne czytanie – tym razem po polsku i angielsku. Na zakończenie tygodnia Bibliotek, 15 maja, XXII Spotkanie z Arcydziełem: Piękno ksiąşki. XVI-wieczne oprawy ze zbiorów Biblioteki Raczyńskich.

Wings for Life World Run 7 maja

BĘDZIE SIĘ DZIAĹ O

WYDARZENIA

/

đ&#x;Ą­

a o na k o Ĺ‚ o w Bibliotece ac kc

aa

/

TOYOTA BOĹƒKOWSCY zaprasza na Drzwi Otwarte modelu Yaris 2017 13 maja 2017, ul. Platynowa 2, Komorniki Zapraszamy wszystkich, nie tylko fanatykĂłw motoryzacji i najwierniejszych fanĂłw naszego flagowego modelu do zapoznania siÄ™ z nowÄ… ToyotÄ… YARIS 2017 poniewaĹź to nie tylko najpopularniejszy model naszej marki w Polsce i w Europie, to takĹźe jedyny miejski samochĂłd na europejskim rynku, dostÄ™pny z trzema rodzajami napÄ™du – hybrydowym, benzynowym i wysokopręşnym. Nowy Yaris to model, ktĂłry powinien poznać kaĹźdy, a najlepiej zapoznać siÄ™ z nim podczas naszych dni otwartych i jazd prĂłbnych, na ktĂłre serdecznie zapraszamy.

Na poznańską mod(ł)ę od 5 maja, Biblioteka Raczyńskich, Galeria Atanazego, al. Marcinkowskiego 23 Modowych inspiracji na wiosnę i lato 2017 wcale nie trzeba szukać w galeriach handlowych – dzięki Bibliotece Raczyńskich moşemy je znaleźć w szafach poznańskich, XIXwiecznych dandysów i dam. Zamiast blogów modowych: rękopisy, ikonografia, druki i czasopisma ze zbiorów Biblioteki Raczyńskich.

Juş czwarty raz z rzędu Polacy będą mogli wziąć udział w jedynym biegu na świecie, podczas którego meta goni zawodników! 7 maja od godzin porannych tereny Jeziora Maltańskiego będą zapełniały się pasjonatami biegania i niesienia dobra. 100 proc. opłat startowych skierowane jest bowiem na badania nad rdzeniem kręgowym. Przed oficjalną rozgrzewką, uczestnicy będą mieć szansę spotkać ambasadorów biegu, do których druşyn moşe dołączyć kaşdy. Wings for Life World Run to jedyny globalny bieg, w którym meta, będąca Samochodem Pościgowym, goni zawodników. Odbywa się on w 24 lokalizacjach na świecie i rozpoczyna dokładnie o tej samej godzinie. Dzięki temu spośród wszystkich biegaczy wyłaniają się światowi zwycięzcy – kobieta i męşczyzna, którym uda się najdłuşej „uciekać� przed goniącą ich metą. Partnerem lokalnym wydarzenia jest m.in. BMW – Smorawiński

Hakerzy Dobrego ŝycia 20 maja, Hotel Blow Up Hall 5050 w Starym Browarze, godz. 10-17.30, bilety – 1100 zł netto Jeşeli chcesz wprowadzić w swoim şyciu istotne zmiany, poszukujesz inspiracji i motywacji – to konferencja właśnie dla ciebie. Tematy? Od skuteczności w biznesie, przez umiejętne posługiwanie się mediami społecznościowymi, po zbudowanie atrakcyjnego brandu osobistego i znajomość aktualnych kanonów savoir vivre'u. Wśród prelegentów same znane nazwiska m.in.: Marcin Prokop, Dorota Wellman, Szymon Hołownia, Jerzy Owsiak i Karolina Korwin-Piotrowska.


85

W TE ATR Z E

/

Anna Karenina Konwent Otwartego Serca 2-4 czerwca, Studio Jogi YAM, ul. Kochanowskiego 4, bilety – 75 zł (2 dni) i 110 zł (3 dni) To wydarzenie, którego misją jest dzielenie się z innymi pasjami i talentami – aby şyć pełnią şycia, wyjść poza systemowy szablon myślenia i tworzyć świat pełen harmonii i radości. Na konwencie odbędą się m.in.: zajęcia jogi, medytacji, wykłady, warsztaty plastyczne i taneczne. W programie między innymi medycyna naturalna, kryształy, regresing i duchowa ekonomia. Dodatkowo na konwencie wystąpią zespoły prezentujące muzykę etniczną i relaksacyjną. 2 czerwca zespół Man-tra zaprezentuje pieśni wedyjskie z dynamiczną muzyką w gitarowej aranşacji, a w kolejnych dnia trwania konwentu będą takşe koncerty: na gongach, didgeridoo, bębnach oraz misach tybetańskich i kryształowych oraz sitarze.

Smerfy 13–14 maja, Posnania W maju Posnania na dwa dni zamieni się w Smerfową Wioskę, w której pojawi się pięć domów. Spotkać w nich będzie moşna Smerfetkę, Osiłka, Papę Smerfa, Waşniaka i Šasucha. Nie zabraknie wyzwań dla najmłodszych, którzy będą mogli zdobywać sprawności Super-Smerfa. Trzeba zebrać pięć naklejek, aby otrzymać niespodziankę. Dodatkowo 14 maja w Posnanii pojawi się gość specjalny- Margaret, która umili event swoim koncertem.

n o World Run aa

đ&#x;Ą­

e

Anna Karenina aa ea e ek

13 maja, godz. 19, 14 maja godz. 18, Teatr Wielki, bilety – 12-110 zł Przelotne spotkanie z młodym hrabią Wrońskim wyrzuca şycie Anny z utartych torów. Rozniecony płomień wzajemnego uczucia stawia ją przed wyborem pomiędzy zaspokojeniem własnych pragnień a wypełnieniem społecznych oczekiwań – ten uniwersalny dylemat znamy doskonale z powieści Lwa Tołstoja. Tym razem zobaczymy jego baletową wersję stworzoną przez Rodiona Szczedrina, jednego z najbardziej uznanych rosyjskich kompozytorów XX wieku. Choreografia poznańskiej inscenizacji jest dziełem Tomasza Kajdańskiego, szefa baletu Teatru Wielkiego, a w roli tytułowej wystąpi Daria Sukhorukova.

MiÄ™dzy Ĺ‚óşkami 12 maja, Kino Teatr Apollo, godz. 18, bilety – 100 zĹ‚ Znane z telewizji, ale teĹź wielkiego ekranu twarze, tylko piÄ™ciu aktorĂłw, ale aĹź 15 kreacji i pokrÄ™cone historie mieszkaĹ„cĂłw prowincjonalnego miasteczka w Kanadzie – tak w skrĂłcie moĹźna streĹ›cić fabuĹ‚Ä™ komedii Norma Fostera, ktĂłrÄ… bÄ™dzie moĹźna zobaczyć w kinie Apollo. Katarzyna Skrzynecka, Artur BarciĹ›, RadosĹ‚aw Pazura, LesĹ‚aw Ĺťurek i Katarzyna Ankudowicz przedstawiÄ… na scenie zabawne, ale teĹź wzruszajÄ…ce historie. BÄ™dzie m.in. para 50-latkĂłw godzÄ…cych siÄ™ uprawiać seks na radiowej antenie, niestandardowy duet wĹ‚amywaczy, skĹ‚adajÄ…cy siÄ™ z zawodowca i amatora-ksiÄ™gowego, kobieta za kierownicÄ… taksĂłwki, ktĂłre nie ma orientacji w terenie, a takĹźe szef clubu go-go, ktĂłry musi zwolnić nieudolnÄ… striptizerkÄ™...


Mon ka ea

o ka aa e ek

86

Bliscy Nieznajomi 18-28 maja, Teatr Polski Myślą przewodnią jubileuszowej, X edycji Spotkań Teatralnych „Bliscy Nieznajomi” będą doświadczenia jednostkowe. Poznamy osobiste historie: rodzinne, biograficzne, czasami intymne. Na scenie Teatru Polskiego zobaczymy m.in. wspólne dzieło reżysera Michała Borczucha i aktora Krzysztofa Zarzeckiego, inspirowane postaciami ich matek, które zmarły na raka (Wszystko o mojej matce). Reżyserka Anna Smolar, tegoroczna laureatka Paszportu „Polityki” opowie natomiast o walce z chorobą alkoholową, w spektaklu, który powstał na podstawie osobistych doświadczeń i książki Małgorzaty Halber (Najgorszy człowiek na świecie). Zobaczymy też spektakle-biografie: działaczki rewolucji francuskiej Théroigne de Méricourt (Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy) i pierwszej w Polsce kobiety spalonej na stosie (Pieśni Czarownic). A na deser, w dniu zakończenia festiwalu Wróg ludu w reżyserii Jana Klaty na podstawie dramatu Henryka Ibsena.

Iwona, księżniczka Burgunda 27-31 maja, Teatr Nowy (Duża Scena), godz. 19, bilety – 55 zł Jak dramat Witolda Gombrowicza sprzed prawie 80 lat odnosi się do współczesności? W najnowszej premierze Teatru Nowego reżyserka Magdalena Miklasz sprawdza, co stanie się, jeśli ktoś spróbuje wyrwać nas ze strefy komfortu. Nawet jeśli wybraliśmy najzdrowszą dietę, ładnie położone mieszkanie, wygodne i modne ciuchy, znaleźliśmy sobie najlepszego dostępnego partnera i mamy krąg sprawdzonych przyjaciół – nie pozostaniemy bierni, jeśli ktoś spróbuje zakwestionować nasze szczęście. Czy można uciec przed gombrowiczowską gębą? W tytułowej roli Alicja Juszkiewicz.

NA

SCENIE

/

Nigel Kennedy 8 maja, Aula UAM, godz. 20, bilety – 230-300 zł To jeden z tych artystów, którzy wyprowadzili muzykę klasyczną na szerokie wody. Niebanalna osobowość i ekscentryczny jak na skrzypka wygląd sprawiły, że dorobił się renomy wirtuoza-punka. Anglik, który wykształcenie muzyczne zdobywał w Nowym Jorku, ewidentnie lubi koncertować w Polsce. Poznań będzie częścią jego unikatowej trasy koncertowej prezentującej The New Four Seasons, najnowszą interpretację Czterech pór roku Vivaldiego. Artysta zaprezentuje także kompozycje z najnowszego albumu My World. Nigel Kennedy wystąpi z towarzyszeniem Cappelli Gedanensis oraz jazz ensemble.

Pat Matheny 15 maja, Sala Ziemi MTP, godz. 19, bilety – 120-220 zł Na swoim koncie ma tyle nagród Grammy, że trudno byłoby zmieścić je w jednej gablocie. Najsłynniejszy żyjący gitarzysta jazzowy ciągle w formie, tym razem zagra ze swoim nowym kwartetem na dwóch koncertach w Polsce. Jeden z nich odbędzie się w Poznaniu. Na scenie zobaczymy także perkusistę Antonio Sancheza, młodą gwiazdę światowej pianistyki Gwilym Simcock oraz koreańską basistkę Lindę Oh.

Deborah Brown 15 maja, Blue Note, godz. 20, bilety – 65 zł „Klasyczny” jazz w najlepszym wykonaniu prosto z Kansas City już niedługo zabrzmi w klubie Blue Note. Wystąpi tam Deborah Brown, jedna z najbardziej cenionych amerykańskich wokalistek jazzowych. Artystka promować będzie swoją najnowszą płytę Kansas City Here I Come, a na scenie towarzyszyć jej będą saksofonista Sylwester Ostrowski oraz międzynarodowa sekcja rytmiczna.

Monika Brodka 15 maja, Teatr Wielki, godz. 20, bilety – 99-149 zł To jedna z niewielu polskich wokalistek młodego pokolenia znanych nie tylko w naszym kraju. Monika Brodka w niezwykły sposób promuje swoje najnowsze dzieło Clashes – wiosenna


trasa koncertowa to ostatnia okazja, by usłyszeć ten album na żywo, w pełnym, 12-osobowym składzie ze smykami, trąbami, a nawet piłą. Na koncercie nie zabraknie także utworów z poprzedniej płyty Granda w nowych aranżacjach.

87

Gaba Kulka 18 maja, Winiarnia Pod Czarnym Kotem, godz. 20, bilety – 50 zł Jedna z najbardziej kreatywnych artystek na polskiej scenie muzycznej już niedługo wystąpi w Poznaniu na kameralnym koncercie w Winiarnii Pod Czarnym Kotem (wejście od ul. Marcelińskiej). Gaba śpiewa, pisze piosenki i gra na fortepianie. Wydała pięć autorskich płyt: Out, Hat, Rabbit, koncertowe Wersje, The Escapist, a we wrześniu ubiegłego roku ukazało się nowe wydawnictwo Gaby zatytułowane Kruche, bardzo dobrze przyjęte przez recenzentów. Artystka ma na koncie m.in. Fryderyka w kategorii wokalistka roku, była też nominowana do Paszportu „Polityki”. Jej muzyka to progresywny pop: pstrokata mieszanka gatunków, od fortepianowego rocka, przez jazz, po weillowski kabaret.

M

k w Spot

aa

Vök 9 maja, Spot, ul. Dolna Wilda 87, godz. 20, bilety – 49 zł Jeszcze świeży debiut islandzkiej grupy Vök – płyta zatytułowana Figure – już wkrótce będzie promowana na trzech koncertach w Polsce. Jeden z nich odbędzie się w Poznaniu. Björk, Sigur Rós – islandzkie skojarzenia nasuwają się same. W graniu Vök jest jednak więcej nowoczesnego elektro-popu, a lekkie i zarazem pulsujące melodie na długo zapadają w pamięć. Artyści pośród swoich inspiracji chętnie wymieniają też najbardziej znanych reprezentantów trip-hopu – Portishead i Massive Attack – pewnie dlatego w ich muzyce nie brakuje również charakterystycznej, islandzkiej melancholii. Zespół z Hafnarfjörður pod wodzą wokalistki Margrét Rán naprawdę warto zobaczyć na żywo.


J

88

oon ee a a aa n e eck e

W KINIE

Song to song e ence a Ma cka a o na k c k nac

/

Martwe wody

Chaos Pełen Idei 12 maja, Klub Muzyczny B17, ul. Bułgarska 17, godz. 19, bilety – 79 zł Mało jest na polskiej scenie muzycznej postaci tak charyzmatycznych, jak Wojtek Mazolewski. Dodatkowo ma też niezwykłą umiejętność łączenia ognia i wody – współpracy z artystami z bardzo różnych kręgów gatunkowych. Tym razem, na nowej płycie zatytułowanej Chaos Pełen Idei, zaprosił do wspólnego grania tak różnych artystów, jak John Porter, Wojtek Waglewski, Ania Rusowicz, Justyna Święs, Piotr Zioła, Jan Borysewicz, Janusz Panasewicz, Natalia Przybysz, Vienio czy Misia Furtak. Na koncercie w Poznaniu, obok Mazolewskiego i jego zespołu, wystąpi pięciu pierwszych z wymienionych artystów. Muzyczne niespodzianki i niesamowita energia płynąca ze sceny gwarantowane.

Przeboje muzyki nie tylko filmowej 20 maja, Łęgi Dębińskie Już niedługo w Poznaniu niezwykła okazja, żeby posłuchać muzyki klasycznej na żywo, w plenerze. W ramach koncertu Kilar i inni. Przeboje muzyki nie tylko filmowej wystąpi Anna Ziółkowska (skrzypce), Piotr Maćkowiak (obój), Orkiestra Filharmonii Poznańskiej, Maciej Sztor (dyrygent) oraz Uczniowie Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej-Lipczyńskiej. Usłyszymy znane melodie z repertuaru Wojciecha Kilara, takie jak marsz kawalerii z filmu Kronika wypadków miłosnych, walc z Ziemi obiecanej czy polonez z Pana Tadeusza. W programie także muzyka Ennio Morricone i wiele innych szlagierów – na przykład Skrzypek na dachu Jerry’ego Bocka czy Tango Por Una Cabeza z filmu Zapach kobiety.

Ji Yoon Lee 26 maja, Aula Uniwersytecka, godz. 19, bilety – 15-50 zł W ramach muzycznego cyku Gwiazdy Światowych Estrad w Auli Uniwersyteckiej wystąpi skrzypaczka Ji Yoon Lee, zwyciężczyni ubiegłorocznego Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Carla Nielsena w Odense. Na scenie towarzyszyć jej będzie Orkiestra Filharmonii Poznańskiej pod batutą Nikolaja Znaidera, a muzycznym przewodnikiem po koncercie będzie Jakub Kasperski. W programie Wolfgang Amadeus Mozart – III Koncert skrzypcowy G-dur KV 216, Gustav Mahler – VI Symfonia a-moll Tragiczna.

Komedia czarna jak głębokie wody francuskich zatok i absurdalna niczym Latający Cyrk Monty Pythona – te słowa z zapowiedzi to doskonałe streszczenie nowego filmu Brunona Dumonta, wielbicielom seriali znanego z produkcji Mały Quinquin. Surrealistyczna, dekadencka, do bólu śmieszna – pisali krytycy. Na ekranie poznajemy rodzinę Van Peteghemów, zblazowanych arystokratów, którzy latem uwielbiają zaszywać się w swojej nadmorskiej rezydencji, spędzając czas na wspominaniu chwalebnej przeszłości, zachwycaniu się niewinnością rybaków i zaspokajaniu swoich zachcianek. Sytuacja się komplikuje, kiedy z miejscowych plaż zaczynają znikać ludzie. Rozwikłania zagadki podejmują się dwaj inspektorzy policji – jeśli lubicie żarty o policjantach, znajdziecie w tych postaciach sporo inspiracji. Gdy dodamy do tego role Juliette Binoche i Valerii Bruni Tedeschi, znanej ostatnio ze Zwariować ze szczęścia, to nawet kinomani, którzy nie przepadają za francuskim filmem zakrzykną: sacré bleu.

Song to song W maju do poznańskich kin wchodzi nowy film Terrence’a Malicka, znanego m.in. z nominowanych do Oscarów Cienkiej czerwonej linii i Drzewa życia. Song to song to współczesna historia miłosna, której akcja dzieje się w Teksasie. Losy dwóch par nieoczekiwanie splotą się ze sobą. Będą obsesje, zdrady i rock'n'roll, a wszystko to za kulisami sceny muzycznej w Austin. Do tego doborowa obsada: Ryan Gosling, Natalie Portman, Michael Fassbender, a przede wszystkim Rooney Mara, odtwórczyni głównej roli w Dziewczynie z tatuażem. W maju w kinie pozycja obowiązkowa.



90

PO

GODZINACH

/

Kto się boi Virginii Woolf? Ka arz

a

Agnieszka Więdłocha, Antoni Pawlicki i Ewa Kasprzyk

mura

Z

jawiskowa. Jedyna w swoim rodzaju. Klasyk. – można było usłyszeć po spektaklu Kto się boi Virginii Woolf, który wystawiony został 24 kwietnia w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Doborowa obsada aktorów występujących w sztuce, zauroczyła poznaniaków.

Agnieszka Więdłocha i Antoni Pawlicki

Ewa Kasprzyk, Krzysztof Dracz, Antoni Pawlicki i Agnieszka Więdłocha

Agnieszka Więdłocha i Antoni Pawlicki

Antoni Pawlicki i Ewa Kasprzyk

Krzysztof Dracz, Antoni Pawlicki, Agnieszka Więdłocha i Ewa Kasprzyk

Era Jazzu 2017 ławomir ra d

o d r or

K

ilka tysięcy słuchaczy oklaskowało niekwestionowane gwiazdy tegorocznej edycji festiwalu. Podobał się zarówno funkowy Jean Paul Bourelly jak i afro-jazzowa Leni Stern. Ogromne owacje zebrał John Scofield z programem uhonorowanym Grammy Awards, rozkochała w swoim jazzie pianistka i wokalistka Patricia Barber. Festiwalowa edycja Ery Jazzu okazała się sukcesem i potwierdziła ogromne zainteresowanie poznaniaków jazzem oraz samą imprezą.

Patricia Barber wystąpiła w Auli UAM

Po koncercie Leni Stern podpisywała płyty i chętnie rozmawiała z gośćmi

Dionizy Piątkowski, organizator Ery Jazzu

Leni Stern występem w Piano Bar dostarczyła publiczności niesamowitych emocji


Gwiazdy dla Drużyny Szpiku ru

a z iku

K

asia Bujakiewicz, Piotr Reiss, Bartosz Bosacki, Łukasz Trałka, Szymon Ziółkowski, Marcin Fehlau, Marcin Urbaś, Damian Wrzesiński, Mezo, Kasia Wilk, Magda Steczkowska, Liber, Doniu, Dj Decks, Kaczor, Maciek Balcar, Grzegorz Skawiński, Sylwia Majdan, Tomasz Zimoch i Bartek Jędrzejak wzięli udział w wyjątkowej sesji fotograficznej pod samym dachem stadionu Klubu Lech Poznań, by w ten sposób pokazać, że trzeba zawsze sięgać wyżej, patrzeć dalej i walczyć najmocniej jak się da. – Nie odmawiają i gdy tylko mogą jako ambasadorzy Drużyny Szpiku wspierają akcje charytatywne, biegają w koszulkach z logo, przychodzą na oddział, by zwyczajnie przysiąść na skraju łóżka i pocieszyć, opowiedzieć o swojej pracy, pograć w planszówki, uśmiechnąć się – mówi Dorota Raczkiewicz, szefowa Drużyny Szpiku.

91

Ambasadorka Dryżyny Szpiku – Kasia Wilk

Ambasador Dryżyny Szpiku – Mezo

Drużyna Szpiku w komplecie na dachu stadionu Klubu Lech Poznań

Ambasador Dryżyny Szpiku – Bartek Jędrzejak

R E K L A M A

Zwiększając stawkę możesz zagrać nawet o 50 000 zł miesięcznie przez 20 lat


92

PO

GODZINACH

/

Rekordowe Motor Show

Audi podobało się nie tylko męskiej części publiczności. Damska była równie zachwycona

P

onad 135 tysięcy ludzi odwiedziło tegoroczną edycję Poznań Motor Show. Targi, które odbywały się na początku kwietnia to 170 wystawców, 60 polskich samochodowych premier, 2 auta koncepcyjne oraz 750 wydanych akredytacji Poznańskie targi motoryzacyjne, po raz kolejny, przyciągnęły tłumy. Swoje rocznice świętowały takie marki jak Mitsubishi, Volvo, Ferrari, AMG. Dla miłośników pojazdów dwukołowych i quadów salon motocyklowy skupił znamienitych producentów i ich przedstawicieli, którzy przygotowali pełne nowości ekspozycje. Dla tych, dla których samochód kampingowy jest idealnym rozwiązaniem na podróże i sposobem na spędzenie wolnego czasu, targi Poznań Motor Show dedykowały salon caravaningowy.

Aston Martin Vanquish S, 6-litrowe V12, 600 KM, napęd na tył

Wśród atrakcji dla publiczności były m.in. symulatory

Nowy kamper Volkswagena z miejscem nawet na pokładowy prysznic

Na stoisko yanosik można było dowiedzieć się jak funkcjonuje aplikacja

Volvo XC60 – jedna z najbardziej oczekiwanych premier motoryzacyjnych w Poznaniu

N Premierowe Volvo XC60

Dużym zainteresowaniem zwiedzających cieszyły się luksusowe modele Volvo serii 90: S90, V90, V90 Cross Country oraz XC90

ajważniejszym wydarzeniem tegorocznych targów Poznań Motor Show była ogólnopolska premiera Volvo XC60, która podczas Press Day zgromadziła imponującą liczbę dziennikarzy oraz miłośników motoryzacji. Odsłonięto trzy egzemplarze Volvo XC60 nowej generacji, w tym dwa w zupełnie nowym kolorze Pine Grey. Premierową prezentację poprowadził znany komentator Maciej Kurzajewski, wspólnie z przedstawicielami Volvo Car Poland. Ekspozycję odwiedzili m.in. aktorka Grażyna Wolszczak oraz Tomasz Purol, zwycięzca programu TOP CHEF. Atrakcjami stoiska Volvo były platforma podwoziowa SPA wyposażona w najwyższej klasy jednostkę napędową T8 Twin Engine oraz dwumetrowa maskotka łosia, symbolizująca skandynawskie korzenie Volvo. Dużym zainteresowaniem cieszyła się ekspozycja luksusowych modeli serii 90: S90, V90, V90 Cross Country oraz XC90. Nowe Volvo XC60 już wkrótce będzie dostępne w salonach Firmy Karlik – Autoryzowanego Dealera Volvo w Poznaniu.



94

po

godzinach

/

Urodziny GACA CENTRUM Poznań!

M

inął już rok od oficjalnego otwarcia GACA CENTRUM POZNAŃ. 18 kwietnia obchodziliśmy pierwszą rocznicę urodzin. Ten wyjątkowy dzień świętowaliśmy w towarzystwie Konrada Gacy! Osoby, które uczestniczyły w wydarzeniu miały okazję, aby spotkać się z twórcą GACA SYSTEM, zrobić wspólne zdjęcie oraz otrzymać autograf. Obchody pierwszej rocznicy otwarcia poznańskiego ośrodka były połączone z dniem otwartym, podczas którego osoby zastanawiające się nad rozpoczęciem procesu mogły obejrzeć wnętrza GACA CENTRUM POZNAŃ i poznać zespół ośrodka, a także odbyć bezpłatny, próbny trening.

Poznań Whisky Show Hala numer jeden Międzynarodowych Targów Poznańskich zamieniła się w wielki festiwal whisky. Ponad 30 stoisk, 500 rodzajów whisky, strefy relaksu i wielki ring można było zobaczyć 21 i 22 kwietnia w Poznaniu. Nie zabrakło degustatorów i tłumu zwiedzających ZDJĘCIA: Materiały Prasowe



96

do eswoman, która miłość Karolina Szlachta, bizn orczy sukces iębi eds prz , iwy wdz w pra

ubioru przekształciła

Jacek Schmidt przedstawił świat z perspektywy mężczyzny, który pracuje na sukcesy kobiet

PO

GODZINACH

Kobiety słuchały i zdobywały wiedzę

rganizatorka konferencji

Marta Klepka, współo

ty Rozbijamy Szklane Sufi

/

Rozbili szklane sufity Aż 250 kobiet wzięło udział w drugiej edycji konferencji „Rozbijamy Szklane Sufity”, która odbyła się w Hotelu Blow Up Hall 5050. Głównym celem było zachęcenie uczestniczek do większej wiary we własne możliwości oraz podejmowania działań mających na celu rozwój osobisty i zawodowy aku

U

i

czestniczki słuchały prelegentów, którzy dzielili się swoim bogatym doświadczeniem i wiedzą, inspirując i zachęcając je do działania i wiary we własne możliwości. Konferencję poprowadziła Marta Klepka, prezes zarządu Fortis Nowy Stary Browar i dyrektor hotelu Blow Up Hall 5050. Wśród prelegentów znaleźli się: Katarzyna Sokołowska, choreografka, producentka i reżyserka największych pokazów mody w Polsce, znana również z telewizyjnego show TVN Top Model, gdzie występuje w roli jurorki, Katarzyna Stróżyńska, prezes Fundacji „Pomiędzy”, akredytowany coach ICF, trener biznesu, certyfikowany praktyk metody Points

of You, Master NLP, Master of Business Administration i magister sztuki, Magdalena Kowalak, prezes spółki zarządzającej Starym Browarem, a wcześniej wieloletnia członkini zarządu Starego Browaru, doktor nauk ekonomicznych, bizneswoman, Jacek Schmidt, redaktor naczelny „Twojego Stylu”, Anna Geisler-Jankowiak, twórca i dyrektor Kliniki Estetyki Ciała, Karolina Szlachta, właścicielka butiku Patrizia Pepe, stylistka oraz Bartek Jędrzejak, dziennikarz Dzień Dobry TVN.


97

Katarzyna Sokołowska dzieliła się doświadczenia mi zdobytymi w trakcie zrealizowanych projekt setek ów

Anna Geisl er że macierz -Jankowiak opow ia yń rozwoju za stwo nie stoi na pr dała o tym, wodoweg zeszkodzie o

Bartek Jędrzejak mówił o metodach i technikach wystąpień publiczny

ch Katarzyna Stróżyńska zachęcała uczestniczki do tego, by nie traciły i odwagi do działania

siły


GDZIE NAS ZNALEŹĆ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134

239, ul. Sczanieckiej 10/2 7th Street, ul. Piekary 12A A Nóż Widelec, ul. Czechosłowacka 133 Adam Szulc Barber, os. Stare Żegrze 38 Adam's Cafe, ul. Matejki 62 Akademia Piękna, ul. Solidarności 38A Al Capone, ul. 28 Czerwca 1956 r. 187 Al Dente, ul. Mostowa 3A Alligator Poznań, ul. Stary Rynek 86 Amarena, ul. Nowowiejskiego 20 ANDERSIA, pl. Andersa 3 Angielka Cafe&Restaurant, ul. Strzałowa 7 Art-Medica s.c., ul. Rakoniewicka 23 A Auto Centrum, ul. Wojciechowskiego 7-17 Auto Club Peugeot, ul. Opłotki 15 Auto Lama, ul. Nizinna 21 Auto Rita, ul. Strobrawska 17 Auto Wache Józef Wache, ul. Poznańska 10,Baranowo Auto Wache sp.z o.o., ul. Rolna 29, Baranowo Avocado, ul. Dąbrowskiego 29 Bagels & Friends, ul. Wyspiańskiego 26 Bar-a-Boo, ul. Jana Pawła II 14 Bar-a-Boo, ul. Taczaka 11/2 Basilium, ul. Woźna 21 Bazar Poznański, ul. Pederewskiego 8 Bemo Motors, ul. Opłotki 19 Berdychowski sp.j, ul. Owsiana 27 Beverly, ul. 3 Maja 47 Biblioteka Raczyńskich, pl. Wolności 19 Big Mik, ul. Głogowska 59 Biurowiec DELTA, ul. Towarowa 35 Biurowiec OMEGA, ul. Dąbrowskiego 79 A BLIKLE, ul. Pleszewska 1 Blow Up hall, ul. Półwiejska 32 Blubra Cafe, ul. Szamarzewskiego 14 Bo.Poznań, ul. Kościuszki 84 Brocci, ul. Kraszewskiego 14 Budynek biurowy Rataje, ul. Rataje 164 BulwaR, ul. Stary Rynek 37 BurgsChef, ul. Strzeszyńska 61 BUSHIMI, ul. Towarowa 41 Było nie było, ul. Taczaka 2 CACAO Republika, ul. Zamkowa 7 Cafe Misja, ul. Gołębia 1 Cafe Bar Bistro Flirt, ul. Na Murawie 3 Cafe Da Vici, pl. Wolności 10 Cafe Kawka, ul. Żydowska 26 Cafe Ptasiek, ul. Żydowska 10 Cafe Soho, ul. Wroniecka 2/3 CAFE & LUNCH, ul. Gwarna 3 Cafe Ławka, ul. Żydowska 8 Candeo, ul. Bednarska 6 Cantinette, ul. Zeylanda 12 Carte D'or Plaza, ul. Drużbickiego 2 Centrum Biurowe Cytadela, ul. Szelągowska 29/30 Centrum Infiniti Poznań, ul. Głogowska 446 Centrum Informacji Miejskiej, ul. Ratajczaka 44 Centrum Współpracy Gospodarczej Hesja – Polska, ul. Niepodległości 16/18 Chimera, ul. Żydowska 30 City Park, ul. Wojskowa 4 Coco Cafe & Lunch, ul. Kramarska 3 COCONO REPUBLIKA, ul. Zamkowa 7 Cocorico Café & Restaurant, ul. Świętosławska 9 COFFEE TEAM, ul. Matyi 2 Coffeeheaven, ul. Półwiejska 42 Coffeeheaven, ul. Baraniaka 8 Concordia Taste, ul. Zwierzyniecka 3 Corrida Restaurant, ul. Wroniecka 24 COSTA COFFE, ul. Dworcowa 2 COSTA COFFE, ul. Półwiejska 42 Cucina, ul. Wyspiańskiego 26a Cyryl – Lunch Coffee Wine, ul. Libelta 1a Czekolada Cafe, ul. Żydowska 29 Czerwona Papryka, ul. Stary Rynek 49 Czerwone Sombrero, ul. Piekary 17 Czerwone Sombrero, ul. Stary Rynek 2 DAMYAN SALON Damian Walendowski, ul. Zgoda 30 e Dark Restaurant, ul. Garbary 48 Dealer Olszowiec, ul. Ostrowska 330 DELIK, ul. Składowa 17 Depicenter, ul. Święty Marcin 58/64 Derm Expert Beauty Clinic, ul. Strzeszyńska 69 Dermika Salon Spa, ul. Iłłakowiczówny 8/5 Dobra Kawiarnia, ul. Nowowiejskiego 15 Don Prestige, ul. Święty Marcin 2 DRAGON, ul. Zamkowa 3 Drukarnia Skład Wina i Chleba, ul. Podgórna 6 Drwal Barber, ul. Palacza 131 Duda-Cars S.A. Autoryzowany Dealer i Serwis Mercedes-Benz, ul. Ptasia 4 Dworek Staropolski, ul. Okólna 40 Dylemat, ul. Mickiewicza 27 Dynx, ul. Ostrówek 12 Eatalia, ul. Gołębia 6 ESTETIQ POZNAŃ, ul. Towarowa 41/207 Exclusive Dental Studio, ul. Katowicka 81e/111 Farma Cafe, ul. Wrocławska 25 Fast Wok, ul. Ratajczaka 18 Fenix, ul. Stary Rynek 78 FIGA, ul. Grunwaldzka 512 Firlejka, pl. Kolegiacki 14/15 Fiszka Fish And Chips, ul. Taczaka 17/3 FitBar Club, ul. Tylne Chwaliszewo 25 Francja Elegancja, ul. Wroniecka 18 Francuski Łącznik, ul. Żydowska 30 Francuski Łącznik, pl. Spiski 1 Francuski Łącznik, ul. Dominikańska 7 Garden Boutique Hotel, ul. Wroniecka 24 Gardens Spa, ul. Maratońska 3b/1 Ghiacci Stary Browar, ul. Półwiejska 42 Globis, ul. Roosevelta 18 Goko Restauracja Japońska, ul. Ratajczaka 18 Good Time Day Spa, ul. Grunwaldzka 52 Good Time Radio Cafe & Lunch, ul. Paderewskiego 10 Gospoda Poznańska, ul. Stary Rynek 82 Gościeniec Sucholeski, ul. Sucholeska 6 Green City Ekspress, ul. Na Miasteczku 12, GringoBar, ul. Piekary 25 Grupa Bemo, ul. Mogielińska 50 Grupa Ciesielczyk sp. z o.o., ul. Sucholeka 3 Gusto Food & Wine, ul. Szarych Szeregów 16 HAIR BRAND Artur Raczkiewicz, ul. Słowackiego 20 Hana Sushi, ul. Pleszewska 1 Hanami Sushi, ul. Karola Marcinkowskiego 16 Harmony Live Spa, ul. Naramowicka 240 Horeca system Cafe & Lunch, ul. Kościuszki 74 Hostel Bailandia, ul. Wrocławska 25 Hostel TEY, ul. Świętosławska 12 HOTEL BROWARnia, ul. Stary Rynek 90 Hotel Novotel, ul. Andersa 1 Hotel Sródka , ul. Śródka 6 Hotel 222, ul. Grunwaldzka 222 Hotel Astra, ul. Lutycka 31 Hotel Brovaria, ul. Stary Rynek 73/74 Hotel Campanile, ul. Św. Wawrzyńca 96

/

135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272

Hotel Caro, ul. Santocka 6 Hotel COMM, ul. Bukowska 348/350 Hotel Dorrian, ul. Wyspiańskiego 29 Hotel Forza, ul. Dworska 1 Hotel Gaja, ul. Gajowa 12 Hotel Gold, ul. Bukowska 127a Hotel Grand Royal, ul. Głogowska 358 A Hotel Grodzki, ul. Ostrowska 442 Hotel Gromada, ul. Babimojska 7 Hotel Henlex, ul. Spławie 43 Hotel IBB Andersia, pl. W. Andersa 5 Hotel IBIS, ul. Kazimierza Wielkiego 23 Hotel IKAR, ul. Kościuszki 118 Hotel Ilonn, ul. Szarych Szeregów 16 Hotel Inter Sport Sobieski os.Jana III Sobieskiego 22g Hotel IOR, ul. Władysława Węgorka 20 Hotel Kolegiacki, pl. Kolegiacki 5 Poznań Hotel Korel, ul. 28 Czerwca 1956 Hotel Księcia Józefa, ul. Ostrowska 391/393 Hotel Lawender, ul. Leszczyńska 7-13 Hotel Malta, ul. Krańcowa 98 Hotel Mat's, ul. Bułgarska 115 Hotel Max, ul. Kościuszki 79 (Luboń) Hotel Meridian, ul. Litewska 22 Hotel MTJ, ul. Górecka 108 Hotel Naramowice, ul. Naramowicka 150 Hotel NH Poznań, ul. Święty Marcina 67 Hotel Olimpia, ul. Taborowa 8 Hotel Palazzo Rosso, ul. Gołębia 6 Hotel Park, ul. Baraniaka 77 Hotel Poznański, ul. Krańcowa 4 Hotel Puro, ul. Stawna 12 Hotel Quay, ul. Karpia 22 Hotel Rezydencja Solei, ul. Wałecka 2 Hotel Rzymski, ul. Marcinkowskiego 22 Hotel Safir, ul. Żmigrodzka 41/49 Hotel Solei, ul. Szewska 2 Hotel Stare Miasto, ul. Rybaki 36 Hotel Sunny, ul. Kowalewicka 12 Hotel System Premium, ul. Lechicka 101 Hotel T&T, ul. Metalowa 4 Hotel Tango, ul. Złotowska 84 Hotel Topaz, ul. Przemysłowa 34A Hotel Twardowski, ul. Głogowska 358a Hotel u Mocnego, ul. Złotowska 81 Hotel Vivaldi, ul. Winogrady 9 Hotel Włoski, ul. Dolna Wilda 8 Hotel Zagroda Bamberska, ul. Kościelna 43 Hotel Zieliniec, ul. Sarnia 23 HumHum, ul. Ostrówek 15 HUNK barber, ul. Święty Marcin 29 Hyćka Restauracja, ul. Rynek Śródecki 17 i Vita, ul. Dąbrowskiego 77A Imbir Sushi, ul. Drużbickiego 11 INSTYTUT IDEA FIT & SPA, ul. Majakowskiego 349 Instytut Zdrowia i Urody Lucyna Cecuła, ul. Słomińskiego 5 Karlik Poznań, ul. Poznańska 30 Karlik Volvo, ul. Baraniaka 4 Kawiarnia Gołębnik, ul. Wielka 21 Kawiarnia Kamea, ul. Wroniecka 22 Kawiarnia Sztukafeteria, ul. Gołębia 3 Klinika Estetyki Ciała, ul. Margonińska 22 Klinika Kolasiński, ul. Staszica 20 A Klub Czytelnia, ul. Święty Marcin 69 KOCIAK, ul. Święty Marcin 28 Kombinat, ul. Kościelna 48 Konfitura, ul Święty Marcin 24 Kortowo, ul. Kotowo 62 KROTOSKI-CICHY – Dealer Volkswagen, ul. Poznańska 33 Kuchnia KUKANIA, ul. Wojskowa 4 Kuchnia YEŻYCE, ul. Szamarzewskiego 17 Kuchnia Italia, ul. Bobrownicka 2 Kuro by Panamo, ul. Wodna 8/9 Kyokai Sushi Bar, ul. Wojskowa 4 La Bottega, ul. Św. Wojciecha 7/1 Labija, ul. Święty Marcin 24 Lafayette, ul. Solidarności 47 Lavenda Gastro & Cafe, ul. Wodna 3 LeTarg Bistro & Bar, ul. Półwiejska 42 LEVEL, ul. Święty Marcin 24 Lexus Poznań, ul. Lechicka 7 Lizawka HRPC sp. z o.o., ul. Bałtycka 79 Lotnisko Ławica, ul. Bukowska 285 Maestro Fitness Club, ul. Dąbrowskiego 27a MAGAZYN Food Concept, ul. Księcia Mieszka I 1 Magiel Fitness Club, ul. Nowowiejskiego 8 Malta House, ul. Maltańska 1 Mamasitas, ul. Taczaka 24 MANEKIN, ul. Kwiatowa 3 Maraga Spa, ul. Mateckiego 22/124 Marcelino – chleb i wino, ul. Marcelińska 96A/206 Marchewkowe Pole, pl. Andersa 5 Marvel sp.zo.o., ul. Obornicka 223 Massymilinao Ferre, pl. Wolności 14 Matii, pl. Andersa 5 MB Motors, ul. Krzywoustego 71 Mc Tosiek – Bistro, ul. Zamenhoffa 133 Mediart Instytut, ul. Kochanowskiego 17A Mercure Poznań, ul. Roosevelta 20 MEXICAN, ul. Kramarska 19 Ministerstwo Browaru, ul. Ratajczaka 34 Min's Onigiri, ul. Taylora 1 Może Morze, ul. Paderewskiego 11 Muga, ul. Krysiewicza 5/3 Murawa Office Park E, os. Murawa 12-18 Museum Cafe, ul. Wodna 27 Mykonos, pl. Wolności 14, Na Winklu, ul. Śródka 1 Nagoya Sushi, ul. Wierzbięcice 7, lok. 2A Naleśnikarnia Nasz Naleśnik, ul. Marcelińska 23 Nautilus, ul. Chwiałkowskiego 34 Niku Bowling, ul. Piątkowska 200 Nissan Polody, ul. Tymienieckiego 38 No gravity Spa, ul. Grunwaldzka 519 Notosushi, ul. Mielżyńskiego 19 Notus City Park Residence, ul. Wyspiańskiego 26 Nova Motylarnia, ul. Bogusza 2 Novotel Poznań Centrum, pl. W. Andersa 1 Novotel Poznań Malta, ul. Termalna 5 NUTS&BERRIES, ul. Pleszewska 1 Oberża Pod Dzwonkiem, ul. Garbary 54 Ognisty Wok, ul. 23 Lutego 7 Okrąglak, ul. Mielżyńskiego 14 Olivio, ul. Świętosławska 11 Opel Szpot, ul. Wrzesińska 191 P.H. Smorawinski i Spółka – sp.j. Dealer BMW, ul. Obornicka 235 Pad Thai Restauracja, ul. Drużbickiego 11 Papierówka, ul. Zielona 8 Papis, ul. Armii Poznań 37 PARMA & RUCOLA, ul. Pleszewska 1 Parma i Rukola, ul. Głogowska 36 Pastela Restaurant & Cafe, ul. 23 Lutego 40 Patio Prowansja, pl. Kolegiacki 5 Pekin, ul. 23 Lutego 33 Petit Paris, ul. Półwiejska 42 PGK, ul. Marcelińska 90 Piano Bar, ul. Pólwiejska 42 Piech Pol, ul. Grunwaldzka 464

273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317 318 319 320 321 322 323 324 325 326 327 328 329 330 331 332 333 334 335 336 337 338 339 340 341 342 343 344 345 346 347 348 349 350 351 352 353 354 355 356 357 358 359 360 361 362 363 364 365 366 367 368 369 370 371 372 373 374 375 376 377 378 379 380 381 382 383 384 385 386 387 388 389

Piwna Stopa, ul. Szewska 7 Piwnica Jeżyce, ul. Mickiewicza 20 Pizzeria Sorella, ul. Ślusarska 4 Pizzeria Tivoli, ul. Wroniecka 13 Pod Nosem, ul. Żydowska 35A Pod Pręgierzem, ul. Stary Rynek 25/29 POD_NIEBIENIEM, ul. Stary Rynek 64/65 Pol Car, ul. Gorzysława 9 Pol Car, ul. Wierzbięcice 2A Południe Kuchnia Tango Klub, ul. Mickiewicza 24a/2 Porannik, ul. 23 Lutego 9 Porche Salon Skody, ul. Obornicka 249 Porsche Centrum Poznań Salon Porsche, ul. Warszawska 67 Porsche Franowo Salon Audi, os.Bolesława Krzywoustego 70 Porsche Volkswagen, ul. Krańcowa 40/42 Porta Fortuna, ul. Zamenhofa 133 Posnania, ul. Pleszewska 1 Post-Office Cafe, ul. Stary Rynek 25/29 PRACOWNIA CAFE RESTAURANT, ul. Woźna 17 Proestetica, ul. Słupska 31 Pyra Bar II, ul. Szamarzewskiego Pyra Bar, ul. Strzelecka 13 QUANTUM sp. z o.o., ul. Obornicka 330 Rehasport Clinic, ul. Górecka 30 (Panorama) Republika Róż, pl. Kolegiacki 2a Republika Słoneczna, ul. Słoneczna 19a Restauracja Galeria Tumska, ul. Ostrów Tumski 5a Restauracja TRYBUNA, ul. Pleszewska 1 Restauracja 77 Sushi, ul. Woźna 10 Restauracja Blow Up Hall 50/50, ul. Kościuszki 42 RESTAURACJA DĄBROWSKIEGO 42, ul. Dąbrowskiego 42 Restauracja Delicja, pl. Wolności 5 Restauracja Dwa Asy, ul. Malwowa 11B Restauracja Hugo, ul. Wojskowa 4 Restauracja i Cukiernia Kasztelańska, os. Piastowskie 64 Restauracja Jedzenie, ul. Masztalarska 7a RESTAURACJA HACJENDA®, ul. Morasko 38 Restauracja-Browar BIERHALLE, ul. Pleszewska 1 Resturacja Cybina 13, ul. Cybińska 13/2 Rimini, ul. Słowiańska 38H ROOM, ul. Stary Rynek 80/82 Rozenthal Cafe, pl. Wiosny Ludów 2 Rusałka Sama Frajda, ul. Golęcińska 27 RYNEK 95, ul. Stary Rynek 95 Rzepecki Mroczkowski, ul. Wiatraczna 5 Salon Urody, ul. Ratajczaka 16 Salon Urody, ul. Rybaki 13 Salon VOGUE, ul. Rybaki 10 Salon Fryzjersko Kosmetyczny, ul. Kościelna 39 B Salon Spa Natura, ul. Gronowa 67 Salon Subaru, ul. Dąbrowskiego 529 A Salon Tupet, ul. Owsiana 17 Salon urody Andrea, ul. Ratajczaka 18 Salon Venus, os. Piastowskie 40 Salon z ogrodem, ul. Limanowskiego 5/1 Samui Hair Beauty & Spa, ul. Nad Seganką 3 Scarface Barber, ul. Wroniecka 2 Seat Auto, ul. Lutycka 95A Secret Garden Auto Watin, ul. Obornicka 4 Shenti, ul. Katowicka 55A Sheraton Poznań Hotel, ul. Bukowska 3/9 Słoń Seafood, ul. Wyspiańskiego 26A/1 SOFA Cafe & Lunch, ul. Żydowska 30 Solange Beauty & Spa, ul. Literacka 131 SPA_larnia DAY SPA, ul. Czarnieckiego 56 SPASSION, ul. Marcelińska 96b/209 Spice House, ul. Kraszewskiego 24 SPOT., ul. Dolna Wilda 87 STARBUCKS CAFFE, ul. Dworcowa 2 STARBUCKS CAFFE, ul. Półwiejska 42 STARBUCKS CAFFE, ul. Święty Marcin 24 Stary Młynek, ul. Żydowska 9 STREET CAFE, ul. Fredry 2 Studio Urody Magia MM, ul. Władysława Jagiełły 29 Subito Czerwona Papryka, ul. Kramarska 2 Suszone Pomidory, ul. Św. Czesława 13 Szyperska Office Center, ul. Szyperska 14 Świetlica – Kawiarnia w Zamku, ul. Święty Marcin 80/82 Taczaka 20, ul. Taczaka 20 TAPAS BAR, ul. Stary Rynek 60 Tarasy Cytadeli, park Cytadela Tartovnia – Tarty Francuskie, ul. Orna 20 Tavaa, ul. Ratajczaka 30 Tawerna Gdyńska, ul. Kantaka 8/9 Teriyaki Sushi, ul. Żydowska 6 Thalgo, ul. Słowackiego 33 Toga, pl. Wolności 13A Tomasz i pomidory, ul. Wojska Polskiego 84/1 Tostowina, ul. Małe Garbary 7 Toyota Bońkowscy, ul. Platynowa 2 Toyota Service, ul. Bobrzańska 5 Trattoria Donatello, ul. Grunwaldzka 29 C Tutti Santi, ul. Ogrodowa 10 U Rzeźników, ul. Kościuszki 69 Umberto Pizzeria & Ristorante, ul. Grunwaldzka 222 Verona, ul. Żabikowska 66 Vine Bridge, ul. Ostrówek 6 Violet Sushi & Yakitori, ul. Święty Marcin 9 Viva Pomodori, ul. Fredry 3 Voyager Group Autoryzowany Dealer i Serwis, ul. Św. Michała 20 W Bramie, ul. Fredry 7 Wartko nad Wartą, ul. Marcinkowskiego 27A Warzelnia, ul. Stary Rynek 71 WEDEL Pijalnia Czekolady, ul. Pleszewska 1 Weranda, ul. Pólwiejska 42 Weranda, ul. Świętosławska 10 Whiskey in the Jar, ul. Stary Rynek 56 Why Thai, ul. Kramarska 7 Wiejskie Jadło, ul. Stary Rynek 77 Wielkopolska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, ul. Piekary 19 Winogrady Business Center Poznań, ul. Solidarności 46 Wirtuozi Smaków, ul. Poznańska 24 Wold Trade Poznań, ul. Bukowska 12 W-Z Kawiarnia, ul. Fredry 12 Yasumi, ul.Libelta 14A Yetztu Poznań, ul. Krysiewicza 6 Zielona Weranda, ul. Paderewskiego 7



Pasja / Rzemiosło / Praca Adam Szulc Barber Poznań, os. Stare Żegrze 38 +48 536 227 237 adamszulcbarber.com fb.com/adamszulcbarber


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.